Masz Wybór 1 (2) marzec 2011

Transkrypt

Masz Wybór 1 (2) marzec 2011
1
Wstępniak
2
Witajcie Drodzy Czytelnicy!
http://www.masz-wybor.com.pl
Jesień zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią czas przemian
w naturze, tudzież naszym magazynie. Od następnego numeru Mikołaj
wraca do swoich obowiązków redaktora naczelnego, a wraz z nim
pluszowy Cthulhu, przez niektórych uważany za prawdziwego Władcę
Redakcji. Zanim to jednak nastąpi, jeszcze ze mną w roli kapitana
wielkiego, interaktywnego statku noszącego dumne miano „Masz Wybór”,
przygotowaliśmy dla Was naprawdę wspaniałą ucztę!
Pierwszym z dań jest komiks Łukasza Luisa Kostucha, w którym
po raz kolejny odsłaniamy Wam kulisy życia redakcji. Przygotowaliśmy
też interesujące recenzje, pod lupę wzięliśmy między innymi Rzeźbiarzy
Pierścieni Tomasza Kołodziejczaka. Czeka też na Was garść interesujących
porad oraz ciekawe artykuły. Dowiecie się z nich czegoś o kanibalizmie,
poznacie również historię narodzin mitów Cthulhu. Na koniec będziecie
mogli zagrać w liczącą siedemdziesiąt paragrafów miniaturkę, napisaną
w formie dziennika.
A już niedługo odbędzie się premiera kolejnej, obszernej gry
książkowej wydanej przez Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru.
Szczegóły w numerze.
Zapraszam do lektury!
Zespół Redakcyjny:
Mikołaj Kołyszko – red. nacz.
Beniamin Muszyński - z-ca red.
nacz.
KOMIKS:
Beniamin Muszyński – pomysł
Łukasz Luis Kostuch – wykonanie
AUTORZY TEKSTÓW:
Piotr Bąkowski
Paweł Dziemski
Mikołaj Kołyszko
Beniamin KrowaQ Muszyński
Michał Recoil Rosiński
Michał Pinkel Ślużyński
Miniaturka:
Plaga - Beniamin Muszyński
Korekta:
Justyna Anna Maksoń
Piotr Bąkowski
Arkadiusz Arius Ostrycharz – red.,
autor okładki, skład tekstu,
oprawa graficzna
http://aostrycharz.pl
Maciej Korben Kogut – twórca
strony internetowej, wsparcie
informatyczne
http://www.webkogut.com
Beniamin
Muszyński
z-ca red. nacz
Agnieszka Kufel – autorka logo
wydawnictwa i e-zinu
http://agnesis.pl
druk (dot. materiałów
rozdawanych jako promocyjne):
Portal www.MagiaiMiecz.eu
Specjalne podziękowania dla
Michała Studniarka za cenne rady
i pomoc.
Wydawnictwo
Wielokrotnego Wyboru
(grupa nieformalna)
e-mail:
[email protected]
3
Komiks
Komiks
Spis treści
4
02
03
05
09
Wstępniak
Beniamin Muszyński
Komiks
Łukasz Luis Kostuch, Beniamin Muszyński
Newsy
Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru prezentuje
Recenzje
10
12
14
15
17
Hotel 626
Mikołaj Kołyszko
Rzeźbiarze Pierścieni
Michał Pinkel Ślużyński
Wodny Pająk
Michał Pinkel Ślużyński
Incydent
Piotr Bąkowski
Ring of Thieves
Beniamin KrowaQ Muszyński
Publicystyka
18
23
29
31
33
35
36
49
Kanibalizm - historia ludożerstwa
Beniamin KrowaQ Muszyński
Na tropie Cthulhu
Mikołaj Kołyszko
Idealna mechanika dla gier książkowych
Paweł Dziemski
Industrializacja gier paragrafowych
Michał Recoil Rosiński
Visual Novel
Michał Pinkel Ślużyński
Dziennik jako element gry książkowej
Beniamin KrowaQ Muszyński
Plaga
Beniamin KrowaQ Muszyński
Ogłoszenie
5
Newsy
Nasze gry na Kindle!
Pierwszy interaktywny audiobook
W sierpniu Dominik Trzaskacz z Soda
Studio dokonał konwersji dwóch naszych gier.
29 czerwca w warszawskiej Klubokawiarni
Grawitacja zaprezentowano najnowszą
grę książkową wydaną na platformę
elektroniczną. 1812: Serce Zimy jest
pierwszym w historii interaktywnym
audiobookiem. Co więcej, jest to dzieło
polskie.
Pierwsza z nich dotyczy naszej najnowszej
publikacji, Janek – historia małego powstańca.
Jak sam pisze: Przygotowałem pliki ePub
i mobi do czytania na e-readerach, komórkach,
tabletach i innych urządzeniach. Te urządzenia
stają się coraz bardziej popularne w naszym
kraju, a dzięki inicjatywie naszego czytelnika
ich posiadacze będą mogli cieszyć się lekturą
w znacznie wygodniejszy sposób.
Także czytający nasze książki na komputerach
powinni być zadowoleni. Paragrafy są połączone
linkami, tak więc nie trzeba przewijać pliku, żeby
szybko znaleźć się przy odpowiednim. Plik Janek.
epub mogą czytać dzięki wtyczce do firefoxa,
opery, programom takim jak Adobe Digital
Editions, AlReader, CoolReader, FBReader, zaś
Janek.mobi dzięki Mobipocket Reader.
Drugim jego projektem była konwersja
Zaginionego. Premiera poprawionego wydania
miała miejsce 20 sierpnia, z okazji 121 rocznicy
urodzin Howarda Phillipsa Lovecrafta, na którego
twórczości opiera się projekt.
Książka Beniamina Muszyńskiego jest jak
dotychczas
największym
interaktywnym
literackim horrorem wydanym w Polsce.
Wersja na Kindle, podobnie jak w przypadku
analogicznego wydania Janka, ma podlinkowane
wszystkie paragrafy. Dzięki temu nie trzeba
przewijać całej książki w poszukiwaniu
odpowiedniej części powieści umożliwiającej
dalszą lekturę, a wystarczy kliknąć w wybraną
przez nas opcję.
Twórcami Serca Zimy jest znane w światku
fanów RPG małżeństwo, Magdalena i Maciej
Reputakowscy. W 2008 roku ich projekt został
nagrodzony w konkursie na fabułę komputerowej
gry fabularnej organizowany przez TP S.A.
Wówczas zostali zaproszeni do realizacji projektu.
Minęło dwa i pół roku i w końcu ich gotowe dzieło
ujrzało światło dziennie.
- Jest to w pewien sposób powrót do korzeni
- mówi Jarosław Beksa, kierownik produkcji.
- Kiedyś były bardzo popularne książki
- paragrafówki.
Akcja Serca Zimy dzieje się w magiczno-historycznej scenerii 1812-ego roku. Lektorem
książki jest Piotr Fronczewski. Przedpremierowa
prezentacja odbyła się w ramach uroczystego
ogłoszenia
listy
utworów
nominowanych
do Nagrody Literackiej im. A. Zajdla.
Jest rok 1812, La Grande Armée wkracza
do Rosji. Rozpoczyna się wojna, która na wiele
dziesięcioleci zmieni oblicze Europy i światowy
układ sił. Francuzi, Rosjanie i przedstawiciele
wielu narodów Starego Kontynentu ścierają się
w śmiertelnym boju – informują nas o realiach
świata gry autorzy.
Można już pobierać wersję demonstracyjną gry
ze strony http://sercezimy.pl
« spis treści
6
Newsy
Filmy interaktywne na youtube
Nowe wydanie Rzeźbiarzy Pierścieni
18 czerwca tego roku grupa Totally
Sketch opublikowała interaktywny film
THE LOW-CUT SHIRT – An Interactive
Adventure. Obejrzało go już ponad dwa
i pół miliona osób.
8 lipca nakładem wydawnictwa Fabryka
Słów ukazał się zbiór opowiadań Tomasza
Kołodziejczaka Głowobójcy, zawierający
grę paragrafową SF Rzeźbiarze Pierścieni.
W tym humorystycznym, krótkim projekcie widz
wciela się w mężczyznę, który podczas randki
przestaje słuchać dziewczyny i natarczywie
spogląda na jej biust. Nieszczęśnik będzie musiał
uniknąć jej gniewu.
To nie pierwszy film interaktykwny grupy
Totally Sketch. Co jakiś czas raczą nas nowymi
komediowymi miniaturami. Na swoim koncie
mają już takie produkcje jak Interactive Revenge,
Interactive Break Up, Interactive Spin-the-Bottle
oraz wiele innych.
Natomiast 26 stycznia tego roku grupa Chad,
Matt & Rob opublikowała swój kolejny
interaktywny film. The Treasure Hunt jest jak
dotąd ich największym dziełem.
W porównaniu z poprzednimi pozycjami
grupy, które opisywaliśmy w pierwszym
i drugim numerze naszego pisma (jak np. The
Time Machine, The Murder, czy The Birthday
Party), The Treasure Hunt jest znacznie lepiej
dopracowany. Mniej tu wygłupów, a więcej
bardzo dobrej gry aktorskiej i, co nas najbardziej
zaskoczyło, profesjonalnych efektów specjalnych.
Gra Rzeźbiarze Pierścieni została pierwotnie
wydana w 1995 roku przez wydawnictwo S.R.
Gamebook wykorzystuje mechanikę i realia
gry fabularnej Strefa Śmierci, publikowanej
w częściach na łamach czasopisma Magia
i Miecz. Miejscem akcji systemu jest
wyniszczona wojną planeta Ariadna, na której
niedobitki ludzkości walczą o przetrwanie.
Paragrafówka zaś pozwala odkryć, co stało się
w jednej z baz tytułowych Rzeźbiarzy tworzących
konstrukcje z odłamków lodu w pierścieniach
planetarnych.
Zbiór Głowobójcy stanowi trzecią część cyklu
Dominium Solarne rozgrywającego się w tym
samym uniwersum co Strefa Śmierci i Rzeźbiarze
Pierścieni. Oprócz liczącej 174 paragrafy gry,
znajduje się w nim 6 opowiadań.
Fighting Fantasy na PS MINIS
Talisman of Death autorstwa Steve
Jacksona i Iana Livingstona, został wydany
w tym miesiącu na Play Station Minis
na rynku europejskim!
Fabuła zaczyna się tak jak zwykle, Rob próbuje
wmieszać przyjaciół w kolejną awanturę
– tym razem ukradł mapę skarbów. Chad i Matt
próbują być asertywni, ale los nie daje im takiej
możliwości. Jak przygoda potoczy się dalej, zależy
już tylko od Ciebie.
Czytana powieść jest w pełni zautomatyzowana.
Program wykonuje za nas rzuty kośćmi, a wyniki
testów oblicza konsola, która zarządza także
kartą postaci. To znacznie ułatwia lekturę książki,
która, jak wiemy, sporo korzysta ze stworzonej
przez autorów mechaniki.
Grupa Chad, Matt i Rob była już kilkokrotnie
wyróżniana na festiwalach filmowych takich
jak: La Shorts Fest 2011, Prescott Film Festival
2011, Santa Catalina Film Festival 2011 i
Anaheim International Film Festival 2010. Jest
najbardziej rozpoznawalną ekipą tworzącą filmy
interaktywne w sieci.
Całość można zamówić w zaskakującej
niskiej cenie 3.49 £. Informacja ta jest o tyle
zdumiewająca, że drukowana powieść kosztuje
4.99 £! Talisman of Death ukazał się po raz
pierwszy w roku 1984 jako 24-ta część serii
Fighting Fantasy.
« spis treści
7
Gamebooki na Kindle
Newsy
W sprzedaży jest też wersja drukowana w miękkiej lub twardej okładce.
Amazon Kindle, bezprzewodowy czytnik
e-booków,
zdobywa
coraz
większą
popularność również w Polsce. Wśród
dostępnych na niego książek można
znaleźć wiele gier paragrafowych.
Banana Hammock, grę książkową autorstwa
J.A. Konratha, w wersji na Kindle można kupić
w internetowym sklepie Amazon.com od września
2010 roku. Od 27 lipca b.r. dostępna jest również
w wersji papierowej, wydanej przez wydawnictwo
CreateSpace. Czytelnik kieruje losami Harry’ego
McGlade’a, prywatnego detektywa, który zostaje
wynajęty przez amiszkę niepewną wierności
swojego męża. Rozwikłanie intrygi jest o tyle
trudne, że główny bohater jest cokolwiek tępawy
– co oczywiście prowadzi do wielu zabawnych
sytuacji.
Gra The Truth About Roswell została
stworzona przez Xander Studios i wydana
30 kwietnia tego roku. Roswell to położone
w Stanach Zjednoczonych miasto, niedaleko
którego, według teorii spiskowych, rozbił się UFO
w 1947 roku.
EgyptQuest – The Lost Treasure of The
Pyramids jest gamebookiem autorstwa znanego
za granicą z serii gier GrailQuest Herbiego
Brennana. Ukazał się on na Amazon.com 22
marca b.r. Akcja gry rozgrywa się w starożytnym
Egipcie. Łączy ona w sobie elementy przygodowe,
humorystyczne i edukacyjne – gracz ma okazję
m. in. poznać podstawy pisma hieroglificznego.
Paragrafówka posiada też elementy mechaniki,
jednak rzuty kostką i obliczenia wykonuje
za czytelnika sam reader.
Gra książkowa You Are the Messiah! Brocka
LaBorde, opublikowana w wersji na Kindle
23 stycznia tego roku, stanowi pierwszą część
humorystycznej serii Choose A Choice Books.
W paragrafówce tej autor parodiuje… Nowy
Testament, a konkretnie historię życia Jezusa.
Kierujemy postacią będącą bogiem dla dwóch
miliardów ludzi, co jakiś czas podejmując
decyzje. W zależności od nich historia potoczy się
biblijnym torem bądź też nie, co oczywiście może
doprowadzić do wielu absurdalnych sytuacji.
Gra The Redemption of Mr. Sturlubok
Daniela Pittsa i Rudolfa Kerkhovena ukazała
się 30 stycznia tego roku. Stanowi swoistą
kontynuację poprzedniego dzieła twórców, The
Adventures of Whatley Tupper.
O grze Zombocalypse Now Matta Youngmarka, humorystycznie ukazującej epidemię zombie,
pisaliśmy już niejednokrotnie. Wydana w lutym
b. r. Can You Survive the Zombie Apocalypse? (nie mylić z innym gamebookiem o
podobnej nazwie) Maxa Bralliera prezentuje
podobne podejście do tematu. Czytelników
czeka więc dużo zabawy z krwawym tępieniem
nieumarłych. Dostępne jest także wydanie
papierowe.
Przeprowadzka
Po niemal dziewięciu latach nieprzerwanej
działalności, legendarna „strona Aliena”
(gryparagrafowe.webpark.pl)
zmienia
adres. Wiąże się to z zaprzestaniem
świadczenia przez Wirtualną Polskę usługi
webpark.pl wraz z dniem 31 maja.
Przez szereg lat witryna prowadzona przez
Łukasza Aliena Sewastianika (od jesieni
2008 roku za sterami zasiadł Michał Recoil
Rosiński), stanowiła jedyny punkt zborny
w sieci, gdzie mogli zetknąć się ze sobą miłośnicy
gier książkowych. Tutaj publikowane były, i są,
autorskie projekty, prowadzony jest też spis
wszystkich pozycji, jakie ukazały się w Polsce.
Nowy adres strony to:
http://paragrafowegranie.republika.pl/
« spis treści
8
Newsy
Szklana Twarz pod lupą
Festiwal Pax Prime 2011 zakończony
W szóstym numerze literackiego zinu
Kofeina ukazała się analiza książki Szklana
Twarz Beniamina Muszyńskiego wydanej
przez
Wydawnictwo
Wielokrotnego
Wyboru.
W dniach od 26 do 28 sierpnia, za oceanem
odbyła się główna odsłona imprezy
Penny Arcade Expo, poświęconej grom
– zarówno cyfrowym, jak i analogowym.
To jeden z największych tego typu festiwali
w USA. Swoją obecnością uświetnili go
między innymi przedstawiciele światka
gamebookowego.
Publicystka, Urszula Pawlicka, dokonuje ogólnej
analizy gamebooków na podstawie dzieła naszego
pisarza.
Na
trzydniowej
imprezie
pojawili
się
przedstawiciele
znanej
naszym
stałym
czytelnikom firmy Tin Man Games, wydającej
serię gier książkowych Gamebook Adventures,
przeznaczoną na system iOS. Australijczycy
prezentowali swoje dzieła oraz wręczali gościom
rozmaite upominki. Warto wspomnieć, że wśród
nich były również zakładki i pocztówki związane
z nadchodzącą, siódmą odsłoną serii – Temple of
the Spider God Jonathana Greena. Ponadto firma
zapowiedziała wydanie gier z serii na system
Android. Na Pax Prime pojawił się także Matt
Youngmark, autor gry Zombocalypse Now. Na
stronie internetowej http://chooseomaticbooks.
com przejrzeć można galerię zdjęć z jego wizyty.
http://kofeina-zin.pl/
Tekst znajduje się na stronach 82-86.
Urodziny
30 sierpnia dziewiąte urodziny obchodził
najstarszy
serwis
poświęcony
grom
książkowym w Polsce.
Przed dziewięcioma laty, 30 sierpnia 2002
roku, Łukasz Alien Sewastianik umieścił w sieci
swoją stronę, dostępną pierwotnie pod adresem
http://gryparagrafowe.webpark.pl
(obecnie
http://paragrafowegranie.republika.pl).
Jego
celem było uchronienie gier paragrafowych przed
całkowitym zapomnieniem. Dzięki mozolnie
zbieranym materiałom sukcesywnie uzupełniał
listę wydanych w naszym kraju pozycji,
a w dziale Download umieszczał amatorskie
projekty znaleziony w sieci, bądź przesłane mu
drogą mailową.
« spis treści
9
WWW prezentuje
Janek
Historia małego powstańca
Miniatura gamebookowa autorstwa doktora Macieja Słomczyńskiego
i Beniamina Muszyńskiego. Jej akcja toczy się w pochłoniętej piekłem wojny
Warszawie roku 1944, a głównym bohaterem, w którego wciela się czytelnik,
jest zawiszak Janek.
Jest to pierwsze w historii interaktywne dzieło literackie, którego akcja
rozgrywa się w czasie Powstania Warszawskiego, a także, dzięki uprzejmości
pana Dominika Trzaskacza z Soda Studio, pierwsze w dziejach polskiej literatury,
interaktywne dzieło przystosowane do komfortowej lektury na czytnikach
elektronicznych typu Kindle.
O książce pisali między innymi:
− Świat czytników (http://swiatczytnikow.pl/janek-historia-malegopowstanca-pierwszy-polski-gamebook-na-kindle/)
− E-książki.org (http://www.eksiazki.org/2011/08/10/zostan-malym-powstancem-czyli-historia-janka/)
− Książka.net.pl (http://www.ksiazka.net.pl/?id=4&tx_ttnews[keyword]=gamebooki&tx_ttnews[tt_
news]=9277&tx_ttnews[backPid]=100&cHash=1a11e76a58)
Zaginiony na Kindle’a
Z okazji 121 rocznicy urodzin Howarda Phillipsa Lovecrafta wydaliśmy
poprawioną wersję gry paragrafowej pt. Zaginiony, autorstwa Beniamina
Muszyńskiego. Dzięki uprzejmości Dominika Trzaskacza z Soda Studio, podobnie
jak w przypadku Janka, również i ten gamebook został przystosowany do
lektury na czytnikach elektronicznych. Zaginiony to jak dotychczas największy
interaktywny horror w dziejach polskiej literatury.
O tym wydarzeniu pisali między innymi:
− HPLovecraft.com (http://www.hplovecraft.pl/2011/08/20/newsurodzinowy-1-gry-paragrafowe/)
− Bramy Grozy (http://www.bramygrozy.pl/news.php)
− Carpe Noctem (http://www.carpenoctem.pl/wiadomosci/zaginiony-nakindle/)
Pokuta
Pod koniec września planujemy wydać najnowszą, obszerną książkę Beniamina Muszyńskiego
pod tytułem Pokuta. Będzie to mroczny i krwawy gamebook, którego akcja została osadzona w Londynie
na początku października 1933-ego roku. Nazywasz się Malcolm Crawford... i niewiele więcej pamiętasz.
Tym bardziej nie rozumiesz, jakie są intencje stojącego przed Tobą człowieka celującego wprost w Twoją
twarz!
Starasz się wydobyć z meandrów swojego umysły cokolwiek, co tłumaczyłoby zastaną sytuację. Nagle
siedzisz na łóżku w małomiasteczkowym hotelu gdzieś na południu Anglii...
Chcesz wiedzieć, co się tutaj do ch*lery dzieje?
Nie przegapcie premiery!
« spis treści
10
Recenzje
Hotel 626
Czy
wyobrażasz
sobie
horror,
w którym w toku przerażającej i szalonej
akcji... nagle widzisz... odbicie własnej
twarzy? Twarzy, na której maluje się
mieszanina strachu i zdziwienia? Czy
wyobrażasz sobie dzieło tak interaktywne, że
będziesz przy nim... przestraszony śpiewać
cicho kołysankę pewnemu dziecku, a od tego,
jak to zrobisz, będzie zależała dalsza akcja?
Zaczyna się niewinnie.
Dostaję cynk od zaprzyjaźnionej redakcji.
Namierzyli film tak interaktywny, że wymyka się on
z klasycznej definicji gatunku; horror, można
obejrzeć go zupełnie za darmo – ale jest kilka zasad.
Pierwsza: Film można
zobaczyć tylko w godzinach
nocnych, a dokładnie od 18:00
do 6:00 – rano i w południe
włączenie go jest niemożliwe.
Dziwne...
Osobiście
nigdy nie widziałem sensu
w oglądaniu horrorów w dzień,
ale żeby do tego zmuszać
widza?... Robi się ciekawie
i przyznaję, że mi się podoba.
Jest
noc.
Jestem
gotowy. Biorę wdech i wchodzę
na stronę www.hotel626.com.
Mój notebook nie jest w stanie otworzyć witryny
w całej okazałości, naciskam więc F11 i czerń
rozlewa się aż po górny brzeg ekranu. Na uszy
zakładam słuchawki i od tego momentu nic nie
jest w stanie wyrwać mnie ze świata koszmaru.
