Dlaczego zawsze brakuje frytek?

Transkrypt

Dlaczego zawsze brakuje frytek?
ISSN 1897-4759
LEXU§
Czasopismo Studentów WPiA UW | nr 1 (25), październik-listopad 2011
Absolwent prawa zastępcą procesowym?!
– Czy prawniczy świat wywróci się
do góry nogami?
Egzamin z języka obcego
- musisz go zdać str. 12
str.
20
Dlaczego zawsze brakuje frytek?
- pokaż mi swój talerz, a powiem Ci,
kim jesteś str. 37
spis treści
Spis treści
WYDARZENIA
Świąteczne Akcje Komisji Kultury
4
Odpowiedzialność instytucji finansowych - warto grać fair
4
Polacy numer JEDEN w Europie!!! czyli o sukcesie Reprezentacji Polski
5
na Warhammer European Team Championship
Lepszy start
6
Noc Sushi-żerców
6
Money.pl
7
Studenci wybrali
8
Wachta UW
8
Słowa Mistrza
9
INFORMACJE
Samorząd Studentów Wita na UW!
10
Zarząd Samorządu Studentów UW
10
Nowy „stary” gmach
- Collegium Iuridicum IV „Szara willa”
11
Jak ominąć dziekanat. Wskazówka pierwsza.
11
Aby język nie był obcy!
12
Homo sapiens studentus
12
Wieści z Rady Wydziału
13
Klinika Prawa - know-how
14
PUBLICYSTYKA
Buszujący w BUW-ie
15
Przestępstwo uporczywego nękania
17
Ustawa o zmianie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych oraz
niektórych innych ustaw
18
Absolwent prawa zastępcą procesowym – To dobrze czy źle?
20
Obrażeni. Oburzeni
22
Byłego przewodniczącego żale powyborcze – list otwarty.
22
WYWIAD
Sposób na laureata - wywiad z Miłoszem Kłosowiakiem
i Markiem Żukowskim
Wolność słowa a zniesławienie - wywiad z doc. dr. Piotrem Kładocznym
W razie wątpliwości – na rzecz obywatela - wywiad z prof. dr hab.
Adamem Zielińskim
24
25
28
KULTURA
„O północy w Paryżu”
30
Szalone lata 80te, również w rajdach.
31
Habemus Papam – komedia wielkiej pomyłki
32
Opowieść o rodzie złodziei: „Pióropusz” Mariana Pilota
32
Tomas Tranströmer – „Tak mało wierszy, tak wiele poezji”
33
„Norwegian Wood” reż. Anh Hung Tran
33
Operowa celebracja. Recenzja „Prometeusza” w Warszawskiej Operze
Kameralnej
Co z tym teatrem?
35
35
MISZ-MASZ
Powrót do Kica
35
Tygrys i kurze nogi
36
Dlaczego zawsze brakuje frytek?
37
Historia jednej nocy…
38
K
Zaraza
imbecylizmu
Zaraza
imbecylizmu
ryzys, wybory, niedobory i potwory. Konflikt światłopoglądu i
ciemnogrobu. Problem stypendialny i nowe złoża paliw kopalnych.
To tylko niektórzy dręczyciele Rzeczypospolitej. Można być publicystą i udawać, że się z nimi walczy mądrym słowem; trzeba być politykiem,
żeby wiedzieć, z którymi wojna przyniesie najwięcej chwały; księdzem, by
spojrzeć na rzeczywistość z przymrużeniem oka; członkiem elity, by mieć
wpływy;Kryzys,
w końcuwybory,
wystarczy
być człowiekiem,
miećiktdosyć.
niedobory
i potwory.byKonfl
światłopoglądu i ciemnogrobu. Problem stypendialny i nowe złoża paliw kopalnych. To tylko nieTo
przeciąża
każdego.
Stąd pod pozorami
zdystansowania
ata-że się
którzy
dręczyciele
Rzeczypospolitej.
Można
być publicystąii ironii
udawać,
kuje z nimi
każdej
walczy
stronymądrym
kicz i miernota.
słowem; trzeba
Śmiejemy
być politykiem,
się z nieśmiesznych
żeby wiedzieć,
żartów,z któpoddajemy
się wszelkim
absurdom,
w teleturnieju
dmuchamy
piłeczkę na
pingrymi wojna
przyniesie
najwięcej
chwały; księdzem,
by spojrzeć
rzeczypongową
z miseczki
do miseczki;
udawać,
na odreagowanie.
wistość
z przymrużeniem
oka;lubimy
członkiem
elity,żebytomieć
wpływy; w końcu
Przecież
wiemy,być
że człowiekiem,
to głupie, że jesteśmy
inni i mamy swój sposób na rówwystarczy
by mieć dosyć.
nowagę. Tylko czy na pewno? Przyzwyczajeni do pewnego przekazu, retoryki, chcącTo
nieprzeciąża
chcąc zaczynamy
każdego. myśleć
Stąd pod
uproszczonymi
pozorami zdystansowania
kategoriami. Gdzieś
i ironii ataznikakuje
prawdziwe
z każdejpoczucie
strony kicz
humoru,
i miernota.
przenikliwość,
Śmiejemywyważenie.
się z nieśmiesznych żartów,
poddajemy się wszelkim absurdom, w teleturnieju dmuchamy piłeczkę pingZastępuje
system imbecylizmu,
tolerowania
głupoty
podłości
pongową je
z miseczki
do miseczki;czyli
lubimy
udawać, że
to na iodreagowanie.
pod pozorami
inteligencji
ambicji.żeTak
przeżuty
w stanie
Przecież wiemy,
że toi głupie,
jesteśmy
inniczłowiek
i mamy nie
swójjest
sposób
na rówreagować
na problemy.
momencie,
gdy imbecylizm
opanowałprzekazu,
grupy wynowagę.
Tylko czy W
na pewno?
Przyzwyczajeni
do pewnego
retorymienione
wyżej,
zostali zredukowani
do tej ostatniej.kategoriami.
Dbają tylkoGdzieś
o
ki, chcąc
niewszyscy
chcąc zaczynamy
myśleć uproszczonymi
siebieznika
i w ten
sposób tworzy
sięhumoru,
błędne koło.
Zaraza rozprzestrzenia
prawdziwe
poczucie
przenikliwość,
wyważenie. się nie
w brudzie i smucie, ale w blasku jupiterów i przez pustosłowie.
Zastępuje je system imbecylizmu, czyli tolerowania głupoty i podłości
Nie
się zainfekować.
studiach
jest
jeszczeczłowiek
na to szansa.
poddajmy
pozorami
inteligencji iNa
ambicji.
Tak
przeżuty
nie jest w stanie
reagować na problemy. W momencie, gdy imbecylizm opanował grupy wyRedaktor
mienionenaczelny,
wyżej, wszyscy zostali zredukowani do tej ostatniej. Dbają tylko o
Konrad
siebie i Leszko
w ten sposób tworzy się błędne koło. Zaraza rozprzestrzenia się nie
w brudzie i smucie, ale w blasku jupiterów i przez pustosłowie.
LEXU§
Wydawca: Samorząd Studentów WPiA UW
Współpraca: Stowarzyszenie Absolwentów WPiA UW
Redaktor Naczelny: Konrad Leszko
Zastępca Redaktora Naczelnego: Karolina Dołęgowska
Sekretarz Redakcji: Krystyna Stec
DTP: Tomasz Klemt
Szefowie działów:
Wydarzenia: Marcin Szlasa- Rokicki | [email protected]
Publicystyka: Piotr Sobczyk | [email protected]
Informacje: Karolina Dołęgowska | [email protected]
Wywiad: Magda Brodawka | [email protected]
Kultura: Jakub Brzeski | [email protected]
Misz-masz: Konrad Leszko | [email protected]
Autorzy: Rafał Baranowski, Monika Cygan, Karolina Dołęgowska, Hanna Drzymalik, Joanna
Fasula, Iga Gajos, Maciej Hawryłeczko, Paulina Kabzińska, Monika Kamińska, Adam Klimowski,
Paweł Krzeski, Agata Kwapińska, Łukasz Kumkowski, Tomasz Kwiatkowski, Konrad Leszko,
Anna Łapińska, Damian Noremberg, Krzysztof Olszak, Dominika Pietrzyk, Maciej Pleban,
Agnieszka Poniecka, Magdalena Sadowska, Marek Skrzetuski, Marcin Szlasa- Rokicki, Maciej
Terlik, Aleksandra Trzepałka, Patrycja Zawadzka, Marcel Zenowicz, Jakub Znamierowski
Korekta: Paulina Faryn, Piotr Sobczyk, Agata Skorupka
Okładka:
fotografia: Laura Mazur
opracowanie graficzne: Tomasz Klemt
Nakład: 2000 sztuk
Kontakt: [email protected]
SAMORZĄD STUDENTÓW UNIWERSYTETU WARSZAWSKIEGO
ul. Krakowskie Przedmieście 24
00-927 Warszawa
Tel.: 22 552 26 12
Tel./fax.: 22 552 08 09
www.samorzad.uw.edu.pl
Niniejszy numer powstał przy współpracy z Zarządem Samorządu Studentów UW
oraz firmą Ernst&Young
3
wydarzenia
Świąteczne Akcje Komisji Kultury
Maciej Pleban
ZNOWU i PO RAZ KOLEJNY. Te słowa cisną się niektórym na usta każdego dnia, a zdania
typu „Znowu muszę wstać rano na zajęcia. Kolejny raz uciekł mi autobus” stają się powoli
smutną codziennością. Taka rutyna, szczególnie przy obecnej, potrafi człowieka wpędzić
w jesienną depresję. Ale przecież to słowo może mieć też pozytywny wydźwięk!
W
Komisji Kultury, pomimo tego,
że faktycznie ta powtarzalność się
pojawia, ponieważ znowu organizujemy swoje stałe akcje, to tego jesiennego
zmęczenia jakoś nie widać. Rokrocznie może
zdarzyć się coś niespodziewanego i wtedy
każda z tych akcji, pomimo że są to ich kolejne odsłony, różni się od poprzednich. A co
najważniejsze, sami walczymy z tą rutyną,
nie dając się zwariować, dzień w dzień myślimy, co możemy zrobić lepiej.
Idąc tym tropem faktycznie stwierdzamy, że po raz kolejny, na Uniwersytecie
Warszawskim odbędzie się akcja Student
Prawa Mikołajem (od 28 listopada do 12
grudnia), UNICEF na Gwiazdkę (w dniach
12- 18 grudnia) oraz znowu to my, studenci prawa już 8 stycznia 2012 roku tworzyć
będziemy trzon Sztabu WOŚP Studenci
Warszawy!
Chronologicznie rozpocznę, więc od
Studenta Prawa Mikołajem. Jest to autorska akcja Samorządu, organizowana od
niepamiętnych już czasów rokrocznie na
Wydziale. Przez dwa tygodnie, grupki wolontariuszy przemierzają kampus wzdłuż
i wszerz, nie bacząc na trzaskający mróz
i opady śniegu, dzielnie zbierają pieniądze. Zebrana kwota, pozwala nam sprawić
dzieciom z domów dziecka świąteczne prezenty, takie, na które niekoniecznie Dom
Dziecka mógłby sobie pozwolić w niedalekiej przyszłości bez naszej pomocy. Akcji
towarzyszy zawsze impreza klubowa, z któ-
rej cały dochód także przeznaczany jest na
zakup prezentów. W tym roku odbędzie się
ona około 9 grudnia, także już rezerwujcie
sobie czas!
UNICEF na Gwiazdkę po raz kolejny
zorganizowany zostanie na naszym wydziale w kilku miejscach. Przez ponad tydzień w różnych budynkach zarówno na
Kampusie Centralnym jak i w BUWie, znaleźć będzie można stoisko, z przeróżnymi
gadżetami UNICEFU, a także cudownymi
kartkami świątecznymi. Każdy znajdzie
coś dla siebie, za rozsądną cenę. Co warte
podkreślenia, kupując te produkty, to Wy
pomagacie UNICEF realizować przedsięwzięcia ratujące życie dzieci wymagające
zaangażowania dużych środków w najodleglejszych zakątkach świata. Wspomagacie
programy szczepień, dostawy żywności
do terenów dotkniętych głodem i nędzą,
wspieracie także budowę szkół.
Skupiając się jednak na potrzebach lokalnych pozostał nam do omówienia Sztab
WOŚP Studenci Warszawy. Czym jest
WOŚP to chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, zaznaczyć mogę jedynie, że z otwartymi rękoma czekamy na wszystkich chętnych wolontariuszy, by zarejestrowali się
właśnie u nas! Sztab, mieścić się będzie jak
zawsze w Sali 200 w Zarządzie Samorządu
Studentów UW, a informacje o możliwości
rejestracji podamy na początku grudnia,
zarówno na Fan Page’u Samorządu, Komisji Kultury, stronie internetowej jak i przez
wiele innych kanałów informacyjnych, do
których mamy dostęp. Planujemy w tym
roku także kilka eventów towarzyszących,
na razie pozostanie to naszą tajemnicą, ale
dalekosiężne plany już są. Zdradzić możemy, że na pewno, po raz kolejny, zaszczyci
nas swoją obecnością grupa rekonstrukcyjna: Star Wars Artistic Team (SWAT).
Czytając ten tekst, zapewne możecie
zadawać sobie dwa proste pytania: „Ale po
co my to robimy?” oraz „Po co JA mam się
w to zaangażować?”.
Odpowiedź jest bardzo prosta, ponieważ robiąc to, dając coś od siebie innym
ludziom, czerpiemy z tego niepohamowaną
niczym radość. Uwierzcie mi, najlepszą zapłatą za wasze trudy może być wtedy tylko
uśmiech dziecka, no i poprawa waszego
samopoczucia związana ze spełnieniem
dobrego uczynku. Dlatego właśnie po raz
kolejny nie zamierzamy spoczywać na laurach, znowu chcemy pobić rekord w ilości
zebranych przez Sztab WOŚP pieniędzy
(rok temu zebraliśmy więcej niż całe miasto
Płock ;) ), po raz kolejny sprzedać wszystkie produkty UNICEF-u i znowu chcemy
ujrzeć te pełne wdzięczności uśmiechy obdarowanych przez Św. Mikołaja prezentami
dzieci.
Kończąc już zachęcam gorąco wszystkich, do uczestnictwa w opisanych wyżej
akcjach, a także do pomocy przy ich organizacji i podczas trwania. Śledźcie uważnie
Fan Page Komisji Kultury na Facebooku,
tam też lub mailem ([email protected]) możecie do nas pisać jeśli chcielibyście się w jakikolwiek sposób zaangażować w którąkolwiek z przeprowadzanych
przez nas Świątecznych Akcji.
Odpowiedzialność instytucji finansowych – warto grać fair!
Monika Kamińska, Koordynator Projektu, Koło Naukowe Prawa Bankowego WPiA UW
Z
4
astanawiałeś się czy w okresie spowolnienia gospodarczego i kryzysu,
ogromnych problemów z długiem,
zagrożeniem płynnością, ratowaniem banków przez państwa, instytucje finansowe nie
powinny w jakiś sposób wziąć na siebie części odpowiedzialności za powrót na ścieżkę
szybkiego rozwoju gospodarczego? Społeczna odpowiedzialność biznesu, dobre praktyki, odpowiedzialne inwestycje czy ład korporacyjny to pojęcia, które w obecnych czasach
nie mogą być obojętne.
wymaga nie tylko pokory i cierpliwości, ale
także znajomości etykiety i zasad fair play.
Koło Naukowe Prawa Bankowego przy
Wydziale Prawa i Administracj Uniwersytetu Warszawskiego wraz z Królewskim
Klubem Golfowym w Wilanowie zapraszają do udziału w cyklu warsztatów, akademii
golfa, konkursie oraz konferencji.
Golf to jeden z najpopularniejszych
sportów w świecie biznesu – czy wiesz dlaczego? Tak jak inwestowanie i zarządzanie,
Pierwsze spotkanie odbędzie już 19
października 2011 r., godz. 18.30. Tematem będzie społeczna odpowiedzialność
Przyjdź i przekonaj się, że warto grać
fair!
biznesu, a gościem Magdalena Andrejczuk
z Ligii Odpowiedzialnego Biznesu. Miejsce
warsztatów to sala 308 w Starej Bibliotece
UW przy Krakowskim Przedmieściu 26/28
w Warszawie.
Czekamy na Ciebie! Zastrzegamy, że
ilość miejsc jest ograniczona, dlatego pamiętaj żeby Zgłosić swój udział przedysłając email na adres oif.knpb.uw@gmail.
com lub zapisz się na wydarzenie naszym
profilu facebook.pl/oif.knpb.uw. Tam też
możesz śledzić na bieżąco aktualności.
Masz pytania? Napisz do nas.
wydarzenia
Polacy numer JEDEN w Europie!!!
czyli o sukcesie Reprezentacji Polski na Warhammer
European Team Championship
Marcin Szlasa-Rokicki
W połowie października w szwajcarskiej malowniczej miejscowości Montreux położonej nad jeziorem Genewskim odbyły się Mistrzostwa Europy w grach bitewnych
Warhammer i Warhammer 40 000. Złożyło się tak, że reprezentacja mało docenianego
w innych dyscyplinach państwa Europy Środkowo-Wschodniej te Mistrzostwa wygrała.
Tak, tak, nie inaczej, Polska została Mistrzem Europy!
War-co?
Warhammer to jeden ze strategicznych
systemów bitewnych, gdzie gracze wcielając się w rolę generałów swoich armii rozgrywają ze sobą bitwy. Jest to gra logiczna
o elemencie losowości opartym na sześciościennych kościach, gdzie aby osiągnąć wygraną należy, poprzez różne skomplikowane, opisane w zasadach gry zabiegi,
starać się zwiększyć prawdopodobieństwo wygranej swoich żołnierzy.
Nie jest to ani gra komputerowa, ani
fabularna, to gra w której używa się
modelowanych ręcznie modeli. Krótko mówiąc to takie bardzo skomplikowane szachy.
Być najlepszym
Warhammer jest grą, którą przystosowano do gry turniejowej. W Polsce
prowadzona jest ogólnopaństwowa liga
warhammera (obecnie liczy 661 graczy), gdzie rozgrywając turnieje lokalne
oraz ogólnopolskie gracze zmagają się o
tytuł najlepszego, a także o możliwość
reprezentowania naszego kraju na European Team Championship, czyli w skrócie
– Euro.
Euro to z kolei, jak nazwa wskazuje Mistrzostwa Europy. Na turnieju tym jednak
możemy spotkać również państwa spoza
granic starego kontynentu takie jak: USA,
Australia, Nowa Zelandia czy Kanada. Euro
to zatem turniej, na który co roku przybywa
niespełna 500 zawodników z ok. 30 państw
globu i tym samym jest to największa impreza z tej dziedziny na świecie.
Do boju Polsko!
W Polsce system dobierania kadry jest
prosty. Spośród najbardziej doświadczonych graczy Lista Ligowa wybiera 2 selekcjonerów, którzy przez kolejnych kilka
miesięcy obserwują naszych graczy i ich
dokonania, a następnie wybierają ośmioosobowy skład i ponoszą za niego odpowiedzialność. Dziewiątą osobą w drużynie
jest wybierany przez całość reprezentacji
trener.
Drużyna wykrystalizowała się ponad 3
miesiące przed turniejem. W jej skład weszli zarówno gracze doświadczeni (kilkakrotnie już reprezentujący Polskę na ETC)
jak i debiutanci, którzy w czasie sezonu
ligowego potwierdzili swój akces bardzo
dobrymi wynikami – wspomina Piotr Dębkowski, absolwent WPiA oraz tego-
Niemcami – komentuje Piotr –
Na ETC nie ma już chłopców do bicia
i żaden z faworytów nie może przyjechać
nieprzygotowany. Wszystkie detale muszą
być uwzględnione a przeciwnicy rozpracowani. Bez tego nie ma co liczyć na dobry
wynik - na miejsce na podium. każdy z graczy reprezentujacych Polskę poświecił w
tym celu część swojego życia osobistego i
zawodowego. Można uznać, iż w tym roku
zasłużyliśmy na pierwsze miejsce.
Prawnik na polu bitwy
Ciekawostką jest, że w tym roku ponad
1/3 reprezentacji, bo aż trzech z ośmiu
graczy stanowili prawnicy (jeden student, jeden aplikant oraz jeden doktorant). Niewątpliwie, umiejętność logicznego myślenia i szacowania szans,
dobra pamięć oraz pewnego rodzaju
myśl strategiczna to cechy, które pomogą zarówno dobremu graczowi, jak
i prawnikowi.
Zasady Warhammera można porównać do prawa. To jest zbiór norm,
zasad. – mówi nam Tomasz Szwedow,
aplikant radcowski oraz tegoroczny
reprezentant Polski - Prawnicy nie
są bardziej inteligentni od innych zawodów, natomiast uczą się sprawnie
poruszać w gąszczu różnych, często
Danią, humory
–
nieprecyzyjnych zasad. Uważam że
łu
tu
ty
i
am
ńc
ro
Mimo meczu z ob
daje to prawnikom pewną przewagę,
co przekłada się na wyniki gry. W sprawach spornych, a takie w grach tak złożoroczny selekcjoner kadry nych jak warhammer zawsze się pojawiają,
„Wymiana pokoleniowa” nastąpiła
potrafią przeforsować i logicznie uzasadnić
więc w sposób kontrolowany, gdyż nowi
swoje stanowisko, ewentualnie pamiętają o
członkowie musieli udowodnić, że są na
jakichś niuansach zasadowych które mogą
tę chwile lepsi od graczy, którzy we wczewykorzystać.
śniejszych latach grali z bardzo dobrym
skutkiem na ETC. Co ciekawe byliśmy
Euro 2012
chyba najmłodszą drużyną na ETC (średnia
wieku ok 26 lat)!!!
Dla naszych graczy Euro2012 nie bęBatalia o tytuł Mistrza
dzie się kojarzyło tylko ze zmaganiami naszych piłkarzy. W przyszłym roku bowiem
Mistrzostwa Europy w Warhammera odbęW tym roku w ETC (European Team
dą się w Polsce, która wygrała rywalizację
Championship), w kategorii Warhammer
o mianę gospodarza ze Słowacją. To do
udział wzięło 28 państw. Polskę odbyła
przygranicznego Gorzowa Wielkopolskiedługą drogę na szczyt pokonując po kolei
go zjedzie się 500 graczy z nadzieją na wyIrlandię, USA, Anglię, obrońców tytułu –
graną, a nasza kadra z dumą będzie bronić
Danię, Grecję oraz Włochy. Droga ta nie
wygranego w Montreux tytułu. Jeśli więc
była jednak usłana różami.
przypadkiem naszym piłkarzom w czerwcu
Poziom rozgrywek stale się podnosi,
powinie się noga, nie wyrzucajcie białoale zaledwie kilka krajów, wyznacza oboczerwonych szalików i gwizdków. Z pewwiązujące trendy, które podłapują inni. Nie
nością przydadzą się w Gorzowie!
przez przypadek co roku rywalizujemy o
kolejność na podium z Danią, Włochami i
5
wydarzenia
Lepszy start
Damian Noremberg
L
ucień … Dla Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
to już legendarne miejsce. Większość
uczestników obozów zerowych odbywających się w małej miejscowości pod Gostyninem nie
potrafiłaby sobie
wyobrazić
studiowania
bez
tego miejsca…
Te g o roczny obóz
zmienił lokalizację. Czy
oznacza to
koniec legendy? Czy jest
to zerwanie z
historią na stałe już wpisaną
w WPiA? Jest
mi niezmiernie
miło stwierdzić, że wszelkie obawy zostały rozwiane już
w pierwszych dniach obozu.
Jestem zwolennikiem teorii, że to ludzie,
z którymi przebywamy tworzą atmosferę, o
której nie da się zapomnieć. Uczestnicy obozu bezwzględnie rozpoczęli nowy rozdział w
historii wydziału. Lidzbark to nie jest słaby
„remake” Lucienia. Lidzbark to nowy etap
życia. Początek nowej rodziny jaką tworzą
uczestnicy. Dla osób, które nie miały przyjemności uczestniczyć w obozie moje słowa
brzmią najprawdopodobniej abstrakcyjnie i
górnolotnie. Postaram się wyjaśnić fenomen
tego zjawiska, aby każdy, choć trochę
mógł poczuć ducha Lidzbarka.
Malowniczo położony ośrodek w
pobliżu jeziora i lasu stwarza wspaniałe
warunki do odpoczynku, rekreacji oraz
oczywiście świetnej zabawy. Pomimo,
iż uczestnicy zostali podzieleni na dwie
grupy, gdyż zajmowaliśmy dwa budynki, nie dało się zauważyć żadnego
rozłamu. W większości przypadków
ludzie byli otwarci na nowe znajomości i starali się poznać
jak największą liczbę
nowych osób.
Pierwsze
spotkanie na zbiórce,
na kampusie UW,
początek
podróży
autokarem i przydział pokojów to najtrudniejsze chwile. Większość osób
obawia się „nudziarzy” i
„sztywniaków”. Po dotarciu
do celu, podczas wspólnego
spotkania, odbywa się coś w rodzaju wielkiego „rozpoznania”. Każdy stara się znaleźć
pokrewną duszę. Początkowo zachowawczo
odnosimy się do kadry. Z biegiem czasu staje
się ona jednym z najważniejszych elementów
wyjazdu. To właśnie oni, starsi koledzy, któ-
Noc Sushi-żerców
Sushi-żerców
Agata Kwapińska
Agata
Kwapińska
N
oc. Na pustych, warszawskich ulicach nie uświadczycie miłośników
japońskiej kuchni. To ten wyjątkowy wieczór, gdy wszyscy spragnieni sushiżercy opuszczają swoje kryjówki i udają się
na łowy. Nie trudno ich wytropić. Wystarczy, że pójdziesz śladem jednego z nich, a już
po chwili znajdziesz się w krainie mlekiem
i miodem płynącej- a może powinnam była
napisać sosem sojowym płynącej?
Przekraczając próg azjatyckiej restauracji
wkraczamy do miejsca, gdzie kulinarna pasja
gwarantuje niesamowite, gastronomiczne doznania dla naszych kubków smakowych. Noc
Sushi-żerców, bo oczywiście o niej mowa,
już po raz X została zorganizowana przez
azjatycką restaurację ToBaYa, mieszczącą
się przy ul. Ogrodowej 58 w Warszawie w
dniu 14 października 2011r. Wejściówkę na
imprezę najlepiej zakupić przez Internet, jest
taniej, wygodniej i szybciej. Przy wejściu
6
każdy sushi-żerca dostaje kartonik rozliczeniowy, którego musi pilnować jak oka w
głowie. Idąc dalej zdejmujemy swoje ciuszki,
by czuć się swobodniej oraz dostajemy swój
talerzyk i wliczonego w cenę wejściówki welcome drink’a. Później nie pozostaje nam nic
innego jak tylko jeść tyle, ile tylko jesteśmy w
stanie zmieścić by samodzielnie wytoczyć się
z restauracji. Całej nocy towarzyszy DJ, który
wybiera kawałki idealnie odpowiadające panującemu w ToBaYa klimacie. Właściciele
restauracji zadbali także o atrakcyjny wystrój
inwestując w drzewa kawowe i herbaciane a
całość dopinając na ostatni guzik stuletnimi,
ręcznie malowanymi drzwiami.
Wszyscy goście, z uśmiechem na twarzach, pałeczkami w dłoniach i pękatymi
brzuszkami przeciskają się między sobą, by
dostać się do jednego z dwóch stołów, uginających się pod ciężarem przysmaków kuchni
japońskiej, tajskiej, a także indonezyjskiej.
rzy chcą nam pomóc i ułatwić wprowadzenie
na studia, stają się naszymi nowymi znajomymi i przyjaciółmi.
Nie dajcie się jednak zwieść. Lidzbark
to poza poznawaniem studiów i oczywiście
USOSa, wspaniała zabawa. Sport? Jaki tylko chcecie. Siatkówka, koszykówka, piłka
nożna. Wszystko rekreacyjnie oraz w postaci turniejów. Quady? Proszę bardzo. Dla
osób potrzebujących adrenaliny - paintball.
Dla wybrednych był także zorbing. W konsekwencji, czas na obozie był wykorzystywany maksymalnie. Nie wspomniałem jeszcze
o dostępie do rowerków wodnych i kajaków,
co było wyjątkowo przyjemną rozrywką w
tak bajecznej scenerii. Dochodzimy tutaj do
elementu magicznego. Molo.
Ogromne
wręcz kompleksowe.
Fantastyczne,
w y j ą t kowe ,
jedyne w swoim rodzaju. To
tutaj odbywały
się zacięte dyskusje na przeróżne
tematy.
Tutaj poznawaliśmy nowych przyjaciół.
W tym miejscu
odpoczywaliśmy i nabieraliśmy sił.
W dużym stopniu jestem wdzięczny kadrze za tak liczne atrakcje. Hitem bez wątpienia była gra terenowa z kontrowersyjnymi zaTo, na co czekają z takim utęsknieniem wszyscy pasjonaci nie zawodzi naszych oczekiwań. Jedzenie jest doprawdy wyśmienite.
Możemy obserwować w jaki sposób kucharz
przygotowuje różnego rodzaju maki, nigiri
czy california maki. Tuż obok kopiastych talerzy znajdziemy misy pełne chrzanu wasabi, marynowanego imbiru ,czy dzbany pełne
sosu sojowego. Poza sushi czekają na nas także ciepłe dania upichcone z kurczaka, wołowiny, czy wieprzowiny. Od godziny 18:30 do
1:00 możemy jeść ,ile tylko dusza zapragnie
popijając wszystko winem śliwkowym, zieloną herbatą czy, chociażby piwem. Jedynym
minusem całej nocy jest stosunkowo mała
powierzchnia w porównaniu do ilości osób.
Na stoliki trzeba polować, a miejsca siedzące to przyjemność dla wytrwałych lub tych,
którzy przychodzą najwcześniej. Noc sushiżerców to także idealna okazja, by spotkać
znajomych, w tym wielu studentów naszego
wydziału. Większość z nich przyznawała, że
to nie ich pierwszy raz na nocy i choć z trudem łapali powietrze dzielnie, choć pazernie
szli po kolejne porcje.
wydarzenia
daniami. Nawet nie domyślacie się jak długi
sznur można utworzyć z przedmiotów, które
mamy na sobie.
Ale to jeszcze nie koniec! Teraz czas na
wieczorne hulańce. Codzienne dyskoteki są
wyczerpujące nawet dla studentów. A jeśli
weźmiemy pod uwagę kreatywność uczestników to nie zdziwi nas Indianin uciekający
przed kowbojem i grupa ślicznych kowbojek wypatrujących nowego celu. Była także
okazja posłuchać i przyłączyć się do studentów śpiewających przy akordeonie albo też
zmierzających na „kicz party”. W następny
wieczór nie można było oderwać wzroku od
pięknych kobiet towarzyszących przystojniakom w garniturach, mającym ochotę na hazard w kasynie.
Zdaję sobie sprawę, że wszystko o czym
piszę jest co najmniej dziwne. Jak można
połączyć spotkanie z pracownikami uczelni
i dziki zachód? Kasyno i USOS? Można to
określić tylko w jeden sposób – Lidzbark.
Jestem przekonany o tym, że uczestnicy
Lidzbarka łatwiej przystosowują się do uczelni, biorąc pod uwagę ilu nowych znajomych
poznali. Chciałbym jednak uświadomić tym,
którzy nie doświadczyli obozu, iż „rodzina
Lidzbarka” jest otwarta i chętna na nowe znajomości. Dodatkowo, jeśli poznacie kogoś z
obozu to na pewno ułatwi wam to poznanie
kolejnych „szaleńców”.
Money.pl
Hanna Drzymalik
W
listopadzie ruszy kolejna edycja Akademii Money.pl – programu stażowego prowadzonego przez największy portal biznesowy
w Polsce. Przez trzy kolejne miesiące
sześciu adeptów będzie zdobywać wiedzę i doświadczenie pod okiem specjalistów pracujących w Grupie Money.pl.
Rekrutacja na staż właśnie ruszyła.
Akademia Money.pl to trzymiesięczny program stażowy umożliwiający studentom zdobycie cennego doświadczenia
w pracy w jednym z pierwszych w Polsce, profesjonalnych serwisów internetowych. Na chętnych czeka sześć miejsc w
redakcji oraz w dziale IT. Najlepsi mogą
liczyć na opiekę uznanych specjalistów
z wieloletnim doświadczeniem w swoich
branżach – staż będzie prowadzony pod
kierunkiem Tomasza Bonka, redaktora
naczelnego Money.pl i Tomasza Kabarowskiego, dyrektora działu IT i rozwoju
umiejętności, aby podjąć pracę w portalu internetowym. Dowodem jest chociażby to, że kilku absolwentom zaproponowaliśmy już pracę w Money.pl – mówi
Tomasz Bonek, redaktor naczelny Money.pl.
Projekt skierowany jest do studentów
kierunków dziennikarskich, ekonomicznych i informatycznych. Zimowa edycja
rozpocznie się 2 listopada 2011 r. i potrwa do 31 stycznia 2012 r. Rekrutacja
już trwa, a termin nadsyłania aplikacji
upływa 16 października.
Więcej informacji o projekcie pod
adresem: www.akademia.money.pl.
III edycja Akademii Money.pl:
• Termin: 2 listopada 2011 – 31 stycznia
2012
• Nadsyłanie aplikacji do 16 października 2011 na adres [email protected]
• Liczba miejsc: 6 (2 w dziale IT i 4 w
redakcji)
• Opiekunowie programu: Tomasz Bonek, redaktor naczelny Money.pl i Tomasz Kabarowski, dyrektor działu IT i
Reasumując, wspomnienia, które posiadam zostaną ze mną na zawsze. Ludzie, których poznałem to mam nadzieję przyjaciele
na całe życie. Z całego serca polecam wszystkim obóz zerowy. W przyszłym roku kolejna
edycja. Może warto to przeżyć, a może warto
przeżyć to jeszcze raz?
