Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres
Transkrypt
Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres
Antoni Bednarek Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres międzywojenny z rekomendacji historyka literatury Praca doktorska pisana pod kierunkiem Prof. dr. hab. Krzysztofa Dybciaka na UKSW Nie chcę mówić o sobie, wolę mówić o innych, problem wszakże w tym, że nie było nikogo, kto intensywniej niż pozostali zajmowałby się literaturą, zawierającą przecież w sobie źródło prawdziwej sztuki wymowy […]. Cyceron Słowo żywe musi być jak słowo pisane, które się śpieszy; słowo pisane zaś jak słowo żywe, które zwalnia biegu. Fernand Paten Dziekan Rady Adwokackiej w Paryżu 2 ROZDZIAŁ I PRELIMINARIA (Pośród znaków zapytania) 3 Myślę, że byłem zbieraczem. Jedni zbierają stare książki, inni porcelanę, jeszcze inni motyle; ja zbierałem ludzkie myśli. Myśli o zagadnieniach filozofii, o szczęściu, o sztuce. A jak to często bywa, upodobania zbieracza zespoliły się z upodobaniami muzeologa. Chodziło nie tylko o to, by myśli ludzkie zebrać, ale także, by je – jak muzeolog rozmieszcza obrazy w muzeum – rozmieścić tak, by je dobrze było widać i aby było widać to, co w nich istotne i cenne. Władysław Tatarkiewicz 4 Każda próba w miarę syntetycznego oglądu wymaga wyczerpującego uzasadnienia. Nie bez znaczenia pozostaje również refleksja motywująca wybór przedmiotu zainteresowania. Zważywszy nikły obecnie stan wiedzy historycznej na temat oratorstwa polskiego XIX i XX wieku (w odróżnieniu od jego staropolskiej wersji), wartość samą w sobie stanowi akt inauguracji, bliższy wstępnemu rozpoznaniu jakiegoś fragmentu zjawiska, to jest uporządkowania tekstów (na przykład ze względu na tematykę, charakter imaginacji, inklinacje stylistyczne, odmiany retorycznej biegłości, czy też genologiczne powinowactwa) i jakościowej ich segregacji. Przyjęło się przekonanie, że synteza ma charakter zwieńczenia wielu prac szczegółowych i analitycznych. Powinno się jednak dodać, że do pewnego stopnia chodzi wówczas o ideał, najwyższy stopień badawczej maestrii. Do jego osiągnięcia należy zmierzać, choć ze świadomością, że mamy do czynienia z p r o c e s e m, ustawicznym dążeniem i - poprzez permanentne poszerzanie pola interpretacji – z b l i ż a n i e m się do celu (w humanistyce to podtrzymywanie ciągłego niedosytu stanowi wartość nadrzędną). Trzeba też pamiętać o istnieniu pośrednich stopni syntetyzowania. Nie ma powodu, żeby z nich rezygnować. W sytuacji, gdy rozległości zjawiska (mnogości tekstów) nie towarzyszy jeszcze obfita historiografia, konieczne wręcz staje się czytelne uładzenie całości niejako wzdłuż czasu, w sposób który odsłoni perspektywę dalszego ciągu. Wskazać, zasygnalizować, poczynić wstępne sugestie i wreszcie, „obrysowując” pewne cechy, wydobyć je i pogrupować. W zasięgu obserwacji postawić wszelkie oznaki ewoluującej dominacji takich a nie innych cech oraz przejawy kontynuacji (i pozostających w opozycji do nich przejawów innowacji) a więc – co szczególnie interesujące – ślady „długiego trwania”1 tendencji stylistycznych, motywiki, czy też – szerzej – uwarunkowanych tradycją określonych trendów wyobraźni (dotyczy to szczególnie oddziaływania romantyzmu). Chodzi o t y p o l o g i ę o charakterze najbardziej podstawowym, ogólnym. To w wymiarze diachronicznym. A w porządku synchronicznym? Przede wszystkim opisu domagają się relacje między oratorstwem 1 Postrzeganie dziejów w perspektywie „długiego trwania” powstało jak wiadomo w kręgu tzw. szkoły „Annales”. 5 (kaznodziejstwem) a innymi tworami sztuki słowa, podobnie jak kulturowe uzależnienia w przenikaniu struktur genetycznych, czy też uzależnienia językowe w danym okresie. Sięgając do jednego z podstawowych tekstów na temat syntetycznego ujmowania literatury2, czynię to z przekonaniem o możliwości zastosowania obecnych w nim ustaleń również do interesującego mnie przedmiotu. Choćby dlatego, że kilka z nich daje się odnieść nie tylko do literatury sensu stricte, także do wielu gałęzi szeroko rozumianego piśmiennictwa (sztuki słowa w ogóle). A kaznodziejstwo w swojej pisemnej konkretyzacji (w tej postaci przecież będziemy się nim głównie zajmować) ulega spokrewnieniu z literaturą (o czym będzie jeszcze mowa) na różnych poziomach tekstu. Sawicki akcentuje między innymi potrzebę „prac przygotowawczych”3 a więc interpretacji poszczególnych utworów, badań recepcji i – co wydaje się potrzebne w pierwszym rzędzie – publikacji materiałowych, przede wszystkim kompendiów bibliograficznych4 i właściwie pomyślanych (najlepiej krytycznych i naukowych) wydań tekstów5 i antologii6. Także wydawnictw typu encyklopedycznego, mających – dodajmy 2 S. Sawicki, O syntetycznym ujmowaniu literatury, w: Badania nad krytyką literacką, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1974, s. 203-214. 3 S. Sawicki, dz. cyt., s. 203-204. 4 Odsyłam w tym miejscu do – to chyba jedyne (?) opracowanie bibliograficzne z zakresu relacji między oratorstwem a literaturą w XIX i 1 poł. XX wieku – zamieszczonej na końcu tej pracy bibliografii Kazania ku czci pisarzy. Stanowi ona fragment przygotowywanej przeze mnie pełnej bibliografii zjawiska (w ogóle oratorstwa w XIX i XX wieku). Zob. też Polska bibliografia homiletyczna 1945-2005, oprac. Wiesław Przyczyna i Leszek Szewczyk, Kraków 2007. 5 Od czasu do czasu pojawiają się wznowienia pojedynczych tekstów, na przykład bibliofilskie wydanie Józefa Teodorowicza Wobec ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Sienkiewicza w kościele Mariackim w Krakowie przez … (posłowie L. Ludorowskiego pt. Chrześcijańskie ideały Sienkiewicza, Lublin 1993) oraz Józefa Piłsudskiego By królom był równy … Przemówienie przy składaniu prochów Słowackiego do grobów wawelskich 28 czerwca 1927 roku (Wstęp J. Axera, Warszawa-Kraków 2002); opublikowano też kilka cennych wyborów z dorobku pojedynczych mówców: Józef Pelczar, Mowy i kazania 18771899 (oprac. C. Niezgoda, Kraków 1998), Józef Teodorowicz, Kazania o Bogu i ojczyźnie, (Warszawa 1999; wybór oparty głównie na zbiorze tegoż mówcy Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, Poznań 1923), Jan Twardowski, „ … Niech Cię wielbią, kochają i słyszą”. Kazania i homilie (wybór M. Piwocka, Warszawa 1999), tenże, Stale być blisko (oprac. A. Iwanowska, Kraków 2004), Jakub Bojko, Gorące słowa (oprac. F. Ziejka, Kraków 2002); kilka kazań Antoniego Szlagowskiego wznowił W. Wojdecki w swojej książce Arcybiskup Antoni Szlagowski kaznodzieja Warszawy (Warszawa 1997). Warto może wspomnieć też dla kontekstu o wydaniach innych ważnych tekstów oratorskich. Odrębne miejsce zajmują wydane z naukowego poręczenia wystąpienia oratorskie Adama Mickiewicza, zwłaszcza w Dziełach wszystkich. Wydanie sejmowe (t. 11: Przemówienia, oprac. S. Pigoń, Warszawa 1933) oraz w Dziełach. Wydanie rocznicowe 1798-1998 (t. 13: Pisma towianistyczne. Przemówienia. Szkice filozoficzne, oprac. Z. Trojanowiczowa, Warszawa 2001); również Literatura słowiańska (w przekładzie i oprac. L. Płoszewskiego, w: Dzieła wszystkie. Wydanie sejmowe, t. 8-9, Warszawa 1935, całość w: Dzieła. Wydanie narodowe, t. 8-11, Warszawa 1952-53, w oprac. J. Maślanki, w: Dzieła. Wydanie rocznicowe 1798-1998, t. 8-11, Warszawa 1997-98; nadto Prelekcje paryskie, t. I-II, wybór i oprac. M. Piwińska, Kraków 1997); o wzorcowym edytorsko przypadku mówić można przy edycji mów Jana Kasprowicza (w: tenże, Pisma zebrane, t. 7. Publicystyka cz. 2, pod redakcją R. Lotha, Kraków 2004; dlaczego w zbiorze pt. Publicystyka (?). W tym kręgu warto zwrócić uwagę na niektóre wybory (włączone do innych pism) w serii Biblioteki Narodowej, na przykład: Kornel Ujejski, Wybór poezji i prozy (oprac. K. Poklewska, Kraków 1992), Józef Piłsudski, Wybór pism (oprac. W. Suleja, Wrocław 1999, wyd. 2 Wrocław 2003), Jan Paweł Woronicz, Pisma wybrane (oprac. M. Nesteruk, Z. Rejman, Wrocław 2002), Kazimierz Sosnkowski, Wybór pism (wybór i oprac. J. Kirszak, Wrocław 6 - jedyną w swoim rodzaju właściwość, tę która spełnia rolę „prototypu” (pomyślanego oczywiście w innej konwencji metodologicznej) p r e s y n t e z y, najefektywniej chyba anonsującej przejście do następnego w miarę pełnego już obrazu całości. W tego typu pracach zawsze też winno chodzić o wypromowanie wyrazistego k a n o n u tekstów. Ważna jest ich, pokazana w określonej perspektywie, reprezentatywność7. Historiografii kaznodziejstwa zagraża szczególne niebezpieczeństwo. O wiele większe niż w przypadku ogarniania dziejów literatury (zwraca na nie uwagę Sawicki). Chodzi o pokusę syntetyzowania wyłącznie wedle zewnętrznych kryteriów, całkowite zaniechanie oglądu cech immanentnych na rzecz traktowania krasomówstwa jako historycznej dokumentacji, świadectwa podniosłych wydarzeń. Podobnej ostrożności wymaga przyjęcie kryterium tematycznego, chociaż nie należy go bagatelizować. Ma ono w swej najprostszej postaci znaczącą moc porządkującą. Co ważniejsze, otwiera możliwość ujęcia historii zjawiska pod kątem historii wyobraźni (per analogiam do historii wyobraźni poetyckiej)8. Godna zastanowienia pozostaje wymieniana przez Marię Janion historia literatury jako historia arcydzieł. Nęcące wydaje się przeniesienie tej koncepcji na obszar oratorskiego dominium. Osacza nas jednak świadomość, że o wiele trudniej (i w zdecydowanie mniejszej ilości) będzie tu wyodrębnić teksty na miano arcydzieła zasługujące. W ogóle każda kwalifikacja, której kod oparty jest na superlatywach stanowi ryzykowne posunięcie. Zwłaszcza – pamiętajmy – gdy chodzi o rzeczy zapomniane. „Odpominając” je, winniśmy im rekomendację stopniową. Wyłoni ona i opisze materiał o różnorodnej jakości, zapewniając wstępną jego selekcję, co pozwoli wnikliwiej skonstruować obraz całości. 2009). Jednak generalnie rzecz biorąc, istnieje pilna potrzeba edycji naukowych przemówień Piłsudskiego (wydanie fotooffsetowe, t. 3-6 i 8-10, Pism zbiorowych z lat 1937-38, Warszawa 1989-90 – już nie wystarczy), odrębne wydanie wszystkich mów prymasa S. Wyszyńskiego (na razie rozproszone zostały w Dziełach zebranych (pod. red. m.in. M. Bizana, J. Pasierba, S. Sawickiego, 1-4, Warszawa 1991-2002); wielkiego uporządkowania edytorskiego, rozłożonego na lata pracy wymaga jeszcze dzieło oratorskie Jana Pawła II. Potrzebne są wydania wielkich a zapomnianych kaznodziejów romantycznych: Ludwika Trynkowskiego, Maksymiliana Małopolskiego, Aleksego Prusinowskiego, Aleksandra Jełowickiego i Hieronima Kajsiewicza. Priorytet winien objąć także wielkich – a czasem zupełnie nieznanych (jak choćby fizyk Władysław Natanson) – mówców międzywojnia: arcybiskupa Józefa Teodorowicza, biskupa Antoniego Szlagowskiego, rabina Abrahama Ozjasza Thona, Józefa Wittlina, profesora Mariana Zdziechowskiego. 6 Miałyby ogromną rolę do spełnienia – nie tylko popularyzującą – pod warunkiem, że nie będzie się oratorstwa traktowało wyłącznie w kategoriach świadectwa historycznego i politycznego (vide Wielkie mowy historii, pod red. W. Władyki, P. Zielonka, T. Zawadzkiego, t. 1-4, Warszawa 2006); potrzebne jest uwzględnienie zarówno bogactwa tematycznego, jak i warsztatu retorycznego. 7 Na przykład poprzez koneksje literackie, jak to próbowałem ująć w Setniku oratorów polskich (Lublin 2008). 8 Zob. M. Janion, Jak możliwa jest historia literatury, w: tenże, Humanistyka: poznanie i terapia, Warszawa 1974, s. 209. 7 Chcę powiedzieć, że w naszej syntezie (i na tym jej etapie) ważniejsza pozostaje dbałość o wyczerpujące odnotowanie cech symptomatycznych, uwzględnienie ich rozmaitości. Konieczna będzie typologia, rozeznanie w skłonnościach i preferencjach (stylistycznych i retorycznych), ich analiza. Pożyteczne może okazać się wprowadzenie niektórych mówców „w całości”, gdyż w zróżnicowaniu swoim (także pod względem poziomu jakościowego) powiedzą wiele o kulturze okresu, kulturze duchowej i literackiej, estetycznej i religijnej. Natomiast pojęcie arcydzieła w kręgu oratorstwa XIX i XX wieku (kiedy to klarowność rodzajowa uległa rozluźnieniu, a klasyczna norma poszczególnych gatunków znajduje się w ustawicznym nadwątleniu, nawet więcej: poddają się one procesowi synkretyzacji) może wprawdzie okazać się niezbyt łatwe w zastosowaniu, ale można - powściągliwie i rozważnie – próbować kilka tekstów tym mianem obdarzyć. Naturalnie, że kryterium wzorca antycznego, czy staropolskiego nie wchodzi w grę. Wyprowadźmy rzecz całą – dla przykładu – od konkretnego przypadku: mowy Józefa Piłsudskiego przy trumnie Słowackiego podczas drugiego pogrzebu poety w 1927 roku na Wawelu. Daleko odbiega ona od form klasycznych, a jednak skłonni jesteśmy zaliczyć ją do arcydzieł. Dlaczego? Na jakiej podstawie? Pamiętając o poczynionych już spostrzeżeniach, zwróćmy uwagę, że wielkości tego tekstu nie buduje wedle odwiecznych reguł stosowana retoryka. Ale nie może też być mowy o całkowitej jego amorficzności. Pewne fragmenty wyraźnie dowodzą pełnego rozeznania mówcy w retorycznych umiejętnościach, na które nakłada się nowy, na innej już tradycji oparty system przekazu. Wystarczy przyjrzeć się choćby exordium, nadanej mu randze poprzez kunsztowną inaugurację określonej historiozofii, w którą następnie „wpisana” zostaje postać wieszcza. Istotny okazuje się t o n9. Decyduje bowiem o nowej jakości oratorskiej, scalając mowę perfekcyjnym ujednoliceniem. Wstęp poprowadził, wyznaczył kierunek oratorskiej imaginacji. Spektakularnej i wyjątkowo konsekwentnej. Trzeba więc zapytać: co decyduje o tej wyjątkowości? Na pewno twórcze nawiązanie do tradycji literatury romantycznej. Nawiązanie w wielkim stylu. W tym okresie arcydzieło oratorskie mogło się objawić przede wszystkim w podjęciu wyzwania jakim były 9 W rozumieniu: z e s t r ó j wielu elementów decydujących o identyfikacji tekstu, kreujących jego osobność, specyfikę implikowaną czytelnym poziomem emocji (właściwych określonemu rodzajowi refleksji zarówno w planie treści, jak wyrażania), wyrazistością brzmieniowej i myślowej teleologii, wzajemnej relacji stylu i sposobu prowadzenia myśli; charakterystyczny sposób budowania wypowiedzi, tego jej aspektu, który wiąże się z budowaniem napięcia, rozłożenia akcentów znaczeniowych, co w konsekwencji prowadzi do ukształtowania rozpoznawalnej dykcji. 8 tajemnice tamtej literatury, wszystko, co generowała jej wyobraźnia, jej mity i legendy. „Mównictwo” żywiło się wówczas nie tyle regułami, co mitologią. Powiedzmy sobie szczerze – nie było to proste (a mówcą łatwo – wiele jest na to dowodów – mógł zawładnąć żywioł kiczowatej ekspresji; kaznodziejstwo było na to szczególnie narażone). Tymczasem dodajmy istnienie jeszcze jednego, ważnego dla syntezy elementu. Chodzi o pojedyncze oracje, wyrastające ponad przeciętność (także i w obrębie całego dorobku konkretnego mówcy) z różnych powodów. Może to być nieprzeciętny temat, oryginalne do niego podejście i okoliczności powstania; mogą to być również wyjątkowo brzemienne skutki oratorskiego aktu. Te mowy, tworząc osobny porządek, wpisują się na odrębnych prawach w syntetyczny obraz rzeczy. To one stanowią oratorskie w y d a r z e n i a (w odbiorze „na żywo” bądź w lekturze), zostają naprawdę w zbiorowej pamięci w ostatecznym efekcie budują kanon tekstów najwartościowszych, najbardziej znaczących w kulturze narodowej (niekiedy szerzej – światowej, jak w przypadku słynnego wystąpienia Jana Pawła II w UNESCO (Paryż 1980) i w 1979 roku na Placu Zwycięstwa w Warszawie). W tym miejscu pojawia się kolejne kryterium porządkowania materiału. Chodzi o kryterium o d b i o r u. Badacze literatury piszą o „historii czytelników” (nas ciekawić winna oczywiście także historia słuchaczy) oraz historii recepcji10. Musimy jednak mieć świadomość, że świadectwa odbioru tekstów mówionych są nieliczne i – co trzeba podkreślić – dosyć stereotypowe, z nadmiaru euforycznych uniesień – powierzchowne. W odniesieniu do recepcji czytelniczej jest podobnie. Trochę jednak ciekawych poświadczeń odbioru można znaleźć. I warto je wykorzystać. W szeregu determinujących syntezę czynników, kolejny sygnalizuje okazana swego czasu ku refleksji wątpliwość Jerzego Ziomka: czy dzieło sztuki i s t n i e j e 10 Dz. cyt., s. 205, 206; zob. też H. Heinrich, O historię literatury z perspektywy czytelnika, przekł. R. Handke, „Teksty” 1972 z. 4. Podobnie jak w związku pisarza i czytelnika (współtwórcy dzieła; zob. J. P. Sartre, Czym jest literatura, przekł. J. Palewicz, Warszawa 1968, s. 192) zauważa się układ między mówcą a słuchaczem; jak się zdaje rola odbiorcy może być bardziej jeszcze kreatywna, co naturalnie zależeć może od miejsca, czasu i okoliczności; tradycja platońska preferuje ten rodzaj oddziaływania, który wiąże się z nakłanianiem generującym przekonania oparte na wierze (nie – wiedzy), „pragnie skłonić słuchaczy do określonego działania”; natomiast, gdy mówca przekonuje, to odwołuje się do „wiedzy i intelektu słuchacza” (zob. E. Czaplejewicz, Tradycje i założenia poetyki pragmatycznej, w: Problemy poetyki pragmatycznej, pod red. naukową E. Czaplejewicza, Warszawa 1977, s. 17); tak, czy inaczej w obu przypadkach rola odbiorcy-słuchacza zakłada współuczestnictwo w obrębie wspólnych reguł, obaj – razem z nadawcą – muszą być „ludźmi znającymi reguły gry” (J. Ziomek, Retoryka opisowa, Wrocław 1990, s. 16). Okaże się to szczególnie ważkie w okresie romantyzmu, a jeszcze bardziej później, gdy cała kultura polska na wiele dziesięcioleci zostanie tej epoce „podporządkowana”. 9 w historii literatury, jeśli n i e j e s t w tym momencie czytane11. W odniesieniu do oratorstwa rzecz jeszcze bardziej się komplikuje. Rodzi się wiele pytań, z wieloma wątpliwościami. Znaczna ich część jest rzec można natury ontologicznej. W jakim stopniu oracja istnieje jako oracja (czy w pełni?) jeśli nie zachowały się świadectwa odbioru, słowem – czy zachowała swoją pełną wartość bez choćby śladu recepcji? A czy jest oracją (czy tylko jej „scenariuszem”?) jeżeli jej nie w y p o w i e d z i a n o, a pozostała jedynie w zapisie? Na ile ważne jest „dopełnienie” (choć wiadomo, że sprzyja percepcyjnej sztuce „przetworzenia”) w odbiorczej konkretyzacji? A może ważniejsze są czytelne, o autonomicznym statusie, symptomy słowa mówionego i dałoby się je odszyfrować dla pogłębienia interpretacji tekstu? Jedno jest pewne – i jest to odrębny problem – że te dwa zjawiska muszą być postrzegane rozdzielnie: oralności sygnowanej wewnątrz tekstu i jej recepcji12. W sąsiedztwie pojawia się zagadnienie inne, z pozoru marginalne, lecz po głębszym zastanowieniu okazuje się, że nie należy go pomijać. Otóż zawsze istniały dwa rodzaje kontaktów z publikowanym słowem oratorskim. Można je było czytać cicho, ale i głośno. W ten sposób wzbogaceniu ulegało pole jakościowe recepcji, zwłaszcza w XIX wieku – stuleciu recytacji, deklamacji i okazałej parateatralizacji słowa w ogóle. Należy mieć tego świadomość, podejmując syntetyzujący wysiłek, pamiętać o sztafażu obecnych w tekście środków ekspresji słowa mówionego, potencjału właściwego każdej partyturze, czy też quasi partyturze, z jaką mamy w tym przypadku do czynienia. Współcześnie zaś pojawia się szansa dla odbioru starych mów. Czytając głośno, uruchamiamy – zastępując mówcę – pokłady właściwości „zamilkłych”, a więc niepełnych w swoim przekazie, chwilami wręcz martwych. Wspomagamy zatem interpretację. Otwiera się nadto interesująca sfera aksjologii, którą przekonująco wydobył Ong: Wypowiedź mówioną przekazuje realna, żywa osoba innej realnej, żywej osobie lub realnym, żywym osobom, w określonym czasie, w rzeczywistym środowisku, obejmując zawsze znacznie więcej niż tylko słowa. Słowa mówione są zawsze modyfikowane całą sytuacją, która jest więcej niż werbalna. Nie pojawiają się nigdy same, po prostu w kontekście słów. Słowa w tekście natomiast są osamotnione. Co 11 J. Ziomek, Metodologiczne problemy syntezy historycznoliterackiej, w: tenże, Powinowactwa literatury, Warszawa 1980, s. 247. 12 Przekonująco – powołując się na W. J. Onga – wykazała niebezpieczeństwo metodologiczne nakładania się tych dwu różnych obszarów (próby odczytywania oralności poprzez recepcję) Anna Opacka, O improwizacjach Mickiewicza – inaczej, w: Czterdzieści i cztery studia ofiarowane profesorowi Marianowi Maciejewskiemu, pod red. D. Seweryna, W. Kaczmarka i A. Seweryn, Lublin 2008, s. 213. 10 więcej – przy układaniu tekstu, przy „pisaniu” czegoś, sam jest również twórca pisanej wypowiedzi. Pisanie jest działaniem solipsystycznym13. Ale z innej strony rzecz biorąc, warto zauważyć, że kondycja tekstu oratorskiego (mówiony/pisany) z pozoru tylko zmienia natężenie swego przekazu. Najpierw są, muszą być, notatki, czy choćby (poprzedzające improwizację) w miarę stabilne przemyślenia, często tekst pisany bywa jedynie odczytany, który to akt niekoniecznie odznacza się wiernością. Pomiędzy nimi więc coś się dzieje, przylega i rozmija. Podobnie, jak w sytuacji, gdy po wygłoszeniu następuje spisanie i publikacja. I wydawałoby się bieg żywotności tekstu się urywa. Pisanie jest podobne działaniu teatralnemu – powiada Anna Krajewska – jest stałym rozgrywaniem sceny, wchodzeniem w dialog z partnerami, w momencie kiedy zaczyna się stabilizować, już się kruszy i rozpada, gdy ogarnia je czas14. Ale i – dodajmy – dzięki zapisowi wcale nie musi znikać to, co w oratorstwie najważniejsze – dramaturgia działania. Pojawia się przecież lektura, w tym we wspomnianym już wydaniu głośnego czytania. Tak interesująco wydobyte przez badaczkę dramatyczne przestrzenie otwierają się na czytelnika – aktora rozgrywającego tekst15. Może nie należy zatem przywiązywać się do myśli, że oracja nie usłyszana traci na wartości? W zasięgu problematyki recepcji, zwłaszcza jej aksjologicznego wymiaru znajduje się także wielki temat: tekst jako zdarzenie, które może się powtarzać ciągle na nowo i mimo wszystko nigdy nie być dokładnie takie samo. Chodzi o doświadczenie dzieł literackich. A w sumie o wszystko, co wiąże się z problematyką „spotkania” a więc „innego”, pojmowanego w kategoriach relacyjności; o twórcze zmienianie siebie właśnie tą drogą – w odpowiedzi na „inność”. Tak przekonywająco wykłada to Derek Attrige16. Co jeszcze w odniesieniu do kryteriów i metod syntezy powiedzieć można? Dorzućmy błahy z pozoru element, ale wart uwagi. Chodzi o przypisy, które w wielu syntezach mają duże znaczenie17. Uzupełniają główny wywód i to nie tylko pod względem faktograficzno – bibliograficznym. Można odciążyć zawartość tekstu głównego wieloma informacjami, wprowadzić szereg dopowiedzeń, dygresji, pobocznej 13 W. J. Ong, Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii, przekł. J. Japola, Lublin, 1992, s. 141. A. Krajewska, Dramatyczna teoria literatury. Zarys problematyki, Poznań 2009, s. 9. 15 Dz. cyt., s. 9, 11. 16 Jednostkowość literatury, przekł. Paweł Mościcki, Kraków 2007, s. 15, 17, 56. 17 Sawicki, dz. cyt., s. 213. 14 11 refleksji, która nie burząc treści nadrzędnych, wprowadza je w krąg ważkich kontekstów. Przydatne wsparcie (przez analogię) naszego przedsięwzięcia, oświetlenie pod odpowiednim kątem (jeśli idzie o metodę), znajdziemy, sięgając po książkę Teresy Walas Czy jest możliwa inna historia literatury?18 Wpierw jednak trzeba dookreślić kilka symptomów przedmiotu, którego przebieg „układa się” nieco inaczej niż dzieje literatury w tych samych okresach. Bardziej „skokowo”, a niżeli linearnie, a więc w ramach mniej usystematyzowanej, mniej „płynnej” konfiguracji temporalnej. Historia oratorstwa XIX i XX wieku, w tym kaznodziejstwa, to przede wszystkim historia kilkunastu wybitnych mówców i – w nieco dalszym szeregu – zespołów tekstowych, pozostających w kręgu w miarę identycznej struktury wyobraźniowo-stylistycznej. A obok pojawiają się precedensy, pojedyncze wystąpienia lub urastające do rangi osobnych kreacji tekstowych, żyjące autonomicznie fragmenty (doskonale uchwycił ich status Sienkiewicz, wprowadzając motyw kazania przy trumnie Wołodyjowskiego). Wszystko to do literatury swych epok nie zawsze przylega precyzyjnie pod względem chronologicznym. Chodzi o świat rzeczy rozmaitych, niekoniecznie generujących system zamknięty, proces organiczny. Ów stan posiadania determinuje metodę oglądu. Przyjrzyjmy się zatem propozycji Walas. Wyróżnia ona dwa modele myślenia o przeszłości, a co za tym idzie jej przedstawiania: pierwszy nazywa modelem ekspozycji muzealnej, drugi organiczno-dynamicznym. W naszym przypadku ten pierwszy wydaje się być – mimo swej antykwaryczności – stosowniejszy, bardziej adekwatny; oczywiście pod warunkiem, że zostanie nieco przedefiniowany. Odwołując się doń mamy świadomość obciążającego go tradycjonalizmu. Choć, jak się zdaje, to zależy od tego jak bardzo ortodoksyjnie (a więc jednowymiarowo) będzie on interpretowany i jak dalece podda się modyfikacji jego wyobrażenie. Badaczka opisuje go następująco: Istotę jego oddaje słowo „kolejny”, które wiąże ze sobą chronologię, układ przestrzenny i pojęcie zjawiska indywidualnego. Zastosowanie tego modelu polega więc na wyodrębnieniu w przeszłości literackiej (choć model ten może być również przydatny do opisu współczesności) przedmiotów o różnej wielkości, najczęściej niejednorodnych, i takim ich uszeregowaniu, w którym porządek chronologiczny wyznacza jedynie pierwotną 18 Kraków 1993. 12 ramę kompozycyjną, narracja zaś przybiera postać ekspozycji, uwzględniającej w planie ogólnym raczej związki przylegania niż zależności przyczynowo-skutkowe. Co powoduje, iż utajoną strukturą przedstawiania jest struktura galerii. […] (zamiast „potem”, „następnie, można powiedzieć – „a oto przed nami”) […]19. Wspomina też, podążając za Ricoeurem, o niebezpieczeństwach monadyczności, gdy zjawiskom przyznajemy status czegoś jedynego i niepowtarzalnego20. Ale też zdaje się dopuszczać sytuację, którą określa w pytaniu: czy wolno w syntetycznym obrazie zaprojektować miejsca względnej entropii, pola niepełnego zintegrowania, postoje literackich przebiegów, przesunięcia i przeskoki ?21 W przypadku próbnej syntezy ten rodzaj oglądu zdaje się mieć rację bytu z kilku powodów. Mamy do czynienia z historią konkretów, które charakteryzuje pewnego rodzaju „rozsiew” czasowy, historią enklaw tego, co minęło i objawów o charakterze innowacyjnym, także niuansów zasługujących na odrębną uwagę. Taki stan rzeczy niejako sprzyja optyce wstępnej, anonsującej zjawisko. A przedstawiając je „a oto przed nami” prezentujemy kolekcję, polifonię odrębności wprawdzie, ale k o l e k c j ę, a ta z natury rzeczy – jako całość – pozostaje rezonatorem znaczeń. Ekspozycja „a oto przed nami” wcale nie musi oznaczać rzeczywistości niespójnej, monadycznej. Istnieje bowiem jej drugie oblicze, które, i owszem, zasadza się na asymetrii, atomizacji, ale oferuje wartość z b i o r u, ma prawo do wykreowania e s e n c j i zjawiska. Jest to bowiem nie tylko prezentacja, również – niejako nadrzędnie – p r o j e k c j a, określona wizja, którą urzeczywistniają – przypomnijmy – solidne, wyraziste formy oraz incydentalne „okazy”. Dobrej ekspozycji towarzyszy także kontekst, tło kulturowe, historyczne i - w przypadku kaznodziejstwa – literackie. Całemu procesowi poznawania patronuje zasada stopniowego w t a j e m n i c z a n i a. Konieczna w sytuacji, gdy w kręgu jakiegoś obszaru percepcji panuje zbiorowa amnezja, czy też – w najlepszym razie – ignorancja. Zabiegi uładzające zatem to układanie rzeczy całej w porządku rzec by można (metaforycznie) kartograficznym, to znaczy polegającym na oznakowaniu elementów o szczególnie czytelnej reprezentatywności, nanoszeniu ich na „mapę” identyfikacyjną przedmiotu, która zapewnia mu osobność, niepowtarzalność. Chodzi o 19 Dz. cyt., s. 86, 87. Dz. cyt., s. 91. 21 Dz. cyt., s. 92. 20 13 „wypunktowanie” tego, co wyraziste, co się wyróżnia i buduje tożsamość oratorską epoki. Interesująca staje się selekcja polegająca na wybiórczości, ale takiej, która typuje i ocala trendy, zjawiska, motywy i mówców, teksty lub ich fragmenty22. Wytycza więc określony kanon. Konieczne w tym momencie wydaje się podsumowanie w jednym zdaniu: wszystkie kryteria ukierunkowujące syntezę są ważne, ale istotę rzeczy stanowi ich koincydencja. I chociaż synteza zawsze – na różnych poziomach syntezotwórczych decyzji – jest wyborem (a zwłaszcza, gdy jest ona jedynie „próbą”), wszystkie jej punkty widzenia można (i trzeba), oczywiście w mniejszym lub większym stopniu, wykorzystać. Powiedzieliśmy już: próba syntezy jest w y b o r e m. Ten wybór musi jednak mieć pewnego rodzaju p a t r o n a t, „kąt nachylenia”, słowem – nadrzędne przekonanie, co do istoty zjawiska. Chodzi o odpowiedź na pytanie: co – z pobieżnego choćby oglądu – profiluje oratorstwo (kaznodziejstwo) XIX i XX wieku, co stanowi najbardziej rozpoznawalną cechę jego identyfikacji? Bez wątpienia tym wyróżnikiem jest l i t e r a t u r a. Wynika to z wielu powodów. Wiąże się ze statusem literatury w okresie niewoli daleko odbiegającym od li tylko estetycznej funkcji, zdominowanym przez służbę i całą duchowość, mającą być surogatem wolności. Nie bez znaczenia był też fenomen rozkwitu sztuki słowa na wysokim poziomie przy jednoczesnej posusze w obrębie innych sztuk. Dlatego może do dziś zjawisko to wywołuje kompleksy u artystów innej profesji. Ale może dlatego właśnie oni potrafią dziś jeszcze dać trafne rozpoznanie zjawiska: Jeden rodzaj sztuki natomiast rozwinął się u nas wcale dobrze – sztuka słowa. Literatura nas rehabilituje, przez nią staliśmy się narodem. Jej doniosła rola w ciągu lat zaborów jest niezaprzeczona. Była duszą narodu, rzecznikiem oświecenia i wolności. Lecz nie można się oprzeć wrażeniu, że literatura mogła to spełnić, bo grunt był przygotowany. Pisarze od Mickiewicza do Żeromskiego stali się ważnymi zjawiskami w kulturze i życiu narodu, bo naród ten z dawien dawna lubił posługiwać się słowem, umiał to robić i wierzył w słowo. „Bogurodzica”, „Treny”, fraszki i bajki XVIII-wieczne, 22 Na temat „stylu myśli współczesnej”, bardziej zorientowanej na „cząstkowość wiedzy niż generalizację” zob. T. Burek, Jaka historia literatury jest nam dzisiaj potrzebna, w: tenże, Żadnych marzeń, Londyn 1987, s. 25. 14 czy kultywowane pieczołowicie krasomówstwo – rdzeń tego: słowo – przyswojone było i święte23. Literatura wytworzyła specyficzny kod porozumienia. Przez dziesięciolecia (od czasów romantyzmu) generowała system znaków doskonale rozpoznawalnych, zwłaszcza wśród inteligencji. Nawiasem mówiąc, ta „wyprzedaż” literatury z biegiem lat przybierała nieraz karykaturalne kształty. Niemniej, formotwórcza – nastawiona na kształtowanie i rozwój określonej przestrzeni mentalnej (a w konsekwencji kreację określonego stylu zachowań kulturowych) – recepcja literatury nie tylko zasługuje na opis jako zjawisko, ale i na uwagę jako wartość. Bezcenna, gdy zważymy jej potencjał brzemienny w skutki dla losów wielu pokoleń. Przede wszystkim była to projekcja idealnej (w znaczeniu: niepodważalnej, trwałej, stabilnej w swoim przekazie, dysponującej bowiem niewzruszonym zbiorem znaczeń) rzeczywistości, punktu odniesienia funkcjonującego na prawach kanonu (rzecz nie do zastąpienia w okresie niewoli). Ale ważne pozostawało i to, że występująca w tej roli literatura stwarzała pewnego rodzaju komfort intelektualnego i emocjonalnego z a k o r z e n i e n i a. A zatem dawała azyl, stanowiła poczucie bezpieczeństwa, poszerzając zasoby wspólnotowego, najszerzej pojętego języka (rozmaitych konwencji porozumiewania się). W konsekwencji dokonywał się akt pogłębiania narodowej tożsamości. Poprzez zakorzenioną w wyobraźni sieć skojarzeń świat ulegał oswojeniu. Była w tym moc właściwa wielkiej duchowej terapii. Od czasów romantyzmu miała ona niemalże powszechny charakter, wynikając z literackiej przenikliwości, pewnego rodzaju dominacji literatury w rozmaitych sferach życia człowieka – od refleksji i uczuciowości po doświadczenie i porządkowanie (hierarchizowanie) dookolnej rzeczywistości24. Mieliśmy też w polskiej kulturze – przypomnijmy – wiele jakże interesujących przypadków: prawnika i adwokata Włodzimierza Spasowicza, parającego się historią literatury, fizyka Władysława Natansona, który biegle omawiał twórczość Szekspira, Józefa Piłsudskiego „usidlonego” przez poezję Słowackiego (znał wiele jego utworów na pamięć), generała Kazimierza Sosnkowskiego umiejącego zgłębiać Skamandrytów, czy – wreszcie – obytego z Sienkiewiczem (choć z upodobaniem sięgającego też do 23 J. Sempoliński, Władztwo i służba. Myśli o sztuce, wybór i oprac. M. Kitowska–Łysiak, Lublin 2001, s. 65. M. Janion: Romantyzm w Polsce jest pewnym gestem, rytuałem, formą pamięci … (Misterium nieprzerwane, w: tenże, Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi, Warszawa 2000, s. 6). 24 15 tekstów Kornela Makuszyńskiego) prymasa Stefana Wyszyńskiego. I wszyscy oni byli znakomitymi mówcami. Z tej literatury czyniący interesujący użytek. Ten poczet można by wywodzić aż po schyłek XX wieku (wówczas głównie w kręgach emigracyjnych). Postaci te stanowiły fenomen w skali o wiele szerszej niż wyznaczały to granice Rzeczypospolitej. A dotyczy to nie tylko kręgów elitarnych, ludzi wybitnych. Zjawisko miało też swoje przełożenie na proces edukacji. Nie bez kozery wskazuje się na pokolenie wojenne, warszawskie zwłaszcza, tak ochoczo sięgające po symbolikę literacką (pseudonimy). To są fakty znane i w naszej świadomości kulturowej istnieją na prawach oczywistości. Należy jednak o nich przypominać, choćby w celach edukacyjnych. W przypadku historii oratorstwa (kaznodziejstwa) to przypominanie jest nadto potrzebne, gdyż zjawisko „zawładnięcia” przez literaturę odegrało rolę jedyną w swoim rodzaju. Mówcy dokonywali wręcz specyficznego jej „przekładu” dla swoich potrzeb. W XIX, a tym bardziej XX wieku, przekształceniu uległ model stosunku krasomówstwa (zresztą retoryki w ogóle) do paidei, w świecie antycznym jak wiadomo rozumianej zarówno jako proces wychowania, jak i jego ostateczny rezultat – kultura25. Ale czy rzeczywiście model tej relacji zmienił się radykalnie w omawianym tu czasie? W dalszym ciągu przecież krasomówstwo (przynajmniej do 1939 roku na pewno) w jakimś stopniu Korolko – zakładało współudział w kształtowaniu – jak formułuje to słowa, czynu i myśli; miało w tym zakresie ambicje dyscyplinowania intelektualnych i ideowych inklinacji. W sposób naturalny dokonywało się to w klasycznie uformowanym oświeceniu. Począwszy natomiast od romantyzmu, przesunęły się akcenty i orientacje. Interesującemu rozwinięciu – a przez to wręcz nobilitacji – uległo twórcze przedsięwzięcie, które kapitalnie ujął Korolko, odnosząc się do tradycyjnej retoryki: wymowa prowadziła do wprawy, a nawet mistrzostwa w przekształcaniu rzeczy podrzędnych, przypadkowych w ważne […]26. W dalszym ciągu miano do czynienia ze sztuką inwencji. Zmieniały się jednak metody (rozluźnieniu poddawała się pryncypialność reguł), poszerzeniu ulegał jej przedmiot. Obok wydarzeń odwiecznych, losowych (w wymiarze osobistym i narodowym) znalazła się codzienność. A owo przekształcanie, podnoszenie ku sferze rzeczy wyższego rzędu dokonywało się poprzez odświętny i często quasi-sakralny rodzaj refleksji oraz – co szczególnie istotne 25 26 M. Korolko, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1990, s. 165. M. Korolko, dz. cyt, s. 166. 16 – kreatywność języka i wyobraźni. I w tym wszystkim, pamiętajmy, znaczący udział miała literatura, jej przenikanie do sztuki wymowy. W związku z tym pojawia się jeszcze jeden wątek. Przejmowane i powtarzane przez wygłaszane teksty „wieszcze” słowa – znaki, nośne wykrzyknienia i – w przypadku oratorstwa (kaznodziejstwa) o patriotycznej proweniencji – frazy-zaklęcia, opuszczając literaturę wchodzą w krąg kultury oralnej, często niejako wtórnie; wracają bowiem tam skąd wtargnęły do literatury. Zwiększało to szansę oralnej komunikatywności. Ustaliliśmy, że oratorstwo obu stuleci ożywiał esprit litteraire. Powstaje zatem pytanie o literackość, jej stopień i rzec by można z a a n g a ż o w a n i e w te właśnie obszary sztuki słowa. Na temat literackości, jej cech wyłaniających się przy okazji konfrontacji rozmaitych gatunków piśmiennictwa pisano wiele. Doskonały przegląd tych przemyśleń i ustaleń przynosi książka Stanisława Dąbrowskiego Literatura i literackość27. Nie wchodząc we wszystkie prezentowane tam stanowiska, wybierzmy dla niniejszej pracy najistotniejszą. Chodzi o konstatację Welleka i Warrena, że poważnym wyróżnikiem jest funkcja estetyczna. I choć cechy związane z estetyką nie są właściwe tylko literaturze (choćby obrazowanie), a piśmiennictwu w ogóle, to jednak stanowią jej dominantę. Mamy tedy prawo identyfikować je jako przede wszystkim literackie, a w oratorstwie postrzegać w roli jakby „zapożyczeń”. Przy czym kładę nacisk na owo „jakby”, gdyż proste przeniesienie symptomów literackości czyniłoby ze sztuki mówniczej (zwłaszcza drukowanej) niejako automatycznie literaturę. A wiemy, że zachowuje ona jednak swoją autonomię. Dalej pochylmy się nad rzeczą o wiele dla nas konkretniejszą: Musimy uznać istnienie form pośrednich, jak esej i biografia oraz szereg odmian literatury retorycznej28. Słowo „pośrednich” nie wydaje się najzręczniejsze (może sugerować enigmatyczność)29. Niemniej wsłuchajmy się w nie, bo sygnalizuje coś, do czego jeszcze wrócimy. Obaj badacze zastrzegają się również: Wydaje się jednak, że najlepiej jest zaliczać do literatury tylko te dzieła, w których funkcja estetyczna jest d o m i n u j a c a, podczas gdy możemy przyjąć, że istnieją elementy estetyczne takie jak styl i kompozycja w dziełach, które mają zupełnie odmienne, niż estetyczne przeznaczenie; są to prace naukowe, rozprawy filozoficzne, publicystyka 27 Kraków 1977. R. Wellek, A. Warren, Teoria literatury, przekład pod red. Macieja Żurowskiego, Warszawa 1970, s. 25. 29 Jak można wyznaczyć „pośredniość” – pyta słusznie Dąbrowski, dz. cyt., s. 47. 28 17 polityczna, teksty kaznodziejskie [podkreślenie moje – A.B.]. Doprecyzowują też: Nie dyskredytujemy wielkiego i wpływowego dzieła, kiedy mówimy, że należy ono do retoryki, filozofii, czy publicystyki, ponieważ we wszystkich tych dziedzinach mogą istnieć problemy analizy estetycznej, stylistyki oraz kompozycji, takie same jak w literaturze […]30. Na marginesie dodajmy, że w tym miejscu może pojawić się wątpliwość: czy o tej literackości decyduje ranga dzieła? A zatem wiele tekstów miernych wprawdzie, ale znaczących, gdy idzie o recepcję (przebiegającą tak, a nie inaczej, właśnie ze względu na wyraźnie oddziałujące walory literackie) i nie tylko, bo także ze względu na tendencje występujące wewnątrz całego piśmiennictwa, z obszaru estetycznej waloryzacji należałoby wyłączyć? Zobaczmy, że w przypadku oratorstwa (kaznodziejstwa) w pewnych okresach istniała wyraźna skłonność do powstawania tekstów (obficie inkrustowanych literaturą) o strukturze niekoniecznie wysokiego lotu, choć autentycznych we wspomnianej już potrzebie zamanifestowania znajomości kodu estetycznego właśnie jako przejawu współuczestnictwa w kulturze narodowej. Nie można też zapomnieć o podstawowej kwestii – traktowania literackości w kategoriach historycznych, zależnych od właściwej epoce świadomości literackiej i teoretycznej. Problem swego czasu uzasadniała Hanna Dziechcińska31, a Dąbrowski podjął się rozstrzygnąć jego specyficzną dychotomię, stawiając – i słusznie – znak równoprawności dwu stanowisk: Jesteśmy przekonani, że to nie my wnosimy w utwór dawny nasze odczucie i odczytanie, ale że to my usłyszeliśmy w dawnym utworze strunę dotychczas (czy też: wówczas) niesłyszalną. Jednakowoż poczucie skromności i roztropności każą brać w rachubę ewentualność przeciwną: że ta wartość, ten ton struny i s t n i a ł y i dla dawnego odbiorcy, że z myślą o nim były przez autora dzieła osiągnięte i wydobyte, z a i s t n i a ł y ze względu na tamtoczesnego odbiorcę32. Zwróćmy uwagę, że w tym kontekście literackość ulega niejako rozdwojeniu na tę historycznie zdeterminowaną i tę „naszą” (z naszego punktu obserwacji), której reguły obecnie obowiązują. Niewiele więc zyskujemy na użytek interpretacji literackiego aspektu dawnych tekstów oratorskich. Rodzi się jednak potrzeba dopowiedzenia, które 30 R. Wellek, A. Warren, dz. cyt., s. 25, 27. Proza staropolska. Problemy gatunków i literackości, Kraków 1967; zob. też hasło Janusza Sławińskiego, w: Słownik terminów literackich, Wrocław 1988, wyd. 2 (zwłaszcza to, co pisze o rekonstrukcji norm literackości obowiązujących w różnych okresach ewolucji literatury – s. 259). 32 S. Dąbrowski, dz. cyt., s. 29. 31 18 wiąże się poniekąd z odnotowanym przez badacza (również z powołaniem się na poprzedniczkę) trzecim podejściem do tekstu dawnego, takim mianowicie, że może on zaoferować swoje „miejsce niedookreślone”, poddając się Ingardenowskiej konkretyzacji. Wyjście takie nie wydaje się szczególnie zadowalające jeżeli tę konkretyzację potraktujemy żywiołowo, czyli stanie się ona dowolnie poprowadzonym aktem imaginacji. Takie niebezpieczeństwo istnieje zawsze. Pojawia się jednak możliwość percepcji, u podstaw której istnieje założenie semantycznej ewolucji języka, jakby nakładających się warstw znaczeń, semantyczna metamorfoza. Mamy wówczas do czynienia z materiałem, który możemy drążyć, otwierają się możliwości odczytywania znaczeniowego palimpsestu (zabieg w przypadku oratorstwa XIX wieku okazuje się często przydatny), co stanowi podstawę analiz i interpretacji33. A zanurzenie w języku zawsze dyscyplinuje wyobraźnię. Odnotować także należy zjawisko literackości całkowicie zewnętrznej. Tej, która w zasadzie znajduje się zupełnie poza literaturą. Oratorstwo – jak zobaczymy – miało dla niej szczególną atencję. Chodzi o literackość, a więc to, co nie jest literaturą, a rozrasta się wokół niej lub zamiast niej34. Można to uczenie nazwać życiem literackim. Pojęcie to jednak zakresowo nie obejmuje wszystkiego, gdyż chodzi o coś więcej. Z pewnym uproszczeniem mówić można dodatkowo o mitologii literackiej (to ona najintensywniej uaktywnia te fragmenty piśmiennictwa, które mają „uwodzić” odbiorcę)35. Szerzej – obecności ewokowanego przez literaturę świata niemal na prawach „realności”, niejako konkurencyjnie wobec niej. Znajdujemy się blisko spraw, które tak fascynowały George`a Steinera, że personae rodem z literatury […] owa odmienna rzeczywistość może wywierać na naszą świadomość, na nasze codzienne życie nacisk bardziej odczuwalny, intensywny i pamiętny niż ta, która nazywamy aktualną, namacalną36. Bywało, że postaci literackie i postaci pisarzy stawały się niemal fizycznie obecne. Tu i teraz. Siła sugestii była przeogromna. Oferta ze strony oratorstwa (kaznodziejstwa) – znacząca. Wpisywało się ono bowiem w ten ciąg transmisyjny ze 33 Warto w tym miejscu pamiętać o entuzjazmie V. Brombetta wobec rzeczywistości tekstu, która zawsze pozostanie zdolna do tworzenia nowych znaczeń (Meddiating Work: The Legitimate Aims of Criticism, cyt. za J. Japola, Tekst czy głos? Waltera Onga antropologia literatury, Lublin 1998). 34 P. Wierzbicki, Mikrokosmos, Warszawa 2002, s. 200. 35 A. Burzyńska, Literatura jako sztuka uwodzenia. Przyczynek do tematu, w: Ostrożnie z literaturą (przykłady, wykłady oraz inne rady), pod red. S. Balbusa i W. Boleckiego, Warszawa 2000, s. 8-19; zob. też Jerzy Sikora, Od słowa do słowa. Literackość współczesnych kazań, Warszawa 2008, s. 16-17. 36 G. Steiner, Gramatyki tworzenia, przekł. J. Łoziński, Poznań 1991, s. 145. 19 szczególną siłą. W niektórych okresach (zwłaszcza w międzywojniu), jak zobaczymy, stanowiło specyficzny przewodnik po literaturze. Można powiedzieć – podążając za Steinerem – że poniekąd spełniało rolę literatury stosowanej; analogiczne jak matematyka stosowana (w odróżnieniu od czystej) wyrasta ono bowiem w odpowiedzi na potrzebę chwili, wypowiada się okazjonalnie. Wyrasta z doraźności […], wspomaga prozaiczny geniusz codzienności37. Strategia „literatury stosowanej” w tym właśnie rozumieniu zakłada nie upowszechnianie, raczej rytualizację, stanowi atut estetyczny. Niby „wybrzmiewa” swoim duktem, posiada swoją, odrębną „linię melodyczną” w ramach większej całości. Ale posiłkując, w mniejszym lub większym stopniu, główny wywód, poddaje go upodobnieniu. W tej aurze oracja podlega wzajemnym splotom tworzenia i wynajdywania38. Zjawisko to łączy się organicznie z określonym podejściem do tradycji. Pośród wielu jej definicji jedna najprecyzyjniej przystaje do dziejów sztuki wymowy ostatnich dwu stuleci: Tradycja jest szczególnego rodzaju odmianą świadomości historycznej pewnej społeczności, świadomości opartej na rozmaitych zabiegach i procesach wyboru z przeszłości takich faktów, które z punktu widzenia współczesności mają odrębną wartość służącą określonym interesom tej czy owej grupy społecznej. Przy czym wybór tych „faktów” opiera się nie na ich „rzeczywistej” wartości historycznej (jest czymś różnym od faktografii historycznej, opartej na empirycznej wiedzy na temat wydarzeń, procesów itp.), ale dokonywany jest na podstawie ich atrakcyjności dla współczesności39. Na tę myśl kładę szczególny nacisk, naturalnie w kontekście pamięci o literackich infiltracjach na rozmaitych poziomach polskiej kultury. Ostatnie dwustulecie w obrębie pokaźnych obszarów kulturowych pokazało, jak niemal z atawistycznego nakazu literatura (i szerzej: piśmiennictwo, także rozmaite rejony kultury żywego słowa) rzec by można mówiła niejako poprzez literaturę. Naturalnie, że rezultaty były zarówno interesujące (w zależności od umiejętności twórczego pomnażania tradycji, interakcji z nią) jak i mało efektowne, aczkolwiek mające wartość zaskakującego nieraz świadectwa. 37 G. Steiner, dz. cyt., s. 159, 161. G. Steiner, dz. cyt., s. 254. 39 M. Grabowska, Wstęp, w: K. W. Wójcicki, Pamiętniki dziecka Warszawy i inne wspomnienia warszawskie, wybrał J. W. Gomulicki, oprac. Z. Lewinówna, t. 1, Warszawa 1974, s. 31. 38 20 Zjawisko to, co warto podkreślić, ma decydujące znaczenie w procesie m u t a c j i rodzajów literackich [podkreślenie moje – A.B.]40, ale też i podbudowuje problematykę związku oratorstwa (kaznodziejstwa) z literaturą. Ogląd rozmaitych kontekstów i analogii pokazuje bowiem, że pytanie o clou literackości w krasomówstwie okazuje się być ciągle „niedomknięte” (ta perspektywiczność decyduje w końcu o żywotności humanistyki!). Otwarty zatem pozostaje problem: na ile (nie: czy? - kwalifikacja dobitnie wyrażona byłaby nadużyciem) oracja (głównie drukowana) jest (staje się?) literaturą? A może jednak: w jakim zakresie wchodzi z nią w r e l a c j ę? To pytanie wydaje się najbardziej bezpieczne. Można je pogłębić: jakiego rodzaju powinowactwa (relacja bowiem zachodzi w obie strony) zachodzą między suwerennymi terytoriami słowa? Obok tego dobrze będzie zapytać: jaka jest relacja d o literatury? Jak zatem oratorstwo na tę literaturę reaguje (ale i jakie stawia jej wymagania), jaki rodzaj lektury jest jego udziałem? W tym punkcie otwiera się następne zagadnienie: oratorskiej (a więc i kaznodziejskiej) interpretacji literatury (oczywiście na tle wszystkiego, co zachodzi między człowiekiem a literaturą). To z kolei sytuuje nas w kręgu szeroko rozumianej antropologii literatury, a więc jej recepcji i użyteczności, kreowanej przez nią mitologii i legend literackich, czy wreszcie dydaktyki. Trzeba też dodać, że istnieje kierunek odwrotny, kiedy to literatura kreuje i uwzniośla oratorstwo, wprowadza je w rejony mityczne (choćby poprzez szczególnie nośne motywy; vide kazanie przy trumnie Wołodyjowskiego u Sienkiewicza). Refleksja zogniskowana wokół tej tematyki implikuje następną. Każe pytać o to, w jakim stopniu w tych relacjach literackość jest wartością i w jaki sposób w tym właśnie wcieleniu staje się potrzebna słuchaczom i czytelnikom tekstów oratorskich (kaznodziejskich). Ocieramy się zatem już o filozofię literatury. Wchodzimy w krąg aksjologii. Pamiętajmy, że mitologia – literacka także (a w tej postaci najdobitniej przejawiał się ów oratorski stosunek do literatury) – bywa naturalnym odruchem w obronie wartości, podtrzymywaniu ich żywotności. Demitologizacja często powoduje zachwianie w miarę stabilnego sensu. Ważna jest świadomość, że zajmując się historią kaznodziejstwa znajdujemy się w luce między specjalnościami41. Dlatego sumując rzecz całą, warto poczynić zarys roboczej typologii. Zatem literatura wplata się w oratorskie konstelacje w następujący 40 41 A. Stawar, Literatura piękna a piśmiennictwo, „Twórczość” 1957 z. 10-11, s. 95. A. Stawar, dz. cyt.., s. 90. 21 jak się zdaje sposób: 1. wielu pisarzy (także księży) posiada liczny dorobek oratorski w naturalny sposób skoligacony z ich stylem i wyobraźnią, 2. mówcy korzystają z zasobów literatury (wprowadzając cytaty i exempla; może to być też pewien typ obrazowania), 3. świadoma kreacja tekstów oratorskich w podwójnej funkcji: mowy i prozy artystycznej (np. współcześnie sięganie do poetyki właściwej prozie poetyckiej, bądź eseju), 4. nie zawsze zamierzone upodobnienia (właściwe duchowi czasu stylizacje), 5. trzeba też odnotować sytuacje odwrotne (obecnie spotykane już niekiedy na dobrym poziomie), gdy pisarz sięga po formy oratorskie (kaznodziejskie), zwłaszcza w prozie niefabularnej, np. eseju (choćby Ryszard Przybylski, Homilie na Ewangelię Dzieciństwa. Szkice z teologii biblijnej malarzy i poetów, Paryż 1990, Warszawa 2008). Ponownie mocny akcent położyłbym też na słowie r e l a c j a. Pomoże nam ono w rozstrzygnięciach dotyczących jeszcze jednej kwestii. Myślę o przynależności rodzajowej. W ostatnich latach w przypadku wielu form hybrydycznych kwalifikacja taka zdaje się zaprzątać uwagę wielu filologów. Od razu powiedzieć trzeba, że rozmaite pomysły na sumaryczne określenie gatunków znajdujących się w orbicie literatury nie mają mocy rozstrzygającej, ale ich pojawienie się sygnalizuje potrzebę pewnych ustaleń. Ma rację Grzegorz Gazda, wskazując tendencję tyleż wyrazistą, co niebezpieczną. Doczekaliśmy więc czasów, gdy wszystko jest literaturą – stać się nią może słowna ekspresja – a słownikowe definicje tego pojęcia nie nadążają za współczesnymi realiami42. Wprowadza również termin „paraliteratury” i gatunki „okołoliterackie”. Drugi z nich podejmuje też (w tym samym zbiorze artykułów) Z. G. Grzegorzewski w tekście Kaznodziejstwo a literatura. Wybrane zagadnienia z teorii i praktyki homiletyki kontekstualnej43. Oba terminy należy odnotować. Obok nich trzeci – literatura użytkowa. Określenie „paraliteratura” może mieć zastosowanie w pewnych ściśle określonych przypadkach. Na pewno wówczas, gdy tekst oratorski (kaznodziejski) niejako wstępuje w rolę gatunku stricte literackiego. A dzieje się tak za sprawą historycznie uwarunkowanej recepcji. W XIX wieku (a niejednokrotnie i później) w potocznym odbiorze jako tekst literacki rozumiano każdy tekst po prostu dobrze 42 G. Gazda, Paradoksy genologii, w: Gatunki okołoliterackie. Materiały z konferencji naukowej, pod red. naukową Cz. P. Detki, Wałbrzych 2002, s. 10. 43 W: dz. cyt., s. 216. 22 – oczywiście według czytającego – napisany. Mógł to być traktat filozoficzny, list bądź kazanie. Stąd często kanon lekturowy to zbiór utworów różnorodnych, ale równoprawnie traktowanych pod względem estetycznym. O wiele bardziej interesujące bywa zjawisko takiego uzależnienia genologicznego, które pozwala mówić wręcz o tożsamości. To rzadkie przypadki. Ten rodzaj „nakładania się” dwu form daje się zaobserwować współcześnie w kręgu eseistycznym44. Dla przykładu: granice między kazaniem a esejem zdają się zacierać na przykład u księdza Tischnera. Ostrożniejszy i bardziej praktyczny w zastosowaniu zdaje się być termin „okołoliterackie”. Odsyła do kontekstualności, sytuuje zjawisko w pozycji równoległej i – co najważniejsze – wskazuje sytuację współzależności. Ściślej powiedziawszy, znów nasuwa się trafność – i potrzeba – terminu r e l a c j a, zapewniającego zbliżenie i autonomię zarazem. W tym kręgu znaczeniowym obiekt naszych zainteresowań uzyskuje gwarancję m o b i l n o ś c i. Jego otwarcie na inne obszary kulturowe staje się wartością nadrzędną. Zaliczenie oratorstwa (kaznodziejstwa) do tekstów użytkowych wydaje się szczególnie mocnym uchybieniem. Chyba, że o tego rodzaju przynależności decydować miałoby w każdym przypadku użytkowość utożsamiana z samym aktem oddziaływania, wywołującym określone skutki percepcyjne. Byłoby to oczywiście słabe wytłumaczenie i nadużycie interpretacyjne. Z drugiej strony nie wystarczy każdy tekst o praktycznym zastosowaniu nazywać literaturą. Co najwyżej mówić można o symptomach literackości. Oratorstwo, nawet to wyraźnie i dobitnie okolicznościowe wymyka się (nawet to ułomne) tak jednoznacznej kwalifikacji („użytkowy”), bo stoi za nim wielka tradycja retoryczna i stylistyczna, a sam poszerzający wiedzę komunikat-informacja jest sprawą wtórną. Zresztą zależy to od określonego paradygmatu kultury. A najczęściej – naturalnie poza obszarem totalitarnego przymusu – przemawianie (i jego odbiór) łączyło się u nas ze sferą przyjemności i sytuowało po stronie estetyki. Wystąpienia okolicznościowe nigdy nie poddawały się dominacji elementów pragmatycznych. Odczuwamy wyraźny dyskomfort, zestawiając użytkowość z literaturą w takim oto szeregu obiektów: formy biograficzne, mowy, listy otwarte, teksty apelatywne i proza 44 Najlepszym przykładem mogą być oracje Josifa Brodskiego wydane jako zbiór esejów (zdaje się on potwierdzać słuszność powyższych obserwacji) pt. Pochwała nudy, przeł. A. Kołyszko i M. Kłobukowski, wybór i oprac. S. Barańczak, Kraków 1996. 23 typu dydaktycznego45. Chociaż mamy świadomość łączącej je materii retorycznej. Niemniej godne uwagi pozostaje założenie badaczki, że podejście do tematu mieści się na przecięciu komunikacji literackiej i pragmatyki.46 Godne uwagi dlatego, że ponownie odsyła nas do tego, za czym usilnie optujemy: przekonania, że przede wszystkim wszelkie rozważania na temat oratorstwa (a więc i kaznodziejstwa) prowadzą do rozstrzygnięć z natury rzeczy alternatywnych, o statusie przedmiotu, którego domenę stanowi relacjonizm. Pośród przymiarek terminologicznych nie powinno z całą pewnością zabraknąć określenia Mirosława Korolki „proza oratorska” (jak się zdaje możliwej do zastosowania także w odniesieniu do kaznodziejstwa: proza kaznodziejska). Odnosi się ono wprawdzie do okresu staropolskiego i definiuje w sposób nieco zawężony (oratorstwo, proza oratorska używa się na oznaczenie tekstu inspirowanego przez retorykę) 47. Może jednak – zważywszy jego pojemność zakresową – bardziej jeszcze przystosować się do wieku XIX i XX. Pamiętajmy bowiem o infiltracji i upodobnieniach międzygatunkowych. Choćby eseizacji oratorstwa, czy też jego zbliżeń do prozy poetyckiej (niektóre kazania Antoniego Szlagowskiego). W ogóle należy położyć wyjątkowy nacisk na kwestie punktów stycznych, na wszystko, co przywołują rozważania T. Burka obecne w jego szkicu Esej o literaturze XIX wieku: […] krytyka literacka, i pisarstwo historyczne, i traktaty ekonomiczne, socjologiczne czy polityczne, i reformatorów, i nawet teorie naukowe XIX wieku mają w sobie tyle pierwiastków artyzmu, elementów obrazowych i symbolicznych, przykuwają taką siłą ekspresji, która promieniuje zarówno z poszczególnych zwrotów i słów, jak i z głębszych warstw kompozycji, z zaskakującego nieraz powiązania najodleglejszych idei – że w ostatniej instancji należy je włączyć do obszaru literatury pięknej48. Inklinacje do spójnego widzenia piśmiennictwa XIX wieku zyskują na wartości. Coraz częściej spotykamy tendencje do równoważenia różnorodności tekstów, traktowania ich jako budulca nadrzędnej całości, owej „dziewiętnastowieczności”49. Usytuowanie 45 Z. Wójcicka, Literatura użytkowa obozu księcia Adama Czartoryskiego 1831-1841, Szczecin 1991, s. 10. Z. Wójcicka, dz. cyt., s. 5. 47 M. Korolko, Wyniki i perspektywy badań nad barokową prozą oratorską, w: Wśród zagadnień polskiej literatury barokowej cz. 1: Światopogląd. Genologia. Topika, pod red. Z. J. Nowaka, Katowice 1980, s. 52. 48 T. Burek, Esej o literaturze XIX wieku, „Nowy Wyraz” 1972 z.1, s. 59-60. 49 Zob. artykuły w: „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” R. I (XLIII) 2008 (passim). 46 24 kaznodziejstwa staje się w tym kontekście szczególnie wymowne. Potrzebne zdaje się mu być nasze poczucie duchowej i językowej spójności czasów (epoki wieszczów i późniejszych). Dla jego interpretacji i dostrzeżenia właściwej mu pozycji. Jego obraz urasta bowiem w naszych oczach do wymiaru reprezentanta wieku (oczywiście jednego z wielu), gdy uświadomimy sobie kulturową wspólnotę,50 którą współtworzyło. Nie powinno się tedy ignorować tego fenomenu religijno-kulturowego, symbiozy współtworzącej wielki korpus refleksji i doświadczeń. Bardziej rozumiemy wówczas relacje i powinowactwa, zaskakujące nieraz sploty kultury religijnej oraz pisanego i żywego słowa. Bardziej odczuwamy wtedy tę specyficzną akustykę, gwarantującą tekstom oratorskim w ogóle ich zakorzenienie w dziejach literatury. I to jest najważniejsze. Niech stanowi codę naszych trosk o miejsce kaznodziejstwa w potoku tekstów wieku XIX. MOTYWACJA Zastanawia konsekwencja, wręcz upór, z jakim rozmaite ujęcia o charakterze syntetycznym (w mikro, czy makro skali) zamykają dzieje polskiego oratorstwa wraz z upływem okresu staropolskiego (może niekiedy oświecenia). Mamy na pewno do czynienia z efektem niewiedzy, ale także z przekonaniem o korzeniach tkwiących w podświadomości, że rzecz oratorska w kulturze powstałej po czasie jej symbiozy z antykiem nie przedstawia sobą waloru zasługującego na uwagę, że uległa niejako degeneracji. Ciekawe, że dotyczy to również kaznodziejstwa, o którym, jego znaczeniu istnieje ogólnej miary orientacja (i trochę prac szczegółowych), a o niektórych przypadkach bywało wręcz głośno (choćby w okresie międzywojennym). Oto hasło Kaznodziejstwo w jednym ze słowników: Kolejne epoki, mimo kryzysu k. w wieku XIX, nadal korzystały z tradycji retorycznej i wzorców wykształconych w staropolszczyźnie. Podkreślić należy, iż głoszone po polsku k. były istotnym czynnikiem sprzyjającym zachowaniu polskości w dobie zaborów; częstokroć były także rękojmią patriotyzmu, 50 Czytelnika dzisiejszego uderza, jak wielka wspólnota stylistyczna istnieje w XIX w. między ich najzupełniej odmiennymi gatunkami. Te same tropy, słowa-klucze i sentencje odnaleźć można w rozbiorze wypadków politycznych, felietonie, poradniku gospodarstwa domowego […]. (Zbigniew Jarosiński, Tekst użytkowy i tekst literacki w drugiej połowie XIX wieku, „Teksty” 1975 z. 4, s. 18. 25 dążeń niepodległościowych czy, w historii najnowszej, antykomunistycznych51. Na pięć kolumn tylko te kilka wersów. Te informacje wręcz domagają się rozwinięcia. Pojawia się jakby nieumiejętność należytego wytłumaczenia (stąd ogólniki o polskości i patriotyzmie). Zwycięża paradygmat – nazwijmy go tak – „zasiedzenia”. W humanistyce bywa, że pewne – choćby tylko pomyślane – ustalenia długo utrzymują status aksjomatyczny. Co gorsza, refleksja mająca siłę dekonstrukcji z rzadka pojawia się nagle, raczej narasta stopniowo. Miejmy zatem nadzieję, że obecne tu rozważania nie tylko rozpoczną, jako drobne ogniwo w ciągu perswazyjnym, odkrywanie zapomnianego fragmentu polskich dziejów słowa. Nadto, że choć trochę nadkruszą stabilność sygnalizowanych przyzwyczajeń. Skoro próba syntezy, to także kwestia przydatności; i w jakim kształcie najlepiej będzie ją – tę syntezę - urzeczywistniać. Ważne, żeby nie dać się pokonać faktom, rozjaśnić ich natłok, zmierzając tym samym ku zrozumieniu. Niebezpieczeństwo czyha bowiem w tej postaci: zalewu dat, nazwisk i tytułów. Tymczasem aby o d z y s k a ć - bo to kładę u podstaw swego przedsięwzięcia – rzecz pogrzebaną trzeba mieć świadomość inicjacji, od której zależy próbne utrwalenie całości, a więc i należyte jej poprowadzenie dalej. Wyznaczenie tej roli dopinguje, ale i obciąża nadmiarem ostrożności. Całości bez wątpienia przyświeca patronat konieczności. Dotykamy tradycji zdawałoby się obumierającej, choć jednocześnie pragnącej się odrodzić. Wiele na to wskazuje. Choć wydaje się, że oratorstwo (kaznodziejstwo) w chwili obecnej (a i w przyszłości) staje się (i będzie) sztuką elitarną, co być może okaże się dla niej zbawienne. Powstanie świadomość dwu odmian gatunku: właśnie s z t u k i i „jarmarcznej” masówki (być może będzie istniało też wyraźne rozróżnienie nazewnicze). Powstaje więc potrzeba utrwalenia in memoriam rzeczy pominiętych, schyłku świetności coraz bardziej wymykającej się z kręgu kulturowej refleksji. To z jednej strony. Z drugiej - rozpoznania wszelkich oznak (choćby najwątlejszych) ewolucji, zatem i nadziei tkwiącej w kontynuacji; także kiełkującego potencjału, poświadczenia, że wykluwa się nowa jakość, zapowiedź innowacji form. To potrzeba badawcza (obligująca nie tylko mnie) i pasjonujące zadanie. 51 B. Niecikowska, Kazanie, w: Słownik rodzajów i gatunków literackich, pod red. G. Gazdy i S. TynieckiejMakowskiej, Kraków 2006, s. 345. 26 Zajmując się oratorstwem, zajmujemy się historią pamięci. Tej zbiorowej, uwikłanej w narodowe sprawy, i pojedynczej, jednostkowej, tak bardzo wplecionej w ciąg kulturowych inklinacji. Spróbować opisać specyfikę układania się mówców z tą pamięcią, choćby kilka przejawów skłonności do takiej a nie innej memuaryzacji wydaje się potrzebne dla wzmocnienia akcji wydobywania sensu, towarzyszącej każdej próbie badawczej. Istnieje jeszcze jeden element, który determinuje historyka literatury. To obserwowany od lat brak należytego zainteresowania wszelkiego typu obrzeżami literatury. W tym przypadku idzie o rodzaj tekstów, będących - pośród innych – osobliwym „przekładem”, uzupełnieniem. Oratorstwo, wpisując się w trwający dwa stulecia ciąg adoracji literatury objawia (jako jedno z wielu), a właściwie wzmacnia to, co staramy się odczuć, czego zawsze poszukujemy, nawet będąc o tym przekonani: poczucia sensu istnienia tejże literatury. To jedna z jego ról. Nie chcę powiedzieć, że najważniejsza. Ale dla kogoś skłaniającego ucho ku dziejom literatury nie może być obojętna. Czy istnieje całkiem już osobista motywacja? Tak. Gdy przed laty zetknąłem się z powielaczowym szkicem księdza Janusza Pasierba Od kaznodziejstwa do homilii52, ledwie zresztą sygnalizującym rzecz całą, uderzyła mnie zapowiedź rozległości zjawiska i jego literackich koneksji. Ale najbardziej poruszyło powstałe natychmiast wyobrażenie cmentarzyska tekstów, o których właściwie nic nie było wiadomo. Losowo unicestwione, funkcjonowały poza jakimkolwiek wizerunkiem kultury. Nawet jeśli spotkać można było omówienia od strony teologicznej, to pozostawały one nieczułe na estetyczną stronę, nie zauważały jej (vide obowiązująca przez wiele lat synteza ks. Brzozowskiego53). Tak więc zmiana kanonu. Ten wymóg stał się w pewnym momencie - obok wspomnianej już potrzeby historycznej „ekshumacji” – przedmiotem profesjonalnej ambicji (być może zbyt wygórowanej, przyznaję, ale wewnętrznie koniecznej. Docierając stopniowo do zakurzonych wydań (nawiasem mówiąc, odrębny akapit należałby się właśnie tej stronie edytorsko-bibliologicznej, zwłaszcza wieku XIX) o nie porozcinanych kartkach (czyżby dowód na ówczesną dominację jednak tekstów 52 Pelplin 1984. M. Brzozowski, Teoria kaznodziejstwa, w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, pod red. M. Rechowicza, t. 3, Lublin 1977, s. 75-121. 53 27 mówionych?), odkrywałem często wydania broszurowe o ładnych inicjałach i wyszukanej czcionce (szczególnie z pierwszego trzydziestolecia tamtego wieku), dbałość o wydania zbiorowe (w następnych dziesięcioleciach), które mają estetycznie solidną szatę graficzną. Interesujące były (od końca XIX wieku po rok 1939) obyczaje edytorskie na prowincji, gdzie wydawano wiele kazań (najczęściej własnym sumptem) o cechach wypowiedzi szczególnie osobniczej, zindywidualizowanej i przede wszystkim niebywale celnie poświadczającej następującą konstatację: literatura jest interesującym dokumentem człowieczeństwa w działaniu, a kultura to odpowiedź człowieka na wyzwanie otoczenia54. I historii - dodajmy. Nietrudno zauważyć z jaką starannością, czujnością wręcz, ważono pragmatyzm i estetykę. Jeśli pojawiała się umoralniająca aforystyka, to zawsze prawie w kontekście medytacji, neutralizujących dydaktyzm obrazów, stylistycznej kreatywności. Ta dialektyka zakładała też w odniesieniu do XIX wieku często zapominamy - - o czym przedsięwzięcie podniośle terapeutyczne. Ówczesny ogląd świeżo odkrytego kaznodziejstwa (i w ogóle oratorstwa) pobudzał (i jest tak nadal) marzenie, aby to wszystko poukładać, czy - choćby na początek – jakoś ponazywać. Wzmacniam to pragnieniem wydobycia tych składników, cząstek i elementów, które poprzez określone konfiguracje wybijają się jakościowo na tle całości. 54 M. P. Markowski, Antropologia i literatura, „Teksty Drugie” 2007 z. 6, s. 28, 29. 28 R O Z D Z I A Ł II ŻYWOTNOŚĆ PARADYGMATU ROMANTYCZNEGO 29 Nie idzie tu bowiem o wskazanie ludziom nowej prawdy, nowej nauki, nie idzie o opowiedzenie im tego, czego nie znali, lecz o wystawienie rzeczy dobrze wiadomej z taką dokładnością i mocą, iżby serce i wyobraźnia słuchającego, nowym zajęta czuciem i przekonaniem, nową uczyniły ofiarę z błędów i namiętności. Ludwik Osiński 30 Oratorstwo romantyczne postępowało za literaturą, spóźniając się, choć od początku tak bardzo wyrastało z jej wyobraźni i jej języka. Stanowi ono bardzo czytelny, rozpoznawalny fragment kultury okresu. Jego pełnej identyfikacji można dokonać dopiero po roku 1830. Nie należy jednak cezury tej stawiać w sposób nazbyt stanowczy. Konieczne jest uwzględnienie przypadków i cech, które pojawiały się wcześniej pośród tekstów późnooświeceniowych, mających charakter preromantyczny. Myślę tu o rzeczach pojedynczych i drobnych – przez co zresztą wysoce interesujących – typowych „zwiastunach”, które ówczesne oratorstwo otwierały na nowy rodzaj wrażliwości językowej i estetycznej. Chodzi o czasy napoleońskie, następnie początków Królestwa Polskiego oraz lata dwudzieste XIX wieku, kiedy to zdyscyplinowana jeszcze forma retoryczna klasycystów ulegała nadwątleniu właśnie poprzez elementy nowego stylu, nowej epoki. Wszystko to oczywiście dotyczy również kaznodziejstwa. Generalnie mówiąc, oba okresy – oświecenie i romantyzm – zdecydowanie różnił temperament oratorski, stopień zaufania wobec zasad retorycznych, autokreacja mówcy, postrzeganie roli pamięci i podejście do poszczególnych części tekstu (na przykład exordium dopiero nowa epoka wraz z jej antycypacjami nadała rangę odrębnej mikrotekstowej jednostki o autonomii artystycznego wyrazu). Kaznodziejstwo okolicznościowe – podobnie jak cała sztuka wymowy – zawsze niejako z natury zajmowało miejsce poczesne, stanowiło korpus rzeczy oratorskiej. Na jego kartach w omawianym okresie najokazalej i najbardziej przejrzyście prezentuje się paradygmat romantyczny, stanowiący niebagatelny fragment „przygody” duchowej XIX wieku55, a mający swoje zapowiedzi i swoją kontynuacje. Przede wszystkim przypomnieć należy sezony wielkich pogrzebów, których aura i oratorska oprawa współtworzyły nowy rodzaj wrażliwości zbiorowej i wzorców zachowań funeralnych, poszerzały zasoby memorabiliów. Ukazywały się zbiory mów ku czci wielkich zmarłych: Krótki zbiór wierszy, pieśni i mów patriotycznych przy rozmaitych Uroczystościach Narodowych, jako też i przy pochowaniu ciał Rycerzów poległych w obronie Ojczyzny od roku 1806 czyli Epoki oswobodzenia ziemi Polskiej przez woyska 55 T. Burek, dz. cyt., s. 57. 31 Napoleona Wielkiego, aż do czasu teraźniejszego przez różnych autorów napisanych (Warszawa 1808), Mowy na pogrzebie i obchodzie żałobnym śp. hr. Tomasza Ostrowskiego (Warszawa 1817), Zbiór mów w różnych miejscach mianych oraz opisów obchodu żałobnego nabożeństwa po zgonie śp. Tadeusza Kościuszki (Wilno 1818), Zbiór mów żałobnych na pogrzebie śp. X. Filipa N. Golańskiego w Wilnie (Połock 1824), Zbiór mów na obchodzie pogrzebowym ks. S. Staszica (Warszawa 1826), Kazania i mowy z powodu uroczystego pogrzebu śp. J. W. Jana Pawła Woronicza arcybiskupa warszawskiego, prymasa i senatora Królestwa Polskiego … w dniach 8 i 9 stycznia 1830 r. miane (Kraków 1830). To, co je łączy, a pozostaje trwałym elementem i epoki późniejszej to wizja losów bohatera, która ulega retorycznemu „podsumowaniu” jako epifania życia spełnionego: Gdyby Poniatowski dla chwały tylko działał, gdyby tylko rycerskich szukał zaszczytów, tu byłby zamknął księgę dziejów swoich. Okryty laury, nasycony sławą mógł wrócić w powabne stolicy mieszkanie, i odtąd w spokojnym życiu używać tych chlubnych korzyści, które triumfy nadają. Ale mógł że to być zamiar Wodza Polaków? mogłaż na to zezwolić owa miłość Ojczyzny, która nie zna granic? Poniatowski rozumiał, że dopóty nic nie jest spełnione, dopóki co jeszcze do spełnienia zostaje56. Owo spełnienie pozostaje jedynie ogniwem w łańcuchu pokoleń. W tym miejscu do gry oratorskiej włącza się wielki topos romantycznego oratorstwa - konsolidacja duchów, obcowanie ze zmarłymi, ich przywoływanie w chwili żałobnego pożegnania - w poźnoświeceniowych kazaniach występujący jeszcze w zalążkowej postaci (… tu się zbroją osiwiałe Bohatyry Zieleniec, Dubienki, tu powstają Syny zemsty wołających Maciejowic cieniów, tu Wnuki godne Naddziałów porywają zardzewiałe ich oręże jeszcze z krwi Mahomeckiej nie oschłe, wszystko się łączy …)57. Podobnie jak ślady spektakularnej oralności, kiedy to mówca rozczłonkowaniem fraz bądź słów spowalnianiem rytmu i wykorzystywaniem pauz stwarza iluzję rytualnej „zaklinającej” rzeczywistość wypowiedzi (Zakończę na czułym westchnieniu dziękczynności temu, co wznosi i obala trony, iż mi pozwolił wyrzec do Polaków …: jesteśmy Polacy …)58. 56 F. Morawski, Mowa przy obchodzie pogrzebowym J. O. Xiążęcia Poniatowskiego miana przez … 23 grudnia 1813, Paryż 1814, s. 18. 57 F. Morawski, dz. cyt.., s. 19. 58 Mowa reprezentanta Wybickiego w dzień instalacji regencji czyli najwyższego trybunału sprawiedliwości dep. Warszawskiego miana na sesji 8 grudnia 1806, w: Archiwum [Józefa] Wybickiego, oprac. A. M. Skałkowski, t. 2, Gdańsk 1950, s. 71. 32 Romantyczne kaznodziejstwo przejmie też i uwypukli rolę elegijności,59 jej rozmaite ujęcia. Będzie kontynuować – już na zasadzie elementu prymarnego – konwencję stylu wanitatywnego 60. Zapowiedzi znajdują się już u początków wieku i to w zdumiewająco „romantycznej” (gotycyzm?) wersji, kiedy to melancholia łączy się z grozą: Wspomnijmy sobie ów moment okropny, kiedy światła niebios zaćmią się nam na zawsze; ów moment straszny, w którym trzeba będzie zamknąć oczy na wieczne nie oglądanie tego, co nas teraz otacza; ów moment fatalny, w którym znikniemy z pamięci nawet żyjących po nas pokoleń; ów moment, w którym trzeba będzie opuścić wszystko co mamy, pożegnać się z połowami życia i z autorami szczęścia naszego, kiedy cała natura umilknie, i tak obumrze dla nas, jak my dla niej 61 . Nowa epoka podejmie ów motyw zbiorowej wyobraźni, podany, podpowiedziany przez poprzedników, na których się romantycy rzec by można wychowali. Wyjątkowemu spełnieniu ulegał w tych ujęciach styl recytatywny. A piękne, głośne czytanie, w celu wydobycia melosu mowy kultywowali nie tylko wymieniani przez Ryszarda Przybylskiego klasycy warszawscy62. Recytatywność wielu kazań – jak zobaczymy – jest cechą obecną wręcz ostentacyjnie. Obejmuje już cały tekst, nie tylko jego wstępną część, jak w przypadku, gdy exordium staje się samoistną, przygotowującą do odebrania całości elegią: Chodzimy po zwaliskach miast z ziemią zrównanych, depczemy po ciałach ludzi w proch obruconych. W tym miejscu świętym, pod tym ramieniem potężnym BOGA Wszechmocnego wszystko nam słabość naszą, nędzę i nikczemność wystawia i przypomina, że dobra ziemskie ciągną za sobą żałosny upadek i spustoszenie. Życie do snu podobne. Wiek nasz równo z wiatrem bieży. Dom, żona, dzieci, bogactwa, urzędy i zdrowie jest jak pajęczyna w ręku człowieka. Krótko mówiąc: wszystko czas traci i 59 Za niezwykle charakterystyczne dla żywotności romantycznego uwrażliwienia na żałobny krąg elegijności (wprowadzającej ład uczuciowy pewnego rodzaju dostojeństwa żałoby) uznać można passus z listu Z. Węgierskiej: […] kiedy Elegia nawet w rozpaczy piękną pozostaje, bo łkanie konturu jej ust nie kazi, łzy nie pala oblicza, ale spadają jako kropla deszczu po licach smutnego posągu; kiedy doprowadzając na stos przedwcześnie zmarłych „wybrańców niebios” liry nie posępnieją, ale tylko cichsze się stają , jakby kołysać chciały te uśpione dusze […] (Listy Zofii Węgierskiej do Stefana Buszczyńskiego, Częstochowa 1934, s. 9; podkr. moje – A.B.) 60 Na temat stylu wanitatywnego zob. A. Wilkoń, Z dziejów języka literatury polskiej, Katowice 2001, s. 45-57. 61 M. H. Juszyński, Kazanie na pogrzebie Xiędza Floriana Amanda z Janówku Janowskiego biskupa tarnowskiego … miane dnia 7 stycznia 1801 r., bmrw, s. 18. Zob. też W. Brodziszowski, Mowa żałobna na pogrzebie JW. Ludwiki z Turnów Ziemkiewiczowej … miana w Kościele Parkowskim dnia 13 marca 1826 roku, Wrocław 1827, s. 3. (Raz po raz uderza smutny dzwon i słyszymy odgłos: oto poszedł już i odstąpił nas na zawsze ten i ów czcigodny dawny nasz ziomek, ta i owa szanowna naszych rodaków matka; a za niemi też gasną jedne po drugich zabytki, które nam jeszcze przypominały najmilsze starożytne cnoty; że właśnie względem tych coraz bardziej ubywających starożytnych przykładów, znajdujemy się już dziś jakby w owej winnicy po skończonym już winozbiorze; wszystko tu znikło, tylko tam i ówdzie wisi jeszcze samotnie pozostałe jedno i drugie gronko …). 62 R. Przybylski, Klasycyzm, czyli Prawdziwy koniec Królestwa Polskiego, Warszawa 1983, s. 68,79. 33 niszczy – wszystko rozlatuje się w perzynę jako sięga zbutwiała, i jako mgła ginie63. Istotny pozostaje ów stopniowo coraz bardziej „panoramiczny”, czasowo-przestrzenny efekt obrazowy, w chwili gdy oratorstwo romantyczne zaprezentuje się już okazale (czyli w latach trzydziestych). Ten okrąg ziemi – powiada jeden z kaznodziejów nowej epoki – ręką Twórcy w powietrzu zawieszony jest to Cmentarz rozległy a więcej cierniem zarosły, na którym bardzo prędko do trumny biegniemy, lecz podobno bez żadnej pamięci …64. I czujemy, że nawet te duże litery zdają się ulegać wyobraźni hiperbolicznej, wizjonerskiej. Cały czas krążymy wokół zjawiska wyjątkowej wagi, jeśli idzie o kaznodziejstwo interesującego nas okresu i kształtującej go tradycji. Chodzi o w z n i o s ł o ś ć, kategorię jak wiadomo bardzo ważną dla piśmiennictwa epoki, oratorstwa w szczególności. Ale też i związaną z rozmaitością skojarzeń, procesem przeobrażeń w jej pojmowaniu na przestrzeni całego stulecia. Jedną z form uwznioślenia była sakralizacja patriotyzmu65. W kazaniach żałobnych dawano temu wyraz m.in. w apostroficznych zwrotach do zmarłego, nagromadzeniu pytań retorycznych, zapewniającej podniosłość wypowiedzi rozległej amplifikacji. Miało to stworzyć iluzję zbiorowej żałoby, przybierającej kształt rytuału, który przystoi zbiorowości, wspólnocie, narodowi. Ważne miało być osobliwe t h e a t r u m, kiedy to trumna zastępuje pozostającego w głównej roli bohatera, wokół którego koncentrują się uczestnicy widowiska. A wszystko dzieje się w skali makro, sugerującej udział O j c z y z n y. To osobliwe misterium grobów, pamiętajmy, było obecne w literaturze i oratorstwie romantycznym w ogóle (później podjął je Wyspiański). Romantyków nauczył tej akcji retorycznej Woronicz. Wzniosłość przez niego osiągana to także autokreacja mówcy, „przewodnika chóru”, głównego celebransa z nadania narodowego kolektywu i zwoływanych pośpiesznie duchów: O rycerzu przeszłych przyszłych wieków wojackich ozdobo! O, drogi dalszych nadziei naszych promieniu, tak-że nam wśrzód południa dojrzałości z oczów żałosnych 63 A. Osiński, Kazanie na pogrzebie Michała Jerzego z Wielkich Kończyc, hrabiego Wandalina Mniszcha … miane w Wiśniowu … 13 marca R. 1806, Warszawa 1806, s. 5. 64 Ks. J. Gąsiorowski, Mowa w czasie pogrzebu zwłok śp. JW. X. Wojciecha Szweykowskiego … miana dnia 10 sierpnia w Warszawie 1838 R., Warszawa 1838, s. 3. 65 Trafnie definiuje to zjawisko Marcin Król: Jak dobrze wiemy, istnieje taka postawa wobec religii, nawet wewnątrz religii, która już nie politykę, ale patriotyzm tak dalece identyfikuje z wiarą, że gubią się granice i odrębności, a przede wszystkim zanika klarowność intencji i motywacji. W nowożytnej historii Polski z oczywistych względów postawa taka pojawiała się często, chociaż przyjmowała odmiany rozmaite: poważne i przemyślane oraz powierzchowne i zautomatyzowane. (Neokatechumeni Wielkiej Emigracji, „Tygodnik Powszechny” 1986 nr 41, s. 3). 34 znikasz! […] I jakże, więc i was taka nagroda czeka, o wy wszyscy, broni i trudów jego nierozdzielni towarzysze! Wzywam was tu z czterech końców szerokiego świata. I was, którzyście ziemię rodzinną Pompejuszów szukaniem zbrojnym wolności i niepodległości waszej lat tyle pocieszali. I was, którzyście po skalistych urwiskach Pirenejów zadrzewioną sławę Wandalinów świetnym orężem odkopywali. I was, krain Sezostrysa orężni wędrowcy. I was na koniec, zabójczego wyspy Domingi smutne ofiary! Wzywam was tu – stańcie, otoczcie ten śmiertelnością tlejący majestat wodza waszego!66 Kaznodzieje romantyczni natomiast bywało, że ten motyw „gromadny” ujmowali inaczej. Przywoływani byli pielgrzymi, osierocone dzieci ojczyzny. Pozostał jednak ten sam nastrój suplikacyjnego rytuału. Bardzo często nakładały się na siebie dwa teksty: lamentacji i modlitwy. I pielgrzymujem - wołał Jełowicki - z kijem tym po świecie. – I szukamy Polski – A nie znajdujemy: bo nie tam gdzie jest szukamy. Polska nie indziej, jedno u Maryi; toć Królowa nasza. Polska u nóg Maryi; owszem z Dzieciątkiem Jezus u łona Maryi. Ona nam zawsze była dobra i łaskawa; a do ubłagania zbyt łatwa, sama za nami błagająca. Więc w pokorze i skrusze wołajmy do niej „Matko! Oddaj Polskę !!!67. Rozmaite kształty motyw ten przybierał też w oratorstwie świeckim. Bywało, że świadomość więzi wspólnotowo-familiarnej pobudzała specyficzną dydaktykę historiozoficzną, o jakże romantycznym skłonie wyobraźni: Życie polskie jest w tym tylko, w kim nie zamarło życie przeszłości polskiej, w kim potrącone ogniwo obecności obudza i wprawia w grę cały łańcuch życia przeżytego przez jego przodków, kto, jednym słowem, związany jest przez ducha swojego z duchem przodków. Kto nie jest w tych warunkach, ten przyszłości nie poda życia polskiego, bo rzeczywiście sam już nie jest Polakiem68. Imaginacja epoki podpowiadała też współuczestnikom obrzędu pogrzebowego obrazy z przeciwnego bieguna – w sielskiej oprawie. Emanująca z nich refleksja prowadziła ku specyficznej nostalgii, za którą stały dziesiątki lat ojczystej literatury. Rodacy! pierwsze lata emigracji - gawędząc, przemawiał Zaleski – jakże mi błogo i uroczo odzwierciedlają w duszy to nasze Montmorency! Śliczne, ciche, powonne, 66 J. P. Woronicz, Kazanie na pogrzebie sprowadzonych do Warszawy zwłoków […] Józefa Poniatowskiego, w: tenże, Pisma wybrane, oprac. M. Nesteruk, Z. Rejman, Wrocław 2002, s. 228-229. 67 A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Jana Skrzyneckiego […] miana w Paryżu w Kościele Wniebowzięcia dnia 25 lutego 1860 r., w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej tudzież nauki przedślubne, mowy pogrzebowe i kazania przygodne przez …, Berlin 1872, s. 485. 68 S. Goszczyński, Mowa nad grobem Mickiewicza podczas poświęcenia pomnika na cmentarzu w Montmorency 21 maja 1867 r., w: tenże, Dzieła zbiorowe …, wyd. Z. Wasilewski, t. 4: Pisma polityczne, , Lwów 1911, s. 261. 