Maj 2014 - Pomerania

Transkrypt

Maj 2014 - Pomerania
Hókejowi mòst drëszbë s. 9
Akwarelczi ò Janie Zbrzëcë s. 5
w numerze płyta z filmem „Pro Memoria Brunon Synak”
OKLADKA_KWIECIEN_2013.indd 3
2013-03-26 19:03:46
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
W NUMERZE:
34 Na dawnym pastwisku
Marta Szagżdowicz
3 Radzëzna ò welacjach
Red.
I–VIII NAJÔ ÙCZBA
5 Môłô galeriô akwarelków ò szczescym
Bòżena Ùgòwskô
36 Dąb Wybickiego nagrodzony!
Marek Adamkowicz
7 Akwarela z drëchã
Jón Zbrzëca
37 Potrzeba skrzydeł
Maria Pająkowska-Kensik
8 Jón Zbrzëca. Wiérztë
38 Z drugiej ręki
9 Hókejowi mòst drëszbë
Jan Dosz
39 Żdającë na nowégò Cenôwã
Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi
11 Wciąż jest szansa na OPAT
Sławomir Lewandowski
41 Co z tôflą Sãdzëcczégò?
Karolëna Serkòwskô
12 Budujemy terminal naftowy
Sławomir Lewandowski
13 Dołożymy naszą cegiełkę
Z Kazimierzem Wierzbickim rozmawia Dariusz
Majkowski
42 Rewianka znad Zalewu Szczecińskiego
Gertruda Kowalik
44 Balsam dla uszu
Kazimierz Ostrowski
14 Zasłużony prof. Szultka
Sławomir Lewandowski
44 Balzam dlô ùszów
Tłóm. Dorota Wilczewskô
15 Ò drëdżi edicje „Zrzeszë Kaszëbsczi”
Słôwk Fòrmella
46 Na spòdlim tradicji
Alina Werochòwskô, tłóm. DM
17 Kaszubski kamień dla Maksymiliana (część 2)
Halina Słojewska-Kołodziej
48 Pół roku z podręcznikiem Jô w Kaszëbsczi,
Kaszëbskô w swiece
Wioletta Ratajczak-Toczek
20 O złotej jesieni polskiego średniowiecza
Stanisław Salmonowicz
49 Listy
22 Kartki z życiorysu nauczyciela (część 1)
Kazimierz Ostrowski
50 Wëstôwczi, promòcjô i recytacjô
Red.
24 Kòmù spiéwómë kaszëbsczé himnë wszëtczé?
Tómk Fópka
51 XXIX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa
Edmund Szczesiak
27 O dawnych helskich rybakach trochę inaczej
Bogusław Breza
52 Co sã dzeje na wiesołach?
Matéùsz Bùllmann
29 W stulecie urodzin Józefa Milewskiego (część 1)
Józef Borzyszkowski
54 Lektury
31 Zagrożenie dla bioróżnorodności
Natalia Labudda
67 Gòdzynczi – gòdzënë – gòdzëniszcza
Tómk Fópka
32 Ùczba 33. Zéńdzenié z szandarą
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
68 Na zajcowëch nogach
Rómk Drzéżdżónk
61 Klëka
POMERANIA MÔJ 2014
Od redaktora
Sport ma to do siebie, że się wiąże z regionami, dlaczego więc Trefl nie ma się wiązać z Kaszubami? – stwierdził
w wywiadzie dla naszego miesięcznika Kazimierz Wierzbicki, założyciel m.in. znanego w całej Polsce (i nie tylko)
klubu Trefl Sopot, którego znakiem rozpoznawczym są
czarno-żółte barwy.
Cieszy, że coraz częściej działacze sportowi i sami sportowcy – jak bohaterka z okładki poprzedniej „Pomeranii”
Angelika Cichocka – podkreślają swoje związki z Kaszubami, z Pomorzem. Kaszubi kanadyjscy nie mają z tym problemu już od lat. Hokeiści
klubu Kashubian Griffins występują w czarno-żółtych strojach z gryfem na piersi i
z dumą podkreślają swoje pochodzenie. W minionym miesiącu mogliśmy gościć
ich w gdańskiej hali Olivia. Dwa mecze z trójmiejskimi drużynami przyciągnęły
setki kibiców z całych Kaszub i stały się okazją do stworzenia – jak ujął to Eugeniusz Pryczkowski – hókejowégò mòstu drëszbë.
Tak przyjaznej atmosfery nie można się za to spodziewać w polityce. Już 25
maja będziemy wybierać naszych przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego.
Nie może nas zabraknąć przy urnach, bo to od nas zależy przyszłość naszego
regionu. Jeśli zostaniemy tego dnia w domu, to potem nie narzekajmy, że dzieje
się źle…
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
Pomerania z dostawą do domu!
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty
zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2014 roku otrzymają
jedną z atrakcyjnych książek.
Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/prenumerata
Książki wyślemy we wrześniu 2014 roku.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska
20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny
adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na
adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem:
22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora.
2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Stanisław Janke
Wiktor Pepliński
Bogdan Wiśniewski
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Karolina Serkowska
Tomasz Urbański
Dorota Wilczewska
FOT. NA OKŁADCE
Arkadiusz Wegner
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
DRUKARNIA WL
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA MAJ 2014
Z ŻËCÔ ZRZESZENIÔ
Radzëzna ò welacjach
Nôleżnicë Przédny Radzëznë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô kôrbilë nad ùchwôlënkama
w sprawie wëbòrów do Eùropejsczégò Parlamentu i do samòrządzënë.
Nôwôżniészim pónktã zéńdzeniô, jaczé
òdbëło sã 5 łżëkwiata w Lã­bòrgù, bëłë
welacje. Ùdało sã przërëchtowac pòspólny
ùchwôlënk, chtëren zôchã­cywô zrzeszeńców do ùdzélu w wë­bòrach (téż jakno
kandidatowie z rozmajitëch partijnëch
i spòlëznowëch kòmitetów). Zrzeszenié
nie mdze latos welacyjnym kòmitetã,
ale Przédnô Radzëzna mô nôdzejã, że
mëslącë òdpòwiedzalno ò przińdnoce
najégò regionu i całi Eùropë, nôleżnicë
KPZ pùdą do ùrnów tak w nôblëższich
welacjach do Eùropejsczégò Parlamentu,
jak i òb jeséń, czedë mdzemë wëbierac
najich przedstôwców w pòmòrsczich
samòrządzënach.
Hewò ùchwôlënczi przëjimniãté
przez Przédną Radzëznã (w òriginale):
Uchwała Rady Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z dnia 5 kwietnia
2014 r. w sprawie wyborów do Parlamentu Europejskiego 2014
1. 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej przyspieszyło procesy modernizacyjne naszego regionu i kraju.
Wyrażamy wdzięczność wszystkim
członkom i sympatykom Zrzeszenia,
którzy niezależnie od prezentowanych
opcji politycznych, przyczynili się do pozytywnego wykorzystania europejskiej
szansy w minionej dekadzie. Zdajemy
sobie sprawę z tego, że nasza droga do
Unii Europejskiej nie była usłana różami.
Dzięki pracy, organizowaniu się i dużej
aktywności na różnych forach możemy
mieć satysfakcję, że nasze miejscowości
i cały region w wielu obszarach zmieniły się na lepsze. Przyszłość niesie jednak
nowe szanse, wyzwania i zagrożenia.
Nie możemy być wobec nich obojętni.
Doświadczenia zdobyte dzięki długiemu
trwaniu ruchu kaszubsko-pomorskiego
POMERANIA MÔJ 2014
Łukôsz Grzãdzëcczi ògłosył, że mdze kandidowôł do Eùropejsczégò Parlamentu.
potwierdzają, że ugruntowany sukces
osiąga taka społeczność, której członkowie są odpowiednio aktywni i motywowani do działania.
2. Już niedługo obywatele wszystkich
krajów Unii Europejskiej będą wybierali 751 deputowanych do Parlamentu
Europejskiego. To ważne wydarzenie
w dziejach naszego kontynentu. Wzywamy wszystkich członków i sympatyków Zrzeszenia do udziału w tych
wyborach, które w naszym kraju odbędą się w niedzielę 25 maja. Zależy
nam, aby osoby związane z ruchem
kaszubsko-pomorskim też mogły reprezentować naszą wspólnotę w Parlamencie Europejskim. Zwracając uwagę
na to, że członkowie Zrzeszenia mają
swobodę wyboru opcji politycznej,
prosimy o głosowanie na kandydatów,
którzy od lat swoją pracą i zaangażowaniem przyczyniają się do pomnażania dorobku środowiska kaszubsko-pomorskiego. Na nich spoczywa też
zobowiązanie do prezentowania i realizacji programu naszej organizacji
od lat odwołującego się do chrześcijańskich korzeni Europy.
3
Z ŻËCÔ ZRZESZENIÔ
Michôł Kargùl przëpòmnął historiã ùdzélu przedstôwców KPZ w rozmajitëch welacjach.
3. Niebagatelne znaczenie dla ukształtowania reprezentacji Pomorza, w tym
Kaszub, do Parlamentu Europejskiego
ma frekwencja wyborcza. Prosimy
wszystkie struktury i agendy Zrzeszenia o propagowanie udziału obywateli
w wyborach 25 maja 2014 r. Stajemy do
konkurencji z innymi regionami i dlatego musimy zdać sobie sprawę, że jeśli
nie będziemy uczestniczyli w wyborach
do Parlamentu Europejskiego, to sami
pozbawimy się prawa do współdecydowania o ważnych sprawach dla Kaszub,
Pomorza, Polski i całej Europy. Uchwała RN ZKP w sprawie zaangażowania członków ZKP w wyborach samorządowych w 2014 r.
W kaszubsko-pomorskiej myśli politycznej
i społecznej tradycyjnie nawiązujemy do
koncepcji krajowości trafnie zdefiniowanej
przez Lecha Bądkowskiego. Zrzeszenie od
samego początku dążyło do odtworzenia
oraz z czasem wzmocnienia samorządu
lokalnego i regionalnego. Ten wysiłek należy kontynuować. Cieszymy się, że dzięki
wprowadzeniu samorządu regionalnego
Kaszubi po latach zjednoczyli się w jednym
województwie. Z tego płynie nasza radość
i moc do dalszego kreowania samorządności na Pomorzu.
Ważne, aby ludzie Zrzeszenia i jego wszystkie struktury przejawiali aktywność w nadchodzących wyborach samorządowych.
Mnogość zadań, jakie stoją przed naszymi
społecznościami, w szczególności: edukacja,
4
Òbradë prowadzył nôleżnik Òglowégò Zarządu Michôł Szczupaczińsczi z Lãbòrga.
Ò swòjich doswiôdczeniach robòtë w samòrządzënie gôdelë m.jin. Riszard Sylka,
Riszard Wenta (na òdjimkù) i Ludwik Bach.
w tym regionalna, ład przestrzenny, służba
zdrowia, ochrona środowiska, Metropolia
Gdańska, efektywne wykorzystanie środków
z Unii Europejskiej, wymuszają na członkach
ZKP szczególny obowiązek aktywnego zaangażowania. Ważne, aby w tych działaniach
dominował duch partnerstwa i wsłuchiwania się w potrzeby społeczne.
Zrzeszenie nie będzie pełnić funkcji komitetu
wyborczego w wyborach samorządowych.
Zachęcamy jednak członków Zrzeszenia do
kandydowania z różnych komitetów partyjnych i społecznych na wszystkich szczeblach
samorządu terytorialnego. Przypominamy,
że na nas wszystkich, pełniących funkcje
w samorządach, jak też się o nie ubiegających, spoczywa szczególny obowiązek
profesjonalności, rzetelności i uczciwości
w zakresie wykonywanych zadań oraz odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
RN ZKP wzywa wszystkich członków i sympatyków ZKP do aktywnego udziału w nadchodzących wyborach samorządowych oraz
podejmowania działań na rzecz wysokiej frekwencji wyborczej.
Wspólnie urządzajmy nasze małe ojczyzny:
Kaszuby, Kociewie, Krajnę, całe Pomorze według naszych wyobrażeń.
Pierszą leżnosc do zjisceniô słów tëch
ùchwôlënków mómë ju w tim miesącu – 25 maja. Tegò dnia welacje do
Eùropejsczégò Parlamentu. Jakno Redakcjô dołącziwómë sã do Przédny
Radzëznë i téż zôchãcywómë, żebë kòl
ùrnów nie zafelowało Kaszëbów. To òd
naju zanôlégô, chto mdze rządzył na
Pòmòrzim i chto bãdze najim przedstôwcą w Brukselë.
Red., òdj. DM
POMERANIA MAJ 2014
Z NÔLEPSZIMA ŻËCZBAMA
Môłô galeriô akwarelków
ò szczescym
B Ò Ż E N A Ù G Ò W S KÔ
Akwarela knôpiczich lat
Chtëż na Kaszëbach nie znô jegò nô­
zwëska, a jesz lepi przezwëska Jan
Zbrzyca/Jón Zbrzëca. Dlô młodszégò
pòkòleniô Kaszëbów përznã jiwru mògło
bë bëc leno przë kąsk strzédnowieczno
brzëmiącym „Krëban z Milachòwa”,
bò tegò pseùdonimù Stanisłôw Pestka òd dôwna nie ùżiwôł, a pòdpisywôł
nim téż blós felietónë, jaczé nalézemë
w „Pòmeranii” z zeszłégò stalata. A równak cekawô je jegò geneza. Mieszkańcë
Krëbanów wiedzą, że je to geògraficznô
pòzwa jezora niedalek Rólbika, bez jaczé
przepłiwô rzéka Zbrzëca. Za knôpiczich
lat to jezoro i ta rzéka bëłë pózniészémù
dzejarzowi za całi swiat – tu przëchôdôł
czëtac ksążczi w towarzëstwie do­
môcégò psa, tu ùcził sã òbserwòwaniô
nôtërë, atrakcją bëła mòżlëwòta kąpaniô
sã czë łowieniô rëbów. Nierôz nôdgrodã
stanowiła „pësznô, jezórnô glada, a na ni
niezrechòwóné karna dzëwëch kaczków
i pòdwòdôrzów. Nie felało téż majestaticzno płiwającëch kôłpów. Wdzãcznô
pamiãc ò Milachòwsczim Jezorze sprawiła, że do mòjégò drëdżégò krëjamnégò
miona przedosta sã nazwa z drżéniã
Milachòwò”.
Akwarela Nômianë
Chòc pò szkòłach długò szukôł swégò
placu na zemi i jakno niespòkójny
dëch z nakôzu abò przëdarziwający sã
leżnoscë wiele wanożił, przecygôł z miasta do miasta, zmieniwôł robòtë, cządniczi, z chtërnyma wespółrobił, wcyg
nosył w se teskniączkã za Kaszëbama.
Wiele lëdzy pitónëch ò nô­szcze­
stlëwszi dzéń żëcégò pòdałobë rozmajité
POMERANIA MÔJ 2014
wëdarzenia òsobisté czë familijné. Mało
chto równak òdpòwiedzôłbë taczima
słowama: „Sztërk, w chtërnym stało sã
òczëwistim, że Kaszëbizna mdze Nômianą mòjégò żëwòta”. A bëło to w pòłowie
1958 rokù w Słôwnie, czedë dostôł
wiadło ze Gduńska, że dwiérczi do redakcji cządnika „Kaszëbë” są dlô niegò
òtemkłé. I jesz niedôwno na wspòmink
tegò wëdarzeniô wëznôł „òdtądka nëkôł
jem żëwòt w jaczims błogòstónie i to
pòczëcé szczescégò towarzëło mie téż
jakno żurnalisce »Kaszëbów«”. To szczescé skùńczëło sã leno 3 lata pózni pò zamknienim redakcji przez „nieżëcznëch
partijnëch kùńdów” (czë nie wëzérô
z tëch bez mała dobrodësznëch słowów
pòstawa łagódnégò i pòkórnégò człowieka, jaczim òstôł do dzysô?!). Nômiana
równak wòła rozskôcónô przez rodôka
5
Z NÔLEPSZIMA ŻËCZBAMA
z Lubni, mdącégò dlô przińdnégò pòétë
„pòstacją na sztôłt staroprësczégò
wieszczka Wajdelotë”. I stało sã. Długò
nie czuł sã gódnym ani dozdrzeniałim, bë „erbòwac lëtniã pò Bekwarkù”,
jaż jednégò dnia „apartné słowa jakbë
same spłënãłë z pióra, czegò brzadã
béł pierszi dokôz »Czasë Stolemów«”.
Wnet Mùza czãscy zaczãła sã òdzewac.
Nié równak dopiérkù co òdkrëti talent,
ale mòżnota wëpòwiôdaniô mëslów
mòwą starków òbjawiła sã „pòwielenim
czëłotë do rodnégò słowa”. Ta „czëłota
sparłãczonô ze swiądą, że prôca na rzecz
kaszëbiznë, a téż pòmòrsczi tatczëznë
stónie sã pò prôwdze mòją Nômianą.
Dzãka ùswiądnieniémù ti prôwdë mòjim
ùdzélã stało sã drëdżi rôz w żëcym
pòczëcé szczescégò”.
Akwarela czasu kòmùdë
Niespòkójné czasë kùńczącégò sã
w Pòlsce kòmùnisticznégò totalitarizmù
nie òbszcządzałë nikògò, chto sã
systemòwi nie pòddôł. Doswiôdczôł
tegò téż Pestka, kò w tëch nieùbëtnëch
latach dzejôł w Zarządze Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i redakcji
„Pòmeranii”, w tim piastëjąc nôwëższé
fùnkcje (nawetka dwa razë, leno ten
drëdżi rôz przëpôdôł na czasë, czej
nôlégało mądrze wëzwëskac dopiérkù
co ùdostóną wòlnotã i przërëchtowac
Pòmòrzôków do òdpòwiedzalnégò
włącziwaniô sã w rządzenié swòją
tatczëzną). Tim, co znëkiwało mù spik
z òczów, nie béł strach ò se czë drëchów-wespółrobòtników, leno ò kaszëbiznã.
Zdrzącë z perspektiwe minionëch dekadów, pòwié: „Jô zamikôł kaszëbiznã
w szklany kùlë, na taczi ôrt jô jã barnił. Czerowało mną zajiscenié ò przedłużenié kaszëbsczégò żëwòta. Mòwa,
jãzëk, to je drżéń kaszëbiznë. Zagróżbą
je Niewôrto – że przestónie sã dmùchac
na nen płomiszk, stąd tak wôżny je
pòkòleniowi przekaz òd kòlibczi”.
Akwarela przińdnotë
Te słowa wërazno wskazëją téż na jesz
jednã znankã: jegò daleksyżné zdrzenié, ùrëchliwanié swòjich czasów,
przez co gwësno téż biwôł nierozmióny.
A równak zdrzące dzysdniowim òkã
na historiã ùszłëch lat, nie dô sã nie dostrzéc profetizmù jegò dzejaniô i słowa,
tak pòéticczégò jak i pùblicysticznégò.
6
Òdjimczi DM
Òczekiwôł òdmianë i dożdôł sã.
Eùropejską Ùniã pòstrzégô jakno nôdzejã
dlô Kaszëbów. Nôprzód temù, że w ji
sztrategii „ùmôlnionô je dbałota ò môłé
tatczëznë, nôrodné mniészoscë, rozchlastłé pò rozmajitëch krajach. Kaszëbskô
mniészosc òsta ùznónô za mniészosc
regionalną. W minionëch czasach wszelejaczé mniészoscë ni miałë szczescô
cos znaczëc w Eùropie. Terôzkù pòd
faną Ùnii nastôł czas wënadgrôdzający
pòliticzi. Kùreszce mòże dlô kaszëbiznë
i calëchnégò Pòmòrzô zrobic wicy
dobrégò”. Taczé zadanié stôwiô tak
przed Zrzeszenim i samòrządzënama,
jak i kòżdim, chtërnémù kaszëbizna leżi
na sercu.
Wasto Staszkù! Nôprzód cësną sã na
lëpë słowa wdzãcznégò pòdzãkòwaniô za
brzôd wielelatny robòtë, chtërną cerplëwò
przërëchtowiwôł Wasta młodszé pòkòlenia
Zrzeszonëch do nëch lepszich czasów. Te
słowa wiôldżégò ùznaniô niech mdą za
krutã do serdecznëch i z głãbi wzrëszonëch
serców płënącëch żëczbów z leżnotë
miniony 85. roczëznë. Niech żëcé mijô
w szczestlëwòce, znaczoné żëczlëwòtą
nôblëższich, a chwile drãdżé pòmôgô
przedërchac ùkòchónô kaszëbizna. Mùzë
niech słowa pasowné nalézą...
Wszëtczé cytatë pòchòdzą z kôrbiónków przeprowadzonych z Wastą Stanisławem Pestką
w òstatnym czasu.
POMERANIA MAJ 2014
LËTERATURA
Akwarela z drëchã
JÓN ZBRZËCA
( S TA N I S Ł Ô W P E S T K A )
Prawie pòd kùńc mòji gòscënë w Nowim Jorkù ùdało sã mie nalézc òkrëszk
szczëscégò. Pòlonijné zéńdzenié na Manhattanie przëcygnãło dosc tëli Pòlonusów,
midzë nima pòjawiła sã wastna z kraju
góralsczich gazdów i baców, ju lata lateczné mieszkającô i prôcëjącô w Americe. Jak sã dowiedzała, że mòjim domôcym miastã je Gduńsk, a matecznikã
mòji młodoscë i dozdrzeniałëch lat – całé
Kaszëbë, ùwôżno wezdrzała na mie. Miono nordowégò lëdu wëwòłało żëwszi
pòrëch we wastnie góralce:
– Ach, wë jesce z kraju Smãtka, to sã
bëlno skłôdô. Skòrno tak, to cze­mù ni
miałobë duńc do spòtkaniô dwùch naszińców – tegò ze Gduńska i ka­szë­bsczégò emigranta òd dosc dôwna zachëczowónégò
w Nowim Jorkù.
Ùredóny pòspiôł jem z òdpòwiescą:
– Naji kaszëbsczi pòéta Hieronim Derdowsczi, chtërnémù Amerika téż nie bëła
cëzą zemią, wëpòwiedzôł pamiãtné słowa: „Nie nalézesz dzys na swiece kątka,
dze bë pò Kaszëbach nie bëła pamiątka”.
Ni mùszôł jem baro ùprôszac ò adres nieznónégò drëcha, żëczlëwô biał­
ka ùdostãpniła mie swòje môlowé
„namiarë”. Czedë zabrzëmiało to nô­
zwëskò w òkamërgnienim copnãło mie
prawie do pòłowë ùszłégò stalata. Jakbë
chtos natëchstopach zerwôł zawiesënã
szôrkù – przede mną w pôłnym widze
redakcyjnô jizba cządnika „Kaszëbë”
przë Drzewnym Tôrgù we Gduńskù.
Widzałi môl tegò salonikù zajimô szeroczé, wëslizgóné biórkò Tadéùsza Bòl­
duana – gòrlëwégò redaktora „Kaszëb”.
Prowôdny żurnalista sedzy na zydlu
z pò­rã­czama z ùdôwóną pòwôgą, nibë
rzimsczi wësoczi ùrzãdnik na krzesle
kùrulnym. Kòl niegò rëszny, we wanogach pò Kòcewim i Kaszëbach, zbiérający do najégò cządnika miodzëk słowa,
przëtrôfkòwi pisôrz, pùblikùjący ù nas
pòd mionã Strumian. Lubòtnik lëteraturë
i erotików ks. Léóna Heyczi. Znóny z tegò,
POMERANIA MÔJ 2014
że próbòwôł sekùndowac narodzënóm
talentów pisarsczich na Kaszëbach
i Kòcewim, ùtwórcóm tegò ôrtu, co Jón
Piepka, Alojzy Nôdżel, Róman Landowsczi, Bòlesłôw Fac. Parłãcził téż wiele
nôdzeje ze starszima ùtwórcama, jakno
Lech Bądkòwsczi, Jan Trepczik, Léón Roppel, Jón Rómpsczi, Aleksander Labùda.
Dôwné czasë. Dokazë cządnika „Ka­
szëbë”, w czim Strumian téż miôł swòjisti
parcëk – to ju legeńda. Wierã w pòłowie
lat szescdzesątëch zdżinął z gduńsczégò
widnika – przed tim rôz nadpòmknął, że
sznëkrownik wrażeniów, chtëren tacy sã
bënë Strumiana, nëkôł gò w daleczi swiat.
Kù reszce przëżeglowôł do Nowégò Swiata. I wej, tegò rësznégò wanożnika, tak
szczestlëwégò, jak Remùs, czedë z ksążką
ùsnôżoną kwiôtkã niezabôczeniô, òtmikôł
dwiérczi chëczów w naszich stronach,
przëłaszczëwił dzywny, sztôłtny bazar
rozpiarti na môłim òstrowie. Przënôlégało
ùwierzëc, że na Manhattanie je wszëstkò
mòżlëwé. Òd pòstanowieniô do na­
cësniãcô numrów telefónu je krótëchnô
droga. Za drëdżim razã òdezwôł sã głos
jakbë ze zaswiatów „yes halloo...” – w jinszim jãzëkù òdzéwk, le ta sama spiéwnô
intonacjô, lata nie zgasëłë dzyrzczégò,
bëlno mie znónégò timbre’u.
– Wasta Strumian jesz pamiãtô Re­mù­
sa i kaszëbską królewiónkã, nasze gduńsczé dodóm?
Na sztërk òniemiôł, czedë ùczuł mòwã
nieznóną w tim tôrgòwiskù swiata. Pò
tim wstãpie jô do niegò z krótczim zapitanim: czë pamiãtô jesz cządnik „Kaszëbë”
i Jana Zbrzëcã?
– Chtëż bë nie pamiãtôł, a skądka wasta zwòni?
Zatacony w słëchùlce głos wërazno
żdôł na òdpòwiésc. Skòrno jô òdrzekł, że
zwòniã z Manhattanu, dze timczasã mieszkóm, drëch, chtëren rëgnął na eksodus jaż
do Americzi, zagwësnił, że chãtno pòtkôłbë
sã z gduńsczim wanożnikã. Stanãło na tim,
że terôzka òn zazwòni do mie. Nie bawiło długò i jednégò, zymkòwégò pòpôłnia
sedzymë w jaczis caffe (dze i hambùrgera,
i pòkrzesné rizotto mòżesz dostac). Wkół
nas wieżówce dólnégò Manhattanu, skąd
bliskò do òsławiony Wall Street. Jakùż
letkò przëszło nama skłónic sã nad dokazama cządnika „Kaszëbë” w czasach
naji sztormisti młodoscë. Przédny redaktor, Tadéùsz Bòlduan téż béł tedë młodi.
Strumian dzys mòże gò sobie wdarzëc
jakno bëlnégò pùblicystã, chtëren gładkò
dôwôł trómfa rozmajitim procëmnikóm.
Nie béł jem czekawi, jak i czedë drëszk
doturził do ùbrzegów Americzi. Hewò
sã nie czëje przelatôwnym, niebiesczim
ptôchã, w manhattańsczim domôcym
môlu, razã ze swòją rodzëną, nëkô żëwòt
pò mieszczańskù. Co jemù òstało z gduńsczich i kaszëbsczich pasjów; jak piérwi tak i terô zapùszcziwô sã z ksążką,
z pòkrzesnym słowã w daleczné òkòlënë
Pòlonusów, żebë leno nie òstelë slôdë jinszich nacjów.
Ten wanożny trop pòdpòwiedzôł mie
mòżlëwòtã pòcygnieniô, wgłãbieniô sã
w przeszłi czas i dôwné dzeje òstrowù
Manhattan. Z ti mëslë, ùdbë, zwierził jem
sã drëchòwi Strumianowi, chtëren bëlno
znôł charztë i strôszczi kaszëbsczich
i kòcewsczich wsów – przecã rëbë wã­
dzył w wòdach Òcëpla, a grzëbë zbiérôł
w chòjnach wielewsczich!
Ùznóny za pòkrewną dëszã mòże bë
dostôł òd jaczégòs indiańsczégò szamana
stebłuszkò czarzbë, dôżny w sekùndze
zdmùchnąc celska chmùrników, a ka­lécz­
ny òstrów òdzwëskôłbë ùtraconé, pier­
wòszné piãkno.
Wëjimk z ksążczi W stolëcë chmùrników wëdóny
przez Institut Kaszëbsczi we Gduńskù w 2011 r.
(s. 31–34).
7
LËTERATURA
Jón Zbrzëca. Wiérztë
Pòłudnica
Prost z chùru
Wëżôglónô mòdrô szôdz
Scynô wszëtek zemsczi chlëch
Jidze pòłudnica
W wietwiach wiszni stëdnie dech
Zarô bãdze krãck
Zaszemarzi wkòlãbrëje
W zôtór szmërgnie czôrny wãps
Ùkòceli nieba dzél…
Jaż z grecczégò chùru
Z pelazgijsczich zlôzów
Zeszła na flizã naji paradnicë
Ë zaklãła zemstnie cëchò
Czej ùzdrzała spãpùżonëch
płôszczowników
Żebë waji trzãscelnicë
Za te wszëtczé przeczébioné sztërczi
W òkamërgnieniu łzã jeji òdjimnãło
Na wdarzenié że midzë białkami
Chtërne jedny nënczi czułota
Wëmrużëła z chëczë
Pãkła sostrzanô pãpina
Ta zaskòcznô sostra swą pònãtą
Rozkòmùdzô terô gzubnymi sztëlami
Marmùrów szlachòtã
Na môlu midzë sostrami
Przepadniô sã rozszerzwiła
Głãbszô òd mòdżiłë Pòlinejka
(Południca 1976)
Wizrë ë dëchë
Z żôbióneczczi dzectwa
Głãbòk w kùlë ùtopiony
Skrëszałé wëjimôsz słowa
Jeden z drëdżim sã dzëwùje
Skądże tëlé w nich je farwë
Ale më słowiôrze-łgôrze
Sąsmë leno krôsniôkami
Pôrã lëstków pôrã kwiôtków
Żgómë w swiãtim gòrzu
Tam gdze Jan z Czôrnowa
Szwanił za wizrami ë dëchami
Wiedno przëbôcziwôł
Sédem dni ë sédem nocy
Wanożił nôskwarny Wùlfstan
Żebë nalezc Truso
Ë je nalôzł
Za czim tedë më szwanimë
Òd żôbiónczi dzectwa
Jaż pò òczadzałą starosc
Pòd szligami jërzbin
Na wszëtczich wierzëskach Kaszëb
8
(Wizrë ë duchë, 1986)
Wiérztë prezentëjemë w pisënkù dopasowónym
do dzysdniowëch reglów, na spòdlim ksążczi
wëdôwiznë Region: Dzëczé gãsë. Antologiô
kaszëbsczi pòezji, Gdiniô 2004
(Wizrë ë duchë, 1986)
POMERANIA MAJ 2014
WËDARZENIA
Hókejowi mòst drëszbë
Tegò nicht bë so przódë nie ùmëkcył, żebë na Kaszëbë przëjacha kaszëbskô reprezentacjô w hókeja! Wiele jesz dërch nie wié ò tim, że w Kanadze mieszkô kòle 10 tësący Kaszëbów, a terô co
gadac, że pòtrafią òni tak dobrze grac w hókeja, jak nôlepszé klubë w Pòlsce. Ta prôwda ùkôza
sã w całoscë na Kaszëbsczim Wikeńdze Hókejowim, 5 i 6 łżëkwiata na halë Òlivia we Gduńskù.
JAN DOSZ
Wszëtkò sã zôs wzãło òd Dawida
Szulësta (David Shulist) – òd lat przédnika Kaszëbów w Kanadze, czedës lidera stowôrë Wilno Heritage Society,
dzys mera gminë Madawaska Valley,
dze nôwicy Kaszëbów mieszkô. Drëgą
kaszëbską gminą je Killaloe Hagarty.
Tam rządzy Kaszëbka, co rodną mòwã
dobrze znaje. Prawie to, że òni jesz tak
piãkno rozmieją pòkôrbic pò kaszëbskù,
stoji ù fùndameńtów mòstu drëszbë,
jaczi bëlno sã rozwinął, pòcząwszë òd
Żukòwa w 2008 rokù.
Madawaska zdrëszëła sã z Lëpùszã
Kanadijsczi Kaszëbi bëlë tu przez całi
tidzéń. Jednym z wôżnëch pąktów jich
bëcégò bëło pòdpisanié wstãpnégò
pòrozmieniô ò drëszbie midzë gminama Madawaska a Lëpùsz, skąd nôwicy
wëjachało jich w pòłowie XIX wiekù.
Temù jich tak tam cygnie. Bëlë òni
w lëpùsczi szkòle, dze rozegrelë krótczi
mecz ùnihókeja ze szkòłowima dzôtkama, bëlë w ùrzãdze, dze pòdpiselë pierszé
pismiono a zjedlë môltëch zrëchtowóny
przez lëpùsczé gòspòdënie, bëlë na
mszë w Lëpùszu, jaką òdprôwiôł ks.
Władisłôw Szulëst, òd lat ùkôzywający
prôwdã ò Kaszëbach w Kanadze, bëlë
kùreszce na smãtôrzu, dze szukelë grobów ze swòjima nôzwëskama. A to bëło
czësto letkò. Kò nie felëje tam Szulëstów,
Kùlasów, Piekarsczich, Brzezyńsczich,
Kaszubków, Skibów i jinszich. Taczé
prawie nôzwëska mają hókejiscë, dlô
chtërnëch kaszëbskô zemia sta sã terô
w pełni tatczëzną.
POMERANIA MÔJ 2014
Tu je mòje serce na Kaszëbach. Jô baro
bë sã chcôł naùczëc kaszëbsczégò jãzëka
– gôdôł Kirk Skibo, jeden z nôlepszich
graczów hókejowégò karna Kashubian
Griffins.
Młodi ju tak nie rozmieją pò ka­
szëb­skù jak jich starszi czë starkòwie,
ale pòkòchelë òni tã zemiã jak swòjã.
Wszëtcë bëlë tu pierszi rôz, òkróm przédnika Dawida i jego brata, trenera karna,
Riszarda. Òn wierã nôlepi jesz rozmieje
gadac w rodny mòwie.
Jô jem tu baro rôd, że jô sã mògã rozmówic z lëdzama. Jô wszëtkò rozmiejã, a òni
mie téż rozmieją. I to pò tëli latach. Më jesmë
piątim pòkòlenim Kaszëbów w Kanadze. To
je cos wspaniałégò – wzdichô trener, jaczi
drëdżi rôz w żëcym béł na Kaszëbach.
Swiãto kaszëbiznë na lodowiszczu
Riszard Szulëst (Richard Shulist) pierszi
rôz béł ù nas, jak w Centrum Edukacji i Promòcji Regionu w Szimbarchù
bëła òdmikónô chëcz trapera. Tam
prawie i tą razą bëłë jaż trzë nocniczi,
a w jinszich dniach spelë òni dze jindze
na Kaszëbach. Wszãdze bëlë bëlno achtniony i ùczestowóny. I chòc czasã redosné rozmòwë dérowałë do rena, skòrno
òni leno wjachelë na tôflã lodowiszcza,
stôwelë sã prima graczama, z chtërnyma
letkò wëgrac nikòmù nie je. Przekònałë
sã ò tim trójmiejsczé karna. Mad Dogs
Sopòt stracył jaż 5 do 11, a Dragons
Gduńsk nawiązôł sztótama równiészą
biôtkã, ale òstateczno przegrôł 4 do 6.
Ale kò nié wëniczi bëłë nôwôżniészé.
Bëłë to doch mecze drëszbë. Wôżné bëłë
wiôldżé zéńdzenia. Przez halã Olivia
przewinãło sã kòl 4 tësący Kaszëbów
z rozmajitëch strón, òd Brus i Chònic
pò kùnôszk Nordë. Wszëtcë winkòwelë,
machelë kaszëbsczima fanama, krzikelë
„Wiedno Kaszëbë”. Bëło to nieznóné dotądka swiãto kaszëbiznë.
Jô béł na wiele kònferencjach, przeczëtôł
lop ksążków, ale taczi bùchë z bëcégò
Kaszëbą jô nigdze sã nie naùcził, jak przez
te dwa dni – ùznôł Adam Hébel z Lëzëna,
jeden z przedstôwców òrganizacji
Kaszëbskô Jednota.
9
WËDARZENIA
Dlô chwałë kaszëbiznë!
To bëło naprôwdã wôrt òbezdrzec, jak
Kaszëbi mają swòjã drużinã i wëgriwają
z pòlsczima karnama – dodôł Czech
Bielëcczi z partu Zrzeszeniégò w Baninie, chtëren to béł jednym z nôpierszich
òrganizatorów wikeńdu. Przede wszët­
czim nad całoscą dzejelë ju długò
przed meczama Marión Górlëkòwsczi
i Eùgeniusz Prëczkòwsczi, co ju òd lat
dbadzą ò rozwij mòstu drëszbë. Òd
stronë pòlsczich hókejistów wiôlgą robòtã
wëkònôł Michôł Smigelsczi, przédnik
Mad Dogs, chtëren òd niedôwna mieszkô
w Chwaszczënie. To bëło miło gòscëc jich na
Kaszëbach. Pò tim wikeńdze jô téż czëjã sã
jak Kaszëba – stwierdzył Smigelsczi.
Taczé zjawiszcza nôbarżi redëją Dawida Szulësta. Kò dejowi cél je w tim
wszëtczim nôwôżniészi. Dawid dërch
dążi do te, żebë wszëtcë Kaszëbi bëlë
bùszny z tegò, że są Kaszëbama, tak jak
òn sóm je bùszny.
