02 lutego
Transkrypt
02 lutego
02 luty 2010 r. PRZEGLĄD PRASY RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.2 „Nie wolno bezpodstawnie podważać renomy firmy”, Izabela Lewandowska Do dóbr osobistych przedsiębiorcy podlegających ochronie w drodze procesu cywilnego należy renoma i dobre imię. Negatywne opinie o przedsiębiorcy musza mieć podstawę w faktach. RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.3 „Konwencja ułatwia ochronę oryginalnych wzorów”, Paweł Wrześniewski Zamiast kilkudziesięciu zgłoszeń wzoru przemysłowego – jedno, zamiast kilkudziesięciu opłat – jedna. Polska jest już stroną porozumienia, które przewiduje takie udogodnienia. Więcej… RZECZPOSPOLITA, Dobra Firma, 02/02/2010 r., s.3 „Ruszyły kolejne dotacje na uzyskanie patentu”, Michał Kołtuniak Firmy, które prowadzą badania przemysłowe lub prace rozwojowe, powinny chronić swoje wynalazki. Jest szansa, aby otrzymać na to wsparcie finansowe. Więcej… RZECZPOSPOLITA, 02/02/2010 r., s.A18 „Po królewsku i surowo”, Anna Nowacka-Isaksson Szwedzi szykują setki gadżetów na ślub księżniczki i… zachęcają do powściągliwości w zakupach. RZECZPOSPOLITA, 02/02/2010 r., s.A18 „Pięć lat na piątkę”, Maria Tyniec Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie obchodzi piąte urodziny. Jest co fetować. Od 2005 roku pokazano tu 120 wystaw, głównie wzornictwa. Zamek bierze udział w międzynarodowych projektach związanych z nowymi technologiami, transferem wiedzy. DZIENNIK GAZETA PRAWNA, Forsal, 02/02/2010 r., s.C7 „Dodatkowe dotacje dla firm najwcześniej w II kwartale”, Mariusz Gawrychowski Przedsiębiorcy nadal muszą czekać na zwiększenie puli środków unijnych na dotacje z programu Innowacyjna Gospodarka. Komitet monitorujący nie zajmie się tą sprawą w czwartek. WPROST, 07/02/2010 r., s.69 „SMS palcem w powietrzu”, Marek Matacz Komputery odczytujące ruch, rozpoznające twarz i słowa, a nawet wirtualne postaci w grach poruszające się zgodnie z ruchem ciała gracza – takie możliwości dają nowe systemy opracowane przez największych producentów elektroniki i oprogramowania. SMS-a będziemy mogli napisać palcem w powietrzu. HUTNIK – WIADOMOŚCI HUTNICZE, 2010 r., s.30 „Wynalazki i udoskonalenia hutnicze” Przedstawienie wybranych wynalazków i wzorów użytkowych zgłoszony do opatentowania w Urzędzie Patentowym RP (wg Biuletynu UP RP). Więcej… 1 PRZEGLĄD PORTALI INTERNETOWYCH Nauka w Polsce PAP Kudrycka powołała Radę Młodych Naukowców Zwiększenie wpływu młodych naukowców na kształt systemu szkolnictwa wyższego zapowiedziała minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka. W tym celu powołała w poniedziałek Radę Młodych Naukowców, która jako ciało doradcze resortu ma opiniować rozstrzygnięcia prawne dotyczące sektora polskiej nauki oraz uczelni. Nominacje na członków Rady otrzymało 21 młodych polskich uczonych. Rada, która ma działać na takich samych zasadach jak Rada Nauki lub Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, została powołana zarządzeniem ministra i ma działać do 1 lutego 2011 r. "Zapraszając państwa do współpracy z kierownictwem resortu, ze mną osobiście, zależy nam bardzo na tym, aby to państwo, aby młodzi naukowcy mieli wpływ na treść prawa, które będzie obowiązywać w Polsce, i to zarówno przepisów prawnych dotyczących szkolnictwa wyższego, ustawy o stopniach i tytułach naukowych, ale także przepisów już dyskutowanych w komisjach sejmowych" - mówiła Kudrycka do przybyłych na uroczystość naukowców. Minister podkreśliła, że podstawowym zadaniem Rady będzie opiniowanie aktów prawnych jak np. projekty nowelizacji ustaw dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego, a także ministerialnych rozporządzeń. Według