35 miało wtedy żywych gości polskich. Zamieszkiwali je poważni starce, przyjaciele i towarzysze Kościuszki, Kniaziewicz i Niemcewicz. Obok nich tulił się skromny i pobożny Stefan Witwicki. Adam lubił Montmorency na równi z lasami Fontainebleau, które mu tak żywo przypominało jego Litwę. Tu, w Montmorency, dośpiewywał on pieśni młodości, taki natchniony i swobodny. Dośpiewywaliśmy, hej! Pieśni młodości w dłoni, głos w głosie, na nutę zapomnianych dum poojczystych69. Jak widać, polska żałoba ustawiczne oscylowała między patosem i swojskością. Ewokowana przez patriotyzm wzniosłość znajdowała swoje uzasadnienie w estetycznym prawodawstwie stulecia. Ze szczególnym akcentem położonym na wyobraźni, jej roli w pobudzeniu „poetyczności” w odpowiednich proporcjach. […] miłość ojczyzny – pisał Korzeniowski – zapala imaginacją, napełnia duszę mówców, a w energicznych wylewając się wyrazach, zniewala i podbija słuchaczów70. Właśnie patriotyzm, który mobilizował wyobraźnię był w cenie. Między innymi dlatego, że sytuował się w szerszym kontekście, otwierał na transcendencję. A taką funkcję przejął romantyzm po baroku, należycie ją doceniając71. Romantycy przygotowani byli przez swoich nauczycieli do myśli, że mowa krasomówska jest to obszerne pole, na którym wymowa popisuje się ze wszystkimi bogactwami rozumu i imaginacji.72 Wyobraźnia tedy postrzegana była w kategoriach siły „otwierającej” przedmiot na rozległe, niekiedy bezkresne dopowiedzenia, wprowadzające nie tylko szerszy, ale i bogatszy wymiar. „Tworzyła swoje”. A patriotyzm otrzymywał religijne uzasadnienie i religijny wydźwięk. Śmierć otwierano na zaświaty, ale i wielość sensów, rozmaitość znaczeń. Postaci żywych i zmarłych prowadziły ku wyobrażeniu człowieka w ogóle, odsyłane w rejony imponderabiliów o uniwersalnym charakterze i wielowiekowej tradycji. Prym wiodło dążenie od szczegółu, tego co pojedyncze, do uogólnienia, wielorakich kontekstów73. 69 Mowa Bohdana Zaleskiego nad grobem Adama Mickiewicza w Montmorecy dnia 21 stycznia 1856 roku, w: tenże, Korespondencja…, wydał D. Zaleski, t. 2 , Lwów 1900, s. 249. 70 J. Korzeniowski, O patetyczności, w: tenże, Dzieła, t. 12, Warszawa 1873, s. 137. 71 Doskonale zdefiniował ją A. Czyż: Jest wyobraźnia szczególną władzą poznawczą i jest siłą obrazotwórczą. Buduje przedmioty. Wysnuwa je z niczego. Kształtuje światy marzeń. Służy wiedzy i mowie, lecz ją przekracza: tworzy swoje. (Dobra przemoc marzeń. Słowacki – barok – egzystencja, w: Nasze pojedynki o romantyzm, pod red. D. Siwickiej i M. Bińczyka, Warszawa 1995, s. 63). 72 E. Słowacki, Prawidła wymowy i poezji, Wilno 1853, s. 191. 73 Jak zauważał Słowacki: […] pisarz życia znakomitych ludzi powinien być najdoskonalszym malarzem natury ludzkiej, dz. cyt., s. 190. 36 Usytuowanie romantycznego kaznodziejstwa (i oratorstwa w ogóle) zyskuje właściwą perspektywę, gdy pamiętamy o charakterystycznej dla całego stulecia specyficznej monumentalizacji „poetyczności”, jej pankreatywności i potencjału. Bardzo ważnym składnikiem romantycznego paradygmatu była akcentacja żywych związków między poezją a wymową. To, co niesie wyobraźnia, co powstaje „ z niczego” kreowało „poezję”, a ta niejako dysponowała właściwościami szeroko rozumianej twórczości człowieka. Istotny pozostaje fakt, że myślenie to miało swój wymiar aksjologiczny. Myśli i twory jeniuszu – pisał człowiek należący do dwu okresów – są poetycznemi; myśli bo wielkie, twory bo z niczego. Wyobrażenie o jeniuszu myśli i tworach poetyczności jest jednym z przyrodzonych uczuć w własnej godności. […]. Każda myśl wielka jest poetyczną, każde dzieło z niczego, bo utworem myśli, poematem74. Poetyczność - łączona z godnością i, dalej, z udziałem w boskiej proweniencji języka stawała się wartością pryncypialną. Języka, w którego świetle dokonuje się – jak postrzegał to jeden z najznakomitszych kaznodziejów romantycznych – „widzenie” świata duchowego: Język Bóg stworzył onej chwili kiedy zaczął mówić do pierwszego człowieka. Cały, nieskażony, doskonały, jak ten świat widomy, który przed oczyma Adama postawił, postawił Bóg świat duchowy przed oczyma jego ducha, i jak tamten dał mu widzieć w świetle cielesnym, tak ten w świetle języka75. Medium zatem otwarte na transcendencję. Bardzo wymowna pod tym względem pozostaje odpowiedź Leona Borowskiego na pytanie o związki poezji i wymowy. Ów nauczyciel romantyków twierdził, że talent mówczy pożycza od poezji siły uobecniania76. Można domniemywać, że owo „uobecnianie” znaczyło tyle, co obrazowa konkretyzacja. Przy okazji warto zasygnalizować zjawisko, które wymagałoby odrębnego studium. Powstaje pytanie: jak ten rozmach wizualny w aranżacji sytuacji oratorskiej (wyraźnie celebrowanej) i światów przedstawionych (zarówno chodzi o narodową ikonografię, jak też obrazy natury) wiąże się z XIX-wieczną teologią widzialności (oddawanie czci Bogu w sposób „widzialny” w architekturze, kulcie, liturgii), w tym przypadku – w obrębie słowa? Jej wpływ na działalność duszpasterską był pokaźny 74 Ł [ętowski Ludwik], O poezji, Warszawa 1816, s. 11, 13. P. Semenenko, Obraz słowa polskiego i jego odmian, Poznań 1852, s. 56. 76 L. Borowski, Uwagi nad poezją i wymową i inne pisma krytycznoliterackie, oprac. S. Buśka-Wroński, Warszawa 1972, s. 39. 75 37 – wzbogaciła epokę romantyzmu o nowy wymiar i nową wartość77. Nie zawsze jednak badacze uświadamiają sobie, że na różnych poziomach przekazu (nie tylko tym zewnętrznym, „ilustratorskim”), także tych wyższych, bardziej abstrakcyjnych. To je właśnie mam na myśli, stawiając tezę o uzasadnionym przypuszczeniu, że na gruncie polskim jedno z „wcieleń” zjawiska dokonywało się poprzez wsparcie ze strony literatury. Oratorska pedagogia wieku XIX zakładała współuczestnictwo mówcy i słuchaczy w krasomówczym spektaklu, przy czym ten pierwszy był głównym celebransem – poetą. Decydowały o tym uczucia. One stanowiły warunek poetycznej wymowy, bo mówca czujący w głębi serca to, co mówi zawsze jest poetą - powiada Brodziński78. Ten status kaznodziejstwa (oratorstwa w ogóle) ugruntowały dodatkowo jeszcze dwa zjawiska, pozostające ze sobą często w znaczącej relacji. W pierwszym rzędzie chodzi o ślady oralności, a ściślej mówiąc śpiewanej poezji rapsodycznej: Znowu ja stawam przed Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w narodowym Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nie widzę jako groby a stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz rozległy, po którym naród jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią poważny idzie do grobu szeroko rozwartego79. „Obwoływanie” śmierci odsyła nas w te rejony, gdzie zachowały się jeszcze w okresie romantyzmu odniesienia do gestu oralnego, choć zastępowały je już określenia odnoszące się do pisma, kultury druku80. Te kilka zdań inicjalnych odsyła do właściwości mikrotekstu o specyficznej dramaturgii. Imitują one strukturę gestu werbalnego, właściwego obrzędowi, gremialnej inicjacji w parawidowisko, którego przewodnik – kapłan rozpoczyna akcję oratorską. I tak uzmysławiamy sobie kontekst zjawisk dla wieku XIX poczesnych. Chodzi o wzajemne oddziaływanie teatru i zachowania, jego rytualizacji na prawach form parateatralnych. Jeżeli epoka klasycyzmu ostro rozgraniczała zrytualizowane i praktyczne zachowanie, to dla romantyzmu właściwe było przenikanie teatralnych norm zachowania do życia codziennego 77 P. Boruty, Ksiądz, w: Człowiek romantyzmu, pod red. F. Fureta, przekł. J. Łukaszewicz i J. Gniewska, Warszawa 2001, s. 231; badacz przywołuje m.in. F. Lamennais`go Assai sur l`indifference en materie de religion (t. 1-3, Paryż 1817-1828). 78 K. Brodziński, Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t. 3, Poznań 1872, s. 449. 79 A. Prusinowski, Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego […] miana w Poznaniu w lutym 1857 r., w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, wydał ks. W. Jaskulski, Poznań 1884, s. 247. 80 Zob. A. Opacka, Śladami oralności. W kręgu ongowskich inspiracji, Katowice 2006, s. 35. 38 - zauważa Łotman81. Przy czym na uwagę zasługuje przebieg tego rodzaju zabiegów, a więc to, że „retoryka ikoniczna” tworzyła tekst, którego siłę stanowił zbiór scen-znaków, a lekturę inspirowała pamięć o sztuce deklamacji. Zwłaszcza, gdy w grę wchodziła jedna, ale okazała scena, na przykład obraz Boga-Stworzyciela, „zaprojektowany” głównie przy pomocy technik amplifikacji, którą Burke odnosi do poezji, do liryki opartej na refrenie, gdzie proces rozwoju wiersza polega na podobnie systematycznej eksploatacji tematu82. Posłuchajmy kazania Szpaderskiego: Bóg jeno wielki, a wszystko, co jego nie świeci się wielkością, prochem jest i nicestwem. Bóg jeno wielki, i jeżeli sam potęgą woli wszechmocnej nie podniesie stworzenia, wiecznie ono w nicestwie i zapomnieniu zostanie. Bóg jeno wielki, i jeżeli sam potęgą łaski nie podzieli się wielkością swoją z prochem ziemi, nie tchnie weń życia i podobieństwa swego na nim nie położy, nie podźwignie go z nicestwa, a dźwignąwszy podpierać i utrzymywać nie będzie, jakże to mała i drobna istota samże człowiek, ów rzekomy Pan ziemi, król całego stworzenia83. Bez wątpienia ten fragment tekstu robi wrażenie jakiegoś ułomka funeralnej prozy poetyckiej, która rozpoczyna rytuał podniosłym na poły mistycznym śpiewem. Świadomość wartości oratorskiej tkwiącej w operowaniu obrazem, jego estetycznej i perswazyjnej chwytliwości istniała wśród mówców i teoretyków poezji we wszystkich dziesięcioleciach I połowy XIX. Jak się zdaje, ugruntowali ją przedstawiciele generacji późnooświeceniowej84. Mówienie obrazami było symptomem natchnienia. Romantycy starali się dawać temu wyraz w praktyce. Postrzegano je jako warunek sine qua non poezji. Rozumianej jako przypadłość właściwa wielu formom poznania. To ten „inny”, nie poeta, bywał nim nie wprzódy […], aż gdy moc jakaś wyższa natchnie pierś jego niezwyciężoną chęcią udzielania w szczególnym a nadzwyczajnym sposobie tego, co 81 J. Łotman, Retoryka ikoniczna, w: tenże, Uniwersum umysłu, przekł. B. Żyłko, Gdańsk 2008, s. 129. Zob. też J. S. Bystroń, Publiczność literacka, wyd. 2 Warszawa 2006, s. 90. Dla uświadomienia sobie tradycji teatralnej w duchowości chrześcijańskiej zob. Jacek Bolewski SJ, Teatr Bosko-ludzki. W antycznym i chrześcijańskim świetle, w: tenże, Sztuka u Boga. Duchowość obecna w twórczości, Warszawa, brw, s. 271. 82 K. Burke, Tradycyjne zasady retoryki, przeł. K. Biskupski, w: Studia z teorii literatury. Archiwum przekładów „Pamiętnika Literackiego”, ser. II, Wrocław 1988, s. 11. 83 J. Szpaderski, Nad zwłokami śp. Stanisława Małachowskiego, w: tenże, Kazania, t. 3, Kraków 1875, s. 204. 84 Zob. A. Czartoryski, Pochwała Jana Pawła Woronicza czytana na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk dnia 30 kwietnia 1830 roku przez …, Puławy [1830], s. 18. (Na długie, spokojne i powtarzane słuchanie może by Skarga pewniej przekonał i poprawił. Lecz Woronicz musiał i umiał w jednej chwili, jednym obrotem, jednym obrazem najzimniejsze serca rozrzewnić, unieść i zapalić.) 39 mu dobroczynnie bóstwo o piękności i prawdzie w jakim przedmiocie natchnęło85. Romantycy starali się dawać temu wyraz po wielekroć w swojej lekturze świata i odbiorze myśli i sztuki, słowa w ogóle86. Pewność nakazywała im wierzyć, że chcąc być artystą w jakiej sztuce trzeba być koniecznie poetą87. Dlatego Mochnacki powie o Woroniczu, że w wymowie swojej był poetą a w poezji krasomówcą88. Owo krasomówstwo w obrębie dziewiętnastowiecznego kanonu wyobrażeń, trwającego niejednokrotnie aż po okres międzywojenny, występowało w rozmaitych konfiguracjach wraz z poezją, sztuką i teatrem. Między innymi Prusinowski napisze: Dzieła Skargi mają w sobie tyle wdzięków, co sama natura lub co doskonałe dzieła sztuki; muzyczne, budowli wspaniałych, obrazów natchnionych89. W rozległe konteksty wprowadzał oratorstwo także Karol Libelt: Kiedy muzyka masami tonów wznosiła jakby sklepienia gotyckie i stroiła je nieprzejrzanym ozdobami harmonii; - kiedy poezja cały Olimp grecki, i cały świat duchów, i wszystkie wielkości ziemskie, jakby w posągowe odlewała kształty; - wymowa, jak malarstwo, rozwija jedno i drugie na powierzchni. Mówca powinien być i poetą, co do treści i obrazowania i muzykiem co do formy i deklamacji […]90. W jego wielostronicowych rozważaniach dominuje fascynacja oratorstwem jako sztuką wyobraźni, różnych języków, wielości form i przede wszystkim – choć nie mówi się tego wprost – przekazu, będącego ofertą duchową, nobilitującą ludzkie możliwości działania91. Tę tradycję kontekstualności podejmowała zarówno świadomość potoczna, jak i refleksja „człowieka myślącego”. Aktor młodopolski Kazimierz Kamiński nazywany był krasomówcą gestu92. W okresie międzywojennym ciągle jeszcze w mówcy doszukiwano się poety93. Tę aurę przywoła po latach Gamska-Łempicka, wspominając katedrę Świętego Jana w swoim rodzinnym mieście: Tyleż z ambony pod 85 F. Wężyk, O poezji w ogólności, w: Oświeceni o literaturze, oprac. T. Kostkiewiczowa i Z. Goliński, t. 2, Warszawa 1995, s. 38. 86 […] romantycy uznawali poetyczność za największą wartość literatury i sztuki (B. Bogołębska, Tradycje retoryczne w stylistyce polskiej. Narodziny dyscypliny, Łódź 1996, s. 44.) 87 H. Meciszewski, Kilka słów do redaktora „Gazety Poznańskiej”, Kraków 1845, s. 23. 88 M. Mochnacki, Poezja i czyn. Wybór pism, oprac. S. Pieróg, Warszawa 1987, s. 250. 89 A. Prusinowski, „Tygodnik Katolicki” 1862, nr 43. 90 K. Libelt, Estetyka, czyli umnictwo piękne przez …, t. 1, Petersburg 1854, s. 120. 91 K. Libelt, dz. cyt., s. 121-124. 92 Zob. Z. Jasińska, Bożyszcze sceny młodopolskiej - Kazimierz Kamiński, w: Wśród mitów teatralnych Młodej Polski, pod red. I. Sławińskiej i B. Stykowej, Kraków 1983, s. 259. 93 N. Cieszyński, Orator fit. Słów kilka o wymowie, Poznań 1919, s. 10. 40 gołębicą padło przez te lata cytat z poezji, ile z Ewangelii94. Obracamy się cały czas w granicach żywotności dziewiętnastowiecznej myśli, kultury i gustu literackiego, akcentujących coś, co można by nazwać panpoetyzmem95. W ukształtowanym przez romantyzm paradygmacie krasomówstwo, a więc i kaznodziejstwo, zajmowało miejsce właśnie w obrębie tego typu wyobraźni, która predestynowała je do bycia, jeżeli nie w szeregu dzieł stricte literackich, to przynajmniej tę literackość w jakimś okresie reprezentujących. W każdym razie na pewno wchodziło ono w krąg obiektów sztuki w z n i o s ł e j. To uwznioślenie - przypomnijmy – w planie treści zapewniała sakralizacja patriotyzmu. Ale obok niej równie ważna była medytacja nad tajemniczością śmierci (tradycja barokowa!) wyrażana w poetyce przemienności pytań retorycznych i tragicznych wykrzyknień: A więc po cóż i za cóż bojować na ziemi? Po co i za co cierpieć i umierać w cierpieniu? Po co w cierpieniu, w samej śmierci żywić drogą sercu nadzieję, jeżeli nad wszystkimi i nad wszystkim zawisła blada śmierć, zapomnienie, nicość! Wielka i nieodgadniona jest dla człowieka zagadka życia i wieczności. Wielka jest tajemnica grobu. Bezsilne tu jest słowo człowieka jako człowieka. Nad nim też śmierć, zapomnienie, nicość96. W kaznodziejstwie całego stulecia ważną rolę pełniły także takie figury wzniosłości, jak przemilczenie, hiperbola, pauza97. Niekiedy występowały one we wstępach, czasem w jednym zdaniu, w którym niedopowiedzenie jakby zatrzymywało czas, stawało się znakiem bezsilności wobec przemijania, o którym po chwili miał być mowa: Żył i umarł Tomasz Zan! … Dzień każdy, chwila każda uczy nas, że wszystko na świecie jest nietrwałe, zawsze koniec swój mające98. Przemilczenia kreowały też określony nastrój. Były obliczone jakby na nostalgiczną rezygnację, moment zadumy, odrębną chwilę liryczną. Wszystko po to, aby należycie wybrzmiewała następna partia tekstu – wydobycie n a d z i e i: Tyle różnych wspomnień obudzonych, uczuć poruszonych tyle …… pamięć krótkiej chwały i szczęścia, obok dotkliwej rzeczywistości długich lat wygnania …… Smutek, ten nieodproszony gość 94 J.Gamska-Łempicka, Moje miasto, w: Z dziejów kultury i literatury Ziemi Przemyskiej, pod red. S. KostrzewskiejKratochwilowej, Przemyśl 1969, s. 443. 95 Przejęła go Młoda Polska. Stanisław Lack pisał o okresie: [poezja] transfiguruje swoim istnieniem cały ruch umysłowy (Studia o Wyspiańskim, Częstochowa 1924, s. 223. Postrzeganie w tych kategoriach romantyzmu obowiązuje do dziś: Romantyczne odczucie świata natury, człowieka było przede wszystkim p o e t y c k i e (B. Pociej, Z perspektywy muzyki. Wybór szkiców, Warszawa 2005, s. 157). 96 J. Szpaderski, Nad grobem śp. Jadwigi z Rupniwskich Łuniewskiej, w: tenże, Kazania, dz. cyt.., s. 266. 97 Zob. J. Płuciennik, Retoryka wzniosłości w dziele literackim, Kraków 2000, s. 185-186. 98 Mowa ks. Białego [na pogrzebie Tomasza Zana], w: Archiwum Filomatów. Listy z zesłania, oprac. Z. Sudolski, t. 2, Warszawa 1999, s. 448. 41 nasz, coraz gęstszy, dziś już się rozgospodarzył w duszach naszych, osiedlił i jakby obwarował. […] Z cierpliwością zanurzamy się w ocean boleści narodowych i zobaczymy azali z głębi nie wydobędziem jakiej perły nadziei! Ach! Jakżebym nią rad świecił z pełnej dłoni!99 Tenże Kajsiewicz potrafił też zaintrygować słuchacza wpisaniem przemilczenia w hiperboliczny rodzaj wypowiedzi (kaznodzieje romantyczni lubili ten zabieg). Mówił więc: Cóż dopiero kiedy nam Bóg lepszych da się doczekać czasów …….. och! Bracie, żałuję cię z góry. Wracaj teraz jeżeli chcesz i możesz. Co do mnie, o! Boże mój, kocham i ja ziemię swoją i naród, kocham moją rodzinę – a przecię nie wrócę chyba z podniesionym krzyżem w ręku ….. albo na krzyż …..jeżeli Bóg dozwoli100. Uzyskiwano efekt mowy tyleż dostojnej, co refleksyjnej. Teatralizowało to tekst, podnosząc jego walor oralny. W tym miejscu konieczna zdaje się dygresja o ważkim dla kultury okresu rozgraniczeniu oralności i retoryczności. Romantycy doskonale biegli w prawidłach retorycznych, wyraźnie separowali je w rozmaitych wypowiedziach od oralności. Ta druga była po stronie spontaniczności i autentyzmu, tamta zakładała skrępowanie, usztywnienie i oficjalność. Z takich pozycji występował w Prelekcjach Mickiewicz, chwaląc oralność stylu Paska, poezji Kochanowskiego i kazań Skargi101. W praktyce kaznodziejstwu, jak się zdaje, towarzyszyła świadomość, że oralne upodobnienie wytwarza między mówcą a słuchaczami aurę intymności i sytuację zawierzenia, że komunikat oralny aktywizuje s p o t k a n i e do jakiego dochodzi między kapłanem a wiernymi. Pozostawało to także w związku romantyczną filozofią języka, wiara, że improwizacja, spontaniczne jego użycie wyzwala potencjał tkwiącej w nim (według Humbolta) zdolności semantycznego kreowania znaczeń102. Warto się chwilę przy tym zatrzymać. Kaznodzieje ówcześni znajdowali niekiedy upodobanie (z dobrym skutkiem) w semantycznej „migotliwości” słowa, jego semantycznej wielowarstwowości. Począwszy od Woronicza, właściwie patrona całej dziewiętnastowiecznej formacji. Oto w jednym z kazań znajdziemy taki modlitewny passus: Ale panie! Jeszcze tu wejrzyj sam, a oni się mogą poprawić i ciebie 99 H. Kajsiewicz, O cierpliwości. Na obchód 29 listopada 1844, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, Paryż 1845, s. 69-70. 100 H. Kajsiewicz, O wytrwałości, w: tenże, dz. cyt. s. 148. 101 Zob. A. Waśko, Romantyczny sarmatyzm. Tradycja szlachecka w literaturze polskiej lat 1831-1863, Kraków 1995, s. 125. 102 A. Waśko, dz. cyt., s. 126. 42 odziedziczyć103. Tradycja rustykalnej, sarmackiej wyobraźni w sposób naturalny podsunęła kaznodziei takie właśnie określenie powrotu do synostwa Bożego. Ale nić znaczeń można rozwijać dalej. Odziedziczyć Boga - to również stać się jego spadkobiercą, Wielkim Beneficjentem, ale także odkryć w sobie poczucie bycia dzieckiem Bożym. Albo tak: poprawa spowoduje, że na powrót „obdarowani” zostaną Bogiem, doświadczeni łaską. Niezwykle ważny jest i ten odcień znaczeniowy: dziedzictwo jest darem, przejęciem czegoś – a to zobowiązuje. Ciekawy pod względem semantycznego „cieniowania” przypadek znajdziemy też u Kajsiewicza; interesujący zresztą i z wielu innych powodów: Szczęśliwy ty obrazie nasz zmarły żeś korzystnie zawsze i chwalebnie sprawie naszej służył … Szczęśliwy w tym nieszczęściu dla nas, że serce twe otworzone nadziei pękło ściśnięte żalem na wstępie od przerażającej i tajemniczej epoki, w której nadzieje same tak krwawe i żałobnie ubrane, że nie ma z nich pociechy. – Sama śmierć nagła nie straszy nas w tobie. – Bojącym się siebie Bóg umniejsza w ten sposób cierpienia104. Skłonność do gry semantycznej „głębinowej” wnikliwości znaczeń ujawnia się najpierw w słowie „obraz” dosyć zaskakującym w tym miejscu. Cóż ono może znaczyć? W zwrocie „obrazie nasz zmarły” bezwątpienia tkwi pragnienie nobliwego dowartościowania adresata. Może sugerować uwznioślenie postaci, niemal usakralnienie. Staje się ona świętością dla pozostałych przy życiu, obiektem ich adoracji. Ale powstaje też inna konotacja, o bardziej przyziemnej wartości: obraz na nasze podobieństwo, jeden z nas już „znieruchomiały” w tajemnicy śmierci. Na pewno jednak – potwierdza to dalsza refleksja – chodzi o wizerunek współczesnych w ich egzystencjalnej i historycznej sytuacji. Kaznodzieja mówi: oto jeden z nas, reprezentant i uczestnik naszych czasów, czasów które obnażyły człowieczeństwo, kiedy okrucieństwo odsłania ciemną stronę życia, potęguje ją do tego stopnia, że pojawia się strach przed otchłanią samego siebie. Interesujący staje się status osoby zmarłej, c z ł o w i e k a w niczym nie usprawiedliwionego – na co by pozwalała sytuacja funeralna – niosącego ciężar kondycji jak inni. I tylko idąc tym tropem, można wytłumaczyć zagadkowość ostatniego zdania: Bojącym się siebie Bóg umniejsza w ten sposób cierpienia. Czy chodzi o litościwe odsunięcie człowieka od jego przeznaczenia? 103 J. P. Woronicz, Kazania, czyli nauki parafialne, t. 1, Kraków 1829, s. 56. H. Kajsiewicz, Mowa, w: Mowy miane przy pochowaniu zwłok śp. Macieja Wodzińskiego senatora wojewody Królestwa Polskiego, w Dreźnie dnia 18 lipca 1848, Lipsk 1848, s. 11. 104 43 A może o śmierć jako wybawienie od życia, tragizmu mrocznych mocy? Powiedzmy jednak, że w grę wchodzi też bardziej teologiczny i prostszy przekaz (choć chyba zbyt prosty). Jeżeli „banie się siebie” utożsamimy z pokorą, śmierć okazuje się nagrodą dla pokornych. Nagrodą, bo pokorna konstatacja nędzy istnienia zasługuje na powołanie do lepszego świata. W każdym razie opalizacja znaczeń służy w tym przypadku także wzniosłości. Ta bowiem – jak pisze Lichański, powołując się na Boileau i Pseudo - Longinosa – może być zawarta w jednym słowie, w jednym obrazie105. Ten walor detalu miał ogromne znaczenie dla romantyzmu i występował na różnych poziomach tekstu. I tak na odrębną uwagę zasługuje rola fragmentu, refleksyjnej zadumy, niewielkich akapitów, liryzmu pojedynczych zdań i słów, urody chwilowego namysłu. Wszystko w rozległej skali emocjonalnej: od egzaltacji po esencjonalność. Świetnie „podsłuchany” styl romantycznej egzaltacji mistycznej znajdziemy między innymi u Kajsiewicza: […] pociecha moja, że złożywszy tę grubą powłokę, bez przeszkody zmysłów, jakby czystym duchem skroś pójdę, polecę w tajemnice Boże. Wciąż pędzić, wciąż lecieć będę, wciąż czytać, wciąż czerpać w skarbach mądrości Bożej; nigdy nie wyczytam i nigdy nie wyczerpię. Będę kochał, kochał doskonale, bez przerwy, bez zwolnienia, wiecznie! – i nigdy chęci, i nigdy siły, i nigdy przedmiotu kochania nie braknie – i tak zawsze, i tak wciąż, i tak bez końca!!106 Głębiej zaangażowane powinowactwo wystąpiło u Prusinowskiego, kaznodziei zafascynowanego literaturą tak bardzo, że mówiąc o niej, mówił jej językiem, jej obrazami. Kiedy rozpamiętywał powołanie poetyckie Krasińskiego, tak właśnie „wczuwał się” w poezję wieszczą: […] I zbiegł mu w pomoc z nieba do otchłani ten anioł, którego się wzroku czarne duchy boją, doskonale piękny z wyrazem smutku wiecznego na czole, a szaty jego lekkie jak myśli tęskne biało na niego płynęły107. Podobnie później Stablewski, owładnięty obrazem „pokoleń katakumbowych”, „pogrobowców ojczyzny”, medytował nad losem „pokolenia grabarzy”, sytuując się w roli przewodnika po „krainie mogił”, ustawicznie przypominającego potrzebę heroicznego trwania. Więc żałobni słuchacze dalej was 105 J. Z. Lichański, Oświecenie. Retoryka. Romantyzm, w: Między oświeceniem i romantyzmem. Kultura polska około 1800 roku, pod red. J. Z. Lichańskiego i innych, Warszawa 1997, s. 350-351. 106 H. Kajsiewicz, O postępie religijnym, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 2, Paryż 1848, s. 299. 107 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego miana w Poznaniu w Kolegiacie św. Magdaleny dnia 30 marca 1859 roku, Grodzisk 1959; przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania…, dz. cyt., s. 283. 44 - mówił - po wszystkich kołach tego królestwa powieść potrzeba108. Kaznodzieja – wieszcz z upodobaniem posługiwał się też fragmentami, będącymi czymś na kształt romantycznego epigrafu, jak w takim oto westchnieniu lirycznym: Nie troskał bym się o słowa – ach! o słowa tak łatwo, jak o ciekące wody109. W kaznodziejskich tekstach żałobnych często znaleźć można zdania o cechach inskrypcji żałobnej: […] już go zawołał Pan i przyłożył do prochów ojców, godne starych ojców prochy pielgrzyma tułacza110. Obracamy się cały czas w kręgu kaznodziejstwa „wieszczego”, które powstawało z konsolidacji poezji, religii i narodowości111. W wymiarze jednostkowym była to wypowiedź natchnionej konstatacji, niekiedy nagłej iluminacji, postawa podziwu dla świata, ciągłego nasłuchiwania jego tajemnic, sentencjonalnego głoszenia wielkości we wszechświecie. A więc upodobanie do uczuciowej eskalacji, wysokiego tonu. Postawa ta sprzyja często fragmentowi, medytacyjnej etiudzie, suwerenności mikrotekstu112. Śmierć, śmierć tylko jedna wyświeca – czytamy u Trynkowskiego – prawdziwą każdego człowieka wartość i otwiera każdemu podwoje do przybytku prawdziwie zasłużonej chwały. Z ciałem grzebią się razem i słabości umarłych. Z ich śmiercią umierają społem i zazdrość i miłość własna, i wszystkie namiętności żyjących. Duch już nie jest spółzawodnikiem śmiertelnych113. Ten rodzaj refleksji w sprawach pryncypialnych znajdował szczególne upodobanie w rozmachu widowiskowej kreacji. Taki ułamek większej całości doskonale syntetyzował jakieś przesłanie. Na sztukę kaznodziejską tamtego czasu warto spojrzeć czasem jako na sztukę pięknych fragmentów, stosując ową fenomenologię użytkową, czyli pochylenie się i zachwyt nad cząstką reprezentującą 108 F. Oksza-Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Księcia Augusta Sułkowskiego […] w dniu 25 listopada 1882 r. powiedziana w kościele parafialnym w Rydzynie, w:, tenże, Mowy żałobne, Poznań 1912, s. 163. 109 H. Kajsiewicz, Nauka z Ewangelii na niedzielę o Przemienieniu Pańskim …, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 331. 110 W. Malewicz, Kazanie na pogrzebie Adolfa Januszkiewicza, zesłanego na Syberię w 1831 roku a zmarłego w 10 miesięcy po swoim powrocie [1857], brmw, s. 1. Romantyczne tendencje do metaforycznej epigrafiki utrzymywały się w kaznodziejstwie dopóki pozostawało ono w orbicie tej tradycji, a wiec aż po okres międzywojenny; zob. m.in. ks. F. Wartenberg, Mowa żałobna na pogrzebie hr. Franciszka Żółtowskiego w Niechowie, dnia 5 czerwca 1894 r., Poznań 1894 r., s. 21. (Ziemia ojczysta jest jakoby ciałem ojczyzny, a my, syny ojczyzny, jesteśmy ciałem z jej ciała: tej ziemi żywicielki jesteśmy jakby skibą wcieloną). 111 Na temat tak właśnie pojmowanego „wieszczenia” zob. K. Libelt, O samowładztwie rozumu, w: Filozofia i krytyka, t. 1, Poznań 1845, wyd. 2, Poznań 1874, s. 220-225. 112 W tym miejscu doszukuję się wsparcia niejako na zasadzie motta od B. Mazana: Ale winna się przebić z tego myśl, że odpowiednia synteza nie może się obyć – przynajmniej bez rekonesansowego – zgłębienia upatrzonych, a zmyślnie dobranych mikroświatów tekstowych oraz ich zsyntetyzowania w jakimś określonym wymiarze. (Pozytywizm warszawski z perspektywy mikroświatów tekstowych, Łódź 2002, s. 37.) 113 L. Trynkowski, Mowa w czasie żałobnych modłów miana roku 1835 […] w kościele katedralnym wileńskim, w: Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę śp. Józefa Łopacińskiego …, Wilno 1835, s. 6-7. 45 całość, uniwersum114. Do stałego kanonu owych cząstek wchodziły exordia i modlitwy, stanowiąc rzeczy o wyraźnie artystycznym profilu. Był to przejaw między innymi długiego procesu odchodzenia od pojmowania sztuki wymowy jako zbioru reguł115. Dlatego kaznodzieja romantyczny powie: Nie dałem sobie tyle czasu, abym zachował homiletyczne przepisy116. Heterogeniczność wypowiedzi dynamizowała tekst. Między całością a poszczególnymi częściami wytwarzała się osobliwa relacja. Polifoniczność odrębnych z pozoru cząstek budowała akcję oratorską na kształt narodowego spektaklu, zbiorowego uczestnictwa w odświętnej sytuacji. A w konsekwencji - wspólnotowej terapii. W lekturze zaś czytelnik dostępował tekstu wymagającego podejścia niekoniecznie o linearnym charakterze. Otwierał bowiem – dla przykładu - partię laudacyjną, wyszukiwał - dla pokrzepienia - odgłosów patriotyzmu, delektował się, po artystowsku, sztuką wstępu i na poły z religijnym uniesieniem – kunsztem modlitewnym. Czytał ku namysłowi, wkraczając w odrębne światy117. Nadto czytelnik romantyczny i poromantyczny poszukiwał tekstów zrytmizowanych, melodyjnych, podniosłych i intymnie – konfesyjnych zarazem. Kaznodziejstwo w wielu przypadkach takich właśnie efektów dostarczało z myślą o słuchaczach i czytelnikach, sugerując naturalność i spontaniczność o dużym ładunku literackiej kreatywności. Jeśli idzie o związki z literaturą - wkraczamy w kolejny krąg problemowy – to warto zwrócić uwagę, że kaznodziejstwo (i oratorstwo w ogóle) wraz z romantyzmem otworzyło się na literaturę w sferze tematycznej. Po raz pierwszy pojawiły się w znacznej ilości wystąpienia ku czci pisarzy (vide bibliografia na końcu pracy) i to zarówno tych największych (Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego), jak i pomniejszych (choćby Stefana Witwickiego, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, Stanisława Jachowicza); wielu romantyków, umierających w późniejszych okresach, otrzymało je również (Seweryn Goszczyński, Stanisław Egbert Koźmian, Bohdan Zaleski, Józef Ignacy Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Kornel Ujejski). Rozpoczęła się 114 B. Mazan, dz. cyt., s. 13-14. M. Ślusarska, Kaznodziejstwo epoki stanisławowskiej – inspiratorzy, twórcy, odbiorcy, w: Napis. Tom poświęcony literaturze okolicznościowej i użytkowej, ser. 2, 1995, Warszawa, s. 105. 116 J. Wasilewski, Przedmowa, w: tenże, Kazania na niektóre święta w religijno-narodowym duchu, Kraków 1848, s. 3. 117 Ten utrwalony na pokolenia typ lektury romantycznej trafnie opisała M. Piwińska: Oto „ja” wychodzi samo z siebie, żeby się szukać gdzie indziej (Złe wychowanie. Fragmenty romantycznej biografii, Warszawa 1981, s. 70. 115 46 tradycja gatunku, który uaktywni się szczególnie wraz ze śmiercią Henryka Sienkiewicza i drugim (w r. 1927) pogrzebem Juliusza Słowackiego. U swoich początków kaznodziejstwo romantyczne „nasłuchiwało” wielkiej poezji, spełniało warunki „uzależnienia”, wpisujące je w obręb podsystemu literackiego118, jakim stawało się wszystko, co stanowiło „przekład” wielkiego dzieła emigracyjnego, próbę „oswojenia” go, swoistego u p r z y s t ę p n i e n i a. Słowem, chodzi o poetykę romantyzmu krajowego, który tamten romantyzm na swój sposób „udomowiał”. Tu, gdzie w rejonach społecznej popularności, gdy trzeba odświętnie, w szerszym gronie wysłuchać119, gdy można osobiście przeżyć podczas cichej lektury tekst–echo, „odbijający” romantyzm kanoniczny. Nie należy zatem pomniejszać znaczenia kazań drukowanych. Powiększały one grupę tekstów „okołoliterackich”. Ten casus „przekładu”, upodobnienia obowiązywał przez półtora stulecia. Lektura oracji nie tylko je upowszechniała. Podtrzymywała też poziom kultury oratorskiej w społeczeństwie. Kazania czytano na prawach odrębnego gatunku. Podlegały ocenie w ich skuteczności przekonywania, ale i właściwościach języka, także i umiejętnościach „syntetyzowania” postaci. W czytaniu oglądowi poddawano też pomysłowość i reżyserię całości. Można domniemywać – świadectw jest niewiele – że czytano również wybiórczo, smakując detale i wyjątki. Sposoby dziewiętnastowiecznej lektury przewidywały możliwość wartościowania estetycznego w zależności od wielu różnych czynników; od stopnia inwencji stylistycznych, sztuki aluzyjnych przywołań, czy też jakości komponowania całości w jej spektakularnych efektach. Oddzielnie gustowano w dramatycznych monologach, kształtach opowieści (w partiach laudacyjnych) i obyciu w literackiej frazeologii okresu. Jak się zdaje, szczególnie ważna była ogólna efektowność kazania. Dzięki temu wszystkiemu stawały się one po trosze literaturą okolicznościową, tworzącą ciekawy i wielce pokaźny obszar piśmiennictwa niekoniecznie tylko religijnego. Trzeba również nadmienić, że wzbogacały one też życie literackie, gdy tekst (zwłaszcza poświęcony pisarzom) poruszał środowisko, był zapamiętywany, cytowany i komentowany, stając się w pewnym sensie wydarzeniem literackim. Czytałeś mowę księdza Prusinowskiego na obchodzie żałobnym dla Adama w Poznaniu? Pyszna! Dostań koniecznie pisał 118 119 M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 144. Zob. M. Janion, Romantyzm „zapomniany” i „niezapomniany, w: tenże, Gorączka romantyczna, dz. cyt. s. 99. 47 Krasiński do Sołtana120 wiadomo, że właśnie to pożegnanie Mickiewicza wzbudzało wielkie zainteresowanie pisarzy, przyniosło sławę mówcy, który nazywany był „wielkopolskim Skargą”121. Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii odbioru poprzez lekturę, do mów utrwalonych w piśmie. Otwarty pozostaje problem relacji z oralnością. Tradycja dosyć stereotypowo - przyznajmy to - rzecz traktując, nadaje oralnym tekstom zapisanym charakter wtórny. Można bronić tej tezy, dowodząc, że ponieważ żywiołem oratorstwa jest żywe słowo, tylko w tej postaci pozostaje ono we właściwej formie przekazu, dysponuje cechami nie do zastąpienia. Zapis je usztywnia i ogranicza, pozbawia animuszu, ogołaca z tego, co je konstytuuje, dzięki czemu funkcjonuje we właściwy sobie sposób, jedyny i niepowtarzalny. Nie należy tej prawdy ignorować. Z drugiej jednak strony, wiek XIX nadał edycjom oratorskim status utworu przeznaczonego do lekturowej konkretyzacji, fragmentu (zwłaszcza w przypadku tych związanych z literaturą) piśmiennictwa narodowego, części zbiorowej narracji w określonym momencie dziejów. Stawały się także, te edycje, pośrednio przejawem literackiej i historycznej edukacji. Nie należy też zapominać ich miejsca w dziejach estetyki książki polskiej. Były bowiem często wydawane (na przykład mowy zmartwychwstańców) ładnie i starannie. Przez całe stulecie ukazywały się zbiory kazań w solidnych oprawach z pięknymi winietami i wyszukaną czcionką (zapoczątkowało to późne oświecenie, wyjątkowo wyczulone na ten kształt edytorski w oratorstwie). Środowiskowe zaistnienie w formie druku dopiero co wygłoszonej mowy, kazania miało, jak się zdaje, duże znaczenie. Śledząc tego typu wydania, zdumiewamy się potrzebą ówczesnych mówców, aby w tej formie zaistnieć. Biblioteki są pełne zakurzonych a nie odkrytych jeszcze regionalnych tekstów oratorskich (kaznodziejskich w szczególności; na przykład galicyjskich, gdzie ich pojawienie się w druku należało wręcz do dobrych obyczajów). W pokaźnej ilości zjawisko rozszerzało się wraz z coraz głębszym rozprzestrzenianiem się romantyzmu, jego przenikaniem w rozmaite rewiry kulturowe. Należy zaakcentować: potrzebna jest świadomość sztuki istniejącej pod dwiema postaciami - żywego słowa i pisma (druku). Obie są ważne, autonomiczne, ale i pozostają w rozmaicie 120 Z. Krasiński, Listy do Adama Sułtana, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1970, s. 627. B. A. Brzeziński, Mowa żałobna na pogrzebie ks. Dra Aleksego Prusinowskiego powiedziana w Grodzisku dnia 19 lutego 1872 roku przez …, Poznań 1872, s. 6. 121 48 przebiegających wzajemnych relacjach122. Trzeba podkreślić, że oratorskim (kaznodziejskim) formom edytorskim nie można ujmować znaczenia. Mają one swoją tradycję i od zarania były przedmiotem refleksji. Ma w sobie retoryka - czytamy u Kwintyliana - również coś z rodzaju sztuk efektywnych, a mianowicie w postaci pisanych mów i nawet dzieł historycznych, które także zupełnie słusznie zaliczamy do dzieł sztuki retorycznej. A przez sztuki efektywne rozumiał takie, które osiągają swój cel w wykonanym dziele konkretnym, podpadającym pod postrzeganie wzrokowe123. Zrozumiałe zatem staje się przywoływane już stanowisko Libelta, który oratorstwo stawiał obok malarstwa. W każdym razie w odniesieniu do kaznodziejstwa romantycznego ta analogia zdaje się ożywać, gdy patrzymy na charakter recepcji: całości i fragmentów, scen, postaci i sytuacji, stopniowalność odkrywania znaczeń. Przywracając pamięć o kaznodziejstwie romantycznym, uświadamiamy sobie jak dalece było ono zapomniane. Często wiedza o przeszłości, kojarząc wybitne postaci z wieloma czynnościami i zasługami, najsłabiej uwypukla ich dzieło oratorskie. Trafnym przykładem mogą być zmartwychwstańcy. Najmniej wiadomo o ich sztuce wymowy i związanym z estetyką czasu charakterze wystąpień. Podobnie było z innymi kaznodziejami, których niezwykłe niekiedy koneksje z literaturą okresu są całkowicie pogrzebane w niepamięci naszego wieku. Kaznodziejstwo oświeceniowe, wypełnione misją wielkiego moralizatorstwa, nauczaniem patriotycznym i obywatelskim mniej uwagi poświęcało doznaniom introspektywnym. W romantycznym oratorstwie kościelnym nastąpił zwrot ku wnętrzu człowieka, daje się zauważyć głębsze wniknięcie w problematykę egzystencjalną, religijny wymiar kondycji ludzkiej. Chcąc właściwie zrozumieć specyfikę romantycznego kaznodziejstwa, trzeba je widzieć na tle odnowy życia religijnego I połowy XIX wieku, postrzegać w kontekście nowych jakości, pojawiających się wtedy w obrębie kultury żywego słowa. A więc dobrze jest pamiętać - między innymi - o ówczesnej refleksji na temat przeżycia religijnego i o afirmacji postawy poszukującej, zmierzającej do ustawicznego rozwoju duchowego. Należy też mieć w polu uwagi romantyczne odczuwanie sakralnego kontaktu z rzeczywistością, 122 Warto przywołać choćby tę, którą wskazuje P. Ricoeur: […] chciałbym pokazać, ze w piśmie dochodzi do pełnej manifestacji tego, co w słowie żywym potencjalne, rodzące się, początkowe, to znaczy do oddzielenia sensu i zdarzenia (Wydarzenie i sens w mowie, przeł. E. Bieńkowska, „Teksty” 1972 z. 6, s.107. 123 M. F. Kwintylian, Kształcenie mówcy, ks. II, przekł. i oprac. M. Brożek, Wrocław 2005, s. 236-237. 49 wszelkiego rodzaju świadectwa doznań tchnienia Bożej obecności i związane z tym wszystkim postrzeganie człowieka we wszechświecie. Nową epokę, jak wiadomo, współtworzyła również heroizacja istnienia, wyostrzona świadomość jego dramatyczności i tajemnicy, tragizmu i wielkości zarazem; przekonanie, któremu nieodzowna była chrześcijańska pewność nadziei. Nadto istotna jest także – w zetknięciu z romantycznym oratorstwem w ogóle – wiedza o wzrastającym wówczas znaczeniu słowa mówionego, specyficznej teatralizacji wypowiedzi, jej ekspresji i rytmizacji. Wszystko to miało swoje konsekwencje w postaci całkowitej zmiany stylu, który dla słuchaczy o gustach przeszłego okresu mógł być zaskakujący. Tematem odrębnej treści, choć będącym dalszym ciągiem dotychczasowych rozważań jest żywotność i kontynuacja paradygmatu romantycznego. Myślę, że w pierwszym rzędzie należy zwrócić uwagę na specyficzną probierczość kaznodziejstwa ówczesnego, zwłaszcza, gdy idzie o ambicje estetyczne. To, co romantyzm zainicjował i wcielił w wielu przypadkach spotkało się z młodopolską inklinacją do stylistycznej egzaltacji i medytacyjnej refleksji, znalazło wyraz w zdecydowanie już „literackich” (mówcy zdawali się w swoich przedsięwzięciach oratorskich utożsamiać z twórcami dzieła literackiego) ujęciach okresu międzywojennego. Romantyczna miara rzeczy oferowała rozluźnienie retorycznego dyscyplinowania na rzecz tekstu – upodobnienia, artystycznego upodobnienia. Odtąd wiele kazań będzie miało w określonym zakresie formę otwartą. Zachowane zostaną wprawdzie i przestrzegane podstawowe elementy, jak choćby wstęp i modlitewne zakończenia, ale osiągną one inny status. Będzie je można dowoli „kadrować”, będą zaskakiwać odrębnością, samoistnym bytem, mieć swój wyraz i swój rodzaj refleksji. Właśnie refleksyjność, werbalna iluzja zamyślenia nierzadko towarzyszyła kaznodziejom romantycznym. To dowartościowanie postawy medytacyjnej ma wyróżniające znaczenie. Dumanie to jakoby przędza z ducha człowieczego124 - pisał poeta. Dumano o Bogu, ojczyźnie i śmierci, przemijaniu, znikomości wszystkiego. Kaznodzieje wtórowali poetom, tworząc autonomiczne fragmenty o walorach prozy poetyckiej: Ale jaka wtedy rzecz piękna, jak godna wszelkiej pochwały i przyznania wszelkiego, kiedy sama wielkość ziemska upadnie czołem przed wielkością niebieską, i powie: Ja pozór, a ty rzeczywistość; ja cień, a ty prawda; ja 124 J. B. Zaleski, Korespondencja, t. 2, Lwów 1901, s. 66. 50 proch, a ty życie; tobie kłaniam się i wyznaję moją nicość, a twoją pełnię i prawdę! O wielkości ziemska, jakże ty to dobrze czynisz, jak pięknie, jak święcie, jak potrzebnie! To czyniąc, ty się nie upokarzasz, ty się podnosisz; ty się nie zniżasz, ale wywyższasz; ty nie słabniesz, ale silną się stajesz; ty nie składasz korony, ale koronę na głowę wkładasz125. Wyrazista okazywała się być potrzeba „monologizowania”, wnikliwego i efektownego zarazem, które z wypowiedzi kaznodziejskiej czyni moralitet wprawdzie, ale w kształcie popisowej lekcji dobrego smaku. Takie partie tekstu niekiedy całkowicie wyłączają się z całości, usamodzielniając się w powadze myśli, w rozległości spojrzenia. Tę tradycję podejmą mówcy XX wieku, szczególnie u progu niepodległości. Między innymi Antoni Szlagowski. Potrafił on przełożyć tamte emocje, tamten maksymalizm, ciężar uczuciowej ekspansywności na dostojny namysł konstatacji, moc przesłania: Bo nie tylko z wielkich, wiekopomnych czynów powstają wielkie dziejowe przeobrażenia, ale i z tysiącznych nikłych usiłowań, które mijają bez pamięci. Każdy przeto czyn drobny: kubek wody podany ustom spragnionym, płomyk zapalony oczom w ciemnościach tonącym, ciepłe słowo, jako balsam kojący, położone na sercu, tęsknotą tropionym, panowie, to wszystko jest dorobkiem duchowym Ojczyzny, bo w nim tai się ziarno plenne na posiew przyszłości: ziarnem ojczyzny jeden prosty człowiek być może, jak w ziarnku życia żyje całe przyszłe zboże (Słowacki)126. Charakterystyczna pozostaje partycypacja w świecie duchowym, oparta na specyficznej dialektyce proporcji, postrzeganiu rzeczywistości w mikro i makroskali jednocześnie; i wyprowadzaniu z relacji między nimi określonych wartości. To był pewien styl myślenia, mający swoje „długie trwanie”. Oprócz tego rodzaju nawiązań, pojawiały się stylistyczne analogie, zwłaszcza takie, które pozostawały bliżej literatury okresu. Ale w obrębie kaznodziejstwa, jego stosunku do romantycznej tradycji znalazło się zjawisko recepcji literatury w ogóle, która stawała się swego rodzaju kodem, niejako wyposażeniem oratorskim, wspólnotowym językiem. Takie było założenie: mówca i słuchacze porozumiewają się przy pomocy sobie wiadomych „znaków”. U Szlagowskiego podanie nazwiska poety w 125 P. Semenenko, O ślubie Jana Kazimierza, w: Kazania przygodne, t. 3, Kraków 1923, s. 335; takie mikroteksty w równie doskonałej literacko formie znaleźć też można m.in. u L. Trynkowskiego (Mowa na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, doktora filozofii i medycyny … miana w Wilnie w kościele św. Jana roku 1838 dnia 4 maja przez …, Wilno 1861) i M. Małopolskiego (Kazania pasyjne i przygodne, Warszawa 1854, s. 235-236). 126 A. Szlagowski, Mowa przy rozpoczęciu roku akademickiego w Uniwersytecie i Politechnice Warszawskiej, powiedziana w kościele P.P. Wizytek dn. 7 listopada 1917 roku, w: tenże, Mowy akademickie 1915-1921, PoznańWarszawa 1921, s. 29-30. 51 nawiasie miało wystarczyć, stanowiło podpowiedź deszyfrującą zawarte w tekście aluzje, parafrazy itp. Cały okres międzywojenny to feeria cytatów, bezpośrednich bądź aluzyjnych przywołań wieszczych. I nie tylko. Wytworzył się bowiem wzorzec przydatnej kaznodziejstwu (i oratorstwu w ogóle) „klasyki”, w obrębie której znalazł się także romantyzm krajowy, Sienkiewicz i Wyspiański, chociaż dominującą, „kluczową” tradycję127 stanowiła właśnie wielka literatura emigracyjna. Istotna pozostawała aura uniesienia, ewokacja świadomości rzeczy przewodnich, nadrzędnych, łączących wspólnotę. Na tym w dużej mierze kaznodziejstwo budowało swój przekaz, jedną z ról w wielkiej akcji kultywowania przeszłości w Polsce Odrodzonej. Ta proliteracka orientacja miała szeroką skalę. Współtworzyli ją liczni kaznodzieje, rozszerzając swoje postulaty na całe dominium piśmiennicze. Charakterystyczny pod tym względem może być taki fragment z artykułu ks. Wacława Kosińskiego, osoby szczególnie zaangażowanej w odnowę – i to właśnie idącą w stronę literackiej estetyzacji - kaznodziejstwa: Ponieważ wieszczowie nasi, jak Skarga, Mickiewicz, Krasiński, Ujejski cieszą się nieomal bezapelacyjną powagą w narodzie naszym, a każda myśl zbożna, zdrowa zasada polityczna znajdzie w nich uzasadnienie, dobrze będzie gdy kaznodzieja narodowy ich argumentami będzie rozumował, ich słowami będzie gromił, w ogóle ich autorytetem będzie się osłaniał128. Pamiętajmy, ze na wielkiej scenie odzyskanej wolności zderzenie literackiej mitologii z rzeczywistością i kusząca możliwość triumfalnego wyartykułowania skuteczności ubiegłowiecznego profetyzmu to zjawisko ogromnie dynamiczne. Nie przypadkiem wybija się tu krąg myśli homiletycznej. Dysponujące jeszcze wtedy znacznym prestiżem, kaznodziejstwo okolicznościowe z natury rzeczy znalazło się w centrum ówczesnych trendów oratorskich. Atrakcyjna była aktualność profetycznej mowy wieszczów. Bardzo charakterystyczne były (tak mocno osadzone w konwencji romantycznej) ujęcia paralelizujące wydarzenia biblijne i sytuacje narodu polskiego. Miały one swoje zastosowanie wówczas, gdy mowa przybierała charakter rzec by można „panoramiczny”, obmyślana jako rozległa przypowieść o historii narodu, jego zmaganiach, ofierze, trwaniu w nadziei i wreszcie triumfie zmartwychwstania. Ale istniały też bardziej subtelne odniesienia do romantycznych wyobrażeń o duchowym 127 128 Zob. Słownik terminów literackich pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 537. W. Kosiński, Kazania narodowe, w: Homiletyka duszpasterska, Kielce 1935, s. 363. 52 gigancie. Między innymi sięgano po silną w tamtej epoce wiarę w moc słowa. Wieszcz geniusz – pamiętano – miał być dysponentem tajemnicy S ł o w a. Sam akt mówienia był więc aktem g ł o s z e n i a, oznajmiania, które musiało mieć swój kontekst sytuacyjny. Pokrewne apostolskiemu wymagało układu, w którym głos mówiącego staje się podmuchem nagłego objawienia, stykając się z bezgranicznym i natychmiastowym urzeczeniem słuchaczy. Według romantycznej miary, obok słowa równie mocodajnym środkiem było ś w i a t ł o, poddawane urozmaiconej metaforyzacji. I tak, jak moc słowa dobrze się przeciwstawiała mocy ziemskich zaszczytów, tak „świetlistość ducha – materialnej cielesności. Konstanty Michalski odwołując się wyraźnie do prapoczątku, a więc biblijnych źródeł (Jan V, 35), posłużył się porównaniem (wokół niego koncentrują się poszczególne sekwencje wywodu) do „pochodni gorejącej”, czyniąc z niej wielką metaforę życia Karola Huberta Rostworowskiego: Od 3 lat nie opuszczał już swego pokoju, a jednak, jako polski herod Boga, jeszcze czasem zadzwonił, jeszcze się odezwał, a wówczas słuchali go wszyscy jako głosu publicznego sumienia […]. Był pochodnią gorejącą, która się nasycała żywiołem życia, lecz zapalała się od iskier serca pełnego miłości, prawdy i piękna129. Oratorów ówczesnych w ogóle dosyć często wyobraźnia skłaniała do „świetlnych skojarzeń”, nader aktywnych we frazeologicznym urozmaiceniu. Na przykład portrety kaznodziejskie Antoniego Szlagowskiego szczodrze obdzielały słuchaczy określeniami w rodzaju: „promienny duch”, „słup ognisty”, „światłość duchowa”, „promienie ideałów”, „duchy promienne i jasne” itp. Światło meteorów bywało też metaforą losów i roli potężnych jednostek: Oto nagle wytryska wśród gwiazd ogromna światłość i niecąc łunę ognistą niesie się po obszarach nieba z chyżością niepojętą gdzieś w mroczną dal, pędzona potęgą tajemną, nieznaną, zawrotną. To meteor, olbrzymi meteor wykwita wśród tłumu drżących gwiazd, gasząc ich odwieczny blask i porywa za sobą oczy ziemian, którzy czuwają jeszcze, oczy olśnione, wylękłe niebiańskim zjawiskiem. […]. Meteorami wśród tłumów gwiazd to wielcy mężowie wśród narodów ludzkości130. 129 K. Michalski, Pochodnia gorejąca. Przemowa nad trumną K. H. Rostworowskiego dn. 7 II 1938, Warszawa 1938, s. 3. 130 N. Cieszyński, Mowa ku czci Tadeusza Kościuszki wygłoszona w setną rocznicę Jego zgonu w Bydgoszczy dnia 15 października 1917 r., w: tenże, „Lud jako lew się podniesie”. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, Poznań 1921, s. 56. 53 Romantyczna tradycja zaważyła też na stosunku do literatury (nie tylko romantycznej) jako p i e r w o w z o r u, który należy kultywować, z którym wchodzi się w relację ze świadomością uczestnictwa we wspólnocie językowej. Stąd jednym z najprostszych objawów upodobnienia się do literatury były wtręty imitujące poetykę utworów, trawestacje szczególnie nośnych wypowiedzeń czy też aluzje, rozwinięcia „skrzydlatych zwrotów”, które już uległy wyodrębnieniu, nabrały samodzielności w potocznym obiegu językowym. W ten sposób jak gdyby chciano wyręczyć się – dla większej autentyczności przeżycia? – słowem pisarza, „podkładając” odpowiednio uformowany odprysk jego tekstu lub przynajmniej stylizując w przybliżeniu na odpowiedni dla pisarza gatunek. Szczególnie, gdy bohaterem kazania był Słowacki lub Sienkiewicz mówców ponosiła tego rodzaju elokwencja, upodobanie do posługiwania się „cytatem stylu”131. W okresie międzywojennym powstawały teksty oratorskie rozwijające – we fragmentach - obecną już w romantyzmie inklinację do sytuowania się gdzieś w kręgu prozy poetyckiej. Dominuje w nich kreacyjna wizyjność, stylistyczna ornamentacja, zrytmizowane konstrukcje składniowe. Dobrym przykładem może być kazanie Szlagowskiego, inspirowane uroczystością odsłonięcia pomnika Chopina w 1926 roku. Bardzo oszczędne partie narracyjne przechodzą w rozbudowany ciąg fragmentów – każdy inicjowany przez frazę utrzymaną w rytmie elegijnego zawodzenia (trawestacja Marsza pogrzebowego Kornela Ujejskiego) – upoetyzowanego monologu postaci m i s t r z a, który „rozpamiętuje” przeszłość Polski „streszczoną” w swoich dziełach: Jakże mnie ten razi dzwon! Ten dzwon, ten dzwon. W ponurej Fantazji jęczy dzwon podmorski, brzmi podwodnymi głosy w poświstach wichru, w ryku bałwanów zbiorową skargę topielców, którzy w odmęcie walk poginęli. Jakże mnie ten budzi dzwon! Ten dzwon, ten dzwon. W bohaterskiej Sonacie wybija się spiżowy dźwięk Zygmunta […]132. Krasomówstwo obu stuleci nie pozostawało także obojętne wobec przeobrażeń dokonujących się pośród gatunków prozy niefikcjonalnej, jej pełnego w owym czasie rozkwitu. Można na przykład mówić wręcz o eseizacji form kaznodziejskich, wskazując szeroką skalę ich maestrii 131 D. Danek, O polemice literackiej w powieści, Warszawa 1972, s. 75. Zob. bardzo charakterystyczny pod tym względem fragment kazania Franciszka Sznarbachowskiego, Mowa żałobna wygłoszona w kościele św. Aleksandra w Kijowie na nabożeństwie za duszę śp. Henryka Sienkiewicza dn. 10 XI 1916, Kijów 1916, s. 11. 132 A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina, powiedziana w kościele św. Krzyża dnia 14 XI 1926, w: tenże, Mowy narodowe, Poznań 1924, s. 280-281. 54 intelektualnej. Od szkicu refleksyjnego, poprzez rozmaite odcienie prozy medytacyjnej, aż po kunsztownie ufilozoficznione rozważania. W wymowie kościelnej XX wieku forma eseju bywała też bardzo poręczna, gdy chodziło o tematykę literacką. Interesujące było wyraźne ciążenie ku aktualnej poetyce rozprawy krytycznoliterackiej, portretu literackiego, a nawet syntetycznego studium, najczęściej aspektowo ujmującego twórczość. Charakterystyczne pod tym względem mogą być poświęcone pisarzom teksty ks. Włodzimierza Jasińskiego,133 czy choćby arcybiskupa Józefa Teodorowicza Wobec ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. …134. Jesteśmy cały czas w kręgu tradycji, którą świetnie opisał swego czasu Ryszard Przybylski. Chodzi o narodziny eseju dziewiętnastowiecznego i jego kontynuację. Przybylski wskazał na naturalny kontekst genologiczny, wywodząc sztukę eseju romantycznego między innymi z rejonów przedrozbiorowej prozy oratorskiej, szczególnego kultu okresu retorycznego, dzięki któremu możliwa stała się różnorodność przekazu: afirmacja i zwątpienie, oschła ścisłość i wzruszenie liryczne, rzeczowość i fantazja135. Jak się zdaje, zjawisko to miało charakter dwustronny. Patronatowi oratorstwa przy narodzinach eseju towarzyszyła eseizacja gatunków krasomówczych. Najważniejsze jednak wydaje się być zachowanie i żywotność – właśnie dzięki mówcom dziewiętnastowiecznym - kanonu „pięknej prozy”, w staropolskim jeszcze znaczeniu obejmującej prozę niefabularną136. 133 W. Jasiński, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1-2, Warszawa 1913 – 1917. Kraków 1917. 135 R. Przybylski, Narodziny współczesnego eseju, w: A. Witkowska, Ryszard Przybylski, Romantyzm, Warszawa 1998, s. 101. 136 R. Przybylski, dz. cyt., s. 101. 134 55 R O Z D Z I A Ł III Z J A W I S K A: P R E F E R E N C J E T E M A T Y C Z N E W TEKSTACH I MIKROTEKSTACH (1830-1939) 56 Taka rehabilitacja poetyckości dokonała się spontanicznie i intuicyjnie wszędzie tam, gdzie głoszono kazania – i gdzie się je głosi. Ponieważ nie sposób inaczej, tzn. bez poetyzacji. Klaus Müller 57 1. Kaznodziejstwo w kręgu opinii, wyobrażeń i legend. Zajmując się historią kaznodziejstwa (zwłaszcza jego „uwikłaniem” w literaturę) od wielu lat, chcę powiedzieć, że zdumiewa mnie zawsze jego dwubiegunowość. I to na różnych poziomach. W rozmaitych zaleceniach i tekstach propedeutycznych dominuje kurs powściągliwości, wyraźne optowanie za ascetyzmem przekazu, ścisłością wypowiedzi. Tymczasem w praktyce zaznacza się na wielu obszarach upodobanie do językowej odświętności, stylistyce polotu. Wyróżnia się też sięganie po tematyczne novum. To jedno. Warta uwagi jest również sytuacja, gdy artykułowanej przez mówcę wprost topice skromności zaprzecza – i to z dobrym skutkiem – autokreacja mówcy – podniosłego retora, czy wręcz wieszcza. Towarzyszyły temu jednocześnie pojawiające się tu i ówdzie przejawy stricte literackiego dowartościowania wymowy kościelnej. Co jeszcze? Otóż kaznodziejstwo – i warto to podkreślić – wychodziło często ze swojej podstawowej roli, zadomawiając się w sferze obyczaju. Dążyło do duszpasterskiej i estetycznej koincydencji. Da się zaobserwować też dualizm oczekiwań. Szukano nauki i pokrzepienia, ale także uwznioślenia i afektacji. Następowało też coś, co można by nazwać mitologizacją kaznodziejstwa. To bardzo dziewiętnastowieczne zjawisko: legendy mówców i tekstów, adoracja zbiorowego uczestnictwa, motywy kaznodziejskie w literaturze na tyle dobitne, że w powszechnym odbiorze dawały złudzenie realności (vide kazanie przy trumnie Wołodyjowskiego u Sienkiewicza). Ale za nadrzędne wobec wszystkiego uznać można przekonanie, że niezależnie od stopnia zachowawczości, czy otwartości na inne rejony i doświadczenia (istniejące poza rzemiosłem kaznodziejskim) najważniejsza pozostaje romantyczna postawa kapłana czynu, posłannictwa, twórczej aktywności. Tego, który pamiętając słowa (Matth. V 48) „najpierwszego kapłana” ustawicznie dążył do doskonałości. Dobrze wyraził to autor francuskiej książki z I połowy wieku Geniusz kapłana: Postępujcie zawsze, a zawsze naprzód. Ten rozkaz mistrza po wszystkie czasy wrażał kapłan nie tylko osobiście każdemu; lecz nawet całej społeczności i w czasach następnych go powtórzy.137 137 K. Popys de Castres, Geniusz kapłana, przeł. K. S. S. D., t. 2, Wilno 1844, s. 112. 58 Kaznodziejstwo XIX wieku zdaje się bardzo zbliżać do tego zalecenia. W ogóle topos walki duchowej, przewodzenia i dowodzenia dopuszczał też pełen militariów język, dyspozycyjny styl. Lubowali się w tym zmartwychwstańcy. I to oni mięli poczucie orężnej misji, duchowego żołnierstwa. Wielką prawdę powiedział mąż Boży – czytamy u Kajsiewicza – której zaczerpnął z własnego krwawego doświadczenia: walką jest życie na ziemi. Dzieje duszy każdej i dzieje ludzkości aż nadto o tym świadczą. Walka wewnątrz i na zewnątrz, walka w ludziach i w ludach, między ludy i ludźmi; walka moralna i walka fizyczna, z których pierwsza wszystko przysposabia, druga skutki tylko na zewnątrz odsłania; - a w całej tej walce człowiek zawsze żołnierzem138. Nie może w tym miejscu zabraknąć słów Mickiewicza, zapału z jakim wprowadzał kaznodziejstwo na barykady (choć oczywiście z inną ideą niż zmartwychwstańcy): Czyż można zaprzeczyć, że biuletyny wielkiej armii są znacznie podobniejsze do słów Jezusa Chrystusa i apostołów niż rozprawy, jakie teraz słyszymy z ambon i katedr szkolnych? Bo też aby wydać takie słowa, co by zabrzmiały jak biuletyny, trzeba mieć wielką moc, trzeba żyć życiem mas, trzeba oddychać powietrzem, które ożywia narody. Otóż duchowieństwo urzędowe oderwało się od tego życia […]139. Znajdowało to – ten trend militarnej wyobraźni – również swoje przełożenie w prezentacji wystąpienia, jego pojmowaniu. Okazywało się adekwatne do kreującej je sytuacji. Jednemu z najlichszych poruczników duchowych – powiada Kajsiewicz – zdało mi się użyteczną w dniu tym i stosowną, czego się już tędy i owędy przy pogodzie dotknęło, to zebrać i przedstawić w jednym obrazie, ba szkicu […], by się nam samym znaleźć i obaczyć jaka sprawa najlepsza, czy wygra, której bronimy, jaki wódz nasz przyrodzony, jaka chorągiew, jakie hasło a okrzyk wojenny, jak tej myśli bronić wypada, jakiej zbroi a oręża zażywać […]140. Ale było w tym nie tylko świadectwo ukierunkowanej militarnie wyobraźni, był także przejaw porządku estetycznego w jakim mówca się zaanonsował, opowiadając się po stronie logografów, a więc tej tradycji greckiej, która tworzyła i preferowała oratorstwo pisane. A chodziło raczej o eseje niż 138 H. Kajsiewicz, O walce i żołnierstwie duchowym, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, dz. cyt., s. 47. A. Mickiewicz, Literatura słowiańska, kurs IV, wykład IV, przeł. L. Płoszewski, w: tenże, Dzieła, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 11, Warszawa 1955, s. 357. 140 H. Kajsiewicz, dz. cyt, s. 48. 139 59 mowy, przez co rozumiem to przede wszystkim, że z góry przeznaczono je do czytania, nie do wygłaszania141. Całe kaznodziejstwo interesującego nas okresu było przemyślaną narracją duszpasterstwa narodowego. Tak się tu czas z wiecznością zbiega – sygnuje swoje wystąpienia Kajsiewicz – tak myśl religijna z narodową spotyka, że według różnych usposobień czytelnik znajdzie za wiele lub za mało jednego lub drugiego142. Ta sytuacja, to założenie (że oto wymóg czasu splata dwa pola refleksji) miało też swoje konsekwencje. Determinowało istnienie przedmiotu na styku retoryki i estetyki. Całe bowiem stulecie w wielu dziedzinach kładło nacisk tyleż na perswazję, co na formy podawcze, jakość wyrażania. Swoją aktywność rozumiało w kategoriach przekonywania i odpowiednich ujęć. Przy czym autokreacja odbiorcy tekstu oratorskiego, była bliska tej, która bywała udziałem odbiorcy utworu literackiego: Jak zaś mam pomówić o mężu posągowej sławy? Czy zapuścić się w roztrząsanie szczegółów, ważyć pomysłów wartość szalą krytyki, na pierwiastki rozkładać jego utwory często jednym tchem rozbolałej duszy ulane? Czy też w kilku wybitnych rysach ująć rodzaj natchnień, scharakteryzować język, którym do współczesnych przemawiał, podbijając, czarując, słowem zdobywając wpływ na tę społeczność, śród której stał z Jeremiaszowi i wieszczą pieśnią?143. Warto pochylić się nad tym cytatem. Został w nim zarysowany wyraźnie estetyzujący akt odbioru, zdecydowanie optujący za sublimacją wrażeń przechodzących w jakiś rodzaj ujęcia monogramicznego, syntetycznie oddającego istotę rzeczy („w kilku wybitnych rysach”). Oracja miała zaskakiwać i tak zostać zapamiętana, poprzez retoryczny, który rzecz całą sumuje. Tak na przykład jeden gest Natalia Kicka zapamiętała wystąpienie wielkiego kaznodziei francuskiego: Wypływające z ust ojca Lacordaire`a wyrazy zdawały się czasem na pierwsze wrażenie za śmiałe, lecz po chwili zastanowienia uznać musiał każden, że ten niezwykły zwrot myśli wielką prawdę zawierał. Na przykład raz wyrzekł, że Bóg nie był i nie jest cnotliwy. W zdumieniu słuchano tych wyrazów, dopóki nie dodał: „Bóg jest doskonałością, a cnota tylko zaletą ułomnych ludzi etc.” Posiadam jego konferencje drukowane, lecz znajduję, że wdzięk żywego słowa, którego był mistrzem, jest w nich przyćmiony; widać, że wiele myśli śmiało ulotnych w mowie 141 J. Domański, Tekst jako uobecnienie. Szkice z dziejów myśli o piśmie i książce, Kęty 2002, s. 29. H. Kajsiewicz, Do czytelnika, w; tenże, Kazania i mowy przygodne t. 1, dz. cyt., s. I. 143 L. Siemieński, Jan Paweł Woronicz poeta i mówca kościelny, w: Pamiątka obchodu pięćdziesiątej rocznicy zawiązania Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, Kraków 1868, s. 45. 142 60 drukować nie chciał czarno na białym144. Wydaje się jednak, że słowo mówione, w ogóle oralność ciągle jeszcze, niejednokrotnie, oceniana była jednak wyżej niźli druk. Mowa głoszona odbierana była esencjonalnie, jako pewien okaz iluminacji, zaskoczenia sednem rzeczy, wersją pojedynczą i niepowtarzalną. Postrzegano ją w kategoriach tego, co „śmiało ulotne”, czyli jedyne w swoim rodzaju, bo impresywne i „nieprzekładalne”. Lektura natomiast zakładała uładzenie, oczywistość („czarno na białym”). I niektórzy widzieli w tym ograniczenie. Mowa pisana okazywała się zatem dosłownością. Ale można było też spojrzeć na to inaczej (choć nie zmieniało to proporcji ocen; tekst pisany przeciwstawiał się spontaniczności i to go deprecjonowało): mowa drukowana, podlegając uporządkowaniu, wstępuje w rewiry piśmiennictwa (czy wręcz literatury), co sytuuje ją w innej perspektywie wobec odbiorcy. Czytając, zgłębia on przedmiot stopniowo i selektywnie. To wymaga odpowiedniej strategii: analizy, przemyślenia, czy wręcz reinterpretacji. W sposób dobitny wyraził to Mochnacki: Wrażenie, jakie odbierać powinni słuchacze, jest celem mówcy; ogłaszający zaś drukiem swe mowy już poprawione ma prawo wymagać zimnej rozwagi i powtórnego nawet odczytania; nie jest wtedy mówcą, ale pisarzem145. To, co uderza w stylu rozmaitych relacji ze słuchania bądź czytania oracji (kazań) zdaje się mieć proweniencję także literacką. Zarówno Kicka, Krasińska, jak i Siemieński rekomendują swoich kaznodziejów obrazowo. Jest w tym również odwołanie do dramatycznej akcji, finezji języka, jest szukanie środków wyrazu odbiegających od zwykłej, sprawozdawczej postawy. W zmysłowej relacji pojawiają się odczucia tak bliskie literaturze romantycznej: podniosłości chwili, gestu, słów. Ten rodzaj odbioru partycypuje w spektakularnej różnorodności świata podobnie jak literatura. W zgodzie z tym, na co zwrócił uwagę Michał Głowiński; że style odbioru bywają uzależnione od przedmiotu recepcji146. Całemu wiekowi XIX (a na swój sposób podejmował to i wiek XX) patronowało na szeroką skalę zaangażowanie w promocję sztuki kaznodziejskiej jako fragmentu literatury. Czyż nie tak czytał Skargę jeden z romantyków krajowych, 144 N. Kicka, Pamiętniki, oprac. T. Szafrański, Warszawa 1972, s. 483. Zob. też Listy Elizy z Branickich Krasińskiej z lat 1835-1876, oprac. Z. Sudolski, t. 1, Warszawa 1995, s. 148. 145 M. Mochnacki, Dzień 29 listopada, w: tenże, Pisma krytyczne i polityczne, oprac. J. Kubiak, E. Nowicka, Z. Przychodniak, t. 2, Kraków 1996, s. 142. 146 M. Głowiński, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 55 (Styl odbioru a repertuar dzieł czytanych w obrębie danej kultury: dzieła owe nie są tylko biernym przedmiotem recepcji, także – w większej lub mniejszej mierze – wpływają na charakter tego stylu). 61 uruchamiając charakterystyczny dla tej formacji styl wyobraźni, ukształtowanej przez epicką „malowniczość”, panoramiczny ogląd świata jako „sceny” i „spektaklu”, ale w wymiarze oswojonym na miarę „domowej” opowieści. Ta relacja przybiera miejscami właściwości inscenizacji, scenariusza „żywych obrazów”: Zdaje ci się, że różne słyszysz głosy: tu śpiew słowika, tu jęki cierpiącej ludzkości, ówdzie świst strzały, wrzawę i łoskot wojenny, huk gromu lub szmer wzburzonego ludu lub szmer cichego strumyka. A nigdzie nie szuka tych piękności, wszędzie je na drodze swej spotyka; nie spodziewasz się, aż tu nagle ta rzeka, za którą idziesz, tryska do góry i w tęczowym świeci wodospadzie. Nic więc dziwnego, że i słynny Paryski nauczyciel i drugi niepospolity autor dzisiejszy nazwali dzieło to najpoetyczniejszym ze wszystkich, jakie w naszym języku kiedykolwiek skreślono147. Symptomatyczny pozostaje również ów autorytet „słynnego paryskiego nauczyciela” (dotyczy oczywiście Mickiewicza; ten „drugi” to Henryk Rzewuski i chodzi o jego Listopad). Przy czym warto zauważyć zjawisko wyrażania odbioru w kategoriach fikcji literackiej. Czytanie tekstów kaznodziejskich staje się czytaniem literatury. Istniała pełna świadomość interioryzacji, jakby stopniowego wchłaniania przez literaturę innych obszarów słowa. Bywało nawet, że stawiano wyżej możliwości wielkiego tekstu kaznodziejskiego (np. Massilona) niż poetyckiego. Wskazywano jego większy potencjał w tym względzie. Chciałoby się powiedzieć, że literatura nobilitowała kaznodziejstwo, ale i ono – jak sądzono – dodawało jej splendoru. Co tu kaznodzieja mówi – wykładał Osiński – powiedzianym już było przez filozofów i rymotwórców wszystkich wieków, zacząwszy od Lukrecjusza, Seneki, Juwenala, aż do Pascala, Kornela i Adissona.[…]. Równie silne, jak świetne i ozdobne są myśli i wyrazy poety. Ale jakże je daleko przewyższa wymowa kaznodziejska, kiedy się odzywa głosem czucia i talentu!148 Tenże Osiński o wielkiej kreacji kaznodziejskiej powie: święte widowisko149. Nawiasem mówiąc jego wypowiedzi – ciągle w tej materii niedocenione – obok myśli Brodzińskiego wydawały się mieć szczególnie znaczący wpływ na kaznodziejstwo romantyczne (i oratorstwo okresu w ogóle). Bardziej niż pisma wielu homiletyków. Ten fakt wymagałby odrębnej dysertacji. Tu go jedynie sygnalizuję. 147 M. J. A. Rychcicki [Maurycy Dzieduszycki], Piotr Skarga i jego wiek, t. 1, Kraków 1850, s. 305-306. L. Osiński, Dzieła, t. 4, Warszawa 1862, s. 164. 149 L. Osiński, dz. cyt., s. 171. 148 62 Tymczasem przejdźmy do następnego zagadnienia, które cytowane przed chwilą słowa wywołują. Chodzi o „sytuację retoryczną”, która została zdefiniowana następująco: swoista dla perswazji sytuacja komunikacyjna, niezależna od klasyfikacji genologicznej (podobnie jak postawa panegiryczna), jako zespół relacji wielorako wiąże podmiot perswazji, tekst (zarówno jedynie napisany jak też wygłoszony i tym samym zespolony z tzw. „akcją oratorską”) i audytorium150. Niezwykle dynamiczne sprzężenie tych trzech elementów poruszało admiratorów sztuki kaznodziejskiej w różnych rejonach. Złożonością relacji, spektakularnym przebiegiem, meandrycznym natężeniem wyobraźni interesowali się pamiętnikarze, historycy literatury i konspiratorzy. Kaznodziejstwo było traktowane jako w y d a r z e n i e tyleż religijne, co kulturowe. O wielorakiej strukturze oddziaływania na słuch i wzrok, na pamięć i chwilę bieżącą. Na uniesienia wiary i dolegliwości człowieczej kondycji. W naszym kraju właśnie w okresie romantyzmu tak często było to przeżycie o symptomach zbiorowej terapii. Historia literatury – trafnie zauważa Marta Piwińska – zainteresowana raczej uniwersytetem – ze względu na Mickiewicza – nie notuje, że w Wilnie od końca lat dwudziestych ubiegłego wieku trwały swego rodzaju turnieje na ambonach – a było to chyba bardzo ważne dla klimatu duchowego tego miasta, dla późniejszych zdarzeń historycznych […]. Nie dewotki pędziły tak po ulicach Wilna z kazania na kazanie. „Biegali” przyszli uczestnicy powstania, przyszli spiskowcy, przyszli skazańcy151. Kanon odbioru cechowała wyraźna podzielność uwagi: na to, co mieści się w porządku religii i na to, co przynależy do kultury. Przy czym - potrzebna wydaje się taka uwaga – kazanie bardzo często traktowano po prostu jako część kanonu literackiego152. I zawsze – dodajmy – jakakolwiek rewaluacja dokonywała się również w kategoriach (nigdy mimo) estetycznych. Wyłuskiwana z ekspresji gestu i wirtuozerii obrazu. Myślę, że byłaby bardzo przydatna dla naszego tematu – i mam nadzieję, że kiedyś powstanie – praca, nad dziejami (w ramach dziejów kultury) uzewnętrznionych 150 K. Obremski, Retoryka w „domu wspólnej samotności” (Dzieje kapitularne zakonnic świętej matki Brygitty konwentu grodzieńskiego), w: Teatr wymowy. Formy i przemiany retoryki użytkowej, pod red. J. Sztachelskiej oraz J. Maciejewskiego i E. Dąbrowicz, Białystok 2004, s. 199. 151 M. Piwińska, Ludwik Trynkowski 1805-1845, w: Obraz literatury polskiej. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, pod red. M. Janion, M. Maciejewskiego, M. Gumkowskiego, t. 3, Warszawa 1992, s. 275. 152 Zob. ciekawe rozważania K. Müllera na temat teopoetyki kazań w jego książce Homiletyka na trudne czasy, przekł. M. Mijalska, Kraków 2003, s. 145-156. 63 sposobów wyrażania, towarzyszących ekspresji wypowiedzi153. Chodzi o szeroko rozumianą retorykę gestu, a więc gestykulację i semantykę odbioru, dotyczących głównie oratorstwa i sztuki aktorskiej154. Istniała ówcześnie w przypadku obu dziedzin wyraźna wspólnota wyrazu. Takim „znakiem” w obu przypadkach bywał między innymi wybór fundamentalnego stylu przekazu (np. zasady lub spontaniczności), który się skutecznie przekładał na modus vivendi między mówcą a słuchaczami. Już Osiński nakłaniał kaznodziejów – przy okazji rozważań nad Bossuetem – do naturalności wyzbytej jakiejkolwiek pozy, do dania pierwszeństwa uniesieniu i wyobraźni przed przemyślanym urzeczywistnianiem retorycznych reguł. I dobrego, dzięki temu, porozumienia ze słuchaczami. W nim więc jednym – pisał o francuskim kaznodziei – znaleźć możemy całą naukę najbujniejszego talentu, w nim nie dostrzegamy najmniejszego natężenia i sztuki, nie widzimy nic co by zwracało uwagę na autora, bo tylko nas zajmuje to, co słyszymy.[…]. Zbyt jawne natężenia nie wsparte łatwością i swobodą polotu, mogą być tylko dowodem zuchwalstwa, […] jeżeli mówiącego pomimo woli zapał unosi, chętnie zapala się i słuchacz155. Bardzo podobna wiara emanuje ze słów jednego z romantycznych recenzentów teatralnych. Trzeba nie tylko – pisał – wyrozumować rolę, ale się nią przejąć, kochać, nienawidzić, lękać się naprawdę, wewnętrznie; podniecając imaginację własną, podbić imaginację widza; przyspieszając tym środkiem obieg krwi własnej, zagrzać mu i jego krew do serca […]156. Niezwykłej wagi status otrzymała wyobraźnia niejako w roli siły odśrodkowej, która tę relację zasila i uprawomocnia. Wystawmy sobie – posłuchajmy znów Osińskiego – słuchaczów, którzy tej mowie obecnymi byli, i zapytajmy się ich po tym wstępie tak wspaniałym, uroczystym i religijnym, czy który z nich myślał o mówcy? Nie zapewne, wyobraźnia uderzona od razu tylu nadzwyczajnymi przedmiotami żalu i rozmyślania, nic nie widziała, nic nie mogła widzieć, tylko rzeczy same, wielkie 153 Por. J.C..Schmidt, Gest w średniowiecznej Europie, przeł. H. Zaremska, Warszawa 2006; autor interesująco definiuje między innymi istotę gestu-znaku w retoryce chrześcijańskiej, który nie jest duplikatem ani wiernym naśladowaniem rzeczy, lecz wyrazem sensu (s. 83). 154 J. N. Kamiński w Myślach o umnictwie dramatycznym („Haliczanin” 1830, t. 2) w kanonie kształcenia aktorów widział też lekturę starożytnych mówców (zob. B. Lasocka, Jan Nepomucen Kamiński, Warszawa 1972, s. 67). 155 L. Osiński, dz. cyt., s. 184-185. 156 [Józef Kenig], „Gazeta Warszawska” 1858 nr 78, s. 1; cyt. za: D. Kosiński, Sztuka aktorska w polskim piśmiennictwie teatralnym XIX wieku. Główne problemy, Kraków 2003, s. 261. 64 przemiany, wielkie zjawiska, walki i burze oceanu157. W cenie zatem bywał gest mówcy, który „unicestwia” siebie po to, żeby zachować niezawisłość wyobraźni158. Ale całe zagadnienie posiada również drugą stronę. Lekcja romantyzmu wyczuliła też kolejne pokolenia na zjawisko przerostu wyobraźni „uwolnionej”, od pewnego momentu żyjącej swoim życiem, wówczas, gdy staje się ona wartością sama dla siebie, zacierając, gubiąc istotę rzeczy. W przypadku kaznodziejstwa - głębię przesłania. Ta refleksja intrygowała, co bywa dostrzegalne u znawców przedmiotu, zwłaszcza historyków kaznodziejstwa. Zachwyconych i krytycznych jednocześnie. Symptomatyczny pozostaje na przykład stosunek Szpaderskiego do kazań Woronicza: Język prześliczny, zapał wielki, namaszczenie i podniosłość ducha ogromna, zdolne są zachwycić i porwać młode serca. Baczyć jednak trzeba, iż pasterskie jego upomnienia, homilie, nawet kazania są raczej wylaniem serca, gorącymi ojcowskimi przestrogami, piękną improwizacją, nie zaś dziełem skończonym, doskonałym. Mogą się podobać i zachwycić, a nawet podnieść serca do góry; zbudować stałego gmachu doskonałości nie mogą159. Wróćmy jednak do wystąpień z n a c z ą c y c h poprzez określony wyraz całości, ogólne wrażenie, styl przekazu, jedyny w swoim rodzaju kształt akcji retorycznej. Współtworzyły je gestykulacja i zewnętrzne objawy zachowań. Już Brodziński miał słabość do romantycznego gestu, jego teatralizacji. Ta bowiem dominowała w wyobraźni i doświadczeniu słuchaczy lub czytelników. Emanacja osobliwej aury, wywiedzionej nie tylko z określonego stylu afektacji, ale i pojedynczego skłonu głowy, przechyłu ciała, czy układu dłoni. Wszystkie gesty nadbudowywały dodatkowe treści, pogłębiały interpretację. Bardziej jednak służyły zbudowaniu „roli”, która miała być komunikatem o intensywnej wymowie: sumować całość do zapamiętania, obrazowo syntetyzować przeżycie. Tak postrzegano wystąpienia kaznodziejskie i tak je sobie wyobrażano: Wymowa jego mogła tracić w czytaniu, albowiem wiele się zasilał deklamacją. Słowa jego z ust wychodziły, tym dzielniej, że je akcją niezrównaną 157 L. Osiński, dz. cyt., s. 187. To communio imaginacji, zachodzące w procesie odbioru, powielekroć przywoływały recenzje teatralne w całym stuleciu: […] idzie o to, żebym ja odczuł uczucie które on ma wyrażać. Niech on sobie gra na zimno, byłem ja wierzył, że on płacze i płakał razem z nim (K. Zalewski, „Kurier Warszawski” 1892 nr 154 z 4 VI, s. 6; cyt. za: D. Kosiński, dz. cyt., s. 205). 158 Jeden z romantycznych aktorów tak postrzegał duchową powinność aktora: […] bo do każdej kreacji scenicznej daje on cząstkę swego serca, swego życia, swego własnego uczucia, a dając je musi zatrzeć w nich samego siebie, zapomnieć o sobie tak dalece, aby się stać tylko materiałem […]. (J. Królikowski, Bogumił Dawison „Kłosy” 1865, nr 18, s. 213). 159 J. Szpaderski, O zasadach wymowy mianowicie kaznodziejskiej, t. 2: Historia wymowy (odczyty akademickie), Kraków 1870, s. 413. 65 popierał. Z początku zawsze powolny i skromny, wzmagający się coraz ogień w słuchaczów przelewał. Mówiąc o sądzie ostatecznym, zwyczajnie blady, zaiskrzył się rumieńcem, tak że w oka mgnieniu cały w ogniu stanął. Orzechowski mówi, iż sam był świadkiem, gdy we Lwowie wspomniawszy przykład Byrona i Datana, ręką z takim wyrazem wskazał na ziemię, jakoby otworzoną, iż wszyscy struchleli […]160. Cała ta poetyka gestu „streszczającego”, który staje się metaforą losu, reprezentacja ogółu (życia, poglądów, postawy) przez chwilową iluminację pozostaje bliska literaturze romantycznej. Jak u Norwida w wierszu Na portret generała Dembińskiego: Ten samy włosa snop, co z hełmu zda się grzywą Pogoda ruchów w takt heroicznemu śpiewowi; Sybirskie-futro wziął i ręką waży leniwą, Acz mu należy się, więzień i wygnań królowi!161 Romantyczny styl odbioru oratorskich zachowań doskonale wydobywa zestawienie dwu opinii Kickiej. W pierwszej opisuje ona kaznodziejskie wystąpienia Woronicza ([…] mówił cicho, powoli. Miał głos rzewny, tak jakby łzy połykał; najpiękniejsze myśli osłabiał rozległą wymową)162. W sposób bardzo charakterystyczny odrzuca deklamację, długie okresy retoryczne i monotonię, wszelkiego rodzaju wystudiowanie163. Alternatywę, już w nowym stylu, widzi w efektownym rygoryzmie wypowiedzi, ekspresywnym uzewnętrznieniu wystąpienia poprzez odniesienia do romantycznej ikonografii164: Wyraz pełen natchnienia, wzrok palący, głęboki, rysy twarzy wychudłe, bladość wielka, długi habit biały odbijający od ponurych murów kościoła, głos dźwięczny, myśli jasne, poglądy rozumne, wiara gorąca odróżniały ojca 160 K. Brodziński, Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t. 3, Poznań 1872, s. 468. [dotyczy Melchiora z Mościsk]. C. K. Norwid, Pisma wszystkie, pod red. J. W. Gomulickiego, t. 1, Warszawa 1971, s. 253. 162 N. Kicka, Pamiętniki, dz. cyt., s. 125. 163 Wrodzy deklamacyjności byli też „prawodawcy” teatralni, opowiadając się przeciw sztuczności na rzecz realizmu, wdzięku, powabu, „uroku natury. Na scenie naszej jednakże artyści po większej części nie mówią, ale śpiewają (H. Meciszewski, Uwagi o teatrze krakowskim, Kraków 1843, s. 117, 119). 164 Tę doskonale odnotowuje sprawozdanie prasowe z wystąpienia przed sądem (z 1847 roku) generała Ludwika Mierosławskiego: Mówił już to gwałtownie, już rzewnie […]. Czasem przykładał rękę do serca, jak gdyby na znak najświętszej przysięgi; drugi raz wznosił ręce do niebios, jak gdyby je wzywał na świadectwo, to znów wyciągał rękę jak gdyby wydawał rozkazy […]. (w: Jenerał Ludwik Mierosławski. Kilka słów o jego życiu i pogrzebie, Paryż 1879, s. 9). 161 66 Lacordaire`a od wszelkich innych kaznodziejów. […] Urok wywierały na mnie ognista jego wiara, cudowna prostota, przybrana w poetyckie zwroty, chociaż pełne rozsądku ewangelicznego wyrażenia165. Novum polegało na wyraźnym dowartościowaniu wszelkich oznak tego, co czyni z kaznodziei t w ó r c ę wedle romantycznej miary. Rozsądek przeciwstawiano więc natchnieniu166 i spontaniczności, przyziemność poetyczności, a retoryczny rygoryzm – wyobraźni167. Dobrze widziane były wywody próżne wszelkiej erudycji książkowej168. Doceniano natomiast edukację literacką. W ciągu całego XIX wieku - w obrębie „długiego trwania” kanonu romantycznego wszelkie wzmianki biograficzne napomykały o zainteresowaniach literackich wśród kaznodziejów169. Cały czas istniało napięcie między tym, co nowe, a tym, co anachroniczne. Istniała pełna świadomość zachodzących zmian, widoczna głównie w promowaniu typów kaznodziejskich. Sprzyjał temu także wybór tradycji170. Wybierano z historii te postaci, które dawały się w jakiś sposób skoligacić z kanonem romantycznym. Recepcja dziewiętnastowieczna sprowadzała się między innymi do promocji mówców kościelnych w roli poety-wieszcza, proroka. Nawet tak powściągliwy wobec romantyzmu Stanisław Tarnowski znalazł wobec Kajsiewicza charakterystyczne słowa: miał ten zasób wyobraźni i uczucia, ten dar poetyczny, bez którego wymowa zawsze musi być suchą i martwą171. Trzeba jednak zaznaczyć, że i sami kaznodzieje „wykreowywali” taki rodzaj swego konterfektu: Pod względem życia duchowego cierpię także - powiada, niczym Orcio z „Nie-Boskiej” komedii Krasińskiego, Kajsiewicz - bo w modlitwie ciągle mi włażą myśli do kazania172. Jak się zdaje, właśnie takiego rodzaju niepokoju twórczego, natchnienia, „agresji” napierającej imaginacji wymagała - z inspiracji literackiej 165 N. Kicka, dz. cyt., s. 482, 483. K. Mecherzyński o Birkowskim: Nie dzierżąc się żadnej przymusowej modły, żadnej szkoły wzorowości i sztuki, idzie za popędem swego natchnienia, wylewem wewnętrznych wzruszeń i mimowolnej siły (Historia wymowy kaznodziejskiej w Polsce, Kraków 1864, s. 335). 167 Na temat romantycznej wyobraźni zob. M. Janion, Projekt krytyki fantazmatycznej, Warszawa 1991, s. 8-9. 168 M. Bobrzyński, Kazania sejmowe Skargi. Wykład publiczny miany d. 29 marca 1876 r. w Krakowie, Kraków 1876, s. 15; „rzeczom książkowym” przeciwstawia też „głęboko przeczute” B. Zaleski. w: Ksiądz Hieronim Kajsiewicz. Wyciągi z listów i notatek zmarłego, Poznań 1878, s. 106. 169 Zob. m.in. wspomnienie o O. Benwenutym A. Gillera w książce Polska w walce, Paryż 1868, s. 13. 170 Zwłaszcza kaznodziejstwo XVI i XVII w.; liczne wydania we wszystkich zaborach J. Wujka, P. Skargi, F. Birkowskiego, T. Młodzianowskiego; zob. D. Olszewski, Polska kultura religijna na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1996, s. 89-90. 171 S. Tarnowski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz, Kraków 1897; toż w: tenże, Studia do historii literatury polskiej. Wiek XIX. Rozprawy i sprawozdania, t. 3, Kraków 1897, s. 195. 172 B. Zaleski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz…, dz. cyt., s. 107. 