Ewangelia u Mateusza świętego

Transkrypt

Ewangelia u Mateusza świętego
Rok I.
Katowice, Niedziela, 2-go Listopada 1902 r.
Nr. 24.
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w Jfiedziefę.
tRodzina chrześciańska« kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n .
Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*
abonować, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katow icach, ul. Młyńska 12.
Na Niedzielę 24 po Św iątkach
Ewangelia u Mateusza świętego
w Rozdziale VIII.
W on czas g d y Jezus wstąpił w łódkę,
weszli za nim uczniowie Jego. A oto burza
wielka powstała na morzu, tak, iż w ały łódź
okryw ały, a On spał. I przystąpili ku Niemu
U czniow ie Jego, i obudzili G o, m ów iąc: »Panie, zachow aj nas; g in iem y!«
I rzekł im
Jezus: »czemuście bojaźliwi i małej w ia ry !«
T e d y w staw szy, rozkazał wiatrom i morzu,
i stało się uciszenie wielkie. A ludzie dziw o­
wali się, m ówiąc: »Jakiż to jest ten, że mu
w iatry i morze posłuszne?«
Nauka z tej Ewangelii.
Skończyw szy Pan Jezus swoją naukę do licznie
zgrom adzonego ludu, w której między innemi powie­
dział i owę przypowieść o siejącym człowieku na-'
sienie, co wpadło na różną rolę, i o ziarnie gor­
czycy; gdy się zmierzchać poczęło, wsiadł w łódź
i rozkazał Uczniom swoim płynąć ku krainie Gerazeńczyków.
A było to na brzegu morza galilej­
skiego, które genezarejskiem, albo tyberyackiem zowią, i które ośm mil długie, a cztery szerokie, wła­
ściwie wielkie jezioro. Z nimi popłynęło i więcej
łodzi. Wtem ledwo odbili od brzegu, okropna po­
wstała burza, i Uczniowie, chociaż jako rybacy
z wodą ośmieleni, rozumieli, że wszystkich zatopi'
bo bałwany łódź okrywały. Jezus zaś utrudzony
długiem nauczaniem, spokojnie na statku zasypiał.
W idząc tedy grożące niebezpieczeństwo, wskroś stra­
chem przejęci biegną do Chrystusa i obudziwszy go,
wołają: >Panie ratuj nas; giniemy!* Zbawiciel karci
ich trwożliwość i małą wiarę; bo czyż przy Jego
boku mogli się spodziewać jakiej zlej przygody,"
który tylu cudami ju ż im był Bóstwo swoje okazał?
jczem uście bojaźliwi małej wiary?« mówi do nich;
a wstawszy, pogromił wiatry i morze i rozkazał po­
kój. I zadumiełi się wszyscy, i jeden do drugiego
rzecze z zadziwienia: jakiż to jest ten, że mu wiatry
i morze posłuszne?
T o się stało w drugim roku nauczania Zbawicielowego.
Pogrom ił Pan Jezus burzę i nakazał pokój.
T o ć czyni w każdej przygodzie naszej, mówi X.
Skarga, gdy do Niego wołamy, dobry, a na wyba­
wienie mocny i wszechm ocny Pan nasz. Żyw ot nasz
na tej ziemi, jak płynienie po morzu. G dzie okręt
przeszedł a minął, żadnego po sobie znaku i śladu
nie zostawił. T ak i my na tej ziemi mijamy
i w wielkiem zapomnieniu zostajemy. Jak mędrzec
mówi, Ekl. 3.: »Co było przed nami, o tem pamięci
nie m asz; z tego, co będzie, zapomną ci, co po nas
będą*. W czemże się tu kochać na ziemi mamy,
gdyż tu po nas i ślad żaden, i pamiątka nie zo­
stanie ?
Ciało nasze jest jak o łódka, ale niepewna,
zawzdy ciecze, wiele dziur ma do zatonienia, które
się zaprawić nigdy nie mogą. Na dwa palceśmy od
śmierci. Dusza w tem ciele płynie do portu. B ło ­
gosławiony przew óz! gdy się łódka na samym brzegu
zepsuje. Błogosławiona cielesna śmierć! gd y dusza
z pokutą i z gotowością do Pana B oga wystąpić
z niej może na dobry brzeg, a mówić: zostańże tu
spróchniała łódeczko, juźj mi cię nie potrzeba, prawieś mi dobrze aż do końca posłużyła. Przeklęta
zaś tego przygoda, któremu się łódka w pół rzeki
albo w pół morza rozbije, któremu się ciało śmiercią
psuje, a on jeszcze daleko od brzegu, od pokuty,
od Sakramentów i od wszelakiej gotowości do do­
brej śmierci i sądu Bożego.
K ażdy żeglujący o porcie*) myśląc, aby tam
szczęśliwie dojechał, nie ma woli długo trwać na
morzu, gdzie wszystkie niebezpieczności i nędze,
gdzie żadnej godziny nie masz, którejby się przygód
i nawałności srogich i rozbicia na skałach i rozbój*) Portem zow ie się m iejsce u brzegu morza, do któ­
rego okręty bezpiecznie przypływ ać mogą, i w którym od
burzy są zabezpieczone.
,
\
178
ników morskich nie bał. I byłby bardzo głupi,
któryby sobie chcąc drogi onej przyczyniał, a mogąc
prosto dojechać, diugo po morzu kulić chciał.
A to my czynim w tym żywocie, i nie myśląc o por­
cie naszym, drogę tak niebezpieczną miłujemy. Port
miłujmy, a nie drogę; dojechanie, a nie powłaczanie
z tak wielkiemi zbawienia naszego przygodami i niebezpiecznościami.
Szczęśliw y, kto może prosto
i rychło dojechać. Jako się z głupstwa takiego nie
śmiać, gdy się kto w drodze tak złej i straszliwej
kocha?
Nie masz tak głupiego żeglarza, któryby o dobre
wiatry do miejsca, gdzie myślił, Pana B oga nie
prosił, albo im rad nie był. A nasze wielkie głup­
stwo pokazuje się, iż chcą do Raju się przewozić,
0 dobre wiatry, które do niego prowadzą, jakiemi są
dobre uczynki i święta Pokuta, która je rodzi, nie
dbamy. I póki nam wieją, nie wsiadamy, wiedząc,
że ustaną, a mieszkanina nas zgubi.
