maj 2014, nr 05
Transkrypt
maj 2014, nr 05
miasto Ł Biesiada zamiast Bomb Departament Gier Już 14 lat działa łódzkie wydanie akcji „Food Not Bombs” - czyli rozdawania darmowego jedzenia potrzebującym. Jakie są refleksje weteranów FNB po rozdaniu ok. 17 tysięcy wegetariańskich posiłków? Czym są gry i skąd się wzięły? Jaki mają wpływ na nasze życie? Czy miasto może być dobrym polem do gry? Na serię pytań odpowiadają eksperci i ekspertki, czyli zespół łódzkiego Departamentu Gier. Str. 4-5 Łódzka Gazeta Społeczna Str. 14-15 Fot. Kamil Fibak Maj 2014 / nr 05 (07) Stary neon dworca Łódź Fabryczna W 10. roku polskiego bytowania w strukturach Unii Europejskiej, przychodzi nam po raz 3 wybrać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Kogo znajdziemy na pierwszych miejscach list wyborczych w Łodzi? Mateusz Radziszewski W ybory do Parlamentu Europejskiego dalej pozostają dla nas tajemnicze i niezrozumiałe, czego dowodem jest dotychczasowa frekwencja, która w 2004 roku wynosiła 20.9%, a pięć lat później 24,53%. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Należy jednak wyróżnić dwa z nich. Pierwszym jest znikoma wiedza o tym, czym zajmuje się Parlament Europejski, a drugi to nieznajomość kandydatów ubiegających się o mandat, oprócz tych z pierwszych stron gazet. Dlatego też chcąc uzupełnić brakującą wiedzę pragnę zaprezentować liderów i liderki list wyborczych w okręgu wyborczym nr 6, czyli w województwie łódzkim. Pomimo, że Parlament Europejski nie jest bezpośrednim odpowiednikiem organów ustawodawczych w krajach członkowskich, a jego charakter można określić jako opiniotwórczy, kontrolny i konsultatywny, stanowi ważny współdecydujący głos o losach Unii Europejskiej. Dlatego nasza tegoroczna decyzja przy urnie wyborczej, w coraz bardziej niestabilnym świecie, powinna być podyktowana zdroworozsądkowym pragmatyzmem, troską o wspólne dobro, bezpieczeństwo i stabilność społeczno-polityczną. Prezentacja wybranych kandydatów i kandydatek do PE na stronach 7-9 2 Miasto Ł Od naczelnej Aleksandra Dulas K iedy składaliśmy kolejny numer Miasta Ł, okazało się, że maj jest miesiącem pełnym świąt. I to nie tylko tych oczywistych jak Święto Pracy, flagi czy konstytucji. Również takich mniejszych, bardziej kameralnych, grupowych, podgrupowych, sektorowych. Zatem gazeta, którą trzymacie Państwo w ręku jest zaproszeniem na imprezy, koncerty, wystawy. Odbywają się one z okazji tychże świąt, jubileuszy i różnych innych, mniejszych i większych okazji. Warto w nich uczestniczyć, bo są różnorodne, radosne i ciekawe. Dla mnie osobiście najważniejsze majowe święto, o którym pisze Mariola Andrzejczak w tekście „Miłość, z której się nie wyrasta” to 55 rocznica Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej. Byłam z tą rozgłośnią związana całe moje dorosłe życie. I jestem do dziś, prowadząc audycję „Działam, więc jestem”. To radio mnie ukształtowało. Ludzie, których w nim poznałam stali się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Żak to fantastyczne miejsce, gdzie spotykają się osoby, którym się naprawdę chce robić ciekawe rzeczy. Dlatego zachęcam wszystkich łodzian i łodzianki do uczestniczenia w urodzinach radia, słuchania Żaka i napawania się dumą, że mamy w Łodzi taką rozgłośnię. Bo trzeba podkreślić, że Radio Politechniki Łódzkiej jest ostatnią w Polsce całkowicie niekomercyjną rozgłośnią radiową. Jest znakomitą szkołą dziennikarstwa, demokracji, tolerancji. To jest miejsce, w którym Łódź naprawdę kreuje. Maria Nowakowska zaprosi na Święto Łódzkiej Pozarządówki, czyli wszystkich organizacji, które działają w Łodzi na rzecz jej mieszkańców. Będzie dużo zabawy, nauki, interesujących którzy chcą zobaczyć co robią inni. Na zakończenie polecam główny temat numeru. Są nim wybory do Europarlamentu. I proszę, Drodzy Państwo nie krzyczeć, że polityką się brzydzicie. Proszę nie mówić, że to nie Wasza sprawa, że do punktu wyborczego daleko a do Brukseli jeszcze dalej. Na te wybory należy iść. Każdy obywatel, któremu zależy na swoim mieście i kraju, powinien świadomie zdecydować na kogo odda bijmy rekord frekwencji. Pokażmy, że dojrzewamy jako społeczeństwo. Dodam tylko, że Miasto Ł jest gazetą, która promuje takie wartości jak demokracja, równość, integracja społeczna, prawa człowieka i obywatela. Zatem nie znajdziecie Państwo wśród opisywanych przez nas kandydatów osób, których poglądy i czyny pokazują, że te wartości są im obce. Uważamy bowiem, że są postawy i opinie, których nie nale- spotkań. To znowu znakomita okazja, żeby zobaczyć ile ciekawych inicjatyw podejmowanych jest w naszym mieście. To miejsce dla wszystkich, którzy myślą o wolontariacie, chcą działać na rzecz najbliższej okolicy, ale również dla tych, swój głos. Pomagamy w tym. Przybliżamy sylwetki kandydatów do Europarlamentu z okręgu łódzkiego. Zachęcamy do uważnego przeczytania i rozsądnego podjęcia decyzji. 25 maja spotkajmy się wszyscy przy urnach wyborczych. Po- ży promować w dyskursie publicznym, gdyż są one niebezpieczne dla demokracji i ładu społecznego. Życzę Państwu miłej lektury. I dobrego, ciepłego maja. W Łodzi. Miasto Ł w Taxi Dwa Dwa Miasto Ł można otrzymać w taksówkach Korporacji Taksówkowej TAXI DWA DWA. Twoje Taxi w mieście. Dziękujemy! Redaguje zespół: Tomasz Bużałek, Julian Czurko, Iza Desperak, Aleksandra Dulas (redaktorka naczelna), Michał Gauza, Damian Graczyk, Krzysztof Jarczewski (zdjęcia), Anna Jurek, Weronika Jóźwiak (koordynatorka), Ewa Kamińska–Bużałek, Anna Kronenberg, Katarzyna Łąpieś (zdjęcia), Wojciech Makowski, Katarzyna Mikołajczyk, Mateusz Mirys (skład), Jarosław Ogrodowski, Bruno Polis, Bartłomiej Kacper Przybylski, Aleksandra Szpiegowska (korekta), Emilia Szywała, Joanna Tarnowska (zdjęcia), Emilia Twardowska, Ewa Tyszko. Wydawca: Fundacja Nowoczesnej Edukacji SPUNK. Partnerzy: Stowarzyszenie Tkalnia, WOZ – Die Wochenzeitung, „Lappi, tue d’Augen uf”, Stowarzyszenie Homo Faber. Nakład: 10 000 egzemplarzy. Kontakt do redakcji: tel. +48 726 515 510, e–mail: [email protected] www.miastol.pl / www.facebook.com/MiastoL Kwiecień 2014 3 Widziałem na ulicy atom Felieton Szczepan Przedziwko − O Łodzi. Koniecznie. Postanowiłem się postarać, bo to w końcu debiut. Wybrałem ładny dzień i poszedłem „w miasto”. No bo skoro ma być o Łodzi, to przecież tutaj należy szukać pomysłu, tematu trzeba poszukiwać na ulicach, chodnikach, w lokalach, wszędzie. Czy znalazłem pomysł? Niekoniecznie. Znalazłem za to masę energii, chęci do działania, znalazłem niemalże reaktor atomowy w samym centrum swojego miasta. Już tłumaczę. Trudno jest przejść po Łodzi tak, by nie natrafić na żaden przystanek komunikacji miejskiej. Ponieważ chmurzyło się lekko, a ja dojść chciałem daleko, postanowiłem zamiast dochodzenia wykonać dojazd. Szanowni Państwo, gdyby skumulowanym poirytowaniem czekających na autobus ludzi zasilić tablice informujące o tym, że „awaria” i że „opóźnienie”, to by te tablice można było, jak mur chiński, z kosmosu oglądać i podziwiać. Tak fenomenalnie byłyby jasne. Pod tymi wiatami o szybach szarych u góry (bo brudnych), bądź falistych z blachy, o estetyce co najmniej nadszarpniętej, aż się gotuje – sto procent energii! Najpierw wzrok na rozkład, potem na zegarek. Potem znów na rozkład? Nie, bo ktoś zasłonił. I rośnie grupa, autobusu nie ma, ktoś zasłania tablicę, nic nie widać, tłum się robi. Trzeba go będzie w jedną z par drzwi wpasować. Puścić wąskim przejściem, wzmóc jeszcze bardziej ilość produkowanej energii. Jak? Przez pocieranie! To jeszcze nie jest reaktor z prawdziwego zdarzenia – reaktory znane są z tego, że zajść w nich musi reakcja o klasycznym wyglądzie łańcucha. Przyjeżdża autobus z równie energetycznym kierowcą, wsiada do niego zestaw pasażerów… kumulacja! Następnie skumulowana energia trafia w przewód, który przewiezie ją gdzieś indziej. Prędzej… Bądź później. Ze wskazaniem na to drugie. I stoi autobus, bo stoi przed nim samochód. A przed samochodem kolejny. I kolejny. I ciasno jest strasznie i nic a nic się nie rusza i z tego autobusu irytacja emanuje w stronę kierowców poszczególnych pojazdów. Ci są wściekli, bo autobus, kierowca autobusu jest wściekły, bo za nim sześćdziesięciu pasażerów narzeka. Kto ma najgorzej? Taka mucha, co czasem wlatuje między dwie cewki – rowerzysta. Bo ten akurat jedzie i omijać może. A gdy on jedzie, a inni stoją, to inni aż kipią ochotą, by temu dwukołowemu wyjechać. Dosłownie, w przenośni, bez znaczenia. Na to wszystko jeszcze pojawia się pieszy – mamy łańcuch. Stojącego kierowcę szlag trafia, bo rowerzysta jedzie. Rowerzysta wściekły wjeżdża na chodnik, bo mu kierowca zajechał drogę, na chodniku pieszy dostaje szału, bo rower go prawie potrąca. Ścieżki rowerowe? Buspasy? Oczywiście, działają – jako zawór bezpie- czeństwa jednak jedynie. Przy takiej ilości energii nie ma specjalnie gdzie wysłać nadwyżki. Bojąc się nieco o bilans energetyczny przystanku, postanowiłem iść pieszo… Oczywiście zaczęło padać. Idąc też poczułem się energetycznie uniesiony. Bo idę, moknę idąc i to nie tylko od góry, ale i od dołu. Bo remont. Bo remonty! Wszę- rewitalizacja oddolna na sposób łódzki – miasto zamienia się w reaktor, który produkuje w próżnię całą masę energii. Co nas może uratować? Czy wybuchniemy? Historia pokazuje, że wybuchy się owszem zdarzają… Czy i nam się zdarzy? Czy osiągniemy Masę Krytyczną, i wysadzimy się sami, niby terroryści? Cóż, zasadnicza różnica polega na tym, Idę, moknę idąc i to nie tylko od góry, ale i od dołu. Bo remont. Bo remonty! Wszędzie remonty! I jak przejechać przez centrum, gdy remont? Jak przejść skoro remont? dzie remonty! I jak przejechać przez centrum, gdy remont? Jak przejść skoro remont? Wszystko stoi, ale nie biernie zupełnie – stoi i pracuje i szuka ujścia ta energia cała, którą łodzianie, łodzianki produkują jakoś ostatnio w nadwyżce. Wodą chłodzić się nie da – deszcz irytuje, bo „jeszcze na to wszystko pada”. Zmokłem, zmęczyłem się, usiadłem, pomyślałem. Rozkopane ulice, barykady, burzone budynki i jednoczący się w swoim energetycznym rdzeniu miasta ludzie. Szanowni Państwo, wychodzi mi na to, że krok nas dzieli od czegoś na kształt rewolucji francuskiej. A wszystko przez remonty. Nie, nie, nie…! Teraz się nie remontuje. Teraz się re-wi-ta-li-zu-je. I chodnik