grudzień 2015 - Miesięcznik Znad Rudawy

Transkrypt

grudzień 2015 - Miesięcznik Znad Rudawy
grudzień-styczeń 2015/2016
okladki_grudzie .indd 1
nr 11 (213)
2015-11-28 19:22:55
okladki_grudzie .indd 2
2015-11-28 19:23:33
Święta są także po to, by pamiętać o ludziach
Listopad dla Polaków niebezpieczna pora. I cóż z tego, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia, że nadchodzi czas rodzinnych radości, zapachu świeżej jodły czy świerka, zapachu smażonego karpia, smaku grzybowego barszczu czy żurku, iskrzącego
się gwiazdami nieba w noc sylwestrową, kolęd i nadziei… Cóż z tego?
Dlaczego ten miniony listopad w naszej gminie przyniósł nam więcej wieści i zdarzeń smutnych, wybił nas z normalności i na
długie lata zaznaczony zostanie tęsknotą za ludźmi, którzy tworzyli rangę tej gminy, jej prestiż, klimat i koloryt? Zabraknie ludzi,
którzy kojarzyli się ze wszystkim co dobre, co piękne i było wzorem dla pokoleń. Pozostaje pytanie, czy kiedy będzie coraz dalej od
tych smutnych odejść i pożegnań, czy potrafimy czerpać z nich rzeczy i stany ducha te najpiękniejsze, te najlepsze, te które kształtowały wizerunek gminy, stanowiły o jej sile i postrzeganiu na zewnątrz jako gminy mądrej, przyjaznej i otwartej na ludzi. Takim był
właśnie Józef Kruk, który dobrocią obdzielić mógł cały naród, gdyby tylko ten naród chciał. Osobą życzliwą dla wszystkich, pomagającą się poruszać po zawiłych niekiedy meandrach urzędniczych spraw była Elżbieta Ziarkowska, zawsze uśmiechnięta, skromna, służąca radą wszystkim, którzy rad potrzebowali. Legendą za życia był najstarszy kombatant w gminie, człowiek o bujnej jasnej,
siwej czuprynie, bohater II wojny światowej, honorowy członek pocztu sztandarowego, żołnierz Armii Krajowej, Stefan Wąchal.
Odeszli wszyscy do Domu Pana.
Smutny był ten listopad w gminie. A przecież wokół tych wszystkich dramatów toczyło się normalne życie. Życie, które nie
znosi pustki. To jego natura, to jego misja. Przyszłość musi trwać, żeby pamiętać o przeszłości. Kiedy więc już te święta nadejdą, kiedy zasiądziemy do wigilii, obdarujemy się prezentami spod choinki – zostawmy jedną małą chwilę na wspomnienia
o tych, którzy odeszli. Należy im się takie wspomnienie, choćby to to, by zaczerpnąć z ich życiorysów to co najpiękniejsze –
empatię do drugiego człowieka. I choćby dlatego te święta będą nam bardzo potrzebne.
Witold Ślusarski
Na satysfakcję trzeba zapracować
Rozmowa z wójtem gminy Zabierzów ELŻBIETĄ BURTAN
– Mimo wielu zadań inwestycyjnych, o realizacji których mówimy zazwyczaj zawsze na koniec roku, dziś chciałbym zapytać Panią
o satysfakcję z tych 12 miesięcy. Było coś szczególnego?
– Oczywiście. Na pewno zaczęło bić „serce Zabierzowa” czyli płyta rynku. To dzięki niej nastąpiło niespotykane dotąd ożywienie Zabierzowa. Pierwszą imprezą na tej płycie była ubiegłoroczna wigilia, która zgromadziła nie tylko mieszkańców Zabierzowa
ale i ludzi ze wszystkich sołectw. To dało nam asumpt, by i w tym, roku taka wigilia na rynku też się odbyła. Zapraszam na nią 21
grudnia o 17-ej już teraz wszystkich, którzy chcą wspólnie spędzić ten wieczór. Planujemy też na rynku, wzorem roku ubiegłego,
Targi Bożonarodzeniowe. Przypomnijmy inne imprezy jakich nasz rynek był świadkiem i miejscem wydarzeń. Wspaniale w tym
otoczeniu wypadł Dzień Dziecka, tłumy ludzi bawiły się na rynku podczas Dni Zabierzowa (ta impreza została już na trwałe wpisana w kalendarz gminnych wydarzeń). Niezwykle dostojnie, we wspaniałej atmosferze, wypadło Święto Niepodległości – wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych. Przyjechali do nas na tę imprezę nawet mieszkańcy Krakowa, którzy do tej pory brali udział
w podobnej na rynku w Krakowie. Byli zachwyceni… To bardzo ważne – nasz rynek wpisuje się fantastycznie w integrację mieszkańców.
– Istotnie, jest rynek miejscem już rozpoznawalnym daleko poza gminą. Często przedmiotem zazdrości. Stał się też miejscem,
w którym każda impreza, każde wydarzenie nabiera dodatkowej rangi. Jest powód do nieukrywanej dumy. Czy coś jeszcze oprócz
tego rynku?
– Na pewno rozbudowa basenu. Byliśmy miejscem jako Zabierzów – międzynarodowych zawodów pływackich dla młodzieży i dorosłych. Dziś baza została powiększona o basen dla dzieci. I wreszcie – co dla mnie osobiście jest bardzo ważne, bo jest niewątpliwym sukcesem – mamy jako gmina zapewnione finasowanie obwodnicy Zabierzowa, mamy 400 milionów złotych w budżecie na
ten cel. Czekamy tylko na realizację, która rozpocznie się w roku 2017 i potrwa trzy lata.
– A co zakłóca tę radość z pozytywów roku 2015?
– Niestety, brak powszechnego zrozumienia dla tego, co zostało zrobione, chociaż znacznie wyprzedzamy inne gminy, niektórzy
przyjmują te nasze sukcesy jak coś, co przyszło łatwo, znikąd, bez wysiłku. A przecież wszyscy na to zapracowali. Ta świadomość
powinna mobilizować, a nie patrzeć z boku i zgorzkniale recenzować.
Ciosem prawdziwym dla wszystkich, dla całej gminy były ostatnie pożegnania ludzi wielce dla gminy zasłużonych. Odszedł nasz
wielki przyjaciel Józef Kruk – ten smutek będzie długo unosił się nad gminą. Odeszła Elżbieta Ziarkowska – wieloletni pracownik
naszego Urzędu, osoba lubiana i szanowana. Pożegnaliśmy najstarszego kombatanta, żołnierza AK Stefana Wąchala. Dziwny to był
zatem rok, obok radości wielki smutek, że ci ludzie nie będą już tworzyć z nami przyszłości. No cóż… takie jest życie.
/wś/
Zdrowych Świąt, pełnych empatii i wzajemnego szacunku
oraz Szczęśliwego Nowego Roku 2016
życzy wójt gminy Zabierzów Elżbieta Burtan
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 1
1
2015-11-30 08:55:05
Patriotycznie i dostojnie
było 6 listopada na Rynku w Zabierzowie
Takiego wydarzenia, z tak
liczną grupą gości, zwłaszcza mundurowych, w historii Zabierzowa jeszcze
dotąd nie było. Okazją
było przekazanie 35 Wojskowemu Oddziałowi Gospodarczemu stacjonującemu w Rząsce, a zatem
na terenie naszej gminy,
sztandaru ufundowanego
z inicjatywy wójta gminy
Zabierzów Elżbiety Burtan, (zgodę na ufundowanie sztandaru wyraził minister Obrony Narodowej)
przez Społeczny Komitet Fundatorów Sztandaru, Radę Powiatu Krakowskiego i gminę Zabierzów
oraz miłośników tradycji
oręża polskiego. Wspaniale z oprawą tego wydarzenia komponował się zabierzowski Rynek, a że jeszcze dopisała pogoda – wydarzenie to zostanie
na długo w pamięci licznych mieszkańców gminy, którzy byli świadkami tej uroczystości. Po mszy świętej w kościele w Zabierzowie, na kilka
minut przed godzinę 12-tą na teren rynku wkroczyła kompania honorowa żołnierzy 35. WOG, a za nią inne pododdziały Wojska Polskiego zaproszone od udziału w przekazywaniu sztandaru. Obecni byli reprezentanci 6. Brygady Powietrzno-Desantowej, 8. Bazy Lotnictwa Transportowego, Regionalnego Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania, Straży
Granicznej, Żandarmerii Wojskowej, różnych jednostek operacyjnych
Wojska Polskiego, a także policji, Straży Pożarnej, Służby Więziennej
i niezawodne – jak zwykle – Bractwo Kurkowe. Na płycie rynku zameldowali się także przedstawiciele Straży Miejskiej z Krakowa, Związku
Młodzieży Wojska Polskiego. Trudno byłoby wymienić wszystkich gości z imienia i nazwiska; na pewno warto odnotować obecność generałów: Edwarda Gruszki, Mieczysława Bieńka, Ryszarda Gaczoła, Jerzego Guta, Sławomira Kowalskiego, generała w stanie spoczynku Romana Klecha. W tym licznym gronie dostrzegliśmy również zaprzyjaźnioną
z gminą panią pułkownik Katarzynę Jurkowską – dowódcę placówki
Straży Granicznej w Balicach. Gminę i powiat reprezentowali: wójt Elżbieta Burtan, przewodnicząca Rady Gminy Maria Kwaśnik, starosta Józef Krzyworzeka i radni gminy. Po powitaniu gości przez mistrza ceremonii rozpoczęła się regulaminowa uroczystość przekazywania sztandaru, której przez cały czas towarzyszyła orkiestra wojskowa odgrywając poszczególne sygnały oznaczające kolejne elementy uroczystości.
Elżbieta Burtan i przewodniczący Społecznego Komitetu Fundatorów
Sztandaru Jerzy Hojda, przekazali ów sztandar generałowi Edwardowi
Gruszce, który następnie wręczył go dowódcy 35. WOG ppłk Adamowi Jangrotowi. Licznie zgromadzeni mieszkańcy mogli później obejrzeć
i podziwiać pokaz musztry paradnej orkiestry wojskowej i fascynujący
pokaz musztry paradnej w wykonaniu jednostki specjalnej Wojska Polskiego. Można też było obejrzeć różne uzbrojenie polskiej armii prezentowane na stosikach oraz uczestniczyć w koncercie artystycznym w wykonaniu artystów wojskowych i… młodych utalentowanych artystycznie
młodych mieszkańców gminy Zabierzów.
2
gazeta12.indd 2
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:09
Święto Niepodległości w gminie Zabierzów
Msze święte w kościołach na terenie gminy w intencji ojczyzny były stałym elementem obchodów Święta Niepodległości
w naszej gminie. Pod pomnikiem powstańców w Bolechowicach kwiaty złożyli członkowie Rady Sołeckiej oraz organizacji pozarządowych. Po mszy w Rudawie wszyscy jej uczestnicy udali się – jak każdego roku – na miejscowy cmentarz, gdzie
wójt Elżbieta Burtan w obecności radnych i sołtysów z Rudawy, Brzezinki i Pisar, członków OSP, kombatantów, harcerzy
i uczniów gimnazjum złożyła kwiaty na grobie Nieznanego Żołnierza, następnie przy grobie księdza Marcina Siedleckiego, niezwykle zasłużonego dla tej miejscowości proboszcza, by następnie udać się pod pomnik pomordowanych w pacyfikacji mieszkańców Radwanowic i tam złożyć hołd wszystkim ofiarom
II wojny światowej z tego terenu.
Do obchodów święta Niepodległości już od 10 lat aktywie włącza się młodzież z Balic i Burowa, a to za sprawą Stowarzyszenia „Kuźnia” i Rady Sołeckiej Burowa. W samo południe odbył się Bieg Niepodległości prowadzony – jak zawsze – przez
znanego niegdyś piłkarza Wisły Kraków, mieszkańca Balic Zbigniewa Lecha. Następnie wszyscy udali się do Burowa na grochówkę żołnierską, a także by obejrzeć program artystyczny poświęcony polskiej niepodległości.
Wieczorem na zabierzowskim rynku przeszło tysiąc osób śpiewało pieśni patriotyczne. Koncert prowadziła Lidia Jazgar, grała orkiestra gminna pod kierunkiem Józefa Bylicy, śpiewał chór
Voici di San Francesco, występowały dzieci ze szkoły w Nielepicach w krótkim pokazie tańców do ułańskich piosenek.
„Niech wam wszyscy zazdroszczą – usłyszałem z ust przypadkowego obserwatora tego wydarzenia – takiej oprawy i takiego
miejsca poza Krakowem nie ma nigdzie. Aż serce rośnie kiedy
się to ogląda”.
Wojna w Zabierzowie
– czyli inscenizacja bitwy pt. Flandria ‘44 byłaj główną atrakcją trwającego dwa dni Pikniku Patriotyczno - Militarnego na
Błoniach Zabierzowskich. 7. i 8. listopada na terenie będącym już areną wielu atrakcyjnych wydarzeń kulturalnych odbyła się
impreza nie podobna do żadnej innej. O unikatowości Pikniku Patriotyczno - Militarnego można mówić nie tylko w perspektywie Gminy Zabierzów ale także całego województwa gdzie inscenizacje historyczne na taką skalę zdążają się niezwykle rzadko.
Myślą przewodnią jaka towarzyszyła organizatorom wydarzenia była chęć krzepienia idei patriotyzmu szczególnie u młodych ludzi. “Zorganizowaliśmy imprezę, w trakcie której mogliśmy zobaczyć jak bohaterska postawa żołnierzy polskich wpływała na przebieg II wojny, na różnych frontach, a także przywołać krzepiące melodie piosenek żołnierskich w trakcie występów Solistów Klubu
Wojsk Specjalnych czy Krakowskiej Orkiestry Staromiejskiej” - mówi Tomasz Ilnicki rzecznik organizatora.
Warstwę artystyczną Pikniku ubarwiły dodatkowo występy
współczesnych artystów tworzących muzykę o tematyce patriotycznej. Na scenie Błoń wystąpił Tadek Solo czyli Krakowski raper, który od kilku lat systematycznie specjalizujący się
w tematyce historycznej i narodowej. Innym ciekawym występem był koncert zespołu „Irydion” tworzącego w podobnym
duchu lecz w rockowej aranżacji.
W pikniku wzięli udział także przedstawiciele OSP z Zabierzowa i Toń, a także studenci Krakowskiej Akademii im. Frycza Modrzewskiego organizujący pokazy ratownictwa medycznego.
Impreza odbyła się pod patronatem marszałka województwa
małopolskiego Marka Sowy, wojewody małopolskiego Jerzego Millera oraz wójt gminy Zabierzów Elżbiety Burtan.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 3
3
2015-11-30 08:56:10
Teraz niebo będzie
dla Ciebie przystanią
Józiu!
No i coś Ty najlepszego zrobił?!
Byłeś lekarstwem dla wszystkich. Na wszystko! Na choroby
cywilizacji, na ludzkie słabostki i depresje. Na smutek i zwątpienia. Rozdawałeś radość gdziekolwiek się pojawiałeś. Nie szafowałeś wielkimi słowy, wystarczył Twój uśmiech i obecność. Byłeś nadzieją i wzorem, autorytetem i wszechobecnym w ludzkim
świecie potrzeb codziennych. Na Ciebie czekano, Ciebie podziwiano. Szanowano Twoją nieskazitelność. Teraz już nic nie będzie takie samo. Pamiętam Cię z czasów naszej młodości, jeszcze z dworcowej świetlicy młodzieżowej, gdy grywaliśmy w ping
ponga, odrabiali lekcje i dyskutowali o wartościach moralnych.
