fragmenty - Fabularny.net

Transkrypt

fragmenty - Fabularny.net
SUREN CORMUDIAN „DZIEDZICTWO PRZODKÓW. TOD MIT UNS.”
1
FRAGMENTY
Wydawnictwo Insignis Media prezentuje
Projekt Dmitrija Głuchowskiego
„UNIWERSUM METRO dwa tysiące trzydzieści trzy”.
.
Suren Cormudian „Dziedzictwo przodków. Tod mit uns ”
z rosyjskiego przełożył: Paweł Podmiotko,
FRAGMENT PIERWSZY
Dawno temu…
Na skraju lasu stał GAZ Gazela Ministerstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych w
charakterystycznym malowaniu, dziennikarski volkswagen, kilka osobówek i kamaz służb
ratowniczych. Nieco z boku zaparkował wojskowy uaz. Przy nim stał oficer w nowiutkiej panterce od
Judaszkina1, w naciągniętej na czoło czapce z daszkiem. Odszedł od reszty grupy i, zakrywając sobie
jedno ucho dłonią, a do drugiego przyciskając telefon komórkowy, cicho rozmawiał. Obok samochodu
dwoje cywili za pośrednictwem tłumacza zwracało się po niemiecku do trójki ludzi w mundurach
Mnisterstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych trzymających dużą i wyraźnie zabytkową mapę…
Major coraz bardziej marszczył brwi, wsłuchując się w to, co dochodziło z głośnika komórki.
– Tak jest! Tak. Tak, wszystko zrozumiałem, towarzyszu pułkowniku. Tak, wysłałem już żołnierzy
do bazy. Tak jak powiedział Suchomlin. Dzwonił do pana… To potwierdzone? Po prostu nie mieści mi
się to jakoś w… Tak. Tak jest! Zrozumiałem. – Odstawił telefon od ucha i zaczął gorączkowo
wyszukiwać w menu inny numer. – Borszczow, taka twoja mać! Gdzie ty jesteś?! Odpalaj uaza, żywo!
– ryknął oficer.
Niemcy, ratownicy, urzędnicy i dziennikarze spojrzeli z niezadowoleniem w jego stronę.
Szczególnie reporterka, wyraźnie zmartwiona tym, że w jej materiale znalazły się głośne
przekleństwa. Trzeba będzie kręcić jeszcze raz.
Z dalekich krzaków wychynął przestraszony wrzaskami żołnierz. Poprawiając w biegu spodnie i
pasek, popędził do samochodu.
Major w końcu znalazł właściwy numer i nacisnął przycisk połączenia, dosłownie wtłaczając
telefon w zaczerwienione od poprzedniej rozmowy ucho.
– Halo! Lida! Ależ zaczekaj, nie przerywaj! Gdzie jesteś? Dzieci są z tobą? Krótko: biegiem się
pakujcie, bierzcie taksówkę, za każde pieniądze, i natychmiast uciekajcie z Bałtyjska. Ale tylko trasą
1
Walentin Judaszkin – znany rosyjski projektant mody (przyp. tłum.).
SUREN CORMUDIAN „DZIEDZICTWO PRZODKÓW. TOD MIT UNS.”
2
FRAGMENTY
Swietłogorską. W stronę Swietłogorska. Do Otradnego albo Pionierskiego. Znajdę was tam. Czy ty
mnie w ogóle słuchasz?! Jaka, do cholery, plaża?! Coś ty, zgłupiała?! Powiedziałem, zabieraj się
natychmiast z Bałtyjska! Taksówką! Nieważne ile… To oddaj… pierścionek zaręczynowy i kolczyki!
No, co z z ciebie za idiotka, no?! Powiedziałem… A dlatego, że tam jest baza wojskowa i zaraz nie
będzie żadnego Bałtyjska, kretynko!!!
Świadkowie rozmowy umilkli i patrzyli w zdumieniu na majora. Na ich twarzach zastygły
jednakowe miny – wyrażające zdziwienie i bezgłośne pytanie: co znaczy ostatnie, tak głośno
wykrzyczane zdanie?
Major zaklął, zrozumiawszy, że palnął gafę, i wybierając kolejny numer telefonu, szybko
skierował się za najbliższe drzewo. Obszedł je i znieruchomiał. Wprost przed nim na pogniecionej
trawie leżał nastolatek. Ciemnowłosy. W okularach. W brudnym i miejscami zakrwawionym ubraniu.