i asfalt. To taka nasza że wybuchy zdarzają się wtedy, gdy nie zmienia się i nie modernizuje się reaktora przez czas długi. A tu się zmienia! Zmienia się wszystko i to na lepsze! I jak już się jednoczymy, i źli jesteśmy strasznie i zasilać moglibyśmy nasze własne telefony naszymi własnymi zirytowanymi głosami, to może to jest właśnie ten moment, kiedy należałoby chwilę się wstrzymać? Uspokoić się nieco? Bo to wszystko po to, by było lepiej, by jeździć się dało, by chodzić też było można! Nie widzę nic złego w rewitalizacji po łódzku – przekształcamy postindustrialne centrum w reaktor… Dajmy sobie chwilę – niech reaktor stanie nowy, energia niech zostanie w nas tak duża jak teraz. I niechże będzie pozytywna! Fot. Jarosław Klamka −Ch ciałbyś napisać dla nas felieton? − Mogę. O czym? Krajobraz Placu Wolności od strony ulicy Nowomiejskiej 4 Miasto Ł Biesiada zamiast bomb Na pierwsze gotowanie kupili dużo kapusty, pożyczyli wielki gar i spędzili całą noc, gotując ją do miękkości – był 2000 rok, właśnie wrócili z protestów alterglobalistycznych w Pradze, gdzie posiłki rozdawała ekipa „Food Not Bombs”. Z ideą rozdawania potrzebującym jedzenia na ulicach spotkali się wcześniej, ale to ekipa prowadząca akcję w Czechach zainspirowała ich do zorganizowania się w Łodzi. Ilona Majewska O mają przerwę do jesieni, kiedy wraz z pierwszym chłodem wrócą do rozdawania posiłków potrzebującym łodziankom i łodzianom. Jak to się robi? Pracują w niedziele, bo tego dnia inne instytucje wydające posiłki najczęściej mają wolne. Na początku trzeba zebrać produkty – kilka dni przed weekendem odwiedzają łódzkie ryneczki, proszą sprzedawców o przekazanie warzyw gorszej jakości, które nie nadają się do sprzedaży, negocjują niższe ceny. Wielu sprzedawców pomaga od lat – dają towar, udzielają dużych rabatów, czują się już współodpowiedzialni za powodzenie akcji. Każdorazowo nad przygotowaniem i wydawaniem posiłków czuwa koordynator/ koordynatorka. Ustalili między sobą, że w ciągu sezonu każdy z nich chociaż raz powinien podjąć się tej roli – rozdzielić obowiązki, sprawdzić, czy zebrali wy- starczającą liczbę warzyw, czy nie brakuje jednorazowych naczyń i przypraw, ustalić, gdzie gotują, kto zawiezie, a kto będzie wydawał posiłki. – Przez czternaście lat dużo się zmieniało – mówi Adrian – początkowo gotowaliśmy w prywatnych mieszkaniach, na squacie przy Węglowej, zdarzało się, że czyjaś mama pracowała w szkole i dawała nam klucze do kuchni, w Klubokawiarni La Granda i Fab Labie. Był czas, kiedy gotowaliśmy w soboty, a w niedzielę tylko podgrzewa- Fot. Radosław Sochala d tamtego czasu minęło 14 lat, wydali ponad 17 tysięcy wegetariańskich posiłków, kilkadziesiąt kilogramów odzieży, udzielili wielu porad, są najdłużej działającą bez przerw ekipą w Polsce. Na rozmowę umawiam się z Adrianem, jednym z założycieli „Food Not Bombs” w Łodzi. Jest niedzielne przedpołudnie – czas przygotowywania i wydawania posiłków – ale tegoroczny sezon już zamknięty, a osoby prowadzące akcję Przygotowanie składników na posiłki rozdawane w ramach Food Not Bombs liśmy jedzenie. Teraz wszystko robimy w niedzielę: od rana robimy jedzenie, później ktoś przewozi termosy na miejsce wydawania posiłków. Różnie bywało z transportem – najczęściej ktoś użycza swojego samochodu, kilka razy musieli brać taksówkę, a raz wieźli wielkie gary komunikacją publiczną. – To było dość komiczne – wspomina Adrian. – Fajne jest, że niektórzy nasi beneficjenci angażują się, pomagają nam nosić garnki, pilnują kolejki, dzięki temu ci, którzy nakładają jedzenie mogą sprawnie pracować. Samopomoc versus konsumpcja – Kiedy zaczynaliśmy, wyszliśmy z ulotkami na nieistniejący już Dworzec Fabryczny, przekazywaliśmy je bezdomnym, a oni informowali kolejne osoby. Na pierwsze rozdawanie w przejściu podziemnym przy Dworcu przyszło 50 osób. Zmieniają się grupy korzystające z wsparcia – emeryci, którym nie wystarcza pieniędzy po zapłaceniu świadczeń na jedzenie, długotrwale bezrobotni, matki samotnie wychowujące dzieci, osoby uzależnione od alkoholu, bezdomni. Najmniej, bo ok. 30 osób zdarza się na początku sezonu, kiedy wieść, że już rozdajemy nie dociera do wszystkich, ale pamiętam niedziele, kiedy w kolejce stało 150 osób, to były smutne sytuacje, że ktoś czekał 30 minut w kolejce, a jedzenia dla niego brakło. Na szczęście, od kilku lat takich sytuacji nie ma. Jedzenie rozdają w dwóch turach – najpierw na talerzykach, do zjedzenia na miejscu, pozostałe pakują w przyniesione przez ludzi garnki, trójniaki. Dzięki temu osoby potrzebujące mają zapewnione dwa lub trzy dni z ciepłym posiłkiem. Poza jedzeniem robią zbiórki odzieży, a w czasie gdy szczególnie dużo przychodziło mam z dziećmi, przygotowywali gwiazdkowe upominki dla najmłodszych. Adrian opowiada, że korzystający z pomocy często się wstydzą swojej sytuacji, starają się jak najszybciej zabrać porcję i odejść. Przychodzą też osoby, które poza posiłkiem i odzieżą potrzebują wsparcia innego rodzaju. Zdarza się, że ekipa „Food Not Bombs” pomaga dotrzeć do pomocy prawnej, psychologicznej, kierują na obdukcję osoby, które doświadczają przemocy w rodzinie. – Przygotowujemy ulotki, na których są aktualne informacje o insty- szpilkach, które z wielkimi torbami wracają z zakupów, z drugiej osoby, którym brakuje środków na podstawowe potrzeby. – Chcieliśmy pokazać, że istnieje świat poza pięknymi sklepowymi witrynami, że wrzucenie raz do roku 10 zł do puszki na Owsiaka – chociaż to fajna inicjatywa – to może być za mało, żeby mieć czyste sumienie. Przy każdym wydawaniu posiłków wystawiają puszkę, jeśli uda im się zebrać 50 zł, przeznaczają je na jednorazowe naczynia, przyprawy, warzywa. Menu początkowo było dość proste – kasza lub ryż z warzywnym sosem i surówka. Od początku wyszli z założenia, że nie będą przygotowywać mięsnych posiłków – przeciwstawiają się przemysłowej hodowli zwierząt, a bez naszprycowanego antybiotykami mięsa są w stanie przygotować zdrowe i energetyczne posiłki. Od pewnego czasu jest im łatwiej – załogę zasilił chłopak, który jest kucharzem, dzięki niemu urozmaicili swoje menu. Na ostatnich turach jedna z koleżanek przygotowała wielką blachę ciasta, czasem dostają kilka skrzynek jabłek lub inne owoce. Doszli do większej wprawy w gotowaniu, mają własne garnki, wojskowe duże termosy. Są na takim etapie, kiedy wszystkie działania prowadzą sprawnie. Swoim doświadczeniem podzielili się w podręczniku dla grup, które chcą założyć „Food Not Bombs” w swoim mieście. Czy nie kusiło ich sformalizowanie grupy – założenie stowarzyszenia, zdobywania grantów? Adrian zapewnia, że nie. Być może formalizacja zabiłaby ducha samopomocowego, który jest od 14 lat. – Nie chcieliśmy biurokracji, wybierania władz, rozliczania się – nie jest to do niczego nam potrzebne. Udaje się zebrać co tydzień 50 zł, dostać warzywa, znaleźć miejsce do gotowania. Praca przy sezonie, który trwa prawie 20 tygodni jest męcząca, nie potrzebne są dodatkowe formalności. Jedynym plusem formalizacji byłoby to, że moglibyśmy otrzymywać jedzenie od Banku Żywności, a jako nieformalna grupa nie możemy. „Food Not Bombs”, czyli kto? Od początku istnienia skład zmieniał się wielokrotnie. Tych którzy, jak Adrian, działają od 2000 roku, jest niewielu. Są osoby, które przychodzą na kilka goto- Po przejściu podziemnym Dworca Fabrycznego było przejście przy Galerii Łódzkiej. Miejsce wybrane celowo, żeby pokazać społeczne kontrasty. Z jednej strony panie na szpilkach, które z wielkimi torbami wracają z zakupów, z drugiej osoby, którym brakuje środków na podstawowe potrzeby. tucjach świadczących pomoc, bardzo często jesteśmy takim pierwszym krokiem w rozwiązywaniu socjalnych problemów. Z czasem zmieniały się lokalizacje rozdawania posiłków. Po przejściu podziemnym Dworca Fabrycznego było przejście przy Galerii Łódzkiej. Miejsce wybrane celowo, żeby pokazać społeczne kontrasty. Z jednej strony panie na wań i odchodzą, są takie, które zostają na dłużej. Jest duża rozpiętość wieku – od licealistów, studentów i osób tuż po studiach aż po starsze małżeństwa. – Ci państwo razem z córką gotują osobno gar jedzenia, który od nich odbieramy. Są osoby zaangażowane w ruch antymilitarystyczny, przez pewien czas drugą grupę gotującą tworzył łódzki oddział Vivy. Część osób rekrutuje się ze śro- 5 Fot. Radosław Sochala Kwiecień 2014 Rozdawanie posiłków w przejściu podziemnym dowisk lewicowo- wolnościowych, ale mamy jednego kolegę, który legitymuje się jako prawicowiec, a mimo to jesteśmy w stanie się dogadać. Najprościej, punktem wspólnym dla wszystkich jest empatia. Angażują się studenci zagraniczni, którzy są tu na wymianach, opowiadają nam jak wygląda „Food Not Bombs” w ich krajach. Portugalczyk opowiadał nam, że wynajmują stołówkę, a grupą, którą najczęściej karmią, są Polacy, Białorusin – że ich akcje organizowane są naprędce, na ulicy, pod drzewem, żeby nie zwinęła ich milicja. Specyfika „Food Not Bombs” zależy od miasta – my w Łodzi robimy wszystko szybko, w Poznaniu jest siedzenie na słoneczku, czytanie książki. Bywały sezony, kiedy ludzie się wykruszali i tylko kilka osób ciągnęło tydzień w tydzień gotowanie, mimo zmęczenia, byle nie przerywać tego co rozpoczęli. W kolejnych dołączało się dużo osób. Każdy rok wygląda trochę inaczej. Na początku sezonu organizują spotkanie otwarte, dołączają się kolejne osoby. Przyjęli zasadę, że odmawiają udziału grupom wyznaniowym i młodzieżówkom politycznym. Zapraszamy ich jako osoby prywatne, ale nie chcemy być punktem w zbijaniu kapitału politycznego. Akcja ma pozostać świecka, na transparentach odwołują się do humanizmu. Dwukrotnie połączyli wydawanie jedzenia z akcją polityczną – pierwszy raz, żeby zaprotesto- wać pod konsulatem Wielkiej Brytanii, kiedy wybuchła wojna w Iraku. Drugi, kiedy w Teatrze Wielkim miał miejsce ogólnopolski zjazd właśnie powstającej Platformy Obywatelskiej. – Chcieliśmy pokazać, że kiedy elity się bawią – na ulicach są niedożywieni ludzie. Politycy wchodzili wtedy tylnymi drzwiami, ale policja nie interweniowała. Wydali posiłki do końca. Ten sprzeciw wobec działań polityki wyrażała nazwa, którą przez pewien czas miała grupa: „Jedzenie zamiast kłamstw”. – Wkurzało nas, że politycy obiecują różne rzeczy, a kiedy dochodzą do władzy, nic z tego nie wynika. Chcieliśmy pokazać, że my po prostu dajemy jedzenie i nie wymagamy nic za to. I, że pomagamy wszystkim, że nie są potrzebne żadne zaświadczenia itp. Wróciliśmy do FNB, bo ta nazwa dobrze się kojarzy części społeczeństwa, bo to akcja ogólnopolska, ogólnoświatowa. Dużo osób kojarzy nawet z tych, którzy przychodzą na posiłki, mówią, że kiedy mieszkali we Wrocławiu czy Warszawie też korzystali. Adrian o swoich 14 latach tworzenia „Food Not Bombs”: – Czasem nachodzą wątpliwości, czy to ma sens, czasem się po prostu nie chce albo wypadają jakieś życiowe sytuacje. Zdarzył się rok, że na 15 gotowań w sezonie, byłem dwa razy. Ale mam takie poczucie, że jeśli nie będzie takich akcji – zaniknie samopomoc, to na kogo będzie można liczyć? 