Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres

Transkrypt

Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres
Antoni Bednarek
Sztuka kaznodziejska od romantyzmu po okres
międzywojenny z rekomendacji historyka literatury
Praca doktorska pisana pod kierunkiem
Prof. dr. hab. Krzysztofa Dybciaka
na UKSW
Nie chcę mówić o sobie, wolę mówić o innych, problem
wszakże w tym, że nie było nikogo, kto intensywniej niż
pozostali zajmowałby się literaturą, zawierającą przecież w
sobie źródło prawdziwej sztuki wymowy […].
Cyceron
Słowo żywe musi być jak słowo pisane, które się śpieszy;
słowo pisane zaś jak słowo żywe, które zwalnia biegu.
Fernand Paten
Dziekan Rady Adwokackiej w Paryżu
2
ROZDZIAŁ I
PRELIMINARIA
(Pośród znaków zapytania)
3
Myślę, że byłem zbieraczem. Jedni zbierają stare książki, inni
porcelanę, jeszcze inni motyle; ja zbierałem ludzkie myśli.
Myśli o zagadnieniach filozofii, o szczęściu, o sztuce. A jak to
często bywa, upodobania zbieracza zespoliły się z
upodobaniami muzeologa. Chodziło nie tylko o to, by myśli
ludzkie zebrać, ale także, by je – jak muzeolog rozmieszcza
obrazy w muzeum – rozmieścić tak, by je dobrze było widać i
aby było widać to, co w nich istotne i cenne.
Władysław Tatarkiewicz
4
Każda próba w miarę syntetycznego oglądu wymaga wyczerpującego
uzasadnienia. Nie bez znaczenia pozostaje
również
refleksja
motywująca
wybór
przedmiotu zainteresowania. Zważywszy nikły obecnie stan wiedzy historycznej na
temat oratorstwa polskiego XIX i XX wieku (w odróżnieniu od jego staropolskiej
wersji), wartość samą w sobie stanowi akt inauguracji, bliższy wstępnemu rozpoznaniu
jakiegoś fragmentu zjawiska, to jest uporządkowania tekstów (na przykład ze względu
na tematykę, charakter imaginacji, inklinacje stylistyczne, odmiany retorycznej
biegłości, czy też genologiczne powinowactwa) i jakościowej ich segregacji. Przyjęło się
przekonanie, że synteza ma charakter zwieńczenia wielu prac szczegółowych i
analitycznych. Powinno się jednak dodać, że do pewnego stopnia chodzi wówczas o
ideał, najwyższy stopień badawczej maestrii. Do jego osiągnięcia należy zmierzać, choć
ze świadomością, że mamy do czynienia z p r o c e s e m, ustawicznym dążeniem i
- poprzez permanentne poszerzanie pola interpretacji – z b l i ż a n i e m się do celu (w
humanistyce to podtrzymywanie ciągłego niedosytu stanowi wartość nadrzędną).
Trzeba też pamiętać o istnieniu pośrednich stopni syntetyzowania. Nie ma
powodu, żeby z nich rezygnować. W sytuacji, gdy rozległości zjawiska (mnogości
tekstów) nie towarzyszy jeszcze obfita historiografia, konieczne wręcz staje się czytelne
uładzenie całości niejako wzdłuż czasu, w sposób który odsłoni perspektywę dalszego
ciągu. Wskazać, zasygnalizować, poczynić wstępne sugestie i wreszcie, „obrysowując”
pewne cechy, wydobyć je i pogrupować. W zasięgu obserwacji postawić wszelkie
oznaki ewoluującej dominacji takich a nie innych cech oraz przejawy kontynuacji (i
pozostających w opozycji do nich przejawów innowacji) a więc – co szczególnie
interesujące – ślady „długiego trwania”1 tendencji stylistycznych, motywiki, czy też
– szerzej – uwarunkowanych tradycją określonych trendów wyobraźni (dotyczy to
szczególnie oddziaływania romantyzmu). Chodzi o t y p o l o g i ę o charakterze
najbardziej podstawowym, ogólnym. To w wymiarze diachronicznym. A w porządku
synchronicznym? Przede wszystkim opisu domagają się relacje między oratorstwem
1
Postrzeganie dziejów w perspektywie „długiego trwania” powstało jak wiadomo w kręgu tzw. szkoły „Annales”.
5
(kaznodziejstwem) a innymi tworami sztuki słowa, podobnie jak kulturowe uzależnienia
w przenikaniu struktur genetycznych, czy też uzależnienia językowe w danym okresie.
Sięgając do jednego z podstawowych tekstów na temat syntetycznego ujmowania
literatury2, czynię to z przekonaniem o możliwości zastosowania obecnych w nim
ustaleń również do interesującego mnie przedmiotu. Choćby dlatego, że kilka z nich daje
się odnieść nie tylko do literatury sensu stricte, także do wielu gałęzi szeroko
rozumianego piśmiennictwa (sztuki słowa w ogóle). A kaznodziejstwo w swojej
pisemnej konkretyzacji (w tej postaci przecież będziemy się nim głównie zajmować)
ulega spokrewnieniu z literaturą (o czym będzie jeszcze mowa) na różnych poziomach
tekstu. Sawicki akcentuje między innymi potrzebę „prac przygotowawczych”3 a więc
interpretacji poszczególnych utworów, badań recepcji i – co wydaje się potrzebne
w pierwszym rzędzie – publikacji materiałowych, przede wszystkim kompendiów
bibliograficznych4 i właściwie pomyślanych (najlepiej krytycznych i naukowych) wydań
tekstów5 i antologii6. Także wydawnictw typu encyklopedycznego, mających – dodajmy
2
S. Sawicki, O syntetycznym ujmowaniu literatury, w: Badania nad krytyką literacką, pod red. J. Sławińskiego,
Wrocław 1974, s. 203-214.
3
S. Sawicki, dz. cyt., s. 203-204.
4
Odsyłam w tym miejscu do – to chyba jedyne (?) opracowanie bibliograficzne z zakresu relacji między
oratorstwem a literaturą w XIX i 1 poł. XX wieku – zamieszczonej na końcu tej pracy bibliografii Kazania ku czci
pisarzy. Stanowi ona fragment przygotowywanej przeze mnie pełnej bibliografii zjawiska (w ogóle oratorstwa w
XIX i XX wieku). Zob. też Polska bibliografia homiletyczna 1945-2005, oprac. Wiesław Przyczyna i Leszek
Szewczyk, Kraków 2007.
5
Od czasu do czasu pojawiają się wznowienia pojedynczych tekstów, na przykład bibliofilskie wydanie Józefa
Teodorowicza Wobec ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
Sienkiewicza w kościele Mariackim w Krakowie przez … (posłowie L. Ludorowskiego pt. Chrześcijańskie ideały
Sienkiewicza, Lublin 1993) oraz Józefa Piłsudskiego By królom był równy … Przemówienie przy składaniu
prochów Słowackiego do grobów wawelskich 28 czerwca 1927 roku (Wstęp J. Axera, Warszawa-Kraków 2002);
opublikowano też kilka cennych wyborów z dorobku pojedynczych mówców: Józef Pelczar, Mowy i kazania 18771899 (oprac. C. Niezgoda, Kraków 1998), Józef Teodorowicz, Kazania o Bogu i ojczyźnie, (Warszawa 1999; wybór
oparty głównie na zbiorze tegoż mówcy Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, Poznań 1923), Jan
Twardowski, „ … Niech Cię wielbią, kochają i słyszą”. Kazania i homilie (wybór M. Piwocka, Warszawa 1999),
tenże, Stale być blisko (oprac. A. Iwanowska, Kraków 2004), Jakub Bojko, Gorące słowa (oprac. F. Ziejka,
Kraków 2002); kilka kazań Antoniego Szlagowskiego wznowił W. Wojdecki w swojej książce Arcybiskup Antoni
Szlagowski kaznodzieja Warszawy (Warszawa 1997). Warto może wspomnieć też dla kontekstu o wydaniach
innych ważnych tekstów oratorskich. Odrębne miejsce zajmują wydane z naukowego poręczenia wystąpienia
oratorskie Adama Mickiewicza, zwłaszcza w Dziełach wszystkich. Wydanie sejmowe (t. 11: Przemówienia, oprac.
S. Pigoń, Warszawa 1933) oraz w Dziełach. Wydanie rocznicowe 1798-1998 (t. 13: Pisma towianistyczne.
Przemówienia. Szkice filozoficzne, oprac. Z. Trojanowiczowa, Warszawa 2001); również Literatura słowiańska (w
przekładzie i oprac. L. Płoszewskiego, w: Dzieła wszystkie. Wydanie sejmowe, t. 8-9, Warszawa 1935, całość w:
Dzieła. Wydanie narodowe, t. 8-11, Warszawa 1952-53, w oprac. J. Maślanki, w: Dzieła. Wydanie rocznicowe
1798-1998, t. 8-11, Warszawa 1997-98; nadto Prelekcje paryskie, t. I-II, wybór i oprac. M. Piwińska, Kraków
1997); o wzorcowym edytorsko przypadku mówić można przy edycji mów Jana Kasprowicza (w: tenże, Pisma
zebrane, t. 7. Publicystyka cz. 2, pod redakcją R. Lotha, Kraków 2004; dlaczego w zbiorze pt. Publicystyka (?). W
tym kręgu warto zwrócić uwagę na niektóre wybory (włączone do innych pism) w serii Biblioteki Narodowej, na
przykład: Kornel Ujejski, Wybór poezji i prozy (oprac. K. Poklewska, Kraków 1992), Józef Piłsudski, Wybór pism
(oprac. W. Suleja, Wrocław 1999, wyd. 2 Wrocław 2003), Jan Paweł Woronicz, Pisma wybrane (oprac. M.
Nesteruk, Z. Rejman, Wrocław 2002), Kazimierz Sosnkowski, Wybór pism (wybór i oprac. J. Kirszak, Wrocław
6
- jedyną w swoim rodzaju właściwość, tę która spełnia rolę „prototypu” (pomyślanego
oczywiście w innej konwencji metodologicznej) p r e s y n t e z y, najefektywniej chyba
anonsującej przejście do następnego w miarę pełnego już obrazu całości. W tego typu
pracach zawsze też winno chodzić o wypromowanie wyrazistego k a n o n u tekstów.
Ważna jest ich, pokazana w określonej perspektywie, reprezentatywność7.
Historiografii kaznodziejstwa zagraża szczególne niebezpieczeństwo. O wiele
większe niż w przypadku ogarniania dziejów literatury (zwraca na nie uwagę Sawicki).
Chodzi o pokusę syntetyzowania wyłącznie wedle zewnętrznych kryteriów, całkowite
zaniechanie oglądu cech immanentnych na rzecz traktowania krasomówstwa jako
historycznej dokumentacji, świadectwa podniosłych wydarzeń. Podobnej ostrożności
wymaga przyjęcie kryterium tematycznego, chociaż nie należy go bagatelizować. Ma
ono w swej najprostszej postaci znaczącą moc porządkującą. Co ważniejsze, otwiera
możliwość ujęcia historii zjawiska pod kątem historii wyobraźni (per analogiam do
historii wyobraźni poetyckiej)8. Godna zastanowienia pozostaje wymieniana przez Marię
Janion historia literatury jako historia arcydzieł. Nęcące wydaje się przeniesienie tej
koncepcji na obszar oratorskiego dominium. Osacza nas jednak świadomość, że o wiele
trudniej (i w zdecydowanie mniejszej ilości) będzie tu wyodrębnić teksty na miano
arcydzieła zasługujące. W ogóle każda kwalifikacja, której kod oparty jest na
superlatywach stanowi ryzykowne posunięcie. Zwłaszcza – pamiętajmy – gdy chodzi o
rzeczy zapomniane. „Odpominając” je, winniśmy im rekomendację stopniową. Wyłoni
ona i opisze materiał o różnorodnej jakości, zapewniając wstępną jego selekcję, co
pozwoli wnikliwiej skonstruować obraz całości.
2009). Jednak generalnie rzecz biorąc, istnieje pilna potrzeba edycji naukowych przemówień Piłsudskiego
(wydanie fotooffsetowe, t. 3-6 i 8-10, Pism zbiorowych z lat 1937-38, Warszawa 1989-90 – już nie wystarczy),
odrębne wydanie wszystkich mów prymasa S. Wyszyńskiego (na razie rozproszone zostały w Dziełach zebranych
(pod. red. m.in. M. Bizana, J. Pasierba, S. Sawickiego, 1-4, Warszawa 1991-2002); wielkiego uporządkowania
edytorskiego, rozłożonego na lata pracy wymaga jeszcze dzieło oratorskie Jana Pawła II. Potrzebne są wydania
wielkich a zapomnianych kaznodziejów romantycznych: Ludwika Trynkowskiego, Maksymiliana Małopolskiego,
Aleksego Prusinowskiego, Aleksandra Jełowickiego i Hieronima Kajsiewicza. Priorytet winien objąć także
wielkich – a czasem zupełnie nieznanych (jak choćby fizyk Władysław Natanson) – mówców międzywojnia:
arcybiskupa Józefa Teodorowicza, biskupa Antoniego Szlagowskiego, rabina Abrahama Ozjasza Thona, Józefa
Wittlina, profesora Mariana Zdziechowskiego.
6
Miałyby ogromną rolę do spełnienia – nie tylko popularyzującą – pod warunkiem, że nie będzie się oratorstwa
traktowało wyłącznie w kategoriach świadectwa historycznego i politycznego (vide Wielkie mowy historii, pod red.
W. Władyki, P. Zielonka, T. Zawadzkiego, t. 1-4, Warszawa 2006); potrzebne jest uwzględnienie zarówno
bogactwa tematycznego, jak i warsztatu retorycznego.
7
Na przykład poprzez koneksje literackie, jak to próbowałem ująć w Setniku oratorów polskich (Lublin 2008).
8
Zob. M. Janion, Jak możliwa jest historia literatury, w: tenże, Humanistyka: poznanie i terapia, Warszawa 1974,
s. 209.
7
Chcę powiedzieć, że w naszej syntezie (i na tym jej etapie) ważniejsza pozostaje
dbałość o wyczerpujące odnotowanie cech symptomatycznych, uwzględnienie ich
rozmaitości. Konieczna będzie typologia, rozeznanie w skłonnościach i preferencjach
(stylistycznych i retorycznych), ich analiza. Pożyteczne może okazać się wprowadzenie
niektórych mówców „w całości”, gdyż w zróżnicowaniu swoim (także pod względem
poziomu jakościowego) powiedzą wiele o kulturze okresu, kulturze duchowej i
literackiej, estetycznej i religijnej. Natomiast pojęcie arcydzieła w kręgu oratorstwa XIX
i XX wieku (kiedy to klarowność rodzajowa uległa rozluźnieniu, a klasyczna norma
poszczególnych gatunków znajduje się w ustawicznym nadwątleniu, nawet więcej:
poddają się one procesowi synkretyzacji) może wprawdzie okazać się niezbyt łatwe w
zastosowaniu, ale można - powściągliwie i rozważnie – próbować kilka tekstów tym
mianem obdarzyć. Naturalnie, że kryterium wzorca antycznego, czy staropolskiego nie
wchodzi w grę. Wyprowadźmy rzecz całą – dla przykładu – od konkretnego przypadku:
mowy Józefa Piłsudskiego przy trumnie Słowackiego podczas drugiego pogrzebu poety
w 1927 roku na Wawelu. Daleko odbiega ona od form klasycznych, a jednak skłonni
jesteśmy zaliczyć ją do arcydzieł. Dlaczego? Na jakiej podstawie? Pamiętając o
poczynionych już spostrzeżeniach, zwróćmy uwagę, że wielkości tego tekstu nie buduje
wedle odwiecznych reguł stosowana retoryka. Ale nie może też być mowy o całkowitej
jego amorficzności. Pewne fragmenty wyraźnie dowodzą pełnego rozeznania mówcy w
retorycznych umiejętnościach, na które nakłada się nowy, na innej już tradycji oparty
system przekazu. Wystarczy przyjrzeć się choćby exordium, nadanej mu randze poprzez
kunsztowną inaugurację określonej historiozofii, w którą następnie „wpisana” zostaje
postać wieszcza. Istotny okazuje się t o n9. Decyduje bowiem o nowej jakości
oratorskiej, scalając mowę perfekcyjnym ujednoliceniem. Wstęp poprowadził,
wyznaczył kierunek oratorskiej imaginacji. Spektakularnej i wyjątkowo konsekwentnej.
Trzeba więc zapytać: co decyduje o tej wyjątkowości? Na pewno twórcze nawiązanie do
tradycji literatury romantycznej. Nawiązanie w wielkim stylu. W tym okresie arcydzieło
oratorskie mogło się objawić przede wszystkim w podjęciu wyzwania jakim były
9
W rozumieniu: z e s t r ó j wielu elementów decydujących o identyfikacji tekstu, kreujących jego osobność,
specyfikę implikowaną czytelnym poziomem emocji (właściwych określonemu rodzajowi refleksji zarówno w
planie treści, jak wyrażania), wyrazistością brzmieniowej i myślowej teleologii, wzajemnej relacji stylu i sposobu
prowadzenia myśli; charakterystyczny sposób budowania wypowiedzi, tego jej aspektu, który wiąże się z
budowaniem napięcia, rozłożenia akcentów znaczeniowych, co w konsekwencji prowadzi do ukształtowania
rozpoznawalnej dykcji.
8
tajemnice tamtej literatury, wszystko, co generowała jej wyobraźnia, jej mity i legendy.
„Mównictwo” żywiło się wówczas nie tyle regułami, co mitologią. Powiedzmy sobie
szczerze – nie było to proste (a mówcą łatwo – wiele jest na to dowodów – mógł
zawładnąć żywioł kiczowatej ekspresji; kaznodziejstwo było na to szczególnie
narażone).
Tymczasem dodajmy istnienie jeszcze jednego, ważnego dla syntezy elementu.
Chodzi o pojedyncze oracje, wyrastające ponad przeciętność (także i w obrębie całego
dorobku konkretnego mówcy) z różnych powodów. Może to być nieprzeciętny temat,
oryginalne do niego podejście i okoliczności powstania; mogą to być również
wyjątkowo brzemienne skutki oratorskiego aktu. Te mowy, tworząc osobny porządek,
wpisują się na odrębnych prawach w syntetyczny obraz rzeczy. To one stanowią
oratorskie w y d a r z e n i a (w odbiorze „na żywo” bądź w lekturze), zostają naprawdę
w zbiorowej pamięci w ostatecznym efekcie budują kanon tekstów najwartościowszych,
najbardziej znaczących w kulturze narodowej (niekiedy szerzej – światowej, jak w
przypadku słynnego wystąpienia Jana Pawła II w UNESCO (Paryż 1980) i w 1979 roku
na Placu Zwycięstwa w Warszawie).
W tym miejscu pojawia się kolejne kryterium porządkowania materiału. Chodzi o
kryterium o d b i o r u. Badacze literatury piszą o „historii czytelników” (nas ciekawić
winna oczywiście także historia słuchaczy) oraz historii recepcji10. Musimy jednak mieć
świadomość, że świadectwa odbioru tekstów mówionych są nieliczne i – co trzeba
podkreślić – dosyć stereotypowe, z nadmiaru euforycznych uniesień – powierzchowne.
W odniesieniu do recepcji czytelniczej jest podobnie. Trochę jednak ciekawych
poświadczeń odbioru można znaleźć. I warto je wykorzystać.
W szeregu determinujących syntezę czynników, kolejny sygnalizuje okazana
swego czasu ku refleksji wątpliwość Jerzego Ziomka: czy dzieło sztuki i s t n i e j e
10
Dz. cyt., s. 205, 206; zob. też H. Heinrich, O historię literatury z perspektywy czytelnika, przekł. R. Handke,
„Teksty” 1972 z. 4. Podobnie jak w związku pisarza i czytelnika (współtwórcy dzieła; zob. J. P. Sartre, Czym jest
literatura, przekł. J. Palewicz, Warszawa 1968, s. 192) zauważa się układ między mówcą a słuchaczem; jak się
zdaje rola odbiorcy może być bardziej jeszcze kreatywna, co naturalnie zależeć może od miejsca, czasu
i okoliczności; tradycja platońska preferuje ten rodzaj oddziaływania, który wiąże się z nakłanianiem generującym
przekonania oparte na wierze (nie – wiedzy), „pragnie skłonić słuchaczy do określonego działania”; natomiast, gdy
mówca przekonuje, to odwołuje się do „wiedzy i intelektu słuchacza” (zob. E. Czaplejewicz, Tradycje i założenia
poetyki pragmatycznej, w: Problemy poetyki pragmatycznej, pod red. naukową E. Czaplejewicza, Warszawa 1977,
s. 17); tak, czy inaczej w obu przypadkach rola odbiorcy-słuchacza zakłada współuczestnictwo w obrębie
wspólnych reguł, obaj – razem z nadawcą – muszą być „ludźmi znającymi reguły gry” (J. Ziomek, Retoryka
opisowa, Wrocław 1990, s. 16). Okaże się to szczególnie ważkie w okresie romantyzmu, a jeszcze bardziej później,
gdy cała kultura polska na wiele dziesięcioleci zostanie tej epoce „podporządkowana”.
9
w historii literatury, jeśli n i e j e s t w tym momencie czytane11. W odniesieniu do
oratorstwa rzecz jeszcze bardziej się komplikuje. Rodzi się wiele pytań, z wieloma
wątpliwościami. Znaczna ich część jest rzec można natury ontologicznej. W jakim
stopniu oracja istnieje jako oracja (czy w pełni?) jeśli nie zachowały się świadectwa
odbioru, słowem – czy zachowała swoją pełną wartość bez choćby śladu recepcji? A czy
jest oracją (czy tylko jej „scenariuszem”?) jeżeli jej nie w y p o w i e d z i a n o, a
pozostała jedynie w zapisie? Na ile ważne jest „dopełnienie” (choć wiadomo, że sprzyja
percepcyjnej sztuce „przetworzenia”) w odbiorczej konkretyzacji? A może ważniejsze są
czytelne, o autonomicznym statusie, symptomy słowa mówionego i dałoby się je
odszyfrować dla pogłębienia interpretacji tekstu? Jedno jest pewne – i jest to odrębny
problem – że te dwa zjawiska muszą być postrzegane rozdzielnie: oralności sygnowanej
wewnątrz tekstu i jej recepcji12. W sąsiedztwie pojawia się zagadnienie inne, z pozoru
marginalne, lecz po głębszym zastanowieniu okazuje się, że nie należy go pomijać. Otóż
zawsze istniały dwa rodzaje kontaktów z publikowanym słowem oratorskim. Można je
było czytać cicho, ale i głośno. W ten sposób wzbogaceniu ulegało pole jakościowe
recepcji, zwłaszcza w XIX wieku – stuleciu recytacji, deklamacji i okazałej
parateatralizacji słowa w ogóle. Należy mieć tego świadomość, podejmując
syntetyzujący wysiłek, pamiętać o sztafażu obecnych w tekście środków ekspresji słowa
mówionego, potencjału właściwego każdej partyturze, czy też quasi partyturze, z jaką
mamy w tym przypadku do czynienia. Współcześnie zaś pojawia się szansa dla odbioru
starych mów. Czytając głośno, uruchamiamy – zastępując mówcę – pokłady właściwości
„zamilkłych”, a więc niepełnych w swoim przekazie, chwilami
wręcz martwych.
Wspomagamy zatem interpretację. Otwiera się nadto interesująca sfera aksjologii, którą
przekonująco wydobył Ong: Wypowiedź mówioną przekazuje realna, żywa osoba innej
realnej, żywej osobie lub realnym, żywym osobom, w określonym czasie, w rzeczywistym
środowisku, obejmując zawsze znacznie więcej niż tylko słowa. Słowa mówione są
zawsze modyfikowane całą sytuacją, która jest więcej niż werbalna. Nie pojawiają się
nigdy same, po prostu w kontekście słów. Słowa w tekście natomiast są osamotnione. Co
11
J. Ziomek, Metodologiczne problemy syntezy historycznoliterackiej, w: tenże, Powinowactwa literatury,
Warszawa 1980, s. 247.
12
Przekonująco – powołując się na W. J. Onga – wykazała niebezpieczeństwo metodologiczne nakładania się tych
dwu różnych obszarów (próby odczytywania oralności poprzez recepcję) Anna Opacka, O improwizacjach
Mickiewicza – inaczej, w: Czterdzieści i cztery studia ofiarowane profesorowi Marianowi Maciejewskiemu, pod
red. D. Seweryna, W. Kaczmarka i A. Seweryn, Lublin 2008, s. 213.
10
więcej – przy układaniu tekstu, przy „pisaniu” czegoś, sam jest również twórca pisanej
wypowiedzi. Pisanie jest działaniem solipsystycznym13.
Ale z innej strony rzecz biorąc, warto zauważyć, że kondycja tekstu oratorskiego
(mówiony/pisany) z pozoru tylko zmienia natężenie swego przekazu. Najpierw są,
muszą być, notatki, czy choćby (poprzedzające improwizację) w miarę stabilne
przemyślenia, często tekst pisany bywa jedynie odczytany, który to akt niekoniecznie
odznacza się wiernością. Pomiędzy nimi więc coś się dzieje, przylega i rozmija.
Podobnie, jak w sytuacji, gdy po wygłoszeniu następuje spisanie i publikacja. I
wydawałoby się bieg żywotności tekstu się urywa. Pisanie jest podobne działaniu
teatralnemu – powiada Anna Krajewska – jest stałym rozgrywaniem sceny, wchodzeniem
w dialog z partnerami, w momencie kiedy zaczyna się stabilizować, już się kruszy i
rozpada, gdy ogarnia je czas14. Ale i – dodajmy – dzięki zapisowi wcale nie musi znikać
to, co w oratorstwie najważniejsze – dramaturgia działania. Pojawia się przecież lektura,
w tym we wspomnianym już wydaniu głośnego czytania. Tak interesująco wydobyte
przez badaczkę dramatyczne przestrzenie otwierają się na czytelnika – aktora
rozgrywającego tekst15. Może nie należy zatem przywiązywać się do myśli, że oracja nie
usłyszana
traci na wartości? W zasięgu problematyki recepcji, zwłaszcza jej
aksjologicznego wymiaru znajduje się także wielki temat: tekst jako zdarzenie, które
może się powtarzać ciągle na nowo i mimo wszystko nigdy nie być dokładnie takie samo.
Chodzi o doświadczenie dzieł literackich. A w sumie o wszystko, co wiąże się z
problematyką „spotkania” a więc „innego”, pojmowanego w kategoriach relacyjności; o
twórcze zmienianie siebie właśnie tą drogą – w odpowiedzi na „inność”. Tak
przekonywająco wykłada to Derek Attrige16.
Co jeszcze w odniesieniu do kryteriów i metod syntezy powiedzieć można?
Dorzućmy błahy z pozoru element, ale wart uwagi. Chodzi o przypisy, które w wielu
syntezach mają duże znaczenie17. Uzupełniają główny wywód i to nie tylko pod
względem faktograficzno – bibliograficznym. Można odciążyć zawartość tekstu
głównego wieloma informacjami, wprowadzić szereg dopowiedzeń, dygresji, pobocznej
13
W. J. Ong, Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii, przekł. J. Japola, Lublin, 1992, s. 141.
A. Krajewska, Dramatyczna teoria literatury. Zarys problematyki, Poznań 2009, s. 9.
15
Dz. cyt., s. 9, 11.
16
Jednostkowość literatury, przekł. Paweł Mościcki, Kraków 2007, s. 15, 17, 56.
17
Sawicki, dz. cyt., s. 213.
14
11
refleksji, która nie burząc treści nadrzędnych, wprowadza je w krąg ważkich
kontekstów.
Przydatne wsparcie (przez analogię) naszego przedsięwzięcia, oświetlenie pod
odpowiednim kątem (jeśli idzie o metodę), znajdziemy, sięgając po książkę Teresy
Walas Czy jest możliwa inna historia literatury?18 Wpierw jednak trzeba dookreślić kilka
symptomów przedmiotu, którego przebieg „układa się” nieco inaczej niż dzieje literatury
w tych samych okresach. Bardziej „skokowo”, a niżeli linearnie, a więc w ramach mniej
usystematyzowanej, mniej „płynnej” konfiguracji temporalnej. Historia oratorstwa XIX i
XX wieku, w tym kaznodziejstwa, to przede wszystkim historia kilkunastu wybitnych
mówców i – w nieco dalszym szeregu – zespołów tekstowych, pozostających w kręgu w
miarę identycznej struktury wyobraźniowo-stylistycznej. A obok pojawiają się
precedensy, pojedyncze wystąpienia lub urastające do rangi osobnych kreacji
tekstowych, żyjące autonomicznie fragmenty (doskonale uchwycił ich status
Sienkiewicz, wprowadzając motyw kazania przy trumnie Wołodyjowskiego). Wszystko
to do literatury swych epok nie zawsze przylega precyzyjnie pod względem
chronologicznym. Chodzi o świat rzeczy rozmaitych, niekoniecznie generujących
system zamknięty, proces organiczny. Ów stan posiadania determinuje metodę oglądu.
Przyjrzyjmy się zatem propozycji Walas. Wyróżnia ona dwa modele myślenia o
przeszłości, a co za tym idzie jej przedstawiania: pierwszy nazywa modelem ekspozycji
muzealnej, drugi organiczno-dynamicznym. W naszym przypadku ten pierwszy wydaje
się być – mimo swej antykwaryczności – stosowniejszy, bardziej adekwatny; oczywiście
pod warunkiem, że zostanie nieco przedefiniowany. Odwołując się doń mamy
świadomość obciążającego go tradycjonalizmu. Choć, jak się zdaje, to zależy od tego jak
bardzo ortodoksyjnie (a więc jednowymiarowo) będzie on interpretowany i jak dalece
podda się modyfikacji jego wyobrażenie. Badaczka opisuje go następująco: Istotę jego
oddaje słowo „kolejny”, które wiąże ze sobą chronologię, układ przestrzenny i pojęcie
zjawiska indywidualnego. Zastosowanie tego modelu polega więc na wyodrębnieniu
w przeszłości literackiej (choć model ten może być również przydatny do opisu
współczesności) przedmiotów o różnej wielkości, najczęściej niejednorodnych, i takim
ich uszeregowaniu, w którym porządek chronologiczny wyznacza jedynie pierwotną
18
Kraków 1993.
12
ramę kompozycyjną, narracja zaś przybiera postać ekspozycji, uwzględniającej w planie
ogólnym raczej związki przylegania niż zależności przyczynowo-skutkowe. Co powoduje,
iż utajoną strukturą przedstawiania jest struktura galerii. […] (zamiast „potem”,
„następnie, można powiedzieć – „a oto przed nami”) […]19. Wspomina też, podążając
za Ricoeurem, o niebezpieczeństwach monadyczności, gdy zjawiskom przyznajemy
status czegoś jedynego i niepowtarzalnego20. Ale też zdaje się dopuszczać sytuację, którą
określa w pytaniu: czy wolno w syntetycznym obrazie zaprojektować miejsca względnej
entropii, pola niepełnego zintegrowania, postoje literackich przebiegów, przesunięcia i
przeskoki ?21
W przypadku próbnej syntezy ten rodzaj oglądu zdaje się mieć rację bytu z kilku
powodów. Mamy do czynienia z historią konkretów, które charakteryzuje pewnego
rodzaju „rozsiew” czasowy, historią enklaw tego, co minęło i objawów o charakterze
innowacyjnym, także niuansów zasługujących na odrębną uwagę. Taki stan rzeczy
niejako sprzyja optyce wstępnej, anonsującej zjawisko. A przedstawiając je „a oto przed
nami” prezentujemy kolekcję, polifonię odrębności wprawdzie, ale k o l e k c j ę, a ta z
natury rzeczy – jako całość – pozostaje rezonatorem znaczeń. Ekspozycja „a oto przed
nami” wcale nie musi oznaczać rzeczywistości niespójnej, monadycznej. Istnieje
bowiem jej drugie oblicze, które, i owszem, zasadza się na asymetrii, atomizacji, ale
oferuje wartość z b i o r u, ma prawo do wykreowania e s e n c j i zjawiska. Jest to
bowiem nie tylko prezentacja, również – niejako nadrzędnie – p r o j e k c j a, określona
wizja, którą urzeczywistniają – przypomnijmy – solidne, wyraziste formy oraz
incydentalne „okazy”. Dobrej ekspozycji towarzyszy także kontekst, tło kulturowe,
historyczne i - w przypadku kaznodziejstwa – literackie. Całemu procesowi poznawania
patronuje zasada stopniowego w t a j e m n i c z a n i a. Konieczna w sytuacji, gdy w
kręgu jakiegoś obszaru percepcji panuje zbiorowa amnezja, czy też – w najlepszym razie
– ignorancja. Zabiegi uładzające zatem to układanie rzeczy całej w porządku rzec by
można (metaforycznie) kartograficznym, to znaczy polegającym na oznakowaniu
elementów o szczególnie czytelnej reprezentatywności, nanoszeniu ich na „mapę”
identyfikacyjną przedmiotu, która zapewnia mu osobność, niepowtarzalność. Chodzi o
19
Dz. cyt., s. 86, 87.
Dz. cyt., s. 91.
21
Dz. cyt., s. 92.
20
13
„wypunktowanie” tego, co wyraziste, co się wyróżnia i buduje tożsamość oratorską
epoki. Interesująca staje się selekcja polegająca na wybiórczości, ale takiej, która typuje i
ocala trendy, zjawiska, motywy i mówców, teksty lub ich fragmenty22. Wytycza więc
określony kanon.
Konieczne w tym momencie wydaje się podsumowanie w jednym zdaniu:
wszystkie kryteria ukierunkowujące syntezę są ważne, ale istotę rzeczy stanowi ich
koincydencja. I chociaż synteza zawsze – na różnych poziomach syntezotwórczych
decyzji – jest wyborem (a zwłaszcza, gdy jest ona jedynie „próbą”), wszystkie jej punkty
widzenia można (i trzeba), oczywiście w mniejszym lub większym stopniu,
wykorzystać.
Powiedzieliśmy już: próba syntezy jest w y b o r e m. Ten wybór musi jednak
mieć pewnego rodzaju p a t r o n a t, „kąt nachylenia”, słowem – nadrzędne przekonanie,
co do istoty zjawiska. Chodzi o odpowiedź na pytanie: co – z pobieżnego choćby
oglądu – profiluje oratorstwo (kaznodziejstwo) XIX i XX wieku, co stanowi najbardziej
rozpoznawalną cechę jego identyfikacji? Bez wątpienia tym wyróżnikiem jest l i t e r a t u r a. Wynika to z wielu powodów. Wiąże się ze statusem literatury w okresie niewoli
daleko odbiegającym od li tylko estetycznej funkcji, zdominowanym przez służbę i całą
duchowość, mającą być surogatem wolności. Nie bez znaczenia był też fenomen
rozkwitu sztuki słowa na wysokim poziomie przy jednoczesnej posusze w obrębie
innych sztuk. Dlatego może do dziś zjawisko to wywołuje kompleksy u artystów innej
profesji. Ale może dlatego właśnie oni potrafią dziś jeszcze dać trafne rozpoznanie
zjawiska: Jeden rodzaj sztuki natomiast rozwinął się u nas wcale dobrze – sztuka słowa.
Literatura nas rehabilituje, przez nią staliśmy się narodem. Jej doniosła rola w ciągu lat
zaborów jest niezaprzeczona. Była duszą narodu, rzecznikiem oświecenia i wolności.
Lecz nie można się oprzeć wrażeniu, że literatura mogła to spełnić, bo grunt był
przygotowany. Pisarze od Mickiewicza do Żeromskiego stali się ważnymi zjawiskami w
kulturze i życiu narodu, bo naród ten z dawien dawna lubił posługiwać się słowem,
umiał to robić i wierzył w słowo. „Bogurodzica”, „Treny”, fraszki i bajki XVIII-wieczne,
22
Na temat „stylu myśli współczesnej”, bardziej zorientowanej na „cząstkowość wiedzy niż generalizację” zob. T.
Burek, Jaka historia literatury jest nam dzisiaj potrzebna, w: tenże, Żadnych marzeń, Londyn 1987, s. 25.
14
czy kultywowane pieczołowicie krasomówstwo – rdzeń tego: słowo – przyswojone było i
święte23.
Literatura wytworzyła specyficzny kod porozumienia. Przez dziesięciolecia (od
czasów romantyzmu) generowała system znaków doskonale rozpoznawalnych,
zwłaszcza wśród inteligencji. Nawiasem mówiąc, ta „wyprzedaż” literatury z biegiem lat
przybierała nieraz karykaturalne kształty. Niemniej, formotwórcza – nastawiona na
kształtowanie i rozwój określonej przestrzeni mentalnej (a w konsekwencji kreację
określonego stylu zachowań kulturowych) – recepcja literatury nie tylko zasługuje na
opis jako zjawisko, ale i na uwagę jako wartość. Bezcenna, gdy zważymy jej potencjał
brzemienny w skutki dla losów wielu pokoleń. Przede wszystkim była to projekcja
idealnej (w znaczeniu: niepodważalnej, trwałej, stabilnej w swoim przekazie,
dysponującej bowiem niewzruszonym zbiorem znaczeń) rzeczywistości, punktu
odniesienia funkcjonującego na prawach kanonu (rzecz nie do zastąpienia w okresie
niewoli). Ale ważne pozostawało i to, że występująca w tej roli literatura stwarzała
pewnego rodzaju komfort intelektualnego i emocjonalnego z a k o r z e n i e n i a.
A zatem dawała azyl, stanowiła poczucie bezpieczeństwa, poszerzając zasoby
wspólnotowego, najszerzej pojętego języka (rozmaitych konwencji porozumiewania się).
W konsekwencji dokonywał się akt pogłębiania narodowej tożsamości. Poprzez
zakorzenioną w wyobraźni sieć skojarzeń świat ulegał oswojeniu. Była w tym moc
właściwa wielkiej duchowej terapii. Od czasów romantyzmu miała ona niemalże
powszechny charakter, wynikając z literackiej przenikliwości, pewnego rodzaju
dominacji literatury w rozmaitych sferach życia człowieka – od refleksji i uczuciowości
po doświadczenie i porządkowanie (hierarchizowanie) dookolnej rzeczywistości24.
Mieliśmy też w polskiej kulturze – przypomnijmy – wiele jakże interesujących
przypadków: prawnika i adwokata Włodzimierza Spasowicza, parającego się historią
literatury, fizyka Władysława Natansona, który biegle omawiał twórczość Szekspira,
Józefa Piłsudskiego „usidlonego” przez poezję Słowackiego (znał wiele jego utworów
na pamięć), generała Kazimierza Sosnkowskiego umiejącego zgłębiać Skamandrytów,
czy – wreszcie – obytego z Sienkiewiczem (choć z upodobaniem sięgającego też do
23
J. Sempoliński, Władztwo i służba. Myśli o sztuce, wybór i oprac. M. Kitowska–Łysiak, Lublin 2001, s. 65.
M. Janion: Romantyzm w Polsce jest pewnym gestem, rytuałem, formą pamięci … (Misterium nieprzerwane, w:
tenże, Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi, Warszawa 2000, s. 6).
24
15
tekstów Kornela Makuszyńskiego) prymasa Stefana Wyszyńskiego. I wszyscy oni byli
znakomitymi mówcami. Z tej literatury czyniący interesujący użytek. Ten poczet można
by wywodzić aż po schyłek XX wieku (wówczas głównie w kręgach emigracyjnych).
Postaci te stanowiły fenomen w skali o wiele szerszej niż wyznaczały to granice
Rzeczypospolitej. A dotyczy to nie tylko kręgów elitarnych, ludzi wybitnych.
Zjawisko miało też swoje przełożenie na proces edukacji. Nie bez kozery
wskazuje się na pokolenie wojenne, warszawskie zwłaszcza, tak ochoczo sięgające po
symbolikę literacką (pseudonimy). To są fakty znane i w naszej świadomości kulturowej
istnieją na prawach oczywistości. Należy jednak o nich przypominać, choćby w celach
edukacyjnych. W przypadku historii oratorstwa (kaznodziejstwa) to przypominanie jest
nadto potrzebne, gdyż zjawisko „zawładnięcia” przez literaturę odegrało rolę jedyną w
swoim rodzaju. Mówcy dokonywali wręcz specyficznego jej „przekładu” dla swoich
potrzeb. W XIX, a tym bardziej XX wieku, przekształceniu uległ model stosunku
krasomówstwa (zresztą retoryki w ogóle) do paidei, w świecie antycznym jak wiadomo
rozumianej zarówno jako proces wychowania, jak i jego ostateczny rezultat – kultura25.
Ale czy rzeczywiście model tej relacji zmienił się radykalnie w omawianym tu czasie?
W dalszym ciągu przecież krasomówstwo (przynajmniej do 1939 roku na pewno) w
jakimś
stopniu
Korolko –
zakładało
współudział
w kształtowaniu
–
jak
formułuje
to
słowa, czynu i myśli; miało w tym zakresie ambicje dyscyplinowania
intelektualnych i ideowych inklinacji. W sposób naturalny dokonywało się to w
klasycznie uformowanym oświeceniu. Począwszy natomiast od romantyzmu, przesunęły
się akcenty i orientacje. Interesującemu rozwinięciu – a przez to wręcz nobilitacji –
uległo twórcze przedsięwzięcie, które kapitalnie ujął Korolko, odnosząc się do
tradycyjnej retoryki: wymowa prowadziła do wprawy, a nawet mistrzostwa w
przekształcaniu rzeczy podrzędnych, przypadkowych w ważne […]26. W dalszym ciągu
miano do czynienia ze sztuką inwencji. Zmieniały się jednak metody (rozluźnieniu
poddawała się pryncypialność reguł), poszerzeniu ulegał jej przedmiot. Obok wydarzeń
odwiecznych, losowych (w wymiarze osobistym i narodowym) znalazła się codzienność.
A owo przekształcanie, podnoszenie ku sferze rzeczy wyższego rzędu dokonywało się
poprzez odświętny i często quasi-sakralny rodzaj refleksji oraz – co szczególnie istotne
25
26
M. Korolko, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1990, s. 165.
M. Korolko, dz. cyt, s. 166.
16
– kreatywność języka i wyobraźni. I w tym wszystkim, pamiętajmy, znaczący udział
miała literatura, jej przenikanie do sztuki wymowy. W związku z tym pojawia się
jeszcze jeden wątek. Przejmowane i powtarzane przez wygłaszane teksty „wieszcze”
słowa – znaki, nośne wykrzyknienia i – w przypadku oratorstwa (kaznodziejstwa) o
patriotycznej proweniencji – frazy-zaklęcia, opuszczając literaturę wchodzą w krąg
kultury oralnej, często niejako wtórnie; wracają bowiem tam skąd wtargnęły do
literatury. Zwiększało to szansę oralnej komunikatywności.
Ustaliliśmy, że oratorstwo obu stuleci ożywiał esprit litteraire. Powstaje zatem
pytanie o literackość, jej stopień i rzec by można z a a n g a ż o w a n i e w te właśnie
obszary sztuki słowa. Na temat literackości, jej cech wyłaniających się przy okazji
konfrontacji rozmaitych gatunków piśmiennictwa pisano wiele. Doskonały przegląd tych
przemyśleń
i
ustaleń
przynosi
książka
Stanisława
Dąbrowskiego
Literatura
i literackość27. Nie wchodząc we wszystkie prezentowane tam stanowiska, wybierzmy
dla niniejszej pracy najistotniejszą. Chodzi o konstatację Welleka i Warrena, że
poważnym wyróżnikiem jest funkcja estetyczna. I choć cechy związane z estetyką nie są
właściwe tylko literaturze (choćby obrazowanie), a piśmiennictwu w ogóle, to jednak
stanowią jej dominantę. Mamy tedy prawo identyfikować je jako przede wszystkim
literackie, a w oratorstwie postrzegać w roli jakby „zapożyczeń”. Przy czym kładę
nacisk na owo „jakby”, gdyż proste przeniesienie symptomów literackości czyniłoby ze
sztuki mówniczej (zwłaszcza drukowanej) niejako automatycznie literaturę. A wiemy, że
zachowuje ona jednak swoją autonomię. Dalej pochylmy się nad rzeczą o wiele dla nas
konkretniejszą: Musimy uznać istnienie form pośrednich, jak esej i biografia oraz szereg
odmian literatury retorycznej28. Słowo „pośrednich” nie wydaje się najzręczniejsze
(może sugerować enigmatyczność)29. Niemniej wsłuchajmy się w nie, bo sygnalizuje
coś, do czego jeszcze wrócimy. Obaj badacze zastrzegają się również: Wydaje się
jednak, że najlepiej jest zaliczać do literatury tylko te dzieła, w których funkcja
estetyczna jest d o m i n u j a c a, podczas gdy możemy przyjąć, że istnieją elementy
estetyczne takie jak styl i kompozycja w dziełach, które mają zupełnie odmienne, niż
estetyczne przeznaczenie; są to prace naukowe, rozprawy filozoficzne, publicystyka
27
Kraków 1977.
R. Wellek, A. Warren, Teoria literatury, przekład pod red. Macieja Żurowskiego, Warszawa 1970, s. 25.
29
Jak można wyznaczyć „pośredniość” – pyta słusznie Dąbrowski, dz. cyt., s. 47.
28
17
polityczna, teksty kaznodziejskie [podkreślenie moje – A.B.]. Doprecyzowują też: Nie
dyskredytujemy wielkiego i wpływowego dzieła, kiedy mówimy, że należy ono do
retoryki, filozofii, czy publicystyki, ponieważ we wszystkich tych dziedzinach mogą
istnieć problemy analizy estetycznej, stylistyki oraz kompozycji, takie same jak w
literaturze […]30. Na marginesie dodajmy, że w tym miejscu może pojawić się
wątpliwość: czy o tej literackości decyduje ranga dzieła? A zatem wiele tekstów
miernych wprawdzie, ale znaczących, gdy idzie o recepcję (przebiegającą tak, a nie
inaczej, właśnie ze względu na wyraźnie oddziałujące walory literackie) i nie tylko, bo
także ze względu na tendencje występujące wewnątrz całego piśmiennictwa, z obszaru
estetycznej waloryzacji należałoby wyłączyć? Zobaczmy, że w przypadku oratorstwa
(kaznodziejstwa) w pewnych okresach istniała wyraźna skłonność do powstawania
tekstów (obficie inkrustowanych literaturą) o strukturze niekoniecznie wysokiego lotu,
choć autentycznych we wspomnianej już potrzebie zamanifestowania znajomości kodu
estetycznego właśnie jako przejawu współuczestnictwa w kulturze narodowej.
Nie można też zapomnieć o podstawowej kwestii – traktowania literackości
w kategoriach historycznych, zależnych od właściwej epoce świadomości literackiej
i teoretycznej. Problem swego czasu uzasadniała Hanna Dziechcińska31, a Dąbrowski
podjął się rozstrzygnąć jego specyficzną dychotomię, stawiając – i słusznie – znak
równoprawności dwu stanowisk: Jesteśmy przekonani, że to nie my wnosimy w utwór
dawny nasze odczucie i odczytanie, ale że to my usłyszeliśmy w dawnym utworze strunę
dotychczas (czy też: wówczas) niesłyszalną. Jednakowoż poczucie skromności
i roztropności każą brać w rachubę ewentualność przeciwną: że ta wartość, ten ton
struny i s t n i a ł y i dla dawnego odbiorcy, że z myślą o nim były przez autora dzieła
osiągnięte i wydobyte, z a i s t n i a ł y ze względu na tamtoczesnego odbiorcę32.
Zwróćmy uwagę, że w tym kontekście literackość ulega niejako rozdwojeniu na tę
historycznie zdeterminowaną i tę „naszą” (z naszego punktu obserwacji), której reguły
obecnie obowiązują. Niewiele więc zyskujemy na użytek interpretacji literackiego
aspektu dawnych tekstów oratorskich. Rodzi się jednak potrzeba dopowiedzenia, które
30
R. Wellek, A. Warren, dz. cyt., s. 25, 27.
Proza staropolska. Problemy gatunków i literackości, Kraków 1967; zob. też hasło Janusza Sławińskiego, w:
Słownik terminów literackich, Wrocław 1988, wyd. 2 (zwłaszcza to, co pisze o rekonstrukcji norm literackości
obowiązujących w różnych okresach ewolucji literatury – s. 259).
32
S. Dąbrowski, dz. cyt., s. 29.
31
18
wiąże się poniekąd z odnotowanym przez badacza (również z powołaniem się na
poprzedniczkę) trzecim podejściem do tekstu dawnego, takim mianowicie, że może on
zaoferować
swoje
„miejsce
niedookreślone”,
poddając
się
Ingardenowskiej
konkretyzacji. Wyjście takie nie wydaje się szczególnie zadowalające jeżeli tę
konkretyzację potraktujemy żywiołowo, czyli stanie się ona dowolnie poprowadzonym
aktem imaginacji. Takie niebezpieczeństwo istnieje zawsze. Pojawia się jednak
możliwość percepcji, u podstaw której istnieje założenie semantycznej ewolucji języka,
jakby nakładających się warstw znaczeń, semantyczna metamorfoza. Mamy wówczas do
czynienia z materiałem, który możemy drążyć, otwierają się możliwości odczytywania
znaczeniowego palimpsestu (zabieg w przypadku oratorstwa XIX wieku okazuje się
często przydatny), co stanowi podstawę analiz i interpretacji33. A zanurzenie w języku
zawsze dyscyplinuje wyobraźnię.
Odnotować także należy zjawisko literackości całkowicie zewnętrznej. Tej, która
w zasadzie znajduje się zupełnie poza literaturą. Oratorstwo – jak zobaczymy – miało
dla niej szczególną atencję. Chodzi o literackość, a więc to, co nie jest literaturą, a
rozrasta się wokół niej lub zamiast niej34. Można to uczenie nazwać życiem literackim.
Pojęcie to jednak zakresowo nie obejmuje wszystkiego, gdyż chodzi o coś więcej. Z
pewnym uproszczeniem mówić można dodatkowo o mitologii literackiej (to ona
najintensywniej uaktywnia te fragmenty piśmiennictwa, które mają „uwodzić”
odbiorcę)35. Szerzej – obecności ewokowanego przez literaturę świata niemal na
prawach „realności”, niejako konkurencyjnie wobec niej. Znajdujemy się blisko spraw,
które tak fascynowały George`a Steinera, że personae rodem z literatury […] owa
odmienna rzeczywistość może wywierać na naszą świadomość, na nasze codzienne życie
nacisk bardziej odczuwalny, intensywny i pamiętny niż ta, która nazywamy aktualną,
namacalną36. Bywało, że postaci literackie i postaci pisarzy stawały się niemal fizycznie
obecne. Tu i teraz. Siła sugestii była przeogromna. Oferta ze strony oratorstwa
(kaznodziejstwa) – znacząca. Wpisywało się ono bowiem w ten ciąg transmisyjny ze
33
Warto w tym miejscu pamiętać o entuzjazmie V. Brombetta wobec rzeczywistości tekstu, która zawsze
pozostanie zdolna do tworzenia nowych znaczeń (Meddiating Work: The Legitimate Aims of Criticism, cyt. za J.
Japola, Tekst czy głos? Waltera Onga antropologia literatury, Lublin 1998).
34
P. Wierzbicki, Mikrokosmos, Warszawa 2002, s. 200.
35
A. Burzyńska, Literatura jako sztuka uwodzenia. Przyczynek do tematu, w: Ostrożnie z literaturą (przykłady,
wykłady oraz inne rady), pod red. S. Balbusa i W. Boleckiego, Warszawa 2000, s. 8-19; zob. też Jerzy Sikora, Od
słowa do słowa. Literackość współczesnych kazań, Warszawa 2008, s. 16-17.
36
G. Steiner, Gramatyki tworzenia, przekł. J. Łoziński, Poznań 1991, s. 145.
19
szczególną siłą. W niektórych okresach (zwłaszcza w międzywojniu), jak zobaczymy,
stanowiło specyficzny przewodnik po literaturze. Można powiedzieć – podążając za
Steinerem – że poniekąd spełniało rolę literatury stosowanej; analogiczne jak
matematyka stosowana (w odróżnieniu od czystej) wyrasta ono bowiem w odpowiedzi na
potrzebę chwili, wypowiada się okazjonalnie. Wyrasta z doraźności […], wspomaga
prozaiczny geniusz codzienności37. Strategia „literatury stosowanej” w tym właśnie
rozumieniu zakłada nie upowszechnianie, raczej rytualizację, stanowi atut estetyczny.
Niby „wybrzmiewa” swoim duktem, posiada swoją, odrębną „linię melodyczną” w
ramach większej całości. Ale posiłkując, w mniejszym lub większym stopniu, główny
wywód, poddaje go upodobnieniu. W tej aurze oracja podlega wzajemnym splotom
tworzenia i wynajdywania38. Zjawisko to łączy się organicznie z określonym podejściem
do tradycji. Pośród wielu jej definicji jedna najprecyzyjniej przystaje do dziejów sztuki
wymowy ostatnich dwu stuleci: Tradycja jest szczególnego rodzaju odmianą
świadomości historycznej pewnej społeczności, świadomości opartej na rozmaitych
zabiegach i procesach wyboru z przeszłości takich faktów, które z punktu widzenia
współczesności mają odrębną wartość służącą określonym interesom tej czy owej grupy
społecznej. Przy czym wybór tych „faktów” opiera się nie na ich „rzeczywistej” wartości
historycznej (jest czymś różnym od faktografii historycznej, opartej na empirycznej
wiedzy na temat wydarzeń, procesów itp.), ale dokonywany jest na podstawie ich
atrakcyjności dla współczesności39. Na tę myśl kładę szczególny nacisk, naturalnie w
kontekście pamięci o literackich infiltracjach na rozmaitych poziomach polskiej kultury.
Ostatnie dwustulecie w obrębie pokaźnych obszarów kulturowych pokazało, jak niemal
z atawistycznego nakazu literatura (i szerzej: piśmiennictwo, także rozmaite rejony
kultury żywego słowa) rzec by można mówiła niejako poprzez literaturę. Naturalnie, że
rezultaty były zarówno interesujące (w zależności od umiejętności twórczego
pomnażania tradycji, interakcji z nią) jak i mało efektowne, aczkolwiek mające wartość
zaskakującego nieraz świadectwa.
37
G. Steiner, dz. cyt., s. 159, 161.
G. Steiner, dz. cyt., s. 254.
39
M. Grabowska, Wstęp, w: K. W. Wójcicki, Pamiętniki dziecka Warszawy i inne wspomnienia warszawskie,
wybrał J. W. Gomulicki, oprac. Z. Lewinówna, t. 1, Warszawa 1974, s. 31.
38
20
Zjawisko to, co warto podkreślić, ma decydujące znaczenie w procesie
m u t a c j i rodzajów literackich [podkreślenie moje – A.B.]40, ale też i podbudowuje
problematykę związku oratorstwa (kaznodziejstwa) z literaturą. Ogląd rozmaitych
kontekstów i analogii pokazuje bowiem, że pytanie o clou literackości w krasomówstwie
okazuje się być ciągle „niedomknięte” (ta perspektywiczność decyduje w końcu o
żywotności humanistyki!). Otwarty zatem pozostaje problem: na ile (nie: czy?
- kwalifikacja dobitnie wyrażona byłaby nadużyciem) oracja (głównie drukowana) jest
(staje się?) literaturą? A może jednak: w jakim zakresie wchodzi z nią w r e l a c j ę? To
pytanie wydaje się najbardziej bezpieczne. Można je pogłębić: jakiego rodzaju
powinowactwa (relacja bowiem zachodzi w obie strony) zachodzą między suwerennymi
terytoriami słowa? Obok tego dobrze będzie zapytać: jaka jest relacja d o literatury? Jak
zatem oratorstwo na tę literaturę reaguje (ale i jakie stawia jej wymagania), jaki rodzaj
lektury jest jego udziałem? W tym punkcie otwiera się następne zagadnienie: oratorskiej
(a więc i kaznodziejskiej) interpretacji literatury (oczywiście na tle wszystkiego, co
zachodzi między człowiekiem a literaturą). To z kolei sytuuje nas w kręgu szeroko
rozumianej antropologii literatury, a więc jej recepcji i użyteczności, kreowanej przez
nią mitologii i legend literackich, czy wreszcie dydaktyki. Trzeba też dodać, że istnieje
kierunek odwrotny, kiedy to literatura kreuje i uwzniośla oratorstwo, wprowadza je w
rejony mityczne (choćby poprzez szczególnie nośne motywy; vide kazanie przy trumnie
Wołodyjowskiego u Sienkiewicza). Refleksja zogniskowana wokół tej tematyki
implikuje następną. Każe pytać o to, w jakim stopniu w tych relacjach literackość jest
wartością i w jaki sposób w tym właśnie wcieleniu staje się potrzebna słuchaczom i
czytelnikom tekstów oratorskich (kaznodziejskich). Ocieramy się zatem już o filozofię
literatury. Wchodzimy w krąg aksjologii. Pamiętajmy, że mitologia – literacka także (a
w tej postaci najdobitniej przejawiał się ów oratorski stosunek do literatury) – bywa
naturalnym
odruchem
w
obronie
wartości,
podtrzymywaniu
ich
żywotności.
Demitologizacja często powoduje zachwianie w miarę stabilnego sensu.
Ważna jest świadomość, że zajmując się historią kaznodziejstwa znajdujemy się
w luce między specjalnościami41. Dlatego sumując rzecz całą, warto poczynić zarys
roboczej typologii. Zatem literatura wplata się w oratorskie konstelacje w następujący
40
41
A. Stawar, Literatura piękna a piśmiennictwo, „Twórczość” 1957 z. 10-11, s. 95.
A. Stawar, dz. cyt.., s. 90.
21
jak się zdaje sposób: 1. wielu pisarzy (także księży) posiada liczny dorobek oratorski w
naturalny sposób skoligacony z ich stylem i wyobraźnią, 2. mówcy korzystają z zasobów
literatury (wprowadzając cytaty i exempla; może to być też pewien typ obrazowania), 3.
świadoma kreacja tekstów oratorskich w podwójnej funkcji: mowy i prozy artystycznej
(np. współcześnie sięganie do poetyki właściwej prozie poetyckiej, bądź eseju), 4. nie
zawsze zamierzone upodobnienia (właściwe duchowi czasu stylizacje), 5. trzeba też
odnotować sytuacje odwrotne (obecnie spotykane już niekiedy na dobrym poziomie),
gdy pisarz sięga po formy oratorskie (kaznodziejskie), zwłaszcza w prozie niefabularnej,
np. eseju (choćby Ryszard Przybylski, Homilie na Ewangelię Dzieciństwa. Szkice z
teologii biblijnej malarzy i poetów, Paryż 1990, Warszawa 2008). Ponownie mocny
akcent położyłbym też na słowie r e l a c j a. Pomoże nam ono w rozstrzygnięciach
dotyczących jeszcze jednej kwestii. Myślę o przynależności rodzajowej. W ostatnich
latach w przypadku wielu form hybrydycznych kwalifikacja taka zdaje się zaprzątać
uwagę wielu filologów.
Od razu powiedzieć trzeba, że rozmaite pomysły na sumaryczne określenie
gatunków znajdujących się w orbicie literatury nie mają mocy rozstrzygającej, ale ich
pojawienie się sygnalizuje potrzebę pewnych ustaleń. Ma rację Grzegorz Gazda,
wskazując tendencję tyleż wyrazistą, co niebezpieczną. Doczekaliśmy więc czasów, gdy
wszystko jest literaturą – stać się nią może słowna ekspresja – a słownikowe definicje
tego pojęcia nie nadążają za współczesnymi realiami42. Wprowadza również termin
„paraliteratury” i gatunki „okołoliterackie”. Drugi z nich podejmuje też (w tym samym
zbiorze artykułów) Z. G. Grzegorzewski w tekście Kaznodziejstwo a literatura. Wybrane
zagadnienia z teorii i praktyki homiletyki kontekstualnej43. Oba terminy należy
odnotować. Obok nich trzeci – literatura użytkowa.
Określenie „paraliteratura” może mieć zastosowanie w pewnych ściśle
określonych przypadkach. Na pewno wówczas, gdy tekst oratorski (kaznodziejski)
niejako wstępuje w rolę gatunku stricte literackiego. A dzieje się tak za sprawą
historycznie uwarunkowanej recepcji. W XIX wieku (a niejednokrotnie i później)
w potocznym odbiorze jako tekst literacki rozumiano każdy tekst po prostu dobrze
42
G. Gazda, Paradoksy genologii, w: Gatunki okołoliterackie. Materiały z konferencji naukowej, pod red. naukową
Cz. P. Detki, Wałbrzych 2002, s. 10.
43
W: dz. cyt., s. 216.
22
– oczywiście według czytającego – napisany. Mógł to być traktat filozoficzny, list bądź
kazanie. Stąd często kanon lekturowy to zbiór utworów różnorodnych, ale równoprawnie
traktowanych pod względem estetycznym. O wiele bardziej interesujące bywa zjawisko
takiego uzależnienia genologicznego, które pozwala mówić wręcz o tożsamości. To
rzadkie przypadki. Ten rodzaj „nakładania się” dwu form daje się zaobserwować
współcześnie w kręgu eseistycznym44. Dla przykładu: granice między kazaniem a
esejem zdają się zacierać na przykład u księdza Tischnera. Ostrożniejszy i bardziej
praktyczny w zastosowaniu zdaje się być termin „okołoliterackie”. Odsyła do
kontekstualności, sytuuje zjawisko w pozycji równoległej i – co najważniejsze
– wskazuje sytuację współzależności. Ściślej powiedziawszy, znów nasuwa się trafność
– i potrzeba – terminu r e l a c j a, zapewniającego zbliżenie i autonomię zarazem. W
tym kręgu znaczeniowym obiekt naszych zainteresowań uzyskuje gwarancję
m o b i l n o ś c i. Jego otwarcie na inne obszary kulturowe staje się wartością
nadrzędną.
Zaliczenie oratorstwa (kaznodziejstwa) do tekstów użytkowych wydaje się
szczególnie mocnym uchybieniem. Chyba, że o tego rodzaju przynależności decydować
miałoby w każdym przypadku użytkowość utożsamiana z samym aktem oddziaływania,
wywołującym określone skutki percepcyjne. Byłoby to oczywiście słabe wytłumaczenie
i nadużycie interpretacyjne. Z drugiej strony nie wystarczy każdy tekst o praktycznym
zastosowaniu nazywać literaturą. Co najwyżej mówić można o symptomach literackości.
Oratorstwo, nawet to wyraźnie i dobitnie okolicznościowe wymyka się (nawet to
ułomne) tak jednoznacznej kwalifikacji („użytkowy”), bo stoi za nim wielka tradycja
retoryczna i stylistyczna, a sam poszerzający wiedzę komunikat-informacja jest sprawą
wtórną. Zresztą zależy to od określonego paradygmatu kultury. A najczęściej
– naturalnie poza obszarem totalitarnego przymusu – przemawianie (i jego odbiór)
łączyło się u nas ze sferą przyjemności i sytuowało po stronie estetyki. Wystąpienia
okolicznościowe nigdy nie poddawały się dominacji elementów pragmatycznych.
Odczuwamy wyraźny dyskomfort, zestawiając użytkowość z literaturą w takim oto
szeregu obiektów: formy biograficzne, mowy, listy otwarte, teksty apelatywne i proza
44
Najlepszym przykładem mogą być oracje Josifa Brodskiego wydane jako zbiór esejów (zdaje się on potwierdzać
słuszność powyższych obserwacji) pt. Pochwała nudy, przeł. A. Kołyszko i M. Kłobukowski, wybór i oprac. S.
Barańczak, Kraków 1996.
23
typu dydaktycznego45. Chociaż mamy świadomość łączącej je materii retorycznej.
Niemniej godne uwagi pozostaje założenie badaczki, że podejście do tematu mieści się
na przecięciu komunikacji literackiej i pragmatyki.46 Godne uwagi dlatego, że ponownie
odsyła nas do tego, za czym usilnie optujemy: przekonania, że przede wszystkim
wszelkie rozważania na temat oratorstwa (a więc i kaznodziejstwa) prowadzą do
rozstrzygnięć z natury rzeczy alternatywnych, o statusie przedmiotu, którego domenę
stanowi relacjonizm.
Pośród przymiarek terminologicznych nie powinno z całą pewnością zabraknąć
określenia Mirosława Korolki „proza oratorska” (jak się zdaje możliwej do zastosowania
także w odniesieniu do kaznodziejstwa: proza kaznodziejska). Odnosi się ono wprawdzie
do okresu staropolskiego i definiuje w sposób nieco zawężony (oratorstwo, proza
oratorska używa się na oznaczenie tekstu inspirowanego przez retorykę) 47. Może jednak
– zważywszy jego pojemność zakresową – bardziej jeszcze przystosować się do wieku
XIX i XX. Pamiętajmy bowiem o infiltracji i upodobnieniach międzygatunkowych.
Choćby eseizacji oratorstwa, czy też jego zbliżeń do prozy poetyckiej (niektóre kazania
Antoniego Szlagowskiego).
W ogóle należy położyć wyjątkowy nacisk na kwestie punktów stycznych, na
wszystko, co przywołują rozważania T. Burka obecne w jego szkicu Esej o literaturze
XIX wieku: […] krytyka literacka, i pisarstwo historyczne, i traktaty ekonomiczne,
socjologiczne czy polityczne, i reformatorów, i nawet teorie naukowe XIX wieku mają w
sobie tyle pierwiastków artyzmu, elementów obrazowych i symbolicznych, przykuwają
taką siłą ekspresji, która promieniuje zarówno z poszczególnych zwrotów i słów, jak i z
głębszych warstw kompozycji, z zaskakującego nieraz powiązania najodleglejszych idei
– że w ostatniej instancji należy je włączyć do obszaru literatury pięknej48. Inklinacje do
spójnego widzenia piśmiennictwa XIX wieku zyskują na wartości. Coraz częściej
spotykamy tendencje do równoważenia różnorodności tekstów, traktowania ich jako
budulca
nadrzędnej
całości,
owej
„dziewiętnastowieczności”49.
Usytuowanie
45
Z. Wójcicka, Literatura użytkowa obozu księcia Adama Czartoryskiego 1831-1841, Szczecin 1991, s. 10.
Z. Wójcicka, dz. cyt., s. 5.
47
M. Korolko, Wyniki i perspektywy badań nad barokową prozą oratorską, w: Wśród zagadnień polskiej literatury
barokowej cz. 1: Światopogląd. Genologia. Topika, pod red. Z. J. Nowaka, Katowice 1980, s. 52.
48
T. Burek, Esej o literaturze XIX wieku, „Nowy Wyraz” 1972 z.1, s. 59-60.
49
Zob. artykuły w: „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” R. I (XLIII) 2008
(passim).
46
24
kaznodziejstwa staje się w tym kontekście szczególnie wymowne. Potrzebne zdaje się
mu być nasze poczucie duchowej i językowej spójności czasów (epoki wieszczów i
późniejszych). Dla jego interpretacji i dostrzeżenia właściwej mu pozycji. Jego obraz
urasta bowiem w naszych oczach do wymiaru reprezentanta wieku (oczywiście jednego
z wielu), gdy uświadomimy sobie kulturową wspólnotę,50 którą współtworzyło. Nie
powinno się tedy ignorować tego fenomenu religijno-kulturowego, symbiozy
współtworzącej wielki korpus refleksji i doświadczeń. Bardziej rozumiemy wówczas
relacje i powinowactwa, zaskakujące nieraz sploty kultury religijnej oraz pisanego i
żywego słowa. Bardziej odczuwamy wtedy tę specyficzną akustykę, gwarantującą
tekstom oratorskim w ogóle ich zakorzenienie w dziejach literatury.
I to jest najważniejsze. Niech stanowi codę naszych trosk o miejsce
kaznodziejstwa w potoku tekstów wieku XIX.
MOTYWACJA
Zastanawia konsekwencja, wręcz upór, z jakim rozmaite ujęcia o charakterze
syntetycznym (w mikro, czy makro skali) zamykają dzieje polskiego oratorstwa wraz z
upływem okresu staropolskiego (może niekiedy oświecenia). Mamy na pewno do
czynienia z efektem niewiedzy, ale także z przekonaniem o korzeniach tkwiących w
podświadomości, że rzecz oratorska w kulturze powstałej po czasie jej symbiozy z
antykiem nie przedstawia sobą waloru zasługującego na uwagę, że uległa niejako
degeneracji. Ciekawe, że dotyczy to również kaznodziejstwa, o którym, jego znaczeniu
istnieje ogólnej miary orientacja (i trochę prac szczegółowych), a o niektórych
przypadkach bywało wręcz głośno (choćby w okresie międzywojennym). Oto hasło
Kaznodziejstwo w jednym ze słowników: Kolejne epoki, mimo kryzysu k. w wieku XIX,
nadal korzystały z tradycji retorycznej i wzorców wykształconych w staropolszczyźnie.
Podkreślić należy, iż głoszone po polsku k. były istotnym czynnikiem sprzyjającym
zachowaniu polskości w dobie zaborów; częstokroć były także rękojmią patriotyzmu,
50
Czytelnika dzisiejszego uderza, jak wielka wspólnota stylistyczna istnieje w XIX w. między ich najzupełniej
odmiennymi gatunkami. Te same tropy, słowa-klucze i sentencje odnaleźć można w rozbiorze wypadków
politycznych, felietonie, poradniku gospodarstwa domowego […]. (Zbigniew Jarosiński, Tekst użytkowy i tekst
literacki w drugiej połowie XIX wieku, „Teksty” 1975 z. 4, s. 18.
25
dążeń niepodległościowych czy, w historii najnowszej, antykomunistycznych51. Na pięć
kolumn tylko te kilka wersów. Te informacje wręcz domagają się rozwinięcia. Pojawia
się jakby nieumiejętność należytego wytłumaczenia (stąd ogólniki o polskości
i patriotyzmie).
Zwycięża
paradygmat
–
nazwijmy
go
tak
–
„zasiedzenia”.
W humanistyce bywa, że pewne – choćby tylko pomyślane – ustalenia długo utrzymują
status aksjomatyczny. Co gorsza, refleksja mająca siłę dekonstrukcji z rzadka pojawia
się nagle, raczej narasta stopniowo. Miejmy zatem nadzieję, że obecne tu rozważania nie
tylko rozpoczną, jako drobne ogniwo w ciągu perswazyjnym, odkrywanie zapomnianego
fragmentu polskich dziejów słowa. Nadto, że choć trochę nadkruszą stabilność
sygnalizowanych przyzwyczajeń.
Skoro próba syntezy, to także kwestia przydatności; i w jakim kształcie najlepiej
będzie ją – tę syntezę - urzeczywistniać. Ważne, żeby nie dać się pokonać faktom,
rozjaśnić ich natłok, zmierzając tym samym ku zrozumieniu. Niebezpieczeństwo czyha
bowiem w tej postaci: zalewu dat, nazwisk i tytułów. Tymczasem aby o d z y s k a ć
- bo to kładę u podstaw swego przedsięwzięcia – rzecz pogrzebaną trzeba mieć
świadomość inicjacji, od której zależy próbne utrwalenie całości, a więc i należyte jej
poprowadzenie dalej. Wyznaczenie tej roli dopinguje, ale i obciąża nadmiarem
ostrożności.
Całości bez wątpienia przyświeca patronat konieczności. Dotykamy tradycji
zdawałoby się obumierającej, choć jednocześnie pragnącej się odrodzić. Wiele na to
wskazuje. Choć wydaje się, że oratorstwo (kaznodziejstwo) w chwili obecnej (a i
w przyszłości) staje się (i będzie) sztuką elitarną, co być może okaże się dla niej
zbawienne. Powstanie świadomość dwu odmian gatunku: właśnie s z t u k i
i
„jarmarcznej” masówki (być może będzie istniało też wyraźne rozróżnienie nazewnicze).
Powstaje więc potrzeba utrwalenia in memoriam rzeczy pominiętych, schyłku świetności
coraz bardziej wymykającej się z kręgu kulturowej refleksji. To z jednej strony. Z
drugiej -
rozpoznania wszelkich oznak (choćby najwątlejszych) ewolucji, zatem i
nadziei tkwiącej w kontynuacji; także kiełkującego potencjału, poświadczenia, że
wykluwa się nowa jakość, zapowiedź innowacji form. To potrzeba badawcza (obligująca
nie tylko mnie) i pasjonujące zadanie.
51
B. Niecikowska, Kazanie, w: Słownik rodzajów i gatunków literackich, pod red. G. Gazdy i S. TynieckiejMakowskiej, Kraków 2006, s. 345.
26
Zajmując się oratorstwem, zajmujemy się historią pamięci. Tej zbiorowej,
uwikłanej w narodowe sprawy, i pojedynczej, jednostkowej, tak bardzo wplecionej
w ciąg kulturowych inklinacji. Spróbować opisać specyfikę układania się mówców z tą
pamięcią, choćby kilka przejawów skłonności do takiej a nie innej memuaryzacji wydaje
się potrzebne dla wzmocnienia akcji wydobywania sensu, towarzyszącej każdej próbie
badawczej.
Istnieje jeszcze jeden element, który determinuje historyka literatury. To
obserwowany od lat brak należytego zainteresowania wszelkiego typu obrzeżami
literatury. W tym przypadku idzie o rodzaj tekstów, będących
- pośród innych
– osobliwym „przekładem”, uzupełnieniem. Oratorstwo, wpisując się w trwający dwa
stulecia ciąg adoracji literatury objawia (jako jedno z wielu), a właściwie wzmacnia to,
co staramy się odczuć, czego zawsze poszukujemy, nawet będąc o tym przekonani:
poczucia sensu istnienia tejże literatury. To jedna z jego ról. Nie chcę powiedzieć, że
najważniejsza. Ale dla kogoś skłaniającego ucho ku dziejom literatury nie może być
obojętna.
Czy istnieje całkiem już osobista motywacja? Tak. Gdy przed laty zetknąłem się z
powielaczowym szkicem księdza Janusza Pasierba Od kaznodziejstwa do homilii52,
ledwie zresztą sygnalizującym rzecz całą, uderzyła mnie zapowiedź rozległości zjawiska
i jego literackich koneksji. Ale najbardziej poruszyło powstałe natychmiast wyobrażenie
cmentarzyska tekstów, o których właściwie nic nie było wiadomo. Losowo
unicestwione, funkcjonowały poza jakimkolwiek wizerunkiem kultury. Nawet jeśli
spotkać można było omówienia od strony teologicznej, to pozostawały one nieczułe na
estetyczną stronę, nie zauważały jej (vide obowiązująca przez wiele lat synteza ks.
Brzozowskiego53). Tak więc zmiana kanonu. Ten wymóg stał się w pewnym momencie
- obok wspomnianej już potrzeby historycznej „ekshumacji” – przedmiotem
profesjonalnej ambicji (być może zbyt wygórowanej, przyznaję, ale wewnętrznie
koniecznej. Docierając stopniowo do zakurzonych wydań (nawiasem mówiąc, odrębny
akapit należałby się właśnie tej stronie edytorsko-bibliologicznej, zwłaszcza wieku XIX)
o nie porozcinanych kartkach (czyżby dowód na ówczesną dominację jednak tekstów
52
Pelplin 1984.
M. Brzozowski, Teoria kaznodziejstwa, w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, pod red. M. Rechowicza, t. 3,
Lublin 1977, s. 75-121.
53
27
mówionych?), odkrywałem często wydania broszurowe o ładnych inicjałach i
wyszukanej czcionce (szczególnie z pierwszego trzydziestolecia tamtego wieku),
dbałość o wydania zbiorowe (w następnych dziesięcioleciach), które mają estetycznie
solidną szatę graficzną. Interesujące były (od końca XIX wieku po rok 1939) obyczaje
edytorskie na prowincji, gdzie wydawano wiele kazań (najczęściej własnym sumptem) o
cechach wypowiedzi szczególnie osobniczej, zindywidualizowanej i przede wszystkim
niebywale celnie poświadczającej następującą konstatację: literatura jest interesującym
dokumentem człowieczeństwa w działaniu, a kultura to odpowiedź człowieka na
wyzwanie otoczenia54. I historii - dodajmy. Nietrudno zauważyć z jaką starannością,
czujnością wręcz, ważono pragmatyzm i estetykę. Jeśli pojawiała się umoralniająca
aforystyka, to zawsze prawie w kontekście medytacji, neutralizujących dydaktyzm
obrazów, stylistycznej kreatywności. Ta dialektyka zakładała też
w odniesieniu do XIX wieku często zapominamy
-
- o czym
przedsięwzięcie podniośle
terapeutyczne.
Ówczesny ogląd świeżo odkrytego kaznodziejstwa (i w ogóle oratorstwa)
pobudzał (i jest tak nadal) marzenie, aby to wszystko poukładać, czy - choćby na
początek – jakoś ponazywać. Wzmacniam to pragnieniem wydobycia tych składników,
cząstek i elementów, które poprzez określone konfiguracje wybijają się jakościowo na
tle całości.
54
M. P. Markowski, Antropologia i literatura, „Teksty Drugie” 2007 z. 6, s. 28, 29.
28
R O Z D Z I A Ł II
ŻYWOTNOŚĆ PARADYGMATU ROMANTYCZNEGO
29
Nie idzie tu bowiem o wskazanie ludziom nowej prawdy,
nowej nauki, nie idzie o opowiedzenie im tego, czego nie
znali, lecz o wystawienie rzeczy dobrze wiadomej z taką
dokładnością i mocą, iżby serce i wyobraźnia słuchającego,
nowym zajęta czuciem i przekonaniem, nową uczyniły ofiarę z
błędów i namiętności.
Ludwik Osiński
30
Oratorstwo romantyczne postępowało za literaturą, spóźniając się, choć od
początku tak bardzo wyrastało z jej wyobraźni i jej języka. Stanowi ono bardzo czytelny,
rozpoznawalny fragment kultury okresu. Jego pełnej identyfikacji można dokonać
dopiero po roku 1830. Nie należy jednak cezury tej stawiać w sposób nazbyt stanowczy.
Konieczne jest uwzględnienie przypadków i cech, które pojawiały się wcześniej pośród
tekstów późnooświeceniowych, mających charakter preromantyczny. Myślę tu o
rzeczach pojedynczych i drobnych – przez co zresztą wysoce interesujących – typowych
„zwiastunach”, które ówczesne oratorstwo otwierały na nowy rodzaj wrażliwości
językowej i estetycznej. Chodzi o czasy napoleońskie, następnie początków Królestwa
Polskiego oraz lata dwudzieste XIX wieku, kiedy to zdyscyplinowana jeszcze forma
retoryczna klasycystów ulegała nadwątleniu właśnie poprzez elementy nowego stylu,
nowej epoki. Wszystko to oczywiście dotyczy również kaznodziejstwa. Generalnie
mówiąc, oba okresy – oświecenie i romantyzm – zdecydowanie różnił temperament
oratorski, stopień zaufania wobec zasad retorycznych, autokreacja mówcy, postrzeganie
roli pamięci i podejście do poszczególnych części tekstu (na przykład exordium dopiero
nowa epoka wraz z jej antycypacjami nadała rangę odrębnej mikrotekstowej jednostki
o autonomii artystycznego wyrazu).
Kaznodziejstwo okolicznościowe – podobnie jak cała sztuka wymowy – zawsze
niejako z natury zajmowało miejsce poczesne, stanowiło korpus rzeczy oratorskiej. Na
jego kartach w omawianym okresie najokazalej i najbardziej przejrzyście prezentuje się
paradygmat romantyczny, stanowiący niebagatelny fragment „przygody” duchowej XIX
wieku55, a mający swoje zapowiedzi i swoją kontynuacje. Przede wszystkim
przypomnieć należy sezony wielkich pogrzebów, których aura i oratorska oprawa
współtworzyły nowy rodzaj wrażliwości zbiorowej i wzorców zachowań funeralnych,
poszerzały zasoby memorabiliów. Ukazywały się zbiory mów ku czci wielkich
zmarłych: Krótki zbiór wierszy, pieśni i mów patriotycznych przy rozmaitych
Uroczystościach Narodowych, jako też i przy pochowaniu ciał Rycerzów poległych w
obronie Ojczyzny od roku 1806 czyli Epoki oswobodzenia ziemi Polskiej przez woyska
55
T. Burek, dz. cyt., s. 57.
31
Napoleona Wielkiego, aż do czasu teraźniejszego przez różnych autorów napisanych
(Warszawa 1808), Mowy na pogrzebie i obchodzie żałobnym śp. hr. Tomasza
Ostrowskiego (Warszawa 1817), Zbiór mów w różnych miejscach mianych oraz opisów
obchodu żałobnego nabożeństwa po zgonie śp. Tadeusza Kościuszki (Wilno 1818), Zbiór
mów żałobnych na pogrzebie śp. X. Filipa N. Golańskiego w Wilnie (Połock 1824), Zbiór
mów na obchodzie pogrzebowym ks. S. Staszica (Warszawa 1826), Kazania i mowy z
powodu uroczystego pogrzebu śp. J. W. Jana Pawła Woronicza arcybiskupa
warszawskiego, prymasa i senatora Królestwa Polskiego … w dniach 8 i 9 stycznia 1830
r. miane (Kraków 1830). To, co je łączy, a pozostaje trwałym elementem i epoki
późniejszej to wizja losów bohatera, która ulega retorycznemu „podsumowaniu” jako
epifania życia spełnionego: Gdyby Poniatowski dla chwały tylko działał, gdyby tylko
rycerskich szukał zaszczytów, tu byłby zamknął księgę dziejów swoich. Okryty laury,
nasycony sławą mógł wrócić w powabne stolicy mieszkanie, i odtąd w spokojnym życiu
używać tych chlubnych korzyści, które triumfy nadają. Ale mógł że to być zamiar Wodza
Polaków? mogłaż na to zezwolić owa miłość Ojczyzny, która nie zna granic?
Poniatowski rozumiał, że dopóty nic nie jest spełnione, dopóki co jeszcze do spełnienia
zostaje56. Owo spełnienie pozostaje jedynie ogniwem w łańcuchu pokoleń. W tym
miejscu do gry oratorskiej włącza się wielki topos romantycznego oratorstwa
- konsolidacja duchów, obcowanie ze zmarłymi, ich przywoływanie w chwili żałobnego
pożegnania - w poźnoświeceniowych kazaniach występujący jeszcze w zalążkowej
postaci (… tu się zbroją osiwiałe Bohatyry Zieleniec, Dubienki, tu powstają Syny zemsty
wołających Maciejowic cieniów, tu Wnuki godne Naddziałów porywają zardzewiałe ich
oręże jeszcze z krwi Mahomeckiej nie oschłe, wszystko się łączy …)57. Podobnie jak
ślady spektakularnej oralności, kiedy to mówca rozczłonkowaniem fraz bądź słów
spowalnianiem rytmu i wykorzystywaniem pauz stwarza iluzję rytualnej „zaklinającej”
rzeczywistość wypowiedzi (Zakończę na czułym westchnieniu dziękczynności temu, co
wznosi i obala trony, iż mi pozwolił wyrzec do Polaków …: jesteśmy Polacy …)58.
56
F. Morawski, Mowa przy obchodzie pogrzebowym J. O. Xiążęcia Poniatowskiego miana przez … 23 grudnia
1813, Paryż 1814, s. 18.
57
F. Morawski, dz. cyt.., s. 19.
58
Mowa reprezentanta Wybickiego w dzień instalacji regencji czyli najwyższego trybunału sprawiedliwości dep.
Warszawskiego miana na sesji 8 grudnia 1806, w: Archiwum [Józefa] Wybickiego, oprac. A. M. Skałkowski, t. 2,
Gdańsk 1950, s. 71.
32
Romantyczne kaznodziejstwo przejmie też i uwypukli rolę elegijności,59 jej
rozmaite ujęcia. Będzie kontynuować – już na zasadzie elementu prymarnego –
konwencję stylu wanitatywnego 60. Zapowiedzi znajdują się już u początków wieku i to
w zdumiewająco „romantycznej” (gotycyzm?) wersji, kiedy to melancholia łączy się
z grozą: Wspomnijmy sobie ów moment okropny, kiedy światła niebios zaćmią się nam
na zawsze; ów moment straszny, w którym trzeba będzie zamknąć oczy na wieczne nie
oglądanie tego, co nas teraz otacza; ów moment fatalny, w którym znikniemy z pamięci
nawet żyjących po nas pokoleń; ów moment, w którym trzeba będzie opuścić wszystko co
mamy, pożegnać się z połowami życia i z autorami szczęścia naszego, kiedy cała natura
umilknie,
i
tak
obumrze
dla
nas,
jak
my
dla
niej
61
.
Nowa
epoka
podejmie ów motyw zbiorowej wyobraźni, podany, podpowiedziany przez
poprzedników, na których się romantycy rzec by można wychowali. Wyjątkowemu
spełnieniu ulegał w tych ujęciach styl recytatywny. A piękne, głośne czytanie, w celu
wydobycia melosu mowy kultywowali nie tylko wymieniani przez Ryszarda
Przybylskiego klasycy warszawscy62. Recytatywność wielu kazań – jak zobaczymy –
jest cechą obecną wręcz ostentacyjnie. Obejmuje już cały tekst, nie tylko jego wstępną
część, jak w przypadku, gdy exordium staje się samoistną, przygotowującą do odebrania
całości elegią: Chodzimy po zwaliskach miast z ziemią zrównanych, depczemy po ciałach
ludzi w proch obruconych. W tym miejscu świętym, pod tym ramieniem potężnym BOGA
Wszechmocnego wszystko nam słabość naszą, nędzę i nikczemność wystawia
i przypomina, że dobra ziemskie ciągną za sobą żałosny upadek i spustoszenie. Życie do
snu podobne. Wiek nasz równo z wiatrem bieży. Dom, żona, dzieci, bogactwa, urzędy i
zdrowie jest jak pajęczyna w ręku człowieka. Krótko mówiąc: wszystko czas traci i
59
Za niezwykle charakterystyczne dla żywotności romantycznego uwrażliwienia na żałobny krąg elegijności
(wprowadzającej ład uczuciowy pewnego rodzaju dostojeństwa żałoby) uznać można passus z listu Z. Węgierskiej:
[…] kiedy Elegia nawet w rozpaczy piękną pozostaje, bo łkanie konturu jej ust nie kazi, łzy nie pala oblicza, ale
spadają jako kropla deszczu po licach smutnego posągu; kiedy doprowadzając na stos przedwcześnie zmarłych
„wybrańców niebios” liry nie posępnieją, ale tylko cichsze się stają , jakby kołysać chciały te uśpione dusze […]
(Listy Zofii Węgierskiej do Stefana Buszczyńskiego, Częstochowa 1934, s. 9; podkr. moje – A.B.)
60
Na temat stylu wanitatywnego zob. A. Wilkoń, Z dziejów języka literatury polskiej, Katowice 2001, s. 45-57.
61
M. H. Juszyński, Kazanie na pogrzebie Xiędza Floriana Amanda z Janówku Janowskiego biskupa tarnowskiego
… miane dnia 7 stycznia 1801 r., bmrw, s. 18. Zob. też W. Brodziszowski, Mowa żałobna na pogrzebie JW.
Ludwiki z Turnów Ziemkiewiczowej … miana w Kościele Parkowskim dnia 13 marca 1826 roku, Wrocław 1827, s.
3. (Raz po raz uderza smutny dzwon i słyszymy odgłos: oto poszedł już i odstąpił nas na zawsze ten i ów czcigodny
dawny nasz ziomek, ta i owa szanowna naszych rodaków matka; a za niemi też gasną jedne po drugich zabytki,
które nam jeszcze przypominały najmilsze starożytne cnoty; że właśnie względem tych coraz bardziej ubywających
starożytnych przykładów, znajdujemy się już dziś jakby w owej winnicy po skończonym już winozbiorze; wszystko tu
znikło, tylko tam i ówdzie wisi jeszcze samotnie pozostałe jedno i drugie gronko …).
62
R. Przybylski, Klasycyzm, czyli Prawdziwy koniec Królestwa Polskiego, Warszawa 1983, s. 68,79.
33
niszczy – wszystko rozlatuje się w perzynę jako sięga zbutwiała, i jako mgła ginie63.
Istotny pozostaje ów stopniowo coraz bardziej „panoramiczny”, czasowo-przestrzenny
efekt obrazowy, w chwili gdy oratorstwo romantyczne zaprezentuje się już okazale
(czyli w latach trzydziestych). Ten okrąg ziemi – powiada jeden z kaznodziejów nowej
epoki – ręką Twórcy w powietrzu zawieszony jest to Cmentarz rozległy a więcej cierniem
zarosły, na którym bardzo prędko do trumny biegniemy, lecz podobno bez żadnej
pamięci …64. I czujemy, że nawet te duże litery zdają się ulegać wyobraźni
hiperbolicznej, wizjonerskiej.
Cały czas krążymy wokół zjawiska wyjątkowej wagi, jeśli idzie o kaznodziejstwo
interesującego nas okresu i kształtującej go tradycji. Chodzi o w z n i o s ł o ś ć,
kategorię jak wiadomo bardzo ważną dla piśmiennictwa epoki, oratorstwa w
szczególności. Ale też i związaną z rozmaitością skojarzeń, procesem przeobrażeń w jej
pojmowaniu na przestrzeni całego stulecia. Jedną z form uwznioślenia była sakralizacja
patriotyzmu65. W kazaniach żałobnych dawano temu wyraz m.in. w apostroficznych
zwrotach do zmarłego, nagromadzeniu pytań retorycznych, zapewniającej podniosłość
wypowiedzi rozległej amplifikacji. Miało to stworzyć iluzję zbiorowej żałoby,
przybierającej kształt rytuału, który przystoi zbiorowości, wspólnocie, narodowi. Ważne
miało być osobliwe t h e a t r u m, kiedy to trumna zastępuje pozostającego w głównej
roli bohatera, wokół którego koncentrują się uczestnicy widowiska. A wszystko dzieje
się w skali makro, sugerującej udział O j c z y z n y. To osobliwe misterium grobów,
pamiętajmy, było obecne w literaturze i oratorstwie romantycznym w ogóle (później
podjął je Wyspiański). Romantyków nauczył
tej akcji retorycznej Woronicz.
Wzniosłość przez niego osiągana to także autokreacja mówcy, „przewodnika chóru”,
głównego celebransa z nadania narodowego kolektywu i zwoływanych pośpiesznie
duchów: O rycerzu przeszłych przyszłych wieków wojackich ozdobo! O, drogi dalszych
nadziei naszych promieniu, tak-że nam wśrzód południa dojrzałości z oczów żałosnych
63
A. Osiński, Kazanie na pogrzebie Michała Jerzego z Wielkich Kończyc, hrabiego Wandalina Mniszcha … miane
w Wiśniowu … 13 marca R. 1806, Warszawa 1806, s. 5.
64
Ks. J. Gąsiorowski, Mowa w czasie pogrzebu zwłok śp. JW. X. Wojciecha Szweykowskiego … miana dnia 10
sierpnia w Warszawie 1838 R., Warszawa 1838, s. 3.
65
Trafnie definiuje to zjawisko Marcin Król: Jak dobrze wiemy, istnieje taka postawa wobec religii, nawet
wewnątrz religii, która już nie politykę, ale patriotyzm tak dalece identyfikuje z wiarą, że gubią się granice i
odrębności, a przede wszystkim zanika klarowność intencji i motywacji. W nowożytnej historii Polski z oczywistych
względów postawa taka pojawiała się często, chociaż przyjmowała odmiany rozmaite: poważne i przemyślane oraz
powierzchowne i zautomatyzowane. (Neokatechumeni Wielkiej Emigracji, „Tygodnik Powszechny” 1986 nr 41, s.
3).
34
znikasz! […] I jakże, więc i was taka nagroda czeka, o wy wszyscy, broni i trudów jego
nierozdzielni towarzysze! Wzywam was tu z czterech końców szerokiego świata. I was,
którzyście ziemię rodzinną Pompejuszów szukaniem zbrojnym wolności i niepodległości
waszej lat tyle pocieszali. I was, którzyście po skalistych urwiskach Pirenejów
zadrzewioną sławę Wandalinów świetnym orężem odkopywali. I was, krain Sezostrysa
orężni wędrowcy. I was na koniec, zabójczego wyspy Domingi smutne ofiary! Wzywam
was tu – stańcie, otoczcie ten śmiertelnością tlejący majestat wodza waszego!66
Kaznodzieje romantyczni natomiast bywało, że ten motyw „gromadny” ujmowali
inaczej. Przywoływani byli pielgrzymi, osierocone dzieci ojczyzny. Pozostał jednak ten
sam nastrój suplikacyjnego rytuału. Bardzo często nakładały się na siebie dwa teksty:
lamentacji i modlitwy. I pielgrzymujem - wołał Jełowicki - z kijem tym po świecie. –
I szukamy Polski – A nie znajdujemy: bo nie tam gdzie jest szukamy. Polska nie indziej,
jedno u Maryi; toć Królowa nasza. Polska u nóg Maryi; owszem z Dzieciątkiem Jezus u
łona Maryi. Ona nam zawsze była dobra i łaskawa; a do ubłagania zbyt łatwa, sama za
nami błagająca. Więc w pokorze i skrusze wołajmy do niej „Matko! Oddaj Polskę !!!67.
Rozmaite kształty motyw ten przybierał też w oratorstwie świeckim.
Bywało, że świadomość więzi wspólnotowo-familiarnej pobudzała specyficzną
dydaktykę historiozoficzną, o jakże romantycznym skłonie wyobraźni: Życie polskie jest
w tym tylko, w kim nie zamarło życie przeszłości polskiej, w kim potrącone ogniwo
obecności obudza i wprawia w grę cały łańcuch życia przeżytego przez jego przodków,
kto, jednym słowem, związany jest przez ducha swojego z duchem przodków. Kto nie jest
w tych warunkach, ten przyszłości nie poda życia polskiego, bo rzeczywiście sam już nie
jest Polakiem68. Imaginacja epoki podpowiadała też współuczestnikom obrzędu
pogrzebowego obrazy z przeciwnego bieguna – w sielskiej oprawie. Emanująca z nich
refleksja prowadziła ku specyficznej nostalgii, za którą stały dziesiątki lat ojczystej
literatury. Rodacy! pierwsze lata emigracji - gawędząc, przemawiał Zaleski – jakże mi
błogo i uroczo odzwierciedlają w duszy to nasze Montmorency! Śliczne, ciche, powonne,
66
J. P. Woronicz, Kazanie na pogrzebie sprowadzonych do Warszawy zwłoków […] Józefa Poniatowskiego, w:
tenże, Pisma wybrane, oprac. M. Nesteruk, Z. Rejman, Wrocław 2002, s. 228-229.
67
A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Jana Skrzyneckiego […] miana w Paryżu w Kościele Wniebowzięcia
dnia 25 lutego 1860 r., w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej tudzież nauki
przedślubne, mowy pogrzebowe i kazania przygodne przez …, Berlin 1872, s. 485.
68
S. Goszczyński, Mowa nad grobem Mickiewicza podczas poświęcenia pomnika na cmentarzu w Montmorency 21
maja 1867 r., w: tenże, Dzieła zbiorowe …, wyd. Z. Wasilewski, t. 4: Pisma polityczne, , Lwów 1911, s. 261.
35
miało wtedy żywych gości polskich. Zamieszkiwali je poważni starce, przyjaciele i
towarzysze Kościuszki, Kniaziewicz i Niemcewicz. Obok nich tulił się skromny i pobożny
Stefan Witwicki. Adam lubił Montmorency na równi z lasami Fontainebleau, które mu
tak żywo przypominało jego Litwę. Tu, w Montmorency, dośpiewywał on pieśni
młodości, taki natchniony i swobodny. Dośpiewywaliśmy, hej! Pieśni młodości w dłoni,
głos w głosie, na nutę zapomnianych dum poojczystych69. Jak widać, polska żałoba
ustawiczne oscylowała między patosem i swojskością.
Ewokowana przez patriotyzm wzniosłość znajdowała swoje uzasadnienie
w estetycznym prawodawstwie stulecia. Ze szczególnym akcentem położonym na
wyobraźni, jej roli w pobudzeniu „poetyczności” w odpowiednich proporcjach. […]
miłość ojczyzny – pisał Korzeniowski – zapala imaginacją, napełnia duszę mówców, a w
energicznych wylewając się wyrazach, zniewala i podbija słuchaczów70. Właśnie
patriotyzm, który mobilizował wyobraźnię był w cenie. Między innymi dlatego, że
sytuował się w szerszym kontekście, otwierał na transcendencję. A taką funkcję przejął
romantyzm po baroku, należycie ją doceniając71. Romantycy przygotowani byli przez
swoich nauczycieli do myśli, że mowa krasomówska jest to obszerne pole, na którym
wymowa popisuje się ze wszystkimi bogactwami rozumu i imaginacji.72 Wyobraźnia tedy
postrzegana była w kategoriach siły „otwierającej” przedmiot na rozległe, niekiedy
bezkresne
dopowiedzenia,
wprowadzające
nie
tylko
szerszy,
ale
i bogatszy wymiar. „Tworzyła swoje”. A patriotyzm otrzymywał religijne uzasadnienie
i religijny wydźwięk. Śmierć otwierano na zaświaty, ale i wielość sensów, rozmaitość
znaczeń. Postaci żywych i zmarłych prowadziły ku wyobrażeniu człowieka w ogóle,
odsyłane w rejony imponderabiliów o uniwersalnym charakterze i wielowiekowej
tradycji. Prym wiodło dążenie od szczegółu, tego co pojedyncze, do uogólnienia,
wielorakich kontekstów73.