Tuż po 1:00 kolejna Noc Sushi-Żerców
dobiegła końca. Dla najwytrwalszych, na pocieszenie czekały małe zestawy sushi na wynos- tak na wypadek, gdyby jeszcze się nie
najedli;)
Podobno sushi można albo nienawidzić
albo kochać. Z pewnością perspektywa jedzenia surowej ryby z ryżem owiniętej w glony
nie należy do najbardziej zachęcającej i wielu
z Was jeszcze się do tego nie przekonało, ale
jestem pewna, że, kto raz spróbuje nie pożałuje.
X Noc Sushi-Żerców już za nami. Nie
pozostaje nam nic innego jak zarezerwować wejściówki na kolejną, już XI ucztę
dla fanatyków sushi, która odbędzie się
18 listopada. Weźcie ze sobą znajomych,
usiądźcie wspólnie i delektujcie się każdym,
kolejnym kawałkiem rozpieszczającym wasze podniebienia…
I ja tam byłam, miód i wino piłam, a co
widziałam Wam opowiedziałam.
fot. T. Barankiewicz
Money.pl.
Akademia Money.pl powstała z myślą o osobach ambitnych, zainteresowanych nowymi mediami oraz planujących
przyszłość zawodową związaną z obszarem dziennikarstwa lub IT.
– Program stażu został tak ułożony,
aby nasi adepci mogli sprawdzić się na
jak najszerszym polu. Przygotowaliśmy
m.in. cykl autorskich wykładów i warsztatów. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że po trzech miesiącach stażu
w Money.pl mają podstawową wiedzę i
rozwoju Money.pl
• Miejsce: Główna siedziba Money.pl we
Wrocławiu
• Wynagrodzenie miesięczne dla stażystów: 500 zł
Dodatkowe materiały dostępne w
biurze prasowym Grupy Money.pl:
Hanna Drzymalik, Specjalista ds.
Komunikacji Marketingowej i PR
tel. +48 71 33 74 278,
kom. 721 978 880
[email protected]
7
wydarzenia
Studenci wybrali
WYNIKI WYBORÓW
Marcin Szlasa-Rokicki
W
dniu 20 października 2011 r. w
godz. 9:00 – 17:00 odbyły się wybory przedstawicieli studentów
Wydziału Prawa i Administracji UW do Zarządu Samorządu Studentów (7 mandatów),
Rady Wydziału (20 mandatów) oraz Parlamentu Studentów (4 mandaty).
Uprawnionych do głosowania było 5968
studentów, lecz ze swojego prawa skorzystało
tylko 468, co stanowi frekwencję ok. 7,84%.
W tym roku oprócz Listy Żółtej, która wystawiła swoich kandydatów w proporcji 1:1
w stosunku do liczby miejsc, startowało tylko 4 kandydatów niezależnych (trzy osoby
do Rady Wydziału oraz jedna do wszystkich
trzech organów). Po raz pierwszy od trzech lat
nastąpiło pewnego rodzaju przełamanie hegemoni LŻ, gdyż nie wszyscy jej członkowie
dostali się z listy. Rekordzistą w odbieraniu
miejsc z listy został Mateusz Glinka-Rostkowski, który jako kandydat niezależny został wybrany do wszystkich trzech organów,
do których kandydował. Co ciekawe Mateusz
formalnie jest członkiem LŻ, jednak władze
listy widocznie nie znalazły na niej dla niego miejsca, co zmusiło go do samodzielnego
wystartowania w wyborach. Kolejną osobą,
która zabrała miejsce Żółtym jest Adam Klimowski, dawny członek LŻ i wieloletni działacz również wywalczył miejsce w Radzie
Wydziału, o które się starał.
Część faktów z tegorocznych wyborów
może zatem dziwić. Po pierwsze dziwi brak
zorganizowanej opozycji oraz to, że osoby
związane z Lista startowały przeciwko niej,
ba, nawet miejsca swoim kolegom odebrały.
„Gdyby była opozycja, to byśmy te wybory
przegrali” – mówi jeden z członków LŻ.
Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy to
wiek niektórych kandydujących do Rady Wydziału, aż czwórka z nich jest już bowiem na
piątym roku, co w poprzednich latach należało do rzadkości. Sam kandydat na przewodniczącego jest zaś na roku czwartym i to kolejna niespodzianka tegorocznych wyborów,
czyli odstąpienie od formuły wyboru kandydata z roku trzeciego. Skąd takie pominięcie
jednego całego rocznika? Czy może władze
Listy nie znalazły na III roku żadnego dogodnego kandydata? Tego nie wiem i rozstrzygać
nie będę.
Lexuss nie jest bowiem gazeta polityczną,
więc na ciekawostki tegorocznych wyborów
tylko zwracam uwagę i wstrzymuję się od ich
komentowania czy oceny.
Wszystkim wybranym zaś gratuluję oraz
życzę wiele wytrwałości w codziennej pracy.
Wachta UW
Iga Gajos
L
ąd rozpływa się. Kontury stromych
klifowych wybrzeży powoli zacierają
się, dal osnuwa mgłą skalne urwiska
i zielone wzgórza. Znane niknie nam sprzed
oczu. Pozostajemy tylko my i morze; to tutaj
właśnie oswajamy – sążeń po sążniu, mila po
mili; to przed nami wydaje się wciąż jednak
bezkresne, nieodgadnione. Nawet chmurne
niebo gdzieś tam daleko zatapia się w niewiadomych głębinach. Ciszę przerywa komenda
oficera: Do brasowania! Odknagować liny!
Luzujemy brasy marsli, brama i bombrama...
A wy wybieracie.!
Zadzieramy głowy, aby zobaczyć efekty
naszej pracy. Łapiemy wiatr w żagle!
Wachta UW w Tall Ships’ Races 2011,
zlot największych i najpiękniejszych żaglowców, ludzie z kilkudziesięciu krajów Europy
i całego świata, przeżycie niezapomnianych
chwil na pokładzie Pogorii, udział w regatach- oto plakatowe hasła, które kilka miesięcy temu przykuły moją uwagę i zelektryzowały wyobraźnię. Skuszona wizją rejsu po
morzach Północy postanowiłam wziąć udział
8
w konkursie Wachta UW organizowanym
przez władze Uniwersytetu. O nagrodę – pokrycie znacznej części kosztów rejsu Szkocja
– Szetlandy - Norwegia mogli ubiegać się ci,
którzy osiągnęli wysoką średnią ocen oraz
wyróżnili się aktywnością na rzecz Uniwerstetu. Spośród zgłoszeń komisja konkursowa
w składzie prof. dr hab. Marta Kicińska-Habior Prorektor UW ds. studenckich, dr hab.
Maciej Geller Dyrektor Festiwalu Nauki i
organizator rejsu oraz Piotr Müller Przewodniczący Zarządu Samorządu Studentów wybrała 11 laureatów. Nasz wydział miał najmocniejszą, bo dwuosobową reprezentację
– mnie, obecnie studentkę III roku i Adama
Piotrowskiego z IV roku. Lepszego prezentu
i to w przeddzień rozpoczęcia letniej sesji egzaminacyjnej nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Czekała nas prawdziwa wielka przygoda!
11 lipca w samo południe weszliśmy na
podkład barkentyny zacumowanej w szkockim porcie Greenock. Mimo zmęczenia po
autokarowej podróży przez Europę, ochoczo
zabraliśmy się do przenoszenia bagaży, zajmowania kajut i koi, a przede wszystkim...
Zarząd:
Rada Wydziału:
1.Anna Wójcik
1.Jakub Chowaniec
2.Adrian Biały
2.Maciej Pleban
3.Paweł Śliwka
3.Mateusz
4.Marta Solarska
Rostkowski
5.Mateusz
4.Marek Grzywacz
Glinka-
Rostkowski
Glinka-
5.Łukasz Gembiś
6.Maja Gawrysiuk
6.Robert Wodzyński
7.Witold
7.Adam Klimowski
Kowal-
czyk
8.Aleksander
Gra-
becki
9.Marek Porzeżyński
10.Karolina
Dołę-
Parlament Studen-
gowska
tów:
11.Agata Czerniak
1.Marta Ilnicka
12.Kamil Czerepak
2.Adrian Biały
13.Tomasz Flakow-
3.Mateusz
ski
Glinka-
Rostkowski
14.Łukasz
4.Jakub Wiśniewski
kowski
Hnat-
15.Barbara Kowalska
16.Adrian Pokrywczyński
17.Dominika Helios
18.Małgorzata Wysocka
19.Aleksandra
Orzeł
20.Magdalena Gryboś
poznawania Pogorii. Wiszący w mesie grafik
nie pozostawiał złudzeń; czekało nas sporo
pracy; w ciągu jednego 4-dniowego cyklu
każda z grup zadaniowych miała do odbycia 6 czterogodzinnych wacht nawigacyjnych (także „psiaków” - wart od północy do
4:00 i „świtówek” - od 4:00 do 8:00), jedną
całodniową wachtę gospodarczą oraz jedną
wachtę bosmańską. Zaczęło ziszczać się, to
wszystko, co do tej pory było tylko zapowiedzią z plakatu promocyjnego; nie byliśmy pasażerami, ale załogą; my- „UW-owski team”,
studenci Politechniki i zaproszeni przez kapitana Adama Jassera ludzie świata kultury
i nauki - mieliśmy wspólnie „prowadzić”
Pogorię. 12 lipca w południe wypłynęliśmy z
Greenock w kierunku Orkadów – archipelagu
położonego na granicy Morza Północnego i
Oceanu Atlantyckiego. Początkowo niełatwo
było wdrożyć się w rytm pracy na statku; doskwierały wachty nawigacyjne wyrywające z
błogiego snu, denerwowała poranna pobudka. Dość szybko jednak przywykliśmy do żeglarskiej rzeczywistości. Ci, którzy już wcześniej mieli okazję pływać po morzach chętnie
szkolili takich jak ja – żółtodziobów żeglowania z reguł panujących na wodzie, elementów
takielunku, wiązania węzłów. Spędzaliśmy
czas współpracując i poznając się wzajemnie;
opowiadaliśmy sobie anegdoty, żartowaliśmy, dzieliliśmy się swoimi doświadczeniami ze studiowania na różnych wydziałach.
wydarzenia
Słowa Mistrza
Marcin Szlasa-Rokicki
W dniach 12-16 października Warszawa była gospodarzem Mistrzostw Świata w
najpopularniejszą grę słowną globu, Mistrzostw Świata w Scrabble.
W
tej edycji zawodów do stolicy
naszego kraju zjechało 116 zawodników z całego świata, mi.in.
obrońca tytułu z ostatnich
mistrzostw
w 2009 roku,
Pakorn
Nemitrmansuk z
Tajlandii.
Co ciekawe podobno
m i st r z o st wa
po raz pierwszy
zostały
rozegrane w
kontynentalnej Europie, a
Polskę wybrano z powodu
popularności
Scrabble na naszym rynku.
Z racji międzynarodowego charakteru
imprezy, gry rozgrywano w języku angielskim, co mogło stanowić pewne utrudnienie
dla reprezentantów Polski. Tych jednak nie
zabrakło i po długich przygotowaniach do
Któregoś dnia również i delfiny zechciały się
z nami „pointegrować”. Z zachwytem przyglądaliśmy się ich radosnym akrobacjom wokół dziobu Pogorii. 16 lipca dopłynęliśmy do
portu w Stromness. Zatrzymaliśmy się tam
na kolejne trzy dni. Okazało się, że przygotowano dla nas wycieczki w najciekawsze
miejsca na Orkadach. Wieczorami daliśmy
poznać się lokalnej społeczności jako wyjątkowo towarzyscy – pozwoliliśmy porwać
się szkockiej muzyce, wdzięczniej i chętniej
niż ktokolwiek inny oklaskiwaliśmy pubowe
koncerty. Naszemu pożegnaniu z Orkadami
towarzyszyła miejscowa ekipa telewizyjna .
Choć dotarcie do niedalekich Szetlandów zajęło nam niespełna dwie doby, wielu podróż
dała się szczególnie we znaki- „bujało”...
Na stołach kładliśmy maty zapobiegające
„ucieczkom” talerzy i szklanek, chodziliśmy
znacznie ostrożniej, chcąc uniknąć zderzeń z
innymi i ze sprzętem na Pogorii, koje zabezpieczyliśmy sztorm-deskami. 20 lipca zacumowaliśmy w porcie w Lerwick. To tu miały
odbyć się główne imprezy tegorocznego Tall
Ships’ Races - jednej z najbardziej znanych
międzynarodowych żeglarskich imprez. Jeszcze przed rejsem ustaliśmy, że podczas parady załóg wystąpimy „na ludowo”. Ubrani
w wyróżniające się czerwone koszulki, ze
spódnicami z kolorowych pasów krepiny, z
wiankami i ludowymi czapkami na głowach,
tańczący i zdzierający gardło na głośnym Tak
boju stanęło czterech Polaków: Bartosz Pięta,
Wojciech Usakiewicz, Zbigniew Więckowski
oraz Rafał Dominiczak. Ten ostatni okazał
W tym roku tytuł Mistrza i 20 kawałków
zgarnął Nowozelandczyk Nigel Richards,
który w finale pokonał Australijczyka Andrew Fisher’a, w decydującej piątej partii 476
do 333. Nigel Richards został też pierwszym
w historii zawodnikiem, który tytuł mistrza
zdobył już drugi raz w karierze. Pierwszy raz
mistrzem został cztery lata temu w Bombaju, dwa lata temu poległ w finale, co jednak
zmobilizowało go do jeszcze większych treningów i przyniosło oczekiwany sukces w
Warszawie.
Ostatniego dnia mistrzostw pod
Pałacem Kultury i Nauki miał miejsce
Dzień Scrabble, czyli pewnego rodzaju open day, podczas którego każdy
mógł spróbować swoich sił w turniejach scrabble, wziąć udział w konkursach z nagrodami, czy też podjąć
ćwiczenia na warsztatach Polskiej Federacji Scrabble. Wieczorem rozegrano partię drużyn prowadzonych przez
Marcina Prokopa oraz Sonię Bohosiewicz, w której wygrana 20 tysięcy
złotych została przekazana Fundacji
Spełnionych Marzeń.
się najlepszym z Polskich zawodników i zajął 55. miejsce, a szkoda, bo główna nagroda
była nie mała. W tym roku stawką, o którą
walczono w pocie czoła było 20 000 dolarów
i oczywiście zdobycie tytułu Mistrza Świata.
się bawi, tak się bawi PO-GO-RIA !!! zostaliśmy zapamiętani jako jedna z najbardziej radosnych grup. Po wesołym przemarszu odbyła się wspólna impreza dla załóg żaglowców.
Bawiliśmy się tańcząc, śpiewając i „łajemsiejsując” z Kubańczykami, Rosjanami, Holendrami... Laba trwała przez kilka kolejnych
wieczorów. Sporym zainteresowaniem mieszkańców Szetlandów i uczestników Tall Shipu
cieszyły się organizowane przez studentów
Politechniki wieczorne pokazy eksperymentów fizycznych. Podobnie jak na Orkadach,
zorganizowano dla nas kilka wypadów poza
miasto. Na mnie największe wrażenie zrobiły szetlandzkie klify. Tego dnia, w którym je
widziałam, wyglądały wyjątkowo; po opustoszałych zielonych wzgórzach hulał wiatr,
wrzosy trzęsły się z zimna, a niebo chmurnie
spoglądało na wzburzone fale z impetem rozbryzgujące się o strome skaliste wybrzeża.
Taki obrazek miałam w głowie, gdy 25 lipca opuszczaliśmy Lerwick i Szetlandy. Lada
moment miały rozpocząć się regaty; starcie
największych i najpiękniejszych żaglowców
z całego świata o laur najszybszego. Pogoria
stanęła na linii startu obok najwspanialszych
fregatowych sław – norweskiego Christiana
Radicha, polskiego Daru Młodzieży, rosyjskiego Miru.... Mimo iż znacznie mniejsza,
nasza barkentyna prezentowała się naprawdę
znakomicie. Słusznie powiadają, że nic piękniejszego, jak statek z rozwiniętymi żaglami,
W Polsce ok. 400 graczy rywalizuje ze sobą w Scrabble nie tylko
w domowym zaciszu, lecz również
turniejowo. Istnieje ogólnopolski ranking,
mistrzostwa poszczególnych miast i lokalne
klubu zrzeszające miłośników gry. Kto wie,
czy może jeden z nich nie wychowa przyszłego Mistrza Świata?
koń w galopie i kobieta w tańcu – pisał Balzac w Ojcu Goriot... i wierzcie – miał rację;
widok statków przedzierających się przez
rozsrożone fale, łopotanie żagli na wietrze,
dumnie zadarty bukszpryt zapierają dech w
piersi. Było nie tylko wielką frajdą, ale także
odpowiedzialnością i zaszczytem móc wtedy, w czasie regat stanąć za sterem Pogorii.
27 lipca nad ranem przekroczyliśmy metę i
choć do upragnionego podium sporo zabrakło, cieszyliśmy się z udziału w tak świetnej
imprezie. Rejs nieuchronnie dobiegał końca,
dobiliśmy do ostatniego portu – norweskiego
Stavanger. Ostatnie trzy dni naszej przygody
spędziliśmy aktywnie; wdrapując się na reje,
by z wysokości podziwiać miasto, szalejąc
na jachtach zaprzyjaźnionych załóg, przemierzając wspólnie uliczki Stavanger. Niezapomnianych wspomnień dostarczyła nam
wycieczka na Preikestolen, klif położony nad
fiordem Lysefjord.
Te trzy tygodnie na Pogorii były dla mnie
niezapomnianą przygodą. Z żalem opuszczałam żaglowiec, z łezką w oku żegnałam moich nowych znajomych. UW zafundowało mi
fantastyczne wakacje. Naprawdę warto czytać uniwersyteckie ogłoszenia!
9
informacje
!
Samorząd Studentów Wita na UW
ersytetu Warszawskiego
Zarząd Samorządu Studentów Uniw
N
a pytanie: „czym jest Samorząd Studentów?”, można odpowiedzieć: „są
to wszyscy studenci Uniwersytetu
był słyWarszawskiego”. By jednak nasz głos
e pod
iatan
szalny, by problemy nie były „zam
ej
nasz
e
życi
na
w
wpły
y
szafę”, by mieć realn
widsta
prze
ich
swo
y
ieram
wyb
Alma Mater,
ezentują
cieli, którzy w naszym imieniu repr
elni.
Ucz
i
zam
wład
sprawy studenckie przed
ych
To oni dbają o to, by nie łamano nasz
awnopr
rów
jako
praw i respektowano nas
teckiej,
nych członków społeczności uniwersy
studioe
nasz
nić
uczy
się
ją
stara
oni również
ąo
dbaj
–
ko
wanie łatwiejszym, mówiąc krót
.
lemy
prob
e
nas i rozwiązują nasz
erZarząd Samorządu Studentów Uniw
owyk
nem
orga
jest
sytetu Warszawskiego
i
elni
Ucz
eblu
szcz
na
du
orzą
nawczym Sam
ęgu ogólzasi
o
ń
zada
ch
inny
u
wiel
cz
opró
ółpracą
nouniwersyteckim zajmuje się wsp
ziałów,
wyd
dów
orzą
sam
i wspomaganiem
uszy
fund
iałem
podz
oraz
dr
kate
i
w
instytutó
orządu
przeznaczonych na działalność Sam
elni.
Ucz
j
całe
na
w
Studentó
waDzięki działaniom Zarządu organizo
erty,
konc
ia,
enal
Juw
mi
inny
zy
ne są międ
e charyspotkania ze znanymi osobami i akcj
a teleenck
stud
też
tatywne. Prowadzona jest
ach
ram
W
.TV.
erek
Uniw
–
wa
wizja interneto
ne
ywa
zdob
aty”
Rab
e
dow
orzą
„Sam
projektu
,
jach
urac
resta
,
są zniżki w wielu sklepach
iejstotn
Naji
ych.
gow
usłu
klubach i punktach
ie o praszą funkcją Zarządu jest jednak dban
entów
stud
tuje
wa studenta. Zarząd reprezen
temu
ki
dzię
–
tetu
ersy
przed władzami Uniw
y
któr
m,
nere
part
m
ędny
norz
jesteśmy rów
ć
istoś
zyw
pomaga zmieniać akademicką rzec
na lepsze.
spoSamorząd jest miejscem, w którym
czas
j
swó
ięcić
tykają się ludzie gotowi pośw
m
ento
stud
m
inny
óc
pom
i umiejętności, by
ch
zany
zwią
ch
lema
prob
ych
ienn
w ich codz
na całym
ze studiowaniem. To głos słyszalny
lekcewana
moż
nie
ego
Uniwersytecie, któr
Zarząd Samorządu Studentów UW
P
oniżej znajdziecie kontakty do prze
wodniczących poszczególnych sekc
ji i
komisji. Zapraszamy Was do kontaktu
z nami i włączenia się w prace sam
orządu.
Oferujemy Wam wiele możliwości,
dużo zabawy i jeszcze więcej satysfakcji!
Przewodniczący ZSS UW
[email protected]
10
żyć.
ysły,
pom
łe
ania
wsp
się
ą
rodz
nie
Tu właś
projekty!
przekuwane później na znakomite
praca na
że
się,
sz
kona
Dołącz do nas, a prze
ć wienieś
przy
e
moż
w
entó
stud
ch
rzecz inny
e zdobęktór
e,
zeni
iadc
dośw
a
cji,
sfak
saty
le
Samorządziesz podczas swojej przygody z
przyszłej
jej
Two
w
enne
bezc
dem, okaże się
pracy zawodowej.
niach,
Najświeższe informacje o wydarze
teersy
Uniw
na
h
cjac
eren
konf
i
ach
spotkani
.pl
.edu
d.uw
cie i nie tylko na www.samorza
Sekcja Mobilności i Współpracy Zagr
Sekcja Uniwerek.TV
[email protected]
.pl
[email protected]
Komisja Kultury
[email protected]
Sekcja Prawna
[email protected]
l
Komisja Finansowa
[email protected]
.pl
Sekcja Studencka
[email protected]
l
Komisja Promocji i Informacji
[email protected]
anicznej
.pl
informacje
Nowy „stary” gmach
- Collegium Iuridicum IV „Szara willa”
Monika Cygan
Z
apewne niewielu studentów naszego
wydziału niecierpliwie czekając na
rozpoczęcie upragnionych (szczególnie tych porannych) zajęć w Collegium Iuridicum IV, sumiennie powtarzając wyuczony
materiał, wypatrując na korytarzach ulubionych ćwiczeniowców czy też podziwianych
za tembr głosu wykładowców ma czas zastanowić się nad historią budynku, mieszczącego się przy ul. Wybrzeże Kościuszkowskie
47.
„Szara Willa” to dawny dom mieszkalny
i kąpielowy Inspekcji Sieci Kanalizacyjnej
i Wodociągowej. Został zaprojektowany w
1905r. przez Bronisława Brochwicza-Rogoyskiego. W czasie wojny gmach uległ znacznemu uszkodzeniu- utracił wieżyczkę, a jego
dach zniszczono. Po wojnie podjęto wprawdzie próby odbudowania, jednak nie postarano się o dokładne odwzorowanie projektu,
znacząco go uproszczając. Dopiero w latach
1994-1997 budynek został zmodernizowany.
Zadecydowano o odnowieniu „Szarej Wili”
według zamysłu Andrzeja Kicińskiego. Architekt zachował ocalałe partie willi, a poprzez użycie szkła i stali w rekonstruowanych
wyższych partiach nawiązał do nowoczesnego budynku BUW-u . Za tę realizację otrzymał kilka prestiżowych nagród m.in. : Honorową Nagrodę SARP, Europejską Nagrodę
Architektoniczną THE GREEN POINT, nagrodę Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji w dziedzinie architektury, a także
nagrodę za Modernizację Roku. W efekcie,
odnowienie gmachu okazało się jednym z
sztandarowych realizacji w twórczości Andrzeja Kicińskiego-wykładowcy i profesora
nadzwyczajnego na Wydziale Architektury
Politechniki Warszawskiej.
Collegium Iuridicum IV dysponuje 4
salami wykładowymi oraz salą seminaryjną. Nosi imię Cezarego Berezowskiego, co
stanowi hołd i dowód uznania dla tego wielkiego naukowca, który w latach 1951–1953
pełnił funkcję dziekana Wydziału Prawa i
Administracji UW. Wykształcenie zdobywał
Jak ominąć dziekanat. Wskazówka
pierwsza.
Patrycja Zawadzka
D
ziekanat jest super – jakieś wątpliwości? Nic tak bardzo nie zbliża ludzi
jak wspólne, wielogodzinne oczekiwanie w niekończącej się kolejce. W dodatku
niewielka odległość sprzyja podjęciu ciekawej rozmowy – „Byłem tu wcześniej” – „Pan
tu nie stał” albo - „Zejdź ze mnie”, ale to
ostatnie do usłyszenia jedynie w godzinach
szczytu. Do tego niedziałająca klimatyzacja
i mamy gwarancję powstania osobliwego mikroklimatu. Podobny obraz zna chyba każdy,
kto w gorącym okresie składania podań o
zmianę grupy ćwiczeniowej miał okazję odwiedzić dziekanat. Co można zrobić, aby ta
wizyta nie wiązała się z parogodzinną kolejką? Wystarczy skorzystać z udogodnień, jakie
oferuje nam USOS. Mowa tu o możliwości
składania podań do Pani Dziekan drogą elektroniczną. W praktyce niewielu docenia tę
opcję, a niewątpliwie płyną z niej wymierne
korzyści. Po pierwsze oszczędność czasu,
krótsze kolejki dla tych, którzy odwiedzają
dziekanat w sprawach niezwiązanych ze składaniem podań i powszechna szczęśliwość Pań
z Dziekanatu.
Każdy z pewnością słyszał o tej opcji, nie
każdy natomiast z niej korzysta. Dla przypomnienia krótki instruktaż. Aby złożyć podanie
przez USOS – Uniwersytecki System Obsługi
Studiów, logujemy się na stronie www.uso-
sweb.wpia.uw.edu.pl, wybieramy zakładkę
Moje Studia, a następnie Podania. Spośród
kilkunastu rodzajów podań wybrać możemy
adekwatne do interesującego nas przedmiotu.
Drogą elektroniczną można przesłać między
innymi podanie o rezygnację z zajęć nie z
winy studenta, wniosek o warunkowe zaliczenie etapu, podanie o ulgi w płatnościach i chyba najbardziej popularne – dotyczące zmian
w rejestracji wydziałowej. Pełna lista podań
znajduje się na USOSWebie, z zastrzeżeniem
iż podanie o praktykę w Komisji Stypendialnej / Odwoławczej Komisji Stypendialnej
a także podanie o stypendium socjalne nie
mogą być składane w ten sposób. Kiedy wybierzemy już konkretny formularz, wypełniamy pole przeznaczone na uzasadnienie prośby, gdzie do dyspozycji mamy 1500 znaków.
Ostatnim krokiem jest wysłanie podania, przy
czym jednocześnie deklarujemy, że jesteśmy
świadomi konsekwencji wynikających z poświadczenia nieprawdy. I już! Podanie złożone bez odchodzenia od komputera, w dowolnie wybranym czasie. Pomimo tych zalet, to
tradycyjny sposób dostarczania podań ma nadal najwięcej zwolenników. Dlaczego? Mamy
po prostu pewność, że trafia ono we właściwe
ręce. A co dzieje się z tym, wysłanym drogą
elektroniczną? W tym miejscu należy rozwiać
wszelkie wątpliwości – nie ginie gdzieś w otchłani Internetu! Jest drukowane, następnie
on początkowo w gimnazjum w Odessie,
następnie studiował prawo na Uniwersytecie
Warszawskim. Uzyskał docenturę po przedstawieniu pracy Powstanie Państwa Polskiego
w świetle prawa narodów. Po wojnie kierował na UW Katedrą Prawa Międzynarodowego. W swojej pracy naukowej zajmował się
problematyką suwerenności i roli państwa w
obrocie międzynarodowym, a także genezą
i strukturą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Równocześnie z pracą na UW był
związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie przewodniczył Katedrze Prawa Narodów KUL. Doceniony został również
w Haskiej Akademii Prawa Międzynarodowego- w 1938 i 1964 prowadził tam wykłady
z zakresu niesuwerennych podmiotów prawa
międzynarodowego.
Obecnie gmach spełnia funkcję siedziby
Instytutu Prawa Międzynarodowego, odbywają się w nim zajęcia z prawa międzynarodowego publicznego, a także prawa Unii Europejskiej. Jej Magnificencja Rektor UW prof.
dr hab. Katarzyna Chałasińska-Macukow,
Dziekan Wydziału Prawa i Administracji UW
prof. dr hab. Krzysztof Rączka oraz Dyrektor
Instytutu Prawa Międzynarodowego prof. dr
hab. Zdzisław Galicki dokonali uroczystego
otwarcia budynku w dniu 27 czerwca 2011r.
rozpatrywane w tym samym trybie co podania
doręczone osobiście do Dziekanatu. Dodatkowym atutem jest możliwość sprawdzania na
bieżąco statusu podania, dzięki temu wiemy,
co aktualnie się z nim dzieje. Tak więc widzimy, czy podanie zostało już rozpatrzone,
a jeśli tak, wiemy dokładnie, jaka jest odpowiedź Dziekana. Takiego komfortu nie mamy
składając tradycyjne podanie. O pozytywnej
odpowiedzi dowiadujemy się np. ze zmian
jakie zaszły w naszym planie, jeśli tego dotyczyło podanie.
Podanie elektroniczne – rozwiązanie prawie idealne! Prawie, ponieważ drogą elektroniczną nie można składać podań, które
wymagają dołączenia dokumentów, zaświadczeń, ogólnie rzecz ujmując jakichkolwiek
załączników. W takiej sytuacji trzeba osobiście dostarczyć je do Dziekanatu. Podobnie w
przypadku podań o zmianę grupy ćwiczeniowej, pod którymi chcemy zamieścić podpis
ćwiczeniowca. Ciężko natomiast stwierdzić,
które są szybciej rozpatrywane, z doświadczenia wiemy, że odpowiedź i w jednym i w
drugim przypadku uzyskamy czasem następnego dnia, a czasem za dwa tygodnie.
Jedno jest pewne – złożyć podanie można szybko i w łatwy sposób, bez, często całodziennej, wycieczki do dziekanatu. Sposób
jego rozpatrywania nie różni się niczym od
tego tradycyjnego, tak więc nie martwmy się,
że zniknie gdzieś po drodze i nie ujrzy światła
dziennego. Korzystajmy z udogodnień jakie
zapewnia USOS. Mniejsze ryzyko starcia na
linii student – Pani z dziekanatu. Obopólne
korzyści gwarantowane.
11
informacje
Aby język nie był obcy!
Karolina Dołęgowska
„Bez znajomości języków obcych człowiek czuje się gorzej niż bez paszportu” twierdził
Antoni Czechow. Władze Uniwersytetu Warszawskiego postanowiły więc zadbać o
nasze dobre samopoczucie i zachęcić aby przynajmniej jeden język nowożytny nie był
nam obcy.
U
czelnia proponuje bogatą ofertę lektoratów, gdzie można uczyć się zarówno języków najbardziej znanych
jak angielski czy niemiecki, ale też zupełnie
niszowych jak turecki czy litewski. Udział w
lektoratach jest nieobowiązkowy i w związku z tym uznano, że my studenci potrzebujemy dodatkowego motywatora. Tym oto
narzędziem motywującym stał się egzamin
certyfikujący biegłość językową. Zgodnie z
Uchwałą nr 119 Senatu UW z dnia 17 czerwca 2009 r.” Warunkiem ukończenia studiów
pierwszego stopnia oraz jednolitych studiów
magisterskich na Uniwersytecie Warszawskim jest opanowanie przed zakończeniem
trzeciego roku studiów wybranego przez
studenta jednego języka obcego na poziomie
B2”. Oznacza to, że każdy student naszego
Uniwersytetu jest zobligowany do zaliczenia
języka obcego przynajmniej na poziomie B2.
Zaliczenie to przyjmuje inną formę na administracji, a inną na prawie. Studenci administracji spełnią ten warunek uczestnicząc w
lektoratach i zaliczając go na ww poziomie.
Mogą oczywiście zrezygnować z tej możliwości i przystąpić do egzaminu certyfikującego. Zaliczenie w formie egzaminu jest obowiązkiem studentów prawa.
Egzaminy certyfikujące biegłość językową są przeprowadzane zarówno w sesji
zimowej jak i letniej oraz w sesjach poprawkowych. W tym roku akademickim do takiego egzaminu można przystąpić 23.01.2012
r. (poprawka 3.03.2012 r.) lub 11.06.2012
r.(poprawka 3.09.2012 r.). Student sam musi
wybrać sobie termin w jakim chce zdawać
egzamin i zarejestrować się w systemie rejestracji żetnowej (http://rejestracja.usos.uw.edu.pl/). Na egzamin w sesji zimowej zapisy
ruszają już 21.11.2011 r. o godzinie 21 i będą
trwały do 16.01.2012 r. do godziny 23.59.
W czasie trwania rejestracji można ,oczywiście bez konsekwencji, wyrejestrować się z
wcześniej wybranego terminu. Na egzaminy
językowe przyznano po 2 żetony, tak aby każdy mógł ewentualnie przystąpić do poprawki. Przywoływana przeze mnie wcześniej
uchwała Senatu mówi o zaliczeniu egzaminu
do 3 roku – istnieje możliwość zdawania egzaminu na późniejszych latach studiów – w
tym celu trzeba napisać podanie.