Jestem w pułapce, choć jeszcze o tym nie wiem;
z
naiwną
ciekawością
wchodzę tam, jak mysz
zaskoczona
dziwnym
syczącym zwierzęciem leżącym
nieopodal i grzechoczącym
czymś
„śmiesznym”
na
ogonie. Na stronie są dwa
dzieła. Wybieram Hotel 626.
Komputer prosi o pozwolenia
na... Trochę to dziwne.
Druga zasada: Musisz udostępnić stronie
swoją kamerę internetową i mikrofon. Od teraz,
aż do końca seansu, film je kontroluje. Twoja
prywatność umiera. Przed najgorszym horrorem
zawsze chronił Cię ekran monitora – był jak mur,
nie pozwalający podejść koszmarom zbyt blisko...
Ty byłeś tu, bezpieczny, a złe rzeczy działy się tam,
z dala od Ciebie. Niestety, ale Twój mur właśnie
runął z hukiem.
Zostałeś na noc w hotelu i nagle się budzisz...
coś jest nie tak. Pocisz się jak szczur, serce wali Ci
jak oszalałe; jednego jesteś pewien – musisz uciekać.
Nie wiesz dlaczego, nie wiesz dokładnie gdzie,
ale wiesz, że nie możesz dłużej tu zostać.
Biegniesz... coraz głębiej w koszmar. Co krok
jest gorzej... Ale jak powiedział Winston Churchill
Kiedy idziesz przez piekło, pamiętaj, nie zatrzymuj
się! Boże... w co Ty się wpakowałeś?!
Akcja!
Film Hotel 626 osiągnął niewyobrażalnie
wręcz wysoki stopień interaktywności. Byłem
w stanie założyć się, że w całej historii kinematografii
nie ma dzieła bardziej
interaktywnego (i trwałem
w tej opinii tak długo,
aż nie obejrzałem jego
kontynuacji...).
Niestety,
postawienie
poprzeczki
tak wysoko miało swoją
cenę. W niektórych scenach
pojawia się nagle element
zręcznościowy
–
jest
wciągający,
wymagający
i właśnie przy jednym z nich
odskoczyłem przestraszony
od monitora. To oczywiście
świetny efekt, ale w tym momencie widz zaczyna się
zastanawiać... czy on jeszcze ogląda film, czy już gra
w grę komputerową? Takie rozwiązanie mogło nie
zadowolić ani miłośników komputerowej rozgrywki,
ani interaktywnego, filmowego seansu. Dla
pierwszych to zbyt krótki element zręcznościowy,
dla drugich coś, co w ogóle
wyklucza dzieło z definicji
gatunku. Szkoda. Ci którzy
po napotkaniu takiej sceny
wyłączyli komputer, niech
żałują. Warto było ścierpieć
tę niekonsekwencję, by móc
zobaczyć dalszy rozwój akcji.
O czym jest ten film?
Jeśli ktoś poprosiłby o streszczenie
scenariusza, zapędziłby mnie w kozi róg. Film nie
ma klasycznej fabuły. Tak właściwie nie ma żadnej
fabuły. To zbiór połączonych scen pokazujący coś
« spis treści
11
w rodzaju wizji, wyjątkowo przerażającego, sennego
koszmaru. Jedynym wspólnym mianownikiem jest
tu miejsce akcji. Przez to Hotelu 626 nie można
nawet przyrównać do Sufferrosy czy pozycji z kuźni
Chada, Matta i Roba. Straszy, choć brak mu jasno
zarysowanego celu, finezji; a mimo to wciąga.
Recenzje
Ja pierwszy wykupię bilet na seans – czy to w sali
kinowej, czy przed telewizorem lub komputerem.
A teraz wybaczcie, muszę kończyć.
Melisa właśnie skończyła się parzyć. Muszę się
uspokoić po tym, co zobaczyłem. Do zobaczenia
w kolejnym numerze, a jeśli nie... odwiedźcie mnie
w psychiatryku. Proszę... tam jest tak strasznie
i depresyjnie... Nie zostawiajcie mnie samego!
W końcu narażam się dla Was...
Mikołaj Kołyszko
Film interaktywny
Tytuł
Hotel 626
Autor
Hunter Hindman
i Rick Condos
Gatunek
Ocena
A może za dużo wymagam od reklamy chipsów?
Choć ciężko w to uwierzyć, ale to właśnie
marketingowcy chrupiących Dorito odpowiadają
za tę produkcję. Tak pozytywnie nie zaskoczył mnie
jak dotąd żaden opiekun marki. Boicie się żenady
w postaci wyskakującego potwora z paczką
chrupków? Spokojnie, tu go nie będzie. Jak już
pisałem, to dzieło stoi znacznie wyżej od porażek
serwowanych nam przez armię polsatowskich
przerywaczy filmów.
Ciężko ocenić tak nierówny film: z jednej
strony genialnie wykonany, z drugiej pozbawiony
fabuły i miejscami zmieniający się w komputerową
grę zręcznościową utrudniającą odbiór.
Po namyśle decyduję, że powinien dostać
dość wysoką ocenę, ale bez przesady. Ze względu
na stopień wykorzystania komputerowego medium
jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników
interaktywnego kina, ale nie można wynosić pod
niebiosa pozycji, która o niczym nie opowiada.
Mam nadzieję, że to preludium przed prawdziwym
kinematograficznym dziełem grozy bogatym w dobrze
wykreowanych bohaterów, pozbawionym elementów
zręcznościowej gry komputerowej, osadzonym
w zwartym i konsekwentnym świecie przedstawionym i posiadający zaskakujący zwrot akcji. Taki
film z pewnością miałby nie tylko dolną, ale i górną
granicę wieku, ostrzeżenie przed oglądaniem go dla
osób mających problemy psychiczne, nadciśnienie,
epilepsję etc.... ale, cholera, kto z ludzi kochających
adrenalinę, nie chciałby go zobaczyć i w pełni przeżyć
takiej przygody zarówno jako widz, jak i bohater?
« spis treści
horror
7,5/10
12
Recenzje
Rzeźbiarze
pierścieni
Wznowienia dawnych paragrafówek są bardzo
rzadkie, czym prędzej popędziłem więc do
najbliższego Empiku, śmiejąc się w duchu
z delikwentów, którzy kupowali oryginalne kopie
za kosmiczne kwoty.
Choć książkę kupiłem z myślą o Rzeźbiarzach
DOMINIUM
SOLARNE:
Poznaj Pierścieni, nie da się ukryć, że Głowobójcy to
najwspanialsze uniwersum w historii głównie zbiór opowiadań. I to bardzo dobrych
polskiego science fiction – głosi blurb na – czy to w tytułowych, kryminalnych Głowobójcach,
okładce Głowobójców. Nieskromne słowa, czy krótkim, lecz klimatycznym Nocnym Koncercie
jednakże cyklowi
autorstwa Tomasza widać ciekawe pomysły i świetny styl. Skoro już to
Kołodziejczaka rzeczywiście należy się zaznaczyliśmy, możemy przejść do głównej części
spore uznanie. Składają się na niego dwie programu, czyli recenzji paragrafówki.
Bohaterem gry jest rozbitek, który po latach
powieści, w tym jedna uhonorowana nagrodą
im. Janusza Zajdla, dwa zbiory opowiadań, dryfowania w przestrzeni w stanie hibernacji
zostaje uratowany przez tytułowych Rzeźbiarzy
a także… Zacznijmy jednak od początku.
Pierścieni. Na początku gry czytelnikowi zostaje
losowo przyznana jedna z dzieWszystko zaczęło się w roku
więciu tożsamości – każda o innej
1995, kiedy to wydawnictwo S.R.,
historii, nie wpływającej na grę,
znane fanom gier paragrafowych
i statystykach – jak najbardziej
m. in. z Wewnętrznego Zła
wpływających na grę. Postaci opisują
Tomasza Kreczmara i Andrzeja
trzy cechy – Ciało, decydujące
Miszkurki, wydało zbiór opoo
kondycji
oraz
koordynacji
wiadań Kołodziejczaka zatytułowany
ruchowej,
Umysł,
określający
Wrócę do Ciebie kacie. Zawierał
szeroko
pojętą
sprawność
umysłową
on dziesięć opowiadań, w tym
oraz Ego, od którego zależna jest
trzy umiejscowione we wspomniaumiejętność współpracy z sieciami
nym uniwersum. W tym samym
komputerowymi,
przejmowania
roku
w
magazynie
Magia
kontroli
nad
cybernetycznymi
i Miecz ukazał się kilkunastourządzeniami, itd. Umiejętności
stronicowy
tekst
autorstwa
możemy
ulepszyć,
rozdzielając
Tomasza Kołodziejczaka i Jacka
między nie dodatkowe punkty.
Brzezińskiego, opisujący podstawy
Testy przeprowadza się, rzucając
systemu RPG Strefa Śmierci,
kością
dziesięciościenną
lub
łączącego postapokaliptyczne realia
–
jak
proponuje
autor
–
otwierając
z elementami space opery. Kolejne
numery pisma przynosiły rozszerzenia świata książkę na losowej stronie (na zmianę lewej i prawej)
i mechaniki. Ostatecznie system zyskał sobie sporą i sprawdzając cyfrę jedności. Ten genialny w swojej
rzeszę wielbicieli. T. Kołodziejczak poszedł za ciosem, prostocie mechanizm pozwala zaoszczędzić dużo
czego efektem była gra paragrafowa Rzeźbiarze czasu, który musielibyśmy poświęcić na rzucanie
Pierścieni, wydana przez S.R. w roku – zależnie od kośćmi bądź zabawę z tabelą liczb losowych. Brak
źródła – 1995 albo 1996, w której autor skorzystał ze tu obecnego w wielu grach systemu walki, ale
dzięki temu rozgrywka jest szybka, a ciągłe testy
świata i uproszczonej mechaniki Strefy Śmierci.
Później pojawiły się jeszcze dwie powieści nie wytrącają z rytmu opowieści. Pod względem
– Kolory Sztandarów i Schwytany w światła. mechaniki Rzeźbiarze Pierścieni prezentują się
Rzeźbiarze nie doczekali się wznowienia, przez co według mnie rewelacyjnie.
Kiedy uzupełnimy kartę postaci, możemy
jedynym sposobem ich zdobycia było buszowanie
ponownie
zagłębić się w historię. Naszym głównym
w antykwariatach bądź monitorowanie portali
aukcyjnych. Sytuacja zmieniła się 8 lipca tego celem jest odzyskanie wolności. Nasi gospodarze,
roku, kiedy to nakładem Fabryki Słów ukazała zakon tworzący rzeźby w pierścieniach planetarnych,
się antologia Głowobójcy, zawierająca pierwszy wypuszcza nas tylko pod warunkiem wykonania
od piętnastu lat przedruk gry oraz sześć niebezpiecznej misji. Musimy mianowicie sprawdzić,
opowiadań z uniwersum Dominium Solarnego. co stało się w jednej z placówek zakonu, od pewnego
« spis treści
13
czasu nie dającej znaku życia. Chcąc nie chcąc,
wyruszamy więc w drogę do bazy Transkolos.
W celu rozwiązania zagadki gracz może
swobodnie eksplorować opustoszałą bazę. Jest tylko
jeden haczyk – ograniczony zapas tlenu. Często
musimy decydować, czy warto odwiedzić dane
miejsce albo ile czasu poświęcić na przeszukanie
pomieszczenia. Zbytnia opieszałość i nieprzemyślane
decyzje mogą doprowadzić do śmierci przez
uduszenie. Całe szczęście baza nie jest zbyt wielka
i natrafienie na właściwy trop nie powinno nikomu
zająć wiele czasu. Grę można więc ukończyć
bardzo szybko, niemniej fakt ten wynagradza kilka
alternatywnych zakończeń oraz możliwość zagrania
inną postacią i innego rozdzielenia punktów cech.
Gamebooka czyta się bardzo przyjemnie.
Duża w tym zasługa wciągającej historii oraz
warsztatu autora. Jedynym elementem, do
którego mogę się przyczepić, jest umieszczenie gry
w środku zbioru – będąc skierowanym do jednego
z pierwszych paragrafów, odruchowo przenosiłem
się na pierwsze strony książki. Nie pomógł też fakt,
że równocześnie grałem w Wodnego Pająka, który
miał strony ponumerowane według paragrafów
– w Głowobójcach mamy tradycyjną, książkową
numerację stron, rzadką dla gamebooków. Są to
jednak drobne niedogodności będące wynikiem
przyzwyczajenia ze strony czytelnika.
Czy warto kupić Głowobójców? Zważywszy,
że Rzeźbiarze Pierścieni przez lata byli niemal
niedostępni – brać i się nie zastanawiać! Biorąc
pod uwagę, że zbiór oferuje nie tylko legendarną
grę paragrafową, ale i kilka naprawdę dobrych
opowiadań – do sklepów marsz!
Michał “Pinkel” Ślużyński
Utwór komercyjny
Tytuł
Głowobójcy
Autor
Tomasz Kołodziejczak
Rok wydania
2011
Ocena
8/10
Do nabycia
W większości sklepów
internetowych i sieci księgarń.
« spis treści
Recenzje
14
Recenzje
Wodny Pająk
W drugim numerze MW KrowaQ
zrecenzował Pajęczą Sieć, rewelacyjną
grę detektywistyczną, wydaną nad Wisłą
w 1996 roku przez wydawnictwo eMPI2.
Postawił jej bardzo wysoką notę 9/10, pod
którą podpisuję się obunóż. Czy Wodny
Pająk, który ukazał się w Polsce dwa lata
później, stanowi kontynuację dorównującą
pierwowzorowi?
Przed rozpoczęciem lektury
Wodnego
Pająka
zastanawiałem
się, czy rozgrywka będzie wyglądać
podobnie, jak w Pajęczej Sieci, czy też
będzie to gra zupełnie inna. Okazało
się, że jedyna znacząca zmiana to inne
umiejscowienie akcji i fabuła – tym
razem zajmujemy się nie zagadką
podłożenia bomby, a kradzieży złota
przewożonego w sejfie na pokładzie
statku. Cała reszta pozostała praktycznie bez zmian, ze szczególnym
uwzględnieniem poziomu trudności,
któremu nie omieszkam poświęcić
całego następnego akapitu.
Pierwszy kontakt z detektywistycznymi grami
Robina Waterfielda i Wilfrieda Daviesa jest wszak
jak oberwanie kijem bejsbolowym po nerkach.
Pajęcza Sieć i Wodny Pająk to jedne z najtrudniejszych gier książkowych znanych rodzajowi
ludzkiemu. W wielu innych paragrafówkach łatwo
przegrać – wtedy jednak nic nie stoi na przeszkodzie,
by cofnąć się o paragraf czy dwa i udawać, że nic się
nie stało. Złożoność omawianych gier nie pozwala
na takie oszustwa – każda przegrana jest ostateczna
i dotkliwa. Zebrałeś za dużo informacji niezwiązanych ze śledztwem? Zabrakło jednej
wymaganej? Doznałeś urazu uniemożliwiającego
dalsze śledztwo? A może niesubtelnym śledztwem
uraziłeś jakąś grubą rybę? Bardzo nam przykro,
panie Twardy Mózg (nie ja wymyśliłem tę ksywkę!).
Aha, nie zapomnij złożyć szczegółowego raportu
– przyda się twojemu następcy. O tak, Seria Intryga
to prawdziwa droga przez mękę, która sprawi, iż
drzemiący w Tobie pięciolatek o detektywistycznych aspiracjach zaszyje się gdzieś w kąciku
i rozpłacze.
Schemat rozgrywki jest dość prosty. Po
krótkim, na poły interaktywnym wstępie fabularnym
otrzymujemy wolną rękę. Od tego momentu
możemy poprowadzić śledztwo gdzie nam się żywnie
podoba. W trakcie śledztwa zbieramy informacje,
mające postać liczb od 1 do 71 (to właśnie Pajęcza
Sieć i Wodny Pająk jako pierwsze wprowadziły ten
system, który później nieco zmodyfikował i zaczął
wykorzystywać w swoich projektach KrowaQ).
Niektóre są potrzebne do ukończenia gry, inne
nie mają żadnej wartości. Jeśli zdobędziemy
odpowiednio dużo tych pierwszych i odpowiednio
mało tych drugich, przejdziemy na kolejny etap
śledztwa – i tak dalej, aż do schwytania sprawców
i udowodnienia przestępstwa. Sęk w tym, że liczba
tropów, jakimi można podążyć, jest
ogromna. Nigdy nie wiemy, czy dana
informacja jest bezużyteczna, potrzebna,
czy też może okaże się niezbędna pod
sam koniec. To wszystko powoduje,
że paragrafówki po prostu nie da się
przejść za pierwszym razem. Ani za
drugim, trzecim… W Wodnego Pająka
trzeba grać metodą prób i błędów.
Gra jest przez to niekiedy bardzo
frustrująca, ale też jej ukończenie
dostarcza niepomiernej satysfakcji
(Cause I try! And I try!...). Taki styl
zabawy może zirytować wiele osób – nie
jest to raczej książka, którą wręczysz
małemu brzdącowi, by zainteresować
go interaktywną literaturą. Podejście do gry przy
nieodpowiednim nastawieniu może zaowocować
nowym rekordem w rzucie paragrafówką w dal
– a to raczej kiepski pomysł, zważywszy, że nędznie
sklejone kartki wypadają pod naciskiem wzroku.
Pomijając jednak mankamenty związane
z jakością wydania, Wodny Pająk to gra naprawdę
dobra, stanowiąca przyjemną powtórkę z rozrywki.
Jej 300 paragrafów i wysoki poziom trudności
zapewniają lekturę na długi czas. Jeśli nie podobała
Ci się Pajęcza Sieć, jej kontynuacja również nie
przypadnie Ci do gustu. W przeciwnym razie – kupuj
w ciemno.
Michał “Pinkel” Ślużyński
Utwór komercyjny
Tytuł
Wodny Pająk
Autor
Robin Waterfield,
Wilfried Davies
Rok wydania
1998
Ocena
8/10
Do nabycia
« spis treści
Allegro, bądź bezpośrednio
na stronie wydawcy, za 7 zł
(http://empi2.pl/)
15
Incydent
Recenzje
zasługuje z kilku powodów. Po pierwsze występujące
w nim postacie są strasznie płaskie i pozbawione
wyrazu. O ile jeszcze główna bohaterka broni się
jako tako dzięki swojej niepełnosprawności, która
Na samym początku swojej recenzji stanowi ciekawy element służący konstruowaniu
chciałbym zaznaczyć, że nie znoszę tematyki fabuły, o tyle wszystkie spotkane przez nią w trakcie
zombie... W jakiejkolwiek postaci. Nieważne zabawy postacie są po prostu miałkie. Żadna z nich
czy jest to film, komiks, książka czy cokol- nie pozostaje w pamięci na dłużej, zapominamy
wiek innego. Zjawisko na wpół martwych, o nich zaraz po opuszczeniu paragrafu, w którym się
bezmózgich istot uganiających się bez sensu pojawiły.
Poza postaciami występującymi w grze,
za pozostałymi przy życiu przedstawicielami gatunku homo sapiens naprawdę irytuje o prawdziwą pomstę do nieba wołają niektóre
mnie do granic możliwości. Nie inaczej dialogi, które brzmią wprost nieprawdopodobnie
sprawa ma się z fabularną minigrą książkową sztucznie i naiwnie... Za majstersztyk w tym
autorstwa Beniamina Muszyńskiego pt. względzie należy bezapelacyjnie uznać całość
Incydent, w której to zombie stanowią paragrafu numer 42, w którym to jeden absurd
swoiste tło dla całej rozgrywającej się w niej goni następny. Wyobraźmy sobie taką sytuację:
znajdujemy się na posterunku policji, w pewnym
historii.
momencie udajemy się do
Główną bohaterką tejże
Incydent powstał w ramach tzw. Akcji
toalety za potrzebą. Nagle
gry jest dziewiętnastoletnia,
Miniatura, zainicjowanej przez Beniamina
ni z tego, ni z owego słychać
niepełnosprawna
dziewczyna.
Muszyńskiego w wakacje 2010 roku na
serię strzałów. Co robi
Nie
wiemy,
jak
ma
na
forum
www.paragrafowegranie.fora.pl.
w tym momencie nasza
imię,
ani
skąd
pochodzi.
Całość akcji pole-gała na tym, że
niepełnosprawna bohaterka?
W prologu, pełniącym funkcję
użytkownicy wyżej wymienionej strony
Zamiast umierać ze strachu,
krótkiego wprowadzenia, dozobligowali się do napisania w trakcie
modląc się jednocześnie
wiadujemy się jedynie, że od
trwania miesięcy letnich jak największej
o cudowne ocalenie, jak
dziewięciu lat porusza się na
ilości krótkich gier, nie przekraczających
gdyby nigdy nic rusza
wózku inwalidzkim.
w sumie 100 paragrafów. Akcja miała
w kierunku holu, z którego
Akcja przygody rozgrywa
być skierowana do młodzieży szkolnej ze
owe strzały pochodzą, aby
się w trakcie wakacji w małej,
szczególnym uwzględnieniem gimnazjum
tam pożalić się zupełnie
bliżej nieokreślonej mieścinie,
i li-ceum. Ostatecznie jednak spotkała
nieznanemu
policjantowi,
które
wyżej
wymieniona
się ze słabym zainteresowaniem ze
że jej dziadek jest chory
dziewczyna spędza u swojego
strony samych twórców, czego efeki poprosić o podwiezienie
dziadka. Niestety, staruszek
tem końcowym było stworzenie w jej
do miasta... Tak naprawdę
nagle zaczyna podupadać na
ramach jedynie czterech gier – były
doskonale rozumiem co
zdrowiu przez co jesteśmy
to kolejno: Afrykański świt i Incydent
autor miał w tym momencie
zmuszeni udać się do pobliskiej
Beniamina Muszyńskiego; Gothic: Polona myśli, jednakże bardzo
apteki po przeznaczone dla niego
wanie na smoki Przemysława Pociechy
skrótowy sposób w jaki
leki.
i Przesyłka Michała Ślużyńskiego.
przedstawił powyższą scenę
No dobrze, ale jak
sprawił, że mimowolnie
to wszystko ma się do wspomnianych na wstępie zombie? Tego już niestety zamieniła ona domi-nujący w niej klimat
nie wypada zdradzać z tego prostego względu, grozy w komedię. A skoro już o grozie mowa...
