Część 2

Transkrypt

Część 2
piątek - czwartek, 28 czerwca - 4 czerwca 2013
Strona 17
www.gazetagazeta.com
Okrakiem
Maski i kotyliony
(2)
Streszczenie poprzedniego
odcinka: Kanada. Polonijny
dziennikarz otrzymuje od szefa
zlecenie, by zrobić materiał o
Polce, która szuka mężczyzny do
towarzystwa. Rafał jest dziennikarskim freelancerem, szczęśliwie rozwiedzionym mężczyzną
w średnim wieku. Aktualnie dotknięty bezrobociem, skwapliwie
podejmuje temat. Bierze pierwsze-lepsze ogłoszenie z gazety i
zaproszony na randkę do starzejącej się pani Jadzi spotyka tam
anioła.
Dziewczyna była po prostu
genialnie ładna. Tak zawsze wyobrażał sobie kobiecą wersję
Anioła. Miała świeżą, cudnie opaloną buzię, ładne usta i zęby, a
naturalnie blond włosy rozjaśnione dodatkowo słońcem. Emanował z niej anielski spokój, całkowicie zaprzeczający rewelacjom
pani Jadzi. Wcale nie wyglądała
na skrzywdzoną. Ani przez los,
ani przez jakiegoś mężczyznę,
powiedzmy męża, chociaż prawie byłego. Okazała się konkretna i stanowcza. Nieczuła na kuszenie Rafała, w końcu poszła
sobie do swoich słówek. Oprócz
niego nikt jej zniknięcia nie zauważył.
- Chyba stwierdziła, że jestem
dla niej za stary - pomyślał, lecz
nie czuł się zmartwiony ani zażenowany. Rzeczywiście był od niej
starszy. I to sporo.
Ciemność jaka niezauważenie się stała, rozjaśniana przez
zaledwie trzy ogrodowe latarnie,
nie była w stanie zasłonić tego, co
działo się po przeciwnej stronie
stoliczka. Chyba na skutek sprawnie opróżnianych butelek z piwem marki Żywiec zapanował
tam całkiem ludyczny nastrój.
Pan Józef bez umiaru obcałowywał rączki niebezpiecznie zarumienionej pani Jadzi i wszystko
wskazywało na to, że chce jeszcze czegoś więcej, na przykład
buzi. I byłoby mu się z całą pewnością udało, gdyby nie to, że...
Z ciemności wyłoniła się postawna postać mężczyzny. Cień podbiegł do podochoconej pary, stanął w rozbujanym rozkroku,
czknął ohydnie i używając ciut
zbyt dosadnego języka, za to starannie dobierając słowa, rzekł:
- Jadźka, ty stara ruro! Znowu gzisz się z obcymi? Zabiję!
Brzęk tłuczonego szkła, pisk
pani Jadzi i trzask łamanego
drewna zlał się w jedno. Nic nie
było widać, za to słychać było aż
za dobrze jęki i okrzyki, jakie
odwiecznie wszędzie na świecie
towarzyszą samczej walce o samicę.
Z otchłani korytarzyka wybiegła wcale niezatrwożona zdarzeniem Beata. Jednym spojrzeniem błękitnych oczu oceniła sytuację i parsknęła śmiechem.
Wymacała wzrokiem Rafała, podskoczyła zwinnie, chwyciła go za
rękę i wyciągnęła na pachnącą
różami ulicę. I już siedzieli w jego
Hondzie i jechali przed siebie,
zaśmiewając się do łez.
W polskiej restauracji Orbit
na Dundasie królowało disco
polo. Nigdy tutaj nie był, ale ona
już była, jak powiedziała - jeden
raz. Zamówił kawę i wermut dla
niej, a dla siebie coca colę. Z
barierki zabezpieczającej długi
bar, jak kury na grzędzie, zwisało stadko pijanych polskich żuli,
całkiem takich samych, jakich
przed laty widywał w Polsce.
Komentowali tańczące pary, waląc się kuksańcami w boki, szydzili i pokpiwali. Już za chwilę
polski burak oderwał się od barierki i rozkołysanym krokiem
podszedł do ich stolika, ukłonił
się i zapytał, czy może zatańczyć.
