charyzmat 20 - Oaza Przemyska

Transkrypt

charyzmat 20 - Oaza Przemyska
Pismo Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej • nr 20 • rok 2016
www.oaza.przemyska.pl
12
ŁASKA PRZEŁOMU
W kontekście wiary przyjęcie sakramentu chrztu jest zawsze i wszędzie,
i dla każdego przełomowym momentem. Przełamuje nasze życie na to
„przed” i „po”, oddziela kraj egipskich niewolników od ziemi ludzi wolnych
99 BŁOGOSŁAWIENI
MIŁOSIERNI
99 NIE WIEMY
CO TO NUDA
99 Z DODATKU AMEN
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Słowo Moderatora
ks. Daniel Trojnar
Moderator Diecezjalny Ruchu Światło Życie
„Liturgia, Szczególnie eucharystyczna jest uprzywilejowanym miejscem spotkania z Chrystusem w Duchu Świętym, znakiem objawiającym i urzeczywistniającym tajemnicę Kościoła - wspólnoty oraz źródłem i szczytem jego życia; dlatego chcę zawsze jak najpełniej w niej uczestniczyć, a moim zaszczytem i radością
jest służba w zgromadzeniu liturgicznym według wszelkich zaleceń soborowej
odnowy liturgii”.
„CHARYZMAT” - pismo Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej. Wydawca: Deciezjalna Diakonia Komunikowania
Społecznego. 37-700 Przemyśl , ul. św. bpa Pelczara 4, tel. 16 676 09 66. Redaktor naczelny: Monika Jasina (tel. 668 179
414). Zespół redakcyjny: Maciej Dorotniak, Łukasz Zborowski, Zbigniew Wawrzyński, Anna Kamińska. Dodatek Diecezjalnej
Diakonii Liturgicznej „Amen” redaguje zespół: ks. Krzysztof Mierzejewski, ks. Piotr Czarniecki, Monika Nawłoka, Dawid
Pinderski, ks. Łukasz Piróg, dk. Grzegorz Urban, Wojciech Urban. Współpracownicy: ks. Łukasz Jastrzębski, ks. Maciej Kandefer,
kl. Arkadiusz Wojnicki. Prenumerata: Anna Kamińska, tel. 725 606 223, www.oaza.przemyska.pl/charyzmat
2
W kolejnym numerze naszego oazowego czasopisma „Charyzmat” chcemy
pochylić się nad liturgią, o której nigdy
za dużo refleksji, tym bardziej, że po
ewangelizacji jest jednym z najważniejszych elementów charyzmatu naszego
Ruchu. W Drogowskazach Nowego Człowieka ukazujących duchowość Ruchu
Światło – Życie, liturgię znajdujemy po
Kościele, Słowie Bożym i modlitwie dlatego, że jest ona pogłębieniem praktyki
codziennego karmienia się słowem Bożym poprzez Namiot Spotkania i modlitwę. W liturgii bowiem przeżywanej we
wspólnocie Kościoła dokonuje się szczyt
modlitwy i słuchania słowa Bożego, dlatego dla wspólnoty Kościoła liturgia jest
źródłem i szczytem życia.
Jesteśmy powołani do życia we
wspólnocie i kiedy popatrzymy na elementy tworzące wspólnotę to możemy
zauważyć, że po Słowie Pana – MARTYRIA występuje LEITURGIA – kult Pana,
które to elementy są siłą przeżywania
i dawania innym miłości Pana – DIAKONIA. „Już w samym pojęciu liturgia
– stwierdza ks. Blachnicki – jest (…)
zawarte pojęcie służby. Liturgia nie jest
niczym innym niż nieustannym uobecnianiem i stawianiem w obliczu Kościoła w każdym czasie w każdym miejscuz
służby albo posługi Jezusa Chrystusa.
(…) Liturgia jako uobecniana ciągle w
życiu Kościoła służba Chrystusa dla
zbawienia człowieka. Służba, która wyraża się w posłuszeństwie aż do śmierci
na krzyżu”. (Ks. Franciszek Blachnicki,
Charyzmat Światło - Życie, s.42).
Możemy więc stwierdzić z całym
przekonaniem, że tak przeżywana liturgia w duchu posłuszeństwa jest siłą
do przeżywania prawdziwej wolności
dziecka Bożego, ponieważ „liturgia jest
szkołą wolności , wychowaniem do wolności wbrew pozorom. (…) Właściwe
wychowanie liturgiczne, uczestnictwo
w liturgii to jest także wspaniała szkoła wolności osoby ludzkiej, bo wolność i
posłuszeństwo to są dwie rzeczy nierozdzielne”. (Blachnicki, s. 46).
Zachęcam więc z całego serca wszystkich oazowiczów do nieustannego zgłębiania i odkrywania tajemnicy liturgii,
do poszukiwania głębi, aby nasze życie
uczynić liturgią przeżywaną w codziennych naszych obowiązkach. Wielką
radością napawa fakt, że w tak wielu
rejonach można zauważyć ożywione
życie liturgiczne poprzez przeżywane
warsztaty liturgiczne. Zakończyła się
pierwsza edycja Szkoły Ceremoniarza
im. An. Grzegorza Mroczki, która bardzo mocno pokazała ile dobra możemy
wnieść dla liturgicznego życia naszej
Archidiecezji. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do zrealizowania tej
pięknej służby.
„Życie staje się życiem rzeczywistym
tylko wtedy, gdy kształtowane jest przez
spojrzenie skierowane na Boga. Zatem
kult Boży jest po to, by ujawniać to spojrzenie i w ten sposób dawać życie, które
staje się czcią oddawaną Bogu”. (Benedykt XVI – Kard. J. Ratzinger, Duch liturgii, s. 30).
Niech każdy z nas doświadcza prawdziwego życia poprzez nieustanne
wpatrywanie się w Chrystusa poprzez
tajemnicę świętej liturgii, abyśmy
w Duchu Świętym przynosili chwałę Ojcu i w ten sposób wypełnili nasze
podstawowe powołanie. 
Od Redakcji
Zdjęcie na okładce przedstawia chrzcielnicę
w kościele pw. Chrystusa Króla w Jarosławiu. Wybór obrazu był nieprzypadkowy,
ponieważ głównym tematem dwudziestego
numeru „Charyzmatu” jest właśnie pierwszy
z sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia. Pochyla się nad nim zarówno Łukasz,
z krośnieńskiej wspólnoty dorosłych, jak i ks.
Krzysztof Mierzejewski, moderator Diecezjalnej Diakonii Liturgicznej, od niedawna
nasz stały współpracownik. Obaj sięgają do
historii Kościoła i historii samego sakramentu, ze szczególnym uwzględnieniem okresu
przygotowania do jego przyjęcia. Każdy czyni
to jednak na swój niepowtarzalny sposób,
akcentując zupełnie różne kwestie. Zachęcamy
do zapoznania się z tymi tekstami zwracając
jednocześnie uwagę, że jeden został poprzedzony obszernym cytatem z wypowiedzi ks.
Blachnickiego o katechumenacie rodzinnym.
To kontynuacja rozpoczętego w poprzednim
numerze cyklu, przybliżającego oazowe teksty
źródłowe.
Pomiędzy chrztem niemowląt, a deuterokatechumenalną formacją w Ruchu Światło-Życie,
jest miejsce na nadzwyczajnie, przełomowe
wydarzenie, jakim niewątpliwie jest chrzest
osoby dorosłej. W pełni świadomy, wolny
i odpowiedzialny wybór Chrystusa, dokonany
czasem wbrew woli najbliższych, na zawsze
pozostanie tajemnicą łaski. Jest takie piękne
powiedzenie, że Pan Bóg zna ponad siedem
miliardów dróg do człowieka (czyli tyle, ilu jest
ludzi na Ziemi); dwie z tych dróg staraliśmy
się opisać w wywiadzie z Lidką i Przemkiem,
którzy przystąpili do pierwszych sakramentów
jako ludzie dorośli. Czytając ich opowieści
warto zastanowić się, ile z własnego chrztu
niesiemy w sobie do dzisiaj my, do kościoła
przyniesieni przez rodziców.
W roku wielkich jubileuszy: Nadzwyczajnego
Roku Świętego oraz 1050-lecia chrztu Polski,
również nasze czasopismo obchodzi okrągłą,
piątą rocznicę istnienia. Trafiający właśnie do
rąk Czytelników numer dwudziesty, został
wzbogacony o dodatek, przygotowany przez
Diecezjalną Diakonię Liturgiczną. Dotychczas
ukazujący się odrębnie biuletyn „Amen” został
właśnie włączony do naszego kwartalnika i będzie jego stałą pozycją, skierowaną zarówno do
członków diakonii, jak i wszystkich oazowiczów, którym przecież powinno leżeć na sercu
odpowiedzialne i piękne sprawowanie liturgii.
Taki był pierwotny zamysł ks. Blachnickiego
i nie wolno nam o tym zapominać.
Zapraszamy do innych naszych stałych działów oraz na stronę internetową, odświeżoną i z
nowymi funkcjonalnościami, o czym również
przeczytacie wewnątrz numeru. Nie zapominajcie, że Ruch Światło-Życie Archidiecezji
Przemyskiej obecny jest również w mediach
społecznościowych oraz o tym, że „Charyzmat”
dostępny jest także w prenumeracie.
Diecezjalna Diakonia
Komunikowania Społecznego
3
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Jeden z moich znajomych, emigrant
za chlebem do Irlandii, zszokowany był,
gdy jego nowonarodzony syn chrzczony był tam w Kościele Katolickim przez
potrójne całkowite zanurzenie. W zimie. Ten starochrześcijański zwyczaj
kultywowany jest do dzisiaj nie tylko
w Irlandii, w Kościele Prawosławnym
chrzest (τριπλή Κατάδυση - potrójne
nurkowanie) odnosi sie do trzech dni
śmierci Pana Jezusa i Jego Zmartwychwstania. W Warszawie firma „Abrakadabra” produkuje ubranka na chrzest.
Mam nadzieję, że nazwa wymyślona
dla biznesu o takim profilu, to jedynie
efekt indolencji. W języku aramejskim
Żydzi mówili Abəra kaDavəra; było to
największe i najbardziej tajemnicze zaklęcie magiczne, dające życie, ale i mogące zabić.
Żyć tym przebudzeniem
i rozwijać je, jest tym, co
nazywacie pewną formą
«po Chrzcie»...