niej, członkowie rady mają także "wypracowywać przejrzyste reguły i standardy przyznawania grantów naukowych", "wspierać młodą kadrę" oraz "oddziaływać na władze uczelni, aby rozumiały myśl ustawodawcy". "Zależy nam na tym, abyście państwo pilnowali tego, w jaki sposób, w jakim zakresie te nowe przepisy (m.in. pakiet 5 ustaw reformujących polską naukę omawiany obecnie w sejmowej podkomisji - PAP) będą wchodziły w życie" - wyjaśniała Kudrycka. W jej opinii, w Polsce głos młodych naukowców (terminem młodego naukowca określa się osobę, która ma nie więcej niż 35 lat) "nie jest zbyt głośno słyszalny". "Oczywiście przedstawiciele doktorantów i studentów robią co mogą, ale w tak niewielkiej reprezentacji zawsze ten głos może być zagłuszony" - powiedziała Kudrycka. Jej zdaniem, jeśli opinie Rady Młodych Naukowców będą miały równą rangę jak opinie Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, to uda się "dopracować te wszystkie zapisy, które pomogą nam zdynamizować te talenty, które w tej chwili drzemią w nauce polskiej, a jednocześnie uwolnić te, które jeszcze nie miały szansy się rozwinąć" - mówiła. Zgodnie z zarządzeniem, szczególnym zadaniem Rady będzie "wspieranie rozwoju kariery młodych naukowców" m.in. poprzez "identyfikowanie istniejących i przyszłych barier rozwoju kariery młodych naukowców", "przygotowywanie rekomendacji dotyczących instrumentów wspomagania karier młodych naukowców", "przybliżanie młodym naukowcom mechanizmów związanych z funkcjonowaniem finansowania nauki", "wspieranie kontaktów młodych naukowców z przedstawicielami środowisk gospodarczych oraz instytucji wdrażających innowacyjne rozwiązania w dziedzinach nauki". Ponadto Rada może sporządzać opinie i rekomendacje w zakresie polityki naukowej i innowacyjnej państwa. Bartosz Loba, rzecznik prasowy ministerstwa nauki, wyjaśniał, że kandydatów do Rady zgłaszały organizacje skupiające laureatów polskich i zagranicznych programów stypendialnych jak Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, tygodnik "Polityka", fundacja L'Oreal, a także Krajowa Reprezentacja Doktorantów. Jak podkreślił, członkowie nowej rady reprezentują zróżnicowane dyscypliny naukowe (m.in. socjologię, medycynę, ekonomię, prawo, filozofię, biologię). Dodał też, że są absolwentami i pracownikami prestiżowych ośrodków naukowych, "prowadzą odważne, przełomowe badania i znają najlepsze zachodnie systemowe rozwiązania w nauce i szkolnictwie wyższym". Jak powiedział jeden z członków Rady, ekspert w dziedzinie biologii molekularnej związany m.in. z Instytutem Biochemii i Biofizyki PAN, dr hab. Andrzej Dziembowski, w polskiej nauce istnieje konflikt pokoleniowy, co - jak zaznaczył - skłoniło go do podjęcia prac dla ministerstwa nauki. "Patrzymy na naukę trochę inaczej niż starsze pokolenie i w związku 2 z tym w jakiś sposób możemy się wypowiedzieć, jak współczesna nauka ma wyglądać" mówił. Z kolei dr hab. n. med. Maciej Banach, kierujący Zakładem Nadciśnienia Tętniczego na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, uznał, że jednym z najważniejszych problemów polskiej nauki jest brak pieniędzy. "Jak robiłem ostatnio zestawienie to od 2006 r. nauka w Polsce, pomimo że wszystkim się wydaje, że pięknie się rozwija, ma coraz mniejszą liczbę prac i liczbę cytowań" - powiedział. Jego zdaniem wiąże się to ze zbyt słabym finansowaniem nauki. Utworzenie Rady Młodych Naukowców minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka zapowiedziała 14 grudnia 2009 r. podczas debaty pt. "Uwalniamy talenty" z udziałem ok. 100 najwybitniejszych młodych polskich naukowców, m.in. laureatów stypendiów Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej oraz tygodnika "Polityka". Wicepremier Pawlak za swobodą wymiany wiedzy w UE Strategii Lizbońskiej nie należy całkowicie przekreślać - uważa wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jak podkreśla, w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych czy Japonii, Unia Europejska jest konglomeratem różnych krajów i kultur, a model jej funkcjonowania, w tym Strategia Lizbońska, bardziej przystaje do globalnych wyzwań, gdzie ludzie muszą się ścierać w różnych relacjach, dojrzewać, poznać się, zbudować różnego rodzaju więzi. Według niego, do czterech swobód UE warto dołożyć piątą: swobodę wymiany wiedzy. W opinii wicepremiera Pawlaka, fakt, że Unia nie przegoniła Stanów Zjednoczonych pod względem innowacji i wdrożeń w gospodarce, nie oznacza, że nie wygraliśmy niczego na próbach wprowadzenia w życie Strategii Lizbońskiej. Przeciwnie - to było bardzo cenne doświadczenie. "Najważniejsze, aby bardziej stawiać na rozwój niż na perfekcję. Perfekcję jest trudno osiągnąć, jest ona dostępna dla nielicznych. A postęp jest możliwy dla każdego, trzeba się tylko o to starać" - tłumaczył minister w styczniu podczas rozszerzonego posiedzenia rady Polskiej Izby Gospodarczej Zaawansowanych Technologii. "Jak spojrzymy na to, co ludzi motywuje, to - nie tylko samą kasą człowiek żyje. Jak weźmiemy na przykład fenomen open source'u (odłam ruchu wolnego oprogramowaniaPAP), to jest to kultura daru, a nie kultura wymiany" - zauważył Pawlak. Jak wyjaśnił, członkowie tego ruchu nie wymieniają się podstawowymi narzędziami, ale rozwijają je, dodając własny wkład intelektualny. W tej kulturze pozycję buduje się nie zarobioną sumą pieniędzy, ale jakością tego, co dodało się do wspólnego dzieła. A tutaj każdy może się okazać wyjątkowym i niezwykłym. Przykładem jest Wikipedia przedsięwzięcie nastawione nie na biznes, które wielu ludziom daje satysfakcję nawet nie dlatego, że ktoś ich wymienia jako autorów, tylko z tego powodu, że są oni tymi, którzy kształtują wiedzę współczesnego świata. W opinii Pawlaka, innowacyjność musi się wiązać z dzieleniem się wiedzą, wzajemnym inspirowaniem się, a przez to wejściem w zupełnie inną ekonomię. "Wówczas każdy z nas zachowuje swoją wiedzę, a jednocześnie poznaje wiedzę partnera i znajdzie uogólnienia czy też refleksje, których niewykluczone, że sam, w pojedynkę by nie zauważył. Dlatego w kontekście Strategii Lizbońskiej (jeśli położymy-PAP) akcent na dołożenie do tych czterech swobód jeszcze dodanie piątej swobody - wymiany wiedzy, to może być taka specjalność europejska" - stwierdził minister gospodarki. Wicepremier przypomniał, że popularne sposoby ochrony własności intelektualnej często zawodzą. Patenty w niektórych regionach w globalnej gospodarce po prostu nie obowiązują, a dla nieuczciwych przedsiębiorców patent bywa prostą instrukcją, jak skorzystać z technologii nie przestrzegając reguł. "Swoboda wymiany podstawowych narzędzi sprowadza się do tego, że matematyki i fizyki nikt nie chce opatentować. To jest ta podstawowa wiedza, która daje możliwość tworzenia bardzo ciekawych rozwiązań" - podsumował Pawlak swoje rozważania nad zjawiskiem open source. Dodał, że innowacyjność w Polsce wymaga skutecznych narzędzi wsparcia. Zaznaczył, że wprowadzony ustawą o wspieraniu niektórych form działalności innowacyjnej status 3 centrum badawczo-rozwojowego (obecnie takich centrów jest 20) to mechanizm, który wymaga dodatkowego impulsu. Podkreślił, że warto przełamać zachowawcze myślenie tych, którzy decydują o finansach, m.in. określając ulgi dla centrów badawczo-rozwojowych. Jego zdaniem, obecnie obowiązująca kwota nie jest znacząca. "W ministerstwie finansów, w toku prac nad ustawą o