Nie wszyscy muszą do egzaminu przystąpić. Jeżeli posiadacie certyfikaty językowe
wystawione przez instytucje zewnętrzne, możecie uzyskać wpis do indeksu na podstawie
tego właśnie certyfikatu. Np. zdaliście FCE
Homo sapiens studentus
Joanna Fasula
N
ie od dziś słowa takie jak „studia” i
„student” kojarzą się z niewyobrażalną, wręcz kosmiczną rzeczywistością, która rządzi się swoimi prawami,
zupełnie niezrozumiałymi dla przeciętnego
obywatela. Wielu uczniów wyczekuje tego
okresu z lekkim przerażeniem i niepewnością, traktując ten etap w swoim życiu jako
mistyczne przejście w krainę dorosłości. Taki
obraz dodatkowo wyolbrzymiają przekazywane z pokolenia na pokolenie stereotypy,
tworzacy wizerunek nowego gatunku ludzkiego „homo sapiens student”.
W dniu 28 października 2011 roku, po
12 latach nauki w szkolnych ławach i 5 miesiącach jakże intensywnego (i zasłużonego!)
wypoczynku po maturalnych zmaganiach,
dla mnie i wszystkich studentów I roku na
Wydziale Prawa i Administracji Unwersytetu
Warszawskiego rozpoczął się proces wnikania
w tajemnicze studenckie struktury. Do nasze-
12
go życia brutalnie wtargnęły nic niemówiące
pojęcia: kolokwia, egzaminy czy tajemniczy
USOS . Nie ma wątpliwości - rozpoczął się
czas diametralnych zmian.
Zakochaj się w Warszawie
Wielu studentów Uniwersytetu Warszawskiego (w tym moja skromna osoba) nie pochodzi z miasta stołecznego, lecz na studia
przybyła z najróżniejszych regionów Polski.
Pierwszym poważnym wyzwaniem, jeszcze
przed oficjalnym rozpoczęciem studiów, było
zaklimatyzowanie się w nowym miejscu i poznanie, niejednokrotnie bardzo zabawnych i
zaskakujących zasad funkcjonowania w stolicy. Począwszy od znalezienia odpowiedniego
lokum na czas studiów i przyzwyczajenia się
do zupełnie abstrakcyjnego poziomu cen niektórych dóbr, skończywszy na utracie wiary
w sens postępu cywilizacyjnego (po co komu
samochód, skoro po Warszawie chyba szyb-
na B – przynosicie oryginał certyfikatu i w
zamian otrzymujecie do indeksu ocenę dobry. Listę instytucji a także przeliczniki ocen
można znaleźć na stronie Szkoły Języków
Obcych UW (www.szjo.uw.edu.pl w zakładce Dla Studentów).
W roku akademickim 2011/2012 (poczynając od sesji letniej 2012) zostaną wprowadzone zmiany do dotychczasowego formatu
egzaminu na poziomie B2. Proponowane
modyfikacje nie zmienią zakresu sprawności
językowych struktur i słownictwa oraz stopnia trudności testu w porównaniu z dotychczasowym modelem. Nowy format będzie
sprawdzał rozumienie ze słuchu i czytanie
ze zrozumieniem bardziej wszechstronnie, a
ograniczeniu ulegnie część dotycząca znajomości struktur gramatycznych. Punkty za
zadania sprawdzające rozumienie ze słuchu będą stanowić 15 %, za czytanie 20 %,
gramatyka i słownictwo - 25 %, pisanie 20
% i mówienie 20 % całości. Dokładne informacje o typach zadań jakie występują na
egzaminie a także przykładowe wersje można
znaleźć na stronie Głównej Rady Koordynacyjnej ds. Certyfikacji Biegłości Językowej
(www.certyfikacja.uw.edu.pl).
Wielu studentów w wirze przygotowań
do egzaminów kierunkowych zapomina o
obowiązku zaliczenia języka obcego na poziomie (minimum) B2, błędnie zakładają, że
jest to mało istotny dodatek. Tymczasem niezdanie takiego egzaminu może mieć bardzo
negatywne skutki. Jest to warunek konieczny
do ukończenia studiów. Dlatego też nie warto
zaniedbywać tej kwestii ,aby podczas pisania
pracy magisterskiej nie musieć zaprzątać sobie głowy zaliczaniem egzaminu językowego.
ciej poruszamy się przy użyciu siły własnych
nóg?). Najważniejszym celem stało się przeżycie, i odnalezienie w nowej rzeczywistości
oraz punktualność.. Zadanie to już niejednokrotnie przerosło moje możliwości. Mimo
regularnego zagłębiania się w bardzo szczegółowe plany miasta i zabierania ich nawet
na wyprawę do hipermarketu, nie uniknęłam
wielu zabawnych pomyłek. Wierzę, że nie
tylko ja próbując dojechać na Pola Mokotowskie zupełnie nieoczekiwanie znajduję się…
na Bielanach. Nie wspominając już o czterokrotnym zgubieniu drogi podczas spacerów w
Parku Łazienkowskim. Mimo, że próbuję się
zaaklimatyzować już od prawie dwóch miesięcy, poruszanie się po Warszawie, a przede
wszystkim oszacowanie ile czasu potrzebuję
na dotarcie do konkretnego punktu nadal stanowi dla mnie wyzwanie.Nieocenioną pomoc
zapewnia portal www.warszawa.jakdojade.
pl, który serdecznie polecam. Oczywiście sytuacji i zdarzeń, który mnie zaskakują, bawią
i irytują jest o wiele więcej,chociaż musze
przyanć, korzyści wynikających z mieszkania w Warszawie jest równie wiele. Mimo to,
nadal nie potrafię stwierdzić, czy zgodnie z
hasłem promocyjnym miasta kiedykolwiek
„zakocham się w Warszawie”.
informacje
Wieści z Rady Wydziału
Karolina Dołęgowska
10 października 2011r. odbyła się I Rada Wydziału w bieżącym roku akademickim. Po otwarciu posiedzenia i przyjęciu protokołu z poprzedniej Rady Wydziału,
Dziekan wygłosił komunikaty.
N
agrody Jubileuszowe otrzymali:
z okazji 45-lecia pracy – prof. dr
hab. Andrzej Malinowski, prof.
dr hab. Inetta Jędrasik-Jankowska, Stanisława Pytel-Gill; 40-lecia pracy -prof. dr
hab. Małgorzata Korzycka-Iwanow, prof.
dr hab. Mirosław Wyrzykowski, doc. dr
Witold Konieczny, dr Andrzej Wiśniewski; 35-lecia pracy – prof. dr hab. Hanna
Litwińczuk, prof. dr hab. Pietrzykowski,
doc. dr Hanna Gajewska-Kraczkowska;
30-lecia pracy – dr Cezary Balasiński, dr
hab. Andrzej Harla, prof. dr hab. Andrzej
Zakrzewski, prof. dr hab. Adam Zieliński;
25-lecia pracy – prof. dr hab. Stefan Sawicki.
Dziekan poinformował zebranych, że
na stacjonarne studia doktoranckie w roku
akademickim 2011-2012 zostały przyjęte następujące osoby: w ramach Nagrody
Dziekana – Jagiełłowicz Łukasz – Instytut
Prawa Karnego, Zmysłowska Magdalena
– Instytut Prawa Cywilnego, w ramach
rekrutacji – Jacek Kudła IPC, Adelina
Prokop IPC, Stanisław Sołtysik IPC, Anne-Marie Weber IPC, Łukasz Dziamski
INP-A, Alicja Jusiewicz INP-A, Maciej
Sokołowski INP-A, Magdalena Śliwa INP-A, Aleksandra Ziętek INP-A, Filip Lu-
Za bramą Uniwersytetu
Od kiedy rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Warszawskim co raz częściej nasuwa mi się porównanie UW do samodzielnego organizmu. Takiego małego państwa
w państwie, które łączy charakterystyczną
zbiorowość studencką, funkcjonującą według własnych, określonych zasad i reguł.
Cały zespół pałacowy, w którym mieści się
Kampus Centralny jest naprawdę imponujący. Muszę przyznać, że jestem bardzo mile
zaskoczona panującą tutaj atmosferą. Choć
i tak największe wrażenie wywarła na mnie
Biblioteka Uniwersytecka. Odchodząc od
klasycznych zajęć, w których student ma obowiązek uczestniczyć (chociaż i tutaj wybór
jest bardzo szeroki, a oferta ciekawa), jedną
z największych zalet Uniwersytetu jest możliwość angażowania się w różne studenckie
inicjatywy,jak na przykład współpraca z redakcją Lexussa :-)
Zapewne dużym zaskoczeniem, dla
wszystkich studentów I roku była swoboda w
układaniu indywidualnego planu zajęć. Wiąże się to z o wiele większą, niż na dotychczasowych szczeblach edukacji, odpowie-
dwin INoPiP, Marta Michałek INoPiP,
Aleksandra Komar IPK, Łukasz Wiśniewski IPK, Marzena Wojtczak IHP, Oktawian
Kuc IPM i Nikodem Rycko IPM.
Poinformowano również o sukcesie
studentów WPiA UW: Barbara Oralewska, Maciej Sancewicz i Marcel Pawlak,
którzy zajęli drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej w pierwszych Otwartych
Akademickich Mistrzostwach Polski Inwestorów (OAMPI 2010/2011) organizowanych przez Fundację „Fundusz Pomocy
Studentom”.
Dr Zbigniew Gromek – adiunkt w
INPiP został powołany na Pełnomocnika
Dziekana ds. Praktyk Studenckich.
Rada Wydziału podjęła decyzję w sprawie otwarcia przewodów habilitacyjnych:
dr Katarzyny Myszony – Kostrzewy oraz
dra Andrzeja Wiśniewskiego. Wyrażono
również zgodę na dopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego dra Aleksandra
Stępkowskiego i dr Monikę Całkiewicz
oraz na wszczęcie przewodu habilitacyjnego dr Zuzanny Benincasa. Rada pozytywnie rozstrzygnęła sprawę nadania stopnia naukowego doktora nauk prawnych
mgr Markowi Plisieckiemu, mgr Joannie
Wegner, mgr Marcinowi Romanowiczowi, mgr Nataliyi Chapliyi, mgr Kamilowi
Strzępkowi oraz mgr Robertowi Kochańskiemu.
Wysoka Rada podjęła decyzję w
sprawie zatrudnienia prof. dr hab. Pawła
Czechowskiego na stanowisku profesora
zwyczajnego w Zakładzie Prawa Rolnego
(INP-A), dra hab. Roberta Jastrzębskiego
na stanowisku profesora nadzwyczajnego
w Zakładzie Historii Państwa i Prawa Polskiego (IHP), dra hab. Zbigniewa Jędrzejewskiego na stanowisku profesora nadzwyczajnego w Zakładzie Prawa Karnego
(IPK), dra Macieja Taborowskiego w Katedrze Prawa Europejskiego na stanowisku
adiunkta – ½ etatu oraz mgra Pawła Widawskiego w Zakładzie Administracyjnego Prawa Gospodarczego i Bankowego na
stanowisku asystenta – ½ etatu. Ponadto,
powołano prof. dr hab. Adama Brzozowskiego w skład Komisji ds. Programu Nauczania na Wydziale Prawa i Administracji.
W dalszej części obrad, Rada podjęła
uchwałę w sprawie obniżeniem pensum
nauczycieli akademickich WPiA UW w
obecnym roku akademickim oraz udzieliła urlopu habilitacyjnego dr Magdalenie
Błaszczyk z IPK, dr Dorocie Dzienisiuk
z INP-A oraz dr Janowi Winczorkowi z
INoPiPe. Rada pozytywnie rozpatrzyła
wnioski dotyczące przyznania Nagrody
Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego za rok 2009/2010
prof. dr hab. Ludwikowi Florkowi.
dzialnością za nasze decyzje i koniecznością
pamiętania o wszystkich szczegółach, które
są warunkiem zaliczenia roku, jak np kursy
biblioteczne czyodpowiednia ilość punktów
ECTS itp. W tym miejscu pojawia się konieczność nawiązania współpracy z Uniwersyteckim Systemem Olewania Studentów,
znanym również jako USOS, który spędza
sen z powiek wszystkim pierwszakom. Muszę przyznać, że dość szybko udało mi się zaaklimatyzować w tej rzeczywistości i uniknąć
„wielkich USOSowych dramatów”.
moje oczekiwania. W tej kwestiiwybór również jest bardzo szeroki. Nie chodzi tylko o
różnorodną gamę warszawskich klubów organizujących imprezy z myślą o studentach
i tym samym oferujących atrakcyjne zniżki,
tak jak np Wielkie Otrzęsiny Warszawy, ale
również imprezy organizowane przez Samorząd Studentów WPiA : Imprezę żółtodzioba
czy Otrzęsiny wydziałowe. Świetną inicjatywą są spotkania integracyjne aranżowane
przez samych pierwszaków. Warto więc z tej
oferty skorzystać i poznać jaśniejszą stronę
studiowania.
Studencie, czas na imprezę!!!
Teraz my!
Kwestią, która nierozerwalnie wiąże się
ze studiowaniem, jest niewątpliwie efektywne spędzanie wolnych wieczorów na „spotkaniach” wszelkiej maści. Wiele legend (choć
jak wiadomo w każdej legendzie znajduje się
ziarno prawdy) kreujących obraz polskiego
studenta zwraca szczególną uwagę na potrzebę rozwijania swoich zdolności komunikacyjnych, tanecznych i towarzyskich. Nie
zagłębiając się w szczegóły takiego wizerunku muszę przyznać, że organizacja tej części
życia studenckiego na UW spełniła wszystkie
Przez te kilka tygodni mojej obecności
na wydziale mogłam się przekonać, że studia wcale nie są takie straszne, a status studenta przynosi wymierne korzyści na wielu
płaszczyznach. Mam nadzieję, że moje lata
studenckie okażą się świetną przygodą i najlepszym okresem w życiu i nigdy nie będę
żałowała decyzji o wyborze Wydziału Prawa
i Administracji UW.
13
informacje
Klinika Prawa - know-how
Marcel Zenowicz
J
ak obliczyć karę wymierzaną wyrokiem
łącznym? W jakich sytuacjach pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez
wypowiedzenia? Na czym polega dziedziczenie ustawowe? Może i pytania wyglądają jak
te zadawane podczas egzaminów na naszym
wydziale jednak w przypadku, który opiszę,
nie padają z ust egzaminatora. Zamiast niego
pojawiają się osoby, których stan majątkowy
nie pozwala na opłacenie profesjonalnej pomocy prawnej. W miejscu pytanego pojawia
się Klinika Prawa Uniwersytetu Warszawskiego a wraz z nią aż ok. 150 studentów naszego wydziału gotowych podzielić się swoją
wiedzą. Klinika jest jedną z największych i
najstarszych tego typu organizacji w Polsce. Począwszy od
semestru letniego w 1998 roku
studenci naszego wydziału mają
możliwość udzielania w jej ramach porad prawnych..
„Klinika Prawa” jest to jeden z całorocznych przedmiotów
dodatkowych na naszym wydziale. Jako fundacja zorganizowana jest w dziewięć sekcji. W
aplikacji rekrutacyjnej studenci
wybierają, w której z nich chcą
uczestniczyć. Do wyboru są zarówno sekcje poświęcone danej
gałęzi prawa (cywilna, pracy) jak
i konkretnym problemom społecznym (redukcja szkód, ofiary przemocy). Na czele każdej
sekcji stoi koordynator - osoba
odpowiedzialna za ciągłość oraz
prawidłowość jej prac.
Udzielanie porad prawnych
Raz w tygodniu studenci Kliniki,podzieleni w pary, zobowiązani są do godzinnego
dyżuru w jej biurze w celu przyjmowania
wcześniej umówionych klientów. Wyjątek
stanowi sekcja „osadzeni”, której członkowie dyżurują w zakładach karnych na terenie
Warszawy. Każdy klient zostaje przypisany do pary studentów, która prowadzi jego
sprawę. Spotkanie podczas dyżuru ma na
celu zebranie informacji o stanie faktycznym
i problemie klienta oraz opracowanie wstępnego planu jego rozwiązania. Biuro zostało
wyposażone w kilka pomieszczeń zapewniających komfortowe warunki spotkań. Klinika dostarcza każdemu studentowi „skrypt
edukacji klinicznej”, w którym szczegółowo
opisany jest standard jaki studenci są zobowiązani zachować w kontaktach z klientami.
Do ich dyspozycji pozostaje także biblioteczka gromadząca materiały dotyczące udzielania porad prawnych, a także zbiór aktualnych
kodeksów . Następnym etapem jest sporządzenie opinii prawnej i ewentualnie pisma
procesowego. Projekt opinii trafia do koordy-
14
natora sekcji, który zatwierdza ją bądź udziela sugestii, jak powinna zostać poprawiona.
Zaakceptowana opinia zostaje przedstawiona
klientowi w jak najbardziej klarowny sposób.
Opinię sporządzana się w dwóch egzemplarzach. Jeden przeznaczony dla klienta, drugi
przechowywany jest w archiwum Kliniki.
Oprócz osobistych spotkań z klientami,
udzielanie pomocy prawnej odbywa się w
formie korespondencyjnej. Każdy list przychodzący na adres Kliniki jest przydzielany
do określonej sekcji oraz zakładana jest dla
niego nowa „teczka”, jeśli jest on pierwszym
wysyłanym w danej sprawie. W odróżnieniu
od dyżurów, w tym przypadku studenci pracują samodzielnie. Odpowiedź listowna także wymaga zatwierdzenia przez koordynatora sekcji, a następnie przekazywana jest do
biura Kliniki w celu jej wysłania. Tak samo
jak spotkania z klientami tak i porady prawne muszą zachować profesjonalizm zarówno
formy jak i treści.
Doskonalenie warsztatu
prawniczego
Ponadto, dla swoich studentów, Klinika organizuje szkolenia psychologiczne i
praktyczne. Mają one na celu doskonalenie
technik komunikacji interpersonalnych. Ma
to szczególne znaczenie w pracy w sekcjach
„uchodźcy” oraz „ofiary przemocy i dyskryminacji” gdzie precyzyjność udzielanych porad zależy w dużym stopniu od opanowania
tych technik.
Do obowiązków studentów Klinki należy
również uczęszczanie na seminaria kliniczne odbywające się dwa razy w tygodniu w
dwóch formach: ogólnoklinicznej i sekcyjnej. Pierwsze z nich poruszają tematy wspólne wszystkim sekcjom takie jak metodologia
i technika pracy w Klinice, problematyka
zawodów prawniczych, a także działalność
organizacji pozarządowych zaprzyjaźnionych
z Kliniką. Gośćmi większości seminariów
są osoby związane ze stosowaniem prawa w
praktyce, m. in. sędziowie, adwokaci, przedstawiciele Rzecznika Praw Obywatelskich,
Rady ds. Uchodźcow, Centrum Praw Kobiet,
Niebieskiej Linii, a także wiele innych organizacji.
Seminaria sekcyjne poświęcone są
kształceniu warsztatu prawniczego w danej
dziedzinie prawa. Wtedy też prowadzone są
dyskusje na temat problemów pojawiających
się w trakcie udzielania porad. Nierzadko
również dyskutowane są potencjalne rozwiązania problemów przedstawianych przez
klientów Kliniki, oczywiście z zachowaniem
zasady poufności danych.
Dlaczego warto
wziąć udział?
Uczestnictwo
w
Klinice Prawa jest jedną z nielicznych możliwości na studiach,
gdzie studenci uczą
się stosować prawo w
praktyce.
Nierzadko
okazuje się, że kazusy
z życia wzięte są bardziej skomplikowane,
niż te prezentowane
na ćwiczeniach, lecz
satysfakcja z ich rozwiązania jest nieporównywalnie większa.
Umiejętność skutecznej komunikacji z
klientem, którą nabywa
się poprzez udzielanie
porad prawnych jest cenna na rynku pracy. Co
ważniejsze praca w Klinice, stanowi przedsmak pracy zawodowej jako adwokatów lub
radców prawnych. Poza tym, za zaliczenie
przedmiotu „Klinika prawa” przyznawane
jest 6 punktów ECTS.
Jak aplikować?
Co roku, w okolicach początku maja, organizowany jest nabór do Klinki Prawa na następny rok akademicki. Uczestnikiem Klinki
można być najwcześniej na trzecim roku studiów, a zatem aplikacje należy składać pod
koniec drugiego roku. Można je składać w
zarówno formie elektronicznej jak i papierowej (w biurze Kliniki). Aplikacja składa się
z CV i listu motywacyjnego. List powinien
zawierać: powody wyboru określonej sekcji,
wykaz ocen z nią związanych, średnią ocen
ze studiów, potwierdzenie znajomości języków obcych (sekcja „uchodźcy”), mile widziane jest również doświadczenie w pracy z
organizacjami pozarządowymi. Informacja o
naborze pojawia się odpowiednio wcześniej
na stronie internetowej naszego wydziału. W
roku akademickim 2011/12 w pracę Kliniki
włączyło się 154 studentów.
informacje
Buszujący w BUW-ie
Iga Gajos
S
taję osamotniona przed bibliotecznymi regałami obciążonymi myślą stuleci. Tajemnicze oznaczenia tomiszczy
DK4302.Z3 G79 , KKP528 E.56, BF1879.
T2 P37165 napawają mnie przestrachem.
Przedzieram się przez dżunglę symbolicznie
zaszyfrowanych tytułów. Po godzinach męczącej przeprawy docieram wreszcie do celu.
Niestety, grzbiet „Kuchni polskiej” sroży się
ostrzegawczą czerwienią. Cóż... postaram się
przeszmuglować książkę niepostrzeżenie.
Mijam wypożyczalnię. Boczkiem, boczkiem,
małymi kroczkami czmycham niepostrzeżenie. Umykam spojrzeniom czterech pomnikowych filozofów. Na palcach czym prędzej
przemykam obok ochroniarzy. Zapamiętałe
wycie zacietrzewionych barierek kontrolnych
zatrzymuje mnie w przejściu. Przemyt udaremniony.
Tak robić nie wolno i nie warto. Lepiej
zawczasu, już na początku roku zapoznać się
z regulaminem Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, aby pewnie poruszać się wśród
książek i nie spłonąć wstydem pytając bibliotekarzy o rzeczy oczywiste.
Nim przejdziemy do omawiania zasad
korzystania ze zbiorów Biblioteki, przystańmy na moment przed jej gmachem. Zwróćmy oczy w dwuwiekową historię BUW-u...
Chodźmy na Krakowskie Przedmieście. Biblioteka została utworzona w 1817 r. jako
związana z Królewskim Uniwersytetem Warszawskim. Na jej siedzibę obrano już wówczas zabytkowy, bo blisko dwustuletni, Pałac
Kazimierzowski, obecny rektorat UW. Ponieważ jednak zbiory rosły w bardzo szybkim
tempie, konieczne okazało się wybudowanie
gmachu w całości przeznaczonego na bibliotekę. Collegium Novum, dziś zwane raczej
Starym BUW-em zostało oddane do użytku
w 1894 r. Miało pomieścić - wówczas nie
lada gratka - milion woluminów. Dziś zbiory
Biblioteki liczą ponad 3 miliony egzemplarzy. Jest więc w czym wybierać! Zarządzenie
budowy nowej siedziby i przeznaczenie na ten
cel pieniędzy z wynajmu byłego gmachu KC
PZPR było jedną z pierwszych decyzji rządu
Tadeusza Mazowieckiego. W grudniu 1999
BUW przeprowadzono na Powiśle. Liczbę
codziennych odwiedzin biblioteki szacuje się
na ok. 3500.
Założeniem projektantów siedziby BUW
przy Dobrej i władz Uniwersytetu było stworzenie biblioteki otwartej – z jednej strony
otwartej na poglądy, kultury, języki, z drugiej
zaś strony biblioteki otwartej dla użytkowników, pozwalającej na swobodne korzystanie
ze zbiorów. Pierwszy wymieniony przez mnie
cel realizuje się poprzez systematyczne powiększanie zbiorów, współpracę z bibliotekami zagranicznymi, organizację przedsięwzięć
kulturalnych na terenie Biblioteki. Jego sym-
bolem są tablice tworzące fasadę BUW-u od
ulicy Dobrej; znajdują się na nich fragmenty
tekstów literackich w sześciu językach, notacja matematyczna i muzyczna. Zgodnie z
zamysłem architekta Marka Budzyńskiego
„fasada kulturalna” ma „mówić o związkach
z przeszłością, z różnorodnością cywilizacji,
z grecko-rzymskim i judeo-chrześcijańskim
źródłem polskiej kultury”. Drugi, niemniej
ważny cel – otwartość na czytelników - jest
osiągany dzięki odpowiedniej organizacji Biblioteki, dostępności książek, czasopism, po
które sięga się samemu.
Biblioteka Uniwersytetu w Warszawie
(…) jest biblioteką naukową o charakterze
publicznym. Korzystanie ze zbiorów i usług
Biblioteki jest bezpłatne; oto kluczowe punkty regulaminu. Do BUW-u może zapisać się
każdy, kto ukończył 16 lat. My, jako studenci Uniwersytetu Warszawskiego, jesteśmy
jednak o tyle uprzywilejowani względem
osób spoza UW, że nie musimy korzystać ze
zbiorów biblioteki na miejscu. Znaczna ich
część jest udostępniona do wypożyczenia.
Zapisanie się do BUW-u jest możliwe przez
cały rok. Jako posiadacze Elektronicznej Legitymacji Studenckiej możemy to uczynić
na jeden z dwóch sposobów: zdalnie aktywując konto czytelnika albo zgłaszając się
osobiście do Biblioteki. Konto czytelnicze
możemy sami aktywować w każdej chwili –
należy w tym celu zalogować się na stronie
katalogu online bibliotek UW wpisując swój
numer PESEL oraz hasło, takie jak w USOSie. Jeśli zdecydujemy się na drugi sposób,
powinniśmy udać się do BUW-u. Zapisy do
Biblioteki odbywają się od poniedziałku do
soboty, w godz. 9-20 przy stanowisku znajdującym się na poziomie 1, po lewej stornie
od schodów głównych. Konieczne jest okazanie legitymacji studenckiej. Od bibliotekarza
uzyskujemy hasło umożliwiające otworzenie
swojego konta na stronie Biblioteki. W każdym z powyższych przypadków legitymacja
studencka staje się także naszą kartą biblioteczną. Numerem karty koniecznym od tej
pory do zalogowania na stornie internetowej BUW-u staje się jedenastocyfrowy numer naszej legitymacji umieszczony na jej
odwrocie. Poprzez zapisanie się do BUW-u
jednocześnie aktywujemy konto w Bibliotece Wydziału Prawa i Administracji. Jedną
decyzją otwieramy dla siebie dwa znakomite źródła dostępu do wiedzy. Jeśli zdarzy ci
się zapomnieć o wzięciu ze sobą legitymacji,
nie martw się – możliwe jest uzyskanie biletu
jednodniowego. W tym celu należy zgłosić
się do Informatorium Biblioteki znajdującego się na poziomie 1 po prawej stronie. Warto
wspomnieć, że ważność konta czytelnika jest
automatycznie przedłużana na koniec każdego semestru nauki po wpisaniu do USOS-a
zaliczenia etapu programu przez Dziekanat.
Zostałeś już czytelnikiem? Pora pozwiedzać Bibliotekę!
Zostaw płaszcz, kurtkę, parasolkę w szatni – raczej nie przydadzą ci się w Bibliotece.
Zabronione jest również wnoszenie jedzenia
i napojów. Nie oddaje się natomiast do przechowania w szatni plecaków, toreb, teczek.
BUW jest otwarty od września do czerwca
przez cały tydzień; od poniedziałku do soboty
w godzinach 9-21, natomiast w niedzielę od
15 do 21 – tego dnia nie uda się nam jednak
wypożyczyć książki, nie pracuje również magazyn. Przy każdym wejściu do Biblioteki i
wyjściu z niej należy przyłożyć ELS do czytnika kart znajdującego się przy stanowisku
ochrony. W tym miejscu znajduje się także
półka przeznaczona na książki, które chce się
zwrócić; nie trzeba więc stać w kolejce tylko
po to, aby oddać wypożyczoną książkę – wystarczy położyć ją na tejże półce – pracownicy Biblioteki zajmą się „odhaczeniem” jej
z Twojego konta. Jeśli jednak wchodzisz do
Biblioteki z wcześniej wypożyczoną lekturą,
której nie zamierzasz zwracać, powinieneś
zgłosić to ochronie. Na poziomie pierwszym
i drugim znajduje się otwarty magazyn z
książkami i czasopismami, do których każdy
ma swobodny dostęp. Nie oznacza to jednak,
że wszystkie można wypożyczyć. Czasopism, gazet oraz druków z symbolem Cim.
nie możemy wziąć do domu. Podobnie jeśli
grzbiet książki oklejony jest na czerwono, z
publikacji będzie można skorzystać wyłącznie na miejscu. Niebieska naklejka informuje o możliwości wypożyczenia książki
do domu. Zbiory podzielone są dziedzinami
zgodnie z klasyfikacją Biblioteki Kongresu
w Waszyngtonie. Na poziomie 1. znajdują się
publikacje z dziedzin: język, literatura ( P),
filozofia, psychologia, religia, oświata (B L),
nauki historyczne (AM C D-F GN700-875),
geografia nauki matematyczne, przyrodnicze
i stosowane (G-GF Q R-V). Zbiory z różnych
gałęzi prawa usytuowano na poziomie 2, po
prawej stronie. Wraz z naukami politycznymi
oznaczono je literami K oraz J. Sąsiadują z
nimi książki i czasopisma z dziedziny nauk
społecznych i antropologii (H GN1-673 GRGV). Na poziomie 2 znajdują się także zbiory
z muzyki, architektury i sztuk pięknych (M
N). Pierwszą i ostatnią literę alfabetu zarezerwowano dla dzieł treści ogólnej dostępnych
w Czytelni na poziomie 2. Również na tym
piętrze umieszczono Księgozbiór Dydaktyczny; książki wchodzące w jego skład mogą
wypożyczać tylko studenci UW. Są to przede
wszystkim podręczniki,lektury, skrypty, na
których bazują poszczególne kierunki. Księgozbiór Dydaktyczny oznaczono literą W, a
same książki - białą nalepką. Po skorzystaniu
z lektury na miejscu, należy odłożyć ją nie
na półkę, ale na wózek znajdujący się obok
półki – Biblioteka chce w ten sposób uniknąć
pomyłkowego ustawiania książek na niewłaściwych miejscach. Jeśli danego egzemplarza
nie można wypożyczyć do domu, pozostaje nam skorzystanie z niego na miejscu lub
skserowanie czy zeskanowanie fragmentów
w Bibliotece. Aby skorzystać z kserografów,
skanera należy zaopatrzyć się w kartę
15
informacje
magnetyczną, którą można zakupić w automacie na poziomie 1, po prawej stronie od
Informatorium albo w automacie znajdującym się w Czytelni. Koszt takiej karty to 3 zł.
Z tego samego automatu korzystamy, chcąc
doładować kartę. Niestety, kserowanie w BUW-ie jest droższe niż gdzie indziej – 1 kopia
A4 kosztuje 40gr. Znacznie tańszy jest skan
– 10gr – który należy zapisać na swoim pendrive. Ze sprzętu do kopiowania korzystamy
samodzielnie; kserografów jest kilka w całej
Bibliotece, skaner
tylko jeden – na
poziomie1, po prawej stronie. Książki można również
fotografować własnym aparatem cyfrowym; wcześniej
winno się jednak
zgłosić do Informatorium w celu uzyskania odpowiedniego pozwolenia.
Leniwi, zabiegani
albo „nieogarniający tego całego
kserowania” mogą
skorzystać z usług
Sekcji Kopiowania
Zasobów. Zlecenia
można składać od
poniedziałku
do
piątku w godz. 1015 w pokoju 204.
Na terenie Biblioteki znajduje się
również kilkadziesiąt komputerów.
Znaczna ich część
ma dostęp do Internetu, natomiast
tylko te w Czytelni, sali 139 i kabinach pracy
indywidualnej na poziomie 2 mają zainstalowany pakiet MS Office. Aby z nich skorzystać, trzeba posiadać ważne konto biblioteczne i zalogować się wpisując numer swojej
ELS i BUW-owe hasło. W przypadku komputerów bez pakietu MS Office sesja wygasa
dość szybko, bo po 45 minutach. Jeśli planuje
się dłuższą pracę na komputerze, winno się
wcześniej zarezerwować dane stanowisko w
Informatorium. Za pomocą komputerów w
holu katalogowym na poziomie 1 można wyłącznie skorzystać z katalogu online BUW-u.
Zachęcam jednak do korzystania z nich – w
komputerowym katalogu szuka się znacznie szybciej i łatwiej niż w tym kartkowym.
Poza tym informacje o dostępności konkretnych egzemplarzy są na bieżąco aktualizowane. Książki już przez kogoś wypożyczone
można zarezerwować na przyszłość; należy
na stronie internetowej BUW-u wybrać zakładkę „Katalogi”, a dalej „online bibliotek
UW”, zalogować się na swoje konto czytelnicze, wyszukać pożądaną lekturę i wreszcie wybrać opcję „Zamów/Rezerwuj”. Gdy
tylko książka zostanie oddana, będziemy
mogli ją odebrać w Wypożyczalni Miejscowej. Podobnie zamawiamy książki, których
lokalizacja jest oznaczona w katalogu jako
16
„BUW Magazyn”. Na ściągnięcie publikacji
z magazynu czeka się zwykle od 30 minut do
godziny. Można również zamówić książkę
oznaczoną jako „magazynowa”, wypełniając
rewers – bierzemy go z Informatorium albo z
pudełek leżacych przy komputerach w holu
katalogowym. Wypełnioną kartę wrzucamy
do skrzyneczki umieszczonej w Wypożyczalni Miejscowej. Pracownicy biblioteki wybierają rewersy co pół godziny do godz. 19. Wypożyczalnia przechowuje zamówione książki
przez 3 dni. Książki odnalezione w katalogu
– czy to tym online, czy tradycyjnym, kartkowym – oznaczone są sygnaturą; pierwsze
litery sygnatury oznaczają dziedzinę, z jakiej
jest publikacja, dalsze notacje – cyfry i litery
pozwalają na zidentyfikowanie konkretnego
egzemplarzu. Aby wyszukiwanie przebiegało
sprawnie, półki w BUW-ie są opisane. Jeśli
w Wolnym Dostępie albo w Księgozbiorze
Dydaktycznym znalazłeś książkę i chcesz
skorzystać z niej w domu, musisz podejść
do Wypożyczalni Miejscowej na poziomie 1.
