Świadectwo: Uniknęłam operacji dzięki wstawiennictwu bł. o

Transkrypt

Świadectwo: Uniknęłam operacji dzięki wstawiennictwu bł. o
Świadectwo: Uniknęłam operacji dzięki
wstawiennictwu bł. o. Zbigniewa
22 maja 2016, w naszym kościele parafialnym pw. św. Michała Archanioła w Poznaniu
gościli ojcowie franciszkanie z Krakowa. Otrzymałam wówczas relikwie drugiego stopnia i
różaniec z relikwiami błogosławionych Męczenników z Peru. Modliłam się do Pana Boga,
szczególne za przyczyną bł. O. Zbigniewa Strzałkowskiego.
Chodzi o moje oczy. Wykryto w nich kilka chorób. W maju okulista stwierdził, że konieczne będzie
usunięcie operacyjne zaćmy z prawego oka. 23 maja byłam u planowanej kontroli. Po zbadaniu
lekarz stwierdził, że stan jest stabilny i na razie nie trzeba operować. Polecono mi, abym przyszła do
kontroli za mniej więcej miesiąc. Lekarz użył słowa “na razie”, ale nie chciałam okazać się
niewdzięczną i już wtedy wysłałam do franciszkanów mail z podziękowaniem za okazaną mi łaskę, bo
bardzo się bałam decyzji o operacji. Mam prawie 70 lat i jestem schorowana.
Na początku czerwca poszłam prywatnie do innego okulisty. Zbadał mi wzrok (w okularach) i
stwierdził, ze lewe oko widzi na 100 %, a prawe (to gorsze) na 80 % – w związku z tym nie ma mowy
o operacji (jest niepotrzebna). Jest to ważne dlatego, że choruję na chroniczne zapalenie spojówek i
brzegów powiek oraz mam niedrożne, nieoperacyjne w moim wypadku kanaliki łzowe – a podobno
wtedy operuje się zaćmę tylko w ostateczności i mogą być różne skutki uboczne.
27 czerwca byłam u kontroli oczu u okulisty, który jeszcze niedawno twierdził, iż trzeba operować u
mnie zaćmę w prawym oku. Był bardzo zadowolony z wyniku badania, powiedział, że oczy ładnie
wyglądają. Nic nie mówił o operacji, mam brać nadal te same leki, a do kolejnej kontroli przyjść
dopiero za 3 miesiące (dotąd chodziłam mniej więcej co miesiąc)!
Osobiście uważam, że zainterweniował w mojej sprawie bł. Ojciec Zbigniew Strzałkowski. Głęboko
wierzę, że uniknięcie operacji zawdzięczam właśnie jego wstawiennictwu. Nadal codziennie dziękuję
Jemu oraz oczywiście przede wszystkim Panu Jezusowi za okazaną mi łaskę. Odmawiam codziennie
część różańca św. z podziękowaniem za to i z prośbą o dalszą opiekę nade mną w tej sprawie.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Katarzyna D. z Poznania
Świadectwo: chwała Pana objawiona przez
Męczenników
Wielkich dzieł Boga nie zapominajcie
Ps 78
Słowa powyższego psalmu, który słyszę w sercu oraz wydarzenia, które aktualnie przeżywam
przynaglają mnie do złożenia tego świadectwa. Każdego dnia doświadczamy mniejszych lub
większych cudów. Czasami odczuwamy za nie wdzięczność, która z dnia na dzień w codzienności
powoli zostaje zapomniana. Ponieważ nie chcę, by podobny los spotkał moją wdzięczność piszę te
słowa, by podzielić się moim doświadczeniem i chwałą Pana, która została objawiona mnie oraz
mojej rodzinie za wstawiennictwem błogosławionych Męczenników o. Michała Tomaszka i o.
Zbigniewa Strzałkowskiego.
Poznając ich życie i to, czego dokonali na jego końcu, coraz bardziej zachwycałem się ich odwagą i
świadectwem wiary. Zacząłem też prosić o ich wstawiennictwo w codzienności. Kiedy w mediach
było o nich coraz głośniej, zgłębiałem coraz bardziej ich życiorysy i poczułem szczególną więź z o.
Michałem. Znany i przedstawiany jako przyjaciel dzieci i młodzieży dla mnie stał się orędownikiem w
sprawach rodzin, ponieważ pewnie mając kontakt z młodymi, znał dobrze problemy całych rodzin,
problemy, których niestety w społeczeństwie nie brakuje. Później oglądając w TVP film o
Męczennikach z Pariacoto, dowiedziałem się o sytuacji rodzinnej o. Michała. O tym, że jako dziecko
stracił ojca w tragicznych okolicznościach (popełnił samobójstwo). Fakt, że wychowywał się w
niełatwych warunkach, mówiąc potocznie „miał trudne dzieciństwo” jeszcze bardziej ośmielił mnie,
by za jego wstawiennictwem polecać Bogu moją rodzinę i najbliższych.
