Razem w drodze s.12 Wiara na dziś i na jutro s.6 Droga
Transkrypt
Razem w drodze s.12 Wiara na dziś i na jutro s.6 Droga
Ke Ka Ko Kerigma Karisma Koinonia Koinonia Jan Chrzciciel Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 7, październik 2009 ISSN 1898-827X nakład: 500 egz. Razem w drodze Droga do domu s.23 Wiara na dziś i na jutro s.6 Razem w drodze s.12 Kerigma Karisma Koinonia Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 7, październik 2009 Drodzy Czytelnicy! K ongres 30-lecia był świetną okazją do spotkania i przyjrzenia się temu, kim jesteśmy my, Koinonia Jan Chrzciciel. To wyznanie wiary, bo my w ten właśnie sposób doświadczamy Jezusa, naszego Pana i Zbawiciela. To również wzajemne budowanie naszej wiary, ponieważ trwanie we wspólnocie jest znakiem wierności temu doświadczeniu a także wierności przyjaźni z braćmi, których nie my sobie wybraliśmy, lecz których Pan postawił przy nas. mamy nadzieję, że kolejne wydanie "KeKaKo" odnowi i utrwali to nasze wspólne przeżycie. Naczelny znów daleko od domu, za to wspólnota, którą na jakiś czas opuścił, dwoi się i troi, abyście, drodzy Czytelnicy, nie pozostali bez świeżej prasy. Tak więc oddajemy do Waszych rąk kolejny numer naszego kwartalnika. Prócz kongresowych wspomnień znajdziecie w nim jak zwykle nowości z życia Koinonii. Jest ich sporo, bo zazwyczaj w październiku dokonują się "przesunięcia kadrowe". Waszej uwadze polecamy także rubrykę "Ludzie KeKaKo", w której tym razem prezentujemy rodzinę Lidki i Zenka Kuflów, Koordynatorów Regionu z siedzibą w Gdyni oraz tamtejszej Rzeczywistości Wspólnotowej. spis treści od redakcji Ke Ka Ko od redakcji 2 głos generała 3 30 lat historii historia Camparmò 4 Ida i Alfredo nasze powołanie -u źródeł Koinonii 6 Wiara na dziś i na jutro nasze powołanie - Koinonia dla początkujących 7 Nasze zobowiązania misterium Izraela 8 Żydzi mesjańscy ludzie KeKaKo 10 Lidka i Zenek Kuflowie temat numeru 12 Razem w drodze rodzina Korzystamy z okazji, aby przypomnieć Wam, że najwygodniejszą i najpewniejszą formą nabywania naszego kwartalnika jest zamówienie jego prenumeraty. Wystarczy wysłać do nas druczek, który znajduje się w każdym egzemplarzu "KeKaKo", a zamówione przez Was numery dotrą na wskazany adres wkrótce po opuszczeniu drukarni. A może myśleliście o podarowaniu prenumeraty "KeKaKo" komuś z Waszych bliskich? Komuś, kogo chcecie zaprosić do wspólnoty? To z pewnością dobry pomysł! 20 Pięć i pół roku... Błogosławiona odrębność małżeńska życie dla Królestwa 23 Wolni do... Droga do domu strona biblijna 27 Niebo na ziemi Tymczasem pozdrawiamy Was i życzymy miłej lektury! strefa młodych 28 Wakacje w Dobrym Towarzystwie Redakcja kolorowe wakacje 30 > RADZIC > GDYNIA Oaza w Radzicu Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn tel. 081 757 76 60 kom. 0697 13 21 61 e-mail: [email protected] Zenon Kufel ul. Św. Józefa 5 84-207 Bojano tel. 0601 61 30 88 > TARNOBRZEG > WROCŁAW Beata i Andrzej Wójtowiczowie Krajowi Koordynatorzy Szkoły Nowej Ewangelizacji Biuro Koinonii Jan Chrzciciel ul. Św. Antoniego 35/25 50-073 Wrocław tel. 071 796 47 04, 071 796 47 05 kom. 0601 15 12 62 e-mail: [email protected] e-mail: [email protected] z życia Koinonii z Oazy prenumerata 32 34 35 e-mail: [email protected] redakcja kontakt ze wspólnotą Dawid pokonał Goliata Adres redakcji: KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia, Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn, tel. 081 757 76 60, e-mail: redakcja@kekako. pl, www.kekako.pl Redaktor naczelny: Robert Hetzyg Redaktor programowy: Iwona Sułek Współpracownicy: Anna Sawicka, Izabela Łukaszewicz, Joanna Piątkowska Prenumerata: Diletta Andreotti Korekta: Izabela Łukaszewicz, Paulina Obszańska Skład i łamanie: Luca Druk: Oficyna poligraficzna Apla Spółka Jawna, ul. Sandomierska 89, 25-324 Kielce. Redakcja dziękuje Dominice Szymańskiej, Ewie Wnuk - Powierży, Markowi Majowi, Francesco Meneghiniemu. głos generała 30 lat historii Wyruszyliśmy w drogę i z czasem okazało się, że już nie jesteśmy wielością, ale kimś jednym. A jest tak, ponieważ zdecydowaliśmy, aby iść razem. Alvaro Grammatica Camparmò, siła charyzmatu … Kruchość i nadzieja początków, zawsze obecne w dziele Boga … Wspólna wędrówka i odkrywanie drogi … Namaszczeni Duchem Świętym … Radość głoszenia Jezusa … Siła jednoczącej miłości … Jan Chrzciciel, człowiek eschatologiczny … W stronę przyszłości … O tym mówiło się na Kongresie. Treści te odzwierciedlają świadomość Koinonii co do siebie samej, a także co do drogi, jaką Pan kazał jej przebyć podczas trzydziestu lat istnienia. Wszystko zaczyna się od charyzmatu, który Duch złożył w sercu o. Ricardo. Inaczej trudno sobie wyobrazić, że ziarno rzucone na tak opuszczoną i niegościnną ziemię jak Camparmò, zupełnie nienadającą się do zrodzenia nowej wspólnoty, mogłoby się stać owocującym drzewem, którego konary obecne są na wszystkich kontynentach. Nie wiemy, jak to się stało, że drzewo to tak wyrosło. Widzimy tylko, że urosło i mimo swojej kruchości rośnie nadal. Bo nasza siła tkwi w charyzmacie, a nasza nadzieja w powołującym nas Bogu. Przez te lata nauczyliśmy się wędrować razem. Pan wezwał jedną osobę, a wkrótce dołączyły do niej następne, różne, lecz obdarzone wspólnym powołaniem o nieodpartej sile. Jest to powołanie do bycia nowym Janem Chrzcicielem, którego radością jest wskazywanie prawdziwego Baranka. Wyruszyliśmy w drogę i z czasem okazało się, że już nie jesteśmy wielością, ale kimś jednym. A jest tak, ponieważ zdecydowaliśmy, aby iść razem. Wszelkie próby wzmocniły naszą wolę, aby nigdy się nie rozstawać. Zrozumieliśmy, że do Ziemi Obiecanej dociera się tylko we wspólnocie. Jej duchowa siła polega właśnie na tym, aby razem pokonywać kolejne etapy tej zbawiennej, jak się w końcu okazuje, wędrówki. Bliski jest mi ciągle przykład Ezawa i Jakuba: podzieleni przez błogosławieństwo, na nowo odnajdują swoją jedność dzięki temuż błogosławieństwu. Teraz jest czas powrotu do jedności. Nie chcę powiedzieć, że jesteśmy podzieleni, ale że nadszedł czas jedności już nie tylko pomiędzy poszczególnymi osobami, lecz także pomiędzy Koinoniami. Jakub, aby móc wrócić do swojej ziemi i posiąść obietnicę, musi uczynić krok, wyjść naprzeciw swemu bratu Ezawowi. Tak zaczyna się droga powrotna i spotkanie, podczas którego wszyscy uczą się bezinteresowności i miłosierdzia. Na tym polega nasza duchowość: być wspólnotą zjednoczoną i namaszczoną przez Ducha, zrodzoną dla głoszenia Jezusa. Taka jest przyszłość. Nie wybraliśmy jej sami, ale została nam darowana. Wędrowaliśmy tak przez trzydzieści lat, a teraz pozostaje nam postępować dalej tą drogą wewnątrz Kościoła i z Kościołem, dla rozprzestrzeniania Królestwa Bożego. Było nas w Pradze wielu, ze wszystkich krajów, do których dotarła Koinonia. Byli z nami nasi przyjaciele biskupi, z którymi przeżyliśmy to doświadczenie Kościoła, wdzięcznego swemu Panu i głoszącego światu, że Chrystus naprawdę zmartwychwstał! głos generała 3 Podczas jubileuszowego kongresu Koinonii mieliśmy okazję wysłuchać świadectwa Idy i Alfredo z Camparmò. Jego fragmenty chcemy Wam przypomnieć w dziale poświęconym naszym wspólnotowym korzeniom. Ida: Siła naszego małżeństwa tkwi we wspólnym kroczeniu drogą wiary w Koinonii Jan Chrzciciel. 27 października 1981 roku po raz pierwszy pojechaliśmy do Camparmò i spotkaliśmy o. Ricardo. Od tamtej pory minęło 28 lat, a nasze życie uległo diametralnej zmianie. Od początku byliśmy udanym małżeństwem, mieliśmy dwóch synów i szczęśliwą rodzinę. Wprawdzie chodziliśmy do Kościoła i modliliśmy się, ale robiliśmy to ze względu na tradycję, nie doświadczając tego, co najważniejsze: miłości Boga. Brakowało nam „soli”, która nadałaby smaku naszej codzienności. Dopiero o. Ricardo pokazał nam Jezusa żywego i pełnego miłości, rozkochał nas w słowie Bożym i nauczył stawać w Jego obecności na modlitwie osobistej. Zdajemy sobie sprawę z ogromnego przywileju, jaki nas spotkał: o. Ricardo stał się naszym przewodnikiem duchowym i mieliśmy możliwość uczestniczenia w samych początkach naszej wspólnoty. Kilka razy w tygodniu, zaraz po pracy, wybieraliśmy się do Camparmò. Włączaliśmy się w życie wspólnotowe i modlitwę. Czuliśmy się jak w najwykwintniejszej restauracji. Wiecie, co podawano do jedzenia? Kawałek chleba, jedno jabłko i kubek kawy z mlekiem. Tak wyglądały kolacje w Camparmò, czasami zostawało trochę marmolady zrobionej przez o. Ricardo. Codzienność była trudna, po wodę trzeba było jeździć do pobliskiej miejscowości, bo w Camparmò jej nie było. Największy problem był zimą, kiedy padał śnieg i wspólnota 4 4 historia Camparmò była odcięta od świata. Bracia nabierali wtedy śniegu do naczyń i umieszczali je przy piecu. Nie było też światła. Generator działał tylko wieczorami i był wyłączany o godz. 22. Potem zapadały ciemności. Nie było też dobrych dróg. Wykończyliśmy na nich 3 samochody. Żadnego telefonu, komórek w tamtych czasach jeszcze nie było. Camparmò było ubogie, ale zarazem posiadało niezwykły skarb, jakim jest Jezus. To miejsce naprawdę zostało pobłogosławione przez Pana. Kiedy spotkałam i doświadczyłam Jezusa, zrozumiałam, że skoro to On jest Panem i to On mnie powołał, to nie mogę pozostać na marginesie życia wspólnotowego. Zrozumiałam, że On potrzebuje robotników i powiedziałam: „Oto jestem! Tak, Panie, chcę pójść za Tobą!”. Przez te wszystkie lata towarzyszyła i towarzyszy mi do dzisiaj siła, którą jest dla mnie mój mąż. Nie idę tą drogą sama. Alfredo jest moją podporą. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zazwyczaj to ja wysuwam się na pierwszy plan, ale mój mąż jest zawsze ze mną. Tam gdzie jest Alfredo, jest i Ida, tam gdzie jest Ida, jest Alfredo. To jest sekret naszej jedności. Co robię we wspólnocie? Pomagam mężowi w organizowaniu posiłków na spotkaniach Koinonii, jestem włączona w posługę uzdrowienia wewnętrznego i uzdrowienia fizycznego na spotkaniach „Jezus Uzdrawia”. Uczestniczę w spotkaniach grupy proroków, jestem koordynatorem Wspólnoty Rodzinnej w Schio i członkiem Rady Pastoralnej Oazy, a co najważniejsze mam Dom Modlitwy. W tym wszystkim i tak mam niedosyt pracy dla Pana i myślę, że skoro nam udaje się tak wiele robić, to jest to możliwe w życiu każdego, wystarczy powiedzieć Jezusowi „tak”. O. Ricardo powtarzał nam od samego początku, że będzie nas coraz więcej, że będziemy ewangelizować w całych Włoszech, w Ameryce Południowej, w Stanach Zjednoczonych, w Azji i w Afryce, że nasi bracia zostaną wyświęceni na księży. Pewnego dnia wziął mapę i zaczął zaznaczać chorągiewkami miejsca, w których mieliśmy się pojawić. Była nas wtedy garstka i mówiliśmy sobie, że to niemożliwe, bo środki jakimi dysponowaliśmy były po ludzku niewystarczające. Dzisiaj, po 30 latach, możemy powiedzieć, że to marzenie stało się rzeczywistością i to nie dlatego, że tak chciał o. Ricardo, ale dlatego że tak chciał Pan! W życiu wspólnotowym przeżyliśmy też wiele prób. Jedną z nich były czasy, kiedy o. Ricardo był oskarżony i zniesławiony. Nigdy nie usłyszeliśmy wtedy od niego, że odchodzi. Pozostał wierny obietnicy Pana w czym stał się dla nas wielkim przykładem. Kiedy wszczęto przeciwko niemu dochodzenie, całą wspólnotą zaczęliśmy się modlić, a kiedy o. Ricardo musiał wyjechać, udaliśmy się do Camparmò, uklękliśmy i ucałowaliśmy tę ziemię, wzięliśmy ją „w posiadanie” i zobowiązaliśmy się do kontynuowania dzieła, które rozpoczął o. Ricardo. Jesteśmy, ponieważ spotkaliśmy Jezusa i On dał nam siłę kroczenia naprzód także w tej próbie. Nie jesteśmy sami na tej drodze. Mieliśmy przy sobie o. Ricardo, a kiedy przylecieliśmy z zagranicy, gdzie byliśmy w momencie śmierci syna, na lotnisku czekał na nas o. Sandro. To on zawiadomił nas o tym, co się stało. Dziękuję całej wspólnocie za to, że nie opuściła nas w tych ciężkich chwilach. Dziękuję za wszystkie przejawy Waszej miłości i przyjaźni, które pomogły nam iść naprzód pomimo wszystko. Alfredo: Kiedy pojawiłem się w Camparmò, o. Ricardo nauczył mnie dziękować Panu za to, co mam. Tego się uchwyciłem. Codziennie dziękuję Panu za życie, za moją żonę, za dzieci, za pracę, za to, że jestem zdrowy, że lubię i mogę dobrze zjeść, za to wszystko, co pozwala mi odkrywać każdego dnia. Podziękowałem Panu także za 31 lat przebywania z moim synem Carlo. Wiem, że wiele osób nie ma tyle szczęścia co ja, wielu straciło dzieci w o wiele młodszym wieku. Dziękuję także o. Ricardo za wszystko, czego dał mi doświadczyć przez te wszystkie lata historii Camparmò. Jako małżeństwo także przeżyliśmy wielką próbę. 1 marca 2008 roku zginął w wypadku samochodowym nasz młodszy syn, Carlo. Słowa nigdy nie wyrażą bólu i cierpienia, przez jakie przeszliśmy, ale dzisiaj jesteśmy razem, we wspólnocie. 5 historia Camparmò 5 nasze powołanie u ź r ó d e ³ Ko i n o n i i Wiara na dziś i na jutro Fragmenty nauczania wygłoszonego 28 sierpnia 2009 roku podczas Międzynarodowego Kongresu Koinonii Jan Chrzciciel z okazji 30-lecia jej istnienia. O. Ricardo Argañaraz N oszę w sercu przekonanie, że Koinonia jest chwalebnym dziełem Pana. To nie o. Ricardo, nie o. Sandro czy o. Alvaro, ale sam Pan jej zechciał. Jest ona integralną częścią Kościoła katolickiego i dlatego „bramy piekielne jej nie przemogą” (por. Mt 16,18). Historia Koinonii jest „historią Słowa”. Po latach możemy powiedzieć, że zrodziliśmy się ze słowa Bożego. A zaczęło się od powracającego w moim sercu wezwania: „Wyjdź na pustynię: będę do ciebie mówił”. Lato 1975 roku spędziłem na górze Palon we włoskich Dolomitach. To tam któregoś sierpniowego wieczoru usłyszałem: „Dam ci ziemię po lewej stronie tej doliny. Zamieszkasz tam z braćmi i siostrami, z którymi dzisiaj nie jesteś”. Otrzymałem wówczas obraz dwóch dróg: jedna była ciemna, a wspinali się po niej chorzy, sparaliżowani, niesiono umarłych. Druga była jasna, a wszyscy, którzy z niej schodzili byli uzdrowieni. Koinonia jest jakby pomiędzy słowem Bożym na teraz i słowem Bożym na jutro. Tamto słowo było „na teraz”, mimo że dotyczyło przyszłości. Już 19 września 1975 roku Pan podarował mi bowiem Camparmò, które znajduje się po lewej stronie doliny, patrząc w dół z góry Palon. Przyszłości natomiast dotyczył obraz, który otrzymał nasz brat, Alvaro. Było to w marcu 1978 roku w Santa Cruz de la Sierra. Zobaczył brzydkie, stare drzewo, którego konary zwracały się ku dolinie. Na jego gałęziach rosły owoce, z których wytryskiwało mleko, rozlewając się po całej okolicy, regionie Veneto, zalewając Włochy, Europę inne kontynenty i w końcu – cały świat. Trzecie słowo, którym chciałbym się podzielić dotyczy nas wszystkich. Poprosiłem braci z jednej ze wspólnot w Santa Cruz, żeby się nade mną pomodlili. „Pan wskazał mi miejsce i nie za bardzo rozumiem, co mam tam zrobić” - powiedziałem im. Odpowiedzią było Słowo: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Od razu zrozumiałem, że chodzi o trudności, prześladowania i wątpliwości. Wiele razy słyszałem bowiem: „Tak nie można, to tylko twoje emocje, tylko się tobie zdaje”. „Lecz Jezus słysząc, co mówiono, powiedział: Nie bój się, wierz tylko!” (por. Mk 5, 35-36). 6 6 u źródeł Koinonii Po pierwsze: „Nie bój się! Trudności nie mają większego znaczenia. Tylko nie przestawaj wierzyć!”. Wiara zależy od nas. Koinonia będzie szła naprzód w takiej mierze, w jakiej my nie przestaniemy wierzyć. Nawet najpiękniejsze Słowo Pana niczego nie zmieni jeśli nie uwierzymy Obietnicy. Historię zmieniają ludzie, którzy ze wszystkich sił chwytają się słowa Pana, tak jak Abraham czy Mojżesz, któremu bracia powtarzali: „Czy nie było nam lepiej zostać w Egipcie?”. Na szczęście Mojżesz nie przestał wierzyć… To wiara jest w historii zbawienia czymś decydującym, bez niej nie ma owoców. W 1978 roku udałem się do Camparmò. Dzisiaj wiem, że tylko łasce Bożej i temu, że z całych sił uchwyciłem się słowa Bożego zawdzięczam to, że przez trzy lata wytrzymałem tam sam bez braci, bez bieżącej wody i prądu. W ciągu tych trzech lat nie miałem żadnego planu, a przed oczyma tylko wspomniany obraz drzewa. I Pan to wynagrodził. 25 sierpnia 1978 roku, 31 lat temu, Pan obudził w nocy naszą siostrę Antoniettę i powiedział jej: „Pisz”. Tak powstało proroctwo o Camparmò, w którym zawiera się cały projekt Koinonii… Kiedy wybrałem się do Antonietty, aby podziękować jej za przekazane mi słowo od Pana, nosiłem w sercu „moje Camparmò”. Miał to być klasztor o surowej regule, z pobudką o godzinie czwartej, wczesną jutrznią, nocnymi czuwaniami, mnóstwem postów i „sacrum silentium”. Mieliby tam mieszkać wyłącznie bracia, siostry - gdyby się jakieś przyłączyły - miały mieszkać w odległości przynajmniej pięciu kilometrów… Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem od Antonietty było: „To, co nosisz w sercu jest twoim bożkiem”. Pan chciał ode mnie czegoś innego. Miałem założyć Koinonię Jan Chrzciciel, w której powstanie wspólnota dziewic - braci i sióstr, gdzie swoje miejsce znajdą także rodziny i razem staną się ludem prowadzonym przez Pana. Tak powstała Koinonia Jan Chrzciciel, która jest dziś obecna na całym świecie. Chciałbym, aby w waszych sercach zapanowała niezachwiana ufność w nadzwyczajną moc Słowa - wiedzcie, że aby mogło ono przynieść owoc trzeba je przyjąć, uczynić swoim i pozostać mu wiernym do końca! Nasze zobowiązania nasze powołanie Ko i n o n i a d l a p o c z ¹ t k u j ¹ c y c h Mimo upływu lat i podjętych w tym czasie posług, różnych doświadczeń i kursów, esencją i tym, co wyraża moją codzienną dyspozycyjność oraz wewnętrzną dyscyplinę, są właśnie te Zobowiązania. Marek Maj J ak każdego roku podczas majowego spotkania Koinonii modliliśmy się o światło na drogę, jaką nasza wrocławska wspólnota ma podążać w kolejnym roku pastoralnym. Podczas modlitwy na rozmaite sposoby Pan pokazywał nam, że powinniśmy powrócić do pierwszej miłości oraz utwierdzić się mocniej w wypełnianiu naszych wspólnotowych Zobowiązań. Usłyszeliśmy między innymi: "(...) mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij!" (Ap 2,4-5). Czym więc są owe Zobowiązania, składające się z sześciu punktów i podpisane zarówno przez tego, kto je podejmuje, jak i przez świadków jego deklaracji, reprezentujących wspólnotę - regułą czy drogowskazem? A może zapisem naszej duchowości? Pamiętam moje własne złożenie podpisu pod wspólnotowymi Zobowiązaniami. Było to w 1997 roku. Czułem wtedy radość, dumę, uniesienie, płomienny zapał i wielkie "parcie" ku ewangelizacji. Te sześć punktów ucieleśniało moje życie, mój żywioł, moje powołanie. Myślę, że to była ta moja "pierwsza miłość", w której Pan objawił siebie pełniej, niż Go znałem dotychczas. Dzisiaj wracam do tych Zobowiązań, by trwać w powołaniu, sięgam myślami do tamtego czasu wielkiej miłości, dyspozycyjności, twórczości, budowania i ufności. Mimo upływu lat i podjętych w tym czasie posług, różnych doświadczeń, kursów (które stanowią ważny element życia wspólnotowego) esencją i tym, co wyraża moją codzienną dyspozycyjność oraz wewnętrzną dyscyplinę, są właśnie te Zobowiązania: Modlitwa osobista Dom Modlitwy Wspólnota Rodzinna Koinonia Uległość Dziesięcina – ofiarność. Członkowie Koinonii żyją wszystkimi zobowiązaniami razem albo nie żyją nimi wcale, gdyż wszystkie one wzajemnie się uzupełniają i odwołują - jedne do drugich. Modlitwa osobista jest pobudzana przez modlitwę wspólnotową obecną podczas Agapito i naszej comiesięcznej Koinonii. Dzień bez modlitwy osobistej to dzień pozbawiony żywej, dynamicznej obecności Jezusa. Natomiast Dom Modlitwy jest czasem świadczenia i spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Uległość i ofiarność (dziesięcina) jako styl naszego życia wynika bezpośrednio z modlitwy i relacji braterskich, które umacniają się, gdy bracia i siostry przebywają razem. Kiedy więc przestaje funkcjonować w życiu jeden z tych punktów, pociąga to za sobą osłabienie innych. C.D.N. 7 koinonia dla początkujących 7 misterium Izraela Żydzi mesjańscy Zwykle wierzą w Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale nie lubią mówić o Trójcy Świętej, lecz raczej o trojakiej naturze Boga. Wiara w Jezusa jest dla nich „ostatnią deską ratunku”, a zmartwychwstanie Mesjasza jest, tak jak dla Pawła, spełnieniem żydowskich nadziei. Giuseppe de Nardi D zisiaj, tak jak u początków chrześcijaństwa, coraz więcej Żydów wyznaje wiarę w Jezusa z Nazaretu jako Mesjasza Izraela, nazywanego po hebrajsku "Jeszua". Nowością jest jednak to, że nie przystępują oni do żadnego z historycznych Kościołów. Są świadomi tego, że przyjęcie Jezusa nie jest nawróceniem z judaizmu na chrześcijaństwo, lecz stanowi przedłużenie wiary ich ojców. Determinacja, aby nie wstępować do żadnego konkretnego Kościoła bierze się zarówno z historycznych zranień, jak i z faktu, że ich przylgnięcie do Jezusa prawie nigdy nie następowało za pośrednictwem wierzących pogan. Zwykle to lektura Nowego Testamentu stawała się przyczyną duchowego wydarzenia, które prowadziło do tego, by zostać wyznawcą Mesjasza. Żyd mesjański przyjmuje wiarę będącą w oczach jego narodu sprzeniewierzeniem się własnej tradycji, podczas gdy dla niego nie tylko nie jest to odcięcie się od judaistycznych korzeni, a wręcz rozpoznanie, że Jeszua to wypełnienie jego hebrajskiej tożsamości. Wielką nadzieją wszystkich Żydów mesjańskich jest to, że ich ruch daje początek "totalnego uczestnictwa" całego Izraela w zbawieniu, o którym mówi Paweł w jedenastym rozdziale Listu do Rzymian (w Biblii Tysiąclecia, czytamy "zebranie się w całości" - Rz 11,12, podczas gdy Biblia Konferencji Episkopatu Włoch tłumaczy "partecipazione totale" - totalne uczestnictwo - przypis red.). Widzą oni w tym "powstaniu ze śmierci do życia" (Rz 11,15) znak, 8 misterium Izraela że "czasy pogan" (Łk 21,24) zbliżają się do swego wypełnienia i że otwiera się droga na przyjście Pana. Powstanie państwa Izrael w 1948 roku jest dla nich spełnieniem proroctw Starego Testamentu, dotyczących powrotu narodu wybranego