Ponieważ nierzadko wypożyczenie wiąże się
z koniecznością odczekania swojego w kilkumetrowym wężyku czytelników, warto na wizytę w bibliotece zarezerwować sobie trochę
więcej czasu niż tylko pięć minut i uzbroić
się w cierpliwość – wielu jest spragnionych
wiedzy! Studenci UW, zarówno dzienni, jak
i wieczorowi mogą wypożyczyć do 6 woluminów na 30 dni. Studenci zaoczni, podyplomowi, doktoranci, magistranci oraz studiujący na dwóch kierunkach UW mogą zabrać ze
sobą z Biblioteki 10 woluminów na 90 dni.
Jeśli zbliża się termin zwrotu książki, a jest ci
ona nadal potrzebna, możesz ją prolongować
– po zalogowaniu na swoje konto albo w Wypożyczalni Miejscowej. Przedłużenie wypożyczenia nie jest możliwe, gdy inny czytelnik
zarezerwował wcześniej wypożyczony przez
ciebie egzemplarz. Każdy, kto przetrzyma
książkę choćby chwilę dłużej obowiązany jest
zapłacić karę – 25 gr za dzień. Jakby sama
opłata nie była dość dotkliwą sankcją, dodatkowo do czasu zwrotu przetrzymanych woluminów zostaje się zawieszonym w prawach
do korzystania z Wypożyczalni Miejscowej;
niemożliwe okazuje się nie tylko wypożyczenie innych książek, ale także rezerwowanie
ich i zamawianie z magazynu.
Warto wiedzieć, że Biblioteka Uniwersytecka oferuje książki nie tylko z własnych
półek. Aspirując do bycia dla nas „oknem
na świat” umożliwia za swoim pośrednictwem wypożyczanie woluminów z bibliotek
krajowych (o ile nie ma ich w innych bibliotekach warszawskich) i zagranicznych (jeśli
takowych lektur nie ma w zbiorach bibliotek
krajowych). Student chcący skorzystać z Wypożyczalni Międzybibliotecznej, powinien
wcześniej postarać się o podpis opiekuna naukowego potwierdzający konieczność sprowadzenie danej publikacji.
Pamiętajmy jednak, że BUW to nie
tylko wypożyczalnia, i nawet nie tylko pracownia naukowa w sesji otwarta do 5 nad ranem, ale także miejsce naprawdę niezwykłe
– to tu pasje są wprost na wyciągnięcie ręki.
Wyjdź z działów KKP, KJ, KC i poszperaj w
M, B, G, V; tu są książki, o które byś BUW
nie podejrzewał. Chcesz dowiedzieć się czegoś o żeglarstwie, origami, tarocie, chcesz
wróżbą cygańską rozkochać w sobie sąsiada
i nauczyć się przyrządzania potraw kuchni
myśliwskiej – pobuszuj w BUW-ie!
publicystyka
Przestępstwo uporczywego nękania
Jakub Znamierowski
D
nia 6 października br. odbyła się na
Uniwersytecie Jagiellońskim z okazji 200-lecia istnienia tamtejszej
Katedry Prawa Karnego Konferencja „Czy
istnieje Krakowska Szkoła Prawa Karnego”1
. Wzięło w niej udział wielu wybitnych polskich karnistów (m.in. Prof. Lech Gardocki z naszej Alma mater). Moją szczególną
uwagę zwróciło wystąpienie Prof. Witolda
Kuleszy z Uniwersytetu Łódzkiego, który
podzielił je na dwie części: pierwsza zatytułowana „Bardzo serio” oraz druga nosząca
miano „Pół żartem i pół serio”. W pierwszej
części Profesor skupił się na rozważaniach
nad doniosłością istnienia Krakowskiej
Szkoły Prawa Karnego, natomiast w drugiej wykpiwał niektóre absurdy zawarte w
przepisach prawa karnego, proponując także utworzenie pewnej niezwykle ciekawej
instytucji… Niniejszy artykuł, poświęcony przestępstwu uporczywego nękania, w
swojej strukturze nawiązuje do systematyki
wprowadzonej przez Profesora Kuleszę.
„Bardzo serio”
Uporczywe nękanie lub, jak kto woli, z
języka angielskiego, stalking, zostało wprowadzone jako przestępstwo do polskiego
Kodeksu karnego2 ustawą z dnia 25 lutego
2011 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny3 ,
która weszła w życie w dniu 6 czerwca br.
Zostało ono uregulowane w art. 190a dodanym przez art. 1 ust. 2 wymienionej przeze
mnie nowelizacji. Oto brzmienie przepisu:
Art. 190a. § 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej
wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza
jej prywatność, podlega karze pozbawienia
wolności do lat 3.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje
jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w
celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub
osobistej.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od
roku do lat 10.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego
w § 1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Jak z powyższego wynika, uporczywe
nękanie jest występkiem zagrożonym w
swojej podstawowej postaci karą pozbawienia wolności do lat 3, a w postaci kwalifikowanej
do lat 10. Jest to nadto przestępstwo materialne, ponieważ zachowanie
sprawcy musi wywołać u pokrzywdzonego
skutek w postaci, jak mówi przepis, „poczucia zagrożenia” lub „naruszać jej pry-
watność”, a te z kolei muszą być „uzasadnione okolicznościami” (§ 1). Wymieniony
w przepisie zwrot „poczucie zagrożenia”
należy odnosić do sytuacji, w której typowe
jest poczucie się przez człowieka w jakiś
sposób zagrożonym. Wskazuje na to zwrot
„uzasadnione okolicznościami”, implikujący, że realizuje znamiona przestępstwa
uporczywego nękania osoba działająca w
sposób, który, stosując obiektywne kryteria
ocenne, można uznać za wzbudzający owo
„poczucie zagrożenia”4 .
Drugim typem podstawowym wymienionym w przepisie (§ 2) jest podszywanie
się pod inną osobę lub wykorzystanie jej
danych osobowym celem wyrządzenia jej
szkody majątkowej lub osobistej. Ten typ
podstawowy przestępstwa dla wypełnienia
jego znamion także wymaga wystąpienia
skutku, tym razem w postaci szkody majątkowej lub osobistej.
Obydwie postacie przestępstwa, jak stanowi § 4, są przestępstwami wnioskowymi.
Oznacza to, że warunkiem sine qua non wszczęcia postępowania jest złożenie wniosku
przez pokrzywdzonego, samo postępowanie
zaś toczy się później tak, jak w przypadku
przestępstw publicznoskargowych (przestępstwem wnioskowym jest również np.
zgwałcenie kryminalizowane przez art. 197
KK). Sąd może w przypadkach obu typów
podstawowych uporczywego nękania także
warunkowo odstąpić od wymierzenia kary,
orzekając równocześnie środek karny (art.
59 § 1 KK) albo nadzwyczajne złagodzenie
kary
(art. 60 KK), a także zastosować warunkowe umorzenie postępowania
(art. 66 KK).
Typem kwalifikowanym uporczywego nękania (uregulowanym w § 3) jest
sytuacja, w której, na skutek zachowania
określonego § 1 lub § 2, pokrzywdzony targnie się na własne życie (podobną postać
kwalifikowaną przewiduje art. 207 KK dla
sprawcy znęcania się). Warto tu podkreślić,
iż skutkiem nie musi być „efektywne” targnięcie się na życie przez pokrzywdzonego,
tj. zakończone śmiercią. Do zrealizowania
znamion typu kwalifikowanego opisywanego przestępstwa wystarcza sama próba
samobójcza, która wcale nie musi zakończyć się zgonem pokrzywdzonego. Warto
także zaznaczyć, że postać kwalifikowana
przestępstwa z art. 190a KK jest ścigana
z oskarżenia publicznego. Jako że górna
granica ustawowego zagrożenia kary przewidzianej dla sprawcy postaci kwalifikowanej uporczywego nękania przekracza 3 lata
pozbawienia wolności, to sąd nie może w
tym przypadku odstąpić od wymierzenia
kary, orzekając jednocześnie środek karny,
ani też zastosować warunkowego umorzenia
postępowania; może natomiast, gdy zostaną
spełnione przesłanki z art. 60 KK, nadzwyczajnie złagodzić karę.
„Pół żartem i pół serio”
W części drugiej swojego wystąpienia
Prof. Kulesza postulował utworzenie, „obok
istniejących szkół prawa karnego”, „przedszkoli prawa karnego” dla tych wszystkich, „którzy zamierzają uczestniczyć w
czynnikach ustawodawczych po to, by ich
twórczość nie nosiła charakteru, jak pisał
Makarewicz, << nieostrożności >> czy też
<< niedbalstwa >>”5 . Zaproponował on
także program zajęć dla uczniów tychże
przedszkoli. W programie dla „starszaków
przedszkolnych” zaproponował zadanie o
następującej treści:
„Określ, jakie zachowanie, w stosunku
do Izabeli Łęckiej ze strony starającego się o
jej uczucia Wokulskiego6 , realizować może
znamiona uporczywego nękania, które właśnie ustawodawca wprowadził, jako znamię
nowego typu rodzajowego przestępstwa do
polskiego Kodeksu karnego?”
Kierując się wyrażoną w art. 3 KK zasadą humanitaryzmu, postanowiłem pomóc
„starszakom przedszkolnym” w rozwiązaniu powyższego zadania.
Rozwiązanie:
Strony:
Stanisław Wokulski – potencjalny
sprawca
Izabela Łęcka – potencjalna pokrzywdzona
Stan faktyczny:
Stanisław Wokulski, lat około 45, kupiec, poznał Izabelę Łęcką, lat około 30,
niewykonującą żadnego zawodu, w jednym
z warszawskich teatrów. Rzeczony Wokulski zakochał się w rzeczonej Łęckiej od
pierwszego wejrzenia. Jako że uczucie pozostało nieodwzajemnione, Wokulski postanowił doprowadzić do zbliżenia z Łęcką.
Celem osiągnięcia owego zbliżenia, stosował następujące metody:
1. Wynajął swatkę, by ta informowała
go o wszystkich ruchach Łęckiej, co umożliwiało mu śledzenie tej ostatniej.
2. Śledził Łęcką na spacerach w Łazienkach Królewskich, podczas mszy kościelnych, koncertów w operach, w czasie
pobytu w teatrze.
3. Udzielał rodzinie Łęckich znacznej
pomocy finansowej, licząc na zaskarbienie
sobie łask Łęckiej poprzez:
a) wykup weksli Łęckich;
17
publicystyka
b) wykup kamienicy Łęckich;
c) zostanie doradcą finansowym Tomasza Łęckiego, ojca Izabeli.
4. Wkradł się w łaski hrabiny Joanny Karolowej, ciotki Izabeli, licząc na jej
wsparcie w swych dążeniach osiągnięcia
zbliżenia z tą ostatnią.
Wokulski tak opisywał swą nieodwzajemnioną miłość do Łęckiej swemu przyjacielowi Rzeckiemu:
„Posłuchaj. Gdyby mi się ziemia rozstąpiła pod nogami… rozumiesz? Gdyby mi
niebo miało zawalić się na łeb – nie cofnę
się, rozumiesz? Za takie szczęście oddam
życie…”7 .
Łęcka natomiast tak przedstawiała swojej kuzynce Florentynie swe obawy odnoszące się do działań Wokulskiego:
„On nie wzdycha, ale zakrada się do
łask ciotki, ręce i nogi oplątuje ojcu, a mnie
chce porwać gwałtem, jeżeli nie zmusić do
tego, ażebym mu się sama oddała… Czy rozumiesz tę wyrafinowaną nikczemność?” 8
Łęcka nie próbowała popełnić samobójstwa.
Stan prawny:
Z racji tego, że Izabela Łęcka nie targnęła się na własne życie, wykluczone zostaje
ewentualne zastosowanie § 4 art. 190a KK,
podobnie jak wykluczone zostaje ewentualne zastosowanie § 2, gdyż nie stwierdzono
podszywania się pod nią Wokulskiego. W
grę może wchodzić odpowiedzialność z § 1.
Nie wzbudza raczej wątpliwości fakt, iż za
uporczywe nękanie można uznać wynajęcie
osoby dostarczającej wnikliwych informacji
na temat innej osoby połączone z śledzeniem tej ostatniej. Tym bardziej częste wizyty oraz okazywana nadmierna szczodrość
wobec osoby niebędącej osobą najbliższą w
myśl art. 115 § 11 KK może wypełniać znamiona art. 190a § 1 KK. Nadto wkradanie
się w łaski osoby blisko spokrewnionej z
potencjalną pokrzywdzoną rodzi podejrzenia co do intencji potencjalnego sprawcy.
Wypowiedź Wokulskiego świadczy natomiast o jego desperacji w dążeniu do zbliżenia z Łęcką wszelkimi sposobami ( a więc
nie wyłączając również tych niezgodnych
z prawem ). Jego zachowanie może także
wypełniać znamiona istotnego naruszenia
prywatności. Wypowiedź Łęckiej z kolei
dobitnie świadczy o „poczuciu zagrożenia”,
które w świetle opisywanych okoliczności
można uznać za usprawiedliwione.
Jak z powyższego wynika, zachowanie
Wokulskiego może wypełniać znamiona
typu podstawowego uporczywego nękania z
art. 190a § 1 KK .
Według badań przeprowadzonych przez
Instytut Wymiaru Sprawiedliwości niemal
co dziesiąty Polak pada ofiarą uporczywego nękania9. Wspomniana nowelizacja KK
z dnia 25 lutego 2011 r. wzbudziła jednak
ogromne kontrowersje. Została ona poddana druzgocącej krytyce doktryny. Wskazywano m.in. na trudności w udowodnieniu uporczywego nękania, wielość pojęć
nieostrych użytych w przepisie (co rodzi i
rodzić będzie trudności interpretacyjne), na
to, że przestępstwo uporczywego nękania
może znacząco ograniczać wolność słowa10
oraz na to, że wprowadzenie art. 190a do
Kodeksu karnego jest chwytem populistycznym, a także przejawem coraz większej kazuistyki polskiej ustawy karnej. Zdaniem
Prof. Mariana Filara z Uniwersytetu im.
Mikołaja Kopernika w Toruniu zachowania
obejmujące przestępstwo uporczywego nękania wypełniają również znamiona innych
przestępstw i z powodzeniem można by je
ścigać na podstawie odrębnych przepisów
(np. art. 190 KK – groźba karalna; art. 191
KK – zmuszanie; art. 193 KK – naruszenie
miru domowego)11.
Moją własną krytykę wobec wprowadzenia przestępstwa uporczywego nękania
do polskiego Kodeksu karnego pozwolę sobie wyrazić w dwóch zdaniach:
1mo: Wokulski mógłby mieć dzisiaj kłopoty.
2do: „Przedszkola prawa karnego” są
rzeczywiście w Polsce potrzebne.
Ustawa o zmianie usta
oraz niektórych innyc
Krzysztof Olszak
P
owyższa ustawa została uchwalona
przez Sejm w ostatecznym brzmieniu
31 sierpnia, ogłoszona 12 października. Ratio legis tego aktu prawnego jest dostosowanie polskiego prawa do sytuacji jakie
mogą pojawić się na EURO 2012 oraz skuteczniejsza walka z chuliganami stadionowymi.
Znowelizowanych powyższą ustawą przepisów, między innymi w kodeksie postępowania karnego jest mnóstwo, dlatego skoncentruję się jedynie na wybranych.
Sejm dopuścił spożywanie alkoholu o
zawartości do 3,5 % na stadionach. Senat
uchwalił poprawkę, która zakazywała obracania alkoholem i jego spożywania. Jednakże
Sejm odrzucił powyższą poprawkę stając na
stanowisku, iż na stadionach, w specjalnie do
tego wyznaczonych miejscach, będzie można sprzedawać i spożywać alkohol. Jednakże, aby puste butelki nie leciały w kierunku
boiska lub innych kibiców, alkohol nie będzie mógł być sprzedawany w opakowaniach
twardych, w szczególności wykonanych ze
szkła, metalu lub tworzywa sztucznego, które
wykorzystane wbrew swemu przeznaczeniu
mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia lub
życia ludzkiego.
W celu zapewnienia bezpieczeństwa na
przyszłorocznych Mistrzostwach Europy,
policja będzie miała uprawnienia, aby pobierać, uzyskiwać, gromadzić, przetwarzać,
sprawdzać i wykorzystywać dane osobowe.
Ustawodawca nakłada też nonszalancki i lekkomyślny obowiązek, aby wszystkie obiekty, na których będą prowadzone mecze piłki
nożnej (dotychczas było to ograniczone tylko
do rozgrywek Ekstraklasy i do pewnego stopnia I ligi) były wyposażone w kompatybilne
elektroniczne systemy służące do: identyfikacji osób, sprzedaży biletów, kontroli przebywania w miejscu i w czasie trwania meczu
piłki nożnej, kontroli dostępu do określonych
miejsc oraz weryfikacji informacji o zastosowanych zakazach. Nietrudno sobie wyobrazić, iż koszty jakie z tego tytułu poniesie
biedny, prowincjonalny i amatorski klub pasjonatów z IV ligi przewyższy jego dochody.
Dla wielu niewielkich i niezamożnych klubów, na których mecze przychodzi garstka
kibiców lub nawet nikt, oznacza to koniec
funkcjonowania albo dalsze rozgrywanie meczów z łamaniem prawa. Zwłaszcza, że w
wielu wypadkach same stadiony znajdują się
w opłakanym stanie, gdyż nie ma środków na
reparację miejsc siedzących, a co dopiero na
wyposażenie tychże obiektów w elektroniczne systemy oraz ich utrzymanie oraz zabezpieczenie przed zniszczeniem.
Kolejnym novum jest przepis, który do-
18
publicystyka
awy o bezpieczeństwie imprez masowych
ch ustaw
zwala wojewodzie przerwać imprezę masową w drodze decyzji administracyjnej, jeśli
dalszy jej przebieg może zagrozić życiu lub
zdrowiu wielu osób, albo mieniu, a działania podejmowane przez jej organizatora nie
gwarantują bezpieczeństwa i porządku publicznego. Również ten przepis wydaje się
być kontrowersyjny, zważywszy, iż może
być on nadużywany. Organizator nie jest w
stanie zakazać kibicom wznoszenia danych
okrzyków, co najwyżej może ich poprosić
za pośrednictwem spikera o zaprzestanie ich
wygłaszania. Podczas meczu może zaistnieć
sytuacja, w której wojewoda za naruszenie porządku publicznego uzna wznoszenie
haseł antyrządowych przez grupę kibiców.
Przerwanie widowiska z takiego powodu
spotkałoby się z dezaprobatą nie tylko grupy
kibiców wznoszącej nieprzychylne hasła, ale
i reszty widowni na stadionie, jak i widzów
telewizyjnych. Niestety takiej nadinterpretacji przepisu nie da się wykluczyć, a paradoksalnie, dopiero przerwanie meczu
mogłoby rozjuszyć osoby obecne na obiekcie sportowym i
doprowadzić do realnego
zagrożenia zdrowia
lub życia. Również
okrzyki gospodarzy nawołujące do
opuszczenia stadionu przez kibiców gości wyrażane w wulgarny
sposób mogłyby
zostać zinterpretowane przez wojewodę jako zagrożenie
życia lub zdrowia kibiców gości. Niestety,
ale jeden człowiek miałby
w majestacie prawa przemożną władzę,
która może wyrządzić wiele szkód.
Intrygującą instytucją wprowadzoną z
okazji EURO 2012 są „rozprawy odmiejscowione”. Oznacza to , iż ujęty sprawca będzie
mógł być sądzony na miejscu bez konieczności doprowadzenia go do sądu. Rozprawy będą się odbywać za pomocą urządzeń
przesyłających dźwięk i obraz, a przewodniczącym składu sędziowskiego będzie sędzia
dyżurujący w sądzie. Oskarżony zgodnie z
założeniem ustawy ma mieć zagwarantowane uczestnictwo we wszystkich czynnościach
procesowych, takich jak, np. składanie wyjaśnień. Jednakże „rozprawy odmiejscowione” budzą wiele wątpliwości. Można choćby
podnieść zarzut naruszenia prawa do obrony,
gdyż chyba trzeba by wprowadzić instytucję
dyżurujących adwokatów z urzędu na stadionach w trakcie meczów, żeby mogli bronić
oskarżonych. W sytuacji, do której doprowadzi ustawa, sprawca praktycznie nie może li-
czyć na skuteczną obronę, gdyż nie zdąży jej
przygotować, a i trudno sobie wyobrazić, aby
adwokat z wyboru po jednym telefonie rzucił
wszystkie swoje obowiązki i natychmiast pojechał na stadion i bez możliwości zaznajomienia się ze sprawą, spontanicznie pomógł
oskarżonemu zrealizować jego prawo do
obrony. Nie przewidziano stanu faktycznego,
w którym oskarżony zgodnie z artykułem 78
§ 1 Kodeksu Postępowania Karnego, który
nie ma obrońcy z wyboru, - może żądać ustanowienia obrońcy z urzędu, jeżeli w sposób
należyty wykaże, że nie jest w stanie ponieść
kosztów obrony bez uszczerbku dla niezbędnego utrzymania siebie i rodziny. Trudno sobie wyobrazić, by mógł powyższe należycie
udowodnić, gdy w kolejce do osądzenia będą
czekać następni sprawcy, a czas będzie niemiłosiernie naglił. Trudno również spodziewać
się, aby jakikolwi ek
poważny
sąd bez
wer yfikacji
sytuacji
osobistej i
majątkowej
oskarżonego
ustanowił obrońcę
z urzędu albo
go nie ustanowił.
Taka
weryfikacja na stadionie
jest niewykonalna.
Skoro ustawodawca
miał tyle odwagi i środków finansowych, aby wprowadzić rozprawy odmiejscowione, to
byłoby korzystne dla praworządności, gdyby
na stadionach byli dyżurujący adwokaci jako
potencjalni obrońcy sprawców stadionowych
i to rozwiązanie przyjąłby racjonalny ustawodawca i zapewne tak się stanie. Znalezienie
chętnych adwokatów nie byłoby żadnym problemem przy masowości obecnych aplikacji
adwokackich i drastycznie rosnącej podaży
na rynku usług prawniczych, a i państwo częściowo wzięłoby odpowiedzialność za całkowite otwarcie aplikacji .
„Najdrobniejsza” kwestia to artykuł 42
Konstytucji, który stanowi, iż „ Każdy przeciw komu prowadzone jest postępowanie
karne, ma prawo do obrony we wszystkich
stadiach postępowania. Może on w szczególności wybrać obrońcę lub na zasadach
określonych w ustawie korzystać z obrońcy z
urzędu”. W szczególności wybranie obrońcy
może okazać się niemożliwe, gdyż wybrany
obrońca może w danych chwili przebywać na
drugim końcu miasta lub pracować. Również
kontakt z obrońcą bez udziału osób trzecich
wydaje się nie do zrealizowania, chyba że architekci stadionów przewidzieli wprowadzenie rozpraw odmiejscowionych i w związku z
tym zaprojektowali specjalne pomieszczenie
przeznaczone do tego typu spotkań.
Obawy co do tego, że osoby zasłaniające
sobie twarz z powodu zimna, zostaną ukarane kara ograniczenia wolności lub grzywną
są niesłuszne, gdyż art. 57a mówi o tym,
że użycie elementu odzieży lub przedmiotu
musi być w celu uniemożliwienia lub istotnego utrudnienia rozpoznania osoby.
Znowelizowany art. 61 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych jest intrygujący, gdyż mówi o tym, iż „Kto w miejscu i w
czasie trwania masowej imprezy sportowej
prowokuje kibiców do działań zagrażających
bezpieczeństwu tej imprezy, podlega grzywnie […] albo karze ograniczenia wolności”.
Myślę, że decyzja administracyjna wojewody
o przerwaniu meczu lub obraźliwe okrzyki
kibiców przyjezdnych do kibiców gospodarzy może być za takie prowokowanie uznana.
Natomiast ustawa stawia trudne zadania
nie tylko przed sędziami i adwokatami, gdyż
prokurator zgodnie z przepisami o postępowaniu przyspieszonym będzie w trakcie
rozprawy opierał się na sporządzonym przez
Policję wnioskiem o rozpoznanie sprawy.
Wniosek ten zastępuje akt oskarżenia. Prokurator może odmówić zatwierdzenia wniosku o rozpoznanie sprawy, podejmując decyzję co do dalszego toku sprawy, tak więc, na
całe szczęście ustawodawca nie wprowadza
obowiązku rozpoznawania sprawy potencjalnych chuliganów stadionowych na odległość.
Ustawa wchodzi w życie po upływie 30
dni od dnia ogłoszenia z wyjątkiem kilkudziesięciu przepisów, które wchodzą w życie
po upływie trzech miesięcy od dnia ogłoszenia albo 1 stycznia 2012 roku. Jeżeli chodzi o
przepis mówiący o tym, iż obiekty wykorzystywane do organizacji meczów piłki nożnej
wyposaża się w kompatybilne między sobą
elektroniczne systemy, służące do: identyfikacji osób, sprzedaży biletów, kontroli przebywania w miejscu i w czasie trwania meczu
piłki nożnej, to wchodzi on w życie już 12
listopada 2011 roku.
Źródła:
• Ustawa z dnia 31 sierpnia 2011 roku
o zmianie ustawy o bezpieczeństwie imprez
masowych oraz niektórych innych ustaw Dz.
U. nr 217, poz. 1280
• Ustawa z dnia 20 marca 2009 r. o bezpieczeństwie imprez masowych Dz. U. nr 62,
poz. 504
• Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks postępowania karnego nr 89 poz. 555 ze
zmianami
19
publicystyka
Absolwent prawa zastępcą procesowym
– To dobrze czy źle?
Czy projekt ustawy o państwowych egzaminach prawniczych zwiastuje katastrofę, jak twierdzi palestra, czy
świeży powiew? A jak jest z punktu widzenia studenta prawa?
Tomasz Kwiatkowski
P
rojekt opracowywany w Sejmie prawie rok, wywołał burzę wśród komentatorów. Przepisy ustawy wprowadziłyby instytucję doradcy prawnego,
którym stawałaby się osoba spełniająca m.
in. następujące warunki: ukończone studia prawnicze, pomyślne przejście przez
specjalny egzamin państwowy i uzyskanie
wpisu na specjalną listę (art. 48 projektu).
Do uprawnień doradcy prawnego miałoby należeć dokonywanie „podstawowych
czynności prawniczych”, czyli: „udzielanie porad prawnych, sporządzanie opinii
prawnych, pism procesowych i umów oraz
występowanie przed organami administracji publicznej i zastępstwo przed sądami
powszechnymi w sprawach należących do
właściwości sądów rejonowych, z wyłączeniem spraw z zakresu prawa karnego,
karnego skarbowego, wykroczeń, rodzinnego i opiekuńczego” (art. 47).
Przyznanie doradcy prawnemu takich
uprawnień to najbardziej kontrowersyj-
20
na idea projektu, wywołała ona liczne
komentarze zwłaszcza ze strony kręgów
adwokackich i radcowskich. Ustawa taka
bowiem uczyniłaby wyłom w obrębie ich
wyłącznych kompetencji. Odzew na łamach prasy jest dość duży, między innymi: „List otwarty przywódców organizacji
prawniczych całego świata do polskiego
rządu i posłów na Sejm RP” 1 , artykuł
adw. R.Nowosielskiego 2 czy artykuł adw.
adw. J. Kondrackiego, K. Stępińskiego 3 .
Niezależnie od obecnej tam sugestywnej
erystyki, napastliwych uogólnień, insynuacji oraz chwytów ad personam (resp.
Kondrackiego i Stępińskiego) – niezależnie od tego wszystkiego znaleźć tam
i zbadać możemy solidne i niepokojące
argumenty przeciwko projektowi.
Studia czyli nic?
Autorzy przeważnie zaczynają filipiki od wskazania trzech rzeczy: 1) absolwentów jest dużo, 2) większość z nich się
nie przykładało do nauki – zwłaszcza ci
płacący czesne, 3) nawet jeżeli ktoś się
przykładał, posiada wiedzę jedynie teoretyczną. I stąd wyciągają konkluzję: taka
liczba ludzi nie może być dopuszczona do
wykonywania „podstawowych czynności
prawniczych”.
Pierwsza przesłanka jest truizmem
(choć nie każdy absolwent chce być prawnikiem). Druga stanowi trudną do przedyskutowania i niezbyt – jak mi się wydaje – uprzejmą generalizację. Trzecia
zaś pozwala zobaczyć, że konflikt między
ustawodawcą a samorządami prawniczymi
jest zasadniczy, ale przy tym nieskomplikowany. Posłowie dostrzegają, iż pięć lat
jednolitych studiów magisterskich stanowi
solidne zaplecze intelektualne i podstawę
do choćby najprostszych działań i chce je
w jakiś sposób umożliwić. Zaś samorządy temu przeczą odpowiadając, że tylko
pod ich auspicjami można przygotować
kogokolwiek do praktyki prawniczej. Przy
publicystyka
tym spór ten jest nierozwiązywalny. Bo
albo się uzna, że pięć lat studiów pełnych
egzaminów coś znaczy i że można po ich
przebyciu choć w najmniejszej mierze
służyć swoją wiedzą w praktyce – albo
się takiego faktu nie uzna i zbagatelizuje się ową wieloletnią przygodę, niełatwą
pracę wykładowców i studentów poprzez
mianowanie wieloletniego cyklu nauczania uniwersyteckiego drobną wprawką do
późniejszych aplikacji.
Nie mogę zagwarantować, że każdy
absolwent-doradca prawny napisze poprawnie umowę, czy że zawsze poprawnie doradzi każdemu. Jednakże wiem,
że mądrej głowie dość po słowie, a tym
bardziej po latach studiów i dyplomie.
Stąd konkluzja powyższego rozumowania
nie jest oczywista. Ale na pewno mam
inne w tej mierze nastawienie, niż autorzy-adwokaci. Ustępy o nieetycznych
nieukach i demonicznym lobby (znowuż:
Kondracki i Stępiński) raczej nie wskazują z ich strony na domniemanie dobrej
wiary. Natomiast ja zawsze uważałem, że
spośród studentów prawa tylko ci, którzy
się pilnie uczą, mają zamiar pracować w
zawodach prawniczych.
Bez względu na to, czy podchodzić
będą do egzaminu na aplikację czy do
nowego państwowego egzaminu prawniczego. A ci z braci studenckiej, którzy
nie uczą się tak pilnie, najwyraźniej mają
inne plany (mogą dostać zatrudnienie nie
związane tak bardzo ze stosowaniem prawa, np. zostać przedsiębiorcami, znaleźć
zawód w administracji czy policji). Tymczasem przygotowywane przepisy stanowią najlepszą motywację do nauki, jaką
posłowie mogli dostarczyć studentom.
Opracowywany projekt ustawy to przede
wszystkim jednoznaczny sygnał dla nas:
nie traćcie nic z tych lat studiów, bierzcie
się do pracy jeszcze żywiej, bo to nie poczekalnia, ale furtka do pewnych realnych
możliwości – możliwości, do których musicie być dobrze przygotowani.
Korporacja rękojmią?
Przeciwnicy projektu idą jeszcze dalej,
wskazując sprzeczność projektowanych
regulacji z Konwencją o Ochronie Praw
Człowieka i Podstawowych Wolności 4 i
ustrojową gwarancją obywateli do rzetelnego procesu (Nowosielski, List). Jest to
raczej gruba przesada. Projekt dopuszcza
występowanie doradców prawnych w procesie jedynie na poziomie sądu rejonowego i to z wyłączeniem ogromnych kategorii spraw. Poza tym, z usług adwokackich
i radcowskich korzystać można w tym samym stopniu, co poprzednio. Ale tym razem (weźmy jakiś przykład) przedsiębiorca w procesie cywilnym za reprezentanta
obrać może swojego syna lub córkę, którzy
właśnie ukończyli prawo – wcześniej mógł
jedynie występować osobiście lub poprzez
adwokata albo radcę prawnego.
Pamiętajmy dla jakich racji adwokaci
i radcowie występują z tak zdecydowanym stanowiskiem. Splatają się tu gęsto
różne motywacje: nie tylko ochrony dobra wspólnego, ale i ochrony własnych
interesów. Ustawa, jeśliby została ogłoszona, definitywnie zmieniłaby sytuację
na rynku usług prawnych. Wyrządziłaby
srogą szczerbę w monopolu korporacji
prawniczych, a tym samym wprowadziłaby w pewnej mierze mechanizmy wolnorynkowe. Klient zyskałby wybór – czy do
danej sprawy potrzebuje gwarantowaną,
ale słono opłaconą, fachowość adwokata
lub radcy, czy jednak wykorzysta wiedzę
doradcy prawnego, nieopatrzoną gwarancją cechu prawniczego, ale za to tańszą.
I tu leży pies pogrzebany. Czy ustawa
aby na pewno wywrze dodatni wpływ na
ten specyficzny rynek? Prawnicy bronią
dotychczasowego porządku prawnego,
odwołując się do tradycyjnych argumentów. Władza po to daje korporacjom
wyłączność, żeby zapewnić obywatelom
fachową obsługę prawną. Są one też po
to, by przygotować aplikantów do służby
przyszłym klientom, dbać o wysoki poziom usług i stać na straży etyki prawniczej. Porządek prawny to nie zabawka,
trzeba mieć odpowiednie przygotowanie,
by móc się w nim swobodnie poruszać.
To wszystko prawda – od czasów antycznych cywilizowane państwa pielęgnują korporacje prawnicze w tych celach.
