charyzmat 20 - Oaza Przemyska
Transkrypt
charyzmat 20 - Oaza Przemyska
Pismo Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej • nr 20 • rok 2016 www.oaza.przemyska.pl 12 ŁASKA PRZEŁOMU W kontekście wiary przyjęcie sakramentu chrztu jest zawsze i wszędzie, i dla każdego przełomowym momentem. Przełamuje nasze życie na to „przed” i „po”, oddziela kraj egipskich niewolników od ziemi ludzi wolnych 99 BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI 99 NIE WIEMY CO TO NUDA 99 Z DODATKU AMEN CHARYZMAT CHARYZMAT Słowo Moderatora ks. Daniel Trojnar Moderator Diecezjalny Ruchu Światło Życie „Liturgia, Szczególnie eucharystyczna jest uprzywilejowanym miejscem spotkania z Chrystusem w Duchu Świętym, znakiem objawiającym i urzeczywistniającym tajemnicę Kościoła - wspólnoty oraz źródłem i szczytem jego życia; dlatego chcę zawsze jak najpełniej w niej uczestniczyć, a moim zaszczytem i radością jest służba w zgromadzeniu liturgicznym według wszelkich zaleceń soborowej odnowy liturgii”. „CHARYZMAT” - pismo Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej. Wydawca: Deciezjalna Diakonia Komunikowania Społecznego. 37-700 Przemyśl , ul. św. bpa Pelczara 4, tel. 16 676 09 66. Redaktor naczelny: Monika Jasina (tel. 668 179 414). Zespół redakcyjny: Maciej Dorotniak, Łukasz Zborowski, Zbigniew Wawrzyński, Anna Kamińska. Dodatek Diecezjalnej Diakonii Liturgicznej „Amen” redaguje zespół: ks. Krzysztof Mierzejewski, ks. Piotr Czarniecki, Monika Nawłoka, Dawid Pinderski, ks. Łukasz Piróg, dk. Grzegorz Urban, Wojciech Urban. Współpracownicy: ks. Łukasz Jastrzębski, ks. Maciej Kandefer, kl. Arkadiusz Wojnicki. Prenumerata: Anna Kamińska, tel. 725 606 223, www.oaza.przemyska.pl/charyzmat 2 W kolejnym numerze naszego oazowego czasopisma „Charyzmat” chcemy pochylić się nad liturgią, o której nigdy za dużo refleksji, tym bardziej, że po ewangelizacji jest jednym z najważniejszych elementów charyzmatu naszego Ruchu. W Drogowskazach Nowego Człowieka ukazujących duchowość Ruchu Światło – Życie, liturgię znajdujemy po Kościele, Słowie Bożym i modlitwie dlatego, że jest ona pogłębieniem praktyki codziennego karmienia się słowem Bożym poprzez Namiot Spotkania i modlitwę. W liturgii bowiem przeżywanej we wspólnocie Kościoła dokonuje się szczyt modlitwy i słuchania słowa Bożego, dlatego dla wspólnoty Kościoła liturgia jest źródłem i szczytem życia. Jesteśmy powołani do życia we wspólnocie i kiedy popatrzymy na elementy tworzące wspólnotę to możemy zauważyć, że po Słowie Pana – MARTYRIA występuje LEITURGIA – kult Pana, które to elementy są siłą przeżywania i dawania innym miłości Pana – DIAKONIA. „Już w samym pojęciu liturgia – stwierdza ks. Blachnicki – jest (…) zawarte pojęcie służby. Liturgia nie jest niczym innym niż nieustannym uobecnianiem i stawianiem w obliczu Kościoła w każdym czasie w każdym miejscuz służby albo posługi Jezusa Chrystusa. (…) Liturgia jako uobecniana ciągle w życiu Kościoła służba Chrystusa dla zbawienia człowieka. Służba, która wyraża się w posłuszeństwie aż do śmierci na krzyżu”. (Ks. Franciszek Blachnicki, Charyzmat Światło - Życie, s.42). Możemy więc stwierdzić z całym przekonaniem, że tak przeżywana liturgia w duchu posłuszeństwa jest siłą do przeżywania prawdziwej wolności dziecka Bożego, ponieważ „liturgia jest szkołą wolności , wychowaniem do wolności wbrew pozorom. (…) Właściwe wychowanie liturgiczne, uczestnictwo w liturgii to jest także wspaniała szkoła wolności osoby ludzkiej, bo wolność i posłuszeństwo to są dwie rzeczy nierozdzielne”. (Blachnicki, s. 46). Zachęcam więc z całego serca wszystkich oazowiczów do nieustannego zgłębiania i odkrywania tajemnicy liturgii, do poszukiwania głębi, aby nasze życie uczynić liturgią przeżywaną w codziennych naszych obowiązkach. Wielką radością napawa fakt, że w tak wielu rejonach można zauważyć ożywione życie liturgiczne poprzez przeżywane warsztaty liturgiczne. Zakończyła się pierwsza edycja Szkoły Ceremoniarza im. An. Grzegorza Mroczki, która bardzo mocno pokazała ile dobra możemy wnieść dla liturgicznego życia naszej Archidiecezji. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do zrealizowania tej pięknej służby. „Życie staje się życiem rzeczywistym tylko wtedy, gdy kształtowane jest przez spojrzenie skierowane na Boga. Zatem kult Boży jest po to, by ujawniać to spojrzenie i w ten sposób dawać życie, które staje się czcią oddawaną Bogu”. (Benedykt XVI – Kard. J. Ratzinger, Duch liturgii, s. 30). Niech każdy z nas doświadcza prawdziwego życia poprzez nieustanne wpatrywanie się w Chrystusa poprzez tajemnicę świętej liturgii, abyśmy w Duchu Świętym przynosili chwałę Ojcu i w ten sposób wypełnili nasze podstawowe powołanie. Od Redakcji Zdjęcie na okładce przedstawia chrzcielnicę w kościele pw. Chrystusa Króla w Jarosławiu. Wybór obrazu był nieprzypadkowy, ponieważ głównym tematem dwudziestego numeru „Charyzmatu” jest właśnie pierwszy z sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia. Pochyla się nad nim zarówno Łukasz, z krośnieńskiej wspólnoty dorosłych, jak i ks. Krzysztof Mierzejewski, moderator Diecezjalnej Diakonii Liturgicznej, od niedawna nasz stały współpracownik. Obaj sięgają do historii Kościoła i historii samego sakramentu, ze szczególnym uwzględnieniem okresu przygotowania do jego przyjęcia. Każdy czyni to jednak na swój niepowtarzalny sposób, akcentując zupełnie różne kwestie. Zachęcamy do zapoznania się z tymi tekstami zwracając jednocześnie uwagę, że jeden został poprzedzony obszernym cytatem z wypowiedzi ks. Blachnickiego o katechumenacie rodzinnym. To kontynuacja rozpoczętego w poprzednim numerze cyklu, przybliżającego oazowe teksty źródłowe. Pomiędzy chrztem niemowląt, a deuterokatechumenalną formacją w Ruchu Światło-Życie, jest miejsce na nadzwyczajnie, przełomowe wydarzenie, jakim niewątpliwie jest chrzest osoby dorosłej. W pełni świadomy, wolny i odpowiedzialny wybór Chrystusa, dokonany czasem wbrew woli najbliższych, na zawsze pozostanie tajemnicą łaski. Jest takie piękne powiedzenie, że Pan Bóg zna ponad siedem miliardów dróg do człowieka (czyli tyle, ilu jest ludzi na Ziemi); dwie z tych dróg staraliśmy się opisać w wywiadzie z Lidką i Przemkiem, którzy przystąpili do pierwszych sakramentów jako ludzie dorośli. Czytając ich opowieści warto zastanowić się, ile z własnego chrztu niesiemy w sobie do dzisiaj my, do kościoła przyniesieni przez rodziców. W roku wielkich jubileuszy: Nadzwyczajnego Roku Świętego oraz 1050-lecia chrztu Polski, również nasze czasopismo obchodzi okrągłą, piątą rocznicę istnienia. Trafiający właśnie do rąk Czytelników numer dwudziesty, został wzbogacony o dodatek, przygotowany przez Diecezjalną Diakonię Liturgiczną. Dotychczas ukazujący się odrębnie biuletyn „Amen” został właśnie włączony do naszego kwartalnika i będzie jego stałą pozycją, skierowaną zarówno do członków diakonii, jak i wszystkich oazowiczów, którym przecież powinno leżeć na sercu odpowiedzialne i piękne sprawowanie liturgii. Taki był pierwotny zamysł ks. Blachnickiego i nie wolno nam o tym zapominać. Zapraszamy do innych naszych stałych działów oraz na stronę internetową, odświeżoną i z nowymi funkcjonalnościami, o czym również przeczytacie wewnątrz numeru. Nie zapominajcie, że Ruch Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej obecny jest również w mediach społecznościowych oraz o tym, że „Charyzmat” dostępny jest także w prenumeracie. Diecezjalna Diakonia Komunikowania Społecznego 3 CHARYZMAT CHARYZMAT Jeden z moich znajomych, emigrant za chlebem do Irlandii, zszokowany był, gdy jego nowonarodzony syn chrzczony był tam w Kościele Katolickim przez potrójne całkowite zanurzenie. W zimie. Ten starochrześcijański zwyczaj kultywowany jest do dzisiaj nie tylko w Irlandii, w Kościele Prawosławnym chrzest (τριπλή Κατάδυση - potrójne nurkowanie) odnosi sie do trzech dni śmierci Pana Jezusa i Jego Zmartwychwstania. W Warszawie firma „Abrakadabra” produkuje ubranka na chrzest. Mam nadzieję, że nazwa wymyślona dla biznesu o takim profilu, to jedynie efekt indolencji. W języku aramejskim Żydzi mówili Abəra kaDavəra; było to największe i najbardziej tajemnicze zaklęcie magiczne, dające życie, ale i mogące zabić. Żyć tym przebudzeniem i rozwijać je, jest tym, co nazywacie pewną formą «po Chrzcie»... Katechumen (κατηχούμενος - ten który jest nauczany) w pierwszych wiekach