do Ziemi Izraela. Widzą podobny związek także pomiędzy odzyskaniem kontroli izraelskiej nad miastem Jerozolima w czerwcu 1967, a duchową autonomią ruchu mesjańskiego, który zaczął rozpowszechniać się w tamtym okresie. Nowy Testament uznają za Pismo kanoniczne na równi misterium Izraela ze Starym Testamentem. Jednakże w odróżnieniu od chrześcijan, którzy opierają się na Jezusie Chrystusie, Słowie, które stało się Ciałem, odsłaniającym i wyjaśniającym tajemnice Boga, oni za punkt wyjścia uważają wybór Izraela jako ludu sprzymierzonego i przedstawiają Jeszuę jako Mesjasza i Zbawiciela, tego który spełnił i będzie spełniał wszystkie obietnice Starego Testamentu. Zwykle wierzą w Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale nie lubią mówić o Trójcy Świętej, lecz raczej o trojakiej naturze Boga. Tym sposobem próbują unikać wywierania wrażenia na wspólnocie żydowskiej, jakoby przystępowali do politeizmu. Wiara w Jezusa to dla nich „ostatnia deska ratunku”, a zmartwychwstanie Mesjasza jest, tak jak dla Pawła, spełnieniem żydowskich nadziei. Impuls do powstania międzynarodowego ruchu mesjańskiego dotarł w dużej mierze ze Stanów Zjednoczonych, w których istnieje około 300 kongregacji mesjańskich. Jednakże zjednoczenie i znaczenie eschatologiczne, przez Żydów mesjańskich przypisywane Izraelowi i Jerozolimie, nadaje szczególną wagę ruchowi mesjańskiemu obecnemu na Ziemi Izraelskiej. Odzwierciedla on typowo izraelskie połączenie silnego pragnienia niezależności z jasnym poczuciem przynależności do danego narodu. Jest tam więc zróżnicowanie i napięcie, złączone przekonaniem o wspólnej przynależności. Wspólnota mesjańska w Izraelu składa się aktualnie z ponad 70 kongregacji hebrajskojęzycznych, ponad 25 posługujących się językiem rosyjskim i 5 językiem etiopsko-aramejskim. W 1997 roku powstał komitet Akcji Mesjańskiej, który ma na celu reagować na nieprzychylne wspólnocie inicjatywy legislacyjne Knessetu (parlamentu izraelskiego). Najszybszy rozwój ruchu mesjańskiego nastąpił w niektórych państwach byłego Związku Radzieckiego takich jak Rosja, Ukraina, Mołdawia i Białoruś. Wśród krajów Europy Zachodniej ruch mesjański obecny jest od dawna w Wielkiej Brytanii, Francji i Holandii, ale jego liczebność jest bardzo skromna. Natomiast w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza w Brazylii, Argentynie i Meksyku, powstały w ostatnich latach środowiska mesjańskie, które zyskały już pewne znaczenie. Ważne, aby zauważyć, że ruch judeomesjański nie ma ani centralnej struktury autorytarnej, ani żadnego ciała rządzącego. Model organizacyjny, który najbardziej przypomina, jest właściwy tak zwanym "wolnym Kościołom". Może to wynikać po części z wpływu protestanckiego, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony, model wolnego Kościoła odzwierciedla instynktowny opór większości Żydów mesjańskich wobec wszelkiej formy kontroli ze strony Kościoła, którą kojarzą z pozostawaniem pod panowaniem pogan. W każdym razie, jedna z największych różnic pomiędzy wolnymi Kościołami a kongregacjami mesjańskimi, to fakt, że te ostatnie mają pełną świadomość przynależności do narodu wybranego. misterium Izraela 9 ludzie KeKaKo Lidka i Zenek Kuflowie Lidkę i Zenka Kuflów znają chyba wszyscy z polskich Wspólnot Koinonii, chociaż najlepiej pewnie w Gdyni i we Wspólnotach, które należą do tego Regionu. We wrześniu obchodzili trzydziestą piątą rocznicę ślubu. Z tej okazji składamy im serdeczne życzenia. Poprosiliśmy Hanię i Jacka Damięckich, żeby opowiedzieli co nieco o swojej przyjaźni z nimi, przy okazji zdradzając nam nieco szczegółów z ich życia. Hania: Było to w 1987 roku. Lidka i Zenek przyszli na spotkanie Domowego Kościoła w Cisowej. Byliśmy tam animatorami, a oni przyszli jako osoby zainteresowane. Przyłączyli się do naszego kręgu. Od początku wiedzieliśmy, że jest to para inna, niż wszystkie, jakie dotąd znaliśmy. Ta inność wyrażała się w tym, że oni byli "głodni relacji". Z innymi spotykaliśmy się raz w miesiącu, a z nimi - regularnie codziennie. Tak się zaczęła nasza znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń. Było nam ze sobą dobrze. Oni mieli dużo tematów z życia wziętych. Mieli wtedy „syrenkę” i działkę ogrodniczą, na której stała szklarnia. W tamtych czasach to było naprawdę coś! Nasz syn, słysząc że nasi znajomi mają szklarnię, powiedział kiedyś: „Mamo, tacy ‘burżuje’, a tylko 10 10 ludzie KeKaKo ‘syrenką’ jeżdżą?” Jacek: Ale to była szklarnia "2 na 4". Hania: Tak więc zajmowali się uprawą porzeczek i zwykłymi ludzkimi, codziennymi problemami. Jacek: Ta ich działka i domek letniskowy odegrały znaczną rolę w naszym życiu i w życiu wielu innych osób, które tam przyjeżdżały. Lidka i Zenek byli osobami wierzącymi dość tradycyjnie. Poza tym działka i domek były szczytem ich oczekiwań. Urlop oznaczał wyjazd na działkę, a poza urlopem jeździło się na zbieranie porzeczek (również na działkę). Rytm życia wyznaczały te dwie rzeczy - praca i działka. Hania: To, co najbardziej z tamtego okresu pamiętam, to fakt, Hania: A Zenek i Lidka są naprawdę obdarowani: Lidka charyzmatem proroctwa, a Zenek sercem pasterza. Jacek: Zenek ma też dar nauczania i patrzenia w serce. Potrafi znakomicie prowadzić negocjacje. I umie słuchać. Nie ma za to daru szybkiego podejmowania decyzji. To, co mi wydaje się jasne i oczywiste, u Zenka potrzebuje czasu na przetrawienie. Wypracowaliśmy sobie taką metodę, że jeśli jest coś, w czym nie potrafimy się porozumieć, zostawiamy sprawę na dwa tygodnie i potem do niej wracamy. Hania: O ile Jackowi i Zenkowi zdarzyło się "porozmawiać po męsku", to nam z Lidką przez te wszystkie lata nie przydarzyła się ani jedna kłótnia. I nie zdarzył się też nam czworgu ani jeden dzień, kiedy mielibyśmy siebie nawzajem dosyć. Pewnego razu powiedziałam do Zenka: "Zrobiłam odkrycie". „Jakie” - zapytał? „My musimy mieć na cmentarzu miejsca obok siebie” - mówię. Strasznie się zaczął śmiać. „Jak by to było, gdybyśmy nie byli razem?” - powiedział. Pan wypróbowywał nas na wszelkie sposoby. Dzisiaj wiem, że tacy przyjaciele, to skarb. Tak się sprawdza słowo z Księgi Mądrości Syracha, że kto znalazł przyjaciela, skarb znalazł (por. Syr 6,14). My sobie na co dzień nie zdajemy sprawy, jak Pan nas bardzo obdarował. Udało nam się ostatnio, chociaż z trudem, namówić ich na urlop bez nas. Pojechali w góry. Wrócili oczarowani. Oczywiście nie obyło się bez codziennych, wieczornych telefonów. Osobna historia to budowa naszych domów w Bojanie. Kiedy podjęliśmy z Jackiem decyzję o rozpoczęciu budowy, Zenek natychmiast zaproponował, że będziemy wspólnie zbierać na naszą budowę, a kiedy my się już wybudujemy, uzbieramy także na ich dom. Cieszyliśmy się tym przez dziesięć minut. Zaraz potem przyszła refleksja: jak to? My tu, w Bojanie, a oni tam, w Gdyni? Nie może być! Uzgodniliśmy, że będziemy się budować wspólnie i teraz widzimy się z okien naszych domów. Nic się nie może ukryć (śmiech). Jacek: Bo nieszczęścia chodzą parami: Kuflowie z Damięckimi, a Damięccy z Kuflami (śmiech). Oprócz naszych domów, w Bojanie powstały kolejne - będzie chyba z dziesięć. Hania: Ta nasza przyjaźń to taka zaraza, na którą oby nie było lekarstwa. I nigdy nie byliśmy o tę przyjaźń zazdrośni. Jacek: A skoro mowa o Bojanie, to warto powiedzieć, że każdy z tych powstających tu domów ma swoją specyfikę. Dom Zenka i Lidki, to dom dużego spotkania. Już na etapie projektowania było wiadomo, że środkowa jego część będzie przeznaczona na spotkania. Otrzymała osobne wejście, kuchnię, łazienkę i dużą salę. Zmieściło się tam już 80 osób. Lidka czuje się świetnie jako gospodyni domu. Ona kocha służyć ludziom. Nazwali swój dom "Chwała pobożności i pokój sprawiedliwości". Hania: Wiesz, ta nasza przyjaźń z nimi jest jak stare wino: im więcej ma lat, tym lepiej smakuje. Jacek: I wcale nie trzeba dużo wypić, żeby poczuć ten smak (śmiech). ludzie KeKaKo że bardzo chcieliśmy być ze sobą. Odwiedziny, wspólne spacery po bulwarze. My z Lidką przodem, rozmawiając o sprawach duchowych, a nasi panowie za nami o samochodach. Lidka dzieliła się ze mną swoim pragnieniem posiadania siostry. Ja nie miałam w sercu jakiegoś silnego pragnienia przyjaźni, dlatego że miałam dużą rodzinę, a poza tym, my zawsze byliśmy w kręgu wielu osób, które chciały z nami być. Nie przypuszczaliśmy, że to wszystko przerodzi się w tak wielką przyjaźń, jaką dzisiaj żyjemy. Jacek: Nasze dzieci się z nas śmiały, że wieczór spędzony bez Zenka i Lidki to wieczór stracony. Hania: W 1990 roku, kiedy Lidka urodziła czwarte dziecko, podczas urlopu wychowawczego zamknięto jej zakład pracy. Ja też się zwolniłam i zdecydowałyśmy, że założymy firmę. Wszyscy czworo powzięliśmy postanowienie, że nie pozwolimy, aby pieniądze kiedykolwiek zagroziły naszej przyjaźni. Gdyby tak się miało stać, byliśmy gotowi zakończyć działalność firmy. Jacek: Byliśmy w sprawach finansowych przejrzyści. Zenek, bywało, nie spał pół nocy, bo gdzieś mu się jakaś złotówka nie zgadzała. Od tamtej pory, aż po dzień dzisiejszy nie kontrolujemy się nawzajem, bo każdy robi swoje najlepiej, jak potrafi, a naszym celem jest pozostawanie w przyjaźni. Z tej przyjaźni dopiero wziął się pomysł, żeby wspólnie coś robić. Później stała się ona fundamentem wspólnoty. Hania: Po dwudziestu dwóch latach znajomości i dziewiętnastu wspólnego prowadzenia firmy, na palcach mogłabym policzyć urlopy, których nie spędziliśmy razem. Najpierw była to działka, a potem różnego rodzaju rekolekcje. W końcu zaczęliśmy odwiedzać i inne miejsca, bo świat nie kończy się na działce. Zenek z Lidką podjęli heroiczną decyzję o sprzedaniu domku i działki, w ten sposób uwolnili się od nieustannego obowiązku ich doglądania. W 1992 roku wspólnie pełniliśmy posługę na zapleczu rekolekcji "Dzieje II", prowadzonych przez s. Angelinę Bukoviecki z Denver, a po roku również razem braliśmy udział w spotkaniu "Ewangelizacja z mocą" w Warszawie, gdzie w nadzwyczajny sposób odczuliśmy obecność Ducha Świętego. Później były spotkania z ks. Janem Kruczyńskim, a 13 grudnia 1996 roku w Skorzeszycach przystąpiliśmy do Koinonii Jan Chrzciciel. Wtedy też Zenek zgodził się zostać odpowiedzialnym za rodzącą się w Gdyni Koinonię. Potem nastąpiły dwa lata wspólnych regularnych wypraw do Wrocławia, gdzie uczestniczyliśmy w formacji wspólnotowej. Te wyjazdy jeszcze bardziej nas zjednoczyły. Oczywiście nie była to sielanka, bo panowie mają męskie charaktery. A kłócili się na ogół o drobiazgi. Jacek: Na przykład, jeśli jechaliśmy samochodem Kuflów (a mieli lepszy), to Zenek nie dawał nikomu innemu prowadzić. Wtedy ja mówiłem, że pojedziemy naszym, co budziło opór drugiej strony. I takie to były kłótnie. Nigdy nie sprzeczaliśmy się o pieniądze ani o wspólnotę. Nie byliśmy też między sobą zazdrośni (np. o dary duchowe). Wysłuchał i spisał Robert Hetzyg. 