166 67 autokreacja kaznodziejskiego wizerunku. Zresztą w jakiejkolwiek roli kaznodzieja by nie wystąpił, zawsze działo się to w perspektywie człowieka p r z e ż y w a j ą c e g o, drażliwie i dogłębnie reagującego na otaczającą go rzeczywistość. Wierny w tym romantycznej antropologii refleksyjnej173. To go utwierdzało - a za nim jego słuchaczy (i w ogóle odbiorców) - w przekonaniu, że uczestniczy w poetyckim uniwersum, że jest na równi z poetą kreatorem języka, który to język jest czymś więcej, niż li tylko przekaźnikiem informacji, treści religijnych i moralnych. Nieumiejętni tylko i gnuśni kaznodzieje - powiada autor pochodzącej z epoki syntezy - gardzą darami pięknej wymowy, biorąc za prawidło prostotę mówienia, która często u nich bywa raczej prostactwem i nieudolnością174. Wytłumaczenie to – dodajmy – nic nie straciło z aktualności, odkąd w czasach obecnych w kaznodziejstwie zaczął obowiązywać paradygmat właśnie kolokwialności, „prostoty”. Nie trudno zauważyć, jak bardzo zbliżano się do epoki w rozmaitych kształtach jej wyobraźni, jak próbowano się zakotwiczyć w literackiej obyczajowości, stylizować na tę właśnie dyscyplinę, odwoływać do wieszczów, pamiętać o tym literackim kanonie, który wyznaczyła twórczość romantyków, tworząc metrum dla wszelkiego rodzaju sztuki słowa. Rzadziej natomiast pojawiały się rozpoznania nowego stylu, bądź - w formie deklaratywnej - zalecenia wprost do jego podejmowania. Tym bardziej więc szczególnie cenne pozostają rozważania Józefa Szpaderskiego (1816-1877), historyka kaznodziejstwa i doskonałego znawcy współczesności. Przede wszystkim czującego romantyczny styl kaznodziejstwa: Znając i ceniąc bogactwa literatury wieku XVI, nie pomiatajmy płocho i dzisiejszymi rodzimymi nabytkami. Genialni dzisiejsi nasi pisarze nowe dobyli z narodowej miny skarby, wzbogacili nasz język, podnieśli ducha narodu. Zapoznawać tego nie godzi się kaznodziei: nie stanąłby on na równi dzisiejszych potrzeb i wymagań, a choćby skargowską prawił polszczyzną, byłby o kilka wieków opóźnionym głosicielem prawdy bożej175. W ciągu całego wieku XIX, za sprawą romantyzmu, wszystko, co wiązało wyobrażenie o kaznodziejstwie, jego projekcję i recepcję można by określić słowami: zapał, energia, płomienność, wzniosłość. Wiązało się ono z porządkiem wyższego rzędu w działaniu i myśleniu, z - jak chce Szpaderski 173 I. Bittner, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź 1998, s. 9. K. Mecherzyński, dz. cyt., s.17-18. 175 J. Szpaderski, O zasadach wymowy …, dz. cyt.. s. 509. 174 68 - „podnoszeniem ducha narodu”. Mickiewicz - pamiętajmy - wpisywał to w jeszcze szerszy zakresowo kontekst, występując przeciw tym, którzy chcą wygnać zapał ze świątyni. A ten zapał rozumiał jako drgnięcie ducha, które wynosi człowieka ponad niego samego176. W obrębie interesującej nas problematyki wspomnienia domaga się jeszcze jeden element. Fragmentem zbiorowej adoracji wymowy kościelnej były też legendy kilku mówców. One uzupełniają obraz całości. Badaczka epoki podkreśla, że legenda to piękne kłamstwo, piękne zmyślenie, które powstaje jednak na gruncie prawdy historycznej177. Niezwykle ważne pośród wielu opinii pozostaje zawsze właśnie owa dwupostaciowość legendy z podkreśleniem w symbolicznym odniesieniu do - co istotne rzeczywistości - historycznej, że pozostaje ona jej estetycznego dowartościowania. I w tym jej znaczenie podstawowe178. Gdzieś na styku dzieje się istota rzeczy, mająca największą szansę przetrwania. Legendy te doskonale stymulowała literacka egzaltacja i lektura przeszłości dokonywana wzrokiem ducha. To te cechy, które legły u podstaw romantycznego stylu odbioru. Zarówna legendotwórcza recepcja literacka, jak i historyczna mają to do siebie, że przyświecało im wówczas przekonanie o nadrzędności „instynktu poetyckiego” danego przez Boga rozumowi ludzkiemu179. Potwierdza to między innymi - co mogliśmy już zauważyć - legenda Skargi. Jej clou stanowi intronizacja kaznodziei na postać romantyczną, proroka narodowego z woli Boga, mówcę-profetę180. Wielką też siłą u Skargi - pisał Witwicki - była owa poezja z jaką wszelkie, często najzawilsze pomysły chwytał w locie i przesadzał natychmiast w świat powszechni i dotykalny181. Zatem poezja penetrowała rozum, przekładając jego abstrakcję na uchwytny, komunikatywny przekaz. Urzeczywistniała więc to, co zakryte, 176 177 A. Mickiewicz, Literatura słowiańska, dz. cyt., s. 349. M. Grabowska, Legendy romantyzmu a współczesność, w: tenże, Rozmaitości romantyczne, Warszawa 1978, s. 9. 178 Wielka legenda […] może symbolicznie skraplać wartości lub raczej marzenia o takich czy innych wartościach […] (Jacek Woźniakowski, O wychowaniu, w: Rozmowy na koniec wieku, prowadzą K. Janowska i P. Mucharski, Kraków 1997, s. 48). 179 A. Barciszewska, Romantyczne style lektury, w: Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje. Sympozjum. Warszawa 6-7 grudnia 1982 r., pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986, s. 421. 180 Między innymi dzięki Mickiewiczowi, Literatura słowiańska. Kurs I. Wykład XL, w: Dzieła. Wydanie Rocznicowe 1798-1998, t. 8, Warszawa 1997. 181 S. Witwicki, O kazaniach Piotra Skargi, w: tenże, Wieczory pielgrzyma. Rozmaitości moralne, literackie i polityczne, t. 1, Paryż 1837, s. 273. Skarga pozostawał ideałem, zjawiskiem, wzorcem kaznodziei w ogóle, zarówno gdy chodzi o misję, jak i umiejętności: Co do osobnego wzoru dla kaznodziei polskich, nie widzę nikogo, co by tak odpowiadał tak wszelkiej potrzebie jak Skarga. Skarga, Skarga i jeszcze raz Skarga, to nasz Augustyn, to nasz Ambroży, to nasz Złotousty i to nasz Wenturia (A. Jełowicki, Listy o wymowie, w: tenże, Listy duchowne, Wilno 1902, s. 114. 69 niedostępne, dokonywała deszyfracji (ulubiony motyw romantycznego myślenia) drugiego dna rzeczywistości. Z antynomii zbudowana była też legenda księdza Marka Jandołowicza. Już Mickiewicz przeciwstawiał literackie uznanie romantyków dla misji kaznodziejskiej poety proroka – jego niezrozumieniu przez współczesnych182. Zderzenie dwu wizerunków - cichego karmelity i wizjonera - interesował zarówno Siemieńskiego183, jak i Słowackiego184. Jeszcze Tarnowski po latach unosił się, w ramach tej konwencji, nad prezentacją postaci w Beniowskim, pisząc, że nawet w ekstatycznej chwili natchnienia mówi prostym, potocznym, żołnierskim, językiem185. Z kolei Władysław Wężyk konfrontował wieszczą wymowę Woronicza z ospałością duchowieństwa polskiego186. Wybierano tedy legendotwórczą moc pozornego dysonansu, wyrażano potrzebę wydobycia tych wartości, które powstają na styku rzeczy przeciwstawnych. Taki był ikoniczny trend do przedstawiania postaci wewnętrznie asymetrycznych i przez to efektownych, ujmujących swoim „udialogizowaniem”. Legenda sprzyjała też wierze, że szczególnie twórcze pozostaje bycie w opozycji do sytuacji zastanych, okrzepłych. Tyle, gdy chodzi o historyczne postaci kaznodziejów. Legenda obejmowała też współczesnych. Budowały ją różnorodne składniki: mocne słowa, niekiedy drobne teksty lub spektakularne sytuacje na ambonie, doraźna reakcja słuchaczy, czy konsekwencje polityczne. Ogólny zarys postaci najczęściej kształtował się według reguł literackich, ważną funkcję pełniły fakty i wydarzenia biograficzne, mające szczególne kwalifikacje do roli romantycznego motywu (np. uwięzienie, tajemna przeszłość). W jakże dużym stopniu mógł często sprzyjać mitologizacji, pieczętujący się starą tradycją, miły epoce wzorzec kaznodziei-wieszcza. Legenda rodziła się na gorąco. Wstępowali w nią kaznodzieje zaangażowani patriotycznie, uczestnicy, uczestnicy wydarzeń tragicznych i osamotnieni tułacze, podążający z Bożym słowem do odległych zakątków świata; spełniając posługę wobec zagubionych współplemieńców. Pozostawali oni także związani z twórczością pisarzy, 182 A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs II. Wykład XV, w: tenże, Dzieła. Wydanie Rocznicowe 1798-1998, t. 9, Warszawa 1997, s. 205. 183 L. Siemieński, Trzy wieszczby, Paryż 1841. 184 J. Słowacki, Ksiądz Marek. Poema dramatyczne w trzech aktach, Paryż 1843. 185 S. Tarnowski, Prof. Małeckiego Juliusz Słowacki, „Przegląd Polski” 1867; cyt. za Jadwiga Krasicka, Ksiądz Marek w literaturze polskiej, „Przegląd Powszechny” 1924, t. 161, s. 151. 186 W. Wężyk, Kronika rodzinna, oprac. M. Dernałowicz, Warszawa 1987, s. 197. 70 ale też - imaginatywnie - jakby jej pokrewni. Na pierwszym miejscu Ludwik Trynkowski, legendarny kaznodzieja wileński, którego „uwieczniło” słynne zawołanie, wieńczące jedno z wystąpień katedralnych w 1831 roku: powstańcie, powstańcie, powstańcie. Dokończone następnie ledwie słyszalnym głosem z grzechów waszych. Amen187. Nazwano go romantykiem kazalnicy (bp. Andrzej B. Kłągiewicz)188. I jako taki, w zupełnie nowy sposób, po Mickiewiczowsku189, apoteozował zmarłego (niczym wieszcz romantyczny) w mowie ku czci Józefa Łopacińskiego, głosząc śmierć odsłaniającą to, co najistotniejsze w człowieku. Legendę budował też wizerunek mówcy niepokornego, który mową ku czci Śniadeckiego190 naraził się biskupowi, inaugurując kazanie słowami „Ecce Homo”, ale skierowanymi do zmarłego191. Legendę wspomogła też literatura w utworze Michała Chodźki Szymon Konarski. Poema dramatyczne. Obraz pierwszy Śmierć księdza Trynkowskiego192, pozostającym w wyraźnym odniesieniu do III części Dziadów Mickiewicza (skrzyżowanie - jak sugeruje Piwińska – roli Konrada i ks. Piotra193. Romantycznej legendzie sprzyjało też zesłanie i obłęd. No, i oczywiście, ostatnie „kazanie”, kiedy to Trynkowski wtargnął do cerkwi i podczas modłów za cara obwieścił: Wszak już raz rozkazałem, aby się nigdy za cara nie modlono. Nie módlcie się za niego, gdyż będziecie potępieni, ja wam to powiadam194. Podstawą legendy romantycznej była tajemniczość, określony stopień nieprzewidywalności w połączeniu z zaskakującym gestem. Pojawia się to u następnego kaznodziei, któremu dane było dostąpić legendarnej recepcji. Chodzi o jezuitę Maksymiliana Ryłłę (1802-1847). Na pewno przyczyniły się do tego jego kontakty ze Słowackim (opisane w listach do matki uczestnictwo poety we mszy odprawianej przez zakonnika przy grobie Chrystusa i późniejsza spowiedź wielkanocna u niego w klasztorze ormiańskim w górach Libanu; prawdopodobnie podróżowali razem do Damaszku; korespondowali ze sobą we Włoszech; poeta przeniósł też tę postać w XVI wiek w swoich preliminariach Peregrynacji do Ziemi Świętej J. O. Księcia Radziwiłła 187 M. Malinowski, Księga wspomnień, wyd. J. Tretiak, Kraków 1907, s. 97-98. Zob. J. Bieliński, Uniwersytet Wileński (1579-1831), t. 3, Kraków 1899-1900, s. 487. 189 Zob. M. Piwińska, Ludwik Trynkowski 1805-1845, dz. cyt., s. 281. 190 L. Trynkowski, Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: H. Skimborowicz, Wspomnienie życia śp. Jędrzeja Śniadeckiego, Warszawa 1840; toż wyd. osobne, Wilno 1861. 191 A. S. Krasiński, Wspomnienia biskupa, Kraków 1900, s. 48. 192 Paryż 1845. 193 M. Piwińska, dz. cyt.., s. 286. 194 A. Giller, Groby polskie w Irkucku, „Chwila” 1864, nr 23; cyt. za: M. Piwińska, dz. cyt., s. 289. 188 71 Sierotki)195. Bardziej jednak ciąg oryginalnych zachowań i „gestów” kaznodziejskich. Począwszy od zajęć praktycznych podczas studiów w Collegium Romanum, kiedy to podjął się z powodzeniem przemawiania in platea, czyli głoszenia kazań na ulicy, do przechodniów. Zasłynął też z rekolekcji dla więźniów (dzięki z trudem uzyskanej zgodzie papieża), zakończonych ich procesją ulicami Rzymu do Scala Santa; także dla uważanych za „niesfornych słuchaczy” młodych artystów; wspomnijmy również głoszenie nauk publicznych na Malcie, na które przychodzili protestanci. Otaczała go fama „łowcy dusz”, a nawet „kaznodziei buntu”196. Przy czym kazania swoje lubił wygłaszać nie z ambony, lecz z ustawionego na środku świątyni podium z małym stolikiem, na którym stał krzyż. Słowem, była to opinia „Bożego gwałtownika”, nonkonformisty wobec różnych środowisk i sytuacji, ale także człowieka „czującego” nastrój, znaczenie chwili, fragmentu, drobnego gestu. Nie bez znaczenia pozostawała też - pisze Andrzej Karol - panująca wówczas wokół kaznodziejstwa włoskiego parateatralna aura197. Choć, jak się zdaje, zjawisko to w ogóle towarzyszyło ówczesnemu kaznodziejstwu europejskiemu, a polskim wystąpieniom emigracyjnym w szczególności. W romantyczną legendę kaznodziejską doskonale wpisuje się też postać bernardyna Benwenutego Mańkowskiego, kapelana powstańczego (zginął 22 marca 1863 roku). Słynne były jego patriotyczne kazania w warszawskim kościele Świętej Anny w okresie Wiosny Ludów (gromadziły tłumy i krążyły w odpisach), jeszcze potężniejszym echem odbiły się te wygłaszane przy przydrożnych krzyżach (między innymi podczas majowej pielgrzymki w 1861 na Jasną Górę), gdy zabroniono mu kazać w kościołach198. Tak, jak w przypadku poprzedników określoną rolę odegrała kontestacja także niektórych dyspozycji przełożonych. Posłużyło to Gillerowi do stworzenia wizerunku kaznodziei - typowego artysty romantycznego: Przykrości wielkiego mówcy łatwo sobie w takim położeniu wystawić; były one podobne do 195 Zob. A. Karol, Jezuita romantyczny o. Maksymilian Ryłło, Kraków 1992, s. 5-6, 33-36. Zob. A. Karol, dz. cyt., s. 23-26, 49, 55, 66, 67, 69; autor cytuje pamiętnikarzy, m.in. I. Hołowińskiego i H. Kajsiewicza; trzeba też wspomnieć o cesze, która tę legendę czyniła dodatkowo jeszcze „malowniczą” upodobaniu mówcy do stroju wschodniego; tak go zapamiętał Hołowiński, spotkanego na stambulskiej ulicy w arabskim stroju; wielki, siny kutas czerwonego feza rzucał się niespokojnie w tym szybkim ruchu i mieszał się z włosami blond, co pięknie spadały na ramiona.[…] Szeroki, materialny stalowego koloru Benisz jak raca igrał połami w tym pędzie chodu i osłaniał ciemny, długi kaftan z pięknym pasem bagdadzkiego szala, który ściskał wysmukłą i ładną kibić, a czerwone spiczaste trzewiki malowniczo odbijały się przy białych pończochach, cyt. za dz. cyt., s. 53-54. 197 A. Karol, dz. cyt., s. 30. 198 Zob. B. Petrozolin-Skowrońska, Kazanie pod krzyżem, „Przegląd Katolicki” 1986 nr 33, s. 3. 196 72 dolegliwości architekta, któremu rozrzucają materiały do budowy, lub też do udręczenia malarza, któremu psują farby i przemazują figury. Lecz natchnienie nie łatwo uwięzić. Wchodził na ambonę przygnębiony uwagami, ostrzeżeniami, rozkazami, gdy jednak spojrzał na ołtarz i na lud, serce wydobywało się spod ciężaru zakazów i oddawało mu przyrodzoną swobodę199. Nadto, tak jak w wielu poprzednich przypadkach, legendarny wizerunek postaci odwołuje się też do spektakularnego, zaskakującego słowem, gestem, a w konsekwencji wymową - momentu. Pamiętamy, jak wyobraził sobie Brodziński Melchiora z Mościsk, imitującego ułożeniem dłoni otwarcie grobu (zob. przypis 161), jak zapamiętano „powstańcze” zawołanie Trynkowskiego. Gdy chodzi o Ryłłę, w jego wizerunku pojawił się również element oratorskiego chwytu, wynikającego z językowej prowokacji, kiedy to rozpoczynając swoje kazanie do więźniów wykrzyknął, wprowadzając swoich słuchaczy w osłupienie: Biada gubernatorowi! Śmierć strażnikom! By zaraz dodać: To są słowa, które powtarzacie od rana do wieczora. I wy uważacie się za chrześcijan?200 Impuls, uzależnienie znaczenia i emocji od stylu zachowań momentalnych i afektywnych dostrzeżono również u Benwenutego: Czuć było w tonie, widać było we wzroku i w zwykłym mu geście podnoszenia ręki jakby do błogosławieństwa, że natchnienie go ogarnia, że wzmaga się i potężnieje w mocy porywania serc aż do Boga201. Pytanie, jakie w tym momencie wydaje się najbardziej zasadne, winno chyba brzmieć następująco: co właściwie te legendy usiłowały ocalić? Co z „prawdy historycznej”? Jakie „skroplić wartości”? Bo, że miały stanowić antidotum na przemijanie, nie ulega wątpliwości. W szczegółach chodziło o uwznioślenie oratorskiej przeszłości, a co za tym idzie przeniesienie jej przez morze czasu, bo właśnie szczegóły - zdawano się rozumować - były w stanie to uczynić. Tylko one. Zapis całości był tylko jej surogatem202. Wierzono również, że przenosząc coś w formie pojedynczego a 199 A. Giller, Polska w walce, dz. cyt., s. 17. A. Karol, dz. cyt., s. 49.; do takich „chwilowych” zdarzeń oratorskich dołączyć można zapamiętany przez Wandę Odrowąż (Anielę Walewską) nagły zwrot akcji (padliśmy na kolana i pieśń „Święty Boże! Święty mocny!” zabrzmiała w powietrzu), gdy kaznodzieja (prawdopodobnie chodzi o Kajsiewicza) zaprotestował przeciw mniemaniu o samotności osób powołanych do stanu zakonnego (w ciągłej rozmowie z Bogiem one mają świat cały…), Kilka chwil we Włoszech w l. 1847-1848 przez …, Poznań 1850, s. 62. 201 A. Giller, Polska w walce, dz. cyt., s. 14-15. Na marginesie warto wspomnieć, że Giller dopatrywał się w zakonniku cech bernardyńskich opisanych w Pamiętnikach kwestarza Ignacego Chodźki (s. 21). 202 Warto przypomnieć tu decyzję Mickiewicza o nie włączeniu twórczości improwizatorskiej do własnych dzieł poetyckich z powodu jej odmiennego charakteru (zob. Czesław Zgorzelski, Materiały, w: A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, pod red. K. Górskiego, t. 2 cz. 4, Wrocław 1986, s. 86); decydowała świadomość odmiennego statusu 200 73 znaczącego faktu, dociera się do rdzenia, zachowuje to, co najpełniej wyraża swój czas, skuteczniej też ocala pamięć wartości (poprzez reprezentację). Istnieje jeszcze jedna właściwość takiego stanu rzeczy: oratorstwo wpisuje się w ten sposób w obszerniejszy system znaków, przyczyniając się do wzbogacenia kanonu kultury okresu, środowiska, wspólnoty. W szerszej perspektywie legenda uświadamia potrzebę zatrzymania klimatu przeszłości, istnienia zjawiska skazanego na temporalną zagładę, jednej z „pamiątek narodowych”, której w pełnym wymiarze ocalić się nie da, ale „przechować” w jakimś kształcie stanowi obowiązek. Legenda to także fragment ustawicznego o p o w i a d an i a przeszłości, kulturowej narracji, która ma nie tylko zaprezentować określoną rzeczywistość, ale także ją u j ą ć, dokonać uporządkowania jej znaczeń. Wpisywało się to w romantyczną świadomość tragizmu niepamięci, jednego z bolesnych doświadczeń ludzkiej egzystencji, przeciw któremu toczy się wielka praca ocalania istoty przekazu, jego wiodącej treści. Pełen smutku pozostaje głos jednego z twórców pokolenia, znawcy przedmiotu, pracującego na niwie historycznoliterackiej: Żaden pisarz, żaden poeta nie sprawi na swojej publiczności tyle wrażenia, ile doskonały mówca, jeżeli przemawia w sprawie, której losy, wszystkich obchodzące, właśnie się ważą, i od tego właśnie wrażenia jakie głos jego na słuchaczach wywiera, w wielkiej części zawisły. Ale udział ten żywy i bezpośredni bywa tu tylko chwilowy. Trwa póty tylko, dopóki mówca panuje nad umysłami, dopóki mówi. Później, spisana jego mowa, jest już tylko śladem, cieniem, pamiątką tego, czym była w żywym głosie. Z załatwieniem sprawy, która jej była przedmiotem, z zapomnieniem o okolicznościach, które ją wywołały, głos niegdyś wstrząsający tysiącami staje się dla potomności ich obojętnym, i pospolicie sama chyba tylko sztuka i forma doskonała zapewnia mu trwałość jakąś w pamięci ludzkiej203. Zauważmy jednak, że obok melancholijnej konstatacji na temat znikomości sztuki oratorskiej, niejako mimo niej, została tu niemal manifestacyjnie potwierdzona wiara w siłę, gigantyczny potencjał sztuki żywego słowa. Ta wypowiedź dobitnie potwierdza dwutorowość romantycznej refleksji: świadomość ulotności tekstu oralnego sprzęgnięta zostaje z przekonaniem o jego zapisanej żywotności, która jest w stanie, nawet po latach, odezwać się choćby echem uobecnienia. ontologicznego żywego słowa i jego zapisu (zob. A. Opacka, O improwizacjach Mickiewicza – inaczej, w: Czterdzieści i cztery studia ofiarowane profesorowi Marianowi Maciejewskiemu, dz. cyt., s. 208. 203 A. Małecki, Przedmowa, w: Wybór mów staropolskich świeckich, sejmowych i innych, zebrał …, Kraków 1860, s. 1. 74 W interesujący sposób do tradycji romantycznej nawiąże ks. Antoni Szlagowski (jeden z największych kaznodziejów XX stulecia) na przełomie wieków. Okaże się polemicznie nastawiony wobec romantycznego poczucia czasowej znikomości oratorstwa, ale wierny właściwej epoce apoteozie żywego słowa. To właśnie pewność, że dysponuje ono mocą nadzwyczajną miała uwiarygodnić rzecz podstawową: jesteśmy w stanie przynajmniej częściowo uchylić je destrukcji czasu. Wymowa - powiada Szlagowski - opiera się wszystko niszczącemu czasowi, choć rzecznik sam do grobu zstąpi, choć wieki całe upłyną nad Jego mogiłą - czar jego słowa, zaklęty w przechowanych po nim zabytkach, jako wcielenie piękna i mocy, jako rozkoszna uczta duchowa przechodzi od pokolenia na pokolenie. […] w tych zamarłych głoskach jest coś nieśmiertelnego, coś ogólnoludzkiego i niepożytego. Zrozumiemy, że w nich zapisał się na zawsze duch wzniosły i ambitny, który po wiekach przemawia do nas zrozumiale i porusza struny piękna i poezji […]204. Na wnikliwą uwagę zasługuje kontynuacja motywu, aż po okres międzywojenny, dzięki któremu oratorstwo pozostaje - w rozmaitym rozumieniu – postrzegane w pobliżu – bądź w ramach – sztuki, w szczególności literatury. To refleksyjna dominanta wielu prac, nie koniecznie dotyczących wymowy kościelnej205, choć na tym obszarze w teorii i praktyce często podejmowana. Współczesność wiele artykułowała w kategoriach wolności, nie tylko narodowej, ale także estetycznej, a więc poczynań t w ó r c z y c h z prawem do nowatorstwa i innowacji formalnej. Oznaczało to między innymi związek z literaturą; dostrzegać jej wielkie tradycje i umieć odnaleźć się pośród, lub przynajmniej blisko, literackich aktualności i eksperymentów. Jak się okaże nie poprzestawano jedynie na zaleceniach. Najwięcej przemyśleń, czy choćby luźnych impresji, na ten temat znajdziemy u homiletyków. Dwie książki inaugurują rzecz całą w sposób niezwykle reprezentatywny, dziś jeszcze wzbudzając zaciekawienie swoim zaangażowaniem i rzec by można jakimś panliterackim nastawieniem. Ks. Euzebiusz Stateczny w Listach o wymowie sytuuje krasomówstwo w wysokich rejonach sztuki, koncentrując się na wizerunku mówcy 204 A. Szlagowski, O potędze wymowy (wstępna prelekcja) przez …, Włocławek 1899, s. 4. Zob. m.in. E. Śmiarowski, Przedmowa, w: tenże, Mowy obrończe 1920-1925, Warszawa 1926 [brak strony] (Mównictwo sądowe we wszystkich krajach jest działem kultury duchowej, jest gałęzią sztuki […]). Motyw ten przez lata towarzyszył drugiemu, który mówił o potrzebie odrodzenia tradycji, odnowienia biegłości w sztuce, której nie sprzyjały lata niewoli (stary, antyczny jeszcze topos: naturalnym środowiskiem oratorstwa jest wolność; u nas hołdowano mu w staropolskiej kulturze retorycznej). 205 75 - artysty. Jego siłą ma być natchnienie i wyobraźnia: […] mówca nie tylko może, ale i powinien rozwijać swą wyobraźnię aż do błyskotliwości. Dodaje jeszcze: Mówca posiadający wieniec poezji na czole, choćby nawet nie był mówcą doskonałym, zawsze będzie z zajęciem słuchany; albowiem poezji nikt oprzeć się nie zdoła, choćby i w siermiędze i w koszuli zgrzebnej była206. Za poezją także (która kształci zdolności kojarzenia wyobrażeń), oczytaniem, lotnością języka, a przeciw jego ociężałości opowiadał się, pisząc o twórczości mówczej, ksiądz Nikodem Cieszyński w niewielkiej broszurce Orator fit207. Postać to zresztą arcyciekawa. Śmiały w stylistycznych próbach kaznodziejskich, nasycał swoje „secesyjne” oracje pokaźną dawką młodopolskiej kwiecistości, a w teorii (m. in. w tekstach drukowanych w „Przeglądzie Homiletycznym”) manifestacyjnie domagał się by także formę kaznodziejstwa dostosować do nowoczesnych haseł literackich i wycisnąć na niej znamię indywidualnej twórczości208. Do koligacji ze współczesną nakłaniali także inni, znajdując motywację mniej lub więcej pogłębioną. Ks. Piotr Czapla na przykład kontakt z najnowszą literaturą uznawał za korzystny dla pogłębienia językowej sprawności i wyrobienia stylistycznego: aby się bieg myśli naszej nie stał przedawniony209. W wyczuleniu na nowoczesne trendy literackie bardziej jeszcze dociekliwy okazał się publicysta „Ateneum Kapłańskiego”. Zwracał uwagę już nie tylko na walory językowe i kunszt artystyczny. Dzięki literaturze kaznodzieja zyskuje też – dowodził – subtelność przeżyć lirycznych, które trzeba przeciwstawiać czułostkowości. Doniosłą rolę przypisywał powieści psychologicznej210. Ale najciekawsza pośród literackich „ról” kaznodziejstwa międzywojennego wydaje się być ta, którą podyktował osobliwy rodzaj recepcji romantyzmu, a poprzez nią recepcji literatury w ogóle. Należy mieć w pamięci ten status literatury w kulturze ówczesnej, zwłaszcza w jej szeroko rozumianym nurcie dydaktycznym (gdy chodziło o modelowanie określonego kształtu inklinacji imaginacyjnych), który zasadzał się na uruchomieniu świata autonomicznej fikcji, odrębnej ikonosfery, wypełnionej mityczną kreacją wieszczów (stawali się nimi wszyscy wybitni pisarze przeszłości), urealnieniem postaci fikcyjnych (bohaterów literackich), traktowanych na równi z historycznymi, 206 E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920, s. 51-52. Poznań 1919, s. 9. 208 N. Cieszyński, Wstęp do: tenże, „Wszystkim dla wszystkich stałem się”. Zbiór kazań przygodnych, Poznań 1927, s. 9. 209 P. Czapla, Ogólne zasady duszpasterstwa, Włocławek 1919, s. 129. 210 W. Miemiec, Powieść w duszpasterstwie, „Ateneum Kapłańskie” 1931, t. 28, s. 28-48. 207 76 wieloznacznością upowszechnieniem poszczególnych literackiej elementów frazeologii. świata Kaznodziejstwo, przedstawionego, podobnie jak całe oratorstwo, urastało do roli medium (jednego z mediów), poprzez które przemawiała przeszłość, dając lekcję wspólnotowego języka. Dlatego Szlagowski w jakże charakterystyczny dla okresu sposób - mając na uwadze aktorów i mówców - głosił: Król Duch! Wciela się w coraz nowe postacie, wskrzesza dawno zamarłe, użycza im swej osoby, swego głosu, swych ruchów, w nim i przez niego dokonują one nowych czynów. Zespół jego tworów to wcielenie jego ducha!211 2. Z ambony o literaturze. W rozmaite związki wchodzi literatura, w bogate też konteksty wplatano kaznodziejstwo. Wraz z rozkwitem romantyzmu literatura ciekawe tworzyła alianse, bogato odciskając kształt swojej wyobraźni w wielu dziedzinach. Niekiedy są to marginalia, acz zgromadzone, ogarnięte syntetycznym spojrzeniem dopełniają obrazu kultury polskiej, współtworzą jej tożsamość. Pośród nich zauważenia i odnotowania wymaga pewien szczegół z pozoru, ale w historii literatury - a i dziejach kaznodziejstwa - znaczący. Chodzi o wyrażane w kazaniach opinie o literaturze (przede wszystkim poezji). Zwłaszcza te uogólniające, niekiedy mimochodem, dygresyjnie rzucane w toku emocjonalnych porywów słowa; bywają ciekawe w swoim opiniotwórczym charakterze: ujawniają bowiem jak gdyby potrzebę ustosunkowania się twórców jednego kręgu słownej aktywności – z natury rzeczy zachowawczej, bardziej zainteresowanej kontynuacją niż innowacyjnością – do twórczości, która właśnie odmieniła epokę, lub przynajmniej jej przewodziła, narzucała styl i jej siła nie mogła być obojętna dla kaznodziejskiego nauczania. Oto jeden ze śladów. Głos interesujący, bo pochodzi z Wilna, okresu okrzepłego już romantyzmu, którego intensywność edukacja kościelna musiała przecież dostrzegać: Do lubieżności prowadzi naprzód upodobanie w poezji i szczególnie poświęcenie jej: i w rzeczy samej ileż dzieł wierszem i prozą pisanych, staro- i nowożytnych, nie przekonywają nas w tej prawdzie? Rozbujała imaginacja poety do czegóż go nie doprowadzi, a przynajmniej doprowadzić nie jest zdatna? Zbyteczna 211 A. Szlagowski, Moc żywego słowa. Mowa powiedziana w Uniwersytecie, październik 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, Warszawa 1936, s. 111. 77 czułość tak w talencie poety potrzebna, azaliż nie uczyni umysłu jego zniewieściałym i nie uściśli drogi do wkradania się w serce miłości nieprawej? Czytanie książek miłosnych, a najprzód wszystkich bez wyjątku romansów, jakiejże czczości nie zostawi w umyśle [podkr. moje – A.B.]. Nie należy pochopnie dziwić się niechęci mówcy do poezji w czasie, gdy młodzieżą dysponowała ona wszechwładnie, a adresatem pouczeń byli klerycy, których winna, jak sadzono, obowiązywać rezerwa wobec wszystkich ziemskich emocji. Dodatkowo trzeba nadmienić, że orator uosabiając formację epoki poprzedniej, miał prawo nie gustować we współczesnych upodobaniach literackich. Rzecz jednak w tym – bez wątpienia to jest interesujące – że jednocześnie zdradzał pewne umiarkowanie w swoim krytycyzmie, starał się być obiektywny (czułość tak w talencie poety potrzebna). Jeszcze ciekawsze jest ujawnienie, mimo wszystko, dobrego rozeznania w istocie tej literatury, wobec której pozostawało się niechętnym. Ale to już w dalszej części kazania, rozwijającego wątek owej romansowej „lubieżności”, wcześniej nazywanej też „niespokojnością wewnętrzną”: Najświętsze czynności staną się dla ciebie zgubnemi, bo i tam siebie szukać będziesz; stylik nawet kazań i nauczek twoich tchnąć będzie romansową miękkością […]. Konfesjonał stanie się dla ciebie okrutną samołówką: tak biedząc się z Bogiem i światem, z sumieniem i radami ludzi, z cnotą i występkiem pójdziesz za tym pospolitym hasłem: wszyscyśmy ludźmi ułomnymi212. A hasło streszcza rzecz całą trafnie. To właśnie ówczesna literatura patronowała niedoskonałości człowieka, drążąc tajemnicę jego kondycji, ukazując otchłań jego wnętrza. Ponadto nigdy przedtem nie miała ona takiej siły oddziaływania, czego świadomość już istniała. To były cechy romantycznego przełomu w powszechnym odbiorze. Tak więc z punktu widzenia kogoś, kto miał być autorytetem, przewodnikiem reprezentującym prawdę wyższego rzędu, problemem stawała się umiejętność dystansu; jego potrzeba zdawała się być uzasadniona. Ale dla interesującego nas tu tematu wyeksponować należy przede wszystkim inną właściwość, bardziej ogólnej natury. Otóż widzimy, jak stabilne już było przekonanie o sile wyobraźni, ściślej mówiąc o kreatywnej wyobraźni, jako czymś literaturę wyróżniającym. Tego kaznodzieja nie kwestionuje. 212 [Kanonik Katedry Wileńskiej Markiewicz], Nauka rekolekcyjna, w: Anioł Dowgird, Nauki rekolekcyjne przez …, t. 4, Wilno, s. 244. 78 Wpływ romantyzmu czynił jednak swoje. Przyszła i pełna akceptacja imaginacyjnej otwartości, gdy zrozumiano, że może ona mieć charakter pozytywny, służebny wobec wyższych wartości, wręcz je współtworzący. Słowem, chodzi o wyobraźnię stymulującą, aktywnie zaangażowaną, duchowo twórczą. U kaznodziejów romantycznych przede wszystkim równało się to mocy słowa nieodzownie splecionej z atrakcyjnością formy. Janiszewski rozważając siłę oddziaływania poety na serca i umysły, dochodząc tym samym istoty fenomenu geniusza, wskazywał cechującą go potęgę słowa oraz piękność formy w jakiej każdą rzecz dobrą lub złą światu przedstawić umie213. A ks. Jełowicki mówił o Karolu Sienkiewiczu: Słynny mocą i wdziękiem złotej mowy naszej214 [podkr. moje – A.B.]. Szczególnie patetycznie zabrzmiało to w głosie pożegnania Mickiewicza przez ks. Prusinowskiego, najwybitniejszego kaznodzieję spod znaku romantycznej wiary w siłę słowa: on był dziś słowem narodu. I umarł! – Ach! nie umarł, bo jeżeli umarł, umarło w nim słowo nasze215. W ogóle wszystko w obrębie tej formacji – a jej tradycję podejmowali kaznodzieje wielu następnych pokoleń – co dotyczyło istoty literatury, jej funkcji formułowano w patetycznej tonacji. Na przykład Piotr Semenenko, mówiąc między innymi o poezji medytował: Widziałbym w sztukach prawdziwą piękność, prawdziwą wzniosłość, prawdziwe ideały, a z drugiej strony widziałbym tym samym prawdziwe natchnienie216. Ideałem było natężenie wieszczej kreatywności w perspektywie sakralnej. To był leitmotiv kaznodziejstwa II połowy wieku. Może najdobitniej wyrażony został przez biskupa Józefa Pelczara w dwu jakże poetyckich fragmentach; dodatkowo bowiem bardzo dobrze zdradzają one afektację kaznodziei, „wyznawcy” romantycznej wyobraźni. Oto pierwszy: żywić w sobie wielkie uczucia i wielkie rodzić myśli, a wypowiadać je w słowach powabnych jak kwiat, gorących jak płomień – mieć ucho zbliżone do serca ludzkości, by odgadnąć i odczuć wszystkie jej pociechy i bóle, wszystkie nadzieje i obawy – zapuszczać wzrok orli w tajemniczą przyszłość i wieszczyć ludowi jego losy – a wreszcie na skrzydłach ducha wznosić się ponad tę ziemię, aż przed 213 J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza, miana w Inowrocławiu w roku 1855 roku…, w: tenże, Dwadzieścia mów i kazań przygodnych mianych przez …, Lwów 1878, s. 74. 214 A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Karola Sienkiewicza, miana w Montmorency dnia 21 maja 1860 roku, w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej …, dz. cyt., s. 497. 215 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza … dnia 15 stycznia 1856 roku, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, dz. cyt.., s. 204. 216 P. Semenenko, Nauka VIII, w: tenże, Ojcze nasz, Kraków 1896, s. 194. 79 tron Boży, i zatapiać się w oceanie najdoskonalszego Piękna i niezmierzonego Dobra – to dar nader wielki, który tylko uprzywilejowanym dostaje się w udziale217. W innym miejscu mówca w obrazowej formie oferuje nam przykład usakralnienia poezji według najwyższej miary: Ale tak, jak Eliasza posilił Bóg przez Anioła, tak też do narodu polskiego posyła anioła niebieskiego, to jest religię, i anioła ziemskiego, to jest poezję, a jeden i drugi anioł woła do niego: Wstań ze snu zwątpienia i umocnij się chlebem Bożym, bo jeszcze daleką masz drogę218. Mamy tedy do czynienia ze świadectwem wyjątkowo gorliwego „wsłuchania się” w romantyków rozważających relację religii i poezji (przypomnijmy V. Hugo: Punkt wyjścia religii jest zawsze punktem wyjścia poezji) i ogromnie tę poezję nobilitujących. Tu nadaje się jej jak gdyby sakralną autonomię, zrównując ją z siła oddziaływania religii. Jest w tym pewna oryginalność. W owym czasie, mówiąc o sakralności sztuki słowa, mówiono najczęściej o mistycznym uniesieniu, nadprzyrodzonej inspiracji, odnalezieniu się w prawzorze wszechrzeczy. Semenenko wspominał o idealnym spotkaniu piękności z nieba i prawdziwego zachwycenia z ziemi.219 Stablewski zaś - ważąc zasługi translatorskie Stanisława Koźmiana – o pierwowzorze Odwiecznej Piękności, której wszystko prawdziwie piękne, co z ręki i ducha ludzkiego się rodzi220[podkr. moje – A. B.]. Bp Pelczar natomiast stawiał poezję niejako obok religii, traktował podobnie jak przekaz religijny, o równie silnej skuteczności. Ale tak czy inaczej wszyscy mówili – to trzeba podkreślić – o zaangażowaniu wyobraźni, sile i możliwościach oddziaływania słowa literackiego. Motyw ten był stale obecny, w rozmaitej postaci, także dydaktycznej, spod znanego skądinąd hasła: ona [poezja] jest darem Bożym na pokrzepienie serc ludzkich i o tyle jest tylko chlebem dla ducha, o ile jest zgodna z duchem Bożym, bo inaczej chleb ten ma zakalec221. Im bliżej końca wieku, zaczyna jakby powracać dawne zaniepokojenie zwodniczą „aktywnością” poetyckiej wyobraźni, powierzchowną afektacją, przy braku głębszego 217 J. Pelczar, Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Józefa Szujskiego, miana dnia 10 lutego 1883 w kościele Św. Anny w Krakowie, w: tenże, Niektóre kazania i mowy przygodne…, Przemyśl 1916, s. 191-192. 218 J. Pelczar, Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Adama Mickiewicza, miana 27 czerwca r. 1898 w kościele N. P. Maryi w Krakowie, w: tenże, dz. cyt., s. 257. 219 P. Semenenko, dz. cyt., s. 194. 220 F. Oksza Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława Koźmiana… powiedziana w kościele parafialnym w Brodnicy 27 kwietnia 1885 roku, w: Arcybiskupa Floriana Okszy Stablewskiego Mowy żałobne…, Poznań 1912, s. 283. 221 W. Chotkowski, Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza, powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku przez…, Kraków 1890, s. 14-15. 80 uduchowienia. Tyle tylko, że tym razem to romantyzm staje się idealnym wzorem odniesienia, tradycją – zdaniem kaznodziejów – zaniechaną. A właściwie było to także wyczucie – opcja już pozytywistyczna – romantycznych sztamp, stereotypów, którym uległa „oswojona” poezja krajowa. Dziś często poezja innym służy Bogom; utraciwszy pióra w walce, w której zarazem utraciła i ideały swoje, opiewa naturę, ale nie słyszy jej szeptu, nie nauczyła się jej mowy; jęczy boleśnie, ale wtenczas tylko, gdy kurcz nerwowy serce ściska; rani, ale nie pociesza, olśniewa, ale nie porywa, nie podnosi222 - głosił jeden z najznamienitszych duchownych formacji postyczniowej. To, co kiedyś bulwersowało kaznodzieję generacji przedromantycznej, teraz pogłębione, ożywało w refleksji o współmierności nadmiaru formy i niedowładu wartości i idei. Pojawił się znów problem złych mocy wyobraźni, który został następnie pobudzony jeszcze przez młodopolskie inklinacje do wyemancypowanej formy, zdobnictwa – jak to odczytywano – bez pokrycia w odpowiednich treściach duchowych. Charakterystyczne było kazanie Józefa Teodorowicza wygłoszone w archikatedrze ormiańskiej we Lwowie w ramach rocznicowych uroczystości ku czci Słowackiego w 1909 roku. Został opublikowany jego fragment, przez wydawcę zatytułowany Słowacki dzisiejszej poezji. Przedmiotem najżywszej troski uczynił mówca fascynację współczesnych dziełem wieszcza, starając się udowodnić jej uzurpacyjny charakter, nadużycie wynikające z niezbyt dogłębnej, nie ogarniającej całości, a wybiórczej percepcji. Ten rodzaj patronatu sprzyja pokusom „nadmiaru wyobraźni”, których niebezpieczeństwo – zdaniem kaznodziei – sam poeta dostrzegł również i starał się je przezwyciężać. Jakże z lubością zwykły niektóre kierunki literatury dzisiejszej powoływać się na swe pochodzenie duchowe od Słowackiego jako mistrza kunsztownego formy – i słusznie. Ale jakże za to niesłusznie usiłują go uczynić wyznawcą form mglistych i ciemnych, które w największym zamroczeniu myśli zdaje się podkreślać ideał poezji. Stąd konkluzja płynąca z lektury współczesnych poetów: Za mała dusza, by zdolną była unieść bogactwo form i rozpęd uczucia223. W kaznodziejstwie połowy XX wieku został więc położony nacisk na nieprzystawalność współczesnego pisarstwa do 222 Z. Chełmicki, Mowa nad zwłokami śp. Antoniego Edwarda Odyńca, wypowiedziana w kościele Św. Krzyża w Warszawie dnia 21 stycznia 1885 roku, Warszawa 1885, s. 19. 223 J. Teodorowicz, Słowacki dzisiejszej poezji [fragment kazania w katedrze ormiańskiej we Lwowie 31 października 1909], w: W. Hann, Rok Słowackiego. Księga pamiątkowa obchodów urządzonych ku czci poety w roku 1909, Lwów 1911, s. 93, 94, 98. 81 wzorcowego rozmachu tamtej, ubiegłowiecznej epoki, na niemożność jej udźwignięcia. Uznając duchowy aktywizm i posłannictwo romantyzmu za probierz doskonałości literatury, ks. Włodzimierz Jasiński dokonał ciekawego rozróżnienia wartościującego twórczość Deotymy: Widząc przykład wieszczów idących na czele narodu i z nimi w bój o duchowy byt jego, pragnęła stanąć w tych szeregach, ale snać życiowej mocy jej zabrakło, bo z zakresu artystycznego działania i uwag natury moralnej nie wyszła w swych dziełach224. Jak łatwo zauważyć wszystkie opinie kaznodziejskie, w rozmaity sposób formułowane i różne rzeczy akcentujące, wyrażają jeden wspólny i aksjomatyczny pogląd, ten mianowicie, że literatura ma wielkie możliwości. To zdaje się nie ulegać wątpliwości. Od romantyzmu centralnym elementem tego rodzaju rozważań było przekonanie, że jest ona instrumentem wszechstronnym, dysponuje wielką siłą oddziaływania i rozległą skalą wyrażania. Nie tylko w wymiarze jednostkowym, jakby personalnie uchwytnym, ale także uniwersalnym. Euzebiusz Stateczny na przykład, jeden z najlepszych kaznodziejów młodopolskich, uznał ciągle długą tradycję poświadczania pewnych treści religijnych przez poezję (i inne rodzaje sztuk) za tychże uwiarygodnienie; poezja jest więc niejako ustawicznym współkreatorem prawdy, która dzięki temu ma za sobą stulecia225. Swoistą kontynuację podobnej postawy znajdziemy jeszcze w interesującym zabiegu innego kaznodziei, który posłuży się charakterystyczną formułą, biorąc ją – z jedynie drobną korektą, bez zaznaczenia, że jest to cytat – z pism Stanisława Tarnowskiego: poezja nie tworzy praw, nie zakłada państw, bitew nie wygrywa, ale towarzyszy pracy założyciela, pomaga prawodawcy, wojownikom. Przecież w czasach zamierzchłych formy poetyckiej używano do nauczania, prawodawcy prawa swe wierszem ogłaszając, łatwiej mogli trafić do serc swoich poddanych.[…] Poezja nie naucza wiary jak Apostoł, nie daje za nią życia, jak Męczennicy, lecz gdy prawdziwie wielka i wzniosła, daje świadectwo prawdzie226. 224 W. Jasiński, Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Deotymy, zm. 1908 r., w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917, s. 120. 225 E. Stateczny, O śmierci i sądzie poszczególnym, w: tenże, Jezus Chrystus. Kazania obejmujące główne zasady wiary chrześcijańskiej…, Lwów 1900, s. 450. 226 S. Momidłowski, Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa w katedrze przemyskiej dn. 19 lutego r. 1912 w setną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego, w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 67-68. 82 Potraktujmy ten cytat jako dobre zwieńczenie pewnego drobnego, być może epizodycznego nurtu kaznodziejskiej recepcji literatury, jednej z wielu lekcji określających jej społeczny status. 3. Kaznodziejskie portrety trumienne pisarzy. W świadomości wielu XIXwiecznych dydaktyków i praktyków wymowy kościelnej (a także chyba i wiernych) istniał, jak się zdaje, bardzo zdecydowany przedział między codziennym kaznodziejstwem nauczającym („użytkowym”), a okolicznościowym: odświętnym, patetycznym, o wyszukanej formie. Chodzi przede wszystkim o ustalenia i zalecenia podręcznikowe, które koncentrowały się głównie wokół grupy pierwszej, rzadziej i w sposób ogólnikowy - drugiej. Fakt, że preferowano refleksję dotyczącą kaznodziejstwa powszedniego był podyktowany nie tylko względami dydaktycznymi. Należy przypuszczać, że pewną rolę odgrywało też przekonanie umieszczające teksty okolicznościowe bardziej w porządku artystycznym, oddając je domenie natchnienia. A jako takie – sądzono – uchylają się zbyt ścisłym, przepisowym prawidłom. Nie bez znaczenia było tu również nastawienie wynikające z obawy przed manieryzowaniem, nadmierną hiperbolizacją stylu, grożącą szeregowym adeptom sztuki kaznodziejskiej ze strony tego rodzaju wzorców. Niezależnie od wstrzemięźliwości teoretycznej, kaznodziejstwo okolicznościowe prezentowało się jednak okazale, miało swoja dobrą passę w historii polskiej kultury. Powstawało wiele dobrych oracji, zwłaszcza pogrzebowych i uwarunkowanych patriotycznie. Dlatego też poniższy fragment z pism ks. Hołowińskiego, o ile jest charakterystyczny dla dominującego w całym prawie stuleciu typu refleksji i edukacji homiletycznej, o tyle znikome znajduje potwierdzenie w całościowym obrazie kaznodziejstwa polskiego epoki: Kaznodziejstwo zaś może być porównywane do wielkiej rzeki, co głęboko, szybko, choć bez hałasu i spokojnie przepływa, ożywiając cała okolicę, i jeśli czasem uderza głośniej o szkopuły stojące na wstręcie, to znowu po ich przebyciu rozpoczyna swój bieg poważny i wiekami niezmienny227. Kazania żałobne poświęcone pisarzom tworzą pewien ciąg wyraźnie wyodrębniający się chronologicznie. Chodzi o II połowę XIX wieku i trzy 227 I. Hołowiński, Homiletyka, Kraków 1859, s. 17. 83 dziesięciolecia stulecia następnego. Już wystąpienia oratorskie zmartwychwstańców, z końca lat czterdziestych, sygnalizują nowy jakościowo okres w kaznodziejstwie okolicznościowym w ogóle, a mowy Kajsiewicza na pogrzebach Hoffmanowej i Witwickiego umieścić możemy na początku interesującej nas tu grupy tekstów228. Od tego momentu daje się zaobserwować stopniowe nasilanie się przejawów kaznodziejskiego hołdu skierowanego już nie wyłącznie do wodzów i bohaterów, ale także artystów, przede wszystkim ludzi pióra. Okazję stanowiły zresztą nie tylko uroczystości pogrzebowe, ale również nabożeństwa żałobne w rocznicę śmierci lub (rzadziej) urodzin pisarza. Punktem kulminacyjnym, zamykającym ten okres, były oba pogrzeby Sienkiewicza (1916 i 1924), szczególnie obfitujące w rozmaite przypadki funeralnej elokwencji, a następnie sprowadzenie zwłok Słowackiego do kraju w 1927 roku. Znaczenie jakie przypisywano werbalnym formom uczczenia zmarłych, dodatkowo poświadcza specyficzna obyczajowość edytorska, wyrażająca się w ich obfitej rejestracji. Drukowano je w prasie, ukazywały się w edycjach zbiorowych, a także w postaci pojedynczych wydań broszurowych. Istniał też zwyczaj dokumentacji obchodów żałobnych i rocznicowych. Relacje łącznie z zapisem „żywego słowa” publikowano w postaci okolicznościowych – niekiedy albumowych – pozycji książkowych229. Przy czym – rzecz ciekawa – wiele druków ukazywało się z inicjatywy rozmaitych grup i społeczności lokalnych, w prowincjonalnych wydawnictwa ch, w różnych regionach kraju. Wszystko to należy widzieć w szerokim kontekście umacniającego się prestiżu słowa mówionego, w jego rozmaitych wariantach. W hierarchii wartości kulturowych poczesne miejsce zajmowały nie tylko umiejętności oratorskie, ale także recytacja, improwizacja, sztuka rozmowy, czy też formy popularyzatorskie – odczyt, pogadanka itp. Miano do nich zarówno estetyczne nastawienie, jak i stosunek pragmatyczny: w oczekiwaniu na kształcącą informację. Bibliografie dotyczące ówczesnego 228 H. Kajsiewicz, Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej zmarłej 21 września 1845 roku …, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 151-166; Tenże, Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim […] powiedziana dnia 23 kwietnia 1847 podczas nabożeństwa w kościele s. Klaudiusza, w: Kazania i mowy przygodne, dz. cyt., s. 309-329. 229 M. in. Złożenie zwłok Adama Mickiewicza na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku. Książka pamiątkowa, Kraków 1890; W. Hahn, Rok Słowackiego, dz. cyt.; J. Czempiński, „Na ojczyzny łono”… Opis przewiezienia zwłok nieśmiertelnego duchowego przywódcy narodu, genialnego pisarza Henryka Sienkiewicza z Vevey, gdzie zmarł, do Warszawy oraz pogrzebu w stolicy i uroczystości żałobnych, Warszawa 1927; Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusza Słowackiego [14-28 czerwca 1927 r.]. Ze sprawozdań zestawił J. Wiśniowski, Kraków 1927. 84 piśmiennictwa wskazują znaczną obecność wymowy panegirycznej, odnotowują też pokaźną ilość tekstów krasomówczych towarzyszących obrzędom, uroczystościom narodowym i rocznicowym obchodom. Ponadto istniały inne jeszcze zjawiska kulturowe, na tle których częstotliwość występowania tego typu kazań okolicznościowych staje się zrozumiała, daje się wytłumaczyć tak ewidentna ich obecność w określonym czasie. Przede wszystkim stopniowe zakorzenienie się w świadomości ogółu uznania dla modelu osobowości twórczej. Mitologizacja artysty, jej rola, w której między innymi słusznie dostrzega się jeden z kanonicznych zabiegów szeroko pojętej edukacji romantycznej230, owocującej ze szczególnym zaangażowaniem po śmierci czołowych romantyków. Z jednej strony mit wieszczów, który aczkolwiek ulegał – jak pokazuje to Markiewicz231 - kolejnym przemianom semantycznym, „obowiązywał” aż po okres międzywojenny. Z drugiej zaś wyraźna ekspansja biografizmu: zapotrzebowanie na żywotopisarstwo232 literackie z rozległym przeznaczeniem (w odpowiedzi na zróżnicowane społeczne oczekiwania) i wyraźnie wybijające się w drugiej połowie XIX wieku upodobanie badaczy do prac monograficznych o poszczególnych pisarzach233. Kaznodziejstwo również tę aurę promocji jednostek wybitnych, twórczych reprezentowało, miało w niej swój udział. Jego specyfiki nie da się też w pełni zrozumieć bez wglądu w charakter ówczesnej kultury funeralnej. Czas pięknych śmierci – tą artystyczną formułą Ariès definiuje wiek XIX i rozciąga to uogólnienie w głąb wieku następnego234. Estetyzacja śmierci, spontaniczność, ekspresywność żałobnych obyczajów i przede wszystkim różnorodne przejawy kultu zmarłych, słowem znacząca koncentracja na przeżywaniu śmierci cudzej, a więc: śmierć drugiego – twoja śmierć (la mort de toi) w odróżnieniu od postaw właściwych poprzednim epokom – et meriemur (wszyscy umrzemy) oraz la mort de soi (umieram ja)235. 230 J. Kamionka-Straszakowa, Nasz naród jak lawa. Studia z literatury i obyczaju doby romantyzmu, Warszawa 1974, s. 258-259. 231 H. Markiewicz, Rodowód i losy mitu trzech wieszczów, w: tenże, Świadomość literatury, Warszawa 1985, s. 180-224. 232 O rozmaitych koncepcjach biografistyki II połowy XIX wieku wspomina M. Jasińska we wstępie do swojej książki Zagadnienia biografii literackiej, Warszawa 1970, s. 16. 233 Por. Stefan Sawicki, Początki syntezy historycznoliterackiej w Polsce. O sposobach syntetycznego ujmowania literatury w 1 połowie w. XIX, Warszawa 1969, s. 284. 234 P. Ariès, Człowiek i śmierć, przekł. E. Bąkowska, Warszawa 1989. 235 P. Ariès, Śmierć drugiego, „Teksty” 1979 z. 3, s. 121. 85 Przeobrażenia dokonujące się w ciągu całego stulecia, stopniowo w drugiej jego połowie ukształtowały paradygmat kultury funeralnej o przynajmniej trzech cechach podstawowych. Wiodące założenia eschatologii chrześcijańskiej zetknęły się z romantyczną liturgią śmierci236 i pozytywistycznym, świeckim szacunkiem dla zmarłych. Wiele przejawów tej kultury dokonywało się jakby na pograniczu tego, co sakralne i świeckie, prywatne (osobiste) i publiczne (oficjalne), pouczające i estetyczne. Kaznodziejstwo żałobne jako zjawisko dość powszechne, niezależnie od swoich funkcji sakralnych, było niejako wpisane w ów wielki akt publicznego wspominania, który nie wyrażał się li tylko – jak wynikałoby to z zainteresowań francuskiego badacza – w cmentarnym kultywowaniu pamięci (pielęgnacja grobów, epigrafika nagrobna, bogata ikonografia itp.). Miał bowiem miejsce także niezwykle bujny rozkwit różnorodnych form piśmiennictwa pożegnalnego. Od okazjonalnej poezji żałobnej począwszy, poprzez wyszukaną nekrologię, a na szkicach wspomnieniowych skończywszy. Ariès postrzega też inna cechę, która stanowi ważny znak identyfikacyjny epoki. Chodzi o jej ceremonialność, skłonności inscenizatorskie widoczne przede wszystkim w tym, co mieści się w pojęciu ars moriendi, jak również w wybujałości konwenansu żałobnego. Ale mówiąc o wszechobecności gestu funeralnego, nie można nie uwzględnić – a odnosi się to zwłaszcza do polskiej kultury – także „gestu” werbalnego, teatralnej sceniczności przekazu językowego237, mającego swój rodowód w oratorstwie barokowym. Reasumując: od połowy wieku XIX śmierć coraz widoczniej kryje się pod pięknem238. Świadomość tego wszystkiego winna towarzyszyć lekturze interesującego nas tu kaznodziejstwa, współtworzącego odrębny nurt okolicznościowego krasomówstwa kościelnego. Jeśli idzie o patronat tradycji, to przede wszystkim trzeba by go szukać w refleksji teoretycznej końca XVIII wieku we Francji i szeroko lansowanej także w Polsce. Chodzi o ten nurt rozważań i ustaleń, który w wymowie dostrzegał akt autentycznej ekspresji. Wówczas to wtargnęły do retoryki kategorie estetyczne gustu, geniuszu, imaginacji i czucia239. W określaniu wymowy istotne stało się zanegowanie normatywności na rzecz 236 P. Ariès, Człowiek i śmierć, s. 203. H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 118. 238 P. Ariès, Człowiek …., s. 463. 239 B. Otwinowska, Retoryka, w: Słownik literatury polskiego oświecenia, pod red. T. Kostkiewiczowej, Wrocław 1977, s. 596. 237 86 spontaniczności, przeciwstawienie „sztuki” – „talentowi”. Wyraźnie przedstawił to m. in. Jean B. Hedonin w tłumaczonej u nas (mającej wiele wydań) książce Zasady wymowy świętej: Nazywamy wymowę darem albo talentem a nie sztuką: bo każda sztuka nabywa się przez naukę i ćwiczenie się; a wymowa jest właśnie darem natury: podlega ona wprawdzie pewnym prawidłom, ale te służą jedynie za przewodnika wysokiemu geniuszowi. Pokazują mu drogę, ale go nie tworzą240. Wyborowi takiego rozumienia twórczości oratorskiej towarzyszyło formowanie się nowych jakości estetycznych. Sztuka perswazji ustępowała często talentowi ekspresji. Sprzyjało temu również przyswajanie wyobraźni i stylistyki romantycznej, a następnie kolejnych okresów literackich w toku ekspansywnego procesu infiltracji literatury w rozmaite dziedziny aktywności ludzkiej (choćby style zachowań, konwencje biograficzne itp.), zwłaszcza w krąg szeroko pojętego piśmiennictwa, przede wszystkim historiografii. Literatura wytworzyła stały repertuar toposów, które wchodziły w obręb kulturowej codzienności, współorganizując specyficzny kod porozumiewania się zniewolonej wspólnoty narodowej. O b e c n o ś ć l i t e r a t u r y. Ze względu na swego „bohatera” kaznodziejstwo żałobne może znaleźć się w orbicie zainteresowań historyka literatury. Z tej perspektywy oglądu ważny jest jednak nie tylko wizerunek osobowości twórczej, prezentacja postaci, w wielu punktach zbieżna zresztą z zasadami kreowania wybitnych jednostek w ogóle, wielkich w panteonie narodowym. Jej charakter pozostaje w łączności z obowiązującymi konwencjami laudacyjnymi. Tymczasem bardziej interesujący wydaje się być związek z literaturą, istnienie relacji, w jakiej pozostaje z nią ten rodzaj wypowiedzi oratorskiej, poświadczając we właściwy sobie sposób (na różnych poziomach tekstu) określony styl recepcji. Selekcjonując formy obecności literatury, da się wyodrębnić trzy najważniejsze, ustalając następującą ich typologię: zaznaczają się poprzez 1) upodobnienie 2) egzemplifikację 3) wypowiedzi o literaturze. Recepcja romantyzmu narzuciła pewien styl odbioru literatury w ogóle. Pisanie i mówienie o wieszczach miało jedną cechę, która w rozmaitych okresach w większym lub mniejszym stopniu dominowała. Polegało to na specyficznym usiłowaniu 240 J. B. Hedonin, Zasady wymowy świętej […] dzieło wydane w Paryżu 1788 a teraz na polski język przetłumaczone, przeł. Ks. J. Jakubowski, wyd. 4, Wilno 1825, s. 1; por. też przytaczane przez Otwinowską stanowisko M. Fijałkowskiego (w: Retoryka, s. 597). 87 upodobnienia tekstu interpretującego do interpretowanego. Zjawisko to aczkolwiek w innej postaci, odnosiło się także do epok późniejszych . Tyle tylko, że koneksje z romantyzmem występowały częściej, powracając i przybierając na sile w okolicznościach historycznie podniosłych. Chodzi o to, co Maria Janion nazywa praktyką wieszczej egzegezy w okresie bezpośrednio poprzedzającym niepodległość i w początkach międzywojnia: […] charyzmat romantyzmu udzielał się jego badaczom […] do sprawowania władzy duchowej pretendował przez lata nie tylko wieszcz – poeta romantyczny, ale i również wieszczy jego hermeneuta241. Ten wątek recepcji romantyzmu zaczął się ujawniać o wiele wcześniej. W połowie wieku, wraz z odchodzeniem romantyków, właściwie rozpoczyna się dopiero całkowite zakotwiczenie w świadomości społecznej konwencji wytworzonych przez epokę, staje się ona w pełni przyswajalna. Można powiedzieć – idąc za badaczem komunikacji literackiej – że poczęły zanikać napięcia pomiędzy językiem nadawcy i odbiorcy242. I wówczas też zaczęły pojawiać się symptomy naśladowczego utożsamiania. Rozpoczął się pewien proces mitologizacji okresu, jakby unieruchamiającej obiektywny sposób wypowiedzi o nim, co przejawiało się między innymi właśnie w stylistycznym u p o d o b n i e n i u, czy wręcz niekiedy kopiowaniu. Już u Hieronima Kajsiewicza, w kazaniu poświęconym Witwickiemu – bardzo jeszcze tradycyjnym jeśli idzie o układ wewnętrzny i wstrzemięźliwym w kształcie językowym – znajdziemy drobny ślad stylu „podsłuchanego” u romantyków. Warto go przytoczyć, nie wyłączając z większego fragmentu, gdyż ten w pewnym momencie dobrze pokazuje zderzenie, mającej swoje korzenie w piśmiennictwie staropolskim (nie tylko kaznodziejstwie) sceniczności, dramatycznej „zdarzeniowości”243 przekazu z nowym, romantycznym już, wizjonerskim obrazowaniem. Zamykając rozbudowaną, prawie dwustronicową relację z ostatnich chwil życia – gdy umierający poeta „rozmawia” i wygłasza finalny monolog – kaznodzieja stopniowo daje upust 241 M. Janion, Badania nad romantyzmem polskim, w: Rozwój wiedzy o literaturze polskiej po 1918 roku, pod red. J. Maciejewskiego, Warszawa 1986, s. 120 – 121. 242 Zob. M. Głowiński, Komunikacja literacka jako sfera napięć, w: Problemy odbioru i odbiorcy, pod red. T. Bubnickiego i J. Sławińskiego, Wrocław 1977, s. 70 (Ustabilizowany i aprobowany prąd literacki, będący ramą, w której krystalizuje się akt komunikacji literackiej, jest czynnikiem rozładowującym napięcia, gdyż to, co określałoby się jako język odbiorcy jest nie tylko – powtórzmy – wynikiem właściwości immanentnych tekstu, ale także sprawą rozpowszechnienia w danej kulturze literackiej pewnych sposobów mówienia). 243 Chodzi o chwyty stylistyczne, dramatyzujące i scenicznie przybliżające prezentowane zdarzenia, a także sytuacje, gdy bohater istnieje jako dynamiczny element zdarzenia […] To, co w pierwszym rzędzie jawi się przed „oczyma” czytelnika, to gest, ruch, działanie (Dziechcińska, dz. cyt., s. 117, 118). 88 upoetyzowanej wyobraźni: Odtąd, przez dwa dni ostatnie, dusza jego już tylko przy mocno obudzonej na chwilę uwadze objawiała się przelotnie, jak połysk gasnącej lampy. Nastąpiło lekkie drżenie konania; - weźmiem się do modlitw ostatnich, a kiedyśmy skończyli, już nam był nie postrzeżony uleciał, zasnąwszy prawdziwie w Panu snem sprawiedliwych. Tak sobie cicho i pięknie do Ojców poszedł. Ach! niepięknie, mój Stefanie, niepięknie tak nas opuścić robiących ciężko wiosłami śród burzliwego morza, a samemu do portu zawinąć; przyglądać się w pogodnym blasku słońca sprawiedliwości, kiedy nad głowy naszemi ciemniejsza się coraz ściąga chmura i grzmi i łyska się stronami, i coś drży pod ziemią… pochodnie przyświecające narodowi gasną, nowe nie wschodzą… Bóg ściąga swoich, ogałaca ziemię i jak gdyby nią wzgardził… Co nas czeka?... ach! dłuższa walka i cierpienia244. Końcowy, lamentacyjny segment wypowiedzi – w ujęciu rytmicznie zawieszanych zdań (sugerujących „natchnione” doznanie) – kreuje hiperboliczny obraz sytuacji na miarę osamotnienia osieroconej wspólnoty narodowej, z zastosowaniem pojęć charakterystycznych dla romantycznej uniwersalizacji odczucia i oglądu rzeczywistości, takich jak: świat (ziemia), naród, burza245. Najbardziej pokrewne wyobraźni romantyków było kaznodziejstwo Aleksego Prusinowskiego. Niezwykle wyczulony na estetyczna stronę słowa, znający poezję i pełen podziwu dla wieszczów, potrafił mówić ich językiem, twórczo dostosować się do stworzonego przez nich kanonu stylistycznego. W kazaniu o Mickiewiczu hierarchia retorycznych zabiegów układa się w sposób wyraźnie preferujący środki autokreatywne, nadające postawie mówcy rolę epickiego piewcy czynów i dzieła poety w panoramicznym wymiarze wszechświata, na tle dziejów narodu. Stąd częste eksponowanie refleksji dotyczącej kondycji mówcy (choćby ciągłe nawiązywanie do rozległości trudu, który musi pokonać), jak i ostentacyjny upust wizjonerskiej wyobraźni w rozbudowanych obrazach, co w szczególny sposób zapewnia kaznodziei pozycję natchnionego egzegety: Mam zajrzeć do przeznaczeń Bożych i wyczytać w życiu mistrzowego wieszcza to słowo, którym przez niego Bóg do narodu naszego mówi, i nam to słowo ogłosić jakoby testament, jako słowo przymierza między narodem a wieszczem, między wieszczem a Bogiem samym. – Drżę jako pacholę trwożliwe przed wielkością 244 245 H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim …, dz. cyt., s. 327-328. Zob. T. Skubalanka, Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, Wrocław 1984, s. 231. 89 tego zadania, widzę przed sobą cały ogrom tego, com wyrzekł: tam Bóg w otchłaniach swych niezbadanych tajemnic szlący swe posły na wsze świata strony, niedościgniony w wyrokach, w drogach niepojęty; tam jeden z wybranych sług jego w potędze swego uczucia, w sile wyobrażeń nadludzkiej niemal snujący z siebie dary Boże i lejący w swych pieśniach myśli z nieba wzięte; tam naród cały drżący pod obfitością rosy, co spływa nań z natchnienia wieszczego; a tu mała iskra tego ognia rozsypanego po dwudziestomilionowym narodzie! Czyż iskra ogień ogarnie i pojmie tego, który ogień rozniecił? A przecież mówić będę i będę wołał nie do was tylko; mówić będę jako do mojego całego narodu246. Warto zwrócić uwagę nie tylko na tę przestrzenną monumentalizację sytuacji przedstawionej – jakże charakterystyczną dla romantycznego postrzegania247 - ale także na kształt toku wypowiedzi: dopełnienie autotematycznego wyznania refleksem nagle poruszonej imaginacji („tam Bóg…”), stwarzające iluzję spontanicznej improwizacji. Wizjonerskie, upoetyzowane uniesienia pojawiają się w wielu miejscach, sugerując dążenie do wyobraźniowej identyfikacji z literaturą romantyzmu. Wraz ze stałą skłonnością do sentencjonalnej dygresyjności ustawiają tekst na poziomie oratorskiej medytacji: Nie ślepego losu przypadek, nie dumnej swawoli szały, nie leniwa świata bryła rządzi dziejów i narodów kolejami, ale rządzi światem, ludzkością, narodami i człowiekiem Bóg, żywy Bóg. – I w tych rządach wydziela jako w świata całego przestrzeniach każdej gwieździe, co świeci na niebie, tak każdemu atomowi, co bryły składa i porusza, posłannictwo do wielkiej świata harmonii; a w rodzaju ludzkiego rodzinie posyła narodów różnorodne plemiona dla swych rozkazów spełnienia od wieku do wieku, aby była chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.248 Te cechy zdecydowanie wyróżniają mowę Prusinowskiego pośród kaznodziejstwa panegirycznego. Przyzwyczaiło ono bowiem ówczesnych słuchaczy przede wszystkim do erudycyjnej faktografii w rozbudowanych partiach laudacyjnych i moralizującej postawy mówcy. Tu natomiast dominuje kreatywny, „popisowy” charakter monologu oratorskiego. Ważna jest nie tyle biografia czy konkretne dzieła, ile f e n o m e n poety, 246 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza, odprawionym w Poznaniu w kościele Św. Marcina dnia 15 stycznia 1856, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, Poznań 1884, s. 204-205. 247 […] hiperbolicznego wyolbrzymiania proporcji; estetyka przedmiotu upięknionego, perspektywami przestrzennymi rozległego, na tle ziemi i nieba jaśniejącego (Cz. Zgorzelski, Liryka w pełni romantyczna. Studia i szkice o wierszach Słowackiego, Warszawa 1981, s. 112). 248 A. Prusinowski, dz. cyt., s. 205. 90 nie tyle ich prezentacja, co jak gdyby r o z p a m i ę t y w a n i e. Stąd przekazanie całościowej wymowy spuścizny zmarłego w znacznej mierze zdaje się być możliwe głównie poprzez stylistyczne i refleksyjne nawiązanie. Cechę charakterystyczną stanowi to, że mówca nie posługuje się cytatem, twórczość poety przywołuje w sposób omowny, niekiedy aluzyjnie, czyniąc to zresztą nader kunsztownie, jak w takim oto odniesieniu do znanego fragmentu z Konrada Wallenroda (Pieśń Wajdeloty): […] życie narodu w pieśń się otuliło, a gdy go małe pokolenie nie umiało karmić myśli potęgą i czynu wielkością, wieszcz je przechował, aby uszło całe dla przyszłych pokoleń249. W ogóle romantyczni kaznodzieje prawie nie posługują się cytatem, częściej natomiast stosują wtręty aluzyjne. Tak jest u zmartwychwstańców, Prusinowskiego czy Janiszewskiego: Ileż to ran ugodziło w to serce, które czuło siłę milionów, które cierpiało boleścią milionów, które przemawiało głosem milionów, które dalekie od swej ojczyzny, do niej właśnie najgoręcej biło250. Zresztą nie musi to być nawiązanie do konkretnego utworu, może także do całościowego charakteru twórczości, czy dominującej tematyki, jak u Honorata Koźmińskiego w mowie poświęconej Jachowiczowi, gdzie wywód homiletyczny przeplatany jest cytatem ewangelicznym z motywem dziecka i dziecięcości251. Jak się zdaje, zakładano status odbiorcy literacko przygotowanego, z którym porozumienie nie musi dokonywać się poprzez przytaczanie tekstu. Egzemplifikację bezpośrednią natomiast zaczęto stosować dopiero począwszy od lat osiemdziesiątych. Drobne przytoczenia dają ks. Chotkowski252 i Kopyciński253, obficie wprowadzają je Chełmicki254 i Bogdalski255. U nich funkcjonują one przede wszystkim jako poświadczenie kolei losów i postaw pisarzy. Mówcy w sposób zbieżny z pozytywistycznym stylem lektury poszukiwali w dziełach zapisu dokumentującego 249 A. Prusinowski, dz. cyt., s. 207. J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę jego odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855 przez…, w: tenże, Dwadzieścia mów i kazań przygodnych mianych przez …, Lwów 1878, s. 73. 251 [H. Koźmiński], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Stanisława Jachowicza dnia 16 stycznia 1858 w kościele Karola Boromeuszka przez jednego z O.O. Kapucynów, Warszawa 1858. 252 W. Chotkowski, Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Krakowie w kościele Archiprezbiterialnym N. P. Maryi dnia 18 kwietnia 1887 r. przez…, Kraków 1887. 253 A. Kopyciński, Mowa na obchodzie pogrzebowym, odbytym […] dnia 19 lutego 1985 roku w Tarnowie za spokój duszy śp. Antoniego E. Odyńca zmarłego w Warszawie 15 stycznia 1885 miana przez…, Tarnów 1885. 254 Z. Chełmicki, Nad zwłokami śp. Antoniego E. Odyńca mowa…, Warszawa 1885. 255 C. Bogdalski, OFMObs., Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila Lenartowicza do grobu Zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 r. przez…, Kraków 1893. 250 91 przeżycia autora256 (Zresztą poeta odzwierciedlił się nam sam w następującym, przepięknym wierszu …257). Cytaty wplatane były nie tylko w chronologiczny tok prezentacji życia. Niekiedy ograniczano się do rejestru, swoistej typologii idei i przekonań twórcy, opatrując każde z nich odpowiednim wypisem. Taką metodę wybrał np. ks. Włodzimierz Jasiński258 rozpatrujący „cechy ducha” poszczególnych pisarzy. Nawiasem mówiąc, wiele z tych kazań przypomina impresyjne portrety pisarzy, które w szkicowej formie często proponowała wówczas krytycznoliteracka publicystyka (vide kazanie ks. Czeczotta po śmierci Orzeszkowej) 259. Młodopolski zapoczątkował kult wieszczów, niezwykle których bogaty areopag krąg stale literackich się powiększał, zapożyczeń stylistyczno - wyobraźniowych w kaznodziejstwie okolicznościowym. Symptomy tego zjawiska, którego apogeum ks. Pasierb słusznie dostrzega w pierwszych latach niepodległości, wystąpiły jednak o wiele wcześniej. Nastąpiła symbioza wielu cech współtworzących polską tradycję oratorskiego uniesienia […] w którym można było dosłuchać się myślowych i stylistycznych cech baroku i romantyzmu współbrzmiących bez przeszkód z językiem Młodej Polski. Słowotwórstwo i archaizacja w duchu Wyspiańskiego towarzyszyły kazaniom w wielkim retorycznym stylu patriotycznym […]260. Silniej dominuje stosowanie panoramicznej projekcji, wizjonerskiego „odtwarzania” dziejów, narodowej sceny, na której pojawia się osoba poety. Mówca po uprzednim przypomnieniu wydarzeń historycznych sięga po formę czasu teraźniejszego dla udramatyzowania sytuacji, jej „unaocznienia”261: Wtem nad ziemią polską lutnia się odzywa i zaczyna grać, a tak pięknie, jak nigdy przedtem; i płynie z niej pieśń wspaniała, potężna; słychać w niej i głos triumfu, brzmi nuta weselsza, która dusze krzepi, podnosi 256 H. Markiewicz, Polska nauka o literaturze. Zarys rozwoju, Warszawa 1981, s. 104. Z. Chełmicki, dz. cyt., s. 29. 258 W. Jasiński: Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50 rocznicę [1909] zgonu Zygmunta Krasińskiego; Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie [zm. 1910] za śp. Elizę Orzeszkową; Przemówienie na nabożeństwie żałobnym [zm. 1910] za spokój duszy śp. Marii Konopnickiej; Przemówienie na żałobnym nabożeństwie w stuletnią rocznicę narodzin Zygmunta Krasińskiego dnia 22 II 1912 (w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, Warszawa 1913, s. 15-24, 47-52, 37-44, 27-34); Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Stanisława Wyspiańskiego [zm. 1907]; Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Deotymy [zm. 1908]; Przemówienie na nabożeństwie w setną rocznicę urodzin [1909] Juliusza Słowackiego (w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917, s. 79-85, 117-126, 23-38). 259 W. Czeczott, Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja 1910 roku w kościele Św. Katarzyny w Petersburgu na nabożeństwie za duszę śp. Elizy Orzeszkowej, Wilno 1910. 260 J. Pasierb, Od kaznodziejstwa do homilii, dz. cyt., s. 15. 261 H. Dziechcińska, dz. cyt., s. 114. 257 92 serca, chroni przed rozpaczą, nowe drogi wskazuje, po których do wolności dążyć, dla Ojczyzny pracować należy. To pieśniarz z Bożej łaski, mistrz nad mistrze wziął do ręki swej lutnię polskiej poezji, na której przed nim tylu grało i wielkich, nastroił ją na nowe tony i grać rozpoczął262. Jednocześnie pośród zabiegów „upodabniających” prym wiodła rozgałęziona sieć aluzyjnych odsyłaczy. Rzadziej występują one w postaci parafrazy jakiegoś fragmentu utworu, jak powyżej u Momidłowskiego, gdzie słychać daleki pogłos aluzyjny koncertu Jankiela. Częściej jednak wykorzystywany bywa motyw szczególnie reprezentatywny, w kulturze literackiej głęboko osadzony. W mowie ks. Antoniego Szlagowskiego, wypowiedzianej podczas pogrzebu Prusa, cały wywód kaznodziejski osnuty jest wokół motywu p l a c ó w k i. I chociaż prawie do końca nie zostaje określony z nazwy, jest doskonale czytelny w przewodniej refleksji, skoncentrowanej na tych wartościach w życiu pisarza, które wywodziły się z etosu t r w a n i a, tkwiły w spełnieniu „służby narodowej”. Dopiero w zakończeniu, w kulminacyjnym zwieńczeniu zostaje przypomniane to kluczowe słowo: […] pytamy się niepokoju pełni, kto zajmie opróżnioną po wielkim mężu placówkę263. Kaznodzieja podejmie zresztą obie formy aluzyjności, także tę parafrazyjną. W późniejszym swoim wystąpieniu – żegnając Reymonta – nawiąże do Chłopów, do stylistyki opisu śmierci Boryny, wplatając częściowo zdania dosłownie cytowane: We wczesnej młodości ten siewca genialny, gwiazdą wybrania naznaczony, wstał, przeżegnał się, spróbował rozmachu i począł obsiewać… zwolna, krok za krokiem szedł i błogosławiącym półkolistym rzutem posiewał na zagonach literatury ojczystej. Szedł zagonami cicho i siał nieprzeparcie, siał siebie samego, rozsiewał na praojcowe role ideałów264. Ale wyjątkowy charakter ma ornamentyka aluzyjna (często obecna w sposób wręcz natrętny) w kazaniach ku czci Sienkiewicza. Przede wszystkim uderza tendencja do częstego wplatania w tekst dosłownych przytoczeń – frazy, charakterystycznego zwrotu, tytułu – występujących w różnych zresztą funkcjach. Może to być na przykład wyprowadzenie analogii sytuacyjnej, wszak śmierć Sienkiewicza nastąpiła w czasie 262 S. Momidłowski, Kazanie w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Adama Mickiewicza [wygłoszone w katedrze w Przemyślu w roku 1906], w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 50. 263 A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Bolesława Prusa powiedziana w kościele Św. Aleksandra dnia 22 maja 1912 roku, w: tenże, Mowy narodowe, Poznań 1927, s. 22. 264 A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Władysława Reymonta, powiedziana w katedrze metropolitalnej Św. Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże, dz. cyt., s. 257. 93 wojennym, chwilach dla polskiej niepodległości obiecujących: Dla Boga, hetmanie narodu polskiego. Larum grają…265. Nieco inną funkcję natomiast pełni aluzyjny początek kazania ks. Szlagowskiego (z roku 1924): Quo Vadis! Dokąd idziesz duchu potężny, władco serc, siewco pokoju, Książe słowa i czasu i piękna? Do ojczyzny umiłowanej wrócił, czerwień dostojności narodowej go spowiła, orzeł biały nad nim czaty swe odprawuje… W tym przypadku przywołanie „znaku” Sienkiewiczowskiego ma głębsze znaczenie. Sygnalizuje określony kierunek refleksji kaznodziejskiej; refrenicznie powracające pytanie w dalszych miejscach tekstu współtworzy pewną strategię kompozycyjną dla wydobycia przesłania chrześcijańskiej eschatologii (Quo Vadis! Chrystusa wielbił, w Chrystusie znajdzie odpoczniecie), a następnie refleksji o kondycji narodu (Quo Vadis, dokąd idziesz Polsko?)266. Kaznodziejskie pożegnania Sienkiewicza, zwłaszcza w momentach o znacznej sile egzaltacji, dosyć często korzystały z zapożyczeń epickich form wypowiedzi. Jak gdyby patronuje temu predylekcja do zestawień z odpowiednimi fragmentami dziejów biblijnych. Przy czym nie są to wyłącznie stwierdzenia paralelności losów bohaterów czy narodów, raczej następujące po sobie streszczenia „opowieści”. Wyraźnie chodzi o odsłonięcie efektów fabularnych. Dawne to były czasy – rozpoczyna ksiądz Tomanek, kreśląc scenę śmierci Mojżesza wspominającego przeszłość, świadomego wielkości swoich dokonań: przygotował lud Izraela do wolności. Analogia jest oczywista, sytuacja się powtórzyła. Kaznodzieja przechodzi dalej – odpowiednio sygnalizując także ciągłość konwencji narracyjnej (Minęły wieki…) – do opowiedzenia ostatnich chwil pisarza: W zacisznej komnacie w Vevey, nad przeźroczystym zwierciadłem Lemanu… i tam wybiera się na podróż do wieczności wódz, mistrz […]267. Narrator udziela też głosu 265 A. Maciejowski, Mowa wypowiedziana w Bazylice Płockiej z powodu zgonu Henryka Sienkiewicza dnia 22 listopada 1916, Płock 1916, s. 1; podobnie N. Cieszyński, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp. Henryka Sienkiewicza w Berlinie w kościele Św. Jadwigi w styczniu 1917 r. (powtórzona później 21 stycznia 1917 r. w Poznaniu w kościele Matki Bolesnej na św. Łazarzu), Poznań 1917, przedruk w: tenże, Lud jako lew się podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, Poznań 1921, s. 38. 266 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, dz. cyt., s. 223. 267 R. Tomanek, Hetman słowa i czynu. Mowa żałobna, którą wygłosił na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka Sienkiewicza w kościele Braci Miłosierdzia w Cieszynie dnia 16 grudnia 1916 […], Cieszyn 1917, s. 5. 94 umierającemu, który w modlitewnym monologu, podobnie jak tamte bohater biblijny, podsumowuje życie, akcentuje swoje posłannictwo, żegna się z ludem268. Przejawy l i t e r a c k o ś c i w tych kazaniach nie są zbyt wyszukane. Generalnie rzecz biorąc, przeważnie chodziło o uatrakcyjnienie przekazu elementami epickiego dynamizmu, nieraz w bardzo ostentacyjnej formie. Najbardziej „ostrym” przykładem może być mowa ks. Sznarbachowskiego, niemal w całości podejmująca schemat narracyjny ludowej przypowieści ze wszystkim tego konsekwencjami (infantylizacja języka, lamentacyjna stylizacja, liczne eksklamacje) o pokaźnym ładunku ekspansywności emocjonalnej: Lecz cóż to? – Nagle Mistrz słowa uderza w ton ostry, niemal przeraźliwy, co „jak syk węża, jak zgrzyt żelaza przejmuje wszystkich dreszczem i wstrząsa przeczuciem złowieszczem”. Już grają larum bojowe, już lecą wici wojenne… Cóż znowu? – Tam z dala na horyzontach, pławią się w ogniach zagrody ojczyste, tam biją łuny pożogi, tam jęki niewiast, tam dziatek kwilenie, tam lecą w perzynę świątnice narodu…O, Jezu Miły – Krzyżacy! – Krzyżacy! - Krzyżacy269. Tak jest „opowiadana” twórczość pisarza w skrótowej narracji (w czasie teraźniejszym), kolejno w cyklu streszczanych obrazów, co w sumie daje jakby jedną fabułę dziejów (zapisaną w całym dziele Sienkiewicza), prezentowaną w serii „żywych obrazów”. Wtłoczenie tu dodatkowo jeszcze wersu Mickiewiczowskiego dobrze ukazuje tendencje do nadmiaru, wręcz przeładowania w tym identyfikacyjnym stosunku do literatury, zacierającym niekiedy zupełnie indywidualny styl wypowiedzi. Wszystkie prawie kazania o Sienkiewiczu, rzec by można o literaturze mówią l i t e r a t u r ą. Triumfują usiłowania – niekiedy wielce nieporadne – do „powtórzenia poetyki”, posługujące się „cytatem struktur”270. Apoteoza wieszczów, młodopolska konwencja kreowania postaci monumentalnych, a jednocześnie w ogóle zjawisko mitologizacji bohaterów literackich dokonały jakby równouprawnienia w odbiorze społecznym postaci fikcyjnych i rzeczywistych, zwłaszcza historycznych, współtworzących razem mityczny panteon narodowy osób-symboli. Właśnie w kaznodziejstwie okolicznościowym, szczególnie w 268 Fikcyjne kwestie wygłaszane przez postaci – najczęściej o charakterze budującego przesłania a także quasi-cytaty to zabieg często stosowany w oratorstwie, zwłaszcza odnoszącym się do pisarzy; zob. S. Rosiek, Zwłoki Mickiewicza, „Twórczość” 1990 nr 2, zwł. s. 75. 269 F. Sznarbachowski, Mowa żałobna wygłoszona przez […] w kościele Św. Aleksandra w Kijowie na nabożeństwie za duszę śp. Henryka Sienkiewicza dnia 23 listopada 1916 r., Kijów 1916, s. 11. 270 D. Danek, O polemice literackiej w powieści, dz. cyt., s. 75. 95 latach odzyskiwania niepodległości, funkcjonował motyw pochodu zdążających ku wolnej ojczyźnie: zmarłych królów, wodzów i wieszczów pospołu z bohaterami ich wyobraźni. W oracjach żałobnych mutacja tego obrazu proponowała inną scenerię: gremialne, uroczyste wprowadzenie duszy pisarza w zaświaty271 bądź zwoływanie na egzekwie przy trumnie ([…] niechaj staną tu wśród nas przed Ołtarzem Pańskim, niechaj wieńcem okolą ten żałobny kirem okryty katafalk […])272. Jeśli idzie o stosunek do postaci, to warto zwrócić na jeszcze jeden szczegół. Laudacyjnej retoryce przydaje patosu także literacka pseudominizacja zmarłego. Sienkiewicz nazywany jest często hetmanem, Krasiński Irydionem, Słowacki Królem-Duchem, Anhellim. Dwa najobszerniejsze bloki kaznodziejskich mów żałobnych pierwszej połowy XX wieku związanych z osobami Sienkiewicza i Słowackiego to także dwie postawy mówcy, dwie autokreacje. Żegnając wielkiego powieściopisarza kaznodzieje niejako poddawali się identyfikacji z epickim stylem narracji. Admiracja poety-wieszcza natomiast nakłaniała do natchnionego monologu, bliższego poetyce rapsodycznej poezji. Językowe „zachowanie się” mówcy miało potwierdzić jego rolę uczestnika zarazem i celebransa uroczystości. Dzieje poety były nie tyle opowiadane, co g ł o s z o n e. Decydowała o tym w dużej mierze refreniczność pewnych struktur wypowiedzi i apostroficzne zwroty: Więc idź Królu – Duchu, więc płyń poprzez Polskę, idź na Wawel i niechaj tam u tej królewskiej trumny Twej niechaj dalej promienieją nad narodem naszym, niechaj z królewskiej trumny Twej tam z Wawelu patrzą na cały naród blaski tęczowo przecudnych słów Twoich273. Nie bez znaczenia w podobnych przypadkach była zaprojektowana przez tradycję romantycznej poezji funeralnej sytuacja, w której moment pogrzebu to wielki akt metamorfozy przechodzenia z przeszłości żywej w przyszłość legendy, z życia realnego w historyczną wieść-klechdę […]274. Motyw korowodu pogrzebowego , wielkiej procesji żałobnej (odejście postaci historycznej na podobieństwo scenicznego widowiska)275 sprzyjał ewokowaniu romantycznego odczucia przestrzeni i czasu. Sakralizacja bohatera, jego „wstępowanie w mit”, dokonuje się 271 J. Rokoszny, Mowa wypowiedziana w kościele farnym w dniu 22 listopada 1916 r. na nabożeństwie żałobnym za spokój duszy śp, Henryka Sienkiewicza, w: tenże, Mowy podczas wielkiej wojny 1915-1920, Radom 1921, s. 39. 272 N. Cieszyński, dz. cyt., s. 33. 273 Bp A. Lisiecki, Mowa przy trumnie Juliusza Słowackiego w Katowicach, w: Pochód na Wawel…, dz. cyt., s. 69. 274 I. Opacki, Rapsod ostatni, rapsod pierwszy, w: Prace ofiarowane Henrykowi Markiewiczowi, pod red. T. Weissa, Kraków 1984, s. 159. 275 M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, Warszawa 1978, s. 231. 