Mijały lata, powędrowaliśmy w swoje strony, by po jakimś czasie znów się spotkać, tym razem już w życiu dorosłym. Nic się nie
zmieniłeś, no – może powiększyły się Twoje gabaryty ale została
ta sama empatia dla ludzi, ten sam uśmiech na powitanie i ta sama
kordialność przy każdym spotkaniu. Do Twojego towarzystwa ludzie lgnęli jak pszczoły do miodu, między innymi dlatego, że przy
Tobie czuli się bezpiecznie, wiedzieli, że ich przytulisz, powiesz
dobre słowo, posilisz nadzieją, otoczysz ramieniem – co tak bardzo lubili wszyscy, a panie seniorki nigdy tego nie zapomną. Emanowała od Ciebie taka radość życia; zdawało się, że gdy nawet
wszystkich zabraknie na tym świecie – Ty będziesz trwał, bo Pan
Bóg nie powinien takich jak Ty zabierać do siebie bez konsultacji z ziemskimi istotami. Na kogo czekać będą teraz Koła Gospodyń, strażacy, młodzi sportowcy. Takie spotkania liczyły się tylko, kiedy Ty byłeś gościem, kiedy do sali wjeżdżały wielkie fundowane przez Ciebie torty. Już z daleka uczestnicy takich spotkań
wypatrywali czy gdzieś za rogiem nie widać Twoich kolorowych
marynarek, tak bardzo charakterystycznych dla Twojego charakteru. Bo całe Twoje życie miało być kolorowe i serdeczne dla drugich. Razem z żoną Krystyną tworzyliście tandem, który kiedyś
i w raju będzie wzorem dla pozostałych aniołów. Jestem pewien,
że Pan Bóg wyznaczy Ci miejsce w pierwszym rzędzie niebiańskiego pocztu, a Twój uśmiech stanie się godłem ludzi radości
i sukcesu.
I coś Ty najlepszego zrobił?
Zostawiłeś nas bez porozumienia z nami.
Tak się nie robi, panie Józefie.
Kto nas przytuli? Przy kim ogrzejemy się w tym coraz bardziej lodowatym świecie? Kto zadba o nasze społeczne kariery?
Byłeś jak nikt człowiekiem gminy, chociaż urodziłeś się w Krakowie, dzieciństwo spędziłeś w Morawicy, mieszkałeś w Modlnicy. Dla Ciebie były to zaledwie granice administracyjne Twojego
życia. Sercem byłeś z nami, aczkolwiek pamiętałeś również o ludziach poza tymi wcześniej wymienionymi granicami administracyjnymi. Tam też oczekiwano na Ciebie przy każdej okazji, tam
też zostawiłeś swoją radość życia i ciepło Twojej obecności. Tam
też pomagałeś z potrzeby serca. Nic nie było dla Ciebie obowiązkiem. Dla Ciebie wszystko było spontaniczną radością z faktu, że
mogłeś komuś pomóc. Oczywiście bezinteresownie. Wspomagałeś finansowo dyskretnie i subtelnie, bo nie potrzebowałeś rozgłosu, Koła Gospodyń Wiejskich, strażaków OSP, kluby seniora,
rady sołeckie, wszystkich którzy zwracali się do Ciebie.
Rozmawialiśmy często o różnych sprawach; rzadko nawiązywałeś do lat swojego dzieciństwa nie dlatego że było ono trudne
i ciężkie. Dla Ciebie nic nie było trudne ani wtedy ani obecnie. Na
4
gazeta12.indd 4
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:11
wspomnienie dzieciństwa, zwłaszcza swojej mamy, starałeś się ukrywać łzy, by nikt nie posądził Cię o słabość, co takiemu mężczyźnie jak
Tobie nie wypadało okazywać publicznie. Ale przyznawałeś, że tak
wiele zawdzięczasz matce, iż nie potrafisz unieść na swoich barkach
tej wdzięczności jaką miałeś dla Niej. Kiedy w towarzystwie mówiono o Tobie jako o człowieku z prawdziwą duszą – Ty najwięcej zasług
przekierowywałeś na swoją żonę Krystynę. Sam powiedziałeś mi kiedyś: „mnie wychowywały dwie najwspanialsze kobiety: maja matka
i moja żona”. Taki już byłeś, swoje zasługi i sukcesy musiały być obowiązkowo sukcesami tych kobiet.
Trudno pisać o Tobie w czasie przeszłym, bo cokolwiek napiszę – to
i tak nie wyczerpię wszystkich Twoich zasług. I tych zwykłych szarych, codziennych. I tych urzędowych, społecznych. Odnotujmy tytuły jakie słusznie Ci się należały, choćby tytuł Najbardziej Wpływowego Człowieka Powiatu przyznany Ci przez redakcję Dziennika Polskiego, „Najlepszego z Najlepszych” czyli gminnego Oskara przyznanego przez społeczność gminy Zabierzów czy wreszcie tytuł Honorowego Obywatela Gminy Zabierzów.
Twoja działalność charytatywna była doceniana także poza granicami
Twoich gmin. Twój wkład w wyremontowanie Oddziału Neurochirurgii Dziecięcego Szpitala w Prokocimiu zapewnił Ci wdzięczność małych pacjentów i ich rodzin.
Świat potrzebuje dziś, jeszcze bardziej niż kiedyś, ludzi życzliwych
i sprawiedliwych, a Ty akurat w takim momencie zostawiasz nas samych. Ty, który rozsiewałeś wokół siebie aurę optymizmu, zostawiasz nas pogrążonych w smutku. Jak mogłeś nam to zrobić? Gdzie
mamy Cię teraz szukać? Pewnie kiedyś znajdziemy Cię tam gdzie
Twoje miejsce, w niebie, tylko czy nas wszystkich tam wpuszczą?
Tego już taki pewien nie jestem. Jedno, co wiem na pewno – teraz niebo będzie dla Ciebie przystanią.
Nam pozostaje nadzieja, że podążając dobrodzieju Twoimi szlakami dobra i piękna, może kiedyś dane nam będzie odwiedzić Cię tam
choćby na chwilę. Ale tego, że nas zostawiłeś tak nagle, darować
Ci nie potrafimy. Trudno nam się z tym pogodzić. Ty to zrozumiesz,
bo zawsze rozumiałeś nasz smutek, nasze oczekiwania i nasze radości. Dałeś swoim życiem lekcję, która w życiu praktycznym przekłada się na konkret: nie wystarczy zdobywać mądrości, trzeba jeszcze
z niej korzystać.
Witold Ślusarski
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 5
5
2015-11-30 08:56:12
Pożegnaliśmy
Elżbieta
ZIARKOWSKA
najstarszego kombatanta
Zmarł Stefan Wąchal,
– urodziła się w Zabierzowie i swojej rodzinnej miejscowości została wierna do końca. Pracowała w rozmaitych instytucjach życia gospodarczego i publicznego. Od roku 1996 pracowała w Urzędzie gminy pełniąc różne funkcje, także kierownicze. Jej praca i zaangażowanie zostało docenione w plebiscycie-konkursie „Najlepszy z najlepszych”, nagrody przyznawanej
za wkład i osiągnięcie, a także za rzetelną obsługę interesantów. Zawsze uśmiechnięta, pogodna znajdowała czas na udzielanie szczegółowych informacji, z czego wielokrotnie również korzystaliśmy.
Zmarła śmiercią tragiczną dnia 3 listopada 2015 roku.
6
gazeta12.indd 6
najstarszy uczestnik II wojny światowej, kombatant, członek Armii Krajowej, mieszkaniec Rudawy. Do
ostatnich lat życia był niezwykle
czynny i sprawny;
często odbywał
piesze wędrówki do Zabierzowa,
pomagał w pracy
w warsztacie stolarskim (był stolarzem z zawodu). Aresztowany
na początku wojny uciekł z transportu do obozu
i wstąpił do walczącego podziemia. Był honorowym członkiem pocztu sztandarowego. Jego charakterystyczna sylwetka dobrze znana była w całym powiecie, choćby ze względu na
bujną siwą czuprynę. Interesował się życiem sportowym
gminy. Pochowany został na cmentarzu w Rudawie.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:14
Składamy podziękowania wszystkim, którzy uczestniczyli w ostatniej drodze życia
Ś.P.
JÓZEFA KRUKA
księżom, siostrom zakonnym, służbie liturgicznej, władzom wojewódzkim, powiatowym, gminnym i sołeckim,
wójtom gmin Zabierzów – Elżbiecie Burtan i Wielka Wieś – Tadeuszowi Wójtowiczowi oraz pozostałym
gminom powiatu krakowskiego, przedstawicielom Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu
Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie, pocztom sztandarowym, klubom sportowym i seniora,
kołom gospodyń wiejskich, zespołom ludowym, artystom, ochotniczym strażom pożarnym, policjantom,
żołnierzom, służbie zdrowia, szpitalom, hospicjom, domom pomocy społecznej, szkołom, przedszkolom,
uczelniom, urzędom, instytucjom, fundacjom, organizacjom, zrzeszeniom, firmom, zakładom pogrzebowym,
kamieniarskim i stolarskim, kwiaciarniom, rodzinie, sąsiadom, znajomym, mieszkańcom rodzinnej
miejscowości Zmarłego – Morawicy oraz pozostałym uczestnikom pogrzebu.
Dziękujemy służbom organizacyjno – porządkowym, urzędom, firmom oraz osobom prywatnym za
profesjonalne przygotowanie i zabezpieczenie uroczystości pogrzebowej,
a mieszkańcom Rząski za życzliwość i zrozumienie dla osób przyjezdnych.
Przekazujemy słowa wdzięczności za ogrom życzliwości
i pomocy na etapie załatwiania formalności pogrzebowych oraz za słowa otuchy, wsparcia i złożone
kondolencje.
Krystyna Kruk z synami i rodziną
Z cyklu ,,I nie nudzi się wśród ludzi...”
Wieczór poezji śpiewanej
11. listopada 2015 r. o godzinie 19. w Bibliotece Publicznej
w Rudawie zaczęły rozbrzmiewać pierwsze akordy gry
na gitarze. Oto rozpoczął się wieczór poezji śpiewanej pt. ,,Jesienią góry są najszczersze”. W czasie niespełna dwóch godzin można było usłyszeć i zaśpiewać piosenki sławnych zespołów, m.in. Wolnej Grupy Bukowina czy Starego Dobrego Małżeństwa. Osoby biorące udział
w tym wydarzeniu poznały również utwory nikomu do tej
pory nieznane, których autorem jest Piotr Być. Większość ludzi zna go jako organistę, grającego podczas mszy świętych
w kościele pw. Wszystkich Świętych w Rudawie. Niewielu jednak wie, że jest on autorem kilkudziesięciu piosenek.
Autor w większości swoich dzieł opowiada o górach, o tym,
że właśnie w tym miejscu człowiek może odnaleźć spokój
i spojrzeć z dystansem na własne życie. W jego tekstach poruszane są również zagadnienia związane z ludzką egzystencją
i śmiercią, a także ze współczesnymi wartościami. ,,Poezją
śpiewaną zainteresowałem się już w czasach szkolnych. Do zgłębienia tego tematu zainspirowały mnie utwory Przemysława Gintrowskiego i Jacka Kaczmarskiego. Później pod wpływem mojego kuzyna podjąłem próby pisania własnych tekstów i tak się potoczyło...” opowiada o sobie Piotr Być. Po latach zgodził się On zaprezentować swoje prace w ramach cyklu ,,I nie nudzi się wśród
ludzi...” - organizowanego przez Bibliotekę Publiczną w Rudawie. W trakcie krótkiego spotkania bohater wieczoru dał się poznać
widowni jako człowiek dowcipny, wrażliwy i niezwykle utalentowany muzycznie. To właśnie dzięki niemu oraz przyjaciołom biblioteki, którzy zajęli się przygotowaniem wydarzenia, atmosfera podczas koncertu była przyjazna, a każdy, kto się tam znalazł,
mógł spróbować przygotowanego poczęstunku.
Anna Korbiel
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 7
7
2015-11-30 08:56:15
Sesja Rady Gminy Zabierzów
30 października 2015 r.
Pierwsze podjęte na Sesji uchwały dotyczyły zmian w tegorocznym budżecie Gminy oraz w Wieloletniej Prognozie Finansowej Gminy. W projektach przygotowanych przez Urząd
Gminy przewidziano m.in. 5 tys. zł na montaż systemu monitoringu na boisku w Zelkowie w 2015 roku oraz kwotę 36 tys.
zł na projekt i wykonanie oświetlenia wokół stawu w Zelkowie w 2016 roku. Jednak Komisja Budżetowa Rady nie poparła tego wniosku. Radny i równocześnie sołtys Zelkowa Andrzej Krawczyk tłumaczył, że na boisku w jego miejscowości wykonano już prace za 65 tys. zł, jest też wstępna umowa z firmą, która nieodpłatnie będzie monitorować teren boiska, lecz potrzebne są środki, właśnie 5 tys. zł na zakup kamer
i osprzętu. Radni jednak nie przyjęli tej argumentacji, twierdząc, że monitoring zakładany był w innych miejscowościach,
ale zawsze z funduszu sołeckiego a nie z budżetu gminy. Dlatego w głosowaniu odrzucili ten wniosek. Podobnie uznano, że
projekt zagospodarowania otoczenia stawu winien być finansowany z funduszu sołeckiego. Na oczyszczenie i modernizację stawów w Zelkowie i innych miejscowościach pieniądze
są zagwarantowane w budżecie i tego typu prace są już prowadzone.
Kolejna uchwała dotyczyła emisji obligacji komunalnych
Gminy. Celem emisji obligacji jest sfinansowanie wyłącznie
części spłaty rat wcześniej zaciągniętych pożyczek i kredytów
oraz wykup wyemitowanych w ubiegłym roku obligacji, ponieważ znowelizowany budżet gminy na rok 2015 nie przewiduje deficytu budżetowego – planowana jest nadwyżka. Gmina Zabierzów wyemituje 5 600 sztuk obligacji o wartości nominalnej 1 000 zł. Emisja nastąpi poprzez propozycję nabycia
skierowaną do indywidualnych adresatów, w liczbie mniejszej
niż 150 osób. Będą to obligacje na okaziciela.
Najważniejsza z podjętych na sesji uchwał dotyczyła przyjęcia regulaminu udzielania dotacji na dofinansowania zmiany
systemu ogrzewania poprzez wymianę nisko wydajnych i nie
ekologicznych kotłów na paliwo stałe oraz innych źródeł ciepła na wysoko sprawne i ekologiczne źródła ciepła. Regulamin określa warunki i kryteria, jakie musi spełnić mieszkaniec
gminy, by otrzymać dofinansowanie. Wysokość dotacji będzie
ustalana indywidualnie, obowiązuje na razie zasada, że 50%
kosztów kwalifikowanych pokryje dotacja z Wojewódzkiego
Funduszu Ochrony Środowiska oraz 35% - dotacja z budżetu Gminy Zabierzów. Koszty kwalifikowane to demontaż starego i montaż oraz zakup nowego pieca, zakup i montaż armatury i osprzętu niezbędnego do zainstalowania ekologicznego
źródła ciepła. Uchwalony przez radnych regulamin jest podstawą do wystąpienia przez Urząd Gminy o dotację do WFOŚ.
W dyskusji radni zwracali uwagę, że sama wymiana pieców
w niewielkim stopniu wpłynie na zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska, sytuację może poprawić właściwe ocieplenie budynków. Obecna na Sesji Anetta Kucharska – kierownik
Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy poinformowała, że nabór wniosków od mieszkańców, którzy chcą wymienić stary piec na nowoczesny, ekologiczny, będzie prowadzony do końca marca 2016 roku, a jeśli chodzi o dofinansowanie termomodernizacji budynków, to program taki jest przygotowywany przez gminę Kraków i prawdopodobnie jego realizacja rozpocznie się w przyszłym roku. gmina Zabierzów bezzwłocznie włączy się do tego programu.
