Masz Wybór 1 (2) marzec 2011
Transkrypt
Masz Wybór 1 (2) marzec 2011
1 Wstępniak 2 Witajcie Drodzy Czytelnicy! http://www.masz-wybor.com.pl Jesień zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią czas przemian w naturze, tudzież naszym magazynie. Od następnego numeru Mikołaj wraca do swoich obowiązków redaktora naczelnego, a wraz z nim pluszowy Cthulhu, przez niektórych uważany za prawdziwego Władcę Redakcji. Zanim to jednak nastąpi, jeszcze ze mną w roli kapitana wielkiego, interaktywnego statku noszącego dumne miano „Masz Wybór”, przygotowaliśmy dla Was naprawdę wspaniałą ucztę! Pierwszym z dań jest komiks Łukasza Luisa Kostucha, w którym po raz kolejny odsłaniamy Wam kulisy życia redakcji. Przygotowaliśmy też interesujące recenzje, pod lupę wzięliśmy między innymi Rzeźbiarzy Pierścieni Tomasza Kołodziejczaka. Czeka też na Was garść interesujących porad oraz ciekawe artykuły. Dowiecie się z nich czegoś o kanibalizmie, poznacie również historię narodzin mitów Cthulhu. Na koniec będziecie mogli zagrać w liczącą siedemdziesiąt paragrafów miniaturkę, napisaną w formie dziennika. A już niedługo odbędzie się premiera kolejnej, obszernej gry książkowej wydanej przez Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru. Szczegóły w numerze. Zapraszam do lektury! Zespół Redakcyjny: Mikołaj Kołyszko – red. nacz. Beniamin Muszyński - z-ca red. nacz. KOMIKS: Beniamin Muszyński – pomysł Łukasz Luis Kostuch – wykonanie AUTORZY TEKSTÓW: Piotr Bąkowski Paweł Dziemski Mikołaj Kołyszko Beniamin KrowaQ Muszyński Michał Recoil Rosiński Michał Pinkel Ślużyński Miniaturka: Plaga - Beniamin Muszyński Korekta: Justyna Anna Maksoń Piotr Bąkowski Arkadiusz Arius Ostrycharz – red., autor okładki, skład tekstu, oprawa graficzna http://aostrycharz.pl Maciej Korben Kogut – twórca strony internetowej, wsparcie informatyczne http://www.webkogut.com Beniamin Muszyński z-ca red. nacz Agnieszka Kufel – autorka logo wydawnictwa i e-zinu http://agnesis.pl druk (dot. materiałów rozdawanych jako promocyjne): Portal www.MagiaiMiecz.eu Specjalne podziękowania dla Michała Studniarka za cenne rady i pomoc. Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru (grupa nieformalna) e-mail: [email protected] 3 Komiks Komiks Spis treści 4 02 03 05 09 Wstępniak Beniamin Muszyński Komiks Łukasz Luis Kostuch, Beniamin Muszyński Newsy Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru prezentuje Recenzje 10 12 14 15 17 Hotel 626 Mikołaj Kołyszko Rzeźbiarze Pierścieni Michał Pinkel Ślużyński Wodny Pająk Michał Pinkel Ślużyński Incydent Piotr Bąkowski Ring of Thieves Beniamin KrowaQ Muszyński Publicystyka 18 23 29 31 33 35 36 49 Kanibalizm - historia ludożerstwa Beniamin KrowaQ Muszyński Na tropie Cthulhu Mikołaj Kołyszko Idealna mechanika dla gier książkowych Paweł Dziemski Industrializacja gier paragrafowych Michał Recoil Rosiński Visual Novel Michał Pinkel Ślużyński Dziennik jako element gry książkowej Beniamin KrowaQ Muszyński Plaga Beniamin KrowaQ Muszyński Ogłoszenie 5 Newsy Nasze gry na Kindle! Pierwszy interaktywny audiobook W sierpniu Dominik Trzaskacz z Soda Studio dokonał konwersji dwóch naszych gier. 29 czerwca w warszawskiej Klubokawiarni Grawitacja zaprezentowano najnowszą grę książkową wydaną na platformę elektroniczną. 1812: Serce Zimy jest pierwszym w historii interaktywnym audiobookiem. Co więcej, jest to dzieło polskie. Pierwsza z nich dotyczy naszej najnowszej publikacji, Janek – historia małego powstańca. Jak sam pisze: Przygotowałem pliki ePub i mobi do czytania na e-readerach, komórkach, tabletach i innych urządzeniach. Te urządzenia stają się coraz bardziej popularne w naszym kraju, a dzięki inicjatywie naszego czytelnika ich posiadacze będą mogli cieszyć się lekturą w znacznie wygodniejszy sposób. Także czytający nasze książki na komputerach powinni być zadowoleni. Paragrafy są połączone linkami, tak więc nie trzeba przewijać pliku, żeby szybko znaleźć się przy odpowiednim. Plik Janek. epub mogą czytać dzięki wtyczce do firefoxa, opery, programom takim jak Adobe Digital Editions, AlReader, CoolReader, FBReader, zaś Janek.mobi dzięki Mobipocket Reader. Drugim jego projektem była konwersja Zaginionego. Premiera poprawionego wydania miała miejsce 20 sierpnia, z okazji 121 rocznicy urodzin Howarda Phillipsa Lovecrafta, na którego twórczości opiera się projekt. Książka Beniamina Muszyńskiego jest jak dotychczas największym interaktywnym literackim horrorem wydanym w Polsce. Wersja na Kindle, podobnie jak w przypadku analogicznego wydania Janka, ma podlinkowane wszystkie paragrafy. Dzięki temu nie trzeba przewijać całej książki w poszukiwaniu odpowiedniej części powieści umożliwiającej dalszą lekturę, a wystarczy kliknąć w wybraną przez nas opcję. Twórcami Serca Zimy jest znane w światku fanów RPG małżeństwo, Magdalena i Maciej Reputakowscy. W 2008 roku ich projekt został nagrodzony w konkursie na fabułę komputerowej gry fabularnej organizowany przez TP S.A. Wówczas zostali zaproszeni do realizacji projektu. Minęło dwa i pół roku i w końcu ich gotowe dzieło ujrzało światło dziennie. - Jest to w pewien sposób powrót do korzeni - mówi Jarosław Beksa, kierownik produkcji. - Kiedyś były bardzo popularne książki - paragrafówki. Akcja Serca Zimy dzieje się w magiczno-historycznej scenerii 1812-ego roku. Lektorem książki jest Piotr Fronczewski. Przedpremierowa prezentacja odbyła się w ramach uroczystego ogłoszenia listy utworów nominowanych do Nagrody Literackiej im. A. Zajdla. Jest rok 1812, La Grande Armée wkracza do Rosji. Rozpoczyna się wojna, która na wiele dziesięcioleci zmieni oblicze Europy i światowy układ sił. Francuzi, Rosjanie i przedstawiciele wielu narodów Starego Kontynentu ścierają się w śmiertelnym boju – informują nas o realiach świata gry autorzy. Można już pobierać wersję demonstracyjną gry ze strony http://sercezimy.pl « spis treści 6 Newsy Filmy interaktywne na youtube Nowe wydanie Rzeźbiarzy Pierścieni 18 czerwca tego roku grupa Totally Sketch opublikowała interaktywny film THE LOW-CUT SHIRT – An Interactive Adventure. Obejrzało go już ponad dwa i pół miliona osób. 8 lipca nakładem wydawnictwa Fabryka Słów ukazał się zbiór opowiadań Tomasza Kołodziejczaka Głowobójcy, zawierający grę paragrafową SF Rzeźbiarze Pierścieni. W tym humorystycznym, krótkim projekcie widz wciela się w mężczyznę, który podczas randki przestaje słuchać dziewczyny i natarczywie spogląda na jej biust. Nieszczęśnik będzie musiał uniknąć jej gniewu. To nie pierwszy film interaktykwny grupy Totally Sketch. Co jakiś czas raczą nas nowymi komediowymi miniaturami. Na swoim koncie mają już takie produkcje jak Interactive Revenge, Interactive Break Up, Interactive Spin-the-Bottle oraz wiele innych. Natomiast 26 stycznia tego roku grupa Chad, Matt & Rob opublikowała swój kolejny interaktywny film. The Treasure Hunt jest jak dotąd ich największym dziełem. W porównaniu z poprzednimi pozycjami grupy, które opisywaliśmy w pierwszym i drugim numerze naszego pisma (jak np. The Time Machine, The Murder, czy The Birthday Party), The Treasure Hunt jest znacznie lepiej dopracowany. Mniej tu wygłupów, a więcej bardzo dobrej gry aktorskiej i, co nas najbardziej zaskoczyło, profesjonalnych efektów specjalnych. Gra Rzeźbiarze Pierścieni została pierwotnie wydana w 1995 roku przez wydawnictwo S.R. Gamebook wykorzystuje mechanikę i realia gry fabularnej Strefa Śmierci, publikowanej w częściach na łamach czasopisma Magia i Miecz. Miejscem akcji systemu jest wyniszczona wojną planeta Ariadna, na której niedobitki ludzkości walczą o przetrwanie. Paragrafówka zaś pozwala odkryć, co stało się w jednej z baz tytułowych Rzeźbiarzy tworzących konstrukcje z odłamków lodu w pierścieniach planetarnych. Zbiór Głowobójcy stanowi trzecią część cyklu Dominium Solarne rozgrywającego się w tym samym uniwersum co Strefa Śmierci i Rzeźbiarze Pierścieni. Oprócz liczącej 174 paragrafy gry, znajduje się w nim 6 opowiadań. Fighting Fantasy na PS MINIS Talisman of Death autorstwa Steve Jacksona i Iana Livingstona, został wydany w tym miesiącu na Play Station Minis na rynku europejskim! Fabuła zaczyna się tak jak zwykle, Rob próbuje wmieszać przyjaciół w kolejną awanturę – tym razem ukradł mapę skarbów. Chad i Matt próbują być asertywni, ale los nie daje im takiej możliwości. Jak przygoda potoczy się dalej, zależy już tylko od Ciebie. Czytana powieść jest w pełni zautomatyzowana. Program wykonuje za nas rzuty kośćmi, a wyniki testów oblicza konsola, która zarządza także kartą postaci. To znacznie ułatwia lekturę książki, która, jak wiemy, sporo korzysta ze stworzonej przez autorów mechaniki. Grupa Chad, Matt i Rob była już kilkokrotnie wyróżniana na festiwalach filmowych takich jak: La Shorts Fest 2011, Prescott Film Festival 2011, Santa Catalina Film Festival 2011 i Anaheim International Film Festival 2010. Jest najbardziej rozpoznawalną ekipą tworzącą filmy interaktywne w sieci. Całość można zamówić w zaskakującej niskiej cenie 3.49 £. Informacja ta jest o tyle zdumiewająca, że drukowana powieść kosztuje 4.99 £! Talisman of Death ukazał się po raz pierwszy w roku 1984 jako 24-ta część serii Fighting Fantasy. « spis treści 7 Gamebooki na Kindle Newsy W sprzedaży jest też wersja drukowana w miękkiej lub twardej okładce. Amazon Kindle, bezprzewodowy czytnik e-booków, zdobywa coraz większą popularność również w Polsce. Wśród dostępnych na niego książek można znaleźć wiele gier paragrafowych. Banana Hammock, grę książkową autorstwa J.A. Konratha, w wersji na Kindle można kupić w internetowym sklepie Amazon.com od września 2010 roku. Od 27 lipca b.r. dostępna jest również w wersji papierowej, wydanej przez wydawnictwo CreateSpace. Czytelnik kieruje losami Harry’ego McGlade’a, prywatnego detektywa, który zostaje wynajęty przez amiszkę niepewną wierności swojego męża. Rozwikłanie intrygi jest o tyle trudne, że główny bohater jest cokolwiek tępawy – co oczywiście prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Gra The Truth About Roswell została stworzona przez Xander Studios i wydana 30 kwietnia tego roku. Roswell to położone w Stanach Zjednoczonych miasto, niedaleko którego, według teorii spiskowych, rozbił się UFO w 1947 roku. EgyptQuest – The Lost Treasure of The Pyramids jest gamebookiem autorstwa znanego za granicą z serii gier GrailQuest Herbiego Brennana. Ukazał się on na Amazon.com 22 marca b.r. Akcja gry rozgrywa się w starożytnym Egipcie. Łączy ona w sobie elementy przygodowe, humorystyczne i edukacyjne – gracz ma okazję m. in. poznać podstawy pisma hieroglificznego. Paragrafówka posiada też elementy mechaniki, jednak rzuty kostką i obliczenia wykonuje za czytelnika sam reader. Gra książkowa You Are the Messiah! Brocka LaBorde, opublikowana w wersji na Kindle 23 stycznia tego roku, stanowi pierwszą część humorystycznej serii Choose A Choice Books. W paragrafówce tej autor parodiuje… Nowy Testament, a konkretnie historię życia Jezusa. Kierujemy postacią będącą bogiem dla dwóch miliardów ludzi, co jakiś czas podejmując decyzje. W zależności od nich historia potoczy się biblijnym torem bądź też nie, co oczywiście może doprowadzić do wielu absurdalnych sytuacji. Gra The Redemption of Mr. Sturlubok Daniela Pittsa i Rudolfa Kerkhovena ukazała się 30 stycznia tego roku. Stanowi swoistą kontynuację poprzedniego dzieła twórców, The Adventures of Whatley Tupper. O grze Zombocalypse Now Matta Youngmarka, humorystycznie ukazującej epidemię zombie, pisaliśmy już niejednokrotnie. Wydana w lutym b. r. Can You Survive the Zombie Apocalypse? (nie mylić z innym gamebookiem o podobnej nazwie) Maxa Bralliera prezentuje podobne podejście do tematu. Czytelników czeka więc dużo zabawy z krwawym tępieniem nieumarłych. Dostępne jest także wydanie papierowe. Przeprowadzka Po niemal dziewięciu latach nieprzerwanej działalności, legendarna „strona Aliena” (gryparagrafowe.webpark.pl) zmienia adres. Wiąże się to z zaprzestaniem świadczenia przez Wirtualną Polskę usługi webpark.pl wraz z dniem 31 maja. Przez szereg lat witryna prowadzona przez Łukasza Aliena Sewastianika (od jesieni 2008 roku za sterami zasiadł Michał Recoil Rosiński), stanowiła jedyny punkt zborny w sieci, gdzie mogli zetknąć się ze sobą miłośnicy gier książkowych. Tutaj publikowane były, i są, autorskie projekty, prowadzony jest też spis wszystkich pozycji, jakie ukazały się w Polsce. Nowy adres strony to: http://paragrafowegranie.republika.pl/ « spis treści 8 Newsy Szklana Twarz pod lupą Festiwal Pax Prime 2011 zakończony W szóstym numerze literackiego zinu Kofeina ukazała się analiza książki Szklana Twarz Beniamina Muszyńskiego wydanej przez Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru. W dniach od 26 do 28 sierpnia, za oceanem odbyła się główna odsłona imprezy Penny Arcade Expo, poświęconej grom – zarówno cyfrowym, jak i analogowym. To jeden z największych tego typu festiwali w USA. Swoją obecnością uświetnili go między innymi przedstawiciele światka gamebookowego. Publicystka, Urszula Pawlicka, dokonuje ogólnej analizy gamebooków na podstawie dzieła naszego pisarza. Na trzydniowej imprezie pojawili się przedstawiciele znanej naszym stałym czytelnikom firmy Tin Man Games, wydającej serię gier książkowych Gamebook Adventures, przeznaczoną na system iOS. Australijczycy prezentowali swoje dzieła oraz wręczali gościom rozmaite upominki. Warto wspomnieć, że wśród nich były również zakładki i pocztówki związane z nadchodzącą, siódmą odsłoną serii – Temple of the Spider God Jonathana Greena. Ponadto firma zapowiedziała wydanie gier z serii na system Android. Na Pax Prime pojawił się także Matt Youngmark, autor gry Zombocalypse Now. Na stronie internetowej http://chooseomaticbooks. com przejrzeć można galerię zdjęć z jego wizyty. http://kofeina-zin.pl/ Tekst znajduje się na stronach 82-86. Urodziny 30 sierpnia dziewiąte urodziny obchodził najstarszy serwis poświęcony grom książkowym w Polsce. Przed dziewięcioma laty, 30 sierpnia 2002 roku, Łukasz Alien Sewastianik umieścił w sieci swoją stronę, dostępną pierwotnie pod adresem http://gryparagrafowe.webpark.pl (obecnie http://paragrafowegranie.republika.pl). Jego celem było uchronienie gier paragrafowych przed całkowitym zapomnieniem. Dzięki mozolnie zbieranym materiałom sukcesywnie uzupełniał listę wydanych w naszym kraju pozycji, a w dziale Download umieszczał amatorskie projekty znaleziony w sieci, bądź przesłane mu drogą mailową. « spis treści 9 WWW prezentuje Janek Historia małego powstańca Miniatura gamebookowa autorstwa doktora Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego. Jej akcja toczy się w pochłoniętej piekłem wojny Warszawie roku 1944, a głównym bohaterem, w którego wciela się czytelnik, jest zawiszak Janek. Jest to pierwsze w historii interaktywne dzieło literackie, którego akcja rozgrywa się w czasie Powstania Warszawskiego, a także, dzięki uprzejmości pana Dominika Trzaskacza z Soda Studio, pierwsze w dziejach polskiej literatury, interaktywne dzieło przystosowane do komfortowej lektury na czytnikach elektronicznych typu Kindle. O książce pisali między innymi: − Świat czytników (http://swiatczytnikow.pl/janek-historia-malegopowstanca-pierwszy-polski-gamebook-na-kindle/) − E-książki.org (http://www.eksiazki.org/2011/08/10/zostan-malym-powstancem-czyli-historia-janka/) − Książka.net.pl (http://www.ksiazka.net.pl/?id=4&tx_ttnews[keyword]=gamebooki&tx_ttnews[tt_ news]=9277&tx_ttnews[backPid]=100&cHash=1a11e76a58) Zaginiony na Kindle’a Z okazji 121 rocznicy urodzin Howarda Phillipsa Lovecrafta wydaliśmy poprawioną wersję gry paragrafowej pt. Zaginiony, autorstwa Beniamina Muszyńskiego. Dzięki uprzejmości Dominika Trzaskacza z Soda Studio, podobnie jak w przypadku Janka, również i ten gamebook został przystosowany do lektury na czytnikach elektronicznych. Zaginiony to jak dotychczas największy interaktywny horror w dziejach polskiej literatury. O tym wydarzeniu pisali między innymi: − HPLovecraft.com (http://www.hplovecraft.pl/2011/08/20/newsurodzinowy-1-gry-paragrafowe/) − Bramy Grozy (http://www.bramygrozy.pl/news.php) − Carpe Noctem (http://www.carpenoctem.pl/wiadomosci/zaginiony-nakindle/) Pokuta Pod koniec września planujemy wydać najnowszą, obszerną książkę Beniamina Muszyńskiego pod tytułem Pokuta. Będzie to mroczny i krwawy gamebook, którego akcja została osadzona w Londynie na początku października 1933-ego roku. Nazywasz się Malcolm Crawford... i niewiele więcej pamiętasz. Tym bardziej nie rozumiesz, jakie są intencje stojącego przed Tobą człowieka celującego wprost w Twoją twarz! Starasz się wydobyć z meandrów swojego umysły cokolwiek, co tłumaczyłoby zastaną sytuację. Nagle siedzisz na łóżku w małomiasteczkowym hotelu gdzieś na południu Anglii... Chcesz wiedzieć, co się tutaj do ch*lery dzieje? Nie przegapcie premiery! « spis treści 10 Recenzje Hotel 626 Czy wyobrażasz sobie horror, w którym w toku przerażającej i szalonej akcji... nagle widzisz... odbicie własnej twarzy? Twarzy, na której maluje się mieszanina strachu i zdziwienia? Czy wyobrażasz sobie dzieło tak interaktywne, że będziesz przy nim... przestraszony śpiewać cicho kołysankę pewnemu dziecku, a od tego, jak to zrobisz, będzie zależała dalsza akcja? Zaczyna się niewinnie. Dostaję cynk od zaprzyjaźnionej redakcji. Namierzyli film tak interaktywny, że wymyka się on z klasycznej definicji gatunku; horror, można obejrzeć go zupełnie za darmo – ale jest kilka zasad. Pierwsza: Film można zobaczyć tylko w godzinach nocnych, a dokładnie od 18:00 do 6:00 – rano i w południe włączenie go jest niemożliwe. Dziwne... Osobiście nigdy nie widziałem sensu w oglądaniu horrorów w dzień, ale żeby do tego zmuszać widza?... Robi się ciekawie i przyznaję, że mi się podoba. Jest noc. Jestem gotowy. Biorę wdech i wchodzę na stronę www.hotel626.com. Mój notebook nie jest w stanie otworzyć witryny w całej okazałości, naciskam więc F11 i czerń rozlewa się aż po górny brzeg ekranu. Na uszy zakładam słuchawki i od tego momentu nic nie jest w stanie wyrwać mnie ze świata koszmaru. Jestem w pułapce, choć jeszcze o