Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka

Transkrypt

Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
Warto dokładniej przyjrzeć się książce Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia. Biografia
polityczna legendarnego przywódcy 'Solidarności' do 1988 roku". Już dziś można bez przesady
powiedzieć, że jako magisterium kwalifikuje się pod paroma względami do swoistych rekordów
Guinnessa. Na pewno jest to pierwsza w świecie praca magisterska, która wywołała tak wielką
burzę po wydrukowaniu. Przypuszczalnie jest największą objętościowo pracą magisterską
(ponad 700 stron), a przynajmniej jedną z największych. A na dodatek, wbrew idiotycznym
napaściom, książka Zyzaka jest wybitnym dziełem naukowym, świetną próbą syntetycznej
biografii politycznej opartej na bardzo licznych źródłach (około 1000). Na tle przeciętnych prac
magisterskich, które mają po 20-30 stron objętości, książka Zyzaka wyróżnia się wielkością
bibliografii (w tym 152 książki) liczącej 16 stron druku. Faktycznie ta praca 24-letniego magistra
mogłaby, po niewielkich przeróbkach, być broniona jako doktorat. Jej niebywałe walory
skonstatuje każdy, kto zajrzy do niej choćby na 20 minut, zamiast wydawać bez czytania
bezmyślne sądy potępieńcze, tak jak zrobiła to minister Barbara Kudrycka.
Lawina kłamstw
Na tle autentycznej wartości książki Pawła Zyzaka tym bardziej ośmieszają się jej krytycy
próbujący zdyskredytować ją jako nic nie wartą, wręcz kompromitującą. Na skrajnie negatywne
opinie o książce Zyzaka, pomijające jakiekolwiek jej walory, pozwoliły sobie bowiem takie
"autorytety" jak premier Donald Tusk (ciekawe, jaką wartość miało jego magisterium z historii?),
minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka, marszałek Senatu Bogdan
Borusewicz, szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski etc, etc. Do ponurej groteski
urastają ataki na książkę Pawła Zyzaka ze strony takich prominentów Platformy Obywatelskiej
jak wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski czy jeden z najbardziej krzykliwych posłów PO
Janusz Palikot. Niesiołowski nazwał książkę Zyzaka "hańbą". Co więcej, publicznie wystąpił w
audycji telewizyjnej za usunięciem z pracy na Uniwersytecie Jagiellońskim promotora pracy
magisterskiej Pawła Zyzaka - prof. Andrzeja Nowaka. Było to żądanie godne najgorszych
czasów stalinowskich. Nie bez racji prezes IPN prof. Janusz Kurtyka nazwał żądanie
Niesiołowskiego "haniebnym" (por. "Dziennik" z 6 kwietnia 2009 r.). Z kolei Palikot "popisał się"
chyba najbardziej prymitywnym i obskuranckim atakiem na dzieło Zyzaka. W programie Moniki
Olejnik "Kropka nad 'i'" 2 kwietnia nazwał tę książkę "kretyńską" i "diabelską".
Nie da się natomiast zaprzeczyć, że jest to książka pisana przez autora bardzo inteligentnego,
zadziwiającego wprost umiejętnościami w dziedzinie biografistyki historycznej, i to w wieku
zaledwie 24 lat! Książka ta ma jeszcze jeden dodatkowy walor: łączy ogromną ilość zebranych
materiałów źródłowych z bardzo żywym, zajmującym stylem pisarstwa. To się naprawdę daje i
chce czytać, czego na pewno nie można powiedzieć o żałosnym gniocie Janusza Palikota,
nazywanym przez pomyłkę książką. Jego "przebojowa publikacja" "Płoną koty w Biłgoraju" jest
tak nudna, że aż zęby bolą przy czytaniu.