Podczas Sesji przyjęto też Program Współpracy gminy Za-
8
gazeta12.indd 8
bierzów z organizacjami pozarządowymi i podmiotami prowadzącymi działalność pożytku publicznego. Współpracę z tego
typu organizacjami określa ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, która mówi, że podstawowym trybem zlecania zadań publicznych jest otwarty konkurs ofert.
W naszej gminie w 2015 roku przeprowadzono konkursy na
zadania publiczne w zakresie upowszechniania sportu i kultury
fizycznej, turystyki i krajoznawstwa, zadania w zakresie upowszechniania kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i tradycji.
Na realizację wyłonionych w konkursie inicjatyw gmina przeznaczyła w 2015 roku ponad 680 tys. zł. Nie mniejszą kwotę
planuje się przeznaczyć na ten cel w przyszłym roku.
Radni podjęli też uchwałę w sprawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego obszaru „Rynek w Zabierzowie”.
W trakcie procedury planistycznej wniesiono cztery uwagi, które
zostały uwzględnione przez wójta w projekcie przedłożonym radnym na sesji. Obszar ten obejmuje 2,37 ha powierzchni, od zachodu i północy ogranicza go ul. Kolejowa, od południa – ul. Wapienna, od wschodu – ciek wodny. Celem planu miejscowego jest
określenie zasad kształtowania zabudowy i zagospodarowania,
w szczególności maksymalnej wysokości zabudowy i powierzchni zainwestowania w sposób zapewniający harmonijny rozwój całego obszaru „Rynek w Zabierzowie”. Wznoszenie nowej zabudowy na tym terenie może nastąpić tylko w miejscach określonych w planie, dopuszcza się remont i przebudowę istniejących
obiektów, ich rozbudowę, nadbudowę oraz zmianę sposobu użytkowania o ile będzie to zgodne z planem. W planie przyjęto zakaz lokalizacji obiektów handlowych o powierzchni sprzedaży
powyżej 2000 m2, oraz zakaz lokalizacji obiektów uciążliwych,
mogących niekorzystnie oddziaływać na środowisko. Mogą tu
więc powstać lokale usługowe, np. hotele, banki, instytucje kultury, placówki zdrowia, restauracje, kawiarnie, a na najwyższych
kondygnacjach – lokale mieszkalne. Maksymalna przewidziana
w planie wysokość zabudowy to 12 m.
Dla mieszkańców Nielepic ważna będzie podjęta 30.X.
2015 uchwała w sprawie nadania nazw ulic i placów w tej miejscowości. Powstaną tu dwa place: Park im. rtm. Witolda Pileckiego oraz plac Św. Floriana, a także ulice: Długa, Pod Skałką, Aleja Brzozowa, ul. Słoneczny Stok, Zakątek, Spacerowa,
Słoneczna, Ogrodowa, Cicha, Kmieci, Akacjowa, Świerkowa,
Widokowa, Ruczaj, Dębowa, Nad Wąwozem, Leśna, Św. Jana
Pawła II, Źródlana, Klonowa, Konwaliowa, Stroma, Pogodna,
Sosnowa, Kasztelańska, Kwiatowa, Kalinowa, Podhalańska.
O nową ulicę wzbogaci się też Zabierzów. Zgodnie z wolą
mieszkańców wyrażoną na Zebraniu Wiejskim Sołectwa Zabierzów, droga wewnętrzna odchodząca od ul. Poganów otrzyma nazwę ul. Kwiatów Polnych.
Lucyna Drelinkiewicz
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:17
Sesja Rady Gminy Zabierzów
20 listopada 2015 r.
Pierwsza podjęta na sesji uchwała dotyczyła zmian
w Wieloletniej Prognozie Finansowej na lata 2015 – 2022.
Do przedsięwzięć, które maja być realizowane w latach
2015 – 2016 dodano budowę boiska wielofunkcyjnego przy
gimnazjum w Zabierzowie oraz przeznaczono 120 tys. zł na
opiekę nad bezdomnymi zwierzętami w roku 2016.
Ożywioną dyskusję radnych wywołał projekt uchwały
w sprawie określenia wysokości stawek podatku od środków transportowych. Skarbnik Gminy Piotr Budziak uzasadniał konieczność wprowadzenia podwyżki (w przypadku niektórych rodzajów pojazdów o 40%) tym, że stawki
nie były podnoszone od 2008 roku, a te – obecnie proponowane – są niższe od maksymalnych określonych przez Ministerstwo Finansów. Jednak przewodniczący Komisji Komunalnej Stanisław Dam w imieniu tej komisji złożył wniosek, by podwyżki nie były większe niż 20%. Radni twierdzili, że znaczny wzrost podatku od środków transportu może
spowodować odpływ firm transportowych do innych gmin.
Pytali, dlaczego przez ostatnie lata stawki od środków transportu nie były podnoszone, a teraz mają wzrosnąć, ile wynoszą stawki w sąsiednich gminach, jakie będą skutki finansowe dla Gminy Zabierzów przy podwyżce większej lub
mniejszej. Skarbnik nie potrafił odpowiedzieć na te pytania,
wobec czego przewodnicząca Maria Kwaśnik zarządziła
przerwę. Po przerwie okazało się, że Piotr Budziak „troszkę
się pomylił”, bo zamiast dla proponowanych 20% podwyżki, dokonał obliczeń dla 25%. Pomyłka została jednak naprawiona i radni przegłosowali podniesienie stawek podatku od środków transportowych o 20% w stosunku do obowiązujących obecnie.
Podobnie przebiegała dyskusja nad kolejnym projektem uchwały dotyczącym określenia wysokości stawek podatku od nieruchomości. Tu radni także domagali się wprowadzenia niższych stawek w kilku przypadkach, a skarbnik nie był przygotowany, by odpowiedzieć na ich pytania
o przyczyny i skutki wprowadzenia takich czy innych stawek
w naszej gminie oraz o wysokość stawek w innych gminach. I znowu potrzebna była przerwa na dokonanie obliczeń. W dyskusji wiceprzewodniczący Rady Andrzej Krawczyk zwrócił uwagę na unikanie płacenia podatku od nieruchomości przez niektórych mieszkańców gminy. - Mamy
tysiące nieopodatkowanych metrów kwadr. pomieszczeń
– mówił – właściciel twierdzi, że inwestycja nie jest skończona, bo ...nie położył jeszcze czterech kafelków na ścianie, choć działalność gospodarczą prowadzi w tym obiekcie. Radni wskazywali, że konieczne jest prowadzenie kontroli podatkowych w terenie, by potwierdzić wiarygodność
deklaracji podatkowych.
W głosowaniu przyjęto m.in. następujące stawki na
2016 rok: od budynków mieszkalnych – 0,68 zł od 1 m2
powierzchni użytkowej, od budynków związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej – 20 zł, zajętych na
prowadzenie odpłatnej działalności pożytku publicznego –
6,10 zł, związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych
– 4,65 zł.
W Sesji Rady Gminy Zabierzów uczestniczyło też kilkoro mieszkańców Rudawy, wśród nich Iwona Cybula, która wyraziła sprzeciw wobec działań związanych z lokalizacją sortowni śmieci, składowania odpadów oraz punktu de-
montażu pojazdów w Rudawie. Wyjaśnijmy, że w Rudawie
miał powstać Punkt Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych (PSZOK). Chodzi o odpady z papieru i tektury,
tworzyw sztucznych, metalu, szkła, opakowania wielomateriałowe, odpady zielone (liście, skoszona trawa, drobne
gałęzie itp.) zużyte opony, meble, odpady remontowe i budowlane, zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny (telewizory, lodówki, pralki), zużyte baterie i akumulatory, przeterminowane leki i chemikalia. PSZOK to punkt, w którym
odpady winny być zbierane a następnie wywożone do odpowiednich instalacji zajmujących się przetwarzaniem odpadów – zlokalizowanych poza terenem naszej gminy. Do
tego tematu wrócimy w niedługim czasie.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 9
Lucyna Drelinkiewicz
9
2015-11-30 08:56:17
Z Anną Dymną nie tylko o aktorstwie
Być może przyszłe dziennikarki, a obecnie uczennice Gimnazjum w Rząsce i uczestniczki innowacji medialnej, pod
opieką nauczycielki p. Małgorzaty Kuśtrowskiej, spotkały się
z Anną Dymną, znaną krakowską aktorką, mieszkanką naszej gminy, sąsiadką szkoły. Odwiedziły ją w Teatrze Starym,
tuż przed spektaklem „Trylogia”.
W. Piątek: Jak to się stało, że zamieszkała Pani w gminie Zabierzów, w Rząsce?
A. Dymna: Całe życie marzyłam o tym, żeby mieć chociaż
metr kwadratowy ziemi. Gdy byłam małą dziewczynką dostałam od taty metalową skrzynkę na narzędzia. Wsypałam tam
ziemię i zasadziłam poziomki z lasu. Zapylaliśmy je z braćmi pędzelkami. Zawiązały się owoce. Cóż to
była za radość. Poziomeczki pięknie rosły razem z problemem, no bo
w domu było nas pięcioro, a poziomek urodziło się tylko cztery. Ale
mama z tatą zjedli jedną
po połowie, reszta byłą
dla trójki dzieci. Wydawało mi się wtedy,, że
nie ma nic piękniejszego jak uprawiać ziemię.
Moim marzeniem było
móc wyjść z domu do
ogrodu, na swoją trawkę, sadzić swoje roślinki
i patrzyć na ten cud jak
z ziarenka wyrasta wielkie drzewo. Jadąc na
rowerze ulicą Floriańską, przeczytałam kiedyś ogłoszenie: ,,Budujemy domy dla młodych
i średnio zamożnych.” Zatrzymałam się i dowiedziałam się
o budowie nowego osiedla właśnie w Rząsce pod Krakowem.
Gdy dowiedziałam się jacy wspaniali ludzie będą tam mieszkać: A. Sikorowski i A. Treter, B. Zawiślak - Dolny, to postanowiłam, że nie przepuszczę tej okazji. Powoli spełniło się
moje marzenie i zamieszkałam tam już chyba piętnaście lat
temu. Mieszkam na górce, w królestwie szczęśliwych zwierząt, tam mam swoje koty, ptaki, wiewiórki. Posadziłam własnymi rękami dziesiątki drzewek, które z małych sadzoneczek
wyrosły na ogromne drzewa.
M. Kuśtrowska: To ma Pani taką małą Toskanię.
A. Dymna: Tak, to moja Toskania. Mam tu nawet malutki strumyczek i oczko wodne z rybkami. Całe życie moją ogromną
pasją są rośliny i zwierzęta. Znam się na tym, bo przeczytałam wiele książek na te tematy, no i teraz mam też doświadczenie. Mam mnóstwo gatunków drzew: judaszowca, który ma liście w kształcie serc, ogromnego tulipanowca, morelę i pigwę,
daglezję, sośnicę…. oraz wiele innych. Jestem szczęśliwa, że
mieszkam w Rząsce i mam sympatycznych sąsiadów. Zawsze
chodzę na bosaka po trawie, nawet w zimie chodzę po śniegu. Dla mnie to forma krioterapii. Jak jest się osobę publiczną, to potrzebny jest taki azyl. Żałuję tylko, że nie mam miejsca na basen.
10
gazeta12.indd 10
W. Piątek: Czy zawsze chciała Pani zostać aktorką?
A. Dymna: Nie, nigdy nie chciałam. Chciałam zostać mikrobiologiem morskim i chodzić na czworakach po dnach oceanów i zbierać muszelki. Potem złożyłam papiery na psychologię na UJ. Byłam bardzo wstydliwym dzieckiem choć wychowywałam się z chłopakami i świetnie gwizdałam, plułam,
biłam się, jeździłam na rowerze, chodziłam po drzewach. Gdy
miałam 11 lat, należałam wprawdzie do grupy teatralnej, którą kierował Jasiu Niwiński - aktor, który mieszkał pod nami na
ulicy Nowowiejskiej. To był taki teatr improwizacji - Dell’arte. Kiedy pan Jan dowiedział się, że zdaję na psychologię, zaczaił się na korytarzu, złapał mnie i powiedział: „Masz talent,
musisz do iść szkoły
aktorskiej, psychologiem każdy może zostać.” Ja nie chciałam
być aktorką, bo sobie
nie wyobrażałam, że
mogę stać swobodnie
i codziennie w świetle reflektorów zdawać
przed ludźmi egzamin,
śmiać się i płakać na
zawołanie. No ale poszłam na ten aktorski
egzamin, bo niczym
nie ryzykowałam. Nie
miałam wtedy jeszcze
skończonych osiemnastu lat.
W. Piątek: Czy z wiekiem przemija stres,
gdy wchodzi się na scenę?
A. Dymna: Jest wręcz
odwrotnie. Jak byłam
mała, niedoświadczona
to biegałam sobie po scenie, coś tam grałam i nie mogłam zrozumieć, dlaczego Zofia Jaroszewska – przedwojenna aktorka,
która grała 50 lat na scenie, tak się obok mnie denerwuje. Myślałam, że gdy ja będę taka jak ona, to nie będę się denerwować. A ona mi powiedziała: „Aniu, zobaczysz, jaka jest trema,
gdy się jest dojrzałym aktorem.” I teraz faktycznie tak jest, że
ludzie już mnie znają i zastanawiają się „Co ona dzisiaj pokaże, czy da radę?” Wzrastają wymagania od widzów, wzrasta
poczucie odpowiedzialności. Ludziom podoba się wszystko
co piękne i ładne, a czas mija. Ja mam 64 lata i ciągle pracuję
w teatrze, bo kocham teatr i nie wyobrażam sobie życia bez
niego. Choć jest coraz ciężej. Jednak gdy nieprzytomna ze
zmęczenia po czterech godzinach „galopowania” jako Hajduczek w „Trylogii” wzdycham – „ Boże, jeszcze raz się udało”,
to czuję ogromną radość zwycięzcy. Cudowne w tym zawodzie jest jedno, jak się jest prawdziwym aktorem, a ja jestem
prawdziwą aktorką, to nigdy w życiu nie weszłam na scenę,
żeby zagrać byle jak. Dopóki mam taki stosunek do tego zawodu, to mogę być aktorką. A trema niestety narasta z wiekiem.
Mam ją za każdym razem, ale ona musi być. Bez niej nie ma
aktora. Ale przed premierą wpadam w obłęd i nie wiem, jak
się nazywam. Mój synek, gdy był mały, mówił: „O, mamusia
schowała mięso do pralki, czyli ma premierę w teatrze”.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:18
M. Mandecka: Czy zdarzyło się
kiedyś Pani zapomnieć tekst?
A. Dymna: Oczywiście! Jak jesteś wiele lat na scenie, to umiesz
sobie poradzić w takiej sytuacji.
Ponadto jest sufler. Choć w sztuce „Stara kobieta wysiaduje” Różewicza, w której gram, jest bardzo trudny poetycki tekst i tam
nie ma suflera, więc gdy się pomylę, to jest kłopot… no ale od
czego są koledzy? Zawsze pomogą.
W. Piątek: Jak długo uczy się
pani tekstu?
A. Dymna: Z pamięcią jest jak
z mięśniami, trzeba je cały czas
ćwiczyć. Czasem oglądam stare
spektakle, długie monologi i zastanawiam się, jak ja się mogłam
tego nauczyć? Miałam taki okres
w życiu, że czytałam kartkę tekstu trzy razy, chowałam ją i umiałam na pamięć, tylko było to na
krótko. Teraz muszę się dłużej
uczyć ale lubię to robić. Całe życie pracowałam nad tym, żeby lubić uczyć się. To wymaga czasu
i skupienia.
M. Kuśtrowska: Jakie jest Pani
najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?
A. Dymna: Ja mam same miłe
wspomnienia z dzieciństwa. Jeździliśmy w soboty nad Rabę albo
nad Dunajec z tatą, mamą, garnkami, patelniami, namiotami.
