Młodość, miłość i Rosja

Transkrypt

Młodość, miłość i Rosja
Radosław Romaniuk
Młodość, miłość i Rosja
Dwoje młodych Polaków spotyka się w Leningradzie po drugiej wojnie światowej.
Dzielą ich odmienne doświadczenia dzieciństwa (jej Holocaust, jego emigracja), łączy
młodość, miłość i Rosja. I tak pozostaje. Fabuła to nieco inna niż historia bohaterów
legendarnego filmu Alaina Resnaisa Hiroszima, moja miłość. To, co zaczyna się w
Leningradzie, trwa w tajemniczym pakcie z czasem. Na czym polega ta zagadka? Czy
młodość duchowa autorów książki, ich otwartość, gotowość czynnej przyjaźni i uwaga, jaką
obdarzają miejsca i ludzi sprawia, że trwa w ich życiu czar Rosji? Czy właśnie owa
fascynacja jest odpowiedzią na zagadkę zwycięstwa nad czasem? To tajemnica autorów,
której istnienie odczuwać musiał jeden z rosyjskich mistrzów i przyjaciół Śliwowskich, Julian
Oksman. Korespondencyjnie zalecał im: „Przyjaciele moi, nie ma nic gorszego niż starość,
dlatego starajcie się jak najdłużej zachować młodość i jak najlepiej nią rozporządzać!”.
Jednym z elementów realizacji tego planu jest zapewne niniejsza książka.
Rosja - nasza miłość to autobiografia dwojga uczonych z Rosją w tle. Dla porządku
dodajmy, że Wiktoria i René Śliwowscy są autorami m.in. napisanych wspólnie monografii
Hercena i Płatonowa. René Śliwowski to monografista Czechowa, autor znakomitego studium
poświęconego dramaturgii rosyjskiej oraz kilkudziesięciu cenionych tłumaczeń książkowych
- od dziennika Sokratesa Starynkiewicza po utwory autorów współczesnych. Odrębną kartą
jest naukowa działalność Wiktorii Śliwowskiej jako historyka czynu powstańczego 1863 i
kronikarza losów zesłańców polskich na terenie Rosji, charakteryzowana już na łamach
„Nowych Książek” (2006, nr 2) przy okazji publikacji tomu Ucieczki z Sybiru.
Jeśli biorąc do rąk książkę wspomnieniową Wiktorii i René Śliwowskich pamiętamy
klasyczny już Pocałunek na mrozie Andrzeja Drawicza, prywatny eseistyczny portret Rosji i
rosyjskich fascynacji autora, wiemy, jaką szansę dla opisu rosyjskiego fenomenu stwarza
gatunek eseju autobiograficznego. Już choćby dlatego, że oferuje język, jakim autorzy z
reguły nie wypowiadali się w swej pracy pisarskiej. „Rosja prywatna” to najdoskonalszy
sposób, by powiedzieć prawdę o historii i kulturze tego kraju, widzianej przez pryzmat
własnych doświadczeń, wieloletniej nieraz obserwacji spraw i ludzi. Śliwowskim ten portret
zbiorowy udaje się w takim stopniu, w jakim starają się podjąć to zadanie.
Narracja obojga autorów przeplata się ze sobą w sposób początkowo trudny do
oswojenia. Potem, gdy spisane przez nich części zaczynają się dopowiadać i wzajemnie
komentować, dwugłos stwarza wrażenie intymności, by nie powiedzieć dopuszczenia do
dialogu z autorami. Książka prowadzi od ich dzieciństwa, przez okres studiów w
stalinowskim jeszcze Związku Radzieckim, poprzez zawodowe projekty i fascynacje, opis
wielokrotnych podróży na Wschód, po najbardziej interesującą chyba galerię postaci
rosyjskich nauczycieli, kolegów, znajomych i przyjaciół.
Całe skomplikowanie możliwych postaw wobec Rosji ukazują już symboliczne sceny
pierwszego zetknięcia się autorów z tym krajem. W przypadku René Śliwowskiego był to
zapamiętany rytm wojskowej piosenki Poliuszko-pole, która rozbrzmiewała na niemieckiej
kronice filmowej ukazującej zdjęcia z ekshumacji w lesie katyńskim. W przypadku jego
przyszłej żony byli to rosyjscy frontowi żołnierze zadający pytanie: czy daleko jeszcze do
Berlina? Rodziny obojga autorów reprezentowały etos lewicowej inteligencji, więc przemiany
w Polsce w pierwszej chwili nie były dla nich niczym, co mogło wywołać krytykę, choć
decyzja o wyjeździe latorośli na studia do ojczyzny proletariatu nie została przyjęta z
entuzjazmem. Ważnym psychologiczno-historycznie elementem wspomnień Śliwowskich jest
właśnie relacja dotycząca studiów obojga w stalinowskim ZSRR. Epizod, jak zauważają na
wstępie, chętnie pomijany dziś w biografiach, w ich wypadku zasadniczy dla zawodowego i
prywatnego życia. Odwrócenie się od niego byłoby formą zdrady własnej młodości. Opisanie
go może być z kolei poszukiwaniem formuły dla tego okresu. Autorzy, przedstawiając
atmosferę ówczesnego Leningradu, element ideologiczny organizacji studiów opisują jako
rodzaj zła koniecznego, do którego wypadało przywyknąć, nie traktowanego jednak
poważnie. Polscy studenci nie odróżniali materializmu dialektycznego od historycznego i po
latach nie są w stanie zrozumieć, jak mogli zdawać egzaminy z tych przedmiotów. Pamiętają
jednak praktyczne lekcje: o nic nie pytać, nie dziwić się niczemu, milczeć lub brać udział na
zasadzie konieczności i statystowania.
