naturalnie_-_z_siodla_cz.4
Transkrypt
naturalnie_-_z_siodla_cz.4
VII. Pierwsze lekcje konia. Wielu osobom może się wydawać , że tak nazwany rozdział będzie interesujący tylko dla osób zajmujących się młodymi końmi lub przygotowujących konie do zawodów, występów itp. W dużej części to jest prawda. Ale osobom , które chciałyby stosować metody naturalne w swojej jeździe ( obojętnie na własnym czy cudzym koniu) , powinno zależeć aby dowiedzieć się tego - jak uczy się koń. Wtedy po pierwsze dużo łatwiej będzie nam zrozumieć kiedy on nas będzie uczyć, a po drugie łatwiej będzie w chwilach kiedy obaj partnerzy ( jeździec i koń) wspólnie się będą czegoś uczyć. Niewątpliwie konie są przez naturę znakomicie przygotowane do nauki , a można powiedzieć więcej – one mają taką specyficzną wiedzę zakodowaną w swoich genach . Od nas tylko zależy jak dalece będziemy w stanie ją wyzwolić. Wielu osobom mających styczność z metodami naturalnymi, nauka konia kojarzy się z ćwiczeniami „z ziemi”. To jest prawda , bo wtedy zarówno koń jak i jeździec poznają swe reakcje i tak naprawdę wzajemnie się siebie uczą. Prawdą jest też , że wszystko czego nauczy się koń „z ziemi” dużo lepiej będziemy potrafili uzyskać „z siodła”. Zdecydowanie też łatwiej nieraz pokonać pewne trudności występujące w nauce z siodła, kiedy postaramy się potrenować z ziemi. Dlatego też zalecanym przeze mnie sposobem treningu jest przeplatanie zajęć „z siodła” (co kilka lekcji) zajęciami „z ziemi” i to dla wszystkich trenujących jeźdźców. Bazując na teorii „imprintingu” opisanej po raz pierwszy przez Robert Millera , nauka konika rozpoczyna się zaraz po narodzinach. Już wtedy powinniśmy zacząć pracę z konikiem i już nigdy nie kończyć . Wszystkie ćwiczenia ( zaczynając od dotykania ciała, podnoszenia nóg, pukania w kopytka) bardzo szybko on przyswaja i nie dość ,że nie obawia się obecności człowieka to jeszcze od razu poznaje pewne rzeczy które są ważne dla wspólnej pracy. A poza tym , znając „pieszczotliwy” stosunek ludzi do malutkich zwierząt, konik zakoduje iż ten „inny od mojej mamy stwór” jest też taki ciepły , dający pieszczoty itp. A zatem kojarzy człowieka pozytywnie. Dalsza praca powinna mieć charakter zabawowy i odpowiednio dozowana. Ponieważ uważam, że założenie siodła na konia powinno nastąpić dopiero od 3 roku życia, dlatego do tego czasu praca z koniem powinna cały czas trwać , ale wciąż jak zabawa. W jej trakcie można konia nauczyć już bardzo wielu potrzebnych w jeździe konnej rzeczy. Ponownie chciałbym podkreślić, aby nie zmarnować tego „źrebięcego” czasu i nie zostawić małego konia jedynie zachowaniom stadnym , bez ćwiczeń z człowiekiem. Kiedy bowiem zaczniemy pracę dopiero z koniem kilkuletnim będzie trudniej i dłużej wszystko przychodzić. Zanim omówię ćwiczenia , które realizuję ze źrebaczkami oraz młodymi konikami nim wejdą w trening pod siodłem , nakreślę uniwersale zasady stosowane w treningu konia. Ważnym jest ich zapamiętanie i stosowanie . Większość osób ( dużo znamienitszych od autora) zajmujących się zawodowo treningiem koni , szczególnie naturalnie, wskazuje na ich zasadność i potrzebę: 11uniwersalnych zasad treningu konia : 1) Uczymy konie przez skojarzenia. Choćby drobny ruch w danym kierunku ma być nagrodzony, a wtedy koń skojarzy poprawność swojego zachowania. Jeśli naciskamy odpowiedni punkt i dodatkowo użyjemy słowa , to w trakcie nauki koń będzie reagował na samo słowo, gdyż skojarzy je z odpowiednim naciskiem. (np. przytrzymanie kantara połączone ze słowem „stój” – skojarzy z zatrzymaniem) 2) Ze zwierzęciem należy rozmawiać jak z dzieckiem , które uczy się słów, a więc rozsądnie i rzeczowo. (Tylko błagam – bez zdrobnień typu: wolniutko, kłusik, galopik itp.) Koń potrafi słuchać i rozumieć . Fantastyczne jest , jak w jego oczach i wyrazie głowy widać myśli , a potem próbę wykonania tego co mu opowiedzieliśmy. Najlepiej też opowiadać dokładnie w trakcie ćwiczenia co ma robić. Ja trenując konie udzielam im wskazówek jak trener sportowcom i widzę jak to dział na nas obydwóch. Nieraz po złym wykonaniu ćwiczenia , widać jak koń sam bez dodatkowej motywacji jeszcze raz sam ustawia się do jego powtórnego wykonania. Jak sportowiec po „spalonej” próbie. 3) Dane ćwiczenie może być wykonywane non stop maksymalnie 15 minut. Po tym czasie spada zainteresowanie i chęć „zabawy” a zaczyna się „przymus”. Ważne więc aby tak ułożyć trening aby ćwiczenia się często zmieniały. 4) Najtrudniejsze ćwiczenia ustawiamy w pierwszej części treningu. Absolutnie nie zostawiać ich na sam koniec kiedy koń może być zmęczony lub znużony. 5) Zawsze trening kończymy ćwiczeniem o jakim wiemy ,że koń go dobrze wykona. Takim, za który go nagrodzimy. Koń kończy wtedy z poczuciem zadowolenia i w takim samym nastroju będzie wychodził na kolejne zajęcia. 6) Każde ćwiczenie musi być powtarzane kilkakrotnie na kolejnych treningach, ale w różnych ich częściach , aby koń dokładnie je opanował. 7) Konie potrzebują powtórzenia tej samej lekcji w trzech lub więcej nowych miejscach, zanim zaczną kojarzyć , że wymaga się od nich takiego samego zachowania bez względu na otoczenie 8) Nie ma nauki przez ból! Może być stosowany system nagród i ewentualnych niedużych kar. Ale nie można konia karać bólem, gdyż wtedy będzie kojarzyć dane ćwiczenie z bólem i na wszelki wypadek będzie go unikać. A wtedy jeszcze trudniej będzie go tego nauczyć. 9) Kontrola ruchu konia stanowi podstawę wszelkiego treningu. 10) Pośpiech jest wrogiem dobrej nauki. 11) W treningu nie stosować przymusu „masz o zrobić !” a lekką zachętę „ czy możesz to zrobić?!” Teraz już możemy przejść do ćwiczeń z młodymi końmi. Wiele osób uważa , że cykl zajęć zaczyna się dopiero pod siodłem – kiedy koń już jest „ujeżdżony” i zostawia małego konia samemu sobie do tego czasu. Tak samo jak w wychowaniu dzieci zostawiają pierwszy okres życia „dziecka” na swobodne dorastanie. Czy to dziecko , czy to źrebak w pierwszym okresie życia jest najbardziej podatny na przyswojenie podstawowych zasad wychowania. Człowiek żyje dłużej niż koń , a mimo wszystko często zostawia się konia samemu sobie przez pierwszy rok czy dwa – bez naszej ingerencji. A czy w okresie pierwszych dwóch lat życia dziecka nie uczymy już wielu rzeczy. Oczywiście tak – i to jak wielu! Dlaczego więc nie stosujemy tego w stosunku do koni, kiedy pierwsze 2 lata oznaczają de facto 6 lat ludzkich? Oczywiście klacze nie tracą tego czasu, a także całe stado które uczy codziennie małego konika zasad życia społecznego. Teraz koń uczy się właściwe wszystkiego co będzie mu potrzebne – aby przetrwać. Warto więc włączyć się w ten proces nauki , aby koń traktował nas równorzędnie z „innymi nauczycielami” którzy w jego życiu się pojawili. Dalej omówię te najważniejsze ćwiczenia ( oczywiście moim zdaniem) , które znakomicie ukształtują dla nas przyjaznego i chętnego konika: 1) Imprinting to niewątpliwie to co już dawno wniósł i opisał R.Miller. Jeszcze nie znając jego teorii już to stosowałem , wykorzystując swoje doświadczenia ze szczeniakami psa. Uznać należy ,że im szybciej zwierzę pozna nasz zapach , głos, dotykanie – tym bardziej i szybciej nas zaakceptuje. A zatem zaraz po znalezieniu źrebaczka po porodzie ( po oblizaniu go przez klacz) wchodzę do boksu – gratuluję jej porodu ( ją najpierw przytulam!!!) i zachwycam się maleństwem. Cały czas mówiąc pomału głaszczę całe jego ciało. Początkowo tylko dotykam nóg, a już po chwili chwytam za kopytka i delikatnie je przytrzymuję , jednocześnie głaszcząc po szyi. Koń kojarzy lekką niedogodność z przyjemnością. Staram się aby w ciągu dnia tych wizyt było 2-3 i za każdym razem powtarzam to głaskanie, przytulanie , dotykanie brzucha, i przytrzymywanie coraz dłużej kopytek i jednocześnie pukania „w ich spód”. Zawsze początkowo konik chce od nas odejść do mamy . Wtedy kiedy mocno tego chce to mu pozwalam, ale z każdym dniem dłużej go przytrzymuję ,cały czas uspakajając głosem i lekko głaszcząc. Z czasem maluszek poczuje , że mamy swą siłę i warto nam się podporządkować bo ten inny „stwór” nie robi nic złego a tyko pozytywnie i miło dotyka. Pamiętać należy żeby zawsze kolejno podnosić nóżki i pukać w spód kopytka. Zwykle już po tygodniu konik sam zacznie podnosić kolejno nóżki , traktując to jako swoisty ceremoniał powitania. Oczywiście nie może tych nóg podnosić jak tylko nas zobaczy. Musi to zrobić tylko wtedy kiedy o to poprosimy. W tym pierwszym okresie powinniśmy też delikatnie mu wsuwać palce do pyszczka i „otwierać buźkę”. To w przyszłości też zaprocentuje! 