Razem w drodze s.12 Wiara na dziś i na jutro s.6 Droga

Transkrypt

Razem w drodze s.12 Wiara na dziś i na jutro s.6 Droga
Ke Ka Ko
Kerigma Karisma Koinonia
Koinonia Jan Chrzciciel
Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 7, październik 2009
ISSN 1898-827X nakład: 500 egz.
Razem w drodze
Droga do
domu
s.23
Wiara na dziś
i na jutro
s.6
Razem
w drodze
s.12
Kerigma Karisma Koinonia
Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 7, październik 2009
Drodzy Czytelnicy!
K
ongres 30-lecia był świetną okazją do spotkania
i przyjrzenia się temu, kim jesteśmy my,
Koinonia Jan Chrzciciel. To wyznanie wiary,
bo my w ten właśnie sposób doświadczamy
Jezusa, naszego Pana i Zbawiciela. To również
wzajemne budowanie naszej wiary, ponieważ
trwanie we wspólnocie jest znakiem wierności temu
doświadczeniu a także wierności przyjaźni z braćmi, których
nie my sobie wybraliśmy, lecz których Pan postawił przy nas.
mamy nadzieję, że kolejne wydanie "KeKaKo" odnowi i utrwali
to nasze wspólne przeżycie.
Naczelny znów daleko od domu, za to wspólnota, którą na jakiś
czas opuścił, dwoi się i troi, abyście, drodzy Czytelnicy, nie
pozostali bez świeżej prasy. Tak więc oddajemy do Waszych
rąk kolejny numer naszego kwartalnika. Prócz kongresowych
wspomnień znajdziecie w nim jak zwykle nowości z życia
Koinonii. Jest ich sporo, bo zazwyczaj w październiku dokonują
się "przesunięcia kadrowe". Waszej uwadze polecamy także
rubrykę "Ludzie KeKaKo", w której tym razem prezentujemy
rodzinę Lidki i Zenka Kuflów, Koordynatorów Regionu
z siedzibą w Gdyni oraz tamtejszej
Rzeczywistości Wspólnotowej.
spis treści
od redakcji
Ke Ka Ko
od redakcji
2
głos generała
3
30 lat historii
historia Camparmò
4
Ida i Alfredo
nasze powołanie -u źródeł Koinonii
6
Wiara na dziś i na jutro
nasze powołanie - Koinonia dla początkujących
7
Nasze zobowiązania
misterium Izraela
8
Żydzi mesjańscy
ludzie KeKaKo
10
Lidka i Zenek Kuflowie
temat numeru
12
Razem w drodze
rodzina
Korzystamy z okazji, aby przypomnieć Wam,
że najwygodniejszą i najpewniejszą formą nabywania
naszego kwartalnika jest zamówienie jego prenumeraty.
Wystarczy wysłać do nas druczek, który znajduje się w każdym
egzemplarzu "KeKaKo", a zamówione przez Was numery
dotrą na wskazany adres wkrótce po opuszczeniu drukarni.
A może myśleliście o podarowaniu prenumeraty "KeKaKo"
komuś z Waszych bliskich? Komuś, kogo chcecie zaprosić
do wspólnoty? To z pewnością dobry pomysł!
20
Pięć i pół roku...
Błogosławiona odrębność małżeńska
życie dla Królestwa
23
Wolni do...
Droga do domu
strona biblijna
27
Niebo na ziemi
Tymczasem pozdrawiamy Was i życzymy miłej lektury!
strefa młodych
28
Wakacje w Dobrym Towarzystwie
Redakcja
kolorowe wakacje
30
> RADZIC
> GDYNIA
Oaza w Radzicu
Nowy Radzic 9,
21-077 Spiczyn
tel. 081 757 76 60
kom. 0697 13 21 61
e-mail: [email protected]
Zenon Kufel
ul. Św. Józefa 5
84-207 Bojano
tel. 0601 61 30 88
> TARNOBRZEG
> WROCŁAW
Beata i Andrzej
Wójtowiczowie
Krajowi Koordynatorzy
Szkoły Nowej Ewangelizacji
Biuro Koinonii Jan Chrzciciel
ul. Św. Antoniego 35/25
50-073 Wrocław
tel. 071 796 47 04, 071 796 47 05
kom. 0601 15 12 62
e-mail: [email protected]
e-mail: [email protected]
z życia Koinonii
z Oazy
prenumerata
32
34
35
e-mail: [email protected]
redakcja
kontakt ze wspólnotą
Dawid pokonał Goliata
Adres redakcji: KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia, Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel,
Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn, tel. 081 757 76 60, e-mail: redakcja@kekako.
pl, www.kekako.pl Redaktor naczelny: Robert Hetzyg Redaktor programowy:
Iwona Sułek Współpracownicy: Anna Sawicka, Izabela Łukaszewicz, Joanna
Piątkowska Prenumerata: Diletta Andreotti Korekta: Izabela Łukaszewicz, Paulina
Obszańska Skład i łamanie: Luca Druk: Oficyna poligraficzna Apla Spółka Jawna,
ul. Sandomierska 89, 25-324 Kielce.
Redakcja dziękuje Dominice Szymańskiej, Ewie Wnuk - Powierży, Markowi Majowi,
Francesco Meneghiniemu.
głos generała
30 lat historii
Wyruszyliśmy w drogę i z czasem okazało się, że już nie
jesteśmy wielością, ale kimś jednym. A jest tak, ponieważ
zdecydowaliśmy, aby iść razem.
Alvaro Grammatica
Camparmò, siła charyzmatu …
Kruchość i nadzieja początków, zawsze obecne w dziele Boga …
Wspólna wędrówka i odkrywanie drogi …
Namaszczeni Duchem Świętym …
Radość głoszenia Jezusa …
Siła jednoczącej miłości …
Jan Chrzciciel, człowiek eschatologiczny …
W stronę przyszłości …
O tym mówiło się na Kongresie. Treści te odzwierciedlają
świadomość Koinonii co do siebie samej, a także co do drogi,
jaką Pan kazał jej przebyć podczas trzydziestu lat istnienia.
Wszystko zaczyna się od charyzmatu, który Duch złożył
w sercu o. Ricardo. Inaczej trudno sobie wyobrazić, że ziarno
rzucone na tak opuszczoną i niegościnną ziemię jak
Camparmò, zupełnie nienadającą się do zrodzenia nowej
wspólnoty, mogłoby się stać owocującym drzewem, którego
konary obecne są na wszystkich kontynentach.
Nie wiemy, jak to się stało, że drzewo to tak wyrosło.
Widzimy tylko, że urosło i mimo swojej kruchości rośnie
nadal. Bo nasza siła tkwi w charyzmacie, a nasza nadzieja
w powołującym nas Bogu.
Przez te lata nauczyliśmy się wędrować razem. Pan wezwał
jedną osobę, a wkrótce dołączyły do niej następne, różne,
lecz obdarzone wspólnym powołaniem o nieodpartej sile.
Jest to powołanie do bycia nowym Janem Chrzcicielem,
którego radością jest wskazywanie prawdziwego Baranka.
Wyruszyliśmy w drogę i z czasem okazało się, że już nie
jesteśmy wielością, ale kimś jednym. A jest tak, ponieważ
zdecydowaliśmy, aby iść razem. Wszelkie próby wzmocniły
naszą wolę, aby nigdy się nie rozstawać. Zrozumieliśmy,
że do Ziemi Obiecanej dociera się tylko we wspólnocie. Jej
duchowa siła polega właśnie na tym, aby razem pokonywać
kolejne etapy tej zbawiennej, jak się w końcu okazuje,
wędrówki.
Bliski jest mi ciągle przykład Ezawa i Jakuba: podzieleni przez
błogosławieństwo, na nowo odnajdują swoją jedność dzięki
temuż błogosławieństwu.
Teraz jest czas powrotu do jedności. Nie chcę powiedzieć,
że jesteśmy podzieleni, ale że nadszedł czas jedności już
nie tylko pomiędzy poszczególnymi osobami, lecz także
pomiędzy Koinoniami.
Jakub, aby móc wrócić do swojej ziemi i posiąść obietnicę,
musi uczynić krok, wyjść naprzeciw swemu bratu Ezawowi.
Tak zaczyna się droga powrotna i spotkanie, podczas którego
wszyscy uczą się bezinteresowności i miłosierdzia.
Na tym polega nasza duchowość: być wspólnotą zjednoczoną
i namaszczoną przez Ducha, zrodzoną dla głoszenia Jezusa.
Taka jest przyszłość. Nie wybraliśmy jej sami, ale została
nam darowana. Wędrowaliśmy tak przez trzydzieści
lat, a teraz pozostaje nam postępować dalej tą drogą wewnątrz Kościoła i z Kościołem, dla rozprzestrzeniania
Królestwa Bożego.
Było nas w Pradze wielu, ze wszystkich krajów, do których
dotarła Koinonia. Byli z nami nasi przyjaciele biskupi, z którymi
przeżyliśmy to doświadczenie Kościoła, wdzięcznego
swemu Panu i głoszącego światu, że Chrystus naprawdę
zmartwychwstał!
głos generała
3
Podczas jubileuszowego kongresu Koinonii mieliśmy okazję wysłuchać świadectwa
Idy i Alfredo z Camparmò. Jego fragmenty chcemy Wam przypomnieć w dziale
poświęconym naszym wspólnotowym korzeniom.
Ida: Siła naszego małżeństwa tkwi we wspólnym kroczeniu
drogą wiary w Koinonii Jan Chrzciciel. 27 października
1981 roku po raz pierwszy pojechaliśmy do Camparmò
i spotkaliśmy o. Ricardo. Od tamtej pory minęło 28 lat, a nasze
życie uległo diametralnej zmianie.
Od początku byliśmy udanym małżeństwem, mieliśmy
dwóch synów i szczęśliwą rodzinę. Wprawdzie chodziliśmy
do Kościoła i modliliśmy się, ale robiliśmy to ze względu
na tradycję, nie doświadczając tego, co najważniejsze:
miłości Boga. Brakowało nam „soli”, która nadałaby smaku
naszej codzienności. Dopiero o. Ricardo pokazał nam Jezusa
żywego i pełnego miłości, rozkochał nas w słowie Bożym
i nauczył stawać w Jego obecności na modlitwie osobistej.
Zdajemy sobie sprawę z ogromnego przywileju, jaki
nas spotkał: o. Ricardo stał się naszym przewodnikiem
duchowym i mieliśmy możliwość uczestniczenia w samych
początkach naszej wspólnoty. Kilka razy w tygodniu, zaraz
po pracy, wybieraliśmy się do Camparmò. Włączaliśmy
się w życie wspólnotowe i modlitwę. Czuliśmy się jak
w najwykwintniejszej restauracji. Wiecie, co podawano
do jedzenia? Kawałek chleba, jedno jabłko i kubek kawy
z mlekiem. Tak wyglądały kolacje w Camparmò, czasami
zostawało trochę marmolady zrobionej przez o. Ricardo.
Codzienność była trudna, po wodę trzeba było jeździć
do pobliskiej miejscowości, bo w Camparmò jej nie było.
Największy problem był zimą, kiedy padał śnieg i wspólnota
4
4
historia Camparmò
była odcięta od świata. Bracia nabierali wtedy śniegu
do naczyń i umieszczali je przy piecu. Nie było też światła.
Generator działał tylko wieczorami i był wyłączany o godz.
22. Potem zapadały ciemności. Nie było też dobrych dróg.
Wykończyliśmy na nich 3 samochody. Żadnego telefonu,
komórek w tamtych czasach jeszcze nie było. Camparmò
było ubogie, ale zarazem posiadało niezwykły skarb, jakim
jest Jezus. To miejsce naprawdę zostało pobłogosławione
przez Pana.
Kiedy spotkałam i doświadczyłam Jezusa, zrozumiałam,
że skoro to On jest Panem i to On mnie powołał, to nie mogę
pozostać na marginesie życia wspólnotowego. Zrozumiałam,
że On potrzebuje robotników i powiedziałam: „Oto jestem!
Tak, Panie, chcę pójść za Tobą!”.
Przez te wszystkie lata towarzyszyła i towarzyszy mi do dzisiaj
siła, którą jest dla mnie mój mąż. Nie idę tą drogą sama.
Alfredo jest moją podporą. Ci, którzy mnie znają, wiedzą,
że zazwyczaj to ja wysuwam się na pierwszy plan, ale mój
mąż jest zawsze ze mną. Tam gdzie jest Alfredo, jest i Ida, tam
gdzie jest Ida, jest Alfredo. To jest sekret naszej jedności.
Co robię we wspólnocie?
Pomagam mężowi w organizowaniu posiłków na spotkaniach
Koinonii, jestem włączona w posługę uzdrowienia
wewnętrznego i uzdrowienia fizycznego na spotkaniach
„Jezus Uzdrawia”. Uczestniczę w spotkaniach grupy
proroków, jestem koordynatorem Wspólnoty Rodzinnej
w Schio i członkiem Rady Pastoralnej Oazy, a co najważniejsze
mam Dom Modlitwy. W tym wszystkim i tak mam niedosyt
pracy dla Pana i myślę, że skoro nam udaje się tak wiele robić,
to jest to możliwe w życiu każdego, wystarczy powiedzieć
Jezusowi „tak”.
O. Ricardo powtarzał nam od samego początku, że będzie nas
coraz więcej, że będziemy ewangelizować w całych Włoszech,
w Ameryce Południowej, w Stanach Zjednoczonych, w Azji
i w Afryce, że nasi bracia zostaną wyświęceni na księży.
Pewnego dnia wziął mapę i zaczął zaznaczać chorągiewkami
miejsca, w których mieliśmy się pojawić. Była nas wtedy
garstka i mówiliśmy sobie, że to niemożliwe, bo środki jakimi
dysponowaliśmy były po ludzku niewystarczające. Dzisiaj,
po 30 latach, możemy powiedzieć, że to marzenie stało się
rzeczywistością i to nie dlatego, że tak chciał o. Ricardo, ale
dlatego że tak chciał Pan!
