O sztuce wojennej w okresie węgierskich wypraw łupieżczych
Transkrypt
O sztuce wojennej w okresie węgierskich wypraw łupieżczych
O sztuce wojennej w okresie węgierskich wypraw łupieżczych Kultura materialna W ęgrów, żyjąc ych pomiędzy Imperium Bizantyńskim a państwem Węgrów, żyjących Karolingów i Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego, rozkwitła właśnie w wyniku wypraw wojennych i obcowania z innymi kulturami. Wyprawy wojenne, które w węgierskim piśmiennict− wie historycznym zwykło się określać mianem "kalandozá sok”(awanturnicze peregryna− cje, "wyprawy po przygodę” − kaland znaczy przygoda), były w gruncie rzeczy trady− cyjnymi wyprawami po łupy. Ludy stepowe, zajmujące się na co dzień głównie hodo− wlą, w taki właśnie sposób zdobywały na sąsiadach dob− ra, których same nie wytwa− rzały. Wzmianki historycz− ne wspominają o wyprawach wojennych prowadzonych w IX w. przeciwko zamiesz− kałym na północy Słowia− nom, które to wyprawy mia− ły na celu nałożenie trybu− tów i pojmanie jeńców. Pod− czas wypadów podbijali no− we tereny, które jednocześ− nie stawały się zapleczem kolejnych ataków (taka sy− tuacja miała miejsce w przy− padku Kotlin Karpackich pod koniec 900 r.). Węgrzy dość skrupulat− nie przygotowywali się do swoich najazdów, nie polega− li tylko na odwadze wojow− ników, ich zdyscyplinowaniu, odpowiednim uzbrojeniu, czy zaskakującej technice. Korzy− stali również z pomocy wojo− wników rekrutowanych spo− śród pokonanych ludów. Dla pokonanych była to sytuacja bez wyjścia, gdyż albo poma− gali Madziarom najeżdżać na inne ludy, albo atakowano ich własny kraj. Swoje łupie− żcze wyprawy poprzedzali wnikliwym rozpoznaniem granicy Danii. Kolejno wal− zarówno terenu, jak i sił wroga. czyli: w roku 917 na Bałka− Utrzymywali stały kontakt ze nach, w 922 w południowej swoimi sojusznikami, ingerowali Italii, w 934 r. przedarli się w politykę podbitych ludów, ukła− do Bizancjum, a w 924 r. do dali się tak, aby w razie potrzeby Andaluzji. skorzystać z pomocy. Jak wyglądał ich tryb życia? Zimę zwy− kle spędzali w domu, przygotowywali się na− prawiając cały ekwipu− nek. Przed wyrusze− niem na wojnę organi− zowali drużynę liczącą na ogół kilkuset ludzi. Każdy zabierał ze sobą co najmniej cztery ko− nie: trzy pod siodło i jednego jucznego. Cały swój rynsztunek, czyli broń, skórzane lub płócienne namio− ty, żywność (np.: su− szone mięso, palone ziarna zbóż, kaszę oraz wino) ładowali na ko− nia lub na wozy pokry− te skórą. Zabierane ko− nie służyły też bardzo często jako źródło mle− ka lub mięsa. Na wy− prawy wyruszali wcze− sną wiosną, kiedy to Szabla madziarska za: F. Istwan, "A konie mogły się już Honfoglaló Magyarsag", Budapeszt 1996 paść na świeżej trawie. Ich główną taktyką był Początkowo Madziarzy atakowali tylko sąsiednie te− atak przez zaskoczenie. Efekt reny: północną Italię, Karyn− ten Madziarowie osiągali tię, Morawy, Bawarię. Z bie− rzucając na pierwszy ogień giem czasu zaczęli zapusz− niewielkie oddziały. Rabując czać się coraz dalej dociera− okolicę i paląc opuszczone jąc: w 906 r. do Saksonii, w panice domostwa, jedno− w 909 r. do Szwabii, w 910 r. cześnie pilnie obserwowali do Francji, a w 915 r. aż do ruchy przeciwnika. Za głów− Okładka: Garncarz z dziada−pradziada, Fazekas Ferenc z Węgier, swój warsztat ma w chacie na stanowisku 61. W tle Maria Ślęzak. J Kucharz Gabor Szekeres na otwarcie festynu przygotował typowo węgierskie potrawy − zupę gulaszową oraz gulasz wieprzowy i paprykarz z