Katechumen (κατηχούμενος - ten
który jest nauczany) w pierwszych wiekach przez kilka lat zdobywał wiedzę,
zdawał egzaminy, wyrzekał się szatana,
publicznie składał wyznanie wiary. Nie
uczestniczy w całej Eucharystii, po Liturgii Słowa opuszczał zgromadzenie.
Następny etap to czterdziestodniowe
przygotowanie do chrztu, bierzmowania i pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Wspólne (od biskupa i członków
wspólnoty po rodziców i chrzestnych)
było uczestniczenie w przygotowaniach,
modlitwie i poście (dziś jest to Wielki
Post), zakończone chrztem w Wigilię
Paschalną. Potem następował kolejny
etap formacji, której potrzebował neofita (νεόφυτος to sadzonka, flanca, nowa
roślinka wyhodowana od nasionka do
wysadzenia jej do gruntu); codzienna
Eucharystia w białych szatach, specjalne homilie mistagogiczne (μυσταγογος
to m.in. przewodnik oprowadzający po
mieście), wprowadzające w nową rzeczywistość zbawczą. Tu zaczynało się
życie, w świetle a nie w ciemności, w radości i miłości, chrześcijaństwo, głoszenie Dobrej Nowiny, świadectwo życia.
Przez lata, a szczególnie po wieku
IX zagubiono te wielkie celebracje, ale
po Soborze Watykańskim II rozpoczął
się okres przywracania katechumenatu, czyli deuterokatechumenatu.
W 1972 roku Kongregacja ds. Kultu Bożego opublikowała dokument Obrzęd
Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych (Ordo initiationis christianae
adultorum), który zawierał również
schemat liturgii dostosowanej do poszczególnych etapów katechumenatu.
W Polsce obrzędy te obowiązują od 7
marca 1986 roku. Właśnie ta posoborowa odnowa stała się oparciem całej formacji Ruchu Światło-Życie (i neokate4
fot. fotolia.com
Zanurkuj
w Chrystusie
„Ci, którzy uwierzyli w prawdziwość naszej nauki i naszych wypowiedzi, ślubują,
że zgodnie z nimi wieść będą życie. Wówczas uczymy ich, jak mają się modlić, jak
pościć, jak prosić Boga o odpuszczenie dawniej popełnionych grzechów – przy
czym sami także modlimy się i pościmy wraz z nimi. Następnie prowadzimy ich
do miejsca, gdzie znajduje się woda i tam dostępują oni odrodzenia w taki sam
sposób, w jaki myśmy go dostąpili, mianowicie zostają skąpani w wodzie w imię
Boga Ojca i Pana wszechrzeczy, w imię Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego,
oraz w imię Ducha Świętego”. (św. Justyn, 1 Apologia 65)
chumenatu). O tej drodze mówił św. Jan
Paweł II: „Ileż radości i nadziei dajecie
nam waszą obecnością i waszą działalnością… Żyć tym przebudzeniem i rozwijać je, jest tym, co nazywacie pewną
formą «po Chrzcie», która będzie mogła
odnowić w dzisiejszych wspólnotach
chrześcijańskich te efekty dojrzałości
i pogłębienia, które w Kościele pierwotnym były realizowane w okresie przygo-
towania do Chrztu” (30 sierpnia 1990,
AAS 82.1515).
Ponieważ zawsze chrzest odbywał
się w Wigilię Paschalną, również i dziś
znajdziemy w liturgii tej nocy tęskne
wspomnienia wielkiej rzeczywistości
chrzcielnej. Po drugim, trzecim, czwartym i szóstym czytaniu znajdujemy
w modlitwach bezpośrednie odwołania
do chrztu. Obrazują go dwie figury bi-
blijne: obrzezanie, jako znak przymierza
zawartego z Abrahamem i przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Teksty
modlitw zawierają także głębokie znaczenie teologiczne sakramentu chrztu,
wskazując na jego paschalny charakter: hebrajskie Pesah oznacza przejście: z niewoli do wolności, z ciemności
w światło, ze śmierci do życia. Wszystkie przytaczane tutaj teksty liturgiczne
i biblijne są nieustanną zachętą do czerpania z tych źródeł, do szukania w wyklepanych pacierzach i tekstach głębokiego znaczenia i Bożego wezwania do
nawracania się.
Nie jest najważniejsze, czy Ainon
w pobliżu Salim jest na wschód czy
na zachód od Jerycha, czy też od Qasr
El Yahud (tam Izraelici pod wodzą Jozuego przekroczyli „suchą nogą” rzekę
Jordan w drodze do Ziemi Obiecanej,
a Eliasz został zabrany do nieba), gdzie
widziano uczniów Jezusa udzielających
chrztu. Jan Ewangelista pisze, że Pan Jezus opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei po tym, gdy dowiedział się, że spory
są, bo więcej chrzczą od Jana. Odszedł i
przy studni Jakuba w Samarii opowiadał
o wodzie życia. I to jest istotą poruszanego dziś tematu chrztu: jeżeli chcesz
żyć - musisz uwierzyć Chrystusowi,
musisz pić wodę żywą, musisz cały w
Chrystusie zanurkować! Piotr, gdy zaczęło docierać do niego, o czym Pan
mówi, wołał: całego mnie umyj a nie
tylko stopy! Cały zalany żywą wodą,
zanurzony w źródle pozostanę przy życiu, bo dokądkolwiek dotrą te wody,
wszystko będzie uzdrowione (porównaj
Ez 47.9; J 4,7-15; Ap 22,1). Tylko jedno
pytanie przed wejściem do tego źródła,
przed zanurkowaniem: wierzysz?
Via Labicana, to starożytna droga biegnąca z Rzymu na południowy
wschód. U jej początku odkryto wczesnochrześcijańskie katakumby (udostępnione dla zwiedzających dopiero
w 2014 roku). W katakumbach wczesnochrześcijańskich męczenników Marcelina i Piotra (ściętych około 299 roku)
odkryto freski, a wśród nich malowidło
ścienne przedstawiające chrzest (baptism). W pierwszej połowie IV wieku
po raz pierwszy zastosowano podczas
malowania na mokro cykle scen i malowanie perspektywiczne. Wśród scen
znajdziemy przedstawienie chrztu. Oto
na gałęzi siedzi ptak i wylewa na głowę
stojącego pod gałęzią nagiego człowieka wodę. Dla nieznających liter namalowano tu Ewangelię, Dobrą Nowinę:
„Zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś
nie narodzi z wody i z Ducha, nie może
wejść do królestwa Bożego” (J 3,5).
W dziejach narodów chrzest był wydarzeniem o wielkim znaczeniu. Za panowania Tritadesa III, w roku 301 chrzest
przyjęła Armenia. W roku 364, wraz
z królem Ezamem, chrzest przyjmuje
Etiopia, potężne cesarstwo, w którym
chrześcijaństwo było religią państwową przez 1300 lat, do końca otoczone
przez kraje muzułmańskie o wspaniałej kulturze i tradycji (polecam poznanie historii kompleksu LALIBEA – 15
podziemnych kościołów bazaltowych).
W Skalniku koło Nowego Żmigrodu
spotkamy około 867 roku Cyryla i Metodego, którzy zakładają parafię i pozostawiają w niej relikwie św. Klemensa,
a sto lat później historycy notują lakonicznie: Mesco dux Polonie baptizatur.
Nie mamy dzisiaj wątpliwości, że był to
przełomowy moment w historii Polski.
Co jednak to znaczy dla każdego z nas?
Czym jest chrzest dzisiaj, dla Polski, dla
każdego z nas? Czy prosząc o chrzest dla
dzieci przyjmujemy na siebie obowiązek
wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga
i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus? Jesteśmy świadomi – odpowiadamy. Potem chrzest, chrzciny, kumy, za
dziewięć lat rowerek, na osiemnastkę
uczymy pić, na ślubie chrzestny musi
się postawić i tyle... To uproszczenie, ale
zanim zaczniemy kogoś uczyć nurkowania, warto samemu zapoznać się z jego
zasadami. Dobry sprzęt nie wystarczy.
Najpierw porządny kurs od doświadczonego instruktora, a pod wodą trzeba
pamiętać o wyrównywaniu ciśnienia,
o tym by nie zatrzymywać oddechu
podczas wynurzania. I najważniejsze:
nigdy nie nurkuj w pojedynkę!
Łukasz, Oaza Dorosłych Betel
5
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Nie wiemy co to nuda
Krótki zarys historyczny
Według opowiadania ks. Wiesława Opalińskiego, wspólnota oazowa w Rakszawie została utworzona
przez niego w roku 1970. Ks. Wiesław
w 1969r. osobiście poznał ks. Franciszka Blachnickiego, pod którego wpływem zachwycił się charyzmatem Ruchu
i już następnego roku uczestniczył wraz
z rakszawską młodzieżą w ich pierwszej oazie wakacyjnej, po czym założył
wspólnotę oazową przy parafii. Pomimo
trudności, z jakimi od początku wspólnota się spotykała, jak np. nachodzenie
i zastraszanie przez Milicję, działa nieprzerwanie aż do dzisiaj. W tym czasie
formację oazową odbierały kolejne pokolenia rakszawskiej młodzieży o czym
świadczy fakt, że często obecni oazowicze w naszej wspólnocie mają rodziców,
którzy również wcześniej do niej należeli.
Stan obecny
Aktualnie na Oazę w Rakszawie składają się dwie grupy: Oaza Młodzieżowa,
która gromadzi młodzież gimnazjalną,
licealną i studencką, a liczy około 20
osób oraz Oaza Dzieci Bożych, na którą
uczęszcza młodzież ze Szkoły Podstawowej. Dzieci Bożych jest około 18. W diakonii mamy cztery animatorki (dwie
krzyżowe) i pięciu asystentów. Ponadto,
gdy tylko mogą, na spotkania przychodzą dk. Michał i kl. Grzegorz. Opiekę
nad grupą aktualnie sprawuje ks. Piotr
Głazowski.