11 ludzie KeKaKo 11 La storia di Camparmò temat numeru Kilka informacji Koinonia Jan Chrzciciel Razem w drodze K ongresy to nie moja specjalność. Niechętnie bywam na wielkich imprezach. To pewnie Jubileuszowy Kongres Koinonii Jan Chrzciciel pod hasłem „Razem w drodze” odbył się w Pradze w dniach 28-30 sierpnia 2009 roku. Wzięło w nim udział ok. 2600 osób z 16 krajów. Gościliśmy czterech biskupów. Byli to: bp František Radkovský - ordynariusz diecezji pilzneńskiej (Czechy), bp Chacko Thottumarical SVD - ordynariusz diecezji Indore (Indie), bp John Ganawa SVD - ordynariusz diecezji Jhabua (Indie), bp Stanislav Stolarik - biskup pomocniczy archidiecezji koszyckiej (Słowacja). Przybyli także ks. Josef Žák - wikariusz biskupi ds. duchowieństwa diecezji pilzneńskiej (Czechy) oraz Benjamin Berger z Izraela - pastor wspólnoty Żydów mesjańskich, którego obecność była żywym znakiem naszej jedności z Narodem Obietnicy. Napłynęło także wiele listów z życzeniami urodzinowymi dla Koinonii. Kardynał Giovanni Battista Re - Prefekt Kongregacji ds. Biskupów, napisał między innymi: „Będę z Wami myślą i modlitwą, prosząc Boga o pomyślność dla wszelkich Waszych inicjatyw oraz o obfite owoce łaski”. skaza minionej epoki. Tak czy owak marnie się odnajduję pośród tłumów i laudacji. Jest jednak coś, co łagodzi tę moją niechęć: to spotkania z przyjaciółmi, często dawno niewidzianymi. A ten kongres przyniósł mnóstwo takich spotkań. Mają one jedną wspólną cechę: dają dużo radości. I to jest pierwsze wrażenie z Międzynarodowego Kongresu Koinonii Jan Chrzciciel w Pradze AD 2009. A potem, kiedy zaczęły się nauczania i świadectwa, przyszły inne. Słuchałem i słuchałem, i odczuwałem coraz większy respekt i uznanie zarówno wobec tych, którzy mówią, jak i wobec samej okazji – 30-lecia Koinonii. Żyjąc przez lata we wspólnocie, można się przyzwyczaić do jej misji, do jej sposobu życia i do historii, która w tej lub innej formie wyziera z różnych przejawów naszej codzienności. Słuchając jednak o. Ricardo, o. Sandro i pierwszych braci, A Kardynał Paul Josef Cordes - przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum złożył nam takie życzenia: „Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, Z okazji obchodów 30-lecia powstania Stowarzyszenia Koinonia Jan Chrzciciel pragnę przekazać Wam szczególne pozdrowienia i życzenia, aby zapoczątkowane przez Was dzieło mogło wciąż wzrastać i rozwijać się w wierności Waszemu charyzmatowi i w jedności z Kościołem, którego jesteście częścią. Modlę się, aby Wasza działalność ewangelizacyjna stała się zaczynem dla lokalnych kościołów, aby wielu zostało pociągniętych przez Ewangelię i by stali się oni radosnymi świadkami Zmartwychwstania. Życząc wszelkiego dobra, serdecznie pozdrawiam wszystkich uczestników kongresu, przybyłych z różnych krajów. Moją bliskość pragnę okazać zwłaszcza Waszemu założycielowi, O. Ricardo, Waszemu Generałowi oraz wszystkim Odpowiedzialnym. Niech Bóg Wam błogosławi!” docierało do mnie, że i ja mam w tym swój udział, bo w którymś momencie tej wspólnotowej historii dołączyłem do budujących ją przez lata braci i sióstr, których świadectwo uczyniło ten kongres prawdziwym świętem wierności. I nie chodzi tylko o naszą wzajemną wierność - Boga wobec nas i naszą wobec Niego. Bez niej Koinonia w ogóle nie miałaby racji bytu. Chodzi jednak także o wzajemną wierność tych, którzy zostali zaproszeni do wędrowania tą samą drogą. Im ta droga trudniejsza, tym bardziej potrzebujemy siebie nawzajem. Dlatego hasłem jubileuszowego kongresu było „Razem w drodze”. Na kolejnych stronach postaramy się przywołać tamte chwile, spędzone w Centrum Kongresowym w Pradze. Robert Hetzyg 12 Swoje życzenia przekazali nam również: Kard. Miloslav Vlk – metropolita Pragi (Czechy), Kard. Seán Baptist Brady – metropolita Armagh (Irlandia), Abp Fouad Twal - łaciński patriarcha Jerozolimy, Abp Alberto Taveira Corrêa - metropolita Palmas (Brazylia), Abp Ján Babjak SJ - greckokatolicki metropolita Preszowa (Słowacja), Bp Dominik Duka OP - ordynariusz diecezji Hradec Kralove (Czechy), Bp Jan Styrna - ordynariusz diecezji elbląskiej (Polska), Bp Mario Russotto - ordynariusz diecezji Caltanissetta (Sycylia, Włochy), Bp Gabriele Mana - ordynariusz diecezji Biella (Włochy), Bp Camilo Lorenzo Iglesias - ordynariusz diecezji Astorga (Hiszpania), Bp Jean-Paul Jaeger - ordynariusz diecezji Arras (Francja), Bp Nicholas DiMarzio - ordynariusz diecezji Brooklyn (Nowy Jork, USA), Bp John Baptist Tan Yanquan - ordynariusz diecezji Nanning (Chiny), Bp Hans-Jochen Jaschke - biskup pomocniczy archidiecezji Hamburga (Niemcy), Bp Donald McKeown - biskup pomocniczy diecezji Down i Connor (Irlandia Płn), O. Pierbattista Pizzaballa OFM - Kustosz Ziemi Świętej, O. prof. Silvano M. Maggiani OSM - rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego „Marianum” w Rzymie (Włochy). Nauczania i świadectwa Podczas kongresu usłyszeliśmy następujące nauczania: Camparmò, siła charyzmatu - O. Ricardo Argańaraz, Kruchość i nadzieja początków, zawsze obecne w dziele Boga O. Sandro Bocchin, Wspólna wędrówka i odkrywanie drogi O. Giuseppe De Nardi, Namaszczeni Duchem Świętym - O. Claudio Antecini, Radość głoszenia Jezusa - Iwona Sułek, Siła jednoczącej miłości - Virginia De Nardi, Jan Chrzciciel, człowiek eschatologiczny O. Emanuele De Nardi, W stronę przyszłości - O. Alvaro Grammatica. Nie zabrakło również świadectw: Antonietta - mówiła o swoim doświadczeniu Bożego działania wobec rodzącej się wspólnoty, dla której otrzymała słowo prorocze. Valerio - dzielił się doświadczeniem misji w Afryce. Juan Carlos opowiadał o tym, jak Pan uwolnił go i powołał do życia w dziewictwie dla Królestwa Niebieskiego. Świadectwo pierwszych lat Koinonii dali Ida i Alfredo - jedna z pierwszych rodzin, jakie przyłączyły się do wspólnoty w Camparmò. O życiu ewangelizującej rodziny mówili Beata i Andrzej Wójtowicz. Jirka z Czech mówił natomiast o wierności dziesięcinie i o błogosławieństwie, jakiego Bóg udziela tym, którzy mu ufają. Zobowiązania wieczyste Kulminację kongresu stanowiła uroczysta Eucharystia pod przewodnictwem bp. Františka Radkovsky'ego, podczas której dziewięcioro naszych sióstr i braci złożyło swoje wieczyste zobowiązania wspólnotowe. Byli to: Jakub Ladman, Silvia Hakosova, Marta Laura Hlisnikovska, Paweł Badyna, Ola Krakhmalchyk, Agnieszka Kopacz, Christine Sawey, Noemi Kopkova, Sinead Martin. 13 rozmowa KeKaKo La storia di Camparmò 14 14 Koinonia Jan Chrzciciel Razem w drodze 15 La storia di Camparmò Koinonia Jan Chrzciciel Razem w drodze 16 Drodzy Bracia w biskupstwie, Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie! Jestem szczęśliwy, że mogę dzisiaj być razem z Wami. Także na Waszych twarzach można zobaczyć radość. Wiem, czemu się wszyscy tak uśmiechacie - wszyscy jesteście pijani! Podczas Pięćdziesiątnicy, słysząc nauczanie Piotra, ludzie mówili: „oni wszyscy są pijani”. Wczoraj, podczas modlitwy o namaszczenie, widziałem radość w Was wszystkich. To jest festiwal radości! To jest festiwal nowej Pięćdziesiątnicy! 30 lat chodzenia z Jezusem w Duchu Świętym - gratuluję o. Ricardo, o. Alvaro i wszystkim, którzy pracowali przez te lata. Duch Święty prowadzi nas codziennie. My wszyscy, którzy przyjechaliśmy tu z różnych stron świata, aby świętować ten wielki dzień, tak jak Apostołowie, którzy podczas Pięćdziesiątnicy mówili jednym językiem i wszyscy ich rozumieli, mówimy tym samym językiem, językiem Ducha Świętego. Wczoraj rano byliśmy świadkami marszu narodów: byli ludzie z Polski, Meksyku, Niemiec, z całego świata… Duch Pana czyni nas jednym ludem - ludem na drodze Jezusa. Jestem bardzo szczęśliwy, że dzisiaj mogę być tutaj z Wami. Życzę Wam, aby Duch Święty Was wypełnił, abyście szli, jak Jan Chrzciciel, głosząc Jezusa i stając zawsze po stronie Prawdy. Niech Bóg błogosławi każdego z Was. Niech błogosławi Koinonię Jan Chrzciciel, niech błogosławi wszystkich uczestników tego kongresu. Jestem szczęśliwy, że mogę być członkiem Koinonii Jan Chrzciciel. Uczyniłem swoim skarbem przyjaźń z o. Ricardo, o. Alvaro i z każdym z Was. Chciałem wysłać na świat misjonarzy z mojej diecezji, ale nie miałem tak wielu księży, żebym mógł ich posłać. To o. Ricardo i o. Alvaro dali mi okazję, aby wyświęcić kapłanów i posłać ich. W ciągu ostatniego roku Pan pobłogosławił mi możliwością wyświęcenia i posłania siedmiu braci z Koinonii. Wiem, że pracują w Słowacji, w Polsce, Meksyku, Stanach Zjednoczonych, Czechach i na całym świecie. To jest dzieło Pana. Chwała Mu! Dzięki Ci, Jezu! Dzięki Ci, Duchu Święty! Dzięki Ricardo i Alvaro! Dzięki każdemu z Was! Alleluja! (fragmenty wypowiedzi bpa Chacko Thottumaricala SVD, ordynariusza diecezji Indore, Indie) Drodzy Bracia Biskupi, drodzy Przyjaciele! Zostałem wyświęcony na biskupa 11 czerwca br. Jestem wdzięczny biskupowi Chacko, że w mojej diecezji zastałem wspólnotę, która jest związana z Wami. Zaraz po święceniach powiedziałem, że chcę pojechać do Czech na spotkanie Koinonii. Nigdy wcześniej nie miałem paszportu, bo nie spodziewałem się, że zostanę biskupem, albo że wyjadę za granicę. Bogu trzeba dziękować, że ostatecznie na dwa dni przed wyjazdem otrzymałem wizę. A teraz, kiedy już się tu znalazłem, jestem bardzo szczęśliwy. Najpierw odwiedziłem Pilzno, gdzie spotkałem się z Waszą wspólnotą. Ich przyjęcie sprawiło, że poczułem się jak u siebie w domu. Powiedziałem sobie: „Tak, to jest prawdziwa Koinonia”. Potem odwiedziłem o. Ricardo. Cieszę się, że mogłem go poznać. Okazał się człowiekiem pełnym Ducha i radości. Chcę mu podziękować za zaproszenie do udziału w tym Kongresie. Dziękuję Waszej wspólnocie, a zwłaszcza tym z Was, którzy modlą się w intencji Indii. Wiele osób podchodziło do mnie i wyrażało swoją troskę w związku z prześladowaniami, do jakich u nas dochodzi i zapewniali mnie o swojej modlitwie. Bóg pragnie, aby wszyscy - mężczyźni i kobiety - osiągnęli zbawienie. W tym celu posłał swojego umiłowanego Syna, aby złożył siebie w ofierze za rodzaj ludzki. W ostatnim rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza słyszymy posłanie „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28,19). W Pradze spotkałem ludzi ze wszystkich części świata. W Koinonii Jan Chrzciciel słowo Jezusa wydało owoc. Jest czymś szczególnym, kiedy mężczyźni i kobiety żyją razem we wspólnocie. To obraz tego, że wszyscy razem jesteśmy w drodze ku niebu, obraz wspólnoty niebieskiej, do której zmierzamy. Dziękuję raz jeszcze za zaproszenie i za to, że mogłem czuć się tu, jak u siebie. Dziękuję o. Ricardo i o. Alvaro. Zapraszam do Indii! (fragmenty wypowiedzi bpa Johna Ganawy SVD, ordynariusza diecezji Jhabua, Indie) 17 La storia di Camparmò Na zakończenie kongresu głos zabrał nasz pasterz generalny, o. Alvaro. Było to spojrzenie w przyszłość, nie tę najdalszą, ale tę na „dziś” i na „jutro”. Przyglądając się drodze, którą przeszła Koinonia w ciągu 30 lat, Alvaro wyliczył trzy warunki konieczne do zachowania i wypełnienia naszego powołania: 18 Przyjaźń To rodzinny i spontaniczny klimat, w którym przyjmujemy siebie