innowacyjności nie możemy przełamać prostego schematu: żeby zarobić, trzeba najpierw zainwestować. Warto - żeby później mieć nowe technologie, nowe rozwiązania" - przekonywał szef resortu gospodarki. Wspomniał też o problemie z kredytem technologicznym. Bardzo trudne okazuje się dla przedsiębiorców pozyskanie premii w tym kredycie. Zdaniem wicepremiera Pawlaka, warto wspierać firmy, wykorzystujące ten mechanizm. Firmy badawczo-rozwojowe na ogół są prowadzone przez ludzi bardzo odpowiedzialnych, którym zależy na reputacji. Inwestycje B+R wiążą się z bardzo wysokim ryzykiem, jednak nawet w razie "wpadki", przedsiębiorstwa te nie spowodują konsekwencji, których Polska nie wytrzyma. "Myślę, że nie należy popadać w zbytni pesymizm. To, że mamy wzrost PKB, to też jest premia za pewną pomysłowość, za radzenie sobie w trudnych czasach. Może my nie potrafimy zapisać tego w statystykach, ale realnie potrafimy sobie radzić. I teraz potrzebne jest wprowadzenie takich mechanizmów, które będą premiowały tych, którzy potrafią wykorzystać swoje pomysły, swoją wyjątkową pasję, wiedzę do rozwoju naszego kraju, a także - nawiążę tu do tej kultury daru, wymiany. Szczególnie dla środowiska nauki ten element prestiżu, szacunku, respektu jest ogromnie ważny" - podsumował wicepremier. Komercjalizacja badań - świat już wie, jak to robić W komercjalizacji wyników badań naukowych w najlepszych ośrodkach europejskich i amerykańskich najlepiej sprawdza się złoty trójkąt: władza samorządowa, biznes, uczelnia. Musimy korzystać z tych dobrych wzorców i doświadczeń, choć strategie wdrażania innowacji nie dadzą się w całości przenieść na nasz grunt, a szczególnie ostrożnie należy traktować doświadczenia amerykańskie - mówi senator RP prof. dr hab. inż. Janusz Rachoń o różnicach w podejściu do działalności innowacyjnej między Polską i Europą oraz Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi Problemem komercjalizacji wyników badań naukowych prof. Rachoń zajmuję się od dawna. W jego opinii, za wzorcowy pod tym względem może uchodzić Uniwersytet Stanforda jeden z uniwersytetów amerykańskich, który ma największą liczbę wdrożeń i największe zyski z tego tytułu. Jak zaznacza senator, obecnie liderem jest Uniwersytet Stanowy na Florydzie, który wzbogacił się na przeciwnowotworowym leku o nazwie Taxol, jednak organizacja na Stanfordzie jest bardzo dobra. "Przeżyłem pewne zaskoczenie, bo byłem przekonany, że w Stanach Zjednoczonych komercjalizacją wyników naukowych zajmują się od zarania dziejów. I to jest nieprawda. Ta tematyka tam się pojawiła około 15 lat temu. Mało tego, na Stanfordzie przez 10 lat była utrzymywana jednostka transferu technologii, którą uniwersytet finansował i nie było żadnych zysków. Po 10 latach zaczęły się pojawiać zyski, dzisiaj tam pracuje ok. 40 osób" tłumaczy prof. Rachoń. Jako drugi, europejski przykład, senator podaje Uniwersytet w Leuven w Belgii. Jego zdaniem, "wszystkie znaki na niebie i ziemi" wskazują, że to będzie największy park naukowo-technologiczny w Europie. Uniwersytet w Leuven to jeden z większych uniwersytetów europejskich, który w swojej działalności badawczej i wdrożeniowej wykorzystuje środki rządowe, regionalne i municypalne, a transfer obsługuje z pozycji dwóch etatów uniwersyteckich. Prof. Rachoń przypomina, że założeniem nieudanej unijnej Strategii Lizbońskiej było dogonić i przegonić Stany Zjednoczone. Według niego, za istotną przyczynę niepowodzenia należy uznać uwarunkowania kulturowe. Różnica w mentalności jest taka, że w Stanach Zjednoczonych próbują rozwiązać problem, natomiast w Europie próbujemy pomagać ludziom. "I jeżeli tego nie przełamiemy to nie dogonimy Stanów Zjednoczonych" - stwierdza senator. Dodaje, że w mentalności amerykańskiej, osoba, która prowadziła biznes i splajtowała, w szczególności kilkakrotnie, jest wyżej oceniana przez pracodawców w procesie aplikacyjnym. 