Cechy charakterystyczne
Pierwszą naszą charakterystyczną
cechą jest termin spotkań, które nie odbywają się jak w większości przypadków
w piątek, ale w sobotę: przed wieczorną
Mszą św. ODB, a po Mszy Oaza Młodzieżowa. Eucharystia jest momentem, gdy
spotykają się obydwie grupy wspólnie
i aktywnie w niej uczestnicząc. Naszym
podstawowym celem jest uformowanie
w każdym uczestniku Nowego Człowieka, którego charakteryzuje służebna
6
Aktualnie na Oazę
w Rakszawie składają
się dwie grupy: Oaza
Młodzieżowa oraz Oaza
Dzieci Bożych...
postawa miłości, dlatego po Eucharystii obowiązkowym elementem niemal
każdego spotkania jest praca z Pismem
Świętym w małych grupach dzielenia.
Oczywiście nie brakuje różnego rodzaju
zabaw, śpiewu, tańców i innych atrakcji,
ale to wszystko ma drugorzędne znaczenie. Staramy się służyć parafii przede
wszystkim poprzez organizowanie czuwań modlitewnych i adoracji z pośród
których najdłuższą tradycję mają czuwania przed pasterką i w Wielki Piątek
i Sobotę. Bardzo chętnie pomagamy we
wszystkim, do czego zapraszają nas ks.
proboszcz i inne wspólnoty parafialne,
takie jak przygotowanie ołtarza na Boże
Ciało, czy odpust parafialny, ubieranie
choinek i szopki na Boże Narodzenie,
organizowanie adoracji dla młodzieży
gimnazjalnej itp. Pod tym względem nie
narzekamy na nudę. :) W tym roku nowością dla nas była pomoc w organizacji
I Orszaku Trzech Króli w Rakszawie. To,
co nas wyróżnia, to wysoka frekwencja oazowiczów z Oazy Młodzieżowej
na oazach wakacyjnych. Kiedyś był to
u nas duży problem, że na oazy jeździły
co najwyżej 2-3 osoby. Postanowiliśmy
coś z tym zrobić, gdyż wychodziliśmy
z założenia, że tak naprawdę nie zna
oazy ten, kto nigdy nie jeździł na oazy
wakacyjne i nie podjął formacji. Po licznych zachętach, które często bywały
nieskuteczne, zauważyliśmy, że główną
zasłoną jest brak pieniędzy. Wpadliśmy
wtedy na pomysł, by oazą przez pięć dni
od św. Szczepana chodzić po kolędzie,
a uzyskane środki przeznaczyć jedynie
na oazy wakacyjne. Był to strzał w dziesiątkę! Na oazy zaczęła jeździć niemal
cała wspólnota.
Nadzieje na przyszłość
To, co nas obecnie najbardziej martwi, to brak obecności Domowego Kościoła w naszej parafii pomimo obecności małżeństw osób, które przechodziły
przez formację oazową. Nie możemy się
nadziwić, że nie ma u nas żadnych kręgów, ale najwidoczniej jest to zaproszenie dla nas. 
tekst kl. Grzegorz Zadkowski
zdjęcia Monika Szląskiewicz
Ruch medialny
W 2002 roku na bannerach ulic Singapuru pojawiły się plakaty z cytatami: „Jestem tutaj.”, „Nitzhe nie żyje.”. W gazetach: „Co miałbym zrobić, żeby zyskać
Twoją uwagę? Wynająć reklamę w gazecie?”, czy na jabłkach wręczanym mieszkańcom: „Wyhodowałem je specjalnie dla Ciebie” . Każdy z cytatów podpisany:
„God” (ang. Bóg).
Trudno oszacować koszt całej kampanii. Została przygotowana przez firmę
Ogilvy, a zamówiona przez grupę 150
Kościołów Singapuru. Odniosła spektakularny sukces, była także wielokrotnie
nagradzana.
Czy słowo pisane lub przekazywane
z ambon i w salkach katechetycznych
straciło na swojej mocy? Czy koniecznie musimy umieszczać sacrum Boga
w profanum przestrzeni przystanków,
bilbordów? Takie działanie wydaje się
być odpowiedzią na Jezusowe wezwanie: idźcie na cały świat. Także Jezus
niósł swoje słowo wszędzie: od świątyń
po targowiska i pustynie. Bez wyjątków
nawet dla grzeszników – ich zresztą
szczególnie sobie upodobał. Gdyby Jezus
żył w 2015 roku być może byłby twórcą
bloga, szefem organizacji promującej się
na miejskich powierzchniach reklamowych, youtuberem. Gdyby żył? My wiemy, że żyje i w tych właśnie przestrzeniach chcemy Go promować. Wystarczy
spojrzeć na katolickie fanpage’e, jak
Hipster Katoliczka lub rekolekcje prowadzone na YouTube przez o. Szustaka.
Także papież doczekał się swoich kont
na Twitterze, tłumaczonych na języki
całego świata.
W 2015 roku prawie 65% osób w Polsce regularnie korzystało z Internetu. Dziwi fakt, że 35% tego nie robiło.
Osiem na dziesięć gospodarstw domo-
wych na podkarpaciu ma dostęp do
komputera. Użytkownicy nie tylko konsumują treści, ale także je tworzą. Tempo zmian zachodzących w przestrzeni
Internetu, to niespotykana dotychczas
szansa. Z roku na rok możemy sięgać po
coraz doskonalsze narzędzia przetwarzania i udostępniania treści. By dotrzeć
do tysięcy osób wystarczy, że udostępnimy jeden wpis na portalu społecznościowym. Mimo to, Kościół w Polsce
ma ciągle problem: pomijając wyjątki,
o których wspomniałem, wiele wspólnot parafialnych nie odkryło jeszcze potencjału Internetu. Brak witryny www
i nieobecność w mediach społecznościowych to nie tylko wypadnięcie z aktualnego konwenansu, anachronizm
w podejściu do życia – to zmarnowanie
ogromnej szansy na dotarcie z informacjami do tysięcy osób (potencjalnie 3/4
całego społeczeństwa Polski).
Jaką informację ma do przekazania
Kościół, a w tym my – Ruch Światło-Życie? Najważniejszy „news” wszechczasów: Ewangelię. Świadomość konieczności głoszenia w sieci znajduje
realizację w szeregu stron internetowych tworzonych przez wspólnoty parafialne, modlitewne, duszpasterskie.
Oaza w całej Polsce już od dawna odnajduje się w świecie wirtualnym. Oaza
przemyska nie pozostaje w tyle. Pierwszy wpis na dotychczasowej stronie oazy
przemyskiej datowany jest na 2 stycznia
2009 roku. Przez sześć lat strona straciła wiele na aktualności, zwłaszcza pod
względem intuicyjności w nawigacji
i walorów wizualnych. W 2015 roku ruszyły prace nad nową stroną. Dzięki zaangażowaniu Rafała Czepińskiego udało się stworzyć od podstaw portal oparty
o nową, bezpieczniejszą i stabilniejsza
architekturę. Zmianie uległ zasób treści
oraz ich układ. Przygotowania strony
internetowej oraz jej aktualizacji podejmuje się Diakonia Komunikowania Społecznego. Jednak aktualny układ i filozofia strony pozwalają na publikowanie
artykułów i innych treści wszystkim
zainteresowanym osobom. Tym samym
wszystkie diakonie i dzieła działające
w obrębie Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej zostały zaproszone
do współtworzenia witryny oazy.
Mamy ambicję, by witryna oazy przemyskiej stała się agorą dla działalności
podejmowanych przez członków Ruchu,
informujących o swoich działaniach
i promujących zaangażowanie wspólnot. Stosunkowo otwarta struktura
pozwala na dodawanie artykułów, treści popularnonaukowych, dowolnych
treści publicystycznych, czy też sprawozdań. Z tymi ostatnimi radzimy jednak
ostrożnie – jak wiemy, nie zawsze są to
fascynujące lektury.
Przy okazji chcemy wezwać Ciebie,
drogi Czytelniku: jako Diakonia Komunikowania Społecznego jesteśmy otwarci na Wasze pomysły i zaangażowanie.
To od Ciebie zależeć będzie, co o diakonii w której działasz przeczytają odwiedzający stronę oazy przemyskiej – a są
to ludzie, dosłownie, z całego świata. 
Maciej Dorotniak
7
CHARYZMAT
CHARYZMAT
sowanie rekolekcji wakacyjnych oraz
zimowych dla tych oazowiczów, którzy
zgłoszą się po pomoc i faktycznie jej potrzebują. Środkami dysponuje ks. Piotr,
który z pomocą członków diakonii oraz
innych księży moderatorów decyduje,
czy taka pomoc jest faktycznie potrzebna. W ten sposób można pomóc wielu
osobom, umożliwiając im uczestnictwo
w rekolekcjach.
Członkowie Diakonii nie poprzestają
na tych pomysłach. Postanowili włączyć się w pomoc przy zbiórkach organizowanych na rzecz Polaków mieszkających na Ukrainie. Są tam miejscowości
w całości zamieszkane przez Polaków,
w których bardzo często brakuje podstawowych artykułów żywnościowych.
Dzieci mają utrudniony dostęp do nauki
i żyją w trudnych warunkach. Pomoc
potrzebna jest zwłaszcza dzieciom, które zostają bez rodziców. Bardzo poruszający jest przykład 12-letniego Mariana,
który dwa lata temu stracił ojca, a w wigilię Bożego Narodzenia ubiegłego roku
Pomysł powołania Diakonii Miłosierdzia zrodził się początkowo w sercach
kilku obecnych jej członków i spotkał
się z ogromnym zainteresowaniem
wśród animatorów; już po kilku tygodniach od nieoficjalnego powstania,
diakonia liczyła kilkunastu członków,
którzy z zapałem i entuzjazmem zgłaszali swoje pomysły i chęć służby. Od
samego początku tego dzieła radami,
wsparciem dla pomysłów oraz również
modlitwą służył ksiądz Piotr Fil. Diakonia Miłosierdzia została uroczyście
powołana do istnienia i pobłogosławiona w czasie ubiegłorocznej pielgrzymki
Ruchu w Jarosławiu. Misję moderatora
przekazano wówczas oficjalnie księdzu
Piotrowi.
Diakonia Miłosierdzia Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej liczy
obecnie 22 członków. Część z nich - studenci, przebywają podczas roku akademickiego poza diecezją. Spotykają się
jednak w kilku grupach, by przeżywać
spotkania formacyjne, a co jakiś czas
gromadzą się również wszyscy razem,
by dzielić się owocami codziennej posługi w parafiach i rejonach, podsumować to, co udało się zrobić, zaplanować
kolejne przedsięwzięcia, umacniać się
nawzajem oraz by wspólnie spędzić
czas.
