zobacz w pdf
Transkrypt
zobacz w pdf
c MONTAŻ 280 MONTAŻ 280 x 10 Gazeta Krakowska SOBOTA-NIEDZIELA 18-19 sierpnia 2007 Dziś wydała na ciuchy niedużo. 1500 złotych podczas siedmiogodzinnych zakupów. Nie były to jej pieniądze, bo dobierała garderobę dla pewnej 28-latki. Monika Jurczyk przed dwoma laty została pierwszym w Polsce personal shopper, czyli osobistym stylistą. Sama woli się nazywać, w skrócie, OSĄ Na naszych oczach rodzą się zawody, które wynikają z ludzkich potrzeb, ale i kaprysów OSA na zakupach deroby. Od jesieni Monika myśli zresztą o poszerzeniu swej oferty o shopping za granicą. Ma taką ambicję, by ciągle wymyślać coś nowego. Teraz właśnie rusza z propozycją organizowania wieczorów panieńskich. Nim dziewczyny wyjdą na szampańską zabawę, szałowo je ubierze przebierając w to, co mają w szafach, a jej koleżanka uczesze. Znajome studentki twierdzą, że marzą o takiej przedślubnej ekstrawagancji, więc pewnie klientek nie zabraknie. Chippendelsi już się trochę opatrzyli. Atrakcyjna odskocznia Monika przyznaje, że chodzenie po sklepach to jej żywioł. Faktycznie, po dniówce spędzonej w krakowskiej galerii nadal tryska energią. Uwielbia także strojenie się, co widać: śmiała krótka sukienka á la Księstwo Warszawskie i okulary w czerwonych oprawkach na wysokiej dziewczynie, która chodziła po wybiegach jako modelka, robią wrażenie. Styl Moniki nie wszystkim znajomym się podoba, ale jej to nie robi różnicy. Nie przenosi go zresztą na swoje klientki, dla każdej szuka odpowiedniego. A jak to się zaczęło? „Od zawsze” zaczytywała się w pismach poświęconych modzie. Jako dziecko wciąż męczyła mamę o stroje. Dziś nie wydaje na ciuchy zbyt dużo pieniędzy. Trochę rzeczy kupuje na wyprzedażach, część niepowtarzalnych szyją dla niej zaprzyjaźnione plastyczki, lubi też buszować w „szmateksach”, gdzie zawsze coś wypatrzy. Od przedszkola do Diora Lecz chociaż świat mody zajmował ją od dzieciństwa, nie sądziła, że zwiąże się z nim zawodowo. Konsekwencją licealnej samorządowej aktywności (szefowała wojewódzkiemu młodzieżowemu sejmikowi w Opolu) były studia politologiczne w Krakowie, które właśnie kończy. Ale już na początku nauki stwierdziła, że nie chce zostać urzędnikiem samorządowym ani politykiem. Liczy za to, że umiejętności zdobyte na specjalności dziennikarskiej pozwolą jej kiedyś profesjonalnie pisać o modzie. Na razie swoje felietoniki drukuje w studenckim piśmie „sms”. Gdy się zastanawiała, co wobec ogarniającej ją niechęci do polityki zrobi ze swoją przyszłością, od przyjaciółki, która mieszka w Wielkiej Brytanii, dowiedziała się o działających tam przy dużych galeriach handlowych personal shopperach. Postanowiła wprowadzić polski wariant tej usługi. – Gwiazdy, ludzie mediów i niektórzy politycy mają swoich stylistów. Zauważyłam jednak niezagospodarowaną niszę. Bywa, że zwykły człowiek potrzebuje doradcy, choć nie ukrywam, że chciałabym się zająć wizerunkiem któregoś z polityków – opowiada Monika Jurczyk, która przed dwoma laty, jako pierwsza w kraju, uruchomiła taką usługę w internecie. Zdążyła się już docze- kać konkurencji – nawet w Krakowie – ale na brak klientów nie narzeka. Najczęściej są nimi właściciele małych i średnich przedsiębiorstw oraz pracownicy firm wymagających od załogi dbałości o prezencję, ale także studentki. Panie w swojej niepewności szukają aprobaty dla śmielszych rozwiązań ubraniowych lub poszukują życzliwego oka, które znajdzie pomysły na ukrycie mankamentów sylwetki i podkreślenie jej walorów. Panowie, a takich klientów Monika ma wielu, na ogół nie mają cierpliwości do zakupów. Mówią, jaką kwotą dysponują i czego oczekują, a OSA prowadzi ich do konkretnych sklepów. Zdarza się, że stali klienci wysyłają ją na zakupy samą. To nie tylko wyraz zaufania (rzecz można przecież oddać), ale sposób na zaoszczędzenie czasu. – Gdy po raz pierwszy spotykam klienta, pytam go o upodobania i charakter pracy. Jeśli mnie zaprosi do domu, potrafię być niemiłosierna