Magazyn Dziennik Gazeta Prawna
Transkrypt
Magazyn Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna, 24–27 grudnia 2015 nr xx (xxx) 61 forsal.pl prezentacja Partner Droga do sukcesu Rozmawiamy z Tadeuszem Serafinem, dyrektorem Opery Śląskiej w Bytomiu Objąłem to stanowisko w wyniku jednego z pierwszych konkursów na stanowisko zarządzającego instytucją kultury w województwie śląskim w roku 1989. To był początek transformacji politycznej, ustrojowej i ekonomicznej naszego kraju i trudne czasy dla wszystkich, a przede wszystkim dla ludzi kultury. Przyjąłem tę funkcję w momencie kryzysu całego teatru. Były problemy organizacyjne, ekonomiczne, artystyczne..., brakowało dyscypliny. Wszyscy byliśmy niepewni jutra. Ówczesne władze proponowały nawet zamknięcie teatru, aby po zreformowaniu i doprowadzeniu do odpowiedniego poziomu można było znów występować dla publiczności. Miałem dwie możliwości. Pierwsza, rewolucyjna – wszystkich zwolnić i zrobić nowy nabór, druga, ewolucyjna – stopniowo, cegiełka po cegiełce odbudować teatr. Wybrałem drugą opcję i tak to trwa do dziś. Wracając jednak do lat 90., kiedy prof. Leszek Balcerowicz wprowadził plan naprawy finansów państwa, obniżając budżet o 30 proc., musieliśmy podjąć decyzję o drastycznych oszczędnościach i zmniejszyć liczbę etatów z ponad 400 na 300. Starałem się, aby odbyło się to w sposób cywilizowany, stopniowo, przez wymianę pracowników, a także poprzez dobór odpowiedniego repertuaru i podwyższenie kryteriów artystycznych. Po jakimś czasie udało się zregenerować zespoły artystyczne. Dzisiaj możemy realizować premiery i wykonywać spektakle na wysokim poziomie, uzyskując uznanie w kraju i za granicą. Wystawiacie typową klasykę opery, lecz także utwory bardzo nowoczesne. Czy one mają swoją wierną publiczność? Mamy jeden z najbogatszych repertuarów wśród polskich teatrów operowych, ponad 30 pozycji, w tym opery, operetki, balety, musicale, gale operowe i operetkowe, koncerty. Gramy klasyczny repertuar od Glucka i Mozarta poprzez całą literaturę romantyczną i neoromantyczną, aż do czasów współczesnych, także formy eksperymentalne. Nie boimy się też występów z grupami rockowymi, np. Dżemem czy Oberschlessien. Występujemy zarówno w małych, jak i ogromnych salach. jesteśmy prekursorami spektakli i koncertów plenerowych nawet dla kilku tysięcy widzów. Myślę, że bardzo ważnym etapem, który przyczynił się do skoku jakości wszystkich zespołów, były również nagrania płyt, które bardzo szybko zyskały popularność ( „Nabucco – Złota i Platynowa Płyta, „Carmina Burana”, „Hity operowe i operetkowe” – Złota Płyta, kolędy w wykonaniu chóru Opery Śląskiej). Produkcje płytowe, telewizyjne i DVD wymagają od zespołów dużej higieny wykonawczej, która później owocuje w szeregowych spektaklach. Nagrania płytowe, radiowe, telewizyjne oraz wyjazdy zagraniczne pomogły w organizacji pracy, podwyższeniu standardów artystycznych, poziomu wykonawczego wszystkich zespołów. Także dzięki temu gracie dużo na wyjazdach. Opera Śląska od początku ma wpisany w statut charakter objazdowy. Zawsze starała się odwiedzać ze swoim programem najważniejsze ośrodki w kraju i po dziś dzień należy do najczęściej wyjeżdżających zespołów. Graliśmy jeszcze niedawno 60–70 spektakli rocznie za granicą, występowaliśmy w takich salach jak Filharmonia Berlińska, Monachijska, teatry i sale widowiskowe w Brukseli, Luxemburgu, Francji, Hiszpanii, Holandii, Portugalii, Włoch, Niemiec, Danii, Szwecji, Czech i Ukrainy. Byliśmy pierwszym polskim teatrem operowym, który występował w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. To było w w latach 1986 i 1988. Pierwsze tournee prowadził mój profesor Napoleon