Nie masz tak nikczemnego żeglarza, któryby
się tym wiatrem puścić chciał, który portowi jego
1 miejscu, gdzie zajechać myśli, przeciwny jest,
każdy się nie swego wiatiu strzeże. A my co za
rozum mamy? Do Raju myślim, a za łakomstwem
się, za nieczystością, za nienawiścią, lichwami, mężobójstwy i innemi przeciwnemi wiatry puszczamy?
Bracia! wiatr ten do piekła pędzi, a tyś się do
nieba obiecał. W iatr to nie twój, nie udaj się za
nim, sprzeciw się, spuszczaj żagle, czyń odwrót,
jaki możesz, a Pan B óg cię wspomoże. W ołaj na
Pana śpiącego, budź tego, który cię wspomódz może,
a tym się pokusom sprzeciwiaj, i wiatrem się tym
przestraszaj, abyś tam nie był, gdzie nie chcesz.
Lecz my bardzo niemądrzy, idąc do Raju, który
nam Chrystus przywrócił; skoro się świeckie, cie­
lesne, łagodne do czasu pożądliwości jako wiatry
puszczą, skoro na nas z hukiem wielkim przypadną
wnet się im poddawamy, jakobyśm y na to wsiedli,
na to tu żyli, abyśmy w piekielnym u szatana porcie
zostać mieli. C o'b roń Boże!
Trafi li się, uchowaj Boże! iż się łódka nasza
rozbije, a w grzech śmiertelny po Chrzcie upadniem ;
deszczki się chwytamy, to jest: Pokuty świętej, która
jest po Chrzcie jako druga łódka, abyśmy wypłynąć
mogli.
A gdy na nas największe niebezpieczeństwo,
i wiatry, i pokusy, i siły' szatańskie uderzą, i nawałność owych złych żądzy i chciwości naszych zatopić
nas chciee będą, albo, gdy na wszystek K ościół
B oży biją; umiejmy Chrystusa, gospodarza i sprawcę
naszego budzić; o mocy Jego, o miłości Jego ku
nam, chociażmy grzeszni i niegodni, wiele sobie tu­
sząc, miejmy wiarę wielką i ufanie wielkie w nim,
a wołajmy tak, jako jest u świętego Marka: »Panie
mistrzu nasz, iżali nie Twoja rzecz od zguby nas
bronić? Za Tobąśmy w tę łódkę weszli, przy Tobie
i w Tw ojej łódce i Kościele świętym Twoim
i w uczestnictwie Świętych Twoje zostajem: jakóż
nas opuścić masz? Iżali się na prowadzeniu Twojem
oszukać możem? W ejrzyj na święty K ościół Twój,
na który czasów naszych takie wiatry przypadły
i moc djabelska i heretyckie i pogańskie tyraństwo:
wstań Panie, a rozprosz nieprzyjaciele Imienia Tw ego,
i Kościoła św. Twego, a wróć nam szczęśliwą po­
godę, którąbyśmy do portu chwały Twojej dopły­
nęli «.
A gdy nas Pan B óg z pokus i z najazdów tych
i złych wiatrów wybawi, umiejmy dziękować, umiejmy
pokłon Boski oddawać, jako ci uczniowie Pańscy
uczynili, wyzwoleni z utonienia onego; ci co z Nim
byli w łódce, pisze Mateusz św., postąpili do Pana
Jezusa, i pokłon Mu Boski padnieniem na ziemię
oddając, mówili: prawdziwie jesteś Synem Bożym !
wszystkę moc Boską i naturę w Tobie uznali. Przeto
słusznie mówim: »W ielki Pan i bardzo chwalebny,
a wielkości Jego końca nie masz. Blizki jest tym,
którzy G o wzywają. Czyni wolę tych, którzy się
go boją i wysłuchiwa modły ich i wybawia je. Stró­
żem jest wszystkich, którzy G o miłują. (Psalm 105).
Strwożyliśmy się i zachwiali, (mówi Psalm 106), jako
pijani, i rozumy nasze ona niebezpieczność pożarła.
Zawołaliśm y do Pana, gdyśm y byli strwożeni, a On
z przygód naszych wyprowadził nas, i kazał niepo­
godzie stanąć, i ucichły wały jej i uradowaliśmy się,
iż ucichły, i przywiódł nas do portu woli swej. Za
co błogosławcie G o wszyscy aniołowie Jego i wszystko
stworzenie Jego«.
Ak
X
Wszystkich Świętych.
W dzisiejszej uroczystości wskazuje nam K o ­
ściół nieprzeliczony szereg mieszkańców niebios, któ­
rzy przetrzymawszy szczęśliwie czas próby, zażywają
odpoczynku, spokoju i szczęścia z oglądania Boga
na wieki. My jeszcze na próbie, na rozstajnych dro­
gach, prawo i lewo obok nas. Tylko mężnie i od­
ważnie, a ducha nie tracić, to i próba przeminie
szczęśliwie. — Chrystus króluje z błogosławionymi
w n ieb ie; Chrystus walczy wraz z nami przeciw
piekłu na ziemi, bo on jest naszym jedynym W o ­
dzem. Celem otrzymania dyplomu na obywatela nie­
bieskiego miasta Jeruzalem, trzeba nam iść za Chry­
stusem jak o za wodzem.
W ódz, który wszystkie trudy ponosi podczas
wojny zarówno z prostym żołnierzem, niesłychanie
podnosi męztwo i odwagę u wojska. Żołnierz to
widzi i nie skarży się na nie, a w pamięci ciągle
mu tkwi przykład wodza, co go też zapala do czy­
nów bohaterskich.
A gdyby się znalazł jaki niewieściuch, któryby się na trudy wojenne uskarżał,
wnetby od swego kolegi usłyszał naganę: »Jakto? ty
masz być lepszym od samego w o d za?«... Patrz ot —
on śpi tak ja k my prawie na gołej ziemi jak trafił,
179
je nasz chleb; pierwszy do ognia, ostatni schodzi
z pola — co więcej, my czasem możemy się jako
tako i przespać i wypocząć, a On ciągle czuwa, aby
nas nieprzyjaciel nie podszedł. Ileż on ludzi nie
zasłonił własną piersią od kul i miecza! Ileż on ran
nie odniósł w ciągłych potyczkach!