tym nie wiem; z naiwną ciekawością wchodzę tam, jak mysz zaskoczona dziwnym syczącym zwierzęciem leżącym nieopodal i grzechoczącym czymś „śmiesznym” na ogonie. Na stronie są dwa dzieła. Wybieram Hotel 626. Komputer prosi o pozwolenia na... Trochę to dziwne. Druga zasada: Musisz udostępnić stronie swoją kamerę internetową i mikrofon. Od teraz, aż do końca seansu, film je kontroluje. Twoja prywatność umiera. Przed najgorszym horrorem zawsze chronił Cię ekran monitora – był jak mur, nie pozwalający podejść koszmarom zbyt blisko... Ty byłeś tu, bezpieczny, a złe rzeczy działy się tam, z dala od Ciebie. Niestety, ale Twój mur właśnie runął z hukiem. Zostałeś na noc w hotelu i nagle się budzisz... coś jest nie tak. Pocisz się jak szczur, serce wali Ci jak oszalałe; jednego jesteś pewien – musisz uciekać. Nie wiesz dlaczego, nie wiesz dokładnie gdzie, ale wiesz, że nie możesz dłużej tu zostać. Biegniesz... coraz głębiej w koszmar. Co krok jest gorzej... Ale jak powiedział Winston Churchill Kiedy idziesz przez piekło, pamiętaj, nie zatrzymuj się! Boże... w co Ty się wpakowałeś?! Akcja! Film Hotel 626 osiągnął niewyobrażalnie wręcz wysoki stopień interaktywności. Byłem w stanie założyć się, że w całej historii kinematografii nie ma dzieła bardziej interaktywnego (i trwałem w tej opinii tak długo, aż nie obejrzałem jego kontynuacji...). Niestety, postawienie poprzeczki tak wysoko miało swoją cenę. W niektórych scenach pojawia się nagle element zręcznościowy – jest wciągający, wymagający i właśnie przy jednym z nich odskoczyłem przestraszony od monitora. To oczywiście świetny efekt, ale w tym momencie widz zaczyna się zastanawiać... czy on jeszcze ogląda film, czy już gra w grę komputerową? Takie rozwiązanie mogło nie zadowolić ani miłośników komputerowej rozgrywki, ani interaktywnego, filmowego seansu. Dla pierwszych to zbyt krótki element zręcznościowy, dla drugich coś, co w ogóle wyklucza dzieło z definicji gatunku. Szkoda. Ci którzy po napotkaniu takiej sceny wyłączyli komputer, niech żałują. Warto było ścierpieć tę niekonsekwencję, by móc zobaczyć dalszy rozwój akcji. O czym jest ten film? Jeśli ktoś poprosiłby o streszczenie scenariusza, zapędziłby mnie w kozi róg. Film nie ma klasycznej fabuły. Tak właściwie nie ma żadnej fabuły. To zbiór połączonych scen pokazujący coś « spis treści 11 w rodzaju wizji, wyjątkowo przerażającego, sennego koszmaru. Jedynym wspólnym mianownikiem jest tu miejsce akcji. Przez to Hotelu 626 nie można nawet przyrównać do Sufferrosy czy pozycji z kuźni Chada, Matta i Roba. Straszy, choć brak mu jasno zarysowanego celu, finezji; a mimo to wciąga. Recenzje Ja pierwszy wykupię bilet na seans – czy to w sali kinowej, czy przed telewizorem lub komputerem. A teraz wybaczcie, muszę kończyć. Melisa właśnie skończyła się parzyć. Muszę się uspokoić po tym, co zobaczyłem. Do zobaczenia w kolejnym numerze, a jeśli nie... odwiedźcie mnie w psychiatryku. Proszę... tam jest tak strasznie i depresyjnie... Nie zostawiajcie mnie samego! W końcu narażam się dla Was... Mikołaj Kołyszko Film interaktywny Tytuł Hotel 626 Autor Hunter Hindman i Rick Condos Gatunek Ocena A może za dużo wymagam od reklamy chipsów? Choć ciężko w to uwierzyć, ale to właśnie marketingowcy chrupiących Dorito odpowiadają za tę produkcję. Tak pozytywnie nie zaskoczył mnie jak dotąd żaden opiekun marki. Boicie się żenady w postaci wyskakującego potwora z paczką chrupków? Spokojnie, tu go nie będzie. Jak już pisałem, to dzieło stoi znacznie wyżej od porażek serwowanych nam przez armię polsatowskich przerywaczy filmów. Ciężko ocenić tak nierówny film: z jednej strony genialnie wykonany, z drugiej pozbawiony fabuły i miejscami zmieniający się w komputerową grę zręcznościową utrudniającą odbiór. Po namyśle decyduję, że powinien dostać dość wysoką ocenę, ale bez przesady. Ze względu na stopień wykorzystania komputerowego medium jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników interaktywnego kina, ale nie można wynosić pod niebiosa pozycji, która o niczym nie opowiada. Mam nadzieję, że to preludium przed prawdziwym kinematograficznym dziełem grozy bogatym w dobrze wykreowanych bohaterów, pozbawionym elementów zręcznościowej gry komputerowej, osadzonym w zwartym i konsekwentnym świecie przedstawionym i posiadający zaskakujący zwrot akcji. Taki film z pewnością miałby nie tylko dolną, ale i górną granicę wieku, ostrzeżenie przed oglądaniem go dla osób mających problemy psychiczne, nadciśnienie, epilepsję etc.... ale, cholera, kto z ludzi kochających adrenalinę, nie chciałby go zobaczyć i w pełni przeżyć takiej przygody zarówno jako widz, jak i bohater? « spis treści horror 7,5/10 12 Recenzje Rzeźbiarze pierścieni Wznowienia dawnych paragrafówek są bardzo rzadkie, czym prędzej popędziłem więc do najbliższego Empiku, śmiejąc się w duchu z delikwentów, którzy kupowali oryginalne kopie za kosmiczne kwoty. Choć książkę kupiłem z myślą o Rzeźbiarzach DOMINIUM SOLARNE: Poznaj Pierścieni, nie da się ukryć, że Głowobójcy to najwspanialsze uniwersum w historii głównie zbiór opowiadań. I to bardzo dobrych polskiego science fiction – głosi blurb na – czy to w tytułowych, kryminalnych Głowobójcach, okładce Głowobójców. Nieskromne słowa, czy krótkim, lecz klimatycznym Nocnym Koncercie jednakże cyklowi autorstwa Tomasza widać ciekawe pomysły i świetny styl. Skoro już to Kołodziejczaka rzeczywiście należy się zaznaczyliśmy, możemy przejść do głównej części spore uznanie. Składają się na niego dwie programu, czyli recenzji paragrafówki. Bohaterem gry jest rozbitek, który po latach powieści, w tym jedna uhonorowana nagrodą im. Janusza Zajdla, dwa zbiory opowiadań, dryfowania w przestrzeni w stanie hibernacji zostaje uratowany przez tytułowych Rzeźbiarzy a także… Zacznijmy jednak od początku. Pierścieni. Na początku gry czytelnikowi zostaje losowo przyznana jedna z dzieWszystko zaczęło się w roku więciu tożsamości – każda o innej 1995, kiedy to wydawnictwo S.R., historii, nie wpływającej na grę, znane fanom gier paragrafowych i statystykach – jak najbardziej m. in. z Wewnętrznego Zła wpływających na grę. Postaci opisują Tomasza Kreczmara i Andrzeja trzy cechy – Ciało, decydujące Miszkurki, wydało zbiór opoo kondycji oraz koordynacji wiadań Kołodziejczaka zatytułowany ruchowej, Umysł, określający Wrócę do Ciebie kacie. Zawierał szeroko pojętą sprawność umysłową on dziesięć opowiadań, w tym oraz Ego, od którego zależna jest trzy umiejscowione we wspomniaumiejętność współpracy z sieciami nym uniwersum. W tym samym komputerowymi, przejmowania roku w magazynie Magia kontroli nad cybernetycznymi i Miecz ukazał się kilkunastourządzeniami, itd. Umiejętności stronicowy tekst autorstwa możemy ulepszyć, rozdzielając Tomasza Kołodziejczaka i Jacka między nie dodatkowe punkty. Brzezińskiego, opisujący podstawy Testy przeprowadza się, rzucając systemu RPG Strefa Śmierci, kością dziesięciościenną lub łączącego postapokaliptyczne realia – jak proponuje autor – otwierając z elementami space opery. Kolejne numery pisma przynosiły rozszerzenia świata książkę na losowej stronie (na zmianę lewej i prawej) i mechaniki. Ostatecznie system zyskał sobie sporą i sprawdzając cyfrę jedności. Ten genialny w swojej rzeszę wielbicieli. T. Kołodziejczak poszedł za ciosem, prostocie mechanizm pozwala zaoszczędzić dużo czego efektem była gra paragrafowa Rzeźbiarze czasu, który musielibyśmy poświęcić na rzucanie Pierścieni, wydana przez S.R. w roku – zależnie od kośćmi bądź zabawę z tabelą liczb losowych. Brak źródła – 1995 albo 1996, w której autor skorzystał ze tu obecnego w wielu grach systemu walki, ale dzięki temu rozgrywka jest szybka, a ciągłe testy świata i uproszczonej mechaniki Strefy Śmierci. Później pojawiły się jeszcze dwie powieści nie wytrącają z rytmu opowieści. Pod względem – Kolory Sztandarów i Schwytany w światła. mechaniki Rzeźbiarze Pierścieni prezentują się Rzeźbiarze nie doczekali się wznowienia, przez co według mnie rewelacyjnie. Kiedy uzupełnimy kartę postaci, możemy jedynym sposobem ich zdobycia było buszowanie ponownie zagłębić się w historię. Naszym głównym w antykwariatach bądź monitorowanie portali aukcyjnych. Sytuacja zmieniła się 8 lipca tego celem jest odzyskanie wolności. Nasi gospodarze, roku, kiedy to nakładem Fabryki Słów ukazała zakon tworzący rzeźby w pierścieniach planetarnych, się antologia Głowobójcy, zawierająca pierwszy wypuszcza nas tylko pod warunkiem wykonania od piętnastu lat przedruk gry oraz sześć niebezpiecznej misji. Musimy mianowicie sprawdzić, opowiadań z uniwersum Dominium Solarnego. co stało się w jednej z placówek zakonu, od pewnego « spis treści 13 czasu nie dającej znaku życia. Chcąc nie chcąc, wyruszamy więc w drogę do bazy Transkolos. W celu rozwiązania zagadki gracz może swobodnie eksplorować opustoszałą bazę. Jest tylko jeden haczyk – ograniczony zapas tlenu. Często musimy decydować, czy warto odwiedzić dane miejsce albo ile czasu poświęcić na przeszukanie pomieszczenia. Zbytnia opieszałość i nieprzemyślane decyzje mogą doprowadzić do śmierci przez uduszenie. Całe szczęście baza nie jest zbyt wielka i natrafienie na właściwy trop nie powinno nikomu zająć wiele czasu. Grę można więc ukończyć bardzo szybko, niemniej fakt ten wynagradza kilka alternatywnych zakończeń oraz możliwość zagrania inną postacią i innego rozdzielenia punktów cech. Gamebooka czyta się bardzo przyjemnie. Duża w tym zasługa wciągającej historii oraz warsztatu autora. Jedynym elementem, do którego mogę się przyczepić, jest umieszczenie gry w środku zbioru – będąc skierowanym do jednego z pierwszych paragrafów, odruchowo przenosiłem się na pierwsze strony książki. Nie pomógł też fakt, że równocześnie grałem w Wodnego Pająka, który miał strony ponumerowane według paragrafów – w Głowobójcach mamy tradycyjną, książkową numerację stron, rzadką dla gamebooków. Są to jednak drobne niedogodności będące wynikiem przyzwyczajenia ze strony czytelnika. Czy warto kupić Głowobójców? Zważywszy, że Rzeźbiarze Pierścieni przez lata byli niemal niedostępni – brać i się nie zastanawiać! Biorąc pod uwagę, że zbiór oferuje nie tylko legendarną grę paragrafową, ale i kilka naprawdę dobrych opowiadań – do sklepów marsz! Michał “Pinkel” Ślużyński Utwór komercyjny Tytuł Głowobójcy Autor Tomasz Kołodziejczak Rok wydania 2011 Ocena 8/10 Do nabycia W większości sklepów internetowych i sieci księgarń. « spis treści Recenzje 14 Recenzje Wodny Pająk W drugim numerze MW KrowaQ zrecenzował Pajęczą Sieć, rewelacyjną grę detektywistyczną, wydaną nad Wisłą w 1996 roku przez wydawnictwo eMPI2. Postawił jej bardzo wysoką notę 9/10, pod którą podpisuję się obunóż. Czy Wodny Pająk, który ukazał się w Polsce dwa lata później, stanowi kontynuację dorównującą pierwowzorowi? Przed rozpoczęciem lektury Wodnego Pająka zastanawiałem się, czy rozgrywka będzie wyglądać podobnie, jak w Pajęczej Sieci, czy też będzie to gra zupełnie inna. Okazało się, że jedyna znacząca zmiana to inne umiejscowienie akcji i fabuła – tym razem zajmujemy się nie zagadką podłożenia bomby, a kradzieży złota przewożonego w sejfie na pokładzie statku. Cała reszta pozostała praktycznie bez zmian, ze szczególnym uwzględnieniem poziomu trudności, któremu nie omieszkam poświęcić całego następnego akapitu. Pierwszy kontakt z detektywistycznymi grami Robina Waterfielda i Wilfrieda Daviesa jest wszak jak oberwanie kijem bejsbolowym po nerkach. Pajęcza Sieć i Wodny Pająk to jedne z najtrudniejszych gier książkowych znanych rodzajowi ludzkiemu. W wielu innych paragrafówkach łatwo przegrać – wtedy jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by cofnąć się o paragraf czy dwa i udawać, że nic się nie stało. Złożoność omawianych gier nie pozwala na takie oszustwa – każda przegrana jest ostateczna i dotkliwa. Zebrałeś za dużo informacji niezwiązanych ze śledztwem? Zabrakło jednej wymaganej? Doznałeś urazu uniemożliwiającego dalsze śledztwo? A może niesubtelnym śledztwem uraziłeś jakąś grubą rybę? Bardzo nam przykro, panie Twardy Mózg (nie ja wymyśliłem tę ksywkę!). Aha, nie zapomnij złożyć szczegółowego raportu – przyda się twojemu następcy. O tak, Seria Intryga to prawdziwa droga przez mękę, która sprawi, iż drzemiący w Tobie pięciolatek o detektywistycznych aspiracjach zaszyje się gdzieś w kąciku i rozpłacze. Schemat rozgrywki jest dość prosty. Po krótkim, na poły interaktywnym wstępie fabularnym otrzymujemy wolną rękę. Od tego momentu możemy poprowadzić śledztwo gdzie nam się żywnie podoba. W trakcie śledztwa zbieramy informacje, mające postać liczb od 1 do 71 (to właśnie Pajęcza Sieć i Wodny Pająk jako pierwsze wprowadziły ten system, który później nieco zmodyfikował i zaczął wykorzystywać w swoich projektach KrowaQ). Niektóre są potrzebne do ukończenia gry, inne nie mają żadnej wartości. Jeśli zdobędziemy odpowiednio dużo tych pierwszych i odpowiednio mało tych drugich, przejdziemy na kolejny etap śledztwa – i tak dalej, aż do schwytania sprawców i udowodnienia przestępstwa. Sęk w tym, że liczba tropów, jakimi można podążyć, jest ogromna. Nigdy nie wiemy, czy dana informacja jest bezużyteczna, potrzebna, czy też może okaże się niezbędna pod sam koniec. To wszystko powoduje, że paragrafówki po prostu nie da się przejść za pierwszym razem. Ani za drugim, trzecim… W Wodnego Pająka trzeba grać metodą prób i błędów. Gra jest przez to niekiedy bardzo frustrująca, ale też jej ukończenie dostarcza niepomiernej satysfakcji (Cause I try! And I try!...). Taki styl zabawy może zirytować wiele osób – nie jest to raczej książka, którą wręczysz małemu brzdącowi, by zainteresować go interaktywną literaturą. Podejście do gry przy nieodpowiednim nastawieniu może zaowocować nowym rekordem w rzucie paragrafówką w dal – a to raczej kiepski pomysł, zważywszy, że nędznie sklejone kartki wypadają pod naciskiem wzroku. Pomijając jednak mankamenty związane z jakością wydania, Wodny Pająk to gra naprawdę dobra, stanowiąca przyjemną powtórkę z rozrywki. Jej 300 paragrafów i wysoki poziom trudności zapewniają lekturę na długi czas. Jeśli nie podobała Ci się Pajęcza Sieć, jej kontynuacja również nie przypadnie Ci do gustu. W przeciwnym razie – kupuj w ciemno. Michał “Pinkel” Ślużyński Utwór komercyjny Tytuł Wodny Pająk Autor Robin Waterfield, Wilfried Davies Rok wydania 1998 Ocena 8/10 Do nabycia « spis treści Allegro, bądź bezpośrednio na stronie wydawcy, za 7 zł (http://empi2.pl/) 15 Incydent Recenzje zasługuje z kilku powodów. Po pierwsze występujące w nim postacie są strasznie płaskie i pozbawione wyrazu. O ile jeszcze główna bohaterka broni się jako tako dzięki swojej niepełnosprawności, która Na samym początku swojej recenzji stanowi ciekawy element służący konstruowaniu chciałbym zaznaczyć, że nie znoszę tematyki fabuły, o tyle wszystkie spotkane przez nią w trakcie zombie... W jakiejkolwiek postaci. Nieważne zabawy postacie są po prostu miałkie. Żadna z nich czy jest to film, komiks, książka czy cokol- nie pozostaje w pamięci na dłużej, zapominamy wiek innego. Zjawisko na wpół martwych, o nich zaraz po opuszczeniu paragrafu, w którym się bezmózgich istot uganiających się bez sensu pojawiły. Poza postaciami występującymi w grze, za pozostałymi przy życiu przedstawicielami gatunku homo sapiens naprawdę irytuje o prawdziwą pomstę do nieba wołają niektóre mnie do granic możliwości. Nie inaczej dialogi, które brzmią wprost nieprawdopodobnie sprawa ma się z fabularną minigrą książkową sztucznie i naiwnie... Za majstersztyk w tym autorstwa Beniamina Muszyńskiego pt. względzie należy bezapelacyjnie uznać całość Incydent, w której to zombie stanowią paragrafu numer 42, w którym to jeden absurd swoiste tło dla całej rozgrywającej się w niej goni następny. Wyobraźmy sobie taką sytuację: znajdujemy się na posterunku policji, w pewnym historii. momencie udajemy się do Główną bohaterką tejże Incydent powstał w ramach tzw. Akcji toalety za potrzebą. Nagle gry jest dziewiętnastoletnia, Miniatura, zainicjowanej przez Beniamina ni z tego, ni z owego słychać niepełnosprawna dziewczyna. Muszyńskiego w wakacje 2010 roku na serię strzałów. Co robi Nie wiemy, jak ma na forum www.paragrafowegranie.fora.pl. w tym momencie nasza imię, ani skąd pochodzi. Całość akcji pole-gała na tym, że niepełnosprawna bohaterka? W prologu, pełniącym funkcję użytkownicy wyżej wymienionej strony Zamiast umierać ze strachu, krótkiego wprowadzenia, dozobligowali się do napisania w trakcie modląc się jednocześnie wiadujemy się jedynie, że od trwania miesięcy letnich jak największej o cudowne ocalenie, jak dziewięciu lat porusza się na ilości krótkich gier, nie przekraczających gdyby nigdy nic rusza wózku inwalidzkim. w sumie 100 paragrafów. Akcja miała w kierunku holu, z którego Akcja przygody rozgrywa być skierowana do młodzieży szkolnej ze owe strzały pochodzą, aby się w trakcie wakacji w małej, szczególnym uwzględnieniem gimnazjum tam pożalić się zupełnie bliżej nieokreślonej mieścinie, i li-ceum. Ostatecznie jednak spotkała nieznanemu policjantowi, które wyżej wymieniona się ze słabym zainteresowaniem ze że jej dziadek jest chory dziewczyna spędza u swojego strony samych twórców, czego efeki poprosić o podwiezienie dziadka. Niestety, staruszek tem końcowym było stworzenie w jej do miasta... Tak naprawdę nagle zaczyna podupadać na ramach jedynie czterech gier – były doskonale rozumiem co zdrowiu przez co jesteśmy to kolejno: Afrykański świt i Incydent autor miał w tym momencie zmuszeni udać się do pobliskiej Beniamina Muszyńskiego; Gothic: Polona myśli, jednakże bardzo apteki po przeznaczone dla niego wanie na smoki Przemysława Pociechy skrótowy sposób w jaki leki. i Przesyłka Michała Ślużyńskiego. przedstawił powyższą scenę No dobrze, ale jak sprawił, że mimowolnie to wszystko ma się do wspomnianych na wstępie zombie? Tego już niestety zamieniła ona domi-nujący w niej klimat nie wypada zdradzać z tego prostego względu, grozy w komedię. A skoro już o grozie mowa... Zaczynając przygodę z Incydentem iż gra jest naprawdę krótka, mieści się bowiem na 20 stronach i zawiera „tylko” 44 