2) Podnoszenie kopyt – Bez względu na to , czy to malutki konik, źrebak, czy dorosły koń – uczymy go aby podnosił nogi sam, na naszą prośbę. Pamiętać należy ,że nigdy(!!) ale to nigdy nie należy konikowi nóg wyrywać na siłę. Zawsze to mu się bowiem będzie kojarzyło z bólem i przemocą . Wtedy jeszcze bardziej będzie się tej czynności obawiać. Nauka podnoszenia nóg jest zawsze taka sama , jedynie u młodziaków trwa ona dużo krócej niż u koni dorosłych , szczególnie tych którzy już doświadczyli „wyrywania”. Leciutko przesuwamy dłonią od góry do dołu , mówiąc „noga”, „daj nogę” itp. Dłużej zatrzymujemy dłoń na przedniej części kopyta leciutko naciskając do tyłu , jakbyśmy chcieli to kopytko unieść. W przypadku koni dużych , równocześnie barkiem naciskamy na jego udo , chcąc aby lekko odciążył tę stronę . Zalecam nie podnosić samemu kopyta na siłę. Cały czas wykonujemy ruch gładzący z góry do dołu i coraz dłużej naciskamy na kopytko , Może się zdarzyć ,że początkowo koń celowo będzie obciążać tę nogę i wtedy koniecznie delikatnie należy go barkiem przesunąć. Po kilku ( nieraz kilkunastu ) takich działaniach koń wolniutko podda się naszemu naciskowi i pozwoli unieść kopyto. Wtedy większość osób popełnia błąd i szybko chce unieść je jak najwyżej – napotykając znów opór - a nieraz wyrwanie z ręki czy też nawet odepchnięcie ( co często ludzie traktują jako kopnięcie) . Nie wolno tego robić! To pierwsze uniesienie powinno być króciutkie i nagrodzone. Znów należy powtórzyć ruch i odrobinkę dłużej przytrzymać kopyto. Tak robimy , dopóki koń sam pozwoli nam bez żadnego nacisku przytrzymać swoje kopyto. Należy je popukać od spodu i odstawić . Teraz przejść do kolejnej nogi. Taka „zabawa” będzie się powtarzać wielokrotnie , aż do sytuacji – kiedy koń na samo dotknięcie górnej części nogi i słowa „noga” sam będzie nogi podnosić. Mało tego , będzie wiedzieć w jakiej kolejności je należy unosić , na jaką wysokość i jak długo je trzymać. Te ćwiczenia może nieraz mozolnie wykonywane dzień w dzień po czasie dadzą nam ( a szczególnie kowalowi) przyjemność w czyszczeniu kopyt. Ja zawsze w duchu się uśmiecham, gdy jeźdźcy patrzą ze zdziwieniem kiedy konie bez problemu „podaja mi nogi” kiedy o to proszę ! Aha, pamiętajmy też ,że nogi tylne podnosimy w kierunku do tyłu . Większość osób ciągnie nogę „trochę do tyłu – a większość trochę do siebie” Wtedy koń jest wytrącony z równowagi i aby ją złapać na nowo musi tę nogę znów szybko postawić na ziemi. A jeźdźcy, którzy tak czyszczą kopyta komentują , że koń im nogi wyrywa z ręki. Jeśli zachowa się prawidłowy kierunek ( nie do siebie) to „wyrywanie” nie będzie miało miejsca. I na koniec dobra rada . Kiedy odwiedzamy inną stajnię – zapytajmy w jakiej kolejności nóg czyści się tutaj kopyta. Wtedy będzie nam łatwiej i nie spotkamy się z niezrozumieniem konia. Zdj.17 Koń sam podaje nogi do czyszczenia kopyt. Kolejne ćwiczenia, realizujemy trzymając jedną ręką za długi uwiąz przyczepiony do kółeczka kantara. Jeśli uzyskamy w czasie pełną akceptację dominacji można je wykonywać bez żadnego „trzymania za uwiąz”. 3) Spacer – to niezwykle istotne ćwiczenie dla młodego konia. Większość osób w ogóle go nie stosuje. A to właśne ono wg mnie jest jednym z najważniejszych. To ono ustala relację dominujący człowiek i bezpieczny koń. Wiadomo jest ,że koń podąża tylko za innym koniem , któremu ufa i uznaje za wyższego w hierarchii. Wie ,że za takim mądrzejszym koniem może kroczyć, bo on jest mądrzejszy, doświadczony i otoczy go opieką. Na początku to wyjście nie powinno być za długie. Już sam fakt wyjścia (oczywiście na kantarze) za człowiekiem jest dobry i nie należy ciągnąć za kantar. Gdy koń się ociąga , należy leciuteńko nacisnąć na uwiąz i jednocześnie poklepać po łopatce. Też można wykorzystać skuteczny sposób obrócenia konia wokół siebie. Najlepiej na początku wyjść w miejsce które koń zna ( padok, pastwisko) by później zmieniać cele spaceru. Korzystnie jest wchodzić na miejsce przyszłych ćwiczeń i tam sobie z nim pospacerować. Kwintesencją jest wyjście na spacer np. do lasu. Istotnym w tym wszystkim jest nauczenie go, że musi postępować za nami, nigdy nie może nas wyprzedzać ( nie wolno tego robić koniowi niższemu w hierarchii) . Gdyby coś takiego robił ( a z pewnością na początku takie sytuacje się będą zdarzać) należy go zdecydowanie z powrotem sprowadzić poprzez obrót wokół naszej osi. Dodatkowo można tupnąć nogą lub machnąć w górę końcówką uwiązu ( symulacja trzepnięcia ogonem) Koń po kilku takich próbach zrozumie i nauczy się , że jego miejsce jest za naszym ramieniem. Najwspanialszymi momentami dla mnie są spacery z koniem , kiedy biega on po lesie podobnie do zachowania psa. Radośnie skacze, bryka, biega dookoła mnie, podbiega na zawołanie . Oczywiście do takiej sytuacji dochodzi się po wielu wcześniejszych wyjściach i tylko wtedy kiedy utrwalone zostają relacje dominacji i kiedy koń w naszym towarzystwie czuje się bezpiecznie. Zdarzyły się mi bowiem też sytuacje, kiedy zaczynałem pracę tymi metodami i byłem zbyt pewny siebie – ach ta młodośćJ- gdy konik „zwiewał” mi sam z lasu do stajni (kiedy już byliśmy blisko niej) zostawiając mnie samego. Stwierdzał , że w obrębie stajni jest bezpieczniejszy niż ze mną. Zdj.18. Zimowy spacer . 4) Idź – stój – to ćwiczenie stosuję od pierwszego wyjścia na ćwiczenia. Koń musi wiedzieć , że jak ja chcę stanąć czy zacząć iść to on musi też to zrobić. Przypominam o czym była mowa we wcześniejszym rozdziale, że dominację uzyskuje się przez kontrolę ruchu. Oprócz tego koń bezwiednie „z ziemi” uczy się naszych sygnałów , które potem będziemy stosować z siodła. A zatem chcąc zatrzymać konia, musze sam stanąć . W sposób widoczny dla niego na moment spinam mięsnie pleców ( on to zauważy) , dostawiam nogi do siebie i lekko ściągam uwiąz w dół powodując leciutki nacisk paska kantara na jego głowę. Równocześnie mówię „stop” lub „stój”. (Te same elementy wykonując później z siodła w sposób bezsiłowy zatrzymają konia) . Chcąc ruszyć do przodu po prostu ruszam z miejsca otwierając też mu drogę do przodu. Zawsze to warto wykonywać w różnych odstępach czasu, w różnych miejscach i wielokrotnie ( też z doświadczonymi końmi) Zdj.18. Ćwiczenie idż-stój. 5) Do tyłu - bardzo istotne ćwiczenie. Konie nie za bardzo lubią „krok wsteczny” , a zatem jak tego nauczymy z ziemi , to będzie nam naprawdę łatwiej wykonywać to z siodła. Można nad tym zacząć pracować , gdy koń już umie dobrze wykonać „stój”. Po zatrzymaniu , leciutko odchylamy się do tyłu i robimy krok , dwa wstecz. Koń powinien powtórzyć za nami ten ruch. Niestety zwykle na początku tego nie robi ( choć miałem też przypadki od razu tego ruchu) Wtedy musimy na nim to lekko wymusić. Ustawiamy się dokładnie przed nim i robimy krok ,dwa do tyłu wchodząc na niego (można nadepnąć na jego przednie kopyto) i lekko pukając łokciem w jego klatkę piersiową. Dal niego jest pewna niewygoda i zrobi krok do tyłu. To należy powtórzyć do momentu , kiedy już na nasz pierwszy sygnał – odchylenie do tyłu na wszelki wypadek sam wykona krok dotyku. Wtedy można znów stanąć obok niego i spróbować wykonać kroki do tyłu nie wchodząc na niego. Zwykle on już rozumie ,że nasze odchylenie i kroki do tyłu oznaczają „cofanie”. Gdyby się wahał – to znów pokazujemy niezadowolenie konia wyższego w hierarchii – wykonujemy machniecie w górę końcówką uwiązu ( smagniecie ogonem) . To ćwiczenie należy znów powtarzać wielokrotnie , w różnych odstępach czasu i sprawdzać to podczas całego życia konia. Zdj.19 Cofanie . 6) Ustępowanie w bok – zaczynamy od przyłożenia dłoni w miejscu gdzie pojawia stopa jeźdźca siedzącego w siodle , gdy lekko cofa łydkę poza popręg. Tam go naciskamy. Początkowo będzie koń na tę dłoń napierał , ale jeśli nie zwolnimy nacisku, a wręcz przeciwnie będziemy naszym naciskiem pulsować , to wreszcie od tej dłoni on się odsunie. Teraz na momencik dajemy spokój , ale po kilku sekundach znów przykładamy dłoń i znów powtarzamy to naciskanie. Po kilku takich ruchach , samo zbliżanie dłoni w tę okolice będzie skutkować odsunięciem konia na bok. Gdy osiągniemy zadowalający ruch na jedną stronę , od razu to samo ćwiczymy na stronę drugą. Po czasie nawet lekkie pstryknięcie palcami w tej okolicy boku konia zaskutkuje jego ustąpieniem. To ćwiczenie pozwala w przyszłości osiągnąć ten sam efekt poprzez naciskanie łydką , kiedy będziemy siedzieć w siodle. Zdj.20 Ustępowanie na bok od dotknięcia dłoni. 7) Slalomy – ustawiamy na placu najróżniejsze kombinacje stojaczków i chodzimy wokół nich tak aby kręcić jak najróżniejsze trasy. Na początku wolno , a potem coraz szybciej. Koń powinien być skoncentrowany na naszym przywództwie i powinien za nami postępować. Nie wolno pozwolić aby przystawał lub wybierał inną trasę. Nieraz może mieć takie myśli i próbuje to zrobić. W takim przypadku natychmiast należy nim tym wybranym przez niego innym kierunku” zakręcić kilka ciasnych kółek i ponownie wejść na naszą trasę. Tym ćwiczeniem uczymy go nie tylko narzuconych przez nas kierunków ruchu ale też tempa jego pokonywania. Zdj.21 Przejścia slalomem. 8) „Wąskie przejścia” – konie mają swój „osobisty pęcherzyk” chroniący ich strefę. Ma on ok.3 m średnicy. A zatem wszystko co jest ciaśniejsze od tej szerokości jest dla niego niewygodne i nieprzyjemne. Tak jakby coś niewidzialnego chciało jego ścisnąć i nie pozwala mu przez tą przestrzeń przejść. Aby w przyszłości nie mieć zbyt dużych problemów z wchodzeniem do wąskich przejść , a szczególnie np.koniowozów , należy zaczynać od takiego ćwiczenia. Na wcześniej poznanej podczas slalomów trasie ustawiamy taką „wąską bramkę”. Koń wcześniej już trasę poznał i nie była dla niego trudna. Teraz przez dostawienie nowego elementu jest inna , ale wspomnienie podpowiada mu że pewnie nie jest niebezpieczna. Człowiek jako pierwszy powinien przez nią przejść i pobudzić go słowem aby zrobił to samo. Może nieraz zdarzyć się sytuacja ,że w ostatnim momencie on stanie przed bramką , albo ją ominie. Nie należy go skarcić czy karać, gdyż utkwi w nim przekonanie ,że przed wąską bramką ( która go wirtualnie naciska) dodatkowo dostaje karę , co jeszcze bardziej wyzwoli w nim opór. W takiej sytuacji najlepiej wykonać ruch cofający ( nie patrzeć na niego, nie odwracać głowy) wyjdźmy z bramki i dokonajmy ciasnego kółeczka , tak aby wyjście z niego było dokładnie w bramce. Nieraz może od razu w nią nie wejść. Wtedy ponawiamy cofanie , ale kółeczko kręcimy w drugą stronę. Zwykle po 2-3 razach konik wybierze wejście w bramkę , zamiast kręcenia niewygodnych i ciasnych kółek. Oczywiście często zdarza się ,że koń już tak w nas wierzy ,że od razu podąża bez szmeru w bramkę. Potem dostawimy na trasie taka bramkę - kolejną i kolejną . Po czasie okaże się ,że nie robią one nim żadnego wrażenia. Wyższym stopniem trudności jest połączenie dwóch bramek długimi drągami. Powstaje taki „tunel” . I znów prowadzimy podobną naukę jak w przypadku pierwszej bramki. Po czasie koń beznamiętnie będzie wchodził za nami we wszystkie takie „ciasne miejsca” . Zdj.22 Wąskie przejścia. 9) Ścieżka – układamy na ziemi dwa długie drągi , które tworzą krawędzie prostej ścieżki. Dla konia to znów jest „ciasne przejście” i będzie chcieć przejść obok a nie wchodzić w ten „zarysowany” tor. Postępowanie podobne jak w wyżej opisanym ćwiczeniu. Jeśli już bez problemu koń będzie wchodził w ścieżkę z jednej i drugiej strony , do ścieżki dokładamy pod kątem kolejne dwa drągi , które ją przedłużą . Nie dość ,że przedłużamy to ją załamujemy. Jak to konikowi już wychodzi z obu stron, dokładamy kolejne dwa drągi pod innym kątem. I znów mamy dłuższą i trudniejszą ścieżkę. Pilnować należy , aby zatrzymać konia natychmiast jeśli postawi choć jedno kopyto poza ścieżką . Gdy to zrobi ( niestety!) zabieramy go z niej i zaczynamy ponownie od jej początku. Zdj.22 Przejście przez wyznaczoną ścieżkę. 10) Ścieżka wsteczna – gdy koń ma opanowane ćwiczenie nr 9 oraz cofanie, to przechodzimy do jednego z trudniejszych ćwiczeń – prowadzenia konia do tyłu po wybranej przez nas trasie (jest to super przygotowanie do przyszłej jazdy dresażowej lub chodzenia w zaprzęgu) Ćwiczenie rozpoczynamy dokładnie jak w poprzednim ćwiczeniu od pierwszych dwóch drągów ułożonych na ziemi. Staramy się cofając wprowadzić konia w ścieżkę . Nie jest to łatwe , gdyż dla konia to jest zdecydowanie trudne. Już od początku będzie chcieć postawić kopyto obok ścieżki. Nam jest jeszcze trudniej , gdyż jesteśmy ustawieni do niej tyłem i dokładnie nie jej nie widzimy. Najlepiej więc najpierw samemu poćwiczyć chodzenie tyłem po takiej ścieżce. Dlaczego? Gdyż jeśli koń zobaczy ,że odwracamy głowę aby sprawdzić czy dobrze idziemy, to odniesie wrażenie ,że sami się obawiamy tej trasy i na wszelki wypadek zrobi krok w bok. Ale zakładam ,że dobrze wiemy gdzie się cofać. Ruch konia korygujemy swoim ruchem. A zatem jeśli czujemy ,że koń za bardzo ustępuje na prawo , musimy kolejny krok zrobić szerzej na prawo, ale jednocześnie mocniej pociągnąć uwiązem w dół na prawo. Tak jakbyśmy swoim ciałem chcieli mu zasłonić prawą stronę. W przypadku jego ruchu na lewo – korektę wykonujemy na lewo. Można też sobie pomóc wystawiając do tyłu wyprostowaną lewą rękę zamykając dodatkowo mu tę strefę. Uwaga te ruchy należy wykonać natychmiast po wystawieniu pierwszego kopyta poza ścieżką . Początkowo konia nagradzamy ruchem do przodu, zaraz po zrobieniu jednego dwóch kroków do tyłu w ścieżce, potem stopniowo powiększając dystans aż do przejścia całej ścieżki. Kolejnym etapem jest jej wydłużenie , a potem załamanie i zmiany kształtu ścieżki. Zdj.23 Cofanie na wąskiej ścieżce 11) Kawaletki – to ćwiczenie uczy nie tylko podążania przez trudniejsze przejście, ale stanowi dobre przygotowanie do ćwiczeń na przeszkodach. Zaczynamy od ułożenia na ziemi prostych drągów poprzecznie do kierunku przejścia , tak aby były od siebie oddalone o ok.10 kroków. Najpierw przechodzimy przez nie samemu , nie patrząc do tyłu co zrobi koń. Jeśli poczujemy lekkie napięcie uwiązu to ośmielamy go lekkim pulsacyjnym pociągnięciem i zachętą słowną. Jeśli koń wybierze wariant obejścia drąga, zawracamy go tak aby znów stanął przed nim . Zwykle gdy opanowaliśmy z koniem poprzednie ćwiczenia to nie będzie dla niego w ogóle problematyczne. Jedynie może zastanowić się nad pierwszym przejściem. Gdy podąży za nami przez pierwszy drąg - idziemy dalej na kolejny i znów na następny. Po przejściu całej drogi z drągami zawracamy i przechodzimy przez nie w drugą stronę. Tak ćwiczymy ze 3-4 razy aż do upewnienia się ,że nie robią na koniku żadnego wrażenia. Wtedy zmniejszamy odległości między dragami cały czas ćwicząc te przechodzenia, aż do momentu kiedy odległości między drągami będą miały jeden duży krok. Gdy i to zostanie wykonane poprawnie przez min.4 drągi , wtedy pierwszy i ostatni drąg zastępujemy kawaletką. Pilnujemy, aby zbyt długo się nie namyślał. Jeśli nawet trąci ją i przewróci , to nie cofamy ćwiczenia. On ma prawo sprawdzić na początku na jaką wysokość powinien podnosić nogi. To ćwiczenie powtarzam znów z obu stron , a potem stopniowo wymieniam każdy drąg na kawaletkę. Ćwiczenie lubię powtarzać też z dorosłymi końmi, gdyż wyrabia to w nich grację i takt kroku. Oprócz tego jest znakomitym ćwiczeniem gimnastycznym , rozgrzewającym konia przed ćwiczeniami skoków przez przeszkody. On sobie rozciąga pęciny, stawy skokowe i biodra. Zdj.24 Przejście przez drągi i kawaletki. 12) Cofanie przez drągi – gdy koń dobrze wykonuje poprzednie ćwiczenie, to wchodzimy na wyższy poziom zaufania. Stajemy wraz z nim tyłem do leżącego drąga. Uwiąz najlepiej jak nie jest zbyt długi na początku. Zaczynamy cofać się , ale nie oglądając się do tyłu. Koń oczywiście dobrze widzi ten drąg i będzie go chciał ominąć. Gdy czujemy, że zaczyna ustępować na bok , należy natychmiast zrobić krok do przodu aby go znów wyprostować. I ponownie zaczynamy się cofać. Nieraz ćwiczenie trwa długo , zanim koń przekona się ,że bez problemu może najpierw podnieść tylna nogę aby przekroczyć drąg. ( co nie jest dla niego normalne , bo zawsze trudności koń pokonuje nogą przednią- to ona służy do rozpoznawania drogi) Gdy pierwszy raz to zrobi to w nagrodę robimy kółko spaceru do przodu, po czym znów wracamy do tego ćwiczenia. Jeśli bez problemu już będzie przekraczać z danej strony drąg krokiem wstecznym, to ustawiamy go z drugiej strony drąga i cofamy niejako w drugim kierunku.. Jak łatwo się domyśleć kolejną fazą tego ćwiczenia jest dołożenie kolejnego drąga ,..i kolejnego…i kolejnego. Ja zwykle ustawiam maksymalnie cztery drągi, gdyż jeśli tę ilość koń potrafi przejść , to tak samo przejdzie kolejne dziesięć! No i ostatnią najtrudniejszą fazą jest przechodzenie do tyłu kawaletek ( ustawiamy je w miejsce dotychczasowych drągów) Znów zaczynamy od jednej , aby potem podostawiać kolejne. Zdj.25. Cofanie na dragach. 13) Cofanie przodem do konia – Jeśli koń dobrze już opanował cofanie stojąc obok nas i idąc obok ramienia, to zaczynamy ćwiczyć cofanie stojąc zwróconym twarzą do jego głowy. Nie bardzo na początku będzie rozumieć o co nam chodzi. Dlatego należy mu podpowiedzieć. A zatem napieramy na niego od przodu . On wie ,że jak dominant idzie wprost na niego to należy ustąpić, a zatem robi krok w bok ( a nie do tyłu!!) aby nas przepuścić. Nie należy tego zmieniać , bo byłoby to wbrew językowi koni. A zatem lepiej wymyśleć inny gest , który on będzie kojarzyć z tym ruchem. Ja po prostu wyciągam prostą rękę przed siebie i prostą dłoń kieruję na jego głowę. Idę przed siebie , a ustąpieniu na bok zapobiegam przytrzymaniem drugą ręką uwiązu. Jeśli nie ustąpi do tyłu to kładę dłoń na przodzie jego głowy i napieram na nią dłonią. Dla konia nie jest to wygodne i po chwili zrobi lekki ruch jakby chciał się cofnąć przed tym naciskiem. Gdy tylko o poczujemy zwalniamy nacisk, ale się nie cofamy. Jeśli on nie zrobi kroku do tyłu , znów naciskamy dłonią na jego głowę. Tak „bawimy się” do momentu kiedy wykona ruch do tyłu. Wtedy ja robię krok do przodu, ale pozwalam mu się zastanowić i po chwili znów napieram na niego dłonią. Po kilku takich ruchach dla „swego spokoju” zacznie sam się cofać zaraz gdy położymy mu dłoń „napierającą” na czole lub nosie. Po kilku sesjach już tylko ruch dłoni do przodu z jednoczesnym krokiem w jego kierunku wyzwoli jego ruch do tyłu. Warto też od samego początku jednocześnie mówić „ do tyłu” i wtedy te dwa sygnały złoży w całość i po czasie bez problemu będzie się cofać gdy tylko będziemy wystawić dłoń i mówić „do tyłu”. Nieraz zdarza się , że koń mimo nacisku jednak nie chce się cofać. Wtedy sprawdzoną metodą jest dołączenie jednoczesnego potrząsania uwiązem. Konie nie lubią tej trzęsącej się linki przed nosem i wolą od tego się cofnąć. Pamiętać należy ,żeby natychmiast przestać potrząsać jak tylko koń wykona ruch do tyłu. Jednak ja preferuję naukę konia bez tego uwiązu, jako bardziej przyjazną i skuteczną w każdym czasie i otoczeniu. Zdj.26. Cofanie przyłożoną dłonią. Zdj.27 Cofanie gestem. 14) Zatrzymanie gestem – Rozwinięciem poprzedniego ćwiczenia jest nauczenie konia , aby nie podążał za nami gdy tego nie chcemy . Wiadomo, że jako koń „podwładny” ma on w sobie potrzebę maszerowania za nami jako dominantem. Ale nieraz to przeszkadza w przygotowaniu trudniejszego ćwiczenia i musimy konia zatrzymać np.żeby odejść na większą odległość. Aby nie poczuł tego jako „odtrącenia” a tylko jako chwilowe zatrzymanie to właśnie należy go tego nauczyć. Już z poprzedniej sesji wie ,że skierowana w jego stronę otwarta dłoń jakby go popychała do tyłu. A zatem kiedy on idzie do przodu , to należy się obrócić i patrząc mu w oczy skierować dłoń w jego stronę i powiedzieć „stój” . Może się na początku zdarzyć ,że i tak podejdzie pod tą dłoń. Wtedy należy znów go nią nacisnąć i odesłać krokiem wstecznym do tyłu. Samemu jednocześnie cofając się w przeciwnym kierunku. Nawet najdrobniejszy ruch w naszym kierunku natychmiast stopować wyciągniętą dłonią ( nawet gwałtownie) i słowem „stój”. Po kilku- kilkunastu próbach powinny być zauważalne efekty. Oczywiście aby koń to w pełni opanował musi być ćwiczenie powtarzane w wielu różnych miejscach. No i ważne , nigdy konia nie zostawiamy na zbyt długo bez zajęcia, bo wtedy wybierze on następujący wariant –> „aha to koniec ćwiczeń” i sobie odejdzie. A przecież nam chodziło aby go tylko zatrzymać , a nie odesłać do „dowolnych zajęć” Zdj.28 Zatrzymanie gestem dłoni. 15) Folia – w obecnym świecie nie ma miejsca bez toreb foliowych. One powiewają na wietrze, fruwają, leżą na ziemi i…szeleszczą. Koń nie może tego normalnie interpretować i dlatego na wszelki wypadek boi się „tego potwora”. Aby nie mieć problemu w przyszłości (np. spłoszenie się w lesie z powodu lecącej torebki foliowej) najlepiej już w młodości jego od takich rzeczy odczulić. Najpierw podajemy mu mały worek owinięty na naszej dłoni do powąchania. Potem tą owiniętą dłonią głaszczemy go po całym ciele , szczególnie długo po szyi i głowie (oraz okolice uszu i oczu) Gdy zauważymy u niego całkowite rozluźnienie, rozwijamy worek i powtarzamy to samo , gdy jest worek swobodny i wiatr nim nieco tarmosi. Potem zaczynamy wokół jego ciała potrząsać wydając specyficzny szeleszczący dźwięk. Oczywiści w trakcie tych „zabaw” kilkakrotnie koń może się spłoszyć a nawet wspiąć Nie wolno na to reagować i nie przesuwać się. Zachowujemy całkowity spokój i nie przerywamy a jedynie dodatkowo głosem uspokajamy konia. Gdy już jest całkowicie obojętny na mały ( najlepiej kolorowy) worek to zamieniamy go na większy. Ja zwykle stosuję największy z możliwych – taki czarny do pojemników na śmieci. To jest dopiero potwór !:-) I zaczynam „zabawę” od początku. Tu koń zwykle jest bardziej pobudzony, dlatego my też musimy być bardziej wyczuleni , ale nigdy nie możemy wypuścić linki uwiązu i pozwolić mu uciec. Samemu zachowujemy całkowity spokój. Po tym etapie przechodzimy do fazy finalnej – przechodzenia przez leżący worek. Najlepiej ułożyć worek miedzy leżącymi belkami na tzw.ścieżce. Ponieważ mamy za sobą jego zaufanie i spokojne przechodzenie przez ścieżkę, dlatego nachodzimy na tę z workiem jakby nigdy nic. Koń widząc ją też będzie szedł spokojnie. Jednak jak zauważy worek może przyhamować. Wtedy należy głosem go zachęcać i cały czas samemu przechodzić po tym worku. Ponawiać próbę kilkakrotnie ( można nieco pociągnąć za uwiąż, jednak zaraz zwolnić nacisk gdy tylko wykona choć lekki ruch ciałem w stronę leżącego worka. Ponawiamy próby tak długo ( z jednej i drugiej strony) aż wreszcie postawi pierwsze kopytko na worku .Wtedy od razu trzeba go nagrodzić i dać mu chwile do zastanowienia. Po czym znów rozpoczynamy przejście, aż dojdziemy do momentu gdy najpierw bardzo szybko przez niego przejdzie/przebiegnie ( nieraz to jest przeskok) a potem już coraz spokojniej będzie przez niego przechodzić. Zdj.29 Głaskanie dłonią owiniętą torbą foliową. Zdj.30 Koń odczulony – torba foliowa na głowie. Podobnych ćwiczeń oczywiście jest cała masa i można napisać osobny podręcznik dotyczących treningu młodego konia. Tu chodzi mi tylko o przedstawienie tych „kluczowych” , których wg mnie nie można pominąć w jego edukacji. Bardzo ważne są też ćwiczenia odczulające od różnych dziwnych przedmiotów. Zachęcam więc do wnoszenia co jakiś czas na plac ćwiczeń różnych piłek, chorągiewek, baloników, itp. Oczywiście najpierw pojedynczo, tak aby się z nimi kolejno zapoznawał. Zawsze na początku pozwalamy mu do tego samodzielnie podejść. Zwykle pierwszy raz może szaleńczo odskakiwać i nawe biegać ze strachem. Nie reagować na te jego ruchy. Osoba powinna zachowywać się na placu ćwiczeń tak jak zawsze, spokojenie chodzić, przygotowywać inne elementy do ćwiczeń, przechodzić raz po raz obok „tej strasznej rzeczy” nawet na nią nadepnąć i w ogóle nie zwracać uwagi na „szaleństwo młodziaka”. Też ja nigdy nie uspakajam go głosem, zachowuje się jakby go nie było na placu ćwiczeń. On po czasie sam się zreflektuje ,że jeśli jego „dominant” się tego nie boi to warto się uspokoić i też podejść i sprawdzić co to jest. Absolutnie doradzam nie przyspieszać tego procesu . To koń ma sam wybrać moment „sprawdzenia”. Nieraz następuje to dopiero drugiego czy trzeciego dnia. Ale podczas naszych normalnych ćwiczeń nie usuwamy „tego przedmiotu” z placu. Koń szybko zrozumie ,że to „coś” w ogóle nie przeszkadza i nie warto takich różnych dziwnych rzeczy się bać! Jedną z najistotniejszych części treningu młodego konia – szczególnie dla niego w jego dotychczas krótkim życiu – jest przygotowanie go do „przyjęcia jeźdźca” na grzbiet. To wg mnie ta część decyduje o późniejszym stosunku konia do człowieka – jeźdźca. Jeśli tę część się pomija lub poświęca się jej mało czasu to skutkuje to potem niepotrzebnymi obawami czy problemami konia „pod siodłem”. Poniżej podam „mój przepis” (wielokrotnie sprawdzony) na przygotowanie konia do tej jakże ważnej w jego życiu chwili . Nie ukrywam, że również dla człowieka który przygotowuje konika pod siodło – taka chwila jest też niemożliwa do zapomnienia. Pamięta się dobrze każdego konia , którego się przygotowywało i pierwszy raz na niego usiadło. Tę chwilę nazywam „wejściem w dorosłość” i zawsze chcę aby była ona przyjemna dla obu partnerów. Myślę ,że tu właśnie tkwi największa istota metod naturalnych . W klasycznym jeździectwie mówi się o „zajeżdżaniu młodego” konia i już z brzmienia słów wynika niezbyt dla konia przyjemna czynność. A nazbyt często zamienia się ona w nazbyt nieprzyjemne dla niego chwile. W metodach naturalnych dążymy do tego , aby było to dla niego przyjemne i też „niezapomniane”. Jednak aby właśnie uzyskać „tę wspaniałą” chwilę należy konia na to przygotować. Ujmuję to w cyklu kolejnych ćwiczeń „rozciągniętych” w czasie i wielokrotnie powtarzanych: 1) Spacery – już od momentu kiedy konik skończy 6 miesięcy zabierany jest na wyjazdy terenowe. ( najlepiej z matką) Nie są one jakoś specjalnie przygotowywane. Wręcz przeciwnie, wyjeżdża normalna grupa jeźdźców w teren i zabiera malucha ze sobą. On biega wokół i za zastępem oraz cieszy się przestrzenią. Jednocześnie obserwuje świat, nowe rzeczy , otoczenie. Obserwuje swoje ciocie i wujków, na których siedzą ludzie. Widzi ,że to nic strasznego, a wręcz przeciwnie – zupełnie dla nich normalnego. One w czasie spaceru też do niego mówią i opowiadają , a nieraz strofują . Po kilku takich wyjściach już się cieszy na wyjazd i sam prosi o wyjście „na spacer” ( kto ma psa to wie o czym mówię) . Nieraz młodziaka rozsadza energia – strzela baranki i kopie tylnymi nogami w powietrze z radości – Wedy trzeba uważać. Ale on jednocześnie uczy się chodzić w zastępie, nadążać za innymi końmi itp. Od pierwszych miesięcy do okresu 3 lat właśnie tak poznaje świat i widzi ,że koń niosący człowieka jest ważny, jest mądry , jest DOROSŁY. Potem czeka z niecierpliwością , na tę chwilę kiedy i jemu złoży się siodło i będzie mógł robić wiele różnych dziwnych ale i wesołych rzeczy z człowiekiem na grzbiecie. ..Jego umysł dojrzewa i kojarzy fakty. Dojrzewa w ten sposób jego odwaga , bowiem już od najmłodszych lat pędzi po lasach , gdzie jest tak dużo „dziwnych i strasznych rzeczy” Nauczy się je ignorować lub omijać. Nie będzie się płoszyć byle czym , obawiać kałuży itp. Nie należy się obawiać, że koń wam ucieknie, zgubi się itp. Nic podobnego – zawsze się będzie trzymać innych koni! Wg mojego doświadczenia to jest najlepsze i najważniejsze ćwiczenie . Trwa nieprzerwanie od 6 miesiąca do chwili kiedy na niego pierwszy raz wsiądziemy.( U mnie stosuję wiek 3 lat) Od chwili kiedy usiądziemy na jego grzbiet pierwszy raz – już będzie dorosły i nie wolno już go będzie „na luzie ” zabierać na spacery. 2) Ustępowanie od dłoni – najistotniejsze jest pokazanie koniowi, że wiemy jak z nim rozmawiać dotykiem kiedy już nas nie będzie obok niego – tylko na nim. Wiadomo, że najlepszym miejscem komunikacji jest to, gdzie zwisać będzie nasza stopa. Dlatego przykładamy do tego miejsca dłoń i lekko napieramy. Najpierw poczujemy, jak koń naciska ciałem na naszą dłoń. Nie możemy jej cofnąć pod jego kontrnaciskiem. Naciskamy tak długo , aż to on ustąpi i zrobi mały krok w bok. Wtedy zwalniamy nacisk. Za chwilę znów ponawiamy i tak kilka razy , aby zrozumiał że od naszego nacisku należy wykonać ustąpienie. To ćwiczenie wykonujemy na obie strony przynajmniej kilka razy na jednym treningu i powtarzamy pod rząd kilka dni, aż koń będzie ustępować tylko od lekkiego muśnięcia. Teraz można przejść do bardziej subtelnych dotknięć. Przykładamy dłoń w tym samym co poprzednim miejscu i przesuwamy nią w kierunku przodu konia, tak jakbyśmy chcieli go popchnąć do przodu. Po kilku powtórzeniach powinniśmy uzyskać efekt ustąpienia lekko w bok i do przodu. To jest właśnie to o co nam chodziło , gdyż jest to naturalny sygnał obu stóp, aby koń ruszył do przodu. Tu go do tego „głaskania” przygotowaliśmy. A wcześniej nauczył się ustępowania od dłoni, który to sygnał wykorzystamy będąc w siodle do ustępowania od łydki. Zdj.31 Ustepowanie od nacisku dłoni. 3) Ustępowanie zadem – po opanowaniu wcześniejszych ćwiczeń warto przejść do trudniejszego , ale de facto będzie ono teraz całkiem szybko i łatwo wykonane przez konia. Podobnie jak poprzednio naciskamy dłonią – tylko nie na bok – a na zad. Koń szybko nim zacznie ustępować. Gdy to osiągniemy warto zamienić dotknięcie na sygnał – bez dotyku. Wystarczy tylko ruch dłoni w kierunku zadu i koń wykona ustąpienie. Ale ponieważ będziemy chcieli to wykorzystać potem w ćwiczeniach dresażowych z siodła , dlatego ja zwykle stosuję pstryknięcie palcami w okolicach zadu. Koń znakomicie na to reaguje. Potem z grzbietu konia wystarczy wykonać ten sam ruch palcami w okolicach zadu i koń od tego ustąpi. Wielokrotnie to ćwiczenie lubię powtarzać i znakomicie się przydaje w różnych trudniejszych ćwiczeniach. Zdj.32 Ustępowanie zadem. 4) Cofania- należy powtarzać z ziemi te ćwiczenia , które uczyliśmy młodego konia (wcześniej opisane) Ale należy wprowadzić teraz wyraźnie sygnał – na moje odchylenie do tyłu i ruch nogi do tyłu koń też od razu ma ten ruch wykonywać. Należy z ziemi tak długo ćwiczyć , aż będzie pełna synchronizacja ruchu: mój ruch kroku do tyłu i jednoczesny krok konia do tyłu. Gdy tego się nauczy, to siedząc na grzbiecie wystarczy odchylić ciało do tyłu , a on na to zareaguje wstecznym krokiem . 5) Piruety – stajemy bardzo blisko konia , mając go „na prawym ramieniu”. Wykonujemy obrót naszego ciała o 90% w lewo. Koń powinien też wykonać taki obrót , ale tylko ruszając przednie nogi ( one wykonują dostawienie obrotem) , a tylne nogi tylko w miejscu zmieniają kierunek ustawienia kopyta. Gdy to koń zrobi wykonujemy kolejny obrót naszego ciała w miejscu o kolejne 90 stopni. I znów koń powinien zrobić podobny ruch. I tak w kolejnych 4- ch ruchach wykonujemy obrót o 360 st. Potem podobnie wykonujemy obrót na stronę prawą . Jest ona trudniejsza dla konia, bo przesuwamy się „pod jego głową - I dlatego może on początkowo zacząć ruch od przesunięcia zadu dopiero potem przodu. By temu zapobiec lepiej na początku wykonać to na krótszym uwiązie , aby nieco mu pomóc przez odwodzenie głowy. I znów wykonujemy obroty co 90 stopni , aż do pełnego obrotu o 360st. Powtarzamy to ćwiczenie na wielu treningach, a potem koń bez większych problemów będzie wykonywać piruety w miejscu ,gdy na nim będziemy siedzieć i sami będziemy wykonywać ruch prowadzący biodrem. Zdj.32 Obrót 90st. 6) Prowadzenie na jednej lonży – wcześniej koń nauczył się podążać za nami i takie „spacery” są podstawą porozumienia człowieka z koniem. Jednak należy konia nauczyć ruchu do przodu kiedy jesteśmy za nim. To jest naturalne wymuszenie ruchu przez konia dominującego . Takie „popychanie” siłą osobowości J . Do kantara przypinamy długą lonżę i stajemy nieco za zadem , ale tak aby móc jego dotknąć dłonią . Poprzez wcześnej nauczone „pstryknięcie palcami” lub nacisk dłonią na zad (ostatecznie potrząśniecie lonżą) wprawiamy konia w ruch . Początkowo on pomyśli ,żeby nas obejść po kole. Jednak trzeba temu zapobiec przez szybkie przesunięcie ciała w tym kierunku i odepchnięcie ruchem końca lonży ( tak jakby potrząśnięcie ogonem) . Wtedy koń „odbije” i zacznie iść do przodu. Należy ten jego ruch motywować głosem lub machnięciami końca lonży w powietrzu. Dla niego będzie to zaskoczenie i będzie często starać się obrócić. Ale człowiek „niewidzialnie” naciskając na daną stronę konia powoduje jego odpowiedni skręt. Chodząc nieco szybciej do przodu na jego lewą stronę powodujemy jego skręt w prawo i odwrotnie wychodząc na prawo powodujemy jego skręt w lewo. Należy oczywiście samemu nabrać w tym dużej wprawy, gdyż zbyt szybkie wyjście do przodu może konia zatrzymać. ( nie należy przekroczyć linii przednich nóg) Cały czas należy obserwować ciało konia i modyfikować swój ruch. Ale pamiętajmy ,że tak dominant prowadzi przed sobą konie podległe – również całe stado. Jest to dla koni dobrze zrozumiałe jeśli nauczmy się to robić poprawnie. A jest to ćwiczenie ważne dla człowieka , aby mógł przystąpić do kolejnego . To w tym ćwiczeniu człowiek się uczy powodowania własnym ciałem i reakcji na to konia, co obu się bardzo przyda. Zdj.33 Prowadzenie na jednej lonży. 7) Prowadzenie na dwóch lonżach- gdy dobrze opanujemy z koniem poprzednie ćwiczenie przystępujemy do prowadzenia konia na dwóch lonżach. Przypinamy je po obu stronach kantara. Gdy koń ruszy do przodu musimy zająć miejsce za nim trzymając lonże w obu dłoniach , tak jakby lejce przy prowadzeniu wozu. W pierwszej chwili koń będzie chciał się ustawić pod lekkim kątem , aby nas lepiej widzieć ( jak w poprzednim ćwiczeniu). Jednak poprzez przytrzymanie napinającej się lonży na to nie pozwalamy. Będzie to dla niego mały dyskomfort, gdyż będziemy mało dla niego widoczni stojąc za ogonem. Ale właśnie podobnie słabiej nas koń widzi gdy siedzimy na jego grzbiecie. Widzi tylko kontur naszego ciała i nasze nogi zwisające z jego obu stron. . Tu podobnie , ale mamy z nim kontakt poprzez napinające się lonże (symulacja wodzy). Jak już się oswoi z tą sytuacją to zaczynamy go prowadzić przed sobą. Najpierw pozwalamy mu iść tak jak on chce i nie przeszkadzamy, tylko spokojnie za nim podążamy. Potem zaczynamy go prowadzić po długich prostych, wykorzystując napinanie odpowiedniej lonży. Dłuższy czas będzie się wyginać, ale lekko acz stanowczo blokujemy napinającą się lonżę prostując jego ruch. To jest jego pierwszy kontakt z naciskiem na jego głowę. I dobrze aby był delikatny - ale zdecydowany. Zobaczycie ,że już po kilku ćwiczeniach nawet leciutkie przytrzymanie będzie dla niego doskonale zrozumiałe. Ta lonża to takie nasze przedłużone ręce. I tak jak on je dotychczas kojarzył z głaskaniem, tak teraz też będzie kojarzyć z naciskiem . Jeśli na samym początku nauczmy go ,że nacisk nie musi być duży to tak mu zostanie „zapisane na dysku” i nawet przy delikatnym przytrzymaniu otrzymamy ruch którego oczekujemy. Jeśli po kilku lekcjach koń swobodnie porusza się po liniach prostych zaczynamy wplatać do lekcji zakręty, slalomy itp. Pamiętajmy jednak, żeby najpierw wykonać ruch ciałem ( który nauczyliśmy się poprzednio) a dopiero potem delikatny ruch przytrzymujący lonżą. Wtedy koń dobrze skojarzy ,ze ruch naszego ciała to skręt , a ten nacisk wymuszony lonżą na głowę jest tylko potwierdzeniem tego ruchu. Nie ćwiczcie odwrotnie, że najpierw ściągnięcie lonży ma wymusić skręt. No i oczywiście w miarę postępujących ćwiczeń , sprawmy aby ten nacisk na głowę był jak najsłabszy a koń mimo to posłucha i wykona skręt. Nie muszę dodawać , że to ćwiczenie idealnie przygotowuje konia do prowadzenia w zaprzęgu. Zdj.33 Prowadzenie na dwóch lonżach. 8) Cofanie na dwóch lonżach - to rozszerzenie wcześniejszego ćwiczenia. Stańmy dokładnie za ogonem konia trzymając lonże po jego obu stronach. Koń wcześniej z nami nauczył się cofania , gdy staliśmy obok niego i nauczył się też słownej komendy „do tyłu”. Jak to umie , to ćwiczenie nie będzie trudne i powinien je zrobić za pierwszym , drugim razem ,a potem tylko ugruntować wiedzę. On widząc nasz kontur zobaczy jak zrobimy ruch ciała do tyłu ( jeden krok) i jednocześnie należy powiedzieć „do tyłu”. Wtedy też należy nacisnąć obiema lonżami równocześnie na kantar. Skojarzenie tego nacisku z wcześniej poznanymi bodźcami upewni go ,że ten nacisk na głowę oznacza to samo – czyli „cofnij się”. Teraz wystarczy to powtarzać po kilka kroków do tyłu, a potem w coraz trudniejszych układach. To jest znakomite ćwiczenie, które da efekty gdy będziemy już siedzieć na jego grzbiecie. Tylko nasze lekkie wychylenie do tylu plus lekki nacisk na głowę – będą stuprocentowym sygnałem dla niego aby się cofnąć. Pamiętajmy, że ćwiczymy młodego konia , ale to czego się teraz nauczy to zostanie mu na całe życie. Jak będziemy w przyszłości na nim wciąż „naturalnie” jeździć to tylko „muśnięcie” danej części ciała pozwoli wykonać to czego od niego będziecie oczekiwać. Zdj.34 Cofanie na dwóch lonżach. 9) Zatrzymanie i stój – jednym z najtrudniejszych ćwiczeń dla konia , a potem dla jeźdźca jest naturalne zatrzymanie konia i pozostawienie go w takim stanie przez chwilę. Trochę młody koń tego nie rozumie – najpierw go pobudzamy i on chętnie idzie do przodu – zresztą zgodne z jego młodzieńcza ekspresją - a u nagle chcemy go zatrzymać. Właśnie najlepiej tego uczyć kiedy mamy już za sobą poprzednie ćwiczenia na dwóch lonżach Teraz po kilku krokach do przodu poluźniamy lonże i stajemy. Wcześniej się nauczył, że gdy człowiek staje to jest znak dla niego że też ma się zatrzymać. Jednak instynkt każe jeszcze mu iść do przodu – robi to ale wciąż się na człowieka patrzy – a ten stoi! Ważne aby jednocześnie dawać komendę słowną „stój” wydłużając „óó” . Lonże się napną i nacisną kantar na nosie. On lekko pociągnie , ale nie można teraz mu ich oddać. Poprzez nacisk na nos - stanie w miejscu i spojrzy zdziwiony na nas. Należy go uspokoić , pochwalić i tak przez kilka sekund stać . Po czym znów go pobudzamy do kroku naprzód , ale po 5-7 krokach znów zatrzymujemy się i ćwiczenie powtarzamy. Już po kilku takich próbach zobaczymy jak napięcie opada i on sam zaczyna stawać w miejscu jak tylko zobaczy że człowiek staje i mówi „stój”. Oczywiście należy to ćwiczyć wielokrotnie (zrozumiałe , że nie na jednej lekcji!) , aż do momentu kiedy poczujemy ,że koń zatrzymuje się prawie bez napięcia lonży. To znak, że całkowicie reaguje na ruch naszego ciała i komendę. Zobaczycie , jak to zaprocentuje gdy będziecie siedzieć na jego grzbiecieJ 10) Położenie siodła – to jest bardzo ważny moment w życiu konia. Porównywalny z pójściem pierwszoklasisty pierwszy raz do szkoły z tornistrem. Ten moment pamięta się całe życie ( nawet kiedy robi się to z wieloma końmi) i również koń też to pamięta i będzie wspominał wspaniale – jeśli zrobimy to odpowiednio. Gdy wcześniej na spacery chodził ze starszymi końmi pod jeźdźcami w teren - to widział, że one są ubrane w siodła. Czyli nie będzie się jego bać a tylko się nim zainteresuje. Dobrze by najpierw pokazać mu je i dać do powąchania.. Dobrze przy tym do niego mówić i głaskać. Po kilu chwilach kładziemy na grzbiecie czaprak. Jeśli wcześniej mieliśmy z nim ćwiczenia odczulające np.: na folię, torbę itp. na jego całym ciele, to czaprak na nim nie zrobi w ogóle wrażenia. Po tym delikatnie kładziemy siodło , ale nie zapinamy popręgu. Niech on chwilę postoi tak i popatrzy na nie leżące na grzbiecie. Potem delikatnie zapinamy popręg – ale luźno „na pierwszą dziurkę” . I znów go zostawiamy na parę chwil. Potem zaczynamy po jednej dziurce zapinać. Może teraz od nas się odsuwać przy tym podpinaniu – wtedy go głaszczemy i uspokajamy głosem. Po każdej dziurce dajemy kilka chwil spokoju, aby znów dopiąć kolejna dziurkę aż do całkowitego dopięcia. Ja za pierwszym razem nie zamykam całkowicie-zostawiam lekki luz. Jak już jesteśmy pewni, że siodło się nie obróci – to puszczam konia wolno aby sam w nim pochodził i się oswoił. Są konie , które odbiegną i trochę będą w biegu brykać, A są takie które tylko sobie pospacerują i zaraz do nas podejdą zadowolone. Człowiek nie powinien nic robić – tylko właśnie czekać na moment , kiedy koń poczuje się z tym siodłem rozluźniony i sam do nas podejdzie lub stanie spokojny. Od tego momentu każda następna lekcja odbywa się już „z siodłem” . Koń ćwiczy różne ćwiczenia z ziemi z siodłem , ale bez jeźdźca . To też ma mu się kojarzyć, że założenie siodła to jest czas lekcji. Ale też ma mu utkwić takie odczucie ,że siodło wcale nie oznacza człowieka na grzbiecie. Siodło to tylko jego stan „wejścia do szkoły” z wcześniejszego „przedszkola”. 11) Przyjęcie wędzidła –(mimo, że jeździectwie naturalnym nie jest ono konieczne, zawsze uczę tego młode konie. Nie wiadomo, co je w życiu spotka) To kolejny ważny moment w życiu konia. Nikt nie lubiłby gdyby mu do buzi na stałe wkładano metalowy pręt, nieprawdaż?! Dlatego starajmy się aby ta chwila nie była dla niego złą i żeby złym wspomnieniem nie utkwiła w jego pamięci. Ja staram się to mu umilić jak najbardziej . Mimo ,że jestem przeciwnikiem wszelkich słodyczy dla koni to tu robię „wyłom” w zasadach. Nawilżam wędzidło wodą i zanurzam w cukrze. Taki „lizaczek” zbliżam do jego warg. Ponieważ koń jest bardzo ciekawski i wszystko rozpoznaje wargami , dlatego też wędzidło dotknie nimi i poczuje miły smak . Niektóre konie od razu wyciągną język i popróbują lizać . Inne dość ostrożnie będą cmoktać wargami. W 70% przypadków po chwili koń sam otworzy buzię i „wciągną” wędzidło głębiej do pyska , aby tam je przemielić językiem ( i o to nam chodziło!) Pozostałe 30% będzie tylko delikatnie otwierało pyszczek, wtedy należy pomóc wkładają nasz palec delikatnie z boku i popchnąć wędzidło głębiej na język. Gdy już wędzidło będzie w buzi zahaczmy go trwale na kantarze (lub ogłowiu) i zostawiamy konia z tym „lizakiem” na jakiś czas. Oczywiście będzie to mielić i mielić i mielić – licząc że ta słodkość będzie cały czas. Potem się zorientuje ,że mu ten metal trochę przeszkadza i dalej będzie obracać językiem. Po kilku minutach zabierzmy go do normalnych ćwiczeń. W ich trakcie nadal będzie cały czas się „oblizywać” ale nie zwracamy na to uwagi. Po jakimś czasie przestanie i skupi się na ćwiczeniach. Takie podawanie „słodkiego” wędzidła stosuję przez kolejnych 7-10 lekcji – aż do momentu kiedy sam będzie je chwytał wargami i wkładał do buzi oraz po zlizaniu przestanie nim się „bawić „ językiem. To oznaczać będzie ,że nie stanowi ono dla niego problemu i się z nim oswoił, traktując jako coś normalnego, tak jak siodło. Nie muszę dodawać, że od tego pierwszego razu już zawsze rozpoczynając zajęcie daję mu do buzi wędzidło.Przez kilka kolejnych lekcji , koń wykonuje ćwiczenia „z ziemi” nosząc na sobie siodło i mając w pysku wędzidło. Oczywiście wiele osób może zapytać - jak to wędzidło w naturalnym jeździectwie? Otóż moje doświadczenie wskazuje, że lepiej młodego konia nauczyć nosić i jeździć w wędzidle , aby potem mu je zabrać. Koń będzie wszechstronny i nie będzie się obawiać szarpania za buzię , jeśli pokażemy mu w młodości że wędzidło nie jest do ciągania , a tylko do „lepszej komunikacji”. (warunkiem jest delikatna ręka uczącego jeźdźca) Wyobraźmy sobie odwrotną sytuację . Koń nigdy w młodości nie był nauczony trzymać wędzidła i trafi do nowego właściciela , który jeździ klasycznie. To dopiero będzie szok dla obu , kiedy będzie próba wsadzenia wędzidła. Współczuję obu ( a szczególnie koniowi) tych chwil i silnej walki wokół pyska. Te jazdy nie byłyby przyjemne! Lepiej za młodu pokazać konikowi ,że ten metal w buzi to nic strasznego – a wręcz przeciwnie to taki smakołyk na początek jazdy. Wtedy w przyszłości nigdy nie będzie miał kłopotu z przyjmowaniem wędzidła. 12) Przeciążenia – Jeździec wsiadając na konia zawsze przeciąża jego jedną stronę ( z reguły lewą). Należy go do tego też przyzwyczaić. Ja to robię po pozytywny zaliczeniu poprzednich ćwiczeń. Na jednej z lekcji zaraz po ubraniu konia (ale jeszcze gdy jest uwiązany) stojąc na ziemi , kładę swój tułów niejako na jego boku i napieram. Najpierw on będzie się odsuwał , ale trzymając siodła nie pozwalam się „oderwać”. Tak robię do momentu kiedy poczuję ,że on już nie odchodzi tylko stoi spokojnie. Wtedy na moment odrywam się od niego i staję obok. Po kilku chwilach ponawiam to ćwiczenie. Zwykle po kilkunastu razach już nie będzie na ten nacisk reagować i będzie stać spokojnie. Wtedy znów się opieram , ale trzymając siodła uginam kolana i niejako uwieszam się na jego boku. Robię to stopniowo , do momentu kiedy poczuję że on traci równowagę i znów „spode mnie” odstąpi. Wtedy natychmiast przestaję się wieszać. Po chwili ponawiam próbę i tak po kilka razy aby dojść do momentu ,że jest w stanie stać pod „moim”ciężarem wiszącym na jego boku przynajmniej 4-7 sekund. Zdj.35 Przeciążenie strony. 13) Podskoki z boku – Jeździec wsiadając na konia musi wykonać odbicie z ziemi. Takie zachowanie może konia młodego spłoszyć. Dlatego też go przyzwyczajam do takiego ruchu. Jest to kontynuacją ćwiczenia poprzedniego. Stając w pozycji tak jak do „wsiadania” najpierw po prostu podskakuję blisko niego trzymając jedną ręką za siodło.(Koń jest na uwiązie) Z początku te podskoki są delikatne a potem coraz „cięższe” i wyższe. Koń nas cały czas będzie obserwować ( co to za dziwak tak kicaJ ) aż się zobojętni na ten nasz ruch. Wtedy dokładam jeden element. Co kilka podskoków kładę się brzuchem na boku siodła obciążając jak w ćwiczeniu poprzednim . Ale tylko na sekundkę ! Po czym dalej znów podskakuję. Jeśli koń po kilku takich lekcjach będzie zupełnie spokojnie stał kiedy będziemy koło niego podskakiwać i obciążać bok siodła – to już będzie znak ,że można przejść do kolejnego ważnego ćwiczenia. Zdj.36 Podskoki przy jego boku. 14) Obciążenie ze strzemienia – teraz obiema rękami mocno naciskamy na strzemię , z którego normalnie wsiadamy na koń. Nacisk utrzymujemy przez ok.10 sekund po czym go zwalniamy. Powtarzać należy przynajmniej 5 razy . Wtedy przechodzimy do kolejnej fazy – włożenie nogi w strzemię i „przerzucenie”swego ciała w poprzek grzbietu na siodle.(„martwa Indianka”) Uwaga : pierwszy raz koń może czuć się zaskoczony i może gwałtownie „odbić” w prawa stronę. Tak więc najlepiej od razu mocno chwycić się siodła Po tym koń stanie spokojniej i spojrzy na swój grzbiet. Pierwsza przewieszka ma trwać nie więcej niż 3-4 sekundy i należy znów stanąć na ziemi. Dajmy koniowi to chwilę przemyśleć. Po ok. minucie ponawiamy ten ruch. Już teraz powinien spokojnie zareagować na nasz ruch i dlatego pozostaniemy w pozycji „martwej Indianki” dłużej około 10 sekund i znów stajemy na ziemi. Zauważymy ,że koń z pewnym zaciekawieniem patrzy do tyłu , gdyż pierwszy raz widzi głowę człowieka po drugiej stronie swego grzbietu w stosunku do jego nóg. No i ponawiamy próbę trzeci raz ,ale już pozostać należy w przewieszeniu przynajmniej 15 sekund, a najlepiej do momentu kiedy koń zacznie się lekko kręcić. Ćwiczenie jest bardzo ważne , gdyż uczy konia utrzymać równowagę zarówno w momencie wsiadania na niego ale co ważniejsze , gdy człowiek całym ciężarem obciąża jego grzbiet. Dla nas jest to bezpieczne, gdyż w przypadku jego gwałtownego ruchu łatwo ześlizgnąć się na ziemię i kontrolować jego z pozycji stojącej. Cały zestaw należy powtórzyć kilka lekcji z rzędu , kiedy już zauważmy ,że konik jest całkowicie obojętny na to nasze „leżenie” na jego grzbiecie. Zdj.37 Obciążenie strzemiona. Zdj.38 Dłuższe obciążenie własnym ciężarem z nogą w strzemieniu. Zdj.39 Przewieszenie przez grzbiet (martwa Indianka) 15) Na siodło – i wreszcie ćwiczenie oznajmiające konikowi nasze rzeczywiste zamiary. Po udanym wielokrotnym wykonaniu poprzedniego ćwiczenia, zamiast „przewieszki” wsiadam normalnie na siodło. Zalecam jednak aby pierwszy raz dokonać tego delikatnie i całkowicie przytulić się do jego grzbietu ( nie siadać wyprostowanym) . Wtedy z jego punktu widzenia wyglądamy podobnie na jego grzbiecie – jedynie nasza druga noga zwisa z drugiej strony. Jest to dla niego coś nowego i z pewnością z dużą ciekawością się będzie nam przyglądać. Niektóre konie stoją nieruchomo , a niektóre głównie się kręcą aby lepiej nas zaobserwować. Dlatego zawsze to wykonuję na ciaśniejszym uwiązie lub i też dobrze gdy ktoś może stać przed koniem i trzymać uwiąz ( oczywiście ktoś doświadczony, który z emocji tego uwiązu nie wypuści z rąk) Po chwili obserwacji nas przez konia zaczynamy powoli się prostować w siodle, cały czas go uspokajając lekkim głaskaniem po szyi. Po czym zeskakujemy z siodła i dajemy mu chwilę pomyśleć. Ja zwykle po poprawnym pierwszym wejściu ,już tego samego dna nie wsiadam ponownie. Zostawiam to na kolejny dzień. Właśnie wtedy kontynuuję to ćwiczenie kilkakrotnie wsiadając i zsiadając z niego. Za każdym razem wydłużam swój pobyt na grzbiecie. Jeśli czujemy, że koń już się oswoił z tym naszym wsiadaniem i zsiadaniem jest czas na kolejny „graniczny’ moment. Zdj.40 Pierwsza chwila na siodle. Zdj.41 Kolejne chwile podczas „pierwszego dosiadu” 16) Pierwszy stęp – po poprawnym wykonywaniu poprzedniego ćwiczenia, w pewnym momencie decyduję się na „wypięcie” uwiązu. Koń nie od razu zauważy, że jest luzem. Wolę jednak to jemu zostawić decyzję wykonania pierwszego kroku z sobą na grzbiecie. W zależności od konia : zwykle te pierwsze kroki są gwałtowne , ale niektóre konie zupełnie wolno zaczynają kroczyć. Pamiętajmy ,ze teraz zaczynają się uczyć chodzić z dużym ciężarem ,a zatem na nowo msza się nauczyć „łapać” równowagę. Oczywiście koń ma na głowie kantar z wodzami ( można też zastosować wędzidło dla naszej większej otuchy, ale błagam! Delikatnie) . Ponieważ ma za sobą lekcje prowadzenia na dwóch lonżach, więc znakomicie wie co znaczy nacisk lub przytrzymanie na kantarze. A zatem przechodzę do spacerów w stępie i nie pozwalam mu przyspieszać. Na początku pozwalam mu chodzić gdzie o chce, w ogóle nie ingeruję w kierunek marszu. Jak stwierdzę , że już się oswoił z moim ciężarem zaczynam tylko ćwiczenie z zatrzymania i ruszania z miejsca. Dalej do niego należy decyzja w jakim kierunku chodzimy. Zatrzymanie to tylko odchylenie lekko swojego ciała do tyłu i przytrzymanie ( zamknięcie przegubów dłoni) wodzy oraz słowo „Stój” które już zna z poprzednich ćwiczeń. . Z każdym kolejnym razem to przytrzymanie wodzy jest coraz delikatniejsze i uczę od samego początku konia zatrzymywania się tylko na ruch mojego ciała do tyłu ( skoordynowanego ze słowem) . Jeśli teraz on to opanuje, to już na wiele lat będziemy mieć „super konia”! Po zatrzymaniu w miejscu, przez kilka sekund stoimy nieruchomo. Jego ciągnie do przodu ale mu nie pozwalamy. Należy go nauczyć, że rusza do przodu dopiero po naszym sygnale. A jakim? Należy w jego języku powiedzieć „ruszaj stępem”. A do tego tylko wystarczy równocześnie przyłożyć obie stopy do jego boku ( w miejscu swobodnie opuszczonych nóg – nie zmieniać ich ułożenia) i już poczujemy ,że „rwie” do przodu. Ćwiczenie oczywiście wykonujemy na zamkniętym maneżu. Taką lekcję wyłącznie w stępie powtarzam dwa kolejne razy, zanim przejdę do kolejnego ćwiczenia. To teraz oczekuję, że idealnie wspólnie nauczymy się zatrzymywać i ruszać-co jest najważniejszą umiejętnością w jeździe konnej. ( I nie tylko! Wyobraźmy sobie jazdę samochodem, jeśli nie umielibyśmy go zatrzymać J ) 17) Pierwszy kłus – to ćwiczenie robię dopiero na drugiej lekcji po „pierwszym stępie”. A i tak połowę lekcji poświęcam utrwaleniu stępa, manewrów, zakrętów itp. Jak już się wzajemnie oswoimy i skoncentrujemy uwagę konia na pracy i utrzymywaniu stabilnej równowagi w stępie, daję na dłuższej prostej sygnał do kłusa. Większość koni od razu wyczuje ,że to jest ten właściwy moment aby pójść szybciej. I od razu mają znów dużą radość i po chwili żwawo kłusują. Z reguły nawet zbyt szybko, ale nie hamuję tego. Oczywiście cały czas jadę kłusem w pełnym dosiadzie ( nie anglezuję) Dopiero na 3-4 okrążeniu maneżu zaczynam spowalniać krok. I już potem zaczynam nim kierować tak jak w lekcji stępa. Jak już wyczuję ,że jest koń „ustabilizowany” wtedy wprowadzam element „stój” i zaraz znów sygnał do kłusa. W ten sposób utrwalam sygnał „stop” z kłusa a jednocześnie uczę kłusa z pierwszej nogi ( z zatrzymania) W większości przypadków ta nauka będzie trwale w nim zakodowana i nie trzeba będzie się specjalnie wysilać aby dorosły koń reagował „z pierwszej nogi” na nasz sygnał. 18) Pierwszy galop – na to ćwiczenie czekam dość długo. Nie wprowadzam go dopóki przynajmniej 4-5 pełnych lekcji nie zrobimy w kłusie ( wraz ze skomplikowanymi figurami, woltami, nawrotami) na maneżu i przynajmniej dwóch na łące. ( większym otwartym terenie). Dopiero po nich proszę konia o zagalopowanie. On musi się czuć pode mną bezpieczny i nie może traktować galopu jako ucieczki „przed niewygodą” lub „ciężarem na sobie”. Jeśli tak postąpicie to galop będzie dla niego czymś spokojnym i naturalnym. Oczywiście koniecznie należy na początku galopować w pełnym dosiadzie, bo pod nami młody koń lubi nieraz sobie z radości wierzgnąć czy bryknąć. Nie aby nas zrzucić , ale aby rozładować napięcie. Po przebyciu wspólnie z młodziutkim koniem powyższej drogi ćwiczeń, możemy rozpocząć z nim już normalne zajęcia. Mają jednak one nieść mu radość i ciekawość, aby zawsze kojarzył jazdę pod siodłem z czymś ciekawym i przyjemnym. Wiele osób widziało sytuację ( lub zna z opowiadań) , że na „nieujeżdżonego” konia można wsiąść podczas jednej sesji. Że są osoby związane z naturalnym jeździectwem , które w ciągu kilkunastu minut potrafią ubrać koniowi siodło i na nim pojechać. Bezwzględnie to jest prawda. To dlaczego ja stosuję tak długą metodę – też naturalną ?? Po pierwsze „szybką” metodę mogą stosować tylko bardzo doświadczeni „zaklinacze”J i też stosują ją głównie dla potrzeb pokazów, wykorzystując wiele lat doświadczenia i umiejętności rozmowy z koniem. Niestety większość czytelników tej książki nie jest na takim poziomie umiejętności. Po drugie jestem zwolennikiem stopniowego i całkowicie bezstresowego postępowania z młodym koniem. Jeśli więc nie ma potrzeby „walki z czasem” czy zarobienia „gromkich oklasków” to tego nie robię. No i taka dłuższa metoda jest niezwykle trwała na całe życie konia. Po trzecie wreszcie opisany sposób może wykonać każdy , kto ma nieco wyższe umiejętności jeździeckie i chce z koniem przeżyć wiele cudownych chwil jego „nauczania początkowego”. Na koniec jednak przestrzegam, przed „wejściem” na siodło młodego konia niedoświadczonego jeźdźca. To już tylko krok do tragedii! Zasada w szkoleniu jest jedna: na młodym koniu jeździ doświadczony jeździec, a niedoświadczony uczy się na doświadczonym koniu.