8
Błogosławieni
Miłosierni
Kiedy 11 kwietnia 2015 roku, papież Franciszek ogłaszał jubileuszowy Rok Miłosierdzia, diakonia działała już sześć miesięcy. To wydarzenie było znakiem czasu, który jeszcze bardziej utwierdził młodych w przekonaniu o ogromnej potrzebie szerzenia dzieł miłosierdzia oraz konieczności podjęcia konkretnych zadań.
Jedną z pierwszych akcji diakonii
była zbiórka nakrętek pod hasłem: „Odkręć się na dobro”. Pieniądze uzyskane
ze sprzedaży tego najpopularniejszego obecnie surowca wtórnego, zostaną
przeznaczone na leczenie i rehabilitację
pięcioletniej Michalinki, która urodziła
się z wadą rozwojową głównych naczyń
mózgowych. Pierwotnie zbiórka miała
trwać tylko przez miesiące wakacyjne
i obejmować letnie turnusy oazowe,
jednak zainteresowanie akcją było tak
duże, że postanowiono ją przedłużyć.
Tak też powstał pomysł konkursu dla
wspólnot parafialnych; wyniki zbiórki
oraz jej uczestników należało uwiecz-
nić na zdjęciu, a następnie przesłać je
do Diakonii Miłosierdzia. Zakończenie
akcji przewidziano na koniec marca.
Wtedy też zostaną zważone wszystkie
nakrętki. Wtedy tak naprawdę będziemy mogli ocenić powodzenie zbiórki,
jednak już teraz możemy powiedzieć, że
cieszy się ona dużym zainteresowaniem
[część do zmiany przed samym wysłaniem do druku – może uda się podsumować wyniki akcji – przyp. MJ].
Innym pomysłem Diakonii jest
sprzedaż tradycyjnych kartek pocztowych z życzeniami podczas przedświątecznych Rejonowych Dni Wspólnoty.
Dochód jest przeznaczony na dofinan-
zmarła jego matka. Chłopiec trafił pod
opiekę sióstr zakonnych, ale potrzebuje modlitwy i materialnego wsparcia.
Nie można przejść obojętnie wobec tak
ogromnych potrzeb ludzi.
Swoją działalność rozpoczęli od
zbierania środków materialnych, ale
podkreślają, że nie jest to główny cel
istnienia diakonii. Przede wszystkim
chcą służyć najbardziej potrzebującym.
Mają wiele pomysłów, jednak potrzeba
też czasu i rozeznania, by można je było
zrealizować. Od samego początku diakonia wspiera swoją modlitwą konkretne
grupy osób. Każdy członek diakonii ma
przypisaną konkretną intencję, w której
modli się przez tydzień, potem następuje
zmiana intencji. Organizowane są wizyty u podopiecznych w domach pomocy,
szpitalach, hospicjach oraz ośrodkach
Caritas, gdzie przebywają chore dzieci.
Członkowie Diakonii Miłosierdzia poświęcają tym osobom nie tylko modlitwę, ale również czas. Każda wizyta jest
Nie chcą się zamykać
w swoim gronie; ich celem
przede wszystkim jest
wychodzenie do ludzi.
okazją do przełamywania różnych barier. Widać to na przykład u młodzieży
odwiedzającej krośnieńskie hospicjum.
Mimo cierpienia, jakie tam spotykają,
młodzi ludzie czerpią z tych spotkań
siłę, pozwalającą w inny sposób spojrzeć
na własne trudności czy problemy. Czas
spędzony w takich miejscach nigdy
nie jest zmarnowany; każde spotkanie
pozostawia dobry ślad zarówno w młodzieży, jak i mieszkańcach ośrodków,
jest niezapomnianą lekcją dla członków
diakonii oraz dla tych, którzy razem
z nimi chcą ofiarować siebie oraz swój
czas innym. Podejmując różne rodzaje
posługi, uczynki miłosierdzia starają się
wypełniać zarówno co do ciała, jak i co
do duszy. Nie chcą się zamykać w swoim
gronie; ich celem przede wszystkim jest
wychodzenie do ludzi. Czas, gdy wielu
ludzi z całego świata będzie szczególnie
przeżywać spotkanie z Bożym miłosierdziem oraz okres bezpośrednich przygotowań do Światowych Dni Młodzieży,
Diakonia Miłosierdzia chce objąć swoją
szczególną modlitwą.
Każde działanie Diakonii Miłosierdzia w swoim ostatecznym celu ukierunkowane jest na poznawanie Boga,
gdyż – zdaniem samych zainteresowanych – tylko w drugiej osobie można Go
najlepiej poznać i rozpoznać. Jak pisał
w swojej encyklice Benedykt XVI: „Jeżeli w moim życiu brak zupełnie kontaktu
z Bogiem, mogę widzieć w innym człowieku zawsze jedynie innego i nie potrafię rozpoznać w nim obrazu Boga. Jeżeli jednak w moim życiu nie zwracam
zupełnie uwagi na drugiego człowieka, starając się być jedynie pobożnym
i wypełniać swoje religijne obowiązki,
oziębia się także moja relacja z Bogiem.
Jest ona wówczas tylko poprawna, ale
pozbawiona miłości. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu,
do okazania mu miłości, czyni mnie
wrażliwym również na Boga. Jedynie
służba bliźniemu otwiera mi oczy na to,
co Bóg czyni dla mnie i na to jak mnie
kocha” (por. Benedykt XVI, Deus Caritas
Est, nr 18). 
Katarzyna Gadamska
9
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Jubileusz otulony czułością
W drugą rocznicę wyboru na Stolicę Piotrową Ojciec Święty Franciszek po raz
kolejny zaskoczył cały Kościół, nie mniej niż dwa lata wcześniej, gdy świat usłyszał obcobrzmiące nazwisko nowego papieża.
Ojciec Święty Franciszek, fot. Casa Rosada (Argentina Presidency of the Nation)
Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy –
Jubileusz Miłosierdzia to wydarzenie
bez precedensu. Doniosłe w znaczeniu, ogłoszone w ważnym, może nawet
zwrotnym momencie dziejów Kościoła
i świata, Nie dające się porównać z żadnym innym. Co właściwie oznacza decyzja Papieża i jak należy ją rozumieć?
Rok jubileuszowy
Tradycja roku jubileuszowego w Kościele jest nawiązaniem do starotestamentalnego zwyczaju świętowania jubileuszów. Zgodnie z nakazem zawartym
w Księdze Kapłańskiej (25, 8-17) Izraelici co 50 lat obchodzili rok jubileuszowy. Jego celem było przede wszystkich
wyrównanie różnic społecznych, które
dokonywało się na drodze przebaczenia
i darowania win oraz długów. Rok jubileuszowy był w tradycji Izraela rokiem
świętym, czasem szczególnego oddania
czci Bogu oraz okazją do doświadczenia
wspólnoty narodowej dla Izraelitów.
Kościół nawiązał do tradycji jubileuszów dopiero w średniowieczu. Po raz
pierwszy rok święty ogłosił w 1300 roku
papież Bonifacy VIII. Okazją do tego była
okrągła rocznica narodzin Chrystusa.
W zamyśle Papieża rok jubileuszowy
miał być przeżywany z tej właśnie okazji co 100 lat. Jego następcy postanowili
obchodzić rok święty częściej, najpierw
co 50, następnie co 25 lat, aby w ten
sposób każde pokolenie wierzących mogło dostąpić darów duchowych związanych z jubileuszem.
Oprócz tych zwyczajnych jubileuszy,
obchodzono w Kościele także jubileusze nadzwyczajne. W 1423 roku papież
Marcin V ogłosił rok święty z okazji zbliżającej się 1400 rocznicy męki, śmierci
i zmartwychwstania Jezusa. Wtedy też
po raz pierwszy inaugurację roku świętego powiązano z otwarciem drzwi Bazyliki Laterańskiej. Kolejnym nadzwyczajnym jubileuszem był dopiero ogłoszony
przez Piusa XI w 1933 roku jubileusz odkupienia. Podobny ogłosił 50 lat później
10
Jan Paweł II. Oprócz jubileuszów papieże ogłaszali lata poświęcone pogłębionej
refleksji duszpasterskiej czy szczególnie
intensywnej modlitwie w jakiejś intencji. W ostatnim czasie były to choćby
Rok Różańca, Rok Eucharystii, Rok św.
Pawła, Rok Kapłański, czy też trwający
obecnie Rok Życia Konsekrowanego.
Żaden z nich nie był jednak ogłoszony
jako rok święty. Co zatem zrobił Franciszek 13 lutego? Połączył ideę roku świętego ze zwyczajem roku przeżywanego
w Kościele dla pogłębienia jakiegoś ważnego tematu. Uczynił tym samym krok,
na który nie zdobył się przed nim żaden
inny papież. Z pewnością ów jubileusz
zapisze się jako jedno z najważniejszych
wydarzeń tego pontyfikatu.
Kościół w Roku Miłosierdzia
Papież jasno pokazuje, że miłosierdzie należy do sedna przesłania Ewangelii. Nie jest kwiatkiem do kożucha, ale
istotą życia Kościoła. Franciszek wzywa
chrześcijan do życia miłosierdziem na
co dzień. Pisze: „Główną belką, na której
wspiera się życie Kościoła, jest miłosierdzie. Wszystko w działaniu duszpasterskim Kościoła powinno zostać otulone
czułością z jaką kieruje się do wiernych;
nic też z jego głoszenia i z jego świadectwa ukazanego światu nie może być
pozbawione miłosierdzia. Wiarygodność Kościoła weryfikuje się na drodze
miłości miłosiernej i współczującej”
(MV 10).
Po lekturze papieskiej Bulli można
z łatwością stwierdzić, że Rok Miłosierdzia jest dla Kościoła darem, ale też
zadaniem. Papież nawiązuje do przypowieści o nielitościwym dłużniku wskazując, że miłosierdzia doświadcza ten,
kto sam jest miłosierny. Ponadto Papież
wzywa Kościół do ponownego odkrycia
uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała jako skutecznych narzędzi
czynienia miłosierdzia i ewangelizacji.
Wszystko, co chrześcijanie mówią i czynią względem bliźnich ma być „otulone
czułością”. Stanowi to konkretne wezwanie do przebaczenia, praktykowania
konkretnej i czynnej miłości bliźniego.