W życiu wspólnotowym przeżyliśmy też wiele prób.
Jedną z nich były czasy, kiedy o. Ricardo był oskarżony
i zniesławiony. Nigdy nie usłyszeliśmy wtedy od niego,
że odchodzi. Pozostał wierny obietnicy Pana w czym stał
się dla nas wielkim przykładem. Kiedy wszczęto przeciwko
niemu dochodzenie, całą wspólnotą zaczęliśmy się
modlić, a kiedy o. Ricardo musiał wyjechać, udaliśmy się
do Camparmò, uklękliśmy i ucałowaliśmy tę ziemię, wzięliśmy
ją „w posiadanie” i zobowiązaliśmy się do kontynuowania
dzieła, które rozpoczął o. Ricardo.
Jesteśmy, ponieważ spotkaliśmy Jezusa i On dał nam siłę
kroczenia naprzód także w tej próbie. Nie jesteśmy sami
na tej drodze. Mieliśmy przy sobie o. Ricardo, a kiedy
przylecieliśmy z zagranicy, gdzie byliśmy w momencie śmierci
syna, na lotnisku czekał na nas o. Sandro. To on zawiadomił
nas o tym, co się stało. Dziękuję całej wspólnocie za to, że nie
opuściła nas w tych ciężkich chwilach. Dziękuję za wszystkie
przejawy Waszej miłości i przyjaźni, które pomogły nam iść
naprzód pomimo wszystko.
Alfredo: Kiedy pojawiłem się w Camparmò, o. Ricardo nauczył
mnie dziękować Panu za to, co mam. Tego się uchwyciłem.
Codziennie dziękuję Panu za życie, za moją żonę, za dzieci,
za pracę, za to, że jestem zdrowy, że lubię i mogę dobrze
zjeść, za to wszystko, co pozwala mi odkrywać każdego dnia.
Podziękowałem Panu także za 31 lat przebywania z moim
synem Carlo. Wiem, że wiele osób nie ma tyle szczęścia co ja,
wielu straciło dzieci w o wiele młodszym wieku. Dziękuję
także o. Ricardo za wszystko, czego dał mi doświadczyć
przez te wszystkie lata historii Camparmò.
Jako małżeństwo także przeżyliśmy wielką próbę. 1 marca
2008 roku zginął w wypadku samochodowym nasz młodszy
syn, Carlo. Słowa nigdy nie wyrażą bólu i cierpienia, przez
jakie przeszliśmy, ale dzisiaj jesteśmy razem, we wspólnocie.
5
historia Camparmò
5
nasze powołanie
u ź r ó d e ³ Ko i n o n i i
Wiara na dziś
i na jutro
Fragmenty nauczania wygłoszonego 28 sierpnia 2009 roku podczas
Międzynarodowego Kongresu Koinonii Jan Chrzciciel
z okazji 30-lecia jej istnienia.
O. Ricardo Argañaraz
N
oszę w sercu przekonanie, że Koinonia jest
chwalebnym dziełem Pana. To nie o. Ricardo, nie
o. Sandro czy o. Alvaro, ale sam Pan jej zechciał.
Jest ona integralną częścią Kościoła katolickiego
i dlatego „bramy piekielne jej nie przemogą” (por. Mt 16,18).
Historia Koinonii jest „historią Słowa”. Po latach możemy
powiedzieć, że zrodziliśmy się ze słowa Bożego. A zaczęło
się od powracającego w moim sercu wezwania: „Wyjdź
na pustynię: będę do ciebie mówił”.
Lato 1975 roku spędziłem na górze Palon we włoskich
Dolomitach. To tam któregoś sierpniowego wieczoru
usłyszałem: „Dam ci ziemię po lewej stronie tej doliny.
Zamieszkasz tam z braćmi i siostrami, z którymi dzisiaj nie
jesteś”. Otrzymałem wówczas obraz dwóch dróg: jedna była
ciemna, a wspinali się po niej chorzy, sparaliżowani, niesiono
umarłych. Druga była jasna, a wszyscy, którzy z niej schodzili
byli uzdrowieni.
Koinonia jest jakby pomiędzy słowem Bożym na teraz
i słowem Bożym na jutro. Tamto słowo było „na teraz”,
mimo że dotyczyło przyszłości. Już 19 września 1975 roku
Pan podarował mi bowiem Camparmò, które znajduje się
po lewej stronie doliny, patrząc w dół z góry Palon.
Przyszłości natomiast dotyczył obraz, który otrzymał nasz
brat, Alvaro. Było to w marcu 1978 roku w Santa Cruz de la
Sierra. Zobaczył brzydkie, stare drzewo, którego konary
zwracały się ku dolinie. Na jego gałęziach rosły owoce,
z których wytryskiwało mleko, rozlewając się po całej okolicy,
regionie Veneto, zalewając Włochy, Europę inne kontynenty
i w końcu – cały świat.
Trzecie słowo, którym chciałbym się podzielić dotyczy
nas wszystkich. Poprosiłem braci z jednej ze wspólnot
w Santa Cruz, żeby się nade mną pomodlili. „Pan wskazał
mi miejsce i nie za bardzo rozumiem, co mam tam zrobić”
- powiedziałem im. Odpowiedzią było Słowo: „Twoja córka
umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Od razu
zrozumiałem, że chodzi o trudności, prześladowania
i wątpliwości. Wiele razy słyszałem bowiem: „Tak nie można,
to tylko twoje emocje, tylko się tobie zdaje”. „Lecz Jezus
słysząc, co mówiono, powiedział: Nie bój się, wierz tylko!”
(por. Mk 5, 35-36).
6
6
u źródeł Koinonii
Po pierwsze: „Nie bój się! Trudności nie mają większego
znaczenia. Tylko nie przestawaj wierzyć!”. Wiara zależy
od nas. Koinonia będzie szła naprzód w takiej mierze, w jakiej
my nie przestaniemy wierzyć. Nawet najpiękniejsze Słowo
Pana niczego nie zmieni jeśli nie uwierzymy Obietnicy.
Historię zmieniają ludzie, którzy ze wszystkich sił chwytają
się słowa Pana, tak jak Abraham czy Mojżesz, któremu bracia
powtarzali: „Czy nie było nam lepiej zostać w Egipcie?”.
Na szczęście Mojżesz nie przestał wierzyć…
To wiara jest w historii zbawienia czymś decydującym, bez
niej nie ma owoców.
W 1978 roku udałem się do Camparmò. Dzisiaj wiem, że tylko
łasce Bożej i temu, że z całych sił uchwyciłem się słowa
Bożego zawdzięczam to, że przez trzy lata wytrzymałem
tam sam bez braci, bez bieżącej wody i prądu. W ciągu tych
trzech lat nie miałem żadnego planu, a przed oczyma tylko
wspomniany obraz drzewa. I Pan to wynagrodził. 25 sierpnia
1978 roku, 31 lat temu, Pan obudził w nocy naszą siostrę
Antoniettę i powiedział jej: „Pisz”. Tak powstało proroctwo
o Camparmò, w którym zawiera się cały projekt Koinonii…
Kiedy wybrałem się do Antonietty, aby podziękować jej
za przekazane mi słowo od Pana, nosiłem w sercu „moje
Camparmò”. Miał to być klasztor o surowej regule, z pobudką
o godzinie czwartej, wczesną jutrznią, nocnymi czuwaniami,
mnóstwem postów i „sacrum silentium”. Mieliby tam mieszkać
wyłącznie bracia, siostry - gdyby się jakieś przyłączyły - miały
mieszkać w odległości przynajmniej pięciu kilometrów…
Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem od Antonietty było: „To,
co nosisz w sercu jest twoim bożkiem”. Pan chciał ode mnie
czegoś innego. Miałem założyć Koinonię Jan Chrzciciel,
w której powstanie wspólnota dziewic - braci i sióstr, gdzie
swoje miejsce znajdą także rodziny i razem staną się ludem
prowadzonym przez Pana.
Tak powstała Koinonia Jan Chrzciciel, która jest dziś obecna
na całym świecie.
Chciałbym, aby w waszych sercach zapanowała niezachwiana
ufność w nadzwyczajną moc Słowa - wiedzcie, że aby mogło
ono przynieść owoc trzeba je przyjąć, uczynić swoim
i pozostać mu wiernym do końca!
Nasze
zobowiązania
nasze powołanie
Ko i n o n i a d l a p o c z ¹ t k u j ¹ c y c h
Mimo upływu lat i podjętych w tym czasie posług, różnych doświadczeń
i kursów, esencją i tym, co wyraża moją codzienną dyspozycyjność oraz
wewnętrzną dyscyplinę, są właśnie te Zobowiązania.
Marek Maj
J
ak każdego roku podczas majowego spotkania
Koinonii modliliśmy się o światło na drogę, jaką nasza
wrocławska wspólnota ma podążać w kolejnym roku
pastoralnym. Podczas modlitwy na rozmaite sposoby
Pan pokazywał nam, że powinniśmy powrócić do pierwszej
miłości oraz utwierdzić się mocniej w wypełnianiu naszych
wspólnotowych Zobowiązań. Usłyszeliśmy między innymi:
"(...) mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej
miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze
czyny podejmij!" (Ap 2,4-5).
Czym więc są owe Zobowiązania, składające się z sześciu
punktów i podpisane zarówno przez tego, kto je podejmuje,
jak i przez świadków jego deklaracji, reprezentujących
wspólnotę - regułą czy drogowskazem? A może zapisem
naszej duchowości?
Pamiętam moje własne złożenie podpisu pod
wspólnotowymi Zobowiązaniami. Było to w 1997 roku.
Czułem wtedy radość, dumę, uniesienie, płomienny zapał
i wielkie "parcie" ku ewangelizacji. Te sześć punktów
ucieleśniało moje życie, mój żywioł, moje powołanie.
Myślę, że to była ta moja "pierwsza miłość", w której Pan
objawił siebie pełniej, niż Go znałem dotychczas. Dzisiaj
wracam do tych Zobowiązań, by trwać w powołaniu, sięgam
myślami do tamtego czasu wielkiej miłości, dyspozycyjności,
twórczości, budowania i ufności.
Mimo upływu lat i podjętych w tym czasie posług,
różnych
doświadczeń,
kursów
(które
stanowią
ważny element życia wspólnotowego) esencją i tym,
co wyraża moją codzienną dyspozycyjność oraz
wewnętrzną dyscyplinę, są właśnie te Zobowiązania:
Modlitwa osobista
Dom Modlitwy
Wspólnota Rodzinna
Koinonia
Uległość
Dziesięcina – ofiarność.
Członkowie Koinonii żyją wszystkimi zobowiązaniami razem
albo nie żyją nimi wcale, gdyż wszystkie one wzajemnie się
uzupełniają i odwołują - jedne do drugich. Modlitwa osobista
jest pobudzana przez modlitwę wspólnotową obecną
podczas Agapito i naszej comiesięcznej Koinonii. Dzień bez
modlitwy osobistej to dzień pozbawiony żywej, dynamicznej
obecności Jezusa. Natomiast Dom Modlitwy jest czasem
świadczenia i spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem.
Uległość i ofiarność (dziesięcina) jako styl naszego życia
wynika bezpośrednio z modlitwy i relacji braterskich, które
umacniają się, gdy bracia i siostry przebywają razem. Kiedy
więc przestaje funkcjonować w życiu jeden z tych punktów,
pociąga to za sobą osłabienie innych. C.D.N.
7
koinonia dla początkujących
7
misterium Izraela
Żydzi mesjańscy
Zwykle wierzą w Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale nie lubią mówić
o Trójcy Świętej, lecz raczej o trojakiej naturze Boga. Wiara w Jezusa jest dla
nich „ostatnią deską ratunku”, a zmartwychwstanie Mesjasza jest, tak jak dla
Pawła, spełnieniem żydowskich nadziei.
Giuseppe de Nardi
D
zisiaj, tak jak u początków chrześcijaństwa,
coraz więcej Żydów wyznaje wiarę w Jezusa
z Nazaretu jako Mesjasza Izraela, nazywanego
po hebrajsku "Jeszua". Nowością jest jednak to,
że nie przystępują oni do żadnego z historycznych Kościołów.
Są świadomi tego, że przyjęcie Jezusa nie jest nawróceniem
z judaizmu na chrześcijaństwo, lecz stanowi przedłużenie
wiary ich ojców. Determinacja, aby nie wstępować
do żadnego konkretnego Kościoła bierze się zarówno
z historycznych zranień, jak i z faktu, że ich przylgnięcie
do Jezusa prawie nigdy nie następowało za pośrednictwem
wierzących pogan. Zwykle to lektura Nowego Testamentu
stawała się przyczyną duchowego wydarzenia, które
prowadziło do tego, by zostać wyznawcą Mesjasza.
Żyd mesjański przyjmuje wiarę będącą w oczach jego narodu
sprzeniewierzeniem się własnej tradycji, podczas gdy dla
niego nie tylko nie jest to odcięcie się od judaistycznych
korzeni, a wręcz rozpoznanie, że Jeszua to wypełnienie jego
hebrajskiej tożsamości. Wielką nadzieją wszystkich Żydów
mesjańskich jest to, że ich ruch daje początek "totalnego
uczestnictwa" całego Izraela w zbawieniu, o którym mówi
Paweł w jedenastym rozdziale Listu do Rzymian (w Biblii
Tysiąclecia, czytamy "zebranie się w całości" - Rz 11,12,
podczas gdy Biblia Konferencji Episkopatu Włoch tłumaczy
"partecipazione totale" - totalne uczestnictwo - przypis red.).
Widzą oni w tym "powstaniu ze śmierci do życia" (Rz 11,15) znak,
8
misterium Izraela
że "czasy pogan" (Łk 21,24) zbliżają się do swego wypełnienia
i że otwiera się droga na przyjście Pana. Powstanie państwa
Izrael w 1948 roku jest dla nich spełnieniem proroctw Starego
Testamentu, dotyczących powrotu narodu wybranego
do Ziemi Izraela. Widzą podobny związek także pomiędzy
odzyskaniem kontroli izraelskiej nad miastem Jerozolima
w czerwcu 1967, a duchową autonomią ruchu mesjańskiego,
który zaczął rozpowszechniać się w tamtym okresie.