Z pustym plecakiem na ramionach. Chłopak patrzył na niego przygasłym, pustym wzrokiem.
– Skąd się tu wziąłeś? – wykrztusił oficer.
– Z… spod ziemi… – ledwie słyszalnie wychrypiał chłopiec.
– Najwyższy czas tam wracać. – Wojskowy zmarszczył brwi i nagle zmrużył oczy. Od strony
lotniska Czkałowskiego gwałtownie rozbłysło nieznośnie jasne, białe światło. Z placyku, na którym
zaparkowały samochody dobiegły odgłosy przerażenia i krzyk dziennikarki.
– Zaczęło się! – Wypuścił powietrze major. – Borszczow! Do mnie! Biegiem!!!
Gwałtownie się pochylił, chwycił nastolatka i pomknął po śladach pozostawionych w trawie przez
czołgającego się chłopaka.
– Gdzie to podziemie?! – krzyknął poprzez narastający huk.
– Tttam… – kulejący chłopak bezwolnie machnął ręką.
Po niebie niczym strzały przemknęły rzadkie obłoki, pędzone przez nieznaną siłę. Huk narastał, aż
nagle do lasu wdarł się huragan. Potężna fala pyłu wyrywająca z korzeniami młode drzewa i łamiąca
stare. Fruwające krzaki zamieniły się w niekończącą się ulewę. Ściana kurzu, kamieni, ziemi i roślin
porwała stojące na skraju lasu samochody i ludzi. Ostatni z miejsca poderwał się kamaz. Najpierw
podniosła się lżejsza, tylna część. Zerwana skrzynia przekoziołkowała nad kabiną i zniknęła w mroku
fali uderzeniowej…
Dzisiaj… Teraz…
Było zupełnie bezwietrznie. Duża rzadkość. Właśnie ta okoliczność dała pretekst do kolejnego
wyjścia na powierzchnię. Potężny korpus PTS-22, ugniatając stalowymi gąsienicami przybrzeżny
piasek, zbliżał się do dawnego poligonu. Dalej na południowym zachodzie wybrzeże półwyspu
Sambijskiego było zasnute gęstą, brudnożółtą mgłą. Bezkresne brunatne fale Bałtyku były skażone nie
2
PTS-2. Średni Transporter Pływający.
3
SUREN CORMUDIAN „DZIEDZICTWO PRZODKÓW. TOD MIT UNS.”
FRAGMENTY
tylko przez globalny Kataklizm sprzed wielu lat, ale też przez uwolnioną zawartość tysięcy
niemieckich pocisków wypełnionych bojowymi środkami trującymi. Dawno temu Hitler ostatecznie
nie zdecydował się ich użyć. Straszne dziedzictwo przypadło w udziale zwycięzcom, którzy
postanowili zatopić śmiercionośny arsenał w morskich wodach. Minęły lata. Świat pogrążył się w
otchłani samozniszczenia. Zniknęły miasta. Kraje. Ludzie. Cywilizacja. A pociski spokojnie leżały
sobie w głębinach Bałtyku, toczone przez czas i słoną wodę. I podobnie jak to było z ludzkością, która
samą siebie doprowadziła do zguby, morze popełniło samobójczy, choć nieunikniony błąd. Przeżarło
powłoki pocisków i bomb, wypuszczając na zewnątrz tysiące dżinnów w postaci pirytu, tabunu,
sarinu, cyklonu i innych świństw, które potrafił zsyntetyzować tylko ludzki umysł.
Woda była trująca, podobnie jak nadciągająca od morza mgła. Ale teraz, kiedy zupełnie nie było
wiatru, garstce ocalałych ludzi nadarzyła się jedna z nielicznych okazji, by wyprawić się w stronę
Bałtyjska – dawnej bazy rosyjskiej marynarki wojennej. Ludzie potrzebowali części i podzespołów do
pojazdów, których używali, a także paliwa. Wszystko to można było zdobyć również tam – w
magazynie inżynieryjnym i w składzie paliwa bazy.