Spaliśmy w nich czasem jeszcze w listopadzie. Łowiliśmy
ryby i jak dzicy ludzie paliliśmy
ogniska. Miałam cudowne dzieciństwo. Rodzice mi na wszystko pozwalali, dlatego nic złego
nie robiłam. Mama do mnie mówiła: „Tobie wszystko wolno, ty
jesteś dobra i wiem, że nic złego nie zrobisz” – no ta jak mogłam robić? Pamiętam wszystkie
święta, robiliśmy przez dwa miesiące zabawki na choinkę. Cały
dom był w papierkach, złotkach.
Potem też wspólnie z moim synem robiliśmy ozdoby, szopki.
A teraz już lepię szopeczki
i aniołki z masy solnej na aukcje
przedświąteczne.
M. Kuśtrowska: Mamy dla Pani
taki drobny upominek, związany z
dzieciństwem. Czekoloadę z orzechami….
A. Dymna - Faktycznie, raz
w roku na imieniny dostawałam
czekoladę z orzechami…
Wspomnień czar
Uczniowie gimnazjum im. Jana Matejki postanowili bliżej poznać swoją miejscowość, jej
historię oraz kulturę. Wybrali najprostszy i najpewniejszy sposób. Nawiązali kontakt z zabierzowskim Klubem Seniora, który okazał się otwarty i chętny do współpracy. Nasze Panie, jak stwierdziły, z prawdziwą przyjemnością podzielą się swoją wiedzą, doświadczeniami i wspomnieniami. Mamy nadzieję, że międzypokoleniowe spotkania zaowocują niejedną
żywą lekcją historii.
Rozpoczynamy cykl wywiadów „Wspomnień czar”. Na początek prezentujemy rozmowę
z najstarszą członkinią Klubu, Panią Marią Korzonek. Wywiad przeprowadzili uczniowie
klasy III a: Julia Latosińska, Milena Schmit oraz Jakub Latosiński (fotograf i kamerzysta).
Było ciężko, ale bardzo rodzinnie…
Red: Czy jest Pani rodowitą zabierzowianką?
M.K.: Nie. Urodziłam się w Oświęcimiu w 1927 roku.
Red: I aż tutaj się Pani przeprowadziła?
M.K.: Przeprowadziliśmy się dlatego,
bo tatuś pracował na poczcie i został
przeniesiony do Krakowa. Tam było
trudno o lokal, więc wynajął mieszkanie w Zabierzowie i od tego czasu
jesteśmy związani z tym miejscem.
Red: Ile wtedy miała Pani lat?
M.K.: O ile mnie pamięć nie myli,
szłam do pierwszej klasy.
Red: Czy ma Pani rodzeństwo?
M.K.: Miałam trzech braci i jedną
siostrę.
Red: Jak Pani wspomina dzieciństwo?
M.K.: Nie było tak, jak dzisiaj
(śmiech). Inaczej. Trudniej. Wolę teraz. Do Bolechowic do szkoły zawodowej chodziłam na nogach…
Red: Proszę opowiedzieć o ówczesnej
szkole podstawowej.
M.K.: W Zabierzowie, w miejscu,
gdzie teraz jest GOK, stał stary drewniany budynek. Na rogu. W połowie mieszkał kierownik, a w drugiej mieściła się jedna duża klasa. Tam się uczyliśmy. Skończyłam siedem klas.
Red: Czy w szkole obowiązywały mundurki?
M.K.: Tak, ale nie każdy je miał. Tylko ci, których było stać.
Red: A w szkole, jaki przedmiot lubiła Pani najbardziej?
M.K.: Obojętne mi było. Tylko rysunki mi nie bardzo wychodziły.
Red: Czy dzieci chętnie się uczyły?
M.K.: Inne było podejście rodziców. Mamusia chciała mnie zawsze zostawiać w domu. Mówiła, że szkoła jest niepotrzebna, a ja przecież nie mogłam opuścić ani jednego dnia. Dzieci
chciały się uczyć, a rodzice naciskali, aby pomagały w domu. Miałam młodszego brata, to
trzeba się było nim zajmować. Albo czekały inne zajęcia…
Red: Nauczyciele byli surowi, czy raczej tolerancyjni?
M.K. Moją wychowawczynią od początku do końca była pani Ostrówczyni. Z nauką nie
miałam problemów. Jak skończyłam podstawówkę, poszłam do Bolechowic do dwuletniej
zawodowej szkoły rolniczej. To już był etap obowiązkowy podczas niemieckiej okupacji.
Świadectwo otrzymywałam po polsku i po niemiecku. Chodziło się boso, po takiej wyboistej
drodze, po kamieniach... Jak rozbiło się palec, to zasypał się kurzem, zapudrował i wędrowało się dalej. Szkoła w Bolechowicach znajdowała się tam, gdzie obecna stara część szkoły. Ksiądz Rajski uczył nas religii. Przypominam sobie jego przepisowość. Nie było mowy
o dekoltach, a za zbyt krótką spódnicę, to nas poparzył pokrzywami po nogach. Jakoś przeżyłyśmy… (śmiech).
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 11
11
2015-11-30 08:56:19
Red: Jak Pani spędzała czas z rówieśnikami?
M.K.: Graliśmy w klasy albo w guziki – nie było się czym bawić. Jak gdzieś organizowano wesele, to szło się pod dom, żeby
posłuchać. Młodzież spotykała się, siedziała na gankach i rozmawiała..
Red: Proszę zdradzić najszczęśliwsze wspomnienia z dzieciństwa.
M.K.: Miałam ciocię w Krakowie, która zabierała mnie do miasta. Nawet pojechałam z nimi na wczasy, bo moich rodziców
nie było na to stać.
To trudne czasy… Jak miałam szesnaście lat, musiałam obowiązkowo kopać okopy w Brzoskwini i innych miejscowościach…
I dopiero jak Rosjanie wkroczyli od Brzezia, Niemcy zaczęli
uciekać, ukryliśmy się w kopach słomy Później nie mogłam się
dostać do domu. Bo już działa były ustawione i już później strzelali… Przeżyłam niemało… Miałyśmy z siostrą jedne buty. Jak
chciałyśmy iść na spotkanie, to się zamieniałyśmy. Ale siostra
pożyczała butów tylko na chwilę, bo ona pracowała. A teraz to
w każdym domu można założyć sklep obuwniczy.
Red: Jak się zmieniło Pani życie, kiedy wybuchła II wojna
światowa?
M.K.: Ludzie mówili, że Niemcy przychodzą, więc trzeba będzie uciekać. Wszyscy pozbierali na wózki, na wozy najbardziej wartościowe rzeczy. Ale doszliśmy do Wielkiej Wsi, a tam
była taka bieda, że jeszcze gorsza, niż u nas. Po prostu, malinami palili, jak chcieli sobie coś ugotować, zagrzać. Wtedy wszyscy podjęli decyzję o dalszej ucieczce, bo powszechnie gadano,
że Niemcy mężczyzn zabijają. Mężczyźni od nas poodchodzili.
W ogrodzie ludzie pozostawiali pierzyny. Pamiętam, jakaś kobieta uspokajała, że jeśli przeżyją, to znowu będą gęsi chować
i zrobią nowe pierzyny. A druga stwierdziła z determinacją, że
zabiera wszystko, bo jak ją zastrzelą, to już nic nie potrzeba,
a jak będzie żyć, to się przyda. Pierzynę zabrała ze sobą. Dzisiaj wydaje się to śmieszne, a wtedy…
Później wróciliśmy. Kiedy Niemcy przyszli, częstowali nas
cukierkami. Niektórzy ostrzegali: „Nie bierzcie, bo to zatrute”.
A przecież nie było…
Miałam wtedy przyjaciółkę, Ludkę, która mieszkała tam,
gdzie piekarnia Państwa Gołdyniów. Ta koleżanka, moja rówieśnica, przyjeżdżała z Katowic na wakacje. Przyjaźniłyśmy się.
Jak jej rodzice gdziekolwiek jechali bryczką, to mnie zabierali.
Potem ta koleżanka wyjechała do Stanów. I wie Pani, ona po tylu
latach przyjechała tutaj, do mnie. Już jako staruszka, ze swoim
mężem. Szukali mnie, ale pytali o nazwisko panieńskie, dlatego nikt nie skojarzył, gdzie ja mieszkam. Dopiero Ludka przypomniała sobie inną koleżankę, Olę Majdaniukową. Ta długo
myślała, aż wreszcie wymyśliła… Korzonek się teraz nazywa.
No i przyjechali. Takie byłyśmy zadowolone i szczęśliwe, że nawet trudno opowiedzieć. Później pisała do mnie listy. I zawsze,
12
gazeta12.indd 12
zawsze te dwadzieścia dolarków… Nigdy nie zginęły. Pisała na
takim cienkim papierku, jakiego u nas nie było.
Tak, miło było, kiedy mnie odwiedziła. Chciała pokazać mężowi, gdzie się wychowała, gdzie mieli tę kamienicę. Bo on pochodził z Warszawy. Kiedy wysiedli, nie poznałam jej, bo wcześniej była brunetką. Zapytała: „A wie Pani, kto do Pani przyjechał? Ludka”. Wtedy dopiero się ocknęłam. A jej mąż dodał:
„Wie Pani co, ona jest straszną złodziejką. Bo ona mi serce ukradła”. Taki był bardzo wesoły. No i zwiedzili wszystko. Przyjęłam ich oczywiście, zaprosiłam na obiad. Bo w czasie wojny,
kiedy tam chodziłam, to mnie zawsze częstowali. Zasiadałam
do kolacji razem z nimi, jak rodzina. Bardzo miło.
Red: A czy w Zabierzowie mieszkało dużo Żydów?
M.K.: Nie, nawet nie było ich wielu. Może czterech. Herman,
Kurc, no i Zolingier. Był jeszcze lekarz Wierzyński, który miał
żonę, Żydówkę. Ja się koleżankowałam z ich córką. Chciała mieć swoje święte obrazki, ale chowała je pod szufladę. Bo
przecież jej mama była Żydówką i na ich modlitwy szedł tylko
Jasiek, jej brat. Narzucała go czarną kapą i modlili się. Marysia
nigdy nie szła. Myśmy sobie siedziały w jej dziecinnym pokoju.
Red: Czy posiada Pani jakieś szczególnie cenne rodzinne pamiątki, oprócz zdjęć?
M.K.: Raczej nie, przez przeprowadzki to wszystko poginęło.
Zostały dwa pojedyncze korale z biżuterii rodzinnej (śmiech).
Red: Proszę zdradzić nam jakieś ciekawe informacje dotyczące Pani rodziny, pracy, rozrywek.
M.K. Zawsze byłam działaczką społeczną. A później wybrałam
zawód rolnika, taki ciężki. Rodzice męża mieli gospodarstwo.
Zawsze braliśmy z mężem udział w dożynkach. Wtedy inaczej
wyglądały. Na wystawach przedstawiano tylko płody rolne. Na
przykład, jak się znalazło przy kopaniu jakiegoś dziwacznego
buraka, ziemniaka albo największy okaz, to wszystko się na te
właśnie wystawy zostawiało. To były ciekawe imprezy, łącznie
z nagrodami. Jak się organizowało te dożynki, wszyscy chętnie brali w nich udział, przygotowywali różne przyśpiewki. Jeździliśmy do Rząski, do Bolechowic, ale nie samochodem, tylko
konno. Niejeden raz sąsiad sąsiadowi proponował: „Nic się nie
martw, zaprzęgnę konia i cię zawiozę”. Tak, po prostu, bez żadnych zobowiązań. Ano, było to bardzo przyjemne.
W Zabierzowie, pod krzyżem, przy ulicy Śląskiej był Dom
Ludowy ze sceną i widownią. To właśnie w tym miejscu odbywały się różne zabawy. Mój mąż zawsze lubił tańczyć i jak nie
chciałam iść, to on sam szedł potańczyć. Tak, to prawda, człowiek prowadził takie gospodarstwo i jeszcze miał czas na prace społeczne, na rozrywkę.
A teraz na nic nie ma czasu. Chociaż pralki piorą wszystko,
ludzie wciąż nie mają czasu. Dawniej, jak się wyprało, to się
później pod studnią płukało w zimnej wodzie, żeby nie nosić jej
do domu. Bo przecież nie było kranu, nie było łazienek, pralek.
Myśmy mieszkali wtedy na trasie z kościoła, przy Śląskiej.
Taki był rytuał, że w niedzielę do południa bez przerwy przyjmowaliśmy; po każdej mszy znajomi, rodzina przychodzili
w odwiedziny. Żyło się tak rodzinnie. Chociaż była bieda, to
częściej się widywano. Pomagano sobie. Na hektar pola to kosiarzy musiało być dwunastu. Nie brali pieniędzy, tylko za poczęstunek szli i pracowali.
Teraz w Klubie Seniora są różne osoby… Natomiast w Rudawie spotykają się byli rolnicy. Członkowie Kółka Rolniczego. Jestem członkiem od 1946 roku i od wielu lat jego prezesem, mam nawet legitymację.
Red: Bardzo dziękujemy za rozmowę i za niezwykle ciekawe
opowieści. Życzymy Pani przede wszystkim zdrowia, pogody
ducha i wielu radości w każdym dniu.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:19
Pamiętamy
o naszych zasłużonych
W dzień Wszystkich Świętych odwiedziliśmy miejsce wiecznego spoczynku zasłużonego nie tylko dla naszej
gminy, dobrze nam znanego ks. Stefana Kulki (10.03.192325.02.2015), kanonika kapituły diecezji warmińskiej, naszego
krajana. Wraz z Jego rodziną zapaliliśmy znicze, złożyliśmy
wiązankę kwiatów. Tak jeszcze niedawno, w numerze z grudnia 2013 r., pisaliśmy o Jego brylantowym jubileuszu 60-lecia
kapłaństwa w kościele parafialnym w Rudawie. Zmarł w domu
rodzinnym w Siedlcu w otoczeniu troskliwej rodziny. Pogrzeb
był swoistą manifestacją pamięci, przywiązania i wdzięczności, kilkunastu księży, w tym delegatury metropolii warmińskiej, krakowskiej, zgromadzenia zakonne, rzesze wiernych.
A. Płazak
Fotel Seniora
cykl poświęcony seniorom
Od wiosny b.r. z inicjatywy p. Elżbiety Burtan- wójt Gminy Zabierzów oraz Elżbiety Mazur - kierownik Gminnej Biblioteki Publicznej w Zabierzowie, w naszej gminie istnieje stanowisko koordynatora ds. aktywizacji osób starszych. Seniorzy
w naszej gminie zawsze zajmowali istotne miejsce, jednak
w tym momencie aktywizacja nabrała zdecydowanego rozpędu.
Obecnie możemy się poszczycić Klubami Seniora w Balicach, Bolechowicach, Brzeziu, Brzezince, Brzoskwini, Burowie, Karniowicach, Kleszczowie, Kobylanach, Kochanowie, Młynce, Niegoszowicach, Nielepicach, Pisarach, Radwanowicach, Rudawie, Szczyglicach, Ujeździe, Zabierzowie oraz
Zelkowie. W Aleksandrowicach oraz Więckowicach działają Świetlice Środowiskowe, które również organizują cykliczne spotkania dla seniorów. Średnio każdy z klubów liczy ok 30
osób. Do klubu może należeć każdy, kto czuje się seniorem. Nie
ma żadnych ograniczeń wiekowych.
W ciągu ostatniego kwartału seniorzy korzystali z warsztatów rękodzielniczych (decoupage, dekorowanie na szkle, koronczarstwo), kursu pierwszej pomocy, mieli okazję poznać ciekawostki i rozprawić się ze stereotypami związanymi z Turcjąpodczas spotkania z turkologiem), czy upewnić się w tajnikach
wiedzy prawniczej konsultując się z prawnikiem. Ponadto uczyliśmy się tańczyć, ćwiczyliśmy gimnastykę, dokształcaliśmy się
w obsłudze komputera, ale przede wszystkim, poznawaliśmy samych siebie. Wszystkie warsztaty skierowane do seniorów są
w pełni finansowane przez Centrum Kultury.
