Być Apostołem Dzisiaj 6

Transkrypt

Być Apostołem Dzisiaj 6
nie potrzebują naszej pomocy. A zdecydowanie jej potrzebują.
To przywołuje dobrze znane i często cytowane dzieła miłosierdzia, tzw. uczynki miłosierdzia (por. Mt 25, 35-40), odnoszące się
do podstawowych potrzeb ludzkich, a skoncentrowane na ludzkim losie. Uczynki co do ducha, sformułowane przez Aureliusa
Augustinusa, nawiązują bardziej do relacji interpersonalnych ze
szczególnym uwzględnieniem potrzeb w relacji do bliźnich.
Jednym z fundamentów duchowości pallotyńskiej jest podobieństwo wszystkich ludzi do Boga. Nie jest to przywilej, który
uprawnia nas do wszystkiego, a już na pewno nie do niszczenia
życia czy bezlitosnego wykorzystywania ziemi, lecz jest to wezwanie do naśladowania Boga w Jego szacunku do stworzenia,
Jego miłości i miłosierdziu. Jest to powołanie każdego z nas. Zasadniczo dobroczynność we współczesnym państwie opiekuńczym jest zinstytucjonalizowana, zatem większość osób rozumie
ją jako res publica (sprawę państwa), a nie jako osobiste wezwanie
do działania. Ale właśnie mój zawód lekarza pokazuje mi, że relacja bazująca na współczuciu, miłosierdziu i czułej uwadze powinna być res privata (sprawą osób prywatnych lub grup), jeśli ma
przynosić owoce i prowadzić do sukcesu.
Szacunek dla życia. Co to znaczy dla mnie? I co to oznacza
dla nas jako Rodziny Pallotyńskiej? Sądzę, że oznacza to patrzeć
z miłością na wszystkie stworzenia, o których św. Wincenty Pallotti powiedział, że tak bardzo pragnie być z nimi zjednoczony w
Wieczerniku, nawet na wszelkie stworzone rzeczy: być rozważnym, ostrożnym i troskliwym.
Taka postawa mogłaby z pewnością uczynić świat lepszym.
Alois Wittmann ZAK
Niemcy
----------------------------------------------------------------------------------------Segretariato Generale, Unione dell’Apostolato Cattolico
Piazza San Vincenzo Pallotti 204, Roma, Italia
[email protected]
e
Miłosierdzie i szacunek do życia
Drodzy Bracia i Siostry z ZAK!
Po tym, jak Ojciec Święty Franciszek ogłosił Święty Rok Miłosierdzia, zostałem zapytany przez Sekretariat Generalny ZAK,
czy mógłbym wnieść swój wkład do Być Apostołem dzisiaj poprzez
przygotowanie refleksji na temat Miłosierdzie i szacunek do życia (w
szerokim sensie). Zgodziłem się, ponieważ zainteresował mnie ten
temat. Tymczasem minęło kilka miesięcy i - szczerze mówiąc wciąż nie wiedziałem, co napisać. Z jednej strony słowo miłosierdzie nie odgrywa wielkiej roli w naszym dzisiejszym codziennym
języku; jednak z drugiej obecnie w Kościele jest niemal nadużywane. A tu jeszcze ja zostałem poproszony o dodanie swojej
opinii na ten temat! W dodatku odkryłem ostatnio, że moją naturą jest raczej stawianie pytań niż udzielanie wiążących odpowiedzi. Ale może zostałem wybrany do tego tematu, ponieważ jako
lekarz mam szczególny związek z życiem, który wynika raczej z realnych doświadczeń niż ze spekulacji teologicznych. I właśnie
dlatego chcę się z Wami podzielić moimi myślami, wątpliwościami i trudnościami, które są do wyjaśnienia.
Kiedy pochylam się nad jakimś tematem, lubię zacząć od
spojrzenia do słownika etymologicznego. Wyjaśnia on słowo erbarmen - być miłosiernym, jako uwolnić od ubóstwa, nieszczęścia, biedy,
niedostatku lub - w bardziej ogólnym znaczeniu - od samotności. Dlatego
w Niemczech to słowo ma bardzo charytatywny wydźwięk. Z
kolei w języku hebrajskim słowo oznaczające miłosierdzie - hesed nawiązuje do słowa oznaczającego łono, a więc do narodzin,
stworzenia, czyli jest bezpośrednio związane z życiem. Patrząc na
naszą własną egzystencję oraz na historię świata doświadczamy
faktu, że życie samo w sobie jest dotknięte nędzą, cierpieniem i
śmiercią. Dlaczego tak jest, dlaczego wszechmocny i dobrotliwy
Bóg stworzył tak kruchy świat - nad tym pytaniem wielu teologów łamie sobie głowę. Ostatecznie nie znalazłem żadnej odpowiedzi, która naprawdę by mnie satysfakcjonowała.
Bóg stworzył świat z miłości i z miłosierdzia go odkupił.
Znamy i wyznajemy ten artykuł wiary. Ale trudno mi wyobrazić
sobie siebie jako przyjaciela Boga, który w entuzjazmie swej
pierwszej miłości stwarza świat, który – jak sobie później uświadamia, okazał się dość nieszczęsny, tak że musi znów interweniować, aby doprowadzić całą sprawę do pomyślnego zakończenia. (Może to brzmi trochę zbyt swobodnie i z niewystarczającym
szacunkiem, ale wydaje się, że jest to jedna z głównych obiekcji
ludzi, którzy krytycznie podchodzą do naszej chrześcijańskiej
wiary - a chciałbym traktować tych braci i siostry poważnie.)
Wierzymy, że istoty ludzkie zostały stworzone przez Boga, są
stworzeniami, i dlatego tak bardzo różnią się od Boga; nie są
wszechmocne ani nieskończone, ani wieczne. Ale wierzymy też, że
zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, co znajduje odzwierciedlenie
w fakcie, że Bóg obdarza nas wolnością, poznaniem, kreatywnością
i panowaniem nad światem. Nie jesteśmy Bogiem, ale jednocześnie
każdy z nas został unikalnie stworzony na obraz Boga. To jest nasza chwała, która może stać się naszą nędzą, jeśli porzucamy ten
obraz i decydujemy - poprzez nasze słowa, czyny i nastawienie, że
jesteśmy wspanialsi od Boga, że chcemy przeżyć całe życie lub jego
część bez odniesienia do wzywania Jego nieskończonej miłości,
która jest wpisana w samą naszą istotę. Tu właśnie tkwi korzeń naszej grzeszności, od początków ludzkości aż do dnia dzisiejszego.
My, ludzie jesteśmy świadomi tego dylematu naszej chwały i naszej
nędzy samym sercu naszej egzystencji i przeżytych doświadczeń.
Od tego dylematu uciekam tylko wtedy, gdy patrzę na stworzenie jako jeszcze niedopełnione, nieukończone. To, co dla nas
stworzeń dzieje się w czasie, dla Boga - istniejącego poza stworzonym czasem, jest stanem istnienia na wieki wieków. Jest to jedyny
sposób, w jaki mogę sobie wytłumaczyć, że biblijny opis stworzenia znajduje się na początku naszego czasu, a Bóg nazywa wszystko
dobrym i bardzo dobrym. Następnie św. Paweł pisze do Rzymian,
że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8, 23) i
jest wciąż na drodze do stawania się dobrym, a nawet bardzo dobrym w pełnym tego słowa znaczeniu. Miłość Ojca, Stworzyciela,
jest wieczna, i w tej wieczności z miłości stwarza On świat, życie i
ludzi na swój obraz. Jak to zostało powiedziane w Janowym Prologu, stworzenie zostało zapoczątkowane w Synu. On jest – teraz
mówiąc w ludzkim wymiarze - początkiem i końcem stworzenia,
jego źródłem i przeznaczeniem. Przez swoje wcielenie przewodzi i
towarzyszy ludziom w czasie niedoskonałości. Naturą tego wsparcia jest miłosierdzie, wcielona miłość Boga płynąca do Jego stworzenia. Owocem miłości jest stworzenie, a owocem miłosierdzia odtworzenie, nowe stworzenie lub - bardziej dla mnie zrozumiale dopełnienie stworzenia, jak to opisuje prorok Izajasz (Iz 11, 6-9).
Z pewnością moje myśli nie są wysoką teologią, ale pozwalają mi
przezwyciężyć moje pytania i wątpliwości.
Jeśli Bóg jest nieskończoną miłością i miłosierdziem, to miłość i współczucie są najbardziej szlachetnymi cechami nas ludzi
jako obrazów Boga, choć w ograniczonym, skończonym stopniu.
Jeśli Bóg ze współczuciem towarzyszy nam na naszej drodze ku
końcowi, to naszym powołaniem jest miłosiernie i współczująco
towarzyszyć stworzeniu, nad którym mamy władzę, życiu, które zostało nam powierzone, ludziom, którzy są z nami w drodze. Jeśli
Bóg okazuje współczucie względem naszej czasowej niedoskonałości, ma dla nas szacunek, to my także powinniśmy okazywać
współczucie wszystkim nieszczęśliwym i opuszczonym. To
oznacza nie tylko patrzenie przed siebie, aby nie zejść z właściwej
ścieżki, ale także rozglądanie się dookoła, by zobaczyć, czy ludzie