A le za to
zawsze zwycięzki...«
Takim wodzem jest Jezus Chrystus w wa.ce
moralnej. W szystkie trudy i cierpienia ziemskie po­
nosił zarówno z ludźmi, a w końcu zasłonił swoją
Boską osobą cały naród ludzki przed wieczną śmier­
cią i nieochybną zgubą, poświęciwszy życie swe za
swe wojsko, nieprzyjaciele pokonał i zw yciężył świat.
Przykład takiego wodza powinien tkwić w naszej
pamięci. A jednak wzdrygam y się na samą myśl,
gdy się nam nasuwają trudy, prace i przykrości
w naszym stanie.
Uciekamy od cierpień, niew ieściuchy! C zyż mamy być lepszymi od naszego
wodza, który był sługą ludzi? W pracy i niedo­
statku przeszedł on swe życie ziemskie. A nam
praca przykra, niedostatek nieznośny; a miękkość
życia, nudy próżniackie, rozryweczki, na dodatek
honory, to przedmioty naszych niby skromniuteńkich
życzeń. Patrzymy teraz na Chrystusa w Chwale?
Dobrze. A le nim doszedł do tej chwały, pierwej
przechodził przez pracę, trudy, cierpienia, a wreszcie
przez śmierć. Chrystus Pan na krzyżu jest naszym
wodzem i na takiego zapatrywać się mamy. A je ­
żeli wiara nasza jest silna, to przykład wodza zapali
nas do pracy i mężnego bojowania i z Chrystusem
pokonamy wszystkie trudności i zwyciężymy. Próba
będzie przetrzymana, otrzymamy dziedzictwo samego
Boga i radować się z nim będziemy, jako się radują
błogosławieni, których uroczystość dzisiaj obcho­
dzimy.
A le pomnijmy, że Ewangelia dzisiejsza dopiero
na ostatku m ów i: *Radujcie się i weselcie się, albowiem
zapłata wasza obfita jest w niebiesiech*. — Pierwej
mówi o cierpieniach i prześladowanich, z których
dopiero wykwitnąć ma wesele w niebiesiech.
Żołnierz, co wysłużył lata swe przy wojsku,
a wysiedział się tylko w koszarach i dla rozrywki
chodził czasami na mustrę, a nie był w wojnie, gdy
po ukończonej mustrze powróci w progi rodzinne,
to też sam nie uczuwa w duszy żadnego szczęścia
i nie ma żadęych miłych wspomnień. Przeciwnie żoł­
nierz taki, co lata swej służby strawił na wojnie
w niebezpieczeństwie życia śród gradu kul, o głodzie
i chłodzie, w upale i pragnieniu, i tysiączne ponosił
cierpienia i dolegliwości, taki żołnierz gdy powróci
do domu, unosi z sobą na całe życie miłe wpomnienia, które mu uprzyjemniają dalszy jego żywot.
Prawda to wszystko i każdy na sobie doświad­
cza, że cierpienia w sprawie chwalebnej ponoszone,
Pozostawiają na zawsze miłe wspomnienia i pra­
wdziwą rozkosz duchową. Matki nie kochałyby tak
swych dziatek, gdyby je rodziły bez boleści. Ludzie
nie tęskniliby do miłej wiosny, gdyby nie było przy­
krej zimy.
Kto nigdy nie był głodnym, ten też nie umie
ocenić chleba. Jeżeli dobry B ó g drogę ziemskiej na­
szej pielgrzymki zasłał cierniem, kolcem i ostremi
kamieniami, to tylko na to, aby przebycie tej drogi
potęgowało nasze szczęście w ojczyźnie niebieskiej.
A myślę, że Święci w niebie, którzy swój ziemski
żywot — żywot pełen cierpień i umartwień dla
B oga — mają ciągle w świeżej i zawsze jednakiej
pamięci, myślę, że właśnie ta ciągła pamięć na swe
przebyte cierpienia podnosi ich chwałę i szczęście
do niepojęcie wysokiego stopnia.
Bez wątpienia, że cierpienia i boleści są za­
datkiem nieba. Komu B ó g daje większy zadatek,
temu i większą przygotowuje w niebie zapłatę, albo­
wiem zadatek stosuje się zawsze do zapłaty. Dowód
oczywisty je st ten, że najmilszemu swemu Synowi
i od wieków wybranej łaski pełnej Maryi dał bardzo
wielki zadatek, to jest zanurzył ich w pełne morze
cierpień i boleści, przeto też teraz są w nieskończe­
nie najwyższej chwale w niebie i na ziemi. I nietylko, że cierpienia ponoszone w B ogu i dla B oga
są zadatkiem nieba, ale są one cząstką szczęścia
niebieskiego i najpewniejszą rękojmią, że nas B ó g
kocha. Pismo św. mówi: »Kogo B ó g miłuje, tego
karze, a biczuje każdego syna, którego przyjmuje.
A jeżeli jesteście bez karania, tedyście złego łoża,
a nie synami. — Patrząc na Jezusa przodka i kończyciela W iary, który mając przed sobą wesele,
podjął krzyż, wzgardziwszy sromotą i siedzi po pra­
wicy stolicy B o że j«.
Zrozum iał tę prawdę święty Jan Złotousty, który
mówi: »Zaprawdę większa łaska cierpieć więzienie
dla Chrystusa, niż siedzieć na dwunastu stolicach,
niż zostać Apostołem, Doktorem, albo Ewangelistą.