Ale gdyby spojrzeć na ową starożytną
argumentację (może dość przewrotnie) z
zupełnie innego punktu widzenia? Okaże
się, że adwokatura nie bywa wypełniona
tylko nobliwymi, biegłymi, odpowiedzialnymi obrońcami. Tych, mam nadzieję,
nigdy nie zbywało, ale bądźmy sprawiedliwi – nie brakło też karierowiczów, rozlicznych kauzyperdów wyśmiewanych od
wieków przez Rabelais’ego, Krasickiego,
Balzaca, Dickensa i innych.
Również dzisiaj standardy strzeżone
przez samorządy nie zawsze chronią obywateli przed indolentnymi prawnikami, a
jakość wielu usług adwokackich czy radcowskich pozostawia wiele do życzenia.
Świadczą o tym przykładowe statystyki:
1. liczbie 59,01% 5 wszystkich skarg
konstytucyjnych (do 2010 roku) odmówiono nadania dalszego biegu
(przyczyny wg art. 36 ust. 1 uTK:
oczywista bezzasadność, niespełnienie przesłanek formalnych); skarga
sporządzana jest przez adwokata lub
radcę prawnego (art. 48 uTK);
2. coraz niższy poziom skarg kasacyjnych (również objętych przymusem adwokackim) – SN odmówił w
2010 roku rozpoznania ich w liczbie
1441 6;
3. nieuwzględnienie przez SN 99,82%
skarg o stwierdzenie niezgodności
z prawem orzeczenia sądu (znowuż
przymus adwokacki) 7.
Liczby powyższe wprowadzają wręcz
w zakłopotanie. Wskazują na bardzo niski poziom wykorzystania powyższych
środków prawnych lub wręcz na ich nadużywanie.
Ponadto doświadczenia pojedynczych
ludzi co rusz dostarczają wyjątków od
postulowanej zasady adwokackiego profesjonalizmu. Stosunkowo często słyszy
się o przegranej sprawie, gdy adwokat
czy radca prawny nie uwzględnił obecnego stanu prawnego. Nie biorą się znikąd
takie dowcipy, jak ten, w którym na rozprawie w prowincjonalnym sądzie aplikant nachyla się do patrona: – Ależ panie
mecenasie, przecież ten przepis objęła
zeszłoroczna nowelizacja! – Tak, tak. Ale
u nas się nie przyjęła... Tytułem pierwszego z brzegu przykładu przywołam
odrzucenie pozwu zbiorowego poszkodowanych w katastrofie hali Międzynarodowych Targów Katowickich 8. Jeżeli ani
Sąd Okręgowy, ani Sąd Apelacyjny nie są
w stanie wyjaśnić mecenasowi, że pozew
zbiorowy domaga się jednolitości rodzajowej roszczeń pojedynczych 9, a nawet
aplikacja nie nauczyła go czytać przepisów, to SN też tego nie dokona. Jednak
klienci zapłacą kolejne pieniądze za sporządzenie skazanej na porażkę skargi kasacyjnej (nb.: pozew zbiorowy również
zakłada przymus adwokacki 10).
Można się więc kłócić, jaki wpływ będzie miało poddanie rynku usług prawniczych prawidłom konkurencji. W opozycji do poglądów autorów-adwokatów da
się też wysnuć pozytywną prognozę: 1)
adwokaci i radcowie prawni do tej pory
zabezpieczeni gwarancjami cechu, będą
musieli wykazać więcej starań w celu
osiągnięcia renomy; 2) aplikacje zostaną
starannie usprawnione tak, by stanowiły
realne poręcznie jakości usług i eksperiencji adwokata.
Nowe czasy
Do tego wszystkiego trzeba sobie zdać
sprawę z jeszcze jednego aspektu związanego z tą dyskusją. Czas płynie do przodu i niektóre argumenty za wyłącznością
kompetencji korporacji prawniczych dziś
zyskują znamiona anachronizmu. Prawnicy nie są już przewodnikami po wiedzy
tajemnej, jak to było kiedyś, gdy społeczeństwo nie było w pełni piśmienne,
nakłady książek warunkowały ich małą
dostępność i wysoką cenę, a kontakt z
ustawami i rozporządzeniami raczej nie
był bezpośredni. Dziś każdy obywatel,
dzięki sieci ułatwiającej kontakt z aktami
prawnymi, ma przepisy na wyciągnięcie
ręki. Coraz lepiej zorganizowane i wyposażone biblioteki publiczne wzbogacają
swój księgozbiór prawniczy i każdy obywatel może coraz bardziej samodzielnie
odnajdywać się w świecie przepisów,
które wszelako nie są jakimiś zaklęciami. Wreszcie coraz bardziej rozwijany
21
publicystyka
dostęp do informacji publicznej rokuje
postępy w poszerzaniu wiedzy, o tym jak
działa system prawny.
Jeżeli więc ustawodawca chce, by jego
prawo było jak najszerzej recypowane
wśród obywateli, a jednocześnie obywatele mają coraz dogodniejsze możliwości
dla poznawania go, to trudno nie dostrzec
pewnej tendencji do postulowanego i faktycznego rozszerzania się świadomości
prawnej ludzi. Dostrzeżenie tej tendencji,
związanej z ideą społeczeństwa obywatelskiego, pozwala zrozumieć, dlaczego
ustawodawca chce zostawić obywatelowi swobodę uznania: czy z daną sprawą
może się zgłosić do zwykłego doradcy
prawnego, czy raczej powinien skorzystać
z usług osoby o większym doświadczeniu
i rewerencji – adwokata lub radcy. Natomiast zdecydowanie wbrew tej tendencji
jest mówienie obywatelowi: ty o prawie
nie wiesz zupełnie nic, musisz opłacić
mecenasa i koniec kropka.
Chciałbym zaznaczyć, że nietrudno było nabrać przekory podczas czytania powoływanej publicystyki. Rażąca
jednostronność i niezupełna uczciwość
obecnej tam argumentacji sprawiły jednak coś dobrego, bo sprowokowały ogląd
z przeciwnego punktu widzenia. I jakby
patrzeć właśnie z tej innej perspektywy
(zwłaszcza oczami studenta), okazuje
się, że projekt posłów pozwala żywić
uzasadnione nadzieje: dowartościowanie
i spożytkowanie pracy uczelni, realne
możliwości działania dla absolwentów,
otwarcie (może raczej uchylenie) rynku usług prawnych czy wreszcie danie
ludziom wyboru. Oczywiście, po 9 października magiel musi się zacząć od początku (dyskontynuacja). Są nawet głosy,
że cała ta nasza sprawa stanowiła tylko
kiełbasę wyborczą 11. To się dopiero okaże. Jeżeli jednak pomysł wróci do Sejmu,
będę z entuzjazmem oczekiwał zmian.
Zapraszamy do polemiki!
Obrażeni. Oburzeni
Marcin Terlik
W
yobraźmy sobie rodzinę X.
Klasyczne 2+2 – mama, tata,
syn i córka. Państwo X prowadzą niedużą firmę. Pieniądze, które
dzięki niej zarabiają wystarczyłyby na
trzypokojowe mieszkanie, Skodę Octavię i tygodniowe wakacje raz do roku w
Egipcie. Państwo X uznali jednak, że to
im nie wystarcza, wzięli więc kredyt i
zafundowali sobie dom z basenem, kupili Lexusa i zaczęli co trzy miesiące latać
na karaibskie plaże. Widząc jak dobrze
się żyje w ten sposób, pożyczyli jeszcze
trochę, szarpnęli się na motor dla syna i
kucyka dla córki, po czym czterokrotnie
podwyższyli im kieszonkowe. Po pewnym
czasie banki zaczęły domagać się zwrotu
swoich pieniędzy. Państwo X zaciągnęli
więc następne kredyty, a po nich następne i następne, płacąc coraz więcej coraz
wyższych odsetek. W międzyczasie, ich
obciążona narastającymi długami firma
zaczęła gorzej prosperować. Pewnego
wieczoru wzięli kartkę i ołówek, usiedli
przy kuchennym stole, policzyli wszystkie swoje dochody i wydatki i doszli do
wniosku, że jeśli niczego nie zmienią w
swoim trybie życia, wkrótce zbankrutują.
Postanowili więc na początek zrezygnować z planowanych nart w Saint Moritz,
zwolnić ogrodnika i pokojówkę oraz obciąć nieco dzieciom kieszonkowe. Gdy
dowiedzieli się o tym syn i córka, zareagowali płaczem, tupaniem i krzykiem,
a następnie zaczęli okupować sypialnię
rodziców. Uważacie pana i panią X za
niezbyt rozsądnych ludzi, którzy jednak
w końcu poszli po rozum do głowy, a ich
dzieci za głupie, rozkapryszone bachory?
Zatem mieścicie się w 1% społeczeństwa.
Przynajmniej według tzw. Oburzonych.
Ruch Oburzonych, obecnie obejmują-
cy większość rozwiniętych krajów, narodził się 15 maja w Hiszpanii, państwie,
które jak wiele innych zadłużało się na
potęgę w czasach światowej prosperity
i które wyjątkowo silnie odczuło związane z tym problemy, gdy koniuktura się
skończyła. Młodzi ludzie, widząc pogarszającą się sytuację ekonomiczną i cięcia wydatków przez rząd, zainspirowali
się arabskimi rewolucjami i postanowili
okupować Puerta del Sol – centralny plac
Madrytu. Ich myślą przewodnią było oburzenie na polityków, banki i finansistów,
których obarczyli pełną odpowiedzialnością za kryzys. Wkrótce podobne akcje
zaczęto organizować w innych miastach
Hiszpanii. Masowość protestów i wytrwałość ich uczestników, zachęciła tak
samo myślących ludzi w tonących w długach Europie i Ameryce do organizacji
własnych „ruchów Oburzonych”, spośród
których najgłośniejszy stał się projekt
„99 procent” w USA (nazwa nawiązuje
do 99% ludzi, którzy mają się sprzeciwiać
się obecnemu systemowi gospodarczemu). Jego sympatycy nieprzerwanie od
17 września protestują na Wall Street w
Nowym Jorku. Ruch szybko rozlał się po
całych Stanach Zjednoczonych, nabrał też
rozpędu w Europie, a jego szczytowym,
jak do tej pory, momentem był dzień 15
października, kiedy to demonstracje odbyły się w 950 miastach w 80 państwach.
Od tej daty przyjął też nazwę na razie
raczkujący polski odłam akcji funkcjonujący jako Porozumienie 15 Października.
Warto przyjrzeć się „postulatom”
hiszpańskich Oburzonych, które stanowią
wzór dla podobnych ruchów na całym
świecie. Piszę „postulaty” w cudzysłowie, bo, gdy się im przyjrzeć okazuje się,
że 5 na 9 z nich nie wyraża żadnego żąda-
Byłego przewodniczącego żale powyborcze
– list otwarty.
Marek Skrzetuski
D
rodzy Czytelnicy Lexussa! Przyjaciele i sympatycy Komisji Kultury!
W zeszłym miesiącu odbyły się na naszym wydziale kolejne wybory do organów samorządu studenckiego. Ich wyniki
dostępne są już dla wszystkich zainteresowanych - zarówno na stronie samorządu,
w gablotach, jak i zapewne w obecnym
numerze Lexussa. Muszę powiedzieć, że
wynik ten, choć sam w wyborach nie star-
22
towałem, dotknął mnie bardzo osobiście
i skłonił mnie do podzielenia się kilkoma
własnymi refleksjami. Zaznaczam przy
tym, że wszystko, co tu napiszę, jest wyłącznie moim prywatnym i z nikim nie
uzgadnianym zdaniem.
Nie zamierzam zajmować się tu startującymi w nich frakcjami, oceną wygłaszanych programów czy wynikami zgłoszonych kandydatów. Z dwoma-trzema
wyjątkami.
Po pierwsze - gratuluję mojemu następcy na stanowisku przewodniczącego
Komisji Kultury, Maćkowi Plebanowi,
uzyskania drugiego wyniku w wyborach
na studenckich przedstawicieli do Rady
Wydziału. Fakt, iż zabrakło mu zaledwie
4 głosów aby prześcignąć takiego tytana
samorządowej pracy jak Kuba Chowaniec
(i jemu gratulacje za zajęcie po raz trzeci z
rzędu pierwszej lokaty się należą!), świadczy sam za siebie. Na tym jednak optymistyczną część tekstu muszę zakończyć.
publicystyka
nia, ale jest po prostu stwierdzeniem
pewnego, ich zdaniem, stanu faktycznego, jak np. siódmy:
„Większość obywateli to tryby w maszynce do bogacenia się mniejszości, która nie zna nawet naszych potrzeb. Jesteśmy anonimowymi jednostkami, ale bez
nas ten system nie mógłby istnieć, bo to
my pchamy świat do przodu.”
Można się z takim stanowiskiem zgadzać albo nie, ale na próżno szukać w
nim jakiejś, choćby najbardziej nierealnej, propozycji poprawy tej sytuacji. Cóż
zatem z pozostałymi czterema „postulatami”? Rozczaruje się ten kto chciałby w
nich znaleźć konkrety. Weźmy na przykład „postulat” ósmy:
„Jeśli jako społeczeństwo nauczymy się nie powierzać naszej przyszłości
abstrakcyjnej rentowności ekonomicznej,
Po drugie - chciałbym powinszować
studentom naszego wydziału wyboru, jakiego dokonali. Spośród kilku kandydatów,
będących reprezentantami Komisji Kultury, aż jedna trzecia nie otrzymała mandatu.
Wśród nich znalazł się - popierany jak jeden mąż przez nas wszystkich w kultkomie
działających - kandydat do Zarządu Samorządu Studentów i na następnego przewodniczącego Komisji. Jest to niewątpliwie
piękny i wdzięczny prezent dla całej ekipy,
która przez ostatnie 3 lata, ze szczególnym
naciskiem na rok ostatni, tworzyła niemalże od podstaw jedną z najaktywniejszych i
najbardziej zaangażowaną społecznie jednostkę wydziałowego samorządu.
Trudno mi te wyniki zrozumieć. Czyżby miało być to wotum nieufności dla
wszystkiego, co sobą w ramach Komisji
która nigdy nie przynosi korzyści większości, będziemy mogli wyeliminować
nadużycia i braki, z którymi spotykamy
się na co dzień.”
Załóżmy, że też jestem oburzony i
zgadzam się z diagnozą społeczną moich
hiszpańskich kolegów. Cóż zatem mam
właściwie zrobić aby „nie powierzać
mojej przyszłości abstrakcyjnej rentowności ekonomicznej”? Z tego manifestu
się nie dowiem i obawiam się, że jego
autorzy w zasadzie też tego nie wiedzą.
Z „postulatów” wyziera ideowa pustka i
brak zainteresowania prawami ekonomii.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Oburzeni
to naiwne dzieci. Obrazili się na to, co
im się nie podoba, a teraz czekają aż ktoś
mądrzejszy wymyśli co z tym dalej robić.
Dziwi więc, gdy na obrazkach z hiszpańskich demonstracji dostrzega się twarze
ludzi wyglądających na pełnoletnich.
W USA ruch „99%” większy nacisk
kładzie na sprzeciw wobec polityki prywatnych banków. Oburzając się na „chciwość” finansistów, zapominają, że to
właśnie ta cecha ludzi jest od tysiącleci
czynnikiem skłaniającym ich do pracy,
innowacyjności i podejmowania ryzyka
– wszystkiego, co jest motorem rozwoju.
Pod jednym warunkiem: że zaspokojenie
tej chciwości wymaga od nich własnego
wysiłku a nie przyjęcia pomocy od państwa. Obywatele kraju, który swoją potęgę
zbudował na nieskrępowanej wolności gospodarczej, obracają się przeciwko fundamentowi ich dobrobytu, żądając większej
ingerencji rządu w politykę bankierów,
zwiększenia podatków dla najbogatszych
i rozbudowy opieki socjalnej. Obwiniając
prywatnych finansistów o pogarszającą
się sytuację materialną obywateli, zdają
się nie dostrzegać, że domagają się właśnie tego, co doprowadziło ich na skraj
przepaści. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że upadek Lehman Brothers jesienią
2008 r. (w którym skądinąd swój udział
miała ingerencja rządu w politykę banków dotyczącą przyznawania kredytów
hipotecznych) i związane z nim kolejne
spadki na światowych giełdach, jedynie
przyspieszyły nadejście problemów dla
zadłużających się ponad miarę państw. A
zadłużenie to wynikało właśnie z rządowej uległości wobec coraz dalej idących
socjalnych roszczeń obywateli.
Patrząc na światowy ruch Oburzonych
nie sposób nie dostrzec ich bezradności
oraz braku poszanowania dla praw ekonomii i zdrowego rozsądku. Wygląda na
to, że Oburzeni są oburzeni, że nie można
stale wydawać więcej niż się zarabia. Cóż,
ja jestem oburzony, że ludzie się starzeją,
a w Polsce nie chcą rosnąć banany. Też tak
macie? Nie bójcie się o tym głośno mówić.
Może nas też jest 99%.
Kultury reprezentujemy? Czyżby była
to krytyka olbrzymiej oferty zniżek i
biletów do teatrów, kin, na festiwale,
jakie proponujemy Wam tutaj niemal
codziennie? Może to forma wyrażania
dezaprobaty wobec gro akcji charytatywnych i społecznych, naszego zaangażowania w UNICEF, WOŚP, pomoc
domom dziecka, projekty naszego
wydziałowego, studenckiego wolontariatu? Odrzucenia naszych pomysłów
wsparcia dla osób artystycznie uzdolnionych, organizacji ciekawych spotkań, konferencji?
Marek Skrzetuski - były przewodniczący Komisji Kultury w roku akademickim 2009/2010
23
wywiad
A może to po prostu wyraz tego, że
większość studentów uważa, iż takie coś
jak Komisja Kultury w ogóle potrzebne
nie jest?
Zdaje mi się, że problem leży jednak
gdzie indziej. Choć obszar, jakim zajmowaliśmy się w kultkomie zawsze był obszarem niszowym, aż takiego rozstrzygnięcia
się nie spodziewałem. Niestety, po raz kolejny okazało się, że poziom dojrzałości w
wyborach do samorządu studenckiego niewiele odstaje od tego, jaki prezentowany
jest np. w wyborach do samorządów szkolnych. Nie liczy się realność programu,
ambicja, umiejętności ani nawet uprzednie
zaangażowanie. Niewielkie znaczenie ma
to, co uczyniło się dla całości studenckiej
braci, tej naszej pewnej formy wspólnoty - choć są tu pewne chwalebne wyjątki,
jak choćby wynik Kuby Chowańca czy Ani
Wójcik.
Wybory do samorządu okazały się jedynie plebiscytem popularności. Główne
znaczenie miało to, kogo się zna, z jaką
ilością osób przesiadywało się wieczorami w okołouniwersyteckich pubach, ile
godzin przebawiło się na wydziałowych
imprezach. Na palcach policzyć by można
osoby, które zainteresowały się programem
kandydatów, sprawdziły kto co w latach
ubiegłych sobą reprezentował, co osiągnął
i w jaki sposób dla dobra studentów działał. Kiepska to zachęta do ciężkiej i sumiennej pracy.
Cóż, pozostaje mi tylko pogratulować
wszystkim, którzy uzyskali mandaty. Oby
zwycięstwo natchnęło Was do głębokiego
zaangażowania, bezinteresownej działalności na korzyść nas wszystkich. Nam,
jako Komisji Kultury, życzę zaś, byśmy
dalej robili swoje. Pomimo wyjątkowego
aktu honoru - zgłoszonej gotowości do rezygnacji - jestem przekonany, że Maciek
Tomecki i tak na stanowisko przewodniczą-
cego naszej Komisji zostanie przez nowy
Zarząd powołany. Jest nie tylko najlepszą,
ale i jedyną osobą, która jest w stanie nie
tylko kontynuować, ale również rozwijać i
tak niesamowicie obszerny zakres naszej
pracy. Nie muszę mu życzyć powodzenia i
sukcesów, bo wiem, że je w tym względzie
odniesie. Tak samo jak wiem, że Piotrek
Stradomski jeszcze niejedną akcją w ramach kultkomu pokieruje tak dobrze, jak
uczynił to choćby rok temu z „UNICEFem
na Gwiazdkę”.
I na koniec chciałbym najszczerzej i
najserdeczniej podziękować wszystkim,
którzy na wybory poszli i dali działaczom
Komisji Kultury swój głos, swój kredyt
zaufania. Nie zawiodą Was. Dobrze o tym
wiecie.
Pozdrawiam,
Marek Skrzetuski
Sposób na laureata
z laureatami Ogólnopolskiej Olimpiady Historyczno – Prawnej,
Miłoszem Kłosowiakiem i Markiem Żukowskim
rozmawia Agnieszka Poniecka
A P : C o Wa s s k ł o n i ł o d o w z i ę c i a
u d z i a ł u w o l i mp i a d z i e ?
M i ł o s z K ł o s ow i a k : K i e r owa ł a m n ą
ch ę ć z d o byc i a ko l e j nych d o ś w i a d c z e ń . Ro z w i ą z y wa n i e k a z u s ó w, o d p ow i e d z i u st n e , t o d o b r y t r e n i n g
i s p r aw d z e n i e s a m e g o s i e b i e . Ro k
t e m u u c z e st n i c z ył w n i e j m ó j ko l e ga , d z i ę k i n i e m u w i e d z i a ł e m , n a c o
z w r ó c i ć u wa gę .
M a r e k Ż u kows k i : S z c z e r z e m ó w i ą c ,
d e c y d u j ą c a był a m o ż l i wo ś ć z a l i c z e n i a d w ó ch p r z e d m i o t ó w n a k i l k a t ygodni przed sesją.
AP: W jaki sposób i jak długo się
d o n i e j p r z yg ot ow y wa l i ś c i e ?
Miłosz Kłosowiak – ur. 1991 r., Student II roku prawa
na UW
II roku prawa na
Marek Żukowski – ur. 1990 r., Student
24
i I roku w SGH
UW
M K : St a n d a r d owo , j a k d o e g z a m i n u .
C z ę ś ć w i e d z y z z aj ę ć , s p o r o z p o d r ę c z n i k ó w, g ł ó w n i e d o t yc z ą c ych h i st o r i i Po l s k i .
M Ż : C z a s owo j a k i e ś d wa t yg o d n i e
z n o s e m w k s i ą ż k a ch p r z e d d r u g i m
etapem i tydzień przed trzecim.
A P : J a k w yg l ą d a
o l i mp i a d y ?
sam
przebieg
M Ż : Na p i e r ws z y m , i n aj faj n i e j s z y m ,
e t a p i e o l i m p i a d y m i e l i ś my w c i ą g u
t yg o d n i a p r z yg o t owa ć r o z w i ą z a n i a
t r z e ch k a z u s ó w – p o j e d ny m z k a ż d e g o p r z e d m i o t u h i st o r yc z n e g o . D r u g i
wywiad
– t o z w y k ł a , p r z y p o m i n aj ą c a z a r ó wn o fo r m ą , j a k i t r u d n o ś c i ą z w y k ły
e g z a m i n u st ny, o d p ow i e d ź z d w ó ch
w y b r a nych p r z e z s i e b i e p r z e d m i o t ó w. Na e t a p i e o g ó l n o p o l s k i m t r z e b a
był o p r a c owa ć d r u ż y n owo . E k i py l o s owa ły p o j e d ny m py t a n i u z k a ż d e j
d z i e d z i ny i m u s i a ły w c i ą g u 1 0 m i n u t p r z yg o t owa ć o d p ow i e d z i n a d wa
z n i ch , a n a st ę p n i e z r e fe r owa ć j e wo b e c e g z a m i n a t o r ó w i ws z yst k i ch i n nych u c z e st n i k ó w.
A P : C z y p o j aw i ły s i ę py t a n i a , k t ó re Wa s s z c z e g ó l n i e z a s ko c z yły ?
M K : P y t a n i e d o M a r k a był o , we d ł u g
m n i e , j e d ny m z t r u d n i e j s z ych , a p o n a d t o w y m a ga ł o myś l e n i a , a n i e j a k
w i ę k s z o ś ć : p ow t a r z a n i a z p a m i ę c i
rozdziałów książki. Brzmiało: państ wo w y z n a n i owe . O g ó l n i e p o z i o m
py t a ń był n i e r ó w ny, o d t y p owo s z ko l nych , j a k z a s a d y ko n st y t u c j i m a rc owe j c z y p r o c e s i n k w i z yc y j ny, p o
m a ł o ko m u z n a n e s z c z e g ó ły z d z i e j ó w ko l o n i a l i z m u .
A P : J a k o c e n i a c i e p r z yg ot owa n i e i
z d o l n o ś c i i n nych u c z e s t n i k ó w ko n kursu?
M Ż : U c z e st n i c y f i n a ł u r ó ż n i l i s i ę
zarówno posiadaną wiedzą, jak i
s p r aw n o ś c i ą w j e j p r z e k a z y wa n i u .
C o p o n i e k t ó r z y w y d awa l i s i ę m o c n o
z a g u b i e n i . J e d n a k k i l k a g r u p p r z yg o t owa ł o s i ę n a p r aw d ę fa n t a st yc z n i e ,
w i ę c r y wa l i z a c j a był a o st r a .
M K : Z aws z e s i ę m ó w i , ż e p o z i o m był
w ys o k i , t e ż p o z o st a n ę p r z y t e j o p i nii.
A P : N i e u wa ż a c i e , z e w i e d z a z z a k re s u p r awa r z y m s k i e g o i h i s t o r i i
m o ż e n i e być p r z y d a t n a w k a r i e r z e
p r aw n i c z e j ?
M K : N i e o c e n i a m t ych p r z e d m i o t ó w
j a ko z by t e c z n e , d o b r z e p r owa d z o n e
p o z wa l aj ą p o z n a ć p o d st aw y p r awa ,
a p r z e d e ws z yst k i m n a być p i e r ws z e st r i c t e p r aw n i c z e u m i e j ę t n o ś c i .
C h c i e l i byś my z t e g o p owo d u w y r a z i ć
u z n a n i e d l a Pa n i P r o fe s o r Z a b ł o ck i e j
i Pa n i D o c e n t Pa s z kows k i e j . W k a ż d y m z p r z e d m i o t ó w d a s i ę w ys z u k a ć
wiedzę przydatną dziś, o czym przeko n a ł e m s i ę s a m , b ę d ą c n a p r a k t yk a ch .
M Ż : Tr u d n o o t y m m ó w i ć st u d e n t ow i d r u g i e g o r o k u , k t ó r y n i e m a
d o ś w i a d c z e n i a z awo d owe g o . J e ś l i
j u ż m i a ł by m s i ę u st o s u n kowa ć , t o
p ow i e d z i a ł by m , ż e w i e d z a z P r awa
R z y m s k i e g o i H i st o r i i P r awa s ł u ż y
r a c z e j e r u d yc j i n i ż p r a k t yc e . A l e k t o
p ow i e d z i a ł , ż e n i e wa r t o być e r u d ytą?
A P : J a k o c e n i a c i e , o p ró c z w i e d z y,
i l e s z c z ę ś c i a p ot r z e b a d o w yg r a nej?
M Ż : N i k t n i e w i e ws z yst k i e g o . Po z a
t y m , n awe t j e ś l i z n a s i ę o d p ow i e d ź ,
t o n i e k t ó r e py t a n i a d aj ą w i ę c e j p o l a
do popisu, a inne mniej. Szczęście
j e st n i e z w y k l e wa ż n e .
M K : M o ż n a ś m i a ł o p ow i e d z i e ć , ż e
s z c z ę ś c i e g r a k l u c z ową r o l ę w w i ę ks z o ś c i p r z e d s i ęw z i ę ć . D owo d z i , ż e
m n ó st wo r z e c z y j e st n i e z a l e ż nych o d
c z ł ow i e k a . C z a s a m i – ch o ć a k u r a t
n i e m ó w i ę t u c a ł kow i c i e o o l i m p i a dzie – dzięki szczęściu, a raczej O p a t r z n o ś c i , m o ż n a n a l a ć z p u st e g o .
A P : C z y w z w i ą z k u z w yg r a n ą o b s e r w u j e c i e w z ro s t p owo d z e n i a u
płci przeciwnej?
M K : U c i e s z yły m n i e b a r d z o w y r a z y u z n a n i a o d k i l k u ko l e ż a n e k , a l e
n i g d y n i e myś l a ł e m o s u k c e s a ch n a u kow ych j a ko s p o s o b i e d o s z u k a n i a
p o k l a s k u , n awe t , j a k m ó w i s z , u p ł c i
przeciwnej.
M Ż : No n i e w i e m . C o p r aw d a z a c z e p i ł a m n i e j e d n a n a fa c e b o o k ’ u , a l e
o k a z a ł o s i ę , ż e ch o d z i j e j t yl ko o w yw i a d d o ga z e t y � .
A P : O p ró c z n a byc i a w i e d z y, j a k i e
i n n e ko r z yś c i n i e s i e z e s o b ą u d z i a ł
w o l i mp i a d z i e ?
M K : Wi e d z a j e st d o ś ć u l o t n a , w i ę ks z ą wa gę p r z y k ł a d a m d o k s z t a ł t owa na umiejętności. Dzięki nim łatwiej
odnaleźć się w niecodziennej sytua c j i i s p r o st a ć w y z wa n i o m . P r z e z t o
c e n i ę s o b i e f i n a ł ko n k u r s u , k t ó r y d a ł
m i s z a n s ę d ł u ż s z e g o w y p ow i e d z e n i a
się przed szerszą publicznością.
M Ż : N i e m o ż n a t e ż n i e ws p o m n i e ć
o m o ż l i wo ś c i z a l i c z e n i a d w ó ch z
t r z e ch p r z e d m i o t ó w h i st o r yc z nych
p o z a s e s j ą . Po z a t y m we Wr o c ł aw i u
d o st a l i ś my st e r t ę g r u bych k s i ą ż e k
o r a z p l e c a c z k i i k u b e c z k i z l o g o i ch
Un i we r k u .
A P : Po d s u m ow u j ą c , c z y z c z ys t y m
s u m i e n i e m m o ż e c i e p o l e c i ć p i e r ws z a ko m w z i ę c i e u d z i a ł u w o l i mp i a dzie?
M Ż : J a s n e ! P r z yg o t owa n i e d o o l i m p i a d y, p r z y n aj m n i e j d o d w ó ch p i e r ws z ych e t a p ó w, n i e w y m a ga w i ę c e j
p r a c y n i ż p r z yg o t owa n i e d o s e s j i , a
m o ż n a s p o r o z ys k a ć . Na p r aw d ę wa rt o s p r ó b owa ć !
M K : M ó w i s i ę , ż e n aj d ł u ż s z e wa k a c j e s ą p o m a t u r z e . D z i ę k i t e m u ko n k u r s ow i , m ó j o st a t n i e g z a m i n z d a ł e m
1 8 m aj a . Wa k a c j e st a ły s i ę d ł u ż s z e
o d p o p r z e d n i ch . C z y m o ż n a z a ch ę c i ć
bardziej?
Wolność słowa a zniesławienie
z doc. dr. Piotrem Kładocznym
o zniesławieniu, postaciach publicznych, Tańcu z Gwiazdami, kampanii „wykreśl 212 kk”, dziennikarzach,
zniewadze Prezydenta RP oraz wolności słowa w Internecie
rozmawia Krzysztof Olszak
K r z ys z t o f O l s z a k : C z y m j e s t z n i e s ł aw i e n i e ?
D r P i o t r K ł a d o c z ny: P ó k i c o z n i e s ł aw i e n i e j e s t p r z e s t ę p s t we m . P r z e s t ę p s t we m p r z e c i w ko c z c i i g o d n o ś c i , d o b r e m u i m i e n i u d a n e j o s o by
f i z yc z n e j l u b p r aw n e j b ą d ź o r ga n i z a c j i . P r z e s t ę p s t wo t o p o l e ga n a
t y m , ż e p o m aw i a s i ę d a n ą o s o b ę o
t a k i e c e c hy l u b wł a ś c i wo ś c i , k t ó r e
m o gą t ę o s o b ę p o n i ż yć w o p i n i i p u -
b l i c z n e j . C z yl i wa ż n e j e s t n i e t yl ko
t o , c z y u wa ż a s i ę z a z n i e s ł aw i o n e g o
c z ł ow i e k p o m aw i a ny, a l e t a k ż e c o
s ą d z ą o i m p u t owa n e j m u c e s z e i n n i
l u d z i e , k t ó r z y g o p o s t r z e gaj ą i o c e n i aj ą w j e g o ś r o d ow i s k u . Powo d u je to tr udności w ustaleniu, czy to
p r z e s t ę p s t wo m a r z e c z y w i ś c i e j a s n e
znamiona i granice.
KO : G d z i e w t a k i m r a z i e l e ż y g r a n i c a m i ę d z y wo l n o ś c i ą s ł owa , a
więc wyrażaniem krytyki, a znies ł aw i e n i e m ?
P K : No wł a ś n i e t u j e s t d u ż y p r o b l e m . I s t n i e j e k we s t i a o p i n i i i fa kt ó w. E u r o p e j s k i Tr y b u n a ł P r aw
C z ł ow i e k a w St r a s b u r g u m ó w i , i ż
o p i n i a n i e m o ż e p o d l e ga ć we r y f i kowa n i u , g d y ż j e s t wł a ś n i e o p i n i ą ,
a w i ę c n i e p o d l e ga t e s t ow i p r awd z i wo ś c i . W z w i ą z k u z t y m o p i n i e
wyrażać można, natomiast co do
25
wywiad
t w i e r d z e ń o fa k t a c h t r z e b a s i ę p o ws t r z y my wa ć , g d y ż t w i e r d z e n i a t e
m o gą być p o m aw i aj ą c e i m o gą c z ł o w i e kow i w y r z ą d z i ć k r z y w d ę i p o z b aw i ć g o w i a r yg o d n o ś c i w d a ny m
ś r o d ow i s k u . To p r owa d z i , m o i m
zdaniem, do takiej dziwnej sytua c j i , w k t ó r e j m o ż n a p ow i e d z i e ć ,
ż e m a my ko g o ś z a d u r n i a , b o t a k
u wa ż a my, a l e s t w i e r d z e n i e , ż e k t o ś
j e s t d u r n i e m m o ż e być j u ż p o t r a k t o wa n e j a ko fa k t . W t e j s y t u a c j i j e d n o s t w i e r d z e n i e n i e był o by k wa l i f i kowa n e j a ko c z y n z a b r o n i o ny, b o
był o by o p i n i ą , a d r u g i e j u ż t a k , b o
m o ż n a by j e u z n a ć z a t w i e r d z e n i e
o fa k t a c h . To j e s t t a k a g i m n a s t yk a s ł ow n a . S k u t e c z n o ś ć p r z e k a z u
z a l e ż y o d p o m aw i aj ą c e g o , o d j e g o
w i a r yg o d n o ś c i – c z y m u w i e r z y my
c z y n i e – a n i e o d fo r my, w j a k i e j
t o r o b i , c z y w fo r m i e o p i n i i , c z y w
fo r m i e t w i e r d z e n i a o fa k t a c h .