Zaczynając
przygodę
z
Incydentem
iż gra jest naprawdę krótka, mieści się bowiem na 20 stronach i zawiera „tylko” 44 paragrafy. oczekiwałem krótkiego, paragrafowego horroru
W zasadzie jej przejście w pierwszym wybranym utrzymanego w stylistyce Resident Evil, czyli
wprost
połączenia
wartkiej
akcji
przez nas wariancie zajmie nie więcej jak 20 minut. mówiąc
Choć oczywiście nie można tego odczytywać jako i wszechobecnego strachu. W sumie otrzymałem
zarzut, w końcu jest to tylko miniatura. Pomimo tego, coś, co można określić jako skrzyżowanie wyżej
niestety ze smutkiem muszę przyznać, że na chwilę wymienionego filmu z Milą Jovovich z „Sierotką
obecną Incydent jest najsłabszą grą paragrafową Marysią”. Na taki stan rzeczy niebagatelny
w dorobku Beniamina Muszyńskiego. Na ten wpływ miały także słabo zarysowane opisy miejsc
ponury tytuł, wydany w lipcu 2010 roku, gamebook i pomieszczeń w których dzieje się akcja.
« spis treści
16
Recenzje
Za jedną z nielicznych mocnych stron gry trzeba
natomiast uznać wspomnianą już wcześniej główną
bohaterkę oraz to, co od zawsze charakteryzuje
warsztat pracy Muszyńskiego, mianowicie możliwość
dokonywania wyborów, które tradycyjnie dzielą
się na przynoszące złe i bardzo złe konsekwencje.
Po raz kolejny w wielu miejscach przyjdzie nam się
pogłowić, czy akurat wybrany przez nas paragraf jest
aby na pewno tym właściwym.
Podsumowując, nie mogę oprzeć się
wrażeniu, iż Incydent powstawał w wielkim
pośpiechu. Ilość zastosowanych w nim skrótów,
zamiast nadać grze świeżości i dynamiki, jedynie
znacznie ją strywializowała. Porównując tę
właśnie grę, do wydanego w tym samym czasie
przez Beniamina Muszyńskiego Afrykańskiego
świtu, jakość wykonania wypada zdecydowanie
lepiej na korzyść tej ostatniej pozycji. Tradycyjnie
jednak, mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po
recenzowaną przeze mnie grę. Bardzo możliwe, że
w waszym odczuciu Incydent zasłuży na wyższą
notę.
Piotr Bąkowski
Utwór niekomercyjny
Tytuł
Incydent
Autor
Beniamin Muszyński
Rok wydania
2010
Ocena
5/10
Do pobrania
http://paragrafowegranie.
republika.pl
« spis treści
17
Ring of Thieves
Począwszy od drugiej połowy lat 90.
gry książkowe w Polsce były pogrążone
jeśli nie w stanie śmierci klinicznej, to na
pewno w głębokim letargu. Internet sprawił,
że na początku nowego tysiąclecia znów
zaświtała iskierka nadziei
dla paragrafów, która
na
szczęście
została
właściwie wykorzystana
przez Łukasza Aliena.
W 2002 roku założył on
stronę1 poświęconą grom
książkowym, zarówno tym
oficjalnie wydanym, jak
i projektom autorskim.
Dzięki temu rozsiani po
całym kraju miłośnicy
paragrafów mogli zetknąć się ze sobą, co
pośrednio doprowadziło
do powstania niniejszego
magazynu.
Również
dzięki
jego
wysiłkom
jako
tłumacza,
polscy
gracze
mogą
cieszyć
się recenzowaną przeze
mnie pozycją.
Pierścień złodziei autorstwa Johna Rossa nie
jest zbyt obszerny, liczy 137 paragrafów rozpisanych
na około trzydziestu stronach. Jest to klasyczna
opowieść spod znaku fantasy, w której główny
bohater zostaje wplątany w intrygę i musi jakoś
z niej wybrnąć, zachowując głowę na karku, a przy
okazji napełniając sakiewkę monetami. W mroźnym mieście Hultog żyje młody hobbit imieniem
Lucas, który wraz ze swoją przyjaciółką Patricią
trudni się złodziejskim fachem. W dniu rozpoczęcia
naszej przygody ten duet zostaje napadnięty przez
zbirów. Napastnicy zostają jednak zabici, a Lucas
obszukuje ich ciała w poszukiwaniu kosztowności.
W ten właśnie sposób wchodzi w posiadanie
tytułowego pierścienia, który sprowadza na niego
sporo kłopotów. Patricia zostaje uprowadzona,
a wszystko wskazuje na to, że zdobyczny pierścień
nie jest tylko cenną błyskotką.
Można by powiedzieć „historia jakich wiele”,
co zresztą nie odbiega zbytnio od prawdy. Mimo to
1
Recenzje
pozycja ta niewątpliwie przykuwa uwagę barwnym
językiem narracji oraz prostą, wpasowującą się
w klimat rozgrywki, mechaniką. Jest to znacznie
uproszczony system RPG Risus. Na potrzeby
projektu wybrano z niego kilka podstawowych testów
i statystyk, przez co nawet początkujący gracz bardzo
szybko przyswoi sobie zasady. Podczas rozgrywki
wymagana jest kość sześciościenna, przez co
pozycja ta raczej nie nadaje się do czytania podczas
podróży czy w poczekalni.
Sama rozgrywka to zręczna
mieszanka gry fabularnej
i labiryntowej o przeciętnym
poziomie trudności. Za wadę
można poczytać liniowość oraz
sam klimat, który przypadnie
do gustu miłośnikom fantastyki,
lecz
dla
reszty
może wydać się nieco zbyt
hermetyczny. Na pochwałę
zasługuje też sam sposób
prowadzenia
akcji.
Autor
umiejętnie zwiększa tempo
i napięcie, przez co ten krótki
projekt wydaje się znacznie
bardziej rozbudowany. Moim zdaniem gra jest
wyjątkowo udana, szczególnie,
że oryginalna wersja nie
była wydana komercyjnie,
lecz darmowo udostępniona
angielsko-języcznym graczom. Polecam tę pozycję
szczególnie miłośnikom fantastyki, chociaż i inni
mogą dostrzec zalety Pierścienia złodziei.
Beniamin “KrowaQ” Muszyński
Utwór niekomercyjny
Tytuł
Pierścień Złodziei
Autor
John Ross
Tłumacz
Rok wydania
Ocena
Do pobrania
Obecnie pod adresem
http://paragrafowegranie.republika.pl/ .
« spis treści
Łukasz Alien Sewastianik
2005
7,5/10
http://paragrafowegranie.
republika.pl
18
Publicystyka
Kanibalizm
Powinność
historia ludożerstwa
Ludzi od zawsze przyciągało to, co
zakazane, mroczne, tajemnicze i dzikie.
Strach przed nieznanym rodzi wrogości, ale
nierzadko również fascynację.
W dzisiejszych czasach jednym z nielicznych jeszcze tematów tabu pozostaje sprawa
kanibalizmu. Czasem akceptujemy go, tłumacząc
wyższą koniecznością, kiedy indziej uważamy za
akt skrajnego zwyrodnienia. Zwykle uznaje się, że
ten problem po prostu nie istnieje, a już szczególnie
w wysokorozwiniętych, „cywilizowanych” krajach
Zachodu. Paradoksalnie, jeśli na jaw wychodzą
tam przypadki tego „barbarzyństwa”, wielu
święcie oburzonych skwapliwie przegląda każdą
kolejną wzmiankę o tej, jakże ich bulwersującej,
sprawie. Czasami dochodzi do tak absurdalnych
sytuacji, kiedy kanibal, nie ten wymyślony, filmowy, lecz postać z krwi i kości, staje się osobą
publiczną, a wręcz gwiazdorem!1 W niniejszym
artykule przedstawię podstawowe fakty związane
z ludożerstwem, jego różnymi obliczami, zwyczajami
z nim związanymi oraz pobudkami skłaniającymi
ludzi do zjadania innych ludzi. Na koniec wspomnę
też o tym, jak można wykorzystać kanibalizm jako
smakowity materiał do napisania gry książkowej.
Zacznę jednak od zdefiniowania oraz genealogii, dla
wielu wciąż mrożącej krew w żyłach, nazwy tego...
No właśnie, czego? Schorzenia? Zwyczaju? Zjawiska?
Zdecy-dujcie sami. Zapraszam do czytania i życzę
miłej lektury! Kanibalizm to, jak wiadomo, spożywanie
osobników tego samego gatunku. Niestety, definicja
ta jest bardzo wąska semantycznie, nie porusza
bowiem przyczyn interesującego nas zjawiska.
Uznaje się, że są trzy zasadnicze
pobudki skłaniające ludzi do
kanibalizmu. Jest to powinność,
potrzeba
oraz
pożądanie.
Pierwsza z nich wynika z bogatej tradycji kulturowej, skutecznie
wyniszczonej
przez
białych osadników i misjonarzy,
przerażonych zwyczajami „dzikich”, których nie potrafili
i, przede wszystkim, nie chcieli
zrozumieć.
1
Przykład tego zjawiska zostanie opisany w niniejszym artykule.
Stereotypowy
wizerunek
kanibala
to
półnagi człowiek o ciele pokrytym złowieszczymi
symbolami i obwieszony biżuterią z ludzkich
kości, dzierżący w rękach wielką dzidę. Ciężko ten
barwny obraz przyrównać do Azteków, skądinąd
potężnej cywilizacji zniszczonej przez zachłannych
hiszpańskich „odkrywców”. Przedstawiciele tego
„dzikiego” narodu, który pozostawił po sobie
monumentalne budowle, ukryte pośród tropikalnego
gąszczu, wierzyli, że słońce powstało w wyniku
ofiary, jaką złożył z siebie jeden z bogów. Jego
towarzysze, aby wprawić życiodajne źródło światła
w ruch, ofiarowali mu swoją krew i serca. Odbiciem
tych czynów były masowo składane ofiary podczas
krwawych rytuałów, polegających między innymi
na wyrwaniu jeszcze żyjącej ofierze serca. Aby
zapewnić sobie przychylność bogów, Aztekowie
składali mnóstwo takich ofiar, zwykle z jeńców
wojennych. W dłuższej perspektywie oznaczało to
konieczność prowadzenia ciągłych podbojów, co
z kolei tłumaczyłoby między innymi, dlaczego lud
ten zdobył tak rozległe terytoria.
W ciągu roku Aztekowie obchodzili
osiemnaście ważnych świąt, po jednym w każdym miesiącu2, z czego aż czternaście z nich
wymagały rozlewu krwi. Zwłoki zabitych były
zjadane, co stanowiło część rytuałów. Martwe ciała
wykorzystywano też w innych celach, na przykład
podczas jednego ze świąt kapłani nosili zabarwiono
na żółto ludzkie skóry, które symbolizować miały
kwiaty. Mimo wszystko kanibalizm w wypadku
Azteków nie był głównym motorem ich działań,
a stanowił jedynie istotą część ich życia religijnego.
Znacznie ważniejszą rolę pełnił on w innych
kulturach, gdzie z czasem stawał się nierozerwalną
częścią egzystencji wielu plemion. Mógł też służyć
jako forma wymierzania sprawiedliwości. Na
Wyspach Wielkanocnych panował
niegdyś zwyczaj mszczenia się
na wrogu poprzez zjedzenie
go, a następnie ostentacyjnym
pokazywaniu
rodzinie
ofiary
szeroko otwartych ust, najlepiej
jeszcze z resztkami ich krewniaka
wewnątrz. Rozwścieczeni tym
faktem
domownicy
zwykle
dokonywali takiej samej zemsty
na zabójcy, co z kolei prowadziło
do łańcucha mordów, trwającego
niekiedy przez całe pokolenia.
2
« spis treści
Każdy miesiąc liczył po dwadzieścia jeden dni.
19
Zjedzenie
drugiego
człowieka
mogło
też być rodzajem kary, jak to było w przypadku
Nigeryjskiego plemienia Sura, które w ten sposób
karało przestępców. Ponadto wiele kultur uważało,
że spożycie ciała przeciwnika to najprostszy sposób
na przejęcie jego cech, takich jak odwaga, witalność
czy płodność. Niekiedy w grę wchodziły również
walory smakowe. Większość plemion ludożerczych
szczególnie ceniło mięso kobiet3 i osób młodych,
chociaż zdecydowanie różne było podejście co
do najsmakowitszych kawałków. Mimo pewnych
podobieństw4, zazwyczaj każde plemię preferowało
inny kawałek ciała. Nie zawsze jednak zjadanie ciał
było aktem dominacji czy upokorzenia przeciwnika.
Często rytuał ten stanowił wyraz szczerej miłości
w stosunku do zmarłego członka rodziny bądź
plemienia.
Kanibalizm pogrzebowy to szczególna
odmiana ludożerstwa, bowiem „ofiara” pragnie,
a wręcz domaga się, aby po śmierci jej ciało zostało spożyte. Jest to dowód przywiązania i szacunku
oraz ważny element żałoby, którego zaniechanie
było by tym, czym dla nas wyrzucenie ciała zmarłego
rodziny na śmietnik. Ciekawy pogląd na ten temat
wyraził kiedyś członek plemienia Wari, odkrytego
w latach pięćdziesiątych XX wieku na terenie
Brazylii. Stwierdził, że to tragiczne grzebać dziecko
w zimnej ziemi. Za miejsce bardziej stosowne dla
umarłych Wari uważali „ciepły brzuch”. Rzecz jasna
w wyniku interwencji władz kościelnych i świeckich
plemię to zaniechało, przynajmniej oficjalnie, swoich
praktyk, posłusznie stosując bardziej „cywilizowane”
formy pochówku. Podobny pogląd podzielali też
Aborygeni, chociaż w ich wypadku nie każdy zmarły
mógł zostać spożyty, los ten czekał tylko najbardziej
zasłużonych i szanowanych członkowi danej
społeczności. Po zjedzeniu wnętrzności suszono
kości oraz skórę, z których sporządzano specjalne
zawiniątko. Było one chowane w ziemi, wewnątrz
drzew bądź spalane. Jak widać, kanibalizm mógł
być zarówno aktem zemsty, rytuałem religijnym, jak
i istotnym elementem życia społecznego. W każdej
z tych odmian częścią wspólną dla jego praktykowania była głęboko zakorzeniona świadomość
o jego istotnej roli, toteż w żadnym wypadku nie był
potępiany ani uważany za coś „niewłaściwego”.
Ciało ludzkie było również wykorzystywane
w charakterze leku. Praktyka ta szczególnie
rozpowszechniona była w Chinach. Dobrym
przykładem jest tutaj ko ku, czyli „kanibalizm
3
4
Ciekawe czy nasze panie są słodkie w smaku?
Najczęściej za najlepsze kawałki uważano
pośladki, piersi oraz policzki.
Publicysytka
na rzecz rodziny”. Polegał on na poświęceniu
kawałka własnego ciała w celu sporządzenia jakiegoś
specyfiku bądź zwyczajnego dania mięsnego, aby
chorzy najbliżsi mogli szybciej dojść do zdrowia.
Chociaż ówcześni medycy uważali tę metodę za
niezwykle skuteczną, dzisiejsi lekarze nie podzielają
ich entuzjazmu.
Potrzeba
Zupełnie inaczej sprawa ma się z sytuacjami,
kiedy ludzie potępiający kanibalizm stanęli w obliczu prawdziwe tragicznego wyboru – umrzeć albo
zjeść drugiego człowieka. Jak napisał w Innym
świecie Gustaw Herling-Grudziński; „Prawdziwy
głód zaczyna się wtedy, kiedy patrzysz na drugiego
człowieka jak na potencjalny obiekt do zjedzenia”.
Na przestrzeni stuleci wielu nieszczęśników
uważających ludożerstwo za grzeszną, barbarzyńską praktykę zmuszonych było skosztować
ludzkiego mięsa, aby przetrwać. Niekiedy wiązało
się to również z przykrą koniecznością pozbawienia
życia wytypowanego do pożarcia towarzysza niedoli.
Kilka z przypadków takiego właśnie „kanibalizmu
z wyższej konieczności” na stałe utrwaliło się
w zbiorowej świadomości, szczególnie europejczyków.
Do
najsłynniejszych
przykładów
„upublicznienia” takiej tragedii śmiało można
zaliczyć los załogi Meduzy.
Francuska fregata Meduza z czterystoma
osobami5 na pokładzie w czerwcu 1816 roku
wypłynęła z portu St. Louis w Senegalu. Błąd
kapitana doprowadził do tragedii, statek wpłynął
na rafę u północno-zachodniego brzegu Afryki.
W szalupach było miejsce dla dwustu pięćdziesięciu
ludzi, dla pozostałych stu pięćdziesięciu zbudowano
prowizoryczną tratwę.
Kapitan i oficerowie, rzecz jasna zajmujący
miejsce w łodziach ratunkowych, zdecydowali,
5
« spis treści
Byli to zarówno marynarze, żołnierze, jak i
osadnicy.
20
Publicystyka
że ciągnięcie za sobą znacznie przeciążonej
tratwy nie ma najmniejszego sensu i powoduje
niepotrzebne opóźnienia. Dlatego odcięto liny
cumownicze, zostawiając w ten sposób ponad sto
osób na łasce żywiołu. Następne kilkanaście godzin
sprowadziło śmierć na dwudziestkę rozbitków.
Nocą pewien człowiek utracił zmysły i w ślepym
szale próbował zniszczyć tratwę, co doprowadziło
do regularnej bitwy pomiędzy ocalałymi, przynosząc
okrutną śmierć kolejnej sześćdziesiątce. W ten
właśnie sposób, po niespełna dobie, liczebność
ocalałych spadła niemal o połowę. Następne dni
przyniosły wiele bezowocnych prób zdobycia
pożywienia. Jedynym zdolnym do spożycia płynem
jakim dysponowali ocalali nieszczęśnicy było
wino, zgromadzone w kilku beczkach. Nadzwyczaj
szybko podjęto decyzję o konieczności zjedzenia
ciał umarłych, początkowo na surowo, potem
lekko upieczonych nad prowizorycznym ogniem
skrzesanym z prochu strzelniczego i starych szmat
oraz nielicznych kawałków drewna. Zabijano też
wszystkich oskarżonych o podkradanie wina. Wobec
powyższego, szóstego dnia żeglugi na „Meduzie”
zostało ledwie dwadzieścia osiem osób, z czego
trzynastu uznano za niezdolnych do przeżycia,
co w konsekwencji doprowadziło do zabicia tych
„najsłabszych ogniw”. Po tygodniu szczęśliwców,
którym udało się przeżyć, uratował przepływający
statek. Mimo, że stosunkowo szybko powzięto
decyzję o zjedzeniu ciał martwych towarzyszy, opinia
publiczna nie była wzburzona. W tamtym okresie
dość często dochodziło do podobnych przypadków
„morskiego kanibalizmu”.
Zagubieni na morzu, bądź oceanie,
ludzie zwykle nie mają do wyboru wielu źródeł
pożywienia, przez co łatwiej zrozumieć ich decyzję
o spożywaniu ludzkiego mięsa. Ale co powiedzieć
o nieszczęśnikach, którzy zmuszeni byli do
kanibalizmu przebywając na suchym lądzie, i to nie
wyspie czy rozległej pustyni?
Ciekawym przypadkiem jest wyprawa, do
której doszło pod koniec roku 1846 w Stanach
Zjednoczonych. Osiemdziesięciu siedmiu amerykańskich osadników pod wodzą Georga Donnera
chciało jak najszybciej dostać się z terenów
dzisiejszego stanu Wyoming do Kalifornii. Szansę
na to, teoretycznie, stwarzał „skrót” prowadzący
przez pasmo górskie Wasatch w Nevadzie. Ludzie
ci ruszyli w góry w listopadzie, nieświadomi tego,
że właśnie popełnili największy błąd swojego życia.
Po przedarciu się przez pasmo górskie i Wielką
Pustynię Słoną, grupa rozdzieliła się na dwa obozy.
W pierwszym z nich, liczącym około sześćdziesięciu
osób, wybudowano szybko drewniane chaty,
w drugim natomiast zdecydowano się na budowę
tylko
prowizorycznych
schronień.
Było
to
spowodowane tym, że druga grupa kilkakrotnie
próbowała przedrzeć się dalej. Niestety, jak łatwo
można się domyślić, niemal wszyscy zginęli.
Osadników z pierwszego obozu natomiast odcięła
od świata ciężka zima. Dopiero w lutym następnego
roku ekipie ratunkowej udało się dotrzeć do
zaginionych. Zabrano wtedy ponad dwadzieścia
osób, które uznano za zdolne do podróży. Na miejscu
nie znaleziono jednak żadnych śladów kanibalizmu.
Dopiero druga wyprawa, która przybyła pierwszego
marca, trafiła na jednoznaczne ślady w postaci na
wpół obgryzionych kości, zaś w resztkach drugiego
obozu odnaleziono mężczyznę trzymającego w rękach ludzką stopę oraz wdowę po bracie Georga
Donnera, która nakarmiła mięsem martwego
męża swoje dzieci. Niestety, i tym razem nie
udało się zabrać wszystkich uwięzionych przez
śnieg ludzi. Nawet kolejna, trzecia już z kolei
wyprawa pozostawiła kilka osób w pierwszym
obozie. Ponadto podczas powrotu złapani przez
burze śnieżną osadnicy i ich wybawcy musieli
ratować się przed głodem zjedzeniem ciała zmarłej
kobiety i dwójki jej dzieci. Tymczasem na ratunek
wciąż czekało pięć osób, w tym George Donner.
Gdy siedemnastego kwietnia przybyła ostatnia
wyprawa ratunkowa, żył już tylko Niemiec, Lewis
Kaseberg. Okazało się, że by przetrwać, zjadł on
resztę osadników, chociaż oczywiście zapewniał,
że nikogo nie zabił. Ratownicy zwrócili jednak
uwagę na zamarznięte wokół jego obozowiska
resztki mięsa koni i wołów. Mężczyzna twierdził
później, że nie nadawały się one do jedzenia. Mimo
oczywistych podejrzeń Kaseberg nigdy nie został
oskarżony o morderstwa. Cała sprawa nieszczęsnej
wyprawy Georga Donnera poruszyła amerykańskie
społeczeństwo, tym razem wyzwalając falę protestów
i braku zrozumienia dla sytuacji zagubionych
osadników, która, jak twierdziło wielu, wcale nie
była tak dramatyczna. Kanibalistyczne praktyki na prawdziwie
masową skalę, od tysiącleci związane są też
z klęskami głodu oraz działaniami wojennymi.