Siess, ówczesny dyrektor, któremu wiele zawdzięczamy. Natomiast kolejne miałem przyjemność prowadzić osobiście. Najbardziej utkwił mi w pamięci koncert naszego zespołu w Katedrze św. Patryka w Nowym Jorku na 10-lecie pontyfikatu Jana Pawła II. W sumie Opera Śląska dała ponad 1 tys. występów zagranicznych, a w ostatnich 20 latach obejrzało nas poza granicami kraju ponad 1 mln. widzów. Jak to się stało, że niewielka Opera była zapraszana do największych ośrodków zagranicznych, występowała na galach i w ważnych salach? Fot. Hubert Miśka Opera Śląska była marką, zanim jeszcze to pojęcie zadomowiło się w Polsce. Lata powojenne to okres wielkich osobowości na jej scenie i renomy, jakiej trudno było potem dorównać. Pan przejął kierowanie tą sceną 25 lat temu, kiedy Opera była na zupełnie innym etapie. Jak zabrał się Pan do odbudowywania jej marki? Próba orkiestrowa. Filharmonia Berlińska Myślę, że ten niewątpliwy sukces wyjazdów zagranicznych zawdzięczamy ogromnej pracy, dobrej organizacji, dyscyplinie, jakości artystycznej, a także niebywałej koncentracji i mobilizacji na występach oraz zwykłemu szczęściu. Bardzo trudno pozyskać zaufanie publiczności i kontrahentów, a na konkurencyjnym rynku zachodnim łatwo go utracić. Zdarzają się nawet osoby, które przychodzą po kilka razy na ten sam spektakl, który prezentujemy. Wciąż jesteśmy chętnie zapraszani. Jaki wpływ na kształtowanie zespołu mają takie tournée? Z pewnością od momentu wprowadzenia wyjazdów zagranicznych podwyższył się bardzo widocznie poziom artystyczny zespołów, ponieważ musieliśmy się mierzyć z bardzo wysokimi kryteriami Europy Zachodniej. Konfrontacja zagraniczną publicznością daje też taką pewność siebie, możliwość szybkiego dostosowania się do różnorodnych warunków akustycznych i plenerowych. Ważne są też takie prozaiczne cechy, które zyskuje zespół, jak: dyscyplina, punktualność, ogólna kultura, umiejętność przebywania w grupie podczas dłuższego pobytu. Są też oczywiście gratyfikacje finansowe, które pomagają zarówno instytucji, jak i członkom zespołów. Pan jest muzykiem, dyrygentem, lecz musi Pan także być menedżerem. Jak to się łączy? Który „zestaw cech” jest istotniejszy na tym stanowisku? Jako dyrektor naczelny i artystyczny staram się zachować równowagę tych dwóch kierunków działania. Wymaga to poświęcenia, czasu, wiedzy i samozaparcia, ponieważ jedna osoba łączy jakby dwa etaty. Łatwiej jednak rozmawiać Serafinowi z Serafinem niż Serafinowi z przysłowiowym Kowalskim na tematy artystyczno-finansowe. Myślę, że jest to trudne, ale osiągalne w teatrze o niezbyt dużej powierzchni i około 300 zatrudnionych osób. Jest tu potrzebna duża doza pasji i intuicja. Patrząc wstecz na to ćwierćwiecze, dostrzegam osiągnięcia, które mamy w odbudowie i przebudowie naszej opery. Udało się m.in. całkowicie przebudować wewnętrzny parking, odremontować budynek administracji, zrobić ogromny remont elewacji, odrestaurować foyer i widownię. Niezwykle istotna była odbudowa części filharmonicznej, która spłonęła prawie doszczętnie w 2000 r. Powstało wiele nowych sal: przepiękna sala koncertowa im. Adama Didura, jedna z najpiękniejszych sal baletowych w Europie, sale korepetytorskie. Staramy się w tej chwili jeszcze o środki finansowe, które pozwolą unowocześnić scenę i zascenie. O innych sprawach finansowych możemy porozmawiać następnym razem. Budynek bytomskiego teatru ma w tym roku 114 lat, a Opera obchodzi Jubileusz 70. lecia swego istnienia, pomimo tego wieku, podchodzimy do przyszłości optymistycznie, może również z powodu dobrego ducha Adama Didura, pierwszego, wspaniałego basa i założyciela Opery Śląskiej, który nas wspomaga. Rozmawiał Maciej Weryński