Czej jô czuł „Zemia Rodnô” spiéwóną
na rozpòczãcé ceremónii przez Wérónikã
Kòrthals, tej jô widzôł, jak to wszëtczim
dało mòc i bùchã. Naszi zawòdnicë bëlë
tak tim ùjãti, jak nigdë piérwi. I trzë
tësące Kaszëbów na widowni mët. A czej
drëdżégò dnia zaspiéwóny béł himn naszi
drëszbë „Wiedno Kaszëbë” przez Wérónikã
10
Prëczkòwską i Martã Òkrój, tej łzë same
cësnãłë sã do òczu. Tegò nigdë sã nie zabôczi – rzekł Dawid Szulist.
I nie zabôczi pò prôwdze ti réze nicht
z kanadijsczich kaszëbsczich hókejistów.
Pòrobioné tësące òdjimków krążą pò
fejsbókach, mejlach i dze le sã dô. Òne
przebôcziwają te snôżé wëdarzenia,
téż piãkną Kaszëbską Drogã Krziżewą
ù Kaszëbsczi Królewi w Swiónowie,
chtërnã òni tczą jakno swòjã Królewą,
i téż wanożné stegnë w Kòscérznie,
Kawlach Dólnëch, Baninie, Miszewie,
Miszewkù, Tëchòmiu, Kartuzach, Gôrczu i Gduńskù. Wszãdze mają òni terô
fùl drëchnów i drëchów. Wszëtczé
te i jinszé môle, za sprawą lëdzy tam
mieszkającëch, sztabil pòdtrzimiwają
mòst drëszbë, chtëren bądze sã dërch
wzmòcniwôł w pòsobnëch latach. Dlô
chwałë kaszëbiznë i Kaszëbów!
Òdj. A. Wegner
POMERANIA MAJ 2014
GOSPODARKA
Wciąż jest szansa na OPAT
Nie pomogły starania pomorskich parlamentarzystów, którzy zabiegali w Warszawie o wpisanie
Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej (OPAT) do Programu Budowy Dróg Krajowych
na lata 2014–2020. W opinii Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju OPAT nie spełnia żadnego
z wymogów drogi krajowej, określonych w ustawie o drogach publicznych.
który połączy OPAT z Trasą Kwiatkowskiego. Szacuje się, że realizacja tej inwe14-kilometrowa Obwodnica Północna stycji pochłonie ok. 100 mln zł. Aglomeracji Trójmiejskiej ma być przeJednym z argumentów za budową
dłużeniem kończącej się w Gdyni-Chy- OPAT, który przedstawiają samorządowloni trójmiejskiej obwodnicy, ominie cy oraz parlamentarzyści z Pomorza,
od wschodu Rumię i Redę, stając się jest planowane wyprowadzenie ruchu
tym samym odciążeniem dla zakorko- tranzytowego z aglomeracji trójmiejwanej, szczególnie w sezonie letnim, skiej. Tymczasem zdaniem Zbigniewa
drogi krajowej nr 6 biegnącej przez Klepackiego, podsekretarza w Ministerwspomniane miasta. OPAT ma w zało- stwie Infrastruktury Rozwoju, ten cel ma
żeniu służyć m.in. kierowcom jadącym urzeczywistnić planowana Trasa Kaszubw kierunku Mierzei Helskiej, w Re- ska, która została już ujęta w Programie
dzie planowany jest bowiem wylot na Budowy Dróg Krajowych na lata 2011–
drogę wojewódzką nr 216 Reda – Hel. –2015. Ministerstwo argumentuje również, że Obwodnica Północna Aglomeracji
Koalicja na rzecz obwodnicy
Budową OPAT najbardziej zainteresowane są samorządy Gdyni, Rumi i Redy,
choć za studium ekonomiczno-środowiskowe, które kosztowało ponad 1 mln zł,
zapłaciło aż 13 gmin – od Jastarni, przez
Wejherowo, po wspomniane Rumię, Redę
i Gdynię. Dołożył się również samorząd
województwa, dla którego ta inwestycja
jest jednym z priorytetów. I nie ma się
czemu dziwić, gdyż budowa Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej
przysłuży się wszystkim. Jedni będą się
cieszyć z tego, że w końcu ich miasta
przestaną kojarzyć się z korkami, innych
uraduje potok turystów, którzy szybko i wygodnie dojadą do nadmorskich
pensjonatów. Dodatkowo zyska także
Gdynia, dla której OPAT ma się stać główną drogą dojazdową do portu i drogą
z portu. Jednak w tym wypadku, aby obwodnica spełniała swoją funkcję, należy
jeszcze wybudować mniej więcej 2-kilometrowy odcinek tzw. Drogi Czerwonej,
SŁAWOMIR LEWANDOWSKI
POMERANIA MÔJ 2014
Trójmiejskiej ma charakter lokalny. Jednak zdaniem samorządowców nie ma
wątpliwości, że obwodnica byłaby drogą
o znaczeniu krajowym.
Inne rozwiązanie?
Przeszkodę dla samorządów lokalnych w realizacji tej ważnej inwestycji stanowi przede
wszystkim koszt budowy OPAT. Szacuje się,
że obwodnica w jej pierwotnym kształcie,
a więc po dwa pasy ruchu w każdą stronę,
będzie kosztowała ok. 1 miliarda złotych.
W tym wypadku nie pomoże nawet samorząd województwa pomorskiego, który
nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru finansowego. Nawet gdyby inwestycję
Opr. graficzne: Pomorskie Biuro Planowania Regionalnego
11
GOSPODARKA
zrealizować z pomocą funduszy unijnych,
przy założeniu, że Bruksela dołoży 75 proc.,
czyli ok. 750 mln zł, to będzie problem ze
znalezieniem 250 mln zł. Dla porównania, mniej więcej tyle wydała w 2013 roku
Gdynia na wszystkie miejskie inwestycje!
Wspomniana kwota jest także poza zasięgiem samorządów Rumi i Redy.
Nawet okrojenie inwestycji, poprzez
budowę drogi o przekroju jedynie dwóch
pasów (po jednym w każdym kierunku),
daje tylko teoretyczne oszczędności, bo
jak zauważają specjaliści z branży drogowej, nadal trzeba będzie wykupić grunty
pod inwestycję i wybudować wszystkie
obiekty inżynieryjne, np. wiadukty, o takim przekroju, aby w przyszłości można
było dobudować brakującą nitkę drogi.
Jest jednak i dobra wiadomość. Jak
mówi Ryszard Świlski, wicemarszałek
województwa pomorskiego, odpowiedzialny m.in. za sprawy transportowe,
projekt budowy Obwodnicy Północnej
Aglomeracji Trójmiejskiej znalazł się
w wykazie dużych inwestycji, który
jest załącznikiem do projektu Programu
Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014–2020. Inwestycja została przypisana do projektów dotyczących transportu
morskiego i śródlądowego, jednak to, czy
OPAT ostatecznie otrzyma dofinansowanie,
będzie uzależnione od spełnienia kryteriów
wyboru projektów oraz od dostępności alokacji unijnych środków – mówi wicemarszałek Świlski. Zapewniam, że samorząd
województwa pomorskiego nie zaprzestanie zabiegania o to, aby OPAT został zrealizowany w pierwotnym kształcie z funduszy
unijnych i z funduszy budżetu państwa.
Kartą przetargową jest tu dostępność do
portu w Gdyni – dodaje Świlski.
W okresie wakacyjnym przez Rumię
i Redę przejeżdża nawet 60 tys. pojazdów
dziennie. Zatory, które powstają w tym
czasie w obu tych miastach, psują skutecznie urlopowy nastrój turystów jadących nad morze. Psują się także humory
mieszkańców i przewoźników, którzy
solidarnie muszą znosić stanie w kilometrowych korkach. Dla kierowców nie ma
znaczenia, czy Obwodnica Północna Aglomeracji Trójmiejskiej uzyska status drogi
krajowej czy lokalnej. Dla nich ważne jest
to, aby obwodnica omijająca Rumię i Redę
powstała jak najszybciej. Budujemy terminal naftowy
W Gdańsku powstaje inwestycja, która zwiększy nasze bezpieczeństwo energetyczne. Za niemal
miliard złotych w sąsiedztwie Portu Północnego jest budowany terminal naftowy. 26 marca br.
akt erekcyjny podpisał i wmurował premier Donald Tusk.
SŁAWOMIR LEWANDOWSKI
Jak przypomniał prezes rady ministrów,
gdański terminal naftowy stanowi element szerszej strategii energetycznej
Polski, w skład której wchodzi ponadto
budowa gazoportu w Świnoujściu oraz
elektrowni atomowej, która powstanie
najprawdopodobniej w województwie
pomorskim. Zdaniem premiera Tuska
terminal jest także kolejnym etapem
dywersyfikacji źródeł energii dla Polski. Budowa naftoportu, za którą odpowiada państwowe Przedsiębiorstwo
Eksploatacji Rurociągów Naftowych
„Przyjaźń”, składa się z dwóch etapów.
Pierwszy etap zakłada zbudowanie sześciu zbiorników na ropę oraz powstanie
infrastruktury niezbędnej do ich obsługi. Pozwoli to magazynować dodatkowe
375 tys. metrów sześc. surowca. Termin
zakończenia tego etapu inwestycji wyznaczono na koniec 2015 roku.
12
Donald Tusk podpisuje akt erekcyjny pod budowę terminalu naftowego. Fot. S. Lewandowski
W drugim etapie powstaną zbiorniki o łącznej pojemności 325 tys.
metrów sześc. służące do magazynowania produktów ropopochodnych,
chemikaliów, paliwa lotniczego oraz
biokomponentów dodawanych do paliw.
W pobliżu terminalu inwestor zbuduje
także m.in. drogi dojazdowe, oczyszczalnie ścieków, stację autocystern
oraz bocznicę kolejową. Ta część inwestycji ma być gotowa do 2018 roku.
Koszt budowy terminalu naftowego,
obejmujący oba etapy, oszacowano na
820 mln zł.
POMERANIA MAJ 2014
PAGINA PRAWA
Dołożymy
naszą cegiełkę
Z Kazimierzem Wierzbickim, prezesem zarządu i właścicielem Grupy Trefl oraz założycielem
sportowych klubów Trefl Sopot, Atom Trefl oraz Lotos Trefl Gdańsk, rozmawiamy o kaszubskich
korzeniach, rodzinnym patriotyzmie i memos.
Kilka miesięcy temu ukazała się gra
Kaszëbsczé memos wydana przez pańską firmę. To jednorazowa akcja czy
początek serii?
Gra Kaszubskie Memos to zestaw edukacyjnych gier pamięciowych wspomagających naukę języka kaszubskiego.
Kaszubskie memos to doskonała zabawa
dla całej rodziny, jak i świetna pomoc dydaktyczna dla wszystkich miłośników
Kaszub i kultury kaszubskiej.
Podobnych produktów będzie więcej.
Planujemy wydanie w najbliższym czasie kolejnej gry poświęconej Kaszubom.
A skąd pomysł na Kaszëbsczé memos?
To inicjatywa przede wszystkim Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Chciałbym
podziękować pracownikom biura tego
stowarzyszenia, bo współpraca z nimi
układała się bardzo profesjonalnie. Mam
nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie będziemy wspólnie działać.
POMERANIA MÔJ 2014
Kaszubskie Memos wydaliśmy w liczbie
3 tys. egzemplarzy. Gra została w całości
sfinansowana przez naszą firmę. W tym
miejscu chciałbym podziękować za inicjatywę i inspirację do wydania gry Marszałkowi Województwa Pomorskiego,
prezydentom Gdańska i Sopotu oraz
wójtowi Kosakowa. Teraz grę rozdajemy
w szkołach. Sam też próbowałem w nią
grać i przypominałem sobie dzięki temu
kaszubskie słówka.
To znaczy, że pamięta pan język kaszubski z domu?
Moja matka Anna Konkol pochodzi z Kaszub, a dokładnie ze Staniszewa. W tej
miejscowości mój pradziadek ze strony
mamy Stefan Bągorski, który sam urodził
się pod Poznaniem, zakładał pierwszą
polską szkołę na Kaszubach. To ciekawa
postać. Miał zostać księdzem, studiował
we Włoszech, m.in. z kardynałem Hlondem, ale ostatecznie trafił do Staniszewa.
To materiał na ciekawą książkę…
A może nawet na film. Kiedy oglądam
dzieła Kutza o historii śląskich rodzin,
to myślę, że nasze losy były nie mniej ciekawe. Mój dziadek ze strony matki Leon
Konkol był kierownikiem szkoły w Grzybnie pod Kartuzami. Moi przodkowie po
kądzieli uczestniczyli w wojnie bolszewickiej w latach 20., kilka osób zginęło
w Stutthofie i Piaśnicy… Wszyscy byli
bardzo związani z Kaszubami. Zresztą
moja rodzina po mieczu też ma interesującą historię. Gniazdo Wierzbickich to
Przasnysz koło Warszawy. Wielu z nich
brało udział w powstaniach, wielu trafiło potem na Sybir, zginęło z rąk Rosjan.
W czasie II wojny światowej moja rodzina ze strony ojca ukrywała partyzantów.
A jak poznali się pańscy rodzice? Na
Kaszubach?
Ojciec mojego ojca przeniósł się do
Kartuz, gdzie prowadził restaurację.
13
ZNANI POMORZANIE/WYDARZENIA
I właśnie w Kartuzach poznali się moi
rodzice. Razem chodzili tam do szkoły, która mieściła się na dzisiejszej ul. 3
Maja.
zarządzającego spółkami sportowymi
też jest gryf pomorski. To znak naszego
powiązania z regionem i naszego pochodzenia.
Czy pańska matka zna język kaszubski?
Na pewno rozumie. Pamiętam, że gdy
byłem dzieckiem, to również mówiła
w tym języku, ale teraz to już raczej nie.
Moja mama urodziła się w 1924 roku
i jako piętnastolatka pojechała na czas
wojny do Warszawy, więc dość szybko
straciła kontakt z kaszubszczyzną. Natomiast wielu członków mojej rodziny do
dzisiaj mówi po kaszubsku. Ja niestety
nie potrafię, ale jestem dumny z kaszubskiego pochodzenia i czuję się związany
z tym regionem.
Moi rodzice oboje kontynuowali naukę w Gdyni i tu później zawarli małżeństwo. Tu też urodziłem się ja i moi bracia.
Chciałby pan, żeby Trefl Sopot był odbierany jako klub kaszubski?
Sport ma to do siebie, że się wiąże z regionami, dlaczego więc Trefl nie ma się
wiązać z Kaszubami? Między innymi
dlatego zakładamy tutaj szkolne kluby
sportowe, pomagamy w organizacji wielu imprez na Kaszubach, np. Mistrzostw
Polski w Baśkę, turniejów siatkówki,
koszykówki. Przekazujemy bardzo wiele nagród na różne konkursy i festyny,
wysyłamy naszych zawodników na takie imprezy, pomagamy domom dziecka,
szpitalom. Prawie co tydzień, w tej czy
innej formie, uczestniczymy w jednej,
dwóch imprezach podobnego typu na
Kaszubach.
Owocem tej dumy są czarno-żółte barwy pańskiego klubu – Trefla Sopot
– czy to przypadkowa zbieżność z kaszubskimi kolorami?
To zdecydowanie świadome działanie.
Zresztą w znaku Stowarzyszenia Trefl
W czym pomaga zakorzenienie w regionie? W robieniu interesów?
Eksportujemy nasze towary do 50
państw i raczej w biznesie to nie ma
większego znaczenia.
Czy możemy mówić o jakimś rynku
związanym z kaszubszczyzną? Pana
zdaniem warto byłoby tego typu grę,
jak Kaszëbsczé memos wydać w celach
komercyjnych?
Nie patrzymy w ten sposób na tę sprawę. Z punktu widzenia strategicznego
firmy osiąganie jakichkolwiek zysków
z tego tytułu nie ma żadnego znaczenia.
Natomiast ma to sens z racji powiązania
z regionem, promocji języka kaszubskiego i to jest dla nas ważne. Chcemy być tu
dobrze odbierani, jako firma związana
z tym, co lokalne.
Jak pan patrzy na dzisiejsze odradzanie się języka i kultury kaszubskiej? To
chwilowa moda czy coś trwałego?
Na pewno to nie jest coś chwilowego,
przelotnego. To się będzie rozwijało – jestem co do tego przekonany. Ludzie lubią
się utożsamiać ze swoim pochodzeniem,
tradycjami. A jeśli nasza firma Trefl będzie mogła dodać do tego chociaż małą
cegiełkę, to na pewno ją dołożymy.
Rozmawiał Dariusz Majkowski
Fot. ze zbiorów TREFL SA
Zasłużony prof. Szultka
Sejmik Województwa Pomorskiego przyznał honorowe wyróżnienia „Za Zasługi dla Województwa Pomorskiego”. Jednym z laureatów jest prof. Zygmunt Szultka. Z wnioskiem o jego nagrodzenie wystąpiło Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
Wybitny historyk dołączył do grona
uznanych przez Sejmik za zasłużonych
dla Pomorza działaczy i naukowców
kaszubskich, w którym znaleźli się już
m.in. prof. Gerard Labuda, prof. Brunon
Synak i zeszłoroczny laureat wyróżnienia – prof. Józef Borzyszkowski.
Zygmunt Szultka studiował na Uni­
wersytecie im. Mikołaja Kopernika.
Dyplom magistra uzyskał w 1967 roku.
Jego praca habilitacyjna, to „Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI
do XIX wieku” (1991 r.). Tytuł profesora
zwyczajnego otrzymał w roku 2008.
Zainteresowania naukowe prof. dr. hab.
14
Zygmun­ta Szultki koncentrują się na
dziejach Pomorza Zachodniego, głównie jego brandenbursko-pruskiej części
w drugiej połowie XVII i XVIII wieku, historii państwa brandenbursko-pruskiego
w tym samym okresie, szeroko pojętej
kaszubszczyźnie na Pomorzu Zachodnim
od reformacji po 1945 rok oraz edycji źródeł historycznych.
Prof. dr hab. Zygmunt Szultka był
uczniem, a następnie współpracownikiem i kontynuatorem pracy profesora
Gerarda Labudy. Zygmunt Szultka jest
bardzo aktywny społecznie. Od bardzo
wielu lat działa w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, był wieloletnim prezesem
oddziału ZKP w Słupsku i członkiem
władz Zarządu Głównego ZKP w Gdańsku. Jest bardzo aktywnym działaczem
Polskiego Towarzystwa Historycznego.
W 2004 roku wydał wcześniej nieznane
rękopisy twórcy regionalizmu i kaszubskiego języka pisanego, publikacja została zatytułowana Florian Ceynowa. Teksty
więzienne (2004).
Dodajmy, że wraz z prof. Zygmuntem Szultką tegoroczne honorowe wyróżnienie „Za Zasługi dla Województwa
Pomorskiego” odebrała Anna Bogucka-Skowrońska, znana słupska prawniczka
związana z opozycją solidarnościową.
Sławomir Lewandowski
POMERANIA MAJ 2014
KASZËBI W „LËDOWIM” PAŃSTWIE
Ò drëdżi edicje
„Zrzeszë Kaszëbsczi”
Archiwista z gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë czwiôrti rôz napisôł dlô nas articzel
na spòdlim aktów zebrónëch w INP. Zdrzódłã, jaczé przezérôł tą razą, bëłë rapòrtë krëjamnëch
wespółrobòtników ÙB.
SŁÔWK FÒRMELLA
Pò skùńczenim II swiatowi wòjnë
kaszëbsczi dzejôrze ùdbelë so òdrodzëc
regionalną rësznotã. Môlã, w jaczim
wiele sã tedë dzejało na kaszëbsczim gónie, bëło Wejrowò. Prawie w tim gardze
w drëdżi pòłowie 1945 rokù stwòrzonô
òsta Wëdôwnô Rzesznica „Zrzesz
Kaszëbskô”, chtërna mia pùblikòwac
cządnik, co miôł sã tej stac przédnym
òstrzódkã kaszëbsczim. Do karna lëdzy,
co robiło prze ùsôdzanim ë wedôwanim
gazétë, òkróm przedwòjnowëch zrzeszińców, jak Jón Rómpsczi, ksądz Francëszk
Grëcza czë Ignac Szutenberg (Jón Trepczik
ë Aleksander Labùda, czej z armie Andersa wrócëlë do Pòlsczi, téż włączëlë sã w to
dzejanié), przënôlégelë téż lëdze ò jinszich
pòzdrzatkach na kaszëbsczé sprawë, jak
dôwny redaktór „Klëczi” Francëszk Szreder, pózniészi przédnik Kaszëbsczégò
(Kaszëbskò-Pòmòrsczégò) Zrzeszeniô
Bernat Szczãsny abò lëdowi dzejôrz Józef
Gniech. Jaż do kùńca 1946 r. przédnym
redaktorã cządnika béł Bruno Richert,
chtëren miôł òb nen czas nôwiãkszi cësk na
pismiono. Próbòwôł òn w swòjich tekstach
pògòdzëc rewòlucjowi pòrządk pòwòjnowi
„demòkraticzny” Pòlsczi z przëwiązanim
Kaszëbów do katolëcczi wiarë.
W aktach zebrónëch w archiwùm
Institutu Nôrodny Pamiãcë we Gduńskù
nalezc jidze papiorë, w jaczich są wiadła
POMERANIA MÔJ 2014
ò „Zrzeszë”. Dokùmeńtów tëch ni ma
prôwdac za wiele, ale wiedno mògą
òne wzbògacëc nają wiédzã ò tim prawie dzélu najich dzejów. Są midzë nima
rapòrtë krëjamnëch wespółrobòtników
Ùrzãdu Bezpiekù i w tim prawie môlu
wôrt pòdsztrichnąc to, co je baro wôżné i ò czim mùszi pamiãtac kòżdi historik. Chòdzy ò to, żebë baro òstróżno
pòdchòdzëc do tegò, co zamkłé je
w historicznëch zdrzódłach, a tikô sã
to òsoblëwie òperacjowëch materiałów
stwòrzonëch ë zebrónëch przez krëjamné
służbë. Nié wszëtkò, co mòżemë tam
przeczëtac, je „swiãtą prôwdą”.
„Jastrząb” ò Richerce
Z donieseniów krëjamnégò wespół­
robòtnika ò tacewnym mionie (pseù­
donimie) „Jastrząb” z zélnika 1946 r.
mòżemë wëdowiedzec sã midzë jinszima, że wëdôwk „Zrzeszë Kaszëbsczi”
wënoszôł tej 6500 sztëk i że nie bëła òna
przez nikògò òsoblëwie ùdëtkòwiwónô.
Ùtrzimiwa sã ze sprzedôwaniô ë
zamieszcziwaniégò klëków. Co sã tikô
przédnégò redaktora pismiona w tim
czasu, to je Bruna Richerta, to jezdzył
òn tej czãsto do Gdinie do bògatégò
chłopa, chtërnégò nôzwëskò òstało
w dokùmeńce przekrąconé (chòdzëc
mòże tuwò wierã ò Wòjewsczégò),
a jaczi béł drëchã „Zrzeszë”. Òkróm
tegò ùtrzimiwôł òn téż łączbã z ksãdzã
Francëszkã Grëczą, chtërnégò „Jastrząb”
nazwôł przédnym hersztã kaszëbsczi
rësznotë. Wedle òsobòwégò zdrzódła
wiadłów ÙB Richert nie béł za baro
ùwôżóny przez kaszëbską spòlëznã,
a bëło tak temù, że nie pòmôgôł òn
Kaszëbóm, jaczi przëchôdelë do niegò
i prosëlë gò ò jakąs pòmòc abò doradã.
Na samim kùńcu swòjégò donieseniô z 1 zélnika 1946 r. infòrmatora
ùrzãdu bezpiekù dodôł jesz, że Richert
(w dokùmeńce wëstãpiwô jakno „Rychert”) kùpił so w slédnym czasu czësto
nowé zachë.
W jinszim swòjim rapòrce z dnia 28
zélnika tegò rokù „Jastrząb” dôł wiédzã,
że w Rzesznicë „Zrzesz Kaszëbskô”
nie są rëchtowóné niżódné zéńdzenia
i ni ma téż niżódny kòntrolë. Z tekstu
wëchôdô, że chòdzëc tu mòże wierã ò
kòntrolã jinszich nôleżników rzesznicë
nad dzejanim przédnégò redaktora, bò
w pòstãpnym zdanim mòwa je ò tim,
że richtich panã je w „Zrzeszë” Richert
i że to òn ò wszëtczim decydëje. Diktatorsczi spòsób, w jaczi przédny redaktór czerowôł pismionã, nie widzôł sã
równak lëdzama. „Jastrząb” dowiedzôł
sã òd jednégò z wespółrobòtników
„Zrzeszë” Klémensa Derca, że zebrôł òn
cziledzesąt pòdpisów Kaszëbów, chtërny
chcelë, żebë zmienic nen diktatorsczi ôrt
zarządzëwaniô ë ùsënąc Richerta ze stanowiszcza przédnégò redaktora.
15
KASZËBI W „LËDOWIM” PAŃSTWIE
„Ùral” ò Szutenbergù i Dercu
Wedle „Jastrzębia” Derc wespółdzejôł
z Ignacã Szutenbergã, przedwòjnowim
dzejôrzã Pòlsczi Socjalisticzny Partie, za chtërnym, czësto jinaczi jak
w przëtrôfkù Richerta, stojôł wiôldżi dzél Kaszëbów. Wedle donieseniô personowégò zdrzódła wiadłów
ò pseùdonimie „Ural”, jaczé przëjãté
òstało w Miesczim Ùrzãdze Pùblicznégò
Bezpiekù w Gdinie 10 łzëkwiata 1946 r.
Szutenberg jakno przedwòjnowi redaktór „Zrzeszë Kaszëbsczi” nienawidzył
dzysdniowëch òrganizatorów regionalny
rësznotë. Wedle „Urala” przëczëna tegò
bëła takô, że dzysô regionalną rësznotą
czerëje młodé pòkòlenié kaszëbsczé, zrzeszoné z demòkracją. „Demòkracją” je
tuwò pòzwóny nowi, twòrzony przede
wszëtczim przez Pòlską Robòtniczą
Partiã pòrządk w państwie, jaczi
gwësno ni miôł nick pòspólnégò
z prôwdzëwą demòkracją, jak jã dzysô
rozmiejemë. Pòdług donieseniô „Urala”
Szutenberg òstrzégôł spòlëznã przed
wespółdzejanim z kòmùnysticznyma,
czerwònyma wëszëznama. Nie widzało
mù sã téż to, że przédnô redakcjô „Zrzeszë
Kaszëbsczi”, a mëslôł tuwò wierã przede
wszëtczim ò Richerce, sprzeda Kaszëbów
czerwònyma. Infòrmatora ÙB nadczidł
téż ò przedwòjnowim dzejanim Szutenberga jakno miesczégò radzëcela
w Gdini ë ò tim, że wcyg miôł òn wiôldżi cësk na Kaszëbów, midzë chtërnyma
rozkòscérzôł falszëwé ë procëmpaństwòwé
wiadła, jaczé miôł ùczëté z zagrańcznégò
radia. Gadac miôł òn téż midzë jinszima ò wòjnie, co mia za niedłudżi czas
wëbùchnąc midzë Wschòdã a Zôpadã.
„Walkowski” ò nowëch
redaktorach pismiona
Ze zdrzódłów wëchôdô, że westrzód
dze­jôrzów „Zrzeszë” mùsza bëc spiérka.
Ignac Szutenberg béł procëmnikã Bruna
Richerta a jegò wespółrobòtnik Klémens
Derc zbiérôł pòdpisë, żebë òdsënąc negò
slédnégò òd czerowaniégò redakcją.
Kùreszce na przełómanim lat 1946
i 1947 sã to zjiscëło. Richert òprzestôł
tej bëc przédnym redaktorã pismiona
a jegò stanowiszcze òbjął prawie Szutenberg. W archiwùm INP we Gduńskù
mómë agenturné doniesenié „Jastrzębia” z 8 strëmiannika 1947 r. Je òno napisóné z wielnyma felama i òsoblëwie
16
drãdżim do zrozmieniégò jãzëkã. Tak
pò prôwdze je to feflot, na spòdlim
jaczégò cãżkò je cos na gwës scwierdzëc.
W kòżdim razu je tam napisóné, że do
Ignaca Szutenberga przëszlë Jón Rómpsczi
z Brunã Richertã. Òb czas negò zéńdzeniô
gôdka bëła midzë jinszima ò rozbicym
„Zrzeszë” ë ò paùze w wëdôwanim cządnika. Òkróm tegò z tekstu wëchôdô, że
dzél dzejôrzów „Zrzeszë” nie chcôł, żebë
zastãpcą przédnégò redaktora gazétë
béł Aleksander Labùda, ale na ùsëniãcé
„Gùczowégò Macka” nijak nie chcôł sã
zgòdzëc przédny redaktór, to je Ignac
Szutenberg. W séwnikù 1947 r. jinszi
krëjamny wespółrobòtnik ÙB ò tacewnym mionie „Walkowski” złożił we Warszawie rapòrt ò tim, że òb czas wanożeniô
z harcerzama w lëpińcu tegò rokù trafił
do Wejrowa, gdze w redakcje „Zrzeszë
Kaszëbsczi” pòznôł Aleksandra Labùdã ë
Francëszka Elwarta (w teksce wëstãpiwô
òn jakno „Elwast”). Dowiedzôł sã òd nich,
że pò òdsëniãcym òd cëskù na dzejanié
pismiona grëpë Richerta (w teksce je milno „Richota”), klerikałów i nôleżników
a drëchów Pòlsczégò Lëdowégò Strónnictwa prawie òni są redaktorama „Zrzeszë”.
Jiscëlë sã òni téż na to, że kaszëbsczi lud mô
namkłé na swòje sprawë a jakno bëlnégò
dzejôrza wëmienilë Ignaca Szutenberga.
…i kùńcu pierszi
pòwòjnowi „Zrzeszë”
Z tegò samégò donieseniô mòżemë
wëdowiedzec sã, że w séwnikù
1947 r. pòtkôł sã z „Walkowskim” we
Warszawie kaszëbsczi dzejôrz prof. Abdón Strëszôk. Kôrbilë tej ò jiwrach, jaczé miało pismiono pòd kùńc swòjegò
dzejaniô. Wielëna czëtińców mòckò
spadła a òkróm tegò nie bëło mòżno
spłacëc stolemnégò dłëgù za papiór.
Czile miesãcy rëchli redakcjô cządnika
dosta gò za darmôka jakno jednorazową
dotacjã, pózni dejade dosta pòlét zapłaceniô za niegò wicy jak trzësta tësãcy
złotëch. Strëszôk baro lëchò òbtaksowôł
tej dzejanié Szutenberga, Labùdë ë Elwarta i nie chcôł jich rôczëc na zéńdzenié, jaczé ùdbôł so zrëchtowac w rujanie
tegò rokù, żebë òbgadac przińdné dzejanié w sprawach „Zrzeszë”. Ò zetkanim
tim, jaczé òdbëło sã 6 rujana 1947 r.,
mòżemë przeczëtac w pòstãpnym doniesenim „Walkowskiego”, chtëren
zresztą béł jednym z jegò ùczãstników.
Òkróm niegò mielë wząc w nim ùdzél:
ks. Francëszk Grëcza, Jón ë Józef Skwierczowie, Abdón Strëszôk ë jegò białka, dr
Kòtowsczi, Marta Kòtowskô i Jón Radtke. Zlëkwidowelë òni tej donëchczasną
„Zrzesz Kaszëbską” a w ji môl ùdbelë so
stwòrzëc wëdôwiznã, co bë mia tã samą
abò téż jinszą pòzwã, a z chtërną mielëbë
wespółdzejac nôbëlniészi kaszëbsczi inteligence, to je Trepczik, Strëszôk, Bieszk, Szczeblewsczi, Grëcza. Ta slédnô ùdba równak
ju sã nie zjisca. Kòmùnysticzné wëszëznë
òprzestałë pòzwòliwac na dzejanié
kaszëbsczi gazétë. Pòwòjnowô „Zrzesz
Kaszëbskô” sta sã historią a përzinkã
pózni zaczãłë sã ju „damiącé” lata stalinowsczi ùcemiãdżi.
POMERANIA MAJ 2014
SZTUKA
Kaszubski kamień
dla Maksymiliana
(część 2)
Dokończenie opowieści wielkiej gdańskiej aktorki (opublikowanej w kwietniowym numerze
naszego pisma) o tym, jak rzeźba przedstawiająca św. Maksymiliana Kolbego, wykuta w granicie
przez Piotra Tyborskiego na podstawie projektu jej męża Mariana Kołodzieja, trafiła do klasztoru
franciszkanów w Harmężach.
HALINA
S Ł O J E W S K A - KO Ł O DZ I E J
Pierwsze etapy pracy
Teraz trzeba było przystąpić do nakreślenia harmonogramu pracy. Przede
wszystkim głaz musi się znaleźć w pracowni Piotra w Skórczu. Trzeba od razu
przygotować kamień zastępczy na posesję pana Warnkego. Ten znajduje Piotr
u Marka Raduńskiego w Wybudowaniu
Wielbrandowskich. Będzie trzeba wykonać na nim napis: Zamek Kiszewski 21c
– nową wizytówkę gospodarstwa Jana
Warnkego.
Mijały dnie i tygodnie. Przez cały
czas przygotowań do początków artystycznej pracy towarzyszył Piotrowi
wielki rysunek – w formacie 1:1 – ksero
projektu Kołodzieja. Piotr mówi, że obcuje z nim na co dzień, rozmawia i próbuje
odgadnąć ideę autora. Czas płynie. Jak
w chłodzie wykuć napis, jak ten zastępczy kamień przywieźć do pracowni? I tu
znajdują się znowu chętni dobrzy ludzie,
którzy pomagają przy transporcie. Kamień już jest w pracowni i Piotr zabiera
się do kucia liter. Kuje całymi dniami.
Przecież trzeba jak najszybciej przygotować głaz na wymianę z kamieniem Jana
Warnkego.
Czas ucieka, zima tuż tuż… Ile trzeba było zabiegów Piotra o życzliwość
sąsiadów, aby zapewnić transport zastępczego kamienia do pana Warnkego,
wydobyć z ziemi jego dar i przewieźć go
do Skórcza – do pracowni. Ale pomału
POMERANIA MÔJ 2014
Św. Maksymilian, H. Słojewska-Kołodziejowa i P. Tyborski w Harmężach.
rozchodzi się wieść, że Piotr będzie
rzeźbił ojca Maksymiliana i wśród Kociewiaków znajdują się chętni do pomocy. Tu trzeba zorganizować specjalny
samochód, wyposażony w podnośnik
– dźwig, który pomoże unieść kamień,
załadować go na platformę, przełożyć kamień zastępczy na miejsce wyznaczone
śladem dużego kamienia. Po wielu przygotowaniach, ustaleniach terminów, jak
mówi Piotr, „z Bożą pomocą”, wszystkie te zabiegi się realizuje. Kamień dla
Maksymiliana znajduje się na podwórku – pracowni Piotra w Skórczu, a Jan
Warnke ma swoje gospodarstwo oznakowane napisem: Zamek Kiszewski 21 c.
Pierwszy skomplikowany etap zakończył
się szczęśliwie.
Piotr zbiera siły i emocje artystyczne.
W międzyczasie wykonał model figury
świętego w glinie. Przygotowuje się do
tego zadania wpatrzony w rysunek Kołodzieja. Szuka, oznacza proporcje postaci.
Nadszedł czas, kiedy ojciec Piotr Cuber,
gwardian klasztoru w Harmężach, głosi
rekolekcje w pobliskim Pelplinie. To stosunkowo blisko Skórcza. Wspólnie składamy wizytę w pracowni Piotra, jedzie
17
SZTUKA
z nami również przedstawiciel Biura
Prezydenta Gdańska ds. Kultury. Z drżeniem serca spotykamy się z pierwszą artystyczną przymiarką do figury Maksymiliana. Długo dyskutujemy, dzielimy się
spostrzeżeniami, wymieniamy opinie.
Dla Piotra to również ważne spotkanie.
Słucha uważnie, koryguje swoje i nasze
spostrzeżenia. Teraz ten gliniany wzór
trzeba dosłownie przekuć w granitowy
kamień. Jest już prawie wiosna, artysta
może pracować na powietrzu, na swoim
podwórku. Zbudował sobie zadaszenie
chroniące od wiatru i deszczu. W międzyczasie zgromadził odpowiednie narzędzia, piły i dłuta. Pracuje intensywnie
i gorączkowo. Jego dwaj młodzi synowie
są ogromnie zainteresowani powstawaniem dzieła. Towarzyszą ojcu i komentują po swojemu. Cała rodzina, nawet
chora żona, kibicuje pracy Piotra.
Nie sposób nie wspomnieć Mamy
Piotra Tyborskiego. Serdeczna, życzliwa,
towarzyszy synowi na każdym etapie
pracy. Przejmuje się ogromnie i zawsze
przyjmuje mnie w domu szeroko otwartymi drzwiami, z serdecznością. Jest jak
anioł roztaczający nad Piotrem opiekuńcze skrzydła. Ona rozumie jego wątpliwości i wahania – jak może wspiera syna
modlitwą i ufnością w dobry końcowy
efekt.
Przygotowania do transportu
Zbliża się czas określenia terminu, w którym można by zacząć przygotowania do
przewozu rzeźby ze Skórcza do Harmęż
koło Oświęcimia, do ogrodu japońskiego
zamykającego galerię Kołodzieja „Klisze
pamięci”.
W międzyczasie Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau zgłasza pomysł zorganizowania konferencji naukowej dotyczącej pracy artystycznej
Kołodzieja – jako numeru 432 z pierwszego transportu do obozu w roku 1940.