Nowy Testament uznają za Pismo kanoniczne na równi
misterium Izraela
ze Starym Testamentem. Jednakże w odróżnieniu
od chrześcijan, którzy opierają się na Jezusie Chrystusie,
Słowie, które stało się Ciałem, odsłaniającym i wyjaśniającym
tajemnice Boga, oni za punkt wyjścia uważają wybór Izraela
jako ludu sprzymierzonego i przedstawiają Jeszuę jako
Mesjasza i Zbawiciela, tego który spełnił i będzie spełniał
wszystkie obietnice Starego Testamentu. Zwykle wierzą
w Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale nie lubią mówić
o Trójcy Świętej, lecz raczej o trojakiej naturze Boga.
Tym sposobem próbują unikać wywierania wrażenia
na wspólnocie żydowskiej, jakoby przystępowali
do politeizmu. Wiara w Jezusa to dla nich „ostatnia deska
ratunku”, a zmartwychwstanie Mesjasza jest, tak jak dla
Pawła, spełnieniem żydowskich nadziei.
Impuls do powstania międzynarodowego ruchu
mesjańskiego dotarł w dużej mierze ze Stanów
Zjednoczonych, w których istnieje około 300 kongregacji
mesjańskich. Jednakże zjednoczenie i znaczenie
eschatologiczne, przez Żydów mesjańskich przypisywane
Izraelowi i Jerozolimie, nadaje szczególną wagę ruchowi
mesjańskiemu obecnemu na Ziemi Izraelskiej. Odzwierciedla
on typowo izraelskie połączenie silnego pragnienia
niezależności z jasnym poczuciem przynależności do danego
narodu. Jest tam więc zróżnicowanie i napięcie, złączone
przekonaniem o wspólnej przynależności.
Wspólnota mesjańska w Izraelu składa się aktualnie
z ponad 70 kongregacji hebrajskojęzycznych, ponad
25 posługujących się językiem rosyjskim i 5 językiem
etiopsko-aramejskim. W 1997 roku powstał komitet Akcji
Mesjańskiej, który ma na celu reagować na nieprzychylne
wspólnocie inicjatywy legislacyjne Knessetu (parlamentu
izraelskiego). Najszybszy rozwój ruchu mesjańskiego nastąpił
w niektórych państwach byłego Związku Radzieckiego
takich jak Rosja, Ukraina, Mołdawia i Białoruś. Wśród krajów
Europy Zachodniej ruch mesjański obecny jest od dawna
w Wielkiej Brytanii, Francji i Holandii, ale jego liczebność jest
bardzo skromna. Natomiast w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza
w Brazylii, Argentynie i Meksyku, powstały w ostatnich
latach środowiska mesjańskie, które zyskały już pewne
znaczenie. Ważne, aby zauważyć, że ruch judeomesjański
nie ma ani centralnej struktury autorytarnej, ani żadnego
ciała rządzącego. Model organizacyjny, który najbardziej
przypomina, jest właściwy tak zwanym "wolnym Kościołom".
Może to wynikać po części z wpływu protestanckiego,
zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.
Z drugiej strony, model wolnego Kościoła odzwierciedla
instynktowny opór większości Żydów mesjańskich wobec
wszelkiej formy kontroli ze strony Kościoła, którą kojarzą
z pozostawaniem pod panowaniem pogan. W każdym razie,
jedna z największych różnic pomiędzy wolnymi Kościołami
a kongregacjami mesjańskimi, to fakt, że te ostatnie mają
pełną świadomość przynależności do narodu wybranego.
misterium Izraela
9
ludzie KeKaKo
Lidka i Zenek Kuflowie
Lidkę i Zenka Kuflów znają chyba wszyscy z polskich Wspólnot Koinonii,
chociaż najlepiej pewnie w Gdyni i we Wspólnotach, które należą do tego
Regionu. We wrześniu obchodzili trzydziestą piątą rocznicę ślubu. Z tej okazji
składamy im serdeczne życzenia. Poprosiliśmy Hanię i Jacka Damięckich,
żeby opowiedzieli co nieco o swojej przyjaźni z nimi, przy okazji zdradzając
nam nieco szczegółów z ich życia.
Hania: Było to w 1987 roku. Lidka i Zenek przyszli na spotkanie
Domowego Kościoła w Cisowej. Byliśmy tam animatorami,
a oni przyszli jako osoby zainteresowane. Przyłączyli się
do naszego kręgu. Od początku wiedzieliśmy, że jest to para
inna, niż wszystkie, jakie dotąd znaliśmy. Ta inność wyrażała
się w tym, że oni byli "głodni relacji". Z innymi spotykaliśmy
się raz w miesiącu, a z nimi - regularnie codziennie. Tak
się zaczęła nasza znajomość, która z czasem przerodziła
się w przyjaźń. Było nam ze sobą dobrze. Oni mieli dużo
tematów z życia wziętych. Mieli wtedy „syrenkę” i działkę
ogrodniczą, na której stała szklarnia. W tamtych czasach
to było naprawdę coś! Nasz syn, słysząc że nasi znajomi mają
szklarnię, powiedział kiedyś: „Mamo, tacy ‘burżuje’, a tylko
10
10
ludzie KeKaKo
‘syrenką’ jeżdżą?”
Jacek: Ale to była szklarnia "2 na 4".
Hania: Tak więc zajmowali się uprawą porzeczek i zwykłymi
ludzkimi, codziennymi problemami.
Jacek: Ta ich działka i domek letniskowy odegrały znaczną
rolę w naszym życiu i w życiu wielu innych osób, które tam
przyjeżdżały.
Lidka i Zenek byli osobami wierzącymi dość tradycyjnie.
Poza tym działka i domek były szczytem ich oczekiwań.
Urlop oznaczał wyjazd na działkę, a poza urlopem jeździło
się na zbieranie porzeczek (również na działkę). Rytm życia
wyznaczały te dwie rzeczy - praca i działka.
Hania: To, co najbardziej z tamtego okresu pamiętam, to fakt,
Hania: A Zenek i Lidka są naprawdę obdarowani: Lidka
charyzmatem proroctwa, a Zenek sercem pasterza.
Jacek: Zenek ma też dar nauczania i patrzenia w serce. Potrafi
znakomicie prowadzić negocjacje. I umie słuchać. Nie ma za
to daru szybkiego podejmowania decyzji. To, co mi wydaje się
jasne i oczywiste, u Zenka potrzebuje czasu na przetrawienie.
Wypracowaliśmy sobie taką metodę, że jeśli jest coś, w czym
nie potrafimy się porozumieć, zostawiamy sprawę na dwa
tygodnie i potem do niej wracamy.
Hania: O ile Jackowi i Zenkowi zdarzyło się "porozmawiać
po męsku", to nam z Lidką przez te wszystkie lata nie
przydarzyła się ani jedna kłótnia. I nie zdarzył się też nam
czworgu ani jeden dzień, kiedy mielibyśmy siebie nawzajem
dosyć. Pewnego razu powiedziałam do Zenka: "Zrobiłam
odkrycie". „Jakie” - zapytał? „My musimy mieć na cmentarzu
miejsca obok siebie” - mówię. Strasznie się zaczął śmiać. „Jak
by to było, gdybyśmy nie byli razem?” - powiedział.
Pan wypróbowywał nas na wszelkie sposoby. Dzisiaj wiem,
że tacy przyjaciele, to skarb. Tak się sprawdza słowo z Księgi
Mądrości Syracha, że kto znalazł przyjaciela, skarb znalazł
(por. Syr 6,14). My sobie na co dzień nie zdajemy sprawy,
jak Pan nas bardzo obdarował. Udało nam się ostatnio,
chociaż z trudem, namówić ich na urlop bez nas. Pojechali
w góry. Wrócili oczarowani. Oczywiście nie obyło się bez
codziennych, wieczornych telefonów.
Osobna historia to budowa naszych domów w Bojanie. Kiedy
podjęliśmy z Jackiem decyzję o rozpoczęciu budowy, Zenek
natychmiast zaproponował, że będziemy wspólnie zbierać
na naszą budowę, a kiedy my się już wybudujemy, uzbieramy
także na ich dom. Cieszyliśmy się tym przez dziesięć minut.
Zaraz potem przyszła refleksja: jak to? My tu, w Bojanie, a oni
tam, w Gdyni? Nie może być! Uzgodniliśmy, że będziemy
się budować wspólnie i teraz widzimy się z okien naszych
domów. Nic się nie może ukryć (śmiech).
Jacek: Bo nieszczęścia chodzą parami: Kuflowie z Damięckimi,
a Damięccy z Kuflami (śmiech). Oprócz naszych domów,
w Bojanie powstały kolejne - będzie chyba z dziesięć.
Hania: Ta nasza przyjaźń to taka zaraza, na którą oby nie było
lekarstwa. I nigdy nie byliśmy o tę przyjaźń zazdrośni.
Jacek: A skoro mowa o Bojanie, to warto powiedzieć,
że każdy z tych powstających tu domów ma swoją specyfikę.
Dom Zenka i Lidki, to dom dużego spotkania. Już na etapie
projektowania było wiadomo, że środkowa jego część będzie
przeznaczona na spotkania. Otrzymała osobne wejście,
kuchnię, łazienkę i dużą salę. Zmieściło się tam już 80 osób.
Lidka czuje się świetnie jako gospodyni domu. Ona kocha
służyć ludziom. Nazwali swój dom "Chwała pobożności
i pokój sprawiedliwości".
Hania: Wiesz, ta nasza przyjaźń z nimi jest jak stare wino: im
więcej ma lat, tym lepiej smakuje.
Jacek: I wcale nie trzeba dużo wypić, żeby poczuć ten smak
(śmiech).
ludzie KeKaKo
że bardzo chcieliśmy być ze sobą. Odwiedziny, wspólne
spacery po bulwarze. My z Lidką przodem, rozmawiając
o sprawach duchowych, a nasi panowie za nami o samochodach. Lidka dzieliła się ze mną swoim pragnieniem
posiadania siostry. Ja nie miałam w sercu jakiegoś silnego
pragnienia przyjaźni, dlatego że miałam dużą rodzinę, a poza
tym, my zawsze byliśmy w kręgu wielu osób, które chciały
z nami być. Nie przypuszczaliśmy, że to wszystko przerodzi
się w tak wielką przyjaźń, jaką dzisiaj żyjemy.
Jacek: Nasze dzieci się z nas śmiały, że wieczór spędzony bez
Zenka i Lidki to wieczór stracony.
Hania: W 1990 roku, kiedy Lidka urodziła czwarte dziecko,
podczas urlopu wychowawczego zamknięto jej zakład
pracy. Ja też się zwolniłam i zdecydowałyśmy, że założymy
firmę. Wszyscy czworo powzięliśmy postanowienie, że nie
pozwolimy, aby pieniądze kiedykolwiek zagroziły naszej
przyjaźni. Gdyby tak się miało stać, byliśmy gotowi zakończyć
działalność firmy.
Jacek: Byliśmy w sprawach finansowych przejrzyści. Zenek,
bywało, nie spał pół nocy, bo gdzieś mu się jakaś złotówka
nie zgadzała. Od tamtej pory, aż po dzień dzisiejszy nie
kontrolujemy się nawzajem, bo każdy robi swoje najlepiej,
jak potrafi, a naszym celem jest pozostawanie w przyjaźni.
Z tej przyjaźni dopiero wziął się pomysł, żeby wspólnie coś
robić. Później stała się ona fundamentem wspólnoty.
Hania: Po dwudziestu dwóch latach znajomości
i dziewiętnastu wspólnego prowadzenia firmy, na palcach
mogłabym policzyć urlopy, których nie spędziliśmy razem.
Najpierw była to działka, a potem różnego rodzaju rekolekcje.
W końcu zaczęliśmy odwiedzać i inne miejsca, bo świat
nie kończy się na działce. Zenek z Lidką podjęli heroiczną
decyzję o sprzedaniu domku i działki, w ten sposób uwolnili
się od nieustannego obowiązku ich doglądania.
W 1992 roku wspólnie pełniliśmy posługę na zapleczu
rekolekcji "Dzieje II", prowadzonych przez s. Angelinę
Bukoviecki z Denver, a po roku również razem braliśmy
udział w spotkaniu "Ewangelizacja z mocą" w Warszawie,
gdzie w nadzwyczajny sposób odczuliśmy obecność Ducha
Świętego.
Później były spotkania z ks. Janem Kruczyńskim, a 13 grudnia
1996 roku w Skorzeszycach przystąpiliśmy do Koinonii
Jan Chrzciciel. Wtedy też Zenek zgodził się zostać
odpowiedzialnym za rodzącą się w Gdyni Koinonię.
Potem nastąpiły dwa lata wspólnych regularnych
wypraw do Wrocławia, gdzie uczestniczyliśmy w formacji
wspólnotowej. Te wyjazdy jeszcze bardziej nas zjednoczyły.
Oczywiście nie była to sielanka, bo panowie mają męskie
charaktery. A kłócili się na ogół o drobiazgi.
Jacek: Na przykład, jeśli jechaliśmy samochodem Kuflów
(a mieli lepszy), to Zenek nie dawał nikomu innemu prowadzić.
Wtedy ja mówiłem, że pojedziemy naszym, co budziło opór
drugiej strony. I takie to były kłótnie. Nigdy nie sprzeczaliśmy
się o pieniądze ani o wspólnotę. Nie byliśmy też między sobą
zazdrośni (np. o dary duchowe).
Wysłuchał i spisał Robert Hetzyg.
