Na Słowację autobusem nie pojedziesz

Transkrypt

Na Słowację autobusem nie pojedziesz
Na Słowację autobusem nie pojedziesz. Chcemy to zmienić – mówią aktywiści nowej kampanii
społecznej
Bus lub autobus lub na Słowację? Niestety nie ma takiego – mogą usłyszeć mieszkańcy i turyści
w przygranicznych górskich miejscowościach. Chociaż Polska i Słowacja są bliskimi sąsiadami, a od
kilku lat nie krępują nas kontrole graniczne, na polsko-słowackim pograniczu panuje komunikacyjna
pustynia.
Jeśli przebywający w polskich górach turysta chce wyskoczyć na kilkugodzinną wycieczkę na
słowacką stronę, co do zasady musi skorzystać z samochodu, lub nieraz dwie-trzy godziny czekać na
przesiadkę na granicy. Te kilka bezpośrednich połączeń autobusowych, jak sezonowa linia ZakopanePoprad, czy Katowice – Kraków – Koszyce, to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Niezmotoryzowani radzą sobie, jak mogą. Na przykład jadąc z Krakowa na Słowację przez… Czechy
– po dojechaniu do Cieszyna i przejściu pieszo na czeską stronę można dość łatwo dojechać do Żyliny
i w Tatry czeskim lub słowackim pociągiem. W przypadku Podkarpacia jest jeszcze bardziej
absurdalnie: chcąc jechać pociągiem lub autobusem z Rzeszowa do Koszyc, jedyne dostępne
połączenie wiedzie przez… Ukrainę.
-Połączeń autobusowych na pograniczu brakuje nie tyle ze względu na brak popytu, ale wskutek
ograniczeń biurokratycznych. To nie jest tak, że busiarz z Zakopanego może ot tak sobie uruchomić
linię i zawieźć turystów na słowacką Orawę. To wszystko wymaga załatwienia międzynarodowej
licencji i uzgodnień ze stroną słowacką rozkładów jazdy, przystanków itp., a cały proces w praktyce
przeciąga się w nieskończoność. W efekcie zarówno polscy, jak i słowaccy przewoźnicy dochodzą do
wniosku, że gra jest nie warta świeczki – tłumaczy Arkadiusz Kugler, przewodnik po Bratysławie
i sekretarz Klubu Polskiego na Słowacji, jeden ze współzałożycieli kampanii społecznej „Polska –
Słowacja”, której celem jest przezwyciężenie problemów komunikacyjnych na pograniczu polskosłowackim.
W praktyce niezmotoryzowani podróżni radzą sobie jeszcze inaczej – dojeżdżają busem np. do Łysej
Polany i przechodzą na słowacką stronę, gdzie można złapać słowacki autobus do Popradu – a tam
z kolei przesiąść się np. w pociąg do Bratysławy czy Koszyc.
Problem w tym, że Łysa Polana to jedynie wyjątek od reguły – na polsko-słowackim pograniczu mało
jest miejsc, dokąd można dojechać komunikacją publiczną i po przejściu kilkuset metrów piechotą
przesiąść się na lokalny autobus lub pociąg po drugiej strony granicy. Ale nawet w Łysej Polanie,
gdzie taka możliwość istnieje, poza sezonem wygląda to słabo. – Rzecz w tym, że polskie i słowackie
lokalne autobusy i busy nie są ze sobą w żaden sposób skomunikowane. Dotyczy to również linii
autobusowych użyteczności publicznej dotowanych przez samorządy, np. słowackiego połączenia
Lysá Poľana – Poprad, finansowanego przez Kraj Żyliński. W praktyce wygląda to tak, że po
przyjeździe z Zakopanego polskim busem na Łysą Polanę i przejściu tych kilkuset metrów na
słowacką stronę, trzeba czekać jedną lub kilka godzin na słowacki autobus, bo ten poprzedni odjechał
dziesięć minut przed przyjazdem polskiego busa. W drugą stronę zresztą podobnie – mówi Arkadiusz
Kugler. W przypadku Orawy jest jeszcze gorzej: od polskiej strony można dojechać autobusem do
Jabłonki, sporadycznie do Chyżnego, a najbliższy przystanek słowackich autobusów i pociągów jest w
położonej dziesięć kilometrów dalej Trstenie. Między nimi – ponad dziesięć kilometrów
komunikacyjnej pustyni.
Sposobem na choćby częściowe przełamanie tych problemów komunikacyjnych mogłoby być
zawarcie polsko-słowackiej umowy międzynarodowej, na mocy której przewoźnicy z obu krajów
mogliby wykonywać przewozy traktowane jako krajowe nie tylko do granicy, ale też do kilku –
kilkunastu kilometrów w głąb sąsiedniego kraju. Chcemy, żeby ta zasada dotyczyła również lokalnych
połączeń użyteczności publicznej i stanowiła element systemu transportu regionalnego np. w Kraju
Żylińskim i Preszowskim z jednej strony i Powiecie Nowotarskim czy Gorlickim z drugiej.
-Chodzi o to, żeby słowackie i polskie samorządy przygraniczne na mocy tej umowy musiały troszczyć
się nie tylko o zapewnienie dostępności komunikacyjnej na stricte swoim terenie, ale także
o zapewnienie dojazdu do pierwszej miejscowości przygranicznej po drugiej stronie granicy. W ten
sposób lokalne słowackie linie dojeżdżałyby do Jabłonki i traktowane byłyby jako linie krajowe słowackie, analogicznie polscy busiarze mogliby jeździć np. do słowackich Oravic czy Namestowa nad
Jeziorem Orawskim na takich zasadach, jakby to była polska lokalna linia wewnątrzkrajowa – mówi
Jakub Łoginow z portalu „Port Europa”, jeden z koordynatorów kampanii „Polska – Słowacja”.
Profil kampanii społecznej „Polska – Słowacja” na Facebooku ( www.facebook.com/polskaslowacja )
polubiło już półtora tysiąca osób. Organizatorzy zwrócili się z prośbą o wsparcie do polskich
i słowackich parlamentarzystów, apelując o zawarcie stosownej umowy międzynarodowej. W ciągu
dwóch tygodni od inauguracji kampanii, interpelację poselską w tej sprawie złożyło już ośmiu
polskich parlamentarzystów – Beata Małecka–Libera, Dorota Niedziela, Ireneusz Raś i Mirosława
Nykiel z PO, Wojciech Buczak i Mieczysław Miazga z PiS oraz Elżbieta Borowska i Barbara Chrobak
z ruchu Kukiz-15.
(-) dr Łukasz Lewkowicz