Bodajże najbardziej tragicznym, chociaż do
niedawna
przemilczanym,
tego
przykładem
w XX wieku był Wielki Głód na Ukrainie w latach
1932-33. Chęć błyskawicznego uprzemysłowienia
ZSRR przez Józefa Stalina w połączeniu z licznymi
czystkami na wsiach i przymusową kolektywizacją
doprowadziła do paradoksalnej sytuacji, kiedy to
na ukraińskich czarnoziemach “zabrakło” zboża.
« spis treści
21
[W rzeczywistości w tamtym okresie zboże było
eksportowane w rekordowych ilościach za granicę,
tak więc Wielki Głód należy uznać za celowy,
niebywale okrutny, plan eksterminacji skorych do
buntów ukraińskich chłopów przez Stalina. - dop.
red. nacz.] Wedle bardzo ostrożnych szacunków
uważa się, że śmierć z głodu poniosło wówczas co
najmniej 4 miliony ludzi, chociaż niektórzy badacze
podają znacznie wyższe liczby, takie jak
10, czy 13 milionów. Skala kanibalizmu
była wówczas naprawdę zatrważająca,
niejednokrotnie członkowie rodzin
zjadali się wzajemnie, pożerano
starców, dzieci, kobiety, dochodziło
też oczywiście do morderstw. Ciężko
wyobrazić sobie, co czuła matka, która
musiała poświecić jedno dziecko, żeby
móc wykarmić pozostałe. O ile wielu
badaczy fascynuje kulturowe podłoże
kanibalizmu w mniej „cywilizowanych”
częściach świata, to w obliczu tak
masowej skali tego zjawiska ogarnia
ich jedynie ponura zaduma. Wielu ludzi
z pokolenia naszych dziadków i babć nadal uważa,
że największa tragedia jaka może się przydarzyć
człowiekowi, jest właśnie głód. Zdarzają się jednak przypadki, gdy spożycie
ludzkiego ciała nie wiąże się ani z uwarunkowaniami
kulturowymi, ani z brakiem innego źródła pokarmu.
Zdarzają się jednostki, które po prostu CHCĄ
zjadać bliźnich, co zazwyczaj, niestety, związane jest
z koniecznością odebrania im życia. Pożądanie
Kanibale-mordercy to niezwykle wdzięczny temat dla książek, gier czy też filmów
(z postacią Hannibala Lectera na czele). Również
w rzeczywistym świecie podjęcie tego tematu
przez mass-media zwykle skutkuje sukcesem
komercyjnym. Gorzej jest z odpowiedzialnością
karną. W większości krajów świata nie istnieją żadne
przepisy przewidujące sankcje prawne za spożycie
ludzkiego mięsa. Przyłapany na gorącym uczynku
kanibal jest więc sądzony za morderstwo, nielegalną
eutanazję6 bądź bezczeszczenie zwłok. Rzecz jasna
z największą krytyką, co zrozumiałe, spotyka się
pierwszy ze sposobów pozyskiwania mięsa.
Jednym
z
najbardziej
rozsławionych
morderców-kanibali XX wieku jest niewątpliwie
Andriej Czikatiło, urodzony w ZSRR7 w czasie
6
7
Jeśli jego ofiara sama chciała być zjedzona.
Na terenie obecnej Ukrainy.
Publicysytka
Wielkiego Głodu, dowiedział się od matki, że jego
starszy brat został porwany i zjedzony. Niedługo
potem ojciec Andrieja wyruszył na wojnę, gdzie
miał nieszczęście dostać się do niemieckiej niewoli.
Zgodnie z ówczesnymi dyrektywami Stalina żołnierze
schwytani przez wroga uznawali byli za zdrajców
i tchórzy. Po odzyskaniu wolności trafił na kilka lat
do obozu pracy, a jego rodzinę przesiedlono w głąb
Związku Radzieckiego.
Wszystko to musiało wywrzeć
naprawdę fatalny wpływ na psychikę
dorastającego chłopca. Mimo tego
w
latach
sześćdziesiątych
jego
życie ustabilizowało się, rozpoczął
pracę nauczyciela, ożenił się, a jego
żona wkrótce urodziła mu córkę,
a kilka lat później syna. W stosunku do
własnych dzieci nie okazywał żadnych
patologicznych skłonności, niestety
inaczej traktował swoich uczniów.
Za
molestowanie
podopiecznych
został wydalony ze szkoły, ale nie
powzięto wobec niego żadnych kroków
prawnych. Swoje pierwsze morderstwo popełnił
w 1978 roku, kiedy to zwabił dziesięcioletnią Lenę
w ustronne miejsce. Chciał zgwałcić dziewczynkę,
ale z racji swojej częściowej impotencji nie był
w stanie tego zrobić. Wpadł wówczas w szał, podczas
którego zadźgał dziecko, odczuwając przy tym pełną
satysfakcję seksualną. Aż do listopada 1990 roku
popełnił ponad 508 morderstw, głównie na młodych
kobietach i dziewczynkach. Zjadał też różne części
ciał swoich ofiar, najczęściej genitalia. Władze długo
nie podawały do publicznej wiadomości tego, że
popełniane morderstwa są w jakikolwiek sposób
powiązane. Propaganda wykluczała możliwość, że
w ZSRR mógł działać seryjny zabójca, termin ten
był bowiem jednoznacznie przypisany do krajów
„zgniłego kapitalizmu”. Po schwytaniu Czikatiło
próbował symulować chorobę psychiczną, ale
sędziowie uznali go za poczytalnego. Skazano go na
śmierć, wyrok wykonano 14 lutego 1994 strzałem
w tył głowy.
W następnym przypadku, który pragnę
omówić, kanibalizm pełni o wiele większą, wręcz
kluczową, rolę. Ciężko też mówić o „ofierze”
i „sprawcy”, w tradycyjnym znaczeniu tych słów.
Chodzi oczywiście o popełnioną w 2001 roku
w Niemczech zbrodnię, która zelektryzowała
niemal cały świat. Armin Meiwes9 zabił, a następnie
8
9
« spis treści
Przyznał się do popełniania 56, lecz odnaleziono
„tylko” 53 ciała.
Ur. 1962 roku.
22
Publicystyka
zjadł
czterdziestotrzyletniego
informatyka,
Bernarda Brandesa. Niezwykłe w tej sprawie
było to, że Brandes sam zgłosił się do Meiwesa
w odpowiedzi na jego anons10 zamieszczony w sieci.
Mężczyźni przez pewien czas wymieniali e-maile,
nim w końcu zdecydowali się na spotkanie. Zostało
one dokładnie sfilmowane, a odnalezione nagrania
posłużyły potem jako materiał dowodowy w procesie sądowym. Kanibal „znieczulił” swojego
gościa lekami i alkoholem, a następnie odciął mu
genitalia, które przyrządził. Obaj mężczyźni raczyli
się tym „przysmakiem” podczas kolacji. Później
Meiwes bezboleśnie zabił Brandesa, zakonserwował
resztę ciała i regularnie je spożywał. Kiedy jego
zapasy zaczęły topnieć, postanowił znaleźć kolejną
ofiarę w sieci. W ten sposób zwrócił na siebie
uwagę prokuratury. Szybko został zatrzymany,
a liczne dowody nie pozostawiały cienia wątpliwości
co do jego winy. Mimo „okoliczność łagodzących”,
za jakie obrona uznawała zgodę Brandesa na swój
los, Meiwes został skazany na osiem i pół roku
pozbawienia wolności za nieumyślne spowodowanie
śmierci.
O wiele więcej szczęścia miał bohater ostatniej
przytoczonej przeze mnie historii. Ten morderca-kanibal nie tylko umknął sprawiedliwości, ale we
własnym kraju traktowany jest niemal jak gwiazdor.
Jego przypadek to bezprecedensowy przykład kpiny
z wymiaru sprawiedliwości oraz potęgi bogactwa,
które potrafi „wybielić” najczarniejsze zbrodnie.
Japończyk Issei Sagawa urodził się w niezwykle
zamożnej rodzinie i już bardzo wcześnie przejawiał
niepokojące skłonności. W latach siedemdziesiątych
włamał się do pokoju zagranicznej studentki,
co poskutkowało skierowaniem go na badania
psychiatryczne. Lekarz uznał go za jednostkę
„niebezpieczną”, z czym nie zgodził się ojciec
przyszłego kanibala. Zamiast leczenia, zapewnił
synowi studia we Francji. W 1981 Issei poznał tam
holenderkę, Renee Hartevelt, która uległa jego
czarowi. Zwabił kobietę do swojego mieszkania,
gdzie zabił ją, a następnie na różne sposoby
spożywał jej mięso. Został zatrzymany podczas
próby pozbycia się resztek ciała, zapakowanych w
dwie duże walizki. Zamiast na salę rozpraw, trafił
jednak powtórnie do szpitala psychiatrycznego,
skąd wyciągnęły go wpływy jego ojca. Sagawa
wrócił do kraju, gdzie spędził kilkanaście miesięcy
pod obserwacją psychiatrów i odzyskał wolność.
W 1983 roku wydał książkę, w której opisał swój
czyn. Nie krył też dumy ze „spełnienia marzeń”.
Zbił fortunę, publikując swoje wspomnienia oraz
przemyślenia dotyczące kanibalizmu. Swoim
zachowaniem wprawił w konsternację zarówno
wymiar sprawiedliwości, jak i biegłych lekarzy.
Chociaż bez wątpienia najboleśniej „sukces”
mordercy do tej pory odczuwa najbliższa rodzina
jego ofiary.
Na koniec chcę napisać jeszcze co nieco
o sposobach wykorzystania kanibalizmu jako
materiału na grę książkową. W tym temacie należy
ostrożnie dobierać scenerię. Ciężko mi wyobrazić
sobie sytuację, gdy ktoś wykorzystuje jako tło klęski
głodu, beztrosko każąc wybierać czytelnikowi, czy
ma zjeść swoją córkę, czy zabić syna sąsiadów. Sam
motyw opisania konieczności poświęcenia kogoś
bliskiego „dla dobra ogółu” nie jest oczywiście czymś
złym. Niemniej jednak temat ten nadaje się raczej na
poważny, angażujący moralnie czytelnika projekt, niż
groteskę. Również bardziej „pierwotny” kanibalizm
może posłużyć podobnemu celowi. Czytelnik mógłby
się na przykład wcielić w rolę etnografa i trafić do
osady kanibali, gdzie przyjdzie mu podjąć decyzję co
do swojego stosunku do tubylców. Eksterminacja,
a może poznanie? Próba „nawrócenia” czy raczej
przyłączenie się do uczty? Możliwości jest wiele:
od prostych, czysto przygodowych, po prawdziwe
wstrząsające czytelnikami projekty zmuszające do
poważnego zastanowienia się nad konsekwencjami
podjętych decyzji. W każdym razie myślę, że temat
jest na tyle interesujący, iż warto pomyśleć nad
wykorzystaniem tego potencjału w pracy twórczej.
Natomiast wszystkich zainteresowanych
tematem ludożerstwa odsyłam do książki11, z której
korzystałem przy pisaniu niniejszego artykułu.
To dość krótkie, ale treściwe wprowadzenie w ten
rozległy, smakowity temat. Polecam!
10
11
Meiwes poszukiwał kogoś, kogo mógłby zabić i
zjeść.
Beniamin “KrowaQ” Muszyński
Ilustracje:
1 Kanibalizm w Brazylii w roku 1557 według opisu
Hansa Stadena.
2 Tratwa Meduzy, Théodore Géricault, 1819.
3 Czikatiło podczas procesu.
« spis treści
„Historia kanibalizmu” Nathan Constantine,
Bellona, Warszawa, 2007
23
Na tropie Cthulhu
Gamebookowe powieści, podobnie jak
i te klasyczne, potrzebują własnego świata.
Kreując własną „rzeczywistość”, możemy
ograniczyć się do takich detali jak opis domu,
pola, łąki, kilku najważniejszych postaci...
Ale możemy popłynąć i dalej - spojrzeć
w otchłań podwalin wszechświata, ujrzeć
kres gatunku ludzkiego, oglądać oblicza
bogów i opisać ich majestat oraz grozę.
Możemy od nowa napisać mitologię, stworzyć
mroczne kulty, a nawet przypadkowo dać
podwaliny nowym religiom.
Świat, który stworzył Howard Phillips
Lovecraft, jest fascynującym przykładem tak
wykreowanej rzeczywistości literackiej. Cthulhu,
Shub-Niggurath, Yog-Sothot, Starsze Istoty, Wielka
Rasa, Shogothy są jego oryginalnymi tworami.
Lovecraft w liście do Harolda S. Farnessa
tłumaczył, jaki cel kryje się w tworzeniu przez niego
literackiej mitologii. Dzięki niej jego opowieści
miały poruszać ludzi, odpowiadając zarówno
ich emocjonalnym, jak i duchowym potrzebom
we współczesnym zdominowanym przez naukę
świecie, przejmując funkcję dawnych, infantylnych
i niewiarygodnych już, naturalnych mitologii.
Zapytany przyznawał wprost, że wszystko to
jest wykreowaną fikcją w głównej mierze przez niego,
ale również przez jego kolegów po piórze.
Mimo to mitologia zaczęła żyć własnym
życiem.
Neil Gaiman we wstępie do zbioru opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta o tytule
Sny o terrorze i śmierci wspomina, że na jednym
z konwentów fantastyki poświęconego m. in.
bohaterowi tego artykułu pewien szczupły,
starszy dżentelmen z widowni wstał i spytał
dyskutantów, czy zastanawiali się nad teorią, którą
on sam wyznawał: że Wielcy Przedwieczni [...]
wykorzystali po prostu biednego [...] Lovecrafta,
by przemówić do świata i szerzyć wiarę w samych
siebie poprzedzającą ich nieunikniony powrót.
I nie jest to odosobniony przypadek.
Peter
J.
Carroll,
okultysta,
jeden
z prekursorów magii chaosu, pisze całkiem serio,
że według niego Necronomicon jest dziełem
gnostycznym (ponieważ w Damaszku, gdzie miał
się narodzić, działało sporo gnostyków), a więc
zakładał jego realne istnienie na planie fizycznym
(w przeciwieństwie do późniejszych wyznawców tego
Publicysytka
nurtu, którzy wierzyli jedynie w istnienie tej księgi
na planie astralnym). W środowisku okultystycznym
nie był on odosobniony.
Co ciekawe nawet jeden z korespondentów
Lovecrafta, William Lumley, wierzył w prawdziwość
tej osobliwej literackiej mitologii TAKŻE WTEDY
gdy sam jej autor wraz ze współautorami
zapewniali go, że sami wszystko zmyślili. Lumley
stwierdził wówczas: Możemy sądzić, że piszemy
fikcję literacką, a nawet nie wierzyć w to, co
piszemy, lecz w gruncie rzeczy mówimy prawdę
– wbrew samym sobie, służyć nieświadomie za
posłańców Tsathogguy, Croma, Cthulhu i innych
sympatycznych dostojników z zewnątrz.
Mitologia literacka Lovecrafta zyskała rzesze
autentycznie w nią wierzących, jak i wyznawców,
mimo absurdalnych okoliczności narodzin, do
dziś można spotkać ludzi myślących podobnie jak
W. Lumley.
Jako młody pisarz możesz podobnie jak
Jarek ObywatelJ Klofta w Sąsiadach Lonesbury,
Artur Marciniak w Zagadce Rezerwatu, Beniamin
Muszyński w Zaginionym czy ja w książkach
z serii Tajemne Oblicze Świata odnosić się do
mitologii Lovecrafta. Możesz też, przyglądając się
procesowi tworzenia tej mitologii przez Samotnika
z
Providence,
stworzyć
własną
podobnie
rozbudowaną i szczegółową.
Mitologia H. P. Lovecrafta choć oryginalna,
jest wciąż ciekawym konglomeratem znanych
mitów i ich twórczym przetworzeniem, co ułatwiło
jej zaszczepienie w naszej kulturze. Niektórzy
Bogowie, jak Hypnos, Dagon czy Nodens,
przeniesieni zostali wprost z wcześniejszych wierzeń
(co nie oznacza, że nie zostali zmodyfikowani).
Znalezienie genezy innych, jak chociażby Yog-Sothot, Nyarlthotep czy Cthulhu wymaga bardziej
wnikliwych badań.
Najbardziej intrygującym i najpopularniejszym bóstwem z całego panteonu jest
z pewnością bluźnierczy Cthulhu, po raz pierwszy
opisany w opowiadaniu Zew Cthulhu powstałym
w roku 1926. Jego sylwetka jest w pewien sposób
antropoidalna, posiada głowę ośmiornicy z twarzą
pełną macek, gąbczasty tułów pokryty łuskami,
ogromne szpony na przednich i tylnych łapach oraz
długie, wąskie skrzydła z tyłu. Przybył z gwiazd
w czasie, gdy ludzi jeszcze nie było na Ziemi i wraz
ze swoim potomstwem opanował pewien ląd pośród
bezmiaru Pacyfiku, zakładając na nim miasto R’lyeh.
Prowadził wówczas wojnę z (również przybyłymi
z kosmosu) Starszymi Istotami. Z bliżej nieznanego
powodu jego ziemia uległ nagłemu zatopieniu,
« spis treści
Publicystyka
24
pogrążając w odmętach samego Cthulhu. Choć
wydaje się martwy, tak naprawdę wciąż żyje i śni.
Kiedy gwiazdy znajdą się w odpowiednim położeniu,
Cthulhu znów wyjdzie z głębin, aby zapanować
nad naszym światem. Już raz to zrobił w pierwszej
połowie XX wieku, gdy R’leyh na krótki okres
czasu wynurzył się, ale został chwilowo pokonany
przez norweskiego kapitana Gustava Johansena.
Kiedy znów się pojawi, nastąpi kres obecnej
cywilizacji i kres ludzkości, choć jego wyznawcy
twierdzą, że „czas ten [ich ponownego panowania
- dop. M. K.] łatwo będzie rozpoznać, ponieważ
ludzie staną się podobni do Wielkich Starych
Bogów; wolni i swobodni, poza zasięgiem dobra
i zła, odrzucą wszelkie prawa i zasady moralne,
będą krzyczeć zabijać i pławić się w radości.
Wyzwoleni Starzy Bogowie nauczą ludzi jak
krzyczeć, jak zabijać, jak radować się i bawić,
a cała ziemia rozgorzeje ofiarą całopalną ekstazy
i wolności.”
Cthulhu posiada wyznawców na całym
świecie. Jego kult ma powstawać efemerycznie
w różnych zakątkach globu, być starym jak ludzkość,
a jego szczegóły przekazywane są w tajemnicy. Często wpływa na ludzi, przemawiając do nich
w czasie ich snu. Wszyscy świadkowie rytuałów ku
czci Cthulhu wspólnie przyznają, że są one okrutne
i przerażające.
Z pewnością jednym z istotnych inspiracji
dla Lovecrafta była istota zwana Krakenem, będąca
wielkim ośmiornicopodobnym tworem topiącym
statki na morzu, o którym z przerażaniem od wieków
szeptali marynarze. Przez długi czas istnienie
Krakena stawiano na równi z istnieniem jednorożców
i smoków, wyśmiewano ludzi wierzących w niego,
a samą jego postać zaliczano do ciekawostek
kryptozoologicznych; dopóki nie odkryto i nie
opisano gatunku kałamarnicy olbrzymiej, a następnie jeszcze większej kałamarnicy kolosalnej.
Jako dziecko Howard uwielbił recytować wiersz
o tym niezwykłym stworzeniu. Natomiast sam
Kraken nigdy nie był czymś więcej ponad mitycznym
stworzeniem. Choć budził przerażenie daleko było
mu do postaci boskiej czy demona. Postać Cthulhu
to coś znacznie bardziej niepokojącego.
Niektórzy poszukując genezy najsłynniejszego
z Wielkich Przedwiecznych, wskazują na hawajskiego
boga Kanaloa. To jedna z nielicznych postaci
sakralnych przedstawianych w postaci ośmiornicy.
Ponadto włada on magią, wznosi kontynenty
i układ gwiazdy na niebie. Jego odpowiednik
z panteonu mieszkańców Markizów, Tanaoa, był
ponadto bogiem pierwotnych ciemności, który
został zepchnięty do głębin oceanów, gdzie panuje
ciemność i cisza. Co nie jest niczym niezwykłym
w kulcie Markizańczyków, składano mu krwawe
ofiary z ludzi.
Postać powyższego boga, jeśli chodzi
o atrybuty, oczywiście pokrywa się z Cthulhu
w pewnych sferach, ale nie we wszystkich. Cthulhu
to coś więcej niż ośmiornica, nie zamierza wiecznie
żyć w głębinach i zagraża ludzkości, czego nie można
powiedzieć o Kanaloa. Co najistotniejsze w tej
kwestii, nie znalazłem także żadnej informacji, która
potwierdzałaby, że Lovecraft znał dobrze mitologię
Pacyfiku. W przeciwieństwie do mitologii greckiej,
rzymskiej, semickiej czy mezoamerykańskiej.
W większości znanych mi mitologii
naturalnych pojawia się pewien szczególnie
podobny element. Postać demona, boga (lub bogini)
przyjmującą postać węża lub smoka, żyjącego
w podziemiach lub w głębinach oceanu, który
najczęściej uosabia chaos, zło i zagraża ludzkości.
Występuje m.in.
w mitologii greckiej (jako Tyfon),
« spis treści
25
Publicysytka
sumeryjskiej (jako Tiamat),
czasem jest pozytywnym bogiem jako pierzasty
wąż (Quezalcoatl), który jednakże domaga się ofiar
z ludzi
anatolijskiej (jako Ilujanka),
egipskiej (jako Apop),
skandynawskiej (jako Jormungand),
czy (co najciekawsze i zapewne powiązane z mitologią Cthulhu) jako Lewiatan – smok z Apokalipsy
św. Jana.
W większości tych mitologii wąż-smok
uosabiający chaos musiał zostać pokonany, by świat
mógł zacząć spokojnie istnieć.
Czy pamiętacie może w jaki sposób
został unieszkodliwiony na chwilę Cthulhu przez
Johansena? Został przebity kadłubem statku
w wyniku czego jego forma uległa chwilowemu
rozproszeniu, a dopiero gdy statek był w odpowiedniej
odległości, ponownie przybrał pierwotny kształt.