11
ludzie KeKaKo
11
La storia di Camparmò
temat numeru
Kilka informacji
Koinonia Jan Chrzciciel
Razem w drodze
K
ongresy to nie moja specjalność. Niechętnie
bywam na wielkich imprezach. To pewnie
Jubileuszowy Kongres Koinonii Jan Chrzciciel pod hasłem
„Razem w drodze” odbył się w Pradze w dniach 28-30 sierpnia
2009 roku. Wzięło w nim udział ok. 2600 osób z 16 krajów.
Gościliśmy czterech biskupów. Byli to: bp František Radkovský
- ordynariusz diecezji pilzneńskiej (Czechy), bp Chacko
Thottumarical SVD - ordynariusz diecezji Indore (Indie), bp
John Ganawa SVD - ordynariusz diecezji Jhabua (Indie), bp
Stanislav Stolarik - biskup pomocniczy archidiecezji koszyckiej
(Słowacja). Przybyli także ks. Josef Žák - wikariusz biskupi ds.
duchowieństwa diecezji pilzneńskiej (Czechy) oraz Benjamin
Berger z Izraela - pastor wspólnoty Żydów mesjańskich, którego
obecność była żywym znakiem naszej jedności z Narodem
Obietnicy.
Napłynęło także wiele listów z życzeniami urodzinowymi dla
Koinonii.
Kardynał Giovanni Battista Re - Prefekt Kongregacji ds.
Biskupów, napisał między innymi:
„Będę z Wami myślą i modlitwą, prosząc Boga o pomyślność dla
wszelkich Waszych inicjatyw oraz o obfite owoce łaski”.
skaza minionej epoki. Tak czy owak marnie
się odnajduję pośród tłumów i laudacji. Jest
jednak coś, co łagodzi tę moją niechęć: to spotkania
z przyjaciółmi, często dawno niewidzianymi. A ten
kongres przyniósł mnóstwo takich spotkań. Mają
one jedną wspólną cechę: dają dużo radości. I to jest
pierwsze wrażenie z Międzynarodowego Kongresu
Koinonii Jan Chrzciciel w Pradze AD 2009.
A potem, kiedy zaczęły się nauczania i świadectwa,
przyszły inne. Słuchałem i słuchałem, i odczuwałem
coraz większy respekt i uznanie zarówno wobec tych,
którzy mówią, jak i wobec samej okazji – 30-lecia
Koinonii.
Żyjąc przez lata we wspólnocie, można się
przyzwyczaić do jej misji, do jej sposobu życia
i do historii, która w tej lub innej formie wyziera
z różnych przejawów naszej codzienności. Słuchając
jednak o. Ricardo, o. Sandro i pierwszych braci,
A Kardynał Paul Josef Cordes - przewodniczący Papieskiej Rady
Cor Unum złożył nam takie życzenia:
„Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie,
Z okazji obchodów 30-lecia powstania Stowarzyszenia
Koinonia Jan Chrzciciel pragnę przekazać Wam szczególne
pozdrowienia i życzenia, aby zapoczątkowane przez Was dzieło
mogło wciąż wzrastać i rozwijać się w wierności Waszemu
charyzmatowi i w jedności z Kościołem, którego jesteście
częścią. Modlę się, aby Wasza działalność ewangelizacyjna
stała się zaczynem dla lokalnych kościołów, aby wielu zostało
pociągniętych przez Ewangelię i by stali się oni radosnymi
świadkami Zmartwychwstania.
Życząc wszelkiego dobra, serdecznie pozdrawiam wszystkich
uczestników kongresu, przybyłych z różnych krajów. Moją
bliskość pragnę okazać zwłaszcza Waszemu założycielowi,
O. Ricardo, Waszemu Generałowi oraz wszystkim
Odpowiedzialnym.
Niech Bóg Wam błogosławi!”
docierało do mnie, że i ja mam w tym swój udział,
bo w którymś momencie tej wspólnotowej historii
dołączyłem do budujących ją przez lata braci i sióstr,
których świadectwo uczyniło ten kongres prawdziwym
świętem wierności. I nie chodzi tylko o naszą wzajemną
wierność - Boga wobec nas i naszą wobec Niego. Bez
niej Koinonia w ogóle nie miałaby racji bytu. Chodzi
jednak także o wzajemną wierność tych, którzy
zostali zaproszeni do wędrowania tą samą drogą. Im
ta droga trudniejsza, tym bardziej potrzebujemy siebie
nawzajem. Dlatego hasłem jubileuszowego kongresu
było „Razem w drodze”. Na kolejnych stronach
postaramy się przywołać tamte chwile, spędzone
w Centrum Kongresowym w Pradze.
Robert Hetzyg
12
Swoje życzenia przekazali nam również:
Kard. Miloslav Vlk – metropolita Pragi (Czechy),
Kard. Seán Baptist Brady – metropolita Armagh (Irlandia),
Abp Fouad Twal - łaciński patriarcha Jerozolimy,
Abp Alberto Taveira Corrêa - metropolita Palmas (Brazylia),
Abp Ján Babjak SJ - greckokatolicki metropolita Preszowa
(Słowacja),
Bp Dominik Duka OP - ordynariusz diecezji Hradec Kralove (Czechy),
Bp Jan Styrna - ordynariusz diecezji elbląskiej (Polska),
Bp Mario Russotto - ordynariusz diecezji Caltanissetta (Sycylia,
Włochy),
Bp Gabriele Mana - ordynariusz diecezji Biella (Włochy),
Bp Camilo Lorenzo Iglesias - ordynariusz diecezji Astorga
(Hiszpania),
Bp Jean-Paul Jaeger - ordynariusz diecezji Arras (Francja),
Bp Nicholas DiMarzio - ordynariusz diecezji Brooklyn (Nowy Jork,
USA),
Bp John Baptist Tan Yanquan - ordynariusz diecezji Nanning
(Chiny),
Bp Hans-Jochen Jaschke - biskup pomocniczy archidiecezji
Hamburga (Niemcy),
Bp Donald McKeown - biskup pomocniczy diecezji Down
i Connor (Irlandia Płn),
O. Pierbattista Pizzaballa OFM - Kustosz Ziemi Świętej,
O. prof. Silvano M. Maggiani OSM - rektor Papieskiego Wydziału
Teologicznego „Marianum” w Rzymie (Włochy).
Nauczania i świadectwa
Podczas kongresu usłyszeliśmy następujące nauczania:
Camparmò, siła charyzmatu - O. Ricardo Argańaraz,
Kruchość i nadzieja początków, zawsze obecne w dziele Boga O. Sandro Bocchin,
Wspólna wędrówka i odkrywanie drogi O. Giuseppe De Nardi,
Namaszczeni Duchem Świętym - O. Claudio Antecini,
Radość głoszenia Jezusa - Iwona Sułek,
Siła jednoczącej miłości - Virginia De Nardi,
Jan Chrzciciel, człowiek eschatologiczny O. Emanuele De Nardi,
W stronę przyszłości - O. Alvaro Grammatica.
Nie zabrakło również świadectw:
Antonietta - mówiła o swoim doświadczeniu Bożego działania
wobec rodzącej się wspólnoty, dla której otrzymała słowo
prorocze.
Valerio - dzielił się doświadczeniem misji w Afryce.
Juan Carlos opowiadał o tym, jak Pan uwolnił go i powołał
do życia w dziewictwie dla Królestwa Niebieskiego.
Świadectwo pierwszych lat Koinonii dali Ida i Alfredo - jedna
z pierwszych rodzin, jakie przyłączyły się do wspólnoty
w Camparmò.
O życiu ewangelizującej rodziny mówili Beata i Andrzej
Wójtowicz.
Jirka z Czech mówił natomiast o wierności dziesięcinie
i o błogosławieństwie, jakiego Bóg udziela tym, którzy mu ufają.
Zobowiązania wieczyste
Kulminację kongresu stanowiła uroczysta Eucharystia pod
przewodnictwem bp. Františka Radkovsky'ego, podczas której
dziewięcioro naszych sióstr i braci złożyło swoje wieczyste
zobowiązania wspólnotowe.
Byli to: Jakub Ladman, Silvia Hakosova, Marta Laura Hlisnikovska,
Paweł Badyna, Ola Krakhmalchyk, Agnieszka Kopacz, Christine
Sawey, Noemi Kopkova, Sinead Martin.
13
rozmowa KeKaKo
La storia di Camparmò
14
14
Koinonia Jan Chrzciciel
Razem w drodze
15
La storia di Camparmò
Koinonia Jan Chrzciciel
Razem w drodze
16
Drodzy Bracia w biskupstwie,
Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie!
Jestem szczęśliwy, że mogę dzisiaj być razem z Wami. Także na Waszych twarzach
można zobaczyć radość. Wiem, czemu się wszyscy tak uśmiechacie - wszyscy jesteście
pijani! Podczas Pięćdziesiątnicy, słysząc nauczanie Piotra, ludzie mówili: „oni wszyscy
są pijani”. Wczoraj, podczas modlitwy o namaszczenie, widziałem radość w Was
wszystkich. To jest festiwal radości! To jest festiwal nowej Pięćdziesiątnicy!
30 lat chodzenia z Jezusem w Duchu Świętym - gratuluję o. Ricardo, o. Alvaro i wszystkim,
którzy pracowali przez te lata. Duch Święty prowadzi nas codziennie. My wszyscy,
którzy przyjechaliśmy tu z różnych stron świata, aby świętować ten wielki dzień, tak
jak Apostołowie, którzy podczas Pięćdziesiątnicy mówili jednym językiem i wszyscy
ich rozumieli, mówimy tym samym językiem, językiem Ducha Świętego. Wczoraj rano
byliśmy świadkami marszu narodów: byli ludzie z Polski, Meksyku, Niemiec, z całego
świata… Duch Pana czyni nas jednym ludem - ludem na drodze Jezusa. Jestem bardzo
szczęśliwy, że dzisiaj mogę być tutaj z Wami.
Życzę Wam, aby Duch Święty Was wypełnił, abyście szli, jak Jan Chrzciciel, głosząc
Jezusa i stając zawsze po stronie Prawdy. Niech Bóg błogosławi każdego z Was. Niech
błogosławi Koinonię Jan Chrzciciel, niech błogosławi wszystkich uczestników tego
kongresu. Jestem szczęśliwy, że mogę być członkiem Koinonii Jan Chrzciciel. Uczyniłem
swoim skarbem przyjaźń z o. Ricardo, o. Alvaro i z każdym z Was. Chciałem wysłać
na świat misjonarzy z mojej diecezji, ale nie miałem tak wielu księży, żebym mógł ich
posłać. To o. Ricardo i o. Alvaro dali mi okazję, aby wyświęcić kapłanów i posłać ich.
W ciągu ostatniego roku Pan pobłogosławił mi możliwością wyświęcenia i posłania
siedmiu braci z Koinonii. Wiem, że pracują w Słowacji, w Polsce, Meksyku, Stanach
Zjednoczonych, Czechach i na całym świecie. To jest dzieło Pana. Chwała Mu! Dzięki Ci,
Jezu! Dzięki Ci, Duchu Święty! Dzięki Ricardo i Alvaro! Dzięki każdemu z Was! Alleluja!
(fragmenty wypowiedzi bpa Chacko Thottumaricala SVD, ordynariusza diecezji Indore,
Indie)
Drodzy Bracia Biskupi, drodzy Przyjaciele!
Zostałem wyświęcony na biskupa 11 czerwca br. Jestem wdzięczny biskupowi
Chacko, że w mojej diecezji zastałem wspólnotę, która jest związana z Wami. Zaraz
po święceniach powiedziałem, że chcę pojechać do Czech na spotkanie Koinonii. Nigdy
wcześniej nie miałem paszportu, bo nie spodziewałem się, że zostanę biskupem, albo
że wyjadę za granicę. Bogu trzeba dziękować, że ostatecznie na dwa dni przed wyjazdem
otrzymałem wizę. A teraz, kiedy już się tu znalazłem, jestem bardzo szczęśliwy. Najpierw
odwiedziłem Pilzno, gdzie spotkałem się z Waszą wspólnotą. Ich przyjęcie sprawiło,
że poczułem się jak u siebie w domu. Powiedziałem sobie: „Tak, to jest prawdziwa
Koinonia”. Potem odwiedziłem o. Ricardo. Cieszę się, że mogłem go poznać. Okazał się
człowiekiem pełnym Ducha i radości. Chcę mu podziękować za zaproszenie do udziału
w tym Kongresie. Dziękuję Waszej wspólnocie, a zwłaszcza tym z Was, którzy modlą się
w intencji Indii.
Wiele osób podchodziło do mnie i wyrażało swoją troskę w związku z prześladowaniami,
do jakich u nas dochodzi i zapewniali mnie o swojej modlitwie. Bóg pragnie, aby wszyscy
- mężczyźni i kobiety - osiągnęli zbawienie. W tym celu posłał swojego umiłowanego
Syna, aby złożył siebie w ofierze za rodzaj ludzki. W ostatnim rozdziale Ewangelii wg
św. Mateusza słyszymy posłanie „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28,19).
W Pradze spotkałem ludzi ze wszystkich części świata. W Koinonii Jan Chrzciciel słowo
Jezusa wydało owoc. Jest czymś szczególnym, kiedy mężczyźni i kobiety żyją razem
we wspólnocie. To obraz tego, że wszyscy razem jesteśmy w drodze ku niebu, obraz
wspólnoty niebieskiej, do której zmierzamy.
Dziękuję raz jeszcze za zaproszenie i za to, że mogłem czuć się tu, jak u siebie. Dziękuję
o. Ricardo i o. Alvaro. Zapraszam do Indii!