Pochodzę z rodziny z problemem alkoholowym. O tym, co oznacza to zdanie wie niestety mnóstwo
polskich rodzin. Właśnie dla nich również składam to świadectwo: według mnie błogosławieni z Peru,
szczególnie o. Michał mogą być dla nas orędownikami. Pan Bóg ma swoje drogi i piękny plan dla nas,
ale wierzę mocno, że to, czego doświadczyłem jest cudem za sprawą Męczenników. Po latach próśb
w intencji uwolnienia bliskiej osoby z nałogu (w ostatnich miesiącach były to modlitwy kierowane za
wstawiennictwem bł. Michała i bł. Zbigniewa), Pan otworzył osobie uzależnionej oczy na problem i
obdarza łaską trzeźwości. Choć nie wiem, co będzie dalej dla mnie, to czego już Bóg dokonał jest
cudem. I nie mam wątpliwości, że o. Michał i o. Zbigniew mieli w nim swój udział.
Piszę i dzielę się tym świadectwem, ponieważ czuję, że winien im jestem w jakiś sposób swoją
wdzięczność. Niech Bóg będzie uwielbiony w swoim niezmierzonym Miłosierdziu oraz w swych
świętych i męczennikach, szczególnie tych z Pariacoto.
K.K
Świadectwo: Jadę łowić w Peru.
W kolejnym dniu tygodnia modlitw o powołania, przedstawiamy niezwykle ciekawą historię życiowej
drogi o. Dariusza Mazurka. Zachęcamy do oglądania i modlitwy w intencji nowych świętych powołań
misyjnych i zakonnych!
Kiedy miałem 25 lat za bardzo nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem, ale pomyślałem wtedy, że
poproszę moich znajomych, żeby modlili się za mnie. Napisałem do nich listy. Było to w 1991 roku
jesienią. Pan Bóg nie kazał długo czekać na odpowiedź, bo już w styczniu 1992 roku ni stąd ni zowąd
wszedłem do pokoju, gdzie był włączony telewizor i zobaczyłem film dokumentalny o życiu i śmierci
naszych współbraci franciszkańskich Zbigniewa i Michała. Natychmiast po zobaczeniu tego filmu
zadałem sobie pytanie: a może Pan Bóg chce, abym i ja został męczennikiem?
To był styczeń w Polsce, myślałem dużo o wyjeździe na misje, i postanowiłem, można powiedzieć
“kusić Pana Boga”, to znaczy powiedziałem – Panie Boże, jeśli chcesz żebym był misjonarzem, to
proszę, żebyś mi codziennie dawał znaki. I doszło do tego nawet, że mszy, kiedy byłem w kościele w
niedzielę, sobie pomyślałem tak: jeżeli mam być misjonarzem, to jak chcę, żeby ten kapłan, który
teraz przepowiada, zaczął mówić o misjach. Kilka sekund po tym, jak tak pomyślałem, ksiądz, który
odprawiał mszę zaczął mówić o Zbyszku i Michale. którzy właśnie zginęli w Peru. Poszedłem na
całość. Zadałem Panu Bogu dwa pytania: pierwsze – czy chcesz, abym Twoje Słowo głosił gdzieś
daleko, i drugie pytanie: czy chcesz Panie Boże, żebym pojechał do Hiszpanii i tam się
przygotowywał do misji, do wyjazdu na misje. Na pierwsze pytanie Pan Bóg odpowiedział słowami
świętego Pawła z listu do Rzymian, z dziesiątego rozdziału. : Jakże mieli uwierzyć, skoro im nikt nie
głosił, Jakże mógł im ktoś głosić, skoro nikt nie został posłany. Jak piękne stopy tych, którzy głoszą
Dobrą Nowinę. Ja nie wiedziałem, że moje stopy mogą być piękne, ale sobie pomyślałem, że skoro już
nie ma kto głosić – powiedzmy, że tak to pomyślałem, tak to sobie wymyśliłem – Dobrej Nowiny
mieszkańcom Pariacoto i w Peru, to pewnie Pan Bóg chce, żebym tam pojechał zastąpić Zbyszka i
Michała. A drugie pytanie, jak mówiłem, dotyczyło tego czy mam jechać do Hiszpanii, bo w jednej z
książek misyjnych, Vademecum misyjne wyczytałem, że kandydaci na misje do Ameryki Łacińskiej, to
przygotowywali się właśnie w Hiszpanii. I znowuż – pomodliłem się, otworzyłem Biblię na chybił
trafił i trafiam na piętnasty rozdział listu św. Pawła do Rzymian. Paweł pisze mniej więcej tak:
Skończyłem już tutaj swą pracę i po tak wielu latach jestem gotów przybyć do Was, kiedy będę
podążał do Hiszpanii, i mam nadzieję, że kiedy już Wami się trochę nacieszę, Wy wyprawicie mnie w
dalszą drogę. Ja nie wierzyłem, że słowo “Hiszpania” istniało w Biblii, że istniało w Piśmie Świętym,
w Nowym Testamencie. Zacząłem się wniebogłosy, no bo odpowiedź Pana Boga była bardzo
konkretna na konkretne pytanie. Ja się Go nie pytałem, dokąd mam jechać, tylko czy mam jechać do
Hiszpanii.
