Medytacja i nowe stworzenie w Chrystusie

Transkrypt

Medytacja i nowe stworzenie w Chrystusie
Medytacja i nowe stworzenie w Chrystusie
Bede Griffiths OSB
11. Medytacja i nowe stworzenie w Chrystusie
Poranek nowego czasu jest wśród nas. Jak pisał św. Paweł w liście do Koryntian: „Jeżeli
więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto
wszystko stało się nowe.” (2 Kor 5,17). Tak było w czasie Nowego Testamentu i tak staje
się nieustannie. Stare umiera i nowe się rodzi. Możemy się na to znieczulić poprzez
kurczowe trzymanie się starego i myślenie „To jest właśnie to”. Wtedy zatrzymujemy
bieg stwarzania. Ale możemy też pozwolić nowemu by wzrastało i to jest nasze
wyzwanie. Wizjonier Apokalipsy pisał: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo
pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma.”(Ap 21,1). To jest owa
przejściowa czasoprzestrzenna struktura, którą tworzymy. „I rzekł Zasiadający na tronie:
Oto czynię wszystko nowe. I mówi: Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe.”(Ap
21.5). To jest ostateczna obietnica. Objawia się ona jednak w czasie. Wraz z jego
upływem ukazuje się to, co wieczne.
Zagrożenie życia na naszej planecie, nigdy nie było tak wielkie jak jest dzisiaj. Wielu z
was z pewnością czytało książkę Thomasa Berry’ego, żarliwego zakonnika, który
poświęcił swe życie badaniom nad ewolucją Ziemi, „The Dream of the Earth”. Wskazuje
w niej na śmiertelne niebezpieczeństwa jakie niesie wraz ze sobą nowoczesna
technologia. Zatruwamy powietrze i wody, wycinamy lasy tropikalne i niszczymy
warstwę ozonu, która chroni nas przed zabójczympromieniowaniem z kosmosu. To co
potrzebowało milionów lat by powstać, ginie na naszych oczach. Całe narody zmuszone
są do zmiany utartych stylów życia. Totalitarny system Związku Radzieckiego, który do
niedawna zagrażał całemu światu rozpada się na kawałki. Na początku Rewolucji
Październikowej filozofowie przepowiadali, że marksizm będzie nową przyszłością
ludzkości. Był czas, kiedy komunizm rozszerzał się poza Rosją, w Chinach, Ameryce
Południowej, Azji i Afryce i wydawało się nieuchronnym, że ZSRR przejmie totalną
kontrolę. Nad światem wisiała groźba wojny nuklearnej i nagle wszystko to zaczęło się
rozpadać. Nadchodzi nowy czas, tak jak to było za czasów Chrystusa, tak i jest, w
pewnym sensie, zawsze. Nowy czas stoi zawsze u naszego progu. Królestwo Boże jest
ciągle „blisko”, chociaż zwykle objawia się stopniowo. Czasem, jak to było w przypadku
Chrystusa, objawienie Królestwa jest bardzo dramatyczne i wydarza się w krytycznym
momencie historii. Myślę, że tak też dzieje się dzisiaj (o.Bede mówił te słowa w czasie
postępującej Pierestojki, przyp. tłum.). Przyszło nam uczestniczyć w historii pełnej
dramatu, tragedii, ale też i nadziei, bo wszystkie te katastrofy to jednocześnie znaki
nadchodzącego nowego stworzenia.
Nasz Kościół też przechodzi kryzys, największy w okresie swych dziejów. Sobór
Watykański II był wielkim krokiem naprzód. Przed jego rozpoczęciem Kuria Rzymska
przygotowała różne dokumenty, które miały być podstawą do dyskusji. Jeden po drugim,
odrzucane przez biskupów, lądowały one jako nic nie warte w koszach na śmieci.
Nastąpiła rewolucja w Kościele, która otworzyła serca na nową jego wizję. Ciągle
próbujemy ją urzeczywistnić. Bo to był tylko początek. Myślę, że w następnych
dziesięciu latach nastąpią dalsze zasadnicze zmiany. Trzeba nam zezwolić Duchowi
Świętemu by działał w świecie, Kościele i w naszym życiu przemieniając je dzień po
dniu.
Zmartwychwstanie jest wydarzeniem pozaczasowym. Jest przejściem ze starego do
nowego. Dokonało się to w Chrystusie, stąd jest On w pełni obecny i w czasie i w
przestrzeni. Bóg trwa we wszystkim i wszędzie. Można powiedzieć tak: w czasie jest
początek, środek i koniec. My poruszamy się po jego linii. Wieczność jednak nie zasadza
się na niekończącym się liniowym wędrowaniu. Wieczność jest zawsze w pełni obecna,
zarówno na początku, w środku jak i na końcu czasu. Po śmierci nie przechodzimy do
innego życia, raczej wchodzimy poza czas i przestrzeń do wiecznej Rzeczywistości, którą
już jesteśmy w samej zasadzie naszego bytu.
Tego typu widzenie jest wynikiem obudzonego ducha kontemplacji. Metoda realizacji tej
wizji jest zawarta w nauce ojca Johna Maina. Jestem przekonany, że dokonał on tu
zasadniczego przełomu. Dzięki niemu chrześcijanie otrzymali narzędzie do przejścia
poza świat zmysłów i idei do świata Bożej rzeczywistości i zezwolenia by penetrowała
ona ich codzienne życie. I chociaż metoda jest prosta, to jednak bardzo radykalna w
swym działaniu. Wraz z podobnymi jej sposobami medytacji rozszerza się ona dziś po
całym świecie. Jak podkreślałem wielokrotnie, nie wolno nam izolować praktyki
medytacji chrześcijańskiej od innych tradycji, bo wszystkie one praktykowane w duchu
prawdy, czy to w hinduizmie, buddyzmie, islamie i tradycji żydowskiej, szukają
sposobów otwarcia się na Bożą Tajemnicę. Nie da się Jej nazwać, wyrazić, można tylko
w Jej kierunku wskazać. Podczas medytacji coś się w nas otwiera i wraz z tym otwarciem
objawia się to co boskie. Nic nie da się tu zrobić na siłę, trzeba porzucić mechanizmy
obronne i pozwolić temu objawić się w jego własnym tempie.