G dyby mi dano do wyboru, czy chcę w niebiesiech
mieszkać z aniołami, czy z Pawłem więzionym być,
wybrałbym więzienie i okowy raczej niż chwałę nie­
bieską. Albowiem nic nie ma lepszego, ja k cierpieć
dla Chrystusa. Nie tak szczęśliwym poczytuję Pawła
za to, że był pozwany do trzeciego nieba, jak. go
raczej szczęśliwym być mienię z tego, że cierpiał
więzienie. Pożądańsza to dla mnie cierpieć z C hry­
stusem, niż uczonym być dla Chrystusa. T o jest
laska, która przewyższa wszelkie łaski*. —
W iara jest wielkim darem Boga, nikt jeszcze
o tem nie wątpił. Skoro św. Paweł kładzie W iarę
na równi z cierpieniami, więc i te ostatnie są wiel­
kim darem Boga. Oto jak pisze: »Wam darowano
jest dla Chrystusa, nietylko abyście weń wierzyli,
ale iżbyście też dla Niego cierpieli*. — Bo i któżby
o tej prawdzie wątpił, mając przed sobą tak dobitny
dowód w Chrystusie? On miłował swych Apostołów
Boską swą miłością, przeto nazywa ich przyjaciółmi,
synaczkami, dziećmi, braćmi. I czemże obdarza Chry­
stus swych ulubieńców Apostołów? — On wszech­
mocny, mógł dla nich zgotować wesele i szczęście
na ziemi; ale tego nie czyni, bo to nie byłoby
godnem dla Jego ulubieńców. Na dowód swej ku
nim miłości i przyjaźni obiecuje im prześladowania:
i8o
»Jeżeli mnie prześladowali, i was prześladować będą.
Będziecie płakać i lamentować, a świat się będzie
weselił... będziecie w nienawiści dla imienia mego*.
Jeżeli się nam dobrze na świecie wiedzie
i wszystko nam sprzyja, nie mówmy wtedy, że nam
B ó g nie daje sposobności cierpienia dla imienia Jego.
Albowiem nosimy w sobie samych nieprzyjaciela
skrytego, który nas trapi i prześladuje i z którym
bez odetchnienia walczyć nam wypada. Jestto po­
ciąg do złego, złe skłonności, które na nas biją
i z któremi się ucieramy. Jestto krzyż, który nas
uciska przez całe życie i którego nam dopiero śmierć
kiedyś zdejmie. —
A le temu nikt nie uwierzy, iżby nam się tak
zawsze wszystko pomyślnie wiodło, żeby już nic do
cierpienia od świata zewnętrznego na nas nie przy­
szło. I owszem na biednego człowieka wszystko się
na świecie spiknęlo, aby mu ciągle dokuczać. Ciało
trapi go chorobami, ludzie trapią go kłamstwy,
zdrady, oszustwem, szatan zastawia nań ponętne
zguby sidła, nawet względem praw natury w takich
go Stwórca postawił warunkach, że się przed nią
na baczności mieć musi.
Chodzi teraz o to, aby w cierpieniach widzieć
wolę Boga i jej się poddać nietylko bez szemrania,
ale z ochotą. Kto tak duszę swą wyrobił, jest
mędrcem, bo ziemię przemienił sobie w niebo. —
Nas zaślepionych ludzi, lękających się najmniej­
szego dla B oga cierpienia, porównaćby można do
przysłowia o niedźwiedziu, o którym mówią: że je ­
żeli na niego spadnie gałązka z drzewa, to boruczy
w niecierpliw ości; jeżeli zaś cała kłoda, stula uszy
i cicho się sprawuje. — Jeżeli nam w sprawie po­
kuty, wewnętrznego umartwienia i zaprzania samych
siebie przychodzi ponosić małe przykrości i niewy­
gody, to nas to przestrasza; tudzież jeżeli nas ręka
Boża dotknie jaką przeciwnością, czy to przez złego
człowieka, czy przez los przeciwny, to nas to wali
0 ziemię i upadamy na duchu, szemrząc w niecier­
pliwości przeciw tym cierpieniom. Lecz jeżeli dla
zysku, dla zarobienia małej czy wielkiej sumy pie­
niędzy, w handlu, w kupiectwie, w roli, lub też dla
błyszczenia przed światem, ponoszą ludzie trudy,
prace, niewywczas, głód i wszelkiego rodzaju zmę­
czenia, to im to wszystko nie dokucza, z ochotą
poddają się tym męczarniom dla marnego zysku
1 wcale nie narzekają.
I tak dzisiaj patrzymy wiarą na K ościół tryum­
fujący, na niezliczony poczet błogosławionych, którzy
szczęśliwie przetrzymali próbę na tej ziemi. Już
o nich mówimy słowy Pisma św .: »Nie będą mieli
ani smutku ani boleści, że pierwsze rzeczy przeminęły> a B ó g otarł z ich oczu wszelką łzę i mieszka
z nimi, a oni są ludem Jego*. — W idzimy tam bło­
gosławionych, którzy tu na świecie różne zajmowali
stopnie: uczonych, prostaczków, dostojników i ludzi
pospolitych, ubogich i bogatych, młodych i starych,
pokutujących tu wielkich grzeszników, i takich, którzy
się nigdy grzechami nie s‘kalali. A le nie widzimy
żadnego, któryby dla B oga i swej duszy żadnych
tu na świecie nie ponosił cierpień.
Żyw ot pozagrobowy jest dalszym ciągiem ży­
wota ziemskiego. Ten jest w niebie, kto był w niem
ju ż tu na ziemi. A bj'ł w niem przez miłość złą­
czony z Bogiem.
W ęzła miłości tu zawiązanego
nie rozerwie śmierć, jest się nim związanym na wieki.
Cierpienia ziemskie z miłości dla B oga ponoszone,
były tylko objawami miłości, właściwie były miłością
czyli niebem.
Sierota na grobie.
Na mogile jeszcze świeżej smutne dziecię klęczy,
A w mogile matka leży! O jak dziecię jęczy!
»Nie mam ojca, Boże miły, nie mam już matuli!
A do pracy nie mam siły, i któż mnie przytuli?
Spojrzyj na me łzy w pokorze, na mnie tu, bez chleba!
Ukróć żale me, o Boże, weż mnie też do nieba!*
Tu sierota z sercem tkliwem zrobiła znak krzyża,
A wtem do niej z włosem siwym staruszek się zb liża:
»Nie płacz, nie płacz, moje dziecię, nie płacz moje zło to ;
B ó g nad tobą czuwa skrycie, nie będziesz sierotą!
