02 lutego

Transkrypt

02 lutego
02 luty 2010 r.
PRZEGLĄD PRASY
RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.2
„Nie wolno bezpodstawnie podważać renomy firmy”, Izabela Lewandowska
Do dóbr osobistych przedsiębiorcy podlegających ochronie w drodze procesu cywilnego
należy renoma i dobre imię. Negatywne opinie o przedsiębiorcy musza mieć podstawę
w faktach.
RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.3
„Konwencja ułatwia ochronę oryginalnych wzorów”, Paweł Wrześniewski
Zamiast kilkudziesięciu zgłoszeń wzoru przemysłowego – jedno, zamiast kilkudziesięciu
opłat – jedna. Polska jest już stroną porozumienia, które przewiduje takie udogodnienia.
Więcej…
RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.3
„Ruszyły kolejne dotacje na uzyskanie patentu”, Michał Kołtuniak
Firmy, które prowadzą badania przemysłowe lub prace rozwojowe, powinny chronić swoje
wynalazki. Jest szansa, aby otrzymać na to wsparcie finansowe. Więcej…
RZECZPOSPOLITA, 02/02/2010 r., s.A18
„Po królewsku i surowo”, Anna Nowacka-Isaksson
Szwedzi szykują setki gadżetów na ślub księżniczki i… zachęcają do powściągliwości
w zakupach.
RZECZPOSPOLITA, 02/02/2010 r., s.A18
„Pięć lat na piątkę”, Maria Tyniec
Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie obchodzi piąte urodziny. Jest co
fetować. Od 2005 roku pokazano tu 120 wystaw, głównie wzornictwa. Zamek bierze udział
w międzynarodowych projektach związanych z nowymi technologiami, transferem wiedzy.
DZIENNIK GAZETA PRAWNA, Forsal, 02/02/2010 r., s.C7
„Dodatkowe dotacje dla firm najwcześniej w II kwartale”, Mariusz Gawrychowski
Przedsiębiorcy nadal muszą czekać na zwiększenie puli środków unijnych na dotacje
z programu Innowacyjna Gospodarka. Komitet monitorujący nie zajmie się tą sprawą
w czwartek.
WPROST, 07/02/2010 r., s.69
„SMS palcem w powietrzu”, Marek Matacz
Komputery odczytujące ruch, rozpoznające twarz i słowa, a nawet wirtualne postaci w grach
poruszające się zgodnie z ruchem ciała gracza – takie możliwości dają nowe systemy
opracowane przez największych producentów elektroniki i oprogramowania. SMS-a
będziemy mogli napisać palcem w powietrzu.
HUTNIK – WIADOMOŚCI HUTNICZE, 2010 r., s.30
„Wynalazki i udoskonalenia hutnicze”
Przedstawienie wybranych wynalazków i wzorów użytkowych zgłoszony do opatentowania
w Urzędzie Patentowym RP (wg Biuletynu UP RP). Więcej…
1
PRZEGLĄD PORTALI INTERNETOWYCH
Nauka w Polsce PAP
Kudrycka powołała Radę Młodych Naukowców
Zwiększenie wpływu młodych naukowców na kształt systemu szkolnictwa wyższego
zapowiedziała minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka. W tym celu
powołała w poniedziałek Radę Młodych Naukowców, która jako ciało doradcze resortu ma
opiniować rozstrzygnięcia prawne dotyczące sektora polskiej nauki oraz uczelni.
Nominacje na członków Rady otrzymało 21 młodych polskich uczonych. Rada, która ma
działać na takich samych zasadach jak Rada Nauki lub Rada Główna Szkolnictwa Wyższego,
została powołana zarządzeniem ministra i ma działać do 1 lutego 2011 r.
"Zapraszając państwa do współpracy z kierownictwem resortu, ze mną osobiście, zależy
nam bardzo na tym, aby to państwo, aby młodzi naukowcy mieli wpływ na treść prawa,
które będzie obowiązywać w Polsce, i to zarówno przepisów prawnych dotyczących
szkolnictwa wyższego, ustawy o stopniach i tytułach naukowych, ale także przepisów już
dyskutowanych w komisjach sejmowych" - mówiła Kudrycka do przybyłych na uroczystość
naukowców.