« spis treści
26
Publicystyka
Czy
takie
chwilowe
pokonanie
Wielkiego
Przedwiecznego nie wydało Wam się dziwnie zbyt
proste? Dlaczego potężny Cthulhu miałby zostać
przezwyciężony w tak trywialny sposób?
Otóż
jeśli
porównamy
Cthulhu
do
egipskiego wodnego, wężowatego demona chaosu
Apopa, sprawa staje się jasna. Apop był cyklicznie
pokonywany przez Seta (lub Horusa), przebijany
statkiem dysku słonecznego lub włócznią kogoś
z jego załogi. Johansen nieświadomie odtworzył
właśnie ten rytuał i podobnie jak Horus
unieszkodliwił akwatycznego boga chaosu.
Według skandynawskiej Eddy Poetyckiej,
gdy nastąpi zmierzch bogów, Ragnarok, będący
jednocześnie końcem tego świata, wąż Jormungand
wyłoni się z oceanu i zacznie wypluwać z siebie jad,
która pokryje ziemię i niebo. Nawet potężny bóg
Thor, który w końcu zabije demona, umrze w wyniku
działania jego trucizny. Nietrudno dostrzec tu
podobieństwo do zagrażającego powstania Cthulhu.
Z kolei w Apokalipsie św. Jana znajdziemy
takie oto fragmenty:
I inny znak ukazał się na niebie: Oto wielki
Smok barwy ognia [...] I nastąpiła walka w niebie:
Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale
nie przemógł. I został strącony wielki Smok,
Wąż Starodawny, który zwie się diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony
na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie.
[...] Biada ziemi i morzu – bo zstąpił do was diabeł,
pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma
czasu.
I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza [...]
A smok dał jej swą moc, swój tron i wielką władzę.
I ujrzałem jedną z jej głów jakby
śmiertelnie zranioną, a rana
jej śmiertelna została uleczona.
A cała ziemia w podziwie
powiodła wzrokiem za Bestią;
i pokłon oddali Smokowi. [...]
A dano jej usta mówiące wielkie
rzeczy i bluźnierstwa.
Nietrudno dostrzec podobieństwo Cthulhu do Smoka
i Bestii, zstępującego z gwiazd na
ziemię wraz ze swoimi dziećmi,
toczącego wojnę ze Starszymi
Istotami,
wyłaniającego
się
z morza, zagrażającego ludziom,
zwodzącego ich, który mówi wielkie rzeczy
i bluźni. Ponadto Cthulhu wydaje się martwy, ale
wcale taki nie jest (jaki mówi słynny dwuwiersz:
Nie jest umarły ten, który spoczywa wiekami...),
podobnie jak jedna z głów Bestii, która wydawała
się śmiertelnie zraniona, a okazuje się cudownie
uleczona.
W tym momencie dochodzimy do kolejnego
elementu zagadki tłumaczącej, skąd pochodzi
“przepis na Cthulhu”. Sam Lovecraft, opisujący jego
kult wśród Eskimosów, nawiązuje do boga świata
podziemnego, którym jest Tornarsuk (błędnie przez
niego nazwany Tornasukiem). Jestem przekonany
o tym, że Lovecraft czerpał informację o nim tylko
z XIX-sto wiecznego Indeksu Piekielnego autorstwa
Jacquesa Auguste’a Simona Collin de Plancy (czyt.
Żaka Ogusta Simona Koląna de Plansi) ponieważ
powtarza słowo w słowo to co autor tej osobliwej
encyklopedii o inuickim bóstwie.
Tornarsuk
jest
mniej istotny, niż to za
kogo Jacques Auguste
go uważał, a mianowicie
za Diabła – tak też nazwał
go wprost Lovecraft.
Na samym początku opowiadania Zew
Cthulhu Lovecraft sam daje
podpowiedź, skąd czerpał
swoje inspiracje, wskazując
na książkę Kult Wiedźm
w Europie Zachodniej autorstwa Miss Murray.
Autorka, jako etnolog, po wnikliwym przestudiowaniu źródeł z procesów czarownic,
wysunęła teorię, że istniał w Europie tajemny
kult wiedźm, w którym czczono przedaryjskich
i przedchrześcijańskich bogów oraz boginie
płodności, nazywanych przez nową religię diabłami,
a co istotniejsze, którym składano także
ludzkie ofiary.
Co ma wspólnego prymitywny sabat
czarownic z kultem przybyłego z gwiazd
Cthulhu?
Po pierwsze, czczą go najczęściej
niearyjczycy lub mieszańcy ras, co dla
Lovecrafta, obstającego przy tragicznie
prymitywnej odmianie rasizmu, było
już samo w sobie objawem degeneracji
i pokrywało się poniekąd z teorią
Murray.
Po drugie, Lovecraft bardzo pieczołowicie opisał rytuał ku czci Cthulhu.
Przyjrzyjmy się uważniej niektórym jego
fragmentom:
Tylko poezja albo obłęd mogły usprawiedliwić wrzaski, jakie docierały do Legrasse’a,
« spis treści
27
kiedy
brnęli
poprzez
czarne
grzęzawisko
w kierunku czerwonego blasku i przytłumionego
bicia w bębny. Istnieją odgłosy właściwe ludziom
i właściwe zwierzętom; straszne jednak są one
wtedy, gdy słyszymy głosy ludzkie, a zdają się je
wydawać dzikie bestie. Zwierzęca furia i wyuzdana
orgia wzbijały się do demonicznych wyżyn,
przecinane wyciem i skrzeczącym wrzaskiem
najwyższej ekstazy, która rozdzierała i wibrowała
w tym spowitym nocą lesie niczym złowroga
burza dobywająca się z piekielnych głębi. [...]
W naturalnej przesiece, jaką było bagnisko,
widniała porosła trawą wyspa wielkości około
akra, bez drzew i w miarę sucha. Na niej właśnie
podskakiwała i wiła się horda ludzkich potworów
[...] Naga gromada hybrydów ryczała, wyła
i spazmatycznie wyginała się wokół ogromnego
ognia w kształcie pierścienia; gdy rozchylała się
zasłona dymu, ukazywał się stojący w samym
środku ogniska wielki granitowy monolit, wysoki na
jakieś osiem stóp; na jego wierzchołku spoczywała
absurdalnie mała i dziwacznie wyrzeźbiona
statuetka. Z szerokiego kręgu dziesięciu platform
rozstawionych w regularnych odstępach wokół
spowitego ogniem monolitu zwisały głową w dół
ciała owych mieszkańców osady, którzy zniknęli.
Pośrodku tego właśnie kręgu stojący kołem
wierni skakali i ryczeli, przesuwając się w prawo
[a więc, co ważne, w stronę przeciwną
niż ruch wskazówek zegara – dop. M. K.]
w bezustannych bachanaliach pomiędzy
kręgiem ciał i płonącym ogniskiem.
Porównajmy to z następującymi
fragmentami z Kultu Wiedźm w Europie
Zachodniej Miss Muray:
- [...] wraz ze swymi dwiema córkami
i pewnymi innymi osobami, diabelskimi
poplecznikami i całym owym gronem,
tańczyły razem, wokoło wielkiego głazu, pod
przewodnictwem Szatana, ich mistrza, przez
dłuższy okres czasu.
- Jonet Lucas została oskarżona
o “tańczenie w kręgu tanecznym” podczas
tego samego wydarzenia. Beatrice Robbie
została “opisana jako notoryczna wiedźma,
udająca się, pod przewodnictwem Diabła, jej
mistrza, z pewnymi innymi osobami, owymi
diabelskimi poplecznikami, do Craigleauche,
aby tańczyć tam razem wokoło wielkiego
głazu przez dłuższy okres czasu i tam Diabeł,
jej mistrz grał przed nią.
- Taniec ów jest dziwny i straszny,
a także diaboliczny, polega on na obracaniu
Publicysytka
się plecami do siebie, braniu innej osoby do ręki
i skakaniu wraz z innymi ponad ziemię, następnie
potrząsaniu głowami do przodu i tyłu niczym
Antychrysty, oraz kręceniu się jakby owi tancerze
byli szaleńcami.
- Jako że tancerze byli zwróceni twarzami
do zewnętrznej strony kręgu, to znaczy to iż
obracali się “przeciwnie do ruchu wskazówek
zegara”, t. j. przeciwnie do ruchu słońca.
Również w opowiadaniu Pradawna Magia
Algernona Blackwooda, pisarza uwielbianego przez
Lovecrafta, a nawet cytowanego na samym początku
Zew Cthulhu, znajdziemy opis bliźniaczo podobnego
sabatu czarownic. Tylko że w opowiadaniu
Blackwooda uczestnicy rytuały tańczą dookoła
potwornej, monstrualnej postaci siedzącej na tronie,
którą jest MATKA jednej z czarownic.
W tym miejscu dochodzimy do kwestii
statuetek Cthulhu. Posiadać je mieli wyznawcy
kultu wiedźm, Eskimosi, tajemniczo miały być
powszechne na ziemi. Czy historia zna jakieś dziwne
statuetki, które ludzie w czasach prehistorycznych
przetrzymywali, oddawali im cześć i które związane
były z kultem płodności?
Przyjrzymy
się
wizerunkowi
Cthulhu
narysowanego przez samego Howarda Phillipsa
Lovecrafta.
Proszę zwrócić uwagę na jego tłustą postać.
« spis treści
28
Publicystyka
A teraz proszę spojrzeć na następujące eksponaty:
jak i u Eskimosów (ichniejsze położne w trakcie
odbierania porodu trzymają je w dłoniach).
Zwróciłem już uwagę na to, że Algernon Blackwood
opisując sabat wcześniej niż Lovecraft, umieścił
właśnie taką boginię w miejscu, w którym później
Lovecraft ulokował statuetkę Cthulhu.
Lovecraft oczywiście znał kult Magna Mater.
Wyraźnie do niego nawiązuje w opowiadaniu
Szczury w Murach, gdzie wspomina także opisywaną
w Złotej Gałęzi autorstwa J.G. Frazera frygijską
boginię Kybele. Nie bez powodu na początku
opowiadania Zew Cthulhu również wspomina dzieło
Frazera. W kontekście Magna Mater i jej korelacji
z Cthulhu bogini Kybele jest szczególnie ciekawa.
Jej wierni tańczyli w orgiastycznym tańcu przed jej
ołtarzem ściekającym krwią ofiar. Mężczyźni, którzy
chcieli być jej kapłanami, odcinali sobie penisy,
rzucając je na ołtarz. Często już po rytualnym szale
popadali w depresję, a ich tragiczny stan ducha
(o czym pisał Frazer i o czym wspomniał Lovecraft)
opisał w smutnym poemacie rzymski pisarz...
Katulus. Prawda, że niezwykły zbieg okoliczności,
jeśli chodzi o imiona?
Mikołaj Kołyszko
Takie wizerunki Magna Mater, czyli Wielkiej
Matki, bogini, której największą cześć oddawano
prawdopodobnie w czasach prehistorycznych,
znajdziemy zarówno wśród wykopalisk europejskich,
« spis treści
29
Idealna mechanika dla
gier książkowych,
czyli od Fighting Fantasy
do Tkaczy Burz
Nasz „uniwersalny” bohater będzie więc wyglądał
następująco:
Zręczność: 4 + 3 = 7
Mądrość: 4 + 3 = 7
Z kolei groźny wojownik o, powiedzmy, prostej wizji
świata:
Zręczność: 4 + 6 = 10
Mądrość: 4 + 0 = 4
Klasyczna mechanika Fighting Fantasy
zastosowana w kultowej grze Dreszcz ma swoje
ograniczania. Chyba największą jej wadą jest
to, że słabo odzwierciedla realia walki. Różnica
w umiejętnościach walczących nie ma wpływu
na ilość zadanych obrażeń, rzut dwiema kośćmi
sprawia, że czynnik losowy ma zbyt duży wpływ na
wynik walki. Stwory zaś, nawet te najgroźniejsze,
mają Wytrzymałość niższą od naszego bohatera. Zastanówmy się więc, jak wychodząc od zasad FF,
stworzyć idealną mechanikę dla gry książkowej
– z jednej strony charakteryzującą się prostotą,
z drugiej zaś choć trochę odzwierciedlającą
rzeczywistość.
Publicysytka
Zacznijmy od tworzenia karty postaci.
Po pierwsze, w FF występują dwa parametry
bohatera, które można testować: Zręczność (Skill)
opisujący jego sprawność fizyczną i umiejętność
walki, oraz Szczęście (Luck). To co razi na pierwszy rzut oka, to brak
cechy
opisującej
psychiczne
predyspozycje
bohatera. Tworząc klasyczny system RPG,
takich parametrów moglibyśmy stworzyć kilka:
Inteligencja, Spostrzegawczość, Mądrość (czyli ilość
posiadanej wiedzy) czy Zdolności Magiczne. Zdając
sobie jednak sprawę, że z definicji mechanika gry
książkowej powinna być uproszczona, przyjmijmy
jeden parametr opisujący wszystkie powyższe cechy:
Mądrość. Wprowadzenie tej cechy pozwoli nam na
przeprowadzanie starć za pomocą magii, ułatwi także
naszemu bohaterowi poznawanie i rzucanie czarów,
targowanie się czy narzucenie swojego zdania
w dyskusji.
Dwa parametry opisujące zarówno zdolności
fizyczne, jak i psychiczne bohatera, dają graczowi
ciekawsze możliwości jego kreacji. Jeśli przyjmiemy,
że przy tworzeniu bohatera mamy pewną liczbę
punktów do rozdzielenia pomiędzy te dwie cechy
(np. pulę 6 punktów) oraz pewien poziom minimalny
dla każdego z parametrów (4 punkty) - to możemy
wykreować przykładowych bohaterów:
A mądry mag lub uczony bard:
Zręczność: 4 + 0 = 4
Mądrość: 4 + 6 = 10
Cóż zatem zrobić, aby nasz Mag nie poległ
w pierwszym starciu, a Wojownik nie zginął
od pierwszego czaru? Przed każdą walką gracz
powinien dostać możliwość wybrania strategii walki
z potworem lub ucieczki. Znacznie zwiększy to
ilość paragrafów, ale sprawi, że gra będzie o wiele
ciekawsza.
Można by także posłużyć się pewnym
trikiem: wprowadźmy w grze możliwość zarabiania
pieniędzy – im większa Mądrość, tym łatwiej
wynegocjować, wygrać w karty czy po prostu
wykraść złoto. Za złoto zaś nawet wątłego zdrowia
Mag będzie mógł kupić sobie trening w szkole
walki, ochraniającą przed ciosami zbroję, magiczne
przedmioty zwiększające zdolności w walce czy po
prostu lepszą broń. Będąc sprawiedliwymi, musimy
więc dać Wojownikowi możliwość zwiększania
Mądrości poprzez zdobycie magicznych ksiąg lub
artefaktów strzeżonych przez stwory, które należy
pokonać w walce fizycznej.
Zastanówmy się teraz nad przebiegiem
walki.
W prawdziwej walce waga zadanych
obrażeń zależy od różnicy w umiejętności walki
i predyspozycji fizycznej oponentów. Czyli
trzymetrowy troll-wojownik wyposażony w ciężki
kamienny młot powinien jednym ciosem roztrzaskać
czaszkę młodego nieuzbrojonego goblina-golibrody.
Im bardziej zbliżone są cechy oponentów, tym dłużej
powinna trwać walka.
Aby uzyskać ten efekt przyjmijmy, że
ilość obrażeń w walce jest równa różnicy siły
ataku oponentów. Przypomnijmy, że w FF Siła
Ataku walczącego = Zręczność + K12. Jednak aby
ograniczyć czynnik losowy, a bardziej premiować
umiejętności, zamieńmy K12 na K6.
« spis treści
30
Publicystyka
Ważna też jest broń i zbroja. Wprowadźmy
zatem dwa współczynniki wpływające na ilość
obrażeń: Współczynnik Broni i Współczynnik Zbroi.
Tak więc w naszym scenariuszu spotkają się:
Trzymetrowy Troll Mroczny Wojownik:
Zręczność: 12 / Mądrość: 4 / Wytrzymałość: 28,
Młot (Wsp. Broni: 6)
Elfi Bard:
Zręczność: 6 / Mądrość: 11 / Wytrzymałość: 10,
Drewniana tarcza (Wsp. Zbroi: 1), Miecz (Wsp.
Broni: 2)
Przeciwnik mało zręczny, ale wytrzymały i straszliwie
silny
Olbrzymi Czerw
Zręczność: 6 / Mądrość: 2 / Wytrzymałość: 30
Broń: Straszliwy splot (Wsp. Broni: 12)
Wróg szybki jak błyskawica, wyposażony w lekką
szpadę, ale podatny na ciosy
Owadzi Szermierz z Innego Świata
Zręczność: 10 / Mądrość: 5 / Wytrzymałość: 5 /
Broń: Szpada (Wsp. Broni: 1)
Wróg mało zręczny, ale odporny na ciosy i groźny
Toksyczny Mięczak
Zręczność: 5 / Mądrość: 12 / Wytrzymałość: 8 /
Pancerz Chitynowy (Wsp. Zbroi: 10), Broń: Plucie
kwasem (Wsp. Broni: 12)
Przebieg walki wyglądałby tak:
Rzut dla Trolla pokazał 5 oczek, rzut dla Barda: 2
oczka.
Siła Ataku Trolla = 12 + 5 = 17
Siła Ataku Barda = 6 + 2 = 8
Ilośc obrażeń = 17 – 8 = 9
Ponieważ to Troll zadaje cios, należy do
ilości obrażeń dodać wsp. Broni Trolla i odjąć wsp.
Zbroi Barda. Tak więc ostateczna ilość obrażeń to:
9 + 6 – 1 =13
Bard traci więc 13 punktów wytrzymałości,
czyli tarcza pęka w drzazgi i nasz biedny bohater
zostaje zmiażdżony od jednego straszliwego
uderzenia młota.
Zapewne przebieg tej walki jest znacznie
bardziej wiarygodny, niż w mechanice FF, ale czy
ktoś chciałby grać bohaterem, którym w pierwszej
walce ginie się jak mucha?
Przed przystąpieniem do walki powinniśmy
zasygnalizować graczowi zagrożenia, następnie dać
możliwość wycofania się, skorzystania z czaru lub
artefaktu, bądź przy użyciu Mądrości wymyślenia
jakiegoś sposobu na pokonanie wroga. Jeśli gracz
będący Magiem zda sobie sprawę, że wróg jest zbyt
silny, powinien wycofać się i poszukać jakiegoś
czaru lub artefaktu, który pomoże mu wroga
pokonać. Być może w innej części gry znajdzie np.
Czar Osłabienia, do rzucenia którego wymagana
jest co prawda Mądrość minimum 8, ale który
sprawia, że zarówno Zręczność, jak i Wytrzymałość
wroga w czasie walki spada o połowę, zaś wróg
gubi w pomieszaniu oręż. A może Czar Ognia, po
rzuceniu którego Wytrzymałość wroga spada do 2.
Wróg szybki i silny lecz podatny na pierwszy cios
Szklana Machina Szalonego Czarodzieja
Zręczność: 10 / Mądrość: 0 / Wytrzymałość: 1 /
Broń: szpikulce i wiertła: (Wsp. Broni: 10)
Dobrą praktyką jest także umieszczanie
słabszych wrogów na początku fabuły oraz
groźniejszych w późniejszych etapach gry, dzięki
czemu damy graczowi czas na odpowiednie
wyposażenie swojego bohatera przed spotkaniem
z groźnymi wrogami. Dosyć łatwo zrobić to
w paragrafowej grze w konwencji fabularnej, jak
jednak osiągnąć ten efekt w grze labiryntowej,
gdzie bohater wałęsa się po całej mapie bez żadnych
ograniczeń? O tym, moi drodzy, w następnym
odcinku.
Powyższy system walki daje nam też ogromne
możliwości kreacji przeciwników, na przykład:
« spis treści
Paweł Dziemski
31
Publicysytka
Industrializacja gier
paragrafowych,
czyli dobrodziejstwa mechaniki.
Wszyscy wiemy jaki jest zamysł gier
paragrafowych, gier książkowych czy opowiadań
interaktywnych. Chcemy przeżyć pewną historię,
ale chcemy mieć wpływ na jej rozwój, chcemy mieć
możliwość wyboru, chcemy tę historię przeżywać
sami, a nie być tylko jej świadkami, stojąc gdzieś
z boku. Ile razy czytając książkę, dziwiliśmy się
poczynaniom bohaterów? Ich decyzje i działania
niejednokrotnie były nielogiczne. My przecież na
ich miejscu postąpilibyśmy zupełnie inaczej. Cóż,
właśnie dzięki tej gałęzi literatury/rozrywki mamy
taką możliwość. Uczestniczymy w wydarzeniach,
wręcz jesteśmy w ich centrum. Mamy wpływ
na to co nas otacza, co się wokół nas dzieje, od
nas zależą poczynania bohaterów. Dokonujemy
wyborów i ponosimy ich konsekwencje. Ingerujemy
w przeżywaną historię.
I o to nam właśnie chodziło. Ale czy aby na
pewno?
Wyobraźmy sobie taką sytuację: Nasz bohater
wraca właśnie z przyjęcia do domu. Nagle, nie
wiadomo skąd, z piskiem opon nadjeżdża samochód.
Wprost na niego. Kierowca zasnął, był pijany, stracił
panowanie nad autem – nieistotne. Istotne jest, że
naszego bohatera od śmierci dzielą ułamki sekund.
Jaki mamy wybór? Niewielki. Ale za to oczywisty.
Nie będziemy przecież stać jak wryci i czekać tylko
odskoczymy na bok. Teoretycznie.
No właśnie. Łatwo jest wybrać odpowiednią
reakcję siedząc w kapciach, w wygodnym fotelu,
z herbatą w ręku. A co ze stresem, paraliżującym
strachem, predyspozycjami bohatera? Tego nasz
wybór nie przewiduje. To, że chcemy uskoczyć nie
znaczy, że nam się to uda. To nieco zaburza ideę
kontrolowania losów bohatera, ogranicza nasz
wybór i pozbawia możliwości decydowania o sobie.
I dobrze! Nie jesteśmy przecież w stanie przewidzieć
jak zareagowalibyśmy w prawdziwym życiu na taką
sytuację. Czy zdążylibyśmy uskoczyć, a może strach
wmurowałby nas w ziemię...?