Z końcem lata, Samorządowe Centrum Kultury i Promocji
Gminy Zabierzów w porozumieniu z wójtem gminy Zabierzów,
zorganizowało konkurs inicjatyw “Złota Jesień, złote lata aktywności”, skierowany do Klubów Seniora oraz sołectw gminy
Zabierzów. W naszej gminie był to pierwszy konkurs tego typu.
Każdy z wnioskodawców mógł otrzymać do 2 000 zł na działalność prosenioralną. Wśród pomysłów dominowały wycieczki,
dzięki czemu byliśmy w muzeach, teatrach, zwiedziliśmy sporą część Polski, a nawet fragment świata. Na drugiej pozycji popularności uplasował się zakup strojów (przeważnie ludowych)
służący pielęgnowaniu tradycji oraz promowaniu zarówno klubów, sołectw, jak i całej gminy. Nie zabrakło także pomysłu na
zakup mikrofonów, czy najzwyczajniej w świecie na bieżące potrzebny klubu.
Tradycją stały się spotkania kwartalne organizowane od wiosny. Teraz zaczynamy przygotowania do IV Spotkania Kwartalnego Seniorów, które najprawdopodobniej odbędzie się 19 lutego 2016 roku w dużej sali Samorządowego Centrum Kultury
(ul. Szkolna 2, Zabierzów). Podczas tych wydarzeń poza podsumowaniem oraz przedstawieniem planu na najbliższy kwartał, seniorzy mają możliwość zaprezentować się scenicznie.
Ogromnym powodzeniem i oklaskami na stojąco cieszą się występy Klubu Seniora “Sami Swoi” z Rudawy oraz Klubu Seniora
“Złota Jesień” z Zabierzowa. Mamy nadzieję, że pewnego razu
pozostałe kluby również pokażą co w nich drzemie.
Nie sposób zapomnieć o konferencjach, w których wzięliśmy
udział. Były to m. in. Forum Gospodarki Srebrnego Wieku
(podczas którego w imieniu seniorów wypowiadała się Helena
Moląg- przewodnicząca Klubu Seniora z Bolechowic, DługoWieczni, Kongres Forum III Wieku, Seniorzy Aktywni Lokalnie, IV Małopolskie Forum Seniorów (na którym znaczący głos
zabrała Anna Domagła - dyrektor SCKiPGZ). Dzięki Barbarze
Golińskiej nie zbrakło nas na IX Plebiscycie “Poza Stereotypem
- Senior roku 2014”, podczas którego, przewodnicząca Klubu
Seniora “Złota Jesień” w Zabierzowie została uroczyście uhonorowana nominacją do nagrody głównej. Ponadto, dzięki kilku
seniorom naszej gminy zostaliśmy zaproszeni na finał konkursu
“Opowiedz nam swoją historię” - zorganizowany przez Stowarzyszenie Manko i Głos Seniora.
Lada chwila otrzymamy karty seniora – edycję zabierzowską.
Jak widać sporo się dzieje, nie sposób opisać wszelkie działalności prosenioralne, jakie mają miejsce w naszej gminie.
Mamy nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.
Zachęcamy wszystkich seniorów do kontaktu z koordynatorem:
Agnieszką Mleczko, tel. 601 711 605, za pomocą poczty e-mail:
[email protected] lub osobiście w Centrum Kultury przy ul. Szkolnej 2 w Zabierzowie.
a.m.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 13
13
2015-11-30 08:56:20
Spotkania seniorów
...w Kobylanach
Sobotni wieczór w Kobylanach opanowali seniorzy. Doroczne spotkanie zaszczycili obecnością m.in. wójt gminy Elżbieta Burtan, proboszcz miejscowej parafii Józef Iwulski. Oryginalny sposób powitania gości – śpiewem i kupletami - zaprezentowały panie z Klubu Seniora.
A potem… Potem były rozmowy i tańce. Jak długo? Tego niestety wasz sprawozdawca nie zobaczył, gdyż wezwały go inne
obowiązki. Rozpoczynało się bowiem podobne spotkanie seniorów w Niegoszowicach…
...w Niegoszowicach
Tu już po raz drugi mieszkańcy oklaskiwali i podziwiali
występ zespołu kabaretowego „AA” (Anonimowi Artyści?)
działającego przy bibliotece w Zabierzowie, którego spirytus movens jest wieloletnia dyrektor bibliotek Elżbieta Mazur.
Maria Gaudyn, Michał Mazur, Joanna Mazoń i jej mąż Włodzimierz Mazoń. Niekiedy do tego grona dołącza sołtys Niegoszowic Edward Machlowski.
Sołtys i radny Kazimierz Kapelan przypomniał, że spotkanie
seniorów w Kobylanach ma już wieloletnie tradycje. Była to
też okazja zaprezentowania nowego sprzętu nagłaśniającego.
Życzenia paniom i panom złożyli: Elżbieta Burtan i ks. Józef
Iwulski, który w dowcipny sposób nawiązał do relacji: babcia
– wnuczek. „Babcia dźwiga ciężki plecak wnuczka, odbierając
go po lekcjach ze szkoły, wnuczek natomiast biegnie nie zważając na uwagi czy ostrzeżenia babci” – powiedział.
To zgrana paczka wykonawców z dużym poczuciem humoru
i zdolnościami scenicznymi. Tak na marginesie; szkoda, że ten
program oglądają tylko mieszkańcy Niegoszowic, gdyż jest
on programem literackich na bardzo dobrym poziomie wart,
by zobaczyli go także inni. Być może znajdzie się on wkrótce pod opieką Samorządowego Centrum Kultury i będzie miał
właściwe warunki do dalszego rozwoju. Mieszkańcy Niegoszowic w rozmowie z Waszym sprawozdawcą mówili wprost,
iż „nie wyobrażają sobie spotkania bez tego kabaretu”. Trzeba przyznać, że ten sposób spotykania się w gronie seniorów
Po powitaniach i życzeniach – jak to bywa podczas tego rodzaju spotkaniach – zaprezentowali się uczniowie miejscowej szkoły w programie zatytułowanym: „Przychodzi pacjent
do lekarza, opracowanym przez Lilianę Baranik. Wszystkich
oglądających i słuchających zachwyciła, śpiewająca solowe
partie piosenki, uczennica V klasy Ola Pokrywka. Energetyczny program uczniów dopełnił dynamiczny taniec w bardzo ciekawej choreografii.
14
gazeta12.indd 14
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:20
jest godny naśladowania i na swój sposób bardzo oryginalny,
nigdzie indziej nie spotykany. Obecnych na spotkaniu: wójta
gminy Elżbietę Burtan, sołtysa Zabierzowa Wiesława Cadera
i reprezentantów Klubu Seniora z Zabierzowa i przewodniczącą Barbarą Golińska powitali: sołtys Edward Machlowski
i przewodnicząca Klubu w Niegoszowicach…. A potem….
A potem – jak wszędzie były rozmowy. I przy stołach i w kuluarach. O polityce również….
...w Rudawie
Zaproszono ponad 170 osób. Brakowało zaledwie kilka
osób, zresztą usprawiedliwionych, bo pogoda tego dnia do najlepszych nie należała. Dopisali goście: wójt Elżbieta Burtan,
proboszcz Andrzej Badura, p.o. dyr. Samorządowego Centrum
Kultury i Promocji Anna Domagała, radni Jan Surówka i Tomasz Kasprzyk, reprezentanci Kół Gospodyń Wiejskich z okolicznych sołectw. Zaczęło się od wręczenia upominków i kwiatów dla trzech par obchodzących jubileusz 50. lecia małżeństwa. Kwiaty otrzymał też proboszcz Andrzej Badura. „Czuję się zaszczycony, nie przypuszczałem, że spotka mnie tu jakieś wyróżnienie. Czuję się – to prawda – mocno związany
z parafią ale te kwiaty i ten upominek są dla mnie dużym zaskoczeniem. Bardzo dziękuję i chciałbym aby ta nasza więź
owocowała dalszym rozwojem Rudawy i całej parafii”. Życzenia wszystkim uczestnikom spotkania złożyli również Elżbieta Burtan i debiutujący w roli sołtysa Rudawy Marcin Cieślak.
I tu, jak w podczas innych spotkań seniorów – swój program
artystyczny zaprezentowały dzieci z miejscowej szkoły podstawowej, wykonując m.in. koncert na nietypowe instrumenty, a następnie zaśpiewały razem ze wszystkimi dwie popularne piosenki. Atrakcją był występ pary tanecznej z zespołu Pieśni i Tańca „Krakowiacy”; była okazja zobaczyć jak tańczy się
siarczystego „Krakowiaka”.
Z bibliotecznej półki
...czyli co słychać w literackim świecie…
Teodor Parnicki –
„Trzy minuty po trzeciej”
Po latach zapomnienia wraca do czytelników powieściowy debiut Teodora Parnickiego z 1929 roku – „Trzy minuty po trzeciej”. Dotychczas powieść ta ukazała się wyłącznie
w odcinkach na łamach „Lwowskiego Kuriera” w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Dzięki wydawnictwu Noir Sur
Blanc, we wrześniu książka pojawiła się w naszych księgarniach. Pięknie wydana, już na pierwszy rzut oka kusi okładką
i niezwykłymi zdjęciami miejsc i czasów, o których opowiada.
Mandżuria, chiński Harbin właśnie tam rozpoczyna się historia opowiedziana na kartach
„Trzech minut..” W mroźny
lutowy wieczór 1927 roku powracający z opery były oficer
carskiej armii Piotr Zagorski
zostaje zatrzymany przez nieznajomego mężczyznę, który
szepce mu do ucha tajemnicze
słowa: „W noc z niedzieli na
poniedziałek, trzy minuty po
trzeciej” i wsuwa do kieszeni
klucz. Kompletnie zaskoczony Zagorski nie wie czy padł
ofiarą pomyłki czy może jednak zaplanowanej intrygi. Na
odpowiedź nie musiał długo czekać. Wkrótce nasz bohater
i jego przyjaciel Aleksander Flagin stają przed tajemniczym
trybunałem siedemnastu, zostają wplątani w działania wywiadu japońskiego i za ceną życia podejmują niebezpieczną walkę z agentami Kominternu. Rozpoczyna się wyścig z czasem,
gdyż w ręce sowieckiego wywiadu dostały się dokumenty, których ujawnienie naraziłoby japońskie interesy związane z Koleją Wschodniochińską…
„ Trzy minuty po trzeciej” to nietypowa książka w twórczości Teodora Parnickiego. Jej fabuła to niemal gotowy scenariusz filmu sensacyjnego. Są tu zaskakujące zwroty akcji, tajni
agenci, pościgi samochodowe… a w tle szeroka panorama Dalekiego Wschodu w początkach XX wieku. Lektura tej debiutanckiej powieści być może zachęci Państwa do sięgnięcia po
inne utwory tego wybitnego autora książek historycznych, który swoją literacką drogę zaczynał od sensacyjnej prozy.
Zofia Walczak
Nasze Pisary
Z inicjatywy mieszkańców sołectwa Pisary założone zostało
Stowarzyszenie „Nasze Pisary”.
Najważniejsze cele Stowarzyszenia to:
• integracja społeczeństwa
• działalność kulturalna, oświatowa i sportowa
• Lamus – zorganizowanie Izby Pamięci księdza Władysława
Bukowińskiego oraz stałej wystawy o Pisarach
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 15
15
2015-11-30 08:56:22
Gimnazjum im. Jana Matejki
w Zabierzowie
„MAŁOPOLSKĄ SZKOŁĄ
Z PASJĄ”
Szkoła Podstawowa
im. Bohaterów Westerplatte
w Nielepicach
Szkołą Promującą
Zdrowie
Gimnazjum im. Jana Matejki w Zabierzowie jest nowoczesną, dobrze wyposażoną placówką. Jednak to nie zaplecze i baza są największą wartością tej
szkoły, ale kreatywność nauczycieli i uczniów. Podejmowane działania zmierzają do poszerzenia wiedzy i umiejętności wychowanków, a także rozwoju
ich osobowości.
Co roku w naszej szkole organizowane są liczne konkursy (matematyczne, przyrodnicze, sportowe, językowe, ortograficzne, historyczne, czytelnicze
i inne), wystawy oraz warsztaty rozwijające inwencję twórczą. Dzięki tym zajęciom psychologiczno – pedagogicznym nasza młodzież uczy się akceptacji
drugiego człowieka i umiejętności funkcjonowania w społeczeństwie. Wiele
projektów, które realizują uczniowie, daje im możliwość rozwijania pasji i zainteresowań. Poprzez zaangażowanie w wolontariat uczymy młodzież empatii i wrażliwości. Bierzemy aktywny udział w działaniach związanych z historią naszego kraju i regionu. Nasi wychowankowie mają okazję rozwinąć i zaprezentować swoje talenty artystyczne, uczestnicząc w warsztatach i konkursach plastycznych. Warto podkreślić także udział rodziców w wielu podejmowanych inicjatywach. Współpraca z organizacjami i fundacjami daje uczniom
nowe możliwości rozwoju. Przykładem takich owocnych praktyk jest nasza
współpraca z krakowskimi wyższymi uczelniami: Uniwersytetem Pedagogicznym, Uniwersytetem Jagiellońskim i Uniwersytetem Rolniczym. Dzięki temu
uczniowie mają możliwość uczestniczenia w warsztatach, pokazach i wykładach, które pomagają rozwijać ich talenty i motywują do dalszego twórczego
działania.
Nasze starania zostały dostrzeżone i docenione – Gimnazjum im. Jana Matejki zdobyło III miejsce
w konkursie „Małopolska
szkoła z pasją”. Cieszymy
się z wygranej i nadal będziemy tak pracować, by
promować talenty i stwarzać każdemu uczniowi
możliwość rozwijania indywidualnych pasji i zdolności.
Anna Ochel
16
gazeta12.indd 16
23 października 2015 roku Szkoła Podstawowa w Nielepicach ponownie otrzymała
Certyfikat przynależności do Małopolskiej
Sieci Szkół Promujących Zdrowie.
Certyfikat otrzymaliśmy z rąk Małopolskiego Kuratora Oświaty pana Aleksandra Palczewskiego.
Przynależność do sieci Szkół Promujących
Zdrowie jest wielkim zaszczytem dla naszej
szkoły, a jednocześnie stanowi zobowiązanie
do upowszechniania wszelkich działań służących promocji zdrowia w naszym najbliższym
otoczeniu i regionie.
Działania w zakresie edukacji zdrowotnej
i promocji zdrowia prowadzimy systematycznie na przestrzeni już kilkunastu lat, a wspiera je dyrektor szkoły. Zaangażowana jest w nie
cała społeczność szkolna: uczniowie, nauczyciele, pracownicy szkoły oraz rodzice. Aktywność w zakresie promocji zdrowia dotyczy:
uczenia zasad zdrowego odżywiania, zachęcania do wszelkich form aktywności fizycznej
oraz uprawiania turystyki.
Pierwszy certyfikat przynależności do Małopolskiej Sieci Szkół Promujących Zdrowie
otrzymaliśmy 10 lutego 2008 roku. Certyfikat taki nadawany jest raz na trzy lata. Po tym
okresie szkoła dokonuje ewaluacji w zakresie
podejmowanych działań.
Szkolny Koordynator ds. Promocji Zdrowia
Anna Fudała – Trzop
Jakie działania podejmujemy w listopadzie
w zakresie edukacji prozdrowotnej?