KO : Po l s k a z aj m u j e 3 2 . m i e j s c e w
r a n k i n g u k r aj ó w p r z e s t r z e g aj ą c yc h wo l n o ś c i s ł owa p r owa d z o ny m
p r z e z o r g a n i z a c j ę „ Re p o r t e r z y
bez granic”.1 Czy można uznać
t e n w y n i k z a s a t ys f a k c j o n u j ą c y ?
P K : Z a l e ż y o d t e g o , d o ko g o r ó wn a my. D wa l a t a t e m u byl i ś my d u ż o
dalej, na pięćdziesiątym którymś
miejscu, ale, mam nadzieję, chciel i byś my być d u ż o w y ż e j . M i l e j ż y j e
się w państwie, w któr ym można
w y p ow i a d a ć s wo j e myś l i , b e z g r o ź by, ż e k t o ś n a s z a r a z b ę d z i e ś c i ga ł
karnie.
KO : C z y i s t n i e j e t a k i s a m z a k r e s
k r y t y k i wo b e c o s ó b p ow s z e c h n i e
z n a nyc h , d z i a ł aj ą c yc h p u b l i c z n i e
j a k wo b e c p r z e c i ę t n e g o Kowa l skiego, czy może granica ta jest
p ły n n a ?
P K : N i ewą t p l i w i e m o ż n a w i ę c e j
m ó w i ć o o s o b a c h b ę d ą c yc h p o s t a c i a m i p u b l i c z ny m i . P r o b l e m e m j e s t
py t a n i e , k i m j e s t p o s t a ć p u b l i c z n a .
Na s z u s t awo d awc a p o n owe l i z a c j i
ko d e k s u k a r n e g o p o s ł u g u j e s i ę s fo rm u ł owa n i e m „ o s o b a p e ł n i ą c a f u n kcję publiczną”. Ale to dalece nie
o d p ow i a d a t e m u , c o wg St r a s b u r ga
u z n aj e my z a o s o b ę b ę d ą c ą o s o b ą
publiczną, bo ta ostatnia nie musi
pełnić funkcji publicznej.
KO : N p . D o d a .
P K : Ta k , D o d a . C z yl i ws z e l k i e g o
r o d z aj u a r t yś c i , k t ó r z y n i e m u s z ą
p e ł n i ć f u n k c j i p u b l i c z nyc h w r o z u m i e n i u ko d e k s u k a r n e g o . P r o b l e m
p o l e ga n a t y m , ż e s ko r o k t o ś n i e
pełni funkcji publicznej, to skąd
wiadomo, że jest osobą publiczn ą . N i e c h p o s ł u ż y n a m z a p r z y-
26
k ł a d „Ta n i e c z g w i a z d a m i ” . J e ż e l i
gwiazdą tego programu jest osoba,
o k t ó r e j n i g d y w ż yc i u n i e s łys z a ł e m , t o p o j aw i a s i ę py t a n i e , c z y
ona jest osobą publiczną, czy nie.
Wys t ę p u j e w „Ta ń c u z g w i a z d a m i ”
jest zatem gwiazdą. Nie można łat wo s t w i e r d z i ć , c z y k t o ś j e s t o s o b ą
p u b l i c z n ą , c z y n i e . Na t o m i a s t j e ś l i
k t o ś p e ł n i f u n k c j ę p u b l i c z n ą n awe t
n a p o z i o m i e n i e o g ó l n o k r aj ow y m ,
n p . w o b r ę b i e p ow i a t u , c z y r e g i o n u ,
to jasne, że jest osobą publiczną.
St r a s b u r g p o z wa l a o o s o b a c h p u b l i c z nyc h m ó w i ć w i ę c e j .
KO : G ł o ś ny m e c h e m w m e d i a c h
o d b ij a s i ę o s t a t n i o k a m p a n i a p r z e c i w ko p r z e s t ę p s t w u z n i e s ł aw i e n i a
z a r t y k u ł u 2 1 2 p t . „Wy k r e ś l 2 1 2
kk”, której organizatorem jest
m . i n . H e l s i ń s k a F u n d a c j a P r aw
C z ł ow i e k a . C z y a r t . 2 1 2 k k n a l e ż y
u c hyl i ć ?
P K : Tr z e b a z a c z ą ć o d t e g o , ż e i s t nieje w tym przypadku problem
d w ó c h wa r t o ś c i : d o b r e g o i m i e n i a ,
n a k t ó r e c z ł ow i e k c z ę s t o c a ł e ż yc i e c i ę ż ko p r a c u j e i p r awa d o i n fo r m a c j i . M o ż e s i ę z d a r z yć t a k , ż e
ktoś plotką zniszczy innej osobie to
p i e r ws z e d o b r o . M o ż n a m ó w i ć w t e dy o ludzkiej krzywdzie. Z drugiej
s t r o ny ż y j e my w d e m o k r a c j i , k t ó r a
ż y w i s i ę i n fo r m a c j a m i , n a p o d s t a w i e k t ó r yc h l u d z i e w y r a b i aj ą s o b i e
p o g l ą d y, ż e by p o t e m m ó c s e n s own i e g ł o s owa ć . J e ż e l i k t o ś n i e m a
i n fo r m a c j i o o s o b a c h , k t ó r e m o ż e
wybrać, to będzie wybierał w ciemno. Jeżeli ktoś kandyduje na jakieś
s t a n ow i s ko , t o m u s i s i ę g o d z i ć n a
fa k t , ż e b ę d z i e p r z e d m i o t e m z a i n t e r e s owa n i a . G d y d o c h o d z i d o s p o r u
m i ę d z y t y m i wa r t o ś c i a m i , t o k t ó r a ś
musi ustąpić. Helsińska Fundacja
P r aw C z ł ow i e k a d l a t e g o p o s t u l u j e z n i e s i e n i e p r z e p i s u a r t . 2 1 2 ko deksu kar nego, że dobra osobiste
m o gą , i s ą , c h r o n i o n e n a p o d s t aw i e
ko d e k s u c y w i l n e g o . Ta k a o c h r o n a
w y d aj e s i ę w ys t a r c z aj ą c a . N i e m a
z a t e m p o t r z e by m i e s z a ć d o t e g o
p r awa k a r n e g o .
KO : I s t n i e j ą p r z e c i w n i c y u c hyl e nia art. 212 kk - prof. Marian Fil a r w y p ow i a d a ł s i ę o d n o ś n i e z n i e s ł aw i e n i a : „ C z e ś ć i g o d n o ś ć t o n i e
j e s t b ł a h o s t k a . N i e w ys t a r c z a o
k i m ś t yl ko c o ś p ow i e d z i e ć . Tr z e b a
p ow i e d z i e ć k ł a m l i w i e i z e z ły m z a m i a r e m . Ta k t o p ow i n n o f u n k c j o n owa ć , c h o ć w i e m , ż e f u n k c j o n u j e r ó ż n i e . ” Tw i e r d z i ł r ó w n i e ż , ż e
„ jednak gdzieś w tle ta kara musi
i s t n i e ć . P r z e c i e ż t u t aj c h o d z i o
d z i e n n i k a r z y. W s z ys c y p a m i ę t a my
n a m i o t y t e l ew i z y j n e p o d S e j m e m .
To w yg l ą d a s p e k t a k u l a r n i e , a l e
n i e m o ż e my z a b a r d z o i m u l e g a ć .
J e ż e l i k t o ś c h c e m i e ć c z wa r t ą w ł a d z ę , t o m u s i m i e ć t a k ż e c z wa r t ą
o d p ow i e d z i a l n o ś ć ” . 2 J a k o d n i ó s ł by s i ę Pa n D o k t o r d o t yc h s ł ó w ?
P K : P r o fe s o r a F i l a r a n a d z w yc z aj
c e n i ę i t e ż u wa ż a m , ż e c z e ś ć i d o b r e
i m i ę t o wa r t o ś c i b a r d z o wa ż n e . Tyl ko ż e , j a k j u ż ws p o m n i a ł e m , m a my
t ę ko n k u r e n c j ę wa r t o ś c i . P r z e p i s d o t yc z y ws z ys t k i c h , n i e t yl ko
d z i e n n i k a r z y. N i e w yo b r a ż a m s o b i e
i n i e c h c i a ł by m , a byś my t wo r z yl i
d wa o d r ę b n e p r z e p i s y: j e d e n d l a l u d z i „ z w y k łyc h ” , a i n ny d l a d z i e n n i k a r z y. Z wł a s z c z a , ż e S ą d Naj w y ż szy orzekł, że dziennikarzem może
być k a ż d y, k t o z a ł o ż y b l o ga . M ó w i ą c k r ó t ko t r u d n o b ę d z i e o d r ó ż n i ć
dziennikarza od niedziennikarza.
Po n a d t o d z i e n n i k a r z e n i e s ą ś w i ę t y m i k r owa m i i n i e p ow i n n i p o n o s i ć
łagodniejszej
o d p ow i e d z i a l n o ś c i
n i ż i n n e o s o by. Na t o m i a s t m o ż n a
d o c h o d z i ć s wo i c h d ó b r n a d r o d z e
cywilnej i zgodnie z zasadą subs y d i a r n o ś c i p r awa k a r n e g o , s ko r o
m o ż n a z a ł a t w i ć s p r awę i n a c z e j , t o
n i e m i e s z aj my d o t e g o p r awa k a rn e g o . Po n a d t o p r z e p i s t e n j e s t d o ś ć
c z ę s t o n a d u ż y wa ny. C z ę s t o k r y t y k a
j e s t t ę p i o n a p r z e z u ż yc i e a r t . 2 1 2 i
p ows t aj e e fe k t m r o ż ą c y: „ l e p i e j n i c
n i e m ó w i ć , b o n a s j e s z c z e o s k a rż ą ” . P r z y p a d k i t a k i e g o s t o s owa n i a
a r t . 2 1 2 k k m o ż n a m n o ż yć . N p . ż e
r o d z i c e z g ł o s i l i , ż e i c h d z i e cko w
s z ko l e j e s t ź l e t r a k t owa n e p r z e z n a u c z yc i e l i . Na u c z yc i e l e o s k a r ż yl i i c h
o z n i e s ł aw i e n i e . Na c a ł e s z c z ę ś c i e
r o d z i c e w yg r a l i . Z n i e s ł aw i e n i e j e s t
ś c i ga n e z o s k a r ż e n i e p r y wa t n e g o ,
c z yl i n i e m a we r y f i k a c j i p r o k u r a torskiej. Każdy samodzielnie może
z ł o ż yć p r y wa t ny a k t o s k a r ż e n i a , a
s ą d n i e m o ż e p ow i e d z i e ć „ N i e b ę d ę
tego sądził”. W związku z czym dochodzi do absurdów – klient HFPCz
u wa ż a ł , ż e u r z ę d n i k s k a r b ow y ź l e
g o o b s ł u ż ył . Na p i s a ł o n s k a r gę d o
z w i e r z c h n i k a t e g o u r z ę d n i k a . Te n że zwierzchnik – słusznie – pokazał
s k a r gę s wo j e m u p o d wł a d n e m u , ż e by
się do niej odniósł, a on oprócz
t e g o , ż e s i ę o d n i ó s ł , o s k a r ż ył k l i e n t a o z n i e s ł aw i e n i e .
KO : Fa k t yc z n i e , t o j e s t n i e z g o d n e z o r z e c z n i c t we m S ą d u N aj w y ż s z e g o z o k r e s u m i ę d z y wo j e n n e g o 3 ,
z g o d n i e z k t ó r y m p ew n e w y p o w i e d z i , k t ó r e s t a n ow i ą r e a l i z a c j ę
u p r aw n i e ń n i e m o g ą być p r z e d m i o t e m z n i e s ł aw i e n i a , p o n i ewa ż
s ą d z i a ł a n i a m i p r aw ny m i . I n t e rp r e t a c j a t a wg d o k t r y ny i j u d y k a t u r y j e s t wc i ą ż a k t u a l n a . 4
P K : A l e n i e s t e t y wc i ą ż s p o r o t a k i c h p r z y p a d k ó w j a k p ow y ż s z y s i ę
wywiad
z d a r z a . K i l k a l a t t e m u g ł o ś n a był a
s p r awa , w k t ó r e j p o s e ł , p o t e m m i n i s t e r, był ł a s k aw ś c i ga ć z o s k a r ż e n i a p r y wa t n e g o p ew n ą p a n i ą , k t ó r a ,
j a k o n u wa ż a ł , g o z n i e s ł aw i a ł a . O n a
był a o s o b ą n i e z a m o ż n ą , w i ę c w ys t ę p owa ł a b e z a d wo k a t a , n a t o m i a s t
w imieniu tego posła, a później
m i n i s t r a w ys t ą p i ł r ó w n i e ż p r o k u r a t o r, g d y ż u z n a ł , ż e w y m a ga t e g o
i n t e r e s s p o ł e c z ny. I o t o w s p r awę ,
k t ó r a w y d awa ł a s i ę s p r awą p r y wa t n ą d wo j ga o s ó b , ws t ę p u j e Pa ń s t wo i
u r e a l n i a z a g r o ż e n i e s k a z a n i a o s o by,
k t ó r a b r o n i s wo i c h
i n t e r e s ó w.
KO : Te n m i n i s t e r
zresztą
sam
był
prokuratorem.
P K : Ta k , t a k . Z t e j
t r z e c i e j s t r o ny p a ń s t wo , j a k w i d a ć n a
p ow y ż s z y m
p r z ykładzie,
z aws z e
może
znaleźć pow ó d d o ws t ą p i e n i a
do procesu karnego
po stronie potenc j a l n i e z n i e s ł aw i o nego. Istnieje taka
o b awa , ż e p a ń s t wo
b ę d z i e ws t ę p owa ć ,
ż e by b r o n i ć s wo i c h
f u n k c j o n a r i u s z y,
więc jednak narzuca
s i ę py t a n i e , c z y n i e
l e p i e j p o z o s t aw i ć w
wypadku
zniesław i e n i a t yl ko d r o gę
cywilną.
P K : Ta k . P y t a n i e t yl ko c z y, ws z ys t ko
c o n i e n a r u s z a Ko n s t y t u c j i i u m ó w
m i ę d z y n a r o d ow yc h , j e s t s ł u s z n e i
dobre.
KO : W z w i ą z k u z p ow y ż s z y m , c z y
p r z e p i s o z n i ewa ż e n i u P r e z y d e n t a
R P n i e j e s t z by t d a l e ko i d ą c ą i n ge r e n c j ą w wo l n o ś ć s ł owa ?
P K : Tr u d n o p ow i e d z i e ć . Z j e d n e j
s t r o ny c h c e my o p i s y wa ć r z e c z y w i s t o ś ć i n a d awa ć t e j r z e c z y w i s t o ś c i
o d p ow i e d n i e s fo r m u ł owa n i a , k t ó r e
t y k i , t o n i e m ó w i my o p r e z y d e n c i e ,
t yl ko m ó w i my o ko n k r e t n e j o s o b i e .
J e s t t o fo r m a w y p ow i e d z e n i a s i ę o
ko n k r e t ny m c z ł ow i e k u . Te n w y j ą t e k
z e s z c z e g ó l ny m t r a k t owa n i e m p r e z y d e n t a m a t e ż m i e j s c e n a i n nyc h
płaszczyznach – prezydent odpow i a d a k a r n i e t yl ko p r z e d Tr y b u n a ł e m St a n u , a n i e p r z e d s ą d a m i p o ws z e c h ny m i .
KO : C o r a z c z ę ś c i e j p o r u s z a s i ę t e m a t wo l n o ś c i s ł owa w I n t e r n e c i e ,
gdzie wiele osób czuje się anonim ow yc h i b e z k a r nyc h . J a k i e
s ą w p r a k t yc e
m o ż l i wo ś c i p o ciągnięcia
takich osób do odp ow i e d z i a l n o ś c i
karnej?
P K : N i e ws z ys t ko , c o z o s t a ł o p o wiedziane, musi
nas obrażać. Ja
by m r a c z e j d o radzał ludziom,
ż e by m i e l i g r u b szą skórę, niż
ż e by
t o c z yl i
spor y w sądach.
Sam wpis anonim ow y, w m o j e j
ocenie, osłabia
s wo j ą
wa r t o ś ć ,
bo jeżeli ktoś nie
chce się podpisać
s wo i m i m i e n i e m
i
nazwiskiem,
t o p o j aw i a s i ę
py t a n i e , c z y
KO : J a k a j e s t wo b e c
m u s i my
się
dr Piotr Kładoczny – Kierownik Studiów Prawniczych
tego różnica między
t
a
k
b
a
r
d
zo
WPiA UW, docent w Instytucie Prawa Karnego, praco
wnik
z n i e s ł aw i e n i e m
a
l i c z yć z t y m ,
Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
z n i ewa ż e n i e m ?
co on mówi.
Zwłaszcza,
P K : Z n i ewa ż e n i e j e s t
ż e c z ę s t o ko w p ew ny m s e n s i e c i ę ż s z y m p r z y p a d mentarze tak i e m . Fa k t , ż e k t o ś n i e o d p ow i a d a z a
m o gą być d l a p r e z y d e n t a k r y t yc z n e .
k i e s ą w t a k i m s a my m s t o p n i u o b z n i e s ł aw i e n i e , n i e o z n a c z a , ż e n i e
Z d r u g i e j s t r o ny p r e z y d e n t t o e m a r a ź l i we , c o i d i o t yc z n e . Na t o m i a s t
b ę d z i e o d p ow i a d a ł z a z n i ewa ż e n i e
n a c j a p a ń s t wa p o l s k i e g o , p i e r ws z y
należy zachęcać do zgłaszania taz e w z g l ę d u n a fo r m ę p o d n i e s i o n e g o
o by wa t e l , r e p r e z e n t a n t p a ń s t wa .
k i c h w p i s ó w a d m i n i s t r a t o r ow i t a z a r z u t u . J e s t t o p r z e s t ę p s t wo m n i e j
C z yl i w j a k i m ś s e n s i e s y m b o l i z u kiego portalu lub miejsca, w którym
p r z e c i w ko d o b r e j s ł aw i e d a n e g o
j e p a ń s t wo , z wł a s z c z a w ko n t a ks i ę w p i s z n aj d u j e , ż e by z g o d n i e z
o by wa t e l a , a l e b a r d z i e j p r z e c i w ko
t a c h m i ę d z y n a r o d ow yc h . Ta k w i ę c
regulaminem tego por talu został on
jego samopoczuciu, temu co on sam
prezydent jest to osoba, w której
z d j ę t y, j a ko w p i s o b r a ź l i w y. M yś l ę ,
o s o b i e s ą d z i . J e ż e l i p ow i e m , ż e
u o s a b i a s i ę m aj e s t a t R z e c z y p o s p o ż e t o j e s t l e p s z a m e t o d a n i ż wc h o d a ny u r z ę d n i k t o p a c a n c z y k r e t y n ,
litej. Ze względu na to można pod z e n i e n a d r o gę s ą d ową .
t o b ę d z i e my m ó w i ć o z n i ewa d z e , b o
w i e d z i e ć , ż e p ow i n n a m u p r z ys ł u s ą t o s fo r m u ł owa n i a p ows z e c h n i e
g i wa ć s z c z e g ó l n a o c h r o n a , w i ę k s z a
1.
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly
u z n a n e z a o b r a ź l i we .
n i ż i n ny m o by wa t e l o m , g d y ż j e s t
/544841,ruszyla_kampania_wykresl_212_
t o z a r a z e m o c h r o n a p a ń s t wa . J e ż e l i
kk_przeciwko_wiezieniu_za_slowa.html
KO : C z y p o d z i e l a Pa n z d a n i e T K ,
k t o ś o b r a ż a ko n k r e t n e g o o by wa t e l a ,
2.
http://www.rp.pl/artykul/661428.html?prini ż p r z e p i s y o z n i ewa ż e n i u p r e k t ó r y w d a ny m m o m e n c i e z aj m u j e
t=tak&p=0
zydenta i grożącym zań pozbas t a n ow i s ko p r e z y d e n t a , t o t e ż j e s t
3.
ZO IK 1934, poz. 185.
w i e n i e m wo l n o ś c i n i e n a r u s z aj ą
to inna sytuacja i nie jest to obra4.
L. Gardocki, „Prawo karne”, Warszawa
ko n s t y t u c j i a n i u m ó w m i ę d z y n a ż a n i e p r e z y d e n t a . J e ż e l i p ow i e my,
2010, s. 279.
r o d ow yc h ?
ż e o n w m ł o d o ś c i n i e p r z e s t r z e ga ł
p r awa l u b , ż e m i a ł d w ó j ę z m a t e m a -
27
wywiad
W razie wątpliwości – na rzecz obywatela
z prof. dr hab. Adamem Zielińskim
o pełnieniu funkcji i rozwoju instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich, jego realnych możliwościach działania oraz
doświadczeniach w pracy w sądownictwie administracyjnym
rozmawia Rafał Baranowski
Rafał Baranowski: Pełnił Pan Profesor
funkcję RPO w latach 1996-2000. Jak
wspomina Pan tamten okres?
Prof. dr hab. Adam Zieliński: Przede wszystkim jako okres niezmiernie pracowity. To
był czas, w którym stopniowo rozwiązywane były problemy związane z postrzeganiem
praw obywatelskich i politycznych. Wyraźniej zaś zarysował się problem praw społecznych, gospodarczych i kulturalnych, a więc
to wszystko, co w znacznej mierze wiąże się
z sytuacją ekonomiczną państwa. Tu stwierdzaliśmy ogromną ilość nieprawidłowości,
także niesprawiedliwości. Pokazywało się
także to, iż poważne zagrożenie dla jednostki
może pochodzić nie tylko ze strony administracji publicznej, ale także wielkich organizacji gospodarczych, które choć w gruncie
rzeczy działają w sferze prywatnoprawnej,
to jednak wykonują różne funkcje użyteczności publicznej, które nie są bez znaczenia
dla statusu jednostki. Ale mieliśmy też wiele
innych problemów. Natomiast jeżeli mowa o
pewnych generalnych problemach, to trzeba
sobie zdawać sprawę z tego, iż był to okres
„wchodzenia w Europę” - zarówno w ramach
Rady Europy, jak i UE. Był to też czas, w którym przygotowywano nową konstytucję, pojawiał się więc problem dostosowania ustaw
do wymagań konstytucyjnych.
RB: Czy RPO działa także w stosunkach
horyzontalnych, tj. między podmiotami
prywatnymi?
AZ: Nie ulega wątpliwości, że skoro RPO
zajmuje się relacją między organem władzy
publicznej a jednostką, to może także kontrolować sposób regulowania przez władze publiczne stosunków prywatnoprawnych. RPO
bada więc, czy tworzone są właściwe ramy
dla prawidłowego kształtu stosunków między
podmiotami równorzędnymi z punktu widzenia prawa. Poza tym, dziś coraz częściej
mówi się o tym, że prawa człowieka mają
również skutek horyzontalny. Rozległym obszarem zainteresowań RPO są np. stosunki
pracy – oparte na prawnej równości stron.
Rzecznik bada, czy prawa pracownicze nie są
łamane, tutaj elementy publiczne występują
bardzo mocno, w szczególności jeśli chodzi
o warunki i bezpieczeństwo pracy. W działalności Rzecznika zarysowują się problemy
związane z funkcjonowaniem rodziny, a jest
to prawo prywatne, Rzecznik musi się i tym
obszarem interesować. Ważną funkcję w zakresie ochrony dzieci pełni Rzecznik Praw
Dziecka, co nie wyłącza jednak potrzeby
działań również RPO w tej sferze.
28
RB: Obywatele bardzo często przekonani
są o omnipotencji ombudsmana i traktują
go jako jeszcze jedną instancję lub „dobrego szeryfa”. Czy RPO, będąc pozbawiony
kompetencji o charakterze władczym, jest
tylko formalnym gwarantem realizacji
praw obywatelskich, czy ma realny wpływ
na sytuację prawną obywateli?
AZ: Myślę, że ma. Zacząłbym jednak od
tego, że nie dziwię się, że ludzie szukają
pomocy u ombudsmana dlatego, iż może
się okazać, że na drodze zwykłych procedur
prawnych nie są w stanie uzyskać satysfakcjonującego rezultatu. Rzecznik nie ma oczywiście takich uprawnień, które by pozwalały
żądać od sądu działań pozaprawnych tj. aby
odłożył na bok zasady prawne i zastanawiał
się, co jest sprawiedliwe, a co nie. Natomiast
RPO może zwracać uwagę na kierunek interpretacji prawa. Oczekiwanie obywatela, że
RPO może inaczej spojrzeć na sprawę jest
konsekwencją tego, że jest on organem, który
w założeniu ma udzielać pomocy. Natomiast
to, jaka jest siła Rzecznika, zależy od bardzo
wielu czynników. Po pierwsze, od charakteru
Rzecznika i jego kompetencji. Po drugie, od
tego, czy klimat polityczny w kraju sprzyja
ochronie praw człowieka. Zależy też od tego,
na ile RPO jest wspierany przez media, organizacje pozarządowe czy opinię społeczną krajową lub międzynarodową. Wówczas
może mieć siłę, by zmusić organy władzy do
innego spojrzenia na niektóre sprawy, a spojrzenie owo może wymagać zmiany prawa lub
jedynie innej jego interpretacji. Bardzo istotny jest proobywatelski punkt widzenia – jako
przeciwstawienie dla nadużywania tendencji
do nadawania prymatu interesowi społecznemu, np. ochrony za wszelką cenę budżetu
państwa, co ujmuje się czasami jako podejście „in dubio pro fisco” – w razie wątpliwości na rzecz Skarbu Państwa.
RB: Które spośród dostępnych RPO środków działania uważa Pan prof. za najskuteczniejsze?
AZ: Dla poczucia bezpieczeństwa konkretnego obywatela najistotniejsze są środki
ochrony indywidualnej, tzn. występowanie
o ochronę jego praw w jednostkowych sprawach, które go dotyczą. Natomiast z punktu
widzenia funkcjonowania państwa znacznie
ważniejsze są środki o charakterze generalnym, jak wnioskowanie o zmianę prawa lub
o zmianę praktyki, co przybiera formę m.in.
wystąpień do poszczególnych ministrów. Jest
zresztą wiele przypadków, gdy Rzecznik nie
może zarzucić organom złamania prawa, ale
zwraca uwagę na jego zastosowanie w sposób nie do przyjęcia z punktu widzenia zasad
sprawiedliwości.
RB: Prokurator obecnie dysponuje szeregiem uprawnień, które przyznają mu
przepisy, a które wykraczają poza funkcję
ścigania przestępstw. Czy nie lepiej byłoby scedować te uprawnienia np. na RPO
w celu zwiększenia przejrzystości systemu
prawnego?
AZ: Jest rzeczywiście pewien zakres wspólnego obszaru działania, ale pamiętajmy o
tym, że nie tak dawno panował u nas carski
model prokuratury z czasów Piotra I. Prokurator wówczas, jako instytucja omnipotentna
był organem, który ściga naruszenia prawa,
który broni obywatela i który w wielu przypadkach rozstrzyga sprawę. To są zaś funkcje różne. Wprowadzając urząd Rzecznika,
doprowadziliśmy do tego, że ograniczono
kompetencje prokuratora. Czy należy ograniczyć je jeszcze bardziej? To jest dyskusyjne, ponieważ prokurator, który bada sprawę
karną, może przy okazji dostrzec, że zachodzi potrzeba zmiany prawa lub konieczność
ochrony obywatela. W praktyce podział kompetencji jest widoczny. RPO koncentruje się
na ochronie interesu obywatela, zaś prokurator – interesu państwa. Zdarza się jednak, że
obszary te mogą się zazębiać.
RB: Wróćmy do środków działania przysługujących RPO. Czy nie uważa Pan Profesor, iż ustanowiony w polskim prawie
miesięczny termin wnoszenia przez RPO
skargi kasacyjnej do NSA jest zbyt krótki, co ogranicza sens i zakres zastosowania
tego środka?
AZ: Problem jest dość złożony, dlatego, że
mamy tu do czynienia z dwoma wartościami.
Jedną z nich jest dążenie do tego, by orzeczenie sądowe było jak najwłaściwsze, a więc
odpowiadało prawu i stanowi faktycznemu,
czemu pomaga wielokrotna kontrola orzeczenia. Z drugiej strony, ważne jest bezpieczeństwo prawne. Orzeczenia sądowe tworzą stan,
do którego obywatel powinien mieć zaufanie.
Ustalenie właściwego terminu wzruszania
wyroków sądowych jest bardzo trudne, gdyż
zbyt długi okres może grozić stabilności wyroku. Jest jeden obszar, w którym to, że nie
powinno być granic czasowych, jest bezdyskusyjny: to wyroki skazujące w sprawach
karnych. Tu zawsze powinna istnieć możliwość naprawienia błędu. Natomiast w pozostałych sferach konieczne są ograniczenia.
Warto przy tym podkreślić, że RPO powinien
wywiad
iale Prawa i
nauk prawnych w Instytucie Prawa Cywilnego na Wydz
Prof. dr hab. Adam Zieliński - profesor zwyczajny
Nauk. Od
emii
odniczący Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akad
Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Wiceprzew
1996latach
W
go. W latach 1989-1991 poseł na Sejm X kadencji.
1982 do 1992 Prezes Naczelnego Sądu Administracyjne
1997
1996latach
1988 członek Komitetu Praw Człowieka ONZ, a w
2000 Rzecznik Praw Obywatelskich. W latach 1985kim
ndors
Koma
z ramienia Rady Europy. Odznaczony m.in. Krzyżem
członek Izby Praw Człowieka w Bośni i Hercegowinie
z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
przede wszystkim zachęcać obywateli do podejmowania działań we własnych
sprawach. Społeczeństwo demokratyczne jak
powietrza potrzebuje aktywności obywateli,
gdyż system prawny będzie działał prawidłowo tylko wtedy, jeśli będą oni sami dopominali się ochrony własnych praw. Jest to kolejny obszar działalności Rzecznika: edukacja
prawna i zachęcanie obywateli do korzystania
ze środków, które im przysługują. Bo przecież łatwiej obywatelowi wnieść środek odwoławczy, gdyż to on dysponuje dokumentami, innymi dowodami oraz wiedzą o sprawie.
Gdy sygnał dociera do RPO wszystko trzeba
zaczynać od początku, najczęściej od zażądania akt z sądu i zapoznania się z nimi. A na to
wszystko trzeba czasu.
RB: Co zmieniło się w instytucji RPO po
wstąpieniu Polski do UE? Jaka jest relacja
RPO do Europejskiego RPO?
AZ: Europejski ombudsman został pomyślany jako organ, który zajmuje się prawidłowością funkcjonowania organów UE, nie
jest zaś jakimś nadzorcą nad ombudsmanami
krajowymi. Natomiast ciałem, które odgrywa większą rolę w zakresie ujednolicania
działalności ombudsmanów krajowych jest
ombudsman Rady Europy, czyli Komisarz
Praw Człowieka Rady Europy. Jego rola
głównie sprowadza się do koordynowania
działalności tych rzeczników działających w
poszczególnych państwach, umożliwiania im
okresowej wymiany doświadczeń oraz dzie-
lenia się dorobkiem i spostrzeżeniami.
RB: Co sądzi Pan Profesor o postulowanej
od dawna dekryminalizacji zniesławienia i
wprowadzenia w tym zakresie wyłącznie
odpowiedzialności cywilnej?
AZ: Byłoby to bardzo pożyteczne. Wydaje
mi się zresztą, że zmieniamy w tej materii
punkt widzenia. Okres PRL to czas, gdy nie
doceniało się roli sankcji prywatnoprawnej,
m.in. z tego względu, że społeczeństwo było
uboższe, a trudno operować sankcją majątkową, jeżeli trudno ją wyegzekwować. W związku z tym wytworzył się usus, że idziemy do
prokuratora, gdy ktoś naruszył nasze dobra
osobiste. To zostało jeszcze np. niektórym
politykom, a jest niepotrzebnym zawracaniem głowy organom prokuratury – na całym
świecie podstawową formą ochrony dóbr osobistych jest forma procesu cywilnego. Trzeba
powiedzieć, że nasze sądy orzekają obecnie
coraz wyższe sankcje majątkowe, co wzmaga także skuteczność ochrony. Dodajmy, że
w Ameryce sankcje w postaci odszkodowań
i zadośćuczynień potrafią sięgać milionów
dolarów, potrafią też doprowadzać do tego,
że redakcja, która publikuje nieprawdziwe
wiadomości, musi zbankrutować.
RB: Przez 10 lat – od 1982 do 1992 r. pełnił pan Prof. funkcje prezesa NSA. Jak
wspomina Pan okres pracy w sądownictwie administracyjnej?