i wyrzucić pół szafy. Dobierając póź- niej garderobę dążę do tego, by mój klient w kupionych rzeczach czuł się pewnie i by wywierał dobre wrażenie. Z wieloma osobami udało mi się na swój sposób zaprzyjaźnić. Dla wielu z nich jestem stałym doradcą. Niektórzy potrzebują mojej pomocy nawet co miesiąc – mówi Monika, z którą sesja kosztuje klienta co najmniej 300 zł. Wkrótce spotka się z trzema pozostającymi w przyjaźni klientkami, które są w trakcie zespołowego odchudzania (same je wymyśliły) i zamierzają ten ważny dla wielu pań fakt uczcić zmianą garderoby. Klientów dowody wdzięczności Monice sprawia satysfakcję zadowolenie klientów. Spotyka się z nim często. Justyna pisze: „… spotkanie z Tobą to była też trochę taka «psychoterapia» – troszkę chyba wyleczyłam się z kompleksów”. Fotografik Aleksander B. wyznaje: „Mam alergię na zakupy (…) Pierwszy raz od dłu- giego czasu opuściłem sklep z przeświadczeniem, że nie straciłem czasu oraz wydałem pieniądze właściwie, na rzeczy, w których będę się dobrze czuł i dobrze wyglądał”. „OSA fruwa szybciorem między wieszakami, wyszukuje najlepsze ciuchy – chyba same się do niej garną” – pisze Daga. Pewna pani wyraziła miłe zdumienie, że młoda stylistka tak doskonale potrafiła skompletować garderobę dla dojrzałej przedstawicielki biznesu. Marek pokonał 300 km w jedną stronę, by skorzystać z zakupowej konsultacji u Moniki Jurczyk i zapowiada kolejne. Klienci OSY to bowiem nie tylko krakowianie, stąd jest ona często w rozjazdach. Nawiasem mówiąc zaopatrzenie dwóch najpóźniej otwartych krakowskich galerii ocenia, nawet w porównaniu ze stołecznymi, wysoko. Zdarzyło się też jej polecieć z klientem na zakupy do Londynu. A niedawno dostała propozycję, by z pewną rodziną wybrać się do Stanów na uzupełnianie ich gar- Na początku rodzice z dużym dystansem patrzyli na poczynania córki. Innej dla niej spodziewali się przyszłości. Lecz gdy zobaczyli, że łączy studia z pracą, a w dodatku nieźle zarabia, zmienili zdanie. Bywa, że przyjeżdżają do Krakowa i życzą sobie, by została ich OSĄ – oczywiście bez honorarium. Sporym przeżyciem było dla nich oglądanie programu „Rozmowy w toku”, w którym podjęła się wykonania tzw. metamorfozy uczestniczki. Z wielogodzinnego materiału realizatorzy wybrali jednak te najbardziej wyraziste opinie Moniki, więc później usłyszała od babci reprymendę, że jest taka niedobra dla swoich klientek. – A to nieprawda. Bywam ostra tylko wtedy, gdy klienta dobrze znam i wiem, że zrozumie, czemu służy moja postawa. Ze wszystkimi znajduję dobry kontakt. Lubię ludzi – mówi Monika Jurczyk. Być może codzienne wielogodzinne zakupy mogłyby się znudzić nawet ich największej zwolenniczce, ale OSA ma od nich odskocznię. Kiedyś jej ofertę znalazła w internecie mieszkająca w Irlandii Polka, która zajmuje się tam fotografowaniem mody dla pism i katalogów. Na jej prośbę Monika przygotowała w Krakowie sesję fotograficzną, zajmując się doborem plenerów, modelek i ubrań określonych firm. Poszło tak dobrze, że panie wykonały dla Irlandczyków kolejne zlecenia. Ostatnie w środę, w Lanckoronie, gdzie na tle i we wnętrzach urokliwych kolorowych domków fotografowana była moda folk w połączeniu ze sportową typu jeans. Wyjątkowym doświadczeniem okazała się dla Moniki współpraca z Chińczykami przy kręceniu reklamówki firmy Vidal Sassoon, której szampony „wash and go” stały się w Polsce przed laty przedmiotem żartów, a potem znikły z rynku. Filmik kręcony był na Rynku, gdyż gości zachwyciła egzotyczna sceneria: gołębie na tle Sukiennic. Piękną kanadyjską modelkę czesał przed kamerami stylista firmy, a realizatorzy zażyczyli sobie, by modelkę ubrać w ciuchy ekskluzywnych firm, których nie sprzedaje się w Polsce. Trzeba było je dowieźć. Ciekawe, dynamiczne życie. Dziesiątki nowych znajomych, setki odwiedzanych sklepów z markową odzieżą i podziękowania za to, że się wydało cudze pieniądze. Czym nas jeszcze zaskoczy ekspansywna OSA? MAŁGORZATA ISKRA FOT. EWA PLUTA