XVII NIEDZIELA ZWYKŁA (C) – 25 LIPCA – JEROZOLIMA

Transkrypt

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA (C) – 25 LIPCA – JEROZOLIMA
XVII NIEDZIELA ZWYKŁA (C)
Rdz 18,20-32; Ps 138; Kol 2,12-14; Łk 11,1-13
Dzisiaj nie trudno uchwycić wiodący temat LITURGII SŁOWA: jest nim
modlitwa…
We fragmencie z Księgi Rodzaju spotykamy Abrahama, ojca wierzących,
który zostaje ukazany trochę jak kupiec targujący się z Bogiem. Stawka jest duża.
Chce uratować miasto. Dystans pomiędzy Bogiem a Abrahamem jest
nieskończony, ale nie przeszkadza to w otwartej rozmowie. Często słudzy są
przestraszeni i nieszczerzy, mówią to, czego oczekuje ich pan. Abraham natomiast
śmiały i szczery, mówi to, co powinien powiedzieć. Pył staje przed Skałą.
Zaufanie jest silniejsze niż strach i przezwycięża dystans: „Pozwól, o Panie, że
jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem”. Gdybyśmy
zapytali, co jest źródłem tego niecodziennego sposobu obcowania z Bogiem,
pełnego szacunku, a jednocześnie zażyłego, musielibyśmy odpowiedzieć, że jest
nim wiara. Tylko z prawdziwej wiary wypływa śmiała prośba. Abraham nalega uprzejmie, ale stanowczo. Jest przekonany, że mimo całego bagna Sodomy i
Gomory są tam przecież ludzie sprawiedliwi. Nie ma ich wielu, ale nawet jeśli jest
ich tylko pięćdziesięciu, to warto wzywać Bożego miłosierdzia. Pan Bóg wchodzi
w ten targ. Obniża cenę. W końcu cena staje się zupełnie symboliczna. Pytania
Abrahama zatrzymują się na liczbie dziesięć. A jeśli sprawiedliwych byłoby mniej
niż dziesięciu? To pytanie pozostaje paląco otwarte. Jest to zawieszenie, które
prowokuje następne pytanie. Czy w tej wyjątkowej modlitwie Abraham
pozostawia ostateczną decyzję Bogu, czy Bóg pozostawia ją człowiekowi? Albo
też obie te rzeczy razem?
I tutaj mamy jakże aktualne dla nas przesłanie. W relacji z Bogiem, na
modlitwie, dochodzi się zawsze do momentu zawieszenia, do punktu, poza którym
jest już tylko milczenie tajemnicy. Jednakże prawdą jest też, że Bóg na swój
sposób pozostawia następny krok decyzji człowieka. Słyszałeś, jaki jest mój
sposób myślenia, liczba nie jest dla Mnie problemem. Teraz ty wyciągnij wnioski.
Gdyby był tylko jeden sprawiedliwy, jak ty byś się zachował? W rzeczywistości
nie było nawet tych dziesięciu.
Sodoma została zniszczona. Rodzina Lota, jedynego sprawiedliwego w
mieście, liczyła ledwie cztery osoby, a i tak jego żona nie potrafiła oderwać
wzroku od swej przeszłości, jego córki zaś nadużyły męskości ojca....
Abraham przez swoją modlitwę nie oddalili gniewu Jahwe. I zapewne długa
byłaby lista bohaterów wiary Starego Testamentu, którzy zanosili modlitwy do
Boga..., z różnym skutkiem...
W Ewangeliach – człowiekiem wyjątkowej modlitwy jest Jezus. Uczniowie
widząc jak On sam się modlił, skierowali do Niego prośbę: „Panie, naucz nas się
modlić”. Usłyszeli wtedy odpowiedź Jezusa: „Gdy się modlicie, mówcie: „Ojcze
nasz...” Modlitwę, której nauczył nas Jezus, przytacza Mateusz (6,9-13) i św.