•
•
•
•
Udział w programie edukacyjnym
„Śniadanie daje moc” – klasy I – VI
Konkurs plastyczny „Witaminki” –
klasy I – III
Dzień Dyni – klasy I – VI
Higiena osobista. Choroby brudnych
rąk – pogadanki – klasy I - VI
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:23
Best Friend
ufundował stypendia dla dzieci z terenu
gminy Zabierzów
Gimnazjum w Zabierzowie
obchodziło swoje święto
Właściciele szkoły języka angielskiego Best Friend,
funkcjonującej w budynku Gimnazjum w Zabierzowie, postanowili od bieżącego roku szkolnego ufundować kurs języka angielskiego dla jednego ucznia z każdej szkoły podstawowej i gimnazjum w naszej Gminie. Oferta skierowana
jest do dzieci, które wykazują zdolności językowe i chciałyby je rozwijać, ale sytuacja finansowa ich rodzin na to nie
pozwala.
Dyrektorzy szkół po konsultacji z nauczycielami i rodzicami, wytypowali uczniów. Kurs rozpoczął się od października, w odpowiednich do poziomu uczestników grupach.
Łącznie ze stypendiów korzysta jedenaścioro dzieci z całej
gminy Zabierzów. Praca i zaangażowanie uczniów są przez
szkołę językową monitorowane, a ocena na koniec I okresu będzie podstawą do przedłużenia stypendium dla ucznia
na drugie półrocze. Prowadzący zajęcia są w stałym kontakcie z dyrektorami szkół stypendystów i będą ich informować na bieżąco o postępach uczniów.
Właściciele szkoły deklarują, że to nie będzie jednorazowa
„akcja” i postarają się powtarzać ją każdego roku szkolnego.
W imieniu dzieci i młodzieży szkół z terenu gminy
Zabierzów, Właścicielom szkoły Best Friend serdecznie
dziękuję za inicjatywę, która włącza się w program wyrównywania szans uczniów.
Janina Wilkosz
dyrektor GZEAS w Zabierzowie
W ciągu swojej 15-letniej działalności Gimnazjum
im. Jana Matejki w Zabierzowie ustanowiło własne tradycje i ceremoniały, które kształtują tożsamość tej szkoły oraz
budują poczucie wspólnoty pokoleniowej. Obchodzone rokrocznie w listopadzie Święto Szkoły jest właśnie jedną z takich tradycji. Listopadowa data nie jest przypadkowa, wiąże się ona z rocznicą śmierci patrona szkoły - Jana Matejki. Pamięć o jego osobie
i dziele jest stale pielęgnowana i rozwijana przez kolejne generacje uczniów zabierzowskiego gimnazjum. 25 listopada 2015 r.
gościliśmy przedstawicieli władz gminnych i oświatowych wójta Elżbietę Burtan i Janinę Wilkosz, proboszczów z parafii Zabierzów i Bolechowice, komendanta Policji w Zabierzowie, sołtysów wsi należących do gminy Zabierzów, dyrektorów gimnazjów
i szkół podstawowych, emerytowanych nauczycieli oraz przedstawicieli Rady Rodziców.
Część artystyczną uroczystości wypełniło wzruszające widowisko pt. „Miłość jest najważniejsza”, oparte na motywach opowiadania „Mały Książę” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego.
Ewa Wardęga
Gaudium Magnum Annuntiatum Est Nobis
JESIENNY URLOP
Ta wieść jaką pragniemy przekazać, to zatwierdzenie przez komisję kardynałów
w Watykanie cudu, który miał miejsce w Karagandzie, górniczym mieście Kazachstanu za wstawiennictwem i przyczyną Czcigodnego Sługi Bożego ks. Władysława
Bukowińskiego, apostoła Wschodu. Tym samym jesteśmy bardzo blisko beatyfikacji
tego wielkiego kapłana, blisko związanego z Gminą Zabierzów, kościołem parafialnym PW Wszystkich Świętych w Rudawie oraz Pisarami.
O ks. Władysławie, (ur. 1904 w Berdyczowie - zm. 1974 w Karagandzie), jego
życiu i dziele pisaliśmy wielokrotnie w naszym miesięczniku. Każdego roku 12 lipca
w Rudawie, tydzień później w Pisarach, odprawiana jest msza św. na pamiątkę prymicji ks. Władysława w 1931 r.
Niebawem, bo już w grudniu, Ojciec Święty Franciszek zamierza podpisać dekret, zamykający chlubnie proces beatyfikacyjny. Wyniesienia na ołtarze możemy się
spodziewać może już nawet w najbliższym roku.
Warto też przypomnieć, że Kazachstan nie ma dotychczas żadnego własnego błogosławionego ani świętego. Radością dla nas jest, że będzie nim niedługo Polak i nasz
krajan, związany z Rudawą.
Aleksander Płazak
Jutro już urlop i błogi spokój,
nie ma też pracy i wraca nastrój
Jest czas pisania wierszy i prozy
I na wędrówki wśród pól mimozy
Fioletem wrzosów zaczyna się jesień
Złoci się cudnie buczynowa przestrzeń
Do tego słońce i babie lato
i jak nie kochać jesieni za to
Więc nie zazdrośćcie mi tego stanu,
lecz ruszcie śladem żółtego liścia.
On tylko prawdę... w gąszczach łopianu
powie wśród ciszy z magią zaklęcia.
Bogusław Jerzy Urbanowicz
Szanowni Państwo
W związku z nadchodzącym okresem zimowym i prognozowanym spadkiem temperatury powietrza co niesie za sobą poważne zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi, istotnym jest zwrócenie szczególnej uwagi na problemy osób szczególnie narażonych na
skutki niskich temperatur powietrza tj. osób bezdomnych, nieporadnych życiowo czy znajdujących się w okolicznościach zagrażających ich życiu i zdrowiu. Proszę więc, aby w przypadku gdy zauważycie Państwo taką osobę lub uzyskacie informację o możliwym zagrożeniu w tym zakresie, o przekazanie informacji do Dyżurnego Komisariatu Policji w Zabierzowie pod nr telefonu 112,
997 lub 12-258-03-50 gdyż tylko szybkie podjęcia działań może skutecznie zapobiec grożącemu im niebezpieczeństwu.
nadkom. Andrzej Kowalski
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 17
17
2015-11-30 08:56:24
Życiowe losy Stefana Łobaczewskiego wystarczyłyby na niejeden scenariusz filmowy. Młody zarządca majątku hrabiego Tarnowskiego, uczestnik ruchu oporu od samego początku wojny, ucieka przed groźbą aresztowania za granicę. Poprzez Słowację i Węgry
dostaje się do Francji, gdzie zostaje żołnierzem armii Andersa. Do tej pory miał szczęście ale skończyło się ono wraz z dostaniem
się do niewoli. Tylko czy to szczęście Stefana Łobaczewskiego skończyło się naprawdę? O tym dalszy ciąg powieści.
Witold Ślusarski
TUŁACZ AKORDOWY (odc. 4.)
W niewoli
– Nie lubi pan podróżować?
– Już nie.
– Już?
– Od pięćdziesięciu lat już nie. Każda podróż będzie mi się kojarzyć z bydlęcymi wagonami i głodem. Od tamtego czasu nie
znoszę pociągów.
– Chce pan resztę życia wyłącznie przechodzić?
– A wie pan, to bardzo dobre życzenie. Żeby chodzić, trzeba
być zdrowym...Kiedyś w Rudniku jeździłem wyłącznie dwukółką, podobną do rzymskiego rydwanu.
– Opancerzoną?
– Owszem, swobodą i przestrzenią. Niebo było jej dachem,
chęci konia – silnikiem. Jedynym pasażerem był wiatr.
– Trudno w pociągu wiozącym jeńców wojennych liczyć na
luksusy.
– Głodny człowiek myśli jedynie o tym, jak i gdzie najeść się
do syta. A wtedy, w tym pociągu do Strasburga – bo okazało
się, że tam nas wiozą – wszyscy byliśmy głodni. Wreszcie, po
całym dniu jazdy, dano nam po kromce chleba. Był to zapas na
dalszą, pieszą już drogę do obozu jenieckiego w Strasburgu.
Szliśmy chudzi, wynędzniali i potwornie zmęczeni. Oglądam
czasem w kinie podobne marsze i jeszcze nie widziałem prawdziwego. Na ekranie wszyscy milczą i mają śmierć w oczach.
W naszym pochodzie byli i tacy, którym z oczu tryskała nadzieja. W naszym marszu szli nie tylko Polacy. Słyszałem głosy:
– Wreszcie odpocznę sobie od tej wojny. Ja już dość swojej
krwi oddałem tej ziemi.
– Niech się frajerzy biją za polityków, ja będę leżał na pryczy
i patrzył w niebo.
– Niemcy nie są tacy źli – jesteśmy jeńcami wojennymi. Oni
muszą przestrzegać praw Konwencji Genewskiej. Jeńcowi nie
może stać się krzywda w obozie.
– Słusznie. Te kilka miesięcy do zakończenia wojny jakoś
przetrwamy.
Różne rzeczy ludzie potrafią opowiadać dla własnego pocieszenia. Ja nie miałem złudzeń. Już wtedy, w tym marszu
bez nadziei, myślałem tylko o jednym: jak stamtąd uciec.
W chwilach największego zagrożenia, nawet pod samą szubienicą, musi mieć człowiek nadzieję na wolność. To powoduje,
że człowiek nie umiera cały. Zostaje jego myśl, jego przykład.
Ciągłość jest podstawą każdego gatunku.
– Zawsze pan wierzył w to, co pan teraz mówi?
– Nie...niestety. Raz jeden zwątpiłem. Szliśmy do obozu szeroką asfaltową szosą. Nagle słyszymy jak nasi strażnicy gonią
jak opętani i krzyczą: – Raus! Schnell! Spychają nas na pobocze, do rowu. Z daleka widzę kawalkadę samochodów. Słyszę jak strażnicy przekazują sobie wiadomość: “jedzie führer”.
Kiedy samochody są już blisko, wszyscy oni stają na baczność,
niektórzy wyciągają przed siebie prawą rękę w nazistowskim
18
gazeta12.indd 18
pozdrowieniu. Do dzisiaj sobie tego nie mogę darować. Miałem okazję uciec. Wszyscy byli tak pochłonięci przejazdem
führera, że nikt by pewnie nie zauważył mojego zniknięcia.
Ale ja stałem i patrzyłem. Chciałem zobaczyć jak z bliska wygląda ten, który świat wepchnął w piekło wojny. Widziałem go
przez szybę samochodu. Zimna twarz spoglądająca spod czapki. Trwało to 3–5 sekund, utkwiło w pamięci na całe życie.
Jeszcze dziś mogę panu tę twarz opisać w szczegółach. Moja
obserwacja nie była podszyta strachem...O, nie! bardziej poczuciem narodowej dumy: “a jednak nie jesteś mnie w stanie
złamać, ty mały, podły malarzu”.
Dalsza droga do Strasburga przebiegała już bez sensacji. Piekło zaczęło się dopiero w tym pięknym mieście, które – pamiętam to do dziś – sprawiało wrażenie jednego, wielkiego,
cudownego, kościoła. Ten widok szybko przesłonił mi jednak
głód. Dziennie z naszego obozu wynosiliśmy 15 więźniów,
którzy umierali z głodu. Najlepsze mięso, jakie jadłem w tamtym czasie – to było mięso ze wściekłego psa. Zastrzelił go
w naszym obozie strażnik i kazał pogrzebać w ziemi.
Ja o niczym nie wiedziałem, wieczorem znajomi przynoszą mi
kawałek mięsa. Zjadłem z apetytem.
– Smakowało? – pytają potem.
– Pewnie, a co to było?
– A, to ten wściekły pies, którego strażnik zastrzelił dziś rano.
Kilka dni później wybuchła w obozie epidemia czerwonki.
Mnie też nie oszczędziła. Wyratował mnie z niej żołnierz niemiecki, jak się później okazało – ksiądz katolicki. Przyniósł mi
bochenek chleba i postarał się, aby mnie zabrano do szpitala
w Gojou. Szpital był pod francuskim zarządem.
–...?
– ...znaczy, francuskich jeńców. Wtedy wielu jeńców chorowało. Brakowało łóżek, więc ułożono nas na słomie, jeden obok
drugiego. Kiedy choruje się na czerwonkę, trzeba bardzo często korzystać z toalety. Zdarzało się, że wielu nie zdążyło tam
dobiec i załatwiali się na środku sali, między leżącymi chorymi. Smród był nie do opisania. Co trzy dni odbywała się wizyta
lekarska. Ordynator – francuski Żyd – przechodził w towarzystwie swojej świty od jednego do drugiego leżącego i wszystkim zadawał to samo pytanie:
– Ja się czujesz? Ile razy?
Kiedy ktoś powiedział, że więcej niż dziesięć – wtedy mówił
do sanitariusza:
– Petit regime.
Jeśli zaś odpowiedź brzmiała: mniej niż dziesięć, wtedy kazał
zapisywać “grande regime”.
“Grande regime” to była łyżka ryżu na obiad. Zaś “petit regime” to była woda, w której ten ryż pływał. Poza tym dostawaliśmy opium i jakieś inne pigułki. W tej kuracji czyhało na nas
jedno niebezpieczeństwo: gdy ktoś trzeci raz pod rząd otrzymywał “grande regime”, to wyrzucano takiego ze szpitala do
obozu, gdzie był jeszcze większy głód. Trzeba było więc kombinować, żeby od czasu do czasu było “grande regime”, a cza-
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:24
sem “petit regime”. Przy tej ostatniej kuracji człowiek chodził
zawsze głodny. Jakoś udawało się lawirować.
Któregoś dnia zjawili się na wizycie polscy doktorzy. Oznajmili wszystkim, że szpital przechodzi pod zarząd polskich jeńców
wojennych. Dowódcą szpitala został major Hortyński, przedwojenny doktor, Żyd z pochodzenia, zamieszkały we Lwowie
przy ulicy świętego Marka, naprzeciw Wydziału Leśnego mojej Politechniki.
W tym miejscu muszę zrobić dygresję: otóż w niewoli, a nawet wcześniej, od momentu wstąpienia do wojska, nazywałem
się Wnuczek...
– ...taki pseudonim konspiracyjny?
– ...nie...nie. W niewoli między nami Polakami było dużo komunistów. Ci wierząc jeszcze w przyjaźń rosyjsko-niemiecką (trzeba pamiętać, że wielu z nich wyemigrowało z Polski
w początkach lat trzydziestych i nie bardzo orientowali się jakie w kraju zaszły zmiany), gdy ktoś zmienił nazwisko, albo
zataił oficerskie szlify – mówili o tym Niemcom. Bałem się...
normalna sprawa...Moje nazwisko według metryki urodzenia
brzmiało: Wnuczek-Łobaczewski. W Polsce demokratycznej
nigdy tego Wnuczka nie używałem, zasadniczo więc wszystkie dokumenty miałem na nazwisko: Łobaczewski. I Niemcy
szukali w Polsce Łobaczewskiego.
Gdy dotarłem do Francji, tamtejszej komisji wojskowej, podałem całe nazwisko. Na szczęście każdy kapral jest na to za leniwy, żeby krzyczeć: “Wnuczek-Łobaczewski”, więc wszyscy
wołali do mnie: grenadier Wnuczek. I zostałem Wnuczkiem.
Któregoś dnia major Hortyński wzywa mnie do siebie:
– Wnuczuś kochany, mamy problem.
– I ja mam go rozwiązać?
– Mamy tylko pięciu zawodowych sanitariuszy, a potrzebujemy przynajmniej stu. Tu mam – i wyjmuje z teczki kartkę papieru z nazwiskami stu różnych ludzi: profesorów, uczonych,
pisarzy – porozrzucanych po rozmaitych obozach, których
Niemcy katują ciężką robotą w kamieniołomach, przy budowie dróg, itp. Tych ludzi łatwo nauczyć być sanitariuszami.
– Co mam robić?
– Legitymacje sanitariuszy dla nich. Czy masz Wnuczusiu kochany pojęcie o fałszowaniu dokumentów?