kurczaka J Małżeństwo Gizelle i Zoltánne Kovács, swój warsztat mają w chacie na stanowisku nr 50. Tam też można zobaczyć wyroby z kukurydzy oraz wyroby z porożca. Na zdjęciu z prawej Maria Molnar − tłumacz i organizator ze strony węgierskiej. J Polak, Węgier − dwa bratanki, i do szabli i do szklanki czyli Lendjel madjan ke’t jo, barat. Edjütt harcol, issa bora’t. Na zdjęciu Wiesław Zajączkowski, dyrektor Muzeum Archeologicznego w Biskupinie, i Atilla Szalái − dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie fot. Jacek Mielcarzewicz nym trzonem drużyny posu− wały się odwody. Dowódcy za pomocą sygnałów ognio− wych i dymnych zbierali swo− je oddziały, a głosem rogu dawali znać o ruchach prze− ciwnika, przybyciu szpiegów lub o konieczności natych− miastowego zwołania rady wo− jennej. Za cel ataków obierano sobie bardzo często bogato wyposażone kościoły, gdyż one, w odróżnieniu od zam− ków i grodów, nie były chro− nione umocnieniami obronny− mi. Zakonnicy zazwyczaj ucie− kali ze swoim podstawowym dobytkiem do niedalekiej ob− ronnej osady. Madziarzy nie lubili brać udziału w długotrwałych ob− lężeniach. Jeżeli nieuniknio− ne było zdobycie jakiejś twier− dzy najpierw palili okolicę, a następnie rozbijali przy niej swój obóz − skutecznie unie− możliwiając przedostanie się posiłków z zewnątrz. Stara− jąc się zminimalizować włas− ne ryzyko, unikali niebez− piecznych i mało obiecują− cych starć na otwartej prze− strzeni. Przeciwnika pokony− wali różnymi fortelami, np.: pokonywali nurt rzeki, pły− nąc obok koni, które przed utonięciem zabezpieczone by− ły przymocowanymi do nich nadmuchiwanymi bukłakami, ostrzeliwali osady płonący− mi strzałami albo zastawiali różnego rodzaju pułapki. Ba− rdzo często pozorowali ucie− czkę, co dezorientowało prze− ciwnika, który rzucał się w pogoń, łamiąc swój szyk bojowy. Taką taktykę rela− cjonował lotaryński opat Re− ginon z Prüm "przeważnie w samym środku zaciętego pojedynku zaprzestają walki, zaczynają uciekać, po chwili jednak wracają, a kiedy myś− lisz, że już zwyciężyłeś, wła− śnie wtedy znajdujesz się w śmiertelnym niebezpie− czeństwie”. Podczas długiego pobytu poza domem musieli również zdobywać pożywienie i picie, dlatego też najpierw rabowa− li podbitą wioskę, a dopiero potem ją palili. Zawsze chwy− tali jak największą liczbę jeń− ców, a następnie jak najszyb− ciej ich wymieniali lub sprze− dawali (o szybkości sprzeda− ży decydowały względy pra− ktyczne, bo przecież pędze− nie jeńców opóźniało marsz, trzeba ich było karmić i pilnować). Zaraz po zakoń− czeniu walki starych męż− czyzn i kobiety niejedno− krotnie zabijano, młode ko− biety z dziećmi zabierano. Natomiast część młodych mę− żczyzn była przeszkalana i wcielana do wojska, inni pracowali jako służba. Dlatego też najbardziej pożądaną formą łupu był prze− kuty w pieniądz szlachetny kruszec, który zajmował ma− ło miejsca, a miał ogromną wartość. Zdobywano go albo bezpośrednio, albo wymie− niając jeńców, od czasu do czasu zawierano różnego ro− dzaju umowy. Gazeta Biskupińska Biskupińska, Adres redakcji: Biskupin, półwysep, tel. (052) 30−25−280; Wydawca: Wydawnictwo Dominika Księskiego "Wulkan", Pałuki, pismo lokalne, Żnin, pl. Wolności 7; Redaktor naczelny: Dominik Księski; Anioł Stróż: Roksana Chowaniec; Sekretarz redakcji: Iwona Zielińska; Reporterzy: Sara Matuszewska, Agnieszka Chęś, Maciej Urbanowski. Skład i łamanie: Ewa Pawlicka; Współpraca: Izabela Starukiewicz, przewodnicy PTTK; Opracowanie graficzne: Leszek Malak.