paragrafy. oczekiwałem krótkiego, paragrafowego horroru W zasadzie jej przejście w pierwszym wybranym utrzymanego w stylistyce Resident Evil, czyli wprost połączenia wartkiej akcji przez nas wariancie zajmie nie więcej jak 20 minut. mówiąc Choć oczywiście nie można tego odczytywać jako i wszechobecnego strachu. W sumie otrzymałem zarzut, w końcu jest to tylko miniatura. Pomimo tego, coś, co można określić jako skrzyżowanie wyżej niestety ze smutkiem muszę przyznać, że na chwilę wymienionego filmu z Milą Jovovich z „Sierotką obecną Incydent jest najsłabszą grą paragrafową Marysią”. Na taki stan rzeczy niebagatelny w dorobku Beniamina Muszyńskiego. Na ten wpływ miały także słabo zarysowane opisy miejsc ponury tytuł, wydany w lipcu 2010 roku, gamebook i pomieszczeń w których dzieje się akcja. « spis treści 16 Recenzje Za jedną z nielicznych mocnych stron gry trzeba natomiast uznać wspomnianą już wcześniej główną bohaterkę oraz to, co od zawsze charakteryzuje warsztat pracy Muszyńskiego, mianowicie możliwość dokonywania wyborów, które tradycyjnie dzielą się na przynoszące złe i bardzo złe konsekwencje. Po raz kolejny w wielu miejscach przyjdzie nam się pogłowić, czy akurat wybrany przez nas paragraf jest aby na pewno tym właściwym. Podsumowując, nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż Incydent powstawał w wielkim pośpiechu. Ilość zastosowanych w nim skrótów, zamiast nadać grze świeżości i dynamiki, jedynie znacznie ją strywializowała. Porównując tę właśnie grę, do wydanego w tym samym czasie przez Beniamina Muszyńskiego Afrykańskiego świtu, jakość wykonania wypada zdecydowanie lepiej na korzyść tej ostatniej pozycji. Tradycyjnie jednak, mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po recenzowaną przeze mnie grę. Bardzo możliwe, że w waszym odczuciu Incydent zasłuży na wyższą notę. Piotr Bąkowski Utwór niekomercyjny Tytuł Incydent Autor Beniamin Muszyński Rok wydania 2010 Ocena 5/10 Do pobrania http://paragrafowegranie. republika.pl « spis treści 17 Ring of Thieves Począwszy od drugiej połowy lat 90. gry książkowe w Polsce były pogrążone jeśli nie w stanie śmierci klinicznej, to na pewno w głębokim letargu. Internet sprawił, że na początku nowego tysiąclecia znów zaświtała iskierka nadziei dla paragrafów, która na szczęście została właściwie wykorzystana przez Łukasza Aliena. W 2002 roku założył on stronę1 poświęconą grom książkowym, zarówno tym oficjalnie wydanym, jak i projektom autorskim. Dzięki temu rozsiani po całym kraju miłośnicy paragrafów mogli zetknąć się ze sobą, co pośrednio doprowadziło do powstania niniejszego magazynu. Również dzięki jego wysiłkom jako tłumacza, polscy gracze mogą cieszyć się recenzowaną przeze mnie pozycją. Pierścień złodziei autorstwa Johna Rossa nie jest zbyt obszerny, liczy 137 paragrafów rozpisanych na około trzydziestu stronach. Jest to klasyczna opowieść spod znaku fantasy, w której główny bohater zostaje wplątany w intrygę i musi jakoś z niej wybrnąć, zachowując głowę na karku, a przy okazji napełniając sakiewkę monetami. W mroźnym mieście Hultog żyje młody hobbit imieniem Lucas, który wraz ze swoją przyjaciółką Patricią trudni się złodziejskim fachem. W dniu rozpoczęcia naszej przygody ten duet zostaje napadnięty przez zbirów. Napastnicy zostają jednak zabici, a Lucas obszukuje ich ciała w poszukiwaniu kosztowności. W ten właśnie sposób wchodzi w posiadanie tytułowego pierścienia, który sprowadza na niego sporo kłopotów. Patricia zostaje uprowadzona, a wszystko wskazuje na to, że zdobyczny pierścień nie jest tylko cenną błyskotką. Można by powiedzieć „historia jakich wiele”, co zresztą nie odbiega zbytnio od prawdy. Mimo to 1 Recenzje pozycja ta niewątpliwie przykuwa uwagę barwnym językiem narracji oraz prostą, wpasowującą się w klimat rozgrywki, mechaniką. Jest to znacznie uproszczony system RPG Risus. Na potrzeby projektu wybrano z niego kilka podstawowych testów i statystyk, przez co nawet początkujący gracz bardzo szybko przyswoi sobie zasady. Podczas rozgrywki wymagana jest kość sześciościenna, przez co pozycja ta raczej nie nadaje się do czytania podczas podróży czy w poczekalni. Sama rozgrywka to zręczna mieszanka gry fabularnej i labiryntowej o przeciętnym poziomie trudności. Za wadę można poczytać liniowość oraz sam klimat, który przypadnie do gustu miłośnikom fantastyki, lecz dla reszty może wydać się nieco zbyt hermetyczny. Na pochwałę zasługuje też sam sposób prowadzenia akcji. Autor umiejętnie zwiększa tempo i napięcie, przez co ten krótki projekt wydaje się znacznie bardziej rozbudowany. Moim zdaniem gra jest wyjątkowo udana, szczególnie, że oryginalna wersja nie była wydana komercyjnie, lecz darmowo udostępniona angielsko-języcznym graczom. Polecam tę pozycję szczególnie miłośnikom fantastyki, chociaż i inni mogą dostrzec zalety Pierścienia złodziei. Beniamin “KrowaQ” Muszyński Utwór niekomercyjny Tytuł Pierścień Złodziei Autor John Ross Tłumacz Rok wydania Ocena Do pobrania Obecnie pod adresem http://paragrafowegranie.republika.pl/ . « spis treści Łukasz Alien Sewastianik 2005 7,5/10 http://paragrafowegranie. republika.pl 18 Publicystyka Kanibalizm Powinność historia ludożerstwa Ludzi od zawsze przyciągało to, co zakazane, mroczne, tajemnicze i dzikie. Strach przed nieznanym rodzi wrogości, ale nierzadko również fascynację. W dzisiejszych czasach jednym z nielicznych jeszcze tematów tabu pozostaje sprawa kanibalizmu. Czasem akceptujemy go, tłumacząc wyższą koniecznością, kiedy indziej uważamy za akt skrajnego zwyrodnienia. Zwykle uznaje się, że ten problem po prostu nie istnieje, a już szczególnie w wysokorozwiniętych, „cywilizowanych” krajach Zachodu. Paradoksalnie, jeśli na jaw wychodzą tam przypadki tego „barbarzyństwa”, wielu święcie oburzonych skwapliwie przegląda każdą kolejną wzmiankę o tej, jakże ich bulwersującej, sprawie. Czasami dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, kiedy kanibal, nie ten wymyślony, filmowy, lecz postać z krwi i kości, staje się osobą publiczną, a wręcz gwiazdorem!1 W niniejszym artykule przedstawię podstawowe fakty związane z ludożerstwem, jego różnymi obliczami, zwyczajami z nim związanymi oraz pobudkami skłaniającymi ludzi do zjadania innych ludzi. Na koniec wspomnę też o tym, jak można wykorzystać kanibalizm jako smakowity materiał do napisania gry książkowej. Zacznę jednak od zdefiniowania oraz genealogii, dla wielu wciąż mrożącej krew w żyłach, nazwy tego... No właśnie, czego? Schorzenia? Zwyczaju? Zjawiska? Zdecy-dujcie sami. Zapraszam do czytania i życzę miłej lektury! Kanibalizm to, jak wiadomo, spożywanie osobników tego samego gatunku. Niestety, definicja ta jest bardzo wąska semantycznie, nie porusza bowiem przyczyn interesującego nas zjawiska. Uznaje się, że są trzy zasadnicze pobudki skłaniające ludzi do kanibalizmu. Jest to powinność, potrzeba oraz pożądanie. Pierwsza z nich wynika z bogatej tradycji kulturowej, skutecznie wyniszczonej przez białych osadników i misjonarzy, przerażonych zwyczajami „dzikich”, których nie potrafili i, przede wszystkim, nie chcieli zrozumieć. 1 Przykład tego zjawiska zostanie opisany w niniejszym artykule. Stereotypowy wizerunek kanibala to półnagi człowiek o ciele pokrytym złowieszczymi symbolami i obwieszony biżuterią z ludzkich kości, dzierżący w rękach wielką dzidę. Ciężko ten barwny obraz przyrównać do Azteków, skądinąd potężnej cywilizacji zniszczonej przez zachłannych hiszpańskich „odkrywców”. Przedstawiciele tego „dzikiego” narodu, który pozostawił po sobie monumentalne budowle, ukryte pośród tropikalnego gąszczu, wierzyli, że słońce powstało w wyniku ofiary, jaką złożył z siebie jeden z bogów. Jego towarzysze, aby wprawić życiodajne źródło światła w ruch, ofiarowali mu swoją krew i serca. Odbiciem tych czynów były masowo składane ofiary podczas krwawych rytuałów, polegających między innymi na wyrwaniu jeszcze żyjącej ofierze serca. Aby zapewnić sobie przychylność bogów, Aztekowie składali mnóstwo takich ofiar, zwykle z jeńców wojennych. W dłuższej perspektywie oznaczało to konieczność prowadzenia ciągłych podbojów, co z kolei tłumaczyłoby między innymi, dlaczego lud ten zdobył tak rozległe terytoria. W ciągu roku Aztekowie obchodzili osiemnaście ważnych świąt, po jednym w każdym miesiącu2, z czego aż czternaście z nich wymagały rozlewu krwi. Zwłoki zabitych były zjadane, co stanowiło część rytuałów. Martwe ciała wykorzystywano też w innych celach, na przykład podczas jednego ze świąt kapłani nosili zabarwiono na żółto ludzkie skóry, które symbolizować miały kwiaty. Mimo wszystko kanibalizm w wypadku Azteków nie był głównym motorem ich działań, a stanowił jedynie istotą część ich życia religijnego. Znacznie ważniejszą rolę pełnił on w innych kulturach, gdzie z czasem stawał się nierozerwalną częścią egzystencji wielu plemion. Mógł też służyć jako forma wymierzania sprawiedliwości. Na Wyspach Wielkanocnych panował niegdyś zwyczaj mszczenia się na wrogu poprzez zjedzenie go, a następnie ostentacyjnym pokazywaniu rodzinie ofiary szeroko otwartych ust, najlepiej jeszcze z resztkami ich krewniaka wewnątrz. Rozwścieczeni tym faktem domownicy zwykle dokonywali takiej samej zemsty na zabójcy, co z kolei prowadziło do łańcucha mordów, trwającego niekiedy przez całe pokolenia. 2 « spis treści Każdy miesiąc liczył po dwadzieścia jeden dni. 19 Zjedzenie drugiego człowieka mogło też być rodzajem kary, jak to było w przypadku Nigeryjskiego plemienia Sura, które w ten sposób karało przestępców. Ponadto wiele kultur uważało, że spożycie ciała przeciwnika to najprostszy sposób na przejęcie jego cech, takich jak odwaga, witalność czy płodność. Niekiedy w grę wchodziły również walory smakowe. Większość plemion ludożerczych szczególnie ceniło mięso kobiet3 i osób młodych, chociaż zdecydowanie różne było podejście co do najsmakowitszych kawałków. Mimo pewnych podobieństw4, zazwyczaj każde plemię preferowało inny kawałek ciała. Nie zawsze jednak zjadanie ciał było aktem dominacji czy upokorzenia przeciwnika. Często rytuał ten stanowił wyraz szczerej miłości w stosunku do zmarłego członka rodziny bądź plemienia. Kanibalizm pogrzebowy to szczególna odmiana ludożerstwa, bowiem „ofiara” pragnie, a wręcz domaga się, aby po śmierci jej ciało zostało spożyte. Jest to dowód przywiązania i szacunku oraz ważny element żałoby, którego zaniechanie było by tym, czym dla nas wyrzucenie ciała zmarłego rodziny na śmietnik. Ciekawy pogląd na ten temat wyraził kiedyś członek plemienia Wari, odkrytego w latach pięćdziesiątych XX wieku na terenie Brazylii. Stwierdził, że to tragiczne grzebać dziecko w zimnej ziemi. Za miejsce bardziej stosowne dla umarłych Wari uważali „ciepły brzuch”. Rzecz jasna w wyniku interwencji władz kościelnych i świeckich plemię to zaniechało, przynajmniej oficjalnie, swoich praktyk, posłusznie stosując bardziej „cywilizowane” formy pochówku. Podobny pogląd podzielali też Aborygeni, chociaż w ich wypadku nie każdy zmarły mógł zostać spożyty, los ten czekał tylko najbardziej zasłużonych i szanowanych członkowi danej społeczności. Po zjedzeniu wnętrzności suszono kości oraz skórę, z których sporządzano specjalne zawiniątko. Było one chowane w ziemi, wewnątrz drzew bądź spalane. Jak widać, kanibalizm mógł być zarówno aktem zemsty, rytuałem religijnym, jak i istotnym elementem życia społecznego. W każdej z tych odmian częścią wspólną dla jego praktykowania była głęboko zakorzeniona świadomość o jego istotnej roli, toteż w żadnym wypadku nie był potępiany ani uważany za coś „niewłaściwego”. Ciało ludzkie było również wykorzystywane w charakterze leku. Praktyka ta szczególnie rozpowszechniona była w Chinach. Dobrym przykładem jest tutaj ko ku, czyli „kanibalizm 3 4 Ciekawe czy nasze panie są słodkie w smaku? Najczęściej za najlepsze kawałki uważano pośladki, piersi oraz policzki. Publicysytka na rzecz rodziny”. Polegał on na poświęceniu kawałka własnego ciała w celu sporządzenia jakiegoś specyfiku bądź zwyczajnego dania mięsnego, aby chorzy najbliżsi mogli szybciej dojść do zdrowia. Chociaż ówcześni medycy uważali tę metodę za niezwykle skuteczną, dzisiejsi lekarze nie podzielają ich entuzjazmu. Potrzeba Zupełnie inaczej sprawa ma się z sytuacjami, kiedy ludzie potępiający kanibalizm stanęli w obliczu prawdziwe tragicznego wyboru – umrzeć albo zjeść drugiego człowieka. Jak napisał w Innym świecie Gustaw Herling-Grudziński; „Prawdziwy głód zaczyna się wtedy, kiedy patrzysz na drugiego człowieka jak na potencjalny obiekt do zjedzenia”. Na przestrzeni stuleci wielu nieszczęśników uważających ludożerstwo za grzeszną, barbarzyńską praktykę zmuszonych było skosztować ludzkiego mięsa, aby przetrwać. Niekiedy wiązało się to również z przykrą koniecznością pozbawienia życia wytypowanego do pożarcia towarzysza niedoli. Kilka z przypadków takiego właśnie „kanibalizmu z wyższej konieczności” na stałe utrwaliło się w zbiorowej świadomości, szczególnie europejczyków. Do najsłynniejszych przykładów „upublicznienia” takiej tragedii śmiało można zaliczyć los załogi Meduzy. Francuska fregata Meduza z czterystoma osobami5 na pokładzie w czerwcu 1816 roku wypłynęła z portu St. Louis w Senegalu. Błąd kapitana doprowadził do tragedii, statek wpłynął na rafę u północno-zachodniego brzegu Afryki. W szalupach było miejsce dla dwustu pięćdziesięciu ludzi, dla pozostałych stu pięćdziesięciu zbudowano prowizoryczną tratwę. Kapitan i oficerowie, rzecz jasna zajmujący miejsce w łodziach ratunkowych, zdecydowali, 5 « spis treści Byli to zarówno marynarze, żołnierze, jak i osadnicy. 20 Publicystyka że ciągnięcie za sobą znacznie przeciążonej tratwy nie ma najmniejszego sensu i powoduje niepotrzebne opóźnienia. Dlatego odcięto liny cumownicze, zostawiając w ten sposób ponad sto osób na łasce żywiołu. Następne kilkanaście godzin sprowadziło śmierć na dwudziestkę rozbitków. Nocą pewien człowiek utracił zmysły i w ślepym szale próbował zniszczyć tratwę, co doprowadziło do regularnej bitwy pomiędzy ocalałymi, przynosząc okrutną śmierć kolejnej sześćdziesiątce. W ten właśnie sposób, po niespełna dobie, liczebność ocalałych spadła niemal o połowę. Następne dni przyniosły wiele bezowocnych prób zdobycia pożywienia. Jedynym zdolnym do spożycia płynem jakim dysponowali ocalali nieszczęśnicy było wino, zgromadzone w kilku beczkach. Nadzwyczaj szybko podjęto decyzję o konieczności zjedzenia ciał umarłych, początkowo na surowo, potem lekko upieczonych nad prowizorycznym ogniem skrzesanym z prochu strzelniczego i starych szmat oraz nielicznych kawałków drewna. Zabijano też wszystkich oskarżonych o podkradanie wina. Wobec powyższego, szóstego dnia żeglugi na „Meduzie” zostało ledwie dwadzieścia osiem osób, z czego trzynastu uznano za niezdolnych do przeżycia, co w konsekwencji doprowadziło do zabicia tych „najsłabszych ogniw”. Po tygodniu szczęśliwców, którym udało się przeżyć, uratował przepływający statek. Mimo, że stosunkowo szybko powzięto decyzję o zjedzeniu ciał martwych towarzyszy, opinia publiczna nie była wzburzona. W tamtym okresie dość często dochodziło do podobnych przypadków „morskiego kanibalizmu”. Zagubieni na morzu, bądź oceanie, ludzie zwykle nie mają do wyboru wielu źródeł pożywienia, przez co łatwiej zrozumieć ich decyzję o spożywaniu ludzkiego mięsa. Ale co powiedzieć o nieszczęśnikach, którzy zmuszeni byli do kanibalizmu przebywając na suchym lądzie, i to nie wyspie czy rozległej pustyni? Ciekawym przypadkiem jest wyprawa, do której doszło pod koniec roku 1846 w Stanach Zjednoczonych. Osiemdziesięciu siedmiu amerykańskich osadników pod wodzą Georga Donnera chciało jak najszybciej dostać się z terenów dzisiejszego stanu Wyoming do Kalifornii. Szansę na to, teoretycznie, stwarzał „skrót” prowadzący przez pasmo górskie Wasatch w Nevadzie. Ludzie ci ruszyli w góry w listopadzie, nieświadomi tego, że właśnie popełnili największy błąd swojego życia. Po przedarciu się przez pasmo górskie i Wielką Pustynię Słoną, grupa rozdzieliła się na dwa obozy. W pierwszym z nich, liczącym około sześćdziesięciu osób, wybudowano szybko drewniane chaty, w drugim natomiast zdecydowano się na budowę tylko prowizorycznych schronień. Było to spowodowane tym, że druga grupa kilkakrotnie próbowała przedrzeć się dalej. Niestety, jak łatwo można się domyślić, niemal wszyscy zginęli. Osadników z pierwszego obozu natomiast odcięła od świata ciężka zima. Dopiero w lutym następnego roku ekipie ratunkowej udało się dotrzeć do zaginionych. Zabrano wtedy ponad dwadzieścia osób, które uznano za zdolne do podróży. Na miejscu nie znaleziono jednak żadnych śladów kanibalizmu. Dopiero druga wyprawa, która przybyła pierwszego marca, trafiła na jednoznaczne ślady w postaci na wpół obgryzionych kości, zaś w resztkach drugiego obozu odnaleziono mężczyznę trzymającego w rękach ludzką stopę oraz wdowę po bracie Georga Donnera, która nakarmiła mięsem martwego męża swoje dzieci. Niestety, i tym razem nie udało się zabrać wszystkich uwięzionych przez śnieg ludzi. Nawet kolejna, trzecia już z kolei wyprawa pozostawiła kilka osób w pierwszym obozie. Ponadto podczas powrotu złapani przez burze śnieżną osadnicy i ich wybawcy musieli ratować się przed głodem zjedzeniem ciała zmarłej kobiety i dwójki jej dzieci. Tymczasem na ratunek wciąż czekało pięć osób, w tym George Donner. Gdy siedemnastego kwietnia przybyła ostatnia wyprawa ratunkowa, żył już tylko Niemiec, Lewis Kaseberg. Okazało się, że by przetrwać, zjadł on resztę osadników, chociaż oczywiście zapewniał, że nikogo nie zabił. Ratownicy zwrócili jednak uwagę na zamarznięte wokół jego obozowiska resztki mięsa koni i wołów. Mężczyzna twierdził później, że nie nadawały się one do jedzenia. Mimo oczywistych podejrzeń Kaseberg nigdy nie został oskarżony o morderstwa. Cała sprawa nieszczęsnej wyprawy Georga Donnera poruszyła amerykańskie społeczeństwo, tym razem wyzwalając falę protestów i braku zrozumienia dla sytuacji zagubionych osadników, która, jak twierdziło wielu, wcale nie była tak dramatyczna. Kanibalistyczne praktyki na prawdziwie masową skalę, od tysiącleci związane są też z