AZ: Kto wie, czy nie był to najciekawszy
okres w historii tego sądu - dlatego, że najciekawsze są zawsze początki. To było formułowanie pierwszych poglądów, pierwszych
myśli na temat funkcjonowania administracji
w demokratycznym państwie prawnym. Po
pewnym czasie bowiem, gdy zasady, wedle
których powinny działać organy władzy publicznej zostają ustalone, pojawia się pewna
sztampa, analogiczne stosowanie wzorców
w podobnych sprawach. W tym czasie zaś
wszystko było nowe. Dodajmy, że NSA w czasie mojej kadencji działał zarówno za czasów
PRL, jak i w okresie po przełomie roku 1989.
Działalność w czasie PRL-u stwarzała wiele problemów. Z jednej strony, był to ustrój
o charakterze totalitarnym, z drugiej - istota
sądownictwa administracyjnego nakazywała
chronić publiczne prawa podmiotowe jednostek zgodnie z prawem. Wydaje mi się, że ten
okres przeszliśmy w miarę dobrze, spotkałem
się nawet z poglądem, iż był to wówczas najbardziej niezawisły pion sądownictwa. Było
tak może także dlatego, że NSA powstał wtedy, gdy ustrój socjalistyczny się już chwiał i
władza polityczna nie mogła działać w pełni
arbitralnie.
RB: Czy zdarzały się takie interwencje
władzy, które naruszały niezawisłość sędziowską?
AZ: Wobec mnie bezpośrednio - nie. Zawsze
tylko prosiłem sędziów, by informowali mnie,
jako Prezesa, o sprawach, którymi mogą interesować się politycy, aby wiedzieć o nich
i w razie potrzeby bronić niezależności sądu
przed ingerencją polityczną. Sygnały takie
nie docierały jednak do mnie. Gdyby były,
zrezygnowałbym z pracy. Chociaż muszę
powiedzieć, że przed 1989 ogniwa partyjne
skarżyły się nieraz, iż sądownictwo administracyjne „przeszkadza” im w realizowaniu określonych celów wyznaczonych przez
partię. Bezpośrednich nacisków jednak nie
doświadczyłem. Okres PRL zresztą czym
innym się charakteryzował – przede wszystkim ograniczeniami wynikającymi z prawa,
którego przecież nie można było całkowicie
pominąć, a także ogólnym klimatem, który
w pewnym stopniu oddziaływał na świadomość sędziów. Paradoksem jest może to, że
po 1989 roku pewien organ wyższego rzędu
„zainteresował się” sprawą prowadzoną przez
NSA, krytykując wydany w jakiejś sprawie
wyrok. Wtedy oddałem się do dyspozycji, bo
uważałem, że niezawisłość w sądownictwie
jest czymś tak ważnym i tak delikatnym, że
jakiekolwiek próby wpływania na treść orzeczeń sędziowskich przez władzę nie powinny
mieć miejsca.
RB: Jako RPO podpisał Pan porozumienie United Nations Development Programme w ramach ONZ. Jak ocenia Pan obecną rolę tego programu we współczesnym
świecie a także jego skuteczność?
AZ: Umiarkowanie, choć nie całkowicie
negatywnie. W tej chwili mamy już więcej
organizacji zajmujących się promocją idei
29
kultura
praw człowieka, w szczególności na terenach
byłych państw tzw. realnego socjalizmu. Tu
trzeba powiedzieć, że rola polskiego RPO
w tym względzie jest bardzo duża, gdyż
jest to ombudsman o najdłuższym stażu i
największym dorobku w tej części świata –
jego urząd powstał jeszcze przed obaleniem
komunizmu. Jest więc uważany za dobrego
„nauczyciela”, instruującego, jak powinna
wyglądać organizacja i działalność tego typu
instytucji w okresie transformacji ustrojowej.
Stąd RPO nieustannie uczestniczy w różnego
rodzaju spotkaniach i seminariach. W czasie
mojej kadencji bardzo to rozwinęliśmy. Polegało to m.in. na przyjmowaniu delegacji innych ombudsmanów po to, by im pokazać jak
to wygląda w praktyce. Można powiedzieć,
że spełniło to swą rolę, bowiem w wielu instytucjach, które powstały później, odnajdujemy wpływy polskiego RPO.
RB: Jak instytucja RPO zmieniła się przez
ostatnie lata? Czy dzisiejsze wyzwania stojące przed RPO są inne niż dawniej?
AZ: Ta instytucja zmieniła się w tym sensie, że dostosowała się do zmieniających
się okoliczności zewnętrznych. To, co jest
niezmiernie charakterystyczne w tej chwili,
to podwyższanie się poziomu standardów
ochrony praw człowieka. Dziś rozmawiamy
o znacznie bardziej wyrafinowanych kwestiach, niż wtedy, gdy ja byłem Rzecznikiem.
Wtedy dochodziło do naruszeń praw zupełnie podstawowych. Dziś mówimy o kształcie
ochrony praw człowieka charakterystycznym
dla wysoko rozwiniętych państw demokratycznych. To są już rozważania takie, które
podejmuje się niejako „równolegle” także w
innych krajach UE. Z czasu swojego urzędowania pamiętam sytuację, w której w obliczu
komercjalizacji stacji telewizyjnych stanąłem
przed koniecznością zapewnienia dostępu w
ramach telewizji publicznej do najważniejszych wydarzeń sportowych. Co ciekawe,
okazało się, że te problemy w tym samym
czasie zostały podjęte w Niemczech i Francji.
Rozważano je tam także w ramach konstrukcji prawa człowieka do informacji. Zwróćmy bowiem uwagę, że prawo obywatela do
oglądania widowisk sportowych w ramach
stosunkowo niezbyt wysokiego abonamentu
jest prawem ważnym dla ludzi niezamożnych,
których nie stać na telewizję komercyjną. Nie
jest to wprawdzie prawo porównywalne z takimi prawami, jak prawo do życia, do opieki społecznej czy do właściwych warunków
pracy. Ma jednak znaczenie dla statusu obywatela we współczesnym państwie. To jeden
z przykładów podnoszenia się standardów
praw człowieka na wyższy poziom.
„O północy w Paryżu”, czyli powrót do
przeszłości wg Woody’ego Allena
Magdalena Sadowska
Chyba każdy z nas ma swoje „magiczne” miejsce, w którym zatrzymał się czas. A jeśli
tak można było go cofnąć? Gdybyście mogli wybrać epokę, w której chcecie żyć, czy
zostalibyście w XXI wieku? A może - jak bohater filmu „O północy w Paryżu” - urodziliście
się w nieodpowiednim miejscu i czasie?
N
arzeczeni - Inez (Rachel McAdams)
i Gil (Owen Wilson), przylatują z
Ameryki na kilka dni do Francji aby
zwiedzić Paryż. Już na początku wyjazdu,
ku rozczarowaniu bohatera, okazuje się, że
para przyjechała do miasta nad Sekwaną
z rozbieżnymi oczekiwaniami: on, niepoprawny romantyk, marzy o nocnych spacerach w deszczu; ona pragnie dobrze się bawić i przy okazji kupić „kilka niezbędnych
drobiazgów” do ich nowego domu. Sytuacja
dodatkowo się komplikuje, kiedy parze zakochanych zaczyna towarzyszyć przyjaciel
Inez ze studiów, przemądrzały Paul (Michael Sheen).
Pewnego wieczoru zmęczony Gil postanawia odłączyć się od szukających rozrywki towarzyszy i pójść na samotny spacer po
mieście. Po wybiciu północy zatrzymuje
się przed nim auto z początków XX wieku.
Kiedy zafascynowany jego pięknem podchodzi bliżej, aby sprawdzić, czy widok nie
jest jedynie omamem spowodowanym zbyt
dużą ilością wypitego wina, jeden z pasażerów zaprasza go do środka. I tak zaczyna się
niezwykła przygoda Gila, w trakcie której
spotka takie sławy jak Salvador Dali (Adrien Brody), Gertrude Stein (Kathy Bates),
Zelda Fitzgerald (Alison Pill), F. Scott Fitzgerald (Tom Hiddleston). Czy narzeczony
Inez pozostanie z nową towarzyszką - Adrianą (Marion Cotillard) w poprzednim stuleciu, czy może powróci do rzeczywistości?
A może postanowi ponownie cofnąć się w
30
czasie do jeszcze innej epoki? Jak przeżyta
przygoda wpłynie na treść pisanej przez niego książki?
Nie dajcie
się
zwieść
mało oryginalnej fabule. Film
zawiera
wiele ciekawych
wątków
( z a r ó wno miłosnych,
jak
i
krymin a l nych)
oraz
piękn e
widok i
Paryża nocą. Na uwagę zasługuje też bardzo
melodyjna, typowo francuska muzyka, która
towarzyszy akcji filmu.
„O północy w Paryżu” nie wpisuje się w
kanon dotychczasowej twórczości Woody’ego Allena. Co prawda, film zawiera wiele
żartów, zarówno słownych, jak i sytuacyjnych, jednakże nie jest to film typu
„łatwa komedia do
uśmiania się”.
Nie jest to też
film moralizatorski, mimo
iż zawiera niewątpliwie istotną, aczkolwiek
mało oryginalną
puentę. Zawsze,
gdziekolwiek jesteśmy
wydaje
nam się, że gdybyśmy żyli w innych
czasach i w innym
miejscu byłoby nam
lepiej. Jest to produkcja warta polecenia, chociażby ze
względu na dobrą grę
aktorów. W ogólnym
podsumowaniu postawiłabym mu piątkę. No,
może z małym minusem
za „nie-allenowość”.
kultura
Szalone lata 80te,
również w rajdach.
Paweł Krzeski
L
ata osiemdziesiąte były niezwykłym
okresem - przepełnionym zabawą, szaloną muzyką, efektownymi marynarkami, niekończącą się rozrywką, biały proszkiem
etc. Jednocześnie był to przełomowy czas, tuż
przed powszechną komputeryzacją z lat 90tych. Dla Polaków była to dekada stracona gospodarczo, zakończona jednak transformacją
ustrojową. W światowej popkulturze królował
wtedy Michael Jackson. Na początku dekady
do historii przechodziła legendarna
ABBA, natomiast u schyłku dziesięciolecia zaczynała grać Nirvana.
Swoją działalność rozwijali Bill Gates i Steve Jobs. W Stanach królował
serial ,,Miami Vice” z niezapomnianą kreacją Dona Johnsona jako detektywa Sonny’ego Crocketta. U nas
zaś na ekranie rządził porucznik Sławomir Borewicz w legendarnym ,,07
zgłoś się” oraz ,,Zmiennicy”, serial
o warszawskich taksówkarzach jeżdżących Dużym Fiatem.
Również w rajdach był to czas
niezwykły, wspominany do dzisiaj z nostalgią i trwogą zarazem,
ponieważ niektóre doświadczenia
okupione zostały ceną najwyższą, a
mianowicie ludzkim życiem. Dzięki
zmianie przepisów FIA powstała tzw. rajdowa
grupa B, gdzie można było homologować najbardziej zaawansowane technicznie rajdówki.
Chociaż na dobrą sprawę lepiej pasuje do nich
określenie ,,potwory”, gdyż były to nawet 500
- konne maszyny, piekielnie szybkie, budowane tylko do startów w rajdach. Przy nich
dzisiejsze auta klasy WRC to naszpikowane
elektroniką potulne baranki dla zwykłych kierowców.
Na niezwykłość aut z tamtych lat wpłynęły
dwa czynniki. Pierwszym z nich było powstanie w latach 70 - tych Lancii Stratos napędzanej silnikiem Ferrari, która była pierwszym w
historii motoryzacji samochodem zbudowanym głównie do startów, a nie jedynie przerobioną wersją auta drogowego dla zwykłych
klientów. Od tego czasu zaczęto budować
samochody specjalnie po to, aby startował
w zawodach. Ciekawostką jest fakt, iż silnik
Ferrari trafił do tego samochodu przez przypadek. Jednocześnie Lanciami Stratos startował w Polsce Andrzej Jaroszewicz, syn byłego
premiera PRL, Piotra Jaroszewicza. Z jednej z
rozbitych Lancii Stratos wyjęto silnik i napęd,
które włożono następnie do Poloneza, tworząc
słynnego Stratopoloneza. Można go dziś obejrzeć w Muzeum Motoryzacji w Warszawie.
Drugą ważną kwestią było pojawienie się
w roku 1980 na salonie samochodowym w
Genewie Audi Quattro, które było pierwszym
samochodem osobowym z napędem 4x4. Sa-
mochód ten zrewolucjonizował świat zwykłych użytkowników, jak i rajdowe trasy. Nie
byłoby dziś Subaru Imprezy czy Mitsubishi
Lancera, gdyby nie pomysł niemieckich inżynierów i wnioski, jakie wyciągnęli z obserwacji zimowych testów, gdzie terenowe auto
z napędem 4x4 było szybsze od sportowego z
napędem na jedną oś.
Połączenie tych dwóch czynników spowo-
dowało nieznany dotąd rozwój w motoryzacji
i zmieniło oblicze współczesnych sportów
motorowych. Bardzo pobłażliwy regulamin
grupy B pozwalał na budowanie maszyn z
napędem 4x4 wyposażonych w podwójne
doładowanie, kompresor oraz turbosprężarkę,
przez co auta te dysponowały ogromną mocą.
Wtedy właśnie powstały tak legendarne konstrukcje jak Audi Quattro E2, Peugeot 205
T16 czy Lancia Delta S4. Do historii przeszli
też kierowcy tych maszyn: Walter Rohl, Stig
Blomqvist, Ari Vatanen. O fenomenie rajdowej grupy B najlepiej świadczy fakt, iż swoje
konstrukcje przedstawiły wtedy też takie firmy jak Nissan, Toyota, Mazda czy nawet Citroen, który zbudował rajdowe auto na bazie
rodzinnego modelu BX...
Chociaż szaleństwo to trwało raptem cztery lata (od 1983 do 1986 roku), najbardziej
zaskakuje fakt, iż wszystkie te nieziemsko
szybkie maszyny były jak na dzisiejsze czasy
,,surowe”. Nie miały znanych nam dziś dodatków - aktywnego zawieszenia, elektronicznych
dyferencjałów, komputerów pokładowych etc.
Była to czysta mechanika, bez udogodnień
oferowanych przez układy scalone.
Jak bardzo niezwykłe były to auta, najlepiej świadczy fakt, iż na tym samym odcinku
asfaltowym samochód B - grupowy pozostawał w tyle za ówczesnym bolidem Formuły 1
zaledwie o 3-4 sekundy! Dzisiaj jest to kilkadziesiąt sekund.
Rajdowa grupa B to także największe
sukcesy kobiet w rajdowych startach. Michele Mouton wraz z Fabrizią Pons wywalczyły
tytuł Wicemistrzów Świata w sezonie 1982.
Przegrały tylko z zespołowym kolegą z Audi,
Walterem Rohlem, uznawanym do czasów Sebastian Loeba za najlepszego kierowcę rajdowego wszechczasów. Jednocześnie Francuzka
jest jedyną kobietą, która wygrała rajd zaliczany do cyklu WRC. Zwyciężyła w dwóch
takich imprezach, chociaż niektórzy podpinają pod cykl Mistrzostw Świata również dwa
inne rajdy, w których zajęła pierwszą lokatę.
Nie byłoby to może istotne, gdyby nie fakt, iż
stała się ona inspiracją dla kolejnych pokoleń
kobiet startujących w motosporcie.
Najlepszym przykładem jest piękna
Szwedka, Ramona Karlsson, startująca wraz z Miriam Walfridsson w
pomarańczowym Mitsubishi Lancer Evo X w tegorocznym Rajdzie
Polskim, która otwarcie przyznaje,
iż wzorem dla niej jest Mouton.
Niestety B - grupowe auta, choć
bardzo szybkie, były też niezwykle trudne w prowadzeniu. Mocno
eksploatowały kierowców, którzy
przez cały czasy musieli być maksymalnie skupieni, ponieważ nawet
najmniejszy błąd mógł skończyć
się tragedią. Niestety, do tragicznych wydarzeń doszło, ale wina nie
leżała tylko i wyłącznie po stronie
zawodników. Można wręcz powiedzieć, iż to nie oni zawinili. Zabezpieczenie
tras w latach 80 - tych było praktycznie żadne.
Kibice nie tylko stali wzdłuż trasy, lecz w modzie było także stanie na trasie! Tak, aby kilka
sekund przed przejazdem auta odskoczyć w
bok. Czarę goryczy przelały dwa wydarzenia.
Pierwszym z nich była tragedia podczas Rajdu
Portugalii w 1986 roku, kiedy to jeden z zawodników wjechał w tłum kibiców, zabijając
niektórych z nich. Po tym wydarzeniu z rajdów wycofał się fabryczny zespół Audi. Zakończyła się zarówno historia legendarnego
Quattro, jak i Waltera Rohla w WRC. Drugim
tragicznym wydarzeniem był wypadek młodego, świetnego fińskiego kierowcy Henri’ego
Toivonena, startującego w fabrycznej Lancii
Delta S4 podczas Rajdu Korsyki. Kierowca
oraz pilot zginęli na miejscu, a auto spłonęło.
Po tych zdarzeniach zlikwidowano rajdową
grupę B i zaczęto startować bardziej cywilizowanymi, wolniejszymi i bezpieczniejszymi
maszynami.
Po dziś dzień auta z grupy B pozostają zakazanym owocem, który z jednej strony kusi i
przyciąga, a z drugiej strony sprawia, że samo
publiczne poruszanie tematu nie należy do
dobrego tonu. Niemniej jednak dzisiejsze rajdówki nie mają już tej magii, co B - grupowe
potwory. Jak powiedziała sama Michele Mouton o swoim Audi Quattro S1 - jego dźwięk
jest niepowtarzalny i pozostaje do końca życia
w pamięci…
31
kultura
Habemus Papam
– komedia wielkiej pomyłki
Maciej Hawryłeczko
I
nteresującym fenomenem jest zjawisko, gdy ludzie powszechnie uważani za
przedstawicieli środowisk lewicowych
angażują się w swojej twórczości w tematykę
religijną, a zwłaszcza chrześcijańską. Nanni
Moretti, poprzedzony chociażby przez P. P.
Pasoliniego, jest jego odzwierciedleniem. Do
kin właśnie wchodzi najnowszy film włoskiego reżysera – Habemus Papam.
Film dociera nad Wisłę w atmosferze
umiarkowanego skandalu. Jedną z głównych
ról gra polski aktor, Jerzy Stuhr, znakomicie
wcielający się w postać Rajskiego, rzecznika
prasowego Stolicy Apostolskiej. Kilka miesięcy temu, w wywiadzie dla Newsweeka,
Stuhr wypowiedział się na temat tego filmu.
Mówił wtedy: Włosi umieją kpić ze świętych
rzeczy i to wcale nie osłabia ich wiary. Sceny, w których rozgrywa się turniej siatkówki
kardynałów, są naprawdę śmieszne. [...] Oni
mają głębokie wyczucie komizmu, sacrum
i herezji.1 Cały wywiad jest utrzymany w
pogodnym tonie, źródła zamieszania można
upatrywać więc w celowym wyrwaniu wypo-
wiedzi aktora z kontekstu, czego konsekwencją była okładka z wielkimi literami: Nie zależy mi na opinii biskupów.
Drugą stroną kontrowersji jest tematyka
dzieła. Habemus Papam opowiada o wybranym na papieża kardynale Melville’u, który
w obliczu powagi sprawowania urzędu papieskiego traci wewnętrzny spokój i popada w
depresję. Sytuacja jest o tyle trudna, że wybór
dokonany w trakcie konklawe jest traktowany
jako uczyniony z natchnienia Ducha Świętego – świadomość działania wbrew woli Bożej jest szczególnie trudna dla papieża-elekta.
Na pomoc kardynałowi przybywa psychiatra
będący ateistą (w tej roli przezabawny Nanni
Moretti), jednakże pacjent wymyka się z Watykanu i doświadcza codzienego życia wśród
obywateli Rzymu.
Widziałem ten film na przedpremierowym pokazie w kinie Muranów; potem odbyła się interesująca dyskusja, w której strony nie mogły się zdecydować, czy Habemus
Papam jest dziełem o Kościele czy o słabości
wybitnej jednostki. Trudno powiedzieć, że to
jest film o tematyce eklezjalnej – hierarchia
została tam odwzorowana dość niewiernie,
wizerunki kardynałów są karykaturalnie
przerysowane, ale dzięki temu obraz obfituje
w niezwykle śmieszne sytuacje. Protestancka
teolog obecna na sali kinowej oceniła Habemus Papam jako obraz Kościoła przechodzącego z modelu zarządzania przez hierarchię
do znacznie większego demokratyzmu i angażowania świeckich w procesy decyzyjne.
Właściwszym tropem jest według mnie
człowiek – to film głęboko humanistyczny.
Mamy okazję, by towarzyszyć Melville’owi
w czasie jego zmagań z samym sobą. Nie
powiedziałbym, że ten proces został dobrze
odwzorowany – jest bardzo uwewnętrzniony,
ponadto zupełnie pozbawiony strony duchowej; Melville zdaje się nie uciekać do Boga,
trudno o scenę szczerej modlitwy.
Podsumowując: Habemus Papam to film
o ludzkiej słabości, o niespełnionych marzeniach i umiejętności stawania w prawdzie
przed samym sobą. Nie jest to dzieło wybitne; nie jest też antykatolickie. Z pewnością
ma znaczny potencjał. No i można się po prostu uśmiać.
http://www.newsweek.pl/wydania/1270/habemus-stuhr,73316,1,1
1
Opowieść o rodzie złodziei:
„Pióropusz” Mariana Pilota
Aleksandra Trzepałka
M
arian Pilot zapytany o swoją prozę
bez wahania sklasyfikował ją jako
sowizdrzalską, awanturniczą literaturę chłopską. Nurt czerpiący z powojennego
folkloru polskiej wsi ostatnio stał się popularny dzięki Nike dla Wiesława Myśliwskiego,
czołowego przedstawiciela gatunku.
Narratorem powieści „Pióropusz” jest
chłopiec mieszkający w małej wiosce, lecz
wielkim garncu kulturowym. Mieści Polaków, Niemców i Kresowiaków - ludzi anachronicznej mentalności w powojennej, komunistycznej rzeczywistości.
Głównym tematem opowieści jest ojciec:
nieobecny, więziony, symbol oporu przed totalitaryzmem, człowiek ostentacyjnie niepiśmienny i zupełnie nieudolny w złodziejskim
fachu. Pierwsze, co zrobi po wyjściu z komunistycznego więzienia, to podaruje synowi
skradzione pióro. Tym młodzieniec zostanie
zobowiązany do pisania „prawdy” na usługach służby bezpieczeństwa.
Pilot ukazuje proces, w którym człowiek
z nizin - wyrzutek nawet w gronie społeczności lokalnej, staje się niewolnikiem systemu. Swoje marzenia o zmianie otaczającego
32
go świata we wzorcowy kołchoz
główny bohater dzieli z przyjacielem, którego traci w tragicznych okolicznościach. Chłopcy,
karmiąc się propagandowymi historyjkami, wierzą, że tylko wyśniona wspólnota złodziei (żeby
nie było zbyt wzniośle) zapewni
sprawiedliwą równość.
Autor z niezwykłym talentem kreuje świat brutalny, wulgarny, pełen przemocy, głupoty,
nienawiści i niespełnionej namiętności. Jednocześnie jest
to obraz żywy, humorystyczny
i groteskowy. Pilot opowiada o
tragicznych wydarzeniach lekko i porywająco. „Pióropusz
” nie przytłacza ciężką treścią
polityczną, zapewne dzięki
temu, że pisarz powierzył narrację nastolatkowi. Zaskakująco zabawne komentarze
skutecznie przełamują powagę opisywanych
zdarzeń. Czytelnik zostaje zarzucony bogactwem językowym: nieprzebranym zasobem
słów, gwarą i licznymi neologizmami. Autor
tworzy własną mowę - wyszukaną grę z językiem polskim, skłaniającą do skupienia i
czerpania z kontekstu.
Uważam, że
jest to lektura zarówno dla osób spragnionych rozrywki, jak i dla tych, którzy poszukują niebanalnej prozy o powojennej Polsce.
Obok Myśliwskiego i Janusza Krasińskiego,
Marian Pilot plasuje się w czołówce prozy
„piekącej”.
kultura
Tomas Tranströmer
– „Tak mało wierszy, tak wiele poezji”
Maciej Hawryłeczko
T
egorocznym laureatem Literackiej
Nagrody Nobla został szwedzki poeta, Tomas Tranströmer. Chociaż był
wymieniany na listach kandydatów do tego
wyróżnienia przynajmniej od czasu uhonorowania Wisławy Szymborskiej, nie oznacza
to, że Tranströmer jest twórcą powszechnie
w Polsce znanym. Cóż, nawet wiersze wspomnianej noblistki lub Czesława Miłosza nie
przebiły się do powszechnej świadomości, a
co tu dopiero mówić o szwedzkim autorze,
którego nazwisko bywa złośliwie przekręcane na „transformer”, a portale informacyjne
(jak odniosłem w ostatnich tygodniach wrażenie) dysponowały tylko jednym zdjęciem
Tranströmera, na którym wydaje się bardziej
obcy niż jest polskim odbiorcom w rzeczywistości.
Niewiedza o Tranströmerze i jego twórczości to strata dla tych, którzy cenią sobie
poezję najwyższej próby. Nie bez powodu
wplotłem powyżej nazwisko Szymborskiej
– gdy czytamy jej utwory oraz liryki Szweda, podobieństwa są dostrzegalne. Występują
jednak pewne różnice, które scharakteryzował zresztą sam Tranströmer: Najsilniej łączy
nas chyba humor, który w moich wierszach
jest jednak nieco bardziej stonowany. [...] Jej
metodą jest drobiazgowa analiza, podczas
gdy ja ujmuję rzeczywistość bardziej intuicyjnie. Myślenie abstrakcyjne nie jest moją
mocną cechą, a to dlatego, że od razu mam
skojarzenia wzrokowe 1.
Obrazy i zmysłowość w ogóle to w istocie znacząca cecha jego poezji. Trudno czytać liryki Tranströmera i nie zostać zaangażowanym przez życie wewnętrzne podmiotu
lirycznego. I tak, w wierszu Szyny, istotna
treść nie jest podana wprost, ale doświadczenie odseparowania się od świata zewnętrznego, oddalenia, izolacji jest dojmujące: Druga
w nocy, księżyc. Pociąg przystanął / pośrodku równiny. Daleko światełka miasta / mrugają, zimne, na horyzoncie. / Jak kiedy ktoś
zabrnie tak daleko w sen, / że, wróciwszy do
pokoju, / już nigdy sobie nie przypomni, że
był tam. / [...] Pociąg stoi zupełnie nieruchomo. / Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd2.
Tranströmer konstruuje tekst opierając się na
krótkich wyrażeniach i umiejętnie dobranych
powtórzeniach, które swoją obecnością przypominają dźwięki dzwonu, powtarzające się
w symfonii.
Szwedzki poeta podkreśla znaczenie
bycia częścią rzeczywistości – jego wiersze
mają charakter bardzo realny, są konsekwencją odnalezienia się w danej przestrzeni i w
danym czasie. Kiedyś, przywołując tę myśl,
napisał: jestem w tym miejscu, gdzie całe
stworzenie nad sobą pracuje.
Utworów Tranströmera nie ma wiele – on
sam przez całe życie był psychologiem, w
ostatnich latach cierpi ze względu na skutki
częściowego paraliżu i afazji. Jednakże, podobnie jak u Harry’ego Martinsona (innego
szwedzkiego znakomitego poety noblisty) i
Wisławy Szymborskiej, jego utwory bardzo
dobrze określa sformułowanie wyrażone
przez Stanisława Balbusa: Tak mało wierszy,
tak wiele poezji3.
1
Sen, który budzę do życia, [w:] „Tygodnik Powszechny”, nr 42
(3249), 16 X 2011, s. 41.
2
Tłum. Czesław Miłosz
3
http://tygodnik.onet.pl/33,0,69266,3,artykul.html
Norwegian Wood
reż. Anh Hung Tran
Anna Łapińska
P
roza Harukiego Murakamiego cieszy
się zarówno w naszym kraju, jak i na
całym świecie niesłabnącą popularnością - jego kolejne książki nie schodzą z list
najlepiej sprzedających się tytułów. Dlatego
też ekranizacja jednej z jego powieści wyświetlana w kinie Muranów w ramach 5. Festiwalu Pięciu Smaków przyciągnęła rzesze
fanów pisarza. Zainteresowanie filmem było
tak duże, że zdecydowano się na zorganizowanie dodatkowego nocnego seansu.
W istocie była to gratka nie tylko dla
miłośników Murakamiego, lecz też filmu
w ogóle, bowiem ekranizacji „Norwegian
Wood” podjął się wybitny wietnamski reżyser Anh Hung Tran (twórca „Rykszarza”,
laureata Złotego Lwa z 1995 roku). Powieść
w zeszłym roku została nominowana do tej
prestiżowej nagrody – wszystko wskazywało
na to, że jest na co czekać i poświęcić spokojny sen na rzecz kinematograficznej rozkoszy.
Niestety, film wzbudził we mnie mieszane odczucia. „Norwegian Wood” to smutna
historia o dojrzewaniu, rozgrywająca się na
tle studenckich strajków wstrząsających uniwersytetami w latach 60’. Główny bohater,
Toru Watanabe, studiuje w Tokio, gdzie stara
się uporać ze swoją samotnością i traumatycznymi wspomnieniami o przyjacielu Kizukim, który jako nastolatek popełnił samobójstwo. Życie Watanabe zaczyna obracać
się wokół dwóch kobiet - melancholijnej Naoko, dziewczyny Kizukiego, która nie może
poradzić sobie z tragiczną przeszłością, oraz
pełnej życia i bezczelnej Midori. Anh Hung
Tran podszedł bardzo selektywnie do powieści, wybierając oderwane od siebie sceny i
uzupełniając je narracją Toru. Tracą na tym
postacie, w zasadzie pozbawione przez to
emocjonalnego podłoża i głębi. Groteskowe
wrażenie sprawiają wypowiedzi bohaterów,
żywcem wyjęte z powieści – o ile świetnie
się je czyta, to usłyszane w kinie, pozbawione kontekstu opisów, wywoływały śmiech.
Spowodowało to niemiłe odczucie pastiszu i
spłaszczenia znanej już czytelnikom historii.
Największą siłę oddziaływania w filmie
zdecydowanie ma obraz. Anh Hung Tran
opowiada historię poprzez zmysłowe światło,
scenografię, przyrodę, zjawiska pogodowe.
Emocje poszczególnych scen kreuje bogatą
kolorystyką, odgłosami natury; otoczenie definiuje nawet samych bohaterów – rozdartej
Naoko towarzyszy wręcz huraganowy wiatr,
niebieskości i zielenie, na Midori częściej
pada złota poświata zachodzącego słońca.
Każde ujęcie jest mistrzowsko dopracowane,
nie ma w nich nic przypadkowego. Te jedyne
w swoim rodzaju wrażenia estetyczne pozwalają wybaczyć reżyserowi wady filmu i docenić jego poetyckie w istocie dzieło.
Podsumowując, „Norwegian Wood” to
wymagający film, który z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Nie jest typową
ekranizacją, a osobistą i indywidualną interpretacją świetnego twórcy. Ci, którzy będą
szukali w niej Murakamiego, mogą być rozczarowani.
33
kultura
Operowa celebracja
Recenzja „Prometeusza” w Warszawskiej Operze Kameralnej
Marek Skrzetuski
Specyficzna to forma widowiska - opera kameralna. Skromna w zamierzeniach,
wstrzemięźliwa w pretensjach - w tym tkwi cała jej siła, cała jej wyjątkowość. W pełni
przeznaczona dla tych, którzy chcą wybrać się „na operę”, a nie „do opery”. Nie
pokażemy wyjątkowego wysublimowania ani nonszalancji swoją obecnością na niej; ale
za to uzyskamy szansę, by wczuć się w spektakl prawdziwie, pojąć go wraz z całą warstwą
wokalno-muzyczną… a nawet, choć może to zabrzmieć dziwnie, polubić tę formę.
„P
rometeusz”, oparty na oryginalnej tragedii Ajschylosa, a opracowany przez kompozytorkę Bernadettę Matuszczak, nie jest operą zbyt długą
ani zbyt prostą w treści. Skutecznie broni się
przed pretensjonalnością romantycznych XIX-wiecznych oper. Więcej jest tu rozważań
o fatum, filozoficznych odwołań do greckiej
mitologii i antycznego sposobu postrzegania
świata. Całość ubrana w wokalną i orkiestrową szatę przybiera postać uatrakcyjniającą
starożytny dramat. Nie sposób wyzbyć się tu
wrażenia odwołań do ich utraconych, autentycznych wykonań, w dźwięcznych i głęboko
oprawianych formach celebracji.
Jak z zadaniem zaprezentowania tego
wszystkiego poradził sobie zespół Warszawskiej Opery Kameralnej? Najkrócej odpowiedzieć można – klasycznie. I bardzo dobrze,
bo obronił się tym samym przed notoryczną
obecnie manierą uwspółcześniania, przeobrażania na siłę tego, co na nadmiernej modyfikacji więcej traci, niż zyskuje.
Nie znaczy to, że wszystko jest tu statyczne lub konwencjonalne. Owszem, wysłańcy
bogów zstępują z wysokości dzierżąc w rę-
kach akcesoria od wieków im przypisane
literacko. Prometeusz, przykuty do skały,
stanowi centralny punkt scenografii – jakby
na antycznym ołtarzu jakaś specyficzny substytut tabernakulum. Okryty kamieniami, z
krwawiącą wątrobą, ma klasycznie grecką
posturę, szaty, brodę nawet. Nie stoi jednak
pasywnie. Targany emocjami, walczy duchowo z tym, co nachodzi spokój jego cierpienia i zniewolenia. Chór, antynomicznie
podzielony na dwie części – męską, lojalną
wobec Zeusa oraz współczującą żeńską – nie
komentuje jedynie zdarzeń, ale jest ich czynnym uczestnikiem, podobnie jego Przodowniczka. Wciąż jednak zachowana jest zasada
jedności w liczbie bohaterów na scenie.