69
Mowa Bohdana Zaleskiego nad grobem Adama Mickiewicza w Montmorecy dnia 21 stycznia 1856 roku, w:
tenże, Korespondencja…, wydał D. Zaleski, t. 2 , Lwów 1900, s. 249.
70
J. Korzeniowski, O patetyczności, w: tenże, Dzieła, t. 12, Warszawa 1873, s. 137.
71
Doskonale zdefiniował ją A. Czyż: Jest wyobraźnia szczególną władzą poznawczą i jest siłą obrazotwórczą.
Buduje przedmioty. Wysnuwa je z niczego. Kształtuje światy marzeń. Służy wiedzy i mowie, lecz ją przekracza:
tworzy swoje. (Dobra przemoc marzeń. Słowacki – barok – egzystencja, w: Nasze pojedynki o romantyzm, pod red.
D. Siwickiej i M. Bińczyka, Warszawa 1995, s. 63).
72
E. Słowacki, Prawidła wymowy i poezji, Wilno 1853, s. 191.
73
Jak zauważał Słowacki: […] pisarz życia znakomitych ludzi powinien być najdoskonalszym malarzem natury
ludzkiej, dz. cyt., s. 190.
36
Usytuowanie romantycznego kaznodziejstwa (i oratorstwa w ogóle) zyskuje
właściwą perspektywę, gdy pamiętamy o charakterystycznej dla całego stulecia
specyficznej monumentalizacji „poetyczności”, jej pankreatywności i potencjału. Bardzo
ważnym składnikiem romantycznego paradygmatu była akcentacja żywych związków
między poezją a wymową. To, co niesie wyobraźnia, co powstaje „ z niczego” kreowało
„poezję”, a ta niejako dysponowała właściwościami szeroko rozumianej twórczości
człowieka. Istotny pozostaje fakt, że myślenie to miało swój wymiar aksjologiczny.
Myśli i twory jeniuszu – pisał człowiek należący do dwu okresów – są poetycznemi;
myśli bo wielkie, twory bo z niczego. Wyobrażenie o jeniuszu myśli i tworach
poetyczności jest jednym z przyrodzonych uczuć w własnej godności. […]. Każda myśl
wielka jest poetyczną, każde dzieło z niczego, bo utworem myśli, poematem74.
Poetyczność - łączona z godnością i, dalej, z udziałem w boskiej proweniencji języka
stawała się wartością pryncypialną. Języka, w którego świetle dokonuje się – jak
postrzegał to jeden z najznakomitszych kaznodziejów romantycznych – „widzenie”
świata duchowego: Język Bóg stworzył onej chwili kiedy zaczął mówić do pierwszego
człowieka. Cały, nieskażony, doskonały, jak ten świat widomy, który przed oczyma
Adama postawił, postawił Bóg świat duchowy przed oczyma jego ducha, i jak tamten dał
mu widzieć w świetle cielesnym, tak ten w świetle języka75. Medium zatem otwarte na
transcendencję. Bardzo wymowna pod tym względem pozostaje odpowiedź Leona
Borowskiego na pytanie o związki poezji i wymowy. Ów nauczyciel romantyków
twierdził, że talent mówczy pożycza od poezji siły uobecniania76. Można domniemywać,
że owo „uobecnianie” znaczyło tyle, co obrazowa konkretyzacja.
Przy okazji warto zasygnalizować zjawisko, które wymagałoby odrębnego
studium. Powstaje pytanie: jak ten rozmach wizualny w aranżacji sytuacji oratorskiej
(wyraźnie celebrowanej) i światów przedstawionych (zarówno chodzi o narodową
ikonografię, jak też obrazy natury) wiąże się z XIX-wieczną teologią widzialności
(oddawanie czci Bogu w sposób „widzialny” w architekturze, kulcie, liturgii), w tym
przypadku – w obrębie słowa? Jej wpływ na działalność duszpasterską był pokaźny
74
Ł [ętowski Ludwik], O poezji, Warszawa 1816, s. 11, 13.
P. Semenenko, Obraz słowa polskiego i jego odmian, Poznań 1852, s. 56.
76
L. Borowski, Uwagi nad poezją i wymową i inne pisma krytycznoliterackie, oprac. S. Buśka-Wroński, Warszawa
1972, s. 39.
75
37
– wzbogaciła epokę romantyzmu o nowy wymiar i nową wartość77. Nie zawsze jednak
badacze uświadamiają sobie, że na różnych poziomach przekazu (nie tylko tym
zewnętrznym, „ilustratorskim”), także tych wyższych, bardziej abstrakcyjnych. To je
właśnie mam na myśli, stawiając tezę o uzasadnionym przypuszczeniu, że na gruncie
polskim jedno z „wcieleń” zjawiska dokonywało się poprzez wsparcie ze strony
literatury.
Oratorska pedagogia wieku XIX zakładała współuczestnictwo mówcy i słuchaczy
w krasomówczym spektaklu, przy czym ten pierwszy był głównym celebransem – poetą.
Decydowały o tym uczucia. One stanowiły warunek poetycznej wymowy, bo mówca
czujący w głębi serca to, co mówi zawsze jest poetą - powiada Brodziński78. Ten status
kaznodziejstwa (oratorstwa w ogóle) ugruntowały dodatkowo jeszcze dwa zjawiska,
pozostające ze sobą często w znaczącej relacji. W pierwszym rzędzie chodzi o ślady
oralności, a ściślej mówiąc śpiewanej poezji rapsodycznej: Znowu ja stawam przed
Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w narodowym
Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nie widzę jako groby a
stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz rozległy, po którym naród
jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią poważny idzie do grobu szeroko
rozwartego79. „Obwoływanie” śmierci odsyła nas w te rejony, gdzie zachowały się
jeszcze w okresie romantyzmu odniesienia do gestu oralnego, choć zastępowały je już
określenia odnoszące się do pisma, kultury druku80. Te kilka zdań inicjalnych odsyła do
właściwości mikrotekstu o specyficznej dramaturgii. Imitują one strukturę gestu
werbalnego, właściwego obrzędowi, gremialnej inicjacji w parawidowisko, którego
przewodnik – kapłan rozpoczyna akcję oratorską. I tak uzmysławiamy sobie kontekst
zjawisk dla wieku XIX poczesnych. Chodzi o wzajemne oddziaływanie teatru i
zachowania, jego rytualizacji na prawach form parateatralnych. Jeżeli epoka klasycyzmu
ostro rozgraniczała zrytualizowane i praktyczne zachowanie, to dla romantyzmu
właściwe było przenikanie teatralnych norm zachowania do życia codziennego
77
P. Boruty, Ksiądz, w: Człowiek romantyzmu, pod red. F. Fureta, przekł. J. Łukaszewicz i J. Gniewska, Warszawa
2001, s. 231; badacz przywołuje m.in. F. Lamennais`go Assai sur l`indifference en materie de religion (t. 1-3, Paryż
1817-1828).
78
K. Brodziński, Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t. 3, Poznań 1872, s. 449.
79
A. Prusinowski, Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego […] miana w Poznaniu w lutym 1857 r.,
w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, wydał ks. W. Jaskulski, Poznań 1884, s. 247.
80
Zob. A. Opacka, Śladami oralności. W kręgu ongowskich inspiracji, Katowice 2006, s. 35.
38
- zauważa Łotman81. Przy czym na uwagę zasługuje przebieg tego rodzaju zabiegów, a
więc to, że „retoryka ikoniczna” tworzyła tekst, którego siłę stanowił zbiór scen-znaków,
a lekturę inspirowała pamięć o sztuce deklamacji. Zwłaszcza, gdy w grę wchodziła
jedna, ale okazała scena, na przykład obraz Boga-Stworzyciela, „zaprojektowany”
głównie przy pomocy technik amplifikacji, którą Burke odnosi do poezji, do liryki
opartej na refrenie, gdzie proces rozwoju wiersza polega na podobnie systematycznej
eksploatacji tematu82. Posłuchajmy kazania Szpaderskiego: Bóg jeno wielki, a wszystko,
co jego nie świeci się wielkością, prochem jest i nicestwem. Bóg jeno wielki, i jeżeli sam
potęgą woli wszechmocnej nie podniesie stworzenia, wiecznie ono w nicestwie i
zapomnieniu zostanie. Bóg jeno wielki, i jeżeli sam potęgą łaski nie podzieli się
wielkością swoją z prochem ziemi, nie tchnie weń życia i podobieństwa swego na nim nie
położy, nie podźwignie go z nicestwa, a dźwignąwszy podpierać i utrzymywać nie będzie,
jakże to mała i drobna istota samże człowiek, ów rzekomy Pan ziemi, król całego
stworzenia83. Bez wątpienia ten fragment
tekstu robi wrażenie jakiegoś ułomka
funeralnej prozy poetyckiej, która rozpoczyna rytuał podniosłym na poły mistycznym
śpiewem.
Świadomość wartości oratorskiej tkwiącej w operowaniu obrazem, jego
estetycznej i perswazyjnej chwytliwości istniała wśród mówców i teoretyków poezji we
wszystkich dziesięcioleciach I połowy XIX. Jak się zdaje, ugruntowali ją przedstawiciele
generacji późnooświeceniowej84. Mówienie obrazami było symptomem natchnienia.
Romantycy starali się dawać temu wyraz w praktyce. Postrzegano je jako warunek sine
qua non poezji. Rozumianej jako przypadłość właściwa wielu formom poznania. To ten
„inny”, nie poeta, bywał nim nie wprzódy […], aż gdy moc jakaś wyższa natchnie pierś
jego niezwyciężoną chęcią udzielania w szczególnym a nadzwyczajnym sposobie tego, co
81
J. Łotman, Retoryka ikoniczna, w: tenże, Uniwersum umysłu, przekł. B. Żyłko, Gdańsk 2008, s. 129. Zob. też J.
S. Bystroń, Publiczność literacka, wyd. 2 Warszawa 2006, s. 90. Dla uświadomienia sobie tradycji teatralnej w
duchowości chrześcijańskiej zob. Jacek Bolewski SJ, Teatr Bosko-ludzki. W antycznym i chrześcijańskim świetle,
w: tenże, Sztuka u Boga. Duchowość obecna w twórczości, Warszawa, brw, s. 271.
82
K. Burke, Tradycyjne zasady retoryki, przeł. K. Biskupski, w: Studia z teorii literatury. Archiwum przekładów
„Pamiętnika Literackiego”, ser. II, Wrocław 1988, s. 11.
83
J. Szpaderski, Nad zwłokami śp. Stanisława Małachowskiego, w: tenże, Kazania, t. 3, Kraków 1875, s. 204.
84
Zob. A. Czartoryski, Pochwała Jana Pawła Woronicza czytana na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk
dnia 30 kwietnia 1830 roku przez …, Puławy [1830], s. 18. (Na długie, spokojne i powtarzane słuchanie może by
Skarga pewniej przekonał i poprawił. Lecz Woronicz musiał i umiał w jednej chwili, jednym obrotem, jednym
obrazem najzimniejsze serca rozrzewnić, unieść i zapalić.)
39
mu dobroczynnie bóstwo o piękności i prawdzie w jakim przedmiocie natchnęło85.
Romantycy starali się dawać temu wyraz po wielekroć w swojej lekturze świata i
odbiorze myśli i sztuki, słowa w ogóle86. Pewność nakazywała im wierzyć, że chcąc być
artystą w jakiej sztuce trzeba być koniecznie poetą87. Dlatego Mochnacki powie o
Woroniczu, że w wymowie swojej był poetą a w poezji krasomówcą88. Owo
krasomówstwo w obrębie dziewiętnastowiecznego
kanonu wyobrażeń, trwającego
niejednokrotnie aż po okres międzywojenny, występowało w rozmaitych konfiguracjach
wraz z poezją, sztuką i teatrem. Między innymi Prusinowski napisze: Dzieła Skargi mają
w sobie tyle wdzięków, co sama natura lub co doskonałe dzieła sztuki; muzyczne,
budowli wspaniałych, obrazów natchnionych89. W rozległe konteksty wprowadzał
oratorstwo także Karol Libelt: Kiedy muzyka masami tonów wznosiła jakby sklepienia
gotyckie i stroiła je nieprzejrzanym ozdobami harmonii; - kiedy poezja cały Olimp
grecki, i cały świat duchów, i wszystkie wielkości ziemskie, jakby w posągowe odlewała
kształty; - wymowa, jak malarstwo, rozwija jedno i drugie na powierzchni. Mówca
powinien być i poetą, co do treści i obrazowania i muzykiem co do formy i deklamacji
[…]90. W jego wielostronicowych rozważaniach dominuje fascynacja oratorstwem jako
sztuką wyobraźni, różnych języków, wielości form i przede wszystkim – choć nie mówi
się tego wprost – przekazu, będącego ofertą duchową, nobilitującą ludzkie możliwości
działania91. Tę tradycję kontekstualności podejmowała zarówno świadomość potoczna,
jak i refleksja „człowieka myślącego”. Aktor młodopolski Kazimierz Kamiński
nazywany był krasomówcą gestu92. W okresie międzywojennym ciągle jeszcze w
mówcy doszukiwano się poety93. Tę aurę przywoła po latach Gamska-Łempicka,
wspominając katedrę Świętego Jana w swoim rodzinnym mieście: Tyleż z ambony pod
85
F. Wężyk, O poezji w ogólności, w: Oświeceni o literaturze, oprac. T. Kostkiewiczowa i Z. Goliński, t. 2,
Warszawa 1995, s. 38.
86
[…] romantycy uznawali poetyczność za największą wartość literatury i sztuki (B. Bogołębska, Tradycje
retoryczne w stylistyce polskiej. Narodziny dyscypliny, Łódź 1996, s. 44.)
87
H. Meciszewski, Kilka słów do redaktora „Gazety Poznańskiej”, Kraków 1845, s. 23.
88
M. Mochnacki, Poezja i czyn. Wybór pism, oprac. S. Pieróg, Warszawa 1987, s. 250.
89
A. Prusinowski, „Tygodnik Katolicki” 1862, nr 43.
90
K. Libelt, Estetyka, czyli umnictwo piękne przez …, t. 1, Petersburg 1854, s. 120.
91
K. Libelt, dz. cyt., s. 121-124.
92
Zob. Z. Jasińska, Bożyszcze sceny młodopolskiej - Kazimierz Kamiński, w: Wśród mitów teatralnych Młodej
Polski, pod red. I. Sławińskiej i B. Stykowej, Kraków 1983, s. 259.
93
N. Cieszyński, Orator fit. Słów kilka o wymowie, Poznań 1919, s. 10.
40
gołębicą padło przez te lata cytat z poezji, ile z Ewangelii94. Obracamy się cały czas w
granicach żywotności dziewiętnastowiecznej myśli, kultury i gustu literackiego,
akcentujących coś, co można by nazwać panpoetyzmem95.
W ukształtowanym przez romantyzm paradygmacie krasomówstwo, a więc
i kaznodziejstwo, zajmowało miejsce właśnie w obrębie tego typu wyobraźni, która
predestynowała je do bycia, jeżeli nie w szeregu dzieł stricte literackich, to przynajmniej
tę literackość w jakimś okresie reprezentujących. W każdym razie na pewno wchodziło
ono w krąg obiektów sztuki w z n i o s ł e j. To uwznioślenie - przypomnijmy – w planie
treści zapewniała sakralizacja patriotyzmu. Ale obok niej równie ważna była medytacja
nad tajemniczością śmierci (tradycja barokowa!) wyrażana w poetyce przemienności
pytań retorycznych i tragicznych wykrzyknień: A więc po cóż i za cóż bojować na ziemi?
Po co i za co cierpieć i umierać w cierpieniu? Po co w cierpieniu, w samej śmierci żywić
drogą sercu nadzieję, jeżeli nad wszystkimi i nad wszystkim zawisła blada śmierć,
zapomnienie, nicość! Wielka i nieodgadniona jest dla człowieka zagadka życia i
wieczności. Wielka jest tajemnica grobu. Bezsilne tu jest słowo człowieka jako
człowieka. Nad nim też śmierć, zapomnienie, nicość96. W kaznodziejstwie całego stulecia
ważną rolę pełniły także takie figury wzniosłości, jak przemilczenie, hiperbola, pauza97.
Niekiedy występowały one we wstępach, czasem w jednym zdaniu, w którym
niedopowiedzenie jakby zatrzymywało czas, stawało się znakiem bezsilności wobec
przemijania, o którym po chwili miał być mowa: Żył i umarł Tomasz Zan! … Dzień
każdy, chwila każda uczy nas, że wszystko na świecie jest nietrwałe, zawsze koniec swój
mające98. Przemilczenia kreowały też określony nastrój. Były obliczone jakby na
nostalgiczną rezygnację, moment zadumy, odrębną chwilę liryczną. Wszystko po to, aby
należycie wybrzmiewała następna partia tekstu – wydobycie n a d z i e i: Tyle różnych
wspomnień obudzonych, uczuć poruszonych tyle …… pamięć krótkiej chwały i szczęścia,
obok dotkliwej rzeczywistości długich lat wygnania …… Smutek, ten nieodproszony gość
94
J.Gamska-Łempicka, Moje miasto, w: Z dziejów kultury i literatury Ziemi Przemyskiej, pod red. S. KostrzewskiejKratochwilowej, Przemyśl 1969, s. 443.
95
Przejęła go Młoda Polska. Stanisław Lack pisał o okresie: [poezja] transfiguruje swoim istnieniem cały ruch
umysłowy (Studia o Wyspiańskim, Częstochowa 1924, s. 223. Postrzeganie w tych kategoriach romantyzmu
obowiązuje do dziś: Romantyczne odczucie świata natury, człowieka było przede wszystkim p o e t y c k i e (B.
Pociej, Z perspektywy muzyki. Wybór szkiców, Warszawa 2005, s. 157).
96
J. Szpaderski, Nad grobem śp. Jadwigi z Rupniwskich Łuniewskiej, w: tenże, Kazania, dz. cyt.., s. 266.
97
Zob. J. Płuciennik, Retoryka wzniosłości w dziele literackim, Kraków 2000, s. 185-186.
98
Mowa ks. Białego [na pogrzebie Tomasza Zana], w: Archiwum Filomatów. Listy z zesłania, oprac. Z. Sudolski, t.
2, Warszawa 1999, s. 448.
41
nasz, coraz gęstszy, dziś już się rozgospodarzył w duszach naszych, osiedlił i jakby
obwarował. […] Z cierpliwością zanurzamy się w ocean boleści narodowych i
zobaczymy azali z głębi nie wydobędziem jakiej perły nadziei! Ach! Jakżebym nią rad
świecił z pełnej dłoni!99 Tenże Kajsiewicz potrafił też zaintrygować słuchacza wpisaniem
przemilczenia w hiperboliczny rodzaj wypowiedzi (kaznodzieje romantyczni lubili ten
zabieg). Mówił więc: Cóż dopiero kiedy nam Bóg lepszych da się doczekać czasów ……..
och! Bracie, żałuję cię z góry. Wracaj teraz jeżeli chcesz i możesz. Co do mnie, o! Boże
mój, kocham i ja ziemię swoją i naród, kocham moją rodzinę – a przecię nie wrócę
chyba z podniesionym krzyżem w ręku ….. albo na krzyż …..jeżeli Bóg dozwoli100.
Uzyskiwano efekt mowy tyleż dostojnej, co refleksyjnej. Teatralizowało to tekst,
podnosząc jego walor oralny. W tym miejscu konieczna zdaje się dygresja o ważkim dla
kultury okresu rozgraniczeniu oralności i retoryczności. Romantycy doskonale biegli w
prawidłach retorycznych, wyraźnie separowali je w rozmaitych wypowiedziach od
oralności. Ta druga była po stronie spontaniczności i autentyzmu, tamta zakładała
skrępowanie, usztywnienie i oficjalność. Z takich pozycji występował w Prelekcjach
Mickiewicz, chwaląc oralność stylu Paska, poezji Kochanowskiego i kazań Skargi101.
W praktyce kaznodziejstwu, jak się zdaje, towarzyszyła świadomość, że oralne
upodobnienie wytwarza między mówcą a słuchaczami aurę intymności i sytuację
zawierzenia, że komunikat oralny aktywizuje s p o t k a n i e do jakiego dochodzi
między kapłanem a wiernymi. Pozostawało to także w związku romantyczną filozofią
języka, wiara, że improwizacja, spontaniczne jego użycie wyzwala potencjał tkwiącej w
nim (według Humbolta) zdolności semantycznego kreowania znaczeń102. Warto się
chwilę przy tym zatrzymać. Kaznodzieje ówcześni znajdowali niekiedy upodobanie (z
dobrym skutkiem) w semantycznej „migotliwości” słowa, jego semantycznej
wielowarstwowości.
Począwszy
od
Woronicza,
właściwie
patrona
całej
dziewiętnastowiecznej formacji. Oto w jednym z kazań znajdziemy taki modlitewny
passus: Ale panie! Jeszcze tu wejrzyj sam, a oni się mogą poprawić i ciebie
99
H. Kajsiewicz, O cierpliwości. Na obchód 29 listopada 1844, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, Paryż
1845, s. 69-70.
100
H. Kajsiewicz, O wytrwałości, w: tenże, dz. cyt. s. 148.
101
Zob. A. Waśko, Romantyczny sarmatyzm. Tradycja szlachecka w literaturze polskiej lat 1831-1863, Kraków
1995, s. 125.
102
A. Waśko, dz. cyt., s. 126.
42
odziedziczyć103. Tradycja rustykalnej, sarmackiej wyobraźni w sposób naturalny
podsunęła kaznodziei takie właśnie określenie powrotu do synostwa Bożego. Ale nić
znaczeń można rozwijać dalej. Odziedziczyć Boga
-
to również stać się jego
spadkobiercą, Wielkim Beneficjentem, ale także odkryć w sobie poczucie bycia
dzieckiem Bożym. Albo tak: poprawa spowoduje, że na powrót „obdarowani” zostaną
Bogiem, doświadczeni łaską. Niezwykle ważny jest i ten odcień znaczeniowy:
dziedzictwo jest darem, przejęciem czegoś – a to zobowiązuje. Ciekawy pod względem
semantycznego „cieniowania” przypadek znajdziemy też u Kajsiewicza; interesujący
zresztą i z wielu innych powodów: Szczęśliwy ty obrazie nasz zmarły żeś korzystnie
zawsze i chwalebnie sprawie naszej służył … Szczęśliwy w tym nieszczęściu dla nas, że
serce twe otworzone nadziei pękło ściśnięte żalem na wstępie od przerażającej i
tajemniczej epoki, w której nadzieje same tak krwawe i żałobnie ubrane, że nie ma z nich
pociechy. – Sama śmierć nagła nie straszy nas w tobie. – Bojącym się siebie Bóg
umniejsza w ten sposób cierpienia104. Skłonność do gry semantycznej „głębinowej”
wnikliwości znaczeń ujawnia się najpierw w słowie „obraz” dosyć zaskakującym w tym
miejscu. Cóż ono może znaczyć? W zwrocie „obrazie nasz zmarły” bezwątpienia tkwi
pragnienie nobliwego dowartościowania adresata. Może sugerować uwznioślenie
postaci, niemal usakralnienie. Staje się ona świętością dla pozostałych przy życiu,
obiektem ich adoracji. Ale powstaje też inna konotacja, o bardziej przyziemnej wartości:
obraz na nasze podobieństwo, jeden z nas już „znieruchomiały” w tajemnicy śmierci. Na
pewno jednak – potwierdza to dalsza refleksja – chodzi o wizerunek współczesnych w
ich egzystencjalnej i historycznej sytuacji. Kaznodzieja mówi: oto jeden z nas,
reprezentant i uczestnik naszych czasów, czasów które obnażyły człowieczeństwo, kiedy
okrucieństwo odsłania ciemną stronę życia, potęguje ją do tego stopnia, że pojawia się
strach przed otchłanią samego siebie. Interesujący staje się status osoby zmarłej,
c z ł o w i e k a w niczym nie usprawiedliwionego – na co by pozwalała sytuacja
funeralna – niosącego ciężar kondycji jak inni. I tylko idąc tym tropem, można
wytłumaczyć zagadkowość ostatniego zdania: Bojącym się siebie Bóg umniejsza w ten
sposób cierpienia. Czy chodzi o litościwe odsunięcie człowieka od jego przeznaczenia?
103
J. P. Woronicz, Kazania, czyli nauki parafialne, t. 1, Kraków 1829, s. 56.
H. Kajsiewicz, Mowa, w: Mowy miane przy pochowaniu zwłok śp. Macieja Wodzińskiego senatora wojewody
Królestwa Polskiego, w Dreźnie dnia 18 lipca 1848, Lipsk 1848, s. 11.
104
43
A może o śmierć jako wybawienie od życia, tragizmu mrocznych mocy? Powiedzmy
jednak, że w grę wchodzi też bardziej teologiczny i prostszy przekaz (choć chyba zbyt
prosty). Jeżeli „banie się siebie” utożsamimy z pokorą, śmierć okazuje się nagrodą dla
pokornych. Nagrodą, bo pokorna konstatacja nędzy istnienia zasługuje na powołanie do
lepszego świata. W każdym razie opalizacja znaczeń służy w tym przypadku także
wzniosłości. Ta bowiem – jak pisze Lichański, powołując się na Boileau i
Pseudo - Longinosa – może być zawarta w jednym słowie, w jednym obrazie105. Ten
walor detalu miał ogromne znaczenie dla romantyzmu i występował na różnych
poziomach tekstu.
I tak na odrębną uwagę zasługuje rola fragmentu, refleksyjnej zadumy,
niewielkich akapitów, liryzmu pojedynczych zdań i słów, urody chwilowego namysłu.
Wszystko w rozległej skali emocjonalnej: od egzaltacji po esencjonalność. Świetnie
„podsłuchany” styl romantycznej egzaltacji mistycznej znajdziemy między innymi
u Kajsiewicza: […] pociecha moja, że złożywszy tę grubą powłokę, bez przeszkody
zmysłów, jakby czystym duchem skroś pójdę, polecę w tajemnice Boże. Wciąż pędzić,
wciąż lecieć będę, wciąż czytać, wciąż czerpać w skarbach mądrości Bożej; nigdy nie
wyczytam i nigdy nie wyczerpię. Będę kochał, kochał doskonale, bez przerwy, bez
zwolnienia, wiecznie! – i nigdy chęci, i nigdy siły, i nigdy przedmiotu kochania nie
braknie – i tak zawsze, i tak wciąż, i tak bez końca!!106 Głębiej zaangażowane
powinowactwo wystąpiło u Prusinowskiego, kaznodziei zafascynowanego literaturą tak
bardzo, że mówiąc o niej, mówił jej językiem, jej obrazami. Kiedy rozpamiętywał
powołanie poetyckie Krasińskiego, tak właśnie „wczuwał się” w poezję wieszczą: […] I
zbiegł mu w pomoc z nieba do otchłani ten anioł, którego się wzroku czarne duchy boją,
doskonale piękny z wyrazem smutku wiecznego na czole, a szaty jego lekkie jak myśli
tęskne biało na niego płynęły107. Podobnie później Stablewski, owładnięty obrazem
„pokoleń
katakumbowych”,
„pogrobowców
ojczyzny”,
medytował
nad
losem
„pokolenia grabarzy”, sytuując się w roli przewodnika po „krainie mogił”, ustawicznie
przypominającego potrzebę heroicznego trwania. Więc żałobni słuchacze dalej was
105
J. Z. Lichański, Oświecenie. Retoryka. Romantyzm, w: Między oświeceniem i romantyzmem. Kultura polska
około 1800 roku, pod red. J. Z. Lichańskiego i innych, Warszawa 1997, s. 350-351.
106
H. Kajsiewicz, O postępie religijnym, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 2, Paryż 1848, s. 299.
107
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego miana w Poznaniu w
Kolegiacie św. Magdaleny dnia 30 marca 1859 roku, Grodzisk 1959; przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i
kazania…, dz. cyt., s. 283.
44
- mówił - po wszystkich kołach tego królestwa powieść potrzeba108. Kaznodzieja –
wieszcz z upodobaniem posługiwał się też fragmentami, będącymi czymś na kształt
romantycznego epigrafu, jak w takim oto westchnieniu lirycznym: Nie troskał bym się o
słowa – ach! o słowa tak łatwo, jak o ciekące wody109. W kaznodziejskich tekstach
żałobnych często znaleźć można zdania o cechach inskrypcji żałobnej: […] już go
zawołał Pan i przyłożył do prochów ojców, godne starych ojców prochy pielgrzyma
tułacza110.
Obracamy się cały czas w kręgu kaznodziejstwa „wieszczego”, które powstawało
z konsolidacji poezji, religii i narodowości111.
W wymiarze jednostkowym była to
wypowiedź natchnionej konstatacji, niekiedy nagłej iluminacji, postawa podziwu dla
świata, ciągłego nasłuchiwania jego tajemnic, sentencjonalnego głoszenia wielkości we
wszechświecie. A więc upodobanie do uczuciowej eskalacji, wysokiego tonu. Postawa ta
sprzyja często fragmentowi, medytacyjnej etiudzie, suwerenności mikrotekstu112.
Śmierć, śmierć tylko jedna wyświeca – czytamy u Trynkowskiego – prawdziwą każdego
człowieka wartość i otwiera każdemu podwoje do przybytku prawdziwie zasłużonej
chwały. Z ciałem grzebią się razem i słabości umarłych. Z ich śmiercią umierają społem
i zazdrość i miłość własna, i wszystkie namiętności żyjących. Duch już nie jest
spółzawodnikiem śmiertelnych113. Ten rodzaj refleksji w sprawach pryncypialnych
znajdował szczególne upodobanie w rozmachu widowiskowej kreacji. Taki ułamek
większej całości doskonale syntetyzował jakieś przesłanie. Na sztukę kaznodziejską
tamtego czasu warto spojrzeć czasem jako na sztukę pięknych fragmentów, stosując ową
fenomenologię użytkową, czyli pochylenie się i zachwyt nad cząstką reprezentującą
108
F. Oksza-Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Księcia Augusta Sułkowskiego […] w dniu 25 listopada 1882
r. powiedziana w kościele parafialnym w Rydzynie, w:, tenże, Mowy żałobne, Poznań 1912, s. 163.
109
H. Kajsiewicz, Nauka z Ewangelii na niedzielę o Przemienieniu Pańskim …, w: tenże, Kazania i mowy
przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 331.
110
W. Malewicz, Kazanie na pogrzebie Adolfa Januszkiewicza, zesłanego na Syberię w 1831 roku a zmarłego w 10
miesięcy po swoim powrocie [1857], brmw, s. 1. Romantyczne tendencje do metaforycznej epigrafiki utrzymywały
się w kaznodziejstwie dopóki pozostawało ono w orbicie tej tradycji, a wiec aż po okres międzywojenny; zob. m.in.
ks. F. Wartenberg, Mowa żałobna na pogrzebie hr. Franciszka Żółtowskiego w Niechowie, dnia 5 czerwca 1894 r.,
Poznań 1894 r., s. 21. (Ziemia ojczysta jest jakoby ciałem ojczyzny, a my, syny ojczyzny, jesteśmy ciałem z jej ciała:
tej ziemi żywicielki jesteśmy jakby skibą wcieloną).
111
Na temat tak właśnie pojmowanego „wieszczenia” zob. K. Libelt, O samowładztwie rozumu, w: Filozofia i
krytyka, t. 1, Poznań 1845, wyd. 2, Poznań 1874, s. 220-225.
112
W tym miejscu doszukuję się wsparcia niejako na zasadzie motta od B. Mazana: Ale winna się przebić z tego
myśl, że odpowiednia synteza nie może się obyć – przynajmniej bez rekonesansowego – zgłębienia upatrzonych, a
zmyślnie dobranych mikroświatów tekstowych oraz ich zsyntetyzowania w jakimś określonym wymiarze.
(Pozytywizm warszawski z perspektywy mikroświatów tekstowych, Łódź 2002, s. 37.)
113
L. Trynkowski, Mowa w czasie żałobnych modłów miana roku 1835 […] w kościele katedralnym wileńskim, w:
Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę śp. Józefa Łopacińskiego …, Wilno 1835, s. 6-7.
45
całość, uniwersum114. Do stałego kanonu owych cząstek wchodziły exordia i modlitwy,
stanowiąc rzeczy o wyraźnie artystycznym profilu. Był to przejaw między innymi
długiego procesu odchodzenia od pojmowania sztuki wymowy jako zbioru reguł115.
Dlatego kaznodzieja romantyczny powie: Nie dałem sobie tyle czasu, abym zachował
homiletyczne przepisy116. Heterogeniczność wypowiedzi dynamizowała tekst. Między
całością a poszczególnymi częściami wytwarzała się osobliwa relacja. Polifoniczność
odrębnych z pozoru cząstek budowała akcję oratorską na kształt narodowego spektaklu,
zbiorowego uczestnictwa w odświętnej sytuacji. A w konsekwencji - wspólnotowej
terapii. W lekturze zaś czytelnik dostępował tekstu wymagającego podejścia
niekoniecznie o linearnym charakterze. Otwierał bowiem – dla przykładu - partię
laudacyjną, wyszukiwał - dla pokrzepienia - odgłosów patriotyzmu, delektował się, po
artystowsku, sztuką wstępu i na poły z religijnym uniesieniem – kunsztem
modlitewnym. Czytał ku namysłowi, wkraczając w odrębne światy117. Nadto czytelnik
romantyczny i poromantyczny poszukiwał tekstów zrytmizowanych, melodyjnych,
podniosłych i intymnie – konfesyjnych zarazem. Kaznodziejstwo w wielu przypadkach
takich właśnie efektów dostarczało z myślą o słuchaczach i czytelnikach, sugerując
naturalność i spontaniczność o dużym ładunku literackiej kreatywności.
Jeśli idzie o związki z literaturą - wkraczamy w kolejny krąg problemowy – to
warto zwrócić uwagę, że kaznodziejstwo (i oratorstwo w ogóle) wraz z romantyzmem
otworzyło się na literaturę w sferze tematycznej. Po raz pierwszy pojawiły się
w znacznej ilości wystąpienia ku czci pisarzy (vide bibliografia na końcu pracy) i to
zarówno tych największych (Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego), jak i
pomniejszych (choćby Stefana Witwickiego, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej,
Stanisława Jachowicza); wielu romantyków, umierających w późniejszych okresach,
otrzymało je również (Seweryn Goszczyński, Stanisław Egbert Koźmian, Bohdan
Zaleski, Józef Ignacy Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Kornel Ujejski). Rozpoczęła się
114
B. Mazan, dz. cyt., s. 13-14.
M. Ślusarska, Kaznodziejstwo epoki stanisławowskiej – inspiratorzy, twórcy, odbiorcy, w: Napis. Tom
poświęcony literaturze okolicznościowej i użytkowej, ser. 2, 1995, Warszawa, s. 105.
116
J. Wasilewski, Przedmowa, w: tenże, Kazania na niektóre święta w religijno-narodowym duchu, Kraków 1848,
s. 3.
117
Ten utrwalony na pokolenia typ lektury romantycznej trafnie opisała M. Piwińska: Oto „ja” wychodzi samo z
siebie, żeby się szukać gdzie indziej (Złe wychowanie. Fragmenty romantycznej biografii, Warszawa 1981, s. 70.
115
46
tradycja gatunku, który uaktywni się szczególnie wraz ze śmiercią Henryka
Sienkiewicza i drugim (w r. 1927) pogrzebem Juliusza Słowackiego.
U swoich początków kaznodziejstwo romantyczne „nasłuchiwało” wielkiej
poezji, spełniało warunki
„uzależnienia”, wpisujące je w obręb podsystemu
literackiego118, jakim stawało się wszystko, co stanowiło „przekład” wielkiego dzieła
emigracyjnego, próbę „oswojenia” go, swoistego u p r z y s t ę p n i e n i a. Słowem,
chodzi o poetykę romantyzmu krajowego, który tamten romantyzm na swój sposób
„udomowiał”. Tu, gdzie w rejonach społecznej popularności, gdy trzeba odświętnie, w
szerszym gronie wysłuchać119, gdy można osobiście przeżyć podczas cichej lektury
tekst–echo, „odbijający” romantyzm kanoniczny. Nie należy zatem pomniejszać
znaczenia kazań drukowanych. Powiększały one grupę tekstów „okołoliterackich”. Ten
casus „przekładu”, upodobnienia obowiązywał przez półtora stulecia. Lektura oracji nie
tylko
je
upowszechniała.
Podtrzymywała
też
poziom
kultury
oratorskiej
w społeczeństwie. Kazania czytano na prawach odrębnego gatunku. Podlegały ocenie w
ich skuteczności przekonywania, ale i właściwościach języka, także i umiejętnościach
„syntetyzowania” postaci. W czytaniu oglądowi poddawano też pomysłowość i reżyserię
całości. Można domniemywać – świadectw jest niewiele – że czytano również
wybiórczo, smakując detale i wyjątki.
Sposoby dziewiętnastowiecznej lektury przewidywały możliwość wartościowania
estetycznego w zależności od wielu różnych czynników; od stopnia inwencji
stylistycznych, sztuki aluzyjnych przywołań, czy też jakości komponowania całości w
jej spektakularnych efektach. Oddzielnie gustowano w dramatycznych monologach,
kształtach opowieści (w partiach laudacyjnych) i obyciu w literackiej frazeologii okresu.
Jak się zdaje, szczególnie ważna była ogólna efektowność kazania. Dzięki temu
wszystkiemu stawały się one po trosze literaturą okolicznościową, tworzącą ciekawy i
wielce pokaźny obszar piśmiennictwa niekoniecznie tylko religijnego. Trzeba również
nadmienić, że wzbogacały one też życie literackie, gdy tekst (zwłaszcza poświęcony
pisarzom) poruszał środowisko, był zapamiętywany, cytowany i komentowany, stając
się w pewnym sensie wydarzeniem literackim. Czytałeś mowę księdza Prusinowskiego
na obchodzie żałobnym dla Adama w Poznaniu? Pyszna! Dostań koniecznie pisał
118
119
M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 144.
Zob. M. Janion, Romantyzm „zapomniany” i „niezapomniany, w: tenże, Gorączka romantyczna, dz. cyt. s. 99.
47
Krasiński do Sołtana120 wiadomo, że właśnie to pożegnanie Mickiewicza wzbudzało
wielkie zainteresowanie pisarzy, przyniosło sławę mówcy, który nazywany był
„wielkopolskim Skargą”121.
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii odbioru poprzez lekturę, do mów
utrwalonych w piśmie. Otwarty pozostaje problem relacji z oralnością. Tradycja dosyć
stereotypowo - przyznajmy to - rzecz traktując, nadaje oralnym tekstom zapisanym
charakter wtórny. Można bronić tej tezy, dowodząc, że ponieważ żywiołem oratorstwa
jest żywe słowo, tylko w tej postaci pozostaje ono we właściwej formie przekazu,
dysponuje cechami nie do zastąpienia. Zapis je usztywnia i ogranicza, pozbawia
animuszu, ogołaca z tego, co je konstytuuje, dzięki czemu funkcjonuje we właściwy
sobie sposób, jedyny i niepowtarzalny. Nie należy tej prawdy ignorować. Z drugiej
jednak strony, wiek XIX nadał edycjom oratorskim status utworu przeznaczonego do
lekturowej konkretyzacji, fragmentu (zwłaszcza w przypadku tych związanych
z literaturą) piśmiennictwa narodowego, części zbiorowej narracji w określonym
momencie dziejów. Stawały się także, te edycje, pośrednio przejawem literackiej
i historycznej edukacji. Nie należy też zapominać ich miejsca w dziejach estetyki książki
polskiej. Były bowiem często wydawane (na przykład mowy zmartwychwstańców)
ładnie i starannie. Przez całe stulecie ukazywały się zbiory kazań w solidnych oprawach
z pięknymi winietami i wyszukaną czcionką (zapoczątkowało to późne oświecenie,
wyjątkowo wyczulone na ten kształt edytorski w oratorstwie). Środowiskowe zaistnienie
w formie druku dopiero co wygłoszonej mowy, kazania miało, jak się zdaje, duże
znaczenie. Śledząc tego typu wydania, zdumiewamy się potrzebą ówczesnych mówców,
aby w tej formie zaistnieć. Biblioteki są pełne zakurzonych a nie odkrytych jeszcze
regionalnych tekstów oratorskich (kaznodziejskich w szczególności; na przykład
galicyjskich, gdzie ich pojawienie się w druku należało wręcz do dobrych obyczajów).
W pokaźnej ilości zjawisko rozszerzało się wraz z coraz głębszym rozprzestrzenianiem
się romantyzmu, jego przenikaniem w rozmaite rewiry kulturowe. Należy zaakcentować:
potrzebna jest świadomość sztuki istniejącej pod dwiema postaciami - żywego słowa i
pisma (druku). Obie są ważne, autonomiczne, ale i pozostają w rozmaicie
120
Z. Krasiński, Listy do Adama Sułtana, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1970, s. 627.
B. A. Brzeziński, Mowa żałobna na pogrzebie ks. Dra Aleksego Prusinowskiego powiedziana w Grodzisku dnia
19 lutego 1872 roku przez …, Poznań 1872, s. 6.
121
48
przebiegających
wzajemnych
relacjach122.
Trzeba
podkreślić,
że
oratorskim
(kaznodziejskim) formom edytorskim nie można ujmować znaczenia. Mają one swoją
tradycję i od zarania były przedmiotem refleksji. Ma w sobie retoryka - czytamy u
Kwintyliana
-
również coś z rodzaju sztuk efektywnych, a mianowicie w postaci
pisanych mów i nawet dzieł historycznych, które także zupełnie słusznie zaliczamy do
dzieł sztuki retorycznej. A przez sztuki efektywne rozumiał takie, które osiągają swój cel
w
wykonanym
dziele
konkretnym,
podpadającym pod postrzeganie wzrokowe123. Zrozumiałe zatem staje się przywoływane
już stanowisko Libelta, który oratorstwo stawiał obok malarstwa. W każdym razie w
odniesieniu do kaznodziejstwa romantycznego ta analogia zdaje się ożywać, gdy
patrzymy na charakter recepcji: całości i fragmentów, scen, postaci i sytuacji,
stopniowalność odkrywania znaczeń.
Przywracając pamięć o kaznodziejstwie romantycznym, uświadamiamy sobie jak
dalece było ono zapomniane. Często wiedza o przeszłości, kojarząc wybitne postaci z
wieloma czynnościami i zasługami, najsłabiej uwypukla ich dzieło oratorskie. Trafnym
przykładem mogą być zmartwychwstańcy. Najmniej wiadomo o ich sztuce wymowy i
związanym z estetyką czasu charakterze wystąpień. Podobnie było z innymi
kaznodziejami,
których
niezwykłe
niekiedy
koneksje
z
literaturą
okresu
są całkowicie pogrzebane w niepamięci naszego wieku. Kaznodziejstwo oświeceniowe,
wypełnione misją wielkiego moralizatorstwa, nauczaniem patriotycznym i obywatelskim
mniej uwagi poświęcało doznaniom introspektywnym. W romantycznym oratorstwie
kościelnym nastąpił zwrot ku wnętrzu człowieka, daje się zauważyć głębsze wniknięcie
w problematykę egzystencjalną, religijny wymiar kondycji ludzkiej. Chcąc właściwie
zrozumieć specyfikę romantycznego kaznodziejstwa, trzeba je widzieć na tle odnowy
życia religijnego I połowy XIX wieku, postrzegać w kontekście nowych jakości,
pojawiających się wtedy w obrębie kultury żywego słowa. A więc dobrze jest pamiętać
- między innymi - o ówczesnej refleksji na temat przeżycia religijnego i o afirmacji
postawy poszukującej, zmierzającej do ustawicznego rozwoju duchowego. Należy też
mieć w polu uwagi romantyczne odczuwanie sakralnego kontaktu z rzeczywistością,
122
Warto przywołać choćby tę, którą wskazuje P. Ricoeur: […] chciałbym pokazać, ze w piśmie dochodzi do pełnej
manifestacji tego, co w słowie żywym potencjalne, rodzące się, początkowe, to znaczy do oddzielenia sensu i
zdarzenia (Wydarzenie i sens w mowie, przeł. E. Bieńkowska, „Teksty” 1972 z. 6, s.107.
123
M. F. Kwintylian, Kształcenie mówcy, ks. II, przekł. i oprac. M. Brożek, Wrocław 2005, s. 236-237.
49
wszelkiego rodzaju świadectwa doznań tchnienia Bożej obecności i związane z tym
wszystkim postrzeganie człowieka we wszechświecie. Nową epokę, jak wiadomo,
współtworzyła
również
heroizacja
istnienia,
wyostrzona
świadomość
jego
dramatyczności i tajemnicy, tragizmu i wielkości zarazem; przekonanie, któremu
nieodzowna była chrześcijańska pewność nadziei. Nadto istotna jest także – w zetknięciu
z romantycznym oratorstwem w ogóle – wiedza o wzrastającym wówczas znaczeniu
słowa mówionego, specyficznej teatralizacji wypowiedzi, jej ekspresji i rytmizacji.
Wszystko to miało swoje konsekwencje w postaci całkowitej zmiany stylu, który dla
słuchaczy o gustach przeszłego okresu mógł być zaskakujący.
Tematem odrębnej treści, choć będącym dalszym ciągiem dotychczasowych
rozważań jest żywotność i kontynuacja paradygmatu romantycznego. Myślę, że
w pierwszym rzędzie należy zwrócić uwagę na specyficzną probierczość kaznodziejstwa
ówczesnego, zwłaszcza, gdy idzie o ambicje estetyczne. To, co romantyzm zainicjował i
wcielił w wielu przypadkach spotkało się z młodopolską inklinacją do stylistycznej
egzaltacji i medytacyjnej refleksji, znalazło wyraz w zdecydowanie już „literackich”
(mówcy zdawali się w swoich
przedsięwzięciach
oratorskich
utożsamiać z twórcami dzieła literackiego) ujęciach okresu międzywojennego. Romantyczna miara rzeczy oferowała rozluźnienie retorycznego dyscyplinowania
na
rzecz
tekstu – upodobnienia, artystycznego upodobnienia. Odtąd wiele kazań będzie miało w
określonym zakresie formę otwartą. Zachowane zostaną wprawdzie i przestrzegane
podstawowe elementy, jak choćby wstęp i modlitewne zakończenia, ale osiągną one inny
status. Będzie je można dowoli „kadrować”, będą zaskakiwać odrębnością, samoistnym
bytem, mieć swój wyraz i swój rodzaj refleksji. Właśnie refleksyjność, werbalna iluzja
zamyślenia nierzadko towarzyszyła kaznodziejom romantycznym. To dowartościowanie
postawy medytacyjnej ma wyróżniające znaczenie. Dumanie to jakoby przędza z ducha
człowieczego124 -
pisał
poeta. Dumano o Bogu, ojczyźnie i śmierci, przemijaniu,
znikomości wszystkiego. Kaznodzieje wtórowali poetom, tworząc autonomiczne
fragmenty o walorach prozy poetyckiej: Ale jaka wtedy rzecz piękna, jak godna wszelkiej
pochwały i przyznania wszelkiego, kiedy sama wielkość ziemska upadnie czołem przed
wielkością niebieską, i powie: Ja pozór, a ty rzeczywistość; ja cień, a ty prawda; ja
124
J. B. Zaleski, Korespondencja, t. 2, Lwów 1901, s. 66.
50
proch, a ty życie; tobie kłaniam się i wyznaję moją nicość, a twoją pełnię i prawdę! O
wielkości ziemska, jakże ty to dobrze czynisz, jak pięknie, jak święcie, jak potrzebnie! To
czyniąc, ty się nie upokarzasz, ty się podnosisz; ty się nie zniżasz, ale wywyższasz; ty nie
słabniesz, ale silną się stajesz; ty nie składasz korony, ale koronę na głowę wkładasz125.
Wyrazista okazywała się być potrzeba „monologizowania”, wnikliwego i efektownego
zarazem, które z wypowiedzi kaznodziejskiej czyni moralitet wprawdzie, ale w kształcie
popisowej lekcji dobrego smaku. Takie partie tekstu niekiedy całkowicie wyłączają się z
całości, usamodzielniając się w powadze myśli, w rozległości spojrzenia. Tę tradycję
podejmą mówcy XX wieku, szczególnie u progu niepodległości. Między innymi Antoni
Szlagowski. Potrafił on przełożyć tamte emocje, tamten maksymalizm, ciężar
uczuciowej ekspansywności na dostojny namysł konstatacji, moc przesłania: Bo nie tylko
z wielkich, wiekopomnych czynów powstają wielkie dziejowe przeobrażenia, ale i z
tysiącznych nikłych usiłowań, które mijają bez pamięci. Każdy przeto czyn drobny: kubek
wody podany ustom spragnionym, płomyk zapalony oczom w ciemnościach tonącym,
ciepłe słowo, jako balsam kojący, położone na sercu, tęsknotą tropionym, panowie, to
wszystko jest dorobkiem duchowym Ojczyzny, bo w nim tai się ziarno plenne na posiew
przyszłości: ziarnem ojczyzny jeden prosty człowiek być może, jak w ziarnku życia żyje
całe przyszłe zboże (Słowacki)126. Charakterystyczna pozostaje partycypacja w świecie
duchowym, oparta na specyficznej dialektyce proporcji, postrzeganiu rzeczywistości w
mikro i makroskali jednocześnie; i wyprowadzaniu z relacji między nimi określonych
wartości. To był pewien styl myślenia, mający swoje „długie trwanie”.
Oprócz tego rodzaju nawiązań, pojawiały się stylistyczne analogie, zwłaszcza
takie, które pozostawały bliżej literatury okresu. Ale w obrębie kaznodziejstwa, jego
stosunku do romantycznej tradycji znalazło się zjawisko recepcji literatury w ogóle,
która stawała się swego rodzaju kodem, niejako wyposażeniem oratorskim,
wspólnotowym językiem. Takie było założenie: mówca i słuchacze porozumiewają się
przy pomocy sobie wiadomych „znaków”. U Szlagowskiego podanie nazwiska poety w
125
P. Semenenko, O ślubie Jana Kazimierza, w: Kazania przygodne, t. 3, Kraków 1923, s. 335; takie mikroteksty w
równie doskonałej literacko formie znaleźć też można m.in. u L. Trynkowskiego (Mowa na uczczenie śp. Jędrzeja
Śniadeckiego, doktora filozofii i medycyny … miana w Wilnie w kościele św. Jana roku 1838 dnia 4 maja przez …,
Wilno 1861) i M. Małopolskiego (Kazania pasyjne i przygodne, Warszawa 1854, s. 235-236).
126
A. Szlagowski, Mowa przy rozpoczęciu roku akademickiego w Uniwersytecie i Politechnice Warszawskiej,
powiedziana w kościele P.P. Wizytek dn. 7 listopada 1917 roku, w: tenże, Mowy akademickie 1915-1921, PoznańWarszawa 1921, s. 29-30.
51
nawiasie miało wystarczyć, stanowiło podpowiedź deszyfrującą zawarte w tekście
aluzje, parafrazy itp. Cały okres międzywojenny to feeria cytatów, bezpośrednich bądź
aluzyjnych przywołań wieszczych. I nie tylko. Wytworzył się bowiem wzorzec
przydatnej kaznodziejstwu (i oratorstwu w ogóle) „klasyki”, w obrębie której znalazł się
także romantyzm krajowy, Sienkiewicz i Wyspiański, chociaż dominującą, „kluczową”
tradycję127 stanowiła właśnie wielka literatura emigracyjna. Istotna pozostawała aura
uniesienia, ewokacja świadomości rzeczy przewodnich, nadrzędnych, łączących
wspólnotę. Na tym w dużej mierze kaznodziejstwo budowało swój przekaz, jedną z ról
w wielkiej akcji kultywowania przeszłości w Polsce Odrodzonej. Ta proliteracka
orientacja miała szeroką skalę. Współtworzyli ją liczni kaznodzieje, rozszerzając swoje
postulaty na całe dominium piśmiennicze. Charakterystyczny pod tym względem może
być taki fragment z artykułu ks. Wacława Kosińskiego, osoby szczególnie
zaangażowanej w odnowę – i to właśnie idącą w stronę literackiej estetyzacji
-
kaznodziejstwa: Ponieważ wieszczowie nasi, jak Skarga, Mickiewicz, Krasiński,
Ujejski cieszą się nieomal bezapelacyjną powagą w narodzie naszym, a każda myśl
zbożna, zdrowa zasada polityczna znajdzie w nich uzasadnienie, dobrze będzie gdy
kaznodzieja narodowy ich argumentami będzie rozumował, ich słowami będzie gromił, w
ogóle ich autorytetem będzie się osłaniał128.
Pamiętajmy, ze na wielkiej scenie odzyskanej wolności zderzenie literackiej
mitologii z rzeczywistością i kusząca możliwość triumfalnego wyartykułowania
skuteczności ubiegłowiecznego profetyzmu to zjawisko ogromnie dynamiczne. Nie
przypadkiem wybija się tu krąg myśli homiletycznej. Dysponujące jeszcze wtedy
znacznym prestiżem, kaznodziejstwo okolicznościowe z natury rzeczy znalazło się
w centrum ówczesnych trendów oratorskich. Atrakcyjna była aktualność profetycznej
mowy wieszczów. Bardzo charakterystyczne były (tak mocno osadzone w konwencji
romantycznej) ujęcia paralelizujące wydarzenia biblijne i sytuacje narodu polskiego.
Miały one swoje zastosowanie wówczas, gdy mowa przybierała charakter rzec by można
„panoramiczny”, obmyślana jako rozległa przypowieść o historii narodu, jego
zmaganiach, ofierze, trwaniu w nadziei i wreszcie triumfie zmartwychwstania. Ale
istniały też bardziej subtelne odniesienia do romantycznych wyobrażeń o duchowym
127
128
Zob. Słownik terminów literackich pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 537.
W. Kosiński, Kazania narodowe, w: Homiletyka duszpasterska, Kielce 1935, s. 363.
52
gigancie. Między innymi sięgano po silną w tamtej epoce wiarę w moc słowa. Wieszcz
geniusz – pamiętano – miał być dysponentem tajemnicy S ł o w a. Sam akt mówienia
był więc aktem g ł o s z e n i a, oznajmiania, które musiało mieć swój kontekst
sytuacyjny. Pokrewne apostolskiemu wymagało układu, w którym głos mówiącego staje
się podmuchem nagłego objawienia, stykając się z bezgranicznym i natychmiastowym
urzeczeniem słuchaczy. Według romantycznej miary, obok słowa równie mocodajnym
środkiem było ś w i a t ł o, poddawane urozmaiconej metaforyzacji. I tak, jak moc słowa
dobrze się przeciwstawiała mocy ziemskich zaszczytów, tak „świetlistość ducha
– materialnej cielesności. Konstanty Michalski odwołując się wyraźnie do prapoczątku,
a więc biblijnych źródeł (Jan V, 35), posłużył się porównaniem (wokół niego
koncentrują się poszczególne sekwencje wywodu) do „pochodni gorejącej”, czyniąc z
niej wielką metaforę życia Karola Huberta Rostworowskiego: Od 3 lat nie opuszczał już
swego pokoju, a jednak, jako polski herod Boga, jeszcze czasem zadzwonił, jeszcze się
odezwał, a wówczas słuchali go wszyscy jako głosu publicznego sumienia […]. Był
pochodnią gorejącą, która się nasycała żywiołem życia, lecz zapalała się od iskier serca
pełnego miłości, prawdy i piękna129. Oratorów ówczesnych w ogóle dosyć często
wyobraźnia skłaniała do „świetlnych skojarzeń”, nader aktywnych we frazeologicznym
urozmaiceniu. Na przykład portrety kaznodziejskie Antoniego Szlagowskiego szczodrze
obdzielały słuchaczy określeniami w rodzaju: „promienny duch”, „słup ognisty”,
„światłość duchowa”, „promienie ideałów”, „duchy promienne i jasne” itp. Światło
meteorów bywało też metaforą losów i roli potężnych jednostek: Oto nagle wytryska
wśród gwiazd ogromna światłość i niecąc łunę ognistą niesie się po obszarach nieba
z chyżością niepojętą gdzieś w mroczną dal, pędzona potęgą tajemną, nieznaną,
zawrotną. To meteor, olbrzymi meteor wykwita wśród tłumu drżących gwiazd, gasząc ich
odwieczny blask i porywa za sobą oczy ziemian, którzy czuwają jeszcze, oczy olśnione,
wylękłe niebiańskim zjawiskiem. […]. Meteorami wśród tłumów gwiazd to wielcy
mężowie wśród narodów ludzkości130.
129
K. Michalski, Pochodnia gorejąca. Przemowa nad trumną K. H. Rostworowskiego dn. 7 II 1938, Warszawa
1938, s. 3.
130
N. Cieszyński, Mowa ku czci Tadeusza Kościuszki wygłoszona w setną rocznicę Jego zgonu w Bydgoszczy dnia
15 października 1917 r., w: tenże, „Lud jako lew się podniesie”. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, Poznań
1921, s. 56.
53
Romantyczna tradycja zaważyła też na stosunku do literatury (nie tylko
romantycznej) jako p i e r w o w z o r u, który należy kultywować, z którym wchodzi się
w relację ze świadomością
uczestnictwa we wspólnocie językowej. Stąd jednym
z najprostszych objawów upodobnienia się do literatury były wtręty imitujące poetykę
utworów, trawestacje szczególnie nośnych wypowiedzeń czy też aluzje, rozwinięcia
„skrzydlatych zwrotów”, które już uległy wyodrębnieniu, nabrały samodzielności
w potocznym obiegu językowym. W ten sposób jak gdyby chciano wyręczyć się – dla
większej autentyczności przeżycia? – słowem pisarza, „podkładając” odpowiednio
uformowany odprysk jego tekstu lub przynajmniej stylizując w przybliżeniu na
odpowiedni dla pisarza gatunek. Szczególnie, gdy bohaterem kazania był Słowacki lub
Sienkiewicz mówców ponosiła tego rodzaju elokwencja, upodobanie do posługiwania
się „cytatem stylu”131. W okresie międzywojennym powstawały teksty oratorskie
rozwijające – we fragmentach - obecną już w romantyzmie inklinację do sytuowania się
gdzieś w kręgu prozy poetyckiej. Dominuje w nich kreacyjna wizyjność, stylistyczna
ornamentacja, zrytmizowane konstrukcje składniowe. Dobrym przykładem może być
kazanie Szlagowskiego, inspirowane uroczystością odsłonięcia pomnika Chopina w
1926 roku. Bardzo oszczędne partie narracyjne przechodzą w rozbudowany ciąg
fragmentów – każdy inicjowany przez frazę utrzymaną w rytmie elegijnego zawodzenia
(trawestacja Marsza pogrzebowego Kornela Ujejskiego) – upoetyzowanego monologu
postaci m i s t r z a, który „rozpamiętuje” przeszłość Polski „streszczoną” w swoich
dziełach: Jakże mnie ten razi dzwon! Ten dzwon, ten dzwon. W ponurej Fantazji jęczy
dzwon podmorski, brzmi podwodnymi głosy w poświstach wichru, w ryku bałwanów
zbiorową skargę topielców, którzy w odmęcie walk poginęli. Jakże mnie ten budzi
dzwon! Ten dzwon, ten dzwon. W bohaterskiej Sonacie wybija się spiżowy dźwięk
Zygmunta […]132. Krasomówstwo obu stuleci nie pozostawało także obojętne wobec
przeobrażeń dokonujących się pośród gatunków prozy niefikcjonalnej, jej pełnego w
owym czasie rozkwitu. Można na przykład mówić wręcz o eseizacji form
kaznodziejskich,
wskazując
szeroką
skalę
ich
maestrii
131
D. Danek, O polemice literackiej w powieści, Warszawa 1972, s. 75. Zob. bardzo charakterystyczny pod tym
względem fragment kazania Franciszka Sznarbachowskiego, Mowa żałobna wygłoszona w kościele św. Aleksandra
w Kijowie na nabożeństwie za duszę śp. Henryka Sienkiewicza dn. 10 XI 1916, Kijów 1916, s. 11.
132
A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina, powiedziana w
kościele św. Krzyża dnia 14 XI 1926, w: tenże, Mowy narodowe, Poznań 1924, s. 280-281.
54
intelektualnej. Od szkicu refleksyjnego, poprzez rozmaite odcienie prozy medytacyjnej,
aż po kunsztownie ufilozoficznione rozważania. W wymowie kościelnej XX wieku
forma eseju bywała też bardzo poręczna, gdy chodziło o tematykę literacką. Interesujące
było wyraźne ciążenie ku aktualnej poetyce rozprawy krytycznoliterackiej, portretu
literackiego, a nawet syntetycznego studium, najczęściej aspektowo ujmującego
twórczość. Charakterystyczne pod tym względem mogą być poświęcone pisarzom teksty
ks. Włodzimierza Jasińskiego,133 czy choćby arcybiskupa Józefa Teodorowicza Wobec
ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
…134.
Jesteśmy cały czas w kręgu tradycji, którą świetnie opisał swego czasu Ryszard
Przybylski. Chodzi o narodziny eseju dziewiętnastowiecznego i jego kontynuację.
Przybylski wskazał na naturalny kontekst genologiczny, wywodząc sztukę eseju
romantycznego między innymi z rejonów przedrozbiorowej prozy oratorskiej,
szczególnego kultu okresu retorycznego, dzięki któremu możliwa stała się różnorodność
przekazu: afirmacja i zwątpienie, oschła ścisłość i wzruszenie liryczne, rzeczowość i
fantazja135. Jak się zdaje, zjawisko to miało charakter dwustronny. Patronatowi
oratorstwa przy narodzinach eseju towarzyszyła eseizacja gatunków krasomówczych.
Najważniejsze jednak wydaje się być zachowanie i żywotność – właśnie dzięki
mówcom dziewiętnastowiecznym
- kanonu „pięknej prozy”, w staropolskim
jeszcze znaczeniu obejmującej prozę niefabularną136.
133
W. Jasiński, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1-2, Warszawa 1913 – 1917.
Kraków 1917.
135
R. Przybylski, Narodziny współczesnego eseju, w: A. Witkowska, Ryszard Przybylski, Romantyzm, Warszawa
1998, s. 101.
136
R. Przybylski, dz. cyt., s. 101.
134
55
R O Z D Z I A Ł III
Z J A W I S K A: P R E F E R E N C J E T E M A T Y C Z N E
W TEKSTACH I MIKROTEKSTACH
(1830-1939)
56
Taka rehabilitacja poetyckości dokonała się spontanicznie
i intuicyjnie wszędzie tam, gdzie głoszono kazania – i gdzie
się je głosi. Ponieważ nie sposób inaczej, tzn. bez poetyzacji.
Klaus Müller
57
1. Kaznodziejstwo w kręgu opinii, wyobrażeń i legend. Zajmując się historią
kaznodziejstwa (zwłaszcza jego „uwikłaniem” w literaturę) od wielu lat, chcę
powiedzieć, że zdumiewa mnie zawsze jego dwubiegunowość. I to na różnych
poziomach. W rozmaitych zaleceniach i tekstach propedeutycznych dominuje kurs
powściągliwości, wyraźne optowanie za ascetyzmem przekazu, ścisłością wypowiedzi.
Tymczasem w praktyce zaznacza się na wielu obszarach upodobanie do językowej
odświętności, stylistyce polotu. Wyróżnia się też sięganie po tematyczne novum. To
jedno. Warta uwagi jest również sytuacja, gdy artykułowanej przez mówcę wprost topice
skromności zaprzecza – i to z dobrym skutkiem – autokreacja mówcy – podniosłego
retora, czy wręcz wieszcza. Towarzyszyły temu jednocześnie pojawiające się tu i ówdzie
przejawy stricte literackiego dowartościowania wymowy kościelnej. Co jeszcze? Otóż
kaznodziejstwo – i warto to podkreślić – wychodziło często ze swojej podstawowej roli,
zadomawiając się w sferze obyczaju. Dążyło do duszpasterskiej i estetycznej
koincydencji. Da się zaobserwować też dualizm oczekiwań. Szukano nauki i
pokrzepienia, ale także uwznioślenia i afektacji. Następowało też coś, co można by
nazwać mitologizacją kaznodziejstwa. To bardzo dziewiętnastowieczne zjawisko:
legendy mówców i tekstów, adoracja zbiorowego uczestnictwa, motywy kaznodziejskie
w literaturze na tyle dobitne, że w powszechnym odbiorze dawały złudzenie realności
(vide kazanie przy trumnie Wołodyjowskiego u Sienkiewicza).
Ale za nadrzędne wobec wszystkiego uznać można przekonanie, że niezależnie od
stopnia zachowawczości, czy otwartości na inne rejony i doświadczenia (istniejące poza
rzemiosłem kaznodziejskim) najważniejsza pozostaje romantyczna postawa kapłana
czynu, posłannictwa, twórczej aktywności. Tego, który pamiętając słowa (Matth. V 48)
„najpierwszego kapłana” ustawicznie dążył do doskonałości. Dobrze wyraził to autor
francuskiej książki z I połowy wieku Geniusz kapłana: Postępujcie zawsze, a zawsze
naprzód. Ten rozkaz mistrza po wszystkie czasy wrażał kapłan nie tylko osobiście
każdemu; lecz nawet całej społeczności i w czasach następnych go powtórzy.137
137
K. Popys de Castres, Geniusz kapłana, przeł. K. S. S. D., t. 2, Wilno 1844, s. 112.
58
Kaznodziejstwo XIX wieku zdaje się bardzo zbliżać do tego zalecenia. W ogóle topos
walki duchowej, przewodzenia i dowodzenia dopuszczał też pełen militariów język,
dyspozycyjny styl. Lubowali się w tym zmartwychwstańcy. I to oni mięli poczucie
orężnej misji, duchowego żołnierstwa. Wielką prawdę powiedział mąż Boży – czytamy u
Kajsiewicza – której zaczerpnął z własnego krwawego doświadczenia: walką jest życie
na ziemi. Dzieje duszy każdej i dzieje ludzkości aż nadto o tym świadczą. Walka
wewnątrz i na zewnątrz, walka w ludziach i w ludach, między ludy i ludźmi; walka
moralna i walka fizyczna, z których pierwsza wszystko przysposabia, druga skutki tylko
na zewnątrz odsłania; - a w całej tej walce człowiek zawsze żołnierzem138. Nie może w
tym miejscu zabraknąć słów Mickiewicza, zapału z jakim wprowadzał kaznodziejstwo
na barykady (choć oczywiście z inną ideą niż zmartwychwstańcy): Czyż można
zaprzeczyć, że biuletyny wielkiej armii są znacznie podobniejsze do słów Jezusa
Chrystusa i apostołów niż rozprawy, jakie teraz słyszymy z ambon i katedr szkolnych?
Bo też aby wydać takie słowa, co by zabrzmiały jak biuletyny, trzeba mieć wielką moc,
trzeba żyć życiem mas, trzeba oddychać powietrzem, które ożywia narody. Otóż
duchowieństwo urzędowe oderwało się od tego życia […]139.
Znajdowało to – ten trend militarnej wyobraźni – również swoje przełożenie w
prezentacji wystąpienia, jego pojmowaniu. Okazywało się adekwatne do kreującej je
sytuacji. Jednemu z najlichszych poruczników duchowych – powiada Kajsiewicz – zdało
mi się użyteczną w dniu tym i stosowną, czego się już tędy i owędy przy pogodzie
dotknęło, to zebrać i przedstawić w jednym obrazie, ba szkicu […], by się nam samym
znaleźć i obaczyć jaka sprawa najlepsza, czy wygra, której bronimy, jaki wódz nasz
przyrodzony, jaka chorągiew, jakie hasło a okrzyk wojenny, jak tej myśli bronić wypada,
jakiej zbroi a oręża zażywać […]140. Ale było w tym nie tylko świadectwo
ukierunkowanej militarnie wyobraźni, był także przejaw porządku estetycznego w jakim
mówca się zaanonsował, opowiadając się po stronie logografów, a więc tej tradycji
greckiej, która tworzyła i preferowała oratorstwo pisane. A chodziło raczej o eseje niż
138
H. Kajsiewicz, O walce i żołnierstwie duchowym, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, dz. cyt., s. 47.
A. Mickiewicz, Literatura słowiańska, kurs IV, wykład IV, przeł. L. Płoszewski, w: tenże, Dzieła, pod red. J.
Krzyżanowskiego, t. 11, Warszawa 1955, s. 357.
140
H. Kajsiewicz, dz. cyt, s. 48.
139
59
mowy, przez co rozumiem to przede wszystkim, że z góry przeznaczono je do czytania,
nie do wygłaszania141.
Całe kaznodziejstwo interesującego nas okresu było przemyślaną narracją
duszpasterstwa narodowego. Tak się tu czas z wiecznością zbiega – sygnuje swoje
wystąpienia Kajsiewicz – tak myśl religijna z narodową spotyka, że według różnych
usposobień czytelnik znajdzie za wiele lub za mało jednego lub drugiego142. Ta sytuacja,
to założenie (że oto wymóg czasu splata dwa pola refleksji) miało też swoje
konsekwencje. Determinowało istnienie przedmiotu na styku retoryki i estetyki. Całe
bowiem stulecie w wielu dziedzinach kładło nacisk tyleż na perswazję, co na formy
podawcze, jakość wyrażania. Swoją aktywność rozumiało w kategoriach przekonywania
i odpowiednich ujęć. Przy czym autokreacja odbiorcy tekstu oratorskiego, była bliska
tej, która bywała udziałem odbiorcy utworu literackiego: Jak zaś mam pomówić o mężu
posągowej sławy? Czy zapuścić się w roztrząsanie szczegółów, ważyć pomysłów wartość
szalą krytyki, na pierwiastki rozkładać jego utwory często jednym tchem rozbolałej
duszy ulane? Czy też w kilku wybitnych rysach ująć rodzaj natchnień, scharakteryzować
język, którym do współczesnych przemawiał, podbijając, czarując, słowem zdobywając
wpływ na tę społeczność, śród której stał z Jeremiaszowi i wieszczą pieśnią?143. Warto
pochylić się nad tym cytatem. Został w nim zarysowany wyraźnie estetyzujący akt
odbioru, zdecydowanie optujący za sublimacją wrażeń przechodzących w jakiś rodzaj
ujęcia monogramicznego, syntetycznie oddającego istotę rzeczy („w kilku wybitnych
rysach”). Oracja miała zaskakiwać i tak zostać zapamiętana, poprzez
retoryczny, który rzecz całą sumuje. Tak na przykład
jeden gest
Natalia Kicka zapamiętała
wystąpienie wielkiego kaznodziei francuskiego: Wypływające z ust ojca Lacordaire`a
wyrazy zdawały się czasem na pierwsze wrażenie za śmiałe, lecz po chwili zastanowienia
uznać musiał każden, że ten niezwykły zwrot myśli wielką prawdę zawierał. Na przykład
raz wyrzekł, że Bóg nie był i nie jest cnotliwy. W zdumieniu słuchano tych wyrazów,
dopóki nie dodał: „Bóg jest doskonałością, a cnota tylko zaletą ułomnych ludzi etc.”
Posiadam jego konferencje drukowane, lecz znajduję, że wdzięk żywego słowa, którego
był mistrzem, jest w nich przyćmiony; widać, że wiele myśli śmiało ulotnych w mowie
141
J. Domański, Tekst jako uobecnienie. Szkice z dziejów myśli o piśmie i książce, Kęty 2002, s. 29.
H. Kajsiewicz, Do czytelnika, w; tenże, Kazania i mowy przygodne t. 1, dz. cyt., s. I.
143
L. Siemieński, Jan Paweł Woronicz poeta i mówca kościelny, w: Pamiątka obchodu pięćdziesiątej rocznicy
zawiązania Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, Kraków 1868, s. 45.
142
60
drukować nie chciał czarno na białym144. Wydaje się jednak, że słowo mówione, w
ogóle oralność ciągle jeszcze, niejednokrotnie, oceniana była jednak wyżej niźli druk.
Mowa głoszona odbierana była esencjonalnie, jako pewien okaz iluminacji, zaskoczenia
sednem rzeczy, wersją pojedynczą i niepowtarzalną. Postrzegano ją w kategoriach tego,
co „śmiało ulotne”, czyli jedyne w swoim rodzaju, bo impresywne i „nieprzekładalne”.
Lektura natomiast zakładała uładzenie, oczywistość („czarno na białym”). I niektórzy
widzieli w tym ograniczenie. Mowa pisana okazywała się zatem dosłownością. Ale
można było też spojrzeć na to inaczej (choć nie zmieniało to proporcji ocen; tekst pisany
przeciwstawiał się spontaniczności i to go deprecjonowało): mowa drukowana,
podlegając uporządkowaniu, wstępuje w rewiry piśmiennictwa (czy wręcz literatury), co
sytuuje ją w innej perspektywie wobec odbiorcy. Czytając, zgłębia on przedmiot
stopniowo i selektywnie. To wymaga odpowiedniej strategii: analizy, przemyślenia, czy
wręcz reinterpretacji. W sposób dobitny wyraził to Mochnacki: Wrażenie, jakie odbierać
powinni słuchacze, jest celem mówcy; ogłaszający zaś drukiem swe mowy już
poprawione ma prawo wymagać zimnej rozwagi i powtórnego nawet odczytania; nie jest
wtedy mówcą, ale pisarzem145.
To, co uderza w stylu rozmaitych relacji ze słuchania bądź czytania oracji (kazań)
zdaje się mieć proweniencję także literacką. Zarówno Kicka, Krasińska, jak i Siemieński
rekomendują swoich kaznodziejów obrazowo. Jest w tym również odwołanie do
dramatycznej akcji, finezji języka, jest szukanie środków wyrazu odbiegających od
zwykłej, sprawozdawczej postawy. W zmysłowej relacji pojawiają się odczucia tak
bliskie literaturze romantycznej: podniosłości chwili, gestu, słów. Ten rodzaj odbioru
partycypuje w spektakularnej różnorodności świata podobnie jak literatura. W zgodzie z
tym, na co zwrócił uwagę Michał Głowiński; że style odbioru bywają uzależnione od
przedmiotu recepcji146. Całemu wiekowi XIX (a na swój sposób podejmował to i wiek
XX) patronowało na szeroką skalę zaangażowanie w promocję sztuki kaznodziejskiej
jako fragmentu literatury. Czyż nie tak czytał Skargę jeden z romantyków krajowych,
144
N. Kicka, Pamiętniki, oprac. T. Szafrański, Warszawa 1972, s. 483. Zob. też Listy Elizy z Branickich Krasińskiej
z lat 1835-1876, oprac. Z. Sudolski, t. 1, Warszawa 1995, s. 148.
145
M. Mochnacki, Dzień 29 listopada, w: tenże, Pisma krytyczne i polityczne, oprac. J. Kubiak, E. Nowicka, Z.
Przychodniak, t. 2, Kraków 1996, s. 142.
146
M. Głowiński, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 55 (Styl odbioru a repertuar dzieł
czytanych w obrębie danej kultury: dzieła owe nie są tylko biernym przedmiotem recepcji, także – w większej lub
mniejszej mierze – wpływają na charakter tego stylu).
61
uruchamiając charakterystyczny dla tej formacji styl wyobraźni, ukształtowanej przez
epicką „malowniczość”, panoramiczny ogląd świata jako „sceny” i „spektaklu”, ale
w wymiarze oswojonym na miarę „domowej” opowieści. Ta relacja przybiera miejscami
właściwości inscenizacji, scenariusza „żywych obrazów”: Zdaje ci się, że różne słyszysz
głosy: tu śpiew słowika, tu jęki cierpiącej ludzkości, ówdzie świst strzały, wrzawę i łoskot
wojenny, huk gromu lub szmer wzburzonego ludu lub szmer cichego strumyka. A nigdzie
nie szuka tych piękności, wszędzie je na drodze swej spotyka; nie spodziewasz się, aż tu
nagle ta rzeka, za którą idziesz, tryska do góry i w tęczowym świeci wodospadzie. Nic
więc dziwnego, że i słynny Paryski nauczyciel i drugi niepospolity autor dzisiejszy
nazwali dzieło to najpoetyczniejszym ze wszystkich, jakie w naszym języku kiedykolwiek
skreślono147. Symptomatyczny pozostaje również ów autorytet „słynnego paryskiego
nauczyciela” (dotyczy oczywiście Mickiewicza; ten „drugi” to Henryk Rzewuski i
chodzi o jego Listopad). Przy czym warto zauważyć zjawisko wyrażania odbioru w
kategoriach fikcji
literackiej. Czytanie tekstów kaznodziejskich staje się czytaniem
literatury.
Istniała pełna świadomość interioryzacji, jakby stopniowego wchłaniania przez
literaturę innych obszarów słowa. Bywało nawet, że stawiano wyżej możliwości
wielkiego tekstu kaznodziejskiego (np. Massilona) niż poetyckiego. Wskazywano jego
większy potencjał w tym względzie. Chciałoby się powiedzieć, że literatura nobilitowała
kaznodziejstwo, ale i ono – jak sądzono – dodawało jej splendoru. Co tu kaznodzieja
mówi – wykładał Osiński – powiedzianym już było przez filozofów i rymotwórców
wszystkich wieków, zacząwszy od Lukrecjusza, Seneki, Juwenala, aż do Pascala, Kornela
i Adissona.[…]. Równie silne, jak świetne i ozdobne są myśli i wyrazy poety. Ale jakże je
daleko przewyższa wymowa kaznodziejska, kiedy się odzywa głosem czucia i talentu!148
Tenże Osiński o wielkiej kreacji kaznodziejskiej powie: święte widowisko149. Nawiasem
mówiąc jego wypowiedzi – ciągle w tej materii niedocenione – obok myśli
Brodzińskiego wydawały się mieć szczególnie znaczący wpływ na kaznodziejstwo
romantyczne (i oratorstwo okresu w ogóle). Bardziej niż pisma wielu homiletyków. Ten
fakt wymagałby odrębnej dysertacji. Tu go jedynie sygnalizuję.
147
M. J. A. Rychcicki [Maurycy Dzieduszycki], Piotr Skarga i jego wiek, t. 1, Kraków 1850, s. 305-306.
L. Osiński, Dzieła, t. 4, Warszawa 1862, s. 164.
149
L. Osiński, dz. cyt., s. 171.
148
62
Tymczasem przejdźmy do następnego zagadnienia, które cytowane przed chwilą
słowa wywołują. Chodzi o „sytuację retoryczną”, która została zdefiniowana
następująco: swoista dla perswazji sytuacja komunikacyjna, niezależna od klasyfikacji
genologicznej (podobnie jak postawa panegiryczna), jako zespół relacji wielorako wiąże
podmiot perswazji, tekst (zarówno jedynie napisany jak też wygłoszony i tym samym
zespolony z tzw. „akcją oratorską”) i audytorium150. Niezwykle dynamiczne sprzężenie
tych trzech elementów poruszało admiratorów sztuki kaznodziejskiej w różnych
rejonach. Złożonością relacji, spektakularnym przebiegiem, meandrycznym natężeniem
wyobraźni interesowali się
pamiętnikarze,
historycy literatury i konspiratorzy.
Kaznodziejstwo było traktowane jako w y d a r z e n i e tyleż religijne, co kulturowe. O
wielorakiej strukturze oddziaływania na słuch i wzrok, na pamięć i chwilę bieżącą. Na
uniesienia wiary i dolegliwości człowieczej kondycji. W naszym kraju właśnie w okresie
romantyzmu tak często było to przeżycie o symptomach zbiorowej terapii. Historia
literatury – trafnie zauważa Marta Piwińska – zainteresowana raczej uniwersytetem – ze
względu na Mickiewicza – nie notuje, że w Wilnie od końca lat dwudziestych ubiegłego
wieku trwały swego rodzaju turnieje na ambonach – a było to chyba bardzo ważne dla
klimatu duchowego tego miasta, dla późniejszych zdarzeń historycznych […]. Nie
dewotki pędziły tak po ulicach Wilna z kazania na kazanie. „Biegali” przyszli uczestnicy
powstania, przyszli spiskowcy, przyszli skazańcy151.
Kanon odbioru cechowała wyraźna podzielność uwagi: na to, co mieści się
w porządku religii i na to, co przynależy do kultury. Przy czym - potrzebna wydaje się
taka uwaga – kazanie bardzo często traktowano po prostu jako część kanonu
literackiego152. I zawsze – dodajmy – jakakolwiek rewaluacja dokonywała się również
w kategoriach (nigdy mimo) estetycznych. Wyłuskiwana z ekspresji gestu i wirtuozerii
obrazu. Myślę, że byłaby bardzo przydatna dla naszego tematu – i mam nadzieję, że
kiedyś powstanie – praca, nad dziejami (w ramach dziejów kultury) uzewnętrznionych
150
K. Obremski, Retoryka w „domu wspólnej samotności” (Dzieje kapitularne zakonnic świętej matki Brygitty
konwentu grodzieńskiego), w: Teatr wymowy. Formy i przemiany retoryki użytkowej, pod red. J. Sztachelskiej oraz
J. Maciejewskiego i E. Dąbrowicz, Białystok 2004, s. 199.
151
M. Piwińska, Ludwik Trynkowski 1805-1845, w: Obraz literatury polskiej. Literatura krajowa w okresie
romantyzmu 1831-1863, pod red. M. Janion, M. Maciejewskiego, M. Gumkowskiego, t. 3, Warszawa 1992, s. 275.
152
Zob. ciekawe rozważania K. Müllera na temat teopoetyki kazań w jego książce Homiletyka na trudne czasy,
przekł. M. Mijalska, Kraków 2003, s. 145-156.
63
sposobów wyrażania, towarzyszących ekspresji wypowiedzi153. Chodzi o szeroko
rozumianą retorykę gestu, a więc gestykulację i semantykę
odbioru, dotyczących
głównie oratorstwa i sztuki aktorskiej154. Istniała ówcześnie w przypadku obu dziedzin
wyraźna wspólnota wyrazu. Takim „znakiem” w obu przypadkach bywał między innymi
wybór fundamentalnego stylu przekazu (np. zasady lub spontaniczności), który się
skutecznie przekładał na modus vivendi między mówcą a słuchaczami. Już Osiński
nakłaniał kaznodziejów – przy okazji rozważań nad Bossuetem – do naturalności
wyzbytej jakiejkolwiek pozy, do dania pierwszeństwa uniesieniu i wyobraźni przed
przemyślanym urzeczywistnianiem retorycznych reguł. I dobrego, dzięki temu,
porozumienia
ze
słuchaczami.
W
nim
więc
jednym
–
pisał
o francuskim
kaznodziei – znaleźć możemy całą naukę najbujniejszego talentu, w nim nie dostrzegamy
najmniejszego natężenia i sztuki, nie widzimy nic co by zwracało uwagę na autora, bo
tylko nas zajmuje to, co słyszymy.[…]. Zbyt jawne natężenia nie wsparte łatwością i
swobodą polotu, mogą być tylko dowodem zuchwalstwa, […] jeżeli mówiącego pomimo
woli zapał unosi, chętnie zapala się i słuchacz155. Bardzo podobna wiara emanuje ze
słów jednego z romantycznych recenzentów teatralnych. Trzeba nie tylko – pisał
– wyrozumować rolę, ale się nią przejąć, kochać, nienawidzić, lękać się naprawdę,
wewnętrznie; podniecając imaginację własną, podbić imaginację widza; przyspieszając
tym środkiem obieg krwi własnej, zagrzać mu i jego krew do serca […]156.
Niezwykłej wagi status otrzymała wyobraźnia niejako w roli siły odśrodkowej,
która tę relację zasila i uprawomocnia. Wystawmy sobie – posłuchajmy znów
Osińskiego – słuchaczów, którzy tej mowie obecnymi byli, i zapytajmy się ich po tym
wstępie tak wspaniałym, uroczystym i religijnym, czy który z nich myślał o mówcy? Nie
zapewne, wyobraźnia uderzona od razu tylu nadzwyczajnymi przedmiotami żalu i
rozmyślania, nic nie widziała, nic nie mogła widzieć, tylko rzeczy same, wielkie
153
Por. J.C..Schmidt, Gest w średniowiecznej Europie, przeł. H. Zaremska, Warszawa 2006; autor interesująco
definiuje między innymi istotę gestu-znaku w retoryce chrześcijańskiej, który nie jest duplikatem ani wiernym
naśladowaniem rzeczy, lecz wyrazem sensu (s. 83).
154
J. N. Kamiński w Myślach o umnictwie dramatycznym („Haliczanin” 1830, t. 2) w kanonie kształcenia aktorów
widział też lekturę starożytnych mówców (zob. B. Lasocka, Jan Nepomucen Kamiński, Warszawa 1972, s. 67).
155
L. Osiński, dz. cyt., s. 184-185.
156
[Józef Kenig], „Gazeta Warszawska” 1858 nr 78, s. 1; cyt. za: D. Kosiński, Sztuka aktorska w polskim
piśmiennictwie teatralnym XIX wieku. Główne problemy, Kraków 2003, s. 261.
64
przemiany, wielkie zjawiska, walki i burze oceanu157. W cenie zatem bywał gest mówcy,
który „unicestwia” siebie po to, żeby zachować niezawisłość wyobraźni158. Ale całe
zagadnienie posiada również drugą stronę. Lekcja romantyzmu wyczuliła też kolejne
pokolenia na zjawisko przerostu wyobraźni „uwolnionej”, od pewnego momentu żyjącej
swoim życiem, wówczas, gdy staje się ona wartością sama dla siebie, zacierając, gubiąc
istotę rzeczy. W przypadku kaznodziejstwa
-
głębię przesłania. Ta refleksja
intrygowała, co bywa dostrzegalne u znawców przedmiotu, zwłaszcza historyków
kaznodziejstwa. Zachwyconych i krytycznych jednocześnie. Symptomatyczny pozostaje
na przykład stosunek Szpaderskiego do kazań Woronicza: Język prześliczny, zapał
wielki, namaszczenie i podniosłość ducha ogromna, zdolne są zachwycić i porwać młode
serca. Baczyć jednak trzeba, iż pasterskie jego upomnienia, homilie, nawet kazania są
raczej wylaniem serca, gorącymi ojcowskimi przestrogami, piękną improwizacją, nie zaś
dziełem skończonym, doskonałym. Mogą się podobać i zachwycić, a nawet podnieść
serca do góry; zbudować stałego gmachu doskonałości nie mogą159.
Wróćmy jednak do wystąpień z n a c z ą c y c h poprzez określony wyraz całości,
ogólne wrażenie, styl przekazu, jedyny w swoim rodzaju kształt akcji retorycznej.
Współtworzyły je gestykulacja i zewnętrzne objawy zachowań. Już Brodziński miał
słabość do romantycznego gestu, jego teatralizacji. Ta bowiem dominowała w
wyobraźni i doświadczeniu słuchaczy lub czytelników. Emanacja osobliwej aury,
wywiedzionej nie tylko z określonego stylu afektacji, ale i pojedynczego skłonu głowy,
przechyłu ciała, czy układu dłoni. Wszystkie gesty nadbudowywały dodatkowe treści,
pogłębiały interpretację. Bardziej jednak służyły zbudowaniu „roli”, która miała być
komunikatem o intensywnej wymowie: sumować całość do zapamiętania, obrazowo
syntetyzować przeżycie. Tak postrzegano wystąpienia kaznodziejskie i tak je sobie
wyobrażano: Wymowa jego mogła tracić w czytaniu, albowiem wiele się zasilał
deklamacją. Słowa jego z ust wychodziły, tym dzielniej, że je akcją niezrównaną
157
L. Osiński, dz. cyt., s. 187. To communio imaginacji, zachodzące w procesie odbioru, powielekroć
przywoływały recenzje teatralne w całym stuleciu: […] idzie o to, żebym ja odczuł uczucie które on ma wyrażać.
Niech on sobie gra na zimno, byłem ja wierzył, że on płacze i płakał razem z nim (K. Zalewski, „Kurier
Warszawski” 1892 nr 154 z 4 VI, s. 6; cyt. za: D. Kosiński, dz. cyt., s. 205).
158
Jeden z romantycznych aktorów tak postrzegał duchową powinność aktora: […] bo do każdej kreacji scenicznej
daje on cząstkę swego serca, swego życia, swego własnego uczucia, a dając je musi zatrzeć w nich samego siebie,
zapomnieć o sobie tak dalece, aby się stać tylko materiałem […]. (J. Królikowski, Bogumił Dawison „Kłosy” 1865,
nr 18, s. 213).
159
J. Szpaderski, O zasadach wymowy mianowicie kaznodziejskiej, t. 2: Historia wymowy (odczyty akademickie),
Kraków 1870, s. 413.
65
popierał. Z początku zawsze powolny i skromny, wzmagający się coraz ogień w
słuchaczów przelewał. Mówiąc o sądzie ostatecznym, zwyczajnie blady, zaiskrzył się
rumieńcem, tak że w oka mgnieniu cały w ogniu stanął. Orzechowski mówi, iż sam był
świadkiem, gdy we Lwowie wspomniawszy przykład Byrona i Datana, ręką z takim
wyrazem wskazał na ziemię, jakoby otworzoną, iż wszyscy struchleli […]160. Cała ta
poetyka gestu „streszczającego”, który staje się metaforą losu, reprezentacja ogółu
(życia, poglądów, postawy) przez chwilową iluminację pozostaje bliska literaturze
romantycznej. Jak u Norwida w wierszu Na portret generała Dembińskiego:
Ten samy włosa snop, co z hełmu zda się grzywą
Pogoda ruchów w takt heroicznemu śpiewowi;
Sybirskie-futro wziął i ręką waży leniwą,
Acz mu należy się, więzień i wygnań królowi!161
Romantyczny styl
odbioru
oratorskich
zachowań
doskonale
wydobywa
zestawienie dwu opinii Kickiej. W pierwszej opisuje ona kaznodziejskie wystąpienia
Woronicza ([…] mówił cicho, powoli. Miał głos rzewny, tak jakby łzy połykał;
najpiękniejsze myśli osłabiał rozległą wymową)162. W sposób bardzo charakterystyczny
odrzuca deklamację, długie okresy retoryczne i monotonię, wszelkiego rodzaju
wystudiowanie163. Alternatywę, już w nowym stylu, widzi w efektownym rygoryzmie
wypowiedzi, ekspresywnym uzewnętrznieniu wystąpienia poprzez odniesienia do
romantycznej ikonografii164: Wyraz pełen natchnienia, wzrok palący, głęboki, rysy
twarzy wychudłe, bladość wielka, długi habit biały odbijający od ponurych murów
kościoła, głos dźwięczny, myśli jasne, poglądy rozumne, wiara gorąca odróżniały ojca
160
K. Brodziński, Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t. 3, Poznań 1872, s. 468. [dotyczy Melchiora z Mościsk].
C. K. Norwid, Pisma wszystkie, pod red. J. W. Gomulickiego, t. 1, Warszawa 1971, s. 253.
162
N. Kicka, Pamiętniki, dz. cyt., s. 125.
163
Wrodzy deklamacyjności byli też „prawodawcy” teatralni, opowiadając się przeciw sztuczności na rzecz
realizmu, wdzięku, powabu, „uroku natury. Na scenie naszej jednakże artyści po większej części nie mówią, ale
śpiewają (H. Meciszewski, Uwagi o teatrze krakowskim, Kraków 1843, s. 117, 119).
164
Tę doskonale odnotowuje sprawozdanie prasowe z wystąpienia przed sądem (z 1847 roku) generała Ludwika
Mierosławskiego: Mówił już to gwałtownie, już rzewnie […]. Czasem przykładał rękę do serca, jak gdyby na znak
najświętszej przysięgi; drugi raz wznosił ręce do niebios, jak gdyby je wzywał na świadectwo, to znów wyciągał
rękę jak gdyby wydawał rozkazy […]. (w: Jenerał Ludwik Mierosławski. Kilka słów o jego życiu i pogrzebie, Paryż
1879, s. 9).
161
66
Lacordaire`a od wszelkich innych kaznodziejów. […] Urok wywierały na mnie ognista
jego wiara, cudowna prostota, przybrana w poetyckie zwroty, chociaż pełne rozsądku
ewangelicznego wyrażenia165. Novum polegało na wyraźnym dowartościowaniu
wszelkich oznak tego, co czyni z kaznodziei t w ó r c ę wedle romantycznej miary.
Rozsądek przeciwstawiano więc natchnieniu166 i spontaniczności, przyziemność
poetyczności, a retoryczny rygoryzm – wyobraźni167. Dobrze widziane były wywody
próżne wszelkiej erudycji książkowej168. Doceniano natomiast edukację literacką. W
ciągu całego XIX wieku - w obrębie „długiego trwania” kanonu romantycznego wszelkie wzmianki biograficzne napomykały o zainteresowaniach literackich wśród
kaznodziejów169.
Cały czas istniało napięcie między tym, co nowe, a tym, co anachroniczne.
Istniała pełna świadomość zachodzących zmian, widoczna głównie w promowaniu
typów kaznodziejskich. Sprzyjał temu także wybór tradycji170. Wybierano z historii te
postaci, które dawały się w jakiś sposób skoligacić z kanonem romantycznym. Recepcja
dziewiętnastowieczna sprowadzała się między innymi do promocji mówców kościelnych
w roli poety-wieszcza, proroka. Nawet tak powściągliwy wobec romantyzmu Stanisław
Tarnowski znalazł wobec Kajsiewicza charakterystyczne słowa: miał ten zasób
wyobraźni i uczucia, ten dar poetyczny, bez którego wymowa zawsze musi być suchą i
martwą171. Trzeba jednak zaznaczyć, że i sami kaznodzieje „wykreowywali” taki rodzaj
swego konterfektu: Pod względem życia duchowego cierpię także - powiada, niczym
Orcio z „Nie-Boskiej” komedii Krasińskiego, Kajsiewicz - bo w modlitwie ciągle mi
włażą myśli do kazania172. Jak się zdaje, właśnie takiego rodzaju niepokoju twórczego,
natchnienia, „agresji” napierającej imaginacji wymagała - z inspiracji literackiej 165
N. Kicka, dz. cyt., s. 482, 483.
K. Mecherzyński o Birkowskim: Nie dzierżąc się żadnej przymusowej modły, żadnej szkoły wzorowości i sztuki,
idzie za popędem swego natchnienia, wylewem wewnętrznych wzruszeń i mimowolnej siły (Historia wymowy
kaznodziejskiej w Polsce, Kraków 1864, s. 335).
167
Na temat romantycznej wyobraźni zob. M. Janion, Projekt krytyki fantazmatycznej, Warszawa 1991, s. 8-9.
168
M. Bobrzyński, Kazania sejmowe Skargi. Wykład publiczny miany d. 29 marca 1876 r. w Krakowie, Kraków
1876, s. 15; „rzeczom książkowym” przeciwstawia też „głęboko przeczute” B. Zaleski. w: Ksiądz Hieronim
Kajsiewicz. Wyciągi z listów i notatek zmarłego, Poznań 1878, s. 106.
169
Zob. m.in. wspomnienie o O. Benwenutym A. Gillera w książce Polska w walce, Paryż 1868, s. 13.
170
Zwłaszcza kaznodziejstwo XVI i XVII w.; liczne wydania we wszystkich zaborach J. Wujka, P. Skargi, F.
Birkowskiego, T. Młodzianowskiego; zob. D. Olszewski, Polska kultura religijna na przełomie XIX i XX wieku,
Warszawa 1996, s. 89-90.
171
S. Tarnowski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz, Kraków 1897; toż w: tenże, Studia do historii literatury polskiej.
Wiek XIX. Rozprawy i sprawozdania, t. 3, Kraków 1897, s. 195.
172
B. Zaleski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz…, dz. cyt., s. 107.
166
67
autokreacja kaznodziejskiego wizerunku. Zresztą w jakiejkolwiek roli kaznodzieja by
nie wystąpił, zawsze działo się to w perspektywie człowieka p r z e ż y w a j ą c e g o,
drażliwie i dogłębnie reagującego na otaczającą go rzeczywistość. Wierny w tym
romantycznej antropologii refleksyjnej173. To go utwierdzało - a za nim jego słuchaczy
(i w ogóle odbiorców) - w przekonaniu, że uczestniczy w poetyckim uniwersum, że jest
na równi z poetą kreatorem języka, który to język jest czymś więcej, niż li tylko
przekaźnikiem informacji, treści religijnych i moralnych. Nieumiejętni tylko i gnuśni
kaznodzieje - powiada autor pochodzącej z epoki syntezy - gardzą darami pięknej
wymowy, biorąc za prawidło prostotę mówienia, która często u nich bywa raczej
prostactwem i nieudolnością174. Wytłumaczenie to – dodajmy – nic nie straciło z
aktualności, odkąd w czasach obecnych w kaznodziejstwie zaczął obowiązywać
paradygmat właśnie kolokwialności, „prostoty”.