klęskami głodu oraz działaniami wojennymi. Bodajże najbardziej tragicznym, chociaż do niedawna przemilczanym, tego przykładem w XX wieku był Wielki Głód na Ukrainie w latach 1932-33. Chęć błyskawicznego uprzemysłowienia ZSRR przez Józefa Stalina w połączeniu z licznymi czystkami na wsiach i przymusową kolektywizacją doprowadziła do paradoksalnej sytuacji, kiedy to na ukraińskich czarnoziemach “zabrakło” zboża. « spis treści 21 [W rzeczywistości w tamtym okresie zboże było eksportowane w rekordowych ilościach za granicę, tak więc Wielki Głód należy uznać za celowy, niebywale okrutny, plan eksterminacji skorych do buntów ukraińskich chłopów przez Stalina. - dop. red. nacz.] Wedle bardzo ostrożnych szacunków uważa się, że śmierć z głodu poniosło wówczas co najmniej 4 miliony ludzi, chociaż niektórzy badacze podają znacznie wyższe liczby, takie jak 10, czy 13 milionów. Skala kanibalizmu była wówczas naprawdę zatrważająca, niejednokrotnie członkowie rodzin zjadali się wzajemnie, pożerano starców, dzieci, kobiety, dochodziło też oczywiście do morderstw. Ciężko wyobrazić sobie, co czuła matka, która musiała poświecić jedno dziecko, żeby móc wykarmić pozostałe. O ile wielu badaczy fascynuje kulturowe podłoże kanibalizmu w mniej „cywilizowanych” częściach świata, to w obliczu tak masowej skali tego zjawiska ogarnia ich jedynie ponura zaduma. Wielu ludzi z pokolenia naszych dziadków i babć nadal uważa, że największa tragedia jaka może się przydarzyć człowiekowi, jest właśnie głód. Zdarzają się jednak przypadki, gdy spożycie ludzkiego ciała nie wiąże się ani z uwarunkowaniami kulturowymi, ani z brakiem innego źródła pokarmu. Zdarzają się jednostki, które po prostu CHCĄ zjadać bliźnich, co zazwyczaj, niestety, związane jest z koniecznością odebrania im życia. Pożądanie Kanibale-mordercy to niezwykle wdzięczny temat dla książek, gier czy też filmów (z postacią Hannibala Lectera na czele). Również w rzeczywistym świecie podjęcie tego tematu przez mass-media zwykle skutkuje sukcesem komercyjnym. Gorzej jest z odpowiedzialnością karną. W większości krajów świata nie istnieją żadne przepisy przewidujące sankcje prawne za spożycie ludzkiego mięsa. Przyłapany na gorącym uczynku kanibal jest więc sądzony za morderstwo, nielegalną eutanazję6 bądź bezczeszczenie zwłok. Rzecz jasna z największą krytyką, co zrozumiałe, spotyka się pierwszy ze sposobów pozyskiwania mięsa. Jednym z najbardziej rozsławionych morderców-kanibali XX wieku jest niewątpliwie Andriej Czikatiło, urodzony w ZSRR7 w czasie 6 7 Jeśli jego ofiara sama chciała być zjedzona. Na terenie obecnej Ukrainy. Publicysytka Wielkiego Głodu, dowiedział się od matki, że jego starszy brat został porwany i zjedzony. Niedługo potem ojciec Andrieja wyruszył na wojnę, gdzie miał nieszczęście dostać się do niemieckiej niewoli. Zgodnie z ówczesnymi dyrektywami Stalina żołnierze schwytani przez wroga uznawali byli za zdrajców i tchórzy. Po odzyskaniu wolności trafił na kilka lat do obozu pracy, a jego rodzinę przesiedlono w głąb Związku Radzieckiego. Wszystko to musiało wywrzeć naprawdę fatalny wpływ na psychikę dorastającego chłopca. Mimo tego w latach sześćdziesiątych jego życie ustabilizowało się, rozpoczął pracę nauczyciela, ożenił się, a jego żona wkrótce urodziła mu córkę, a kilka lat później syna. W stosunku do własnych dzieci nie okazywał żadnych patologicznych skłonności, niestety inaczej traktował swoich uczniów. Za molestowanie podopiecznych został wydalony ze szkoły, ale nie powzięto wobec niego żadnych kroków prawnych. Swoje pierwsze morderstwo popełnił w 1978 roku, kiedy to zwabił dziesięcioletnią Lenę w ustronne miejsce. Chciał zgwałcić dziewczynkę, ale z racji swojej częściowej impotencji nie był w stanie tego zrobić. Wpadł wówczas w szał, podczas którego zadźgał dziecko, odczuwając przy tym pełną satysfakcję seksualną. Aż do listopada 1990 roku popełnił ponad 508 morderstw, głównie na młodych kobietach i dziewczynkach. Zjadał też różne części ciał swoich ofiar, najczęściej genitalia. Władze długo nie podawały do publicznej wiadomości tego, że popełniane morderstwa są w jakikolwiek sposób powiązane. Propaganda wykluczała możliwość, że w ZSRR mógł działać seryjny zabójca, termin ten był bowiem jednoznacznie przypisany do krajów „zgniłego kapitalizmu”. Po schwytaniu Czikatiło próbował symulować chorobę psychiczną, ale sędziowie uznali go za poczytalnego. Skazano go na śmierć, wyrok wykonano 14 lutego 1994 strzałem w tył głowy. W następnym przypadku, który pragnę omówić, kanibalizm pełni o wiele większą, wręcz kluczową, rolę. Ciężko też mówić o „ofierze” i „sprawcy”, w tradycyjnym znaczeniu tych słów. Chodzi oczywiście o popełnioną w 2001 roku w Niemczech zbrodnię, która zelektryzowała niemal cały świat. Armin Meiwes9 zabił, a następnie 8 9 « spis treści Przyznał się do popełniania 56, lecz odnaleziono „tylko” 53 ciała. Ur. 1962 roku. 22 Publicystyka zjadł czterdziestotrzyletniego informatyka, Bernarda Brandesa. Niezwykłe w tej sprawie było to, że Brandes sam zgłosił się do Meiwesa w odpowiedzi na jego anons10 zamieszczony w sieci. Mężczyźni przez pewien czas wymieniali e-maile, nim w końcu zdecydowali się na spotkanie. Zostało one dokładnie sfilmowane, a odnalezione nagrania posłużyły potem jako materiał dowodowy w procesie sądowym. Kanibal „znieczulił” swojego gościa lekami i alkoholem, a następnie odciął mu genitalia, które przyrządził. Obaj mężczyźni raczyli się tym „przysmakiem” podczas kolacji. Później Meiwes bezboleśnie zabił Brandesa, zakonserwował resztę ciała i regularnie je spożywał. Kiedy jego zapasy zaczęły topnieć, postanowił znaleźć kolejną ofiarę w sieci. W ten sposób zwrócił na siebie uwagę prokuratury. Szybko został zatrzymany, a liczne dowody nie pozostawiały cienia wątpliwości co do jego winy. Mimo „okoliczność łagodzących”, za jakie obrona uznawała zgodę Brandesa na swój los, Meiwes został skazany na osiem i pół roku pozbawienia wolności za nieumyślne spowodowanie śmierci. O wiele więcej szczęścia miał bohater ostatniej przytoczonej przeze mnie historii. Ten morderca-kanibal nie tylko umknął sprawiedliwości, ale we własnym kraju traktowany jest niemal jak gwiazdor. Jego przypadek to bezprecedensowy przykład kpiny z wymiaru sprawiedliwości oraz potęgi bogactwa, które potrafi „wybielić” najczarniejsze zbrodnie. Japończyk Issei Sagawa urodził się w niezwykle zamożnej rodzinie i już bardzo wcześnie przejawiał niepokojące skłonności. W latach siedemdziesiątych włamał się do pokoju zagranicznej studentki, co poskutkowało skierowaniem go na badania psychiatryczne. Lekarz uznał go za jednostkę „niebezpieczną”, z czym nie zgodził się ojciec przyszłego kanibala. Zamiast leczenia, zapewnił synowi studia we Francji. W 1981 Issei poznał tam holenderkę, Renee Hartevelt, która uległa jego czarowi. Zwabił kobietę do swojego mieszkania, gdzie zabił ją, a następnie na różne sposoby spożywał jej mięso. Został zatrzymany podczas próby pozbycia się resztek ciała, zapakowanych w dwie duże walizki. Zamiast na salę rozpraw, trafił jednak powtórnie do szpitala psychiatrycznego, skąd wyciągnęły go wpływy jego ojca. Sagawa wrócił do kraju, gdzie spędził kilkanaście miesięcy pod obserwacją psychiatrów i odzyskał wolność. W 1983 roku wydał książkę, w której opisał swój czyn. Nie krył też dumy ze „spełnienia marzeń”. Zbił fortunę, publikując swoje wspomnienia oraz przemyślenia dotyczące kanibalizmu. Swoim zachowaniem wprawił w konsternację zarówno wymiar sprawiedliwości, jak i biegłych lekarzy. Chociaż bez wątpienia najboleśniej „sukces” mordercy do tej pory odczuwa najbliższa rodzina jego ofiary. Na koniec chcę napisać jeszcze co nieco o sposobach wykorzystania kanibalizmu jako materiału na grę książkową. W tym temacie należy ostrożnie dobierać scenerię. Ciężko mi wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś wykorzystuje jako tło klęski głodu, beztrosko każąc wybierać czytelnikowi, czy ma zjeść swoją córkę, czy zabić syna sąsiadów. Sam motyw opisania konieczności poświęcenia kogoś bliskiego „dla dobra ogółu” nie jest oczywiście czymś złym. Niemniej jednak temat ten nadaje się raczej na poważny, angażujący moralnie czytelnika projekt, niż groteskę. Również bardziej „pierwotny” kanibalizm może posłużyć podobnemu celowi. Czytelnik mógłby się na przykład wcielić w rolę etnografa i trafić do osady kanibali, gdzie przyjdzie mu podjąć decyzję co do swojego stosunku do tubylców. Eksterminacja, a może poznanie? Próba „nawrócenia” czy raczej przyłączenie się do uczty? Możliwości jest wiele: od prostych, czysto przygodowych, po prawdziwe wstrząsające czytelnikami projekty zmuszające do poważnego zastanowienia się nad konsekwencjami podjętych decyzji. W każdym razie myślę, że temat jest na tyle interesujący, iż warto pomyśleć nad wykorzystaniem tego potencjału w pracy twórczej. Natomiast wszystkich zainteresowanych tematem ludożerstwa odsyłam do książki11, z której korzystałem przy pisaniu niniejszego artykułu. To dość krótkie, ale treściwe wprowadzenie w ten rozległy, smakowity temat. Polecam! 10 11 Meiwes poszukiwał kogoś, kogo mógłby zabić i zjeść. Beniamin “KrowaQ” Muszyński Ilustracje: 1 Kanibalizm w Brazylii w roku 1557 według opisu Hansa Stadena. 2 Tratwa Meduzy, Théodore Géricault, 1819. 3 Czikatiło podczas procesu. « spis treści „Historia kanibalizmu” Nathan Constantine, Bellona, Warszawa, 2007 23 Na tropie Cthulhu Gamebookowe powieści, podobnie jak i te klasyczne, potrzebują własnego świata. Kreując własną „rzeczywistość”, możemy ograniczyć się do takich detali jak opis domu, pola, łąki, kilku najważniejszych postaci... Ale możemy popłynąć i dalej - spojrzeć w otchłań podwalin wszechświata, ujrzeć kres gatunku ludzkiego, oglądać oblicza bogów i opisać ich majestat oraz grozę. Możemy od nowa napisać mitologię, stworzyć mroczne kulty, a nawet przypadkowo dać podwaliny nowym religiom. Świat, który stworzył Howard Phillips Lovecraft, jest fascynującym przykładem tak wykreowanej rzeczywistości literackiej. Cthulhu, Shub-Niggurath, Yog-Sothot, Starsze Istoty, Wielka Rasa, Shogothy są jego oryginalnymi tworami. Lovecraft w liście do Harolda S. Farnessa tłumaczył, jaki cel kryje się w tworzeniu przez niego literackiej mitologii. Dzięki niej jego opowieści miały poruszać ludzi, odpowiadając zarówno ich emocjonalnym, jak i duchowym potrzebom we współczesnym zdominowanym przez naukę świecie, przejmując funkcję dawnych, infantylnych i niewiarygodnych już, naturalnych mitologii. Zapytany przyznawał wprost, że wszystko to jest wykreowaną fikcją w głównej mierze przez niego, ale również przez jego kolegów po piórze. Mimo to mitologia zaczęła żyć własnym życiem. Neil Gaiman we wstępie do zbioru opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta o tytule Sny o terrorze i śmierci wspomina, że na jednym z konwentów fantastyki poświęconego m. in. bohaterowi tego artykułu pewien szczupły, starszy dżentelmen z widowni wstał i spytał dyskutantów, czy zastanawiali się nad teorią, którą on sam wyznawał: że Wielcy Przedwieczni [...] wykorzystali po prostu biednego [...] Lovecrafta, by przemówić do świata i szerzyć wiarę w samych siebie poprzedzającą ich nieunikniony powrót. I nie jest to odosobniony przypadek. Peter J. Carroll, okultysta, jeden z prekursorów magii chaosu, pisze całkiem serio, że według niego Necronomicon jest dziełem gnostycznym (ponieważ w Damaszku, gdzie miał się narodzić, działało sporo gnostyków), a więc zakładał jego realne istnienie na planie fizycznym (w przeciwieństwie do późniejszych wyznawców tego Publicysytka nurtu, którzy wierzyli jedynie w istnienie tej księgi na planie astralnym). W środowisku okultystycznym nie był on odosobniony. Co ciekawe nawet jeden z korespondentów Lovecrafta, William Lumley, wierzył w prawdziwość tej osobliwej literackiej mitologii TAKŻE WTEDY gdy sam jej autor wraz ze współautorami zapewniali go, że sami wszystko zmyślili. Lumley stwierdził wówczas: Możemy sądzić, że piszemy fikcję literacką, a nawet nie wierzyć w to, co piszemy, lecz w gruncie rzeczy mówimy prawdę – wbrew samym sobie, służyć nieświadomie za posłańców Tsathogguy, Croma, Cthulhu i innych sympatycznych dostojników z zewnątrz. Mitologia literacka Lovecrafta zyskała rzesze autentycznie w nią wierzących, jak i wyznawców, mimo absurdalnych okoliczności narodzin, do dziś można spotkać ludzi myślących podobnie jak W. Lumley. Jako młody pisarz możesz podobnie jak Jarek ObywatelJ Klofta w Sąsiadach Lonesbury, Artur Marciniak w Zagadce Rezerwatu, Beniamin Muszyński w Zaginionym czy ja w książkach z serii Tajemne Oblicze Świata odnosić się do mitologii Lovecrafta. Możesz też, przyglądając się procesowi tworzenia tej mitologii przez Samotnika z Providence, stworzyć własną podobnie rozbudowaną i szczegółową. Mitologia H. P. Lovecrafta choć oryginalna, jest wciąż ciekawym konglomeratem znanych mitów i ich twórczym przetworzeniem, co ułatwiło jej zaszczepienie w naszej kulturze. Niektórzy Bogowie, jak Hypnos, Dagon czy Nodens, przeniesieni zostali wprost z wcześniejszych wierzeń (co nie oznacza, że nie zostali zmodyfikowani). Znalezienie genezy innych, jak chociażby Yog-Sothot, Nyarlthotep czy Cthulhu wymaga bardziej wnikliwych badań. Najbardziej intrygującym i najpopularniejszym bóstwem z całego panteonu jest z pewnością bluźnierczy Cthulhu, po raz pierwszy opisany w opowiadaniu Zew Cthulhu powstałym w roku 1926. Jego sylwetka jest w pewien sposób antropoidalna, posiada głowę ośmiornicy z twarzą pełną macek, gąbczasty tułów pokryty łuskami, ogromne szpony na przednich i tylnych łapach oraz długie, wąskie skrzydła z tyłu. Przybył z gwiazd w czasie, gdy ludzi jeszcze nie było na Ziemi i wraz ze swoim potomstwem opanował pewien ląd pośród bezmiaru Pacyfiku, zakładając na nim miasto R’lyeh. Prowadził wówczas wojnę z (również przybyłymi z kosmosu) Starszymi Istotami. Z bliżej nieznanego powodu jego ziemia uległ nagłemu zatopieniu, « spis treści Publicystyka 24 pogrążając w odmętach samego Cthulhu. Choć wydaje się martwy, tak naprawdę wciąż żyje i śni. Kiedy gwiazdy znajdą się w odpowiednim położeniu, Cthulhu znów wyjdzie z głębin, aby zapanować nad naszym światem. Już raz to zrobił w pierwszej połowie XX wieku, gdy R’leyh na krótki okres czasu wynurzył się, ale został chwilowo pokonany przez norweskiego kapitana Gustava Johansena. Kiedy znów się pojawi, nastąpi kres obecnej cywilizacji i kres ludzkości, choć jego wyznawcy twierdzą, że „czas ten [ich ponownego panowania - dop. M. K.] łatwo będzie rozpoznać, ponieważ ludzie staną się podobni do Wielkich Starych Bogów; wolni i swobodni, poza zasięgiem dobra i zła, odrzucą wszelkie prawa i zasady moralne, będą krzyczeć zabijać i pławić się w radości. Wyzwoleni Starzy Bogowie nauczą ludzi jak krzyczeć, jak zabijać, jak radować się i bawić, a cała ziemia rozgorzeje ofiarą całopalną ekstazy i wolności.” Cthulhu posiada wyznawców na całym świecie. Jego kult ma powstawać efemerycznie w różnych zakątkach globu, być starym jak ludzkość, a jego szczegóły przekazywane są w tajemnicy. Często wpływa na ludzi, przemawiając do nich w czasie ich snu. Wszyscy świadkowie rytuałów ku czci Cthulhu wspólnie przyznają, że są one okrutne i przerażające. Z pewnością jednym z istotnych inspiracji dla Lovecrafta była istota zwana Krakenem, będąca wielkim ośmiornicopodobnym tworem topiącym statki na morzu, o którym z przerażaniem od wieków szeptali marynarze. Przez długi czas istnienie Krakena stawiano na równi z istnieniem jednorożców i smoków, wyśmiewano ludzi wierzących w niego, a samą jego postać zaliczano do ciekawostek kryptozoologicznych; dopóki nie odkryto i nie opisano gatunku kałamarnicy olbrzymiej, a następnie jeszcze większej kałamarnicy kolosalnej. Jako dziecko Howard uwielbił recytować wiersz o tym niezwykłym stworzeniu. Natomiast sam Kraken nigdy nie był czymś więcej ponad mitycznym stworzeniem. Choć budził przerażenie daleko było mu do postaci boskiej czy demona. Postać Cthulhu to coś znacznie bardziej niepokojącego. Niektórzy poszukując genezy najsłynniejszego z Wielkich Przedwiecznych, wskazują na hawajskiego boga Kanaloa. To jedna z nielicznych postaci sakralnych przedstawianych w postaci ośmiornicy. Ponadto włada on magią, wznosi kontynenty i układ gwiazdy na niebie. Jego odpowiednik z panteonu mieszkańców Markizów, Tanaoa, był ponadto bogiem pierwotnych ciemności, który został zepchnięty do głębin oceanów, gdzie panuje ciemność i cisza. Co nie jest niczym niezwykłym w kulcie Markizańczyków, składano mu krwawe ofiary z ludzi. Postać powyższego boga, jeśli chodzi o atrybuty, oczywiście pokrywa się z Cthulhu w pewnych sferach, ale nie we wszystkich. Cthulhu to coś więcej niż ośmiornica, nie zamierza wiecznie żyć w głębinach i zagraża ludzkości, czego nie można powiedzieć o Kanaloa. Co najistotniejsze w tej kwestii, nie znalazłem także żadnej informacji, która potwierdzałaby, że Lovecraft znał dobrze mitologię Pacyfiku. W przeciwieństwie do mitologii greckiej, rzymskiej, semickiej czy mezoamerykańskiej. W większości znanych mi mitologii naturalnych pojawia się pewien szczególnie podobny element. Postać demona, boga (lub bogini) przyjmującą postać węża lub smoka, żyjącego w podziemiach lub w głębinach oceanu, który najczęściej uosabia chaos, zło i zagraża ludzkości. Występuje m.in. w mitologii greckiej (jako Tyfon), « spis treści 25 Publicysytka sumeryjskiej (jako Tiamat), czasem jest pozytywnym bogiem jako pierzasty wąż (Quezalcoatl), który jednakże domaga się ofiar z ludzi anatolijskiej (jako Ilujanka), egipskiej (jako Apop), skandynawskiej (jako Jormungand), czy (co najciekawsze i zapewne powiązane z mitologią Cthulhu) jako Lewiatan – smok z Apokalipsy św. Jana. W większości tych mitologii wąż-smok uosabiający chaos musiał zostać pokonany, by świat mógł zacząć spokojnie istnieć. Czy pamiętacie może w jaki sposób został unieszkodliwiony na chwilę Cthulhu przez Johansena? Został przebity kadłubem statku w wyniku czego jego forma uległa chwilowemu rozproszeniu, a dopiero gdy statek był w odpowiedniej odległości, ponownie przybrał pierwotny