Można się uczyć, nie bawiąc się, ale nie można
Transkrypt
Można się uczyć, nie bawiąc się, ale nie można
„Można się uczyć, nie bawiąc się, ale nie można się bawić, nie ucząc się.” Oto co lubi mówić edukator z Minnesoty, Brock Dubbels, a co świetnie podsumowuje, dlaczego zabawa daje radość – i jest tak niezbędna. Poświęcamy wiele czasu, by nauczyć dzieci ważnych rzeczy, przede wszystkim w szkolnej klasie, ale zapominamy o tych wszystkich ważnych rzeczach, których dzieci mogą nauczyć się same na placu zabaw, na łonie natury, a nawet wśród czterech bezpiecznych kartonowych ścian. Zabawa w udawanie uczy dzieci wykraczania myślami poza sami wiecie co. Powodem, dla którego ciągle słyszy się rodziców, mówiących „Kupiliśmy mu tego chodzącego, mówiącego, rzucającego śmiertelne wiązki promieni mega robota Star Treck, a jego bardziej zainteresowało pudełko po zabawce” jest fakt, że pudełko jest w pewnym sensie bardziej interesujące (zwłaszcza po tym, jak już kilkakrotnie zastrzeli się młodszego brata śmiertelną wiązką promieni i sprawi, że z rykiem ucieknie z pokoju). Kiedy dziecko ma pudło, może ono być wszystkim, prawda? Domem, zamkiem, jaskinią. Zatem już daje więcej możliwości niż większość współczesnych „wypasionych” zabawek, które nie tylko robią różne rzeczy (jak Elmo), ale też często odnoszą się do konkretnego filmu lub programu telewizyjnego. Problem z tymi zabawkami na licencji polega na tym, że w umyśle dziecka są zaprogramowane na robienie tego, co dana postać robi w filmie lub programie. Darth Vader nie będzie mówił wysokim, piskliwym głosem, jeśli już dokładnie wiesz, jaki ma głos. Zatem kreatywność zostaje z lekka okaleczona. Ale za to pudło – ach. Spełnia prosty warunek, by być „dobrą zabawką”, który sprowadza się do tego, że pozostawia dziecku pełną swobodę udawania. Dobra zabawka, jak mawiają, to w 10% zabawka, a w 90% dziecko. Zatem, jeśli Twoje dziecko chce być Harrym Potterem, może zrobić sobie różdżkę z patyka lub słomki. Magia! Stworzyło coś prawie z niczego. Albo możesz mu dać oficjalną, kupioną różdżkę Harry’ego Pottera – nie będzie musiało używać wyobraźni. Oczywiście, wielu rodziców uważa, że znacznie lepiej jest dać dziecku „prawdziwą” różdżkę Harry’ego, niż by musiało obejść się patykiem. (Który, trzeba przyznać, wyglądałby dość tanio, leżąc pod choinką.) I, rzecz jasna, dziecko też tak uważa. A zatem żegnajcie innowacjo – i oszczędności. Jednak w przeciwieństwie do patyka lub słomki, oficjalna różdżka jest jedną i tylko jedną rzeczą. Jeśli więc dziecko potrzebuje teraz miecza i strzały, wierzy, że również tych zabawek potrzebuje w wersji „oficjalnej”. Patyk mógłby być każdą z tych rzeczy. Oficjalna różdżka to po prostu oficjalna różdżka. Żegnajcie elastyczności i wyobraźnio. A oszczędność? Znów została udaremniona. (Wydaje się, że wielokrotnie ugniatana folia aluminiowa tez nie ma szans (a pomyśl, jaka to oszczędność!). Piłka jest przykładem „dobrej zabawki”, ponieważ dziecko może się nią bawić na wiele sposobów. Tak samo farby. Zwykła lalka również, ponieważ dziecko może samo zdecydować, czy jest to miła lalka, wstrętna lalka, płaczący dzidziuś, czy cokolwiek innego. Terapeuci uwielbiają korzystać z takich zabawek w czasie zabaw terapeutycznych, ponieważ jeśli widzą, że dziecko przez okrągłą godzinę wrzeszczy „ZŁA LALKA! ZŁA LALKA!”, zaczynają podejrzewać, że w domu coś się dzieje. Dzieci używają tych pozostawiających pole dla wyobraźni zabawek, żeby przepracować swoje problemy, ale też żeby wyrabiać w sobie cierpliwość i pomysłowość.