Nie trudno zauważyć, jak bardzo zbliżano się do epoki w rozmaitych kształtach
jej wyobraźni, jak próbowano się zakotwiczyć w literackiej obyczajowości, stylizować
na tę właśnie dyscyplinę, odwoływać do wieszczów, pamiętać o tym literackim kanonie,
który wyznaczyła twórczość romantyków, tworząc metrum dla wszelkiego rodzaju
sztuki słowa. Rzadziej natomiast pojawiały się rozpoznania nowego stylu, bądź - w
formie deklaratywnej - zalecenia wprost do jego podejmowania. Tym bardziej więc
szczególnie cenne pozostają rozważania Józefa Szpaderskiego (1816-1877), historyka
kaznodziejstwa i doskonałego znawcy współczesności. Przede wszystkim czującego
romantyczny styl kaznodziejstwa: Znając i ceniąc bogactwa literatury wieku XVI, nie
pomiatajmy płocho i dzisiejszymi rodzimymi nabytkami. Genialni dzisiejsi nasi pisarze
nowe dobyli z narodowej miny skarby, wzbogacili nasz język, podnieśli ducha narodu.
Zapoznawać tego nie godzi się kaznodziei: nie stanąłby on na równi dzisiejszych potrzeb
i wymagań, a choćby skargowską prawił polszczyzną, byłby o kilka wieków opóźnionym
głosicielem prawdy bożej175. W ciągu całego wieku XIX, za sprawą romantyzmu,
wszystko, co wiązało wyobrażenie o kaznodziejstwie, jego projekcję i recepcję można
by określić słowami: zapał, energia, płomienność, wzniosłość. Wiązało się ono z
porządkiem wyższego rzędu w działaniu i myśleniu, z
-
jak chce
Szpaderski
173
I. Bittner, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź 1998, s. 9.
K. Mecherzyński, dz. cyt., s.17-18.
175
J. Szpaderski, O zasadach wymowy …, dz. cyt.. s. 509.
174
68
-
„podnoszeniem ducha narodu”. Mickiewicz - pamiętajmy - wpisywał to w jeszcze
szerszy zakresowo kontekst, występując przeciw tym, którzy chcą wygnać zapał ze
świątyni. A ten zapał rozumiał jako drgnięcie ducha, które wynosi człowieka ponad
niego samego176.
W obrębie interesującej nas problematyki wspomnienia domaga się jeszcze jeden
element. Fragmentem zbiorowej adoracji wymowy kościelnej były też legendy kilku
mówców. One uzupełniają obraz całości. Badaczka epoki podkreśla, że legenda to
piękne kłamstwo, piękne zmyślenie, które powstaje jednak na gruncie prawdy
historycznej177. Niezwykle ważne pośród wielu opinii pozostaje zawsze właśnie owa
dwupostaciowość legendy z podkreśleniem
w symbolicznym
odniesieniu
do
-
co istotne
rzeczywistości
-
historycznej,
że pozostaje ona
jej
estetycznego
dowartościowania. I w tym jej znaczenie podstawowe178. Gdzieś na styku dzieje się
istota rzeczy, mająca największą szansę przetrwania. Legendy te doskonale stymulowała
literacka egzaltacja i lektura przeszłości dokonywana wzrokiem ducha. To te cechy,
które legły u podstaw romantycznego stylu odbioru. Zarówna legendotwórcza recepcja
literacka, jak i historyczna mają to do siebie, że przyświecało im wówczas przekonanie o
nadrzędności „instynktu poetyckiego” danego przez Boga rozumowi ludzkiemu179.
Potwierdza to między innymi - co mogliśmy już zauważyć - legenda Skargi. Jej clou
stanowi intronizacja kaznodziei na postać romantyczną, proroka narodowego z woli
Boga, mówcę-profetę180. Wielką też siłą u Skargi - pisał Witwicki - była owa poezja z
jaką wszelkie, często najzawilsze pomysły chwytał w locie i przesadzał natychmiast w
świat powszechni i dotykalny181. Zatem poezja penetrowała rozum, przekładając jego
abstrakcję na uchwytny, komunikatywny przekaz. Urzeczywistniała więc to, co zakryte,
176
177
A. Mickiewicz, Literatura słowiańska, dz. cyt., s. 349.
M. Grabowska, Legendy romantyzmu a współczesność, w: tenże, Rozmaitości romantyczne, Warszawa 1978, s.
9.
178
Wielka legenda […] może symbolicznie skraplać wartości lub raczej marzenia o takich czy innych wartościach
[…] (Jacek Woźniakowski, O wychowaniu, w: Rozmowy na koniec wieku, prowadzą K. Janowska i P. Mucharski,
Kraków 1997, s. 48).
179
A. Barciszewska, Romantyczne style lektury, w: Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje.
Sympozjum. Warszawa 6-7 grudnia 1982 r., pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986, s. 421.
180
Między innymi dzięki Mickiewiczowi, Literatura słowiańska. Kurs I. Wykład XL, w: Dzieła. Wydanie
Rocznicowe 1798-1998, t. 8, Warszawa 1997.
181
S. Witwicki, O kazaniach Piotra Skargi, w: tenże, Wieczory pielgrzyma. Rozmaitości moralne, literackie i
polityczne, t. 1, Paryż 1837, s. 273. Skarga pozostawał ideałem, zjawiskiem, wzorcem kaznodziei w ogóle, zarówno
gdy chodzi o misję, jak i umiejętności: Co do osobnego wzoru dla kaznodziei polskich, nie widzę nikogo, co by tak
odpowiadał tak wszelkiej potrzebie jak Skarga. Skarga, Skarga i jeszcze raz Skarga, to nasz Augustyn, to nasz
Ambroży, to nasz Złotousty i to nasz Wenturia (A. Jełowicki, Listy o wymowie, w: tenże, Listy duchowne, Wilno
1902, s. 114.
69
niedostępne, dokonywała deszyfracji (ulubiony motyw romantycznego myślenia)
drugiego dna rzeczywistości.
Z antynomii zbudowana była też legenda księdza Marka Jandołowicza. Już
Mickiewicz przeciwstawiał literackie uznanie romantyków dla misji kaznodziejskiej
poety proroka – jego niezrozumieniu przez współczesnych182. Zderzenie dwu
wizerunków - cichego karmelity i wizjonera - interesował zarówno Siemieńskiego183,
jak i Słowackiego184. Jeszcze Tarnowski po latach unosił się, w ramach tej konwencji,
nad prezentacją postaci w Beniowskim, pisząc, że nawet w ekstatycznej chwili
natchnienia mówi prostym, potocznym, żołnierskim, językiem185. Z kolei Władysław
Wężyk konfrontował wieszczą wymowę Woronicza z ospałością duchowieństwa
polskiego186. Wybierano tedy legendotwórczą moc pozornego dysonansu, wyrażano
potrzebę wydobycia tych wartości, które powstają na styku rzeczy przeciwstawnych.
Taki był ikoniczny trend do przedstawiania postaci wewnętrznie asymetrycznych i przez
to efektownych, ujmujących swoim „udialogizowaniem”. Legenda sprzyjała też wierze,
że szczególnie twórcze pozostaje bycie w opozycji do sytuacji zastanych, okrzepłych.
Tyle, gdy chodzi o historyczne postaci kaznodziejów.
Legenda obejmowała też współczesnych. Budowały ją różnorodne składniki:
mocne słowa, niekiedy drobne teksty lub spektakularne sytuacje na ambonie, doraźna
reakcja słuchaczy, czy konsekwencje polityczne. Ogólny zarys postaci najczęściej
kształtował się według reguł literackich, ważną funkcję pełniły fakty i wydarzenia
biograficzne, mające szczególne kwalifikacje do roli romantycznego motywu (np.
uwięzienie, tajemna przeszłość). W jakże dużym stopniu mógł często sprzyjać
mitologizacji, pieczętujący się starą tradycją, miły epoce wzorzec kaznodziei-wieszcza.
Legenda rodziła się na gorąco. Wstępowali w nią kaznodzieje zaangażowani
patriotycznie, uczestnicy, uczestnicy wydarzeń tragicznych i osamotnieni tułacze,
podążający z Bożym słowem do odległych zakątków świata; spełniając posługę wobec
zagubionych współplemieńców. Pozostawali oni także związani z twórczością pisarzy,
182
A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs II. Wykład XV, w: tenże, Dzieła. Wydanie Rocznicowe 1798-1998,
t. 9, Warszawa 1997, s. 205.
183
L. Siemieński, Trzy wieszczby, Paryż 1841.
184
J. Słowacki, Ksiądz Marek. Poema dramatyczne w trzech aktach, Paryż 1843.
185
S. Tarnowski, Prof. Małeckiego Juliusz Słowacki, „Przegląd Polski” 1867; cyt. za Jadwiga Krasicka, Ksiądz
Marek w literaturze polskiej, „Przegląd Powszechny” 1924, t. 161, s. 151.
186
W. Wężyk, Kronika rodzinna, oprac. M. Dernałowicz, Warszawa 1987, s. 197.
70
ale też
-
imaginatywnie
-
jakby jej pokrewni. Na pierwszym miejscu Ludwik
Trynkowski, legendarny kaznodzieja wileński, którego „uwieczniło” słynne zawołanie,
wieńczące jedno z wystąpień katedralnych w 1831 roku: powstańcie, powstańcie,
powstańcie. Dokończone następnie ledwie słyszalnym głosem z grzechów waszych.
Amen187. Nazwano go romantykiem kazalnicy (bp. Andrzej B. Kłągiewicz)188. I jako taki,
w zupełnie nowy sposób, po Mickiewiczowsku189, apoteozował zmarłego (niczym
wieszcz romantyczny) w mowie ku czci Józefa Łopacińskiego, głosząc śmierć
odsłaniającą to, co najistotniejsze w człowieku. Legendę budował też wizerunek mówcy
niepokornego, który mową ku czci Śniadeckiego190 naraził się biskupowi, inaugurując
kazanie słowami „Ecce Homo”, ale skierowanymi do zmarłego191. Legendę wspomogła
też literatura w utworze Michała Chodźki Szymon Konarski. Poema dramatyczne. Obraz
pierwszy Śmierć księdza Trynkowskiego192, pozostającym w wyraźnym odniesieniu do
III części Dziadów Mickiewicza (skrzyżowanie - jak sugeruje Piwińska – roli Konrada
i ks. Piotra193. Romantycznej legendzie sprzyjało też zesłanie i obłęd. No, i oczywiście,
ostatnie „kazanie”, kiedy to Trynkowski wtargnął do cerkwi i podczas modłów za cara
obwieścił: Wszak już raz rozkazałem, aby się nigdy za cara nie modlono. Nie módlcie się
za niego, gdyż będziecie potępieni, ja wam to powiadam194.
Podstawą
legendy
romantycznej
była
tajemniczość,
określony
stopień
nieprzewidywalności w połączeniu z zaskakującym gestem. Pojawia się to u następnego
kaznodziei, któremu dane było dostąpić legendarnej recepcji. Chodzi o jezuitę
Maksymiliana Ryłłę (1802-1847). Na pewno przyczyniły się do tego jego kontakty ze
Słowackim (opisane w listach do matki uczestnictwo poety we mszy odprawianej przez
zakonnika przy grobie Chrystusa i późniejsza spowiedź wielkanocna u niego w
klasztorze ormiańskim w górach Libanu; prawdopodobnie podróżowali razem do
Damaszku; korespondowali ze sobą we Włoszech; poeta przeniósł też tę postać w XVI
wiek w swoich preliminariach Peregrynacji do Ziemi Świętej J. O. Księcia Radziwiłła
187
M. Malinowski, Księga wspomnień, wyd. J. Tretiak, Kraków 1907, s. 97-98.
Zob. J. Bieliński, Uniwersytet Wileński (1579-1831), t. 3, Kraków 1899-1900, s. 487.
189
Zob. M. Piwińska, Ludwik Trynkowski 1805-1845, dz. cyt., s. 281.
190
L. Trynkowski, Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: H. Skimborowicz, Wspomnienie życia śp. Jędrzeja
Śniadeckiego, Warszawa 1840; toż wyd. osobne, Wilno 1861.
191
A. S. Krasiński, Wspomnienia biskupa, Kraków 1900, s. 48.
192
Paryż 1845.
193
M. Piwińska, dz. cyt.., s. 286.
194
A. Giller, Groby polskie w Irkucku, „Chwila” 1864, nr 23; cyt. za: M. Piwińska, dz. cyt., s. 289.
188
71
Sierotki)195. Bardziej jednak ciąg oryginalnych zachowań i „gestów” kaznodziejskich.
Począwszy od zajęć praktycznych podczas studiów w Collegium Romanum, kiedy to
podjął się z powodzeniem przemawiania in platea, czyli głoszenia kazań na ulicy, do
przechodniów. Zasłynął też z rekolekcji dla więźniów (dzięki z trudem uzyskanej
zgodzie papieża), zakończonych ich procesją ulicami Rzymu do Scala Santa; także dla
uważanych za „niesfornych słuchaczy” młodych artystów; wspomnijmy również
głoszenie nauk publicznych na Malcie, na które przychodzili protestanci. Otaczała go
fama „łowcy dusz”, a nawet „kaznodziei buntu”196. Przy czym kazania swoje lubił
wygłaszać nie z ambony, lecz z ustawionego na środku świątyni podium z małym
stolikiem, na którym stał krzyż. Słowem, była to opinia „Bożego gwałtownika”,
nonkonformisty wobec różnych środowisk i sytuacji, ale także człowieka „czującego”
nastrój, znaczenie chwili, fragmentu, drobnego gestu. Nie bez znaczenia pozostawała
też - pisze Andrzej Karol - panująca wówczas wokół kaznodziejstwa włoskiego
parateatralna aura197. Choć, jak się zdaje, zjawisko to w ogóle towarzyszyło ówczesnemu
kaznodziejstwu europejskiemu, a polskim wystąpieniom emigracyjnym w szczególności.
W romantyczną legendę kaznodziejską doskonale wpisuje się też postać
bernardyna Benwenutego Mańkowskiego, kapelana powstańczego (zginął 22 marca
1863 roku). Słynne były jego patriotyczne kazania w warszawskim kościele Świętej
Anny w okresie Wiosny Ludów (gromadziły tłumy i krążyły w odpisach), jeszcze
potężniejszym echem odbiły się te wygłaszane przy przydrożnych krzyżach (między
innymi podczas majowej pielgrzymki w 1861 na Jasną Górę), gdy zabroniono mu kazać
w kościołach198. Tak, jak w przypadku poprzedników określoną rolę odegrała
kontestacja także niektórych dyspozycji przełożonych. Posłużyło to Gillerowi do
stworzenia wizerunku kaznodziei
-
typowego artysty romantycznego: Przykrości
wielkiego mówcy łatwo sobie w takim położeniu wystawić; były one podobne do
195
Zob. A. Karol, Jezuita romantyczny o. Maksymilian Ryłło, Kraków 1992, s. 5-6, 33-36.
Zob. A. Karol, dz. cyt., s. 23-26, 49, 55, 66, 67, 69; autor cytuje pamiętnikarzy, m.in. I. Hołowińskiego i H.
Kajsiewicza; trzeba też wspomnieć o cesze, która tę legendę czyniła dodatkowo jeszcze „malowniczą” upodobaniu mówcy do stroju wschodniego; tak go zapamiętał Hołowiński, spotkanego na stambulskiej ulicy w
arabskim stroju; wielki, siny kutas czerwonego feza rzucał się niespokojnie w tym szybkim ruchu i mieszał się z
włosami blond, co pięknie spadały na ramiona.[…] Szeroki, materialny stalowego koloru Benisz jak raca igrał
połami w tym pędzie chodu i osłaniał ciemny, długi kaftan z pięknym pasem bagdadzkiego szala, który ściskał
wysmukłą i ładną kibić, a czerwone spiczaste trzewiki malowniczo odbijały się przy białych pończochach, cyt. za
dz. cyt., s. 53-54.
197
A. Karol, dz. cyt., s. 30.
198
Zob. B. Petrozolin-Skowrońska, Kazanie pod krzyżem, „Przegląd Katolicki” 1986 nr 33, s. 3.
196
72
dolegliwości architekta, któremu rozrzucają materiały do budowy, lub też do udręczenia
malarza, któremu psują farby i przemazują figury. Lecz natchnienie nie łatwo uwięzić.
Wchodził na ambonę przygnębiony uwagami, ostrzeżeniami, rozkazami, gdy jednak
spojrzał na ołtarz i na lud, serce wydobywało się spod ciężaru zakazów i oddawało mu
przyrodzoną swobodę199. Nadto, tak jak w wielu poprzednich przypadkach, legendarny
wizerunek postaci odwołuje się też do spektakularnego, zaskakującego słowem, gestem,
a w konsekwencji wymową - momentu. Pamiętamy, jak wyobraził sobie Brodziński
Melchiora z Mościsk, imitującego ułożeniem dłoni otwarcie grobu (zob. przypis 161),
jak zapamiętano „powstańcze” zawołanie Trynkowskiego. Gdy chodzi o Ryłłę, w jego
wizerunku pojawił się również element oratorskiego chwytu, wynikającego z językowej
prowokacji, kiedy to rozpoczynając swoje kazanie do więźniów wykrzyknął,
wprowadzając
swoich
słuchaczy
w osłupienie:
Biada
gubernatorowi!
Śmierć
strażnikom! By zaraz dodać: To są słowa, które powtarzacie od rana do wieczora. I wy
uważacie się za chrześcijan?200 Impuls, uzależnienie znaczenia i emocji od stylu
zachowań momentalnych i afektywnych dostrzeżono również u Benwenutego: Czuć było
w tonie, widać było we wzroku i w zwykłym mu geście podnoszenia ręki jakby do
błogosławieństwa, że natchnienie go ogarnia, że wzmaga się i potężnieje w mocy
porywania serc aż do Boga201.
Pytanie, jakie w tym momencie wydaje się najbardziej zasadne, winno chyba
brzmieć następująco: co właściwie te legendy usiłowały ocalić? Co z „prawdy
historycznej”? Jakie „skroplić wartości”? Bo, że miały stanowić antidotum na
przemijanie, nie ulega wątpliwości. W szczegółach chodziło o uwznioślenie oratorskiej
przeszłości, a co za tym idzie przeniesienie jej przez morze czasu, bo właśnie szczegóły
- zdawano się rozumować - były w stanie to uczynić. Tylko one. Zapis całości był
tylko jej surogatem202. Wierzono również, że przenosząc coś w formie pojedynczego a
199
A. Giller, Polska w walce, dz. cyt., s. 17.
A. Karol, dz. cyt., s. 49.; do takich „chwilowych” zdarzeń oratorskich dołączyć można zapamiętany przez
Wandę Odrowąż (Anielę Walewską) nagły zwrot akcji (padliśmy na kolana i pieśń „Święty Boże! Święty mocny!”
zabrzmiała w powietrzu), gdy kaznodzieja (prawdopodobnie chodzi o Kajsiewicza) zaprotestował przeciw
mniemaniu o samotności osób powołanych do stanu zakonnego (w ciągłej rozmowie z Bogiem one mają świat
cały…), Kilka chwil we Włoszech w l. 1847-1848 przez …, Poznań 1850, s. 62.
201
A. Giller, Polska w walce, dz. cyt., s. 14-15. Na marginesie warto wspomnieć, że Giller dopatrywał się w
zakonniku cech bernardyńskich opisanych w Pamiętnikach kwestarza Ignacego Chodźki (s. 21).
202
Warto przypomnieć tu decyzję Mickiewicza o nie włączeniu twórczości improwizatorskiej do własnych dzieł
poetyckich z powodu jej odmiennego charakteru (zob. Czesław Zgorzelski, Materiały, w: A. Mickiewicz, Dzieła
wszystkie, pod red. K. Górskiego, t. 2 cz. 4, Wrocław 1986, s. 86); decydowała świadomość odmiennego statusu
200
73
znaczącego faktu, dociera się do rdzenia, zachowuje to, co najpełniej wyraża swój czas,
skuteczniej też ocala pamięć wartości (poprzez reprezentację). Istnieje jeszcze jedna
właściwość takiego stanu rzeczy: oratorstwo wpisuje się w ten sposób w obszerniejszy
system znaków, przyczyniając się do wzbogacenia kanonu kultury okresu, środowiska,
wspólnoty. W szerszej perspektywie legenda uświadamia potrzebę zatrzymania klimatu
przeszłości, istnienia zjawiska skazanego na temporalną zagładę, jednej z „pamiątek
narodowych”, której w pełnym wymiarze ocalić się nie da, ale „przechować” w jakimś
kształcie stanowi obowiązek. Legenda to także fragment ustawicznego o p o w i a d an i a przeszłości, kulturowej narracji, która ma nie tylko zaprezentować określoną
rzeczywistość, ale także ją u j ą ć, dokonać uporządkowania jej znaczeń. Wpisywało się
to w romantyczną świadomość tragizmu niepamięci, jednego z bolesnych doświadczeń
ludzkiej egzystencji, przeciw któremu toczy się wielka praca ocalania istoty przekazu,
jego wiodącej treści. Pełen smutku pozostaje głos jednego z twórców pokolenia, znawcy
przedmiotu, pracującego na niwie historycznoliterackiej: Żaden pisarz, żaden poeta nie
sprawi na swojej publiczności tyle wrażenia, ile doskonały mówca, jeżeli przemawia w
sprawie, której losy, wszystkich obchodzące, właśnie się ważą, i od tego właśnie
wrażenia jakie głos jego na słuchaczach wywiera, w wielkiej części zawisły. Ale udział
ten żywy i bezpośredni bywa tu tylko chwilowy. Trwa póty tylko, dopóki mówca panuje
nad umysłami, dopóki mówi. Później, spisana jego mowa, jest już tylko śladem, cieniem,
pamiątką tego, czym była w żywym głosie. Z załatwieniem sprawy, która jej była
przedmiotem, z zapomnieniem o okolicznościach, które ją wywołały, głos niegdyś
wstrząsający tysiącami staje się dla potomności ich obojętnym, i pospolicie sama chyba
tylko sztuka i forma doskonała zapewnia mu trwałość jakąś w pamięci ludzkiej203.
Zauważmy jednak, że obok melancholijnej konstatacji na temat znikomości sztuki
oratorskiej, niejako mimo niej, została tu niemal manifestacyjnie potwierdzona wiara w
siłę, gigantyczny potencjał sztuki żywego słowa. Ta wypowiedź dobitnie potwierdza
dwutorowość romantycznej refleksji: świadomość ulotności tekstu oralnego sprzęgnięta
zostaje z przekonaniem o jego zapisanej żywotności, która jest w stanie, nawet po latach,
odezwać się choćby echem uobecnienia.
ontologicznego żywego słowa i jego zapisu (zob. A. Opacka, O improwizacjach Mickiewicza – inaczej, w:
Czterdzieści i cztery studia ofiarowane profesorowi Marianowi Maciejewskiemu, dz. cyt., s. 208.
203
A. Małecki, Przedmowa, w: Wybór mów staropolskich świeckich, sejmowych i innych, zebrał …, Kraków 1860,
s. 1.
74
W interesujący sposób do tradycji romantycznej nawiąże ks. Antoni Szlagowski
(jeden z największych kaznodziejów XX stulecia) na przełomie wieków. Okaże się
polemicznie nastawiony wobec romantycznego poczucia czasowej znikomości
oratorstwa, ale wierny właściwej epoce apoteozie żywego słowa. To właśnie pewność,
że dysponuje ono mocą nadzwyczajną miała uwiarygodnić rzecz podstawową: jesteśmy
w stanie przynajmniej częściowo uchylić je destrukcji czasu. Wymowa - powiada
Szlagowski - opiera się wszystko niszczącemu czasowi, choć rzecznik sam do grobu
zstąpi, choć wieki całe upłyną nad Jego mogiłą
-
czar jego słowa, zaklęty w
przechowanych po nim zabytkach, jako wcielenie piękna i mocy, jako rozkoszna uczta
duchowa przechodzi od pokolenia na pokolenie. […] w tych zamarłych głoskach jest coś
nieśmiertelnego, coś ogólnoludzkiego i niepożytego. Zrozumiemy, że w nich zapisał się
na zawsze duch wzniosły i ambitny, który po wiekach przemawia do nas zrozumiale i
porusza struny piękna i poezji […]204. Na wnikliwą uwagę zasługuje kontynuacja
motywu, aż po okres międzywojenny, dzięki któremu oratorstwo pozostaje
- w
rozmaitym rozumieniu – postrzegane w pobliżu – bądź w ramach – sztuki, w
szczególności literatury. To refleksyjna dominanta wielu prac, nie koniecznie
dotyczących wymowy kościelnej205, choć na tym obszarze w teorii i praktyce często
podejmowana.
Współczesność wiele artykułowała w kategoriach wolności, nie tylko narodowej,
ale także estetycznej, a więc poczynań t w ó r c z y c h z prawem do nowatorstwa i
innowacji formalnej. Oznaczało to między innymi związek z literaturą; dostrzegać jej
wielkie tradycje i umieć odnaleźć się pośród, lub przynajmniej blisko, literackich
aktualności i eksperymentów. Jak się okaże nie poprzestawano jedynie na zaleceniach.
Najwięcej przemyśleń, czy choćby luźnych impresji, na ten temat znajdziemy u
homiletyków. Dwie książki inaugurują rzecz całą w sposób niezwykle reprezentatywny,
dziś jeszcze wzbudzając zaciekawienie swoim zaangażowaniem i rzec by można jakimś
panliterackim nastawieniem. Ks. Euzebiusz Stateczny w Listach o wymowie sytuuje
krasomówstwo w wysokich rejonach sztuki, koncentrując się na wizerunku mówcy
204
A. Szlagowski, O potędze wymowy (wstępna prelekcja) przez …, Włocławek 1899, s. 4.
Zob. m.in. E. Śmiarowski, Przedmowa, w: tenże, Mowy obrończe 1920-1925, Warszawa 1926 [brak strony]
(Mównictwo sądowe we wszystkich krajach jest działem kultury duchowej, jest gałęzią sztuki […]). Motyw ten
przez lata towarzyszył drugiemu, który mówił o potrzebie odrodzenia tradycji, odnowienia biegłości w sztuce,
której nie sprzyjały lata niewoli (stary, antyczny jeszcze topos: naturalnym środowiskiem oratorstwa jest wolność;
u nas hołdowano mu w staropolskiej kulturze retorycznej).
205
75
- artysty. Jego siłą ma być natchnienie i wyobraźnia: […] mówca nie tylko może, ale i
powinien rozwijać swą wyobraźnię aż do błyskotliwości. Dodaje jeszcze: Mówca
posiadający wieniec poezji na czole, choćby nawet nie był mówcą doskonałym, zawsze
będzie z zajęciem słuchany; albowiem poezji nikt oprzeć się nie zdoła, choćby i w
siermiędze i w koszuli zgrzebnej była206. Za poezją także (która kształci zdolności
kojarzenia wyobrażeń), oczytaniem, lotnością języka, a przeciw jego ociężałości
opowiadał się, pisząc o twórczości mówczej, ksiądz Nikodem Cieszyński w niewielkiej
broszurce Orator fit207. Postać to zresztą arcyciekawa. Śmiały w stylistycznych próbach
kaznodziejskich, nasycał swoje „secesyjne” oracje pokaźną dawką młodopolskiej
kwiecistości, a w teorii (m. in. w tekstach drukowanych w „Przeglądzie
Homiletycznym”) manifestacyjnie domagał się by także formę kaznodziejstwa
dostosować do nowoczesnych haseł literackich i wycisnąć na niej znamię indywidualnej
twórczości208. Do koligacji ze współczesną nakłaniali także inni, znajdując motywację
mniej lub więcej pogłębioną. Ks. Piotr Czapla na przykład kontakt z najnowszą literaturą
uznawał za korzystny dla pogłębienia językowej sprawności i wyrobienia stylistycznego:
aby się bieg myśli naszej nie stał przedawniony209. W wyczuleniu na nowoczesne trendy
literackie bardziej jeszcze dociekliwy okazał się publicysta „Ateneum Kapłańskiego”.
Zwracał uwagę już nie tylko na walory językowe i kunszt artystyczny. Dzięki literaturze
kaznodzieja zyskuje też – dowodził – subtelność przeżyć lirycznych, które trzeba
przeciwstawiać czułostkowości. Doniosłą rolę przypisywał powieści psychologicznej210.
Ale najciekawsza pośród literackich „ról” kaznodziejstwa międzywojennego
wydaje się być ta, którą podyktował osobliwy rodzaj recepcji romantyzmu, a poprzez nią
recepcji literatury w ogóle. Należy mieć w pamięci ten status literatury w kulturze
ówczesnej, zwłaszcza w jej szeroko rozumianym nurcie dydaktycznym (gdy chodziło o
modelowanie określonego kształtu inklinacji imaginacyjnych), który zasadzał się na
uruchomieniu świata autonomicznej fikcji, odrębnej ikonosfery, wypełnionej mityczną
kreacją wieszczów (stawali się nimi wszyscy wybitni pisarze przeszłości), urealnieniem
postaci fikcyjnych (bohaterów literackich), traktowanych na równi z historycznymi,
206
E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920, s. 51-52.
Poznań 1919, s. 9.
208
N. Cieszyński, Wstęp do: tenże, „Wszystkim dla wszystkich stałem się”. Zbiór kazań przygodnych, Poznań 1927,
s. 9.
209
P. Czapla, Ogólne zasady duszpasterstwa, Włocławek 1919, s. 129.
210
W. Miemiec, Powieść w duszpasterstwie, „Ateneum Kapłańskie” 1931, t. 28, s. 28-48.
207
76
wieloznacznością
upowszechnieniem
poszczególnych
literackiej
elementów
frazeologii.
świata
Kaznodziejstwo,
przedstawionego,
podobnie
jak
całe
oratorstwo, urastało do roli medium (jednego z mediów), poprzez które przemawiała
przeszłość, dając lekcję wspólnotowego języka. Dlatego Szlagowski w jakże
charakterystyczny dla okresu sposób - mając na uwadze aktorów i mówców - głosił:
Król Duch! Wciela się w coraz nowe postacie, wskrzesza dawno zamarłe, użycza im swej
osoby, swego głosu, swych ruchów, w nim i przez niego dokonują one nowych czynów.
Zespół jego tworów to wcielenie jego ducha!211
2. Z ambony o literaturze. W rozmaite związki wchodzi literatura, w bogate też
konteksty wplatano kaznodziejstwo. Wraz z rozkwitem romantyzmu literatura ciekawe
tworzyła alianse, bogato odciskając kształt swojej wyobraźni w wielu dziedzinach.
Niekiedy są to marginalia, acz zgromadzone, ogarnięte syntetycznym spojrzeniem
dopełniają obrazu kultury polskiej, współtworzą jej tożsamość. Pośród nich zauważenia i
odnotowania wymaga pewien szczegół z pozoru, ale w historii literatury - a i dziejach
kaznodziejstwa - znaczący. Chodzi o wyrażane w kazaniach opinie o literaturze (przede
wszystkim poezji). Zwłaszcza te uogólniające, niekiedy mimochodem, dygresyjnie
rzucane w toku emocjonalnych porywów słowa; bywają ciekawe w swoim
opiniotwórczym charakterze: ujawniają bowiem jak gdyby potrzebę ustosunkowania się
twórców jednego kręgu słownej aktywności – z natury rzeczy zachowawczej, bardziej
zainteresowanej kontynuacją niż innowacyjnością – do twórczości, która właśnie
odmieniła epokę, lub przynajmniej jej przewodziła, narzucała styl i jej siła nie mogła być
obojętna dla kaznodziejskiego nauczania.
Oto jeden ze śladów. Głos interesujący, bo pochodzi z Wilna, okresu
okrzepłego już romantyzmu, którego intensywność edukacja kościelna musiała przecież
dostrzegać: Do lubieżności prowadzi naprzód upodobanie w poezji i szczególnie
poświęcenie jej: i w rzeczy samej ileż dzieł wierszem i prozą pisanych, staro- i
nowożytnych, nie przekonywają nas w tej prawdzie? Rozbujała imaginacja poety do
czegóż go nie doprowadzi, a przynajmniej doprowadzić nie jest zdatna? Zbyteczna
211
A. Szlagowski, Moc żywego słowa. Mowa powiedziana w Uniwersytecie, październik 1927 r., w: tenże, Mowy
akademickie, Warszawa 1936, s. 111.
77
czułość tak w talencie poety potrzebna, azaliż nie uczyni umysłu jego zniewieściałym i
nie uściśli drogi do wkradania się w serce miłości nieprawej? Czytanie książek
miłosnych, a najprzód wszystkich bez wyjątku romansów, jakiejże czczości nie zostawi w
umyśle [podkr. moje – A.B.]. Nie należy pochopnie dziwić się niechęci mówcy do poezji
w czasie, gdy młodzieżą dysponowała ona wszechwładnie, a adresatem pouczeń byli
klerycy, których winna, jak sadzono, obowiązywać rezerwa wobec wszystkich
ziemskich emocji. Dodatkowo trzeba nadmienić, że orator uosabiając formację epoki
poprzedniej, miał prawo nie gustować we współczesnych upodobaniach literackich.
Rzecz jednak w tym – bez wątpienia to jest interesujące – że jednocześnie zdradzał
pewne umiarkowanie w swoim krytycyzmie, starał się być obiektywny (czułość tak w
talencie poety potrzebna). Jeszcze ciekawsze jest ujawnienie, mimo wszystko, dobrego
rozeznania w istocie tej literatury, wobec której pozostawało się niechętnym. Ale to już
w dalszej części kazania, rozwijającego wątek owej romansowej „lubieżności”,
wcześniej nazywanej też „niespokojnością wewnętrzną”: Najświętsze czynności staną się
dla ciebie zgubnemi, bo i tam siebie szukać będziesz; stylik nawet kazań i nauczek twoich
tchnąć będzie romansową miękkością […]. Konfesjonał stanie się dla ciebie okrutną
samołówką: tak biedząc się z Bogiem i światem, z sumieniem i radami ludzi, z cnotą i
występkiem pójdziesz za tym pospolitym hasłem: wszyscyśmy ludźmi ułomnymi212. A
hasło streszcza rzecz całą trafnie. To właśnie ówczesna literatura patronowała
niedoskonałości człowieka, drążąc tajemnicę jego kondycji, ukazując otchłań jego
wnętrza. Ponadto nigdy przedtem nie miała ona takiej siły oddziaływania, czego
świadomość już istniała. To były cechy romantycznego przełomu w powszechnym
odbiorze. Tak więc z punktu widzenia kogoś, kto miał być autorytetem, przewodnikiem
reprezentującym prawdę wyższego rzędu, problemem stawała się umiejętność dystansu;
jego potrzeba zdawała się być uzasadniona. Ale dla interesującego nas tu tematu
wyeksponować należy przede wszystkim inną właściwość, bardziej ogólnej natury. Otóż
widzimy, jak stabilne już było przekonanie o sile wyobraźni, ściślej mówiąc o
kreatywnej wyobraźni, jako czymś literaturę wyróżniającym. Tego kaznodzieja nie
kwestionuje.
212
[Kanonik Katedry Wileńskiej Markiewicz], Nauka rekolekcyjna, w: Anioł Dowgird, Nauki rekolekcyjne przez
…, t. 4, Wilno, s. 244.
78
Wpływ romantyzmu czynił jednak swoje. Przyszła i pełna akceptacja
imaginacyjnej otwartości, gdy zrozumiano, że może ona mieć charakter pozytywny,
służebny wobec wyższych wartości, wręcz je współtworzący. Słowem, chodzi
o wyobraźnię stymulującą, aktywnie zaangażowaną, duchowo twórczą. U kaznodziejów
romantycznych przede wszystkim równało się to mocy słowa nieodzownie splecionej z
atrakcyjnością formy. Janiszewski rozważając siłę oddziaływania poety na serca i
umysły, dochodząc tym samym istoty fenomenu geniusza, wskazywał cechującą go
potęgę słowa oraz piękność formy w jakiej każdą rzecz dobrą lub złą światu przedstawić
umie213. A ks. Jełowicki mówił o Karolu Sienkiewiczu: Słynny mocą i wdziękiem złotej
mowy naszej214 [podkr. moje – A.B.]. Szczególnie patetycznie zabrzmiało to w głosie
pożegnania Mickiewicza przez ks. Prusinowskiego, najwybitniejszego kaznodzieję spod
znaku romantycznej wiary w siłę słowa: on był dziś słowem narodu. I umarł! – Ach! nie
umarł, bo jeżeli umarł, umarło w nim słowo nasze215.
W ogóle wszystko w obrębie tej formacji – a jej tradycję podejmowali
kaznodzieje wielu następnych pokoleń – co dotyczyło istoty literatury, jej funkcji
formułowano w patetycznej tonacji. Na przykład Piotr Semenenko, mówiąc między
innymi o poezji medytował: Widziałbym w sztukach prawdziwą piękność, prawdziwą
wzniosłość, prawdziwe ideały, a z drugiej strony widziałbym tym samym prawdziwe
natchnienie216. Ideałem było natężenie wieszczej kreatywności w perspektywie
sakralnej. To był leitmotiv kaznodziejstwa II połowy wieku. Może najdobitniej
wyrażony został przez biskupa Józefa Pelczara w dwu jakże poetyckich fragmentach;
dodatkowo bowiem bardzo dobrze zdradzają one afektację kaznodziei, „wyznawcy”
romantycznej wyobraźni. Oto pierwszy: żywić w sobie wielkie uczucia i wielkie rodzić
myśli, a wypowiadać je w słowach powabnych jak kwiat, gorących jak płomień – mieć
ucho zbliżone do serca ludzkości, by odgadnąć i odczuć wszystkie jej pociechy i bóle,
wszystkie nadzieje i obawy – zapuszczać wzrok orli w tajemniczą przyszłość i wieszczyć
ludowi jego losy – a wreszcie na skrzydłach ducha wznosić się ponad tę ziemię, aż przed
213
J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza, miana w Inowrocławiu w roku 1855
roku…, w: tenże, Dwadzieścia mów i kazań przygodnych mianych przez …, Lwów 1878, s. 74.
214
A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Karola Sienkiewicza, miana w Montmorency dnia 21 maja 1860 roku,
w: tenże, Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej …, dz. cyt., s. 497.
215
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza … dnia 15 stycznia 1856 roku, w:
tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, dz. cyt.., s. 204.
216
P. Semenenko, Nauka VIII, w: tenże, Ojcze nasz, Kraków 1896, s. 194.
79
tron Boży, i zatapiać się w oceanie najdoskonalszego Piękna i niezmierzonego Dobra
– to dar nader wielki, który tylko uprzywilejowanym dostaje się w udziale217. W innym
miejscu mówca w obrazowej formie oferuje nam przykład usakralnienia poezji według
najwyższej miary: Ale tak, jak Eliasza posilił Bóg przez Anioła, tak też do narodu
polskiego posyła anioła niebieskiego, to jest religię, i anioła ziemskiego, to jest poezję, a
jeden i drugi anioł woła do niego: Wstań ze snu zwątpienia i umocnij się chlebem
Bożym, bo jeszcze daleką masz drogę218. Mamy tedy do czynienia ze świadectwem
wyjątkowo gorliwego „wsłuchania się” w romantyków rozważających relację religii i
poezji (przypomnijmy V. Hugo: Punkt wyjścia religii jest zawsze punktem wyjścia
poezji) i ogromnie tę poezję nobilitujących. Tu nadaje się jej jak gdyby sakralną
autonomię, zrównując ją z siła oddziaływania religii. Jest w tym pewna oryginalność. W
owym czasie, mówiąc o sakralności sztuki słowa, mówiono najczęściej o mistycznym
uniesieniu, nadprzyrodzonej inspiracji, odnalezieniu się w prawzorze wszechrzeczy.
Semenenko wspominał o idealnym spotkaniu piękności z nieba i prawdziwego
zachwycenia z ziemi.219 Stablewski zaś
- ważąc zasługi translatorskie Stanisława
Koźmiana – o pierwowzorze Odwiecznej Piękności, której wszystko prawdziwie piękne,
co z ręki i ducha ludzkiego się rodzi220[podkr. moje – A. B.]. Bp Pelczar natomiast
stawiał poezję niejako obok religii, traktował podobnie jak przekaz religijny, o równie
silnej skuteczności. Ale tak czy inaczej wszyscy mówili – to trzeba podkreślić – o
zaangażowaniu wyobraźni, sile i możliwościach oddziaływania słowa literackiego.
Motyw ten był stale obecny, w rozmaitej postaci, także dydaktycznej, spod znanego
skądinąd hasła: ona [poezja] jest darem Bożym na pokrzepienie serc ludzkich i o tyle jest
tylko chlebem dla ducha, o ile jest zgodna z duchem Bożym, bo inaczej chleb ten ma
zakalec221.
Im bliżej końca wieku, zaczyna jakby powracać dawne zaniepokojenie zwodniczą
„aktywnością” poetyckiej wyobraźni, powierzchowną afektacją, przy braku głębszego
217
J. Pelczar, Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Józefa Szujskiego, miana dnia 10 lutego 1883 w
kościele Św. Anny w Krakowie, w: tenże, Niektóre kazania i mowy przygodne…, Przemyśl 1916, s. 191-192.
218
J. Pelczar, Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Adama Mickiewicza, miana 27 czerwca r. 1898 w
kościele N. P. Maryi w Krakowie, w: tenże, dz. cyt., s. 257.
219
P. Semenenko, dz. cyt., s. 194.
220
F. Oksza Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława Koźmiana… powiedziana w kościele parafialnym
w Brodnicy 27 kwietnia 1885 roku, w: Arcybiskupa Floriana Okszy Stablewskiego Mowy żałobne…, Poznań 1912,
s. 283.
221
W. Chotkowski, Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza, powiedziana w czasie nabożeństwa w
katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku przez…, Kraków 1890, s. 14-15.
80
uduchowienia. Tyle tylko, że tym razem to romantyzm staje się idealnym wzorem
odniesienia, tradycją – zdaniem kaznodziejów – zaniechaną. A właściwie było to także
wyczucie – opcja już pozytywistyczna – romantycznych sztamp, stereotypów, którym
uległa „oswojona” poezja krajowa. Dziś często poezja innym służy Bogom; utraciwszy
pióra w walce, w której zarazem utraciła i ideały swoje, opiewa naturę, ale nie słyszy jej
szeptu, nie nauczyła się jej mowy; jęczy boleśnie, ale wtenczas tylko, gdy kurcz nerwowy
serce ściska; rani, ale nie pociesza, olśniewa, ale nie porywa, nie podnosi222 - głosił
jeden z najznamienitszych duchownych formacji postyczniowej. To, co kiedyś
bulwersowało kaznodzieję generacji przedromantycznej, teraz pogłębione, ożywało w
refleksji o współmierności nadmiaru formy i niedowładu wartości i idei. Pojawił się
znów problem złych mocy wyobraźni, który został następnie pobudzony jeszcze przez
młodopolskie inklinacje do wyemancypowanej formy, zdobnictwa – jak to
odczytywano – bez pokrycia w odpowiednich treściach duchowych.
Charakterystyczne
było
kazanie
Józefa
Teodorowicza
wygłoszone
w archikatedrze ormiańskiej we Lwowie w ramach rocznicowych uroczystości ku czci
Słowackiego w 1909 roku. Został opublikowany jego fragment, przez wydawcę
zatytułowany Słowacki dzisiejszej poezji. Przedmiotem najżywszej troski uczynił mówca
fascynację współczesnych dziełem wieszcza, starając się udowodnić jej uzurpacyjny
charakter, nadużycie wynikające z niezbyt dogłębnej, nie ogarniającej całości, a
wybiórczej percepcji. Ten rodzaj patronatu sprzyja pokusom „nadmiaru wyobraźni”,
których niebezpieczeństwo – zdaniem kaznodziei – sam poeta dostrzegł również i starał
się je przezwyciężać. Jakże z lubością zwykły niektóre kierunki literatury dzisiejszej
powoływać się na swe pochodzenie duchowe od Słowackiego jako mistrza kunsztownego
formy – i słusznie. Ale jakże za to niesłusznie usiłują go uczynić wyznawcą form
mglistych i ciemnych, które w największym zamroczeniu myśli zdaje się podkreślać ideał
poezji. Stąd konkluzja płynąca z lektury współczesnych poetów: Za mała dusza, by
zdolną była unieść bogactwo form i rozpęd uczucia223. W kaznodziejstwie połowy XX
wieku został więc położony nacisk na nieprzystawalność współczesnego pisarstwa do
222
Z. Chełmicki, Mowa nad zwłokami śp. Antoniego Edwarda Odyńca, wypowiedziana w kościele Św. Krzyża w
Warszawie dnia 21 stycznia 1885 roku, Warszawa 1885, s. 19.
223
J. Teodorowicz, Słowacki dzisiejszej poezji [fragment kazania w katedrze ormiańskiej we Lwowie 31
października 1909], w: W. Hann, Rok Słowackiego. Księga pamiątkowa obchodów urządzonych ku czci poety w
roku 1909, Lwów 1911, s. 93, 94, 98.
81
wzorcowego rozmachu tamtej, ubiegłowiecznej epoki, na niemożność jej udźwignięcia.
Uznając duchowy aktywizm i posłannictwo romantyzmu za probierz doskonałości
literatury, ks. Włodzimierz Jasiński dokonał ciekawego rozróżnienia wartościującego
twórczość Deotymy: Widząc przykład wieszczów idących na czele narodu i z nimi w bój
o duchowy byt jego, pragnęła stanąć w tych szeregach, ale snać życiowej mocy jej
zabrakło, bo z zakresu artystycznego działania i uwag natury moralnej nie wyszła w
swych dziełach224.
Jak łatwo zauważyć wszystkie opinie kaznodziejskie, w rozmaity sposób
formułowane i różne rzeczy akcentujące, wyrażają jeden wspólny i aksjomatyczny
pogląd, ten mianowicie, że literatura ma wielkie możliwości. To zdaje się nie ulegać
wątpliwości. Od romantyzmu centralnym elementem tego rodzaju rozważań było
przekonanie, że jest ona instrumentem wszechstronnym, dysponuje wielką siłą
oddziaływania i rozległą skalą wyrażania. Nie tylko w wymiarze jednostkowym, jakby
personalnie uchwytnym, ale także uniwersalnym. Euzebiusz Stateczny na przykład,
jeden z najlepszych kaznodziejów młodopolskich, uznał ciągle długą tradycję
poświadczania pewnych treści religijnych przez poezję (i inne rodzaje sztuk) za tychże
uwiarygodnienie; poezja jest więc niejako ustawicznym współkreatorem prawdy, która
dzięki temu ma za sobą stulecia225. Swoistą kontynuację podobnej postawy znajdziemy
jeszcze w interesującym zabiegu innego kaznodziei, który posłuży się charakterystyczną
formułą, biorąc ją – z jedynie drobną korektą, bez zaznaczenia, że jest to cytat – z pism
Stanisława Tarnowskiego: poezja nie tworzy praw, nie zakłada państw, bitew nie
wygrywa, ale towarzyszy pracy założyciela, pomaga prawodawcy, wojownikom. Przecież
w czasach zamierzchłych formy poetyckiej używano do nauczania, prawodawcy prawa
swe wierszem ogłaszając, łatwiej mogli trafić do serc swoich poddanych.[…] Poezja nie
naucza wiary jak Apostoł, nie daje za nią życia, jak Męczennicy, lecz gdy prawdziwie
wielka i wzniosła, daje świadectwo prawdzie226.
224
W. Jasiński, Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Deotymy, zm. 1908 r., w: tenże,
„Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917, s. 120.
225
E. Stateczny, O śmierci i sądzie poszczególnym, w: tenże, Jezus Chrystus. Kazania obejmujące główne zasady
wiary chrześcijańskiej…, Lwów 1900, s. 450.
226
S. Momidłowski, Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa w katedrze przemyskiej dn. 19 lutego r. 1912 w
setną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego, w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 67-68.
82
Potraktujmy ten cytat jako dobre zwieńczenie pewnego drobnego, być może
epizodycznego nurtu kaznodziejskiej recepcji literatury, jednej z wielu lekcji
określających jej społeczny status.
3. Kaznodziejskie portrety trumienne pisarzy. W świadomości wielu XIXwiecznych dydaktyków i praktyków wymowy kościelnej (a także chyba i wiernych)
istniał,
jak
się
zdaje,
bardzo
zdecydowany
przedział
między
codziennym
kaznodziejstwem nauczającym („użytkowym”), a okolicznościowym: odświętnym,
patetycznym, o wyszukanej formie. Chodzi przede wszystkim o ustalenia i zalecenia
podręcznikowe, które koncentrowały się głównie wokół grupy pierwszej, rzadziej
i w sposób ogólnikowy - drugiej. Fakt, że preferowano refleksję dotyczącą
kaznodziejstwa powszedniego był podyktowany nie tylko względami dydaktycznymi.
Należy przypuszczać, że pewną rolę odgrywało też przekonanie umieszczające teksty
okolicznościowe bardziej w porządku artystycznym, oddając je domenie natchnienia. A
jako takie – sądzono – uchylają się zbyt ścisłym, przepisowym prawidłom. Nie bez
znaczenia było tu również nastawienie wynikające z obawy przed manieryzowaniem,
nadmierną hiperbolizacją stylu, grożącą szeregowym adeptom sztuki kaznodziejskiej ze
strony tego rodzaju wzorców. Niezależnie od wstrzemięźliwości teoretycznej,
kaznodziejstwo okolicznościowe prezentowało się jednak okazale, miało swoja dobrą
passę w historii polskiej kultury. Powstawało wiele dobrych oracji, zwłaszcza
pogrzebowych i uwarunkowanych patriotycznie. Dlatego też poniższy fragment z pism
ks. Hołowińskiego, o ile jest charakterystyczny dla dominującego w całym prawie
stuleciu typu refleksji i edukacji homiletycznej, o tyle znikome znajduje potwierdzenie w
całościowym obrazie kaznodziejstwa polskiego epoki: Kaznodziejstwo zaś może być
porównywane do wielkiej rzeki, co głęboko, szybko, choć bez hałasu i spokojnie
przepływa, ożywiając cała okolicę, i jeśli czasem uderza głośniej o szkopuły stojące na
wstręcie, to znowu po ich przebyciu rozpoczyna swój bieg poważny i wiekami
niezmienny227.
Kazania
żałobne
poświęcone
pisarzom
tworzą
pewien
ciąg
wyraźnie
wyodrębniający się chronologicznie. Chodzi o II połowę XIX wieku i trzy
227
I. Hołowiński, Homiletyka, Kraków 1859, s. 17.
83
dziesięciolecia stulecia następnego. Już wystąpienia oratorskie zmartwychwstańców, z
końca lat czterdziestych, sygnalizują nowy jakościowo okres w kaznodziejstwie
okolicznościowym w ogóle, a mowy Kajsiewicza na pogrzebach Hoffmanowej i
Witwickiego umieścić możemy na początku interesującej nas tu grupy tekstów228. Od
tego
momentu
daje
się
zaobserwować
stopniowe
nasilanie
się
przejawów
kaznodziejskiego hołdu skierowanego już nie wyłącznie do wodzów i bohaterów, ale
także artystów, przede wszystkim ludzi pióra. Okazję stanowiły zresztą nie tylko
uroczystości pogrzebowe, ale również nabożeństwa żałobne w rocznicę śmierci lub
(rzadziej) urodzin pisarza. Punktem kulminacyjnym, zamykającym ten okres, były oba
pogrzeby Sienkiewicza (1916 i 1924), szczególnie obfitujące w rozmaite przypadki
funeralnej elokwencji, a następnie sprowadzenie zwłok Słowackiego do kraju w 1927
roku. Znaczenie jakie przypisywano werbalnym formom uczczenia zmarłych,
dodatkowo poświadcza specyficzna obyczajowość edytorska, wyrażająca się w ich
obfitej rejestracji. Drukowano je w prasie, ukazywały się w edycjach zbiorowych, a
także w postaci pojedynczych wydań broszurowych. Istniał też zwyczaj dokumentacji
obchodów żałobnych i rocznicowych. Relacje łącznie z zapisem „żywego słowa”
publikowano w postaci okolicznościowych – niekiedy albumowych – pozycji
książkowych229. Przy czym – rzecz ciekawa – wiele druków ukazywało się z
inicjatywy rozmaitych grup i społeczności lokalnych, w prowincjonalnych wydawnictwa
ch, w różnych regionach kraju.
Wszystko to należy widzieć w szerokim kontekście umacniającego się prestiżu
słowa mówionego, w jego rozmaitych wariantach. W hierarchii wartości kulturowych
poczesne miejsce zajmowały nie tylko umiejętności oratorskie, ale także recytacja,
improwizacja, sztuka rozmowy, czy też formy popularyzatorskie – odczyt, pogadanka
itp. Miano do nich zarówno estetyczne nastawienie, jak i stosunek pragmatyczny: w
oczekiwaniu
na
kształcącą
informację.
Bibliografie
dotyczące
ówczesnego
228
H. Kajsiewicz, Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej
zmarłej 21 września 1845 roku …, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 151-166; Tenże, Mowa
pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim […] powiedziana dnia 23 kwietnia 1847 podczas nabożeństwa w kościele s.
Klaudiusza, w: Kazania i mowy przygodne, dz. cyt., s. 309-329.
229
M. in. Złożenie zwłok Adama Mickiewicza na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku. Książka pamiątkowa, Kraków
1890; W. Hahn, Rok Słowackiego, dz. cyt.; J. Czempiński, „Na ojczyzny łono”… Opis przewiezienia zwłok
nieśmiertelnego duchowego przywódcy narodu, genialnego pisarza Henryka Sienkiewicza z Vevey, gdzie zmarł, do
Warszawy oraz pogrzebu w stolicy i uroczystości żałobnych, Warszawa 1927; Pochód na Wawel. Pamiątka z
pogrzebu Juliusza Słowackiego [14-28 czerwca 1927 r.]. Ze sprawozdań zestawił J. Wiśniowski, Kraków 1927.
84
piśmiennictwa wskazują znaczną obecność wymowy panegirycznej, odnotowują też
pokaźną ilość tekstów krasomówczych towarzyszących obrzędom, uroczystościom
narodowym i rocznicowym obchodom. Ponadto istniały inne jeszcze zjawiska
kulturowe,
na
tle
których
częstotliwość
występowania
tego
typu
kazań
okolicznościowych staje się zrozumiała, daje się wytłumaczyć tak ewidentna ich
obecność w określonym czasie. Przede wszystkim stopniowe zakorzenienie się w
świadomości ogółu uznania dla modelu osobowości twórczej. Mitologizacja artysty, jej
rola, w której między innymi słusznie dostrzega się jeden z kanonicznych zabiegów
szeroko pojętej edukacji romantycznej230, owocującej ze szczególnym zaangażowaniem
po śmierci czołowych romantyków. Z jednej strony mit wieszczów, który aczkolwiek
ulegał – jak pokazuje to Markiewicz231 - kolejnym przemianom semantycznym,
„obowiązywał” aż po okres międzywojenny. Z drugiej zaś wyraźna ekspansja
biografizmu:
zapotrzebowanie
na
żywotopisarstwo232
literackie
z
rozległym
przeznaczeniem (w odpowiedzi na zróżnicowane społeczne oczekiwania) i wyraźnie
wybijające się w drugiej połowie XIX wieku upodobanie badaczy do prac
monograficznych o poszczególnych pisarzach233. Kaznodziejstwo również tę aurę
promocji jednostek wybitnych, twórczych reprezentowało, miało w niej swój udział.
Jego specyfiki nie da się też w pełni zrozumieć bez wglądu w charakter ówczesnej
kultury funeralnej. Czas pięknych śmierci – tą artystyczną formułą Ariès definiuje wiek
XIX i rozciąga to uogólnienie w głąb wieku następnego234. Estetyzacja śmierci,
spontaniczność, ekspresywność żałobnych obyczajów i przede wszystkim różnorodne
przejawy kultu zmarłych, słowem znacząca koncentracja na przeżywaniu śmierci cudzej,
a więc: śmierć drugiego – twoja śmierć (la mort de toi) w odróżnieniu od postaw
właściwych poprzednim epokom – et meriemur (wszyscy umrzemy) oraz la mort de soi
(umieram ja)235.
230
J. Kamionka-Straszakowa, Nasz naród jak lawa. Studia z literatury i obyczaju doby romantyzmu, Warszawa
1974, s. 258-259.
231
H. Markiewicz, Rodowód i losy mitu trzech wieszczów, w: tenże, Świadomość literatury, Warszawa 1985, s.
180-224.
232
O rozmaitych koncepcjach biografistyki II połowy XIX wieku wspomina M. Jasińska we wstępie do swojej
książki Zagadnienia biografii literackiej, Warszawa 1970, s. 16.
233
Por. Stefan Sawicki, Początki syntezy historycznoliterackiej w Polsce. O sposobach syntetycznego ujmowania
literatury w 1 połowie w. XIX, Warszawa 1969, s. 284.
234
P. Ariès, Człowiek i śmierć, przekł. E. Bąkowska, Warszawa 1989.
235
P. Ariès, Śmierć drugiego, „Teksty” 1979 z. 3, s. 121.
85
Przeobrażenia dokonujące się w ciągu całego stulecia, stopniowo w drugiej jego
połowie ukształtowały paradygmat kultury funeralnej o przynajmniej trzech cechach
podstawowych.
Wiodące
założenia
eschatologii
chrześcijańskiej
zetknęły
się
z romantyczną liturgią śmierci236 i pozytywistycznym, świeckim szacunkiem dla
zmarłych. Wiele przejawów tej kultury dokonywało się jakby na pograniczu tego, co
sakralne i świeckie, prywatne (osobiste) i publiczne (oficjalne), pouczające i estetyczne.
Kaznodziejstwo żałobne jako zjawisko dość powszechne, niezależnie od swoich funkcji
sakralnych, było niejako wpisane w ów wielki akt publicznego wspominania, który nie
wyrażał się li tylko – jak wynikałoby to z zainteresowań francuskiego badacza – w
cmentarnym kultywowaniu pamięci (pielęgnacja grobów, epigrafika nagrobna, bogata
ikonografia itp.). Miał bowiem miejsce także niezwykle bujny rozkwit różnorodnych
form piśmiennictwa pożegnalnego. Od okazjonalnej poezji żałobnej począwszy, poprzez
wyszukaną nekrologię, a na szkicach wspomnieniowych skończywszy. Ariès postrzega
też inna cechę, która stanowi ważny znak identyfikacyjny epoki. Chodzi o jej
ceremonialność, skłonności inscenizatorskie widoczne przede wszystkim w tym, co
mieści się w pojęciu ars moriendi, jak również w wybujałości konwenansu żałobnego.
Ale mówiąc o wszechobecności gestu funeralnego, nie można nie uwzględnić – a
odnosi się to zwłaszcza do polskiej kultury – także „gestu” werbalnego, teatralnej
sceniczności przekazu językowego237, mającego swój rodowód w oratorstwie
barokowym. Reasumując: od połowy wieku XIX śmierć coraz widoczniej kryje się pod
pięknem238. Świadomość tego wszystkiego winna towarzyszyć lekturze interesującego
nas
tu
kaznodziejstwa,
współtworzącego
odrębny
nurt
okolicznościowego
krasomówstwa kościelnego.
Jeśli idzie o patronat tradycji, to przede wszystkim trzeba by go szukać w refleksji
teoretycznej końca XVIII wieku we Francji i szeroko lansowanej także w Polsce. Chodzi
o ten nurt rozważań i ustaleń, który w wymowie dostrzegał akt autentycznej ekspresji.
Wówczas to wtargnęły do retoryki kategorie estetyczne gustu, geniuszu, imaginacji i
czucia239. W określaniu wymowy istotne stało się zanegowanie normatywności na rzecz
236
P. Ariès, Człowiek i śmierć, s. 203.
H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 118.
238
P. Ariès, Człowiek …., s. 463.
239
B. Otwinowska, Retoryka, w: Słownik literatury polskiego oświecenia, pod red. T. Kostkiewiczowej, Wrocław
1977, s. 596.
237
86
spontaniczności, przeciwstawienie „sztuki” – „talentowi”. Wyraźnie przedstawił to
m. in. Jean B. Hedonin w tłumaczonej u nas (mającej wiele wydań) książce Zasady
wymowy świętej: Nazywamy wymowę darem albo talentem a nie sztuką: bo każda sztuka
nabywa się przez naukę i ćwiczenie się; a wymowa jest właśnie darem natury: podlega
ona wprawdzie pewnym prawidłom, ale te służą jedynie za przewodnika wysokiemu
geniuszowi. Pokazują mu drogę, ale go nie tworzą240.
Wyborowi takiego rozumienia twórczości oratorskiej towarzyszyło formowanie
się nowych jakości estetycznych. Sztuka perswazji ustępowała często talentowi
ekspresji. Sprzyjało temu również przyswajanie wyobraźni i stylistyki romantycznej,
a następnie kolejnych okresów literackich w toku ekspansywnego procesu infiltracji
literatury w rozmaite dziedziny aktywności ludzkiej (choćby style zachowań, konwencje
biograficzne itp.), zwłaszcza w krąg szeroko pojętego piśmiennictwa, przede wszystkim
historiografii. Literatura wytworzyła stały repertuar toposów, które wchodziły w obręb
kulturowej codzienności, współorganizując specyficzny kod porozumiewania się
zniewolonej wspólnoty narodowej.
O b e c n o ś ć l i t e r a t u r y. Ze względu na swego „bohatera” kaznodziejstwo
żałobne może znaleźć się w orbicie zainteresowań historyka literatury. Z tej perspektywy
oglądu ważny jest jednak nie tylko wizerunek osobowości twórczej, prezentacja postaci,
w wielu punktach zbieżna zresztą z zasadami kreowania wybitnych jednostek w ogóle,
wielkich w panteonie narodowym. Jej charakter pozostaje w łączności z obowiązującymi
konwencjami laudacyjnymi. Tymczasem bardziej interesujący wydaje się być związek z
literaturą, istnienie relacji, w jakiej pozostaje z nią ten rodzaj wypowiedzi oratorskiej,
poświadczając we właściwy sobie sposób (na różnych poziomach tekstu) określony styl
recepcji.
Selekcjonując
formy obecności
literatury,
da
się
wyodrębnić
trzy
najważniejsze, ustalając następującą ich typologię: zaznaczają się poprzez 1)
upodobnienie 2) egzemplifikację 3) wypowiedzi o literaturze.
Recepcja romantyzmu narzuciła pewien styl odbioru literatury w ogóle. Pisanie i
mówienie o wieszczach miało jedną cechę, która w rozmaitych okresach w większym
lub mniejszym stopniu dominowała. Polegało to na specyficznym usiłowaniu
240
J. B. Hedonin, Zasady wymowy świętej […] dzieło wydane w Paryżu 1788 a teraz na polski język
przetłumaczone, przeł. Ks. J. Jakubowski, wyd. 4, Wilno 1825, s. 1; por. też przytaczane przez Otwinowską
stanowisko M. Fijałkowskiego (w: Retoryka, s. 597).
87
upodobnienia tekstu interpretującego do interpretowanego. Zjawisko to aczkolwiek
w innej postaci, odnosiło się także do epok późniejszych . Tyle tylko, że koneksje
z romantyzmem
występowały
częściej,
powracając
i
przybierając
na
sile
w okolicznościach historycznie podniosłych. Chodzi o to, co Maria Janion nazywa
praktyką wieszczej egzegezy w okresie bezpośrednio poprzedzającym niepodległość i w
początkach międzywojnia: […] charyzmat romantyzmu udzielał się jego badaczom […]
do sprawowania władzy duchowej pretendował przez lata nie tylko wieszcz – poeta
romantyczny, ale i również wieszczy jego hermeneuta241. Ten wątek recepcji
romantyzmu zaczął się ujawniać o wiele wcześniej. W połowie wieku, wraz
z odchodzeniem
romantyków,
właściwie
rozpoczyna
się
dopiero
całkowite
zakotwiczenie w świadomości społecznej konwencji wytworzonych przez epokę, staje
się ona w pełni przyswajalna. Można powiedzieć – idąc za badaczem komunikacji
literackiej – że poczęły zanikać napięcia pomiędzy językiem nadawcy i odbiorcy242.
I wówczas też zaczęły pojawiać się symptomy naśladowczego utożsamiania. Rozpoczął
się pewien proces mitologizacji okresu, jakby unieruchamiającej obiektywny sposób
wypowiedzi o nim, co przejawiało się między innymi właśnie w stylistycznym
u p o d o b n i e n i u, czy wręcz niekiedy kopiowaniu.
Już u Hieronima Kajsiewicza, w kazaniu poświęconym Witwickiemu – bardzo
jeszcze tradycyjnym jeśli idzie o układ wewnętrzny i wstrzemięźliwym w kształcie
językowym – znajdziemy drobny ślad stylu „podsłuchanego” u romantyków. Warto go
przytoczyć, nie wyłączając z większego fragmentu, gdyż ten w pewnym momencie
dobrze pokazuje zderzenie, mającej swoje korzenie w piśmiennictwie staropolskim (nie
tylko kaznodziejstwie) sceniczności, dramatycznej „zdarzeniowości”243 przekazu z
nowym, romantycznym już, wizjonerskim obrazowaniem. Zamykając rozbudowaną,
prawie dwustronicową relację z ostatnich chwil życia – gdy umierający poeta
„rozmawia” i wygłasza finalny monolog – kaznodzieja stopniowo daje upust
241
M. Janion, Badania nad romantyzmem polskim, w: Rozwój wiedzy o literaturze polskiej po 1918 roku, pod red.
J. Maciejewskiego, Warszawa 1986, s. 120 – 121.
242
Zob. M. Głowiński, Komunikacja literacka jako sfera napięć, w: Problemy odbioru i odbiorcy, pod red. T.
Bubnickiego i J. Sławińskiego, Wrocław 1977, s. 70 (Ustabilizowany i aprobowany prąd literacki, będący ramą, w
której krystalizuje się akt komunikacji literackiej, jest czynnikiem rozładowującym napięcia, gdyż to, co określałoby
się jako język odbiorcy jest nie tylko – powtórzmy – wynikiem właściwości immanentnych tekstu, ale także sprawą
rozpowszechnienia w danej kulturze literackiej pewnych sposobów mówienia).
243
Chodzi o chwyty stylistyczne, dramatyzujące i scenicznie przybliżające prezentowane zdarzenia, a także
sytuacje, gdy bohater istnieje jako dynamiczny element zdarzenia […] To, co w pierwszym rzędzie jawi się przed
„oczyma” czytelnika, to gest, ruch, działanie (Dziechcińska, dz. cyt., s. 117, 118).
88
upoetyzowanej wyobraźni: Odtąd, przez dwa dni ostatnie, dusza jego już tylko przy
mocno obudzonej na chwilę uwadze objawiała się przelotnie, jak połysk gasnącej lampy.
Nastąpiło lekkie drżenie konania; - weźmiem się do modlitw ostatnich, a kiedyśmy
skończyli, już nam był nie postrzeżony uleciał, zasnąwszy prawdziwie w Panu snem
sprawiedliwych. Tak sobie cicho i pięknie do Ojców poszedł. Ach! niepięknie, mój
Stefanie, niepięknie tak nas opuścić robiących ciężko wiosłami śród burzliwego morza, a
samemu do portu zawinąć; przyglądać się w pogodnym blasku słońca sprawiedliwości,
kiedy nad głowy naszemi ciemniejsza się coraz ściąga chmura i grzmi i łyska się
stronami, i coś drży pod ziemią… pochodnie przyświecające narodowi gasną, nowe nie
wschodzą… Bóg ściąga swoich, ogałaca ziemię i jak gdyby nią wzgardził… Co nas
czeka?... ach! dłuższa walka i cierpienia244. Końcowy, lamentacyjny segment
wypowiedzi – w ujęciu rytmicznie zawieszanych zdań (sugerujących „natchnione”
doznanie) – kreuje hiperboliczny obraz sytuacji na miarę osamotnienia osieroconej
wspólnoty narodowej, z zastosowaniem pojęć charakterystycznych dla romantycznej
uniwersalizacji odczucia i oglądu rzeczywistości, takich jak: świat (ziemia), naród,
burza245.
Najbardziej pokrewne wyobraźni romantyków było kaznodziejstwo Aleksego
Prusinowskiego. Niezwykle wyczulony na estetyczna stronę słowa, znający poezję
i pełen podziwu dla wieszczów, potrafił mówić ich językiem, twórczo dostosować się do
stworzonego przez nich kanonu stylistycznego. W kazaniu o Mickiewiczu hierarchia
retorycznych zabiegów układa się w sposób wyraźnie preferujący środki autokreatywne,
nadające postawie mówcy rolę epickiego piewcy czynów i dzieła poety w
panoramicznym wymiarze wszechświata, na tle dziejów narodu. Stąd częste
eksponowanie refleksji dotyczącej kondycji mówcy (choćby ciągłe nawiązywanie do
rozległości trudu, który musi pokonać), jak i ostentacyjny upust wizjonerskiej wyobraźni
w rozbudowanych obrazach, co w szczególny sposób zapewnia kaznodziei pozycję
natchnionego egzegety: Mam zajrzeć do przeznaczeń Bożych i wyczytać w życiu
mistrzowego wieszcza to słowo, którym przez niego Bóg do narodu naszego mówi, i nam
to słowo ogłosić jakoby testament, jako słowo przymierza między narodem a wieszczem,
między wieszczem a Bogiem samym. – Drżę jako pacholę trwożliwe przed wielkością
244
245
H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim …, dz. cyt., s. 327-328.
Zob. T. Skubalanka, Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, Wrocław 1984, s. 231.
89
tego zadania, widzę przed sobą cały ogrom tego, com wyrzekł: tam Bóg w otchłaniach
swych niezbadanych tajemnic szlący swe posły na wsze świata strony, niedościgniony w
wyrokach, w drogach niepojęty; tam jeden z wybranych sług jego w potędze swego
uczucia, w sile wyobrażeń nadludzkiej niemal snujący z siebie dary Boże i lejący w
swych pieśniach myśli z nieba wzięte; tam naród cały drżący pod obfitością rosy, co
spływa nań z natchnienia wieszczego; a tu mała iskra tego ognia rozsypanego po
dwudziestomilionowym narodzie! Czyż iskra ogień ogarnie i pojmie tego, który ogień
rozniecił? A przecież mówić będę i będę wołał nie do was tylko; mówić będę jako do
mojego całego narodu246. Warto zwrócić uwagę nie tylko na tę przestrzenną
monumentalizację sytuacji przedstawionej – jakże charakterystyczną dla romantycznego
postrzegania247 - ale także na kształt toku wypowiedzi: dopełnienie autotematycznego
wyznania
refleksem
nagle
poruszonej
imaginacji („tam Bóg…”), stwarzające iluzję spontanicznej improwizacji. Wizjonerskie,
upoetyzowane uniesienia pojawiają się w wielu miejscach, sugerując dążenie do
wyobraźniowej identyfikacji z literaturą romantyzmu. Wraz ze stałą skłonnością do
sentencjonalnej dygresyjności ustawiają tekst na poziomie oratorskiej medytacji: Nie
ślepego losu przypadek, nie dumnej swawoli szały, nie leniwa świata bryła rządzi
dziejów i narodów kolejami, ale rządzi światem, ludzkością, narodami i człowiekiem
Bóg, żywy Bóg. – I w tych rządach wydziela jako w świata całego przestrzeniach każdej
gwieździe, co świeci na niebie, tak każdemu atomowi, co bryły składa i porusza,
posłannictwo do wielkiej świata harmonii; a w rodzaju ludzkiego rodzinie posyła
narodów różnorodne plemiona dla swych rozkazów spełnienia od wieku do wieku, aby
była chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.248 Te cechy
zdecydowanie
wyróżniają
mowę
Prusinowskiego
pośród
kaznodziejstwa
panegirycznego. Przyzwyczaiło ono bowiem ówczesnych słuchaczy przede wszystkim
do erudycyjnej faktografii w rozbudowanych partiach laudacyjnych i moralizującej
postawy mówcy. Tu natomiast dominuje kreatywny, „popisowy” charakter monologu
oratorskiego. Ważna jest nie tyle biografia czy konkretne dzieła, ile f e n o m e n poety,
246
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza, odprawionym w Poznaniu w
kościele Św. Marcina dnia 15 stycznia 1856, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania …, Poznań 1884, s. 204-205.
247
[…] hiperbolicznego wyolbrzymiania proporcji; estetyka przedmiotu upięknionego, perspektywami
przestrzennymi rozległego, na tle ziemi i nieba jaśniejącego (Cz. Zgorzelski, Liryka w pełni romantyczna. Studia i
szkice o wierszach Słowackiego, Warszawa 1981, s. 112).
248
A. Prusinowski, dz. cyt., s. 205.
90
nie tyle ich prezentacja, co jak gdyby r o z p a m i ę t y w a n i e. Stąd przekazanie
całościowej wymowy spuścizny zmarłego w znacznej mierze zdaje się być możliwe
głównie poprzez stylistyczne i refleksyjne nawiązanie. Cechę charakterystyczną stanowi
to, że mówca nie posługuje się cytatem, twórczość poety przywołuje w sposób omowny,
niekiedy aluzyjnie, czyniąc to zresztą nader kunsztownie, jak w takim oto odniesieniu do
znanego fragmentu z Konrada Wallenroda (Pieśń Wajdeloty): […] życie narodu w pieśń
się otuliło, a gdy go małe pokolenie nie umiało karmić myśli potęgą i czynu wielkością,
wieszcz je przechował, aby uszło całe dla przyszłych pokoleń249. W ogóle romantyczni
kaznodzieje prawie nie posługują się cytatem, częściej natomiast stosują wtręty aluzyjne.
Tak jest u zmartwychwstańców, Prusinowskiego czy Janiszewskiego: Ileż to ran
ugodziło w to serce, które czuło siłę milionów, które cierpiało boleścią milionów, które
przemawiało głosem milionów, które dalekie od swej ojczyzny, do niej właśnie
najgoręcej biło250. Zresztą nie musi to być nawiązanie do konkretnego utworu, może
także do całościowego charakteru twórczości, czy dominującej tematyki, jak u Honorata
Koźmińskiego w mowie poświęconej Jachowiczowi, gdzie wywód homiletyczny
przeplatany jest cytatem ewangelicznym z motywem dziecka i dziecięcości251. Jak się
zdaje, zakładano status odbiorcy literacko przygotowanego, z którym porozumienie nie
musi dokonywać się poprzez przytaczanie tekstu. Egzemplifikację bezpośrednią
natomiast zaczęto stosować dopiero począwszy od lat osiemdziesiątych. Drobne
przytoczenia dają ks. Chotkowski252 i Kopyciński253, obficie wprowadzają je
Chełmicki254 i Bogdalski255. U nich funkcjonują one przede wszystkim jako
poświadczenie
kolei
losów
i
postaw
pisarzy.
Mówcy
w
sposób
zbieżny
z pozytywistycznym stylem lektury poszukiwali w dziełach zapisu dokumentującego
249
A. Prusinowski, dz. cyt., s. 207.
J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza miana w czasie żałobnego nabożeństwa za
duszę jego odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855 przez…, w: tenże, Dwadzieścia mów i kazań przygodnych
mianych przez …, Lwów 1878, s. 73.
251
[H. Koźmiński], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Stanisława Jachowicza dnia 16
stycznia 1858 w kościele Karola Boromeuszka przez jednego z O.O. Kapucynów, Warszawa 1858.
252
W. Chotkowski, Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Krakowie w kościele
Archiprezbiterialnym N. P. Maryi dnia 18 kwietnia 1887 r. przez…, Kraków 1887.
253
A. Kopyciński, Mowa na obchodzie pogrzebowym, odbytym […] dnia 19 lutego 1985 roku w Tarnowie za
spokój duszy śp. Antoniego E. Odyńca zmarłego w Warszawie 15 stycznia 1885 miana przez…, Tarnów 1885.
254
Z. Chełmicki, Nad zwłokami śp. Antoniego E. Odyńca mowa…, Warszawa 1885.
255
C. Bogdalski, OFMObs., Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila Lenartowicza do grobu
Zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 r. przez…,
Kraków 1893.
250
91
przeżycia autora256 (Zresztą poeta odzwierciedlił się nam sam w następującym,
przepięknym wierszu …257). Cytaty wplatane były nie tylko w chronologiczny tok
prezentacji życia. Niekiedy ograniczano się do rejestru, swoistej typologii idei
i przekonań twórcy, opatrując każde z nich odpowiednim wypisem. Taką metodę wybrał
np. ks. Włodzimierz Jasiński258 rozpatrujący „cechy ducha” poszczególnych pisarzy.
Nawiasem mówiąc, wiele z tych kazań przypomina impresyjne portrety pisarzy, które w
szkicowej formie często proponowała wówczas krytycznoliteracka publicystyka (vide
kazanie ks. Czeczotta po śmierci Orzeszkowej) 259.
Młodopolski
zapoczątkował
kult
wieszczów,
niezwykle
których
bogaty
areopag
krąg
stale
literackich
się
powiększał,
zapożyczeń
stylistyczno - wyobraźniowych w kaznodziejstwie okolicznościowym. Symptomy tego
zjawiska, którego apogeum ks. Pasierb słusznie dostrzega w pierwszych latach
niepodległości, wystąpiły jednak o wiele wcześniej. Nastąpiła symbioza wielu cech
współtworzących polską tradycję oratorskiego uniesienia […] w którym można było
dosłuchać się myślowych i stylistycznych cech baroku i romantyzmu współbrzmiących
bez przeszkód z językiem Młodej Polski. Słowotwórstwo i archaizacja w duchu
Wyspiańskiego towarzyszyły kazaniom w wielkim retorycznym stylu patriotycznym
[…]260.
Silniej
dominuje
stosowanie
panoramicznej
projekcji,
wizjonerskiego
„odtwarzania” dziejów, narodowej sceny, na której pojawia się osoba poety. Mówca po
uprzednim przypomnieniu wydarzeń historycznych sięga po formę czasu teraźniejszego
dla udramatyzowania sytuacji, jej „unaocznienia”261: Wtem nad ziemią polską lutnia się
odzywa i zaczyna grać, a tak pięknie, jak nigdy przedtem; i płynie z niej pieśń wspaniała,
potężna; słychać w niej i głos triumfu, brzmi nuta weselsza, która dusze krzepi, podnosi
256
H. Markiewicz, Polska nauka o literaturze. Zarys rozwoju, Warszawa 1981, s. 104.
Z. Chełmicki, dz. cyt., s. 29.
258
W. Jasiński: Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50 rocznicę [1909] zgonu Zygmunta
Krasińskiego; Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie [zm. 1910] za śp. Elizę Orzeszkową; Przemówienie na
nabożeństwie żałobnym [zm. 1910] za spokój duszy śp. Marii Konopnickiej; Przemówienie na żałobnym
nabożeństwie w stuletnią rocznicę narodzin Zygmunta Krasińskiego dnia 22 II 1912 (w: tenże, „Zmacniajcie się w
Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, Warszawa 1913, s. 15-24, 47-52, 37-44, 27-34); Przemówienie na
nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Stanisława Wyspiańskiego [zm. 1907]; Przemówienie na nabożeństwie
żałobnym za duszę śp. Deotymy [zm. 1908]; Przemówienie na nabożeństwie w setną rocznicę urodzin [1909]
Juliusza Słowackiego (w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917,
s. 79-85, 117-126, 23-38).
259
W. Czeczott, Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja 1910 roku w kościele Św. Katarzyny w Petersburgu
na nabożeństwie za duszę śp. Elizy Orzeszkowej, Wilno 1910.
260
J. Pasierb, Od kaznodziejstwa do homilii, dz. cyt., s. 15.
261
H. Dziechcińska, dz. cyt., s. 114.
257
92
serca, chroni przed rozpaczą, nowe drogi wskazuje, po których do wolności dążyć, dla
Ojczyzny pracować należy. To pieśniarz z Bożej łaski, mistrz nad mistrze wziął do ręki
swej lutnię polskiej poezji, na której przed nim tylu grało i wielkich, nastroił ją na nowe
tony i grać rozpoczął262.
Jednocześnie pośród zabiegów „upodabniających” prym wiodła rozgałęziona sieć
aluzyjnych odsyłaczy. Rzadziej występują one w postaci parafrazy jakiegoś fragmentu
utworu, jak powyżej u Momidłowskiego, gdzie słychać daleki pogłos aluzyjny koncertu
Jankiela. Częściej jednak wykorzystywany bywa motyw szczególnie reprezentatywny, w
kulturze literackiej głęboko osadzony. W mowie ks. Antoniego Szlagowskiego,
wypowiedzianej podczas pogrzebu Prusa, cały wywód kaznodziejski osnuty jest wokół
motywu p l a c ó w k i. I chociaż prawie do końca nie zostaje określony z nazwy, jest
doskonale czytelny w przewodniej refleksji, skoncentrowanej na tych wartościach w
życiu pisarza, które wywodziły się z etosu t r w a n i a, tkwiły w spełnieniu „służby
narodowej”. Dopiero w zakończeniu, w kulminacyjnym zwieńczeniu zostaje
przypomniane to kluczowe słowo: […] pytamy się niepokoju pełni, kto zajmie
opróżnioną po wielkim mężu placówkę263. Kaznodzieja podejmie zresztą obie formy
aluzyjności, także tę parafrazyjną. W późniejszym swoim wystąpieniu – żegnając
Reymonta – nawiąże do Chłopów, do stylistyki opisu śmierci Boryny, wplatając
częściowo zdania dosłownie cytowane: We wczesnej młodości ten siewca genialny,
gwiazdą wybrania naznaczony, wstał, przeżegnał się, spróbował rozmachu i począł
obsiewać… zwolna, krok za krokiem szedł i błogosławiącym półkolistym rzutem posiewał
na zagonach literatury ojczystej. Szedł zagonami cicho i siał nieprzeparcie, siał siebie
samego, rozsiewał na praojcowe role ideałów264.
Ale wyjątkowy charakter ma ornamentyka aluzyjna (często obecna w sposób
wręcz natrętny) w kazaniach ku czci Sienkiewicza. Przede wszystkim uderza tendencja
do częstego wplatania w tekst dosłownych przytoczeń – frazy, charakterystycznego
zwrotu, tytułu – występujących w różnych zresztą funkcjach. Może to być na przykład
wyprowadzenie analogii sytuacyjnej, wszak śmierć Sienkiewicza nastąpiła w czasie
262
S. Momidłowski, Kazanie w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Adama Mickiewicza [wygłoszone w katedrze w
Przemyślu w roku 1906], w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 50.
263
A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Bolesława Prusa powiedziana w kościele Św. Aleksandra dnia 22 maja
1912 roku, w: tenże, Mowy narodowe, Poznań 1927, s. 22.
264
A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Władysława Reymonta, powiedziana w katedrze metropolitalnej Św.
Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże, dz. cyt., s. 257.
93
wojennym, chwilach dla polskiej niepodległości obiecujących: Dla Boga, hetmanie
narodu polskiego. Larum grają…265. Nieco inną funkcję natomiast pełni aluzyjny
początek kazania ks. Szlagowskiego (z roku 1924): Quo Vadis! Dokąd idziesz duchu
potężny, władco serc, siewco pokoju, Książe słowa i czasu i piękna? Do ojczyzny
umiłowanej wrócił, czerwień dostojności narodowej go spowiła, orzeł biały nad nim
czaty swe odprawuje… W tym przypadku przywołanie „znaku” Sienkiewiczowskiego
ma głębsze znaczenie. Sygnalizuje określony kierunek refleksji kaznodziejskiej;
refrenicznie powracające pytanie w dalszych miejscach tekstu współtworzy pewną
strategię kompozycyjną dla wydobycia przesłania chrześcijańskiej eschatologii (Quo
Vadis! Chrystusa wielbił, w Chrystusie znajdzie odpoczniecie), a następnie refleksji o
kondycji narodu (Quo Vadis, dokąd idziesz Polsko?)266.
Kaznodziejskie pożegnania Sienkiewicza, zwłaszcza w momentach o znacznej
sile egzaltacji, dosyć często korzystały z zapożyczeń epickich form wypowiedzi. Jak
gdyby patronuje temu predylekcja do zestawień z odpowiednimi fragmentami dziejów
biblijnych. Przy czym nie są to wyłącznie stwierdzenia paralelności losów bohaterów
czy narodów, raczej następujące po sobie streszczenia „opowieści”. Wyraźnie chodzi
o odsłonięcie efektów fabularnych. Dawne to były czasy – rozpoczyna ksiądz Tomanek,
kreśląc scenę śmierci Mojżesza wspominającego przeszłość, świadomego wielkości
swoich dokonań: przygotował lud Izraela do wolności. Analogia jest oczywista, sytuacja
się powtórzyła. Kaznodzieja przechodzi dalej – odpowiednio sygnalizując także ciągłość
konwencji narracyjnej (Minęły wieki…) – do opowiedzenia ostatnich chwil pisarza: W
zacisznej komnacie w Vevey, nad przeźroczystym zwierciadłem Lemanu… i tam wybiera
się na podróż do wieczności wódz, mistrz […]267. Narrator udziela też głosu
265
A. Maciejowski, Mowa wypowiedziana w Bazylice Płockiej z powodu zgonu Henryka Sienkiewicza dnia 22
listopada 1916, Płock 1916, s. 1; podobnie N. Cieszyński, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp.
Henryka Sienkiewicza w Berlinie w kościele Św. Jadwigi w styczniu 1917 r. (powtórzona później 21 stycznia 1917
r. w Poznaniu w kościele Matki Bolesnej na św. Łazarzu), Poznań 1917, przedruk w: tenże, Lud jako lew się
podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, Poznań 1921, s. 38.
266
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze Św.
Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, dz. cyt., s. 223.
267
R. Tomanek, Hetman słowa i czynu. Mowa żałobna, którą wygłosił na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
Henryka Sienkiewicza w kościele Braci Miłosierdzia w Cieszynie dnia 16 grudnia 1916 […], Cieszyn 1917, s. 5.
94
umierającemu, który w modlitewnym monologu, podobnie jak tamte bohater biblijny,
podsumowuje życie, akcentuje swoje posłannictwo, żegna się z ludem268.
Przejawy l i t e r a c k o ś c i w tych kazaniach nie są zbyt wyszukane. Generalnie
rzecz biorąc, przeważnie chodziło o uatrakcyjnienie przekazu elementami epickiego
dynamizmu, nieraz w bardzo ostentacyjnej formie. Najbardziej „ostrym” przykładem
może być mowa ks. Sznarbachowskiego, niemal w całości podejmująca schemat
narracyjny ludowej przypowieści ze wszystkim tego konsekwencjami (infantylizacja
języka,
lamentacyjna
stylizacja,
liczne
eksklamacje)
o
pokaźnym
ładunku
ekspansywności emocjonalnej: Lecz cóż to? – Nagle Mistrz słowa uderza w ton ostry,
niemal przeraźliwy, co „jak syk węża, jak zgrzyt żelaza przejmuje wszystkich dreszczem i
wstrząsa przeczuciem złowieszczem”. Już grają larum bojowe, już lecą wici wojenne…
Cóż znowu? – Tam z dala na horyzontach, pławią się w ogniach zagrody ojczyste, tam
biją łuny pożogi, tam jęki niewiast, tam dziatek kwilenie, tam lecą w perzynę świątnice
narodu…O, Jezu Miły – Krzyżacy! – Krzyżacy! - Krzyżacy269. Tak jest „opowiadana”
twórczość pisarza w skrótowej narracji (w czasie teraźniejszym), kolejno w cyklu
streszczanych obrazów, co w sumie daje jakby jedną fabułę dziejów (zapisaną w całym
dziele Sienkiewicza), prezentowaną w serii „żywych obrazów”. Wtłoczenie tu
dodatkowo jeszcze wersu Mickiewiczowskiego dobrze ukazuje tendencje do nadmiaru,
wręcz przeładowania w tym identyfikacyjnym stosunku do literatury, zacierającym
niekiedy zupełnie indywidualny styl wypowiedzi. Wszystkie prawie kazania o
Sienkiewiczu, rzec by można o literaturze mówią
l i t e r a t u r ą. Triumfują
usiłowania – niekiedy wielce nieporadne – do „powtórzenia poetyki”, posługujące się
„cytatem struktur”270.
Apoteoza
wieszczów,
młodopolska
konwencja
kreowania
postaci
monumentalnych, a jednocześnie w ogóle zjawisko mitologizacji bohaterów literackich
dokonały jakby równouprawnienia w odbiorze społecznym postaci fikcyjnych i
rzeczywistych, zwłaszcza historycznych, współtworzących razem mityczny panteon
narodowy osób-symboli. Właśnie w kaznodziejstwie okolicznościowym, szczególnie w
268
Fikcyjne kwestie wygłaszane przez postaci – najczęściej o charakterze budującego przesłania a także
quasi-cytaty to zabieg często stosowany w oratorstwie, zwłaszcza odnoszącym się do pisarzy; zob. S. Rosiek,
Zwłoki Mickiewicza, „Twórczość” 1990 nr 2, zwł. s. 75.
269
F. Sznarbachowski, Mowa żałobna wygłoszona przez […] w kościele Św. Aleksandra w Kijowie na nabożeństwie
za duszę śp. Henryka Sienkiewicza dnia 23 listopada 1916 r., Kijów 1916, s. 11.
270
D. Danek, O polemice literackiej w powieści, dz. cyt., s. 75.
95
latach odzyskiwania niepodległości, funkcjonował motyw pochodu zdążających ku
wolnej ojczyźnie: zmarłych królów, wodzów i wieszczów pospołu z bohaterami ich
wyobraźni. W oracjach żałobnych mutacja tego obrazu proponowała inną scenerię:
gremialne, uroczyste wprowadzenie duszy pisarza w zaświaty271 bądź zwoływanie na
egzekwie przy trumnie ([…] niechaj staną tu wśród nas przed Ołtarzem Pańskim,
niechaj wieńcem okolą ten żałobny kirem okryty katafalk […])272. Jeśli idzie o stosunek
do postaci, to warto zwrócić na jeszcze jeden szczegół. Laudacyjnej retoryce przydaje
patosu także literacka pseudominizacja zmarłego. Sienkiewicz nazywany jest często
hetmanem, Krasiński Irydionem, Słowacki Królem-Duchem, Anhellim.
Dwa najobszerniejsze bloki kaznodziejskich mów żałobnych pierwszej połowy
XX wieku związanych z osobami Sienkiewicza i Słowackiego to także dwie postawy
mówcy, dwie autokreacje. Żegnając wielkiego powieściopisarza kaznodzieje niejako
poddawali się identyfikacji z epickim stylem narracji. Admiracja poety-wieszcza
natomiast nakłaniała do natchnionego monologu, bliższego poetyce rapsodycznej poezji.
Językowe „zachowanie się” mówcy miało potwierdzić jego rolę uczestnika zarazem i
celebransa uroczystości. Dzieje poety były nie tyle opowiadane, co g ł o s z o n e.
Decydowała o tym w dużej mierze refreniczność pewnych struktur wypowiedzi i
apostroficzne zwroty: Więc idź Królu – Duchu, więc płyń poprzez Polskę, idź na Wawel i
niechaj tam u tej królewskiej trumny Twej niechaj dalej promienieją nad narodem
naszym, niechaj z królewskiej trumny Twej tam z Wawelu patrzą na cały naród blaski
tęczowo przecudnych słów Twoich273. Nie bez znaczenia w podobnych przypadkach była
zaprojektowana przez tradycję romantycznej poezji funeralnej sytuacja, w której
moment pogrzebu to wielki akt metamorfozy przechodzenia z przeszłości żywej w
przyszłość legendy, z życia realnego w historyczną wieść-klechdę […]274. Motyw
korowodu pogrzebowego , wielkiej procesji żałobnej (odejście postaci historycznej na
podobieństwo scenicznego widowiska)275 sprzyjał ewokowaniu romantycznego odczucia
przestrzeni i czasu. Sakralizacja bohatera, jego „wstępowanie w mit”, dokonuje się
271
J. Rokoszny, Mowa wypowiedziana w kościele farnym w dniu 22 listopada 1916 r. na nabożeństwie żałobnym za
spokój duszy śp, Henryka Sienkiewicza, w: tenże, Mowy podczas wielkiej wojny 1915-1920, Radom 1921, s. 39.
272
N. Cieszyński, dz. cyt., s. 33.
273
Bp A. Lisiecki, Mowa przy trumnie Juliusza Słowackiego w Katowicach, w: Pochód na Wawel…, dz. cyt., s. 69.
274
I. Opacki, Rapsod ostatni, rapsod pierwszy, w: Prace ofiarowane Henrykowi Markiewiczowi, pod red. T.
Weissa, Kraków 1984, s. 159.
275
M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, Warszawa 1978, s. 231.
96
poprzez wyrażenie nieograniczonego uczestnictwa natury, zwłaszcza antropomorfizację
bezkresnego krajobrazu w „przekazywaniu” zmarłego tej innej, niewymiernej
rzeczywistości. Z tym, że w odróżnieniu od poetyckiego wzorca romantycznego jest to
przestrzeń „oswojona” (bliższa estetyce romantyzmu krajowego), gdyż wszystkie
motywy krajobrazowe są ukonkretnione, spolonizowane, a więc zawsze „polskie”:
morze, pola, rzeki276. W sumie chodzi o dosyć proste posunięcie retoryczne. Wzbudzenie
podniosłości
poprzez
powiększenie
rozległości
wydarzeń
aż
niemal
do
jej
uabstrakcyjnienia, kiedy to akcja przenosi się do miejsc-znaków, przestrzeni
symbolicznej.
Jakościowo
wyższy
stopień
przestrzennej
uniwersalizacji,
w
romantycznym wydaniu, mówcy osiągają jednak w próbach zobrazowania procesu
twórczego jako przejawu potęgi duchowej, wyrażenia kontrastu między znikomością
kondycji ludzkiej a siłą wyobraźni: W miarę, jak ciało w nim więdnie i wyciekają siły,
coraz wyżej wzbija się duchem Słowacki i sięga coraz głębiej. Mgławice bytu, losy
ludzkości, tajemne świty przyszłości, blask rzeczy Bożych, nieśmiertelnych pochłaniają
wieszcza… nurza się w bezmiarze tajemnic nadziemskich, roztapia w zaświatach, aby
światło z nich wydrzeć i po ziemi rozlać, i tęskni do zaświatów […]277.
Sprowadzenie zwłok Słowackiego do wolnej ojczyzny, wielki spektakl narodowy,
z natury rzeczy stanowiło okazję, niejako prowokowało manifestacyjne wyrażenie
wiarygodności romantycznego profetyzmu. Słowo pogrzebowe wydobywało szczególnie
ten aspekt myśli romantycznej, który dotyczył filozofii dziejów narodu. Zwłaszcza
fragment nazwany przez Opackiego zasadą opóźnionego działania ([…] idea, czyn – nie
są skuteczne w s w o i m czasie, w swojej teraźniejszości. Każde „wczoraj” – staje się
skuteczne „dziś”. Każde „dziś” – skuteczności nabierze „jutro”. Słowem „za grobem
zwycięstwo”), wedle której romantyczna poezja funeralna tłumaczyła historiotwórczą
skuteczność legendy… skuteczność testamentu278 i na podstawie której formułowała
swoje główne przesłanie. W tym punkcie nawiązanie do dziedzictwa poetyckiego
kaznodzieje okazywali w sposób bardzo przejrzysty. W artykulacji koncepcji czasu
o t w a r t e g o, wiecznej kontynuacji idei i wartości. Ale nie chodziło wyłącznie o
276
S. Momidłowski, Kazanie na nabożeństwie żałobnym w dzień pogrzebu [28 czerwca 1927 r.] Juliusza
Słowackiego, w: tenże, dz. cyt.., s. 59.
277
Bp M. Godlewski, Mowa wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia prochów Słowackiego, „Nowa
Biblioteka Kaznodziejska” 1927, przedruk w: Pochód na Wawel…, dz. cyt., s. 117.
278
I. Opacki, dz. cyt., s. 157.
97
potwierdzenie prawidłowego rozpoznania poczynionego w tamtej epoce – do czego
upoważniałaby chwila obecna („zwycięstwo zza grobu”) – lecz podjęcie jego
aktualności, co wyrażało się w przewodnim wątku przesłania. Tym razem kaznodzieja
sytuował się w roli wieszcza, głosił, że „skuteczność” dziedzictwa jego bohatera nie
wyczerpała się, będzie miała lub powinna mieć jeszcze swoje historiotwórcze
dopełnienie, swój dalszy ciąg – w ustawicznym doskonaleniu się narodu. Kształt tego
przesłania bliski był niekiedy poetyce proklamacji, rozkazu, zbioru zasad, opartej na
powtarzalności form bezokolicznikowych (Rozerwać kajdany… Grobowy kamień, co
nas przygniata i dusz odwalić…Wypowiedzieć bój nieubłagany wszystkiemu, co życie
Polski
zmartwychwstałej
zatruwa…279),
doskonale
podkreślających
temporalną
uniwersalność idei.