96 poprzez wyrażenie nieograniczonego uczestnictwa natury, zwłaszcza antropomorfizację bezkresnego krajobrazu w „przekazywaniu” zmarłego tej innej, niewymiernej rzeczywistości. Z tym, że w odróżnieniu od poetyckiego wzorca romantycznego jest to przestrzeń „oswojona” (bliższa estetyce romantyzmu krajowego), gdyż wszystkie motywy krajobrazowe są ukonkretnione, spolonizowane, a więc zawsze „polskie”: morze, pola, rzeki276. W sumie chodzi o dosyć proste posunięcie retoryczne. Wzbudzenie podniosłości poprzez powiększenie rozległości wydarzeń aż niemal do jej uabstrakcyjnienia, kiedy to akcja przenosi się do miejsc-znaków, przestrzeni symbolicznej. Jakościowo wyższy stopień przestrzennej uniwersalizacji, w romantycznym wydaniu, mówcy osiągają jednak w próbach zobrazowania procesu twórczego jako przejawu potęgi duchowej, wyrażenia kontrastu między znikomością kondycji ludzkiej a siłą wyobraźni: W miarę, jak ciało w nim więdnie i wyciekają siły, coraz wyżej wzbija się duchem Słowacki i sięga coraz głębiej. Mgławice bytu, losy ludzkości, tajemne świty przyszłości, blask rzeczy Bożych, nieśmiertelnych pochłaniają wieszcza… nurza się w bezmiarze tajemnic nadziemskich, roztapia w zaświatach, aby światło z nich wydrzeć i po ziemi rozlać, i tęskni do zaświatów […]277. Sprowadzenie zwłok Słowackiego do wolnej ojczyzny, wielki spektakl narodowy, z natury rzeczy stanowiło okazję, niejako prowokowało manifestacyjne wyrażenie wiarygodności romantycznego profetyzmu. Słowo pogrzebowe wydobywało szczególnie ten aspekt myśli romantycznej, który dotyczył filozofii dziejów narodu. Zwłaszcza fragment nazwany przez Opackiego zasadą opóźnionego działania ([…] idea, czyn – nie są skuteczne w s w o i m czasie, w swojej teraźniejszości. Każde „wczoraj” – staje się skuteczne „dziś”. Każde „dziś” – skuteczności nabierze „jutro”. Słowem „za grobem zwycięstwo”), wedle której romantyczna poezja funeralna tłumaczyła historiotwórczą skuteczność legendy… skuteczność testamentu278 i na podstawie której formułowała swoje główne przesłanie. W tym punkcie nawiązanie do dziedzictwa poetyckiego kaznodzieje okazywali w sposób bardzo przejrzysty. W artykulacji koncepcji czasu o t w a r t e g o, wiecznej kontynuacji idei i wartości. Ale nie chodziło wyłącznie o 276 S. Momidłowski, Kazanie na nabożeństwie żałobnym w dzień pogrzebu [28 czerwca 1927 r.] Juliusza Słowackiego, w: tenże, dz. cyt.., s. 59. 277 Bp M. Godlewski, Mowa wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia prochów Słowackiego, „Nowa Biblioteka Kaznodziejska” 1927, przedruk w: Pochód na Wawel…, dz. cyt., s. 117. 278 I. Opacki, dz. cyt., s. 157. 97 potwierdzenie prawidłowego rozpoznania poczynionego w tamtej epoce – do czego upoważniałaby chwila obecna („zwycięstwo zza grobu”) – lecz podjęcie jego aktualności, co wyrażało się w przewodnim wątku przesłania. Tym razem kaznodzieja sytuował się w roli wieszcza, głosił, że „skuteczność” dziedzictwa jego bohatera nie wyczerpała się, będzie miała lub powinna mieć jeszcze swoje historiotwórcze dopełnienie, swój dalszy ciąg – w ustawicznym doskonaleniu się narodu. Kształt tego przesłania bliski był niekiedy poetyce proklamacji, rozkazu, zbioru zasad, opartej na powtarzalności form bezokolicznikowych (Rozerwać kajdany… Grobowy kamień, co nas przygniata i dusz odwalić…Wypowiedzieć bój nieubłagany wszystkiemu, co życie Polski zmartwychwstałej zatruwa…279), doskonale podkreślających temporalną uniwersalność idei. Wspominaliśmy już, że w kazaniach dominowały poczynania „interpretacyjne”, głównie polegające na poszukiwaniu związków z życiem pisarza. Wszystko podporządkowane było odtworzeniu sylwetki człowieka, także jego dzieło, będące jakby zapisem życia i zawartego w nim wzorcowego przekazu dla potomności. Da się wyodrębnić jednak szereg uwag układających się w pewien ciąg w y p o w i e d z i o l i t e r a t u r z e, mających charakter refleksyjny, pretendujących do syntetycznych sformułowań, przeważnie wartościujących, niekiedy sentencjonalnych. Są to najczęściej drobne dygresje, zawsze jednak dopowiadające coś o kulturze literackiej mówcy. Ci, których ukształtował romantyzm, obyci z literaturą, nie byli tak ascetyczni w swym z nią obcowaniu, jak ks. Górnicki w stosunku do Hoffmanowej: Oceniając jej talent literacki, rozstrzygać wszystkie jej utwory nie do mnie należy, jeżeli z tego świętego miejsca wspomniałem o kilku, to jedynie dlatego, że są pomnikiem jej cnoty […]280. W tym samym mniej więcej czasie Kajsiewicz już nie tylko oceniał, ale i uważał za stosowne poczynić uwagę natury ogólnej: Bez wątpienia pismo jest wyrazem uczuć duszy; styl, dobrze powiedziano, to człowiek. Kto zatem stale jedne wyraża myśli, wielki to dowód, że nimi nie tylko raczy innych, ale że się sam podług nich rządzi. Jest nadto pewien wyraz prawdy w słowie jak w twarzy, na którym trudno bacznemu a doświadczonemu się zawieść. Że jednak do pewnego stopnia może się udać obłuda piśmiennicza, ostateczną 279 C. Falkowski, Na sprowadzenie prochów Słowackiego. Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa na dziedzińcu uniwersyteckim Piotra Skargi w Wilnie 28 VI 1927, Wilno 1927, s. 10-11. 280 L. Górnicki, Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej miana w kościele oo. Reformatów w Krakowie dnia 27 listopada 1845 przez …, Kraków 1848, s. 11. 98 próbą szczerości przekonania jest samo życie i uczynki pisarza281. Chodzi tu przecież o dość powszechne wśród romantyków przekonanie o poczuciu ułomności języka jako środka wyrażania myśli282. Romantyczny kanon generalizującej opinii kaznodziejskiej istotę twórczości, a szczególnie poezji, zdecydowanie ogniskował wokół jej s a k r a l n e j proweniencji (w szerokim rozumieniu), a więc natchnienia, daru Bożego, iluminacji, doświadczenia. Podobnie, gdy chodzi o określenie predyspozycji twórcy. Potężna rola geniuszu, spełnianie posłannictwa, pośrednictwo duchowe – wszystko to służy udoskonaleniu, zbliżeniu do Bożego ideału: Potęga słowa w takim geniuszu jest jak miecz obosieczny, który roznosi pomiędzy ludzi śmierć lub życie, grzech lub cnotę […]. Ani królowie, ani książęta, ani rządy i bagnety nie mają tej mocy, tego wpływu na serca i umysły, powiem na sumienie ludzkie, jaką ma taki geniusz w potędze słowa swojego, w uroku i piękności formy, w jakiej każdą rzecz dobrą lub złą światu przedstawić umie […]. Ich polot wyobraźni, ich świeżość myśli i żywość uczuć i obrazów, budzi zasępionych mędrców, odmładza ich serca i unosi z sobą w świat idealnej piękności283. Zwraca też uwagę fakt, że w określeniu funkcji poezji nie pomija się jej cech immanentnych, przeciwnie – akcentuje formę, walor estetyczny. W późniejszym okresie, w kazaniu Stablewskiego pojawi się w tej tradycji osadzona refleksja w odniesieniu do twórczości translatorskiej Koźmiana: Sprawował i tym pośrednią służbę Bożą w narodzie, bo mu i dawał poznawać j e d n o ś ć p i ę k n o ś c i w n i e s k o ń c z o n e j k s z t a ł t ó w o d m i a n i e i podnosił go w sfery, z których duch wyższy każdy trafi do źródła i pierwowzoru […]284 (podkr. moje – A. B.). Określenie natchnienia poetyckiego, mocy poezji formułowano niekiedy także metaforycznie. Prusinowski (w kazaniu o Krasińskim) nazywa je – w jakże charakterystyczny dla romantycznego obrazowania sposób (wywołuje nieodparte skojarzenie ze Słowackim) – a n i o ł e m, dobrym duchem, którego się wzroku czarne duchy boją285. Później, już w neoromantycznej aurze, to porównanie zostało użyte przez ks. Pelczara, głoszącego że narodowi polskiemu Bóg posłał ku pokrzepieniu dwa anioły 281 H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim…, dz. cyt.., s. 316. T. Skubalanka, dz. cyt., s. 212. 283 J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza, dz. cyt., s. 74-75. 284 F. O. Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława Koźmiana […], dz. cyt., s. 283. 285 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego w Poznaniu w Kolegiacie św. Maryi Magdaleny dnia 30 marca 1859, w: tenże, dz. cyt., s. 283. 282 99 – religię i poezję286. Jak gdyby ukoronowaniem tego właśnie nurtu refleksji jest obszerny fragment kazania Józefa Teodorowicza. Stanowi odrębny eseistyczny szkic na temat patronatu poezji Słowackiego w dobie współczesnej. Przy okazji mówca daje uwagi natury ogólnej, a raczej pewne spostrzeżenia, które odsłaniają jego pojmowanie poezji w ogóle, jej właściwości i funkcji. Między innymi pyta o związek między poezją i amboną. Wyraża też nowatorskie opinie o aspekcie religijnym poezji (Rozróżniam między pojęciem prawowierności i religijności). Ale najbardziej interesujący jest wówczas, gdy próbując określić specyficzną wartość dzieła Słowackiego, koncentruje się na tym, co dla poezji w ogóle najistotniejsze, na możliwościach tkwiących w samym języku poetyckim, czymś co leży u podstaw przekazu poetyckiego. Dziś powiedzielibyśmy: możliwościach ewokatywnych języka287. U tego poety widzi jakby największe ich potwierdzenie. W odróżnieniu od Mickiewicza i Krasińskiego, wobec których stosuje inną miarę. Kształtowali uczucia i myśli. Słowacki natomiast stworzył język, doskonały środek, za pomocą którego najlepiej mogło się wyrażać życie duchowe narodu: Potrzeba też było narodowi, który już przez konieczność samą skazany był przede wszystkim na życie duchem, by miał na swych drogach szczególniej obfite źródła w bogactwie języka, by tak życie pełniejsze i obfitsze duszy znalazło w języku podatnym narzędzie wierne dla swego ujawnienia288. Tych kilka przypadków to przykłady refleksji nastawionej na rozważania pryncypialne, próby dotknięcia kwestii zasadniczych, określenia istoty rzeczy bądź przynajmniej generalizującego nazwania. Odnotować trzeba także szereg wartościujących uogólnień, z których wyłania się określony i d e a ł literatury. Można mówić o pewnej regule opiniotwórczej opartej na p o r ó w n a n i u, hierarchizującym bądź jedynie zestawiającym typy twórczości lub pisarzy. Kryterium było szeroko rozumiane z a a n g a ż o w a n i e, odmierzane rozmaicie: stopniem moralnego oddziaływania, wzbogacania duchowego i religijnego, jak i – szerzej – zdolnością kreowania wartości w ogóle. Takie reakcje kaznodziejów datują się od momentu, kiedy romantyzm stawał się już normą tradycji, wzorcem najwyższej próby. Jednocześnie wzrastało poczucie zamkniętego etapu, końca wielkiego okresu w polskiej literaturze, 286 J. S. Pelczar, Mowa na nabożeństwie za duszę Mickiewicza, dz. cyt., s. 257. S. Sawicki, Czym jest poezja?, „Ethos” 1989 z. 8, s. 111. 288 J. Teodorowicz, Słowacki dzisiejszej poezji, dz. cyt., s. 91. 287 100 czemu towarzyszył motyw regresu, obniżenia lotów, osłabienia prestiżu sztuki słowa. Wyraźnie uzewnętrzniało się to wraz ze śmiercią ostatnich romantyków. W pożegnaniach Odyńca, Zaleskiego, Kraszewskiego i innych289. Do porównania skłaniały również postawy Zaangażowanie artystyczne moralne wyznaczone powieści przez Orzeszkowej pozytywizm zostaje i modernizm. przeciwstawione dekadentyzmowi i hasłom „sztuka dla sztuki”290. Z kolei ks. Cieszyński – jeden z kaznodziejów najmocniej przez kulturę młodopolską ukształtowanych – w przedstawicielach scjentyzmu pozytywistycznego upatrywał grabarzy posłannictwa poezji i jej estetycznej wielkości ([…] nieśmiało z początku a z czasem coraz głośniej poczęli rzucać gromy na bojaźliwie drżącą pieśń, co się tuliła do nielicznych lutni291), za prekursora odrodzenia literatury uznając Sienkiewicza. W jego książkach dostrzegał świadectwo renesansu etosu chrześcijańskiego w literaturze. Zresztą w całej recepcji kaznodziejskiej Sienkiewicza dominował pogląd o szczytowym poruszeniu aktywności duchowej narodu, porównywalnej jedynie z dziełem Mickiewicza. Zestawienia obu pisarzy w tym aspekcie były wręcz nagminne. Warto zasygnalizować też główne elementy u k ł a d u w e w n ę t r z n e g o interesujących nas kazań. Wyróżniającym się składnikiem kompozycyjnym był wstęp (exordium), najczęściej pomyślany jako efektowny detal, kunsztownie odsyłający do zasobów tradycji biblijnej lub wspólnotowej mitologii. Poświęcano mu oczywiście trochę miejsca w rozważaniach podręcznikowych, koncentrując się jednak głównie (zwłaszcza w II połowie XIX wieku) wokół jego funkcji, odpowiednio podając zalecenia co do sprawnego metodycznego wykorzystania292. Wszystko to podporządkowane było celowi nadrzędnemu, za jaki uznawano nauczanie i udoskonalanie słuchacza. Wiązało się wręcz z przekonaniem o zasadniczej różnicy między retoryką a kaznodziejstwem293. Obowiązywała zasada „złotego środka”: Zbyteczne jednak ubieganie się za 289 Zob. m. in.: Z. Chełmicki, Nad zwłokami Antoniego E. Odyńca, dz. cyt., s. 19; W. Jasiński, Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Deotymy, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, dz. cyt., s. 117-126. 290 W. Czeczott, Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja w kościele Św. Katarzyny w Petersburgu na nabożeństwie za duszę śp. Elizy Orzeszkowej, dz. cyt., s. 8-9. 291 N. Cieszyński, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp. Henryka Sienkiewicza, dz. cyt., s. 31. 292 Zob. m. in. J. Wilczek, Pastoralna, O homiletyce, t. 1, Kraków 1864, s. 167-172; J. Szpaderski, O zasadach wymowy mianowicie świętej, t. 1, Kraków 1870, s. 170-176; J. Krukowski, Teologia pastoralna, t. 1, Kraków 1887, wyd. 3, s. 239-245. 293 Zob. M. Brzozowski, Teoria kaznodziejstwa, w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, t. 3, cz. 2: Wiek XIX i XX, pod red. M. Rechowicza, Lublin 1977, s. 99. 101 wytwornością wstępu, w celu zjednania słuchaczów, równie jest szkodliwym, a więc niebezpiecznym jak niedbałe i nadto słabe jego wykonanie.294 Wprawdzie odnotowywano również istnienie wstępów uroczystych, zastrzegając jednak ich zastosowanie dla okoliczności nadpospolitych295. Podkreślano, że są one właściwe tematom wyjątkowej wagi, wymagającym specjalnych okoliczności i umiejętności. Towarzyszyły temu ostrzeżenia przed nadużyciem patosu (cechującego wstęp ab abrusto), opatrzone najczęściej dydaktycznym komentarzem w rodzaju: Ale to są wyjątki i rozmnażać ich nie potrzeba. Prostota we wstępach jest zawsze miła, oszczędność w ozdobach zawsze chwalebna, a patetyczność jest rzeczą trudną i osusza dalsze części mowy296. Tymczasem ujęcia wstępu w kaznodziejstwie okolicznościowym – a poświęconym pisarzom szczególnie – znajdowały się jak gdyby w orbicie innej tradycji retorycznej. Szczególnie w mowach głoszonych przez wybitnych kaznodziejów. Akcentując wyjątkowe miejsce exordium, należy pamiętać o proponowanych za jego pośrednictwem różnych wersjach patosu i rozmaitych sposobach jego osiągania. Dominowała formuła eksponująca dostojeństwo oratorskie. Najczęściej w jednolitej stylistycznie, ekspresywnej wypowiedzi, obliczonej na bezpośrednie wyrażenie nastroju (w tym znaczne uzależnienie od popularnego kanonu stylistycznej recepcji romantyzmu). Zupełnie inaczej dokonywały tego wstępy – rzadziej występujące – które należałoby chyba widzieć jako pozostałość konwencji staropolskiej, często rozwijające biblijne motto a także bardziej nawiązujące do antycznego zdyscyplinowania retorycznego; określa je też większe zróżnicowanie konstrukcji wypowiedzi. Przemienność tonu cechuje np. exordium Chotkowskiego – kunsztownie cyzelującego swoje kazania – otwierające Mowę przy sprowadzeniu zwłok Adama Mickiewicza, zbudowane na zasadzie kontrastujących ze sobą fragmentów: grupy pytań retorycznych i elegijnego przekazu kolejnych obrazów pogrzebowego obrzędu: Czyjaż to trumna w pośrodku Krakowskiej Katedry, na tak olbrzymim spoczęła katafalku? Komuż to taki wspaniały hołd, tak królewski pogrzeb dostał się w udziale? Do obcej ziemi poszli po niego; po latach trzydziestu i pięciu z grobu go wydobyli; wzięli go rodzinie i oddali całemu narodowi; wykuli grób w podziemiach Katedry obok grobów królewskich, aby go 294 A. Lipnicki, Zasady kaznodziejstwa, czyli nauka opowiadania słowa Bożego, t. 2, Wilno 1860, s. 222. A. Lipnicki, dz. cyt., s. 223; zob. też Szpanerski, dz. cyt., s. 171; Krukowski, dz. cyt., s. 245. 296 A. Ważyński, Homiletyka, Kraków 1891, s. 246. 295 102 tu pochować we czci powszechnej […]297. Po pewnym czasie cała ta wypowiedź zostaje klamrowo zamknięta pytaniami o analogicznej intencji, jak na początku – zaanonsowaniu wielkości Zmarłego. I dopiero wówczas, na tak przygotowanym tle, w sposób jak gdyby ewolucyjny dochodzi do uwznioślonej apoteozy (To król na ducha bezkrólewiu, wódz na myśli bezdrożu…). W kaznodziejstwie ku czci pisarzy od początku XX wieku stosowano wiele ujęć exordium. Można mówić o znacznym zróżnicowaniu. Jednym z dominujących był typ ab ilustratione. Między innymi powracała romantyczna wizja żałobnej „biesiady” wokół grobów298. Liczne były przypadki panoramicznych obrazów ujmujących w powiększonej perspektywie krajobraz ojczysty; te najczęściej w połączeniu z motywem „spadającej wieści”, ogłuszającej rozpaczy. Preferowane były przez mówców składających hołd Sienkiewiczowi: Wieść ta spadła na nas jak huragan; ogłuszającym gromem z jasnego nieba uderzyła w naród uginający się aż do samej ziemi pod strasznym niesłychanym brzemieniem wojny. Obiegła ziemię Piastów i Jagiellonów wzdłuż i wszerz, aż do dzikich pól, budząc we wszystkich sercach, po polsku czujących, głuchy jęk bólu299. Hiperboliczna scena biednej ziemscy polskiej (Cieszyński) po wielekroć wprowadzana, powielała w sposób szablonowy młodopolski styl patosu; podobnie (chociaż rzadziej) jak obrazowe „wywoływanie” historycznych wydarzeń zobowiązanych poświadczyć wielkość przeszłości. Tego rodzaju wstępne tło funeralne podporządkowane było retorycznym prawom sugestii, w podobnych przypadkach mającej zagwarantować właściwe odczucie Wielkiej Kontynuacji. Jeszcze w 1927 roku Momidłowski posłuży się takim exordium, przypominając wszystkie królewskie pochody żałobne zdążające na Wawel, niejako wyprzedzające pogrzeb Słowackiego. Odmienny rodzaj wstępu stosował Jasiński; dążył przeważnie do ogólnego zasygnalizowania tego, co następnie rozważał najgłębiej, wokół czego ogniskował swoje refleksje (fenomenu „królów-duchów” współtworzących przyszłość narodu, jego siłę moralną), stawiając na początku maksymę, lapidarną tezę do dalszego rozwinięcia: Przywilejem jest geniuszów, że im 297 W. Chotkowski, Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku przez…, Kraków 1890, s. 5. 298 S. Momidłowski, Kazanie w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Adama Mickiewicza [wygłoszone w katedrze w Przemyślu w roku 1906], w: tenże, Kazania przygodne, dz. cyt.; tenże, Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa w katedrze przemyskiej dn. 19 II 1912 r. w setną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego, tamże. 299 C. Pęcherski, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka Sienkiewicza odprawionym we Włocławskiej Bazylice Katedralnej […] dnia 21 listopada 1916, Włocławek 1916, s. 3. 103 dalej w przeszłość pogrąża się doczesne ich życie, tym więcej zatracają oni wszystko, co ziemskie, co słabością trąci, a powstaje w nich jeden wielki duch, jeden słup promienny, wiodący legiony braci, w krainę ideałów, które głosili300. Inaczej natomiast formułowali swoje wstępy Szlagowski i Teodorowicz301. Co je szczególnie charakteryzuje, to bardziej ścisłe powiązanie (brak zdecydowanego przedziału zarówno merytorycznego, jak i stylistycznego) z pozostałymi częściami. W zasadzie mówcy ci unikali sentencjonalnych czy obrazowych introdukcji, koncentrując się na tu i teraz, osobie zmarłego, przystępując od razu do jego pożegnania. W tych przypadkach patos tkwił w monumentalizacji pierwszych zdań rapsodycznej oracji. Wyrażało się to w apostroficznych zwrotach, jak w cytowanym już wstępie Szlagowskiego (Quo Vadis! Dokąd idziesz…). Mogło też wystąpić rozpoczęcie o strukturze elegijnej, anons herosa narodowego, jak u Teodorowicza w mowie Wobec ideałów Sienkiewicza (incip. Wszystko wyśpiewała mu przeszłość Polski…). Odrębnego spojrzenia wymagają partie l a u d a c y j n e, zważywszy ich podstawowe znaczenie w obrębie każdej mowy panegirycznej, żałobnej w szczególności. Warto zwrócić uwagę na kilka prawidłowości. Generalnie rzecz ujmując, wizerunek postaci kształtowano w dwojaki sposób, rejestrując uczynki i postawy zgodnie z etosem chrześcijańskim, patriotycznym lub próbując raczej esencjonalnie uchwycić pewne cechy twórczych dokonań i ewolucji duchowej. W pierwszym przypadku dominowały cele dydaktyczne, czytelna była intencja wykorzystania godnego zalecenia wzorca biograficznego. Pochwała nieboszczyka wtenczas tylko korzystna, wtenczas tylko godziwa nam kapłanom, kiedy możemy bezpiecznie chwalonych za wzór do naśladowania i na przykład słuchaczom naszym przedstawić – powie Kajsiewicz, nadmieniając, że w Hoffmanowej chce przedstawić wzór chrześcijańskiej Niewiasty302. Tak, jak w osobie Witwickiego odnotowuje główne przymioty męża chrześcijańskiego: pobożność (podniosłą i rzetelnie praktykującą), miłosierdzie, wytrwałość w cierpieniu. Z kolei Koźmiński tworząc konterfekt chrześcijanina – o wiele szerszy, bo odczytywany rozlegle ze wszystkich przejawów 300 W. Jasiński, Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50 rocznicę zgonu Zygmunta Krasińskiego…, dz. cyt., s. 15. 301 J. Teodorowicz, Wobec ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Sienkiewicza w kościele Mariackim w Krakowie przez…, Kraków 1917, Lublin 1993. 302 H. Kajsiewicz, Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp. Klementyny Tańskich Hoffmanowej…, dz. cyt., s. 152. 104 działalności pisarskiej i charytatywnej Jachowicza – grupuje poszczególne zalety i dokonania wokół odpowiednich cytatów biblijnych303. Natomiast u dwu poznańskich kaznodziejów – Prusinowskiego i Janiszewskiego – laudacji zdecydowanie przyświecał ideał romantycznej osobowości twórczej. Jedna z jej cech to specyficzna antynomiczność postaw, rozdwojenie i zmaganie z sobą. Prusinowski mówiąc o Mickiewiczu, mówi o Konradzie (chociaż nie pada to imię, ani przypomnienie Improwizacji) i właśnie z wewnętrznej walki uczyni osnowę laudacyjnego przekazu, wyraźnie akceptując ten trud dochodzenia do prawdy: Tam nie masz bezbożności, ale raczej walka przeciw zwątpieniu, co porywa za serce poety patrzącego na ojczyznę biedną jak syn na ojca wplecionego w koło, walka straszna, okropna, dumna i grzeszna, ale walka […]. Jest tam walka, ale śmierci nie masz, jest tam walka, ale ta walka do Boga dąży przez czyśćcowy ogień próby straszliwej, która wreszcie tym się kończy, że duch potężny i wielki i wprzódy potęgą i wielkością dumny wnet się jako dolina położy […]304. Janiszewski zapragnie w poecie dostrzec przede wszystkim siłę twórczego geniuszu, akcentując poprzez amplifikację jej możliwości eskalacyjne: Wielkim jest Mickiewicz w swoim uniesieniu […]. Takim natchnieniem wieszcz ożywiony może przenikać tajniki serca narodu, może w nich znaleźć, czego nikt nie dojrzał, może rozdmuchać ukryte iskry wyższego żywota, rozjaśnić, rozpłomienić […]305. Kaznodziejstwo poświęcone pisarzom w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku w przeważającej części powstawało w Galicji. Fakt ten częściowo tłumaczy dosyć charakterystyczny symptom w metodzie laudacyjnej. Chodzi o kontekst historyczny. W pochwałę zmarłego, rejestr jego czynów i osiągnięć wplatane są dygresje w postaci przypomnienia odpowiednich wydarzeń dziejowych, obrazów przeszłości, „streszczania” jej fragmentów. Chotkowski omówienie zasług Kraszewskiego dla mowy ojczystej poprzedza jakby krótkim zarysem jej historii, a chcąc uwypuklić przełomowy dla kultury polskiej moment pojawienia się dzieła Mickiewicza, kreśli historię ponurych lat porozbiorowych. Podobnie czyni ksiądz Chełmicki (w mowie o Odyńcu) przypominając Filaretów: odwołuje się do historii wszechnicy wileńskiej a także 303 [H. Koźmiński], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Stanisława Jachowicza dnia 16 stycznia 1858 w kościele Karola Boromeuszka przez jednego z O.O. Kapucynów, dz. cyt. 304 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza…, dz. cyt., s. 208-209. 305 J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza…, dz. cyt., s. 78. 105 kondycji moralnej XVIII-wiecznej kultury. Poszczególne etapy biografii uzyskiwały w ten sposób tło historyczne, a przy okazji spełniany był też jeden z ubocznych celów kaznodziejstwa okolicznościowego – dodatkowa edukacja patriotyczna. Padało stwierdzenie typu: Komuż z was, bracia, nie znane stosunki Królestwa po ostatniej w 1831 roku wojnie o niepodległość?306 Po czym mówca dawał obszerne przypomnienie ówczesnych prześladowań i oporu społeczeństwa, aby dojść do sportretowania młodzieńczych lat pisarza. Skrajny przypadek stanowi poświęcona Słowackiemu Mowa o miłości ojczyzny… Adamskiego307, w której postać poety jest pretekstem do wygłoszenia obszernego traktatu na określony w tytule temat i erudycyjnych uwag o historii ojczystej. Inny rodzaj laudacji przeważał w XX-wiecznym kaznodziejstwie. Bardziej generalizującej, dążącej do ujęcia duchowej lub intelektualnej syntezy osobowości. Chcę w krótkich słowach podać to, co stanowi treść jej ideałów, bez zagłębiania się w dane biograficzne, szczegóły życia lub różne poglądy o jej pracach – uczyni zastrzeżenie ks. Jasiński, przystępując do przedstawienia biografii Orzeszkowej308. Przede wszystkim jako twórcę „ideałów” prezentuje Sienkiewicza abp Teodorowicz. Interesujący jest przewodni motyw laudacyjny kazań Szlagowskiego. Prawie w każdym przypadku dowartościowuje on tę właściwość pisarskiego geniuszu, która polega na zogniskowaniu trzech czasów, twórczym sprzężeniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Natomiast bp Godlewski w słynnej mowie wawelskiej skoncentrował się na transfiguracji duchowej Słowackiego. Warto może jeszcze wspomnieć, na zakończenie tego krótkiego przeglądu postaw laudacyjnych o czymś, co wydaje się być szczególnie reprezentatywne dla kultury biograficznej okresu niewoli, wytwarzającej bardzo nośny repertuar pseudonimicznych określeń. Myślę tu o motywie interreksa, które to miano w rozmaitych wariantach (król, 306 Cz. Bogdalski OFMObs, Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila Lenartowicza do grobu zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 r. przez […], Kraków 1893. 307 J. Adamski, Mowa o miłości ojczyzny wypowiedziana przez… w katedrze lwowskiej łacińskiej w czasie nabożeństwa za duszę śp. Juliusza Słowackiego w 50. rocznicę jego zgonu, Lwów 1899. 308 W. Jasiński, Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie za śp. Elizę Orzeszkową, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, dz. cyt., s. 47. 106 hetman, wódz itp.) odnoszono do wielu twórców kultury narodowej309. Szczególnie częste jego zastosowanie daje się zaobserwować w kaznodziejstwie pozostającym pod egidą wyobraźni młodopolskiej, a już najczęściej w laudacjach ku czci Sienkiewicza310. C o n s o l a t i o. Słowa pocieszenia pojawiają się w różnych miejscach tekstu. Spostrzeżenie, które nasuwa się w pierwszej kolejności jest następujące: rzadko pojawiają się bezpośrednie zwroty do rodziny, przyjaciół, w ogóle grona najbliższych. Przeważa natomiast tendencja do rzec by można – autokonsolacji, to znaczy, że jej adresatem staje się wspólnota, której mówca przewodzi, słowem „my”, wszyscy zgromadzeni, a dalej osierocony naród, ojczyzna itd. Wartością rozpraszającą żałobę ma być świadomość wielkiego spadku, dziedzictwa, które należy podjąć i kontynuować. Obrazowe ujęcia rozszerzania się tej spuścizny w czasie i przestrzeni spotkać można dosyć często od początku wyodrębnionego tu okresu: Teraz lutnia twoja zamilkła na wieki i od rzek babilońskiej ziemi już nas więcej głos nie doleci, ale brzęk jej rozlegać się będzie po całej ziemi polskiej i odbije się we wszystkich sercach polskich311. Był to, jak się zdaje, zwrot konsolacyjny tyleż częsty, co i podatny na zbyt forsowny dydaktyzm. Stąd, im mówca bardziej wytrawny, tym zwyczajowo wprawdzie poddaje się konwencji, ale w bardzo ograniczonym wymiarze, najczęściej jedno lub dwuzdaniowym stwierdzeniu: Jesteś z nami w swych arcydziełach i zostaniesz na zawsze w Polsce i w ludzkości całej312. Raczej sporadycznie spotkać można bardziej wyszukaną formę consolatio, operującą jakimś konceptem czy wnikliwą refleksją. Jest to trochę zdumiewające, gdyż w tym czasie podobne elementy w tekstach funeralnych (choćby epistolografii, prozie nekrologiczno-wspomnieniowej, poezji okolicznościowej) są dość bogate i złożone. A przecież uzależnienie kaznodziejstwa od literatury okresu, jak staraliśmy się wykazać, było tak rozległe. Odpowiedź na to wymagałaby odrębnych badań. Jedynie Teodorowicz, bezwątpienia najlepszy mówca kościelny XX wieku, wyróżnia się tu zdecydowanie. Zakończmy więc rzecz całą fragmentem z niego, o tyle interesującym, że 309 Ten polski topos „niekoronowanej królewskości” znajdzie też wyraz w finale słynnej mowy Piłsudskiego przy trumnie Słowackiego w 1927 roku: W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, by królom był równy (cyt. za J. Wiśniowski, Pochód na Wawel, dz. cyt., s. 113). 310 Wspominam o tym w artykule Pożegnanie Sienkiewicza. Mowy kaznodziejskie nad trumną pisarza, „Życie i Myśl” 1987 z. 3-4, s. 80-81. 311 J. Ch. Janiszewski, dz. cyt., s. 80. 312 A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Władysława Reymonta…, dz. cyt., s. 258. 107 zawiera finezyjne nawiązanie do romantycznego (a więc okresu, którego patronat jest przecież dominujący) motywu ofiary, „wypalenia” się do końca, poświęcenia dla ogółu: I może dlatego zabrał go Pan do siebie w chwili, gdyśmy go tak bardzo potrzebowali. Bo już snać nie chciał Bóg, byśmy spoczęli na żywej jego osobie, ale chciał byśmy uwięzili oko nasze wyłącznie w ideałach przezeń głoszonych313. 313 J. Teodorowicz, Wobec ideałów Sienkiewicza…, dz. cyt., s. 11. 108 4. Sztuka wstępu (Z dziejów exordium w kaznodziejstwie okolicznościowym XIX i XX wieku). Wszystkie symptomy sztuki kaznodziejskiej interesującego nas okresu dadzą się dostrzec ze szczególną wyrazistością (zresztą w oratorstwie w ogóle) już na poziomie zdań inicjalnych, ściślej mówiąc, w rozmaitych ujęciach prooemium. Ich wieloraki poziom zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia z czymś na kształt sztuki autonomicznej, w pełni uwarunkowanej znajomością reguł, ale i bogactwem wyobraźni. Sztuce wstępu nie poświęcano dotąd wiele uwagi. Tymczasem dbałość o nią, wręcz jej pielęgnacja w interesującym nas tu okresie, zasługuje na wydobycie i refleksję. Chodziło nie tylko o to, żeby słuchacza przygotować, wprowadzić w temat - co najczęściej postulowały kaznodziejskie podręczniki - ale często także o odpowiednie „wejście”, błyskotliwe poruszenie wyobraźni, olśniewającą i n a u g u r a c j ę. Należy tedy mieć wnikliwe baczenie na tę swoistą estetyzację wstępu. Oczywiście mówiąc o niej pamiętać trzeba o tradycji antycznej, zwłaszcza Arystotelesie, który porównywał prooemium („przedsmak tematu”) do prologu w dramacie, wstępu w poemacie i preludium w utworze muzycznym. Dopuszczał także w mowach popisowych taki rodzaj wstępu, który niekoniecznie musi wiązać się tematycznie z treścią mowy (mówca winien zacząć od tego, cokolwiek zajmie jego wyobraźnię, następnie podjąć główny temat i obie te części spoić ze sobą)314. Spróbujmy przyjrzeć się bliżej wstępom kaznodziejskim z okresu, którego ramy dadzą się uzasadnić prężnością paradygmatu kultury romantycznej, wybiegającej daleko poza kalendarzowe zamknięcie. Chodzi więc zarówno o wiek dziewiętnasty, jak i jego dwudziestowieczne przedłużenie, aktywność wielu wywodzących się stamtąd norm, ich głębokie wniknięcia. W introdukcji kaznodziejskiej niezwykle istotna jest ekspresja uogólnienia. Polega to na kondensacji tematu w zarysie głównego przesłania. Może też przejawiać się w szczególnie rozbudowanej ekspozycji celu i sensu podniosłej oracji a także znaczenia wspólnotowego przeżycia. Często wszystkie te właściwości występują w połączeniu. Na 314 Arystoteles, Retoryka księga III, w: Trzy stylistyki greckie. Arystoteles, Demetriusz, Dionizjusz, przeł. i oprac. W. Madyda, Wrocław 1953, s.5-6; zob. też T. Bieńkowski, Prooemium (Antyczna teoria wstępu do mowy), „Meander” 1965 z. 1, s.23. 109 początek sięgnijmy po exordium jednej z mów pogrzebowych Semenenki. Jest ono obszerne, wyraźnie wyodrębnione, nawet graficznie oddzielone od tekstu głównego. Już sentencja zdania inicjalnego wprowadza nas w krąg myśli romantycznej: Każdy, choćby pojedynczy człowiek, jest całym światem; a jego, choć osobne i krótkie życie jest całą historią. Motyw relacji między mikro i makrokosmosem315 został dalej poprowadzony w kierunku biblijnego przesłania, mówiącego o o b e c n o ś c i Boga w człowieku i rozwinięty (także wsparty cytatami, m.in. Deliciae meae esse cum filiis hominum, Prov. VIII) w refleksji, która wskazuje na potrzebę ustalenia w jakim stopniu człowiek sprostał Boskiemu wezwaniu. Nie tylko zresztą o samą refleksję tu chodzi, ale także o jej „podanie” - ten niesamowity, świetny jakościowo obraz: Przetoż uroczyste to widowisko kiedy człowiek umrze, kiedy się skończy jeden taki świat osobny, kiedy się zamknie jedna taka osobna historia. Uroczyste mówię widowisko! Zbiegają się na nie wszystkie inne światy, wszystkie jasne i niebieski zastępy, wszystkie ciemne i piekielne potęgi, stają dookoła jak widzowie; bo oto Najwyższy zstępuje, aby zobaczyć i przekonać się jak się ta jedna gra Jego skończyła; jak jej odpowiedziały: ten człowiek, ten świat, ta historia jedna cała. Dyskurs kaznodziejski został zatem wzmocniony poetycką wizyjnością, hiperbolicznym obrazem śmierci wedle „kosmologicznych” reguł wyobraźni romantycznej. Obraz ten doskonale podbudowuje kolejne partie wstępu, w których pojawia się uzasadnienie wspólnego ze słuchaczami – i równie spektakularnego – podsumowania czynów zmarłego (To sądy ludzkie, ślad jakiś i cień sądów Bożych) a także wyznaczonego sobie przez mówcę celu: [...] zamiarem moim w tej potrzebie będzie odgadnąć myśl Bożą, i tę, jak nazwałem grę Bożą w tym właśnie człowieku, którego nam Bóg zabrał316. Jak widać w tym exordium wyraźnie jawi się określone wyobrażenie kresu życia (rzec można: jako wielkiego finału); uwydatnia się też postawa, która w obliczu śmierci proponuje p o d s u m o w a n i e jako o d c z y t tajemnego zapisu, interpretację, lekturę (rodzaj heurezy) świętej księgi żywota. I to jest także przesłanie, co do pojmowania sensu życia, głęboko chrześcijańskie przesłanie. 315 Człowiek jako mikrokosmos, obraz, podobieństwo, odbicie, zwierciadło, skrót, rekapitulacja wszechświata - te określenia powtarzają się u romantyków z wielką natarczywością (M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 252). 316 P. Semenenko, Mowa pogrzebowa po śp. Onufrym Józefie Korzeniowskim (miana w Rzymie 27 listopada 1868), w: tenże, Kazania przygodne, t. 2, Kraków 1923, s. 178-180. 110 Semenenko staje się tu bliski eschatologii Norwidowskiej317: dokonanie żywota jest odejściem, s p e ł n i e n i e m318 i wypełnieniem Boskiego posłannictwa. W kaznodziejstwie XIX wieku, zwłaszcza żałobnym, wyróżniał się także rodzaj wstępu o preferencjach dla pewnego typu obrazowania. Chodziło o upodobanie w kreowaniu hiperbolicznej wizji ziemskiego bytowania (niczym panoramicznego fresku), korowodu życia i śmierci, zaklętego koła czasu, który wszystko wchłania i zagarnia, wypełniając świadomość człowieka „krajobrazem” unicestwienia, pełnym zgrozy i tajemnicy: Żałobni słuchacze! - Ziemia, to matka żywicielka, na której nam łonie pierwszy brzask życia zajaśniał, - to pole bytowania naszego, gdzie już kłosy dojrzałe, już ledwo wzrosłe rośliny, nieubłaganej żniwiarki ręką ścięte zostają! Rzucony śmiertelnik w ten wir zabawy, gwaru, jęków i płaczu - zachodów, starań i pracy - ciągle obecnością zajęty, goni za swoim celem, całe mu życie oddaje; - a chociaż tuż obok niego, współwędrownicy padają, jak drzewka wichrem strącone - on im łzę żalu, łzę krótką, przechodnią tylko poświęci, i zdąża dalej i dalej... Tak idą tłumy po tłumach, i w zgiełku miasta i w cichej wiosce i pośród szczęku oręża - po wszystkie miejsca i czasy; - a ziemia krąży niepowstrzymana, krąży i milczy, - i w swoje łono przyjmuje wyrosłych na niej, przez nią karmionych, co kiedyś błyszczeli siłą umysłu lub ciała, a dziś pod kosą śmierci legli bezsilni. - I rosną groby przy grobach, powszechny cmentarz coraz się więcej rozszerza, pełna już ziemia szczątków człowieka […]319. Właśnie takiego typu obraz inicjalny sprzyjał wiodącemu przesłaniu całej oracji. Dobrze prezentował się bowiem w konfrontacji z pouczeniem o nadziei, zbawieniu i życiu wiecznym. Ale za szczególną właściwość wstępów pozostających w kręgu kultury romantycznej należałoby (w podobnym zresztą jak uznać sytuacyjną wyżej celu) autotematyczność. nastrojowość Eksponowano chwili, która gromadzi współplemieńców, uświadamiając im przemijanie, pobudzając nostalgię i zacierające się wspomnienia przeszłości: Im dłużej się przeciąga, im więcej gorących westchnień puszczonych ku lepszej przyszłości, dotychczas nie ziszczonych; tym trudniej sprawiać mi się przed wami przychodzi. Tyle różnych wspomnień obudzonych, uczuć poruszonych 317 Oczywiście nie chodzi o jakiś prosty mechanizm wpływu, czy wynikania, raczej o pewne symptomy czasu, wspólnotę właściwej epoce wrażliwości. 318 Zob. S. Sawicki, Chrześcijańskie wartości poezji Norwida, Lublin 1986, s. 21. 319 J. Bogdan, Mowa na pogrzebie śp. Franciszka Czarnowskiego..., w: tenże, Kazania i mowy pogrzebowe, Warszawa 1861, s. 688-699. 111 tyle... pamięć krótkiej chwały i szczęścia, obok dotkliwej rzeczywistości długich lat wyznania...... Smutek, ten niewdzięczny a nie odproszony gość nasz, coraz gęstszy, dziś już się rozgospodarzył w duszach naszych, osiedlił i jakoby obwarował320. To grupowe r o z p a m i ę t y w a n i e staje się jakby figurą rytualnej uczty konsolacyjnej, zbiorowego opłakiwania, wspominania i rozmyślania (ten styl medytacyjny wspierała nawet forma graficzna) o własnej kondycji jednocześnie: Grabarze Emigracyjni, grabarze wasi, najmilsi! natośmy zdaje się tylko wcześniej do winnicy pańskiej powołani, abyśmy wam dłużej tę żałobną usługę oddawać mogli. Podwójni pielgrzymi na ziemi, a tak namiętnie do niej przywiązani, schodzicie się jak dotknięci zarazą po nocy, jak żołnierze po bitwie, policzyć się ilu z was ubyło, myśląc kiedy wasza kolej przyjdzie. My spełniamy urząd Tobiasza na wygnaniu, bolesne pasterstwo dusz, które wymierają, których nie przybywa... jakby typ końca świata... Wola Boża, Bracia! [...]321. Podobnego charakteru motyw często pojawia się we wstępnej części kazań Prusinowskiego. Występuje tu w szczególnie intensywnym kształcie. Przede wszystkim wydobywa podwójne znaczenie obrazu z g r o m a d z e n i a („zbiegnięcia się”) żałobników. Obraz ten urasta niekiedy do rangi wielkiej metafory losu polskiego: Znowu ja stawam przed Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w narodowym Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nic nie widzę jako groby a stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz rozległy, po którym naród jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią poważny idzie do grobu szeroko rozwartego. [...] A w tym orszaku żałobnym starsi, zasługami szlachetni i wielcy mężowie narodu otuleni wspomnieniami przeszłości przed zimnem dzisiejszej nędzy idą razem z ludem coraz mniejszym i uboższym i zstępują po wschodach pod ziemię. - Ale mężów onych coraz mniej, że niedługo i jednego nie stanie z przewodników, co by nam i dzieciom naszym powiedział: jam widział białego orła na czerwonym morzu krwi za jego wolność przelanej!322 W tym miejscu warto przypomnieć silnie zakorzenioną w naszej tradycji tendencję do „teatralizacji” piśmiennictwa kaznodziejskiego, między innymi 320 H. Kajsiewicz, O cierpliwości. Na obchód 29 listopada 1844, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, dz. cyt., s. 69-70. 321 H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa z okoliczności nabożeństwa żałobnego odbytego w Paryżu ... R.P. 1845 za duszę Antoniego Wojewody Ostrowskiego ..., w: tenże, dz. cyt., s. 167. 322 A. Prusinowski, Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego, pułkownika wojsk polskich, w lutym 1857, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania, dz. cyt., s. 247-248. 112 poprzez ewokowanie doznań wizualnych czytelnika czy słuchacza323. Zwraca uwagę udramatyzowanie przestrzenne tej sceny. Kaznodzieja występujący w roli wizjonera, używając formuły czasu teraźniejszego, „unaocznia” odbiorcy rozległą panoramę cmentarną, na tle której sunie ów nie kończący się pochód zdążających do grobu pokoleń324. Widowiskowe atrybuty takiego wstępu, z wyraźnie zaznaczoną rolą mówcy -kreatora, potrafił Prusinowski wykorzystać dla podtrzymania sugestii, że biorąc udział tu i teraz w tej oto uroczystości wszyscy jednocześnie uczestniczą w ustawicznym narodowym obrzędzie żałobnym. Ta – jak to określi – „uczta grobów” zdaje się być znakiem zbiorowej wyobraźni mitycznej, uzyskuje wymiar uniwersalny, jako przypadłość losu polskiego. [...] tam się zbiegają - czytamy w innym wstępie - kapłani i wierni, panowie z ludu czeladką, sędziwi starcy i pacholęta i na grobach obchodzą biesiady duchów, święta uroczyste, wiece narodowe. - Na groby, bracia, na groby! Do pogrzebów! To sejmy, to biesiady, to wesoła nasze!325 Ustawiczna aktywizacja pamięci w obliczu śmierci nie tylko uwznioślała żałobę, ale zwielokrotniała też jej rozmiary, wszechogarniające swoją ponadczasowością. Maksymalizując od razu we wstępie atmosferę przygniatającego fatalizmu i rozpaczy, Prusinowski wzmacniał efekt górującego nad całością oracji p r z e s ł a n i a, mówiącego o wielkości o f i a r y, jej celowości, o tkwiącej w niej nadziei. Prooemium kaznodziejskie, podejmujące motyw „biesiady duchów”, narodowych zaduszek, szczególnie wyraźnie zapożyczało formy poetyckiej326, ożywiając popularną symbolikę i zasoby stylistyki romantycznej. Jak widać to wyraźnie u Prusinowskiego, z upodobaniem wcielano tę najbardziej romantyczną konwencję obrzędu funeralnego: jakby rozmaite repliki obrzędu d z i a d ó w. Niekiedy też obficie inkrustowano tekst popularnymi rekwizytami wyobraźni romantycznej. Doskonale uwidacznia je exordium w jednym z kazań arcybiskupa Stablewskiego. Warto przytoczyć urywek tego wstępu. Z 323 H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 114. Ów romantyczny obraz żałobnego pochodu pokoleń (przypomnijmy Bema pamięci żałobny rapsod Norwida stał się motywem wędrownym w literaturze funeralnej wielu okresów, przejęty także przez oratorstwo. Oto, dla przykładu, fragment słynnej mowy J. Piłsudskiego przy trumnie poety: Gdy więc warstwy ziemi otwartej przeliczę i widzę przeszłości gościńce, po których kroczy ludzkość i po których teraz stąpa historia, to widzę umoszczone twarde drogi, które ludzie pokoleniami idąc w życie, pokoleniami umierając mościli życiem swoim, tak jak i śmiercią (cyt. za: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusz Słowackiego, zestawił J. Wiśniowski, Kraków 1927, s. 110). 325 A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania dz. cyt., s. 279. 326 Zob. J. Pasierb, Od kaznodziejstwa do homilii, Pelplin 1984, s. 15. 324 113 uwagi na jego reprezentatywność - dość obszerny: Z pogrzebu na pogrzeb dąży smutna drużyna, uściskiem dłoni w niemej boleści wita się nad grobem i tęsknie rozgląda, bo coraz mniejsze, coraz ciaśniejsze koło braci, towarzyszy. Jeden po drugim pada u stóp tej nowej Nioby narodów, co same tylko ogląda boleści i żałoby i straty swoich dzieci - niby ona matka w tęsknym mistrza naszego obrazie, co w noc ciemną poległe swe szuka na pobojowisku syny. Ale choć na jej czole gwiazda nadziei, nam coraz smutniej i coraz ciężej na tej ziemi, nad którą anioły w noc gwiaździstą przelatując, płaczą, na której groby niby one kurhany na ukraińskim stepie, miejscem zgromadzenia i spotkania się dla smętnej rzeszy. Ta ziemia - ta ziemia długich, zimowych nocy, to ziemia wichrów i śnieżnych zamieci, to ziemia innej i dłuższej i smutniejszej jeszcze nocy, to ziemia, po której burze po burzy przelatują a druzgocą pamiątki po ojcach, to ziemia, na której co chwila rozlega się łoskot domu jakiego ojczystego, co zapada w rwących falach obcego potoku - na której groby i miny niemal jedyną po ojcach spuścizną dzieci327. Mamy tu więc step ukraiński, kurhany, pobojowisko i ruiny a także nocny wizerunek ziemi, nad którą przelatują anioły, jak u Słowackiego. Dodatkowo w drugiej części cała ta niesamowitość romantycznego krajobrazu poddana została – poprzez rytmikę fraz i obrazów - formie lamentacyjnej. Wstęp miał atakować siłą poetyckiej kreacji, miał być „popisem” imaginacji pozostającej w zgodzie z literackim statusem stylu epoki, z nastrojem obrzędowej, rytualnej formy przekazu: Ciemno!..oh, coraz ciemniej w starym Jagiellonów Grodzie! Gwiazdy co nam świeciły gasną jedna za drugą! - Pochodnie gorejące, które nam udzielały światła i ciepła, nieubłagany anioł zniszczenia z naszych wydziera objęć! Więc że Bóg wielki cieniami nocy ziemię naszą postanowił otoczyć? więc pragnie zabrać nam sprzed oczu jasne wzory cnoty i chrześcijańskiej doskonałości328? W kaznodziejstwie XIX wieku taka eskalacja poetyckości w zasadzie przewidziana była głównie dla wstępu. W kaznodziejstwie żałobnym jej natężenie wyraźnie odcinało się od dalszych partii tekstu - zwłaszcza szeroko rozbudowanej części laudacyjnej, utrzymanej w rzeczowej, wedle klasycznego gustu utrzymanej, normy. Dawało to efekt silnego skontrastowania poszczególnych fragmentów. 327 F. Oksza-Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Antoniego Gorzeńskiego-Ostroroga miana dnia 24 stycznia 1880 w kościele parafialnym we Lwowie, w: tenże, Mowy żałobne, Poznań 1912, s. 93. 328 H. Księżarski, Mowa w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Petronelli z książąt Jabłonowskich hrabiny Wodzickiej, miana dnia 9 listopada 1859 roku..., Kraków 1859, s. 3. 114 A niekiedy, równie patetyczne, jak we wstępie, zakończenie wskazywało na upodobanie do zaznaczania specyficznie klamrowej kompozycji całości kazania. Wart odnotowania pozostaje jeszcze rodzaj exordium XIX - wiecznego, także silnie związanego z kanonem zbiorowej wyobraźni funeralnej okresu. Chodzi o wykorzystanie motywu (występuje też w poezji okolicznościowej, nekrologach i epistolografii) nagłej, przygniatającej wieści, porażającego cały kraj nieszczęścia. Tak ogłaszano śmierć „Wielkich w Narodzie”, rozpoczynając aktem patetycznego o b w i e s z c z e n i a. Rzec by można – takie nasuwa się skojarzenie – że deklamatorska wypowiedź mówcy jakby poddawała się stylizacji na podniosłą recytację przodownika chóru z antycznej tragedii: W Stolicy Zygmuntów umarł Hetman Polski! - a umarł wygnańcem!!! - Jęknął Dzwon Zygmunt jękiem wszech żałoby - a po złotym łańcuchu serc polskich westchnienie żalu obiegło nie tylko Polskę, ale ziemię całą, bo całą dziś ziemię zalega Polska nami wygnańcami. Zbiegł się lud okoliczny - i, w imieniu WszechPolski, lud Krakowski grzebał Bohatera, którego prawicy Bóg był zwierzył dziesięciowieczną część Rycerstwa Polskiego, i los całej Polski329. Charakterystyczne było owo uwypuklenie przestrzennych atrybutów tragicznej wieści, uderzającej w coraz to rozleglejsze grono żałobników: Podobało się Bogu Wszechmogącemu uderzyć mieczem wyroków swoich nie w pojedyncze serca, nie w jedną tylko rodzinę, ale osierocić kraj cały z przedniego syna, pogrążyć w nieutulonym żalu i boleści całą społeczność naszą, która na wieść o śmierci ś.p. Edwarda Antoniego Odyńca jęknąć musiała, jak owa matka, co najdroższe grzebać ma dziecię330. Niekiedy następowało bardzo szczegółowe poszerzanie osieroconych kręgów: wsie, miasta, poszczególne dzielnice, przyroda ojczysta, czy też „cały świat chrześcijański”. Później motyw ten (pamiętajmy: rodem z romantyzmu) raz jeszcze wystąpił z wielkim powodzeniem, stereotypem powielony w kaznodziejstwie ku czci Sienkiewicza, zwłaszcza tym prowincjonalnym, o wtórnej wyobraźni331. 329 A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Jana Skrzyneckiego naczelnego wodza polskiego, miana w Paryżu w kościele Wniebowzięcia dnia 25 lutego 1860, w: tenże, Kazania o Świętych Pańskich i Królowej Korony Polskiej ..., Berlin 1872, s. 472. 330 Z. Chełmicki, Nad zwłokami A. E. Odyńca. Mowa ... wypowiedziana w kościele Świętego Krzyża w Warszawie dnia 21 stycznia 1885 roku, Warszawa 1885, s. 3. 331 Zob. Mowy żałobne wygłoszone w różnych kościołach przez kapłanów diecezji sandomierskiej ku uczczeniu śp. Henryka Sienkiewicza, Sandomierz 1917. 115 Dotychczas poświęciliśmy wiele uwagi wstępom zdominowanym przez emocje. Istotę stanowiła ich monumentalna nastrojowość, określona głównie przez eksponowanie patosu, dostojeństwa oratorskiej wypowiedzi. Mamy w takim przypadku do czynienia z bardzo typowym dla całej epoki przejawem wieszczej sztuki słowa. Tymczasem uroczyste, okolicznościowe kaznodziejstwo oferowało inny jeszcze rodzaj wstępu niepospolitej miary, wielce kunsztowny, kiedy to w zaskakującej formie „inaugurowano” naczelny motyw całości, wysnuwając zeń stopniowo przewodnią nić refleksji. Chodziło o określony zabieg semantyczny, zmierzający do przewodniej mądrości poprzez grę znaczeń słownych, pojęciowych, bądź sytuacyjnych. Tak jest na przykład w żałobnym wystąpieniu księdza Mętlewicza. Mówca myśl swoją rozwija poprzez konfrontację miłosierdzia i śmierci. Ogłasza triumf miłosierdzia w obliczu śmierci. Poprzestając jednak do pewnego momentu jedynie na konstatacji, utrzymuje rzecz całą w niedomówieniu, zwłaszcza że – w potocznym rozumieniu – oba zjawiska zdają się być trudne do skojarzenia. Ten związek przez dłuższy czas pozostaje tajemniczy, zagadkowy, tym bardziej, że odnosimy wrażenie jakby mówca, eksponując drastyczność kresu ludzkiej wędrówki, chciał wyeliminować proste interpretacje; jak choćby łatwo się nasuwające przypuszczenie: śmierć jest miłosiernym aktem wybawienia. Dopiero poprzez kolejne odsłony, stopniowo dostępujemy istoty rzeczy: /.../ jakie inne przekonanie posłużyć może na pociechę rozżalonego serca, na oddalenie smutnych i rozpaczających myśli, jeśli nie to uczucie i to przekonanie, że Bóg zachowuje wielkie miłosierdzie dla tych, którzy w prawdzie, sprawiedliwości i prostym sercu chodzą przed oczyma jego! /.../ w całej żegludze wędrówki i życia ludzkiego tylko prawda, sprawiedliwość i prawość serca nie ulegają rozbiciu, bo to są trzy jedyne skarby, które nie giną w fali zapomnienia, jako w księdze żywota zapisane, nie roztrącają się o skałę, co jest kresem życia332. Ważne jest właśnie to z a s k a k u j ą c e przesłanie, które z dosyć tradycyjnego zestawienia zjawisk wydobywa nowe treści. Okazuje się, że tragicznej wizji bezwzględnego p r z e r w a n i a, końca wszystkiego („rozbicia”) przeciwstawić można p r a w e życie. Na tym właśnie polega - zdaje się mówić kaznodzieja - wielki fenomen miłosierdzia Bożego, że ofiarowanym człowiekowi systemem wartości niejako zaprzecza śmierci. 332 J. K. Mętlewicz, Kazanie na żałobnym nabożeństwie za duszę śp. Franciszka de Jarosław Christiani..., w: tenże, Kazania i mowy pogrzebowe, t. 2, Warszawa 1846, s. 72-73. 116 „Usensowniając życie”, neguje totalne zwycięstwo destrukcji. Oryginalność refleksji polega tu na odwróceniu kolei rzeczy: miłosierdzie wyprzedziło śmierć, zaistniało wcześniej, najpierw pojawił się z n a k s e n s u. Między innymi dlatego odejście nie może wpisywać się w porządek unicestwienia. Pośród wstępów o wielorakim znaczeniu, jakby semantycznej wielowarstwowości, należałoby wyróżnić jeszcze jeden, tym razem znanego kaznodziei żydowskiego Szymona Dankowicza. Tak oto rozpoczynał swoje wystąpienie na nabożeństwie żałobnym w synagodze krakowskiej z okazji powtórnego złożenia zwłok Kazimierza Wielkiego na Wawelu (8 VII 1869): Gdy tak stojąc tu na tym poświęconym miejscu, przed świętą Arką Przymierza, wodzę wzrok swój po tym przybytku, po tej pobożnej rzeszy, która w uroczystym nastroju ducha tak licznie się tu zebrała, pytam się sam siebie słowami Pisma świętego: „Po co tutaj przyszliśmy? jaki powód, jaka okoliczność nas tu dziś zgromadziła? wszakże dziś nie dzień Nowiu, dziś nie Sobota?”. I słyszę głos odzywający się we mnie słowami Biblii, będący odpowiedzią [...] „Spokój”. Tak jest bracia moi i siostry! Zgromadziliśmy się tu aby w uroczystym spokoju ducha oddać cześć pamięci niespożytej, wiekopomnej sławy męża, aby uronić cichą łzę smutku i żalu, zasłać korną ku niebu modlitwę za spokój duszy wielkiego króla i wielkodusznego Prawodawcy, aby aktem pełnym spokoju i powagi, zakończyć dzień [...]333. I znów „konfrontacyjne” użycie cytatu biblijnego decyduje o kształcie wstępnego przesłania. Określenie celu zgromadzenia zostaje zawarte w odpowiedzi, zaskakującej swoją odmiennością od tej, którą ewokowałoby oczekiwanie słuchaczy. To nie li tylko uroczystości żałobne ku czci króla są powodem spotkania, ale w pierwszym rzędzie s p o s ó b ich doświadczania. Ważne jest bowiem aby to, co się wydarzyło było włączone w wyższy porządek harmonii istnienia, dokonującej się w przymierzu z Bogiem, słowem zostało objęte tym, co wyraża – w najszerszym rozumieniu - hebrajskie „szalom”. Nastąpiło przesunięcie akcentu, a w konsekwencji inna gradacja wartości. Ta inwersja myślowa wydobyła jakby „drugie dno” przesłania, jego bardziej uniwersalny ton: że w ogóle najważniejszy jest sam akt przeżycia (jego sakralna głębia), w hierarchii znaczeń wyprzedzający konwencjonalny gest hołdu dla zmarłego. 333 Sz. Dankowicz, Kazanie miane w czasie żałobnego nabożeństwa za wiekopomnej pamięci króla Kazimierza Wielkiego ..., Kraków 1809, s. 5. 117 Semantyczna „operatywność” introdukcji kaznodziejskiej ożywia analityczny kierunek refleksji. Ponadto jakby „nastraja” odpowiedni styl odbioru całego tekstu, który ma odtąd nie tyle informować, czy wzruszać, ile stopniowo odsłaniać jakąś prawdę o człowieku, budować określoną i n t e r p r e t a c j ę faktu, wydarzenia, sytuacji. Decyduje szczególna predylekcja do antytetyczności skojarzeń. Może być tak, że punkt wyjścia stanowi zastosowanie dosyć powszechnego środka stylistycznego, który ulegnie poszerzeniu, rozwinięciu w formułę wszechstronnie w y r a ż a j ą c ą obiekt kaznodziejskich rozważań. Chotkowski na przykład w swojej wielkiej mowie na pogrzebie Matejki posłużył się paradoksem „niemej wymowy”, tłumacząc rolę, jaką dzieło artysty spełniło w ówczesnych losach Polski. Ale najczęściej przeciwstawienie kreślono poprzez opozycję wobec ustalonych rutynowych oczekiwań, jak to unaoczniały poprzednie przykłady. Z tego rodzaju konwencją spotkamy się jeszcze w okresie dużo późniejszym (ale ciągle „romantycznym”), w exordium do jednego z najpiękniejszych - i może dlatego warto o nim także wspomnieć – kazań międzywojennych, którym ksiądz Adam Bogdanowicz żegnał arcybiskupa Teodorowicza. Rytmice tych zdań miała sprzyjać właściwa kompozycja graficzna: Najdostojniejsi i żałobni słuchacze Oczekujecie od nas słów żalu i boleści... Oczekujecie od nas skargi łez... Ale innym serca nasze wzbierają uczuciem: bo nam tak trudno uwierzyć, że Go nie masz - że odszedł - że nas opuścił! Przyjdzie na nas czas smętku i żałoby, - przyjdzie godzina, gdy odczujemy pustkę naszej straty, - ale dziś wciąż jeszcze żyjem z pełni Jego ducha! Toteż nie smutek, - nie żałość, - serca nam przeszywa, ale pierś nam wzbiera dumą i dziękczynieniem!334 Fragmentem tym rządzi zasada jakby narastającego zaskoczenia. Wywołuje je najpierw sam fakt zaprzeczenia zwyczajowo usankcjonowanej reakcji lamentacyjnej, a następnie – motywacja tej decyzji. Zupełnie inne znaczenie nadano stwierdzeniu bo nam trudno uwierzyć, że Go nie masz..., które w potocznej frazeologii wyraża 334 A. Bogdanowicz, Przemówienie na cmentarzu Orląt, „Gregoriana” 1938, t. 4, s. 17; cyt. za: Pamięci J. Ekscelencji Ks. Arcybiskupa Józefa Teodorowicza metropolity lwowskiego obrządku ormiańskiego, Lwów 1938, s. 47. 118 hiperboliczną konstatację bezgranicznego bólu (częste wobec śmierci wykrzyknienie: jest to tak straszne, że trudno nam uwierzyć!). Tu natomiast został mu odjęty tragizm. Bowiem w kontekście zdania poprzedniego zabrzmiało ono w swojej zaskakującej dosłowności, oryginalnie wykorzystanej. Nie może być mowy o rozpaczy, skoro nie daje się wiary temu, co się stało. A trudno uwierzyć - jak przekonuje dalsze uzasadnienie – jeśli ciągle pozostaje się w zasięgu oddziaływania zmarłego, korzysta z pełni jego ducha. Z poprowadzonego w ten sposób rozumowania wykrystalizowuje się przewodnia mądrość według której śmierć podlega oddaleniu dopóki żyje twórcza moc dzieła tego, który odszedł, jak długo żywi pozostają w kręgu wyznaczonych przez niego wartości. Na tym jednak nie koniec. Mówca, zalecając wybór tak afirmatywnej postawy, diametralnie zmienia porządek funeralnych zachowań. W miejsce rozpaczy i poczucia osierocenia, czy choćby wyciszonego odczucia nieuniknionych praw istnienia, pojawia się przyzwolenie na triumfalną wręcz radość z życia doskonale spełnionego. Spotykamy się zatem chyba z najradośniejszym wstępem w polskim kaznodziejstwie żałobnym. Stanowi on punkt wyjścia dla rozległej laudacji, która życie i dzieła arcybiskupa Teodorowicza „objaśnia” jako wielki skarb społeczności ormiańskiej, dzięki któremu znalazła ona swoje dostojne miejsce w Ojczyźnie i Kościele. Dodajmy nadto: całe kazanie Bogdanowicza jest również o wielkiej potędze chrześcijańskiego optymizmu (wspaniała jest ta świadomość, w obliczu śmierci, wielkości i celowości życia), także o Polsce, ojczyźnie tych, co byli w niej zawsze i tych, co ją wybrali. Ale kaznodziejstwo XX wieku, zwłaszcza w jego początkach, preferowało innego rodzaju exordium. Interesujące zmiany w jego kształcie i sposobach zastosowania mają wyraźne powiązanie z kulturą literacką epoki, młodopolską wyobraźnią i stylistyką (niekiedy mówić można nawet o zapożyczeniach genologicznych). Przede wszystkim daje się zauważyć – stopniowo ulega to znacznemu uwydatnieniu – zacieranie granic między poszczególnymi częściami kazania. Odejście od wymogów klasycznego kanonu, zobowiązującego mówcę do ostrego rozdziału poszczególnych segmentów oracji, odnosiło się nie tylko do strony kompozycyjnej (często było to „łagodne”, niemal niezauważalne przejście do części następnej). Dokonywała się również pewnego rodzaju unifikacja stylistyczno-kompozycyjna. Widać to szczególnie w kaznodziejstwie żałobnym. W jego XIX-wiecznej wersji - na przykład - po ekspresywnie patetycznej 119 elokwencji wstępu pojawiała się najczęściej rzeczowa, nieraz wyłącznie prawie faktograficzna, laudacja. Później natomiast staje się już widoczne dążenie do przedłużenia występującej w prologu „górności” stylu, czy też pewnych form obrazowania lub choćby rytmiki wypowiedzi. Pośród wstępów pozostających w zasięgu stylistyki młodopolskiej należy zwrócić uwagę na specyficzną odmianę exordium ab ilustratione. Ma ono najczęściej zbanalizowany, aczkolwiek bardzo charakterystyczny wyraz. Wyróżnia go przeważnie opis scen historycznych, bądź kreatywna wizja pejzażu. W kaznodziejstwie patriotycznie nastawionym, zwłaszcza rocznicowym, wstępne reminiscencje historyczne stanowiły udramatyzowane wprowadzenie do tematu. Dokonywało się epickie w y w o ł y w a n i e przeszłości, bywało, że w formie jakby opowieści, miejscami relacjonującej w czasie teraźniejszym, „sprawozdawczym” jakieś wydarzenie: Przez ulice Warszawy podąża ku Powązkom orszak pogrzebowy; kto żył w Warszawie, bierze w nim udział. Na czele duchowieństwa kroczy sędziwy osiemdziesięcioletni Arcybiskup warszawski, a za nim nieprzejrzane masy ludu. Nastrój ogromnie poważny, łkanie tylko wstrząsa niejedną piersią, a z serc podnosi się w niebo skarga bolesna i pienie błagalne o zmiłowanie i ratunek w ucisku335. W takich przypadkach niezwykle ważne było stworzenie „iluzji naoczności”, osiągnięcie maksymalnej sugestywności, przyśpieszającej włączenie słuchacza w krąg czasu zatrzymanego, spajającego przeszłość i teraźniejszość (dla Polaków powinny stanowić jedność). Bo oto również chodziło, aby odpowiedni dać wyraz ciągłości tradycji. Taką iluzoryczną kondensację czasu starał się stworzyć ksiądz Cieszyński w prologu do kazania w rocznicę 3 Maja, akcentując w pierwszych dwu słowach postawione na początku pytanie: Czy słyszycie?... Oto na łopoczących skrzydłach chyżego czasu, z wiekowej dali niesie się w dostojne te mury świątynne, pośród barokowe filary i pilastry i złocone głowice, przed ołtarze Pańskie, oto dźwiga się już nad głowami skupionego ludu echo onych wspaniałych kazań, jakimi jeszcze czasu Polski monarszej wymowne usta wielką czciły chwilę dziejową! Z krainy nadniemeńskiej, z Grodna, z Wilna dochodzi nas głos tego, którego czy słusznie zwano „Masylionem polskim” lub „księciem kaznodziejów”, X. Franciszka Michała Karpowicza, głos sławiący majową konstytucję [...]. A wtóruje kaznodziei litewskiemu 335 S. Momidłowski, W pięćdziesiątą rocznicę powstania styczniowego [wygłoszone na uroczystym obchodzie w Rzeszowie dnia 26 stycznia 1913], w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, dz. cyt., s. 192. 120 stołeczny, nie kto inny, jeno sam historyk biskup Adam Naruszewicz [...]. A również donośnie rozlega się zapału i ciepła pełne kazanie warszawskiego mówcy u św. Krzyża, biskupa Antoniego Malinowskiego336[…] – i tak dalej, wymieniani zostają kolejni „mocarze” kościelnej wymowy. Pobrzmiewają tu echa młodopolskiego stylu monumentalnych dramatów historycznych, choć jednocześnie mówca zmącił nieco klarowność tego tonu, gdyż zwołując głosy kaznodziejskie z tamtej epoki nie odmówił sobie przytoczenia krótkich cytatów - subtelnie zresztą wprowadzonych - erudycyjnie jakby „udosłowniając” w ten sposób ów gest przywoływania tradycji. Całość jednak zdominowana jest przez podniosły „poetycki” nastrój n a s ł u c h i w a n i a przeszłości, która przybliża się, potężnieje i niemal przygniata swoją wielkością (I ja wsłuchujący się w podniosły szum ich kaznodziejskiej pieśni drżę na myśl, że niezdolnym będę podjąć górną ich melodię...). Tenże kaznodzieja w inny jeszcze sposób ujawniał powinowactwo krasomówstwa ze stylistyką ówczesnej literatury popularnej (w której było coś z młodopolskiej prozy poetyckiej i coś z Sienkiewicza). W katastroficznym, apokaliptycznym odczuciu przyrody. Zwłaszcza w mowach żałobnych z okresu wojny było ono szczególnie preferowane. Tego rodzaju tło funeralne właśnie we wstępach Cieszyński z upodobaniem rozbudowywał. Stosując kosmiczną niemal skalę widzenia, konkretną śmierć wpisywał w panoramę totalnej zagłady: Beznadziejnie ciężkie, ołowiane chmur kiry kryją nieustannie nieba naszego błękity i co chwilę z ich nieszczęściem brzemiennych łon lecą ogniste gromy, przeszywając z łoskotem w łunie czerwonych błyskawic powietrzne przestrzenie. Więc mrużą się oczy zalęknione, chylą się głowy zbolałe, kurczą się ramiona bezwładne, drży serce szlochem bolesnym, tuli się w sobie dusza spowita w smutek głęboki, niepojęty. Albowiem upiorne Widmo śmierci idzie, idzie przez szerokie łany narodu naszego i zbiera na rozlicznych pobojowiskach całej niemal Europy [...] krwawe plony[...]. Całe lasy krzyżów mogilnych pokrywają już naszą biedną załzawioną, skrwawioną, stratowaną, zniszczoną ziemicę polską337. Ekspresjonistyczny 336 N. Cieszyński, W rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja. Kazanie wygłoszone 3 maja 1922 roku w Poznaniu ..., w: tenże, Wszystkim dla wszystkich stałem się (1. Kor. X, 22). Zbiór kazań przygodnych, dz. cyt., s. 113. 337 N. Cieszyński, Mowa żałobna wygłoszona przy zwłokach śp. Franciszki z Bombickich Bocianowej w kościele parafialnym w Zbąszyniu dnia 30 grudnia 1916, w: tenże, dz. cyt., s. 67-68. 121 obraz nieba338 i ziemi w obiegowej gamie określeń („chmur kir”, „dusza spowita w smutek”, „upiorne Widmo śmierci”) wyraźnie przylega - jak widać - do stereotypowej imaginacji okresu i mogłoby się nawet początkowo wydawać, że w swoim nadmiarze służy li tylko ozdobnemu popisowi oratorskiemu. Chodzi jednak o coś więcej. Horrendalne odczucie zwielokrotnionej śmierci nie stanowi też tylko okazjonalnego pretekstu, przybliżającego aktualne wydarzenia i właściwą ich ocenę. Ma raczej - rzec by można - prowokacyjny charakter, gdyż dopiero w takim kontekście będzie można wskazać wartość śmierci dotykającej człowieka w sposób naturalny, należycie uwypuklony zostanie sens refleksji konsolacyjnej (wprowadzonej zaraz po wstępie). Wskazuje ona żałobnej rodzinie źródło pocieszenia w świadomości, że życie bliskiej im osoby zostało dobrze przeżyte, a tym samym w y p e ł n i o n e. Śmierć jawi się wówczas jako dokonany w odpowiednim czasie akt z a m k n i ę c i a, a nie bezsensownego zakłócenia biegu rzeczy. Innym razem – w kazaniu poświęconym Henrykowi Dąbrowskiemu - apokaliptyczna przestrzeń nocnej scenerii (incipit: Głęboka, głucha noc okryła dalekie przestrzenie ziemicy naszej, otuliła biedne jej dzieci znękane głowy żałobnym ponurym kirem...) wyposażona została we wszystkie atrybuty wzmacniające odczucie znikomości czy wręcz unicestwiania. Jednocześnie obrazowi tych nieogarniętych ciemności przeciwstawiony zostaje drobny detal ożywiający nadzieję - dostrzegalne w dalekiej perspektywie gwiezdne promyki. Symbolizują one – jak się potem okaże – wspomnienie chwalebnych czynów wielkich rodaków. Ale wyjaśnienie tego „znaku” pojawi się dalej. Natomiast wstępny akapit to autonomiczna wizja, całkowicie podporządkowana prawom „odruchów” poetyckich. Cała ta pierwsza część exordium odwołuje się do poetyckich utworów lamentacyjnych z tak charakterystyczną dla spadkobierców Młodej Polski eskalacją pytań i narastaniem egzaltacji aż do suplikacyjnego finału: O błogosławione bądźcie wy gwiezdne wśród niebnych wyżyn promyki, o kładźcie się miękkimi dłońmi na zbolałe nasze skronie, wnikajcie balsamem gojącym, ożywczym do serc naszych339. I teraz dopiero, w odrębnym akapicie, nastąpi objaśnienie symboliki. Zamiarem mówcy było więc wyraźne wyodrębnienie estetycznej 338 Zob. na ten temat M. Jankowski, Młodopolskie niebo, w: Młodopolski świat wyobraźni, praca zbiorowa pod red. M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 1977, s. 130-131. 339 N. Cieszyński, Mowa poświęcona pamięci Henryka Dąbrowskiego w setną rocznicę jego zgonu, w: tenże, Lud jako lew się podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, dz. cyt., s. 65. 122 funkcji określonego fragmentu. Warto zwrócić uwagę na ten przypadek. Chodzi bowiem o próbę połączenia retorycznej funkcji wstępu (zapowiada, sygnalizuje jakby kierunek przepowiadania) z jego estetyczną samodzielnością, „pasującą” go na fragment stricte literacki. Ale szczególnie interesujący okaz stanowi zainicjowany w owym czasie – myślę tu oczywiście cały czas o kaznodziejstwie owładniętym trendami młodopolskimi – rodzaj wstępu e l e g i j n e g o, pozostający w pokrewieństwie stylistycznym z uprawianymi wówczas gatunkami literatury okolicznościowej, zwłaszcza typu funeralnego. Mówca ogarniał wstępnie temat i sytuację na wzór wieszczego przekazu prawd absolutnych: Oni idą na nas z mnóstwem opornym i hardością, aby nas wygładzili... a my powstajem, ażeby bronić się i walczyć o dusze nasze i prawa nasze... Oni idą na nas z hardością, aby nas złupili i zdeptali, zgnietli i wyniszczyli, a my powstajem, ażeby walczyć o życie i wiarę w przyszłość... Oni idą... wytrwali i nieugięci, uporni a zbrojni we wszystkie podłości zasoby i nie patrzą na środki, tylko piekielny cel zabijania narodu mają przed sobą, a my powstajem, ażeby wydźwignąć się z n i e m o c y w o l i, z u ś p i e n i a d u c h a, z c h o r o b y s a m o l u b s t w a, z s r o m u z a p o m n i e n i a o s w y c h o b o w i ą z k a c h340. Jest to pierwsza część exordium, w której został jakby udzielony głos (rozwinięcie i parafraza 1 Księgi Machabejskiej) „bohaterom” - przywoływanej tu uroczystym obrzędem - przeszłości. Mówi się o tym wprost w części drugiej (Tak byśmy mówić mogli, gdybyśmy byli ludźmi z epoki listopadowego powstania...), świadomie zaznaczając dystans niby przytoczenia („cytatu”), a więc tym samym pewną jego „ozdobność”, funkcję ornamentacyjną. Dalej bowiem kaznodzieja posłuży się już stylem właściwej mu roli: naucza, analizuje, snuje refleksyjne rozważania. W tym miejscu dodajmy nawiasem, iż cechy jakie ukazuje wyżej cytowany fragment występują u Bandurskiego rzadko. Jego wstępy mają najczęściej formę bardzo prostego – choć w miarę uogólniającego – wprowadzenia do tematu, aczkolwiek w innych miejscach tekstu pojawiają się niekiedy elegijne rozwinięcia pewnych kwestii; polega to na wiązaniu wypowiedzi poprzez równoległe zestawienia anaforycznych powtórzeń, stylizujących ją na uwznioślone r o z p a m i ę t y w a n i e. Naturalnie, wiele tej elegijności było już w XIX wieku i 340 W. Bandurski, Przemowa wypowiedziana w 76 rocznicę powstania listopadowego w kościele OO. Dominikanów, w: tenże, Ducha nie gaście! Kazania i przemowy patriotyczne, Lwów 1911, s. 109. 123 nawiązanie miało być kontynuacją pewnej postawy. Chodzi o oratorskie kreowanie iluzji ponadczasowej – taka przystoi narodowi z obolałą przeszłością – medytacji tego wiecznego „teraz” wspólnotowej pamięci. Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na dosyć ważną cechę identyfikacyjną tego rodzaju wstępów. Na wprowadzanie przedmiotu rozważań od razu na wyższy stopień uogólnienia, p o d a n i e tematu najpierw poprzez określenie jego esencji. Chodzi o strategię polegającą na ustawieniu obiektu, o którym będzie mowa, na piedestale wielkiej idei, podniosłego tematu, wprowadzenie go do panteonu pryncypialnych wartości, także w rejony czasu mitycznego. Ważne jest to odkonkretnienie wstępu, przejście od formuły ogólnej do objaśnienia, czy też nazwania rzeczy samej. Ściślej rzecz biorąc, od strony retorycznej jest to niezwykle efektywny zabieg - otwierająca ciekawość słuchacza „zapowiedź” dalszego ciągu. Podaje ona tonację refleksji i przeżywania. Na przykład w jednej z mów Teodorowicza anaforycznie uszeregowane zdania początkowe (incip. Cóż to za miłość, która rada by dla siebie zabrać wszystko, by wszędzie zwycięsko królować341?) - zanim okaże się, że chodzi o miłość ojczyzny - zgromadzą wszystkie cechy określające rodzaj miłości opartej na wyłączności. W kazaniu żałobnym exordium, anonsując postać nie tyle poprzez konkretne jej cechy (lub określenie rozmiaru klęski i żałoby), ale w zarysie ogólnych prawd o niej, uzyskiwało ciekawszy efekt „literackiego” patosu. Wystarczy porównać niektóre cytowane już teksty z rozpoczęciem mowy Teodorowicza: Wszystko wyśpiewała mu przeszłość Polski: i swoje bohaterskie czyny i swe powszednie, szare, codzienne życie; i dnie swojego pogromu i wielkie chwile tryumfu i chwały; i swoją słabość, i niedostatek, i źródła, skąd czerpała moc i podniesienie. I wyspowiadała mu swoje wewnętrzne dzieje, swoje pokuty i swe duchowe potykania, swoje winy i wielkie za nie ekspiacje - nie miała przed nim tajemnic - zwierzyła mu wszystko342. Próba wyrażenia syntetycznej prawdy o dziele pisarza podjęta została w stylu nadgrobnych żalów, medytacji, dzięki której wprowadzenie postaci nosi znamiona prezentacji mitycznego bohatera (w romantycznym wydaniu) elegii żałobnej. 341 J. Teodorowicz, Dwie epoki. Mowa wypowiedziana w roku 1913 w archikatedrze lwowskiej w 50 rocznicę powstania 1963 roku, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, Poznań 1923, s. 3. 342 J. Teodorowicz, Wobec ideałów Henryka Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w kościele Mariackim w Krakowie przez ..., Kraków 1917, Lublin 1993, s. 3. 124 Cechy elegijności uzyskiwały wyjątkowy status w kaznodziejstwie księdza Antoniego Szlagowskiego. Mówić o nich można zresztą nie tylko w odniesieniu do wstępów. W wielu przypadkach bowiem mówca ten, bez wątpienia jeden z największych (nie tylko pośród kaznodziejów) w Polsce XX wieku, w całości stylizował swoje oracje - zwłaszcza żałobne - na wzór tekstów elegijnych bądź rapsodycznych, wypełniających literaturę funeralną w czasach niewoli (i przetrwałych o wiele dłużej). Nawiasem mówiąc, kilka oracji Szlagowskiego można by włączyć do antologii utworów, zapożyczając (od Juliana Krzyżanowskiego) dla nich miano marszów żałobnych343. Chodzi głównie o te z okresu późniejszego - przy trumnie Sienkiewicza („Quo Vadis” Dokąd idziesz, duchu potężny, władco serc...344), wygłoszoną ku czci Chopina i z okazji dziesięciolecia Odrodzonej Polski. Widoczna jest w nich tendencja do specyficznej jednolitości kompozycyjnej, zacierania przedziałów między poszczególnymi częściami. Wstęp nie ma tu autonomicznego, wydzielonego miejsca, a przyjęta na początku konwencja stylistyczna często nie ulega zmianie prawie do końca oracji: Powstał Nieśmiertelny. Po stu latach powstał, zaklęty w posągu: powstałem, a jeszczem jest z tobą, o Warszawo, kolebko mego ducha, z tobą, o Warszawo, tęsknoto mej duszy, mego serca urno. Wraca wieszcz tonów i pieśni i melodii, zasłuchany w odgłosy wieków minionych, wpatrzony w jawiące się zjawy przeżyć i przeczuć narodu, to się pogrąża w głębinach własnego jestestwa, to się wzbija ponad wszystko, co ludzkie, co ziemskie, sięga nieskończoności345. Tak rozpoczął mowę poświęconą Chopinowi, niezwykle kunsztowną (z wyraźnymi odniesieniami do Marsza pogrzebowego Kornela Ujejskiego), którą miejscami upodobniał do kwereli, jednego z najstarszych gatunków żałobnych (przypomnijmy: jego głównym wyznacznikiem była stylizacja na wypowiedź, „skargę” zmarłego346). To bardzo oryginalny tekst oratorski. Mowa rozwija się jakimś rytmem dwugłosu, przy czym „głos” bohatera nie pojawia się jako przytoczenie, ale występuje obok, niejako towarzyszy, głównemu kreatorowi wypowiedzi - mówcy. Stworzone zostaje bardzo sugestywne wrażenie jakby nasłuchiwania z jego strony. Dzieje się tak 343 J. Krzyżanowski, Bema pamięci żałobny rapsod, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny t. 1, s. 62. Termin to być może niezbyt precyzyjny, ale ma wartość dobrego uogólnienia. 344 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze metropolitalnej św. Jana w dniu 27 października 1924 roku, w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 223. 345 A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina ... powiedziana w kościele św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 roku, w: tenże, dz. cyt., s. 279. 346 Zob. M. Cytowska, Kwerela i heroida alegoryczna, „Meander” 1963 z. 11-12, s. 486-489. 125 już we wstępie, co potem jest konsekwentnie podtrzymywane. Ta ciągłość zapewnia całości harmonijną jednolitość. Od początku też zostają wyznaczone reguły odbioru, polegające na sugestii uczestnictwa w obrzędzie, obrzędzie o prastarej kondycji, kiedy to duchy uczestniczą z kapłanem i ludem na równych prawach. Rzeczoną obrzędowość znakomicie uzewnętrznia też styl wspomnianej już mowy o tytule jak zaklęcie A imię Jego: Naród347. Na zakończenie dodajmy: właśnie gdzieś tutaj, w tym momencie, w okresie międzywojennym wyczerpywały się zasoby romantycznej miary kaznodziejstwa. Celem moim nie było całkowite odnotowanie wszystkich rodzajów exordium kaznodziejskiego, pełne ukazanie ewolucji jego form. Chodziło raczej o selektywne wydobycie wielu typów, dosyć charakterystycznych dla oratorstwa kościelnego. Chodziło też o pokazanie bogactwa inwencji twórczej, która pozostaje świadectwem wysokiego lotu sprawności intelektualnej i retorycznej mówców (niezależnie od tego, jak mocno dziś te teksty mogą być spatynowane). Choć, biorąc rzecz całościowo, to zróżnicowanie na przestrzeni wybranego okresu stanowi jakby jedną stronę zjawiska, z drugiej bowiem wszystkie te odmiany wstępu - jak widać - łączyła wspólnota z ducha czasu romantycznego, czyli określony model kulturowy, dosyć „wszechwładny” w kraju lat niewoli i początków odrodzenia. A w nim istnieje właściwość nadrzędna: ogromne przywiązanie do patosu, rozmaicie się przejawiającego, zarówno w wielce kunsztownej postaci, jak i w wysokim stopniu nadużycia. Wielokrotnie spotykał się on z krytyką (już w okresie międzywojennym). Nasza współczesność zdecydowanie odrzuciła ów patos - często nie mając właściwego wyczucia, historycznej wrażliwości, czy też nie rozumiejąc faktu, że istnieją przecież podniosłości w złym lub dobrym guście - i przyjęła postawę skrajnie ascetyczną. Mieści się w tym także awersja - rzadko zresztą się ją uzasadnia, tłumaczy - do zbytniej „literackości”, a więc nadmiaru metaforyki, obrazowania, rytmizacji itp. Odcinając się jednak od tych form dawnego oratorstwa, współczesność kaznodziejska popada w inny rodzaj uzależnienia – od szeroko pojętej kolokwialności, języka środków masowego przekazu, gazetowej publicystyki, żargonu mowy urzędowej. Spójrzmy na kilka zdań takiego oto wstępu: Jesteśmy przy trumnie człowieka kapłana. Ta żałobna sytuacja powoduje intensywną pracę umysłu, aby znaleźć 347 A. Szlagowski, A imię Jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski, wypowiedziana w katedrze św. Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 roku, „Przegląd Katolicki” 66(1928), s. 697-698. 126 w pamięci odpowiedni obraz, który by streszczał jego życie i to życie zilustrował348. Pragnienie konkretu, swoiste pojmowanie „prostoty” spowodowało, że nasuwa się tu skojarzenie z rzeczowością ... biuletynu informacyjnego. W zestawieniu z tamtym okresem często widzimy, że rodzaj zależności, któremu poddaje się współczesny język wypowiedzi religijnej, jest w stanie odebrać kaznodziejstwu nie tylko pewne wartości przynależne sztuce słowa, ale i - za tym idąc - narazić je na o d s a k r a l n i e n i e tegoż słowa. 348 F. Skupień, Orzeł nad gniazdem [na pogrzebie księdza Jana Krupińskiego, Poronin, luty 1988], „Materiały Homiletyczne” 1988, z. 101, s. 89. 127 128 5. Modlitwy kaznodziejskie. Wszelkiego rodzaju rozważania na temat modlitw kaznodziejskich muszą mieć w polu widzenia dwie kwestie: kontekst kulturowo religijny i status estetyczny tekstu suplikacyjnego, będącego w interesującym nas okresie fragmentem dosyć autonomicznym jakościowo. W obrębie kultury dziewiętnastowiecznej zarówno twórczość, jak i motywika modlitewna uległy szczególnej nobilitacji. Stawały się częścią tych rejonów duchowości, które gesty i uczucia religijne plasowały wysoko pośród rzeczy pięknych. Na uwagę zasługuje szerokie spektrum emocjonalne. Powstawały modlitwy wyszeptywane i wykrzyczane, dostojne i „chaotyczne”, intymne i patetyczne. Układano je wierszem i prozą. Ale nie zawsze wyraźnie biegnie linia podziału między aktem autorefleksji modlitewnej a podniosłością patriotycznej deklaracji. W wielu miejscach zachodzą na siebie: przemyślenie namysł i wzruszenie modlitewne z jednej strony, a otwartość, retoryczna ekspresja szczytnego oznajmienia – z drugiej. Wielce znaczące jest upodobanie do wyrażania nastrojowości m i e j s c a - kręgu modlitewnej „akcji”. Jest to najczęściej przestrzeń pełniąca nie tylko rolę malowniczego tła, ale jednocześnie współtworząca modlitwę. Może to być konkretne miejsce kultu (kościół, kaplica), jak i otaczająca modlącego się człowieka natura349. Zwłaszcza w XIX-wiecznej literaturze istnieje wiele takich – niekiedy krótkich, drobnych – fragmentów, które obrazowo, bardzo sugestywnie starają się oddać wszystko to, co modlitwę otacza, co składa się na jej wizualną atrakcyjność, uzmysławia jej estetyczny, zewnętrzny kształt. Tę scenerię w sposób szczególny preferowali romantycy. Próbowali zmysłowo uchwycić abstrakcyjny byt modlitwy, jej istnienie samo w sobie, moment, w którym wyczuwalny jest jej „oddech”. Konkretyzowało się to niekiedy w niezwykle kunsztownym i poetycznym obrazowaniu. Na przykład u Norwida: Anioł z-stąpił na próg stojącej otworem kaplicy, bo drzwi nie było wcale, i wkłoniwszy się w ciąg modlitwy, widać było, że dopiero odpoczywał350. 349 Zob. J. Kułakowska, Formy modlitewne w twórczości Słowackiego. Od „Hymnu” do „Zachwycenia”, Kraków 1996, s. 72-73. 350 C. K. Norwid, Ostatnia z bajek, w: tenże, Pisma wszystkie, oprac. J. W. Gomulicki, t. 4, Warszawa 1971, s. 99. 129 Cechą równie symptomatyczną w literaturze XIX stulecia pozostaje motyw poczucia więzi wspólnotowej w modlitwie. Polakom często towarzyszyło przekonanie o uczestnictwie w wielkim łańcuchu modlitewnej solidarności, w której mają swój udział także zmarli: Adam Celiński z Bogdanem Jańskim, z Kazimierzem Brodzińskim, z Ojcem Florianem Topolskim, ze Stefanem Witwickimi z wielu jeszcze rodakami, cichszej sławy, a równej im czystości, tworzą zaprawdę, jakoby osobny w y b r a k o w a n y p o c z e t n a s z w n i e b i e. Bohaterowie to pańskiego krzyża i krzyżowej legendy emigranckiej. […]. W modlitwach za Polskę pośredniczą nam co dzień, stoją tam przed Panem wypróbowani, to wieńconośni351. Jak widać postawa taka miała swoje specyficzne uzasadnienie. Zjednoczenie w modlitwie daje wyraz i jednocześnie nadaje sens trwałości ludzkiego braterstwa. W odczuciu człowieka XIX wieku, w rzeczywistości zdominowanej przez cierpienie istniało niejako zobowiązanie do obejmowania modlitwą wszelkiej ofiary, ponoszonej nie tylko tu i teraz, ale zawsze i wszędzie. Kraszewski, pisząc o spotkaniu z Lenartowiczem w Rzymie, nadmieniał: Zmówimy tam modlitwę za wszystkich nieznanych męczenników świata tego, prawdy, wiary, miłości, rozsianych po świecie, a może Bóg ulży im męki, ukazując jasne niebo nad skrwawionymi głowy352. W kaznodziejstwie romantycznym podobnie jak w literaturze da się odczytać relacja z Bogiem oparta na kreacji podmiotu jako reprezentanta narodu wobec Absolutu.353 Bywa też, że Bóg występuje tu na prawach adresata-powiernika, rozmówcy przyjaciela. Błagalny ton sąsiaduje ze zwykłą, pełną szczegółów relacją, przypomina fragment intymnego listu pisanego do bliskiej osoby. Jest w nim zawarty pokaźny ładunek sugestywnie wyrażonego cierpienia. Modlitwa niejako w sposób naturalny wypływa ze strumienia refleksji, staje się jej przedłużeniem, wiarygodnym świadectwem codziennego obcowania z Bogiem. Ważne jednak, aby mieć świadomość dominacji tej koncepcji Boga, której funkcje Kułakowska – przy okazji Słowackiego – określa mianem „uwznioślającego rezonansu”. To dosyć egotyczne podejście ujawnia jednak miejscami zalążki postawy czynionej ze względu na Boga354, gdy celebracja kaznodziejskiej wypowiedzi dokonuje apoteozy Stwórcy poprzez zaufanie. Modlitwy 351 J. B. Zaleski, Korespondencja …, t. 2, wyd. D. Zaleski, Lwów 1901, s. 154 J. I. Kraszewski, T. Lenartowicz, Korespondencja, oprac. W. Danek, Wrocław 1963, s. 28. Ten motyw powróci z wielką siłą w czasie II wojny światowej (pokazuje to m.in. zbiór Suplikacje z czasów wojny. Antologia polskiej poezji religijnej 1939-1945, Warszawa 1983, wyd. 2 tamże, 1986. 