Może się to wydać wielką przesadą, że dwa codzienne okresy półgodzinnej medytacji,
rano i wieczorem, są w stanie otworzyć umysł na Bożą Tajemnicę. Takie jednak było
przeświadczenie ojca Johna Maina i dotyczy ono nie tylko duchowieństwa, ale taż
zwykłych zjadaczy chleba, każdego. Trzeba nam jednak pamiętać, że medytacja mantrą
musi być zawsze podparta wiarą i miłością, bo jedynie one prowadzą do kontemplacji.
Traktowanie mantry jako zaklęcia niesie w sobie duże niebezpieczeństwo wyzwolenia
psychologicznych mechanizmów, które prowadzą donikąd. Dlatego mantra musi być
używana w kontekście wiary. Wiara jest tym, co przenosi nas to transcendentalnej
Tajemnicy, podczas gdy miłość jest tym, co nas z tą Tajemnicą jednoczy.
Kościół był w swym zalążku wspólnotą Ducha. Ludzie, którzy otrzymali dar Ducha
Świętego "oddawali się modlitwie i posłudze słowa"i "obsługiwali stoły" (Dz 6,1-4). Nad
wszystkim stoi modlitwa. Na nic się nada gorliwa służba i wygłaszanie płomiennych
kazań, gdy zabraknie modlitwy. Jak nie masz Chrystusa w sobie, to nie da się go
przekazać innym. Owszem, można ludziom wyłożyć tomy doktryn i przykazań, ale to nie
jest głoszenie Ewangelii. Tylko wtedy, gdy się Ją ma w sobie, to można dać Ją dalej. To
jest fundamentalna prawda chrześcijańskiej wiary. Kontemplacja jest modlitwą bycia w
jedności z Bogiem w Jego Duchu. Na tym zasadza się wszystko i to jest nasza
odpowiedzialność jako chrześcijan. Bo Ewangelia jest nie tyle słowem, które trzeba nam
rozpowiadać, ile Duchem, którego trzeba nam komunikować. Abshiktananda, jeden z
założycieli naszego aśramu w Indiach, powiedział kiedyś: „By głosić Ewangelię nie
trzeba wielu słów, trzeba przekazywać sobą Ducha Świętego”.
W waszych grupach medytacyjnych nie udzielacie sobie świętych pouczeń, ale dzielicie
się nawzajem darem Ducha, i tak ma to być. Słowo jest konieczne i musimy przygotować
się nim do medytacji, ale ono ma prowadzić do doświadczenia Boga w Duchu. Z punktu
widzenia ekumenizmu, przyszła nadzieja nie leży w jedności Kościołów na gruncie
doktrynalnym czy sakramentalnym. Wątpię by do tego kiedykolwiek doszło - za bardzo
się podzieliliśmy. Punktem centralnym musi zostać przeświadczenie, że każdy
ochrzczony chrześcijanin otrzymuje Ducha Świętego i w tym darze jesteśmy jednym.
I chociaż my ciągle dzielimy doktrynami i rytuałami, to Duch jest dany każdemu
chrześcijaninowi - i tu musimy dodać - każdemu człowiekowi, w jednakowej mierze.
Wszyscy jesteśmy stworzeni „na obraz i podobieństwo” Boże i to jest określenie na
obecność Ducha w nas. Nasza ludzka natura jest powołana do jedności z Bogiem. Nie ma
dla nas innej alternatywy. Nie jest to jednak przywilej ekskluzywny tylko-dlachrześcijan, bo Chrystus umarł za cała ludzkość. On jest nowym Człowiekiem, nowym
Adamem świata.
Św. Paweł napisał: „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem
jest Jezus.” (1 Kr 12,3). Jest to jedyna wspólna podstawa dla wszystkich chrześcijan.
To wielka łaska, że Bóg dał nam medytację, by pokazać nam, jak być nowym Kościołem.
Ta modlitwa jest, w moim przeczuciu, największą potrzebą dzisiejszego Kościoła i
całego świata.
O. Bede Griffiths
Źródło: Seminarium Johna Maina 1991
Przekład: Andrzej Ziółkowski
Copyrights: WCCM.PL
Jak medytować:
Usiądź na krześle, na klęczniku lub w siadzie skrzyżnym na podłodze ze wspomagającą
poduszką lub na stołku. Ciało jest zrelaksowane.
Siedź nieruchomo i trzymaj plecy w pozycji wyprostowanej. Ciało jest uważne i czujne.
Oddychaj naturalnie i spokojnie.
Delikatnie przymknij oczy i zacznij recytować w wewnętrznej ciszy mantrę. Zachęcamy
do użycia słowa MARANATHA. Powtarzaj je z równym natężeniem jako cztery sylaby
MA-RA-NA-THA. Wsłuchuj się w nie, jak wybrzmiewa w twoim sercu.
Powtarzaj mantrę bez przerwy. Gdy jakieś myśli lub obrazy zakłócą jej bieg, delikatnie i
czule wróć do jej recytacji. Nigdy nie osądzaj swojej medytacji po ilości rozproszeń ani
jakichkolwiek innych doznań. Trwaj w jej dyscyplinie codziennie rano i wieczorem po
20-30 minut.
Wiecej nic nie trzeba, to wystarczy.