O ile kulturę rosyjską – jak podkreślają – poznali nieco później i w Polsce, dzięki
kontaktom z Sewerynem Pollakiem, o tyle w ojczyźnie Czechowa zadzierzgnęli więzi
przyjaźni, które przetrwały do dziś i poznali wagę osobistych relacji również w sferze
zawodowej. W sytuacji, gdy książki i uczelnie podlegały ideologicznej kontroli, prawdziwymi
„uniwersytetami” stawało się kilkoro mistrzów, którzy nie szczędzili czasu i życzliwości
sympatycznym i godnym zaufania Polakom, polecając ich ludziom z własnych
„wewnętrznych kręgów”. Wspomnieniowe portrety prozaika Awgusta Jawicza i historyka
literatury Juliana Oksmana są rodzajem hołdu ludziom, którzy byli ich prawdziwymi
nauczycielami, a w sytuacji, gdy rzeczywistość nakładała wiadome ograniczenia, „uczniowie”
stawali się także rodzajem „dzieła”. „Czuło się, że część jego wiedzy i talentu pozostała poza
utworami przeznaczonymi do publikacji” – pisze René Śliwowski o Awguście Jawiczu – i
poczucie to nakładało zobowiązanie. Innego rodzaju doświadczeniem była przyjaźń autorów z
ich rosyjskimi rówieśnikami – artystami, historykami, intelektualistami – których portrety
również znajdziemy w omawianej książce, a którzy stali się w oczach Śliwowskich rodzajem
intelektualnej „soli” tej ziemi. Dzięki nim i ich dziełom miłość do Rosji nie wymaga
objaśnienia. „(…) Nie potrafimy sobie wytłumaczyć, w jaki sposób w ustroju, który upodlał
tylu zdolnych i mądrych ludzi, pozostali tak świadomi, co się wokół nich dzieje, tak jasno
myślący i tak nieustępliwi, nieidący na żaden kompromis, co najwyżej usuwający się na bok”
– piszą. Były to – dodajmy – przyjaźnie aktywne, którym zawdzięczamy opublikowane w
przekładzie René Śliwowskiego książki Jurija Dawydowa, Georgija Władimowa, Natana
Ejdelmana, Wiktora Niekrasowa czy Iraklija Andronikowa.
Oddzielnym wątkiem są naukowe rosyjskie kontakty Wiktorii Śliwowskiej i jej udział
w kilku historycznych przedsięwzięciach, jak choćby polsko-radziecka publikacja
dokumentów dotyczących powstania styczniowego. Jeśli istnieje rodzaj powieści określany
mianem „powieści kampusowej” lub „akademickiej”, tak tę część wspomnień Śliwowskich
chciałoby się przypisać do szczupłego w polskiej memuarystyce nurtu „memuarystyki
akademickiej”. Formuła ta sugeruje nie tylko tematykę, lecz w tym wypadku również
adresata, który najpełniej zrozumie używane przez autorów kody, najlepiej
współuczestniczącego świadka opisywanych wydarzeń. Czy życie naukowca polega na
kwerendach bibliotecznych i archiwalnych, realizacji kolejnych projektów, podróżach na
sympozja, publikacjach indywidualnych, zbiorowych oraz pokonferencyjnych? Niby nie.
Autorom udaje się to udowodnić, ale nie do końca. Niekiedy książka zmienia się w nieco
nużące sprawozdanie z kolejnych konferencji i poszczególnych wymiarów zawodowej
aktywności autorów. Ma się wówczas wrażenie, że jej mankamentem jest brak koncepcji i
wynikającej z niej dyscypliny. Spacer w „las rzeczy” przypomina błądzenie, czytelnik
nabiera obaw, że przewodnik nie wie, w którą stronę zmierza, skoro każda ścieżka jest dobra,
wszystkie są à propos. Wrażenie to ugruntowuje fakt, iż w czymś w rodzaju aneksu tej bardzo
obszernej książki autorzy przypominają sobie, iż „bezwiednie pominęli” ważną część swej
rosyjskiej duchowej przygody – fascynacje artystyczne i lekturowe. Dodają więc trzy akapity
poświęcone Czechowowi, Hercenowi i Starynkiewiczowi, sprawiające wrażenie napisanych
w ostatniej chwili. Oczywiście cała ich praca naukowa była niczym innym, jak objaśnianiem
owej fascynacji, lecz gdy mowa o tej konkretnej książce, wrażenie pomieszania proporcji
pozostaje.
Tytułowa formuła książki Wiktorii i René Śliwowskich, podobnie jak jej pierwowzór
– tytuł wspomnianego filmu – ma być prowokacją wymierzoną w historyczne stereotypy.
Jednocześnie oddaje wewnętrzne skomplikowanie uczucia, o którym będzie mowa. Uczucia,
które gdy „przetrwa próbę czasu” i nie będzie „ślepe”, zdoła objąć skomplikowaną treść
kryjącą się w słowie „miłość”: irracjonalność i pasję, ból i okrucieństwo, szczęście, harmonię,
poczucie pełni, rozterki, wahania temperatury, rozczarowanie, nieodwzajemnienie. Gdy trwa
bardzo długo, miłość bywa również nudna.
„Nowe Książki” 2008, nr 12