Kto wyprawił Pawła do Hiszpanii? Rzymianie. Pracowałem wtedy w służbie zdrowia,
poprzemieniałem sobie tak dyżury, żeby mieć sporo czasu wolnego i pojechałem, pojechałem do
Włoch. Pojechałem najpierw do Padwy, do Rzymu. No i tak pukałem : “jestem z Polski, chciałbym być
misjonarzem, czy pomoglibyście mi? A wtedy też mieszkałem u ojców franciszkanów w Rzymie, w
klasztorze, La Vignia. Przełożony tego klasztoru akurat był nieobecny. Zajął się mną o. Marek
Szymański z prowincji gdańskiej i kiedy przełożony tego klasztoru, gwardian o. Migeualangelo Lopez
dowiedział się, że jest taki Darek, który chce być misjonarzem, bo został zainspirowany życiem i
śmiercią Zbyszka i Michała, no to o. Marek poinformował mnie, że mogę zostawić Polskę, mam tu
zostawić jakieś dokumenty, które mnie przedstawią i on jest w stanie wysłać mnie do Boliwii.
Oczywiście najpierw do Hiszpanii na naukę języka.
No to ja zostawiłem wszystko co kochałem przez 24 lata w moim życiu, studia, miasto, rodzinę,
przyjaciół, pracę… Wziąłem plecak i pojechałem. Mój tato łowił ryby, był daleko na morzu. Mama
płakała, siostra płakała, ciocia płakała. Myślę, że poziom morza wzrósł bardzo 8 października 1992
roku, kiedy wyjeżdżałem.
Trafiam w końcu do mojej ukochanej Hiszpanii i uczę się języka hiszpańskiego. Po dwóch
miesiącach pobytu tam dzwonię do o. Miguelangelo Lopeza i pytam go, co dalej mam robić? A on
mówi: szybko wracaj, bo w Peru rozpoczyna się rok akademicki. No ale zaraz, ja początkowo
słyszałem, że mam jechać do Boliwii, a mamie mojej tłumaczyłem, że to w Peru jest epidemia
cholery, że to w Peru są terroryści i kiedy potem to się tak odwróciło, to za bardzo nie wiedziałem,
jak to rodzicom powiedzieć, że to będzie na odwrót… że to niby w Boliwii miały być te problemy. I
tak rok i trzy miesiące od momentu, kiedy zobaczyłem film o Zbyszku i Michale, mogłem już być w
Peru.
Przyjechałem do Peru i zamieszkałem razem z braćmi. Ja w Peru zaczałem studia, na fakultecie
teologicznym. Zajmowałem się młodzieżą w parafii. Byłem świeckim pośród braci, ale tak serdeczniei
po bratersku mnie przyjęli, że nie miałem najmniejszej wątpliwości, żeby po kilku miesiącach napisać
podanie i przyjęcie do Zakonu.
Od czasu do czasu bracia jeździli do Pariacoto i my właśnie w taki sposób z o. Józefem pojechaliśmy,
nie informując nikogo, po to właśnie, by być z ludźmi przez dzień czy dwa i potem wracaliśmy.
Zdałem sobie sprawę, że Pariacoto stało się dla mnie ziemią świętą. W tym sensie, że właśnie tam
zrodziło się moje powołanie, no bo gdybym nie zobaczył filmu o śmierci Zbyszka i Michała, to nie
zdecydowałbym się na ten krok, żeby zostawić Polskę, żeby zostać misjonarzem.
Taki jest początek mojego powołania. Nie mam żadnej wątpliwości, że moje powołanie zrodziło się
dlatego, że oni oddali swoje życie i że ja o tym się dowiedziałem.
W międzyczasie też, a chciałem powiedzieć, przypomnieć, że mój tata był rybakiem, i mój tata łowił
też w Limie, z Callao, łowił w Chimbote, napisałem list do Taty: Tato, nie martw się, tradycja
rodzinna będzie podtrzymana. Jadę tak jak Ty łowić do Peru.
o. Dariusz Mazurek OFMConv,
misjonarz w Limie
Świadectwo: powołanie na Ukrainie
O. Edward Kawa OFMConv, franciszkanin pracujący na Ukrainie, w swoim świadectwie opowiada o
tym, jaki wpływ na jego życie mieli Męczennicy z Pariacoto.

Podobne dokumenty