(fragmenty wypowiedzi bpa Johna Ganawy SVD, ordynariusza diecezji Jhabua, Indie)
17
La storia di Camparmò
Na zakończenie kongresu głos zabrał nasz pasterz generalny, o. Alvaro. Było to spojrzenie w przyszłość, nie
tę najdalszą, ale tę na „dziś” i na „jutro”. Przyglądając się drodze, którą przeszła Koinonia w ciągu 30 lat, Alvaro
wyliczył trzy warunki konieczne do zachowania i wypełnienia naszego powołania:
18
Przyjaźń
To rodzinny i spontaniczny klimat,
w którym przyjmujemy siebie
nawzajem i doceniamy to, czym
każdy z nas jest obdarowany. Nikt
z nas nie ma wszystkich darów
i nie jest samowystarczalny,
podobnie, jak nikt nie jest sam
ze swoimi problemami. Są bracia
i siostry, na których możemy liczyć.
Ta przyjazna atmosfera ma też
przekładać się na wzajemne relacje
pomiędzy poszczególnymi Oazami
i Rzeczywistościami Wspólnotowymi.
Żadna z cząstek nie jest całą
Wspólnotą. „Jesteśmy Koinonią
w takiej mierze, w jakiej przyjmujemy
i inne rzeczywistości, które żyją tym
samym charyzmatem, co my” - mówił
Alvaro.
Świadectwo
Alvaro zachęcił nas, abyśmy przyjęli
je za swój styl życia. Mamy mieć
„kerygmat we krwi”. To znaczy,
że mamy potrafić uzasadnić
tę nadzieję, która jest w nas, głosząc
jedynego Pana i Zbawiciela- Jezusa.
To głoszenie jest naszym dzieleniem
się tym, co każdy z nas otrzymał
(a otrzymaliśmy wiele) po to, aby
zaspokoić głód naszych braci.
Odwaga
Jest potrzebna, aby zachować
wolność i podążać w uległości
Duchowi Świętemu. Ta uległość, czyli
nasza charyzmatyczność, nie ma nic
wspólnego z nieposłuszeństwem,
ale jest wspólnym nasłuchiwaniem
tego, czego Pan od nas pragnie
i wypełnianiem Jego woli.
Przeciwieństwem takiej postawy
jest, jak to ujął Alvaro, „uciszanie
Ducha”, polegające na poszukiwaniu
sposobu na przetrwanie i wygodną
egzystencję. Nasz Generał ostrzegł
nas przed wybieraniem takich
prostych rozwiązań.
Koinonia Jan Chrzciciel
Razem w drodze
19
La storia di Camparmò
rodzina
Pięć i pół roku...
Nasza relacja każdego dnia staje się coraz piękniejsza i coraz
lepiej się rozumiemy. Z tego natomiast może wypływać tylko
jedno: prognoza wspaniałego życia!
Iza i Maciek Łukaszewiczowie
Maciek: Z jednej strony wydaje mi się, że znam Izę na wylot
i od zawsze, że nie istniał okres "przed". Z drugiej wiem, że jest
w niej jeszcze wiele wspaniałości i skarbów do odkrycia i tak
naprawdę znamy się niecałe sześć lat.
Iza: No właśnie. Trudno sobie wyobrazić, że było jakieś
"przed", a przecież było i to bardzo długo. Maciek jest dla
18
rodzina
20
mnie odpowiedzią na wiele lat modlitw, ale też znakiem
wierności Boga – obiecał i dotrzymał słowa. Nie powiem,
były momenty trudne. Zastanawiałam się, czy jest na świecie
człowiek, który pokocha mnie taką, jaka jestem.
Maciek: 28 sierpnia 2005 roku rozpoczęliśmy wspólne
wspaniałe życie. Oczywiście gdy mówię "wspaniałe", wcale
w stanie zrozumieć, bo jest inaczej skonstruowany. Również
kobieta nie zawsze zrozumie tok rozumowania mężczyzny.
Tak po prostu jest, należy się z tym pogodzić i basta!
Maciek: Nie jest żadną tajemnicą, że w każdym małżeństwie
są chwile zarówno szczęśliwe jak i trudne, przy czym
"trudne" niekoniecznie znaczy kłótnie małżeńskie czy jakieś
permanentne nieporozumienia. Czasami takie sytuacje
są niezależne od małżonków. W naszym wypadku chwile
radosne to wspaniała wiadomość, że Iza jest w ciąży oraz
cudowny czas narodzin Antka. Chwile bardzo trudne to utrata
pierwszego dziecka, problemy z drugą ciążą oraz czas pobytu
Antka w szpitalu, a także choroba Izy. Ciekawostką jest fakt,
że zarówno chwile dobre jak i złe mogą dzielić jak i łączyć.
Oczywiste jest też, że i te sprawy przeżywamy w różny
sposób, co jednak nie powoduje, że się od siebie oddalamy.
Często wręcz przeciwnie. Jedna z takich chwil pozwoliła mi
w bardzo szczególny sposób odczuć, jak wspaniałym darem
dla mnie jest Iza i jak puste byłoby moje życie, gdyby jej
zabrakło. To było jak uderzenie młotem w głowę: zacząłem
za nią tęsknić, choć stała tuż obok mnie.
Iza: Maciek jest z pewnością wyjątkowym człowiekiem.
Ciepły, cierpliwy, może czasami za mało asertywny (chodzi
o tę prawdziwą asertywność, czyli przedstawienie faktu,
uczuć i oczekiwań). Śmieję się czasami, że mnie rozpuścił. Tak
naprawdę daje mi dużo przestrzeni, ale lubię bardzo, gdy jest
stanowczy i wypowiada swoje zdanie.
Maciek: Bóg posługuje się różnymi sytuacjami tu, na ziemi,
aby wzmacniać miłość małżonków. W naszym przypadku
tym, co bardzo silnie nas łączy jest wspólna miłość do Antka:
miłość różna, ale jednocześnie uzupełniająca się. Wspólna
obserwacja jego rozwoju jest bardzo inspirująca. Najprostsze
czynności, które Antek nagle zaczyna wykonywać
są ogromną radością dla nas obojga.
Oczywiście Bóg sam jest tym elementem, który łączy
najsilniej. Stosunek do Boga, do wiary i religijność, które
na początku znajomości były tak różne z dnia na dzień
stawały się (i wciąż stają) coraz bardziej jednakowe. Wiele
razy modliliśmy się razem, ale też wielokrotnie modlimy się
oddzielnie, wszystko w zależności od potrzeby i sytuacji.
Również zaszczytne brzemię koordynatora miasta, które
dźwiga Iza (ja staram się jej trochę pomagać) tworzy między
nami szczególną relację. Na początku naszej znajomości
było to z mojego punktu widzenia trochę trudne. Dziś patrzę
na te sprawy z nieco innego punktu widzenia.
Pięć i pół roku, które przeżyłem z moją Żoną (tak, Iza jest
naprawdę Żoną z wielkiej litery) uważam za najwspanialszy
okres mojego życia. Uważam też, że nasza relacja każdego
dnia staje się coraz piękniejsza i coraz lepiej się rozumiemy.
Z tego natomiast może wypływać tylko jedno: prognoza
wspaniałego życia w ciągu kolejnych, daj Boże, co najmniej
pięćdziesięciu lat!
Czego również wszystkim obecnym i przyszłym
współmałżonkom życzę!
21
rodzina
nie twierdzę jednocześnie, że "nic bym nie zmienił" i że nie
stało się nic złego, że wszystkie chwile były cudowne. Nie da
się zliczyć naszych kłótni, naszych ciężkich bojów i dyskusji
oraz chwil, gdy stwierdzałem w duchu, że Bóg wysłał Izę, aby
mi przez nią pokazać miejsca, w których mógłbym się stać
lepszy, a to zazwyczaj najbardziej boli. Trudne były to chwile,
ale z perspektywy widzę dobry ich skutek. Już w czasie
narzeczeństwa rozpoczął się okres bardzo intensywnych
rozmów. A właściwie to Iza mówiła i usiłowała skłonić
do mówienia mnie, faceta z syndromem samotnika. I często
jej się udawało, dzięki czemu mogliśmy się poznawać.
Wracając jednak do okresu przed ślubem, to była jeszcze
Wspólnota. W owym czasie ja byłem bardzo ostrożny, jeśli
chodzi o jakiekolwiek wspólnoty katolickie, a już o tym,
żeby moja przyszła żona miała do jakiejkolwiek należeć, nie
mogło być mowy. Ale Iza była na tyle rozsądna, że w bardzo
wczesnej fazie naszej znajomości podeszła do sprawy bardzo
naturalnie. Nie czułem się przytłoczony czy zmuszany
do czegokolwiek. Z czasem oczywiście zacząłem poznawać
Koinonię i zrozumiałem, że związek z Izą to „transakcja
wiązana”, czyli związek również ze Wspólnotą. Zawsze
jednak podkreślała jak bardzo jestem dla niej ważny. Robiła
to na tyle umiejętnie, że… No właśnie.
Iza: Mam świadomość, że Maćkowi od początku wcale
nie było łatwo. Nagle wszedł w nieznaną dla siebie nową
rzeczywistość, która może nawet czasem przytłaczała swoją
wielkością, tempem. Ja również musiałam nauczyć się nowej
sytuacji. Byłam jednak szczęśliwa i cały czas modliłam się
o żywą obecność Jezusa w naszym związku, a szczególnie
o otwarcie serca Maćka.
Maciek: Teraz, z perspektywy czasu, mogę stwierdzić
jednoznacznie: Iza pomogła mi przede wszystkim odkryć
mnie samego. W wielu sferach dziś jestem zupełnie innym
człowiekiem niż byłem przed poznaniem Izy. Nie oznacza
to jakiejś superrewolucji w życiu, a jedynie odkrycie
potencjału, możliwości jakie Bóg włożył w moje serce i umysł
i wykorzystanie ich. Iza pokazała mi świat (mam tu na myśli
świat w pozytywnym znaczeniu tego słowa), wzbudziła
ciekawość, uświadomiła, że warto marzyć i że często
warto jest zaryzykować, aby móc otrzymać coś naprawdę
wspaniałego. Wszystko to mogę nazwać przejściem z życia
"z dnia na dzień" do życia "pełnią życia" i konsekwentnie
zbliżałem się do tego w ciągu ostatnich lat.
Iza: Cieszę się, że jeszcze przed ślubem zostały nam otwarte
pewne dodatkowe furtki. Mieliśmy na przykład możliwość
uczestniczyć w kursach "Pryscylla i Akwila" oraz "Tobiasz
i Sara", które są przeznaczone dla małżeństw. Muszę jednak
przyznać, że dla nas był to doskonały czas na te kursy. Dzięki
nim, w mojej ocenie, już od początku naszego małżeństwa
uniknęliśmy wielu kłopotliwych chwil. To, co najbardziej
utkwiło nam w pamięci z tych kursów to fakt różnic pomiędzy
nim a nią, nad którymi po prostu trzeba przejść do porządku
dziennego. Są pewne sprawy, których mężczyzna nie jest
rodzina
19
La storia di Camparmò
rodzina
Błogosławiona
odrębność małżeńska
Poprzez małżeństwo Bóg łączy mężczyznę i kobietę,
tak, że stają się jednym ciałem.
Andrzej Wójtowicz
M
ałżeństwo jest rzeczywistością pierwotną
w Historii Zbawienia, a sam Jezus pyta nas
słowami Ewangelii: "Czy nie czytaliście,
że Stwórca od początku stworzył ich jako
mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca
i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym
ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg
złączył, niech człowiek nie rozdziela." (Mt 19,4-6; por. Rdz
1,27; 2,24). Jezus w tych słowach, dopomina się o znajomość
Bożego słowa: „Czy nie czytaliście”? Pytanie jest zasadnicze:
czy czytasz Biblię, czy pozostaje ona w twoim sercu, w twoim
umyśle, czy znajdujesz w niej odpowiedzi na ważne pytania,
czy znajdujesz w niej wskazówki, by podejmować ważne
decyzje twojego życia. W tej Biblii razem z Jezusem czytamy
o tym, co było na początku dzieła Stworzenia. Małżeństwo
mężczyzny i niewiasty stworzonych na obraz Boży (por.
Rdz 1,27), nierozerwalnie złączonych w jedno ciało (por. Rdz
2,24), jest owocem szóstego dnia stwarzania świata, pięknie
„podsumowanym” przez autora biblijnego: "A Bóg widział,
że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre." (Rdz 1,31).
Poprzez małżeństwo Bóg łączy mężczyznę i kobietę
tak, że stają się jednym ciałem. Jest to relacja jedności,
solidarności, wzajemności i równości. Faryzeusze przez swoje
pytanie zadane Jezusowi (por. Mt 19,3), sugerują wyższość
mężczyzny i jego prawo do odesłania żony. Tymczasem Jezus
tego nie potwierdza, a wręcz podkreśla, że w małżeństwie
mężczyzna i kobieta stanowią jedność, są ze sobą złączeni:
Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją
żoną. Słowa te mówią przede wszystkim o nierozerwalności,
ale też w swym bogactwie znaczeniowym o odrębności,
niezależności i wyłączności małżeńskiej. Małżeńska
odrębność z tych Chrystusowych słów wprost wynika. Mieć
własny dom, mieć własne życie, mieć własną przestrzeń
miłości, jedności, współżycia, a jednocześnie zachować
miłość i szacunek do rodziców, do dzieci i do bliskich,
do przyjaciół i znajomych, i do wspólnoty.
Ta odrębność to swoista klauzura małżeńska, przestrzeń,
w której tylko małżonkowie mogą w swej jedności przebywać.
20
rodzina
22
W niej prowadzą dialog, używając słów, które często tylko
oni rozumieją. W niej dochodzi do przebaczenia sytuacji
i zranień, które są tylko między nimi i w nich. W tej odrębności
także ma miejsce niezwykłe wyznawanie miłości, pełne
gestów, prawdziwych słów i obdarowań. Również przysięga
małżeńska, wypowiadana wobec kapłana (Kościoła)
i wobec świadków, mówi o tej małżeńskiej odrębności,
wypowiedzianej wobec siebie w sakramentalnym "TAK",
kiedy nawzajem ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz że pozostaną ze sobą aż do śmierci. Prowadzi
to ku życiu dla współmałżonka a nie dla siebie; do trwania
ze sobą a nie obok siebie; do dialogu w przejrzystości a nie
zachowywaniu własnych tajemnic.