Porównajmy ataki na książkę Zyzaka z niektórymi opiniami tych, którzy ją dokładnie przeczytali,
w odróżnieniu od atakujących. Profesor Andrzej Nowak, przyznając, że są pewne usterki w
1/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
pracy Zyzaka, stwierdził, że pomimo to jej "ocena musi być bardzo dobra ze względu na
gigantyczny, niespotykany wręcz nakład pracy, także pracę interpretacyjną" ("Nasz Dziennik" z
4-5 kwietnia 2009 r.). Znany publicysta Jerzy Jachowicz pisał o "tytanicznej wprost pracy
24-letniego badacza", dodając: "Ogrom źródeł, z jakich korzystał, i własnych przedsięwzięć
badawczych jest doprawdy imponujący". I rzeczywiście, należy podziwiać przede wszystkim
ogromną, benedyktyńską wręcz pracowitość Zyzaka w wyszukiwaniu źródeł. Próbowano
dyskredytować jego książkę, atakując ją za to, że część źródeł ustnych, które przytacza, jest
anonimowa. Przypomnijmy więc, iż autor książki posiada nagrania wszystkich tych
anonimowych opinii i nie podaje nazwisk ich autorów ze względu na troskę o bezpieczeństwo
wypowiadających się osób. Co więcej, te anonimowe źródła występują zaledwie na kilkunastu
stronach tej 624-stronicowej książki. O tej zaś proporcji milczą jak grób autorzy agresywnych
napaści na pracę Zyzaka. Największe wzburzenie osób piętnujących jego książkę wywołało
poinformowanie w niej - w oparciu o anonimowe źródła - o historii nieślubnego syna Wałęsy.
Zajadłe ataki na Zyzaka w tej sprawie doprowadziły nagle do czegoś nieprzewidzianego - kilka
osób znających dobrze historię młodzieńczego romansu Wałęsy i jego nieślubnego dziecka
zdecydowało się otwarcie przemówić. Wypowiedzi ich przedstawiła "Gazeta Pomorska" z 2
kwietnia 2009 r., można je też odsłuchać w nagraniu wideo tej gazety w internecie.
Nawiązywały do tej sprawy również centralne gazety, powołując się na informacje "Gazety
Pomorskiej". W "Dzienniku" z 3 kwietnia pisano już w tytule "Cała wieś mówi o nieślubnym
dziecku Wałęsy. Zobacz wspomnienia ludzi z okolic Łochocina". Na ten sam temat informowała
"Rzeczpospolita" z 3 kwietnia w tekście pt. "Zyzak napisał prawdę?", przytaczając fragmenty z
wypowiedzi krajanów Wałęsy przytoczonych w "Gazecie Pomorskiej".
Czarna karta mediów
Rzeczą znamienną jest przemilczenie przez przeważającą część mediów ustaleń podanych
przez świadków reporterom "Gazety Pomorskiej", a także "Expressu Bydgoskiego". Znany
publicysta Piotr Skwieciński, były prezes PAP, pisał w "Rzeczpospolitej" z 6 kwietnia: "Nie mam
wątpliwości, że w przyszłości sprawa Zyzaka będzie przywoływana jako czarna karta polskich
mediów. Uderzające jest, że gdy reporterzy 'Gazety Pomorskiej' i 'Expressu Bydgoskiego' (a nie
żadnej centralnej redakcji) postanowili zweryfikować - uznawane dotąd przez wszystkich za
główny kanon obrazy i za w oczywisty sposób fałszywe - twierdzenia historyka o młodzieńczych
ekscesach Wałęsy (sprawa nieślubnego dziecka i nieszczęsne sikanie do kropielnicy), i kiedy
okazało się, że mieszkańcy Łochocina potwierdzają - i to wcale nie anonimowo - wersję Zyzaka,
'Wyborcza' przemilczała to totalnie. Odkrycie pomorskich dziennikarzy zostało pominięte przez
niemal wszystkie informacyjne serwisy głównych telewizji, a większość redakcji prasowych nie
zamieściła go w swoich papierowych wydaniach". Dodajmy przy okazji, że właśnie fragmenty
książki Zyzaka na temat młodzieńczych lat Wałęsy należą do ustaleń pionierskich. Przyznaje to
nawet autor proplatformowego "Newsweeka" Piotr Śmiłowicz, pisząc w numerze z 13 kwietnia o
Zyzaku: "Jego zasługą jest jednak to, że zdecydował się na badanie terenu dziewiczego, jakim
było dzieciństwo i młodość Lecha Wałęsy. Dotąd okres ten był znany tylko z relacji samego
zainteresowanego. Najwyraźniej historycy z tzw. wielkim nazwiskiem bali się tego tematu, skoro
zabrał się do niego młody człowiek".
