Gość w dom, Bóg w dom
Transkrypt
Gość w dom, Bóg w dom
WAPM - Grupa Zielona Gość w dom, Bóg w dom Autor: Andrzej Waśko SDS 11.11.2006. Pielgrzymki omijają duże i średnie miasta, idąc głównie poprzez wsie, osady i małe miasteczka. Przechodząc przez nie, ani nie kolidują z ruchem ulicznym, ani nie zakłócają ich normalnego funkcjonowania. Nie przeszkadzają nikomu. Luźna zabudowa, pola, łąki i lasy nie przeszkadzają wyciszeniu tak potrzebnemu podczas modlitw i rozważań. Przy tej okazji wielu mieszczuchów może wreszcie poznać polską wieś wraz z jej mieszkańcami. Jakie są nasze ojczyste wsie? Najczęściej wspaniałe, polskie i Boże. Owszem, tu i ówdzie słyszy się o gospodarzach, którzy na widok pielgrzymki chowają się albo każą sobie płacić za szklankę wody czy nocleg w stodole. Na naszej trasie niczego takiego nie zauważyliśmy. Jest dokładnie odwrotnie. Pisząc ten artykuł powinnam klęczeć, aby choć w ten sposób oddać cześć ludziom, których spotkaliśmy na naszej drodze. Z góry proszę o wybaczenie, bo nie jestem w stanie wymienić wszystkich wsi i miejscowości. Nasza pielgrzymka jest duża, czasem poszczególne legiony szły różnymi trasami. Na licznych drogach ludzie wychodzili z domów, witając nas i pozdrawiając. Tak długo machali rękoma, dopóki nie minęła ich ostatnia grupa. Młodzież z tęsknotą żegnała przechodzących rówieśników, starsi - patrzyli na nas ze łzami w oczach. Przed wieloma domami stały całe rodziny. W upalne dni wszystkie napoje wystawiane na pobocze przez życzliwych gospodarzy przyjmowane były jak błogosławieństwo. A było ich niemało i tak rozmaite, że podziwialiśmy pomysłowość gospodyń, które je przygotowały. Począwszy od czystej, zimnej wody ze studni, pątnicy mogli skosztować herbaty, mity, kawy zbożowej i najrozmaitszych kompotów. Wiedząc, że pielgrzymka nie zatrzymuje się podczas marszu, niektórzy mieli już przygotowane napełnione szklanki, aby przechodzący mogli je tylko wychylić, bez konieczności oddalania się od grupy. Nie mniejszą wdzięcznością darzyliśmy tych, którzy przy drodze wystawiali tace z kanapkami albo miski z pomidorami i kiszonymi ogórkami czy też skrzynki z jabłkami. Chwytając w marszu owoc lub kanapkę, pielgrzymi mogli tylko się uśmiechnąć i posyłając w przelocie "Bóg zapłać", szli dalej. Ale nawet ci, którzy nie częstowali pątników, obdarzani byli wyrazami największej wdzięczności. Oto bowiem w Zaborówku i Puszczy Mariańskiej na drodze stały kobiety z ogrodowym wężem w ręku, z którego wysokim łukiem, ponad pielgrzymami, wypuszczały strumień drobniutko rozpylonych kropelek wody. Nieco ochłodzeni pielgrzymi dziękowali za tę pomysłowość myśląc, jak niewiele trzeba, by okazać serce drugiemu człowiekowi. Odpoczynki organizowane były zwykle przy kościołach. Niesiony na przedzie krzyż pielgrzymkowy wkraczał jako pierwszy w progi świątyni i pokłoniwszy się przed Najświętszym Sakramentem, trzymał straż przy głównym ołtarzu. Za nim niektóre grupy ustawiały swoje tablice. W tym czasie pątnicy odpoczywali, a potem wchodzili do kościoła, aby pomodlić się i obejrzeć jego wnętrze, bo trzeba przyznać, że na szlaku jest kilka świątyń o niezwykle pięknym, zabytkowym wystroju. Niektórzy pątnicy pierwsze kroki od razu kierowali do świątyni. Jedni spędzali tam na modlitwie cały czas przeznaczony na odpoczynek, inni po chwili wychodzili na zewnątrz. I właśnie wtedy czekający już na nas gospodarze rozdawali poczęstunek i napoje. Nie zapomnę niedzielnego śniadania w Pawłowicach. Na trawnikach wokół kościoła ustawiono długie stoły, przy którym odświętnie ubrane gospodynie częstowały wchodzących śniadaniem. Jeden ze stołów przykryty był białym obrusem ozdobionym tak szeroką aplikacją koronkową, jaką widuje się chyba tylko w kościołach na głównym ołtarzu. Na tacach leżały stosy kanapek: z masłem i serem, twarożkiem, wędliną, z jajkami, pastą rybną, miodem, dżemem, a nawet pysznym smalcem domowej