Sposób na przetrwanie

Transkrypt

Sposób na przetrwanie
Sposób na przetrwanie
Utworzono: czwartek, 04 września 2014
Autor: Maciej Dorosiński
Źródło: Trybuna Górnicza
Jechałem kiedyś z rodziną nad morze. W tym samym kierunku podążało auto dostawcze na naszych „blachach”, całe
wyładowane workami z węglem. Nietrudno było się domyślić, że ten węgiel pochodził z biedaszybów – opowiada 50-letni
Jan z Wałbrzycha.
Biedaszyby najczęściej kojarzy się z tym miastem. Jednak masowe, nielegalne wydobywanie węgla w ten sposób swój początek
miało na Górnym Śląsku w okresie kryzysu gospodarczego w latach 1929-1933. Kryzys blisko 70 lat później dopadł także
Wałbrzych, kiedy masowo zamykano kopalnie.
– Pierwsze lata po likwidacji górnictwa były spokojne, bo górnicy dostali odprawy. W pewnym momencie odprawy się skończyły i
wtedy zaczęło się kopanie. Pierwsze biedaszyby w Wałbrzychu pojawiły się mniej więcej w roku 2002. Prawdziwy „boom” miał
jednak miejsce w latach 2002-2006. Wtedy nielegalnym wydobyciem zajmowało się od 2 do 3 tys. osób. W tej chwili można mówić,
że kopie od 50 do 100 osób – wyjaśnia Kazimierz Nowak, komendant Straży Miejskiej w Wałbrzychu.
Za węgiel do więzienia?
Kwestie kopania w biedaszybach reguluje Prawo geologiczne i górnicze. Nielegalne wydobywanie kopalin jest traktowane jako
wykroczenie. Moim zdaniem to złe rozwiązanie. W Wałbrzychu były podejmowane próby przekwalifikowania tego czynu i uznania
go za przestępstwo. Niestety, nie udało się – wyjaśnia Nowak, który dodaje, że osoby zatrzymane przy kopaniu otrzymują karę
grzywny. O jej wysokości decyduje sąd. Nie może ona jednak przekroczyć 5000 zł.
– Z tak wysokimi grzywnami jeszcze się nie spotkałem – mówi komendant i podkreśla, że przestępstwem jest uznawana za
paserstwo sprzedaż węgla pochodzącego z biedaszybów. – W mediach pojawiały się informacje, że za kopanie węgla ludzie szli
do więzienia. Zgadza się, trafiali do aresztów, ale to był skutek niezapłaconych grzywien – wyjaśnia komendant.
Gdzie się kopie i jak się kopie?
Wałbrzyska Straż Miejska wraz z policją od wielu już lat systematycznie sprawdza tereny, gdzie funkcjonują biedaszyby. – W
Wałbrzychu jest kilka miejsc, gdzie wydobywany jest węgiel. Jest to dzielnica Stary Zdrój, a konkretnie okolice ulic Bałtyckiej,
Starej, Pułaskiego. Ponadto biedaszyby znajdują się w dzielnicy Sobięcin, przy ulicach Sportowej, 1 Maja, Kosteckiego, Reja i
Wysockiego. Węgiel kopie się także na terenach sąsiednich gmin – wylicza Nowak, który zdradza też jak wygląda nielegalna
eksploatacja.
– Na początku drążono poziome wyrobiska, bo węgiel zalegał bardzo płytko. Wystarczyło odkopać ok. 1 m na stromej powierzchni i
już można było iść pokładem węgla w poziomie. Takie wyrobiska funkcjonowały przez kilka lat do czasu, gdy węgiel płytko
zalegający się skończył. W tej chwili technologia jest inna. Kopie się pionowe szyby, a eksploatacja opiera się na wybraniu tego, co
znajdzie się w pionie. Ewentualnie, jeśli natrafi się na wysoki pokład, po dojściu do niego kopane są poziome chodniki.
Byli górnicy i żółtodzioby
W górnictwie mówi się dużo o luce pokoleniowej. Co ciekawe, problem ten dotknął też „kopaczy”. – Na początku w proceder ten
zaangażowali się byli górnicy. Było to widać po sposobie prowadzenia eksploatacji. Mogę to stwierdzić, bo 10 lat pracowałem pod
ziemią w kopalni Thorez. Wyrobiska te były profesjonalnie zabudowane. Niejednokrotnie oświetlone i wyposażone w systemy
wentylacji.
Szef Straży Miejskiej zaznacza, że z upływem lat zmieniła się „kadra” w biedaszybach, co odbiło się na technologii wybierania
węgla. – Młodsi, niedoświadczeni ludzie w coraz mniejszym stopniu przykładali wagę do bezpieczeństwa. To zaczęło skutkować
wypadkami. Takich zdarzeń było naprawdę sporo, w tym siedem śmiertelnych w minionej dekadzie.
Biedaszyb w garażu
Zagrożeń jest więcej. Dziury głębokie na 10-15 m znajdują się najczęściej na terenach leśnych. Kopacze maskują je gałęziami,
liśćmi i innymi przedmiotami, które są pod ręką. Tak prymitywnie zabezpieczone otwory mogą być pułapką dla zwierząt, ale przede
wszystkim dla ludzi, którzy tam spacerują.
– Jeżeli znajdujemy biedaszyb, od razu przystępujemy do jego zasypania. Wcześniej sprawdzamy, czy w tych wyrobiskach nikt nie
przebywa. Robią to wyszkoleni strażacy z grupy, która została stworzona w tym właśnie celu – opowiada Nowak, który dodaje, że
zdarzały się przypadki, kiedy pracownicy służb w o obawie o własne życie nie chcieli wchodzić do biedaszybów.
Jak się okazuje, ludzka kreatywność nie zna granic. Przekonuje o tym pan Jan. – Słyszałem o przypadkach, kiedy biedaszyby
powstawały na prywatnych posesjach pod osłoną blaszanych garaży. Niektóre z biedaszybów miały ponoć po 40 metrów
głębokości, a pod ziemią znajdowano potężnych rozmiarów wyrobiska.
Kto kupuje?
– W Wałbrzychu węgiel, który był i który jeszcze jest, to węgiel koksujący. On praktycznie nie nadaje się do palenia w piecach,
ponieważ jest wysokokaloryczny. Mieszkańcy naszego miasta przekonali się o tym i raczej nie kupują tego węgla – zaznacza
komendant Nowak.
Niektórzy jednak są do tego zmuszeni. – Nie będę kłamał, bo praktycznie co zimę kupuję parę worków tego węgla. Nie stać mnie
na inny, a muszę czymś ogrzewać mieszkanie. Nie pali się to jakoś super, ale ciepło jest – zaznacza pan Robert, który pracuje w
ochronie zlikwidowanej kopalni. – Powiem tyle, że ja sam bym do takiej dziury nie wlazł, ale ludzie próbują jakoś przetrwać.