Konferencję taką pragniemy połączyć
z którąś z dat związanych z życiem
i śmiercią ojca Maksymiliana tak, aby
szczególnie uwypuklić ideę ofiary Maksymiliana jako inspiratora twórczości
Kołodzieja. Po wielu przymiarkach pada
propozycja, by konferencja i uroczystość
poświęcenia figury odbyły się w dniach
2 i 3 października 2013 roku.
Jestem w stałym kontakcie z Piotrem Tyborskim. On poświęca cały swój
18
czas na rzeźbienie. Ale to już nie praca
w glinie lub gipsie, tylko mozolne kucie
w jednej z najtwardszych materii. Uroda
kaszubskiego kamienia stopniowo objawia się oporem i kruchością – szczególnie trudne są partie twarzy, okularów
i ramion okrytych śladem szaty.
Równolegle z pracą artystyczną
trzeba logistycznie przygotować całą
wyprawę. Droga ze Skórcza do Harmęż
wiedzie przez całą Polskę. Choć ładunek dla samochodu nietypowy i ciężki,
jednak znowu jakaś dobra, „z góry”
opieka pomaga Piotrowi „ugadać się”
z firmą specjalistyczną, która trudni się
transportem samochodów za granicę.
Mają odpowiedni sprzęt, czyli samochód z platformą – i są gotowi podjąć
się transportu rzeźby. Trzeba jednak
przygotować – na odległość – miejsce
ustawienia rzeźby w Harmężach. Trzeba je wyznaczyć, zaplanować usunięcie
podłoża i sposób przemieszczenia rzeźby
z platformy samochodu w pobliże tego
miejsca przeznaczenia. No i ilu do tego
będzie trzeba pomocników i specjalnego sprzętu? Znajduje się trzech młodych
i chętnych panów związanych z firmą
przewozową, którzy wraz z Piotrem
omawiają całą procedurę przewozu
i zgłaszają chęć współdziałania. To też
kaszubscy ludzie. Przedstawiciel firmy
przewozowej, Piotr Kunke, deleguje do
przewozu syna Edwarda, kierowcą samochodu będzie Dawid Grabarski.
W ostatnią niedzielę przed wyjazdem niepokój sprawia, że raz jeszcze
jadę do Skórcza, do pracowni. Chcę zobaczyć, jak udało się Piotrowi dokonać
ostatecznych poprawek w rzeźbie. Ciągle
chodzi nam o brodę Kolbego i cień okularów. Jedzie ze mną Małgosia Abramowicz z gdańskiego Muzeum Narodowego. Samochód dostajemy od prezydenta
Gdańska. I oto widzimy na podwórku
pracowni Piotra – stoi nasz święty, cały
zgodnie z projektem Kołodzieja, patrzy
na nas, jakby oczekując słów uznania czy
modlitwy. Kamień jeszcze trochę okryty
pyłem, ślady ostatnich dotknięć rzeźbiarza. A nam spada kamień z serca.
Ostatnie dni zabiera Piotrowi gromadzenie wszystkiego, co będzie potrzebne
tak w podróży, jak i na miejscu w Harmężach. Buduje dwa wózki, które pomogą w przemieszczeniu kamienia z pochylni samochodu. Dalej przygotowuje
podstawy betonowe do zamontowania
w wykopanym dole, służące do zapewnienia rzeźbie (która nie ma cokołu)
stabilności. Zabiera nawet żwir na tzw.
podsypkę oraz przygotowuje wyciętą
z dykty sylwetkę Maksymiliana, która
ma posłużyć do przymiarki odpowiedniego miejsca w ogrodzie. Zabiera także
szlag – ta tajemnicza nazwa oznacza
metalowe rusztowanie, które ma pomóc
w podniesieniu figury. Na wszelki wypadek przygotowuje także kilka worków
cementu. Wszystko to trzeba załadować
na platformę samochodu, zamocować
pasami figurę w pozycji horyzontalnej, tak, aby uniemożliwić zsunięcie się
w czasie jazdy.
Mamy wyjechać w piątek raniutko.
A więc ja muszę się znaleźć w Skórczu
dzień wcześniej. Mama Piotra serdecznie
proponuje, żeby Piotr przywiózł mnie
w czwartek po południu i żebym zanocowała u nich w domu. Tak też robimy.
Cały czwartek Piotr z pracownikami
ładują rzeźbę i dodatkowe oprzyrządowanie na samochód. Kiedy wieczorem
Piotr przywozi mnie do Skórcza, witam
Maksymiliana już leżącego na platformie
samochodu. Leży i patrzy w niebo. Dotykam go delikatnie, z nadzieją, że nasza
wyprawa się uda. Wspólna miła kolacja
z mamą Piotra, jeszcze ostatni rzut oka
na komputer, żeby przypomnieć sobie na
świeżo plan ogródka japońskiego. Idziemy spać, aby raniutko wyruszyć.
Ale rano jeszcze ostatnie doładowanie samochodu, sprawdzenie pasów
trzymających figurę i – w imię Boże
– wyjeżdżamy. Mama Piotra znakiem
krzyża błogosławi nas na drogę.
O. Kolbe z pomorskiego kamienia
Trasę pokonujemy w następującym
szyku: prowadzi samochód z rzeźbą
(doświadczony kierowca p. Dawid nie
przekracza 90 km/godz., wie, że z takim
ciężarem i wydłużonym kształtem nie
można szybciej). Za nim, w odpowiedniej
odległości, nie tracąc go z oczu, jedziemy Piotr i ja. Na szczęście pogoda piękna,
szosa sucha, słońce wydaje się błogosławić naszemu przedsięwzięciu. Kaszuby
i Kociewie żegnają nas całą gamą swojej
urody. Podróż trwa cały dzień. W połowie trasy na dużym parkingu rzeźba
ma pierwszych widzów. Jakaś duża grupa turystów, zaintrygowana naszym
POMERANIA MAJ 2014
SZTUKA
bagażem, oblega leżącego Maksymiliana
i słucha naszych objaśnień.
Dojeżdżamy do Harmęż wczesnym
wieczorem. Jest już po osiemnastej. Panowie zabierają się natychmiast do zbadania terenu. Zapoznają się z topografią
i po raz pierwszy przymierzamy sylwetę
rzeźby, żeby wyznaczyć pole jutrzejszej
pracy.
Jesteśmy serdecznie przyjęci przez
gospodarza klasztoru ojca Piotra Cubera
i wszystkich ojców. Jeden z nich, ojciec
Darek, zostaje oddelegowany do pomocy
naszej ekipie. Czujemy się jak w domu.
Odpoczywamy po długiej podróży.
Następnego dnia, w sobotę, Piotr
z pomocnikami od szóstej rano zabiera się do pracy. Zaplanował dokładnie punkt po punkcie. Okazało się, że
wszystko, co przewidział i zabrał, wszelkie urządzenia i narzędzia okazały się
niezbędne i pomagają w pracy. Krótkie
przerwy na śniadanie i obiad. Do pomocy w zasadniczym momencie mają
przyjechać strażacy z OSP z Harmęż –
poproszeni przez księdza proboszcza.
W oczekiwaniu na nich ojciec Cuber
oprowadza rzeźbiarza i panów, którzy
przywieźli rzeźbę, po Kołodziejowej galerii. Są bardzo poruszeni – teraz już dokładnie wiedzą, jakie to miejsce, w którym ma się znaleźć kaszubski kamień
ojca Maksymiliana.
Po przybyciu ośmiu strażaków następuje kulminacyjny moment podniesienia
i posadowienia rzeźby na wyznaczonym
miejscu. I oto stoi już nasz kaszubski kamień i zaczyna się rozglądać po otoczeniu zupełnie dla niego nowym. Wyrasta
wprost z poziomu ziemi zasypanej białymi kamykami (tzw. grysem) – tak, jak to
zobaczył w swojej wyobraźni Kołodziej.
A więc zrealizowało się marzenie artysty pielęgnowane latami. Czuję wielkie
wzruszenie. Ściskam gorąco Piotra, on
też stoi wzruszony. Nie mówimy ani słowa poza moim „dziękuję Piotrze”. Radość
udziela się także gwardianowi, ojcu Piotrowi Cuberowi – gasi wszystkie obawy
i wątpliwości, jakie towarzyszyły nam
przez ostatnie miesiące.
Panowie Kunke i Grabarski szybko
pakują na samochód swoje przybory,
chcą jak najprędzej ruszyć w powrotną
drogę, przez całą Polskę, na Kociewie.
Jeszcze szybki obiad, pożegnanie serdeczne, bo przy tym przedsięwzięciu się
POMERANIA MÔJ 2014
Przygotowanie do transportu rzeźby.
zaprzyjaźniliśmy. I wyjeżdżają. My z Piotrem zostajemy, by uczestniczyć w poświęceniu rzeźby. Telefonicznie zawiadamiamy mamę Tyborską i pana Jana
Warnkego, że ofiarowany przez niego
kamień już znalazł swoje miejsce. Jeszcze następnego dnia jedziemy do Oświęcimia, by przygotować metrykę rzeźby.
Musi być napisane, kto projektował, kto
rzeźbił i kto wielkodusznie ofiarował
kamień. Przywozimy z miasta gotową
tabliczkę i umieszczamy ją u podstawy
rzeźby – na wieczne czasy.
Nadchodzi dzień poświęcenia. Przyjeżdża z Krakowa prowincjał franciszkanów ojciec Jarosław Zachariasz, sporo
ważnych gości z Urzędu Miasta Gdańska,
małopolskiego urzędu marszałkowskiego, Muzeum Narodowego w Gdańsku,
rodzina Kołodzieja z Ostrowa Wielkopolskiego. Jest kilka osób bliskich, znajomi
i przyjaciele z dawnych czasów rysowania „Klisz pamięci” czy wykonywania
prac artystycznych w teatrach i operach
w Polsce. Piękna, uroczysta msza święta
za duszę Kołodzieja, celebrowana przez
ojca prowincjała. W kościele sztandary,
muzyka… jestem bardzo wzruszona. Po
mszy idziemy do naszego kamiennego
Maksymiliana. Pięknie oświetlony, zostaje obficie pokropiony wodą święconą
i czujemy wszyscy ważność chwili. I znowu wzruszenie chwyta mnie za gardło:
czemu Kołodzieja nie ma z nami? A może
jest? Wszyscy przechodzimy do galerii
„Klisz pamięci” – opowiadam historię
niektórych rysunków…
Jest późny wieczór. Ojcowie franciszkanie proszą na uroczystą kolację.
Rzeźba podoba się wszystkim. Ten
kaszubski kamień, opracowany artystycznie przez Kociewiaka, oddaje całe
ciepło i urodę, jakby przekazywał piękną myśl pana Warnkego, że „Ojciec Kolbe był nie tylko współwięźniem obozów,
ale i współbratem w cierpieniu”.
Myślę o dziwnych losach kamieni
– naszych kaszubskich. Ile trzeba było
pomysłów, planów i nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, aby znaleziony gorącym sercem i uporem głaz
mógł zaistnieć na drugim końcu Polski,
na ziemi tragicznej – cmentarzu tysięcy
więźniów – nasyconej krwią i prochami
niewinnie zgładzonych istnień ludzkich.
I myślę, że opieka ojca Kolbego pomogła
nam urzeczywistnić przesłanie zawarte
w wizji artysty. Tu, w japońskim ogrodzie, azylu piękna natury, ten kamień
i wyłaniający się z niego więzień 16 670
godzi nas z myślą, że w wiernym trwaniu przy odwiecznych wartościach musi
zabrzmieć echem wielkości czyn ojca
Maksymiliana.
Fot. ze zbiorów P. Tyborskiego
19
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
O złotej jesieni
polskiego średniowiecza
STANISŁAW SALMONOWICZ
Dawno już temu historycy ustalili
klasyczny podział dziejów Europy na
epokę antyczną, średniowiecze i czasy nowożytne. Dla Europy zachodniej
i środkowej czasy antyku zamykano
umowną datą upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, opanowanego pod
koniec V wieku n.e. przez barbarzyńskie, jak je Rzymianie nazywali, plemiona germańskie. Nowożytność dla wielu
krajów Europy rozmaicie interpretowano, ale zazwyczaj kładziono nacisk na
przełom XV/XVI wieku. W nauczaniu historii, co zapewne jest utrapieniem dla
uczniów, szuka się dat symbolicznych –
przełomowych, co bywa o tyle zawodne,
że „historia” to proces ciągły. Nie da się
jednak zaprzeczyć, iż zazwyczaj przywołujemy jako daty znamienne, kończące epokę średniowiecza bądź rok odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba
(1492 r.), bądź rok 1517, wystąpienie
niemieckiego zakonnika Marcina Lutra
przeciw papieżowi, które zapoczątkowało narodziny protestantyzmu, więc
koniec jedności religijnej zachodniego
chrześcijaństwa. Między tymi datami
można sytuować liczne wydarzenia
schyłkowej epoki średniowiecza czy
początki kultury nowożytnej Europy.
W XVIII wieku myśliciele oświecenia, walcząc o reformy społeczne, polityczne, kulturalne, ostrze swej krytyki
zwracali przeciw wszelkim zjawiskom,
20
które określali jako negatywne dziedzictwo średniowiecza, epoki feudalnego ucisku, „ciemnoty” i nietolerancji.
W istocie średniowiecze, które obejmuje
przecież wiele wieków – od V wieku n.e.
po wiek XV/XVI – miało różne oblicza.
Jak nas uczy doświadczenie, także dzieje największych rewolucji społecznych
czy gospodarczych XX wieku, głębokie,
radykalne zmiany rewolucyjne, które
będą miały charakter trwały, rzadko się
zdarzają, najczęściej właśnie ich radykalizm powoduje wkrótce przynajmniej
częściowy odwrót od wprowadzanych
szerokich zmian, z których tylko część
pozostaje trwałym dorobkiem jakiejś
burzliwej epoki. Procesy historyczne,
te najważniejsze, głębokie przemiany
społeczno-gospodarcze i ustrojowe,
następują raczej metodą ewolucyjną,
powolnymi przemianami, które trwają nieraz wieki, a które kiedyś w nauce
określono jako „procesy długiego trwania”. Dziś, w epoce mediów uwielbiających sensację, krzykliwość, krańcowe
barwy, średniowiecze najczęściej występuje w niezbyt jasnych obrazach
prymitywnych wojen toczonych przez
bliżej nieznanych barbarzyńców w niejasnych celach. Takie obrazy anarchii
feudalnej, walki „wszystkich z wszystkimi” oczywiście były także elementem
dziejów średniowiecza, acz głównie
wieków VI–XI. Istniejące krótko różne
państewka plemienne walczyły ze sobą,
dorobek kultury antycznej marniał
nieraz w tych bojach. Sytuacja jednak
w Europie powoli będzie się stabilizować, powstawały wielkie, w miarę uporządkowane, monarchie stanowe, a rozkwit miast, zwłaszcza we Włoszech,
Francji czy w Niemczech, będzie nowym elementem rozwoju kultury średniowiecznej: sukcesów szkolnictwa,
nauki, uniwersytetów. Nie była przecież
jałową i pozbawioną subtelności kultura epoki, która wydawała pierwszych
wielkich poetów i pisarzy późnego średniowiecza, jak Dante Alighieri (1265–
1321) i François Villon (1431–1465?),
czy największych malarzy gotyku, jak
Cimabue (żył w drugiej połowie XIII
w.) czy jego uczeń Giotto di Bondone
(1267?––1337). Oczywiście, czas długi
głównym nosicielem wartości kulturalnych będzie Kościół rzymsko-katolicki,
jego filozofia, jego teologia będą określały panoramę kultury średniowiecza.
Filozofia średniowieczna była ściśle
podporządkowana teologii, jednakże
myśl średniowieczna była nieraz oszałamiająca w subtelności rozważań filozoficznych szkół scholastycznych. Wiek
XV stanie się epoką pełną sprzeczności,
ale i ciekawych osiągnięć. Stąd narodziła się w nauce koncepcja, początkowo
oparta na rozkwicie późnośredniowiecznej kultury miast Niderlandów
(dzisiejszej Holandii), nazwania barwnego schyłku średniowiecza, ale i narastania zjawisk, które określą wkrótce
epokę nowożytną, złotą jesienią średniowiecza, swego rodzaju „łabędzim
śpiewem” odchodzącej epoki. Nie da się
POMERANIA MAJ 2014
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
zaprzeczyć, że kryzys pewnej epoki, to
niejednokrotnie zarazem i apogeum zjawisk, które ją określają.
Profesor Henryk Samsonowicz ujął
tę problematykę na przykładzie Polski,
widzianej przez niego w szerokim kontekście przemian, jakie niosła epoka rządów Kazimierza Wielkiego (1333–1370),
aż po przełom wieków XV/XVI. (Dla
mnie datą w jakiejś mierze symboliczną
będzie tu objęcie tronu przez Zygmunta
Starego, w 1506 r., a już wcześniej rozpoczęta przebudowa zamku wawelskiego na pałac renesansowy). Niedawno
opublikowana, niewielka rozmiarami
(258 ss.) i dobrze ilustrowana, książka
Henryka Samsonowicza, znanego także
z prac z dziejów Pomorza Gdańskiego,
a dziś czołowego znawcy polskiego średniowiecza, to już trzecie, rozszerzone
wydanie próby rysu syntetycznego, napisanej w sposób przystępny dla każdego czytelnika.
Polska zjednoczona i rozszerzana
przez Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, zyskała sobie od 1. połowy XV wieku, także dzięki związkom
z Litwą, pozycję mocarstwa środkowoeuropejskiego, co ustabilizował Kazimierz Jagiellończyk, który włączył
także część państwa krzyżackiego,
z Gdańskiem i Toruniem, do Korony
Polskiej jako tak zwane odtąd Prusy
Królewskie. Przywileje Kazimierza
Jagiellończyka dla Gdańska z 1457 r.
uczyniły to miasto w późniejszej Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej potęgą
gospodarczą i polityczną. Na s. 41 Złotej
jesieni polskiego średniowiecza, bo o tej
książce tu mowa, czytamy: „Jeśli zygmuntowskie czasy uchodzą za złoty
wiek kultury polskiej, to trzeba stwierdzić, że zostały one przygotowane poprzednim stuleciem, kiedy to rozwój
myśli stwarzał podstawy racjonalnej,
humanistycznej kultury Odrodzenia”.
Rozwijająca się Polska w sojuszu z Litwą nie tylko umocniła swoją pozycję
międzynarodową przez wiek XV, ale
także na czas jakiś przejęła dynastia
jagiellońska rządy nad Czechami i Węgrami. Nastąpił znaczny rozwój kultury
polskiej, znaczony wybitnymi dziełami
architektury i sztuk plastycznych, sukcesami oświaty i nauki. Tym kwestiom
autor poświęcił wiele uwagi, ukazując
zarówno rozwój ustrojowo-polityczny
kraju, jak i przemiany w mentalności
społecznej. Monarchia stanowa epoki
Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły przekształcać się będzie etapami
w kierunku państwa rządzonego przez
szlachtę. Decydujące tu będą przywileje polityczne dla szlachty z epoki Kazimierza Jagiellończyka oraz narodziny
w końcowych latach XV wieku, jako
instytucji stałej, sejmu walnego, który
w XVI wieku zapewni zwycięstwo idei
demokracji szlacheckiej. Autor ukazuje
nam także przemiany społeczno-gospodarcze oraz, w specjalnym rozdziale, interesujący obraz warunków bytu
materialnego w ówczesnych miastach,
na wsi czy wśród szlachty. Polska, odzyskawszy dostęp do morza, bogaciła
się w XV wieku na handlu ze Wschodem
i Zachodem. Warunki życia czy bycia ludności chłopskiej i biedoty miejskiej były
niewątpliwie trudne, miasta przecież,
średnie i wielkie, przeżywały rozkwit od
epoki Kazimierza Wielkiego, a szlachta
i magnaci bogacili się na handlu płodami rolnymi i leśnymi. Rządy Kazimierza
Wielkiego, to pierwszy wielki okres budowli gotyckich, nie tylko kościelnych,
ale i licznych zamków, ratuszy miejskich
itp. Jeżeli na Pomorzu dziedziczono budowle z epoki Zakonu Krzyżackiego
(Malbork, Gdańsk, Toruń, Chełmno),
to w Krakowie, Lublinie czy Poznaniu
powstawały teraz dzieła architektury
i sztuki klasy europejskiej. Oświata tradycyjnie pozostawała głównie w rękach
Kościoła. Ważnym faktem było powołanie przez króla w roku 1364 w Krakowie
uniwersytetu, po czeskiej Pradze najstarszego w tej części Europy, starszego od
uniwersytetów niemieckich. Złoty okres
w dziejach szkoły, nazwanej po wiekach
Uniwersytetem Jagiellońskim, rozpoczął
się w 1. połowie XV wieku. W tej to uczelni studiował w latach 1491–1494 Mikołaj
Kopernik. Średniowieczny uniwersytet
krakowski był nade wszystko uczelnią
teologii i filozofii w duchu scholastycznym, a także nauki prawa. Nie można
jednak zapominać, iż właśnie w drugiej
połowie XV wieku rozkwitła w Krakowie
nauka astronomii i matematyki, co nie
pozostało bez wpływu na studia Mikołaja Kopernika.
Pierwsi przedstawiciele nowej kultury humanistycznej pojawiali się na
dworze królewskim i dworach magnatów pod koniec XV w., przynosząc wieści
o kulturze renesansu włoskiego. Słynny
włoski humanista, pisarz Filippo Buonaccorsi, zwany Kallimachem (1437–1496),
działał w Polsce już od 1470 r., między
innymi na dworze królewskim jako
wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka. Warto dodać i ten szczegół, że
w latach 1495–1496 przebywał w Toruniu, w którym zakupił dwie kamienice.
Jedna z nich została następnie zburzona
i na jej miejscu, na Rynku Staromiejskim,
stoi dziś jedna z najpiękniejszych barokowych kamieniczek toruńskich, bogato
zdobiona, zwana „Domem pod Gwiazdą”. Dziś mieści się w niej dział Muzeum
Okręgowego.
Książka profesora Samsonowicza,
którą polecam czytelnikom, ukazuje
różnorodność wątków kultury, życia
społecznego i gospodarki schyłku średniowiecza w Polsce, lat, które były
przedsionkiem epoki rozkwitu i potęgi
państwa Jagiellonów, państwa, które co
dziś rzadko pamiętamy, było przecież
w krótkim okresie od końca XV wieku
po rok 1648 mocarstwem Europy środkowo-wschodniej.
Henryk Samsonowicz, Złota jesień polskiego
średniowiecza (wyd. III rozszerzone), Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2014.
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER
POMERANIA MÔJ 2014
21
HISTORIA
Kartki
z życiorysu nauczyciela
(część 1)
85 lat temu w Niemczech, na terenach zamieszkałych przez mniejszość polską – na Pograniczu
krajeńskim, na Kaszubach bytowskich, na Powiślu i Warmii – zaczęły powstawać pierwsze polskie szkoły. Były to placówki niezwykle ważne dla Polaków otoczonych przez żywioł niemiecki
i brutalnie germanizowanych, a walka o ich trwanie wymagała prawdziwego heroizmu. Niestety,
często kończyła się przegraną.
K A Z I M I E R Z O ST RO W S K I
Jak trudne było wychowywanie w tych
okolicznościach młodych Polaków pokazują losy także młodego wówczas
nauczyciela Adama Kołodzieja. Sześcioletnie zmagania – najpierw na Krajnie,
później na Warmii – stanowiły bodaj
najważniejszy etap jego nauczycielskiej
drogi. W 1969 r. opisał on swoje doświadczenia sprzed lat w opracowaniu
pt. Wspomnienia walki o szkołę polską, które złożył w maszynopisie w Ośrodku Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie. Kopia tego materiału
zachowała się w zbiorze pamiątek po
ojcu u Jerzego Kołodzieja w Chojnicach,
skąd pochodzą cytowane w artykule
wypowiedzi.
Z Polskiej Wiśniewki w świat
Po zakończeniu I wojny światowej, gdy
odradzała się niepodległa Polska, mieszkańcom Polskiej Wiśniewki (dziś Starej
Wiśniewki) nawet nie przychodziło do
głowy, że ziemia złotowska zostanie od
Macierzy oddzielona. Panowało przekonanie, że linia kolejowa Chojnice – Piła,
a wraz z nią cała Krajna, znajdzie się po
polskiej stronie granicy. Traktat wersalski postanowił jednak inaczej, ponoć na
skutek dyplomatycznych zabiegów Hohenzollernów – takie wieści rozeszły się
po okolicy. Rozgoryczenie było wielkie,
wszak Złotowszczyzna od wieków była
na wskroś polska!
22
Adam Kołodziej, urodzony w Polskiej Wiśniewce w 1904 roku, w rodzinie Symplicjusza i Zofii, właścicieli
dużego i dobrze prosperującego gospodarstwa rolnego, wspominał po wielu latach, że dorastał w środowisku
prawie w stu procentach polskim; na
obrzeżu wsi żyło zaledwie kilka rodzin
niemieckich. W szkole podczas przerw
rozbrzmiewała polska mowa, a nauczyciel tylko wobec spodziewanej wizytacji prosił: Kinder, spricht doch deutsch.
Polacy nawet w mieście powiatowym
swobodnie porozumiewali się w swoim języku. W domu ojciec i dziadek uczyli
mnie historii, przed portretem Kościuszki
ojciec opowiadał o czynach tego wodza.
Miłość do ojczyzny zaszczepiały wieczorne pogadanki w domach ze starszymi.
Korzystałem ja i moi rówieśnicy z polskiej
biblioteki parafialnej, lecz po wojnie nasz
proboszcz Pozorski został zmuszony do
przyjęcia polskiej opcji, zatem do opuszczenia Pogranicza i Niemiec.
Szesnastoletni chłopak postanowił
wówczas zostać polskim nauczycielem. Z przepustką graniczną pojechał
do Polski i podjął naukę w Seminarium
Nauczycielskim w Tucholi. Spotkał tam
grupkę młodzieży z rodzinnych stron.
Każdorazowy wyjazd do domu na święta czy na wakacje napotykał na trudności, Niemcy odsyłali bowiem uczniów
z powrotem do Polski. Wobec tego polskie władze nadały słuchaczom ze Złotowa i okolicy obywatelstwo polskie,
odtąd mogli przekraczać granicę na
podstawie paszportu. Ale i tak w ostatnim roku nauki Adamowi odmówiono
zezwolenia na wjazd do Niemiec, w ramach retorsji, ponieważ polskie władze
nie wpuściły do Polski niemieckiego
nauczyciela z Wiśniewki. Dopiero po
stanowczej interwencji ojca w urzędzie
powiatowym w Złotowie świeżo dyplomowany nauczyciel mógł przyjechać do
domu rodzinnego.
Był rok 1926. Marzył o pracy z dziećmi w rodzinnej okolicy, lecz tam były
wyłącznie szkoły niemieckie. Pozostał
więc w Polsce. Pierwszą pracę otrzymał
w wiejskiej szkółce w Drzewcach koło
Międzychodu, w Wielkopolsce. Poświęcał szkole cały swój czas, wiedzę i umiejętności, nabywał doświadczenia.
Nową perspektywę dla siebie dostrzegł niespełna trzy lata później.
Po długotrwałych staraniach Związku Polskich Towarzystw Szkolnych
w Niemczech 31 grudnia 1928 r. sejm
Rzeszy uchwalił tzw. ordynację dotyczącą szkolnictwa dla mniejszości
narodowych. Przyjęta została przede
wszystkim w obawie o los mniejszości
niemieckiej w Polsce, lecz stanowiła
prawną podstawę do tworzenia polskich szkół w Niemczech. Adam Kołodziej niezwłocznie zgłosił gotowość do
powrotu jako autochton na ziemię złotowską i podjęcia pracy pedagogicznej
w wyznaczonej placówce. Skierowano
go do Rudnej, w gminie Złotów, ale
objęcie stanowiska kierownika szkoły
opóźniał brak zezwolenia na przyjazd
POMERANIA MAJ 2014
HISTORIA
z Polski. Wreszcie zabiegi Związku Polaków w Niemczech przyniosły skutek i 5
czerwca 1929 r. mógł rozpocząć pracę
z 17 uczniami z polskich rodzin.
Ukochana Krajna
Był szczęśliwy i pełen zapału, traktował tę pracę jako swoje patriotyczne
zadanie. Szczególnie dbał o podniesienie poziomu znajomości ojczystego języka, starannie nauczał historii
i geografii, różnymi sposobami rozbudzał miłość i przywiązanie do Polski. Dużą wagę przykładał do śpiewu.
Starszych uczniów przygotowywał
do korespondencji z młodzieżą w Polsce. Nie szczędził czasu na pracę poza
szkołą. Z młodymi ludźmi zrzeszonymi
w organizacjach znalazł wspólny język;
dziewczęta i chłopcy chętnie i aktywnie
uczestniczyli w zajęciach kulturalnych
lub sportowych. Czuł, że jest wśród
swoich, że jest lubiany i szanowany,
a to było dlań największą satysfakcją.
Od konsula RP w Pile, dr. Kazimierza
Szwarcenberg-Czernego otrzymał polecenie skontaktowania się ze starostą
w leżącym tuż przy granicy Wyrzysku,
miał od niego uzyskać pomoc finansową, która by umożliwiła utrzymanie
szkół polskich na Pograniczu. Ojciec
jednego z uczniów, Franciszek Zych, bez
wahania i zbędnych pytań użyczył mu
w tym celu swego pojazdu, dzięki czemu mógł wypełnić powierzoną misję.
Po roku został przeniesiony do nieodległej Starej Świętej, w tej samej gminie. Został przyjęty tak samo serdecznie, jak w poprzedniej miejscowości,
zwłaszcza gdy zajął się pracą kulturalno-oświatową. Opiekował się liczącą
ok. 30 osób organizacją młodzieży i dorosłych, prowadził czterogłosowy chór
mieszany. Za podstawę pracy wychowawczej przyjął stały kontakt nauczyciela z domem uczniów. Tak w pierwszej, jak i w drugiej szkole kilkakrotnie
wizytowali jego zajęcia m.in. polski wizytator M. Brasse z Berlina oraz schulrat (inspektor) Konrad ze Złotowa. Ten
ostatni był życzliwie ustosunkowany
do polskich szkół i nauczycieli, choć
sam nie znał języka polskiego.
Podczas Święta Pieśni w Zakrzewie,
w którym brały udział wszystkie polskie
chóry z powiatu złotowskiego, zakrzewski proboszcz ks. dr Bolesław Domański
POMERANIA MÔJ 2014
Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jerzego i Urszuli Kołodziejów
Adam Kołodziej w latach 30.
– przez Polonię nazywany Księdzem Patronem, oraz Jan Baczewski – wybitny
działacz polonijny z Warmii i ówczesny
prezes Związku Polskich Towarzystw
Szkolnych, zaprosili Adama Kołodzieja na
rozmowę. Zaproponowali mu, aby od nowego roku szkolnego 1931/32 podjął pracę
w szkole w Drożyskach Wielkich, w gminie Zakrzewo. W wiosce tej mieszkała zamężna siostra Adama, która miała dzieci
w wieku przedszkolnym, a wkrótce miały
zostać uczniami polskiej szkoły. Drożyska
Wielkie były w większym stopniu niż
inne wioski zgermanizowane i trudniej było w tym środowisku pozyskać
uczniów, a spadek ich liczby poniżej minimum groził likwidacją szkoły. Darzony
wielkim autorytetem ks. Domański, który
wkrótce został wybrany prezesem Związku Polaków w Niemczech, przychodził
na zebrania rodzicielskie, stale dzielił się
z młodym kierownikiem troską o utrzymanie tej ważnej polskiej placówki. Pewnego razu szkołę w Drożyskach
Wielkich wizytował przedstawiciel wydziału oświaty rejencji w Pile dr Sowade. Nakazał dzieciom wyłożyć na ławki
książki i przybory szkolne i dokładnie
wszystko przeglądał. U ucznia Franciszka Lacha znalazł gramatykę polską,
która była własnością nauczyciela Kołodzieja. Na zapytanie, skąd ma tę książkę, chłopak odpowiedział, że zabrał ją
swemu ojcu. Uczeń mówił prawdę, gdyż
jego ojciec wypożyczył ów podręcznik
od nauczyciela. Tym razem więc niebezpieczeństwo minęło, wizytator nie
mógł nauczycielowi odebrać prawa nauczania.
Ale szkoła w Drożyskach była wciąż
solą w oku powiatowych władz. Mieściła się w lokalu wynajmowanym od Alojzego Lacha, ten zaś pobierał rentę inwalidzką w wysokości ponad 300 marek.
Właściciela domu ciągle więc szantażowano, że renta zostanie mu odebrana,
jeśli nie zabierze czworo swoich dzieci
z polskiej szkoły. Straszono go, że jego
dom stanie się obiektem nocnych napadów, dlatego dla obrony trzymał stale
w mieszkaniu widły i siekierę. Trudno
było taką presję wytrzymać. Wreszcie
pod koniec marca 1934 r. otrzymał zawiadomienie na piśmie o wstrzymaniu
wypłaty renty, wówczas uległ i wypisał swoje dzieci z polskiej szkoły. Liczba
uczniów spadła poniżej siedmiu i szkoła
została zlikwidowana. Dla Adama Kołodzieja oznaczało to zakończenie pracy
na rodzinnej Krajnie.
23
NÓTAMA PRZËKRËTÉ
Kòmù spiéwómë kaszëbsczé
himnë wszëtczé?
Czej ju wszëtkò mają media òpòrajoné a tëma, co w kòmisjach a wësoczich radach sedzą, zaczinô
bëc jimrotno, wrôcają dwa tematë: himnu a stolëcë. Że Gduńsk je stolëcznym naszim miastã – to
je wiedzec. A himn? Hmm…
TÓMK FÓPKA
A je jich përznã. Są te òglowé: eùropejsczi,
państwòwé a regionalné, nôrodné,
samòrządzënowé, różnëch karnów
spiéwë nôpierszé, kòscelné a kùreszce
szkòłowé. Òkróm symbòlów, znanków:
miona, patrona, herbù, fanë, czasã hejnału – to prawie himnë przez jich tresc
wskôzywają, chto je spiéwie. I kòmù.
A jaczé Kaszëbi spiéwią himnë?
Òglowé
Mómë tej himn Eùropë z mùzyką Ludwiga van Beethovena i słowama Friedricha
Schillera, w jaczim:
Alle Menschen werden Brüder,
Wo dein sanfter Flügel weilt.
Chcemë sã ju ùczëc òriginalny wersje, bò mòże sã przëdac w przińdnoscë.
Je państwòwi, ùstawą wprowadzony Himn Pòlsczi, co jegò słowa napisôł
Józef Wëbicczi z Bãdomina (Kaszëbë jo!).
Aùtora mùzyczi nie znómë.
Kaszëbów
Jak pisze redaktorka ksążczi Muzyka Kaszub, Witosława Frankòwskô: „Za hymn
regionalny, tj. pieśń reprezentacyjną
o poważnym charakterze, z patriotycznym tekstem, wykonywaną podczas
ważniejszych uroczystości przyjęto uważać marsz »Tam, gdze Wisła òd Krakòwa«
z poematu H. Derdowskiego Ò Panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò sécë jachôł (1880).
Marsz ten pierwotnie śpiewany był
na melodię »Mazurka Dąbrowskiego«.
Z chwilą skomponowania doń melodii
w 1921 przez twórcę »Roty« F. Nowowiej24
skiego (z dedykacją »Dzielnym synom
Polski, kochanym braciom Kaszubom
– poświęca kompozytor«) marsz ten zwyczajowo stał się hymnem kasz., znanym
też pod nazwą »Hymn Kaszubów«”.
Ta piesniô (colemało pierszô sztrófka
i refren), wëkònywónô je òbczas ùro­czës­
tosców rëchtowónëch przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Òna téż je
w ùczbòwnikù Danutë Pioch pòzwónô
kaszëbsczim himnã. Mòżna jã ùczëc téż
m.jin. gróną z wejrowsczégò rôtësza jakò
miejsczi hejnał. Òpracowónô na chór
przez Lubòmira Szopińsczégò a Adolfa
Wiktorsczégò. Jakno òbrzész­kòwô grónô mdze téż m.jin. òbczas latoségò
Nadbôłtëcczégò Festiwalu Dãtëch Òrkes­
trów, w Zblewie, 1 czerwińca.
Jiną piesnią ùznôwóną za kaszëbsczi
himn je napisónô w 1954 rokù przez Jana
Trepczika z Wejrowa „Zemia rodnô”. Jak
pisze Mariola Pòbidińskô w dokôzkù
Zemia Rodnô wëdónym przez gdińsczi
Region: „Zemia Rodnô to utwór zawierający obraz ojczyzny rozumianej jako
idea osadzona w przeszłości, mająca
wpłynąć na odrodzenie duchowe narodu
kaszubskiego. Podmiot liryczny utworu
wyraża zachwyt pięknem ziemi kaszubskiej, deklaruje miłość do ojczyzny i zobowiązuje się jej strzec oraz pracować
na rzecz jej dobra, po to, by »wydała
owoc«”. „Zemia rodnô” je przédną spiéwą Karna Sztudérów Pòmòrania a Radë
Kaszëbsczich Chórów. Mòże jã ùczëc
m.jin. w Radio Kaszëbë w pôłnié jakno
„nôrodny kaszëbsczi himn”. Òpracowónô
na chór przez Zbigniewa Szablewsczégò,
na symfòniczną òrkestrã przez Karola
Nepelsczégò, a na dãtą przez Ireneùsza
Stromsczégò.
Méster Jan napisôł téż „Rodną zemiã”, òd
jaczi pòzwã wzął kaszëbsczi program gduńsczi telewizje. Zdôrzô sã, że te dwie piesnie
(„Zemia rodnô” i „Rodnô zemia”) są miloné
przez rozmajité karna. Tak bëło np. òbczas
nadaniô miona ks. infùłata Antoniégò
Lidczi rondowi w Chwaszczënie w 2004
rokù. Jiną piesnią Trepczika bédowóną na
kaszëbsczi himn béł „Marsz Naszińców”.
