Mauro te człowiek

Transkrypt

Mauro te człowiek
Jacek Dziedzina
Mauro też człowiek
Czy Polak może popierać kandydaturę Włocha na szefa Parlamentu
Europejskiego?
Jeśli po wyborze nowego przewodniczącego nad budynkiem PE w Strasburgu nie pojawi się biały
dym, to chyba tylko z szacunku dla pierwszeństwa watykańskiej tradycji. Zainteresowanie, jakie
towarzyszy rywalizacji o kierowanie PE, przypomina czasami temperaturę oczekiwania na formułę
„Habemus papam”. Nawet przekupki na targu z przejęciem mówią o „tym Buzku, co ma Unią rządzić”.
To naturalne, że jako Polacy kibicujemy Jerzemu Buzkowi. W polskich mediach jednak zabrakło
trochę życzliwej prezentacji kontrkandydata Buzka. Włoch Mario Mauro tylko dlatego przegrywa w
naszych oczach, że... nie jest Polakiem. Tymczasem wszystkie inne cechy powodują, że jest równie
dobrym kandydatem na to stanowisko. A ponieważ szefowanie PE to nie sprawa powodzenia jednego
kraju, tylko całej Unii, trzeba umieć postawić także pytanie: czy czasem nie lepszym?
Dewot w polityce
Włoski polityk urodził się w 1961 roku w San Giovanni Rotondo, siedem lat przed śmiercią ojca Pio.
Studia z filozofii i literaturoznawstwa ukończył na Katolickim Uniwersytecie Najświętszego Serca w
Mediolanie. Od 10 lat bez przerwy zasiada w ławach PE. Jest członkiem centroprawicowej partii Lud
Wolności, która w PE wchodzi w skład — podobnie jak PO i PSL — Europejskiej Partii Ludowej. Jak
mawiają nawet niechętni Włochom, Mauro jest najbardziej pracowitym włoskim europosłem. Od lat
związany z katolickim ruchem Komunia i Wyzwolenie, zyskał też zaufanie włoskiego episkopatu dzięki
swoim staraniom o równouprawnienie szkół katolickich i możliwości otrzymywania przez nie dotacji z
budżetu państwa. To właśnie nieukrywany związek z Kościołem stał się dla lewicowych europosłów
powodem do krytyki jego kandydatury (choć pełnił już funkcję jednego z 14 wiceprzewodniczących).
„Jest zbyt pobożny”, padały argumenty. „To człowiek Watykanu”, dodawali inni. Oliwy do ognia dolał
Mauro stwierdzeniem, że dwanaście gwiazd na fladze Unii Europejskiej symbolizuje Matkę Bożą.
Kiedy w 2006 roku Parlament Europejski przegłosował rezolucję o homofobii, nie krył wstydu, że ta
instytucja naraża na szwank swoje dobre imię. Rezolucję nazwał wtedy „hymnem pochwalnym na
rzecz niszczenia wartości”. Nieraz dawał sygnały, że jest wyjątkowo wrażliwy na punkcie kulturowej
tożsamości Europy. „Europa musi bronić swojej chrześcijańskiej tożsamości i korzeni, inaczej
przestanie być Europą”, mówił. I dodawał, że grozi nam „totalitarna laicka dyktatura”.
Co grozi Europie?
W 2006 roku Mario Mauro ostro skrytykował europosłów za ich postawę wobec chrześcijaństwa.
Oskarżył ich o mylenie religii z fundamentalizmem. „Przez ponad 10 ostatnich lat Parlament
Europejski, przy ponad 30 okazjach, oskarżył Kościół katolicki i Kościół prawosławny o pogwałcenie
praw człowieka, ale ani razu nie wystosował podobnych oskarżeń pod adresem takich państw jak
Kuba czy Chiny”, mówił w jednym z wywiadów. Twierdził, że ataki, z jakimi spotyka się Kościół, są
zagrożeniem dla Unii Europejskiej. „Niektóre kraje próbują budować społeczeństwo bez Boga. Ci,
którzy sprzeciwiają się udziałowi Kościołów w europejskim życiu publicznym, mogą stać się źródłem
destrukcji projektu zjednoczonej Europy”, prorokował Mauro.
Mauro był także jednym z autorów rezolucji Parlamentu Europejskiego potępiającej prześladowanie
chrześcijan, głównie w Afryce i Azji. „Dziękuję wam za głosowanie za rezolucją”, powiedział potem
europosłom. „Dzisiaj Parlament Europejski dał ważny sygnał o politycznej i kulturowej wymowie,
odcinający go od świeckiego fundamentalizmu, o który Europa jest coraz częściej oskarżana”.
Natomiast w styczniu tego roku, w wywiadzie dla „L'Osservatore Romano”, oświadczył, że za swoją
misję uważa zapobieganie dyskryminacji chrześcijan.
Trudno się dziwić, że socjaliści nie potrafią sobie wyobrazić włoskiego polityka na stanowisku szefa
Parlamentu Europejskiego, który dla nich jest nierzadko instrumentem walki o Europę wolną od
„religijnych zabobonów”. Także w samej Europejskiej Partii Ludowej, rodzimej frakcji