To, co każde z wykonań operowych wyróżnia – oprawa muzyczna – stoi na dobrym
i dostosowanym do uszu większości słuchaczy poziomie. Na pierwszy plan wybija się tu
oczywiście doskonały wokal występującego
w tytułowej roli Dariusza Górskiego. Chór
grecki jest chórem w pełnym tego słowa znaczeniu. Konstruuje akcję nie tylko słowami,
ale i tembrem głosu: modulacyjnym śpiewem, szeptem. Pierwotny dramatyzm potęgowany jest przez grę orkiestry, szybko i na
Co z tym teatrem?
Dominika Pietrzyk
D
awno, dawno temu, w czasach bezwzględnej supremacji bogów olimpijskich, w krainie ambrozją i nektarem płynącej, z obrzędów ku czci boga wina
i płodności, Dionizosa, narodził się teatr. Od
czasów pierwszych greckich tragedii oblicze
teatru gwałtownie się zmieniało i - co dla nas
najważniejsze - zmienia się nadal.
Dokąd prowadzi ewolucja teatru w XXI
wieku? Co rozumiemy przez teatr awangardowy i czy spełnia on nasze oczekiwania?
Gdzie jest miejsce reżysera, a gdzie aktora
we współczesnym widowisku teatralnym?
Wszystkie te problemy, jak i wiele innych,
zostaną poruszone w ramach cyklu esejów i
recenzji „Co z tym teatrem?”. Prezentowane tu teksty nie będą miały nic wspólnego z
obiektywizmem. Wielu osobom moje stanowisko może wydawać się błędne, a wygłasza-
34
ne opinie dyletanckie. Mimo to zapraszam
wszystkich tych, których nie odstraszy kwiecisty styl, emocjonalne podejście i śmiałość
wygłaszanych sądów do śledzenia cyklu „Co
z tym teatrem” i być może (na co liczę) do
szerszej debaty.
Wraz z nastaniem końca wakacji rumieńców nabiera życie kulturalne w stolicy,
czego przejawem jest rozpoczęcie sezonu
2011/2012 w większości teatrów. Repertuary
uginają się pod ciężarem sztuk najróżniejszych, a miłośnicy „kultury wysokiej” zacierają ręce z zadowolona. Inną sprawą jest to,
czy obfitość tytułów figurujących w repertuarach, przekłada się na obfitość treści prezentowanych przez afiszowe hity. Nie jest moim
zamiarem analizowanie rozbieżności pojawiających się miedzy jakością wystawianych
sztuk ani między poziomem prezentowanym
stałe wpadającą w tło inscenizacji.
Wszystko to – wraz z aktywną, jak na
operę, grą sceniczną oraz brakiem tak groźnych dla gatunku dłużyzn – czyni z „Prometeusza” spektakl niewątpliwie dobry. I – co
więcej – potrafiący obeznanych z operą widzów zaintrygować i zainteresować.
przez poszczególne placówki, bo przecież
widownia coraz bardziej „demokratyczna”, a
zapotrzebowanie na kulturę różne. W cyklu
„Co z tym teatrem?” pragnę pochylać się nad
ofertą teatrów, których „produkty” zwykło
się uważać za wymagające większego zaangażowania od widza.
Ósmego października w Teatrze Rozmaitości miała odbyć się premiera nowego
spektaklu Grzegorza Jarzyny „Nosferatu” inspirowanego powieścią Brama Stokera „Dracula”. Oczekujących w kolejce po bilety (w
tym mnie…) spotkało jednak rozczarowanie
- z powodu nagłej choroby aktora odwołano
zarówno premierę jak i planowane na miesiąc
październik spektakle popremierowe. No cóż,
na pióro sama spływa mi refleksja, że minęły
już czasy, w których aktorzy pojawiali się na
scenie bez względu na wszystko (wypadki samochodowe, choroby, śmierć bliskiej osoby,
złamane serca – a wtedy gra się najtrudniej,
przytaczając opinię Krystyny Jandy , nie mówiąc już o archaicznym przeświadczeniu, że
aktor, który nie stawił się do pracy, zostaje
misz-masz
uznany za zmarłego. Zastanówmy się jednak,
czego możemy się spodziewać po nowej sztuce Grzegorza Jarzyny, uznawanego za jednego z wielkiej trójcy reżyserów krajowych
(Lupa-Jarzyna-Warlikowski). Nauczona doświadczeniem wyniesionym ze sceny przy
ulicy Marszałkowskiej mogę napisać: na pewno nic łatwego i „lekkiego”. Nie oznacza to
oczywiście, że czeka nas pot, krew i łzy (chociaż co do tego pierwszego można mieć wątpliwości, biorąc po uwagę brak klimatyzacji
i ciasnotę w Sali Bogusławskiego). Grzegorz
Jarzyna znany jest ze swojego nowatorskiego podejścia do, wydawałoby się, całkowicie
wyeksploatowanych obszarów sztuki, a także
z interesujących parafraz kultury. Niemniej
jednak nie ukrywam, że martwi mnie tendencja Jarzyny do zapętlania i „utrudniania”
widowiska teatralnego do granic możliwości. Reżyserom teatralnym wydaje się chyba, że sztuka im mniej zrozumiała i bardziej
„awangardowa”, tym lepsza, co niekoniecznie jest prawdą. Niepokoi mnie także pojawiająca się zwłaszcza wśród młodych ludzi
moda na „kulturę wysoką” (jakże relatywne
jest to pojęcie), która przejawia się głównie
uczęszczaniem na psychodeliczne spektakle
i udawaniem, że wszystko się zrozumiało. Ja
sama przyznaję się do tego, że zazwyczaj po
dwóch, a czasami czterech godzinach przebywania na widowni, kiedy moje komórki nerwowe zaczynają trawić dostarczone im bodźce, dochodzę do wniosku, że niewiele z tego
wszystkiego zrozumiałam. Zawsze wtedy
stawiam sobie pytanie, czy teatr nie wchodzi
w fazę schyłkową, skoro reżyserowie prześcigają się w najróżniejszych dziwactwach,
żeby tylko przyciągnąć bardziej wymagającego widza. Czy sztuka nie stała się polem
do popisu dla rozpasanych indywidualności
reżyserów? Najlepszym przykładem podobnej rozpasanej indywidualności jest według
mnie Krzysztof Warlikowski, który ma ambicję fizycznego wykończenia widowni (swoją
drogą zawsze licznej) swoimi scenicznymi
tasiemcami. Żeby była jasność, jestem pełna
podziwu dla gry aktorskiej, dla wkładu i zaangażowania zespołu, dla oprawy muzycznej
widowiska, która częstokroć powala na kolana (niech za przykład posłuży tutaj „(A)pollonia” tegoż Warlikowskiego), ale na miłość
Boską - niech łamanie form i odchodzenie od
starych schematów nie odbywa się kosztem
moich czterech liter!
W jakim celu chodzę na tego typu spektakle? Dlaczego poddaję się aurze wyjątkowości otaczającej teatr „awangardowy”? Otóż
Powrót do Kica
Łukasz Kumkowski
J
adąc autobusem linii 188 w kierunku
Szaserów nieustannie myślałem o tym,
co czeka mnie gdy pojawię się w akademiku po tak długiej, ponad trzymiesięcznej
przerwie. W cuda nigdy nie wierzyłem, więc
nic nie mogło mnie zaskoczyć. Akademik nie
mógł ulec przeobrażeniu z dnia na dzień, a
wcześniej nic nie wskazywało na zmiany. Po
opuszczeniu pojazdu, skręciłem w ulicę Kobielską, aby, po przejściu kilkuset metrów,
znów stanąć twarzą w twarz z Domem Studenckim, kryjącym się pod adresem Kickiego
12. „Mariott”, bo tak go pieszczotliwie nazywa gremium „localsów”, stał dumnie wpatrzony w swojego konkurenta po przeciwnej
strony ulicy. Przez moment silnie zapragnąłem znaleźć się w swoim starym pokoju na II
piętrze tego żółtościennego molocha. Wszedłem więc do środka, aby po raz pierwszy w
nowym roku akademickim spotkać wesołe
twarze Pań Portierek. Wnętrze, dobrze skądinąd znane, wyglądało tak, jakby czas się w
tym miejscu zatrzymał. Nic się nie zmieniło i
nie będę udawał zaskoczenia. Spodziewałem
się obrazu, który w tej chwili materializował
się przed moimi oczyma. O ile na mnie widok ten nie robił specjalnego wrażenia, nie
sposób było nie zauważyć rozczarowania w
oczach młodszych studentów. Jedna z dziewczyn spytała z przerażeniem jak można tu
wytrzymać na dłuższą metę. Nie dałem po
sobie poznać, iż poczułem się lekko urażony
tą uwagą. W końcu mijał właśnie czwarty rok
od kiedy wprowadziłem się do tego właśnie
akademika. Niemniej rozumiałem doskonale,
co kieruje emocjami tej miłej dziewczyny.
Musiała przeżyć szok, gdy po odebraniu kluczy po raz pierwszy zajrzała do swojego pokoju, gdzie czekały na nią stare meble, stojące
na sfatygowanym gumolicie. Łazienki, która
swoją aparycją potrafiłaby wzruszyć największego twardziela, a standardami znacząco odbiegającej od… jakichkolwiek standardów.
Odmienionej (wybielono ściany), ale nadal
przykrej dla oka. Na pierwszorocznym z pewnością robiło to nie lada wrażenie, zwłaszcza
gdy wcześniej nasłuchał się opowieści o
najlepszym akademiku w Warszawie, który
również należy do Uniwersytetu. Tamten doczekał się kompleksowego remontu, na który
czekają pozostałe domy studenckie. Stary poczciwy „Kic”, w którego murach mieszkały
oczekuję, że któregoś pięknego dnia, (czy
raczej któregoś pięknego wieczoru) dane
mi będzie w pełni zaangażować się w to, co
dzieje się na scenie, a nie tylko żerować na
zaangażowaniu cudzym. Być może chodzi o
to niedookreślone katharsis, którego pragnie
doświadczyć każdy miłośnik teatru. A może,
abstrahując od widowisk autorskich, chodzi
po prostu o to, żeby zobaczyć dobrą adaptację
klasyki dramatu, której reżyser wyzbędzie się
zakusów uwspółcześniania fabuły (co kończy
się odgrzewaniem kotletów, jak to się dzieje
przy entej metamorfozie kochanków z Werony w Romka i Julkę z podwórka pod blokiem) i podejmie się wyzwania zrealizowania
tradycyjnej, acz porządnej interpretacji. Tak
czy inaczej, kończąc, mam nadzieję, że w listopadzie (bo na ten miesiąc przewidywania
jest premiera „Nosferatu”) będę miała okazję
do wypowiedzenia sakramentalnego veni,
vidi, vici, co będzie oznaczało, że przybyłam,
zobaczyłam i… podobało mi się.
Ewentualnych polemistów, których oczekuję,
z niecierpliwością odsyłam na adres mailowy: [email protected]
takie osobowości jak Muniek Staszczyk czy
Ernest Bryll, czeka równie cierpliwie, dając
schronienie kolejnym rocznikom studentów.
Ludzie przychodzą, mieszkają tu przez długie lata (niektórzy nienaturalnie długie), po
czym nadchodzi czas ich
rozstania i zawsze jest to moment trudny. Dlaczego tak
jest? Odpowiedź może wydawać się trywialna, ale ten
„staruszek” po prostu ma coś
w sobie. Jest częścią pewnej
legendy. Gdy koledzy z roku
pytają mnie gdzie mieszkam,
ja z dumą w głosie odpowiadam, że w „Kicu”. Nie muszę już nic dodawać. Niemal
powszechna wiedza o jego
istnieniu wiąże się z jego
bardzo długą obecnością w
zakamarkach Grochowa. Nie
wiem, na ile jest to potwierdzona hipoteza, ale niektórzy
twierdzą, iż został on zbudowany z materiałów pochodzących z placu budowy PKiN. Rok jego powstania, czyli 1955,
zdaje się to potwierdzać. Historia historią,
ale dla mieszkańców liczy się rzeczywistość.
Akademiki na Kickiego potrzebują interwencji ekipy remontowej, która wprowadziłaby je
w XXI wiek. Głęboko wierzę, że jeszcze w
trakcie mojej kariery studenckiej, będę zmuszony wyprowadzić się z „Mariotta”, gdy
rozpoczną się tu prace budowlane.
Pisząc te słowa w swoim starym pokoju
na II piętrze tego żółtościennego molocha
bardzo na to liczę.
35
misz-masz
Romantyzm - polski grzech pierworodny
Dominika Pietrzyk
P
olski sen, polskie marzenie, polski los
– wszystko co streszcza „polski szlachetny idealizm”, etos, który XIXwieczny romantyzm stworzył dla przyszłych
pokoleń. Światopogląd oparty na micie powstańczym, mesjanistycznym kulcie walki
za wolność ojczyzny i świata, świadomym
wyborze ofiary czyli śmierci. Romantyzm
jest niejako zakodowany w polskim DNA i
chodź traktujemy go współcześnie jako gen
recesywny, to możemy być pewni, że ujawnia się on i ujawniać będzie, mimo odprawianych nad nim egzorcyzmów. Pytaniem
zasadniczym jest w jakim wymiarze romantyzm funkcjonuje dzisiaj wśród młodych ludzi, a w jaki sposób funkcjonował niegdyś?
Przeciętnemu zjadaczowi chleba w Polsce, któremu z romantyzmem przyszło zetknąć się ostatni raz w traumatycznych latach
edukacji szkolnej, bohater romantyczny jawi
się (zgodnie z kanonem podręcznikowym)
jako „rozumny szałem” patriota, na poły
bohater na poły szaleniec, egzaltowany marzyciel składający swe życie pod zastaw idei.
Nie ma w tym nic dziwnego – wyobrażenie
to jest częścią wykształconego w kulturze
polskiej modelu romantyzmu, który zyskał
daleko idącą aprobatę społeczeństwa w XIX
wieku. Model ten przyniósł poważne konsekwencje pod postacią niebywałego wręcz
rozwoju religii patriotyzmu. Nad problemem
tym, jak i nad wieloma innymi problemami
dotyczącym polskiego romantyzmu, pochyliła się Maria Janion, wskazując na ciemną
sferę ówczesnego patriotyzmu, graniczącą
z obłędem. Jak słusznie zauważa badaczka,
dla ówczesnych patriotów ojczyzna stawała
się świętością, ale bez uzasadnienia moralnego, postrzeganą jako demoniczna i okrutna rywalka innych uczuć. Jak możemy się
tylko domyślać - uznanie się kapłanem tak
bezwzględnego bóstwa, wymagało ofiary
36
ze zdrowych zmysłów. Nic więc dziwnego, że szaleńcy romantyczni spalali się w
ogniu poświęcenia (dlatego w XIX wieku
na nowo odżył rejtanizm). Idea poświęcenie
dla ojczyzny stała się odtąd podstawowym
kanonem wychowania przyszłych pokoleń.
Tragiczne poczucie obowiązku wobec ojczyzny mieli zarówno powstańcy styczniowi
jaki i powstańcy ’44. Ci ostatni, choć karmieni „Herostratesem” Lechonia i „Czarną
wiosną” Słonimskiego, choć odchowani w
atmosferze wietrzenia zatęchłego grobowca
ojczyzny, nie zdołali stłumić w sobie potrzeby wpasowania się w konwencję ukształtowaną przez mit bohaterski, który notabene
okazał się najbardziej trwałym polskim
mitem. Mit bohaterski daje o sobie znać
zawsze, gdy w jakiś sposób zagrożony zostaje niepodległy byt narodu. Polacy ulegają
wówczas dziwnej pokusie, żeby masowo i
irracjonalnie, acz w blasku patosu, udawać
się na pewną śmierć. Inną sprawą jest to, że
jako naród nie potrafią radzić sobie z niepodległością i sami niejako prowokują stan
swojej najwyższej aktywności, jakim jest
niewola. Innymi słowy jesteśmy narodem,
który doskonale radzi sobie z historyczną
rolą uciskanego, lecz nieco gorzej w misją
budowania państwa już niepodległego.
Jak podobne myślenie o ojczyźnie wpływa na „świadomość romantyczną” Polaków? Otóż współczesny romantyzm daje
się, moim zdaniem, zaobserwować w dwóch
odsłonach. Pierwsza z nich jest nieodłącznie związana z epigonizmem, rozbuchanym
patriotyzmem zahaczającym o populizm,
płytką miłością ojczyzny objawiającą się
wzruszeniem na dźwięk pieśni legionowych
czy wreszcie z przeświadczeniem, że Polak
dobry a Rusek i Niemiec źli. Drugi nurt,
czy raczej anty-nurt, jest ukryty głębiej i nie
chce mieć z romantyzmem niczego wspólnego. Czy nie jest tak, że młodzi ludzie
wyzbywają się idealizmu, za punkt wyjścia
biorąc przekonanie, że należy się wpasować
we współczesny model społeczeństwa „bez
serc bez ducha”, że „idealizm nie jest w
modzie”, a funkcjonowanie w zbiorowości
jest możliwe tylko wówczas, gdy okrasić je
pragmatyzmem i relatywizmem moralnym?
Wobec tego jak wytłumaczyć fakt, że każdy,
bliżej poznany młody Polak deklaruje, że
jest romantykiem (najczęściej mimo woli) i
zawstydzony szybko dodaje, że stale mocuje
się z resztkami idealizmu, które mogą okazać się szkodliwe w przyszłości, czy też z
podobnymi demonami już się rozprawił? Podobne rozdwojenie jawi się w moich oczach
jako gwałt na naturze polskiej. Pojawiający
się stan rezygnacji zahaczający częstokroć o
dekadentyzm, czy żeby użyć słów o mniejszej sile wyrazu, rodzący się w niektórych
młodych Polakach eskapizm, przypomina
w swym zarysie raczej neoromantyzm. Czy
przy wszystkich problemach, jakie Polacy
mają z interpretacją dziedzictwa romantycznego, ten nie jest najpoważniejszy? Wzrost
nastrojów „moralnej bierności” oznaczać
może, że nadal wybieramy z romantyzmu
to co najgorsze tzn. koncentrujemy się na
sferze rozważań wewnętrznych, które częstokroć hamują romantyczny aktywizm.
Niegdyś zaprowadziło to romantyzm polski
w ślepy zaułek ofiarniczej bierności. Gdyby
zaistniały ku temu przesłanki, stalibyśmy się
zapewne nowym pokoleniem Kolumbów,
które zostało postawione przed problemem
wyboru między dobrem własnym a dobrem
ojczyzny. I choć pierwsze pokolenie Polski
niepodległej wykarmione zostało Awangardą, Skamandrem i szeroko rozumianą nowoczesnością (tak jak i my teraz), to jego przedstawiciele nie uniknęli wtłoczenia w formę,
którą narzucała tradycja XIX-wieczna.
Wobec tego, co należy uznać za warte
wyłowienia z kotła romantyzmu? Jakie prezentowane przezeń wartości, są godnymi
reinterpretacji i przekształcenia (co jest bardzo ważne w chwili nawrotu romantyzmu o
zabarwieniu mesjanistycznym)? Innymi słowy - jak twórczo wykorzystać tradycje romantyczne? Jednej z wielu prób odpowiedzi
na to pytanie podjął się Stanisław Brzozowski. Pojął on do końca daleko idące konsekwencje bierności mesjanizmu (przejawiającej się przede wszystkim zamiłowaniem
do straceńczego gestu) dla literatury i kultury polskiej. Brzozowski uważał, że myśli
polskiej brakuje odpowiedzialności za samą
siebie, za czyn przez nią stworzony. „Bo nie
ma w tej kulturze ani prawdziwej, walki ani
prawdziwej pracy”. Za niezwykle twórczy
uznał Brzozowski romantyzm angielski,
który nie zatracił swego pierwotnego impetu, potrzeby nieustannego przekraczania
tego co jest. Autor „Legendy Młodej Polski”
dostrzegał potrzebę wykształcenia w społeczeństwie nawyku samodoskonalenia, ciągłego ruchu, aktywizmu - CZYNU. Potępiał
postawę biernej ofiarniczości i „barankowości”, którą uznawał za największe zło jakie
romantyzm, w swym powolnym zastyganiu
w postument narodowej chluby, wyrządził
Polakom. Zapytasz może drogi czytelniku,
jak ma się to do sytuacji obecnej? Otóż rady
Brzozowskiego wydają się nadal niezwykle cenne, a punkt widzenia na romantyzm
zadziwiająco trafny – nie potrzeba nam bowiem dzisiaj ani mesjanistycznych uniesień,
ani (powodowanej drapieżnością cywilizacji) bierności moralnej, lecz pełnego zaangażowania w otaczającą nas rzeczywistość i
w zmieniający się świat. I taką właśnie konkluzją, zaczerpniętą z rozważań jednego ze
sztandarowych krytyków romantyzmu, pragnę zakończyć mój i tak już przydługi miszmasz.
misz-masz
Dlaczego zawsze brakuje frytek?
Konrad Leszko
L
udzie na tym świecie dzielą się na
rozmaite kategorie. Tak odważna
teza już na początku wywoła reakcję
alergiczną wśród wielu słusznie czczących
równość czytelników. Nie obchodzi mnie tu
wszak wcale podział dokonywany według
oczywistych, często fałszywych i nieprowadzących do żadnych pożytecznych wniosków
kryteriów jak płeć, rasa, religia
czy
zasobność.
Tym zajmują się
rozmaici
socjologowie i insi
badacze,
których prace nie służą
najczęściej
niczemu
więcej, jak
szerzeniu
ko m p l e ksów
lub
fo r s o w a n i u
z myś l o nych
argumentów
pod pozorami
n a u kowo ś c i .
Czuję potrzebę
przeprowadzenia
podziału
u t yl i t a r n e g o ,
pozwalającego
odróżnić człowieka
pożytecznego i wartego uwagi od tego, który
na nic się nigdy ambitnej osobie nie nada.
Wiedziony poczuciem misji, przeprowadzę
Cię przez ten trudny proces.
Aby móc dokonać podziału, potrzebujesz znaleźć sięw konkretnym środowisku.
Musisz także albo (co wątpliwe) cieszyć
się sami pewną estymą w społeczeństwie,
albo po prostu wykazać się odrobiną sprytu.
Idzie w każdym razie o to, by dostać się na
konferencję, względnie galę lub sympozjum
branżowe, koniecznie z darmowym kateringiem. Jeżeli spełniasz pierwsze kryterium
(estyma), możesz się w ogóle tym etapem
nie martwić, bowiem wejdziesz na pożądane
spotkanie okazując zaproszenie czy posługując się innymi podobnie cywilizowanymi
metodami. Pozbawiony tej możliwości możesz podjąć się następujących środków: a)
podać się za dziennikarza niszowego pisma,
np. miesięcznika „Ty i Twój żółw błotny”
lub kwartalnika „Przegląd Koronkarstwa Łowickiego”; b) ubrać się w najlepsze ubranie
i wypić setkę czystej; tak przygotowany miniesz każdego portiera, ponieważ, o ile ten
dysponuje choćby minimalnym doświadczeniem, uzna Cię automatycznie za głównego
lektora.
Będąc już wewnątrz, należy zorientować
się, kiedy wypadają dłuższe przerwy, najlepiej obiadowe i zająć pozycję z dobrym widokiem na stoły z poczęstunkiem. Najlepsze
wyniki osiągniesz na konferencjach kilkudniowych lub bogatych galach, gdzie różnorodność poczęstunków może być dla gości
dużym pro-
blemem. Tym lepiej
wtedy zarysują się między nimi drobne różnice.
Pierwsi przy stole będą dziennikarze.
Tym samym możliwe stanie się zdemaskowanie tych oszustów, którzy posłużyli się
metodą a), gdyż będą oni czekali na okazję
konsumpcji do pojawienia się gęstszego tłumu. Są oni dla Ciebie zupełnie nieistotni.
Wśród przedstawicieli mediów natomiast zarysują się następujące różnice. Dziennikarze
prasowi zaatakują główne dania, szczególnie
te aromatycznie czosnkowe lub z cebulą.
Radiowcy postarają się nie wybierać ryb.
Aspirujące gwiazdy dziennikarstwa zjedzą
tylko odrobinę sałaty; jako jedyni z szansą na
prawdziwy wywiad, kierując się doświadczeniem pożywili się tylko przy okazji poszukiwań pieczystego i frytek. Niżej zostanie
wyjaśnione dlaczego. W razie problemów z
kategoryzacją na tym etapie, zyskamy drugą
szansę później, gdy mniej zasobni żurnaliści
będą ganiali za goścmi krztusząc się z twarzą pełną fasolki, kontrastując tym samym ze
spokojnie wymierzającymi pytania między
kęsy rozmówców poważnymi dziennikarzami.
Gdy nadejdzie właściwa pora posiłku
przeżyjesz szok. Warto skorzystać przedtem
z usług jadłodajni dla ubogich lub trenować
zen. Wszyscy branżowi eleganci zjednoczą
się w apetycie.
Ostrożni, stojący w każdej osobno kolejce po sztućce, przystawki, zieleń, danie główne i dodatki, dawkujący
sobie po jednej przyjemności ze zgrabnie
ułożonego menu, będą
to najpewniej ludzie
prawdziwie kulturalni i niechciwi. Bliscy
emerytury profesorowie lub Ci najbardziej
pracowici i ascetyczni
z całego towarzystwa.
Z natury swej uczciwi i nieprzydatni,
korzystający
tylko
z tego, co profesjonalny zjazd oferuje
podług broszury.
Kolejną grupę
stworzą
niespełnieni architekci i
artyści z talerzami
uginającymi
się pod ciężarem
skomplikowanych konstrukcji z
mięs i podrobów,
ozdobionych kolorowym zimnym ryżem i sałatą ze spodów pater. Ci niewidoczni
zza potraw zjadacze, to zwykle asystenci,
ludzie na dorobku. Wdzięczni za możliwość
uzupełnienia rocznych braków w konsumpcji krewetek królewskich. Warto podpatrzeć
dla kogo napełniają, prawda że skromniej,
ale już jakby z gracją innej osoby, drugi talerz. Będzie to może ktoś bardzo wpływowy,
zbyt zajęty lub zblazowany, by tracić czas w
kolejkach po średniej jakości dania z blaszanych hotelowych pojemników.
Pierwszą wartą uwagi troszczącego się
o swą karierę młodego człowieka grupą
jest trzon każdej branżowej zbiórki; świeżo
upieczeni doktorzy habilitowani względnie członkowie zarządów małych i średnich
firm, działacze samorządowi co najmniej
powiatowego szczebla, itp. Poznać ich po
tym, że jako jedni z nielicznych wiedzą, po
co przyszli i że nie jest to darmowy katering.
Zjedzą cokolwiek, jeżeli kolejka będzie nieduża, może być nawet na zimno. Interes życia jeszcze przed nimi, stres zaciska gardła,
gdy przy galarecie muszą myśleć o pierwszych słowach do potencjalnego inwestora
w ich karierę. Warci uwagi są dlatego, że o
ile nie przedstawiasz sam wartości handlowej lub naukowej, nie podchodź pod żadnym
pozorem, bowiem są to jedyni ludzie, którzy
uznają za konieczne zadenuncjowanie
37
misz-masz
ochronie Twojego nielegalnego pobytu na
terenie konferencji.
Wreszcie po wyselekcjonowaniu z masy
powyżej opisanych
grup, widoczni staną się pojedynczy
osobnicy, poruszający się pięknymi
susami
między
grupkami rozmawiających. Wydawać się będzie,
że każdego znają;
będą się kłaniać,
zagadywać, omijać kolejki nieścigani
przez
słowa protestu.
Zawartość ich
talerzy będzie
cechować elegancja i prostota. Dwa rodzaje
ciepłego mięsa
w całości, bez
sosu, odrobina prostej surówki i góra
frytek. To zjawisko daje odpowiedź na odwieczne, metafizyczne niemal
pytanie, spędzające sen z oczu lekarzom, naukowcom czy inżynierom, „dlaczego zawsze
na publicznych spotkaniach ze szwedzkim
stołem brakuje frytek?”. Jak dochodzi do
tego wrogiego przejęcia, nie wiem. Po tych
cechach poznasz w każdym razie bywalca;
człowieka, który opanował darmowe stołowanie się do perfekcji, który jest w stanie
dokonać odczytu na każdy temat, brylować
w każdym towarzystwie i z każdym zrobić inte-
res. Jest to osoba niezwykle
pożyteczna i doprawdy trudno wyobrazić
sobie kogoś lepszego do spółki. Przenikliwość swojego umysłu przejawia dobierając
świeże i bezpieczne, sycące dania, bez po-
Historia jednej nocy…
Paulina Kabzińska
P
ośród zabawek siedzi lalka
z p o r c e l a n y. C z e r w o n o b i a ł a
suknia w koronki ją zdobi.
Cudna, piękna, twarz anioła. Rzęsy - heban, usta pełne. Lico róż
maluje. Nos zadar ty lekko. Oczy
błękit nieba kryją. Lok złocisty
twarz oplata. Perły szyję rozświet l a j ą , c h o ć p o l i c z k i w i n n y. P a t r z ą
wszyscy na nią, wszyscy lalę podziwiają. Przyszedł misio, chciał
przytulić. Lalka jednak z pluszu
n i e j e s t . Tw a r d a , z i m n a , t w a r z
choć piękna bez grymasu. Misio
pyta „Czy przez chwile misiem
b ę d z i e s z ? ” L a l a n a b o k g ł ową
k i w a . M i s i o s m u t e k m a n a t w a r z y.
Lalka tylko w lustro zerka. Misio
t e ż s i ę w n i m o d b ij a . St o i z t ył u
i wc i ą ż c z e k a . No c s i ę s k r a d a p o m a l u t k u . K s i ę ż yc w ko ń c u w o k n o
zerka. Przed zwierciadłem lalka
stoi. Misio zniknął już z odbicia.
Zasnął przy bucik u złotym. Nagle
trzask i półka pęka. Lecą w dół
38
zabawki wszystkie. Na dęb o w e d r e w n o s p a d ł y. M i s i o
cały war tko wstaje. Szuka,
k r z y c z y. W n e t c o ś w i d z i .
C o ś s i ę b ł y s z c z y. W z r o k
p r z yc i ą ga . Pe rły ws z ę dzie rozrzucone. Pod
stopami
ceramika.
Lala pękła, z nią marzenia.
Futerkiem
łzy
miś
ociera.
K s i ę ż yc ś w i a d e k
obserwuje. Skulił się w kłębuszek miś. „Misiu, misiu co
się
dzieje?” - „Nie
i s t n i e j ą
bez uczuć
p r z y j a c i e l e ” .
śpiechu, ale i bez straty czasu. To za nim naprawdę wypatrują oczy dziennikarze, licząc
na spotkanie z tajemniczą szarą eminencją
konferencyjnego światka; myślą nad rozwiązaniem tajemnic tej miejskiej legendy. Jeśli
go spotkasz, zapoznaj, pozyskaj i już przez
resztę życia będziesz żył
zasobnie, a w każdym
razie dobrze odżywiony. Jaki jest i czy jest w
ogóle jakiś prawdziwy
cel bywalca? Nie wiem,
ale Ty właśnie postawiłeś
pierwszy krok na drodze
do stania się nim i uzyskania odpowiedzi.
Wypowiadając się zawsze z szacunkiem o każdym prawdziwie zgłębiającym podziały, chcę popisać
się oryginalnym podejściem
do sprawy. Ośmieliłem się
więc wprowadzić tę kolejną
typologię, wpisując się w
retorykę dzielenia. Myślę, że
jest w końcu pierwszą pożyteczną, dlatego tak bezwstydnie może służyć prywatnym
interesom, nie oglądając się
na szerszy kontekst społeczny.
Skupiając się na tym podziale,
umkną Ci inne i sam możesz
sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to bardzo dobrze czy może nie. Teza o równych
żołądkach w każdym razie jednak upada.
Samorządowe Rabaty to projekt mający na celu pozyskiwanie zniżek dla studentów
Uniwersytetu Warszawskiego. 17 maja 2010 r. ruszyła jego nowa wersja - teraz
podstawą zniżki jest legitymacja studencka UW.
Krótko mówiąc – w miejscach, które znajdują się w naszym katalogu, po okazaniu
ważnej legitymacji studenta Uniwersytetu Warszawskiego, korzystasz z rabatów!
W tym serwisie będą pojawiały się najnowsze zniżki. Cały czas zdobywamy dla
Was nowe oferty! Mamy też swój profil na facebooku’u, gdzie również zachęcamy
Studentów do korzystania z Samorządowych Rabatów.
Szukajcie miejsc oznaczonych naklejką:
Jesteś przedstawicielem firmy?
Chcesz znaleźć się w naszym serwisie?
Napisz na:
[email protected]
Uniwerek.
TV
www.uniw
erek.tv
Uniwerek.TV – studencka telewizja Uniwersytetu Warszawskiego powstała w maju 2010 roku. Wystarczyło kilka miesięcy przygotowań, w
ciągu, których szukaliśmy chętnych do współpracy i kompletowaliśmy sprzęt, aby wcielić projekt Samorządu Studentów UW w życie. Zadebiutowaliśmy podczas jUWenaliów Uniwersytetu Warszawskiego i to z nich zrobiliśmy nasze pierwsze relacje.
Uniwerek.TV to telewizja studencka, o studentach i dla studentów. W naszych materiałach poruszamy interesujące tematy, takie jak: polityka, kultura, społeczeństwo. Ponadto, chcemy wyjść naprzeciw Waszym problemom i rzucić światło na nurtujące Was sprawy. Nie boimy się
podejmować także trudnych tematów. Poza rzetelnym przekazywaniem informacji naszym priorytetem jest zaktywizowanie studentów UW i
stworzenie miejsca, gdzie będziecie mieli możliwość rozwijania Waszych pasji i zainteresowań.
Zapraszamy na stronę internetową i życzymy miłego seansu!
39

Podobne dokumenty