Minister podkreśliła, że podstawowym zadaniem Rady będzie opiniowanie aktów prawnych
jak np. projekty nowelizacji ustaw dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego, a także
ministerialnych rozporządzeń. Według niej, członkowie rady mają także "wypracowywać
przejrzyste reguły i standardy przyznawania grantów naukowych", "wspierać młodą kadrę"
oraz "oddziaływać na władze uczelni, aby rozumiały myśl ustawodawcy". "Zależy nam na
tym, abyście państwo pilnowali tego, w jaki sposób, w jakim zakresie te nowe przepisy
(m.in. pakiet 5 ustaw reformujących polską naukę omawiany obecnie w sejmowej
podkomisji - PAP) będą wchodziły w życie" - wyjaśniała Kudrycka.
W jej opinii, w Polsce głos młodych naukowców (terminem młodego naukowca określa się
osobę, która ma nie więcej niż 35 lat) "nie jest zbyt głośno słyszalny". "Oczywiście
przedstawiciele doktorantów i studentów robią co mogą, ale w tak niewielkiej reprezentacji
zawsze ten głos może być zagłuszony" - powiedziała Kudrycka.
Jej zdaniem, jeśli opinie Rady Młodych Naukowców będą miały równą rangę jak opinie
Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, to uda się "dopracować te wszystkie zapisy, które
pomogą nam zdynamizować te talenty, które w tej chwili drzemią w nauce polskiej,
a jednocześnie uwolnić te, które jeszcze nie miały szansy się rozwinąć" - mówiła.
Zgodnie z zarządzeniem, szczególnym zadaniem Rady będzie "wspieranie rozwoju kariery
młodych naukowców" m.in. poprzez "identyfikowanie istniejących i przyszłych barier
rozwoju kariery młodych naukowców", "przygotowywanie rekomendacji dotyczących
instrumentów wspomagania karier młodych naukowców", "przybliżanie młodym naukowcom
mechanizmów związanych z funkcjonowaniem finansowania nauki", "wspieranie kontaktów
młodych naukowców z przedstawicielami środowisk gospodarczych oraz instytucji
wdrażających innowacyjne rozwiązania w dziedzinach nauki". Ponadto Rada może
sporządzać opinie i rekomendacje w zakresie polityki naukowej i innowacyjnej państwa.
Bartosz Loba, rzecznik prasowy ministerstwa nauki, wyjaśniał, że kandydatów do Rady
zgłaszały organizacje skupiające laureatów polskich i zagranicznych programów
stypendialnych jak Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, tygodnik "Polityka", fundacja L'Oreal,
a także Krajowa Reprezentacja Doktorantów. Jak podkreślił, członkowie nowej rady
reprezentują zróżnicowane dyscypliny naukowe (m.in. socjologię, medycynę, ekonomię,
prawo, filozofię, biologię). Dodał też, że są absolwentami i pracownikami prestiżowych
ośrodków naukowych, "prowadzą odważne, przełomowe badania i znają najlepsze zachodnie
systemowe rozwiązania w nauce i szkolnictwie wyższym".
Jak powiedział jeden z członków Rady, ekspert w dziedzinie biologii molekularnej związany
m.in. z Instytutem Biochemii i Biofizyki PAN, dr hab. Andrzej Dziembowski, w polskiej nauce
istnieje konflikt pokoleniowy, co - jak zaznaczył - skłoniło go do podjęcia prac dla
ministerstwa nauki. "Patrzymy na naukę trochę inaczej niż starsze pokolenie i w związku
2
z tym w jakiś sposób możemy się wypowiedzieć, jak współczesna nauka ma wyglądać" mówił.
Z kolei dr hab. n. med. Maciej Banach, kierujący Zakładem Nadciśnienia Tętniczego na
Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, uznał, że jednym z najważniejszych problemów polskiej
nauki jest brak pieniędzy. "Jak robiłem ostatnio zestawienie to od 2006 r. nauka w Polsce,
pomimo że wszystkim się wydaje, że pięknie się rozwija, ma coraz mniejszą liczbę prac
i liczbę cytowań" - powiedział. Jego zdaniem wiąże się to ze zbyt słabym finansowaniem
nauki.
Utworzenie Rady Młodych Naukowców minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara
Kudrycka zapowiedziała 14 grudnia 2009 r. podczas debaty pt. "Uwalniamy talenty"
z udziałem ok. 100 najwybitniejszych młodych polskich naukowców, m.in. laureatów
stypendiów Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej oraz tygodnika "Polityka".