przez kilka lat zdobywał wiedzę, zdawał egzaminy, wyrzekał się szatana, publicznie składał wyznanie wiary. Nie uczestniczy w całej Eucharystii, po Liturgii Słowa opuszczał zgromadzenie. Następny etap to czterdziestodniowe przygotowanie do chrztu, bierzmowania i pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Wspólne (od biskupa i członków wspólnoty po rodziców i chrzestnych) było uczestniczenie w przygotowaniach, modlitwie i poście (dziś jest to Wielki Post), zakończone chrztem w Wigilię Paschalną. Potem następował kolejny etap formacji, której potrzebował neofita (νεόφυτος to sadzonka, flanca, nowa roślinka wyhodowana od nasionka do wysadzenia jej do gruntu); codzienna Eucharystia w białych szatach, specjalne homilie mistagogiczne (μυσταγογος to m.in. przewodnik oprowadzający po mieście), wprowadzające w nową rzeczywistość zbawczą. Tu zaczynało się życie, w świetle a nie w ciemności, w radości i miłości, chrześcijaństwo, głoszenie Dobrej Nowiny, świadectwo życia. Przez lata, a szczególnie po wieku IX zagubiono te wielkie celebracje, ale po Soborze Watykańskim II rozpoczął się okres przywracania katechumenatu, czyli deuterokatechumenatu. W 1972 roku Kongregacja ds. Kultu Bożego opublikowała dokument Obrzęd Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych (Ordo initiationis christianae adultorum), który zawierał również schemat liturgii dostosowanej do poszczególnych etapów katechumenatu. W Polsce obrzędy te obowiązują od 7 marca 1986 roku. Właśnie ta posoborowa odnowa stała się oparciem całej formacji Ruchu Światło-Życie (i neokate4 fot. fotolia.com Zanurkuj w Chrystusie „Ci, którzy uwierzyli w prawdziwość naszej nauki i naszych wypowiedzi, ślubują, że zgodnie z nimi wieść będą życie. Wówczas uczymy ich, jak mają się modlić, jak pościć, jak prosić Boga o odpuszczenie dawniej popełnionych grzechów – przy czym sami także modlimy się i pościmy wraz z nimi. Następnie prowadzimy ich do miejsca, gdzie znajduje się woda i tam dostępują oni odrodzenia w taki sam sposób, w jaki myśmy go dostąpili, mianowicie zostają skąpani w wodzie w imię Boga Ojca i Pana wszechrzeczy, w imię Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, oraz w imię Ducha Świętego”. (św. Justyn, 1 Apologia 65) chumenatu). O tej drodze mówił św. Jan Paweł II: „Ileż radości i nadziei dajecie nam waszą obecnością i waszą działalnością… Żyć tym przebudzeniem i rozwijać je, jest tym, co nazywacie pewną formą «po Chrzcie», która będzie mogła odnowić w dzisiejszych wspólnotach chrześcijańskich te efekty dojrzałości i pogłębienia, które w Kościele pierwotnym były realizowane w okresie przygo- towania do Chrztu” (30 sierpnia 1990, AAS 82.1515). Ponieważ zawsze chrzest odbywał się w Wigilię Paschalną, również i dziś znajdziemy w liturgii tej nocy tęskne wspomnienia wielkiej rzeczywistości chrzcielnej. Po drugim, trzecim, czwartym i szóstym czytaniu znajdujemy w modlitwach bezpośrednie odwołania do chrztu. Obrazują go dwie figury bi- blijne: obrzezanie, jako znak przymierza zawartego z Abrahamem i przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Teksty modlitw zawierają także głębokie znaczenie teologiczne sakramentu chrztu, wskazując na jego paschalny charakter: hebrajskie Pesah oznacza przejście: z niewoli do wolności, z ciemności w światło, ze śmierci do życia. Wszystkie przytaczane tutaj teksty liturgiczne i biblijne są nieustanną zachętą do czerpania z tych źródeł, do szukania w wyklepanych pacierzach i tekstach głębokiego znaczenia i Bożego wezwania do nawracania się. Nie jest najważniejsze, czy Ainon w pobliżu Salim jest na wschód czy na zachód od Jerycha, czy też od Qasr El Yahud (tam Izraelici pod wodzą Jozuego przekroczyli „suchą nogą” rzekę Jordan w drodze do Ziemi Obiecanej, a Eliasz został zabrany do nieba), gdzie widziano uczniów Jezusa udzielających chrztu. Jan Ewangelista pisze, że Pan Jezus opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei po tym, gdy dowiedział się, że spory są, bo więcej chrzczą od Jana. Odszedł i przy studni Jakuba w Samarii opowiadał o wodzie życia. I to jest istotą poruszanego dziś tematu chrztu: jeżeli chcesz żyć - musisz uwierzyć Chrystusowi, musisz pić wodę żywą, musisz cały w Chrystusie zanurkować! Piotr, gdy zaczęło docierać do niego, o czym Pan mówi, wołał: całego mnie umyj a nie tylko stopy! Cały zalany żywą wodą, zanurzony w źródle pozostanę przy życiu, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione (porównaj Ez 47.9; J 4,7-15; Ap 22,1). Tylko jedno pytanie przed wejściem do tego źródła, przed zanurkowaniem: wierzysz? Via Labicana, to starożytna droga biegnąca z Rzymu na południowy wschód. U jej początku odkryto wczesnochrześcijańskie katakumby (udostępnione dla zwiedzających dopiero w 2014 roku). W katakumbach wczesnochrześcijańskich męczenników Marcelina i Piotra (ściętych około 299 roku) odkryto freski, a wśród nich malowidło ścienne przedstawiające chrzest (baptism). W pierwszej połowie IV wieku po raz pierwszy zastosowano podczas malowania na mokro cykle scen i malowanie perspektywiczne. Wśród scen znajdziemy przedstawienie chrztu. Oto na gałęzi siedzi ptak i wylewa na głowę stojącego pod gałęzią nagiego człowieka wodę. Dla nieznających liter namalowano tu Ewangelię, Dobrą Nowinę: „Zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3,5). W dziejach narodów chrzest był wydarzeniem o wielkim znaczeniu. Za panowania Tritadesa III, w roku 301 chrzest przyjęła Armenia. W roku 364, wraz z królem Ezamem, chrzest przyjmuje Etiopia, potężne cesarstwo, w którym chrześcijaństwo było religią państwową przez 1300 lat, do końca otoczone przez kraje muzułmańskie o wspaniałej kulturze i tradycji (polecam poznanie historii kompleksu LALIBEA – 15 podziemnych kościołów bazaltowych). W Skalniku koło Nowego Żmigrodu spotkamy około 867 roku Cyryla i Metodego, którzy zakładają parafię i pozostawiają w niej relikwie św. Klemensa, a sto lat później historycy notują lakonicznie: Mesco dux Polonie baptizatur. Nie mamy dzisiaj wątpliwości, że był to przełomowy moment w historii Polski. Co jednak to znaczy dla każdego z nas? Czym jest chrzest dzisiaj, dla Polski, dla każdego z nas? Czy prosząc o chrzest dla dzieci przyjmujemy na siebie obowiązek wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus? Jesteśmy świadomi – odpowiadamy. Potem chrzest, chrzciny, kumy, za dziewięć lat rowerek, na osiemnastkę uczymy pić, na ślubie chrzestny musi się postawić i tyle... To uproszczenie, ale zanim zaczniemy kogoś uczyć nurkowania, warto samemu zapoznać się z jego zasadami. Dobry sprzęt nie wystarczy. Najpierw porządny kurs od doświadczonego instruktora, a pod wodą trzeba pamiętać o wyrównywaniu ciśnienia, o tym by nie zatrzymywać oddechu podczas wynurzania. I najważniejsze: nigdy nie nurkuj w pojedynkę! Łukasz, Oaza Dorosłych Betel 5 CHARYZMAT CHARYZMAT Nie wiemy co to nuda Krótki zarys historyczny Według opowiadania ks. Wiesława Opalińskiego, wspólnota oazowa w Rakszawie została utworzona przez niego w roku 1970. Ks. Wiesław w 1969r. osobiście poznał ks. Franciszka Blachnickiego, pod którego wpływem zachwycił się charyzmatem Ruchu i już następnego roku uczestniczył wraz z rakszawską młodzieżą w ich pierwszej oazie wakacyjnej, po czym założył wspólnotę oazową przy parafii. Pomimo trudności, z jakimi od początku wspólnota się spotykała, jak np. nachodzenie i zastraszanie przez Milicję, działa nieprzerwanie aż do dzisiaj. W tym czasie formację oazową odbierały kolejne pokolenia rakszawskiej młodzieży o czym świadczy fakt, że często obecni oazowicze w naszej wspólnocie mają rodziców, którzy również wcześniej do niej należeli. Stan obecny Aktualnie na Oazę w Rakszawie składają się dwie grupy: Oaza Młodzieżowa, która gromadzi młodzież gimnazjalną, licealną i studencką, a liczy około 20 osób oraz Oaza Dzieci Bożych, na którą uczęszcza młodzież ze Szkoły Podstawowej. Dzieci Bożych jest około 18. W diakonii mamy cztery animatorki (dwie krzyżowe) i pięciu asystentów. Ponadto, gdy tylko mogą, na spotkania przychodzą dk. Michał i kl. Grzegorz. Opiekę nad grupą aktualnie sprawuje ks. Piotr Głazowski. Cechy charakterystyczne Pierwszą naszą charakterystyczną cechą jest termin spotkań, które nie odbywają się jak w większości przypadków w piątek, ale w sobotę: przed wieczorną Mszą św. ODB, a po Mszy Oaza Młodzieżowa. Eucharystia jest momentem, gdy