Wspominaliśmy już, że w kazaniach dominowały poczynania „interpretacyjne”,
głównie polegające na poszukiwaniu związków z życiem pisarza. Wszystko
podporządkowane było odtworzeniu sylwetki człowieka, także jego dzieło, będące jakby
zapisem życia i zawartego w nim wzorcowego przekazu dla potomności. Da się
wyodrębnić jednak szereg uwag układających się w pewien ciąg w y p o w i e d z i o
l i t e r a t u r z e, mających charakter refleksyjny, pretendujących do syntetycznych
sformułowań, przeważnie wartościujących, niekiedy sentencjonalnych. Są to najczęściej
drobne dygresje, zawsze jednak dopowiadające coś o kulturze literackiej mówcy. Ci,
których ukształtował romantyzm, obyci z literaturą, nie byli tak ascetyczni w swym z nią
obcowaniu, jak ks. Górnicki w stosunku do Hoffmanowej: Oceniając jej talent literacki,
rozstrzygać wszystkie jej utwory nie do mnie należy, jeżeli z tego świętego miejsca
wspomniałem o kilku, to jedynie dlatego, że są pomnikiem jej cnoty […]280. W tym
samym mniej więcej czasie Kajsiewicz już nie tylko oceniał, ale i uważał za stosowne
poczynić uwagę natury ogólnej: Bez wątpienia pismo jest wyrazem uczuć duszy; styl,
dobrze powiedziano, to człowiek. Kto zatem stale jedne wyraża myśli, wielki to dowód, że
nimi nie tylko raczy innych, ale że się sam podług nich rządzi. Jest nadto pewien wyraz
prawdy w słowie jak w twarzy, na którym trudno bacznemu a doświadczonemu się
zawieść. Że jednak do pewnego stopnia może się udać obłuda piśmiennicza, ostateczną
279
C. Falkowski, Na sprowadzenie prochów Słowackiego. Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa na
dziedzińcu uniwersyteckim Piotra Skargi w Wilnie 28 VI 1927, Wilno 1927, s. 10-11.
280
L. Górnicki, Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej miana w
kościele oo. Reformatów w Krakowie dnia 27 listopada 1845 przez …, Kraków 1848, s. 11.
98
próbą szczerości przekonania jest samo życie i uczynki pisarza281. Chodzi tu przecież o
dość powszechne wśród romantyków przekonanie o poczuciu ułomności języka jako
środka wyrażania myśli282. Romantyczny kanon generalizującej opinii kaznodziejskiej
istotę twórczości, a szczególnie poezji, zdecydowanie ogniskował wokół jej s a k r a l n e j
proweniencji (w szerokim rozumieniu), a więc natchnienia, daru Bożego,
iluminacji, doświadczenia. Podobnie, gdy chodzi o określenie predyspozycji twórcy.
Potężna rola geniuszu, spełnianie posłannictwa, pośrednictwo duchowe – wszystko to
służy udoskonaleniu, zbliżeniu do Bożego ideału: Potęga słowa w takim geniuszu jest
jak miecz obosieczny, który roznosi pomiędzy ludzi śmierć lub życie, grzech lub cnotę
[…]. Ani królowie, ani książęta, ani rządy i bagnety nie mają tej mocy, tego wpływu na
serca i umysły, powiem na sumienie ludzkie, jaką ma taki geniusz w potędze słowa
swojego, w uroku i piękności formy, w jakiej każdą rzecz dobrą lub złą światu
przedstawić umie […]. Ich polot wyobraźni, ich świeżość myśli i żywość uczuć
i obrazów, budzi zasępionych mędrców, odmładza ich serca i unosi z sobą w świat
idealnej piękności283. Zwraca też uwagę fakt, że w określeniu funkcji poezji nie pomija
się jej cech immanentnych, przeciwnie – akcentuje formę, walor estetyczny.
W późniejszym okresie, w kazaniu Stablewskiego pojawi się w tej tradycji osadzona
refleksja w odniesieniu do twórczości translatorskiej Koźmiana: Sprawował i tym
pośrednią służbę Bożą w narodzie, bo mu i dawał poznawać j e d n o ś ć p i ę k n o ś c i
w n i e s k o ń c z o n e j k s z t a ł t ó w o d m i a n i e i podnosił go w sfery, z których
duch wyższy każdy trafi do źródła i pierwowzoru […]284 (podkr. moje – A. B.).
Określenie natchnienia poetyckiego, mocy poezji formułowano niekiedy także
metaforycznie. Prusinowski (w kazaniu o Krasińskim) nazywa je – w jakże
charakterystyczny dla romantycznego obrazowania sposób (wywołuje nieodparte
skojarzenie ze Słowackim) – a n i o ł e m, dobrym duchem, którego się wzroku czarne
duchy boją285. Później, już w neoromantycznej aurze, to porównanie zostało użyte przez
ks. Pelczara, głoszącego że narodowi polskiemu Bóg posłał ku pokrzepieniu dwa anioły
281
H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie Witwickim…, dz. cyt.., s. 316.
T. Skubalanka, dz. cyt., s. 212.
283
J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza, dz. cyt., s. 74-75.
284
F. O. Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława Koźmiana […], dz. cyt., s. 283.
285
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego w Poznaniu w Kolegiacie św.
Maryi Magdaleny dnia 30 marca 1859, w: tenże, dz. cyt., s. 283.
282
99
– religię i poezję286. Jak gdyby ukoronowaniem tego właśnie nurtu refleksji jest obszerny
fragment kazania Józefa Teodorowicza. Stanowi odrębny eseistyczny szkic na temat
patronatu poezji Słowackiego w dobie współczesnej. Przy okazji mówca daje uwagi
natury ogólnej, a raczej pewne spostrzeżenia, które odsłaniają jego pojmowanie poezji w
ogóle, jej właściwości i funkcji. Między innymi pyta o związek między poezją i amboną.
Wyraża też nowatorskie opinie o aspekcie religijnym poezji (Rozróżniam między
pojęciem prawowierności i religijności). Ale najbardziej interesujący jest wówczas, gdy
próbując określić specyficzną wartość dzieła Słowackiego, koncentruje się na tym, co
dla poezji w ogóle najistotniejsze, na możliwościach tkwiących w samym języku
poetyckim, czymś co leży u podstaw przekazu poetyckiego. Dziś powiedzielibyśmy:
możliwościach ewokatywnych języka287. U tego poety widzi jakby największe ich
potwierdzenie. W odróżnieniu od Mickiewicza i Krasińskiego, wobec których stosuje
inną miarę. Kształtowali uczucia i myśli. Słowacki natomiast stworzył język, doskonały
środek, za pomocą którego najlepiej mogło się wyrażać życie duchowe narodu: Potrzeba
też było narodowi, który już przez konieczność samą skazany był przede wszystkim na
życie duchem, by miał na swych drogach szczególniej obfite źródła w bogactwie języka,
by tak życie pełniejsze i obfitsze duszy znalazło w języku podatnym narzędzie wierne dla
swego ujawnienia288.
Tych kilka przypadków to przykłady refleksji nastawionej na rozważania
pryncypialne, próby dotknięcia kwestii zasadniczych, określenia istoty rzeczy bądź
przynajmniej
generalizującego
nazwania.
Odnotować
trzeba
także
szereg
wartościujących uogólnień, z których wyłania się określony i d e a ł literatury. Można
mówić o pewnej regule opiniotwórczej opartej na p o r ó w n a n i u, hierarchizującym
bądź jedynie zestawiającym typy twórczości lub pisarzy. Kryterium było szeroko
rozumiane z a a n g a ż o w a n i e, odmierzane rozmaicie: stopniem moralnego
oddziaływania, wzbogacania duchowego i religijnego, jak i – szerzej – zdolnością
kreowania wartości w ogóle. Takie reakcje kaznodziejów datują się od momentu, kiedy
romantyzm stawał się już normą tradycji, wzorcem najwyższej próby. Jednocześnie
wzrastało poczucie zamkniętego etapu, końca wielkiego okresu w polskiej literaturze,
286
J. S. Pelczar, Mowa na nabożeństwie za duszę Mickiewicza, dz. cyt., s. 257.
S. Sawicki, Czym jest poezja?, „Ethos” 1989 z. 8, s. 111.
288
J. Teodorowicz, Słowacki dzisiejszej poezji, dz. cyt., s. 91.
287
100
czemu towarzyszył motyw regresu, obniżenia lotów, osłabienia prestiżu sztuki słowa.
Wyraźnie uzewnętrzniało się to wraz ze śmiercią ostatnich romantyków. W
pożegnaniach Odyńca, Zaleskiego, Kraszewskiego i innych289. Do porównania skłaniały
również
postawy
Zaangażowanie
artystyczne
moralne
wyznaczone
powieści
przez
Orzeszkowej
pozytywizm
zostaje
i modernizm.
przeciwstawione
dekadentyzmowi i hasłom „sztuka dla sztuki”290. Z kolei ks. Cieszyński – jeden
z kaznodziejów
najmocniej
przez
kulturę
młodopolską
ukształtowanych
– w przedstawicielach scjentyzmu pozytywistycznego upatrywał grabarzy posłannictwa
poezji i jej estetycznej wielkości ([…] nieśmiało z początku a z czasem coraz głośniej
poczęli rzucać gromy na bojaźliwie drżącą pieśń, co się tuliła do nielicznych lutni291), za
prekursora odrodzenia literatury uznając Sienkiewicza. W jego książkach dostrzegał
świadectwo renesansu etosu chrześcijańskiego w literaturze. Zresztą w całej recepcji
kaznodziejskiej Sienkiewicza dominował pogląd o szczytowym poruszeniu aktywności
duchowej narodu, porównywalnej jedynie z dziełem Mickiewicza. Zestawienia obu
pisarzy w tym aspekcie były wręcz nagminne.
Warto zasygnalizować też główne elementy u k ł a d u w e w n ę t r z n e g o
interesujących nas kazań. Wyróżniającym się składnikiem kompozycyjnym był wstęp
(exordium), najczęściej pomyślany jako efektowny detal, kunsztownie odsyłający do
zasobów tradycji biblijnej lub wspólnotowej mitologii. Poświęcano mu oczywiście
trochę miejsca w rozważaniach podręcznikowych, koncentrując się jednak głównie
(zwłaszcza w II połowie XIX wieku) wokół jego funkcji, odpowiednio podając zalecenia
co do sprawnego metodycznego wykorzystania292. Wszystko to podporządkowane było
celowi nadrzędnemu, za jaki uznawano nauczanie i udoskonalanie słuchacza. Wiązało
się wręcz z przekonaniem o zasadniczej różnicy między retoryką a kaznodziejstwem293.
Obowiązywała zasada „złotego środka”: Zbyteczne jednak ubieganie się za
289
Zob. m. in.: Z. Chełmicki, Nad zwłokami Antoniego E. Odyńca, dz. cyt., s. 19; W. Jasiński, Przemówienie na
nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Deotymy, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia
okolicznościowe, t. 2, dz. cyt., s. 117-126.
290
W. Czeczott, Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja w kościele Św. Katarzyny w Petersburgu na
nabożeństwie za duszę śp. Elizy Orzeszkowej, dz. cyt., s. 8-9.
291
N. Cieszyński, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp. Henryka Sienkiewicza, dz. cyt., s. 31.
292
Zob. m. in. J. Wilczek, Pastoralna, O homiletyce, t. 1, Kraków 1864, s. 167-172; J. Szpaderski, O zasadach
wymowy mianowicie świętej, t. 1, Kraków 1870, s. 170-176; J. Krukowski, Teologia pastoralna, t. 1, Kraków 1887,
wyd. 3, s. 239-245.
293
Zob. M. Brzozowski, Teoria kaznodziejstwa, w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, t. 3, cz. 2: Wiek XIX i XX,
pod red. M. Rechowicza, Lublin 1977, s. 99.
101
wytwornością wstępu, w celu zjednania słuchaczów, równie jest szkodliwym, a więc
niebezpiecznym
jak
niedbałe
i
nadto
słabe
jego
wykonanie.294
Wprawdzie
odnotowywano również istnienie wstępów uroczystych, zastrzegając jednak ich
zastosowanie dla okoliczności nadpospolitych295. Podkreślano, że są one właściwe
tematom wyjątkowej wagi, wymagającym specjalnych okoliczności i umiejętności.
Towarzyszyły temu ostrzeżenia przed nadużyciem patosu (cechującego wstęp ab
abrusto), opatrzone najczęściej dydaktycznym komentarzem w rodzaju: Ale to są wyjątki
i rozmnażać ich nie potrzeba. Prostota we wstępach jest zawsze miła, oszczędność w
ozdobach zawsze chwalebna, a patetyczność jest rzeczą trudną i osusza dalsze części
mowy296. Tymczasem ujęcia wstępu w kaznodziejstwie okolicznościowym – a
poświęconym pisarzom szczególnie – znajdowały się jak gdyby w orbicie innej tradycji
retorycznej. Szczególnie w mowach głoszonych przez wybitnych kaznodziejów.
Akcentując wyjątkowe miejsce exordium, należy pamiętać o proponowanych za jego
pośrednictwem różnych wersjach patosu i rozmaitych sposobach jego osiągania.
Dominowała formuła eksponująca dostojeństwo oratorskie. Najczęściej w jednolitej
stylistycznie, ekspresywnej wypowiedzi, obliczonej na bezpośrednie wyrażenie nastroju
(w tym znaczne uzależnienie od popularnego kanonu stylistycznej recepcji
romantyzmu). Zupełnie inaczej dokonywały tego wstępy – rzadziej występujące – które
należałoby chyba widzieć jako pozostałość konwencji staropolskiej, często rozwijające
biblijne motto a także bardziej nawiązujące do antycznego zdyscyplinowania
retorycznego; określa je też większe zróżnicowanie konstrukcji wypowiedzi.
Przemienność tonu cechuje np. exordium Chotkowskiego – kunsztownie cyzelującego
swoje kazania – otwierające Mowę przy sprowadzeniu zwłok Adama Mickiewicza,
zbudowane na zasadzie kontrastujących ze sobą fragmentów: grupy pytań retorycznych i
elegijnego przekazu kolejnych obrazów pogrzebowego obrzędu: Czyjaż to trumna w
pośrodku Krakowskiej Katedry, na tak olbrzymim spoczęła katafalku? Komuż to taki
wspaniały hołd, tak królewski pogrzeb dostał się w udziale? Do obcej ziemi poszli po
niego; po latach trzydziestu i pięciu z grobu go wydobyli; wzięli go rodzinie i oddali
całemu narodowi; wykuli grób w podziemiach Katedry obok grobów królewskich, aby go
294
A. Lipnicki, Zasady kaznodziejstwa, czyli nauka opowiadania słowa Bożego, t. 2, Wilno 1860, s. 222.
A. Lipnicki, dz. cyt., s. 223; zob. też Szpanerski, dz. cyt., s. 171; Krukowski, dz. cyt., s. 245.
296
A. Ważyński, Homiletyka, Kraków 1891, s. 246.
295
102
tu pochować we czci powszechnej […]297. Po pewnym czasie cała ta wypowiedź zostaje
klamrowo
zamknięta
pytaniami
o
analogicznej
intencji,
jak
na
początku
– zaanonsowaniu wielkości Zmarłego. I dopiero wówczas, na tak przygotowanym tle, w
sposób jak gdyby ewolucyjny dochodzi do uwznioślonej apoteozy (To król na ducha
bezkrólewiu, wódz na myśli bezdrożu…).
W kaznodziejstwie ku czci pisarzy od początku XX wieku stosowano wiele ujęć
exordium. Można mówić o znacznym zróżnicowaniu. Jednym z dominujących był typ ab
ilustratione. Między innymi powracała romantyczna wizja żałobnej „biesiady” wokół
grobów298. Liczne były przypadki panoramicznych obrazów ujmujących w powiększonej
perspektywie krajobraz ojczysty; te najczęściej w połączeniu z motywem „spadającej
wieści”, ogłuszającej rozpaczy. Preferowane były przez mówców składających hołd
Sienkiewiczowi: Wieść ta spadła na nas jak huragan; ogłuszającym gromem z jasnego
nieba uderzyła w naród uginający się aż do samej ziemi pod strasznym niesłychanym
brzemieniem wojny. Obiegła ziemię Piastów i Jagiellonów wzdłuż i wszerz, aż do dzikich
pól, budząc we wszystkich sercach, po polsku czujących, głuchy jęk bólu299.
Hiperboliczna scena biednej ziemscy polskiej (Cieszyński) po wielekroć wprowadzana,
powielała w sposób szablonowy młodopolski styl patosu; podobnie (chociaż rzadziej)
jak obrazowe „wywoływanie” historycznych wydarzeń zobowiązanych poświadczyć
wielkość przeszłości. Tego rodzaju wstępne tło funeralne podporządkowane było
retorycznym prawom sugestii, w podobnych przypadkach mającej zagwarantować
właściwe odczucie Wielkiej Kontynuacji. Jeszcze w 1927 roku Momidłowski posłuży
się takim exordium, przypominając wszystkie królewskie pochody żałobne zdążające na
Wawel, niejako wyprzedzające pogrzeb Słowackiego. Odmienny rodzaj wstępu stosował
Jasiński; dążył przeważnie do ogólnego zasygnalizowania tego, co następnie rozważał
najgłębiej, wokół czego ogniskował swoje refleksje (fenomenu „królów-duchów”
współtworzących przyszłość narodu, jego siłę moralną), stawiając na początku
maksymę, lapidarną tezę do dalszego rozwinięcia: Przywilejem jest geniuszów, że im
297
W. Chotkowski, Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza powiedziana w czasie nabożeństwa w
katedrze na Wawelu dnia 4 lipca 1890 roku przez…, Kraków 1890, s. 5.
298
S. Momidłowski, Kazanie w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Adama Mickiewicza [wygłoszone w katedrze w
Przemyślu w roku 1906], w: tenże, Kazania przygodne, dz. cyt.; tenże, Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa
w katedrze przemyskiej dn. 19 II 1912 r. w setną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego, tamże.
299
C. Pęcherski, Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka Sienkiewicza odprawionym we
Włocławskiej Bazylice Katedralnej […] dnia 21 listopada 1916, Włocławek 1916, s. 3.
103
dalej w przeszłość pogrąża się doczesne ich życie, tym więcej zatracają oni wszystko, co
ziemskie, co słabością trąci, a powstaje w nich jeden wielki duch, jeden słup promienny,
wiodący legiony braci, w krainę ideałów, które głosili300.
Inaczej natomiast formułowali swoje wstępy Szlagowski i Teodorowicz301. Co je
szczególnie charakteryzuje, to bardziej ścisłe powiązanie (brak zdecydowanego
przedziału zarówno merytorycznego, jak i stylistycznego) z pozostałymi częściami.
W zasadzie
mówcy ci unikali sentencjonalnych czy obrazowych introdukcji,
koncentrując się na tu i teraz, osobie zmarłego, przystępując od razu do jego pożegnania.
W tych przypadkach patos tkwił w monumentalizacji pierwszych zdań rapsodycznej
oracji. Wyrażało się to w apostroficznych zwrotach, jak w cytowanym już wstępie
Szlagowskiego (Quo Vadis! Dokąd idziesz…). Mogło też wystąpić rozpoczęcie o
strukturze elegijnej, anons herosa narodowego, jak u Teodorowicza w mowie Wobec
ideałów Sienkiewicza (incip. Wszystko wyśpiewała mu przeszłość Polski…).
Odrębnego spojrzenia wymagają partie l a u d a c y j n e, zważywszy ich
podstawowe
znaczenie
w
obrębie
każdej
mowy
panegirycznej,
żałobnej
w szczególności. Warto zwrócić uwagę na kilka prawidłowości. Generalnie rzecz
ujmując, wizerunek postaci kształtowano w dwojaki sposób, rejestrując uczynki i
postawy zgodnie z etosem chrześcijańskim, patriotycznym lub próbując raczej
esencjonalnie uchwycić pewne cechy twórczych dokonań i ewolucji duchowej.
W pierwszym przypadku dominowały cele dydaktyczne, czytelna była intencja
wykorzystania godnego zalecenia wzorca biograficznego. Pochwała nieboszczyka
wtenczas tylko korzystna, wtenczas tylko godziwa nam kapłanom, kiedy możemy
bezpiecznie chwalonych za wzór do naśladowania i na przykład słuchaczom naszym
przedstawić – powie Kajsiewicz, nadmieniając, że w Hoffmanowej chce przedstawić
wzór chrześcijańskiej Niewiasty302. Tak, jak w osobie Witwickiego odnotowuje główne
przymioty męża chrześcijańskiego: pobożność (podniosłą i rzetelnie praktykującą),
miłosierdzie, wytrwałość w cierpieniu. Z kolei Koźmiński tworząc konterfekt
chrześcijanina – o wiele szerszy, bo odczytywany rozlegle ze wszystkich przejawów
300
W. Jasiński, Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50 rocznicę zgonu Zygmunta Krasińskiego…,
dz. cyt., s. 15.
301
J. Teodorowicz, Wobec ideałów Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
Sienkiewicza w kościele Mariackim w Krakowie przez…, Kraków 1917, Lublin 1993.
302
H. Kajsiewicz, Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp. Klementyny Tańskich Hoffmanowej…,
dz. cyt., s. 152.
104
działalności pisarskiej i charytatywnej Jachowicza – grupuje poszczególne zalety i
dokonania wokół odpowiednich cytatów biblijnych303.
Natomiast
u
dwu
poznańskich
kaznodziejów
–
Prusinowskiego
i
Janiszewskiego – laudacji zdecydowanie przyświecał ideał romantycznej osobowości
twórczej. Jedna z jej cech to specyficzna antynomiczność postaw, rozdwojenie
i zmaganie z sobą. Prusinowski mówiąc o Mickiewiczu, mówi o Konradzie (chociaż nie
pada to imię, ani przypomnienie Improwizacji) i właśnie z wewnętrznej walki uczyni
osnowę laudacyjnego przekazu, wyraźnie akceptując ten trud dochodzenia do prawdy:
Tam nie masz bezbożności, ale raczej walka przeciw zwątpieniu, co porywa za serce
poety patrzącego na ojczyznę biedną jak syn na ojca wplecionego w koło, walka
straszna, okropna, dumna i grzeszna, ale walka […]. Jest tam walka, ale śmierci nie
masz, jest tam walka, ale ta walka do Boga dąży przez czyśćcowy ogień próby
straszliwej, która wreszcie tym się kończy, że duch potężny i wielki i wprzódy potęgą i
wielkością dumny wnet się jako dolina położy […]304. Janiszewski zapragnie w poecie
dostrzec przede wszystkim siłę twórczego geniuszu, akcentując poprzez amplifikację jej
możliwości eskalacyjne: Wielkim jest Mickiewicz w swoim uniesieniu […]. Takim
natchnieniem wieszcz ożywiony może przenikać tajniki serca narodu, może w nich
znaleźć, czego nikt nie dojrzał, może rozdmuchać ukryte iskry wyższego żywota,
rozjaśnić, rozpłomienić […]305.
Kaznodziejstwo poświęcone pisarzom w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku w
przeważającej części powstawało w Galicji. Fakt ten częściowo tłumaczy dosyć
charakterystyczny symptom w metodzie laudacyjnej. Chodzi o kontekst historyczny. W
pochwałę zmarłego, rejestr jego czynów i osiągnięć wplatane są dygresje w postaci
przypomnienia
odpowiednich
wydarzeń
dziejowych,
obrazów
przeszłości,
„streszczania” jej fragmentów. Chotkowski omówienie zasług Kraszewskiego dla mowy
ojczystej poprzedza jakby krótkim zarysem jej historii, a chcąc uwypuklić przełomowy
dla kultury polskiej moment pojawienia się dzieła Mickiewicza, kreśli historię ponurych
lat porozbiorowych. Podobnie czyni ksiądz Chełmicki (w mowie o Odyńcu)
przypominając Filaretów: odwołuje się do historii wszechnicy wileńskiej a także
303
[H. Koźmiński], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Stanisława Jachowicza dnia 16
stycznia 1858 w kościele Karola Boromeuszka przez jednego z O.O. Kapucynów, dz. cyt.
304
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza…, dz. cyt., s. 208-209.
305
J. Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Mickiewicza…, dz. cyt., s. 78.
105
kondycji moralnej XVIII-wiecznej kultury. Poszczególne etapy biografii uzyskiwały w
ten sposób tło historyczne, a przy okazji spełniany był też jeden z ubocznych celów
kaznodziejstwa okolicznościowego – dodatkowa edukacja patriotyczna. Padało
stwierdzenie typu: Komuż z was, bracia, nie znane stosunki Królestwa po ostatniej w
1831 roku wojnie o niepodległość?306 Po czym mówca dawał obszerne przypomnienie
ówczesnych prześladowań i oporu społeczeństwa, aby dojść do sportretowania
młodzieńczych lat pisarza. Skrajny przypadek stanowi poświęcona Słowackiemu Mowa
o miłości ojczyzny… Adamskiego307, w której postać poety jest pretekstem do
wygłoszenia obszernego traktatu na określony w tytule temat i erudycyjnych uwag o
historii ojczystej.
Inny rodzaj laudacji przeważał w XX-wiecznym kaznodziejstwie. Bardziej
generalizującej, dążącej do ujęcia duchowej lub intelektualnej syntezy osobowości. Chcę
w krótkich słowach podać to, co stanowi treść jej ideałów, bez zagłębiania się w dane
biograficzne, szczegóły życia lub różne poglądy o jej pracach – uczyni zastrzeżenie ks.
Jasiński, przystępując do przedstawienia biografii Orzeszkowej308. Przede wszystkim
jako twórcę „ideałów” prezentuje Sienkiewicza abp Teodorowicz. Interesujący jest
przewodni motyw laudacyjny kazań Szlagowskiego. Prawie w każdym przypadku
dowartościowuje on tę właściwość pisarskiego geniuszu, która polega na zogniskowaniu
trzech czasów, twórczym sprzężeniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Natomiast
bp Godlewski w słynnej mowie wawelskiej skoncentrował się na transfiguracji
duchowej Słowackiego.
Warto może jeszcze wspomnieć, na zakończenie tego krótkiego przeglądu postaw
laudacyjnych o czymś, co wydaje się być szczególnie reprezentatywne dla kultury
biograficznej okresu niewoli, wytwarzającej bardzo nośny repertuar pseudonimicznych
określeń. Myślę tu o motywie interreksa, które to miano w rozmaitych wariantach (król,
306
Cz. Bogdalski OFMObs, Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila Lenartowicza do grobu
zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 r. przez
[…], Kraków 1893.
307
J. Adamski, Mowa o miłości ojczyzny wypowiedziana przez… w katedrze lwowskiej łacińskiej w czasie
nabożeństwa za duszę śp. Juliusza Słowackiego w 50. rocznicę jego zgonu, Lwów 1899.
308
W. Jasiński, Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie za śp. Elizę Orzeszkową, w: tenże, „Zmacniajcie się w
Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, dz. cyt., s. 47.
106
hetman, wódz itp.) odnoszono do wielu twórców kultury narodowej309. Szczególnie
częste jego zastosowanie daje się zaobserwować w kaznodziejstwie pozostającym pod
egidą wyobraźni młodopolskiej, a już najczęściej w laudacjach ku czci Sienkiewicza310.
C o n s o l a t i o. Słowa pocieszenia pojawiają się w różnych miejscach tekstu.
Spostrzeżenie, które nasuwa się w pierwszej kolejności jest następujące: rzadko
pojawiają się bezpośrednie zwroty do rodziny, przyjaciół, w ogóle grona najbliższych.
Przeważa natomiast tendencja do rzec by można – autokonsolacji, to znaczy, że jej
adresatem staje się wspólnota, której mówca przewodzi, słowem „my”, wszyscy
zgromadzeni, a dalej osierocony naród, ojczyzna itd. Wartością rozpraszającą żałobę ma
być świadomość wielkiego spadku, dziedzictwa, które należy podjąć i kontynuować.
Obrazowe ujęcia rozszerzania się tej spuścizny w czasie i przestrzeni spotkać można
dosyć często od początku wyodrębnionego tu okresu: Teraz lutnia twoja zamilkła na
wieki i od rzek babilońskiej ziemi już nas więcej głos nie doleci, ale brzęk jej rozlegać się
będzie po całej ziemi polskiej i odbije się we wszystkich sercach polskich311. Był to, jak
się zdaje, zwrot konsolacyjny tyleż częsty, co i podatny na zbyt forsowny dydaktyzm.
Stąd, im mówca bardziej wytrawny, tym zwyczajowo wprawdzie poddaje się konwencji,
ale w bardzo ograniczonym wymiarze, najczęściej jedno lub dwuzdaniowym
stwierdzeniu: Jesteś z nami w swych arcydziełach i zostaniesz na zawsze w Polsce i w
ludzkości całej312.
Raczej sporadycznie spotkać można bardziej wyszukaną formę consolatio,
operującą jakimś konceptem czy wnikliwą refleksją. Jest to trochę zdumiewające, gdyż
w tym czasie podobne elementy w tekstach funeralnych (choćby epistolografii, prozie
nekrologiczno-wspomnieniowej, poezji okolicznościowej) są dość bogate i złożone. A
przecież uzależnienie kaznodziejstwa od literatury okresu, jak staraliśmy się wykazać,
było tak rozległe. Odpowiedź na to wymagałaby odrębnych badań. Jedynie
Teodorowicz, bezwątpienia najlepszy mówca kościelny XX wieku, wyróżnia się tu
zdecydowanie. Zakończmy więc rzecz całą fragmentem z niego, o tyle interesującym, że
309
Ten polski topos „niekoronowanej królewskości” znajdzie też wyraz w finale słynnej mowy Piłsudskiego przy
trumnie Słowackiego w 1927 roku: W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza
Słowackiego do krypty królewskiej, by królom był równy (cyt. za J. Wiśniowski, Pochód na Wawel, dz. cyt., s. 113).
310
Wspominam o tym w artykule Pożegnanie Sienkiewicza. Mowy kaznodziejskie nad trumną pisarza, „Życie i
Myśl” 1987 z. 3-4, s. 80-81.
311
J. Ch. Janiszewski, dz. cyt., s. 80.
312
A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami śp. Władysława Reymonta…, dz. cyt., s. 258.
107
zawiera finezyjne nawiązanie do romantycznego (a więc okresu, którego patronat jest
przecież dominujący) motywu ofiary, „wypalenia” się do końca, poświęcenia dla ogółu:
I może dlatego zabrał go Pan do siebie w chwili, gdyśmy go tak bardzo potrzebowali. Bo
już snać nie chciał Bóg, byśmy spoczęli na żywej jego osobie, ale chciał byśmy uwięzili
oko nasze wyłącznie w ideałach przezeń głoszonych313.
313
J. Teodorowicz, Wobec ideałów Sienkiewicza…, dz. cyt., s. 11.
108
4. Sztuka wstępu (Z dziejów exordium w kaznodziejstwie okolicznościowym
XIX i XX wieku).
Wszystkie symptomy sztuki kaznodziejskiej interesującego nas okresu dadzą się
dostrzec ze szczególną wyrazistością (zresztą w oratorstwie w ogóle) już na poziomie
zdań inicjalnych, ściślej mówiąc, w rozmaitych ujęciach prooemium. Ich wieloraki
poziom zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia z czymś na kształt sztuki
autonomicznej, w pełni uwarunkowanej znajomością reguł, ale i bogactwem wyobraźni.
Sztuce wstępu nie poświęcano dotąd wiele uwagi. Tymczasem dbałość o nią, wręcz jej
pielęgnacja w interesującym nas tu okresie, zasługuje na wydobycie i refleksję. Chodziło
nie tylko o to, żeby słuchacza przygotować, wprowadzić w temat - co najczęściej
postulowały kaznodziejskie podręczniki - ale często także o odpowiednie „wejście”,
błyskotliwe poruszenie wyobraźni, olśniewającą i n a u g u r a c j ę. Należy tedy mieć
wnikliwe baczenie na tę swoistą estetyzację wstępu. Oczywiście mówiąc o niej pamiętać
trzeba o tradycji antycznej, zwłaszcza Arystotelesie, który porównywał prooemium
(„przedsmak tematu”) do prologu w dramacie, wstępu w poemacie i preludium w
utworze muzycznym. Dopuszczał także w mowach popisowych taki rodzaj wstępu,
który niekoniecznie musi wiązać się tematycznie z treścią mowy (mówca winien zacząć
od tego, cokolwiek zajmie jego wyobraźnię, następnie podjąć główny temat i obie te
części spoić ze sobą)314.
Spróbujmy przyjrzeć się bliżej wstępom kaznodziejskim z okresu, którego ramy
dadzą się uzasadnić prężnością paradygmatu kultury romantycznej, wybiegającej daleko
poza kalendarzowe zamknięcie. Chodzi więc zarówno o wiek dziewiętnasty, jak i jego
dwudziestowieczne przedłużenie, aktywność wielu wywodzących się stamtąd norm, ich
głębokie wniknięcia.
W introdukcji kaznodziejskiej niezwykle istotna jest ekspresja uogólnienia.
Polega to na kondensacji tematu w zarysie głównego przesłania. Może też przejawiać się
w szczególnie rozbudowanej ekspozycji celu i sensu podniosłej oracji a także znaczenia
wspólnotowego przeżycia. Często wszystkie te właściwości występują w połączeniu. Na
314
Arystoteles, Retoryka księga III, w: Trzy stylistyki greckie. Arystoteles, Demetriusz, Dionizjusz, przeł. i oprac.
W. Madyda, Wrocław 1953, s.5-6; zob. też T. Bieńkowski, Prooemium (Antyczna teoria wstępu do mowy),
„Meander” 1965 z. 1, s.23.
109
początek sięgnijmy po exordium jednej z mów pogrzebowych Semenenki. Jest ono
obszerne, wyraźnie wyodrębnione, nawet graficznie oddzielone od tekstu głównego. Już
sentencja zdania inicjalnego wprowadza nas w krąg myśli romantycznej: Każdy, choćby
pojedynczy człowiek, jest całym światem; a jego, choć osobne i krótkie życie jest całą
historią. Motyw relacji między mikro i makrokosmosem315 został dalej poprowadzony w
kierunku biblijnego przesłania, mówiącego o o b e c n o ś c i Boga w człowieku i
rozwinięty (także wsparty cytatami, m.in. Deliciae meae esse cum filiis hominum, Prov.
VIII) w refleksji, która wskazuje na potrzebę ustalenia w jakim stopniu człowiek sprostał
Boskiemu wezwaniu. Nie tylko zresztą o samą refleksję tu chodzi, ale także o jej
„podanie” - ten niesamowity, świetny jakościowo obraz: Przetoż uroczyste to widowisko
kiedy człowiek umrze, kiedy się skończy jeden taki świat osobny, kiedy się zamknie jedna
taka osobna historia. Uroczyste mówię widowisko! Zbiegają się na nie wszystkie inne
światy, wszystkie jasne i niebieski zastępy, wszystkie ciemne i piekielne potęgi, stają
dookoła jak widzowie; bo oto Najwyższy zstępuje, aby zobaczyć i przekonać się jak się ta
jedna gra Jego skończyła; jak jej odpowiedziały: ten człowiek, ten świat, ta historia
jedna cała. Dyskurs kaznodziejski został zatem wzmocniony poetycką wizyjnością,
hiperbolicznym
obrazem
śmierci
wedle
„kosmologicznych”
reguł
wyobraźni
romantycznej. Obraz ten doskonale podbudowuje kolejne partie wstępu, w których
pojawia
się
uzasadnienie
wspólnego
ze
słuchaczami
–
i
równie
spektakularnego – podsumowania czynów zmarłego (To sądy ludzkie, ślad jakiś i cień
sądów Bożych) a także wyznaczonego sobie przez mówcę celu: [...] zamiarem moim w
tej potrzebie będzie odgadnąć myśl Bożą, i tę, jak nazwałem grę Bożą w tym właśnie
człowieku, którego nam Bóg zabrał316. Jak widać w tym exordium wyraźnie jawi się
określone wyobrażenie kresu życia (rzec można: jako wielkiego finału); uwydatnia się
też postawa, która w obliczu śmierci proponuje p o d s u m o w a n i e jako o d c z y t
tajemnego zapisu, interpretację, lekturę (rodzaj heurezy) świętej księgi żywota. I to jest
także przesłanie, co do pojmowania sensu życia, głęboko chrześcijańskie przesłanie.
315
Człowiek jako mikrokosmos, obraz, podobieństwo, odbicie, zwierciadło, skrót, rekapitulacja wszechświata - te
określenia powtarzają się u romantyków z wielką natarczywością (M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa
1975, s. 252).
316
P. Semenenko, Mowa pogrzebowa po śp. Onufrym Józefie Korzeniowskim (miana w Rzymie 27 listopada 1868),
w: tenże, Kazania przygodne, t. 2, Kraków 1923, s. 178-180.
110
Semenenko staje się tu bliski eschatologii Norwidowskiej317: dokonanie żywota jest
odejściem, s p e ł n i e n i e m318 i wypełnieniem Boskiego posłannictwa.
W kaznodziejstwie XIX wieku, zwłaszcza żałobnym, wyróżniał się także rodzaj
wstępu o preferencjach dla pewnego typu obrazowania. Chodziło o upodobanie
w kreowaniu hiperbolicznej wizji ziemskiego bytowania (niczym panoramicznego
fresku), korowodu życia i śmierci, zaklętego koła czasu, który wszystko wchłania
i zagarnia, wypełniając świadomość człowieka „krajobrazem” unicestwienia, pełnym
zgrozy i tajemnicy: Żałobni słuchacze! - Ziemia, to matka żywicielka, na której nam
łonie pierwszy brzask życia zajaśniał, - to pole bytowania naszego, gdzie już kłosy
dojrzałe, już ledwo wzrosłe rośliny, nieubłaganej żniwiarki ręką ścięte zostają! Rzucony śmiertelnik w ten wir zabawy, gwaru, jęków i płaczu - zachodów, starań i pracy
- ciągle obecnością zajęty, goni za swoim celem, całe mu życie oddaje; - a chociaż tuż
obok niego, współwędrownicy padają, jak drzewka wichrem strącone - on im łzę żalu,
łzę krótką, przechodnią tylko poświęci, i zdąża dalej i dalej... Tak idą tłumy po tłumach, i
w zgiełku miasta i w cichej wiosce i pośród szczęku oręża - po wszystkie miejsca i czasy;
- a ziemia krąży niepowstrzymana, krąży i milczy, - i w swoje łono przyjmuje wyrosłych
na niej, przez nią karmionych, co kiedyś błyszczeli siłą umysłu lub ciała, a dziś pod kosą
śmierci legli bezsilni. - I rosną groby przy grobach, powszechny cmentarz coraz się
więcej rozszerza, pełna już ziemia szczątków człowieka […]319. Właśnie takiego typu
obraz inicjalny sprzyjał wiodącemu przesłaniu całej oracji. Dobrze prezentował się
bowiem w konfrontacji z pouczeniem o nadziei, zbawieniu i życiu wiecznym.
Ale za szczególną właściwość wstępów pozostających w kręgu kultury
romantycznej
należałoby
(w podobnym zresztą
jak
uznać
sytuacyjną
wyżej celu)
autotematyczność.
nastrojowość
Eksponowano
chwili, która
gromadzi
współplemieńców, uświadamiając im przemijanie, pobudzając nostalgię i zacierające się
wspomnienia przeszłości: Im dłużej się przeciąga, im więcej gorących westchnień
puszczonych ku lepszej przyszłości, dotychczas nie ziszczonych; tym trudniej sprawiać mi
się przed wami przychodzi. Tyle różnych wspomnień obudzonych, uczuć poruszonych
317
Oczywiście nie chodzi o jakiś prosty mechanizm wpływu, czy wynikania, raczej o pewne symptomy czasu,
wspólnotę właściwej epoce wrażliwości.
318
Zob. S. Sawicki, Chrześcijańskie wartości poezji Norwida, Lublin 1986, s. 21.
319
J. Bogdan, Mowa na pogrzebie śp. Franciszka Czarnowskiego..., w: tenże, Kazania i mowy pogrzebowe,
Warszawa 1861, s. 688-699.
111
tyle... pamięć krótkiej chwały i szczęścia, obok dotkliwej rzeczywistości długich lat
wyznania...... Smutek, ten niewdzięczny a nie odproszony gość nasz, coraz gęstszy, dziś
już się rozgospodarzył w duszach naszych, osiedlił i jakoby obwarował320. To grupowe
r o z p a m i ę t y w a n i e staje się jakby figurą rytualnej uczty konsolacyjnej,
zbiorowego opłakiwania, wspominania i rozmyślania (ten styl medytacyjny wspierała
nawet forma graficzna) o własnej kondycji jednocześnie: Grabarze Emigracyjni,
grabarze wasi, najmilsi! natośmy zdaje się tylko wcześniej do winnicy pańskiej powołani,
abyśmy wam dłużej tę żałobną usługę oddawać mogli. Podwójni pielgrzymi na ziemi, a
tak namiętnie do niej przywiązani, schodzicie się jak dotknięci zarazą po nocy, jak
żołnierze po bitwie, policzyć się ilu z was ubyło, myśląc kiedy wasza kolej przyjdzie. My
spełniamy urząd Tobiasza na wygnaniu, bolesne pasterstwo dusz, które wymierają,
których nie przybywa... jakby typ końca świata... Wola Boża, Bracia! [...]321. Podobnego
charakteru motyw często pojawia się we wstępnej części kazań Prusinowskiego.
Występuje tu w szczególnie intensywnym kształcie. Przede wszystkim wydobywa
podwójne znaczenie obrazu z g r o m a d z e n i a („zbiegnięcia się”) żałobników. Obraz
ten urasta niekiedy do rangi wielkiej metafory losu polskiego: Znowu ja stawam przed
Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w narodowym
Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nic nie widzę jako groby a
stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz rozległy, po którym naród
jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią poważny idzie do grobu szeroko
rozwartego. [...] A w tym orszaku żałobnym starsi, zasługami szlachetni i wielcy mężowie
narodu otuleni wspomnieniami przeszłości przed zimnem dzisiejszej nędzy idą razem z
ludem coraz mniejszym i uboższym i zstępują po wschodach pod ziemię. - Ale mężów
onych coraz mniej, że niedługo i jednego nie stanie z przewodników, co by nam i
dzieciom naszym powiedział: jam widział białego orła na czerwonym morzu krwi za jego
wolność przelanej!322 W tym miejscu warto przypomnieć silnie zakorzenioną w naszej
tradycji tendencję do „teatralizacji” piśmiennictwa kaznodziejskiego, między innymi
320
H. Kajsiewicz, O cierpliwości. Na obchód 29 listopada 1844, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, t. 1, dz. cyt.,
s. 69-70.
321
H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa z okoliczności nabożeństwa żałobnego odbytego w Paryżu ... R.P. 1845 za
duszę Antoniego Wojewody Ostrowskiego ..., w: tenże, dz. cyt., s. 167.
322
A. Prusinowski, Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego, pułkownika wojsk polskich, w lutym
1857, w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania, dz. cyt., s. 247-248.
112
poprzez ewokowanie doznań wizualnych czytelnika czy słuchacza323. Zwraca uwagę
udramatyzowanie przestrzenne tej sceny. Kaznodzieja występujący w roli wizjonera,
używając formuły czasu teraźniejszego, „unaocznia” odbiorcy rozległą panoramę
cmentarną, na tle której sunie ów nie kończący się pochód zdążających do grobu
pokoleń324. Widowiskowe atrybuty takiego wstępu, z wyraźnie zaznaczoną rolą mówcy
-kreatora, potrafił Prusinowski wykorzystać dla podtrzymania sugestii, że biorąc udział
tu i teraz w tej oto uroczystości wszyscy jednocześnie uczestniczą w ustawicznym
narodowym obrzędzie żałobnym. Ta – jak to określi – „uczta grobów” zdaje się być
znakiem zbiorowej wyobraźni mitycznej, uzyskuje wymiar uniwersalny, jako
przypadłość losu polskiego. [...] tam się zbiegają - czytamy w innym wstępie - kapłani i
wierni, panowie z ludu czeladką, sędziwi starcy i pacholęta i na grobach obchodzą
biesiady duchów, święta uroczyste, wiece narodowe. - Na groby, bracia, na groby! Do
pogrzebów! To sejmy, to biesiady, to wesoła nasze!325
Ustawiczna aktywizacja pamięci w obliczu śmierci nie tylko uwznioślała żałobę,
ale zwielokrotniała też jej rozmiary, wszechogarniające swoją ponadczasowością.
Maksymalizując od razu we wstępie atmosferę przygniatającego fatalizmu i rozpaczy,
Prusinowski wzmacniał efekt górującego nad całością oracji
p r z e s ł a n i a,
mówiącego o wielkości o f i a r y, jej celowości, o tkwiącej w niej nadziei.
Prooemium kaznodziejskie, podejmujące motyw „biesiady duchów”, narodowych
zaduszek, szczególnie wyraźnie zapożyczało formy poetyckiej326, ożywiając popularną
symbolikę i zasoby stylistyki romantycznej. Jak widać to wyraźnie u Prusinowskiego, z
upodobaniem wcielano tę najbardziej romantyczną konwencję obrzędu funeralnego:
jakby rozmaite repliki obrzędu d z i a d ó w. Niekiedy też obficie inkrustowano tekst
popularnymi rekwizytami wyobraźni romantycznej. Doskonale uwidacznia je exordium
w jednym z kazań arcybiskupa Stablewskiego. Warto przytoczyć urywek tego wstępu. Z
323
H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 114.
Ów romantyczny obraz żałobnego pochodu pokoleń (przypomnijmy Bema pamięci żałobny rapsod Norwida stał
się motywem wędrownym w literaturze funeralnej wielu okresów, przejęty także przez oratorstwo. Oto, dla
przykładu, fragment słynnej mowy J. Piłsudskiego przy trumnie poety: Gdy więc warstwy ziemi otwartej przeliczę i
widzę przeszłości gościńce, po których kroczy ludzkość i po których teraz stąpa historia, to widzę umoszczone
twarde drogi, które ludzie pokoleniami idąc w życie, pokoleniami umierając mościli życiem swoim, tak jak i
śmiercią (cyt. za: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusz Słowackiego, zestawił J. Wiśniowski, Kraków
1927, s. 110).
325
A. Prusinowski, Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego, w: tenże, Mowy pogrzebowe
i kazania dz. cyt., s. 279.
326
Zob. J. Pasierb, Od kaznodziejstwa do homilii, Pelplin 1984, s. 15.
324
113
uwagi na jego reprezentatywność - dość obszerny: Z pogrzebu na pogrzeb dąży smutna
drużyna, uściskiem dłoni w niemej boleści wita się nad grobem i tęsknie rozgląda, bo
coraz mniejsze, coraz ciaśniejsze koło braci, towarzyszy. Jeden po drugim pada u stóp
tej nowej Nioby narodów, co same tylko ogląda boleści i żałoby i straty swoich dzieci
- niby ona matka w tęsknym mistrza naszego obrazie, co w noc ciemną poległe swe szuka
na pobojowisku syny. Ale choć na jej czole gwiazda nadziei, nam coraz smutniej i coraz
ciężej na tej ziemi, nad którą anioły w noc gwiaździstą przelatując, płaczą, na której
groby niby one kurhany na ukraińskim stepie, miejscem zgromadzenia i spotkania się dla
smętnej rzeszy. Ta ziemia - ta ziemia długich, zimowych nocy, to ziemia wichrów i
śnieżnych zamieci, to ziemia innej i dłuższej i smutniejszej jeszcze nocy, to ziemia, po
której burze po burzy przelatują a druzgocą pamiątki po ojcach, to ziemia, na której co
chwila rozlega się łoskot domu jakiego ojczystego, co zapada w rwących falach obcego
potoku - na której groby i miny niemal jedyną po ojcach spuścizną dzieci327. Mamy tu
więc step ukraiński, kurhany, pobojowisko i ruiny a także nocny wizerunek ziemi, nad
którą przelatują anioły, jak u Słowackiego. Dodatkowo w drugiej części cała ta
niesamowitość romantycznego krajobrazu poddana została – poprzez rytmikę fraz i
obrazów - formie lamentacyjnej. Wstęp miał atakować siłą poetyckiej kreacji, miał być
„popisem” imaginacji pozostającej w zgodzie z literackim statusem stylu epoki, z
nastrojem obrzędowej, rytualnej formy przekazu: Ciemno!..oh, coraz ciemniej w starym
Jagiellonów Grodzie! Gwiazdy co nam świeciły gasną jedna za drugą! - Pochodnie
gorejące, które nam udzielały światła i ciepła, nieubłagany anioł zniszczenia z naszych
wydziera objęć! Więc że Bóg wielki cieniami nocy ziemię naszą postanowił otoczyć?
więc pragnie zabrać nam sprzed oczu jasne wzory cnoty i chrześcijańskiej
doskonałości328?
W kaznodziejstwie XIX wieku taka eskalacja poetyckości w zasadzie
przewidziana była głównie dla wstępu. W kaznodziejstwie żałobnym jej natężenie
wyraźnie odcinało się od dalszych partii tekstu - zwłaszcza szeroko rozbudowanej
części laudacyjnej, utrzymanej w rzeczowej, wedle klasycznego gustu utrzymanej,
normy. Dawało to efekt silnego skontrastowania poszczególnych fragmentów.
327
F. Oksza-Stablewski, Mowa żałobna na pogrzebie Antoniego Gorzeńskiego-Ostroroga miana dnia 24 stycznia
1880 w kościele parafialnym we Lwowie, w: tenże, Mowy żałobne, Poznań 1912, s. 93.
328
H. Księżarski, Mowa w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Petronelli z książąt Jabłonowskich hrabiny
Wodzickiej, miana dnia 9 listopada 1859 roku..., Kraków 1859, s. 3.
114
A niekiedy, równie patetyczne, jak we wstępie, zakończenie wskazywało na upodobanie
do zaznaczania specyficznie klamrowej kompozycji całości kazania.
Wart odnotowania pozostaje jeszcze rodzaj exordium XIX - wiecznego, także
silnie związanego z kanonem zbiorowej wyobraźni funeralnej okresu. Chodzi
o wykorzystanie motywu (występuje też w poezji okolicznościowej, nekrologach
i epistolografii) nagłej, przygniatającej wieści, porażającego cały kraj nieszczęścia. Tak
ogłaszano śmierć „Wielkich w Narodzie”, rozpoczynając aktem patetycznego o b w i e s z c z e n i a. Rzec by można – takie nasuwa się skojarzenie – że deklamatorska
wypowiedź mówcy jakby poddawała się stylizacji na podniosłą recytację przodownika
chóru z antycznej tragedii: W Stolicy Zygmuntów umarł Hetman Polski! - a umarł
wygnańcem!!! - Jęknął Dzwon Zygmunt jękiem wszech żałoby - a po złotym łańcuchu
serc polskich westchnienie żalu obiegło nie tylko Polskę, ale ziemię całą, bo całą dziś
ziemię zalega Polska nami wygnańcami. Zbiegł się lud okoliczny - i, w imieniu WszechPolski, lud Krakowski grzebał Bohatera, którego prawicy Bóg był zwierzył
dziesięciowieczną część Rycerstwa Polskiego, i los całej Polski329. Charakterystyczne
było owo uwypuklenie przestrzennych atrybutów tragicznej wieści, uderzającej w coraz
to rozleglejsze grono żałobników: Podobało się Bogu Wszechmogącemu uderzyć
mieczem wyroków swoich nie w pojedyncze serca, nie w jedną tylko rodzinę, ale
osierocić kraj cały z przedniego syna, pogrążyć w nieutulonym żalu i boleści całą
społeczność naszą, która na wieść o śmierci ś.p. Edwarda Antoniego Odyńca jęknąć
musiała, jak owa matka, co najdroższe grzebać ma dziecię330. Niekiedy następowało
bardzo szczegółowe poszerzanie osieroconych kręgów: wsie, miasta, poszczególne
dzielnice, przyroda ojczysta, czy też „cały świat chrześcijański”. Później motyw ten
(pamiętajmy: rodem z romantyzmu) raz jeszcze wystąpił z wielkim powodzeniem,
stereotypem powielony w kaznodziejstwie ku czci Sienkiewicza, zwłaszcza tym
prowincjonalnym, o wtórnej wyobraźni331.
329
A. Jełowicki, Mowa pogrzebowa na cześć Jana Skrzyneckiego naczelnego wodza polskiego, miana w Paryżu w
kościele Wniebowzięcia dnia 25 lutego 1860, w: tenże, Kazania o Świętych Pańskich i Królowej Korony Polskiej ...,
Berlin 1872, s. 472.
330
Z. Chełmicki, Nad zwłokami A. E. Odyńca. Mowa ... wypowiedziana w kościele Świętego Krzyża w Warszawie
dnia 21 stycznia 1885 roku, Warszawa 1885, s. 3.
331
Zob. Mowy żałobne wygłoszone w różnych kościołach przez kapłanów diecezji sandomierskiej ku uczczeniu śp.
Henryka Sienkiewicza, Sandomierz 1917.
115
Dotychczas poświęciliśmy wiele uwagi wstępom zdominowanym przez emocje.
Istotę stanowiła ich monumentalna nastrojowość, określona głównie przez eksponowanie
patosu, dostojeństwa oratorskiej wypowiedzi. Mamy w takim przypadku do czynienia z
bardzo typowym dla całej epoki przejawem wieszczej sztuki słowa. Tymczasem
uroczyste, okolicznościowe kaznodziejstwo oferowało inny jeszcze rodzaj wstępu
niepospolitej
miary,
wielce
kunsztowny,
kiedy
to
w zaskakującej
formie
„inaugurowano” naczelny motyw całości, wysnuwając zeń stopniowo przewodnią nić
refleksji. Chodziło o określony zabieg semantyczny, zmierzający do przewodniej
mądrości poprzez grę znaczeń słownych, pojęciowych, bądź sytuacyjnych. Tak jest na
przykład w żałobnym wystąpieniu księdza Mętlewicza.
Mówca myśl swoją rozwija poprzez konfrontację miłosierdzia i śmierci. Ogłasza
triumf miłosierdzia w obliczu śmierci. Poprzestając jednak do pewnego momentu
jedynie na konstatacji, utrzymuje rzecz całą w niedomówieniu, zwłaszcza że
– w potocznym rozumieniu – oba zjawiska zdają się być trudne do skojarzenia. Ten
związek przez dłuższy czas pozostaje tajemniczy, zagadkowy, tym bardziej, że
odnosimy wrażenie jakby mówca, eksponując drastyczność kresu ludzkiej wędrówki,
chciał wyeliminować proste interpretacje; jak choćby łatwo się nasuwające
przypuszczenie: śmierć jest miłosiernym aktem wybawienia. Dopiero poprzez kolejne
odsłony, stopniowo dostępujemy istoty rzeczy: /.../ jakie inne przekonanie posłużyć może
na pociechę rozżalonego serca, na oddalenie smutnych i rozpaczających myśli, jeśli nie
to uczucie i to przekonanie, że Bóg zachowuje wielkie miłosierdzie dla tych, którzy w
prawdzie, sprawiedliwości i prostym sercu chodzą przed oczyma jego! /.../ w całej
żegludze wędrówki i życia ludzkiego tylko prawda, sprawiedliwość i prawość serca nie
ulegają rozbiciu, bo to są trzy jedyne skarby, które nie giną w fali zapomnienia, jako w
księdze żywota zapisane, nie roztrącają się o skałę, co jest kresem życia332. Ważne jest
właśnie to z a s k a k u j ą c e przesłanie, które z dosyć tradycyjnego zestawienia zjawisk
wydobywa
nowe
treści.
Okazuje
się,
że
tragicznej
wizji
bezwzględnego
p r z e r w a n i a, końca wszystkiego („rozbicia”) przeciwstawić można p r a w e życie.
Na tym właśnie polega - zdaje się mówić kaznodzieja - wielki fenomen miłosierdzia
Bożego, że ofiarowanym człowiekowi systemem wartości niejako zaprzecza śmierci.
332
J. K. Mętlewicz, Kazanie na żałobnym nabożeństwie za duszę śp. Franciszka de Jarosław Christiani..., w: tenże,
Kazania i mowy pogrzebowe, t. 2, Warszawa 1846, s. 72-73.
116
„Usensowniając życie”, neguje totalne zwycięstwo destrukcji. Oryginalność refleksji
polega tu na odwróceniu kolei rzeczy: miłosierdzie wyprzedziło śmierć, zaistniało
wcześniej, najpierw pojawił się z n a k s e n s u. Między innymi dlatego odejście nie
może wpisywać się w porządek unicestwienia.
Pośród
wstępów
o
wielorakim
znaczeniu,
jakby
semantycznej
wielowarstwowości, należałoby wyróżnić jeszcze jeden, tym razem znanego kaznodziei
żydowskiego Szymona Dankowicza. Tak oto rozpoczynał swoje wystąpienie na
nabożeństwie żałobnym w synagodze krakowskiej z okazji powtórnego złożenia zwłok
Kazimierza Wielkiego na Wawelu (8 VII 1869): Gdy tak stojąc tu na tym poświęconym
miejscu, przed świętą Arką Przymierza, wodzę wzrok swój po tym przybytku, po tej
pobożnej rzeszy, która w uroczystym nastroju ducha tak licznie się tu zebrała, pytam się
sam siebie słowami Pisma świętego: „Po co tutaj przyszliśmy? jaki powód, jaka
okoliczność nas tu dziś zgromadziła? wszakże dziś nie dzień Nowiu, dziś nie Sobota?”. I
słyszę głos odzywający się we mnie słowami Biblii, będący odpowiedzią [...] „Spokój”.
Tak jest bracia moi i siostry! Zgromadziliśmy się tu aby w uroczystym spokoju ducha
oddać cześć pamięci niespożytej, wiekopomnej sławy męża, aby uronić cichą łzę smutku i
żalu, zasłać korną ku niebu modlitwę za spokój duszy wielkiego króla i wielkodusznego
Prawodawcy, aby aktem pełnym spokoju i powagi, zakończyć dzień [...]333. I znów
„konfrontacyjne” użycie cytatu biblijnego decyduje o kształcie wstępnego przesłania.
Określenie celu zgromadzenia zostaje zawarte w odpowiedzi, zaskakującej swoją
odmiennością od tej, którą ewokowałoby oczekiwanie słuchaczy. To nie li tylko
uroczystości żałobne ku czci króla są powodem spotkania, ale w pierwszym rzędzie
s p o s ó b ich doświadczania. Ważne jest bowiem aby to, co się wydarzyło było
włączone w wyższy porządek harmonii istnienia, dokonującej się w przymierzu z
Bogiem, słowem zostało objęte tym, co wyraża – w najszerszym rozumieniu - hebrajskie
„szalom”. Nastąpiło przesunięcie akcentu, a w konsekwencji inna gradacja wartości. Ta
inwersja myślowa wydobyła jakby „drugie dno” przesłania, jego bardziej uniwersalny
ton: że w ogóle najważniejszy jest sam akt przeżycia (jego sakralna głębia), w hierarchii
znaczeń wyprzedzający konwencjonalny gest hołdu dla zmarłego.
333
Sz. Dankowicz, Kazanie miane w czasie żałobnego nabożeństwa za wiekopomnej pamięci króla Kazimierza
Wielkiego ..., Kraków 1809, s. 5.
117
Semantyczna „operatywność” introdukcji kaznodziejskiej ożywia analityczny
kierunek refleksji. Ponadto jakby „nastraja” odpowiedni styl odbioru całego tekstu, który
ma odtąd nie tyle informować, czy wzruszać, ile stopniowo odsłaniać jakąś prawdę o
człowieku, budować określoną i n t e r p r e t a c j ę faktu, wydarzenia, sytuacji.
Decyduje szczególna predylekcja do antytetyczności skojarzeń. Może być tak, że punkt
wyjścia stanowi zastosowanie dosyć powszechnego środka stylistycznego, który ulegnie
poszerzeniu, rozwinięciu w formułę wszechstronnie w y r a ż a j ą c ą obiekt
kaznodziejskich rozważań. Chotkowski na przykład w swojej wielkiej mowie na
pogrzebie Matejki posłużył się paradoksem „niemej wymowy”, tłumacząc rolę, jaką
dzieło artysty spełniło w ówczesnych losach Polski. Ale najczęściej przeciwstawienie
kreślono poprzez opozycję wobec ustalonych rutynowych oczekiwań, jak to unaoczniały
poprzednie przykłady.
Z tego rodzaju konwencją spotkamy się jeszcze w okresie dużo późniejszym (ale
ciągle „romantycznym”), w exordium do jednego z najpiękniejszych - i może dlatego
warto o nim także wspomnieć – kazań międzywojennych, którym ksiądz Adam
Bogdanowicz żegnał arcybiskupa Teodorowicza. Rytmice tych zdań miała sprzyjać
właściwa kompozycja graficzna:
Najdostojniejsi i żałobni słuchacze
Oczekujecie od nas słów żalu i boleści... Oczekujecie od nas skargi łez... Ale
innym serca nasze wzbierają uczuciem: bo nam tak trudno uwierzyć, że Go nie masz - że
odszedł - że nas opuścił!
Przyjdzie na nas czas smętku i żałoby, - przyjdzie godzina, gdy odczujemy pustkę
naszej straty, - ale dziś wciąż jeszcze żyjem z pełni Jego ducha!
Toteż nie smutek, - nie żałość, - serca nam przeszywa, ale pierś nam wzbiera
dumą i dziękczynieniem!334
Fragmentem tym rządzi zasada jakby narastającego zaskoczenia. Wywołuje je
najpierw sam fakt zaprzeczenia zwyczajowo usankcjonowanej reakcji lamentacyjnej,
a następnie – motywacja tej decyzji. Zupełnie inne znaczenie nadano stwierdzeniu bo
nam trudno uwierzyć, że Go nie masz..., które w potocznej frazeologii wyraża
334
A. Bogdanowicz, Przemówienie na cmentarzu Orląt, „Gregoriana” 1938, t. 4, s. 17; cyt. za: Pamięci J.
Ekscelencji Ks. Arcybiskupa Józefa Teodorowicza metropolity lwowskiego obrządku ormiańskiego, Lwów 1938, s.
47.
118
hiperboliczną konstatację bezgranicznego bólu (częste wobec śmierci wykrzyknienie:
jest to tak straszne, że trudno nam uwierzyć!). Tu natomiast został mu odjęty tragizm.
Bowiem w kontekście zdania poprzedniego zabrzmiało ono w swojej zaskakującej
dosłowności, oryginalnie wykorzystanej. Nie może być mowy o rozpaczy, skoro nie daje
się wiary temu, co się stało. A trudno uwierzyć - jak przekonuje dalsze
uzasadnienie – jeśli ciągle pozostaje się w zasięgu oddziaływania zmarłego, korzysta
z pełni jego ducha. Z poprowadzonego w ten sposób rozumowania wykrystalizowuje się
przewodnia mądrość według której śmierć podlega oddaleniu dopóki żyje twórcza moc
dzieła tego, który odszedł, jak długo żywi pozostają w kręgu wyznaczonych przez niego
wartości. Na tym jednak nie koniec. Mówca, zalecając wybór tak afirmatywnej postawy,
diametralnie zmienia porządek funeralnych zachowań. W miejsce rozpaczy i poczucia
osierocenia, czy choćby wyciszonego odczucia nieuniknionych praw istnienia, pojawia
się przyzwolenie na triumfalną wręcz radość z życia doskonale spełnionego. Spotykamy
się zatem chyba z najradośniejszym wstępem w polskim kaznodziejstwie żałobnym.
Stanowi on punkt wyjścia dla rozległej laudacji, która życie i dzieła arcybiskupa
Teodorowicza „objaśnia” jako wielki skarb społeczności ormiańskiej, dzięki któremu
znalazła ona swoje dostojne miejsce w Ojczyźnie i Kościele. Dodajmy nadto: całe
kazanie Bogdanowicza jest również o wielkiej potędze chrześcijańskiego optymizmu
(wspaniała jest ta świadomość, w obliczu śmierci, wielkości i celowości życia), także o
Polsce, ojczyźnie tych, co byli w niej zawsze i tych, co ją wybrali.
Ale kaznodziejstwo XX wieku, zwłaszcza w jego początkach, preferowało innego
rodzaju exordium. Interesujące zmiany w jego kształcie i sposobach zastosowania mają
wyraźne powiązanie z kulturą literacką epoki, młodopolską wyobraźnią i stylistyką
(niekiedy mówić można nawet o zapożyczeniach genologicznych). Przede wszystkim
daje się zauważyć – stopniowo ulega to znacznemu uwydatnieniu – zacieranie granic
między poszczególnymi częściami kazania. Odejście od wymogów klasycznego kanonu,
zobowiązującego mówcę do ostrego rozdziału poszczególnych segmentów oracji,
odnosiło się nie tylko do strony kompozycyjnej (często było to „łagodne”, niemal
niezauważalne przejście do części następnej). Dokonywała się również pewnego rodzaju
unifikacja stylistyczno-kompozycyjna. Widać to szczególnie w kaznodziejstwie
żałobnym. W jego XIX-wiecznej wersji - na przykład - po ekspresywnie patetycznej
119
elokwencji wstępu pojawiała się najczęściej rzeczowa, nieraz wyłącznie prawie
faktograficzna, laudacja. Później natomiast staje się już widoczne dążenie do
przedłużenia występującej w prologu „górności” stylu, czy też pewnych form
obrazowania lub choćby rytmiki wypowiedzi.
Pośród wstępów pozostających w zasięgu stylistyki młodopolskiej należy zwrócić
uwagę na specyficzną odmianę exordium ab ilustratione. Ma ono najczęściej
zbanalizowany, aczkolwiek bardzo charakterystyczny wyraz. Wyróżnia go przeważnie
opis scen historycznych, bądź kreatywna wizja pejzażu. W kaznodziejstwie patriotycznie
nastawionym, zwłaszcza rocznicowym, wstępne reminiscencje historyczne stanowiły
udramatyzowane wprowadzenie do tematu. Dokonywało się epickie w y w o ł y w a n i e
przeszłości, bywało, że w formie jakby opowieści, miejscami relacjonującej w czasie
teraźniejszym, „sprawozdawczym” jakieś wydarzenie: Przez ulice Warszawy podąża ku
Powązkom orszak pogrzebowy; kto żył w Warszawie, bierze w nim udział. Na czele
duchowieństwa kroczy sędziwy osiemdziesięcioletni Arcybiskup warszawski, a za nim
nieprzejrzane masy ludu. Nastrój ogromnie poważny, łkanie tylko wstrząsa niejedną
piersią, a z serc podnosi się w niebo skarga bolesna i pienie błagalne o zmiłowanie i
ratunek w ucisku335. W takich przypadkach niezwykle ważne było stworzenie „iluzji
naoczności”, osiągnięcie maksymalnej sugestywności, przyśpieszającej włączenie
słuchacza w krąg czasu zatrzymanego, spajającego przeszłość i teraźniejszość (dla
Polaków powinny stanowić jedność). Bo oto również chodziło, aby odpowiedni dać
wyraz ciągłości tradycji. Taką iluzoryczną kondensację czasu starał się stworzyć ksiądz
Cieszyński w prologu do kazania w rocznicę 3 Maja, akcentując w pierwszych dwu
słowach postawione na początku pytanie: Czy słyszycie?... Oto na łopoczących
skrzydłach chyżego czasu, z wiekowej dali niesie się w dostojne te mury świątynne,
pośród barokowe filary i pilastry i złocone głowice, przed ołtarze Pańskie, oto dźwiga
się już nad głowami skupionego ludu echo onych wspaniałych kazań, jakimi jeszcze
czasu Polski monarszej wymowne usta wielką czciły chwilę dziejową! Z krainy
nadniemeńskiej, z Grodna, z Wilna dochodzi nas głos tego, którego czy słusznie zwano
„Masylionem polskim” lub „księciem kaznodziejów”, X. Franciszka Michała
Karpowicza, głos sławiący majową konstytucję [...]. A wtóruje kaznodziei litewskiemu
335
S. Momidłowski, W pięćdziesiątą rocznicę powstania styczniowego [wygłoszone na uroczystym obchodzie w
Rzeszowie dnia 26 stycznia 1913], w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, dz. cyt., s. 192.
120
stołeczny, nie kto inny, jeno sam historyk biskup Adam Naruszewicz [...]. A również
donośnie rozlega się zapału i ciepła pełne kazanie warszawskiego mówcy u św. Krzyża,
biskupa Antoniego Malinowskiego336[…] – i tak dalej, wymieniani zostają kolejni
„mocarze” kościelnej wymowy. Pobrzmiewają tu echa młodopolskiego stylu
monumentalnych dramatów historycznych, choć jednocześnie mówca zmącił nieco
klarowność tego tonu, gdyż zwołując głosy kaznodziejskie z tamtej epoki nie odmówił
sobie przytoczenia krótkich cytatów - subtelnie zresztą wprowadzonych - erudycyjnie
jakby „udosłowniając” w ten sposób ów gest przywoływania tradycji. Całość jednak
zdominowana jest przez podniosły „poetycki” nastrój n a s ł u c h i w a n i a przeszłości,
która przybliża się, potężnieje i niemal przygniata swoją wielkością (I ja wsłuchujący się
w podniosły szum ich kaznodziejskiej pieśni drżę na myśl, że niezdolnym będę podjąć
górną ich melodię...).
Tenże kaznodzieja w inny jeszcze sposób ujawniał powinowactwo krasomówstwa
ze stylistyką ówczesnej literatury popularnej (w której było coś z młodopolskiej prozy
poetyckiej i coś z Sienkiewicza). W katastroficznym, apokaliptycznym odczuciu
przyrody. Zwłaszcza w mowach żałobnych z okresu wojny było ono szczególnie
preferowane. Tego rodzaju tło funeralne właśnie we wstępach Cieszyński z
upodobaniem rozbudowywał. Stosując kosmiczną niemal skalę widzenia, konkretną
śmierć wpisywał w panoramę totalnej zagłady: Beznadziejnie ciężkie, ołowiane chmur
kiry kryją nieustannie nieba naszego błękity i co chwilę z ich nieszczęściem
brzemiennych łon lecą ogniste gromy, przeszywając z łoskotem w łunie czerwonych
błyskawic powietrzne przestrzenie. Więc mrużą się oczy zalęknione, chylą się głowy
zbolałe, kurczą się ramiona bezwładne, drży serce szlochem bolesnym, tuli się w sobie
dusza spowita w smutek głęboki, niepojęty. Albowiem upiorne Widmo śmierci idzie, idzie
przez szerokie łany narodu naszego i zbiera na rozlicznych pobojowiskach całej niemal
Europy [...] krwawe plony[...]. Całe lasy krzyżów mogilnych pokrywają już naszą biedną
załzawioną, skrwawioną, stratowaną, zniszczoną ziemicę polską337. Ekspresjonistyczny
336
N. Cieszyński, W rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja. Kazanie wygłoszone 3 maja 1922 roku w Poznaniu ...,
w: tenże, Wszystkim dla wszystkich stałem się (1. Kor. X, 22). Zbiór kazań przygodnych, dz. cyt., s. 113.
337
N. Cieszyński, Mowa żałobna wygłoszona przy zwłokach śp. Franciszki z Bombickich Bocianowej w kościele
parafialnym w Zbąszyniu dnia 30 grudnia 1916, w: tenże, dz. cyt., s. 67-68.
121
obraz nieba338 i ziemi w obiegowej gamie określeń („chmur kir”, „dusza spowita w
smutek”, „upiorne Widmo śmierci”) wyraźnie przylega - jak widać - do stereotypowej
imaginacji okresu i mogłoby się nawet początkowo wydawać, że w swoim nadmiarze
służy li tylko ozdobnemu popisowi oratorskiemu. Chodzi jednak o coś więcej.
Horrendalne odczucie zwielokrotnionej śmierci nie stanowi też tylko okazjonalnego
pretekstu, przybliżającego aktualne wydarzenia i właściwą ich ocenę. Ma raczej - rzec by
można - prowokacyjny charakter, gdyż dopiero w takim kontekście będzie można
wskazać wartość śmierci dotykającej człowieka w sposób naturalny, należycie
uwypuklony zostanie sens refleksji konsolacyjnej (wprowadzonej zaraz po wstępie).
Wskazuje ona żałobnej rodzinie źródło pocieszenia w świadomości, że życie bliskiej im
osoby zostało dobrze przeżyte, a tym samym w y p e ł n i o n e. Śmierć jawi się wówczas
jako dokonany w odpowiednim czasie akt z a m k n i ę c i a, a nie bezsensownego
zakłócenia biegu rzeczy.
Innym
razem
–
w
kazaniu
poświęconym
Henrykowi
Dąbrowskiemu - apokaliptyczna przestrzeń nocnej scenerii (incipit: Głęboka, głucha
noc okryła dalekie przestrzenie ziemicy naszej, otuliła biedne jej dzieci znękane głowy
żałobnym ponurym kirem...) wyposażona została we wszystkie atrybuty wzmacniające
odczucie
znikomości
czy
wręcz
unicestwiania.
Jednocześnie
obrazowi
tych
nieogarniętych ciemności przeciwstawiony zostaje drobny detal ożywiający nadzieję
- dostrzegalne w dalekiej perspektywie gwiezdne promyki. Symbolizują one – jak się
potem okaże – wspomnienie chwalebnych czynów wielkich rodaków. Ale wyjaśnienie
tego „znaku” pojawi się dalej. Natomiast wstępny akapit to autonomiczna wizja,
całkowicie podporządkowana prawom „odruchów” poetyckich. Cała ta pierwsza część
exordium odwołuje się do poetyckich utworów lamentacyjnych z tak charakterystyczną
dla spadkobierców Młodej Polski eskalacją pytań i narastaniem egzaltacji aż do
suplikacyjnego finału: O błogosławione bądźcie wy gwiezdne wśród niebnych wyżyn
promyki, o kładźcie się miękkimi dłońmi na zbolałe nasze skronie, wnikajcie balsamem
gojącym, ożywczym do serc naszych339. I teraz dopiero, w odrębnym akapicie, nastąpi
objaśnienie symboliki. Zamiarem mówcy było więc wyraźne wyodrębnienie estetycznej
338
Zob. na ten temat M. Jankowski, Młodopolskie niebo, w: Młodopolski świat wyobraźni, praca zbiorowa pod red.
M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 1977, s. 130-131.
339
N. Cieszyński, Mowa poświęcona pamięci Henryka Dąbrowskiego w setną rocznicę jego zgonu, w: tenże, Lud
jako lew się podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych, dz. cyt., s. 65.
122
funkcji określonego fragmentu. Warto zwrócić uwagę na ten przypadek. Chodzi bowiem
o próbę połączenia retorycznej funkcji wstępu (zapowiada, sygnalizuje jakby kierunek
przepowiadania) z jego estetyczną samodzielnością, „pasującą” go na fragment stricte
literacki.
Ale szczególnie interesujący okaz stanowi zainicjowany w owym czasie – myślę
tu oczywiście cały czas o kaznodziejstwie owładniętym trendami młodopolskimi
– rodzaj wstępu e l e g i j n e g o, pozostający w pokrewieństwie stylistycznym
z uprawianymi wówczas gatunkami literatury okolicznościowej, zwłaszcza typu
funeralnego. Mówca ogarniał wstępnie temat i sytuację na wzór wieszczego przekazu
prawd absolutnych: Oni idą na nas z mnóstwem opornym i hardością, aby nas
wygładzili... a my powstajem, ażeby bronić się i walczyć o dusze nasze i prawa nasze...
Oni idą na nas z hardością, aby nas złupili i zdeptali, zgnietli i wyniszczyli, a my
powstajem, ażeby walczyć o życie i wiarę w przyszłość... Oni idą... wytrwali i nieugięci,
uporni a zbrojni we wszystkie podłości zasoby i nie patrzą na środki, tylko piekielny cel
zabijania narodu mają przed sobą, a my powstajem, ażeby wydźwignąć się z n i e m o c
y w o l i, z u ś p i e n i a
d u c h a, z c h o r o b y s a m o l u b s t w a, z s r o m u z
a p o m n i e n i a o s w y c h o b o w i ą z k a c h340. Jest to pierwsza część exordium, w
której został jakby udzielony głos (rozwinięcie i parafraza 1 Księgi Machabejskiej)
„bohaterom” - przywoływanej tu uroczystym obrzędem - przeszłości. Mówi się o tym
wprost w części drugiej (Tak byśmy mówić mogli, gdybyśmy byli ludźmi z epoki
listopadowego powstania...), świadomie zaznaczając dystans niby przytoczenia
(„cytatu”), a więc tym samym pewną jego „ozdobność”, funkcję ornamentacyjną. Dalej
bowiem kaznodzieja posłuży się już stylem właściwej mu roli: naucza, analizuje, snuje
refleksyjne rozważania. W tym miejscu dodajmy nawiasem, iż cechy jakie ukazuje
wyżej cytowany fragment występują u Bandurskiego rzadko. Jego wstępy mają
najczęściej formę bardzo prostego – choć w miarę uogólniającego – wprowadzenia do
tematu, aczkolwiek w innych miejscach tekstu pojawiają się niekiedy elegijne
rozwinięcia pewnych kwestii; polega to na wiązaniu wypowiedzi poprzez równoległe
zestawienia
anaforycznych
powtórzeń,
stylizujących
ją
na
uwznioślone
r o z p a m i ę t y w a n i e. Naturalnie, wiele tej elegijności było już w XIX wieku i
340
W. Bandurski, Przemowa wypowiedziana w 76 rocznicę powstania listopadowego w kościele OO.
Dominikanów, w: tenże, Ducha nie gaście! Kazania i przemowy patriotyczne, Lwów 1911, s. 109.
123
nawiązanie miało być kontynuacją pewnej postawy. Chodzi o oratorskie kreowanie iluzji
ponadczasowej – taka przystoi narodowi z obolałą przeszłością – medytacji tego
wiecznego „teraz” wspólnotowej pamięci.
Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na dosyć ważną cechę identyfikacyjną tego rodzaju
wstępów. Na wprowadzanie przedmiotu rozważań od razu na wyższy stopień
uogólnienia, p o d a n i e tematu najpierw poprzez określenie jego esencji. Chodzi
o strategię polegającą na ustawieniu obiektu, o którym będzie mowa, na piedestale
wielkiej idei, podniosłego tematu, wprowadzenie go do panteonu pryncypialnych
wartości, także w rejony czasu mitycznego. Ważne jest to odkonkretnienie wstępu,
przejście od formuły ogólnej do objaśnienia, czy też nazwania rzeczy samej. Ściślej
rzecz biorąc, od strony retorycznej jest to niezwykle efektywny zabieg - otwierająca
ciekawość słuchacza „zapowiedź” dalszego ciągu. Podaje ona tonację refleksji
i przeżywania. Na przykład w jednej z mów Teodorowicza anaforycznie uszeregowane
zdania początkowe (incip. Cóż to za miłość, która rada by dla siebie zabrać wszystko,
by wszędzie zwycięsko królować341?) - zanim okaże się, że chodzi o miłość ojczyzny
- zgromadzą wszystkie cechy określające rodzaj miłości opartej na wyłączności.
W kazaniu żałobnym exordium, anonsując postać nie tyle poprzez konkretne jej
cechy (lub określenie rozmiaru klęski i żałoby), ale w zarysie ogólnych prawd o niej,
uzyskiwało ciekawszy efekt „literackiego” patosu. Wystarczy porównać niektóre
cytowane już teksty z rozpoczęciem mowy Teodorowicza: Wszystko wyśpiewała mu
przeszłość Polski: i swoje bohaterskie czyny i swe powszednie, szare, codzienne życie; i
dnie swojego pogromu i wielkie chwile tryumfu i chwały; i swoją słabość, i niedostatek, i
źródła, skąd czerpała moc i podniesienie. I wyspowiadała mu swoje wewnętrzne dzieje,
swoje pokuty i swe duchowe potykania, swoje winy i wielkie za nie ekspiacje - nie miała
przed nim tajemnic - zwierzyła mu wszystko342. Próba wyrażenia syntetycznej prawdy o
dziele pisarza podjęta została w stylu nadgrobnych żalów, medytacji, dzięki której
wprowadzenie
postaci
nosi
znamiona
prezentacji
mitycznego
bohatera
(w
romantycznym wydaniu) elegii żałobnej.
341
J. Teodorowicz, Dwie epoki. Mowa wypowiedziana w roku 1913 w archikatedrze lwowskiej w 50 rocznicę
powstania 1963 roku, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, Poznań 1923, s. 3.
342
J. Teodorowicz, Wobec ideałów Henryka Sienkiewicza. Mowa wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w
kościele Mariackim w Krakowie przez ..., Kraków 1917, Lublin 1993, s. 3.
124
Cechy elegijności uzyskiwały wyjątkowy status w kaznodziejstwie księdza
Antoniego Szlagowskiego. Mówić o nich można zresztą nie tylko w odniesieniu do
wstępów. W wielu przypadkach bowiem mówca ten, bez wątpienia jeden z największych
(nie tylko pośród kaznodziejów) w Polsce XX wieku, w całości stylizował swoje oracje
- zwłaszcza żałobne - na wzór tekstów elegijnych bądź rapsodycznych, wypełniających
literaturę funeralną w czasach niewoli (i przetrwałych o wiele dłużej). Nawiasem
mówiąc, kilka oracji Szlagowskiego można by włączyć do antologii utworów,
zapożyczając (od Juliana Krzyżanowskiego) dla nich miano marszów żałobnych343.
Chodzi głównie o te z okresu późniejszego - przy trumnie Sienkiewicza („Quo Vadis”
Dokąd idziesz, duchu potężny, władco serc...344), wygłoszoną ku czci Chopina i z okazji
dziesięciolecia Odrodzonej Polski. Widoczna jest w nich tendencja do specyficznej
jednolitości kompozycyjnej, zacierania przedziałów między poszczególnymi częściami.
Wstęp nie ma tu autonomicznego, wydzielonego miejsca, a przyjęta na początku
konwencja stylistyczna często nie ulega zmianie prawie do końca oracji: Powstał
Nieśmiertelny. Po stu latach powstał, zaklęty w posągu: powstałem, a jeszczem jest z
tobą, o Warszawo, kolebko mego ducha, z tobą, o Warszawo, tęsknoto mej duszy, mego
serca urno. Wraca wieszcz tonów i pieśni i melodii, zasłuchany w odgłosy wieków
minionych, wpatrzony w jawiące się zjawy przeżyć i przeczuć narodu, to się pogrąża w
głębinach własnego jestestwa, to się wzbija ponad wszystko, co ludzkie, co ziemskie,
sięga nieskończoności345. Tak rozpoczął mowę poświęconą Chopinowi, niezwykle
kunsztowną (z wyraźnymi odniesieniami do Marsza pogrzebowego Kornela Ujejskiego),
którą miejscami upodobniał do kwereli, jednego z najstarszych gatunków żałobnych
(przypomnijmy: jego głównym wyznacznikiem była stylizacja na wypowiedź, „skargę”
zmarłego346). To bardzo oryginalny tekst oratorski. Mowa rozwija się jakimś rytmem
dwugłosu, przy czym „głos” bohatera nie pojawia się jako przytoczenie, ale występuje
obok, niejako towarzyszy, głównemu kreatorowi wypowiedzi - mówcy. Stworzone
zostaje bardzo sugestywne wrażenie jakby nasłuchiwania z jego strony. Dzieje się tak
343
J. Krzyżanowski, Bema pamięci żałobny rapsod, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny t. 1, s. 62.
Termin to być może niezbyt precyzyjny, ale ma wartość dobrego uogólnienia.
344
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze
metropolitalnej św. Jana w dniu 27 października 1924 roku, w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 223.
345
A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina ... powiedziana
w kościele św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 roku, w: tenże, dz. cyt., s. 279.
346
Zob. M. Cytowska, Kwerela i heroida alegoryczna, „Meander” 1963 z. 11-12, s. 486-489.
125
już we wstępie, co potem jest konsekwentnie podtrzymywane. Ta ciągłość zapewnia
całości harmonijną jednolitość. Od początku też zostają wyznaczone reguły odbioru,
polegające na sugestii uczestnictwa w obrzędzie, obrzędzie o prastarej kondycji, kiedy to
duchy uczestniczą z kapłanem i ludem na równych prawach. Rzeczoną obrzędowość
znakomicie uzewnętrznia też styl wspomnianej już mowy o tytule jak zaklęcie A imię
Jego: Naród347. Na zakończenie dodajmy: właśnie gdzieś tutaj, w tym momencie, w
okresie międzywojennym wyczerpywały się zasoby romantycznej miary kaznodziejstwa.
Celem moim nie było całkowite odnotowanie wszystkich rodzajów exordium
kaznodziejskiego, pełne ukazanie ewolucji jego form. Chodziło raczej o selektywne
wydobycie wielu typów, dosyć charakterystycznych dla oratorstwa kościelnego.
Chodziło też o pokazanie bogactwa inwencji twórczej, która pozostaje świadectwem
wysokiego lotu sprawności intelektualnej i retorycznej mówców (niezależnie od tego,
jak mocno dziś te teksty mogą być spatynowane). Choć, biorąc rzecz całościowo, to
zróżnicowanie na przestrzeni wybranego okresu stanowi jakby jedną stronę zjawiska, z
drugiej bowiem wszystkie te odmiany wstępu - jak widać - łączyła wspólnota z ducha
czasu romantycznego, czyli określony model kulturowy, dosyć „wszechwładny” w kraju
lat niewoli i początków odrodzenia. A w nim istnieje właściwość nadrzędna: ogromne
przywiązanie do patosu, rozmaicie się przejawiającego, zarówno w wielce kunsztownej
postaci, jak i w wysokim stopniu nadużycia. Wielokrotnie spotykał się on z krytyką (już
w okresie międzywojennym). Nasza współczesność zdecydowanie odrzuciła ów patos
- często nie mając właściwego wyczucia, historycznej wrażliwości, czy też nie
rozumiejąc faktu, że istnieją przecież podniosłości w złym lub dobrym guście - i przyjęła
postawę skrajnie ascetyczną. Mieści się w tym także awersja - rzadko zresztą się ją
uzasadnia, tłumaczy - do zbytniej „literackości”, a więc nadmiaru metaforyki,
obrazowania, rytmizacji itp. Odcinając się jednak od tych form dawnego oratorstwa,
współczesność kaznodziejska popada w inny rodzaj uzależnienia – od szeroko pojętej
kolokwialności, języka środków masowego przekazu, gazetowej publicystyki, żargonu
mowy urzędowej. Spójrzmy na kilka zdań takiego oto wstępu: Jesteśmy przy trumnie
człowieka kapłana. Ta żałobna sytuacja powoduje intensywną pracę umysłu, aby znaleźć
347
A. Szlagowski, A imię Jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski, wypowiedziana w katedrze św.
Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 roku, „Przegląd Katolicki” 66(1928), s. 697-698.
126
w pamięci odpowiedni obraz, który by streszczał jego życie i to życie zilustrował348.
Pragnienie konkretu, swoiste pojmowanie „prostoty” spowodowało, że nasuwa się tu
skojarzenie z rzeczowością ... biuletynu informacyjnego. W zestawieniu z tamtym
okresem często widzimy, że rodzaj zależności, któremu poddaje się współczesny język
wypowiedzi religijnej, jest w stanie odebrać kaznodziejstwu nie tylko pewne wartości
przynależne sztuce słowa, ale i - za tym idąc - narazić je na o d s a k r a l n i e n i e tegoż
słowa.
348
F. Skupień, Orzeł nad gniazdem [na pogrzebie księdza Jana Krupińskiego, Poronin, luty 1988], „Materiały
Homiletyczne” 1988, z. 101, s. 89.
127
128
5. Modlitwy kaznodziejskie. Wszelkiego rodzaju rozważania na temat modlitw
kaznodziejskich muszą mieć w polu widzenia dwie kwestie: kontekst kulturowo religijny
i status estetyczny tekstu suplikacyjnego, będącego w interesującym nas okresie
fragmentem dosyć autonomicznym jakościowo.
W obrębie kultury dziewiętnastowiecznej zarówno twórczość, jak i motywika
modlitewna uległy szczególnej nobilitacji. Stawały się częścią tych rejonów duchowości,
które gesty i uczucia religijne plasowały wysoko pośród rzeczy pięknych. Na uwagę
zasługuje szerokie spektrum emocjonalne. Powstawały modlitwy wyszeptywane i
wykrzyczane, dostojne i „chaotyczne”, intymne i patetyczne. Układano je wierszem i
prozą. Ale nie zawsze wyraźnie biegnie linia podziału między aktem autorefleksji
modlitewnej a podniosłością patriotycznej deklaracji. W wielu miejscach zachodzą na
siebie: przemyślenie namysł i wzruszenie modlitewne z jednej strony, a otwartość,
retoryczna ekspresja szczytnego oznajmienia – z drugiej. Wielce znaczące jest
upodobanie do wyrażania nastrojowości m i e j s c a - kręgu modlitewnej „akcji”. Jest to
najczęściej przestrzeń pełniąca nie tylko rolę malowniczego tła, ale jednocześnie
współtworząca modlitwę. Może to być konkretne miejsce kultu (kościół, kaplica), jak i
otaczająca modlącego się człowieka natura349. Zwłaszcza w XIX-wiecznej literaturze
istnieje wiele takich – niekiedy krótkich, drobnych – fragmentów, które obrazowo,
bardzo sugestywnie starają się oddać wszystko to, co modlitwę otacza, co składa się na
jej wizualną atrakcyjność, uzmysławia jej estetyczny, zewnętrzny kształt. Tę scenerię w
sposób szczególny preferowali romantycy. Próbowali zmysłowo uchwycić abstrakcyjny
byt modlitwy, jej istnienie samo w sobie, moment, w którym wyczuwalny jest jej
„oddech”. Konkretyzowało się to niekiedy w niezwykle kunsztownym i poetycznym
obrazowaniu. Na przykład u Norwida: Anioł z-stąpił na próg stojącej otworem kaplicy,
bo drzwi nie było wcale, i wkłoniwszy się w ciąg modlitwy, widać było, że dopiero
odpoczywał350.
349
Zob. J. Kułakowska, Formy modlitewne w twórczości Słowackiego. Od „Hymnu” do „Zachwycenia”, Kraków
1996, s. 72-73.
350
C. K. Norwid, Ostatnia z bajek, w: tenże, Pisma wszystkie, oprac. J. W. Gomulicki, t. 4, Warszawa 1971, s. 99.
129
Cechą równie symptomatyczną w literaturze XIX stulecia pozostaje motyw
poczucia więzi wspólnotowej w modlitwie. Polakom często towarzyszyło przekonanie o
uczestnictwie w wielkim łańcuchu modlitewnej solidarności, w której mają swój udział
także zmarli: Adam Celiński z Bogdanem Jańskim, z Kazimierzem Brodzińskim, z Ojcem
Florianem Topolskim, ze Stefanem Witwickimi z wielu jeszcze rodakami, cichszej sławy,
a równej im czystości, tworzą zaprawdę, jakoby osobny w y b r a k o w a n y p o c z e t
n a s z w n i e b i e. Bohaterowie to pańskiego krzyża i krzyżowej legendy emigranckiej.
[…]. W modlitwach za Polskę pośredniczą nam co dzień, stoją tam przed Panem
wypróbowani, to wieńconośni351. Jak widać postawa taka miała swoje specyficzne
uzasadnienie. Zjednoczenie w modlitwie daje wyraz i jednocześnie nadaje sens trwałości
ludzkiego
braterstwa.
W
odczuciu
człowieka
XIX wieku,
w
rzeczywistości
zdominowanej przez cierpienie istniało niejako zobowiązanie do obejmowania modlitwą
wszelkiej ofiary, ponoszonej nie tylko tu i teraz, ale zawsze i wszędzie. Kraszewski,
pisząc o spotkaniu z Lenartowiczem w Rzymie, nadmieniał: Zmówimy tam modlitwę za
wszystkich nieznanych męczenników świata tego, prawdy, wiary, miłości, rozsianych po
świecie, a może Bóg ulży im męki, ukazując jasne niebo nad skrwawionymi głowy352.
W kaznodziejstwie romantycznym podobnie jak w literaturze da się odczytać
relacja z Bogiem oparta na kreacji podmiotu jako reprezentanta narodu wobec
Absolutu.353 Bywa też, że Bóg występuje tu na prawach adresata-powiernika, rozmówcy
przyjaciela. Błagalny ton sąsiaduje ze zwykłą, pełną szczegółów relacją, przypomina
fragment intymnego listu pisanego do bliskiej osoby. Jest w nim zawarty pokaźny
ładunek sugestywnie wyrażonego cierpienia. Modlitwa niejako w sposób naturalny
wypływa ze strumienia refleksji, staje się jej przedłużeniem, wiarygodnym świadectwem
codziennego obcowania z Bogiem. Ważne jednak, aby mieć świadomość dominacji tej
koncepcji Boga, której funkcje Kułakowska – przy okazji Słowackiego – określa
mianem „uwznioślającego rezonansu”. To dosyć egotyczne podejście ujawnia jednak
miejscami zalążki postawy czynionej ze względu na Boga354, gdy celebracja
kaznodziejskiej wypowiedzi dokonuje apoteozy Stwórcy poprzez zaufanie. Modlitwy
351
J. B. Zaleski, Korespondencja …, t. 2, wyd. D. Zaleski, Lwów 1901, s. 154
J. I. Kraszewski, T. Lenartowicz, Korespondencja, oprac. W. Danek, Wrocław 1963, s. 28. Ten motyw powróci
z wielką siłą w czasie II wojny światowej (pokazuje to m.in. zbiór Suplikacje z czasów wojny. Antologia polskiej
poezji religijnej 1939-1945, Warszawa 1983, wyd. 2 tamże, 1986.
353
J. Kułakowska, dz. cyt., s. 51.
354
J. Kułakowska, dz. cyt., s. 47.
352
130
kaznodziejskie dzięki swojej osobności – a myślę tu o odrębnej, wyraźnie estetycznie
zorganizowanej samodzielności przekazu – wpisywały się też w sferę obyczajowości
modlitewnej XIX wieku.355
Miała ona tę właściwość, że dotykała bardzo wielu
przejawów modlitewnej aktywności.
W atmosferze czasu, klimacie epoki w ogóle – jak wiadomo istniała silna wiara w
posłannictwo słowa, a charyzmatyczne pojmowanie istoty języka miało niejako
obligować do rewanżu356. Wielkie stulecie Polaków – jak je nazywa Alina Witkowska
– nadało twórczości modlitewnej szczególny charakter, status mikrotekstu z pogranicza
obyczaju i literatury (a nawet szerzej: piśmiennictwa; tej identyfikacji poddają się też w
określonym zakresie modlitwy kaznodziejskie). Zrodził się pewien nurt, który pozostając
w kręgu pisarskiej prywatności, w większym lub mniejszym stopniu związany był z
określonym repertuarem zachowań. W większym – gdy chodziło o teksty z imiennie
zaznaczonym adresem, przeznaczone dla konkretnej osoby (lub szerszego kręgu osób),
tworzone z pełną świadomością ich potencjalnej użyteczności (towarzyszyły im
określone
„gesty”
ofiarodawcy
wpisane
w
tekst
lub
poświadczone
przez
korespondencję); również gdy stanowiły bardzo osobisty ślad aktu religijnego pisarza, na
przykład utrwalony w jego dziennikach, zapiskach lub spuściźnie rękopiśmiennej (o
której opublikowaniu zdecydowali potomni). W mniejszym – wtedy, kiedy w grę
wchodził jedynie wybór konwencji (można mówić jakby o „obyczaju” stosowania
konwencji), na przykład, gdy dla modlitwy bywa przewidziane określone miejsce (pełni
ona rolę wprowadzenia lub dopowiedzenia, niejako uzupełnia dzieło, ma wyraźnie
deklaratywny charakter) w obrębie większej całości (niekoniecznie o profilu religijnym.
Także wówczas, gdy powstają pojedyncze modlitwy, czy też ich zbiory o zdecydowanie
literackim charakterze, przeznaczone do druku, niemniej rodzaj twórczości silnie
podporządkowanej osobistym doświadczeniom i określonej obyczajowości pisarskiej
(twórczości – dodajmy – której fragmenty funkcjonowały potem często jako teksty
stricte modlitewne). Jeśli idzie o wiek XIX można też mówić wręcz o stałym obyczaju
epistolarnym, polegającym na ustawicznym ponawianiu próśb o modlitwę lub
355
Piszę o tym w swojej książce Most z aksamitu. Szkice o problematyce modlitewnej w literaturze polskiej XIX i
XX wieku, Kalwaria Zebrzydowska 1993, s. 21-42.
356
Zwłaszcza w naszej polskiej rzeczywistości: Ten język tak piękny, tak składny, tak udatny, tak pełny, tak
brzmiący, tak żywy obróć na chwałę Tego, który ci go darował (P. Semenenko, Obraz słowa polskiego, dz. cyt., s.
57.
131
zapewnieniach
o
powierzaniu
bliskich
modlitewnej
pamięci.