Witosława Frankòwskô w ksążce Muzyka Kaszub jakno piesniã zgrôwającą do
miona kaszëbsczégò himnu wskôzywô
téż „Hymn Kaszubski” T. Tilewsczégò
(1925) do słów S. Czernicczégò (ps. ks.
Léóna Heyczi), „Pòmòrsczi Grif rozwijô
lotë”, znóny téż jakò „Hymn Zrzeszenia
Regionalnego Kaszubów”.
Do kaszëbskòscë swòji zemi nawlékô „Hymn Łęczycki” napisóny przez
Riszarda Szeligã. Je to òficjalny himn
gminë Łãczëce. Nasze samòrządë mają
herbë i fanë, a himnów sã bòją. Pòwiôt
wejrowsczi mô òd 2010 rokù za to swój
hejnał, z wplotłą melodią „Mòje stronë”
J. Trepczika. Jegò aùtorã je Dawid Runtz.
Religijné
Chto z terôczasnëch ùtwórców pisze
abò pisôł kaszëbsczé himnë? Chcemë
nôprzódkã wząc te religijné. Zapitóny ò
to Stanisłôw Janke òdpòwiôdô: Jô napisôł
kaszëbsczi himn kòscelny „Zôrno Słowa”
na pòwitanie Jana Pawła II na hipòdromie
w 1999 rokù w Sopòce. Aùtorã mùzyczi béł
Marian Wiszniewsczi z Bëdgòszczë, chtërny
téż pòprowadzył sparłączoné kaszëbsczé
karna spiéwné, chtërne tã piesniã spiéwałë
na samim zôczątku pòwitaniô. Ta piesniô
je wëkònywónô do dzys dnia przez niejedné
karna mùzyczné. Nalazła sã òna na platce
pòd tim samim titlã.
POMERANIA MAJ 2014
NÓTAMA PRZËKRËTÉ
Òsmë lat chiżni bëło „Të jes” z muzyką i słowama Jerzégò Stachùrsczégò. Dokôz ten kùńczi Przedkòwò – òpòwiésc na
głosë i jinstrumeńtë (1991), tj. na chór i dãtą
òrkestrã. Nagrôł gò na CD chór Cartusia,
pòd Małgòrzatą Kùchtik. Dokôz chãtno
wëkònywóny m.jin. przez spiéwôków
Radë Kaszëbsczich Chórów òbczas wejrowsczich òdpùstów na Kalwarii.
Ten sóm ùsôdca napisôł mùzykã
do „Matkò Bòga” – finałowégò himnu
„Òratorium Swiónowsczégò”, do tekstu
Eùgeniusza Prëczkòwsczégò. Ten òstatny
napisôł téż tekst (jesz cepłi) do himnu
pòswiãconégò swiãtémù JPII: „Swiati
Janie Pawle”.
Szkòłowé
Aùtorskô pôra Stachùrsczi – Prëcz­
kòwsczi stwòrza téż himn Spòdleczny
Szkòłë miona JP II w Bòrkòwie – „Stegna”. Premiera himnu mia môl 18 maja
2006 òbczas nadaniô miona szkòle.
Aranżacjã stwòrził Karól Nepelsczi.
Jerzi Stachùrsczi mô òglowò stwò­
rzoné 11 himnów dlô szkòłów: we Wielu – 1982 (mùz. Antoni Sutowsczi), dwa
we Wiôldżi Wsy (mùz. Wòjcech Czerwińsczi), w Chłapòwie (mùz. Wòjcech
Czerwińsczi), we Gduńskù (miona
Jerzego Pucka), w Kartuzach (mùz. Kaz­
miérz Kòszikòwsczi), w Bòrkòwie (sł.
E. Prëczkòwsczi), w Przedkòwie – 2010, Dzerzążnie – 2010 (mùz. Jolanta Konkol), w Katowicach (pôłnié Pòlsczi) a w Niestãpòwie
– 2012, z chtërnëch leno bòrkòwskô „Stegna” je pò kaszëbskù (w pòłowie).
Stachùrsczi gôdô, że do kòżdégò himnu trzeba nalezc klucz. Mòże nim bëc mësla
wërzekłô przez patrona, historiczné zdarzenié.
Jeden z szkòłowëch himnów Sta­chùr­
sczégò baro cepło wspòminô internauta
Erik Pòmòrsczi: Wojciech Czerwiński ze
Swarzewa napisał słowa, a Jurek Stachurski
muzykę do hymnu SP nr 2 im. kmdr. Włodzimierza Steyera we Władysławowie. „Zza klonowego liścia tarczy ty swego życia podniosłeś żagle. Na polskiej ziemi miejsca starczy,
gdy ojczyzna wezwała nagle”. Chodzi o to,
że Steyer urodził się w Kanadzie, ale kiedy
w 1920 roku Polska (dzięki Kaszubom) dostała dostęp do morza, młody oficer marynarki
wstąpił był w szeregi MW RP. Pamiętam ten
utwór zbudzony nawet w środku nocy.
Jakô je recepta S. Jankégò na himn?
Przed wszëtczim mùszi òn nawiązëwac
abò do patrona szkòłë czë jaczich institucji,
POMERANIA MÔJ 2014
a jak nié – to do wsë czë miasta, do tegò,
co je baro charakteristiczné dlô tegò czë
jinégò môla. Żelë je to na Kaszëbach,
to kómpòzycjô pòwinna sã parłączëc
z kaszëbsczima mòtiwama mùzycznyma,
w jaczims przënômni dzélu.
Do òsobë patrona szkòłë na pewno
nawlékô himn Spòdleczny Szkòłë miona Jana Trepczika w Miszewie. Szkólnô kaszëbsczégò w ny szkòle Elżbiéta
Prëczkòwskô pisze tak: Pò tim, jak Jan Trepczik nalôzł ju swój nôleżny plac w naszi szkòle
pò nadanim miona 18.06.2004 rokù (latos
mómë roczëzna 10 lat), më ùdbelë so wëbrac
himn i gòdło. Òd pòczątkù bëła mësla, żebë na
piesnia (…) bëła napisónô bez naszégò patrona.
Pò przezdrzenim i przesłëchanim wszëtczich
piesniów, chtërne sparłãczoné bëłë z dzecama,
nôbarżi ùwidza sã nama piesnia „Pòjmë dzecë”.
Je to piesnia, chtërna parłãczi dzecë z wszëtczich
strón swiata, pòdskôcywô do stôwaniô sã
bëlniészim, mądrzészim i òtemkłim na
drëdżich lëdzy. W całoscë piesnia je wskôzą,
jak żëc, żebë na swiece bëło dobrze i żëczno.
Piesnia òsta przëjãtô przez szkòłowé strzodowiszcze i do dzys je spiéwónô na wszëtczich
wôżniészich szkòłowëch ùroczëstoscach.
Staszk Janke wskôzywô na jiną „himnową” aùtorkã. Witosława Frankòwskô
napisała himn dlô Samòrządowi Szkòłë
Spòdleczny miona Alojzégò Nôgla w Nowim
Dwòrze Wejrowskim, z wëkòrzëstanim jegò
wiérzta „Malinczi plachc”, co wëwòłónô
wspòminô tak: Latem 2002 r. odwiedził mnie dyrektor Samorządowej Szkoły
Podstawowej w Nowym Dworze Wejherowskim p. Henryk Miotk i poprosił o napisanie
hymnu, bo szkoła miała otrzymać 26 maja
2003 r. imię Alojzego Nagla. (…) Przejrzałam
dokładnie poetycką schedę Wastë Alosza
i wybrałam wiersz „Malinczi plachc”. Moim
zdaniem miał najbardziej nośny tekst, jeśli
idzie o tzw. „przesłanie” hymnu. Osadzony
w teraźniejszości, nawiązywał do przeszłości
i wykraczał w przyszłość. Po prostu dobry
wiersz. Nowy hymn wykonał chór szkolny.
Są tej szkòłowé himnë w kaszëbsczich
szkòłach: pò pòlskù (np. snôżô Jestem
Kaszubą Francëszka Sãdzëcczégò w ZS
nr 5 w Kòscérznie), pò kaszëbskù (Nowi
Dwór Wejrowsczi, Miszewò) i pò pòlskò-kaszëbskù. Do tëch òstatnëch zarechòwac
mòże wspòmnióną ju „Stegnã” a téż himnë
szkòłów, co mają za patrona Jana Drzéżdżona: w Redze-Rekòwie i w Lubòcënie.
Mùzykã do òbëdwùch napisôł Tomôsz
Fópka. Dlô redzczi szkòłë tekst stwòrził
Kazmiérz Jastrzãbsczi (2009), a dlô Lu­
bòcëna – Róman Drzéżdżón. Premiera tegò
òstatnégò himnu mdze 16 maja, òbczas
nadaniô miona szkòle w Lubòcënie.
Ùczniowie ju bëlno znają ji tekst, w ca­
łoscë marszowi refren:
Më chcemë w sercach kaszëbską stegnã
miec!
Chcemë jak Drzéżdżón Ti zemi wiérny
bëc!
Chcemë bùdowac na cwiardi skale
dóm,
Bò naszą mòcą naj’ starków zwëczi są!
25
NÓTAMA PRZËKRËTÉ
R. Drzéżdżón z ùsmiéwkã przë­znô­wô:
Pisanié pò pòlskù szlo drãgò, pò kaszëbskù
ruk-cuk.
Czasã szkòła wstëdlëwie chòwie
aùtorów swégò himnu. Na stronie internetowi wejrowsczi „dzewiątczi” nie nalézeta
ani aùtora mùzyczi, ani aùtora tekstu:
Zamieszkać w pieśni, żyć jak Wybicki
– naszym marzeniem
O wejherowskiej szkole najlepsze nosić
wspomnienie
Zostawić w życiu ślady najczystsze
i budowanie
Zobaczyć ziemię biało-czerwoną jak
malowanie.
Pòdobno je w spòdlëczny szkòle zez
Brus:
Brusy to moje miasto w kaszubskiej
krainie
A dookoła piękne jeziora
W Brusach przyjaciół wielu i ziemia
gościnna
Tu wszędzie jest moja Ojczyzna.
Czësto jinaczi je w przëtrôfkù kar­tësczi
„dwójczi”. Mają aùtorsczi himn tak stôri,
jak aùtór tegò artikla! Czëtómë w nece: 19
lutego 1973 r. po raz pierwszy odśpiewano hymn „Dwójki”. Słowa napisały panie:
Renata Szalk (zastępca dyrektora) i Anna
Kasprzak (nauczycielka j. polskiego), a muzykę skomponowała pani Elżbieta Ropella
(nauczycielka muzyki). Od tego czasu rozbrzmiewa on w murach naszej szkoły podczas comiesięcznych apeli i z okazji różnych
uroczystości. Tekst przëtoczã w całoscë,
bò czëc w nim dëcha „tamtëch” czasów:
Od morskich wydm
hen do kaszubskich sosen
od Odry wód po Gdynię i po Hel.
Radosny ten marsz,
dziś śpiewamy pełnym głosem
niech niesie wieść
o szkole, szkole mej.
To marsz jest naszej szkoły,
równajmy krok koledzy,
niech każdy dzień
przynosi chwałę jej.
Hej, z nami za książkę chwytaj
i szukaj skarbów wiedzy,
swe rekordy bij, bo żąda Twych sił
Ojczyzna, naród, kraj.
26
Na ziemiach tych
szumiały kiedyś lasy,
słowiański kmieć zaciekle rąbał bór,
i nie zmógł go wróg
już przeszły krzyżackie czasy,
znów polską pieśń
tym ziemiom śpiewa chór.
To marsz jest…
Niechaj ta pieśń
dziś z Kartuz w świat poleci,
niech każdy zna patrona szkoły tej
Mikołaj Kopernik rozsławił Polskę
w świecie,
odkryciem swym, przynosząc chwałę
jej.
To marsz jest…
Tedë w Kartuzach co miesąc spiéwią
ò „kmieciu, co zaciekle rąbał bór”… Co
na to nadlesyństwò…?
Czasã himnë są szpòrtowné, jak ten
ùczniów, ze słowoma Juliannë Bòjkò
a mùzyką Mateùsza Żurawsczégò:
To my Czterdziesta Siódma,
ta szkoła nigdy nie jest nudna,
to tu sięgamy po wiedzę,
marząc, że kiedyś się powiedzie!!!
To je dzélëk himnu gduńsczi spòd­
lëczny szkòłë nr 47, miona Kaszubskiej
Brygady WOP.
A dze je taczi szkòłowi himn?
Szkoła nasza wśród pól stoi, na
Kaszubskiej ziemi,
Od Bałtyku wiatry wieją a my ich
strzeżemy.
Tu swoją wiedzę zdobywać musimy,
każdy nam to przyzna BÓG, HONOR,
OJCZYZNA.
To je Żelëstrzewò. Norda. Gmina
Pùck. Dze Kaszëbi nie chcą kaszëbsczich
tôblëców z pòzwą jich wsë…
A czedë np. patronã szkòłë je…
kaszëbsczi król? Himn je pò kaszëbskù?
Në, wele! Na Nordze nié. Słowa: Andrzej Wachowiak, mùz. Tadéùsz
Kòrthals. Swié­żo ùpiekłi, z dostawą
prosto z Pôlczëna a dëchã jesz spòmidzë
wòjnów:
Kiedy radzono po wojnie nad światem
Kiedy nad Polską radzili w Wersalu
Ktoś do podwoi zamczyska zapukał
Stanął przed Radą Polak w każdym calu
Zdumieni patrzą po sobie Francuzi
Amerykanie, Anglicy, wodzowie
I pytające wlepili weń oczy
Co też ten Polak nam powie?
A on skłoniwszy się Radzie powiedział:
Przepraszam, że wejść się nie waham.
Przychodzę tutaj od braci Kaszubów,
A imię moje Antoni Abraham
Idę od morza słynnego z bursztynów
Kędy władali lechiccy królowie
Kędy krew naszą toczyli Krzyżacy
Kędy lud wierny gnębią Germanowie
Idę by w polskiej mej rodzinnej mowie
Światu powiedzieć o krzywdzie Kaszubów,
Którzy z Polonią przysięgli żyć razem
I którzy nigdy nie łamią swych ślubów
Przy matce Polsce biją serca nasze!
Z Macierzą naszą chcemy być złączeni,
Bo być nie może Kaszubów bez Polski
Ani bez Kaszub naszej polskiej ziemi
Z Polską żyjemy bez Polski giniemy,
Nie damy sobie wydrzeć naszej chluby!
Bośmy Polacy bo tylko przy Polsce
Nigdy do zguby nie przyjdą Kaszuby!
Cześć Ci pośmiertna Wielki Abrahamie!
Cześć Ci od Kaszub po srebrne Tatr
szczyty
Cześć Ci i sława za wolność Kaszubów
Cześć Ci za Bałtyk Ojczyźnie zdobyty.
Dlôcze wôrt je miec kaszëbsczé himnë
(pò kaszëbskù) w kaszëbsczich szkòłach?
Jem dbë, że tam, dze patronama
szkòłów są bëlny Kaszëbi a uczniowie
ùczą sã kaszëbsczégò jãzëka, to wôrt je
stwòrzec himn pò kaszëbskù. Wëmôgô
to përznã wicy robòtë naùczëc wszëtczich
ùczniów, jednakò je to téż swiadectwò
na to, że wëbróny patrón i jegò deje nie
są blós na papiorze, ale są wôżné dlô
młodégò pòkòleniô – bédëje Elżbiéta
Prëczkòwskô.
Czë dzysô, w zjednóny Europie,
w demòkracji, czej w szkòłach ùczi
sã naszégò jãzëka kòl 17 tës. dzecy,
jesz wcyg szkòłowé himnë mùszą bëc
ùtrzimóné w sanacyjno-PRL-owsczim
państwòwim szturze, pòdług jaczégò
më, Kaszëbi wcyg pilëjemë pòlskòscë
zemi? Ti zemi?
A co z kaszëbskòscą? Chto ji pilëje? POMERANIA MAJ 2014
KASZUBY W MIĘDZYWOJNIU
O dawnych helskich
rybakach trochę inaczej
Znam wiele opisów radości, z jaką witano w 1920 r. na Kaszubach oddziały armii gen. J. Hallera, i często jednobrzmiące wyjaśnienia tej sytuacji, tj. podkreślanie krzywd doznanych przez
kaszubską społeczność od niemieckiego państwa oraz jej długoletnie marzenia o Polsce jako
synonimie szczęśliwości.
B O G U S Ł AW B R E Z A
Wyrachowanie czy uczucie?
Być może dlatego szczególną uwagę
zwróciłem na dokument Urzędu Rybackiego w Wejherowie z 1924 r., podpisany
przez jego naczelnika Antoniego Hryniewieckiego. Według niego, a z racji wykonywanej pracy znał on dobrze kaszubskich rybaków, na zadawane im pytanie
o narodowość odpowiadali oni, że nie
są ani Niemcami, ani Polakami – tylko
„katolikami”. W 1920 r. niejednokrotnie
okazywali przychylność Polsce nie tyle
„powodowani uczuciem”, ile „wyrachowaniem”. Mieli bowiem świadomość,
że Niemcy przegrały wojnę, że zostały
zrujnowane, „więc pozostawanie przy
nich nie będzie bardzo korzystne. Polacy
chociaż nieznani, to jednakże katolicy,
z którymi współżycie będzie łatwiejsze
i lepsze, niżeli z Niemcami”.
Wypowiedź A. Hryniewieckiego zainteresowała mnie nie tylko dlatego, że
znacznie odbiega od wielu ówczesnych
polskich opisów postaw Kaszubów (nie
tylko kaszubskich rybaków), nie wspominając o współcześnie wydawanych
wspomnieniach czy opracowaniach.
Mocno zwraca w niej uwagę podkreślenie chłodnej kaszubskiej, rybackiej
kalkulacji, za kim opowiedzieć się po
zakończeniu I wojny światowej, za Polską czy Niemcami. Materialne wyrachowanie Kaszubów jest ujmowane także,
choć w inny sposób, w przeważającej
części poufnych dokumentów tworzonych przez administrację państwową
POMERANIA MÔJ 2014
na Kaszubach w międzywojniu i innych
okresach historycznych. Można więc
postawić tezę, że tak Kaszubi byli powszechnie odbierani przez przybyszów
z zewnątrz.
Z kolei postawienie przez kaszubskich rybaków tożsamości religijnej ponad świadomością narodową w pełni odpowiada także samookreślaniu się przez
Kaszubów, co potwierdzają wszystkie
badania socjologiczne: katolicyzm był
i jest ważnym elementem kaszubskiej
tożsamości etnicznej. Duchowny mógłby
tutaj dodać, że podniesienie znaczenia
świadomości religijnej i podporządkowanie jej tożsamości narodowej odpowiada
również zasadom wiary. Warto jednak
spojrzeć na tę kwestię inaczej. Uprawnione jest bowiem także – przynajmniej
w mojej opinii – przypuszczenie, że północni Kaszubi, unikając jasnej odpowiedzi na pytania o swoją narodowość, być
może zastosowali swoisty, prosty i skuteczny dyplomatyczny wybieg. W dobie
polsko-niemieckiej rywalizacji woleli
uniknąć jasnej deklaracji narodowościowej, by nie narazić się żadnej ze stron.
Tym bardziej że nie do końca zapewne
wiedzieli, kto ich o to pyta, i jeszcze bardziej, jak zostanie taka deklaracja wykorzystana w przyszłości.
Polskie wsparcie kontra
niemiecka agitacja
Wydaje się również prawdziwa, chociaż
pewnie jest nieco przesadzona, informacja podana przez A. Hryniewieckiego, że
Polacy byli wśród kaszubskich rybaków
nieznani. Rzeczywiście, szczególnie Mierzeja Helska była rzadko odwiedzana
przez polskich letników, na jej terenie
nie ma też dużych śladów aktywności
polskiego ruchu narodowego z okresu
zaboru. Nie znaczy to jednak, że A. Hryniewiecki miał rację w swojej ocenie postawy kaszubskich rybaków. Na pewno
jego stwierdzenia w większym bądź
mniejszym stopniu były zdeterminowane celami, jakim miały służyć. Stanowiły
bowiem fragment szerszej odpowiedzi
na zarzuty stawiane w warszawskiej
prasie przez znanego wówczas publicystę i jednocześnie posła na Sejm, Władysława Rabskiego, że polskie instytucje
państwowe, w tym Urząd Rybacki, za
27
KASZUBY W MIĘDZYWOJNIU
mocno i bezkrytycznie wspierają ludność
kaszubską, przeznaczają na jej rzecz
znaczne środki finansowe, a mimo to
Kaszubi utrzymują „podejrzane stosunki” z Niemcami i niemiecką Rzeszą oraz
wrogo odnoszą się do polskiej ludności
napływowej. Niewątpliwie A. Hryniewiecki wykazując, jak daleko kaszubscy rybacy byli od polskości u progu
odzyskania przez Polskę niepodległości, chciał pokazać, że po kilku latach
pod tym względem sytuacja wyglądała
znacznie lepiej, a materialne wsparcie
jego instytucji dla kaszubskich rybaków
nie było nadmierne i przyniosło pozytywne efekty.
Z innej perspektywy ocena postaw
kaszubskich rybaków była odmienna.
Można tutaj przywołać między innymi
fragmenty interpelacji posła Franciszka
Wójcika z października 1921 r., stanowiącej jedno z pierwszych poselskich
wystąpień z czasu II Rzeczypospolitej,
które w całości dotyczyło polskiego Wybrzeża i jego mieszkańców. Zabiegający
o wsparcie kaszubskich rybaków poseł F.
Wójcik stanowczo podkreślał narodową
polską, niezłomną postawę kaszubskich
rybaków, której nie zdołała złamać ostra,
nieludzka polityka germanizacyjna i materialne kuszenie ich przez niemieckiego
cesarza. Poseł podkreślał „ich szlachetną
odporność i niezwykły hart”, który pozwolił im na jednoznaczne określenie
się przy polskości. Oczywiście, że inaczej
mówić nie mógł, żeby uzyskać poparcie
kolegów z ław poselskich.
Znamienne, że zaraz po wielu komplementach o rybakach kaszubskich
z Helu za ich polską postawę narodową, F. Wójcik przeszedł do określenia
ich trudnego położenia gospodarczego
i uzasadnienia konieczności udzielenia
im znacznego wsparcia materialnego.
Zaznaczył jednocześnie, że jeżeli nie
dojdzie do takiego wsparcia, to rybacy
szybko odwrócą się od polskości i łatwo
ulegną niemieckiej agitacji... Pokazuje
to, jak trudno jednoznacznie i obiektywnie określić rzeczywistą postawę
północnych Kaszubów, ich samoświadomość itp. Źródła dopuszczają tutaj
różne interpretacje. Ujednolicenie interpretacji wymagałoby umożliwienia
historykom badania nie tylko dokumentów, ale i myśli naszych przodków, konfrontowania ich z ludzkimi czynami.
28
Możemy więc zbliżać się jedynie coraz
bardziej do prawdy, nie zaś poznać ją
w pełni. Ma to też dobrą stronę – skłania do dalszych poszukiwań i większego umysłowego wysiłku.
dla kaszubskich rybaków decyzji, której
byli oni – używając słów tegoż W. Rabskiego – „marzeniem i pieśnią” (cyt. za
J. Kuttą), od ustaleń zaborczego, niemieckiego państwa!
Za Niemca lepiej?
Jednocześnie w źródłach, na których
oparty jest niniejszy artykuł, znajduje się
wiele interesujących przekazów z życia
codziennego helskich rybaków. Oto niektóre z nich. Na skutek utrudnienia zbytu złowionych przez nich śledzi i szprotek w nieodległym Gdańsku, który po
1919 r. stał się – oddzielonym od Mierzei
Helskiej granicą państwową – Wolnym
Miastem, rybacy do czasu powstania
w Polsce odpowiednich magazynów
i przetwórni zakopywali ryby w ziemi
jako nawóz bądź karmili nimi żywy inwentarz, a przynajmniej tak to przedstawiali polskim urzędnikom. Jakkolwiek
było naprawdę, to z uwagi na piaszczysty
teren wąskiej mierzei znalezienie pożywienia dla trzody hodowanej w rybackich
gospodarstwach było stałym problemem
i przyczyną wielu sporów. Rybacy mocno
zabiegali, by władze nie przeszkadzały im
w realizacji uprawnienia do swobodnego
wypasu na nielicznych helskich łąkach
i w lasach. Te, nawet rozumiejąc tę potrzebę, nieraz chciały ograniczyć ten proceder,
obawiając się, że intensywne wypasy ułatwią działanie wiatru i innych żywiołów,
i przez to Hel stanie się jeszcze bardziej
piaszczysty.
Zastanawia, skąd zaczerpnięto informację, obecną w sporej liczbie pism z początku lat dwudziestych ubiegłego wieku
sporządzanych przez polskich urzędników wszystkich szczebli, od gminy po
warszawską centralę, jak to zaborczy rząd
niemiecki dbał o kaszubskich rybaków,
umożliwiając im bez ograniczeń wypas
helskich łąk i lasów. Skądinąd bowiem
wiadomo, iż to właśnie władze zaborcze przed 1920 r. mocno zwalczały takie
wypasy (zob. M. Kuklik, Tryptyk helski,
Gdańsk 2010, s. 93). Nie można wykluczyć
przypuszczenia, że był to wynik skutecznego oddziaływania helskich rybaków
na międzywojenne urzędy, rozmyślnie
wykorzystujących polskie obawy, że Kaszubi ulegną „opcji niemieckiej”, dlatego
mocno podnoszących, że „za Niemca
było lepiej”. Przecież Rzeczypospolita nie
mogła podejmować mniej korzystnych
Nigdy nie widzieli konia…
We wzajemnych kontaktach kaszubskich rybaków z polskimi urzędnikami
było wiele niejednoznaczności, podejrzeń i zarzutów. Posłużę się tutaj tylko
jednym przykładem, związanym ze
służbą wojskową. Od 1920 r. kaszubscy
rybacy podlegali obowiązkowemu poborowi do polskiej armii. Na ogół poborowi, ich rodziny, przyjaciele itp. zabiegali,
żeby trafiali oni do marynarki wojennej,
żeby nie byli kierowani do innych rodzajów wojsk, szczególnie do jednostek
stacjonujących na kresach wschodnich
ówczesnej Polski. W latach dwudziestych ubiegłego wieku władze wojskowe
podchodziły do tych próśb niejednolicie.
W odniesieniu do niektórych roczników
i poszczególnych poborowych spełniały
je, dodatkowo nawet na koszt wojska
pozwalając poborowym na uczestniczenie w specjalnych kursach rybackich
prowadzonych w Tczewie dla polskich
rybaków, które kończyły się uzyskaniem
tytułu kapitana żeglugi przybrzeżnej.
Innym odmawiano, argumentując to
potrzebami wojskowymi, na przykład
„szczupłym stanem liczebnym szeregowców”. Czy była to celowa, ubrana
w poprawną i logiczną formę, szykana
wojska wobec Kaszubów, czy może wynik zniecierpliwienia wobec przesadnej,
nieco oderwanej od rzeczywistości argumentacji kaszubskich żołnierzy? Za taką
właśnie argumentację uznaję stwierdzenia pochodzących z Helu rybaków wcielonych do kawalerii, którzy utrzymywali, że mieszkając na mierzei, nigdy nawet
nie widzieli konia. To prawda, koni było
na Helu mało, ale trudno przyjąć, żeby
tych, które były, ktoś nie zauważył.
Powyższe uwagi stanowią jedynie
znikomą część refleksji, jakie można snuć
po analizie źródeł odnoszących się do
kaszubskich rybaków w międzywojniu.
Na pewno kolejne publikacje znacząco
przyczynią się do pełnego przedstawienia i wyjaśnienia ciekawej historii kaszubskich mieszkańców Mierzei Helskiej
i ich kontaktów z odmiennymi etnicznie
przybyszami. POMERANIA MAJ 2014
ROCZNICE
W stulecie urodzin
Józefa Milewskiego
(część 1)
W starogardzkim II Liceum Ogólnokształcącym im. Ziemi Kociewskiej 15 marca odbyła się uroczystość przypominająca jednego z najwybitniejszych działaczy społecznych i badaczy przeszłości Kociewia w XX wieku – Józefa Milewskiego (1914–1998). Uroczystości patronował starosta
starogardzki Leszek Burczyk, a jej gospodarzem był Stefan Milewski – syn Józefa. Wystąpienia
wzbogaciły pięknym komentarzem Lubichowskie Kociewiaki – zespół folklorystyczny działający
przy Gminnym Ośrodku Kultury w Lubichowie, gdzie tuż po wojnie bohater uroczystości pełnił
funkcję wójta. Józef Milewski był także m.in. współzałożycielem Zrzeszenia Kociewskiego i działaczem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Współpracował z „Pomeranią” i do końca żywota
pozostał jej czytelnikiem.
J Ó Z E F B O R Z Y S Z KO W S K I
Można by sądzić, że postać i dokonania
Józefa Milewskiego, niejednokrotnie
pionierskie, zaznaczane dobitnie m.in.
na kartach dziejów królewskiego miasta Starogardu, są nie tylko na Kociewiu powszechnie znane. Nic bardziej
złudnego. A zatem trzeba taką ważną
postać, jaką był, przypomnieć i zaprezentować, zachować ją na zawsze w naszej i następców pamięci.
Wśród wybitnych starogardzian
Kim był Józef Milewski, czego dokonał, co znaczył i znaczy, zwłaszcza dla
Kociewia i Kociewiaków – tej istotnej
nadwiślańskiej części wspólnoty Pomorza i Polski? Napisano już o nim sporo.
Uhonorowano go za życia, może nie
mniej, a może i więcej niż po śmierci!
Sądzę, że to on winien być dziś patronem szkoły, a nie Ziemia Kociewska czy
jakaś organizacja, którą współtworzył.
Znakiem pamięci o nim są jego życiorysy, opublikowane w najważniejszych,
pomnikowych rzec można dziełach,
zarówno w Słowniku biograficznym Kociewia, autorstwa Ryszarda Szwocha,
jak i w Słowniku biograficznym Pomorza
Nadwiślańskiego. W pierwszym czytamy m.in.: „Milewski Józef Konstanty
POMERANIA MÔJ 2014
(1914–1998) dr, działacz społeczny, autor
publikacji o regionie”. W drugim określono go podobnie: „działacz społeczny
i badacz przeszłości regionu, kronikarz
Kociewia”.
Można by od razu pójść śladem tych
sygnałów i przypomnieć jego najważniejsze historiograficzne dokonania.
Wypada jednak wspomnieć, że najpełniejszy portret, a nawet autoportret
29
ROCZNICE
Józefa Konstantego Milewskiego znalazł się w dwutomowej Księdze Jubileuszowej Królewskiego Miasta Starogardu (1198–1998), w tomie 1 (Starogard
Gdański – Gdańsk 1998), w jego ostatniej części, zatytułowanej „Rodzina starogardzka i wybitni starogardzianie”.
Dziś zastanawiam się, dlaczego nie ma
go wśród wcześniej zaprezentowanych
w tej księdze „Zasłużonych dla Starogardu 1975–1997”? Na pocieszenie znajduję
Józefa Milewskiego wśród „Odznaczonych medalem Zasługi dla Starogardu
Gdańskiego” już w roku 1976. Sądzę, że
jego miejsce w „Rodzinie starogardzkiej
i [wśród] wybitnych starogardzian” jest
szczególnie prestiżowe, chodzi bowiem
zarówno o rodzinę jako miejską wspólnotę, jak i o tę najmniejszą, podstawową komórkę społeczeństwa, ponieważ
w dziejach obu tych rodzin – starogardzkiej i Milewskich – dr Józef Milewski stanowi moim zdaniem najwybitniejszą postać w XX wieku. Uzasadnienie mojego
przekonania najłatwiej znaleźć w owej
Księdze, a jeszcze pełniejsze w Miejskiej
Bibliotece Publicznej im. Ks. Bernarda
Sychty w Starogardzie, w której znajdują się wszystkie publikacje Józefa Milewskiego (około 100) oraz jego spuścizna
książkowa.
Szkoły życia: dom, wojsko,
pomorski ruch oporu
Warto zwrócić uwagę na drogę życiową, którą przeszedł Józef Milewski, jeden z siedmiorga dzieci rolnika – gbura
kociewskiego w Zelgoszczy, zanim został doktorem historii i zajął pozycję autora najczęściej przywoływanego w najnowszej monografii naukowej stolicy
Kociewia pt. Dzieje Starogardu. Tylko
w tomie 2, zatytułowanym „Historia
miasta do 1920 roku” (pod red. Mariana Kallasa, Starogard Gdański 2000),
jest to co najmniej 60 razy! On sam we
własnej osobie występuje tam jeszcze 7
razy! Dzieła innych autorów-rekordzistów przywołane są kilka razy rzadziej.
Już tylko ten jeden fakt potwierdza jego
wyjątkową rolę w dziejach Starogardu
jako działacza i badacza przeszłości
miasta, a także Kociewia. Zanim dobitniej sformułuję ocenę jego dorobku
badawczego oraz jako dziejopisarza
i popularyzatora historii i kultury całej
wspólnoty Kociewia, warto wspomnieć
o doświadczeniach Józefa Milewskiego
jako pochodzącego ze wsi ucznia Gimnazjum Klasycznego w Starogardzie.
Józef Milewski urodził się 18 lutego 1914 r. w Zelgoszczy jako najstarsze
z dzieci Juliana i Walerii z d. Murawskiej. Ojciec był dobrym gospodarzem
i patriotą, utalentowanym mówcą
i śpiewakiem, a nawet rzeźbiarzem
– twórcą ludowym. Niestety, zmarł
w 1930 r., gdy Józef był jeszcze uczniem
gimnazjum. Do tej szkoły, do której
uczęszczał od 1925 r., Milewski przez
pierwsze lata dojeżdżał pociągiem.
Kiedy powstała bursa gimnazjalna, poświęcona w 1929 r. przez bpa S.W. Okoniewskiego w przytomności prezydenta
Ignacego Mościckiego, przeniósł się do
niej. A przez pierwsze półrocze roku
1933 mieszkał we dworze byłego ministra Kazimierza Hąci w Owidzu, będąc
korepetytorem kolegi z klasy.
Zdawszy maturę i nie mając środków
na studia, a nie znajdując pracy biurowej, zgłosił się jako ochotnik do Szkoły
Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie, po której ukończeniu odbył
praktykę w Tczewie w 1934 r. Następnie
został w wyniku egzaminu konkursowego elewem Szkoły Podchorążych Piechoty (zawodowej) w Ostrowi Mazowieckiej, odbywając praktykę w Równem
na Wołyniu. W październiku 1936 r.
jako podporucznik skierowany został
do Brodnicy nad Drwęcą. Przeżył kampanię wrześniową na południu Polski.
Dostawszy się do niewoli, tego samego
dnia zbiegł i wrócił do rodzinnego domu,
gdzie ukrywał się do końca wojny.
Można powiedzieć, że obok wojskowej, to domowa szkoła pracy w gospodarstwie matki podczas wojny i szkoła
współpracy – uczestnictwo w pomorskim ruchu oporu, połączone z dokumentowaniem własnych i innych ludzi wojennych przeżyć, zadecydowały
o jego osobowości, o jego późniejszych
najważniejszych studiach – pracowitego zawodowego i twórczego życia,
wzbogacanego nieustannie drogą samokształcenia.
Nie mniej ważna jest jego różnorodna działalność jako członka PPS i PZPR,
a przede wszystkim jako powojennego
wójta gminy Lubichowo, współpracującego tam, gdzie trzeba, także z plebanią. W Lubichowie dbał także o pamięć
– hołd dla żywych i umarłych. Przez
rok 1949/50 był burmistrzem Starogardu, a następnie dyrektorem Miejskiego
Handlu Detalicznego i Wojewódzkiego
Przedsiębiorstwa Hurtu Spożywczego.
Pracował tam do wcześniejszej (tzw.
zbowidowskiej) emerytury w 1976 r.
Zdj. ze zbiorów rodziny
Nowé
pùcczé atrakcje
Dzãka projektowi „Pùck – z ùszłotë
w przińdnotã. Aktualizacjô systemù mies­
czi infòrmacji” w gardze stanãłë trzë nowé
rzezbë: na Placu Wòlnoscë łôw­ka nawlékającô do legendarnëch pòstacjów z herbù
Pùcka (lwa i lososa), w môlu midzë rëbacką
hôwingą a farą – sztatura królewsczégò
kapra, a kòl mòla szpacérëjącëch witô gen.
Mariusz Zarusczi.
Òdj. S. Lewandowsczi
30
POMERANIA MAJ 2014
OCHRONA ŚRODOWISKA
Zagrożenie
dla bioróżnorodności
Zaczęła się wiosna. Przyroda budzi się do życia, rozwijają się pąki roślin, powracają ptaki zimujące w cieplejszych krajach. W rolnictwie rozpoczyna się okres intensywnych prac, m.in. związanych z wypalaniem traw. W Polsce, niestety, wciąż często traktuje się wypalanie traw jako zabieg
rolniczy, czyli oczyszczanie pól i nieużytków rolnych z chwastów i ich nasion.
N ATA L I A L A B U D DA
Zubożenie gleby,
zatruwanie powietrza i pożary
Postępowano tak od początków istnienia rolnictwa, ten prymitywny zabieg
agrotechniczny miał przygotować pola
do uprawy. Niestety ludzie do dzisiaj nie
zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo jest
to niszczące dla środowiska. Zostało naukowo potwierdzone, że wypalanie traw
nie przynosi żadnych korzyści. Powoduje
same szkody w postaci zubożenia gleby,
zabija bowiem nie tylko żyjące w niej mikroorganizmy, ale również ją wyjaławia.