Nie masz duszko mamy, tatki, czuję boleść twoję,
Pójdź, dziecino, do mej chatki, będziesz dzieckiem
[mojem!*
I któż radość w sercu tkliwem wypowiedzieć zdoła?
Dobre dziecko w starcu siwym ma Stróża — Anioła.
Jlauka o Dniu zaDusznym.
N a dniu dzisiejszym, kochani Bracia, obcho­
dzimy pamiątkę wszystkich zmarłych w Chrystusie,
a zarazem zanosimy gorące modły nasze przed tron
N ajwyższego za duszami w czyścu zostającemi, aby
tenże najlitościwszy B óg, przez wzgląd na zasługi
Syna swojego, raczył je do niebieskiego przyjąć
królestwa. Zapewnia nas albowiem nieomylny w swo­
jej nauce K ościół na zasadzie Pisma świętego i po­
dania Ojców, że święta i zbawienna jest myśl modlić
się za umarłych, aby od swoich grzechów wyba­
wieni byli.
Pan 'Jezus mówiąc o grzechach przeciw D u ­
chowi świętemu, powiada, że te ani na tymtu ani na
tamtym świecie nie będą odpuszczone; więc wypada
z tego, że są grzechy, które i na tamtym świecie
odpuszczone bywają. Nie są to grzechy śmiertelne,
bo te* jeżeli w nich człowiek bez żalu doskonałego
umiera, przyprawiają go na wieki o utratę zbawienia;
ale to są grzechy powszednie, w których, gdy kto
z tego świata schodzi, na tamtym mu dopiero od­
puszczone być mogą. A chociaż człowiek wolen
i od grzechu powszedniego z tym rozstaje się świa­
tem, nie zawsze zaraz może się dostać do nieba; bo
nas W iara naucza, że nie dosyć dostąpić odpuszcze­
nia kary za grzechy, aby módz wnijść do nieba, ale
że trzeba nadto zadosyć uczynić sprawiedliwości
Boskiej za nie, trzeba za nie odpokutować. Jeżeli
tedy człowiek na tymtu świecie nie uczynił był
jeszcze zadosyć sprawiedliwości Boskiej za swoje
grzechy, nie odpokutował za nie, po śmierci niebo na
czas niejaki nieco przed nim bywa zamknięte, i to do­
póty, dopóki, jak się Pismo święte wyraża, do
ostatniego nie wypłaci się pieniążka. I ten to stan
duszy człowieka pa śmierci, w którym się jeszcze
w ypłaca sprawiedliwości Boskiej, zowie się czyścec,
i w tym stanie zostającym duszom, my żyjący na
tym świecie, z pobudek miłości bliźniego mamy
przybywać w pomoc, przez modlitwy, umartwienia,
jałmużny, i inne pobożne modlitwy. Chociaż K o­
ściół B oży zawsze przy każdej ofierze Mszy świętej
modlił się i modli za umarłe i do tego wiernych za­
chęca, postanowił nadto dzień jeden w roku, w któ­
rym szczególniej wzywa wiernych do niesienia ulgi
duszom w czyścu zostającym, i tym dniem jest dzień
zaduszny.
Św ięty Odilion opat klasztozu kluniackiego we
Francyi, pierwszy w roku 998 zaprowadził po wszyst­
kich klasztorach swego zakonu uroczystość wspommnienia wiernych zmarłych i dla niej dzień pierwszy
listopada przeznaczył. K ościół zachodni, czyli łaciń­
ski, przyjął wkrótce to pobożne postanowienie i za­
lecił, aby drugiego listopada wszędzie modlono się
za umarłych. W kościele wschodnim, czyli greckim,
obchodzono od dawna pamiątkę zm arłych w sobotę
przed wielkim postem i w sobotę przed Zielonymi
Świątkami, ofiarę zaś Mszy św. za umarłych odpra­
wiano co sobotę.
Przybywajm yż więc w pomoc
zmarłym braciom naszym, bo dla nich czas zasługi
już upłynął.
My, że się wyrażę słowy księdza Skargi, my
tylko pomoc im dać możemy, na nas same wołać
mogą i upominać się powiernej braterskiej miłości,
i sprawiedliwej uczynności.
Są członki z nami
w jednem ciele spojone, są sąsiedzi jednegoż m iasta;
ale jako dzieci, którym, jeżeli matka mleka albo
Chleba nie poda, same sobie dostać pokarmu i wy­
robić nie mogą. Jakóż je opuścić mamy? jakoż się
nad nimi zm iłować omieszkamy? Iżali przeto zgi­
nęli, iż na nie nie patrzym? Iżali w grobie dusze
ich zostały? O ! broń Boże to myśleć! Są, żyją,
i cierpią sąd Boźj*;, i wołają, jako najuboższy, ręce
do nas wyciągając. J.tko woła ów, którego ćwiertują
i na sztuki rozbierają. Jako woła ów, którego kolika, albo kamień. a !b ) podagra męczy. Jako woła
głodem umierający i cpuchły, gdy kto mija: zmiłuj
się nademną, podaj mi trochę na język zimnej wody,
bo mnie ten płomień bardzo ciężko pali! a ktoby się
nad takim nie zmiłował?
A drudzy mówią do n a s : wszakem ojciec twój
i matka twoja, wypełnij powinność synowską, wy­
pełnij rozkazanie Boga twego, który rodzice czcić
i im służyć kazał. W iesz, jakom ja tobie służył;
wiesz, jakom ci majętność zostawił. Jam na cię ro­
bił, i tyle dochodów z pracy mojej masz; a ty trochę
mi jałm użny i chleba żałujesz? B óg cię skarze, je ­
śli mię opuścisz.
Teraz najwięcej twojej posługi
potrzebuję.
A drudzy mówią: Zły synu, jam ołtarz, jam
plebanią fundował, abym pomoc miał duszy mojej
po śmierci, a tyś jako bezbożny to popsował i zw o­
jow ał, i bogomódlstwo za mnie i za inne dusze
zgubił. O jako się na cię przed Sędzią sprawiedli­
wym żałować nie mam? jako się go nie boisz? jako
się nie upamiętasz?