roboty. Obok stały ogromne gary i bańki na mleko z napojami. Była też kawa z mlekiem. Gospodynie pomyślały nawet o lejkach, by z ich pomocą można było uzupełnić zapasy napojów w pątniczych butelkach. Wszyscy najedli się do syta. Tego samego dnia podobną hojność okazali nam oo. Franciszkanie w Niepokalanowie i siostry Niepokalanki w Szymanowie. Odpoczynki obiadowe były dwu-, a czasem i trzykrotnie dłuższe od pozostałych, gdyż łączyły się zawsze ze znaczącym odpoczynkiem. Dzięki naszym wspaniałym gospodarzom, którzy starali się poczęstować nas tym, co Bóg im dał, słowo "obiad" nabierało prawdziwości wyrazu. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przygotowanie obiadu wymagało wiele trudu i poniesienia kosztów materialnych, ale gospodyniom śmiały się oczy, gdy patrzyły na jedzących. http://wapm.pl/portal Kreator PDF Utworzono 4 March, 2017, 10:13 WAPM - Grupa Zielona Najczęściej były to smaczne i pożywne zupy; rozmaite - w zależności od pomysłu gospodyni, a więc: żurek ze skwarkami, pomidorowa, rosół z makaronem, różne zupy owocowe, grochówka, krupnik, jarzynowa czy barszczyk czerwony. Czasem był i bigos. Jakby tego wszystkiego było mało, wynoszono jeszcze ciasto albo przepyszny chleb domowego wypieku. W zależności od wsi posiłek obiadowy przygotowywano różnie. Ksiądz proboszcz z Borzęcina Dużego już po raz piętnasty podrywał wieś do tego zadania. Obiad przygotowywany był w domach i przywożony przed kościół, gdzie odpoczywali pątnicy. Podobnie było w Rzeczycy. W Skoczykłodach gospodarze wynosili garnki z obiadem przed domy lub na pobocze dróg. W Lubieniu, Kobielach Wielkich oraz Rzekach Małych i Dużych pielgrzymi, kierowani przez kwatermistrzostwo obiadowe, rozchodzili się do wyznaczonych gospodarstw według podanych numerów domostw. Ale najbardziej przygotowano obiad w Twardej koło Smardzewic. Gospodarze wypożyczyli wojskową kuchnię polową i ustawili na boisku szkolnym, za zgodą życzliwej Pani Dyrektor. Przywieźli także wielki parnik. W przeddzień cała gromada kobiet pod przewodnictwem sołtysa, pana Henryka Ostrowskiego, obierała jarzyny, ziemniaki i owoce, żeby przygotować zupę i kompot. Utrudzone gospodynie: Zofia Jajek, Władysława Kołodziejczyk, Anna Daroch z wnukiem Marcinem, Małgorzata i Agata Prus, Maria Gielec, Helena Dziwałtowska, Kazimiera Sadowska, Janina Brzeziańska, Halina Michalczyk, Maria Zdonek, Maria Lalek, Joanna Gwardzińska, Danuta Słowicka, Barbara Smok, Jadwiga Grałek, Stanisława Juszczyk, Anna i Antoni Kafarowie oraz pięć niewiast z rodziny Mierzwów Anna, Barbara, Maria, Kazimiera i Leokadia - poszły na spoczynek. Po nich wartę nad obiadem przejęli miejscowi chłopcy, którzy przez całą noc palili pod kotłami, gotując zupę oraz wodę na kompot i herbatę. Przygotowano 700 litrów zupy oraz dwie duże, metalowe cysterny napojów o łącznej pojemności 1000 litrów. I to był piętnasty obiad przygotowany przez tę wieś - Twarda koło Smardzewic. Wszędzie pomyślano też o wodzie koniecznej do umycia naczyń, a to dla pielgrzymów jest przecież bardzo ważne. Od pątników z innych legionów dowiedziałam się, że z takim samym oddaniem i wielką hojnością częstowano ich posiłkami obiadowymi w Zaborowie, Jeruzalu, Kanicach, Brzozowie, Smardzewicach, Treście, Babczowie i Rzekach Wielkich. Natomiast Siostry Niepokalanki z Szymanowa, na co dzień prowadzące duże Liceum Ogólnokształcące z internatem dla dziewcząt, przygotowały posiłek obiadowy, dając jednocześnie dowód niezwykłego kunsztu organizacyjnego. Czerpiąc z wieloletnich doświadczeń w przyjmowaniu WAPM, wszystkie punkty, którymi pielgrzymi mogli być zainteresowani, oznaczyły tablicami informacyjnymi. Umieszczone na wysokich słupkach były doskonale widoczne z daleka i bardzo ułatwiały orientację. Napisy "Zupy" (z podaniem rodzaju!), "Herbata słodka", "Herbata niesłodzona", "Mleko zsiadłe", "Ogórki kiszone", "Ogórki świeże" (obrane ze skóry!), "Woda