Prowadzi do niekorzystnych i nieodwracalnych zmian w środowisku roślin i zwierząt. Na skutek zniszczenia części materii
organicznej zostaje spowolniony proces
tworzenia próchnicy, która decyduje o żyzności gleby. Zahamowany zostaje naturalny rozkład resztek materii organicznej oraz
asymilacja azotu z powietrza niezbędnego
roślinom w procesie wzrostu. Wypalanie
traw przyczynia się również w istotnym
stopniu do zatruwania atmosfery szkodliwymi związkami chemicznymi, takimi
jak dioksyny oraz wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne.
Poza tym wypalanie traw jest częstą
przyczyną pożarów lasów i zabudowań
gospodarczych. Trawa wysuszona po
zimie pali się w bardzo szybkim tempie,
w konsekwencji czego pożar może objąć
swym zasięgiem ogromne tereny. Pożary
często wymykają się spod kontroli, wystarczy lekki podmuch wiatru, żeby ogień
przeniósł się na pobliskie zabudowania.
Zrujnowanie
równowagi ekosystemu
Dla przyrody wypalanie traw jest niszczycielskie. W krótkim czasie równowaga
POMERANIA MÔJ 2014
ekosystemu budowana przez naturę przez wiele lat zostaje doszczętnie
zrujnowana. Na skutek ognia lub podwyższonej temperatury ginie wiele gatunków roślin i zwierząt. Łąki, krzewy
i drzewa są miejscami życia wielu gatunków owadów oraz lęgu ptaków. Palą się
również gniazda zasiedlone przez pisklęta. Ginie wiele pożytecznych zwierząt
kręgowych: krety, jeże, zające, borsuki
oraz wiele gatunków płazów: żaby, ropuchy i jaszczurki. Ogień uśmierca również
pożyteczne zwierzęta bezkręgowe, na
przykład dżdżownice, który są jednym
z ważniejszych czynników wpływających na przewietrzenie i nawożenie
gleby. W płomieniach ginie też wiele
owadów, takich jak pszczoły i trzmiele,
ważnych w procesie zapylania roślin,
przez co zmniejsza się ilość plonów.
Wypalanie zabija ważne dla środowiska
mrówki, które zjadając resztki roślinne,
zmieniają poziom i rozkład składników
odżywczych w glebie, ułatwiają rozkład
materii organicznej w glebie oraz wzbogacają warstwę próchnicy.
Surowe sankcje dla „wypalaczy”…
Wypalanie traw jest nie tylko bardzo
szkodliwe dla środowiska, ale również
surowo zabronione. Zgodnie z ustawą
z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie
przyrody (Dz.U. z 2009 r. Nr 151, poz. 1220
z późn. zm.): „Zabrania się wypalania łąk,
pastwisk, nieużytków, rowów, pasów
przydrożnych, szlaków kolejowych oraz
trzcinowisk i szuwarów” (Art. 124), a kto
„wypala łąki, pastwiska, nieużytki, rowy,
pasy przydrożne, szlaki kolejowe, trzcinowiska lub szuwary (…) – podlega karze
aresztu albo grzywny” (Art. 131, ustęp
12). Ponadto zgodnie z Art. 30 ust. 3 ustawy z dnia 28 września 1991 r. o lasach
(Dz.U. z 2011 r. Nr 12, poz. 59 z późn. zm.):
„W lasach oraz na terenach śródleśnych,
jak również w odległości do 100 m od granicy lasu, zabrania się działań i czynności
mogących wywołać niebezpieczeństwo,
a w szczególności: 1. rozniecania ognia
poza miejscami wyznaczonymi do tego
celu przez właściciela lasu lub nadleśniczego; 2. korzystania z otwartego płomienia; 3. wypalania wierzchniej warstwy
gleby i pozostałości roślinnych”.
Za wykroczenia tego typu grożą surowe sankcje. W Art. 82 ustawy z dnia
20 maja 1971 r. Kodeks wykroczeń (Dz.U.
z 2010 r. Nr 46, poz. 275 z późn. zm.) czytamy, że „Kto dokonuje czynności, które
mogą spowodować pożar (…) podlega
karze aresztu, nagany lub grzywny”,
a jej wysokość w myśl Art. 24 § 1 może
wynosić od 20 do 5000 zł. A Art. 163
§ 1 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny (Dz.U. z 1997 r. Nr 88 poz. 553
z późn. zm.) stanowi, co następuje: ,,Kto
sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu
w wielkich rozmiarach, mające postać
1) pożaru (…) podlega karze pozbawienia
wolności od roku do lat 10”.
…i pozbawienie dopłat rolniczych
A przecież zamiast wypalania trawy można ją spożytkować na wiele sposobów, na
przykład można ją kompostować i w postaci próchnicy wprowadzić z powrotem
na pole. Dzięki temu użyźnimy glebę oraz
osiągniemy bogatsze plony.
Mimo wielu zakazów i związanych
z tym konsekwencji prawnych wypalanie traw w Polsce jest nadal bardzo
częste. Od 2004 roku weszły w życie
przepisy dotyczące dopłat rolniczych,
według których rolnicy dopuszczający
się praktyk wypalania traw mogą zostać
pozbawieni dopłat bezpośrednich bądź
funduszy z Unii Europejskiej.
31
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 33
Zéńdzenié z szandarą
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Szandara to pò pòlskù policjant abò żandarm. Mańdat to mandat, sztrôfa to kara. Òficéra to pò pòlskù oficer.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.
– Dobri dzéń, wasta szoféra.
– Cos czëjã, że dlô mie òn dobri nie mdze.
– Dôjce papiorë: prawò jazdë, rejestracyjny dowód.
– Hewò są.
– Dzeż wë tak flot nëkôce?
– Ale, wasto òficérze, przecã jô tak chùtkò nie jachôł…
– Kò tuwò je nót 50 jachac, a wë nëkelë 84 kilométrë na
gòdzënã.
– Mie sã wëdôwało, że jô mni cësnął.
– Do te wë jesz widów ni mielë włączonëch, a bez móbilkã
gôdelë.
– Mie sã prawie birnë skażëłë, a jô zwònił do krómù je zamówic…
– Hewòle, pò prôwdze? A gasznica je?
– Gasznica… Jô zabéł jã w aùto wsadzëc.
– Tej tak: za chùtką jazdã, felënk widów i gasznicë a gôdanié bez
móbilkã òb czas jazdë, to mdze 1200 złotëch do płaceniô a 18
karnëch pùnktów.
– Nie je to za wiôlgô sztrôfa?
– Mòże bëc jesz wikszô. Proszã lëft halac a tuwò dmùsznąc.
– Jô nick ni móm pité…
– Mùszimë to sprawdzëc. Në, mòcni. Jo, tak je dobrze.
– Dobrze?
– Baro dobrze. Jesce trzézwi.
– Jem gôdôł, że jô nick nie pił.
– Hewò, tuwò je mańdat. Le nôprzód mùszice widë ùprawic,
a tej mòżece dali jachac.
– Do ùzdrzeniô.
– Dlô waju mdze wierã lepi, czej më sã tak flot nie ùzdrzimë.
Cwiczënk 2
Aùto je dzysdnia wôżnym strzodkã transpòrtu. Wiele lëdzy
rézëje nim nié blós òd swiãta, bez niegò drãgò bë bëło wëkònac
niejednã robòtã. Temù téż përznã cwiczënków leksykalnëch,
żebë słowizna sparłãczonô z tim zôkrãżim nie bëła cëzô.
32
(Samochód jest współcześnie ważnym środkiem transportu.
Sporo ludzi podróżuje nim nie tylko od święta, bez niego trudno
by było wykonać niejedną pracę. Dlatego też proponujemy kilka
ćwiczeń leksykalnych, żeby słownictwo związane z tą tematyką
nie było obce).
Zwëskùjącë ze słowarza, zapòznôj sã ze znaczeniama pòdónëch
niżi słów.
Jistniczi: aùto (sómòchód, sómchód [neòl.]) skłôdô sã ze
sztërzech kòłów, karoserie, szpéglów, widów, mô òno téż rejestracyjné tôfle (tëli z bùtna); we westrzódkù są sedzenia, kerownica (czer), stacyjka, kluczik, pedał gazu, hamùlc, sprzãgło, biég,
wajcha (cësnidło, dwigniô), zégrë, wizrë. Pòd maską sedzy mòtór
i całô reszta mechaniczi, co dôwô aùtu nëk. Jesz je nót pamiãtac
ò lanim paliwa do bakù i mòże rézowac.
Czasniczi: òdsztëkac, òdemknąc, sadnąc, włożëc, przekrącëc,
zapôlëc, przëcësnąc, przëdepnąc, włączëc, ùstawic, przëzdrzec,
wrzucëc, copnąc, rëszëc, jachac, zmienic, czerowac, hamòwac,
trąbic, przëspieszac, zwòlniwac, zdrzec, òbserwòwac.
Zapiszë instrukcjã rëszaniô i jeżdżeniô aùtã.
Przełożë na kaszëbsczi jãzëk (przë ùżëcym słowarza):
Nie mogę otworzyć samochodu.
Chyba zgubiliśmy kluczyk.
Muszę pojechać do mechanika.
Z silnikiem też nie jest dobrze.
I jeszcze czeka nas wydatek, musimy kupić nowe opony.
Cwiczënk 3
Aùtã sã jedze. Synonimë czasnikã jachac mògą bëc nôslédné:
nëkac, pãdzëc, cësnąc, czadzëc, perowac, karowac, gnac [wikszosc słów òdnôszô sã do chùtczi jazdë].
POMERANIA MAJ 2014
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Ùłożë z pòdónyma synonimama zdania.
Zwrotë i przësłowia z czasnikã jachac:
jachac do zdaniô (jechać do ślubu); jachac jak kùr beze łba (jechać
szybko, gnać); jachac jak diôbéł na kùlawi swini (jechać powoli);
jedz do Bólszewa na reczi (odczep się); jachac stopkã w stopkã
(jechać powoli); za psém jachac (niepotrzebnie jechać); jachac
pò jedny skórze (przyjaźnić się); Jachac na jôrmark do Czelna,
bò tam kòżdô krowa je celnô. Lepi dobrze jic jak lëchò jachac.
Chto smarëje, ten jedze. Jachôł dalek, skąd sã nie wrôcô (umarł).
Òni jachelë a dwa razë nie gôdelë (co lepi wëwidniwô jinszé
przësłowié – ksądz dwa razë tegò samégò kôzaniô nie prawi).
(Czasowniki mogą być dokonane albo niedokonane. Inną
kategorię tworzą czasowniki przechodnie i nieprzechodnie.
W języku polskim czasownik jechać należy do kategorii nieprzechodnich, tzn., że nie tworzy się od niego strony biernej.
Ale w kaszubszczyźnie możliwe jest utworzenie strony biernej
od tego czasownika [kasz. jachac], bo często od czasowników
nieprzechodnich tworzona jest strona bierna, co widać w takich konstrukcjach: òn je wëjachóny…)
Jak pò pòlskù bë brzmiałë zapisóné wëżi kònstrukcje?
Cwiczënk 6
Z ùszłëch ùczbów znajemë ju trzë kòniugacje czasników: 1) -óm
-ôsz; 2) -ã -esz; 3) -ém -ész. Òsta jesz jedna tipù -ã -isz (-ysz).
Wedle ni òdmieniwają sã np. czasniczi: zwòniã, zwònisz; czadzã,
czadzysz.
Wëłożë, jak rozmiejesz znaczeniã pòdsztrëchniãtëch przë­
słowiów.
– W kòniugacji -ã -isz (-ysz) mómë òbòczné kùnôszczi -isz (-ysz),
co bierze sã stądka, że pò s, z, c, dz nie piszemë i, leno y (jak
w słowie czadzysz).
Cwiczënk 4
– Pòdôj przikładë jinszich słów òdmieniwającëch sã w ti
kòniugacji – rôz z kùnôszkã -isz, drëdżi rôz z -ysz.
Òd czasnika jachac mòże ùtwòrzëc wiele jegò pòchódnëch
pòstaców:
Zapiszë w zestôwkù ùżëté w gôdce czasniczi wedle
przënôleżnotë do pòsobnëch kòniugacjów.
dojachac (dojechać, dotrzeć, dopędzić); nadjachac (nadjechać);
najachac (najechać); òbjachac (objechać, okrążyć); òdjachac (odjechać); pòdjachac (podjechać); pòjachac (òd pòjeżdżac – fórą
na pòlu); przejachac (przejechać); przëjachac (przyjechać); rozjachac (rozjechać); ùjachac (ujechać, odjechać, ujeździć, zamęczyć);
wëjachac (ruszyć, zacząć mówić); wjachac (wjechać); zajachac
(zajechać, robić wymówki); zjachac (zjechać, schudnąć, zamęczyć, skrzyczeć).
Cwiczënk 5
Czasniczi mògą bëc dokònóné (np. zajachac) abò nie­
dokònóné (jachac). Jinszą kategóriã twòrzą czasniczi przechódné i nieprzechódné. W pòlaszëznie czasnik jechać nôleżi do kategórii nieprzechódnëch, tzn., że òd niegò nie jidze
ùtwòrzëc nasebnégò ùstôwù. Ale w kaszëbsczim jãzëkù je
mòżebné ùtwòrzëc nasebny ùstôw òd tegò czasnika [kasz.
jachac], bò colemało òd nieprzechódnëch czasników je
twòrzony nasebny ùstôw, tej mómë taczé kònstrukcje: òn je
wëjachóny, jô tam béł jidzony, òni są przëszłi, të tam môsz
bëté, wa to môta czëté, më mómë ju halóné (zdrzë wiadła
w ùczbach 11 i 25).
POMERANIA MÔJ 2014
SŁOWÔRZK
– Nôleżi baro ùważac przë òdmianie czasnika jachac, bò:
nieòznacznik brzëmi jachac: w òdmianie mómë: (jô) jadã, ale
(të) jedzesz, (òn) jedze, (më) jedzemë, (wa) jedzeta, a (Wë) jedzece i znôwù (òni) jadą.
-óm -ôsz
-ã -esz
-ém -ész
-ã -isz (-ysz)
papiorë – tu: dokumenty; flot, chùtkò – szybko; cësnąc – tu: jechać;
widë – światła; móbilka – telefon komórkowy; birna – żarówka;
zabëc – zapomnieć; sztrôfa – kara, mandat; lëft halac – nabrać
powietrza
UCZ SIĘ ONLINE
www.skarbnicakaszubska.pl
33
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Na dawnym pastwisku
Ulica Łąkowa na gdańskim Dolnym Mieście, to tereny, gdzie kiedyś można było wypasać bydło.
Mieszkańcy pojawili się tu dopiero w XVII wieku, a rozwój dzielnicy przypadł na wiek XIX.
M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z
Muzyczny zakątek
Spacer zaczynamy przy Akademii Muzycznej, której początki sięgają 1947 roku.
Wtedy to powołana została Państwowa
Wyższa Szkoła Muzyczna w Gdańsku,
choć z siedzibą w Sopocie. Przeniesiona
została do grodu nad Motławą w 1966
roku, ale czekała ponad 30 lat na dzisiejszą siedzibę. Ostatecznie na ulicę Łąkową
cała uczelnia przeniosła się w 2001 roku.
Wchodząc na jej teren, po lewej stronie
mijamy budynek z żółtej cegły. Zbudowany został w latach 1868–1873 i mieścił
Reiter-Kaserne, czyli koszary jeźdźców.
Stacjonowała tu jednak wyłącznie piechota, a nazwa nadana została od biegnącej
tu kiedyś ulicy Reitergasse. Koszary przetrwały 1945 rok, a w ruinę zaczęły popadać w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy
to obiekty przejęła Akademia Muzyczna.
Idąc wzdłuż budynku, natkniemy się na
najnowszy obiekt – salę koncertową, która została dobudowana w 2007 roku. Na
terenie uczelni znajduje się także budynek
z czerwonej cegły, to dawne Królewskie
Gimnazjum Realne. Była to szkoła dla
mężczyzn, która działała przy Łąkowej
od 1881 roku. Udając się w stronę Podwala Przedmiejskiego, zwróćmy uwagę
na tablicę, która wisi na żółtym budynku.
Inskrypcja głosi: „W orkiestrach dętych
jest jakaś siła”. Przypomina ona o jedynym w Polsce Wojskowym Liceum Muzycznym, które działało tutaj od 1977 do
2005 roku. Szkoła została zlikwidowana
z powodu coraz mniejszej liczby chętnych. Od tego czasu muzycy w Wojsku
Polskim mają szansę kształcić się jedynie
na kursach.
Niezwykłe wiaty
Ulica Łąkowa niestety podzielona jest
sztucznie przez Podwale Przedmiejskie.
Chcąc przejść na drugą stronę, musimy
34
Dawne Królewskie Gimnazjum Realne. Fot. M.S.
skorzystać z tunelu. W 2010 roku w ramach artystycznego projektu Galeria Zewnętrzna Miasta Gdańska wejście do
podziemia otrzymało nowy wygląd.
Wzory zdobiące wiaty to swoiste dzieło
sztuki. Autorką instalacji zatytułowanej
„Undercover” jest Esther Stocker, na co
dzień działająca w Wiedniu. W swoich
pracach opiera się na motywie siatki
utrzymanej w kolorach bieli i czerni.
Artystka chciała, by przechodzień spojrzał na konstrukcję świeżym okiem, aby
pospolitość nabrała walorów artystycznych. Zostawiając za sobą sztukę współczesną, docieramy na… plac budowy.
Dolne Miasto przechodzi właśnie proces
rewitalizacji. Nowa nawierzchnia, chodniki, mała architektura – to wszystko
ma sprawić, że od 2015 roku będziemy
tu częściej zaglądać.
Sacrum Dolnego Miasta
Mijając stare kamienice, docieramy do
niewielkiej świątyni. Historia kościoła
wiąże się z działającym tu od XIX wieku
szpitalem, które prowadziły siostry boromeuszki. Funkcjonował on także po
II wojnie światowej. Znajdowała się tu
m.in. III Klinika Chirurgii Ogólnej Akademii Lekarskiej (dzisiejszego Uniwersytetu Medycznego), którą kierował słynny
profesor Zdzisław Kieturakis. Wszczepił
on tutaj choremu jako pierwszy w Polsce
rozrusznik serca. W 2004 roku szpital został zlikwidowany. Kościół Niepokalanego Poczęcia NMP służył jako kaplica dla
chorych. Kamień węgielny z rzymskich
katakumb wmurowany został w 1857
roku. Być może świątynia nie powstałaby, gdyby nie działalność Felicitas Tietz.
Nawrócona z protestantyzmu na katolicyzm zasłużyła się dla tutejszej parafii.
To ona zdobyła kamień węgielny i to
u samego papieża Piusa IX. Świątynia
zbudowana została w stylu neogotyckim. Wyróżnia się dzięki czworobocznej
wieży. Warto wejść do środka, by zobaczyć dziewiętnastowieczny ołtarz główny z figurą Maryi Niepokalanie Poczętej.
W ramach projektu Lokalni Przewodnicy gdańskiego Instytutu Kultury Miejskiej odbywają się wykłady
otwarte dotyczące Dolnego Miasta i spacery po tej
dzielnicy.
Więcej na: www.ikm.gda.pl/LokalniPrzewodnicy
POMERANIA MAJ 2014
widzałé radio na Kaszëbach
800 000 słëchińców na Pòmòrzim
dzéń w dzéń wôżné wiadła
twòja òblubionô mùzyka
pòzdrówczi ë kònkùrsë
WYDARZENIA
Dąb Wybickiego nagrodzony!
Gdzie jest najpiękniejsze drzewo w Polsce i jedno z najpiękniejszych w Europie? Na Kaszubach!
To Dąb Wybickiego, rosnący opodal dworu w Będominie. Do niedawna znany był tylko tym, którzy odwiedzali rodową posiadłość twórcy hymnu narodowego, teraz jego sława rozeszła się po
świecie. Duża w tym zasługa Julity Szczepankiewicz, nauczycielki i bibliotekarki z Krośniewic
w Łódzkiem, która po wizycie w Muzeum Hymnu Narodowego postanowiła zgłosić dąb do zorganizowanego przez Klub Gaja ogólnopolskiego konkursu Drzewo Roku 2013. Jej zdaniem Dąb
Wybickiego jest po części drzewem każdego z nas. Przywołuje cechy bliskie Polakowi, takie jak patriotyzm
czy waleczność, świadczy o sile tradycji i potędze symbolu.
M A R E K A D A M KO W I C Z
Opowieści z lat przeszłych
Wedle miejscowej tradycji Józef Wybicki
słuchał w dzieciństwie pod dębem opowiadań ojca, który był stronnikiem króla
Stanisława Leszczyńskiego i walczył po
jego stronie w wojnie o sukcesję polską.
Po I rozbiorze Józef sprzedał rodzinny
majątek Karolowi Lewant-Jezierskiemu,
później Będomin trafił w ręce niemieckie. Ostatnimi właścicielami posiadłości
była rodzina Dahlweid, z której pochodziła Modesta, autorka wspomnień Podaruję wam Będomin. W1940 r. wzięła ona
ślub pod dębem.
Dahlweidowie opuścili te strony
w marcu 1945 r. W obawie przed zbliżającym się frontem ewakuowali się drogą morską przez Gdańsk. Początkowo
w ucieczce towarzyszył im pies, jednak
nie wpuszczono go na pokład statku,
i wrócił do Będomina, by tutaj dokonać
żywota.
Drzewo było świadkiem nie tylko
śmierci, ale i narodzin. W 1978 r. otwarto
w Będominie Muzeum Hymnu Narodowego. Zanim do tego doszło, w dworku
była siedziba Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, potem Uniwersytet Ludowy im. Józefa Wybickiego,
Szkoła Podstawowa i zlewnia mleka,
a w jej miejsce w 1962 roku powstała
Izba Pamięci Józefa Wybickiego. Wkoło
zmieniało się wszystko i tylko jeden dąb
trwał niewzruszenie…
36
Każdy głos na wagę złota
Udział w plebiscycie Klubu Gaja był okazją do pokazania wyjątkowości Dębu
Wybickiego. Co ważne, konkurs nie
polegał na znalezieniu drzewa najstarszego, najwyższego, najgrubszego ani
nawet najrzadszego, lecz takiego, które
jest najbardziej kochane, które pobudza
wyobraźnię i jednoczy ludzi. Kandydatura będomińskiego dębu była więc
idealna, co też potwierdziła selekcja
zgłoszeń. Spośród 191 okazów do finału jury wybrało zaledwie 11. O ostatecznych lokatach zadecydowało głosowanie w internecie, a tutaj chętnych
do wsparcia reprezentanta Kaszub nie
zabrakło. Aniela Wawrzyk, kustosz Muzeum Hymnu Narodowego, przyznaje,
że zwycięstwo w konkursie było możliwe m.in. dzięki aktywności szkół noszących imię Józefa Wybickiego, których
w kraju jest około 50. Szczególne zaangażowanie wykazali uczniowie Zespołu
Szkół Rolniczych im. Józefa Wybickiego
w Bolesławowie oraz Szkół „Lingwisty”,
prowadzonych przez Nadbałtyckie Centrum Edukacji „Oświata – Lingwista”
w Gdańsku. W sumie na Dąb Wybickiego oddano ponad 8 tys. głosów.
Oznaczało to nie tylko zwycięstwo
i tytuł Drzewa Roku 2013 w Polsce, ale
też otwarcie drogi do rywalizacji na
szczeblu europejskim, gdzie oczywiście
o wygraną było zdecydowanie trudniej.
Wprawdzie internauci mogli wybierać
tylko spośród dziesięciu propozycji, za
to walka o głosy była wyjątkowo zacięta. Szybko okazało się, że faworytami jest
wiąz rosnący w Sliwen w Bułgarii oraz
grusza pospolita z węgierskiego Gödöllő.
Na drzewa te oddano odpowiednio: 77,5
tys. i prawie 37 tys. głosów. Dąb Wybickiego zebrał 16,8 tys. głosów, zajmując
tym samym trzecie miejsce. Wprawdzie
ubiegłoroczny polski kandydat, czyli platan z Kóz w Śląskiem, zajął w konkursie
drugie miejsce, ale zdobył mniej głosów
niż okaz z Będomina.
Sława dłuższa niż pięć minut
Gala wręczenia nagród w plebiscycie
na Europejskie Drzewo Roku odbyła się
w siedzibie Parlamentu Europejskiego
w Brukseli. Podczas uroczystości zaprezentowano poszczególne okazy, dzięki
czemu w samym sercu Unii Europejskiej
można było usłyszeć, czym jest „Oak Wybicki” (ang. Dąb Wybickiego) i dlaczego
jest on tak ważny.
Aniela Wawrzyk zdradza, że w ślad
za rozgłosem, jaki przysporzył drzewu
z Będomina udział w plebiscytach, zainteresowanie nim wyrazili specjaliści
z Arboretum w Kórniku. Chcieliby oni
pobrać próbki do badań. Kto wie, może
doczekamy się w Polsce potomków
dębu? Jeśli tak, będzie to jeszcze jeden
powód do satysfakcji, jednak niezależnie od sukcesów i całej wrzawy wokół
Dębu Wybickiego i tak warto odwiedzić
Będomin, bo jest to po prostu miejsce
magiczne.
POMERANIA MAJ 2014
Z KOCIEWIA
Potrzeba skrzydeł
MARIA
PA J Ą KO W S K A – K E N S I K
W obszarze skojarzeń związanych z hasłem „wiosna” mieści się wyraz – zadanie: porządki. Minęła Wielkanoc, więc
ogólnie mamy je za sobą. Teraz wystarczy porządek utrzymywać. Nie wolno
zapomnieć o Dniu Ziemi, wielkiej akcji
– sprzątanie świata, byle nie popaść w obsesję i całego życia nie zamienić na sprzątanie, co grozi bardziej kobietom. Jedną
z form „czynienia sobie ziemi poddanej”
jest według mnie czynienie ładu wokół
swego podwórka i dalej. W czasach „cywilizacyjnego niedosytu” było to łatwiejsze. Teraz od przybytku (nadmiernego
często) głowa jednak boli. I mamy dosyt,
a nawet zbyt często przesyt. W głowie
też. Jak tu uporządkować kręte myśli,
splątane z nimi uparte marzenia, czyjeś
mądre myśli zamienione w cytaty czekające na ujawnienie, kolorowe pomidorki,
zielony wiatr, namolne chęci, same ważne polskie sprawy i ukraińskie coraz wyraźniejsze niepokoje…
Coraz trudniej jest utrzymać się na
swojej stecce, co to miała być życiową
drogą w górę. Czy to rozrzutność Stwórcy, czy nasze zbyt wielkie nienasycenie
spycha nas w labirynt wielowymiarowej
rzeczywistości? I jak tu być szczęśliwym
Syzyfem? Wiem, sztuka wyboru… Całe
życie trzeba się jej uczyć, choć rokowania
są marne.
Powyższe myśli powstały po lekturze świetnego tekstu Tomasza Fopke
w marcowej „Pomeranii” („Z braku…
warków”). Kiedyś zatrzymały mnie jego
erotyki, zmysłową a jednocześnie bardzo
delikatną, finezyjną metafizyką. Teraz
mistrzostwo słowa w kategorii tekst po
kaszubsku. Studentów muszę kolejny raz
zadziwić bogactwem kaszubszczyzny.
Tekst T. Fopkego uskrzydla bogactwem
słowa, a przecież szczególnie wiosną
niewskazane jest prymitywne człapanie po ziemi. Właśnie poezja, choćby jej
okruchy, dodają skrzydeł. Na świecie robi
się jaśniej. Na Kociewiu poezją, która rozświetla mroki codzienności, są teksty śp.
Zygmunta Bukowskiego. Mam w swoich
zbiorach wiele poetyckich listów od niego i tu – muszę się pochwalić – rękopis
jego wiersza napisanego po kociewsku.
Dobra „kociewskość” uskrzydla mnie
od lat. Przymiotnik „kociewski” od razu
jest zachętą do działania. Występować
może we wszystkich gramatycznych
rodzajach. Nawet w męskoosobowym
(np. kociewscy bohaterowie, choć w gwarze będą to nadal kociewskie bohatery).
Swojskość, zwyczajny rytm życia na pomorskiej ziemi, wszystkie dole i niedole,
wielkie świętowania (np. przyszłoroczny
V Kongres) prozę rzeczywistości zamieniają często w poezję, tak bliską nam,
regionalistom.
Regionaliści (kiedyś często nauczy­
ciele czy księża, co kolejny raz po­twier­
dza nowy tom Słownika biograficznego
Kociewia, którego autorem jest zasługujący na słowo „wybitny”, Ryszard
Szwoch) są tą grupą, która uniknęła
życia w grupie „zwykłych zjadaczy
chleba”, by pozwolić rosnąć skrzydłom.
To Juliusz Słowacki pragnął zjadaczy
chleba przemienić w anioły. Zadanie
do dziś aktualne, dobrze, że poeta
dawno i trafnie to określił. Skrzydła
są darem, za który trzeba Bogu dziękować. Nie zostawiać ich w szatni, nie
zamykać w szałerkach. Unosząc się ponad codzienność, trzeba czuwać, by nie
odfrunąć od sensu. Pomocą są duchowe
drogowskazy. W czasie dla Polaków niezwykłym, jakim jest wielkie wydarzenie
– kanonizacja naszego Papieża, trzeba
koniecznie wrócić do Jego myśli. Warto
tu przypomnieć, co mówił o wierności
korzeniom: „Wierność korzeniom nie
oznacza mechanicznego kopiowania
wzorów z przeszłości. Wierność korzeniom jest zawsze twórcza, gotowa do
pójścia w głąb, otwarta na nowe wyzwania, wrażliwa na znaki czasu. Wyraża się
ona także w trosce o rozwój rodzinnej
kultury”. I jeszcze jedno cenne zdanie:
„Wierność korzeniom oznacza nade
wszystko umiejętność budowania organicznej więzi między odwiecznymi wartościami a wyzwaniami współczesnego
świata (…)”. Zrozumieć Jego nauczanie,
docenić i tak czynić. A to, że Jan Paweł II
był też na Kociewiu (w Pelplinie) i żył
w naszych czasach – jest wielkim darem,
szczęściem wyższej kategorii.
OFICJALNY
PORTAL
ZRZESZENIA
KASZUBSKO-POMORSKIEGO
AKTUALNOŚCI WYDARZENIA KOMUNIKATY MEDIA FOTORELACJE
POMERANIA MÔJ 2014
37
Magistersczi dokôz
ò kaszëbsczim w Lublanie
Radio Gdańsk, Na bôtach i w bòrach, 9.03.2014
[RG, Alicjô Pioch] (…) Pia Slogar ze Słowenie, chtërna sztudérëje na ùniwersytece
w Lublanie do nas, na Kaszëbë, przejacha
pisac ò kaszëbsczim jãzëkù swòjã magisterską robòtã. Białka badérëje nasz
jãzëk potoczny. Skądka takô ùdba?
[Pia Slogar] W Słowenii to studiuję
filologię polską i jeszcze drugi kierunek, to filologia czeska. A tutaj jestem
tylko na filologii polskiej. Wybrałam
sobie taki temat, kaszubski (…), co jest
trochę takie dziwne dla cudzoziemca.
Chciałam wybrać coś takiego, ponieważ
w Słowenii raczej się nie mówi o tym
na studiach. (…) to znaczy, że albo
profesorowie są z południa Polski i nie
wiedzą też dużo, albo nie chcą mówić
na ten temat, co się dzieje z Kaszubami.
Zaczęłam pisać pracę na temat języka
kaszubskiego, ale ograniczyłam się do
tematu potocyzmów w języku. I piszę
tutaj pracę u doktor Małgorzaty Klinkosz. (…) dopiero zaczęłam się uczyć
kaszubskiego, (…) zaczęłam chodzić
na lektorat kaszubskiego, żeby w ogóle można było zacząć z pisaniem pracy,
poszukiwaniem słownika, żebym nie
miała z tym kłopotów. Tak że na razie
jeszcze nie mówię, ale całkiem dobrze
rozumiem, zwłaszcza jeżeli mam coś
napisane, bo mam takie poczucie czasami, dziwne, ale że jest jakieś połączenie z gwarami słoweńskimi, także
z tego regionu, co ja pochodzę. Widzę,
że są bardzo podobne słowa, a zwłaszcza (…) etymologia. Na razie wygląda
to tak, że przez pół roku, przyjechałam
tutaj we wrześniu, szukałam materiału
(…), to było tylko zbieranie materiału,
teraz zaczęłam z analizą wszystkich
tych słówek (…). Muszę podziękować
pani Klinkosz, że mnie wprowadziła
w to środowisko, zapoznała z różnymi
38
studentami (…), tak że od nich zaczęłam potem czerpać [potoczne słowa].
(…) Na razie zebrałam ponad 100 słówek (…), zdecydowałam, że to już dosyć
[żeby to zanalizować, przepracować].
(…). Zrobię to 100 słówek i może będzie to podstawa dla kogoś innego, bo
u mnie to jest tylko praca magisterska.
(…) To są takie bardzo ogólne słówka,
jak dzãks, trzim sã. (…) Nie sprawdziłam, czy istnieje jakaś szkoła letnia kaszubskiego, może jeszcze zostanę (…)
i się nauczę [kaszubskiego]. Na razie
to przez słowniki się teraz uczę i przez
programy telewizyjne. Żeby się języka
nauczyć, trzeba wyjeżdżać, nauczyłam
się polskiego na szkołach letnich. (…)
Czë jãzëk kaszëbsczi
je sfeminizowóny?
Radio Gdańsk, Klëka, 10.03.2014
[RG, Magdaléna òd Kropidłowsczich]
W pòlaszëznie dérëje diskùsjô, czë
mòżna gadac „profesorka”, „psycholożka” (…). Timczasã w kaszëbiznie te
białogłowsczé fòrmë są òd wiedno. Ò
(…) jãzëkòwé zawiłoscë mómë spitóné
specjalistkã z Radzëznë Kaszëbsczégò
Jãzëka Danutã Pioch.
[Danuta Pioch] Mòże to je përzinkã
za wiele pòwiedzoné „sfeminizowóny”, ale cos w tim pewno je. Bò jak sã
przezdrzimë na frekwencjã rozmajitëch
zakùńczeniów w jistnikach chòcbë le,
jak pòpatrzimë na zmianë w ôrtach, to
mòżna sobie pewno taką tezã ùsadzëc,
że w kaszëbiznie ten białgłowsczi ôrt
mô dosc tëli do gôdaniô. (…)
Pòwiedzenié, że fòrmë białgłowsczé są tu czãsté i bòkadné w wariantë,
to nie je za wiele pòwiedzóné. (…)
jak sã przezdrzimë na taką òdmianã
jistnikòwą, gdze mómë zmianã ôrtu
z chłopsczégò na białgłowsczi abò
z dzecnégò na białgłowsczi (…), to je
tegò dosc tëli. Tu mòżemë pòdac na
przëmiar chòcbë: „ten cień” – ta céniô
czë „ten dyszel” – ta diszla pò kaszëbskù
(…) abò „to płuco” (…), a pò kaszëbskù
– ta płëc. (…) Cekawą taką znanką téż
je to, że (…) mómë taczé dosc produktiwné znankòwniczi białgłowsczégò
ôr tu, chtërne pòwstôwają przë
ùżëcym formantów -owa abò -ina, co
w pòlaszëznie raczej sã nie zdôrzô.
Më doch znajemë taczé kaszëbsczé
pòwiedzenia, że to je bratowa córka
czë (…) sąsadowô czôpka (…) szewcowô robòta (…), pò pòlskù (…) ùżiwómë
jistników i gôdómë (…) „praca szewca”
czë „czapka sąsiada”. (…) czë téż z formantoma -ina gôdómë, że to je mëmina
tasza (…). Niejedne jistniczi białczégò
ôrtu mają téż taczé òbòczné formantë:
dłëgszé i krótszé, co téż w pòlaszëznie
raczej sã nie zdôrzô. Më mómë ta szérzô,
ale téż ta szérzawa, czëli twòrzimë cos
z kùnôszkã -ô abò -awa, czë mómë
dłużô i dłużawa (…), mòmë tëch formantów òbòcznëch w tim białgłowsczim ôrce wiãcy. Pòpùlarné téż są
taczé dëbeltné formantë w słowach
zakùńczonëch na „w” abò „wia”.
W pòlaszëznie je w tim placu jeden
formant blós, a më mómë (…) wietew abò wietwia. (…) kaszëbizna mô
tëch formantów wiãcy i przez to je
bògatszô. (…) Baro cekawô rzecz to je
dërchem dosc wiôlgô produktiwnosc
formantów -ica, -ëca (…) Ten formant
-ica fónksnérëje na przëmiar do nazwaniô samiców zwierzãt, i mómë: ta
pawica, ta wróblëca (…), w pòlaszëznie
téż mómë ten formant, ale ju rzôdkò
ùżiwóny, mówimë: „to jest samica
wróbla”, mało móm czëté, żebë chtos
dzysô gôdôł, że to je „wróblica”. (…)
Te formantë téż fónksnérëją na nazwanié taczich rzeczi, jak: zëmnica,
mòklëca (…) w pòlaszëznie mómë,
„że jest zimno” abò „że ktoś się oblał
potem”. Në i formant -ka, chtëren je
baro produktiwny, mô ò wiele szerszé
ùżëcé niżlë w pòlaszëznie, co bë mògło
òznaczac, że te białgłowsczé fòrmë
są dërch jesz w szerszim ùżëcym, na
przëmiar gôdómë, że to je doktorka,
pò pòlskù raczej pòwiémë: „pani doktor”, na Kaszëbach nicht nie jidze do
„pani doktor”, leno do doktorczi (…).