6 Miasto Ł LIKWIDACJA KURSÓW TO KIEPSKI DOWCIP! Kilkanaście lat temu Łódź była stawiana za wzór. Co się zmieniło? ul. Kilińskiego KIEDYŚ: 18 kursów/h OBECNIE: 4 kursy/h ul. Przybyszewskiego KIEDYŚ: 14 kursów/h OBECNIE: 5 kursów/h ul. Kościuszki KIEDYŚ: 35 kursów/h OBECNIE: 28 kursów/h Każda linia tramwajowa jeździ wolniej. A każdy nowy rozkład jazdy to kolejne cięcia! 1 kwietnia ruszyła zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem uchwały „Oddajcie nam tramwaje”. Chcemy, aby MPK jeździło przynajmniej tak często i szybko jak w 2001 roku. Aby móc złożyć projekt uchwały potrzebujemy 6 tysięcy podpisów. Chcecie się podpisać? Chcecie pomóc w zbiórce? Zapraszamy do zajrzenia do nas i dopisania się na liście. ODE Źródła, ul. Zielona 27, pn.- pt. 10:00-16:00 MPK na wielu liniach jeździ coraz wolniej i rzadziej. Wielu z nas traci przez to czas każdego dnia. W kwietniu rozpoczęło się zbieranie podpisów pod projektem uchwały Rady Miejskiej wzywającej do poprawy jakości komunikacji publicznej. „Miasto Ł.” patronuje tej inicjatywie. Wojciech Makowski i Tomasz Bużałek P o reformie linii i rozkładów jazdy, przeprowadzo -nej w 2001 roku, dało się jeździć po Łodzi w miarę sprawnie. Tramwaje kursowały w równych odstępach czasu co 7,5 minuty, najrzadziej – co 10. Godziny szczytu kończyły się po 19:00. Kilkanaście lat temu Łódź była stawiana za wzór. Potem było już tylko gorzej. Dla przykładu na linii „Łódzkiego Tramwaju Regionalnego”, gdzie modernizacja miała przynieść 12-minutowe przyspieszenie, jedzie się teraz o 3 minuty dłużej. „Dwunastka” potrzebuje 10 minut więcej na pokonanie swojej trasy, pomimo remontu na Narutowicza. „Trzynastka” kiedyś potrzebowała tylko 48 minut na przejazd od krańcówki do krańcówki, zaś według aktualnego rozkładu już 57 minut. Na Kilińskiego przy Piłsudskiego kiedyś tramwaj podjeżdżał co 3-4 minuty. Teraz, co piętnaście! Systematycznie prowadzone cięcia rozkładów jazdy zamieniły podróżowanie łódzką komunikacją w kiepski dowcip. Jednak dla nas, pa- sażerów, to nie jest śmieszne. Wielu z nas zostało zmuszonych do porzucenia MPK i przesiadki na samochód – bo są granice ilości czasu, jaki można przeznaczyć na poruszanie się po mieście. Taka zmiana kosztuje zwykle kilkaset złotych każdego miesiąca. „Oddajcie nam tramwaje” to obywatelska inicjatywa uchwałodawcza na rzecz przywrócenia łódzkiej komunikacji miejskiej parametrów przynajmniej tak dobrych, jak w 2001 roku. Chcemy, by tramwaje i autobusy znów jeździły często i regularnie. Chcemy, by autobusy nocne znów jeździły co pół godziny przez cały tydzień. Chcemy przywrócenia czasów przejazdu, jakie obowiązywały w 2001 roku i wydłużenia godzin szczytu komunikacyjnego. Chcemy, żeby komunikacja miejska ulegała systematycznej poprawie i przyciągała kolejne osoby, a nie odstraszała. Poza tym, chcemy pokazać, że zależy na tym nie tylko nam, że duża część mieszkańców Łodzi domaga się sprawnego transportu publicznego. Jak to działa? Prawo do zgłoszenia projektu uchwały Rady Miejskiej ma w Łodzi nie tylko Prezydent i radni, ale także grupa 6000 mieszkańców. Jeżeli do Biura Rady Miejskiej wpłynie projekt z taką liczbą podpisów, radni będą musieli się nim zająć na sesji. Niestety, liczą się tylko podpisy „oficjalnych” mieszkańców Łodzi, widniejących w spisie wyborców. Napisany przez nas projekt uchwały zawiera konkretne wytyczne, ile kursów na godzinę powinno być na najważniejszych odcinkach tras. Liczby te są oparte o archiwalne rozkłady jazdy z 2001 roku. Gdzie i kiedy można się podpisać? Podpisy zbieramy głównie na przystankach. Jeżeli nie udało Ci się spotkać aktywisty czy aktywistki z listą poparcia, możesz przyjść do jednego z punktów, gdzie zawsze można się podpisać. Są to: • Klubokawiarnia Granda, ul. Rewolucji 1905 r. 40 (wszystkie dni tygodnia 10:00-23:00). • Niebostan, ul. Piotrkowska 17, w bramie (wszystkie dni tygodnia 12:0003:00). • Ośrodek Działań Ekologicznych Źródła, ul. Zielona 27 (pn.-pt. 10:0016:00). • Miejski Punkt Kultury „Prexer”, ul. Pomorska 39/41 (pn.-pt. 12:00-18:00). • Świetlica Krytyki Politycznej, ul. Piotrkowska 101, lewa oficyna (pn.-pt. 12:00-18:00). Jeżeli chcesz pomóc, wytnij formularz poniżej, zbierz podpisy wśród znajomych, a potem przynieś do jednego z tych punktów. Prawo nie wymaga zebrania podpisów w żadnym określonym czasie, jednak zamierzamy zakończyć zbiórkę do końca maja. Pełna treść uchwały oraz aktualne informacje o zbiórce podpisów znajdziesz na stronie internetowej „Miasta Ł.” oraz na Facebooku: www.facebook.com/OddajcieNamTramwaje Kwiecień 2014 7 Kto w wyborach do Parlamentu Europejskiego? Platforma Obywatelska Prawo i Sprawiedliwość Lista nr 8 Lista nr 4 1. Jacek Saryusz-Wolski 1. Janusz Wojciechowski Doktor nauk ekonomicznych na UŁ. Od 1991 do 1996 r. pełnomocnik ds. integracji europejskiej i pomocy zagranicznej. Z jego inicjatywy 30 września 1993 roku powstał w Łodzi Instytut Europejski, zajmujący się badaniami oraz szkoleniami w zakresie integracji europejskiej. Obecnie odbywa swoją drugą kadencję w Parlamencie Europejskim. Jako europoseł chciałby dalej angażować się w pracę w ramach polityki m. in. Wschodniej UE oraz Partnerstwa Wschodniego. Ponadto wzmacniać bezpieczeństwo energetyczne UE, Polski oraz regionu łódzkiego. Jak sam mówi w wywiadzie dla Krytyki Politycznej: – Suwerenność to zdolność wpływania na bezpieczeństwo mojej wspólnoty, mojego kraju. Mogę mieć tę zdolność bez porównania wyższą, jeśli część atrybutów tradycyjnie rozumianej suwerenności będę wykonywał wraz z innymi krajami, w ramach wspólnych i dobrowolnie powołanych instytucji. Ale może być i odwrotnie. Mogę mieć stuprocentowe panowanie nad wszystkimi formalnymi aspektami suwerenności, a gorzej się przysłużę bezpieczeństwu i dobrobytowi mojej wspólnoty. Jacek Saryusz-Wolski jest orędownikiem utworzenia Unii Bankowej jako organu wspólnotowego do zarządzania gospodarczego oraz kontroli w celu wyrównywania pozycji krajów strefy Euro jak i państw spoza niej, w tym Polski. Pozapolityczne zainteresowania Jacka Saryusza-Wolskiego to: żeglarstwo, teatr oraz Twitter. Fot. European People’s Party 2. Joanna Skrzydlewska Absolwentka Wydziału Zarządzania UŁ. Posłanka na Sejm RP V i VI kadencji, a od 2009 r. deputowana do Parlamentu Europejskiego. Nie zmienia to faktu, iż dla wielu mieszkańców znana jest bardziej jako córka Witolda Skrzydlewskiego, właściciela największego przedsiębiorstwa pogrzebowego oraz sieci kwiaciarni w regionie, z którym to wizerunkiem stale walczy. Jak sama twierdzi: – Nadchodzące wybory będą dla mnie już szóstymi. Jak na mój wiek to całkiem niezły dorobek. Zdążyłam się też już uodpornić. Zdaję sobie sprawę, że moje nazwisko wywołuje różne reakcje, pozytywne i negatywne. W swoim programie stawia na problematykę polityki społecznej: bezpieczeństwo i rozwój rynku pracy, zapobieganie wykluczeniom i dyskryminacji oraz rozwój edukacji. Ponadto pragnie udzielać się w pracach na rzecz ochrony praw kobiet. – Czuję się bardziej społecznikiem niż politykiem, lubię pomagać ludziom, lubię coś po sobie zostawić. Należę do osób, które wolą działać niż narzekać – mówi Joanna Skrzydlewska. Od dawna związana z łódzkim sportem, obecnie piastuje fotel honorowego prezesa żużlowego klubu „Orzeł Łódź”, a kilka lat temu zasiadła w zarządzie klubu piłkarskiego „Łódź Widzew”. Fot. Martin Kraft / martinkraft.com Pochodzący z Rawy Mazowieckiej, absolwent Wydziału Prawa i Administracji UŁ. Sędzia rejonowy, następnie członek Sądu Wojewódzkiego, a w latach 1990 – 1993 Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Sprawował także funkcję prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Karierę polityczną rozpoczął w 1985 roku od Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Po transformacji, już jako członek Polskiego Stronnictwa Ludowego, uzyskał mandat posła w II kadencji Sejmu RP. W niższej izbie parlamentu zasiadał jeszcze raz od 2001 roku, lecz kadencji nie dokończył z powodu startu w wyborach europarlamentarnych. Janusz Wojciechowski obecnie odbywa swoją drugą kadencję w Parlamencie Europejskim. Za pierwszym razem z ramienia PSL, a za drugim jako przedstawiciel nowego ugrupowania PSL Piast z list wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Od 2010 roku oficjalnie stał się członkiem PiS. Człowiek o bardzo ostrym języku, czego dowodem są wpisy na jego blogu: – Rosjanin kwestionujący ludobójstwo w Katyniu to ignorant, tchórz albo kłamca. Polak negujący ludobójstwo w Katyniu – to zdrajca, (…) Tusk nawet jak mówi prawdę, też kłamie oraz Dość tych kłamstw pod wąsem, Jarosławie – wpis skierowany do Jarosława Kalinowskiego z PSL. Pozapolityczne zainteresowania Janusza Wojciechowskiego to podnoszenie ciężarów, a także bieganie m. in. w maratonach. Fot. Jarosław Kruk 2. Urszula Krupa Łodzianka, z wykształcenia doktor nauk medycznych. Swoją karierę polityczną rozpoczęła w 2001 roku, kiedy to zdobyła mandat posła z listy Ligi Polskich Rodzin. W 2004 roku została wybrana do Parlamentu Europejskiego, jednakże w 2009 roku nie uzyskała reelekcji. Od lat 90. związana ze środowiskiem Radia Maryja. W 1994 roku ukończyła podyplomowe studium w Toruniu, a od 1995 roku na antenie wspomnianej rozgłośni prowadzi audycję „Porady lekarskie”. Ponadto od 2003 roku jest wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Członek Stowarzyszenia „Rodzina Polska”. Dowodem na jej konserwatywny stosunek do polityki jest wypowiedź z 2009 roku dla Naszego Dziennika: – Parlament Europejski uchwala prawo godzące przede wszystkim w macierzyństwo, próbując tworzyć nową etykę opartą na prawie do aborcji i eutanazji, odrzucając tym samym moralność chrześcijańską. Jako europosłanka chciałaby zajmować się sprawami praw kobiet, równouprawnieniem, ochroną środowiska naturalnego, zdrowiem publicznym i bezpieczeństwem żywienia. 