4 "Jak tam się zderzają dwa CV: jedno z doświadczeniem dwóch bankructw i drugie bez bankructwa, czyste - to wygrywa ten z dwoma bankructwami, bo on ma doświadczenie, co w Europie jest nie do pomyślenia, a szczególnie w naszym kraju" - ocenia profesor. Odnosząc się do polskiej specyfiki, prof. Rachoń zaznacza, że nakłady na naukę są bardzo niskie, od wielu lat nie przekraczają 0,3 proc. PKB. "Niestety, muszę powiedzieć, że nie należy oczekiwać skokowego wzrostu nakładów na naukę, ponieważ dług publiczny jest bardzo wysoki. Co więcej, w roku 2010 obsługa długu publicznego będzie nas kosztowała 3 proc. PKB, czyli dużo, dużo więcej, niż wydajemy na naukę, dużo więcej, niż wydajemy na obronność kraju. Innymi słowy, jeżeli się nie uporamy z deficytem budżetowym i długiem publicznym to, niestety, będziemy w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy" - tłumaczy. Profesor wymienia trzy sposoby likwidowania deficytu budżetowego. Można ciąć wydatki, podnosić podatki i przenosić wydatki w takie obszary, które będą gwarantowały większe dochody. Ta trzecia metoda, najmniej chętnie stosowana, w jego pojęciu jest najbardziej strategiczna i efektywna. A takim obszarem, który wymaga nakładów, ale gwarantuje zyski jest właśnie innowacyjna gospodarka. Wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw w działalności innowacyjnej to jedyna droga szybkiego postępu - przekonuje. Gazeta.pl W USA już odcinają za piractwo - tyle, że po cichu Oto mamy kolejny przykład na to, że amerykański system ochrony praw autorskich nie działa tak, jak powinien. Pewna Amerykanka - niejaka Cathi Paradiso - została ostatnio odcięta od Sieci, ponieważ jej dostawca Internetu uznał, że pobrała pirackie filmy. Nie był do tego potrzebny wniosek prokuratury czy orzeczenie sądu - wystarczyła administracyjna decyzja firmy Qwest Communications. Cała sprawa zaczęła się kilka tygodni temu - pani Paradiso zorientowała się pewnego poranka, że nie działa jej łącze internetowe. Gdy zadzwoniła na infolinię dostawcy Internetu (czyli firmy Qwest Communications) z reklamacją, dowiedziała się, że to żadna awaria, tylko świadoma decyzja - firma zawiesiła jej konto, bo pani Paradiso pobierała z Internetu pirackie filmy (w sumie 18 pozycji - m.in. filmy fabularne i seriale telewizyjne). Problem w tym, że główna bohaterka afery nie pobierała żadnych filmów i w ogóle nie korzysta z sieci P2P (z których jakoby ściągnięto owe pliki). Niestety, to tłumaczenie nie na wiele się zdało - przedstawiciele Qwest Communications przyjęli stanowisko rodem z "Misia" - "Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?". Innymi słowy - oni mają dowody, że pani Paradiso filmy pobrała i w związku z tym nie zamierzają słuchać jej tłumaczeń. Zdesperowana Amerykanka postanowiła szukać wsparcia u czwartej władzy - opisała swój problem dziennikarzom serwisu CNet.com, którzy rozpoczęli własne dochodzenie w tej sprawie. Okazało się, ze to wystarczyło - fakt, iż sprawą zajęły się media, natychmiast zmotywował pracowników Qwest Communications do bliższego przyjrzenia się sprawie. I wtedy na jaw wyszło, że Cathi Paradiso chyba faktycznie nie pobierała tych filmów technicy firmy znaleźli bowiem dowody na to, że ktoś włamał się do jej domowej sieci i korzystał za pośrednictwem jej łącza z sieci P2P. Mogłoby się wydawać, że to sprawa jakich było już wiele - bo przecież nie pierwszy raz zdarzyło się, że jakiś internauta został niesłusznie posądzony o piractwo. Pisaliśmy o