Śmierć na życzenie w atrakcyjnej cenie
Transkrypt
Śmierć na życzenie w atrakcyjnej cenie
Śmierć na życzenie w atrakcyjnej cenie Szanowni Państwo! Dzisiaj w promocji talon na Eutanazję! Tylko teraz - Śmierć Na Własne Życzenie! Trzeba łapać okazję, bo więcej na pewno się już nie powtórzy! Tak sobie wyobrażam reklamę talonów na eutanazję w dużym supermarkecie czy centrum handlowym. Pomysł niedorzeczny, owszem, ale skoro mogła powstać Klinika dobrej śmierci, gdzie śmierć ma status przedmiotu transakcji, to dlaczego nie może mieć także własnej reklamy? Tekst "Klinika dobrej śmierci" napisany przez Jacka Getnera, został uznany za najlepszy utwór dramatyczny wśród zgłoszonych do konkursu "Toporniada", zorganizowanego dla uczczenia 70-tej rocznicy urodzin Rolanda Topora przez Teatr BARAKAH. Nagrodą była możliwość wystawienia utworu na scenie. I tak oto 11 października 2008 w klubie "Face 2 face" ożyło nowe dziecko Barakah, choć biorąc pod uwagę główny temat przedstawienia, czyli eutanazję, wypadałoby napisać, że umarło. Wchodząc do nowej siedziby teatru przy ulicy Paulińskiej 28, pierwsze co uderza, to specyficzna przestrzeń - najpierw klubowo - piwniczny wystrój, gdzieś po lewej, patrząc od wejścia, bar. Przechodząc do sali "teatralnej", można popaść w lekką konsternację, jest ciasnawo, dosyć duszno i w porównaniu do poprzednich pomieszczeń przeraźliwie jasno, ze wszystkich stron straszą postindustrialne "ornamenty", a na ścianach niepokojąco białe (choć raczej powinnam napisać: kiedyś białe) kafelki, częściowo potłuczone, szczerzą się do nas w szczerbatym uśmiechu. Zaś od ściany do ściany, między stłoczonymi w wąskim przejściu widzami, drepcze ona - Automatyczna Cud Pielęgniarka. Mechanicznie przywita klienta, mechanicznie poklepie po plecach dla dodania mu otuchy, mechanicznie także uruchomi krzesło elektryczne lub inną machinę do zabijania. Od początku spektakl fascynuje mnie oscylacją między tym, co absurdalne a prawdopodobne, powoli kłębią się w głowie pytania natury etycznej, ale nie są na tyle natarczywe, by przebić powłokę czarnego humoru, rozpiętą między sceną a publicznością. Nikt tu nie ma wybujałych ambicji, by stawiać diagnozę społeczeństwu, celem nie jest także krytyka, czy tym bardziej wskazanie wyjścia z labiryntu. Fabuła narasta w zawrotnym tempie, intryga tworzy misterne sieci, ale mimo to nic nie traci na klarowności czy spójności. Tajniki funkcjonowania Kliniki dobrej śmierci poznajemy razem z Dziennikarzem, zdeklarowanym entuzjastą eutanazji, który pisze artykuł dla swojej gazety. Jest on po trosze Everymanem, którego obserwujemy w procesie destrukcji - od pewnego siebie człowieka sukcesu do nieudacznika życiowego bez perspektyw na przyszłość, zdradzonego, oszukiwanego i samotnego. Pojawia się także aluzja do Chrystusa - Dziennikarz ma 33 lata i dobrowolnie przyjmuje śmierć. Tylko w przeciwieństwie do Chrystusa, jego śmierć jest aktem całkowitej kapitulacji Człowieka i nie niesie już żadnej nadziei. Kto może być potencjalnym pacjentem czy raczej klientem, Kliniki? Ekscentryczny Ordynator (w jego rolę wcielił się Jan Mancewicz), wymachując z impasem pejczem odpowiada, że każdy, kto nie chce już żyć. Jeśli ktoś jednak przypadkiem zmieniłby zdanie, Ordynator potrafi skutecznie przekonać delikwenta, że się myli. Analogia z prawami rynku nasuwa się samoistnie - jest popyt na śmierć, więc jest i podaż. A gdyby pobyt osłabł, proszę wezwać Ordynatora. Konkludując, "Klinika..." jest dowodem na to, że wszystko można wystawić na sprzedaż, nawet śmierć, należy tylko odpowiednio zadbać o produkt, nie szczędząc środków na jego promocję. Agnieszka Dziedzic Teatralia Kraków 16 października 2008