Mottem Roku świętego Papież czyni słowa: „Miłosierni jak Ojciec”, które jasną
określają zadanie wierzących jako miłosierne, wolne od uprzedzeń i osądów
wychodzenie naprzeciw potrzebom
współczesnego człowieka.
Zadania dla Ruchu
Podczas lektury papieskiej Bulli trudno uniknąć skojarzeń z myślą
Sługi Bożego, ks. Franciszka Blachnickiego. Momentami można odnieść
wrażenie, że Ojciec Święty mówi tym
samym językiem, co Sługa Boży. Papież pisze: „Otwórzmy nasze oczy, aby
dostrzec biedę świata, rany tak wielu
braci i sióstr pozbawionych godności.
Poczujmy się sprowokowani, słysząc
ich wołanie o pomoc. Nasze ręce niech
ścisną ich ręce, przyciągnijmy ich do
siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności, przyjaźni i braterstwa”. Jak nie
odnaleźć w tych słowach podobieństwa
do podstawowego założenia Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka, aby swoją wolnością wyzwalać tych, którzy nie mogą
się wyzwolić o własnych siłach, aby
podać rękę i służyć braciom na wzór
Chrystusa? Diakonia wyzwolenia jawi
się jako ta, która w pierwszej kolejności
powinna wybrzmieć w Roku Miłosierdzia. Kolejne podobieństwo polega na
powiązaniu miłosierdzia z ewangelizacją. Dobrze wiemy, że diakonia wyzwolenia oraz formująca się obecnie diakonia miłosierdzia wyrastają z diakonii
ewangelizacji. Służba wyzwoleniu człowieka oraz podjęte wobec niego dzieła
miłosierdzia są od dawna w naszym Ruchu narzędziem ewangelizacji. Można
powiedzieć, że Papież wyznacza całemu
Kościołowi szlak, którym Ruch zmierza
od dziesięcioleci.
Z pewnością okazją do jeszcze pełniejszego przeżycia Roku Miłosierdzia
dla wspólnot Ruchu będzie hasło roku
formacyjnego Oazy Żywego Kościoła
2016, które brzmi: „Rozpalić ogień miłosierdzia”. Ciekawe, że hasło ustalono
zanim Papież ogłosił światu pomysł
nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia. W końcu rok 2016 jawi się jako
szczególny dla naszego Ruchu oraz dla
całego Kościoła w Polsce w związku ze
Światowymi Dniami Młodzieży oraz
pielgrzymką Papieża do miasta miłosierdzia – Krakowa. Jako chrześcijanie,
Polacy, a w końcu członkowie Ruchu
jesteśmy zatem szczególnie wezwani
do dobrego przeżycia tego niezwykłego
czasu. 
ks. Krzysztof Mierzejewski. Skrót artykułu,
który pod tym samym tytułem ukazał się
w 206 numerze kwartalnika „Wieczernik”
11
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Łaska przełomu
Większość ochrzczonych w Polsce nie pamięta niczego z sakramentu, który włączał ich we wspólnotę Kościoła. Czas ten
najpewniej przespali, jak wiele innych niemowląt. Jak swój własny chrzest wspominają osoby, które przeżyły go świadomie? Opowiadają Lidka i Przemek (na prośbę naszych rozmówców, niektóre imiona zostały zmienione).
fot. Parafia pw. Chrystusa Króla w Jarosławiu
Charyzmat: W Polsce powszechną praktyką jest chrzest niemowląt,
udzielany na prośbę rodziców. Jak to
się stało, że w Waszym przypadku
było inaczej?
Lidka: Moi rodzice, mimo że sami
wychowali się w wielopokoleniowej katolickiej rodzinie, wybrali w dorosłym
życiu drogę bez Boga. Były to lata budowania Polski komunistycznej, a moja
mama i mój tata uwierzyli w ten projekt. Dlatego w naszym mieszkaniu nie
było żadnych symboli religijnych, nie
było Pisma Świętego, a dzieci nie były
posyłane ani na katechezy, ani tym bardziej na msze święte czy nabożeństwa.
Doskonale pamiętam, że bratu i mnie
wcale to nie przeszkadzało. Było to dla
nas naturalne, myśleliśmy, że tak powinno być. Jedynym wówczas dostępnym nam miejscem, w którym mówiło
się o wierze, był dom naszych dziadków.
To właśnie dziadzio Władysław (tato naszej mamy) nauczył mnie znaku krzyża
i pacierza. Ale moje ówczesne „techniczne nawrócenie” trwało tak długo, jak
coroczny wakacyjny pobyt na wsi.
Przemek: Moi rodzice również zostali ochrzczeni jako niemowlęta i wychowywali się w katolickich, praktykujących rodzinach. O tym, że ani ja, ani mój
12
młodszy brat nie będziemy ochrzczeni,
zadecydował ojciec. Był inteligentnym,
światłym i oczytanym człowiekiem,
zerwał jednak więzi z Kościołem Katolickim, a matka nie była na tyle osobą
wierzącą, aby dążyć do zmiany jego decyzji.
Wydaje się, że rodziny religijnie obojętne, to nie miejsce dla spektakularnych nawróceń. W jaki sposób Pan Bóg
się o Was upomniał?
Przemek: Moja żona, a wówczas narzeczona, jest osobą wierzącą. Ważny
był dla niej ślub katolicki, a ja nie chciałem, by rezygnowała ze swoich przekonań. Po jakimś czasie naturalna również dla mnie stała się chęć utworzenia
rodziny katolickiej. Tak więc, w moim
przypadku, to jej wiara doprowadziła
mnie do sakramentu. Tak się jakoś złożyło, że po mojej decyzji, na przyjęcie
sakramentów zdecydował się również
mój młodszy brat.
Lidka: Uczyłam się w liceum ogólnokształcącym. W zasadzie cała klasa
była wierząca. Tylko ja i jeszcze jedna
koleżanka – córka wysoko postawionego funkcjonariusza milicji – nie uczyłyśmy się religii. Tymczasem wśród
dziewczyn były trzy, które angażowa-
ły się w Ruch Światło-Życie, założony
przez księdza Franciszka Blachnickiego.
Właśnie one zaproponowały nam, niewierzącym, podjęcie spotkań na temat
wiary. Naprawdę nie wiem, dlaczego
się wtedy na to zgodziłam. Nie czułam
bowiem wówczas ani głodu Boga, ani
nie czułam presji otoczenia, bo nikt co podkreślam z całą mocą - nigdy nie
dał mi odczuć, że jestem gorsza, bo pochodzę z niewierzącej rodziny. Szukając
odpowiedzi, znajduję dwie: pierwsza,
uproszczona, to taka, że nie chciałam
po prostu sprawić koleżankom przykrości; druga, bardziej prawdopodobna,
to łaska od Pana za wstawiennictwem
młodszej siostry mojej mamy. Będąc na
wakacjach u dziadków, część czasu spędzałam bowiem w domu mojego wujostwa, rodziców sześciorga dzieci. Ciocia
była piękna i dobra. Więcej w życiu nie
trzeba. Mnie także otaczała miłością.
Wyraźnie to czułam. Lekarze uprzedzali ciocię, aby już więcej nie zachodziła w ciążę, bo z powodu poważnych
problemów z krzepliwością krwi, może
stracić życie. Stefcia, mimo ryzyka, urodziła szczęśliwie jeszcze jedno dziecko,
a za jakiś czas spodziewała się kolejnego. Lekarze mieli rację, już tego porodu
nie przeżyła. Zmarła, mając, zdaje się,
36 lat. Do dzisiaj powraca do mnie myśl,
że moje nawrócenie, ale i teraźniejszą
opatrznościową opiekę, zawdzięczam
również wstawiennictwu cioci Stefci.
Jak wyglądały przygotowania do
przyjęcia sakramentu?
Lidka: Rozpoczęliśmy od spotkania
z księdzem - zdaje się moderatorem
Oazy, do której należały moje koleżanki. Dowiedziałam się, jakie etapy
muszę przejść, aby móc otrzymać sakramenty (nie tylko bowiem miałam
zostać ochrzczona, ale również miałam
przyjąć komunię św., a potem przystąpić do bierzmowania). Etapy te polegały
na skróconej katechezie - dostawałam
tematy do zapoznania się i fragmenty
Pisma Świętego do przeczytania. Kolejno zdawałam u kapłana mini egzaminy
aż do zdobycia poziomu wiedzy, który
okazał się wystarczający do dopuszczenia mnie do sakramentów. Ale nie
nauka była tu najważniejsza, kluczowa
była wolna wola, moja zgoda na chrzest.
Tu nie było jednak problemów, bo zaraz
na początku moich tajnych kompletów,
jakoś tak po prostu, otrzymałam łaskę
wiary w Boga.
Przemek: Ja z kolei odbyłem, wraz
z bratem kilka spotkań z księdzem z rodzinnej parafii, podczas których rozmawialiśmy o naszych motywach oraz
o religii katolickiej. Czytałem publikacje o religii katolickiej i uczyłem się
podstawowych modlitw i pieśni.
Czy napotkaliście na tym etapie jakieś
szczególne trudności?
Przemek: Żadnych trudności nie napotkałem, raczej zdziwienie oraz życzliwość ze strony księży
Lidka: Decyzję o przystąpieniu do
sakramentów świętych podjęłam bez
powiadomienia o tym rodziców. Nie byłam pełnoletnia, miałam 17 lat. To był
1982 rok, czas stanu wojennego. Rodzice z całą pewnością nie zgodziliby się
na mój wybór. Ksiądz i kilka osób, które
prowadziły mnie na tej nowej drodze,
były tego w pełni świadome. Przygotowania i uroczystość chrztu (który przyjęłam w ten sam dzień wraz z komunią)
przebiegały w dyskrecji. Dopiero bierzmowanie odbyło się przy okazji przystąpienia do tego sakramentu grupy „normalnej” młodzieży.
Co odgrywa największą rolę w decyzji
o przyłączeniu się do Kościoła: wola,
emocje czy inny jeszcze czynnik?
Lidka:
Wprawdzie
uwierzyłam
w Boga, ale moje podstawowe nawracanie się trwało jeszcze długie lata. To
nie była iluminacja. Jezus powoli wydobywał mnie z emocjonalnego chłodu
i pustki. W takim tempie, na jaki Mu pozwalałam. Nie nalegał, ale nie ustawał.
