program naprawczy

Transkrypt

program naprawczy
Pultusk24
PROGRAM NAPRAWCZY
Nie ma dnia, by prasa z zadowoleniem nie pisała o finansowych, i nie tylko, kłopotach telewizji państwowej.
Wiadomo bowiem, że nic tak nie poprawia samopoczucia jak... wiadomość, że inny ma gorzej. Czytamy więc jakie to
porządki wprowadzi świeżo mianowany szef, czy zwolni tych, których przyjął jego poprzednik, jakie to nowe gadające
głowy pojawią się na ekranie, o ile to trzeba było, dla ratowania firmy, obniżyć i tak głodowe przecież stawki
telewizyjnych osobowości itd., itp.
Jako obywatel społecznie zaangażowany i Polak, któremu „leży na sercu” poziom programów emitowanych przez tę
instytucję, wreszcie jako dziennikarz wyrzucony z niej kilka ładnych lat temu, ośmielam się przedstawić kilka
możliwości wyjścia z tej fatalnej dla narodu, kultury, polityki i polityków sytuacji.
Pierwsza – to zlikwidowanie telewizji państwowej. Wydawało by się, że to najłatwiejsze, najprostsze i najtańsze.
Totalna nieprawda. Odprawy, jakie trzeba by wypłacić prawie wszystkim pracownikom, powiększyłyby dziurę
budżetową do monstrualnych rozmiarów, co groziłoby wyrzuceniem nas z Unii Europejskiej. Od dawna wiadomo, że
pracują tam całe rodziny – od dziadków, przez ojców i matki, po synów, synowe, kochanki, konkubiny, a nawet
wnuczków – byłoby to więc niszczenie wieloletniej tradycji i cios w poziom życia wielu polskich inteligenckich, i nie
tylko, rodzin. Nie można też dopuścić do prywatyzacji lub podziału telewizji państwowej, ponieważ byłoby to okazją
do wielu afer, przekrętów, oszustw, kombinacji, nadużyć, kradzieży itp. nagannych moralnie i prawnie zjawisk.
Telewizja państwowa musi więc istnieć. Choćby dlatego, by politycy nie stracili jednego z miejsc, gdzie mogą
zaprezentować społeczeństwu swoje poglądy i dokonania. Choćby po to, by można było porównywać prognozy pogody
(zauważyliście - w każdej telewizji inne!) i wyciągać właściwe wnioski na temat tego, czym obdarzy nas aura w
najbliższych dniach. Jeżeli człowiek się pomyli, ma pretensje do siebie, a nie do Bogu ducha winnej „pogodynki”,
która przecież chce się tylko jak najładniej zaprezentować, bo może to być szczeblem do poważnej i niepoważnej
kariery. Choćby po to, by nie stracili pracy anachroniczni zapowiadacze programu, osoby reprezentujące tradycję tej
firmy, przypominające czasy Suzinów, Losek i Wojtczakówien. Choćby i po to wreszcie, by społeczeństwo nie zostało
pozbawione swego ulubionego tasiemca, czyli „Mody na sukces”.
Ergo - telewizja państwowa musi istnieć. Dla jej uratowania wystarczy jeden prosty zabieg. Jest nim zwiększenie
liczby sejmowych komisji śledczych i transmitowanie ich obrad. Nic nie cieszyło się większą oglądalnością niż obrady
sejmowej komisji do spraw afery Rywina. Następne komisje nie były już tak szczegółowo transmitowane i ...
oglądalność zaczęła spadać. Teraz czasami telewizja udostępni obywatelom migawki z kłótni posłów z posłankami
podczas komisji bodaj do zbadania sprawy nacisków czy przecieków i to wszystko. Nawet bardzo politycznie
rozwinięci obywatele, jak wyżej podpisany, nie wiedzą ile komisji działa, czym się zajmują, kogo badają, kto olewa
wezwania na przesłuchania. A, jest jeszcze komisja do zbadania smutnej sprawy Olewnika.
Czas więc najwyższy poświęcić oba kanały telewizji państwowej na permanentne transmitowanie obrad wszystkich
komisji. W nocy – pora na powtarzanie, dla tych nielicznych, którzy w dzień pracują. I nie chodzi to tylko o polityczną
propagandę, chodzi o ratowanie telewizyjnej ekonomii. Przy transmisji wystarczy zatrudnić dwóch kamerzystów (na
wypadek gdyby jeden zasnął lub zasłabł), tzw. dźwiękowca, by było dobrze słychać komisyjne przekomarzania,
postawić wóz transmisyjny (kierowca na urlop bezpłatny) i program leci. Bez prezenterów, bez teleturniejów, bez
wydatków. Oszczędny, racjonalny, ciekawy. Program na kilkanaście lat.
W takiej telewizji państwowej wystarczy jeden prezes i jedna jego sekretarka. Nie trzeba biura reklam, biura prezesa,
biura prawnego, związków zawodowych, ośrodka szkolenia, ośrodków regionalnych i setek innych bzdurnych
działów. Wystarczy jeden pokój zamiast gabinetu.
Resztę można wynająć Polsatowi, TVN-owi lub Telewizji Trwam. I będą pieniądze na załatanie dziury budżetowej. A
tak okrojona telewizja państwowa może żyć z budżetu, a nie z abonamentu.
Którego i tak nikt nie chce płacić.
strona 1 / 1