centroprawicowej, nie każdemu odpowiada radykalizm jego poglądów. Choć wszyscy przyznają, że
jest w tych poglądach uczciwy, a do tego ma opinię wielkiego euroentuzjasty i sumiennego europosła
(sprawdziliśmy — 87-procentowa obecność w minionej kadencji).
To nie fanatyk
Bogusław Sonik z PO zasiada razem z Mario Mauro w ławach Europejskiej Partii Ludowej. Sonik nie
ukrywa, że przyjaźni się z włoskim politykiem, głównie dzięki związkom Mauro z ruchem Komunia i
Wyzwolenie, z którym polski europoseł sympatyzuje od lat. — Mauro jest bardzo rzetelnym i głębokim
katolikiem, ale nie jest traktowany jak fanatyk — mówi „Gościowi”. Nieraz podejmowali wspólne
inicjatywy na forum PE. — Współpracowaliśmy m.in. w sprawie prześladowania chrześcijan na Bliskim
Wschodzie — dodaje Sonik. Jego zdaniem, Mauro jest jednym z dowodów na to, że obraz Parlamentu
Europejskiego jako niechętnego czy wrogiego chrześcijaństwu nie jest całą prawdą o tej instytucji. —
Nie jesteśmy na jakimś marginesie, posłowie włoscy, ale też z Europy Środkowo-Wschodniej
akcentują swoje przywiązanie do chrześcijańskiej Europy i głośno o tym mówią — przekonuje. Sonik
nie do końca zgadza się też z opinią, że to katolickie poglądy Mauro pomniejszają jego szanse na
objęcie fotela przewodniczącego PE. — Jeśli coś mu przeszkadza, to poparcie, jakiego udzielił mu
Silvio Berlusconi — twierdzi Sonik. — Włoski premier jest właściwie kulą u nogi Mario Mauro, bo nie
lubią go niektórzy przywódcy. Wypowiadając się za kandydaturą Buzka, część państw tak naprawdę
wypowiada się przeciwko Berlusconiemu — dodaje polski europoseł. Prawdą jednak jest i to, że
Mauro, choć stanowi przeciwieństwo ekscentrycznego patrona, sam dawał wielokrotnie wyraz
swojemu uwielbieniu dla premiera, narażając się nawet na oskarżenia o kult jednostki.
By żyrafa była żyrafą...
Przy okazji spekulacji nad kandydaturą Jerzego Buzka pojawiał się nieraz argument, że jest łatwiejszy
do zaakceptowania przez większość państw ze względu na swoją... elastyczność i sprawne
dopasowanie do bezpiecznego języka politycznej poprawności. Sami mieliśmy okazję doświadczyć
tego, gdy przeprowadzaliśmy ankietę przed eurowyborami. Wiele osób było szczerze zdumionych,
widząc jedną z odpowiedzi, jakiej udzielił prof. Buzek: wyraził gotowość poparcia dla zrównania w
prawach związków homoseksualnych z małżeństwami. Nie wiadomo, czy było to odzwierciedlenie
rzeczywistych poglądów profesora, czy odpowiedź podyktowana staraniami o jak najszersze poparcie
w walce o fotel szefa PE. Czy tylko to różni Buzka od Mauro? — Na pewno Mauro bardziej interesuje
cywilizacyjny wymiar i charakter Europy. Buzek natomiast kładzie większy nacisk na to, żeby Europa
była silna i konkurencyjna dla reszty świata pod względem nauki, techniki i przemysłu — tłumaczy
Sonik.
Europa stoi dzisiaj przed problemem konkurencyjności i skuteczności na zewnątrz. Zatem
determinacja, jaką na tym polu wykazuje Jerzy Buzek, jak najbardziej kwalifikuje go do objęcia
stanowiska szefa PE. Tyle że oprócz wyzwań gospodarczych i politycznych równie ważne jest, jaką
cywilizację i kulturę w ogóle chce reprezentować Europa. Spór, a nieraz walka światopoglądowa nie
jest tylko pobocznym wątkiem na marginesie integracji. Odważne nazywanie żyrafy żyrafą,
małżeństwa małżeństwem, a związku dwóch gejów związkiem dwóch gejów okazuje się dzisiaj równie
potrzebne, jak starania o wzrost PKB i utrzymanie poziomu inflacji. Dlatego też nie jest obojętne, czy
twarz Europy, jaką jest przewodniczący Parlamentu Europejskiego, będzie mieć wystarczająco dużo
determinacji i osobistego przekonania, by w kwestiach zasadniczych reprezentować zdrowy rozsądek
i na przykład podręczniki biologii. Jerzy Buzek na fotelu szefa europarlamentu to dla nas powód do
radości. Pamiętajmy jednak, że to nie jest stanowisko do załatwiania jakichś narodowych interesów. Z
tego powodu, pomijając słuszne narodowe emocje i dumę oraz niewątpliwe zasługi byłego premiera
dla Polski na forum europejskim, nie trzeba bać się pytania, czy Europa nie potrzebuje dzisiaj jednak
bardziej kogoś takiego jak Mario Mauro.
Copyright © by Gość Niedzielny (26/2009)

Podobne dokumenty