nawzajem i doceniamy to, czym każdy z nas jest obdarowany. Nikt z nas nie ma wszystkich darów i nie jest samowystarczalny, podobnie, jak nikt nie jest sam ze swoimi problemami. Są bracia i siostry, na których możemy liczyć. Ta przyjazna atmosfera ma też przekładać się na wzajemne relacje pomiędzy poszczególnymi Oazami i Rzeczywistościami Wspólnotowymi. Żadna z cząstek nie jest całą Wspólnotą. „Jesteśmy Koinonią w takiej mierze, w jakiej przyjmujemy i inne rzeczywistości, które żyją tym samym charyzmatem, co my” - mówił Alvaro. Świadectwo Alvaro zachęcił nas, abyśmy przyjęli je za swój styl życia. Mamy mieć „kerygmat we krwi”. To znaczy, że mamy potrafić uzasadnić tę nadzieję, która jest w nas, głosząc jedynego Pana i Zbawiciela- Jezusa. To głoszenie jest naszym dzieleniem się tym, co każdy z nas otrzymał (a otrzymaliśmy wiele) po to, aby zaspokoić głód naszych braci. Odwaga Jest potrzebna, aby zachować wolność i podążać w uległości Duchowi Świętemu. Ta uległość, czyli nasza charyzmatyczność, nie ma nic wspólnego z nieposłuszeństwem, ale jest wspólnym nasłuchiwaniem tego, czego Pan od nas pragnie i wypełnianiem Jego woli. Przeciwieństwem takiej postawy jest, jak to ujął Alvaro, „uciszanie Ducha”, polegające na poszukiwaniu sposobu na przetrwanie i wygodną egzystencję. Nasz Generał ostrzegł nas przed wybieraniem takich prostych rozwiązań. Koinonia Jan Chrzciciel Razem w drodze 19 La storia di Camparmò rodzina Pięć i pół roku... Nasza relacja każdego dnia staje się coraz piękniejsza i coraz lepiej się rozumiemy. Z tego natomiast może wypływać tylko jedno: prognoza wspaniałego życia! Iza i Maciek Łukaszewiczowie Maciek: Z jednej strony wydaje mi się, że znam Izę na wylot i od zawsze, że nie istniał okres "przed". Z drugiej wiem, że jest w niej jeszcze wiele wspaniałości i skarbów do odkrycia i tak naprawdę znamy się niecałe sześć lat. Iza: No właśnie. Trudno sobie wyobrazić, że było jakieś "przed", a przecież było i to bardzo długo. Maciek jest dla 18 rodzina 20 mnie odpowiedzią na wiele lat modlitw, ale też znakiem wierności Boga – obiecał i dotrzymał słowa. Nie powiem, były momenty trudne. Zastanawiałam się, czy jest na świecie człowiek, który pokocha mnie taką, jaka jestem. Maciek: 28 sierpnia 2005 roku rozpoczęliśmy wspólne wspaniałe życie. Oczywiście gdy mówię "wspaniałe", wcale w stanie zrozumieć, bo jest inaczej skonstruowany. Również kobieta nie zawsze zrozumie tok rozumowania mężczyzny. Tak po prostu jest, należy się z tym pogodzić i basta! Maciek: Nie jest żadną tajemnicą, że w każdym małżeństwie są chwile zarówno szczęśliwe jak i trudne, przy czym "trudne" niekoniecznie znaczy kłótnie małżeńskie czy jakieś permanentne nieporozumienia. Czasami takie sytuacje są niezależne od małżonków. W naszym wypadku chwile radosne to wspaniała wiadomość, że Iza jest w ciąży oraz cudowny czas narodzin Antka. Chwile bardzo trudne to utrata pierwszego dziecka, problemy z drugą ciążą oraz czas pobytu Antka w szpitalu, a także choroba Izy. Ciekawostką jest fakt, że zarówno chwile dobre jak i złe mogą dzielić jak i łączyć. Oczywiste jest też, że i te sprawy przeżywamy w różny sposób, co jednak nie powoduje, że się od siebie oddalamy. Często wręcz przeciwnie. Jedna z takich chwil pozwoliła mi w bardzo szczególny sposób odczuć, jak wspaniałym darem dla mnie jest Iza i jak puste byłoby moje życie, gdyby jej zabrakło. To było jak uderzenie młotem w głowę: zacząłem za nią tęsknić, choć stała tuż obok mnie. Iza: Maciek jest z pewnością wyjątkowym człowiekiem. Ciepły, cierpliwy, może czasami za mało asertywny (chodzi o tę prawdziwą asertywność, czyli przedstawienie faktu, uczuć i oczekiwań). Śmieję się czasami, że mnie rozpuścił. Tak naprawdę daje mi dużo przestrzeni, ale lubię bardzo, gdy jest stanowczy i wypowiada swoje zdanie. Maciek: Bóg posługuje się różnymi sytuacjami tu, na ziemi, aby wzmacniać miłość małżonków. W naszym przypadku tym, co bardzo silnie nas łączy jest wspólna miłość do Antka: miłość różna, ale jednocześnie uzupełniająca się. Wspólna obserwacja jego rozwoju jest bardzo inspirująca. Najprostsze czynności, które Antek nagle zaczyna wykonywać są ogromną radością dla nas obojga. Oczywiście Bóg sam jest tym elementem, który łączy najsilniej. Stosunek do Boga, do wiary i religijność, które na początku znajomości były tak różne z dnia na dzień stawały się (i wciąż stają) coraz bardziej jednakowe. Wiele razy modliliśmy się razem, ale też wielokrotnie modlimy się oddzielnie, wszystko w zależności od potrzeby i sytuacji. Również zaszczytne brzemię koordynatora miasta, które dźwiga Iza (ja staram się jej trochę pomagać) tworzy między nami szczególną relację. Na początku naszej znajomości było to z mojego punktu widzenia trochę trudne. Dziś patrzę na te sprawy z nieco innego punktu widzenia. Pięć i pół roku, które przeżyłem z moją Żoną (tak, Iza jest naprawdę Żoną z wielkiej litery) uważam za najwspanialszy okres mojego życia. Uważam też, że nasza relacja każdego dnia staje się coraz piękniejsza i coraz lepiej się rozumiemy. Z tego natomiast może wypływać tylko jedno: prognoza wspaniałego życia w ciągu kolejnych, daj Boże, co najmniej pięćdziesięciu lat! Czego również wszystkim obecnym i przyszłym współmałżonkom życzę! 21 rodzina nie twierdzę jednocześnie, że "nic bym nie zmienił" i że nie stało się nic złego, że wszystkie chwile były cudowne. Nie da się zliczyć naszych kłótni, naszych ciężkich bojów i dyskusji oraz chwil, gdy stwierdzałem w duchu, że Bóg wysłał Izę, aby mi przez nią pokazać miejsca, w których mógłbym się stać lepszy, a to zazwyczaj najbardziej boli. Trudne były to chwile, ale z perspektywy widzę dobry ich skutek. Już w czasie narzeczeństwa rozpoczął się okres bardzo intensywnych rozmów. A właściwie to Iza mówiła i usiłowała skłonić do mówienia mnie, faceta z syndromem samotnika. I często jej się udawało, dzięki czemu mogliśmy się poznawać. Wracając jednak do okresu przed ślubem, to była jeszcze Wspólnota. W owym czasie ja byłem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o jakiekolwiek wspólnoty katolickie, a już o tym, żeby moja przyszła żona miała do jakiejkolwiek należeć, nie mogło być mowy. Ale Iza była na tyle rozsądna, że w bardzo wczesnej fazie naszej znajomości podeszła do sprawy bardzo naturalnie. Nie czułem się przytłoczony czy zmuszany do czegokolwiek. Z czasem oczywiście zacząłem poznawać Koinonię i zrozumiałem, że związek z Izą to „transakcja wiązana”, czyli związek również ze Wspólnotą. Zawsze jednak podkreślała jak bardzo jestem dla niej ważny. Robiła to na tyle umiejętnie, że… No właśnie. Iza: Mam świadomość, że Maćkowi od początku wcale nie było łatwo. Nagle wszedł w nieznaną dla siebie nową rzeczywistość, która może nawet czasem przytłaczała swoją wielkością, tempem. Ja również musiałam nauczyć się nowej sytuacji. Byłam jednak szczęśliwa i cały czas modliłam się o żywą obecność Jezusa w naszym związku, a szczególnie o otwarcie serca Maćka. Maciek: Teraz, z perspektywy czasu, mogę stwierdzić jednoznacznie: Iza pomogła mi przede wszystkim odkryć mnie samego. W wielu sferach dziś jestem zupełnie innym człowiekiem niż byłem przed poznaniem Izy. Nie oznacza to jakiejś superrewolucji w życiu, a jedynie odkrycie potencjału, możliwości jakie Bóg włożył w moje serce i umysł i wykorzystanie ich. Iza pokazała mi świat (mam tu na myśli świat w pozytywnym znaczeniu tego słowa), wzbudziła ciekawość, uświadomiła, że warto marzyć i że często warto jest zaryzykować, aby móc otrzymać coś naprawdę wspaniałego. Wszystko to mogę nazwać przejściem z życia "z dnia na dzień" do życia "pełnią życia" i konsekwentnie zbliżałem się do tego w ciągu ostatnich lat. Iza: Cieszę się, że jeszcze przed ślubem zostały nam otwarte pewne dodatkowe furtki. Mieliśmy na przykład możliwość uczestniczyć w kursach "Pryscylla i Akwila" oraz "Tobiasz i Sara", które są przeznaczone dla małżeństw. Muszę jednak przyznać, że dla nas był to doskonały czas na te kursy. Dzięki nim, w mojej ocenie, już od początku naszego małżeństwa uniknęliśmy wielu kłopotliwych chwil. To, co najbardziej utkwiło nam w pamięci z tych kursów to fakt różnic pomiędzy nim a nią, nad którymi po prostu trzeba przejść do porządku dziennego. Są pewne sprawy, których mężczyzna nie jest rodzina 19 La storia di Camparmò rodzina Błogosławiona odrębność małżeńska Poprzez małżeństwo Bóg łączy mężczyznę i kobietę, tak, że stają się jednym ciałem. Andrzej Wójtowicz M ałżeństwo jest rzeczywistością pierwotną w Historii Zbawienia, a sam Jezus pyta nas słowami Ewangelii: "Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela." (Mt 19,4-6; por. Rdz 1,27; 2,24). Jezus w tych słowach, dopomina się o znajomość Bożego słowa: „Czy nie czytaliście”? Pytanie jest zasadnicze: czy czytasz Biblię, czy pozostaje ona w twoim sercu, w twoim umyśle, czy znajdujesz w niej odpowiedzi na ważne pytania, czy znajdujesz w niej wskazówki, by podejmować ważne decyzje twojego życia. W tej Biblii razem z Jezusem czytamy o tym, co było na początku dzieła Stworzenia. Małżeństwo mężczyzny i niewiasty stworzonych na obraz Boży (por. Rdz 1,27), nierozerwalnie złączonych w jedno ciało (por. Rdz 2,24), jest owocem szóstego dnia stwarzania świata, pięknie „podsumowanym” przez autora biblijnego: "A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre." (Rdz 1,31). Poprzez małżeństwo Bóg łączy mężczyznę i kobietę tak, że stają się jednym ciałem. Jest to relacja jedności, solidarności, wzajemności i równości. Faryzeusze przez swoje pytanie zadane Jezusowi (por. Mt 19,3), sugerują wyższość mężczyzny i jego prawo do odesłania żony. Tymczasem Jezus tego nie potwierdza, a wręcz podkreśla, że w małżeństwie mężczyzna i kobieta stanowią jedność, są ze sobą złączeni: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną. Słowa te mówią przede wszystkim o nierozerwalności, ale też w swym bogactwie znaczeniowym o odrębności, niezależności i wyłączności małżeńskiej. Małżeńska odrębność z tych Chrystusowych słów wprost wynika. Mieć własny dom, mieć własne życie, mieć własną przestrzeń miłości, jedności, współżycia, a jednocześnie zachować miłość i szacunek do rodziców, do dzieci i do bliskich, do przyjaciół i znajomych, i do wspólnoty. Ta odrębność to swoista klauzura małżeńska, przestrzeń, w której tylko małżonkowie mogą w swej jedności przebywać. 