Jest tu też pewien paradoks odrębności. Mężczyzna
i kobieta różniący się od siebie, a przecież równi godnością,
w małżeństwie rezygnują ze swej osobistej, ludzkiej
odrębności, ze swego „ja”, by być nie dwojgiem odrębnych
osób ale jednym ciałem, jednym małżeństwem, jednym
wobec Boga i ludzi. Ich dotychczasowa osobista odrębność,
zanika i przemienia się, staje się teraz małżeńską odrębnością,
małżonkowie pozostający wobec siebie w jedności, są teraz
odrębni, niezależni, wobec rodziców, dzieci i innych. Rodzice
dobrze kiedy pomagają w starcie życiowym, mieszkaniowym,
materialnym (instytucja babci i dziadka jest niezastąpiona),
lecz powinna istnieć wyraźna granica ich obecności. Rodzice
i teściowie w żadnym razie nie powinni stać się ważniejsi niż
mąż, nigdy ważniejsi niż żona. Dzieci potrzebują akceptacji,
ciepła, ochrony, dowartościowania, wychowania i uwolnienia
do dorosłego odpowiedzialnego życia, ale one także nie
powinny przekraczać granic małżeńskiej odrębności.
Wspólnota, która ma zachować we czci wszystkie aspekty
małżeńskiego życia (por. Hbr 13,4), wstawia się za małżonków,
uczy ich ewangelizacji w Domach Modlitwy, formuje
we Wspólnotach Rodzinnych, zaprasza do świętowania
na Koinoniach, ale i ona nie powinna naruszać owej
błogosławionej odrębności małżeńskiej. W tym pierwotnym
„opuszczą”, będą odrębni, jest wielka Boża tajemnica i dar
małżeńskiego sukcesu, zwycięstwa miłości ciała, które
z dwojga stało się jednym.
Wolność polega na umiejętności
związania się z KIMŚ, kogo chce się
kochać i przyjmować go takim,
jakim jest.
Iwona Sułek
Z
astanawiasz się czasami nad tym, co czyni nas
szczęśliwymi w życiu, w naszych wyborach
i w powołaniu? Ja się zastanawiałam i doszłam
do przekonania, że poczucie szczęścia rodzi
się w miarę podejmowania różnych życiowych decyzji,
a zwłaszcza tych najbardziej fundamentalnych, przed
którymi staje każdy człowiek wchodząc w tzw. „dorosłe”,
dojrzałe życie. Chodzi mianowicie o dokonanie wyboru
pomiędzy rozmaitymi możliwościami, które się przed
każdym na pewnym etapie rozwoju otwierają.
Sądzę, że o byciu szczęśliwym decydują odpowiedzi,
jakich każdy z nas udziela sobie samemu oraz tym, których
kocha. Bo szczęście rodzi się i rozwija przede wszystkim
w doświadczaniu miłości, a prawdziwa miłość prowadzi
do pełnej wolności. Im więcej jest poczucia wolności
w miłości, tym będzie ona gorliwsza i gorętsza w wyrażaniu
się na co dzień. Miłość jest przecież królową wszystkich cnót!
To ona rodzi wolność. Bóg właśnie w swej niezwykłej Miłości
uzdolnił nas do wybierania, do decydowania i do działania
w wolności, czyli w zgodzie z własną wolą. Św. Paweł
napisał w Liście do Galatów: "Ku wolności wyswobodził nas
Chrystus. A zatem trwajcie w niej." (Ga 5,1). Dzisiaj jednak
zbyt często pojęcie wolności interpretuje się jako uwolnienie
od wszelkich możliwych reguł, zasad i od odpowiedzialności.
Prawdziwym wyzwaniem jest to, by przywrócić słowu
"wolność" jego właściwy sens, a więc "wolność do ...", a nie
"wolność od ...". Człowiek został powołany do wolności i albo
wyrazi się ona w miłości, albo stanie się jej zaprzeczeniem (por.
Ga 5,13). Każdy z nas odkrywając swoje powołanie, dotyka
w jakiś tajemniczy sposób obecności Boga, który od chwili
stworzenia udzielił człowiekowi zdolności decydowania
o własnym losie (por. Syr 15,14). W tym też wyraża się godność
każdego z nas - nie jesteśmy „marionetkami” w rękach Boga,
ale trwając z Nim, w Nim i przez Niego możemy działać
według osobistego, wolnego i świadomego wyboru.
Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego,
coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu."
(2 Kor 3,17-18). A zatem trwając w wolności, odkrywając ją
i żyjąc nią upodabniamy się do naszego Pana i Zbawiciela,
a Jego wolą jest to, abyśmy trwali w wolności i ożywieni Jego
miłością służyli sobie wzajemnie (por. Ga 5,13), a to znaczy:
Chcę kochać! I właśnie to „CHCĘ” jest wyrazem wolnej woli.
Podobnie jak: „CHCĘ poślubić tę ukochaną osobę i być jej
wiernym na zawsze”, czy też: „CHCĘ żyć w dziewictwie dla
Królestwa Bożego i pozostać wiernym tej decyzji”. Powołanie
odkrywa się ostatecznie w woli, nie w uczuciach. Wprawdzie
zaczyna się najpierw od „uczuciowego” CHCĘ, PRAGNĘ,
ale po pewnym czasie przeradza się ono w CHCĘ ZA
WSZELKĄ CENĘ, ZA KAŻDĄ CENĘ! W ten sposób wola staje
się niewzruszona, aż do podjęcia dojrzałego zobowiązania
NA ZAWSZE, NA CAŁE ŻYCIE!
Warto też podkreślić, że wolność człowieka nie wyraża się
w absolutnej niezależności. Wolność polega na umiejętności
związania się z KIMŚ, kogo chce się kochać i przyjmować
go takim, jakim jest. Tu z czasem może się zrodzić decyzja
„na zawsze”, która będzie wydawać bardzo konkretne owoce
przyjaźni, miłości i wierności.
Św. Tomasz z Akwinu przekonywał, że prawdziwa miłość
i wolność wiąże się zawsze z przyjemnością, z czymś
dobrym i pięknym, a to staje się swoistą „sprężyną” działania
człowieka. Nie ma zatem prawdziwego dziewictwa dla
Królestwa Niebieskiego bez przeżywania go z przyjemnością.
Dlatego na charyzmat dziewictwa trzeba spojrzeć z innej
perspektywy niż tylko wyrzeczenie czy poświęcenie. Bóg,
który jest nieskończoną Miłością i jest absolutnie wolny,
stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, aby ten,
naśladując Stwórcę, mógł sam decydować, wydawać owoce
Jego miłości i dzielić się nią z innymi w pełnej wolności
a do tego… z prawdziwą przyjemnością!
W Drugim Liście do Koryntian czytamy: "Pan zaś jest
Duchem, a gdzie jest Duch Pański - tam wolność. My
wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność
23
życie dla Królestwa
Wolni DO...
życie dla Królestwa
La storia di Camparmò
Droga
do domu
Agnieszka Kopacz pochodzi z Inowrocławia.
29 sierpnia tego roku, podczas jubileuszowego
kongresu Koinonii w Pradze, złożyła
swoje wieczyste zobowiązania do życia
w dziewictwie, ubóstwie i uległości.
W styczniu wyjeżdża do Meksyku,
gdzie dołączy do braci
i sióstr z Oazy w Guadalajarze.
Z Agnieszką Kopacz rozmawia Robert Hetzyg.
Robert Hetzyg: Kiedy wstąpiłaś do Wspólnoty Wewnętrznej?
Agnieszka Kopacz: 4 października 2001 roku.
Robert: A co Cię skłoniło, żeby do niej wstąpić?
Agnieszka: Głębokie pytanie (śmiech).
Robert: Raczej proste.
Agnieszka: Po pierwsze - powołanie. Po drugie - poczucie,
że to jest moje miejsce. Kiedyś poczułam w sercu, że Pan mnie
powołuje i zaczęłam się rozglądać po różnych miejscach.
W żadnym z nich nie wyobrażałam sobie siebie na całe życie.
Dla mnie podjęcie próby życia w jakiejś wspólnocie było
od razu decyzją na zawsze.
Robert: Czyli czułaś się powołana do dziewictwa jeszcze
zanim poznałaś naszą wspólnotę?
Agnieszka: Tak.
Robert: W takim razie, co sprawiło, że wstąpiłaś do naszej
24
24
życie dla Królestwa
wspólnoty, podczas gdy do żadnego zakonu nie miałaś
przekonania?
Agnieszka: Na pewno atmosfera, jaka panowała we
wspólnocie: bezpośrednia relacja z Bogiem. W Koinonii
w ogóle moja relacja z Panem nabrała znacznie bardziej
wspólnotowego wymiaru. Spotkałam tu osoby, które
otwarcie przeżywają swoją więź z Jezusem. Poza tym, kiedy
po raz pierwszy przyjechałam do Świdnika, poczułam się
od razu przyjęta.
Robert: Od zawsze chciałaś być siostrą zakonną czy miałaś
ewentualnie i inne pragnienia?
Agnieszka: Były róże okresy. Mniej więcej czas
od czternastego do osiemnastego roku życia był okresem
silnej więzi z Panem. Wtedy spotkałam Go w bardzo osobisty
sposób. To było zakochanie. Właśnie w tym czasie pojawiła
się myśl o powołaniu. Tylko potem przyszła matura i trzeba
było podjąć decyzję, co zrobić ze swoim życiem. Oprócz
tego, że nie widziałam się w żadnym ze znanych mi zakonów,
życie dla Królestwa
obawiałam się również czy podołam takiemu życiu. No
więc zostawiłam myślenie o powołaniu, nie pytając nawet
o to Pana. Po kilku miesiącach zresztą poznałam kogoś
i zakochałam się. Myśl o dziewictwie odłożyłam na bok.
Robert: A długo to trwało?
Agnieszka: Jakieś półtora roku.
Robert: W jaki sposób Pan ci o Sobie przypomniał. Nie układało
się z kolegą czy było to coś bardziej wewnętrznego?
Agnieszka: O dziwo, wszystko dobrze się układało.
Dogadywaliśmy się ze sobą, razem się modliliśmy. Dużo
robiliśmy wspólnie dla Pana. Bardzo pragnęłam związać się
z tym moim przyjacielem. W tym wszystkim jednak było
jeszcze coś. Kiedy patrzyłam, jak on się modli i jaką ma silną
i głęboką relację z Panem, w moim sercu obudziła się zazdrość
o tę jego więź z Jezusem. Mniej więcej po roku naszego
bycia razem zdaliśmy sobie sprawę, że żadne z nas nie pytało
Pana czy Jemu ten nasz związek się podoba. Nie pytaliśmy,
bo się baliśmy. Na dodatek ja gdzieś w głębi serca czułam,
że on do mnie nie należy. Mimo, że spędzaliśmy ze sobą
dużo czasu, odczuwałam taką pustkę i niedosyt. Tak jakby mi
czegoś brakowało. Nie miałam w sercu prawdziwego pokoju,
jakiego mogłabym się spodziewać w tej naszej przyjaźni.
W tym czasie organizowano pierwszy wyjazd polskich
koordynatorów Koinonii do Camparmò na spotkanie
z o. Ricardo. Z naszej wspólnoty miał pojechać jeden z braci
i ja. W Camparmò zagadnął mnie Giorgio: "Aga, chciałbym
z tobą pogadać". Poczułam, jak wszystko się we mnie trzęsie.
Ja wiedziałam, że w moim wnętrzu coś nie jest w porządku.
No więc poszłam z nim porozmawiać. Powiedział "Agnieszka,
ja mam poczucie, że Pan ciebie powołuje do dziewictwa.
Jesteś szczęśliwa?". Akurat! Wszystko, tylko nie "szczęśliwa"!
A Giorgio dalej: "Pomódl się wieczorem i dzisiaj jeszcze
podejmij decyzję". No to poszłam się pomodlić w kąt, tam,
gdzie w Camparmò stoją traktory. To był bardzo ważny
moment, ponieważ stanęłam przed Panem w prawdzie.
Powiedziałam: "Panie, ja nie czuję do Ciebie takiej miłości, jak
25
życie dla Królestwa
25
życie dla Królestwa
La storia di Camparmò
dawniej. Bardziej kocham kogoś innego". Wiedziałam, że aby
oddać życie Bogu, to naprawdę trzeba Go kochać. Nie mogę
tego zrobić tylko dlatego, że ktoś mi tak powiedział. Taki gest
jest owocem miłości i to miłości totalnej, a ja w tamtym czasie
takiej miłości nie odczuwałam. Powiedziałam: "Widzisz,
Panie, że ja dzisiaj tej decyzji nie potrafię podjąć, ale oddaję
Ci moje serce. Przemień je!"
Robert: A co powiedziałaś Giorgiowi?
Agnieszka: (Śmiech) Rozmawiając - ja po polsku, on po włosku
– zapytał mnie nazajutrz: "I co, zdecydowałaś?" - "Tak powiedziałam - zdecydowałam". Giorgio zdążył się ucieszyć,
a ja wyjaśniłam: "Zdecydowałam, że nie".
Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim
mojemu przyjacielowi. A nie łatwo było o tym rozmawiać.
Nie pamiętam czy to wtedy, czy może już wcześniej on też
postanowił wybrać się do jakiejś Oazy, żeby raz na zawsze
rozpoznać, czego Pan od niego chce - ma się ożenić czy
też wybrać życie konsekrowane. W grudniu '99 pojechał
do Rzymu. Ja miałam pokój w sercu. Po dwóch miesiącach
wrócił z odkryciem, że Pan go powołuje do dziewictwa dla
Królestwa Niebieskiego. W pierwszej chwili nie zrozumiałam,
o co chodzi. Zaraz potem pojawił się bunt: "Jeśli on jest
powołany, to ja na pewno nie! No przecież wszyscy nie mogą
być powołani!". Mój dystans do dziewictwa urósł jeszcze
bardziej. Zostawiłam to wszystko. Zaczęłam studia i pracę.