353 J. Kułakowska, dz. cyt., s. 51. 354 J. Kułakowska, dz. cyt., s. 47. 352 130 kaznodziejskie dzięki swojej osobności – a myślę tu o odrębnej, wyraźnie estetycznie zorganizowanej samodzielności przekazu – wpisywały się też w sferę obyczajowości modlitewnej XIX wieku.355 Miała ona tę właściwość, że dotykała bardzo wielu przejawów modlitewnej aktywności. W atmosferze czasu, klimacie epoki w ogóle – jak wiadomo istniała silna wiara w posłannictwo słowa, a charyzmatyczne pojmowanie istoty języka miało niejako obligować do rewanżu356. Wielkie stulecie Polaków – jak je nazywa Alina Witkowska – nadało twórczości modlitewnej szczególny charakter, status mikrotekstu z pogranicza obyczaju i literatury (a nawet szerzej: piśmiennictwa; tej identyfikacji poddają się też w określonym zakresie modlitwy kaznodziejskie). Zrodził się pewien nurt, który pozostając w kręgu pisarskiej prywatności, w większym lub mniejszym stopniu związany był z określonym repertuarem zachowań. W większym – gdy chodziło o teksty z imiennie zaznaczonym adresem, przeznaczone dla konkretnej osoby (lub szerszego kręgu osób), tworzone z pełną świadomością ich potencjalnej użyteczności (towarzyszyły im określone „gesty” ofiarodawcy wpisane w tekst lub poświadczone przez korespondencję); również gdy stanowiły bardzo osobisty ślad aktu religijnego pisarza, na przykład utrwalony w jego dziennikach, zapiskach lub spuściźnie rękopiśmiennej (o której opublikowaniu zdecydowali potomni). W mniejszym – wtedy, kiedy w grę wchodził jedynie wybór konwencji (można mówić jakby o „obyczaju” stosowania konwencji), na przykład, gdy dla modlitwy bywa przewidziane określone miejsce (pełni ona rolę wprowadzenia lub dopowiedzenia, niejako uzupełnia dzieło, ma wyraźnie deklaratywny charakter) w obrębie większej całości (niekoniecznie o profilu religijnym. Także wówczas, gdy powstają pojedyncze modlitwy, czy też ich zbiory o zdecydowanie literackim charakterze, przeznaczone do druku, niemniej rodzaj twórczości silnie podporządkowanej osobistym doświadczeniom i określonej obyczajowości pisarskiej (twórczości – dodajmy – której fragmenty funkcjonowały potem często jako teksty stricte modlitewne). Jeśli idzie o wiek XIX można też mówić wręcz o stałym obyczaju epistolarnym, polegającym na ustawicznym ponawianiu próśb o modlitwę lub 355 Piszę o tym w swojej książce Most z aksamitu. Szkice o problematyce modlitewnej w literaturze polskiej XIX i XX wieku, Kalwaria Zebrzydowska 1993, s. 21-42. 356 Zwłaszcza w naszej polskiej rzeczywistości: Ten język tak piękny, tak składny, tak udatny, tak pełny, tak brzmiący, tak żywy obróć na chwałę Tego, który ci go darował (P. Semenenko, Obraz słowa polskiego, dz. cyt., s. 57. 131 zapewnieniach o powierzaniu bliskich modlitewnej pamięci. Wiele tego w korespondencji Krasińskiego (…czasem módl się błyskiem myśli od Boga o mnie, bo zaprawdę, że mi nader źle jest na ziemi) 357, Norwida (Tymczasem trwam w modlitwie dla Ciebie…),358 Zaleskiego, Słowackiego. Utrwalił się też zwyczaj pisania i ofiarowywania modlitw członkom rodziny, przyjaciołom, czy też określonej grupie osób, z którą autor odczuwał potrzebę identyfikacji, której ideały lub los były mu szczególnie bliskie. Modlitwę ową skoro sił mi stanie trochę więcej duchowych i cielesnych – pisał Krasiński do Potockiej – p o s t a r a m się zapisać dla ciebie i cała dusza moja będzie w niej359. Norwid z kolei jest autorem Modlitewnika dla Włodzimierza Łubieńskiego.360 Iluminowany rękopis poeta sporządził podczas swego pobytu w klinice więzienia berlińskiego, w 1846 roku. Podarował go przyjacielowi podczas jednej z wizyt Łubieńskiego, który przychodził podtrzymywać go na duchu, dodawać otuchy. Jak wiadomo obyczajowość literacka (i nie tylko) epoki przewidywała też inne rodzaje „wymiany” tekstów modlitewnych. Spisywano je w specjalnych zeszytach, włączano do sztambuchów, przepisywano na oddzielnych kartkach, a także – zwłaszcza te popularne, znane – wysyłano w listach do najbliższych. Warto również zwrócić uwagę na wielce znaczący w polskiej tradycji dedykacyjnej zwyczaj przekazywania modlitw szerszemu ogółowi: współuczestnikom narodowego losu. Ujejski w zakończeniu pierwotnej (pozostającej w rękopisie) wersji Skarg Jeremiego poczynił zapis: Te są modlitwy, które Jeremi dla swoich braci w niewoli napisał. – A pisał w siedemdziesiątym i czwartym roku pokuty narodu swego, a tysiącznym osiemsetnym czterdziestym szóstym roku od narodzenia Chrystusa Pana. Módlcie się.361 Wszystko to stanowi naturalny niejako kontekst modlitw kaznodziejskich, zwłaszcza gdy chce się na nie spojrzeć także w wymiarze kulturowym. Romantyzm, jak wiadomo, pojmował człowieka wszechstronnie. Przede wszystkim poszerzył obraz jego możliwości poznawczych, głosząc, że ważny jest nie tylko rozum, ale i „czucie i wiara”, ogarnienie tego, co tajemnicze i niewidzialne, 357 Z. Krasiński, Listy do Konstantego Gaszyńskiego, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1971, s. 269. C. K. Norwid, List do Lenartowicza, w: tenże, Pisma wszystkie, oprac. J. W. Gomulicki, t. 8, Warszawa 1971, s. 296. 359 Z. Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, t. 3, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1975, s. 835. Napisał ją w kilka dni później. Zaczyna się od słów O Jezu Chryste! Odkupicielu i Zbawicielu nasz… 360 C. K. Norwid, Pisma wszystkie, t. 7, Warszawa 1973, s. 196-219. 361 Cyt. za: Z. Sudolski, U źródeł Skarg Jeremiego, „Przegląd Humanistyczny” 1962 z. 3, s. 139. 358 132 pozarozumowe i pozazmysłowe. Istotne stawało się przeświadczenie, że jak formułuje to Czesław Zgorzelski – świat oglądany zmysłami nie mieści w sobie wszystkich zjawisk bytu […] świat zjawisk nadprzyrodzonych, ukrytych niejako poza powierzchnią tego, co możemy doświadczyć zmysłami, kryje najwyższe, naczelne wartości życia.362 W tym kontekście modlitwa jawi się jako pewien sposób poznania , jak forma doświadczeń człowieka wewnętrznego363. Nie może jej zabraknąć, gdy chodzi o interpretację ludzkiej kondycji. Uważ czy nie brak czego systematowi powszechnej filozofii, który nie tłumaczy modlitwy – pisał Mickiewicz do Trentowskiego364. Pisarze romantyczni w swoich przemyśleniach poświęcili wiele miejsca modlitwie. Pośród różnorodnych spostrzeżeń i koncepcji wyraźnie daje się zauważyć silne przeświadczenie o p o t r z e b i e modlitwy, głęboko zakorzenionym w człowieku i n s t y n k c i e modlitewnym. Ta konieczność ustawicznego kontaktu z Bogiem nieustannie aktywizuje istnienie ludzkie, nadaje mu sens, udoskonala, zapewnia jego właściwą interpretację. Pełnia tego spotkania uzależniona jest od stopnia rozwoju duchowego. Stąd – właściwa całemu stuleciu – ustawiczna troska o jakość, sposób i autentyczność modlitwy. Zarówno obyczajowość, jak i świadomość modlitewna, w dużej mierze kreowana przez literaturę, stanowi naturalne tło dla poddanego w tym miejscu opisowi przedmiotu. Właśnie zmartwychwstańcy, jak się zdaje, byli najbardziej pokrewni epoce w tych rejonach. To oni potraktowali w kazaniach modlitwę po literacku. Nadali jej kształt wypowiedzi poufnej i wyszukanej zarazem, rzutkiej rytmicznie, nastawionej na coś więcej niźli zwykły komunikat. Bo skoligaconej z obrazem, przenośnią, grą semantycznych asocjacji, literacką frazeologią okresu. Głównie Jełowicki i Kajsiewicz – a więc dwaj najpłodniejsi kaznodzieje z tego kręgu – mięli w tej materii wiele do zaoferowania. Oni również skłaniali się do częstych wypowiedzi o modlitwie. Modlitwa była dla nich aktem, w którym następuje uwznioślenie osoby ludzkiej. Modlitwa sama w sobie stanowi wartość bezcenną. I dlatego, gdy pojawia się problem jej skuteczności, rodzi się gwałtowna reakcja odrzucająca prymitywny utylitaryzm modlitewnych zabiegów. One nie mogą być źródłem doraźnych korzyści, efektywność 362 Cz. Zgorzelski, Romantyzm w Polsce, Lublin 1957, s. 7. Na temat romantycznego przeciwstawienia „człowiek wewnętrzny – człowiek zewnętrzny” zob. M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 50-51. 364 A. Mickiewicz, Listy, w: tenże, Dzieła, t. 15, Warszawa 1954, s. 256; o tym liście zob. A. Walicki, Filozofia a mesjanizm, Warszawa 1970, s. 95. 363 133 jest bowiem sprawą Bożej przenikliwości. Ważna jest świadomość, że wszelkie proporcje spraw uzależnione są od planów Stwórcy, a stosowane przez nas miary mają złudny charakter. Pozostaje: żarliwość, zaufanie do Boga, całkowite zawierzenie jego woli. Rozwinie tę myśl Jełowicki, zalecając adresatce swoich listów: Mówisz, że dużo się modlisz, a mało zyskujesz. Nie mów tak! To bluźnierstwo! Człowiek nie może, nie powinien nigdy oskarżać sprawiedliwości Boskiej. Uzyskujesz mało, a cóż Ty o tym wiesz?[…] nie niszcz więc owocu swych modłów przez obojętność i brak zaufania w mądrość Opatrzności Boskiej, która udziela nam tylko tego, co jest nam potrzebne do zbawienia, my zaś prosimy nieraz o coś wręcz przeciwnego. Wówczas dobry Bóg, mimo, że odmawia nam naszych zachcianek, wynagradza nam modlitwę łaskami, które są nam naprawdę konieczne, a czyni to zawsze ilekroć modlimy się żarliwie i zupełną uległością Jego woli365. Ale modlitewność kaznodziejska Jełowickiego współtworzyła przede wszystkim polski kanon suplikacji patriotycznych, których tradycja stanowi zjawisko jedyne w swoim rodzaju. Włączone w rytuał wypowiedzi kazalnej, występujące w jej kulminacyjnych momentach, stają się wołaniem przedstawiciela narodu. Jest to niejako głos ludu, któremu przewodniczy kapłan. Ciąg modlitw przewijających się przez kolejne teksty Jełowickiego tworzy razem jakby natchniony exodus modlitewnej tułaczej społeczności. W przekonaniu mówcy ustawiczna k o n t y n u a c j a modlitwy stanowi warunek sine qua non odrodzenia ojczyzny. Świadomość tej wspólnotowej drogi modlitewnej posłuży mu do profetycznego obrazu odzyskanej wolności, kresu wygnańczej doli. To jeden z najbardziej przejmujących fragmentów polskiego kaznodziejstwa czasów niewoli, szczególnie mocno wchodzący w reguły romantycznej wyobraźni emigracyjnej: - A gdy Bóg miłosierny tej najtkliwszej wysłucha modlitwy, skończy się niewola wasza i tułactwo nasze. – Wtedy wszystkie zakłady narodowe na ziemi wygnania zwiną się jak namioty, i z obozem tułaczym przejdą na rodzinną ziemię. 365 A. Jełowicki, Listy do Ksaweryny (Listy do Ksaweryny Chodkiewiczowej 1832-1839), przekł. M. FredroBoniecka, Warszawa 1964, s. 286. Jakże lapidarnie uogólnił to Słowacki: […] ile razy Bóg nie spełnia naszej ziemskiej modlitwy, to tylko dlatego, że mędrszy od nas i wszystkowiedzący i czujący nas w sobie, wie, iż się o rzeczy złe dla nas modlimy (Korespondencja Juliusza Słowackiego, oprac. E. Sawrymowicz, t. 2, Wrocław 1963, s. 157). 134 – Sam tylko kościół polski tu zostanie. – A potomni, na tym pomniku, godnym naszej świętej sprawy, napiszą te słowa: TU POLACY WYMODLILI POLSKĘ – Amen366. Wymodlili – tak jak wywalczyli. Ta militarna asocjacja staje się uzasadniona, jeśli się zauważy sieć podobnych powiązań semantycznych, występujących w wielu miejscach i na różnych poziomach tekstów. Tylko modlitwa daje niepodważalną rękojmię zwycięstwa zupełnego, zwycięstwa trwałego, jakie sam Bóg walczącym w wojnie sprawiedliwej daje367. To ona obok męczeństwa (a walczym tą ostatnią i jedyną już bronią - męczeństwem368) jest godnym Polaka orężem. Ta rola zostaje dodatkowo niejako ukonkretniona poprzez jej odpowiednie „rozpoznanie” po stronie wroga: Naród nasz zdobył się był na onę, indziej jak w dziejach kościelnych niesłychaną walkę ofiarną […] w męczarniach ognia i żelaza, bezbronny, modlący się i błagający. Aż mu modlitwę za bunt policzono i za modlitwę w kościołach nawet na śmierć zabijano369 (podkr. moje – A.B.). Wpisanie modlitwy w krąg znaczeń militarnych dokonuje się także poprzez efektowne uaktualnienie obrazu biblijnej modlitwy Mojżesza (i podtrzymujących jego „utrudzone” ręce - Arona i Hura), wytrwale towarzyszącej walce Jozuego (O taką pomoc wołam do was, Bracia moi dla naszych walczących. Podtrzymujcie nam kapłanom ręce waszą też modlitwą370). Ów kontekst znaczeniowy współtworzy również częste posługiwanie się słownictwem z tego zakresu (zarówno, gdy mowa o modlitwie, jak i w samych modlitwach), stosowanie całych zwrotów językowych o takiej właśnie proweniencji, niekiedy choćby w postaci efektownej oratorsko aluzyjności stylistycznej. Na przykład z bojowym zawołaniem „do broni” kojarzą się padające w pewnym miejscu a capite słowa: Do modlitwy Bracia moi, do modlitwy pokutnej, błagalnej371. Jełowicki wskazywał swoim słuchaczom drogę do „bezbronnej” walki modlitwą372, cierpieniem, duchową doskonałością, roztaczał przed 366 A. Jełowicki, Kazanie na XXVIII rocznicę Powstania Narodowego …, w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej tudzież nauki przedślubne, mowy pogrzebowe i kazania przygodne, dz. cyt.., s. 592. 367 A. Jełowicki, Kazanie na Środę Popielcową, w: dz. cyt.., s. 623. 368 A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Kostce, w: tenże, dz. cyt.., s. 146. 369 A. Jełowicki Kazanie na Środę Popielcową, s. 620. 370 A. Jełowicki, dz. cyt., s. 624. 371 A. Jełowicki, dz. cyt., s. 625. 372 Trzeba w tym oczywiście widzieć także odniesienia do stylu mistyków, zwłaszcza Tomasza a Kempie (którego Jełowicki szczególnie cenił i tłumaczył), dosyć często odwołującego się do militarnej semantyki. Oto fragment dotyczący właśnie modlitwy: bezustanna modlitwa najbardziej jest potrzebna przeciwko wszelkim świata niebezpieczeństwom, jak mocny pancerz. Kto się nie modli, ten nie walczy, a kto mężnie się nie opiera, prędko bywa zwyciężonym i wieniec utraca (O potrzebie modlitwy i użyteczności świątobliwego czytania, w: Rozmyślania i uwagi pobożne wybrane z dzieł Tomasza a Kempie, tłum. F. K. Orłowski, t. 3, Warszawa 1857, s. 118. 135 nimi wizję wielkiego misterium modlitewnego heroizmu, które miało Polskę nie tylko przywrócić, ale i przetworzyć, odmienić. Występujące w jego kazaniach modlitwy cechuje niekonwencjonalność. Pełnią oczywiście rolę wyznaczoną przez „obyczajowość” kaznodziejską, ale jednocześnie wyszukany kształt, jakość estetyczna wyodrębnia je, tworzą osobną grupę tekstów, jeszcze jeden, pośród wielu, romantyczny cykl modlitewny. Ciekawa jest jego stylistyczna różnorodność i cechujące je tworzywo literackiej wyobraźni. Daje się zauważyć, między nimi, tak charakterystyczna dla stylu epoki skłonność do anaforycznego wiązania zdań, nadająca wypowiedzi specyficzną rytmikę373: O Boże! Tyś Panem życia i śmierci, a nie kto inny! Ty je uniżasz i dźwigasz, a nie kto inny! A tyrany, czy to pojedyncze czy zbiorowe, są tylko w Twoim ręku rózgą, którą skoro się ukorzym, Ty sam złamawszy, w ogień rzucisz; lub w głębiach miłosierdzia Twego nowe Faraony, przez nowe Mojżesze potopisz.374 W innym miejscu znajdziemy modlitwę, w której pobrzmiewają echa ludowej lamentacji: O Święty Stanisławie Kostko! Kość ty z kości naszych, bracie nasz kochany, na zwycięskim rydwanie Królowej naszej w modlitwie klęczący! Pojrzyj ty znowu na ojczyznę naszą; a patrz, co się tam w niej dzieje! Jakie tam niedostatki, jakie niebezpieczeństwa i jakie boleści! Jaki tam bój stacza się ustawiczny między najstraszniejszym nieprzyjacielem Kościoła, między Moskwą, tym dzisiejszym Turkiem, a nami375. Kaznodzieja potrafi też w sposób efektowny posłużyć się paronomazją we fragmencie modlitewnym kazania o świętym Stanisławie Męczenniku: by cały Naród Polski znów się upodobał Bogu i ażeby Bóg nawrócony nawróceniem jego już się nad nim, jako wie i chce, na koniec zmiłował376 (podkr. moje – A. B.). Niekiedy zdarzają się i „obrazowe” zapożyczenia z literatury, charakterystyczne dla romantycznej imaginacji. Bywa, że występują w sąsiedztwie afektywnej retoryki, właściwej mowie spontanicznej. Jełowicki – nawiasem mówiąc – dosyć często posługuje się na przemian stylem „poetyckim”, uwznioślonym, metaforycznym oraz kolokwialnym i perswazyjnym, potocznym. Są to teksty noszące cechy zarówno patriotycznej narodowej oracji, jak i kazania ludowego. Przywołajmy modlitwę zamykającą Homilię 373 Pisze o tym Teresa Skubalanka w książce Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, Wrocław 1864, s. 180. 374 A. Jełowicki, Kazanie na święto Oczyszczenia Najświętszej Panny…, w: tenże, dz. cyt., s. 298. 375 A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Kostce, s. 145. 376 A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Męczenniku, w: tenże, dz. cyt., s. 43. 136 o Bożym Narodzeniu, adresowaną do rezydujących w Wersalu a przybyłych z Wilna wizytek, homilię w której przypomniana została ich tułacza dola: O Maryjo! Matko Miłosierdzia! Cóżeś wtedy mówiła Synowi Twojemu o tych zakonnych córkach Polski, a więc dwakroć Twoich? Jakie pociechy do ich serca wlałaś? – Ach! Pewno uświęciłaś łzy ich, i zachowałaś je na perły do ich koron w Niebie, podając je wraz z Krwią Polską, Litewską i Ruską, Synowi Twojemu jako złoto, kadzidło i mirrę377 (podkr. moje – A.. B.). Wyobraźnia romantyczna często i z upodobaniem operowała tym zestawieniem: łzy – perły (nasuwa się tu choćby werset Norwida z Trzech strofek : I pochowałem łzy me, w Oceanie, Na pereł więcej!...378) , czy też łzy – perły – krew. Jełowicki wykorzystał je dla zaakcentowania paraleli między apokryficzną opowieścią o wędrówce Trzech Króli i ich misji głoszenia Dobrej Nowiny a pielgrzymowaniem sióstr wysłanniczek „trójkrólewskiej Polski”. Analogia została przeprowadzona we wcześniejszych partiach kazania, a w tej końcowej modlitwie jak gdyby dodatkowo jeszcze zmetaforyzowana. To bardzo charakterystyczna cecha wielu omawianych tu modlitw. Najczęściej niejako puentują kazanie poprzez syntetyzujący całość obraz lub przenośnię literacką. W związku z tym zatrzymajmy się w jeszcze jednym miejscu, przy fragmencie, który ponadto pokazuje finezyjny sposób odwoływania się do przesłania biblijnego: nie wprost, w formie przytoczenia, czy też dydaktycznego zalecenia, ale pośrednio, aluzyjnie. W Kazaniu o Świętym Janie Kantym, patronie Królestwa Polskiego mówca wiele miejsca poświęca przeszłości Polski, odsłania i piętnuje wybór przez naród złej drogi, uzasadniający późniejsze pasmo klęsk będących sprawiedliwą karą za rozprzężenie moralne. W kulminacyjnym momencie przypomina jeden z cudów świętego. Wybiera ten, który jego zdaniem jest szczególnie aktualny (bo do dzisiejszej doli i potrzeby naszej najbardziej przypada) – scalenie rozbitego dzbana ubogiej dziewczyny i napełnienie go wodą przemienioną w mleko. Scena ta w kontekście wcześniejszych rozważań o kondycji moralnej narodu wprowadza nas w krąg – na razie sygnalizując ją – biblijnej symboliki potłuczonych naczyń. Chodzi zwłaszcza o gest, w którym Jahwe nakazuje Jeremiaszowi zapowiedzieć zburzenie grzesznej Jerozolimy (Jr 19, 1-13). Odniesienie do tego właśnie fragmentu ST uwydatnia się już wyraźnie w modlitwie końcowej, która – tak jak poprzednio – w sposób obrazowy podsumowuje 377 378 A. Jełowicki, Homilia o Bożym Narodzeniu…, w: dz. cyt., s. 287. Pisma wszystkie, oprac. J. W Gomulicki, t. 1, Warszawa 1971, s. 222. 137 całość wywodu, stając się jakby emblematem całości. Jest to wołanie o miłosierdzie Boże dla narodu upadłego: O Święty nasz Patronie! I myśmy dzban nasz, to naczynie wybrane Boże, tę Polskę kochaną, niebacznie niosąc, rozbili. I rozpadł się w trzy wielkie skorupy. A odrobina łaski Bożej świecąca w nich jeszcze świadczy o wielkiej, wielkiej szkodzie naszej. Ach, ujmij w Twe ręce te skorupy nasze, a zrosną się w naczynie dawne, a zdrowsze jak wprzódy. Nie wodą z rzek naszych, lecz łzami pokuty z oczów naszych my je napełniamy. I przeżegnasz je, i staną się mlekiem łaski Bożej starczącym na wyżywienie rodziny Twojej a naszej, aż dzień ten cały, aż do dnia wieczności. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen379. Kaznodzieja wybornie posługiwał się możliwościami narastania emocji. Modlitwy prawie zawsze miały siłę mocnego akordu. Ich donośne wołanie o Polskę odznacza się bardzo odrębną tonacją, osobnym stylem wyobraźni. Tak, jak kaznodziejstwo Jełowickiego są chwilami obecne w pobliżu „swojskiej” i śpiewnej zarazem stylistyki romantyzmu krajowego. Militaria i tułacza modlitewność – to łączy Jełowickiego z wyobraźnią autorstwa Kajsiewicza. Ten drugi jednak nieco bardziej uwypuklał swoją rolę: celebransa, wysłannika rodaków i pośrednika między nimi a Bogiem. Ale przede wszystkim chciałoby się powiedzieć: jest rozmówcą, tyle że kolokwialność w tym przypadku ma charakter bardziej oficjalny. Pobrzmiewa echem „dworskiego” wystąpienia wysoko postawionego w swej godności wasala przed obliczem Pana. Jego prośba staje się jednocześnie rodzajem deklaracji, określonej postawy. Wyrazem stylu myślenia: Panie mój jeżelim Cię kiedy prosił abyś kierował memi usty, tedy goręce proszę dnia tego i godziny, racz sprawiać słowa moje i serca tych miłych braci, aby rany, które im zadać mogę, za wdzięcznym a wonnym namaszczeniem Twojej łaski, stały się im ku zbawieniu. O co Cię błagam, za przyczyną świętej a boleściwej matki Twojej380! Modlitwa ta zdumiewa „elegancją” wypowiedzi i rzadkim konceptem specyficznej spolegliwości, odwróconego pośrednictwa. To nie mówca ma pośredniczyć między Bogiem a ludem, ale Stwórca między kaznodzieją a wiernymi. Tenże mówca stawia siebie trochę w roli zaklinającego swoje gremium szamana, ale też i Bogu wyznacza zadanie na miarę „jednego z nas”, który godzi swoich „braci”. Bywa, że pośrednictwo to staje się 379 A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Janie Kantym, w: tenże, Kazania …, dz. cyt., s. 109. H. Kajsiewicz, O pokucie. Z powodu XII rocznicy listopadowej, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, dz.. cyt., s. 36. 380 138 powołaniem do reprezentacji ludzi; mówca w modlitwie staje się depozytariuszem jego duchowej kondycji; pojawia się wypowiedź o charakterze intymnego zwierzenia w połączeniu z aktem strzelistym: Lud jeden w narodzie naszym mógłby się lepszym prawem dopytywać dlaczego cierpi; a przecie się nie skarży, lub się w cichości skarży Bogu Zbawcy swemu; bo pokorny nie wmawia w siebie niewinności, wierzy, więc wszystko rozumie. On sądów twoich nie sądzi o Panie! Ale się sądzi nimi; on słowy swymi wyroki Twoje usprawiedliwia. Błogosław mu o Panie! I bądź pochwalony381. Modlitwy Kajsiewicza sięgają też po poetykę inwokacyjną, „płomienną” żarliwością, ale obliczoną bardziej na efektowne homagium – wielki monolog, będący tyleż hołdem, co wyznaniem wiary w formie piętrzących się refrenicznie antynomicznych eksklamacji. Dochodzi zatem do głosu przeżycie mające swoją dramaturgię: O Boże! który ludzkie rozumy w głupstwo obracasz kiedy Cię odbiegają, a z głupstwa krzyża największą wydobywasz mądrość! Boże! który wybierasz to co mdłe i słabe abyś poniżył i zawstydził to co się silnemu sądzi; Boże! który cichym i cierpliwym posiadanie ziemi obiecałeś; Boże! od którego wszystko mamy, któremuśmy wszystko oddawać winni, od którego jedynie wszystko się spodziewać możem i chcemy; nie pozwól byśmy czegokolwiek lub inaczej chcieli jedno czego i jak Ty zechcesz. Nawróć Panie obłąkanych, albo im szkodzić nie daj; a nam nie pozwól abyśmy Ciebie, najwyższego dobra, dla innych niższych, choćby najmilszych odbiegali.[…]382. Tę dramaturgię, która – w innym miejscu – siłą amplifikacji czyni z wypowiedzi modlitewnej przypadek prozy poetyckiej (paralelizmy składniowe i intonacyjne). Jej istota polega na „rozwinięciu”, które podąża ku adoracji rzeczywistości mierzonej mocą Boskiego potencjału: O Boże Wszechmogący! Błogosław tym Braciom moim, tęsknym tułaczom, błogosław całemu cierpiącemu Narodowi Polskiemu. Odejmij od nas grzechy nasze, przebacz je i rzuć w przepaść niepamięci. Roztocz Twe miłosierdzie nad nami, przemień się w nas, przemień się dla nas, abyśmy już odtąd chodzili w cudnej światłości oblicza Twojego. Nawróć nas ku Tobie, nawróć nas ku sobie wzajem. Zmiękcz serca nasze jako wosk. Spal ogniem miłości Twojej starą rdzę waśni naszych. Daj nam serce nowe, daj nam serce jedno, daj nam ducha dobrego, ducha Twojego, ducha Świętego. Abyśmy odmłodnieli jako orłowie, i stanęli mężem jednym za Tobą i przy Tobie. Abyśmy rychło 381 382 H. Kajsiewicz, O rządach opatrzności, w: dz. cyt., s. 15. H. Kajsiewicz, O trojakim życiu i trojakim patriotyzmie, w: dz. cyt., s. 208. 139 na niwach naszych, w zagrodach naszych, w świątyniach naszych, chwalili Ciebie w weselu serc naszych. Błogosław im, Panie, błogosławieństwem Namiestnika Twojego, błogosławieństwem Twoim, o Jezu!383. W suplikacji tej od razu zauważalna staje się ozdobność stylu (ornatus), niezwykle jednak wyważona, głównie bazująca na wzniosłości; bardziej jednak jeszcze zaleca się jego stosowność (aptum) promująca dostojeństwo myśli zharmonizowane z rytmicznością wypowiedzi. W modlitwach Kajsiewicza ważną rolę pełni sztuka omowności, powaga peryfrazy („rzuć w przepaść niepamięci” zamiast zwykłego „zapomnij”). W ten sposób tekst łatwiej poddaje się medytacyjności, staje się rozległą „opowieścią”. W rekomendacji kaznodziejskich modlitw Kajsiewicza musi się też pojawić miejsce na refleksję dotyczącą romantycznej filozofii i poetyki fragmentu. Przede wszystkim części jako zapowiedzi („ziarna”) całości384, odbicia uniwersum. Modlitwa zatem jest w stanie odsyłać do – w tym przypadku – typu religijności, sedna wiary motywującej spojrzenie na sens życia, prawdę o przemijaniu. W przypadku kazania żałobnego modlitwa tym bardziej sumuje rzecz całą, wydobywając treści nadrzędne, podyktowane potrzebą chwili: O Jezu ukrzyżowany! Sędzio miłosierdzia a przebaczenia, kiedy już nam tak biednym zabierasz co mamy uczciwego, obyś już przynajmniej ofiarami tymi napełnił co rychlej wielką przepaść strasznej sprawiedliwości. Niech już wejdzie światło przebaczenia, i tak zajaśnieje przed ludźmi, abyśmy widzieli czyny Twoje prawdziwe bo litościwe i chwalili Cię wespół z Ojcem i Duchem Ś. Którzyście w Niebiesiech. Co nam daj Boże. Amen385. Tragicznej jednak wizji tułaczego losu Kajsiewicz często przeciwstawia miłosierdzie Boże. Choćby – sprawiedliwości, strasznej z ludzkiego punktu widzenia (czyżby peryfraza „maskowała” wręcz okrucieństwo?). Z kolei zabierać „co mamy uczciwego” znaczyć może po prostu ogołacanie z tego, co najcenniejsze (wielkich w narodzie). I, że jest to właśnie tragiczne odczucie nie pozostaje bez znaczenia, gdyż generalnie rzecz biorąc stanowi reprezentację „czarnego romantyzmu”. Stąd potężniejsza staje się siła „antidotum” w postaci owego miłosierdzia. 383 H. Kajsiewicz, Nauka z Ewangelii na niedzielę drugą postu o Przemienieniu Pańskim, w: dz. cyt., s. 338. W tej materii do poglądów m.in. F. Schlegla, Novalisa i A. Mickiewicza odsyła A. Kurska w: Fragment romantyczny, Wrocław 1989, m.in. s. 10-15, 125-132. 385 H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa na cześć Ś. P. Michała Hubego …, w: dz. cyt., s. 124. 384 140 Niezwykle atrakcyjna była rola miniatury romantycznej – w tym kręgu postrzegam również modlitwy kaznodziejskie – która zasadzała się według badaczy przede wszystkim na kondensacji treści, skrócie myślowym, esencjonalności386. Poszukiwano jej (i szczególnie dowartościowywano głównie w obszarach poezji romantycznej387. Predyspozycje interesujących nas mikrotekstów modlitewnych nie wyczerpują się w podanym wyżej zestawie cech. Choć bez wątpienia kondensacja treści – choćby w formie przesłania (w modlitwach kaznodziejskich często jakby zbiegają się wszystkie właściwości emanującej z tekstu postawy oratora) – wydaje się tą istotną, w swoim znaczeniu wyrazistą. Równie interesujące pozostaje wzbogacanie sensu poprzez walory wyobraźniowe: następuje oto, między innymi dzięki skłonnościom do hiperbolizacji przestrzennej w „dzianiu się” spraw Bożo-ludzkich, animacja „widzialności” wielkiej relacji między Niebem a Ziemią, uobecnienie Boga – wielkiego k r e a t o r a. Modlitwa staje się w ten sposób również solową „partią” wyznania wiary poprzez sugestywność wyobraźni. Bywa też zawieszeniem toku wypowiedzi, odświętnym antraktem, dzięki któremu następuje jakby prześwit w czasie, przerwa dla bezpośredniego „dotknięcia” transcendencji, która się w ten sposób urealnia. Jest w tym także oddech wolności i to nie tylko dzięki nawiązaniu do „oficjalnej” oralności sarmackiej388; także z poręczenia jakości estetycznych: wykwintnego stylu, kreatywnej wyobraźni oraz dyscyplinowanej dystansem wzniosłości. Z tego powodu modlitwy Kajsiewicza zdają się bardziej – i to między innymi odróżnia je od „swojskich” modlitw Jełowickiego – należeć do kanonu romantyzmu emigracyjnego, wielkiego. Dzieło swoje w ogóle kaznodzieja wpisywał się w jakże charakterystyczną dla epoki triadę: Przeto prosiłem Pana aby słowo moje było śpiewem duszy, płaczem serca i modlitwą389. 386 Zob. W. Bojda, Historia miniatury, w: Miniatura i mikrologia, pod red. A. Nawareckiego, t. 1, Katowice 2000, s. 92; autorka powołuje się m.in. na S. Szumana O kunszcie i istocie poezji lirycznej, Toruń 1948, s. 113. 387 Są to porywające proroctwa, modlitwy, westchnienia i pożegnania ograniczone do garstki porwanych wersów (Aleksander Nawarecki, Mikrologia, genologia, miniatura, w: Miniatura i mikrologia, dz. cyt., s. 25; autor powołuje się też na Cz. Zgorzelskiego Miniatury liryczne, w: tenże, Liryka w pełni romantyczna. Studia i szkice o wierszach Słowackiego, Warszawa 1981). 388 Także „obozowej”: O Jezu! Najwyższy Wodzu a Hetmanie nasz! Naucz mię w tej chwili mówić do ludu a żołnierstwa Twego, do posłusznych i kornych, a i do miłych Ci zawsze rokoszan Twoich (H. Kajsiewicz, O walce i żołnierstwie duchowym. Na dzień 29 listopada 1843, w: dz. cyt., s. 49. 389 Tenże, Na XV rocznicę listopadową. O jedności z miłości Bożej, w: dz. cyt., s. 284. 141 6. Spiętrzenie tradycji (Międzywojenne kaznodziejstwo okolicznościowe). W dziejach kultury rzadko objawiają się momenty uczestnictwa w ucieleśnianiu mitu, jego konkretyzacji, chwile oferujące poczucie d o p e ł n i e n i a, gdy ziszczają się proroctwa, marzenia oblekają w ciało, a legendy zdają się triumfować, pokazując swoją użyteczność, wielkość i skuteczność posłannictwa. Następuje jakby spiętrzenie tradycji, wielka r e t r o s p e k t y w a symboli, obrazów, pojęć i słów, które przez długi okres współtworzyły mapę wyobraźni określonej zbiorowości. O takiej właśnie sytuacji można mówić w związku z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 roku i ustawiczną żywotnością w całym dwudziestoleciu - w rozmaitych formach przekazu - motywu urzeczenia cudem spełnionych marzeń. Ambonie, zwłaszcza wystąpieniom okolicznościowym, przypadło wówczas bardzo wyraziste miejsce. Najogólniej rzecz ujmując, można powiedzieć, że kaznodzieje ówcześni wczuwali się w dwie role, które czyniły ich strażnikami tradycji i predestynowały do sprawowania rządu dusz w nowej epoce. Postrzegali się jako następcy wielkich kaznodziejów narodowych oraz depozytariusze wartości wykreowanych przez wielką literaturę XIX wieku. Obie role wyraźnie odsłaniały się poprzez odpowiednie – nakładające się na siebie – style zachowań werbalnych: wieszcza, celebransa i poety. Teraz, choćby w kaznodziejstwie inaugurującym niepodległość, chcąc utrafić w emocjonalną tonację oczekiwań odbiorcy, zawładnąć nim, wskazane było mówić o teraźniejszości językiem przeszłości, tak aby ten „święty” język niewoli, w odpowiedni sposób użyty, nie tylko przypominał swoje brzmienie - co oczywiście wzmacniało rytualność wypowiedzi - ale również obwieścił zwycięstwo swej profetycznej mowy. Wydawało się rzeczą naturalną (prawem konsekwencji), że jego rejestrom została powierzona kreacja wielkiego o z n a j m i e n i a, że tylko on jest ją w stanie udźwignąć: Jesteśmy wolni! Słyszycie, najmilsi? Jesteśmy wolni! Gdzie są wrogowie nasi? Pokruszona ich moc i siła; nie masz ich. Gdzie są kajdany nasze? Odpadły. Wolni jesteśmy! Zwiastuje mi tę nowinę wesołą świat, ale i obwieszczajmy ją sami sobie. Bo zżyło się ucho nasze z żałobnym dźwiękiem dzwonu niewoli; bo piły serca nasze z kielicha goryczy i trucizny tak długo, że sami nie wierzymy własnym słowom naszym, 142 sami podejrzewamy usta nasze, gdy te wołają: wolni jesteśmy390!. Wybierając tamten rodzaj patosu, manifestacyjnie wspierano również wiarę w sens biegu rzeczy, który oto odsłonił mądrość planów Bożych. Co wyróżniało tę wolę zachowania ciągłości s p o s o b ó w wyrażania? Istotne było, między innymi, świadome pozostawanie w kręgu tych samych znaków i biegłość w odpowiedniej ich konfiguracji. Poszerzając poprzedni cytat, znajdziemy przejaw takiej postawy w sformułowaniu wyrażonym explicite: Nawet te przedrogie symbole, któreśmy brali z cierpień i męki Zbawiciela, ażeby mówić o ojczyźnie, do grobu wpędzonej, o drodze jej krzyżowej, o Golgocie narodu, i te ustępują miejsca, spełniwszy swoją misję. Dzisiaj już w innym symbolu szukamy stwierdzenia naszego szczęścia: w tym na który nam usta wieszcze przed trzema wskazywały wiekami: w symbolu zmartwychwstania391. Do Józefa Teodorowicza, jednego z najznamienitszych, wtedy mistrzów ambony, wypadnie nam jeszcze powrócić. Wymowna była - jako ślad oczekiwań odbiorczych - opinia recenzenta (także współkreatora międzywojennego kaznodziejstwa okolicznościowego) jego tekstów, według której świadczą one o sile wizyjnej, właściwej duchom wybranym, wieszczym392. Oczywiście „wieszczych” środków oratorskich było wiele. Niezwykle efektowną formę miały choćby - mieszczące się w dziewiętnastowiecznej konwencji kaznodziejskiej, tak silnie podlegającej romantycznej wyobraźni - ujęcia paralelizujące wydarzenia biblijne i sytuację narodu polskiego. Stosowano je wówczas, gdy mowa kaznodziejska, podejmowana z rozległej perspektywy, przybierała charakter, rzec by można, panoramiczny, obmyślana jako rozległa przypowieść o historii narodu, jego zmaganiach, ofierze, trwaniu w nadziei i wreszcie triumfie zmartwychwstania. W ten sposób, na przykład, otwierał swoje wystąpienie ksiądz Stefan Momidłowski, aluzyjnie przywołując księgę Ezechiela: Rozburzona świątynia, narodu świętość, Jerozolima w gruzach, lud na wygnaniu w dalekiej krainie nad Eufratem; Bóg dopuścił nań tę karę straszną, ale nie zostawił go bez posilenia, powołał proroka Ezechiela, by karcąc naród niewierny, równocześnie w 390 J. Teodorowicz, Cud wskrzeszenia Polski, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s. 181. 391 J. Teodorowicz, dz. cyt., s. 181 392 N. Cieszyński, [rec.: Na przełomie J. Teodorowicza],”Przegląd Homiletyczny” 1924 z. 4, s. 304. 143 niedoli dźwignął go i umacniał393. Z kolei ksiądz Winkowski w podobnej poetyce - udramatyzowanego wprowadzenia w rozległy obraz wydarzeń - odwoływał się do chwil poprzedzających Zmartwychwstanie Chrystusa: Zamknęła się w on pamiętny wielkopiątkowy dzień odkupienia ludzkości pieczara skalna nad świętym, najświętszym ciałem Chrystusowym. Triumfowali wrogowie...394. Następnie rozwinięte zostało porównanie do próby śmierci i grobu narodu, który Bóg ożywił w apokaliptycznej scenerii wojennego chaosu. Ekspresja pierwszych zdań, otwierających oba kazania, wzmocniona została przez inwersję składniową, dzięki której wysunięte na początek zdania orzeczenie „atakuje” słuchacza siłą retorycznej emocji. Zabiegi tego rodzaju, mające swoje korzenie w stylistyce barokowej, uległy silnej artykulacji w literaturze przełomu wieków395, a ta z kolei (na rozmaitych zresztą poziomach tekstu) determinowała jeszcze przez wiele lat kaznodziejstwo dwudziestowieczne, w znacznej części. Jednym z „natchnionych” zachowań kaznodziejskich, przejawów wieszczej mowy było dosyć częste sięganie do motywu przypominania, a właściwie z w o ł y w a n i a duchów Patrum Patriae. Motyw ten można było spotkać, w mniej lub bardziej rozbudowanej formie, w ówczesnej literaturze okolicznościowej i publicystyce. Ale z wyjątkowym upodobaniem posługiwała się nim ambona. Najczęściej właśnie, gdy mówca pragnął silnie udramatyzować swoje wystąpienie, kiedy zamierzał wyraźnie odwołać się do określonych tradycji literatury romantycznej. Jej estetyka przewidywała bowiem - jak wiadomo - miejsce szczególnie uprzywilejowane dla panteonu narodowych wielkości. Nauczał tego, między innymi, Mickiewicz, dobitnie nobilitując rodzaj dramatu, w którym wywołuje się niejako z grobu postacie świętych i bohaterów396. U progu niepodległości ten wielki areopag legendy polskiej uległ jeszcze istotnemu poszerzeniu. Przede wszystkim o duchy wieszczów, obok których stanęli bohaterowie ich dzieł, wzbogacając ten korowód postaci-znaków, wypełniających 393 S. S. Momidłowski, Mowa przy odczytaniu Manifestu Rady Regencyjnej w dn. 7 października 1918 r., w: tenże, Kazania przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 109. 394 J. Winkowski, Kazanie wygłoszone na uroczystym nabożeństwie dziękczynnym z powodu ogłoszenia niepodległości Polski, dnia 20 października 1918 r. w kościele parafialnym w Zakopanem, Zakopane 1918, s. 3. 395 M. Dłuska, Modernistyczny barok Żeromskiego. Studium prozy poetyckiej pisarza, „Pamiętnik Literacki” 1966, z. 1, s. 109-152; zob. też T. Skubalanka, Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, dz. cyt., s. 435. 396 A. Mickiewicz, Literatura Słowiańska, w: tenże, Dzieła, t. 11, Warszawa 1955, s. 126. 144 okazałą wówczas scenę narodowego oratorstwa. Wytworzył się specyficzny kod porozumiewania się mówcy ze słuchaczami poprzez wspólnotowe dokonywanie obrzędu. Uczestniczyli w nim żywi i zmarli (Razem z nami drżą dziś z radości duchy Mieczysława, Dąbrówki... Żółkiewskiego, Kościuszki, wieszczów...) 397 , osoby i postaci – symbole. Przy czym chętnie posługiwano się zabiegiem kreującym scenę rytualnego orszaku, rozrastającej się procesji podążających zewsząd do wolnej ojczyzny: zesłańców, weteranów, przedstawicieli różnych dzielnic i stanów398. A kiedy uczestnikami tego pochodu stawali się także W i e l c y Z m a r l i, wówczas wypowiedź ulegała stylizacji na podniosłą „liturgię” języka „apelu poległych”, a rola kaznodziei jako celebransa znajdowała swoje najpełniejsze uzewnętrznienie. Doskonale egzemplifikuje to fragment, który warto przytoczyć w nieco poszerzonym wyborze (zachowując z oryginału układ graficzny, podtrzymujący charakterystyczną rytmikę wypowiedzi), aby pokazać wielce interesującą w swej reprezentatywności jakość sztuki kaznodziejskiej tego czasu: Odezwijcie się - wy, wielcy duchem, a cierpieniem Dostojni [...] zbudźcie się, godzina wybiła: Polska wolna i cała, wstańcie: Ojczyzna zmartwychwstaje Wstańcie na Boga! wielcy bohaterowie i wieszczowie, których nam Pan posyłał na wiekową noc niewoli. Wstań, Kościuszko, patrz oto Ameryka płaci Polsce dług u ciebie zaciągnięty. Wstań, Mickiewiczu, oto wojna wszechświatowa, przez ciebie obwieszczona przynosi zbawienie Polsce. Wstań, Sienkiewiczu, oto Grunwald po raz wtóry iści się na Zachodzie, wprawdzie nie naszą ręką dokonany. Wstań, Krasiński, idź za Irydionem i patrz: gdzie carat panował, tam prochy tylko i kości tylko i hańba tylko. Wstań, Słowacki, idź za Kordianem, a w zamkowych komnatach warszawskich z wrogiem się nie spotkasz. 397 J. Bilczewski, Kazanie arcybiskupa wypowiedziane z okazji zjazdu biskupów w Katedrze Gnieźnieńskiej u grobu św. Wojciecha w dn. 26 sierpnia 1919 r., Poznań 1919, s. 4. 398 Zob. S. Sopuch T.J., Na Zmartwychwstanie Ojczyzny. Mowa powiedziana na placu Katedralnym w czasie błagalno-pokutnej procesji miasta Lwowa 20 X 1918, Lwów 1918, s. 6-7. 145 Przyjdź dostojny orszaku królewski: Chrobry Bolesławie, zwycięski Jagiełło, wyście gromili Niemców,- trzeci Zygmuncie, mądry Stefanie, wyście zwyciężali Moskwę. Do całej, zjednoczonej Polski wracajcie, Patronowie nasi: Wojciechu z Gniezna, Jadwigo ze Śląska, Stanisławie z Krakowa, Ładysławie z Warszawy, Kazimierzu z Wilna. Zbierzcie się, rajcy niebiescy, na sejm do stóp Królowej Polskiej, a radźcie nad tym, jakby najjaśniejszą naszą Rzeczpospolitą uczynić wielką i potężną399. Podjęty przez Szlagowskiego motyw „parlamentariuszy niebieskich” znalazł szczególne zastosowanie we wspaniałym Kazaniu sejmowym arcybiskupa Teodorowicza, jednym z najpiękniejszych tekstów w historii wymowy kościelnej. Istotne było wykorzystanie w nim wspomnianego motywu w funkcji kompozycyjnej, co konsekwentnie współtworzyło nadrzędną wymowę całości. Wyprowadzony z biblijnego źródła, uobecniony został już w zdaniach inicjalnych: Gdybym był zdolny wskrzesić zmarłych z grobów i kurhanów, gdybym był zdolny jak Ezechiel wywołać ich w długim korowodzie, gdybym był zdolny w kości ich tchnąć ducha i życie, o wtedy, wtedy ustawił bym ich przed wami i obwieścił bym nowinę w jednym prostym i krótkim słowie: idziemy na pierwszy sejm polski, idziemy, żeby go otworzyć, idziemy żeby błogosławieństwo Boże dla niego uprosić. I powołałbym tych jeszcze, którzy pisali wielką Konstytucję, a następnie tych pierwszych wojowników za wolność Ojczyzny, którzy się porwali do walki z przemożną siłą ciemięzcy, aby potem gasnącym okiem żegnać nadzieję, iż go zwyciężą. Powołałbym tu przed oczy nasze kości tych Polaków, co później roznosili je na wszystkie świata części od Samosierry aż do północnych zimnych grobów w Rosji, zabielili Europę kośćmi swoimi, i wszystko dla Ojczyzny, a wszystko na próżno i na daremno. Zawołałbym dziś do nich: a oto idziemy na pierwszy sejm polski!400 Głównym walorem formalnym tej oracji jest rytmika większych segmentów, otwieranych zwrotem „powołałbym”, będących przypominaniem zasług i poświęceń kolejno „idących”, wywoływanych pracowników dla polskiej sprawy i jej męczenników.... Pośród tych 399 A. Szlagowski, Mowa w rocznicę Styczniowego Powstania wygłoszona w Katedrze Metropolitarnej Świętego Jana dn. 22 stycznia 1919 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 61-62. 400 J. Teodorowicz, Kazanie sejmowe wygłoszone w katedrze Świętego Jana w Warszawie z okazji otwarcia pierwszego sejmu polskiego, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s. 195. 146 dokonań znajduje się oczywiście i wielki czyn wieszczów, gęślarzy natchnionych401. Całe kazanie dzięki tym cechom ma w sobie moc wypowiedzi rytualnej, specyficznie animizującej przeszłość, po to by podbudować i uwznioślić następujące przesłanie: t r a d y c j a z o b o w i ą z u j e. Ceremonialność tekstu budowały nie tylko rozmaite formy rytmizacji. Podobnie skuteczne były kunsztowne wstępy i zakończenia, a także parateatralny, deklamatorski patos języka. Wszystko to stanowiło część zjawiska rozleglejszej natury, także określonego rodzaju recepcji czasu minionego, podniosłej natchnionej egzegezy literatury romantycznej402. Jej recepcja - ujmijmy to tak - stawała się wówczas obrzędem, determinując w znacznej mierze style relacji z przeszłością w ogóle, zwłaszcza w kulturze żywego słowa. A kaznodziejstwo okolicznościowe wchodziło w różnorodne związki z literaturą i wiele wskazuje, że uprawiający je autorzy mieli ambicję artystyczne. Literacki profil ambony bywał również dosyć często przedmiotem rozważań teoretycznych. Niektórzy z piszących - zwłaszcza wywodzący się z młodopolskiej formacji intelektualnej - z niezwykłą biegłością i zaangażowaniem ustalali literacki status kaznodziejstwa. Najciekawsze, dziś jeszcze, pozostają refleksje księdza Euzebiusza Statecznego (OFM) zawarte w Listach o wymowie403, dających świadectwo postawy wręcz entuzjastycznej w postrzeganiu artyzmu w oratorstwie, a więc i kaznodziejstwie, które ten znany zakonnik - literat uprawiał z powodzeniem. Wymowę traktował jako gałąź sztuki404, a mówcę mianował artystą, zarazem rzecznikiem i poetą405 chrześcijańskiego posłannictwa m i ł o ś c i. Mówca - pisał - posiadający wieniec poezji na czole, choćby nawet nie był mówcą doskonałym, zawsze będzie z zajęciem słuchany, albowiem poezji nikt oprzeć się nie zdoła, choćby i w siermiędze i w koszuli zgrzebnej była406. Jak się zdaje, tę maksymę wielu kaznodziejów mogło uznać za wielce sobie bliską. Władysław 401 J. Teodorowicz, dz. cyt., s. 196. Zob. M. Janion, Badania nad romantyzmem polskim, w: Rozwój wiedzy o literaturze polskiej po 1918 roku, oprac. J. Maciejewski, Warszawa 1986, s. 120-121. W tym miejscu trzeba też przypomnieć żywotne w okresie międzywojennym dziedzictwo (najbardziej chyba zagorzałym jego kontynuatorem był Jan Lechoń) romantycznego ideału (wypromowany głównie przez Maurycego Mochnackiego), który literaturę nakazywał postrzegać szeroko, jako dorobek pojęć, symboli i wyobrażeń, słowem - trwałe zasoby narodowej imaginacji (zob. I. Opacki, Lechoń i polskie mity, Kielce 1993, s. 17). 403 E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920. 404 E. Stateczny, dz. cyt., s. 17. 405 E. Stateczny, dz. cyt., s. 171, 158. 406 E. Stateczny, dz. cyt., s. 53. 402 147 Bandurski, Józef Teodorowicz, Włodzimierz Jasiński407, Antoni Szlagowski, Józef Kłos, Nikodem Cieszyński, Stefan Momidłowski, Piotr Niezgoda - to grono czołowych mówców kościelnych okresu międzywojennego. Wyróżniała ich ogromna atencja dla literatury, przejawiająca się w bogatej skali różnorodności. Rzadko, ale pojawiały się – przede wszystkim w kazaniach poświęconych pisarzom – ogólne opinie o literaturze. Dosyć jednak powierzchowne w swej zdawkowości (bardziej wnikliwe występowały w okresach poprzednich). Natomiast rozważania o pisarstwie poszczególnych twórców bywały częste. Dominował modernistyczny jeszcze typ recepcji, określany przez znawców mianem lektury ekspresywnej, która umożliwiała w zasadzie tylko parafrazę, jej rolą było niejako powtórzyć ekspresyjność oryginału408. Przybierało to rozmaite kształty. W wielu przypadkach można mówić o właściwościach językowych liryczno-refleksyjnej krytyki literackiej: W pierwszym okresie twórczości swojej, gdy Słowacki zrywa się do lotu, gdy sypie perły i brylanty i błękitem świat przysłania, tęczami rojeń i obrazów kołysze [...] Szuka dróg ciągle, szuka celów w życiu bo czuje pustkę, „czczość tęczową”, „bezprzytułek” we własnej biednej duszy; bo ból go ściska, że samotny, że go nie uznają..., a stąd rozterka w nim, "jaskółczy niepokój", smutek i pesymizm...409. W innych miejscach wyrastającej znajdziemy - upodobnienia do – również z młodopolskiego pnia prozy poetyckiej; jak choćby w najbardziej wysmakowanym w „przejęciu się” literaturą, kazaniu Szlagowskiego, wygłoszonym podczas uroczystości ku czci Chopina, a będącym właściwie luźną kompozycją wariacji wokół Marsza pogrzebowego Kornela Ujejskiego: Mistrz słucha. Tyle dzwonów, gdzie te dzwony? czy w mej duszy huczą? W epickiej Balladzie pożarowe dzwony huczą. W ogniu Polska cała […] Jakże mnie ten wzrusza dzwon! ten dzwon, ten dzwon. W tęsknym nokturnie odzywa się dzwonek na Anioł Pański, co wieczór z kościołów naszych na pola i lasy się rozchodzący, zamierający w pomrokach nocy polskiej, jakoby ciche westchnienie za rycerzy naszych poległych, co tysiącami kładli się na pobojowiskach wszechświatowej 407 Zob. A. Bednarek, Zapomniane uznanie kaznodziejskie Włodzimierza Jasińskiego dla pisarzy, w: tenże, Ambona i literatura. Eseje z historii wzajemnych powiązań, Tarnów 1998, s. 74-89. 408 M. Głowiński, Studium lektury: Słowacki czytany przez Kleinera, w: tenże, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 150. 409 M. Godlewski, [Mowa kaznodziejska, wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia prochów Juliusza Słowackiego], w: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusza Słowackiego (14-28 czerwca 1927 r.), dz. cyt., s. 114. 148 wojny. Jakże mnie ten razi dzwon! ten dzwon, ten dzwon. W ponurej Fantazji jęczy dzwon podmorski, brzmi podwodnymi głosy w poświstach wichru, w ryku bałwanów zbiorową skargą topielców, którzy w odmęcie walk poginęli. Jakże mnie ten budzi dzwon! ten dzwon, ten dzwon. 410 ). Nawiasem mówiąc, interesująca byłaby wiedza o samym akcie wygłaszania tego tekstu. Efekt brzmieniowy musiał być niesamowity. Bez wątpienia było to wystąpienie, dające mówcy świadectwo sprawnego literacko twórcy. Kazania Szlagowskiego miały epicki oddech, często podporządkowane oralnemu władaniu apostrofy, „zaklinającej” bohatera w nieśmiertelność, wprowadzającej go w mityczne rewiry czasu i przestrzeni: Opowiem imię twoje braci mojej, w pośrodku Kościoła chwalić cię będę (Hebr.2,12). Imię twoje? Bezimienny byłeś i nieznany wśród państw i narodów świata. Przez wiek cały stawałeś z bronią w ręku, jako zapaśnik wolności i przez wiek cały jako bezimienny Nieznany Żołnierz kładłeś się na pobojowisku, aby znowu powstawać i znowu walczyć i znowu ginąć na polu chwały, jako bezimienny Nieznany Żołnierz411. Tego rodzaju stylistyka bliska była parateatralnym regułom heroizacji, właściwej młodopolskim rapsodom. Pośród gatunkowych zbliżeń do literatury zauważyć należy pokrewieństwa z esejem. Zachodziły w pewnych przypadkach. Między innymi wówczas, gdy mówcy obrali metodę syntetycznego uogólnienia osoby i dzieła pisarza przy pomocy jakiegoś szczegółu metaforyzującego tę całość, w miarę ogarniającego jej wymowę. Poprzez z n a c z ą c y detal – osnowę refleksji – budowali obraz, mający być niejako kwintesencją niepowtarzalnej obecności twórcy w narodowym imaginarium. Szlagowski żegnał Reymonta jako „gospodarza”, „siewcę”, który był genialnym wyrazicielem 410 A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina, powiedziana w kościele Św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 180-181. Zob. też próbę aluzyjnej „identyfikacji” z wierszem Słowackiego Na sprowadzenie prochów Napoleona: Przeczuwał Wieszcz, że przyjdzie godzina, co mu kamień grobowy rozkruszy. I przyszli go z grobu wyciągnąć i zaczęli nań wołać: Wstań prochu! Szumcie więc, szumcie morza lazury, gdy wam dali nieść trumnę Olbrzyma. I nigdy, nigdy nie szedłeś z tak ogromną, bezśmiertną powagą i mocą i z tak dumnem obliczem, jak dziś wielki, gdy wracasz tu niczem.(...) z grobowca swego królewski rząd dusz sprawować w nas będziesz, wyższy, możniejszy nad wszystkie króle. Ty Król Duch, władasz po śmierci, władasz na zawsze. Ave Nieśmiertelny! (A. Szlagowski, Mowa nad prochami Słowackiego, powiedziana w katedrze Św. Jana, dnia 27 czerwca 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, Warszawa 1936, s. 94.) 411 A. Szlagowski, A imię jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski wypowiedziana w katedrze Świętego Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 r., „Przegląd Katolicki” 1928 nr 45, s. 1. Zob. też charakterystyczny w swej mitycznej kreatywności, cytowany już fragment kazania księdza A. Lisieckiego, zaczynający się od słów: Więc idź, Królu-Duchu, więc płyń poprzez Polskę, idź na Wawel i niechaj tam u tej królewskiej trumny Twej... (w: Pochód na Wawel, dz. cyt., s. 69.). 149 najstarszej, bo rustykalnej tradycji narodowej412. Twórczość Sienkiewicza z kolei rekomendowała wielka symbolika słów tytułowych Quo Vadis, urastała do rangi idealnego znaku dla odczytania charakteru polskiej drogi, istoty naszych dziejów413. A ksiądz Michalski w pochodni gorejącej postrzegał najbardziej adekwatny emblemat przygód duchowych wielkiego dramaturga414. Kaznodziejstwo okolicznościowe międzywojnia - i to nie tylko tematycznie związane z literaturą - nasycone było pokaźną ilością literackich reminiscencji językowych, których semantyczne możliwości rozwinięcia dawały efekty specjalnie nośne. Wiele było takich obiegowych przypomnień. Między innymi: „o roku ów”, „rząd dusz”, „cierpieć za miliony”, „Król Duch”, czy też wspomniane przed chwilą przytoczenie z Sienkiewicza, postawione w funkcji pytania inicjalnego, celnej formuły początku: „Quo Vadis!” Dokąd idziesz, duchu potężny, władco serc, siewco pokoju, książęciu słowa i czaru i piękna? Do ojczyzny umiłowanej wrócił, czerwień dostojności narodowej go spowiła, orzeł biały nad nim czaty swe odprawuje, anioł zmartwychwstania pisze mu na trumnie: Quo Vadis! Chrystusa wielbił, w Chrystusie znajdzie odpocznienie. Quo Vadis! I przyszły z nim zjawy, w jego genialnej myśli wyśnione i podniósł się głos, przed wiekami przerwany: Chrystus regnat415. To exordium można uznać za jedno z najciekawszych wówczas. Warto się nad nim pochylić, gdyż jak soczewka skupia cechy sztuki kaznodziejskiej, o których była mowa: całą tę ceremonialność języka, stylizację heroizującą416 oraz wieszczą postawę mówcy i literackie ambicje. 412 A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami ś. p. Władysława Reymonta, powiedziana w katedrze metropolitarnej Św. Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 255-258. 413 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok ś. p. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze metropolitarnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 223-227. 414 K. Michalski, Pochodnia gorejąca. Przemowa nad trumną Karola Huberta Rostworowskiego dn. 7 II 1938, Warszawa 1938. 415 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok ś. p. Henryka Sienkiewicza..., dz. cyt., s. 223. 416 T. Skubalanka, Styl poezji Norwida na tle tradycji poetyckiej romantyzmu, „Studia Norwidiana” 1990 z. 8, s. 48. 150 R O Z D Z I A Ł IV KONTERFEKTY KAZNODZIEJSKIE (XIX i XX wiek) 151 Mówca jest pokrewny poecie, bardzo jest doń podobny i niemal z nim identyczny, z tą różnicą, że w poezji ściślej obowiązuje prawo rytmów i dopuszczalna jest swoboda w zmyślaniu. Nie mniej cieszy mnie, że w całej mej twórczości uchodzę za mówcę, jak to, że za poetę. Francesco Filelfo 152 Naczelnym wśród kaznodziejów (romantyków) był artystą (Ludwik Trynkowski 1805-1849) Ale pyłów, odniesion harmonii stworzenia, Kiedy atomem w gwiazdę się zamienia I wielka rzecz stąd rośnie: co godzina, co wiek, Co Era - to mówimy wtedy: … oto człowiek!417 Nawiązanie do Norwida nie stanowi w tym przypadku li tylko filologicznej kokieterii. Jak zobaczymy nastąpiło między obiema postaciami zadziwiające spotkanie ponad czasem, w nie dających się na szczęście zdyscyplinować rewirach wyobraźni. Choć tak wiele ich różniło. Przede wszystkim pokoleniowa różnica wieku i stopień utalentowania. O Trynkowskim już wspominaliśmy, gdyż swego czasu zainspirował jedną z kaznodziejskich legend romantycznych. Pozostaje postacią mimo wszystko słabo rozpoznawalną418. Patriota, tragiczna, (w romantycznym stylu) postać (zmarł w obłędzie na Syberii), niepokorny ksiądz wileński, człowiek dobrze wykształcony i zupełnie „osobny” kaznodzieja, jedyny w swoim rodzaju stylista. W zasobach bibliotecznych do rzadkości należy tych kilka jego tekstów, ukrytych często w większych, zbiorowych całościach. Nawet w Bibliotece Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – obfitującej przecież w kaznodziejską literaturę – trudno znaleźć choćby znaczący fragment tego dorobku. Przystępując do rekomendacji Trynkowskiego, dobrze będzie przywołać zjawisko teologii narratywnej, a ściślej jeden z jej rodzajów – teologię biograficzną419, kiedy to przedmiotem osobnej refleksji staje się projekcja określonego przekazu biograficznego w jego duchowym aspekcie, kiedy prezentacja ta obliguje piszącego do uchwycenia 417 C. K. Norwid, Rzecz o wolności słowa, Pisma wszystkie, pod red J. W. Gomulickiego, t. 3, Warszawa 1971, s. 564. 418 Wprowadziłem go do mojego Małego słownika kaznodziejów (Lublin 1992, s. 58-59); później ukazał się szkic Marty Piwińskiej Ludwik Trynkowski 1805-1845, w: Obraz literatury polskiej. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, t. 3, Lublin 1992, s. 273-297. Zob. też mój Setnik oratorów polskich, dz. cyt., s. 321-323. 419 Zob. J. Szymik, Teologia na początek wieku, Katowice 2001, s. 50-53. 153 właściwego epoce punktu widzenia na życie, wiarę i śmierć. Ważny oczywiście pozostaje również sposób tego przekazu. Idzie w tym wszystkim o szeroko rozumianą kulturę biograficzną i czytelne metody obcowania z – w przypadku kaznodziejstwa szczególnie – tajemnicą egzystencji i nigdy przecież do końca nie odkrytą perspektywą eschatologiczną. Pod tym względem Trynkowski wyraźnie odstaje. Przede wszystkim w swojej wielkiej (nie boję się tego określenia) mowie nad trumną Jędrzeja Śniadeckiego420 (wygłoszonej w kościele uniwersyteckim). Jej odmienność zdaje się polegać przede wszystkim na określonym stopniu uogólnienia. O ile żałobne kaznodziejstwo ówczesne w zasadzie opierało się na dosyć szczegółowej faktograficznej i wzorcotwórczej laudacji (i wynikającego zeń pouczenia, w najlepszym razie refleksyjnej konstatacji), o tyle u Trynkowskiego następuje próba dosięgnięcia istoty rzeczy, „zdefiniowania” człowieczeństwa, bo nie tylko prawdziwej wartości ludzkich żywotów.421 Największą tajemnicą – usłyszymy w innym miejscu – dla człowieka jest - człowiek. Gdy wyrokować zamierzamy o ludziach, nie możemy być nigdy swoich wyroków zanadto pewni. Twarz, słowa, same postępki nie zawsze są tu wiernym obrazem. Czytanie w tych h i e r o g l i f a c h nader zawiłe. Do wielkiego tylko znawcy mówi zrozumiale ten język. Tam, głęboko, w duszy prawdziwa człowieka wartość ma siedlisko. Wydaje się ona nie w jednym słowie ani postępku, ale w całym paśmie życia. Aby przeto poznać i prawdziwie ocenić człowieka, wypadałoby zgłębić duszę jego duszy; uchwycić klucz od tajemnicy wszystkich jego postępków i nie już tylko jedną czynność, lecz całe pasmo życia; nie już przelotnym zwiedzić spojrzeniem, lecz przenikłym zgłębić i wybadać okiem422. Piwińska spostrzega, że uczył się tego od Mickiewicza. Jak się zdaje Mickiewiczowskie, w ogóle bardzo romantyczne, jest u niego już samo profilowanie owego aktu rozmyślania o śmierci jako otwarciu na tę tajemnicę. Warto zwrócić uwagę na tę podniosłą tajemnicę w obliczu końca, która staje się uniesieniem „lektury” człowieka, mogącej zaistnieć w pełni dopiero w śmierci, w odchodzeniu. Mamy do czynienia z fragmentem romantycznej antropologii 420 Ogłoszonej anonimowo pt. Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: Wspomnienie życia Jędrzeja Śniadeckiego, wydał H. Skimborowicz, Warszawa 1840, s. 25-80; wydanie osobne pt. Mowa na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, Wilno 1861 [podpisane L.T.]; dalej cytuję za 1 wydaniem. 421 M. Piwińska, dz. cyt., s. 281. 422 L. Trynkowski, Mowa w czasie żałobnych modłów przez… miana roku 1835 miesiąca kwietnia w kościele katedralnym wileńskim, w: J. Dembiński, L. Trynkowski, Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę Józefa Łopacińskiego, Wilno 1835, s. 11. 154 refleksyjnej:423 Śmierć, śmierć tylko jedna wyświeca prawdziwą każdego człowieka wartość i otwiera każdemu podwoje do przybytku prawdziwie zasłużonej chwały. Z ciałem grzebią się razem i słabości umarłych. […]. Duch już nie jest spółspowiednikiem śmiertelnych! Człowiek tu się prawdziwie nadziemską ukazuje istotą; niewidomą oku, ożywioną tylko w spomnieniu, w czci, w przywiązaniu żyjących! Chcemy poznać człowieka? Idźmy na grób o jego czynach rozmyślać. […] Ani się zdumiewam, że człowiek nie zawsze dość bywa poznanym od człowieka. Obaczymy wraz jak trudną jest ludzi znajomość.424 I ten ton – nie tylko motyw – tę aurę duchową i styl mowy natchnionej, niemal profetycznej, „przełamywanej” językiem zamyślenia odnajdziemy w osobliwym tekście Trynkowskiego, który to tekst można mianować jednym z najciekawszych objawów romantycznej prozy poetyckiej. Ten rodzaj rozmyślań wyznaczony przez manifestacyjnie odwrócone proporcje życia i śmierci pozostaje paralelny wobec wielu momentów zaangażowania w kazaniach Trynkowskiego , równie dobitnie skłaniających się ku – nazwijmy to tak – o c a l a n i u życia w jego ostatecznym podsumowaniu. Dobrze oddaje też właściwą literaturze okresu prefigurację filozoficznej świadomości człowieka425, mającej wręcz hermeneutyczny charakter. Wróćmy teraz do kazania poświęconego Śniadeckiemu. Właśnie ono szczególnie spełnia warunki dociekliwej wiwisekcji. Materia rzeczy jest taka, że obcujemy jakby z rodzajem wizjonerskiej iluminacji i oglądu, który niejako prowokuje beznadziejnym obrazem świata i bytu w ogóle. Początkowo siłę wywodu oratorskiego stanowi redukcja poprzez eskalację pytań (i dowodzących zdziwienia i przerażenia wykrzyknień), na które – coraz bardziej się w tym utwierdzamy – właściwie nie oczekuje się odpowiedzi, bo ich nagromadzenie i powtarzalność (w rozmaitych konfiguracjach) powoduje, że dzieje się coś, co determinuje sytuację bez wyjścia, wręcz rozpoznanie nicości: Człowiek jest tak pospolite nicestwo jak zwierzę, jak roślina, jak kamień, jak każdy proch ziemi, o którym któż zapewni, że nie był kiedyś ciałem człowieka? I rzeczywiście, ileż to ludzi, albo mówmy raczej ludów, niczym się nie zdaje różnić, jedno owszem, w całym znaczeniu jedno zdają się znaczyć, bo jedną zdają się mieć wartość, bo jedno piętno nicestwa, i nic więcej, tylko nicestwa, jak źwierzę, jak roślina, jak kamień, jak każdy 423 I. Bittner, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź 1998, s. 9. Mowa w czasie żałobnych modłów przez…, w: Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę Józefa Łopacińskiego, dz. cyt., s. 6-7, 9. 425 I. Bittner, dz. cyt., s. 9. 424 155 proch ziemi! […] Niezliczone prochy, składają ogrom ziemi, czyż nie tak składają ludzie ogrom ludzkiego rodu? Największe masy prochów wieczystym leżą prochem, czyż nie podobnym prochem leżą wszystkie masy ludów426? Jak zobaczymy, to napięcie w unicestwianiu nadziei powstaje po to, aby stopniowo (i z zaskoczenia) dochodzić sensu. W pewnym momencie następuje zwrot ku nobilitacji wszelkich jestestw, mimo wszystko. To na razie drobny sygnał: Spoglądam na ogrom ziemi – niezmierne mnóstwo jestestw uderza moje oko; w tym okiem nieźmierzonym Królestwie nieźmierne mnóstwo samychże Królestw! Wszystkie się łączą, stopniują. Jakże rozległy łańcuch, jak nieprzerachowane stopnie, od nicestwa aż do bytu, od bytu aż do istot widomych, od widomych aż do niewidomych oku; albo krócej wyrażając przejścia i stopnie – od nicestwa, aż do tej istoty, która dostojnym pyszni się mianem: Człowiek427. Argumentem staje się różnorodność i stopniowalność, chciałoby się powiedzieć – jakościowa. Zostanie też po raz pierwszy pozytywnie o d o s o b n i o n y człowiek i zauważona także jego wielorakość, choć równie zdeterminowana – w swojej większości – anonimowością, niebytem: Spoglądam na ogrom ludzkiego rodu – czyż nie to samo uderza moje oko mnóstwo jestestw? w tym okiem niedoścignionym Królestwie; czyż nie ten sam między nimi związek, też same przejścia i stopnie, od nicestwa aż do tej istoty, która się już nie próżno pyszni dostojnym mianem Człowieka. Penetracja tajemniczej granicy między istnieniem i nieistnieniem każe wprowadzić rozróżnienie: Ale człowiek i człowiek428. Ten z imienia jedynie i ten „prawdziwy”. Czytamy dalej: Prawdziwy człowiek to rozum, to cnota, to mędrzec, to geniusz, duch, anioł, to jakby widomy obraz bóstwa na ziemi. To wielkość – dodajmy. Ale w następnym zdaniu dochodzi do zaprzeczenia … z iście barokową siłą paradoksu: Nie! – to człowiek, to prawdziwy, to jedynie prawdziwy człowiek! 429 Chciałoby się powiedzieć: jednak człowiek. Nastąpiło jakby „przeakcentowanie”: nie geniusz jest prawdziwym człowiekiem, ale ważniejsze, że to właśnie człowiek bywa geniuszem, że geniusz świadczy o wielkości człowieka. Tylko człowiek bowiem może dostąpić tego wywyższenia. W ten sposób stworzone zostało przedpole dla podniosłej tytulatury: Ecce Homo. Oto Człowiek! – czytamy z dużej litery – Nie ma imienia nad to imię, nie ma 426 Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: Wspomnienie życia śp. …, s. 26-30. Tamże 428 Tamże. 429 Tamże 427 156 dostojności nad tę dostojność – człowiek! - - Człowiek, to wszystko – albo człowiek to nic. Ludzie! Oto Człowiek mamże rzec, i cóż bym nadto rzekł więcej?430 Ecce Homo opalizuje przynajmniej dwojgiem znaczeń. W zamyśle Piłata miało być szyderstwem, u Ewangelisty (J 19, 5) podkreślało godność Jezusa jako Syna Człowieczego431. A więc szyderstwo, które przeradza się w apoteozę godności. Tym duktem zdaje się podążać myśl Trynkowskiego, zakładając, że człowieczeństwo ciągle się „staje”, niejako zobowiązane przez tamto wielkie wydarzenie. Przypomnijmy sobie Norwida. Cały czas poruszaliśmy się w obrębie kilkustronicowej introdukcji, która sformułowała najważniejsze przesłanie kazania. W części laudacyjnej jemu właśnie zostanie przyporządkowana narracja, która głębię teologiczną stara się wyprowadzić z tajemniczej dychotomii: […] najświętszy człowiek czymże jest przed Bogiem? Człowiek, proch, nicość! I człowiek atoli czyż nie odbija często na sobie wiernego obrazu promienia boskiej w świetle życia doskonałości432. Tę relację między Bogiem i człowiekiem mówca wykorzystuje również wówczas, gdy rozważa, po kaznodziejsku zabiega o pośmiertną nagrodę dla uczonego. Czyni to w formie spekulatywnej (tu również ślady barokowej estetyki) i przy pomocy między innymi ulubionej przez siebie paronomazji, odrzucając jakiekolwiek wątpliwości co do szczodrobliwości Najwyższego: Chybaby Bóg nie był Bogiem mądrości, chybaby ceniąc ludzi i ich dzieła poziome na podobieństwo ludzi zawiścił wielkim ludziom i ich dziełom. Lecz wielkość Boga ma być właśnie nagrodą ludzkiej wielkości; pokładajmyż więc nadzieję, że właśnie na nagrodę wielkości tego człowieka Bóg całą swoją okaże wielkość433! Warto zwrócić uwagę na ciągle ponawiany motyw implikacji (o charakterze wyłącznie wartościowego uzależnienia) płynącej ze strony Bożej mądrości ku geniuszowi ziemskiemu. Cała rekonstrukcja duchowej wrażliwości tej biografii została podporządkowana tej właśnie determinacji: uprawomocnionym przeznaczeniem człowieka jest wielkość. Konsekwentnie w promieniu tego myślenia plasuje się i dydaktyka kaznodziejska, gdy wszystko, co uosabia promień boskiej mądrości w działaniu zostaje nazwane najświętszym w obliczu niebios obrzędem i umieszczone w kręgu wyższych wartości niż wyłącznie modlitewna atencja dla Stwórcy. Mądrość zostaje sprzęgnięta z 430 Tamże Zob. J. Szlaga, Ecce Homo, w: Encyklopedia katolicka, t. 4, Lublin 1983, s. 640. 432 Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 39. 433 Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 76-77. 431 157 miłosierdziem434. Ten obszar wydaje się szczególnie twórczy w spełnianiu się bożoczłowieczeństwa435. Wystąpienie Trynkowskiego stanowi interesujący przypadek przekazu romantycznego z jednego jeszcze powodu. Pojawia się nam prezentacja uczonego tyleż potentata rozumu, co – zdecydowanie bardziej jeszcze – kreatora; podmiotu i przedmiotu kreacji: Takich gwiazd, takich ludzi, jakkolwiek przelotnych, ani światła, ani nic nigdy nie zatrze. Wytknięte drogi na firmamencie, ziemia oświecona i ożywiona ich przejściem, cała jakby z nimi stajemniczona przyroda, póki świata i ludów na świecie stanie, głosem z firmamentu i podług słów proroka, z każdego kamienia w ścianach ziemi wołają, wołać nie przestaną o nich do ludów. […] pierwszy mową swej ziemi, rozmowę nieba i ziemi, i całej natury objawił, i pierwszy harmonię światów we własnej, ojczystej, każdemu z nas pojętej i najmilszej, wydał harmonii. Zwracał on uwagę i na ziemię – tłumaczył i światło ziemi; może podróżnikowi wysokiego nieba dziwnymi wydały się światła tej niziny; może ziemianie nie pojęli mowy niebianina, ani ja, ani żaden współczesny tego jeszcze węzła nie rozetnie436. Mówca wyraźnie preferuje rodzaj wyobraźni „kosmologicznej”, zatem profesje obu braci Śniadeckich (w pewnym momencie obie zostaną wyraźnie przywołane) skondensowane w obrazach ogromu wszechświata i struktur organicznych dobrze mu się komponują z romantyczną ideą człowieka jako istoty homogenicznej z Uniwersum437: Stąd w posłanniku na niebiosa wzrok jednym rzutem oka ogarniający masy i całe przestrzenie nieba; stąd w przeznaczeniu do ziemi wzrok w najdrobniejszym ziarnku, w widomym albo niewidomym pospolitemu oku tego ziarnka pierwiastku, jeszcze dalszy odkrywający pierwiastek; stąd pierwszego obrazy w masach, sądy w samej niewątpliwej rachubie, w przypuszczeniach na odległość; stąd w drugim każdego szczegółowy obraz, każdego sądu oczywista, tuż dotykalna pewność438. Znajdujemy się cały czas w kręgu właściwej epoce antropologii kompensacji, postrzegania istoty ludzkiej zafascynowanej światem, który jest poza nią, skłonnej do przekraczania granic, aby odnaleźć siebie poza nim. Chodziło o tęsknotę jednostki do poszerzania swojego 434 Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 71. Zakłada istnienie Boga nie „zewnątrz” człowieka, lecz „w” człowieku. (I. Bittner, dz. cyt., s. 51). 436 L.Trynkowski, dz. cyt., s. 43-44. 437 I. Bittner, dz. cyt., s. 46. 438 L. Trynkowski, dz. cyt., s. 45-46. 435 158 „ja”439. Obaj uczeni zostali pokazani niczym artyści, w glorii nieprzeniknionej wyobraźni wyraźnie dominującej nad nimbem uczoności. W ten sposób mówca wprowadził obu na powrót do świata romantycznego, od którego wcześniej zostali, jak wiadomo, odepchnięci. Wyraźnie odczuwamy, że atrybutem genialności – której mówca tak wiele poświęca uwagi – jest spontaniczność i oryginalność440. Geniusz romantyczny urasta tu do rozmiarów potężnej inspiracji, mającej wyraźnie transcendentny charakter. Dysponuje ona w trudny do jednoznacznego wyrażenia sposób nie tylko poczynaniami człowieka w y b r a n e g o, ale także jego relacjami, generuje nowe światy i nowe wartości. Jest przenikliwa i obfituje w reminiscencje. Dlatego mówca wieńczy swoje wystąpienie nietypowo, nie modlitwą , ale zaskakującym wyznaniem. Moglibyśmy dopatrywać się wręcz artystowskiej pychy (echo horacjańskie). W tego typu przypadkach (i w innym miejscu tekstu) topika kaznodziejska przewidywała raczej wyraz skromności, bycia „niegodnym” tak wielkiej posługi. Tymczasem żałobnicy usłyszeli: Nie – i mnie całego grób nie pochłonie, gdy tych kilka łzą czci i uwielbienia poświęconych kwiatów porzuciłem na Śniadeckiego grobie!441 Nie wiadomo jak brzmiało w wileńskim kościele Janowym owo kazanie. Jest ono tak inne, zdecydowanie odróżnia się od ówczesnego oratorstwa kaznodziejskiego, że zasługuje na odrębne omówienie. Jego ogląd skłania do jeszcze jednej refleksji: mamy do czynienia z aktem oratorskim powstałym na pograniczu oralnego i pisemnego przekazywania tradycji, pograniczu, które było udziałem kultury romantycznej. Dominujące w oratorstwie ówczesnym skłonności do rytualizacji w sferze języka były przełamywane inklinacją do analitycznej funkcji tekstu, miejsce liturgii zajęła hermeneutyka442. Można powiedzieć: celebrację zastępować zaczęło objaśnianie. W tym przypadku objaśnianie geniuszu, który jest zjawiskiem zmieniającym świat. A każda lektura tego typu dokonywała się poprzez „poezję”. Przeświadczenie takie ugruntowywało przekonanie, że jej depozytariuszami są nie tylko poeci w ścisłym 439 I. Bittner, dz. cyt.., s. 39. Zob. S. Traugutt, Geniusz, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku pod red.. J. Bachórza i A. Kowalczykowej, Wrocław 1991, s. 319. 441 L. Trynkowski, dz. cyt., s. 80. 442 Jan Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych, przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008, s. 15. 440 159 znaczeniu443. Potęgę wszakże geniuszu – powiada Trynkowski – i z mniej poetycznych przedmiotów umieli wywołać prawdziwą poezją444. Istnieje jeszcze jedno kazanie T., które dorównuje poprzedniemu i koresponduje z nim podobną siłą wyrazu i równie wymyślnym konceptem całości. Chodzi o Przemowę na pogrzebie śp. Aleksandra Wawrzeckiego445. Strukturalną osnowę wypowiedzi stanowi w tym przypadku niejako rozłożone na wszystkie partie tekstu consolatio wydobywane z oglądu ludzkiego bytu zanurzonego w tajemniczej osłonie nadziei. To postrzeganie jest dialektycznym – wedle Heglowskiej reguły – d o c h o d z e n i e m do tkwiącego w nadziei s e n s u, mimo negującej ją bezcelowości. Poddana została ona wprawdzie zwątpieniu co do swego ziemskiego wymiaru, ale sposób dowodzenia, poruszenie wyobraźni zdaje się temu zaprzeczać. Warto zwrócić uwagę na styl wyłożenia istoty rzeczy. Uładzenie jej ale i troska o umiar i powściągliwość w jej wyrażaniu dla oddania powagi zjawiska: Poznajmy, że wszystko, co przemija nie jest nas godnym, bośmy godni tego, co nigdy nie przemija […]. Jest to pewny rodzaj śmiałości, którą obecna tylko śmierć upoważnia, stawać i wbrew zapowiadać ludziom, że nic nie znaczą, nic tu nie mają, niczego nawet spodziewać się nie mogą446. Interesująca pozostaje też autokreacja mówcy, który zmierza ku przedstawieniu się w roli tyleż przewodnika w medytacji, co pocieszyciela. Stąd inklinacja do preferowania akcentów znaczeniowych, co wiązało się często z nadużywaniem znaków diakrytycznych dla rozmaitych uwydatnień i odcieni semantycznych w obrębie poszczególnych zdań, fraz, czy choćby pojedynczego słowa. Możemy się też dopatrywać w tym pogłosu oralności. I w tym tkwi także inność Trynkowskiego na tle żałobnego kaznodziejstwa romantycznego (w którym mówca autorytarnie mienił się bardziej „przodownikiem” ceremonii i – oczywiście – wykładowcą prawd wiary). Jest ona także widoczna w swoistym sposobie wartościowania. Rzecz, co do której sensu istnieją wątpliwości (nadzieja), której kapitał możliwości zostaje podważony nie ulega całkowitej deprecjacji. A dzieje się to – jak zobaczymy – na dwa sposoby. Obiektywnie podkreśla się rację bytu zjawiska, to znaczy – w tym przypadku – związanej z życiem ziemskim nadziei. Ale 443 Ujmowanie w tej opcji człowieka stało się fundamentem panpoetyckiej formacji literackiej romantyzmu, cechą charakteryzującą romantyczną wyobraźnię poetycką, uzasadnieniem antropologiczno-estetycznej formuły, w myśl której uznać można było fakt iż człowiek jest w poezji, a poezja jest w nim. (Bittner, dz. cyt., s. 99) 444 Ludwik Trynkowski, Widnokrąg naukowy, w: „Piśmiennictwo Krajowe” 1841 nr 3, s. 43. 445 W: Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego, Wilno 1834, s. 47-65. 446 W: Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego, dz. cyt., s. 50-53. 160 istotniejsze, ciekawsze pod względem artystycznym jest to, że uroda, rozmach opisu staje niejako w opozycji do jego zawartości: Wszyscy spodziewamy się czegoś, i mamy swoje może – kiedyś – upatrujemy sobie pewne widoki, zamierzamy pewne cele, tworzymy pewne układy, dla których osiągnienia zagłębiamy się w rachuby, rozwijamy plany, gromadzimy sposoby, zgoła ożywieni jesteśmy i rządzimy się jakąś nadzieją. […] za niezawodną można ogłosić pewność, że po myśli nadzieja jest najczynniejszą w człowieku władzą, najsilniejszą wszystkich działań sprężyną, najmilszą w troskach i cierpieniach ochłodą, jedyną, jeśli tu jest jaką, szczęśliwością, i jak sprawiedliwie mianować się zwykła życia naszego życiem – tyle tylko zdolni jesteśmy przedsiębrać, działać, a nawet istnieć, ile nas jeszcze nie odbiegła całkowicie nadzieja. Dlatego rodzi się ona wraz z narodzeniem, równym że idzie krokiem w każdym kroku, i ze śmiercią tylko umiera. W zasadzie mamy więc do czynienia z apoteozą nadziei, ale tylko po to, by następnie zaprzeczyć: Tym czasem, jakże czczą! Jak zwodniczą jest ta nadzieja! Tak miła naszemu sercu, tak nierozdzielna z naszym życiem, jeśli samą obiera za swój przybytek ziemię! Od kolebki do grobu, zawsze się łudzimy, a zawsze łudzimy się próżną nadzieją! […] tak błąkając się z urojenia w urojenie ścigamy aż do ostatka zwodniczą marę nadziei, aliści na ostatek śmierć rozprasza omamienie […]447. Często tak estetyka romantycznego monumentalizmu powodowała, że mówiąc o znikomości wszystkiego, kaznodzieja czyni to w widowiskowych kategoriach: Daremno układamy plany z najgłębszym wyrachowaniem – Daremno zgromadzamy wszystkie sposoby, wysilamy wszystkie pomoce, umiejętności i sztuki! Jakkolwiek dalekośmy postąpili w naszych odkryciach i wynalazkach, jakkolwiek zdziwiliśmy świat i samych siebie utworem cudownych sił i narzędzi tysiącem rąk zastępujących swoim działaniem; żaden przecież śmiertelny nie odkrył jeszcze drogi, nie utworzył siły ani narzędzia co by wszystkie jego chęci, życzenia, nadzieje, niechybnie do zmierzonego wiodły celu. Pośród wysilonych starań, w szeregu mocnych zastępów, w obliczu biegłych lekarzy wypada Anioł niszczyciel, uderza, zmiata tłumy i na warownych twierdzach, w stolicach sztuk umiejętności, na całej, milionami zaludnionej ziemi zatyka chorągiew śmierci i spustoszenia448! 447 448 Tamże Tamże s. 57-58. 161 Mówca bardzo wyraźnie zarysowuje przeciwstawienie potrzeby (realnie istniejącej), wręcz zachłanności człowieka wobec nadziei z jednej strony, jej niespełnienie, znikomość – z drugiej. Wszystko po to, by wywieść głęboki sens neutralizujący tę antynomię: […] cóż gdyby tu wszystko szło nam pomyślnie, gdyby wszystkie pełniły się nadzieje […] czyliż byśmy nie zapomnieli o wiecznym życiu, nie przylgnęli całą duszą, całą istotą do ziemi, nie zrzekli się nieskończenie wyższych nadziei, szczęścia, zbawienia i Boga samego? Otóż z najmędrszych przyczyn nawiedza nas Bóg przeciwnościami, abyśmy upojeni szczęściem obecnym przyszłej nie zapomnieli szczęśliwości449. Rozumiejąc to – zdaje się mówić kaznodzieja – jesteśmy w stanie zrozumieć nadzieję wywodzącą się z Boskiego nadania. Do niej właśnie skierowana apostrofa (O Nadziejo! Boska nadziejo! …450) wieńczy kazanie. Cechą identyfikującą oba kazania – ku czci Śniadeckiego i pamięci Wawrzeckiego – w sposób charakterystyczny, szczególnie reprezentatywnie, okazała się wspomniana już imaginacyjna skłonność do ujęć „kosmologicznych”. Obraz ludzkiego losu, kondycji ludzkiej w relacji z pozaziemskim wymiarem odsyła do Senekiańskiej teleologii wszechrzeczy451: Bo i któż ograniczonym pojęciem ogarnie nieograniczony łańcuch wieków, w których koleją toczą się wypadki szczęścia i nieszczęścia, koleją wznoszą się i upadają Domy, Imiona i całe Narody; gdzie odrębnie uchwycony jeden punkt, jedno ogniwo, zdają się walczyć z nieskończoną mądrością, dobrocią i sprawiedliwością Boga; gdy tymczasem w całym paśmie ten sam punkt, to samo ogniwo stanowią raczej najpotężniejszy dowód nieskończonej mądrości, dobroci i sprawiedliwości Tego, który dziwnym i prawdziwie Boskim sposobem z upadku wielkość, ze śmierci życie, z powszechnego zniszczenia powszechne umie wyprowadzać szczęście452. Oba kazania, ich styl bardzo wyraźnie indywidualizuje też dostępny im rodzaj patosu. Zazwyczaj kaznodziejstwo ówczesne łączyło się z nim poprzez patriotyzm bądź indywidualny sztafaż konkretnego losu ludzkiego. Tutaj natomiast mamy do czynienia z patosem egzystencjalnym, takim który obejmuje swoim zasięgiem kondycję ludzką w 449 Tamże s. 62. Tamże s. 64. 451 […] wszystko to, co widzimy i w czym zawiera się całokształt rzeczy boskich i ludzkich, tworzy jedność; jesteśmy członkami wielkiego ciała. (Epist. 95, 51-52; w przekł. W. Kornatowskiego) 452 L. Trynkowski, Przemowa na pogrzebie śp. Aleksandra Wawrzeckiego, w: dz. cyt., s. 60-61. 