"Odbrązawiacz" Zyzak
2/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
Nie chcę być panegirystą Pawła Zyzaka, dlatego muszę zaakcentować jedną wadę jego
pisarstwa. Na pewno nie jest on bezstronnym historykiem piszącym sine ira et studio (bez
gniewu i namiętności). Głównym celem jego pracy jest odbrązowienie Wałęsy w oparciu o
skrzętnie nagromadzoną ilość materiałów źródłowych. Tytuł tej książki wyraźnie pokazuje tę
tendencję: "Lech Wałęsa. Idee i historia". Osobiście dałbym jeszcze bardziej jednoznaczny
tytuł: "Lech Wałęsa. Próba odbrązowienia". Paweł Zyzak pracowicie weryfikuje stwierdzenia
Wałęsy w różnych okresach jego życia, wyłapuje powtarzające się w nich sprzeczności na
temat podawanych faktów. Przywołuje na przykład twierdzenia o niezwykle wielkiej religijności
byłego prezydenta, jakoby cechującej go od dzieciństwa, przypominając różne relacje mówiące
coś wręcz przeciwnego, przynajmniej w odniesieniu do dzieciństwa i młodości. Powołuje się
przy tym nie tylko na sąsiadów Wałęsy, ale i na proboszcza z jego rodzinnych stron - księdza J.
Płaciszewskiego (por. s. 317). Porównuje sprzeczne stwierdzenia Wałęsy w sprawie kryzysu
wiary. W jednym z wywiadów powiedział on Orianie Fallaci, że oddalił się od wiary tylko między
17. a 19. rokiem życia. W drugim wyznaniu z kolei twierdził, że "Gdzieś między dwudziestym a
dwudziestym piątym rokiem życia sporo grzeszyłem" (s. 39-40). Według Zyzaka (s. 41): "Żadna
z osób, pamiętających Lecha Wałęsę z młodości, nie poświadczyła głębokiej religijności na
miarę tej, jaka objawiła się w nim kilkanaście lat później, w trakcie strajku w Sierpniu ‘80 (...). Po co chodzić do spowiedzi, jeśli nie masz nic do wyznania? - żartował (...)".
Zyzak jest ogromnie sceptyczny co do różnych zwierzeń Wałęsy. Na przykład przytacza na s.
318, z jednoznacznymi wątpliwościami, historię "cudu", jaki Wałęsa miał przeżyć osobiście.
Historią tą Wałęsa uraczył Krzysztofa Wyszkowskiego jeszcze w okresie Wolnych Związków
Zawodowych (WZZ). Podczas wystąpień robotniczych 15 grudnia 1970 r. Wałęsa rzekomo stał
przed komendą MO w Gdańsku, akurat wtedy, gdy milicja strzelała z okien budynku. Wtedy
jakoby Lech miał poczuć silne uderzenie w klatkę piersiową. Gdy spojrzał na marynarkę,
dostrzegł w niej dziurę na piersi. Rozpiąwszy marynarkę, wyjął z kieszeni notesik - jak się
okazało - również przedziurawiony. Notesik otworzył się na obrazku Matki Bożej. Na tym
obrazku zatrzymał się i uległ spłaszczeniu (!) pocisk milicyjnej kuli. Zyzak przytacza w tym
momencie komentarz Wyszkowskiego, który stwierdził, że Matka Boża została potraktowana
przez Wałęsę bardzo instrumentalnie. W tym czasie bowiem, gdy miał się zdarzyć opisywany
przez Wałęsę cud, przyszły heros "S" zwyczajnie siedział na kanapie i pił kawę z dowództwem
operacji (por. s. 318).