Dobrze, przejdźmy zatem dalej. Wiemy już,
że nie na wszystko mamy wpływ. Co zatem dzieje
się z naszym bohaterem? Jest na łasce autora
– albo pozwoli nam dokonać tego wyboru (co
jest nielogiczne), albo sam zdecyduje o jego losie
źródło: sxc.hu
– co z kolei mija się z ideą interaktywności, nie
wspominając już o tym, że jest to po prostu nie do
końca uczciwe. Chcemy przecież mieć poczucie, że
konsekwencja jest wynikiem naszych działań, a nie
kaprysu autora. Bo niby czemu miałby podejmować
za nas tę decyzję, skoro w założeniu dał nam
swobodę działania?
W przytoczonym przykładzie należy wziąć
pod uwagę wiele czynników. Kondycja bohatera,
jego opanowanie, szybkość reakcji i pewnie jeszcze
wiele innych, w tym czynnik losowy. Te czynniki,
występując w pewnych połączeniach, zazębiają się,
w wyniku czego następuje taka czy inna reakcja.
O ile tworząc opowiadanie, jesteśmy
w stanie opisać kilka reakcji wynikających
z danej sytuacji, o tyle nie jesteśmy w stanie
w sensowny i logiczny sposób doprowadzić do nich
samymi opisami. Reakcje te bowiem pozbawione
będą wyżej wymienionych czynników i staną się
przewidywalnymi, świadomymi decyzjami, co
pozbawi je dynamiki i nieprzewidywalności. Mało
tego, nie będziemy wiedzieli dlaczego nastąpiła taka,
a nie inna, reakcja. Czy taki był zamysł bądź kaprys
autora, zadziałał (w domyśle, bo przecież nikt poza
autorem nie ma na to wpływu) czynnik losowy czy
może jeszcze coś innego?
Przejdźmy
więc
do
sedna
sprawy
– mechaniki.
Cóż, musimy liczyć się z tym, że
wprowadzając do naszego projektu mechanikę już na
starcie dostajemy modyfikator -5 do elitarności, gdyż
nasze dzieło traci status literatury interaktywnej
na rzecz najzwyklejszej gry. Wyobraź sobie reakcję
ludzi w towarzystwie, gdy na pytanie “czym się
zajmujesz?” odpowiadasz “literaturą interaktywną”
- rozmówcy kiwają z uznaniem głowami, wykazują
zainteresowanie i generalnie są pod wrażeniem.
A teraz na to samo pytanie odpowiedz: “grami”,
a jedyne na co możesz liczyć, to politowanie.
« spis treści
32
Publicystyka
Jeśli jednak nie interesuje Cię zdanie
innych, a taka degradacja towarzyska jest Ci raczej
obojętna, możemy przejść do rozpatrywania naszego
przykładu, tym razem z uwzględnieniem mechaniki.
Stwórzmy zatem pierwszą lepszą cechę, jaka
przychodzi nam do głowy – na potrzeby artykułu
niech będzie to “Opanowanie” mówiące nam jak
bohater radzi sobie ze stresem, czy jest w stanie
zachować zimną krew w krytycznej sytuacji. Na
jej podstawie łatwo jest odnieść się do dalszych
wydarzeń. Jeśli “Opanowanie” jest za niskie, strach
wmurowuje go w ziemię, uniemożliwiając reakcję.
Jeśli zatem bohater ginie pod kołami samochodu,
to nie dlatego, że tak chciał autor, tylko dlatego,
że nie wytrzymał presji zdarzenia. Jeśli zaś
“Opanowanie” jest odpowiednio wysokie, otwiera
to nam nowe możliwości – bohater radzi sobie z tą
sytuacją i z zimną krwią podejmuje kolejne decyzje.
Analogicznie, wprowadzając cechę “Refleks”, nie
skazujemy bohatera na z góry ustalone powodzenie
bądź porażkę, gdyż znów nie jest to kwestia wyboru,
lecz pewnej zależności. Albo będzie na tyle szybki
i odskoczy, albo zakończy swój żywot.
Oczywiście, jak w każdej dziedzinie, zalecany
jest umiar. Nie chodzi o to, żeby na każdym kroku
bombardować gracza testami i statystykami. Pewnie,
że można posłużyć się umiejętnością “Perswazji”
czy “Zastraszania”, ale dużo ciekawiej będzie
prowadzić dialog osobiście i samemu wybierać opcje
dialogowe tak, aby sukces zawdzięczać sobie, a nie
rzutowi kością.
Mechanika ma być elementem urozmaicającym Twoją opowieść i dodającym mu
nieprzewidywalności. Nie musi przypominać matury
z matematyki. Choć z drugiej strony – dlaczego by
nie? Jeśli Twój projekt ma na tym zyskać, jeśli dzięki
temu każda rozgrywka toczyć się będzie inaczej,
nabierze tempa, nie bój się eksperymentować.
Zachęcam Was, drodzy Autorzy, do
stosowania mechaniki. Tej bardziej, jak i tej
mniej skomplikowanej. Takiej, która nada Waszej
opowieści charakteru i dynamiki, która w połączeniu
z treścią wgniecie gracza w fotel. Bo przecież o to tu
chodzi – żeby dostarczyć odbiorcy niezapomnianych
wrażeń. I tego życzę Wam z każdym nowym
projektem.
Michał “Recoil”Rosiński
« spis treści
33
Publicysytka
Visual Novel
W dzisiejszym artykule przyjrzymy
się specyficznemu rodzajowi interaktywnej
literatury. Pochodzi on z Japonii, gdzie
zdominował rynek gier PC, choć niemało
pozycji ukazuje się również na konsolach.
Na podstawie tytułów z tego gatunku
powstało już wiele filmów animowanych
oraz komiksów. Ostatnimi czasy, również
w Polsce, stawia on swoje pierwsze, małe
kroki. Poznajcie visual novel!
Visual novel można opisać jako połączenie
gry paragrafowej, komputerowej i anime (japoński
film animowany utrzymany w stylu manga). Gracz
obserwuje akcję z perspektywy pierwszej osoby.
Przez większość rozgrywki widzi jedynie statyczne
tła oraz wizerunki postaci, z którymi w danym
momencie rozmawia. Zazwyczaj nie są one
animowane, w zależności od sytuacji i przebiegu
rozmowy zmienia się jednak ich wyraz twarzy lub
postawa ciała.
Ograniczona oprawa graficzna wynika
z prostego faktu, iż rdzeń rozgrywki stanowi
tekstowa narracja. Wszelkie dialogi, opisy itd.
wyświetlane są w prostokątnej ramce, znajdującej
się u dołu ekranu (rzadziej tekst zajmuje cały ekran).
Co jakiś czas stajemy przed koniecznością podjęcia
decyzji, które wpływają na dalszy przebieg akcji.
Pod tym względem gry visual novel przypominają
paragrafówki, z tą różnicą, że wykorzystują one
możliwości komputerów. Pojawiają się więc
bardziej rozbudowane dialogi, możliwość zapisu
i wczytywania gry, a także elementy zaczerpnięte
prosto z gier komputerowych, jak wyzwania
zręcznościowe czy zagadki logiczne. Wiele jest
zresztą tytułów, które łączą visual novel z innymi
gatunkami, jak choćby seria przygodowych
kryminałów sądowych Phoenix Wright. Visual
novel przypomina też gry komputerowe pod
względem oprawy dźwiękowej – co prawda ten
aspekt rozgrywki jest tutaj mocno ograniczony ze
względu na małą dynamikę wizualizacji, ale mimo to
udźwiękowienie często stoi na najwyższym poziomie.
Wiele tytułów posiada muzykę i efekty dźwiękowe,
a nawet profesjonalny dubbing.
Wielu osobom gatunek visual novel kojarzy
się wyłącznie z hentai, czyli pozycjami o charakterze
pornograficznym. Faktycznie, wszelkiego rodzaju
„romanse” stanowią znaczącą część gatunku,
niemniej jednak natrafić można również na gry
Tears to Tiara - visual novel dla konsoli PS3
z gatunku science fiction (Snatcher na Sega CD) czy
fantasy (Disgaea Infinite na PlayStation Portable).
Krzywdzący stereotyp wynika zapewne z tego, że
bardzo mały procent gier visual novel ukazuje się
poza granicami Japonii – a wśród tych wydanych
na zachodzie dominują właśnie gry erotyczne.
I tu przechodzimy do największego problemu,
który dotyczy visual novel – dostępności. Jeśli
znamy język angielski, sprawa nie wygląda tak źle.
Istnieją firmy, zajmujące się cyfrową dystrybucją zlokalizowanych gier (np. MangaGamer), działa też
wiele grup wypuszczających fanowskie tłumaczenia
(można je pobrać ze stron takich jak choćby
insani.org). W Polsce sprawa wygląda mniej wesoło.
W naszym rodzimym języku nie ukazał się jeszcze
żaden komercyjny tytuł, natomiast amatorskich
lokalizacji jest zaś tyle, co nic. Także pierwsze kroki
w dziedzinie tworzenia gier niezależnych stawiane są
bardzo powoli. Za swoiste światełko w tunelu można
więc uznać premierę utrzymanej w klimacie horroru
gry N.E.M.O., która miała miejsce szesnastego
sierpnia tego roku. RE: Alistair++ - przykład gry stworzonej w Ren’Py
Skoro
już
wspomniałem
o
grach
niezależnych… Cóż, w innych krajach Europy
i w Ameryce powstaje ich bardzo dużo. W porównaniu z innymi grami komputerowymi, visual novel
są bowiem stosunkowo łatwe do zaprogramowania.
« spis treści
34
Publicystyka
Ponadto istnieje wiele specjalnych programów,
pozwalających stworzyć własne produkcje tego
gatunku. Wśród nich największą popularnością
cieszy się Ren’Py, dostępny za darmo na systemy
Windows, Mac OS i Linux.
Nie da się ukryć, że gry visual novel stanowią
bardzo ciekawy gatunek literatury interaktywnej.
Tym bardziej więc szkoda, że niemal nie istnieje on
w naszym kraju. Warto jednak zachować czujność,
gdyż ta sytuacja może się zmienić. Japońskie
komiksy i filmy animowane również nie były przecież
wydawane w Polsce przez długie lata. Nie pozostaje
nam więc nic innego, jak tylko trzymać kciuki
i czekać na rozwój sytuacji! Michał “Pinkel” Ślużyński
Przydatne linki:
The Visual Novel Database – strona gromadząca
informacje na temat gier visual novel.
http://vndb.org/
Visual Novel po polsku – polska strona poświęcona
głównie tłumaczeniom gier visual novel.
http://www.visual-novels.pl/
MangaGamer – internetowy sklep, sprzedający gry
visual novel w języku angielskim.
http://www.mangagamer.com/allages/
G-Collections – internetowy sklep, sprzedający gry
visual novel dla dorosłych w języku angielskim (18+).
http://www.g-collections.com/
Oficjalny portal Ren’Py, programu do tworzenia gier
visual novel na systemy Windows, Linux i Mac OS.
http://www.renpy.org/
Oficjalna strona Novelty, edytora do gier visual novel
na system Windows.
http://www.visualnovelty.com/
Witryna NovelStream, programu do tworzenia gier
visual novel kompatybilnego m. in. z systemami
Windows, Android oraz iOS.
http://visualnoveldai.com/NovelStream/
Strona N.E.M.O., darmowej gry visual novel po
polsku (18+).
http://ryuutsuruteikoku.npx.pl/viewpage.php?page_
id=14
Deja Vu – strona poświęcona amatorskim
tłumaczeniom gier visual novel na język angielski.
http://deja-vu.mangasos.com/index.html
Insani – kolejny przyczółek fanowskich tłumaczeń
gier visual novel.
http://www.insani.org/index.html
« spis treści
35
Dziennik
jako element gry
książkowej
Gra
książkowa
może
posiadać
różne
formy,
nierzadko
odbiegające
od powszechnie przyjętych w gatunku
standardów. Przykładem takiego właśnie
odejścia od norm (a wręcz ich łamania)
jest dziennik. Dlaczego? Przede wszystkim
sposób przekazywania informacji częściowo
wyklucza nas z uczestnictwa w akcji. Jest to
tekst pisany w pierwszej osobie, nie jesteśmy
więc bohaterem, jedynie czytamy o tym,
co mu się przydarzyło. Oczywiście można
częściowo obejść tę przeszkodę tak, abyśmy
mimo wszystko mieli pewien wpływ na
opisywane wydarzenia. Owa metoda została
zaprezentowana w dołączonym do tego
numeru projekcie.
Przede wszystkim należy zadać sobie
podstawowe pytanie: czy wprowadzanie dziennika
do naszej gry paragrafowej ma sens? Myślę, że ma,
a na poparcie tej tezy warto przywołać przykład,
opisywanej już w naszym magazynie, gry Sąsiedzi
Lonesbury. Zaczyna się ona od słów: Nazywam się
Frederick Stevenson i Bóg mi świadkiem, że przez
cały okres swojego pobytu w Lonesbury nawet
najmniejszym swoim działaniem nie zamierzałem
rozbudzać w otaczających miejscowość lasach tego,
czego rozbudzać nie powinien nikt nigdy, a na co to
rozbudzone Coś czekało przez cały okres swojego
snu, trwającego niezliczone przez ludzi eony...
Podczas rozgrywki wstawki z dziennika
przeplatają się z klasyczną akcją, kiedy to
bezpośrednio kierujemy poczynaniami bohatera.
To połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę,
dzięki czemu projekt cieszy się popularnością wśród
graczy. Innym rozwiązaniem jest oparcie całej
akcji wyłącznie o treść dziennika. Wtedy możemy
wcielić się albo w jego autora, albo osobę postronną,
która weszła w posiadanie czyichś wspomnień.
Wówczas można stworzyć klimatyczne, sugestywne
opisy przeżyć autora, co również potrafi wciągnąć
czytelnika w wykreowany przez nas świat.
Możliwości jest sporo, więc jeśli ktoś
lubi wyzwania, nic nie stoi na drodze do
napisania bardziej złożonego projektu. Wówczas
gracz czytając kolejne fragmenty dziennika
Publicysytka
(o którego kształcie decyduje poprzez dokonane
wybory), zdobywa informacje do wykorzystywania
w jego „teraz”. Należy oczywiście pamiętać, że
nadmierna komplikacja może być dla czytelnika
kłopotliwa, odbierając mu radość z rozgrywki. A więc
przede wszystkim umiar! Plaga to prosty, krótki przykład paragrafowego dziennika, który być może zainspiruje
część z Was do eksperymentowania z tą formą. Życzę
miłej lektury!
Uwaga techniczna:
Podczas rozgrywki uzyskujesz Informacje
oznaczone numerami: #1, #2, itd. Zapisuj je na
kartce, przydadzą Ci się podczas dalszej gry, bowiem
dostęp do niektórych paragrafów zależny będzie
od numeru posiadanych Informacji. Nie musisz
jednak zebrać wszystkich numerów, jest to zresztą
niemożliwe, ponieważ niektóre z nich przypisane
są do wzajemnie wykluczających się ścieżek
fabularnych.
« spis treści
Beniamin „KrowaQ” Muszyński
WWW prezentuje
36
PLAGA
1. 17.07.1994
Zaczynam spisywać te wspomnienia, żeby utrwalić zarówno fakty, jak i moje uczucia. Nie wiem, czy
ktokolwiek, poza kręgiem najbliższych znajomych, to przeczyta, lecz i tak piszę z myślą o Tobie, anonimowy
Czytelniku. Nie chcę jedynie przedstawić minionych wydarzeń, a siebie, moja rolę w tym wszystkim.
W chwili wybuchu tej Plagi (ciekawe czy jakiś pismak wpadnie na to, żeby tak świetnym i dźwięcznym
określeniem nazwać ten „koszmar”) miałem dwadzieścia osiem lat. Właściwie nadal mam. Wszystko
to zaczyna być nazbyt chaotyczne, przejdę już raczej do konkretów, w końcu moje życie nikogo by nie
obchodziło, gdyby nie fakt uczestnictwa w kwarantannie.
Mieszkam na ostatnim, ósmym piętrze sześcioklatkowego bloku starego budownictwa. Budynek ten
stoi w pewnej odległości od innych. Pierwotnie miał należeć do osiedla, które ostatecznie nigdy nie powstało.
Otaczająca go, rzadko koszona, łąka to miejsce przeciągające z równą siłą dzieci, młodocianych alkoholików,
zakochane pary, wytworne paniusie z mniejszymi od kotów psami, tudzież inny motłoch. Tu właśnie żyję, tu
zaczęła się historia, w której uczestniczę.
Cały dzień poprzedzający początek wszystkich tych wydarzeń spędziłem na samotnej rozrywce.
Telewizja, książka, trochę ćwiczeń fizycznych. Pod wieczór zastanawiałem się, czy podziwiać zachód słońca
z okien mojego mieszkania (38) czy raczej wyjść na krótki spacer (25).
2 . (U#2)
Kiedy tylko opuściłem klatkę schodową natychmiast poczułem na sobie dziesiątki spojrzeń, ale
tym razem nie przeszkadzały mi, przechadzałem się w nich jak w świetle reflektorów podczas gali. Jakiś
podenerwowany, młody policjant, którego tu przysłali z, najwyraźniej równie niedoświadczonym partnerem,
spytał mnie o szczegóły tego wypadku. Nie mogłem powiedzieć mu nic ważnego, ale rozmawialiśmy, aż do
przyjazdu straży pożarnej i służb sprzątających, to chyba działało na niego kojąco. Później kazał wrócić do
mieszkania, na koniec mówiąc, że nie zapomni o takim „dzielnym człowieku jak ja” . Dzielny człowiek! Ja!
Do tej pory uśmiecham się na myśl o tamtym zdarzeniu (43).
3 . (U#6)
Zaczęliśmy poszukiwacz kolejnych potencjalnych członków. Ostatecznie udało nam się zwerbować
jeszcze trzech ludzi; Piotra, archeologa, Dominika, byłego studenta Akademii Sztuk Pięknych i
podstarzałego kawalera Zbigniewa, który nadzwyczaj chętnie skorzystał z okazji wyrwania się ze szpon
swojej apodyktycznej matki. Nikt więcej nie wyraził chęci uczestniczenia w tym przedsięwzięciu, ale
nie przeszkadzało mi to zbytnio. Policjant też wydawał się zadowolony, że i tak udało się kogokolwiek
zwerbować. Polecił nam zgłosić się rano do punktu kontrolnego, po czym odszedł, mianując mnie dowódcą
„oddziału”. My również, po kilkunastu minutach niezobowiązującej rozmowy, rozeszliśmy się do swoich
mieszkań. Spędziłem prawie godzinę krążąc w kółko po salonie, zachwycony moją nową funkcją. Dowódca!
Ha ha ha (60)!
4.
Szybko na myśl przyszedł mi staruszek, który niedawno poczęstował mnie tym dziwnie wyglądającym
cukierkiem. Chciałem powiedzieć o tym przeczuciu reszcie „brygady” (15), ale nie byłem pewien, czy
powinienem rzucać tak poważne oskarżenie nie mając dowodów. Pomyślałem, że może raczej powinienem
najpierw pójść do niego osobiście (58).
5.
Przyznał, że kierowała nim tylko jedna myśl, chciał „użyźnić” okolicę. Rozumiał przez to wywołanie
wstrząsu w ludziach przebywających, jego zdaniem, w jakimś dziwacznym lunatycznym stanie. Wszystkie
« spis treści
37
WWW prezentuje
te dzieci – tłumaczył mi – są stracone, przeraźliwie przeciętne. Spędzają całe dnie wrzeszcząc, biegając,
tarzając się w błocie, jak dzikie zwierzęta. To bydło, urośnie i zostanie użyte przez mądrzejszych od siebie.
Staruszek nie krył trawiącej go nienawiści, wykazywał, że siedmiolatki są ubierane w kopie strojów dorosłych
i „wyglądają jak małe dziwki”. Te przeklęte płodniaki powstały w wyniku czystego przypadku! – niemal
krzyczał. Tłumaczył mi, że zabijając to plugawe pokolenie przygotuje, użyźni, grunt pod następne. Rodzic po
stracie dziecka szybko postara się o następne, ale tym razem wychowa je z większą uwagą i troską. Taka była
jego teza, którą swoim czynem próbował udowodnić.
#9 – 30
#10 – 39
Brak – 19
6.
Z trudem uspokoiłem Piotra, który zarzucił mi zbytnią pobłażliwość, a nawet niekompetencję.
Tymczasem staruszek postanowił skorzystać z podarowanego mu czasu i zapewnić sobie, wieczny, spokój,
skokiem z balkonu. Upadek z trzeciego piętra wprawdzie go nie zabił, ale naprawdę poważnie zranił. Piotr
był nawet zadowolony z tego obrotu sytuacji, a w każdym razie nie zameldował o moim odstępstwie od
procedury, chociaż zaczął wyraźnie unikać mojego towarzystwa. Dziwny człowiek (52).
7.
Następnego dnia wszyscy Strażnicy, oprócz mnie, przyszli poubierani w koszule, lub bluzy z długimi
rękawami, rękawiczki kuchenne i z zasłoniętymi twarzami. Zdziwił, a nawet nieco rozbawił, mnie ten strach
przed zarazą. Wytłumaczyłem, że nie zamierzam robić z siebie cudaka, a i tak wczoraj działaliśmy bez
żadnej ochrony, więc już możemy być chorzy. O dziwo nie wydawali się przekonani do moich argumentów,
a przecież wszystko logicznie im wyjaśniłem! #6 – 35
Brak – 66
8.
Nim zasnąłem, nawałnica rozpętała się na dobre, wprawiając mnie tym w dobry nastrój. Lubię
deszcz, a szczególnie czas tuż po nim, a nawet w trakcie ulewy, kiedy nikt nie wychodzi jeszcze na ulice i
mogę spokojnie spacerować po opustoszałym mieście. Zasnąłem szybko, ukołysany odległymi odgłosami
błyskawic i szumem uderzających o dach kropel. Rankiem mój dobry humor natychmiast uleciał, kiedy tuż po śniadaniu ktoś zapukał do moich
drzwi. Z łomoczącym sercem ruszyłem, aby je otworzyć, podświadomie oczekując tłumu ludzi z, bliżej
nieokreślonymi, pretensjami do mojego zachowania.