Nie mógł lepiej trafić. Przed wojną na naszej Politechnice każdy musiał to umieć, bo uchodziło to za zajęcie ludzi inteligentnych.
– Panie majorze, ja potrafię podrobić każdy podpis. Potrafię
również zrobić pieczątkę.
– Zaryzykujesz?
Dzięki temu przechowałem się w tym szpitalu kilka miesięcy.
Legalnie byłem sanitariuszem, chodziłem czasem do chorych.
Pewnego pięknego poranka do majora Horyńskiego przyjechał oficer gestapo i zabrał legitymacje wszystkich sanitariuszy szpitala. Znalazł się ktoś, kto doniósł na gestapo o fałszywych legitymacjach. Bałem się. Bardzo się bałem.
– Nie wierzył pan w swoje szczęście?
– W szczęście wierzy człowiek wówczas, gdy nie czuje bezpośredniego zagrożenia. Ja wiedziałem, co mnie czeka, kiedy wyjdzie na jaw, czyim dziełem są te dokumenty. Sam również miałem podrobione papiery. Mam je zresztą do tej pory
w moim domu w Piet Retief.
Wszystkie legitymacje zabrali do specjalisty na gestapo. Dwa
dni żyłem na kredyt swojego szczęścia. Raptem wszystkie dokumenty wracają do szpitala. Zwołano specjalny apel. Stu sanitariuszy ustawiono w szeregu. Cisza jak makiem zasiał. Major Hortyński patrzy na nas dziękując wzrokiem za wszystko.
Nic nie mówił – a wszyscy to rozumieli. Są takie chwile, pro-
szę pana, gdy milczenie jest najgłośniejszym krzykiem, trzeba tylko umieć patrzeć i słuchać. Przybieramy postawę majora. Przed oczyma mam jeszcze, może ostatni już raz – pałac
w Rudniku, pałac w Krakowie. Widzę moją matkę, jak ociera łzy, dostrzegam mojego brata, hrabiego Hieronima. Słyszę,
jak babcia Imcia gra na fortepianie smutnego poloneza. Boże...
– Herr Obajtek! – wrzeszczy oficer. – Herr Maleszczyński –
tego nazwiska oficer wymówić nie może, więc pomaga mu tłumacz – wystąp!
Dwaj wywołani sanitariusze wychodzą przed szereg.
Zabrali obu.
Ich legitymacje, jedyne prawdziwe w całym szpitalu, służyły mi za wzór do podrabiania innych i to one uznane zostały przez specjalistów z gestapo za fałszywe. Obu wywieziono na roboty do kamieniołomu. Podobno jeden z nich przeżył,
nie wiem który...
– Nie zdradzili?
– Nie wiedzieli do czego służyły ich legitymacje. Nie przypuszczali, że pozostali nie mieli żadnego przygotowania do zawodu sanitariusza. Nie każdy oryginalny dokument okazuje
się prawdziwy. To zależy od okoliczności i czasu.
– Mógł więc pan pracować w tym szpitalu dalej...
– Przede wszystkim chciałem być wolny. Nieco później Niemcom zaczyna brakować ludzi do pracy w kamieniołomach.
Przyjechali więc do szpitala i zaczęli wybierać z niego silniejszych, mocniejszych. Robili przegląd na placu apelowym. Dowódca “komisji” szpicrutą wskazywał sanitariuszy, których
wyciągano z szeregu. Kiedy podszedł do mnie, spojrzałem mu
prosto w twarz, jak patrzy się wrogowi. Przystanął na chwilę i...poszedł dalej. Wtedy podszedł do mnie major Hortyński.
– Wnuczku kochany, jak można tak patrzeć na Niemca, jak ty
patrzyłeś...to przecież ciebie muszą zabić.
A ja chciałem tylko wydostać się ze szpitala, bo wiedziałem, że
stąd nie mam najmniejszej szansy ucieczki.
Niemcy wyciągnęli wówczas ze szpitala ponad 30 osób. Na samym końcu, ale już łagodnym tonem, oficer zawołał:
– Du, kleiner...– wskazał na mnie – Wie heißt du? Komm mal
hier!
Skierowano nas wszystkich do samochodów. Zamykałem ten
smutny pochód skazańców.
– Pan sam prowokował los.
– Kiedy jest wojna, nikt tak nawet nie pomyśli. Wtedy żyć
chce się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. I powiem panu nawet dlaczego: bo człowiek jest ciekaw, co będzie po wojnie.
– W szpitalu były większe szanse na przetrwanie.
– Ani na przetrwanie, ani na ucieczkę. Nie zna pan ludzkiej
psychiki. Łatwiej uciec od własnego, aniżeli od cudzego cierpienia. Własne boli, a cudze prześladuje. Dlatego między innymi poszedłem na leśnictwo, a nie na medycynę.
– W swoim życiu był pan jednak sanitariuszem.
– Może to był i mój zawód, ale tak naprawdę – nigdy w nim
nie pracowałem.
– Czy nie było innego sposobu na wydostanie się ze szpitala?
– Nie wiem, akurat taki przyszedł mi wtedy do głowy. Wtedy
dobry mógł być każdy sposób i każdy mógł być zły. Stało się.
Wrzucili mnie do samochodu razem z innymi, tak jak wrzuca
się worki z piaskiem. Stłoczeni jak śledzie w beczce pojechaliśmy do nowego obozu w Kronenburgu.
Były to dawne fortyfikacje miejskie. Na drugi dzień wszyscy
poszli do pracy, a tylko ja zostałem w obozie. Nie nadawałem
się widać do kruszenia kamieni, ani do wożenia ciężkich taczek. “Wzięliście mnie – to teraz wasz kłopot, co ze mną zrobić”.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 19
19
2015-11-30 08:56:24
– Już pan zapomniał o tym spojrzeniu, jakim poczęstował pan
niemieckiego oficera podczas “selekcji”? Mogli przecież zabijać pana raty...
– Obrażony zabija zawsze natychmiast. Kiedy mnie zabrali do
obozu, to ja już wiedziałem, iż nie po to, żeby mnie tam zabijać. Tak naprawdę, wtedy o tym nie myślałem...tylko dzisiaj tak mi się wydaje, kiedy już setki razy wracałem pamięcią do tych dni.
Na trzeci dzień skierowano mnie do pracy u pewnego bauera,
nazwiska niestety nie pamiętam. Tam mi się całkiem nieźle powodziło...
– ...?
– Zaraz wszystko opowiem. Ja zawsze lubiłem dobre wino.
Hrabia Hieronim był również znawcą dobrego wina. Nie uwierzy pan, kiedy moim życiem zaczął powozić przypadek, najbardziej ze wszystkich smaków podniebieniu brakowało właśnie smaku dobrego wina. I dopiero u tego bauera zaspokoiłem
to moje pragnienie. Alzatczycy wszyscy lubią wino. Piją je
w dużych ilościach, nawet kiedy wychodzą do pracy zabierają je ze sobą. Piją na śniadanie, piją na obiad, piją wieczorem...
– W Polsce nazywa się to alkoholizmem.
– Tam wino jest napojem jak herbata czy piwo. Wspaniałe, lekkie wino, świetnie gasi pragnienie, a poza tym daje siłę. Trzeba tylko znać miarę.
U mojego bauera były dwa gatunki wina. Jedno znakomite,
w pastelowym kolorze i drugie kwaśne, niedojrzałe. Wiem,
o co pan chce zapytać...Naturalnie, dla nas niewolników było
wyłącznie to drugie. Okropne świństwo.
Jadaliśmy w kuchni (służbie nie wolno było jeść razem z państwem – co mnie zresztą wcale nie dziwiło), skąd prowadziły
drzwi do piwnicy, gdzie leżakowały duże beczki wina. Dość
szybko doszedłem do tego, jaką trzeba zrobić proporcję, żeby
nasi bauerzy nie poznali kiedy piję wino, które oni mi dali,
a kiedy to, które sam nalewałem sobie w piwnicy. Udawało mi
się, piłem prawie wyłącznie dobre wino. Brałem je ze sobą do
pracy, częstowałem nim kolegów.
Pracowałem w polu. Któregoś dnia przyjeżdża na rowerze spocony wartownik.
– Wnuczek, komm!
Bierze mnie na ramę roweru i jedziemy. Przed domem mojego
bauera widzę wojskowy samochód z chorągiewką naczelnego
dowództwa armii niemieckiej. Wystraszyłem się...
– A szczęście?
– ...dobrze, dobrze. Myśli o nim człowiek w sytuacjach teoretycznych. Wtedy byłem pewny, że dowiedzieli się, kim jestem
naprawdę. To znaczy, że nie jestem żaden Wnuczek, ale Łobaczewski, endek i konspirator antyniemiecki, fałszerz dokumentów, słowem – wróg wielkiego narodu niemieckiego. Po tobie,
Stefan – rozważam w duchu.
Po podwórku spacerował z moim bauerem jakiś pułkownik
niemiecki. Muszę dziś jeszcze przyznać – elegancki mężczyzna, podobny trochę do tego amerykańskiego aktora Gregory Pecka. Coś mi podpowiadało: “Zachowuj się Stefan majestatycznie. Pamiętaj, kim jesteś”. Zsiadłem z roweru, pewnym krokiem podszedłem do pułkownika i przedstawiłem się
ostrym żołnierskim głosem. Zlustrował mnie od góry do dołu,
ale łagodnym wzrokiem. Dobrze jest – myślę sobie – to jeszcze
nie tym razem twój koniec Stefanie Łobaczewski”.
– Czy mówi pan dobrze po niemiecku – pyta mnie ów oficer –
czy chce pan rozmawiać przez tłumacza?
Tłumaczem w naszym obozie był pan Baran, oficer polskiej
żandarmerii, który już po wkroczeniu Niemców do Polski został volksdeutschem w randze niemieckiego kapitana. Ostatnia
20
gazeta12.indd 20
świnia. Stał obok pułkownika, pół kroku z tyłu. Nie mogłem
przecież dać tej kanalii satysfakcji oficjalnej ze mną rozmowy.
– Panie pułkowniku – zwracam się do oficera – mój niemiecki nie jest doskonały, ale ja nie chcę przez tego człowieka –
i wskazuję na Barana – z panem rozmawiać.
Widziałem twarz tego zdrajcy. Jeszcze długo miałem satysfakcję przypominając sobie ten widok.
Pułkownik odwrócił się do Barana i wrzasnął:
– Abtreten!
Baran odszedł jak zbity pies. Wtedy on zwrócił się do mnie:
– Czy ma pan jakąś rodzinę w Hiszpanii?
Nie miałem żadnej, ale skoro sam pułkownik pofatygował się,
żeby mnie o to zapytać, to znaczy, że powinienem mieć. I wymyśliłem.
– Mam.
– Kogo?
– Mój kuzyn (nigdy moim kuzynem nie był) – książę Czartoryski ożenił się z Dolores de Bourbon de Sicilia.
– Stimmt. Drogi panie – jego ton był już zupełnie przyjacielski – führer zgodził się uwolnić pana z niewoli na prośbę generała Franco, u którego interweniował Don Carlos. Ale führer
stawia jeden warunek.
– Można wiedzieć jaki?
– Natürlich. Da mi pan słowo honoru, że nigdy pan już nie będzie walczył przeciwko Niemcom.
Zapanowała cisza. Mój bauer patrzył na mnie przerażony, pułkownik spoglądał wysoko w niebo, stojący obok niego ordynans przecierał okulary. Wszyscy czekali, co powiem. Kto
mógł interweniować w mojej sprawie? Kto w ogóle wiedział,
że tu jestem? Albo blef, albo pomyłka. A może rzeczywiście
ktoś interweniował? Miałem przecież wielu różnych znajomych. Ale nie mogłem się długo nad tym zastanawiać, musiałem dać odpowiedź:
– Nie, panie pułkowniku. Ja takiego słowa panu dać nie mogę.
– Ja pana bardzo dobrze rozumiem.
Mój bauer na wszelki wypadek zaproponował pułkownikowi kielich najlepszego wina i pobiegł po nie do piwnicy. Dość
długo nalewał. My z pułkownikiem zdążyliśmy przeprowadzić
sympatyczną rozmowę.
– Panie pułkowniku – mówię mu – jestem tylko zwykłym żołnierzem. Co panu da moje słowo honoru? Żołnierz może tylko wykonywać rozkazy. Dostanę rozkaz od mojego kaprala,
i co wtedy?
– Istotnie, ma pan rację. W jaki sposób dostał się pan do Francji?
Naturalnie nie przyznałem się do ucieczki.
– Z Armią Polską przeszedłem przez Węgry, następnie przez
Włochy do Francji.
I wtedy pułkownik zwrócił się do ordynansa:
– Jak to jest, Franz? Przecież Włosi są z nami w przyjaźni,
a to już dziesiąty Polak, który przez Włochy dostał się do Francji podczas wojny.
– Panie pułkowniku, gdyby pan wiedział jeszcze jak bardzo
Włosi pomagali nam w tej przeprawie, jacy byli przyjaźni.
– To niesłychane.
I w ten sposób przyczyniłem się do nadwątlenia włosko-niemieckiego sojuszu.
Rozmawialiśmy pół godziny, wreszcie z tacą wina przyszedł
bauer. Poczęstował pułkownika, sam wziął kielich dla siebie.
– A pan się nie napije? – zwrócił się do mnie pułkownik, dając
wyraźnie do zrozumienia bauerowi, że w tej chwili też jestem
jego gościem. Żachnął się, ale podsunął mi tacę pod nos. Pewnie biedak myślał, że nie znam smaku tego wina. Wypiliśmy,
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:24
a na pożegnanie stała się rzecz niesłychana:
– Do widzenia panu – powiedział pułkownik i...podał mi rękę
na pożegnanie.
Wsiadł w samochód i odjechał. Patrzyliśmy aż zniknie za zakrętem. Kiedy był już mało widoczny powiedziałem cicho do
siebie:
– Panie pułkowniku, jak mogłem dać panu słowo honoru?
Przecież ja jutro uciekam razem z dwoma kolegami, żeby dalej
bić się z wami o Polskę!
– Nad czym zastanawia się człowiek w niewoli?
– To jasne, żeby uciec. I żeby go nie złapali.
– Przecież pan zdawał sobie sprawę, że szansa jest znikoma.
Obcy kraj, w dodatku również okupowany przez tego samego
wroga. Dokąd uciekać?
– Wrogów jest zawsze mniej niż ludzi – to jest nadzieja wszystkich uciekinierów. Miałem do wyboru: albo zrezygnować,
a tym samym skazać się na niesmak do samego siebie na dalsze
lata, o ile w ogóle przeżyłbym te dalsze lata, bo przecież bauer
za ten despekt z winem szybko by mnie wykończył, albo uciekać, wszystko jedno dokąd. Uciekać z klatki – tylko to się liczy. Z dwóch niewiadomych musiałem wybrać jedną.
– Bardziej niebezpieczną?
– Wtedy nikt z nas nie zastanawiał się nad tym. Za bramą obozu chodzili wolni ludzie.
– Wolni?...
– Zastraszeni, przerażeni, często głodni jak my. Ale oni byli
poza bramą, poza kolczastymi drutami. Nie wrzeszczał na nich
obozowy strażnik.
– Każdy z nich mógł się stać jednym z was.
– O, i to była różnica między nami. Myśmy byli jeńcami – oni
mogli dopiero nimi być. Dla tej świadomości warto było uciekać. Kiedy niemieckiemu pułkownikowi mówiłem “nie”, miałem już opracowane szczegóły ucieczki.
– Nie odbyło się to – jak pan planował – następnego dnia.
– Nie każdy plan jest równoznaczny z możliwościami. Musieliśmy odczekać pięć dni. Uciekaliśmy w trójkę: Stefan Różycki – jego ojciec był sędzią w Krakowie, Michał Klimkiewicz – rzemieślnik ze Lwowa, przezacne chłopisko i ja. Początek był dla nas pomyślny. Po prostu nie wróciliśmy do bauera
z pracy w polu. Ukryliśmy się w pobliskim lesie...