- Ja nie tańczę - odparł Rafał
spokojnie.
- Nie ciebie proszę. Ja w ogóle
nigdy nikogo o nic nie proszę, ja
sobie biorę. Się pytam grzecznie,
czy pozwolisz zatańczyć z piękną panią - parsknął tamten zuchwale i gwałtownym szarpnięciem usiłował poderwać Beatę z
krzesła. Ta jednak zręcznie wywinęła się z uchwytu, na skutek
czego człowiek przechylił się niebezpiecznie i stracił równowagę,
co wykorzystał Rafał podcinając
mu nieznacznie nogi. Zwalił się
jak wór, poleżał chwilę, wstał i
mamrocząc pod nosem przekleństwa oddalił się na swoje miejsce,
gdzie znowu zaległ na barierce. I
wszystko zaczęło wyglądać tak
samo, jak przedtem. Tylko kolesie obśmiali go jak należy.
Zatańczyli. Kiedy trzymał
dziewczynę w objęciach, jej plecy drżały lekkim spazmem. Poczuł podniecenie, jak kiedyś, jakże dawno temu. Wcale nie musiał
jej prowadzić. Była lekka, w naturalny sposób czuła rytm. Zwra-
cała powszechną uwagę. Już nie
tylko chłopaki z grzędy gapili się
w nią jak w obraz. Poczuł nieuzasadnioną dumę, że jest z dziewczyną, której wszyscy mu zazdroszczą. Posiedzieli około godziny, wypalili po dwa papierosy, pogawędzili. Miał wrażenie,
jakby znał ją od dawna, jakby
spędzili niejeden wieczór razem.
Kiedy wiózł ją do domu, oboje
milczeli. Wysiadł wraz z nią i
kierując się obawą o jej bezpieczeństwo, zaoferował odprowadzenie pod drzwi. Zabroniła mu
tego stanowczo.
- Zobacz, w oknach jest ciemno, oni już się porozchodzili. Dam
sobie radę.
- Umówisz się ze mną? - zapytał
- Nie - odpowiedziała krótko.
Dziękuję za miły wieczór - dodała. Kiedy na pożegnanie ściskał
jej dłoń, zostawił w niej swoją
redakcyjną wizytówkę.
- Zadzwoń kiedy - rzucił na
odchodne.
Bez słowa zniknęła w ciemności.
***
- Dawno się tak dobrze nie
bawiłem - śmiał się w duchu wracając do domu. Wprawdzie imprezka u pani Jadzi zakończyła
się niezbyt ciekawie, ale później,
z tą świetną dziewczyną - warto
było - myślał. Przecież nie zależy
mi wcale na kontynuowaniu tej
znajomości. Jest młoda, wie czego chce, nie warto sobie zawracać głowy - wmawiał sobie coś,
do czego nie był całkiem przekonany. Po prostu muszę o niej zapomnieć - postanowił. I zapomniał, bowiem nagle przypomniało mu się, że miał zrobić
materiał do Słowa na temat rand-
ki, lecz nie z Beatą, tylko z panią
Jadzią. Wpadł w konwulsję takiego śmiechu, że z trudem panował nad kierownicą. W domu
zaległ na kanapie w livng roomie
i obudził się dopiero o dziewiątej
rano.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Na swoje szczęście już dawno polubił jazdę na rolkach. W
swoim parku przy Lakeview Promenade miał ulubioną trasę i spędził tam połowę dnia. O dziewiątej zadzwonił telefon.
Beata: Cześć, tu Beata, pamiętasz mnie? Przepraszam,
może przeszkadzam. Mam
sprawę.
Rafał: Nie, nie przeszkadzasz.
Bardzo się cieszę. Prawdę mówiąc postanowiłem o tobie zapomnieć. Prawie mi się udało. Ale
cieszę się że zadzwoniłaś. Co jest?
Beata: Wiem, że zabrzmi to
niedorzecznie, ale mam myszy w
pokoju. Panicznie boję się myszy. Nie wygłupiam się. I za żadne
skarby nie zostanę w tym domu.