450 162 ogóle, „zawikłanie” i tajemnicę przeznaczenia człowieczej doli i jej odniesień do czasu i przestrzeni w wymiarze sakralnym. Jest to możliwe tylko w obrębie narracji – i to także wyróżnia oba kazania – medytacyjnej, mniej ukonkretnionej, nie zdominowanej faktograficznie. Inne mowy żałobne Trynkowskiego już nie mają tego polotu i oryginalności. Niemniej wyróżniają się na tle kaznodziejstwa romantycznego. Przede wszystkim ustawicznym ponawianiem prób odejścia od szablonu, zwłaszcza łatwych ujęć laudacyjnych. Występował zdecydowanie przeciw „ogólnikom”453, w praktyce dążąc ku u o g ó l n i e n i u . Siłą jego wywodu każdorazowo jest sprowadzenie życia zmarłego do rangi przedmiotu medytacji lub przynajmniej jej przyczyny. Dar to pojęcia i rozumu – czytamy – wznosi człowieka nad wszystkie w przyrodzeniu twory, bo kiedy wszystko cokolwiek ma bytność w naturze od wyprowadzenia świata z łona nicości aż dotąd w pierwiastkowym utrzymuje się stanie, kiedy żadne jestestwo, żaden żywioł sam przez się i na jeden krok w doskonałości postąpić nie zdoła, to sam tylko człowiek jakby cudotwórczą obdarzony myślenia i poznawania władzą coraz rozszerza swoich wiadomości granice, wznosi się niejako nad siebie samego, tak że spoglądając na się w swoich dziełach nie poznaje częstokroć samego siebie i z zdumieniem własnej przypatruje się wielkości454. Czyż nie jest to zdanie na miarę dziewiętnastowiecznej eseistyki? Głównie dzięki refleksyjnej kondensacji. Ten hołd dla Malewskiego to zadziwiająca mowa. Odnalazł ją profesor Sudolski w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Zdumiewa „poprawnością”, są w niej nawet akcenty wiernopoddańcze (zmarły to przecież postać nieciekawa, gdy chodzi o stosunek do zaborcy) i monotonia retorycznej poprawności. O wielkości mówcy może świadczyć niekiedy drobiazg pośród głównie z obowiązku płynących słów, zniewolonego sytuacją głosu. Na przykład wtedy, gdy na chwilę da upust swoich obrazotwórczych inklinacji: Są ludzie, którzy jakby orlim uniesieni lotem wzbijają się nad sferę powszechnej mierności i górują nad najwyższymi wzgórzami i wyniosłościami, za życia jeszcze na ziemi w nadziemskiej osiadają krainie i 453 Zob. Przedmowa, w: tenże, Mowy pogrzebowe, Wilno 1834; toż w: Mowa na uczczenie Wojciecha Pusłowskiego, Wilno 1834, s. 4; wskazywał tu jak ważne jest wywiedzenie nauki kaznodziejskiej z każdej biografii, jej potencjału, niekoniecznie li tylko wielkiego człowieka. 454 L. Trynkowski, Mowa na pogrzebie śp. JW. Szymona Malewskiego[…] wysłużonego Nauczyciela, Dziekana i Rektora[…] miana w kościele uniwersyteckim św. Jana 1832 m. stycznia 30 dnia przez…, w: Archiwum Filomatów t. 3. Listy z zesłania. Krąg Franciszka Malewskiego i Józefa Jeżowskiego, zebrał, oprac. I wstępami opatrzył Z. Sudolski, t. 3, Warszawa 1999, s. 427 - 430. 163 podobni do owych napowietrznych ogniów, co nas oświecają i dziwią, jednych zdumiewają wielkością, drugich blaskiem rażą wzrok i oślepiają, innych wreszcie górnością, nieopatrzonego w pomocnicze narzędzie oka, całkowicie uchodzą455. Sposób animowania rzeczywistości, taka a nie inna projekcja relacji przestrzennych (jakby wielkiego „dziania się”) a także nacechowane emocjonalnie zaangażowanie (jakby odsłanianie w zachwycie rzeczy tajemnych) zdają się poświadczać opinię Starobinskiego na temat romantycznej wyobraźni: Dla duszy romantycznej wyobrażać – to zarazem tworzyć i znać, to uczestniczyć z miłością w życiu wszechświata. […] Nasza wyobraźnia współbrzmi częściowo z Wyobraźnią, która objawia widzialną i niewidzialną strukturę świata […]456. Także w prozie eseistycznej Trynkowskiego znajdziemy apostroficzny zwrot: Wyobraźni! Postaw każdemu uczuć jego urok, jego szczęście. A rozpoczętą w tym stylu refleksję wieńczy – jak przystało na czciciela wieszcza – Miej serce i patrzaj w serce457. Efektowny drobiazg - stricte już retorycznej proweniencji – to dramatyczne zawieszenie oratorskiego wywodu, by zaskoczyć pytaniem, które w tym czasie i w tym miejscu było tyleż odważne, co dramatyczne (zaskakuje ono też w obliczu, jak wspomniałem, dosyć dwuznacznej roli zmarłego): Lecz czemuż tak godny syn, tak zacnego Ojca rozrządzeń losu i Opatrzności przynajmniej po raz ostatni uczcić najdroższe dawcy swojego życia zwłoki obecnie łzą synowskiego przywiązania nie zdoła. Ów syn, Franciszek Malewski był wówczas na zesłaniu. Patos chwili nakazywał pytanie dopełnić wykrzyknieniem, a właściwie postawić je w funkcji wykrzyknienia: Czemuż miłe jego nadzieje, które podczas niedawnej tu bytności tworzył, że mu jeszcze dobroczynne Nieba w zdrowiu i życiu drogiego zachowują Ojca, tak zawodnie spełzłe i znikłe widzimy458! Trynkowski w ogóle potrafi zaskakiwać . Czasem pojedynczym zdaniem, z lekka metaforycznym, obrazowym wtrętem. Na przykład gdy mówi o oku astronoma, które chwyta jakby w siebie zwiniętą ziemię459, lub znakomita antyteza: Oto z cieniów zacisza wywodzę Męża, który był godzien przyświecać światu i wiekom. I w tym samym kazaniu o powracającym 455 Tamże J. Starobinski, Wskazówki do historii pojęcia wyobraźni, przeł. W. Kwiatkowski, „Pamiętnik Literacki” 1972 z. 4, s. 227. 457 L.Trynkowski, Geniusz wieku. Wyjątek, w: „Biruta” cz. 1, Wilno 1837, s. 340, 343. 458 Mowa na pogrzebie śp. JW. Szymona Malewskiego…, dz. cyt., s. 433. 459 Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 45. 456 164 w domowe progi: Tu każdy wraca samemu sobie460. Niekiedy pojawia się coś, co okazuje się być na swój sposób nośne estetycznie dzięki finezyjnie zagęszczonym znaczeniom, stanowi jakby poetycką miniaturę. O przynależnej człowiekowi potrzebie współistnienia z innymi kaznodzieja powie: Ci się łączą, bo czują iż nie wystarczyliby sobie samym, tamci jakby przeciążeni sił zbytkiem szukają z kim by podzielić obfitość, i jedni starczą tysiącom461. Miniatura to – dodajmy – o zacięciu medytacyjnym. Jak cała twórczość Trynkowskiego. Jego kazania odnotowywano z nienależytą uwagą462. Rację jednak miał anonimowy autor (trudno go nazwać recenzentem) kilkuzdaniowej wzmianki o mowie poświęconej Śniadeckiemu, która także zostanie dla przyszłych badaczów historycznoliterackim pomnikiem463. 460 L. Trynkowski, Mowa na pogrzebie śp. Księdza Jana Niedźwieckiego, kanclerza diecezji wileńskiej […] miana roku 1832 mca Października 11 dnia przez…, w: tenże, Mowy pogrzebowe, dz. cyt.., s. 100, 103. 461 L. Trynkowski, Mowa na uczczenie śp. Wojciecha Pusłowskiego … miana w czasie… nabożeństwa na pogrzebie zwłok Jego i śp Józefy z książąt Lubeckich Pusłowskiej dnia 11 lipca 1833 […], Wilno 1834, s. 1. 462 Zob. anonimową recenzją Mów pogrzebowych w: „Wizerunki i Roztrząsania Naukowe” cz. 2, Wilno 1834, s. 108-110. 463 „Przegląd Warszawski” 1840, t. 2, s. 272. 165 Maksymilian Małopolski (1820-1862) - kaznodzieja z literacką wyobraźnią To zdumiewająco dobrze ustawione słowo, wciąż zaskakuje powabem i świe- żością . Przede wszystkim jednak ujmuje swoją tonacją, pogłosem tamtej, wciąż niedoścignionej epoki, która kaznodzieję ukształtowała. Jest tak, jak w muzyce: długo jeszcze pobrzmiewa rozległe echo głośnych, wiodących motywów. I bez uwzględnienia tych późniejszych odgłosów zubożamy obraz całości okresu, odbieramy mu cechę wielostronności, zapominamy o jego żywotności. Dlatego też doniosłe znaczenie mają wszelkie obrzeża, osobliwości, które dorzucają kamyki swego kunsztu do ogrodu, znanego głównie z najwybitniejszych okazów. Maksymilian Małopolski (1820-1864), dominikanin o filozoficzno-teologicznym wykształceniu, miał niewątpliwie talent krasomówczy, ale i duszę poety, choć nie cytował wieszczów i nie korzystał z ornamentów aluzji. Jednak materia jego tekstów pozostaje literacka. Oczywiście te kazania mogą zainteresować dziejopisarzy „od literatury”, ale prawdziwą satysfakcję będą mieli entuzjaści, gotowi szukać jej wszędzie. W ogóle za mało szukamy literatury poza literaturą, zwłaszcza – jak w tym przypadku - gdy chodzi o romantyzmem „prześwietlony” wiek XIX. Podczas lektury lepiej zrozumiemy też westchnienie zaniepokojonego naszą współczesnością Andrzeja Kijowskiego: Więc chodzi o to, aby literaturą, aby sztuką słowa stało się na powrót kaznodziejstwo464. Siłą Małopolskiego jest kreatywna wrażliwość wyobraźni, predyspozycja do wyrazistej ekspresji i panoramicznego postrzegania, ale w dobrym, zrównoważonym stylu. Wyraźnie obrazowania, jego korespondowało przestrzennej to z upodobaniem epoki do monumentalności „wybujałości”, spektakularnego rozmachu; z wykorzystaniem opartych na kontraście zestawień ruchu i bezruchu, burzy i spokoju, arkadii i niepokoju; z wiarą, że przez z d e r z e n i e dopiero wydobyć można właściwy walor: Ujarzmieni zmysłami, lepiej czujemy 464 zdaje się, A. Kijowski, Tropy, Poznań 1986, s. 143. 166 Wszechmocność Boga gdy pioruny miota, niż kiedy użyźnia ziemię i błogosławi zbiorom naszym. Spokojnie poglądamy na cudowny bieg, i na trwałą i jednostajną zgodność świateł niebieskich i mało wielbimy potężną Prawicę, która je od stworzenia świata w takim utrzymuje porządku; a tak to wielkie i wspaniałe dzieło jest dla nas czczem tylko widowiskiem, które na duszach naszych żadnego nie czyni wrażenia. Otóż dla objawienia Boskiej potęgi w całej jej okazałości, potrzeba ażeby Bóg ukazywał światu straszne, przerażające wypadki, które by go z uśpienia obudzić zdołały; trzeba żeby po błogim pokoju nastąpiła rozpacz, ażeby znikła cisza a burza gwałtowna wstrząsnęła ziemią całą, żeby nieład wzruszył porządek świata, ażeby huk żywiołów przerwał spokojność natury465. Reguły tego typu wyobraźni obowiązują nie tylko w skali makroświata, ale także mikrokosmosu ludzkiej duszy: I tak kiedy rozważam Augustyna Św. jak myślą potężną i wielką wznosił się w sferę nadprzyrodzoną, jak pociągany miłością ku prawdzie, przewyższał siebie samego, kruszył więzy ciała. [...] jak śmiały ten orzeł wstrzymywał wspaniały swój polot, jak przytłumiał święte uniesienia, jak z uwielbieniem upokarzał, kiedy mu wiara najlżejszą zasłonę przed oczy stawiła; jak kornie schylał czoło przeć prawdą niezrozumiałą dla jego rozumu; jak wielbiąc tę prawdę, w milczeniu spuszczał się na ziemię, by z tłumem prawowiernych dzielić upokorzenia i nicość466. Nie trudno zauważyć, że opis wszelkich przejawów wiary i relacji z Istotą Najwyższą utrzymany bywa najczęściej w rozmaitych odcieniach antynomiczności, w poetyce właściwej sztuce przeciwstawień. Nawet wdzięczność jest sprawdzalna pośród przeszkód, nabiera siły i znaczenia (okazuje się być najwyższej próby), gdy nie ma dla niej jak gdyby bezpośredniego uzasadnienia: Wdzięczność rzeczywista, kocha się w trudnościach, ma szczególe upodobanie w zrzeczeniach się wspaniałych [...] przebywa przepaści; ma skrzydła i moc z którymi na wszystko się odważa, wszystko pokonywa; wszystko co jest łatwym lub prostym, nie potrafi ją zadowolić; potrzeba jej ofiar, z poświęceń tylko żyć pragnie i w poświęceniach szczęście znajduje467. Cały czas jesteśmy w kręgu romantycznym, zakreślonym przez - tak preferowany w okresie romantyzmu 465 M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku zebrań przez..., t. 1, Warszawa 1852, s. 17. M. Małopolski, Kazania świąteczne..., Warszawa 1853, s. 20-30. 467 M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., Warszawa 1854, s. 163-164. 466 167 - obraz Boga paradoksów468. I tak choćby bliskość Boga, czy też świadomość Jego obecności może być tym większa, im rozleglejszy jest obszar tajemnicy: Będąc zostawieni - światu własnemu, widzieliśmy tylko Boga w tworach jego, a wiadomości o nim byłyby jedynie na domysłach oparte; lecz wiara w tajemnice jakby na skrzydłach nas niesie ponad ograniczoną naturę i stawia w świątyni wiecznej jasności469. Utwierdzenie się w przekonaniu o ułomnościach kondycji ludzkiej staje się darem szczególnego rodzaju: zdobywamy dowód na istnienie Boga i nowego lepszego świata: Niedoskonałym jest wprawdzie światło nasze [...]. Niedoskonałym jest, ale inaczej być nie może, bo jesteśmy dopiero odcieniem prawicy Bożej i w nas nie ma doskonałości; niedołężność naszego rozumu, ciasny zakres serca nieszczęścia, które nas trapią, łzy co płyną z oczu naszych, wszystko to nam tłumaczy dlaczego niedoskonałym jest światło nasze. Niedoskonałym jest wprawdzie, ale przez to mi jest droższym i śmierć pocieszającą i słodką mi czyni; bo podaje nadzieję, że się przyoblekę kiedyś w nową istotę470. Jak pięknie i finezyjnie spożytkowana została, nie wprost (co pozwoliło zachować autonomię zgrabnie wyeksponowanego, przenośnego określenia życia – „Światło nasze”), maksyma Lux umbra Dei. Przypomnijmy, że była umieszczana na zegarach słonecznych. I nie pojawiła się tu przypadkowo. Wielkim bohaterem bowiem kazań Małopolskiego jest czas. Nie było chyba w XIX wieku drugiego kaznodziei, który by tak namiętnie dawał wyraz swoim temporalnym fascynacjom. Odsłaniające je fragmenty wyróżniają się szczególną podniosłością, jakąś swoistą lirycznością medytacji, literackim upiększeniem języka. Ogólnie rzecz biorąc, Małopolskiemu bliska była augustiańska formuła czasu, która jednak uległa — podobnie działo się w literaturze — rozmaitym modyfikacjom. W zasadzie dominuje zdecydowane przeciwstawienie czasu i wieczności. Ale też i trenologiczny nastrój znikomości wszystkiego na ziemi, fascynacja przemijaniem. Warto w tym miejscu przywołać piękny, a rzadziej cytowany, wyjątek z Augustyna (Enarratio in Psalmum): Strumień nagle z deszczu, tj. z kropel opadów zebrany, zmierza ku morzu i znika z oczu. Nie był widoczny, zanim się nie zebrał z deszczu. Tak samo rodzaj ludzki zbiera się z istot nieznanych i płynie naprzód, by przez śmierć ponownie 468 I. Opacki, Bóg, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku, Wrocław 1991, s. 121. Kazania na niedziele całego roku..., t. 2, Warszawa 1852, s. 28. 470 M. Małopolski, Kazania świąteczne..., dz. cyt., s. 98-99. 469 168 zdążyć w nieznane. W stadium środkowym słychać było głos, ale on przeminął. Z tego strumienia pije człowiek i chętnie pije. Pić z tego strumienia znaczy dla człowieka: narodzić się i umrzeć. Strumień ten ma narodzenie i śmierć471. Romantyk, człowiek porażony wizją przemijania, wizją czasu niszczycielskiego472, znajdował w tego rodzaju obrazach doskonałą inspirację. Małopolski daje wyraz, w wielu miejscach, doskonałego kontaktu ze stylem takich rozmyślań, nie kryjąc wyraźnej afirmacji swego wyboru; ostentacyjnie wyodrębnia patetyczność monologu: To co ma koniec, nie może być długim. Czymże są proszę, w oczach waszych te lata, które już upłynęły? gdyście na nie patrzyli z daleka, długimi wam się zapewne zdawały, ale gdy już przeminęły, zdają się teraz być nocnym marzeniem; i tak również będzie z latami przyszłymi; koniec ich przyjdzie błyskawicy lotem i jak błyskawica nie zostawią w umyśle waszym śladu żadnego473. Znawcy przedmiotu po wielekroć komentowali to zjawisko w literaturze, zwracali uwagę, jak w tyglu wyobraźni romantycznej czas egzystencji, widziany z perspektywy wieczności, ulegał charakterystycznej przemianie. Obraz życia ludzkiego — pisze Opacki — tracił swoją procesualność, tracił czas własny, roztapiał się w czasie wieczności: niezauważalny jak ułamek sekundy474. [podkreślenia autora]. Małopolski był bardzo szczodry w przekazywaniu takich drobnych impresji. Zawsze były one — co wynikało z istoty kaznodziejskich powinności — wprzęgnięte w poczet zabiegów dydaktycznych. A jednak, kiedy mówi na przykład o złudnej naturze szczęścia, czyni to w tak nastrojowo — poetycki i „natchniony” sposób, że niejako literacko neutralizuje ten dydaktyzm, wyraża wszystko w kategoriach bardziej medytacyjnych niż perswazyjnych: Bo szczęście na ziemi, te promień słońca w pochmurnym dniu jesiennym, zaledwie błyśnie, zaledwie olśni oczy, rozraduje serce, aliści los zawistnik grzebie je w chmury, wiecznie nad głowami naszemi płynące. Szalony! kto marzy trwałości w szczęściu: kto się spodziewa ująć rękami błyskawicę, tchnieniem radości roztopić czerniejące skały, okiem nadziei zatrzymać pędzone wiatrem bałwany! Gorzka to prawda wieje do nas u 471 Św. Augustyn, w zbiorze myśli: Ojcowie Kościoła. Przemijanie - czas - wieczność, przeł. Andrzej Bober SJ, „Znak” 1977 nr 244, s. 1374. 472 I. Opacki, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław 1972, s. 104. 473 M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s. 235. 474 I. Opacki, Pośmiertna w głębi jezior maska..., w: Studia o Leśmianie, praca zbiorowa pod red. M. Głowińskiego i J Sławińskiego, Warszawa 1971, s. 316. Zob. też: M. Piechal, Mii Pigmaliona. Rzecz o Norwidzie, Warszawa 1974, s. 144-145; A Dunajski, Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida, Lublin 1985, s. 216. 169 szczytu ziemskich wielkości, z podniebnych gmachów, z chatek ocienionych bluszczem, ze stosów ksiąg z mozolną pracą spisanych, z trumiennych wieńców, roztrąconych o skały Świętej Heleny475. Oczywiście podobne wynurzenia należy widzieć w całym ciągu tajemnie tłumaczących się motywów, przede wszystkim romantycznej kreacji człowieka, noszącego w sobie wyostrzone poczucie dysonansu, pogrążonego w metafizycznej problematyce losu476. dostrzeganego też w sytuacjach wywołujących rezonans eschatologiczny, wypełnionych ziarnem śmierci. To jej — obiegowe później — ujęcia, symbole, obrazy i opisy w dostatnim wyborze również reprezentują epokę w prozie kaznodziejskiej Małopolskiego. Życie jako nieustanne umieranie i uporczywe trwanie, pochód pokoleń477, zmaganie się ze śmiercią i ciągłe próby jej pokonywania. Ogólnie mówiąc: porażenie nieuchronnym biegiem rzeczy i jednocześnie szukanie nadziei w tym, że życie toczy się dalej478. Wiele rozmaitych refleksów tego kręgu wyobraźni odnajdziemy u dominikańskiego kaznodziei. Co chwila umieramy częściowo — „wieszczy” na przykład z właściwą stylowi czasu posępnością — każdy moment unosi cząstkę istnienia naszego. Oto zdolności nasze tak umysłowe, jako i cielesne słabieją ode dnia do dnia, a znikając przed nami, jeszcze zwiastują i nam zbliżający się koniec. Całe nasze życie jest walką ustawiczną przeciwko śmierci. Pożywienie, sen, praca, odpoczynek, wszystkie nasze czyny codziennie zmierzają ku jej oddaleniu. Walcząc z nią nieustannie, w każdej chwili widzimy jej kosę wzniesioną nad głowami naszymi. Pokolenia następują po sobie na ziemi jak fale na morzu, które nacierają kolejno na siebie, ażeby się rozpryskały przy brzegu. Jeden wiek nie przeminie, a ziemi oblicze kilkakroć się odnowi479. Ale najpiękniejsze wersy Małopolskiego, literacko nietuzinkowe, odnoszą się do modlitwy. Zwłaszcza te które współtworzą Kazanie na Porcyunkulę. Jakość epitetów, oryginalność metaforycznych skojarzeń zaskakuje autentycznością poetyckich uzdolnień mówcy. Wszystkie określenia słowa modlitewnego także jego racji bytu i 475 M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne, Warszawę 1860, s. 154. A. Witkowska, O Mickiewiczowskim czytaniu „tekstu człowieka”, w: Studia romantyczne, prace pod red. M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1973, s. 161. 477 Trwałość tego toposu jeszcze w okresie międzywojennym poświadcza słynna mowa J. Piłsudskiego przy trumnie Słowackiego w 1927 roku (Zob. Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu J. Słowackiego, dz. cyt.). 478 J. Grudzińska-Gross, Piętno rewolucji. Custine, Tocqueville i wyobraźnia romantyczna, Warszawa 1995, s. 204. 479 M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s 233. 476 170 tajemnicy, odznaczają się językowym polotem, ogromnym wyczuciem romantycznego poetyzowania. Oto jedno z inwokacyjnych uniesień: Modlitwo! lękliwa przyjaciółko samotności i milczenia, dałżem ci wszystkie nazwiska480? Na chwilę znaleźliśmy się jakby w pobliżu Norwidowego pojęcia modlitwy, jako monologu milczenia481. W innym miejscu czytamy — znów odesłanie do odpowiednich asocjacji (tym. razem z obiegowym motywem) — że modlitwa jest pieśnią tęsknego pielgrzyma, któremu ten świat jest za małym. I dalej, ponownie - w apostroficznej konwencji podane: Modlitwo! córko jasności, siostro czuwania, rzuć smugi światła w te cienie; ukołysz trochę i bojaźń. W ogóle treści pozostające w zasięgu tego motywu zwracają uwagę delikatnością postrzegania, finezją opisywania zjawiska i wreszcie celnością obrazowego ujmowania jego istoty. Ona rozszerza widnokrąg myśli, uchyla zasłony przyszłości za grobem, zwiewa pył ziemski wyobraźni a nawozi go barwami świętości rozumowi wskazuje cel i granice, odmładza siły woli, utula głosy narzekania, a rozpaczy wytrąca narzędzie śmierci. [...] Modlitwo! ty jesteś weselem aniołów, rozmową świętych, ty się zbliżasz do owej rozmowy, jaką Bóg z sobą wiedzie w nieskończoności482. Podkreślam miejsca szczególnie ciekawej inwencji w metaforyzowaniu. Nauczać o modlitwie w tym przypadku znaczy dążyć do wyrażenia tego również w kategoriach estetycznych. To się daje zauważyć także w wielu innych kazaniach ubiegłego stulecia, ale rzadko z równie dobrym skutkiem. Styl Małopolskiego w wielu miejscach zadziwia semantycznym uwrażliwieniem. Niektóre słowa, a niekiedy całe zdania opalizują znaczeniami, tak jak cytowane przed chwilą: a rozpaczy wytrąca narzędzie śmierci; może to znaczyć, w powierzchniowej, bardziej dosłownej warstwie, że modlitwa chroni przed samobójstwem czy zadawaniem śmierci, ale głębiej rzecz biorąc, w zasięgu zmysłu kojarzenia pojawia się i taka egzegeza: modlitwa to osłona przed samounicestwieniem, paraliżem i dezintegracją ducha, ale też i — w dalszej kolejności — nienawiścią (tą swoistą formą „zabijania”). Oryginalne bywa ustawienie perspektywy semantycznej, w której postrzega się osobę, przedmiot lub zjawisko. Obraz modlitwy, która zwiewa pył ziemski z wyobraźni (moralista pozbawiony daru poetyckiego powiedziałby pewnie: „zmywa brud”), mówi 480 M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne..., dz. cyt., s. 258. M. Kalinowska, Mowa i milczenie. Romantyczne antynomie. samotności, Warszawa 1989, s. 244. 482 M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne..., dz. cyt, s. 259, 266-267. 481 171 nie tylko o zbędności (dla duchowej pełni) balastu ziemskiego, ale dokonuje też określonej promocji samej wyobraźni poprzez nasuwające się porównania: pokryta jedynie łatwym do usunięcia pyłem, podobna jest drogocennym metalom, nie podlega korozji. Zostaje w ten sposób uszlachetniona, zdecydowanie włączona w porządek rzeczy z natury nieskalanych; podkreślono — zgodnie z romantycznym kanonem — jej boską proweniencję. Pomysłowość języka jest u tego kaznodziei zawsze utrzymana w ryzach finezji. Wydobywa się na przykład potrzebny efekt przez wykorzystanie „odwrotnego” znaczenia: spromieńmy siły zranionych uczuć483. Przesłanie tego zdania staje się wówczas czytelne, gdy — pamiętając o ówczesnej preferencji dla symboliki — uświadomimy sobie w pewnym momencie swoistą grę między słowotwórczym podobieństwem a znaczeniową polemiką słów „spromienić” i „spopielić”. To pierwsze przez formalne pokrewieństwo z drugim, paradoksalnie sygnalizuje innego rzędu wartości, z przeciwległego bieguna, mówi, że wewnętrzne urazy człowieka nie muszą być porażką, nie są bezużyteczne, mogą stać się zyskiem. Zmysł literacki podpowiadał Małopolskiemu rozmaite rozwiązania metaforyczne . Niekiedy łączyła je charakterystyczna predylekcja – widzieliśmy to już. wcześniej — do mówienia o czymś lub kimś w stylu dążącym do wręcz abstrakcyjnej delikatności, zjawiskowości obrazu. Jak obłok spadły na ziemię, ku niebu się nie podniesie484 — powie o zmarłym człowieku. W innym miejscu wielkość Boga stawia obok ludzkiego istnienia, które jest ziarnkiem prochu niknącym na widok Jego485. Czytając te kazania, jesteśmy ciągle zaskakiwani jakimś ustępem, po którym rozpoznajemy w autorze wrażliwego degustatora słowa, zawsze wyrażającego myśli powściągliwie, ale w sposób wyszukany. Czasem na przykład pojawia się zdanie (lub zdania) jakby uchwycone w geście nagłego powściągnięcia emocji, kiedy pierwszą, ekspresywną część, niejako zaskakuje druga — swoją spokojną konstatacją: O śmierci okrutna! [...] przedstawiasz się wyobraźni naszej i zasmucasz ją. I kilka akapitów dalej: Zagrzmij piorunem Twoim, o Panie! dodaj, co brakuje mojej nieudolności486. Na tle okresu Małopolski wyróżnia się medytacyjnością, umiejętnym dozowaniem patosu, a przede wszystkim swoim literackim imaginarium, którego przejawy w wielu miejscach 483 Tamże, s. 259. M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s. 236. 485 M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku..., dz. cyt., t. 1, s. 97. 486 M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku..., dz. cyt., t. 2, s. 296, 298. 484 172 stanowią jakby przeciwwagę, bardzo ożywczą dla skonwencjonalizowanej poetyki kaznodziejskiego wykładu. Nie miał szczęścia do badaczy. Zainteresowanie nim wśród historyków przedmiotu było znikome lub powierzchowne. Niezręcznie wprowadził go też do pamięci zbiorowej fragment książki J. Szpaderskiego487, tyleż schematyczny, co autorytarny. W sumie przyniosło to coś na kształt sugestii o ekscentryzmie mówcy. Gorzej, że mowa jest też o naśladownictwie, a to już całkowite nieporozumienie, wynikłe z nieprecyzyjnego myślenia. To, że w podtytułach niektórych zbiorów pojawia się słowo „zebrane”, mogło wskazywać na zbiór autorski, nie musiało oznaczać, że chodzi o teksty tłumaczone, jednak gdyby tak było, nie ma to większego znaczenia, bo w tym przypadku (luźny przekład czy rozległe zapożyczenie?) bezsporna pozostaje sprawność polszczyzny, jej koncepcyjność, tak celnie odpowiadająca wyzwaniu wyobraźni. Szpaderski nie rozpoznał tego indywidualnego znamienia języka. Piśmiennictwo polskie XIX wieku wiele ma jeszcze takich stronic, które można by odzyskać. 487 J. Szpaderski, O zasadach wymowy, t. 2, Kraków 1870, s. 450-451. 173 Romantyczni kaznodzieje wielkopolscy Wolno przypuszczać, że w miarę całościowe ogarnięcie zjawiska, które decydowało o kształcie kultury polskiej w XIX i 1 połowie XX wieku przede wszystkim jako kultury literackiej, należałoby do najciekawszych przedsięwzięć współczesnej humanistyki. Nie wystarczy, dosyć wydaje się oczywista, konstatacja rozległości przenikania literatury w inne dziedziny aktywności ludzkiej: sztuki, duchowości, nauki, obyczajowości. Potrzebne są narzędzia probiercze, ustalające stopień tego oddziaływania, jak i typologia jego form. Tymczasem można jedynie zasygnalizować, że proces infiltracji literatury jest wyraźnie dostrzegalny w różnych okresach, zarówno w pewnych modelach edukacyjnych, stylach zachowań488, konwencjach biograficznych, jak i — co szczególnie charakterystyczne — w składzie wzorców stylistycznych szeroko pojętego .piśmiennictwa, przede wszystkim historiografii489. Występował też w sposób wielce znaczący w kulturze żywego słowa, głównie w oratorstwie. Szczególnie wyraziście przebiegało wnikanie romantycznej literatury w regiony sztuki kaznodziejskiej, głównie jej okolicznościowego nurtu, trwające jeszcze w okresie międzywojennym. Region wielkopolski ma w tym swoje odrębne i znaczące miejsce. Jak wiadomo, na tym obszarze nastąpiło najwcześniejsze i najbardziej rozległe przyswajanie romantyzmu emigracyjnego490. Historyk literatury Wojciech Cybulski w jednym z odczytów wygłaszanych (1842-45) na Uniwersytecie Berlińskim stwierdzał: Wielkopolska dzisiaj jest całą Polską [...] jest ona mostem, po którym dzisiaj przechodzi się do Polski lub przechodzić się będzie, gdy wybije godzina zmartwychwstania491. Tam też po raz pierwszy w kaznodziejstwie krajowym pojawiły się ślady tradycji romantycznej, co nastąpiło zresztą już w okresie nieco późniejszym, nacechowanym atmosferą mniej liberalną. Warto przypomnieć tę 488 Zob. Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje sympozjum. Warszawa 6-7 grudnia 1982 r., pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986. 489 Pisał swego czasu J. Iwaszkiewicz: Nasza polska kultura jest kulturą specyficznie literacką. Nauczanie historii zawsze było u nas i jest literackie. Powiem więcej, przeżywanie historii jest literackie („Twórczość” 1976 z. 12, s. 129). 490 Zob. A. Mazanek, Literackie drogi wielkiej emigracji przez wielkopolską prasą 1832-1848, Wrocław 1983. 491 W. Cybulski, Odczyty o poezji polskiej w pierwszej poł. XIX w., t. 2, Poznań 1870; cyt. za: A. Mazanek, op, cit.,., s. 6. 174 interesującą kartę z dziejów wymowy kościelnej w Polsce, przywołać kilku autorów czy też niektóre teksty poświadczające literackie upodobania mówców. Jednym z nich był ks. Aleksy Prusinowski (1819-1872). Arcyciekawa postać, jeden z tych niecierpliwych XIX-wiecznych księży, ciągle peregrynujących w głąb siebie i otaczającej rzeczywistości, ustawicznie oscylujący między wymogami dyscypliny stanu duchownego a świeckim zaangażowaniem w sprawę: ruch patriotyczny działalność społeczną, literackie posłannictwo. Wszechstronnie wykształcony, wieloletni katecheta poznański, założyciel i redaktor „Wielkopolanina” i „Wiarusa”, a następnie „Tygodnika Katolickiego” (1860–1866) okazywał wielki zapał w propagowaniu tradycji narodowej i dzieł wieszczów, a także pielęgnowaniu języka polskiego492, co permanentnie narażało go na represje ze strony władz zaborczych493. W 1848 roku był członkiem Komitetu Narodowego, a potem, posłując do berlińskiej Izby Deputowanych, wielokrotnie upominał się o prawa dla swoich ziomków. Zasłynął jednak przede wszystkim jako mówca, znakomity kaznodzieja, którego współcześni nazywali „wielkopolskim Skargą”494. Cenili go szczególnie pisarze. Kraszewski zwracał się do Prusinowskiego z wielkim uznaniem dla jego talentu oratorskiego: „Złotoustym jesteś istotnie, Panie mój, a niedole nasze wywołają jeszcze niejedno takie gorące słowo z Twych piersi. Bez przesady a szczerze, nic piękniejszego, nic wznioślejszego nie znam; poruszacie do głębi, a dziś ta powaga Wasza wielka zbawienną być może dla znękanych i zbłąkanych. Wieleć do pracy zostało, a padać na duchu godzi się nam, Wam niepodobna,— duch z wysoka powiał na Was i tern Was utrzyma495. Pasowanie mówcy na romantyka, tak wyraźne zwłaszcza w ostatnim zdaniu, nie było odosobnione. Warta odnotowania jest też listowna opinia Krasińskiego, ciekawie zestawiająca odczyt Klaczki o Mickiewiczu z kazaniem żałobnym Prusinowskiego, która pośrednio wskazuje na romantyczne „wyczucie” literatury u kaznodziei: Kurs Klaczki był pięknym [...] raczej o stosunku ducha Adamowego do ducha narodu i nawzajem niż o dziełach Adamowych — a przez cały ciąg trwał styl kazania ks. Prusinowskiego na pogrzebie Adama. Chcę tym porównaniem dać Ci wyobrażenie pędu duchowego, kurs ciągle ożywiającego496, W innym jeszcze miejscu wyraził poeta swój entuzjazm dla tego kazania: Czytałeś 492 Był autorem broszury O języku polskim w Wielkim Ks Poznańskim wobec prawa pruskiego, Grodzisk 1861. Zob. K. Kantecki, Ks. Aleksy Prusinowski. Studium literackie, Poznań 1884, s. 19. 494 Kantecki, dz. cyt., s. 2. 495 List J.I. Kraszewskiego do ks. Prusinowskiego d. 26 września 1864, w: Kantecki, dz. cyt., s. 94. 496 Z. Krasiński, List do Stanisława Egberta Koźmiana, w tegoż: Listy do Koźmianów, oprać. Z. Sudolski, Warszawa 1977, s. 455. 493 175 mowę ks. Prusinowskiego na obchodzie żałobnym dla Adama w Poznaniu? Pyszna! dostań koniecznie497. „Arcydziełem” natomiast nazwał je później Stanisław Małachowski po śmierci Krasińskiego, wyrażając nadzieję, że podobnie znakomite będzie wystąpienie mówcy w żałobnym - hołdzie złożonym twórcy Nie-Boskiej komedii498. Przypuszczenie okazało się słuszne, co potwierdził potem krewny Małachowskiego, również Stanisław, w liście do Andrzeja Karola Koźmiana: Miałem tu wielką pociechę przeczytaniem mowy A. Prusinowskiego - dobrze odpowiedział zadaniu, wymownie i czule je wysłowił, doskonale przeniknął wielkiego ducha, którego stratę opłakujemy [...]. Za wstęp do dzieł Zygmunta mogłaby posłużyć mowa, o której wyżej, gdyż w niej pojętym i zrozumianym jest doskonale499. Jak więc widać, współcześni odbierali te teksty kaznodziejskie jako bliski sobie przekaz, w ramach wspólnego kodu intelektualnego i emocjonalnego, tak bardzo wyczulonego na coś, co można by nazwać syntezą duchowości człowieka, przy czym nie jest to wyłącznie uznanie dla merytorycznej strony funebralnego hołdu, ale także i wyraźna aprobata jego jakości estetycznej. Jak zobaczymy, Prusinowskiego dialog z romantyzmem nie zasadzał się li tylko na tematycznej podstawie i odpowiednim nasyceniu aluzyjnością (co było dosyć powszechne). Wykazywał bowiem także umiejętność przyswajania właściwej epoce wyobraźni poetyckiej500. Szczególnie okazale od tej strony prezentują się wstępy501. Prusinowski był mistrzem w formułowaniu części wprowadzającej. Exordium jest u niego, w każdym przypadku, misternie wyodrębnioną całostką artystyczną, detalem literackim, wyraźnie odbiegającym w swej istocie od pragmatycznej funkcjonalności, zwyczajowo przecież czyniącej z introdukcji część przede wszystkim informacyjną, w przypadku mów żałobnych dotyczącą ogólnych wiadomości o zmarłym (podanych w sposób krótki i rzeczowy, jak zalecały teorie homiletyczne). Tu natomiast idzie głównie o wykreowanie retorycznej podniosłości, wprowadzenie w żałobny nastrój, podanie tonu współprzeżywania mówcy i słuchaczy; ich uwaga może zostać skierowana na wspólnotowy akt przeżycia, dostrzeżony w szerszym kontekście (najczęściej kondycji narodowej). Wstęp staje się inauguracją obrzędu, mówca przewodnikiem, celebransem występującym w roli wizjonera: Znowu ja stawam przed 497 Z. Krasiński, Listy do A. Sołtana, Oprać. Z. Sudolski, Warszawa 1970, s. 627. Stanisław Małachowski do Adama Sołtana, w: Aneks do: Krasiński, dz. cyt., s. 712. 499 Stanisław Małachowski (s. Mikołaja) do Andrzeja Edwarda Koźmiana, w: Krasiński, dz. cyt., s. 718. 500 Nadmienia o tym E. Grot w książce Ks. Aleksy Prusinowski, Poznań 1935, s. 81. 501 Zupełnie nie zauważa tego (zdecydowanie upraszczając w ogóle rolę wstępu u Prusinowskiego) A. Iwańców w szkicu Ks. Aleksy Prusinowski jako kaznodzieja, „Nasza Przeszłość” 1974 , t. 61, s. 29-75. 498 176 Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w narodowym Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nic nie widzę jako groby a stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz rozległy, po którym naród jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią poważny idzie do grobu szeroko rozwartego. [...] A w tym orszaku żałobnym starsi, zasługami szlachetni i wielcy mężowie narodu obtuleni wspomnieniami przeszłości przed zimnem dzisiejszej nędzy idą razem z ludem coraz mniejszym i uboższym i zstępują po wschodach pod ziemię502. To jest właśnie charakterystyczne dla wielu wstępów Prusinowskiego: projekcja panoramicznego obrazu ziemi ojczystej widzianej w hiperbolicznym wymiarze totalnej żałoby, w przestrzeni bezkresnej, tajemniczej, jak gdyby skazanej na wyludnienie. Na tym tle bywa umiejscowiona sytuacja chwili obecnej, spotkanie żałobników, a właściwie „zbiegnięcie się” rozbitków, czuwanie osieroconej gromady. Częste są też przytoczenia ze sztafażu romantycznej frazeologii funebralnej: „ziemia grobów”, „pochód pokoleń”, „strażnicy grobów”. Słowem, wypełnia te obrazy rzec by można — anhelliczny krajobraz tułaczy. Na szczególną uwagę zasługuje exordium rozpoczynające Mowę żałobną na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego. Warto przytoczyć jego pokaźny fragment, gdyż skupia w sobie wiele cech romantycznej imaginacji poetyckiej: Gdziekolwiek na szerokim świecie własna nas zapędzi pokusa lub wygna dopuszczenie Boże, tam pomiędzy gromadą narodów nie masz dla nas miejsca i miru, nikt nas nie powita, nikt nam ręki nie poda, bośmy obcy dla wszystkich. — Pozłociste książęta odwrócą oblicze i powiedzą: „umarli” —przekupnie złota i pychy wołają: „upiory” matki zasłaniają przed nami oczy swym dzieciom i przerażone powtarzają bladymi usty: „wywołani wygnańcy” — mędrcy z litością chwieją głowami i mówią: „szaleni” - Więc nam w świecie nie gościć! Pomiędzy nimi Bóg nam nie kazał rozbijać namiotów — ale tam gdzie mogiły i krzyże, na cmentarzach uwieńczonych cierni zagajem, porosłych piołunu murawą, tam mieszkania nasze; bośmy narodzeni po zgonie matki, z jej śmierci dźwignęło się życie nasze - więc tam nasze uroczystości i święta, tam się zbiegają kapłani i wierni, panowie z ludu czeladką, sędziwi starcy i pacholęta narodowe. Na groby, bracia, na groby! Do pogrzebów! To sejmy, to biesiady, to 502 Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego, pułkownika, wojsk polskich, miana w Poznaniu w lutym 1857r., w tenże: Mowy pogrzebowe i kazania …,dz. cyt. s. 247. 177 wesoła nasze503! Uderzające jest tu specyficzne zróżnicowanie form wypowiedzi, które sprzyjają stopniowej eskalacji patosu. Od rozlewnej amplifikacji na początku, poprzez inscenizacyjny rejestr głosów ze „świata” i dramatyczne wykrzykiwanie środka (Więc nam w świecie nie gościć!), aż po nawoływanie końcowe, bardzo deklamatorskie zdania nominalne; wnoszą one szczególnie tragiczne napięcie poprzez trawestację hejnałowego wezwania: fatalizm śmierci w miejsce zapowiedzi świtu, a więc nadziei. Ten wstęp cechuje teatralna sceniczność przekazu językowego504, tak mocno zakorzeniona w kulturze żywego słowa, w romantycznej wersji przybierająca kształt natchnionej „wieszczej” improwizacji. Rola wstępu, rozwijającego poczucie tragizmu do maksimum, jest w tym przypadku zabiegiem niezwykle efektownym. Pozwala bowiem w dalszej części kazania z tym większą mocą zaskoczyć słuchacza: ogłosić nadzieję, która mimo wszystko jest, daje się wbrew wszystkiemu odnaleźć. Okazuje się, że szczególnie cenny depozyt stanowią owe „groby przeszłości”, ta wielka kumulacja cierpienia. I nie tylko one: bo to co matka miała najświętszego z nieba, co miała na ziemi najbliższego nieba, to nam zostawiła na mogiłach naszej przeszłości jako naszej przyszłości rękojmię, to nam dała na grobie jako zmartwychwstania zadatek: krzyż i pieśń — Póki nam więc na grobach krzyża i pieśni starczy, poty świeci gwiazda nadziei w ciemnej nocy pogrzebu505. Na drodze do odrodzenia, zmartwychwstania, obok krzyża postrzegana jest pieśń. W kręgli romantycznych przekonań dysponuje ona wyjątkowym darem, możnością ocalania, zapewnienia kontynuacji i przetrwania wartości (przypomnijmy Mickiewiczowskie pieśń ujdzie cało506). Motyw ten był często eksponowany w kaznodziejstwie, ilekroć znalazło się ono w pobliżu literatury, zwłaszcza gdy było to żałobne pożegnanie pisarzy. Gdy mowa o nadziei, trzeba jeszcze zaznaczyć, że nie występuje ona u Prusinowskiego jako coś, co jest oczywiste i łatwe. Przeciwnie, musi być zdobywana, rodzi się w trudzie. W kilku miejscach wyraźnie chodzi mówcy o to, aby pokazać ją jako skutek wysiłku duchowego. Dopiero wówczas wydobywa się jej właściwy walor. Cały „świat wewnętrzny” tych kazań jest bardzo wizjonerski, bogaty we wszelkie akcesoria właściwej epoce wyobraźni. Romantyczny wzorzec wieszcza - proroka , wyposażonego przez Boga w tytaniczną siłę oddziaływania, 503 Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego miana w Poznaniu w kolegiacie św. Maryi Magdaleny 31 marca 1859 r., w tegoż ,Mowy pogrzebowe…, dz. cyt., s. 279. 504 H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 118. 505 Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego..., dz. cyt., s. 280. 506 Oczywiście chodzi o Pieśń Wajdeloty z Konrada Wallenroda. Por. I. Opacki, Pomnik i wiersz. Pamiątka i poezja na przełomie oświecenia i romantyzmu, „Roczniki Humanistyczne” 1970 z. 1, s. 49 i n. 178 wyznacza reguły prezentacji zmarłego. Obecność herosa „wpisana” jest w odpowiednią scenerię,507 której poetyckim atutem jest przestrzenna monumentalność, metaforyzująca wszelkie relacje, w jakich pozostaje główna postać „spektaklu”. Jego bohaterami są: Bóg, geniusz, naród i sam mówca. Spójrzmy na taki oto fragment, pochodzący z mowy o Mickiewiczu: tam Bóg w otchłaniach swych niezbadanych tajemnic szlący swe posty na wsze świata strony, niedościgniony w wyrokach, w drogach niepojęty; tam jeden z wybranych sług jego w potędze swego uczucia, w sile wyobraźni nadludzkiej niemal snujący z siebie dary Boże i lejący w swych pieśniach myśli z nieba wzięte; tam naród cały drżący pod obfitością rosy, co spływała nań z natchnienia wieszczego; a tu mała iskra tego ognia rozsypanego po dwudziestomilionowym narodzie! Czyż iskra ogień ogarnie i pojmie tego, który ogień rozniecił508. Przestrzenne obrazowanie o rozpiętości kosmicznej to znamienna cecha romantycznej prozy kaznodziejskiej Prusinowskiego. Harmonijna teleologia wszechrz eczy, związki między ogółem a szczegółem, makrokosmosu świata i mikrokosmosu człowieka509. Wszystko to wzmacnia literacki kontekst wypowiedzi. Ale nie tylko o to chodzi: Nie ślepego losu przypadek, nie dumnej swawoli szały, nie leniwa świata bryła rządzi dziejów i narodów kolejami, ale rządzi światem, ludzkością, narodami i człowiekiem Bóg, Żywy Bóg. — I w tych rządach wydziela jako w świata całego przestrzeniach każdej gwieździe, co świeci na niebie, tak każdemu atomowi, co bryły składa i porusza, posłannictwo do wielkiej świata harmonii; a w rodzaju ludzkiego rodzinie posyła narodów różnorodne plemiona dla swych rozkazów spełnienia od wieku, aby była chwała, na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli510. Należy zwrócić uwagę na funkcję tego typu wyobrażeń przestrzennych, na retoryczną grę znaczeń, którą prowadzą. Z jednej strony była już o tym mowa — służą uwypukleniu bezmiaru żałoby zwielokrotnionej świadomością znikomości losu ludzkiego i odczuwanego w obliczu śmierci osamotnienia. Z drugiej zaś, ten sam rodzaj obrazowania służy wyrażeniu prawdy o sensie wszechrzeczy. Staje się odwróceniem tamtej wersji: afirmatywną propozycją wizji wchłaniającego człowieka 507 Zob. J. Kamionkowa, Portret geniusza, w: Problemy polskiego romantyzmu, ser. 2, praca zbiorowa pod red. M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1974, s. 130-131. 508 Mowa żałobna na nabożeństwie za duszą Adama Mickiewicza, odprawionym w Poznaniu w kościele św. Marcina dnia 15 stycznia 1856 r., w: Mowy pogrzebowe…, dz. cyt., s. 205. 509 Zob. M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 250. 510 Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza..., w: tenże, Mowy pogrzebowe…, dz. cyt, s. 205. 179 uniuersum. W ramach tych samych zasad imaginacyjnych sformułowane zostaje antidotum na poprzednie, fatalistyczne odczucie istnienia. Warto też wspomnieć o jeszcze jednej cesze „bohatera romantycznego” tych kazań. Na przykład Raczyński, Krasiński, Lelewel — nie są to monolityczne postaci bez skazy. Ważna jest meandryczność ich doświadczeń, słabości, „rozdwojenie w sobie” i bezdroża duchowych namiętności. Panegiryczna konwencja zostaje uchylona. Ale też w żadnym przypadku nie przyznaje sobie prawa do nagany czy choćby dezaprobatywnych wzmianek. Nie, po prostu konstatuje jedynie fakt ludzkiego błądzenia, zmagania się z losem, przechodzenia przez czas próby, nieodzownego doświadczenia: Bóg nie pozwolił, aby duch Zygmunta upadł pod szarpaniem pokus piekła, bo tam przy powołaniu Bożym na dnie duszy złożonym była dobra wola czystego ducha, tęsknota do prawdy, upragnienie cnoty, gorąco miłości: przecież dopuścił mu Bóg przejść przez czyściec bolesnego zwątpienia a ciężkich walk serca i umysłu. Ach! żył on w tej przepaści długo miotany bezbrzeżną i wściekłą rozpaczą, ale i tam wybrańcowi swemu nie dał Bóg zginąć. Patrz nań młodzieży narodu i sposób się oglądaniem cnoty sama do walki, od której nikt uchylić się nie może511. Wysoką notę wystawił kaznodziejstwu Prusinowskiego znany pamiętnikarz wielkopolski, wspominając: pod tym względem żaden z ówczesnych księży, prócz ks. Janiszewskiego, współzawodniczyć z nim nie mógł512. Konieczne jest więc również przypomnienie drugiego z mówców. Nie tylko dlatego, że poświęcił jedno ze swych kazań żałobnych Mickiewiczowi. We wszystkich jego tekstach znajdziemy bowiem wiele świadectw osłuchania w romantycznej literaturze. Jan Chryzostom Janiszewski (1818-1891), późniejszy biskup poznański to postać równie ciekawa jak Prusinowski, o podobnie bogatej biografii i patriotycznych zasługach. Aczkolwiek jako orator słabiej chyba utalentowany, jeśli idzie o dyspozycje retoryczne — uboższy, skromniejszy. W każdym razie jego wyobraźnia w zestawieniu z tamtą wydaje się bardziej ascetyczna, artystycznie mniej efektowna. Wizerunki żałobne Janiszewskiego w wielu cechach przylegają do ustanowione go przez epokę — zwłaszcza jej literacki kodeks — wzorca. Uwypuklony zostaje konterfekt człowieka wyjątkowego, wyróżnionego przez cierpienie i samotność, wierność ideałom i przywódcze posłannictwo. W przypadku Mickiewicza romantyczn 511 Mowa żałobna na nabożeństwie za duszą Zygmunta Krasińskiego..., w: tenże, Mowy pogrzebowe…, dz. cyt., s. 281. 512 M. Motty, Przechadzki po mieście, oprac. Z. Grot, t. 2, Warszawa 1957, s. 278. 180 a apoteoza geniuszu poetyckiego wyrażona w formie rozbudowanej refleksji - ujętej w hymniczny kształt uwznioślonej pochwały — uwzględnia wszelkie atrybuty i „odcienie” przyjętej przez epokę koncepcji zjawiska. A więc nie tylko — czemu najczęściej dawano wyraz - uznanie dla profetycznej mocy słowa, ale także i artystycznej skuteczności. Ponadto mówi się również o jego dwuznacznej kondycji, twórczych, budujących, ale i destrukcyjnych, niszczących możliwościach: Potęga słowa w takim geniuszu jest jak miecz obosieczny, który roznosi pomiędzy ludzi śmierć lub życie, grzech lub cnotę; tern słowem buduje lub obala, leczy lub zatruwa, podnosi lub w przepaść potrąca. Ani królowie, ani książęta, ani rządy i bagnety, nie mają tej mocy, tego wpływu na serca i umysły, powiem na sumienie ludzkie, jaką ma taki geniusz w potędze słowa swojego, w uroku i piękności formy, w jakiej każdą rzecz dobrą lub złą światu przedstawić umie [...]. Ich polot wyobraźni, ich świeżość myśli i żywość uczuć i obrazów, budzi zasępionych mędrców, odmładza ich serca i unosi z sobą w świat idealnej piękności513. To tylko fragment. Cały ten pean na cześć geniuszu stanowi wyodrębniającą się całostkę o wyraźnie „popisowej” funkcji. Warto podkreślić, że bardziej tu chodzi — jak się zdaje — o autonomiczny artystycznie zapis fascynacji niż dydaktyczne przesłanie. Tego rodzaju estetyczne inklinacje są właściwe wielu tekstom kaznodziejskim tego okresu. Pewne partie wypowiedzi mają swoją odrębną jakość, odstającą od reszty właśnie takim upustem deklamatorskiej elokwencji. Tak formułowane natężenie emocjonalne jest też widoczne wówczas, gdy dochodzi do głosu romantyczna apoteoza miłości. Motyw — dodajmy — przewodni w kazaniach Janiszewskiego. Miłość jako kreatywna potęga duchowa, wypełniająca wszystko w maksymalnej skali. Zarówno pojedynczego człowieka, naród, jak i cały glob. Taki jej wymiar ma wartość najwyższą. Tylko wówczas bowiem staje się ona źródłem tytanicznego czynu, zarzewiem wielkiej przemiany. Reprezentatywny fragment znajdziemy w mowie poświęconej Marcinkowskiemu, tym ciekawszy, że odwołuje się do jednej z pierwszych konstant wyobraźniowych romantyzmu, symbolu - obrazu ognia podziemnego514, z aluzyjnym odniesieniem do Mickiewicza: [...] Wtenczas, kiedy się wszystkie serc promienie w jedno zbiją ognisko, wtenczas dopiero będzie moc i siła, która potrafi wydać owoce miłości. Bo jeśli ogień wulkański, 513 Mowa żałobna na cześć sp. Adama Mickiewicza miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę jego odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855, w: Dwadzieścia mów i kazań mianych przez ks. Jana Chryzostoma Janiszewskiego …, Lwów 1878, s. 74-75. 514 Zob. M. Janion, „Kuźnia natury”, w: Problemy polskiego romantyzmu, dz. cyt., zwł. s. 23-45. 181 co ryje w wnętrznościach ziemi, rozsadza góry i skały, czemuż ogień miłości, który ziemię z niebem połączył, nie ma rozsadzić przedziałów złości i uprzedzeń, nie ma serca z sercem pojednać, czemu nie ma swoją siłą poruszyć otrętwiałą bryłę świata.515 Najwyższą notę otrzymuje eskalacja zaangażowania uczuciowego, wytrwałego i ofiarnego. Mówca kilkakrotnie przeciwstawia je miłości niepełnej, bo chwilowej i sporadycznej. W tym samym kazaniu, w następnym akapicie: Nie ten wart czci i chwały, u którego sercu od czasu do czasu zajaśniał promyk miłości i pędem błyskawicy znowu przeminął, bo który tego w życiu nie doznał, nie byłby wart, że nosi oblicze ludzkie na sobie, ale ten który wytrwał w tej cnocie, co wytrwał aż do ostatniego tchu życia. W innym wizerunku żałobnym zostaje, zwiększą już precyzją, sformułowana istota rzeczy: jest to miłość nie gubiąca się w czczych uczuciach i tkliwościach, ale miłość czynna, nie znająca granic w poświęceniu się dla sprawy narodowej516. Tak głęboko zakorzenione w refleksji romantycznej uznanie dla miłości aktywnej przejawiającej się w działaniu, nie wyczerpuje się tu tylko w dosyć częstej konstatacji tego zjawiska. Ma swoje szersze uzasadnienie. Współtworzy bowiem charakterystyczną dla epoki wizję nieustannego procesu udoskonalania, w którym świat podąża ku świętości517. Jakże wielkie i cudowne są te zrządzenia mądrości boskiej! powoli i stopniowo, od przyrodzonych i ciasnych do coraz szerszych rozmiarów miłości, podnoszą serce człowieka i wiodą do powszechnego uświęcenia świata518. Stanisław Tarnowski w swojej Historii literatury polskiej za najwybitniejszych kaznodziejów wielkopolskich XIX wieku uznawał Prusinowskiego i Janiszewskiego519 . Ks. Kłos. słusznie upomniał się także o miejsce dla biskupa Floriana Okszy-Stablewskiego (1841-1906)520. Znamienna przy tym jest opinia ujawniająca wylansowane w XIX wieku (pod wpływem właśnie romantyzmu) wyobrażenie istotnych zalet kaznodziejstwa, odpowiadające oczekiwaniom odbiorcy jeszcze w okresie przekraczającym granice stulecia: A jeżeli prawdą jest, że każdy mówca musi 515 Mowa podczas nabożeństwa żałobnego w kościele za dusz. śp. doktora Karola Marcinkowskiego miana w kościele Św. Mary Magdaleny w Poznaniu dnia 19 listopada 1846 r., w: tenże, Dwadzieścia mów…, dz. cyt.,, s. 7. 516 Mowa żałobna no. cześć śp. księcia Adama Jerzego Czartoryskiego miana w Poznaniu dnia 1 sierpnia 1861..., w: tenże, Dwadzieścia mów, dz. cyt.,. s. 143. 517 Za typowo romantyczną cechę uznaje Z. Stefanowska „totalnie przebóstwioną wizję świata”, pisząc o Norwidzie w: Norwidowski romantyzm, „Pamiętnik Literacki” 1968 z. 4, s. 14. 518 J.Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Jerzego Czartoryskiego..., w: tenże, Mowy żałobne, dz. cyt., s. 142. 519 S. Tarnowski, Historia literatury połskiej,, t. 6, cz. 1, Kraków 1905, s. 327. 520 J. Kłos, Przedmowa wydawcy, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne z dodaniem kilku innych mów kościelnych i dwóch okólników, dz. cyt., s. 5. 182 być choć trochę poetą, to i w tych mowach, płynących, jak każdy przy czytaniu to odczuje, z równie bujnej wyobraźni jak serca gorącego, nie tylko duża jest miara pięknych obrazów, figur, porównań i poetycznych uniesień, ale jest i wielkie napięcie uczucia, które nadaje słowem tajemniczą siłę a wywołuje jak echo wzajemne uczucie w słuchaczu521. Stablewski nawiązywał do stylu romantycznego, ale w sposób właściwy „pogrobowcy” epoki, charakterystyczny dla kogoś, kto jest strażnikiem tradycji. Romantyzm był dla niego bardziej już „cytatem”, kanonem do którego należy się odwołać, a poniekąd i erudycyjnym bagażem, którym wypada się wykazać. Obserwujemy tu już początki długotrwałego procesu adoracji romantyzmu, przebiegającej według reguł wspólnych dla wielu obszarów słowa polskiego, aż po okres międzywojenny włącznie. W kilku miejscach Stablewski korzysta z zasobów wyobraźni romantycznej swoich poprzedników, okazując upodobanie w „mogilnych” pejzażach znamionują- cych położenie Ojczyzny: nam coraz smutniej i coraz ciężej na tej ziemi, nad którą anioły w noc gwiaździstą przelatując płaczą, na której groby, niby one kurhany na ukraińskim stepie, miejscem zgromadzenia i spotkania się dla smętnej rzeszy. Ta ziemia — długich, zimowych nocy, to ziemia wichrów i śnieżnych zamieci, to ziemia innej i dłuższej i smutniejszej jeszcze nocy, to ziemia, po której burze po burzy przelatują a druzgocą pamiątki po ojcach, to ziemia, ~na której co chwila rozlega się łoskot domu jakiego ojczystego, co się zapada w rwących falach obcego potoku — na której groby i ruiny niemal jedyną po ojcach spuścizną dzieci522. Podobnie w innych miejscach; częstym motywem takich ujęć „krajobrazowych” bywa niejako kontrastują ca z nimi postać anioła. Zawsze w ruchu, kreatywnym ożywieniu, wizualnej ekspresji. I jest w tym wyraźna inspiracja lektury wierszy Słowackiego523, za sprawą której motywy angelologiczne w takim kształcie zawładnęły wyobraźnią wszelkich nawiązań do romantyzmu, zarówno u poetów, jak i „poetyzujących” prozaików. Anioły u Stablewskiego to nie tylko dobre duchy przynoszące ukojenie w litościwym ukłonie nad ziemią. Są także zwiastunami nadziei zmartwychwstania ojczyzny, odrodzenia uciemiężonych: I przyjdzie dlań czas, gdzie o pierwszych świtu połyskach anioł zleci z nieba jak piorun i tęczę skrzydeł rozwiąże i światłością jej rażone pierzchną, 521 Kłos, dz. cyt.,, s. 6. Mowa żałobna na pogrzebie Antoniego Gorzeńskiego Ostroroga, miana dnia 24 stycznia 1880-w kościele parafialnym we Lgowie, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne…, dz. cyt.,., s. 93. 523 Zob. Z. Skwarczyńska, Ewolucja obrazów u Słowackiego , Lwów 1925, s. 61. 522 183 straże...524 Wszystkie motywy z aniołami u tego kaznodziei mają proweniencję literacką, charakter świadomego „przytoczenia” romantycznej wizji poetyckiej. W tej nocy posępnej, co nad nią zapadła, gdyśmy już wypłakali łzy nasze, wieszcze nasze widziały Aniołów, co nad ziemią tą przelatując płaczą... – powie w żałobnym i patriotycznym zarazem pożegnaniu Sułkowskiego525. Będzie się jeszcze zresztą odwoływał do wieszczów, zwłaszcza ich autorytatywnego patronatu wobec współczesnych. W jednym z kazań zostanie to wprowadzone w poczet argumentów laudacyjnej prezentacji zmarłego: Dusza z nastrojem poetycznym, w pieśniach wieszczów naszych rozmiłowana, zapał i świeżość do końca zachowała. Całe ich ustępy na zawołanie mógł powtarzać526. Ponadto Stablewski posługuje się cytatem literackim. Nie często (obyczaj ten stał się powszechny w późniejszym, już XX- wiecznym kaznodziejstwie) ale zawsze trafnie wplatając w tok wywodu odpowiedni, krótki ustęp, najczęściej nie opatrzony nazwiskiem pisarza (chyba, że dotyczy wielkich Europejczyków - Dantego, Tassa itp.). W jednym miejscu znajdziemy nawet wers z Marii Malczewskiego, co warto odnotować, gdyż jest to jedyny chyba; przypadek (i świadczy o rozległej kulturze literackiej mówcy) w kaznodziejstwie polskim - preferującym trzech wieszczów — odwołania się do tego właśnie romantyka. Rozważaniom Stablewskiego stale towarzysz poczucie „pogrobowego” czasu. Przy czym tamten to nie tylko okres przedrozbiorowy, ale także świetność mijającej już epoki wieszczów. Teraźniejszość wywołuje jedyną właściwie asocjację: czas „pokoleń katakumbowych”, przechowujących ziarno odrodzenia, dominacja cierpienia mającego być siejbą przyszłości527. Kilkakrotnie powraca do porównania z losem pierwszych chrześcijan. Przewija się w różnych wariantach obraz schodzenia w dół, pogrążania się w ciemności: Jak więźnia w ciemności blask słońca razi, tak i nam w tej dobie słoneczne promienie naszej przeszłości obecnych cierpień przepaście tem jaskrawiej tylko oświecają. By oszczędzić sobie boleści, z przeszłości obrazów, gdy dzień dzisiejszy jej tyle niesie, synom smutku lepiej znijść w podziemia Dantejskiego 524 Mowa żałobna na pogrzebie wojewodzica Bronisława Dąbrowskiego, miana dnia 6 kwietna 1880 w kościele parafialnym we Winnogórze, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne, dz. cyt.,., s. 145. 525 Mowa żałobna na pogrzebie śp. księcia Augusta Sułkowskiego... w dniu 25 listopada 1882 r. powiedziana w koście parafialnym w Rydzynie, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego…, dz. cyt.,, s. 162. 526 Mowa żałobna na pogrzebie śp. Kazimierza Kantaka powiedziana w kościele św. Maryi Magdaleny w Poznaniu dn. 31 grudnia 1886, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego…, dz. cyt., s. 304. 527 Mowa żałobna na pogrzebie śp. Stanisław hr. Sokolnickiego w Gołuchowie 1883, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego…, dz. cyt., s. 235. 184 czyśćca, do którego przywykło oko w ciemnicy smutku528. Są także inne miejsca: katakumby, krypty Wawelu, otchłań grobu. Cały ten nurt wyobraźni poddaje się skojarzeniu z romantycznym motywem „ludzi podziemnych.”529. A jego metaforyczność w tym przypadku odsyła do wielu sytuacji. Chodzi o zejście w głąb siebie, zachowanie ojczyzny duchowej, także złagodzenie bolesnej rzeczywistości poprzez kumulowanie pamięci; ale i przechowanie tego najświeższego dziedzictwa przez bezpośrednich spadkobierców — „wyznawców” romantyzmu. Trzech było więc największych, słowem i wyobraźnią romantyczną przesycony ch, wielkopolskich mówców kościelnych: Prusinowski, Janiszewski i Stablewski. Oni przede wszystkim zasługiwali tu na pozorne omówienie, niejako organicznie przecież związani z epoką. Ale ślady jej stylistyczno-wyobraźniowej obecności pojawiają się i później włączając się już w porządek recepcji: jakieś drobne reminiscencje tematyczne czy imaginatywne. Pojedyncze wprawdzie niekiedy mimochodem wplatane w dość oschłą, konwencjonalną wypowiedź, mają jednak zastanawiającą siłę, w którymś momencie odzywa się dalekie echo tamtego myślenia i odczuwania czy też po prostu przejaw atencji dla wieszczów albo aluzyjne nawiązania stylistyczne. Oto np. króciutki ułamek kazania żałobnego, znamienny odprysk romantycznego postrzegania kondycji ludzkiej, interesujący, gdyż odsyła do motywu głęboko wtopionego w refleksję egzystencjonalną tamtego okresu, przy czym rzadki, bo trudny do podjęcia (jak gdyby niestosowny) przez kaznodziejską laudację (i tylko kaznodzieja przez romantyzm uwrażliwiony mógł go wprowadzić): Z nie pofolgował mu Pan Bóg — a wszyscyśmy prosili o miłosierdzie nad nim — nie pofolgował Bóg, póki mu nie wziął ostatniego, a z wszystkich najkosztowniejszego daru ach póki mu ostatnich miesiącach daru rozumu nie odjął,, aby żyjąc jeszcze umarł zupełnie światu530. Fragment wyprowadzony cytatu biblijnego (J 12,24) wtóruje romantycznej filozofii szaleństwa, której adekwatną interpretację znajdziemy u Foucaulta: Wypowiedź obłędu w poezji romantycznej tym się charakteryzuje, co wyraża ostateczny koniec i absolutny początek: koniec człowieka, który popada w mrok i u kresu nocy odkrywa światło rzeczy w ich najpierwszym początku. [...] Z mocy szaleństwa wychodzi na jaw niedorzeczny sekret 528 Mowa żałobna na pogrzebie śp .księcia Augusta Sułkowskiego..., w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego… , dz. cyt.,, s. 162. 529 Zob. M. Janion, „Kuźnia natury”, dz. cyt., s. 30-31. 530 A. Brzeziński, Mowa żałobna na pogrzebie ks. Aleksego Prusinowskiego powiedziana w Grodzisku dnia 19 lutego 1872 roku przez..., Poznań 1872, s. 7. 185 człowieka, że ostatni punkt jego upadku zbiega się ze świtaniem, że jego zmierzch przechodzi w świeżość poranka, że kiedy się skończy, na nowo się rozpoczyna531. Jest to w kaznodziejskiej recepcji romantyzmu przypadek odosobniony i oryginalny. Z biegiem lat prym przejęły rozmaitego rodzaju zabiegi aluzyjne, zwłaszcza stylistyczne. Takie „przedłużenie” epoki miało miejsce w oratorstwie w ogóle, nie tylko wielkopolskim, szczególnie u progu niepodległości. Między innymi znany kaznodzieja poznański ks. Kłos swoje wystąpienie z 1919 r. ku czci Kilińskiego kończył, nawiązując parafrazyjną suplikacją do Litanii pielgrzymskiej Mickiewicza: Więc za tę wojnę ludów, która nam odrodzenia wiosnę przynosi, a narodom wszystkim okres panowania prawa zapowiada, dzięki Ci, o Panie532. Warto może jeszcze przywołać, w roli jakby epigrafu wieńczącego przegląd koneksji wielkopolskiego kaznodziejstwa z romantyzmem, fragment pochodzący już z okresu międzywojennego: Jako feniks odradza się z popiołów Polska Zmartwychwstała! W opałowych blaskach jutrzenki Zmartwychwstania wstaje jako olbrzym z długiego letargu, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej zaczyna rozkwitać na nowo! Albowiem contra spem speravimus! wbrew nadziei zachowaliśmy nadzieję, dlatego też ziściły się karmazynowe sny wieszczów naszych narodowych533. Karmazynowy: słowo to metaforyzowało sukcesje wieszczów (przypomnijmy Karmazynowy poemat Lechonia). Mówiło o ciężarze tradycji, wzniosłej wyobraźni i cierpieniu. U ks. Mullera także o szlachetnym wizjonerstwie i intensywności nadziei. I jeszcze jedno napomknienie: zamykając poczet kaznodziejów wielkopolskich interesującego nas kręgu, należy przywołać postać ks. Nikodema Cieszyńskiego (1886-1942). Rozmiłowany w przeszłości narodowej cytował romantyków, przypominał świetność epoki Jednak najważniejsza w jego przypadku jest reprezentatywność (wyjątkowo okazała) wobec Młodej Polski, jej stylu i rodzaju uwrażliwienia literackiego. 531 M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmie, przekł. H. Kęszycka, Warszawa 1987, s. 465. J. Kłos, Mowa na uroczystym nabożeństwie w 100-letnią rocznicę śmierci Jana Kilińskiego... wygłoszona dnia 28 stycznia 1919 r. w Archikatedrze Poznańskiej, Poznań 1919, s. 17-19. 533 B. Muller, Triumf Chrystusa Króla. Kazanie na uroczysto poświęcenia pomnika Najświętszego Serca P. Jezusa w Poznani Poznań 1932, s. 5. 532 186 Władysław Chotkowski (1843-1926) Był z pokolenia pozytywistów, ściślej mówiąc – galicyjskich konserwatystów i lojalistów534. Docenił go jeden z nich, rzucając charakterystyczną uwagę w odniesieniu do mowy poświęconej Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu: miała ona ten przymiot w mowach pogrzebowych najrzadszy, że nie przesadzała, nie robiła zmarłego większym niż był. Jego nie umniejszając, ani nie krzywdząc, siebie samego mówca nie odstąpił535. Te słowa mogłyby patronować prawie całości kaznodziejstwa Chotkowskiego. Prawie, gdyż niebywale ujednolicają tę twórczość. Tymczasem były jej właściwe wszelkie rozterki człowieka wyrosłego w tradycji romantycznej i jednocześnie ją przełamującego. W tej sytuacji nie zawsze można było zachować to wypośrodkowanie, o którym pisał Tarnowski. Konsekwencje romantycznej edukacji pojawiały się niekiedy w sposób niespodziewany. Oczywiście swoją rolę odegrało obycie literackie w ogóle, które było udziałem XIX-wiecznej inteligencji, w tym, kleru, zwłaszcza wykształconego w wiodących ośrodkach uniwersyteckich. Chotkowski był nawet autorem kilku drobnych prac z zakresu historii literatury536. Opublikował wiele kazań. Trzeba też powiedzieć, że większość wydana została z niezwykła starannością, gdy idzie o szatę zewnętrzną, rodzaj czcionki i układ tekstu. Na początku należy również wspomnieć, że pośród wszystkich oracji Chotkowskiego najwyższej rangi pozostają kazania ku czci Kraszewskiego, Adama Mickiewicza i Jana Matejki537. W nich też najokazalej objawia się wspomniane już „mocowanie się” z tradycją. Niezwykle nośne pod tym względem jest w rozmaity sposób wykorzystywane romantyczne pole znaczeń związanych ze światłem. Motywika luministyczna sugestywnie służy dwojakiej świadomości, dwóm obrazom 534 Był rektorem UJ (1891-92), historykiem kościoła, członkiem korespondentem PAU. S. Tarnowski [recenzja Mowy powiedzianej przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego przez…, Kraków 1887], „Przegląd Polski” 1887, t. 4, s. 383. 536 Wacław z Potoka Potocki. Szkic literacki, Poznań 1876; O ideale politycznym Zygmunta Krasińskiego, Lwów 1881; O Myszeidzie Ignacego Krasickiego. Odczyt w Towarzystwie Przemysłowym Poznańskim 26 stycznia 1874, Poznań 1874. 537 Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego w Krakowie w kościele Archiprezbiterialnym N.P. Maryi w Krakowie dnia 18 kwietnia 1887 r. przez …, Kraków 1887; Mowa przy sprowadzeniu zwłok Adama Mickiewicza powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 r. przez…, Kraków 1890; Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu Jana Matejki w kościele Najść. Maryi Panny w Krakowie dnia 7 listopada 1893 r. przez …, Kraków 1893. 535 187 rzeczywistości. Cała metafizyka wieszczej obecności stamtąd się wywodzi: […] właśnie potęgował Bóg siłę twórczą, podwajał dla ducha pociechę. Wywołał z pośród narodu całą plejadę duchów, niosących kagańce światła przed narodem […]. Oto jedno ze świetniejszych serc, co w żurawim łańcuch wygnańczego narodu wybiło się naprzód; oto jeden z tych, co kaganiec światła szeroko rozpalili538. Spotykają się tu dwa „oblicza” motywu: „poruszyciele” światła są jednocześnie – już na pozytywistyczną nutę – jego krzewicielami. Niekiedy daje się zauważyć prawie czystej postaci motyw (światła, którego siłą jest abstrakcja i konkret zarazem) świadczący o dobrym słuchu mówcy na literaturę poprzedniej epoki: Jako gwiazdy na niebios przestworzu służą za przewodników Arabowi na pustyni, a żeglarzowi na morzu, tak i nam, na puszczy wygnania służyły te duchy za światła; ale jak gwiazdy odmiennym światłem się mienią, wedle tego ile zaczerpnęły od słońca blasku, tak i te duchy naszych poetów i pisarzy świeciły różnym światłem i różne wskazywały drogi, wedle tego ile światła zaczerpnęły od „światłości świata”539. Bywało też, iż był to iluminizm rustykalny na miarę romantyzmu krajowego: To nowe światło rozlewało blask słoneczny szeroko na doliny, przenikało coraz głębiej; a płomień bił coraz wyżej ku niebu, coraz większe zakreślając widnokręgi. A jako ze wschodem słońca budzi się nowe życie w przyrodzie i zbudzone ptactwo rozpoczyna piosenki, które się zlewają w jeden wielki hejnał poranny Bożej chwały, tak na całym obszarze Polski odezwały wtórem pieśni inne540. Mówca najczęściej metaforyzował w porządku aksjologicznym. Emanacja światła była wyraźnie po stronie pozytywów, jego erupcja – negatywów. Pojawia się więc obraz myśli jako ogniska, od którego życie nabiera światła, ciepła, ruchu. W innym miejscu – również przenośnie – niszczącej sile błyskawicy przeciwstawione zostaje słońce, które ogrzewa i wzrost daje wszelkiej siejbie dobrego541. Usiłowania podporządkowania estetyki etyce były charakterystyczne dla II połowy XIX wieku. Pogrobowcem poprzedniego okresu Chotkowski okazywał się być najdobitniej, gdy uruchamiał romantyczny celebryzm. Zarówno jako narrator, piewca obrzędowego aktu, jak i jego celebrans, kreator „na żywo” anonsujący rzecz całą w sposób patetyczny. Ta przemienność nadawcy nie tylko sprzyjała uwzniośleniu, zapewniała 538 Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt, s. 6, 7. Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt, s. 14. 540 Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 12. 541 W. Chotkowski, Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie Dra Mikołaja Zyblikiewicza […] w Krakowie w kościele Archiprezbiterialnym N. P. Maryi dnia 23 maja 1887 roku przez…, Kraków 1887, s. 20, 18. 539 188 także wielogłosowość relacji, a co za tym idzie jakby przemienność emocji: Ozdobił się stary królewski gród, jakby na odświętny dzień. Uderzono w królewski dzwon, a łączące się z nim spiżowe głosy krakowskich dzwonów zlewały się z dźwiękami pieśni i muzyki tonami w harmonijne akordy wielkiej pieśni żałobnej, którą zdał się śpiewać cały naród. Któż jest ten śmiertelnik, którego pogrzeb zostanie po wszystkie czasy niewygasłą pamiątką, jak naród czcić umie swoich synów? Czy to król, czy książę, czy hetman jaki? To król na ducha bezkrólewiu, wódz na myśli bezdrożu, hetman na górnych szlakach, kędy sama tylko prawda zwycięża. Kapłan i stróż tego znicza wiekuistego, który z dawnych przechowany wieków542. Mówca podjął w tym miejscu aktualny w żałobnym oratorstwie (zarówno przed, jak i po Chotkowskim) topos królewskości twórcy podczas narodowego bezkrólewia: Tu chcieliśmy go mieć obok grobów naszych królów; w tym kościele, kędy z rąk polskich prymasów i interrejów brali pomazanie Pańskie i koronę królewską543. Ale portretowanie wieszcza przez kaznodzieję ma janusowe oblicze. Po drugiej stronie prochy poety to przede wszystkim pamiątka i przypomnienie; i pretekst do pokoleniowego dydaktyzmu, racjonalnego nakazu, wręcz zaprzeczenia tamtej gloryfikacji: Tu na ojczystej miedzy, na rodzinnym zagonie, na tej ziemi uświęconej krwią ojców i naszym znojem […] dla wszystkich dosyć pola do pracy i tej codziennej służby, której nie opiewają poeci, ale którą się dźwigają upadłe narody z niemocy w siłę, ze zwątpienia w ufność nową544. Wydaje się, że ten styl niejako dwojakiej mentalności, równie podwójnego stosunku do tradycji, czy też po prostu dwu gustów znalazł u Chotkowskiego „wypośrodkowanie” w koncepcji twórcy jako wysłanniku Boga, nauczycielu i kaznodziei. Ten rodzaj obecności wśród innych miał zawsze znaczenie ze względu na transcendencję i zarazem praktyczne doświadczenie. W II połowie XIX wieku można było pogodzić w ten sposób zapotrzebowanie na tajemnicze uduchowienie – pośredniczyło w tym przywiązanie do romantyzmu – wiarę w wielką pracę zmieniającą dookolną rzeczywistość. Chodziło też o świadectwo i będące rodzajem terapii uporządkowanie: W tej trumnie przed nami to nie prorok, bo on daru widzenia nie posiadał, ale pieśniarz od Boga wybrany, który dla ojczyzny ponosił więzienie i wygnanie, który patrzał na świetne nadzieje co zawiodły i krwawe zapasy, co klęski tylko powiększyły; który widział jak wróg pastwił się nad dziećmi szkolnymi i wywoził 542 Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 5-6. Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 6. 544 Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 25. 543 189 je w Sybir […]. Ta jest bowiem najwyższa chrześcijańskiego poety zaleta i jego geniuszu próba, że wśród nieszczęść i klęsk nie sarka, nie złorzeczy, lecz cierpienia poczytuje za pokutę, za ofiarę i poświęcenie […]545. Sam obrzęd zresztą traci tu swój walor rytualny, przychylniej postrzegany jako pamiątka. Praca z kolei nie zapobiegnie przemijaniu, nie zapewni nieśmiertelności. Jest natomiast przede wszystkim wartością samą w sobie. Chociaż można się dopatrzeć w tym odczuwaniu odrobiny kaznodziejskiej melancholii. […] a cokolwiek z latami idące zapomnienie – czytamy w kazaniu o Kraszewskim – które wszelkiej śmiertelnej sławy jest udziałem, ujmie z laurowego wieńca, to jedno zostanie mu na zawsze: że dał z siebie przykład pracy wytrwałej546. Chotkowski kaznodzieją narodu mianował przede wszystkim Jana Matejkę. Jego obrazy nazywał niemymi kazaniami547. Wiodącym motywem uczynił malarstwo jako niemą wymowę548. Artystę umieścił pośród tych, co mówić nie umieli, obok Mojżesza i Jeremiasza. To kazanie jest najbardziej zbliżone do kaznodziejstwa romantycznego, tak znienacka się niekiedy pojawiającego pośród rzeczowej narracji: Całun śmiertelny, coraz cięższy, zdaje się nad nami zapadać! Kir żałobny, coraz czarniejszy, zdaje się nas okrywać! Milczenie grobowe i cisza martwa zdaje się zalegać nad naszym nawet imieniem! Pył i kurzawa zapomnienia zdają się coraz grubszą warstwą naszą przeszłość zasypywać! Bez odgłosu, bez echa, bez odpowiedzi, jak wśród głuchej pustyni, ginie nasze wołanie […]549. Bywa, że te momenty, których akcja opiera się na koegzystencji „widzenia” i „słyszenia”550 są wyczuwalne, gdy mowa jest o twórczym misterium: To pióro zamieniało się u niego w laskę czarnoksięską, mianowicie, gdy siadał na grobach i kurhanach, a przeszłość zaklinał w powieści historycznej, wskrzeszając postacie zapadłych wieków, wlewając krew w suche kości, dając im ducha i odziewając w ciało551. „Niema wymowa” – uroda tego oksymoronu wywołana przy okazji malarstwa tak naprawdę odsyła do wielkiej sprawy w romantycznym świecie (i jego dziedzictwie) myśli i odczuć: rozłamywania się bytu, 545 Tamże Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt., s. 11. 547 Zob. Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu Jana Matejki …, dz. cyt., s. 12. 548 Tamże, s. 4. 549 Tamże, s. 5-6. 550 Zob. M. Korzeniewicz, Romantyczne „widzenie” i „słyszenie” świata w „Uspokojeniu, „Pamiętnik Literacki” 1979 z. 2, s. 112. 551 Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt., s. 16. 546 190 w którym duchowość objawia się przez cielesność552. Gdy się dobrze zastanowimy, to wchodzi się tu w bardzo rozległy kontekst. W kulturze XIX wieku owa duchowość dosyć często ulegała takiej właśnie konkretyzacji – poprzez obrazy w sztuce słowa także. Chodziło często nie tyle o werbalny przekaz idei, wartości, uczuć, ile o ikoniczną ich reprezentację. W kaznodziejstwie szczególnie lubowano się w tej konwencji (aż po okres międzywojenny). Semiotyka obrazu nie ograniczała się li tylko do egzemplifikacji. O wiele ważniejsze zdawało się być obrazowe wręcz epatowanie słuchaczy poprzez rozmaite sugestie przywoływania przeszłości w jednej, monumentalnej scenie, jednej epickiej sytuacji; także poprzez iluzję zatrzymania czasu tu i teraz i wprowadzenia go w mityczny wymiar (zwłaszcza we wstępach, na przykład w mowie o Mickiewiczu). Czy, wreszcie, dzięki sytuacyjnej (najczęściej pogrzebowej) celebrze, która wyraźnie urastała do rangi językowego uwiecznienia, zatrzymania w kadrze literackiej wyobraźni. W przypadku Matejki dodatkowo sztuką obrazów w obrazie, złudzenia optycznego „nakładających” się obrazów: językowego tworu i wystroju świątyni. Obrazów, które „uczestniczą” w animacji wielkiego „widowiska”. Dla kaznodziejskiego kreatora sytuacja wręcz komfortowa: A cóż mówić o tym tu przybytku Bożym, pośród którego dziś w trumnie już stanął! Tu on po ścianach prezbiterium rozrzucił przepyszne aniołów postaci i kazał im śpiewać loretańską litanię do patronki tego kościoła, Najświętszej panienki, w tej naszej polskiej mowie, w której po innych zaborach, dzieciom naszym zabraniają śpiewać Bożą chwałę, w której już publicznie odzywać się nie wolno naszym braciom. Śpiewajcież Aniołowie Boży chwałę Maryi, a dzisiaj razem z nią za tym mistrzem proście, który „milczał zawżdy, umilkł i cierpliwy był”, ale potęgą milczącej sztuki do głuchych nawet uszu trafił przepyszną tą litanią. A ty Królowo Niebios i Korony polskiej Królowo usłysz ten śpiew polski aniołów, z którymi się łączą i nasze modły do Pana Zastępów553. W ogóle motyw sztuki pojawia się u Chotkowskiego i w innych miejscach, choć wpisany w odmienną poetykę postrzegania i interpretacji rzeczywistości. Sztuka została – zważywszy dziewiętnastowieczny punkt widzenia – upodrzędniona, postawiona w szeregu, który uformowała już nowa epoka: Wsławiają się miasta nauką 552 553 M. Korzeniewicz, dz. cyt., s. 113. Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu Jana Matejki …, dz. cyt., s. 18. 191 lub sztuką, przemysłem lub handlem […]554. Ponadto podkreśla się niekiedy jej walor dekoracyjny bądź – co charakterystyczne – mimetyczny, z czym wiązała się szczególna predylekcja do dydaktyzmu wzorcotwórczego: […] ale każdy może za łaską Pana Jezusową nadać duszy swojej ozdobę taką, że może się stać nad wszelki wyraz piękną, przemienić się na obraz i podobieństwo samego Boga. […] Jest więc każdy z nas poniekąd sztukmistrzem i tak też postępować sobie powinien, albowiem malarz, chcąc podobieństwo pochwycić w portrecie, wpatruje się bezustannie w twarz, którą na płótnie odtwarza555. Bardzo to było adekwatne do przekonania o roli kształtowania, formowania sfery duchowej: Ponad wszelkich malarzy, ponad wszystkich snycerzy i wszelkich tego rodzaju sztukmistrzów tego stawić trzeba, który świadom jest sztuki wykowania posągów ducha młodzieży556. W świecie wartości pozytywizm Chotkowskiego przejawia się w ustawicznym opowiadaniu się po stronie obowiązku, wytrwałości, pracy, cierpliwości i miłosierdzia. Nawet pogłębianie się religijności rozpoznawał w nauce, która w swej najczystszej postaci przybliża tamten świat, bo dostarcza światła wśród nocy życia, ku oświeceniu drogi do wiecznej szczęśliwości557. Powyższe cnoty – zdaje się mówić – niejako „przyświecają” jego czasowi, sytuacji w jakiej znalazła się ojczyzna. W tekstach żałobnych niezwykle dokładnie prezentuje biografie wedle reguł pouczania. Były to więc biografie organiczników, ludzi wytrwałej pracy, służby społecznej, którzy - zdarzało się – właśnie za to odsiadywali więzienie, choćby za wydawanie i rozpowszechnianie książek558. Z niechęcią odnosił się do powstań i w ogóle militarno-konspiracyjnego ruchu oporu. Niemniej doceniał poświęcenie, potrafił z uznaniem odnieść się do czynu: Kto za hasło życia obrał sobie: wszystko i zawsze, ze czcią i rozumem, dla dobra narodu – ten miał rozumu za wiele i zbyt cenił cześć swoją, aby przez krwawą próbę ściągać krwawy odwet na nieszczęśliwy naród; ale obowiązek 554 Kazanie o najwyższym celu nauk i szkodach jakie wyrządza nauka bezbożna powiedziane w czasie nabożeństwa w Kętach dnia 22 października z powodu pielgrzymki odbytej z Krakowa w 500 letnią rocznicę urodzin św. Jana Kantego przez …, Kraków 1890, s. 3. 555 Kazania eucharystyczne o Najść. Sercu Pana Jezusowym, Lwów 1906, s. 5-6. 556 Mowa na pogrzebie ks. Zygmunta Goliana […] powiedziana w kościele parafialnym w Wieliczce dnia 24 lutego 1885 roku przez …, Kraków 1885, s. 12. Często odwoływał się wówczas mówca do ojców kościoła: A jako malarz – powiada św. Bazyli W. – chcąc namalować portret, wpatruje się często w pierwowzór, tak i dusza chrześcijańska, chcąc się stać podobną do pierwowzoru swego, musi wciąż rozważać Boską doskonałość. (Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie Melanii ze Skórzewskich hrabiny Skórzewskiej w kościele parafialnym w Łabiszynie dnia 21 grudnia 1885, Poznań 1886, s. 19). 557 Kazanie o najwyższym celu nauk i szkodach jakie wyrządza nauka bezbożna powiedziane w czasie nabożeństwa w Kętach dnia 22 października 1890 z powodu pielgrzymki odbytej z Krakowa w 500 letnią rocznicę urodzin św. Jana Kantego przez…, dz. cyt., s. 17. 558 Zob. Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie śp. Księdza radcy Franciszka Bażyńskiego proboszcza przy kościele św. Wojciecha w Poznaniu dnia 16 marca 1876 przez …, Poznań 1876, s. 14. 192 żołnierza pojmował tak, że gdzie się krew braci leje i działa grzmią, tam na pomoc iść powinien559. Trzeba zaznaczyć, że kaznodziejstwo Chotkowskiego w sumie dosyć nużące i mniej interesujące od jego poprzedników – choćby dzięki „stłumionej” wyobraźni – zasługuje na uwagę właśnie dzięki owym „śladom” romantyzmu, który niekiedy przypominał się w drobnym uniesieniu: […] bo wymowa twoja była pochodnią, gdy zapadły najgrubsze ciemności i była słupem ognistym, który świecił przed narodem wtedy, gdy na piasku stuletniej już przeszło pustyni poczęły się zacierać ślady tej drogi, która jedna tylko prowadzi i do Polski i do Boga560. Warto napomknąć, że ten motyw „płomiennej” wymowy głęboko zakotwiczył się w polskim oratorstwie aż po okres międzywojenny. Całe oratorstwo Chotkowskiego sprawia wrażenie rzeczy „napisanych”. I tak pewnie było, że swoje teksty przygotowywał na piśmie, być może nawet je potem odczytując. XIX wiek przyzwyczaił nas do krasomówstwa, w tym kaznodziejstwa, spontanicznego, ze szczególną atencją dla językowej odświętności, niekiedy wręcz blichtru. Do takiej opcji, która wskazywałaby na oralny autentyzm. Dominująca była też koherencja retorycznego konceptualizmu i lirycznych „westchnień”. Ślady tych ostatnich znajdziemy i u Chotkowskiego, choć nieliczne. Jak choćby takie oto świadectw delikatności formułowania myśli i tej towarzyszącej kaznodziejstwu całego stulecia nostalgii w obliczu przemijania spraw narodowych. Oto jeden – czytamy w laudacji Kwileckiego – z tych, dziś niestety już nie wielu i ostatnich, który czuł za młodu dreszcze zmartwychwstania narodu561. Ten umiar z umiejętnością „ustawienia” głosu dla „godnej” wypowiedzi, to znaczy wypowiedzi o dozowanej podniosłości, najwyraźniej widać w krótkich zwieńczeniach modlitw kazalnych: Panie zastępów, oto niewiasta, która w Tobie miała nadzieję, nazwij ją błogosławioną, niech mieszka w przybytkach Twoich. Niech te modlitwy nasze, z wdzięcznych serc idące, złożą aniołowie Twoi na szali jej żywota, na przewagę wszystkich, które mieć mogła win tu na ziemi; niech dostąpi miłosierdzia, któreś obiecał miłosiernym; niech znajdzie pokój i wieczny odpoczynek za krzyż, który nosiła na ziemi i niech światłość wiekuista świeci jej na wieki562. Uderza w tym fragmencie niezwykle symetryczny rytm 559 Mowa powiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Władysława Bentkowskiego dnia 15 października 1887 roku w kościele oo. Reformatów w Krakowie przez …, Kraków 1887, s. 11. 560 Mowa na pogrzebie ks. Zygmunta Goliana […] powiedziana w kościele parafialnym w Wieliczce dnia 24 lutego 1885 roku przez …, Kraków 1885, s. 30. 561 Mowa powiedziana na pogrzebie śp. Hr. Arsena Szreniawa z Kwilcza Kwileckiego w kościele parafialnym w Kwilczu dnia 30 sierpnia 1883 roku przez…, Kraków 1883. 562 Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie Melanii ze Skórzewskich Skórzewskiej …, dz. cyt., s. 29. 193 wypowiedzi, który sprzyja pośrednictwu, bo w takiej roli kreuje się kaznodzieja. Jako ten, który w modlitwie r e k o m e n d u j e zmarłą. Czyni to rzeczowo, precyzyjny w doborze słów. Ten drobny refleks stylistyczny zasługuje na uwagę ze względu na dojrzałość wyrazu religijnego: przez oszczędność emocjonalną, a także pewność i dostojeństwo zawierzenia. Powściągliwość językowa wyraźnie odsyła do form, które zaczęły się przebijać w prozie religijnej II połowy XIX wieku. 