Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka

Transkrypt

Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka
Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka
Ksiądz i polityka
Felieton radiowy ks. dra Andrzeja Jędrzejewskiego z cyklu „O polityce niepolitycznie”. Audycje
są emitowane w Radiu Plus Radom (90,7FM i 94FM) w każdą środę i sobotę po godz. 17.00.
Dzisiejszy felieton to właściwie post scriptum do poprzedniego, opublikowanego m.in. na portalu
Diecezji Radomskiej ("Państwo jak Narodowy Stadion") i Deon.pl .
Była to moja, subiektywna ocena, tego co wydarzyło się na Narodowym Stadionie i stanu
polskiego państwa. Doskonale rozumiem, że obok głosów ją podzielających były i opinie
zdecydowanie krytyczne. Za jedne i drugie bardzo dziękuję. Zabolały mnie jednak głosy, które
w zasadzie odmawiały mi prawa wypowiadania się w sprawach dotyczących państwa, dlatego,
że jestem księdzem.
Tak, jestem księdzem. To dla mnie obok bycia człowiekiem ochrzczonym zdecydowanie
najważniejsza tożsamość. Ale z chwilą święceń nie przestałem być Polakiem i sprawy Ojczyzny
zawsze należały do tych dla mnie najistotniejszych. Jestem księdzem, ale także obywatelem
państwa, na którego losie bardzo mi zależy. Czy nie mam prawa mówić o tym, czym żyję, co
bardzo dla mnie ważne?
1/4
Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka
Do najbardziej przejmujących momentów papieskich pielgrzymek do Polski należało
przemówienie w Kielcach w 1991 r., gdy Ojciec św. z wyraźnym wzburzeniem mówił o tym, co
na początku politycznych przemian w III RP uderzało w rodzinę. I potem, odchodząc od
oficjalnego tekstu, jakby usprawiedliwiając swoje wzburzenie, powiedział takie słowa: „Może
dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta
Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, …że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić,
nie mogą mnie nie boleć!”
Drodzy świeccy, nie pozbawiajcie nas, duchownych, prawa do myślenia o Ojczyźnie w takich
kategoriach, nie wymagajcie, by sprawy Ojczyzny nas nie obchodziły; by te złe, nie bolały, te
dobre, nie cieszyły; byśmy ani słowem nie odezwali się o tym, co dla nas ważne…
Rozumiem chyba z jakich motywów rodzą się opinie, krytykujące zabieranie głosu przez
księdza w sprawach państwa. Przypuszczam, że chodzi o to, by uchronić Kościół i jego
posłannictwo od uwikłania w partyjne spory, na czym mogłaby ucierpieć powszechność
Kościoła i jego misji. Nie tylko rozumiem te motywy, ale w pełni je podzielam. Motywacja taka
jest też bardzo widoczna w soborowej Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie
Współczesnym i w posoborowym nauczaniu, które wyraźnie rozróżnia zadania duchownych i
świeckich w odniesieniu do polityki. Polityka w sensie ścisłym, włącznie z przynależnością do
partii politycznych, kandydowaniem w wyborach, zaangażowaniem w politycznych kampaniach
itd., to domena wyłącznie katolików świeckich, którzy kierując się chrześcijańskim sumieniem i
głoszonymi przez Kościół zasadami, winni działać na własną odpowiedzialność, nie angażując
w swe polityczne działania autorytetu Kościoła. Miejsce duchownych jest natomiast w tzw.
metapolityce, czyli w sferze wartości, od których polityka nie może być wolna. Duchowni winni
wycofać się z zaangażowania politycznego, nie dlatego, że ono jest złe bądź nieważne, ale dla
większego dobra, by upartyjnienie, wplątanie w doraźne polityczne spory, oskarżenia o dążenie
do władzy itd. nie podważyły wiarygodności misji Kościoła (por. KDK, 76; CA, 47).
2/4
Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka
Nie znaczy więc, że biskup czy ksiądz o polityce ani słowa. Nie powinno to być jednak słowo
polityczne, partyjne, agitacyjne lecz słowo etyczne. Naszym, duchownych zadaniem jest więc
głoszenie zasad etyczno-społecznych, stawanie w obronie wartości, ładu moralnego, godności
osoby ludzkiej i jej praw, dokonywanie etycznych ocen, jednym słowem to wszystko, co nie jest
polityką, lecz jest dotyczącą także polityki nauką społeczną Kościoła. Nie ma takiego obszaru
życia ludzkiego, który byłby wyjęty spod etycznej refleksji i etycznych ocen wynikających z
wiary; tym bardziej nie może być takim obszarem polityka, w której rozstrzygają się kwestie o
zasadniczym znaczeniu dla życia poszczególnych ludzi i całych społeczeństw. Nie może więc
zabraknąć głosu Kościoła na temat polityki, byle to był głos etyczny, a nie polityczny. Bez tej
płynącej z wiary etycznej refleksji „życie publiczne – jak pisze papież Benedykt XVI w swej
encyklice społecznej - zostaje pozbawione motywacji, a polityka przyjmuje postać ucisku i
agresji” (CiV 56). I nic się nie poradzi na to, że niektórzy i w tym będą widzieć nieuprawnione
„uprawianie polityki”, „mieszanie się do polityki”. Przecież ten zarzut pojawia się nawet wtedy,
gdy Kościół wyłącznie z racji etycznych staje w obronie dzieci nienarodzonych, sprzeciwia się
stanowieniu praw uderzających w małżeństwo i rodzinę, upomina się o poszanowanie prawa do
świątecznego odpoczynku czy prawo do wolności publicznego wyznawania swej wiary. Te
zarzuty mieszania się do polityki nie są zresztą niczym nowym. W taki sposób mieszał się do
polityki św. Stanisław, biskup i męczennik, który nie zawahał się napomnieć króla w obronie
ładu moralnego; o uprawianie polityki oskarżano przecież niezłomnego Prymasa Wyszyńskiego,
gdy wypowiadał swoje
non possumus wobec komunistycznej władzy, która dokonała
zamachu na wolność Kościoła i prawa ludzi wierzących; takie samo oskarżenie kierowano pod
adresem bł. ks J. Popiełuszki, który upominał się wolność, prawdę, uszanowanie praw
człowieka.
Metapolityka stanowi też ważną część społecznej nauki Kościoła, a ta z kolei, jak czytamy w
Centesimus annus, wchodzi w „zakres misji ewangelizacyjnej Kościoła i stanowi istotną część
orędzia chrześcijańskiego” (CA 5). Benedykt XVI domagając się miejsca Boga i religii w sferze
publicznej i powiąże ściśle społeczną naukę Kościoła z „uprawnieniem obywatelskim dla religii
chrześcijańskiej” (CiV 56).
3/4
Ks. A. Jędrzejewski: Ksiądz i polityka
Granica między polityką a metapolityką, niestety, nie zawsze jest wyraźna i jednoznaczna.
Dlatego na ambonie, w konfesjonale, w sali katechetycznej i wszędzie, gdzie jestem jako ten,
kto głosi naukę Kościoła, wolę ostrożnie nawet się do tej granicy nie zbliżać i nie stwarzać
choćby pozorów politykowania. Uważam jednak, że aż taka ostrożność np. w publicystyce nie
jest konieczna. Oczywiście i tu nie przestaję być księdzem, nie mogę mówić czy pisać niczego
sprzecznego z nauką czy dyscypliną Kościoła, ale jednak zabieram głos nie z mandatu
Kościoła, nie w jego imieniu, lecz niejako na własny rachunek. W publicystyce nie domagam się
przecież, by moja opinia była traktowana jako stanowisko Kościoła; nie sugeruję, że ktoś, kto
ma inne niż ja zdanie, nie jest prawdziwym katolikiem itd. W sprawach polityki możemy się
przecież pięknie różnić, w sprawach wiary (także metapolityki) powinniśmy być zgodni. Wydaje
mi się, że to rozróżnienie wystarczy, nie trzeba zaś domagać się, by „ksiądz o polityce ani
słowa…”
4/4

Podobne dokumenty