20 rodzina 22 W niej prowadzą dialog, używając słów, które często tylko oni rozumieją. W niej dochodzi do przebaczenia sytuacji i zranień, które są tylko między nimi i w nich. W tej odrębności także ma miejsce niezwykłe wyznawanie miłości, pełne gestów, prawdziwych słów i obdarowań. Również przysięga małżeńska, wypowiadana wobec kapłana (Kościoła) i wobec świadków, mówi o tej małżeńskiej odrębności, wypowiedzianej wobec siebie w sakramentalnym "TAK", kiedy nawzajem ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że pozostaną ze sobą aż do śmierci. Prowadzi to ku życiu dla współmałżonka a nie dla siebie; do trwania ze sobą a nie obok siebie; do dialogu w przejrzystości a nie zachowywaniu własnych tajemnic. Jest tu też pewien paradoks odrębności. Mężczyzna i kobieta różniący się od siebie, a przecież równi godnością, w małżeństwie rezygnują ze swej osobistej, ludzkiej odrębności, ze swego „ja”, by być nie dwojgiem odrębnych osób ale jednym ciałem, jednym małżeństwem, jednym wobec Boga i ludzi. Ich dotychczasowa osobista odrębność, zanika i przemienia się, staje się teraz małżeńską odrębnością, małżonkowie pozostający wobec siebie w jedności, są teraz odrębni, niezależni, wobec rodziców, dzieci i innych. Rodzice dobrze kiedy pomagają w starcie życiowym, mieszkaniowym, materialnym (instytucja babci i dziadka jest niezastąpiona), lecz powinna istnieć wyraźna granica ich obecności. Rodzice i teściowie w żadnym razie nie powinni stać się ważniejsi niż mąż, nigdy ważniejsi niż żona. Dzieci potrzebują akceptacji, ciepła, ochrony, dowartościowania, wychowania i uwolnienia do dorosłego odpowiedzialnego życia, ale one także nie powinny przekraczać granic małżeńskiej odrębności. Wspólnota, która ma zachować we czci wszystkie aspekty małżeńskiego życia (por. Hbr 13,4), wstawia się za małżonków, uczy ich ewangelizacji w Domach Modlitwy, formuje we Wspólnotach Rodzinnych, zaprasza do świętowania na Koinoniach, ale i ona nie powinna naruszać owej błogosławionej odrębności małżeńskiej. W tym pierwotnym „opuszczą”, będą odrębni, jest wielka Boża tajemnica i dar małżeńskiego sukcesu, zwycięstwa miłości ciała, które z dwojga stało się jednym. Wolność polega na umiejętności związania się z KIMŚ, kogo chce się kochać i przyjmować go takim, jakim jest. Iwona Sułek Z astanawiasz się czasami nad tym, co czyni nas szczęśliwymi w życiu, w naszych wyborach i w powołaniu? Ja się zastanawiałam i doszłam do przekonania, że poczucie szczęścia rodzi się w miarę podejmowania różnych życiowych decyzji, a zwłaszcza tych najbardziej fundamentalnych, przed którymi staje każdy człowiek wchodząc w tzw. „dorosłe”, dojrzałe życie. Chodzi mianowicie o dokonanie wyboru pomiędzy rozmaitymi możliwościami, które się przed każdym na pewnym etapie rozwoju otwierają. Sądzę, że o byciu szczęśliwym decydują odpowiedzi, jakich każdy z nas udziela sobie samemu oraz tym, których kocha. Bo szczęście rodzi się i rozwija przede wszystkim w doświadczaniu miłości, a prawdziwa miłość prowadzi do pełnej wolności. Im więcej jest poczucia wolności w miłości, tym będzie ona gorliwsza i gorętsza w wyrażaniu się na co dzień. Miłość jest przecież królową wszystkich cnót! To ona rodzi wolność. Bóg właśnie w swej niezwykłej Miłości uzdolnił nas do wybierania, do decydowania i do działania w wolności, czyli w zgodzie z własną wolą. Św. Paweł napisał w Liście do Galatów: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej." (Ga 5,1). Dzisiaj jednak zbyt często pojęcie wolności interpretuje się jako uwolnienie od wszelkich możliwych reguł, zasad i od odpowiedzialności. Prawdziwym wyzwaniem jest to, by przywrócić słowu "wolność" jego właściwy sens, a więc "wolność do ...", a nie "wolność od ...". Człowiek został powołany do wolności i albo wyrazi się ona w miłości, albo stanie się jej zaprzeczeniem (por. Ga 5,13). Każdy z nas odkrywając swoje powołanie, dotyka w jakiś tajemniczy sposób obecności Boga, który od chwili stworzenia udzielił człowiekowi zdolności decydowania o własnym losie (por. Syr 15,14). W tym też wyraża się godność każdego z nas - nie jesteśmy „marionetkami” w rękach Boga, ale trwając z Nim, w Nim i przez Niego możemy działać według osobistego, wolnego i świadomego wyboru. Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu." (2 Kor 3,17-18). A zatem trwając w wolności, odkrywając ją i żyjąc nią upodabniamy się do naszego Pana i Zbawiciela, a Jego wolą jest to, abyśmy trwali w wolności i ożywieni Jego miłością służyli sobie wzajemnie (por. Ga 5,13), a to znaczy: Chcę kochać! I właśnie to „CHCĘ” jest wyrazem wolnej woli. Podobnie jak: „CHCĘ poślubić tę ukochaną osobę i być jej wiernym na zawsze”, czy też: „CHCĘ żyć w dziewictwie dla Królestwa Bożego i pozostać wiernym tej decyzji”. Powołanie odkrywa się ostatecznie w woli, nie w uczuciach. Wprawdzie zaczyna się najpierw od „uczuciowego” CHCĘ, PRAGNĘ, ale po pewnym czasie przeradza się ono w CHCĘ ZA WSZELKĄ CENĘ, ZA KAŻDĄ CENĘ! W ten sposób wola staje się niewzruszona, aż do podjęcia dojrzałego zobowiązania NA ZAWSZE, NA CAŁE ŻYCIE! Warto też podkreślić, że wolność człowieka nie wyraża się w absolutnej niezależności. Wolność polega na umiejętności związania się z KIMŚ, kogo chce się kochać i przyjmować go takim, jakim jest. Tu z czasem może się zrodzić decyzja „na zawsze”, która będzie wydawać bardzo konkretne owoce przyjaźni, miłości i wierności. Św. Tomasz z Akwinu przekonywał, że prawdziwa miłość i wolność wiąże się zawsze z przyjemnością, z czymś dobrym i pięknym, a to staje się swoistą „sprężyną” działania człowieka. Nie ma zatem prawdziwego dziewictwa dla Królestwa Niebieskiego bez przeżywania go z przyjemnością. Dlatego na charyzmat dziewictwa trzeba spojrzeć z innej perspektywy niż tylko wyrzeczenie czy poświęcenie. Bóg, który jest nieskończoną Miłością i jest absolutnie wolny, stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, aby ten, naśladując Stwórcę, mógł sam decydować, wydawać owoce Jego miłości i dzielić się nią z innymi w pełnej wolności a do tego… z prawdziwą przyjemnością! W Drugim Liście do Koryntian czytamy: "Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański - tam wolność. My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność 23 życie dla Królestwa Wolni DO... życie dla Królestwa La storia di Camparmò Droga do domu Agnieszka Kopacz pochodzi z Inowrocławia. 29 sierpnia tego roku, podczas jubileuszowego kongresu Koinonii w Pradze, złożyła swoje wieczyste zobowiązania do życia w dziewictwie, ubóstwie i uległości. W styczniu wyjeżdża do Meksyku, gdzie dołączy do braci i sióstr z Oazy w Guadalajarze. Z Agnieszką Kopacz rozmawia Robert Hetzyg. Robert Hetzyg: Kiedy wstąpiłaś do Wspólnoty Wewnętrznej? Agnieszka Kopacz: 4 października 2001 roku. Robert: A co Cię skłoniło, żeby do niej wstąpić? Agnieszka: Głębokie pytanie (śmiech). Robert: Raczej proste. Agnieszka: Po pierwsze - powołanie. Po drugie - poczucie, że to jest moje miejsce. Kiedyś poczułam w sercu, że Pan mnie powołuje i zaczęłam się rozglądać po różnych miejscach. W żadnym z nich nie wyobrażałam sobie siebie na całe życie. Dla mnie podjęcie próby życia w jakiejś wspólnocie było od razu decyzją na zawsze. Robert: Czyli czułaś się powołana do dziewictwa jeszcze zanim poznałaś naszą wspólnotę? Agnieszka: Tak. Robert: W takim razie, co sprawiło, że wstąpiłaś do naszej 24 24 życie dla Królestwa wspólnoty, podczas gdy do żadnego zakonu nie miałaś przekonania? Agnieszka: Na pewno atmosfera, jaka panowała we wspólnocie: bezpośrednia relacja z Bogiem. W Koinonii w ogóle moja relacja z Panem nabrała znacznie bardziej wspólnotowego wymiaru. Spotkałam tu osoby, które otwarcie przeżywają swoją więź z Jezusem. Poza tym, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Świdnika, poczułam się od razu przyjęta. Robert: Od zawsze chciałaś być siostrą zakonną czy miałaś ewentualnie i inne pragnienia? Agnieszka: Były róże okresy. Mniej więcej czas od czternastego do osiemnastego roku życia był okresem silnej więzi z Panem. Wtedy spotkałam Go w bardzo osobisty sposób. To było zakochanie. Właśnie w tym czasie pojawiła się myśl o powołaniu. Tylko potem przyszła matura i trzeba było podjąć decyzję, co zrobić ze swoim życiem. Oprócz tego, że nie widziałam się w żadnym ze znanych mi zakonów, życie dla Królestwa obawiałam się również czy podołam takiemu życiu. No więc zostawiłam myślenie o powołaniu, nie pytając nawet o to Pana. Po kilku miesiącach zresztą poznałam kogoś i zakochałam się. Myśl o dziewictwie odłożyłam na bok. Robert: A długo to trwało? Agnieszka: Jakieś półtora roku. Robert: W jaki sposób Pan ci o Sobie przypomniał. Nie układało się z kolegą czy było to coś bardziej wewnętrznego? Agnieszka: O dziwo, wszystko dobrze się układało. Dogadywaliśmy się ze sobą, razem się modliliśmy. Dużo robiliśmy wspólnie dla Pana. Bardzo pragnęłam związać się z tym moim przyjacielem. W tym wszystkim jednak było jeszcze coś. Kiedy patrzyłam, jak on się modli i jaką ma silną i głęboką relację z Panem, w moim sercu obudziła się zazdrość o tę jego więź z Jezusem. Mniej więcej po roku naszego bycia razem zdaliśmy sobie sprawę, że żadne z nas nie pytało Pana czy Jemu ten nasz związek się podoba. Nie pytaliśmy, bo się baliśmy. Na dodatek ja gdzieś w głębi serca czułam, że on do mnie nie należy. Mimo, że spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, odczuwałam taką pustkę i niedosyt. Tak jakby mi czegoś brakowało. Nie miałam w sercu prawdziwego pokoju, jakiego mogłabym się spodziewać w tej naszej przyjaźni. W tym czasie organizowano pierwszy wyjazd polskich koordynatorów Koinonii do Camparmò na spotkanie z o. Ricardo. Z naszej wspólnoty miał pojechać jeden z braci i ja. W Camparmò zagadnął mnie Giorgio: "Aga, chciałbym z tobą pogadać". Poczułam, jak wszystko się we mnie trzęsie. Ja wiedziałam, że w moim wnętrzu coś nie jest w porządku. No więc poszłam z nim porozmawiać. Powiedział "Agnieszka, ja mam poczucie, że Pan ciebie powołuje do dziewictwa. Jesteś szczęśliwa?". Akurat! Wszystko, tylko nie "szczęśliwa"! A Giorgio dalej: "Pomódl się wieczorem i dzisiaj jeszcze podejmij decyzję". No to poszłam się pomodlić w kąt, tam, gdzie w Camparmò stoją traktory. To był bardzo ważny moment, ponieważ stanęłam przed Panem w prawdzie. Powiedziałam: "Panie, ja nie czuję do Ciebie takiej miłości, jak 25 życie dla Królestwa 25 życie dla Królestwa La storia di Camparmò dawniej. Bardziej kocham kogoś innego". Wiedziałam, że aby oddać życie Bogu, to naprawdę trzeba Go kochać. Nie mogę tego zrobić tylko dlatego, że ktoś mi tak powiedział. Taki gest jest owocem miłości i to miłości totalnej, a ja w tamtym czasie takiej miłości nie odczuwałam. Powiedziałam: "Widzisz, Panie, że ja dzisiaj tej decyzji nie potrafię podjąć, ale oddaję Ci moje serce. Przemień je!" Robert: A co powiedziałaś Giorgiowi? Agnieszka: (Śmiech) Rozmawiając - ja po polsku, on po włosku – zapytał mnie nazajutrz: "I co, zdecydowałaś?" - "Tak powiedziałam - zdecydowałam". Giorgio zdążył się ucieszyć, a ja wyjaśniłam: "Zdecydowałam, że nie". Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim mojemu przyjacielowi. A nie łatwo było o tym rozmawiać. Nie pamiętam czy to wtedy, czy może już wcześniej on też postanowił wybrać się do jakiejś Oazy, żeby raz na zawsze rozpoznać, czego Pan od niego chce - ma się ożenić czy też wybrać życie konsekrowane. W grudniu '99 pojechał do Rzymu. Ja miałam pokój w sercu. Po dwóch miesiącach wrócił z odkryciem, że Pan go powołuje do dziewictwa dla Królestwa Niebieskiego. W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o co chodzi. Zaraz potem pojawił się bunt: "Jeśli on jest powołany, to ja na pewno nie! No przecież wszyscy nie mogą być powołani!". Mój dystans do dziewictwa urósł jeszcze bardziej. Zostawiłam to wszystko. Zaczęłam studia i pracę. Tak upłynął rok, podczas którego nie dopuszczałam do siebie myśli o powołaniu, a jednocześnie nie potrafiłam się otworzyć na żadną głębszą relację z chłopakiem. I trwałoby tak dalej, gdyby pewnego dnia nie okazało się, że z zupełnie błahego powodu powinnam pojechać do Świdnika (ówcześnie Dom Studiów - zalążek pierwszej wspólnoty życia konsekrowanego w Polsce - przyp. red.). Chodziło o zawiezienie spódnic, które moja mama szyła dla Moniki. Zanim jednak dotarłam do Świdnika, upłynęło jeszcze kilka miesięcy. Ciągle coś stawało na drodze mojej podróży. Okazało się, że ta zwłoka wyszła mi na dobre, bo kiedy w końcu się tam wybrałam, jechałam już nie z buntem, ale z otwartym sercem, gotowa, żeby zobaczyć czy to jest to moje miejsce, czy nie. Bardzo dotknęło mnie to, że wszyscy tam na mnie czekali - tak, jakby mnie znali. Poczułam się od razu częścią tego domu. Klimat przyjaźni, jaki tam panował pozwolił mi się otworzyć. Pomyślałam, że to rzeczywiście mogłoby być to "moje miejsce". Przyjeżdżałam do Świdnika przez cały rok. Moja walka o powołanie trwała jednak nadal. W tym czasie troje czy czworo moich przyjaciół wystąpiło z różnych zakonów lub wzięło sobie rok „urlopu”, a we mnie narodziły się nowe wątpliwości i powróciły stare uczucia i pragnienia. Były i inne powody, dla których moim zdaniem nie powinnam się decydować na wstąpienie do wspólnoty. Z mojej pensji 26 26 życie dla Królestwa pomagałam utrzymać dom. Nie mogłam tak z dnia na dzień się wyprowadzić. W końcu, po którejś rozmowie telefonicznej z Iwoną, postanowiłam wybrać się do Świdnika na miesiąc, dwa, żeby raz na zawsze zdecydować czy to jest, czy nie jest "moje miejsce" na całe życie. Udało mi się zorganizować moje sprawy zawodowe w taki sposób, że dostałam zasiłek, dzięki któremu mogłam nadal pomagać rodzicom i siostrze. Kiedy wreszcie przyjechałam do Świdnika, znowu poczułam, że jestem w domu. Kolejny ważny dla mnie moment nastąpił w czasie jednej z modlitw wspólnotowych. Wszyscy składaliśmy wtedy nasze życie w ręce Pana, a co za tym idzie – w ręce wspólnoty. Dla mnie było to powiedzenie „tak” na całe życie. Wypowiedziałam tę modlitwę jako ostatnia, szczękając zębami ze zdenerwowania. Moją decyzję wypowiadałam już nie tylko przed Panem, ale i przed wspólnotą. Robert: Nadal czujesz się we wspólnocie jak w domu? Agnieszka: Czuję się jak w domu, tylko że teraz to nie jest dom moich rodziców, ale MÓJ DOM. strona biblijna Niebo na ziemi Błogosławieństwa przynoszą ze sobą powiew życia, w którym nie szuka się za wszelką cenę ani pieniędzy, ani przyjemności, ani swojej racji. W tym życiu stawia się ponad wszystko sumienie i przyjaźń z bliźnimi. Robert Hetzyg J ezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 5,1-12a). W pierwszych klasach szkoły podstawowej pani przekonywała nas, że to księża wymyślili błogosławieństwa, żeby zwodzić ludzi życiem wiecznym. Brzmiało to mniejwięcej w ten sposób: „Teraz ci jest źle, ale kiedyś, po śmierci, będzie ci lepiej, tylko przestrzegaj tego, czego ja cię uczę”. Później myślałem sobie, że „błogosławieni” z "Kazania na górze" to taki rodzaj męczenników, którym niebo należy się „bez kolejki”. Jeszcze później dotarło do mnie, że są to słowa wypowiedziane również pod moim adresem. To mnie trochę zaniepokoiło, bo chociaż do nieba chętnie wszedłbym „bez kolejki”, to jednak męczeństwo czy choćby radość z tego, że przytrafiają mi się wszystkie nieszczęścia tego świata, specjalnie mnie nie pociągało. Na szczęście człowiek się rozwija i rozumie coraz więcej, a i przyjaźń z Jezusem sprzyja pojmowaniu dzisiaj tego, co on dawno powiedział. Dzisiaj wiem, że błogosławieństwa przynoszą ze sobą powiew życia, które jest czymś więcej, niż tylko walką o „swoje”. To życie, w którym nie szuka się za wszelką cenę ani pieniędzy, ani przyjemności, ani swojej racji. W tym życiu stawia się ponad wszystko sumienie i przyjaźń z bliźnimi, nawet jeśli trzeba za nich „nadstawić karku”. I wreszcie jest to życie odważnego świadczenia o Jezusie, bez zważania na ewentualne konsekwencje. Od razu widać, że to sposób życia sprzeczny z powszechnie obowiązującymi „standardami”: „Moje życie jest moje, nawet kosztem cudzego”. Przyjemność znaleźć łatwiej niż prawdziwą radość, która jest przezwyciężonym smutkiem. Zamiast „nadstawiać karku” w obronie skrzywdzonego, lepiej sobie skrzywić sumienie, żeby tej krzywdy nie zauważać. W ten sposób zagłusza się najgłębsze pragnienia i instynktowny wręcz głód Boga, który gdyby Go traktować poważnie, musiałby wyprzedzić wszystkie inne wartości i dobra, na których mi zależy. Więc lepiej tak głęboko nie drążyć, bo to za dużo kosztuje. I tak się rodzi świat ludzi nieszczęśliwych z powodu lęku przed szczęściem. Błogosławieni = szczęśliwi. Być może więc te słowa Jezusa, zamiast stawiać mi poprzeczkę nie do przeskoczenia, chcą tylko obudzić we mnie to, co prawdziwe i ludzkie: pragnienie miłości i szukanie Boga. I wtedy już tu, na ziemi, zaczyna się życie błogosławionych. 27 strona biblijna 27 La storia di Camparmò EFA STR YCH D MŁO Wakacje ie w t s y z r a w To w Dobrym Dominika Szymańska N - czyli niemożliwe staje się możliwe ie wiem ile spotkań młodych organizowanych przez Koinonię Jan Chrzciciel odbyło się w Polsce. Wiem jedno: w tym roku w lipcu (6-11) do Radzica zjechało wielu młodych z całej Polski. Jedni mieli już to doświadczenie i wiedzieli "co się święci", dla innych, zaciągniętych siłą lub za namową przyjaciół, był to pierwszy kontakt ze wspólnotą, pierwsze doświadczenie Boga, który żyje! Zróżnicowanie ogromne. Prawdę mówiąc, pierwszego wieczoru miałam wrażenie, że ciężko byłoby znaleźć ludzi, którzy mają ze sobą tak niewiele wspólnego, jak my, którzy się tam znaleźliśmy. Z trudem i mozołem wymyślaliśmy nazwy teamów. Wyszło nam z tego, że nasze teamy to: OldStarsi (mój team, mój team!), Pucy-Kory, Smurfs-team i Rycerze Chrystusa. Na czele każdej drużyny stał wspaniały frontman – Krzyś i Paweł lub frontwomenka, czyli: Marta i Kamila. A wszystkim dowodziła Dominika Chodowiec z pomocą ekipy technicznej. Pierwszy 28 wieczór był, powiedzmy, "lightowy" - trzeba było się poznać i w ogóle. A później zaczęło się... Wszystkie drużyny po śniadaniu i modlitwie dostawały zadanie. Niestety, nie mogę zdradzać szczegółów, żeby nie popsuć wrażenia tym, którzy jeszcze nie mieli okazji uczestniczyć w takim spotkaniu. Mogę natomiast powiedzieć, że przed niemal każdym zadaniem, jakie czekało uczestników, rozlegały się jęki, tudzież okrzyki: "nieeee, to niemożliwe! tego się nie da zrobić!" I możecie mi wierzyć, naprawdę wydawało się to niemożliwe. Ale potem... Potem dopiero się działo - to znaczy zaczynała działać wspólnota. I tak krok po kroku niemożliwe stawało się możliwym. Był to czas niesamowitego działania Boga przez innych ludzi. Mogliśmy doświadczyć tego, że każdy jest wyjątkowy i wyjątkowo potrzebny we wspólnocie. I to nie tylko po to, aby wykonać wyznaczone zadania, one były tylko pretekstem. Mogliśmy doświadczyć tego, że w życiu możemy liczyć na siebie, że każdy z nas jest ważny i że razem damy radę. Oprócz tego jednoczyliśmy się w walce z komarami w Radzicu nie ma normalnych komarów, tam są komary-piranie(!), przygotowywaliśmy co nieco do jedzonka, pomagając w tym naszej wspaniałej ekipie w osobach Asi, Natalii i Agnieszki, wieczorami… gadaliśmy. Jednym słowem wakacje o jakich nawet Wam się nie śniło, mnie zresztą również. Wszystko to, co słyszałam o WwDT okazało się prawdą. Najważniejsze, że mogłam się sama o tym przekonać! Świadectwo P rzez długi czas nie było pewne, czy pojadę do Radzica na WwDT. Dzięki pomocy jednej z sióstr udało mi się tam dotrzeć. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam czego się spodziewać. Na podstawie opinii innych, wiedziałam, że czas tam spędzony będzie udany, ale nic więcej. Wspólnotę Jan Chrzciciel znałam od roku, od niedawna więc miałam serce otwarte na działanie Pana. Na obozie odczułam Jego obecność, jak nigdy dotąd. Niesamowicie mnie dotykał - mojego serca, moich słabości, zranień. Doświadczyłam wielkiego działania Ducha Świętego, którego prowadził mnie przez cały ten czas. Czułam, że Bóg mnie przemienia, że jestem wolna od moich ciężarów. Umiałam otworzyć się na innych, być dla nich cierpliwa i bezinteresownie dobra, nie bojąc się żadnego zranienia z czyjejkolwiek strony. To było niezapomniane przeżycie. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej miłości w stosunku do mnie i nigdy nie umiałam z taką miłością odnosić się do innych. Zobaczyłam, że gdy daję coś od siebie, otrzymuję i to jeszcze więcej! Mimo, że spotkanie nie było długie, zdążyły zrodzić się podczas niego przyjaźnie, które będą trwały już zawsze! Chwała Panu za tamten czas i za Jego jednoczącą obecność!. Agata 29 e w l o o r ko La storia di Camparmò wakacje 30 Dawid pokonał Goliata – ja też mogę pokonać trudności Anna Sawicka R adośnie i ciepło robi się w sercu na wspomnienie minionych wakacji, Kolorowych Wakacji. Był to szczególny czas, bo po raz pierwszy w naszym domu w Radzicu spotkały się niezwykle ODWAŻNE dzieci (bez rodziców) w wieku od 7 do 10 lat. Były to głównie dzieci ze wspólnot należących do Oazy Nowy Radzic, ale, jak to zwykle bywa, znalazło się kilka pociech z innych stron: ze Szczecina, Olsztyna, Krakowa, a nawet ze Szkocji. W dniach 9-13 sierpnia grupa 18 chłopców i 4 dziewczynek nie tylko wypoczywała na łonie natury, ale także próbowała się zidentyfikować z postacią Dawida - tego, który już od małego został powołany i namaszczony do wielkiej misji. Podobnie każde dziecko zachęcane było do uczestnictwa i wytrwania w specjalnej misji, do której powołał je Bóg. Z wytrwaniem tym jednak nie zawsze było łatwo. Dzieci uczyły się zmagać z samymi sobą i ze swoimi słabościami czy przyzwyczajeniami. Praca w grupach weryfikowała to bezlitośnie. Tosia (8 lat) wspomina, że na początku ciężko było się dogadać i wykonać zadanie, ale później – RAZEM, w drużynie - dawali radę. Stopniowo widać było, z jaką wiarą i siłą dzieci podpierały się słowami: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”. Mateusz (9 lat) pamięta z tego spotkania to, że nigdy nie wolno się poddawać, bo z Jezusem można zrobić wszystko. Kolorowe Wakacje to nie tylko pracowanie ze Słowem Bożym czy wykonywanie dynamik, to także cieszące się zainteresowaniem zajęcia plastyczne, teatralne, sportowe (głównie umiłowana piłka nożna), gimnastyczne. Ogromną radość wywoływały również wszelkie zabawy zespołowe. Kolorowe Wakacje to również ucztowanie przy wspólnym stole. Jak wiadomo „w towarzystwie” smakuje lepiej i w związku z tym grupa niejadków, mimo różnych upodobań kulinarnych, malała z dnia na dzień. „Ogólnie, jedzenie było bardzo smaczne, tylko czasami zupy mi nie smakowały. I najlepsze były desery” – wspomina Mateusz. Wreszcie - czym byłyby prawdziwe wakacje bez nowych znajomości i przyjaźni? A te niewątpliwie się zawiązały i to nie tylko między najmłodszymi uczestnikami. Po raz kolejny okazało się, że przyjaźń jest wielkim darem. Kolorowe Wakacje zakończyły się wielkim świętowaniem, już razem z rodzicami, przy wspaniałym obiedzie i torcie. I choć pogoda pokrzyżowała plany biesiadowania na powietrzu, nie zmniejszyło to ogólnej radości. Pierwsze wakacje dla dzieci w Nowym Radzicu za nami. Przed nami nowe plany i pomysły, bo pierwsi chętni na kolejne KW już są. To Mateusz i Tosia. Mateusz: „W przyszłym roku też chciałbym pojechać, poznać nowe postaci biblijne i nowe zadania. Nigdy się nie nudziłem, bo sądzę, że w Radzicu nudzić się nie da. Chociaż nie lubiłem wieczorów, bo strasznie długo stało się w kolejce pod prysznic.” Tosia: „Nie chciałam za bardzo jechać, ale okazało się, że warto było, bo było rewelacyjnie. Czasami chłopcy łobuzowali, ale dało się wytrzymać. Wykonując zadania, czułam się, jakbym była Dawidem pokonującym Goliata. Jak mam teraz coś trudnego do zrobienia, to przypominam sobie, że mały Dawid pokonał dużego Goliata, więc i ja mogę pokonać wszystkie trudności. Za rok jadę na pewno!” 