WARSZAWSKA WALKA O DOBRA KULTURY W CZASIE II WOJNY
Transkrypt
WARSZAWSKA WALKA O DOBRA KULTURY W CZASIE II WOJNY
WARSZAWSKA WALKA O DOBRA KULTURY W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ I PO JEJ ZAKOŃCZENIU II wojna światowa obecna jest w zbiorowej wyobraźni głównie za sprawą obrazów bohaterskich żołnierzy Państwa Podziemnego, którzy na różne sposoby prowadzili z okupantami walkę, a to za sprawą akcji zbrojnych, a to przy użyciu środków dywersyjnych i sabotażowych. Nie wolno jednak zapominać o równie heroicznym trudzie podejmowanym przez przedstawicieli świata kultury, którzy wprawdzie prowadzili swą walkę bez broni w ręku, lecz dokonywali rzeczy nie mniej ważnych. Chcemy dziś przypomnieć walkę o dobra kultury barbarzyńsko i systematycznie niszczone przez wojska okupanta. [slajd z archiwum akt dawnych] Wciąż trudno oszacować skalę strat, jakich doznało w owym czasie polskie dziedzictwo narodowe. Bodaj najdramatyczniejsza była sytuacja książek i dokumentów. Stworzone z nietrwałego, łatwopalnego materiału płonęły, były wywożone i ulegały zaginięciu tysiącami, przecząc niestety pamiętnej frazie z powieści Michaiła Bułhakowa o rękopisach, które nigdy nie płoną. Pierwsze straty przyniósł wrzesień 1939 r., kiedy doszczętnie spłonęło Archiwum Oświecenia, częściowo Archiwum Skarbowe oraz Centralna Biblioteka Wojskowa zawierająca bezcenne zbiory dotyczące polskiej emigracji. W początkowym okresie okupacji starano się skupować i gromadzić najcenniejsze egzemplarze, organizując zręby podziemnego życia kulturalnego: organizując antykwariaty i witryny wydawnicze. Ratując jedną książkę, być może ratowało się dla przyszłych pokoleń jedyny jej eksponat, podtrzymując w ten sposób kulturową ciągłość i pamięć, która wielokrotnie uległa jednak przerwaniu. [slajd z zaginionymi obrazami] Przez cały ten okres trwał oczywiście również systematyczny proces wywożenia najcenniejszych dóbr kultury do Niemiec. Z samych tylko Archiwum Głównego i Archiwum Akt Nowych wywieziono ok. 10 ogromnych wagonów archiwaliów, konfiskując bądź niszcząc dokumenty, często średniowiecznego pochodzenia, które nie posiadały swoich kopii. Do dziś wiedza o tym, co było w nich zapisane, jest wiedzą utraconą. Najtrudniejszy moment nastąpił jednak wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego. Niemal całkowitej zagładzie uległy wtedy zbiory Biblioteki Krasińskich oraz archiwa: Główne, Akt Dawnych, Akt Nowych, Miejskie oraz Skarbowe. Wraz z nimi bezpowrotnej zatracie uległa ogromna liczba najstarszych i najważniejszych dla polskiego dziedzictwa kulturowego dokumentów. Części archiwów, dodajmy, nie strawił ogień w trakcie walk, lecz planowe podpalenia prowadzone przez niemieckiego okupanta już po upadku Powstania. [slajd z portretami] Trudno wymienić wszystkich, którzy brali udział w tym na pozór nieefektownym, lecz bohaterskim trudzie ratowania od zagłady książek, czasopism, starych druków i dokumentów. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim późniejszy wybitny historyk literatury, a już wtedy ceniony bibliofil, Juliusz Wiktor Gomulicki, legenda polskiej romanistyki, Maciej Żurowski (który chcąc za wszelką cenę ratować swoje bezcenne zbiory zmuszony był niekiedy do dzielenia książek na dwoje, deponując w ten sposób uzyskane fragmenty w różnych mieszkaniach i bibliotekach), znakomity polski literaturoznawca, którego imię nosi obecnie biblioteka Wydziału Polonistyki UW, Wacław Borowy, który sukcesywnie wywoził z Warszawy część znajdowanych przez siebie zbiorów, ukrywając je w miejscu znacznie bezpieczniejszym, jakim był jego dom w podstołecznym Zalesiu. Niebagatelną rolę odegrał także Władysław Bartoszewski, który oprócz bohaterskiej karty związanej z pomocą niesioną dla ludności żydowskiej, okazał się, jak mówił o nim profesor