Zyzak uważa również za dość wątpliwe różne opowieści byłego prezydenta zmierzające do
wykreowania jego "martyrologii". Jest przekonany, że nie ma przekonywających dowodów na
to, że komuniści chcieli - jak opowiadał Wałęsa - zgładzić go w styczniu 1981 r. we Włoszech i
później znów, już w Gdańsku, w maju 1985 roku. Na łamach "Gazety Wyborczej" ilość
rzekomych zamachów na życie Wałęsy urosła już do pięciu (por. Lech Wałęsa wie o pięciu
"poważnych" zamachach na niego, "Gazeta Wyborcza" z 6 października 2005 r.). Dodajmy do
tego jeszcze nieścisłości w opowieści Wałęsy o jego aresztowaniach, który wywiadzie dla
Oriany Fallaci powiedział: "Byłem zatrzymany ok. 100 razy, prawie zawsze zamknięty na 48
godzin" (por. O. Fallaci, Dwa wywiady, Samodzielna Oficyna Literacka, 1982, s. 20). Według
Pawła Zyzaka (s. 296), z dokumentów źródłowych wynika, że Wałęsa został zatrzymany
dwanaście razy, w tym tylko pięciokrotnie z osadzeniem w areszcie na 48 godzin. Jak widać,
rozbieżność między faktami a relacją Wałęsy była po prostu ogromna! Dość wątpliwa wydaje
się również opowieść Wałęsy, jak to rzekomo straszył władzę "dobrym przegłodzeniem
własnych dzieci", by w ten sposób wyrazić protest przeciwko szykanom władzy. Zyzak (s. 351)
przytacza na przykład, za autobiografią Wałęsy, następującą opowieść: "(...) W okresie WZZ,
3/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
po wyrzuceniu z 'Elektromontażu', Wałęsa zorientował się, że w jego domu 'ściany mają uszy'.
Niepocieszony brakiem ofert pracy, postanowił to wykorzystać i wygłosił w domu przemówienie:
'Zaplanowałem więc - wspomina - że kiedy zostanę odprawiony z kwitkiem, wezmę po południu
dzieci, na wszelki wypadek dobrze przegłodzone (sic!), zaprowadzę do sklepu i niech biorą, co
chcą, do jedzenia'. Ekspedientce zamierzał wytłumaczyć się brakiem pracy, a następnie
pozwolić spisać swoje dane, obiecując rychłą spłatę długu po otrzymaniu pensji. I co dalej?
Kiedy ponownie znalazł się w 'pośredniaku', podszedł do niego kierownik i oświadczył: '(...)
Znamy pana sytuację, wiemy, że jest pan bez pracy', i wręczył mu 6000 zł tytułem zapomogi".
Zyzak podaje fakty dowodzące, że Wałęsa bez skrupułów koloryzował, nawet w odniesieniu do
tak poważnych opracowań, jak encyklopedie. Według niego (s. 326), w kwestionariuszu
przysłanym mu przez "Encyclopaedia Britannica" Wałęsa napisał o sobie: "Jeden z przywódców
strajku 1970, 1976, przywódca strajku 1980". Przynajmniej jedno z tych twierdzeń jest
drastycznie nieprawdziwe. Wałęsa nie był w żadnym razie "jednym z przywódców strajku w
1976 roku"!
Czy Zyzak ma prawo do wyrażania wątpliwości wobec przeróżnych opowieści Wałęsy? Na tle
wielokrotnych, udowadnianych przez niego kłamstw byłego prezydenta czy po prostu
jaskrawych sprzeczności w jego komentarzach na temat tych samych faktów dotyczących
różnych wydarzeń uważam, że sceptycyzm Zyzaka wobec Wałęsy jest bardzo, ale to bardzo
uzasadniony. Tym, którzy krytykują autora książki za jego nastawienie skierowane głównie na
odbrązawianie Wałęsy, proponuję - niech zabiorą się sami za taką biografię, w której popróbują
skutecznie zawalczyć z zarzutami wobec niego.
Zyzaka portret Wałęsy
Przyjrzyjmy się teraz innym aspektom kreślonego przez Pawła Zyzaka psychologicznego
portretu Wałęsy. Autor książki, w oparciu o bardzo bogaty materiał źródłowy, stara się
wypunktować mocne strony Wałęsy, które zapewniły mu przywództwo w "Solidarności". Zalicza
do nich: "niewątpliwą charyzmę", "przebojowość", "umiejętność szybkiego podejmowania
decyzji", "świetne zrozumienie mas", "umiejętność wyczuwania nastrojów społecznych". Sam
określił to słowami: "Jak jestem między wronami, to kraczę jak one". W parze z tym jednak szły
tendencje do autorytatywnego sterowania "Solidarnością", do usuwania ludzi, którzy w
zasadniczych dla związku sprawach mieli opinie odmienne niż Wałęsa, swego rodzaju
"despotyzm", którego nie próbował zbytnio ukrywać, wyrażając się: "Ja demokratycznie,
półdemokratycznie, a nawet niedemokratycznie buduję demokrację" (cyt. za: J. Kurski: Wódz,
Warszawa 1991, s. 7).