I jesz jedna takô dosc czekawô rzecz
tikającô sã nôzwësków białków, tu
z tim formantã -ka twòrzi sã baro wiele nôzwësków białgłowsczich, wiãcy
niż w pòlaszëznie, bò osoblëwie te
zakùńczoné spółzwãkã, na przëmiar
Pioch, Grad, Nowak, to je wiedno Pioszka, Gradka, Nowaczka. I pamiãtóm taczé czekawé zdarzenié, jak jedna białka tu [na Kaszëbë] przëszła i bëła baro
zdzëwionô, że gôdają na niã Gradka. To
POMERANIA MAJ 2014
Z ŻYCIA PODCHORĄŻÓWKI ZRZESZENIA
ji nie pasowało, bò òna bëła Pòlôszką
i nie znała naszich tu kaszëbsczich
zwëków. Baro sã dzëwòwała temù,
że lëdze tu gôdają na niã Gradka, kò
òna je Grad i pòwinna bëc: Gradowa.
A jô gôdóm: Ale të jes na Kaszëbach
i mùszisz wiedzec, że formant -owa ù
nas ni mô nic do robòtë, a ten formant
-ka je baro pòpùlarny, i temù të jes Gradka, jô jem Pioszka. A w tëch formantach
zakùńczonëch na samòzwãk, në to sufiks -en tu ù nas mô wiele do robòtë.
I tedë to je Brézenô, Trëbienô, chòc téż
móm czëté, że zamiast Trëbienô gôdają Trëbinka, czëli formant -ka zaczinô
sobie zwëskiwac baro szeroczé pòle
ùżëcégò. (…)
Sadzymë las
Telewizja Wybrzeże (TW), Teletronikowa Klëka, 4.04.2014
[TW, Pioter Szëca] Las w Mirochòwie
pòwiãksził sã ò 2 tësące nowëch drzewów. Wszëtkò to przez akcjã „Sadzymë
las na nowé 90 lat”. (...)
[Elżbieta Gostkowska, Nadleśniczy
Nadleśnictwa Kartuzy] Zaprosiliśmy
(…) społeczność kartuską do posadzenia z nami lasu z okazji 90-lecia powstania Lasów Państwowych. I pod takim
hasłem „Sadzimy las na przyszłe 90 lat”.
[TW] Spòtkac mòżna bëło całé
rodzënë z dzecama, ale i lëdzy ze swiata pòliticzi.
[Stanisław Lamczyk, poseł na Sejm
RP] Akcja bardzo potrzebna, żeby (…)
utrzymać świadomość, jakie duże znaczenie ma las dla Polski, bo jak wiemy,
lasy w Polsce są wielkim kapitałem narodowym.
[TW] Sadzenié drzewów to aktiwné
spãdzenié wòlnégò czasu, ale i dobrô
zabawa, i téż edukacjô.
[ks. Grzegorz Kudelski, wicedyrektor Katolickiego Liceum i Gimnazjum
w Kartuzach] Ja myślę, że to (…) edukacja. Dla młodzieży to jest bardzo ważne,
tym bardziej, że można ich namówić na
to, by potem odwiedzali ten las i swoje
drzewa (…). Mam (…) takie wspomnienie, kiedy sadziłem jako dzieciak las
i potem odwiedzaliśmy te drzewa, i patrzyliśmy, jak one pięknie rosną. Próbuję
wszczepić młodzieży takie zainteresowanie przyrodą.
(…)
POMERANIA MÔJ 2014
Żdającë
na nowégò Cenôwã
Jô mëszlã, że te miónczi mògą ùsôdzac przindné kaszëbskò-pòmòrsczé
elitë. Chto wié, czë w karnie bëtników ni ma czasã nowégò Cenôwë
abò Majkòwsczégò – rzekł nama Janusz Prëczkòwsczi, dobiwca
pierszégò môla w latosy edicje Miónków Wiédzë ò Pòmòrzim.
Wząc w nich ùdzél mòże kòżdi, chto interesëje sã geògrafią,
historią i lëteraturą najégò regionu. Kònkùrs òd lat je ùwôżóny
przez szkólnëch a ùczniów. Dlô tëch òstatnëch nie je to leno
leżnosc do dostaniô wôrtnëch nôdgrodów, ale téż do pòznaniô
jinszich młodëch lëdzy, co interesëją sã swòjim òkòlim.
A D R I A N WAT KO W S K I
Nót je wiedzec, skądka sã pòchôdô
Finał XXVII edicji Miónków Wiédzë
ò Pòmòrzim béł 29 strëmiannika. Je­
gò przédnym òrganizatorã je Karno
Sztu­dérów Pòmòraniô. Na pëtania
z historie, geògrafie a lëteraturë òdpò­
wiô­dało trzëdzescë dzewiãc ùcz­niôw
z wëżigimnazjowëch szkòłów w pò­
mòrsczim wòjewództwie.
Jednym z nich béł Wincent Klein
z Lëzëna, ùczéń II klasë Elektricznégò
Technikùm w Wejrowie. Na codzéń dzejô w szkòłowim kółkù téatralnym. Sztudérowac chce na Gduńsczi Pòlitechnice
abò w Mòrsczi Akademie. Jegò òjc mô
gbùrstwò, tej Wincent wié, jak wëzdrzi
robòta na rolë. W miónkach bierze ùdzél
„pierszi, le nié slédny rôz”. Żlë gò spëtac,
dlôcze w nich wëstartowôł, scwierdzô, że wiôldżi cësk na jegò ùdbã mia
sostra. Òna téż, dzesãc lat przódë, bëła
na kònkùrsu. Òkróm te wedle niegò,
jak chtos sã ùwôżô za Kaszëbã, to mùszi
wiedzec, skąd pòchôdô. Żlë bë mie spëtelë ò
Kaszëbë, to jô mùszã rozmiec òdpòwiedzec
– pòdsztrichiwô.
Anetã Kreftã, ùczennicã I Òglowò­
sztôłcącégò Liceùm (ÒL) miona Hieronima Derdowsczégò w Kartuzach, do
miónków przënãcëlë sztudérzë, òb czas
Remùsowi Karë. Jô mògã so wdarzëc
òsoblëwi czas na warkòwniach i lëdzy, co to
wszëtkò ùsôdzëlë. I dlôte jô chca wząc ùdzél
w tëch miónkach. Aneta pòdsztrichiwô
téż, jak wôżné są dlô ni kaszëbsczé
sprawë: Jãzëk a kùltura kaszëbskô wiedno
bãdą bliskò mòjégò serca, jô bë sã nigdë jich
nie wërzekła.
Wiédzã wôrt je sprôwdzac
Ò dzewiąti reno zaczął sã drëdżi etap
miónków. Dostelë sã do niegò ti, co
nôlepi napiselë szkòłowé eliminacje.
W wiôldżi aùlë Filologicznégò Wëdzélu
Gduńsczégò Ùniwersytetu (GÙ) ùcz­
niowie òdpòwiôdelë na szescdzesąt
pëtaniów. Na zalë bëło mést cëchò,
a na kòżdi skarni widzec bëło skùpienié.
Kòżdi chcôł dostac sã do finału.
Òb czas przerwë midzë etapama
bëtnicë zwiedzëlë kampùs GÙ. Jakno
prowadnicë wëstąpilë pòmòrańcë.
Ùczniowie mòglë òbôczëc Mùzeùm
Kriminalisticzi na Wëdzélu Prawa
a Administracje, nowòczasny Wëdzél
Spòlëznowëch Nôùków, dowiedzec sã
czegòs o ùniwersytecczi bibliotece. Béł
téż czas na òdjimk całégò karna pòd
sztaturą jednégò z patronów ùczebni
– Krësztofa Celestina Mrongòwiusza,
protestancczégò pastora, jednégò
z pierszich, co zajãlë sã badérowanim
kaszëbsczégò jãzëka a kùlturë, patrona
2014 rokù w Kaszëbskò-Pòmòrsczim
Zrzeszenim. Pòtemù, znôwù w aùlë,
39
Z ŻYCIA PODCHORĄŻÓWKI ZRZESZENIA
zaprezentowało sã Karno Sztudérów
Pòmòraniô i jesz òstôł przedstawiony
nowi czerënk na GÙ – kaszëbskô etnofilologiô.
Ò pierszi pò pôłnim zaczął sã trzecy,
gãbny etap miónków. Sédmë nôlepszich
losowało pò jednym pëtanim z kòżdi
wietwie wiédzë. W karnie òbsądzëcelów
bëlë: dr Michôł Kargùl (historiô), dr Éwa
Grucza (lëteratura), dr hab. Joana Fac-Beneda (geògrafiô). Ni ma wiele kònkùrsów, chtërnëch
bëtnicë mùszą wëkazac sã wiédzą z różnëch
wietwiów nôùczi. Bëlno, że mómë Miónczi
Wiédzë ò Pòmòrzim. Pòzwôlają młodim
lëdzóm zdrëszëc sã z pòmòrsczima sprawama – pòdsztrichnął dr Michôł Kargùl.
Stolemną rolã miónków w ùsô­
dzanim regionalny juwernotë doceniwają téż szkólny. Kazmiérz Ickiewicz, znóny
kòcewsczi dzejôrz, szkólny òd historie
40
w Collegium Marianum, gôdô, że kònkùrs
rozkòscérzô wëstrzód młodëch nôwôżniészé
wôrtnotë, jaczé mô kòżdô môłô tatczëzna,
òsoblëwie wëstrzód ùczniów na Kòcewiu.
Tak samò mësli Wanda Lew-Czedrowskô, szkólnô òd kaszëbsczégò w I ÒL
miona Józefa Wëbicczégò w Kòscérznie:
miónczi przënãcywają mòjich ùczniów do
pòznôwaniô kaszëbsczégò jãzëka, historie
i kùlturë. Dzãka nim mògą ùwierzëc, że
wôrt je bëc Kaszëbą.
W finale pierszi môl zajął Janusz
Prëczkòwsczi, drëgô bëła Gracjana
Pòtrëkùs, a trzecy – Maksymilian Pluto-Prondzyńsczi. Dobiwcë, òkróm wôr­
tnëch nôdgrodów, dostalë téż in­deksë
na etnofilologiã kaszëbską.
Latosy dobiwca miónków, Janusz
Prëczkòwsczi je ùczniã drëdżi klasë
w I ÒL w Kartuzach. Jô baro ùwôżóm
Miónczi Wiédzë ò Pòmòrzim. Jô chcôł wząc
w nich ùdzél, żebë dowiedzec sã wiãcy
ò swòji historie i kùlturze. Téż chcôł jem
òdegrac sã za drëdżi môl łoni – smieje sã.
Kaszëbskô kùltura je dlô mie baro wôżnô.
Doma më gôdómë le pò kaszëbskù i chcemë
miec starã ò kaszëbsczé zwëczi a tradicje
– dodôwô dobiwca.
Z latosy edicji rôd są téż òrga­
nizatorzë, nôleżnicë Karna Sztudérów
Pòmòraniô. Dzél lëdzy, co bierze ùdzél
w tëch miónkach, zarô bãdze sztudérowac. Me chcemë, żebë naje miónczi
przëcygnãłë jich do dzejaniô w najim
karnie – gôdô Magdaléna Bigùs, przédniczka KS Pòmòraniô. Òrganizowanié
miónków nie bëłobë mòżlëwé bëz wspiarcô i pòmòcë spònsorów, chtërnëch latos
bëło wiele. Dzakùjemë jima za wszëtkò
– pòdsztrichiwô.
Do ùzdrzeniô za rok!
Tłómacził Môrcën Ùrbańsczi
Òdj. Matéùsz Czaja
POMERANIA MAJ 2014
BIÔTKA Ò PAMIÃC
Co z tôflą Sãdzëcczégò?
Wisała w kòritarzu biblioteczi. Pòtemù zdżinãła. Ti, chtërny bëlë przënãcony do ji òbzéraniô,
zaczãlë sã jiscëc. Òkôzało sã, że dali je, le w jinszim placu…
K A RO L Ë NA S E R KÒ W S KÔ
Jidze ò drzewianą tôflã ze szlachòtą
regionalëstë Francëszka Sãdzëcczégò,
chtërna bëła w Gduńsczi Bibliotece
Pòlsczi Akademii Nôùków. Je na ni nôdpis: „Pamięci Franciszka Sędzickiego
(1882–1957), działacza i poety kaszubskiego, pracownika Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk, Gdańsk
1982”. Niżi cytat „…Ciedë më chcemë,
tej më polsczi jesmë!!!” (1917). Na prosbã
naszégò Czëtińca, zadzëwòwónégò
znikniãcym tôf lë, jakô przez wiele lat bëła w widzałim môlu, jesmë
sprôwdzelë, co sã z nią stało.
Wëchôdô na to, że tôfla wcyg je
przistãpnô dlô kòżdégò, chto zazérô
do Biblioteczi, a leno zmieniła swój
plac. Terô je w Warkòwni Graficzi BG
PAN. Òbezdrzec jã mòżna pò rëchlészi
zapòwiedzë swòjégò przińdzeniô
i wëfùlowanim kôrtë czëtińca. Dlôcze
równak nie wisy ju w môlu, gdze widzôł jã kòżdi, chto le wszedł do Biblioteczi? Ò to jesmë zapitelë czerowniczkã
Dzélu Zbiorów Specjalnëch dr Anã
Walczak, chtërny słëchô Warkòwnia
Graficzi. Jak nama òdrzekła, przëczëną
je remònt bùdinkù, jaczi zrobiony
béł czile lat przódë. Czëde dérowa
przebùdowa scanów, òsta przeniosłô
do wspòmnióny warkòwni, żebë sã nie
niszczëła. Pòtemù zarechòwónô òstała
do mùzealnëch ekspònatów i wstãpno
zakònserwòwónô, bò zaczinała pãcac.
Terô je w bezpiecznym môlu.
Tej dlôcze òd razu pò remònce tôfla
nie òsta pòwieszonô nazôd na swòjim
placu? Ana Walczak pòdczorchiwô,
że to skùtk zmianë ùkładu scanów
POMERANIA MÔJ 2014
w kòritarzu biblioteczi, a nié złi wòlë.
Jedinô fela, jaką jesmë niespecjalno zrobilë,
to ta, że jesmë ni mielë starë, żebë tôfla pò
remònce trafiła nazôd na swój plac. I je
nama baro przikro – zagwësniwô. Na dokôz tegò, że robòtnicë òstrzódka nie chcą
zatacëc wëzdrzatkù ani téż dokònaniów
Francëszka Sãdzëcczégò, przëbôcziwô
ò lëteraturze i biografii kaszëbsczégò
dzejarza, chtërne są w zbiérach biblioteczi. Òkróm tegò pò przebùdowie
w przédnym kòritarzu môla pòwieszonô
òsta tôfla z nôzwëskama pierszich
pòwòjnowëch robòtników, w tim téż
Sãdzëcczégò. Biblioteka je dlô wszëtczich
lëdzy, dlôte nie planëjemë nick przed nima
tacëc. Pamiãc ò tim regionalëscë nigdë nie
bãdze przez nas niszczonô, bò jesmë fùl
pòdzywù dlô jegò ùrobkù. Nie chcemë téż
zacerac szlachów kaszëbiznë, wiedno mómë
starã zaznaczac nasze pòlsczé i regionalné
kòrzenie. Jesmë wdzãczny za przëbôczenié,
że tôfla znôwù mùszi wisec na scanie w naszi bibliotece – przekònëje Ana Walczak.
Pòług zagwësnieniów tôfla mô bëc
nazôd na scanie biblioteczi, le nie je jesz
wiedzec, gdze. PAN mô dwa bùdinczi
– starszi, w chtërnym je lëteratura do
1945 rokù, i tam dôwni wisôł wizerënk
Kaszëbë, a téż nowszi. W tim drëdżim
trzimóné są ksążczi i dokùmentë, jaczé pòwstałë pò 1945 r. Mòżlëwé, że
tôfla ze szlachòtą Sãdzëcczégò bãdze
w nowszim bùdinkù. Jak dodôwô czerowniczka Dzélu Zbiorów Specjalnëch,
wôżné bãdze zdanié plastika, chtëren
rozsądzywô, jak mô wëzdrzec bëne
biblioteczi. Terô, czej są dwa bùdinczi,
ùstawienié wszëtczich ekspònatów je
mùsz dobrze rozplanowac.
41
POMORSKIE HISTORIE
Rewianka znad Zalewu
Szczecińskiego
Na przełomie 2012 i 2013 r. Muzeum Pomorza w Greifswaldzie (Pommersches Landesmuseum), wraz z Muzeum Narodowym w Szczecinie oraz Fundacją Ośrodka Karta z Warszawy, realizowało projekt nagrań relacji biograficznych najstarszych mieszkańców Pomorza
Zachodniego. Rozmówcy opowiadali o swoim życiu, a nagrania prowadzono w miejscowościach rozsianych po całym Pomorzu. W Trzebieży, miejscowości położonej nad Zalewem
Szczecińskim, 13 km na północ od Polic, o swoich doświadczeniach opowiadała pani Gertruda
Kowalik, z domu Długa. Pani Gertruda urodziła się 17 marca 1927 roku w Rewie. Jej kaszubska
opowieść wpisuje się w bogatą już pamięć zbiorową o mieszkańcach tej rybackiej wioski. Jednak
perspektywa życia 350 km od rodzinnej miejscowości czyni z jej relacji wyjątkowe świadectwo
o dawnych stronach i losach rewian, którzy po wojnie wyruszyli na „dziki zachód”.
G E R T R U D A KO WA L I K
Rodzina
Dziadek Jan Długi pojechał do Ameryki,
żeby więcej pieniędzy zarobić. I zarobił
dużo pieniędzy. Pobudował dom dla córki i siebie, bo był żonaty już. Miał czworo
dzieci: Jana, Pawła, Józefa i Walentynę.
I tak razem mieszkali, a mój ojciec [Jan]
się ożenił z Anną Paszke, sąsiadką. Ale
mój dziadek nie chciał iść do Walentyny.
On powiedział: Ja zostanę, Anno, u ciebie
i u Jana. I my się razem z nim chowali. Przy tym dziadku. (…) Był to długi,
dwurodzinny dom. Z każdej strony było
wejście i wyjście. Jedno do ulicy, jedno
do podwórka. Jak się wjeżdżało w Rewę,
to prosto z daleka już się widziało nasz
dom. (…)
Mój ojciec zajmował się żeglarstwem.
On dostał po dziadku jeden żaglowiec.
I on tym żaglowcem tak samo pływał.
Potem dziadek chodził zawsze nad wodę
i patrzył na „Arvina”, kiedy ojciec wraca.
Ojciec pływał do wojny na tym żaglowcu,
aż zachorował, bo miał wypadek na tym
statku. I wtedy, po jakich trzech miesiącach, zmarł. Bo coś z sercem miał i zmarł.
(…) Mama zachorowała, bo tak mówili,
42
że jak tata przyjechał do domu tym żaglowcem, to był silny wiatr w nocy, a ona
ubrała się tylko tak lekko i w letniej koszuli poleciała nad wodę. Nad morze patrzeć,
czy ten Jan już wrócił. Bo to taki sztorm.
I tam dostała zapalenie płuc. I zmarła na
zapalenie płuc.
Ryby
Dużo ryb my jedli w Rewie. Bardzo
dużo ryb. Jak nie było wiatru i na morze wyjechali, to trzy dni w tygodniu
była ryba. Różna. Flądra, łosoś, śledź,
szczupak, okoń, różna ryba. A ja miałam dziewięć lat, to ja już umiałam ryby
czyścić. Oj, tak czyściłam ryby, jak nie
wiem. A ja, tak twierdzę, w moim życiu,
że ja już mam tonę ryb wyczyszczone.
Od dziewięć lat do osiemdziesiąt lat. (…)
I był mróz, zima silna, wiatr taki.
I dużo śledzi było. Taka ławica śledzi (…).
I lód te śledzie przegarnął do brzegu. A rewianie wtedy wzięli grabie, jakie kto miał,
czy drewniane od siana, czy takie grabki
z ogrodu. Brali sobie wannę w dwie osoby, wiadra, kosze i poszli łowić grabiami
te śledzie. Bo woda wyrzucała, ten lód, te
śledzie na brzeg. Ile tam ludzie mieli tych
śledzi wyłowione. Wzięli sobie wannę,
to trzy czwarte wanny przynieśli tych
śledzi. To było takie wydarzenie w Rewie.
To ja pamiętam dobrze.
Wojna
Dzień wybuchu wojny. Bardzo pamiętam. To było pierwszego września. (…)
A następny dzień to my rano, o godzinie
szóstej, wychodzimy na dwór, bo oni na
wodę jechali. To oni mówią już: Wstawajcie, wstawajcie, bo już ta wojna jest.
To jechały samoloty niemieckie, takie
bombowce, to dawniej mówili. (…) Coś
strasznego. A słońce tak świeciło, tak
ładnie było. To pamiętam. To był wybuch
wojny. Taka była wojna, co ja pamiętam
Babcia zmarła w czasie ostrzału
Rewy. (…) Ale ja jej nie widziałam, jak
zmarła. Wtedy wujek, jej syn, zbił taką
skrzynię z desek, ją włożyli w tą skrzynię i pochowali nad wodą. Bo nie można było jechać z nią na cmentarz do Kosakowa (…). I tam leżała przez ten front.
Aż się skończyło i wtedy wujek wziął ją
wykopał i zawiózł na cmentarz.
Koniec wojny
Kiedy była wojna, mój rodzinny dom został opuszczony. Tam nikt nie mieszkał.
Był zamknięty. Ale z Hamburga zgłosili
się trzy panie do Rewy, że oni by chcieli
POMERANIA MAJ 2014
POMORSKIE HISTORIE
z Hamburga po prostu wyjechać, uciec
przed wojną. To wtedy oni nam zapłacili
parę groszy. Marek to było, nie pamiętam
ile. I my ich wzięli. Oni tam mieszkali.
Bardzo fajne kobietki. I ta jedna miała złoty pierścionek i łańcuszek. W dawnych
latach to było coś. Jak już się skończyła
wojna, to ich wysiedlali z powrotem do
Niemiec. Bo one były Niemki. I wtedy ona
dawała złoto ciotce Kunatce, ale ona nie
chciała tego. Ona mówi: To jest wasze. Ja
tego nie chcę. Zatrzymajcie sobie. A one się
bały, że im to Ruscy wezmą. Rosjanie. Ale
tak pojechali z tym złotem. (…)
Rosjanie tak weszli... Tak na dziko to
było. Wszyscy ludzie się bali. Bardzo się
ludzie bali. Kobiety młode chowali się
za szafy. Przysuwali te szafy, bo oni...
Jednym słowem napadali na kobiety.
Szukali wódki, wódki. Nawet denaturatu chcieli. Tak było. (…)
Rosjanie mojemu wujkowi zabrali
jednego konia, czarnego. On miał dwa.
Rosjanie pijani byli. Sobie gadają, gadają. Jadą wozem. A konia z tyłu uwiązali.
A moja siostra była bardzo odważna.
Ja to byłam taka lękliwa. (...) Ona nic
więcej, tylko wzięła noża i za tymi żołnierzami leci, bo to było we wiosce. (…)
ucięła sznurek, a oni pijani, gadają. Konia wzięła i przyprowadziła do domu.
Oni jadą bez konia. Do dzisiaj dnia ona
to opowiada. Że ona Rosjanom ukradła
konia. Naszego konia ja ukradłam.
Na „dziki zachód”
Było to już po wojnie. Nasz sąsiad wybrał
się do Trzebieży. Mówi: Jedziemy tam, na
dziki zachód. Bo inaczej nie mówili, tylko
„dziki zachód”. Będziemy tam łowić. Tam
prawdopodobnież dużo ryb jest. Weźmiemy
dwa kutry, weźmiemy pożyczki i pojedziemy tam ryby łowić. I tak się stało. W sumie w pięciu pojechali. Ryba bardzo dobrze szła. Jeden kuter się nazywał Nela,
jeden się nazywał Marta. Po swoich panienkach oni dali imiona tym kutrom.
Łowili. Ale jak? Mężczyźni, pięciu
mężczyzn bez kobiety? Nie dadzą sobie
rady, bo trzeba ugotować i sprzątnąć.
Więc pojechała córka tego sąsiada na
ten zachód, tu, dziki. I ona tu coś była
trzy miesiące. Po trzech miesiącach pojechałam ja. Oni mnie tak po prostu wydelegowali. Jedź, jedź, ty gotować umiesz.
(…) Ja tak dosyć umiałam. Dobrze mnie
nauczyli, nic nie powiem. Wszystkiego
POMERANIA MÔJ 2014
Gertruda Kowalik w swoim domu w Trzebieży. Autorem zdjęcia jest Dominik Czapigo,
koordynator programu „Historia Mówiona” Ośrodka Karta, który w Trzebieży
prowadził rozmowę z panią Gertrudą.
mnie dobrze wyuczyli. I ja pojechałam.
Byłam tu też do Gwiazdki. Na Gwiazdkę
my jechali do domu. Potem była zima. To
byłam w Rewie (…). Wszyscy byli. Jeden
tylko tu był, kutrów pilnował. I obrębywał, żeby kutry nie zatonęły, bo był mróz
i trzeba obrąbywać wtedy swoje kutry.
I znowuż na wiosnę jechałam, i tak tu
znowu byłam. I znaliśmy się tu wszyscy.
Wesoło było, dobrze było. Ludzie byli bardzo mili, bardzo się szanowali. (…)
I tam zapoznałam swojego męża.
Mój mąż przyjechał z Chojnic. Aż dogadaliśmy się, że się pobierzem. I przyjechałam do Trzebieży. Tu mój mąż
w tym domu mieszkał już. Jak on tu
przyszedł, to była ta pani, ta [poprzednia] właścicielka [domu] z mężem. Ten
mąż zmarł. Pochowali go tu na cmentarz, na niemiecki cmentarz (…), ale nie
wiem, gdzie. I ona z nim była, ta Niemka. On umiał po niemiecku tak trochu
i ona chciała, żeby on tu był. Bo ona się
bała sama. On pojechał na wodę raz. To
on idzie, a [Rosjanie] ją już na wóz pakują, że ją wywiozą. Ale on mówi: Nie. Ona
jest jego gospodyni, ona tu będzie. I została. Ale po jakimś czasie znowu Rosjanie
przyjechali i znowu ją na wóz wzięli,
i wywieźli. Bo już jego nie było.
I ja tu zamieszkałam. Na tej ulicy, co
ja mieszkam od 1950 roku do dziś (…).
To ludzi tu, jak przyjechałam, nikogo
nie było. Ja jedna sama kołek tu byłam.
I mój mąż. On jeździł na wodę, był rybakiem. Na łodzi jak był, to jeździł tu
na wodę, a potem poszedł na kutry
i z kutrami oni jechali do Kołobrzegu,
Świnoujścia i nie było go w domu trzy
tygodnie, miesiąc, dwa tygodnie. Różnie było. I ja tu sama była. Co ja strachu
sama wyżyłam, to do dzisiaj tego nie
zapomnę. Ja się strasznie tu bałam, bo
nikogo na ulicy nie było. (…) I jeszcze
mój mąż mówi: Jak ktoś przyjdzie, zapuka do okna, to nikogo nie puszczaj, bo to
mogą być Rosjanie. Ale ja tych Rosjanów
tu już nie widziałam. Tylko możesz puścić, jak przyjdzie Banach. To jest sołtys.
Jego możesz wpuścić tedy z nimi, ale sama
nikogo nie puszczaj. No nie. I całe szczęście nikt nie przyszedł. A co wyżyłam
stracha, to wyżyłam.
Męża miałam rybaka. Był magazynierem, a potem został wysłany do Gdyni na klasyfikatora. I miał do czynienia
całe życie z rybą. Przez czterdzieści
sześć lat. Z węgorzami. On był magazynier węgorzy, klasyfikator właściwie
węgorzy. A mój syn jest teraz rybakiem.
I on mi też rybkę przyniesie, a ja ino
czyszczę te rybki i czyszczę. A jak wnuki przyjadą, a trzeba rybkę wyczyścić,
a trzeba usmażyć, a trzeba tak...
Przygotowanie tekstu Andrzej Hoja
43
Z POŁUDNIA
Balsam dla uszu
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Kampanie wyborcze w zasadzie niewiele różnią się od siebie, wirtualnych prezentów. Na pierwszy plan wysuwa się obietbez względu na to, czy wybierać mamy przedstawicieli do nica zapewnienia powszechnego dobrobytu, natychmiast
po wygranych wyborach, jak
własnej gminy, czy do Brukseli. Oprócz tego, że rywaliObiecywanie gruszek na za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, ale bardzo dobrze jest
zujące partie mniej starają
wierzbie nie jest właści- też obiecać niezwłoczne, oczysię o to, by jak najkorzystniej
zaprezentować siebie i swój
wością lewej bądź prawej wiście po zwycięstwie, rozwiązanie jakichś spraw lokalprogram, a więcej zależy im
strony sceny politycznej, nych. Trzeba tylko wiedzieć,
na przedstawieniu w złym
wszystkie ugrupowania co wyborcy w danym mieście
świetle przeciwników, zwłaszcza aktualnie rządzących,
ulegają pokusie uwodzenia i okolicy pragnęliby usłyszeć,
wówczas aplauz dla kandydaostatnie miesiące i tygodnie
wyborców za pomocą ta murowany.
przed każdymi wyborami,
Znamy wszyscy anegdotkę
to prawdziwy festiwal obietwirtualnych prezentów.
o tym, jak zapędził się w obietnic. Obiecywanie gruszek na
nicach pewien mówca wiecowy:
wierzbie nie jest właściwością
– Zbudujemy wam most!
lewej bądź prawej strony sceny politycznej, wszystkie ugru– Ale przecież nie mamy rzeki.
powania ulegają pokusie uwodzenia wyborców za pomocą
Balzam dlô uszów
Welowné kampanie tak pò prôwdze są do se mòcno pòdobné,
bez znaczeniégò, czë wëbierac mómë przedstôwców do swòji
gminë, czë do Brukselë. Òkróm tegò, że wespółzgrôwającé
partie mało starają sã ò to, żebë nôlepi pòkazac sebie i swój
program, wiãcy jima zanôlégô na tim, żebë jak nôgòrzi
przedstawic procëmników, a nôbarżi tëch, chtërny terôczas
rządzą, òstatné miesące i tidzénie przed kòżdima wëbòrama
zamieniwają sã w prôwdzëwą rozegracjã przërzeczeniów.
Òbiecywanié òmanów nie je znakòwizną lewi abò prawi
starnë pòlitëczny scenë, wszësczé zgrupòwania pòddają sã
pòkùse kùszeniégò welowników wirtualnyma darënkama.
W przódk wëstãpùje òbiecënk zagwësnieniégò òglowi
bòkadoscë, zarô pò tim, jak wëbòrë bãdą wëgróné, jakbë dotknął czarzną witką, baro dobrze je téż òbiecac nieòdsuwno,
gwësno pò dobëcym, rozrzeszenié jaczi sprawë môlowi.
Trzeba le wiedzec, co wëbiérający w swòjim miesce i òkòlim
chcelëbë czëc, wtenczas aplaùz dlô kandidata je pewny.
Wszëscë znómë przëpòwiôstkã ò tim, jak jeden wiecowi
gôdôcz przegalopòwôł sã w òbiecënkach:
– Pòstawimë wama mòst!
– Më doch ni mómë rzéczi.
– To nic nie szkòdzy, wëkòpiemë rzékã!
44
Tim razã nie jidze ò rzékã, ale ò przekòpanié jo,
a pò prôwdze ò przepòłowienié Mierzeji òd Wisłë. Projekt
przekòpù je znóny i zachwôliwóny (przez niechtërnëch) òd
lat, le diskùsyjny, z jedny starnë bùdzy rozpôlënk, a z drëdżi
– strach. Jesz nicht nie wëwôżôł z jedny starnë zwësków
gòspòdarczich (i turistëcznëch), z drëdżi starnë wësoczich
kòsztów pòdjimiznë i przede wszëtczim szkòdë ekòlogiczny
nié do ùprawieniégò. Òbiecënk, że Elbląg dzãka przekòpanim
mierzeji stanie sã trzecym pòrtã Rzeczëpòspòliti, to je czëstô
ùtopiô. Ale rôd je czëc to wszëtkò, kò to balzam dlô ùszów.
Jesz jeden òbiecënk wrôcô przed kòżdima wëbòrama czej
bùmerang, a je to kùszący zwid wòjewództwa strzodkòwò-pòmòrsczégò. Nawetka czejbë to bëło mòżlëwé, cãżkò
wëòbrazëc so sztôłt tegò wòjewództwa, przed refòrmą
samòrządową przecã bëłë dwa; wej chtëren z gardów, co bëłë
tedë miastama wòjewódzczima – Słëpsk czë Kòszalin – dôłbë
sã zdominowac drëdżémù? Sóm nie wierzã w wëtrzëmałi
zrzeszënk kòszalińskò-słëpsczi. Pòliticë zeswiôdczający drénëjącym głosã pòwòłanié trzecégò wòjewództwa
pòmòrsczégò, pewno nie wiedzą, co gôdają, abò bezwstidno
podskacywają niezjisconą bùsznotã môlowëch elit, a przë
leżnoscë przestarzałą zëmną wòjnã.
POMERANIA MAJ 2014
Z PÔŁNIA
– Nie szkodzi, wykopiemy rzekę!
Tym razem nie o rzekę chodzi, ale o przekopywanie jak
najbardziej, mianowicie o przepołowienie Mierzei Wiślanej.
Projekt przekopu jest znany i lansowany od lat, lecz kontrowersyjny, wzbudzający tyleż entuzjazmu, co obaw. Nikt
jeszcze nie wyważył z jednej strony korzyści gospodarczych
(i turystycznych), z drugiej zaś – wysokich kosztów przedsięwzięcia, a nade wszystko nieodwracalnych szkód ekologicznych. Obiecywanie, że Elbląg dzięki przekopaniu mierzei
stanie się trzecim portem Rzeczypospolitej, to czysta utopia.
Ale posłuchać miło, po prostu balsam dla uszu.
Jeszcze jedna obietnica powraca przed każdymi wyborami jak bumerang, a jest to kuszący miraż województwa
środkowo-pomorskiego. Nawet gdyby to było możliwe, trudno sobie wyobrazić kształt tego województwa, wszak przed
reformą samorządową były dwa; które zatem byłe miasto
wojewódzkie – Słupsk czy Koszalin – pozwoliłoby się zdominować drugiemu? Osobiście w trwały alians koszalińsko-słupski nie wierzę. Politycy deklarujący gromkim głosem
powołanie trzeciego województwa pomorskiego chyba nie
wiedzą, co mówią, albo cynicznie podsycają niespełnione ambicje lokalnych elit, a przy okazji zadawnioną zimną wojnę.
Ale erygowanie nowego województwa możliwe nie jest.
Przypominam sobie złożony do Sejmu dziesięć lat temu obywatelski projekt ustawy, według którego owo „trzecie Pomorze” liczyć miało 15 powiatów, 90 gmin, 18 tys. km kw.,
zamieszkałych przez ponad milion obywateli. Już na wstępie,
zanim wniosek trafił do Sejmu, od koszalińskiej inicjatywy
zdecydowanie odcięli się mieszkańcy Lęborka, Bytowa, Człuchowa i Szczecinka, a inni zapewne wcale nie przypuszczali,
że znaleźli się w orbicie zainteresowania. Ponadto na listach
poparcia dla wniosku zakwestionowano ważność ponad 40
tysięcy podpisów, co postawiło pod znakiem zapytania uczciwość działania wnioskodawców. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dziś, gdy nad Bałtykiem od 15 lat
istnieją dwa dobrze ukształtowane, coraz bardziej zintegrowane i dobrze funkcjonujące regiony Pomorza, zwolenników
nowego rozbicia dzielnicowego jest już znacznie mniej. No,
ale w pewnych środowiskach frustracja wciąż się utrzymuje,
a frazy o krzywdzie i marginalizacji padające z ust opozycyjnych liderów trafiają na podatny grunt. Przyjemnie słyszeć,
bo to prawdziwy miód na zbolałe serca.
– Podniesiemy prestiż waszego wojewódzkiego miasta!
– Ale my nie mamy województwa.
– Jak wygramy, to je utworzymy!
Szczerze powiedziawszy, zdobycie jednego czy dwóch
mandatów więcej w wyborach do europarlamentu nie będzie mieć najmniejszego wpływu na przekopywanie Mierzei
Wiślanej, ani na kształtowanie podziału administracyjnego
Pomorza. Po co więc rzucać obietnice na wiatr?
Twòrzenié nowégò wòjewództwa nie je mòżlëwé.
Przëbôcziwóm so złożony do Sejmù dzesãc lat temù òbëwatelsczi
projekt ùstawë, wedle chtërnégò „trzecé Pòmòrze” miało miec
15 pòwiatów, 90 gmin, 18 tys. km kw., z wiãcy niżlë milión
mieszkańcama. Ju na pòczątkù, nim pismò trafiło do Sejmù,
òd kòszalińsczi ùdbë dërno òdcãlë sã mieszkańcë Lãbòrga,
Bëtowa, Człuchòwa i Szczëcënka, a jinszi pewno nawetk sã
nie domëszlają, że nalezlë sã w òrbice zaczekawieniégò. Òkróm
tegò na lëstach pòdeprzeniégò dlô pisma je przékòwónô wôżnosc przeszło 40 tys. pòdpisënków, co pòstawiło pòd znakã
zapëtaniégò ùtcëwòsc robòtë wnioskòdawców. Na gwës dzysô,
czej nad Bôłtem òd 15 lat są dwa dobrze ùsztôłtowóné, corôz
barżi ze sobą i dobrze dzejającé regionë Pòmòrzô, przestójników nowégò dzélowégò rozbicégò je ju dosc tëli mni. Në le
w niechtërnëch òkòlach górz wcyg sã ùtrzimùje, a słowa ò krziwdze i marginalizacji, chtërne wëchôdają z gãbë procëmnëch
prowadników, trôfiają na pòdajny gruńt. Lubno czëc, bò to
prôwdzëwi miód na zbòlałé serca.