#2 – 64
#5 – 63
Brak – 42
9.
Wieczorem sprawa się wyjaśniła, w czym pomogła moja sugestia dotycząca staruszka. Wszystko
wskazywało na to, że ten dziwny człowiek celowo skaził słodycze krwią martwych ptaków, a następnie
wręczył kilku dzieciom łakocie prosząc by podzieliły się z innymi oraz nie mówiły o tym rodzicom. Żeby
nie spłoszyć podejrzanego, wojsko zdecydowało się zlecić zatrzymanie Straży, a konkretnie mnie osobiście.
Chętnie na to przystałem, rozważając tylko, czy lepiej iść pojedynkę (33), czy może zabrać za sobą kogoś
zaufanego, na przykład mojego zastępcę Piotra (13).
« spis treści
WWW prezentuje
38
10. (U#4)
Przyjąłem prezent, z trudem hamując rosnącą łapczywość i powstrzymując się przed
natychmiastowym zjedzeniem słodkości. Wymieniłem ze starcem kilka grzecznościowych, pozbawionych
sensu zwrotów i wróciłem do siebie. Zawładnęła mną bezsensowna myśl, że podarunek był celowy
zabiegiem, mającym potwierdzić moją słabą wolę. Wyobrażałem sobie staruszka mamroczącego do siebie
obelgi pod moim adresem, albo opowiadającego sąsiadkom o mojej pazerności. Postanowiłem definitywnie
nie wychodzić juz więcej tego dnia z domu (26).
11.
Stojąc na małym skrawku betonu, wsparty o nieco przerdzewiałe barierki, pierwszy raz w życiu
doznałem, co znaczy sen na jawie. To co widziałem było tak nierzeczywiste, że nie mogło należeć do świata
szarej codzienności. A mimo to, te setki martwych gołębi leżących wszędzie wokół były realne, a jakaś postać
gorączkowo zbierała ptaki do dużego worka, nerwowo rozglądając się wokół.
#1 – 21
Brak – 47
12.
Rankiem część barykad została na pewien czas usunięta, a na parking przed blokiem wjechało osiem
ciężarówek. W każdej siedziało po kilku żołnierzy, którzy razem z nami zaczęli akcję wywożenia ludzi.
Pukałem do kolejnych drzwi i obwieszczałem, że za godzinę wszyscy mają być gotowi do wyjazdu, recytując
też rozporządzenie na temat objętości i zawartości bagażu podręcznego. Moi rozmówcy stali na progach,
w ślepej złości patrząc to na mnie, to na dwóch uzbrojonych mężczyzn w mundurach za mną. Następnie, jak
poszczute psami owce, zajęli się wypełnianiem rozkazu. To był najpiękniejszy dzień mojego życia! #11 – 46
Brak – 29
13. (U#9)
Staruszek przyjął nas przyjaźnie, najwyraźniej spodziewał się, że prędzej, czy później ktoś go
„odwiedzi”. Nie stawiał oporu, a nawet wyznał swoje winy, wyraźnie dumny z tego, czego dokonał. Chciał
też wyjaśnić (5) dlaczego zatruwał dzieci, ale rozwścieczony Piotr nie miał zamiaru tego słuchać i namawiał
mnie, żebyśmy natychmiast doprowadzili mężczyznę do wojskowych (22).
14.
Wiedziony niejasnym przeczuciem, że starzec może przeszukać moje śmieci, wrzuciłem słodką
bryłę do sedesu, dokładnie spłukując wodą. Kiedyś podobnie postąpiłem z sporym stosem sreberek po
czekoladkach, byłem bowiem pewien, ze sąsiedzi przejrzą śmieci i będą szeptać między sobą o moim
obżarstwie. Aby nie myśleć już więcej ani o staruszku, ani nikim innym szybko położyłem się spać (8).
15.
Postanowiłem opowiedzieć o moich przypuszczeniach, przede wszystkim z powodu strachu. Bałem
się, że ktoś wykryje tą sprawę szybciej ode mnie i to na niego spadną, niesłusznie, pochwały. Wszyscy
wysłuchali moich słów z żywym zainteresowaniem, postanowiliśmy też zgłosić wszystko wojsku. Wieczorem
tego samego dnia starzec został aresztowany (52).
« spis treści
39
WWW prezentuje
16. (U#1)
Nie wiem dlaczego postanowiłem zabrać ze sobą tą zabawkę, lecz miałem dziwne uczucie, że
w najbliższej przyszłości może mi się na coś przydać. Z podobnych powodów naznosiłem już do domu
mnóstwo innych, znalezionych na ulicy przedmiotów, które po pewnym czasie, z wielkim żalem, musiałem
wyrzucać. W każdym razie natychmiast wróciłem do siebie, trzymając w ręku swoje znalezisko (50).
17.
Minąłem tego mężczyznę, starając się nie spoglądać w jego kierunku. Niestety, zacząłem w kółko
myśleć tylko o tym czego mógłbym się od niego dowiedzieć i czy w ogóle wywiązałaby się jakakolwiek
rozmowa. Poza tym miałem wrażenie, że wciąż mnie obserwuje. Natychmiast oblał mnie pot, okrążyłem
niemal biegiem blok i wróciłem do siebie. Drzemiące we mnie lęki raz jeszcze dały o sobie znać (26).
18.
Miałem rację i moje poszukiwania przyniosły pewien rezultat, schwytałem dziesięcioletniego chłopca,
który, chociaż wyglądał na zdrowego, przerażony w kółko powtarzał, że on też zachoruje, bo „zjadł cukierki”.
Kiedy spytałem go o szczegóły mamrotał tylko coś o „wielkiej torbie słodyczy od dziadka”. #4 – 41
Brak – 35
19.
Na sam koniec mężczyzna spytał mnie, czy zamierzam zameldować o nim żołnierzom. W pierwszej
chwili chciałem potwierdzić (55) jego przypuszczenia, ale miałem też pewne wątpliwości (32). Rozumiałem,
chociaż nie koniecznie akceptowałem, jego pobudki. Mnie też denerwowały te rozwrzeszczane bachory, nie
miałem jednak odwagi by coś z nimi zrobić. On miał. Z drugiej strony, jeśli ktoś inny wpadnie na jego trop,
to staruszek może zdradzić władza, że ze mną rozmawiał. Ta wizyta nastręczyła mi tylko niepotrzebnych
kłopotów! 20. (U#11)
Przekazałem wieści Wojtkowi, jedynemu mieszkańcowi, któremu, do pewnego stopnia, ufałem i od
dłuższego czasu utrzymywałem kontakty towarzyskie. Oczywiście zastrzegłem, żeby nie rozpowszechniał
tej informacji, ale byłem pewien, że nie posłucha. Jego dziwaczne, naiwne poczucie sprawiedliwości nie raz
dawało o sobie znać i mimo moich najszczerszych chęci, nie mógł, a raczej nie chciał, go z siebie wyplewić
(12).
21. (U#3)
To był pierwszy raz, kiedy jakaś znaleziona przeze mnie rzecz naprawdę okazała się użyteczna.
Pobiegłem po lunetę i z lubością wpatrywałem się w moją „ofiarę”, starca, mieszkańca mojej klatki, którego
dotąd znałem tylko z widzenia. Zebrał jeszcze kilka ptaków i niemal biegiem wrócił do swojej klatki, a ja
jeszcze przez chwilę wodziłem moim „okiem” po tym dziwacznym kobiercu zdechłych gołębi. Wtedy właśnie
zacząłem się zastanawiać, co będzie dalej (54).
22.
Również nie widziałem sensu w słuchaniu tłumaczeń staruszka. Odprowadziliśmy go do żołnierzy,
po drodze jeszcze kilkakrotnie uciszając. Wyglądało to tak, jakby miał już gotową „obronę”, która koniecznie
chciał przed kimś wygłosić. Żołnierze zabrali go ze sobą, również uciszając, swoimi sposobami, rozgadanego
starca (52).
« spis treści
WWW prezentuje
40
23.
Mieszkańcy zostali przewiezieni do ośrodka odosobnienia, ulokowanego w, do niedawna
opuszczonym, magazynie pod lasem, który teraz stał się sztabem grupy naukowców powołanej do
rozwiązania problemu epidemii. My, strażnicy, zostaliśmy ulokowani w części przeznaczonej dla wojska,
otrzymaliśmy też mundury. Były chyba policyjne, ale pozbawione odznaczeń, za to z przyszytymi do obu
ramion opaskami z emblematami SO (takimi samymi, jakie nosiliśmy dotąd). Otrzymaliśmy też uzbrojenie
– długie, gumowe pałki.
Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale ja widzę ją w jak najjaśniejszych kolorach. Teraz idę spać, cały
dzień spędziłem na służbie, pilnując tych krnąbrnych głupców. Od rana czekają na mnie nowe obowiązki;
muszę się starać, może wtedy dostanę prawdziwą broń, obiecali mi to przecież. Karabin. Prawdziwy karabin
(70)!
24.
Przychyliłem się do tezy, że wszystko to wokół nas, niespodziewana epidemia, kwarantanna,
narastający strach, to wkroczenie do naszego świata cech charakterystycznych dla snu, czy raczej koszmaru.
Wojtek poparł mnie, więc szybko zaczęliśmy wymieniać argumenty dla poparcia naszego stanowiska,
zupełnie jakby w pokoju był ktoś trzeci, który nie zgadzał się z naszymi wnioskami. Niestety, tak szybkie
dojście do porozumienie, szybko ostudziło w nas potrzebę dalszej rozmowy i mój gość po niedługim czasie
odszedł. Zostałem sam i postanowiłem jakoś kreatywnie spędzić ten czas (26).
25.
Ostatecznie wyszedłem przed blok z zamiarem przejścia kilku uliczek, a być może zahaczenia o jakiś
kiosk. Maszerując raźnie nowo położonym chodnikiem czułem się trochę zmieszany. Wcześniej musiałem
bardziej uważać na wyboje, a teraz mogłem było po prostu iść, bez żadnych przeszkód. To było dla mnie zbyt
proste i oczywiste. Nie lubię żadnych komplikacji, a jednak nie mogę obejść się bez nich, często samemu
tworząc na swojej drodze coraz to nowe problemy. W każdym razie podczas tej przechadzki dostrzegłem
zakleszczoną w chaszczach, porastających okolice garaży, dziecięcą lunetę. Coś tknęło mnie żebym podszedł
i obejrzał tą zabawkę. Okazało się, że posiada całkiem niezłe przybliżenie, pomyślałem nawet, że powinienem
ją zabrać (16), chociaż było to zupełnie niepoważne pragnienie, któremu nie powinienem ulegać (36).
26.
Przez resztę dnia i wieczór oddawałem się lekturze powieści historycznej, która szybko przeobraziła
się w rasowy horror dość niskich lotów. Zajęcie to było świetną metoda na oderwanie mojego umysłu od
spraw bieżących. Podczas, gdy zafascynowany poznawałem tajemnice, które skrywał Czarny Zamek,
ulokowany gdzieś w piętnastowiecznej Hiszpanii, na zewnątrz skłębiły się gęste, czarne chmury. Nadciągała
burza.
#4 – 49
Brak – 8
27.
Płomienie szybko objęły cały budynek, a ludzie ulegli jakiejś masowej psychozie, jedni wrzeszczeli jak
opętani, inni płakali, niektórzy wpadli nawet w stan podobny do transu. Na szczęście cała ta buntownicza
grupka dała się wprowadzić do podstawionej ciężarówki i została wywieziona. Na miejscu zostali tylko
żołnierze i my, Straż Obywatelska. Rozkoszowałem się w ciszy tym cudownym widokiem. Wprawdzie
straciłem swój dobytek, przynajmniej do czasu wypłacenia odszkodowania, ale wszyscy dookoła byli w takiej
samej sytuacji, więc nie było mi żal. Ogień to piękny żywioł! Myślę, że najlepiej wyraża on wnętrze każdego
człowieka. To przecież uniwersalny symbol, w każdej kulturze w jakiś sposób ma on szczególną rolę. Tylko
to bydło wokół mnie płakało za spalonymi szafami. Żałosne (23).
« spis treści
41
WWW prezentuje
28.
Oznajmiłem mu, że nie mam najmniejszego zamiaru słuchać jego żałosnych tłumaczeń oraz
zagroziłem użyciem siły, jeśli będzie dalej stawał opór. Wtedy mnie posłuchał i dał się doprowadzić do
żołnierzy, którzy powitali go z nieukrywaną wrogością. Nie wiem, co siedziało w głowi tego nieszczęśnika,
ale podejrzewam strach. On przecież jest wszędzie, we wszystkich (52).
29.
Cała akcja przebiegła nadzwyczaj sprawnie, wszyscy mieszkańcy opuścili swoje ukochane, betonowe
klatki, a ja w duchu śmiałem się, zapewniając ich lakonicznie, że „wszystko będzie dobrze”. Dwie godziny
później blok płonął już jak gigantyczna pochodnia, nawet stojąc w pewnej odległości od niego czułem ten
fenomenalny żar. Każdy w życiu ma, a przynajmniej powinien mieć, taka chwilę, w której myśli sobie „dla
czegoś takiego warto było się urodzić”. Dla mnie nastał właśnie taki moment, wpatrzony w szalejący żywioł,
po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem (23).
30.
Tłumaczenie staruszka było dla mnie dość przekonujące, chociaż nie mogłem zrozumieć, dlaczego
nie działał bardziej skrycie. Okazał się zupełnym głupcem, a dla takich nie mam taryfy ulgowej. Oczywiście
nie powiedziałem Piotrowi o moich wnioskach, zresztą był on wystarczająco wściekły, zapewne z bardziej
„normalnych” powodów, takich jak „moralność”. Truciciel dzieci poprosił nas jeszcze o kilka minut czasu
(6), żeby mógł się „psychicznie przygotować”. Ja wprawdzie nie miałem nic przeciwko, ale Piotr sprawiał
wrażenie jakby miał zaraz wybuchnąć i niemal żądał ode mnie żebyśmy natychmiast oddali winowajcę
w ręce władz (48).
31.
Dwóch szeregowych posłuchało mojej rady i po przetrząśnięciu piwnicy wyprowadzili stamtąd
jakiegoś chłopca, dziękując mi za podpowiedź. Kiedy wywieziono ostatnią „partię” ludzi, natychmiast
zapanował spokój. Wszyscy zamknęli się w swoich mieszkaniach, nawet inni członkowie Straży wyglądali na
przestraszonych. Doszedłem do wniosku, iż chyba tylko mnie przypadła do gustu cała ta sytuacja, chociaż
oczywiście nikomu nie zwierzyłem się z tych przemyśleń (7).
32.
Surowo zakazałem mówić mu o spotkaniu ze mną, jeśli kiedykolwiek zostanie złapany. Przysiągł
uroczyście, że tego nie zrobi i na koniec zaoferował mi skromny poczęstunek. Natychmiast odmówiłem,
wprost sugerując, że nie jestem pewien, czy jego „kanareczki” nie zawierają jakiegoś trującego dodatku.
Chyba go tym uraziłem. Dziwny, bardzo dziwny człowiek (52).
33. (U#10)
Kiedy zapukałem do drzwi tego mężczyzny nie wydawał się zdziwiony, chyba spodziewał się tego,
że prędzej, czy później zostanie złapany. Sprawiał wrażenie dumnego z tego, co zrobił i chciał nawet
opowiedzieć mi o swoich pobudkach (5). Była to kusząca oferta, chociaż nie byłem pewien, czy powinienem
wdawać się nim w rozmowę. W końcu przyszedłem tu, aby go aresztować (28), a nie słuchać zwierzeń. 34. (U#5)
Czasem myślę, że jestem zwyczajnie uzależniony od cukrów i pustych kalorii, chociaż wcale nie
dysponuję nadmierną tuszą. W każdym razie pośpiesznie rozpakowałem cukierka, po kilku chwilach
rozgryzając go na drobne kawałki. Kiedy tylko przestałem czuć go w ustach ogarnęło mnie poczucie winy.
Postanowiłem jak najszybciej zakończyć ten dzień, więc udałem się do swojego łóżka (8).
« spis treści
WWW prezentuje
42
35.
Korzystając z nadanej mi władzy zakazałem używania tych kretyńskich „zabezpieczeń”, obiecując,
że załatwię dla nas maski ochronne od wojska albo policji. Natychmiast udałem się z tą sprawą (łączność
telefoniczna została w trakcie akcji wywożenia chorych odcięta) do odpowiedzialnego za kontakt z nami
żołnierza. Kazał zgłosić się nieco później. Roznieśliśmy więc żywność, a następnie ponownie odwiedziłem mojego przełożonego, od którego dostałem
sporą paczkę z maseczkami chirurgicznymi i jednorazowymi, gumowymi rękawiczkami. Moi podwładni
byli bardzo zadowoleni z efektów moich starań, a ja myślałem nad tym, co powiedział mi ten mężczyzna,
wspomniał bowiem, że wszystkie zarażone dzieci jadły wspólnie cukierki niewiadomego pochodzenia.
Czyżby ktoś celował chciał zatruć tych małych krzykaczy? #8 i #4 – 9
Brak – 61
#4 – 4
36.
Uznałem, że mam już u siebie dość zabranych z ulicy przedmiotów, które w ostatecznym
rozrachunku i tak trafiały później na śmietnik. Jednak myśl o porzuconej lunecie nie dawała mi spokoju,
całkowicie psując pozytywne wrażenia ze spaceru, który szybko zakończyłem. Wróciłem okrężną drogą, aby
nie przechodzić ponownie obok garaży (50).
37.
Mój strach nie minął bezpowrotnie, przed wyjściem powstrzymało mnie przeświadczenie, że na
zewnątrz pełno będzie ludzi, którzy nagle zaczną zadawać mi setki pytań. Wiedziałem, iż to tylko kolejne,
irracjonalne podszepty mojej podświadomości, lecz mimo wszystko wolałem zostać w bezpiecznym,
własnym mieszkaniu. Zresztą niedługo odwiedził mnie mój dobry znajomy, Wojtek, z którym szybko
wdałem się w ciekawa dysputę dotyczącą istoty rzeczywistości. Był ciekaw, czy uważam całą tę sytuację za
coś w rodzaju spełnionego snu (24), czy raczej za zwyczajną sytuację, która jest po prostu zbyt nerwowo
odbierana (56). Zawsze lubiłem prowadzić z nim takie dziwaczne, teoretyczne dysputy.
38.
Mimo moich usilnych starań coraz częściej nie mogłem przemóc się do „bezcelowego” opuszczania
moich czterech ścian. Robiłem stanowczo za duże zakupy w okolicznym sklepiku, żeby tylko nie musieć
wracać tam wcześniej niż za trzy dni. Raz mogłem przebywać cały dzień poza domem, kiedy indziej czułem
się obserwowany natychmiast po opuszczeniu klatki. Ta dziwaczna huśtawka nastrojów sprawiła, że
ostatecznie tego wieczora nie wyściubiłem nosa za próg (50).
39.
Zaprowadziłem starca do żołnierzy, po drodze radząc, żeby nie powtarzał na przesłuchaniu swoich
poglądów. Oburzony, stwierdził, że nie wstydzi się tego kim jest i ma zamiar przekazać swoje idee jak
największej ilości ludzi. Zignorowałem jego gorliwe zapewnienia o tym, że „właśnie przeszedł do historii”
i przekazałem go władzom. Mam tylko nadzieję, iż nie zapomną o mnie jeśli sprawa nabierze rozgłosu
i zostanę odpowiednio nagrodzony jako ten, który go schwytał (52).
40.
Oczyma wyobraźni widziałem już zrozpaczonych ludzi, płaczących jak dzieci za swoimi wygodnymi
kwaterami. Myśl o ich druzgoczącej klęsce napawała mnie otuchą, od kiedy tylko się tu wprowadziłem,
podejrzewałem, że źle mi życzą. Te wszystkie dziwna spojrzenia, ciche uwagi, które i tak słyszałem.
« spis treści
43
WWW prezentuje
Tak, pozornie, zaradni w życiu i ułożeni sąsiedzi niedługo stracą swoje żałosne dobytki, staną się tacy jak ja
- zawieszeni gdzieś w strumieniu życia. Ciekawe, czy sobie poradzą z tą nową sytuacją? Oby nie (12)!
41. (U#8)
Natychmiast skojarzyłem to ze staruszkiem, który niedawno częstował mnie tym dziwnie
wyglądającym cukierkiem. Przekazując chłopca jakiemuś żołnierzowi, wspomniałem o tym, radząc, żeby
powiedział komuś odpowiedzialnemu za badanie zarazy. Obiecał to zrobić, ale nie jestem pewien, czy
dotrzyma słowa (7).
42.
Na progu stał mój sąsiad, niejaki Piotr, w towarzystwie policjanta. Najwidoczniej przybrałem bardzo
przestraszony wyraz twarzy, bo obaj natychmiast zaczęli mnie zapewniać o swoich dobrych intencjach.
Policjant poinformował mnie o właśnie utworzonej Straży Obywatelskiej, której mój sąsiad był, jak dotąd,
jedynym członkiem. Z niewidomych powodów uznał, że ja również byłbym niezwykle przydatny w tej
organizacji. Wtedy właśnie, sam nie wiedząc dlaczego, wyraziłem zgodę na przystąpienie do Straży (67).
43.
Około południa wszystkich mieszkańców mojego bloku zabrano z miejsc pracy, szkół czy zwyczajnych
spacerów, nakazując pozostanie w mieszkaniach. Zabrzmiały syreny. Zawsze lubiłem ich dźwięk, gdy byłem
mały dla zabawy spoglądałem w niebo, wypatrując wrogich samolotów. Mojej matce nie podobały się te
„żarty z poważnych rzeczy” i zawsze strofowała mnie ostro, grożąc mniej lub bardziej dotkliwą karą.
Przez około godzinę wokół budynku ustawiono prawdziwe zasieki z drutu kolczastego rozpiętego
pomiędzy drewnianymi, przenośnymi konstrukcjami. Powstała w ten sposób niewielka, zamknięta strefa,
której granic zaczęli strzec uzbrojeni w karabiny żołnierze. Jakiś mężczyzna wykrzyczał przez megafon, że
zostaliśmy objęci kwarantanną, ponieważ w martwych ptakach znaleźli mutację nieznanego wirusa. Po
zapewnieniu nas, że nie zostaniemy pozbawieni podstawowych mediów, a ponadto otrzymywać będziemy
regularne dostawy żywności, zezwolił na opuszczanie mieszkań i swobodne poruszanie się w strefie, byleby
nikt nie podchodził bliżej niż trzy metry do zasieków. Zewsząd doszły mnie głośne lamenty i przekleństwa, ja
natomiast pozwoliłem sobie na cichy, radosny śmiech, siedząc skulony na łóżku.