spotykają się obydwie grupy wspólnie i aktywnie w niej uczestnicząc. Naszym podstawowym celem jest uformowanie w każdym uczestniku Nowego Człowieka, którego charakteryzuje służebna 6 Aktualnie na Oazę w Rakszawie składają się dwie grupy: Oaza Młodzieżowa oraz Oaza Dzieci Bożych... postawa miłości, dlatego po Eucharystii obowiązkowym elementem niemal każdego spotkania jest praca z Pismem Świętym w małych grupach dzielenia. Oczywiście nie brakuje różnego rodzaju zabaw, śpiewu, tańców i innych atrakcji, ale to wszystko ma drugorzędne znaczenie. Staramy się służyć parafii przede wszystkim poprzez organizowanie czuwań modlitewnych i adoracji z pośród których najdłuższą tradycję mają czuwania przed pasterką i w Wielki Piątek i Sobotę. Bardzo chętnie pomagamy we wszystkim, do czego zapraszają nas ks. proboszcz i inne wspólnoty parafialne, takie jak przygotowanie ołtarza na Boże Ciało, czy odpust parafialny, ubieranie choinek i szopki na Boże Narodzenie, organizowanie adoracji dla młodzieży gimnazjalnej itp. Pod tym względem nie narzekamy na nudę. :) W tym roku nowością dla nas była pomoc w organizacji I Orszaku Trzech Króli w Rakszawie. To, co nas wyróżnia, to wysoka frekwencja oazowiczów z Oazy Młodzieżowej na oazach wakacyjnych. Kiedyś był to u nas duży problem, że na oazy jeździły co najwyżej 2-3 osoby. Postanowiliśmy coś z tym zrobić, gdyż wychodziliśmy z założenia, że tak naprawdę nie zna oazy ten, kto nigdy nie jeździł na oazy wakacyjne i nie podjął formacji. Po licznych zachętach, które często bywały nieskuteczne, zauważyliśmy, że główną zasłoną jest brak pieniędzy. Wpadliśmy wtedy na pomysł, by oazą przez pięć dni od św. Szczepana chodzić po kolędzie, a uzyskane środki przeznaczyć jedynie na oazy wakacyjne. Był to strzał w dziesiątkę! Na oazy zaczęła jeździć niemal cała wspólnota. Nadzieje na przyszłość To, co nas obecnie najbardziej martwi, to brak obecności Domowego Kościoła w naszej parafii pomimo obecności małżeństw osób, które przechodziły przez formację oazową. Nie możemy się nadziwić, że nie ma u nas żadnych kręgów, ale najwidoczniej jest to zaproszenie dla nas. tekst kl. Grzegorz Zadkowski zdjęcia Monika Szląskiewicz Ruch medialny W 2002 roku na bannerach ulic Singapuru pojawiły się plakaty z cytatami: „Jestem tutaj.”, „Nitzhe nie żyje.”. W gazetach: „Co miałbym zrobić, żeby zyskać Twoją uwagę? Wynająć reklamę w gazecie?”, czy na jabłkach wręczanym mieszkańcom: „Wyhodowałem je specjalnie dla Ciebie” . Każdy z cytatów podpisany: „God” (ang. Bóg). Trudno oszacować koszt całej kampanii. Została przygotowana przez firmę Ogilvy, a zamówiona przez grupę 150 Kościołów Singapuru. Odniosła spektakularny sukces, była także wielokrotnie nagradzana. Czy słowo pisane lub przekazywane z ambon i w salkach katechetycznych straciło na swojej mocy? Czy koniecznie musimy umieszczać sacrum Boga w profanum przestrzeni przystanków, bilbordów? Takie działanie wydaje się być odpowiedzią na Jezusowe wezwanie: idźcie na cały świat. Także Jezus niósł swoje słowo wszędzie: od świątyń po targowiska i pustynie. Bez wyjątków nawet dla grzeszników – ich zresztą szczególnie sobie upodobał. Gdyby Jezus żył w 2015 roku być może byłby twórcą bloga, szefem organizacji promującej się na miejskich powierzchniach reklamowych, youtuberem. Gdyby żył? My wiemy, że żyje i w tych właśnie przestrzeniach chcemy Go promować. Wystarczy spojrzeć na katolickie fanpage’e, jak Hipster Katoliczka lub rekolekcje prowadzone na YouTube przez o. Szustaka. Także papież doczekał się swoich kont na Twitterze, tłumaczonych na języki całego świata. W 2015 roku prawie 65% osób w Polsce regularnie korzystało z Internetu. Dziwi fakt, że 35% tego nie robiło. Osiem na dziesięć gospodarstw domo- wych na podkarpaciu ma dostęp do komputera. Użytkownicy nie tylko konsumują treści, ale także je tworzą. Tempo zmian zachodzących w przestrzeni Internetu, to niespotykana dotychczas szansa. Z roku na rok możemy sięgać po coraz doskonalsze narzędzia przetwarzania i udostępniania treści. By dotrzeć do tysięcy osób wystarczy, że udostępnimy jeden wpis na portalu społecznościowym. Mimo to, Kościół w Polsce ma ciągle problem: pomijając wyjątki, o których wspomniałem, wiele wspólnot parafialnych nie odkryło jeszcze potencjału Internetu. Brak witryny www i nieobecność w mediach społecznościowych to nie tylko wypadnięcie z aktualnego konwenansu, anachronizm w podejściu do życia – to zmarnowanie ogromnej szansy na dotarcie z informacjami do tysięcy osób (potencjalnie 3/4 całego społeczeństwa Polski). Jaką informację ma do przekazania Kościół, a w tym my – Ruch Światło-Życie? Najważniejszy „news” wszechczasów: Ewangelię. Świadomość konieczności głoszenia w sieci znajduje realizację w szeregu stron internetowych tworzonych przez wspólnoty parafialne, modlitewne, duszpasterskie. Oaza w całej Polsce już od dawna odnajduje się w świecie wirtualnym. Oaza przemyska nie pozostaje w tyle. Pierwszy wpis na dotychczasowej stronie oazy przemyskiej datowany jest na 2 stycznia 2009 roku. Przez sześć lat strona straciła wiele na aktualności, zwłaszcza pod względem intuicyjności w nawigacji i walorów wizualnych. W 2015 roku ruszyły prace nad nową stroną. Dzięki zaangażowaniu Rafała Czepińskiego udało się stworzyć od podstaw portal oparty o nową, bezpieczniejszą i stabilniejsza architekturę. Zmianie uległ zasób treści oraz ich układ. Przygotowania strony internetowej oraz jej aktualizacji podejmuje się Diakonia Komunikowania Społecznego. Jednak aktualny układ i filozofia strony pozwalają na publikowanie artykułów i innych treści wszystkim zainteresowanym osobom. Tym samym wszystkie diakonie i dzieła działające w obrębie Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej zostały zaproszone do współtworzenia witryny oazy. Mamy ambicję, by witryna oazy przemyskiej stała się agorą dla działalności podejmowanych przez członków Ruchu, informujących o swoich działaniach i promujących zaangażowanie wspólnot. Stosunkowo otwarta struktura pozwala na dodawanie artykułów, treści popularnonaukowych, dowolnych treści publicystycznych, czy też sprawozdań. Z tymi ostatnimi radzimy jednak ostrożnie – jak wiemy, nie zawsze są to fascynujące lektury. Przy okazji chcemy wezwać Ciebie, drogi Czytelniku: jako Diakonia Komunikowania Społecznego jesteśmy otwarci na Wasze pomysły i zaangażowanie. To od Ciebie zależeć będzie, co o diakonii w której działasz przeczytają odwiedzający stronę oazy przemyskiej – a są to ludzie, dosłownie, z całego świata. Maciej Dorotniak 7 CHARYZMAT CHARYZMAT sowanie rekolekcji wakacyjnych oraz zimowych dla tych oazowiczów, którzy zgłoszą się po pomoc i faktycznie jej potrzebują. Środkami dysponuje ks. Piotr, który z pomocą członków diakonii oraz innych księży moderatorów decyduje, czy taka pomoc jest faktycznie potrzebna. W ten sposób można pomóc wielu osobom, umożliwiając im uczestnictwo w rekolekcjach. Członkowie Diakonii nie poprzestają na tych pomysłach. Postanowili włączyć się w pomoc przy zbiórkach organizowanych na rzecz Polaków mieszkających na Ukrainie. Są tam miejscowości w całości zamieszkane przez Polaków, w których bardzo często brakuje podstawowych artykułów żywnościowych. Dzieci mają utrudniony dostęp do nauki i żyją w trudnych warunkach. Pomoc potrzebna jest zwłaszcza dzieciom, które zostają bez rodziców. Bardzo poruszający jest przykład 12-letniego Mariana, który dwa lata temu stracił ojca, a w wigilię Bożego Narodzenia ubiegłego roku Pomysł powołania Diakonii Miłosierdzia zrodził się początkowo w sercach kilku obecnych jej członków i spotkał się z ogromnym zainteresowaniem wśród animatorów; już po kilku tygodniach od nieoficjalnego powstania, diakonia liczyła kilkunastu członków, którzy z zapałem i entuzjazmem zgłaszali swoje pomysły i chęć służby. Od samego początku tego dzieła radami, wsparciem dla pomysłów oraz również modlitwą służył ksiądz Piotr Fil. Diakonia Miłosierdzia została uroczyście powołana do istnienia i pobłogosławiona w czasie ubiegłorocznej pielgrzymki Ruchu w Jarosławiu. Misję moderatora przekazano wówczas oficjalnie księdzu Piotrowi. Diakonia Miłosierdzia Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej liczy obecnie 22 członków. Część z nich - studenci, przebywają podczas roku akademickiego poza diecezją. Spotykają się jednak w kilku grupach, by przeżywać spotkania formacyjne, a co jakiś czas gromadzą się również wszyscy razem, by dzielić się owocami codziennej posługi w parafiach i rejonach, podsumować to, co udało się zrobić, zaplanować kolejne przedsięwzięcia, umacniać się nawzajem oraz by wspólnie spędzić czas. 8 Błogosławieni Miłosierni Kiedy 11 kwietnia 2015 roku, papież Franciszek ogłaszał jubileuszowy Rok Miłosierdzia, diakonia działała już sześć miesięcy. To wydarzenie było znakiem czasu, który jeszcze bardziej utwierdził młodych w przekonaniu o ogromnej potrzebie szerzenia dzieł miłosierdzia oraz konieczności podjęcia konkretnych zadań. Jedną z pierwszych akcji diakonii była zbiórka nakrętek pod hasłem: „Odkręć się na dobro”. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży tego najpopularniejszego obecnie surowca wtórnego, zostaną przeznaczone na leczenie i rehabilitację pięcioletniej Michalinki, która urodziła się z wadą rozwojową głównych naczyń mózgowych. Pierwotnie zbiórka miała trwać tylko przez miesiące wakacyjne i obejmować letnie turnusy oazowe, jednak zainteresowanie akcją było tak duże, że postanowiono ją przedłużyć. Tak też powstał pomysł konkursu dla wspólnot parafialnych; wyniki zbiórki oraz jej uczestników należało uwiecz- nić na zdjęciu, a następnie przesłać je do Diakonii Miłosierdzia. Zakończenie akcji przewidziano na koniec marca. Wtedy też zostaną zważone wszystkie nakrętki. Wtedy tak naprawdę będziemy mogli ocenić powodzenie zbiórki, jednak już teraz możemy powiedzieć, że cieszy się ona dużym zainteresowaniem [część do zmiany przed samym wysłaniem do druku – może uda się podsumować wyniki akcji – przyp. MJ]. Innym pomysłem Diakonii jest sprzedaż tradycyjnych kartek pocztowych z życzeniami podczas przedświątecznych Rejonowych Dni Wspólnoty. Dochód jest przeznaczony na dofinan- zmarła jego matka. Chłopiec trafił pod opiekę sióstr zakonnych, ale potrzebuje modlitwy i materialnego wsparcia. Nie można przejść obojętnie wobec tak ogromnych potrzeb ludzi. Swoją działalność rozpoczęli od zbierania środków materialnych, ale podkreślają, że nie jest to główny cel istnienia diakonii. Przede wszystkim chcą służyć najbardziej potrzebującym. Mają wiele pomysłów, jednak potrzeba też czasu i rozeznania, by można je było zrealizować. Od samego początku diakonia wspiera swoją modlitwą konkretne grupy osób. Każdy członek diakonii ma przypisaną konkretną intencję, w której modli się przez tydzień, potem następuje zmiana intencji. Organizowane są wizyty u podopiecznych w domach pomocy, szpitalach, hospicjach oraz ośrodkach Caritas, gdzie przebywają chore dzieci. Członkowie Diakonii Miłosierdzia poświęcają tym osobom nie tylko modlitwę, ale również czas. Każda wizyta jest Nie chcą się zamykać w swoim gronie; ich celem przede wszystkim jest wychodzenie do ludzi. okazją do przełamywania różnych barier. Widać to na przykład u młodzieży odwiedzającej krośnieńskie hospicjum. Mimo cierpienia, jakie tam spotykają, młodzi ludzie czerpią z tych spotkań siłę, pozwalającą w inny sposób spojrzeć na własne trudności czy problemy. Czas spędzony w takich miejscach nigdy nie jest zmarnowany; każde spotkanie pozostawia dobry ślad zarówno w młodzieży, jak i mieszkańcach ośrodków, jest niezapomnianą lekcją dla członków diakonii oraz dla tych, którzy razem z nimi chcą ofiarować siebie oraz swój czas innym. Podejmując różne rodzaje posługi, uczynki miłosierdzia starają się wypełniać zarówno co do ciała, jak i co do duszy. Nie chcą się zamykać w swoim gronie; ich celem przede wszystkim jest wychodzenie do ludzi. Czas, gdy wielu ludzi z całego świata będzie szczególnie przeżywać spotkanie z Bożym miłosierdziem oraz okres bezpośrednich przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, Diakonia Miłosierdzia chce objąć swoją szczególną modlitwą. Każde działanie Diakonii Miłosierdzia w swoim ostatecznym celu ukierunkowane jest na poznawanie Boga, gdyż – zdaniem samych zainteresowanych – tylko w drugiej osobie można Go najlepiej poznać i rozpoznać. Jak pisał w swojej encyklice Benedykt XVI: „Jeżeli w moim życiu brak zupełnie kontaktu z Bogiem, mogę widzieć w innym człowieku zawsze jedynie innego i nie potrafię rozpoznać w nim obrazu Boga. Jeżeli jednak w moim życiu nie zwracam zupełnie uwagi na drugiego człowieka, starając się być jedynie pobożnym i wypełniać swoje religijne obowiązki, oziębia się także moja relacja z Bogiem. Jest ona wówczas tylko poprawna, ale pozbawiona miłości. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu, do okazania mu miłości, czyni mnie wrażliwym również na Boga. Jedynie służba bliźniemu otwiera mi oczy na to, co Bóg czyni dla mnie i na to jak mnie kocha” (por. Benedykt XVI, Deus Caritas Est, nr 18). Katarzyna Gadamska 9 CHARYZMAT CHARYZMAT Jubileusz otulony czułością W drugą rocznicę wyboru na Stolicę Piotrową Ojciec Święty Franciszek po raz kolejny zaskoczył cały Kościół, nie mniej niż dwa lata wcześniej, gdy świat usłyszał obcobrzmiące nazwisko nowego papieża. Ojciec Święty Franciszek, fot. Casa Rosada (Argentina Presidency of the Nation) Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy – Jubileusz Miłosierdzia to wydarzenie bez precedensu. Doniosłe w znaczeniu, ogłoszone w ważnym, może nawet zwrotnym momencie dziejów Kościoła i świata, Nie dające się porównać z żadnym innym. Co właściwie oznacza decyzja Papieża i jak należy ją rozumieć? Rok jubileuszowy Tradycja roku jubileuszowego w Kościele jest nawiązaniem do starotestamentalnego zwyczaju świętowania jubileuszów. Zgodnie z nakazem zawartym w Księdze Kapłańskiej (25, 8-17) Izraelici co 50 lat obchodzili rok jubileuszowy. Jego celem było przede wszystkich wyrównanie różnic społecznych, które dokonywało się na drodze przebaczenia i darowania win oraz długów. Rok jubileuszowy był w tradycji Izraela rokiem świętym, czasem szczególnego oddania czci Bogu oraz okazją do doświadczenia wspólnoty narodowej dla Izraelitów. Kościół nawiązał do tradycji jubileuszów dopiero w średniowieczu. Po raz pierwszy rok święty ogłosił w 1300 roku papież Bonifacy VIII. Okazją do tego była okrągła rocznica narodzin Chrystusa. W zamyśle Papieża rok jubileuszowy miał być przeżywany z tej właśnie okazji co 100 lat. Jego następcy postanowili obchodzić rok święty częściej, najpierw co 50, następnie co 25 lat, aby w ten sposób każde pokolenie wierzących mogło dostąpić darów duchowych związanych z jubileuszem. Oprócz tych zwyczajnych jubileuszy, obchodzono w Kościele także jubileusze nadzwyczajne. W 1423 roku papież Marcin V ogłosił rok święty z okazji zbliżającej się 1400 rocznicy męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Wtedy też po raz pierwszy inaugurację roku świętego powiązano z otwarciem drzwi Bazyliki Laterańskiej. Kolejnym nadzwyczajnym jubileuszem był dopiero ogłoszony przez Piusa XI w 1933 roku jubileusz odkupienia. Podobny ogłosił 50 lat później 10 Jan Paweł II. Oprócz jubileuszów papieże ogłaszali lata poświęcone pogłębionej refleksji duszpasterskiej czy szczególnie intensywnej modlitwie w jakiejś intencji. W ostatnim czasie były to choćby Rok Różańca, Rok Eucharystii, Rok św. Pawła, Rok Kapłański, czy też trwający obecnie Rok Życia Konsekrowanego. Żaden z nich nie był jednak ogłoszony jako rok święty. Co zatem zrobił Franciszek 13 lutego? Połączył ideę roku świętego ze zwyczajem roku przeżywanego w Kościele dla pogłębienia jakiegoś ważnego tematu. Uczynił tym samym krok, na który nie zdobył się przed nim żaden inny papież. Z pewnością ów jubileusz zapisze się jako jedno z najważniejszych wydarzeń tego pontyfikatu. Kościół w Roku Miłosierdzia Papież jasno pokazuje, że miłosierdzie należy do sedna przesłania Ewangelii. Nie jest kwiatkiem do kożucha, ale istotą życia Kościoła. Franciszek wzywa chrześcijan do życia miłosierdziem na co dzień. Pisze: „Główną belką, na której wspiera się życie Kościoła, jest miłosierdzie. Wszystko w działaniu duszpasterskim Kościoła powinno zostać otulone czułością z jaką kieruje się do wiernych; nic też z jego głoszenia i z jego świadectwa ukazanego światu nie może być pozbawione miłosierdzia. Wiarygodność Kościoła weryfikuje się na drodze miłości miłosiernej i współczującej” (MV 10). Po lekturze papieskiej Bulli można z łatwością stwierdzić, że Rok Miłosierdzia jest dla Kościoła darem, ale też zadaniem. Papież nawiązuje do przypowieści o nielitościwym dłużniku wskazując, że miłosierdzia doświadcza ten, kto