Wicepremier Pawlak za swobodą wymiany wiedzy w UE
Strategii Lizbońskiej nie należy całkowicie przekreślać - uważa wicepremier, minister
gospodarki Waldemar Pawlak. Jak podkreśla, w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych czy
Japonii, Unia Europejska jest konglomeratem różnych krajów i kultur, a model jej
funkcjonowania, w tym Strategia Lizbońska, bardziej przystaje do globalnych wyzwań, gdzie
ludzie muszą się ścierać w różnych relacjach, dojrzewać, poznać się, zbudować różnego
rodzaju więzi. Według niego, do czterech swobód UE warto dołożyć piątą: swobodę wymiany
wiedzy.
W opinii wicepremiera Pawlaka, fakt, że Unia nie przegoniła Stanów Zjednoczonych pod
względem innowacji i wdrożeń w gospodarce, nie oznacza, że nie wygraliśmy niczego na
próbach wprowadzenia w życie Strategii Lizbońskiej. Przeciwnie - to było bardzo cenne
doświadczenie.
"Najważniejsze, aby bardziej stawiać na rozwój niż na perfekcję. Perfekcję jest trudno
osiągnąć, jest ona dostępna dla nielicznych. A postęp jest możliwy dla każdego, trzeba się
tylko o to starać" - tłumaczył minister w styczniu podczas rozszerzonego posiedzenia rady
Polskiej Izby Gospodarczej Zaawansowanych Technologii.
"Jak spojrzymy na to, co ludzi motywuje, to - nie tylko samą kasą człowiek żyje. Jak
weźmiemy na przykład fenomen open source'u (odłam ruchu wolnego oprogramowaniaPAP), to jest to kultura daru, a nie kultura wymiany" - zauważył Pawlak.
Jak wyjaśnił, członkowie tego ruchu nie wymieniają się podstawowymi narzędziami, ale
rozwijają je, dodając własny wkład intelektualny. W tej kulturze pozycję buduje się nie
zarobioną sumą pieniędzy, ale jakością tego, co dodało się do wspólnego dzieła. A tutaj
każdy może się okazać wyjątkowym i niezwykłym. Przykładem jest Wikipedia przedsięwzięcie nastawione nie na biznes, które wielu ludziom daje satysfakcję nawet nie
dlatego, że ktoś ich wymienia jako autorów, tylko z tego powodu, że są oni tymi, którzy
kształtują wiedzę współczesnego świata.
W opinii Pawlaka, innowacyjność musi się wiązać z dzieleniem się wiedzą, wzajemnym
inspirowaniem się, a przez to wejściem w zupełnie inną ekonomię. "Wówczas każdy z nas
zachowuje swoją wiedzę, a jednocześnie poznaje wiedzę partnera i znajdzie uogólnienia czy
też refleksje, których niewykluczone, że sam, w pojedynkę by nie zauważył. Dlatego
w kontekście Strategii Lizbońskiej (jeśli położymy-PAP) akcent na dołożenie do tych
czterech swobód jeszcze dodanie piątej swobody - wymiany wiedzy, to może być taka
specjalność europejska" - stwierdził minister gospodarki.
Wicepremier przypomniał, że popularne sposoby ochrony własności intelektualnej często
zawodzą. Patenty w niektórych regionach w globalnej gospodarce po prostu nie obowiązują,
a dla nieuczciwych przedsiębiorców patent bywa prostą instrukcją, jak skorzystać
z technologii nie przestrzegając reguł.
"Swoboda wymiany podstawowych narzędzi sprowadza się do tego, że matematyki i fizyki
nikt nie chce opatentować. To jest ta podstawowa wiedza, która daje możliwość tworzenia
bardzo ciekawych rozwiązań" - podsumował Pawlak swoje rozważania nad zjawiskiem open
source.
Dodał, że innowacyjność w Polsce wymaga skutecznych narzędzi wsparcia. Zaznaczył, że
wprowadzony ustawą o wspieraniu niektórych form działalności innowacyjnej status
3
centrum badawczo-rozwojowego (obecnie takich centrów jest 20) to mechanizm, który
wymaga dodatkowego impulsu. Podkreślił, że warto przełamać zachowawcze myślenie tych,
którzy decydują o finansach, m.in. określając ulgi dla centrów badawczo-rozwojowych. Jego
zdaniem, obecnie obowiązująca kwota nie jest znacząca.
"W ministerstwie finansów, w toku prac nad ustawą o innowacyjności nie możemy
przełamać prostego schematu: żeby zarobić, trzeba najpierw zainwestować. Warto - żeby
później mieć nowe technologie, nowe rozwiązania" - przekonywał szef resortu gospodarki.