– Pòdniesemë wôżnotã wajégò wòjewódzczégò miasta!
– Më ni móme wòjewództwa.
– Czej dobãdzemë, tej je założimë!
Gôdając czej na spòwiedzë, dobëcé jednégò czë dwóch
mandatów wiãcy w welacjach do eùroparlameńtu nie bãdze
miec nômniészégò cëskù ani na przekòpanie Mierzeji òd
Wisłë, ani na sztôłtowanié ùrzãdnégò pòdzału Pòmòrzô. Za
czim tej cëskac òbiecënczi na wiater?
Tłómaczëła Dorota Wilczewskô
POMERANIA MÔJ 2014
Słëpskô radnica. Òdj. DM
45
MÙZYKA
Na spòdlim tradicji
W slédnëch miesącach ùkôzałë sã dwie platczi, dlô jaczich spòdlim je kaszëbskô tradicyjnô
mùzyka. Parłãczi je m.jin. festiwal Cassubia Cantat i dokazë z „Cassubia Incognita”.
A L I N A W E R O C H Ò W S KÔ
Skład Kolonjalny
Pierszé dokazë pòwstałë specjalno na
kònkùrs, ale aranżowanié tradicyjny
kaszëbsczi mùzyczi òkôzało sã baro czekawé. Tak baro, że ùrodzëło sã karno i platka, jaczi zamkłosc to pôrãnôsce spiéwów.
Przigòda z kaszëbsczim fòlklorã za­
czãła sã dlô Drążkòwsczich pôra lat temù
pò przëjachanim do Łączégò na Gôchach.
Czedë robił jem w szkòle w Lëpińcach, jô
ùsadzył z dzecama karno. To z nima pierszi
rôz sygnął jem pò tradicyjné kaszëbsczé
dokazë – pòwiôdô ò pòczątkach aranżowaniô tradicyjnëch melodiów Tomôsz
Drążkòwsczi. Pò czile latach w 2010 r.
òstała ògłoszonô w Bëtowie pierszô edicjô festiwalu Cassubia Cantat, chtëren je
dzélã projektu sparłãczonégò z wëdanim
nagraniów z pòłowë ùszłégò wiekù.
Brzadã bëła platka „Cassubia Incognita”,
na jaczi mómë przez 100 dokazów. Z tima
nagraniama më sã zapòznelë, czedë jesmë
rozsądzëlë ò spróbòwanim swòjich sëłów
w festiwalu. Pò pierszim przesłëchanim
jô równak scwierdzył, że z tim sã nick nie
dô zrobic – wspòminô T. Drążkòwsczi.
Za kòżdim razã, czej brôł sã za jich
aranżacjã, wëchòdzëło mù wnetka to
samò. To dlôte, że melodie są baro prosté, a òkróm te bëlné w wëkònanim, ôrce
wëpòwiôdaniô słów. Trzeba tej bëło pòdéńc
do tegò niekònwencjonalno. Przëznówóm,
że długò jem sã z tim biôtkòwôł – dodôwô.
Kùreszce ùdało sã dobëc nad tim krizysã
i pòwstałë trzë ùsôdzczi brëkòwné do
wëstąpieniô na I Festiwalu Cassubia
Cantat. Zaprezentowelë je jakno Kapela
Drążkòwsczich – tatk, mëmka i syn Cyril. Naje dobëcé to wiôldżé zadzëwòwanié,
bò jesmë szlë na miónczi z warkòwima karnama, a më z białką jesmë akómpaniowelë
46
na skrzëpicach i klawiszowim instrumeńce spiéwającémù pôrãlatkòwi – kôrbi T.
Drążkòwsczi. Mùzykùjącô familiô dosta
stolëmny mòcë do robòtë, a co nôwôżniészé, doznelë sã, że kaszëbską mùzykã dô
sã czekawò zagrac.
W 2012 rokù zôs wëstapilë – tim
razã w kąsk wiãkszim, ale dali familiowim karnie – i drëdżi rôz dobëlë
Grand Prix Festiwalu. To ju dało nama
mòcno do mësleniô. Òkôzało sã, że to, co
robimë, je dobré. Wnenczas jesmë zaczãlë
pòwôżno robic nad założenim karna ze stałim zestôwkã – gôdô Tomôsz. W swòjim
dodomie w Łączim stwòrzëlë nagraniowé studio. To tam sã pòtikelë, żebë
rëchtowac pòstãpné aranżacje. Zaczãła
sã téż zmùdnô transkripcjô dokazów na
jiné instrumeńtë. Do karna doszlë téż
nowi mùzycë – z basową gitarą Macéj
Kòwalsczi, z jesz jedną gitarą Môrcën
Samòlewsczi i perkùsysta Michôł Domańsczi. Próbë zaczãlë w pòłowie
2013 r. Wnenczas zrodzëła sã téż ùdba
na pòzwã. Pòmógł nalazłi w jich dodomie stôri szild pò dôwnym krómie. Lata
temù béł to Skład Kolonjalny i tak téż
òstało òchrzczoné całé karno. Chòc pòzwa
pòchòdzy z dôwnëch lat, jich mùzyka mô
tchnąc czims nowim. Nie dodôwómë barżi
klasycznëch instrumeńtów, bò nie chcemë
grac fòlkù. Na zôczątkù tak jesmë mëslelë,
POMERANIA MAJ 2014
MÙZYKA
ale wëszło nama cos jinégò. Tak pò prôwdze
prawie taczé aranżacje wzałë sã z dokazów,
jaczé są na platce – gôdô T. Drążkòwsczi.
Òb zëmã robilë nad ùbëlnienim repertuaru. Zebrelë dokazë na pierszą platkã.
Przë leżnoscë ùdało sã całosc „wërównac”
sztilisticzno. Wszëtkò jesmë nagrelë
w najim dodomòwim studio w stëcznikù
i gromicznikù. Promòcyjnô platka sã ùkôza
w pòłowie łżëkwiata – dodôwô Tomôsz.
Mùzycë pòdzelëlë swój repertuar na dwa
partë – kameralny i estradowi. To dlôte, że
nié wszëtczé dokazë bãdą dobrze brzëmiałë
na wiãkszi binie, kòl jaczi lëdze chcą sã bawic. Òkróm te niejedne są krótkò taczich
mùzycznëch gatënków, jak jazz, a tegò
lepi sã słëchô w mniészim karnie, w zalach.
Czasã dobiérómë repertuar zarô pò rozstawienim sã na binie, zanôleżno òd warënków.
W kùńcu takô je téż lëdowô mùzyka – apartni sã z pòzdrzatkù na rozmajité òrãdze – òd
wieselégò, pò żużónczi czë żałobné spiéwë
– tłomaczą Éwa i Tomôsz.
Òbkłôdkã promòcyjny platczi za­
projektowelë sami. Ji aùtorã je bracyna
perkùsystë – Dawid Domańsczi, chtëren
wëzwëskôł m.jin. dôwną tôblëcã z nôdpisã
Skład Kolonjalny, jakô dolmaczi dorazu òriginalny pisënk. Bënë nalézemë 11
sztëczków z tradicyjną mùzyką i słowama
wzãtima z platczi „Cassubia Incognita”.
Wëjątkã je trzecô spiéwa, jaczi aùtorã je
Antoni Peplińsczi. Jich pòstãpné planë to
promòwanié swòji mùzyczi. Plata pòwsta
prawie dlôte. Jesmë jã wëdelë za gwôsné
strzódczi i nié z chãcą zarobieniô. Wëslemë
jã do òstrzódków kùlturë na Kaszëbach,
bãdzemë rozdôwelë òb czas wëstãpów.
Chcemë téż òb ten sezón dac jak nôwiãcy
kòncertów. A òb jeséń, czedë zôs mdzemë mielë
wiãcy czasu, mòże pòmëslimë ò wëdanim platczi, jaką dô kùpic – gôdô T. Drążkòwsczi.
Niwa Modrego Lnu
Czëstô jinszô je wëdónô pôrã miesąców
temù plata karna Niwa Modrego Lnu. Ji
titel to „Wiejska muzyka z północnych
Kaszub”. Takô pòzwa òddôwô zamkłosc, bò
to pò prôwdze wieskô mùzyka – gôdô Dawid Gonciarz. Ten mieszkający w òkòlim
Ùstczi mùzyk założił grëpã ju w 2007 r.
Czedë sã do tegò rëchtowôł, przezdrzôł
archiwa Institutu Mùzycznégò Fòlkloru
Pòlsczi Akademie Nôùk we Warszawie.
Szukôł jem nagraniów z interesëjącégò mie
terenu, to je pasa, jaczi cygnie sã przez Kluczi, Lëzëno pò Wejrowò, Pùck. Jô czëtôł téż
POMERANIA MÔJ 2014
materiałë òpisëwającé dôwné instrumeńtë,
ruchna kapelów. Baro mie żôl, że na
Kaszëbach ju ni ma żëwi transmisji tëch
tradicjów. Lëdze, co sã tim zajimelë, ju dôwno nie żëją, tej wszëtkò, z czegò mòżemë sã
ùczëc, to archiwa – gôdô D. Gonciarz.
Nimò procëmnotów ùdało mù sã kù­
reszce nalezc lëdzy, chtërnym w dëszë
graje jistno jak jemù. Dzél 6-òsobòwégò
karna na codzéń je dalek òd Ùstczi.
Dwùch mieszkô na pôłnim Pòlsczi.
To baro zawôdzô w pòspólnym granim,
ale w kùńcu ùdało sã zebrac materiał
brëkòwny do wëdaniô platczi. Jesmë chcelë
na ni pòkazac zabôczoné melodie, jaczé
zdżinãłë gdzes westrzód „welewetków”
i „kaszëbsczich jezór”. A do te òne sã nama
pò prostu widzą – dodôwô.
Jich òbrôbianié zaczãło sã na przełómanim 2012/2013 r. Jesmë wzãlë tekstë
i melodie nalazłé w archiwach i na place
„Cassubia Incognita”, chtërna pòkôzała tradicyjną kaszëbską mùzykã swiatu – kôrbi
D. Gonciarz. Karno Niwa Modrego Lnu
w tim czasu dôwało kòncertë, m.jin. w Klukach, Swòłowie, Nadolim, Wdzydzach,
Piasecznie, pòd Rzeszowã. Brało téż ùdzél
w bëtowsczim festiwalu Cassubia Cantat.
Nôlepi graje sã nama w bùtnowëch mùzeach,
tpzw. skansenach. Òkróm te mómë starã to
robic jak nôbarżi aùtenticzno, spòntaniczno,
z rozmajitim dobierã instrumeńtów. Sygną
wej 2–3, żebë zagrac wikszosc melodiów,
ale mòże bëc jich wiãcy. Jistno je ze spiéwã.
Móm nôdzejã, że czejbë nas czëlë lëdze żëjący
w pòłowie ùszłégò wiekù, wzãlëbë naju za
kapelã ze swòjich czasów. Do tegò zgrôwómë,
żebë jak nômni przetwòrziwac, sztilizowac,
aranżowac – gôdô mùzyk. Dlôte téż sygają pò prosté instrumeńtë, chłopi òblôkają
sã w biôłé kòszle i cemné bùksë, a białczi
w dłëdżé sëknie.
Plata „Wiejska muzyka...” z 14 dokazama ùkôzała sã pòd kùńc 2013 r. Jesmë
jã wëdelë dzãka dëtkóm òd marszôłka
pòmòrsczégò wòjewództwa, jaczé dôł
nama na realizacjã projektu „Niech ta
muzyka zabrzmi na nowo”. 5 tës. zł
dało nama mòżlëwòtã zòrganizowaniô
nagraniô w studio w Pùszczikòwie
i stodole w Swòłowie. To dzãka temù mdze
przistãpnô m.jin. w mùzeach, pónktach
turisticzny infòrmacji. Òkróm te chcã dac
darmòwé lopczi do scygniãcô w internece,
żebë kòżdi mógł pòsłëchac i òbtaksowac.
Nadczidóm równak, że ta mùzyka mòckò
apartni sã òd tegò, co bédëją jiné kaszëbsczé
karna – dodôwô D. Gonciarz.
Tłómacził DM
47
ZE SZKOLNEJ PÓŁKI/WAŻNE DATY
Pół roku z podręcznikiem
Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece
Bardzo zdziwiły mnie opinie niektórych
nauczycieli (często z dużym stażem zawodowym), że podręcznik Felicji Baski-Borzyszkowskiej i Wojciecha Myszka
Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece jest
zbyt trudny dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Muszę przyznać, że to
podręcznik bardzo ambitny i rzetelnie
opracowany, więc na pierwszy rzut oka
może sprawiać takie wrażenie. Zacznijmy od tego, że jak na razie podręcznik
mamy tylko jeden i nie można go porównać z żadnym innym dla IV etapu edukacyjnego. To właśnie jest pierwszy argument, który przemawia za tym, że trzeba
się jeszcze z takimi opiniami powstrzymać. Poza tym, aby się wypowiedzieć na
temat podręcznika, trzeba na nim jakiś
czas popracować. Moim zdaniem przynajmniej jeden semestr.
Do września 2013 roku języka kaszubskiego uczyłam tylko w szkole podstawowej i gimnazjum. Praca w szkole
średniej, to dla mnie nowe doświadczenie, i nie ukrywam, miałam pewne obawy. Jednak wiedziałam, że jest podręcznik i program autorski, który pani Felicja
bardzo chętnie mi udostępniła. Rozmawiałyśmy też na temat możliwości, jakie
daje podręcznik, jak z niego korzystać
w poszczególnych grupach uczniów
(podstawowa i zaawansowana). Te porady dużo mi dały i przygotowały do pracy
ze starszymi uczniami.
Jednak wróćmy do podręcznika.
W lutym bieżącego roku na jednej z lekcji zadałam uczniom kluczowe pytanie:
Co myślicie o podręczniku, z którego korzystamy na lekcjach języka kaszubskiego?
Wypowiedzi były różne, ale wszystkie
pozytywne. Przytoczę najważniejsze
z nich: Ciekawie napisany, Podobają mi
się zagadki i wkładki, Podoba mi się to, że
jest tak dużo różnych ciekawych tekstów,
Nie ogranicza nas i daje możliwość wyboru treści do omawiania. Rzeczywiście jest
w nim bardzo dużo tekstów. To ogromny
plus podręcznika, ponieważ nauczyciel,
omawiając wybrany temat, nie musi
48
DZIAŁO SIĘ
w maju
• 1 V 1944 – w Lizbonie zmarł ks. Stanisław
Wojciech Okoniewski, biskup chełmiński, me­
cenas sztuki. Pochowany został na lizbońskim cmentarzu Prazeres, skąd jego prochy
przewieziono do Pelplina i złożono w podziemiach katedry. Urodził się 21 kwietnia
1870 we wsi Popowo k. Kościana.
• 1 V 1954 – zakończono elektryfikację odcinka kolejowego Gdańsk – Sopot – Gdynia.
• 15 V 1994 – w setną rocznicę powstania
w Luzinie chóru Lutnia, pod batutą organisty
Teofila Reinholza, został on reaktywowany.
Pierwszym dyrygentem XX-wiecznej Lutni
został Jerzy Szostakowski.
szukać odpowiednich pozycji książkowych i potrzebnych fragmentów. Ma już
gotowe, różnorodne materiały: wiersze,
prozę, treści naukowe, gotowe tłumaczenia na język kaszubski, fragmenty dramatów i mnóstwo innych tekstów. Daje
to wiele różnych możliwości nauczycielowi i uczniowi. Poza tym lekcje stają
się atrakcyjniejsze, bo uczeń może sam
wybrać interesujący go tekst i na nim
samodzielnie popracować lub porównać
go z innymi. Warto zwrócić uwagę na
ćwiczenia i zadania do tekstów. Jest ich
bardzo dużo, a poziom trudności dostosowano do możliwości uczniów. W tym
miejscu rzuca się w oczy profesjonalizm
autorów oraz znajomość psychiki oraz
indywidualnych potrzeb uczniów.
Bardzo przydatne są wkładki Séwôrzów
szlachã. Na wyróżnionych, niebieskich
stronicach można znaleźć ciekawe informacje o twórcach literatury kaszubskiej. Nie są to tylko noty biograficzne,
ale i wiersze – literackie pomniki wystawiane twórcom przez twórców.
To tylko namiastka naszych spostrzeżeń o podręczniku, z którym można wędrować z uczniami po różnych
• 26 V 1944 – w lasach pod Łubianą k. Kościerzyny miała miejsce jedna z największych bitew partyzanckich na Kaszubach.
Okrążeni przez znaczne siły niemieckie partyzanci TOW Gryf Pomorski, oddziału AK oraz
Kaszubi ukrywający się przed wcieleniem do
Wehrmachtu wydostali się z kotła. Na polu
bitwy zginęło 15 partyzantów, a straty niemieckie wyniosły 22 zabitych. Na pamiątkę
tej bitwy, w jej 40. rocznicę, został uroczyście
odsłonięty pomnik stojący na rozwidleniu
dróg, które prowadzą do Kościerzyny, Bytowa i Chojnic. Zaprojektował go artysta malarz i rzeźbiarz Filip Trzebiatowski.
• 31 V 1914 – w Czersku urodził się dr Jan Kazimierz Szalewski, nauczyciel, dowódca oddziału partyzanckiego w Borach Tucholskich.
Był też komendantem TOW Gryf Pomorski
na powiat kościerski, potem komendantem
Obwodu Kościerskiego AK na ten powiat. Po
wojnie aresztowany przez UB. Autor wspomnień z okresu walk partyzanckich. Zginął
tragicznie 4 marca 1988 w Gdańsku i został
pochowany na cmentarzu w Starogardzie.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
płaszczyznach literackich i kulturowych
naszej małej ojczyzny.
Zachãcywóm szkólnëch i przindnëch
maturantów do wanodżi z ùczbòwnikã.
Wioletta Katarzyna Ratajczak-Toczek,
Zespół Szkół Ekonomiczno-Rolniczych w Bytowie
POMERANIA MAJ 2014
Moje trzy grosze w sprawie
języka kaszubskiego
W ostatnich numerach „Pomeranii” ukazało się parę artykułów i listów na temat
Wielkiego słownika polsko-kaszubskiego
E. Gołąbka. Owe teksty zawierają niejako
przy okazji przemyślenia autorów o kaszubskim języku w ogóle, np. zastanawianie się nad tym, czy dla przyszłości
naszej rodnej mowy korzystne jest bazowanie na wzorcach języka polskiego.
Zdaniem krytyków oznacza to odejście
kaszubszczyzny od „korzeni”, co wręcz
grozi jej całkowitym zanikiem. Wyjściem
alternatywnym według nich jest trzymanie się owych „korzeni” i szukanie w zasobach dawnej mowy własnych źródeł
modernizacji języka. Bo że język kaszubski
modernizować trzeba, tego chyba nikt nie
kwestionuje. Język, jeśli nie jest martwy,
to cały czas znajduje się in statu nascendi (w trakcie stawania się). Warto mieć
świadomość, że nawet łacina, w potocznym mniemaniu „martwa”, mocno się
zmienia. Średniowieczna łacina bardzo
się różniła od języka dawnych Rzymian,
a dzisiejsi katoliccy hierarchowie, jeśli posługują się tą szlachetną mową, to muszą
szukać nowych określeń dla opisu realiów
dzisiejszego świata.
W ubiegłych latach wypowiadałem się
już na łamach „Pomeranii” w sprawach pożądanego kształtu języka kaszubskiego. Powtórzę, że opowiadam się za dążeniem do
kaszubszczyzny „wysokiej”, czyli starannej.
I dzięki temu ładniejszej! Na użytek szkół,
mediów, urzędów, kościoła i oczywiście literatury. Czym innym jest mowa potoczna
w domu, w rodzinach, między kolegami,
a czym innym odmiana języka na użytek
publiczny. Przytoczone we wspomnianych
na początku tekstach wzięte z przeszłości
przykłady starannego zapisywania autentycznej mowy prostych ludzi trzeba
traktować jako świadectwa naukowej staranności badaczy kaszubszczyzny. Tamtej
kaszubszczyzny i tamtych Kaszubów. To
jest dokumentacja dawnego stanu rodnej
mowy. Z czasów, gdy większość mieszkańców nie tylko Kaszub, ale i całej Polski, wiodła życie na wsi. Był to świat wiejski, często
siermiężny, z typowymi dla tzw. prostych
ludzi relacjami wzajemnymi. Jesteśmy naszym przodkom winni szacunek, ale to nie
znaczy, że mamy myśleć i mówić jak oni.
Wyobrażam sobie, jakie byłyby reakcje,
gdyby ktoś dzisiejszym pokoleniom Polaków radził powrót do mowy bohaterów
Chłopów noblisty Reymonta. Jako antidotum na zalew anglicyzmów.
Kilka zdań jeszcze o kaszubskich „korzeniach” językowych. Osoby, które mają
przygotowanie filologiczne, wiedzą, że to,
co wydaje się unikalne w naszej mowie, nie
zawsze jest takie. Przykładowo używane
zwłaszcza na południowych Kaszubach
złożone formy czasowników czasu przeszłego typu „gôdôł jem”, „robilë jesme” nazwałby prof. Miodek „skamieliną”. Podobnie mówili Polacy, tyle że kilkaset lat temu.
A częstsze na Nordzie „jô gôdôł”, „më robilë”
(sam tak mówię i piszę)? To wpływ fleksji
germańskiej, podobnie jak germańskie – po
prostu niemieckie – podłoże ma wiele „czysto kaszubskich” słów w rodzaju „bùten”,
„bùksë” czy „gbùr”. Tu jednak też się powtórzę, że niemieckie podłoże mają również
liczne słowa polskie z zakresu zabudowy
miejskiej, rzemiosła czy wojskowości.Przyznaję, że drażni mnie m.in. podczas lektury
„Pomeranii” stosowanie nawet przez dzisiejszą wykształconą elitę kaszubską form
o charakterze gwarowym, niestarannym.
Do tego rodzaju przypadków zaliczam
używanie „bez” w znaczeniu „przez”,
„bënômni” w znaczeniu „przynajmniej”
(ośmiesza to ostatnio – po polsku! – Jolasia
w „Kiepskich”) czy „dze” w miejsce „gdze”.
Jeśli ewentualnie uczeń przeniesie je na lekcje języka polskiego, nauczycielka słusznie
określi to jako „zepsutą polszczyznę”. Na koniec uwaga ogólna: historycznie Kaszubi byli i są pod presją kultur
silniejszych. Były całe stulecia dominacji
niemieckiej i całe stulecia – polskiej. Od
świata nie da się uciec do skansenu czy
rezerwatu. I podobnie jak z technicznych
wynalazków, należy rozsądnie korzystać
z tego, co w świecie dla nas przydatne
i cenne. Z tym, że większe zaufanie budzi
technika niemiecka, natomiast kultura
polska. Na pewno także emocjonalnie
bliższa większości nas.
Jerzy Hoppe
Członkowie i sympatycy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego,
zapewne dotarła do Państwa informacja, że nasz kolega Leszek Szmidtke (były członek Klubu Studenckiego Pomorania i od wielu lat autor kaszubskich audycji w Radio
Gdańsk) ma od pewnego czasu poważne problemy ze zdrowiem, i nie może pracować. Operacja, którą przeszedł, zakończyła się komplikacjami. Jednak stan zdrowia Leszka
poprawił się na tyle, że w minioną sobotę można go było przewieźć ze szpitala w Grudziądzu do dawnego szpitala studenckiego w Gdańsku, gdzie bliżej rodziny, będzie
przechodził rehabilitację. Czeka Leszka długotrwała rehabilitacja. W tych wyjątkowych i trudnych dla Leszka i jego rodziny warunkach chcielibyśmy im pomóc. W związku
z tym grupa przyjaciół i osób, z którymi Leszek współpracował, postanowiła zorganizować wsparcie na rzecz jego rehabilitacji. Na spotkaniu, w którym uczestniczyli
przedstawiciele różnych środowisk współpracujących z Leszkiem, ustalono, że w celu niesienia stałej pomocy Leszkowi Lions Club Gdańsk (organizacja pożytku publicznego,
mająca doświadczenie w niesieniu pomocy potrzebującym) wyznaczy konto, na które będziemy jako osoby prywatne wpłacali regularnie zadeklarowaną kwotę.
Dla tych Państwa, którzy planują dokonywać wpłaty na konto, podaję numer rachunku bankowego Alior Bank: 162490 0005 0000 4530 1465 7949 LIONS CLUB GEDANIA GDAŃSK ul. Sieroca 3, 80-839 Gdańsk. Tytuł wpłaty: „dla Leszka Szmidtke”.
Bardzo proszę Państwa o rozważenie udziału w pomocy dla Leszka. Każda złotówka w ten sposób zebrana pomoże w jego rehabilitacji i powrocie do pracy, tak abyśmy
mogli się cieszyć wieloma kaszubskimi audycjami radiowymi, które dla nas wszystkich zrobi Leszek. Myślę, że może w tej trudnej chwili liczyć na solidarność społeczności
zrzeszonej, dla której dobra działał. Polecam to Waszej uwadze!
Łukasz Grzędzicki
Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
POMERANIA MÔJ 2014
49
WËDARZENIA
Wëstôwczi, promòcjô i recytacjô
Pòd kùńc strëmiannika w bólszewsczi Pùbliczny Biblotece Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë òdbëłë
sã dwie czekawé rozegracje. Nôprzódka (21.03) lubòtników lëteraturë i kùńsztu przëchłoscëłë Miónczi
Jedny Wiérztë i wëstôwk „Zymkòwé nôstroje”, a piãc dni pózni promòcjô ksążczi Aleksandra Labùdë
Gùczów Mack gôdô.
Przédnym célã Miónków Jedny Wiérztë
je òżëwienié lëteracczi rësznotë
i promòwanié pòétów, chtërny piszą
pò kaszëbskù abò pò pòlskù. Kònkùrs
béł òtemkłi. Kòżdi z ùczãstników miôł
wësłac jeden pòéticczi dokôz na równo jaką témã. Òb czas finału w Bólszewie nót bëło zaprezentowac swòjã
wiérztã òbsądzëcelóm, chtërnyma latos
bëlë: Artur Jabłońsczi, Macéj Tamkùn
i Mariô Tréder. Do Miónków òstało
zgłoszonëch 25 wiérztów, w tim piãc
pò kaszëbskù (dokazë w naji rodny
mòwie bëłë òceniwóné razã z pòlsczima
w òbrëmienim pasownëch wiekòwëch
kategóriów). Dobiwcama òstelë: Wérónika Jarzembińskô (I môl), Mikòłôj
Garstka (II môl – kaszëbskòjãzëkòwô
wiérzta) i Kòrneliô Rutkòwskô (III
môl) westrzód ùczniów klasów IV–VI,
a w kategórie dozdrzeniałëch: Elżbiéta
Bieńkò-Kòrnackô (I môl), Daniela Pòlasik
(II môl), Sławòmir Jankòwsczi (III môl
– kaszëbskòjãzëkòwô wiérzta).
Wëprzédnienia dostelë: Anna Witz­
ling i Antonina Szachòwskô (IV–VI),
Katarzëna Lejkòwskô (gimnazja), Dorota
Mëszk, Kristina Kòbùs, Féliks Sykòra (dozdrzeniałi).
Kònkùrs béł sparłãczony z wëstôwkã
„Zymkòwé nôstroje”, jaczi òstôł zes­
tôwiony z sédmënôsce dokazów Terézë
Majkòwsczi, Aleksandrë Mazurkiewicz-Tiesler, Ludwiczi Szefke, Brigitë Sniatecczi, Tadéùsza Trocczégò, Kristinë
Groth, Annë Sadowsczi, Terézë Marzec,
Jerzégò Gùć, Celinë Tatarczuk, Elżbiétë
Bieńkò-Kòrnacczi, Kristinë Dering,
Editë Waskòwsczi, Kristinë Karczewsczi, Elżbiétë Firlej, Longinë Wësocczi,
Bògùmiłë Piazza-Składanowsczi.
Na zakùńczenié wieczoru gòsce
zapòznelë sã z ùtwórstwã Jaromirë
50
Miónczi Jedny Wiérztë. Nôdgrodzony w kategórie dozdrzeniałëch wespół z òbsądzëcelama i direktórką bibloteczi.
Labùddë – kaszëbskòjãzëkòwi pòétczi
z Tłuczewa.
Òrganizatorama rozegracji bëlë: wójt
gminë Wejrowò Henrik Skwarło, direktór Samòrządzënowégò Gimnazjum
w Bólszewie Zbigórz Lipka, Kaszëbskô
Jednota i czerowónô przez Janinã
Bòrchmann bólszewskô bibloteka.
Ju piãc dni pózni – 26 strëmiannika
– w tim samim môlu òdbëło sã pòstãpné
wëdarzenié – promòcjô ksążczi Aleksandra Labùdë Gùczów Mack gôdô spar­
łãczonô z wëstôwkã dokazów artistów
z Kòła Ùtwórczich Ùlubieniów [Koło Pasji
Twórczych] „Malarsczé pòdskôcënczi felietonama Aleksandra Labùdë”.
Ksążka je zbiérã przed- i pò­wò­j­
nowëch felietónów Gùczowégò Macka.
Bëne pùblikacji nalézemë téż òbrazë
sparłãczoné z tima dokazama.
Òb czas promòcji ùczniowie bólsze­
wsczégò gimnazjum m. Jana Pawła II
pòd czerënkã Henriczi Albecczi pòkôzelë
na binie słowno-mùzyczny przedstôwk
na spòdlim Labùdowëch felietónów
„Gniota z Wãsór” i „Na rińce”.
Jaromira Labùdda rzekła ò robòce nad
dopasowanim ùsôdzków Gùczowégò
Macka do dzysdniowégò pisënkù. Pózni Macéj Tamkùn wprowadzył gòscy
w swiat pleneru: „Malarsczé pòd­skô­
cënczi felietonama Aleksandra Labùdë”,
a na zakùńczenié Teréza Szczodrowskô kôrbiła ò òbrazach, jaczé twòrzą
wëstôwk ò taczi sami pòzwie.
Òrganizacją promòcji i òtemkniãcô
wëstôwkù zajimnãlë sã: direktórka bólszewsczi Pùbliczny Bibloteczi Gminë
Wejrowò Janina Bòrchmann, wójt gminë
Wejrowò Henrik Skwarło, wójt gminë
Lëniô Łukôsz Jabłońsczi, gimnazjum
w Bólszewie, Gminowi Dodóm Kùlturë
w Lëni, Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i part KPZ
w Gòscëcënie.
Red.
Òdj. ze zbiérów Pùbliczny
Bibloteczi Gminë Wejrowò w Bólszewie
POMERANIA MAJ 2014
XXIX Kaszubski
Spływ Kajakowy Śladami Remusa
Serdecznie zapraszamy do udziału w spływie, który rozpocznie się 5 lipca 2014 roku w Lipuszu
(powiat kościerski) i będzie prowadzić rzeką Wdą, m.in. przez urokliwe Wdzydze Kiszewskie
i Czarną Wodę. A zakończy się 13 lipca, po dopłynięciu do położonego na północnym skraju Borów Tucholskich Osowa Leśnego (powiat starogardzki).
Na Kaszubach i na Kociewiu
Spływ, podobnie jak w latach ubiegłych,
będzie łączył przygodę wodniacką, poznawanie walorów krajobrazowych
i przyrodniczych, z bogatym regionalnym programem kulturalnym.
I tak w Lipuszu 6 lipca planujemy
imprezę „Niedziela z Remusem”, na którą złożą się m.in.:
• spotkanie z lipuskim oddziałem
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego;
• przeczytanie fragmentu arcydzieła Aleksandra Majkowskiego Żëcé
i przigòdë Remùsa o Lipnie, którego
pierwowzorem był Lipusz;
• opowieści o prototypie bohatera
powieści Jakubie Remusie, pochowanym na lipuskim cmentarzu;
• występ Pawła Ruszkowskiego z Kościerzyny, zdobywcy I nagrody na
ogólnopolskim festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej”, wokalisty, który do
światowych przebojów dopisał teksty kaszubskie o Remusie.
Z kolei we Wdzydzach Kiszews­
kich planujemy „Wieczór kościerski”,
a w jego trakcie:
• spotkanie z Oddziałem ZKP w Kościerzynie;
POMERANIA MÔJ 2014
• projekcję filmu „Remus – człowiek
stąd”, opowiadającego o związkach
Aleksandra Majkowskiego i bohatera jego powieści z Kościerzyną
(narratorką w filmie jest prezeska
oddziału kościerskiego ZKP Beata
Jankowska).
We wtorek (dzień lądowy):
• zwiedzimy Muzeum – Kaszubski
Park Etnograficzny we Wdzydzach;
• popłyniemy statkiem na Ostrów
Wielki – „wyspę jak marzenie”, gdzie
będziemy gośćmi obecnego właściciela Jana Navus-Wysockiego.
Tegoroczny spływ powiedzie Remusowych kajakarzy nie tylko przez Kaszuby, ale również przez nie mniej piękne
krajobrazowo i wierne tradycji Kociewie.
Postaramy się przybliżyć i tę krainę pomorską, organizując w Czarnej Wodzie
„Wieczór kociewski”. A w drodze do tej
miejscowości zwiedzimy tajemnicze kręgi kamienne w Odrach.
W Czarnej Wodzie, na biwaku „Pod
świerkami”, odbędzie się także tradycyjne spotkanie z redakcją „Pomeranii”
oraz prezentacja wydawnictw, dokonana przez Księgarnię Kaszubsko-Pomorską Czec.
Biwaki i posiłki
Aby uniknąć uciążliwego codziennego
rozstawiania namiotów i ich zwijania,
przewidujemy biwaki jedynie w trzech
miejscach: Lipuszu, Wdzydzach Kiszewskich i Czarnej Wodzie – na urządzonych polach namiotowych. Na miejsca
startów, jeśli nie wypadną one w miejscowościach, w których będziemy nocować, uczestników dowiezie autokar,
a po zakończeniu etapu – odwiezie na
biwak.
Po konsultacjach z wieloletnimi
uczestnikami „Remusa” rezygnujemy
w tym roku z posiłków polowych, gdyż
w miejscach biwakowania i w ich pobliżu będzie można bez trudu pożywić
się we własnym zakresie, dostosowując
menu do indywidualnych upodobań
i możliwości. Oczywiście, w tej sytuacji
wpisowe ulegnie zmniejszeniu o koszty
posiłków polowych (ok. 50 zł).
Organizator i patron prasowy
Głównym organizatorem tegorocznego
spływu Śladami Remusa, a zarazem realizatorem jest Klub Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik.
51
Patronat prasowy sprawuje redakcja „Pomeranii”.
Komandorem spływu będzie Wojciech Kuc.
Uczestnicy i sprzęt
W spływie biorą udział osoby zakwalifikowane, po uprzednim zgłoszeniu się
i spełnieniu wymagań zawartych w regulaminie, który zostanie opublikowany w internecie (adres strony poniżej).
Organizator będzie dysponować dla
uczestników spływu kajakami. Ich odbiór nastąpi w miejscu startu, a oddanie
na mecie. Można, oczywiście, korzystać
z własnego sprzętu, ale nie zapewniamy
jego przewozu. Organizator gwarantuje
fachowe prowadzenie spływu oraz opiekę ratowniczo-medyczną. Wiosłującym
może towarzyszyć grupa rowerowa.
Orientacyjne opłaty i terminy
Przewidujemy, że wpisowe normalne
od osoby wyniesie 250 zł, a zniżkowe
– 200 zł. Sumy te (pomniejszone o VAT
od opłat za usługi turystyczne) mają pokryć część kosztów, m.in. ubezpieczenie
osób, przewozy uczestników i bagaży
między biwakami, opłaty za biwaki,
koszty imprez kulturalnych, pamiątki
spływowej i informatora-regulaminu-przewodnika oraz koszty organizacyjne.
Zniżka przysługuje członkom Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i Klubu
Turystycznego ZKP Wanożnik, którzy
będą mieli opłacone składki członkowskie do 2014 roku włącznie (co należy
udokumentować podczas rejestracji),
a także studentom i uczniom.
Opłata za wypożyczenie i przewożenie kajaka wynosi 200 zł (100 zł od
osoby).
Kaucja za kajak w wysokości 50 zł
(jako zabezpieczenie pokrycia ewentualnych kosztów jego drobnej naprawy)
będzie pobierana na starcie.
Pisemne zgłoszenia udziału przyjmowane będą do 4 czerwca br. Druk
zgłoszenia zostanie wysłany do uczestników wcześniejszych spływów wraz
z uaktualnioną informacją oraz zamieszczony na stronie internetowej
www.kaszubi.pl, z której należy przejść
na podstronę Klubu Turystycznego Wanożnik. Tam też będą ukazywały się
najświeższe wiadomości na temat spływu (w tym o ostatecznych opłatach).
Zgłoszenia można przysyłać pocztą
na adres siedziby klubu: ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, e-mailem
na adres: [email protected] lub
złożyć bezpośrednio w siedzibie klubu
Wanożnik.
Opłaty należy uiścić do 24 czerwca
na konto Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik: Bank Millennium nr konta: 39
1160 2202 0000 0002 0852 1487 z dopiskiem „Spływ Remusa” (podając nazwiska uczestników).
Przewodniczący Komitetu
Organizacyjnego
Edmund Szczesiak
tel. kom. 608466356,
e-mail: [email protected]
Co sã dzeje na wiesołach?