Dzwoniłam do koleżanki z pracy
i zgodziła się mnie przenocować.
Tylko że to jest daleko, aż przy
Tenth Line w Mississaudze. Czy
mógłbyś mnie tam zawieźć?
Rafał: No co ty, myszy się
boisz? A co zrobisz jutro, przestaniesz się bać? Trzeba te myszy
połapać. Poproś panią Jadzię,
przecież to jej dom.
Beata: Nie ma jej w domu od
wczoraj. Jestem tutaj sama i
trzęsę się ze strachu. To jak, za-
wieziesz mnie, czy nie?
Rafał: No dobrze, czekaj na
mnie, będę za piętnaście minut.
Wsiadła do samochodu i opuściła głowę. Nie mówili nic. Pojechał nad jezioro, do tego samego
co w dzień parku. Był jasno oświetlony, chłopaki grali w baseball
przy licznej publiczności. Poszli
przed siebie, znaleźli ławeczkę i
usiedli. Nad nimi zasypane gwiazdami niebo wróżyło piękną pogodę.
- Beata, ty masz jakiś problem. Czy mógłbym ci jakoś pomóc?
- Nikt mi nie może pomóc. To
jest mój problem, a właściwie cała
masa problemów. A ty nie masz
dość swoich, że chcesz poznać
moje?
- Mam, może nawet więcej od
ciebie, dziewczyno. Wiesz co,
wczoraj dużo nad tym rozmyślałem i doszedłem do wniosku, że
czuję się tak, jakbym cię już znał
od dawna. Teraz już wiem, co nas
łączy. Chyba posiadanie wielkiej,
ogromnej liczby problemów.
Mam rację?
Spojrzeli sobie w oczy i naraz
w jednej sekundzie buchnęli
szczerym śmiechem. Odruchowo objął ją, tak po przyjacielsku,
wcale nie erotycznie, nawet nie
czule. Ale ona już zastygła,
stwardniała, odsunęła się i tak
siedziała skulona, bez ruchu, jak
przestraszona wiewiórka.
Odsunął się na koniec ławki.
- Jedziemy? - zapytał.
Wjechali na highway QEW.
Przed zjazdem na Mavis Road
pokazał jej rząd oświetlonych
domów po lewej stronie.
- Tam mieszkam - rzekł zamyślony. I nagle samo mu się
powiedziało: - Jedźmy do mnie.
Przysięgam, że u mnie nie ma
myszy. Zjemy razem kolację.
Możesz u mnie spać, dostaniesz
pokój na piętrze, z łazienką. Ja
się prześpię na dole. A rano zawiozę cię do pracy.
Spojrzała mu prosto w oczy.
Jej wzrok był zimny jak lód.
- Dobrze. Tylko pamiętaj. Nie
będziesz do mnie przychodził w
nocy. Przysięgniesz?
- Przysięgam - powiedział z
przekonaniem. Podali sobie ręce.
Po drodze kupił sushi w japońskiej knajpce. Jedli, popijając herbatą. A potem powiedzieli sobie
dobranoc i ona powędrowała na
górę. - Obudź mnie o siódmej poprosiła znikając za zakrętem
schodów. Wziął prysznic i zaległ
w pościeli. Zasnął bez snów.
***
W redakcji opowiedział Ryszardowi całą historię. Ten wyśmiał się z niego, że zniweczył
taką okazję. - Więcej się nie powtórzy - skomentował. Będziesz
tego jeszcze żałował. Dżentelmen
się znalazł. - No a co z materiałem? - przypomniał sobie nagle. Chyba upichcisz co-nieco z tej
hecy?
- Nie martw się - powiedział
Rafał. Jest trochę faktów, coś się
dołoży, coś się wymyśli. Będziesz
miał na piątek.
Zadzwoniła o siódmej wieczorem.
Rafał: Co jest, znowu myszy?
Beata: Jakbyś zgadł, zaczęły
harce wcześniej niż zwykle. Może
byś przyjechał i je połapał?
Rafał: Dobra, zaraz będę, tylko
kupię pułapki w Canadian Tire.
Beata: OK. Czekam do oporu.
Edek Wójciak
Dokończenie za tydzień