Gomulicki, „bibliożercą”, łapczywie kolekcjonującym i ratującym w ten sposób wszystkie możliwe książki. Dobra kultury starano się również ratować w domach prywatnych. Ważnym przyczółkiem ochronnym okazywały się dla nich często kolekcje polskich rodzin arystokratycznych, jakkolwiek największe zbiory, w tym, m.in. Zamoyskich i Raczyńskich uległy niestety zagładzie. Mimo tego ogromnego trudu i wysiłku udało się uratować jedynie kilka procent zbiorów w stosunku do ich stanu sprzed wojny. Przeraża historia opowiadana przez jednego z pracowników Biblioteki Narodowej, Bohdana Korzeniewskiego, który tygodniami do podziemi Biblioteki Ordynacji Krasińskich na Okólniku zwoził niezwykle cenne starodruki i manuskrypty, ufając, że tam przetrwają w spokoju wojnę. Kiedy zjawił się w piwnicy, gdzie przechowywano zabytki tuż po upadku Powstania, uradował się, widząc zachowane woluminy. Prawda niestety była okrutna. Przy dotyku dłoni, książki, jak mówił bibliofil, nie tyle się rozpadał, co znikały w oczach. Trawiący budynek przez wiele tygodni ogień do szczętu wypalił ich zawartość, zamieniając je w pył. [zamek królewski 1] Tragiczny los czekał nie tylko książki. Zniszczeniu ulegały także zabytki architektury, w tym spalony już w 1939 r. Zamek Królewski, którego los podzielić miały w kolejnych latach setki stołecznych pałaców, kościołów i budynków użyteczności publicznej. [zamek król 2] Widomym znakiem zniszczeń stanowiącym memento dla przyszłych pokoleń jest jedyna ocalała arkada Pałacu Saskiego, pod którą znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza. [portret lorentza] Z ratowaniem polskiego dziedzictwa kultury chyba najbardziej zrosło się jednak nazwisko Stanisława Lorentza, którego przyjaciółką i niejako uczennicą była gospodyni naszego spotkania, Pani Maria Szypowska. Profesor Lorentz stał się przede wszystkim symbolem walki o polskie zbiory muzealne, przede wszystkim zbiory Muzeum Narodowego. O losie Muzeum podczas Powstania tak pisano w broszurze wydanej przy okazji pierwszej powojennej wystawy zatytułowanej Warszawa oskarża: „Obrazy pocięte bagnetami i podziurawione strzałami z rewolwerów oraz zabytkowych kusz i łuków, rzeźby postrzelane i potłuczone, porozrywane mumie i połamane sarkofagi egipskie, renesansowe emalie limozyjskie używane do jedzenia, a po uszkodzeniu wyrzucane za okna, pocięte gobeliny, używane jako koce, porozbijane zabytkowe szkła i ceramika, a w licznych salach zamienionych w latryny, odchody wśród dzieł sztuki i zabytków przeszłości”. Było zatem co ratować. Dość wspomnieć, że według ostrożnych rachunków rynkowa wartość dzieł sztuki zniszczonych bądź zrabowanych podczas wojny przez obydwu okupantów wynosi ok. 30 miliardów dolarów (wśród nich były bowiem dzieła takich mistrzów jak: Rembrandt, Rubens czy Dürer). [slajd z obrazem pomarańczarki] Reprodukcje utraconych przez Polskę dzieł sztuki można obecnie oglądać na stronie Muzeum Utraconego, projektu powstającego pod patronatem Ministerstwa Kultury i Sztuki: http://muzeumutracone.pl/ Proces odzyskiwania dzieł rozpoczął się już wraz z końcem działań wojennych. Profesorowi Lorentzowi bądź współpracującym z nim historykom sztuki udało się ocalić wtedy chociażby obrazy Matejki ukryte przez nazistów pod Jelenią Górą, w tym Rejtana, Unię Lubelską czy Batorego pod Pskowem. [matejko 1] Oprócz tego na Śląsku Niemcy schowali mnóstwo dzieł sztuki średniowiecznej, przede wszystkim gotyckiej, stanowiących teraz najważniejsze zbiory Muzeum Narodowego. Dzieła te udało się odnaleźć już w czerwcu 1945 r. [matejko 2] Ważnych aktów oporu przeciw grabieży dokonywano jednak już wcześniej. Istotnym elementem była tu praca The Nazi Kultur in Poland, napisana (m.in. przez prof. Lorentza) w okupowanej Warszawie, a przekazana na Zachód przez członków Armii Krajowej. W sposób