Wspomniał też o problemie z kredytem technologicznym. Bardzo trudne okazuje się dla
przedsiębiorców pozyskanie premii w tym kredycie. Zdaniem wicepremiera Pawlaka, warto
wspierać firmy, wykorzystujące ten mechanizm. Firmy badawczo-rozwojowe na ogół są
prowadzone przez ludzi bardzo odpowiedzialnych, którym zależy na reputacji. Inwestycje
B+R wiążą się z bardzo wysokim ryzykiem, jednak nawet w razie "wpadki",
przedsiębiorstwa te nie spowodują konsekwencji, których Polska nie wytrzyma.
"Myślę, że nie należy popadać w zbytni pesymizm. To, że mamy wzrost PKB, to też jest
premia za pewną pomysłowość, za radzenie sobie w trudnych czasach. Może my nie
potrafimy zapisać tego w statystykach, ale realnie potrafimy sobie radzić. I teraz potrzebne
jest wprowadzenie takich mechanizmów, które będą premiowały tych, którzy potrafią
wykorzystać swoje pomysły, swoją wyjątkową pasję, wiedzę do rozwoju naszego kraju, a
także - nawiążę tu do tej kultury daru, wymiany. Szczególnie dla środowiska nauki ten
element prestiżu, szacunku, respektu jest ogromnie ważny" - podsumował wicepremier.
Komercjalizacja badań - świat już wie, jak to robić
W komercjalizacji wyników badań naukowych w najlepszych ośrodkach europejskich
i amerykańskich najlepiej sprawdza się złoty trójkąt: władza samorządowa, biznes, uczelnia.
Musimy korzystać z tych dobrych wzorców i doświadczeń, choć strategie wdrażania
innowacji nie dadzą się w całości przenieść na nasz grunt, a szczególnie ostrożnie należy
traktować doświadczenia amerykańskie - mówi senator RP prof. dr hab. inż. Janusz Rachoń
o różnicach w podejściu do działalności innowacyjnej między Polską i Europą oraz Unią
Europejską a Stanami Zjednoczonymi
Problemem komercjalizacji wyników badań naukowych prof. Rachoń zajmuję się od dawna.
W jego opinii, za wzorcowy pod tym względem może uchodzić Uniwersytet Stanforda jeden z uniwersytetów amerykańskich, który ma największą liczbę wdrożeń i największe
zyski z tego tytułu. Jak zaznacza senator, obecnie liderem jest Uniwersytet Stanowy na
Florydzie, który wzbogacił się na przeciwnowotworowym leku o nazwie Taxol, jednak
organizacja na Stanfordzie jest bardzo dobra.
"Przeżyłem pewne zaskoczenie, bo byłem przekonany, że w Stanach Zjednoczonych
komercjalizacją wyników naukowych zajmują się od zarania dziejów. I to jest nieprawda. Ta
tematyka tam się pojawiła około 15 lat temu. Mało tego, na Stanfordzie przez 10 lat była
utrzymywana jednostka transferu technologii, którą uniwersytet finansował i nie było
żadnych zysków. Po 10 latach zaczęły się pojawiać zyski, dzisiaj tam pracuje ok. 40 osób" tłumaczy prof. Rachoń.
Jako drugi, europejski przykład, senator podaje Uniwersytet w Leuven w Belgii. Jego
zdaniem, "wszystkie znaki na niebie i ziemi" wskazują, że to będzie największy park
naukowo-technologiczny w Europie. Uniwersytet w Leuven to jeden z większych
uniwersytetów europejskich, który w swojej działalności badawczej i wdrożeniowej
wykorzystuje środki rządowe, regionalne i municypalne, a transfer obsługuje z pozycji
dwóch etatów uniwersyteckich.
Prof. Rachoń przypomina, że założeniem nieudanej unijnej Strategii Lizbońskiej było
dogonić i przegonić Stany Zjednoczone. Według niego, za istotną przyczynę niepowodzenia
należy uznać uwarunkowania kulturowe. Różnica w mentalności jest taka, że w Stanach
Zjednoczonych próbują rozwiązać problem, natomiast w Europie próbujemy pomagać
ludziom. "I jeżeli tego nie przełamiemy to nie dogonimy Stanów Zjednoczonych" - stwierdza
senator.