sam jest miłosierny. Ponadto Papież wzywa Kościół do ponownego odkrycia uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała jako skutecznych narzędzi czynienia miłosierdzia i ewangelizacji. Wszystko, co chrześcijanie mówią i czynią względem bliźnich ma być „otulone czułością”. Stanowi to konkretne wezwanie do przebaczenia, praktykowania konkretnej i czynnej miłości bliźniego. Mottem Roku świętego Papież czyni słowa: „Miłosierni jak Ojciec”, które jasną określają zadanie wierzących jako miłosierne, wolne od uprzedzeń i osądów wychodzenie naprzeciw potrzebom współczesnego człowieka. Zadania dla Ruchu Podczas lektury papieskiej Bulli trudno uniknąć skojarzeń z myślą Sługi Bożego, ks. Franciszka Blachnickiego. Momentami można odnieść wrażenie, że Ojciec Święty mówi tym samym językiem, co Sługa Boży. Papież pisze: „Otwórzmy nasze oczy, aby dostrzec biedę świata, rany tak wielu braci i sióstr pozbawionych godności. Poczujmy się sprowokowani, słysząc ich wołanie o pomoc. Nasze ręce niech ścisną ich ręce, przyciągnijmy ich do siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności, przyjaźni i braterstwa”. Jak nie odnaleźć w tych słowach podobieństwa do podstawowego założenia Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, aby swoją wolnością wyzwalać tych, którzy nie mogą się wyzwolić o własnych siłach, aby podać rękę i służyć braciom na wzór Chrystusa? Diakonia wyzwolenia jawi się jako ta, która w pierwszej kolejności powinna wybrzmieć w Roku Miłosierdzia. Kolejne podobieństwo polega na powiązaniu miłosierdzia z ewangelizacją. Dobrze wiemy, że diakonia wyzwolenia oraz formująca się obecnie diakonia miłosierdzia wyrastają z diakonii ewangelizacji. Służba wyzwoleniu człowieka oraz podjęte wobec niego dzieła miłosierdzia są od dawna w naszym Ruchu narzędziem ewangelizacji. Można powiedzieć, że Papież wyznacza całemu Kościołowi szlak, którym Ruch zmierza od dziesięcioleci. Z pewnością okazją do jeszcze pełniejszego przeżycia Roku Miłosierdzia dla wspólnot Ruchu będzie hasło roku formacyjnego Oazy Żywego Kościoła 2016, które brzmi: „Rozpalić ogień miłosierdzia”. Ciekawe, że hasło ustalono zanim Papież ogłosił światu pomysł nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia. W końcu rok 2016 jawi się jako szczególny dla naszego Ruchu oraz dla całego Kościoła w Polsce w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży oraz pielgrzymką Papieża do miasta miłosierdzia – Krakowa. Jako chrześcijanie, Polacy, a w końcu członkowie Ruchu jesteśmy zatem szczególnie wezwani do dobrego przeżycia tego niezwykłego czasu. ks. Krzysztof Mierzejewski. Skrót artykułu, który pod tym samym tytułem ukazał się w 206 numerze kwartalnika „Wieczernik” 11 CHARYZMAT CHARYZMAT Łaska przełomu Większość ochrzczonych w Polsce nie pamięta niczego z sakramentu, który włączał ich we wspólnotę Kościoła. Czas ten najpewniej przespali, jak wiele innych niemowląt. Jak swój własny chrzest wspominają osoby, które przeżyły go świadomie? Opowiadają Lidka i Przemek (na prośbę naszych rozmówców, niektóre imiona zostały zmienione). fot. Parafia pw. Chrystusa Króla w Jarosławiu Charyzmat: W Polsce powszechną praktyką jest chrzest niemowląt, udzielany na prośbę rodziców. Jak to się stało, że w Waszym przypadku było inaczej? Lidka: Moi rodzice, mimo że sami wychowali się w wielopokoleniowej katolickiej rodzinie, wybrali w dorosłym życiu drogę bez Boga. Były to lata budowania Polski komunistycznej, a moja mama i mój tata uwierzyli w ten projekt. Dlatego w naszym mieszkaniu nie było żadnych symboli religijnych, nie było Pisma Świętego, a dzieci nie były posyłane ani na katechezy, ani tym bardziej na msze święte czy nabożeństwa. Doskonale pamiętam, że bratu i mnie wcale to nie przeszkadzało. Było to dla nas naturalne, myśleliśmy, że tak powinno być. Jedynym wówczas dostępnym nam miejscem, w którym mówiło się o wierze, był dom naszych dziadków. To właśnie dziadzio Władysław (tato naszej mamy) nauczył mnie znaku krzyża i pacierza. Ale moje ówczesne „techniczne nawrócenie” trwało tak długo, jak coroczny wakacyjny pobyt na wsi. Przemek: Moi rodzice również zostali ochrzczeni jako niemowlęta i wychowywali się w katolickich, praktykujących rodzinach. O tym, że ani ja, ani mój 12 młodszy brat nie będziemy ochrzczeni, zadecydował ojciec. Był inteligentnym, światłym i oczytanym człowiekiem, zerwał jednak więzi z Kościołem Katolickim, a matka nie była na tyle osobą wierzącą, aby dążyć do zmiany jego decyzji. Wydaje się, że rodziny religijnie obojętne, to nie miejsce dla spektakularnych nawróceń. W jaki sposób Pan Bóg się o Was upomniał? Przemek: Moja żona, a wówczas narzeczona, jest osobą wierzącą. Ważny był dla niej ślub katolicki, a ja nie chciałem, by rezygnowała ze swoich przekonań. Po jakimś czasie naturalna również dla mnie stała się chęć utworzenia rodziny katolickiej. Tak więc, w moim przypadku, to jej wiara doprowadziła mnie do sakramentu. Tak się jakoś złożyło, że po mojej decyzji, na przyjęcie sakramentów zdecydował się również mój młodszy brat. Lidka: Uczyłam się w liceum ogólnokształcącym. W zasadzie cała klasa była wierząca. Tylko ja i jeszcze jedna koleżanka – córka wysoko postawionego funkcjonariusza milicji – nie uczyłyśmy się religii. Tymczasem wśród dziewczyn były trzy, które angażowa- ły się w Ruch Światło-Życie, założony przez księdza Franciszka Blachnickiego. Właśnie one zaproponowały nam, niewierzącym, podjęcie spotkań na temat wiary. Naprawdę nie wiem, dlaczego się wtedy na to zgodziłam. Nie czułam bowiem wówczas ani głodu Boga, ani nie czułam presji otoczenia, bo nikt co podkreślam z całą mocą - nigdy nie dał mi odczuć, że jestem gorsza, bo pochodzę z niewierzącej rodziny. Szukając odpowiedzi, znajduję dwie: pierwsza, uproszczona, to taka, że nie chciałam po prostu sprawić koleżankom przykrości; druga, bardziej prawdopodobna, to łaska od Pana za wstawiennictwem młodszej siostry mojej mamy. Będąc na wakacjach u dziadków, część czasu spędzałam bowiem w domu mojego wujostwa, rodziców sześciorga dzieci. Ciocia była piękna i dobra. Więcej w życiu nie trzeba. Mnie także otaczała miłością. Wyraźnie to czułam. Lekarze uprzedzali ciocię, aby już więcej nie zachodziła w ciążę, bo z powodu poważnych problemów z krzepliwością krwi, może stracić życie. Stefcia, mimo ryzyka, urodziła szczęśliwie jeszcze jedno dziecko, a za jakiś czas spodziewała się kolejnego. Lekarze mieli rację, już tego porodu nie przeżyła. Zmarła, mając, zdaje się, 36 lat. Do dzisiaj powraca do mnie myśl, że moje nawrócenie, ale i teraźniejszą opatrznościową opiekę, zawdzięczam również wstawiennictwu cioci Stefci. Jak wyglądały przygotowania do przyjęcia sakramentu? Lidka: Rozpoczęliśmy od spotkania z księdzem - zdaje się moderatorem Oazy, do której należały moje koleżanki. Dowiedziałam się, jakie etapy muszę przejść, aby móc otrzymać sakramenty (nie tylko bowiem miałam zostać ochrzczona, ale również miałam przyjąć komunię św., a potem przystąpić do bierzmowania). Etapy te polegały na skróconej katechezie - dostawałam tematy do zapoznania się i fragmenty Pisma Świętego do przeczytania. Kolejno zdawałam u kapłana mini egzaminy aż do zdobycia poziomu wiedzy, który okazał się wystarczający do dopuszczenia mnie do sakramentów. Ale nie nauka była tu najważniejsza, kluczowa była wolna wola, moja zgoda na chrzest. Tu nie było jednak problemów, bo zaraz na początku moich tajnych kompletów, jakoś tak po prostu, otrzymałam łaskę wiary w Boga. Przemek: Ja z kolei odbyłem, wraz z bratem kilka spotkań z księdzem z rodzinnej parafii, podczas których rozmawialiśmy o naszych motywach oraz o religii katolickiej. Czytałem publikacje o religii katolickiej i uczyłem się podstawowych modlitw i pieśni. Czy napotkaliście na tym etapie jakieś szczególne trudności? Przemek: Żadnych trudności nie napotkałem, raczej zdziwienie oraz życzliwość ze strony księży Lidka: Decyzję o przystąpieniu do sakramentów świętych podjęłam bez powiadomienia o tym rodziców. Nie byłam pełnoletnia, miałam 17 lat. To był 1982 rok, czas stanu wojennego. Rodzice z całą pewnością nie zgodziliby się na mój wybór. Ksiądz i kilka osób, które prowadziły mnie na tej nowej drodze, były tego w pełni świadome. Przygotowania i uroczystość chrztu (który przyjęłam w ten sam dzień wraz z komunią) przebiegały w dyskrecji. Dopiero bierzmowanie odbyło się przy okazji