8 Miasto Ł Twój Ruch/Europa+ Lista nr 5 1. Ewa Wójciak-Pleyn Absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na kierunku filologia polska. Od lat 70. związana z kulturalnym życiem Poznania, m. in. prowadząc Teatr 8 Dnia. W czasie stanu wojennego brała udział w nielegalnych spektaklach. Opozycjonistka czasów PRL (KSS KOR i Studencki Komitet Solidarności). Za swoją działalność szykanowana. Paradoksalnie to nie jej twórczość, a kontrowersyjna wypowiedź o kardynale Bergoglio w 2013 roku, przyniosła jej rozgłos w kraju. Wypowiedź miała dotyczyć czasów rządów Junty wojskowej w Argentynie i rzekomej współpracy kościoła z aparatem represji. Ewa Wójciak stwier- dziła, iż nie ma zamiaru przepraszać, gdyż jej słowa były jedynie rzuceniem ciastkiem w papieża. Mówi o sobie: – Nie wychylać się, siedzieć cicho? To nie dla mnie. Nie da się w Polsce siedzieć spokojnie, ciągle dzieje się coś takiego, co ludzi angażuje. Obecnie takim wydarzeniem jest katastrofa smoleńska. Od dawna nic tak nie ożywiło Polaków, nie wyzwoliło tyle nienawiści i żółci. W ramach Festiwalu Czterech Kultur w Łodzi, jako Teatr Ósmego Dnia zaprezentowała spektakl pt. „Zgierska 38”. Jego kanwą były bałuckie podwórka, kamienice i ich mieszkańcy. Fot. Bialysnieg @ Wikipedia 2. Krzysztof Makowski Absolwent Technikum Ogrodniczego oraz Politechniki Łódzkiej. Od 1993 roku związany z SLD. W 1998 roku uzyskał mandat radnego rady miejskiej w Łodzi. W pierwszej połowie 2001 roku piastował urząd wiceprezydenta Łodzi, a w latach 20042008 zajmował stanowisko Wojewody łódzkiego. Kandydat na prezydenta Łodzi z ramienia Lewicy i Demokratów. Od 2011 roku członek Ruchu Palikota, obecnie przewodniczący zarządu wojewódzkiego Twojego Ruchu. W ostatnim czasie inicjator zbiórki podpisów przeciwko budowie pomnika Lecha Kaczyńskiego w Łodzi. Wcześniej brał udział w Kolorowej Tolerancji, czyli akcji zamalowywania wulgarnych napisów na murach, odbywającej się każdego roku wraz z końcem zimy. Jak mówi: – Każdy pierwszy dzień wiosny to kolejna lekcja, nie tylko teoretyczna, ale i praktyczna zamalowywania bazgrołów i uczenia szacunku do innych oraz do własnego miasta. (…) Warto działać prewencyjnie, a nie tylko restrykcyjnie (…). W życiu prywatnym jego żoną jest Anna Adamska-Makowska (adwokat, radna miejska i sejmikowa), z którą ma piątkę dzieci. Fot. Koralik82 @ Wikipedia Partia Zieloni Lista nr 12 1. Mateusz Mirys Pochodzący ze Zgierza absolwent UŁ na kierunku Kulturoznawstwo-filmoznawstwo i wiedza o mediach. Obecnie doktorant w Instytucie Kultury Współczesnej UŁ. Dziennikarz, redaktor naczelny miesięcznika Zgrzyt – zgierskiej gazety niezależnej. Aktywnie działający na forum lokalnym społecznie oraz politycznie. Działacz Młodych Socjalistów – Sekretarz Krajowy ds. Informacyjnych. W rodzimym mieście skupia się na rozwoju kultury, rozbudzaniu aktywności społecznej. Twórca Festiwalu Wielo- kulturowy Zgierz. Jako społecznik był inicjatorem kampanii protestacyjnej przeciwko sklepom Reserved i innym markom firmy LPP. – Bojkot to pierwsza rzecz, która przyszła nam na myśl, gdy media zaczęły mówić o całej sprawie. Pora wreszcie skończyć z kpinami z prawa podatkowego – pomyśleliśmy – mówi Mateusz Mirys w wywiadzie dla Krytyki Politycznej. Wieloletni współpracownik organizacji lokatorskich, feministycznych, ekologicznych, a także związków zawodowych. Zwolennik stworzenia „rzetelnej edukacji seksualnej” w ramach budżetu obywatelskiego dla Łodzi. Prywatnie świeżo upieczony ojciec. Fot. Maciej Stanik Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro Lista nr 1 1. Tadeusz Woźniak Pochodzący z Kutna absolwent Humanistycznej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie, poseł na Sejm RP. Nauczyciel, członek Ochotniczej Straży Pożarnej, ale także instruktor teatralny w gminnym ośrodku w Krzyża- nowie. W latach 1998-2002 członek Ruchu Społecznego Akcji Wyborczej Solidarność, a od 2006 r. członek Prawa i Sprawiedliwości. Od 2012 roku członek Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, pełnomocnik ugrupowania na okręg sieradzki oraz członek Zarządu Głównego. Prywatnie żonaty, ma troje dzieci. Fot. sejm.gov.pl 2. Ewa Sowińska Pochodząca z Bydgoszczy lekarka, posłanka Ligi Polskich Rodzin. Przed rozpoczęciem kariery sejmowej, wieloletni pracownik ośrodków zdrowia w Wo j e w ó d z t w i e Łódzkim, w tym w Wojewódzkim Ośrodku Medycyny Pracy w Łodzi. Swoją karierę polityczną rozpoczęła w latach 70. wstępując do PZPR, a potem do NSZZ Solidarność W latach 2006-2008 Rzecznik Praw Dziecka. O otrzymaniu propozycji piastowania tej funkcji, Ewa Sowińska mówiła tak: W ostatniej chwili Giertych zaproponował to mnie: – Jesteś świetnym lekarzem, masz dzieci, dasz radę. Poszłam z tym do kaplicy sejmowej i powiedziałam „Panie Jezu, ja nic nie widzę, ale ty widzisz wszystko”. I umocniona modlitwą wyraziłam zgodę. Słynna do dzisiaj jest jej reakcja z 2007 roku na program telewizyjny pt. „Teletubisie”, który jakoby miał być ukrytym propagowaniem homoseksualizmu wśród dzieci. – Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst – powiedziała Ewa Sowińska w wywiadzie dla Wprost w 2007 roku. Od marca 2012 roku pełni funkcję rzeczniczka prasowa łódzkich struktur Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Prywatnie mężatka, jest mamą 6. dzieci. Fot. sejm.gov.pl 2. Iza Desperak Pochodząca z Łodzi socjolożka, pracownik w Instytucie Socjologii UŁ. Jak sama mówi: – socjologia jest moim życiem. Autorka wielu artykułów i publikacji, m. in. „Homofobia, mizoginia i ciemnogród? Burzliwe dzieje kontrowersyjnych ustaw”, „Neoliberalizm a etosy pracy”, „Tożsamość zbiorowa polskich kobiet a stereotyp i autostereotyp”. Działaczka społeczna i polityczna, członkini Rady Programowej Łódzkiego Kongresu Kobiet. Współorganizator łódzkich manif, o początkach których mówi: – Chciałam, żeby to, co jest we Wrocławiu albo w Warszawie było też w Łodzi. W momencie jak pisałam doktorat, zajmowałam się tylko badaniami, ale kiedy doktorat się pojawił, to chciałam się szerzej podzielić swoją wiedzą. Ponadto, współautorka programów edukacji dla młodzieży o tematyce egalitarystycznej. Na płaszczyźnie samorządowej Izabela Desperak bierze udział w pracach zespołu ds. budżetu obywatelskiego w Łodzi. Prowadzi lub współuczestniczy w wielu aktach inicjatyw obywatelskiej, takich jak walka z mową nienawiści na murach czy partyzanckie zazielenianie miasta. Jej program wyborczy to w dużej mierze praca na rzecz praw kobiet oraz walka z nierównościami społecznymi. Główne postulaty to: wprowadzenie parytetu na listach wyborczych, zniesienie zakazu aborcji oraz wprowadzenie związków partnerskich. Tegoroczny start w wyborach to jej drugie podejście do wyborów europarlamentarnych. Pierwszy miał miejsce w 2009 roku z koalicyjnego komitetu Porozumienie dla Przyszłości – CentroLewica (PD+SDPL+Zieloni 2004). Fot. Maciej Stanik Kwiecień 2014 Polskie Stronnicwo Ludowe Lista nr 9 1. Mieczysław Łuczak Pochodzący z Wielunia strażak ochotnik. Absolwent Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. Od 1977 roku członek Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Polityczny działacz związany z Osjakowem i powiatem wieluńskim. W 2011 roku uzyskał mandat posła z list PSL Z życia około politycznego, Mieczysław Łuczak słynie z organizowania wystawnych imienin, na których bywa wiele znanych osobistości regionu. Jak sam mówi: – U mnie na imieninach bywa po 600-700 osób. Ja ich nie proszę, przychodzą, bo chcą przyjść. W życiu prywatnym żonaty, ojciec czwórki dzieci. Fot. sejm.gov.pl 2. Krystyna Ozga Pochodząca z Częstochowy, absolwentka Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Była pani Wójt gminy Nowy Kawęczyn i Jeżów. Członek władz Ochotniczej Straży Pożarnej. Karierę polityczną rozpoczęła w 1964 roku w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym. Poseł na Sejmu, członek Sejmiku Łódzkiego (epizod jako Wicemarszałek województwa). W 2004 roku znów uzyskała mandat poselski z okręgu piotrkowskiego, z powodu zwolnionego miejsca przez Janusza Wojciechowskiego, który został wybrany do Parlamentu Europejskiego. Krystyna Ozga w 2009 roku zaliczyła nieudany start w wyborach europarlamentarnych. Obecnie jest posłanką na Sejm. Nie jest politykiem mainstremowym. W kręgu jej aktywności więcej miejsca zajmują sprawy legislacyjne aniżeli medialne polityki z ulicy Wiejskiej. Fot. sejm.gov.pl Polska Razem Jarosława Gowina Lista nr 6 1. John Godson Nigeryjczyk pochodzący z ludu Ibo, od 1993 roku mieszkający w Polsce. Społecznik i nauczyciel akademicki, a do 2008 roku pastor Kościoła Bożego w Chrystusie. – Pastor i radny, można to pogodzić? – Jasne. Pastor to nie ksiądz, ma więcej czasu – powiedział John Godson w wywiadzie dla Dziennika Łódzkiego w 2008 roku. John Godson jest absolwentem Wydziału Zarządzania UŁ, Wyższej Szkoły Studiów Międzynarodowych w Łodzi, Seminarium Teologicznego w Newburgh w Indiana w USA oraz licznych uczelni w kraju i za granicą. Swoją karierę polityczną rozpoczął od rady osiedla Olechów-Janów, aby po kilku latach stać się radnym miejskim. W wywiadzie dla Krytyki Politycznej powiedział: – Uważam, że Łódź to diament, który jest nieoszlifowany, leży w błocie, ale trzeba dostrzec ten diament. Pesymizm, krytykowanie wszystkiego, do niczego nie doprowadzi. Od 2010 roku, w wyniku wyboru na prezydenta Łodzi Hanny Zdanowskiej i wakatu w Sejmie, objął po niej mandat, który w wyborach Parlamentarnych w 2011 roku utrzymał z dużym wynikiem 29 832 głosów. Jego drogi z PO, w której był 9 lat, rozeszły się 27 sierpnia 2013 roku, kiedy to złożył rezygnację z członkostwa w partii, a w grudniu tego samego roku, po przegranej Jarosława Gowina w wyborach na przewodniczącego Platformy, stał się współzałożycielem ugrupowania Polska Razem. W 2012 roku otrzymał nagrodę Złote Usta od Programu II Polskiego Radia za wypowiedź: – Apeluję do Polaków, abyśmy się nie bali mieć więcej dzieci. Mam cztery wspaniałych dzieci. Jeżeli możesz mieć