kształt. « spis treści 26 Publicystyka Czy takie chwilowe pokonanie Wielkiego Przedwiecznego nie wydało Wam się dziwnie zbyt proste? Dlaczego potężny Cthulhu miałby zostać przezwyciężony w tak trywialny sposób? Otóż jeśli porównamy Cthulhu do egipskiego wodnego, wężowatego demona chaosu Apopa, sprawa staje się jasna. Apop był cyklicznie pokonywany przez Seta (lub Horusa), przebijany statkiem dysku słonecznego lub włócznią kogoś z jego załogi. Johansen nieświadomie odtworzył właśnie ten rytuał i podobnie jak Horus unieszkodliwił akwatycznego boga chaosu. Według skandynawskiej Eddy Poetyckiej, gdy nastąpi zmierzch bogów, Ragnarok, będący jednocześnie końcem tego świata, wąż Jormungand wyłoni się z oceanu i zacznie wypluwać z siebie jad, która pokryje ziemię i niebo. Nawet potężny bóg Thor, który w końcu zabije demona, umrze w wyniku działania jego trucizny. Nietrudno dostrzec tu podobieństwo do zagrażającego powstania Cthulhu. Z kolei w Apokalipsie św. Jana znajdziemy takie oto fragmenty: I inny znak ukazał się na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia [...] I nastąpiła walka w niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł. I został strącony wielki Smok, Wąż Starodawny, który zwie się diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie. [...] Biada ziemi i morzu – bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu. I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza [...] A smok dał jej swą moc, swój tron i wielką władzę. I ujrzałem jedną z jej głów jakby śmiertelnie zranioną, a rana jej śmiertelna została uleczona. A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią; i pokłon oddali Smokowi. [...] A dano jej usta mówiące wielkie rzeczy i bluźnierstwa. Nietrudno dostrzec podobieństwo Cthulhu do Smoka i Bestii, zstępującego z gwiazd na ziemię wraz ze swoimi dziećmi, toczącego wojnę ze Starszymi Istotami, wyłaniającego się z morza, zagrażającego ludziom, zwodzącego ich, który mówi wielkie rzeczy i bluźni. Ponadto Cthulhu wydaje się martwy, ale wcale taki nie jest (jaki mówi słynny dwuwiersz: Nie jest umarły ten, który spoczywa wiekami...), podobnie jak jedna z głów Bestii, która wydawała się śmiertelnie zraniona, a okazuje się cudownie uleczona. W tym momencie dochodzimy do kolejnego elementu zagadki tłumaczącej, skąd pochodzi “przepis na Cthulhu”. Sam Lovecraft, opisujący jego kult wśród Eskimosów, nawiązuje do boga świata podziemnego, którym jest Tornarsuk (błędnie przez niego nazwany Tornasukiem). Jestem przekonany o tym, że Lovecraft czerpał informację o nim tylko z XIX-sto wiecznego Indeksu Piekielnego autorstwa Jacquesa Auguste’a Simona Collin de Plancy (czyt. Żaka Ogusta Simona Koląna de Plansi) ponieważ powtarza słowo w słowo to co autor tej osobliwej encyklopedii o inuickim bóstwie. Tornarsuk jest mniej istotny, niż to za kogo Jacques Auguste go uważał, a mianowicie za Diabła – tak też nazwał go wprost Lovecraft. Na samym początku opowiadania Zew Cthulhu Lovecraft sam daje podpowiedź, skąd czerpał swoje inspiracje, wskazując na książkę Kult Wiedźm w Europie Zachodniej autorstwa Miss Murray. Autorka, jako etnolog, po wnikliwym przestudiowaniu źródeł z procesów czarownic, wysunęła teorię, że istniał w Europie tajemny kult wiedźm, w którym czczono przedaryjskich i przedchrześcijańskich bogów oraz boginie płodności, nazywanych przez nową religię diabłami, a co istotniejsze, którym składano także ludzkie ofiary. Co ma wspólnego prymitywny sabat czarownic z kultem przybyłego z gwiazd Cthulhu? Po pierwsze, czczą go najczęściej niearyjczycy lub mieszańcy ras, co dla Lovecrafta, obstającego przy tragicznie prymitywnej odmianie rasizmu, było już samo w sobie objawem degeneracji i pokrywało się poniekąd z teorią Murray. Po drugie, Lovecraft bardzo pieczołowicie opisał rytuał ku czci Cthulhu. Przyjrzyjmy się uważniej niektórym jego fragmentom: Tylko poezja albo obłęd mogły usprawiedliwić wrzaski, jakie docierały do Legrasse’a, « spis treści 27 kiedy brnęli poprzez czarne grzęzawisko w kierunku czerwonego blasku i przytłumionego bicia w bębny. Istnieją odgłosy właściwe ludziom i właściwe zwierzętom; straszne jednak są one wtedy, gdy słyszymy głosy ludzkie, a zdają się je wydawać dzikie bestie. Zwierzęca furia i wyuzdana orgia wzbijały się do demonicznych wyżyn, przecinane wyciem i skrzeczącym wrzaskiem najwyższej ekstazy, która rozdzierała i wibrowała w tym spowitym nocą lesie niczym złowroga burza dobywająca się z piekielnych głębi. [...] W naturalnej przesiece, jaką było bagnisko, widniała porosła trawą wyspa wielkości około akra, bez drzew i w miarę sucha. Na niej właśnie podskakiwała i wiła się horda ludzkich potworów [...] Naga gromada hybrydów ryczała, wyła i spazmatycznie wyginała się wokół ogromnego ognia w kształcie pierścienia; gdy rozchylała się zasłona dymu, ukazywał się stojący w samym środku ogniska wielki granitowy monolit, wysoki na jakieś osiem stóp; na jego wierzchołku spoczywała absurdalnie mała i dziwacznie wyrzeźbiona statuetka. Z szerokiego kręgu dziesięciu platform rozstawionych w regularnych odstępach wokół spowitego ogniem monolitu zwisały głową w dół ciała owych mieszkańców osady, którzy zniknęli. Pośrodku tego właśnie kręgu stojący kołem wierni skakali i ryczeli, przesuwając się w prawo [a więc, co ważne, w stronę przeciwną niż ruch wskazówek zegara – dop. M. K.] w bezustannych bachanaliach pomiędzy kręgiem ciał i płonącym ogniskiem. Porównajmy to z następującymi fragmentami z Kultu Wiedźm w Europie Zachodniej Miss Muray: - [...] wraz ze swymi dwiema córkami i pewnymi innymi osobami, diabelskimi poplecznikami i całym owym gronem, tańczyły razem, wokoło wielkiego głazu, pod przewodnictwem Szatana, ich mistrza, przez dłuższy okres czasu. - Jonet Lucas została oskarżona o “tańczenie w kręgu tanecznym” podczas tego samego wydarzenia. Beatrice Robbie została “opisana jako notoryczna wiedźma, udająca się, pod przewodnictwem Diabła, jej mistrza, z pewnymi innymi osobami, owymi diabelskimi poplecznikami, do Craigleauche, aby tańczyć tam razem wokoło wielkiego głazu przez dłuższy okres czasu i tam Diabeł, jej mistrz grał przed nią. - Taniec ów jest dziwny i straszny, a także diaboliczny, polega on na obracaniu Publicysytka się plecami do siebie, braniu innej osoby do ręki i skakaniu wraz z innymi ponad ziemię, następnie potrząsaniu głowami do przodu i tyłu niczym Antychrysty, oraz kręceniu się jakby owi tancerze byli szaleńcami. - Jako że tancerze byli zwróceni twarzami do zewnętrznej strony kręgu, to znaczy to iż obracali się “przeciwnie do ruchu wskazówek zegara”, t. j. przeciwnie do ruchu słońca. Również w opowiadaniu Pradawna Magia Algernona Blackwooda, pisarza uwielbianego przez Lovecrafta, a nawet cytowanego na samym początku Zew Cthulhu, znajdziemy opis bliźniaczo podobnego sabatu czarownic. Tylko że w opowiadaniu Blackwooda uczestnicy rytuały tańczą dookoła potwornej, monstrualnej postaci siedzącej na tronie, którą jest MATKA jednej z czarownic. W tym miejscu dochodzimy do kwestii statuetek Cthulhu. Posiadać je mieli wyznawcy kultu wiedźm, Eskimosi, tajemniczo miały być powszechne na ziemi. Czy historia zna jakieś dziwne statuetki, które ludzie w czasach prehistorycznych przetrzymywali, oddawali im cześć i które związane były z kultem płodności? Przyjrzymy się wizerunkowi Cthulhu narysowanego przez samego Howarda Phillipsa Lovecrafta. Proszę zwrócić uwagę na jego tłustą postać. « spis treści 28 Publicystyka A teraz proszę spojrzeć na następujące eksponaty: jak i u Eskimosów (ichniejsze położne w trakcie odbierania porodu trzymają je w dłoniach). Zwróciłem już uwagę na to, że Algernon Blackwood opisując sabat wcześniej niż Lovecraft, umieścił właśnie taką boginię w miejscu, w którym później Lovecraft ulokował statuetkę Cthulhu. Lovecraft oczywiście znał kult Magna Mater. Wyraźnie do niego nawiązuje w opowiadaniu Szczury w Murach, gdzie wspomina także opisywaną w Złotej Gałęzi autorstwa J.G. Frazera frygijską boginię Kybele. Nie bez powodu na początku opowiadania Zew Cthulhu również wspomina dzieło Frazera. W kontekście Magna Mater i jej korelacji z Cthulhu bogini Kybele jest szczególnie ciekawa. Jej wierni tańczyli w orgiastycznym tańcu przed jej ołtarzem ściekającym krwią ofiar. Mężczyźni, którzy chcieli być jej kapłanami, odcinali sobie penisy, rzucając je na ołtarz. Często już po rytualnym szale popadali w depresję, a ich tragiczny stan ducha (o czym pisał Frazer i o czym wspomniał Lovecraft) opisał w smutnym poemacie rzymski pisarz... Katulus. Prawda, że niezwykły zbieg okoliczności, jeśli chodzi o imiona? Mikołaj Kołyszko Takie wizerunki Magna Mater, czyli Wielkiej Matki, bogini, której największą cześć oddawano prawdopodobnie w czasach prehistorycznych, znajdziemy zarówno wśród wykopalisk europejskich, « spis treści 29 Idealna mechanika dla gier książkowych, czyli od Fighting Fantasy do Tkaczy Burz Nasz „uniwersalny” bohater będzie więc wyglądał następująco: Zręczność: 4 + 3 = 7 Mądrość: 4 + 3 = 7 Z kolei groźny wojownik o, powiedzmy, prostej wizji świata: Zręczność: 4 + 6 = 10 Mądrość: 4 + 0 = 4 Klasyczna mechanika Fighting Fantasy zastosowana w kultowej grze Dreszcz ma swoje ograniczania. Chyba największą jej wadą jest to, że słabo odzwierciedla realia walki. Różnica w umiejętnościach walczących nie ma wpływu na ilość zadanych obrażeń, rzut dwiema kośćmi sprawia, że czynnik losowy ma zbyt duży wpływ na wynik walki. Stwory zaś, nawet te najgroźniejsze, mają Wytrzymałość niższą od naszego bohatera. Zastanówmy się więc, jak wychodząc od zasad FF, stworzyć idealną mechanikę dla gry książkowej – z jednej strony charakteryzującą się prostotą, z drugiej zaś choć trochę odzwierciedlającą rzeczywistość. Publicysytka Zacznijmy od tworzenia karty postaci. Po pierwsze, w FF występują dwa parametry bohatera, które można testować: Zręczność (Skill) opisujący jego sprawność fizyczną i umiejętność walki, oraz Szczęście (Luck). To co razi na pierwszy rzut oka, to brak cechy opisującej psychiczne predyspozycje bohatera. Tworząc klasyczny system RPG, takich parametrów moglibyśmy stworzyć kilka: Inteligencja, Spostrzegawczość, Mądrość (czyli ilość posiadanej wiedzy) czy Zdolności Magiczne. Zdając sobie jednak sprawę, że z definicji mechanika gry książkowej powinna być uproszczona, przyjmijmy jeden parametr opisujący wszystkie powyższe cechy: Mądrość. Wprowadzenie tej cechy pozwoli nam na przeprowadzanie starć za pomocą magii, ułatwi także naszemu bohaterowi poznawanie i rzucanie czarów, targowanie się czy narzucenie swojego zdania w dyskusji. Dwa parametry opisujące zarówno zdolności fizyczne, jak i psychiczne bohatera, dają graczowi ciekawsze możliwości jego kreacji. Jeśli przyjmiemy, że przy tworzeniu bohatera mamy pewną liczbę punktów do rozdzielenia pomiędzy te dwie cechy (np. pulę 6 punktów) oraz pewien poziom minimalny dla każdego z parametrów (4 punkty) - to możemy wykreować przykładowych bohaterów: A mądry mag lub uczony bard: Zręczność: 4 + 0 = 4 Mądrość: 4 + 6 = 10 Cóż zatem zrobić, aby nasz Mag nie poległ w pierwszym starciu, a Wojownik nie zginął od pierwszego czaru? Przed każdą walką gracz powinien dostać możliwość wybrania strategii walki z potworem lub ucieczki. Znacznie zwiększy to ilość paragrafów, ale sprawi, że gra będzie o wiele ciekawsza. Można by także posłużyć się pewnym trikiem: wprowadźmy w grze możliwość zarabiania pieniędzy – im większa Mądrość, tym łatwiej wynegocjować, wygrać w karty czy po prostu wykraść złoto. Za złoto zaś nawet wątłego zdrowia Mag będzie mógł kupić sobie trening w szkole walki, ochraniającą przed ciosami zbroję, magiczne przedmioty zwiększające zdolności w walce czy po prostu lepszą broń. Będąc sprawiedliwymi, musimy więc dać Wojownikowi możliwość zwiększania Mądrości poprzez zdobycie magicznych ksiąg lub artefaktów strzeżonych przez stwory, które należy pokonać w walce fizycznej. Zastanówmy się teraz nad przebiegiem walki. W prawdziwej walce waga zadanych obrażeń zależy od różnicy w umiejętności walki i predyspozycji fizycznej oponentów. Czyli trzymetrowy troll-wojownik wyposażony w ciężki kamienny młot powinien jednym ciosem roztrzaskać czaszkę młodego nieuzbrojonego goblina-golibrody. Im bardziej zbliżone są cechy oponentów, tym dłużej powinna trwać walka. Aby uzyskać ten efekt przyjmijmy, że ilość obrażeń w walce jest równa różnicy siły ataku oponentów. Przypomnijmy, że w FF Siła Ataku walczącego = Zręczność + K12. Jednak aby ograniczyć czynnik losowy, a bardziej premiować umiejętności, zamieńmy K12 na K6. « spis treści 30 Publicystyka Ważna też jest broń i zbroja. Wprowadźmy zatem dwa współczynniki wpływające na ilość obrażeń: Współczynnik Broni i Współczynnik Zbroi. Tak więc w naszym scenariuszu spotkają się: Trzymetrowy Troll Mroczny Wojownik: Zręczność: 12 / Mądrość: 4 / Wytrzymałość: 28, Młot (Wsp. Broni: 6) Elfi Bard: Zręczność: 6 / Mądrość: 11 / Wytrzymałość: 10, Drewniana tarcza (Wsp. Zbroi: 1), Miecz (Wsp. Broni: 2) Przeciwnik mało zręczny, ale wytrzymały i straszliwie silny Olbrzymi Czerw Zręczność: 6 / Mądrość: 2 / Wytrzymałość: 30 Broń: Straszliwy splot (Wsp. Broni: 12) Wróg szybki jak błyskawica, wyposażony w lekką szpadę, ale podatny na ciosy Owadzi Szermierz z Innego Świata Zręczność: 10 / Mądrość: 5 / Wytrzymałość: 5 / Broń: Szpada (Wsp. Broni: 1) Wróg mało zręczny, ale odporny na ciosy i groźny Toksyczny Mięczak Zręczność: 5 / Mądrość: 12 / Wytrzymałość: 8 / Pancerz Chitynowy (Wsp. Zbroi: 10), Broń: Plucie kwasem (Wsp. Broni: 12) Przebieg walki wyglądałby tak: Rzut dla Trolla pokazał 5 oczek, rzut dla Barda: 2 oczka. Siła Ataku Trolla = 12 + 5 = 17 Siła Ataku Barda = 6 + 2 = 8 Ilośc obrażeń = 17 – 8 = 9 Ponieważ to Troll zadaje cios, należy do ilości obrażeń dodać wsp. Broni Trolla i odjąć wsp. Zbroi Barda. Tak więc ostateczna ilość obrażeń to: 9 + 6 – 1 =13 Bard traci więc 13 punktów wytrzymałości, czyli tarcza pęka w drzazgi i nasz biedny bohater zostaje zmiażdżony od jednego straszliwego uderzenia młota. Zapewne przebieg tej walki jest znacznie bardziej wiarygodny, niż w mechanice FF, ale czy ktoś chciałby grać bohaterem, którym w pierwszej walce ginie się jak mucha? Przed przystąpieniem do walki powinniśmy zasygnalizować graczowi zagrożenia, następnie dać możliwość wycofania się, skorzystania z czaru lub artefaktu, bądź przy użyciu Mądrości wymyślenia jakiegoś sposobu na pokonanie wroga. Jeśli gracz będący Magiem zda sobie sprawę, że wróg jest zbyt silny, powinien wycofać się i poszukać jakiegoś czaru lub artefaktu, który pomoże mu wroga pokonać. Być może w innej części gry znajdzie np. Czar Osłabienia, do rzucenia którego wymagana jest co prawda Mądrość minimum 8, ale który sprawia, że zarówno Zręczność, jak i Wytrzymałość wroga w czasie walki spada o połowę, zaś wróg gubi w pomieszaniu oręż. A może Czar Ognia, po rzuceniu którego Wytrzymałość wroga spada do 2. Wróg szybki i silny lecz podatny na pierwszy cios Szklana Machina Szalonego Czarodzieja Zręczność: 10 / Mądrość: 0 / Wytrzymałość: 1 / Broń: szpikulce i wiertła: (Wsp. Broni: 10) Dobrą praktyką jest także umieszczanie słabszych wrogów na początku fabuły oraz groźniejszych w późniejszych etapach gry, dzięki czemu damy graczowi czas na odpowiednie wyposażenie swojego bohatera przed spotkaniem z groźnymi wrogami. Dosyć łatwo zrobić to w paragrafowej grze w konwencji fabularnej, jak jednak osiągnąć ten efekt w grze labiryntowej, gdzie bohater wałęsa się po całej mapie bez żadnych ograniczeń? O tym, moi drodzy, w następnym odcinku. Powyższy system walki daje nam też ogromne możliwości kreacji przeciwników, na przykład: « spis treści Paweł Dziemski 31 Publicysytka Industrializacja gier paragrafowych, czyli dobrodziejstwa mechaniki. Wszyscy wiemy jaki jest zamysł gier paragrafowych, gier książkowych czy opowiadań interaktywnych. Chcemy przeżyć pewną historię, ale chcemy mieć wpływ na jej rozwój, chcemy mieć możliwość wyboru, chcemy tę historię przeżywać sami, a nie być tylko jej świadkami, stojąc gdzieś z boku. Ile razy czytając książkę, dziwiliśmy się poczynaniom bohaterów? Ich decyzje i działania niejednokrotnie były nielogiczne. My przecież na ich miejscu postąpilibyśmy zupełnie inaczej. Cóż, właśnie dzięki tej gałęzi literatury/rozrywki mamy taką możliwość. Uczestniczymy w wydarzeniach, wręcz jesteśmy w ich centrum. Mamy wpływ na to co nas otacza, co się wokół nas dzieje, od nas zależą poczynania bohaterów. Dokonujemy wyborów i ponosimy ich konsekwencje. Ingerujemy w przeżywaną historię. I o to nam właśnie chodziło. Ale czy aby na pewno? Wyobraźmy sobie taką sytuację: Nasz bohater wraca właśnie z przyjęcia do domu. Nagle, nie wiadomo skąd, z piskiem opon nadjeżdża samochód. Wprost na niego. Kierowca zasnął, był pijany, stracił panowanie nad autem – nieistotne. Istotne jest, że naszego bohatera od śmierci dzielą ułamki sekund. Jaki mamy wybór? Niewielki. Ale za to oczywisty. Nie będziemy przecież stać jak wryci i czekać tylko odskoczymy na bok. Teoretycznie. No właśnie. Łatwo jest wybrać odpowiednią reakcję siedząc w kapciach, w wygodnym fotelu, z herbatą w ręku. A co ze stresem, paraliżującym strachem, predyspozycjami bohatera? Tego nasz wybór nie przewiduje. To, że chcemy uskoczyć nie znaczy, że nam się to uda. To nieco zaburza ideę kontrolowania losów bohatera, ogranicza nasz wybór i pozbawia możliwości decydowania o sobie. I dobrze! Nie jesteśmy przecież w stanie przewidzieć jak zareagowalibyśmy w prawdziwym życiu na taką sytuację. Czy zdążylibyśmy uskoczyć, a może strach wmurowałby nas w ziemię...? Dobrze, przejdźmy zatem dalej. Wiemy już, że nie na wszystko mamy wpływ. Co zatem dzieje się z naszym bohaterem? Jest na łasce autora – albo pozwoli nam dokonać tego wyboru (co jest nielogiczne), albo sam zdecyduje o jego losie źródło: sxc.hu – co z kolei mija się z ideą interaktywności, nie wspominając już o tym, że jest to po prostu nie do końca uczciwe. Chcemy przecież mieć poczucie, że konsekwencja jest wynikiem naszych działań, a nie kaprysu autora. Bo niby czemu miałby podejmować za nas tę decyzję, skoro w założeniu dał nam