Przez ortografię

Transkrypt

Przez ortografię
Róża
Dawno temu żyła sobie pewna panna. Nazywano ją Różą. Była uboga, ale miała gołębie serce. Nigdy nie opuściła nikogo w potrzebie i
dzieliła się tym, co ma. Nie przechodziła również obojętnie obok zwierząt. Bandażowała im złamane skrzydła i pokiereszowane nogi.
Róża była panną o niespotykanej urodzie. Miała włosy czarne jak heban, usta czerwone jak maliny i skórę białą jak płatki śniegu.
Dziewczyna pracowała u Brunhildy, bardzo bogatej damy. Pewnego wieczoru, gdy Róża zmywała naczynia
w kuchni, usłyszała wrzeszczącą chlebodawczynię:
- Różo!
Wołana przelękła się i zbiła talerz, który właśnie wycierała:
- O, matko! Co ja zrobiłam?! – zapytała przerażona, starając się szybko posprzątać. Ale było za późno, bo w drzwiach stała już Brunhilda.
- Różo! – wrzasnęła. – Potrącę ci z pensji za ten talerz!
- Przepraszam, proszę pani. Nie wiem, jak to się stało! Zwrócę pieniądze.
- Wyprowadziłaś mnie z równowagi! Ale… co to ja miałam powiedzieć? – zamyśliła się Brunhilda. – Ach tak, już wiem! Chcę, żebyś przerwała
pracę i pomogła mi przygotować się na bal.
- Oczywiście.
Poszły do garderoby. Tu Róża pomogła Brunhildzie ubrać się w suknię, założyć biżuterię i zrobiła jej piękną fryzurę. Odprowadziła ją też
do karety.
Gdy wróciła do pustego zamku, nagle usłyszała dziwny pisk. Zobaczyła coś małego, chudego i pokrytego jakimiś kłakami. Był to piesek.
- Nie bój się, malutki. Nie skrzywdzę cię. – powiedziała Różyczka, nachylając się nad zwierzęciem. Wzięła je na ręce
i zaniosła do kuchni:
- Masz tu coś do jedzenia. Potem wykąpię cię. – oznajmiła, podając psu miskę z resztkami kolacji.
Zwierzątko zajęło się jedzeniem, a ona przygotowaniem kąpieli. Jednak, gdy wróciła do kuchni, ku jej zdziwieniu, okazało się, że pieska
nie było. Wyszła na ulicę i zobaczyła go leżącego przy schodach. Wyglądał na martwego. Pochyliła się nad nim i zapłakała żałośnie.
Wtedy właśnie stało się coś niezwykłego! Pies zamienił się w pięknego królewicza:
- Co się stało?! – zawołała wielce zdziwiona.
- Wiedźma rzuciła na mnie zły czar. Tylko łzy prawdziwego żalu mogły mnie ocalić. Ty jesteś wrażliwa na krzywdę innych, uczciwa, pracowita,
dobra, mądra i piękna. Wiedziałem to od samego początku, gdy tylko ciebie ujrzałem… Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał,
po czym dodał: -Kocham cię nad życie! Zrobię wszystko byś była szczęśliwa!
Róża zaniemówiła z wrażenia. Trochę czasu upłynęło, nim powiedziała klęczącemu przed nią królewiczowi:- Tak!
Niedługo odbył się uroczysty ślub i huczne wesele. Młoda para żyła długo w zdrowiu, szczęściu i miłości otoczona licznymi dziatkami
i przyjaciółmi.
Paulina Rosińska, kl. V, 2004/2005
Wędrówka królewny Róży, córki króla Józefa
Dawno dawno temu za ósmą górą Krasnoludkolandii żył król Józef. Jego umiłowana żona Paulina urodziła mu
po wielu latach upragnioną córkę. Maluszek był tak piękny jak kwiat róży, dlatego dziecko nazwano imieniem jego
kwiatów. Wkrótce w ich wspólnym zamku zamieszkała opiekunka Józefina, która była wróżką.
Pewnego ranka Róża wybrała się w góry, nie mówiąc o tym nikomu. W trakcie swej wędrówki odkryła źródełko,
a przy nim polanę. Rosło na niej dużo różnych kwiatów i upojnie śpiewało mnóstwo ptaków. Dziewczyna widziała wróble,
jaskółki i przepiórki. Słyszała także kukułki. Głaskała delikatne skórki królików, gdy jadły z jej ręki. Tak się jej spodobało
to urocze miejsce, że postanowiła spędzić nad urokliwym ruczajem chociaż tydzień. Była szczęśliwa i zapomniała o całym
swym królewskim świecie.
Tymczasem na dworze jej ojciec Józef bardzo się martwił. Na próżno wysyłał całe oddziały wojska, które i tam
nie znalazły jego córki Różyczki. Wróżka Józefina próbowała odnaleźć królewnę przy użyciu swej kryształowej kuli
i zaczarowanej różdżki. I ona nic nie wskórała. Gdy już wszystkie sposoby zawiodły i cały dwór utracił nadzieję,
dziewczyna ósmego dnia sama wróciła do domu i rodziców. Trzymała w malutkich dłoniach dużą wiewiórkę ze złamaną
nóżką. Rude zwierzątko znalazła podczas swej pieszej podróży.
Król Józef poczuł się niezwykle szczęśliwy, albowiem znalazła się jego ukochana zguba. Z tego wszystkiego
zapomniał nawet ją upomnieć, skarcić lub ukarać.
Od tamtej przygody Róża już nigdy więcej nie wypuściła się na samotną wędrówkę, nie mówiąc o tym nikomu.
Paweł Deptuła, kl. IV, 2005/2006