jeden dziecko, też możesz mieć dwójkę. A jeżeli możesz mieć dwójkę, też możesz mieć trójkę. Ja zrobiłem swoje! Sprawy, którymi chciałby się zająć w Europarlamencie, to polityka społeczna i międzynarodowa. Fot. Adrian Grycuk 9 Sojusz Lewicy Demokratycznej Lista nr 3 1. Weronika Marczuk Pochodząca z Kijowa aktorka, producenta telewizyjna, ale również prawniczka. Do Polski przybyła w wieku 20 lat bez znajomości języka, zaczynając swoją karierę jako tancerka rewiowa. W życiu kandydatki ważnym zwrotem było jej małżeństwo z aktorem Cezarym Pazurą, które trwało 12 lat i dało jej wręcz tabloidową popularność. Słynne stały się zarzuty, jakoby dzięki jego nazwisku usiłowała zrobić karierę. Ostatecznie powróciła do panieńskiego – Marczuk. Znana z programów telewizyjnych, w których najczęściej tańczą gwiazdy, ale nie tylko. Ponadto producentka niskobudżetowych seriali i filmów. Na uwagę zasługuje fakt, iż ma ona na swoim koncie ukończone studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie aplikację radcowską. Weronika Marczuk padła ofiarą prowokacji CBA i agenta Tomka. W styczniu 2011 roku postępowanie przeciwko niej umorzono, stwierdzając brak przesłanek czynu zabronionego. – Czuję żal za wszystkich, którzy ucierpieli. Nic chcę do tego wracać, ale muszę, bo wiem, że druga strona cały czas próbuje się bronić. Kiedy to się wreszcie skończy? – powiedziała Weronika Marczuk. Z racji swego pochodzenia czynnie brała udział w pomocy dla kijowskiego Majdanu, m. in. w ramach Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy, w którym działa od 2006 roku jako Prezes Zarządu. Startując do Europarlamentu powiedziała: – Ja przez całe życie działam i aktywnie pracuję, bardzo dużo, mam wykształcenie i doświadczenie. W swym programie skupia się na polityce społecznej: prawach kobiet, kwestii bezrobocia oraz biurokracji. Twierdzi, że na tym polu jako europarlamentarzystka będzie mogła zrobić więcej. Fot. Tatiana Jachyra/Forum 2. Grzegorz Matuszak Profesor Uniwersytetu Łódzkiego, socjolog, Senator V kadencji z ramienia SLD. Wieloletni łódzki samorządowiec. Rekordzista jeśli chodzi o stanowisko przewodniczącego Rady Miejskiej – 5 lat. W czasach PRL członek PZPR – uczestnik ostat- niego zjazdu z roku 1989. Ponadto, działacz Łódzkiego Towarzystwa Przyjaciół Książki oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jako Senator RP w latach 2001-2005 brał udział w pracach nad samorządem terytorialnym i administracją publiczną. W 2012 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Fot. Konrad Strzelecki 2. Małgorzata Nowak Radna w Radzie Powiatu w Tomaszowie Mazowieckim. Dawniej członek Platformy Obywatelskiej, na listach której do powyższego organu otrzymała 291 głosów, czyli 6,10%. Zawodowo Prezes Zarządu firmy Promo Communications sp. z o. o., zajmującej się PR, marketingiem oraz doradztwem z zakresu zarządzania. Fot. polskarazem.pl Wybory do Parlamentu Europejskiego 25 maja 2014 Okręg nr 6 (woj. łódzkie) 10 Miasto Ł Skąd wziąć garniec złota? Tomasz Trela jako pierwszy ogłosił, że będzie startowacćna urząd Prezydenta Łodzi. Jak widzi problemy miasta i jego mieszkańców? Jak proponuje je rozwiązać? Jakie będzie miał priorytety jeśli obejmie urząd? M iasto Ł: Panie przewodniczący! Nie jest to trochę falstart? Jest Pan pierwszą osobą, która zdecydowała się ujawnić, że będzie kandydowała na prezydenta Łodzi. Nie zaszkodzi to panu? Tomasz Trela: Mówiliśmy już w zeszłym roku, że najpierw przedstawimy założenia do programu, potem wskażemy kandydata na prezydenta, a później kandydatów do Rady Miejskiej. I to wszystko jest realizowane. Program jest, kandydat na prezydenta jest, do końca czerwca łodzianie poznają kandydatów do Rady Miejskiej. A tak naprawdę kampanię wyborczą zaczynamy już 1 czerwca, tuż po eurowyborach. MŁ: A to, co teraz się dzieje w mieście, to znaczy spory polityczne, przepychanki z władzami miasta, to nie jest już kampania? Nie boi się Pan oskarżeń, że działalność w Radzie Miejskiej to element promocji SLD i Pana? TT: Zawsze, jako klub radnych SLD staraliśmy się zachować równowagę. Nieraz popieraliśmy dobre projekty przedstawiane przez Platformę, przez Prawo i Sprawiedliwość czy przez nowy klub radnych – Łódź 2020. Ale ze smutkiem stwierdzam, że to, co wyprawia Pani Prezydent Zdanowska w ostatnim czasie, to to jest właśnie spektakl polityczny. Dzisiaj łodzianie oczekują od radnych, od prezydenta rozwiązywania realnych problemów, bo my z tymi problemami stykamy się każdego dnia. Tu chodzi o chodniki, tu chodzi o ulice, o place zabaw, placówki służby zdrowia, placówki edukacyjne. I to trzeba w pierwszej kolejności rozwiązywać. MŁ: No dobrze. No to skoro mowa o problemach Łodzi, to jak Pan je diagnozuje jako potencjalny, przyszły prezydent? TT: Najważniejsza rzecz to zbudować Łódź, która będzie służyć mieszkańcom i będzie dla mieszkańców. Jednym słowem miasto przyjazne. Bardzo wyraźnie mówimy. To po pierwsze, małe inwestycje, takie jak infrastruktura drogowa. Dlatego już wcześniej zapowiadałem, że przez 4 lata co najmniej 100 milionów złotych powinno być wydane na modernizację i remont dróg gruntowych. Ale chodzi również o kompleksowe remonty chodników, kompleksowe remonty placów zabaw, placówek oświatowych. My w pierwszej kolejności chcemy podejść do tego w taki sposób, żeby miesz- kańcy zaczęli utożsamiać się z Łodzią, żeby łodzianin wypowiadał się pozytywnie o swoim mieście. Niestety, przez te ostatnie trzy lata, każdego roku, jak są robione badania, mieszkańcy Łodzi coraz mniej identyfikują się ze swoim miastem. I ta gigantomania, która towarzyszy dzisiaj Platformie Obywatelskiej – budowa dworca, budowa trasy WZ, budowa kilku stadionów – wcale nie wpływa lepiej na życie łodzian. I to trzeba w pierwszej kolejności odwrócić. MŁ: Czyli, rezygnujemy z dużych inwestycji? TT: Dla mnie priorytetem w zakresie dużych inwestycji będzie przede wszystkim skomunikowanie miasta z węzłami autostradowymi i z drogami ekspresowymi, bo to jest przyszłość Łodzi. MŁ: I Pan myśli, że przez małe inwe- drogach, mówią o bezpieczeństwie na osiedlach. A dzisiaj, kiedy wychodzimy na osiedla, to tam patroli policji i straży miejskiej jest jak na lekarstwo. MŁ: A to czasem nie jest tak, że problemy łodzian to przede wszystkim brak pracy, duże enklawy biedy, w których właśnie jest niebezpiecznie? To nie jest prawdziwa przyczyna tego wszystkiego, o czym Pan mówi? Właśnie bezrobocie i bieda? TT: Tutaj mamy bardzo konkretną propozycję dla przedsiębiorców. Po pierwsze, przez 4 lata nie podniesiemy ani o złotówkę podatku od nieruchomości. Po drugie, zaczniemy bardzo zdecydowanie przygotowywać miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, tak aby właśnie tworzyć miejsca pracy. Dzisiaj mamy taką sytu- stycje, przez remonty chodników łodzianie zmienią zdanie o swoim mieście? Będzie im się tu lepiej żyło? TT: Myślę, że gdyby wyjść dzisiaj na ulice i zapytać mieszkańców, na przykład Teofilowa, jaki oni mają dzisiaj największy problem, to proszę mi wierzyć – ich największym problemem nie jest to, czy będzie trasa WZ, czy będzie stadion, czy nie będzie stadionu. Oni mówią właśnie o tych chodnikach, o tych ację, że inwestor, który chce przyjechać do Łodzi i osadzić tutaj swoją inwestycję, nie wie, czy za rok, za dwa będzie tu wybudowana droga, czy blok. W takim wypadku on tej inwestycji nie zrealizuje. My mamy dzisiaj pokrycie miasta w planach zagospodarowania przestrzennego na poziomie 6%. Wyraźnie odstajemy na tle innych dużych miast i wygląda na to, że jesteśmy najgorsi. W tym zakresie do tej pory nic się nie działo. Mamy również konkretny program, co zrobić, żeby zatrzymać młodych ludzi w mieście. Mówimy, że Łódź jest miastem akademickim, a nic w tym zakresie nie robimy. Dlatego chcemy budować mieszkania komunalne w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego, tak jak się to buduje w innych, dużych miastach w Unii Europejskiej. Miasto, czyli samorząd, daje grunt, deweloper na tym gruncie buduje mieszkania i później ekwiwalent tego gruntu jest przekazywany miastu w postaci mieszkań, które można wynająć właśnie młodym ludziom, a docelowo sprzedać. To są sposoby na realne rozwiązywanie problemów mieszkańców Łodzi. MŁ: Czy rzeczywiście nie widzi Pan nic dobrego w prezydenturze Hanny Zdanowskiej? Mówię tutaj o projektach, które wydają się być ważne z punktu widzenia miasta. TT: Byłbym nieuczciwy, gdybym powiedział, że prezydentura Hanny Zdanowskiej to tylko porażki. Niewątpliwie „Mia100 Kamienic”, które nas przygotowuje do procesu rewitalizacji, jest jak najbardziej słusznym kierunkiem i uważam, że niezależnie od tego, kto będzie prezydentem, powinien to kontynuować. Tak samo, jak budżet obywatelski. Tyle, że ja stoję na stanowisku, że budżet obywatelski, który ma wynieść w przyszłym roku 40 milionów złotych, powinien docelowo, rokrocznie być zwiększany, tak żeby ostatecznie wynosił 80 milionów. Partycypacja społeczna mieszkańców jest wskazana i w tym się z panią Hanną Zdanowską zgadzam. Ale różnimy się fundamentalnie, jeśli chodzi o wizję inwestycji. Mówiłem o trzech inwestycjach: o remoncie Piotrkowskiej, modernizacji trasy WZ i budowie boiska z jedną trybuną. To jest przecież wkład własny miasta na poziomie 600 milionów złotych. Ile można byłoby zrobić w Łodzi za 600 milionów, przeznaczając te pieniądze i na małe inwestycje, i na tworzenie miejsc pracy, i na budownictwo mieszkaniowe, korzystając również ze środków Unii Europejskiej? To jest po prostu inna filozofia i dwie różne koncepcje Łodzi. MŁ: No, ale ciężko sobie wyobrazić, że Pan nagle zrezygnuje z tych dużych inwestycji. TT: Trzeba być nieodpowiedzialnym, żeby teraz zakopywać to, co jest rozkopane. Ale nie powinniśmy dopuścić, Kwiecień 2014 żeby kolejne takie inwestycje pojawiały się w naszym mieście. Przecież nie jest tajemnicą, że pani prezydent bardzo usilnie i bardzo zdecydowanie dąży do tego, żeby budować chociażby nikomu niepotrzebną trasę Nowokonstytucyjną, która ma pochłonąć ponad miliard złotych! MŁ: Chyba i tak nie będzie miał Pan możliwości realizowania takich inwestycji, bo jak Pan sam wspomniał z budżetem miasta nie jest najlepiej. SLD wielokrotnie, w trakcie tej kadencji podkreślał, że finanse miasta są w rozsypce. A trzeba dokończyć duże inwestycje, zapowiada