Dodaje, że w mentalności amerykańskiej, osoba, która prowadziła biznes i splajtowała,
w szczególności kilkakrotnie, jest wyżej oceniana przez pracodawców w procesie
aplikacyjnym.
4
"Jak tam się zderzają dwa CV: jedno z doświadczeniem dwóch bankructw i drugie bez
bankructwa, czyste - to wygrywa ten z dwoma bankructwami, bo on ma doświadczenie, co
w Europie jest nie do pomyślenia, a szczególnie w naszym kraju" - ocenia profesor.
Odnosząc się do polskiej specyfiki, prof. Rachoń zaznacza, że nakłady na naukę są bardzo
niskie, od wielu lat nie przekraczają 0,3 proc. PKB.
"Niestety, muszę powiedzieć, że nie należy oczekiwać skokowego wzrostu nakładów na
naukę, ponieważ dług publiczny jest bardzo wysoki. Co więcej, w roku 2010 obsługa długu
publicznego będzie nas kosztowała 3 proc. PKB, czyli dużo, dużo więcej, niż wydajemy na
naukę, dużo więcej, niż wydajemy na obronność kraju. Innymi słowy, jeżeli się nie uporamy
z deficytem budżetowym i długiem publicznym to, niestety, będziemy w takiej sytuacji,
w jakiej jesteśmy" - tłumaczy.
Profesor wymienia trzy sposoby likwidowania deficytu budżetowego. Można ciąć wydatki,
podnosić podatki i przenosić wydatki w takie obszary, które będą gwarantowały większe
dochody. Ta trzecia metoda, najmniej chętnie stosowana, w jego pojęciu jest najbardziej
strategiczna i efektywna. A takim obszarem, który wymaga nakładów, ale gwarantuje zyski
jest właśnie innowacyjna gospodarka. Wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw
w działalności innowacyjnej to jedyna droga szybkiego postępu - przekonuje.
Gazeta.pl
W USA już odcinają za piractwo - tyle, że po cichu
Oto mamy kolejny przykład na to, że amerykański system ochrony praw autorskich nie
działa tak, jak powinien. Pewna Amerykanka - niejaka Cathi Paradiso - została ostatnio
odcięta od Sieci, ponieważ jej dostawca Internetu uznał, że pobrała pirackie filmy. Nie był
do tego potrzebny wniosek prokuratury czy orzeczenie sądu - wystarczyła administracyjna
decyzja firmy Qwest Communications.
Cała sprawa zaczęła się kilka tygodni temu - pani Paradiso zorientowała się pewnego
poranka, że nie działa jej łącze internetowe. Gdy zadzwoniła na infolinię dostawcy Internetu
(czyli firmy Qwest Communications) z reklamacją, dowiedziała się, że to żadna awaria, tylko
świadoma decyzja - firma zawiesiła jej konto, bo pani Paradiso pobierała z Internetu
pirackie filmy (w sumie 18 pozycji - m.in. filmy fabularne i seriale telewizyjne). Problem
w tym, że główna bohaterka afery nie pobierała żadnych filmów i w ogóle nie korzysta
z sieci P2P (z których jakoby ściągnięto owe pliki).
Niestety, to tłumaczenie nie na wiele się zdało - przedstawiciele Qwest Communications
przyjęli stanowisko rodem z "Misia" - "Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?".
Innymi słowy - oni mają dowody, że pani Paradiso filmy pobrała i w związku z tym nie
zamierzają słuchać jej tłumaczeń.
Zdesperowana Amerykanka postanowiła szukać wsparcia u czwartej władzy - opisała swój
problem dziennikarzom serwisu CNet.com, którzy rozpoczęli własne dochodzenie w tej
sprawie. Okazało się, ze to wystarczyło - fakt, iż sprawą zajęły się media, natychmiast
zmotywował pracowników Qwest Communications do bliższego przyjrzenia się sprawie.
I wtedy na jaw wyszło, że Cathi Paradiso chyba faktycznie nie pobierała tych filmów technicy firmy znaleźli bowiem dowody na to, że ktoś włamał się do jej domowej sieci
i korzystał za pośrednictwem jej łącza z sieci P2P.
Mogłoby się wydawać, że to sprawa jakich było już wiele - bo przecież nie pierwszy raz
zdarzyło się, że jakiś internauta został niesłusznie posądzony o piractwo. Pisaliśmy o tym
wielokrotnie - w historii były już wszak przypadki oskarżania Bogu ducha winnych emerytów
o pobieranie gejowskiego porno czy nawet oskarżania o piractwa... drukarek i routerów.