Wśród cech charakteru Wałęsy najbardziej męcząca wydaje się jego skrajna pycha sięgająca
niebotycznych rozmiarów. Bardzo wiele osób pamięta, jak nawet po uzyskaniu w wyborach
prezydenckich w 2000 r. tylko ok. 1 proc. głosów przechwalał się, że zostanie prezydentem
Europy. Zyzak bardzo mocno wzbogaca nasze informacje na temat rozmiarów tej pychy.
Przypomina opinię słynnej dziennikarki włoskiej Oriany Fallaci, która po wielogodzinnym
wywiadzie z Wałęsą stwierdziła m.in.: "Był bardzo pretensjonalny i pewny siebie, uważał się za
kogoś bardzo inteligentnego. Był nieprawdopodobnie próżny. Potworny ignorant (...). Jako
człowiek był tym, co my we Włoszech określamy jako 'antipatico'". Pycha przywódcy
"Solidarności" odzwierciedlała się - według Zyzaka - w byciu człowiekiem, "który bardzo dużo
myśli o swojej pozycji, a mierzy ją długością oklasków dla niego i jego konkurentów". Dlatego
nie mógł ścierpieć tego, że Anna Walentynowicz momentami otrzymywała równie duże, jak on,
4/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
oklaski. W odniesieniu do niej szczególnie widoczne były przejawy małości Wałęsy. Zyzak
przytacza na przykład wspomnienie Bogdana Borusewicza: "W tym czasie pani Ania była
bardzo popularna w Polsce, była osobą, która wyraźnie zagrażała pozycji Wałęsy. Nie było
większego konfliktu do czasu podróży delegacji 'Solidarności' do Papieża. Pani Ania chciała
bardzo jechać do Papieża ze względu na to, że jest religijną kobietą, i okazało się, że nie
znalazła się w delegacji. Wałęsa obiecał, że pojedzie, a potem nawet jej zabronił, gdy ona
chciała jechać na własną rękę. To wywołało nasze oburzenie (...).
Do najostrzejszego konfliktu między Wałęsą a Walentynowicz doszło akurat w czasie spotkania
z Janem Pawłem II. Walentynowicz podeszła z jedną z pamiątkowych książek do księdza
Stefana Wesołego i zapytała, czy może dostać autograf Ojca Świętego dla ciężko chorej
przyjaciółki. Ksiądz Wesoły zachęcił ją, aby uczyniła to teraz, dopóki Jan Paweł II nie jest
jeszcze zajęty. Papież zareagował przyjaźnie i upomniał się o długopis. Wówczas podszedł do
nich Wałęsa, wołając: 'Jak pani śmie wykorzystywać Ojca Świętego! Pani jest bezczelna! Ja
mam pierwszeństwo, mam dzieci, a tak się nie zachowuję!'. 'Panie Wałęsa, załatwicie te sprawy
później, dobrze?' - rzucił Papież i zwrócił się do Walentynowicz: 'Przepraszam, jakie imię mam
tu wypisać, bo zapomniałem...'. Walentynowicz z trudem powstrzymywała łzy" (s. 289).
Dziennikarka Ewa Berberyusz użalała się w "Gazecie Wyborczej" z 13-14 października 1990 r.:
"Przed Wałęsą wstrzymuje mnie (...) stosunek do ludzi. Nasilająca się podejrzliwość,
dopatrywanie się w każdym, kto nie schlebia, przeciwnika (...)" (s. 288).