Wiele
tego
w korespondencji Krasińskiego (…czasem módl się błyskiem myśli od Boga o mnie, bo
zaprawdę, że mi nader źle jest na ziemi) 357, Norwida (Tymczasem trwam w modlitwie
dla Ciebie…),358 Zaleskiego, Słowackiego. Utrwalił się też zwyczaj pisania
i ofiarowywania modlitw członkom rodziny, przyjaciołom, czy też określonej grupie
osób, z którą autor odczuwał potrzebę identyfikacji, której ideały lub los były mu
szczególnie bliskie. Modlitwę ową skoro sił mi stanie trochę więcej duchowych
i cielesnych – pisał Krasiński do Potockiej – p o s t a r a m się zapisać dla ciebie i cała
dusza moja będzie w niej359. Norwid z kolei jest autorem Modlitewnika dla Włodzimierza
Łubieńskiego.360 Iluminowany rękopis poeta sporządził podczas swego pobytu w klinice
więzienia berlińskiego, w 1846 roku. Podarował go przyjacielowi podczas jednej z wizyt
Łubieńskiego, który przychodził podtrzymywać go na duchu, dodawać otuchy. Jak
wiadomo obyczajowość literacka (i nie tylko) epoki przewidywała też inne rodzaje
„wymiany” tekstów modlitewnych. Spisywano je w specjalnych zeszytach, włączano do
sztambuchów, przepisywano na oddzielnych kartkach, a także – zwłaszcza te popularne,
znane – wysyłano w listach do najbliższych. Warto również zwrócić uwagę na wielce
znaczący w polskiej tradycji dedykacyjnej zwyczaj przekazywania modlitw szerszemu
ogółowi: współuczestnikom narodowego losu. Ujejski w zakończeniu pierwotnej
(pozostającej w rękopisie) wersji Skarg Jeremiego poczynił zapis: Te są modlitwy, które
Jeremi dla swoich braci w niewoli napisał. – A pisał w siedemdziesiątym i czwartym
roku pokuty narodu swego, a tysiącznym osiemsetnym czterdziestym szóstym roku od
narodzenia Chrystusa Pana. Módlcie się.361 Wszystko to stanowi naturalny niejako
kontekst modlitw kaznodziejskich, zwłaszcza gdy chce się na nie spojrzeć także w
wymiarze kulturowym.
Romantyzm, jak wiadomo, pojmował człowieka wszechstronnie. Przede
wszystkim poszerzył obraz jego możliwości poznawczych, głosząc, że ważny jest nie
tylko rozum, ale i „czucie i wiara”, ogarnienie tego, co tajemnicze i niewidzialne,
357
Z. Krasiński, Listy do Konstantego Gaszyńskiego, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1971, s. 269.
C. K. Norwid, List do Lenartowicza, w: tenże, Pisma wszystkie, oprac. J. W. Gomulicki, t. 8, Warszawa 1971, s.
296.
359
Z. Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, t. 3, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1975, s. 835. Napisał ją w kilka dni
później. Zaczyna się od słów O Jezu Chryste! Odkupicielu i Zbawicielu nasz…
360
C. K. Norwid, Pisma wszystkie, t. 7, Warszawa 1973, s. 196-219.
361
Cyt. za: Z. Sudolski, U źródeł Skarg Jeremiego, „Przegląd Humanistyczny” 1962 z. 3, s. 139.
358
132
pozarozumowe i pozazmysłowe. Istotne stawało się przeświadczenie, że jak formułuje to
Czesław Zgorzelski – świat oglądany zmysłami nie mieści w sobie wszystkich zjawisk
bytu […] świat zjawisk nadprzyrodzonych, ukrytych niejako poza powierzchnią tego, co
możemy doświadczyć zmysłami, kryje najwyższe, naczelne wartości życia.362 W tym
kontekście modlitwa jawi się jako pewien sposób poznania , jak forma doświadczeń
człowieka wewnętrznego363. Nie może jej zabraknąć, gdy chodzi o interpretację ludzkiej
kondycji. Uważ czy nie brak czego systematowi powszechnej filozofii, który nie tłumaczy
modlitwy – pisał Mickiewicz do Trentowskiego364.
Pisarze romantyczni w swoich
przemyśleniach poświęcili wiele miejsca modlitwie. Pośród różnorodnych spostrzeżeń i
koncepcji wyraźnie daje się zauważyć silne przeświadczenie o
p o t r z e b i e
modlitwy, głęboko zakorzenionym w człowieku i n s t y n k c i e modlitewnym. Ta
konieczność ustawicznego kontaktu z Bogiem nieustannie aktywizuje istnienie ludzkie,
nadaje mu sens, udoskonala, zapewnia jego właściwą interpretację. Pełnia tego spotkania
uzależniona jest od stopnia rozwoju duchowego. Stąd – właściwa całemu
stuleciu – ustawiczna troska o jakość, sposób i autentyczność modlitwy.
Zarówno obyczajowość, jak i świadomość modlitewna, w dużej mierze kreowana
przez literaturę, stanowi naturalne tło dla poddanego w tym miejscu opisowi przedmiotu.
Właśnie zmartwychwstańcy, jak się zdaje, byli najbardziej pokrewni epoce w tych
rejonach. To oni potraktowali w kazaniach modlitwę po literacku. Nadali jej kształt
wypowiedzi poufnej i wyszukanej zarazem, rzutkiej rytmicznie, nastawionej na coś
więcej niźli zwykły komunikat. Bo skoligaconej z obrazem, przenośnią, grą
semantycznych
asocjacji,
literacką
frazeologią
okresu.
Głównie
Jełowicki
i
Kajsiewicz – a więc dwaj najpłodniejsi kaznodzieje z tego kręgu – mięli w tej materii
wiele do zaoferowania. Oni również skłaniali się do częstych wypowiedzi o modlitwie.
Modlitwa była dla nich aktem, w którym następuje uwznioślenie osoby ludzkiej.
Modlitwa sama w sobie stanowi wartość bezcenną. I dlatego, gdy pojawia się problem
jej skuteczności, rodzi się gwałtowna reakcja odrzucająca prymitywny utylitaryzm
modlitewnych zabiegów. One nie mogą być źródłem doraźnych korzyści, efektywność
362
Cz. Zgorzelski, Romantyzm w Polsce, Lublin 1957, s. 7.
Na temat romantycznego przeciwstawienia „człowiek wewnętrzny – człowiek zewnętrzny” zob. M. Janion,
Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 50-51.
364
A. Mickiewicz, Listy, w: tenże, Dzieła, t. 15, Warszawa 1954, s. 256; o tym liście zob. A. Walicki, Filozofia a
mesjanizm, Warszawa 1970, s. 95.
363
133
jest bowiem sprawą Bożej przenikliwości. Ważna jest świadomość, że wszelkie
proporcje spraw uzależnione są od planów Stwórcy, a stosowane przez nas miary mają
złudny charakter. Pozostaje: żarliwość, zaufanie do Boga, całkowite zawierzenie jego
woli. Rozwinie tę myśl Jełowicki, zalecając adresatce swoich listów: Mówisz, że dużo się
modlisz, a mało zyskujesz. Nie mów tak! To bluźnierstwo! Człowiek nie może, nie
powinien nigdy oskarżać sprawiedliwości Boskiej. Uzyskujesz mało, a cóż Ty o tym
wiesz?[…] nie niszcz więc owocu swych modłów przez obojętność i brak zaufania w
mądrość Opatrzności Boskiej, która udziela nam tylko tego, co jest nam potrzebne do
zbawienia, my zaś prosimy nieraz o coś wręcz przeciwnego. Wówczas dobry Bóg, mimo,
że odmawia nam naszych zachcianek, wynagradza nam modlitwę łaskami, które są nam
naprawdę konieczne, a czyni to zawsze ilekroć modlimy się żarliwie i zupełną uległością
Jego woli365.
Ale modlitewność kaznodziejska Jełowickiego współtworzyła przede wszystkim
polski kanon suplikacji patriotycznych, których tradycja stanowi zjawisko jedyne w
swoim rodzaju. Włączone w rytuał wypowiedzi kazalnej, występujące w jej
kulminacyjnych momentach, stają się wołaniem przedstawiciela narodu. Jest to niejako
głos ludu, któremu przewodniczy kapłan. Ciąg modlitw przewijających się przez kolejne
teksty Jełowickiego tworzy razem jakby natchniony exodus
modlitewnej tułaczej
społeczności. W przekonaniu mówcy ustawiczna k o n t y n u a c j a modlitwy stanowi
warunek sine qua non odrodzenia ojczyzny. Świadomość tej wspólnotowej drogi
modlitewnej posłuży mu do profetycznego obrazu odzyskanej wolności, kresu
wygnańczej doli. To jeden z najbardziej przejmujących fragmentów polskiego
kaznodziejstwa czasów niewoli, szczególnie mocno wchodzący w reguły romantycznej
wyobraźni emigracyjnej: - A gdy Bóg miłosierny tej najtkliwszej wysłucha modlitwy,
skończy się niewola wasza i tułactwo nasze. – Wtedy wszystkie zakłady narodowe na
ziemi wygnania zwiną się jak namioty, i z obozem tułaczym przejdą na rodzinną ziemię.
365
A. Jełowicki, Listy do Ksaweryny (Listy do Ksaweryny Chodkiewiczowej 1832-1839), przekł. M. FredroBoniecka, Warszawa 1964, s. 286. Jakże lapidarnie uogólnił to Słowacki: […] ile razy Bóg nie spełnia naszej
ziemskiej modlitwy, to tylko dlatego, że mędrszy od nas i wszystkowiedzący i czujący nas w sobie, wie, iż się o
rzeczy złe dla nas modlimy (Korespondencja Juliusza Słowackiego, oprac. E. Sawrymowicz, t. 2, Wrocław 1963, s.
157).
134
– Sam tylko kościół polski tu zostanie. – A potomni, na tym pomniku, godnym naszej
świętej sprawy, napiszą te słowa: TU POLACY WYMODLILI POLSKĘ – Amen366.
Wymodlili – tak jak wywalczyli. Ta militarna asocjacja staje się uzasadniona,
jeśli się zauważy sieć podobnych powiązań semantycznych, występujących w wielu
miejscach i na różnych poziomach tekstów. Tylko modlitwa daje niepodważalną
rękojmię zwycięstwa zupełnego, zwycięstwa trwałego, jakie sam Bóg walczącym
w wojnie sprawiedliwej daje367.
To ona obok męczeństwa (a walczym tą ostatnią
i jedyną już bronią - męczeństwem368) jest godnym Polaka orężem. Ta rola zostaje
dodatkowo niejako ukonkretniona poprzez jej odpowiednie „rozpoznanie” po stronie
wroga: Naród nasz zdobył się był na onę, indziej jak w dziejach kościelnych niesłychaną
walkę ofiarną […] w męczarniach ognia i żelaza, bezbronny, modlący się i błagający. Aż
mu modlitwę za bunt policzono i za modlitwę w kościołach nawet na śmierć zabijano369
(podkr. moje – A.B.). Wpisanie modlitwy w krąg znaczeń militarnych dokonuje się
także poprzez efektowne uaktualnienie obrazu biblijnej modlitwy Mojżesza (i
podtrzymujących jego „utrudzone” ręce - Arona i Hura), wytrwale towarzyszącej walce
Jozuego (O taką pomoc wołam do was, Bracia moi dla naszych walczących.
Podtrzymujcie nam kapłanom ręce waszą też modlitwą370). Ów kontekst znaczeniowy
współtworzy również częste posługiwanie się słownictwem z tego zakresu (zarówno,
gdy mowa o modlitwie, jak i w samych modlitwach), stosowanie całych zwrotów
językowych o takiej właśnie proweniencji, niekiedy choćby w postaci efektownej
oratorsko aluzyjności stylistycznej. Na przykład z bojowym zawołaniem „do broni”
kojarzą się padające w pewnym miejscu a capite słowa: Do modlitwy Bracia moi, do
modlitwy pokutnej, błagalnej371. Jełowicki wskazywał swoim słuchaczom drogę do
„bezbronnej” walki modlitwą372, cierpieniem, duchową doskonałością, roztaczał przed
366
A. Jełowicki, Kazanie na XXVIII rocznicę Powstania Narodowego …, w: tenże, Kazania o świętych polskich i o
Królowej Korony Polskiej tudzież nauki przedślubne, mowy pogrzebowe i kazania przygodne, dz. cyt.., s. 592.
367
A. Jełowicki, Kazanie na Środę Popielcową, w: dz. cyt.., s. 623.
368
A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Kostce, w: tenże, dz. cyt.., s. 146.
369
A. Jełowicki Kazanie na Środę Popielcową, s. 620.
370
A. Jełowicki, dz. cyt., s. 624.
371
A. Jełowicki, dz. cyt., s. 625.
372
Trzeba w tym oczywiście widzieć także odniesienia do stylu mistyków, zwłaszcza Tomasza a Kempie (którego
Jełowicki szczególnie cenił i tłumaczył), dosyć często odwołującego się do militarnej semantyki. Oto fragment
dotyczący właśnie modlitwy: bezustanna modlitwa najbardziej jest potrzebna przeciwko wszelkim świata
niebezpieczeństwom, jak mocny pancerz. Kto się nie modli, ten nie walczy, a kto mężnie się nie opiera, prędko bywa
zwyciężonym i wieniec utraca (O potrzebie modlitwy i użyteczności świątobliwego czytania, w: Rozmyślania i
uwagi pobożne wybrane z dzieł Tomasza a Kempie, tłum. F. K. Orłowski, t. 3, Warszawa 1857, s. 118.
135
nimi wizję wielkiego misterium modlitewnego heroizmu, które miało Polskę nie tylko
przywrócić, ale i przetworzyć, odmienić.
Występujące w jego kazaniach modlitwy cechuje niekonwencjonalność. Pełnią
oczywiście rolę wyznaczoną przez „obyczajowość” kaznodziejską, ale jednocześnie
wyszukany kształt, jakość estetyczna wyodrębnia je, tworzą osobną grupę tekstów,
jeszcze jeden, pośród wielu, romantyczny cykl modlitewny. Ciekawa jest jego
stylistyczna różnorodność i cechujące je tworzywo literackiej wyobraźni. Daje się
zauważyć, między nimi, tak charakterystyczna dla stylu epoki skłonność do
anaforycznego wiązania zdań, nadająca wypowiedzi specyficzną rytmikę373: O Boże! Tyś
Panem życia i śmierci, a nie kto inny! Ty je uniżasz i dźwigasz, a nie kto inny! A tyrany,
czy to pojedyncze czy zbiorowe, są tylko w Twoim ręku rózgą, którą skoro się ukorzym,
Ty sam złamawszy, w ogień rzucisz; lub w głębiach miłosierdzia Twego nowe Faraony,
przez nowe Mojżesze potopisz.374 W innym miejscu znajdziemy modlitwę, w której
pobrzmiewają echa ludowej lamentacji: O Święty Stanisławie Kostko! Kość ty z kości
naszych, bracie nasz kochany, na zwycięskim rydwanie Królowej naszej w modlitwie
klęczący! Pojrzyj ty znowu na ojczyznę naszą; a patrz, co się tam w niej dzieje! Jakie tam
niedostatki, jakie niebezpieczeństwa i jakie boleści! Jaki tam bój stacza się ustawiczny
między najstraszniejszym nieprzyjacielem Kościoła, między Moskwą, tym dzisiejszym
Turkiem, a nami375. Kaznodzieja potrafi też w sposób efektowny posłużyć się
paronomazją we fragmencie modlitewnym kazania o świętym Stanisławie Męczenniku:
by cały Naród Polski znów się upodobał Bogu i ażeby Bóg nawrócony nawróceniem
jego już się nad nim, jako wie i chce, na koniec zmiłował376 (podkr. moje – A. B.).
Niekiedy zdarzają się i „obrazowe” zapożyczenia z literatury, charakterystyczne dla
romantycznej imaginacji. Bywa, że występują w sąsiedztwie afektywnej retoryki,
właściwej mowie spontanicznej. Jełowicki – nawiasem mówiąc – dosyć często posługuje
się na przemian stylem „poetyckim”, uwznioślonym, metaforycznym oraz kolokwialnym
i perswazyjnym, potocznym. Są to teksty noszące cechy zarówno patriotycznej
narodowej oracji, jak i kazania ludowego. Przywołajmy modlitwę zamykającą Homilię
373
Pisze o tym Teresa Skubalanka w książce Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, Wrocław 1864, s.
180.
374
A. Jełowicki, Kazanie na święto Oczyszczenia Najświętszej Panny…, w: tenże, dz. cyt., s. 298.
375
A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Kostce, s. 145.
376
A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Stanisławie Męczenniku, w: tenże, dz. cyt., s. 43.
136
o Bożym Narodzeniu, adresowaną do rezydujących w Wersalu a przybyłych z Wilna
wizytek, homilię w której przypomniana została ich tułacza dola: O Maryjo! Matko
Miłosierdzia! Cóżeś wtedy mówiła Synowi Twojemu o tych zakonnych córkach Polski, a
więc dwakroć Twoich? Jakie pociechy do ich serca wlałaś? – Ach! Pewno uświęciłaś łzy
ich, i zachowałaś je na perły do ich koron w Niebie, podając je wraz z Krwią Polską,
Litewską i Ruską, Synowi Twojemu jako złoto, kadzidło i mirrę377 (podkr. moje – A.. B.).
Wyobraźnia romantyczna często i z upodobaniem operowała tym zestawieniem:
łzy – perły (nasuwa się tu choćby werset Norwida z Trzech strofek : I pochowałem łzy
me, w Oceanie, Na pereł więcej!...378) , czy też łzy – perły – krew. Jełowicki wykorzystał
je dla zaakcentowania paraleli między apokryficzną opowieścią o wędrówce Trzech
Króli i ich misji głoszenia Dobrej Nowiny a pielgrzymowaniem sióstr wysłanniczek
„trójkrólewskiej Polski”. Analogia została przeprowadzona we wcześniejszych partiach
kazania, a w tej końcowej modlitwie jak gdyby dodatkowo jeszcze zmetaforyzowana. To
bardzo charakterystyczna cecha wielu omawianych tu modlitw. Najczęściej niejako
puentują kazanie poprzez syntetyzujący całość obraz lub przenośnię literacką.
W związku z tym zatrzymajmy się w jeszcze jednym miejscu, przy fragmencie,
który ponadto pokazuje finezyjny sposób odwoływania się do przesłania biblijnego: nie
wprost, w formie przytoczenia, czy też dydaktycznego zalecenia, ale pośrednio,
aluzyjnie. W Kazaniu o Świętym Janie Kantym, patronie Królestwa Polskiego mówca
wiele miejsca poświęca przeszłości Polski, odsłania i piętnuje wybór przez naród złej
drogi, uzasadniający późniejsze pasmo klęsk będących sprawiedliwą karą za
rozprzężenie moralne. W kulminacyjnym momencie przypomina jeden z cudów
świętego. Wybiera ten, który jego zdaniem jest szczególnie aktualny (bo do dzisiejszej
doli i potrzeby naszej najbardziej przypada) – scalenie rozbitego dzbana ubogiej
dziewczyny i napełnienie go wodą przemienioną w mleko. Scena ta w kontekście
wcześniejszych rozważań o kondycji moralnej narodu wprowadza nas w krąg – na razie
sygnalizując ją – biblijnej symboliki potłuczonych naczyń. Chodzi zwłaszcza o gest, w
którym Jahwe nakazuje Jeremiaszowi zapowiedzieć zburzenie grzesznej Jerozolimy (Jr
19, 1-13). Odniesienie do tego właśnie fragmentu ST uwydatnia się już wyraźnie
w modlitwie końcowej, która – tak jak poprzednio – w sposób obrazowy podsumowuje
377
378
A. Jełowicki, Homilia o Bożym Narodzeniu…, w: dz. cyt., s. 287.
Pisma wszystkie, oprac. J. W Gomulicki, t. 1, Warszawa 1971, s. 222.
137
całość wywodu, stając się jakby emblematem całości. Jest to wołanie o miłosierdzie
Boże dla narodu upadłego: O Święty nasz Patronie! I myśmy dzban nasz, to naczynie
wybrane Boże, tę Polskę kochaną, niebacznie niosąc, rozbili. I rozpadł się w trzy wielkie
skorupy. A odrobina łaski Bożej świecąca w nich jeszcze świadczy o wielkiej, wielkiej
szkodzie naszej. Ach, ujmij w Twe ręce te skorupy nasze, a zrosną się w naczynie dawne,
a zdrowsze jak wprzódy. Nie wodą z rzek naszych, lecz łzami pokuty z oczów naszych my
je napełniamy. I przeżegnasz je, i staną się mlekiem łaski Bożej starczącym na
wyżywienie rodziny Twojej a naszej, aż dzień ten cały, aż do dnia wieczności. Przez
Chrystusa Pana Naszego. Amen379. Kaznodzieja wybornie posługiwał się możliwościami
narastania emocji. Modlitwy prawie zawsze miały siłę mocnego akordu. Ich donośne
wołanie o Polskę odznacza się bardzo odrębną tonacją, osobnym stylem wyobraźni. Tak,
jak kaznodziejstwo Jełowickiego są chwilami obecne w pobliżu „swojskiej” i śpiewnej
zarazem stylistyki romantyzmu krajowego.
Militaria i tułacza modlitewność – to łączy Jełowickiego z wyobraźnią autorstwa
Kajsiewicza. Ten drugi jednak nieco bardziej uwypuklał swoją rolę: celebransa,
wysłannika rodaków i pośrednika między nimi a Bogiem. Ale przede wszystkim
chciałoby się powiedzieć: jest rozmówcą, tyle że kolokwialność w tym przypadku ma
charakter bardziej oficjalny. Pobrzmiewa echem „dworskiego” wystąpienia wysoko
postawionego w swej godności wasala przed obliczem Pana. Jego prośba staje się
jednocześnie rodzajem deklaracji, określonej postawy. Wyrazem stylu myślenia: Panie
mój jeżelim Cię kiedy prosił abyś kierował memi usty, tedy goręce proszę dnia tego i
godziny, racz sprawiać słowa moje i serca tych miłych braci, aby rany, które im zadać
mogę, za wdzięcznym a wonnym namaszczeniem Twojej łaski, stały się im ku zbawieniu.
O co Cię błagam, za przyczyną świętej a boleściwej matki Twojej380! Modlitwa ta
zdumiewa „elegancją” wypowiedzi i rzadkim konceptem specyficznej spolegliwości,
odwróconego pośrednictwa. To nie mówca ma pośredniczyć między Bogiem a ludem,
ale Stwórca między kaznodzieją a wiernymi. Tenże mówca stawia siebie trochę w roli
zaklinającego swoje gremium szamana, ale też i Bogu wyznacza zadanie na miarę
„jednego z nas”, który godzi swoich „braci”. Bywa, że pośrednictwo to staje się
379
A. Jełowicki, Kazanie o Świętym Janie Kantym, w: tenże, Kazania …, dz. cyt., s. 109.
H. Kajsiewicz, O pokucie. Z powodu XII rocznicy listopadowej, w: tenże, Kazania i mowy przygodne, dz.. cyt.,
s. 36.
380
138
powołaniem do reprezentacji ludzi; mówca w modlitwie staje się depozytariuszem jego
duchowej kondycji; pojawia się wypowiedź o charakterze intymnego zwierzenia w
połączeniu z aktem strzelistym: Lud jeden w narodzie naszym mógłby się lepszym
prawem dopytywać dlaczego cierpi; a przecie się nie skarży, lub się w cichości skarży
Bogu Zbawcy swemu; bo pokorny nie wmawia w siebie niewinności, wierzy, więc
wszystko rozumie. On sądów twoich nie sądzi o Panie! Ale się sądzi nimi; on słowy
swymi wyroki Twoje usprawiedliwia. Błogosław mu o Panie! I bądź pochwalony381.
Modlitwy Kajsiewicza sięgają też po poetykę inwokacyjną, „płomienną”
żarliwością, ale obliczoną bardziej na efektowne homagium – wielki monolog, będący
tyleż hołdem, co
wyznaniem wiary w formie piętrzących się refrenicznie
antynomicznych eksklamacji. Dochodzi zatem do głosu przeżycie mające swoją
dramaturgię: O Boże! który ludzkie rozumy w głupstwo obracasz kiedy Cię odbiegają, a
z głupstwa krzyża największą wydobywasz mądrość! Boże! który wybierasz to co mdłe i
słabe abyś poniżył i zawstydził to co się silnemu sądzi; Boże! który cichym i cierpliwym
posiadanie ziemi obiecałeś; Boże! od którego wszystko mamy, któremuśmy wszystko
oddawać winni, od którego jedynie wszystko się spodziewać możem i chcemy; nie pozwól
byśmy czegokolwiek lub inaczej chcieli jedno czego i jak Ty zechcesz. Nawróć Panie
obłąkanych, albo im szkodzić nie daj; a nam nie pozwól abyśmy Ciebie, najwyższego
dobra, dla innych niższych, choćby najmilszych odbiegali.[…]382. Tę dramaturgię,
która – w innym miejscu – siłą amplifikacji czyni z wypowiedzi modlitewnej przypadek
prozy poetyckiej (paralelizmy składniowe i intonacyjne). Jej istota polega na
„rozwinięciu”, które podąża ku adoracji rzeczywistości mierzonej mocą Boskiego
potencjału: O Boże Wszechmogący! Błogosław tym Braciom moim, tęsknym tułaczom,
błogosław całemu cierpiącemu Narodowi Polskiemu. Odejmij od nas grzechy nasze,
przebacz je i rzuć w przepaść niepamięci. Roztocz Twe miłosierdzie nad nami, przemień
się w nas, przemień się dla nas, abyśmy już odtąd chodzili w cudnej światłości oblicza
Twojego. Nawróć nas ku Tobie, nawróć nas ku sobie wzajem. Zmiękcz serca nasze jako
wosk. Spal ogniem miłości Twojej starą rdzę waśni naszych. Daj nam serce nowe, daj
nam serce jedno, daj nam ducha dobrego, ducha Twojego, ducha Świętego. Abyśmy
odmłodnieli jako orłowie, i stanęli mężem jednym za Tobą i przy Tobie. Abyśmy rychło
381
382
H. Kajsiewicz, O rządach opatrzności, w: dz. cyt., s. 15.
H. Kajsiewicz, O trojakim życiu i trojakim patriotyzmie, w: dz. cyt., s. 208.
139
na niwach naszych, w zagrodach naszych, w świątyniach naszych, chwalili Ciebie w
weselu serc naszych. Błogosław im, Panie, błogosławieństwem Namiestnika Twojego,
błogosławieństwem Twoim, o Jezu!383. W suplikacji tej od razu zauważalna staje się
ozdobność stylu (ornatus), niezwykle jednak wyważona, głównie bazująca na
wzniosłości; bardziej jednak jeszcze zaleca się jego stosowność (aptum) promująca
dostojeństwo myśli zharmonizowane z rytmicznością wypowiedzi. W modlitwach
Kajsiewicza ważną rolę pełni sztuka omowności, powaga peryfrazy („rzuć w przepaść
niepamięci” zamiast zwykłego „zapomnij”). W ten sposób tekst łatwiej poddaje się
medytacyjności, staje się rozległą „opowieścią”.
W rekomendacji kaznodziejskich modlitw Kajsiewicza musi się też pojawić
miejsce na refleksję dotyczącą romantycznej filozofii i poetyki fragmentu. Przede
wszystkim części jako zapowiedzi („ziarna”) całości384, odbicia uniwersum. Modlitwa
zatem jest w stanie odsyłać do – w tym przypadku – typu religijności, sedna wiary
motywującej spojrzenie na sens życia, prawdę o przemijaniu. W przypadku kazania
żałobnego modlitwa tym bardziej sumuje rzecz całą, wydobywając treści nadrzędne,
podyktowane potrzebą chwili: O Jezu ukrzyżowany! Sędzio miłosierdzia a przebaczenia,
kiedy już nam tak biednym zabierasz co mamy uczciwego, obyś już przynajmniej
ofiarami tymi napełnił co rychlej wielką przepaść strasznej sprawiedliwości. Niech już
wejdzie światło przebaczenia, i tak zajaśnieje przed ludźmi, abyśmy widzieli czyny Twoje
prawdziwe bo litościwe i chwalili Cię wespół z Ojcem i Duchem Ś. Którzyście w
Niebiesiech. Co nam daj Boże. Amen385. Tragicznej jednak wizji tułaczego losu
Kajsiewicz często przeciwstawia miłosierdzie Boże. Choćby – sprawiedliwości,
strasznej z ludzkiego punktu widzenia (czyżby peryfraza „maskowała” wręcz
okrucieństwo?). Z kolei zabierać „co mamy uczciwego” znaczyć może po prostu
ogołacanie z tego, co najcenniejsze (wielkich w narodzie). I, że jest to właśnie tragiczne
odczucie nie pozostaje bez znaczenia, gdyż generalnie rzecz biorąc stanowi
reprezentację „czarnego romantyzmu”. Stąd potężniejsza staje się siła „antidotum” w
postaci owego miłosierdzia.
383
H. Kajsiewicz, Nauka z Ewangelii na niedzielę drugą postu o Przemienieniu Pańskim, w: dz. cyt., s. 338.
W tej materii do poglądów m.in. F. Schlegla, Novalisa i A. Mickiewicza odsyła A. Kurska w: Fragment
romantyczny, Wrocław 1989, m.in. s. 10-15, 125-132.
385
H. Kajsiewicz, Mowa pogrzebowa na cześć Ś. P. Michała Hubego …, w: dz. cyt., s. 124.
384
140
Niezwykle atrakcyjna była rola miniatury romantycznej – w tym kręgu
postrzegam również modlitwy kaznodziejskie – która zasadzała się według badaczy
przede wszystkim na kondensacji treści, skrócie myślowym, esencjonalności386.
Poszukiwano jej (i szczególnie dowartościowywano głównie w obszarach poezji
romantycznej387. Predyspozycje interesujących nas mikrotekstów modlitewnych nie
wyczerpują się w podanym wyżej zestawie cech. Choć bez wątpienia kondensacja treści
– choćby w formie przesłania (w modlitwach kaznodziejskich często jakby zbiegają się
wszystkie właściwości emanującej z tekstu postawy oratora) – wydaje się tą istotną, w
swoim znaczeniu wyrazistą. Równie interesujące pozostaje wzbogacanie sensu poprzez
walory wyobraźniowe: następuje oto, między innymi dzięki skłonnościom do
hiperbolizacji
przestrzennej
w
„dzianiu
się”
spraw
Bożo-ludzkich,
animacja
„widzialności” wielkiej relacji między Niebem a Ziemią, uobecnienie Boga – wielkiego
k r e a t o r a. Modlitwa staje się w ten sposób również solową „partią” wyznania wiary
poprzez sugestywność wyobraźni. Bywa też zawieszeniem toku wypowiedzi,
odświętnym antraktem, dzięki któremu następuje jakby prześwit w czasie, przerwa dla
bezpośredniego „dotknięcia” transcendencji, która się w ten sposób urealnia. Jest w tym
także oddech wolności i to nie tylko dzięki nawiązaniu do „oficjalnej” oralności
sarmackiej388; także z poręczenia jakości estetycznych: wykwintnego stylu, kreatywnej
wyobraźni oraz dyscyplinowanej dystansem wzniosłości. Z tego powodu modlitwy
Kajsiewicza zdają się bardziej – i to między innymi odróżnia je od „swojskich” modlitw
Jełowickiego – należeć do kanonu romantyzmu emigracyjnego, wielkiego. Dzieło swoje
w ogóle kaznodzieja wpisywał się w jakże charakterystyczną dla epoki triadę: Przeto
prosiłem Pana aby słowo moje było śpiewem duszy, płaczem serca i modlitwą389.
386
Zob. W. Bojda, Historia miniatury, w: Miniatura i mikrologia, pod red. A. Nawareckiego, t. 1, Katowice 2000,
s. 92; autorka powołuje się m.in. na S. Szumana O kunszcie i istocie poezji lirycznej, Toruń 1948, s. 113.
387
Są to porywające proroctwa, modlitwy, westchnienia i pożegnania ograniczone do garstki porwanych wersów
(Aleksander Nawarecki, Mikrologia, genologia, miniatura, w: Miniatura i mikrologia, dz. cyt., s. 25; autor
powołuje się też na Cz. Zgorzelskiego Miniatury liryczne, w: tenże, Liryka w pełni romantyczna. Studia i szkice o
wierszach Słowackiego, Warszawa 1981).
388
Także „obozowej”: O Jezu! Najwyższy Wodzu a Hetmanie nasz! Naucz mię w tej chwili mówić do ludu a
żołnierstwa Twego, do posłusznych i kornych, a i do miłych Ci zawsze rokoszan Twoich (H. Kajsiewicz, O walce i
żołnierstwie duchowym. Na dzień 29 listopada 1843, w: dz. cyt., s. 49.
389
Tenże, Na XV rocznicę listopadową. O jedności z miłości Bożej, w: dz. cyt., s. 284.
141
6. Spiętrzenie tradycji (Międzywojenne kaznodziejstwo okolicznościowe).
W dziejach kultury rzadko objawiają się momenty uczestnictwa w ucieleśnianiu
mitu, jego konkretyzacji, chwile oferujące poczucie d o p e ł n i e n i a, gdy ziszczają się
proroctwa, marzenia oblekają w ciało, a legendy zdają się triumfować, pokazując swoją
użyteczność, wielkość i skuteczność posłannictwa. Następuje jakby spiętrzenie tradycji,
wielka r e t r o s p e k t y w a symboli, obrazów, pojęć i słów, które przez długi okres
współtworzyły mapę wyobraźni określonej zbiorowości. O takiej właśnie sytuacji można
mówić w związku z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 roku i ustawiczną
żywotnością w całym dwudziestoleciu - w rozmaitych formach przekazu - motywu
urzeczenia
cudem
spełnionych
marzeń.
Ambonie,
zwłaszcza
wystąpieniom
okolicznościowym, przypadło wówczas bardzo wyraziste miejsce. Najogólniej rzecz
ujmując, można powiedzieć, że kaznodzieje ówcześni wczuwali się w dwie role, które
czyniły ich strażnikami tradycji i predestynowały do sprawowania rządu dusz w nowej
epoce. Postrzegali się jako następcy wielkich kaznodziejów narodowych oraz
depozytariusze wartości wykreowanych przez wielką literaturę XIX wieku. Obie role
wyraźnie odsłaniały się poprzez odpowiednie – nakładające się na siebie – style
zachowań werbalnych: wieszcza, celebransa i poety.
Teraz, choćby w kaznodziejstwie inaugurującym niepodległość, chcąc utrafić
w emocjonalną tonację oczekiwań odbiorcy, zawładnąć nim, wskazane było mówić
o teraźniejszości językiem przeszłości, tak aby ten „święty” język niewoli, w odpowiedni
sposób użyty, nie tylko przypominał swoje brzmienie - co oczywiście wzmacniało
rytualność wypowiedzi - ale również obwieścił zwycięstwo swej profetycznej mowy.
Wydawało się rzeczą naturalną (prawem konsekwencji), że jego rejestrom została
powierzona kreacja wielkiego o z n a j m i e n i a, że tylko on jest ją w stanie udźwignąć:
Jesteśmy wolni!
Słyszycie, najmilsi? Jesteśmy wolni! Gdzie są wrogowie nasi?
Pokruszona ich moc i siła; nie masz ich. Gdzie są kajdany nasze? Odpadły. Wolni
jesteśmy! Zwiastuje mi tę nowinę wesołą świat, ale i obwieszczajmy ją sami sobie. Bo
zżyło się ucho nasze z żałobnym dźwiękiem dzwonu niewoli; bo piły serca nasze z
kielicha goryczy i trucizny tak długo, że sami nie wierzymy własnym słowom naszym,
142
sami podejrzewamy usta nasze, gdy te wołają: wolni jesteśmy390!. Wybierając tamten
rodzaj patosu, manifestacyjnie wspierano również wiarę w sens biegu rzeczy, który oto
odsłonił mądrość planów Bożych.
Co wyróżniało tę wolę zachowania ciągłości s p o s o b ó w wyrażania? Istotne
było, między innymi, świadome pozostawanie w kręgu tych samych znaków i biegłość
w odpowiedniej ich konfiguracji. Poszerzając poprzedni cytat, znajdziemy przejaw takiej
postawy w sformułowaniu wyrażonym explicite: Nawet te przedrogie symbole, któreśmy
brali z cierpień i męki Zbawiciela, ażeby mówić o ojczyźnie, do grobu wpędzonej, o
drodze jej krzyżowej, o Golgocie narodu, i te ustępują miejsca, spełniwszy swoją misję.
Dzisiaj już w innym symbolu szukamy stwierdzenia naszego szczęścia: w tym na który
nam
usta
wieszcze
przed
trzema
wskazywały
wiekami:
w symbolu zmartwychwstania391. Do Józefa Teodorowicza, jednego z najznamienitszych,
wtedy mistrzów ambony, wypadnie nam jeszcze powrócić. Wymowna była - jako ślad
oczekiwań odbiorczych - opinia recenzenta (także współkreatora międzywojennego
kaznodziejstwa okolicznościowego) jego tekstów, według której świadczą one o sile
wizyjnej, właściwej duchom wybranym, wieszczym392. Oczywiście „wieszczych”
środków oratorskich było wiele. Niezwykle efektowną formę miały choćby - mieszczące
się w dziewiętnastowiecznej konwencji kaznodziejskiej, tak silnie podlegającej
romantycznej wyobraźni - ujęcia paralelizujące wydarzenia biblijne i sytuację narodu
polskiego. Stosowano je wówczas, gdy mowa kaznodziejska, podejmowana z rozległej
perspektywy, przybierała charakter, rzec by można, panoramiczny, obmyślana jako
rozległa przypowieść o historii narodu, jego zmaganiach, ofierze, trwaniu w nadziei i
wreszcie triumfie zmartwychwstania. W ten sposób, na przykład, otwierał swoje
wystąpienie ksiądz Stefan Momidłowski, aluzyjnie przywołując księgę Ezechiela:
Rozburzona świątynia, narodu świętość, Jerozolima w gruzach, lud na wygnaniu w
dalekiej krainie nad Eufratem; Bóg dopuścił nań tę karę straszną, ale nie zostawił go bez
posilenia, powołał proroka Ezechiela, by karcąc naród niewierny, równocześnie w
390
J. Teodorowicz, Cud wskrzeszenia Polski, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s.
181.
391
J. Teodorowicz, dz. cyt., s. 181
392
N. Cieszyński, [rec.: Na przełomie J. Teodorowicza],”Przegląd Homiletyczny” 1924 z. 4, s. 304.
143
niedoli dźwignął go i umacniał393. Z kolei ksiądz Winkowski w podobnej poetyce
- udramatyzowanego wprowadzenia w rozległy obraz wydarzeń - odwoływał się do
chwil poprzedzających Zmartwychwstanie Chrystusa: Zamknęła się w on pamiętny
wielkopiątkowy dzień odkupienia ludzkości pieczara skalna nad świętym, najświętszym
ciałem Chrystusowym. Triumfowali wrogowie...394. Następnie rozwinięte zostało
porównanie do próby śmierci i grobu narodu, który Bóg ożywił w apokaliptycznej
scenerii wojennego chaosu. Ekspresja pierwszych zdań, otwierających oba kazania,
wzmocniona została przez inwersję składniową, dzięki której wysunięte na początek
zdania orzeczenie „atakuje” słuchacza siłą retorycznej emocji. Zabiegi tego rodzaju,
mające swoje korzenie w stylistyce barokowej, uległy silnej artykulacji w literaturze
przełomu wieków395, a ta z kolei (na rozmaitych zresztą poziomach tekstu)
determinowała jeszcze przez wiele lat kaznodziejstwo dwudziestowieczne, w znacznej
części.
Jednym z „natchnionych” zachowań kaznodziejskich, przejawów wieszczej
mowy było dosyć częste sięganie do motywu przypominania, a właściwie
z w o ł y w a n i a duchów Patrum Patriae. Motyw ten można było spotkać, w mniej lub
bardziej rozbudowanej formie, w ówczesnej literaturze okolicznościowej i publicystyce.
Ale z wyjątkowym upodobaniem posługiwała się nim ambona. Najczęściej właśnie, gdy
mówca pragnął silnie udramatyzować swoje wystąpienie, kiedy zamierzał wyraźnie
odwołać się do określonych tradycji literatury romantycznej. Jej estetyka przewidywała
bowiem - jak wiadomo - miejsce szczególnie uprzywilejowane dla panteonu
narodowych wielkości. Nauczał tego, między innymi, Mickiewicz, dobitnie nobilitując
rodzaj dramatu, w którym
wywołuje się niejako z grobu postacie świętych i
bohaterów396.
U progu niepodległości ten wielki areopag legendy polskiej uległ jeszcze
istotnemu poszerzeniu. Przede wszystkim o duchy wieszczów, obok których stanęli
bohaterowie ich dzieł, wzbogacając ten korowód postaci-znaków, wypełniających
393
S. S. Momidłowski, Mowa przy odczytaniu Manifestu Rady Regencyjnej w dn. 7 października 1918 r., w: tenże,
Kazania przygodne, t. 2, dz. cyt., s. 109.
394
J. Winkowski, Kazanie wygłoszone na uroczystym nabożeństwie dziękczynnym z powodu ogłoszenia
niepodległości Polski, dnia 20 października 1918 r. w kościele parafialnym w Zakopanem, Zakopane 1918, s. 3.
395
M. Dłuska, Modernistyczny barok Żeromskiego. Studium prozy poetyckiej pisarza, „Pamiętnik Literacki” 1966,
z. 1, s. 109-152; zob. też T. Skubalanka, Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje, dz. cyt., s. 435.
396
A. Mickiewicz, Literatura Słowiańska, w: tenże, Dzieła, t. 11, Warszawa 1955, s. 126.
144
okazałą wówczas scenę narodowego oratorstwa. Wytworzył się specyficzny kod
porozumiewania się mówcy ze słuchaczami poprzez wspólnotowe dokonywanie
obrzędu. Uczestniczyli w nim żywi i zmarli (Razem z nami drżą dziś z radości duchy
Mieczysława, Dąbrówki... Żółkiewskiego, Kościuszki, wieszczów...)
397
, osoby i
postaci – symbole. Przy czym chętnie posługiwano się zabiegiem kreującym scenę
rytualnego orszaku, rozrastającej się procesji podążających zewsząd do wolnej ojczyzny:
zesłańców, weteranów, przedstawicieli różnych dzielnic i stanów398. A kiedy
uczestnikami tego pochodu stawali się także W i e l c y Z m a r l i, wówczas wypowiedź
ulegała stylizacji na podniosłą „liturgię” języka „apelu poległych”, a rola kaznodziei
jako
celebransa
znajdowała
swoje
najpełniejsze
uzewnętrznienie.
Doskonale
egzemplifikuje to fragment, który warto przytoczyć w nieco poszerzonym wyborze
(zachowując z oryginału układ graficzny, podtrzymujący charakterystyczną rytmikę
wypowiedzi), aby pokazać wielce interesującą w swej reprezentatywności jakość sztuki
kaznodziejskiej tego czasu:
Odezwijcie się - wy, wielcy duchem, a cierpieniem Dostojni [...] zbudźcie się,
godzina wybiła: Polska wolna i cała, wstańcie: Ojczyzna zmartwychwstaje
Wstańcie na Boga! wielcy bohaterowie i wieszczowie, których nam Pan posyłał
na wiekową noc niewoli.
Wstań, Kościuszko, patrz oto Ameryka płaci Polsce
dług u ciebie zaciągnięty.
Wstań, Mickiewiczu, oto wojna wszechświatowa, przez ciebie obwieszczona
przynosi zbawienie Polsce.
Wstań, Sienkiewiczu, oto Grunwald po raz wtóry iści się na Zachodzie,
wprawdzie nie naszą ręką dokonany.
Wstań, Krasiński, idź za Irydionem i patrz: gdzie carat panował, tam prochy
tylko i kości tylko i hańba tylko.
Wstań, Słowacki, idź za Kordianem, a w zamkowych komnatach warszawskich z
wrogiem się nie spotkasz.
397
J. Bilczewski, Kazanie arcybiskupa wypowiedziane z okazji zjazdu biskupów w Katedrze Gnieźnieńskiej u grobu
św. Wojciecha w dn. 26 sierpnia 1919 r., Poznań 1919, s. 4.
398
Zob. S. Sopuch T.J., Na Zmartwychwstanie Ojczyzny. Mowa powiedziana na placu Katedralnym w czasie
błagalno-pokutnej procesji miasta Lwowa 20 X 1918, Lwów 1918, s. 6-7.
145
Przyjdź dostojny orszaku królewski: Chrobry Bolesławie, zwycięski Jagiełło,
wyście gromili Niemców,- trzeci Zygmuncie, mądry Stefanie, wyście zwyciężali Moskwę.
Do całej, zjednoczonej Polski wracajcie, Patronowie nasi: Wojciechu z Gniezna,
Jadwigo ze Śląska,
Stanisławie z Krakowa, Ładysławie z Warszawy, Kazimierzu z Wilna.
Zbierzcie się, rajcy niebiescy, na sejm do stóp
Królowej Polskiej, a radźcie nad tym, jakby najjaśniejszą naszą Rzeczpospolitą
uczynić wielką i potężną399.
Podjęty przez Szlagowskiego motyw „parlamentariuszy niebieskich” znalazł
szczególne
zastosowanie
we
wspaniałym
Kazaniu
sejmowym
arcybiskupa
Teodorowicza, jednym z najpiękniejszych tekstów w historii wymowy kościelnej.
Istotne było wykorzystanie w nim wspomnianego motywu w funkcji kompozycyjnej, co
konsekwentnie współtworzyło nadrzędną wymowę całości. Wyprowadzony z biblijnego
źródła, uobecniony został już w zdaniach inicjalnych: Gdybym był zdolny wskrzesić
zmarłych z grobów i kurhanów, gdybym był zdolny jak Ezechiel wywołać ich w długim
korowodzie, gdybym był zdolny w kości ich tchnąć ducha i życie, o wtedy, wtedy ustawił
bym ich przed wami i obwieścił bym nowinę w jednym prostym i krótkim słowie: idziemy
na pierwszy sejm polski, idziemy, żeby go otworzyć, idziemy żeby błogosławieństwo Boże
dla niego uprosić. I powołałbym tych jeszcze, którzy pisali wielką Konstytucję, a
następnie tych pierwszych wojowników za wolność Ojczyzny, którzy się porwali do walki
z przemożną siłą ciemięzcy, aby potem gasnącym okiem żegnać nadzieję, iż go zwyciężą.
Powołałbym tu przed oczy nasze kości tych Polaków, co później roznosili je na wszystkie
świata części od Samosierry aż do północnych zimnych grobów w Rosji, zabielili Europę
kośćmi swoimi, i wszystko dla Ojczyzny, a wszystko na próżno i na daremno.
Zawołałbym dziś do nich: a oto idziemy na pierwszy sejm polski!400 Głównym walorem
formalnym tej oracji jest rytmika większych segmentów, otwieranych zwrotem
„powołałbym”, będących przypominaniem zasług i poświęceń kolejno „idących”,
wywoływanych pracowników dla polskiej sprawy i jej męczenników.... Pośród tych
399
A. Szlagowski, Mowa w rocznicę Styczniowego Powstania wygłoszona w Katedrze Metropolitarnej Świętego
Jana dn. 22 stycznia 1919 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 61-62.
400
J. Teodorowicz, Kazanie sejmowe wygłoszone w katedrze Świętego Jana w Warszawie z okazji otwarcia
pierwszego sejmu polskiego, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s. 195.
146
dokonań znajduje się oczywiście i wielki czyn wieszczów, gęślarzy natchnionych401.
Całe kazanie dzięki tym cechom ma w sobie moc wypowiedzi rytualnej, specyficznie
animizującej przeszłość, po to by podbudować i uwznioślić następujące
przesłanie:
t r a d y c j a z o b o w i ą z u j e.
Ceremonialność tekstu budowały nie tylko rozmaite formy rytmizacji. Podobnie
skuteczne były kunsztowne wstępy i zakończenia, a także parateatralny, deklamatorski
patos języka. Wszystko to stanowiło część zjawiska rozleglejszej natury, także
określonego rodzaju recepcji czasu minionego, podniosłej natchnionej egzegezy
literatury romantycznej402. Jej recepcja - ujmijmy to tak - stawała się wówczas
obrzędem, determinując w znacznej mierze style relacji z przeszłością w ogóle,
zwłaszcza w kulturze żywego słowa.
A kaznodziejstwo okolicznościowe wchodziło w różnorodne związki z literaturą i
wiele wskazuje, że uprawiający je autorzy mieli ambicję artystyczne. Literacki profil
ambony bywał również dosyć często przedmiotem rozważań teoretycznych. Niektórzy z
piszących - zwłaszcza wywodzący się z młodopolskiej formacji intelektualnej - z
niezwykłą biegłością i zaangażowaniem ustalali literacki status kaznodziejstwa.
Najciekawsze, dziś jeszcze, pozostają refleksje księdza Euzebiusza Statecznego (OFM)
zawarte w Listach o wymowie403, dających świadectwo postawy wręcz entuzjastycznej w
postrzeganiu artyzmu w oratorstwie, a więc i kaznodziejstwie, które ten znany
zakonnik - literat uprawiał z powodzeniem. Wymowę traktował jako gałąź sztuki404, a
mówcę
mianował
artystą,
zarazem
rzecznikiem
i
poetą405
chrześcijańskiego
posłannictwa m i ł o ś c i. Mówca - pisał - posiadający wieniec poezji na czole, choćby
nawet nie był mówcą doskonałym, zawsze będzie z zajęciem słuchany, albowiem poezji
nikt oprzeć się nie zdoła, choćby i w siermiędze i w koszuli zgrzebnej była406. Jak się
zdaje, tę maksymę wielu kaznodziejów mogło uznać za wielce sobie bliską. Władysław
401
J. Teodorowicz, dz. cyt., s. 196.
Zob. M. Janion, Badania nad romantyzmem polskim, w: Rozwój wiedzy o literaturze polskiej po 1918 roku,
oprac. J. Maciejewski, Warszawa 1986, s. 120-121. W tym miejscu trzeba też przypomnieć żywotne w okresie
międzywojennym dziedzictwo (najbardziej chyba zagorzałym jego kontynuatorem był Jan Lechoń) romantycznego
ideału (wypromowany głównie przez Maurycego Mochnackiego), który literaturę nakazywał postrzegać szeroko,
jako dorobek pojęć, symboli i wyobrażeń, słowem - trwałe zasoby narodowej imaginacji (zob. I. Opacki, Lechoń i
polskie mity, Kielce 1993, s. 17).
403
E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920.
404
E. Stateczny, dz. cyt., s. 17.
405
E. Stateczny, dz. cyt., s. 171, 158.
406
E. Stateczny, dz. cyt., s. 53.
402
147
Bandurski, Józef Teodorowicz, Włodzimierz Jasiński407, Antoni Szlagowski, Józef Kłos,
Nikodem Cieszyński, Stefan Momidłowski, Piotr Niezgoda - to grono czołowych
mówców kościelnych okresu międzywojennego. Wyróżniała ich ogromna atencja dla
literatury, przejawiająca się w bogatej skali różnorodności.
Rzadko, ale pojawiały się – przede wszystkim w kazaniach poświęconych
pisarzom – ogólne opinie o literaturze. Dosyć jednak powierzchowne w swej
zdawkowości (bardziej wnikliwe występowały w okresach poprzednich). Natomiast
rozważania o pisarstwie poszczególnych twórców bywały częste. Dominował
modernistyczny jeszcze typ recepcji, określany przez znawców mianem lektury
ekspresywnej, która umożliwiała w zasadzie tylko parafrazę, jej rolą było niejako
powtórzyć ekspresyjność oryginału408. Przybierało to rozmaite kształty. W wielu
przypadkach można mówić o właściwościach językowych liryczno-refleksyjnej krytyki
literackiej: W pierwszym okresie twórczości swojej, gdy Słowacki zrywa się do lotu, gdy
sypie perły i brylanty i błękitem świat przysłania, tęczami rojeń i obrazów kołysze [...]
Szuka dróg ciągle, szuka celów w życiu bo czuje pustkę, „czczość tęczową”,
„bezprzytułek” we własnej biednej duszy; bo ból go ściska, że samotny, że go nie
uznają..., a stąd rozterka w nim, "jaskółczy niepokój", smutek i pesymizm...409. W innych
miejscach
wyrastającej
znajdziemy
-
upodobnienia
do
–
również
z
młodopolskiego
pnia
prozy poetyckiej; jak choćby w najbardziej wysmakowanym
w „przejęciu się” literaturą, kazaniu Szlagowskiego, wygłoszonym podczas uroczystości
ku czci Chopina, a będącym właściwie luźną kompozycją wariacji wokół Marsza
pogrzebowego Kornela Ujejskiego: Mistrz słucha. Tyle dzwonów, gdzie te dzwony? czy
w mej duszy huczą? W epickiej Balladzie pożarowe dzwony huczą. W ogniu Polska cała
[…] Jakże mnie ten wzrusza dzwon! ten dzwon, ten dzwon. W tęsknym nokturnie odzywa
się dzwonek na Anioł Pański, co wieczór z kościołów naszych na pola i lasy się
rozchodzący, zamierający w pomrokach nocy polskiej, jakoby ciche westchnienie za
rycerzy naszych poległych, co tysiącami kładli się na pobojowiskach wszechświatowej
407
Zob. A. Bednarek, Zapomniane uznanie kaznodziejskie Włodzimierza Jasińskiego dla pisarzy, w: tenże, Ambona
i literatura. Eseje z historii wzajemnych powiązań, Tarnów 1998, s. 74-89.
408
M. Głowiński, Studium lektury: Słowacki czytany przez Kleinera, w: tenże, Style odbioru. Szkice o komunikacji
literackiej, Kraków 1977, s. 150.
409
M. Godlewski, [Mowa kaznodziejska, wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia prochów Juliusza
Słowackiego], w: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusza Słowackiego (14-28 czerwca 1927 r.), dz. cyt.,
s. 114.
148
wojny. Jakże mnie ten razi dzwon! ten dzwon, ten dzwon. W ponurej Fantazji jęczy
dzwon podmorski, brzmi podwodnymi głosy w poświstach wichru, w ryku bałwanów
zbiorową skargą topielców, którzy w odmęcie walk poginęli. Jakże mnie ten budzi
dzwon! ten dzwon, ten dzwon.
410
). Nawiasem mówiąc, interesująca byłaby wiedza o
samym akcie wygłaszania tego tekstu. Efekt brzmieniowy musiał być niesamowity. Bez
wątpienia było to wystąpienie, dające mówcy świadectwo sprawnego literacko twórcy.
Kazania Szlagowskiego miały epicki oddech, często podporządkowane oralnemu
władaniu apostrofy, „zaklinającej” bohatera w nieśmiertelność, wprowadzającej go w
mityczne rewiry czasu i przestrzeni: Opowiem imię twoje braci mojej, w pośrodku
Kościoła chwalić cię będę (Hebr.2,12). Imię twoje? Bezimienny byłeś i nieznany wśród
państw i narodów świata. Przez wiek cały stawałeś z bronią w ręku, jako zapaśnik
wolności i przez wiek cały jako bezimienny Nieznany Żołnierz kładłeś się na
pobojowisku, aby znowu powstawać i znowu walczyć i znowu ginąć na polu chwały, jako
bezimienny Nieznany Żołnierz411. Tego rodzaju stylistyka bliska była parateatralnym
regułom heroizacji, właściwej młodopolskim rapsodom.
Pośród gatunkowych zbliżeń do literatury zauważyć należy pokrewieństwa
z esejem. Zachodziły w pewnych przypadkach. Między innymi wówczas, gdy mówcy
obrali metodę syntetycznego uogólnienia osoby i dzieła pisarza przy pomocy jakiegoś
szczegółu metaforyzującego tę całość, w miarę ogarniającego jej wymowę. Poprzez
z n a c z ą c y detal – osnowę refleksji – budowali obraz, mający być niejako
kwintesencją niepowtarzalnej obecności twórcy w narodowym imaginarium. Szlagowski
żegnał Reymonta jako „gospodarza”, „siewcę”, który był genialnym wyrazicielem
410
A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina, powiedziana w
kościele Św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 180-181. Zob. też próbę
aluzyjnej „identyfikacji” z wierszem Słowackiego Na sprowadzenie prochów Napoleona: Przeczuwał Wieszcz, że
przyjdzie godzina, co mu kamień grobowy rozkruszy. I przyszli go z grobu wyciągnąć i zaczęli nań wołać: Wstań
prochu! Szumcie więc, szumcie morza lazury, gdy wam dali nieść trumnę Olbrzyma. I nigdy, nigdy nie szedłeś z tak
ogromną, bezśmiertną powagą i mocą i z tak dumnem obliczem, jak dziś wielki, gdy wracasz tu niczem.(...) z
grobowca swego królewski rząd dusz sprawować w nas będziesz, wyższy, możniejszy nad wszystkie króle. Ty Król
Duch, władasz po śmierci, władasz na zawsze. Ave Nieśmiertelny! (A. Szlagowski, Mowa nad prochami
Słowackiego, powiedziana w katedrze Św. Jana, dnia 27 czerwca 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, Warszawa
1936, s. 94.)
411
A. Szlagowski, A imię jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski wypowiedziana w katedrze
Świętego Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 r., „Przegląd Katolicki” 1928 nr 45, s. 1. Zob. też
charakterystyczny w swej mitycznej kreatywności, cytowany już fragment kazania księdza A. Lisieckiego,
zaczynający się od słów: Więc idź, Królu-Duchu, więc płyń poprzez Polskę, idź na Wawel i niechaj tam u tej
królewskiej trumny Twej... (w: Pochód na Wawel, dz. cyt., s. 69.).
149
najstarszej, bo rustykalnej tradycji narodowej412. Twórczość Sienkiewicza z kolei
rekomendowała wielka symbolika słów tytułowych Quo Vadis, urastała do rangi
idealnego znaku dla odczytania charakteru polskiej drogi, istoty naszych dziejów413. A
ksiądz Michalski w pochodni gorejącej postrzegał najbardziej adekwatny emblemat
przygód duchowych wielkiego dramaturga414.
Kaznodziejstwo okolicznościowe międzywojnia - i to nie tylko tematycznie
związane z literaturą - nasycone było pokaźną ilością literackich reminiscencji
językowych, których semantyczne możliwości rozwinięcia dawały efekty specjalnie
nośne. Wiele było takich obiegowych przypomnień. Między innymi: „o roku ów”, „rząd
dusz”, „cierpieć za miliony”, „Król Duch”, czy też wspomniane przed chwilą
przytoczenie z Sienkiewicza, postawione w funkcji pytania inicjalnego, celnej formuły
początku: „Quo Vadis!” Dokąd idziesz, duchu potężny, władco serc, siewco pokoju,
książęciu słowa i czaru i piękna? Do ojczyzny umiłowanej wrócił, czerwień dostojności
narodowej
go
spowiła,
orzeł
biały
nad
nim
czaty
swe
odprawuje,
anioł
zmartwychwstania pisze mu na trumnie: Quo Vadis! Chrystusa wielbił, w Chrystusie
znajdzie odpocznienie. Quo Vadis! I przyszły z nim zjawy, w jego genialnej myśli
wyśnione i podniósł się głos, przed wiekami przerwany: Chrystus regnat415. To exordium
można uznać za jedno z najciekawszych wówczas. Warto się nad nim pochylić, gdyż jak
soczewka skupia cechy sztuki kaznodziejskiej, o których była mowa: całą tę
ceremonialność języka, stylizację heroizującą416 oraz wieszczą postawę mówcy i
literackie ambicje.
412
A. Szlagowski, Mowa nad zwłokami ś. p. Władysława Reymonta, powiedziana w katedrze metropolitarnej Św.
Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 255-258.
413
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok ś. p. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze
metropolitarnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 223-227.
414
K. Michalski, Pochodnia gorejąca. Przemowa nad trumną Karola Huberta Rostworowskiego dn. 7 II 1938,
Warszawa 1938.
415
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok ś. p. Henryka Sienkiewicza..., dz. cyt., s. 223.
416
T. Skubalanka, Styl poezji Norwida na tle tradycji poetyckiej romantyzmu, „Studia Norwidiana” 1990 z. 8, s. 48.
150
R O Z D Z I A Ł IV
KONTERFEKTY KAZNODZIEJSKIE
(XIX i XX wiek)
151
Mówca jest pokrewny poecie, bardzo jest doń podobny i
niemal z nim identyczny, z tą różnicą, że w poezji ściślej
obowiązuje prawo rytmów i dopuszczalna jest swoboda w
zmyślaniu. Nie mniej cieszy mnie, że w całej mej twórczości
uchodzę za mówcę, jak to, że za poetę.
Francesco Filelfo
152
Naczelnym wśród kaznodziejów (romantyków) był artystą
(Ludwik Trynkowski 1805-1849)
Ale pyłów, odniesion harmonii stworzenia,
Kiedy atomem w gwiazdę się zamienia
I wielka rzecz stąd rośnie: co godzina, co wiek,
Co Era - to mówimy wtedy:
… oto człowiek!417
Nawiązanie do Norwida nie stanowi w tym przypadku li tylko filologicznej
kokieterii. Jak zobaczymy nastąpiło między obiema postaciami zadziwiające spotkanie
ponad czasem, w nie dających się na szczęście zdyscyplinować rewirach wyobraźni.
Choć tak wiele ich różniło. Przede wszystkim pokoleniowa różnica wieku i stopień
utalentowania. O Trynkowskim już wspominaliśmy, gdyż swego czasu zainspirował
jedną z kaznodziejskich legend romantycznych. Pozostaje postacią mimo wszystko słabo
rozpoznawalną418.
Patriota, tragiczna, (w romantycznym stylu) postać (zmarł
w obłędzie na Syberii), niepokorny ksiądz wileński, człowiek dobrze wykształcony
i zupełnie „osobny” kaznodzieja, jedyny w swoim rodzaju stylista. W zasobach
bibliotecznych do rzadkości należy tych kilka jego tekstów, ukrytych często
w większych, zbiorowych całościach. Nawet w Bibliotece Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego – obfitującej przecież w kaznodziejską literaturę – trudno znaleźć choćby
znaczący fragment tego dorobku.
Przystępując do rekomendacji Trynkowskiego, dobrze będzie przywołać zjawisko
teologii narratywnej, a ściślej jeden z jej rodzajów – teologię biograficzną419, kiedy to
przedmiotem osobnej refleksji staje się projekcja określonego przekazu biograficznego
w jego duchowym aspekcie, kiedy prezentacja ta obliguje piszącego do uchwycenia
417
C. K. Norwid, Rzecz o wolności słowa, Pisma wszystkie, pod red J. W. Gomulickiego, t. 3, Warszawa 1971, s.
564.
418
Wprowadziłem go do mojego Małego słownika kaznodziejów (Lublin 1992, s. 58-59); później ukazał się szkic
Marty Piwińskiej Ludwik Trynkowski 1805-1845, w: Obraz literatury polskiej. Literatura krajowa w okresie
romantyzmu 1831-1863, t. 3, Lublin 1992, s. 273-297. Zob. też mój Setnik oratorów polskich, dz. cyt., s. 321-323.
419
Zob. J. Szymik, Teologia na początek wieku, Katowice 2001, s. 50-53.
153
właściwego epoce punktu widzenia na życie, wiarę i śmierć. Ważny oczywiście
pozostaje również sposób tego przekazu. Idzie w tym wszystkim o szeroko rozumianą
kulturę biograficzną i czytelne metody obcowania z – w przypadku kaznodziejstwa
szczególnie – tajemnicą egzystencji i nigdy przecież do końca nie odkrytą perspektywą
eschatologiczną. Pod tym względem Trynkowski wyraźnie odstaje. Przede wszystkim w
swojej wielkiej (nie boję się tego określenia) mowie nad trumną Jędrzeja
Śniadeckiego420 (wygłoszonej w kościele uniwersyteckim). Jej odmienność zdaje się
polegać przede wszystkim na określonym stopniu uogólnienia. O ile żałobne
kaznodziejstwo ówczesne w zasadzie opierało się na dosyć szczegółowej faktograficznej
i wzorcotwórczej laudacji (i wynikającego zeń pouczenia, w najlepszym razie
refleksyjnej konstatacji), o tyle u Trynkowskiego następuje próba dosięgnięcia istoty
rzeczy, „zdefiniowania” człowieczeństwa, bo nie tylko prawdziwej wartości ludzkich
żywotów.421 Największą tajemnicą – usłyszymy w innym miejscu – dla człowieka jest
- człowiek. Gdy wyrokować zamierzamy o ludziach, nie możemy być nigdy swoich
wyroków zanadto pewni. Twarz, słowa, same postępki nie zawsze są tu wiernym
obrazem. Czytanie w tych h i e r o g l i f a c h nader zawiłe. Do wielkiego tylko znawcy
mówi zrozumiale ten język. Tam, głęboko, w duszy prawdziwa człowieka wartość ma
siedlisko. Wydaje się ona nie w jednym słowie ani postępku, ale w całym paśmie życia.
Aby przeto poznać i prawdziwie ocenić człowieka, wypadałoby zgłębić duszę jego duszy;
uchwycić klucz od tajemnicy wszystkich jego postępków i nie już tylko jedną czynność,
lecz całe pasmo życia; nie już przelotnym zwiedzić spojrzeniem, lecz przenikłym zgłębić i
wybadać okiem422. Piwińska spostrzega, że uczył się tego od Mickiewicza. Jak się zdaje
Mickiewiczowskie, w ogóle bardzo romantyczne, jest u niego już samo profilowanie
owego aktu rozmyślania o śmierci jako otwarciu na tę tajemnicę.
Warto zwrócić uwagę na tę podniosłą tajemnicę w obliczu końca, która staje się
uniesieniem „lektury” człowieka, mogącej zaistnieć w pełni dopiero w śmierci, w
odchodzeniu.
Mamy
do
czynienia
z
fragmentem
romantycznej
antropologii
420
Ogłoszonej anonimowo pt. Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: Wspomnienie życia Jędrzeja
Śniadeckiego, wydał H. Skimborowicz, Warszawa 1840, s. 25-80; wydanie osobne pt. Mowa na uczczenie śp.
Jędrzeja Śniadeckiego, Wilno 1861 [podpisane L.T.]; dalej cytuję za 1 wydaniem.
421
M. Piwińska, dz. cyt., s. 281.
422
L. Trynkowski, Mowa w czasie żałobnych modłów przez… miana roku 1835 miesiąca kwietnia w kościele
katedralnym wileńskim, w: J. Dembiński, L. Trynkowski, Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę Józefa
Łopacińskiego, Wilno 1835, s. 11.
154
refleksyjnej:423 Śmierć, śmierć tylko jedna wyświeca prawdziwą każdego człowieka
wartość i otwiera każdemu podwoje do przybytku prawdziwie zasłużonej chwały.
Z ciałem grzebią się razem i słabości umarłych. […]. Duch już nie jest
spółspowiednikiem śmiertelnych! Człowiek tu się prawdziwie nadziemską ukazuje istotą;
niewidomą oku, ożywioną tylko w spomnieniu, w czci, w przywiązaniu żyjących! Chcemy
poznać człowieka? Idźmy na grób o jego czynach rozmyślać. […] Ani się zdumiewam, że
człowiek nie zawsze dość bywa poznanym od człowieka. Obaczymy wraz jak trudną jest
ludzi znajomość.424
I ten ton – nie tylko motyw – tę aurę duchową i styl mowy
natchnionej, niemal profetycznej, „przełamywanej” językiem zamyślenia odnajdziemy w
osobliwym tekście Trynkowskiego, który to tekst można mianować jednym z
najciekawszych objawów romantycznej prozy poetyckiej. Ten rodzaj rozmyślań
wyznaczony przez manifestacyjnie odwrócone proporcje życia i śmierci pozostaje
paralelny wobec wielu momentów zaangażowania w kazaniach Trynkowskiego , równie
dobitnie skłaniających się ku – nazwijmy to tak – o c a l a n i u
życia w jego
ostatecznym podsumowaniu. Dobrze oddaje też właściwą literaturze okresu prefigurację
filozoficznej świadomości człowieka425, mającej wręcz hermeneutyczny charakter.
Wróćmy teraz do kazania poświęconego Śniadeckiemu. Właśnie ono szczególnie
spełnia warunki dociekliwej wiwisekcji. Materia rzeczy jest taka, że obcujemy jakby z
rodzajem wizjonerskiej iluminacji i oglądu, który niejako prowokuje beznadziejnym
obrazem świata i bytu w ogóle. Początkowo siłę wywodu oratorskiego stanowi redukcja
poprzez eskalację pytań (i dowodzących zdziwienia i przerażenia wykrzyknień), na
które – coraz bardziej się w tym utwierdzamy – właściwie nie oczekuje się odpowiedzi,
bo ich nagromadzenie i powtarzalność (w rozmaitych konfiguracjach) powoduje, że
dzieje się coś, co determinuje sytuację bez wyjścia, wręcz rozpoznanie nicości: Człowiek
jest tak pospolite nicestwo jak zwierzę, jak roślina, jak kamień, jak każdy proch ziemi, o
którym któż zapewni, że nie był kiedyś ciałem człowieka? I rzeczywiście, ileż to ludzi,
albo mówmy raczej ludów, niczym się nie zdaje różnić, jedno owszem, w całym
znaczeniu jedno zdają się znaczyć, bo jedną zdają się mieć wartość, bo jedno piętno
nicestwa, i nic więcej, tylko nicestwa, jak źwierzę, jak roślina, jak kamień, jak każdy
423
I. Bittner, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź 1998, s. 9.
Mowa w czasie żałobnych modłów przez…, w: Mowy w czasie żałobnych modłów za duszę Józefa Łopacińskiego,
dz. cyt., s. 6-7, 9.
425
I. Bittner, dz. cyt., s. 9.
424
155
proch ziemi! […] Niezliczone prochy, składają ogrom ziemi, czyż nie tak składają ludzie
ogrom ludzkiego rodu? Największe masy prochów wieczystym leżą prochem, czyż nie
podobnym prochem leżą wszystkie masy ludów426? Jak zobaczymy, to napięcie w
unicestwianiu nadziei powstaje po to, aby stopniowo (i z zaskoczenia) dochodzić sensu.
W pewnym momencie następuje zwrot ku nobilitacji wszelkich jestestw, mimo
wszystko. To na razie drobny sygnał: Spoglądam na ogrom ziemi – niezmierne mnóstwo
jestestw uderza moje oko; w tym okiem nieźmierzonym Królestwie nieźmierne mnóstwo
samychże Królestw! Wszystkie się łączą, stopniują. Jakże rozległy łańcuch, jak
nieprzerachowane stopnie, od nicestwa aż do bytu, od bytu aż do istot widomych, od
widomych aż do niewidomych oku; albo krócej wyrażając przejścia i stopnie – od
nicestwa, aż do tej istoty, która dostojnym pyszni się mianem: Człowiek427. Argumentem
staje się różnorodność i stopniowalność, chciałoby się powiedzieć – jakościowa.
Zostanie też po raz pierwszy pozytywnie o d o s o b n i o n y człowiek i zauważona
także jego wielorakość, choć równie zdeterminowana – w swojej
większości –
anonimowością, niebytem: Spoglądam na ogrom ludzkiego rodu – czyż nie to samo
uderza moje oko mnóstwo jestestw? w tym okiem niedoścignionym Królestwie; czyż nie
ten sam między nimi związek, też same przejścia i stopnie, od nicestwa aż do tej istoty,
która się już nie próżno pyszni dostojnym mianem Człowieka.
Penetracja tajemniczej granicy między istnieniem i nieistnieniem każe
wprowadzić rozróżnienie: Ale człowiek i człowiek428. Ten z imienia jedynie i ten
„prawdziwy”. Czytamy dalej: Prawdziwy człowiek to rozum, to cnota, to mędrzec, to
geniusz, duch, anioł, to jakby widomy obraz bóstwa na ziemi. To wielkość – dodajmy.
Ale w następnym zdaniu dochodzi do zaprzeczenia … z iście barokową siłą paradoksu:
Nie! – to człowiek, to prawdziwy, to jedynie prawdziwy człowiek!
429
Chciałoby się
powiedzieć: jednak człowiek. Nastąpiło jakby „przeakcentowanie”: nie geniusz jest
prawdziwym człowiekiem, ale ważniejsze, że to właśnie człowiek bywa geniuszem, że
geniusz świadczy o wielkości człowieka. Tylko człowiek bowiem może dostąpić tego
wywyższenia. W ten sposób stworzone zostało przedpole dla podniosłej tytulatury: Ecce
Homo. Oto Człowiek! – czytamy z dużej litery – Nie ma imienia nad to imię, nie ma
426
Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, w: Wspomnienie życia śp. …, s. 26-30.
Tamże
428
Tamże.
429
Tamże
427
156
dostojności nad tę dostojność – człowiek! - - Człowiek, to wszystko – albo człowiek to
nic. Ludzie! Oto Człowiek mamże rzec, i cóż bym nadto rzekł więcej?430 Ecce Homo
opalizuje przynajmniej dwojgiem znaczeń. W zamyśle Piłata miało być szyderstwem, u
Ewangelisty (J 19, 5) podkreślało godność Jezusa jako Syna Człowieczego431. A więc
szyderstwo, które przeradza się w apoteozę godności. Tym duktem zdaje się podążać
myśl Trynkowskiego, zakładając, że człowieczeństwo ciągle się „staje”, niejako
zobowiązane przez tamto wielkie wydarzenie. Przypomnijmy sobie Norwida.
Cały czas poruszaliśmy się w obrębie kilkustronicowej introdukcji, która
sformułowała najważniejsze przesłanie kazania. W części laudacyjnej jemu właśnie
zostanie przyporządkowana narracja, która głębię teologiczną stara się wyprowadzić
z tajemniczej dychotomii: […] najświętszy człowiek czymże jest przed Bogiem?
Człowiek, proch, nicość! I człowiek atoli czyż nie odbija często na sobie wiernego obrazu
promienia boskiej w świetle życia doskonałości432. Tę relację między Bogiem
i człowiekiem mówca wykorzystuje również wówczas, gdy rozważa, po kaznodziejsku
zabiega o pośmiertną nagrodę dla uczonego. Czyni to w formie spekulatywnej (tu
również ślady barokowej estetyki) i przy pomocy między innymi ulubionej przez siebie
paronomazji,
odrzucając
jakiekolwiek
wątpliwości
co
do
szczodrobliwości
Najwyższego: Chybaby Bóg nie był Bogiem mądrości, chybaby ceniąc ludzi i ich dzieła
poziome na podobieństwo ludzi zawiścił wielkim ludziom i ich dziełom. Lecz wielkość
Boga ma być właśnie nagrodą ludzkiej wielkości; pokładajmyż więc nadzieję, że właśnie
na nagrodę wielkości tego człowieka Bóg całą swoją okaże wielkość433! Warto zwrócić
uwagę na ciągle ponawiany motyw implikacji (o charakterze wyłącznie wartościowego
uzależnienia) płynącej ze strony Bożej mądrości ku geniuszowi ziemskiemu. Cała
rekonstrukcja duchowej wrażliwości tej biografii została podporządkowana tej właśnie
determinacji:
uprawomocnionym
przeznaczeniem
człowieka
jest
wielkość.
Konsekwentnie w promieniu tego myślenia plasuje się i dydaktyka kaznodziejska, gdy
wszystko, co uosabia promień boskiej mądrości w działaniu zostaje nazwane
najświętszym w obliczu niebios obrzędem i umieszczone w kręgu wyższych wartości niż
wyłącznie
modlitewna
atencja
dla
Stwórcy.
Mądrość
zostaje
sprzęgnięta
z
430
Tamże
Zob. J. Szlaga, Ecce Homo, w: Encyklopedia katolicka, t. 4, Lublin 1983, s. 640.
432
Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 39.
433
Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 76-77.
431
157
miłosierdziem434. Ten obszar wydaje się szczególnie twórczy w spełnianiu się
bożoczłowieczeństwa435.
Wystąpienie
Trynkowskiego
stanowi
interesujący
przypadek
przekazu
romantycznego z jednego jeszcze powodu. Pojawia się nam prezentacja uczonego tyleż
potentata rozumu, co – zdecydowanie bardziej jeszcze – kreatora; podmiotu i przedmiotu
kreacji: Takich gwiazd, takich ludzi, jakkolwiek przelotnych, ani światła, ani nic nigdy
nie zatrze. Wytknięte drogi na firmamencie, ziemia oświecona i ożywiona ich przejściem,
cała jakby z nimi stajemniczona przyroda, póki świata i ludów na świecie stanie, głosem
z firmamentu i podług słów proroka, z każdego kamienia w ścianach ziemi wołają, wołać
nie przestaną o nich do ludów. […] pierwszy mową swej ziemi, rozmowę nieba i ziemi, i
całej natury objawił, i pierwszy harmonię światów we własnej, ojczystej, każdemu z nas
pojętej i najmilszej, wydał harmonii. Zwracał on uwagę i na ziemię – tłumaczył i światło
ziemi; może podróżnikowi wysokiego nieba dziwnymi wydały się światła tej niziny; może
ziemianie nie pojęli mowy niebianina, ani ja, ani żaden współczesny tego jeszcze węzła
nie rozetnie436. Mówca wyraźnie preferuje rodzaj wyobraźni „kosmologicznej”, zatem
profesje obu braci Śniadeckich (w pewnym momencie obie zostaną wyraźnie
przywołane) skondensowane w obrazach ogromu wszechświata i struktur organicznych
dobrze mu się komponują z romantyczną ideą człowieka jako istoty homogenicznej z
Uniwersum437: Stąd w posłanniku na niebiosa wzrok jednym rzutem oka ogarniający
masy i całe przestrzenie nieba; stąd w przeznaczeniu do ziemi wzrok w najdrobniejszym
ziarnku, w widomym albo niewidomym pospolitemu oku tego ziarnka pierwiastku,
jeszcze dalszy odkrywający pierwiastek; stąd pierwszego obrazy w masach, sądy w
samej niewątpliwej rachubie, w przypuszczeniach na odległość; stąd w drugim każdego
szczegółowy obraz, każdego sądu oczywista, tuż dotykalna pewność438. Znajdujemy się
cały czas w kręgu właściwej epoce antropologii kompensacji, postrzegania istoty
ludzkiej zafascynowanej światem, który jest poza nią, skłonnej do przekraczania granic,
aby odnaleźć siebie poza nim. Chodziło o tęsknotę jednostki do poszerzania swojego
434
Na uczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 71.
Zakłada istnienie Boga nie „zewnątrz” człowieka, lecz „w” człowieku. (I. Bittner, dz. cyt., s. 51).
436
L.Trynkowski, dz. cyt., s. 43-44.
437
I. Bittner, dz. cyt., s. 46.
438
L. Trynkowski, dz. cyt., s. 45-46.
435
158
„ja”439. Obaj uczeni zostali pokazani niczym artyści, w glorii nieprzeniknionej
wyobraźni wyraźnie dominującej nad nimbem uczoności. W ten sposób mówca
wprowadził obu na powrót do świata romantycznego, od którego wcześniej zostali, jak
wiadomo, odepchnięci.
Wyraźnie odczuwamy, że atrybutem genialności – której mówca tak wiele
poświęca uwagi – jest spontaniczność i oryginalność440. Geniusz romantyczny urasta tu
do rozmiarów potężnej inspiracji, mającej wyraźnie transcendentny charakter.
Dysponuje ona w trudny do jednoznacznego wyrażenia sposób nie tylko poczynaniami
człowieka w y b r a n e g o, ale także jego relacjami, generuje nowe światy i nowe
wartości. Jest przenikliwa i obfituje w reminiscencje. Dlatego mówca wieńczy swoje
wystąpienie nietypowo, nie
modlitwą , ale zaskakującym wyznaniem. Moglibyśmy
dopatrywać się wręcz artystowskiej pychy (echo horacjańskie). W tego typu
przypadkach (i w innym miejscu tekstu) topika kaznodziejska przewidywała raczej
wyraz skromności, bycia „niegodnym” tak wielkiej posługi. Tymczasem żałobnicy
usłyszeli: Nie – i mnie całego grób nie pochłonie, gdy tych kilka łzą czci i uwielbienia
poświęconych kwiatów porzuciłem na Śniadeckiego grobie!441
Nie wiadomo jak brzmiało w wileńskim kościele Janowym owo kazanie. Jest ono
tak inne, zdecydowanie odróżnia się od ówczesnego oratorstwa kaznodziejskiego, że
zasługuje na odrębne omówienie. Jego ogląd skłania do jeszcze jednej refleksji: mamy
do czynienia z aktem oratorskim powstałym na pograniczu oralnego i pisemnego
przekazywania tradycji, pograniczu, które było udziałem kultury romantycznej.
Dominujące w oratorstwie ówczesnym skłonności do rytualizacji w sferze języka były
przełamywane inklinacją do analitycznej funkcji tekstu, miejsce liturgii zajęła
hermeneutyka442. Można powiedzieć: celebrację zastępować zaczęło objaśnianie. W tym
przypadku objaśnianie geniuszu, który jest zjawiskiem zmieniającym świat. A każda
lektura
tego
typu
dokonywała
się
poprzez
„poezję”.
Przeświadczenie
takie
ugruntowywało przekonanie, że jej depozytariuszami są nie tylko poeci w ścisłym
439
I. Bittner, dz. cyt.., s. 39.
Zob. S. Traugutt, Geniusz, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku pod red.. J. Bachórza i A. Kowalczykowej,
Wrocław 1991, s. 319.
441
L. Trynkowski, dz. cyt., s. 80.
442
Jan Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych,
przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008, s. 15.
440
159
znaczeniu443. Potęgę wszakże geniuszu – powiada Trynkowski – i z mniej poetycznych
przedmiotów umieli wywołać prawdziwą poezją444.
Istnieje jeszcze jedno kazanie T., które dorównuje poprzedniemu i koresponduje z
nim podobną siłą wyrazu i równie wymyślnym konceptem całości. Chodzi o Przemowę
na pogrzebie śp. Aleksandra Wawrzeckiego445. Strukturalną osnowę wypowiedzi stanowi
w tym przypadku niejako rozłożone na wszystkie partie tekstu consolatio wydobywane z
oglądu ludzkiego bytu zanurzonego w tajemniczej osłonie nadziei. To postrzeganie jest
dialektycznym – wedle Heglowskiej reguły – d o c h o d z e n i e m do tkwiącego w
nadziei s e n s u, mimo negującej ją bezcelowości. Poddana została ona wprawdzie
zwątpieniu co do swego ziemskiego wymiaru, ale sposób dowodzenia, poruszenie
wyobraźni zdaje się temu zaprzeczać. Warto zwrócić uwagę na styl wyłożenia istoty
rzeczy. Uładzenie jej ale i troska o umiar i powściągliwość w jej wyrażaniu dla oddania
powagi zjawiska: Poznajmy, że wszystko, co przemija nie jest nas godnym, bośmy godni
tego, co nigdy nie przemija […]. Jest to pewny rodzaj śmiałości, którą obecna tylko
śmierć upoważnia, stawać i wbrew zapowiadać ludziom, że nic nie znaczą, nic tu nie
mają, niczego nawet spodziewać się nie mogą446. Interesująca pozostaje też autokreacja
mówcy, który zmierza ku przedstawieniu się w roli tyleż przewodnika w medytacji, co
pocieszyciela. Stąd inklinacja do preferowania akcentów znaczeniowych, co wiązało się
często z nadużywaniem znaków diakrytycznych dla rozmaitych uwydatnień i odcieni
semantycznych w obrębie poszczególnych zdań, fraz, czy choćby pojedynczego słowa.
Możemy się też dopatrywać w tym pogłosu oralności. I w tym tkwi także inność
Trynkowskiego na tle żałobnego kaznodziejstwa romantycznego (w którym mówca
autorytarnie
mienił
się
bardziej
„przodownikiem”
ceremonii
i
– oczywiście – wykładowcą prawd wiary). Jest ona także widoczna w swoistym
sposobie wartościowania. Rzecz, co do której sensu istnieją wątpliwości (nadzieja),
której kapitał możliwości zostaje podważony nie ulega całkowitej deprecjacji. A dzieje
się to – jak zobaczymy – na dwa sposoby. Obiektywnie podkreśla się rację bytu
zjawiska, to znaczy – w tym przypadku – związanej z życiem ziemskim nadziei. Ale
443
Ujmowanie w tej opcji człowieka stało się fundamentem panpoetyckiej formacji literackiej romantyzmu, cechą
charakteryzującą romantyczną wyobraźnię poetycką, uzasadnieniem antropologiczno-estetycznej formuły, w myśl
której uznać można było fakt iż człowiek jest w poezji, a poezja jest w nim. (Bittner, dz. cyt., s. 99)
444
Ludwik Trynkowski, Widnokrąg naukowy, w: „Piśmiennictwo Krajowe” 1841 nr 3, s. 43.
445
W: Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego, Wilno 1834, s. 47-65.
446
W: Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego, dz. cyt., s. 50-53.
160
istotniejsze, ciekawsze pod względem artystycznym jest to, że uroda, rozmach opisu
staje niejako w opozycji do jego zawartości: Wszyscy spodziewamy się czegoś, i mamy
swoje może – kiedyś –
upatrujemy sobie pewne widoki, zamierzamy pewne cele,
tworzymy pewne układy, dla których osiągnienia zagłębiamy się w rachuby, rozwijamy
plany, gromadzimy sposoby, zgoła ożywieni jesteśmy i rządzimy się jakąś nadzieją. […]
za niezawodną można ogłosić pewność, że po myśli nadzieja jest najczynniejszą
w człowieku władzą, najsilniejszą wszystkich działań sprężyną, najmilszą w troskach
i cierpieniach ochłodą, jedyną, jeśli tu jest jaką, szczęśliwością, i jak sprawiedliwie
mianować się zwykła życia naszego życiem – tyle tylko zdolni jesteśmy przedsiębrać,
działać, a nawet istnieć, ile nas jeszcze nie odbiegła całkowicie nadzieja. Dlatego rodzi
się ona wraz z narodzeniem, równym że idzie krokiem w każdym kroku, i ze śmiercią
tylko umiera. W zasadzie mamy więc do czynienia z apoteozą nadziei, ale tylko po to, by
następnie zaprzeczyć: Tym czasem, jakże czczą! Jak zwodniczą jest ta nadzieja! Tak miła
naszemu sercu, tak nierozdzielna z naszym życiem, jeśli samą obiera za swój przybytek
ziemię! Od kolebki do grobu, zawsze się łudzimy, a zawsze łudzimy się próżną nadzieją!
[…] tak błąkając się z urojenia w urojenie ścigamy aż do ostatka zwodniczą marę
nadziei, aliści na ostatek śmierć rozprasza omamienie […]447.
Często tak estetyka romantycznego monumentalizmu powodowała, że mówiąc
o znikomości wszystkiego, kaznodzieja czyni to w widowiskowych kategoriach:
Daremno układamy plany z najgłębszym wyrachowaniem – Daremno zgromadzamy
wszystkie sposoby, wysilamy wszystkie pomoce, umiejętności i sztuki! Jakkolwiek
dalekośmy postąpili w naszych odkryciach i wynalazkach, jakkolwiek zdziwiliśmy świat i
samych siebie utworem cudownych sił i narzędzi tysiącem rąk zastępujących swoim
działaniem; żaden przecież śmiertelny nie odkrył jeszcze drogi, nie utworzył siły ani
narzędzia co by wszystkie jego chęci, życzenia, nadzieje, niechybnie do zmierzonego
wiodły celu. Pośród wysilonych starań, w szeregu mocnych zastępów, w obliczu biegłych
lekarzy wypada Anioł niszczyciel, uderza, zmiata tłumy i na warownych twierdzach, w
stolicach sztuk umiejętności, na całej, milionami zaludnionej ziemi zatyka chorągiew
śmierci i spustoszenia448!
447
448
Tamże
Tamże s. 57-58.
161
Mówca bardzo wyraźnie zarysowuje przeciwstawienie potrzeby (realnie
istniejącej), wręcz zachłanności człowieka wobec nadziei z jednej strony, jej
niespełnienie, znikomość – z drugiej. Wszystko po to, by wywieść głęboki sens
neutralizujący tę antynomię: […] cóż gdyby tu wszystko szło nam pomyślnie, gdyby
wszystkie pełniły się nadzieje […] czyliż byśmy nie zapomnieli o wiecznym życiu, nie
przylgnęli całą duszą, całą istotą do ziemi, nie zrzekli się nieskończenie wyższych
nadziei, szczęścia, zbawienia i Boga samego? Otóż z najmędrszych przyczyn nawiedza
nas Bóg przeciwnościami, abyśmy upojeni szczęściem obecnym przyszłej nie zapomnieli
szczęśliwości449. Rozumiejąc to – zdaje się mówić kaznodzieja – jesteśmy w stanie
zrozumieć nadzieję wywodzącą się z Boskiego nadania. Do niej właśnie skierowana
apostrofa (O Nadziejo! Boska nadziejo! …450) wieńczy kazanie.
Cechą identyfikującą oba kazania – ku czci Śniadeckiego i pamięci
Wawrzeckiego – w sposób charakterystyczny, szczególnie reprezentatywnie, okazała
się wspomniana już imaginacyjna skłonność do ujęć „kosmologicznych”. Obraz
ludzkiego losu, kondycji ludzkiej w relacji z pozaziemskim wymiarem odsyła do
Senekiańskiej teleologii wszechrzeczy451: Bo i któż ograniczonym pojęciem ogarnie
nieograniczony łańcuch wieków, w których koleją toczą się wypadki szczęścia
i nieszczęścia, koleją wznoszą się i upadają Domy, Imiona i całe Narody; gdzie odrębnie
uchwycony jeden punkt, jedno ogniwo, zdają się walczyć z nieskończoną mądrością,
dobrocią i sprawiedliwością Boga; gdy tymczasem w całym paśmie ten sam punkt, to
samo ogniwo stanowią raczej najpotężniejszy dowód nieskończonej mądrości, dobroci i
sprawiedliwości Tego, który dziwnym i prawdziwie Boskim sposobem z upadku wielkość,
ze śmierci życie, z powszechnego zniszczenia powszechne umie wyprowadzać
szczęście452.
Oba kazania, ich styl bardzo wyraźnie indywidualizuje też dostępny im rodzaj
patosu. Zazwyczaj kaznodziejstwo ówczesne łączyło się z nim poprzez patriotyzm bądź
indywidualny sztafaż konkretnego losu ludzkiego. Tutaj natomiast mamy do czynienia z
patosem egzystencjalnym, takim który obejmuje swoim zasięgiem kondycję ludzką w
449
Tamże s. 62.
Tamże s. 64.
451
[…] wszystko to, co widzimy i w czym zawiera się całokształt rzeczy boskich i ludzkich, tworzy jedność; jesteśmy
członkami wielkiego ciała. (Epist. 95, 51-52; w przekł. W. Kornatowskiego)
452
L. Trynkowski, Przemowa na pogrzebie śp. Aleksandra Wawrzeckiego, w: dz. cyt., s. 60-61.
450
162
ogóle, „zawikłanie” i tajemnicę przeznaczenia człowieczej doli i jej odniesień do czasu i
przestrzeni w wymiarze sakralnym. Jest to możliwe tylko w obrębie narracji – i to także
wyróżnia oba kazania – medytacyjnej, mniej ukonkretnionej, nie zdominowanej
faktograficznie.
Inne mowy żałobne Trynkowskiego już nie mają tego polotu i oryginalności.
Niemniej wyróżniają się na tle kaznodziejstwa romantycznego. Przede wszystkim
ustawicznym ponawianiem prób odejścia od szablonu, zwłaszcza łatwych ujęć
laudacyjnych. Występował zdecydowanie przeciw „ogólnikom”453, w praktyce dążąc ku
u o g ó l n i e n i u . Siłą jego wywodu każdorazowo jest sprowadzenie życia zmarłego
do rangi przedmiotu medytacji lub przynajmniej jej przyczyny. Dar to pojęcia i rozumu
– czytamy – wznosi człowieka nad wszystkie w przyrodzeniu twory, bo kiedy wszystko
cokolwiek ma bytność w naturze od wyprowadzenia świata z łona nicości aż dotąd w
pierwiastkowym utrzymuje się stanie, kiedy żadne jestestwo, żaden żywioł sam przez się
i na jeden krok w doskonałości postąpić nie zdoła, to sam tylko człowiek jakby
cudotwórczą obdarzony myślenia i poznawania władzą coraz rozszerza swoich
wiadomości granice, wznosi się niejako nad siebie samego, tak że spoglądając na się w
swoich dziełach nie poznaje częstokroć samego siebie i z zdumieniem własnej
przypatruje się wielkości454. Czyż nie jest to zdanie na miarę dziewiętnastowiecznej
eseistyki? Głównie dzięki refleksyjnej kondensacji. Ten hołd dla Malewskiego to
zadziwiająca mowa. Odnalazł ją profesor Sudolski w Bibliotece Polskiej w Paryżu.
Zdumiewa „poprawnością”, są w niej nawet akcenty wiernopoddańcze (zmarły to
przecież postać nieciekawa, gdy chodzi o stosunek do zaborcy) i monotonia retorycznej
poprawności. O wielkości mówcy może świadczyć niekiedy drobiazg pośród głównie z
obowiązku płynących słów, zniewolonego sytuacją głosu. Na przykład wtedy, gdy na
chwilę da upust swoich obrazotwórczych inklinacji: Są ludzie, którzy jakby orlim
uniesieni lotem wzbijają się nad sferę powszechnej mierności i górują nad najwyższymi
wzgórzami i wyniosłościami, za życia jeszcze na ziemi w nadziemskiej osiadają krainie i
453
Zob. Przedmowa, w: tenże, Mowy pogrzebowe, Wilno 1834; toż w: Mowa na uczczenie Wojciecha
Pusłowskiego, Wilno 1834, s. 4; wskazywał tu jak ważne jest wywiedzenie nauki kaznodziejskiej z każdej
biografii, jej potencjału, niekoniecznie li tylko wielkiego człowieka.
454
L. Trynkowski, Mowa na pogrzebie śp. JW. Szymona Malewskiego[…] wysłużonego Nauczyciela, Dziekana i
Rektora[…] miana w kościele uniwersyteckim św. Jana 1832 m. stycznia 30 dnia przez…, w: Archiwum Filomatów
t. 3. Listy z zesłania. Krąg Franciszka Malewskiego i Józefa Jeżowskiego, zebrał, oprac. I wstępami opatrzył Z.
Sudolski, t. 3, Warszawa 1999, s. 427 - 430.
163
podobni do owych napowietrznych ogniów, co nas oświecają i dziwią, jednych
zdumiewają wielkością, drugich blaskiem rażą wzrok i oślepiają, innych wreszcie
górnością, nieopatrzonego w pomocnicze narzędzie oka, całkowicie uchodzą455. Sposób
animowania rzeczywistości, taka a nie inna projekcja relacji przestrzennych (jakby
wielkiego „dziania się”) a także nacechowane emocjonalnie zaangażowanie (jakby
odsłanianie
w
zachwycie
rzeczy
tajemnych)
zdają
się
poświadczać
opinię
Starobinskiego na temat romantycznej wyobraźni: Dla duszy romantycznej wyobrażać
– to zarazem tworzyć i znać, to uczestniczyć z miłością w życiu wszechświata. […]
Nasza wyobraźnia współbrzmi częściowo z Wyobraźnią, która objawia widzialną i
niewidzialną strukturę świata […]456. Także w prozie eseistycznej Trynkowskiego
znajdziemy apostroficzny zwrot: Wyobraźni! Postaw każdemu uczuć jego urok, jego
szczęście. A rozpoczętą w tym stylu refleksję wieńczy – jak przystało na czciciela
wieszcza – Miej serce i patrzaj w serce457. Efektowny drobiazg - stricte już retorycznej
proweniencji – to dramatyczne zawieszenie oratorskiego wywodu, by zaskoczyć
pytaniem, które w tym czasie i w tym miejscu było tyleż odważne, co dramatyczne
(zaskakuje ono też w obliczu, jak wspomniałem, dosyć dwuznacznej roli zmarłego):
Lecz czemuż tak godny syn, tak zacnego Ojca rozrządzeń losu i Opatrzności
przynajmniej po raz ostatni uczcić najdroższe dawcy swojego życia zwłoki obecnie łzą
synowskiego przywiązania nie zdoła. Ów syn, Franciszek Malewski był wówczas na
zesłaniu. Patos chwili nakazywał pytanie dopełnić wykrzyknieniem, a właściwie
postawić je w funkcji wykrzyknienia: Czemuż miłe jego nadzieje, które podczas
niedawnej tu bytności tworzył, że mu jeszcze dobroczynne Nieba w zdrowiu i życiu
drogiego zachowują Ojca, tak zawodnie spełzłe i znikłe widzimy458! Trynkowski w ogóle
potrafi zaskakiwać . Czasem pojedynczym zdaniem, z lekka metaforycznym,
obrazowym wtrętem. Na przykład gdy mówi o oku astronoma, które chwyta jakby w
siebie zwiniętą ziemię459, lub znakomita antyteza: Oto z cieniów zacisza wywodzę Męża,
który był godzien przyświecać światu i wiekom. I w tym samym kazaniu o powracającym
455
Tamże
J. Starobinski, Wskazówki do historii pojęcia wyobraźni, przeł. W. Kwiatkowski, „Pamiętnik Literacki” 1972 z.
4, s. 227.
457
L.Trynkowski, Geniusz wieku. Wyjątek, w: „Biruta” cz. 1, Wilno 1837, s. 340, 343.
458
Mowa na pogrzebie śp. JW. Szymona Malewskiego…, dz. cyt., s. 433.
459
Na uczczenie śp. Jędrzeja Śniadeckiego, dz. cyt., s. 45.