W końcu tęsknota za jednoznacznym
opowiedzeniem się po Jego stronie stała się tak silna, że nie wystarczyło już
racjonalnych obciążników, aby ją zrównoważyć. Teraz dbam o utrzymywanie
stanu łaski uświęcającej. Kościół jest
mi do życia niezbędny, bo dzięki spowiedzi odzyskuję stan duchowego miru.
Uważam, że do Kościoła przyłączają nas
jednak świadomość, wola. Uczucie miłości do Jezusa i Jego szukająca nas dłoń,
łaska wiary, są konieczne, ale decyzja
należy do wolnego człowieka.
Niemowlęta niczego nie pamiętają z tego pierwszego w swoim życiu
sakramentu. A jak Wy wspominacie
samą liturgię chrztu?
Lidka: Pamiętam, że powściągliwie się rozpłakałam, i że ofiarowano
mi skromne-wielkie prezenty: różańce
i obrazki święte. Mam je do dzisiaj. Jeden z takich linorytów przedstawiający
ostatnią wieczerzę stoi na półce z książkami w mojej małżeńskiej sypialni.
Przemek: Trudno to opisać. Była to
bardzo wzniosła chwila. Oprócz wrażeń
duchowych towarzyszyło mi również
wrażenie fizyczne: podczas polewania
przez księdza mojego czoła wodą, po całym ciele przeszedł mnie przeszywający,
przyjemny dreszcz.
Rodzice nie uznali za stosowane prosić o chrzest, gdy byliście dziećmi. Jak
przyjęli Wasze decyzje?
Lidka: Ja miałam w domu nieprzyjemności. Pamiętam, że byli u nas w tym
dniu goście. Były czyjeś imieniny. Jeden
z braci mojej mamy, oficer Wojska Ludowego, dowiedział się o moim nawróceniu i to on przekazał tę nowinę moim
rodzicom. To nie było zbyt udane przyjęcie…
Przemek: Natomiast moi rodzice pozytywnie przyjęli moją decyzję. Nie odbyliśmy na ten temat jakiejś konkretnej
rozmowy. Po prostu zaakceptowali ten
fakt.
Czy przystąpienie do sakramentu było
momentem przełomowym?
Przemek: Po przyjęciu chrztu zacząłem chodzić do kościoła i modlić się.
Myślę, że dzięki temu nie miałem wątpliwości, czy ochrzcić własne dzieci.
Lidka: W kontekście wiary przyjęcie
sakramentu chrztu jest zawsze i wszędzie, i dla każdego przełomowym momentem. Przełamuje nasze życie na to
„przed” i „po”, oddziela kraj egipskich
niewolników od ziemi ludzi wolnych.
Przyjęcie przeze mnie chrztu, komunii i bierzmowania, potem sakramentu
małżeństwa, to skracanie drogi do zba-
wienia. Nie zapominam o sakramencie
pokuty. Tylko wtedy czuję się bowiem
dobrze, gdy jestem w porządku wobec
Boga. Gdy wracam wspomnieniami do
mojego poprzedniego życia, to jestem
nim przerażona. Brak nadziei, brak
sensu, brak błogosławieństwa – rozpacz. Teraz w każdej sytuacji dostrzegam nadzieję, widzę sens starań, czuję
i konsumuję błogosławieństwo. Jestem
wdzięczna Bogu, Maryi, wielu Świętym
i duszom czyścowym za udzielaną mi
pomoc. Modlę się i się dzieje!
Żałujecie, że nie zostaliście ochrzczeni
jako dzieci?
Lidka: Zdecydowanie żałuję. Bardzo
możliwe, że atmosfera wiary i pilnowanie praktyk katolickich, ustrzegłyby
mnie i brata przed wieloma błędami
młodości. Patrzę jak w życiu radzą sobie
moje dopilnowane religijnie i omodlone
przez nas, rodziców, dzieci – i widzę, że
unikają raf. Chociaż nie jest idealnie.
A poza tym, czym skorupka… Dotychczas nie znam słów wielu pieśni, których dzieci i młodzież uczą się podczas
lekcji religii czy na rekolekcjach. Jestem
na przykład na pielgrzymce i wszyscy
z pamięci gromko śpiewają zwrotkę za
zwrotką, a ja muszę mieć śpiewniczek,
albo wtóruję murmurandem. A z moją
mamą było odwrotnie. W ostatniej dekadzie życia widzieliśmy ją modlącą się,
czasem chodziła z nami na msze święte.
W trakcie Eucharystii recytowała łacińskie strofy obrządku, bo takie zapamiętała z dzieciństwa i wczesnej młodości
(przed Soborem Watykańskim II), ale
nie bardzo potrafiła odnaleźć się w liturgii prowadzonej w języku polskim.
Przemek: Muszę przyznać, że ja nie
żałuję. Świadomość ceremonii i przygotowywanie się do niej spowodowało
emocje, których niemowlę nie ma szans
odczuć. I pamiętać.
Biorąc pod uwagę swoje własne doświadczenia, czy uważacie, że należy
prosić o chrzest dla niemowlaka, gdy
jednocześnie rodzice nie zamierzają
przykładać się do religijnego wychowania dziecka?
Przemek: Jeżeli rodzice nie praktykują, ale przynajmniej wierzą w Boga, to
uważam że powinni prosić o chrzest dla
dziecka. W wieku szkolnym samo zadecyduje, co dalej z jego własnym życiem
duchowym.
Lidka: Ja także uważam, że należy
przekonywać rodziców, aby przyłączyli
swoje dziecko do Kościoła. Oczywiście,
jeśli jest to zgodne z ich sumieniem. Jeśli rodzina milczy, a jednocześnie cierpi,
że młodzi nie chcą wychowywać synka
czy córeczki w wierze Ojców, to bierze
na siebie część winy. Bywa czasem i tak,
że chrzest dziecka jest szansą daną rodzicom na ponowne nawrócenie się. Nie
krzywdźmy naszych dzieci. Ułatwmy
im start w przyszłość, w tym niebieską!
Rozmawiała Monika Jasina
13
CHARYZMAT
CHARYZMAT
ks. Krzysztof Mierzejewski
Założyciel o: Katechumenacie rodzinnym
„(…) Katechumenat rodzinny jest prostą konsekwencją przyjęcia praktyki chrztu
niemowląt w Kościele. Dopóki istnieje ta praktyka, katechumenat rodzinny pozostanie zasadniczą formą kościelnego katechumenatu. Kościół może udzielać
chrztu niemowlętom tylko pod warunkiem, że rodzice przyjmą na siebie świadomie obowiązek chrześcijańskiego wychowania i pouczania swych dzieci, że zapewnią swoim dzieciom rodzinny katechumenat jako ramy i podłoże rozwoju ich
wiary otrzymanej na chrzcie świętym. Rodzice nie mogą tego swego obowiązku
przerzucić na urzędowych katechetów Kościoła, a ci ostatni popełniają zasadniczy błąd, jeżeli wezmą na siebie całą odpowiedzialność za wychowanie religijne
nowego pokolenia zaczynając je od podstaw. W ten sposób bowiem biorą na siebie obowiązek, którego nie są w stanie wypełnić”.
Ks. Franciszek Blachnicki „Katechumenat na dzisiejszą godzinę”
Czcigodny Sługa Boży, jak mało kto
w tamtych czasach, widział konieczność przywrócenia instytucji katechumenatu. Bolał nad faktem, że tak wielu
chrześcijan, pomimo przyjęcia sakramentów inicjacji, nie żyje i nie myśli
po chrześcijańsku. Dlatego cały system
formacji w Ruchu Światło-Życie oparł
na praktyce kościelnego katechumenatu, w nawiązaniu do księgi Obrzędów
Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Wobec powszechnej od wieków
praktyki chrztu niemowląt, ks. Blachnicki wołał o rzeczywisty katechumenat
pochrzcielny, który słusznie uznawał za
konieczność w procesie formacji dojrzałych chrześcijan.
Spróbujmy krótko nakreślić historię
omawianego zagadnienia. Jak wiemy,
w czasach apostolskich chrztu udzielano na ogół ludziom dorosłym, którzy
postanowili iść drogą wskazaną przez
Chrystusa we wspólnocie wierzących.
Jednak już w Dziejach Apostolskich św.
Łukasz opisuje sytuacje, w których apostołowie udzielają chrztu całym domom
– możliwe, że także chodzi tu o dzieci.
Zmarły w 156 roku św. Polikarp, męczennik mówi do swojego sędziego, że
od 86 lat służy Chrystusowi. Taka wypowiedź sugeruje bardzo wczesne początki chrztu niemowląt. Generalnie
jednak powszechną praktyką w pierwszych wiekach chrześcijaństwa jest
chrzest udzielany dorosłym. Powstają
szkoły katechumenatu. Przygotowujący się do chrztu poznają w nich prawdy
wiary, uczą się modlitwy, życia słowem
Bożym, przechodzą tzw. skrutinia, czyli rozmowy z odpowiedzialnymi za ich
formację, których efektem jest ostatecznie dopuszczenie do sakramentów
inicjacji. Jednak już w III w., głównie
za sprawą Orygenesa i św. Cypriana
z Kartaginy coraz bardziej powszechna staje się praktyka chrztu niemowląt – dzieci chrześcijańskich rodziców.
Z czasem praktyka ta staje się na tyle
powszechna, że zanika katechumenat
w klasycznym rozumieniu. Obowiązek
wprowadzenia dziecka w życie wiary
przejmują na siebie jego rodzice. To na
podstawie ich prośby, wyznania wiary i zobowiązania do przekazu wiary
Kościół udziela chrztu nieświadomym
14
niczego dzieciom. Praktyka ta wiąże
się także z rozwojem doktryny o grzechu pierworodnym, który miałby być
przeszkodą w zbawieniu dzieci zmarłych przed chrztem, oczywistym jest, że
w tamtych czasach umieralność dzieci
była znacznie większa niż obecnie.
Wszystkie współczesne dokumenty
Kościoła podtrzymują praktykę chrztu
niemowląt jako zwyczajną praktykę
życia Kościoła. Wszystkie też mówią
o niezastąpionej roli rodziców w dojrzewaniu do wiary ich dzieci. Według
prawa kanonicznego, duszpasterz powinien ochrzcić dziecko, jeśli prosi o to
przynajmniej jeden rodzic i jeśli jest nadzieja na wychowanie dziecka w wierze.