przystąpienia do tego sakramentu grupy „normalnej” młodzieży. Co odgrywa największą rolę w decyzji o przyłączeniu się do Kościoła: wola, emocje czy inny jeszcze czynnik? Lidka: Wprawdzie uwierzyłam w Boga, ale moje podstawowe nawracanie się trwało jeszcze długie lata. To nie była iluminacja. Jezus powoli wydobywał mnie z emocjonalnego chłodu i pustki. W takim tempie, na jaki Mu pozwalałam. Nie nalegał, ale nie ustawał. W końcu tęsknota za jednoznacznym opowiedzeniem się po Jego stronie stała się tak silna, że nie wystarczyło już racjonalnych obciążników, aby ją zrównoważyć. Teraz dbam o utrzymywanie stanu łaski uświęcającej. Kościół jest mi do życia niezbędny, bo dzięki spowiedzi odzyskuję stan duchowego miru. Uważam, że do Kościoła przyłączają nas jednak świadomość, wola. Uczucie miłości do Jezusa i Jego szukająca nas dłoń, łaska wiary, są konieczne, ale decyzja należy do wolnego człowieka. Niemowlęta niczego nie pamiętają z tego pierwszego w swoim życiu sakramentu. A jak Wy wspominacie samą liturgię chrztu? Lidka: Pamiętam, że powściągliwie się rozpłakałam, i że ofiarowano mi skromne-wielkie prezenty: różańce i obrazki święte. Mam je do dzisiaj. Jeden z takich linorytów przedstawiający ostatnią wieczerzę stoi na półce z książkami w mojej małżeńskiej sypialni. Przemek: Trudno to opisać. Była to bardzo wzniosła chwila. Oprócz wrażeń duchowych towarzyszyło mi również wrażenie fizyczne: podczas polewania przez księdza mojego czoła wodą, po całym ciele przeszedł mnie przeszywający, przyjemny dreszcz. Rodzice nie uznali za stosowane prosić o chrzest, gdy byliście dziećmi. Jak przyjęli Wasze decyzje? Lidka: Ja miałam w domu nieprzyjemności. Pamiętam, że byli u nas w tym dniu goście. Były czyjeś imieniny. Jeden z braci mojej mamy, oficer Wojska Ludowego, dowiedział się o moim nawróceniu i to on przekazał tę nowinę moim rodzicom. To nie było zbyt udane przyjęcie… Przemek: Natomiast moi rodzice pozytywnie przyjęli moją decyzję. Nie odbyliśmy na ten temat jakiejś konkretnej rozmowy. Po prostu zaakceptowali ten fakt. Czy przystąpienie do sakramentu było momentem przełomowym? Przemek: Po przyjęciu chrztu zacząłem chodzić do kościoła i modlić się. Myślę, że dzięki temu nie miałem wątpliwości, czy ochrzcić własne dzieci. Lidka: W kontekście wiary przyjęcie sakramentu chrztu jest zawsze i wszędzie, i dla każdego przełomowym momentem. Przełamuje nasze życie na to „przed” i „po”, oddziela kraj egipskich niewolników od ziemi ludzi wolnych. Przyjęcie przeze mnie chrztu, komunii i bierzmowania, potem sakramentu małżeństwa, to skracanie drogi do zba- wienia. Nie zapominam o sakramencie pokuty. Tylko wtedy czuję się bowiem dobrze, gdy jestem w porządku wobec Boga. Gdy wracam wspomnieniami do mojego poprzedniego życia, to jestem nim przerażona. Brak nadziei, brak sensu, brak błogosławieństwa – rozpacz. Teraz w każdej sytuacji dostrzegam nadzieję, widzę sens starań, czuję i konsumuję błogosławieństwo. Jestem wdzięczna Bogu, Maryi, wielu Świętym i duszom czyścowym za udzielaną mi pomoc. Modlę się i się dzieje! Żałujecie, że nie zostaliście ochrzczeni jako dzieci? Lidka: Zdecydowanie żałuję. Bardzo możliwe, że atmosfera wiary i pilnowanie praktyk katolickich, ustrzegłyby mnie i brata przed wieloma błędami młodości. Patrzę jak w życiu radzą sobie moje dopilnowane religijnie i omodlone przez nas, rodziców, dzieci – i widzę, że unikają raf. Chociaż nie jest idealnie. A poza tym, czym skorupka… Dotychczas nie znam słów wielu pieśni, których dzieci i młodzież uczą się podczas lekcji religii czy na rekolekcjach. Jestem na przykład na pielgrzymce i wszyscy z pamięci gromko śpiewają zwrotkę za zwrotką, a ja muszę mieć śpiewniczek, albo wtóruję murmurandem. A z moją mamą było odwrotnie. W ostatniej dekadzie życia widzieliśmy ją modlącą się, czasem chodziła z nami na msze święte. W trakcie Eucharystii recytowała łacińskie strofy obrządku, bo takie zapamiętała z dzieciństwa i wczesnej młodości (przed Soborem Watykańskim II), ale nie bardzo potrafiła odnaleźć się w liturgii prowadzonej w języku polskim. Przemek: Muszę przyznać, że ja nie żałuję. Świadomość ceremonii i przygotowywanie się do niej spowodowało emocje, których niemowlę nie ma szans odczuć. I pamiętać. Biorąc pod uwagę swoje własne doświadczenia, czy uważacie, że należy prosić o chrzest dla niemowlaka, gdy jednocześnie rodzice nie zamierzają przykładać się do religijnego wychowania dziecka? Przemek: Jeżeli rodzice nie praktykują, ale przynajmniej wierzą w Boga, to uważam że powinni prosić o chrzest dla dziecka. W wieku szkolnym samo zadecyduje, co dalej z jego własnym życiem duchowym. Lidka: Ja także uważam, że należy przekonywać rodziców, aby przyłączyli swoje dziecko do Kościoła. Oczywiście, jeśli jest to zgodne z ich sumieniem. Jeśli rodzina milczy, a jednocześnie cierpi, że młodzi nie chcą wychowywać synka czy córeczki w wierze Ojców, to bierze na siebie część winy. Bywa czasem i tak, że chrzest dziecka jest szansą daną rodzicom na ponowne nawrócenie się. Nie krzywdźmy naszych dzieci. Ułatwmy im start w przyszłość, w tym niebieską! Rozmawiała Monika Jasina 13 CHARYZMAT CHARYZMAT ks. Krzysztof Mierzejewski Założyciel o: Katechumenacie rodzinnym „(…) Katechumenat rodzinny jest prostą konsekwencją przyjęcia praktyki chrztu niemowląt w Kościele. Dopóki istnieje ta praktyka, katechumenat rodzinny pozostanie zasadniczą formą kościelnego katechumenatu. Kościół może udzielać chrztu niemowlętom tylko pod warunkiem, że rodzice przyjmą na siebie świadomie obowiązek chrześcijańskiego wychowania i pouczania swych dzieci, że zapewnią swoim dzieciom rodzinny katechumenat jako ramy i podłoże rozwoju ich wiary otrzymanej na chrzcie świętym. Rodzice nie mogą tego swego obowiązku przerzucić na urzędowych katechetów Kościoła, a ci ostatni popełniają zasadniczy błąd, jeżeli wezmą na siebie całą odpowiedzialność za wychowanie religijne nowego pokolenia zaczynając je od podstaw. W ten sposób bowiem biorą na siebie obowiązek, którego nie są w stanie wypełnić”. Ks. Franciszek Blachnicki „Katechumenat na dzisiejszą godzinę” Czcigodny Sługa Boży, jak mało kto w tamtych czasach, widział konieczność przywrócenia instytucji katechumenatu. Bolał nad faktem, że tak wielu chrześcijan, pomimo przyjęcia sakramentów inicjacji, nie żyje i nie myśli po chrześcijańsku. Dlatego cały system formacji w Ruchu Światło-Życie oparł na praktyce kościelnego katechumenatu, w nawiązaniu do księgi Obrzędów Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Wobec powszechnej od wieków praktyki chrztu niemowląt, ks. Blachnicki wołał o rzeczywisty katechumenat pochrzcielny, który słusznie uznawał za konieczność w procesie formacji dojrzałych chrześcijan. Spróbujmy krótko nakreślić historię omawianego zagadnienia. Jak wiemy, w czasach apostolskich chrztu udzielano na ogół ludziom dorosłym, którzy postanowili iść drogą wskazaną przez Chrystusa we wspólnocie wierzących. Jednak już w Dziejach Apostolskich św. Łukasz opisuje sytuacje, w których apostołowie udzielają chrztu całym domom – możliwe, że także chodzi tu o dzieci. Zmarły w 156 roku św. Polikarp, męczennik mówi do swojego sędziego, że od 86 lat służy Chrystusowi. Taka wypowiedź sugeruje bardzo wczesne początki chrztu niemowląt. Generalnie jednak powszechną praktyką w pierwszych wiekach chrześcijaństwa jest chrzest udzielany dorosłym. Powstają szkoły katechumenatu. Przygotowujący się do chrztu poznają w nich prawdy wiary, uczą się modlitwy, życia słowem Bożym, przechodzą tzw. skrutinia, czyli rozmowy z odpowiedzialnymi za ich formację, których efektem jest ostatecznie dopuszczenie do sakramentów inicjacji. Jednak już w III w., głównie za sprawą Orygenesa i św. Cypriana z Kartaginy coraz bardziej powszechna staje się praktyka chrztu niemowląt – dzieci chrześcijańskich rodziców. Z czasem praktyka ta staje się na tyle powszechna, że zanika katechumenat w klasycznym rozumieniu. Obowiązek wprowadzenia dziecka w życie wiary przejmują na siebie jego rodzice. To na podstawie ich prośby, wyznania wiary i zobowiązania do przekazu wiary Kościół udziela chrztu nieświadomym 14 niczego dzieciom. Praktyka ta wiąże się także z rozwojem doktryny o grzechu pierworodnym, który miałby być przeszkodą w zbawieniu dzieci zmarłych przed chrztem, oczywistym jest, że w tamtych czasach umieralność dzieci była znacznie większa niż obecnie. Wszystkie