456
164
w domowe progi: Tu każdy wraca samemu sobie460. Niekiedy pojawia się coś, co
okazuje się być na swój sposób nośne estetycznie dzięki finezyjnie zagęszczonym
znaczeniom, stanowi jakby poetycką miniaturę. O przynależnej człowiekowi potrzebie
współistnienia z innymi kaznodzieja powie: Ci się łączą, bo czują iż nie wystarczyliby
sobie samym, tamci jakby przeciążeni sił zbytkiem szukają z kim by podzielić obfitość, i
jedni starczą tysiącom461. Miniatura to – dodajmy – o zacięciu medytacyjnym. Jak cała
twórczość Trynkowskiego.
Jego kazania odnotowywano z nienależytą uwagą462. Rację jednak miał
anonimowy autor (trudno go nazwać recenzentem) kilkuzdaniowej wzmianki o mowie
poświęconej
Śniadeckiemu,
która
także
zostanie
dla
przyszłych
badaczów
historycznoliterackim pomnikiem463.
460
L. Trynkowski, Mowa na pogrzebie śp. Księdza Jana Niedźwieckiego, kanclerza diecezji wileńskiej […] miana
roku 1832 mca Października 11 dnia przez…, w: tenże, Mowy pogrzebowe, dz. cyt.., s. 100, 103.
461
L. Trynkowski, Mowa na uczczenie śp. Wojciecha Pusłowskiego … miana w czasie… nabożeństwa na pogrzebie
zwłok Jego i śp Józefy z książąt Lubeckich Pusłowskiej dnia 11 lipca 1833 […], Wilno 1834, s. 1.
462
Zob. anonimową recenzją Mów pogrzebowych w: „Wizerunki i Roztrząsania Naukowe” cz. 2, Wilno 1834, s.
108-110.
463
„Przegląd Warszawski” 1840, t. 2, s. 272.
165
Maksymilian Małopolski (1820-1862) - kaznodzieja z literacką wyobraźnią
To zdumiewająco dobrze ustawione słowo, wciąż zaskakuje powabem
i
świe-
żością . Przede wszystkim jednak ujmuje swoją tonacją, pogłosem tamtej, wciąż
niedoścignionej epoki, która kaznodzieję ukształtowała. Jest tak, jak w muzyce: długo
jeszcze pobrzmiewa rozległe echo głośnych, wiodących motywów. I bez uwzględnienia
tych późniejszych odgłosów zubożamy obraz całości okresu, odbieramy mu cechę
wielostronności, zapominamy o jego żywotności. Dlatego też doniosłe znaczenie mają
wszelkie obrzeża, osobliwości, które dorzucają kamyki swego kunsztu do ogrodu,
znanego głównie z najwybitniejszych okazów.
Maksymilian Małopolski (1820-1864), dominikanin o filozoficzno-teologicznym
wykształceniu, miał niewątpliwie talent krasomówczy, ale i duszę poety, choć nie
cytował wieszczów i nie korzystał z ornamentów aluzji. Jednak materia jego tekstów
pozostaje literacka. Oczywiście te kazania mogą zainteresować dziejopisarzy „od
literatury”, ale prawdziwą satysfakcję będą mieli entuzjaści, gotowi szukać jej wszędzie.
W ogóle za mało szukamy literatury poza literaturą, zwłaszcza – jak w tym
przypadku - gdy chodzi o romantyzmem „prześwietlony” wiek XIX. Podczas lektury
lepiej zrozumiemy też westchnienie zaniepokojonego naszą współczesnością Andrzeja
Kijowskiego: Więc chodzi o to, aby literaturą, aby sztuką słowa stało się na powrót
kaznodziejstwo464.
Siłą Małopolskiego jest kreatywna wrażliwość wyobraźni, predyspozycja do
wyrazistej ekspresji i panoramicznego postrzegania, ale w dobrym, zrównoważonym
stylu.
Wyraźnie
obrazowania,
jego
korespondowało
przestrzennej
to
z upodobaniem epoki do monumentalności
„wybujałości”,
spektakularnego
rozmachu;
z
wykorzystaniem opartych na kontraście zestawień ruchu i bezruchu, burzy i
spokoju, arkadii i niepokoju; z wiarą, że przez z d e r z e n i e
dopiero
wydobyć
można właściwy walor: Ujarzmieni zmysłami,
lepiej
czujemy
464
zdaje
się,
A. Kijowski, Tropy, Poznań 1986, s. 143.
166
Wszechmocność Boga gdy pioruny miota, niż kiedy użyźnia ziemię i błogosławi zbiorom
naszym. Spokojnie poglądamy na cudowny bieg, i na trwałą i jednostajną zgodność
świateł niebieskich i mało wielbimy potężną Prawicę, która je od stworzenia świata w
takim utrzymuje porządku; a tak to wielkie i wspaniałe dzieło jest dla nas czczem tylko
widowiskiem, które na duszach naszych żadnego nie czyni wrażenia. Otóż dla objawienia
Boskiej potęgi w całej jej okazałości, potrzeba ażeby Bóg ukazywał światu straszne,
przerażające wypadki, które by go z uśpienia obudzić zdołały; trzeba żeby po błogim
pokoju nastąpiła rozpacz, ażeby znikła cisza a burza gwałtowna wstrząsnęła
ziemią całą, żeby nieład wzruszył porządek świata, ażeby huk żywiołów przerwał
spokojność natury465. Reguły tego typu wyobraźni obowiązują nie tylko w skali
makroświata, ale także mikrokosmosu ludzkiej duszy: I tak kiedy rozważam Augustyna
Św. jak myślą potężną i wielką wznosił się w sferę nadprzyrodzoną, jak pociągany
miłością ku prawdzie, przewyższał siebie samego, kruszył więzy ciała. [...] jak śmiały ten
orzeł wstrzymywał wspaniały swój polot, jak przytłumiał święte uniesienia, jak z
uwielbieniem upokarzał, kiedy mu wiara najlżejszą zasłonę przed oczy stawiła; jak
kornie schylał czoło przeć prawdą niezrozumiałą dla jego rozumu; jak wielbiąc tę
prawdę, w milczeniu spuszczał się na ziemię, by z tłumem prawowiernych dzielić
upokorzenia i nicość466.
Nie trudno zauważyć, że opis wszelkich przejawów wiary i relacji z Istotą
Najwyższą utrzymany bywa najczęściej w rozmaitych odcieniach antynomiczności,
w poetyce właściwej sztuce przeciwstawień. Nawet wdzięczność jest sprawdzalna
pośród przeszkód, nabiera siły i znaczenia (okazuje się być najwyższej próby), gdy nie
ma dla niej jak gdyby bezpośredniego uzasadnienia: Wdzięczność rzeczywista, kocha się
w trudnościach, ma szczególe upodobanie w zrzeczeniach się wspaniałych [...] przebywa
przepaści; ma skrzydła i moc z którymi na wszystko się odważa, wszystko pokonywa;
wszystko co jest łatwym lub prostym, nie potrafi ją zadowolić; potrzeba jej ofiar, z
poświęceń tylko żyć pragnie i w poświęceniach szczęście znajduje467. Cały czas jesteśmy
w kręgu romantycznym, zakreślonym przez - tak preferowany w okresie romantyzmu
465
M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku zebrań przez..., t. 1, Warszawa 1852, s. 17.
M. Małopolski, Kazania świąteczne..., Warszawa 1853, s. 20-30.
467
M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., Warszawa 1854, s. 163-164.
466
167
- obraz Boga paradoksów468. I tak choćby bliskość Boga, czy też świadomość Jego
obecności może być tym większa, im rozleglejszy jest obszar tajemnicy: Będąc
zostawieni - światu własnemu, widzieliśmy tylko Boga w tworach jego, a wiadomości o
nim byłyby jedynie na domysłach oparte; lecz wiara w tajemnice jakby na skrzydłach nas
niesie ponad ograniczoną naturę i stawia w świątyni wiecznej jasności469. Utwierdzenie
się w przekonaniu o ułomnościach kondycji ludzkiej staje się darem szczególnego
rodzaju: zdobywamy dowód na istnienie Boga i nowego lepszego świata:
Niedoskonałym jest wprawdzie światło nasze [...]. Niedoskonałym jest, ale inaczej być
nie może, bo jesteśmy dopiero odcieniem prawicy Bożej i w nas nie ma doskonałości;
niedołężność naszego rozumu, ciasny zakres serca nieszczęścia, które nas trapią, łzy co
płyną z oczu naszych, wszystko to nam tłumaczy dlaczego niedoskonałym jest światło
nasze. Niedoskonałym jest wprawdzie, ale przez to mi jest droższym i śmierć
pocieszającą i słodką mi czyni; bo podaje nadzieję, że się przyoblekę kiedyś w nową
istotę470.
Jak
pięknie
i
finezyjnie
spożytkowana
została,
nie
wprost
(co pozwoliło zachować autonomię zgrabnie wyeksponowanego, przenośnego określenia
życia
–
„Światło nasze”), maksyma Lux umbra Dei. Przypomnijmy, że była
umieszczana na zegarach słonecznych. I nie pojawiła się tu przypadkowo. Wielkim
bohaterem bowiem kazań Małopolskiego jest czas. Nie było chyba w XIX wieku
drugiego
kaznodziei, który by tak namiętnie dawał wyraz swoim temporalnym
fascynacjom. Odsłaniające je fragmenty wyróżniają się szczególną podniosłością, jakąś
swoistą lirycznością medytacji, literackim upiększeniem języka.
Ogólnie rzecz biorąc, Małopolskiemu bliska była augustiańska formuła czasu,
która jednak uległa — podobnie działo się w literaturze — rozmaitym modyfikacjom. W
zasadzie dominuje zdecydowane przeciwstawienie czasu i wieczności. Ale też
i trenologiczny nastrój znikomości wszystkiego na ziemi, fascynacja przemijaniem.
Warto w tym miejscu przywołać piękny, a rzadziej cytowany, wyjątek z Augustyna
(Enarratio in Psalmum): Strumień nagle z deszczu, tj. z kropel opadów zebrany, zmierza
ku morzu i znika z oczu. Nie był widoczny, zanim się nie zebrał z deszczu. Tak samo
rodzaj ludzki zbiera się z istot nieznanych i płynie naprzód, by przez śmierć ponownie
468
I. Opacki, Bóg, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku, Wrocław 1991, s. 121.
Kazania na niedziele całego roku..., t. 2, Warszawa 1852, s. 28.
470
M. Małopolski, Kazania świąteczne..., dz. cyt., s. 98-99.
469
168
zdążyć w nieznane. W stadium środkowym słychać było głos, ale on przeminął. Z tego
strumienia pije człowiek i chętnie pije. Pić z tego strumienia znaczy dla człowieka:
narodzić się i umrzeć. Strumień ten ma narodzenie i śmierć471. Romantyk, człowiek
porażony wizją przemijania, wizją czasu niszczycielskiego472, znajdował w tego rodzaju
obrazach doskonałą inspirację. Małopolski daje wyraz, w wielu miejscach, doskonałego
kontaktu ze stylem takich rozmyślań, nie kryjąc wyraźnej afirmacji swego wyboru;
ostentacyjnie wyodrębnia patetyczność monologu: To co ma koniec, nie może być
długim. Czymże są proszę, w oczach waszych te lata, które już upłynęły? gdyście na nie
patrzyli z daleka, długimi wam się zapewne zdawały, ale gdy już przeminęły, zdają się
teraz być nocnym marzeniem; i tak również będzie z latami przyszłymi; koniec ich
przyjdzie błyskawicy lotem i jak błyskawica nie zostawią w umyśle waszym śladu
żadnego473.
Znawcy przedmiotu po wielekroć komentowali to zjawisko w literaturze, zwracali
uwagę, jak w tyglu wyobraźni romantycznej czas egzystencji, widziany z perspektywy
wieczności, ulegał charakterystycznej przemianie. Obraz życia ludzkiego — pisze
Opacki — tracił swoją procesualność, tracił czas własny, roztapiał się w czasie
wieczności: niezauważalny jak ułamek sekundy474. [podkreślenia autora]. Małopolski był
bardzo szczodry w przekazywaniu takich drobnych impresji. Zawsze były one — co
wynikało z istoty kaznodziejskich powinności — wprzęgnięte w poczet zabiegów
dydaktycznych. A jednak, kiedy mówi na przykład o złudnej naturze szczęścia, czyni to
w tak nastrojowo — poetycki i „natchniony” sposób, że niejako literacko neutralizuje ten
dydaktyzm, wyraża wszystko w kategoriach bardziej medytacyjnych niż perswazyjnych:
Bo szczęście na ziemi, te promień słońca w pochmurnym dniu jesiennym, zaledwie
błyśnie, zaledwie olśni oczy, rozraduje serce, aliści los zawistnik grzebie je w chmury,
wiecznie nad głowami naszemi płynące. Szalony! kto marzy trwałości w szczęściu: kto
się spodziewa ująć rękami błyskawicę, tchnieniem radości roztopić czerniejące skały,
okiem nadziei zatrzymać pędzone wiatrem bałwany! Gorzka to prawda wieje do nas u
471
Św. Augustyn, w zbiorze myśli: Ojcowie Kościoła. Przemijanie - czas - wieczność, przeł. Andrzej Bober SJ,
„Znak” 1977 nr 244, s. 1374.
472
I. Opacki, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław 1972, s. 104.
473
M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s. 235.
474
I. Opacki, Pośmiertna w głębi jezior maska..., w: Studia o Leśmianie, praca zbiorowa pod red. M. Głowińskiego
i J Sławińskiego, Warszawa 1971, s. 316. Zob. też: M. Piechal, Mii Pigmaliona. Rzecz o Norwidzie, Warszawa
1974, s. 144-145; A Dunajski, Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida, Lublin 1985, s.
216.
169
szczytu ziemskich wielkości, z podniebnych gmachów, z chatek ocienionych bluszczem, ze
stosów ksiąg z mozolną pracą spisanych, z trumiennych wieńców, roztrąconych o skały
Świętej Heleny475.
Oczywiście podobne wynurzenia należy widzieć w całym ciągu tajemnie
tłumaczących się motywów, przede wszystkim romantycznej kreacji człowieka,
noszącego w sobie wyostrzone poczucie dysonansu, pogrążonego w metafizycznej
problematyce losu476. dostrzeganego też w sytuacjach wywołujących rezonans
eschatologiczny, wypełnionych ziarnem śmierci. To jej — obiegowe później — ujęcia,
symbole, obrazy i opisy w dostatnim wyborze również reprezentują epokę w prozie
kaznodziejskiej Małopolskiego. Życie jako nieustanne umieranie i uporczywe trwanie,
pochód pokoleń477, zmaganie się ze śmiercią i ciągłe próby jej pokonywania. Ogólnie
mówiąc: porażenie nieuchronnym biegiem rzeczy i jednocześnie szukanie nadziei w
tym, że życie toczy się dalej478. Wiele rozmaitych refleksów tego kręgu wyobraźni
odnajdziemy u dominikańskiego kaznodziei. Co chwila umieramy częściowo
— „wieszczy” na przykład z właściwą stylowi czasu posępnością — każdy moment
unosi cząstkę istnienia naszego. Oto zdolności nasze tak umysłowe, jako i cielesne
słabieją ode dnia do dnia, a znikając przed nami, jeszcze zwiastują i nam zbliżający się
koniec.
Całe nasze życie jest walką ustawiczną przeciwko śmierci. Pożywienie, sen,
praca, odpoczynek, wszystkie nasze czyny codziennie zmierzają ku jej oddaleniu.
Walcząc z nią nieustannie, w każdej chwili widzimy jej kosę wzniesioną nad głowami
naszymi. Pokolenia następują po sobie na ziemi jak fale na morzu, które nacierają
kolejno na siebie, ażeby się rozpryskały przy brzegu. Jeden wiek nie przeminie, a ziemi
oblicze kilkakroć się odnowi479.
Ale najpiękniejsze wersy Małopolskiego, literacko nietuzinkowe, odnoszą się do
modlitwy. Zwłaszcza te które współtworzą Kazanie na Porcyunkulę. Jakość epitetów,
oryginalność
metaforycznych
skojarzeń zaskakuje
autentycznością
poetyckich
uzdolnień mówcy. Wszystkie określenia słowa modlitewnego także jego racji bytu i
475
M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne, Warszawę 1860, s. 154.
A. Witkowska, O Mickiewiczowskim czytaniu „tekstu człowieka”, w: Studia romantyczne, prace pod red. M.
Żmigrodzkiej, Wrocław 1973, s. 161.
477
Trwałość tego toposu jeszcze w okresie międzywojennym poświadcza słynna mowa J. Piłsudskiego przy
trumnie Słowackiego w 1927 roku (Zob. Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu J. Słowackiego, dz. cyt.).
478
J. Grudzińska-Gross, Piętno rewolucji. Custine, Tocqueville i wyobraźnia romantyczna, Warszawa 1995, s. 204.
479
M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s 233.
476
170
tajemnicy, odznaczają się językowym polotem, ogromnym wyczuciem romantycznego
poetyzowania. Oto jedno z inwokacyjnych uniesień: Modlitwo! lękliwa przyjaciółko
samotności i milczenia, dałżem ci wszystkie nazwiska480? Na chwilę znaleźliśmy się
jakby w pobliżu Norwidowego pojęcia modlitwy, jako monologu milczenia481. W
innym miejscu czytamy — znów odesłanie do odpowiednich asocjacji (tym. razem z
obiegowym motywem) — że modlitwa jest pieśnią tęsknego pielgrzyma, któremu ten
świat jest za małym. I dalej, ponownie - w apostroficznej konwencji podane: Modlitwo!
córko jasności, siostro czuwania, rzuć smugi światła w te cienie; ukołysz trochę i bojaźń.
W ogóle treści pozostające w zasięgu tego motywu zwracają uwagę delikatnością
postrzegania, finezją opisywania zjawiska i wreszcie celnością obrazowego ujmowania
jego istoty. Ona rozszerza widnokrąg myśli, uchyla zasłony przyszłości za grobem,
zwiewa pył ziemski wyobraźni a nawozi go barwami świętości rozumowi wskazuje cel i
granice, odmładza siły woli, utula głosy narzekania, a rozpaczy wytrąca narzędzie
śmierci. [...] Modlitwo! ty jesteś weselem aniołów, rozmową świętych, ty się zbliżasz do
owej rozmowy, jaką Bóg z sobą wiedzie w nieskończoności482. Podkreślam miejsca
szczególnie ciekawej inwencji w metaforyzowaniu. Nauczać o modlitwie w tym
przypadku znaczy dążyć do wyrażenia tego również w kategoriach estetycznych. To się
daje zauważyć także w wielu innych kazaniach ubiegłego stulecia, ale rzadko z równie
dobrym skutkiem.
Styl Małopolskiego w wielu miejscach zadziwia semantycznym uwrażliwieniem.
Niektóre słowa, a niekiedy całe zdania opalizują znaczeniami, tak jak cytowane
przed chwilą: a rozpaczy wytrąca narzędzie śmierci; może to znaczyć, w powierzchniowej, bardziej dosłownej warstwie, że modlitwa chroni przed samobójstwem czy
zadawaniem śmierci, ale głębiej rzecz biorąc, w zasięgu zmysłu kojarzenia pojawia się i
taka egzegeza: modlitwa to osłona przed samounicestwieniem, paraliżem i dezintegracją
ducha, ale też i — w dalszej kolejności — nienawiścią (tą swoistą formą „zabijania”).
Oryginalne bywa ustawienie perspektywy semantycznej, w której postrzega się osobę,
przedmiot lub zjawisko. Obraz modlitwy, która zwiewa pył ziemski z wyobraźni
(moralista pozbawiony daru poetyckiego powiedziałby pewnie: „zmywa brud”), mówi
480
M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne..., dz. cyt., s. 258.
M. Kalinowska, Mowa i milczenie. Romantyczne antynomie. samotności, Warszawa 1989, s. 244.
482
M. Małopolski, Kazania parafialne świąteczne..., dz. cyt, s. 259, 266-267.
481
171
nie tylko o zbędności (dla duchowej pełni) balastu ziemskiego, ale dokonuje też
określonej promocji samej wyobraźni poprzez nasuwające się porównania: pokryta
jedynie łatwym do usunięcia pyłem, podobna jest drogocennym metalom, nie podlega
korozji. Zostaje w ten sposób uszlachetniona, zdecydowanie włączona w porządek
rzeczy z natury nieskalanych; podkreślono — zgodnie z romantycznym kanonem — jej
boską proweniencję. Pomysłowość języka jest u tego kaznodziei zawsze utrzymana w
ryzach finezji. Wydobywa się na przykład potrzebny efekt przez wykorzystanie
„odwrotnego” znaczenia: spromieńmy siły zranionych uczuć483. Przesłanie tego zdania
staje się wówczas czytelne, gdy — pamiętając o ówczesnej preferencji dla symboliki
— uświadomimy sobie w pewnym momencie swoistą grę między słowotwórczym
podobieństwem a znaczeniową polemiką słów „spromienić” i „spopielić”. To pierwsze
przez formalne pokrewieństwo z drugim, paradoksalnie sygnalizuje innego rzędu
wartości, z przeciwległego bieguna, mówi, że wewnętrzne urazy człowieka nie muszą
być porażką, nie są bezużyteczne, mogą stać się zyskiem.
Zmysł literacki podpowiadał Małopolskiemu rozmaite rozwiązania metaforyczne
. Niekiedy łączyła je charakterystyczna predylekcja – widzieliśmy to już. wcześniej
— do mówienia o czymś lub kimś w stylu dążącym do wręcz abstrakcyjnej delikatności,
zjawiskowości obrazu. Jak obłok spadły na ziemię, ku niebu się nie podniesie484
— powie o zmarłym człowieku. W innym miejscu wielkość Boga stawia obok ludzkiego
istnienia, które jest ziarnkiem prochu niknącym na widok Jego485.
Czytając te kazania, jesteśmy ciągle zaskakiwani jakimś ustępem, po którym
rozpoznajemy w autorze wrażliwego degustatora słowa, zawsze wyrażającego myśli
powściągliwie, ale w sposób wyszukany. Czasem na przykład pojawia się zdanie (lub
zdania) jakby uchwycone w geście nagłego powściągnięcia emocji, kiedy pierwszą,
ekspresywną część, niejako zaskakuje druga — swoją spokojną konstatacją: O śmierci
okrutna! [...] przedstawiasz się wyobraźni naszej i zasmucasz ją. I kilka akapitów dalej:
Zagrzmij piorunem Twoim, o Panie! dodaj, co brakuje mojej nieudolności486. Na tle
okresu Małopolski wyróżnia się medytacyjnością, umiejętnym dozowaniem patosu, a
przede wszystkim swoim literackim imaginarium, którego przejawy w wielu miejscach
483
Tamże, s. 259.
M. Małopolski, Kazania passyjne i przygodne..., dz. cyt., s. 236.
485
M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku..., dz. cyt., t. 1, s. 97.
486
M. Małopolski, Kazania na niedziele całego roku..., dz. cyt., t. 2, s. 296, 298.
484
172
stanowią jakby przeciwwagę, bardzo ożywczą dla skonwencjonalizowanej poetyki
kaznodziejskiego wykładu.
Nie miał szczęścia do badaczy. Zainteresowanie nim wśród historyków
przedmiotu było znikome lub powierzchowne. Niezręcznie wprowadził go też do
pamięci zbiorowej fragment książki J. Szpaderskiego487, tyleż schematyczny, co
autorytarny. W sumie przyniosło to coś na kształt sugestii o ekscentryzmie mówcy.
Gorzej, że mowa jest też o naśladownictwie, a to już całkowite nieporozumienie,
wynikłe z nieprecyzyjnego myślenia. To, że w podtytułach niektórych zbiorów pojawia
się słowo „zebrane”, mogło wskazywać na zbiór autorski, nie musiało oznaczać, że
chodzi o teksty tłumaczone, jednak gdyby tak było, nie ma to większego znaczenia, bo w
tym przypadku (luźny przekład czy rozległe zapożyczenie?) bezsporna pozostaje
sprawność polszczyzny, jej koncepcyjność, tak celnie odpowiadająca wyzwaniu
wyobraźni. Szpaderski nie rozpoznał tego indywidualnego znamienia języka.
Piśmiennictwo polskie XIX wieku wiele ma jeszcze takich stronic, które można by
odzyskać.
487
J. Szpaderski, O zasadach wymowy, t. 2, Kraków 1870, s. 450-451.
173
Romantyczni kaznodzieje wielkopolscy
Wolno przypuszczać, że w miarę całościowe ogarnięcie zjawiska, które
decydowało o kształcie kultury polskiej w XIX i 1 połowie XX wieku przede
wszystkim
jako
kultury
literackiej,
należałoby do najciekawszych przedsięwzięć współczesnej humanistyki. Nie wystarczy, dosyć wydaje się oczywista, konstatacja rozległości przenikania literatury w inne
dziedziny aktywności ludzkiej: sztuki, duchowości, nauki, obyczajowości. Potrzebne
są narzędzia probiercze, ustalające stopień tego oddziaływania, jak i typologia jego
form. Tymczasem można jedynie zasygnalizować, że proces infiltracji literatury jest
wyraźnie dostrzegalny w różnych okresach, zarówno w pewnych modelach edukacyjnych, stylach zachowań488, konwencjach biograficznych, jak i — co szczególnie
charakterystyczne — w składzie wzorców stylistycznych szeroko pojętego
.piśmiennictwa, przede wszystkim historiografii489. Występował też w sposób wielce
znaczący w kulturze żywego słowa, głównie w oratorstwie.
Szczególnie wyraziście przebiegało wnikanie
romantycznej
literatury w
regiony sztuki kaznodziejskiej, głównie jej okolicznościowego nurtu, trwające jeszcze
w okresie międzywojennym. Region wielkopolski ma w tym swoje odrębne i znaczące
miejsce. Jak wiadomo, na tym obszarze nastąpiło najwcześniejsze i najbardziej
rozległe przyswajanie romantyzmu emigracyjnego490. Historyk literatury Wojciech
Cybulski w jednym z odczytów wygłaszanych (1842-45) na Uniwersytecie Berlińskim
stwierdzał: Wielkopolska dzisiaj jest całą Polską [...] jest ona mostem, po którym
dzisiaj przechodzi się do Polski lub przechodzić się będzie, gdy wybije godzina
zmartwychwstania491. Tam też po raz pierwszy w kaznodziejstwie krajowym
pojawiły się ślady tradycji romantycznej, co nastąpiło zresztą już w okresie nieco
późniejszym, nacechowanym atmosferą mniej liberalną. Warto przypomnieć tę
488
Zob. Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje sympozjum. Warszawa 6-7 grudnia 1982 r., pod
red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986.
489
Pisał swego czasu J. Iwaszkiewicz: Nasza polska kultura jest kulturą specyficznie literacką. Nauczanie
historii zawsze było u nas i jest literackie. Powiem więcej, przeżywanie historii jest literackie („Twórczość” 1976
z. 12, s. 129).
490
Zob. A. Mazanek, Literackie drogi wielkiej emigracji przez wielkopolską prasą 1832-1848, Wrocław 1983.
491
W. Cybulski, Odczyty o poezji polskiej w pierwszej poł. XIX w., t. 2, Poznań 1870; cyt. za: A. Mazanek, op,
cit.,., s. 6.
174
interesującą kartę z dziejów wymowy kościelnej w Polsce, przywołać kilku autorów
czy też niektóre teksty poświadczające literackie upodobania mówców.
Jednym z nich był ks. Aleksy Prusinowski (1819-1872). Arcyciekawa postać,
jeden z tych niecierpliwych XIX-wiecznych księży, ciągle peregrynujących w głąb
siebie i otaczającej rzeczywistości, ustawicznie oscylujący między wymogami
dyscypliny stanu duchownego a świeckim zaangażowaniem w sprawę: ruch
patriotyczny działalność społeczną, literackie posłannictwo. Wszechstronnie wykształcony, wieloletni katecheta poznański, założyciel i redaktor „Wielkopolanina” i
„Wiarusa”,
a następnie „Tygodnika Katolickiego” (1860–1866)
okazywał
wielki
zapał w propagowaniu tradycji narodowej i dzieł wieszczów, a także pielęgnowaniu
języka polskiego492,
co permanentnie narażało go na represje ze strony władz
zaborczych493. W 1848 roku był członkiem Komitetu Narodowego, a potem, posłując
do berlińskiej Izby Deputowanych, wielokrotnie upominał się o prawa dla swoich
ziomków. Zasłynął jednak przede wszystkim jako mówca, znakomity kaznodzieja,
którego współcześni nazywali „wielkopolskim Skargą”494. Cenili go szczególnie
pisarze. Kraszewski zwracał się do Prusinowskiego z wielkim uznaniem dla jego
talentu oratorskiego: „Złotoustym jesteś istotnie, Panie mój, a niedole nasze wywołają
jeszcze niejedno takie gorące słowo z Twych piersi. Bez przesady a szczerze, nic
piękniejszego, nic wznioślejszego nie znam; poruszacie do głębi, a dziś ta powaga
Wasza wielka zbawienną być może dla znękanych i zbłąkanych. Wieleć do pracy
zostało, a padać na duchu godzi się nam, Wam niepodobna,— duch z wysoka powiał
na Was i tern Was utrzyma495. Pasowanie mówcy na romantyka, tak wyraźne
zwłaszcza w ostatnim zdaniu, nie było odosobnione. Warta odnotowania jest też
listowna opinia Krasińskiego, ciekawie zestawiająca odczyt Klaczki o Mickiewiczu
z kazaniem żałobnym Prusinowskiego, która pośrednio wskazuje na romantyczne
„wyczucie” literatury u kaznodziei: Kurs Klaczki był pięknym [...] raczej o stosunku
ducha Adamowego do ducha narodu i nawzajem niż o dziełach Adamowych — a przez
cały ciąg trwał styl kazania ks. Prusinowskiego na pogrzebie Adama. Chcę tym
porównaniem dać Ci wyobrażenie pędu duchowego, kurs ciągle ożywiającego496,
W innym jeszcze miejscu wyraził poeta swój entuzjazm dla tego kazania: Czytałeś
492
Był autorem broszury O języku polskim w Wielkim Ks Poznańskim wobec prawa pruskiego, Grodzisk 1861.
Zob. K. Kantecki, Ks. Aleksy Prusinowski. Studium literackie, Poznań 1884, s. 19.
494
Kantecki, dz. cyt., s. 2.
495
List J.I. Kraszewskiego do ks. Prusinowskiego d. 26 września 1864, w: Kantecki, dz. cyt., s. 94.
496
Z. Krasiński, List do Stanisława Egberta Koźmiana, w tegoż: Listy do Koźmianów, oprać. Z. Sudolski,
Warszawa 1977, s. 455.
493
175
mowę ks. Prusinowskiego na obchodzie żałobnym dla Adama w Poznaniu? Pyszna!
dostań koniecznie497. „Arcydziełem” natomiast nazwał je później Stanisław
Małachowski po śmierci Krasińskiego, wyrażając nadzieję, że podobnie znakomite
będzie wystąpienie mówcy w żałobnym - hołdzie złożonym twórcy Nie-Boskiej
komedii498. Przypuszczenie okazało się słuszne, co potwierdził potem krewny
Małachowskiego, również Stanisław, w liście do Andrzeja Karola Koźmiana: Miałem
tu wielką pociechę przeczytaniem mowy A. Prusinowskiego - dobrze odpowiedział
zadaniu, wymownie i czule je wysłowił, doskonale przeniknął wielkiego ducha, którego
stratę opłakujemy [...]. Za wstęp do dzieł Zygmunta mogłaby posłużyć mowa, o której
wyżej, gdyż w niej pojętym i zrozumianym jest doskonale499. Jak więc widać,
współcześni odbierali te teksty kaznodziejskie jako bliski sobie przekaz, w ramach
wspólnego kodu intelektualnego i emocjonalnego, tak bardzo wyczulonego na coś, co
można by nazwać syntezą duchowości człowieka, przy czym nie jest to wyłącznie
uznanie dla merytorycznej strony funebralnego hołdu, ale także i wyraźna aprobata
jego jakości estetycznej.
Jak zobaczymy, Prusinowskiego dialog z romantyzmem nie zasadzał się li tylko
na tematycznej podstawie i odpowiednim nasyceniu aluzyjnością (co było dosyć
powszechne). Wykazywał bowiem także umiejętność przyswajania właściwej epoce
wyobraźni poetyckiej500. Szczególnie okazale od tej strony prezentują się wstępy501.
Prusinowski był mistrzem w formułowaniu części wprowadzającej. Exordium jest
u niego, w każdym przypadku, misternie wyodrębnioną całostką artystyczną, detalem
literackim, wyraźnie odbiegającym w swej istocie od pragmatycznej funkcjonalności,
zwyczajowo przecież czyniącej z introdukcji część przede wszystkim informacyjną, w
przypadku mów żałobnych dotyczącą ogólnych wiadomości o zmarłym (podanych w
sposób krótki i rzeczowy, jak zalecały teorie homiletyczne). Tu natomiast idzie
głównie o wykreowanie retorycznej podniosłości, wprowadzenie w żałobny nastrój,
podanie tonu współprzeżywania mówcy i słuchaczy; ich uwaga może zostać
skierowana na wspólnotowy akt przeżycia, dostrzeżony w szerszym kontekście
(najczęściej kondycji narodowej). Wstęp staje się inauguracją obrzędu, mówca przewodnikiem, celebransem występującym w roli wizjonera: Znowu ja stawam przed
497
Z. Krasiński, Listy do A. Sołtana, Oprać. Z. Sudolski, Warszawa 1970, s. 627.
Stanisław Małachowski do Adama Sołtana, w: Aneks do: Krasiński, dz. cyt., s. 712.
499
Stanisław Małachowski (s. Mikołaja) do Andrzeja Edwarda Koźmiana, w: Krasiński, dz. cyt., s. 718.
500
Nadmienia o tym E. Grot w książce Ks. Aleksy Prusinowski, Poznań 1935, s. 81.
501
Zupełnie nie zauważa tego (zdecydowanie upraszczając w ogóle rolę wstępu u Prusinowskiego) A. Iwańców
w szkicu Ks. Aleksy Prusinowski jako kaznodzieja, „Nasza Przeszłość” 1974 , t. 61, s. 29-75.
498
176
Wami i znowu głosem żałoby śmierć obwołuję jakoby stróż cmentarzowy w
narodowym Syonie. A tylekroć już do tego powoływany obowiązku, już ja nic nie
widzę jako groby a stała mi się w oczach i w sercu ziemia nasza jako cmentarz
rozległy, po którym naród jako orszak procesji pogrzebowej smutny a śmiercią
poważny idzie do grobu szeroko rozwartego. [...] A w tym orszaku żałobnym starsi,
zasługami szlachetni i wielcy mężowie narodu obtuleni wspomnieniami przeszłości
przed zimnem dzisiejszej nędzy idą razem z ludem coraz mniejszym i uboższym i
zstępują po wschodach pod ziemię502. To jest właśnie charakterystyczne dla wielu
wstępów Prusinowskiego: projekcja panoramicznego obrazu ziemi ojczystej widzianej
w hiperbolicznym wymiarze totalnej żałoby, w przestrzeni bezkresnej, tajemniczej, jak
gdyby skazanej na wyludnienie. Na tym tle bywa umiejscowiona sytuacja chwili
obecnej, spotkanie żałobników, a właściwie „zbiegnięcie się” rozbitków, czuwanie
osieroconej gromady. Częste są też przytoczenia ze sztafażu romantycznej frazeologii
funebralnej: „ziemia grobów”, „pochód pokoleń”, „strażnicy grobów”. Słowem,
wypełnia te obrazy rzec by można — anhelliczny krajobraz tułaczy.
Na szczególną uwagę zasługuje exordium rozpoczynające Mowę żałobną na
nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego. Warto przytoczyć jego pokaźny
fragment, gdyż skupia w sobie wiele cech romantycznej imaginacji poetyckiej:
Gdziekolwiek na szerokim świecie własna nas zapędzi pokusa lub wygna dopuszczenie
Boże, tam pomiędzy gromadą narodów nie masz dla nas miejsca i miru, nikt nas nie
powita, nikt nam ręki nie poda, bośmy obcy dla wszystkich. — Pozłociste książęta
odwrócą oblicze i powiedzą: „umarli” —przekupnie złota i pychy wołają: „upiory” matki zasłaniają przed nami oczy swym dzieciom i przerażone powtarzają bladymi
usty: „wywołani wygnańcy” — mędrcy z litością chwieją głowami i mówią: „szaleni”
- Więc nam w świecie nie gościć! Pomiędzy nimi Bóg nam nie kazał rozbijać namiotów
— ale tam gdzie mogiły i krzyże, na cmentarzach uwieńczonych cierni zagajem,
porosłych piołunu murawą, tam mieszkania nasze; bośmy narodzeni po zgonie matki, z
jej śmierci dźwignęło się życie nasze - więc tam nasze uroczystości i święta, tam się
zbiegają kapłani i wierni, panowie z ludu czeladką, sędziwi starcy i pacholęta
narodowe. Na groby, bracia, na groby! Do pogrzebów! To sejmy, to biesiady, to
502
Mowa żałobna na pogrzebie Andrzeja Niegolewskiego, pułkownika, wojsk polskich, miana w Poznaniu w
lutym 1857r., w tenże: Mowy pogrzebowe i kazania …,dz. cyt. s. 247.
177
wesoła nasze503! Uderzające jest tu specyficzne zróżnicowanie form wypowiedzi,
które sprzyjają stopniowej eskalacji patosu. Od rozlewnej amplifikacji na początku,
poprzez inscenizacyjny rejestr głosów ze „świata” i dramatyczne wykrzykiwanie
środka (Więc nam w świecie nie gościć!), aż po nawoływanie końcowe, bardzo
deklamatorskie zdania nominalne; wnoszą one szczególnie tragiczne napięcie poprzez
trawestację hejnałowego wezwania: fatalizm śmierci w miejsce zapowiedzi świtu, a
więc nadziei. Ten wstęp cechuje teatralna sceniczność przekazu językowego504, tak
mocno zakorzeniona w kulturze żywego słowa, w romantycznej wersji przybierająca
kształt natchnionej „wieszczej” improwizacji. Rola wstępu, rozwijającego poczucie
tragizmu do maksimum, jest w tym przypadku zabiegiem niezwykle efektownym.
Pozwala bowiem w dalszej części kazania z tym większą mocą zaskoczyć słuchacza:
ogłosić nadzieję, która mimo wszystko jest, daje się wbrew wszystkiemu odnaleźć.
Okazuje się, że szczególnie cenny depozyt stanowią owe „groby przeszłości”, ta
wielka kumulacja cierpienia. I nie tylko one: bo to co matka miała najświętszego z
nieba, co miała na ziemi najbliższego nieba, to nam zostawiła na mogiłach naszej
przeszłości jako naszej przyszłości rękojmię, to nam dała na grobie jako
zmartwychwstania zadatek: krzyż i pieśń — Póki nam więc na grobach krzyża i pieśni
starczy, poty świeci gwiazda nadziei w ciemnej nocy pogrzebu505. Na drodze do
odrodzenia, zmartwychwstania, obok krzyża postrzegana jest pieśń. W kręgli
romantycznych przekonań dysponuje ona wyjątkowym darem, możnością ocalania,
zapewnienia kontynuacji i przetrwania wartości (przypomnijmy Mickiewiczowskie
pieśń ujdzie cało506). Motyw ten był często eksponowany w kaznodziejstwie, ilekroć
znalazło się ono w pobliżu literatury, zwłaszcza gdy było to żałobne pożegnanie
pisarzy. Gdy mowa o nadziei, trzeba jeszcze zaznaczyć, że nie występuje ona u
Prusinowskiego jako coś, co jest oczywiste i łatwe. Przeciwnie, musi być zdobywana,
rodzi się w trudzie. W kilku miejscach wyraźnie chodzi mówcy o to, aby pokazać ją
jako skutek wysiłku duchowego. Dopiero wówczas wydobywa się jej właściwy walor.
Cały „świat wewnętrzny” tych kazań jest bardzo wizjonerski, bogaty we
wszelkie
akcesoria
właściwej
epoce
wyobraźni.
Romantyczny
wzorzec
wieszcza - proroka , wyposażonego przez Boga w tytaniczną siłę oddziaływania,
503
Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego miana w Poznaniu w kolegiacie św. Maryi
Magdaleny 31 marca 1859 r., w tegoż ,Mowy pogrzebowe…, dz. cyt., s. 279.
504
H. Dziechcińska, Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, Warszawa 1987, s. 118.
505
Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Zygmunta Krasińskiego..., dz. cyt., s. 280.
506
Oczywiście chodzi o Pieśń Wajdeloty z Konrada Wallenroda. Por. I. Opacki, Pomnik i wiersz. Pamiątka i
poezja na przełomie oświecenia i romantyzmu, „Roczniki Humanistyczne” 1970 z. 1, s. 49 i n.
178
wyznacza reguły prezentacji zmarłego. Obecność herosa „wpisana” jest w
odpowiednią scenerię,507 której poetyckim atutem jest przestrzenna monumentalność,
metaforyzująca wszelkie relacje, w jakich pozostaje główna postać „spektaklu”. Jego
bohaterami są: Bóg, geniusz, naród i sam mówca. Spójrzmy na taki oto fragment,
pochodzący z mowy o Mickiewiczu: tam Bóg w otchłaniach swych niezbadanych
tajemnic szlący swe posty na wsze świata strony, niedościgniony w wyrokach, w
drogach niepojęty; tam jeden z wybranych sług jego w potędze swego uczucia, w sile
wyobraźni nadludzkiej niemal snujący z siebie dary Boże i lejący w swych pieśniach
myśli z nieba wzięte; tam naród cały drżący pod obfitością rosy, co spływała nań z
natchnienia
wieszczego;
a
tu
mała
iskra
tego
ognia
rozsypanego
po
dwudziestomilionowym narodzie! Czyż iskra ogień ogarnie i pojmie tego, który ogień
rozniecił508.
Przestrzenne obrazowanie o rozpiętości kosmicznej to znamienna cecha
romantycznej prozy kaznodziejskiej Prusinowskiego. Harmonijna teleologia wszechrz
eczy, związki między ogółem a szczegółem, makrokosmosu świata i mikrokosmosu
człowieka509. Wszystko to wzmacnia literacki kontekst wypowiedzi. Ale nie tylko o to
chodzi: Nie ślepego losu przypadek, nie dumnej swawoli szały, nie leniwa świata bryła
rządzi dziejów i narodów kolejami, ale rządzi światem, ludzkością, narodami i
człowiekiem Bóg, Żywy Bóg. — I w tych rządach wydziela jako w świata całego
przestrzeniach każdej gwieździe, co świeci na niebie, tak każdemu atomowi, co bryły
składa i porusza, posłannictwo do wielkiej świata harmonii; a w rodzaju ludzkiego
rodzinie posyła narodów różnorodne plemiona dla swych rozkazów spełnienia od
wieku, aby była chwała, na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli510.
Należy zwrócić uwagę na funkcję tego typu wyobrażeń przestrzennych, na retoryczną
grę znaczeń, którą prowadzą. Z jednej strony była już o tym mowa — służą
uwypukleniu bezmiaru żałoby zwielokrotnionej świadomością znikomości losu
ludzkiego i odczuwanego w obliczu śmierci osamotnienia. Z drugiej zaś, ten sam
rodzaj obrazowania służy wyrażeniu prawdy o sensie wszechrzeczy. Staje się
odwróceniem tamtej wersji: afirmatywną propozycją wizji wchłaniającego człowieka
507
Zob. J. Kamionkowa, Portret geniusza, w: Problemy polskiego romantyzmu, ser. 2, praca zbiorowa pod red.
M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1974, s. 130-131.
508
Mowa żałobna na nabożeństwie za duszą Adama Mickiewicza, odprawionym w Poznaniu w kościele św.
Marcina dnia 15 stycznia 1856 r., w: Mowy pogrzebowe…, dz. cyt., s. 205.
509
Zob. M. Janion, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 250.
510
Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę Adama Mickiewicza..., w: tenże, Mowy pogrzebowe…, dz. cyt, s.
205.
179
uniuersum. W ramach tych samych zasad imaginacyjnych sformułowane zostaje
antidotum na poprzednie, fatalistyczne odczucie istnienia.
Warto też wspomnieć o jeszcze jednej cesze „bohatera romantycznego”
tych kazań. Na przykład Raczyński, Krasiński, Lelewel — nie są to monolityczne
postaci bez skazy. Ważna jest meandryczność ich doświadczeń, słabości, „rozdwojenie
w sobie” i bezdroża duchowych namiętności. Panegiryczna konwencja zostaje
uchylona. Ale też w żadnym przypadku nie przyznaje sobie prawa do nagany czy
choćby dezaprobatywnych wzmianek. Nie, po prostu konstatuje jedynie fakt ludzkiego
błądzenia, zmagania się z losem, przechodzenia przez czas próby, nieodzownego
doświadczenia: Bóg nie pozwolił, aby duch Zygmunta upadł pod szarpaniem pokus
piekła, bo tam przy powołaniu Bożym na dnie duszy złożonym była dobra wola
czystego ducha, tęsknota do prawdy, upragnienie cnoty, gorąco miłości: przecież
dopuścił mu Bóg przejść przez czyściec bolesnego zwątpienia a ciężkich walk serca i
umysłu. Ach! żył on w tej przepaści długo miotany bezbrzeżną i wściekłą rozpaczą, ale
i tam wybrańcowi swemu nie dał Bóg zginąć. Patrz nań młodzieży narodu i sposób się
oglądaniem cnoty sama do walki, od której nikt uchylić się nie może511.
Wysoką notę wystawił kaznodziejstwu Prusinowskiego znany pamiętnikarz
wielkopolski, wspominając: pod tym względem żaden z ówczesnych księży, prócz ks.
Janiszewskiego, współzawodniczyć z nim nie mógł512. Konieczne jest więc również
przypomnienie drugiego z mówców. Nie tylko dlatego, że poświęcił jedno ze swych
kazań żałobnych Mickiewiczowi. We wszystkich jego tekstach znajdziemy bowiem
wiele
świadectw
osłuchania
w
romantycznej literaturze.
Jan Chryzostom
Janiszewski (1818-1891), późniejszy biskup poznański to postać równie ciekawa jak
Prusinowski, o podobnie bogatej biografii i patriotycznych zasługach. Aczkolwiek
jako orator słabiej chyba utalentowany, jeśli idzie o dyspozycje retoryczne — uboższy,
skromniejszy. W każdym razie jego wyobraźnia w zestawieniu z tamtą wydaje się
bardziej ascetyczna, artystycznie mniej efektowna.
Wizerunki żałobne Janiszewskiego w wielu cechach przylegają do ustanowione
go przez epokę — zwłaszcza jej literacki kodeks — wzorca. Uwypuklony zostaje
konterfekt człowieka wyjątkowego, wyróżnionego przez cierpienie i samotność,
wierność ideałom i przywódcze posłannictwo. W przypadku Mickiewicza romantyczn
511
Mowa żałobna na nabożeństwie za duszą Zygmunta Krasińskiego..., w: tenże, Mowy pogrzebowe…, dz. cyt.,
s. 281.
512
M. Motty, Przechadzki po mieście, oprac. Z. Grot, t. 2, Warszawa 1957, s. 278.
180
a apoteoza geniuszu poetyckiego wyrażona w formie rozbudowanej refleksji - ujętej w
hymniczny kształt uwznioślonej pochwały — uwzględnia wszelkie atrybuty i
„odcienie” przyjętej przez epokę koncepcji zjawiska. A więc nie tylko — czemu
najczęściej dawano wyraz - uznanie dla profetycznej mocy słowa, ale także
i artystycznej skuteczności. Ponadto mówi się również o jego dwuznacznej kondycji,
twórczych, budujących, ale i destrukcyjnych, niszczących możliwościach: Potęga
słowa w takim geniuszu jest jak miecz obosieczny, który roznosi pomiędzy ludzi śmierć
lub życie, grzech lub cnotę; tern słowem buduje lub obala, leczy lub zatruwa, podnosi
lub w przepaść potrąca. Ani królowie, ani książęta, ani rządy i bagnety, nie mają tej
mocy, tego wpływu na serca i umysły, powiem na sumienie ludzkie, jaką ma taki
geniusz w potędze słowa swojego, w uroku i piękności formy, w jakiej każdą rzecz
dobrą lub złą światu przedstawić umie [...]. Ich polot wyobraźni, ich świeżość myśli
i żywość uczuć i obrazów, budzi zasępionych mędrców, odmładza ich serca i unosi
z sobą w świat idealnej piękności513. To tylko fragment. Cały ten pean na cześć
geniuszu stanowi wyodrębniającą się całostkę o wyraźnie „popisowej” funkcji. Warto
podkreślić, że bardziej tu chodzi — jak się zdaje — o autonomiczny artystycznie zapis
fascynacji niż dydaktyczne przesłanie. Tego rodzaju estetyczne inklinacje są właściwe
wielu tekstom kaznodziejskim tego okresu. Pewne partie wypowiedzi mają swoją
odrębną jakość, odstającą od reszty właśnie takim upustem deklamatorskiej
elokwencji.
Tak formułowane natężenie emocjonalne jest też widoczne wówczas, gdy
dochodzi do głosu romantyczna apoteoza miłości. Motyw — dodajmy — przewodni
w kazaniach Janiszewskiego. Miłość jako kreatywna potęga duchowa, wypełniająca
wszystko w maksymalnej skali. Zarówno pojedynczego człowieka, naród, jak i cały
glob. Taki jej wymiar ma wartość najwyższą. Tylko wówczas bowiem staje się ona
źródłem tytanicznego czynu, zarzewiem wielkiej przemiany. Reprezentatywny
fragment znajdziemy w mowie poświęconej Marcinkowskiemu, tym ciekawszy, że odwołuje się do jednej z pierwszych konstant wyobraźniowych romantyzmu,
symbolu - obrazu ognia podziemnego514, z aluzyjnym odniesieniem do Mickiewicza:
[...] Wtenczas, kiedy się wszystkie serc promienie w jedno zbiją ognisko, wtenczas
dopiero będzie moc i siła, która potrafi wydać owoce miłości. Bo jeśli ogień wulkański,
513
Mowa żałobna na cześć sp. Adama Mickiewicza miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę jego
odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855, w: Dwadzieścia mów i kazań mianych przez ks. Jana Chryzostoma
Janiszewskiego …, Lwów 1878, s. 74-75.
514
Zob. M. Janion, „Kuźnia natury”, w: Problemy polskiego romantyzmu, dz. cyt., zwł. s. 23-45.
181
co ryje w wnętrznościach ziemi, rozsadza góry i skały, czemuż ogień miłości, który
ziemię z niebem połączył, nie ma rozsadzić przedziałów złości i uprzedzeń, nie ma
serca z sercem pojednać, czemu nie ma swoją siłą poruszyć otrętwiałą bryłę świata.515
Najwyższą notę otrzymuje eskalacja zaangażowania uczuciowego, wytrwałego
i ofiarnego. Mówca kilkakrotnie przeciwstawia je miłości niepełnej, bo chwilowej
i sporadycznej. W tym samym kazaniu, w następnym akapicie: Nie ten wart czci
i chwały, u którego sercu od czasu do czasu zajaśniał promyk miłości i pędem
błyskawicy znowu przeminął, bo który tego w życiu nie doznał, nie byłby wart, że nosi
oblicze ludzkie na sobie, ale ten który wytrwał w tej cnocie, co wytrwał aż do
ostatniego tchu życia. W innym wizerunku żałobnym zostaje, zwiększą już precyzją,
sformułowana istota rzeczy: jest to miłość nie gubiąca się w czczych uczuciach
i tkliwościach, ale miłość czynna, nie znająca granic w poświęceniu się dla sprawy
narodowej516. Tak głęboko zakorzenione w refleksji romantycznej uznanie dla miłości
aktywnej przejawiającej się w działaniu, nie wyczerpuje się tu tylko w dosyć częstej
konstatacji tego zjawiska. Ma swoje szersze uzasadnienie. Współtworzy bowiem
charakterystyczną dla epoki wizję nieustannego procesu udoskonalania, w którym
świat podąża ku świętości517. Jakże wielkie i cudowne są te zrządzenia mądrości
boskiej! powoli i stopniowo, od przyrodzonych i ciasnych do coraz szerszych
rozmiarów miłości, podnoszą serce człowieka i wiodą do powszechnego uświęcenia
świata518.
Stanisław Tarnowski w swojej Historii literatury polskiej za najwybitniejszych
kaznodziejów wielkopolskich XIX wieku uznawał Prusinowskiego i Janiszewskiego519
. Ks. Kłos. słusznie upomniał się także o miejsce dla biskupa Floriana
Okszy-Stablewskiego (1841-1906)520. Znamienna przy tym jest opinia ujawniająca
wylansowane w XIX wieku (pod wpływem właśnie romantyzmu) wyobrażenie
istotnych zalet kaznodziejstwa, odpowiadające oczekiwaniom odbiorcy jeszcze w
okresie przekraczającym granice stulecia: A jeżeli prawdą jest, że każdy mówca musi
515
Mowa podczas nabożeństwa żałobnego w kościele za dusz. śp. doktora Karola Marcinkowskiego miana w
kościele Św. Mary Magdaleny w Poznaniu dnia 19 listopada 1846 r., w: tenże, Dwadzieścia mów…, dz. cyt.,, s.
7.
516
Mowa żałobna no. cześć śp. księcia Adama Jerzego Czartoryskiego miana w Poznaniu dnia 1 sierpnia
1861..., w: tenże, Dwadzieścia mów, dz. cyt.,. s. 143.
517
Za typowo romantyczną cechę uznaje Z. Stefanowska „totalnie przebóstwioną wizję świata”, pisząc o
Norwidzie w: Norwidowski romantyzm, „Pamiętnik Literacki” 1968 z. 4, s. 14.
518
J.Ch. Janiszewski, Mowa żałobna na cześć śp. Adama Jerzego Czartoryskiego..., w: tenże, Mowy żałobne, dz.
cyt., s. 142.
519
S. Tarnowski, Historia literatury połskiej,, t. 6, cz. 1, Kraków 1905, s. 327.
520
J. Kłos, Przedmowa wydawcy, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne z dodaniem kilku innych
mów kościelnych i dwóch okólników, dz. cyt., s. 5.
182
być choć trochę poetą, to i w tych mowach, płynących, jak każdy przy czytaniu to
odczuje, z równie bujnej wyobraźni jak serca gorącego, nie tylko duża jest miara
pięknych obrazów, figur, porównań i poetycznych uniesień, ale jest i wielkie napięcie
uczucia, które nadaje słowem tajemniczą siłę a wywołuje jak echo wzajemne uczucie w
słuchaczu521.
Stablewski nawiązywał do stylu romantycznego, ale w sposób właściwy
„pogrobowcy” epoki, charakterystyczny dla kogoś, kto jest strażnikiem tradycji.
Romantyzm był dla niego bardziej już „cytatem”, kanonem do którego należy się
odwołać, a poniekąd i erudycyjnym bagażem, którym wypada się wykazać.
Obserwujemy tu już początki długotrwałego procesu adoracji romantyzmu,
przebiegającej według reguł wspólnych dla wielu obszarów słowa polskiego, aż po
okres międzywojenny włącznie.
W kilku miejscach Stablewski korzysta z zasobów wyobraźni romantycznej
swoich poprzedników, okazując upodobanie w „mogilnych” pejzażach
znamionują-
cych położenie Ojczyzny: nam coraz smutniej i coraz ciężej na tej ziemi, nad którą
anioły w noc gwiaździstą przelatując płaczą, na której groby, niby one kurhany na
ukraińskim stepie, miejscem zgromadzenia i spotkania się dla smętnej rzeszy. Ta
ziemia — długich, zimowych nocy, to ziemia wichrów i śnieżnych zamieci, to ziemia
innej i dłuższej i smutniejszej jeszcze nocy, to ziemia, po której burze po burzy przelatują a druzgocą pamiątki po ojcach, to ziemia, ~na której co chwila rozlega się
łoskot domu jakiego ojczystego, co się zapada w rwących falach obcego potoku — na
której groby i ruiny niemal jedyną po ojcach spuścizną dzieci522. Podobnie w innych
miejscach; częstym motywem takich ujęć „krajobrazowych” bywa niejako kontrastują
ca z nimi postać anioła. Zawsze w ruchu, kreatywnym ożywieniu, wizualnej ekspresji.
I jest w tym wyraźna inspiracja lektury wierszy Słowackiego523, za sprawą której
motywy angelologiczne w takim kształcie zawładnęły wyobraźnią wszelkich nawiązań
do romantyzmu, zarówno u poetów, jak i „poetyzujących” prozaików. Anioły u
Stablewskiego to nie tylko dobre duchy przynoszące ukojenie w litościwym ukłonie
nad ziemią. Są także zwiastunami nadziei zmartwychwstania ojczyzny, odrodzenia
uciemiężonych: I przyjdzie dlań czas, gdzie o pierwszych świtu połyskach anioł zleci z
nieba jak piorun i tęczę skrzydeł rozwiąże i światłością jej rażone pierzchną,
521
Kłos, dz. cyt.,, s. 6.
Mowa żałobna na pogrzebie Antoniego Gorzeńskiego Ostroroga, miana dnia 24 stycznia 1880-w kościele
parafialnym we Lgowie, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne…, dz. cyt.,., s. 93.
523
Zob. Z. Skwarczyńska, Ewolucja obrazów u Słowackiego , Lwów 1925, s. 61.
522
183
straże...524 Wszystkie motywy z aniołami u tego kaznodziei mają proweniencję
literacką, charakter świadomego „przytoczenia” romantycznej wizji poetyckiej. W tej
nocy posępnej, co nad nią zapadła, gdyśmy już wypłakali łzy nasze, wieszcze nasze
widziały Aniołów, co nad ziemią tą przelatując płaczą... – powie w żałobnym i
patriotycznym zarazem pożegnaniu Sułkowskiego525. Będzie się jeszcze zresztą
odwoływał do wieszczów, zwłaszcza ich autorytatywnego patronatu wobec
współczesnych. W jednym z kazań zostanie to wprowadzone w poczet argumentów
laudacyjnej prezentacji zmarłego: Dusza z nastrojem poetycznym, w pieśniach
wieszczów naszych rozmiłowana, zapał i świeżość do końca zachowała. Całe ich
ustępy na zawołanie mógł powtarzać526. Ponadto Stablewski posługuje się cytatem
literackim. Nie często (obyczaj ten stał się powszechny w późniejszym, już
XX- wiecznym kaznodziejstwie) ale zawsze trafnie wplatając w tok wywodu
odpowiedni, krótki ustęp, najczęściej nie opatrzony nazwiskiem pisarza (chyba, że
dotyczy wielkich Europejczyków - Dantego, Tassa itp.). W jednym miejscu
znajdziemy nawet wers z Marii Malczewskiego, co warto odnotować, gdyż jest to
jedyny chyba; przypadek (i świadczy o rozległej kulturze literackiej mówcy) w
kaznodziejstwie polskim - preferującym trzech wieszczów — odwołania się do tego
właśnie romantyka.
Rozważaniom Stablewskiego stale towarzysz poczucie „pogrobowego” czasu.
Przy czym tamten to nie tylko okres przedrozbiorowy, ale także świetność mijającej
już epoki wieszczów. Teraźniejszość wywołuje jedyną właściwie asocjację: czas
„pokoleń katakumbowych”, przechowujących ziarno odrodzenia, dominacja cierpienia
mającego być siejbą przyszłości527. Kilkakrotnie powraca do porównania z losem
pierwszych chrześcijan. Przewija się w różnych wariantach obraz schodzenia w dół,
pogrążania się w ciemności: Jak więźnia w ciemności blask słońca razi, tak i nam w tej
dobie słoneczne promienie naszej przeszłości obecnych cierpień przepaście tem
jaskrawiej tylko oświecają. By oszczędzić sobie boleści, z przeszłości obrazów, gdy
dzień dzisiejszy jej tyle niesie, synom smutku lepiej znijść w podziemia Dantejskiego
524
Mowa żałobna na pogrzebie wojewodzica Bronisława Dąbrowskiego, miana dnia 6 kwietna 1880 w kościele
parafialnym we Winnogórze, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego Mowy żałobne, dz. cyt.,., s. 145.
525
Mowa żałobna na pogrzebie śp. księcia Augusta Sułkowskiego... w dniu 25 listopada 1882 r. powiedziana w
koście parafialnym w Rydzynie, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego…, dz. cyt.,, s. 162.
526
Mowa żałobna na pogrzebie śp. Kazimierza Kantaka powiedziana w kościele św. Maryi Magdaleny w
Poznaniu dn. 31 grudnia 1886, w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego…, dz. cyt., s. 304.
527
Mowa żałobna na pogrzebie śp. Stanisław hr. Sokolnickiego w Gołuchowie 1883, w: Arcybiskupa Okszy
Stablewskiego…, dz. cyt., s. 235.
184
czyśćca, do którego przywykło oko w ciemnicy smutku528. Są także inne miejsca:
katakumby, krypty Wawelu, otchłań grobu. Cały ten nurt wyobraźni poddaje się
skojarzeniu
z
romantycznym
motywem
„ludzi
podziemnych.”529.
A
jego
metaforyczność w tym przypadku odsyła do wielu sytuacji. Chodzi o zejście w głąb
siebie, zachowanie ojczyzny duchowej, także złagodzenie bolesnej rzeczywistości
poprzez kumulowanie pamięci; ale i przechowanie tego najświeższego dziedzictwa
przez bezpośrednich spadkobierców — „wyznawców” romantyzmu.
Trzech było więc największych, słowem i wyobraźnią romantyczną przesycony
ch, wielkopolskich mówców kościelnych: Prusinowski, Janiszewski i Stablewski.
Oni przede wszystkim zasługiwali tu na pozorne omówienie, niejako organicznie
przecież związani z epoką. Ale ślady jej stylistyczno-wyobraźniowej obecności
pojawiają
się
i
później
włączając
się
już w porządek recepcji: jakieś drobne reminiscencje tematyczne czy imaginatywne.
Pojedyncze
wprawdzie
niekiedy
mimochodem
wplatane
w
dość
oschłą,
konwencjonalną wypowiedź, mają jednak zastanawiającą siłę, w którymś momencie
odzywa się dalekie echo tamtego myślenia i odczuwania czy też po prostu przejaw
atencji dla wieszczów albo aluzyjne nawiązania stylistyczne. Oto np. króciutki ułamek
kazania żałobnego, znamienny odprysk romantycznego postrzegania kondycji
ludzkiej, interesujący, gdyż odsyła do motywu głęboko wtopionego w refleksję
egzystencjonalną tamtego okresu, przy czym rzadki, bo trudny do podjęcia (jak gdyby
niestosowny) przez kaznodziejską laudację (i tylko kaznodzieja przez romantyzm
uwrażliwiony mógł go wprowadzić): Z nie pofolgował mu Pan Bóg — a wszyscyśmy
prosili o miłosierdzie nad nim — nie pofolgował Bóg, póki mu nie wziął ostatniego, a z
wszystkich najkosztowniejszego daru ach póki mu ostatnich miesiącach daru rozumu
nie odjął,, aby żyjąc jeszcze umarł zupełnie światu530. Fragment wyprowadzony cytatu
biblijnego (J 12,24) wtóruje romantycznej filozofii szaleństwa, której adekwatną
interpretację znajdziemy u Foucaulta: Wypowiedź obłędu w poezji romantycznej tym
się charakteryzuje, co wyraża ostateczny koniec i absolutny początek: koniec
człowieka, który popada w mrok i u kresu nocy odkrywa światło rzeczy w ich najpierwszym początku. [...] Z mocy szaleństwa wychodzi na jaw niedorzeczny sekret
528
Mowa żałobna na pogrzebie śp .księcia Augusta Sułkowskiego..., w: Arcybiskupa Okszy Stablewskiego… , dz.
cyt.,, s. 162.
529
Zob. M. Janion, „Kuźnia natury”, dz. cyt., s. 30-31.
530
A. Brzeziński, Mowa żałobna na pogrzebie ks. Aleksego Prusinowskiego powiedziana w Grodzisku dnia 19
lutego 1872 roku przez..., Poznań 1872, s. 7.
185
człowieka, że ostatni punkt jego upadku zbiega się ze świtaniem, że jego zmierzch
przechodzi w świeżość poranka, że kiedy się skończy, na nowo się rozpoczyna531. Jest
to w kaznodziejskiej recepcji romantyzmu przypadek odosobniony i oryginalny. Z
biegiem lat prym przejęły rozmaitego rodzaju zabiegi aluzyjne, zwłaszcza stylistyczne.
Takie „przedłużenie” epoki miało miejsce w oratorstwie w ogóle, nie tylko
wielkopolskim, szczególnie u progu niepodległości. Między innymi znany kaznodzieja
poznański ks. Kłos swoje wystąpienie z 1919 r. ku czci Kilińskiego kończył,
nawiązując parafrazyjną suplikacją do Litanii pielgrzymskiej Mickiewicza: Więc za tę
wojnę ludów, która nam odrodzenia wiosnę przynosi, a narodom wszystkim okres
panowania prawa zapowiada, dzięki Ci, o Panie532.
Warto może jeszcze przywołać, w roli jakby epigrafu wieńczącego przegląd
koneksji wielkopolskiego kaznodziejstwa z romantyzmem, fragment pochodzący już z
okresu międzywojennego: Jako feniks odradza się z popiołów Polska Zmartwychwstała! W opałowych blaskach jutrzenki Zmartwychwstania wstaje jako olbrzym z długiego
letargu, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej zaczyna rozkwitać na nowo!
Albowiem contra spem speravimus! wbrew nadziei zachowaliśmy nadzieję, dlatego też
ziściły się karmazynowe sny wieszczów naszych narodowych533.
Karmazynowy: słowo to metaforyzowało sukcesje wieszczów (przypomnijmy
Karmazynowy poemat Lechonia). Mówiło o ciężarze tradycji, wzniosłej wyobraźni i
cierpieniu. U ks. Mullera także o szlachetnym wizjonerstwie i intensywności nadziei.
I jeszcze jedno napomknienie: zamykając poczet kaznodziejów wielkopolskich
interesującego nas kręgu, należy przywołać postać ks. Nikodema Cieszyńskiego
(1886-1942).
Rozmiłowany
w
przeszłości
narodowej
cytował
romantyków,
przypominał świetność epoki Jednak najważniejsza w jego przypadku jest
reprezentatywność (wyjątkowo okazała) wobec Młodej Polski, jej stylu i rodzaju
uwrażliwienia literackiego.
531
M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmie, przekł. H. Kęszycka, Warszawa 1987, s. 465.
J. Kłos, Mowa na uroczystym nabożeństwie w 100-letnią rocznicę śmierci Jana Kilińskiego... wygłoszona
dnia 28 stycznia 1919 r. w Archikatedrze Poznańskiej, Poznań 1919, s. 17-19.
533
B. Muller, Triumf Chrystusa Króla. Kazanie na uroczysto poświęcenia pomnika Najświętszego Serca P.
Jezusa w Poznani Poznań 1932, s. 5.
532
186
Władysław Chotkowski
(1843-1926)
Był z pokolenia pozytywistów, ściślej mówiąc – galicyjskich konserwatystów
i lojalistów534. Docenił go jeden z nich, rzucając charakterystyczną uwagę
w odniesieniu do mowy poświęconej Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu: miała ona
ten przymiot w mowach pogrzebowych najrzadszy, że nie przesadzała, nie robiła
zmarłego większym niż był. Jego nie umniejszając, ani nie krzywdząc, siebie samego
mówca nie odstąpił535. Te słowa mogłyby patronować prawie całości kaznodziejstwa
Chotkowskiego. Prawie, gdyż niebywale ujednolicają tę twórczość. Tymczasem były
jej właściwe wszelkie rozterki człowieka wyrosłego w tradycji romantycznej
i jednocześnie ją przełamującego. W tej sytuacji nie zawsze można było zachować to
wypośrodkowanie, o którym pisał Tarnowski. Konsekwencje romantycznej edukacji
pojawiały się niekiedy w sposób niespodziewany. Oczywiście swoją rolę odegrało
obycie literackie w ogóle, które było udziałem XIX-wiecznej inteligencji, w tym,
kleru,
zwłaszcza
wykształconego
w
wiodących
ośrodkach
uniwersyteckich.
Chotkowski był nawet autorem kilku drobnych prac z zakresu historii literatury536.
Opublikował wiele kazań. Trzeba też powiedzieć, że większość wydana została
z niezwykła starannością, gdy idzie o szatę zewnętrzną, rodzaj czcionki i układ tekstu.
Na początku należy również wspomnieć, że pośród wszystkich oracji Chotkowskiego
najwyższej rangi pozostają kazania ku czci Kraszewskiego, Adama Mickiewicza
i Jana Matejki537. W nich też najokazalej objawia się wspomniane już „mocowanie
się” z tradycją. Niezwykle nośne pod tym względem jest w rozmaity sposób
wykorzystywane romantyczne pole znaczeń związanych ze światłem. Motywika
luministyczna
sugestywnie
służy
dwojakiej
świadomości,
dwóm
obrazom
534
Był rektorem UJ (1891-92), historykiem kościoła, członkiem korespondentem PAU.
S. Tarnowski [recenzja Mowy powiedzianej przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego przez…,
Kraków 1887], „Przegląd Polski” 1887, t. 4, s. 383.
536
Wacław z Potoka Potocki. Szkic literacki, Poznań 1876; O ideale politycznym Zygmunta Krasińskiego, Lwów
1881; O Myszeidzie Ignacego Krasickiego. Odczyt w Towarzystwie Przemysłowym Poznańskim 26 stycznia
1874, Poznań 1874.
537
Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego w Krakowie w kościele
Archiprezbiterialnym N.P. Maryi w Krakowie dnia 18 kwietnia 1887 r. przez …, Kraków 1887; Mowa przy
sprowadzeniu zwłok Adama Mickiewicza powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4 lipca
1890 r. przez…, Kraków 1890; Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu
Jana Matejki w kościele Najść. Maryi Panny w Krakowie dnia 7 listopada 1893 r. przez …, Kraków 1893.
535
187
rzeczywistości. Cała metafizyka wieszczej obecności stamtąd się wywodzi: […]
właśnie potęgował Bóg siłę twórczą, podwajał dla ducha pociechę. Wywołał z pośród
narodu całą plejadę duchów, niosących kagańce światła przed narodem […]. Oto
jedno ze świetniejszych serc, co w żurawim łańcuch wygnańczego narodu wybiło się
naprzód; oto jeden z tych, co kaganiec światła szeroko rozpalili538. Spotykają się tu
dwa „oblicza” motywu: „poruszyciele” światła są jednocześnie – już na
pozytywistyczną nutę –
jego krzewicielami. Niekiedy daje się zauważyć prawie
czystej postaci motyw (światła, którego siłą jest abstrakcja i konkret zarazem)
świadczący o dobrym słuchu mówcy na literaturę poprzedniej epoki: Jako gwiazdy na
niebios przestworzu służą za przewodników Arabowi na pustyni, a żeglarzowi na
morzu, tak i nam, na puszczy wygnania służyły te duchy za światła; ale jak gwiazdy
odmiennym światłem się mienią, wedle tego ile zaczerpnęły od słońca blasku, tak i te
duchy naszych poetów i pisarzy świeciły różnym światłem i różne wskazywały drogi,
wedle tego ile światła zaczerpnęły od „światłości świata”539. Bywało też, iż był to
iluminizm rustykalny na miarę romantyzmu krajowego: To nowe światło rozlewało
blask słoneczny szeroko na doliny, przenikało coraz głębiej; a płomień bił coraz wyżej
ku niebu, coraz większe zakreślając widnokręgi. A jako ze wschodem słońca budzi się
nowe życie w przyrodzie i zbudzone ptactwo rozpoczyna piosenki, które się zlewają
w jeden wielki hejnał poranny Bożej chwały, tak na całym obszarze Polski odezwały
wtórem pieśni inne540. Mówca najczęściej metaforyzował w porządku aksjologicznym.
Emanacja światła była wyraźnie po stronie pozytywów, jego erupcja – negatywów.
Pojawia się więc obraz myśli jako ogniska, od którego życie nabiera światła, ciepła,
ruchu. W innym miejscu – również przenośnie – niszczącej sile błyskawicy
przeciwstawione zostaje słońce, które ogrzewa i wzrost daje wszelkiej siejbie
dobrego541. Usiłowania podporządkowania estetyki etyce były charakterystyczne dla II
połowy XIX wieku.
Pogrobowcem poprzedniego okresu Chotkowski okazywał się być najdobitniej,
gdy uruchamiał romantyczny celebryzm. Zarówno jako narrator, piewca obrzędowego
aktu, jak i jego celebrans, kreator „na żywo” anonsujący rzecz całą w sposób
patetyczny. Ta przemienność nadawcy nie tylko sprzyjała uwzniośleniu, zapewniała
538
Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt, s. 6, 7.
Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt, s. 14.
540
Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 12.
541
W. Chotkowski, Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie Dra Mikołaja Zyblikiewicza […] w Krakowie w
kościele Archiprezbiterialnym N. P. Maryi dnia 23 maja 1887 roku przez…, Kraków 1887, s. 20, 18.
539
188
także wielogłosowość relacji, a co za tym idzie jakby przemienność emocji: Ozdobił
się stary królewski gród, jakby na odświętny dzień. Uderzono w królewski dzwon,
a łączące się z nim spiżowe głosy krakowskich dzwonów zlewały się z dźwiękami pieśni
i muzyki tonami w harmonijne akordy wielkiej pieśni żałobnej, którą zdał się śpiewać
cały naród. Któż jest ten śmiertelnik, którego pogrzeb zostanie po wszystkie czasy
niewygasłą pamiątką, jak naród czcić umie swoich synów? Czy to król, czy książę, czy
hetman jaki? To król na ducha bezkrólewiu, wódz na myśli bezdrożu, hetman na
górnych szlakach, kędy sama tylko prawda zwycięża. Kapłan i stróż tego znicza
wiekuistego, który z dawnych przechowany wieków542. Mówca podjął w tym miejscu
aktualny w żałobnym oratorstwie (zarówno przed, jak i po Chotkowskim) topos
królewskości twórcy podczas narodowego bezkrólewia: Tu chcieliśmy go mieć obok
grobów naszych królów; w tym kościele, kędy z rąk polskich prymasów i interrejów
brali pomazanie Pańskie i koronę królewską543. Ale portretowanie wieszcza przez
kaznodzieję ma janusowe oblicze. Po drugiej stronie prochy poety to przede
wszystkim pamiątka i przypomnienie; i pretekst do pokoleniowego dydaktyzmu,
racjonalnego nakazu, wręcz zaprzeczenia tamtej gloryfikacji: Tu na ojczystej miedzy,
na rodzinnym zagonie, na tej ziemi uświęconej krwią ojców i naszym znojem […] dla
wszystkich dosyć pola do pracy i tej codziennej służby, której nie opiewają poeci, ale
którą się dźwigają upadłe narody z niemocy w siłę, ze zwątpienia w ufność nową544.
Wydaje się, że ten styl niejako dwojakiej mentalności, równie podwójnego
stosunku do tradycji, czy też po prostu dwu gustów znalazł u Chotkowskiego
„wypośrodkowanie” w koncepcji twórcy jako wysłanniku Boga, nauczycielu
i kaznodziei. Ten rodzaj obecności wśród innych miał zawsze znaczenie ze względu
na transcendencję i zarazem praktyczne doświadczenie. W II połowie XIX wieku
można było pogodzić w ten sposób zapotrzebowanie na tajemnicze uduchowienie
– pośredniczyło w tym przywiązanie do romantyzmu – wiarę w wielką pracę
zmieniającą dookolną rzeczywistość. Chodziło też o świadectwo i będące rodzajem
terapii uporządkowanie: W tej trumnie przed nami to nie prorok, bo on daru widzenia
nie posiadał, ale pieśniarz od Boga wybrany, który dla ojczyzny ponosił więzienie
i wygnanie, który patrzał na świetne nadzieje co zawiodły i krwawe zapasy, co klęski
tylko powiększyły; który widział jak wróg pastwił się nad dziećmi szkolnymi i wywoził
542
Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 5-6.
Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 6.
544
Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama Mickiewicza …, dz. cyt., s. 25.
543
189
je w Sybir […]. Ta jest bowiem najwyższa chrześcijańskiego poety zaleta i jego
geniuszu próba, że wśród nieszczęść i klęsk nie sarka, nie złorzeczy, lecz cierpienia
poczytuje za pokutę, za ofiarę i poświęcenie […]545. Sam obrzęd zresztą traci tu swój
walor rytualny, przychylniej postrzegany jako pamiątka. Praca z kolei nie zapobiegnie
przemijaniu, nie zapewni nieśmiertelności. Jest natomiast przede wszystkim wartością
samą w sobie. Chociaż można się dopatrzeć w tym odczuwaniu odrobiny
kaznodziejskiej melancholii. […] a cokolwiek z latami idące zapomnienie – czytamy w
kazaniu o Kraszewskim – które wszelkiej śmiertelnej sławy jest udziałem, ujmie
z laurowego wieńca, to jedno zostanie mu na zawsze: że dał z siebie przykład pracy
wytrwałej546.
Chotkowski kaznodzieją narodu mianował przede wszystkim Jana Matejkę.
Jego obrazy nazywał niemymi kazaniami547. Wiodącym motywem uczynił malarstwo
jako niemą wymowę548. Artystę umieścił pośród tych, co mówić nie umieli, obok
Mojżesza i Jeremiasza. To kazanie jest najbardziej zbliżone do kaznodziejstwa
romantycznego, tak znienacka się niekiedy pojawiającego pośród rzeczowej narracji:
Całun śmiertelny, coraz cięższy, zdaje się nad nami zapadać! Kir żałobny, coraz
czarniejszy, zdaje się nas okrywać! Milczenie grobowe i cisza martwa zdaje się
zalegać nad naszym nawet imieniem! Pył i kurzawa zapomnienia zdają się coraz
grubszą warstwą naszą przeszłość zasypywać! Bez odgłosu, bez echa, bez odpowiedzi,
jak wśród głuchej pustyni, ginie nasze wołanie […]549. Bywa, że te momenty, których
akcja opiera się na koegzystencji „widzenia” i „słyszenia”550 są wyczuwalne, gdy
mowa jest o twórczym misterium: To pióro zamieniało się u niego w laskę
czarnoksięską, mianowicie, gdy siadał na grobach i kurhanach, a przeszłość zaklinał
w powieści historycznej, wskrzeszając postacie zapadłych wieków, wlewając krew
w suche kości, dając im ducha i odziewając w ciało551. „Niema wymowa” – uroda tego
oksymoronu wywołana przy okazji malarstwa tak naprawdę odsyła do wielkiej sprawy
w romantycznym świecie (i jego dziedzictwie) myśli i odczuć: rozłamywania się bytu,
545
Tamże
Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt., s. 11.
547
Zob. Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu Jana Matejki …, dz. cyt.,
s. 12.
548
Tamże, s. 4.
549
Tamże, s. 5-6.
550
Zob. M. Korzeniewicz, Romantyczne „widzenie” i „słyszenie” świata w „Uspokojeniu, „Pamiętnik Literacki”
1979 z. 2, s. 112.
551
Mowa powiedziana przy zwłokach Józefa Ignacego Kraszewskiego …, dz. cyt., s. 16.
546
190
w którym duchowość objawia się przez cielesność552. Gdy się dobrze zastanowimy, to
wchodzi się tu w bardzo rozległy kontekst. W kulturze XIX wieku owa duchowość
dosyć często ulegała takiej właśnie konkretyzacji – poprzez obrazy w sztuce słowa
także. Chodziło często nie tyle o werbalny przekaz idei, wartości, uczuć, ile
o ikoniczną ich reprezentację. W kaznodziejstwie szczególnie lubowano się w tej
konwencji (aż po okres międzywojenny). Semiotyka obrazu nie ograniczała się li tylko
do egzemplifikacji. O wiele ważniejsze zdawało się być obrazowe wręcz epatowanie
słuchaczy poprzez
rozmaite
sugestie
przywoływania
przeszłości
w
jednej,
monumentalnej scenie, jednej epickiej sytuacji; także poprzez iluzję zatrzymania czasu
tu i teraz i wprowadzenia go w mityczny wymiar (zwłaszcza we wstępach, na
przykład w mowie o Mickiewiczu). Czy, wreszcie, dzięki sytuacyjnej (najczęściej
pogrzebowej) celebrze, która wyraźnie urastała do rangi językowego uwiecznienia,
zatrzymania w kadrze literackiej wyobraźni. W przypadku Matejki dodatkowo sztuką
obrazów w obrazie, złudzenia optycznego „nakładających” się obrazów: językowego
tworu i wystroju świątyni. Obrazów, które „uczestniczą” w animacji wielkiego
„widowiska”. Dla kaznodziejskiego kreatora sytuacja wręcz komfortowa: A cóż mówić
o tym tu przybytku Bożym, pośród którego dziś w trumnie już stanął! Tu on po
ścianach prezbiterium rozrzucił przepyszne aniołów postaci i kazał im śpiewać
loretańską litanię do patronki tego kościoła, Najświętszej panienki, w tej naszej
polskiej mowie, w której po innych zaborach, dzieciom naszym zabraniają śpiewać
Bożą chwałę, w której już publicznie odzywać się nie wolno naszym braciom.
Śpiewajcież Aniołowie Boży chwałę Maryi, a dzisiaj razem z nią za tym mistrzem
proście, który „milczał zawżdy, umilkł i cierpliwy był”, ale potęgą milczącej sztuki do
głuchych nawet uszu trafił przepyszną tą litanią. A ty Królowo Niebios i Korony
polskiej Królowo usłysz ten śpiew polski aniołów, z którymi się łączą i nasze modły do
Pana Zastępów553.
W ogóle motyw sztuki pojawia się u Chotkowskiego i w innych miejscach,
choć wpisany w odmienną poetykę postrzegania i interpretacji rzeczywistości. Sztuka
została – zważywszy dziewiętnastowieczny punkt widzenia – upodrzędniona,
postawiona w szeregu, który uformowała już nowa epoka: Wsławiają się miasta nauką
552
553
M. Korzeniewicz, dz. cyt., s. 113.
Mowa żałobna wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym w czasie pogrzebu Jana Matejki …, dz. cyt., s. 18.
191
lub sztuką, przemysłem lub handlem […]554. Ponadto podkreśla się niekiedy jej walor
dekoracyjny bądź – co charakterystyczne – mimetyczny, z czym wiązała się
szczególna predylekcja do dydaktyzmu wzorcotwórczego: […] ale każdy może za
łaską Pana Jezusową nadać duszy swojej ozdobę taką, że może się stać nad wszelki
wyraz piękną, przemienić się na obraz i podobieństwo samego Boga. […] Jest więc
każdy z nas poniekąd sztukmistrzem i tak też postępować sobie powinien, albowiem
malarz, chcąc podobieństwo pochwycić w portrecie, wpatruje się bezustannie w twarz,
którą na płótnie odtwarza555. Bardzo to było adekwatne do przekonania o roli
kształtowania, formowania sfery duchowej: Ponad wszelkich malarzy, ponad
wszystkich snycerzy i wszelkich tego rodzaju sztukmistrzów tego stawić trzeba, który
świadom jest sztuki wykowania posągów ducha młodzieży556.
W świecie wartości pozytywizm Chotkowskiego przejawia się w ustawicznym
opowiadaniu się po stronie obowiązku, wytrwałości, pracy, cierpliwości i miłosierdzia.
Nawet pogłębianie się religijności rozpoznawał w nauce, która w swej najczystszej
postaci przybliża tamten świat, bo dostarcza światła wśród nocy życia, ku oświeceniu
drogi do wiecznej szczęśliwości557. Powyższe cnoty – zdaje się mówić – niejako
„przyświecają” jego czasowi, sytuacji w jakiej znalazła się ojczyzna. W tekstach
żałobnych niezwykle dokładnie prezentuje biografie wedle reguł pouczania. Były to
więc biografie organiczników, ludzi wytrwałej pracy, służby społecznej, którzy
- zdarzało się – właśnie za to odsiadywali więzienie, choćby za wydawanie
i rozpowszechnianie książek558. Z niechęcią odnosił się do powstań i w ogóle
militarno-konspiracyjnego ruchu oporu. Niemniej doceniał poświęcenie, potrafił
z uznaniem odnieść się do czynu: Kto za hasło życia obrał sobie: wszystko i zawsze, ze
czcią i rozumem, dla dobra narodu – ten miał rozumu za wiele i zbyt cenił cześć swoją,
aby przez krwawą próbę ściągać krwawy odwet na nieszczęśliwy naród; ale obowiązek
554
Kazanie o najwyższym celu nauk i szkodach jakie wyrządza nauka bezbożna powiedziane w czasie
nabożeństwa w Kętach dnia 22 października z powodu pielgrzymki odbytej z Krakowa w 500 letnią rocznicę
urodzin św. Jana Kantego przez …, Kraków 1890, s. 3.
555
Kazania eucharystyczne o Najść. Sercu Pana Jezusowym, Lwów 1906, s. 5-6.
556
Mowa na pogrzebie ks. Zygmunta Goliana […] powiedziana w kościele parafialnym w Wieliczce dnia 24
lutego 1885 roku przez …, Kraków 1885, s. 12. Często odwoływał się wówczas mówca do ojców kościoła: A
jako malarz – powiada św. Bazyli W. – chcąc namalować portret, wpatruje się często w pierwowzór, tak i dusza
chrześcijańska, chcąc się stać podobną do pierwowzoru swego, musi wciąż rozważać Boską doskonałość. (Mowa
żałobna powiedziana na pogrzebie Melanii ze Skórzewskich hrabiny Skórzewskiej w kościele parafialnym w
Łabiszynie dnia 21 grudnia 1885, Poznań 1886, s. 19).
557
Kazanie o najwyższym celu nauk i szkodach jakie wyrządza nauka bezbożna powiedziane w czasie
nabożeństwa w Kętach dnia 22 października 1890 z powodu pielgrzymki odbytej z Krakowa w 500 letnią
rocznicę urodzin św. Jana Kantego przez…, dz. cyt., s. 17.
558
Zob. Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie śp. Księdza radcy Franciszka Bażyńskiego proboszcza przy
kościele św. Wojciecha w Poznaniu dnia 16 marca 1876 przez …, Poznań 1876, s. 14.
192
żołnierza pojmował tak, że gdzie się krew braci leje i działa grzmią, tam na pomoc iść
powinien559. Trzeba zaznaczyć, że kaznodziejstwo Chotkowskiego w sumie dosyć
nużące i mniej interesujące od jego poprzedników – choćby dzięki „stłumionej”
wyobraźni – zasługuje na uwagę właśnie dzięki owym „śladom” romantyzmu, który
niekiedy przypominał się w drobnym uniesieniu: […] bo wymowa twoja była
pochodnią, gdy zapadły najgrubsze ciemności i była słupem ognistym, który świecił
przed narodem wtedy, gdy na piasku stuletniej już przeszło pustyni poczęły się
zacierać ślady tej drogi, która jedna tylko prowadzi i do Polski i do Boga560. Warto
napomknąć, że ten motyw „płomiennej” wymowy głęboko zakotwiczył się w polskim
oratorstwie aż po okres międzywojenny.
Całe oratorstwo Chotkowskiego sprawia wrażenie rzeczy „napisanych”. I tak
pewnie było, że swoje teksty przygotowywał na piśmie, być może nawet je potem
odczytując. XIX wiek przyzwyczaił nas do krasomówstwa, w tym kaznodziejstwa,
spontanicznego, ze szczególną atencją dla językowej odświętności, niekiedy wręcz
blichtru. Do takiej opcji, która wskazywałaby na oralny autentyzm. Dominująca była
też koherencja retorycznego konceptualizmu i lirycznych „westchnień”. Ślady tych
ostatnich znajdziemy i u Chotkowskiego, choć nieliczne. Jak choćby takie oto
świadectw delikatności formułowania
myśli i tej towarzyszącej kaznodziejstwu
całego stulecia nostalgii w obliczu przemijania spraw narodowych. Oto jeden
– czytamy w laudacji Kwileckiego – z tych, dziś niestety już nie wielu i ostatnich, który
czuł za młodu dreszcze zmartwychwstania narodu561. Ten umiar z umiejętnością
„ustawienia” głosu dla „godnej” wypowiedzi, to znaczy wypowiedzi o dozowanej
podniosłości, najwyraźniej widać w krótkich zwieńczeniach modlitw kazalnych: Panie
zastępów, oto niewiasta, która w Tobie miała nadzieję, nazwij ją błogosławioną, niech
mieszka w przybytkach Twoich. Niech te modlitwy nasze, z wdzięcznych serc idące,
złożą aniołowie Twoi na szali jej żywota, na przewagę wszystkich, które mieć mogła
win tu na ziemi; niech dostąpi miłosierdzia, któreś obiecał miłosiernym; niech znajdzie
pokój i wieczny odpoczynek za krzyż, który nosiła na ziemi i niech światłość wiekuista
świeci jej na wieki562. Uderza w tym fragmencie niezwykle symetryczny rytm
559
Mowa powiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Władysława Bentkowskiego dnia 15 października
1887 roku w kościele oo. Reformatów w Krakowie przez …, Kraków 1887, s. 11.
560
Mowa na pogrzebie ks. Zygmunta Goliana […] powiedziana w kościele parafialnym w Wieliczce dnia 24
lutego 1885 roku przez …, Kraków 1885, s. 30.
561
Mowa powiedziana na pogrzebie śp. Hr. Arsena Szreniawa z Kwilcza Kwileckiego w kościele parafialnym w
Kwilczu dnia 30 sierpnia 1883 roku przez…, Kraków 1883.
562
Mowa żałobna powiedziana na pogrzebie Melanii ze Skórzewskich Skórzewskiej …, dz. cyt., s. 29.
193
wypowiedzi, który sprzyja pośrednictwu, bo w takiej roli kreuje się kaznodzieja. Jako
ten, który w modlitwie r e k o m e n d u j e zmarłą. Czyni to rzeczowo, precyzyjny
w doborze słów. Ten drobny refleks stylistyczny zasługuje na uwagę ze względu na
dojrzałość wyrazu religijnego: przez oszczędność emocjonalną, a także pewność
i dostojeństwo zawierzenia. Powściągliwość językowa wyraźnie odsyła do form, które
zaczęły się przebijać w prozie religijnej II połowy XIX wieku.
194
Kaznodzieja młodopolski
Poezja transfiguruje swoim istnieniem cały ruch umysłowy
Stanisław Lack
Każda epoka literacka ma swoje teksty lustrzane. To bardzo interesujące zjawisko. Warto niekiedy pochylając się nad dziejami literatury, w zupełnie odrębnych
rejonach dostrzec jej przeszczepy — to, czym obdzieliła sąsiednie poletka uprawiające
słowo. Tego rodzaju poszukiwania kryją być może staroświecką tęsknotę do czasów,
gdy w kulturze narodu literatura była wszechobecna. Ważne zatem jest przekonanie,
że rozmaite repliki, odbitki (często mocno wyblakłe) i powtórzenia uzupełniają
wizerunek jej żywotności, a więc poszerzają obraz literackiego dominium. Historia
literatury to także szeroko pojęta historia jej recepcji. W kategoriach emocjonalnych
rzecz biorąc, śledzić te powinowactwa znaczy doświadczać pośrednio zadomowienia
w tradycji, poczucia koegzystencji, zatem pełnego sensu w kulturze. Ów dialog z
literaturą dosyć często i w rozmaity sposób podejmowany był w kaznodziejstwie
okolicznościowym XIX wieku i I połowie XX wieku. Z natury rzeczy wchodziło ono
bowiem w szersze relacje, włączając się w różne obchody pamiątkowe, święta
narodowe i okazjonalne uroczystości, w których symbolika i frazeologia literacka
miały swój niepośledni udział (rzadziej natomiast miały dostęp do kaznodziejstwa
powszedniego, nauczającego).
Dlatego też ze szczególnym zainteresowaniem sięgnąć można po teksty
Euzebiusza
Statecznego
(1864-1921),
barwnej
postaci
zakonnika-literata,
franciszkanina (OFM), którego Stanisław Helsztyński przed laty umieścił w swojej
195
galerii „meteorów Młodej Polski.”563 Badacze dostrzegli w prozie Statecznego — a
imał się różnych gatunków, wiele rzeczy zostawił w rękopisach — wpływy
Żeromskiego i Kasprowicza.564 A i biografię miał iście „literacką”, w konwencjach
epoki utrzymaną. Wrażliwy, wręcz nadwrażliwy, obdarzony był jakimś szczególnym
poczuciem tragizmu istnienia. Wiele podróżował, ale niespokojny duch z trudem
akceptował wszystkie miejsca swego pobytu. Ciągle poszukujący, ustawicznie
doświadczał depresyjnych nastrojów, egzystencjalnego zagubienia.
Już przy pobieżnym oglądzie obszernego tomu kazań Chrystus Jezus565
doświadczamy posmaku młodopolskiej stylistyki, jednak nie w jej nachalnym
kształcie. Przeciwnie, dbałość o należytą miarę ekspresji spowodowała, że czytając
kaznodzieję dzisiaj, jesteśmy pod wrażeniem tej urokliwej prozy, na przykład: Niebo i
ziemia podnoszą swe świadectwo, że imię jego jest: Przedziwny. Czyż nie przedziwny
jest ten, którego nowa gwiazda wskazywała jakby palcem, iż ten jest Bogiemczłowiekiem rodzącym się dla człowieczeństwa? Czyż nie przedziwny jest ten, który
stąpał krokiem pewnym po falach tyberiadzkich [...]. Czy ziemia nie podnosiła swego
głosu, że imię jego jest: przedziwny, kiedy śliną i ziemią oczy ślepego okrywał i wzrok
mu przywracał [...]. Czyż niebo nie opiewało twej przedziwnej potęgi, kiedy przy twej
śmierci słońce pokrywało się ciemnościami, kiedy ziemia płakała, skały pękały,
zasłona świątyni rozdarła się, piekła się otwierały? [...]566.
Ośrodkiem tej wypowiedzi stało się superlatywne określenie biblijne — „Przedziwny”, wzięte oczywiście z przekładu Jakuba Wujka (Iz 9,5). Można przypuszczać,
że w odniesieniu do osoby było ono już wówczas na tyle spatynowane, archaiczne,
aby stać się poetycko nośne. A jak wiadomo, młodopolanie z upodobaniem sięgali
właśnie po formy omszałe, niekiedy wykorzystując jedynie ich ornamentacyjną
właściwość, ale często i wieloznaczność, semantyczną otwartość. Znaczenie
podstawowe (cudotwórca) doskonale uzupełniało się tu poetycko: niesamowity,
urzekający,
bezmiernie
tajemniczy.
Istotny
był
podniosły
walor
imienia
z n a c z ą c e g o , jakby skrótowo pseudonimizującego wszystkie cechy i czyny osoby
563
S. Helsztyński, Inferno w klasztorze, w tenże: Meteory Młodej Polski, Kraków 1969, s. 63-86.
Zob. W. Ogrodziński, O. Euzebiusz Franciszek Stateczny przedstawiciel Młodej Polski w prozie
górnośląskiej, Katowice 1938, s. 164.
565
E. Stateczny, Chrystus Jezus. Kazania obejmujące główne zasady wiary chrześcijańskiej, Lwów 1900.
566
Kazanie na Boże Narodzenie, w: Chrystus Jezus..., s. 17-18.
564
196
prezentowanej567.
Warto
też
przypomnieć,
że
epitet
„przedziwny”
był
komplementarny, zwłaszcza w poezji, wobec określeń związanych ze sferę sacrum.568
Dodatkowy efekt dało jego refreniczne powtarzanie, które spaja cały tekst, nadając mu
cechę elegijnego rozpamiętywania cudownych wydarzeń z życia Chrystusa. Jest to
jednocześnie jakby popisowy, o wyraźnie deklamatorskich przymiotach, sceniczny
monolog, bardzo spektakularny. Zwróćmy też uwagę na kreatywny styl prezentacji
postaci, sposób wprowadzania jej na kaznodziejską „scenę”, po młodopolsku, tak jak
przystało na introdukcję herosa: w monumentalnej oprawie wizualnej. A scena to jak
z Wyspiańskiego — bohaterami są również dekoracje. W sumie daje się w tym
fragmencie wyczuć bliskość konwencji mitograficznej, mającej poruszyć wyobraźnię
słuchaczy.
Rzecz jednak w tym, że nie są to u Statecznego zabiegi li tylko właściwej
okresowi, impulsywnej spontaniczności stylistycznej. Należy je wpisać w szerszy
kontekst kaznodziejskiej postawy. Chciał przekonać słuchaczy — i wokół tego
ogniskuje się gros jego tekstów z wymienionego tomu — że siłą całej historii
przepowiadania były (między innymi) zawsze środki estetyczne, że w misję
kerygmatyczną ciągle na przestrzeni dziejów angażowane były wszelkiego rodzaju
czynności artystyczne. Stąd nie tylko stara się włączyć w tę tradycję, ale i ustawicznie
przywołuje jej konkretyzację. Niejako na tych dwu poziomach przebiega jego
oratorska posługa. To w kręgu wspomnianych zabiegów jesteśmy, gdy obraz
płynącego przez wieki głoszenia Dobrej Nowiny prezentuje się jako pasmo długiej
narracji, a kolejni „narratorzy” niczym rapsodowie są opromienieni nimbem chwały i
sławy. Chrystus staje się w tym ujęciu po trosze również szczególnie
predestynowanym literacko „motywem wędrownym” w przestrzeni i czasie. Czytamy
zatem:
Imię
Jezus
jest
także
blaskiem
opowiadających.