swobodę działania? W przytoczonym przykładzie należy wziąć pod uwagę wiele czynników. Kondycja bohatera, jego opanowanie, szybkość reakcji i pewnie jeszcze wiele innych, w tym czynnik losowy. Te czynniki, występując w pewnych połączeniach, zazębiają się, w wyniku czego następuje taka czy inna reakcja. O ile tworząc opowiadanie, jesteśmy w stanie opisać kilka reakcji wynikających z danej sytuacji, o tyle nie jesteśmy w stanie w sensowny i logiczny sposób doprowadzić do nich samymi opisami. Reakcje te bowiem pozbawione będą wyżej wymienionych czynników i staną się przewidywalnymi, świadomymi decyzjami, co pozbawi je dynamiki i nieprzewidywalności. Mało tego, nie będziemy wiedzieli dlaczego nastąpiła taka, a nie inna, reakcja. Czy taki był zamysł bądź kaprys autora, zadziałał (w domyśle, bo przecież nikt poza autorem nie ma na to wpływu) czynnik losowy czy może jeszcze coś innego? Przejdźmy więc do sedna sprawy – mechaniki. Cóż, musimy liczyć się z tym, że wprowadzając do naszego projektu mechanikę już na starcie dostajemy modyfikator -5 do elitarności, gdyż nasze dzieło traci status literatury interaktywnej na rzecz najzwyklejszej gry. Wyobraź sobie reakcję ludzi w towarzystwie, gdy na pytanie “czym się zajmujesz?” odpowiadasz “literaturą interaktywną” - rozmówcy kiwają z uznaniem głowami, wykazują zainteresowanie i generalnie są pod wrażeniem. A teraz na to samo pytanie odpowiedz: “grami”, a jedyne na co możesz liczyć, to politowanie. « spis treści 32 Publicystyka Jeśli jednak nie interesuje Cię zdanie innych, a taka degradacja towarzyska jest Ci raczej obojętna, możemy przejść do rozpatrywania naszego przykładu, tym razem z uwzględnieniem mechaniki. Stwórzmy zatem pierwszą lepszą cechę, jaka przychodzi nam do głowy – na potrzeby artykułu niech będzie to “Opanowanie” mówiące nam jak bohater radzi sobie ze stresem, czy jest w stanie zachować zimną krew w krytycznej sytuacji. Na jej podstawie łatwo jest odnieść się do dalszych wydarzeń. Jeśli “Opanowanie” jest za niskie, strach wmurowuje go w ziemię, uniemożliwiając reakcję. Jeśli zatem bohater ginie pod kołami samochodu, to nie dlatego, że tak chciał autor, tylko dlatego, że nie wytrzymał presji zdarzenia. Jeśli zaś “Opanowanie” jest odpowiednio wysokie, otwiera to nam nowe możliwości – bohater radzi sobie z tą sytuacją i z zimną krwią podejmuje kolejne decyzje. Analogicznie, wprowadzając cechę “Refleks”, nie skazujemy bohatera na z góry ustalone powodzenie bądź porażkę, gdyż znów nie jest to kwestia wyboru, lecz pewnej zależności. Albo będzie na tyle szybki i odskoczy, albo zakończy swój żywot. Oczywiście, jak w każdej dziedzinie, zalecany jest umiar. Nie chodzi o to, żeby na każdym kroku bombardować gracza testami i statystykami. Pewnie, że można posłużyć się umiejętnością “Perswazji” czy “Zastraszania”, ale dużo ciekawiej będzie prowadzić dialog osobiście i samemu wybierać opcje dialogowe tak, aby sukces zawdzięczać sobie, a nie rzutowi kością. Mechanika ma być elementem urozmaicającym Twoją opowieść i dodającym mu nieprzewidywalności. Nie musi przypominać matury z matematyki. Choć z drugiej strony – dlaczego by nie? Jeśli Twój projekt ma na tym zyskać, jeśli dzięki temu każda rozgrywka toczyć się będzie inaczej, nabierze tempa, nie bój się eksperymentować. Zachęcam Was, drodzy Autorzy, do stosowania mechaniki. Tej bardziej, jak i tej mniej skomplikowanej. Takiej, która nada Waszej opowieści charakteru i dynamiki, która w połączeniu z treścią wgniecie gracza w fotel. Bo przecież o to tu chodzi – żeby dostarczyć odbiorcy niezapomnianych wrażeń. I tego życzę Wam z każdym nowym projektem. Michał “Recoil”Rosiński « spis treści 33 Publicysytka Visual Novel W dzisiejszym artykule przyjrzymy się specyficznemu rodzajowi interaktywnej literatury. Pochodzi on z Japonii, gdzie zdominował rynek gier PC, choć niemało pozycji ukazuje się również na konsolach. Na podstawie tytułów z tego gatunku powstało już wiele filmów animowanych oraz komiksów. Ostatnimi czasy, również w Polsce, stawia on swoje pierwsze, małe kroki. Poznajcie visual novel! Visual novel można opisać jako połączenie gry paragrafowej, komputerowej i anime (japoński film animowany utrzymany w stylu manga). Gracz obserwuje akcję z perspektywy pierwszej osoby. Przez większość rozgrywki widzi jedynie statyczne tła oraz wizerunki postaci, z którymi w danym momencie rozmawia. Zazwyczaj nie są one animowane, w zależności od sytuacji i przebiegu rozmowy zmienia się jednak ich wyraz twarzy lub postawa ciała. Ograniczona oprawa graficzna wynika z prostego faktu, iż rdzeń rozgrywki stanowi tekstowa narracja. Wszelkie dialogi, opisy itd. wyświetlane są w prostokątnej ramce, znajdującej się u dołu ekranu (rzadziej tekst zajmuje cały ekran). Co jakiś czas stajemy przed koniecznością podjęcia decyzji, które wpływają na dalszy przebieg akcji. Pod tym względem gry visual novel przypominają paragrafówki, z tą różnicą, że wykorzystują one możliwości komputerów. Pojawiają się więc bardziej rozbudowane dialogi, możliwość zapisu i wczytywania gry, a także elementy zaczerpnięte prosto z gier komputerowych, jak wyzwania zręcznościowe czy zagadki logiczne. Wiele jest zresztą tytułów, które łączą visual novel z innymi gatunkami, jak choćby seria przygodowych kryminałów sądowych Phoenix Wright. Visual novel przypomina też gry komputerowe pod względem oprawy dźwiękowej – co prawda ten aspekt rozgrywki jest tutaj mocno ograniczony ze względu na małą dynamikę wizualizacji, ale mimo to udźwiękowienie często stoi na najwyższym poziomie. Wiele tytułów posiada muzykę i efekty dźwiękowe, a nawet profesjonalny dubbing. Wielu osobom gatunek visual novel kojarzy się wyłącznie z hentai, czyli pozycjami o charakterze pornograficznym. Faktycznie, wszelkiego rodzaju „romanse” stanowią znaczącą część gatunku, niemniej jednak natrafić można również na gry Tears to Tiara - visual novel dla konsoli PS3 z gatunku science fiction (Snatcher na Sega CD) czy fantasy (Disgaea Infinite na PlayStation Portable). Krzywdzący stereotyp wynika zapewne z tego, że bardzo mały procent gier visual novel ukazuje się poza granicami Japonii – a wśród tych wydanych na zachodzie dominują właśnie gry erotyczne. I tu przechodzimy do największego problemu, który dotyczy visual novel – dostępności. Jeśli znamy język angielski, sprawa nie wygląda tak źle. Istnieją firmy, zajmujące się cyfrową dystrybucją zlokalizowanych gier (np. MangaGamer), działa też wiele grup wypuszczających fanowskie tłumaczenia (można je pobrać ze stron takich jak choćby insani.org). W Polsce sprawa wygląda mniej wesoło. W naszym rodzimym języku nie ukazał się jeszcze żaden komercyjny tytuł, natomiast amatorskich lokalizacji jest zaś tyle, co nic. Także pierwsze kroki w dziedzinie tworzenia gier niezależnych stawiane są bardzo powoli. Za swoiste światełko w tunelu można więc uznać premierę utrzymanej w klimacie horroru gry N.E.M.O., która miała miejsce szesnastego sierpnia tego roku. RE: Alistair++ - przykład gry stworzonej w Ren’Py Skoro już wspomniałem o grach niezależnych… Cóż, w innych krajach Europy i w Ameryce powstaje ich bardzo dużo. W porównaniu z innymi grami komputerowymi, visual novel są bowiem stosunkowo łatwe do zaprogramowania. « spis treści 34 Publicystyka Ponadto istnieje wiele specjalnych programów, pozwalających stworzyć własne produkcje tego gatunku. Wśród nich największą popularnością cieszy się Ren’Py, dostępny za darmo na systemy Windows, Mac OS i Linux. Nie da się ukryć, że gry visual novel stanowią bardzo ciekawy gatunek literatury interaktywnej. Tym bardziej więc szkoda, że niemal nie istnieje on w naszym kraju. Warto jednak zachować czujność, gdyż ta sytuacja może się zmienić. Japońskie komiksy i filmy animowane również nie były przecież wydawane w Polsce przez długie lata. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko trzymać kciuki i czekać na rozwój sytuacji! Michał “Pinkel” Ślużyński Przydatne linki: The Visual Novel Database – strona gromadząca informacje na temat gier visual novel. http://vndb.org/ Visual Novel po polsku – polska strona poświęcona głównie tłumaczeniom gier visual novel. http://www.visual-novels.pl/ MangaGamer – internetowy sklep, sprzedający gry visual novel w języku angielskim. http://www.mangagamer.com/allages/ G-Collections – internetowy sklep, sprzedający gry visual novel dla dorosłych w języku angielskim (18+). http://www.g-collections.com/ Oficjalny portal Ren’Py, programu do tworzenia gier visual novel na systemy Windows, Linux i Mac OS. http://www.renpy.org/ Oficjalna strona Novelty, edytora do gier visual novel na system Windows. http://www.visualnovelty.com/ Witryna NovelStream, programu do tworzenia gier visual novel kompatybilnego m. in. z systemami Windows, Android oraz iOS. http://visualnoveldai.com/NovelStream/ Strona N.E.M.O., darmowej gry visual novel po polsku (18+). http://ryuutsuruteikoku.npx.pl/viewpage.php?page_ id=14 Deja Vu – strona poświęcona amatorskim tłumaczeniom gier visual novel na język angielski. http://deja-vu.mangasos.com/index.html Insani – kolejny przyczółek fanowskich tłumaczeń gier visual novel. http://www.insani.org/index.html « spis treści 35 Dziennik jako element gry książkowej Gra książkowa może posiadać różne formy, nierzadko odbiegające od powszechnie przyjętych w gatunku standardów. Przykładem takiego właśnie odejścia od norm (a wręcz ich łamania) jest dziennik. Dlaczego? Przede wszystkim sposób przekazywania informacji częściowo wyklucza nas z uczestnictwa w akcji. Jest to tekst pisany w pierwszej osobie, nie jesteśmy więc bohaterem, jedynie czytamy o tym, co mu się przydarzyło. Oczywiście można częściowo obejść tę przeszkodę tak, abyśmy mimo wszystko mieli pewien wpływ na opisywane wydarzenia. Owa metoda została zaprezentowana w dołączonym do tego numeru projekcie. Przede wszystkim należy zadać sobie podstawowe pytanie: czy wprowadzanie dziennika do naszej gry paragrafowej ma sens? Myślę, że ma, a na poparcie tej tezy warto przywołać przykład, opisywanej już w naszym magazynie, gry Sąsiedzi Lonesbury. Zaczyna się ona od słów: Nazywam się Frederick Stevenson i Bóg mi świadkiem, że przez cały okres swojego pobytu w Lonesbury nawet najmniejszym swoim działaniem nie zamierzałem rozbudzać w otaczających miejscowość lasach tego, czego rozbudzać nie powinien nikt nigdy, a na co to rozbudzone Coś czekało przez cały okres swojego snu, trwającego niezliczone przez ludzi eony... Podczas rozgrywki wstawki z dziennika przeplatają się z klasyczną akcją, kiedy to bezpośrednio kierujemy poczynaniami bohatera. To połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę, dzięki czemu projekt cieszy się popularnością wśród graczy. Innym rozwiązaniem jest oparcie całej akcji wyłącznie o treść dziennika. Wtedy możemy wcielić się albo w jego autora, albo osobę postronną, która weszła w posiadanie czyichś wspomnień. Wówczas można stworzyć klimatyczne, sugestywne opisy przeżyć autora, co również potrafi wciągnąć czytelnika w wykreowany przez nas świat. Możliwości jest sporo, więc jeśli ktoś lubi wyzwania, nic nie stoi na drodze do napisania bardziej złożonego projektu. Wówczas gracz czytając kolejne fragmenty dziennika Publicysytka (o którego kształcie decyduje poprzez dokonane wybory), zdobywa informacje do wykorzystywania w jego „teraz”. Należy oczywiście pamiętać, że nadmierna komplikacja może być dla czytelnika kłopotliwa, odbierając mu radość z rozgrywki. A więc przede wszystkim umiar! Plaga to prosty, krótki przykład paragrafowego dziennika, który być może zainspiruje część z Was do eksperymentowania z tą formą. Życzę miłej lektury! Uwaga techniczna: Podczas rozgrywki uzyskujesz Informacje oznaczone numerami: #1, #2, itd. Zapisuj je na kartce, przydadzą Ci się podczas dalszej gry, bowiem dostęp do niektórych paragrafów zależny będzie od numeru posiadanych Informacji. Nie musisz jednak zebrać wszystkich numerów, jest to zresztą niemożliwe, ponieważ niektóre z nich przypisane są do wzajemnie wykluczających się ścieżek fabularnych. « spis treści Beniamin „KrowaQ” Muszyński WWW prezentuje 36 PLAGA 1. 17.07.1994 Zaczynam spisywać te wspomnienia, żeby utrwalić zarówno fakty, jak i moje uczucia. Nie wiem, czy ktokolwiek, poza kręgiem najbliższych znajomych, to przeczyta, lecz i tak piszę z myślą o Tobie, anonimowy Czytelniku. Nie chcę jedynie przedstawić minionych wydarzeń, a siebie, moja rolę w tym wszystkim. W chwili wybuchu tej Plagi (ciekawe czy jakiś pismak wpadnie na to, żeby tak świetnym i dźwięcznym określeniem nazwać ten „koszmar”) miałem dwadzieścia osiem lat. Właściwie nadal mam. Wszystko to zaczyna być nazbyt chaotyczne, przejdę już raczej do konkretów, w końcu moje życie nikogo by nie obchodziło, gdyby nie fakt uczestnictwa w kwarantannie. Mieszkam na ostatnim, ósmym piętrze sześcioklatkowego bloku starego budownictwa. Budynek ten stoi w pewnej odległości od innych. Pierwotnie miał należeć do osiedla, które ostatecznie nigdy nie powstało. Otaczająca go, rzadko koszona, łąka to miejsce przeciągające z równą siłą dzieci, młodocianych alkoholików, zakochane pary, wytworne paniusie z mniejszymi od kotów psami, tudzież inny motłoch. Tu właśnie żyję, tu zaczęła się historia, w której uczestniczę. Cały dzień poprzedzający początek wszystkich tych wydarzeń spędziłem na samotnej rozrywce. Telewizja, książka, trochę ćwiczeń fizycznych. Pod wieczór zastanawiałem się, czy podziwiać zachód słońca z okien mojego mieszkania (38) czy raczej wyjść na krótki spacer (25). 2 . (U#2) Kiedy tylko opuściłem klatkę schodową natychmiast poczułem na sobie dziesiątki spojrzeń, ale tym razem nie przeszkadzały mi, przechadzałem się w nich jak w świetle reflektorów podczas gali. Jakiś podenerwowany, młody policjant, którego tu przysłali z, najwyraźniej równie niedoświadczonym partnerem, spytał mnie o szczegóły tego wypadku. Nie mogłem powiedzieć mu nic ważnego, ale rozmawialiśmy, aż do przyjazdu straży pożarnej i służb sprzątających, to chyba działało na niego kojąco. Później kazał wrócić do mieszkania, na koniec mówiąc, że nie zapomni o takim „dzielnym człowieku jak ja” . Dzielny człowiek! Ja! Do tej pory uśmiecham się na myśl o tamtym zdarzeniu (43). 3 . (U#6) Zaczęliśmy poszukiwacz kolejnych potencjalnych członków. Ostatecznie udało nam się zwerbować jeszcze trzech ludzi; Piotra, archeologa, Dominika, byłego studenta Akademii Sztuk Pięknych i podstarzałego kawalera Zbigniewa, który nadzwyczaj chętnie skorzystał z okazji wyrwania się ze szpon swojej apodyktycznej matki. Nikt więcej nie wyraził chęci uczestniczenia w tym przedsięwzięciu, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Policjant też wydawał się zadowolony, że i tak udało się kogokolwiek zwerbować. Polecił nam zgłosić się rano do punktu kontrolnego, po czym odszedł, mianując mnie dowódcą „oddziału”. My również, po kilkunastu minutach niezobowiązującej rozmowy, rozeszliśmy się do swoich mieszkań. Spędziłem prawie godzinę krążąc w kółko po salonie, zachwycony moją nową funkcją. Dowódca! Ha ha ha (60)! 4. Szybko na myśl przyszedł mi staruszek, który niedawno poczęstował mnie tym dziwnie wyglądającym cukierkiem. Chciałem powiedzieć o tym przeczuciu reszcie „brygady” (15), ale nie byłem pewien, czy powinienem rzucać tak poważne oskarżenie nie mając dowodów. Pomyślałem, że może raczej powinienem najpierw pójść do niego osobiście (58). 5. Przyznał, że kierowała nim tylko jedna myśl, chciał „użyźnić” okolicę. Rozumiał przez to wywołanie wstrząsu w ludziach przebywających, jego zdaniem, w jakimś dziwacznym lunatycznym stanie. Wszystkie « spis treści 37 WWW prezentuje te dzieci – tłumaczył mi – są stracone, przeraźliwie przeciętne. Spędzają całe dnie wrzeszcząc, biegając, tarzając się w błocie, jak dzikie zwierzęta. To bydło, urośnie i zostanie użyte przez mądrzejszych od siebie. Staruszek nie krył trawiącej go nienawiści, wykazywał, że siedmiolatki są ubierane w kopie strojów dorosłych i „wyglądają jak małe dziwki”. Te przeklęte płodniaki powstały w wyniku czystego przypadku! – niemal krzyczał. Tłumaczył mi, że zabijając to plugawe pokolenie przygotuje, użyźni, grunt pod następne. Rodzic po stracie dziecka szybko postara się o następne, ale tym razem wychowa je z większą uwagą i troską. Taka była jego teza, którą swoim czynem próbował udowodnić. #9 – 30 #10 – 39 Brak – 19 6. Z trudem uspokoiłem Piotra, który zarzucił mi zbytnią pobłażliwość, a nawet niekompetencję. Tymczasem staruszek postanowił skorzystać z podarowanego mu czasu i zapewnić sobie, wieczny, spokój, skokiem z balkonu. Upadek z trzeciego piętra wprawdzie go nie zabił, ale naprawdę poważnie zranił. Piotr był nawet zadowolony z tego obrotu sytuacji, a w każdym razie nie zameldował o moim odstępstwie od procedury, chociaż zaczął wyraźnie unikać mojego towarzystwa. Dziwny człowiek (52). 7. Następnego dnia wszyscy Strażnicy, oprócz mnie, przyszli poubierani w koszule, lub bluzy z długimi rękawami, rękawiczki kuchenne i z zasłoniętymi twarzami. Zdziwił, a nawet nieco rozbawił, mnie ten strach przed zarazą. Wytłumaczyłem, że nie zamierzam robić z siebie cudaka, a i tak wczoraj działaliśmy bez żadnej ochrony, więc już możemy być chorzy. O dziwo nie wydawali się przekonani do moich argumentów, a przecież wszystko logicznie im wyjaśniłem! #6 – 35 Brak – 66 8. Nim zasnąłem, nawałnica rozpętała się na dobre, wprawiając mnie tym w dobry nastrój. Lubię deszcz, a szczególnie czas tuż po nim, a nawet w trakcie ulewy, kiedy nikt nie wychodzi jeszcze na ulice i mogę spokojnie spacerować po opustoszałym mieście. Zasnąłem szybko, ukołysany odległymi odgłosami błyskawic i szumem uderzających o dach kropel. Rankiem mój dobry humor natychmiast uleciał, kiedy tuż po śniadaniu ktoś zapukał do moich drzwi. Z łomoczącym sercem ruszyłem, aby je otworzyć, podświadomie oczekując tłumu ludzi z, bliżej nieokreślonymi, pretensjami do mojego zachowania. #2 – 64 #5 – 63 Brak – 42 9. Wieczorem sprawa się wyjaśniła, w czym pomogła moja sugestia dotycząca staruszka. Wszystko wskazywało na to, że ten dziwny człowiek celowo skaził słodycze krwią martwych ptaków, a następnie wręczył kilku dzieciom łakocie prosząc by podzieliły się z innymi oraz nie mówiły o tym rodzicom. Żeby nie spłoszyć podejrzanego, wojsko zdecydowało się zlecić zatrzymanie Straży, a konkretnie mnie osobiście. Chętnie na to przystałem, rozważając tylko, czy lepiej iść pojedynkę (33), czy może zabrać za sobą kogoś zaufanego, na przykład mojego zastępcę Piotra (13). « spis treści WWW prezentuje 38 10. (U#4) Przyjąłem prezent, z trudem hamując rosnącą łapczywość i powstrzymując się przed natychmiastowym zjedzeniem słodkości. Wymieniłem ze starcem kilka grzecznościowych, pozbawionych sensu zwrotów i wróciłem do siebie. Zawładnęła mną bezsensowna myśl, że podarunek był celowy zabiegiem, mającym potwierdzić moją słabą wolę. Wyobrażałem sobie staruszka mamroczącego do siebie obelgi pod moim adresem, albo opowiadającego sąsiadkom o mojej pazerności. Postanowiłem definitywnie nie wychodzić juz więcej tego dnia z domu (26). 