CAŁE ŻYCIE PRZED OCZAMI Pisk opon i ogromny huk. Przerażone
Transkrypt
CAŁE ŻYCIE PRZED OCZAMI Pisk opon i ogromny huk. Przerażone
CAŁE ŻYCIE PRZED OCZAMI Pisk opon i ogromny huk. Przerażone spojrzenia innych kierowców. Bezradność. Ulica Krakowska we Wrocławiu. Dziesięć minut po 23 w sobotnią noc i dwa wraki samochodów marki Opel. Wokół porozrzucane, zniszczone części samochodowe, a w głowach przejeżdżających tysiące myśli, co zrobić. Kolejne piski opon i następne mocne uderzenia w rozbite już samochody. Przyczyny wypadku nieznane, wciąż analizowane przez specjalistów. Cztery ofiary śmiertelne i ośmioro rannych w ciężkim stanie przewiezionych do pobliskiego szpitala na Traugutta. Pytania: Kto winny? Czy można było tego uniknąć? Co dalej poza przeraźliwą rozpaczą świadków zdarzenia i niemożliwego do opisania bólu zawiadomionych rodzin? Wstępnie ustalona przyczyna kolizji to zbyt duża szybkość przy złych warunkach atmosferycznych lub kierowanie pod wpływem alkoholu. A może jedno i drugie. Weronika Z. – dwudziestoletnia mieszkanka Wrocławia, która całe wydarzenie obserwowała przez lusterka swojego samochodu, mówi: ,,To było okropne, aż przerażające. Miałam wrażenie, jakbym była na jakiejś trasie wyścigowej. Ciągłe wyprzedzanie, trąbienie, pośpiech. Mam prawo jazdy od niedawna, więc sama nie jestem tak skłonna do szybkiej jazdy, w szczególności, że parę tygodni temu widziałam dokładnie to samo w Krakowie przy Galerii Kazimierz. To jakieś chore deja vu. Do tego przez całą drogę wydawało mi się, że chłopak jadący za mną prowadzi na podwójnym gazie i chyba się nie myliłam. Zresztą była sobota w nocy, wiadomo, że większość młodych ludzi się bawi.’’ Okazuje się, że w szpitalu umiera jeden z rannych w wypadku. Podobno prowadził po przyjęciu bardzo mocnych leków psychotropowych, a u drugiego poszkodowanego z tego samego pojazdu wykryto we krwi obecność narkotyków. Nikt już nie ma wątpliwości, dlaczego ten koszmar się wydarzył. Jeden z uczestników kolizji, trzydziestoletni Maciej B., po kilku dniach hospitalizacji wypowiedział się: ,,Mówi się, że w takich chwilach ludziom całe życie przelatuje przed oczami. To nieprawda. Zdążyłem pomyśleć tylko, co stanie się przy uderzeniu w inny samochód przy prędkości 70km/h. Co stanie się z moją siedmioletnią córką siedzącą na tylnym siedzeniu? Przecież jutro miała mieć swoje urodziny, na które tak długo czekała i to specjalnie do niej jechaliśmy tyle kilometrów z Częstochowy, by z rana pójść do wrocławskiego zoo. To miał być jej dzień, jej najlepszy do tej pory dzień, a spędziła go przerażona, ciągle płacząc, w szpitalu pod kroplówką. Tylko tyle i już czułem ogromny ból po prostu wszystkiego. Usłyszałem płacz córki i znów niczego nie wspominałem, tylko modliłem się, by nikt nie uderzył teraz w nas. Nie było czasu na żadne myślenie o swoim życiu i przypominanie sobie najlepszych chwil w szkole, na studiach czy już z rodziną. To tylko sekunda i traci się kontrolę nad życiem, nie tylko swoim, bo co gorsze – także nad życiem innym. To miał być jej dzień, a przez jakiegoś pijanego czy naćpanego kierowcę rozczarowała się chyba najbardziej w życiu.’’ Kolejny dzień i kolejne ofiary wypadku drogowego. To samo miejsce, które już od dłuższego czasu nazywane jest czarnym punktem. Zbyt słaba widoczność we mgle, zauważenie pieszego dopiero w ostatniej chwili, kiedy już nic nie da się zrobić. Znów bezradność i przerażenie tak wielkie, że sprawca ucieka z miejsca wypadku. Tydzień później powracający do zdrowia potrącony osiemnastoletni Michał N., mieszkaniec Wrocławia, mówi: ,,Nie miał prawa mnie widzieć, nie miałem nic odblaskowego, ale przecież mógł jechać ostrożniej. Zresztą i tak nie umiem zrozumieć, dlaczego uciekł, nie pomógł mi. Potrzebowałem jego pomocy. To miał być taki wspaniały wieczór. Szedłem na most Tumski, gdzie byłem umówiony z moją dziewczyną. Równe 3 lata temu razem zamknęliśmy kłódkę z inicjałami na barierce mostu, tak jak setki innych osób. Nie spodziewałem się, że tak się skończy ten długo oczekiwany dzień. Mam tylko nadzieję, że policja złapie tego sprawcę i odpowie za to, co zrobił z moim zdrowiem i tak pięknym dla mnie dniem.’’ Wypadków łudząco podobnych do tych zdarza się w Polsce około 10 dziennie. Codziennie na polskich drogach umiera średnio 15 osób, a 170 zostaje rannych, z różnych powodów. Odkąd samochody stały się częścią życia większości osób, panuje przeświadczenie, że wypadki muszą się zdarzać i muszą w nich ginąć często niewinni, bezradni ludzie. Na pewno nie da się wyeliminować takich zdarzeń całkowicie, ale można przecież jeździć przede wszystkim bezpieczniej. Na naszą jazdę mają także wpływ warunki pogodowe, jednak najwięcej wypadków ma miejsce przy całkiem dobrej pogodzie. Niedostosowanie prędkości do warunków ruchu, nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, nieprawidłowe wyprzedzanie czy złe zachowanie wobec pieszego to główne przyczyny wypadów na drogach. Wiele osób ma do przepisów, które przecież mają nam ułatwić jazdę, lekceważący stosunek. Często wśród kierowców pojawia się także agresja. Zasada ,,spiesz się powoli’’ także raczej nie ma zastosowania, a osób jadących po alkoholu z roku na rok przybywa, bo jak twierdzi większość: ,,dwa piwa nic nie zaszkodzą’’ czy ,,po alkoholu jeżdżę nawet lepiej niż zwykle’’. Taki przerażający schemat myślenia ma katastrofalne skutki. W takim razie co zrobić, by wypadków uniknąć? By każdego dnia żadna rodzina nie traciła nikogo bliskiego? Bo czy musi zginąć lub zostać ranny ktoś z naszego najbliższego otoczenia, z rodziny, znajomych, by jeździć rozważniej? Może po prostu pamiętajmy, że ktoś bardzo stęskniony właśnie wraca z wyjazdu służbowego do żony i dzieci, że ktoś bardzo zakochany właśnie jedzie do swojej ukochanej, by przy rodzinie poprosić ją o rękę, że ktoś bardzo smutny właśnie jedzie porozmawiać z jedyną zaufaną osobą, że ktoś bardzo przejęty zdrowiem swojej mamy właśnie jedzie odwiedzić ją w szpitalu. Może po prostu pamiętajmy, że życie jest dla nas przywilejem, którego nie powinniśmy w ten sposób zmarnować. Każdy z nas ma przecież prawo, by żyć. Marta Kubas, klasa III TOH