Łukasz (11,2-4). Obie wersje różnią się nieco od siebie, o czym warto wiedzieć i
w związku z tym trzeba się pytać: jakie to ma znaczenie? Odpowiedź narzuca się
sama: mamy prawo formułować Modlitwę Pańską innymi słowami, streścić ją
lub rozwinąć, pod warunkiem zachowania tego, co istotne. Panu Jezusowi nie
1
chodziło bowiem o to, aby wszyscy, dokładnie powtarzali ten sam wyuczony na
pamięć „paciorek”. Na podstawie Modlitwy Pańskiej mieli zdawać sobie sprawę,
co należy do istoty modlitwy Jezusowej.
Otóż najpierw, uczeń jest upoważniony przez Jezusa do zwracania się do
Boga, jak do Ojca. Dlatego ośmielamy się mówić: „Abba, Tato! Najukochańszy
Ojcze, Drogi Ojcze...” Nasza modlitwa, podobnie jak ta Jezusowa, jest ze swej
istoty synowska. Potem możemy wyróżnić w Modlitwie Pańskiej dwie wielkie
części: część „Ty” (Twoje imię, Twoje królestwo, Twoja wola), a potem część
„my” (daj nam, odpuść nam, nie wódź nas, zbaw nas).
Nie wolno zmieniać porządku. „My” nie jest na pierwszym miejscu, lecz
na drugim. Pierwsze jest „Ty”. Pierwszą modlitwą wypływającą z serca
chrześcijanina, tak jak z serca Jezusa, jest chwała, dziękczynienie, uwielbienie.
Tobie cześć i chwała! Nie mnie, Panie, nie nam, lecz Tobie! Tego trzeba się
nauczyć, gdyż całkiem spontanicznie wychodzi nam zupełnie coś odwrotnego: „O
Boże Wszechmogący, ponieważ jesteś Wszechmogący, spraw, by moje imię było
znane, by moje sprawy przynosiły mi zysk (by przyszło moje królestwo), by moja
wola się spełniła, (abym był zdrowy i bogaty, bym miał sukcesy życiowe, obfite
zbiory, zapewnione dochody, długie życie)”. Słowem, nasza modlitwa polega
często na nakłanianiu Boga ku sobie, na uczeniu Boga jak ma być Bogiem,
praktycznie na wciągnięciu Boga w służbę własnych planów, projektów,
interesów. Modlitwa, której uczy nas Jezus, stanowi radykalny odwrót od tego
zwyczaju: nie moja, lecz Twoja wola, nie moje, lecz Twoje królestwo, nie moja
reputacja, lecz Twoja chwała. „Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.” „Tak,
Ojcze, bo tak się Tobie podobało.” Kto ośmieliłby się powiedzieć, że taka
modlitwa jest naturalnym odruchem serca, spontaniczna? Oto dlaczego musi być
wyuczona. Powinniśmy się jej nauczyć od Jezusa. Chcąc modlić się po
chrześcijańsku, trzeba zacząć od szkoły? Powiedzmy Jezusowi tak, jak uczniowie:
„Panie, naucz nas modlić się...”
Teraz kolej na część „my”. Podczas gdy pierwsza część modlitwy jest
uwielbieniem, druga to prośba za siebie i za innych. Nigdy wyłącznie za siebie,
nigdy tylko za innych, ale zawsze za nas. Gdyż to, co wydaje się dobre dla mnie,
naprawdę nie jest takim, jeśli nie jest dobrem dla innych, i na odwrót. Możemy
prosić. Ale, o co? W Modlitwie Pańskiej wymienia się cztery dobra: chleb
powszedni, odpuszczenie grzechów, siłę, aby oprzeć się pokusie, i uwolnienie od
Złego, a więc od szatana. Zauważmy, że wymienione dobra są ze swej istoty
duchowe. Jedyny wyjątek to chleb powszedni, w którym możemy dostrzegać
również dobra materialne konieczne do życia ziemskiego, bo bez nich nie
moglibyśmy ani żyć, ani spełniać woli Boga.
W modlitwie, którą zanosimy do Ojca, prośba - błaganie zajmuje ważne
miejsce. Ale mamy problem, o co możemy prosić Boga z tą pewnością, że
otrzymamy? W pewnym sensie odpowiedź na to pytanie podsuwa nam
wysłuchana przypowieść. Postawione w przypowieści pytanie ma charakter
retoryczny: „Któż z was - znaczy po prostu: czyż wy nie zrobilibyście podobnie? nie postąpiłby jak ten przyjaciel, o którym mówię?”