194 Kaznodzieja młodopolski Poezja transfiguruje swoim istnieniem cały ruch umysłowy Stanisław Lack Każda epoka literacka ma swoje teksty lustrzane. To bardzo interesujące zjawisko. Warto niekiedy pochylając się nad dziejami literatury, w zupełnie odrębnych rejonach dostrzec jej przeszczepy — to, czym obdzieliła sąsiednie poletka uprawiające słowo. Tego rodzaju poszukiwania kryją być może staroświecką tęsknotę do czasów, gdy w kulturze narodu literatura była wszechobecna. Ważne zatem jest przekonanie, że rozmaite repliki, odbitki (często mocno wyblakłe) i powtórzenia uzupełniają wizerunek jej żywotności, a więc poszerzają obraz literackiego dominium. Historia literatury to także szeroko pojęta historia jej recepcji. W kategoriach emocjonalnych rzecz biorąc, śledzić te powinowactwa znaczy doświadczać pośrednio zadomowienia w tradycji, poczucia koegzystencji, zatem pełnego sensu w kulturze. Ów dialog z literaturą dosyć często i w rozmaity sposób podejmowany był w kaznodziejstwie okolicznościowym XIX wieku i I połowie XX wieku. Z natury rzeczy wchodziło ono bowiem w szersze relacje, włączając się w różne obchody pamiątkowe, święta narodowe i okazjonalne uroczystości, w których symbolika i frazeologia literacka miały swój niepośledni udział (rzadziej natomiast miały dostęp do kaznodziejstwa powszedniego, nauczającego). Dlatego też ze szczególnym zainteresowaniem sięgnąć można po teksty Euzebiusza Statecznego (1864-1921), barwnej postaci zakonnika-literata, franciszkanina (OFM), którego Stanisław Helsztyński przed laty umieścił w swojej 195 galerii „meteorów Młodej Polski.”563 Badacze dostrzegli w prozie Statecznego — a imał się różnych gatunków, wiele rzeczy zostawił w rękopisach — wpływy Żeromskiego i Kasprowicza.564 A i biografię miał iście „literacką”, w konwencjach epoki utrzymaną. Wrażliwy, wręcz nadwrażliwy, obdarzony był jakimś szczególnym poczuciem tragizmu istnienia. Wiele podróżował, ale niespokojny duch z trudem akceptował wszystkie miejsca swego pobytu. Ciągle poszukujący, ustawicznie doświadczał depresyjnych nastrojów, egzystencjalnego zagubienia. Już przy pobieżnym oglądzie obszernego tomu kazań Chrystus Jezus565 doświadczamy posmaku młodopolskiej stylistyki, jednak nie w jej nachalnym kształcie. Przeciwnie, dbałość o należytą miarę ekspresji spowodowała, że czytając kaznodzieję dzisiaj, jesteśmy pod wrażeniem tej urokliwej prozy, na przykład: Niebo i ziemia podnoszą swe świadectwo, że imię jego jest: Przedziwny. Czyż nie przedziwny jest ten, którego nowa gwiazda wskazywała jakby palcem, iż ten jest Bogiemczłowiekiem rodzącym się dla człowieczeństwa? Czyż nie przedziwny jest ten, który stąpał krokiem pewnym po falach tyberiadzkich [...]. Czy ziemia nie podnosiła swego głosu, że imię jego jest: przedziwny, kiedy śliną i ziemią oczy ślepego okrywał i wzrok mu przywracał [...]. Czyż niebo nie opiewało twej przedziwnej potęgi, kiedy przy twej śmierci słońce pokrywało się ciemnościami, kiedy ziemia płakała, skały pękały, zasłona świątyni rozdarła się, piekła się otwierały? [...]566. Ośrodkiem tej wypowiedzi stało się superlatywne określenie biblijne — „Przedziwny”, wzięte oczywiście z przekładu Jakuba Wujka (Iz 9,5). Można przypuszczać, że w odniesieniu do osoby było ono już wówczas na tyle spatynowane, archaiczne, aby stać się poetycko nośne. A jak wiadomo, młodopolanie z upodobaniem sięgali właśnie po formy omszałe, niekiedy wykorzystując jedynie ich ornamentacyjną właściwość, ale często i wieloznaczność, semantyczną otwartość. Znaczenie podstawowe (cudotwórca) doskonale uzupełniało się tu poetycko: niesamowity, urzekający, bezmiernie tajemniczy. Istotny był podniosły walor imienia z n a c z ą c e g o , jakby skrótowo pseudonimizującego wszystkie cechy i czyny osoby 563 S. Helsztyński, Inferno w klasztorze, w tenże: Meteory Młodej Polski, Kraków 1969, s. 63-86. Zob. W. Ogrodziński, O. Euzebiusz Franciszek Stateczny przedstawiciel Młodej Polski w prozie górnośląskiej, Katowice 1938, s. 164. 565 E. Stateczny, Chrystus Jezus. Kazania obejmujące główne zasady wiary chrześcijańskiej, Lwów 1900. 566 Kazanie na Boże Narodzenie, w: Chrystus Jezus..., s. 17-18. 564 196 prezentowanej567. Warto też przypomnieć, że epitet „przedziwny” był komplementarny, zwłaszcza w poezji, wobec określeń związanych ze sferę sacrum.568 Dodatkowy efekt dało jego refreniczne powtarzanie, które spaja cały tekst, nadając mu cechę elegijnego rozpamiętywania cudownych wydarzeń z życia Chrystusa. Jest to jednocześnie jakby popisowy, o wyraźnie deklamatorskich przymiotach, sceniczny monolog, bardzo spektakularny. Zwróćmy też uwagę na kreatywny styl prezentacji postaci, sposób wprowadzania jej na kaznodziejską „scenę”, po młodopolsku, tak jak przystało na introdukcję herosa: w monumentalnej oprawie wizualnej. A scena to jak z Wyspiańskiego — bohaterami są również dekoracje. W sumie daje się w tym fragmencie wyczuć bliskość konwencji mitograficznej, mającej poruszyć wyobraźnię słuchaczy. Rzecz jednak w tym, że nie są to u Statecznego zabiegi li tylko właściwej okresowi, impulsywnej spontaniczności stylistycznej. Należy je wpisać w szerszy kontekst kaznodziejskiej postawy. Chciał przekonać słuchaczy — i wokół tego ogniskuje się gros jego tekstów z wymienionego tomu — że siłą całej historii przepowiadania były (między innymi) zawsze środki estetyczne, że w misję kerygmatyczną ciągle na przestrzeni dziejów angażowane były wszelkiego rodzaju czynności artystyczne. Stąd nie tylko stara się włączyć w tę tradycję, ale i ustawicznie przywołuje jej konkretyzację. Niejako na tych dwu poziomach przebiega jego oratorska posługa. To w kręgu wspomnianych zabiegów jesteśmy, gdy obraz płynącego przez wieki głoszenia Dobrej Nowiny prezentuje się jako pasmo długiej narracji, a kolejni „narratorzy” niczym rapsodowie są opromienieni nimbem chwały i sławy. Chrystus staje się w tym ujęciu po trosze również szczególnie predestynowanym literacko „motywem wędrownym” w przestrzeni i czasie. Czytamy zatem: Imię Jezus jest także blaskiem opowiadających. Odkąd zaczęto rozpowszechniać opowiadaniem i przykładem to słodkie imię, odtąd ciągnie się nić światła i pasmo blasku. Słowo nie namaszczone tym imieniem pozostaje bez dźwięku, pozostaje bez celu. Gdzie to imię błogosławione zadźwięczy, tam schodzi jutrzenka nowego życia, puszcze nabierają uroku, góry radują się ochoczo, lasy przemawiają nowym językiem, doliny i strzechy wypełniają się blaskiem. Na apostołów zstępuje nowy blask, bo opowiadają w imię Jezus. Pierwotni chrześcijanie wzbudzają nasz 567 Dziś jego intensywność semantyczna (efektownego superlatywu) jest już zdecydowanie odczytywana jako poetycka (literacka); stąd w najnowszym, filologicznym tłumaczeniu określenie zostało przeniesione z osoby na czynność. Zob. L. Stachowiak, Księga Izajasza, 1.1, Poznań 1996, s. 227 i 230 (Komentarz). 568 Zob. M. Stała, Metafora w liryce Młodej Polski, Warszawa 1988, s. 194. 197 podziw i cześć naszą, bo opowiadając, umierają w imię Jezus. Przed ludźmi opuszczającymi rodzinę, ojczyznę i niosącymi dobrą nowinę w zapadłe kraje pomiędzy dzikie i ludożercze narody schylamy czoło z podziwiania, bo z ust ich nie schodzi imię Jezus. Kaznodzieję okrąża aureola sławy, jeżeli każde jego słowo zdąża na rozpowszechnienie imienia Jezus569. Mówca zdaje się tym fragmentem potwierdzać swoją przynależność do wywodzącego się z romantycznych korzeni, a rozwiniętego w całym stuleciu, nurtu adoracji poetyczności Jezusa570. W kazaniach Statecznego uderza zjawisko szczególnego zagęszczenia obrazowych przypomnień bądź entuzjastycznych opisów relacji między religią a wszelkiego autoramentu tworami sztuki, co en bloc efektownie wspiera budowane misternie przesłanie o wielkim autorytecie religii chrześcijańskiej. Sugestywna to perswazja, gdy dodatkowo użyty zostanie, niezawodny w takich przypadkach środek ekspresji, jakim jest nagromadzenie. Budownictwo stanie się — odtwarza kaznodzieja zwoje przeszłości — wspaniałą modlitwą kamienną. Mojżesz Michała Anioła będzie się modlił o dobro narodów. Fra Angelico będzie malował klęcząc. A od Giotta aż do szkoły weneckiej rozwinie się kilka pokoleń malarzy i opromieni naród i Kościół, bo się modlić będą mężowie sztuki. W Palestrinie zaś aż do Mozarta modlitwa uwieńczy pochód tryumfalny narodów muzyką, jaką św. Cecylia słyszy na obrazie słynnego Urbińczyka. Chwalić się będą Włochy z nieśmiertelnego Danta, że tak pięknie modlić się umiał w Boskiej Komedii571. W wielu miejscach tego tomu odnosimy wrażenie, że piękno, sztuka, literatura stają się dla kaznodziei wielkim argumentem w jego trudach przekonywania, wspierającym zwłaszcza niełatwe do ogarnięcia ogniwa wiary. Bardzo interesujące pod tym względem, a i zarazem zdumiewająco oryginalne, boć przecież na ambonie w takim kształcie podany motyw dotąd nie bywał, mogą być partie Kazania X (Na Poniedziałek Wielkanocny). Któż bowiem wcześniej przyzwoliłby sobie na takie oto zdanie inicjalne: Ciało ludzkie jest piękne. W kolejnym akapicie exordium owa konstatacja zostanie poprowadzona w określonym kierunku, a następnie właściwie zużytkowana: [...] dla starożytności nic milszego na świecie nie było jak podziwiać kształty ludzkie napięte walką lub tonące w spokoju, ujawnione w cyrkach lub posągach Apolinów i Wener. Ciało ludzkie jest tak piękne, że nawet chrześcijaństwo 569 Na uroczystość Najsłodszego Imienia Chrystus w: Chrystus Jezus..., s. 71. Zob. rozdział pt. „Poeta ducha" w książce J. Pelikana, Jezus przez wieki, przekł. A. Pawelec, Kraków 1993. 571 O modlitwie w narodach, w: Chrystus Jezus..., s. 180. 570 198 spod jego uroku uwolnić się nie mogło. Więc ująwszy je w swe ręce duchowne, przetkało je promieniami światła Bożego, przeduchowniło je, a przed widzem chrześcijańskim stanęła galeria aniołków Fra Angelika, dziewic Perugina, Bogarodzica Rafała, Mojżeszów Michała Anioła, Chrystusów Donatelli i Leonarda da Vinci. Człowiek podbity tą pięknością i harmonią ciała swego pilnie około niego chodzi, aby je na szwank nie wystawić [...]. To, co starożytność — powiada dalej mówca — zaledwie przeczuwała, chrześcijaństwo sformułowało i wyjaśniło ludzkości, która nie wiedziała, dlaczego tak troskliwie pielęgnuje ciało i dlaczego geniusz tak skrzętnie uwiecznia w dziełach sztuki ideał kształtów ludzkich572. Dopiero dzięki chrześcijańskiej wizji ciał zmartwychwstania jasny staje się tkwiący w nas od zawsze instynkt estetyczny w odniesieniu do własnego ciała; jednocześnie on tę wizję uzasadnia, dowodzi jej prawdopodobieństwa. Cała strategia oratorska Statecznego — uwypuklijmy to jeszcze — zasadzała się na przemienności gestów przywoływania wielkich tekstów kultury i czynności związanych z autokreacją mówiącego jako kaznodziei artysty. Patronowało temu kapitalnie sformułowane przeświadczenie, że kapłan na ambonie ma być światopoglądu opartego na miłości rzecznikiem i poetą573. Podjęcie drugiej z tych ról mogło być należycie wsparte również przekonaniem, wyrażonym w tej samej publikacji, że krasomówstwo jest gałęzią sztuki574, a poezja jest czynnikiem udoskonalającym wymowę575. W grę wchodziła przede wszystkim — wzorem literatury młodopolskiej — emisja poetyckiej uczuciowości i niezawodna siła obrazów nęcących wyobraźnię576, a tę mówca winien pielęgnować, rozwijać aż do błyskotliwości.577 Niepoślednią rolę odegrała na przykład młodopolska sztuka ewokowania nastroju, podniosłego, aczkolwiek bardzo delikatnie zarysowanego, podawana z umiarem, choćby w partiach opisowych, gdy kaznodzieja wspiera swój wywód spektakularną „ilustracją” obrzędowych doznań. Jeden z nich pozostaje wzorcowo niemal paralelny wobec wielu tekstów literackich epoki: Ale — oto — śpiew ukończony, gromnice rozdane, od których światłością płonie świątynia [...]. Lud tworzy szeregi i wyprzedza duchowieństwo lub postępuje za nim. Gromnice goreją, goreją serca miłością, piersi wydają pieśń lecącą do Boga-Człowieka i 572 Kazanie na Poniedziałek Wielkanocny, w: Chrystus Jezus..., s. 151-153. E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920, s. 158. 574 Tamże, s. 17. 575 Tamże, s. 67. 576 Tamże, s. 48. 577 Tamże, dz. cyt., s. 51. 573 199 Bogurodzicy, a pochód nie do orszaku ludzkiego jest podobny, lecz do świetlistej smugi Aniołów, którzy wionąc przez świat, wskazują ludzkości drogę do nieba, sami do nieba idąc. Barwna wstęga pochodu kościelnego rozwija się okrążając świątynie, ciągle nucąc578. Jest w tym fragmencie ulubiona przez epokę dramaturgia obrazu-sceny579, wyrażająca się w wyborze przedmiotu opisu (podniosła uroczystość, obrzęd liturgiczny), a także w swoistym sposobie prezentacji: unaoczniającej wydarzenie (choćby w „przestrojeniu” wypowiedzi na czas teraźniejszy)580. Zawsze nadrzędnym bywa patos wizualny hiperboliczności; tu jak widać, ciekawie przełamywany jednak przez oddanie impresyjnych doznań. To była specjalność Statecznego. Niech wejdę do owej świątyni przesławnej — obwieszczał swoim słuchaczom — wzniesionej siłami całego narodu, prawie całego świata. Klęcząc, słucham Mszy świętej. Spokój niebieski! Światło słoneczne sączy blask żółty. Świątynia wypełnia się harmonią taką, jakiej nigdzie nie słyszałem. Organ leje w serce balsam, a potem duszę porywa do niebios. Śpiewające głosy dziecinne wydobywają z mych piersi wspomnienia młodości i prostoty. Kapłan podnosi Ciało i Krew Pańską”581. „Iluzja naoczności”582, zwłaszcza w sugestywnym wywoływaniu religijnej iluminacji na odpowiednio nakreślonym tle — analogicznych przedsięwzięć pisarskich doszukalibyśmy się w owym czasie wiele583, podobnie jak obfitości doskonale się w tej konwencji sytuujących motywów modlitewnych. Jeden z nich dominował bez wątpienia — ukazanie modlitwy wszechogarniającej, wypełniającej nie tylko człowieka, ale także przyrodę i cały wszechświat. Estetykę takiej panoramicznego prezentacji postrzegania określało współbrzmienie rzeczywistości, trzech poetycznego właściwości: uzewnętrznienia mistycznej wrażliwości (wszakże liryka jest wstępem do mistycyzmu584) i znaczącej roli zrytmizowania wypowiedzi. Tej ostatniej nie należy bagatelizować, gdyż według 578 Kazanie na uroczystość Najświętszej Panny Maryi Gromnicznej, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt., s. 82-83. Stateczny osłuchany w kaznodziejstwie włoskim, wysoko ceniący jego „wizualne” walory, szczególne znaczenie przypisywał właśnie owym obrazom, rozumianym jako wyraziście, konkretnie ukształtowane fragmenty świata przedstawianego, odznaczające się plastyczną sugestywnością, poruszającą wyobraźnię (zob. Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 320). Charakterystyczne jest wspomnienie kaznodziei o wrażeniach wyniesionych po wysłuchaniu w Wenecji ks. Zocci, kiedy to audytorium stało olśnione, przygwożdżone, skamieniałe pod potęgą prawdy piękna, tragizmu w plastyce obrazowej {Listy o wymowie..., s. 79). 580 Oczywiście należy pamiętać o staropolskim rodowodzie takich zabiegów — zob. H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, dz. cyt., s. 114-118. 581 Kazanie na uroczystość Narodzenia NPM, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt. 377-378. 582 H. Dziechcińska, dz. cyt., s. 118. 583 Por. m.in. wspaniałe, niezwykle pod tym względem charakterystyczne fragmenty listu (12) S. Wyspiańskiego, w: Listy do L. Rydla, w oprac. Ł. Płoszowskiego i M. Rydlowej, t. 2, Kraków 1979, s. 196-198. 584 E. Stateczny, Listy o wymowie..., s. 71. 579 200 kanonów młodopolskich odnosiła się ona do głębszego porządku odczuwania świata i rozumienia człowieczej egzystencji585 lub przynajmniej odpowiednio sygnalizowała powagę istnienia, dostojność spraw ludzkich. Spójrzmy na taki oto passus: Wszystko się modli. I ciała kosmiczne krążące w przestworzach świata modlą się [...] bo obracane dłonią wprawną sztukmistrza niebieskiego wydają ze swych otchłani pomruk radości, rodzaj modlitwy dziękczynnej. Aniołowie się modlą, przeszywając powietrze z nakazami Boga do człowieka, prując eter z prośbami człowieka do Boga. Niebo rozmodlone jest. [...] Modli się ziemia, dostrajając się do modlitwy powszechnej. Modliła się, gdy się wychylała z mgławicy. Modliła się, gdy się dzieliła na lądy i morza, gdy się pokrywała murawą kraśną, drzewem obfitym, tworem żyjącym. [...] Modli się w zorzy i zachodzie słońca, gdy z spowicia chmur wytaczają się w porannej modlitwie różnobarwne promienie i gdy pęki czerwonawego światła zasną w lasach lub zamrą na morzach pod tchnieniem modlitwy wieczornej. W dzień się modli w kępach białych motyli; w nocy się modli cicho szemrząc w rojach owadów. Modli się na ziemi światło swym ciepłem, kwiat swą barwą; swym ruchem, śpiewem lub pomrukiem zwierz ziemi586. A więc obraz modlitwy powszechnej. Aktywność modlitewna wszechbytu. Modlić się istnieniem. Takie ujęcia spotkamy u wielu pisarzy młodopolskich, a także u niektórych z generacji wcześniejszych. Znajdziemy je u Orzeszkowej, Żeromskiego, Orkana, Tetmajera i Rodziewiczówny587. Jesteśmy bardzo blisko właściwemu epoce, ukonstytuowanemu przez literaturę, stylowi recepcji franciszkanizmu, ściślej mówiąc — tego, co wynika z franciszkańskiej modlitewności. Chodziło w pierwszym rzędzie o uczestnictwo w wielkim „spektaklu” istnienia, dialogu z Bogiem za pomocą „języka” obrazów dzieła stworzenia. Niezwykłe poczucie solidarności człowieka i wszechświata, wspierającej teleologię rzeczywistości. Najpewniej szło o zaprzeczające rozbitemu obrazowi świata (tak ofensywnie i dotkliwie narzucającemu się na przełomie wieku) afirmatywne czuwanie. Zbierając poczynione dotąd obserwacje, nie można oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z oratorstwem, w którym jak w soczewce skupia się wiele cech 585 Zob. B. Leśmian, Rytm jako światopogląd, w tegoż autora: Szkice literackie, Warszawa 1959, s. 66-68 (pierwodruk: „Prawda” 1910 nr 43); E. Leszczyński, Harmonia słowa. Studium o poezji, Kraków 1912, s. 60 (Rytmika zdaje się więc być najogólniejszą manifestacją życia we wszechświecie). 586 Kazanie na dni krzyżowe, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt., s. 171-172. 587 Odsyłam do mojej książki Most z aksamitu (Szkice o problematyce modlitewnej w literaturze polskiej XIX i XX w.), Kalwaria Zebrzydowska 1993, s. 116-122. 201 literatury modernistycznej, dzięki czemu przypomina ona prozę poetycką okresu, a postawa mówcy daje się ująć jako postawa konesera wrażeń, medytatora, artysty. W odróżnieniu od swoich poprzedników (orator romantyczny na przykład widział się bardziej w roli przewodnika wspólnoty, wieszcza czy agitatora) chciał on być także pisarzem, świadomie układającym swoje teksty; stać się również przedmiotem lektury długiej i dobrej tradycji, wedle której obcowanie z książką duchowną gwarantowało też przeżycie estetyczne. Symptomem podobnie interesującym i równie atrakcyjnym jest proponowany przez to kaznodziejstwo rodzaj patosu. Zawdzięcza on swoją nową jakość wyczuleniu na modulację nastroju, polegającą na tym, że teatralizacja świata przedstawionego i monumentalizacja dziejów Chrystusa bywają niejako korygowane przez typ wypowiedzi konfesyjnej, kreującej sytuacyjną intymność, atmosferę podniosłej i poufnej zarazem rozmowy. Spostrzeżenia dotyczące patosu warto polecić dalszym przemyśleniom. Zwróćmy bowiem uwagę — dygresyjnie, zamykając ten fragment pracy — że rzadko się o nim pisze, najczęściej zresztą upraszczając jego istotę niejako poprzez redukcję, widoczną w jakże ograniczonej diagnozie typu: patos lub brak patosu. Jest to szczególnie widoczne w publicystycznej (choć nie tylko) refleksji wokół współczesnego kaznodziejstwa (i w nim samym); zapomina się bowiem o fakcie, że bywają różne odmiany patosu i że alternatywą dla jego nadmiaru nie musi być wyjałowienie, dotykające często ambony naszych czasów, która w obawie przed posądzeniem o patos, rzuca się w odmęty języka kolokwialnego, mowy uproszczonej, nijakiej. Tymczasem sztuka patosu istniała zawsze, układając się w rozmaite formy, jakościowo zróżnicowane; miała swoją rolę nie do zastąpienia, była i jest oczekiwana. Wymaga tylko pieczołowitej uprawy. Należy pamiętać o wielorakich odcieniach jej natężenia i określających ją stopniach artystycznej umiejętności. 202 Poszukiwanie mesjańskie (Kazania Abrahama Ozjasza Thona ) Oto prawdziwe znalezisko w masie zatopionych w przeszłości, starych, zakurzonych druków. W wielkich bibliotekach są ich całe stosy. Karty zapomnianych słów, do których przypadkiem trafia szperacz - filolog, zachłanny czytelnik, bądź po prostu amator rzeczy przez historię kultury zlekceważonych. I wówczas często okazuje się, że wiele mamy stronic do odzyskania, że można je przywrócić zbiorowej wrażliwości. Niekiedy poszerzyć kanon rzeczy stylistycznie niebywałych, zapisów w ojczystym języku wyjątkowych, tekstów rzadkiej urody. Czytając Kazania Ozjasza Thona, przypominam sobie słowa Zbigniewa Raszewskiego: Tylko od tzw. literatów wymaga się, żeby dobrze pisali. Innym wolno pisać Bóg wie jak. Jest to niewątpliwie właściwość nowszych czasów. W starożytności tak nie było. Od historyków i biografisty w tym samym stopniu wymagano dobrego pisania, co od poety. I słusznie. [...] Mylne utożsamianie dobrego pisania z literaturą piękną jednostronnie rozwija język naszych czasów wobec faktu, że wysokie wymagania stawia się tylko specjalistom od fikcji. Nic dziwnego, że nasz język jest obecnie lepiej przystosowany do fabrykowania fikcji, aniżeli do roztrząsania tego, co naprawdę było i jest588. Naturalnie Raszewski, mówiąc o „naszych czasach”, czyli II połowie XX wieku, ma rację, choć bywa, że sztuki dobrego pisania można jeszcze niekiedy odrobinę uświadczyć w ferworze prozy naukowej, publicystycznej, czy wspomnieniowej (tak poczytnej przecież). Natomiast jeszcze w I połowie XX wieku wysoki status literatury czynił z niej zjawisko o mocnych i wzorcowych walorach. Jej wpływ, atencja, z jaką traktowano każdy jej przejaw, a także potężne ówcześnie dzieło literackiej mitologii (zwłaszcza „wieszczej”) powodowały, że wielość odmian upodabniania się do niej - mówić można wręcz o jego stylach, stylach identyfikacji - była imponująca. To niekiedy prowadziło do nadużyć, owocowało nadmiarem kiczowatych „literackości”. Ale też, z drugiej strony, podtrzymywało ambicje 588 Z. Raszewski, Raptularz 1965 -1967, Kraków 1996, s. 91. 203 stylistyczne, umacniając prestiż literatury, co w konsekwencji wiodło do poszerzania jej dominium, wzbogacania obszarów sztuki słowa. A z wielu uczonych, polityków i oratorów czyniło a r t y s t ó w. Jednym z nich był Abraham Ozjasz Thon. O jego życiu (1870-1936) możemy się dowiedzieć z kilku, w sumie niewielu, publikacji589. Był między innymi filozofem, politykiem (1919-1935 czterokrotnie posłował w Sejmie RP) i rabinem, wspaniałym kaznodzieją w słynnej synagodze krakowskiej. Jak twierdzi jego biograf: prowadził i edukował swoją wspólnotę w duchu tolerancji i wolnego umysłu. [...] Kazania wygłaszane po polsku w Tempel, przygotowywane skrupulatnie i bardzo poważnie, dotyczyły szerokiego zakresu duchowych, historycznych i współczesnych tematów, z których prawie wszystkie bazowały na filozofii590. Miały też, dodajmy, swoje oblicze literackie. Zostały opublikowane w jednym tomie, obejmującym lata 1895-1906591. Oferują różnorodność doznań, są podatne na twórczą percepcję. Chcę powiedzieć, że można je czytać na wiele sposobów i będzie to wzbogacanie znaczeń, wydobywanie kolejnych pokładów sensu. Przede wszystkim warto podjąć lekturę odsłaniającą splot pewnych tradycji z określoną, bardzo osobniczą sztuką medytacji, połączenie duchowego przesłania z biegłością stylu. Warto zobaczyć jak intensywnieje kunszt perswazji, wspierany finezją literackiej wyobraźni. Wiele dostrzeżemy, wyłuskując rzeczy pojedyncze o wartości samej w sobie, gdy najpierw dobędziemy z Thonowych oracji urodę detalu, znaków i cech indywidualnych o niepowtarzalnej jakości. Odsłoni się nam wówczas właściwość nadrzędna: niebywała wprost rozrzutność w sposobach refleksji. Spójrzmy na taki oto fragment: Kiedy mędrcy świata są zbyt ograniczeni, zbyt zamknięci w ciasnym kręgu swojej rzeczywistości, wówczas ich miejsce zajmują marzyciele i wskazują im drogę, po której ludzkość kroczyć powinna i kroczyć będzie. Kiedy zaś i ten głos nie zostanie wysłuchany, wówczas słowa te zapowiedziane będą przez potężny poszum skrzydeł nacierających wydarzeń, w chwili, gdy najmniej będą się tego spodziewać (s. 119). W tych zdaniach objawia się krystaliczna mądrość rzeczy oczywistych, budowana z wielu elementów. Wyczuwamy więc długą tradycję stylistycznej przejrzystości 589 Zob. J. Frenkiel, Ozjasz Thon. Zarys biograficzny, Kraków 1930; H. Pfeffer, Ozjasz Thon 1870-1936, Kraków 1937; N. Thon-Rostowa, Ozjasz Thon. Wspomnienia córki, Lwów 1937; E. Melzer, Pomiędzy polityką a duchowością: Dr Ozjasz Thon - rabin z Krakowa (1870-1936), w: Duchowość żydowska w Polsce. Materiały z międzynarodowej konferencji dedykowanej pamięci profesora Chone Shmeruka, Kraków 26-28 kwietnia 1999, pod red. M. Galasa, Kraków 2000, s. 343-352. 590 E. Melzer, dz. cyt., s. 343, 346. 591 O. Thon, Pisma. Kazania (1895-1906), Kraków 1938. Lokalizacja stron po cytatach w tekście. 204 jasnego formułowania myśli, przede wszystkim antycznej i biblijnej. Ale można się także dosłuchać pogłosów romantycznego patosu, choć w doskonale wyciszonej, opanowanej formie. Dostrzegalna jest również tradycja rzec by można w y k w i n t n e g o d y d a k t y z m u, umiejętność kreacji przesłania, które wynika raczej z z a m y ś l e n i a, miast z moralizatorskiej inwencji, ulegając tym samym głębszemu uwiarygodnieniu i wyraźnej nobilitacji. Można mówić o drążącej refleksyjności szczególnego rodzaju, podszytej bowiem delikatną ingerencją poetyzmu. To właściwie jest medytacja poetycka: Bo czym jest cień? Nie samoistnym tworem, lecz tylko odbiciem innego tworu. I jeszcze jedno: Cień rodzi się tylko tam, gdzie istnieje pełnia światła. Gdybyśmy tylko sam cień widzieć mogli, musielibyśmy już z samego jego istnienia wnioskować, że istnieje poza nim jeszcze coś realnego, co cień ten rzuca, że istnieje światło, które cień ten uwydatnia (s. 299). Medytacja owa zdaje się niejako prześwietlona rodzajem wyobraźni, której identyfikacja odsyła do szczególnie owocnego spotkania myśli judaistycznej i polskiego romantyzmu. To się daje wyczuć, choć z trudem określić. Czytamy: Życie jest krótkie i niepewne, ale któż potrafi zmierzyć potęgę i długość błogiej chwili? Któż potrafi zbadać pełnię chwili, w której poznaje się prawdę, w której widzi sie piękno i spełnia się dobre uczynki. Długość życia bowiem mierzyć należy nie łokciem, ale potęgą uczucia. Życie jest krótkie, ale to jest rzecz drugorzędna. Bo życie pojedynczej jednostki kondensuje się w życiu przeszłych pokoleń (s. 266). A więc gorąca apoteoza życia, jego intensywności; ale zawsze w perspektywie przeszłości i koniecznie - wieczności. Apoteoza „czasu wiecznego”, który przezwycięża śmierć. Całość „zobaczona” z właściwym temu stylowi odczuciem przestrzeni o „szerokim oddechu”, maksymalnej rozległości: Wszystko, co się rodzi, kwitnie i rośnie wraz z tą duszą, która żywi szlachetne uczucia i która na skrzydłach myśli wznosi się ku górze, to wszystko razem dopiero stanowi jedną, wielką duszę wszechświata. Dusza i ciało, niebo i ziemia - gdzież są ich granice? […] Gdy umysł ludzki wnika w głąb tajemnic przyrody, gdy dusza artysty odtwarza część tej nieskończoności, gdy odczuwamy wielkość i wieczność, gdy serce nasze ogrzewa się miłością i dobrocią, gdy wiara w dobro i prawdę wynosi nas ponad zwykły poziom, gdy żyjemy nie tyko życiem własnym, życiem chwili, ale i życiem milionów, życiem wieków, gdy jesteśmy ludźmi w całej pełni - wtedy jesteśmy zarazem celem wszechświata. Wtedy objawia się w nas Stwórca, jak się objawia w nieskończonej przyrodzie. Wtedy czujemy w sobie duszę 205 świata całego, wtedy jej tchnienie i nas ożywia (s. 256-257). A inne cechy? Czyż nie odnajdziemy pogłosów romantycznych dylematów choćby w postrzeganiu charakterystycznej antynomiczności: Każdy zaś dzień życia ludzkiego jest wielką, w obrębie pełnego światła istniejącą rzeczywistością, jakkolwiek na pozór wydaje sie nic nie znaczącą marnością (s. 299). Z romantycznym rodzajem wrażliwości estetycznej zdaje się korespondować także - z rozmachem kreślony - podniosły obraz relacji między przyrodą a człowiekiem, wizerunek piękna wszechświata, którego szczególną rację bytu stanowi ludzkie spojrzenie. Ono ma moc świadectwa wyjątkowej pozycji człowieczego bytowania. Któż z nas - powiada kaznodzieja – w tym nieskończonym pięknie nie wyczuwa cudownej harmonii wszechświata? Czyje serce nie zadrżało jeszcze radośnie na widok wschodzącego czy zachodzącego słońca, na widok migocących gwiazd, które wszystkie zlewają się w jeden wspaniały, skończony, harmonijny obraz? Któż nie czuł, jak wzmaga sie jego siła życiowa, jak rośnie jego znaczenie, gdy pomyślał, że to wszystko zdaje się być stworzone jakby wyłącznie tylko dla niego, dla człowieka, który jest jedynym obserwatorem, mogącym się zachwycać tym cudownym widowiskiem? (s. 3-4). Wszystko to sumuje się z przemożną siłą literackiej ekspresji w niepowtarzalnej p o c h w a l e s t w o r z e n i a, apoteozującej jego wielopoziomowość, wielobarwną i złożoną zarazem treść. Naturalnie, Thon był ukształtowany przez neoromantyzm przełomu wieków, osobliwe nawiązanie do przeszłości literackiej, z pietyzmem podtrzymujące - w całym piśmiennictwie, nie tylko literaturze - pewne tendencje i motywy. Jedną z przewodnich figur myślowych stanowiły analogie między twórczością jako istotą życia a twórczością artystyczną. Charakterystyczne były też medytacyjne konfrontacje zjawisk natury pryncypialnej (życie, śmierć, miłość itp.). A maksymalizacji w zgłębianiu egzystencji towarzyszyła estetyzacja rzeczywistości, często sięgająca w tym przypadku do uświęconego przez tradycję porównania, z poezją w roli głównej. W tę stylistykę okresu Thon wpisuje się miejscami w autentyczny sposób i w dobrze wyważonych proporcjach, jeśli chodzi o ulubiony wówczas rodzaj patosu: Dusza w każdej chwili pełna jest poezji, o ile tylko czyste jest sumienie, o ile tylko nie jest splamione czarnymi chmurami, z których powstają pioruny, mające zniszczyć lub zachwiać obce egzystencje. Życie tak pojęte i tak przeżywane, nawet w obliczu śmierci nie traci swego uroku. Bo któż nam każe - mówi jeden z najgłębszych poetów naszej doby - któż nam każe mierzyć życie według 206 śmierci, skoro mamy prawo i możność mierzyć śmierć według życia? (s. 300). Estetyczne uwrażliwienie epoki nakazywało też sięgnąć po szacowny wiekiem topos „życia jako sztuki”, zwłaszcza, gdy w grę wchodziło zagrożenie tego, co wzniosłe, całego polotu ducha, zagrożenie urastające w ówczesnej świadomości do najtragiczniejszych. Czytamy tedy: Życie powinno być sztuką. A s z t u k a życia na tym polega, by nie dać się zagłuszyć przez gwar powszedniości, nie pozwolić na to, by narzucone zostały duszy pęta i kajdany. Ona musi być zawsze zdolna i gotowa do wzlotu, zawsze swobodna, zawsze jasna i ofiarna. Takie życie dopiero mogłoby stać się celem dla siebie i celem dla wszechświata (s. 257). Smakując te słowa, odczuwamy aurę literatury, pogłos zdominowanej przez nią dziwiętnastowiecznej wyobraźni. Należy jednak podkreślić, że postawa kaznodziei nie podpowiada - a tak by się mogło wydawać - łatwego zachwytu. Przeciwnie, obcujemy ze świadomością dramatyczną, wypełnioną wskazywaniem trudu doświadczeń i przypominaniem kruchości własnego poznania. Przede wszystkim jednak mamy do czynienia z n a s ł u c h i w a n i e m wielkiej tajemnicy życia, gwarantującej między innymi ustawiczne nienasycenie egzystencjalną peregrynacją. A w tej relacji człowieka ze światem najistotniejsze staje się pasmo epifanijnej wrażliwości, trwałość oblegających zewsząd olśnień, nieodgadnionych głębi, ale i wzruszających drobiazgów, zwyczajnej powszedniości: Objawienie nie jest zatem wydarzeniem, które raz tylko w dziejach świata nastąpiło - jest czymś trwałym raczej i stałym, jak jasność słońca i gwiazd niebieskich, jest potęgą duszy, jak niezmierzone siły, które w duszy żyją i działają. [...] Wszystko, co nas otacza, pełne jest nieprzeniknionych tajemnic, pełne niezbadanych zagadnień. Zagadką jest życie, tajemnicą jest śmierć. Zagadką jest rozkwit, tajemnicą jest zamieranie. Zagadką jest jasność dnia, tajemnicą ciemność nocy. Zagadką jest nie tylko to, co wielkością swoją przytłacza, ale i to, co jest nikłe i małe: potężne, rozhukane morze i cichy górski strumyk, gąszcz lasu i niepozorna trawka, niebotyczne skały i drobny, lekki pyłek, przez wiatr unoszony. Zagadką jest nieskończoność i chwila, bezgraniczna potęga i zanikająca siła. Wszystko jest tajemnicą - całość i szczegół, zwyczajne i niezwykłe, wyniosłe i drobne (s. 331). Kaznodziejska lekcja Thona za wartość nadrzędną uznaje dążenie człowieka do ogarnięcia wszelkimi sposobami - myślą, okiem i uczuciem - obecności Boga we wszystkim. Preferując tę właściwość człowieczej aktywności, stara się przekonać, że tylko ustawiczna gotowość o d c z y t y w a n i a rzeczywistości, lektury świata 207 duchowego i materialnego, może poprowadzić ku Bogu. Z jednej strony tedy wielobarwny świat, z drugiej – „duch myślący”, z jednej uroda i maestria stworzenia, z drugiej - potęga świadomości, potrzeba znalezienia Najwyższego Sensu. Najistotniejsze zatem staje się jakby „nasłuchiwanie” świętości istnienia. Tym razem kaznodzieja sięgnie po stylistykę natchnionego wizjonera: Trwa wciąż w naturze nieustanny proces stawania się i zanikania, rodzenia się i zamierania. A duch myślący patrzy i szuka, myśli i docieka: Czymże jest on sam, jaki cel jego, jakie dążenie? Zdaje mu się, że różnorodne niebezpieczeństwa grożą mu i czyhają na niego, że jeszcze krok, jeszcze chwila, a on się zatraci, a on się rozdrobni. Lecz nagle odkrywa znowu w sobie wewnętrzną jakąś siłę, która we wszystkim żyje, szuka dalej, docieka głębiej i odkrywa - Boga, Boga, który wszędzie się przejawia, we wszystkim działa i objawia się każdemu oku, które patrzeć potrafi, każdemu sercu, które walczy i myśli (s. 182-183). Zaiste olśniewająca jest w tej sztuce słowa kondensacja duchowości żydowskiej przełożonej na ogromne bogactwo form wypowiedzi. A wszystkie one współtworzą pewien rodzaj hymnu na cześć teleologii wszechrzeczy, wielkości w prostocie i niejako oczywistości s a c r u m w czasie i przestrzeni każdego formatu. Doskonały tego kontekst znajdziemy w zgłębiającej judaizm refleksji filozoficznej Heschela: […] celem jest nobilitacja tego, co zwyczajne, obdarowanie rzeczy ze świata hieratycznym pięknem; harmonia tego, co względne, z tym, co absolutne, połączenie detalu z całością, przystosowanie naszego własnego bytu z jego różnorodnością, konfliktami i sprzecznościami, do wszechtranscendującej jedności, do tego, co święte.592 Stąd wielce uzasadniony staje się - w kreowanym przez Thona obrazie pobożności - motyw poszukiwania wieczności w sobie (bardzo to jest Norwidowskie). Gdzież znaleźć można – medytuje w jednym z kazań - pojęcie nieskończoności? W sobie samym. To głosi nam wieść o Bogu. My sami przeżywamy Go w swoim sercu, jak przeżywamy prawdę, miłość, dobroć, sprawiedliwość, uczciwość i godność. Wszystko wywodzi się z wieczności i w wieczności ma swe ujście, ale wszystko to w naszej duszy już się mieści, bo w nas mieści się wieczność (s. 266). W tym miejscu najpełniej chyba wystąpiła wręcz delektacja w odkrywaniu wszelkich objawów universum, pogłębianiu jego świadomości w sobie. Mamy być przekonani, że ustawiczne rozpoznawanie go nadaje szczególną wartość życiowej aktywności. Polifoniczność dróg stanowi przedmiot kaznodziejskiej fascynacji, którą można by określić - pulsującym 592 A. J. Heschel, Człowiek nie jest sam. Filozofia religii, przeł. K. Wojtkowska - Lipska, Kraków 2001, s. 228. 208 zamyśleniem. Jej natężenie tkwi w jednoczesnej pochwale podniosłych wzlotów i zwykłej krzątaniny; fantazji, marzeń, radosnej kontemplacji i zgrzebnych czynów. Myślą czasami ludzie - powiada mówca - a głoszą taką naukę różne systemy filozoficzne, że człowiek zaczyna się dopiero od tytana, od herosa, że życie ludzkie liczyć się dopiero poczyna od rzadkich bohaterstw i heroizmu. Tak jednak nie jest. Najzwyklejszy, najprzeciętniejszy śmiertelnik jest człowiekiem w całej pełni. Najzwyklejsza powszedniość jest w całej pełni życiem (s. 299). Dygresyjnie nadmieńmy, że niesamowita pozostaje dykcja tego fragmentu, jakaś tajemnicza doskonałość wypowiedzi, niezwykle precyzyjna, choć lekka zarazem melodia stylu. Skierowane do społeczności żydowskiej nauki Thona preferowały koegzystencję tego, co uniwersalne z tym, co domowe, apoteozując też przejawy posłannictwa, zarówno w skali narodu, jak ludzkości. Mesjańskie pierwiastki ciągle zawęźlają się w nich z egzegezą zwykłych czynności życia. Wysoka tonacja splata się z prozą zatroskania. Nie przypadkiem pośród oracji Thona znajdziemy ślad admiracji dla największego z polskich romantyków. Niezwykłą pamiątką wypada nazwać mowę zatytułowaną W 100-lecie urodzin Adama Mickiewicza. Cenny dokument kultu poety, ale i postawy duchowej kaznodziei, przejętego romantyczną równowagą w odniesieniu do doli narodu i pojedynczego istnienia. Tymi oto słowy włączył się on w korowód „sług wielkości”, uznających pamięć po Mickiewiczu za wartość samą w sobie, podtrzymujących jej ognisko: Jak ongiś wielkich proroków, tak zsyła Bóg teraz wieszczów natchnionych w okresie nieszczęść i ciężkiej doli narodów. A prorocy i wieszcze mają jedno i to samo święte, od Boga im postawione, zadanie: wskrzesać wiarę w sercu człowieka i nawoływać go do wszystkiego, co szlachetne i dobre.[...] On nie znał różnicy między wielkim a małym, bogatym a ubogim. On wszystkich kochał. O wiele silniej niż nad tym, co jego samego dotknęło, ubolewał on nad cierpieniami i niedolą ludzkości i swojego społeczeństwa (s. 80-81). Nigdy u Thona konkretność pouczania nie pozbawia wypowiedzi oratorskiego zapału. A ten w określonym zakresie zawsze spokrewnia się z poezją, choćby poprzez pewnego rodzaju dostojeństwo mowy, odświętność języka. Tylko poeta - z ducha i talentu - czy też, mówiąc inaczej, kaznodzieja obyty (a więc ten, co rzecz głęboko przeżył i przyswoił) z romantyzmem, rozeznający w nim wielki kontekst biblijnej wyobraźni, mógł zdobyć się na taki przykładowo rodzaj obrazowania: Tak więc życie 209 przedstawia się nam jako sen, jeśli przyglądniemy się mu od zewnątrz. Ale czy nie istnieje także i wewnętrzna, słoneczna strona? Czy marzenie nie jest też pełnym i bogatym życiem? W okresie, którego charakterystyczną cechą jest fanatyzm realizmu, jak okres ten, który przeżywamy, trzeba to z podwójną siłą powiedzieć i podkreślić, że marzenie i fantazja to - życie, życie w wyższym sensie (s. 231). Ta nauka, określający ją rodzaj entuzjazmu, wyraźnie wpisuje się w ciąg poromantycznej myśli europejskiej, tego jej aspektu, który dotyczył szczególnej troski o uwznioślenie życia, uwznioślenie rozumiane często jako „wydzieranie” ducha materii. Pojmowane też jako ustawiczny wysiłek, trud, praca (znów przypomina się Norwid). W tym punkcie spotkanie dziedzictwa literatury romantycznej z duchowym dziedzictwem judaizmu zdaje się być szczególnie bliskie. Chodzi o to, co znawca duchowości żydowskiej ujmuje następująco: Doskonaląc iskrę swojej duszy, każdy człowiek wspomaga przyjście odkupienia mesjańskiego. Życie jest zatem duchową przygodą, poszukiwaniem mesjańskim, w którym każdy z nas i każdy nasz czyn, każdy moment naszego życia może przyspieszyć lub opóźnić mesjańskie odkupienie593. Thon mieszkał w Krakowie przy ulicy Bogusławskiego, którą, jak wiadomo, upodobały sobie Muzy. W tym kontekście tedy inaczej patrzymy na upamiętniającą kaznodzieję tablicę, mając za plecami inny dom, który przejdzie kiedyś do historii poezji polskiej. Ten doniosły a nieznany fragment piśmiennictwa przynależy nie tylko do dziejów kaznodziejstwa. Spokrewnia się także z nurtem - od zawsze dobrze się mającym w naszej literaturze - wspomnianej już epifanijnej wrażliwości. Dlatego, chcąc na koniec uchwycić dzieło Thona w miarę esencjonalnie, posłużmy się – w charakterze motta podsumowującego - okruchem wiersza Adriany Szymańskiej: […] podczas gdy naprawdę chodzi o życie, a więc o - wieczność, a więc o tę jedną chwilę zachwycenia, co unosi nas ponad siebie - jakby Anioł przemknął i błękitną nitką obwiązał nasze serca, i powiedział: Oto - jesteście…594. 593 594 B. L. Sherwin, Duchowe dziedzictwo Żydów polskich, Warszawa 1995, s. 147. A. Szymańska, Przewrotność, w: Requiem z ptakami, Wrocław 1996, s. 34. 210 W majestacie literatury (O Antonim Szlagowskim) Zacznijmy od kilku ustaleń ogólnych i faktograficznych. Szlagowski (1864-1956) bez wątpienia był najbardziej - biorę pod uwagę wiek XIX i XX – „owładniętym” przez literaturę kaznodzieją polskim. Nie tylko dlatego, że poświęcał swoje oracje wielkim pisarzom. Odwoływał się do niej także poprzez cytaty i gęstą sieć aluzji. Fascynacja nią to również zabiegi upodobniające niektóre fragmenty do prozy poetyckiej w guście epoki ceniącej synkretyzm rozmaitych rodzajów i gatunków. Ale obecność literatury w kazaniach Szlagowskiego to przede wszystkim ten swoisty klimat, który bierze się z zachłannej wręcz zapobiegliwości, aby dać świadectwo sięgając niekiedy po mityczną miarę - randze zeszłowiecznej polskości. Jej bohaterami stają się wielkie postacie historii i artyści, także naród i sztuka. Lata słownej posługi ks. Szlagowskiego – a więc przełom wieków, okres przed I wojną światową i międzywojnie – to czas szczególnej roli literatury w życiu społecznym, a zwłaszcza olbrzymiego zauroczenia romantyzmem. Przejawiało się to nie tylko w kulcie trzech wieszczów, edytorstwie ich dzieł, badaniach literaturoznawczych i szkolnej edukacji. Recepcja okresu - i to jest niezwykle istotne kształtowała się i determinowała kulturę języka odświętnego i codziennego, zwłaszcza frazeologię patriotyczną. Było to widoczne głównie we wszelkiego rodzaju poczynaniach oratorskich, publicystyce okolicznościowej, towarzyszącej licznym wtedy wydarzeniom o historycznym wydźwięku, a także rocznicowej obyczajowości. To romantyczna tradycja ożywiała też zainteresowanie kunsztem i rolą wymowy jako jednym z przejawów wszelkiej żywotności słowa, jego niezniszczalnej mocy. Stąd stałe przypominanie oratorstwa staropolskiego595. Przywołując jego nobliwą przeszłość, wskazywano m.in. na literacką stronę kazań, gustowny zdawał się być 595 Piękną refleksją – przypomnijmy – objął to Szlagowski w rozważaniach teoretycznych: Wymowa opiera się wszystko niszczącemu czasowi, choć rzecznik sam do grobu zstąpi, choć wieki całe upłyną nad jego mogiłą czar jego słowa, zaklęty w przechowanych po nim zabytkach, jako wcielenie piękna i mocy, jako rozkoszna uczta duchowa przechodzi od pokolenia na pokolenie (O potędze wymowy, dz. cyt., s. 4) 211 „poetycki” talent głosicieli słowa Bożego. To właśnie Szlagowski we wstępie do wydanych przez siebie Mów pogrzebowych i przygodnych Fabiana Birkowskiego konstatował: Czuć w Fabianie poetą o wykwintnym smaku, o wielkiej wrażliwości i poczuciu - był to bowiem poeta znakomity. Wyraźnie też odczytywał go w duchu romantycznym: Raz gromi, drugi raz rozczula, raz padają słowa groźne jak huk armat w boju, to znów rzewne jak westchnienie sieroty596. Właśnie taki stosunek do języka może tu być najbardziej rozpoznawalnym znakiem określonej tradycji. Już we wczesnym okresie, w jednym z pierwszych kazań żałobnych, Szlagowski poczynił bardzo charakterystyczne wynurzenia na temat mowy polskiej: Odezwie ci się ona raz pobudką wojenną, lub piorunów hukiem, to znowu pieszczotą matczyną i kwileniem dziecięcym. Powtórzy ci zarówno naiwne zachwyty chłopka nad słońcem, czy skowronkiem; jak i wyrazi niejasne przeczucia wieszcza, apostoła porwanego ku trzeciemu niebu, i natchnioną wygłosi modlitwę kapłana. Odnajdziesz w niej oddźwięk wolności i chwały, jęki niewoli i hańby, tęsknotę wygnańca, westchnienie tułacza, płacz sieroty, szept pacierza. Chodzi nie tylko o to, że fragment ten zbiera wiązkę obiegowych wyobrażeń o przedmiocie, mocno „upoetyczniając” jego przymioty. W nadmiarze eksponowało je w tej formie piśmiennictwo XIX wieku, a były to w wielu detalach echa poezji Słowackiego, romantyzmu krajowego czy też Marii Konopnickiej. Bardziej jednak istotną cechą zdaje się być dobitnie wyartykułowany w tym miejscu ubiegłowieczny mit o uniwersalizmie mediacyjnym mowy ojczystej, także wiara w jej estetyczną wszechmożność. Mamy tu do dyspozycji jeden z symptomów „uromantycznienia” sztuki słowa w ogóle597. (nie tylko kaznodziejstwa): dostrzeganie w niej przede wszystkim epickiego posłannictwa. Zrozumiały kontekst posiada więc w oratorskiej twórczości Szlagowskiego postawa podmiotu mówiącego, po wielekroć w sposób bardzo różnorodny eksponująca swoje nastawienie na opowiadanie, ale bardziej - trzeba to uściślić - w znaczeniu: bajanie lub opiewanie, snucie opowieści. W nawiązaniu do jednego z romantycznych toposów, ujmujących rolę poety jako „śpiewaka narodu”. Najmocniej zostało to wyrażone w kazaniu rocznicowym (na dziesięciolecie odzyskania niepodległości), które posiłkując się zdaniem biblijnym (Hbr 2,12), formułuje zamierzenie oratora i zaraz je „unaocznia”: Opowiem imię twoje braci 596 A. Szlagowski, Wstęp do: F. Birkowski, Mowy pogrzebowe i przygodne, Warszawa 1901, s. 39. Zjawisko wielokrotnie zauważane w literaturze przedmiotu; m.in. ostatnio na zależność historii literatury od romantyzmu wskazuje M. Piwińska w artykule Czy Mickiewicz zamordował Kochanowskiego (w: Nasze pojedynki o romantyzm, praca pod red. D. Sawickiej i M. Bieńczyka, Warszawa 1955, s. 202). 597 212 mojej, w pośrodku Kościoła dziś chwalić cię będę. Patrzcie, bracia moi, co to za wojsko z czarnych czeluści kopalń z oskardą i mieczem na świat Boży wychodzące? to ten Żołnierz Nieznany w powstaniu Śląskim Śląsk dla Polski wywalczył, a imię jego: Naród. Co to za pacholęta z orężem w mdlejących rękach przeciw wrogowi kroczące? to Żołnierz Nieznany w obronie Małopolski Lwów dla Polski uratował, a imię jego: Naród. Co to za oddział z pruską bronią, z pruską komendą, w pruskim ordynku? to On Nieznany w Wielkopolskich z Niemcem zapasach Poznań do Polski przyłączył, a imię jego: Naród598. Autokreacja roli jest tu bardzo wyraźna. Przez analogię z literaturą można by ją określić jako głos barda lub rapsoda. Całość oracji nosi formalne znamiona mitycznej opowieści, sprawia wrażenie wielkiej klechdy z dziejów narodu. Bardziej charakterystyczne pod tym względem jest - zdumiewające na tle oratorstwa kościelnego i piękne w swej oryginalności - kazanie wygłoszone w 1926 roku podczas odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina. Tu mówca jeszcze sugestywniej pragnie unaocznić nam mityczną atrakcyjność swego patrymonium. Nawiasem mówiąc, ekspresywne i „malowniczo” kreatywne wyobrażenie przeszłości narodowej – z poręczenia kultury modernistycznej – dosyć długo obowiązywało, było kwestią gustu imaginacyjnego, znakiem duchowej sublimacji w zalewie zgrzebnej współczesności. Każdy poeta, każdy człowiek, każdy naród ma swoje Pola Elizejskie, swoje Wyspy Szczęśliwe, swój Wiek Złoty, ojczyznę swoich nadziei i chimer, które ozdabia wszelką cnotą i wdziękiem, jakich teraźniejszość jest pozbawiona599 — głosił jeden z modernistycznych autorów dociekających tajemnic sztuki wyobraźni Cały tekst o Chopinie jest jakby rozpisany na głosy. Kaznodzieja opowiada dzieje, posiłkując się wtrąceniami pochodzącymi od „bohaterów” opowieści600 artysty i narodu. Warto zwrócić uwagę na płynność, jednolitość rytmu wielogłosowej przecież wypowiedzi, nadającego jej cechy obrzędowej ceremonialności. Kazanie jest wizjonerskim ciągiem fantasmagorycznych obrazów, wszelkiego rodzaju paralelizmów, powtórzeń brzmieniowo-intonacyjnych układów. Stanowi wymowną egzemplifikację żywotności tego przedziwnego spotkania retoryki i poezji 598 A. Szlagowski, A imię jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski, wypowiedziana w katedrze św. Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 r., dz. cyt., s. 1. 599 N. Michaux, O wyobraźni. Studium psychologiczne, przeł. A. Lange, Warszawa 1896, s. 120. 600 Na tę cechę oracji romantycznych, wzmacniającą ich dramatyczność poprzez przytoczenia głosu umarłych, zwraca uwagę K. Poklewska we Wstąpie do: K. Ujejski, Wybór poezji i prozy, Wrocław 1992, s. CIII. 213 w romantycznej prozie poetyckiej601: Naród czeka pieśni. Ja konam, graj pieśń. Ja umieram, giniemy, graj pieśń. A wróg warczy szyderczo: idźcie skonać, on nie ma harfy. [...] Tyle dzwonów, gdzie te dzwony? czy w mej duszy huczą? W epickiej balladzie pożarowe dzwony huczą. W ogniu Polska cała. W pożodze bitew, w żagwi pocisków pełzają płomienie poprzez zagony nasze i niwy, poprzez wioski nasze i miasta, pali się Kalisz, pali się Praga [...]. Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica ani dla mojej lutni, ani dla imienia. Jego lutni i jego imienia dziedzicem naród cały [podkr. moje - A.B.]602. Zdanie podkreślone zostało wzięte z Marsza pogrzebowego K. Ujejskiego. Takie wplatanie cytatu bez cudzysłowu (istnieją też inne przekłady takich zabiegów), czyż nie jest sygnałem włączenia się w coś, co można by nazwać rytuałem żałobnym wyznaczonym przez tradycję literacką? Mówca w podobny sposób zaanektował fragment Uspokojenia Słowackiego, chcąc w niezwykłym obrazie oddać nastrój warszawskich godzin drugiego pogrzebu poety (w 1927 r.), już w wolnej ojczyźnie: I tej nocy, pełnej dziejowych tajemnic, Wieszcz wstał rośnie duch jego niebosiężny, rośnie ponad trójcę świecących wież Świętego Jana. O kościół katedralny skrzydłami zawadził, porwał królewski zamek, otworzył jak trumnę. A potem na Zygmunta uderzył kolumnę i z marmuru wyciągnął jakieś echo skalne, a kościół płaczącym się głosem na miasto rozdzwonił. I dwa śpiewy już bez odpoczynku miastu ogłaszają lud idący z rynku... I tak mu zeszła noc, pierwsza noc na ziemi polskiej, jedyna noc w stolicy polskiej603. W oracjach Szlagowskiego literatura staje się częścią obrzędu, gdyż sama jest obrzędem. Dlatego najważniejsze jest to, co w niej uroczyste, dostojne, niezwykłe. Domaga się w tym miejscu przypomnienia, tak istotna dla romantyzmu kategoria wzniosłości, która twórcom ówczesnym objawiała się przede wszystkim w sferze religii czy poprzez religię604. Zrozumiała więc okazuje się użyteczność form modlitewno-litanijnych związanych z literaturą lub dających się w rozmaity sposób z nią połączyć. Mogło to być przypomnienie Litanii pielgrzymskiej Mickiewicza, fragmentów organicznie spojonych z od kaznodziejskim uzupełnieniem dalszym ciągiem: modlił się za wojnę powszechną za wolność Ludów, a oni tej wojny się doczekali, w tej wojnie brali udział; modlił się o broń i orły narodowe, im ta broń 601 Zob. H. Krupińska-Łyp, Z zagadnień rytmizacji prozy poetyckiej polskiego romantyzmu, Rzeszów 1984. A. Szlagowski, Mowa pogrzebowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina, powiedziana w kościele św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 280-281. 603 A. Szlagowski, Mowa nad prochami Słowackiego powiedziana w katedrze Św. Jana dnia 27 czerwca 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, dz. cyt., s. 92. 604 B. Pociej, Idea, dźwięk, forma. Szkice o muzyce, Kraków 1972, s. 127. 602 214 służyła, ich te orły prowadziły605 - i tak dalej. Ale można było też, jak się okazuje, nawiązać do form suplikacyjnych (w adekwatnym układzie graficznym), chcąc we właściwy sposób zakreślić rozległy i obrzędowy zarazem charakter literatury z pisarzem w roli przewodników ceremoniału, opiekuńczych duchów narodu: Do tych braci naszych w rozproszeniu niech idą wieszczowie natchnieni, gdyby wysłańcy Boży, prorocy ducha narodowego, niech idą ich księgi [...] Niech idzie do nich Mickiewicz, niech im tradycję Polski w Panu Tadeuszu, a męczeństwo Polski w Dziadach pokaże, niech im z Ksiąg Pielgrzymstwa rozdział po rozdziale czyta. Słowacki niech im zaniesie smutki Anhellego i Kordiana zapasy i Księdza Marka widzenia. Krasiński niech im wyśpiewa swe Psalmy [...]606. W ogóle o literaturze i sztuce Szlagowski mówi stylem należnym sferze sakralnej (stąd częste wyrazy apostroficznego hołdu). Niekiedy traktuje je jak coś, co można by określić – taka analogia się nasuwa – „ikoną” Polaków 607 . Tworzenie dzieł to jakby narodowe ikonopisanie. Wszystka przeszłość nasza w nim śpiewa, wszystka niewola nasza w nim płacze, serce narodu bijące608 - to o Chopinie, jego muzyce. O twórczości Reymonta wyrazi się podobnie: Jest ona nieśmiertelna w narodzie, bo dusza narodu w niej się przejawia609. Jednak najlepszy, najbardziej wyrazisty efekt romantycznego wyrażania wzniosłości widać w kilku szczegółowych momentach prezentacji życia bohatera; prezentacji, która na długie lata utrwaliła w kulturze polskiej pewną konwencję obcowania z narodowymi wielkościami. Chodzi o fragmenty sprzyjające heroizacji postaci, mające zadziwić swoją patetycznością, tą jej odmianą, która służy „widowiskowej” estetyzacji biegu dziejów czy kształtu tradycji; ich uczestnicy tedy muszą być na miarę obowiązującej w takich przypadkach etykiety. Literatura podsuwa swój zasób ujęć i według jej reguł mówca 605 A. Szlagowski, Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za poległych studentów-żołnierzy... powiedziana w katedrze Św. Jana dn. 6 listopada 1920 r., w: Mowy akademickie 1915-1921, Poznań-Warszawa 1921, s. 145. 606 A. Szlagowski, Mowa podczas Tygodnia kresów zachodnich, powiedziana w kościele Św. Krzyża dnia 3 grudnia 1924, w tegoż: Mowy narodowe, dz. cyt., s. 236. 607 W znaczeniu idealny (i święty) wizerunek ducha i cierpienia narodu; albo, jak to ujmuje o. G. Krug (Myśli o ikonie, Białystok 1991): zwieńczenie wszelkich czystych wysiłków artystycznych, dążeń do utrwalenia i zachowania dla życia wszystkiego co wartościowe. 608 A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina..., dz. cyt..., s. 279. 609 A. Szlagowski, Mowa podczas złożenia w murach kościoła Św. Krzyża serca śp. Władysława Reymonta oraz odsłonięcia w tymże kościele tablicy pamiątkowej dnia 4 grudnia 1929 r., w: tenże, Mowy akademickie, dz. cyt.., s. 172. 215 z upodobaniem sięga między innymi po motyw twórczej kreacji, iluminacyjnego olśnienia: Lamentacje owe [...] rozgrywające się jako nieziemskie misteria w jego duszy, zaklął on w obrazach siłą swej twórczości, głębią swej miłości [...]; w cienie i kształty kredkowe kładł własną duszę i rozcierał je jak rozciera się kredka i wyczerpywał je, jak wyczerpywał się jego ołówek610. I w innym miejscu: w taką polską noc błyskawica ducha rozwarła przed nim niebiosa, wszechświat przemówił, jemu jednemu wypowiedział słowa ukryte dotąd przed ludźmi611. Wyraźnie został też przypomniany archetypiczny obraz tego rodzaju wizerunków artysty, niezależnie - jak u Szlagowskiego - czy jest to pisarz, muzyk, astronom, wojownik: I po dziś dzień artysta z Bożej łaski na wzór Boży wypowiada swe potężne: stań się...612 Właśnie w tym praobrazie mocy twórczej wyobraźnia romantyków znajdowała podporę, a jednocześnie uzasadnienie dla głębokiej wiary w wizjonerstwo jako najważniejszy sprawdzian artystycznego kunsztu. Szlagowski, powołując się na Słowackiego, wydobył metafizyczny sens, transcendentne wtajemniczenie zjawiska. Wizja – mówił - to władza tajemnicza ducha naszego, która wzrokowi naszemu ciska jakieś dziwne błyskawice niewidzialnej piękności613. Od strony estetycznej prezentacja twórczej imaginacji – i to gust romantyczny narzucił wielu dziesiątkom lat – miała przede wszystkim odpowiednią dozą ekspresji uwypuklić nadludzki trud i porwanie przez żywioł614. I tak jak tytaniczny jest akt poznania, równie podniosły, monumentalny, bywa obraz ostatniej drogi. Cała tradycja wierszy funebralnych wzięła kaznodzieję w swoje posiadanie, starał się być jej wiernym, na miarę admiratora wieszczów, kontynuatorem: A kiedyś wstał, szedłeś w chwale i majestacie. Miasta i ludy, którędy wiedziono trumnę twoją, wychodziły na spotkanie ze słowem hołdu dla ciebie i słowem pokoju dla Polski. Szedłeś jak żywy, jak żywy przemawiałeś za Polską, a głos twój rozbrzmiewał donośnie po świecie całym615. 610 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze metropolitalnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 42-43. 611 A. Szlagowski, Mowa podczas obchodów cztery setnej pięćdziesiątej rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika, powiedziana w kościele Św. Józefa Oblubieńca dnia 18 lutego 1923 roku., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s.175. 612 A. Szlagowski, Mowa przy poświęceniu Szkoły Sztuk Pięknych imienia Wojciecha Gersona, wypowiedziana dnia 23 października 1921 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 148. 613 Tamże, s, 149. 614 A. Osęka, Mitologie artysty, Warszawa 1975, s. 52. 615 A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze metropolitalnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 227. 216 Szlagowski - podkreślmy to, podsumowując jego dzieło — był jednym z najważniejszych (a było ich wielu) legendotwórców literatury w pierwszej połowie XX wieku. Tym samym już (choć także wielką dbałością o styl) zasługuje na godne miejsce w historii literatury. Łączył elementy legendy biograficznej z legendą twórczości616. Pisarzy stylizował na bohaterów ich dzieł. Prus umierając opuszczał placówkę. Autor Chłopów odchodził w majestacie gospodarskiej godności. Słowacki – jak to cytowaliśmy – stawał się „bohaterem” swego Uspokojenia (w tym samym tekście, pod koniec, także wiersza Na sprowadzenie prochów Napoleona). W legendotwórczy klimat literackich porównań wchodziły również postaci spoza literatury: Moniuszko jako wajdelota, chłop polski – w zdobywaniu autonomiczności narodowej – jako latarnik; w innym miejscu z kolei młodzież walcząca została obdarzona imieniem patronalnym z Nie-Boskiej komedii (Orcio), a powiedzenie Kościuszki zestawione ze słowami Hamleta. To tylko kilka przykładów, ale jakaż reprezentatywność konfiguracji. Do literatury odwoływało się wielu mówców kościelnych, zarówno w wieku XIX, jak i w czasach Szlagowskiego. On jednak był pośród nich kimś wyjątkowym. Traktował literaturę jak mitologię narodu. Dzięki temu jego kaznodziejstwo okolicznościowe było tak bardzo znaczące kulturowo w swoim czasie i - co ważniejsze - tak bliskie sztukom pięknym (na czym, jak się zdaje, mówcy szczególnie zależało). Słuchano go – a teksty pisane, co warto podkreślić, są ponoć identyczne z wówczas wygłaszanymi617 - z wielkim uznaniem właśnie dla literackiego smaku i wrażliwości właściwej absolutnemu słuchowi językowemu i literackiemu618. Był ostatnim twórcą – o tak rozległej skali kaznodziejskiego głosu – wśród mówców nawiązujących do romantycznych korzeni. Po nim była długa posucha. Dopiero Jan Paweł II te nawiązania odnowił (choć oczywiście w innej konwencji i odmiennym natężeniu). 616 To rozróżnienie wprowadza m.in. S. Zabierowski w książce Krzysztof K. Baczyński. Biografia i legenda, Wrocław 1990. 617 Zob. W. Wojdecki, Metoda kaznodziejska arcybiskupa Antoniego Szlagowskiego, w: Z teorii i praktyki głoszenia Słowa Bożego, pod red. W. Wojdeckiego, Warszawa 1976, s. 330. 618 Zob. J. Pajewski, Pozawczoraj. Wspomnienia, Poznań 1992, s. 166-167. 217 Wielki koryfeusz żałobnych pożegnań na pewno entuzjastycznie zgodziłby się ze słowami Lechonia: ceremoniał to poezja [...] aby był on wielką poezją musi stać za nim historia misterium całego narodu619. , 619 J. Lechoń, Dzienniki, t. 2, Warszawa 1992, s. 377. 218 Summa patriotyczna (Józef Teodorowicz 1864-1938) Na kaznodziejstwo Teodorowicza warto spojrzeć jako na kolejną odsłonę wielkiego monologu narodowego. U progu Niepodległości właśnie artyści i mówcy byli tego szczególnymi spadkobiercami, próbując się wykazać nie tylko znajomością rzeczy, ale i poczuciem obowiązku. Na kontynuatorów stylizowano się w rozmaity sposób, ale zawsze z potrzeby s a m o p o z n a n i a, które uznawano za wartość nadrzędną. I jej poszukiwano, pamiętając o wieku XIX, którego poczynania w tym względzie zdawały się domagać specjalnego ujęcia. Monologizowano więc tak, aby zachować ciągłość w mniej lub bardziej twórczy bądź odtwórczy sposób. W jednym z najwcześniejszych swoich kazań Teodorowicz o p o w i a d a moment dziejowy, pozostając – co staje się wyczuwalne – w pobliżu tradycji bezpośrednio jeszcze okalającej, o sile żywotnej inspiracji. Świadczy o tym między innymi coś, co można by nazwać iluzją oralności. Chodzi o opis „sprawozdawczy”, którego siłę stanowi czas teraźniejszy: Lecz naraz rozwiewają się podwoje kościoła, tysiące świateł po świecznikach rozżarzonych, ciche pustkowie roi się tłumami; marzycielu! I ty rozjaśnij myśli, naród twój odradza się niespodzianie, a jako światło u ołtarzy rozpalone spłoszyło ciemności, tak Polska wielkim aktem, który się zaraz pocznie w tej świątyni, widma śmierci rozproszy! Pośród tłumów dostrzegasz w świetnym orszaku króla, a za nim wstęgą się wysnuwają długą a piękną dostojnicy kościoła, senatorzy, posłowie, wojsko – Polska cała. Król przystanął; wśród uroczystej ciszy, rozwiera zwój papierowy, odczytuje punkta nowej konstytucji i zaprzysięga wraz z narodem przed Bogiem620. Nadrzędna zatem okazuje się sugestywność wywoływania przeszłości621. Romantyczny topos obcowania żywych z umarłymi622, teraźniejszości z 620 J. Teodorowicz, Mowa religijna wypowiedziana w stuletnią rocznicę Konstytucji 3 maja w kościele parafialnym w Brzeżanach przez …, Brzeżany 1891, s. 11-12. 621 Patronowało temu również tak prężne na przełomie wieków uznanie (płynące także z katedry uniwersyteckiej) dla intuicji historycznej, a co za tym idzie i mitologizacji przeszłości (Wyczuwanie przeszłości może więc się odnosić do żywego przeświadczenia, że życie bieżące jest dalszym ciągiem nici, wysnuwanej z kłębka spowitego w pomrokę dziejów. Ale wyczuwanie to daje coś więcej, silne jego natężenie, występujące w pewnych organizacjach duchowych, prowadzi - nawet przy braku wiedzy historycznej – do odtwarzania rysów przeszłości, czasem wbrew rezultatom wiedzy historycznej, a jednak zgodnej z prawdą. – S. Zakrzewski, Zagadnienia historyczne, Lwów 1908, s. 15. 622 Przypomnijmy fragment z Mickiewicza o wywoływaniu niejako z grobu postaci świętych i bohaterów (Literatura słowiańska, w: Dzieła. Wyd. Jubileuszowe, t 11, Warszawa 1955, s. 126). 219 przeszłością (po grobach uśpiona przeszłość), przypomnienie gestu Ezechiela (mówca będzie do niego wracał) – wszystko to po to, by stworzyć wrażenie wprowadzenia słuchacza w krąg wspólnotowego mitu (rzekłbyś to Polska dawna623). Teodorowicz wpisuje się tu w dziewiętnastowieczne „snucie opowieści” na prawach klechdy domowej i narodowej zarazem. Ale w tym konkretnym przypadku ma ona swoją dramaturgię. Mówca osiąga punkt kulminacyjny, „podprowadza” słuchacza na skraj sytuacji zdawałoby się jedynie możliwej, aby powrócić do rzeczywistości dającej się opowiedzieć już tylko w czasie przeszłym, wyprowadzić słuchacza z mitycznego kręgu: Ale prochy milczały ….. I tylko radością głosy żywych zlały się w jeden hymn dziękczynny Panu, a gwiazdy złociste na cudnym majowym niebie przetkane zapowiadały nadchodzącą jutrzenkę swobody. – Tymczasem o północy dnia tego niebo naraz czarnymi zaciągnęło się chmury, i burza straszna brzemienna piorunami na ziemię się zwaliła; a burza obrazem była straszniejszej, która nad narodem wkrótce zawisła, - a gromy z niej wypadłe strzaskały Polskę …!624 . Konstatacja złego stanu rzeczy, gorzka świadomość tragizmu histograficznego posiada u Teodorowicza antidotum w postaci łaski Bożej i miłosierdzia, objawiających się poprzez rozmaite formy – niejako pośredniczące. Za jedną z nich mówca uznaje literaturę: Ona to arką przymierza się stawszy między dawnymi a nowymi czasy przechowuje w sobie czynniki narodowego życia, rozpłomienia je, karmi, a przenikniona wielkością powołania, zaprawiona cierpieniem, wielkie potężne idee wciela w płótna, posągi i słowa. I podczas gdy Goethe zimnym jak lud geniuszu resztki zziębia zapału i natrząsa się ze swoich poczciwych Niemców tłuczonych przez Francję, Bóg dał nam Mickiewicza, co czuje i kocha za miliony i pieśnią swą zlewając rozstrzelone uczucia narodu w jeden akord, przelewa swe ognie w krzepnące zwątpieniem serca narodu i prowadzi je do wiary, nadziei, miłości; dał nam Bóg Krasińskiego, co luboć zbytkiem miłości zda się bałwochwalić Polskę, gorącym jednak przecudnym a natchnionym wierszem na skrzydłach wiary w nieścignione wzbija się sfery i wspaniałą wysnuwa teozofię naszych dziejów625. Literatura zostaje u Teodorowicza wprzęgnięta w wielką misję pamięci. Wspomnienie znaczących wydarzeń z przeszłości i ich roli ciągle domaga się przypominania poezji wieszczej. Istotniejsza jednak wydaje się nie sama gloryfikacja przeszłości, a więc także jej mumifikacja, ile – jakby idąc za Wyspiańskim – tkwiące 623 Dz. cyt., s. 12, 13. Dz. cyt., s. 13. 625 Dz. cyt., s. 19-20. 624 220 w grobowcach zarzewie odrodzenia: Lecz nie po to przemawia przeszłość, nie po to nachyla się ku nam i nie po to nam spowiada, by zniknąć później jak jakie senne widziadło. Po to stanęła przed nami, ażeby z grobowców dobyć ziarno […]626. Ojczyzna jest tedy czymś wiecznie żywym, bo ma w sobie moc odradzania się. Jak już wspominaliśmy szczególnie ważne jest samopoznanie. Temu wielkiemu przedsięwzięciu patronuje Słowacki: Poeta nasz napisał fantastyczny poemat, który nazwał „Królem Duchem”; mityczny król przewija się przez dzieje Polski, wciela się w ludzi, dzieje i epoki. W fantazji tej coś tkwi z prawdy. Dusza narodu jest jakoby Królem Duchem, jednym w tysiącznych przemianach, jednym w różnych pokoleniach627. W najwyższej cenie jest ta literatura, która łączy. Nie – każda. Istnieje wyraźne rozgraniczenie między tą, która się w y p e ł n i ł a i trudno byłoby jej – choćby była wielka – przewodzić żywym, a tą, która jest „ponad”, która sławiąc przeszłość dotknęła współczesności. Nie tylko ją przewidziała, ale niejako wyprzedzając – ucieleśniła. Mówiłem; nie powołujcie nauczycieli z epoki ubiegłej, by wam dziś przewodzili. Ale dla niego uczyńcie wyjątek. Bo on nie zszedł z epoką ubiegłą; on raczej należy do epoki dzisiejszej i przyszłej, niżeli do tej, która minęła – powie w Wilnie w 1919 o Mickiewiczu628. Literatura jako księga kanoniczna narodu. Zawsze obowiązująca i zawsze i zawsze aktualna. To obok Mickiewicza także Sienkiewicz, dzięki któremu tenże naród mógł odczytać samego siebie: tak powieść dopełniła poezję wieszczą 629. Stosunek do literatury w patriotycznym kaznodziejstwie biskupa ormiańskiego zachodzi na dwóch poziomach, określenia jej statusu i, po wtóre, poprzez próbę upodobnienia. O ile jednak to ostatnie w kaznodziejstwie I połowy XX wieku w znacznej mierze zasadzało się na stylizacjach, próbach „poetyzowania”, aluzyjności stylistycznej, to u Teodorowicza ważniejsza okazuje się analogia struktury gatunkowej. Całe jego kaznodziejstwo patriotyczne stanowi rozpisany na pojedyncze tematy esej historiograficzno-religijny. Pada takie oto stwierdzenie: Mogę śmiało 626 J. Teodorowicz, O miłości Ojczyzny, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s. 61; zob. też s. 4. 627 Tamże, s. 59. 628 J. Teodorowicz, O kształceniu narodowej myśli. Kazanie wygłoszone w katedrze wileńskiej z okazji otwarcia wileńskiego uniwersytetu w 1919 r., w; dz. cyt. , s. 235; jako zarzewie już żywego, realnego i dziejowego poematu naszego narodowego życia potraktuje też dzieło Sienkiewicza (Wobec ideałów Sienkiewicza, Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę ś. p. Sienkiewicza w kościele Mariackim, Kraków 1917, Lublin 1993, s. 40. 629 J. Teodorowicz, Myśl religijna w narodzie. Kazanie wygłoszone w katedrze św. Jana w Warszawie podczas uroczystości setnego jubileuszu archidiecezji warszawskiej w roku 1917 w czasie okupacji niemieckiej, w: Na przełomie, dz. cyt., s. 140. 221 powiedzieć, że głosząc wam tyle różnych kazań powiedziałem właściwie jedno tylko kazanie - kazanie o myśli Bożej względem Polski i w różnych zdarzeniach mówiłem wam tylko o jednym zdarzeniu, które przedstawiałem kolejno, to na tle nocnych cieni, to w pierwszym brzasku świtu, to w świetle poranka, to, jak dziś w pełnym słońcu południa. Wiecie o jakim ja mówię zdarzeniu – o zmartwychwstaniu Polski630. Eseizacja tego dorobku objawia się przede wszystkim poprzez różnorodne sposoby uprawiania bywa zdeterminowana refleksji631. wielością i To ważne. urozmaiceniem Właśnie właściwości jakość eseju refleksyjnych umiejętności. Nawiasem mówiąc typologia rodzajów refleksji bywa niekiedy skomplikowana, jeśli chce być w miarę precyzyjna. Przede wszystkim jednak potrzebna jest świadomość istoty refleksji, Jak się zdaje, najcelniej ujął ją Ricoeur jako próbę ponownego przywłaszczenia sobie naszego wysiłku istnienia632. Zatem rzec by można, jeśli dobrze rozumiem, chodzi o urzeczywistnienie swojego (lub cudzego) istnienia raz wtóry, dążenie do urealnienia i zarazem uzasadnienia przez i n t e r p r e t a c j ę633. U Teodorowicza najdobitniej wyraża się to w kazaniu ku czci Sienkiewicza Lech Ludorowski w posłowiu do 2 wydania nazywa je mówionym esejem634. Życie i dokonania pisarza stają się przedmiotem „lektury”, która stara się zrekonstruować w miarę wyczerpujący wizerunek, jego niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju – to dążenie zdaje się wyraźnie zauważyć – obraz. Prezentuje się nam życie (i myśl) zamknięte, refleksyjnie ujęte w swojej konsekwencji (jako wcielenie chrześcijańskich ideałów) i teleologicznym wypełnieniu. Tu wyraźnie chodzi o interpretację, która istnienie przemienia w z n a k pewnych wartości, a co za tym idzie dopiero wówczas pozwala mu być w pełni. Uświadomione i wyrażone staje się czytelne. Jest w tych tekstach co najmniej kilka rodzajów refleksji. Najbardziej widoczna pozostaje skłonność do sentencjonalności: Szczęśliwy ból, który daje tak głęboko wnikać, a tak szerokie kręgi miłośnie ujmować, bo ból to jest święty, z którego się rodzą proroki, wczas jeszcze zdolni zawrócić swój naród znad brzegu przepaści, jeśli tylko ich głosu posłucha635. Bardzo często bywa to sentencjonalność „ku rozwinięciu”. 630 J Teodorowicz, Cud wskrzeszenia Polski, w: tenże, Na przełomie, dz. cyt., s. 186-187. K. Dybciak, Inwazja eseju, „Pamiętnik Literacki” 1977 z. 4, s. 131. 632 P. Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka, przeł. E. Bieńkowska , Warszawa 1975, s. 65. 633 […] jedynie interpretując możemy ponownie słyszeć i rozumieć (Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka, przeł. E. Bieńkowska, Warszawa 1985, s. 74). 634 Wobec ideałów Sienkiewicza, dz. cyt., wyd. 2, s. 42. W ogóle wybór między „mówieniem” a „pisaniem” skłania eseistów ku temu pierwszemu - zob. W. Hilsbecher, Esej o eseju, w: Tragizm, absurd, paradoks. Eseje, przekł. S. Błaut, Warszawa 1972, s. 131. 635 O miłości ojczyzny, dz. cyt., s. 58. 631 222 Niekiedy można by z takiego fragmentu wywieść odrębny, kolejny esej: Śmierć na polu walki i śmierć wewnętrzna w codziennym trudzie i ofierze wzajemnie się dopełniają i tworzą razem pełny owoc miłości ojczyzny. Bo śmierć samemu sobie w pełnieniu codziennej powinności jest ciągłym przygotowaniem i jakby ciągłym stanem pogotowia dla chwili, w której Bóg swoje zmiłowanie okaże narodowi636. Jest w tym kapitalne odczytanie dziewiętnastowieczności (czyli paradoksalnie czegoś tyleż nieuchwytnego, co namacalnego; a esej lubi takie przedmioty dociekań), skondenso- wanie właściwej całemu stuleciu formuły patriotyzmu w jego złożoności i głębi. A przede wszystkim mikro i makro skali. Mówca uprawia też rodzaj refleksji zmierzającej ku egzystencjalnym uogólnieniom: Jak poezja w krainie piękna schodzi na nasze powszednie, szare dni, ażeby człowieka ze zwyczajnością pojednać i do niej nawrócić; jak ona złoci świat, by już inaczej odtąd nań patrzeć, by w miejsce prochu wdzięk kwiatów i słońca oglądać: podobnie się dzieje w krainie ducha i w świecie moralnym. Tam to duch wyrzeczenia się i poświęcenia zstępuje w ten świat, schylony ku ziemi, opity swoimi doczesnymi korzyściami, ażeby roztoczyć nad nim tęczowy blask ofiary i czarem opromienić już nie samo tylko serce człowiecze, ale wprost ludzkość całą637. Nastąpiła tu bardzo interesująca „zamiana” znaczeń i funkcji: poezja – spełniając swój podstawowy zamiar – staje się domeną etyki, ta z kolei wchodzi w rolę estetyczną, wypełniając swoją powinność. A wszystko to stanowi fundamentalną podstawę egzystencji. Zmysł refleksyjny Teodorowicza przejawiał się również w skłonności do posługiwania się maksymą, zwięzłym – aczkolwiek ujmującym swoim znaczeniowym „zawieszeniem” – określeniem, którego zaletą jest syntetyczny potencjał. Choćby: Praca wewnętrzna w Chrystusie Panu jest geniuszem Polski638. To zdanie nosi znamię szczególnej reprezentatywności. Jest to bowiem kaznodziejstwo bardzo chrystocentryczne. Jego wielkim przesłaniem jest patronat Chrystusa, jego twórcza i przenikliwa obecność. A przede wszystkim i n t e g r u j ą c a. Cały czas towarzyszy mówcy świadomość pryncypialnej roli literatury w tym „pośrednictwie” między Zbawicielem a narodem. Poezja, literatura w ogóle mienią Chrystusa639. A nawiązanie do tradycji nie polegało tylko na nawiązaniach do ubiegłowiecznych wątków mesjańskich, także do chrystianizmu, który miał moc utrzymania tożsamości narodowej. Mimo wszystko to był ciągle ten sam monolog, zważywszy ciągle na nowo 636 J. Teodorowicz, Dwie epoki, w: tenże, dz. cyt., s. 14. Tamże, s. 7. 638 Wobec ideałów Sienkiewicza, dz. cyt., s. 24. 639 Myśl religijna w narodzie, dz. cyt., s. 140. 637 223 wyrażaną troskę: czy uniesiemy cało ducha narodu?640. Zmianie natomiast uległa projekcja słuchacza. W założeniu mówcy nie był to już wyłącznie obiekt oratorskiej perswazji. Dzięki eseizacji gatunku, w zgodzie z nową, modernistyczną koncepcją odbioru form oratorskich stawał się świadkiem myślenia mówcy641. 640 641 Tamże, s. 141. Z. Lubicz Zaleski, Dzieło i twórca. Studia i wrażenia literackie, Warszawa 1913, s. 147. 224 ZAMKNIĘCIE (Sugestie badawcze) 225 Głos podsumowujący jest zawsze trudny (i ryzykowny) ze względu na swoją poetykę. Zagraża mu bowiem dodatkowa, jakby uzupełniająca analiza całości, a więc także repetycja i związane z nią skutki uboczne: niezamierzona trywializacja tematu, spłycenie miast uporządkowanie i pomnożenie treści, czy też nadmierne uogólnienia, które niejako unieruchamiają ciąg dalszy. A na nim chciałbym się skupić. Przypomnę jedynie – i chcę to podkreślić – że podjąłem się przedsięwzięcia o charakterze propedeutycznym. Zakładam, że są to wciąż zabiegi okołosyntetyczne. Na tym etapie badań mówić wypada o jednej z prób „dla” przyszłej, kompletnej syntezy. Zależało mi na tego rodzaju uporządkowaniu, które wyłoniłoby i wyeksponowało najbardziej dobitnie zaznaczające się elementy i zjawiska w obrębie całości przedmiotu, wyraźnie zdeterminowane ciężarem określonej tradycji. Takie, których wartość zdaje się mieć charakter symptomatyczny i polega na w miarę pogłębiającej się identyfikacji. Jej proces zachodzi gdzieś na pograniczu kaznodziejstwa i literatury. Wielość relacji jest urozmaicona. I to jest interesujące. Podobnie jak estetycznie zorientowana funkcja pamięci, określony repertuar znaków ją celebrujących, środków jej wyrażania i okazywania atencji. Wreszcie: promocja – ze względu na jakości warsztatowe i kulturę literacką – najlepszych mówców. Słowem – wypunktowanie i rejestracja. Oczywiście materiału poddanego próbie interpretacji. Dalszy ciąg to zatem potrzeba uzmysłowienia sobie perspektyw badawczych, które by doprowadziły do pełnej syntezy. Rozszerzeniu domaga się pole obserwacji związane z oralnością, ale ze zrozumieniem, co się właściwie stało wraz z nadejściem romantyzmu. W przetłumaczonej niedawno książce Onga Osoba, świadomość, komunikacja642 wiele z tych kwestii uległo należytemu rozpoznaniu, przede wszystkim w aspekcie historycznym. Opisaniu relacji oralny-piśmienny […] stopniowego wdzierania się piśmienności w oralność towarzyszy świadomość miejsca retoryki w kulturze zachodniej jako akademickiej instytucjonalizacji oralności pierwotnej643. Wyraźne rozróżnienie retoryki właściwej tekstom oralnym od tej, która charakteryzuje teksty pisane zdaje się otwierać nowe horyzonty badawcze, zwłaszcza w obrębie 642 643 Przekł. i oprac. J. Japola, Warszawa 2009. Op. cit. s. 240, 112. 226 „pogranicza” jakie kultura romantyczna pod tym względem stanowi (co Ong z uporem podkreśla). Nawiasem mówiąc, interesujące mógłby być dalszy ogląd współistnienia (i opozycji zarazem) oralności retorycznej i spontanicznej w obrębie romantycznego paradygmatu. Wiele inspiracji badawczych przynieść może też refleksja amerykańskiego jezuity odnosząca się do szeroko rozumianej recepcji, zwłaszcza tego, co dotyczy fikcjonalizowania odbiorcy, ról czytelniczych (słuchaczy), wszystkich aspektów integralności, publicznego występu werbalnego644. Na drodze do pełnej syntezy pojawia się cały kompleks dalszych badań związanych z rozległym kontekstem kulturowym. Najpierw warto by przyjrzeć się kaznodziejstwu na tle oratorstwa w ogóle. Prawdopodobnie zobaczymy dokładnie jak te relacje pozwalają mówić o jednolitości zjawiska, o tym, że kaznodziejstwo organicznie, bardziej niżby się nam zdawało, przynależy do oratorstwa polskiego w ogóle. Odrębnego oglądu wymagałby aspekt wyznaczający kaznodziejstwu rolę medium pamięci kulturowej. Pokazać je w całej złożoności procesu semiotyzacji, która zachodzi we wszystkim, czego dokonujemy z pamięcią. Kaznodziejstwo, oratorstwo w ogóle ze szczególnym zaangażowaniem doświadczało owej temporalnej dychotomii, na którą wskazuje Assmann. Było częścią kultury zdeterminowanej przez pamięć: Tworzenie niejednoczesności i możliwości życia w dwóch czasach jednocześnie należy do uniwersalnych funkcji pamięci kulturowej, to znaczy kultury jako pamięci645. Z tym zjawiskiem łączy się poniekąd – zważywszy zachodzące na siebie pola oddziaływania między pamięcią a rytuałem – usytuowanie oratorstwa w kontekście rozmaitych struktur parateatralnych, mające swoją długą tradycję. Ong wskazuje na charakterystyczną cezurę, choć – jak się zdaje – nie zmienia ona obrazu całości jako takiej. Pisze: Mowa była występem, nie deklamacją tekstu – deklamacja miała się pojawić jako aprobowana instytucja dopiero z ruchem „elokucyjnym” w XVIII i XIX stuleciu, kiedy teatralne techniki tworzenia tekstów pisanych brzmiących jak mowa improwizowana improwizowaną importowano z teatru na ambonę i trybunę646. W sumie chodzi więc o tradycję parateatralną niejako w różnych odsłonach. W całej rozciągłości między oralnością a piśmiennością647. Jest w niej również miejsce na 644 Op cit., zob. m.in. s. 62, 97-98. J. Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych, przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008, s. 75, 99. 646 W. J. Ong, Osoba, świadomość, komunikacja, op. cit., s. 113. 647 Chodzi też o naszą rodzimą tradycję, której rozległe konotacje tropi D. Kosiński w książce Teatra polskie. Historie, Warszawa 2010. Należy pamiętać, że wszelkie formy parateatralizacji istniały w kontekście 645 227 wizualizowanie zbiorowej tożsamości648 tak skuteczne u nas aż po okres międzywojenny. Systematyzacja, typologia obrazów ewokowanych nie tylko przez kaznodziejstwo, ale i w relacji do niego wydaje się także potrzebna. A wszystko to koresponduje z historią słowa mówionego, której opis – zwłaszcza gdy chodzi o wiek XIX – zapowiada się obiecująco. Z niej i w związku z nią wyłaniałby się również określony fragment obrazu kaznodziejstwa polskiego interesującego nas okresu. Ciąg dalszy otwiera się także przed problematyką związaną z właściwą gatunkom aksjologią. W naszym przypadku niewystarczające zdaje się być zagadnienie definiowane następujące: W swoim najogólniejszym planie wzorzec gatunkowy określa szczególny, określony przedmiotowo typ aktywności ludzkiej w stosunku do świata649. Gdzieś umyka w tym (słabo się zaznacza) cały potencjał aksjologiczny tkwiący w reprezentatywności gatunku dla określonego sposobu istnienia, egzystencjalnej wrażliwości twórców i odbiorców; gatunek bowiem niejako spełnia się w wyrażaniu duchowej kondycji człowieka (inaczej: stanowi też projekcję określonego stylu duchowości). Wspomnijmy też na koniec o jeszcze jednej kwestii, przed którą otwiera się interesujące pole obserwacji. Myślę o wtórnej teologizacji gatunku (m.in. poprzez literaturę) i repoetyzacji teologii tamże (również częściowo poprzez literackie koneksje). Oczywiście do wypracowania pozostaje system interpretacji pod tym kątem. W chwili obecnej dysponujemy właściwie dopiero refleksją stricte teoretyczną w tym zakresie650. Tyle więc tropów ku dalszej penetracji tematu. Chcę na zakończenie wyrazić przekonanie, że wartość przyszłej syntezy kaznodziejstwa polegać winna na jak najszerszym odsłonięciu kontekstualności zjawiska. Takim, które by wpisało na stałe ten gatunek w dzieje kultury polskiej, wskazując jeszcze jeden motyw jej symbiozy z religią. A wszystko należałoby podporządkować kwestii prawomocności kaznodziejstwa jako sztuki, a więc tego, co tak zajmuje Gadamera – jej (tej sztuki) „racji bytu”651 . Pryncypialny rodzaj motywacji każe dostrzec w niej przede wszystkim specyficznego paradygmatu stylistycznego, o którym napomyka Ong: Siła oratorska i styl literacki stawały się niemal synonimami (dz. cyt., s. 239). 