– Nie przesadza pan z tym lasem?
– ...?
– Zawsze, gdy mówi pan o jakiejkolwiek próbie ratunku, na
pierwszym miejscu jest las.
– Nie zna pan lasu, widzę. Albo nigdy nie czuł się pan zagrożony. Ten “podejrzany” przez pana las jest ze mną do tej pory.
I będzie jeszcze nieraz w czasie mojej opowieści się pojawiał,
i niech pan już więcej z niego nie drwi. Sam ostatnią przysługę też pan będzie jemu zawdzięczał. Wszyscy będziemy mu
zawdzięczali.
– Przepraszam, nie chciałem.
– Wiem, rozumiem. To taka prowokacja młodej generacji.
Wtedy w tym lesie – w żaden sposób nie mogę jednak od niego
odejść – przeczekaliśmy aż się ściemni i metodą wytrenowaną jeszcze w Rudniku, czyli kierując się podług księżyca, uciekaliśmy jak najdalej od naszego obozu. Szliśmy tak kilka godzin. Nagle widzimy przed sobą w świetle księżyca młodnik.
– Chodźmy tam – mówi Różycki – tam będzie bezpieczniej.
– Nie, nie radzę. Jeszcze jako młodego leśnika ostrzegali mnie
profesorowie Politechniki Lwowskiej: “młody las, jak młoda
kobieta, kocha cię do pierwszej zdrady”.
Położyliśmy się spać pod starymi świerkami. Narzuciliśmy na
siebie trochę jedliny – był już wrzesień i przymrozki dawały
się we znaki. Miałem przy sobie francuską furażerkę, a ponieważ marzły mi nogi, więc naciągnąłem ją na stopy. I tak przespaliśmy kilka godzin.
Rano obudziło nas pyszne słońce. Wtedy okazało się, że ten
młody las, który widzieliśmy w świetle księżyca, to były czubki wysokich drzew, które rosły 10 metrów dalej za urwiskiem.
Tam w nocy czyhała na nas śmierć.
– Stefan – zażartował potem Różycki – co znaczy dobre, fachowe wykształcenie. Swoim wnukom będę opowiadał, że jesteś najlepszym leśnikiem w świecie.
– To dowód, jak przypadek pomaga czasem wiedzy.
– Tak, to prawda.
Z obranej drogi musieliśmy zawrócić. Szczęście nas nie opuszczało. Zmęczeni i zrezygnowani dostrzegliśmy w lesie młodą
kobietę, która zbierała chrust na opał.
– Zaczekajcie tu godzinę – mówi do nas. – Ja pójdę do wsi
i znajdę kogoś, kto was przeprowadzi przez granicę.
Zaryzykowaliśmy. Przyszła po godzinie i przyniosła nam menażkę pełną gorącego gulaszu. To było moje pierwsze gorące śniadanie w życiu. U hrabiego Hieronima śniadania były
jarskie: kromeczka chleba z masłem i miodem albo konfiturą.
W domu rodzinnym było podobnie i dopiero w Alzacji poznałem, jak smakuje ciepłe śniadanie. Wie pan, teraz w Piet Retief,
kiedy wspominam czasem tamte lata, lubię raz w roku zjeść na
śniadanie gorący gulasz. Ale nigdy nie smakuje mi on tak, jak
ten z francuskiej menażki wojskowej.
Wraz z kobietą przyszedł postawny Alzatczyk. Wypisz, wymaluj – pasował mi do Wyrwidęba z bajki dla dzieci. Wytłumaczył nam jak dojść do granicy, ale jednocześnie uprzedził:
– Nie pokazujcie się we wsi w ciągu dnia. Pełno u nas żołnierzy. Szukają uciekinierów.
Przeczekaliśmy do wieczora. Niespodziewanie nadeszła potężna burza, deszcz lał jak z cebra, błyskawice oświetlały niebo.
Zrobiło się zimno i niebezpiecznie. Nie było wyjścia, musieliśmy się schronić pod jakiś dach. Udaliśmy się w kierunku wioski. Na skraju lasu zobaczyliśmy kilka budynków, a obok nich
starą drewnianą szopę.
– Spójrzcie – mówię do swoich towarzyszy ucieczki – po
drzwiach możemy się dostać na strych.
Wdrapaliśmy się wszyscy na górę i natychmiast zmorzył nas
głęboki sen. Zdążyliśmy tylko mokre ubrania porozwieszać na
ścianach strychu.
Rano obudziło nas niemieckie szwargotanie. Wyglądamy przez
szparę, a wokół szopy pełno Niemców. Trafiliśmy na posterunek żandarmerii. Czekaliśmy, aż wszyscy odejdą, wkrótce potem zeskoczyliśmy błyskawicznie ze strychu i pognaliśmy jak
najdalej od naszego “hotelu”. Znowu do lasu...
Po kilku kilometrach marszu, w środku lasu, natrafiliśmy na
groby. Kilkanaście krzyży stało jeden obok drugiego, na każdym polski hełm i na każdym tabliczka: “Soldat unbekannt”.
W czasie wojny groby to widok powszedni, podobne tabliczki
też do rzadkości nie należą. Ale tam, proszę pana, zobaczyłem
rzecz niesamowitą. Te kilkanaście krzyży wydawało się być lasem krzyżowym. Jedne stały prosto, widać mocno wbite w ziemię, inne pochylone żałośnie jak płaczki z obrazów Grottgera.
Wszędzie świeże kwiaty...kto je tu przynosił? Skąd się wzięły?
Nigdy nie udało mi się wyjaśnić tej tajemnicy.
Do granicy był – jak się później okazało – niecały kilometr.
A tam czekała na nas znacznie większa szansa na wolność.
Taki koci skok do wolności, tylko że myśmy o tym nie wiedzieli.
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 21
C.d. w następnym numerze
21
2015-11-30 08:56:24
ONI honorują
Zabierzowską Kartę Dużej Rodziny
gazeta12.indd 22
2015-11-30 08:56:24
Kleszczowskie kolędowanie
Prababcia była pianistką, obie babcie grały na fortepianie, a Maria Filipowicz
– Rudek od dziecka bardzo lubiła śpiewać, ale nie kształciła się muzycznie.
Na Wydziale Filologii Hiszpańskiej UJ uczy języka galicyjskiego.
Dziadek jej męża Pawła Rudka, Władysław Radwan był organistą w kościele w Makowie. Pan Paweł, który jako dziecko wychowywał się w Makowie,
miłości do muzyki nauczył się od dziadka; skończył średnią szkołę muzyczną
w Krakowie w klasie gitary. Studiował Filologię Angielską i prowadzi biuro tłumaczeń i szkołę językową. Mają dwójkę dzieci: Tadzio – student UJ po
szkole muzycznej i Róża – uczennica szkoły podstawowej w Zabierzowie i muzycznej w Krzeszowicach.
Od ośmiu lat państwo Rudkowie mieszkają w Kleszczowie. W obszernym salonie obok kominka stoi fortepian. - Tu odbywają się
próby naszej kleszczowskiej scholi – opowiada pani Maria, która była inicjatorka powstania najpierw scholi dziecięcej a potem dla
dorosłych przy kaplicy Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Kleszczowie.
Na wigilię do państwa Rudków zjeżdża się rodzina dalsza i bliższa oraz przyjaciele z Krakowa. Potrawy są krakowsko – kresowe
– to wynika z tradycji pani Marii oraz pochodzące z okolic Makowa. Goście przywożą też swoje regionalne dania. Do wigilii siadamy późno, a kończymy ją przed 22.30, bo o tej porze rozpoczyna się u nas pasterka – mówi pani Maria. Przed pasterką już niesie się po okolicy śpiew kolęd, bo przynajmniej ze trzy trzeba zaśpiewać w domu.
W kaplicy pan Paweł kantoruje w każdą niedzielę, tzn. inicjuje wspólny śpiew. Niedawno ukończył Szkołę Kantorów w Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym w Krakowie. Na pasterkę zabiera gitarę. Kuzyn z Krakowa, Jacek, absolwent Akademii Muzycznej
przywozi przenośne organy. - Ludzie w Kleszczowie dobrze śpiewają, tu są mocne i czyste głosy – mówi pan Paweł. Przed północą ksiądz musi wyjechać z Kleszczowa, by zdążyć na pasterkę do Morawicy, a ludzie dalej śpiewają. Znają znacznie więcej kolęd
i więcej zwrotek niż słyszy się w kościołach krakowskich. - Mamy też dwie kolędy kleszczowskie – opowiada pan Paweł – właściwie są to pastorałki. Kiedyś starsza mieszkanka Kleszczowa, pani Przygocka zaśpiewała je, a pan Paweł nagrał i opracował, a przed
mszami nauczył ludzi. W ten sam sposób uczymy mieszkańców także innych, starych pieśni – mówi pan Paweł - dlatego kleszczowianie mają olbrzymi repertuar kolędowy.
Po pasterce wszyscy wracają do domu, gdzie kolędowanie trwa jeszcze bardzo długo. Wpadają sąsiedzi, znajomi i razem śpiewamy do drugiej, trzeciej w nocy – opowiada pani Maria.
W tym roku także pojawi się nowa kolęda. Do tekstu św. Jana od Krzyża, muzykę napisał ojciec chrzestny Róży, mieszkający we
Włoszech. Zabrzmi więc na kleszczowskiej pasterce: „Gdy przyszedł czas wybrany, czas Jego Narodzenia...”
Lucyna Drelinkiewicz
GRUDZIEŃ - STYCZEŃ w SCKiP
Gminy Zabierzów
ul. Szkolna 2, 32-080 Zabierzów, tel. 12 285 11 79
•
1 grudnia w Samorządowym Centrum Kultury i Promocji
Gminy Zabierzów zostanie rozegrany Gminny Turniej
Szachowy Szkół. Organizatorami mistrzostw są GZEAS
oraz SCKiPGZ. Zwycięzcy turnieju będą reprezentować
Gminę Zabierzów na szczeblu powiatowym.
•
4 grudnia o godz. 17:00 w Galerii „Na Piętrze” zostaną
ogłoszone wyniki konkursu plastycznego „Maszyna Moich Marzeń”. Zapraszamy wszystkich uczestników konkursu na otwarcie wystawy pokonkursowej oraz uroczystość
wręczenia nagród. Dodatkową atrakcją będzie pokaz
magiczny w wykonaniu tajemniczego Kapelusznika.
•
„Most zwodzony” to tytuł nowej wystawy, która zostanie
otwarta 13 grudnia o godz. 18:00 w Galerii „Na Piętrze”.
Autorem prezentowanych prac jest Anna Kaleta, której
palce jako materiał wybrało glinę, a serce Anioły.
•
•
W dniach 21-23 grudnia zapraszamy mieszkańców na
Rynek w Zabierzowie na I Kiermasz Bożonarodzeniowy.
na którym będzie można zakupić ozdoby świąteczne,
choinki, słodkie wypieki, wędliny oraz wyroby
rękodzielnicze.
Szczególnie zapraszamy pierwszego dnia 21 grudnia,
gdzie o godz. 17:00 odbędzie się spotkanie opłatkowe
i kolędowanie.
•
Spotkanie przy choince będzie okazją do wspólnego
śpiewania znanych i lubianych kolęd i pastorałek oraz
złożenia życzeń świątecznych.
•
Z dniem 4 stycznia ruszają zapisy na Magiczne Ferie
Zimowe. Jak co roku animatorzy zabierzowskiego centrum kultury organizują dla dzieci w wieku od 7 do 11 lat
cykl zajęć, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie.
Wszystkich zainteresowanych udziałem w zajęciach prosimy o kontakt z sekretariatem – ilość miejsc ograniczona.
Dla tych, którzy nie będą mogli uczestniczyć w całym
cyklu zajęć przygotowano ofertę dodatkową.
•
10 stycznia SCKiPGZ zaprasza do wspólnego kwestowania
z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy.
•
24 stycznia o godz. 18:00 centrum kultury zaprasza na
Koncert Noworoczny Małopolskiej Orkiestry Kameralnej
pod kierunkiem Joanny Natalii Ślusarczyk. W programie
koncertu będzie można usłyszeć fragmenty znanych oper
i operetek, muzykę klasyczną i rozrywkową.
Zapraszamy do udziału w wydarzeniach. Szczegóły dostępne
są na stronie internetowej: http://sckipgz.zabierzow.org.pl
SERDECZNIE ZAPRASZAMY
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
gazeta12.indd 23
23
2015-11-30 08:56:26
UNIHOKEJ
coraz bardziej popularny
31 października 2015r. na hali OSR w Zabierzowie odbyły
się gminne zawody sportowe unihokeja dziewcząt i chłopców
w ramach Gimnazjady.
21 listopada 2015r. na hali sportowej OSR w Zabierzowie
odbył się turniej mini koszykówki dziewcząt szkół podstawowych z terenu gminy Zabierzów w ramach Igrzysk Młodzieży Szkolnej. Zgłosiło się osiem drużyn (Balice, Bolechowice,
Brzezie, Nielepice, Radwanowice, Rudawa, Rząska, Zabierzów), które zagrały w dwóch grupach. Z grup, wyszły po dwa
zespoły, grając krzyżówki. Przegrani tych meczy, Nielepice Rudawa, zagrali o miejsce trzecie, wygrana 7:6, dała Rudawie brązowe medale. Finał o miejsce pierwsze, odbył się między Balicami i Bolechowicami, zakończył się wynikiem 8:4
dla Balic, dziewczęta odebrały złote medale. Jednak to srebrne
Bolechowice będą reprezentowały gminę na zawodach powiatowych, gdyż zgodnie z regulaminem zawodów, tylko drużyna
pełna (10-12 zawodników), kwalifikuje się na kolejny szczebel
rozgrywek. Gratulujemy i życzymy powodzenia!
Katarzyna Majka
koordynator
Udział wzięły trzy gimnazja z gminy. Rywalizacja dziewcząt:
Zabierzów – Rudawa 0:4; Zabierzów – Rząska 2:1; Rząska –
Rudawa 1:6; w rezultacie 1. miejsce oraz awans do zawodów
powiatowych wywalczyła reprezentacja dziewcząt z Rudawy.
Drugie miejsce: dziewczęta z Zabierzowa, 3 miejsce z Rząski. Rywalizacja chłopców: Zabierzów – Rudawa 0:1; Zabierzów – Rzaska 2:1; Rząska – Rudawa 0:6. Miejsce 1. i awans
do powiatów: reprezentanci Rudawy, 2. miejsce Zabierzowa,
3. miejsce Rząski.
Mini koszykówka
„Znad Rudawy” - Miesięcznik Społeczno-Kulturalny Gminy Zabierzów. Adres Redakcji: SCKiP Gminy Zabierzów, ul. Szkolna 2,
32-080 Zabierzów. Współpraca z Urzędem Gminy Zabierzów. ISSN 1505 2869. Strona internetowa: www.znadrudawy.com
e-mail: [email protected]
[email protected]
[email protected]
Redaktor Naczelny: Witold Ślusarski. Współpraca: Beata Baran, Lucyna Drelinkiewicz, Aleksander Płazak,
Tomasz Ziarkowski. Foto: H. Molik, U. Obydzińska, W. Wojtaszek, archiwum SCKiPGZ
Skład i łamanie tekstów, druk: Poligraficzny Zakład Usługowy „Drukmar”, 32-080 Zabierzów, ul. Rzemieślnicza 10.
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów w nadesłanych tekstach.
Artykułów nie zamówionych nie zwracamy.
24
gazeta12.indd 24
Znad Rudawy
Miesięcznik Gminy Zabierzów
2015-11-30 08:56:27
okladki_grudzie .indd 3
2015-11-28 19:23:35
okladki_grudzie .indd 4
2015-11-28 19:23:37