Tak upłynął rok, podczas którego nie dopuszczałam do siebie
myśli o powołaniu, a jednocześnie nie potrafiłam się otworzyć
na żadną głębszą relację z chłopakiem. I trwałoby tak dalej,
gdyby pewnego dnia nie okazało się, że z zupełnie błahego
powodu powinnam pojechać do Świdnika (ówcześnie Dom
Studiów - zalążek pierwszej wspólnoty życia konsekrowanego
w Polsce - przyp. red.). Chodziło o zawiezienie spódnic,
które moja mama szyła dla Moniki. Zanim jednak dotarłam
do Świdnika, upłynęło jeszcze kilka miesięcy. Ciągle coś
stawało na drodze mojej podróży. Okazało się, że ta zwłoka
wyszła mi na dobre, bo kiedy w końcu się tam wybrałam,
jechałam już nie z buntem, ale z otwartym sercem, gotowa,
żeby zobaczyć czy to jest to moje miejsce, czy nie. Bardzo
dotknęło mnie to, że wszyscy tam na mnie czekali - tak,
jakby mnie znali. Poczułam się od razu częścią tego domu.
Klimat przyjaźni, jaki tam panował pozwolił mi się otworzyć.
Pomyślałam, że to rzeczywiście mogłoby być to "moje
miejsce". Przyjeżdżałam do Świdnika przez cały rok. Moja
walka o powołanie trwała jednak nadal. W tym czasie troje
czy czworo moich przyjaciół wystąpiło z różnych zakonów
lub wzięło sobie rok „urlopu”, a we mnie narodziły się nowe
wątpliwości i powróciły stare uczucia i pragnienia. Były
i inne powody, dla których moim zdaniem nie powinnam
się decydować na wstąpienie do wspólnoty. Z mojej pensji
26
26
życie dla Królestwa
pomagałam utrzymać dom. Nie mogłam tak z dnia na dzień
się wyprowadzić. W końcu, po którejś rozmowie telefonicznej
z Iwoną, postanowiłam wybrać się do Świdnika na miesiąc,
dwa, żeby raz na zawsze zdecydować czy to jest, czy nie
jest "moje miejsce" na całe życie. Udało mi się zorganizować
moje sprawy zawodowe w taki sposób, że dostałam zasiłek,
dzięki któremu mogłam nadal pomagać rodzicom i siostrze.
Kiedy wreszcie przyjechałam do Świdnika, znowu poczułam,
że jestem w domu.
Kolejny ważny dla mnie moment nastąpił w czasie
jednej z modlitw wspólnotowych. Wszyscy składaliśmy
wtedy nasze życie w ręce Pana, a co za tym idzie – w ręce
wspólnoty. Dla mnie było to powiedzenie „tak” na całe życie.
Wypowiedziałam tę modlitwę jako ostatnia, szczękając
zębami ze zdenerwowania. Moją decyzję wypowiadałam już
nie tylko przed Panem, ale i przed wspólnotą.
Robert: Nadal czujesz się we wspólnocie jak w domu?
Agnieszka: Czuję się jak w domu, tylko że teraz to nie jest
dom moich rodziców, ale MÓJ DOM.
strona biblijna
Niebo na ziemi
Błogosławieństwa przynoszą ze sobą powiew życia, w którym nie szuka się
za wszelką cenę ani pieniędzy, ani przyjemności, ani swojej racji. W tym życiu
stawia się ponad wszystko sumienie i przyjaźń z bliźnimi.
Robert Hetzyg
J
ezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł,
przystąpili do Niego Jego uczniowie.
Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi
słowami:
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy
królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą
pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą
ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia
dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać
będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni
będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla
sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo
niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają
i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie
wszystko złe na was.
Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest
w niebie (Mt 5,1-12a).
W pierwszych klasach szkoły podstawowej pani
przekonywała nas, że to księża wymyślili błogosławieństwa,
żeby zwodzić ludzi życiem wiecznym. Brzmiało to mniejwięcej w ten sposób: „Teraz ci jest źle, ale kiedyś, po śmierci,
będzie ci lepiej, tylko przestrzegaj tego, czego ja cię uczę”.
Później myślałem sobie, że „błogosławieni” z "Kazania
na górze" to taki rodzaj męczenników, którym niebo
należy się „bez kolejki”. Jeszcze później dotarło do mnie,
że są to słowa wypowiedziane również pod moim adresem.
To mnie trochę zaniepokoiło, bo chociaż do nieba chętnie
wszedłbym „bez kolejki”, to jednak męczeństwo czy choćby
radość z tego, że przytrafiają mi się wszystkie nieszczęścia
tego świata, specjalnie mnie nie pociągało.
Na szczęście człowiek się rozwija i rozumie coraz więcej,
a i przyjaźń z Jezusem sprzyja pojmowaniu dzisiaj tego,
co on dawno powiedział. Dzisiaj wiem, że błogosławieństwa
przynoszą ze sobą powiew życia, które jest czymś więcej,
niż tylko walką o „swoje”. To życie, w którym nie szuka się za
wszelką cenę ani pieniędzy, ani przyjemności, ani swojej racji.
W tym życiu stawia się ponad wszystko sumienie i przyjaźń
z bliźnimi, nawet jeśli trzeba za nich „nadstawić karku”.
I wreszcie jest to życie odważnego świadczenia o Jezusie,
bez zważania na ewentualne konsekwencje.
Od razu widać, że to sposób życia sprzeczny z powszechnie
obowiązującymi „standardami”: „Moje życie jest moje,
nawet kosztem cudzego”. Przyjemność znaleźć łatwiej niż
prawdziwą radość, która jest przezwyciężonym smutkiem.
Zamiast „nadstawiać karku” w obronie skrzywdzonego,
lepiej sobie skrzywić sumienie, żeby tej krzywdy nie
zauważać. W ten sposób zagłusza się najgłębsze pragnienia
i instynktowny wręcz głód Boga, który gdyby Go traktować
poważnie, musiałby wyprzedzić wszystkie inne wartości
i dobra, na których mi zależy. Więc lepiej tak głęboko nie
drążyć, bo to za dużo kosztuje.
I tak się rodzi świat ludzi nieszczęśliwych z powodu lęku
przed szczęściem. Błogosławieni = szczęśliwi.
Być może więc te słowa Jezusa, zamiast stawiać mi
poprzeczkę nie do przeskoczenia, chcą tylko obudzić
we mnie to, co prawdziwe i ludzkie: pragnienie miłości
i szukanie Boga. I wtedy już tu, na ziemi, zaczyna się życie
błogosławionych.
27
strona biblijna
27
La storia di Camparmò
EFA
STR YCH
D
MŁO
Wakacje
ie
w
t
s
y
z
r
a
w
To
w Dobrym
Dominika Szymańska
N
- czyli niemożliwe
staje się możliwe
ie wiem ile spotkań młodych organizowanych przez Koinonię
Jan Chrzciciel odbyło się w Polsce. Wiem jedno: w tym roku
w lipcu (6-11) do Radzica zjechało wielu młodych z całej
Polski. Jedni mieli już to doświadczenie i wiedzieli "co się
święci", dla innych, zaciągniętych siłą lub za namową przyjaciół, był
to pierwszy kontakt ze wspólnotą, pierwsze doświadczenie Boga, który
żyje! Zróżnicowanie ogromne. Prawdę mówiąc, pierwszego wieczoru
miałam wrażenie, że ciężko byłoby znaleźć ludzi, którzy mają ze sobą
tak niewiele wspólnego, jak my, którzy się tam znaleźliśmy. Z trudem
i mozołem wymyślaliśmy nazwy teamów. Wyszło nam z tego, że nasze
teamy to: OldStarsi (mój team, mój team!), Pucy-Kory, Smurfs-team
i Rycerze Chrystusa. Na czele każdej drużyny stał wspaniały frontman
– Krzyś i Paweł lub frontwomenka, czyli: Marta i Kamila. A wszystkim
dowodziła Dominika Chodowiec z pomocą ekipy technicznej. Pierwszy
28
wieczór był, powiedzmy, "lightowy" - trzeba
było się poznać i w ogóle. A później zaczęło
się... Wszystkie drużyny po śniadaniu
i modlitwie dostawały zadanie. Niestety, nie
mogę zdradzać szczegółów, żeby nie popsuć
wrażenia tym, którzy jeszcze nie mieli okazji
uczestniczyć w takim spotkaniu. Mogę
natomiast powiedzieć, że przed niemal
każdym zadaniem, jakie czekało uczestników,
rozlegały się jęki, tudzież okrzyki: "nieeee,
to niemożliwe! tego się nie da zrobić!"
I możecie mi wierzyć, naprawdę wydawało
się to niemożliwe. Ale potem... Potem
dopiero się działo - to znaczy zaczynała
działać wspólnota. I tak krok po kroku
niemożliwe stawało się możliwym. Był to czas
niesamowitego działania Boga przez innych
ludzi. Mogliśmy doświadczyć tego, że każdy
jest wyjątkowy i wyjątkowo potrzebny we
wspólnocie. I to nie tylko po to, aby wykonać
wyznaczone zadania, one były tylko
pretekstem. Mogliśmy doświadczyć tego,
że w życiu możemy liczyć na siebie, że każdy
z nas jest ważny i że razem damy radę. Oprócz
tego jednoczyliśmy się w walce z komarami w Radzicu nie ma normalnych komarów, tam
są komary-piranie(!), przygotowywaliśmy
co nieco do jedzonka, pomagając w tym
naszej wspaniałej ekipie w osobach Asi,
Natalii i Agnieszki, wieczorami… gadaliśmy.
Jednym słowem wakacje o jakich nawet Wam
się nie śniło, mnie zresztą również. Wszystko
to, co słyszałam o WwDT okazało się prawdą.
Najważniejsze, że mogłam się sama o tym
przekonać!
Świadectwo
P
rzez
długi czas nie
było pewne, czy
pojadę do Radzica
na WwDT. Dzięki
pomocy jednej z sióstr udało
mi się tam dotrzeć. Szczerze
mówiąc, nie wiedziałam czego się
spodziewać. Na podstawie opinii
innych, wiedziałam, że czas tam
spędzony będzie udany, ale nic
więcej. Wspólnotę Jan Chrzciciel
znałam od roku, od niedawna
więc miałam serce otwarte
na działanie Pana. Na obozie
odczułam Jego obecność, jak
nigdy dotąd. Niesamowicie mnie
dotykał - mojego serca, moich
słabości, zranień. Doświadczyłam
wielkiego działania Ducha
Świętego, którego prowadził
mnie przez cały ten czas.
Czułam, że Bóg mnie przemienia,
że jestem wolna od moich ciężarów. Umiałam otworzyć się na innych,
być dla nich cierpliwa i bezinteresownie dobra, nie bojąc się żadnego
zranienia z czyjejkolwiek strony. To było niezapomniane przeżycie.
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej miłości w stosunku
do mnie i nigdy nie umiałam z taką miłością odnosić się do innych.
Zobaczyłam, że gdy daję coś od siebie, otrzymuję i to jeszcze więcej!
Mimo, że spotkanie nie było długie, zdążyły zrodzić się podczas niego
przyjaźnie, które będą trwały już zawsze! Chwała Panu za tamten czas
i za Jego jednoczącą obecność!. Agata
29
e
w
l
o
o
r
ko
La storia di Camparmò
wakacje
30
Dawid pokonał Goliata
– ja też mogę pokonać trudności
Anna Sawicka
R
adośnie i ciepło robi się w sercu na wspomnienie minionych
wakacji, Kolorowych Wakacji. Był to szczególny czas, bo po raz
pierwszy w naszym domu w Radzicu spotkały się niezwykle
ODWAŻNE dzieci (bez rodziców) w wieku od 7 do 10 lat. Były
to głównie dzieci ze wspólnot należących do Oazy Nowy Radzic, ale, jak
to zwykle bywa, znalazło się kilka pociech z innych stron: ze Szczecina,
Olsztyna, Krakowa, a nawet ze Szkocji.
W dniach 9-13 sierpnia grupa 18 chłopców i 4 dziewczynek nie tylko
wypoczywała na łonie natury, ale także próbowała się zidentyfikować
z postacią Dawida - tego, który już od małego został powołany i namaszczony
do wielkiej misji. Podobnie każde dziecko zachęcane było do uczestnictwa
i wytrwania w specjalnej misji, do której powołał je Bóg.
Z wytrwaniem tym jednak nie zawsze było łatwo. Dzieci uczyły się
zmagać z samymi sobą i ze swoimi słabościami czy przyzwyczajeniami.
Praca w grupach weryfikowała to bezlitośnie. Tosia (8 lat) wspomina,
że na początku ciężko było się dogadać i wykonać zadanie, ale później
– RAZEM, w drużynie - dawali radę. Stopniowo widać było, z jaką wiarą
i siłą dzieci podpierały się słowami: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko
nam?”. Mateusz (9 lat) pamięta z tego spotkania to, że nigdy nie wolno się
poddawać, bo z Jezusem można zrobić wszystko.
Kolorowe Wakacje to nie tylko pracowanie ze Słowem Bożym czy
wykonywanie dynamik, to także cieszące się zainteresowaniem zajęcia
plastyczne, teatralne, sportowe (głównie umiłowana piłka nożna),
gimnastyczne. Ogromną radość wywoływały również wszelkie zabawy
zespołowe.
Kolorowe Wakacje to również ucztowanie przy wspólnym stole. Jak wiadomo
„w towarzystwie” smakuje lepiej i w związku z tym grupa niejadków, mimo
różnych upodobań kulinarnych, malała z dnia na dzień. „Ogólnie, jedzenie
było bardzo smaczne, tylko czasami zupy mi nie smakowały. I najlepsze były
desery” – wspomina Mateusz.
Wreszcie - czym byłyby prawdziwe wakacje bez nowych znajomości
i przyjaźni? A te niewątpliwie się zawiązały i to nie tylko między najmłodszymi
uczestnikami. Po raz kolejny okazało się, że przyjaźń jest wielkim darem.