648 J. Assmann, op. cit., s. 185. 649 E. Kasperski, Gatunki literackie jako wartości, „Przegląd Humanistyczny” 1977, nr 4, s. 87. 650 Zob. G. Kubski, O wtórnej teologizacji dzieła literackiego, w: Gatunki okołoliterackie, dz. cyt., s. 217-228. 651 H. G. Gadamer, Aktualność piękna. Sztuka jako gra, symbol i piękno, przekł. K. Krzemieniowa, Warszawa 1993, zwł. s. 3-31. 228 perspektywę zwielokrotnienia sakralnej mocy przekazu. Odkrywczości znaczeń i ich wysubtelnienia. Idzie zatem o tegoż przekazu pogłębienie. 229 BIBLIOGRAFIE 230 BIBLIOGRAFIA PRZEDMIOTOWA I POMOCNICZA Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych, przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008. Attridge Derek, Jednostkowość literatury, przekł., Kraków 2007. Bednarek Antoni, Setnik oratorów polskich XIX i XX wieku, Lublin 2008. Bieńkowska Ewa, Sztuka eseju, „Znak” 1976 z. 1. Bittner Ireneusz, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź 1998. Bogołębska Barbara, Tradycje retoryczne w stylistyce polskiej. Narodziny dyscypliny, Łódź 1996. Bogołębska Barbara, Konteksty stylistyczne i retoryczne, Łódź 2007. Burek Tomasz, Esej o literaturze XIX wieku, „Nowy Wyraz” 1972 nr 1, s. 56-70. Czaplejewicz Eugeniusz, Tradycje i założenia poetyki pragmatycznej, w: Problemy poetyki pragmatycznej, pod red. E. Czaplejewicza, Warszawa 1977, s. 11-46. Czermińska Małgorzata, Hipoteza autorstwa (o podmiocie dzieł wszystkich jednego autora), w: Ja, autor, pod red. D. Śnieżki, Warszawa 1996 Dąbrowski Stanisław, Literatura i literackość, Kraków 1977. Domański Juliusz, Tekst jako uobecnienie. Szkic z dziejów myśli o piśmie i książce, Kęty 2002. Dybciak Krzysztof, Inwazja eseju, „Pamiętnik Literacki” 1977 z. 4, s. 113-150. Dybciak Krzysztof, Od katolickiej beletrystyki do eseju religijno-filozoficznego, w: Proza polska w kręgu religijnych inspiracji, pod red. M. Jasińskiej-Wojtkowskiej i K. Dybciaka, Lublin 1993, s. 291-306. Ejchenbaum Borys M., Iluzja narracji mówionej, w: Rosyjska szkoła stylistyki, oprac. M. R. Mayenowa i Z. Mayen, Kraków 1970. Grzegorski Zdzisław, Kaznodziejstwo a literatura. Wybrane zagadnienia z teorii i praktyki homiletyki kontekstualnej, w: Gatunki okołoliterackie. Materiały z konferencji naukowej, pod red. naukową Cz. P. Dutki, Wałbrzych 2002, s. 211-216. 231 Havelock Erick A. Muza uczy się pisać. Rozważania o oralności i piśmienności w kulturze zachodu, przekł. P. Majewski, Warszawa 2006. Janion Maria, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975. Janion Maria, Jak możliwa jest historia literatury, w: tenże, Humanistyka: poznanie i terapia, Warszawa 1974, s. 198-213. Japola Józef, Tekst czy głos? Waltera Onga antropologia literatury, Lublin 1998. Jarosiński Zbigniew, Tekst użytkowy i tekst literacki w XIX wieku, „Teksty” 1975 z. 4, s. 7-27. Kasperski Edward, Gatunki literackie jako wartości, „Przegląd Humanistyczny” 1977 z. 4, s. 75-86. Kellog Robert, Literatura ustna, przekł. P. Czapiński, „Pamiętnik Literacki” 1990 z. 1, s. 241- 253. Korolko Mirosław, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1990. Krajewska Anna, Dramatyczna teoria literatury. Zarys problematyki, Poznań 2009. Krupińska-Łyp Hanna, Z zagadnień rytmizacji prozy poetyckiej polskiego romantyzmu, Rzeszów 1984. Kubski Grzegorz, O wtórnej teologizacji dzieła literackiego, w: Gatunki okołoliterackie. Materiały z konferencji naukowej, pod red. Naukową Cz. P. Dutki, Wałbrzych 2002, s. 217-228. Kurska Anna, Fragment romantyczny, Wrocław 1989. Kwintylian M. Fabiusz, Kształcenie mówcy. Księgi I, II, X, przekł.. i oprac. M. Brożek, Wrocław 2005. Lichański Jakub Z., Oświecenie. Retoryka. Romantyzm, w: Między oświeceniem i romantyzmem. Kultura polska około 1800 roku, pod red. J. Z. Lichańskiego, przy współudziale B. Schulze i H. Rothego, Warszawa 1997, s. 347-365. Lichański Jakub Z., Retoryka. Historia. Teoria. Praktyka, t. 1: Historia i teoria retoryki, t. 2: Retoryka praktyczna – ćwiczenia, Warszawa 2007. Lichański Jakub Z., Retoryka. Od renesansu do współczesności – tradycja i innowacja, Warszawa 2000. Łotman Jurij, Teatr i teatralność w kulturze początku XIX wieku, w: Semiotyka dziejów Rosji, wybór i przekł. B. Żyłko, Łódź 1993, s. 227-253. Müller Klaus, Homiletyka na trudne czasy, przekł. M. Mijalska, Kraków 2003. 232 Ong Walter J., Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii, przekł. J. Japola, Lublin 1992. Ong Walter J., Osoba, świadomość, komunikacja. Antologia, przekł. I oprac. J. Japola, Warszawa 2009. Opacka Anna, Śladami oralności. W kręgu Ongowskich inspiracji, Katowice 2006. Ostrożnie z literaturą (przykłady, wykłady oraz inne rady), pod red. S. Balbusa i W. Boleckiego, Warszawa 2000. Pasierb Janusz, Od kaznodziejstwa do homilii, Pelplin 1983. Płuciennik Jarosław, Retoryka wzniosłości w dziele literackim, Kraków 2000. Przybylski Ryszard, Klasycyzm czyli prawdziwy koniec Królestwa Polskiego, Warszawa 1983, Gdańsk 1996. Retoryka, pod red. M. Skwary, Gdańsk 2008. Sawicki Stefan, O syntetycznym ujmowaniu literatury, w: Badania nad krytyką literacką, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1974, s. 203-214. Sikora Jerzy, Od słowa do słowa. Literackość współczesnych kazań, Warszawa 2008. Siwek Gerard CSsR, Blaski i cienie współczesnego przepowiadania. Przewodnik dla kaznodziejów i homiletów, Kraków 2007. Siwek Gerard, Przepowiadać skuteczniej. Elementy retoryki kaznodziejskiej, Kraków 1992. Skubalanka Teraesa, Historyczna stylistyka języka polskiego, Wrocław 1984. Szymik Jerzy, Literatura jako tworzywo kaznodziejskie. Punkty wyjścia i metody, „Przegląd Homiletyczny” 2005 nr 9, s. 143-155. Szymik Jerzy, W poszukiwaniu teologicznej głębi literatury, Katowice 1994. Teatr wymowy. Formy i przemiany retoryki użytkowej, pod red. J. Sztachelskiej oraz J. Maciejewskiego i E. Dąbrowicz, Białystok 2004. Trzy stylistyki greckie. Arystoteles. Demetriusz. Dionizjusz, przeł. i oprac. W. Badyda, Wrocław 1953. Urbański Piotr, O kazaniu raz jeszcze, w: Retoryka na ambonie. Z problemów współczesnego kaznodziejstwa, pod red. P. Urbańskiego, Kraków2003, s. 5-14. Walas Teresa, Czy jest możliwa inna historia literatury? Kraków 1993. Wellek Rene, Warren, Teoria literatury, przekł. pod red. M. Żurowskiego, Warszawa 1970. 233 Wilk Wiesław, Z pogranicza literatury i przepowiadania. Szkice i teksty, Sandomierz 1993. Wojdecki Waldemar, Antoni Szlagowski kaznodzieja warszawski, Warszawa 1997. Wojdecki Waldemar, Arcybiskup Antoni Szlagowski jako teoretyk kaznodziejstwa w odrodzonej Polsce, Warszawa 1971. Z teorii i praktyki głoszenia Słowa Bożego, praca zbiorowa pod red. W. Wojdeckiego, Warszawa 1976. Zaleski – Lubicz Zygmunt, Dzieło i twórca. Studia i wrażenia literackie, Warszawa 1913. Ziomek Jerzy, Powinowactwa literatury, Warszawa 1980. Ziomek Jerzy, Retoryka opisowa, Wrocław 1990. 234 KAZNODZIEJSTWO A LITERATURA W REFLEKSJI HOMILETYCZNEJ XIX I XX w. (Bibliografia adnotowana) SŁOWO WSTĘPNE Przenikanie literatury do wymowy kościelnej było przez cały czas (jeszcze w międzywojniu) niezwykle okazale i widoczne To ciekawe zjawisko wiele również mówiło o typie kultury, którą współtworzyło. Natomiast innym rytmem przebiegały próby rozważań teoretycznych Prezentowany niżej Przegląd bibliograficzny pokazuje, jak świadomość zachodzących relacji i ogarniająca je refleksja stopniowo narastały. W polu uwagi pojawiała się zarówno problematyka spokrewniona z literaturą, jak i kwestia wykorzystywania jej sprawności stylistycznej lub - później - wzorców refleksyjnych Rozmaitość i skala postaw jest widoczna. Wrogość i obawa, powściągliwość, ostrożna przychylność i aplauz. Zawsze jednak wyraźnie zaznaczało się napięcie emocjonalne, dające świadectwo odczuwania wartości tematu - i to zdaje się być wielce interesujące Warto tez zwrócić uwagę na (domagające się interpretacji): intensywność spostrzeżeń, właściwą pierwszemu dwudziestoleciu naszego wieku, zróżnicowanie opinii w okresie międzywojennym i wnikliwe analizy z lat ostatnich. 235 Ks. IGNACY HOŁOWIŃSKI, Homiletyka przez […] ułożona Ks. JAN SKIDEŁŁ., Celniejsze prawidła homiletyki czyli Akademii wykładana w 1855 r., Kraków wymowy kazalnej ułożone przez […], Wilno 1859, s. 19. 1835, s. 89. Autor Z dobrego uszykowaniu rzeczy i […] i alumnom konieczność zwraca uwagę pamiętania o na różnicy porządku wynika jedność kazania, /.../ między kaznodziejstwem a wymową Kazanie w tej mierze podobne jest do świecką. Zwłaszcza przez sztuki dramatycznej: tu musi każda jących duchownych. osoba, każda scena, każda mowa razie będą prawdy św. opowiadać po i czynność odnosić się do głównego świecku, bez ducha kościelnego, z całą zamiaru sztuki; cokolwiek do tego nie próżnością i nie przyzwoitością ozdób i służy, choćby przez się było piękne, namiętnych wyrażeń pochwytanych u powinno być wyrzucone. Podobnież się poetów i pisarzy świeckich ja tego dzieje w kazaniu, wszystko cokolwiek mamy mówi kaznodzieja, musi odnosić się do nader liczne przykłady. w dwóch W przeciwnym ostatnich mu dopomagać, słuchacza oświecać kaznodziejstwa czyli nauka i do dania założonej prawdy wiekach AUGUSTYN LIPNICKI, Zasady zamiarowi nie sprzeciwia, ale powinno poznania początku- słowa Bożego, opowiaoparta nu prowadzić. W całej mowie powinien podaniach i wzorach Pisma Świętego, kaznodzieja, jak w obrazie jakim, Ojców Kościoła, poważnych pisarzy i założoną prawdę słuchaczowi przed najcelniejszych kaznodziejów polskich oczy stawić. Zdaje się że niedostatkowi przez [...], t. 2, Wilno 1861. s. 21. tej jedności przypisać należy, że wiele [...] wyćwiczenie się w czystej i kazań, które skądinąd są piękne i wzorowej polszczyźnie nie może się dobrze powiedziane skutku nie mają. obejść bez częstego, umiejętnego 236 naczytywania pisarzów się kaznodziejów naszych z i epoki Z y g m u n t o w s k i ej. LUDWIK serca podnosić do Boga, któż nie widzi ścisłego powinowactwa wymowy z poezją? […]. Poznawszy znaczenie i OSIŃSKI, Wymowa powołanie poezji łatwo nam przyjdzie kaznodziejska [w ramach wykładów na ocenić korzyści, jakie stamtąd mówca Uniwersytecie Warszawskim w l. 1818-1830], poczerpać może. A najprzód dokonywa w: tenże, Dzieła, t. 4, Warszawa 1862. on Podkreślona została prymarna rola wyobraźni w przekazie kaznodziejskim. dzieła własnego ukształcenia. Głębokie poczucie prawdy i miłości dla niej gorąca wyda się w całej Kaznodzieje francuscy zostają zaliczeni w gwałtowności i sile wyrażeń i obrazów poczet pisarzy (s. 133). Osiński wyraźnie […]. Prócz tego kaznodzieja polski z wskazuje na miejsce sztuki kaznodziejskiej w czytania rzędzie filozofów i rymotwórców wszystkich jeszcze wyniesie korzyść, iż znajdzie tam wieków (s. 164) wzory pisania i stylu, ale i cudnego Ks. JÓZEF SZPADEKSKI, O wielkich naszych poetów tę życia […]. Jeżeli podnosimy znaczenie mianowicie poezji i wysoko stawiamy naszych kaznodziejskiej, t. 1: Zasady wymowy poetów, nie idzie zatem, iżby mówcy (odczyty akademickie), Kraków 1870, godziło się wszystko żywcem stamtąd s. 70-74, 75-80. przenosić na kazalnicę […]. Lecz i w zasadach wymowy Autor w rozdz. X (pt. Postacie użyciu nowszych utworów poetyckich na myśli stylu szczytnego) pisze m. in. o kazalnicy bardzo i bardzo oględnym być skuteczności i randze obrazowania w trzeba. Już sama forma rytmiczna kaznodziejstwie (widzenie oratorskie) nie godzi się z kazaniem. Przywodzić stwierdzając: Poeci gęsto tej postaci wiersze, jako niema we zwyczaju, tak i znakomici używają. Rozdział XI pt. wcale Poezja skupia się na związkach mowy nadzwyczajnych razach i nadzwyczaj i poezji, mówcy i poety; tu m in.: Poeta rzadko […]. Godzi się mówcy, jak i prawdziwy podnosi ludzkość, uszlachet poecie iść za natchnieniem, czuć gorący nia ją do Boga prowadzi. […] A gdy to zapał ku wszystkiemu, co zacne, piękne, samo mówca chrześcijański zamierza, podniosłe, wypowiadać to z ogniem i gdy nie ułudną słów igraszką zachwycać szlachetnością, ma i bawić słuchaczów, lecz dusze ich i przepełniającego nie radzimy, a uczucia chyba w przelawszy w serca 237 słuchaczów pociągnąć ich i prawdzie i rzadki, który dochodzi tej wysokości pozyskać, jednym słowem, godzi mu się i tej mieć s e r c e i p a t r z e ć w s e r c e, Kajsiewicz, stworzony na mówcę, miał boć to znamię prawdziwego poety jako w bardzo wysokiej mierze mówcy prawdziwego. i w doskonałej proporcji wszystkie KAZIMIERZ siły natchnienia. Ksiądz BRODZIŃSKI, potrzebne ku temu własności. Trzeźwy, Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t. ścisły, jasny, doskonale rozumiejący, 3, Poznań 1872, s. 438-473. nie odchodzący nigdy od materii, miał Autor szczególną atencją obdarza ten zasób wyobraźni i uczucia, ten dar Skargę (wyrazy jego są jak owe proste poetyczny, bez którego wymowa zawsze pieśni liryczne, które sami nie wiemy musi być suchą i martwą Ks. ALEKSANDER WAŻYŃSKI, dlaczego serca nasze zajmują (s. 441). Birkowskiego wyróżnia język (czysta i Homiletyka przez [...], Kraków 1891, s. płynna 98-99, 136- 137, 155. polszczyzna, harmonia i Autor pisze o potrzebie uzmysłowienia wyw miękkość języka, w której często nad odu kaznodziejskiego Skargę celuje – s. 455). STANISŁAW TARNOWSKI, przez W wyobraźnię: obrazach tak wydatnych, w mowie tak Ksiądz Hieronim Kajsiewicz., trafnej, aby od nich życia dostały „Przegląd Polski” 8 (1873), t. 1 i 2; najbardziej oderwane pojęcia. [...] toż w: Studia do historii literatury Chcąc polskiej. malować. Wiek XIX. Rozprawy wzruszać, Obrazy potrzeba umieć rozwiewają i i sprawozdania, t. 3, Kraków 1897, s. rozgrzewają mowę; nie tylko nakłaniają 194- 195. ale i odbijają słuchacza. Żeby umieć korekty malować potrzeba mieć wyobraźnię, rzymskiej maksymy, mówiącej że poetą potrzeba ją uprawiać ćwiczyć, potrzeba trzeba się urodzić, a mówcą stać się następnie tak sobie przedstawiać: fakta, można. [...] chcąc stać się mówcą, o których mówimy, jakbyśmy sami ich prawdziwie działaczami Autor dokonuje wielkim mówcą trzeba lub świadkami byli; ogrzewać w żywszej koniecznie być choć trochę poetą. potrzeba się Kaznodziejstwo wyobraźni u drugich [...]. Pojawia się Kajsiewicza zostaje uznane za przykład wspierający to też przekonanie. najkonieczniejszą pożyteczną przynaj- Szczęśliwy ten poeta ostrożna zachęta: jeżeli nie 238 mniej dla kaznodziei byłaby znajomość Korzeniowski, historii i literatury świeckiej, korzyści z i Henryk tej lektury, tkwią głównie dostępności w powieściach należytych przykładów, wzorców. Za- innych jego powieści nie może kapłan lecenia odnośnie gustów stylistycznych czytać dla zbytniej ich śliskości. Dalej kaznodziei: Czytając wzorowych pisa- w akapicie poświęconym umiejętności rzy, nie ścieśniać się żadną: jednostronn obrazowania w kaznodziejstwie: Całe ością [...]. Że lubimy język uczucia, pismo Święte pełne jest podobnych albo wdzięk powabniejszego stylu, nie malowideł krasomówczych, stąd też zamykać oczu na piękność w ścisłości tłumaczy się, iż natchnęło tyle wielkich rozumowania , że lubimy gruntowność, utworów pierwszym malarzom. Tudzież nie wzdrygać się na piękność dobrze dzieła poezji epickich jako to: Iliada, kierowanej wyobraźni [...]. Odysea, Nie-Boska komedia, Wyzwolenie Ks. BRONISŁAW MARKIEWICZ. O wymowie kaznodziejskiej, Kraków 1898, s. 115-272, 322. Stanisław Sienkiewicz, Tarnowski lecz tylko historycznych, gdyż Jerozolimy, Pan Tadeusz, Mohort, Maria, Malczewskiego itp. mają mnóstwo pod [...]. obnych postaci krasomówczych Według M. kaznodzieja winien Wspominając zaś, kaznodziei że znać historię literatury ojczystej i jej potrzeba jest cech własnego narodu, znakomitych poetów pisarzy; od nich wymienia nauczy się prawdziwego wysłowienia umiłowanie poezji. i toku polskiego; od nich przejmie obfitość wyrażeń, piękne myśli, wzniosie uczucia świetne postacie, zdania lapidarne, nadobny sposób opowiadania itd., co przyczynia się wiele do wydoskonalenia w wymowie. Tu godnym zalecenia są: Krasicki, Hołowiński, Bohdan Mickiewicz, Zaleski, Rzewuski, Krasiński, Pol, Kalinka, Szajnocha, Lucjan Siemieński, Szujski, Kazimierz Wodzicki, Teodor Morawski, Aleksander Fredro, Józef pośród nich m.in. JAN BYSTRZYCKI, O poezyach i mowach pogrzebowych ks. Hieronima Kajsiewicza, Kraków 1902, s. 115. Bystrzycki, usiłuje m.in. określić niekiedy; cechy literackiej wartości wymowy Kajsiewicza: Przede wszystkim uderza nas w kazaniach i mowach księdza Kajsiewicza ogromna doza uczucia, jakieś czasem potężne zapędy rozpłomienionej duszy; raz grzmią gromy gniewu i świętego oburzenia, to jęczy żal i rozdzierające 239 akcenta bolu na zatwardziałości, widok to uporu czasem, i choć bardzo rzadko rozbrzmiewają tony Okszy Stablewskiego Mowy żałobne..., Poznań 1912, s. IV. A jeżeli prawdą jest, że każdy radości, mówca musi być choć trochę poetą, to uszczęśliwienia, to znowu wstrząsające i w tych mowach, płynących, jak każdy do głębi groźby i ponure przestrogi, przy czytaniu to odczuje, z równie rozpływające się w jakimś biblijnym bujnej wyobraźni jak serca gorącego, lamencie i jęku stroskanej duszy. A czy nie tylko duża jest miara pięknych to uczucie przeważa, czy inne, czy obrazów, figur, porównań i poetycznyc weselszy brzmi ton, czy posępniejszy, h uniesień, ale jest i wielkie napięcie zawsze drgają one z ogromną siłą uczucia, które nadaje słowom tajemnic i energią a zarazem niewymownym zą siłę a wywołuje jak echo wzajemne wdziękiem uczucie w słuchaczu. tryumfu, podniosłej poetycznego zabawienia a często wysokiej patetyczności. KS. NIKODEM CIESZYŃSKI, KS. WŁADYSŁAW KRYNICKI, Wymowa święta, Warszawa 1906, Poznań 19212, s. 12, 391. Pośród dziedzin Orator fit. Słów kilka o wymowie, Poznań 1919, s. 13-15, s. 16-17. Autor przydatnych apoteozuje dzieje wymowy w Polsce, ubolewając nad jej kaznodziei wymieniona jest literatura upadkiem. ojczysta, znakomicie bowiem prozaicy podobnie jak poeta, musi mieć talent i poeci nauczą wysłowienia i wtajemni- (oratorstwo to twórczość mówcza). czą w tok mowy ojczystej. Entuzjasty- Podkreśla rolę lektury wielkich pisarzy: cznie autor ocenia mowę Prusinow- Stąd winien przyszły mówca zajmować skiego ku czci A. Mickiewicza (ze się wiele poezją [...]. Ma to bowiem zbioru Mowy pogrzebowe i kazania..., poezja do siebie, że chroni umysł od Poznań 1884): Wzniósł się w niej skostnienia [...], daje lotność nie tylko mówca słowu lecz i myśli i uczuciu, a kładąc na niedościgłe wyżyny prawdziwie poetycznego natchnienia. KS. JÓZEF KŁOS, Przedmowa wydawcy, w: Arcybiskupa Floriana Twierdzi, że mówca, wielki nacisk na znaczenie dźwięku, kształci zdolność kojarzenia wyobrażeń, tak niesłychanie ważną w wymowie. 240 KS. DR PIOTR CZAPLA, Ogólne w górującym uczuciu prawdy, urok zasady duszpasterstwa, Włocławek 1919, zwycięski w sile i piękności mowy s. 129. ludzkiej. Jak w dramacie po Kontakt z literaturą ojczystą i to największym napięciu przy rozwiązaniu najnowszą jest bardzo pożyteczny dla akcja szybko, ale już spokojnie zmierza poznania swego języka, wyrobienia ku zakończeniu, tak i w kazaniu sobie zakończenia stylu, aby przez to lepiej samego nie należy oddziaływać na społeczeństwo i aby się przedłużać, zakończenie ex abrupto, bieg niespodziewanie i zbyt energicznie robi myśli naszej nie stał wrażenie przedawniony. KS. WACŁAW KOSIŃSKI, Tech nika głoszenia kazań. Szkic homile- porównują niektórzy kazanie do d r a m a t u . Jak w dramacie akcja (walka bohatera z nościami przeciw- zewnętrznymi nienaturalnego, a więc działa ujemnie. EUZEBIUSZ STATECZNY O.F. M., Listy o wymowie, Poznań 1920, s. tyczny, Sandomierz 1920, s. 79. Trafnie niedopowiedzenia, czegoś czy 17, 61, 66-68, 113, 116-117. Autor twierdzi: Krasomówstwo nie pokrywa się z poezją; bo poezja jest stopniem najwyższym [...]. W ostateczn wzrasta ym razie obeszłoby się krasomówstwo stopniowo aż do najwyższego punktu, bez poezji, ale byłoby ono w' takim aż do rozwiązania, później szybko razie tak jałowym, iżby się równało opada, tak i w kazaniu: toczy się tu gołosłowności walka o dusze słuchaczy; kaznodzieja, Poezja jest czynnikiem udoskonalający nie bez oporu, ma je zdobyć dla Boga. m wymowę. Dobry mówca przekonywa, Mając na celu przekonanie, uzbraja się ale mówca - poeta porywa i jest królem mówca w rozumowanie i dowody, dusz. [...] Mówca powinien nie tylko zdolne namiętnością własną) okazać pociągnąć wolę, otwierających lub prawdę, usiłując wybierać używa środków poezji i szafować obrazami poetyckimi, duszy ale także treść doczesną i religijną, jak wstęp do przedmioty filozofowaniu. należące do słuchacza, działających razem zmysło- już napomknęliśmy przetkać promienia wo i umysłowo, ponętnych dla serca, mi poezji i przerzucić w krainę wyższą wyobraźni i ucha. Natchnienie czerpie i szlachetniejszej. Dodaje też w innym 241 miejscu: Wymowa nie jest nauką, tylko [...] literatura nasza podniosła sztuką operującą uczuciami i obrazami do wyżyn wartości nieprzeciętnych za pomocą prozy poetycznej. Nazywa wszelką chorobliwą anormalność, a się ulubionym to wtedy strojnością myśli. jej przedmiotem jest Konstatuje również: Plastyka właściwa niemoralność. Każdą zbrodnię pokrywa jest sztuką oddającą życie i jego płaszczykiem psychologicznej wyrozum kształty harmonijnych iałości, wymazując z swego słownika rzeźby. W przenośni stosuje się także pojęcia obiektywnej winy i kary [...]. do stylu pisarskiego, o ile postacie Mówiąc o Bogu i wiekuistej prawdzie swoje rzeźbi i cyzeluje już nie w dogmatu, winien kaznodzieja liczyć się kamieniu, lecz w słowie, stanowiącym z tym, że w duszy nie jednego słuchacza materiał odzywa się pytanie Piłatowe: cóż jest w postaciach plastyczności stylu. Aby posiadać plastyczność stylu, potrzeba prawda ? albo bluźnierstwo Konrado- mieć plastykę wyobraźni; a ta polega we:” tyś nie Bogiem jeno - carem.” na zgodności malowania w słowie pewnych stanów duszy swojej lub obcej z prawdą i rzeczywistością i naturalnością. [...]. Więcej jeszcze Ks. ZYGMUNT PILCH, Zagad- nienia języka i stylu w kaznodziejstwie, Kielce 1923, s. 104- 105,145, 147,151. objawia się w wymowie plastyczności Autor ubolewa nad upadkiem stylu, kiedy mówca kreśli przedmioty współczesnej ambony, dostrzega jej i treść wziętą z osnowy epicznej i odejście od rodzimości, zbyt duże dramatycznej. Takim przedmiotem np. uzależnienie jest od obcych wzorców: kaznodziejstwie rozdział przyczynę widzi w niedbałym stosunku ostatecznych. Malarze do języka polskiego, środek naprawy i poeci umieli z rzeczy o śmierci, dostrzega w czytaniu autorów polskich; czyśćcu, sądzie ostatecznym, piekle, wskazuje niebie stworzyć arcydzieła plastyki. Orzechowskiego, Ł. Górnickiego, J.Ch. w o rzeczach KS. FRANCISZEK MARLEWSKI, na M. Reja. S. Paska, J. Kochanowskiego, których Kazania w zastosowaniu do dzisiejszych dzieła czasów i prądów, „Wiadomości dla językową Duchowieństwa” (Poznań) 9(1922) nr przyczynić do upolszczenia dzisiejszej 12, s. 219-221. żywej i literackiej mowy […]. Pisząc o obfitują i w mogą swojszczyznę się wydatnie 242 znaczeniu mowy obrazowej uczuciowość, dodając: Podczas wojny i (plastycznej), powołuje się na B. Prusa, po niej uganiamy się dla wywołania cytując fragment jego tekstu o stylu płaczu za tanim efektem, przedstawiają Mickiewicza. zalety c jej g r o z ę : huk armat, terkot Maszy- obrazowego mówienia (s. 147) cytuje nowych karabinów itp. Już krytyka Brodzińskiego świecka spostrzegła, że powieściopisarz Rozważając (Myśli o języku polskim). Powołuje się też na opinię S. e Tarnowskiego, dostrzegającego u F. przedstawiając grozę pożogi wojennej, Birkowskiego zapominają i J. Słowackiego podobny typ wyobraźni. dzisiejsi manierują o treści, się, bo artyzmie i psychologicznym pogłębianiu; idą po SINCERUS, Zeświecczenie kazań, „Przegląd Homiletyczny” 1(1923), t. linii mniejszego oporu - grać bowiem na nerwach ludzkich, malując okrucieństwa wojny jest stosunkowo 1, z. 3, s. 210. łatwo. Kaznodzieje również nie powinni Alboż jak skąpo znowu tak szafować obrazkami wojennymi, bo „szafuje” Pismem Świętym jeden z to, bez gruntownej treści, samo nikogo innych głośnych kaznodziejów. Za to nie nawróci, ani nawet głębiej nie hojniej sypie wzruszy - już się tego dosyć obsłuchano kwiatami z naszych wieszczów narodowych! [...]. Podobnie KS. MIECZYSŁAW POŁOSKA, wynoszenie Mickiewicza i stawianie jego "Ksiąg narodów i pielgrzymstwa" niemal na równi z ewangeliami Praedicamus Christum, „Przegląd Homiletyczny” 2(1924) z. 2, s. 119. Wymieniając potrzeby edukacyj zakrawało na przykrą demagogię, jaką nam kapłanom właśnie Mickiewicz ne współczesnego kaznodziei P. nadmie zarzucał w stosunku do salonu, do nia: Opowiadacz Chrystusa niech czyta inteligencji. gorliwie Ks. WACŁAW KOSIŃSKI, Ideał płomienne listy Pawłowe, Apokalipsę, Ewangelię, św. Bernarda, kazania, „Przegląd Homiletyczny” Fabera i innych. Nie zaniedba też 2(1924) z. 1, s. 3. czytania katolickiej literatury beletrysty . cznej. Autor pośród wad współczesneg o kaznodziejstwa wymienia chorobliwą KS. WACŁAW KOSIŃSKI, Duszpasterskie i homiletyczne pożytki 243 lektury dzieł Sienkiewicza, „Przegląd KS. WACŁAW KOSIŃSKI, Homiletyczny" 3(1925) z. 2, s. 115- Kazania obrazowe, „Przegląd 120. Homiletyczny” 3(1925) z. 4., s. 244Ale w niniejszych wywodach 245. chodzić nam będzie nie o to, aby wykazywać ile pięknych myśli Sienkiewicza można zużytkować na ambonie, w szkole czy konfesjonale [...] Chodzi nam więc walory o f o r m a l n e w Sienkiewiczu. Wiadomo, że Sienkiewicz swymi pismami budził entuzjazm, olbrzymie wprost zainteresowanie. Wzbudzić taki entuzjazm, takie w ielkie zainteresowanie dla rzeczy du- chownych, dla Boga i Królestwa niebie skiego - toż to zadanie naszego duszpasterstwa, naszego całego życia -toż to nasz ideał. Analiza przyczyn, czynników, zawdzięcza elementów, Sienkiewicz którym niebywałe powodzenie u czytelników, może i nam Zalecając literaturę piękną jako źródło ludzkiego. jak zapalać do sprawy Bożej swych słuchaczy. (s. 116) Dalej autor próbuje wyodrębnić wzorcowe, godne naśladowania cechy pism wyboru Sienkiewicza: tematu, optymizm, talent plastyka, umiejętność narracyjny, obrazowość, intuicja psychologa i piękno języka. K. przytacza fragmenty III części Dziadów, dodając: Korzystanie jednak z przypowieści legend i w ogóle przykładów fikcyjnych jest mniej pożądane, może bowiem wpływać osłabiająco na wiarę naszych słuchaczy. Mogą oni rozumować tak: jeżeli kaznodzieja przytacza zmyślony przykład, to i nauka którą on ilustruje, może nie jest pewną. Trzeba tedy starannie dobierać takie przykłady i zawsze wyraźnie, zaznaczyć, że to nie jest fakt historyczny, wtrącając na wstępie takie np. słowa: „opowiadają, „istnieje piękna opowieść, czy legenda” itp. podsunąć nie jedną myśl, jak to przemawiać, jak się dobierać do serca przykładów SINCERUS, O realizm współczesnych kazań, "Przegląd Homiletyczny" 4(1926) z. 2, s. 121. Że tam w ubiegłym wieku, zwłaszcza w pierwszych lal dziesiątkach, kazania były tak wodniste jak parafialne ks. Pawła Woronicza, czy później poetyckie Antoniewicza drukowane - ks. Karola przynajmniej można to te jeszcze wytłumaczyć duchem czasu. Ale dzisiaj, 244 kiedy to już od z górą trzydziestu lat konań idzie przez ugory naszego świeckiego i w innych miejscach) dowodzi, że piśmiennictwa rozgłośny zew, domagaj zaletą jego stylu jest spontaniczność ący się realizmu w twórczości, objawy i naturalność: że istnieje potrzeba stylu tego stronienia od życia, inaczej sobie odświętnego, bardziej wyszukanego. wyłożyć nie można, jak tylko tym, Odwołuje żeśmy znowu pozostali w tyle poza czytelnika (Czy mnie się to udało, postępem literackim. Dlaczego taki niech rozsądzą czytelnicy, zwłaszcza Reymont, młodsi, wyświadczający swoim hiperrealizmem do pewnego stopnia i niedźwiedzią dlaczego przysługę Żeromski, ten chorobliwy, z rosyjska pesymistyczny gustów się żyjący do (ujawnianych współczesnego więcej pod wtór najnowszych zasad literackich). narodowi, okrutny, i KS. NIKODEM L. CIESZYŃSKI, Przedmowa do :„Wszystkim dla wszystkich stałem się” (l. Kor. X. 22). Zbiór truciciel psychy młodzieńczej, mimo że kazań przygodnych, Poznań 1927, s. pluje w twarz społeczeństwu, mają VII - IX. mimo wszystko ogromne powodzenie? Autor polemizuje z upowszechn Jedną z przyczyn to i realizm ich iającą się wśród kaznodziejów postawą powieści. akceptacji dla ścisłego wzorowania się KS. NIKODEM CIESZYŃSKI, O nowy styl kaznodziejstwa, „Gazeta Kościelna” 34 (5927) nr 28, s. 324325. na mówcach epok minionych; zaznacza że kaznodziejstwo a zwłaszcza mowy okolicznościowe to dziedzina twórczości. W zakończeniu wyraża pragnienie, Autor (rekomenduje się również aby jego kazania były świadectwem jako krytyk literacki) polemizując z usiłowań, by także formę kaznodziejst recenzentem swoich kazań (zbioru wa dostosować do nowoczesnych haseł „Wszystkim dla wszystkich stałem się” literackich i wycisnąć na niej znamię Poznań indywidualnej twórczości. 1927), odrzuca opinię o naśladownictwie i epigonizmie wobec epoki rokoka, czy też pseudoklasyczne. Jednocześnie w sposób bardzo charakterystyczny dla swoich prze- HENRYK HADUCH T.J., Zasady wymowy ogólnej i kościelnej dla użytku duchowieństwa, Kraków 1927, s. 209210. 245 S p o ż yt k o w a n i e l i t e r a t u r y ś w i e c k i e j . Kaznodzieja w w tak z w a n y c h „ k w i a t k a c h ” retorycznych, którymi zachwycają się bibliotece swojej winien jak najmniej szczególnie młode wielbicielki poezji, miejsca zostawić powieściom, poezji, które jednak budzą tylko politowanie u słowem tak zwanej literaturze pięknej. ludzi starszych A jeżeli ją czyta i poznaje, to tylko same ocenić wartość utworów homiletycz- rzeczy klasyczne i w tym celu, by nych. zaokrąglić swą wiedzę i umieć dać dobrą radę pytającym, nigdy zaś dlatego, by swoje wywody o prawdach Bożych okraszać wytworami czysto ludzkich namiętności, nierzadko i lepiej umiejących KS. STANISŁAW ŻUKOWSKI, Postulat aktualności w kazaniu. Wykład na kursie duszpasterskim we Lwowie dnia 26 września 1929, Lwów 1929. chorobliwie nastrojonych. Takie postęp owanie obniżałoby lot słów Bożych i Potrzebę formalnej odnowy kaz zamieniałoby mowę świętą w ofiarny nodziejstwa wykładowca motywuje wy dym Kaina, który nie ku górze szedł, wodem o radykalnych zmianach per- ale pełzał tylko po brudnej ziemi. cepcyjnych współczesnego człowieka, Bogate doświadczenie uczy, że Roz- w którego świecie ważną rolę pełni czytywanie się w powieściach, niby dla informacja nabrania stylu i fantazji, żadnego literatura. Proszę głębiej pomyśleć nad jeszcze kapłana nie uczyniło dobrym przyczyną kaznodzieją, a niejeden prawdziwy klasyków, a choćby pisarza czasów już talent zabiło lub sparaliżowało. naszych, mianowicie genialnego KS. ALEKSANDER PECHNIK, Słówko o niektórych brakach naszego kaznodziejstwa, „Gazeta Kościelna” 34(1927) nr 28, s. 325-326. Dalej trzeba przestrzegać kazno dziejów, zwłaszcza młodych i rozmiłow gazetowa [...] i kino, dlaczego nie lektura Sienkiewicza, wielu dziś już nie nęci [...].Język kazań winien być szlachetny, wolny od starodawnych "lepaków", ale nie przepojony także nalotem gwary nieokrzesanej tłumu pospolitego oraz dziwacznymi wyrażeniami futurystów. anych w poezji, przed upodobaniem w szumnej f r a z e o l o g i i p o e t y c z n e j , 246 KS. WACŁAW KOSIŃSKI, powieść kształcąc nasze poczucie Kazanie a rozmyślanie, w: "Przegląd artystyczne Homiletyczny" 9(1931) z. 1, s. 41. pogłębiając znajomość języka Dopoma- Tylko kaznodzieja rozmyślający może się zdobyć w kazaniu na krzyk duszy, ów krzyk duszy, który krytycy literaccy uważają za wartość nadającą poezji nieśmiertelność, np. Improwizacja wając, nie odczuwając, tworzy w nadęty, nienaturalny, przesadny, to w patosie jego wtedy nie wyczuwamy krzyku duszy, lecz coś w rodzaju falsetu i pisku, np. ga nam w pracy kaznodziejskiej, tym bardziej, że ludzie baczną zwracają uwagę na stronę formalną naszych kazań. Winniśmy przeto z tego pędu w kierunku artystycznym skorzystać, wyszkolić naszą biegłość językową i Mickiewicza. A jak poeta, nie przeży- sposób i u Konopnickiej, tak również kaznodzieja nie rozmyślający będzie głosił kazania użyć jej jako środka do zdobycia ludzi dla Chrystusa. A troska o formę jest tym donioślejsza, że i każdy z nas ma poczucie artystyczne, dzięki któremu radość w duszy powstaje pod wpływem potoczystej bogatej, barwnej i pięknej mowy . (s.32) Przez przeżycie lirycznych stron zimne, książkowe niepraktyczne. Jeżeli zaś koniecznie będzie chciał zapalić słuchaczy, to wpadnie w fałszywy patos, który na słuchaczach będzie robił wrażenie ryku, czy też pisku, powieści KS. WŁADYSŁAW MIEMIEC, Powieść w duszpasterstwie, „Ateneum Kapłańskie” 17 (1931), t. 28, 28-48, nasza subtelnieje, współcierpi i rozumie bóle ludzkie, poznaje konkretne przeżycia współczesnej duszy, stąd staje się ta dusza nigdy zaś krzyku duszy. dusza nam przemówienia bliską. nasze, Dzięki dalekie czułostkowości, nabierają specyficznego zabarwienia, temu od pewnego które można by nazwać tłem lirycznym mowy. Artykuł wszechstronnie rozważa Ono to sprawia, że choćby mowa była rolę powieści we współczesnym społe- prosta i niewyszukana chwytać jednak czeństwie; dostrzega korzyści jakie będzie za serce i do Boga prowadzić, daje w bo gdy wypadnie mówić o przeżyciach poszerzaniu kultury języka, wyobraźni i nowoczesnego człowieka nie będziemy księdzu oczytanie (m.in. znajomości psychiki ludzkiej). Właśnie 247 się gmatwać w ogólnikach, które nigdy żonglerka i pusta gra niesamowitych do słuchacza nie trafią. (s. 35) wyrazów, „łobuzeria powiedzonek i KS. A. P. [ALEKSANDER PECHNIK], Jeszcze o „nowoczesnym aforyzmów”, niesmaczne błaznowanie z rzeczy i najpoważniejszych i najświętszych - niepokoi nawet pisarzy i stylu kaznodziejskim”, ”Gazeta Kościelna” 38 (1931) nr 6, s. krytyków radykalnych. I słusznie, bo to tylko 78- 79. przykre bałwochwalców silenie formy, by się zakryć Polemika z ks. N. Cieszyńskim, pustkę treści i nieobecności ducha. który zalecał młodym kaznodziejom Typowym przedstawicielem tej tyranii („Przegląd Katolicki” Milwaukee Wis.. formy nad treścią u nas to Kaden- 1930, nr 12) „ekspresjonistyczny” styl Bandrowski drukowanych w „Przeglądzie Powszech Przedstawicielem nym” (w 1928 r.) fragmentów książki wymowie i literaturze kościelnej w Z. Falkowskiego o C. K. Norwidzie. Polsce jest ks. N. Cieszyński. FRANCISZEK ŚWIĄTEK CSSR, i Tuwim tych [...]. prądów w KS. NIKODEM CIESZYŃSKI, Kazalnica a kult Św. patronów Polski, Intelektualizm i „emocjonalizm” w „Przegląd Homiletyczny” 9(1931) z. kaznodziejstwie, „Przegląd Homile- 3, s. 169. tyczny” 13 (1935) z. 3, s. 237-238. Obecnie żyje literatura, sztuka i Autor dostrzega we współczesnej wymowa pod znakiem tyranii formy nad kulturze przerost intelektualizmu, co treścią. Jest to zresztą tylko logiczny, tłumaczy m.in. sytuacją cywilizacyjną, naturalny objaw dzisiejszej kultury, sprzyjającą którą Pisze o „przeintelektualizowaniu” absolutna można scharakteryzować: supremacja materii zanikowi uczuciowości. nad ówczesnej literatury, zwłaszcza poezji, duchem, ciała nad duszą maszyny nad nieprzychylnie wyrażając się m.in. człowiekiem. o tomiku W. Bąka Brzemię niebieskie Ekspresjonizm, impresjonizm, urbanizm (Warszawa 1934). Stwierdza także: , kubizm itd. panują wszechwładnie w Zauważyłem już kilkakrotnie - niestety, literaturze, sztuce i wymowie. Dziwacz- stronie tej „Przegląd Homiletyczny” za ne i rozdęte próżnią treści przenośne, mało poświęca uwagi - że prawdziwa 248 tylko argumentami będzie rozumował, ich odcinkiem wielkiego frontu twórczości słowami będzie gromił, w ogóle ich literackiej, i że kaznodziejstwo należy autorytetem będzie się osłaniał. - Dla do literatury pięknej. Tym samym ulega nadania ono literackich. religijnej musi ostatecznie wyjaśnić to Wprawdzie powoli i jakby niechętnie, wszystko w świetle nauki katolickiej, ale zawsze postępuje w szeregu działów uzasadnić cytatami z Pisma Św. twórczość kaznodziejska fluktuacji literackich, a prądów często jest wlecze się ciurowato na tyłach całej literackiej armii. Czyżby więc i kaznodziejstwo współczesnej, a zwłaszcza najnowsze, reprezentowane przez najmłodszych, jednak kazaniu cechy KS. JÓZEF ŁAPOT, Nauka, literatura i sztuka, w: Homiletyka duszpasterska. Zbiorowy podręcznik nauki kaznodziejstwa dla polskiego kleru, Kielce 1935, s. 296-297. uległo także niebezpieczeństwu przeWskazywać te rzeczy, mówić o intelektualizowania? Nie śmiałbymtwierdzić, że to niebezpieczeństwo już nich, powoływać się na nie, cytować je, jest, ale zdaje się, że się zapowiada. czy recytować, jeżeli chodzi o poezję, Świadczą o nim rozmaite hipertrzeźwe będzie kazania, pisane czy głoszone przez praktyki młodych. stosować się to może do wszystkich KS. WACŁAW KOSIŃSKI, Kazania narodowe, w: Homiletyka duszpasterska. Zbiorowy podręcznik nauki kaznodziejstwa dla polskiego kleru, Kielce 1935, s. 363. tylko nawiązywaniem Kościoła. do Jakkolwiek działów twórczości ludzkiej, specjalnie jednak, jeżeli chodzi o poezję, wystrzegać się trzeba częstego przetyka nia kazań literaturą świecką, wierszykami, nawet może i ładnymi, bo mamy ważniejsze źródła, by poprzeć i Ponieważ wieszczowie nasi, jak wyjaśnić głoszone zasady czy prawdy. Skarga, Mickiewicz, Krasiński, Ujejski Nauka, literatura sztuka są nieodzowne cieszą ; wprost nie wolno ich lekceważyć czy się niemal bezapelacyjną powagą w narodzie naszym, a każda pomijać w konferencjach apologetyczn myśl zbożna, zdrowa zasada polityczna ych. Poznanie tego źródła kaznodziej- znajdzie w nich uzasadnienie, dobrze skiego stwarza pomost między słuchacz będzie, gdy kaznodzieja narodowy ich ami a kaznodzieją, a wykorzystanie ich 249 obala mur uprzedni do prawdy objawionej. przesycenie kazania wyjątkami z poezji wpływa na sztuczność i zatracenie Ks. WALENTY GADOMSKI, Literackie wykształcenie kleru, „Ateneum Kapłańskie” 23 (1937), t. bliższego kontaktu ze słuchaczami. Niewątpliwie w uroczystych chwilach przy obchodach narodowych, miłe jest widziane kazanie w piękną przyobleczo 39, s. 285-287. ne formę literacką ale musi to być Artykuł dotyczy potrzeby wpro uczynione z wielkim umiarem, wyczu- wadzenia do edukacji seminaryjnej ele ciem smaku artystycznego i stosunkowo mentów z zakresu historii literatury, rzadko. głównie w celu kształcenia poprawnoś- „rodzajem literackim” zdobywa nieraz ci stylistycznej, ale również i dla poklask, ale jak słusznie zauważa poszerzenia znajomości dzieł literac- arcybiskup K.L. Jułien „zatraca .swą kich, które mogą się przydać na naturalność i bezpośredniość”. ambonie, w szkole lub w stowarzyszeni ach. Wypadnie też poddać krytycznej a spokojnej ocenie dzieła wrogie, ale powszechnie czytywane (s. 287). KS. TADEUSZ JACHIMOWSK1, Kazanie, które staje się KS. WOJCIECH PIWOWARCZYK, [rec: KS. ANTONI SZLAGO WSKI, Mowy akademickie, Warszawa 1936], „Przegląd Homiletyczny” 16 (1938) z. 1, s. 80-82. Niedomagania i potrzeby ambony Bogactwo myśli czerpie autor z miejskiej, w: Ambona polska wobec rocznicy Skargi Pamiętnik kursu odbytego w (1536-1936). homiletycznego Krakowie dnia 9-31 września 1936 roku [praca zbiorowa], Kielce 1937,151. najczystszego źródła, bo z Pism Św. Pismo Św. niby żywa krew mieni się, przesyca, ożywia całą budowę „Mów”. Prześliczna zaś i wzorowa forma językowa korzeniem tkwi w dziełach trzech Dla wytworzenia podniosłości naszych wieszczów. Stąd „Mowy” to nie tylko miła pamiątka dla tonu i nastroju kazania nie należy młodzieży pozbywać się prostoty mowy będącej materiał dla badacza - historyka, lecz niejako wyrazem wymiany zdań między zarazem jeden ze wzorowych kaznodzieją a słuchaczem. Stąd też ków naszej literatury kaznodziejskiej. akademickiej i obfity pomni- 250 KS. JAN CZUJ, Wymowa koś- czeniu tekstu refleksja: Kto mówi cielna, Warszawa 1955, s. 50. Mówca kościelny dzisiaj może też korzystać z literatury pięknej świeckiej - tak ojczystej, jak i obcej - lecz z umiarem, by nie wywołać wrażenia, że czyni to z chęci popisywania się swoją erudycją. Nasi wielcy wieszczowie i pisarze zasługują na to, by czasem ich przytoczyć nie tylko w kazaniach „patriotycznych”, ale także w innych, zwłaszcza w przemówieniach do młodzieży. Dużo głębokich myśli jest o kryzysie kazno- dziejstwa, musi zainteresować się i zbadać historię Logosu we współczesnej kulturze i we wszystkich jej objawach. […] Niektóre procesy zachodzące w naszej współczesnej cywilizacji są nieodwracalne, np. proces odebrania słowu monopolu na przekazywanie przeżyć, doświadczeń i przemyśleń; iluzją więc było by sądzić, że tylko my naszym słowem wypowiemy słuchaczowi cały świat. KS. STANISŁAW KLUŻ, Książka np. w „Zdaniach” Adama Mickiewicza. Ogólnie biorąc powinniśmy uwzględ- w ręku księdza, w: Niekoniecznie z niać tych autorów świeckich, u których Ambony, Kraków 1963, s. 130, 132. wybitna inteligencja i wiedza łączą się z żywą wiarą, gorącym uczuciem patriotycznym i współczuciem dla ludzkiej doli. Autor apeluje o aktywny, myślący stosunek do literatury, wskazując na tkwiący w niej ogromny potencjał doświadczeń człowieka, JERZY MIREWICZ T.J., Czy przydatny także w nauczaniu kazno- kryzys kaznodziejstwa?, ”Homo Dei”, dziejskim: Tak tedy szukać możemy i 27 (1958) z. 2, s. 188- 195. musimy w literaturze pięknej współ- Rozważania o kaznodziejstwie na tle rozleglej panoramy kryzysu słowa we współczesnej kulturze i pośród objawów wymienia się (s. 193) m.in. stan literatury, bezradnej wobec świata, nie umiejącej go wyrazić i „nazwać”, będącej tym samym jedynie czesnych realizacji wskazań Ewangelii, wiedzy o pragnieniach i rozterkach współczesnego człowieka, nowych pojęć i punktów widzenia, czy wreszcie świadectwa doświadczeń wewnętrznych łudzi, którzy idą po innych drogach niż my. zapisem stanów lękowych. W zakoń251 KS. JÓZEF GAWOR, Gdzie i jak szukać poezja przykładów, „ATENEUM KAPŁAŃ- obrazowaniem, myśl jest rozbudowana SKIE” 56 (1964), t. 67, s. 114. w zmysłowy kształt obrazu, bywa często Artykuł szeroko dotyczy pojętej stosowania egzemplifikacji w w zasadzie posługuje się dobrym wzorem tzw. bombardowania obrazami wyobraźni słuchacza, jest kaznodziejstwie. Z literatury pięknej modelem, można porównania, aluzje i obrazowanie na czerpać z powodzeniem. Niejedną prawdę wiary zilustruje nam Jan Kasprowicz swoim tomem „Mój świat”, Leopold Staff swym „Uchem igielnym”, ks. Jan Twardowski i ks. Paweł Heinstsch, Dante i Calderon, Karol Hubert Rostworowski i Jeny Szaniawski z daleko większym talentem oddali przysługi tematyce chrześcijańskiej, aniżeli Anatol France czy Romain Rolland niechrześcijańskiej myśli. KS. FRANCISZEK KAMECKI, jak należy fabrykować ambonie i w katechezie. KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI, Kazanie jako utwór artystyczny, „Tygodnik Powszechny” 24 (1970) nr 1, s. 5. Podstawę dla zestawienia kazania i dzieła sztuki autor postrzega w analogicznej funkcji - nie nauczającej a pośredniczącej w wydobywaniu prawdy uaktywniającej ludzkie przeżycia. Kazanie jest czymś zupełnie innym niż teologia. To tak, gdy mówimy o kazaniu [Rec.: Z głębokości... Antologia polskiej modlitwy poetyckiej..] „Homo jako gatunku literackim, jak i gdy mamy na myśli cel kazania. Kazanie ma Dei” 36 (1937) z. 3, s. 192. uobecniać rzeczywistość Bożą a więc Antologia jest zarazem obszernym materiałem homiletycznym i katechetycznym. myślowo są odpowiadają Niektóre tak utwory opracowane, czasem w że całości rozważaniom na ambonie. Są dobrym przykładem skrótu problemowego, który tak bardzo jest potrzebny we współczesnym kaznodziejstwie, a tak pełnić tę samą funkcję co dzieło sztuki. Sztuka niezależnie od tego, czy chodzi o taki jej gatunek jak utwór literacki, obraz rzeźbę, czy utwór muzyczny, ma za cel uobecnienie rzeczywistości, którą artysta miał w sobie, i którą my umiejący odebrać dzieło, potrafimy przejąć [...]. Jeżeli kazanie jest dziełem sztuki, to trzeba operować wszystkimi rzadko spotykany [...]. A ponieważ 252 elementami jakimi posługują Za centralne miejsce w posłudze się artyści, pamiętając oczywiście, że to nie słowa jest dzieło sztuki świeckie ale religijne, komunikację słowa Bożego w słowie będzie ludzkim (s. 105); postrzega w tym ono więc nosiło wszystkie specyficzne cechy aktu religijnego. Prymasa autor uznaje nawiązanie do Norwida. TADEUSZ OLSZAŃSKI, Kultura Kazanie jako utwór artystyczny jest jakąś jednością absolutnie zwartą, ale przekazu przy jego analizie możemy wyodrębnić Theologica Varsaviensia” 10 (1972) z. dwie 2, s. 315-332. części składowe: samo wygłoszenie i tekst [...]. Jeżeli kazanie słowa Bożego, „Studia Obszerne partie autor poświęca jest dziełem sztuki, to tak każdy inny odejściu kaznodziejstwa od kanonu utwór artystyczny nie jest przekazem retoryki, aprobując postawę nieufności wiadomości [...]. Powiedzmy wyraźnie: wobec zbytniej ornamentacji utożsamia prawdy wiary nie są wiadomościami, nej ze sztuką krasomówczą. Wiele które człowiek ma poznać dopiero uwag o stylu. Liczne odwołania do poprzez kazanie [...]. Rola kazania jest zupełnie inna. Powiedzmy na razie w wypowiedzi pisarzy i historyków literatury sposób ogólny: ja przez kazanie za KS. MARIAN sprawą łuski Bożej [...] muszę wywołać RZESZEWSKI, w słuchających rzeczywistość Bożą. Ja Słowo Boże dziś, „Homo Dei” 42 nie „daję”. Ona potencjonalnie tkwi w (1973) z. 3, s. 179-180. słuchaczach. Zob. rozwiniętą wersję Mówiąc o zdolności głoszenia tego tekstu w: tegoż autora Po co słowa Bożego, nie mówimy o gładkim sakramenty. Być chrześcijaninem - być mówcy ani o biegłym teologu. To może człowiekiem (Wrocław 1984, s. 251- pomóc, ale wymowny mówca i głęboki 268). teolog często nie umieją przekazać Ks. LESZEK KUC, Metoda kaznodziejska kardynała Stefana orędzia Jezusowego: mówimy o czymś dużo więcej. Dzisiejszy udany Wyszyńskiego Prymasa Polski, w: W kaznodzieja ma coś z p o e t y: jest w kierunku człowieka, pod red. Bpa takiej łączności z ludźmi, że jest ich Bohdana Bejze, Warszawa 1971, s. cząstką i tak odczuwa ich potrzeby, że 105-116. bez trudności przekazuje swe dla nich 253 ZDZISŁAW GRZEGORSKI, O zainteresowanie. Instynktownie wie, co mówić, a ludzie widzą w nim sługę kontekstualny charakter współczesnej Bożego i słuchają przyniesionego im homiletyki,” Studia Theologica orędzia [...]. Poeta współczesny jest Varsaviensia” 12 (1974) nr 1, 87, s. wrażliwy 101-102,103. na wszystko, co boli człowieka, dlatego umie go poruszyć. Umie mówić o ważnych ludzkich wartościach, bo zna nasz język. Umie np. pisać o przeżyciu miłości, nie wymieniając jej nigdy. Choć słowo to może się nigdy nie pojawić, uczucie miłości mieszka w każdym słowie. Poeta umie napisać poemat pełen nadziei, bez tej zapowiedzi: "Zamierzam pisać o nadziei”. Autor stawia tezę: Homiletyka nie może być dyscypliną wyizolowaną. Pozostając w obrębie teologii praktycznej i podtrzymując głęboko teologiczną świadomość potęgi słowa Bożego i Bożego działania, winna nawiązać żywy kontakt z pokrewnymi dziedzinami [...]. Homiletyka współczesna musi zawsze być homiletyką kontekstualną. W tym kontekście nale- TURIAN [JAN TURNNAU], Kaza ży widzieć rolę literatury: Ileż czasu nie jako gatunek literacki, „Więź” 16 człowiek spędza na kontakcie z fikcją (1973) z. 7-8. s. 53-54. literacką, skonstruowanym „światem”, Otóż wydaje mi się, że forma kazania przeżywa się. Przeżywa się wraz z powolną dezaktualizacją rodzaju literackiego, do którego należy - a mianowicie przemówienia. Coraz mniej Współczesna kultura nie faworyzuje oratorstwa, które jest dla niej sposobem zbyt „ciężkim”, zbyt „drętwym”. Kazanie zdaje się dzielić jego los. I kto wie, czy nie to właśnie jest główną kaznodziejstwa. przyczyną wewnętrznych przemyśleń, tych współczesnych „solilokwiów” odbywa w myślach człowieka, a one zaś są na pewno częścią tego wielkiego Dialogu człowieka z Bogiem, który toczy się zawsze i wszędzie. To będzie może lubimy długie przemówienia. przekazu ile kryzysu najogólniejszy wniosek dla przekazując ego ten nurt kontaktu z tajemnicą, któremu powinien towarzyszyć pewien rys pokory wobec niezbadanych dróg łaski, a także pewien optymizm i świadomość, że słuchacz ma zasób skojarzeń, przeżyć i odczuć, do których homileta może nawiązać i które musi 254 suponować. Charakterystyczny jest rys formami językowymi. Obcowanie z przekonania czytelnika do zaintereso- poezją uczyni ich wrażliwszymi na wania współczesną literaturą: Współ- piękno, bogactwo i życie słów, a czesna poezja polska, która wyłania się odpowiednio „przycytowany” dobry zza masy prób li tylko udziwniania czy wiersz hermetyczności ma najbardziej blademu produktowi ich wiele treści, które mogą być podane literackich i krasomówczych uzdolnień, jako (s.64). awangardowej, obrazy egzystencji ludzkiej, dorobek myśli człowieka zbieżny z naszym spojrzeniem. KAZIMIERZ WOJTOWICZ CR, doda rumieńców nawet ABP JERZY STROBA, Przepowiadanie i interpretacja, Poznań 1981, s. 170. Poezja w służbie chrześcijańskiego przepowiadania Dei” „Homo 46 jako jedno ze (1977) z. 1, s. 61-66. Autor ubolewa, że istnieje nikłe zainteresowanie kaznodziejstwa poezją stara się wykazać, że duch poezji nie jest obcy chrześcijańskiemu przepowiadaniu (od Biblii po współczesną teologię): dalej określić przydatność przepowiadaniu: katalogiem Autor wymienia m.in. literaturę próbuje wyraźnie poezji Poezja w jest jakby i pytań problemów dzisiejszego człowieka, któremu chcemy źródeł konkretu i ilustracji, którymi musi posługiwać się mówca, zważywszy brak u człowieka współczesnego przystosowania do myś lenia abstrakcyjnego; winny one być wykorzystane w sposób, któryby wychowywał słuchacza do refleksji nad rzeczywistością i prowadził go do przeżywania wartości duchowych i nadprzyrodzonych lub do tęsknoty za nimi. KS. JERZY CHMIEL, Wstęp do: głosić orędzie zbawienia. Poezja jest Z Chrystusem. Szkice homilii chrzciel- zwierciadłem nych, ślubnych i pogrzebowych, gleby, w którą sieje się Boże ziarna [...]. Kaznodzieje - jako stróże, tłumacze i głosiciele Kraków 1983, s. 12. Do tego, co stanowi kontekst Bożego słowa - nie mogą w żadnym egzystencjalny w homilii autor zalicza wypadku, też literaturę. Zwłaszcza język poezji powołania, z żywą pod groźbą stracić mową, z zdrady kontaktu może oddać duże usługi. Poezja aktualnymi bowiem - oczywiście dobra poezja 255 eliminuje zakłamanie, a poprzez stru- Zostaje podany powód, dla kturę języka i obrazowania sięga do którego kaznodzieja sięga niekiedy do autentycznych wartości i ich przeżyć. poezji (w formie cytatów): Dlaczego Cała rzecz w tym, by takie odpowiednie poezja? Nie dla ozdoby, lecz dla przykłady znaleźć. Dawniej były różne osiągnięcia pewnych efektów w prze- antologie i podręczniki; dziś najlepiej kazie słowa Bożego. Piękno ujęcia samemu je zbierać. poetyckiego może – w przekonaniu KS. JANUSZ ST. PASIERB, Od autora - ułatwić oddziaływanie na kaznodziejstwa do homilii, Pelplin słuchaczy w kierunku wytworzenia w 1983, s. 14-15, 17- 23, 39. nich aprobaty dla przekazywania treści. W swoich rozważaniach autor Odwołanie się do zamieszczonego podkreśla, że kazania są pomnikami prawie literatury, kreśli krótki zarys historii poetyckiego zależy od uznania samego kaznodziejstwa, wskazując na jego duszpasterza, jeżeli nie ma zrozumienia związki z literaturą poszczególnych dla poezji, po prostu je pominie przy epok; odrębny rozdział nosi tytuł wygłaszaniu homilii. Mickiewicz o kaznodziejstwie ( s . 1 7 2 3 ) . W c z ę ś c i postulatywnej p i s z e : Artyzm wypowiedzi polega dzisiaj na zwięzłości, Warto jest prostocie czytać w każdej homilii tekstu ANDRZEJ KIJOWSKI, Religia i literatura, w: tenże, Tropy, Poznań 1986, s. 143. i jasności. współczesną Kościół musi stworzyć literaturę literaturę, bo w ten sposób możemy własną. To nie oznacza kościelnej czy kontaktować się z językiem aktualnym, „katolickiej” współczesnym, i to w wydaniu, które na dramatu, katolickiego kina. To będzie ogół zawsze marne, zawsze drugorzędne, bo nie występuje w środkach STANISŁAW OLEJNIK, Słowo wstępne, w: „Jam jest Drogą, Prawdą i Życiem” (J 14,6). Homilie niedzielne i świąteczne, Warszawa 1985, s. 9. katolickiego napiętnowane tendencją, która te ro- masowego przekazu . KS. powieści dzaje sztuki pisarskiej i kreacyjnej zabija. Wszelka sztuka przedstawieniowa jest rekonesansem w dziedzinie zła wysuniętym tak daleko, że przybiera jego znamiona jak szpieg działający w kraju wroga. Kościół to drzwi otwarte na 256 świat Boży, literatura kościelna jest i zwróconej na zewnątrz, oczyszczonej z ksenofobii powinna być sztuką przedstawiania – s. 24). świata Bożego. Więc chodzi o to, aby literaturą, aby sztuką słowa stało się na powrót kaznodziejstwo, tak jak nim było WACŁAW OSZAJCA, Słowo, jego hipostaza i sakramentalność, "Akcent" 9 (1988) z. 4, s. 12. za czasów Ambrożego, Bossueta i W rozważaniach o sztuce kaznod Piotra Skargi. ANTONI BEDNAREK, Pożegnanie Sienkiewicza. Mowy kaznodziejskie nad trumną pisarza, „Życie i Myśl” 1987 z. 3-4, s. 78-83. ziejskiej Jana Pawła II, autor konstatuje: Jego słowo - kazanie, siłą rzeczy przybiera formą poematu prozą, którego główną, podstawową strukturą jest hymn. Można by się z powodzeniem Omówienie głównych przejawów pokusić o taką rekonstrukcję retorycznych i obecnej w tych kazaniach analityczną jego kazań. Rekonstrukcję motywiki. zmierzającą do odtworzenia tego JACEK ŁUKASIEWICZ, Homilie polskie, „Więź” 30 (1987 ) z. 1, s. 12-24. najbardziej pierwotnego zapisu, hymnu, który następnie rozbudowany stał się kazaniem - poematem i nie Artykuł dotyczy homilii i przemówień byłoby w tym niczego obrazoburczego. Jana Pawła II wygłoszonych podczas jego Tak przecież pisał Jan od Krzyża. Dalej pielgrzymek do Polski. Badacz ustala poetów, dokonuje „rekonstrukcji” wybranego których najczęściej przywoływał papież. Przede fragmentu kazania, nadając mu kształt wszystkim Norwida i mniej i inaczej struktury wierszowej. Mickiewicza, pomija Krasińskiego. Nadto Skargę, Sienkiewicza, Reymonta, Konopnicką, Staffa, Wyspiańskiego, Gołubiewa (s. 17). Odrębny passus (s.24) zostaje poświęcony roli tych homilii w relacji z literaturą; pokazały miarę KS. MAREK Formacja STAROWIEYSKI. kulturowa przyszłych kapłanów, „Ateneum Kapłańskie” 81 (1989), t. 112, s. 401. autorytetu (Autorytet naszej literatury ujawniał Jeden z postulatów odnoszących się do się w słowie, ale nigdy nie pochodził z samej kształcenia kleryków: Oczytanie pozwa- sztuki układania słów - s. 24), ukazały raz la na wykorzystanie w duszpasterstwie jeszcze wielkość tradycji romantycznej (zawsze literatury [...], daje łatwość wychwyty257 wania problemów i przekazywania ich l między estetyką języka kaznodziejskiego, a udziom. estetyką Na najprościej ludziom przykładzie jest literatury w końcu istnienie języka współczesnej literatury. pokazać Postulowana estetyka języka kazania nie stoi w kultury sprzeczności z naturalnością, neutralnością i wielkiej katolickiej. prostotą – cechami charakteryzującymi RYSZARD PRZYBYLSKI, współczesny język, gdyż i sztuka współczesna Przedmowa, w: tenże, Homilie na Ewangelię tymi cechami się odznacza. Obserwujemy w niej Dzieciństwa. Szkice z teologii biblijnej malarzy i dążenie do prostoty formy i głębi przekazu. W poetów, Paryż 1990, s. 11-15. teatrze obserwuje się dyskrecję środków Autor nadmienia, że choć jego „homilie” teatralnych, hamowanie objawiania uczuć, nigdy nie zostały wygłoszone, usprawiedliwia je prostotę i naturalność; w poezji głosi się to, że oferują wspólną lekturę Pisma. Wskazuje programową „antypoetyckość”, zrywa się ze też na pokrewieństwo homilii i eseju (s. 11). śpiewnością rytmu i rytmicznością zwrotki, ANTONI słownik BEDNAREK, Mały kaznodziejów (wystąpienia okolicznościowe od romantyzmu po okres międzywojenny), Lublin 1992. skrywa się osobiste uczucia i wzruszenia. Dbający o piękno swojej wypowiedzi kaznodzieja musi o tym pamiętać. (s. 117). Ks. WIESŁAW WILK , Pierwsza w polskim piśmiennictwie naukowym próba wypracowania leksykograficznego kanonu postaci kaznodziejskich ze względu na ich zainteresowanie literaturą.. Z pogranicza literatury i przepowiadania. Szkice i teksty, Sandomierz 1993. Wnikliwe opracowanie tematu, analiza GERARD SIWEK, CSsR, wszelkiego rodzaju reakcji między przepowiadaniem a literaturą. Przepowiadać skuteczniej. Elementy retoryki Trafnie i precyzyjnie wskazane zostały kaznodziejskiej, Kraków 1992. role literatury w kaznodziejskim posłu- Autor przywołuje Gorgiasza, który udowadniał, służy uchwyconą rzeczywistość, przedstawio- przekonywaniu […] i zaliczał sztukę wymowy do ną światem fikcji literackiej, z jej sztuki w znaczeniu literatury pięknej (s. 111). zasadami istnienia, działania oraz za- Stawia też problem estetyki kaznodziejskiej, sobem znaczeń i odniesień, skonfrontow dokonując najpierw przeglądu stanowisk na ten ać i ocenić w świetle naszego doświadc temat w perspektywie historycznej. Co do zenia życiowego, naszej wiedzy i posta- współczesności badacz postuluje analogię wy ideowej, z uwzględnieniem zakotwic że podobanie się giwaniu. Z kolei chodzi o to, aby tę 258 zenia ich w słowie Bożym i doktrynie Czytanie twórcze pomocą w „Kronika Kościoła. Z tego spotkania z dziełem pracy sztuki i kaznodzieja wychodzi ubogaco- Archidiecezji Przemyskiej” 1994 z. 4, ny. Rodzi ono bowiem wiele myśli i s. 569-573. kaznodziei, odczuć, dodaje otuchy lub przeraża, Ważne by kaznodzieje dużo niepokoi czy nawet oburza i zachęca do czytali, co jest motywowane tradycją polemiki. Skłania też do chęci przeka- historyczną. zania swych doznań i obserwacji innym, RYSZARD HAJDUK CSRS, aby ubogacić ich przeżycia i doświad- Leczyć rany serc złamanych. czenia. (s. 37) Zatem literatura poprzez Przyczynek do kaznodziejstwa terapeu- swą funkcję antropologiczną przybliża tycznego, Kraków 1996. Pośród wielu zagadnień (m.in. rzeczywistość i problemy egzystencjalne człowieka w swych najgłębszych dramat dotyczących języka i ach i pytaniach, złożoności i prawdzie. kaznodziejstwie terapeutycznym) dwa Ten skomplikowany świat człowieka, podrozdziały Metafora (s. 141-142; wprowadzony do kazania, stwarza przemawia bardziej dialogu w bezpośrednio; go niewłaściwe jej użycie zniekształca i oświetlenia odwieczną prawdą słowa rzeczywistość) oraz Opowiadanie jako Bożego. (s. 38). forma literacka (s. 147-151; ma ono możliwość uporządkowania Ks. JERZY SZYMIK, wzbudzać zainteresowanie, przekazy- W poszukiwaniu teologicznej wać informacje, ale charakteryzuje się głębi literatury, Katowice 1994. też Mowa jest (s. 86-105) m.in. o wykorzystywaniu literatury w chrześcijańskim przepowiadaniu (m.in. w homiletyce) dzięki kilku najważniejszym jej funkcjom intencją wykorzystywane, gdy JAN MIODEK, coś Liryk współczesnej ambony, w: Bp. Józef Zawitkowski, Kochani Świętokrzyskie świadka doświadczania wiary, funkcji Warszawa 1996, s. 5-8. Ks. JAN TWARDY, trzeba określić, dowieść albo wyznać (s. 149). (katartyczno-psychologicznej, profetycznej i kerygmatycznej). bywa performatywną; Badacz literacką kazania zwraca erudycję moi. radiowe, uwagę mówcy (s. na 8); kazania te stawia blisko religijnego 259 najbliższego 10). Badacz podkreśla, że prymas był formom wierny przekonaniu o ścisłym związku wypowiedzi (s. 5); zwraca uwagę na literatury, tradycji i kultu religijnego (s. rolę cytatu literackiego (s. 7). 16); romantyczny rodowód ma też jego eseju literackiego rodzajowo KI, – lirycznym Ks. WALDEMAR WOJDEC- pojmowanie Arcybiskup Antoni Szlagowski dziejów kultury narodowej (geneza kaznodzieja Warszawa Warszawy, 1997. narodowa, trójfazowej kulminacja konstrukcji i przyszłość życia narodowego. – s. 17). Wyszyński Tu rozdział IV pt. Tworzywo najczęściej odwoływał się do mów i konferencji (s. 83-122), w wieszczów, Norwida i Sienkiewicza; ramach którego podrozdział Tworzywo także do Reja, Reymonta (s. 23). JERZY SIKORA, Literackość świeckie (s. 98-99), gdzie mowa o znajomości literatury. Szlagowski kazań kard. Stefana Wyszyńskiego, w: uważał, że nadaje ona (między innymi) Prymas Wyszyński a kultura katolicka, kaznodziejstwu charakter rodzimy, a pod najpełniej Warszawa 2002, s. 97-122. wyrazili i rozumieli to (ducha narodu): Mickiewicz, Słowacki, Krasiński; najczęściej też cytowani. motywy W Krzysztofa prymasowskich występuje BOGUSŁAW DORPAT, Romantyczne red. dialog w Dybciaka, kazaniach przestrzeni intertekstualnej – z innymi tekstami, w zwłaszcza z Biblią, także z utworami duszpasterstwie narodowym prymasa literackimi Stefana Wyszyńskiego, w: Prymas nawiązania: Wyszyński a kultura katolicka, pod przywołanie tytułu dzieła, jego autora red. Krzysztofa Dybciaka, Warszawa (s. 104). 2002, s. 9-24. tego, stosowanej Wyszyńskiego przez cytat, rozmaite parafrazę, ANNA ŁEBKOWSKA, Zamierzam udział – krótko co rozpatrzyć romantyczne przez (raczej w prymasa właśnie W stronę literackości. Opowiada nia Kazimierza Przerwy –Tetmajera w kazaniach ks. Józefa Tischnera, w: Retoryka na ambonie. stosowanej niż definiowanej) koncepcji Z problemów współczesnego kazno- polskiej tradycji kulturalnej, mającej w dziejstwa, pod red. Piotra Urbańskie- głównej mierze oblicze literackie (s. go, Kraków 2003, s. 215-239. 260 Autorka analizuje dwa zbiory kazań ks. Tischnera (Boski młyn, Kraków 1992 oraz Idzie o honor, red. Włodzimierza Brońskiego, Lublin 2006. Apel o refleksyjne czytanie Kraków 1994) i rolę jaką pełnią w nich tekstów (także literackich). Czytanie cytaty, zwłaszcza Na Skalnym Podhalu pomaga kształcić wyobraźnię twórczą, Tetmajera. uczy form narracji i opisu. Jest zatem rzadko Podkreśla, pełnią tu exempla że rolę wyłącznie pożyteczne, gdyż kazanie należy dydaktyczną, bardziej służą jako pomoc wygłaszać z pamięci w formie mowy we wnioskowaniu, a także osądzaniu, żywej. Dlatego w ramach ćwiczeń krótko seminaryjnych z homiletyki, a także z mówiąc właśnie – w kształtowaniu przekonań (s. 230). Stąd niektórych konkluzja natury ogólnej: z często katechetyki) należy zadawać literaturę powracających w kazaniach motywów piękną, każdemu studentowi inną, tego jest samego lub różnych autorów (s. 113). widzenie świata, umiejętność patrzenia nań i dostrzegania w nim przedmiotów (np. z Ks. WŁODZIMIERZ tego, co nie zawsze daje się łatwo BROŃSKI, uchwycić – a wtedy literatura okazuje alumnów w wyższych seminariach się nieoceniona (s. 231). duchownych ANTONI BEDNAREK, Formacja homiletyczna w Polsce. Studium homiletyczne, Lublin 2007. M. in. o potrzebie czerpania z Biedermeierowski franciszkanizm (pożegnanie Stanisława Jachowicza); literatury współczesnej (s. 164) oraz Homilie konieczności domowe księdza Jana Twardowskiego, w: tenże, Franci- zajęć fakultatywnych (konwersatorium) z literatury (s. 298). szkańskim tropem (szkice z historii ANTONI BEDNAREK, Setnik literatury), Niepokalanów 2004, s. 24- oratorów polskich XIX i XX wieku, 28, 91-98. Lublin 2008. Pierwszy szkic dotyczy kazań Kompendium leksykograficzne żałobnych poświęconych Jachowiczo- pomyślane jako poczet oratorów, a więc wi, drugi - kazaniom kapłana-poety. i kaznodziejów, których prezentacja Ks. JAN TWARDY, uwzględnia aspekt literacki. Kształcenie kaznodziei twórczego, w: Integralne kształcenie kaznodziei, pod 261 JERZY SIKORA, Od słowa do słowa. Literackość współczesnych kazań, Warszawa 2008. Pierwsza w piśmiennictwie naukowym próba opracowania tematu. Kazanie jest gatunkiem normatywnym, którego stopień normatywności zmieniał się w zależności od określonej epoki historycznej (s. 43) prawem wszystkich gatunków Literackość wyznacza literackich. obecny w kazaniu wymiar symboliczny, łączący się z naddaniem sensu, który nie wyczerpuje się w tym, co dosłowne, jednowymiarowe (s. 44). Kazania i homilie są gatunkami intertekstualnymi (s. 44). W książce znajduje się także omówienie literackich cech i wartości kaznodziejstwa kard. Stefana Wyszyńskiego, pap. Jana Pawła II, ks. Jana Twardowskiego, Ks. Józefa Tischnera, bpa Józefa Zawitkowskiego. 262 KAZANIA KU CZCI PISARZY G ó r n i c k i L., Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Klementyny z Tańskich H o f f m a n o w e j miana w kościele oo. Reformatów w Krakowie dnia 27 listopada 1845 przez […], Kraków 1848. K a j s i e w i c z H., Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp. Klementyny z Tańskich H o f f m a n o w e j zmarłej 21 września 1845 roku […], w: tenże, Kazania i mowy przygodne […] z. 2, Paryż 1848, s. 151-166. K a j s i e w i c z H., Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie W i t w i c k i m […] powiedziana dnia 23 kwietnia 1847 podczas nabożeństwa żałobnego w kościele s. Klaudiusza, w: tenże, Kazania i mowy przygodne […], s. 309-329. P o d o l s k i E., Kazanie przy żałobnym nabożeństwie za duszę […] Marii W i r t e m b e r s k i e j miane w kaplicy niemieckiej w Londynie, Paryż 1854. J a n i s z e w s k i J. CH., Mowa żałobna na cześć śp. Adama M i c k i e w i c z a miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę jego odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855 przez […], w: tenże, Dwadzieścia mów i kazań mianych przez […], Lwów 1878, s. 71-80. P r u s i n o w s k i A., Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę śp. Adama M i c k i e w i c z a odprawionym w Poznaniu w kościele św. Marcina dnia 15 stycznia 1856, Grodzisk 1856, przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania […], Poznań 1884, s. 202-213. [M a l e w i c z W.], Mowa księdza z Litwy miana na pogrzebie Adolfa J a n u s z k i e w i c z a zm. 18 czerwca 1857, Paryż 1857. L e s z c z y ń s k i P r o k o p J. T., Mowa ku uczczeniu pamięci Stanisława J a c h o w i c z a miana d. 23 stycznia 1858 roku w kościele O. O. Kapucynów, Warszawa 1858. [Mowę napisaną przez ojca Prokopa powiedział o. A n i c e t]. 263 [K o ź m i ń s k i H], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Stanisława J a c h o w i c z a dnia 16 stycznia 1858 w kościele Karola Boromeusza przez jednego z O. O. Kapucynów, Warszawa 1858. P r u s i n o w s k i A., Mowa żałobna za duszę Zygmunta K r a s i ń s k i e g o w Poznaniu w Kolegiacie św. Maryi Magdaleny dnia 30 marca 1859 roku, Grodzisk 1859, przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania […], Poznań 1884, s. 279-289. J e ł o w i c k i A., Mowa pogrzebowa na cześć Karola S i e n k i e w i c z a miana w Montmorency 21 maja 1860 roku […], Paryż 1861, przedruk w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej tudzież nauki przedślubne, mowy pogrzebowe i kazania przygodne przez […], Paryż-Berlin 1868, 1872, s. 489505. G o l i a n Z., Kazanie […] miane na pogrzebie śp. Maurycego M a n n a, w: Mowy pogrzebowe na pogrzebie M. Manna dnia 15 listopada 1876, Kraków 1876, s. 5-37. K r e c h o w i e c k i A, Przemówienie na żałobnym nabożeństwie d. 15 marca 1876 r. w kościele archikatedralnym odbytym za duszę śp. Seweryna G o s z c z y ń s k i e g o, Lwów 1876. P e l c z a r J. S., Mowa miana w katedrze przemyskiej w czasie żałobnego nabożeństwa śp. Seweryna G o s z c z y ń s k i e g o, „Przegląd Lwowski” 1876, t. 11, s. 632-640, przedruk pt. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę […], w: Niektóre kazania i mowy przygodne J. S. Pelczara […], Przemyśl 1916, s. 139-149. C h e ł m i c k i Z., Nad zwłokami śp. Antoniego E. O d y ń c a mowa […], Warszawa 1885. K o p y c i ń s k i A., Mowa na obchodzie pogrzebowym odbytym […] dnia 19 lutego 1885 roku w Tarnowie za spokój duszy śp. Antoniego E. O d y ń c a zmarłego w Warszawie dnia 15 stycznia 1885 miana przez […], Tarnów 1885. O k s z a S t a b l e w s k i F., Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława K o ź m i a n a […] powiedziana w kościele parafialnym w Brodnicy 27 kwietnia 1885, Poznań 1885, przedruk w: Arcybiskupa F. Okszy Stablewskiego Mowy żałobne […], Poznań 1912, s. 275-290. 264 K r a j e w s k i A., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Bohdana Z a l e s k i e g o wypowiedziana w Katedrze Krakowskiej dnia 15 kwietnia 1886 r. przez […], Kraków 1886. C h o t k o w s k i W., Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego K r a s z e w s k i e g o w Krakowie w Kościele Archiprezbiterialnym N. P. Maryi dnia 18 kwietnia 1887 r. przez […], Kraków 1887. [ks. J. Ł.], Mowa z okazji uroczystego nabożeństwa za spokój duszy śp. Agatona G i l l e r a odprawiona, Kraków 1887. C h o t k o w s k i W., Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama M i c k i e w i c z a powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku przez […], Kraków 1890. M a c h F., Mowa na nabożeństwie żałobnym odprawionym dnia 4 lipca 1890 w kościele farnym w Krośnie za spokój śp. Adama M i c k i e w i c z a z okazji sprowadzenia jego zwłok z Paryża do Krakowa na Wawel, Krosno 1890. B o g d a l s k i Cz., Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila L e n a r t o w i c z a do grobu Zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 przez […], Kraków 1893. G n a t o w s k i J., Mowa żałobna podczas nabożeństwa za duszę śp. Kornela U j e j s k i e g o, urządzonego staraniem reprezentacji stołecznego miasta Lwowa w kościele archikatedralnym w piątek dn. 1 października 1897, Lwów 1897. P e l c z a r J. S., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Adama M i c k i e w i c z a (miana 27 czerwca 1898 w kościele N. P. Maryi w Krakowie), w: tenże, Niektóre kazania i mowy przygodne […], Przemyśl 1916, s. 139-149. A d a m s k i J. S., Mowa o miłości ojczyzny wypowiedziana w katedrze lwowskiej łacińskiej w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Juliusza S ł o w a c k i e g o w 50 rocznicę jego zgonu (29 IV 1899), Lwów 1899. C z e c z o t t W., Mowa żałobna na 50 rocznicę zgonu śp. Adama M i c k i e w i c z a wypowiedziana 25 listopada 1905 roku w kościele św. Katarzyny w Petersburgu, Wilno 1906. M o m i d ł o w s k i S., Kazanie w 50 rocznicę śmierci Adama M i c k i e w i c z a [wygłoszone w katedrze w Przemyślu w roku 1906], w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 48-56. 265 J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Stanisława W y s p i a ń s k i e g o [zm. 1907], w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917, s. 79-85. C z e c z o t t W., Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę śp. Jadwigi Ł u s z c z e w s k i e j – D e o t y m y, Wilno 1908. G n a t o w s k i J., Nieśmiertelnej pamięci D e o t y m y. Słowo żałobne nad zwłokami śp. Jadwigi Ł u s z c z e w s k i e j 22 września 1908, Warszawa 1909. J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. D e o t y m y zm. 1908, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, s. 117-126. M o m i d ł o w s k i S., Kazanie wygłoszone na nabożeństwie za duszę poety dnia 25 stycznia 1908 w setną rocznicę urodzin Wincentego P o l a, w: Kazania przygodne, t. 1, s. 89-95. D i ę d z i e l e w i c z J., Mowa wygłoszona w dniu 3 kwietnia 1909 w archikatedrze lwowskiej po nabożeństwie za duszę poety, w: W. Hahn, Rok S ł o w a c k i e g o Księga pamiątkowa obchodów urządzonych ku czci poety w roku 1909, Lwów 1911, s. 59-61. J a s i ń s k i W., Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50 rocznicę zgonu [1909] Zygmunta K r a s i ń s k i e g o, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, Warszawa 1913, s. 15-24. J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie w setną rocznicę urodzin [1909] Juliusza S ł o w a c k i e g o, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, s. 23-38. T e o d o r o w i c z J., S ł o w a c k i dzisiejszej poezji [fragment kazania w katedrze ormiańskiej we Lwowie 31 października 1909], w: W. Hahn, Rok Słowackiego, s. 88-100. C z e c z o t t W., Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja w kościele św. Katarzyny w Petersburgu na nabożeństwie za duszę śp. Elizy O r z e s z k o w e j, Wilno 1910. J a s i ń s k i W., Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie za śp Elizę O r z e s z k o w ą [zm 1910], w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, s. 47-52. 266 J a s i ń s k i, Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za spokój duszy śp. Marii K o n o p n i c k i e j 14 X 1910, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, s. 37-44. J a s i ń s k i W., Przemówienie na żałobnym nabożeństwie w stuletnią rocznicę narodzin Zygmunta K r a s i ń s k i e g o dnia 22 II 1912, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t.1, s. 27-34. M o m i d ł o w s k i S., Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa w katedrze przemyskiej dn. 19 II 1912 r. w setną rocznicę urodzin Zygmunta K r a s i ń s k i e g o w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, s. 66-75. S z l a g o w s k i A., Mowa nad zwłokami śp. Bolesława P r u s a powiedziana w kościele św. Aleksandra dnia 22 maja 1912 r., w: tenże, Mowy narodowe, Poznań 1927, s. 19-22. W ł a d z i ń s k i J., Wspomnienie pośmiertne. Non omnis moriar (Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa żałobnego odprawionego w kościele powizytkowskim za spokój duszy śp. Aleksandra G ł o w a c k i e g o [B. P r u s a]), „Ziemia Lubelska” 1912 nr 142, s. 3, nr 143, s. 2, nr 145, s. 2, nr 153, s. 3, nr 155, s. 3, nr 161, s. 2. F a l k o w s k i Cz., Mowa żałobna podczas nabożeństwa za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a w kościele św. Katarzyny dnia 22 XI 1916, „Życie Kościelne” 1916 nr 23-24, s. 8-13. G r a l e w s k i J., [fragment mowy wygłoszonej 22 XI 1916 w Vevey], w: J. Czempiński, „Na ojczyzny łono”…Opis przewiezienia zwłok nieśmiertelnego duchowego przywódcy narodu, genialnego pisarza Henryka S i e n k i e w i c z a z Vevey, gdzie zmarł, do Warszawy oraz pogrzebu w stolicy i uroczystości żałobnych, Warszawa 1927, s. 13. K ł o s J., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a w kolegiacie farnej w Poznaniu dnia 28 listopada 1916, Poznań 1916. K u p c z y ń s k i A., Mowa wygłoszona podczas nabożeństwa żałobnego za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a w Pelplinie 4 grudnia 1916 […], „Pielgrzym” 1916 nr 148, s. 1-2. 267 M a c i e j o w s k i A., Mowa wypowiedziana w Bazylice Płockiej z powodu zgonu Henryka S i e n k i e w i c z a dnia 22 listopada 1916, Płock 1916. M o m i d ł o w s k i S., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę Henryka S i e n k i e w i c z a wygłoszona w katedrze przemyskiej dnia 22 listopada 1916, Przemyśl 1917, przedruk w: tenże, Kazania przygodne t.1, s. 76-88. N o w a k o w s k i M., Mowa wygłoszona w Królewskiej Katedrze Warszawskiej podczas nabożeństwa za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a, Warszawa 1916. P ę c h e r s k i C., Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a odprawionym we Włocławskiej Bazylice Katedralnej […] dnia 21 listopada 1916, Włocławek 1916. S z n a r b a c h o w s k i F., Mowa żałobna wygłoszona przez … w Kościele św. Aleksandra w Kijowie na nabożeństwie za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a dnia 23 listopada 1916 r., Kijów 1916. T o m a n e k R., Hetman słowa i czynu. Mowa żałobna, którą wygłosił na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka Sienkiewicza w kościele Braci Miłosierdzia w Cieszynie dnia 16 grudnia 1916 …, Cieszyn 1917. C i e s z y ń s k i N., Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp. Henryka S i e n k i e w i c z a w Berlinie w kościele św. Jadwigi w styczniu 1917 r. (powtórzona później 21 stycznia 1917 r. w Poznaniu w kościele Matki Bolesnej na św. Łazarzu), Poznań 1917, przedruk w: tenże, Lud jako lew się podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, Poznań 1921, s. 23-38. Mowy żałobne wygłoszone w różnych kościołach przez kapłanów diecezji sandomierskiej ku uczczeniu śp. Henryka S i e n k i e w i c z a, Sandomierz 1917, tu: H. C z e r n i k, J. G a j k o w s k i, W. K o r p i k i e w i c z, Sz. P i ó r o, P. P o s ł u s z y ń s k i, J. R o k o s z n y (jego kazanie wygłoszone w Radomiu w dniu 22 listopada 1916 przedrukowane zostało w: tenże, Mowy podczas wielkiej wojny 1915-1920, Radom 1921, s. 33-39), K. S z y k u l s k i, R. Ś m i e c h o w s k i. T e o d o r o w i c z J., Wobec ideałów S i e n k i e w i c z a. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Sienkiewicza w kościele Mariackim w Krakowie przez […], Kraków 1917. 268 S z l a g o w s k i A.., Mowa w drugą rocznicę zgonu Henryka S i e n k i e w i c z a powiedziana w katedrze Metropolitalnej św. Jana dnia 15 listopada 1918 r., w: tenże, Mowy narodowe, s. 54-58. M a r k i e w i c z P., Mowa przeora [na Jasnej Górze 25 X 1924], w: J. Czempiński, „Na ojczyzny łono”… Opis przewiezienia zwłok […] Henryka S i e n k i e w i c z a […], s. 161-166. S z l a g o w s k i A., Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka S i e n k i e w i c z a do podziemi w katedrze św. Jana w dniu 27 października 1924 roku, w: tenże, Mowy narodowe, s. 223-227. S z l a g o w s k i A., Mowa nad zwłokami Jana G n a t o w s k i e g o prałata domowego Jego Świątobliwości, wybitnego literata polskiego powiedziana w kościele św. Ducha 12 października 1925 r., w: tenże, Mowy narodowe, s.243-247. S z l a g o w s k i A., Mowa nad zwłokami śp. Władysława R e y m o n t a powiedziana w katedrze Metropolitalnej św. Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże, Mowy narodowe, s. 255-258. F a l k o w s k i Cz., Na sprowadzenie prochów S ł o w a c k i e g o. Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa na dziedzińcu uniwersyteckim Piotra Skargi w Wilnie 28 VI 1927, Wilno 1927. G o d l e w s k i M., Mowa wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia prochów S ł o w a c k i e g o, „Nowa Biblioteka Kaznodziejska” 1927, s. 183-187, przedruk w: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusza Słowackiego [14-28 czerwca 1927 r.]. Ze sprawozdań zestawił J. Wiśniowski, Kraków 1927, s. 113-118. L i s i e c k i A., Mowa przy trumnie Juliusza S ł o w a c k i e g o w Katowicach, w: Pochód na Wawel […], s. 68-69. M o m i d ł o w s k i S., Kazanie na nabożeństwie żałobnym w dzień pogrzebu [28 czerwca 1927 r.] Juliusza S ł o w a c k i e g o, w: tenże, Kazania przygodne t. 1, s. 57-65. S z l a g o w s k i A., Mowa nad prochami S ł o w a c k i e g o w katedrze św. Jana dnia 27 czerwca 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, Warszawa 1936, s. 9294. 269 S z l a g o w s k i A., Mowa podczas złożenia w murach kościoła św. Krzyża serca śp. Władysława R e y m o n t a oraz odsłonięcia w tymże kościele tablicy pamiątkowej dnia 4 grudnia 1929, w: tenże, Mowy akademickie, s. 172-173. S k a z i ń s k i S., Mowa żałobna nad trumną Jana K a s p r o w i c z a wygłoszona na starym cmentarzu w Zakopanem 1 sierpnia 1933, „Kurier Poznański” 1933 nr 360, s. 3. M i c h a l s k i K., Pochodnia gorejąca, Przemowa nad trumną Karola Huberta R o s t w o r o w s k i e g o dn. 7 II 1938, „Czas” 1938 nr 43 (odb. Warszawa 1938). 270 SPIS TREŚCI I Preliminaria (Pośród znaków zapytania) ……………..…………….3 II Żywotność paradygmatu romantycznego ………………………….29 III Zjawiska: preferencje tematyczne w tekstach i mikrotekstach (1830-1939) ……………………….……...………..56 1. Kaznodziejstwo w kręgu opinii, wyobrażeń i legend… …….. 58 2. Z ambony o literaturze……………………………………… ..77 3. Kaznodziejskie portrety trumienne pisarzy…….………….… .83 4. Sztuka wstępu (Z dziejów exordium w kaznodziej- stwie okolicznościowym XIX i XX wieku…………………109 5. Modlitwy kaznodziejskie…………………………………….129 6. Spiętrzenie tradycji (Międzywojenne kaznodziej- stwo okolicznościowe)……………………………….………142 IV Konterfekty kaznodziejskie (XIX i XX w.)……………………...151 Naczelnym wśród kaznodziejów (romantyków) był artystą. (Ludwik Trynkowski–1805-1849)………………………….153 Maksymilian Małopolski (1820-1864) – kaznodzieja z romantyczną wyobraźnią……………… ……………… .166 Romantyczni kaznodzieje wielkopolscy…………………… 174 Władysław Chotkowski (1843-1926)……………………… 187 Kaznodzieja młodopolski……………………….. ………… 195 Poszukiwanie mesjańskie (Kazania Abrahama Ozjasza Thona).203 W majestacie literatury (o Antonim Szlagowskim)………… 211 Summa patriotyczna (Józef Teodorowicz 1864-1938)…… 219 V Zamknięcie (Sugestie badawcze)……………… ……… 225 VI Bibliografie …………………………………………………… 229 Bibliografia przedmiotowa i pomocnicza…… . 230 Kaznodziejstwo i literatura w refleksji homiletycznej XIX i XX wiek u (Bibliografia adnotowana)……………………… . 234 271 Kazania ku czci pisarzy…………………………………… 262 272