Ale ta sprawa jest ważna z innego powodu - bo przecież w USA toczy się właśnie dyskusja
o wprowadzeniu tzw. zasady trzech przewinień, w myśl której możliwe byłoby permanentne
odcinanie od Sieci osób, które trzy razy przyłapano na łamaniu praw autorskich (takie
przepisy wprowadzono już w kilku krajach w Europie. Okazuje się jednak, że to ta dyskusja
jest właściwie bezcelowa - przykład pani Paradiso pokazuje, że internautę można odciąć od
Sieci już dziś. I to bez trzech przewinień czy udowodnienia winy przed sądem (lub
jakąkolwiek inną instytucją władną do orzekania w tej sprawie) - wystarczy, iż dostawca
Internetu uzna, że ktoś pobrał piracki film...
5
Wp.pl
RIAA nie daje za wygraną, będzie kolejny proces o piractwo
Nic nie wskazuje na to, by miał się ku końcowi spór pomiędzy RIAA a oskarżaną
o nielegalne pobieranie muzyki z Internetu Jammie Thomas-Rasset. Amerykańskie
Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego przygotowuje się do kolejnej rozprawy, po tym jak
kobieta odrzuciła złożoną jej kilka dni temu propozycję ugody.
Cara Duckworth, rzeczniczka organizacji, potwierdziła rozpoczęcie przygotowań do
wznowienia procesu przeciw Thomas-Rasset. W ubiegłym tygodniu RIAA zaproponowała jej
ugodę, w ramach której kobieta miałaby do zapłaty 25 tys. dolarów odszkodowania.
Amerykanka odrzuciła tę propozycję.
Przypomnijmy, że w pierwszym procesie (w 2007 r.) wytoczonym kobiecie przez RIAA za
pobranie i udostępnienie w sieci P2P 24 utworów kwota odszkodowania zasądzona do
zapłaty na rzecz koncernów fonograficznych wyniosła 220 tys. USD. Wyrok ten jednak
został uchylony.
Sprawa ponownie trafiła na wokandę w czerwcu 2008 r., jednak w tym wypadku sankcje
były znacznie bardziej dotkliwe - ława przysięgłych uznała Thomas-Rasset winną
świadomego naruszenia przepisów o ochronie praw autorskich. Wysokość zasądzonego
przez sąd federalny odszkodowania dla wytwórni fonograficznych ustalono 1,92 mln
dolarów.
Prawnicy kobiety zapowiedzieli wówczas złożenie apelacji, powołując się na
nieproporcjonalność kwoty odszkodowania do rzeczywistych szkód. Argumentację tę
podzielił pod koniec stycznia 2010 r. sędzia Michael Davis, ten sam sędzia, który już
wcześniej zmniejszył Amerykance karę.
Uznał on, że potrzeba odstraszania (od piractwa internetowego) nie może usprawiedliwić
kary w tej wysokości za kradzież i nielegalną dystrybucję 24 piosenek. Jednocześnie
wyznaczył nową wysokość grzywny - 54 tys. dolarów.
Wkrótce potem Stowarzyszenie przekazało prawnikom Thomas-Rasset swoją ofertę –
25 tys. dolarów odszkodowania w zamian za wycofanie zarzutów, ale tylko pod warunkiem,
że sąd zawiesi lub zmodyfikuje ostatnie orzeczenie. RIAA argumentowała, że było ono
częściowo niezgodne z obowiązującymi przepisami. Organizacja zapewniła, że kwota
odszkodowania wpłacona przez Amerykankę zostanie przekazana na cele charytatywne
(pomoc dla artystów mających trudności z utrzymaniem się z zawodu).
Prawnicy kobiety propozycję RIAA szybko odrzucili: "Wierzymy, że kwoty odszkodowania
za naruszenie praw autorskich są niezgodne z konstytucją ponieważ nie mają żadnego
związku z rzeczywistą szkodą właścicieli tych praw. Jammie nigdy nie zgodzi się na zapłatę
i będzie walczyć aż do końca".
Duckworth, w wiadomości e-mail przesłanej do redakcji magazynu computerworld.com,
napisała: "To wstyd, że pani Thomas-Rasset wciąż unika odpowiedzialności za swoje czyny,
zamiast zaakceptować rozsądną ofertę ugody i zakończyć tę sprawę. W związku z tym
zaczniemy przygotowania do nowej rozprawy".
6