detaliczny zapoznawała ona zachodniego czytelnika z ogromem strat i zniszczeń w dziedzinie kultury, jakich doznawała Polska. Nie sposób nie wspomnieć o postawie Profesora podczas okupacji, kiedy to w porozumieniu z władzami powstańczymi, w dniu wybuchu Powstania został on w gmachu Muzeum, po to, by nadzorować pozostałe przy istnieniu dzieła sztuki. Po zajęciu budynku przez Niemców, Profesor zaczął spisywać potajemnie kronikę oglądanych przez siebie wypadków, rejestrując nazistowską grabież i starając się zapisywać adresy miejsc, do których wywożono dzieła. W ten sposób spisana kronika przetrwała Powstania przechowana w butelce. Wciąż stanowi wstrząsający zapis losów muzealnych dzieł. [obraz fałata] Trud odzyskiwania dzieł wciąż nie dobiegł końca. Wiele z nich udało się odzyskać dopiero w ostatnich latach. Dla przykładu w 2011 r. wróciły do Polski dwa skradzione z Zachęty obrazy Juliana Fałata: Naganka na polowaniu w Nieświeżu i Przed polowaniem w Rytwianach. Rok 2011 r. to również moment odzyskania słynnego, zrabowanego z Muzeum Narodowego, obrazu Aleksandra Gierymskiego Żydówka z pomarańczami. W roku kolejnym powrócił ważny obraz Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej: Murzynka. [slajd z inkunabułami] Historia warszawskich dzieł sztuki, to zatem nie tylko historia zniszczenia i bieżących zmagań z najeźdźcą. To także historia odbudowy miasta i trudu ludzi, którzy przez dziesięciolecia zabiegali o przywrócenie Warszawie należytego jej splendoru. [zamek odbudowany] Właśnie dzięki wieloletnim staraniom prof. Lorentza w 1974 r. udało się odbudować, m.in. Zamek Królewski (prace wykończeniowe prowadzone wewnątrz obiektu trwały jednak aż do końca lat 80-tych). Koniec wojny zastał go w opłakanym stanie. W wielu miejscach zachowały się z niego tylko mury przyziemia oraz wypalone zgliszcza. Trudno uwierzyć, ale stan ruiny utrzymywał się tu do lat 70-tych, a zatem przez 30 lat po wojnie. Dopiero w połowie lat 60-tych udało się odgruzować i uporządkować teren. Zamek odbudowywano od początku lat 70-tych przy wysiłku całego społeczeństwa: pobierano na niego składki w ramach Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego oraz Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy. Starania te uwieńczono laurem, który jest także ogromnym wyróżnieniem dla osób zaangażowanych w proces odbudowy, w tym dla prof. Lorentza. W 1980 r. międzynarodowy komitet UNESCO wpisał Zamek wraz z podniesionym z gruzów Starym Miastem na listę światowego dziedzictwa kultury. W ślad za tą odbudową ruszyły kolejne. Szczególnym momentem było zaś podniesienie z ruin (dopiero w latach 90-tych!) pałacu Jabłonowskich na placu Teatralnym, przedwojennego, stołecznego ratusza. Imponujący był fakt, że mimo nieludzkich warunków okupacji, potrafiono organizować także konspiracyjne koła samokształceniowe, salony literackie i działalność edytorską, która podtrzymywała przy życiu zainteresowanie książkami. Dla przykładu, to podczas okupacji, w okupowanej Warszawie młody Czesław Miłosz nauczył się języka angielskiego i czynił swoje pierwsze próby translatorskie. Niektóre wydawnictwa zaś, takie jak przedwojenny potentat Gebethner i Wolff, wspomagały finansowo autorów, jak i, z myślą o czasach powojennych, organizowały kursy dla praktykantów. [ostatni slajd ze stroną www] Przedstawiając, z konieczności, w sposób skrótowy historię niszczenia warszawskich zabytków i starań o ich uratowanie, trzeba zawsze pamiętać, że jakkolwiek zrobiono już tak wiele, to jednak nadal znacząca ilość dzieł sztuki polskiej znajduje się w zbiorach zagranicznych, zarówno publicznych, jak i prywatnych, dlatego to my, młodzi ludzie zobowiązani jesteśmy do tego, by wciąż upominać się o los tych skarbów. Przywrócenia, choć części z nich, sobie i Państwu z całego serca życzę.