Ogromny transporter pływający, zdolny pomieścić w swojej ładowni nawet transporter
opancerzony BTR, kontynuował swój miarowy i uparty ruch po piasku, pozostawiając za sobą
wyraźne odciski gąsienic. Ślady tak niepasujące do okolicznego pejzażu, przez długie lata po
katastrofie całkowicie pozbawionego jakichkolwiek oznak działalności człowieka. W każdym razie na
powierzchni.
W kabinie siedziało czterech ludzi. Kolejna czwórka znajdowała się w części bagażowej, wśród
pustych beczek na paliwo, turlających się leniwie po dnie amfibii. Ludzie byli ubrani w skafandry.
Wojskowe kombinezony ochronne sprawiały, że wszyscy wyglądali jak okropni bliźniacy o martwych
gumowych twarzach i szklanym wzroku masek przeciwgazowych, wytwory globalnej katastrofy.
Przerażające fizjonomie w milczeniu rozglądały się na boki. Nieczęsto pojawiała się możliwość, by
wypuścić się na powierzchnię pochłoniętego przez mrok świata w poszukiwaniu artefaktów,
koniecznych by przedłużyć swoje istnienie. Nieczęsto i nie każdy miał zaszczyt oglądać zewnętrzny
świat.
Okaleczone przez chemię drzewa podchodzącego do morza lasu, pędy strasznych przedstawicieli
zaadaptowanej nowej flory nad beżowym piaskiem martwej plaży. Leniwe brunatne fale napływające
z żółtej mgły i pozostawiające w pasie przybrzeżnym rdzawą pianę. Sama mgła, jakby jej nie było,
jakby po prostu powietrze zmatowiało, straciła przejrzystość i przybrała brudny żółty kolor.
Przebijające przez gęste opary sylwetki samotnych martwych drzew tam, gdzie roślinność nie mogła
znieść agonii świata i nielicznym świadkom pozostawiła tylko suche szkielety gałęzi.
Borys Kolesnikow – postawny jasnowłosy mężczyzna o niebieskich oczach, z blizną po oparzeniu
na prawym policzku – odwrócił głowę, spoglądając na pokonaną drogę. Równoległe kreski
pozostawionych przez gąsienice kolein biegły w dal, kopiując krętą linię brzegową, ciągnącą się aż do
przylądka, na którym można już było dojrzeć ruiny Jantarnego. Nagle monotonny ryk silnika zmienił
4
SUREN CORMUDIAN „DZIEDZICTWO PRZODKÓW. TOD MIT UNS.”
FRAGMENTY
wysokość i dwudziestoczterotonowy PTS gwałtownie się zatrzymał, pochylając opancerzony dziób i
zadzierając tył. Beczki z łoskotem wywróciły się i poturlały w stronę siedzących ludzi.
Borys zatrzymał nogą zbliżającą się do niego beczkę i ta, dudniąc, potoczyła się do tyłu, poddając
się inercji opadającej po hamowaniu rufy transportera. Kolesnikow zastukał dłonią w trójpalczastej
gumowej rękawicy w tylną szybę kabiny. Dwóch z czterech znajdujących się wewnątrz ludzi
odwróciło się. Borys gestykulując zadał nieme pytanie o powód tak nagłego zatrzymania. Tamci
pokręcili głowami w maskach i zaczęli wskazywać gumowymi „kleszczami” przed siebie, na pancerną
szybę z przodu kabiny. Kolesnikow jednoznacznie skinął głową i rozłożył ręce, dając im znać, że ni
cholery z tego nie zrozumiał. Siedzący w kabinie znów zaczęli pospiesznie gestykulować, wskazując
palcami przed siebie. Wtedy Borys i znajdujący się razem z nim w części bagażowej towarzysz weszli
na dach pojazdu i zlustrowali teren przed transporterem.
To, co pojawiło się przed ich oczami, sprawiło, że aż przetarli rękawicami szkła masek
przeciwgazowych. Nie. Nie przywidziało im się. Jakieś trzydzieści metrów przed nimi, na ile
pozwalała im ocenić pełznąca powoli mgła, piasek plaży przecinał łańcuch surrealistycznych w
otaczającym ich pejzażu śladów człowieka. Ślady wychodziły wprost z wody, gdzie starły je już
brudne i leniwe morskie fale. Poruszając się w poprzek plaży, ktoś wdrapał się na wydmę i, jak się
zdawało, wszedł w suche zarośla rozgraniczające nadmorski las i szeroką wstęgę piasku…

Podobne dokumenty