Pan szereg małych, 80 milionów na budżet obywatelski... Skąd na to wziąć pieniądze? TT: Przede wszystkim trzeba zrewidować mienie komunalne. Bardzo zdecydowanie to podkreślam. Miejskie spółki, których jest ponad 20. Nie wszystkie powinny być miejskie. Jestem zdania, że spółki, które wykonują zadania własne miasta, takie jak ZWiK, GOŚ, ŁSI, MPO, MPK powinny być miejskie. Ale wszystkie komercyjne przedsię- wzięcia powinny być sprywatyzowane. I to jest w moim przekonaniu dość duża ilość pieniędzy, która jest w stanie pokryć część inwestycji. Nie możemy też zapominać, że każde środki, które mamy w mieście powinny na siebie pracować. W oparciu o środki zewnętrzne z Unii Europejskiej, ale również w oparciu o środki zewnętrzne, krajowe. Proszę mi powiedzieć, dlaczego my dzisiaj, jako miasto (jesteśmy chyba ewenementem w skali kraju) nie dostajemy żadnego dofinansowania na budowę stadionu miejskiego? Każde inne miasto dostało. Jak nie z Unii, to od ministra sportu. Mamy przecież teraz ministra sportu, który jest związany z Łodzią. On jest związany z panią prezydent politycznie i nie dostajemy ani złotówki. O te środki trzeba się starać. Są gigantyczne sumy z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska czy z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, o które można zabiegać. Niestety pani prezydent Hanna Zdanowska uważa, że lepiej jest 60 milionów złotych wydać na ulicę Piotrkowską, nie pozyskując ani jednej złotówki zewnętrznie. To jest zupełnie inne myślenie i inna filozofia. MŁ: Wróćmy jednak do tego dobrego samopoczucia łodzian, o którym Pan tyle mówił. Ważnym jego elementem jest komunikacja miejska i MPK – moloch, który kosztuje miasto coraz więcej, a tymczasem tramwaje jeżdżą coraz rzadziej, tabor się starzeje. Co z tym zrobić? Czy Pan podpisałby się na przykład pod obywatelskim projektem uchwały, pod którym są zbierane teraz podpisy, a który mówi o przywróceniu rozkładów z 2001 roku? TT: Jestem zdecydowanym zwolennikiem priorytetu komunikacji miejskiej i uważam, że powinna być zdecydowanie tańsza i stać się alternatywą dla każdego innego pojazdu w mieście. MŁ: Czyli, na pewno nie podwyżki? TT: Na pewno nie! Powiem więcej! Cena biletu powinna być sukcesywnie obniżana. Komunikacja miejska ma być punktualna, czysta, częściej kursująca i tania. I proszę mi wierzyć, gdybyśmy sięgnęli do badań i sprawdzili, jak to rozwiązywały inne samorządy, Patronat Miasta Ł W dniu 10 maja 2014 r. teren Łodzi przerodzi się w pole marketingowych walk w ramach Marketing Challenge. Celem organizatorów jest zwrócenie uwagi na to, że marketing coraz częściej ma charakter działań wojennych ze względu na ostrą walkę konkurencyjną na rynku. Dlatego zadania będą dotyczyć zagadnień z zakresu: strategii marketingowych, marketingu partyzanckiego czy grywalizacji. Do udziału w grze przystąpią studenci i studentki kierunków biznesowych. Impreza organizowana przez Studenckie Koło Naukowe Marketingu Uniwersytetu Łódzkiego - MarkeTEAM. Więcej informacji na naszej stronie www.gra.marketeam.pl oraz www.facebook.com/Marketing.Challenge. 11 ale nie w Polsce, tylko w Unii Europejskiej, to to jest tak zwany efekt skali. W świadomości mieszkańców funkcjonuje taki schemat: płacę mniej, to jednak się przesiądę do tramwaju. Wtedy jest zdecydowanie większa liczba osób, która chce korzystać z komunikacji zbiorowej. I mimo tego, że cena jest niższa, to wpływy docelowo do budżetu są wyższe. My to pokazaliśmy podczas naszej akcji „Bez podwyżek”. Teraz udowodnimy, że mimo iż nie ma drastycznych wzrostów opłat, które proponowała pani prezydent Hanna Zdanowska, to wpływy do budżetu nie będą niższe. Tak to po prostu funkcjonuje. Musimy zmienić podejście i filozofię funkcjonowania w mieście. MŁ: No i jeszcze znaleźć jakiś garnek złota, żeby to wszystko sfinansować. TT: Trzeba szukać pieniędzy i to niewątpliwie jest najtrudniejsze. Ale gdy skończymy z gigantomanią, to wierzę w to, że środki na te podstawowe, najbardziej potrzebne dla mieszkańców inwestycje znajdziemy. 12 Miasto Ł Miłość, z której się nie wyrasta G d yby ktoś zapytał, czym dla Ciebie jest Studenckie Radio Żak Politechniki Łódzkiej pewnie wielu z tych, którzy przewinęli się przez pomieszczenia radia w III Domu Studenckim przy Alejach Politechniki mogłoby powiedzieć: To taka miłość, z której się nie wyrasta. Mariola Andrzejczak Jestem z Żaka – to (nadaL) brzmi dumnie. Zaczęło się jeszcze w 1958 roku, choć oficjalna data powstania radiowęzła na Osiedlu Politechniki Łódzkiej to 18 maja 1959 roku. Według Kazimierza Werwińskiego (w Żaku od 1961 r.) głównym pomysłodawcą utworzenia radiowęzła był Roman Drażniuk. Kiedy zebrała się już grupa zapaleńców, Studenckie Radio Żak rozpoczęło swoją działalność, dysponując jednym odbiornikiem radiowym, dwoma magnetofonami Melodia i wzmacniaczem małej mocy. Kilka lat później, w 63 roku, całe radio zaj- Archiwum Radia Żak I to niezależnie od tego, czy spędziło się w Żaku lat pięć, czy trzydzieści (a są takie przypadki), czy trafiło się tam w latach sześćdziesiątych, osiemdziesiątych, czy już w XXI wieku. Bo jak kiedyś w tajnym Dzienniku Podpokładowym, brulionie, w którym zapisywano subiektywne notatki dotyczące życia radia, napisał jeden z Żakowców: „nieprawdą jest, jakoby tzw. Studenckie Radio „Żak”, to było jakieś radio czy coś takiego. SR „Żak” to sposób na życie”. Od siebie dodałabym, że raczej prawdziwa szkoła tegoż życia, z jego radościami, problemami, umiejętnością współdziałania w grupie bardzo różnych ludzi. Wielu z nas powtarza, że Żak to jedna wielka rodzina. Widać to, kiedy ważą się losy przyszłości radia (wystarczy się skrzyknąć, a pojawi się nas przynajmniej setka) lub przy okazji obchodów kolejnego „okrągłego” jubileuszu. Nie liczy się wtedy, czy ktoś ma lat siedemdziesiąt, czy dwadzieścia – razem siadamy przy ognisku, razem bawimy się na balu radiowca. Starsi wspominają, młodzi opowiadają o tym, jak praca w Żaku wygląda teraz. Żak to w końcu twór bardzo eklektyczny, poskładany z cząstek każdego z kilku tysięcy studenckich radiowców, którzy przez niego się przewinęli. Każdy z nich małą cząsteczkę radia zabrał ze sobą, każdy cząstkę siebie w nim pozostawił. Studio Radia Żak dawniej - rok 1986. mowało jeden pokój w akademiku. W umywalni (w przedsionku pokoju) była spikerka zasłaniana szarym kocem. Była czerwona lampka z napisem „cisza”. W spikerce siedziało się na koszu, przykrytym dla wyciszenia dyktą. Amplifikatornia to było jedno pomieszczenie, w którym stały dwa wzmacniacze, dwa magnetofony Melodia, osiem Szmaragdów (połowa zepsuta) oraz bardzo nowoczesny mikser na trzy „heble”, z tego jeden nieczynny. Dziś Studenckie Radio Żak zajmuje większość pomieszczeń na parterze III DS, dysponuje dwoma studiami emisyjnymi, studiem muzycznym. Magnetofony i taśma profesjonalna tzw. „gruba” – to już melodia przeszłości. Zastąpiły je komputery i nagrywarki cyfrowe. Od 1996 roku Żak nie jest już radiem kablowym, posiada własną częstotliwość i mogą go słuchać wszyscy łodzianie. Można też za pomocą Internetu słuchać audycji radia z każdego zakątka świata (maile świadczące o tym, dochodzą czasami nawet z bardzo egzotycznych miejsc). Nie zmieniła się atmosfera, nie zmienili się i studenci, choć to już trzecie pokolenie. Do Żaka przygnała ich bowiem ta sama, co przed półwieczem pasja – radio. Nie sposób w tak krótkim artykule opisać pięćdziesiąt pięć lat istnienia radia, wszystkich jego pracowników, kandydatów i współpracowników. Mo- nografia Żaka, wydana pięć lat temu, na dwustu stronach, pomieściła zaledwie skrótową część jego historii. Przez te wszystkie lata, coraz to nowi adepci sztuki radiowej, poznawali tajniki radia, nagrywali audycje o wszelkiej możliwej tematyce, słuchowiska, reportaże. Współorganizowali Ogólnopolski Studencki Przegląd Piosenki Turystycznej YAPA, organizowali koncerty, inicjowali różnego rodzaju akcje, bardziej i mniej poważne, wspomagali strajki studenckie, byli obserwatorami i współtwórcami historii najnowszej. Od samego początku Żak, mimo iż został powołany do życia jako organizacja podległa SZSP, a potem ZSP, dbał o niezależność polityczną i samodziel- Kwiecień 2014 Jubileusz Żaka, czyli 55 godzin non-stop Tradycyjnie, specjalny program jubileuszowy trwa dokładnie tyle godzin, ile lat kończy Żak. W tym roku nasz Urodzinowy Program, przygotowany we współpracy z Honorowymi Pracownikami Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej, trwać będzie 55 godzin bez przerwy. Swoją obecność zapowiedział m.in. Marek Niedźwiecki (Program III PR). Zapraszamy na 88,8 MHz w dniach 16-18 maja. Program obchodów: • 9-11.05.2014 – Bal Radiowca w ośrodku wypoczynkowym w Sulejowie. Impreza zrzeszająca około 300 osób, które tworzyły wielopokoleniową społeczność Radia. • 15.05.2014 – Gala Inaugurująca oficjalne obchody 55-lecia Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej. Odbędzie się ona na Sali Widowiskowej Politechniki Łódzkiej (al. Politechniki 3a), a wśród gości będą najwyższe władze wszystkich łódzkich uczelni, Miasta oraz reprezentanci Polskich Rozgłośni Akademickich i innych mediów. • 23.05.2014 – koncert Rubber Dots w klubokawiarni Niebostan (Piotrkowska 17). Rubber Dots to duet z Warszawy grający muzykę electro pop. Grali na tak dużych festiwalach jak Coke Music Festival czy Selector Festival. Po koncercie przewidujemy after party do białego rana. • 24.05.2014 – koncert Muzyki Końca Lata w Klubie Lokal (adres). Muzyka Końca Lata to kwintet, który „tęsknie spogląda w lata 60., czyli czasy „zagolfionego” big beatu oraz lata 90., czyli czasy wyluzowanej alternatywy spod znaku Pavement”. Zespół ma na swoim koncie cztery albumy, dziesiątki koncertów – również na wielkich festiwalach oraz niemal same przychylne opinie krytyków muzycznych. Support: zespół Totemy. • Wystawa zdjęć Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej – prezentująca archiwalne fotografie pokazujące rozwój naszego Radia i jego społeczności. Wystawa potrwa przez miesiąc w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. J. Piłsudskiego, a przez dwa tygodnie gościć będzie w Ogrodzie Botanicznym. • Interaktywna gra miejska organizowana razem ze stowarzyszeniem Topografie. Zgłoszone drużyny przez ostatni tydzień maja wykonywać będą