11. Stojąc na małym skrawku betonu, wsparty o nieco przerdzewiałe barierki, pierwszy raz w życiu doznałem, co znaczy sen na jawie. To co widziałem było tak nierzeczywiste, że nie mogło należeć do świata szarej codzienności. A mimo to, te setki martwych gołębi leżących wszędzie wokół były realne, a jakaś postać gorączkowo zbierała ptaki do dużego worka, nerwowo rozglądając się wokół. #1 – 21 Brak – 47 12. Rankiem część barykad została na pewien czas usunięta, a na parking przed blokiem wjechało osiem ciężarówek. W każdej siedziało po kilku żołnierzy, którzy razem z nami zaczęli akcję wywożenia ludzi. Pukałem do kolejnych drzwi i obwieszczałem, że za godzinę wszyscy mają być gotowi do wyjazdu, recytując też rozporządzenie na temat objętości i zawartości bagażu podręcznego. Moi rozmówcy stali na progach, w ślepej złości patrząc to na mnie, to na dwóch uzbrojonych mężczyzn w mundurach za mną. Następnie, jak poszczute psami owce, zajęli się wypełnianiem rozkazu. To był najpiękniejszy dzień mojego życia! #11 – 46 Brak – 29 13. (U#9) Staruszek przyjął nas przyjaźnie, najwyraźniej spodziewał się, że prędzej, czy później ktoś go „odwiedzi”. Nie stawiał oporu, a nawet wyznał swoje winy, wyraźnie dumny z tego, czego dokonał. Chciał też wyjaśnić (5) dlaczego zatruwał dzieci, ale rozwścieczony Piotr nie miał zamiaru tego słuchać i namawiał mnie, żebyśmy natychmiast doprowadzili mężczyznę do wojskowych (22). 14. Wiedziony niejasnym przeczuciem, że starzec może przeszukać moje śmieci, wrzuciłem słodką bryłę do sedesu, dokładnie spłukując wodą. Kiedyś podobnie postąpiłem z sporym stosem sreberek po czekoladkach, byłem bowiem pewien, ze sąsiedzi przejrzą śmieci i będą szeptać między sobą o moim obżarstwie. Aby nie myśleć już więcej ani o staruszku, ani nikim innym szybko położyłem się spać (8). 15. Postanowiłem opowiedzieć o moich przypuszczeniach, przede wszystkim z powodu strachu. Bałem się, że ktoś wykryje tą sprawę szybciej ode mnie i to na niego spadną, niesłusznie, pochwały. Wszyscy wysłuchali moich słów z żywym zainteresowaniem, postanowiliśmy też zgłosić wszystko wojsku. Wieczorem tego samego dnia starzec został aresztowany (52). « spis treści 39 WWW prezentuje 16. (U#1) Nie wiem dlaczego postanowiłem zabrać ze sobą tą zabawkę, lecz miałem dziwne uczucie, że w najbliższej przyszłości może mi się na coś przydać. Z podobnych powodów naznosiłem już do domu mnóstwo innych, znalezionych na ulicy przedmiotów, które po pewnym czasie, z wielkim żalem, musiałem wyrzucać. W każdym razie natychmiast wróciłem do siebie, trzymając w ręku swoje znalezisko (50). 17. Minąłem tego mężczyznę, starając się nie spoglądać w jego kierunku. Niestety, zacząłem w kółko myśleć tylko o tym czego mógłbym się od niego dowiedzieć i czy w ogóle wywiązałaby się jakakolwiek rozmowa. Poza tym miałem wrażenie, że wciąż mnie obserwuje. Natychmiast oblał mnie pot, okrążyłem niemal biegiem blok i wróciłem do siebie. Drzemiące we mnie lęki raz jeszcze dały o sobie znać (26). 18. Miałem rację i moje poszukiwania przyniosły pewien rezultat, schwytałem dziesięcioletniego chłopca, który, chociaż wyglądał na zdrowego, przerażony w kółko powtarzał, że on też zachoruje, bo „zjadł cukierki”. Kiedy spytałem go o szczegóły mamrotał tylko coś o „wielkiej torbie słodyczy od dziadka”. #4 – 41 Brak – 35 19. Na sam koniec mężczyzna spytał mnie, czy zamierzam zameldować o nim żołnierzom. W pierwszej chwili chciałem potwierdzić (55) jego przypuszczenia, ale miałem też pewne wątpliwości (32). Rozumiałem, chociaż nie koniecznie akceptowałem, jego pobudki. Mnie też denerwowały te rozwrzeszczane bachory, nie miałem jednak odwagi by coś z nimi zrobić. On miał. Z drugiej strony, jeśli ktoś inny wpadnie na jego trop, to staruszek może zdradzić władza, że ze mną rozmawiał. Ta wizyta nastręczyła mi tylko niepotrzebnych kłopotów! 20. (U#11) Przekazałem wieści Wojtkowi, jedynemu mieszkańcowi, któremu, do pewnego stopnia, ufałem i od dłuższego czasu utrzymywałem kontakty towarzyskie. Oczywiście zastrzegłem, żeby nie rozpowszechniał tej informacji, ale byłem pewien, że nie posłucha. Jego dziwaczne, naiwne poczucie sprawiedliwości nie raz dawało o sobie znać i mimo moich najszczerszych chęci, nie mógł, a raczej nie chciał, go z siebie wyplewić (12). 21. (U#3) To był pierwszy raz, kiedy jakaś znaleziona przeze mnie rzecz naprawdę okazała się użyteczna. Pobiegłem po lunetę i z lubością wpatrywałem się w moją „ofiarę”, starca, mieszkańca mojej klatki, którego dotąd znałem tylko z widzenia. Zebrał jeszcze kilka ptaków i niemal biegiem wrócił do swojej klatki, a ja jeszcze przez chwilę wodziłem moim „okiem” po tym dziwacznym kobiercu zdechłych gołębi. Wtedy właśnie zacząłem się zastanawiać, co będzie dalej (54). 22. Również nie widziałem sensu w słuchaniu tłumaczeń staruszka. Odprowadziliśmy go do żołnierzy, po drodze jeszcze kilkakrotnie uciszając. Wyglądało to tak, jakby miał już gotową „obronę”, która koniecznie chciał przed kimś wygłosić. Żołnierze zabrali go ze sobą, również uciszając, swoimi sposobami, rozgadanego starca (52). « spis treści WWW prezentuje 40 23. Mieszkańcy zostali przewiezieni do ośrodka odosobnienia, ulokowanego w, do niedawna opuszczonym, magazynie pod lasem, który teraz stał się sztabem grupy naukowców powołanej do rozwiązania problemu epidemii. My, strażnicy, zostaliśmy ulokowani w części przeznaczonej dla wojska, otrzymaliśmy też mundury. Były chyba policyjne, ale pozbawione odznaczeń, za to z przyszytymi do obu ramion opaskami z emblematami SO (takimi samymi, jakie nosiliśmy dotąd). Otrzymaliśmy też uzbrojenie – długie, gumowe pałki. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale ja widzę ją w jak najjaśniejszych kolorach. Teraz idę spać, cały dzień spędziłem na służbie, pilnując tych krnąbrnych głupców. Od rana czekają na mnie nowe obowiązki; muszę się starać, może wtedy dostanę prawdziwą broń, obiecali mi to przecież. Karabin. Prawdziwy karabin (70)! 24. Przychyliłem się do tezy, że wszystko to wokół nas, niespodziewana epidemia, kwarantanna, narastający strach, to wkroczenie do naszego świata cech charakterystycznych dla snu, czy raczej koszmaru. Wojtek poparł mnie, więc szybko zaczęliśmy wymieniać argumenty dla poparcia naszego stanowiska, zupełnie jakby w pokoju był ktoś trzeci, który nie zgadzał się z naszymi wnioskami. Niestety, tak szybkie dojście do porozumienie, szybko ostudziło w nas potrzebę dalszej rozmowy i mój gość po niedługim czasie odszedł. Zostałem sam i postanowiłem jakoś kreatywnie spędzić ten czas (26). 25. Ostatecznie wyszedłem przed blok z zamiarem przejścia kilku uliczek, a być może zahaczenia o jakiś kiosk. Maszerując raźnie nowo położonym chodnikiem czułem się trochę zmieszany. Wcześniej musiałem bardziej uważać na wyboje, a teraz mogłem było po prostu iść, bez żadnych przeszkód. To było dla mnie zbyt proste i oczywiste. Nie lubię żadnych komplikacji, a jednak nie mogę obejść się bez nich, często samemu tworząc na swojej drodze coraz to nowe problemy. W każdym razie podczas tej przechadzki dostrzegłem zakleszczoną w chaszczach, porastających okolice garaży, dziecięcą lunetę. Coś tknęło mnie żebym podszedł i obejrzał tą zabawkę. Okazało się, że posiada całkiem niezłe przybliżenie, pomyślałem nawet, że powinienem ją zabrać (16), chociaż było to zupełnie niepoważne pragnienie, któremu nie powinienem ulegać (36). 26. Przez resztę dnia i wieczór oddawałem się lekturze powieści historycznej, która szybko przeobraziła się w rasowy horror dość niskich lotów. Zajęcie to było świetną metoda na oderwanie mojego umysłu od spraw bieżących. Podczas, gdy zafascynowany poznawałem tajemnice, które skrywał Czarny Zamek, ulokowany gdzieś w piętnastowiecznej Hiszpanii, na zewnątrz skłębiły się gęste, czarne chmury. Nadciągała burza. #4 – 49 Brak – 8 27. Płomienie szybko objęły cały budynek, a ludzie ulegli jakiejś masowej psychozie, jedni wrzeszczeli jak opętani, inni płakali, niektórzy wpadli nawet w stan podobny do transu. Na szczęście cała ta buntownicza grupka dała się wprowadzić do podstawionej ciężarówki i została wywieziona. Na miejscu zostali tylko żołnierze i my, Straż Obywatelska. Rozkoszowałem się w ciszy tym cudownym widokiem. Wprawdzie straciłem swój dobytek, przynajmniej do czasu wypłacenia odszkodowania, ale wszyscy dookoła byli w takiej samej sytuacji, więc nie było mi żal. Ogień to piękny żywioł! Myślę, że najlepiej wyraża on wnętrze każdego człowieka. To przecież uniwersalny symbol, w każdej kulturze w jakiś sposób ma on szczególną rolę. Tylko to bydło wokół mnie płakało za spalonymi szafami. Żałosne (23). « spis treści 41 WWW prezentuje 28. Oznajmiłem mu, że nie mam najmniejszego zamiaru słuchać jego żałosnych tłumaczeń oraz zagroziłem użyciem siły, jeśli będzie dalej stawał opór. Wtedy mnie posłuchał i dał się doprowadzić do żołnierzy, którzy powitali go z nieukrywaną wrogością. Nie wiem, co siedziało w głowi tego nieszczęśnika, ale podejrzewam strach. On przecież jest wszędzie, we wszystkich (52). 29. Cała akcja przebiegła nadzwyczaj sprawnie, wszyscy mieszkańcy opuścili swoje ukochane, betonowe klatki, a ja w duchu śmiałem się, zapewniając ich lakonicznie, że „wszystko będzie dobrze”. Dwie godziny później blok płonął już jak gigantyczna pochodnia, nawet stojąc w pewnej odległości od niego czułem ten fenomenalny żar. Każdy w życiu ma, a przynajmniej powinien mieć, taka chwilę, w której myśli sobie „dla czegoś takiego warto było się urodzić”. Dla mnie nastał właśnie taki moment, wpatrzony w szalejący żywioł, po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem (23). 30. Tłumaczenie staruszka było dla mnie dość przekonujące, chociaż nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie działał bardziej skrycie. Okazał się zupełnym głupcem, a dla takich nie mam taryfy ulgowej. Oczywiście nie powiedziałem Piotrowi o moich wnioskach, zresztą był on wystarczająco wściekły, zapewne z bardziej „normalnych” powodów, takich jak „moralność”. Truciciel dzieci poprosił nas jeszcze o kilka minut czasu (6), żeby mógł się „psychicznie przygotować”. Ja wprawdzie nie miałem nic przeciwko, ale Piotr sprawiał wrażenie jakby miał zaraz wybuchnąć i niemal żądał ode mnie żebyśmy natychmiast oddali winowajcę w ręce władz (48). 31. Dwóch szeregowych posłuchało mojej rady i po przetrząśnięciu piwnicy wyprowadzili stamtąd jakiegoś chłopca, dziękując mi za podpowiedź. Kiedy wywieziono ostatnią „partię” ludzi, natychmiast zapanował spokój. Wszyscy zamknęli się w swoich mieszkaniach, nawet inni członkowie Straży wyglądali na przestraszonych. Doszedłem do wniosku, iż chyba tylko mnie przypadła do gustu cała ta sytuacja, chociaż oczywiście nikomu nie zwierzyłem się z tych przemyśleń (7). 32. Surowo zakazałem mówić mu o spotkaniu ze mną, jeśli kiedykolwiek zostanie złapany. Przysiągł uroczyście, że tego nie zrobi i na koniec zaoferował mi skromny poczęstunek. Natychmiast odmówiłem, wprost sugerując, że nie jestem pewien, czy jego „kanareczki” nie zawierają jakiegoś trującego dodatku. Chyba go tym uraziłem. Dziwny, bardzo dziwny człowiek (52). 33. (U#10) Kiedy zapukałem do drzwi tego mężczyzny nie wydawał się zdziwiony, chyba spodziewał się tego, że prędzej, czy później zostanie złapany. Sprawiał wrażenie dumnego z tego, co zrobił i chciał nawet opowiedzieć mi o swoich pobudkach (5). Była to kusząca oferta, chociaż nie byłem pewien, czy powinienem wdawać się nim w rozmowę. W końcu przyszedłem tu, aby go aresztować (28), a nie słuchać zwierzeń. 34. (U#5) Czasem myślę, że jestem zwyczajnie uzależniony od cukrów i pustych kalorii, chociaż wcale nie dysponuję nadmierną tuszą. W każdym razie pośpiesznie rozpakowałem cukierka, po kilku chwilach rozgryzając go na drobne kawałki. Kiedy tylko przestałem czuć go w ustach ogarnęło mnie poczucie winy. Postanowiłem jak najszybciej zakończyć ten dzień, więc udałem się do swojego łóżka (8). « spis treści WWW prezentuje 42 35. Korzystając z nadanej mi władzy zakazałem używania tych kretyńskich „zabezpieczeń”, obiecując, że załatwię dla nas maski ochronne od wojska albo policji. Natychmiast udałem się z tą sprawą (łączność telefoniczna została w trakcie akcji wywożenia chorych odcięta) do odpowiedzialnego za kontakt z nami żołnierza. Kazał zgłosić się nieco później. Roznieśliśmy więc żywność, a następnie ponownie odwiedziłem mojego przełożonego, od którego dostałem sporą paczkę z maseczkami chirurgicznymi i jednorazowymi, gumowymi rękawiczkami. Moi podwładni byli bardzo zadowoleni z efektów moich starań, a ja myślałem nad tym, co powiedział mi ten mężczyzna, wspomniał bowiem, że wszystkie zarażone dzieci jadły wspólnie cukierki niewiadomego pochodzenia. Czyżby ktoś celował chciał zatruć tych małych krzykaczy? #8 i #4 – 9 Brak – 61 #4 – 4 36. Uznałem, że mam już u siebie dość zabranych z ulicy przedmiotów, które w ostatecznym rozrachunku i tak trafiały później na śmietnik. Jednak myśl o porzuconej lunecie nie dawała mi spokoju, całkowicie psując pozytywne wrażenia ze spaceru, który szybko zakończyłem. Wróciłem okrężną drogą, aby nie przechodzić ponownie obok garaży (50). 37. Mój strach nie minął bezpowrotnie, przed wyjściem powstrzymało mnie przeświadczenie, że na zewnątrz pełno będzie ludzi, którzy nagle zaczną zadawać mi setki pytań. Wiedziałem, iż to tylko kolejne, irracjonalne podszepty mojej podświadomości, lecz mimo wszystko wolałem zostać w bezpiecznym, własnym mieszkaniu. Zresztą niedługo odwiedził mnie mój dobry znajomy, Wojtek, z którym szybko wdałem się w ciekawa dysputę dotyczącą istoty rzeczywistości. Był ciekaw, czy uważam całą tę sytuację za coś w rodzaju spełnionego snu (24), czy raczej za zwyczajną sytuację, która jest po prostu zbyt nerwowo odbierana (56). Zawsze lubiłem prowadzić z nim takie dziwaczne, teoretyczne dysputy. 38. Mimo moich usilnych starań coraz częściej nie mogłem przemóc się do „bezcelowego” opuszczania moich czterech ścian. Robiłem stanowczo za duże zakupy w okolicznym sklepiku, żeby tylko nie musieć wracać tam wcześniej niż za trzy dni. Raz mogłem przebywać cały dzień poza domem, kiedy indziej czułem się obserwowany natychmiast po opuszczeniu klatki. Ta dziwaczna huśtawka nastrojów sprawiła, że ostatecznie tego wieczora nie wyściubiłem nosa za próg (50). 39. Zaprowadziłem starca do żołnierzy, po drodze radząc, żeby nie powtarzał na przesłuchaniu swoich poglądów. Oburzony, stwierdził, że nie wstydzi się tego kim jest i ma zamiar przekazać swoje idee jak największej ilości ludzi. Zignorowałem jego gorliwe zapewnienia o tym, że „właśnie przeszedł do historii” i przekazałem go władzom. Mam tylko nadzieję, iż nie zapomną o mnie jeśli sprawa nabierze rozgłosu i zostanę odpowiednio nagrodzony jako ten, który go schwytał (52). 40. Oczyma wyobraźni widziałem już zrozpaczonych ludzi, płaczących jak dzieci za swoimi wygodnymi kwaterami. Myśl o ich druzgoczącej klęsce napawała mnie otuchą, od kiedy tylko się tu wprowadziłem, podejrzewałem, że źle mi życzą. Te wszystkie dziwna spojrzenia, ciche uwagi, które i tak słyszałem. « spis treści 43 WWW prezentuje Tak, pozornie, zaradni w życiu i ułożeni sąsiedzi niedługo stracą swoje żałosne dobytki, staną się tacy jak ja - zawieszeni gdzieś w strumieniu życia. Ciekawe, czy sobie poradzą z tą nową sytuacją? Oby nie (12)! 41. (U#8) Natychmiast skojarzyłem to ze staruszkiem, który niedawno częstował mnie tym dziwnie wyglądającym cukierkiem. Przekazując chłopca jakiemuś żołnierzowi, wspomniałem o tym, radząc, żeby powiedział komuś odpowiedzialnemu za badanie zarazy. Obiecał to zrobić, ale nie jestem pewien, czy dotrzyma słowa (7). 42. Na progu stał mój sąsiad, niejaki Piotr, w towarzystwie policjanta. Najwidoczniej przybrałem bardzo przestraszony wyraz twarzy, bo obaj natychmiast zaczęli mnie zapewniać o swoich dobrych intencjach. Policjant poinformował mnie o właśnie utworzonej Straży Obywatelskiej, której mój sąsiad był, jak dotąd, jedynym członkiem. Z niewidomych powodów uznał, że ja również byłbym niezwykle przydatny w tej organizacji. Wtedy właśnie, sam nie wiedząc dlaczego, wyraziłem zgodę na przystąpienie do Straży (67). 43. Około południa wszystkich mieszkańców mojego bloku zabrano z miejsc pracy, szkół czy zwyczajnych spacerów, nakazując pozostanie w mieszkaniach. Zabrzmiały syreny. Zawsze lubiłem ich dźwięk, gdy byłem mały dla zabawy spoglądałem w niebo, wypatrując wrogich samolotów. Mojej matce nie podobały się te „żarty z poważnych rzeczy” i zawsze strofowała mnie ostro, grożąc mniej lub bardziej dotkliwą karą. Przez około godzinę wokół budynku ustawiono prawdziwe zasieki z drutu kolczastego rozpiętego pomiędzy drewnianymi, przenośnymi konstrukcjami. Powstała w ten sposób niewielka, zamknięta strefa, której granic zaczęli strzec uzbrojeni w karabiny żołnierze. Jakiś mężczyzna wykrzyczał przez megafon, że zostaliśmy objęci kwarantanną, ponieważ w martwych ptakach znaleźli mutację nieznanego wirusa. Po zapewnieniu nas, że nie zostaniemy pozbawieni podstawowych mediów, a ponadto otrzymywać będziemy regularne dostawy żywności, zezwolił na opuszczanie mieszkań i swobodne poruszanie się w strefie, byleby nikt nie podchodził bliżej niż trzy metry do zasieków. Zewsząd doszły mnie głośne lamenty i przekleństwa, ja natomiast pozwoliłem sobie na cichy, radosny śmiech, siedząc skulony na łóżku. Tak właśnie zaczęła się ta historia, ciekawi mnie ile to wszystko jeszcze potrwa? Na wszelki wypadek zacząłem spisywać te wspomnienia teraz, żeby nie utracić szansy na przedstawienie rozgrywających się na moich oczach wydarzeń. Po południu chciałem wyjść (45), chociaż nie byłem pewien, czy to dobry pomysł (37). 