Drudzy w ołają: wszakem ci też dobrze czynił;
toś a to miał odemnie; wszakżem cię miłował; po­
każ mi też teraz trochę miłości; widzisz, iż sam po­
mocy sobie dać nie mogę. Drudzy wołają na eksekutory niedbałe i zdradliwe, którym swoją pomoc po
śmierci poruczyli.
Drudzy na kapłany niedbałe,
którzy ich nadania używają, a za dusze ich ofiar
przenajświętszych nie czynią, na sąd ich B oży po­
zywając.
A takich jest najwięcej, którzy powinnych nie
mają, ani tych, którzyby na nich wspomnieli, albo
którzyby słusznie im z jakiej zasługi i znajomości
byli co powinni. O jako tam wiele dusz ludzkich,
które codzień z tego świata schodzą, a nigdy nie
umierają. Nie tak jako na ziemi jeden drugiemu
ustępuje; a tam zawdy przybywa, a nidy nie ubywa.
Z a te wszystkie dzisiejszego dnia K ościół ofiarować
i czynić i trudzić się rozkazuje, za które nikt po
osobności nic nie uczyni. Za te dziś czyńmy co
proszę, a miłości chrześciańskiej i duchowi kato­
lickiemu dosyć czyńmy.
K ościół w żadnej Mszy i modlitwie swojej nigdy
ich nie zapomni: i my toż czyńmy, a bądźmy prawemi K ościoła dziećmi i prawymi uczniami Chrystusowemi, który nam miłość wspólną rozkazał; która
płatniejsza jest nad temi, których nie widzim, a któ­
rzy więcej cierpią. T o prawy a wierny przyjaciel,
co i po śmierci miłuje; a łaskę, jako Pismo św.
mówi, którą żywym czynił, i umarłym pokazuje.
O jako tam wielki szpital głodnych, chorych, nagich
więźniów i zmęczonych od onych katów, w yko­
nawców sprawiedliwości B o ż e j! którzy ręce do nas
podnoszą, abyśmy im pomogli, abyśmy je nawie­
dzili jako chore i głodne i nędzą najcięższą żłożone,
do ukrócenia i złożenia męki ich; gdyż innej żadnej
pomocy nie mają.
182
Snjufne wspomnienia.
JYcr c/zień zaduszny.
Ktokolwiek widział najdroższe oblicze
Kamieniejące w linie tajemnicze,
W przedśmiertelnej walki godzinie,
Ktokolwiek słyszał cichy jęk konania,
Kiedy się dusza na usta wyłania
I drży i gaśnie, — i ginie...
Ktokolwiek w drogiej i mdlejącej dłoni
W idział gromnicę, jak światło swe kłoni
Za ust niepewnym oddechem ;
Ktokolwiek ręce załamał z rozpaczą
Patrząc w źrenice, które już nie płaczą,
Lecz z martwym stygną uśmiechem;
Ktokolwiek słyszał obojętne szmery,
G dy przyszło w miarę dobrać deski cztery,
Żeby się wieko zawarło;
Ktokolwiek ziemi oddał skarb najdroższy
I w puste kąty wracał sam uboższy
0 całą miłość umarłą,
Ten w dniu jesiennym, mglistym listopada
Bóle tęsknoty swojej wypowiada
Na cichym grobie cmentarza;
Ten swoje modły żałobne i łzawe,
Sieroce nędze, wdowie łzy krwawe,
Niesie na stopnie ołtarza.
L ecz kto i kiedy modlitwy pokutne
Odmawiać zechce za dusze te smutne,
Co jeszcze mdleją w podróży?
Z a owe chwiejne i wątpiące duchy,
Na ostre pokus wydane podmuchy,
Jak łódź bez steru wśród burzy?
Z a te, co światła łakną i pokoju,
Z a te, co tają jako rosa w znoju,
Skwarnego dnia upalenia?
Z a te, co pragnień pożarem trawione,
Czyścowych ogni męczeńską koronę
Noszą, ja k upiór północy?
Z a te, co znikąd nie mają ratunku,
Drżące, zbłąkane, bez wyjścia kierunku,
Bez bratniej giną pomocy?
Z a te, co cierpieć nie mają ju ż siły
1 odpocznienia pragną u mogiły
P o ciężkiem życiu tułaczem)?
Z a bolejące duchy i zgorzkniałe,
Z a te, co szaty pokalały białe,
Kto, pytam, modli się z płaczem?
------
0 najdrobniejszych żyjątkach
w świecie,
m ianowicie o tych, któ re są przyczyną w ielu chorób,
i o kilku środkach, jakie doświadczenie podaje ku
zapobieganiu tym że,
przez Dr. Chłapowskiego.
(Podług w ykładu powiedzianego w Kółku Tow arzyskiem
w Królewskiej Hucie, roku 1873).
(C iąg dalszy).
Zaniedbanie tych środków ostrożności przypra­
wiało o śmierć niejednego, którego rana była nie­
znaczną i w innym miejscu byłaby się wygoiła
z łatwością. Rana taka zarażona wygląda jakoby
pleśnią zarosła. — W istocie podobna do pleśni
bedka jest przyczyną tej okropnej zarazy szpitalnej,
wiodącej do gangreny. Podobnież jak ranni także
i położnice narażone bywają na zaraźliwe gnicie,
wiodące do śmierci, i to w krótkim czasie. — Nie
zdarza się to często po prywatnych domach, ale
w zakładach, gdzie wiele ich mieści się razem, nie­
bezpieczeństwo jest wielkie i wymaga nadzwyczajnej
czystości, starannego obmywania rąk osób obsługu­
jących, wreszcie także i wspomnianych środków,
tępiących bedki roznoszące zarazę. — Potrzeba
wreszcie zawsze świeżego powietrza w pokoju. —
W entylacya, czyli przewietrzenie, które widzicie po
tutejszych lazaretach mają na celu nic innego, tylko
usuwanie przez ciągłą zmianę powietrza wszelkich
zarodków, które m ogłyby się stać przyczyną takiego
gnicia; bo poznano, że na świeźem powietrzu jest
ich zawsze daleko mniej, niż w miejscach, gdzie ludzie,
a zwłaszcza chorzy przemieszkują. Niektóre z tych
zarodków są zapewnie nieszkodliwe, drugie jednak
niewątpliwie przenoszą zarazę, jak o tem się prze­
konał sławny uczony D a v a i n e , przenosząc choć
w odrobinie krew, z bydlęcia zdechłego na śledzionogor (Milzband) na bydlę lub człowieka. —
W szyscy też pewno wiecie, że muchy i inne owady,
które się napoiły krwią taką, potem mogą lekkiem
ukąsaniem zadać śmierć nawet potężnemu bydlęciu.