Z rodu rzymskiego cesarza Walensa
Niebotyczne rozmiary pychy Wałęsy dobrze ilustrował przytoczony przez Zyzaka (s. 299)
fragment wywiadu udzielonego przez przywódcę "S" podziemnemu pismu "Bez dekretu" (nr 13
z 1986 r.). Publicystka tego pisma pytała Wałęsę: "Czy jest w historii jakaś postać, która jest dla
Pana wzorem, punktem odniesienia czy może mistrzem? - Nie ma - stwierdził Wałęsa. Jest Jan
Paweł II, jest Józef Piłsudski, jestem ja, Lech Wałęsa... To są wielkie postacie, robiące wielkie
rzeczy w określonych warunkach". Jeszcze bardziej surrealistyczna była scena przytoczona
przez Zyzaka (s. 300) za Krzysztofem Wyszkowskim. Oto sekretarz Wałęsy Andrzej Celiński
miał zwrócić się do przywódcy "S" w następujący sposób: "Piłsudskiego już przewyższyłeś? Tak - przytaknął Lech. - A Stalina...? - ciągnął Celiński. - No tutaj... - odburknął Wałęsa".
Zdaniem Wyszkowskiego, dzielny elektryk nie miał całkowitej pewności co do tego, czy
przewyższył poziom geniuszu Stalina.
Najbardziej groteskowe było ubzduranie sobie przez Wałęsę, że pochodzi z rodu cesarza
rzymskiego Walensa. Pierwszy raz sprawę tych "przemyśleń" Wałęsy nagłośniono w
spreparowanej przez bezpiekę taśmie z nagraniem rozmowy między Wałęsą a jego bratem (s.
445-446). Zyzak przytacza jednak również inne odwoływania się przywódcy "Solidarności" do
swego rzekomego pochodzenia od rzymskiego cesarza Walensa, ba, nawet próbuje znaleźć
praprzyczynę tych bajek dzielnego elektryka. Przywołuje najpierw (s. 446) opowieść M.F.
Rakowskiego, jak to ks. Alojzy Orszulik komentował wywody o wyimaginowanym protoplaście
rodu Wałęsów dyrektorowi Agencji "Interpress" Mirosławowi Wojciechowskiemu: "Orszulik
mówił, że to on jest winien, iż Wałęsa bredził o swoim cesarskim pochodzeniu. 'Prosił mnie o
książki. Przywoziłem mu je, a on oddawał mi nie rozcięte. Wreszcie dałem mu książkę o
początkach chrześcijaństwa. Przeczytał 12 stron i natknął się na nazwisko cesarza Walensa.
Zapytał mnie, czy mogło tak być, że pisał się on przez 'ł'. Po co ci to, Lechu, potrzebne? Bo to
może mieć związek z moją rodziną, odpowiedział. Stąd wzięła się kwestia w rozmowie z bratem
5/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
na temat cesarskiego pochodzenia rodziny". Sam ks. bp Alojzy Orszulik tak wspominał o tej
sprawie w książce "Czas przełomu" (Warszawa Ząbki 2006, s. 98): "W innym miejscu Wałęsa
przekonywał brata, że pochodzą z rodu cesarskiego, bo od cesarza Walezjusza (istotnie, kiedyś
mi mówił, że wyczytał w książce ks. Józefa Umińskiego pt. 'Historia Kościoła', t. I, i czy bym nie
mógł sprawdzić, czy nazwisko Wałęsa nie pochodzi od nazwiska Walensa. Być może, że
Polacy zmienili literę 'l' na 'ł', a literę 'e' na 'ę' i wymawiają jego nazwisko w obecnym brzmieniu
(...)".
Skomplikowana psyche Wałęsy czasem znajdowała odbicie w dość zaskakujących
wynurzeniach. Zyzak (s. 319) cytuje np. jedno z takich wystąpień Wałęsy, gdy w przypływie
szczerości, na spotkaniu z grupą działaczy "Solidarności" we Włocławku 1 listopada 1980 r.