44. Żołnierzy bardzo zainteresowała moja teoria, natychmiast wysłano dwóch szeregowców do mieszkania staruszka w celu „wybadania sprawy”. Wrócili razem z podejrzanym, który, wedle ich słów, przyznał się do wszystkiego, kiedy tylko ich zobaczył. Byłem naprawdę dumny! To dzięki mnie złapano truciciela dzieci. Ha (52)! 45. Spodziewałem się zastać na zewnątrz rozgorączkowane tłumy sąsiadów, ale najwyraźniej strach przykuł ich do własnych mieszkań. Spotkałem tylko sympatycznego staruszka, który siedział na zdewastowanej ławce, pogodnie wpatrując się niebo. Przez moment miałem nawet ochotę usiąść obok niego (53), ignorując przy tym silne, wewnętrzne opory (17) przed kontaktem z ludźmi. « spis treści WWW prezentuje 44 46. Opór mieszkańców był znacznie większy, niż można by się tego spodziewać. Kiedy wojsko zrozumiało, że nastąpił przeciek informacji i ludzie wiedzą, co stanie się z ich mieszkaniami, zrezygnowali z łagodnych form perswazji. Kilku z nich wystrzeliło w powietrze ostrzegawcze serie z karabinów maszynowych, zawyły syreny. Przerażonych ludzi niema siła wyciągnięto z budynku i wsadzono na ciężarówki. Kilkanaście najbardziej upartych osób zostało na miejscu, kłócąc się z dowódcą oddziału. Tymczasem jego podwładni włamywali się już do mieszkań, polewając je obficie benzyną. Wkrótce wybuchnął pożar (27). 47. Z moim kiepskim wzrokiem nie mogłem wtedy dostrzec, kim był ten człowiek, ani dlaczego zbierał ptasie zwłoki. Zresztą mało mnie to wtedy obchodziło. Myślałem już tylko o jednym – co z tego wszystkiego wyniknie (54)?! 48. Widząc w jakim stanie jest mój towarzysz, wolałem nie prowokować żadnych niepożądanych sytuacji. Przystałem na jego „prośbę” i zabraliśmy naszego „podopiecznego” do żołnierzy. Nie byli zainteresowani tym, co powiedział nam staruszek, wystarczył im fakt, ze przyznał się do winy. Chyba nikt, poza mną, nie rozmyślał później nad motywacjami „bestii”. Cóż, już dawno zaakceptowałem fakt, iż większość ludzi z rozkoszą pływa w bezkresnych wodach ignorancji (52). 49. Wpatrzony w okno, wyjąłem z kieszeni feralnego cukierka od staruszka. Był bladozielony, ale z lekkim, czerwonawym odcieniem. Wyglądał dość podejrzanie, zupełnie jakby ktoś polizał go i ponownie zawinął w papierek. Miałem zamiar wyrzucić łakoć (14), z drugiej strony próbując przekonać sam siebie, że wszystkie te podejrzenia są co najmniej śmieszne i powinienem skosztować prezentu (34). 50. Skłamałbym, pisząc, że tamtej nocy czułem niepokój, czy w jakiś inny sposób przeczuwałem nadciągające wydarzenia. To był wieczór jak każdy inny, co najwyżej bardziej duszny. Jak zawsze miałem spore problemy z zaśnięciem, ale kiedy w końcu mi się to udało, naprawdę porządnie wypocząłem. Dopiero rano, a zbudziłem się chyba niedługo po świcie, poczułem pewien rodzaj zdenerwowania. Poczułem silną potrzebę wyjrzenia na zewnątrz, chociaż nie byłem pewny, czy wystarczy mi do tego celu kuchenne okno (59), czy powinienem wyjść na balkon (11). 51 . Nasze pierwsze zadanie przebiegło nadzwyczaj sprawnie, chociaż jego późniejsze konsekwencje przysporzyły nam wielu wrogów. Okazało się bowiem, że sporo dzieci padło już ofiarą wczesnego stadium zarazy. Niedługo po tym, jak Piotr poinformował żołnierzy o tym fakcie, przekazując też listę „zainfekowanych” mieszkań, wszystkie te rodziny zostały zebrane do podstawionej ciężarówki i gdzieś wywiezione. Chociaż odizolowanie chorych było, moim zdaniem, całkiem naturalnym zachowaniem władz, to zwykli mieszkańcy byli oburzeni tym „bezprawiem”, do tego uznając nas za „kolaborantów”. Żałośni głupcy (66)! 52. Kolejny tydzień upłynął spokojnie. Roznosiliśmy racje żywnościowe, kilka razy upominaliśmy nie przestrzegających ciszy nocnej studentów z feralnego mieszkania nr 10. Kontrolowaliśmy też stan zdrowia mieszkańców, ale nie zanotowaliśmy już żadnych nowych przypadków zachorowań. « spis treści 45 WWW prezentuje Najwyraźniej epidemia przestała się rozprzestrzeniać, co oczywiście ucieszyło wielu ludzi, w tym, do pewnego stopnia, i mnie. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy wojskowi nakazali nam przygotować ewakuację wszystkich do tymczasowego ośrodka badawczego. Mieliśmy dopilnować, żeby mieli ze sobą tylko bagaż podręczny nie cięższy niż pięć kilogramów. Naukowcy badający wirusa nakazali bowiem oczyszczenie całej „strefy” w najbardziej z konwencjonalnych sposobów – poprzez spalenie. Naturalnie zostaliśmy zapewnieni, że wszyscy otrzymają odszkodowania, jednak, aby nie siać paniki, nie należy (40) informować o planowanej „akcji”. Zastanawiałem się, czy złamać (65) ten zakaz. Nie zależało mi specjalnie na sąsiadach, ale przecież później możemy być oskarżeni jako współwinni spisku, jeśli rząd będzie zwlekał z odszkodowaniami, albo zrzuci winę na wojsko. 53. Usiadłem obok staruszka i spojrzałem w jego pogodną twarz, odpowiadając, chyba niezbyt szczerym, uśmiechem. Pomyślałem wtedy coś w rodzaju tego, iż jego rysy mają w sobie coś niepokojącego, chociaż nie potrafię sprecyzować co to dokładnie miałoby być. #3 – 69 Brak – 68 54. Czułem się jakby ktoś rozwiązał dręczący mnie od dawna problem, zrzucił przygniatające do ziemi brzemię. Przestałem się bać. Od tak dawna strach rzucał cień na całe moje życie, że prawie zapomniałem, jak właściwie wyglądało, zanim zacząłem otaczać się szczelnym kokonem codziennych rytuałów, uwalniających mnie od lęku. Chociaż nie wiedziałem jeszcze, że ten stos ciał był dopiero początkiem wszystkiego, to sam fakt wkroczenia do życia mieszkańców mojego bloku czegoś, co przeczyło ich poczuciu rzeczywistości napawał mnie radością. Słyszałem już krzykliwy dźwięk syreny nadciągającego radiowozu, naszła mnie wtedy ochota żeby wyjść (2) na zewnątrz i zobaczyć to wszystko z bliska, zamiast, jak zawsze, siedzieć z twarzą przyklejoną do szyby (65). 55. Wolałem nie ryzykować i prosto z jego mieszkania udałem się na posterunek, zgłaszając całą sprawę. Zostałem pochwalony za okazaną czujność oraz nagrodzony dodatkową racją żywności zawierającą również alkohol. Miły gest. Natomiast staruszek został natychmiast aresztowany i gdzieś wywieziony. Biedny, stary głupiec. Skoro chciał zabić te dzieci dlaczego zostawił po sobie tak łatwe do wykrycia poszlaki? Gdzie tu logika?! Jego koncepcja była ciekawa, ale sposób wykonania iście amatorski, a wręcz prostacki. Cóż, przynajmniej będę go już miał z głowy (52). 56. Wbrew stanowisku Wojtka uznałem, że sprawa kwarantanny to nic nadzwyczajnego. Udowodniłem mu, że postępowanie władz jest jak najbardziej usprawiedliwione i ci sami mieszkańcy, obecnie „uwięzieni”, pikietowaliby pod ratuszem, gdyby w innym miejscu wykryto zarazę, a nikt nie przedsięwziąłby natychmiast poważnych kroków mających na celu odizolowanie potencjalnie chorych od reszty społeczności. A zatem godząc się z logiką postępowania w takich wypadkach, wszyscy powinni zaakceptować fakt, wdrożenia odpowiednich procedur w życie. Wojtek spytał mnie, czy mi osobiście nie przeszkadza to nagłe ograniczenie swobody. Stwierdziłem, że cała ta sytuacja do pewnego stopnia jest dla mnie nawet zabawna. Nie był do końca przekonany i oświadczył, że musi zająć się kilkoma ważnymi sprawami, więc będzie się już zbierać. Nie wypytywałem go o nic więcej, a sam również postanowiłem czymś zabić czas (26). « spis treści WWW prezentuje 46 57. Po obejściu zaledwie siedmiu, może ośmiu, mieszkań zanotowałem cztery przypadki zachorowań, a co dziwniejsze wszystkie dotyczyły dzieci w wieku od pięciu do czternastu lat. Kiedy skończyliśmy obchód sporządziłem szybko raport i przekazałem go jednemu z żołnierzy przy bramie. Zebrane wyniki były jednoznaczne, zaczęły się, na masową skalę, zachorowania. Po niecałej godzinie pojawiła się ciężarówka, a żołnierze, według sporządzonej przez nas listy, zaczęli zabierać rodziny, wśród których wykryto przypadki zakażenia. W akompaniamencie wrzasków, złorzeczeń, a nawet ostrzegawczych salw w powietrze z broni maszynowej zaczęła się wywózka. Pomyślałem wtedy, że biorąc pod uwagę cały ten chaos, ktoś mógłby łatwo „zniknąć”, na przykład w piwnicy. Nie byłem tylko do końca pewien, czy sam (18) powinienem poszukać ewentualnych zbiegów, czy raczej zasugerować to jednemu z żołnierzy (31). 58. Nie wiedziałem gdzie dokładnie mieszka ten mężczyzna, a nie chciałem wypytywać o to ludzi, więc cierpliwie czekałem, aż wyjdzie przed blok. Moja wytrwałość przyniosła w końcu efekty, kiedy niedługo przed zachodem słońca w końcu zobaczyłem staruszka. Podszedłem do niego i bez żadnego wstępu opowiedziałem o swoich podejrzeniach. Mężczyźnie pokornie przyznał mi rację, jednocześnie prosząc, żebym poszedł z nim do jego mieszkania, gdzie spokojnie wytłumaczy swoje pobudki. Wiedziałem, że powinienem jak najszybciej zadenuncjować (44) truciciela dzieci, lecz naprawdę korciło mnie żeby wysłuchać jego historii (5). 59. Nie mogłem uwierzyć, że już nie śnię. Te setki ciał martwych gołębi rozsypane bezładnie po całym trawniku i dachach zaparkowanych przed blokiem samochodów nie mogłaby być przecież rzeczywiste. Przez moment nawet cieszyłem się, że znów mam te cudownie realne sny, które nie nawiedzały mnie od ponad pół roku. Ale to była rzeczywistość, nareszcie coś tak nieprawdopodobnego było prawdziwe (54)! 60. Pierwszym zadaniem Straży Obywatelskiej było rozprowadzenie, według listy, pakietów żywnościowych oraz wypytanie ludzi o stan zdrowia ich bliskich. Otrzymaliśmy fioletowe opaski oznaczone białymi literami S. O. Te kolorowe kawałki materiału w jakiś niepojęty sposób napawały nas dumą - chyba właśnie tak działają na ludzi wszelkie mundury i inne odznaczenia. Naprawdę myślałem, że to będzie tylko rutynowe zadanie. #6 – 57 Brak – 51 61. Następnego dnia sprawa rozwiązała się sama, gdy paru żołnierzy przyszło, aby zaaresztować pewnego staruszka z sąsiedniej klatki. Niestety, mężczyzna zmarł w nocy, a właściwie popełnił samobójstwo łykając jakieś leki, jak mi to w sekrecie zdradził jeden z mundurowych. Nie ogłoszono wprawdzie oficjalnego komunikatu, czy to właśnie on był trucicielem, ale ludzie szybko uznali to za fakt i odetchnęli z ulgą. Ja natomiast zastanawiałem się, co mogło być powodem nienawiści tego człowieka do dzieci. Cóż, ludzie to fenomenalne, zagadkowe stworzenia (52). 62. Grzecznie odmówiłem słodkości, natychmiast analizując każde wypowiedziane słowo, zastanawiając się, czy któreś z ich mogło obrazić rozmówce, albo przedstawić mnie w złym świetle. W między czasie wymieniłem jeszcze kilka grzeczności, po czym wróciłem do siebie, zajęty już tylko roztrząsaniem tego, czy « spis treści 47 WWW prezentuje staruszek miał po prostu dobry humor, czy jego uśmieszek był wyrazem drwiny, a nawet pogardy w stosunku do mojej osoby. Mógł przecież zazdrościć mi mojego wieku, albo pogardzać niechlujnym wyglądem (26)! 63. Nie miałem siły podjeść do drzwi i ta niemoc wystraszyła mnie nie na żarty. Zbierają resztkę wątłych sił niemal popełzłem do łazienki, gdzie spojrzałem w lustro. Moja twarz, a jak szybko odkryłem, niemal całe ciało, pokryta była drobnymi, czerwonymi bąblami, czułem, że ten obrzęk dotknął też śluzówek, zacząłem mieć problemy z oddychaniem. Natychmiast przyszło mi do głowy najprostsze wytłumaczenie mojego obecnego stanu. Padłem ofiarą epidemii! Pisząc te słowa tracę resztki sił, może jeśli znów się prześpię, to zdołam napisać coś jeszcze... 64. Na progu stał policjant, z którym rozmawiałem poprzedniego ranka. Ucieszył się na mój widok, po czym, rozgoryczony, stwierdził, że do tej pory nikt nie chciał go wysłuchać. Chodził od mieszkania do mieszkania poszukując mężczyzn chętny do zawiązania Straży Obywatelskiej. Wyjaśnił mi w skrócie rolę, jaką miałaby pełnić ta organizacja. Miała ona być, oficjalnie, oddolną inicjatywą mieszkańców, stworzoną aby odciążyć nieco miejskie służby porządkowe. Po zakończeniu kwarantanny członkowie tej grupy, jak gorliwie zapewniał mnie rozmówca, otrzymają stosowne wynagrodzenie. W pierwszej chwili chciałem naturalnie odmówić, ale myśl o zdobyciu, choćby iluzorycznej, władzy, niezwykle mnie pociągała (3). 65. Stanąłem pryz oknie, lecz szybko postanowiłem wyjrzeć przez nie, dołączając przez to do grupy już wystających głów. Wkrótce niemal w każdym oknie można było zobaczyć ciekawskie twarze. Obserwowaliśmy, jak straż pożarna razem ze służbami oczyszczania miast sprawnie usuwają truchła. Pamiętam, że byłem w pewnym stopniu rozczarowany tym faktem, w końcu upragniona nierzeczywistość ustępowała miejsca szarej codzienności. Na szczęście, w moim odczuciu, niedługo sprawy przybrały zupełnie niespodziewany obrót (43). 66. Przystąpiliśmy do wykonywania naszych obowiązków pełni obaw, które niestety szybko się potwierdziły. Mieszkańcy skwapliwie przyjmowali pakiety żywnościowe, by zaraz potem dać nam do zrozumienia, że nie jesteśmy mile widziani. Gdyby to ode mnie zależało, wstrzymałbym wydawanie racji tym, którzy nie potrafią okazać należnego nam szacunku! Niestety, niewiele mogłem. Popołudniu Piotr przekazał nam nowiny od żołnierzy - podobno większość dzieci, które zachorowały miały styczność z jakimiś podejrzanymi cukierkami. Zastanawialiśmy się wszyscy, czy to jedynie zbieg okoliczności, czy dowód na czyjeś wrogie działanie. #4 – 4 Brak – 61 67. Razem z funkcjonariuszem i Piotrem, jak się okazało po krótkiej wymianie grzeczności, archeologiem, przystąpiłem do werbowania kolejnych członków. Do naszego grona dołączył jeszcze niejaki Dominik, były student Akademii Sztuk Pięknych, i czterdziestoletni Zbigniew, nieszczęsny stary kawaler wciąż jeszcze mieszkający z apodyktyczną matką. Nikt inny nie zamierzał uczestniczyć w, zdaniem większości odwiedzanych ludzi, „podejrzanej” sprawie. Policjant zostawił nas, prosząc jeszcze abyśmy jutro z samego rana wszyscy stawili się przy punkcie kontrolnym. Wracając do swojego mieszkania wciąż nie byłem pewien, czy postąpiłem słusznie, ale uznałem, że nie mam już odwrotu (60). « spis treści WWW prezentuje 48 68. Mężczyzna okazał się całkiem interesującym rozmówcą. Podobnie jak ja, nie uważał całej tej sytuacji za tragedię. A nawet, ku mojemu niezmiernemu zadowoleniu, użył jej jako punktu wyjścia do teoretycznych rozważana na temat społecznie akceptowanym wartości w okresie kryzysu. Szybko doszliśmy do wspólnego wniosku, iż ludzie wręcz poszukują coraz to nowych nieszczęść, aby zaadaptować się do nowej sytuacji i po zdobyciu stosownego, „tragicznego”, doświadczenia szczycić się nim przed „szczęśliwszymi”. Po ponad dwu godzinnej dyskusji pożegnałem staruszka i w doskonałym nastroju wróciłem do swojego mieszkania. Cóż za niezwykle interesujący człowiek (26)! 69. Uświadomiłem sobie wtedy, że to właśnie jego widziałem dzisiejszego poranka. Spytałem o powód jego zachowania, czym wyraźnie wprawiłem go w zakłopotanie, a być może gniew. Odpowiedział coś w rodzaju tego, iż nie mógł patrzeć na to „okropieństwo”, ale bardzo szybko zrozumiał bezcelowość swoich wysiłków. Z uśmiechem na twarzy sięgnął do kieszeni marynarki i wydobył stamtąd owiniętego w przezroczysta folię cukierka, proponując mi ten przysmak. Nie zwiedzał, jak wielkie szkody wyrządził mi tym uprzejmym gestem! W pierwszym odruchu chciałem naturalnie przyjąć podarunek (10), ale przypomniałem sobie o danym sobie przyrzeczeniu o nie spożywaniu (62) tym miesiącu żadnych słodkości. Zbyt często sięgałem bo słodycze jako środek zaradczy na zły nastrój, zupełnie jak przegraniec życiowy topiący swoje smutki w alkoholu. Z drugiej strony nie chciałem urazić uczuć staruszka. Jakże nienawidzę wszelkich tych, ludzkich, kontaktów! 70. Kończysz czytać niezgrabne, sporządzone ołówkiem notatki. Cienki zeszycik znaleziony w szafce pacjenta potwierdza Twoje najgorsze obawy. Jego najnowsze urojenia znów przyniosły szpitalowi sporo problemów. Kilka osób uległo zatruciu, gdy nieszczęśnik czasowo pracował w kuchni; co gorsza wzniecił też pożar, a ostatni wybryk, tłuczenie innych pacjentów, a nawet sanitariuszy, wyrwaną z krzesła nogą dopełniło czary goryczy. Trwający od kilku lat stan urojeń, kończących się spisywaniem fałszywych wspomnień z kolejnych wyimaginowanych historii, nie może już dłużej trwać. Leczenie nie przynosi rezultatów, a nie masz zamiaru płacić kroci za leki dla beznadziejnego przypadku. Lepiej wykorzystać te fundusze bardziej kreatywne. To będzie najlepsze wyjście, dla wszystkich – mówisz sobie Z ciężkim sercem sięgasz po pusty blankiet, wypisując starannie skierowanie na lobotomię. Beniamin „KrowaQ” Muszyński « spis treści 49 Ogłoszenie Drodzy czytelnicy, drodzy pisarze! Chcesz zostać naszym pisarzem? Możemy Ci w tym pomóc. W każdym numerze zamieszczamy jedną mini grę książkową i chętnie zredagujemy, zrecenzujemy i opublikujemy także pozycje Waszego autorstwa. Wymogi techniczne: - Akcja gry powinna (chociaż nie musi) toczyć się w porze roku, w której będzie wychodził dany numer. - Obojętność od 5 do maksymalnie 25 stron znormalizowanego tekstu w Wordzie. - Można stworzyć grę dwuczęściową pod warunkiem, że obie części będą stanowiły odrębną całość. Na maila redakcyjnego należy wysłać całość. - Gra może posiadać ilustracje, lecz te muszą być albo dziełami autora, albo kogoś, kto mu ich użyczy/wykona (w tym wypadku należy podać adres autora, jeśli gra zostanie zaakceptowana skontaktujemy się z nim prosząc o potwierdzenie użyczenia/wykonania danych grafik dla autora). - Nadesłane pozycje nie mogą być wcześniej nigdzie publikowane, ani też stanowić fragmentów już opublikowanych utworów. Jeśli chcecie spróbować swoich sił jako twórcy gier książkowych, nie zwlekajcie - piszcie gry i ślijcie je na naszego redakcyjnego maila! « spis treści