tym wielokrotnie - w historii były już wszak przypadki oskarżania Bogu ducha winnych emerytów o pobieranie gejowskiego porno czy nawet oskarżania o piractwa... drukarek i routerów. Ale ta sprawa jest ważna z innego powodu - bo przecież w USA toczy się właśnie dyskusja o wprowadzeniu tzw. zasady trzech przewinień, w myśl której możliwe byłoby permanentne odcinanie od Sieci osób, które trzy razy przyłapano na łamaniu praw autorskich (takie przepisy wprowadzono już w kilku krajach w Europie. Okazuje się jednak, że to ta dyskusja jest właściwie bezcelowa - przykład pani Paradiso pokazuje, że internautę można odciąć od Sieci już dziś. I to bez trzech przewinień czy udowodnienia winy przed sądem (lub jakąkolwiek inną instytucją władną do orzekania w tej sprawie) - wystarczy, iż dostawca Internetu uzna, że ktoś pobrał piracki film... 5 Wp.pl RIAA nie daje za wygraną, będzie kolejny proces o piractwo Nic nie wskazuje na to, by miał się ku końcowi spór pomiędzy RIAA a oskarżaną o nielegalne pobieranie muzyki z Internetu Jammie Thomas-Rasset. Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego przygotowuje się do kolejnej rozprawy, po tym jak kobieta odrzuciła złożoną jej kilka dni temu propozycję ugody. Cara Duckworth, rzeczniczka organizacji, potwierdziła rozpoczęcie przygotowań do wznowienia procesu przeciw Thomas-Rasset. W ubiegłym tygodniu RIAA zaproponowała jej ugodę, w ramach której kobieta miałaby do zapłaty 25 tys. dolarów odszkodowania. Amerykanka odrzuciła tę propozycję. Przypomnijmy, że w pierwszym procesie (w 2007 r.) wytoczonym kobiecie przez RIAA za pobranie i udostępnienie w sieci P2P 24 utworów kwota odszkodowania zasądzona do zapłaty na rzecz koncernów fonograficznych wyniosła 220 tys. USD. Wyrok ten jednak został uchylony. Sprawa ponownie trafiła na wokandę w czerwcu 2008 r., jednak w tym wypadku sankcje były znacznie bardziej dotkliwe - ława przysięgłych uznała Thomas-Rasset winną świadomego naruszenia przepisów o ochronie praw autorskich. Wysokość zasądzonego przez sąd federalny odszkodowania dla wytwórni fonograficznych ustalono 1,92 mln dolarów. Prawnicy kobiety zapowiedzieli wówczas złożenie apelacji, powołując się na nieproporcjonalność kwoty odszkodowania do rzeczywistych szkód. Argumentację tę podzielił pod koniec stycznia 2010 r. sędzia Michael Davis, ten sam sędzia, który już wcześniej zmniejszył Amerykance karę. Uznał on, że potrzeba odstraszania (od piractwa internetowego) nie może usprawiedliwić kary w tej wysokości za kradzież i nielegalną dystrybucję 24 piosenek. Jednocześnie wyznaczył nową wysokość grzywny - 54 tys. dolarów. Wkrótce potem Stowarzyszenie przekazało prawnikom Thomas-Rasset swoją ofertę – 25 tys. dolarów odszkodowania w zamian za wycofanie zarzutów, ale tylko pod warunkiem, że sąd zawiesi lub zmodyfikuje ostatnie orzeczenie. RIAA argumentowała, że było ono częściowo niezgodne z obowiązującymi przepisami. Organizacja zapewniła, że kwota odszkodowania wpłacona przez Amerykankę zostanie przekazana na cele charytatywne (pomoc dla artystów mających trudności z utrzymaniem się z zawodu). Prawnicy kobiety propozycję RIAA szybko odrzucili: "Wierzymy, że kwoty odszkodowania za naruszenie praw autorskich są niezgodne z konstytucją ponieważ nie mają żadnego związku z rzeczywistą szkodą właścicieli tych praw. Jammie nigdy nie zgodzi się na zapłatę i będzie walczyć aż do końca". Duckworth, w wiadomości e-mail przesłanej do redakcji magazynu computerworld.com, napisała: "To wstyd, że pani Thomas-Rasset wciąż unika odpowiedzialności za swoje czyny, zamiast zaakceptować rozsądną ofertę ugody i zakończyć tę sprawę. W związku z tym zaczniemy przygotowania do nowej rozprawy". 6