współczesne dokumenty Kościoła podtrzymują praktykę chrztu niemowląt jako zwyczajną praktykę życia Kościoła. Wszystkie też mówią o niezastąpionej roli rodziców w dojrzewaniu do wiary ich dzieci. Według prawa kanonicznego, duszpasterz powinien ochrzcić dziecko, jeśli prosi o to przynajmniej jeden rodzic i jeśli jest nadzieja na wychowanie dziecka w wierze. Jeśli nie widać takiej nadziei, czyli np. rodzice nie żyją w zgodzie z zasadami wiary (najczęściej ma to miejsce gdy pomimo braku jakichkolwiek przeszkód rodzice pozostają w związku niesakramentalnym i nie mają zamiaru zawarcia sakramentalnego małżeństwa), duszpasterz ma prawo nie tyle odmówić chrztu, ale go odłożyć, do czasu, aż rodzice zdecydują się na nawiązanie więzi z Bogiem poprzez zmianę sposobu życia. W praktyce jednak duszpasterze wobec wyraźnej odmowy rodziców w sprawie zawarcia małżeństwa proszą ich o pisemne oświadczenie, że dołożą wszelkich starań, aby ich dzieci zostały wychowane w wierze i zgadzają się na udzielenie chrztu dzieciom. Rodzina jest pierwszym seminarium wiary, nic nie pomoże dzieciom w odkryciu Boga żywego, Boga miłości i miłosierdzia tak, jak wierzący i kochający rodzice. Katechumenat rodzinny opiera się w głównej mierze na życiu wiary rodziców. Wiemy, że dzieci chętniej naśladują swoich rodziców niż ich słuchają. Bezcenny z punktu widzeniu rozwoju wiary u dzieci jest np. widok rodziców klękających do modlitwy, stojących w kolejce do konfesjonału, czytających Pismo Święte czy przyjmujących Najświętszy Sakrament. Wierzący rodzice, pragnąc tego, co najlepsze dla swoich dzieci w spontanicznym odruchu uczą je pierwszych modlitw, zwrócenia się do Boga, prowadzą do kościoła, aktywnie uczestniczą w przygotowaniu do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej. Przez swoje życie, będące odzwierciedleniem wiary, czyli przez chrześcijańskie świadectwo, także w temacie przeżywania słabości, potrzeby skruchy i pokuty wyznaczają dzieciom właściwy szlak, którym z ufnością postępują do końca życia. Zdarza się jednak, że pomimo najszczerszych pragnień rodziców i ogromnego nakładu pracy z ich strony dzieci odchodzą od wiary. Dla wielu chrześcijańskich rodziców jest to źródłem ogromnego cierpienia i poczucia winy. Warto jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie, mające związek z takim stanem rzeczy. Po pierwsze zawsze musimy pamiętać, że człowiek ma wolną wolę. Tak jak grzech pierworodny nie był winą Pana Boga, tak też chwilowe lub trwałe odejście od wiary dzieci niekoniecznie musi być powodowane zaniedbaniem rodziców. Po drugie, warto skorelować rozwój wiary dziecka z osiągnięciami psychologii rozwojowej, które wyraźnie wskazuje, że na pewnym etapie rozwoju młodego człowieka ogromną rolę pełni tzw. grupa rówieśnicza. Ksiądz Blachnicki, który jak nikt inny pragnął wzmocnienia katechumenatu rodzinnego jednocześnie zaproponował program formacji deuterokatechumenalnej dla młodzieży. Praktyka pokazuje, że szczere wejście w czas formacji oazowej może być szansą na odnalezienie dro- gi do Boga także tych młodych, którzy nie mieli najlepszych przykładów wiary w domu. Ale i dla dzieci wierzących rodziców jest to wielka sprawa, gdyż mogą oni odnaleźć własne środowisko wiary wśród rówieśników, potwierdzić przez to przykład otrzymany w domu. Takie doświadczenie może na dobre scementować ich chrześcijańską tożsamość i stać się trwałym fundamentem dla ich życia wiary. Czym innym jest praktyka katechezy szkolnej czy parafialnej, która ma sens tylko wtedy, gdy jest dopełnieniem katechumenatu rodzinnego. Z bólem serca patrzę niejednokrotnie na dzieci i młodzież, które bez własnej winy nie otrzymały daru wiary. Może i rodzicom zależy na ich przygotowaniu do sakramentów, ale traktują je jako rodzaj inicjacji, jakiś etap do przejścia czy zaliczenia, albo też formalność na drodze do kolejnych sakramentów. Szczególnie trudno jest wtedy, kiedy rodzice nakłaniają dzieci do praktykowania wiary, sami w ogóle jej nie praktykując. Często towarzyszy temu bardziej lub mniej agresywny antyklerykalizm podkopujący autorytet kapłana, katechety. Wobec takich sytuacji jedynym efektem, jaki można osiągnąć jest często pozostawienie w pamięci takiego dziecka czy młodego człowieka pozytywnego obrazu Pana Boga, kapłana. Czasami to przynosi owoce, kiedy po jakimś czasie taki młody człowiek na skutek różnych zdarzeń zaczyna szukać kontaktu, spowiedzi, porady duchowej. Jednak należy mieć świadomość, że tego typu sytuacje są zdecydowanie sporadyczne i ogromne rzesze ochrzczonych zupełnie nie realizują w swoim życiu daru, który został złożony w ich serca. Warto na koniec wspomnieć o tym, czym żyje Kościół w Polsce w bieżącym roku, a więc o jubileuszu 1050-lecia chrztu. Nie można wprawdzie mówić o czymś na wzór katechumenatu narodowego, choć bezsprzeczna jest wielka rola Kościoła i wiary w formowaniu narodu polskiego. Niektórzy próbują zaakcentować jubileusz poprzez jakieś zewnętrzne znaki pogłębiające religijność i świadomość chrzcielną, np. tradycyjne naczynka na wodę święconą, które dawniej umieszczano nieopodal wejścia do domu. Pomysł jak najbardziej trafiony, ale jak zawsze przy takiej okazji istnieje obawa, że poprzestając na zewnętrznym znaku nie zdecydujemy się na pójście w głąb, do właściwej warstwy tego wielkiego i ważnego jubileuszu. 1050. rocznica chrztu Mieszka powinna być dla nas nade wszystko wezwaniem do życia chrztem na co dzień, czyli do realizacji tego, co w chrzcie jest najgłębsze, najważniejsze. To okazja do pogłębienia swojej więzi z Kościołem – Matką, do odkrycia mocy sakramentu pokuty, nazywanej często powtórnym chrztem. W końcu, to wezwanie do wcielania w życie paschalnego misterium Chrystusa, czyli ciągłego umierania starego człowieka, a przyoblekania człowieka nowego. Monika Jasina Na wszelki wypadek Gdy wszystkie samochody ruszają jednocześnie z parkingu obok kościoła, korek na jezdni jest nieunikniony. Jako że było pogodne południe i właśnie skończyła się suma, obok wolno sunących pojazdów wędrowali niespiesznie podążający do swych domów. W takich okolicznościach nietrudno o ciekawe obserwacje i ja miałam szczęście takową poczynić. Mijał mnie pięknie umyty i wywoskowany pojazd, marki nie pomnę; za kierownicą siedział pan w średnim wieku, obok zapewne małżonka. Na wstecznym lusterku, bardzo skądinąd kierowcy potrzebnym, zamotano pokaźnych rozmiarów różaniec. Od razu rzucał się w oczy. Być może pamiątka z jakiejś pielgrzymki. W tym samym miejscu ktoś troskliwie zawiesił szmaragdowego słonika z trąbą wzniesioną do góry. Wiadomo – trąba do góry, to i szczęście pewne. Pierwszą moją reakcją było rozbawienie. Oczyma wyobraźni ujrzałam znerwicowanego kierowcę owego wypielęgnowanego samochodu, jak przed wyjściem z domu splunął trzy razy przez lewe ramię, następnie odpukał w niemalowane drewno, a potem dopilnował, by wszyscy domownicy przekroczyli próg prawą nogą, bo inaczej nieszczęście pewne (a może lewą jednak? Zapomniałam - i co teraz?). Jadąc rozglądał się pilnie, czy drogi nie przetnie mu przypadkiem czarny kot bo, jak powszechnie wiadomo, te wredne zwierzaki bezinteresownie rozsiewają pecha po świecie. Szybko jednak przestało być mi do śmiechu. Ten człowiek wracał właśnie z niedzielnej Eucharystii, był zatem chrześcijaninem i katolikiem. Skąd więc ten słonik na lusterku? Czy umieszczenie w tym samym miejscu różańca również miało przynieść szczęście? Zrobiło mi się po prostu żal tego kogoś, bo musiał być bardzo wystraszony. Tak bardzo, że być może, na wszelki wypadek, miał w kieszeni jeszcze kilka innych talizmanów i był niezbicie pewien, że dopóki na lusterku jego pojazdu dynda szmaragdowy słonik w parze z różańcem, nie grozi mu ani drobna stłuczka, ani poważny wypadek. Dlaczego w parze? No, na wszelki wypadek. Gdyby nie zadziałał różaniec, zawsze jeszcze pozostaje słonik… „Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko” powiedział Chesterton, a ja co raz dobitniej przekonuje się, że nastały złote czasy na zbieranie dowodów potwierdzających tę tezę. W XXI jest przecież kanał telewizyjny, który non stop nadaje wróżby i horoskopy, indywidualnie stawiane przez jasnowidzów o porywających pseudonimach. I nie to jest dziwne, że jest taki program, ale to, że ludzie tam telefonują i z powagą radzą się w ważnych dla siebie sprawach. W porządku, może nie odstraszać duchowe