Otóż w krwi tej znalazł Davaine grzybki osobliwej
budowy, do pręcików podobne, oczywiście bardzo
drobne.
C zy i inne choroby zaraźliwe, ja k ospa, szkar­
latyna, dalej cholera i tyfus, rozszerzają się przez
rozrodzenie się takich właściwych sobie grzybków,
tego nikt jeszcze nie dowiódł, — ale prawdopo­
dobnym jest bardzo ten sposób przenoszenia się za­
raźliwości w wielu chorobach nagminnych, t. j. roz­
szerzających się w gminie.
Chociaż więc nie wiemy jeszcze, jaki właściwie
je st zarazek takich chorób, jak np. pomór, czyli
dżuma, lub cholera azyatycka, jednak wiemy, że
powstaje w okolicach, gdzie wiele szczątków ludz­
kich, zwierzęcych, lub roślinnych gnije, i że naj­
łatwiej się przyjmuje tam, gdzie są zgnilizna i smro­
dliwe wyziewy. — Dla tego też nie tylko lekarze,
183
ale i policya zdrowia dokładają starań, — dla uśmie­
rzenia np. cholery i dla zapobieżenia jej, — aby
usuwać co prędzej z miast i mieszkań ludzkich
wszelkie gnijące materye, odwietrzają je i oczyszczają.
Dzięki tym urządzeniom, nie widać ju ż tych po­
morów, jakie dawniej zabijały 4 tą część ludności
w jednym roku, np. w średnich wiekach.
Niktby też teraz nie obwiniał, w razie takiej
straszliwej choroby, ja k to się dawniej czyniło, Ż y ­
dów nieboraków o zatruwanie studni, a stare baby
0 czary, ale raczej siebie i swych sąsiadów o za­
niedbanie przepisów ostrożności, jak ie polecają le­
karze, i o jakich wypełnianie sumienne dbać musi
policya zdrowia.
Byłoby za wiele naraz Wam mówić o wszyst­
kich chorobach zaraźliwych. Zakończę więc, przy­
pominając Wam tylko raz jeszcze to, cośmy dzisiaj
powiedzieli, kilkoma uwagami, które się mi nasuwają.
Poznaliśmy mikroskopicznem zbadaniem nieznane
ojcom naszym światy żyjątek coraz drobniejszych.
Poznaliśmy pomiędzy niemi taką rozmaitość kształ­
tów, o jakiej nam się nie śniło, |taką też rozmaitość
rozmiarów, jak pomiędzy słoniem lub wielorybem,
a ledwo dostrzegalnym dla gołego oka robaczkiem;
poznaliśmy wreszcie taką ich mnogość i rozmnażalność, że myśl nasza ginie zupełnie w liczbach stwo­
rzeń, które zawierać może jedna kropla wody; po­
znaliśmy znaczenie w świecie tych istot, z których
niektóre w stosunku do człowieka są jako punkcik,
jako ziarneczko piasku do najwyższej na ziemi
góry. — I te to istoty zdolne są zabić człowieka,
wytępić, w razie danym, całe miasta i kraje, jeżeli
okoliczności im sprzyjają, a człowiek nie umie, albo
zaniedbuje im się opierać; człowiek, który stał się
panem całej ziemi, ujarzmił sobie s ł o n i a i naj­
większe bydlęta, a wytępia drapieżne szelmy, jedynie
w walce z temi najdrobniejszymi ze stworzeń dotąd
nie przestał ulegać, i pomimo całej sztuki nieraz ich
staje się pastwą.
W istocie, taki jest porządek
w naturze, że można powiedzieć z poetą:*)
»Mały wielkim dogryza, g in ie od m niejszego«.
Czyż jest jakie zwierzę bez swego pasożyta? —
1 drobne owady je mają. W świecie widzimy ciągłą
walkę stworzeń. — A le śmierć jednych, to życie dla
drugich. — Trup staje się pastwą, albo drapieżnych
zwierząt ssących, ptaków lub ryb, albo też owadów
i robaków; ale gdyby i robaki i owady go nie tknęły,
samo gnicie to daje życie milionom nowo powstałym
żyjątek, ledwo mikroskopem dostrzegalńych, których
owocem pracy jest zupełny ciała padłego rozkład.
Stworzonka te więc na ziemi są koniecznie po­
trzebne; a samo gnicie jest koniecznym warunkiem
porządku w świecie. G dyby tego nie było, piętrzy­
łyby się ciała ludzi i zwierząt nietknięte od wieków;
-— zapełniałyby miejsce przeznaczone dla żyjących,
i życie by tym sposobem ustać musiało. — One to,
*) Szym on Szym onowicz, żyj w X V I tym w ieku i napisał
»Sielanki«, powszechnie znane,
najdrobniejsze żyjątka i istoty, sprzątając to co
padło, stają się właśnie jednym z warunków życia
coraz nowego na^ ziemi. — Nie we wszystkiem więc
szkodzą; i trzeba raczej podziwiać w ich przezna­
czeniu, tak jak i w świecie całym, porządek Boski
stworzenia, tak do niedawna jeszcze zakryty oczom
i rozumowi ludzkiemu, tak wzniosły i tak doskonały.
— Podziwiając jednak ten porządek, powinien czło­
wiek czerpać z tego widoku także i naukę, i w walce
z żywiołami szkodliwymi korzystać z tej nauki dla
swojego dobra.
nastąpi).
Rady gospodarskie.
0 ciaście, jego gnieceniu i wyrabianiu.