Odkąd
zaczęto
rozpowszechniać opowiadaniem i przykładem to słodkie imię, odtąd ciągnie się nić
światła i pasmo blasku. Słowo nie namaszczone tym imieniem pozostaje bez dźwięku,
pozostaje bez celu. Gdzie to imię błogosławione zadźwięczy, tam schodzi jutrzenka
nowego życia, puszcze nabierają uroku, góry radują się ochoczo, lasy przemawiają
nowym językiem, doliny i strzechy wypełniają się blaskiem. Na apostołów zstępuje
nowy blask, bo opowiadają w imię Jezus. Pierwotni chrześcijanie wzbudzają nasz
567
Dziś jego intensywność semantyczna (efektownego superlatywu) jest już zdecydowanie odczytywana jako
poetycka (literacka); stąd w najnowszym, filologicznym tłumaczeniu określenie zostało przeniesione z osoby na
czynność. Zob. L. Stachowiak, Księga Izajasza, 1.1, Poznań 1996, s. 227 i 230 (Komentarz).
568
Zob. M. Stała, Metafora w liryce Młodej Polski, Warszawa 1988, s. 194.
197
podziw i cześć naszą, bo opowiadając, umierają w imię Jezus. Przed ludźmi
opuszczającymi rodzinę, ojczyznę i niosącymi dobrą nowinę w zapadłe kraje pomiędzy
dzikie i ludożercze narody schylamy czoło z podziwiania, bo z ust ich nie schodzi imię
Jezus. Kaznodzieję okrąża aureola sławy, jeżeli każde jego słowo zdąża na
rozpowszechnienie imienia Jezus569. Mówca zdaje się tym fragmentem potwierdzać
swoją przynależność do wywodzącego się z romantycznych korzeni, a rozwiniętego w
całym stuleciu, nurtu adoracji poetyczności Jezusa570.
W
kazaniach
Statecznego
uderza
zjawisko
szczególnego
zagęszczenia
obrazowych przypomnień bądź entuzjastycznych opisów relacji między religią a
wszelkiego autoramentu tworami sztuki, co en bloc efektownie wspiera budowane
misternie przesłanie o wielkim autorytecie religii chrześcijańskiej. Sugestywna to
perswazja, gdy dodatkowo użyty zostanie, niezawodny w takich przypadkach środek
ekspresji, jakim jest nagromadzenie. Budownictwo stanie się — odtwarza kaznodzieja
zwoje przeszłości — wspaniałą modlitwą kamienną. Mojżesz Michała Anioła będzie
się modlił o dobro narodów. Fra Angelico będzie malował klęcząc. A od Giotta aż do
szkoły weneckiej rozwinie się kilka pokoleń malarzy i opromieni naród i Kościół, bo
się modlić będą mężowie sztuki. W Palestrinie zaś aż do Mozarta modlitwa uwieńczy
pochód tryumfalny narodów muzyką, jaką św. Cecylia słyszy na obrazie słynnego
Urbińczyka. Chwalić się będą Włochy z nieśmiertelnego Danta, że tak pięknie modlić
się umiał w Boskiej Komedii571.
W wielu miejscach tego tomu odnosimy wrażenie, że piękno, sztuka, literatura
stają się dla kaznodziei wielkim argumentem w jego trudach przekonywania,
wspierającym zwłaszcza niełatwe do ogarnięcia ogniwa wiary. Bardzo interesujące
pod tym względem, a i zarazem zdumiewająco oryginalne, boć przecież na ambonie w
takim kształcie podany motyw dotąd nie bywał, mogą być partie Kazania X (Na
Poniedziałek Wielkanocny). Któż bowiem wcześniej przyzwoliłby sobie na takie oto
zdanie inicjalne: Ciało ludzkie jest piękne. W kolejnym akapicie exordium owa
konstatacja zostanie poprowadzona w określonym kierunku, a następnie właściwie
zużytkowana: [...] dla starożytności nic milszego na świecie nie było jak podziwiać
kształty ludzkie napięte walką lub tonące w spokoju, ujawnione w cyrkach lub
posągach Apolinów i Wener. Ciało ludzkie jest tak piękne, że nawet chrześcijaństwo
569
Na uroczystość Najsłodszego Imienia Chrystus w: Chrystus Jezus..., s. 71.
Zob. rozdział pt. „Poeta ducha" w książce J. Pelikana, Jezus przez wieki, przekł. A. Pawelec, Kraków 1993.
571
O modlitwie w narodach, w: Chrystus Jezus..., s. 180.
570
198
spod jego uroku uwolnić się nie mogło. Więc ująwszy je w swe ręce duchowne,
przetkało je promieniami światła Bożego, przeduchowniło je, a przed widzem
chrześcijańskim stanęła galeria aniołków Fra Angelika, dziewic Perugina,
Bogarodzica Rafała, Mojżeszów Michała Anioła, Chrystusów Donatelli i Leonarda da
Vinci. Człowiek podbity tą pięknością i harmonią ciała swego pilnie około niego
chodzi, aby je na szwank nie wystawić [...]. To, co starożytność — powiada dalej
mówca — zaledwie przeczuwała, chrześcijaństwo sformułowało i wyjaśniło ludzkości,
która nie wiedziała, dlaczego tak troskliwie pielęgnuje ciało i dlaczego geniusz tak
skrzętnie uwiecznia w dziełach sztuki ideał kształtów ludzkich572.
Dopiero dzięki
chrześcijańskiej wizji ciał zmartwychwstania jasny staje się tkwiący w nas od zawsze
instynkt estetyczny w odniesieniu do własnego ciała; jednocześnie on tę wizję
uzasadnia, dowodzi jej prawdopodobieństwa.
Cała strategia oratorska Statecznego — uwypuklijmy to jeszcze — zasadzała
się na przemienności gestów przywoływania wielkich tekstów kultury i czynności
związanych z autokreacją mówiącego jako kaznodziei artysty. Patronowało temu
kapitalnie sformułowane przeświadczenie, że kapłan na ambonie ma być
światopoglądu opartego na miłości rzecznikiem i poetą573. Podjęcie drugiej z tych ról
mogło być należycie wsparte również przekonaniem, wyrażonym w tej samej
publikacji, że krasomówstwo jest gałęzią sztuki574, a poezja jest czynnikiem
udoskonalającym wymowę575. W grę wchodziła przede wszystkim — wzorem
literatury młodopolskiej — emisja poetyckiej uczuciowości i niezawodna siła obrazów
nęcących wyobraźnię576, a tę mówca winien pielęgnować, rozwijać aż do
błyskotliwości.577 Niepoślednią rolę odegrała na przykład młodopolska sztuka
ewokowania nastroju, podniosłego, aczkolwiek bardzo delikatnie zarysowanego,
podawana z umiarem, choćby w partiach opisowych, gdy kaznodzieja wspiera swój
wywód spektakularną „ilustracją” obrzędowych doznań. Jeden z nich pozostaje
wzorcowo niemal paralelny wobec wielu tekstów literackich epoki: Ale — oto
— śpiew ukończony, gromnice rozdane, od których światłością płonie świątynia [...].
Lud tworzy szeregi i wyprzedza duchowieństwo lub postępuje za nim. Gromnice
goreją, goreją serca miłością, piersi wydają pieśń lecącą do Boga-Człowieka i
572
Kazanie na Poniedziałek Wielkanocny, w: Chrystus Jezus..., s. 151-153.
E. Stateczny, Listy o wymowie, Poznań 1920, s. 158.
574
Tamże, s. 17.
575
Tamże, s. 67.
576
Tamże, s. 48.
577
Tamże, dz. cyt., s. 51.
573
199
Bogurodzicy, a pochód nie do orszaku ludzkiego jest podobny, lecz do świetlistej
smugi Aniołów, którzy wionąc przez świat, wskazują ludzkości drogę do nieba, sami
do nieba idąc. Barwna wstęga pochodu kościelnego rozwija się okrążając świątynie,
ciągle nucąc578. Jest w tym fragmencie ulubiona przez epokę dramaturgia
obrazu-sceny579, wyrażająca się w wyborze przedmiotu opisu (podniosła uroczystość,
obrzęd liturgiczny), a także w swoistym sposobie prezentacji: unaoczniającej
wydarzenie (choćby w „przestrojeniu” wypowiedzi na czas teraźniejszy)580. Zawsze
nadrzędnym bywa patos wizualny hiperboliczności; tu jak widać, ciekawie
przełamywany jednak przez oddanie impresyjnych doznań. To była specjalność
Statecznego. Niech wejdę do owej świątyni przesławnej — obwieszczał swoim
słuchaczom — wzniesionej siłami całego narodu, prawie całego świata. Klęcząc,
słucham Mszy świętej. Spokój niebieski! Światło słoneczne sączy blask żółty. Świątynia
wypełnia się harmonią taką, jakiej nigdzie nie słyszałem. Organ leje w serce balsam, a
potem duszę porywa do niebios. Śpiewające głosy dziecinne wydobywają z mych piersi
wspomnienia młodości i prostoty. Kapłan podnosi Ciało i Krew Pańską”581. „Iluzja
naoczności”582, zwłaszcza w sugestywnym wywoływaniu religijnej iluminacji na
odpowiednio
nakreślonym
tle
—
analogicznych
przedsięwzięć
pisarskich
doszukalibyśmy się w owym czasie wiele583, podobnie jak obfitości doskonale się w
tej konwencji sytuujących motywów modlitewnych.
Jeden z nich dominował bez wątpienia — ukazanie modlitwy wszechogarniającej, wypełniającej nie tylko człowieka, ale także przyrodę i cały wszechświat.
Estetykę
takiej
panoramicznego
prezentacji
postrzegania
określało
współbrzmienie
rzeczywistości,
trzech
poetycznego
właściwości:
uzewnętrznienia
mistycznej wrażliwości (wszakże liryka jest wstępem do mistycyzmu584) i znaczącej
roli zrytmizowania wypowiedzi. Tej ostatniej nie należy bagatelizować, gdyż według
578
Kazanie na uroczystość Najświętszej Panny Maryi Gromnicznej, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt., s. 82-83.
Stateczny osłuchany w kaznodziejstwie włoskim, wysoko ceniący jego „wizualne” walory, szczególne
znaczenie przypisywał właśnie owym obrazom, rozumianym jako wyraziście, konkretnie ukształtowane
fragmenty świata przedstawianego, odznaczające się plastyczną sugestywnością, poruszającą wyobraźnię (zob.
Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 320). Charakterystyczne jest
wspomnienie kaznodziei o wrażeniach wyniesionych po wysłuchaniu w Wenecji ks. Zocci, kiedy to audytorium
stało olśnione, przygwożdżone, skamieniałe pod potęgą prawdy piękna, tragizmu w plastyce obrazowej {Listy o
wymowie..., s. 79).
580
Oczywiście należy pamiętać o staropolskim rodowodzie takich zabiegów — zob. H. Dziechcińska,
Oglądanie i słuchanie w kulturze dawnej Polski, dz. cyt., s. 114-118.
581
Kazanie na uroczystość Narodzenia NPM, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt. 377-378.
582
H. Dziechcińska, dz. cyt., s. 118.
583
Por. m.in. wspaniałe, niezwykle pod tym względem charakterystyczne fragmenty listu (12) S.
Wyspiańskiego, w: Listy do L. Rydla, w oprac. Ł. Płoszowskiego i M. Rydlowej, t. 2, Kraków 1979, s. 196-198.
584
E. Stateczny, Listy o wymowie..., s. 71.
579
200
kanonów młodopolskich odnosiła się ona do głębszego porządku odczuwania świata i
rozumienia człowieczej egzystencji585 lub przynajmniej odpowiednio sygnalizowała
powagę istnienia, dostojność spraw ludzkich. Spójrzmy na taki oto passus: Wszystko
się modli. I ciała kosmiczne krążące w przestworzach świata modlą się [...] bo
obracane dłonią wprawną sztukmistrza niebieskiego wydają ze swych otchłani pomruk
radości, rodzaj modlitwy dziękczynnej. Aniołowie się modlą, przeszywając powietrze z
nakazami Boga do człowieka, prując eter z prośbami człowieka do Boga. Niebo
rozmodlone jest. [...] Modli się ziemia, dostrajając się do modlitwy powszechnej.
Modliła się, gdy się wychylała z mgławicy. Modliła się, gdy się dzieliła na lądy
i morza, gdy się pokrywała murawą kraśną, drzewem obfitym, tworem żyjącym. [...]
Modli się w zorzy i zachodzie słońca, gdy z spowicia chmur wytaczają się w porannej
modlitwie różnobarwne promienie i gdy pęki czerwonawego światła zasną w lasach
lub zamrą na morzach pod tchnieniem modlitwy wieczornej. W dzień się modli
w kępach białych motyli; w nocy się modli cicho szemrząc w rojach owadów. Modli
się na ziemi światło swym ciepłem, kwiat swą barwą; swym ruchem, śpiewem lub
pomrukiem zwierz ziemi586. A więc obraz modlitwy powszechnej. Aktywność
modlitewna wszechbytu. Modlić się istnieniem. Takie ujęcia spotkamy u wielu pisarzy
młodopolskich, a także u niektórych z generacji wcześniejszych. Znajdziemy je
u Orzeszkowej, Żeromskiego, Orkana, Tetmajera i Rodziewiczówny587. Jesteśmy
bardzo blisko właściwemu epoce, ukonstytuowanemu przez literaturę, stylowi recepcji
franciszkanizmu, ściślej mówiąc — tego,
co wynika z franciszkańskiej
modlitewności. Chodziło w pierwszym rzędzie o uczestnictwo w wielkim „spektaklu”
istnienia, dialogu z Bogiem za pomocą „języka” obrazów dzieła stworzenia.
Niezwykłe poczucie solidarności człowieka i wszechświata, wspierającej teleologię
rzeczywistości. Najpewniej szło o zaprzeczające rozbitemu obrazowi świata (tak
ofensywnie i dotkliwie narzucającemu się na przełomie wieku) afirmatywne
czuwanie.
Zbierając poczynione dotąd obserwacje, nie można oprzeć się wrażeniu, że
mamy do czynienia z oratorstwem, w którym jak w soczewce skupia się wiele cech
585
Zob. B. Leśmian, Rytm jako światopogląd, w tegoż autora: Szkice literackie, Warszawa 1959, s. 66-68
(pierwodruk: „Prawda” 1910 nr 43); E. Leszczyński, Harmonia słowa. Studium o poezji, Kraków 1912, s. 60
(Rytmika zdaje się więc być najogólniejszą manifestacją życia we wszechświecie).
586
Kazanie na dni krzyżowe, w: Chrystus Jezus..., dz. cyt., s. 171-172.
587
Odsyłam do mojej książki Most z aksamitu (Szkice o problematyce modlitewnej w literaturze polskiej XIX i
XX w.), Kalwaria Zebrzydowska 1993, s. 116-122.
201
literatury modernistycznej, dzięki czemu przypomina ona prozę poetycką okresu,
a postawa mówcy daje się ująć jako postawa konesera wrażeń, medytatora, artysty.
W odróżnieniu od swoich poprzedników (orator romantyczny na przykład widział się
bardziej w roli przewodnika wspólnoty, wieszcza czy agitatora) chciał on być także
pisarzem, świadomie układającym swoje teksty; stać się również przedmiotem lektury
długiej i dobrej tradycji, wedle której obcowanie z książką duchowną gwarantowało
też przeżycie estetyczne. Symptomem podobnie interesującym i równie atrakcyjnym
jest proponowany przez to kaznodziejstwo rodzaj patosu. Zawdzięcza on swoją nową
jakość wyczuleniu na modulację nastroju, polegającą na tym, że teatralizacja świata
przedstawionego i monumentalizacja dziejów Chrystusa bywają niejako korygowane
przez typ wypowiedzi konfesyjnej, kreującej sytuacyjną intymność, atmosferę
podniosłej i poufnej zarazem rozmowy.
Spostrzeżenia dotyczące patosu warto polecić dalszym przemyśleniom.
Zwróćmy bowiem uwagę — dygresyjnie, zamykając ten fragment pracy — że rzadko
się o nim pisze, najczęściej zresztą upraszczając jego istotę niejako poprzez redukcję,
widoczną w jakże ograniczonej diagnozie typu: patos lub brak patosu. Jest to
szczególnie widoczne w publicystycznej (choć nie tylko) refleksji wokół współczesnego kaznodziejstwa (i w nim samym); zapomina się bowiem o fakcie, że bywają
różne odmiany patosu i że alternatywą dla jego nadmiaru nie musi być wyjałowienie,
dotykające często ambony naszych czasów, która w obawie przed posądzeniem
o patos, rzuca się w odmęty języka kolokwialnego, mowy uproszczonej, nijakiej.
Tymczasem sztuka patosu istniała zawsze, układając się w rozmaite formy,
jakościowo zróżnicowane; miała swoją rolę nie do zastąpienia, była i jest oczekiwana.
Wymaga tylko pieczołowitej uprawy. Należy pamiętać o wielorakich odcieniach jej
natężenia i określających ją stopniach artystycznej umiejętności.
202
Poszukiwanie mesjańskie
(Kazania Abrahama Ozjasza Thona )
Oto prawdziwe znalezisko w masie zatopionych w przeszłości, starych,
zakurzonych druków. W wielkich bibliotekach są ich całe stosy. Karty zapomnianych
słów, do których przypadkiem trafia szperacz - filolog, zachłanny czytelnik, bądź po
prostu amator rzeczy przez historię kultury zlekceważonych. I wówczas często
okazuje się, że wiele mamy stronic do odzyskania, że można je przywrócić zbiorowej
wrażliwości. Niekiedy poszerzyć kanon rzeczy stylistycznie niebywałych, zapisów
w ojczystym języku wyjątkowych, tekstów rzadkiej urody.
Czytając Kazania Ozjasza Thona, przypominam sobie słowa Zbigniewa
Raszewskiego: Tylko od tzw. literatów wymaga się, żeby dobrze pisali. Innym wolno
pisać Bóg wie jak. Jest to niewątpliwie właściwość nowszych czasów. W starożytności
tak nie było. Od historyków i biografisty w tym samym stopniu wymagano dobrego
pisania, co od poety. I słusznie. [...] Mylne utożsamianie dobrego pisania z literaturą
piękną jednostronnie rozwija język naszych czasów wobec faktu, że wysokie
wymagania stawia się tylko specjalistom od fikcji. Nic dziwnego, że nasz język jest
obecnie lepiej przystosowany do fabrykowania fikcji, aniżeli do roztrząsania tego, co
naprawdę było i jest588. Naturalnie Raszewski, mówiąc o „naszych czasach”, czyli II
połowie XX wieku, ma rację, choć bywa, że sztuki dobrego pisania można jeszcze
niekiedy odrobinę uświadczyć w ferworze prozy naukowej, publicystycznej, czy
wspomnieniowej (tak poczytnej przecież). Natomiast jeszcze w I połowie XX wieku
wysoki status literatury czynił z niej zjawisko o mocnych i wzorcowych walorach. Jej
wpływ, atencja, z jaką traktowano każdy jej przejaw, a także potężne ówcześnie dzieło
literackiej mitologii (zwłaszcza „wieszczej”) powodowały, że wielość odmian
upodabniania się do niej - mówić można wręcz o jego stylach, stylach identyfikacji
- była imponująca. To niekiedy prowadziło do nadużyć, owocowało nadmiarem
kiczowatych „literackości”. Ale też, z drugiej strony, podtrzymywało ambicje
588
Z. Raszewski, Raptularz 1965 -1967, Kraków 1996, s. 91.
203
stylistyczne, umacniając prestiż literatury, co w konsekwencji wiodło do poszerzania
jej dominium, wzbogacania obszarów sztuki słowa. A z wielu uczonych, polityków
i oratorów czyniło a r t y s t ó w. Jednym z nich był Abraham Ozjasz Thon. O jego
życiu (1870-1936) możemy się dowiedzieć z kilku, w sumie niewielu, publikacji589.
Był między innymi filozofem, politykiem (1919-1935 czterokrotnie posłował w
Sejmie RP) i rabinem, wspaniałym kaznodzieją w słynnej synagodze krakowskiej. Jak
twierdzi jego biograf: prowadził i edukował swoją wspólnotę w duchu tolerancji i
wolnego umysłu. [...] Kazania wygłaszane po polsku w Tempel, przygotowywane
skrupulatnie
i
bardzo
poważnie,
dotyczyły
szerokiego
zakresu
duchowych,
historycznych i współczesnych tematów, z których prawie wszystkie bazowały na
filozofii590. Miały też, dodajmy, swoje oblicze literackie. Zostały opublikowane w
jednym tomie, obejmującym lata 1895-1906591. Oferują różnorodność doznań, są
podatne na twórczą percepcję. Chcę powiedzieć, że można je czytać na wiele
sposobów i będzie to wzbogacanie znaczeń, wydobywanie kolejnych pokładów sensu.
Przede wszystkim warto podjąć lekturę odsłaniającą splot pewnych tradycji
z określoną, bardzo osobniczą sztuką medytacji, połączenie duchowego przesłania
z biegłością stylu. Warto zobaczyć jak intensywnieje kunszt perswazji, wspierany
finezją literackiej wyobraźni.
Wiele dostrzeżemy, wyłuskując rzeczy pojedyncze o wartości samej w sobie,
gdy najpierw dobędziemy z Thonowych oracji urodę detalu, znaków i cech
indywidualnych o niepowtarzalnej jakości. Odsłoni się nam wówczas właściwość
nadrzędna: niebywała wprost rozrzutność w sposobach refleksji. Spójrzmy na taki oto
fragment: Kiedy mędrcy świata są zbyt ograniczeni, zbyt zamknięci w ciasnym kręgu
swojej rzeczywistości, wówczas ich miejsce zajmują marzyciele i wskazują im drogę,
po której ludzkość kroczyć powinna i kroczyć będzie. Kiedy zaś i ten głos nie zostanie
wysłuchany, wówczas słowa te zapowiedziane będą przez potężny poszum skrzydeł
nacierających wydarzeń, w chwili, gdy najmniej będą się tego spodziewać (s. 119).
W tych zdaniach objawia się krystaliczna mądrość rzeczy oczywistych, budowana
z wielu elementów. Wyczuwamy więc długą tradycję stylistycznej przejrzystości
589
Zob. J. Frenkiel, Ozjasz Thon. Zarys biograficzny, Kraków 1930; H. Pfeffer, Ozjasz Thon 1870-1936, Kraków
1937; N. Thon-Rostowa, Ozjasz Thon. Wspomnienia córki, Lwów 1937; E. Melzer, Pomiędzy polityką a
duchowością: Dr Ozjasz Thon - rabin z Krakowa (1870-1936), w: Duchowość żydowska w Polsce. Materiały z
międzynarodowej konferencji dedykowanej pamięci profesora Chone Shmeruka, Kraków 26-28 kwietnia 1999,
pod red. M. Galasa, Kraków 2000, s. 343-352.
590
E. Melzer, dz. cyt., s. 343, 346.
591
O. Thon, Pisma. Kazania (1895-1906), Kraków 1938. Lokalizacja stron po cytatach w tekście.
204
jasnego formułowania myśli, przede wszystkim antycznej i biblijnej. Ale można się
także dosłuchać pogłosów romantycznego patosu, choć w doskonale wyciszonej,
opanowanej
formie.
Dostrzegalna
jest
również
tradycja
rzec
by
można
w y k w i n t n e g o d y d a k t y z m u, umiejętność kreacji przesłania, które wynika
raczej z z a m y ś l e n i a, miast z moralizatorskiej inwencji, ulegając tym samym
głębszemu uwiarygodnieniu i wyraźnej nobilitacji. Można mówić o drążącej
refleksyjności szczególnego rodzaju, podszytej bowiem delikatną ingerencją
poetyzmu. To właściwie jest medytacja poetycka: Bo czym jest cień? Nie samoistnym
tworem, lecz tylko odbiciem innego tworu. I jeszcze jedno: Cień rodzi się tylko tam,
gdzie istnieje pełnia światła. Gdybyśmy tylko sam cień widzieć mogli, musielibyśmy już
z samego jego istnienia wnioskować, że istnieje poza nim jeszcze coś realnego, co cień
ten rzuca, że istnieje światło, które cień ten uwydatnia (s. 299).
Medytacja owa zdaje się niejako prześwietlona rodzajem wyobraźni, której
identyfikacja odsyła do szczególnie owocnego spotkania myśli judaistycznej
i polskiego romantyzmu. To się daje wyczuć, choć z trudem określić. Czytamy: Życie
jest krótkie i niepewne, ale któż potrafi zmierzyć potęgę i długość błogiej chwili? Któż
potrafi zbadać pełnię chwili, w której poznaje się prawdę, w której widzi sie piękno
i spełnia się dobre uczynki. Długość życia bowiem mierzyć należy nie łokciem, ale
potęgą uczucia. Życie jest krótkie, ale to jest rzecz drugorzędna. Bo życie pojedynczej
jednostki kondensuje się w życiu przeszłych pokoleń (s. 266). A więc gorąca apoteoza
życia, jego intensywności; ale zawsze w perspektywie przeszłości i koniecznie
- wieczności. Apoteoza „czasu wiecznego”, który przezwycięża śmierć. Całość
„zobaczona” z właściwym temu stylowi odczuciem przestrzeni o „szerokim oddechu”,
maksymalnej rozległości: Wszystko, co się rodzi, kwitnie i rośnie wraz z tą duszą,
która żywi szlachetne uczucia i która na skrzydłach myśli wznosi się ku górze, to
wszystko razem dopiero stanowi jedną, wielką duszę wszechświata. Dusza i ciało,
niebo i ziemia - gdzież są ich granice? […] Gdy umysł ludzki wnika w głąb tajemnic
przyrody, gdy dusza artysty odtwarza część tej nieskończoności, gdy odczuwamy
wielkość i wieczność, gdy serce nasze ogrzewa się miłością i dobrocią, gdy wiara
w dobro i prawdę wynosi nas ponad zwykły poziom, gdy żyjemy nie tyko życiem
własnym, życiem chwili, ale i życiem milionów, życiem wieków, gdy jesteśmy ludźmi w
całej pełni - wtedy jesteśmy zarazem celem wszechświata. Wtedy objawia się w nas
Stwórca, jak się objawia w nieskończonej przyrodzie. Wtedy czujemy w sobie duszę
205
świata całego, wtedy jej tchnienie i nas ożywia (s. 256-257). A inne cechy? Czyż nie
odnajdziemy
pogłosów
romantycznych
dylematów
choćby
w
postrzeganiu
charakterystycznej antynomiczności: Każdy zaś dzień życia ludzkiego jest wielką,
w obrębie pełnego światła istniejącą rzeczywistością, jakkolwiek na pozór wydaje sie
nic nie znaczącą marnością (s. 299). Z romantycznym rodzajem wrażliwości
estetycznej zdaje się korespondować także - z rozmachem kreślony - podniosły obraz
relacji między przyrodą a człowiekiem, wizerunek piękna wszechświata, którego
szczególną rację bytu stanowi ludzkie spojrzenie. Ono ma moc świadectwa
wyjątkowej pozycji człowieczego bytowania. Któż z nas - powiada kaznodzieja
– w tym nieskończonym pięknie nie wyczuwa cudownej harmonii wszechświata? Czyje
serce nie zadrżało jeszcze radośnie na widok wschodzącego czy zachodzącego słońca,
na widok migocących gwiazd, które wszystkie zlewają się w jeden wspaniały,
skończony, harmonijny obraz? Któż nie czuł, jak wzmaga sie jego siła życiowa, jak
rośnie jego znaczenie, gdy pomyślał, że to wszystko zdaje się być stworzone jakby
wyłącznie tylko dla niego, dla człowieka, który jest jedynym obserwatorem, mogącym
się zachwycać tym cudownym widowiskiem? (s. 3-4).
Wszystko to sumuje się z przemożną siłą literackiej ekspresji w niepowtarzalnej p o c h w a l e s t w o r z e n i a, apoteozującej jego wielopoziomowość,
wielobarwną i złożoną zarazem treść. Naturalnie, Thon był ukształtowany przez
neoromantyzm przełomu wieków, osobliwe nawiązanie do przeszłości literackiej, z
pietyzmem podtrzymujące - w całym piśmiennictwie, nie tylko literaturze - pewne
tendencje i motywy. Jedną z przewodnich figur myślowych stanowiły analogie między
twórczością jako istotą życia a twórczością artystyczną. Charakterystyczne były też
medytacyjne konfrontacje zjawisk natury pryncypialnej (życie, śmierć, miłość itp.). A
maksymalizacji w zgłębianiu egzystencji towarzyszyła estetyzacja rzeczywistości,
często sięgająca w tym przypadku do uświęconego przez tradycję porównania, z
poezją w roli głównej. W tę stylistykę okresu Thon wpisuje się miejscami w
autentyczny sposób i w dobrze wyważonych proporcjach, jeśli chodzi o ulubiony
wówczas rodzaj patosu: Dusza w każdej chwili pełna jest poezji, o ile tylko czyste jest
sumienie, o ile tylko nie jest splamione czarnymi chmurami, z których powstają
pioruny, mające zniszczyć lub zachwiać obce egzystencje. Życie tak pojęte i tak
przeżywane, nawet w obliczu śmierci nie traci swego uroku. Bo któż nam każe - mówi
jeden z najgłębszych poetów naszej doby - któż nam każe mierzyć życie według
206
śmierci, skoro mamy prawo i możność mierzyć śmierć według życia? (s. 300).
Estetyczne uwrażliwienie epoki nakazywało też sięgnąć po szacowny wiekiem topos
„życia jako sztuki”, zwłaszcza, gdy w grę wchodziło zagrożenie tego, co wzniosłe,
całego polotu ducha, zagrożenie urastające w ówczesnej świadomości do
najtragiczniejszych. Czytamy tedy: Życie powinno być sztuką. A s z t u k a życia na
tym polega, by nie dać się zagłuszyć przez gwar powszedniości, nie pozwolić na to, by
narzucone zostały duszy pęta i kajdany. Ona musi być zawsze zdolna i gotowa do
wzlotu, zawsze swobodna, zawsze jasna i ofiarna. Takie życie dopiero mogłoby stać się
celem dla siebie i celem dla wszechświata (s. 257). Smakując te słowa, odczuwamy
aurę literatury, pogłos zdominowanej przez nią dziwiętnastowiecznej wyobraźni.
Należy jednak podkreślić, że postawa kaznodziei nie podpowiada - a tak by się
mogło wydawać - łatwego zachwytu. Przeciwnie, obcujemy ze świadomością
dramatyczną, wypełnioną wskazywaniem trudu doświadczeń i przypominaniem
kruchości własnego poznania. Przede wszystkim jednak mamy do czynienia
z
n a s ł u c h i w a n i e m wielkiej tajemnicy życia, gwarantującej między innymi
ustawiczne nienasycenie egzystencjalną peregrynacją. A w tej relacji człowieka ze
światem najistotniejsze staje się pasmo epifanijnej wrażliwości, trwałość oblegających
zewsząd olśnień, nieodgadnionych głębi, ale i wzruszających drobiazgów, zwyczajnej
powszedniości: Objawienie nie jest zatem wydarzeniem, które raz tylko w dziejach
świata nastąpiło - jest czymś trwałym raczej i stałym, jak jasność słońca i gwiazd
niebieskich, jest potęgą duszy, jak niezmierzone siły, które w duszy żyją i działają. [...]
Wszystko, co nas otacza, pełne jest nieprzeniknionych tajemnic, pełne niezbadanych
zagadnień. Zagadką jest życie, tajemnicą jest śmierć. Zagadką jest rozkwit, tajemnicą
jest zamieranie. Zagadką jest jasność dnia, tajemnicą ciemność nocy. Zagadką jest nie
tylko to, co wielkością swoją przytłacza, ale i to, co jest nikłe i małe: potężne,
rozhukane morze i cichy górski strumyk, gąszcz lasu i niepozorna trawka, niebotyczne
skały i drobny, lekki pyłek, przez wiatr unoszony. Zagadką jest nieskończoność
i chwila, bezgraniczna potęga i zanikająca siła. Wszystko jest tajemnicą - całość
i szczegół, zwyczajne i niezwykłe, wyniosłe i drobne (s. 331).
Kaznodziejska lekcja Thona za wartość nadrzędną uznaje dążenie człowieka do
ogarnięcia wszelkimi sposobami - myślą, okiem i uczuciem - obecności Boga we
wszystkim. Preferując tę właściwość człowieczej aktywności, stara się przekonać, że
tylko ustawiczna gotowość o d c z y t y w a n i a rzeczywistości, lektury świata
207
duchowego i materialnego, może poprowadzić ku Bogu. Z jednej strony tedy
wielobarwny świat, z drugiej – „duch myślący”, z jednej uroda i maestria stworzenia,
z drugiej -
potęga
świadomości,
potrzeba znalezienia Najwyższego
Sensu.
Najistotniejsze zatem staje się jakby „nasłuchiwanie” świętości istnienia. Tym razem
kaznodzieja sięgnie po stylistykę natchnionego wizjonera: Trwa wciąż w naturze
nieustanny proces stawania się i zanikania, rodzenia się i zamierania. A duch myślący
patrzy i szuka, myśli i docieka: Czymże jest on sam, jaki cel jego, jakie dążenie? Zdaje
mu się, że różnorodne niebezpieczeństwa grożą mu i czyhają na niego, że jeszcze krok,
jeszcze chwila, a on się zatraci, a on się rozdrobni. Lecz nagle odkrywa znowu w sobie
wewnętrzną jakąś siłę, która we wszystkim żyje, szuka dalej, docieka głębiej i odkrywa
- Boga, Boga, który wszędzie się przejawia, we wszystkim działa i objawia się każdemu
oku, które patrzeć potrafi, każdemu sercu, które walczy i myśli (s. 182-183).
Zaiste olśniewająca jest w tej sztuce słowa kondensacja duchowości żydowskiej
przełożonej na ogromne bogactwo form wypowiedzi. A wszystkie one współtworzą
pewien rodzaj hymnu na cześć teleologii wszechrzeczy, wielkości w prostocie i
niejako oczywistości s a c r u m w czasie i przestrzeni każdego formatu. Doskonały
tego kontekst znajdziemy w zgłębiającej judaizm refleksji filozoficznej Heschela: […]
celem jest nobilitacja tego, co zwyczajne, obdarowanie rzeczy ze świata hieratycznym
pięknem; harmonia tego, co względne, z tym, co absolutne, połączenie detalu z
całością, przystosowanie naszego własnego bytu z jego różnorodnością, konfliktami i
sprzecznościami, do wszechtranscendującej jedności, do tego, co święte.592 Stąd wielce
uzasadniony staje się - w kreowanym przez Thona obrazie pobożności - motyw
poszukiwania wieczności w sobie (bardzo to jest Norwidowskie). Gdzież znaleźć
można – medytuje w jednym z kazań - pojęcie nieskończoności? W sobie samym. To
głosi nam wieść o Bogu. My sami przeżywamy Go w swoim sercu, jak przeżywamy
prawdę, miłość, dobroć, sprawiedliwość, uczciwość i godność. Wszystko wywodzi się
z wieczności i w wieczności ma swe ujście, ale wszystko to w naszej duszy już się
mieści, bo w nas mieści się wieczność (s. 266). W tym miejscu najpełniej chyba
wystąpiła wręcz delektacja w odkrywaniu wszelkich objawów universum, pogłębianiu
jego świadomości w sobie. Mamy być przekonani, że ustawiczne rozpoznawanie go
nadaje szczególną wartość życiowej aktywności. Polifoniczność dróg stanowi
przedmiot kaznodziejskiej fascynacji, którą można by określić - pulsującym
592
A. J. Heschel, Człowiek nie jest sam. Filozofia religii, przeł. K. Wojtkowska - Lipska, Kraków 2001, s. 228.
208
zamyśleniem. Jej natężenie tkwi w jednoczesnej pochwale podniosłych wzlotów
i zwykłej krzątaniny; fantazji, marzeń, radosnej kontemplacji i zgrzebnych czynów.
Myślą czasami ludzie - powiada mówca - a głoszą taką naukę różne systemy
filozoficzne, że człowiek zaczyna się dopiero od tytana, od herosa, że życie ludzkie
liczyć się dopiero poczyna od rzadkich bohaterstw i heroizmu. Tak jednak nie jest.
Najzwyklejszy, najprzeciętniejszy śmiertelnik jest człowiekiem w całej pełni.
Najzwyklejsza powszedniość jest w całej pełni życiem (s. 299). Dygresyjnie
nadmieńmy, że niesamowita pozostaje dykcja tego fragmentu, jakaś tajemnicza
doskonałość wypowiedzi, niezwykle precyzyjna, choć lekka zarazem melodia stylu.
Skierowane
do
społeczności
żydowskiej
nauki
Thona
preferowały
koegzystencję tego, co uniwersalne z tym, co domowe, apoteozując też przejawy
posłannictwa, zarówno w skali narodu, jak ludzkości. Mesjańskie pierwiastki ciągle
zawęźlają się w nich z egzegezą zwykłych czynności życia. Wysoka tonacja splata się
z prozą zatroskania.
Nie przypadkiem pośród oracji Thona znajdziemy ślad admiracji dla
największego z polskich romantyków. Niezwykłą pamiątką wypada nazwać mowę
zatytułowaną W 100-lecie urodzin Adama Mickiewicza. Cenny dokument kultu poety,
ale i postawy duchowej kaznodziei, przejętego romantyczną równowagą w odniesieniu
do doli narodu i pojedynczego istnienia. Tymi oto słowy włączył się on w korowód
„sług wielkości”, uznających pamięć po Mickiewiczu za wartość samą w sobie,
podtrzymujących jej ognisko: Jak ongiś wielkich proroków, tak zsyła Bóg teraz
wieszczów natchnionych w okresie nieszczęść i ciężkiej doli narodów. A prorocy
i wieszcze mają jedno i to samo święte, od Boga im postawione, zadanie: wskrzesać
wiarę w sercu człowieka i nawoływać go do wszystkiego, co szlachetne i dobre.[...] On
nie znał różnicy między wielkim a małym, bogatym a ubogim. On wszystkich kochał. O
wiele silniej niż nad tym, co jego samego dotknęło, ubolewał on nad cierpieniami i
niedolą ludzkości i swojego społeczeństwa (s. 80-81).
Nigdy u Thona konkretność pouczania nie pozbawia wypowiedzi oratorskiego
zapału. A ten w określonym zakresie zawsze spokrewnia się z poezją, choćby poprzez
pewnego rodzaju dostojeństwo mowy, odświętność języka. Tylko poeta - z ducha
i talentu - czy też, mówiąc inaczej, kaznodzieja obyty (a więc ten, co rzecz głęboko
przeżył i przyswoił) z romantyzmem, rozeznający w nim wielki kontekst biblijnej
wyobraźni, mógł zdobyć się na taki przykładowo rodzaj obrazowania: Tak więc życie
209
przedstawia się nam jako sen, jeśli przyglądniemy się mu od zewnątrz. Ale czy nie
istnieje także i wewnętrzna, słoneczna strona? Czy marzenie nie jest też pełnym
i bogatym życiem? W okresie, którego charakterystyczną cechą jest fanatyzm realizmu,
jak okres ten, który przeżywamy, trzeba to z podwójną siłą powiedzieć i podkreślić, że
marzenie i fantazja to - życie, życie w wyższym sensie (s. 231). Ta nauka, określający ją
rodzaj entuzjazmu, wyraźnie wpisuje się w ciąg poromantycznej myśli europejskiej,
tego jej aspektu, który dotyczył szczególnej troski o uwznioślenie życia, uwznioślenie
rozumiane często jako „wydzieranie” ducha materii. Pojmowane też jako ustawiczny
wysiłek, trud, praca (znów przypomina się Norwid). W tym punkcie spotkanie
dziedzictwa literatury romantycznej z duchowym dziedzictwem judaizmu zdaje się
być szczególnie bliskie. Chodzi o to, co znawca duchowości żydowskiej ujmuje
następująco: Doskonaląc iskrę swojej duszy, każdy człowiek wspomaga przyjście
odkupienia mesjańskiego. Życie jest zatem duchową przygodą, poszukiwaniem
mesjańskim, w którym każdy z nas i każdy nasz czyn, każdy moment naszego życia
może przyspieszyć lub opóźnić mesjańskie odkupienie593.
Thon mieszkał w Krakowie przy ulicy Bogusławskiego, którą, jak wiadomo,
upodobały sobie Muzy. W tym kontekście tedy inaczej patrzymy na upamiętniającą
kaznodzieję tablicę, mając za plecami inny dom, który przejdzie kiedyś do historii
poezji polskiej.
Ten doniosły a nieznany fragment piśmiennictwa przynależy nie tylko do
dziejów kaznodziejstwa. Spokrewnia się także z nurtem - od zawsze dobrze się
mającym w naszej literaturze - wspomnianej już epifanijnej wrażliwości. Dlatego,
chcąc na koniec uchwycić dzieło Thona w miarę esencjonalnie, posłużmy się
– w charakterze motta podsumowującego - okruchem wiersza Adriany Szymańskiej:
[…] podczas gdy naprawdę
chodzi o życie, a więc o - wieczność,
a więc o tę jedną chwilę zachwycenia,
co unosi nas ponad siebie - jakby Anioł
przemknął i błękitną nitką obwiązał
nasze serca, i powiedział:
Oto - jesteście…594.
593
594
B. L. Sherwin, Duchowe dziedzictwo Żydów polskich, Warszawa 1995, s. 147.
A. Szymańska, Przewrotność, w: Requiem z ptakami, Wrocław 1996, s. 34.
210
W majestacie literatury
(O Antonim Szlagowskim)
Zacznijmy od kilku ustaleń ogólnych i faktograficznych. Szlagowski (1864-1956) bez
wątpienia był najbardziej - biorę pod uwagę wiek XIX i XX – „owładniętym” przez literaturę
kaznodzieją polskim. Nie tylko dlatego, że poświęcał swoje oracje wielkim pisarzom.
Odwoływał się do niej także poprzez cytaty i gęstą sieć aluzji. Fascynacja nią to również
zabiegi upodobniające niektóre fragmenty do prozy poetyckiej w guście epoki ceniącej
synkretyzm rozmaitych rodzajów i gatunków. Ale obecność literatury w kazaniach
Szlagowskiego to przede wszystkim ten swoisty klimat, który bierze się z zachłannej wręcz
zapobiegliwości, aby dać świadectwo sięgając niekiedy po mityczną miarę - randze
zeszłowiecznej polskości. Jej bohaterami stają się wielkie postacie historii i artyści, także naród
i sztuka.
Lata słownej posługi ks. Szlagowskiego – a więc przełom wieków, okres
przed I wojną światową i międzywojnie – to czas szczególnej roli literatury w życiu
społecznym, a zwłaszcza olbrzymiego zauroczenia romantyzmem. Przejawiało się to
nie
tylko
w
kulcie
trzech
wieszczów,
edytorstwie
ich
dzieł,
badaniach
literaturoznawczych i szkolnej edukacji. Recepcja okresu - i to jest niezwykle istotne kształtowała się i determinowała kulturę języka odświętnego i codziennego, zwłaszcza
frazeologię patriotyczną. Było to widoczne głównie we wszelkiego rodzaju
poczynaniach oratorskich, publicystyce okolicznościowej, towarzyszącej licznym
wtedy wydarzeniom o historycznym wydźwięku, a także rocznicowej obyczajowości.
To romantyczna tradycja ożywiała też zainteresowanie kunsztem i rolą wymowy jako
jednym z przejawów wszelkiej żywotności słowa, jego niezniszczalnej mocy. Stąd
stałe przypominanie oratorstwa staropolskiego595. Przywołując jego nobliwą
przeszłość, wskazywano m.in. na literacką stronę kazań, gustowny zdawał się być
595
Piękną refleksją – przypomnijmy – objął to Szlagowski w rozważaniach teoretycznych: Wymowa opiera się
wszystko niszczącemu czasowi, choć rzecznik sam do grobu zstąpi, choć wieki całe upłyną nad jego mogiłą czar jego słowa, zaklęty w przechowanych po nim zabytkach, jako wcielenie piękna i mocy, jako rozkoszna
uczta duchowa przechodzi od pokolenia na pokolenie (O potędze wymowy, dz. cyt., s. 4)
211
„poetycki” talent głosicieli słowa Bożego. To właśnie Szlagowski we wstępie do
wydanych przez siebie Mów pogrzebowych i przygodnych Fabiana Birkowskiego
konstatował: Czuć w Fabianie poetą o wykwintnym smaku, o wielkiej wrażliwości
i poczuciu - był to bowiem poeta znakomity. Wyraźnie też odczytywał go w duchu
romantycznym: Raz gromi, drugi raz rozczula, raz padają słowa groźne jak huk armat
w boju, to znów rzewne jak westchnienie sieroty596.
Właśnie taki stosunek do języka może tu być najbardziej rozpoznawalnym
znakiem określonej tradycji. Już we wczesnym okresie, w jednym z pierwszych kazań
żałobnych, Szlagowski poczynił bardzo charakterystyczne wynurzenia na temat mowy
polskiej: Odezwie ci się ona raz pobudką wojenną, lub piorunów hukiem, to znowu
pieszczotą matczyną i kwileniem dziecięcym. Powtórzy ci zarówno naiwne zachwyty
chłopka nad słońcem, czy skowronkiem; jak i wyrazi niejasne przeczucia wieszcza,
apostoła porwanego ku trzeciemu niebu, i natchnioną wygłosi modlitwę kapłana.
Odnajdziesz w niej oddźwięk wolności i chwały, jęki niewoli i hańby, tęsknotę
wygnańca, westchnienie tułacza, płacz sieroty, szept pacierza. Chodzi nie tylko o to,
że fragment ten zbiera wiązkę obiegowych wyobrażeń o przedmiocie, mocno
„upoetyczniając” jego przymioty. W nadmiarze eksponowało je w tej formie
piśmiennictwo XIX wieku, a były to w wielu detalach echa poezji Słowackiego,
romantyzmu krajowego czy też Marii Konopnickiej. Bardziej jednak istotną cechą
zdaje się być dobitnie wyartykułowany w tym miejscu ubiegłowieczny mit o uniwersalizmie mediacyjnym mowy ojczystej, także wiara w jej estetyczną wszechmożność.
Mamy tu do dyspozycji jeden z symptomów „uromantycznienia” sztuki
słowa w ogóle597. (nie tylko kaznodziejstwa): dostrzeganie w niej przede wszystkim
epickiego posłannictwa. Zrozumiały kontekst posiada więc w oratorskiej twórczości
Szlagowskiego postawa podmiotu mówiącego, po wielekroć w sposób bardzo
różnorodny eksponująca swoje nastawienie na opowiadanie, ale bardziej - trzeba to
uściślić - w znaczeniu: bajanie lub opiewanie, snucie opowieści. W nawiązaniu do
jednego z romantycznych toposów, ujmujących rolę poety jako „śpiewaka narodu”.
Najmocniej zostało to wyrażone w kazaniu rocznicowym (na dziesięciolecie
odzyskania niepodległości), które posiłkując się zdaniem biblijnym (Hbr 2,12),
formułuje zamierzenie oratora i zaraz je „unaocznia”: Opowiem imię twoje braci
596
A. Szlagowski, Wstęp do: F. Birkowski, Mowy pogrzebowe i przygodne, Warszawa 1901, s. 39.
Zjawisko wielokrotnie zauważane w literaturze przedmiotu; m.in. ostatnio na zależność historii literatury od
romantyzmu wskazuje M. Piwińska w artykule Czy Mickiewicz zamordował Kochanowskiego (w: Nasze
pojedynki o romantyzm, praca pod red. D. Sawickiej i M. Bieńczyka, Warszawa 1955, s. 202).
597
212
mojej, w pośrodku Kościoła dziś chwalić cię będę. Patrzcie, bracia moi, co to za
wojsko z czarnych czeluści kopalń z oskardą i mieczem na świat Boży wychodzące?
to ten Żołnierz Nieznany w powstaniu Śląskim Śląsk dla Polski wywalczył, a imię
jego: Naród. Co to za pacholęta z orężem w mdlejących rękach przeciw wrogowi
kroczące? to Żołnierz Nieznany w obronie Małopolski Lwów dla Polski uratował,
a imię jego: Naród. Co to za oddział z pruską bronią, z pruską komendą, w pruskim
ordynku? to On Nieznany w Wielkopolskich z Niemcem zapasach Poznań do Polski
przyłączył, a imię jego: Naród598. Autokreacja roli jest tu bardzo wyraźna. Przez
analogię z literaturą można by ją określić jako głos barda lub rapsoda. Całość oracji
nosi formalne znamiona mitycznej opowieści, sprawia wrażenie wielkiej klechdy z
dziejów narodu.
Bardziej charakterystyczne pod tym względem jest - zdumiewające na tle
oratorstwa kościelnego i piękne w swej oryginalności - kazanie wygłoszone w 1926
roku podczas odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina. Tu mówca jeszcze
sugestywniej pragnie unaocznić nam mityczną atrakcyjność swego patrymonium.
Nawiasem mówiąc, ekspresywne i „malowniczo” kreatywne wyobrażenie przeszłości
narodowej – z poręczenia kultury modernistycznej – dosyć długo obowiązywało,
było kwestią gustu imaginacyjnego, znakiem duchowej sublimacji w zalewie
zgrzebnej współczesności. Każdy poeta, każdy człowiek, każdy naród ma swoje Pola
Elizejskie, swoje Wyspy Szczęśliwe, swój Wiek Złoty, ojczyznę swoich nadziei i
chimer, które ozdabia wszelką cnotą i wdziękiem, jakich teraźniejszość jest
pozbawiona599 — głosił jeden z modernistycznych autorów dociekających tajemnic
sztuki wyobraźni
Cały tekst o Chopinie jest jakby rozpisany na głosy. Kaznodzieja opowiada
dzieje, posiłkując się wtrąceniami pochodzącymi od „bohaterów” opowieści600 artysty
i narodu. Warto zwrócić uwagę na płynność, jednolitość rytmu wielogłosowej
przecież wypowiedzi, nadającego jej cechy obrzędowej ceremonialności. Kazanie jest
wizjonerskim
ciągiem
fantasmagorycznych
obrazów,
wszelkiego
rodzaju
paralelizmów, powtórzeń brzmieniowo-intonacyjnych układów. Stanowi wymowną
egzemplifikację żywotności tego przedziwnego spotkania retoryki i poezji
598
A. Szlagowski, A imię jego: Naród. Mowa na dziesięciolecie Odrodzenia Polski, wypowiedziana w katedrze
św. Jana w Warszawie dnia 11 listopada 1928 r., dz. cyt., s. 1.
599
N. Michaux, O wyobraźni. Studium psychologiczne, przeł. A. Lange, Warszawa 1896, s. 120.
600
Na tę cechę oracji romantycznych, wzmacniającą ich dramatyczność poprzez przytoczenia głosu umarłych,
zwraca uwagę K. Poklewska we Wstąpie do: K. Ujejski, Wybór poezji i prozy, Wrocław 1992, s. CIII.
213
w romantycznej prozie poetyckiej601: Naród czeka pieśni. Ja konam, graj pieśń. Ja
umieram, giniemy, graj pieśń. A wróg warczy szyderczo: idźcie skonać, on nie ma
harfy. [...] Tyle dzwonów, gdzie te dzwony? czy w mej duszy huczą? W epickiej
balladzie pożarowe dzwony huczą. W ogniu Polska cała. W pożodze bitew, w żagwi
pocisków pełzają płomienie poprzez zagony nasze i niwy, poprzez wioski nasze
i miasta, pali się Kalisz, pali się Praga [...]. Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
ani dla mojej lutni, ani dla imienia. Jego lutni i jego imienia dziedzicem naród cały
[podkr. moje - A.B.]602. Zdanie podkreślone zostało wzięte z Marsza pogrzebowego
K. Ujejskiego. Takie wplatanie cytatu bez cudzysłowu (istnieją też inne przekłady
takich zabiegów), czyż nie jest sygnałem włączenia się w coś, co można by nazwać
rytuałem żałobnym wyznaczonym przez tradycję literacką? Mówca w podobny
sposób zaanektował fragment Uspokojenia Słowackiego, chcąc w niezwykłym
obrazie oddać nastrój warszawskich godzin drugiego pogrzebu poety (w 1927 r.), już
w wolnej ojczyźnie: I tej nocy, pełnej dziejowych tajemnic, Wieszcz wstał rośnie duch
jego niebosiężny, rośnie ponad trójcę świecących wież Świętego Jana. O kościół
katedralny skrzydłami zawadził, porwał królewski zamek, otworzył jak trumnę. A
potem na Zygmunta uderzył kolumnę i z marmuru wyciągnął jakieś echo skalne, a
kościół płaczącym się głosem na miasto rozdzwonił. I dwa śpiewy już bez odpoczynku
miastu ogłaszają lud idący z rynku... I tak mu zeszła noc, pierwsza noc na ziemi
polskiej, jedyna noc w stolicy polskiej603. W oracjach Szlagowskiego literatura staje
się częścią obrzędu, gdyż sama jest obrzędem. Dlatego najważniejsze jest to, co w niej
uroczyste, dostojne, niezwykłe. Domaga się w tym miejscu przypomnienia, tak istotna
dla romantyzmu kategoria wzniosłości, która twórcom ówczesnym objawiała się
przede wszystkim w sferze religii czy poprzez religię604. Zrozumiała więc okazuje się
użyteczność form modlitewno-litanijnych związanych z literaturą lub dających się w
rozmaity sposób z nią połączyć. Mogło to być przypomnienie Litanii pielgrzymskiej
Mickiewicza, fragmentów organicznie spojonych z od kaznodziejskim uzupełnieniem
dalszym ciągiem: modlił się za wojnę powszechną za wolność Ludów, a oni tej wojny
się doczekali, w tej wojnie brali udział; modlił się o broń i orły narodowe, im ta broń
601
Zob. H. Krupińska-Łyp, Z zagadnień rytmizacji prozy poetyckiej polskiego romantyzmu, Rzeszów 1984.
A. Szlagowski, Mowa pogrzebowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina,
powiedziana w kościele św. Krzyża dnia 14 listopada 1926 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 280-281.
603
A. Szlagowski, Mowa nad prochami Słowackiego powiedziana w katedrze Św. Jana dnia 27 czerwca 1927 r.,
w: tenże, Mowy akademickie, dz. cyt., s. 92.
604
B. Pociej, Idea, dźwięk, forma. Szkice o muzyce, Kraków 1972, s. 127.
602
214
służyła, ich te orły prowadziły605 - i tak dalej. Ale można było też, jak się okazuje,
nawiązać do form suplikacyjnych (w adekwatnym układzie graficznym), chcąc we
właściwy sposób zakreślić rozległy i obrzędowy zarazem charakter literatury
z pisarzem w roli przewodników ceremoniału, opiekuńczych duchów narodu:
Do tych braci naszych w rozproszeniu niech idą wieszczowie natchnieni,
gdyby wysłańcy Boży, prorocy ducha narodowego, niech idą ich księgi [...]
Niech idzie do nich Mickiewicz, niech im tradycję Polski w Panu Tadeuszu,
a męczeństwo Polski w Dziadach pokaże, niech im z Ksiąg Pielgrzymstwa rozdział
po rozdziale czyta.
Słowacki niech im zaniesie smutki Anhellego i Kordiana zapasy i Księdza
Marka widzenia.
Krasiński niech im wyśpiewa swe Psalmy [...]606.
W ogóle o literaturze i sztuce Szlagowski mówi stylem należnym sferze
sakralnej (stąd częste wyrazy apostroficznego hołdu). Niekiedy traktuje je jak coś, co
można by określić – taka analogia się nasuwa – „ikoną” Polaków
607
. Tworzenie
dzieł to jakby narodowe ikonopisanie. Wszystka przeszłość nasza w nim śpiewa,
wszystka niewola nasza w nim płacze, serce narodu bijące608 - to o Chopinie, jego
muzyce. O twórczości Reymonta wyrazi się podobnie: Jest ona nieśmiertelna w
narodzie, bo dusza narodu w niej się przejawia609. Jednak najlepszy, najbardziej
wyrazisty efekt romantycznego wyrażania wzniosłości widać w kilku szczegółowych
momentach prezentacji życia bohatera; prezentacji, która na długie lata utrwaliła w
kulturze polskiej pewną konwencję obcowania z narodowymi wielkościami. Chodzi
o fragmenty sprzyjające heroizacji postaci, mające zadziwić swoją patetycznością, tą
jej odmianą, która służy „widowiskowej” estetyzacji biegu dziejów czy kształtu
tradycji; ich uczestnicy tedy muszą być na miarę obowiązującej w takich przypadkach
etykiety. Literatura podsuwa swój zasób ujęć i według jej reguł mówca
605
A. Szlagowski, Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za poległych studentów-żołnierzy... powiedziana w
katedrze Św. Jana dn. 6 listopada 1920 r., w: Mowy akademickie 1915-1921, Poznań-Warszawa 1921, s. 145.
606
A. Szlagowski, Mowa podczas Tygodnia kresów zachodnich, powiedziana w kościele Św. Krzyża dnia 3
grudnia 1924, w tegoż: Mowy narodowe, dz. cyt., s. 236.
607
W znaczeniu idealny (i święty) wizerunek ducha i cierpienia narodu; albo, jak to ujmuje o. G. Krug (Myśli o
ikonie, Białystok 1991): zwieńczenie wszelkich czystych wysiłków artystycznych, dążeń do utrwalenia i
zachowania dla życia wszystkiego co wartościowe.
608
A. Szlagowski, Mowa podczas nabożeństwa z powodu odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina..., dz. cyt...,
s. 279.
609
A. Szlagowski, Mowa podczas złożenia w murach kościoła Św. Krzyża serca śp. Władysława Reymonta oraz
odsłonięcia w tymże kościele tablicy pamiątkowej dnia 4 grudnia 1929 r., w: tenże, Mowy akademickie, dz.
cyt.., s. 172.
215
z upodobaniem sięga między innymi po motyw twórczej kreacji, iluminacyjnego
olśnienia: Lamentacje owe [...] rozgrywające się jako nieziemskie misteria w jego
duszy, zaklął on w obrazach siłą swej twórczości, głębią swej miłości [...]; w cienie
i kształty kredkowe kładł własną duszę i rozcierał je jak rozciera się kredka
i wyczerpywał je, jak wyczerpywał się jego ołówek610. I w innym miejscu: w taką
polską noc błyskawica ducha rozwarła przed nim niebiosa, wszechświat przemówił,
jemu jednemu wypowiedział słowa ukryte dotąd przed ludźmi611. Wyraźnie został też
przypomniany archetypiczny obraz tego rodzaju wizerunków artysty, niezależnie - jak
u Szlagowskiego - czy jest to pisarz, muzyk, astronom, wojownik: I po dziś dzień
artysta z Bożej łaski na wzór Boży wypowiada swe potężne: stań się...612 Właśnie
w tym praobrazie mocy twórczej wyobraźnia romantyków znajdowała podporę,
a jednocześnie uzasadnienie dla głębokiej wiary w wizjonerstwo jako najważniejszy
sprawdzian artystycznego kunsztu. Szlagowski, powołując się na Słowackiego,
wydobył metafizyczny sens, transcendentne wtajemniczenie zjawiska. Wizja
– mówił - to władza tajemnicza ducha naszego, która wzrokowi naszemu ciska
jakieś dziwne błyskawice niewidzialnej piękności613. Od strony estetycznej prezentacja
twórczej imaginacji – i to gust romantyczny narzucił wielu dziesiątkom lat – miała
przede wszystkim odpowiednią dozą ekspresji uwypuklić nadludzki trud i porwanie
przez żywioł614.
I tak jak tytaniczny jest akt poznania, równie podniosły, monumentalny, bywa
obraz ostatniej drogi. Cała tradycja wierszy funebralnych wzięła kaznodzieję w swoje
posiadanie, starał się być jej wiernym, na miarę admiratora wieszczów,
kontynuatorem: A kiedyś wstał, szedłeś w chwale i majestacie. Miasta i ludy, którędy
wiedziono trumnę twoją, wychodziły na spotkanie ze słowem hołdu dla ciebie
i słowem pokoju dla Polski. Szedłeś jak żywy, jak żywy przemawiałeś za Polską, a głos
twój rozbrzmiewał donośnie po świecie całym615.
610
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze
metropolitalnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 42-43.
611
A. Szlagowski, Mowa podczas obchodów cztery setnej pięćdziesiątej rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika,
powiedziana w kościele Św. Józefa Oblubieńca dnia 18 lutego 1923 roku., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt.,
s.175.
612
A. Szlagowski, Mowa przy poświęceniu Szkoły Sztuk Pięknych imienia Wojciecha Gersona, wypowiedziana
dnia 23 października 1921 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 148.
613
Tamże, s, 149.
614
A. Osęka, Mitologie artysty, Warszawa 1975, s. 52.
615
A. Szlagowski, Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka Sienkiewicza do podziemi w katedrze
metropolitalnej Św. Jana w dniu 27 października 1924 r., w: tenże, Mowy narodowe, dz. cyt., s. 227.
216
Szlagowski - podkreślmy to, podsumowując jego dzieło — był jednym
z najważniejszych (a było ich wielu) legendotwórców literatury w pierwszej połowie
XX wieku. Tym samym już (choć także wielką dbałością o styl) zasługuje na godne
miejsce w historii literatury. Łączył elementy legendy biograficznej z legendą
twórczości616.
Pisarzy stylizował na bohaterów ich dzieł. Prus umierając opuszczał
placówkę. Autor Chłopów odchodził w majestacie gospodarskiej godności. Słowacki
– jak to cytowaliśmy – stawał się „bohaterem” swego Uspokojenia (w tym samym
tekście, pod koniec, także wiersza Na sprowadzenie prochów Napoleona).
W legendotwórczy klimat literackich porównań wchodziły również postaci spoza
literatury: Moniuszko jako wajdelota, chłop polski – w zdobywaniu autonomiczności
narodowej – jako latarnik; w innym miejscu z kolei młodzież walcząca została
obdarzona imieniem patronalnym z Nie-Boskiej komedii (Orcio), a powiedzenie
Kościuszki zestawione ze słowami Hamleta. To tylko kilka przykładów, ale jakaż
reprezentatywność konfiguracji.
Do literatury odwoływało się wielu mówców kościelnych, zarówno w wieku
XIX, jak i w czasach Szlagowskiego. On jednak był pośród nich kimś wyjątkowym.
Traktował literaturę jak mitologię narodu. Dzięki temu jego kaznodziejstwo
okolicznościowe było tak bardzo znaczące kulturowo w swoim czasie i - co
ważniejsze - tak bliskie sztukom pięknym (na czym, jak się zdaje, mówcy szczególnie
zależało). Słuchano go – a teksty pisane, co warto podkreślić, są ponoć identyczne z
wówczas wygłaszanymi617 - z wielkim uznaniem właśnie dla literackiego smaku
i wrażliwości właściwej absolutnemu słuchowi językowemu i literackiemu618. Był
ostatnim twórcą – o tak rozległej skali kaznodziejskiego głosu – wśród mówców
nawiązujących do romantycznych korzeni. Po nim była długa posucha. Dopiero Jan
Paweł II te nawiązania odnowił (choć oczywiście w innej konwencji i odmiennym
natężeniu).
616
To rozróżnienie wprowadza m.in. S. Zabierowski w książce Krzysztof K. Baczyński. Biografia i legenda,
Wrocław 1990.
617
Zob. W. Wojdecki, Metoda kaznodziejska arcybiskupa Antoniego Szlagowskiego, w: Z teorii i praktyki
głoszenia Słowa Bożego, pod red. W. Wojdeckiego, Warszawa 1976, s. 330.
618
Zob. J. Pajewski, Pozawczoraj. Wspomnienia, Poznań 1992, s. 166-167.
217
Wielki koryfeusz żałobnych pożegnań na pewno entuzjastycznie zgodziłby się
ze słowami Lechonia: ceremoniał to poezja [...] aby był on wielką poezją musi stać za
nim historia misterium całego narodu619.
,
619
J. Lechoń, Dzienniki, t. 2, Warszawa 1992, s. 377.
218
Summa patriotyczna
(Józef Teodorowicz 1864-1938)
Na kaznodziejstwo Teodorowicza warto spojrzeć jako na kolejną odsłonę
wielkiego monologu narodowego. U progu Niepodległości właśnie artyści i mówcy
byli tego szczególnymi spadkobiercami, próbując się wykazać nie tylko znajomością
rzeczy, ale i poczuciem obowiązku. Na kontynuatorów stylizowano się w rozmaity
sposób, ale zawsze z potrzeby s a m o p o z n a n i a, które uznawano za wartość
nadrzędną. I jej poszukiwano, pamiętając o wieku XIX, którego poczynania w tym
względzie zdawały się domagać specjalnego ujęcia. Monologizowano więc tak, aby
zachować ciągłość w mniej lub bardziej twórczy bądź odtwórczy sposób.
W jednym z najwcześniejszych swoich kazań Teodorowicz o p o w i a d a
moment dziejowy, pozostając – co staje się wyczuwalne – w pobliżu tradycji
bezpośrednio jeszcze okalającej, o sile żywotnej inspiracji. Świadczy o tym między
innymi coś, co można by nazwać iluzją oralności. Chodzi o opis „sprawozdawczy”,
którego siłę stanowi czas teraźniejszy: Lecz naraz rozwiewają się podwoje kościoła,
tysiące świateł po świecznikach rozżarzonych, ciche pustkowie roi się tłumami;
marzycielu! I ty rozjaśnij myśli, naród twój odradza się niespodzianie, a jako światło u
ołtarzy rozpalone spłoszyło ciemności, tak Polska wielkim aktem, który się zaraz
pocznie w tej świątyni, widma śmierci rozproszy! Pośród tłumów dostrzegasz w
świetnym orszaku króla, a za nim wstęgą się wysnuwają długą a piękną dostojnicy
kościoła, senatorzy, posłowie, wojsko – Polska cała. Król przystanął; wśród uroczystej
ciszy, rozwiera zwój papierowy, odczytuje punkta nowej konstytucji i zaprzysięga wraz
z narodem przed Bogiem620. Nadrzędna zatem okazuje się sugestywność wywoływania
przeszłości621. Romantyczny topos obcowania żywych z umarłymi622, teraźniejszości z
620
J. Teodorowicz, Mowa religijna wypowiedziana w stuletnią rocznicę Konstytucji 3 maja w kościele
parafialnym w Brzeżanach przez …, Brzeżany 1891, s. 11-12.
621
Patronowało temu również tak prężne na przełomie wieków uznanie (płynące także z katedry
uniwersyteckiej) dla intuicji historycznej, a co za tym idzie i mitologizacji przeszłości (Wyczuwanie przeszłości
może więc się odnosić do żywego przeświadczenia, że życie bieżące jest dalszym ciągiem nici, wysnuwanej z
kłębka spowitego w pomrokę dziejów. Ale wyczuwanie to daje coś więcej, silne jego natężenie, występujące w
pewnych organizacjach duchowych, prowadzi - nawet przy braku wiedzy historycznej – do odtwarzania rysów
przeszłości, czasem wbrew rezultatom wiedzy historycznej, a jednak zgodnej z prawdą. – S. Zakrzewski,
Zagadnienia historyczne, Lwów 1908, s. 15.
622
Przypomnijmy fragment z Mickiewicza o wywoływaniu niejako z grobu postaci świętych i bohaterów
(Literatura słowiańska, w: Dzieła. Wyd. Jubileuszowe, t 11, Warszawa 1955, s. 126).
219
przeszłością (po grobach uśpiona przeszłość), przypomnienie gestu Ezechiela (mówca
będzie do niego wracał) – wszystko to po to, by stworzyć wrażenie wprowadzenia
słuchacza w krąg wspólnotowego mitu (rzekłbyś to Polska dawna623). Teodorowicz
wpisuje się tu w dziewiętnastowieczne „snucie opowieści” na prawach klechdy
domowej i narodowej zarazem. Ale w tym konkretnym przypadku ma ona swoją
dramaturgię. Mówca osiąga punkt kulminacyjny, „podprowadza” słuchacza na skraj
sytuacji zdawałoby się jedynie możliwej, aby powrócić do rzeczywistości dającej się
opowiedzieć już tylko w czasie przeszłym, wyprowadzić słuchacza z mitycznego
kręgu: Ale prochy milczały ….. I tylko radością głosy żywych zlały się w jeden hymn
dziękczynny Panu, a gwiazdy złociste na cudnym majowym niebie przetkane
zapowiadały nadchodzącą jutrzenkę swobody. – Tymczasem o północy dnia tego niebo
naraz czarnymi zaciągnęło się chmury, i burza straszna brzemienna piorunami na
ziemię się zwaliła; a burza obrazem była straszniejszej, która nad narodem wkrótce
zawisła, - a gromy z niej wypadłe strzaskały Polskę …!624 . Konstatacja złego stanu
rzeczy, gorzka świadomość tragizmu histograficznego posiada u Teodorowicza
antidotum w postaci łaski Bożej i miłosierdzia, objawiających się poprzez rozmaite
formy – niejako pośredniczące. Za jedną z nich mówca uznaje literaturę: Ona to arką
przymierza się stawszy między dawnymi a nowymi czasy przechowuje w sobie czynniki
narodowego życia, rozpłomienia je, karmi, a przenikniona wielkością powołania,
zaprawiona cierpieniem, wielkie potężne idee wciela w płótna, posągi i słowa. I
podczas gdy Goethe zimnym jak lud geniuszu resztki zziębia zapału i natrząsa się ze
swoich poczciwych Niemców tłuczonych przez Francję, Bóg dał nam Mickiewicza, co
czuje i kocha za miliony i pieśnią swą zlewając rozstrzelone uczucia narodu w jeden
akord, przelewa swe ognie w krzepnące zwątpieniem serca narodu i prowadzi je do
wiary, nadziei, miłości; dał nam Bóg Krasińskiego, co luboć zbytkiem miłości zda się
bałwochwalić Polskę, gorącym jednak przecudnym a natchnionym wierszem na
skrzydłach wiary w nieścignione wzbija się sfery i wspaniałą wysnuwa teozofię
naszych dziejów625. Literatura zostaje u Teodorowicza wprzęgnięta w wielką misję
pamięci. Wspomnienie znaczących wydarzeń z przeszłości i ich roli ciągle domaga się
przypominania poezji wieszczej. Istotniejsza jednak wydaje się nie sama gloryfikacja
przeszłości, a więc także jej mumifikacja, ile – jakby idąc za Wyspiańskim – tkwiące
623
Dz. cyt., s. 12, 13.
Dz. cyt., s. 13.
625
Dz. cyt., s. 19-20.
624
220
w grobowcach zarzewie odrodzenia: Lecz nie po to przemawia przeszłość, nie po to
nachyla się ku nam i nie po to nam spowiada, by zniknąć później jak jakie senne
widziadło. Po to stanęła przed nami, ażeby z grobowców dobyć ziarno […]626.
Ojczyzna jest tedy czymś wiecznie żywym, bo ma w sobie moc odradzania się.
Jak już wspominaliśmy szczególnie ważne jest samopoznanie. Temu wielkiemu
przedsięwzięciu patronuje Słowacki: Poeta nasz napisał fantastyczny poemat, który
nazwał „Królem Duchem”; mityczny król przewija się przez dzieje Polski, wciela się w
ludzi, dzieje i epoki. W fantazji tej coś tkwi z prawdy. Dusza narodu jest jakoby Królem
Duchem, jednym w tysiącznych przemianach, jednym w różnych pokoleniach627. W
najwyższej cenie jest ta literatura, która łączy. Nie – każda. Istnieje wyraźne
rozgraniczenie między tą, która się w y p e ł n i ł a i trudno byłoby jej – choćby była
wielka – przewodzić żywym, a tą, która jest „ponad”, która sławiąc przeszłość
dotknęła współczesności. Nie tylko ją przewidziała, ale niejako wyprzedzając
– ucieleśniła. Mówiłem; nie powołujcie nauczycieli z epoki ubiegłej, by wam dziś
przewodzili. Ale dla niego uczyńcie wyjątek. Bo on nie zszedł z epoką ubiegłą; on
raczej należy do epoki dzisiejszej i przyszłej, niżeli do tej, która minęła – powie w
Wilnie w 1919 o Mickiewiczu628. Literatura jako księga kanoniczna narodu. Zawsze
obowiązująca i zawsze i zawsze aktualna. To obok Mickiewicza także Sienkiewicz,
dzięki któremu tenże naród mógł odczytać samego siebie: tak powieść dopełniła
poezję wieszczą 629.
Stosunek do literatury w patriotycznym kaznodziejstwie biskupa ormiańskiego
zachodzi na dwóch poziomach, określenia jej statusu i, po wtóre, poprzez próbę
upodobnienia. O ile jednak to ostatnie w kaznodziejstwie I połowy XX wieku w
znacznej mierze zasadzało się na stylizacjach, próbach „poetyzowania”, aluzyjności
stylistycznej, to u Teodorowicza ważniejsza okazuje się analogia struktury
gatunkowej. Całe jego kaznodziejstwo patriotyczne stanowi rozpisany na pojedyncze
tematy esej historiograficzno-religijny. Pada takie oto stwierdzenie: Mogę śmiało
626
J. Teodorowicz, O miłości Ojczyzny, w: tenże, Na przełomie. Przemówienia i kazania narodowe, dz. cyt., s.
61; zob. też s. 4.
627
Tamże, s. 59.
628
J. Teodorowicz, O kształceniu narodowej myśli. Kazanie wygłoszone w katedrze wileńskiej z okazji otwarcia
wileńskiego uniwersytetu w 1919 r., w; dz. cyt. , s. 235; jako zarzewie już żywego, realnego i dziejowego
poematu naszego narodowego życia potraktuje też dzieło Sienkiewicza (Wobec ideałów Sienkiewicza, Mowa
wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę ś. p. Sienkiewicza w kościele Mariackim, Kraków 1917,
Lublin 1993, s. 40.
629
J. Teodorowicz, Myśl religijna w narodzie. Kazanie wygłoszone w katedrze św. Jana w Warszawie podczas
uroczystości setnego jubileuszu archidiecezji warszawskiej w roku 1917 w czasie okupacji niemieckiej, w: Na
przełomie, dz. cyt., s. 140.
221
powiedzieć, że głosząc wam tyle różnych kazań powiedziałem właściwie jedno tylko
kazanie - kazanie o myśli Bożej względem Polski i w różnych zdarzeniach mówiłem
wam tylko o jednym zdarzeniu, które przedstawiałem kolejno, to na tle nocnych cieni,
to w pierwszym brzasku świtu, to w świetle poranka, to, jak dziś w pełnym słońcu
południa. Wiecie o jakim ja mówię zdarzeniu – o zmartwychwstaniu Polski630.
Eseizacja tego dorobku objawia się przede wszystkim poprzez różnorodne
sposoby
uprawiania
bywa zdeterminowana
refleksji631.
wielością
i
To
ważne.
urozmaiceniem
Właśnie
właściwości
jakość
eseju
refleksyjnych
umiejętności. Nawiasem mówiąc typologia rodzajów refleksji bywa niekiedy
skomplikowana, jeśli chce być w miarę precyzyjna. Przede wszystkim jednak
potrzebna jest świadomość istoty refleksji, Jak się zdaje, najcelniej ujął ją Ricoeur jako
próbę ponownego przywłaszczenia sobie naszego wysiłku istnienia632. Zatem rzec by
można, jeśli dobrze rozumiem, chodzi o urzeczywistnienie swojego (lub cudzego)
istnienia raz wtóry, dążenie do urealnienia i zarazem uzasadnienia przez i n t e r p r e t a c j ę633. U Teodorowicza najdobitniej wyraża się to w kazaniu ku czci Sienkiewicza
Lech Ludorowski w posłowiu do 2 wydania nazywa je mówionym esejem634. Życie i
dokonania pisarza stają się przedmiotem „lektury”, która stara się zrekonstruować w
miarę wyczerpujący wizerunek, jego niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju – to
dążenie zdaje się wyraźnie zauważyć – obraz. Prezentuje się nam życie (i myśl)
zamknięte, refleksyjnie ujęte w swojej konsekwencji (jako wcielenie chrześcijańskich
ideałów) i teleologicznym wypełnieniu. Tu wyraźnie chodzi o interpretację, która
istnienie przemienia w z n a k pewnych wartości, a co za tym idzie dopiero wówczas
pozwala mu być w pełni. Uświadomione i wyrażone staje się czytelne.
Jest w tych tekstach co najmniej kilka rodzajów refleksji. Najbardziej widoczna
pozostaje skłonność do sentencjonalności: Szczęśliwy ból, który daje tak głęboko
wnikać, a tak szerokie kręgi miłośnie ujmować, bo ból to jest święty, z którego się
rodzą proroki, wczas jeszcze zdolni zawrócić swój naród znad brzegu przepaści, jeśli
tylko ich głosu posłucha635. Bardzo często bywa to sentencjonalność „ku rozwinięciu”.
630
J Teodorowicz, Cud wskrzeszenia Polski, w: tenże, Na przełomie, dz. cyt., s. 186-187.
K. Dybciak, Inwazja eseju, „Pamiętnik Literacki” 1977 z. 4, s. 131.
632
P. Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka, przeł. E. Bieńkowska , Warszawa 1975, s. 65.
633
[…] jedynie interpretując możemy ponownie słyszeć i rozumieć (Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka, przeł.
E. Bieńkowska, Warszawa 1985, s. 74).
634
Wobec ideałów Sienkiewicza, dz. cyt., wyd. 2, s. 42. W ogóle wybór między „mówieniem” a „pisaniem”
skłania eseistów ku temu pierwszemu - zob. W. Hilsbecher, Esej o eseju, w: Tragizm, absurd, paradoks. Eseje,
przekł. S. Błaut, Warszawa 1972, s. 131.
635
O miłości ojczyzny, dz. cyt., s. 58.
631
222
Niekiedy można by z takiego fragmentu wywieść odrębny, kolejny esej: Śmierć na
polu walki i śmierć wewnętrzna w codziennym trudzie i ofierze wzajemnie się
dopełniają i tworzą razem pełny owoc miłości ojczyzny. Bo śmierć samemu sobie w
pełnieniu codziennej powinności jest ciągłym przygotowaniem i jakby ciągłym stanem
pogotowia dla chwili, w której Bóg swoje zmiłowanie okaże narodowi636. Jest w tym
kapitalne odczytanie dziewiętnastowieczności (czyli paradoksalnie czegoś tyleż
nieuchwytnego, co namacalnego; a esej lubi takie przedmioty dociekań),
skondenso-
wanie właściwej całemu stuleciu formuły patriotyzmu w jego złożoności i głębi. A
przede wszystkim mikro i makro skali. Mówca uprawia też rodzaj refleksji zmierzającej ku egzystencjalnym uogólnieniom: Jak poezja w krainie piękna schodzi na nasze
powszednie, szare dni, ażeby człowieka ze zwyczajnością pojednać i do niej nawrócić;
jak ona złoci świat, by już inaczej odtąd nań patrzeć, by w miejsce prochu wdzięk
kwiatów i słońca oglądać: podobnie się dzieje w krainie ducha i w świecie moralnym.
Tam to duch wyrzeczenia się i poświęcenia zstępuje w ten świat, schylony ku ziemi,
opity swoimi doczesnymi korzyściami, ażeby roztoczyć nad nim tęczowy blask ofiary i
czarem opromienić już nie samo tylko serce człowiecze, ale wprost ludzkość całą637.
Nastąpiła tu bardzo interesująca „zamiana” znaczeń i funkcji: poezja – spełniając swój
podstawowy zamiar – staje się domeną etyki, ta z kolei wchodzi w rolę estetyczną,
wypełniając swoją powinność. A wszystko to stanowi fundamentalną podstawę
egzystencji. Zmysł refleksyjny Teodorowicza przejawiał się również w skłonności do
posługiwania się maksymą, zwięzłym – aczkolwiek ujmującym swoim znaczeniowym
„zawieszeniem” – określeniem, którego zaletą jest syntetyczny potencjał. Choćby:
Praca wewnętrzna w Chrystusie Panu jest geniuszem Polski638. To zdanie nosi znamię
szczególnej
reprezentatywności.
Jest
to
bowiem
kaznodziejstwo
bardzo
chrystocentryczne. Jego wielkim przesłaniem jest patronat Chrystusa, jego twórcza i
przenikliwa obecność. A przede wszystkim i n t e g r u j ą c a. Cały czas towarzyszy
mówcy świadomość pryncypialnej roli literatury w tym „pośrednictwie” między
Zbawicielem a narodem. Poezja, literatura w ogóle mienią Chrystusa639. A nawiązanie
do tradycji nie polegało tylko na nawiązaniach do ubiegłowiecznych wątków
mesjańskich, także do chrystianizmu, który miał moc utrzymania tożsamości
narodowej. Mimo wszystko to był ciągle ten sam monolog, zważywszy ciągle na nowo
636
J. Teodorowicz, Dwie epoki, w: tenże, dz. cyt., s. 14.
Tamże, s. 7.
638
Wobec ideałów Sienkiewicza, dz. cyt., s. 24.
639
Myśl religijna w narodzie, dz. cyt., s. 140.
637
223
wyrażaną troskę: czy uniesiemy cało ducha narodu?640. Zmianie natomiast uległa
projekcja słuchacza. W założeniu mówcy nie był to już wyłącznie obiekt oratorskiej
perswazji. Dzięki eseizacji gatunku, w zgodzie z nową, modernistyczną koncepcją
odbioru form oratorskich stawał się świadkiem myślenia mówcy641.
640
641
Tamże, s. 141.
Z. Lubicz Zaleski, Dzieło i twórca. Studia i wrażenia literackie, Warszawa 1913, s. 147.
224
ZAMKNIĘCIE
(Sugestie badawcze)
225
Głos podsumowujący jest zawsze trudny (i ryzykowny) ze względu na swoją
poetykę. Zagraża mu bowiem dodatkowa, jakby uzupełniająca analiza całości, a więc
także repetycja i związane z nią skutki uboczne: niezamierzona trywializacja tematu,
spłycenie miast uporządkowanie i pomnożenie treści, czy też nadmierne uogólnienia,
które niejako unieruchamiają ciąg dalszy.
A na nim chciałbym się skupić. Przypomnę jedynie – i chcę to podkreślić – że
podjąłem się przedsięwzięcia o charakterze propedeutycznym. Zakładam, że są to
wciąż zabiegi okołosyntetyczne. Na tym etapie badań mówić wypada o jednej z prób
„dla” przyszłej, kompletnej syntezy. Zależało mi na tego rodzaju uporządkowaniu,
które wyłoniłoby i wyeksponowało najbardziej dobitnie zaznaczające się elementy i
zjawiska w obrębie całości przedmiotu, wyraźnie zdeterminowane ciężarem określonej
tradycji. Takie, których wartość zdaje się mieć charakter symptomatyczny i polega na
w miarę pogłębiającej się identyfikacji. Jej proces zachodzi gdzieś na pograniczu
kaznodziejstwa i literatury. Wielość relacji jest urozmaicona. I to jest interesujące.
Podobnie jak estetycznie zorientowana funkcja pamięci, określony repertuar znaków ją
celebrujących, środków jej wyrażania i okazywania atencji. Wreszcie: promocja
– ze względu na jakości warsztatowe i kulturę literacką – najlepszych mówców.
Słowem – wypunktowanie i rejestracja. Oczywiście materiału poddanego próbie
interpretacji. Dalszy ciąg to zatem potrzeba uzmysłowienia sobie perspektyw
badawczych, które by doprowadziły do pełnej syntezy.
Rozszerzeniu domaga się pole obserwacji związane z oralnością, ale ze
zrozumieniem, co się właściwie stało wraz z nadejściem romantyzmu. W
przetłumaczonej niedawno książce Onga Osoba, świadomość, komunikacja642 wiele z
tych kwestii uległo należytemu rozpoznaniu, przede wszystkim w aspekcie
historycznym. Opisaniu relacji oralny-piśmienny […] stopniowego wdzierania się
piśmienności w oralność towarzyszy świadomość miejsca retoryki w kulturze
zachodniej jako akademickiej instytucjonalizacji oralności pierwotnej643. Wyraźne
rozróżnienie retoryki właściwej tekstom oralnym od tej, która charakteryzuje teksty
pisane zdaje się otwierać nowe horyzonty badawcze, zwłaszcza w obrębie
642
643
Przekł. i oprac. J. Japola, Warszawa 2009.
Op. cit. s. 240, 112.
226
„pogranicza” jakie kultura romantyczna pod tym względem stanowi (co Ong z uporem
podkreśla). Nawiasem mówiąc, interesujące mógłby być dalszy ogląd współistnienia (i
opozycji zarazem) oralności retorycznej i spontanicznej w obrębie romantycznego
paradygmatu.
Wiele
inspiracji
badawczych
przynieść
może
też
refleksja
amerykańskiego jezuity odnosząca się do szeroko rozumianej recepcji, zwłaszcza tego,
co dotyczy fikcjonalizowania odbiorcy, ról czytelniczych (słuchaczy), wszystkich
aspektów integralności, publicznego występu werbalnego644. Na drodze do pełnej
syntezy pojawia się cały kompleks dalszych badań związanych z rozległym
kontekstem kulturowym. Najpierw warto by przyjrzeć się kaznodziejstwu na tle
oratorstwa w ogóle. Prawdopodobnie zobaczymy dokładnie jak te relacje pozwalają
mówić o jednolitości zjawiska, o tym, że kaznodziejstwo organicznie, bardziej niżby
się nam zdawało, przynależy do oratorstwa polskiego w ogóle. Odrębnego oglądu
wymagałby aspekt wyznaczający kaznodziejstwu rolę medium pamięci kulturowej.
Pokazać je w całej złożoności procesu semiotyzacji, która zachodzi we wszystkim,
czego dokonujemy z pamięcią. Kaznodziejstwo, oratorstwo w ogóle ze szczególnym
zaangażowaniem doświadczało owej temporalnej dychotomii, na którą wskazuje
Assmann. Było częścią kultury zdeterminowanej przez pamięć: Tworzenie
niejednoczesności i możliwości życia w dwóch czasach jednocześnie należy do
uniwersalnych funkcji pamięci kulturowej, to znaczy kultury jako pamięci645. Z tym
zjawiskiem łączy się poniekąd – zważywszy zachodzące na siebie pola oddziaływania
między pamięcią a rytuałem – usytuowanie oratorstwa w kontekście rozmaitych
struktur
parateatralnych,
mające
swoją
długą
tradycję.
Ong
wskazuje
na
charakterystyczną cezurę, choć – jak się zdaje – nie zmienia ona obrazu całości jako
takiej. Pisze: Mowa była występem, nie deklamacją tekstu – deklamacja miała się
pojawić jako aprobowana instytucja dopiero z ruchem „elokucyjnym” w XVIII i XIX
stuleciu, kiedy teatralne techniki tworzenia tekstów pisanych brzmiących jak mowa
improwizowana improwizowaną importowano z teatru na ambonę i trybunę646. W
sumie chodzi więc o tradycję parateatralną niejako w różnych odsłonach. W całej
rozciągłości między oralnością a piśmiennością647. Jest w niej również miejsce na
644
Op cit., zob. m.in. s. 62, 97-98.
J. Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych,
przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008, s. 75, 99.
646
W. J. Ong, Osoba, świadomość, komunikacja, op. cit., s. 113.
647
Chodzi też o naszą rodzimą tradycję, której rozległe konotacje tropi D. Kosiński w książce Teatra polskie.
Historie, Warszawa 2010. Należy pamiętać, że wszelkie formy parateatralizacji istniały w kontekście
645
227
wizualizowanie zbiorowej tożsamości648 tak skuteczne u nas aż po okres
międzywojenny. Systematyzacja, typologia obrazów ewokowanych nie tylko przez
kaznodziejstwo, ale i w relacji do niego wydaje się także potrzebna. A wszystko to
koresponduje z historią słowa mówionego, której opis – zwłaszcza gdy chodzi o wiek
XIX – zapowiada się obiecująco. Z niej i w związku z nią wyłaniałby się również
określony fragment obrazu kaznodziejstwa polskiego interesującego nas okresu.
Ciąg dalszy otwiera się także przed problematyką związaną z właściwą
gatunkom aksjologią. W naszym przypadku niewystarczające zdaje się być
zagadnienie definiowane następujące: W swoim najogólniejszym planie wzorzec
gatunkowy określa szczególny, określony przedmiotowo typ aktywności ludzkiej w
stosunku do świata649. Gdzieś umyka w tym (słabo się zaznacza) cały potencjał
aksjologiczny tkwiący w reprezentatywności gatunku dla określonego sposobu
istnienia, egzystencjalnej wrażliwości twórców i odbiorców; gatunek bowiem niejako
spełnia się w wyrażaniu duchowej kondycji człowieka (inaczej: stanowi też projekcję
określonego stylu duchowości).
Wspomnijmy też na koniec o jeszcze jednej kwestii, przed którą otwiera się
interesujące pole obserwacji. Myślę o wtórnej teologizacji gatunku (m.in. poprzez
literaturę) i repoetyzacji teologii tamże (również częściowo poprzez literackie
koneksje). Oczywiście do wypracowania pozostaje system interpretacji pod tym
kątem. W chwili obecnej dysponujemy właściwie dopiero refleksją stricte teoretyczną
w tym zakresie650.
Tyle więc tropów ku dalszej penetracji tematu. Chcę na zakończenie wyrazić
przekonanie, że wartość przyszłej syntezy kaznodziejstwa polegać winna na jak
najszerszym odsłonięciu kontekstualności zjawiska. Takim, które by wpisało na stałe
ten gatunek w dzieje kultury polskiej, wskazując jeszcze jeden motyw jej symbiozy z
religią.
A
wszystko
należałoby
podporządkować
kwestii
prawomocności
kaznodziejstwa jako sztuki, a więc tego, co tak zajmuje Gadamera – jej (tej sztuki)
„racji bytu”651 . Pryncypialny rodzaj motywacji każe dostrzec w niej przede wszystkim
specyficznego paradygmatu stylistycznego, o którym napomyka Ong: Siła oratorska i styl literacki stawały się
niemal synonimami (dz. cyt., s. 239).
648
J. Assmann, op. cit., s. 185.
649
E. Kasperski, Gatunki literackie jako wartości, „Przegląd Humanistyczny” 1977, nr 4, s. 87.
650
Zob. G. Kubski, O wtórnej teologizacji dzieła literackiego, w: Gatunki okołoliterackie, dz. cyt., s. 217-228.
651
H. G. Gadamer, Aktualność piękna. Sztuka jako gra, symbol i piękno, przekł. K. Krzemieniowa, Warszawa
1993, zwł. s. 3-31.
228
perspektywę zwielokrotnienia sakralnej mocy przekazu. Odkrywczości znaczeń i ich
wysubtelnienia. Idzie zatem o tegoż przekazu pogłębienie.
229
BIBLIOGRAFIE
230
BIBLIOGRAFIA PRZEDMIOTOWA I POMOCNICZA
Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w
cywilizacjach starożytnych, przekł. A. Kryczyńska-Pham, Warszawa 2008.
Attridge Derek, Jednostkowość literatury, przekł., Kraków 2007.
Bednarek Antoni, Setnik oratorów polskich XIX i XX wieku, Lublin 2008.
Bieńkowska Ewa, Sztuka eseju, „Znak” 1976 z. 1.
Bittner Ireneusz, U podstaw antropologii filozoficznej polskiego romantyzmu, Łódź
1998.
Bogołębska Barbara, Tradycje retoryczne w stylistyce polskiej. Narodziny
dyscypliny, Łódź 1996.
Bogołębska Barbara, Konteksty stylistyczne i retoryczne, Łódź 2007.
Burek Tomasz, Esej o literaturze XIX wieku, „Nowy Wyraz” 1972 nr 1, s. 56-70.
Czaplejewicz Eugeniusz, Tradycje i założenia poetyki pragmatycznej, w: Problemy
poetyki pragmatycznej, pod red. E. Czaplejewicza, Warszawa 1977, s. 11-46.
Czermińska Małgorzata, Hipoteza autorstwa (o podmiocie dzieł wszystkich jednego
autora), w: Ja, autor, pod red. D. Śnieżki, Warszawa 1996
Dąbrowski Stanisław, Literatura i literackość, Kraków 1977.
Domański Juliusz, Tekst jako uobecnienie. Szkic z dziejów myśli o piśmie i książce,
Kęty 2002.
Dybciak Krzysztof, Inwazja eseju, „Pamiętnik Literacki” 1977 z. 4, s. 113-150.
Dybciak Krzysztof, Od katolickiej beletrystyki do eseju religijno-filozoficznego, w:
Proza polska w kręgu religijnych inspiracji, pod red. M. Jasińskiej-Wojtkowskiej i K.
Dybciaka, Lublin 1993, s. 291-306.
Ejchenbaum Borys M., Iluzja narracji mówionej, w: Rosyjska szkoła stylistyki, oprac.
M. R. Mayenowa i Z. Mayen, Kraków 1970.
Grzegorski Zdzisław, Kaznodziejstwo a literatura. Wybrane zagadnienia z teorii i
praktyki homiletyki kontekstualnej, w: Gatunki okołoliterackie. Materiały z konferencji
naukowej, pod red. naukową Cz. P. Dutki, Wałbrzych 2002, s. 211-216.
231
Havelock Erick A. Muza uczy się pisać. Rozważania o oralności i piśmienności w
kulturze zachodu, przekł. P. Majewski, Warszawa 2006.
Janion Maria, Gorączka romantyczna, Warszawa 1975.
Janion Maria, Jak możliwa jest historia literatury, w: tenże, Humanistyka: poznanie i
terapia, Warszawa 1974, s. 198-213.
Japola Józef, Tekst czy głos? Waltera Onga antropologia literatury, Lublin 1998.
Jarosiński Zbigniew, Tekst użytkowy i tekst literacki w XIX wieku, „Teksty” 1975 z. 4,
s. 7-27.
Kasperski Edward, Gatunki literackie jako wartości, „Przegląd Humanistyczny” 1977
z. 4, s. 75-86.
Kellog Robert, Literatura ustna, przekł. P. Czapiński, „Pamiętnik Literacki” 1990 z.
1, s. 241- 253.
Korolko Mirosław, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1990.
Krajewska Anna, Dramatyczna teoria literatury. Zarys problematyki, Poznań 2009.
Krupińska-Łyp Hanna, Z zagadnień rytmizacji prozy poetyckiej polskiego
romantyzmu, Rzeszów 1984.
Kubski Grzegorz, O wtórnej teologizacji dzieła literackiego, w: Gatunki
okołoliterackie. Materiały z konferencji naukowej, pod red. Naukową Cz. P. Dutki,
Wałbrzych 2002, s. 217-228.
Kurska Anna, Fragment romantyczny, Wrocław 1989.
Kwintylian M. Fabiusz, Kształcenie mówcy. Księgi I, II, X, przekł.. i oprac. M.
Brożek, Wrocław 2005.
Lichański Jakub Z., Oświecenie. Retoryka. Romantyzm, w: Między oświeceniem i
romantyzmem. Kultura polska około 1800 roku, pod red. J. Z. Lichańskiego, przy
współudziale B. Schulze i H. Rothego, Warszawa 1997, s. 347-365.
Lichański Jakub Z., Retoryka. Historia. Teoria. Praktyka, t. 1: Historia i teoria
retoryki, t. 2: Retoryka praktyczna – ćwiczenia, Warszawa 2007.
Lichański Jakub Z., Retoryka. Od renesansu do współczesności – tradycja i
innowacja, Warszawa 2000.
Łotman Jurij, Teatr i teatralność w kulturze początku XIX wieku, w: Semiotyka
dziejów Rosji, wybór i przekł. B. Żyłko, Łódź 1993, s. 227-253.
Müller Klaus, Homiletyka na trudne czasy, przekł. M. Mijalska, Kraków 2003.
232
Ong Walter J., Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii, przekł. J. Japola,
Lublin 1992.
Ong Walter J., Osoba, świadomość, komunikacja. Antologia, przekł. I oprac. J.
Japola, Warszawa 2009.
Opacka Anna, Śladami oralności. W kręgu Ongowskich inspiracji, Katowice 2006.
Ostrożnie z literaturą (przykłady, wykłady oraz inne rady), pod red. S. Balbusa i
W. Boleckiego, Warszawa 2000.
Pasierb Janusz, Od kaznodziejstwa do homilii, Pelplin 1983.
Płuciennik Jarosław, Retoryka wzniosłości w dziele literackim, Kraków 2000.
Przybylski Ryszard, Klasycyzm czyli prawdziwy koniec Królestwa Polskiego,
Warszawa 1983, Gdańsk 1996.
Retoryka, pod red. M. Skwary, Gdańsk 2008.
Sawicki Stefan, O syntetycznym ujmowaniu literatury, w: Badania nad krytyką
literacką, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1974, s. 203-214.
Sikora Jerzy, Od słowa do słowa. Literackość współczesnych kazań, Warszawa 2008.
Siwek Gerard CSsR, Blaski i cienie współczesnego przepowiadania. Przewodnik dla
kaznodziejów i homiletów, Kraków 2007.
Siwek Gerard, Przepowiadać skuteczniej. Elementy retoryki kaznodziejskiej, Kraków
1992.