Tak właśnie zaczęła się ta historia, ciekawi mnie ile to wszystko jeszcze potrwa? Na wszelki wypadek
zacząłem spisywać te wspomnienia teraz, żeby nie utracić szansy na przedstawienie rozgrywających się na
moich oczach wydarzeń.
Po południu chciałem wyjść (45), chociaż nie byłem pewien, czy to dobry pomysł (37).
44.
Żołnierzy bardzo zainteresowała moja teoria, natychmiast wysłano dwóch szeregowców do
mieszkania staruszka w celu „wybadania sprawy”. Wrócili razem z podejrzanym, który, wedle ich słów,
przyznał się do wszystkiego, kiedy tylko ich zobaczył. Byłem naprawdę dumny! To dzięki mnie złapano
truciciela dzieci. Ha (52)!
45.
Spodziewałem się zastać na zewnątrz rozgorączkowane tłumy sąsiadów, ale najwyraźniej
strach przykuł ich do własnych mieszkań. Spotkałem tylko sympatycznego staruszka, który siedział na
zdewastowanej ławce, pogodnie wpatrując się niebo. Przez moment miałem nawet ochotę usiąść obok niego
(53), ignorując przy tym silne, wewnętrzne opory (17) przed kontaktem z ludźmi.
« spis treści
WWW prezentuje
44
46.
Opór mieszkańców był znacznie większy, niż można by się tego spodziewać. Kiedy wojsko zrozumiało,
że nastąpił przeciek informacji i ludzie wiedzą, co stanie się z ich mieszkaniami, zrezygnowali z łagodnych
form perswazji. Kilku z nich wystrzeliło w powietrze ostrzegawcze serie z karabinów maszynowych, zawyły
syreny. Przerażonych ludzi niema siła wyciągnięto z budynku i wsadzono na ciężarówki. Kilkanaście
najbardziej upartych osób zostało na miejscu, kłócąc się z dowódcą oddziału. Tymczasem jego podwładni
włamywali się już do mieszkań, polewając je obficie benzyną. Wkrótce wybuchnął pożar (27).
47.
Z moim kiepskim wzrokiem nie mogłem wtedy dostrzec, kim był ten człowiek, ani dlaczego zbierał
ptasie zwłoki. Zresztą mało mnie to wtedy obchodziło. Myślałem już tylko o jednym – co z tego wszystkiego
wyniknie (54)?!
48.
Widząc w jakim stanie jest mój towarzysz, wolałem nie prowokować żadnych niepożądanych sytuacji.
Przystałem na jego „prośbę” i zabraliśmy naszego „podopiecznego” do żołnierzy. Nie byli zainteresowani
tym, co powiedział nam staruszek, wystarczył im fakt, ze przyznał się do winy. Chyba nikt, poza mną,
nie rozmyślał później nad motywacjami „bestii”. Cóż, już dawno zaakceptowałem fakt, iż większość ludzi
z rozkoszą pływa w bezkresnych wodach ignorancji (52).
49.
Wpatrzony w okno, wyjąłem z kieszeni feralnego cukierka od staruszka. Był bladozielony, ale
z lekkim, czerwonawym odcieniem. Wyglądał dość podejrzanie, zupełnie jakby ktoś polizał go i ponownie
zawinął w papierek. Miałem zamiar wyrzucić łakoć (14), z drugiej strony próbując przekonać sam siebie, że
wszystkie te podejrzenia są co najmniej śmieszne i powinienem skosztować prezentu (34).
50.
Skłamałbym, pisząc, że tamtej nocy czułem niepokój, czy w jakiś inny sposób przeczuwałem
nadciągające wydarzenia. To był wieczór jak każdy inny, co najwyżej bardziej duszny. Jak zawsze miałem
spore problemy z zaśnięciem, ale kiedy w końcu mi się to udało, naprawdę porządnie wypocząłem.
Dopiero rano, a zbudziłem się chyba niedługo po świcie, poczułem pewien rodzaj zdenerwowania.
Poczułem silną potrzebę wyjrzenia na zewnątrz, chociaż nie byłem pewny, czy wystarczy mi do tego celu
kuchenne okno (59), czy powinienem wyjść na balkon (11).
51 .
Nasze pierwsze zadanie przebiegło nadzwyczaj sprawnie, chociaż jego późniejsze konsekwencje
przysporzyły nam wielu wrogów. Okazało się bowiem, że sporo dzieci padło już ofiarą wczesnego
stadium zarazy. Niedługo po tym, jak Piotr poinformował żołnierzy o tym fakcie, przekazując też listę
„zainfekowanych” mieszkań, wszystkie te rodziny zostały zebrane do podstawionej ciężarówki i gdzieś
wywiezione. Chociaż odizolowanie chorych było, moim zdaniem, całkiem naturalnym zachowaniem władz,
to zwykli mieszkańcy byli oburzeni tym „bezprawiem”, do tego uznając nas za „kolaborantów”. Żałośni
głupcy (66)!
52.
Kolejny tydzień upłynął spokojnie. Roznosiliśmy racje żywnościowe, kilka razy upominaliśmy
nie przestrzegających ciszy nocnej studentów z feralnego mieszkania nr 10. Kontrolowaliśmy też
stan zdrowia mieszkańców, ale nie zanotowaliśmy już żadnych nowych przypadków zachorowań.
« spis treści
45
WWW prezentuje
Najwyraźniej epidemia przestała się rozprzestrzeniać, co oczywiście ucieszyło wielu ludzi, w tym, do
pewnego stopnia, i mnie.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy wojskowi nakazali nam przygotować ewakuację wszystkich
do tymczasowego ośrodka badawczego. Mieliśmy dopilnować, żeby mieli ze sobą tylko bagaż podręczny
nie cięższy niż pięć kilogramów. Naukowcy badający wirusa nakazali bowiem oczyszczenie całej „strefy”
w najbardziej z konwencjonalnych sposobów – poprzez spalenie. Naturalnie zostaliśmy zapewnieni, że
wszyscy otrzymają odszkodowania, jednak, aby nie siać paniki, nie należy (40) informować o planowanej
„akcji”. Zastanawiałem się, czy złamać (65) ten zakaz. Nie zależało mi specjalnie na sąsiadach, ale przecież
później możemy być oskarżeni jako współwinni spisku, jeśli rząd będzie zwlekał z odszkodowaniami, albo
zrzuci winę na wojsko.
53.
Usiadłem obok staruszka i spojrzałem w jego pogodną twarz, odpowiadając, chyba niezbyt szczerym,
uśmiechem. Pomyślałem wtedy coś w rodzaju tego, iż jego rysy mają w sobie coś niepokojącego, chociaż nie
potrafię sprecyzować co to dokładnie miałoby być. #3 – 69
Brak – 68
54.
Czułem się jakby ktoś rozwiązał dręczący mnie od dawna problem, zrzucił przygniatające do ziemi
brzemię. Przestałem się bać. Od tak dawna strach rzucał cień na całe moje życie, że prawie zapomniałem, jak
właściwie wyglądało, zanim zacząłem otaczać się szczelnym kokonem codziennych rytuałów, uwalniających
mnie od lęku. Chociaż nie wiedziałem jeszcze, że ten stos ciał był dopiero początkiem wszystkiego, to sam
fakt wkroczenia do życia mieszkańców mojego bloku czegoś, co przeczyło ich poczuciu rzeczywistości
napawał mnie radością. Słyszałem już krzykliwy dźwięk syreny nadciągającego radiowozu, naszła mnie
wtedy ochota żeby wyjść (2) na zewnątrz i zobaczyć to wszystko z bliska, zamiast, jak zawsze, siedzieć
z twarzą przyklejoną do szyby (65).
55.
Wolałem nie ryzykować i prosto z jego mieszkania udałem się na posterunek, zgłaszając całą sprawę.
Zostałem pochwalony za okazaną czujność oraz nagrodzony dodatkową racją żywności zawierającą również
alkohol. Miły gest. Natomiast staruszek został natychmiast aresztowany i gdzieś wywieziony. Biedny,
stary głupiec. Skoro chciał zabić te dzieci dlaczego zostawił po sobie tak łatwe do wykrycia poszlaki? Gdzie
tu logika?! Jego koncepcja była ciekawa, ale sposób wykonania iście amatorski, a wręcz prostacki. Cóż,
przynajmniej będę go już miał z głowy (52).
56.
Wbrew stanowisku Wojtka uznałem, że sprawa kwarantanny to nic nadzwyczajnego. Udowodniłem
mu, że postępowanie władz jest jak najbardziej usprawiedliwione i ci sami mieszkańcy, obecnie „uwięzieni”,
pikietowaliby pod ratuszem, gdyby w innym miejscu wykryto zarazę, a nikt nie przedsięwziąłby natychmiast
poważnych kroków mających na celu odizolowanie potencjalnie chorych od reszty społeczności. A zatem
godząc się z logiką postępowania w takich wypadkach, wszyscy powinni zaakceptować fakt, wdrożenia
odpowiednich procedur w życie. Wojtek spytał mnie, czy mi osobiście nie przeszkadza to nagłe ograniczenie
swobody. Stwierdziłem, że cała ta sytuacja do pewnego stopnia jest dla mnie nawet zabawna. Nie był do
końca przekonany i oświadczył, że musi zająć się kilkoma ważnymi sprawami, więc będzie się już zbierać.
Nie wypytywałem go o nic więcej, a sam również postanowiłem czymś zabić czas (26).
« spis treści
WWW prezentuje
46
57.
Po obejściu zaledwie siedmiu, może ośmiu, mieszkań zanotowałem cztery przypadki zachorowań,
a co dziwniejsze wszystkie dotyczyły dzieci w wieku od pięciu do czternastu lat. Kiedy skończyliśmy obchód
sporządziłem szybko raport i przekazałem go jednemu z żołnierzy przy bramie. Zebrane wyniki były
jednoznaczne, zaczęły się, na masową skalę, zachorowania.
Po niecałej godzinie pojawiła się ciężarówka, a żołnierze, według sporządzonej przez nas listy, zaczęli
zabierać rodziny, wśród których wykryto przypadki zakażenia. W akompaniamencie wrzasków, złorzeczeń,
a nawet ostrzegawczych salw w powietrze z broni maszynowej zaczęła się wywózka. Pomyślałem wtedy,
że biorąc pod uwagę cały ten chaos, ktoś mógłby łatwo „zniknąć”, na przykład w piwnicy. Nie byłem tylko
do końca pewien, czy sam (18) powinienem poszukać ewentualnych zbiegów, czy raczej zasugerować to
jednemu z żołnierzy (31). 58.
Nie wiedziałem gdzie dokładnie mieszka ten mężczyzna, a nie chciałem wypytywać o to ludzi, więc
cierpliwie czekałem, aż wyjdzie przed blok. Moja wytrwałość przyniosła w końcu efekty, kiedy niedługo przed
zachodem słońca w końcu zobaczyłem staruszka. Podszedłem do niego i bez żadnego wstępu opowiedziałem
o swoich podejrzeniach. Mężczyźnie pokornie przyznał mi rację, jednocześnie prosząc, żebym poszedł z nim
do jego mieszkania, gdzie spokojnie wytłumaczy swoje pobudki. Wiedziałem, że powinienem jak najszybciej
zadenuncjować (44) truciciela dzieci, lecz naprawdę korciło mnie żeby wysłuchać jego historii (5).
59.
Nie mogłem uwierzyć, że już nie śnię. Te setki ciał martwych gołębi rozsypane bezładnie po całym
trawniku i dachach zaparkowanych przed blokiem samochodów nie mogłaby być przecież rzeczywiste. Przez
moment nawet cieszyłem się, że znów mam te cudownie realne sny, które nie nawiedzały mnie od ponad pół
roku. Ale to była rzeczywistość, nareszcie coś tak nieprawdopodobnego było prawdziwe (54)!
60.
Pierwszym zadaniem Straży Obywatelskiej było rozprowadzenie, według listy, pakietów
żywnościowych oraz wypytanie ludzi o stan zdrowia ich bliskich. Otrzymaliśmy fioletowe opaski oznaczone
białymi literami S. O. Te kolorowe kawałki materiału w jakiś niepojęty sposób napawały nas dumą - chyba
właśnie tak działają na ludzi wszelkie mundury i inne odznaczenia. Naprawdę myślałem, że to będzie tylko
rutynowe zadanie.
#6 – 57
Brak – 51
61.
Następnego dnia sprawa rozwiązała się sama, gdy paru żołnierzy przyszło, aby zaaresztować
pewnego staruszka z sąsiedniej klatki. Niestety, mężczyzna zmarł w nocy, a właściwie popełnił samobójstwo
łykając jakieś leki, jak mi to w sekrecie zdradził jeden z mundurowych. Nie ogłoszono wprawdzie oficjalnego
komunikatu, czy to właśnie on był trucicielem, ale ludzie szybko uznali to za fakt i odetchnęli z ulgą.
Ja natomiast zastanawiałem się, co mogło być powodem nienawiści tego człowieka do dzieci. Cóż, ludzie to
fenomenalne, zagadkowe stworzenia (52).
62.
Grzecznie odmówiłem słodkości, natychmiast analizując każde wypowiedziane słowo, zastanawiając
się, czy któreś z ich mogło obrazić rozmówce, albo przedstawić mnie w złym świetle. W między czasie
wymieniłem jeszcze kilka grzeczności, po czym wróciłem do siebie, zajęty już tylko roztrząsaniem tego, czy
« spis treści
47
WWW prezentuje
staruszek miał po prostu dobry humor, czy jego uśmieszek był wyrazem drwiny, a nawet pogardy w stosunku
do mojej osoby. Mógł przecież zazdrościć mi mojego wieku, albo pogardzać niechlujnym wyglądem (26)!
63.
Nie miałem siły podjeść do drzwi i ta niemoc wystraszyła mnie nie na żarty. Zbierają resztkę wątłych
sił niemal popełzłem do łazienki, gdzie spojrzałem w lustro. Moja twarz, a jak szybko odkryłem, niemal całe
ciało, pokryta była drobnymi, czerwonymi bąblami, czułem, że ten obrzęk dotknął też śluzówek, zacząłem
mieć problemy z oddychaniem. Natychmiast przyszło mi do głowy najprostsze wytłumaczenie mojego
obecnego stanu. Padłem ofiarą epidemii! Pisząc te słowa tracę resztki sił, może jeśli znów się prześpię, to
zdołam napisać coś jeszcze...
64.
Na progu stał policjant, z którym rozmawiałem poprzedniego ranka. Ucieszył się na mój widok,
po czym, rozgoryczony, stwierdził, że do tej pory nikt nie chciał go wysłuchać. Chodził od mieszkania do
mieszkania poszukując mężczyzn chętny do zawiązania Straży Obywatelskiej. Wyjaśnił mi w skrócie rolę,
jaką miałaby pełnić ta organizacja. Miała ona być, oficjalnie, oddolną inicjatywą mieszkańców, stworzoną
aby odciążyć nieco miejskie służby porządkowe. Po zakończeniu kwarantanny członkowie tej grupy, jak
gorliwie zapewniał mnie rozmówca, otrzymają stosowne wynagrodzenie. W pierwszej chwili chciałem
naturalnie odmówić, ale myśl o zdobyciu, choćby iluzorycznej, władzy, niezwykle mnie pociągała (3).
65.
Stanąłem pryz oknie, lecz szybko postanowiłem wyjrzeć przez nie, dołączając przez to do
grupy już wystających głów. Wkrótce niemal w każdym oknie można było zobaczyć ciekawskie twarze.
Obserwowaliśmy, jak straż pożarna razem ze służbami oczyszczania miast sprawnie usuwają truchła.
Pamiętam, że byłem w pewnym stopniu rozczarowany tym faktem, w końcu upragniona nierzeczywistość
ustępowała miejsca szarej codzienności. Na szczęście, w moim odczuciu, niedługo sprawy przybrały zupełnie
niespodziewany obrót (43).
66.
Przystąpiliśmy do wykonywania naszych obowiązków pełni obaw, które niestety szybko się
potwierdziły. Mieszkańcy skwapliwie przyjmowali pakiety żywnościowe, by zaraz potem dać nam do
zrozumienia, że nie jesteśmy mile widziani. Gdyby to ode mnie zależało, wstrzymałbym wydawanie racji
tym, którzy nie potrafią okazać należnego nam szacunku! Niestety, niewiele mogłem.
Popołudniu Piotr przekazał nam nowiny od żołnierzy - podobno większość dzieci, które zachorowały
miały styczność z jakimiś podejrzanymi cukierkami. Zastanawialiśmy się wszyscy, czy to jedynie zbieg
okoliczności, czy dowód na czyjeś wrogie działanie.
#4 – 4
Brak – 61
67.
Razem z funkcjonariuszem i Piotrem, jak się okazało po krótkiej wymianie grzeczności,
archeologiem, przystąpiłem do werbowania kolejnych członków. Do naszego grona dołączył jeszcze
niejaki Dominik, były student Akademii Sztuk Pięknych, i czterdziestoletni Zbigniew, nieszczęsny stary
kawaler wciąż jeszcze mieszkający z apodyktyczną matką. Nikt inny nie zamierzał uczestniczyć w, zdaniem
większości odwiedzanych ludzi, „podejrzanej” sprawie. Policjant zostawił nas, prosząc jeszcze abyśmy jutro
z samego rana wszyscy stawili się przy punkcie kontrolnym. Wracając do swojego mieszkania wciąż nie
byłem pewien, czy postąpiłem słusznie, ale uznałem, że nie mam już odwrotu (60).
« spis treści
WWW prezentuje
48
68.
Mężczyzna okazał się całkiem interesującym rozmówcą. Podobnie jak ja, nie uważał całej tej sytuacji
za tragedię. A nawet, ku mojemu niezmiernemu zadowoleniu, użył jej jako punktu wyjścia do teoretycznych
rozważana na temat społecznie akceptowanym wartości w okresie kryzysu. Szybko doszliśmy do wspólnego
wniosku, iż ludzie wręcz poszukują coraz to nowych nieszczęść, aby zaadaptować się do nowej sytuacji i po
zdobyciu stosownego, „tragicznego”, doświadczenia szczycić się nim przed „szczęśliwszymi”. Po ponad dwu
godzinnej dyskusji pożegnałem staruszka i w doskonałym nastroju wróciłem do swojego mieszkania. Cóż za
niezwykle interesujący człowiek (26)!
69.
Uświadomiłem sobie wtedy, że to właśnie jego widziałem dzisiejszego poranka. Spytałem
o powód jego zachowania, czym wyraźnie wprawiłem go w zakłopotanie, a być może gniew. Odpowiedział
coś w rodzaju tego, iż nie mógł patrzeć na to „okropieństwo”, ale bardzo szybko zrozumiał bezcelowość
swoich wysiłków. Z uśmiechem na twarzy sięgnął do kieszeni marynarki i wydobył stamtąd owiniętego
w przezroczysta folię cukierka, proponując mi ten przysmak. Nie zwiedzał, jak wielkie szkody wyrządził
mi tym uprzejmym gestem! W pierwszym odruchu chciałem naturalnie przyjąć podarunek (10), ale
przypomniałem sobie o danym sobie przyrzeczeniu o nie spożywaniu (62) tym miesiącu żadnych słodkości.
Zbyt często sięgałem bo słodycze jako środek zaradczy na zły nastrój, zupełnie jak przegraniec życiowy
topiący swoje smutki w alkoholu. Z drugiej strony nie chciałem urazić uczuć staruszka. Jakże nienawidzę
wszelkich tych, ludzkich, kontaktów! 70.
Kończysz czytać niezgrabne, sporządzone ołówkiem notatki. Cienki zeszycik znaleziony w szafce
pacjenta potwierdza Twoje najgorsze obawy. Jego najnowsze urojenia znów przyniosły szpitalowi sporo
problemów. Kilka osób uległo zatruciu, gdy nieszczęśnik czasowo pracował w kuchni; co gorsza wzniecił też
pożar, a ostatni wybryk, tłuczenie innych pacjentów, a nawet sanitariuszy, wyrwaną z krzesła nogą dopełniło
czary goryczy. Trwający od kilku lat stan urojeń, kończących się spisywaniem fałszywych wspomnień
z kolejnych wyimaginowanych historii, nie może już dłużej trwać. Leczenie nie przynosi rezultatów, a nie
masz zamiaru płacić kroci za leki dla beznadziejnego przypadku. Lepiej wykorzystać te fundusze bardziej
kreatywne. To będzie najlepsze wyjście, dla wszystkich – mówisz sobie Z ciężkim sercem sięgasz po pusty
blankiet, wypisując starannie skierowanie na lobotomię.
Beniamin „KrowaQ” Muszyński
« spis treści
49
Ogłoszenie
Drodzy czytelnicy, drodzy pisarze!
Chcesz zostać naszym pisarzem? Możemy Ci w tym pomóc. W każdym numerze zamieszczamy jedną
mini grę książkową i chętnie zredagujemy, zrecenzujemy i opublikujemy także pozycje Waszego autorstwa.
Wymogi techniczne:
- Akcja gry powinna (chociaż nie musi) toczyć się w porze roku, w której będzie wychodził dany
numer.
- Obojętność od 5 do maksymalnie 25 stron znormalizowanego tekstu w Wordzie.
- Można stworzyć grę dwuczęściową pod warunkiem, że obie części będą stanowiły odrębną całość.
Na maila redakcyjnego należy wysłać całość.
- Gra może posiadać ilustracje, lecz te muszą być albo dziełami autora, albo kogoś, kto mu ich
użyczy/wykona (w tym wypadku należy podać adres autora, jeśli gra zostanie zaakceptowana skontaktujemy
się z nim prosząc o potwierdzenie użyczenia/wykonania danych grafik dla autora).
- Nadesłane pozycje nie mogą być wcześniej nigdzie publikowane, ani też stanowić fragmentów już
opublikowanych utworów.
Jeśli chcecie spróbować swoich sił jako twórcy gier książkowych, nie zwlekajcie - piszcie gry i ślijcie je
na naszego redakcyjnego maila!
« spis treści

Podobne dokumenty