zagrożenie, jakie niewątpliwie kryje się za flirtem magii i wróżbiarstwa, można po prostu o tym nie wiedzieć; ale nie odstrasza wysokość telefonicznych Ten człowiek wracał właśnie z niedzielnej Eucharystii, był zatem chrześcijaninem i katolikiem. Skąd więc ten słonik na lusterku? rachunków? Przecież minuta takiej rozmowy kosztuje nawet kilkanaście złotych (plus VAT)! Ileż to razy, podając rękę na znak pokoju, słyszę zażenowany szept „Oj, tylko nie na krzyż!”, bo się właśnie okazało, że ktoś równocześnie połączył dłonie pod lub nad naszymi. A te dziecinne wózki z czerwoną kokardką „od uroków” i łuski z wigilijnego karpia noszone w portfelu, żeby nie zabrakło gotówki? Doprawdy, nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Chrześcijanin, który praktykuje takie bzdury, zapewne wierzy w Boga, ale nie wierzy Bogu. Ojciec Augustyn Pelanowski (OSPPE), napisał kiedyś, że wiara jest depozytem, który złożył w nas Bóg. Nie dostaliśmy jej po to, byśmy „wpatrywali się w kryształy czy też ustawiali meble w domu zgodnie z regułami feng shui, ale po to, byśmy w nic nie wątpili, cokolwiek On nam powie. Nie da się wierzyć jednocześnie Jemu i we wszystko inne. Wiara Jezusowi i w Jezusa powinna wystarczać, by się już niczego nie lękać”. Czasem wydaje się to zadaniem ponad ludzkie siły. Czy jednak nie nazbyt łatwo przychodzi nam usprawiedliwianie siebie? Zielony słonik lub drzewko szczęścia, jako dodatek do praktyk religijnych już nie razi. Wszak zaradność jest bardzo ceniona w dzisiejszych czasach. Należy się ubezpieczyć od wszelkich przypadków. 15 CHARYZMAT CHARYZMAT 41. Kongregacja odpowiedzialnych Niektórzy mówią, że to najbardziej oazowy weekend w całym roku. Inni twierdzą, że jest najlepszym wydarzeniem organizowanym przez Ruch. Dla wielu to na pewno okazja do odwiedzenia Jasnej Góry. Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie – bo o niej mowa – zgromadziła w tym roku ponad tysiąc oazowiczów nie tylko z Polski. Ostatni weekend lutego zgromadził w Częstochowie tych, którzy w swoim życiu realizują charyzmat Światło-Życie i ciągle pragną go zgłębiać. Zdecydowaną większość uczestników stanowili, oczywiście, Polacy, ale nie brakło też przedstawicieli Ukrainy, Białorusi, Słowacji, Czech, Niemiec i Austrii. Niezależnie od miejsca, z którego pochodzili uczestnicy, wszyscy zgodnie pochylali się nad tematem „Miłosierni jak Ojciec”. Na 41. Kongregację Odpowiedzialnych przyjechaliśmy już w piątek, żeby wziąć udział w modlitwie rozpoczyna16 jącej to niemałe spotkanie. Zasadnicza część miała odbyć się jednak w sobotę i niedzielę. Sala o. Kordeckiego szybko zapełniła się po brzegi. Plan, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał na urozmaicony, przewidywał wiele ciekawych i głębokich treści. Na rozpoczęcie dnia, naturalnie, jutrznia. Poprowadził ją ks. Jacek Herma. – Trzeba zadać sobie pytanie na ile żyją w nas wizje ks. Franciszka Blachnickiego. Gdzie nie ma wizji naród staje się dziki – mówił m.in. kapłan, na co dzień przebywający w Międzynarodowym Centrum Ewangelizacji Ruchu w Carlsbergu. Kongregacja Odpowiedzialnych to spotkanie, podczas którego prelegenci przybliżają temat hasła roku w różnych aspektach. O bogactwie miłosierdzia mogliśmy więc usłyszeć w kontekście biblijnym oraz pokutnym. Ze względu na zbliżające się Światowe Dni Młodzieży nie brakło wystąpienia zachęcającego, zwłaszcza ludzi młodych, do wolontariatu. Centrum dnia (także pod względem czasowym) stanowiła Eucharystia pod przewodnictwem ks. bp Adama Wodarczyka, celebrowana w jas- nogórskiej bazylice. Podczas, gdy msza święta była najważniejszym punktem soboty, nieszpory okazały się nabożeństwem zamykającym dzień i jednocześnie otwierającym nowy rozdział w życiu ponad 80 osób, wstępujących Stowarzyszenia Diakonia. Wraz z innymi, dziewięć osób z archidiecezji przemyskiej wypowiedziało wszystkim dobrze znane – Pragnę służyć! Od rozważań na temat wzajemnej miłości, przebaczenia i relacji, rozpoczął swój wykład w niedzielny poranek dr Jacek Pulikowski, znany z lekkiego ję- zyka i celnych wypowiedzi polski audytor ubiegłorocznego synodu o rodzinie. Wszyscy ze skupieniem – i mężczyźni, i kobiety – słuchaliśmy o ojcostwie, które jest miarą męskości. Ostatnie, zamykające już tegoroczną Kongregację Odpowiedzialnych, wystąpienie należało do moderatora generalnego ks. Marka Sędka. Podjął on temat posługi miłosierdzia. Niebagatelny, bo odnoszący się do każdego członka Ruchu Światło-Życie. – Każdy z nas ma za zadanie szerzyć miłosierdzie i stawać przed wyzwaniami, które ono ze sobą niesie – po- wiedział moderator. Wspólne spotkanie zakończyliśmy uroczystą Eucharystią pod przewodnictwem ks. abpa Wacława Depo. 41. Kongregacja Odpowiedzialnych za nami. Stoimy teraz przed trudnym zadaniem. Powinniśmy wcielić w życie i przekazywać innym to, co usłyszeliśmy. Dopiero wtedy możemy powiedzieć, że czas spędzony na Jasnej Górze był czasem dobrym i owocnym. Anna Kamińska 17 CHARYZMAT CHARYZMAT Przyjść do źródła Kilkadziesiąt par oczu utkwionych we mnie. Chwilowa niepewność. Właśnie weszłam do jadalni i chyba zwróciłam na siebie uwagę wszystkich, którzy tam siedzieli. Są znajome twarze. Dobrze. Witamy się – szczery uśmiech, krótkie super, że już jesteś, i pomogę ci z tymi torbami. Tak wyglądały moje pierwsze minuty po wejściu do ośrodka rekolekcyjnego w Maćkowicach. Tak rozpoczęła się przygoda, której pewnie długo nie zapomnę i zapomnieć nie chcę. Oazowe rekolekcje zimowe to czas wyczekiwany zwłaszcza przez uczestników, chociaż często także animatorzy cieszą się na myśl o nich (nie zawsze się jednak do tego przyznają). Jeśli ktoś zapyta dlaczego, odpowiedź jest prosta – każdy chce przyjść do źródła i trochę (o ironio!) odpocząć. Bezsprzecznie rekolekcje X Kroków to czas bardzo intensywny. Kto je przeżył, ten wie, że łatwo nie było. Plan dnia wypełniony niemal po brzegi. Krótko – czas odkrywania. A odkryć można wiele - ogrom treści, nie mniej nowości i ciągle w głowie wielkie wow!, bo przecież nigdy tak o tym nie myślałam. I oczywiście trzeba znaleźć czas na refleksję. Dużo, męcząco, ale na pewno warto. Potwierdzą to pewnie uczestnicy z Maćkowic. We wszystkich ośrodkach rekolekcyjnych, gdzie odbywały się oazy, nie brakowało życia. Jakaś grupa przyjeżdża, jakaś odjeżdża, powitania, pożegnania, ktoś biega, śpiewa, gra na gitarze, śmieje się w głos… To ten moment w roku, kiedy serce w murach starych budynków bije bardzo wyraźnie – naszymi sercami. Dwa tygodnie, cztery ośrodki, osiem turnusów i ponad czterystu uczestników. Jest z czego się cieszyć. Rekolekcje się skończyły, wróciliśmy do domu, do szkoły, na uczelnie. W sercach i w pamięci zostanie to, co będziemy pielęgnować - dobre wspomnienia, kontakty, nawyk modlitwy takiej czy innej, chęć zmiany życia… Niech to trwa. Niech trwa to, co dobre, żebyśmy długo jeszcze mogli cieszyć się owocami tego świętego czasu. Anna Kamińska 18 Teraz widzę jak Pan Bóg małymi krokami zmienia mnie na lepsze. Uświadomił mi że nie muszę sobie sama z wszystkim radzić. – Sylwia Pan Jezus przez osoby, które spotkałem, dał mi Siebie. Otworzył moje serce i na nowo napisał w nim słowo Wspólnota. Wróciło pragnienia bycia świadkiem Jezusa. – Sebastian Rekolekcje X Kroków były dla mnie czasem nieustannej walki ze swoimi słabościami. Każdego dnia Chrystus burzył we mnie wszystko, na co do tej pory pracowałam. Pokazywał mi jak daleko jestem od Niego, jak często zbaczam ze szlaku, który ma doprowadzić mnie do zbawienia. Chociaż często chcę sama decydować o swoim życiu, odrzucając przy tym Boży plan, wiem, że jeśli zaufam i pozwolę Mu działać, nigdy się nie zawiodę. – Justyna W czasie rekolekcji Pan Jezus pokazał mi bardzo wyraźnie stan mojego serca, zobaczyłam jak moje zniewolenia zamykają mnie na Jego miłość i nie pozwalają do końca zaufać. Każdy dzień rekolekcji był dla mnie trudem, codziennie na nowo musiałam się zmagać sama z sobą i z własnymi lękami... Zrozumiałam, że Jezus pragnie abym kroczyła drogą prawdy i wolności na której przewodniczką jest pokora. – Gabriela Po rekolekcjach uświadomiłem sobie, że mogę przezwyciężyć moje słabości i bardziej skupić się na słuchaniu Boga. Wiem, że teraz bez rozmowy z Bogiem nie dał bym sobie rady. – Sebastian 19 CHARYZMAT CHARYZMAT Dodatek Diakonii Liturgicznej Ruchu Światło-Życie Archidieceji Przemyskiej 20 21 CHARYZMAT 22 CHARYZMAT 23