Jeśli nie widać takiej nadziei, czyli np.
rodzice nie żyją w zgodzie z zasadami
wiary (najczęściej ma to miejsce gdy
pomimo braku jakichkolwiek przeszkód
rodzice pozostają w związku niesakramentalnym i nie mają zamiaru zawarcia sakramentalnego małżeństwa),
duszpasterz ma prawo nie tyle odmówić chrztu, ale go odłożyć, do czasu,
aż rodzice zdecydują się na nawiązanie
więzi z Bogiem poprzez zmianę sposobu życia. W praktyce jednak duszpasterze wobec wyraźnej odmowy rodziców
w sprawie zawarcia małżeństwa proszą
ich o pisemne oświadczenie, że dołożą
wszelkich starań, aby ich dzieci zostały
wychowane w wierze i zgadzają się na
udzielenie chrztu dzieciom.
Rodzina jest pierwszym seminarium
wiary, nic nie pomoże dzieciom w odkryciu Boga żywego, Boga miłości i miłosierdzia tak, jak wierzący i kochający
rodzice. Katechumenat rodzinny opiera
się w głównej mierze na życiu wiary rodziców. Wiemy, że dzieci chętniej naśladują swoich rodziców niż ich słuchają.
Bezcenny z punktu widzeniu rozwoju
wiary u dzieci jest np. widok rodziców
klękających do modlitwy, stojących
w kolejce do konfesjonału, czytających
Pismo Święte czy przyjmujących Najświętszy Sakrament. Wierzący rodzice,
pragnąc tego, co najlepsze dla swoich
dzieci w spontanicznym odruchu uczą
je pierwszych modlitw, zwrócenia się do
Boga, prowadzą do kościoła, aktywnie
uczestniczą w przygotowaniu do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej. Przez
swoje życie, będące odzwierciedleniem
wiary, czyli przez chrześcijańskie świadectwo, także w temacie przeżywania
słabości, potrzeby skruchy i pokuty
wyznaczają dzieciom właściwy szlak,
którym z ufnością postępują do końca
życia.
Zdarza się jednak, że pomimo najszczerszych pragnień rodziców i ogromnego nakładu pracy z ich strony dzieci
odchodzą od wiary. Dla wielu chrześcijańskich rodziców jest to źródłem
ogromnego cierpienia i poczucia winy.
Warto jednak zwrócić uwagę na dwie
kwestie, mające związek z takim stanem rzeczy. Po pierwsze zawsze musimy
pamiętać, że człowiek ma wolną wolę.
Tak jak grzech pierworodny nie był winą
Pana Boga, tak też chwilowe lub trwałe
odejście od wiary dzieci niekoniecznie
musi być powodowane zaniedbaniem
rodziców. Po drugie, warto skorelować
rozwój wiary dziecka z osiągnięciami
psychologii rozwojowej, które wyraźnie
wskazuje, że na pewnym etapie rozwoju młodego człowieka ogromną rolę
pełni tzw. grupa rówieśnicza. Ksiądz
Blachnicki, który jak nikt inny pragnął
wzmocnienia katechumenatu rodzinnego jednocześnie zaproponował program formacji deuterokatechumenalnej
dla młodzieży. Praktyka pokazuje, że
szczere wejście w czas formacji oazowej
może być szansą na odnalezienie dro-
gi do Boga także tych młodych, którzy
nie mieli najlepszych przykładów wiary
w domu. Ale i dla dzieci wierzących rodziców jest to wielka sprawa, gdyż mogą
oni odnaleźć własne środowisko wiary
wśród rówieśników, potwierdzić przez
to przykład otrzymany w domu. Takie
doświadczenie może na dobre scementować ich chrześcijańską tożsamość
i stać się trwałym fundamentem dla ich
życia wiary.
Czym innym jest praktyka katechezy
szkolnej czy parafialnej, która ma sens
tylko wtedy, gdy jest dopełnieniem katechumenatu rodzinnego. Z bólem serca
patrzę niejednokrotnie na dzieci i młodzież, które bez własnej winy nie otrzymały daru wiary. Może i rodzicom zależy
na ich przygotowaniu do sakramentów,
ale traktują je jako rodzaj inicjacji, jakiś
etap do przejścia czy zaliczenia, albo
też formalność na drodze do kolejnych
sakramentów. Szczególnie trudno jest
wtedy, kiedy rodzice nakłaniają dzieci
do praktykowania wiary, sami w ogóle
jej nie praktykując. Często towarzyszy
temu bardziej lub mniej agresywny antyklerykalizm podkopujący autorytet
kapłana, katechety. Wobec takich sytuacji jedynym efektem, jaki można osiągnąć jest często pozostawienie w pamięci
takiego dziecka czy młodego człowieka
pozytywnego obrazu Pana Boga, kapłana. Czasami to przynosi owoce, kiedy
po jakimś czasie taki młody człowiek na
skutek różnych zdarzeń zaczyna szukać
kontaktu, spowiedzi, porady duchowej.
Jednak należy mieć świadomość, że tego
typu sytuacje są zdecydowanie sporadyczne i ogromne rzesze ochrzczonych
zupełnie nie realizują w swoim życiu
daru, który został złożony w ich serca.
Warto na koniec wspomnieć o tym,
czym żyje Kościół w Polsce w bieżącym
roku, a więc o jubileuszu 1050-lecia
chrztu. Nie można wprawdzie mówić
o czymś na wzór katechumenatu narodowego, choć bezsprzeczna jest wielka rola Kościoła i wiary w formowaniu
narodu polskiego. Niektórzy próbują
zaakcentować jubileusz poprzez jakieś
zewnętrzne znaki pogłębiające religijność i świadomość chrzcielną, np. tradycyjne naczynka na wodę święconą,
które dawniej umieszczano nieopodal
wejścia do domu. Pomysł jak najbardziej trafiony, ale jak zawsze przy takiej
okazji istnieje obawa, że poprzestając
na zewnętrznym znaku nie zdecydujemy się na pójście w głąb, do właściwej
warstwy tego wielkiego i ważnego jubileuszu. 1050. rocznica chrztu Mieszka
powinna być dla nas nade wszystko wezwaniem do życia chrztem na co dzień,
czyli do realizacji tego, co w chrzcie jest
najgłębsze, najważniejsze. To okazja do
pogłębienia swojej więzi z Kościołem –
Matką, do odkrycia mocy sakramentu
pokuty, nazywanej często powtórnym
chrztem. W końcu, to wezwanie do
wcielania w życie paschalnego misterium Chrystusa, czyli ciągłego umierania starego człowieka, a przyoblekania
człowieka nowego. 
Monika Jasina
Na wszelki wypadek
Gdy wszystkie samochody ruszają jednocześnie z parkingu obok kościoła,
korek na jezdni jest nieunikniony.
Jako że było pogodne południe
i właśnie skończyła się suma, obok
wolno sunących pojazdów wędrowali
niespiesznie podążający do swych
domów. W takich okolicznościach
nietrudno o ciekawe obserwacje
i ja miałam szczęście takową
poczynić. Mijał mnie pięknie
umyty i wywoskowany pojazd,
marki nie pomnę; za kierownicą
siedział pan w średnim wieku, obok
zapewne małżonka. Na wstecznym
lusterku, bardzo skądinąd kierowcy
potrzebnym, zamotano pokaźnych
rozmiarów różaniec. Od razu rzucał
się w oczy. Być może pamiątka
z jakiejś pielgrzymki. W tym samym
miejscu ktoś troskliwie zawiesił
szmaragdowego słonika z trąbą
wzniesioną do góry. Wiadomo
– trąba do góry, to i szczęście
pewne. Pierwszą moją reakcją było
rozbawienie. Oczyma wyobraźni
ujrzałam znerwicowanego kierowcę
owego wypielęgnowanego
samochodu, jak przed wyjściem
z domu splunął trzy razy przez
lewe ramię, następnie odpukał
w niemalowane drewno, a potem
dopilnował, by wszyscy domownicy
przekroczyli próg prawą nogą, bo
inaczej nieszczęście pewne (a może
lewą jednak? Zapomniałam - i co
teraz?). Jadąc rozglądał się pilnie, czy
drogi nie przetnie mu przypadkiem
czarny kot bo, jak powszechnie
wiadomo, te wredne zwierzaki
bezinteresownie rozsiewają pecha po
świecie. Szybko jednak przestało być
mi do śmiechu. Ten człowiek wracał
właśnie z niedzielnej Eucharystii, był
zatem chrześcijaninem i katolikiem.
Skąd więc ten słonik na lusterku?
Czy umieszczenie w tym samym
miejscu różańca również miało
przynieść szczęście? Zrobiło mi się
po prostu żal tego kogoś, bo musiał
być bardzo wystraszony. Tak bardzo,
że być może, na wszelki wypadek,
miał w kieszeni jeszcze kilka innych
talizmanów i był niezbicie pewien,
że dopóki na lusterku jego pojazdu
dynda szmaragdowy słonik w parze
z różańcem, nie grozi mu ani drobna
stłuczka, ani poważny wypadek.
Dlaczego w parze? No, na wszelki
wypadek. Gdyby nie zadziałał
różaniec, zawsze jeszcze pozostaje
słonik…
„Kiedy człowiek przestaje
wierzyć w Boga, może uwierzyć we
wszystko” powiedział Chesterton,
a ja co raz dobitniej przekonuje się,
że nastały złote czasy na zbieranie
dowodów potwierdzających tę tezę.
W XXI jest przecież kanał telewizyjny,
który non stop nadaje wróżby
i horoskopy, indywidualnie stawiane
przez jasnowidzów o porywających
pseudonimach. I nie to jest dziwne,
że jest taki program, ale to, że
ludzie tam telefonują i z powagą
radzą się w ważnych dla siebie
sprawach. W porządku, może nie
odstraszać duchowe zagrożenie,
jakie niewątpliwie kryje się za flirtem
magii i wróżbiarstwa, można po
prostu o tym nie wiedzieć; ale nie
odstrasza wysokość telefonicznych
Ten człowiek wracał
właśnie z niedzielnej
Eucharystii, był zatem
chrześcijaninem
i katolikiem. Skąd więc
ten słonik na lusterku?
rachunków? Przecież minuta takiej
rozmowy kosztuje nawet kilkanaście
złotych (plus VAT)! Ileż to razy,
podając rękę na znak pokoju, słyszę
zażenowany szept „Oj, tylko nie na
krzyż!”, bo się właśnie okazało, że ktoś
równocześnie połączył dłonie pod lub
nad naszymi. A te dziecinne wózki
z czerwoną kokardką „od uroków”
i łuski z wigilijnego karpia noszone
w portfelu, żeby nie zabrakło gotówki?