Skubalanka Teraesa, Historyczna stylistyka języka polskiego, Wrocław 1984.
Szymik Jerzy, Literatura jako tworzywo kaznodziejskie. Punkty wyjścia i metody,
„Przegląd Homiletyczny” 2005 nr 9, s. 143-155.
Szymik Jerzy, W poszukiwaniu teologicznej głębi literatury, Katowice 1994.
Teatr wymowy. Formy i przemiany retoryki użytkowej, pod red. J. Sztachelskiej
oraz J. Maciejewskiego i E. Dąbrowicz, Białystok 2004.
Trzy stylistyki greckie. Arystoteles. Demetriusz. Dionizjusz, przeł. i oprac. W.
Badyda, Wrocław 1953.
Urbański Piotr, O kazaniu raz jeszcze, w: Retoryka na ambonie. Z problemów
współczesnego kaznodziejstwa, pod red. P. Urbańskiego, Kraków2003, s. 5-14.
Walas Teresa, Czy jest możliwa inna historia literatury? Kraków 1993.
Wellek Rene, Warren, Teoria literatury, przekł. pod red. M. Żurowskiego, Warszawa
1970.
233
Wilk Wiesław, Z pogranicza literatury i przepowiadania. Szkice i teksty, Sandomierz
1993.
Wojdecki Waldemar, Antoni Szlagowski kaznodzieja warszawski, Warszawa 1997.
Wojdecki Waldemar, Arcybiskup Antoni Szlagowski jako teoretyk kaznodziejstwa w
odrodzonej Polsce, Warszawa 1971.
Z teorii i praktyki głoszenia Słowa Bożego, praca zbiorowa pod red. W.
Wojdeckiego, Warszawa 1976.
Zaleski – Lubicz Zygmunt, Dzieło i twórca. Studia i wrażenia literackie, Warszawa
1913.
Ziomek Jerzy, Powinowactwa literatury, Warszawa 1980.
Ziomek Jerzy, Retoryka opisowa, Wrocław 1990.
234
KAZNODZIEJSTWO A LITERATURA
W REFLEKSJI HOMILETYCZNEJ XIX I XX w.
(Bibliografia adnotowana)
SŁOWO WSTĘPNE
Przenikanie literatury do wymowy kościelnej było przez cały czas (jeszcze w
międzywojniu) niezwykle okazale i widoczne To ciekawe zjawisko wiele również
mówiło o typie kultury, którą współtworzyło. Natomiast innym rytmem przebiegały
próby rozważań teoretycznych Prezentowany niżej Przegląd bibliograficzny
pokazuje, jak świadomość zachodzących relacji i ogarniająca je refleksja stopniowo
narastały. W polu uwagi pojawiała się zarówno problematyka spokrewniona z
literaturą, jak i kwestia wykorzystywania jej sprawności stylistycznej lub - później
- wzorców refleksyjnych Rozmaitość i skala postaw jest widoczna. Wrogość i obawa,
powściągliwość, ostrożna przychylność i aplauz. Zawsze jednak wyraźnie zaznaczało
się napięcie emocjonalne, dające świadectwo odczuwania wartości tematu - i to zdaje
się być wielce interesujące Warto tez zwrócić uwagę na (domagające się
interpretacji): intensywność spostrzeżeń, właściwą pierwszemu dwudziestoleciu
naszego wieku, zróżnicowanie opinii w okresie międzywojennym i wnikliwe analizy
z lat ostatnich.
235
Ks. IGNACY HOŁOWIŃSKI,
Homiletyka przez […] ułożona
Ks. JAN SKIDEŁŁ., Celniejsze
prawidła
homiletyki
czyli
Akademii
wykładana w 1855 r., Kraków
wymowy
kazalnej ułożone przez […], Wilno
1859, s. 19.
1835, s. 89.
Autor
Z dobrego uszykowaniu rzeczy i
[…]
i alumnom
konieczność
zwraca
uwagę
pamiętania
o
na
różnicy
porządku wynika jedność kazania, /.../
między kaznodziejstwem a wymową
Kazanie w tej mierze podobne jest do
świecką. Zwłaszcza przez
sztuki dramatycznej: tu musi każda
jących duchownych.
osoba, każda scena, każda mowa
razie będą prawdy św. opowiadać po
i czynność odnosić się
do głównego
świecku, bez ducha kościelnego, z całą
zamiaru sztuki; cokolwiek do tego nie
próżnością i nie przyzwoitością ozdób i
służy, choćby przez
się było piękne,
namiętnych wyrażeń pochwytanych u
powinno być wyrzucone. Podobnież się
poetów i pisarzy świeckich ja tego
dzieje w kazaniu, wszystko cokolwiek
mamy
mówi kaznodzieja, musi odnosić się do
nader liczne przykłady.
w dwóch
W przeciwnym
ostatnich
mu dopomagać, słuchacza oświecać
kaznodziejstwa czyli nauka
i do
dania
założonej
prawdy
wiekach
AUGUSTYN LIPNICKI, Zasady
zamiarowi nie sprzeciwia, ale powinno
poznania
początku-
słowa
Bożego,
opowiaoparta
nu
prowadzić. W całej mowie powinien
podaniach i wzorach Pisma Świętego,
kaznodzieja, jak w obrazie jakim,
Ojców Kościoła, poważnych pisarzy i
założoną prawdę słuchaczowi przed
najcelniejszych kaznodziejów polskich
oczy stawić. Zdaje się że niedostatkowi
przez [...], t. 2, Wilno 1861. s. 21.
tej jedności przypisać należy, że wiele
[...] wyćwiczenie się w czystej i
kazań, które skądinąd są piękne i
wzorowej polszczyźnie nie może się
dobrze powiedziane skutku nie mają.
obejść
bez
częstego,
umiejętnego
236
naczytywania
pisarzów
się
kaznodziejów
naszych
z
i
epoki
Z y g m u n t o w s k i ej.
LUDWIK
serca podnosić do Boga, któż nie widzi
ścisłego
powinowactwa
wymowy
z
poezją? […]. Poznawszy znaczenie i
OSIŃSKI,
Wymowa
powołanie poezji łatwo nam przyjdzie
kaznodziejska [w ramach wykładów na
ocenić korzyści, jakie stamtąd mówca
Uniwersytecie Warszawskim w l. 1818-1830],
poczerpać może. A najprzód dokonywa
w: tenże, Dzieła, t. 4, Warszawa 1862.
on
Podkreślona została prymarna rola
wyobraźni
w
przekazie
kaznodziejskim.
dzieła
własnego
ukształcenia.
Głębokie poczucie prawdy i miłości dla
niej
gorąca
wyda
się
w
całej
Kaznodzieje francuscy zostają zaliczeni w
gwałtowności i sile wyrażeń i obrazów
poczet pisarzy (s. 133). Osiński wyraźnie
[…]. Prócz tego kaznodzieja polski z
wskazuje na miejsce sztuki kaznodziejskiej w
czytania
rzędzie filozofów i rymotwórców wszystkich
jeszcze wyniesie korzyść, iż znajdzie tam
wieków (s. 164)
wzory pisania i stylu, ale i cudnego
Ks. JÓZEF SZPADEKSKI, O
wielkich naszych poetów tę
życia […]. Jeżeli podnosimy znaczenie
mianowicie
poezji i wysoko stawiamy naszych
kaznodziejskiej, t. 1: Zasady wymowy
poetów, nie idzie zatem, iżby mówcy
(odczyty akademickie), Kraków 1870,
godziło się wszystko żywcem stamtąd
s. 70-74, 75-80.
przenosić na kazalnicę […]. Lecz i w
zasadach
wymowy
Autor w rozdz. X (pt. Postacie
użyciu nowszych utworów poetyckich na
myśli stylu szczytnego) pisze m. in. o
kazalnicy bardzo i bardzo oględnym być
skuteczności i randze obrazowania w
trzeba. Już sama forma rytmiczna
kaznodziejstwie (widzenie oratorskie)
nie godzi się z kazaniem. Przywodzić
stwierdzając: Poeci gęsto tej postaci
wiersze, jako niema we zwyczaju, tak
i znakomici używają. Rozdział XI pt.
wcale
Poezja skupia się na związkach mowy
nadzwyczajnych razach i nadzwyczaj
i poezji, mówcy i poety; tu m in.: Poeta
rzadko […]. Godzi się mówcy, jak i
prawdziwy podnosi ludzkość, uszlachet
poecie iść za natchnieniem, czuć gorący
nia ją do Boga prowadzi. […] A gdy to
zapał ku wszystkiemu, co zacne, piękne,
samo mówca chrześcijański zamierza,
podniosłe, wypowiadać to z ogniem i
gdy nie ułudną słów igraszką zachwycać
szlachetnością,
ma i bawić słuchaczów, lecz dusze ich i
przepełniającego
nie
radzimy,
a
uczucia
chyba
w
przelawszy
w
serca
237
słuchaczów pociągnąć ich i prawdzie
i rzadki, który dochodzi tej wysokości
pozyskać, jednym słowem, godzi mu się
i tej
mieć s e r c e i p a t r z e ć w s e r c e,
Kajsiewicz, stworzony na mówcę, miał
boć to znamię prawdziwego poety jako
w
bardzo
wysokiej
mierze
mówcy prawdziwego.
i w doskonałej
proporcji
wszystkie
KAZIMIERZ
siły
natchnienia.
Ksiądz
BRODZIŃSKI,
potrzebne ku temu własności. Trzeźwy,
Wymowa kościelna, w: tenże, Pisma, t.
ścisły, jasny, doskonale rozumiejący,
3, Poznań 1872, s. 438-473.
nie odchodzący nigdy od materii, miał
Autor szczególną atencją obdarza
ten zasób wyobraźni i uczucia, ten dar
Skargę (wyrazy jego są jak owe proste
poetyczny, bez którego wymowa zawsze
pieśni liryczne, które sami nie wiemy
musi być suchą i martwą
Ks. ALEKSANDER WAŻYŃSKI,
dlaczego serca nasze zajmują (s. 441).
Birkowskiego wyróżnia język (czysta i
Homiletyka przez [...], Kraków 1891, s.
płynna
98-99, 136- 137, 155.
polszczyzna,
harmonia
i
Autor pisze o potrzebie uzmysłowienia wyw
miękkość języka, w której często nad
odu kaznodziejskiego
Skargę celuje – s. 455).
STANISŁAW TARNOWSKI,
przez
W
wyobraźnię:
obrazach tak wydatnych, w mowie tak
Ksiądz Hieronim Kajsiewicz.,
trafnej, aby od nich życia dostały
„Przegląd Polski” 8 (1873), t. 1 i 2;
najbardziej oderwane pojęcia. [...]
toż w: Studia do historii literatury
Chcąc
polskiej.
malować.
Wiek
XIX.
Rozprawy
wzruszać,
Obrazy
potrzeba
umieć
rozwiewają
i
i sprawozdania, t. 3, Kraków 1897, s.
rozgrzewają mowę; nie tylko nakłaniają
194- 195.
ale i odbijają słuchacza. Żeby umieć
korekty
malować potrzeba mieć wyobraźnię,
rzymskiej maksymy, mówiącej że poetą
potrzeba ją uprawiać ćwiczyć, potrzeba
trzeba się urodzić, a mówcą stać się
następnie tak sobie przedstawiać: fakta,
można. [...] chcąc stać się mówcą,
o których mówimy, jakbyśmy sami ich
prawdziwie
działaczami
Autor
dokonuje
wielkim
mówcą
trzeba
lub
świadkami
byli;
ogrzewać w żywszej
koniecznie być choć trochę poetą.
potrzeba się
Kaznodziejstwo
wyobraźni u drugich [...]. Pojawia się
Kajsiewicza
zostaje
uznane za przykład wspierający to
też
przekonanie.
najkonieczniejszą pożyteczną przynaj-
Szczęśliwy
ten
poeta
ostrożna
zachęta:
jeżeli
nie
238
mniej dla kaznodziei byłaby znajomość
Korzeniowski,
historii i literatury świeckiej, korzyści z
i Henryk
tej lektury, tkwią głównie dostępności
w powieściach
należytych przykładów, wzorców. Za-
innych jego powieści nie może kapłan
lecenia odnośnie gustów stylistycznych
czytać dla zbytniej ich śliskości. Dalej
kaznodziei: Czytając wzorowych pisa-
w akapicie poświęconym umiejętności
rzy, nie ścieśniać się żadną: jednostronn
obrazowania w kaznodziejstwie: Całe
ością [...]. Że lubimy język uczucia,
pismo Święte pełne jest podobnych
albo wdzięk powabniejszego stylu, nie
malowideł krasomówczych, stąd też
zamykać oczu na piękność w ścisłości
tłumaczy się, iż natchnęło tyle wielkich
rozumowania , że lubimy gruntowność,
utworów pierwszym malarzom. Tudzież
nie wzdrygać się na piękność dobrze
dzieła poezji epickich jako to: Iliada,
kierowanej wyobraźni [...].
Odysea, Nie-Boska komedia, Wyzwolenie
Ks. BRONISŁAW MARKIEWICZ.
O
wymowie kaznodziejskiej, Kraków
1898, s. 115-272, 322.
Stanisław
Sienkiewicz,
Tarnowski
lecz
tylko
historycznych,
gdyż
Jerozolimy, Pan Tadeusz, Mohort, Maria,
Malczewskiego itp. mają mnóstwo pod
[...].
obnych postaci krasomówczych
Według M. kaznodzieja winien
Wspominając
zaś,
kaznodziei
że
znać historię literatury ojczystej i jej
potrzeba jest cech własnego narodu,
znakomitych poetów pisarzy; od nich
wymienia
nauczy się prawdziwego wysłowienia
umiłowanie poezji.
i toku polskiego; od nich przejmie
obfitość
wyrażeń,
piękne
myśli,
wzniosie uczucia świetne postacie,
zdania lapidarne, nadobny sposób
opowiadania itd., co przyczynia się
wiele do wydoskonalenia w wymowie.
Tu godnym zalecenia są: Krasicki,
Hołowiński,
Bohdan
Mickiewicz,
Zaleski,
Rzewuski,
Krasiński,
Pol,
Kalinka, Szajnocha, Lucjan Siemieński,
Szujski, Kazimierz Wodzicki, Teodor
Morawski, Aleksander Fredro, Józef
pośród
nich
m.in.
JAN BYSTRZYCKI, O poezyach
i mowach pogrzebowych ks. Hieronima
Kajsiewicza, Kraków 1902, s. 115.
Bystrzycki,
usiłuje
m.in.
określić
niekiedy; cechy literackiej wartości
wymowy
Kajsiewicza:
Przede
wszystkim uderza nas w kazaniach
i mowach
księdza
Kajsiewicza
ogromna doza uczucia, jakieś czasem
potężne zapędy rozpłomienionej duszy;
raz grzmią gromy gniewu i świętego
oburzenia, to jęczy żal i rozdzierające
239
akcenta
bolu
na
zatwardziałości,
widok
to
uporu
czasem,
i
choć
bardzo rzadko rozbrzmiewają tony
Okszy Stablewskiego Mowy żałobne...,
Poznań 1912, s. IV.
A jeżeli prawdą jest, że każdy
radości,
mówca musi być choć trochę poetą, to
uszczęśliwienia, to znowu wstrząsające
i w tych mowach, płynących, jak każdy
do głębi groźby i ponure przestrogi,
przy czytaniu to odczuje, z równie
rozpływające się w jakimś biblijnym
bujnej wyobraźni jak serca gorącego,
lamencie i jęku stroskanej duszy. A czy
nie tylko duża jest miara pięknych
to uczucie przeważa, czy inne, czy
obrazów, figur, porównań i poetycznyc
weselszy brzmi ton, czy posępniejszy,
h uniesień, ale jest i wielkie napięcie
zawsze drgają one z ogromną siłą
uczucia, które nadaje słowom tajemnic
i energią a zarazem niewymownym
zą siłę a wywołuje jak echo wzajemne
wdziękiem
uczucie w słuchaczu.
tryumfu,
podniosłej
poetycznego
zabawienia
a często wysokiej patetyczności.
KS. NIKODEM CIESZYŃSKI,
KS. WŁADYSŁAW KRYNICKI,
Wymowa
święta,
Warszawa
1906,
Poznań 19212, s. 12, 391.
Pośród
dziedzin
Orator fit. Słów kilka o wymowie, Poznań
1919, s. 13-15, s. 16-17.
Autor
przydatnych
apoteozuje
dzieje
wymowy w Polsce, ubolewając nad jej
kaznodziei wymieniona jest literatura
upadkiem.
ojczysta, znakomicie bowiem prozaicy
podobnie jak poeta, musi mieć talent
i poeci nauczą wysłowienia i wtajemni-
(oratorstwo to twórczość mówcza).
czą w tok mowy ojczystej. Entuzjasty-
Podkreśla rolę lektury wielkich pisarzy:
cznie autor ocenia mowę Prusinow-
Stąd winien przyszły mówca zajmować
skiego ku czci A. Mickiewicza (ze
się wiele poezją [...]. Ma to bowiem
zbioru Mowy pogrzebowe i kazania...,
poezja do siebie, że chroni umysł od
Poznań 1884): Wzniósł się w niej
skostnienia [...], daje lotność nie tylko
mówca
słowu lecz i myśli i uczuciu, a kładąc
na
niedościgłe
wyżyny
prawdziwie poetycznego natchnienia.
KS. JÓZEF KŁOS, Przedmowa
wydawcy, w: Arcybiskupa Floriana
Twierdzi,
że
mówca,
wielki nacisk na znaczenie dźwięku,
kształci
zdolność
kojarzenia
wyobrażeń, tak niesłychanie ważną
w wymowie.
240
KS. DR PIOTR CZAPLA, Ogólne
w górującym uczuciu prawdy, urok
zasady duszpasterstwa, Włocławek 1919,
zwycięski w sile i piękności mowy
s. 129.
ludzkiej.
Jak
w
dramacie
po
Kontakt z literaturą ojczystą i to
największym napięciu przy rozwiązaniu
najnowszą jest bardzo pożyteczny dla
akcja szybko, ale już spokojnie zmierza
poznania swego języka, wyrobienia
ku zakończeniu, tak i w kazaniu
sobie
zakończenia
stylu,
aby
przez
to
lepiej
samego
nie
należy
oddziaływać na społeczeństwo i aby się
przedłużać, zakończenie ex abrupto,
bieg
niespodziewanie i zbyt energicznie robi
myśli
naszej
nie
stał
wrażenie
przedawniony.
KS. WACŁAW KOSIŃSKI, Tech
nika głoszenia kazań. Szkic homile-
porównują
niektórzy
kazanie do d r a m a t u . Jak w dramacie akcja (walka bohatera z
nościami
przeciw-
zewnętrznymi
nienaturalnego, a więc działa ujemnie.
EUZEBIUSZ STATECZNY O.F.
M., Listy o wymowie, Poznań 1920, s.
tyczny, Sandomierz 1920, s. 79.
Trafnie
niedopowiedzenia, czegoś
czy
17, 61, 66-68, 113, 116-117.
Autor twierdzi: Krasomówstwo
nie pokrywa się z poezją; bo poezja jest
stopniem najwyższym [...]. W ostateczn
wzrasta
ym razie obeszłoby się krasomówstwo
stopniowo aż do najwyższego punktu,
bez poezji, ale byłoby ono w' takim
aż do rozwiązania, później szybko
razie tak jałowym, iżby się równało
opada, tak i w kazaniu: toczy się tu
gołosłowności
walka o dusze słuchaczy; kaznodzieja,
Poezja jest czynnikiem udoskonalający
nie bez oporu, ma je zdobyć dla Boga.
m wymowę. Dobry mówca przekonywa,
Mając na celu przekonanie, uzbraja się
ale mówca - poeta porywa i jest królem
mówca w rozumowanie i dowody,
dusz. [...] Mówca powinien nie tylko
zdolne
namiętnością
własną)
okazać
pociągnąć
wolę,
otwierających
lub
prawdę,
usiłując
wybierać
używa
środków
poezji i szafować obrazami poetyckimi,
duszy
ale także treść doczesną i religijną, jak
wstęp
do
przedmioty
filozofowaniu.
należące
do
słuchacza, działających razem zmysło-
już napomknęliśmy przetkać promienia
wo i umysłowo, ponętnych dla serca,
mi poezji i przerzucić w krainę wyższą
wyobraźni i ucha. Natchnienie czerpie
i szlachetniejszej. Dodaje też w innym
241
miejscu: Wymowa nie jest nauką, tylko
[...] literatura nasza podniosła
sztuką operującą uczuciami i obrazami
do wyżyn wartości nieprzeciętnych
za pomocą prozy poetycznej. Nazywa
wszelką chorobliwą anormalność, a
się
ulubionym
to
wtedy
strojnością
myśli.
jej
przedmiotem
jest
Konstatuje również: Plastyka właściwa
niemoralność. Każdą zbrodnię pokrywa
jest sztuką oddającą życie i jego
płaszczykiem psychologicznej wyrozum
kształty
harmonijnych
iałości, wymazując z swego słownika
rzeźby. W przenośni stosuje się także
pojęcia obiektywnej winy i kary [...].
do stylu pisarskiego, o ile postacie
Mówiąc o Bogu i wiekuistej prawdzie
swoje rzeźbi i cyzeluje już nie w
dogmatu, winien kaznodzieja liczyć się
kamieniu, lecz w słowie, stanowiącym
z tym, że w duszy nie jednego słuchacza
materiał
odzywa się pytanie Piłatowe: cóż jest
w postaciach
plastyczności
stylu.
Aby
posiadać plastyczność stylu, potrzeba
prawda ? albo bluźnierstwo Konrado-
mieć plastykę wyobraźni; a ta polega
we:” tyś nie Bogiem jeno - carem.”
na zgodności malowania w słowie
pewnych stanów duszy swojej lub obcej
z
prawdą
i
rzeczywistością
i naturalnością. [...]. Więcej jeszcze
Ks. ZYGMUNT PILCH,
Zagad-
nienia języka i stylu w kaznodziejstwie,
Kielce 1923, s. 104- 105,145, 147,151.
objawia się w wymowie plastyczności
Autor ubolewa nad upadkiem
stylu, kiedy mówca kreśli przedmioty
współczesnej ambony, dostrzega jej
i treść wziętą z osnowy epicznej i
odejście od rodzimości, zbyt duże
dramatycznej. Takim przedmiotem np.
uzależnienie
jest
od
obcych
wzorców:
kaznodziejstwie
rozdział
przyczynę widzi w niedbałym stosunku
ostatecznych.
Malarze
do języka polskiego, środek naprawy
i poeci umieli z rzeczy o śmierci,
dostrzega w czytaniu autorów polskich;
czyśćcu, sądzie ostatecznym, piekle,
wskazuje
niebie stworzyć arcydzieła plastyki.
Orzechowskiego, Ł. Górnickiego, J.Ch.
w
o rzeczach
KS. FRANCISZEK MARLEWSKI,
na
M.
Reja.
S.
Paska, J. Kochanowskiego, których
Kazania w zastosowaniu do dzisiejszych
dzieła
czasów i prądów, „Wiadomości dla
językową
Duchowieństwa” (Poznań) 9(1922) nr
przyczynić do upolszczenia dzisiejszej
12, s. 219-221.
żywej i literackiej mowy […]. Pisząc o
obfitują
i
w
mogą
swojszczyznę
się
wydatnie
242
znaczeniu
mowy
obrazowej
uczuciowość, dodając: Podczas wojny i
(plastycznej), powołuje się na B. Prusa,
po niej uganiamy się dla wywołania
cytując fragment jego tekstu o stylu
płaczu za tanim efektem, przedstawiają
Mickiewicza.
zalety
c jej g r o z ę : huk armat, terkot Maszy-
obrazowego mówienia (s. 147) cytuje
nowych karabinów itp. Już krytyka
Brodzińskiego
świecka spostrzegła, że powieściopisarz
Rozważając
(Myśli
o
języku
polskim). Powołuje się też na opinię S.
e
Tarnowskiego, dostrzegającego u F.
przedstawiając grozę pożogi wojennej,
Birkowskiego
zapominają
i
J.
Słowackiego
podobny typ wyobraźni.
dzisiejsi
manierują
o
treści,
się,
bo
artyzmie
i
psychologicznym pogłębianiu; idą po
SINCERUS, Zeświecczenie kazań,
„Przegląd Homiletyczny” 1(1923), t.
linii mniejszego oporu - grać bowiem
na
nerwach
ludzkich,
malując
okrucieństwa wojny jest stosunkowo
1, z. 3, s. 210.
łatwo. Kaznodzieje również nie powinni
Alboż
jak
skąpo
znowu
tak szafować obrazkami wojennymi, bo
„szafuje” Pismem Świętym jeden z
to, bez gruntownej treści, samo nikogo
innych głośnych kaznodziejów. Za to
nie nawróci, ani nawet głębiej nie
hojniej sypie
wzruszy - już się tego dosyć obsłuchano
kwiatami z
naszych
wieszczów narodowych! [...]. Podobnie
KS. MIECZYSŁAW POŁOSKA,
wynoszenie Mickiewicza i stawianie
jego "Ksiąg narodów i pielgrzymstwa"
niemal
na
równi
z
ewangeliami
Praedicamus
Christum,
„Przegląd
Homiletyczny” 2(1924) z. 2, s. 119.
Wymieniając potrzeby edukacyj
zakrawało na przykrą demagogię, jaką
nam kapłanom właśnie Mickiewicz
ne współczesnego kaznodziei P. nadmie
zarzucał w stosunku do salonu, do
nia: Opowiadacz Chrystusa niech czyta
inteligencji.
gorliwie
Ks. WACŁAW KOSIŃSKI, Ideał
płomienne
listy
Pawłowe,
Apokalipsę, Ewangelię, św. Bernarda,
kazania, „Przegląd Homiletyczny”
Fabera i innych. Nie zaniedba też
2(1924) z. 1, s. 3.
czytania katolickiej literatury beletrysty
.
cznej.
Autor pośród wad współczesneg
o kaznodziejstwa wymienia chorobliwą
KS.
WACŁAW
KOSIŃSKI,
Duszpasterskie i homiletyczne pożytki
243
lektury dzieł Sienkiewicza, „Przegląd
KS.
WACŁAW
KOSIŃSKI,
Homiletyczny" 3(1925) z. 2, s. 115-
Kazania obrazowe, „Przegląd
120.
Homiletyczny” 3(1925) z. 4., s. 244Ale w niniejszych wywodach
245.
chodzić nam będzie nie o to, aby
wykazywać
ile
pięknych
myśli
Sienkiewicza można zużytkować na
ambonie, w szkole czy konfesjonale [...]
Chodzi
nam
więc
walory
o
f o r m a l n e w Sienkiewiczu. Wiadomo,
że Sienkiewicz swymi pismami budził
entuzjazm, olbrzymie wprost zainteresowanie. Wzbudzić taki entuzjazm, takie w
ielkie zainteresowanie dla rzeczy
du-
chownych, dla Boga i Królestwa niebie
skiego -
toż
to zadanie naszego
duszpasterstwa, naszego całego życia -toż to nasz ideał. Analiza przyczyn,
czynników,
zawdzięcza
elementów,
Sienkiewicz
którym
niebywałe
powodzenie u czytelników, może i nam
Zalecając literaturę piękną jako
źródło
ludzkiego. jak zapalać do sprawy Bożej
swych słuchaczy. (s. 116)
Dalej autor próbuje wyodrębnić
wzorcowe, godne naśladowania cechy
pism
wyboru
Sienkiewicza:
tematu,
optymizm,
talent
plastyka,
umiejętność
narracyjny,
obrazowość,
intuicja psychologa i piękno języka.
K.
przytacza
fragmenty III części Dziadów, dodając:
Korzystanie
jednak
z
przypowieści
legend i w ogóle przykładów fikcyjnych
jest mniej pożądane, może bowiem
wpływać osłabiająco na wiarę naszych
słuchaczy. Mogą oni rozumować tak:
jeżeli kaznodzieja przytacza zmyślony
przykład, to i nauka którą on ilustruje,
może nie jest pewną. Trzeba tedy
starannie dobierać
takie przykłady
i zawsze wyraźnie, zaznaczyć, że to nie
jest fakt historyczny, wtrącając na
wstępie takie np. słowa: „opowiadają,
„istnieje piękna opowieść, czy legenda”
itp.
podsunąć nie jedną myśl, jak to
przemawiać, jak się dobierać do serca
przykładów
SINCERUS, O realizm
współczesnych
kazań,
"Przegląd
Homiletyczny" 4(1926) z. 2, s. 121.
Że tam w ubiegłym wieku,
zwłaszcza
w
pierwszych
lal
dziesiątkach, kazania były tak wodniste
jak parafialne ks. Pawła Woronicza,
czy
później
poetyckie
Antoniewicza
drukowane
-
ks.
Karola
przynajmniej
można
to
te
jeszcze
wytłumaczyć duchem czasu. Ale dzisiaj,
244
kiedy to już od z górą trzydziestu lat
konań
idzie przez ugory naszego świeckiego
i w innych miejscach) dowodzi, że
piśmiennictwa rozgłośny zew, domagaj
zaletą jego stylu jest spontaniczność
ący się realizmu w twórczości, objawy
i naturalność: że istnieje potrzeba stylu
tego stronienia od życia, inaczej sobie
odświętnego, bardziej wyszukanego.
wyłożyć nie można, jak tylko tym,
Odwołuje
żeśmy znowu pozostali w tyle poza
czytelnika (Czy mnie się to udało,
postępem literackim. Dlaczego taki
niech rozsądzą czytelnicy, zwłaszcza
Reymont,
młodsi,
wyświadczający
swoim
hiperrealizmem do pewnego stopnia
i niedźwiedzią
dlaczego
przysługę
Żeromski,
ten
chorobliwy, z rosyjska pesymistyczny
gustów
się
żyjący
do
(ujawnianych
współczesnego
więcej
pod
wtór
najnowszych zasad literackich).
narodowi,
okrutny,
i
KS. NIKODEM L. CIESZYŃSKI,
Przedmowa do :„Wszystkim dla wszystkich stałem się” (l. Kor. X. 22). Zbiór
truciciel psychy młodzieńczej, mimo że
kazań przygodnych, Poznań 1927, s.
pluje w twarz społeczeństwu, mają
VII - IX.
mimo wszystko ogromne powodzenie?
Autor polemizuje z upowszechn
Jedną z przyczyn to i realizm ich
iającą się wśród kaznodziejów postawą
powieści.
akceptacji dla ścisłego wzorowania się
KS. NIKODEM CIESZYŃSKI, O
nowy
styl
kaznodziejstwa,
„Gazeta
Kościelna” 34 (5927) nr 28, s. 324325.
na mówcach epok minionych; zaznacza
że kaznodziejstwo a zwłaszcza mowy
okolicznościowe to dziedzina twórczości. W zakończeniu wyraża pragnienie,
Autor (rekomenduje się również
aby jego kazania były świadectwem
jako krytyk literacki) polemizując z
usiłowań, by także formę kaznodziejst
recenzentem swoich kazań (zbioru
wa dostosować do nowoczesnych haseł
„Wszystkim dla wszystkich stałem się”
literackich i wycisnąć na niej znamię
Poznań
indywidualnej twórczości.
1927),
odrzuca
opinię
o
naśladownictwie i epigonizmie wobec
epoki rokoka, czy też pseudoklasyczne.
Jednocześnie
w
sposób
bardzo
charakterystyczny dla swoich prze-
HENRYK HADUCH T.J., Zasady
wymowy ogólnej i kościelnej dla użytku
duchowieństwa, Kraków 1927, s. 209210.
245
S p o ż yt k o w a n i e l i t e r a t u r y
ś w i e c k i e j . Kaznodzieja
w
w tak z w a n y c h „ k w i a t k a c h ” retorycznych,
którymi
zachwycają
się
bibliotece swojej winien jak najmniej
szczególnie młode wielbicielki poezji,
miejsca zostawić powieściom, poezji,
które jednak budzą tylko politowanie u
słowem tak zwanej literaturze pięknej.
ludzi starszych
A jeżeli ją czyta i poznaje, to tylko same
ocenić wartość utworów homiletycz-
rzeczy klasyczne i w tym celu, by
nych.
zaokrąglić swą wiedzę i umieć dać
dobrą radę pytającym, nigdy zaś
dlatego, by swoje wywody o prawdach
Bożych okraszać wytworami czysto
ludzkich
namiętności,
nierzadko
i lepiej umiejących
KS. STANISŁAW ŻUKOWSKI,
Postulat
aktualności
w
kazaniu.
Wykład na kursie duszpasterskim we
Lwowie dnia 26 września 1929, Lwów
1929.
chorobliwie nastrojonych. Takie postęp
owanie obniżałoby lot słów Bożych i
Potrzebę formalnej odnowy kaz
zamieniałoby mowę świętą w ofiarny
nodziejstwa wykładowca motywuje wy
dym Kaina, który nie ku górze szedł,
wodem o radykalnych zmianach per-
ale pełzał tylko po brudnej ziemi.
cepcyjnych współczesnego człowieka,
Bogate doświadczenie uczy, że Roz-
w którego świecie ważną rolę pełni
czytywanie się w powieściach, niby dla
informacja
nabrania stylu i fantazji, żadnego
literatura. Proszę głębiej pomyśleć nad
jeszcze kapłana nie uczyniło dobrym
przyczyną
kaznodzieją, a niejeden prawdziwy
klasyków, a choćby pisarza czasów już
talent zabiło lub sparaliżowało.
naszych, mianowicie genialnego
KS. ALEKSANDER PECHNIK,
Słówko o niektórych brakach naszego
kaznodziejstwa, „Gazeta Kościelna”
34(1927) nr 28, s. 325-326.
Dalej trzeba przestrzegać kazno
dziejów, zwłaszcza młodych i rozmiłow
gazetowa
[...]
i
kino,
dlaczego
nie
lektura
Sienkiewicza, wielu dziś już nie nęci
[...].Język kazań winien być
szlachetny, wolny od starodawnych
"lepaków", ale nie przepojony także
nalotem gwary nieokrzesanej tłumu
pospolitego
oraz
dziwacznymi
wyrażeniami futurystów.
anych w poezji, przed upodobaniem w
szumnej f r a z e o l o g i i p o e t y c z n e j ,
246
KS.
WACŁAW
KOSIŃSKI,
powieść
kształcąc
nasze
poczucie
Kazanie a rozmyślanie, w: "Przegląd
artystyczne
Homiletyczny" 9(1931) z. 1, s. 41.
pogłębiając znajomość języka Dopoma-
Tylko kaznodzieja rozmyślający
może się zdobyć w kazaniu na krzyk
duszy, ów krzyk duszy, który krytycy
literaccy uważają za wartość nadającą
poezji nieśmiertelność, np. Improwizacja
wając, nie odczuwając, tworzy w
nadęty,
nienaturalny,
przesadny, to w patosie jego wtedy nie
wyczuwamy krzyku duszy, lecz coś w
rodzaju
falsetu
i
pisku,
np.
ga nam w pracy kaznodziejskiej, tym
bardziej, że ludzie baczną zwracają
uwagę na stronę formalną naszych
kazań. Winniśmy przeto z tego pędu w
kierunku
artystycznym
skorzystać,
wyszkolić naszą biegłość językową i
Mickiewicza. A jak poeta, nie przeży-
sposób
i
u
Konopnickiej, tak również kaznodzieja
nie rozmyślający będzie głosił kazania
użyć jej jako środka do zdobycia ludzi
dla Chrystusa. A troska o formę jest
tym donioślejsza, że i każdy z nas ma
poczucie artystyczne, dzięki któremu
radość w duszy powstaje pod wpływem
potoczystej bogatej, barwnej i pięknej
mowy . (s.32)
Przez przeżycie lirycznych stron
zimne, książkowe niepraktyczne. Jeżeli
zaś koniecznie będzie chciał zapalić
słuchaczy, to wpadnie w fałszywy
patos, który na słuchaczach będzie
robił wrażenie ryku, czy też pisku,
powieści
KS. WŁADYSŁAW MIEMIEC,
Powieść w duszpasterstwie, „Ateneum
Kapłańskie” 17 (1931), t. 28, 28-48,
nasza
subtelnieje,
współcierpi i rozumie bóle ludzkie,
poznaje
konkretne
przeżycia
współczesnej duszy, stąd staje się ta
dusza
nigdy zaś krzyku duszy.
dusza
nam
przemówienia
bliską.
nasze,
Dzięki
dalekie
czułostkowości,
nabierają
specyficznego
zabarwienia,
temu
od
pewnego
które
można by nazwać tłem lirycznym mowy.
Artykuł wszechstronnie rozważa
Ono to sprawia, że choćby mowa była
rolę powieści we współczesnym społe-
prosta i niewyszukana chwytać jednak
czeństwie; dostrzega korzyści jakie
będzie za serce i do Boga prowadzić,
daje
w
bo gdy wypadnie mówić o przeżyciach
poszerzaniu kultury języka, wyobraźni i
nowoczesnego człowieka nie będziemy
księdzu
oczytanie
(m.in.
znajomości psychiki ludzkiej). Właśnie
247
się gmatwać w ogólnikach, które nigdy
żonglerka i pusta gra niesamowitych
do słuchacza nie trafią. (s. 35)
wyrazów, „łobuzeria powiedzonek i
KS.
A.
P.
[ALEKSANDER
PECHNIK], Jeszcze o „nowoczesnym
aforyzmów”, niesmaczne błaznowanie
z rzeczy i najpoważniejszych i najświętszych - niepokoi nawet pisarzy i
stylu kaznodziejskim”,
”Gazeta Kościelna” 38 (1931) nr 6, s.
krytyków radykalnych. I słusznie, bo to
tylko
78- 79.
przykre
bałwochwalców
silenie
formy,
by
się
zakryć
Polemika z ks. N. Cieszyńskim,
pustkę treści i nieobecności ducha.
który zalecał młodym kaznodziejom
Typowym przedstawicielem tej tyranii
(„Przegląd Katolicki” Milwaukee Wis..
formy nad treścią u nas to Kaden-
1930, nr 12) „ekspresjonistyczny” styl
Bandrowski
drukowanych w „Przeglądzie Powszech
Przedstawicielem
nym” (w 1928 r.) fragmentów książki
wymowie i literaturze kościelnej w
Z. Falkowskiego o C. K. Norwidzie.
Polsce jest ks. N. Cieszyński.
FRANCISZEK ŚWIĄTEK CSSR,
i
Tuwim
tych
[...].
prądów
w
KS. NIKODEM CIESZYŃSKI,
Kazalnica a kult Św. patronów Polski,
Intelektualizm i „emocjonalizm” w
„Przegląd Homiletyczny” 9(1931) z.
kaznodziejstwie, „Przegląd Homile-
3, s. 169.
tyczny” 13 (1935) z. 3, s. 237-238.
Obecnie żyje literatura, sztuka i
Autor dostrzega we współczesnej
wymowa pod znakiem tyranii formy nad
kulturze przerost intelektualizmu, co
treścią. Jest to zresztą tylko logiczny,
tłumaczy m.in. sytuacją cywilizacyjną,
naturalny objaw dzisiejszej kultury,
sprzyjającą
którą
Pisze o „przeintelektualizowaniu”
absolutna
można
scharakteryzować:
supremacja
materii
zanikowi
uczuciowości.
nad
ówczesnej literatury, zwłaszcza poezji,
duchem, ciała nad duszą maszyny nad
nieprzychylnie wyrażając się m.in.
człowiekiem.
o tomiku W. Bąka Brzemię niebieskie
Ekspresjonizm, impresjonizm, urbanizm
(Warszawa 1934). Stwierdza także:
, kubizm itd. panują wszechwładnie w
Zauważyłem już kilkakrotnie - niestety,
literaturze, sztuce i wymowie. Dziwacz-
stronie tej „Przegląd Homiletyczny” za
ne i rozdęte próżnią treści przenośne,
mało poświęca uwagi - że prawdziwa
248
tylko
argumentami będzie rozumował, ich
odcinkiem wielkiego frontu twórczości
słowami będzie gromił, w ogóle ich
literackiej, i że kaznodziejstwo należy
autorytetem będzie się osłaniał. - Dla
do literatury pięknej. Tym samym ulega
nadania
ono
literackich.
religijnej musi ostatecznie wyjaśnić to
Wprawdzie powoli i jakby niechętnie,
wszystko w świetle nauki katolickiej,
ale zawsze postępuje w szeregu działów
uzasadnić cytatami z Pisma Św.
twórczość
kaznodziejska
fluktuacji
literackich,
a
prądów
często
jest
wlecze
się
ciurowato na tyłach całej literackiej
armii. Czyżby więc i kaznodziejstwo
współczesnej, a zwłaszcza najnowsze,
reprezentowane przez najmłodszych,
jednak
kazaniu
cechy
KS. JÓZEF ŁAPOT, Nauka,
literatura i sztuka, w: Homiletyka
duszpasterska. Zbiorowy podręcznik
nauki kaznodziejstwa dla polskiego
kleru, Kielce 1935, s. 296-297.
uległo także niebezpieczeństwu przeWskazywać te rzeczy, mówić o
intelektualizowania? Nie śmiałbymtwierdzić, że to niebezpieczeństwo już
nich, powoływać się na nie, cytować je,
jest, ale zdaje się, że się zapowiada.
czy recytować, jeżeli chodzi o poezję,
Świadczą o nim rozmaite hipertrzeźwe
będzie
kazania, pisane czy głoszone przez
praktyki
młodych.
stosować się to może do wszystkich
KS.
WACŁAW
KOSIŃSKI,
Kazania narodowe, w: Homiletyka
duszpasterska. Zbiorowy podręcznik
nauki kaznodziejstwa dla polskiego
kleru, Kielce 1935, s. 363.
tylko
nawiązywaniem
Kościoła.
do
Jakkolwiek
działów twórczości ludzkiej, specjalnie
jednak,
jeżeli
chodzi
o
poezję,
wystrzegać się trzeba częstego przetyka
nia kazań literaturą świecką, wierszykami, nawet może i ładnymi, bo
mamy ważniejsze źródła, by poprzeć i
Ponieważ wieszczowie nasi, jak
wyjaśnić głoszone zasady czy prawdy.
Skarga, Mickiewicz, Krasiński, Ujejski
Nauka, literatura sztuka są nieodzowne
cieszą
; wprost nie wolno ich lekceważyć czy
się
niemal
bezapelacyjną
powagą w narodzie naszym, a każda
pomijać w konferencjach apologetyczn
myśl zbożna, zdrowa zasada polityczna
ych. Poznanie tego źródła kaznodziej-
znajdzie w nich uzasadnienie, dobrze
skiego stwarza pomost między słuchacz
będzie, gdy kaznodzieja narodowy ich
ami a kaznodzieją, a wykorzystanie ich
249
obala
mur
uprzedni
do
prawdy
objawionej.
przesycenie kazania wyjątkami z poezji
wpływa na sztuczność i zatracenie
Ks. WALENTY GADOMSKI,
Literackie wykształcenie kleru,
„Ateneum Kapłańskie” 23 (1937), t.
bliższego kontaktu ze słuchaczami.
Niewątpliwie w uroczystych chwilach
przy obchodach narodowych, miłe jest
widziane kazanie w piękną przyobleczo
39, s. 285-287.
ne formę literacką ale musi to być
Artykuł dotyczy potrzeby wpro
uczynione z wielkim umiarem, wyczu-
wadzenia do edukacji seminaryjnej ele
ciem smaku artystycznego i stosunkowo
mentów z zakresu historii literatury,
rzadko.
głównie w celu kształcenia poprawnoś-
„rodzajem literackim” zdobywa nieraz
ci stylistycznej, ale również i dla
poklask, ale jak słusznie zauważa
poszerzenia znajomości dzieł literac-
arcybiskup K.L. Jułien „zatraca .swą
kich, które mogą się przydać na
naturalność i bezpośredniość”.
ambonie, w szkole lub w stowarzyszeni
ach. Wypadnie też poddać krytycznej
a spokojnej ocenie dzieła wrogie, ale
powszechnie czytywane (s. 287).
KS. TADEUSZ JACHIMOWSK1,
Kazanie,
które
staje
się
KS. WOJCIECH PIWOWARCZYK, [rec: KS. ANTONI SZLAGO
WSKI, Mowy akademickie, Warszawa 1936], „Przegląd Homiletyczny”
16 (1938) z. 1, s. 80-82.
Niedomagania i potrzeby ambony
Bogactwo myśli czerpie autor z
miejskiej, w: Ambona polska wobec
rocznicy
Skargi
Pamiętnik
kursu
odbytego w
(1536-1936).
homiletycznego
Krakowie dnia 9-31
września 1936 roku [praca zbiorowa],
Kielce 1937,151.
najczystszego źródła, bo z Pism Św.
Pismo Św. niby żywa krew mieni się,
przesyca, ożywia całą budowę „Mów”.
Prześliczna zaś i wzorowa forma
językowa korzeniem tkwi w dziełach
trzech
Dla wytworzenia podniosłości
naszych
wieszczów.
Stąd
„Mowy” to nie tylko miła pamiątka dla
tonu i nastroju kazania nie należy
młodzieży
pozbywać się prostoty mowy będącej
materiał dla badacza - historyka, lecz
niejako wyrazem wymiany zdań między
zarazem jeden ze wzorowych
kaznodzieją a słuchaczem. Stąd też
ków naszej literatury kaznodziejskiej.
akademickiej
i
obfity
pomni-
250
KS. JAN CZUJ, Wymowa koś-
czeniu tekstu refleksja: Kto mówi
cielna, Warszawa 1955, s. 50.
Mówca
kościelny
dzisiaj
może
też
korzystać z literatury pięknej świeckiej
- tak ojczystej, jak i obcej - lecz z
umiarem, by nie wywołać wrażenia, że
czyni to z chęci popisywania się swoją
erudycją.
Nasi
wielcy
wieszczowie
i pisarze zasługują na to, by czasem ich
przytoczyć nie tylko
w kazaniach
„patriotycznych”, ale także w innych,
zwłaszcza
w
przemówieniach
do
młodzieży. Dużo głębokich myśli jest
o
kryzysie
kazno-
dziejstwa, musi zainteresować się i
zbadać
historię
Logosu
we
współczesnej kulturze i we wszystkich
jej objawach. […] Niektóre procesy
zachodzące
w
naszej
współczesnej
cywilizacji
są
nieodwracalne,
np.
proces odebrania słowu monopolu na
przekazywanie przeżyć, doświadczeń i
przemyśleń; iluzją więc było by sądzić,
że tylko my naszym słowem wypowiemy
słuchaczowi cały świat.
KS. STANISŁAW KLUŻ, Książka
np. w „Zdaniach” Adama Mickiewicza.
Ogólnie biorąc powinniśmy uwzględ-
w ręku księdza, w: Niekoniecznie z
niać tych autorów świeckich, u których
Ambony, Kraków 1963, s. 130, 132.
wybitna inteligencja i wiedza łączą się
z żywą wiarą, gorącym uczuciem patriotycznym i współczuciem dla ludzkiej
doli.
Autor apeluje o aktywny,
myślący stosunek do literatury,
wskazując na tkwiący w niej ogromny
potencjał doświadczeń człowieka,
JERZY MIREWICZ T.J., Czy
przydatny także w nauczaniu kazno-
kryzys kaznodziejstwa?, ”Homo Dei”,
dziejskim: Tak tedy szukać możemy i
27 (1958) z. 2, s. 188- 195.
musimy w literaturze pięknej współ-
Rozważania o kaznodziejstwie
na tle rozleglej panoramy kryzysu
słowa
we
współczesnej
kulturze
i pośród objawów wymienia się (s. 193)
m.in. stan literatury, bezradnej wobec
świata, nie umiejącej go wyrazić i
„nazwać”, będącej tym samym jedynie
czesnych realizacji wskazań Ewangelii,
wiedzy o pragnieniach i rozterkach
współczesnego człowieka, nowych pojęć i punktów widzenia, czy wreszcie
świadectwa doświadczeń wewnętrznych
łudzi, którzy idą po innych drogach niż
my.
zapisem stanów lękowych. W zakoń251
KS. JÓZEF GAWOR, Gdzie i jak szukać
poezja
przykładów, „ATENEUM KAPŁAŃ-
obrazowaniem, myśl jest rozbudowana
SKIE” 56 (1964), t. 67, s. 114.
w zmysłowy kształt obrazu, bywa często
Artykuł
szeroko
dotyczy
pojętej
stosowania
egzemplifikacji
w
w
zasadzie
posługuje
się
dobrym wzorem tzw. bombardowania
obrazami wyobraźni słuchacza, jest
kaznodziejstwie. Z literatury pięknej
modelem,
można
porównania, aluzje i obrazowanie na
czerpać
z
powodzeniem.
Niejedną prawdę wiary zilustruje nam
Jan Kasprowicz swoim tomem „Mój
świat”, Leopold Staff swym „Uchem
igielnym”, ks. Jan Twardowski i ks.
Paweł Heinstsch, Dante i Calderon,
Karol Hubert Rostworowski i Jeny
Szaniawski z daleko większym talentem
oddali
przysługi
tematyce
chrześcijańskiej, aniżeli Anatol France
czy Romain Rolland niechrześcijańskiej
myśli.
KS. FRANCISZEK KAMECKI,
jak
należy
fabrykować
ambonie i w katechezie.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI,
Kazanie jako utwór artystyczny,
„Tygodnik Powszechny” 24 (1970)
nr 1, s. 5.
Podstawę dla zestawienia kazania i dzieła sztuki autor postrzega w
analogicznej funkcji - nie nauczającej a
pośredniczącej w wydobywaniu prawdy
uaktywniającej ludzkie przeżycia. Kazanie jest czymś zupełnie innym niż
teologia. To tak, gdy mówimy o kazaniu
[Rec.: Z głębokości... Antologia
polskiej modlitwy poetyckiej..] „Homo
jako gatunku literackim, jak i gdy mamy
na myśli cel kazania. Kazanie ma
Dei” 36 (1937) z. 3, s. 192.
uobecniać rzeczywistość Bożą a więc
Antologia
jest
zarazem
obszernym materiałem homiletycznym i
katechetycznym.
myślowo
są
odpowiadają
Niektóre
tak
utwory
opracowane,
czasem
w
że
całości
rozważaniom na ambonie. Są dobrym
przykładem skrótu problemowego, który
tak
bardzo
jest
potrzebny
we
współczesnym kaznodziejstwie, a tak
pełnić tę samą funkcję co dzieło sztuki.
Sztuka niezależnie od tego, czy chodzi o
taki jej gatunek jak utwór literacki,
obraz rzeźbę, czy utwór muzyczny, ma
za cel uobecnienie rzeczywistości, którą
artysta miał w sobie, i którą my
umiejący odebrać dzieło, potrafimy
przejąć [...]. Jeżeli kazanie jest dziełem
sztuki, to trzeba operować wszystkimi
rzadko spotykany [...]. A ponieważ
252
elementami
jakimi
posługują
Za centralne miejsce w posłudze
się
artyści, pamiętając oczywiście, że to nie
słowa
jest dzieło sztuki świeckie ale religijne,
komunikację słowa Bożego w słowie
będzie
ludzkim (s. 105); postrzega w tym
ono
więc
nosiło
wszystkie
specyficzne cechy aktu religijnego.
Prymasa
autor
uznaje
nawiązanie do Norwida.
TADEUSZ OLSZAŃSKI, Kultura
Kazanie jako utwór artystyczny jest
jakąś jednością absolutnie zwartą, ale
przekazu
przy jego analizie możemy wyodrębnić
Theologica Varsaviensia” 10 (1972) z.
dwie
2, s. 315-332.
części
składowe:
samo
wygłoszenie i tekst [...]. Jeżeli kazanie
słowa
Bożego,
„Studia
Obszerne partie autor poświęca
jest dziełem sztuki, to tak każdy inny
odejściu kaznodziejstwa od kanonu
utwór artystyczny nie jest przekazem
retoryki, aprobując postawę nieufności
wiadomości [...]. Powiedzmy wyraźnie:
wobec zbytniej ornamentacji utożsamia
prawdy wiary nie są wiadomościami,
nej ze sztuką krasomówczą. Wiele
które człowiek ma poznać dopiero
uwag o stylu. Liczne odwołania do
poprzez kazanie [...]. Rola kazania jest
zupełnie inna. Powiedzmy na razie w
wypowiedzi
pisarzy
i
historyków
literatury
sposób ogólny: ja przez kazanie za
KS. MARIAN
sprawą łuski Bożej [...] muszę wywołać
RZESZEWSKI,
w słuchających rzeczywistość Bożą. Ja
Słowo Boże dziś, „Homo Dei” 42
nie „daję”. Ona potencjonalnie tkwi w
(1973) z. 3, s. 179-180.
słuchaczach. Zob. rozwiniętą wersję
Mówiąc o zdolności głoszenia
tego tekstu w: tegoż autora Po co
słowa Bożego, nie mówimy o gładkim
sakramenty. Być chrześcijaninem - być
mówcy ani o biegłym teologu. To może
człowiekiem (Wrocław 1984, s. 251-
pomóc, ale wymowny mówca i głęboki
268).
teolog często nie umieją przekazać
Ks. LESZEK KUC, Metoda
kaznodziejska
kardynała
Stefana
orędzia Jezusowego: mówimy o czymś
dużo
więcej.
Dzisiejszy
udany
Wyszyńskiego Prymasa Polski, w: W
kaznodzieja ma coś z p o e t y: jest w
kierunku człowieka, pod red. Bpa
takiej łączności z ludźmi, że jest ich
Bohdana Bejze, Warszawa 1971, s.
cząstką i tak odczuwa ich potrzeby, że
105-116.
bez trudności przekazuje swe dla nich
253
ZDZISŁAW GRZEGORSKI, O
zainteresowanie. Instynktownie wie, co
mówić, a ludzie widzą w nim sługę
kontekstualny charakter współczesnej
Bożego i słuchają przyniesionego im
homiletyki,” Studia Theologica
orędzia [...]. Poeta współczesny jest
Varsaviensia” 12 (1974) nr 1, 87, s.
wrażliwy
101-102,103.
na
wszystko,
co
boli
człowieka, dlatego umie go poruszyć.
Umie
mówić
o
ważnych
ludzkich
wartościach, bo zna nasz język. Umie
np. pisać o przeżyciu miłości, nie
wymieniając jej nigdy. Choć słowo to
może się nigdy nie pojawić, uczucie
miłości mieszka w każdym słowie. Poeta
umie napisać poemat pełen nadziei, bez
tej zapowiedzi: "Zamierzam pisać o
nadziei”.
Autor stawia tezę: Homiletyka
nie może być dyscypliną wyizolowaną.
Pozostając
w
obrębie
teologii
praktycznej i podtrzymując głęboko
teologiczną świadomość potęgi słowa
Bożego i Bożego działania, winna
nawiązać żywy kontakt z pokrewnymi
dziedzinami [...]. Homiletyka współczesna musi zawsze być homiletyką
kontekstualną. W tym kontekście nale-
TURIAN [JAN TURNNAU], Kaza
ży widzieć rolę literatury: Ileż czasu
nie jako gatunek literacki, „Więź” 16
człowiek spędza na kontakcie z fikcją
(1973) z. 7-8. s. 53-54.
literacką, skonstruowanym „światem”,
Otóż wydaje mi się, że forma
kazania przeżywa się. Przeżywa się
wraz z powolną dezaktualizacją rodzaju
literackiego, do którego należy - a
mianowicie przemówienia. Coraz mniej
Współczesna kultura nie faworyzuje
oratorstwa, które jest dla niej sposobem
zbyt
„ciężkim”,
zbyt
„drętwym”. Kazanie zdaje się dzielić
jego los. I kto wie, czy nie to właśnie
jest
główną
kaznodziejstwa.
przyczyną
wewnętrznych
przemyśleń,
tych
współczesnych „solilokwiów” odbywa
w myślach człowieka, a one zaś są na
pewno częścią tego wielkiego Dialogu
człowieka z Bogiem, który toczy się
zawsze i wszędzie. To będzie może
lubimy długie przemówienia.
przekazu
ile
kryzysu
najogólniejszy wniosek dla przekazując
ego ten nurt kontaktu z tajemnicą,
któremu powinien towarzyszyć pewien
rys pokory wobec niezbadanych dróg
łaski,
a
także
pewien
optymizm
i świadomość, że słuchacz ma zasób
skojarzeń, przeżyć i odczuć, do których
homileta może nawiązać i które musi
254
suponować. Charakterystyczny jest rys
formami językowymi. Obcowanie z
przekonania czytelnika do zaintereso-
poezją uczyni ich wrażliwszymi na
wania współczesną literaturą: Współ-
piękno, bogactwo i życie słów, a
czesna poezja polska, która wyłania się
odpowiednio „przycytowany” dobry
zza masy prób li tylko udziwniania czy
wiersz
hermetyczności
ma
najbardziej blademu produktowi ich
wiele treści, które mogą być podane
literackich i krasomówczych uzdolnień,
jako
(s.64).
awangardowej,
obrazy
egzystencji
ludzkiej,
dorobek myśli człowieka zbieżny z
naszym spojrzeniem.
KAZIMIERZ WOJTOWICZ CR,
doda
rumieńców
nawet
ABP JERZY STROBA, Przepowiadanie i interpretacja, Poznań 1981,
s. 170.
Poezja w służbie chrześcijańskiego
przepowiadania
Dei”
„Homo
46
jako jedno ze
(1977) z. 1, s. 61-66.
Autor ubolewa, że istnieje nikłe
zainteresowanie kaznodziejstwa poezją
stara się wykazać, że duch poezji nie
jest obcy chrześcijańskiemu przepowiadaniu (od Biblii po współczesną
teologię):
dalej
określić
przydatność
przepowiadaniu:
katalogiem
Autor wymienia m.in. literaturę
próbuje
wyraźnie
poezji
Poezja
w
jest
jakby
i
pytań
problemów
dzisiejszego człowieka, któremu chcemy
źródeł konkretu
i
ilustracji, którymi musi posługiwać się
mówca, zważywszy brak u człowieka
współczesnego przystosowania do myś
lenia abstrakcyjnego; winny one być
wykorzystane w sposób, któryby wychowywał słuchacza do refleksji nad
rzeczywistością i prowadził go do przeżywania wartości duchowych i nadprzyrodzonych lub do tęsknoty za nimi.
KS. JERZY CHMIEL, Wstęp do:
głosić orędzie zbawienia. Poezja jest
Z Chrystusem. Szkice homilii chrzciel-
zwierciadłem
nych, ślubnych i pogrzebowych,
gleby,
w którą
sieje się Boże ziarna [...]. Kaznodzieje - jako stróże, tłumacze i głosiciele
Kraków 1983, s. 12.
Do tego, co stanowi kontekst
Bożego słowa - nie mogą w żadnym
egzystencjalny w homilii autor zalicza
wypadku,
też literaturę. Zwłaszcza język poezji
powołania,
z żywą
pod
groźbą
stracić
mową,
z
zdrady
kontaktu
może oddać duże usługi. Poezja
aktualnymi
bowiem - oczywiście dobra poezja 255
eliminuje zakłamanie, a poprzez stru-
Zostaje
podany
powód,
dla
kturę języka i obrazowania sięga do
którego kaznodzieja sięga niekiedy do
autentycznych wartości i ich przeżyć.
poezji (w formie cytatów): Dlaczego
Cała rzecz w tym, by takie odpowiednie
poezja? Nie dla ozdoby, lecz dla
przykłady znaleźć. Dawniej były różne
osiągnięcia pewnych efektów w prze-
antologie i podręczniki; dziś najlepiej
kazie słowa Bożego. Piękno ujęcia
samemu je zbierać.
poetyckiego może – w przekonaniu
KS. JANUSZ
ST.
PASIERB,
Od
autora - ułatwić oddziaływanie na
kaznodziejstwa do homilii, Pelplin
słuchaczy w kierunku wytworzenia w
1983, s. 14-15, 17- 23, 39.
nich aprobaty dla przekazywania treści.
W swoich rozważaniach autor
Odwołanie się do zamieszczonego
podkreśla, że kazania są pomnikami
prawie
literatury, kreśli krótki zarys historii
poetyckiego zależy od uznania samego
kaznodziejstwa, wskazując na jego
duszpasterza, jeżeli nie ma zrozumienia
związki z literaturą poszczególnych
dla poezji, po prostu je pominie przy
epok; odrębny rozdział nosi tytuł
wygłaszaniu homilii.
Mickiewicz o kaznodziejstwie ( s . 1 7 2 3 ) . W c z ę ś c i postulatywnej p i s z e : Artyzm wypowiedzi polega dzisiaj
na
zwięzłości,
Warto
jest
prostocie
czytać
w
każdej
homilii
tekstu
ANDRZEJ KIJOWSKI, Religia i
literatura, w: tenże, Tropy, Poznań
1986, s. 143.
i jasności.
współczesną
Kościół musi stworzyć literaturę
literaturę, bo w ten sposób możemy
własną. To nie oznacza kościelnej czy
kontaktować się z językiem aktualnym,
„katolickiej”
współczesnym, i to w wydaniu, które na
dramatu, katolickiego kina. To będzie
ogół
zawsze marne, zawsze drugorzędne, bo
nie
występuje
w
środkach
STANISŁAW
OLEJNIK,
Słowo wstępne, w: „Jam jest Drogą,
Prawdą i Życiem” (J 14,6). Homilie
niedzielne i świąteczne, Warszawa
1985, s. 9.
katolickiego
napiętnowane tendencją, która te ro-
masowego przekazu .
KS.
powieści
dzaje sztuki pisarskiej i kreacyjnej zabija. Wszelka sztuka przedstawieniowa
jest rekonesansem w dziedzinie zła wysuniętym tak daleko, że przybiera jego
znamiona jak szpieg działający w kraju
wroga. Kościół to drzwi otwarte na
256
świat Boży, literatura kościelna jest i
zwróconej na zewnątrz, oczyszczonej z ksenofobii
powinna być sztuką przedstawiania
– s. 24).
świata Bożego. Więc chodzi o to, aby
literaturą, aby sztuką słowa stało się na
powrót kaznodziejstwo, tak jak nim było
WACŁAW OSZAJCA, Słowo,
jego
hipostaza
i sakramentalność,
"Akcent" 9 (1988) z. 4, s. 12.
za czasów Ambrożego, Bossueta i
W rozważaniach o sztuce kaznod
Piotra Skargi.
ANTONI BEDNAREK, Pożegnanie
Sienkiewicza. Mowy kaznodziejskie nad
trumną pisarza, „Życie i Myśl” 1987 z. 3-4, s.
78-83.
ziejskiej Jana Pawła II, autor konstatuje:
Jego słowo - kazanie, siłą rzeczy
przybiera
formą
poematu
prozą,
którego główną, podstawową strukturą
jest hymn. Można by się z powodzeniem
Omówienie głównych
przejawów
pokusić
o
taką
rekonstrukcję
retorycznych i obecnej w tych kazaniach
analityczną jego kazań. Rekonstrukcję
motywiki.
zmierzającą do odtworzenia tego
JACEK ŁUKASIEWICZ, Homilie
polskie, „Więź” 30 (1987 ) z. 1, s. 12-24.
najbardziej pierwotnego zapisu,
hymnu, który następnie rozbudowany
stał się kazaniem - poematem i nie
Artykuł dotyczy homilii i przemówień
byłoby w tym niczego obrazoburczego.
Jana Pawła II wygłoszonych podczas jego
Tak przecież pisał Jan od Krzyża. Dalej
pielgrzymek do Polski. Badacz ustala poetów,
dokonuje „rekonstrukcji” wybranego
których najczęściej przywoływał papież. Przede
fragmentu kazania, nadając mu kształt
wszystkim Norwida i mniej i inaczej
struktury wierszowej.
Mickiewicza, pomija Krasińskiego. Nadto
Skargę, Sienkiewicza, Reymonta, Konopnicką,
Staffa, Wyspiańskiego, Gołubiewa (s. 17).
Odrębny passus (s.24) zostaje poświęcony roli
tych homilii w relacji z literaturą; pokazały miarę
KS. MAREK
Formacja
STAROWIEYSKI.
kulturowa
przyszłych
kapłanów, „Ateneum Kapłańskie” 81
(1989), t. 112, s. 401.
autorytetu (Autorytet naszej literatury ujawniał
Jeden z postulatów odnoszących się do
się w słowie, ale nigdy nie pochodził z samej
kształcenia kleryków: Oczytanie pozwa-
sztuki układania słów - s. 24), ukazały raz
la na wykorzystanie w duszpasterstwie
jeszcze wielkość tradycji romantycznej (zawsze
literatury [...], daje łatwość wychwyty257
wania problemów i przekazywania ich l
między estetyką języka kaznodziejskiego, a
udziom.
estetyką
Na
najprościej
ludziom
przykładzie
jest
literatury
w końcu
istnienie
języka
współczesnej
literatury.
pokazać
Postulowana estetyka języka kazania nie stoi w
kultury
sprzeczności z naturalnością, neutralnością i
wielkiej
katolickiej.
prostotą
–
cechami
charakteryzującymi
RYSZARD PRZYBYLSKI,
współczesny język, gdyż i sztuka współczesna
Przedmowa, w: tenże, Homilie na Ewangelię
tymi cechami się odznacza. Obserwujemy w niej
Dzieciństwa. Szkice z teologii biblijnej malarzy i
dążenie do prostoty formy i głębi przekazu. W
poetów, Paryż 1990, s. 11-15.
teatrze obserwuje się dyskrecję środków
Autor nadmienia, że choć jego „homilie”
teatralnych, hamowanie
objawiania uczuć,
nigdy nie zostały wygłoszone, usprawiedliwia je
prostotę i naturalność; w poezji głosi się
to, że oferują wspólną lekturę Pisma. Wskazuje
programową „antypoetyckość”, zrywa się ze
też na pokrewieństwo homilii i eseju (s. 11).
śpiewnością rytmu i rytmicznością zwrotki,
ANTONI
słownik
BEDNAREK, Mały
kaznodziejów
(wystąpienia
okolicznościowe od romantyzmu po okres
międzywojenny), Lublin 1992.
skrywa się osobiste uczucia i wzruszenia.
Dbający
o
piękno
swojej
wypowiedzi
kaznodzieja musi o tym pamiętać. (s. 117).
Ks. WIESŁAW WILK ,
Pierwsza w polskim piśmiennictwie
naukowym próba wypracowania leksykograficznego kanonu postaci kaznodziejskich ze
względu na ich zainteresowanie literaturą..
Z pogranicza literatury i przepowiadania. Szkice i teksty, Sandomierz 1993.
Wnikliwe opracowanie tematu,
analiza
GERARD SIWEK, CSsR,
wszelkiego
rodzaju
reakcji
między przepowiadaniem a literaturą.
Przepowiadać skuteczniej. Elementy retoryki
Trafnie i precyzyjnie wskazane zostały
kaznodziejskiej, Kraków 1992.
role literatury w kaznodziejskim posłu-
Autor przywołuje Gorgiasza, który
udowadniał,
służy
uchwyconą rzeczywistość, przedstawio-
przekonywaniu […] i zaliczał sztukę wymowy do
ną światem fikcji literackiej, z jej
sztuki w znaczeniu literatury pięknej (s. 111).
zasadami istnienia, działania oraz za-
Stawia też problem estetyki kaznodziejskiej,
sobem znaczeń i odniesień, skonfrontow
dokonując najpierw przeglądu stanowisk na ten
ać i ocenić w świetle naszego doświadc
temat w perspektywie historycznej. Co do
zenia życiowego, naszej wiedzy i posta-
współczesności badacz postuluje analogię
wy ideowej, z uwzględnieniem zakotwic
że
podobanie
się
giwaniu. Z kolei chodzi o to, aby tę
258
zenia ich w słowie Bożym i doktrynie
Czytanie twórcze pomocą w
„Kronika
Kościoła. Z tego spotkania z dziełem
pracy
sztuki i kaznodzieja wychodzi ubogaco-
Archidiecezji Przemyskiej” 1994 z. 4,
ny. Rodzi ono bowiem wiele myśli i
s. 569-573.
kaznodziei,
odczuć, dodaje otuchy lub przeraża,
Ważne by kaznodzieje dużo
niepokoi czy nawet oburza i zachęca do
czytali, co jest motywowane tradycją
polemiki. Skłania też do chęci przeka-
historyczną.
zania swych doznań i obserwacji innym,
RYSZARD HAJDUK CSRS,
aby ubogacić ich przeżycia i doświad-
Leczyć rany serc złamanych.
czenia. (s. 37) Zatem literatura poprzez
Przyczynek do kaznodziejstwa terapeu-
swą funkcję antropologiczną przybliża
tycznego, Kraków 1996.
Pośród wielu zagadnień (m.in.
rzeczywistość i problemy egzystencjalne
człowieka w swych najgłębszych dramat
dotyczących
języka
i
ach i pytaniach, złożoności i prawdzie.
kaznodziejstwie terapeutycznym) dwa
Ten skomplikowany świat człowieka,
podrozdziały Metafora (s. 141-142;
wprowadzony do kazania, stwarza
przemawia
bardziej
dialogu
w
bezpośrednio;
go
niewłaściwe jej użycie zniekształca
i oświetlenia odwieczną prawdą słowa
rzeczywistość) oraz Opowiadanie jako
Bożego. (s. 38).
forma literacka (s. 147-151; ma ono
możliwość
uporządkowania
Ks. JERZY SZYMIK,
wzbudzać zainteresowanie, przekazy-
W poszukiwaniu teologicznej
wać informacje, ale charakteryzuje się
głębi literatury, Katowice 1994.
też
Mowa jest (s. 86-105) m.in. o
wykorzystywaniu
literatury
w
chrześcijańskim przepowiadaniu (m.in.
w
homiletyce)
dzięki
kilku
najważniejszym
jej
funkcjom
intencją
wykorzystywane,
gdy
JAN
MIODEK,
coś
Liryk
współczesnej ambony, w: Bp. Józef
Zawitkowski,
Kochani
Świętokrzyskie
świadka doświadczania wiary, funkcji
Warszawa 1996, s. 5-8.
Ks. JAN TWARDY,
trzeba
określić, dowieść albo wyznać (s. 149).
(katartyczno-psychologicznej,
profetycznej i kerygmatycznej).
bywa
performatywną;
Badacz
literacką
kazania
zwraca
erudycję
moi.
radiowe,
uwagę
mówcy
(s.
na
8);
kazania te stawia blisko religijnego
259
najbliższego
10). Badacz podkreśla, że prymas był
formom
wierny przekonaniu o ścisłym związku
wypowiedzi (s. 5); zwraca uwagę na
literatury, tradycji i kultu religijnego (s.
rolę cytatu literackiego (s. 7).
16); romantyczny rodowód ma też jego
eseju
literackiego
rodzajowo
KI,
–
lirycznym
Ks. WALDEMAR WOJDEC-
pojmowanie
Arcybiskup Antoni Szlagowski
dziejów kultury narodowej (geneza
kaznodzieja
Warszawa
Warszawy,
1997.
narodowa,
trójfazowej
kulminacja
konstrukcji
i przyszłość
życia narodowego. – s. 17). Wyszyński
Tu rozdział IV pt. Tworzywo
najczęściej
odwoływał
się
do
mów i konferencji (s. 83-122), w
wieszczów, Norwida i Sienkiewicza;
ramach którego podrozdział Tworzywo
także do Reja, Reymonta (s. 23).
JERZY SIKORA, Literackość
świeckie (s. 98-99), gdzie mowa o
znajomości
literatury.
Szlagowski
kazań kard. Stefana Wyszyńskiego, w:
uważał, że nadaje ona (między innymi)
Prymas Wyszyński a kultura katolicka,
kaznodziejstwu charakter rodzimy, a
pod
najpełniej
Warszawa 2002, s. 97-122.
wyrazili
i
rozumieli
to
(ducha narodu): Mickiewicz, Słowacki,
Krasiński; najczęściej też cytowani.
motywy
W
Krzysztofa
prymasowskich
występuje
BOGUSŁAW DORPAT,
Romantyczne
red.
dialog
w
Dybciaka,
kazaniach
przestrzeni
intertekstualnej – z innymi tekstami,
w
zwłaszcza z Biblią, także z utworami
duszpasterstwie narodowym prymasa
literackimi
Stefana Wyszyńskiego, w: Prymas
nawiązania:
Wyszyński a kultura katolicka, pod
przywołanie tytułu dzieła, jego autora
red. Krzysztofa Dybciaka, Warszawa
(s. 104).
2002, s. 9-24.
tego,
stosowanej
Wyszyńskiego
przez
cytat,
rozmaite
parafrazę,
ANNA ŁEBKOWSKA,
Zamierzam
udział
–
krótko
co
rozpatrzyć
romantyczne
przez
(raczej
w
prymasa
właśnie
W stronę literackości. Opowiada
nia Kazimierza Przerwy –Tetmajera w
kazaniach ks. Józefa Tischnera, w:
Retoryka na ambonie.
stosowanej niż definiowanej) koncepcji
Z problemów współczesnego kazno-
polskiej tradycji kulturalnej, mającej w
dziejstwa, pod red. Piotra Urbańskie-
głównej mierze oblicze literackie (s.
go, Kraków 2003, s. 215-239.
260
Autorka analizuje dwa zbiory
kazań ks.
Tischnera
(Boski młyn,
Kraków 1992 oraz Idzie o honor,
red. Włodzimierza Brońskiego,
Lublin 2006.
Apel
o
refleksyjne
czytanie
Kraków 1994) i rolę jaką pełnią w nich
tekstów (także literackich). Czytanie
cytaty, zwłaszcza Na Skalnym Podhalu
pomaga kształcić wyobraźnię twórczą,
Tetmajera.
uczy form narracji i opisu. Jest zatem
rzadko
Podkreśla,
pełnią
tu
exempla
że
rolę
wyłącznie
pożyteczne,
gdyż
kazanie
należy
dydaktyczną, bardziej służą jako pomoc
wygłaszać z pamięci w formie mowy
we wnioskowaniu, a także osądzaniu,
żywej. Dlatego w ramach ćwiczeń
krótko
seminaryjnych z homiletyki, a także z
mówiąc
właśnie
–
w
kształtowaniu przekonań (s. 230). Stąd
niektórych
konkluzja natury ogólnej: z często
katechetyki) należy zadawać literaturę
powracających w kazaniach motywów
piękną, każdemu studentowi inną, tego
jest
samego lub różnych autorów (s. 113).
widzenie
świata,
umiejętność
patrzenia nań i dostrzegania w nim
przedmiotów
(np.
z
Ks. WŁODZIMIERZ
tego, co nie zawsze daje się łatwo
BROŃSKI,
uchwycić – a wtedy literatura okazuje
alumnów w wyższych seminariach
się nieoceniona (s. 231).
duchownych
ANTONI BEDNAREK,
Formacja homiletyczna
w
Polsce.
Studium
homiletyczne, Lublin 2007.
M. in. o potrzebie czerpania z
Biedermeierowski franciszkanizm
(pożegnanie Stanisława Jachowicza);
literatury współczesnej (s. 164) oraz
Homilie
konieczności
domowe
księdza
Jana
Twardowskiego, w: tenże, Franci-
zajęć
fakultatywnych
(konwersatorium) z literatury (s. 298).
szkańskim tropem (szkice z historii
ANTONI BEDNAREK, Setnik
literatury), Niepokalanów 2004, s. 24-
oratorów polskich XIX i XX wieku,
28, 91-98.
Lublin 2008.
Pierwszy szkic dotyczy kazań
Kompendium
leksykograficzne
żałobnych poświęconych Jachowiczo-
pomyślane jako poczet oratorów, a więc
wi, drugi - kazaniom kapłana-poety.
i kaznodziejów, których prezentacja
Ks. JAN TWARDY,
uwzględnia aspekt literacki.
Kształcenie kaznodziei twórczego, w:
Integralne kształcenie kaznodziei, pod
261
JERZY SIKORA, Od słowa do
słowa.
Literackość
współczesnych
kazań, Warszawa 2008.
Pierwsza
w
piśmiennictwie
naukowym próba opracowania tematu.
Kazanie jest gatunkiem normatywnym,
którego
stopień
normatywności
zmieniał się w zależności od określonej
epoki historycznej (s. 43) prawem
wszystkich
gatunków
Literackość
wyznacza
literackich.
obecny
w
kazaniu wymiar symboliczny, łączący
się z naddaniem sensu, który nie
wyczerpuje się w tym, co dosłowne,
jednowymiarowe (s. 44). Kazania i
homilie są gatunkami intertekstualnymi
(s. 44). W książce znajduje się także
omówienie literackich cech i wartości
kaznodziejstwa
kard.
Stefana
Wyszyńskiego, pap. Jana Pawła II, ks.
Jana
Twardowskiego,
Ks.
Józefa
Tischnera, bpa Józefa Zawitkowskiego.
262
KAZANIA KU CZCI PISARZY
G ó r n i c k i
L., Mowa podczas żałobnego nabożeństwa za duszę śp.
Klementyny z Tańskich H o f f m a n o w e j miana w kościele oo. Reformatów w
Krakowie dnia 27 listopada 1845 przez […], Kraków 1848.
K a j s i e w i c z H., Mowa podczas nabożeństwa pogrzebowego za duszę śp.
Klementyny z Tańskich H o f f m a n o w e j zmarłej 21 września 1845 roku […], w:
tenże, Kazania i mowy przygodne […] z. 2, Paryż 1848, s. 151-166.
K a j s i e w i c z H., Mowa pogrzebowa po śp. Stefanie W i t w i c k i m […]
powiedziana dnia 23 kwietnia 1847 podczas nabożeństwa żałobnego w kościele s.
Klaudiusza, w: tenże, Kazania i mowy przygodne […], s. 309-329.
P o d o l s k i
E., Kazanie przy żałobnym nabożeństwie za duszę […]
Marii W i r t e m b e r s k i e j miane w kaplicy niemieckiej w Londynie, Paryż 1854.
J a n i s z e w s k i
J. CH., Mowa żałobna na cześć śp.
Adama M i c k i e w i c z a miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę jego
odprawionego w Inowrocławiu w roku 1855 przez […], w: tenże, Dwadzieścia mów i
kazań mianych przez […], Lwów 1878, s. 71-80.
P r u s i n o w s k i A., Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę śp. Adama
M i c k i e w i c z a odprawionym w Poznaniu w kościele św. Marcina dnia 15
stycznia 1856, Grodzisk 1856, przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania […],
Poznań 1884, s. 202-213.
[M a l e w i c z W.], Mowa księdza z Litwy miana na pogrzebie Adolfa
J a n u s z k i e w i c z a zm. 18 czerwca 1857, Paryż 1857.
L e s z c z y ń s k i P r o k o p J. T., Mowa ku uczczeniu pamięci Stanisława
J a c h o w i c z a miana d. 23 stycznia 1858 roku w kościele O. O. Kapucynów,
Warszawa 1858. [Mowę napisaną przez ojca Prokopa powiedział o. A n i c e t].
263
[K o ź m i ń s k i H], Mowa miana w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę
śp. Stanisława J a c h o w i c z a dnia 16 stycznia 1858 w kościele Karola Boromeusza
przez jednego z O. O. Kapucynów, Warszawa 1858.
P r u s i n o w s k i A., Mowa żałobna za duszę Zygmunta K r a s i ń s k i e g o
w Poznaniu w Kolegiacie św. Maryi Magdaleny dnia 30 marca 1859 roku, Grodzisk
1859, przedruk w: tenże, Mowy pogrzebowe i kazania […], Poznań 1884, s. 279-289.
J e ł o w i c k i A., Mowa pogrzebowa na cześć Karola S i e n k i e w i c z a
miana w Montmorency 21 maja 1860 roku […], Paryż 1861, przedruk w: tenże,
Kazania o świętych polskich i o Królowej Korony Polskiej tudzież nauki przedślubne,
mowy pogrzebowe i kazania przygodne przez […], Paryż-Berlin 1868, 1872, s. 489505.
G o l i a n Z., Kazanie […] miane na pogrzebie śp. Maurycego M a n n a, w:
Mowy pogrzebowe na pogrzebie M. Manna dnia 15 listopada 1876, Kraków 1876, s.
5-37.
K r e c h o w i e c k i A, Przemówienie na żałobnym nabożeństwie d. 15 marca
1876
r.
w
kościele
archikatedralnym
odbytym
za
duszę
śp.
Seweryna
G o s z c z y ń s k i e g o, Lwów 1876.
P e l c z a r J. S., Mowa miana w katedrze przemyskiej w czasie żałobnego
nabożeństwa śp. Seweryna G o s z c z y ń s k i e g o, „Przegląd Lwowski” 1876, t. 11,
s. 632-640, przedruk pt. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę […], w: Niektóre
kazania i mowy przygodne J. S. Pelczara […], Przemyśl 1916, s. 139-149.
C h e ł m i c k i Z., Nad zwłokami śp. Antoniego E. O d y ń c a mowa […],
Warszawa 1885.
K o p y c i ń s k i A., Mowa na obchodzie pogrzebowym odbytym […] dnia 19
lutego 1885 roku w Tarnowie za spokój duszy śp. Antoniego E. O d y ń c a zmarłego
w Warszawie dnia 15 stycznia 1885 miana przez […], Tarnów 1885.
O k s z a S t a b l e w s k i F., Mowa żałobna na pogrzebie Stanisława
K o ź m i a n a […] powiedziana w kościele parafialnym w Brodnicy 27 kwietnia
1885, Poznań 1885, przedruk w: Arcybiskupa F. Okszy Stablewskiego Mowy żałobne
[…], Poznań 1912, s. 275-290.
264
K r a j e w s k i A., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Bohdana
Z a l e s k i e g o wypowiedziana w Katedrze Krakowskiej dnia 15 kwietnia 1886 r.
przez […], Kraków 1886.
C h o t k o w s k i W., Mowa powiedziana przy zwłokach śp. Józefa Ignacego
K r a s z e w s k i e g o w Krakowie w Kościele Archiprezbiterialnym N. P. Maryi
dnia 18 kwietnia 1887 r. przez […], Kraków 1887.
[ks. J. Ł.], Mowa z okazji uroczystego nabożeństwa za spokój duszy śp.
Agatona G i l l e r a odprawiona, Kraków 1887.
C h o t k o w s k i
W., Mowa przy sprowadzeniu zwłok śp. Adama
M i c k i e w i c z a powiedziana w czasie nabożeństwa w katedrze na Wawelu dnia 4
lipca 1890 roku przez […], Kraków 1890.
M a c h F., Mowa na nabożeństwie żałobnym odprawionym dnia 4 lipca 1890
w kościele farnym w Krośnie za spokój śp. Adama M i c k i e w i c z a z okazji
sprowadzenia jego zwłok z Paryża do Krakowa na Wawel, Krosno 1890.
B o g d a l s k i Cz., Mowa przy uroczystym przeniesieniu zwłok śp. Teofila
L e n a r t o w i c z a do grobu Zasłużonych na Skałce powiedziana w czasie
nabożeństwa w kościele Mariackim dnia 12 czerwca 1893 przez […], Kraków 1893.
G n a t o w s k i J., Mowa żałobna podczas nabożeństwa za duszę śp. Kornela
U j e j s k i e g o, urządzonego staraniem reprezentacji stołecznego miasta Lwowa w
kościele archikatedralnym w piątek dn. 1 października 1897, Lwów 1897.
P e l c z a r J. S., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Adama
M i c k i e w i c z a (miana 27 czerwca 1898 w kościele N. P. Maryi w Krakowie), w:
tenże, Niektóre kazania i mowy przygodne […], Przemyśl 1916, s. 139-149.
A d a m s k i J. S., Mowa o miłości ojczyzny wypowiedziana w katedrze
lwowskiej łacińskiej w czasie żałobnego nabożeństwa za duszę śp. Juliusza
S ł o w a c k i e g o w 50 rocznicę jego zgonu (29 IV 1899), Lwów 1899.
C z e c z o t t
W., Mowa żałobna na 50 rocznicę zgonu śp. Adama
M i c k i e w i c z a wypowiedziana 25 listopada 1905 roku w kościele św. Katarzyny
w Petersburgu, Wilno 1906.
M o m i d ł o w s k i
S., Kazanie w 50 rocznicę śmierci Adama
M i c k i e w i c z a [wygłoszone w katedrze w Przemyślu w roku 1906], w: tenże,
Kazania przygodne, t. 1, Miejsce Piastowe 1933, s. 48-56.
265
J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
Stanisława W y s p i a ń s k i e g o [zm. 1907], w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”.
Przemówienia okolicznościowe, t. 2, Warszawa 1917, s. 79-85.
C z e c z o t t W., Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę śp. Jadwigi
Ł u s z c z e w s k i e j – D e o t y m y, Wilno 1908.
G n a t o w s k i J., Nieśmiertelnej pamięci D e o t y m y. Słowo żałobne nad
zwłokami śp. Jadwigi Ł u s z c z e w s k i e j 22 września 1908, Warszawa 1909.
J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
D e o t y m y
zm. 1908, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia
okolicznościowe, t. 2, s. 117-126.
M o m i d ł o w s k i S., Kazanie wygłoszone na nabożeństwie za duszę poety
dnia 25 stycznia 1908 w setną rocznicę urodzin Wincentego P o l a, w: Kazania
przygodne, t. 1, s. 89-95.
D i ę d z i e l e w i c z J., Mowa wygłoszona w dniu 3 kwietnia 1909 w
archikatedrze lwowskiej po nabożeństwie za duszę poety, w: W. Hahn, Rok
S ł o w a c k i e g o Księga pamiątkowa obchodów urządzonych ku czci poety w roku
1909, Lwów 1911, s. 59-61.
J a s i ń s k i W., Szkic literacki do przemówienia na nabożeństwie w 50
rocznicę zgonu [1909] Zygmunta K r a s i ń s k i e g o, w: tenże, „Zmacniajcie się w
Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t. 1, Warszawa 1913, s. 15-24.
J a s i ń s k i W., Przemówienie na nabożeństwie w setną rocznicę urodzin
[1909] Juliusza S ł o w a c k i e g o, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”.
Przemówienia okolicznościowe, t. 2, s. 23-38.
T e o d o r o w i c z J., S ł o w a c k i dzisiejszej poezji [fragment kazania w
katedrze ormiańskiej we Lwowie 31 października 1909], w: W. Hahn, Rok
Słowackiego, s. 88-100.
C z e c z o t t W., Mowa żałobna wypowiedziana dnia 20 maja w kościele św.
Katarzyny w Petersburgu na nabożeństwie za duszę śp. Elizy O r z e s z k o w e j,
Wilno 1910.
J a s i ń s k i W., Szkic do mowy żałobnej na nabożeństwie za śp Elizę
O r z e s z k o w ą [zm 1910], w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia
okolicznościowe, t. 1, s. 47-52.
266
J a s i ń s k i, Przemówienie na nabożeństwie żałobnym za spokój duszy śp.
Marii K o n o p n i c k i e j 14 X 1910, w: tenże, „Zmacniajcie się w Panu”.
Przemówienia okolicznościowe, t. 1, s. 37-44.
J a s i ń s k i W., Przemówienie na żałobnym nabożeństwie w stuletnią
rocznicę narodzin Zygmunta K r a s i ń s k i e g o dnia 22 II 1912, w: tenże,
„Zmacniajcie się w Panu”. Przemówienia okolicznościowe, t.1, s. 27-34.
M o m i d ł o w s k i S., Kazanie wygłoszone w czasie nabożeństwa w katedrze
przemyskiej dn. 19 II 1912 r. w setną rocznicę urodzin Zygmunta K r a s i ń s k i e g o
w: tenże, Kazania przygodne, t. 1, s. 66-75.
S z l a g o w s k i
A., Mowa nad zwłokami śp. Bolesława P r u s a
powiedziana w kościele św. Aleksandra dnia 22 maja 1912 r., w: tenże, Mowy
narodowe, Poznań 1927, s. 19-22.
W ł a d z i ń s k i
J., Wspomnienie pośmiertne. Non omnis moriar
(Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa żałobnego odprawionego w kościele
powizytkowskim za spokój duszy śp. Aleksandra G ł o w a c k i e g o [B. P r u s a]),
„Ziemia Lubelska” 1912 nr 142, s. 3, nr 143, s. 2, nr 145, s. 2, nr 153, s. 3, nr 155, s.
3, nr 161, s. 2.
F a l k o w s k i Cz., Mowa żałobna podczas nabożeństwa za duszę śp.
Henryka S i e n k i e w i c z a w kościele św. Katarzyny dnia 22 XI 1916, „Życie
Kościelne” 1916 nr 23-24, s. 8-13.
G r a l e w s k i J., [fragment mowy wygłoszonej 22 XI 1916 w Vevey], w: J.
Czempiński, „Na ojczyzny łono”…Opis przewiezienia zwłok nieśmiertelnego
duchowego przywódcy narodu, genialnego pisarza Henryka S i e n k i e w i c z a z
Vevey, gdzie zmarł, do Warszawy oraz pogrzebu w stolicy i uroczystości żałobnych,
Warszawa 1927, s. 13.
K ł o s
J., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka
S i e n k i e w i c z a w kolegiacie farnej w Poznaniu dnia 28 listopada 1916, Poznań
1916.
K u p c z y ń s k i A., Mowa wygłoszona podczas nabożeństwa żałobnego za
duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a w Pelplinie 4 grudnia 1916 […], „Pielgrzym”
1916 nr 148, s. 1-2.
267
M a c i e j o w s k i A., Mowa wypowiedziana w Bazylice Płockiej z powodu
zgonu Henryka S i e n k i e w i c z a dnia 22 listopada 1916, Płock 1916.
M o m i d ł o w s k i S., Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę Henryka
S i e n k i e w i c z a wygłoszona w katedrze przemyskiej dnia 22 listopada 1916,
Przemyśl 1917, przedruk w: tenże, Kazania przygodne t.1, s. 76-88.
N o w a k o w s k i
M., Mowa wygłoszona w Królewskiej Katedrze
Warszawskiej podczas nabożeństwa za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a,
Warszawa 1916.
P ę c h e r s k i C., Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za duszę śp.
Henryka S i e n k i e w i c z a odprawionym we Włocławskiej Bazylice Katedralnej
[…] dnia 21 listopada 1916, Włocławek 1916.
S z n a r b a c h o w s k i F., Mowa żałobna wygłoszona przez … w Kościele
św. Aleksandra w Kijowie na nabożeństwie za duszę śp. Henryka S i e n k i e w i c z a
dnia 23 listopada 1916 r., Kijów 1916.
T o m a n e k R., Hetman słowa i czynu. Mowa żałobna, którą wygłosił na
nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Henryka Sienkiewicza w kościele Braci
Miłosierdzia w Cieszynie dnia 16 grudnia 1916 …, Cieszyn 1917.
C i e s z y ń s k i N., Mowa wygłoszona na nabożeństwie żałobnym za śp.
Henryka S i e n k i e w i c z a w Berlinie w kościele św. Jadwigi w styczniu 1917 r.
(powtórzona później 21 stycznia 1917 r. w Poznaniu w kościele Matki Bolesnej na św.
Łazarzu), Poznań 1917, przedruk w: tenże, Lud jako lew się podniesie. Zbiór kazań i
mów kościelno-narodowych, Poznań 1921, s. 23-38.
Mowy żałobne wygłoszone w różnych kościołach przez kapłanów diecezji
sandomierskiej ku uczczeniu śp. Henryka S i e n k i e w i c z a, Sandomierz 1917, tu:
H. C z e r n i k, J. G a j k o w s k i, W. K o r p i k i e w i c z, Sz. P i ó r o,
P. P o s ł u s z y ń s k i, J. R o k o s z n y (jego kazanie wygłoszone w Radomiu w
dniu 22 listopada 1916 przedrukowane zostało w: tenże, Mowy podczas wielkiej wojny
1915-1920, Radom 1921, s. 33-39), K. S z y k u l s k i, R. Ś m i e c h o w s k i.
T e o d o r o w i c z J., Wobec ideałów S i e n k i e w i c z a. Mowa
wypowiedziana na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Sienkiewicza w kościele
Mariackim w Krakowie przez […], Kraków 1917.
268
S z l a g o w s k i
A.., Mowa w drugą rocznicę zgonu Henryka
S i e n k i e w i c z a powiedziana w katedrze Metropolitalnej św. Jana dnia 15
listopada 1918 r., w: tenże, Mowy narodowe, s. 54-58.
M a r k i e w i c z P., Mowa przeora [na Jasnej Górze 25 X 1924], w: J.
Czempiński, „Na ojczyzny łono”… Opis przewiezienia zwłok […] Henryka
S i e n k i e w i c z a […], s. 161-166.
S z l a g o w s k i A., Mowa wypowiedziana przy złożeniu zwłok śp. Henryka S
i e n k i e w i c z a do podziemi w katedrze św. Jana w dniu 27 października 1924
roku, w: tenże, Mowy narodowe, s. 223-227.
S z l a g o w s k i A., Mowa nad zwłokami Jana G n a t o w s k i e g o prałata
domowego Jego Świątobliwości, wybitnego literata polskiego powiedziana w kościele
św. Ducha 12 października 1925 r., w: tenże, Mowy narodowe, s.243-247.
S z l a g o w s k i A., Mowa nad zwłokami śp. Władysława R e y m o n t a
powiedziana w katedrze Metropolitalnej św. Jana dnia 9 grudnia 1925 r., w: tenże,
Mowy narodowe, s. 255-258.
F a l k o w s k i Cz., Na sprowadzenie prochów S ł o w a c k i e g o.
Przemówienie wygłoszone podczas nabożeństwa na dziedzińcu uniwersyteckim Piotra
Skargi w Wilnie 28 VI 1927, Wilno 1927.
G o d l e w s k i M., Mowa wygłoszona w katedrze wawelskiej w dniu złożenia
prochów S ł o w a c k i e g o, „Nowa Biblioteka Kaznodziejska” 1927, s. 183-187,
przedruk w: Pochód na Wawel. Pamiątka z pogrzebu Juliusza Słowackiego [14-28
czerwca 1927 r.]. Ze sprawozdań zestawił J. Wiśniowski, Kraków 1927, s. 113-118.
L i s i e c k i A., Mowa przy trumnie Juliusza S ł o w a c k i e g o w
Katowicach, w: Pochód na Wawel […], s. 68-69.
M o m i d ł o w s k i S., Kazanie na nabożeństwie żałobnym w dzień pogrzebu
[28 czerwca 1927 r.] Juliusza S ł o w a c k i e g o, w: tenże, Kazania przygodne t. 1, s.
57-65.
S z l a g o w s k i A., Mowa nad prochami S ł o w a c k i e g o w katedrze św.
Jana dnia 27 czerwca 1927 r., w: tenże, Mowy akademickie, Warszawa 1936, s. 9294.
269
S z l a g o w s k i A., Mowa podczas złożenia w murach kościoła św. Krzyża
serca śp. Władysława R e y m o n t a oraz odsłonięcia w tymże kościele tablicy
pamiątkowej dnia 4 grudnia 1929, w: tenże, Mowy akademickie, s. 172-173.
S k a z i ń s k i S., Mowa żałobna nad trumną Jana K a s p r o w i c z a
wygłoszona na starym cmentarzu w Zakopanem 1 sierpnia 1933, „Kurier Poznański”
1933 nr 360, s. 3.
M i c h a l s k i K., Pochodnia gorejąca, Przemowa nad trumną Karola
Huberta R o s t w o r o w s k i e g o dn. 7 II 1938, „Czas” 1938 nr 43 (odb. Warszawa
1938).
270
SPIS TREŚCI
I Preliminaria (Pośród znaków zapytania) ……………..…………….3
II Żywotność paradygmatu romantycznego ………………………….29
III Zjawiska: preferencje tematyczne w tekstach i
mikrotekstach (1830-1939) ……………………….……...………..56
1. Kaznodziejstwo w kręgu opinii, wyobrażeń i legend… …….. 58
2. Z ambony o literaturze……………………………………… ..77
3. Kaznodziejskie portrety trumienne pisarzy…….………….… .83
4. Sztuka
wstępu
(Z
dziejów
exordium
w
kaznodziej-
stwie okolicznościowym XIX i XX wieku…………………109
5. Modlitwy kaznodziejskie…………………………………….129
6.
Spiętrzenie
tradycji
(Międzywojenne
kaznodziej-
stwo okolicznościowe)……………………………….………142
IV Konterfekty kaznodziejskie (XIX i XX w.)……………………...151
Naczelnym wśród kaznodziejów (romantyków) był artystą.
(Ludwik Trynkowski–1805-1849)………………………….153
Maksymilian Małopolski (1820-1864) – kaznodzieja
z romantyczną wyobraźnią……………… ……………… .166
Romantyczni kaznodzieje wielkopolscy…………………… 174
Władysław Chotkowski (1843-1926)………………………
187
Kaznodzieja młodopolski……………………….. ………… 195
Poszukiwanie mesjańskie (Kazania Abrahama Ozjasza Thona).203
W majestacie literatury (o Antonim Szlagowskim)………… 211
Summa patriotyczna (Józef Teodorowicz 1864-1938)……
219
V Zamknięcie (Sugestie badawcze)……………… ………
225
VI Bibliografie ……………………………………………………
229
Bibliografia przedmiotowa i pomocnicza…… .
230
Kaznodziejstwo i literatura w refleksji homiletycznej XIX
i XX wiek u (Bibliografia adnotowana)……………………… . 234
271
Kazania ku czci pisarzy…………………………………… 262
272

Podobne dokumenty