bieżąca" itp. odbijały się bielą od soczystej zieleni starego parku, w którym rozgościła się cała pielgrzymka. Przemiłe, młodziutkie siostry, wraz ze swymi miejscowymi koleżankami i kolegami, stały z chochlami przy olbrzymich kotłach i garach, dodając uśmiech do każdej porcji zupy czy napoju. Dzięki temu - jak za czasów Chrystusowych - nasza cała, niemal sześciotysięczna rzesza wyruszyła z Szymanowa syta i zadowolona, chwaląc Boga i ludzi za tak wielką dobroć. Nie mniej ważną przysługę czynili pielgrzymom ci gospodarze, którzy przyjmowali ich na nocleg, udostępniając swoje obejścia i stodoły. Niech Bóg wynagrodzi tych wszystkich dobrych ludzi, szczególnie zaś mieszkańców Starej Rawy, którzy od lat słyną ze szczególnej gościnności. Gdy pielgrzymka wchodzi do wsi, czeka już na nią gromada odświętnie ubranych mieszkańców wraz z Księdzem Proboszczem. Po uroczystych słowach powitania, podczas którego Przewodniczący Rady Parafialnej wygłosił na cześć pielgrzymki okolicznościowy wiersz, przewodnik pierwszej grupy wchodzącej do wsi uroczyście przecina wstęgę otwierając tym samym drogę do wsi. Delegacja gospodarzy z wielkim przejęciem wręcza pątnikom ogromny, pachnący chleb i sól, kultywując w ten sposób piękny, staropolski zwyczaj powitalny. Wszyscy są wzruszeni. Dziękując Bogu i ludziom wchodząca grupa z szacunkiem niosła złocisty bochen. Łamano się nim w Imię Chrystusa, dając tym samym wyraz braterstwa wszystkich dzieci Bożych. Na kwaterach było pod dostatkiem słomy na posłania i gorącej wody do mycia. Gospodyni z obejścia, w którym się zatrzymałam, pani Helena Michalecka, z wielką szczerością częstowała nas mlekiem prosto od krowy, gorącą kawą i wodą na herbatę. Nazajutrz oboje gospodarze pamiętali o gorącym napoju i ciepłej wodzie do mycia zębów. Rano w Starej Rawie została odprawiona msza św., a potem na plac przy kościele niektórzy gospodarze przyszli jeszcze ze śniadaniem. Był świeży chleb, kawa, warzywa, a nawet wielkie, grube kawałki pysznego, drożdżowego placka. Serca pielgrzymów ruszających w dalszą drogę przepełnia wdzięczność i radość. http://wapm.pl/portal Kreator PDF Utworzono 4 March, 2017, 10:13 WAPM - Grupa Zielona Ofiarność polskich gospodarzy miała swój wyraz w jeszcze innej postaci. Oto w Cieślach i w Garnku wypożyczyli oni przyczepy ciągnikowe, które posłużyły jako podium dla ołtarzy polowych. Pan Zdzisław Jędruszek ze wsi Adamów, którego przyczepa stała na ciesielskiej łące powiedział: "To prawda, że jest czas żniw, że sąsiedzi jeden przez drugiego proszą o pożyczenie przyczepy, ale przecież Panu Jezusowi odmówić nie mogłem". Jakie słowa, jakie piosenki mogłyby wyrazić naszą wdzięczność dla wielkości serc tych często niebogatych ludzi, którzy dzielili się z bliźnimi wszystkim, co mieli; którzy przez wieki przechowali pod swoimi dachami polskie przysłowie: "Gość w dom - Bóg w dom"; którzy w każdym z pielgrzymów widzą samego Boga i niczego Mu nie odmawiają. Takich słów nie ma. Zatem chylę czoła przed Wami utrudzonymi stopami i w imieniu nas wszystkich całuję Wasze spracowane ręce. Szczęść Wam Boże! Drodzy, czcigodni Gospodarze, którzy nie żałujecie nam niczego, niech dobry Bóg wszystko, coście nam z całego serca dawali, przemieni w zdrowie, radość, dostatek. Niech przemieni w to, czego sami sobie życzycie i co Was uszczęśliwi. Niech tego będzie dużo, tak dużo, z jaką hojnością nas obdarowujecie. Przez całą drogę będziemy o Was pamiętać w naszych modlitwach: w intencjach różańcowych i podczas każdej Mszy św.; a i w naszych domach też nie zapomnimy. Praca zbiorowa pod redakcją ks. Zygmunta Malackiego "Ku Jasnej Górze z WAPM", Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej 1998 Zespół redakcyjny: Anna Borkowska, Marzena Czapczyk, Paweł Jakub Kaleta, Ks. Zygmunt Malacki, Krystyna Szczerbińska, Jacek Szczerbiński, Ewa Anna Zając http://wapm.pl/portal Kreator PDF Utworzono 4 March, 2017, 10:13