Kolorowe Wakacje zakończyły się wielkim świętowaniem, już razem
z rodzicami, przy wspaniałym obiedzie i torcie. I choć pogoda pokrzyżowała
plany biesiadowania na powietrzu, nie zmniejszyło to ogólnej radości.
Pierwsze wakacje dla dzieci w Nowym Radzicu za nami. Przed nami nowe
plany i pomysły, bo pierwsi chętni na kolejne KW już są. To Mateusz i Tosia.
Mateusz: „W przyszłym roku też chciałbym pojechać, poznać nowe postaci
biblijne i nowe zadania. Nigdy się nie nudziłem, bo sądzę, że w Radzicu
nudzić się nie da. Chociaż nie lubiłem wieczorów, bo strasznie długo stało
się w kolejce pod prysznic.”
Tosia: „Nie chciałam za bardzo jechać, ale okazało się, że warto było,
bo było rewelacyjnie. Czasami chłopcy łobuzowali, ale dało się wytrzymać.
Wykonując zadania, czułam się, jakbym była Dawidem pokonującym
Goliata. Jak mam teraz coś trudnego do zrobienia, to przypominam sobie,
że mały Dawid pokonał dużego Goliata, więc i ja mogę pokonać wszystkie
trudności. Za rok jadę na pewno!”
31
z życia Koinonii
La storia di Camparmò
Koinonia
na świecie
Polacy w Afryce
20 października Michał Wojciechowski, nowy
odpowiedzialny za Koinonię w Bulawayo w Zimbabwe oraz
Piotr Patrzałek i Silvia Hakosová dołączyli do czekających
na nich od miesiąca dwóch sióstr, których świadectwa
czytaliśmy w ostatnim numerze KeKaKo: Ewy Turskiej
i Marii Grazii Abruzzo. W ten sposób nasza wspólnota
w Bulawayo powiększyła swój skład do 5 osób i nie sposób
nie zauważyć, że ... Afryka Polską stoi! Niech Pan błogosławi
ewangelizację i budowanie „Camparmò” na Czarnym
Lądzie!
Międzynarodowa Szkoła
Ewangelizacji Kerygmatycznej
na Sycylii
5 października uroczystą Eucharystią rozpoczęła się siódma
już edycja trzymiesięcznej Międzynarodowej Szkoły
Ewangelizacji Kerygmatycznej. Potrwa do 20 grudnia.
W tym roku odbywa się w przepięknym Gospodarstwie
Agroturystycznym w Quatalì na Sycylii. Z dumą
informujemy, że wśród studentów silna reprezentacja
polskiej Koinonii: Agnieszka Kopacz, Agnieszka Połuboczko
(Chiara), Paweł Badyna oraz Dawid Warszawski. Tych,
których interesuje szczegółowy program Szkoły lub
chcieliby się wybrać, na któreś z pojedynczych Seminariów
zapraszamy na stronę: www.schoolofevangelization.org.
Propozycja cyklu seminariów
I w tym roku Siedziba Federacji zaprasza do udziału w cyklu
międzynarodowych seminariów poświęconych różnym
posługom oraz wymiarom życia wspólnotowego:
32
32
z życia Koinonii
- liturgii i sakramentom (19-22 stycznia 2010),
- towarzyszeniu i relacjom pomiędzy członkami
wspólnoty (9-12 marca 2010),
- pomyślności i zarządzaniu (4-7 maja 2010).
Wszystkie spotkania odbędą się, tak jak w zeszłym roku,
w miejscowości Tepla (Czechy). Szczegółowe informacje
w siedzibie naszej wspólnoty (tel. +42 0377 42 35 85, e-mail:
[email protected]).
Nowe miejsca – nowi ludzie
Wśród „nowych miejsc i nowych ludzi” warto też
odnotować, że mamy kolejną siostrę-pasterza. Została
nim Francesca Valdagno w Oazie w Vallelunga Pratameno
na Sycylii. Jest też kilka przesunięć: Valerio Svegliato,
dotychczasowy odpowiedzialny za wspólnotę w Bulawayo,
wyjechał wspomóc w ewangelizacji o. Claudio Antecini
i wspólnotę z Nowego Jorku, o. Vladzimir Hryhoryeu
do naszej hiszpańskiej wspólnoty do Villaderciervos,
Paolo Sbarbati do Siedziby Federacji do Valchy, skąd
będzie organizował charyzmatyczne przebudzenie
i charyzmatyczną formację dla wspólnot całej Koinonii. Już
teraz możemy zdradzić, że do Nowego Radzica przyjedzie
na Zesłanie Ducha Świętego.
Inauguracja domu wspólnoty
w Vyšným Klátovie
31 października to dzień długo oczekiwanej inauguracji
domu wspólnoty w Vyšným Klátovie. Wspólnota
konsekrowana na czele z o. Milanem Bednarikiem, po 12
latach spędzonych w wynajmowanym domu w Zlatej Idce,
przeprowadziła się do wybudowanego domu Oazy, który
służyć będzie całej tamtejszej Koinonii. W uroczystościach
wzięli udział Pasterz Założyciel o. Ricardo Argañaraz, Pasterz
Generalny o. Alvaro Grammatica, oraz siostry i bracia z wielu
Oaz, między innymi z Nowego Radzica.
z życia Koinonii
Koinonia
w Polsce
i Andrzeja Wojtowiczów. W kursie uczestniczyło ponad
25 par narzeczonych i małżonków, którym biblijna para
posłużyła za wzór wspólnej modlitwy i bycia razem.
Vladko z młodymi
W dniach 3-4 października ponad 50 młodych ludzi
z całego regionu gdyńskiego miało niepowtarzalną okazję
wziąć udział w kursie prowadzonym przez pasterza Oazy
w Sklene o. Vladko Beregi, który przyjechał do Gdyni z całą
swoją wspólnotą. W sobotę młodzi zorganizowali koncert
ewangelizacyjny, a swoje spotkanie zakończyli uroczystą
Mszą Świętą.
Regionalne spotkania Koinonii
Spotkanie nad rzeką
W dniach 23-25 października odbyło się z kolei „Spotkanie
nad Rzeką” tak zwanej Strefy Młodych. Ponad 20 młodych
z Oazy Nowy Radzic karmiło się nad Wieprzem (to nie
zwierzę, a urocza rzeka przepływające przez Lubelszczyznę)
Słowem Bożym i zastanawiali się nad tym, jak skutecznie
ewangelizować swoich rówieśników. Na niedzielną Koinonię
przygotowali taniec ilustrujący czytaną w czasie Eucharystii
Ewangelię o siewcy.
Jesienna wizyta Generała
W dniach 6-7 listopada Pasterz Generalny Koinonii Jan
Chrzciciel, o. Alvaro Grammatica, spotkał się ze wszystkimi
koordynatorami Wspólnot Rodzinnych i odpowiedzialnymi
za posługi w Regionie Wrocławskim.
Koordynatorzy mieli w tym czasie możliwość poznania
najnowszej wersji Dyrektorium spotkania Koinonii,
Wspólnoty Rodzinnej oraz Koordynatora Wspólnoty
Rodzinnej.
Kurs dla Małżeństw w Gdyni
W dniach 10-11 października odbył się w Gdyni kurs dla
małżeństw „Sara i Tobiasz”, prowadzony przez Beatę
Koinonia regionalna to zawsze szczególne święto
wspólnoty. Spotykają się na niej bracia ze wszystkich
Rzeczywistości Wspólnotowych i lokalnych wspólnot
Regionu czy Oazy. Początek roku pastoralnego znaczyło
kilka liczniejszych niż zwykle koinonijnych niedziel.
We Wrocławiu cały Region świętował 25 października.
Szczególna była też wrześniowa Koinonia regionalna
w Nowym Radzicu z udziałem Michała Wojciechowskiego
i Piotra Patrzałka oraz z inauguracją kuchni polowej,
w której oazowa szefowa kuchni Asia Piechowiak
nagotowała zupy i bigosu dla 180 osób.
W Gdyni szczególnymi były nie tylko Koinonia wrześniowa,
na której gościła Iwona Sułek ale i październikowa
ze szczególna obecnością polsko–włoskiego małżeństwa
Magdy i Daniele Casseta, którzy budują wspólnotę rodzin
„Gesia” niedaleko Wenecji. Ich świadectwo zbudowało
ponad 200 obecnych na Koinonii osób z całego Regionu
Gdyńskiego.
Seminarium Metodologii Posług
w Nowym Radzicu 16-18 X 2009
W dniach 16-18 października 2009 w Nowym Radzicu
odbyło się Krajowe Seminarium dotyczące Głoszenia
i Animacji, wzorowane na pracy wykonanej rok temu
w czasie Międzynarodowych Seminariów w Tepli. Celem
spotkania było wypracowanie formuły, która byłaby
łatwa do powielenia w każdym z trzech Regionów
i w poszczególnych Rzeczywistościach Wspólnotowych
Koinonii w Polsce, służącej coraz skuteczniejszej formacji
przede wszystkim koordynatorów Wspólnot Rodzinnych
i animatorów Domów Modlitwy.
33
z życia Koinonii
33
La storia di Camparmò
z Oazy
Wszystko się kończy…?
Monika Wojciechowska
C
o w Oazie? Jeszcze we wrześniu przeżyliśmy wielki
powrót Danki Gąsienicy, siostry, która spędziła
trzy lata w Oazach włoskich. Od razu odnowiła
kontakty z najbliższymi sąsiadami i przejęła
miejscowe public relations, od czego jest znaną w okolicy
specjalistką.
Resztę można by określić jednym słowem: ROZJAZDY.
Przede wszystkimi Robert, spontanicznie i nieplanowanie,
wyjechał na trzy miesiące do naszej Oazy w Hiszpanii,
po to, aby nauczyć się hiszpańskiego, bo w styczniu z kolei
wyjeżdża do… Nowego Jorku, gdzie otwiera się przed nim
perspektywa pracy w hiszpańskojęzycznym radiu „Jesus”.
Język obcy w trzy miesiące? I to tak, żeby swobodnie
przygotowywać i prowadzić audycje? Niewiarygodne, ale
„Robert potrafi” i wszyscy cieszymy się razem z nim, bo Pan
realizuje jego niekryte radiowe marzenie.
Pawła „Badynki” też już z nami nie ma… Rozpoczął formację
w naszym wspólnotowym Instytucie. Najpierw trzymiesięczna
Szkoła Kerygmatyczna na Sycylii, potem filozofia, teologia,
a później zobaczymy, ale do tego czasu minie kilka ładnych
lat. Paweł też wyjechał z radością, bo od dłuższego
czasu marzyła mu się nauka. No i proszę! Pan, Najlepszy
Przyjaciel, jako prezent na zobowiązania wieczyste złożone
na Kongresie w Pradze, „wręczył” mu bilet na Sycylię i…
przygoda studencka rozpoczęta! Ciężko nam było się z nim
rozstać, bo był w Radzicu od samiutkiego początku, oddał
tu życie, niestrudzenie budował, trwał i tworzył klimat tego
miejsca. Tak bardzo wrósł w radzicki krajobraz, że niemalże
dziwi, iż życie wspólnotowe funkcjonuje normalnie pomimo
jego nieobecności…
Kasia na trzy miesiące pojechała do naszego wspólnotowego
discepolato, (wł. discepolo, uczeń), gdzie młodzi bracia
i siostry poznają Dyrektorium życia wspólnoty wewnętrznej,
34
z Oazy
34
historię początków Camparmò - jednym słowem mają
jeszcze lepiej zrozumieć i rozkochać się w tym, co stanowi
istotę naszego powołania do dziewictwa dla Królestwa
Niebieskiego w Koinonii Jan Chrzciciel.
No i kolej na mnie… Przede mną wyjazd do siedziby naszej
wspólnoty. Kierunek: Valcha (Czechy). Żegnaj, Polsko!
Nawiązując do tekstu w ostatnim „KeKaKo” powiem
jedno: DUŻO łez… Słusznie o. Ricardo mówi, że rozstania
są w naszych Oazach najtrudniejsze, ale czy to nie najlepszy
dowód na to, że jest Przyjaźń, że jest Miłość, że naprawdę
jesteśmy wspólnotą przyjaciół, że nasze więzi są boleśnie
prawdziwe, mocne, realne i na całe życie?
Ale, ale…Żeby się zbytnio nie rozrzewnić, wśród
wspomnianych rozjazdów, sama pakując walizki, widzę,
że Radzic tętni życiem. Niezwykła KOINONIA otwarcia roku
pastoralnego w nowej sali. BUDOWA, która dzięki hojności
naszych przyjaciół idzie naprzód (nie tylko sala, ale garaże
i kotłownia są już pokryte dachem, a okna będą już wkrótce).
KOORDYNATORZY, którzy podejmują nowe, odważne kroki
ku budowaniu jeszcze ściślejszych więzów z Oazą. MŁODZI,
mający nowe pomysły ewangelizacyjne, nowe posługi.
Bojowo nastawieni ANIMATORZY DOMÓW MODLITWY.
Nowe twarze. Nowe przyjaźnie. Nowe wyzwania.
A więc? Jak to jest z tymi naszymi rozjazdami? THE END?
Nie, wręcz przeciwnie! Dla mnie są znakiem tego, co się nie
kończy, drwiąc sobie z czasu i odległości, znakiem tego,
co ma swoje korzenie w Miłości Pana, który nas powołał
i związał nasze życie. Niech moim „do widzenia” będzie
dzisiaj to właśnie przekonanie, że Pan, wierny na wieki, jest
Bogiem nowych początków, a Z Oazy płynie nadzieja, która
zawieść nie może.
prenumerata
35
Koinonia Jan Chrzciciel
Razem w drodze
30 lat historii pełnej nadziei.
Silni obietnicą i utwierdzani w wierze przez Kościół,
świętujmy wierność Pana!

Podobne dokumenty