zadania, których tematyka dotyczyć będzie m.in. spraw radiowych. Archiwum Radia Żak Więcej informacji na www.zak.lodz.pl Przemysław Perka przy montażu taśmy - rok 1982. ność. I taką autonomię de facto posiadał, podobnie zresztą jak i inne rozgłośnie studenckie w całej Polsce. Duża aktywność i niezależność rozgłośni nie zawsze podobała się władzom. W 1986 roku została Żakowi przydzielona Rada Programowa. Władze Uczelni chciały zmienić kierownictwo radia na kogoś z zewnątrz. Nadszedł czas poważnego egzaminu jedności i dojrzałości młodych radiowców. Przez tygodnie negocjacji podjęto decyzję o samorozwiązaniu radia. Wszyscy pracownicy, kandydaci i byli pracownicy solidarnie walczyli i mówili jednym głosem w obronie niezależności radiowęzła. Ten specyficzny strajk radiowy zakończył się sukcesem. Nadal sami żakowcy mogli wybierać spośród siebie Redaktora Naczelnego i Kolegium Redakcyjne. Te trzy miesiące walki o kształt radia pokazały, że „są okręty, na których w momencie tonięcia pojawiają się wszyscy, nawet szczury, by zatonąć razem z kapitanem i statkiem”. Było to także potwierdzenie tezy, że Żak to jedna wspólna rodzina, także w czasach złych. Bo w tych dobrych skrzyknąć się do Bicia Rekordu Świata w długości prowadzenia studenckiej audycji radiowej, akcji malowania przejścia dla pieszych (tam gdzie je usunięto), manifestacji w celu ratowania Isaury ze szponów Leoncia czy umieszczenia naszego modelu samolotu na cokole (gdy pierwszy odleciał spod Hali Sportowej) było bardzo prosto. Wystarczył pomysł i... Tak było choćby wtedy, gdy jeden z kolegów złożył sobie garbusa, podjechał nim pod okna pokoju redakcyjnego. Już za chwilę przy samochodzie pojawiła się ekipa radiowa z puszkami farby olejnej i wzięła się do dzieła. Ku radości kolegi i rozpaczy jego żony, garbus został pomalowany na niebiesko, czerwono i żółto. Żakowcy razem chadzali na koncerty i do kina, lepili figury ze śniegu (nie mylić z bałwanami), grali w siatkówkę, śpiewali, jeździli w góry, pływali pod banderą żakowską po jeziorach mazurskich, 1 maja zamiast maszerować w pochodzie odwiedzali Naczelne (małpy) w ZOO, a przede wszystkim dyskutowali, rozmawiali, gadali o radiu, audycjach, słuchowiskach. Pomagali sobie nawzajem, doradzali, po „burzy mózgów”, w środku nocy wpadali do studia, by wspólnie nagrać dopiero co, przed chwilą wymyśloną audycję, słuchowisko czy piosenkę. Tak było m.in. wtedy, gdy odwiedził pokój redakcyjny zaprzyjaźniony z radiowcami Krzysztof Myszkowski. Siedzieliśmy, śpiewaliśmy, w pewnym momencie Krzysztof powiedział, że zaśpiewa jedną taką przedszkolną piosenkę. Ledwie wybrzmiała do końca pieśń o „Majce”, ekipa radiowa z Krzyśkiem znalazła się w studiu z organami elektrycznymi marki Student, szklankami „dźwiękowymi” i innymi instrumentami głównie perkusyjnymi. Po kwadransie „Majka” została nagrana. Wystarczyła jedna emisja w programie SR Żak, by piosenka ta prześladowała Stare Dobre Małżeństwo przez kolejne lata. Nie tylko na scenie YAPY, ale i w całej Polsce publiczność domagała się jej... na bis choćby. Do dziś można ją usłyszeć przy ogniskach w górach i nad jeziorami. Ciągłe dyskutowanie o radiu doprowadziło w pewnym momencie do tego, że na jakiś czas... wprowadzono zakaz 13 rozmów na ten temat podczas spotkań towarzyskich, czyli wszelkiego rodzaju imprez urodzinowych, imieninowych, ślubów etc. Żak był i jest nadal swoistą „czarną dziurą”. Gdy miałam przekroczyć po raz pierwszy jego progi, koledzy z akademika uprzedzali mnie, że skończą się dla mnie przyjaźnie akademikowe i szkolne, że wsiąknę na dobre. Coś w tym było i jest nadal. Ale jak pokazywało doświadczenie, jeden dzień nieobecności w radiu, powodował, że było się „nie w temacie”, a raczej nie w tematach, bo w tym czasie wydarzyło się tyyyyle ważnych rzeczy. Nic więc dziwnego, że wiele związków małżeńskich wywodzi się z radia. I też jakoś tak się zdarzało, że śluby następowały seriami i seriami potem pojawiali się nowi członkowie społeczności żakowskiej. Drugie pokolenie w Żaku, po rodzicach żakowcach nie jest rzadkością, o czym można przekonać się choćby teraz. Ciekawe, kiedy pojawi się trzecie? Pora jeszcze napisać kilka słów o tym, czy istnieje jakieś życie po radiu, wszak Żak to radio Politechniki Łódzkiej, uczelni kształcącej przyszłych inżynierów. Istnieje i oczywiście jak to w realnym życiu bywa, losy żakowców potoczyły się bardzo różnie. Są wśród nas i dyrektorzy wielkich korporacji, i kierownicy zmian w fabrykach, i nauczyciele i prawnicy i ci, którym los nie sprzyjał. Są i dziennikarze radiowi, telewizyjni i piszący w gazetach. Bardziej znani i mniej znani. Najbardziej rozpoznawalną ikoną radia jest Marek Niedźwiecki, więcej nazwisk nie wymienię, bo tak naprawdę bohaterem tej opowieści jest każdy, kto kiedykolwiek pozostawił swój ślad w pomieszczeniach na parterze III DS-u. Żak wszystkich nas nauczył kreatywności, otwartości i wiecznej ciekawości świata, wyzwolił w nas chęć działania na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Wiem, wielkie słowa, ale tak należałoby określić choćby to, że wielu z nas po godzinach pracy działa z powodzeniem w różnego rodzaju fundacjach i stowarzyszeniach. Ci najstarsi, budujący podwaliny radia, nie różnią się w tej kwestii od tych, którzy w chwili obecnej prowadzą audycje radiowe o tematyce od religijnej po lewacką (i nie ma w tym wszystkim żadnej polityki – co jest zresztą jednym z haseł radia). Żak jest i do tańca i do różańca, bo tak różni ludzie tworzyli go, tworzą i tworzyć będą. Różnice w poglądach i zainteresowaniach w tym przypadku jednak nie dzielą, lecz łączą, bo ważne, by cudnie się różnić. No i jeszcze raz powtórzę. My tak naprawdę jesteśmy jedną wielką rodziną, rodziną, która w kilku pokoikach radiowych nauczyła się tolerancji, wspólnego działania i dojrzałości. Rodziną, która spotyka się, w mniejszym lub większym gronie co roku w połowie maja, co pięć lat organizując spotkania, na które z całego świata zjeżdża kilkuset żakowców. Tak będzie i w tym roku przy okazji 55 urodzin. Ale nie tylko zlotami obecnych i byłych pracowników jubileusze Żaka żyją, dlatego w imieniu młodzieży żakowskiej chciałabym zaprosić wszystkich czytelników do wzięcia udziału w imprezach przygotowanych dla słuchaczy radia. Może i Państwu udzieli się miłość, z której się nie wyrasta. 14 Miasto Ł Wejść do innego świata O tym, dlaczego bardzo emocjonalnie podchodzimy do gier, czy mogą być one nośnikami wartości moralnych i czy miasto to dobra plansza do gry, opowiadają Piotr Lipski, Vojislav Radojičić i Joanna Ufnalska z Departamentu Gier. Anna Jurek A nna Jurek: W co graliście kiedy byliście dzieciakami? Joanna Ufnalska: Ja grałam w karty, np. w remika i w planszówki. Na komputerze najbardziej lubiłam grać w „Prince of Persia” i jeszcze w taką grę, w której jako myszka skakałam po głowie Gorbaczowa. Piotr Lipski: Lubię gry, które angażują emocjonalnie, są rywalizacyjne, mają elementy rozrywkowo-przygodowe. Nie pamiętam takich gier z dzieciństwa, dlatego nie grałem w gry. Ponieważ nie miałem dostępu do komputera, ominął mnie też szał gier komputerowych. Zacząłem grać w wieku 24 lat. Vojislav Radojičić: Ja też nie pamiętam ciekawych gier planszowych. Potem zacząłem grać w różne systemy karciane typu „Magic” czy „Star Wars”. Z sąsiadem spotykałem się na gry historyczne. Jeśli chodzi o gry komputerowe to zaczynałem od „Pacman’a”. Odkąd ludzkość istnieje ludzie grali w gry? JU: Jasne. Na początku dla rozrywki, potem też dla hazardu. PL: Jedna z teorii mówi, że kiedy ludzie zaczęli prowadzić bardziej osiadły tryb życia i przestali głównie ganiać za zwierzyną i bić się między sobą, musieli wymyśleć coś, co pozwoli im dalej rywalizować, a co nie będzie wybijało całej populacji wioski. VR: Gra jest symulacją czegoś, więc ludzie poprzez gry starali się czegoś nauczyć. Wymyślali grę, żeby przećwiczyć zachowania, które mogliby potem wykorzystać w życiu. Tak było np. z grami sportowymi, które miały na celu podniesienie sprawności. Takie symulacje można też wykorzystywać w ćwiczeniach militarnych. PL: Jak ktoś szybciej biega i potrafi kogoś szybciej przewrócić, to będzie lepszym żołnierzem od tego, kto biega wolniej i nie potrafi przewrócić. Czemu gry tak bardzo angażują emocjonalnie? JU: Bo pozwalają nam wyjść z naszej rzeczywistości i przez krótką chwilę pobyć w innej, być kimś innym. Umysł jest tak skonstruowany, że pozwala głęboko wejść w fikcję. Podobnie jest z książkami. Kiedy czytam historię, która mnie bardzo wciąga, to potem brakuje mi tej Czy można stać się lepszym człowierzeczywistości. Czuję jakąś pustkę. VR: Większość odczuć, które mamy kiem przez kontakt z grą? JU: Nie wiem… podczas gry, to są uczucia prawdziwe. Gry rozbudowane w warstwie emoA gorszym? cjonalnej, powodują zwiększenie zaJU: Nie, chyba nie. W dzieciństwie angażowania, staramy się np. znaleźć grałam białym ludzikiem, który ścinał rozwiązanie, nie odpuszczamy sobie, głowy przeciwnikom. Grałam po to, aby dążymy do celu. uratować księżniczkę i zabić innych. Zabijałam dużo osób dla jednej wybranej. Czy celem gry zawsze jest wygrana? PL: Są gry, w których należy nie prze- I dzisiaj jestem całkiem normalna. VR: Gry, które mają charakter wograć. Wtedy np. rywalizujesz z grą. Jest taka gra o zombie i wygrywa ten, kto jenny, to są gry, które mają rozładować emocje, a nie umiera ostatni. glor yfikować Są też gry komprzemoc. puterowe, które PL: Potrzenie pozwalają ba, żeby toczyć moralnie wykonflikty wograć. Mój ulujenne, jest dziś biony przykład bliska zeru. to taki, w któLudzie cenią rym mimo że sobie komfort wygrywasz, to ... komórka Stowarzyszenia i spokój, to, że i tak masz poTopografie (przez dwa lata funkżyją we w miaczucie, że mocjonowała jako firma), zajmująca rę ułożonym ralnie przegrasię tworzeniem gier. Do niedawna świecie. Nie bez łeś. były to tylko gry miejskie, jednak znaczenia jest od dwóch lat DG wydaje także gry Jak to? fakt, że w ameplanszowe. Większość zrealizowaPL: Cały prorykańskiej kinenych projektów miała charakter ces promocyjny matografii od edukacyjny i swą tematyką obej„Spec Ops: The czasu do czasu mowały historię Łodzi, edukację Line” opierał się regularnie niszkulturalną, regionalną, współczena komunikaczony jest cały sne media. Na swoim koncie mają cie, że