G dy kwas ukisiał, sypie się weń mąka, a potem
woda letnia leje (lepiej za zimna jak za ciepła), i tak
długo wyrabia, aż mąki nie widać, i żwawo, żeby
ciasto nie wystygło. W zimie bierze się cieplejsza
woda niż latem; latem mąka jest letnia, w izbie dość
ciepło, a przytem przez ręce robotnika prawie aż
nadto się wygrzewa. Od wody gorącej ciasto jest
kleiste, miękkie i chleb się pryszczy. D o dobroci
chleba i woda się wiele przyczynia. Najlepsza jest
ta, która i do picia zdatna, mydło prędko roz­
puszcza, przy ogniu się wnet ogrzewa, lekka bez
zapachu, smaku i koloru, i w której groch prękko
się uwarzy. Zazwyczaj bierze się trzy części mąki,
a dwie wody. Z a wiele wody robi w chlebie bąble,
niesmak i siność. Przylewając wody, co najlepiej
potrosze się dzieje, nie leje jej się z góry. Im le­
piej się ciasto wyrabia, tem więcej wody w siebie
wciąga, chleb zaś przezto jest bielszy i dłużej świe­
żość zatrzymuje. — Można dobroć i masę chleba
powiększyć, biorąc do zarobienia ciasta wodę, w któ­
rej się otręby, albo czarna mąka odgotowała. Mąka
ta albo otręby, gotuje się na ten cel w kotle, a pó­
źniej przecedza. Otrąb tjch i później użyć można
dla bydła. — Przyczyniwszy, nakrywa się ciasto,
żeby latem nie wyparowało, a zimą nie wystygło.
Do ruszenia potrzebuje latem pół, najdłużej jednej,
zimą półtory, najwięcej dwóch godzin. Ciasto je st
ruszone, kiedy, gdy je się przewróconą ręką na­
ciśnie, zaraz się podnosi. — W yrabiając, robią się
najpierw bochenki małe, gdyż więcej czasu do ru­
szenia potrzebują.
Kiedy parno, wilgotno, trzeba chleb żwawo
wygniatać, a podczas burzy wygniótłszy zaraz wsa­
dzać. Podobnież i chleb jęczm ienny zaraz po wygnieceniu wsadzić należy, gdyż wysycha i pęka. —
Chociaż piekarze chleba nie solą, sól jednak nie
szkodzi; sprawia ona ściślejsze połączenie w ody
z mąką, robi chleb lżejszym, smaczniejszym, nawet
1 masę je g o powiększa.
184
Żeby chleb nie pleśniał, gotuje się kwicie zbo­
żow e; wodą tą ciasto się zarabia, albo się w nie
, łyżeczka od kawy wody lewandowej wieje.
<$»
W restauracyi.
G o ś ć d o k e l n e r a : »Co kosztuje porcya za­
jęczej pieczeni?*
K e l n e r : »Jednę markę?.
G o ś ć : »A sos do niej?«
K e l n e r : »Nic«.
G o ś ć : »No to proszę o porcyą sosu«.
*
*
*
SZABABY.
i.
Pierw sze z drugiem, zasłużymy,
Czasem z wstrętem przyjmujemy.
Pierwsze z trzeciem napój będzie,
U żywany niemal wszędzie.
Pierwsze z czwartem m iejscowość zwana,
Za czasów Chrystusa Pana
G dy odwiedził pobożny Lud,
T o uczynił tamże cud.
D rugie z trzeciem sobie płynie,
Po naszej polskiej krainie.
D rugie z czwartem boleść sprawi,
Osobliwie gdy się krwawi.
Czwarte z trzecim znajdziesz śmiele
Zbudowane przy kościele.
Całość grupa wędrująca,
Z miejsca w inne przechodząca.
W sądzie.
II.
Sędzia:
^Jesteście oskarżeni o ukradzenie
zegarka, a widziało to pięciu świadków*.
O s k a r ż o n y : »To nic panie sędzio, ja mogę
dostawić i dwudziestu świadków, którzy tego nie
widzieli«.
*
*
*
Pierwszem, to żołnierz zasłoni,
G dy kraj i ojczyznę broni.
D rug ie towarzysz człowieka,
G dy jest ciemno, to ucieka.
Całość, to dar pamiątkowy,
Dla męża i białogłowy.
P a n i : »Kasia, czy dałaś ju ż rybom świeżej
wody ?«
K a s i a : »Nie«.
P a n i : »A dla czego nie?*
K a s i a ; »Bo starej jeszcze nie wypiły*.
m.
*
*
*
Z a dobre rozwiązanie wyznaczona nagroda.
W szkole.
N a u c z y c i e l w szkole do Grzesia: »Znasz tę
literę?*
G r z e ś : »Znam, tylko nie wiem, jak się na­
zywa#.
*
*
*
P a n d o s ł u g i : »Czy oddałeś już bilet panu
nauczycielowi?*
S ł u g a : »Oddałem, proszę pana, lecz wątpię,
czy go będzie m ógł czytać*.
P a n zdziwiony: »A dlaczegoby nie mógł?*
S ł u g a : »Bo oślepł«.
P a n : »To być nie może!*
S ł u g a : A no tak, proszę pana. W chodzę do
pokoju, daję mu bilet, a on mnie się pyta, gdzie
mam kapelusz? a przecież miałem po na głowie«.
Jstt
Pierwsze, to jest coś twardego,
Dodaj zgłoskę, więcej tego.
D rugie łatwo odgadniecie,
Ma to igła, także dziecię.
Całość, nazwa męża walecznego,
Co bronił kraju naszego.
_1 L
Rozwiązanie zadania konikowego
z nr. 22-go:
Chceszli mieć Polskę nową, wspaniałą,
I naród nową otoczyć chwałą,
Zaufaj Bogu, odważnie działaj
Ku mniejszej Braci miłością pałaj.
Rozwiązania nadesłali: pp. Marya Macha z Król.
Huty, Jadwiga Badura z Roździenia, pp. Franciszek
Rzymełka i Józef Buck z Józefowca, Szczepan Kawoń
z Michałkowie, Franciszek W idera z Józefowca, Józef
Knopp z Zabrza, Karol Markowiak i W incenty Kurasiak z Niem. Przysieki.
N agroda przypadła ,p. Józefowi Knoppowi.
X
Nakładem i czcionkam i ^Górnoślązaka*, spółki w ydaw niczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzalny: A d o lf Ligoń w Katowicach,