2
Jezus mówi w przypowieści, że o północy przychodzi przyjaciel i prosi o
trzy chleby, ponieważ do niego przybył inny przyjaciel i nie ma mu nic do
zaoferowania. Przyjaciel jest natrętny, ponieważ przychodzi dokładnie w środku
nocy. Tylko jeśli przyjaźń jest naprawdę wielka, otwiera się drzwi komuś o
północy. Łukasz zdaje się niemal bawić, opisując Boga jako kogoś, kto na pozór
ma twarde serce i jest niewrażliwy na potrzeby innych. Pragnie bowiem położyć
akcent na istotnym znaczeniu wielokrotnego, wręcz natrętnego powtarzania naszej
prośby. Prawdopodobnie jest tu jeszcze zachęta do tego, by odnosić się do Boga z
ufnością, a nawet naiwnością, jakie właściwe są dziecku. Tylko dziecko jest tak
prostoduszne, że nie potrafi zrozumieć, iż pewnych rzeczy w określonym czasie
nie powinno robić. Rozumnie rzecz biorąc, szacunek wobec przyjaciela powinien
powstrzymać proszącego od przerywania mu snu. A jednak zaufanie do niego jest
tak wielkie, że pozwala przyjąć postawę właściwą dziecku, które wytrąca mamę
ze snu. Mama wstaje z łóżka, pomimo że została wyrwana ze snu, i oddaje się do
dyspozycji dziecka. Pomyślcie, do jakiego stopnia dochodzi dyspozycyjność
Boga w stosunku do człowieka!
Druga część przypowieści pozwala przedstawić poprawną wizję, o co
należy prosić Boga, gdyż On nie daje człowiekowi ani tego, co niepotrzebne,
ani co mu szkodzi. Nie powinniśmy się zatem gorszyć, jeśli o coś prosimy, a
potem tego nie otrzymujemy. Ewentualnie należałoby się raczej zapytać, czy to, o
co Boga prosiliśmy, było naprawdę potrzebne i ważne, a nie przypadkiem głupie
lub szkodliwe. Bóg daje, ale tylko to, co jest dobre. Bóg daje to, co jest użyteczne.
Bóg daje to, co służy życiu. Jeśli więc prosimy poprawnie, jeśli prosimy o dobro,
o życie, z pewnością to otrzymamy. Jezus w przypowieści odwołuje się do relacji
między ojcem i synem: „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o rybę, czy
zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? I
dalej: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim
dzieciom...” Co Jezus chce przez to powiedzieć? Wysłuchać modlitwę nie oznacza
dać cokolwiek bez wcześniejszego rozeznania, podobnie jak żaden tatuś nie dałby
swoim dzieciom niczego bez rozeznania. A zatem, jak każdy tatuś dokonuje
rozróżnienia między prezentami, które należy dać, a takimi, jakich powinno się
unikać, tak też Ojciec nasz w niebie potrafi rozpoznać, jakie dobre rzeczy
powinien nam dać, a jakich szkodliwych odmówić. Jeśli naprawdę chcemy
otrzymać to, o co prosimy, nie pozostaje nam nic innego, jak modlić się o Tego,
który jest w pełnym sensie tego słowa dobry - o Ducha Świętego. I zostaniemy
wysłuchani. A „Duch Święty” to praktycznie wszystkie Jego dary, które czynią
nas świętymi, doskonalszymi dziećmi Boga, lepszymi chrześcijanami. Każda
prośba o to, by wzrastać w wierze, nadziei i miłości, lub by stawać się świętym w
całym postępowaniu, zawsze będzie wysłuchana, ponieważ, jesteśmy tego pewni,
„wolą Bożą jest (nasze) uświęcenie” (1Tes 4,3).
Modlitwa ma na ziemi największą skuteczność. Na świecie stworzonym
przez Boga, nie ma nic bardziej pożytecznego, jak codzienna modlitwa, aby świat
podtrzymywać i zachować w złych czasach... Nie możemy zapominać o słusznym
stwierdzeniu wielekroć powtarzanym w Piśmie Świętym: „Jeżeli Pan domu nie
zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą...” (Ps 127).
3