w jej trakkraj. Taki kokilkadziesiąt zrealizowanych gier cie będzie możmunikat mocno miejskich – od dynamicznych, kilna podejmować wbija do głowy, kunastominutowych mini gier, po moralne wyboże nie opłaca toczący się kilka miesięcy projekt ry. A grasz w grę, się wszczynać ARG „Królicza nora” w Bełchaktóra jest strzewojen i niszczyć towie. W tym roku Departament lanką. Chodzisz świata. Koszty Gier wydał również grę planszową i zabijasz ludzi są zbyt duże. „Tajemnica ostatniego seansu”. i z założenia jest Czy to oznato niemoralne. cza, że gry mogą Rzeczywiście być dobrym nomasz wybór, czy śnikiem wartokogoś zastrzelić, czy nie. Przy czym, z każdym kolejnym ści moralnych albo refleksji etycznej? PL: Zastanawiam się, czy „Mario” logowaniem nie masz ochoty dalej grać, bo to co robisz staje się obrzydliwe. Do- niósł ze sobą jakiś aspekt moralny? Albo chodząc do punktu końcowego, okazuje „Diablo”? VR: „Diablo” – oczywiście. się, że wybory były fikcyjne. Wygrywasz, PL: No jak? Jeśli wybijasz złych, to od bo dotrwałeś do końca. Przegrywasz, bo razu jesteś dobry? paskudnie się z tym czujesz. VR: To była walka dobra ze złem. VR: Ciekawe jest jak zmienia się poPL: To jest naciągana teoria. Ale jeśli dejście do tego, co dobre i złe. W „Wiedźminie” nic nie jest czarno-białe. Wszyst- chodzi o najnowsze gry, to często stako jest szare. Wydaje Ci się, że jesteś tym wiają przed nami pytania: co bym zrobił dobrym, ale to pozorne. Do tego oka- w danej sytuacji? Jak bym się zachował? zuje się, że wszyscy mają jakiś brud na Ale, aby móc postawić się w takiej syturękach. Nie ma dobrych rozwiązań. Jest acji, trzeba być dojrzałym człowiekiem. Trzeba mieć klucz, żeby móc odczytylko mniejsze zło. Departament Gier, czyli... tać przekaz. Nie na zasadzie „zabiłem 500 osób” i już. Warto przejść etap, w którym masz wybór, czy kogoś zabić, czy unieszkodliwić, a może ominąć. W grach rozbudowujesz postać, którą grasz i możesz to robić w różne strony. Co sądzicie o ustaleniu granic wiekowych w dostępie do gier? VR: To jest pytanie o dojrzałość gracza. A może o dojrzałość rodziców? JU: To też. PL: System amerykański dobrze to rozwiązał. Tam są dwie kategorie: „pod opieką rodzica” i „za zgodą rodzica”. Gdyby to miało przełożenie na praktykę, to by było dobre rozwiązanie. Rodzic wówczas wiedziałby, w co gra dziecko, jakie treści ze sobą niesie dana historia. Czy gry mogą być czymś więcej niż rozrywką, powodem do rywalizacji? PL: Są grupy gier, które mogą być przestrogą na przyszłość – typu „Fallout”, „The Last of Us” – które osadzone są w świecie postapokaliptycznym. One pokazują nam, co się może stać, jeśli świat pójdzie w złym kierunku. Cała moralność jest tam bardzo relatywna. W „The Last of Us” możesz wcielić się w rolę starego przemytnika, który musi przemycić dziewczynę z jednego miasta do drugiego. W tym postapokaliptycznym świecie żyją ludzie-grzyby. Jeśli się zarazisz grzybem stajesz się zombie. Twoim przeciwnikiem nie są jednak zombie, tylko inni ludzie, bo to jest świat ograniczonych zasobów, a od nich zależy twoje przetrwanie. Gry edukują? PL: Jeśli np. organizujesz pielgrzymkę Jana Pawła II, to tak. Uczysz się np. umiejętności organizacyjnych. Jest gra, która Cię uczy o powstaniu warszawskim. Kolejka pokazuje, jakie były realia życia w PRL-u. VR: Przy czym mówienie o grach zbyt ogólnie jest niemożliwe. One są pewnym narzędziem. Mogą służyć rozrywce jak FIFA. Z drugiej strony, mogą być traktowane jako narzędzie edukacyjne. Są gry, które wydaje Instytut Pamięci Narodowej. „Medal of Honor” podejmuje temat II wojny światowej. Moi uczniowie, którzy w nią grają, mają niezłe oceny z historii, bo utrwalają sobie dzięki temu wydarzenia i daty. JU: Można mówić o grach edukacyjnych, ale nie sądzę, żeby można było poprzez nie czegoś od początku do końca nauczyć, raczej zainteresować tema- Kwiecień 2014 lady może być wskazówką do rozwiązania zadania. Każdy temat da się podjąć w grze miejskiej? VR: Każdy. PL: Nie każdy. Znaczy, każdy temat można podjąć, tylko nie każdy ma sens. VR: Mogą być gry miejskie, w których miasto jest tematem i planszą, albo takie, w których jest tylko planszą. Robiliśmy grę kulinarną, która opierała się o restauracje i bary miejskie, ale też grę o Strzemińskich, wtedy miasto było głównie planszą. Przy okazji Łódź-boju uczyliśmy graczy o przestrzeni i historii miasta, a także o jej przyszłości. Życie to jest gra. Zgodzicie się? PL: Jednemu weźmie, drugiemu da. Nie no, życie to nie jest gra… Są gracze. Ale czy są zasady i jakie? PL: Życie to nie jest gra. Jeśli bylibyśmy graczami w wielkiej grze zwanej życiem, to musielibyśmy znać zasady, których musielibyśmy się trzymać. A takich nie ma. VR: Jeśli jest to gra, to jest to najbardziej skomplikowana gra, jaka istnieje. Kiedy mówimy o karmie, to można powiedzieć, że zbieramy punkty za dobre i złe zachowania. Ale czy możemy być pewni, że to ma wpływ na ostateczny wynik? JU: Życie ma zbyt wiele zasad, żeby porównywać je do gry. To nie życie opiera się na grze, tylko gry opierają się na życiu. Życie musi być trochę grą, żeby gry mogły się na nim opierać. Departament Gier poleca: Gry planszowe: List miłosny – cel: należy jak najszybciej dotrzeć do księżniczki z listem. To samo próbują zrobić pozostali gracze. Do dyspozycji jest 16 kart z zadaniami. Fabuła gry pozostaje drugorzędna wobec umiejętności dedukcji, szacowania ryzyka i oczywiście szczęścia. Wydawca: Bart. Wsiąść do pociągu (Ticket to ride) – jesteś podróżnikiem, który jeździ po Europie z przełomu XIX i XX w. Gracze zbierają karty przedstawiające wagony i używają ich, by budować dworce, pokonywać tunele, wsiadać na promy i zajmować trasy kolejowe. Wydawca: REBEL.pl Robinson Crusoe – jesteście grupą rozbitków, która musi przeżyć na wyspie. Nie będzie to łatwe, bo będzie trzeba pokonać głód, bestie i ochronić się przed złą pogodą. Oprócz tego, możliwych scenariuszy jest wiele: szukanie skarbu czy odkrywanie tajemnic wyspy. Wydawca: Portal Games. Tajemnica ostatniego seansu – gracze wcielą się w członków ekipy filmowej chcących uciec z nawiedzonego budynku kina. By tego dokonać muszą rozwikłać tajemnicę ostatniego seansu i znaleźć zaginioną kopię filmu. Wydawca: Departament Gier Stowarzyszenia Topografie. Gry komputerowe: The Last Of Us [PS3, PS4] – Znajdujesz się w świecie przyszłości zdziesiątkowanym przez tajemniczą zarazę. Wokół Ciebie wrogo nastawieni ludzie i zmutowane istoty. Co można zrobić, by przetrwać? Co można poświęcić? Najlepsza gra 2013 roku, największe osiągnięcie studia Naughty Dog. Grand Theft Auto V [PS3, X360, PC] – wcielamy się w gangstera i wywalczamy sobie drogę do bogactwa w bezwzględnym świecie Los Santos. Wydawca: Rockstar Games. The Wolf Among Us [PS3, X360, PC, PSV] – gra bazuje na serii komiksowej „Fables”, a jej bohaterami są istoty baśniowe zmuszone szukać azylu w ludzkim świecie. Spotkamy zatem wiele postaci znanych z komiksu, takich jak Zły Wilk, Królewna Śnieżka czy Ichabod Crane, bohater opowiadania o Jeźdźcu bez Głowy. Wydawca: Telltale Games. Fot. Anna Jędrzejak tem. Sama rozgrywka to jest za krótki czas, żeby można było mówić o nauce w dosłownym znaczeniu tego słowa. Czy znacie gry, które wywołały zmiany społeczne albo uruchomiły proces zmian? VR: Chyba nie… JU: „Eurobiznes”, który spowodował, że wszyscy śmieją się z Salonik. Moja siostra tam była. Powiedziała, że jest brzydko i już wie, dlaczego Saloniki były najtańsze. A serio, nie znam gry, która zmieniłaby coś na dużą skalę. Można mówić o zmianie np. lokalnie, dla małej grupy ludzi. Można wpływać na rozumienie spraw społecznych, ale w pojedynczym przypadku. Nie wiem, czy gra na jakiś temat historyczny może zmienić więcej niż wizyta w muzeum, w którym oglądam fotografie, poznaję indywidualne historie ludzkie, czytam ich wspomnienia. PL: Ale np. już wspomniana „The Last of Us” nie wywoła może zmiany w historii na miarę: „no to teraz rozbrójmy się i nie prowadźmy więcej wojen”, ale jest to jakaś przestroga. Zakładamy, że ilość potencjalnych pacyfistów wzrośnie po zagraniu w nią. Robicie gry miejskie. Miasto jest dobrym polem do gry? JU: Idealnym. Mamy do czynienia z siatką ulic, kwartałami, masą miejsc, które już są gotowe do wykorzystania. Dodatkowo historię danego miejsca można zaadaptować na potrzeby fabuły gry. Można wykorzystać do gry sklep i tam zostawić wiadomość. Cena czeko- 15 Od lewej: Piotr Lipski, Vojislav Radojičić, Joanna Ufnalska z Departamentu Gier 16 Miasto Ł Święto łódzkiej pozarządówki C we, prezentacje w formie TEDx i powiązane tematycznie warsztaty. Wisienką na torcie będzie Festiwal Zaangażowanych Łodzian odbywający się pod hasłem „Łódź zaangażowana!”, w sobotę (7.06) na OFF Piotrkowskiej. Będzie to duża impreza zorientowana na pokazanie różnorodności i prężności łódzkiej pozarządówki. Do połowy maja czekamy na zgłoszenia. Kontaktujcie się w tej sprawie z Magdaleną Piekunko ([email protected]), która prześle Wam formularz zgłoszeniowy do wypełnienia. Z naszej strony możecie spodziewać się namiotów, obiadu, stołów i krzeseł, ale jesteśmy też otwarci na nietypowe potrzeby – zwł. jeśli planujecie zrobić coś dla mieszkańców, bądź z nimi. Stawiamy na warsztaty i interakcję z mieszkańcami, przewidujemy równieżdużą część wystawienniczą – na minimum 60 organizacji. Nie dajcie dłużej się kusić – przybywajcie! zy jesteście gotowi na 4 dni atrakcji w pierwszym tygodniu czerwca? Mamy nadzieję, że tak, bo Centrum OPUS wraz z Partnerami organizują huczną imprezę, na którą już dzisiaj chcemy Was – i Wasze organizacje serdecznie zaprosić. Od środy (4.06) do soboty (7.06) serce Łodzi będzie biło tętnem aktywizmu i społecznego zaangażowania. Imprezą inauguracyjną będzie Forum Inicjatyw Pozarządowych Województwa Łódzkiego, skierowane do organizacji z całego regionu. Pierwszy dzień poświęcimy zastanawianiu się, jak sektor pozarządowy należy wspierać i ekonomizować. Drugi przeniesie nas w krainę zasadniczych pytań: kim chcemy być, po co istniejemy i jak chcemy działać. Krótko mówiąc określimy naszą wizję III sektora w rozwoju kraju. Czwartkowe popołudnie i cały piątek to domena Łódzkiego Forum Inicjatyw Pozarządowych, na które złożą się dyskusje panelo- Wspierają Nas Projekt finansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej.