marilyn

Transkrypt

marilyn
O czymś bardziej intensywnym i intymnym niż seks.
O czymś, co na zawsze pozostało w ich sercach.
O czymś, co mówi o Marilyn Monroe więcej niż setki
jej biografii…
Złoty Glob i nominacja do Oscara dla
Michelle Williams – odtwórczyni roli
Marilyn Monroe w filmowej adaptacji książki
Cena detal.
29,90 zł
W sprzedaży
również
fotobiografia
Metamorfozy.
Marilyn Monroe
Clark_Moj tydzien z Marilyn_okladka.indd 1
MARILYN
Marilyn Monroe przyjeżdża do Anglii kręcić nowy film.
Po dwóch tygodniach miodowego miesiąca dowiaduje
się, że dla męża – Arthura Millera – jest wielkim rozczarowaniem. Załamana, odkrywa bratnią duszę w Colinie
Clarku – filmowym chłopcu na posyłki. To jemu podczas
bezsennych nocy opowiada w łóżku o swoim dzieciństwie, karierze i o mężczyznach, którzy zrobią wszystko,
aby do tego łóżka ją zaciągnąć…
colin
CLARK
mój tydzień z
Dopiero po latach Colin Clark zdecydował się opowiedzieć o tym, co przez krótki tydzień łączyło go
z amerykańską boginią kina.
colin
CLARK
Ta historia wydarzyła
się naprawdę
mój tydzień z
MARILYN
2012-02-08 11:29:27
Wtorek, 11 września 1956
– Nie mógłby się tym zająć Roger? – zapytał Milton
Greene.
Krążyliśmy z Miltonem po niewielkim nowym
trawniku przed mieszczącą się w Pinewood Studios
garderobą Marilyn Monroe. Milton jak zwykle nie
mógł się zdecydować.
– Nie jestem pewien, czy ktokolwiek z ekipy filmowej powinien zbliżać się do jej domu, Colin. Nawet ty.
– Wynająłem ten dom dla Marilyn, tak jak wynająłem twój dla ciebie – powiedziałem. – Zatrudniłem
Rogera jako jej ochroniarza, a także zatrudniałem
jej kucharkę, kamerdynera i szofera. Znam ich dobrze. Jeśli nie będziemy ostrożni, wszyscy po prostu
odejdą. Roger jest porządnym człowiekiem, ale jest
też policjantem. Przyzwyczaił się do radzenia sobie
z podwładnymi. Służących nie można tak traktować.
13
Trzeba zachowywać się tak, jakby byli częścią rodziny. Wierz mi, Milton, znam się na tych sprawach.
Moja matka bardziej przejmuje się swoją kucharką
niż mną.
Milton jęknął. Kosztowało go wiele trudu – i jak
mi powiedział, sporo prywatnych wydatków – żeby
zapewnić Marilyn maksymalną wygodę. Na terenie
dawnych charakteryzatorni w Pinewood wybudowano kompleks garderobiany, urządzony z przepychem, cały w beżu i bieli. Wynająłem najpiękniejszy dom, jaki mogłem znaleźć – Parkside House
w Englefield Green, parę kilometrów dalej, który
należał do Garreta i Joan Moore, starych przyjaciół
moich rodziców. A jednak Marilyn nie wyglądała
na zadowoloną, kroki Miltona zaś były wyraźnie
niespokojne.
– OK, Colin, jedź do jej domu, jeśli musisz. Nie
możemy pozwolić, żeby służący odeszli. Marilyn byłaby wściekła. Tylko w żadnym wypadku nie pozwól,
żeby cię zobaczyła. Jesteś w końcu osobistym asystentem sir Laurence’a. A ona ostatnio z pewnością
nie jest zbyt ciepło do niego nastawiona.
To niewątpliwie była prawda. Po zaledwie trzech
tygodniach zdjęć między dwiema wielkimi gwiazdami zdążyła powstać przepaść i wszyscy wokół zaczęli stawać po którejś ze stron. Olivier dobrał całą
brytyjską ekipę filmową, aby zapewnić sobie maksimum wsparcia. Marilyn zabrała z Hollywood tylko
14
niewielki zespół – w tym swojego charakteryzatora
i fryzjera – i do tej pory wszyscy odeszli. Została
w studiu sama, nie licząc Pauli Strasberg, jej instruktorki teatralnej. Oczywiście był też jej nowy mąż, dramatopisarz Arthur Miller (ich ślub – jej trzeci, jego
drugi – odbył się dwa tygodnie przed wylotem do
Anglii), jednak on przysiągł, że nie będzie się w żaden sposób wtrącać do zdjęć.
Milton był partnerem i współproducentem Marilyn, ale wyglądało na to, że ona nie słucha go tak
jak dawniej – prawdopodobnie Millerowi nie podobało się, że Milton był swego czasu jej kochankiem –
potrzebował więc jak najwięcej sprzymierzeńców. Ja
byłem tu tylko trzecim asystentem reżysera – osobą,
której każdy może wydawać polecenia – stanowiłem więc słabe zagrożenie dla kogokolwiek, ale Marilyn zawsze sprawiała wrażenie pełnej współczucia,
kiedy na mnie krzyczano, jeśli w ogóle mnie zauważała. Jednocześnie byłem osobistym asystentem Oliviera i miałem do niego czasem łatwiejszy dostęp
niż Milton. Dlatego Milton zdecydował, że zostaniemy przyjaciółmi. Prawdopodobnie odgadł teraz,
że tak naprawdę szukam pretekstu, żeby dostać się
do domu Marilyn. I miał rację. W końcu większość
czasu spędzał, usiłując powstrzymać każdego, kto
zbliżał się do Marilyn, wiedział bowiem, że ona jest
jak magnes, któremu nikt nie może się oprzeć – nikt,
nawet nic nieznaczący, siedem lat od niej młodszy
15
asystent reżysera. Powinienem się już był do tej pory
przyzwyczaić do „gwiazd”. W końcu Vivien Leigh
i Margot Fonteyn przyjaźniły się z moją rodziną. Ale
te dwie panie, jakkolwiek wspaniałe, to istoty ludzkie.
Marilyn zaś była prawdziwą boginią i właśnie tak należało ją traktować.
– Jestem między młotem a kowadłem, Colin – powiedział Milton. Był cudowny letni poranek, ale od
ponad godziny czekaliśmy na przybycie Marilyn
i Milton się niecierpliwił. – Dlaczego Olivier nie może
zaakceptować Marilyn takiej, jaka jest? Wy, Brytyjczycy, sądzicie, że każdy powinien żyć według zegarka, nawet gwiazdy. Olivier czuje się zawiedziony,
bo Marilyn nie zachowuje się jak aktorka epizodyczna. Dlaczego nie może się przystosować? O, pozornie jest bardzo uprzejmy, ale Marilyn go przejrzała. Wyczuwa, że jest bliski wybuchu. Josh Logan*
krzyczał na nią czasami, ale pracował z taką, jaka
jest, nie próbował jej dostosować do własnych życzeń. Ona się boi Oliviera. Czuje, że nigdy nie sprosta jego oczekiwaniom.
– Vivien mówi, że Olivier uległ tak jak wszyscy
urokowi Marilyn, kiedy spotkał ją po raz pierwszy –
powiedziałem. – Jej zdaniem, sądził nawet, że mógłby mieć z nią romans. A Vivien ma zawsze rację.
* Reżyser Przystanku autobusowego, poprzedniego filmu
Marilyn.
16
– O, Marilyn potrafi oczarować każdego mężczyznę, jeśli tylko zechce, ale kiedy się wkurzy, to już zupełnie inna historia. Ty lepiej uważaj. A tak nawiasem mówiąc, co się do cholery z nią dziś stało?
– Myślałem, że nie musi żyć według zegarka.
– Tak, ale kiedy to jej własne pieniądze idą do kosza i moje…
– Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby kazała
nam czekać na siebie cały dzień. Praca w studiu filmowym jest nerwowa, nudna, męcząca i klaustrofobiczna. Bardzo współczuję Marilyn.
– Jasne, ale to jej praca.
W tym momencie duży czarny samochód Marilyn wyłonił się zza rogu budynku wytwórni. Natychmiast otoczył go tłum ludzi, którzy pojawili się nie
wiadomo skąd. Nowy charakteryzator, garderobiana,
fryzjer, współproducent Tony Bushell, kierownik
produkcji, wszyscy domagali się uwagi, zanim biedaczka zdołała w ogóle wejść do budynku. Była już
przy niej Paula Strasberg ze scenariuszem i jak zawsze opiekuńczy były nadinspektor Scotland Yardu
Roger Smith niosący jej bagaż. Nic dziwnego, że uciekła do środka jak zaszczute zwierzę, nie zauważając
Miltona ani rzecz jasna mnie.
Gdy tylko Marilyn i podążający za nią Milton zniknęli, zagadnąłem Rogera. Wiedziałem, że mam zaledwie kilka sekund na wyjaśnienia. Po przywiezieniu Marilyn rano do wytwórni Roger wracał jak
17
najszybciej do Parkside House, a David Orton, mój
szef na terenie studia, wkrótce zacząłby się zastanawiać, gdzie jestem.
– Przyjadę do was dziś wieczorem porozmawiać
z Marią i José – powiedziałem twardo. Maria była kucharką, a José kamerdynerem, pochodzili z Portugalii. Zatrudniłem ich dla Marilyn w Parkside House. –
Milton się zgodził.
– Tak? Jakieś problemy? – Roger wyglądał na
sceptycznie nastawionego.
– To nie zajmie dużo czasu, ale nie możemy pozwolić, żeby odeszli. Ogromnie trudno byłoby ich zastąpić. Możemy się później napić i może coś przegryźć. Poproś Marię, żeby zrobiła kanapki.
Roger jest oddany Marilyn. Po trzydziestu długich
latach w policji nastąpił dla niego najlepszy moment
w życiu. Wszędzie za nią chodzi jak wierny labrador. Nie mam pewności, jaki byłby z niego pożytek
w sytuacji kryzysowej, ale jest wyraźnie bardzo bystry i przy odrobinie szczęścia zapobiegnie kłopotom, zanim się pojawią. Sądzę, że tak samo jak Milton mógł przejrzeć mój wybieg, ale wieczorami nie
ma z kim pogadać i czuje się osamotniony. Przypomina mi sierżantów, których znałem, będąc podporucznikiem w RAF-ie, i jesteśmy w dobrych stosunkach. Wszyscy pozostali ludzie z otoczenia Marilyn
mówią filmowym slangiem, którego Roger nie znosi.
A my możemy sobie zwyczajnie pogadać.
18
– Nie musisz przyjeżdżać po Marilyn dziś wieczór – kontynuowałem. (Nie byłoby wtedy dość miejsca w samochodzie). – Pojadę na przednim siedzeniu obok Evansa, a potem on może mnie odwieźć
z powrotem.
Evans to kierowca Marilyn. Podobnie jak Roger
został zatrudniony przeze mnie i jest jednym z najgłupszych ludzi, jakich kiedykolwiek poznałem. Nie
sądzę nawet, żeby wiedział, kim jest Marilyn Monroe. Ale robi, co mu się każe, a o to właśnie chodzi.
– Hmm – zawahał się Roger, lecz właśnie wtedy
z wnętrza budynku dobiegł okrzyk „Colin!” i pomknąłem, zanim zdążył mi odpowiedzieć.
Od dziecka znam Olivierów, a dzięki rodzicom
spotkałem rozmaitych sławnych ludzi. Jednak Marilyn jest inna. Sława spowija ją jak płaszcz, który
zarówno chroni, jak przyciąga. Jej aura jest niewiarygodnie silna – wystarczająco silna, żeby trwać
nadal po rozcieńczeniu przez tysiące ekranów kinowych na całym świecie. Na żywo ten stopień naturalnego gwiazdorstwa jest niemal nie do udźwignięcia. Kiedy jestem przy Marilyn, nie mogę oderwać
od niej wzroku. Jakbym nie mógł wystarczająco nasycić nią oczu. Być może dzieje się tak, ponieważ
w istocie nie mogę jej tak naprawdę zobaczyć. Jest
to uczucie, które łatwo można pomylić z miłością.
Nic dziwnego, że ma tak wielu fanów i musi uważać,
z kim się spotyka. Właśnie dlatego, jak sądzę, spędza
19
większość czasu zamknięta w swoim domu i dlatego
jest jej tak trudno w ogóle pojawić się w studiu, nie
mówiąc już o pojawieniu się na czas. Kiedy w końcu
przyjeżdża, przemyka jak błyskawica z samochodu
do garderoby. Robi wrażenie przestraszonej i pewnie
ma ku temu powody. Wiem, że nie powinienem dołączać do grona jej prześladowców, jednak nie potrafię
się oprzeć chęci przebywania w pobliżu niej. A ponieważ Olivier płaci mi za ułatwianie jej życia, muszę – jak sobie tłumaczę – pozostawać przynajmniej
gdzieś w tle tego życia.
Ledwie wszedłem do studia, znalazłem się, jak
zwykle, w tarapatach.
– Colin! Gdzie ty się, do cholery, podziewasz? –
David powtarza to za każdym razem, kiedy mnie widzi, nawet jeśli nie było mnie przez dziesięć sekund. –
Olivier chce cię natychmiast widzieć. Jest dziesiąta.
Marilyn dopiero przyjechała. Będziemy mieć szczęście, jeśli uda się nam zrobić przed lunchem jedno ujęcie – itp., itd.
Dlaczego oni nie rozumieją, że czy im się to podoba, czy nie, taki jest styl działania Marilyn i lepiej
by było, gdyby się po prostu do tego przyzwyczaili.
Olivier przekonuje, że jeśli nie robiliby szumu, wcale
by się nie zjawiła, ale nie jestem tego taki pewien.
Marilyn chce grać. Chce nawet grać z Olivierem. Musi
odnieść w tym filmie sukces, żeby udowodnić światu,
że jest prawdziwą aktorką. Myślę, że pojawiałaby się
20
także, gdyby nie było takiej presji, może nawet byłaby na czas. Ale to pewnie ryzyko, którego żaden
koncern filmowy nie odważyłby się podjąć. Olivier
mówi o niej, jakby była bezmózgą lalą. Wydaje się,
że ma dla niej wyłącznie pogardę. Jest przekonany,
że Marilyn nie umie grać – tylko dlatego, że w odróżnieniu od niego nie potrafi przywdziać na siebie roli jak kostiumu. Nie podoba mu się również
to, że korzysta z pomocy instruktorki teatralnej. Nie
może zrozumieć, że Paula ma jedynie wspierać Marilyn, a nie mówić jej, jak grać. Wystarczyłoby, żeby
popatrzył na materiał, który już nakręciliśmy, a zauważyłby, że Marilyn samodzielnie wykonuje bardzo subtelną robotę. Problem polega na tym, że tak
irytują go wszystkie „yyy” i „eee”, przegapione klapsy
i błędne teksty, iż nie rozpoznaje przebłysków geniuszu, kiedy się pojawiają. Co wieczór pokaz materiału
nakręconego minionego dnia przypomina mu trud,
przez który musiał przejść przed i za kamerą, i Olivier zdaje się czerpać z tego jakąś perwersyjną przyjemność. Dlaczego nie poleci montażystom wyciąć
całego tego koszmaru i nie pokaże tylko fragmentów, choćby krótkich, które poszły dobrze? Wyobraźcie sobie, jakie to byłoby ekscytujące. Wchodzimy
wszyscy do sali projekcyjnej, światła gasną, widzimy
trzydziestosekundowe ujęcie, w którym Marilyn wygląda olśniewająco i pamięta cały tekst, światła z powrotem włączają się przy wtórze oklasków, Marilyn
21
wraca do domu pełna otuchy, a nie w depresji, montażysta jest zadowolony, Olivier jest zadowolony.
Możesz sobie pomarzyć, Colin! Z jakiegoś niewyjaśnionego psychologicznie powodu, pod pretekstem
wymogów technicznych, musimy oglądać każde potknięcie i wahanie w gigantycznym zbliżeniu, wielokrotnie powtórzone, porażka za porażką, aż wszyscy
jęczymy, a Marilyn, jeśli w ogóle się pojawiła, ucieka
zawstydzona do domu. Chciałbym z nią spokojnie
porozmawiać i dodać jej otuchy. Ale za dużo osób
już to robi – i w oczywisty sposób im się to nie udaje.
Byłem tylko raz w domu Marilyn, od kiedy się
wprowadziła pięć tygodni temu, i nie miałem podstaw, żeby sądzić, iż uda mi się z nią porozmawiać
czy chociaż ją zobaczyć, kiedy znów się tam znajdę.
Chciałem tylko czuć ekscytację z jazdy na przednim
siedzeniu samochodu, gdy ta boska istota będzie tuż
za mną. Chciałem poczuć się, jakbym to ja, nie Roger,
był jej ochroniarzem. Chciałem poczuć się tak, jakby
jej bezpieczeństwo zależało ode mnie. Na szczęście
ani Evans, ani Paula Strasberg nie zwracają na mnie
najmniejszej uwagi. Paula „trenuje” Marilyn przez
cały dzień w studiu, ale jest tam wtedy z nią ponad
sześćdziesięciu techników, nie mówiąc o dwudziestu
innych aktorach i samym Olivierze. W samochodzie
Paula skupiona jest wyłącznie na tym, że przez parę
minut ma Marilyn dla siebie. Chwyta ją gwałtownie za ramię i przez całą jazdę nie przestaje mówić,
22
nawet po to, żeby zaczerpnąć tchu. W kółko powtarza to samo, wlewając Marilyn do ucha zapewnienia:
„Marilyn, byłaś wspaniała. Jesteś naprawdę wielką
aktorką. Jesteś znakomita, jesteś boska…” i tak dalej.
W końcu te pochwały na temat występu Marilyn
i jej zdolności aktorskich stają się tak przesadzone, że
nawet Marilyn zaczyna czuć się nieswojo. Tak jakby
Paula wiedziała, że ma tylko tę krótką chwilę, aby zawładnąć umysłem Marilyn na jakiś czas i dzięki temu
znowu znaleźć się u jej boku następnego dnia.
Obecność Pauli, rzecz jasna, ogromnie irytuje Oliviera. Paula nie wie nic o trudnościach technicznych
towarzyszących tworzeniu filmu i często wzywa Marilyn, aby dać jej wskazówki, kiedy Olivier jest w trakcie wyjaśniania, czego oczekuje od niej jako reżyser.
W takich wypadkach cierpliwość Oliviera jest naprawdę niezwykła. Mimo wszystko lubię Paulę i żal
mi jej. Ta przysadzista mała kobietka, spowita w różne
odcienie brązu, z okularami słonecznymi na czubku
głowy i scenariuszem w ręku, ze wszystkich sił trzyma
się tego ludzkiego tornada.
Jedyną osobą, która robi wrażenie kompletnie nie
poruszonej tą całą wrzawą, jest Arthur Miller i być
może właśnie dlatego tak bardzo go nie lubię. Muszę przyznać, że właściwie nigdy nie był dla mnie
nieuprzejmy. Cztery razy, gdy nasze drogi się skrzyżowały – na lotnisku, kiedy razem z Marilyn po raz
pierwszy wylądowali w Anglii, kiedy przyjechali do
23
domu, który dla nich wynająłem, raz w studiu i raz
w mieście z Olivierami – całkowicie mnie ignorował.
Jego prawo. W całej ekipie filmowej nie ma nikogo
stojącego niżej niż ja. Jestem tu tylko po to, żeby życie Marilyn, a więc także jego życie, płynęło bez przeszkód.
Jednak nie do końca uważam się za służącego.
Jestem organizatorem, niemal magikiem. Laurence
Olivier darzy mnie zaufaniem. Tak samo jak Milton
Greene. Arthur Miller zaś traktuje wszystko jako oczywistość – dom, służących, szofera, ochroniarza żony,
a nawet, przynajmniej tak mi się wydaje, samą żonę.
To właśnie tak mnie denerwuje. Jak można traktować Marilyn Monroe jako oczywistość? Ona patrzy
na niego z uwielbieniem, ale przecież jest aktorką.
Vivien Leigh często patrzy w ten sposób na Oliviera,
nie wydaje mi się jednak, żeby to wywoływało podobny skutek. Miller wygląda na cholernie zadowolonego z siebie. Na pewno jest wspaniałym pisarzem,
lecz to nie znaczy, że powinien być taki wyniosły.
Może połączenie okularów w rogowej oprawie, wysokiego czoła i fajki sprawia takie wrażenie. Do tego
wszystkiego ma w oczach błysk, który zdaje się mówić: „Sypiam z Marilyn Monroe, a ty nie. Ty karle”.
Wszystko to kłębiło się w mojej głowie, kiedy tego
wieczora wskakiwałem na przednie siedzenie samochodu. Zaopatrzyłem garderobę Oliviera w whisky i papierosy i powiedziałem Davidowi, że muszę
24
jechać do domu Marilyn z niecierpiącą zwłoki misją,
sugerując, że będę szpiegował dla Oliviera. A ponieważ David wciąż usiłuje poznać posunięcia Marilyn,
żeby móc troszkę lepiej zaplanować harmonogram
zdjęć, wydało mu się to doskonałym pomysłem.
Mknąc przez angielską wieś na przednim siedzeniu samochodu Marilyn Monroe, czułem się potwornie ważny, jednak gdy tylko dojechaliśmy do Parkside
House, Marilyn po prostu zniknęła w środku i na tym
się skończyło. Nawet Paula nie mogła za nią nadążyć.
Wiedziała najwyraźniej, że od tego momentu Arthur
przejmuje pałeczkę, szła więc powoli, przygnębiona,
jakby straciła własne dziecko.
Roger wyszedł mi na spotkanie, odchrząkując
i śmiejąc się, podobny do pyzatego Świętego Mikołaja bez brody, i razem ruszyliśmy w kierunku tylnego
wejścia. Wtedy, zgodnie z moimi przewidywaniami,
Evans odjechał. Siedział w samochodzie od wpół do
siódmej rano i z pewnością ostatnią rzeczą, na jaką
miał ochotę, była kolejna robota czy zlecenie.
– Miał poczekać i zabrać mnie z powrotem do
Pinewood! – zawołałem. – Bez samochodu jestem tu
uziemiony. Będę musiał iść do wsi i złapać autobus!
– Nie martw się – powiedział cierpliwie Roger. – Jak
tylko położą się spać – wskazał głową okna sypialni
na pierwszym piętrze – podwiozę cię. Wejdź i pogadaj z José i Marią, a potem możemy się napić i zapalić
u mnie, dopóki droga nie będzie wolna.
25
To była gra pozorów, którą obaj rozumieliśmy. Dawało nam to okazję, żeby poplotkować i pośmiać się
ze zwariowanego zachowania ludzi ze świata filmu.
Czasem mogę sobie na to pozwolić z Olivierem, ale
przy nim muszę uważać, jak daleko się posuwam.
Rogerowi można powiedzieć absolutnie wszystko,
a on uśmiechnie się tylko i zakurzy swoją fajkę –
choć nigdy nie powie złego słowa o samej Marilyn,
a każdą wzmiankę o Arthurze kwituje wzniesieniem
oczu do nieba.
Rozmowa z José i Marią oznaczała słuchanie
przez pół godziny o ich problemach. Oboje bardzo
słabo znają angielski, a oczywiście nikt tutaj nie
mówi po portugalsku, chociaż ja pamiętam coś niecoś z tego, czego nauczyłem się, kiedy byłem w Portugalii w zeszłym roku. Mówię po prostu „Pois” („Tak,
jasne…”), kiedy następuje przerwa, i zazwyczaj to
działa. Jednak tym razem problemy wyglądały na poważniejsze niż zazwyczaj i zmuszony byłem ratować
się moją szkolną łaciną, żeby odgadnąć, o co, u licha,
tym dwojgu chodzi.
– Panji Miller – powiedzieli (po przyjeździe Arthura i Marilyn przedstawiono im „pana i panią Millerów”, a ponieważ nigdy w życiu nie byli w kinie, nie
mieli chyba pojęcia, kim tamci są). – Panji Miller śpi
na podłodze. – Zabrzmiało, jakby mówili: „Czy to dlatego, że źle pościeliliśmy łóżko? Sądzimy, że to nasza
wina. Jeśli tak, powinniśmy odejść”.
26
Wydało mi się to dość egoistycznym rozumowaniem, nawet jak na służbę domową. Powiedziałem
im, że wybadam sprawę, ale jestem całkiem pewien,
że nie ponoszą żadnej winy.
– Ten dom jest louca – powiedzieli. – Szalony.
W środku nocy słychać krzyki, a w dzień milczenie. Państwo Millerowie nie odzywają się do nich.
Pani Miller zachowuje się, jakby śniła na jawie.
Zdałem sobie sprawę, że pora okazać stanowczość.
– To nie jest wasza sprawa – powiedziałem
twardo. – Pani Miller ma trudną pracę. Musi bardzo
starannie gospodarować siłami. I nie mówi po portugalsku, więc nawet gdyby chciała, nie ma jak się do
was odezwać. Nie zwracajcie na nią i pana Millera
uwagi. Wytwórnia dobrze wam płaci za opiekę nad
państwem Millerami. Uważamy, że jesteście najlepsi,
w przeciwnym razie nie moglibyśmy was tu dłużej
zatrzymywać.
Strategia zadziałała. Oboje kiwnęli nerwowo głowami i pospiesznie opuścili pokój. Poszedłem poszukać Rogera.
– Co jest, stary? – spytałem, gdy tylko go znalazłem. – Maria mówi, że Marilyn sypia ostatnio na
podłodze.
Roger przytknął sękaty palec wskazujący do nosa
i zaśmiał się, jak to ma w zwyczaju. Nie jestem pewien, co to oznacza. Czasem mówi przy tym: „Aluzję
27
pojąłem, dwa razy nie trzeba mi powtarzać”, co jest
równie, jeśli nie jeszcze bardziej, niezrozumiałe.
– Kłopoty między państwem M., tak szybko? –
spytałem. – Są małżeństwem zaledwie od paru tygodni.
– Nie słyszałem, żeby któreś z nich narzekało –
Roger rzucił znaczące spojrzenie. – Słyszałem natomiast, jak baraszkują do późna w noc. Nie ma co do
tego wątpliwości.
„Baraszkowanie” było eufemizmem, którego Roger używał na określenie seksu w jego wszelkich postaciach.
– Spanie na podłodze nie brzmi dla mnie jak
szczególnie zabawny sposób baraszkowania.
– Kto powiedział tu coś o spaniu? – odrzekł Roger.
– No, Maria… – zacząłem.
– Maria może się mylić. Tylko dlatego, że pościel
wala się… Co Maria może wiedzieć? Marilyn spędza
swój miesiąc miodowy. Może robić, co jej się podoba.
To nie nasza sprawa. A teraz idę do ogrodu sprawdzić, czy w krzakach nie ma reporterów. Zostań tu,
dopóki nie wrócę, a potem pójdziemy się napić na
górę. Ale nie baw się w zwiedzanie – dobrze odczytał moje myśli. – Arthur i Marilyn mogą nadal być na
dole, a Paula i Hedda – Hedda Rosten, nowojorczanka
i była sekretarka Arthura Millera, która pełniła funkcję „towarzyszki” Marilyn – kręcą się gdzieś w oczekiwaniu na kolację, żarłoki jedne. Kto chciałby je mieć
28
z sobą podczas miesiąca miodowego, nie mam pojęcia. Biedna Marilyn. Nie ma nigdy chwili spokoju.
Nic dziwnego, że spędza tak dużo czasu w sypialni.
Jeszcze jeden znaczący uśmiech i zniknął.
– Tak, ale to jej trzeci miesiąc miodowy – powiedziałem do jego oddalających się pleców. – Powinna
wiedzieć już, czego się spodziewać.
Kiedy Roger wrócił z obchodu, było jasne, że nie
chce dłużej rozmawiać o Millerach. Uważa, że to
brak szacunku, a nawet nielojalność. Jestem pewien,
że kiedy pracował w policji, lojalność wobec kolegów była dla niego najważniejszą rzeczą na świecie.
Teraz jest bezwzględnie lojalny wobec Marilyn. Jak
wszyscy, uległ jej urokowi, ale jak ojciec, nie kochanek. Nie należy zapominać, że gdzieś jest pani Rogerowa, gderająca nad ręczną robótką. Mam nadzieję,
że jest równie ciepła jak Roger. Kiedy go zatrudniałem, powiedział, że jest żonaty od trzydziestu lat i że
ma syna w moim wieku. „Pracuje w policji” – powiedział z dumą.
Poszliśmy na górę do pokoju Rogera, gdzie wyciągnął butelkę szkockiej i dwie szklanki.
– Za wytwórnię Marilyn Monroe – powiedział. Wytwórnia Marilyn Monroe płaciła jemu, ale nie mnie.
– Chyba raczej za wytwórnię Laurence’a Oliviera –
odpowiedziałem, siadając i zapalając papierosa. –
Roger – powiedziałem – wiesz, że moim zadaniem
jest dowiadywanie się o wszystkim, co mogłoby
29
wpłynąć na przebieg zdjęć, i przekazywanie tego Olivierowi. Więc powiedz, co się dzieje?
– Wypchaj się, Colin – odrzekł uprzejmie Roger. –
Moim jedynym obowiązkiem jest chronić Marilyn, jak
sam powiedziałeś, kiedy mnie zatrudniałeś, i to właśnie robię. Wiesz, nie dalej jak wczoraj przyłapałem
jednego z tych cholernych reporterów na rynnie koło
łazienki Marilyn. Udało mu się przedostać przez płot,
pokonać trawnik i wspiąć się na pierwszą rynnę, jaką
zobaczył. Jeszcze parę minut i znalazłby się w toalecie Marilyn, a wtedy dopiero miałaby niespodziankę!
Znów zarechotał, a potem podjął swój ulubiony
temat: prasa. Czego nie mógł znieść, to bezczelności dziennikarzy. Spędził życie, łapiąc przestępców –
ludzi, którzy złamali prawo. Teraz często ma do czynienia z osobami, które za nic mają przyzwoitość
i zdecydowane są na wszystko, żeby osiągnąć swój
cel, ale które zachowują się raczej jak niegrzeczni
uczniowie niż kryminaliści.
– Co ja mogę, Colin? Nie mogę ich aresztować.
Nie wolno mi im przyłożyć. Jedyne, co mogę zrobić,
to wyrzucić ich i czekać, aż znów spróbują.
Roger tak naprawdę chciałby, żebyś ktoś dokonał próby zamachu na jego ukochaną Marilyn, wtedy
mógłby uratować ją w bohaterskim stylu. Tymczasem jego wrogiem jest fotograf z „News of the World”
i Roger musi się z nim użerać.
30
Kiedy skończyliśmy whisky, Roger zszedł na dół
i wrócił z talerzem kanapek od Marii i kilkoma butelkami piwa. O wpół do jedenastej byliśmy całkowicie zrelaksowani, ale na zewnątrz panowała ciemność, a ja musiałem rozwiązać kwestię tego, gdzie
spędzę noc. Roger chętnie by mnie odwiózł, ale
nie byłem całkiem pewien, czy jest w stanie. Jego
spojrzenie zrobiło się szkliste, a nos niepokojąco
poczerwieniał.
– Na końcu korytarza jest pokój gościnny – powiedziałem z nadzieją.
– Nie spodziewam się, żeby łóżko było pościelone – odrzekł Roger. – Maria wpadłaby w szał, gdyby
odkryła, że w nim spałeś. I co pomyślałaby Marilyn,
gdybyś jutro rano wsiadł ze mną do samochodu?
– Obawiam się, że nawet by mnie nie zauważyła.
Ale masz rację, lepiej zadzwonię po taksówkę. – Otwarłem drzwi od pokoju Rogera i wyjrzałem na zewnątrz. W całym domu panowała głucha cisza.
– Paula i Hedda idą do łóżek o dziesiątej – powiedział Roger – a José i Maria są już w części dla służby,
jesteś więc całkowicie bezpieczny. Trafisz na dół?
– Oczywiście – odpowiedziałem wyniośle. – Byłem w tym domu wiele razy. Nie zapominaj, że
właściciele są bliskimi przyjaciółmi moich rodziców. (W rzeczywistości byłem tam tylko dwa razy
i tylko raz na górze). Skorzystam z telefonu w kuchni.
31
Widziałem na ścianie numer miejscowych taksówek.
Idź spać, poradzę sobie. – Wymknąłem się na korytarz i starannie zamknąłem za sobą drzwi.
W takich właśnie, nieco nerwowych sytuacjach
dość często daje o sobie znać matka natura. Pytanie: „Czy powinienem skręcić w lewo, czy w prawo?”,
szybko ustąpiło miejsca całkowitej pewności, że
mam jakieś pół minuty, by znaleźć toaletę. Toalety
w obcych domach nie są tak naprawdę trudne do
zlokalizowania. Na szczycie schodów, w małych zakątkach, zdradzają swoją obecność cichym, acz nieustępliwym szmerem. Namierzenie drzwi i kontaktu
umieszczonego wygodnie na ścianie tuż za nimi nie
zajęło mi w mojej rozpaczliwej sytuacji dużo czasu.
Kiedy jednak wyłoniłem się z wielką ulgą kilka chwil
później, pojawił się nowy problem. Światło łazienki
było niesamowicie – pomyślałem, że wręcz absurdalnie – jasne. Reszta domu tonęła w kompletnych
ciemnościach, a ja się zgubiłem. Dostrzegłem jedynie cienką kreskę światła pod którymiś drzwiami.
Mogła ona oznaczać, że jest to pokój Rogera, ale
nie musiała. Gdybym wpadł na Paulę lub Heddę,
z pewnością by sobie coś pomyślały. A mogłyby nawet przyjąć mnie ochoczo i wtedy naprawdę byłbym w tarapatach. Z walącym sercem posuwałem
się po omacku wzdłuż korytarza, nie odrywając nóg
od dywanu, na wypadek gdybym dotarł do schodów.
32
W końcu doszedłem do rogu, zatrzymałem się i wyjrzałem zza niego. Nadal nic nie widziałem. „Muszę
przywyknąć do ciemności” – zdecydowałem. „Poczekam tu minutę z zaciśniętymi oczami”.
Wyglądało to na całkiem bezpieczne rozwiązanie, ale po paru sekundach dotarła do mnie bardzo
dziwna rzecz. Nie byłem sam. Słyszałem oddech
i chyba nie należał on do mnie. Brzmiał raczej jak
szereg lekkich westchnień. Co to było? Czy wszedłem do czyjejś sypialni? Spróbowałem nie oddychać,
ale westchnienia nie ucichły.
Nagle drzwi na przeciwległym końcu korytarza
otwarły się z impetem i snop jaskrawego światła zalał całą scenę. Oto, zaledwie kilka kroków przede
mną, na dywanie, z plecami opartymi o ścianę siedziała Marilyn. Gdybym przeszedł jeszcze kawałek,
potknąłbym się o nią. Po prostu siedziała tam owinięta w różową narzutę, z głową obróconą w moim
kierunku i wzrokiem wbitym prosto w moje oczy. Nie
zdradzała najmniejszych oznak, że mnie widzi. Czy
mrok wokół mnie był zbyt gęsty? Czy lunatykowała?
A może była na prochach? Po studiu krążyła masa
plotek na temat ilości tabletek nasennych, jakie brała.
Wyglądała po raz pierwszy dziwnie krucho i moje
serce wyrywało się do niej. Ta zachwycająco piękna
i delikatna kobieta była dosłownie u moich stóp. Co
mogłem zrobić? Wstrzymałem oddech. Zamarłem.
33
– Marilyn – głos Arthura Millera zdawał się dochodzić z innego świata. Odskoczyłem w tył jak oparzony. Musiałem narobić hałasu, ale przynajmniej
znalazłem się teraz bezpiecznie za narożnikiem
i poza zasięgiem wzroku.
– Marilyn. Wracaj do łóżka. – Ton jego głosu był
nieugięty, ale dziwnie beznamiętny, jak w środku
dnia.
Zapanowało milczenie. Marilyn nie odpowiedziała. Jej oddech się nie zmienił. Długie, powolne
wdechy, a potem krótkie westchnienia.
Głos Arthura przybliżył się.
– No już. Wstawaj. Czas iść spać. – Narzuta Marilyn spadła, szeleszcząc, na podłogę. Nie mogłem dosłyszeć ich kroków na grubym dywanie, ale wkrótce
drzwi się zamknęły, a strumień światła zniknął.
Dopiero wtedy się zorientowałem, że cały drżę.
Poczułem, że jestem w szoku. Koszulę miałem mokrą od potu, jakbym wyszedł spod prysznica.
Zdawało mi się, że znalezienie schodów zajęło
całą wieczność i kiedy dotarłem do kuchni, byłem
bliski zemdlenia. Nie mogłem opanować emocji. Nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś podobnego.
Nie potrafiłem przestać myśleć o wzroku Marilyn.
Marilyn Monroe wpatrzona prosto we mnie z tą jakąś niesamowitą niemą prośbą. Mogłem tylko marzyć o uratowaniu jej – ale w jaki sposób i od czego,
34
nie miałem pojęcia. Wszedłem chwiejnym krokiem
do jadalni i znalazłem na kredensie butelkę brandy.
Była pełna, pociągnąłem więc długi łyk, być może
dłuższy, niż nakazywał rozsądek. Wywołało to natychmiast atak kaszlu, który groził obudzeniem całego domu. Jedynym ratunkiem zdawał się następny
łyk. Wtedy, po raz trzeci tego wieczora, pstryknęło
niepożądane światło.
– Lepiej odstawimy cię natychmiast do domu,
chłopcze – powiedział ponuro Roger, jego postać
w szlafroku skierowała się do telefonu. – Nie będziesz jutro w pracy w najlepszej formie. To nic –
dodał. – I tak nie sądzę, żeby Marilyn się wybierała.
Chyba jakąś minutę temu słyszałem, że nadal jest
na nogach. Miejmy tylko nadzieję, że pan Miller nie
spyta mnie, kto kaszlał w środku nocy.
– Dobry wieczór – powiedział do słuchawki. –
Czy możecie przysłać taksówkę do Parkside House,
Englefield Green? Pięć minut? Dobrze. Będziemy na
zewnątrz. W żadnym wypadku proszę nie dzwonić
do drzwi.– Odwrócił się z powrotem do mnie.
– Chodź no, chłopcze. Masz tylko dwadzieścia
trzy lata. Nic ci nie będzie. Zaraz wylądujesz w łóżku.
Tylko nie zaśnij w samochodzie.
I tak dalej, dopóki nie usadowił mnie chwiejnie
z tyłu samochodu, wyciągnął z mojego portfela funta
dla kierowcy i powiedział mu, dokąd jechać.
35
Kiedy w końcu się położyłem, byłem wykończony,
ale nie mogłem zasnąć. Obraz Marilyn nie chciał
mnie opuścić. Wyglądało, jakby zwracała się do mnie
bezpośrednio, jak postać ze snu, jakby wołała mnie
jej dusza.
Spis treści
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Wtorek, 11 września 1956 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
Środa, 12 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37
Czwartek, 13 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51
Piątek, 14 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69
Sobota, 15 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
Niedziela, 16 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 105
Poniedziałek, 17 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117
Wtorek, 18 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142
Środa, 19 września . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 164
Epilog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173
Aneks. List od Colina Clarka do Petera Pitt-Millwarda,
Portugalia, 26 listopada 1956 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 179
O czymś bardziej intensywnym i intymnym niż seks.
O czymś, co na zawsze pozostało w ich sercach.
O czymś, co mówi o Marilyn Monroe więcej niż setki
jej biografii…
Złoty Glob i nominacja do Oscara dla
Michelle Williams – odtwórczyni roli
Marilyn Monroe w filmowej adaptacji książki
Cena detal.
29,90 zł
W sprzedaży
również
fotobiografia
Metamorfozy.
Marilyn Monroe
Clark_Moj tydzien z Marilyn_okladka.indd 1
MARILYN
Marilyn Monroe przyjeżdża do Anglii kręcić nowy film.
Po dwóch tygodniach miodowego miesiąca dowiaduje
się, że dla męża – Arthura Millera – jest wielkim rozczarowaniem. Załamana, odkrywa bratnią duszę w Colinie
Clarku – filmowym chłopcu na posyłki. To jemu podczas
bezsennych nocy opowiada w łóżku o swoim dzieciństwie, karierze i o mężczyznach, którzy zrobią wszystko,
aby do tego łóżka ją zaciągnąć…
colin
CLARK
mój tydzień z
Dopiero po latach Colin Clark zdecydował się opowiedzieć o tym, co przez krótki tydzień łączyło go
z amerykańską boginią kina.
colin
CLARK
Ta historia wydarzyła
się naprawdę
mój tydzień z
MARILYN
2012-02-08 11:29:27

Podobne dokumenty