Doprawdy, nie wiadomo, czy śmiać
się, czy płakać.
Chrześcijanin, który praktykuje
takie bzdury, zapewne wierzy w Boga,
ale nie wierzy Bogu. Ojciec Augustyn
Pelanowski (OSPPE), napisał kiedyś,
że wiara jest depozytem, który złożył
w nas Bóg. Nie dostaliśmy jej po to,
byśmy „wpatrywali się w kryształy
czy też ustawiali meble w domu
zgodnie z regułami feng shui, ale po
to, byśmy w nic nie wątpili, cokolwiek
On nam powie. Nie da się wierzyć
jednocześnie Jemu i we wszystko
inne. Wiara Jezusowi i w Jezusa
powinna wystarczać, by się już
niczego nie lękać”. Czasem wydaje się
to zadaniem ponad ludzkie siły. Czy
jednak nie nazbyt łatwo przychodzi
nam usprawiedliwianie siebie?
Zielony słonik lub drzewko szczęścia,
jako dodatek do praktyk religijnych już
nie razi. Wszak zaradność jest bardzo
ceniona w dzisiejszych czasach.
Należy się ubezpieczyć od wszelkich
przypadków. 
15
CHARYZMAT
CHARYZMAT
41. Kongregacja odpowiedzialnych
Niektórzy mówią, że to najbardziej oazowy weekend w całym roku. Inni twierdzą, że jest najlepszym wydarzeniem organizowanym przez Ruch. Dla wielu to na pewno okazja do odwiedzenia Jasnej Góry. Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu
Światło-Życie – bo o niej mowa – zgromadziła w tym roku ponad tysiąc oazowiczów nie tylko z Polski.
Ostatni weekend lutego zgromadził
w Częstochowie tych, którzy w swoim
życiu realizują charyzmat Światło-Życie
i ciągle pragną go zgłębiać. Zdecydowaną większość uczestników stanowili,
oczywiście, Polacy, ale nie brakło też
przedstawicieli Ukrainy, Białorusi, Słowacji, Czech, Niemiec i Austrii. Niezależnie od miejsca, z którego pochodzili
uczestnicy, wszyscy zgodnie pochylali
się nad tematem „Miłosierni jak Ojciec”.
Na 41. Kongregację Odpowiedzialnych przyjechaliśmy już w piątek, żeby
wziąć udział w modlitwie rozpoczyna16
jącej to niemałe spotkanie. Zasadnicza
część miała odbyć się jednak w sobotę
i niedzielę. Sala o. Kordeckiego szybko
zapełniła się po brzegi. Plan, choć na
pierwszy rzut oka nie wyglądał na urozmaicony, przewidywał wiele ciekawych
i głębokich treści. Na rozpoczęcie dnia,
naturalnie, jutrznia. Poprowadził ją ks.
Jacek Herma. – Trzeba zadać sobie pytanie na ile żyją w nas wizje ks. Franciszka
Blachnickiego. Gdzie nie ma wizji naród
staje się dziki – mówił m.in. kapłan, na
co dzień przebywający w Międzynarodowym Centrum Ewangelizacji Ruchu
w Carlsbergu.
Kongregacja Odpowiedzialnych to
spotkanie, podczas którego prelegenci
przybliżają temat hasła roku w różnych
aspektach. O bogactwie miłosierdzia
mogliśmy więc usłyszeć w kontekście
biblijnym oraz pokutnym. Ze względu
na zbliżające się Światowe Dni Młodzieży nie brakło wystąpienia zachęcającego, zwłaszcza ludzi młodych, do
wolontariatu. Centrum dnia (także pod
względem czasowym) stanowiła Eucharystia pod przewodnictwem ks. bp
Adama Wodarczyka, celebrowana w jas-
nogórskiej bazylice. Podczas, gdy msza
święta była najważniejszym punktem
soboty, nieszpory okazały się nabożeństwem zamykającym dzień i jednocześnie otwierającym nowy rozdział w życiu
ponad 80 osób, wstępujących Stowarzyszenia Diakonia. Wraz z innymi, dziewięć osób z archidiecezji przemyskiej
wypowiedziało wszystkim dobrze znane – Pragnę służyć!
Od rozważań na temat wzajemnej
miłości, przebaczenia i relacji, rozpoczął
swój wykład w niedzielny poranek dr
Jacek Pulikowski, znany z lekkiego ję-
zyka i celnych wypowiedzi polski audytor ubiegłorocznego synodu o rodzinie.
Wszyscy ze skupieniem – i mężczyźni, i
kobiety – słuchaliśmy o ojcostwie, które
jest miarą męskości. Ostatnie, zamykające już tegoroczną Kongregację Odpowiedzialnych, wystąpienie należało
do moderatora generalnego ks. Marka
Sędka. Podjął on temat posługi miłosierdzia. Niebagatelny, bo odnoszący
się do każdego członka Ruchu Światło-Życie. – Każdy z nas ma za zadanie
szerzyć miłosierdzie i stawać przed wyzwaniami, które ono ze sobą niesie – po-
wiedział moderator. Wspólne spotkanie
zakończyliśmy uroczystą Eucharystią
pod przewodnictwem ks. abpa Wacława
Depo.
41. Kongregacja Odpowiedzialnych
za nami. Stoimy teraz przed trudnym
zadaniem. Powinniśmy wcielić w życie
i przekazywać innym to, co usłyszeliśmy. Dopiero wtedy możemy powiedzieć, że czas spędzony na Jasnej Górze
był czasem dobrym i owocnym. 
Anna Kamińska
17
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Przyjść
do źródła
Kilkadziesiąt par oczu utkwionych we
mnie. Chwilowa niepewność. Właśnie
weszłam do jadalni i chyba zwróciłam
na siebie uwagę wszystkich, którzy
tam siedzieli. Są znajome twarze. Dobrze. Witamy się – szczery uśmiech,
krótkie super, że już jesteś, i pomogę
ci z tymi torbami. Tak wyglądały moje
pierwsze minuty po wejściu do ośrodka rekolekcyjnego w Maćkowicach.
Tak rozpoczęła się przygoda, której
pewnie długo nie zapomnę i zapomnieć nie chcę.
Oazowe rekolekcje zimowe to czas
wyczekiwany zwłaszcza przez uczestników, chociaż często także animatorzy
cieszą się na myśl o nich (nie zawsze
się jednak do tego przyznają). Jeśli ktoś
zapyta dlaczego, odpowiedź jest prosta
– każdy chce przyjść do źródła i trochę
(o ironio!) odpocząć.
Bezsprzecznie rekolekcje X Kroków
to czas bardzo intensywny. Kto je przeżył, ten wie, że łatwo nie było. Plan dnia
wypełniony niemal po brzegi. Krótko –
czas odkrywania. A odkryć można wiele
- ogrom treści, nie mniej nowości i ciągle w głowie wielkie wow!, bo przecież
nigdy tak o tym nie myślałam. I oczywiście trzeba znaleźć czas na refleksję.
Dużo, męcząco, ale na pewno warto.
Potwierdzą to pewnie uczestnicy z Maćkowic.
We wszystkich ośrodkach rekolekcyjnych, gdzie odbywały się oazy, nie
brakowało życia. Jakaś grupa przyjeżdża, jakaś odjeżdża, powitania, pożegnania, ktoś biega, śpiewa, gra na gitarze, śmieje się w głos… To ten moment
w roku, kiedy serce w murach starych
budynków bije bardzo wyraźnie – naszymi sercami. Dwa tygodnie, cztery
ośrodki, osiem turnusów i ponad czterystu uczestników. Jest z czego się cieszyć.
Rekolekcje się skończyły, wróciliśmy
do domu, do szkoły, na uczelnie. W sercach i w pamięci zostanie to, co będziemy pielęgnować - dobre wspomnienia,
kontakty, nawyk modlitwy takiej czy
innej, chęć zmiany życia… Niech to
trwa. Niech trwa to, co dobre, żebyśmy
długo jeszcze mogli cieszyć się owocami
tego świętego czasu. 
Anna Kamińska
18
Teraz widzę jak Pan Bóg małymi
krokami zmienia mnie na lepsze.
Uświadomił mi że nie muszę sobie
sama z wszystkim radzić. – Sylwia
Pan Jezus przez osoby, które
spotkałem, dał mi Siebie. Otworzył
moje serce i na nowo napisał w nim
słowo Wspólnota. Wróciło pragnienia
bycia świadkiem Jezusa. – Sebastian
Rekolekcje X Kroków były dla mnie
czasem nieustannej walki ze swoimi
słabościami. Każdego dnia Chrystus
burzył we mnie wszystko, na co do
tej pory pracowałam. Pokazywał
mi jak daleko jestem od Niego, jak
często zbaczam ze szlaku, który ma
doprowadzić mnie do zbawienia.
Chociaż często chcę sama decydować
o swoim życiu, odrzucając przy tym
Boży plan, wiem, że jeśli zaufam i
pozwolę Mu działać, nigdy się nie
zawiodę. – Justyna
W czasie rekolekcji Pan Jezus
pokazał mi bardzo wyraźnie stan
mojego serca, zobaczyłam jak moje
zniewolenia zamykają mnie na Jego
miłość i nie pozwalają do końca
zaufać. Każdy dzień rekolekcji był dla
mnie trudem, codziennie na nowo
musiałam się zmagać sama z sobą
i z własnymi lękami... Zrozumiałam,
że Jezus pragnie abym kroczyła
drogą prawdy i wolności na której
przewodniczką jest pokora. –
Gabriela
Po rekolekcjach uświadomiłem sobie,
że mogę przezwyciężyć moje słabości
i bardziej skupić się na słuchaniu
Boga. Wiem, że teraz bez rozmowy
z Bogiem nie dał bym sobie rady. –
Sebastian
19
CHARYZMAT
CHARYZMAT
Dodatek Diakonii Liturgicznej Ruchu Światło-Życie Archidieceji Przemyskiej
20
21
CHARYZMAT
22
CHARYZMAT
23

Podobne dokumenty