powiedział: "Ja, jak wchodzę do kościoła, to zapominam o wszystkim - ja się tym sprawdziłem myślałem, ile mi jeszcze zostało, może dzień, może rok - tego nie przewidzisz - i z czym ja
stanę, że zdrajca, że świnia, że oszukał ludzi. Nie wierzę w wielkich ludzi, którzy uczciwie szli
do przodu (...)". Zyzak zwraca uwagę na powtarzające się u Wałęsy skłonności do powtarzania
zdań wewnętrznie sprzecznych: "Nie chcę, ale muszę", "Jestem za, a nawet przeciw", "Punkt
widzenia zależy od punktu siedzenia", "Plusy dodatnie, plusy ujemne". Widzi w tych zwrotach
świadectwo permanentnego uciekania przed odpowiedzialnością za czyny. Chowając się za
tego typu dwuznacznymi zwrotami, "mógł zmyć z siebie barwę reprezentanta danej opcji i
spróbować zatrzeć negatywne wrażenie". Swą niebywałą elastyczność poglądów Wałęsa
usprawiedliwiał stwierdzeniami w stylu: "Jestem człowiekiem, który chce (...) być użytecznym
niezależnie od granic, kolorów i ideologii. Zając głodny nie zna granic". Potrzebując szerokiego
pola manewru, lubił mówić dwuznacznikami w stylu: "Ja się z wami zgadzam, tylko to trzeba
robić mądrze". Według Zyzaka, Wałęsa bardzo rozwinął "sztukę swoistej gry słowem". Na
przykład jednoznaczną dla wszystkich "lustrację" przeobraził w "mądrą lustrację", stwarzając w
ten sposób sobie i przeciwnikom lustracji szerokie pole manewru.
Odsłanianie zacieranych kart z przeszłości
Do najcenniejszych części książki Pawła Zyzaka należy żmudne odtwarzanie różnych źródeł na
temat charakteru kontaktów między Lechem Wałęsą a Służbą Bezpieczeństwa. Część z
publikowanych przez niego materiałów powtarza dane znane już z książki Pawła Gontarczyka i
Sławomira Cenckiewicza "SB a Lech Wałęsa". A jednak, jak przyznaje jeden z autorów
wspomnianej już książki Sławomir Cenckiewicz na łamach "Rzeczpospolitej" z 2 kwietnia 2009
r., Zyzak wzbogaca opisaną wcześniej sprawę TW "Bolka" o obszerną relację (czterogodzinne
nagranie wideo) mjr. SB Janusza Stachowiaka na temat współpracy Wałęsy z SB (s. 120-121).
Warto zapoznać się z przedstawianymi przez Zyzaka odpryskami różnych donosów TW "Bolka"
(s. 122-129).
Szczególnie interesujący jest rozdział o roli głównego zausznika Wałęsy Mieczysława
Wachowskiego (s. 270-280 oraz s. 463-466). Jak wiadomo, Wachowskiemu już kiedyś nadano
przydomek "kapciowy" (od nakładania kapci na nogi Wałęsy). Zyzak pokazuje, że wpływ
Wachowskiego na Wałęsę nie polegał tylko na ogromnych umiejętnościach przypochlebiania
się "Wodzowi", w czym "kapciowy" był rzeczywiście nie do prześcignięcia. Zwraca uwagę na
umiejętności organizacyjne Wachowskiego, jego "niezwykłe poczucie humoru", zażyłe kontakty
z Danutą Wałęsową, która uważała go za "człowieka wręcz uroczego". Według Zyzaka (s. 277),
szerzyły się informacje o tym, że Wachowski specjalizował się też w organizowaniu różnych
"rozrywek" szefowi "Solidarności". Jak pisze w swojej książce: "Od czasu do czasu wypływały
6/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
informacje, że Wachowski 'odmroził' swoje kontakty z trójmiejskim 'półświatkiem' i dbał o
zapewnienie dobrej zabawy Przewodniczącemu. Wałęsa cieszył się dużym powodzeniem u
kobiet. Jego współpracownicy mówią o 'ekstazie kobiet, dzikich oczach i oszalałym wzroku'
fanek. Wielu działaczy wiedziało lub przynajmniej domyślało się licznych romansów naszego
tytułowego bohatera". Na osobną uwagę zasługują przykłady konfiskowania przez służby
specjalne w dobie prezydentury Wałęsy różnych niewygodnych dla niego dokumentów, które
potem bezpowrotnie zaginęły.