31 z życia Koinonii La storia di Camparmò Koinonia na świecie Polacy w Afryce 20 października Michał Wojciechowski, nowy odpowiedzialny za Koinonię w Bulawayo w Zimbabwe oraz Piotr Patrzałek i Silvia Hakosová dołączyli do czekających na nich od miesiąca dwóch sióstr, których świadectwa czytaliśmy w ostatnim numerze KeKaKo: Ewy Turskiej i Marii Grazii Abruzzo. W ten sposób nasza wspólnota w Bulawayo powiększyła swój skład do 5 osób i nie sposób nie zauważyć, że ... Afryka Polską stoi! Niech Pan błogosławi ewangelizację i budowanie „Camparmò” na Czarnym Lądzie! Międzynarodowa Szkoła Ewangelizacji Kerygmatycznej na Sycylii 5 października uroczystą Eucharystią rozpoczęła się siódma już edycja trzymiesięcznej Międzynarodowej Szkoły Ewangelizacji Kerygmatycznej. Potrwa do 20 grudnia. W tym roku odbywa się w przepięknym Gospodarstwie Agroturystycznym w Quatalì na Sycylii. Z dumą informujemy, że wśród studentów silna reprezentacja polskiej Koinonii: Agnieszka Kopacz, Agnieszka Połuboczko (Chiara), Paweł Badyna oraz Dawid Warszawski. Tych, których interesuje szczegółowy program Szkoły lub chcieliby się wybrać, na któreś z pojedynczych Seminariów zapraszamy na stronę: www.schoolofevangelization.org. Propozycja cyklu seminariów I w tym roku Siedziba Federacji zaprasza do udziału w cyklu międzynarodowych seminariów poświęconych różnym posługom oraz wymiarom życia wspólnotowego: 32 32 z życia Koinonii - liturgii i sakramentom (19-22 stycznia 2010), - towarzyszeniu i relacjom pomiędzy członkami wspólnoty (9-12 marca 2010), - pomyślności i zarządzaniu (4-7 maja 2010). Wszystkie spotkania odbędą się, tak jak w zeszłym roku, w miejscowości Tepla (Czechy). Szczegółowe informacje w siedzibie naszej wspólnoty (tel. +42 0377 42 35 85, e-mail: [email protected]). Nowe miejsca – nowi ludzie Wśród „nowych miejsc i nowych ludzi” warto też odnotować, że mamy kolejną siostrę-pasterza. Została nim Francesca Valdagno w Oazie w Vallelunga Pratameno na Sycylii. Jest też kilka przesunięć: Valerio Svegliato, dotychczasowy odpowiedzialny za wspólnotę w Bulawayo, wyjechał wspomóc w ewangelizacji o. Claudio Antecini i wspólnotę z Nowego Jorku, o. Vladzimir Hryhoryeu do naszej hiszpańskiej wspólnoty do Villaderciervos, Paolo Sbarbati do Siedziby Federacji do Valchy, skąd będzie organizował charyzmatyczne przebudzenie i charyzmatyczną formację dla wspólnot całej Koinonii. Już teraz możemy zdradzić, że do Nowego Radzica przyjedzie na Zesłanie Ducha Świętego. Inauguracja domu wspólnoty w Vyšným Klátovie 31 października to dzień długo oczekiwanej inauguracji domu wspólnoty w Vyšným Klátovie. Wspólnota konsekrowana na czele z o. Milanem Bednarikiem, po 12 latach spędzonych w wynajmowanym domu w Zlatej Idce, przeprowadziła się do wybudowanego domu Oazy, który służyć będzie całej tamtejszej Koinonii. W uroczystościach wzięli udział Pasterz Założyciel o. Ricardo Argañaraz, Pasterz Generalny o. Alvaro Grammatica, oraz siostry i bracia z wielu Oaz, między innymi z Nowego Radzica. z życia Koinonii Koinonia w Polsce i Andrzeja Wojtowiczów. W kursie uczestniczyło ponad 25 par narzeczonych i małżonków, którym biblijna para posłużyła za wzór wspólnej modlitwy i bycia razem. Vladko z młodymi W dniach 3-4 października ponad 50 młodych ludzi z całego regionu gdyńskiego miało niepowtarzalną okazję wziąć udział w kursie prowadzonym przez pasterza Oazy w Sklene o. Vladko Beregi, który przyjechał do Gdyni z całą swoją wspólnotą. W sobotę młodzi zorganizowali koncert ewangelizacyjny, a swoje spotkanie zakończyli uroczystą Mszą Świętą. Regionalne spotkania Koinonii Spotkanie nad rzeką W dniach 23-25 października odbyło się z kolei „Spotkanie nad Rzeką” tak zwanej Strefy Młodych. Ponad 20 młodych z Oazy Nowy Radzic karmiło się nad Wieprzem (to nie zwierzę, a urocza rzeka przepływające przez Lubelszczyznę) Słowem Bożym i zastanawiali się nad tym, jak skutecznie ewangelizować swoich rówieśników. Na niedzielną Koinonię przygotowali taniec ilustrujący czytaną w czasie Eucharystii Ewangelię o siewcy. Jesienna wizyta Generała W dniach 6-7 listopada Pasterz Generalny Koinonii Jan Chrzciciel, o. Alvaro Grammatica, spotkał się ze wszystkimi koordynatorami Wspólnot Rodzinnych i odpowiedzialnymi za posługi w Regionie Wrocławskim. Koordynatorzy mieli w tym czasie możliwość poznania najnowszej wersji Dyrektorium spotkania Koinonii, Wspólnoty Rodzinnej oraz Koordynatora Wspólnoty Rodzinnej. Kurs dla Małżeństw w Gdyni W dniach 10-11 października odbył się w Gdyni kurs dla małżeństw „Sara i Tobiasz”, prowadzony przez Beatę Koinonia regionalna to zawsze szczególne święto wspólnoty. Spotykają się na niej bracia ze wszystkich Rzeczywistości Wspólnotowych i lokalnych wspólnot Regionu czy Oazy. Początek roku pastoralnego znaczyło kilka liczniejszych niż zwykle koinonijnych niedziel. We Wrocławiu cały Region świętował 25 października. Szczególna była też wrześniowa Koinonia regionalna w Nowym Radzicu z udziałem Michała Wojciechowskiego i Piotra Patrzałka oraz z inauguracją kuchni polowej, w której oazowa szefowa kuchni Asia Piechowiak nagotowała zupy i bigosu dla 180 osób. W Gdyni szczególnymi były nie tylko Koinonia wrześniowa, na której gościła Iwona Sułek ale i październikowa ze szczególna obecnością polsko–włoskiego małżeństwa Magdy i Daniele Casseta, którzy budują wspólnotę rodzin „Gesia” niedaleko Wenecji. Ich świadectwo zbudowało ponad 200 obecnych na Koinonii osób z całego Regionu Gdyńskiego. Seminarium Metodologii Posług w Nowym Radzicu 16-18 X 2009 W dniach 16-18 października 2009 w Nowym Radzicu odbyło się Krajowe Seminarium dotyczące Głoszenia i Animacji, wzorowane na pracy wykonanej rok temu w czasie Międzynarodowych Seminariów w Tepli. Celem spotkania było wypracowanie formuły, która byłaby łatwa do powielenia w każdym z trzech Regionów i w poszczególnych Rzeczywistościach Wspólnotowych Koinonii w Polsce, służącej coraz skuteczniejszej formacji przede wszystkim koordynatorów Wspólnot Rodzinnych i animatorów Domów Modlitwy. 33 z życia Koinonii 33 La storia di Camparmò z Oazy Wszystko się kończy…? Monika Wojciechowska C o w Oazie? Jeszcze we wrześniu przeżyliśmy wielki powrót Danki Gąsienicy, siostry, która spędziła trzy lata w Oazach włoskich. Od razu odnowiła kontakty z najbliższymi sąsiadami i przejęła miejscowe public relations, od czego jest znaną w okolicy specjalistką. Resztę można by określić jednym słowem: ROZJAZDY. Przede wszystkimi Robert, spontanicznie i nieplanowanie, wyjechał na trzy miesiące do naszej Oazy w Hiszpanii, po to, aby nauczyć się hiszpańskiego, bo w styczniu z kolei wyjeżdża do… Nowego Jorku, gdzie otwiera się przed nim perspektywa pracy w hiszpańskojęzycznym radiu „Jesus”. Język obcy w trzy miesiące? I to tak, żeby swobodnie przygotowywać i prowadzić audycje? Niewiarygodne, ale „Robert potrafi” i wszyscy cieszymy się razem z nim, bo Pan realizuje jego niekryte radiowe marzenie. Pawła „Badynki” też już z nami nie ma… Rozpoczął formację w naszym wspólnotowym Instytucie. Najpierw trzymiesięczna Szkoła Kerygmatyczna na Sycylii, potem filozofia, teologia, a później zobaczymy, ale do tego czasu minie kilka ładnych lat. Paweł też wyjechał z radością, bo od dłuższego czasu marzyła mu się nauka. No i proszę! Pan, Najlepszy Przyjaciel, jako prezent na zobowiązania wieczyste złożone na Kongresie w Pradze, „wręczył” mu bilet na Sycylię i… przygoda studencka rozpoczęta! Ciężko nam było się z nim rozstać, bo był w Radzicu od samiutkiego początku, oddał tu życie, niestrudzenie budował, trwał i tworzył klimat tego miejsca. Tak bardzo wrósł w radzicki krajobraz, że niemalże dziwi, iż życie wspólnotowe funkcjonuje normalnie pomimo jego nieobecności… Kasia na trzy miesiące pojechała do naszego wspólnotowego discepolato, (wł. discepolo, uczeń), gdzie młodzi bracia i siostry poznają Dyrektorium życia wspólnoty wewnętrznej, 34 z Oazy 34 historię początków Camparmò - jednym słowem mają jeszcze lepiej zrozumieć i rozkochać się w tym, co stanowi istotę naszego powołania do dziewictwa dla Królestwa Niebieskiego w Koinonii Jan Chrzciciel. No i kolej na mnie… Przede mną wyjazd do siedziby naszej wspólnoty. Kierunek: Valcha (Czechy). Żegnaj, Polsko! Nawiązując do tekstu w ostatnim „KeKaKo” powiem jedno: DUŻO łez… Słusznie o. Ricardo mówi, że rozstania są w naszych Oazach najtrudniejsze, ale czy to nie najlepszy dowód na to, że jest Przyjaźń, że jest Miłość, że naprawdę jesteśmy wspólnotą przyjaciół, że nasze więzi są boleśnie prawdziwe, mocne, realne i na całe życie? Ale, ale…Żeby się zbytnio nie rozrzewnić, wśród wspomnianych rozjazdów, sama pakując walizki, widzę, że Radzic tętni życiem. Niezwykła KOINONIA otwarcia roku pastoralnego w nowej sali. BUDOWA, która dzięki hojności naszych przyjaciół idzie naprzód (nie tylko sala, ale garaże i kotłownia są już pokryte dachem, a okna będą już wkrótce). KOORDYNATORZY, którzy podejmują nowe, odważne kroki ku budowaniu jeszcze ściślejszych więzów z Oazą. MŁODZI, mający nowe pomysły ewangelizacyjne, nowe posługi. Bojowo nastawieni ANIMATORZY DOMÓW MODLITWY. Nowe twarze. Nowe przyjaźnie. Nowe wyzwania. A więc? Jak to jest z tymi naszymi rozjazdami? THE END? Nie, wręcz przeciwnie! Dla mnie są znakiem tego, co się nie kończy, drwiąc sobie z czasu i odległości, znakiem tego, co ma swoje korzenie w Miłości Pana, który nas powołał i związał nasze życie. Niech moim „do widzenia” będzie dzisiaj to właśnie przekonanie, że Pan, wierny na wieki, jest Bogiem nowych początków, a Z Oazy płynie nadzieja, która zawieść nie może. prenumerata 35 Koinonia Jan Chrzciciel Razem w drodze 30 lat historii pełnej nadziei. Silni obietnicą i utwierdzani w wierze przez Kościół, świętujmy wierność Pana!