Walorem książki Zyzaka jest przytoczenie wielu ciekawych, a wciąż za mało znanych
materiałów na temat różnych pseudoautorytetów współdziałających z Wałęsą. Młody historyk
przytacza np. na s. 389-390 szyfrogram Horsta Neubauera, ambasadora NRD, do kierownictwa
NRD z 2 grudnia 1981 roku. W szyfrogramie tym, po raz pierwszy opublikowanym w paryskiej
"Kulturze" z września 1995 r., Neubauer przytaczał wypowiedź Stanisława Cioska, ministra ds.
współpracy ze związkami zawodowymi, tak relacjonującego swą rozmowę z Bronisławem
Geremkiem: "Część decydujących doradców 'Solidarności' rozpoznała już obecną sytuację i wie
o zmianie sytuacji. Mają więcej strachu, niż zakładaliśmy, i zaczynają ratować skórę. Właśnie
miałem osobliwą rozmowę z szefem ekspertów 'Solidarności' Geremkiem. (...) Nie wierzyłem
własnym uszom. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy
'Solidarnością' w obecnej formie a socjalizmem realnym jest niemożliwa. Konfrontacja siłowa
nieunikniona. (...) Aparat solidarnościowy musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy
władzy. Po siłowej konfrontacji 'Solidarność' mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty
związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego
oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę. Być może - kontynuował Geremek - tak
umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane. Po konfrontacji nowa władza
państwowa mogłaby w innej sytuacji politycznej kontynuować nowe procesy demokratyzacyjne.
Nie mogę jeszcze ocenić, czy Geremek mówił tylko we własnym imieniu i czy jego zdanie jest
reprezentatywne. Jego postawa z pewnością nie jest podzielana przez Kuronia i
Modzelewskiego (...)". Sądzę, że ujawnienie takich niezbyt ciekawych epizodów z życia
Geremka czy niektórych innych pseudoautorytetów (np. Kuronia) wpłynęło na rozmiary nagonki
prowadzonej przeciwko Zyzakowi w niektórych mediach. Na przykład na łamach "Gazety
Wyborczej" pracę tę zaatakowano kilkadziesiąt razy.
W komentarzach na temat krytyk Wałęsy wychodzących z najróżnorodniejszych środowisk, od
prawicy po dawną opozycyjną lewicę laicką, bardzo zabrakło mi autorskiego komentarza na
temat określonych momentów czasowych, w których atakowano Wałęsę. Na przykład na s.
575-576 Zyzak przytacza utwór Jacka Kaczmarskiego "Kariera Nikodema Dyzmy",
jednoznacznie bardzo ostro atakujący Lecha Wałęsę. Jedna ze zwrotek piosenki
Kaczmarskiego stwierdzała np.:
Rzecznicy salonowej tłuszczy
Unoszą brwi - to wielki człowiek!
Ja krzyczę - Cham to! Cham
griaduszczij!
Lecz przecież mam nierówno
w głowie.
Choć osobiście całkowicie zgadzam się z porównaniem Wałęsy do Nikodema Dyzmy, to jednak
warto to porównanie, przywołane w utworze Kaczmarskiego z 12 października 1990 r.,
uzupełnić informacją na temat warunków, w jakich powstał tekst. Atakujący Wałęsę Jacek
Kaczmarski należał do gorliwych zwolenników Mazowieckiego, Geremka i Michnika, a to
7/8
Prof. Jerzy Robert Nowak - Wyklęta książka
poniedziałek, 18 maja 2009 08:42
właśnie ci zwolennicy stanowili trzon "salonowej tłuszczy". Wałęsy w owym czasie nie popierała
"salonowa tłuszcza", lecz zwykły lud, czyli większość Polaków głosujących w grudniowych
wyborach prezydenckich 1990 roku.
Na koniec tego szkicu o książce Pawła Zyzaka chciałbym ją gorąco polecić każdemu
czytelnikowi, który myśli po polsku. Uważam, że praca ta może znakomicie służyć do
demaskowania jakże licznych oszczerstw medialnych z takich kuźni oszczerstw jak "Wyborcza",
nie mówiąc o osądach takich przedstawicieli łże-elit jak Tusk, Niesiołowski czy Palikot. Warto
pokazywać tę książkę wszystkim sąsiadom lub kolegom dotąd pozostającym pod wpływami
"Wyborczej" i PO. Niech porównają tak wielkie merytoryczne wartości książki Zyzaka z
oczerniającymi ją kłamstwami pseudoautorytetów. Może się wreszcie przebudzą!
NDz 9.4.09 (kn)
8/8

Podobne dokumenty