Dżiną zwëczi na Kaszëbach. Tak mùsz je scwierdzëc, czej sã człowiek pòmësli ò tim, jak czedës, a jak
terô wëzdrzą zdënczi a wiesoła w naszim regionie. Mómë to samò, co je dzys w módze w całim kraju
ë gwës w pòłowie Eùropë. Në mòże kąsk tam òstało najégò… Chcemë sã przëzdrzec.
M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N
Tuńc dlô bùtnowëch
Nôprzódka to, co dżinie na najich òczach.
Na gwës niejedny ju ò tim nie pamiãtają,
niechtërnym sã za tim ckni, a pôrã lëdzy
jesz w slédnym czasu brało w tim ùdzél.
Jidze mie ò zwëkù tpzw. bùtnowëch. „Ti
z bùtna” – zeza òkna mòżna rzeknąc – to
lëdze, chtërny przëchôdają pòd wieselną
zalã, żebë sã pòbawic. Czasã nawetka nie
znają młodëch. Òrkestra graje dlô nich
pôrã mùzycznëch sztëczków, wëcygają
gòscy do tuńca, piją kòrnuska. Pò czile
spiéwach i sznapsach bùtnowi wrôcają
dodóm, chòc są i taczi, co òstôwają jaż
do rena. Nen zwëk jesz dzesãc lat temù
béł baro rozkòscérzony, dzysô ju drãgò
52
Na òdjimkach przezeblokłi na wieselim w Lebczu. Òdj. MB
POMERANIA MAJ 2014
ZWËCZI
je ò nim ùczëc. Zdôwô sã, że za sztócëk
zdżinie nama do czësta.
Poltrowanié i apartnô delegacjô
Zó to jesz baro żëwi je kòl nas – znóny
w pôrã môlach w Pòlsce – tpzw. polter­
abend (z niemiecczégò „głosny wieczór”), zwóny téż prosto tłëczenim szkła.
Wnetka wszëtcë na Kaszëbach to znają.
Przëchòdzy sã do chëczë brutczi dzéń
przed zdënkã i tłëcze ò próg bùdle, skła
abò statczi. Mùsz je pamiãtac, żebë szkło
bëło biôłé, a nié farwné. Mô to dac młodim szczescé na nowi stegnie żëcégò, a je
téż leżnoscą do pòtkaniô sã z lëdzama,
co nie są rôczony na wieselé. Chòc dzysô
colemało tłëczemë szkło nié ò próg, a na
przëmiôr ò przërëchtowóny do tegò kam,
to mést ten zwëk nie je w zagróżbie.
Mómë jesz jeden – tim razã szpòr­
towny – zwëk, co përzinkã jesz żëje. Jidze
ò przezeblokłą delegacjã na wieselé. Na
przëmiôr chłop w ruchnach białczi i białka
w chłopsczim òbleczënkù. Przëchôdô taczich dwòje na wieselną zalã, skłôdô młodim żëczbë, za co dostôwô sznaps abò jiny
darënk. Jich gôdka mùszi bëc rimòwónô
i smiésznô, a młodi mają òbrzészk zatańcowac z taczima gòscama. Jak jem rzek, ta
tradicjô je jesz żëwô w rozmajitëch môlach,
òstatno móm tak cos widzóné chòcle
w Lebczu kòl Pùcka.
Tradicje zabëté
Czësto ju ni ma taczich zwëków, jak na
przëmiôr czëtanié kôrtków, lëstów abò
telegramów z żëczbama òb czas wiesoła. Wëzdrzało to tak, że brifka zbiérôł
taczé lëstë doma ë przëchôdôł z nima na
rozegracjã przezeblokłi w swój ùnifòrm
i z pòcztową taszą. Dôwôł ne żëczbë
młodim i abò òni, abò òn sóm czëtelë
je głosno. Na mòjim zdënkù brifka òstôł
POMERANIA MÔJ 2014
ju do rena, a czej w niedzelã lëdze szlë do
kòscoła, jesz wisôł spiący przełożony przez
kòscelną brómã – rzekł mie jeden chłop
ze Starzëna, co wieselé miôł ju wicy jak
20 lat temù. Na gwës tak sã trôfiało nié
rôz. Dzysô ju tegò zwëkù ni ma, ale nie
je to dzywné. Kò chto terô sélaje żëczbë
pòcztą?
Corôz mni ùzdrzimë na wiesołach
tradicyjnëch òczepinów. Abò jich nijak
ni ma, abò są w nowòczasny wersje.
Òrkestra téż ju nie òbchòdzy w piątk
sąsadów młodi pôrë, żebë rôczëc jich na
zdënk.
Zabëtëch je téż wiele jinëch tradicjów. Na przëmiôr ti, że w niedzelã pò
wieselny zôbawie białka mùszi wstac
pierszô z łóżka, żebë miec pózni doma
pierszé słowò przed chłopã. Mało chto
téż wié, że na Kaszëbach nie przenôszô
sã młodi przez próg chëczë, ale chłop
i niasta mają przeńc przez niegò razã,
żebë żëlë tak samò długò.
Béł téż czedës zwëk, że gòsce
z kòscoła jachalë do karczmë, gdze kòżdi
bawił sã za swòje pòdług słów: „wieselé je rôz, a biéda całé żëcé”. Chòc to bëło
baro dôwno temù, a téż czãsto jachało sã
pózni jesz do dodomù młodëch…
Są jesz taczé sprawë, jak tłëczenié
czeliszków pò pierszim toasce, witanié
młodëch chlebã ë solą na wieselny zalë.
Ale czë są to nasze, swójsczé zwëczi? Na
stołach ni ma zó to czôrninë, bez chtërny
przódë lat wieselé ni mògło sã òbéńc.
I rodzącé sã nowé
Widzec je téż cos kąsk nowégò. Czasã dô
sã widzec młodëch w kaszëbsczich ruchnach. Mómë téż pierszé zdënczi, na jaczich młodi przësygają so w kaszëbsczim
jãzëkù. Tegò przódë nie bëło! Są téż
rëchtowóné nórcëczi ze swójsczim
i baro regionalnym zjestkù. Corôz wicy
òrkestrë grają terôczasnëch kaszëbsczich
sztëczków do tuńca.
Rodzy sã tej cos, co sã bierze z chãcë
pòchwôleniô sã, bëcégò bùsznym
z pòchòdzeniégò. To je dobré, ale jesz
lepi bëłobë, żebë do nowëch ùdbów dodac chòc kąsk z nëch stôrëch snôżich
zwëków. Mòżna je doch wrócëc do
żëcégò abò ùretac przed zadżinienim.
Sygnie blós përznã chãcë.
53
Niemcy i Wendowie
W 2012 roku staraniem Andrzeja Chludzińskiego i Wydawnictwa Jasne wyszły drukiem wybrane utwory Johanna Ernsta Benna (właściwe nazwisko:
Benike), niemieckiego pisarza, poety
i historyka działającego w pierwszej
połowie XIX wieku. Ten urodzony
w Karlinie romantyk, pracujący jako
koszaliński archiwista i mający za sobą
karierę wojskową w Sławnie i Słupsku,
od lat dwudziestych pisał utwory, które można określić mianem literatury
domowej i patriotycznej. Domowość
jego literatury wyraża się opisami nadmorskiego krajobrazu, które podawane
są ze specyficznym namaszczeniem,
przywodzącym na myśl wczesnoromantyczną koncepcję ubóstwionej natury. Sławiona jest tutaj pamięć o dawnych wydarzeniach i ludziach, których
szlachetność należy według poety stale
utrzymywać w świadomości. Trzeba
jednak zauważyć, że Benno był obywatelem Prus, a zatem jego miłość do
Pomorza zabarwiona była pruskimi
racjami politycznymi, które rozgrywał
w sposób, na który polski czy kaszubski
czytelnik patrzy podejrzliwie. Niemniej
Benno zmagał się intelektualnie i emocjonalnie z czymś, co możemy nazwać
dziedzictwem kultury słowiańskiej i to
właśnie zaowocowało literaturą, jaką
tworzył.
Dla poddanego-obywatela o silnej
prusko-niemieckiej tożsamości czasy
słowiańskie na Pomorzu były rzeczywistością specyficznie naznaczoną
przez germańską historiografię. W największym skrócie można tę cechę sprowadzić do przejawów czarnej legendy,
w której ujęciu Słowianie-Wendowie
byli dzikimi plemionami zamieszkującymi południowy brzeg Bałtyku, dość
opornie nabywającymi dopiero dóbr
kultury zachodniej dzięki niemieckim
54
osadnikom. Słowiańska organizacja
państwowa czy wierzenia Wendów
(jak nazywali Niemcy Słowian) nie
miały w myśl kulturowego stereotypu
wytworzonego przez Prusaków-Niemców większej wartości, a ich obecność
na ziemiach należących do Prus była
rodzajem wstydliwego spadku. Spod
takiego dyktatu postrzegania kultury
słowiańskiej próbował się wyzwolić Johann Gottfried Herder, czym wzbudził
w tradycji niemieckiej na dwadzieścia
– trzydzieści lat rodzaj współczucia dla
Wendów. Na tego typu fali „ocieplenia” w relacjach prusko-słowiańskich
pojawiła się wśród niektórych artystów, historyków czy przedstawicieli
rodów szlacheckich chęć poznania zamierzchłych dziejów ziem, na których
mieszkali. I właśnie w tym momencie
pojawia się Benno ze swoimi rozległymi
(ponad 3 tys. stron druku) artystyczno-historycznymi dziełami o słowiańsko-germańskim Pomorzu.
To, co możemy po polsku przeczytać
z dorobku Benna, sprowadza się dzisiaj
do dwóch pozycji: Ballad i pieśni oraz
powieści historycznej Róg strażniczy
z Koszalina. Zacznijmy od omówienia
pierwszej pozycji, w której pojawiają
się utwory: „Maska”, „Dawna pieśń
o polskim księciu Bolesławie”, „Święty Otto, apostoł Wenedów”, „Książę
Świętopełk”, „Krzyż Barnima”, „Góra
Chełmska”, „Widok z góry koło Koszalina”, „Bukowo nad jeziorem”, „Poranek”,
„Fanatykom” i „Suchodolski”.
Niemal wszystkie utwory niemieckiego romantyka w przekładzie świetnego germanisty Andrzeja Lama dotyczą
dawnego Pomorza. Jedynie „Fanatykom” czy „Suchodolski”, to liryki związane z bardziej aktualnymi Bennemu
czasami. „Maska” jest wierszowaną
opowiastką o mitycznym bohaterze
słowiańskim sprzeciwiającym się najazdowi Danów na Pomorze, pełnym
odwagi, szlachetności, ale i pewnej
„chropowatości”. Pieśń liryczna o księciu Bolesławie, to w istocie poetyckie
przedstawienie walk króla polskiego
Bolesława Krzywoustego z Pomorzanami (oblężenie Białogardu). Pieśń o św.
Ottonie ukazuje wyprawę misyjną
bamberskiego biskupa, przy czym podkreśla się jej aspekt wychowawczo-osobowościowy wobec pomorskich książąt,
natomiast bagatelizuje zło wyrządzone
mieszkańcom niechętnie przyjmującym
chrześcijaństwo. W balladzie o Świętopełku opisywany jest z kolei epizod,
nieznany w zapiskach historycznych,
w którym to książę droczy się ze swoim
trefnisiem na temat wyższości odwagi
nad mądrością, co zresztą przynosi rozwiązanie przyznające słuszność błaznowi, nie zaś księciu. W wersach liryku
„Krzyż Barnima” przedstawione zostało niegodne zachowanie pomorskiego
księcia wobec żony swego rycerza, co
przynosi krwawą zemstę zdradzonego
męża na władcy. Pozostałe trzy utwory
stanowią przykłady romantycznej liryki
nastroju, w której ożywiona i uczłowieczona przyroda wywołuje w świadomości podmiotu wspomnienia o dawnych czasach, które tyleż trwożą, co
fascynują, zawierają takąż samą ilość
wydarzeń negatywnych, pełnych przemocy i pierwotności, jak elementów
pozytywnych, czynów wspaniałych
bohaterów i godnych naśladownictwa
postaw. Większość wierszowanych
opowieści o historii, które stworzył
Benno, ma swoje pierwowzory w Kronice Pomorza Thomasa Kantzowa. To
z niej, a także z kroniki Widanta oraz
własnej wyobraźni utworzył poeta
obrazy sugestywne z portretami władców, rycerzy, duchownych i mieszkańców przedwiecznego Pomorza. Panuje
wśród nich duch rycerskiego prawa,
obowiązuje niezmienna obyczajowość
i trwały model społeczny. Są one tak
POMERANIA MAJ 2014
LEKTURY
silnie eksponowane, gdyż jak wielu romantyków, także i Benno czuje, że owa
rzeczywistość jest już utracona w dynamicznie się zmieniających czasach z takimi epokowymi wręcz wydarzeniami,
jak rewolucja francuska i wojny napoleońskie. Pozostaje jedynie marzyć i zapisywać w literaturze nadzieję, że dawne
porządki powrócą, ludzie ponownie
będą szlachetni, pełni godności i pokory, a rodzime kraje nie będą wstrząsane
dramatycznymi wydarzeniami.
Podobny cel ideowy przyświecał
zapewne Bennowi, gdy tworzył swoją powieść historyczną Róg strażniczy
z Koszalina, choć opisywane w utworze czasy bynajmniej spokojne i pełne
pokoju nie były. Akcja powieściowych
wydarzeń rozgrywa się w XIII wieku,
przed założeniem Koszalina czy Słupska
na niemieckim prawie miejskim, gdy
Góra Chełmska była punktem granicznym pomiędzy wpływami niemieckich
osadników sprowadzanych przez książąt pomorskich a dziedzinami, w których wciąż panują Wenedowie – dawni
władcy całego Pomorza. Uosobieniem
przejściowych czasów jest w powieści
Welmin i jego synowie Godek oraz Ciesław. Welmin to dawny słowiański woj,
raz przyciągany, innym razem odpychany przez nowe porządki administracyjno-polityczne, raz sympatyzujący
z chrześcijaństwem, innym razem się
mu sprzeciwiający. Jego synowie przejmują owe rozdwojenie, jednakże swym
życiem pokierują w taki sposób, iż jeden
POMERANIA MÔJ 2014
z nich osobowościowo się rozwinie,
drugi zaś samozatraci. Godek jest tym,
który mimo rodowej niechęci do kultury niemieckiej zakochuje się w szlachciance Idzie, podziwia nauki kościoła
Chrystusowego i akceptuje zmiany cywilizacyjne. Natomiast Ciesław to człowiek, który upewnia się w nienawiści
do obcych, odrzuca chrześcijaństwo,
pozostając żercą (kapłanem) religii pierwotnej Słowian, w końcu przechodzi
na drogę niecnych czynów, które mają
na celu niszczenie niemieckiej kultury.
Oprócz opisu mężczyzn w powieści Benna zjawiają się kobiety, początkowo znacząco skontrastowane, by później stać
się wspólnie wzorem do naśladowania.
Myślę tutaj o Wilce oraz Idzie. Pierwsza to Wenedka, wyniosła, odważna,
w zgodzie ze znaczeniem imienia dzika,
a nawet mordercza, druga to Niemka,
szlachetna, cicha, pobożna i pokorna.
Pierwszą fascynuje się Ciesław, choć
ona sama wolałaby oddać serce Godkowi. Drugą wielbi Godek, przedkładając
dworność, delikatność i pobożność Idy
nad żywiołowość i siłę Wilki.
Róg strażniczy z Koszalina Johanna Benno pokazuje nieunikniony kres
dawnej kultury słowiańskiej, która
zaginęła z powodu nieumiejętności
dostosowania się do nowego, nieplemiennego systemu organizacji państwa
i z racji przeciwstawiania się kulturotwórczemu chrześcijaństwu. Tak sformułowane ideowe wyznaczniki powieści są rozpisane na wypowiedzi i czyny
poszczególnych postaci, konsekwentnie
przedstawiając krajobraz kulturowy
Pomorza Środkowego, w którym krzyżowały się wpływy książąt zachodnioi wschodniopomorskich, gdzie swoje
interesy próbowali realizować margrabiowie brandenburscy i Krzyżacy. Sympatia narratora powieści jest wyraźna.
Opisuje z akceptacją wszystko to, co
pozwala budować nowe miasta z niemieckim patrycjatem, zakładać klasztory chrześcijańskie, które przyjmują do
siebie zabłąkane dusze wendyjskie, oraz
przekształca dzikie zalesione tereny na
ziemię uprawną. Jednocześnie narrator
krytykuje słowiańską dzikość i okrucieństwo, nakazujące Słowianom mieszkać w ziemnych jamach i drewnianych
chatach, albo duchową ubogość nieznającą rzekomo bardziej subtelnych
przedstawień sił boskich poza kultem
sił natury.
Dzisiejsza lektura wydanych po niemal dwustu latach od czasu powstania
utworów Benna przynosi pomorskiemu
czytelnikowi ważne treści. Po pierwsze
pozwala zrozumieć, w jakim sensie
dla kultury niemieckiej Pomorze było
przestrzenią, którą należało zdobyć. Po
drugie wyjaśnia, dlaczego żywioł niemiecki z taką żarliwością i sentymentem powraca do minionych czasów,
gdy ziemie te skolonizował. Po trzecie
uzmysławia, że nad Bałtykiem niemal
stale istniały obok siebie różne żywioły
i racje etniczne. Po czwarte wreszcie, iż
odpowiedzialne bycie współczesnym
Pomorzaninem polega na ciągłym odkrywaniu samoświadomości.
Daniel Kalinowski
Johann Ernst Benno, Róg strażniczy z Koszalina,
tłum. Barbara Sztark, [w:] Jan Ernest Benno – pomorski romantyk, Wydawnictwo Jasne 2012.
Johann Ernst Benno, Ballady i pieśni, wybór,
tłum. i wstęp Andrzej Lam, Wydawnictwo
Jasne 2012.
Rocznik kościerskiego muzeum
Na półkach księgarskich w Kościerzynie
pojawił się siódmy numer czasopisma,
które powoli wrasta w pomorski pejzaż
wydawniczy. Ambicją kolegium redakcyjnego jest publikowanie materiałów
źródłowych, przyczynków biograficznych, artykułów problemowych czy też
sprawozdań z najważniejszych wydarzeń kulturalnych i naukowych. Trzeba
przyznać, że najnowsza edycja periodyku może zadowolić miłośników historii miasta i powiatu „w sercu Kaszub”.
Imponuje objętość pisma: aż 312 stron.
Trudno wskazać obszerniejszy rocznik
naukowy bądź popularnonaukowy
wydawany w ośrodkach województwa
pomorskiego (dla porównania: „Zeszyty
Chojnickie” mają ok. 200 stron).
Omawiany tom został podzielony
na cztery działy. W pierwszym z nich,
„Rozprawy i artykuły”, pomieszczono
dwa teksty, z których jeden tematycznie nie jest związany z ziemią kościerską. „Biblijne przesłanki kultu Maryi”
55
LEKTURY
bardziej zainteresować mogą teologów
niż badaczy przeszłości regionu. Natomiast drugi, i jednocześnie ostatni,
artykuł w tym dziale traktuje o powojennych losach księży zmartwychwstańców w Kościerzynie (do 1992 r.).
Znacznie obszerniejsze są „Materiały i przyczynki”. Ten obszar periodyku
wypełniło pięć tekstów o różnorodnej
problematyce. Do niektórych z nich miłośnicy regionu będą wracać wielokrotnie. Ciekawe są „Wstępne wyniki archeologicznych badań rozpoznawczych
przeprowadzonych w ramach planowanej obwodnicy Kościerzyny”. Redaktor „Zeszytów”, Krzysztof Jażdżewski,
podkreślił w „Słowie wstępnym”, że to
pierwsze wystąpienie archeologów na
łamach tego muzealnego pisma (s. 7).
Swoich czytelników znajdzie również
znakomicie opracowana przez Benedykta Karczewskiego „Kronika szkoły w Kolonii koło Kartuz” – to cenny przyczynek
do badań dziejów oświaty na Kaszubach
w okresie zaboru pruskiego. Przekładu
kroniki z języka niemieckiego dokonał
Jacek Kin, przyjmując w tekście „polskie
nazewnictwo geograficzne” (s. 98). Warto dodać, że dr inż. B. Karczewski w latach 1933–1941 był uczniem tej szkoły.
Walory źródłowe posiada także
trzeci tekst w tym dziale – dotyczący
absolwentów Królewskiego Progimnazjum w Kościerzynie z lat 1890–1915.
Opublikowane przez Grzegorza Kloskowskiego zestawienie osobowe,
poprzedzone krótkim wstępem jego
pióra, nie zawiera danych o wszystkich
wychowankach tego zakładu naukowego, wielu uczniów odchodziło bowiem
do gimnazjów (np. w Chojnicach), gdzie
zdawali maturę bądź kończyli edukację w niższych klasach. Zamieszczony
w tekście odpis wykonano w języku
niemieckim, używanym w oryginale.
Można było się jednak pokusić o publikację polskiego tłumaczenia tego czternastostronicowego spisu absolwentów
(s. 149–163; objaśniono jedynie niektóre
użyte w nim terminy i skróty, m.in. dotyczące wyznania). Z towarzyszącego
wykazowi opracowania Kloskowskiego dowiadujemy się m.in., że egzaminy
końcowe przeprowadzano w Królewskim Progimnazjum dwa razy w roku:
w okresie wielkanocnym (Ostern) i około 29 września, czyli dnia św. Michała
56
(Michaelis), oraz że Aleksander Majkowski (późniejszy przywódca ruchu
młodokaszubskiego) zdał egzaminy
w Kościerzynie w okresie Wielkanocy
1892 r. (s. 150).
Czytelników zainteresowanych browarnictwem odsyłamy do artykułu red.
Krzysztofa Jażdżewskiego „Z dziejów kościerskiego piwowarstwa do 1945 roku”.
Autor przedstawił nie tylko początki
i rozwój produkcji piwa w Kościerzynie oraz sylwetki ludzi zasłużonych dla
lokalnego browarnictwa, ale również
przytoczył legendę o patronie europejskich piwowarów – Gambrinusie. Na
uwagę zasługuje też przywołana w tekście postać Jana Żyndy (1859–1927). Wyemigrował on w 1880 r. z Kościerzyny
do Detroit. Wspólnie z bratem Teofilem
otworzył tam browar White Eagle. Familia Żyndów zajmowała się produkcją
piwa (np. zyndaspilsner) do 1948 r. Sława
trunku wytwarzanego za oceanem była
na Kaszubach tak wielka, iż Aleksander
Majkowski wspomina o browarze Żyndów w powieści Żëcé i przigòdë Remùsa.
Dział materiałów i przyczynków
w siódmej edycji „Zeszytów” dopełnia
bardzo obszerny i bogato ilustrowany
(liczne zdjęcia) tekst Marii Jolanty Etmańskiej poświęcony osobom zasłużonym dla Kościerzyny i regionu. W opinii
redaktora czasopisma (s. 7) „jest to artykuł cenny, gdyż powstał na bazie setek
wywiadów przeprowadzonych przez
autorkę (…)”. Możemy zatem zapoznać
się z losami m.in. ks. Juliusza Prądzyńskiego – założyciela kościerskiego Zakładu NMP Anielskiej dla kształcenia
panien (za cztery lata minie 200. rocznica jego urodzin), opiekunki społecznej Bronisławy Kralewskiej, generała
Antoniego Zdrojewskiego, kompozytora Aleksandra Tomaczkowskiego czy
lekarza Franciszka Borzyszkowskiego.
Zbiór biogramów opracowanych przez
M. J. Etmańską zajmuje ponad 1/3 objętości najnowszego numeru rocznika, ale
może być przydatny również w pracy
regionalistów.
W dziale „Pro memoria” ukazano
sylwetki dwóch Honorowych Obywateli Kościerzyny zmarłych w 2013 r.:
ks. jezuity Stanisława Czapiewskiego
(przeżył 101 lat) oraz ekonomisty i ratownika wodnego Romualda Wołodźki.
Całość zawartości „Zeszytów” wieńczą
pożyteczne informacje „Z kroniki życia
naukowego i kulturalnego (1 września
2012 – 30 września 2013)”. Przeczytamy
tam m.in. o X Dniu Jedności Kaszubów
w Kościerzynie (s. 290).
Czytelników „Pomeranii” zachęcamy
do lektury także lokalnych i regionalnych periodyków popularnonaukowych.
Niewątpliwie „Kościerskie Zeszyty Muzealne” wzbogacają zasób pomorskiego
czasopiśmiennictwa i co roku są oczekiwane przez mieszkańców miasta i powiatu. Warto do nich zajrzeć!
Kazimierz Jaruszewski
„Kościerskie Zeszyty Muzealne” 2013, nr 7,
wyd. Muzeum Ziemi Kościerskiej im. dra Jerzego Knyby w Kościerzynie.
Oswajanie pamięci
Po tę książkę sięgnąłem ze szczególną
radością. Dotyczy ona bowiem bardzo
ciekawego pod względem kulturowym
obszaru, pełnego urokliwych krajobrazowo miejsc i licznych historycznych tajemnic, często pomijanych w turystycznych przewodnikach i historycznych
opracowaniach. Myślę tutaj o szeroko
pojętych zachodnich kresach dawnego
księstwa gdańskiego (i I Rzeczpospolitej!), w tym o obecnym powiecie człuchowskim.
POMERANIA MAJ 2014
LEKTURY
Jeśli mi dobrze wiadomo, to jedna
z gmin tego powiatu, Rzeczenica, nie
miała do tej pory żadnej oddzielnej
pozycji książkowej, która by w całości
dotyczyła jej terenu. Obecnie tę lukę,
przynajmniej w części, wypełnia wydany w ubiegłym roku album Rzeczenica w starej fotografii. Owa tytułowa
starość jest pojęciem względnym, nie
liczy się jej bowiem od jakiejś konkretnej daty, np. od 1945 r., lecz od jak
można domniemywać, skali zmian,
jakim podlegał dany fragment wsi
w ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu
lat, ewentualnie od tego, jakie najstarsze zdjęcie konkretnego budynku udało się odnaleźć autorom albumu. Tak
więc w przypadku fotografii katolickiej
plebanii starość jest określona rokiem
1961, fragment skrzyżowania ulic Białobórskiej i Człuchowskiej sfotografowano w roku 2006, a prezentowane
zdjęcie dawnej oczyszczalni ścieków
wykonano w 2010. Pozwala to między
innymi na uwypuklenie pozytywnych
zmian w infrastrukturze wsi, jakie zaszły w ostatnich latach.
Rozpoczynające album zdjęcie miejscowości z lotu ptaka oraz jej plan pochodzą z okresu międzywojennego.
Widać na nich, że układ przestrzenny
wsi przez te ponad sto lat się nie zmienił, nie zmieniło się też przeznaczenie
większości widocznych na nich budynków, w tym szczególnie szkoły i kościoła katolickiego. Następne części książki
mają układ przedmiotowo-terytorialny: najstarsze rzeczenickie widokówki
z przełomu XIX i XX w., zdjęcia ulic,
kościoła katolickiego i ewangelickiego
(rozebranego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku), szkoły i jej otoczenia, dawnego Deutsches Haus (byłej
niemieckiej restauracji oraz hotelu, zabytkowego budynku bardzo charakterystycznego dla Rzeczenicy), fotografie
innych obiektów (sklepów, restauracji,
nieistniejącego już postumentu ku czci
żołnierzy radzieckich itp.).
Wiele ilustracji pochodzi sprzed
1945 r., czyli z okresu, w którym Rzeczenica wchodziła w skład państwa
niemieckiego. Znajdziemy więc w albumie świadectwa aktywności, dbałości
o tę miejscowość zarówno polskich,
jak i niemieckich jej mieszkańców.
Przez kilka dziesięcioleci niemiecka
POMERANIA MÔJ 2014
część rzeczenickiego dziedzictwa kulturowego była odrzucana przez osoby,
które przybyły do tej wsi w ramach zasiedlania Ziem Odzyskanych. Tym bardziej trzeba docenić fragment wstępu
H. Zwolińskiej i D. Bytner, które album
opracowały: „Mamy nadzieję, że oglądanie naszego albumu będzie frapującym przeżyciem: dla jednych sentymentalną podróżą w czasy młodości,
innym stworzy możliwość zapoznania
się z lokalną historią naszej małej ojczyzny” [wytł. – BB]. Niewątpliwie
więc album jest świadectwem postępującego procesu „oswajania pamięci”
przez dzisiejszych mieszkańców tej
części Pomorza, która przed II wojną
światową była objęta granicami Niemiec.
Jednocześnie każdy uważny czytelnik, gdy dokładniej przyjrzy się zawartości omawianego albumu, dostrzeże
świadectwa, że dziejów Rzeczenicy nie
można prosto dzielić na okresy polskie
i niemieckie. Fakt istnienia przez kilka
dziesięcioleci obok siebie kościoła ewangelickiego i katolickiego oraz kilkuwiekowego współistnienia miejscowej
społeczności protestanckiej i katolickiej
sugeruje, z uwagi na spore analogie na
Pomorzu podziałów wyznaniowych
i narodowościowych, że również w czasach, kiedy Rzeczenica znajdowała się
w granicach Niemiec, była w niej społeczność polska (słowiańska). W części
byli to dawni kaszubscy Pomorzanie,
powoli wtapiający się w społeczeństwo
niemieckie, czego potwierdzenia znajdujemy też w źródłach pisanych. Na jednej
z ilustracji widać tartak rodziny Austen
(ich rodzinny grobowiec jest jedynym,
jaki zachował się z okresu sprzed 1945 r.
na rzeczenickim cmentarzu), której
przedstawiciele mieli również tartaki
w Brusach, Nowej Wsi oraz Szlachcie
i w części ulegli polonizacji (zob. Dzieje
Brus i okolicy, pod red. J. Borzyszkowskiego, Chojnice – Gdańsk 1984, s. 225
i inne). W tym kontekście szkoda, że
w albumie nie znalazło się zdjęcie tablicy, zawieszonej w przedsionku kościoła
kilkadziesiąt lat temu, ku czci miejscowego proboszcza ks. Maksymiliana
Witta (urodzonego w Gniewie), który za
swoje antynazistowskie kazania został
osadzony w obozie koncentracyjnym
w Dachau, gdzie zmarł.
Przeglądanie kolejnych albumowych ilustracji wywołuje też inne
refleksje i skłania do rozważań nad
przeszłością. Moją uwagę najbardziej
przyciągnęła informacja, że w Rzeczenicy, przecież w sumie niewielkiej wsi,
znajdował się sklep jubilerski. Był w stanie utrzymać się z miejscowej klienteli,
czy docierały do niego osoby z dalszych
okolic? Z kolei funkcjonowanie sklepu
elektrycznego może potwierdzić znaczną elektryfikację najbliższej okolicy. To
ostatnie nie dziwi, bo skądinąd wiadomo, że Niemcy przed wojną kładli specjalny nacisk na elektryfikację miejscowości położonych przy granicy z Polską,
by wykazać swoją wyższość cywilizacyjną nad sąsiadem i zatrzymać „ucieczkę ze wschodu”.
Jak dowiadujemy się ze wstępu,
wszystkie widokówki i zdjęcia zamieszczone w albumie pochodzą z prywatnych zbiorów mieszkańców Rzeczenicy.
Jest więc album też w znacznej części
odbiciem samoświadomości, zainteresowań i wiedzy historycznej lokalnej
społeczności. Każda z tych ilustracji ma
niewątpliwie własną, ciekawą historię
i żal, że z książki się nie dowiemy, jak
– szczególnie te najstarsze – trafiły do
Rzeczenicy, w czyich rękach były wcześniej itp.
Tak więc gratulując pierwszej książki o Rzeczenicy, nie sposób nie powiedzieć, że każda jej strona prosi o więcej
(także o miejscowościach rzeczenickiej
gminy!).
Bogusław Breza
Rzeczenica w starej fotografii, Klub Seniora
w Rzeczenicy, Rzeczenica 2013. 57
LEKTURY
Monografie chojnickich parafii
W minionym roku dwie chojnickie
wspólnoty parafialne, powstałe w latach
osiemdziesiątych XX wieku, świętowały
swoje jubileusze. Parafia pw. Matki Boskiej Królowej Polski – trzydziestolecie
istnienia, a Parafia pw. Chrystusa Króla
i bł. o. Daniela Brottiera – ćwierćwiecze.
Znaczącym elementem obchodów jubileuszowych było wydanie pamiątkowych
monografii.
Warto dodać, że spośród sześciu
współcześnie funkcjonujących w Chojnicach parafii rzymskokatolickich jednej
poświęcono w XXI w. już kilka opracowań – najstarszej z nich Parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela. Dzieje bazyliki
mniejszej i kościoła pojezuickiego (gimnazjalnego), współtworzących obecnie tę
parafię, doczekały się rzetelnych badań
naukowych. Wpływ na zainteresowanie
historią obu świątyń bezspornie miały
prowadzone w ostatnich latach prace
remontowo-konserwatorskie, współfinansowane ze środków unijnych.
Kościół Królowej... to starannie wydana pod względem edytorskim (druk
w pelplińskim „Bernardinum”) albumowa publikacja traktująca o dziejach świątyni i parafialnej wspólnoty. Starania
o budowę nowego kościoła w Chojnicach
(na rozrastającym się osiedlu bloków
mieszkalnych) trwały aż 25 lat i zostały zwieńczone wydaniem zezwolenia
w 1979 r. Uroczyste poświęcenie kościoła nazywanego tygodniowym nastąpiło
w 1983 r. Parafię utworzono w tym samym roku. Kościół zwany niedzielnym
bądź głównym został poświęcony przez
biskupa ordynariusza diecezji chełmińskiej Mariana Przykuckiego w 1989 r.
Dzięki wysiłkom duszpasterzy i wiernych, a szczególnie proboszcza seniora,
ks. prałata Aleksandra Kłosa, kanonika
kapituły katedralnej w Pelplinie, zarządzającego parafią przez 28 lat, powstała
i wciąż prężnie się rozwija wspólnota
parafialna.
Rocznicowa publikacja zawiera
Przedmowę księdza prałata, Wstęp
(współautora K. Pondo) oraz 30 bogato
ilustrowanych krótkich rozdziałów
dotyczących m.in. wznoszenia kościołów i budynków towarzyszących,
ludzi zasłużonych dla ich powstania,
58
dzwonów kościelnych, historycznych
wizyt, otoczenia świątyni, działalności
charytatywnej czy powołań kapłańskich i zakonnych. Na uznanie zasługują liczne fotogramy, m.in. witraży
przedstawiających świętych w kościele
niedzielnym. W pamięci czytelników
może pozostać również zdjęcie świątyni i zespołu budynków parafii wykonane „z lotu ptaka”.
Drugie wydawnictwo, Jedno serce,
jedna dusza, zostało opracowane m.in.
na podstawie kroniki Domu Misyjnego
Ojców Misjonarzy Zgromadzenia Ducha
Świętego w Chojnicach oraz wspomnień
budowniczych kościoła pw. Chrystusa
Króla. Tekst przygotowany został przez
Jana Piesika przy współudziale proboszcza o. Mirosława Zabrockiego CSSp. Prawie połowa książki to materiał ilustracyjny „Historia parafii w obiektywie”.
Powstanie parafii, którą objęli,
w porozumieniu z ówczesnym biskupem
chełmińskim, misjonarze ze Zgromadzenia Ducha Świętego (nazywani popularnie „duchaczami”), wiązać należy
z rozpoczęciem budowy nowego osiedla
domów jednorodzinnych. Osiedle, którego wznoszenie wspierało PKP, powiększało się w latach 70. XX w. w bardzo
szybkim tempie. Mieszkańcy odczuwali
jednak brak świątyni. W 1977 r. przybyli
do Chojnic pierwsi „duchacze” i kupili
zabudowania przy ulicy Marchlewskiego (obecnie ul. Ducha Św.). W miejscu
tym powstał rychło dom zakonny, a następnie wzniesiono kaplicę. Założycielem i przełożonym ośrodka misyjnego
w Chojnicach był o. Hieronim Lewandowski CSSp, zwany później „Ojcem
duchownym dekanatu chojnickiego”.
Zaczęła się tworzyć nowa wspólnota pod
opieką zakonników. W 1988 r. biskup
diecezjalny Marian Przykucki erygował
parafię pw. Chrystusa Króla. Inicjatorem
jej utworzenia był o. Władysław Budziak
CSSp. Po sprowadzeniu relikwii bł. Daniela Brottiera w 1994 r. ustanowiono
w Chojnicach sanktuarium pod jego wezwaniem. W monografii przedstawiono
nie tylko dzieje zgromadzenia misyjnego
(powstałego we Francji w 1703 r.) tudzież
działalność „duchaczy” w Chojnicach,
ale również sylwetki zakonników i losy
parafialnych organizacji. Książka ukazała się w ramach serii wydawniczej „Biblioteka Filomaty” t. 27.
Omawiane publikacje stanowić
mogą nie tylko cenny przyczynek do
badań nad historią życia religijnego
w Chojnicach, ale również są świadectwem wdzięczności parafian dla wielu,
niekiedy już bezimiennych, budowniczych kompleksów kościelnych czy też
fundatorów ich wyposażenia.
Kazimierz Jaruszewski
Ks. Aleksander Kłos, Kazimierz Pondo, XXX lat. Kościół Królowej, Parafia Matki Boskiej Królowej Polski
w Chojnicach, wyd. Bernardinum, Pelplin 2013.
Jedno serce, jedna dusza. 25-lecie Parafii pw. Chrystusa Króla i bł. o. Daniela Brottier w Chojnicach,
oprac. Jan Piesik, wyd. Parafia pw. Chrystusa
Króla i bł. o. Daniela Brottier w Chojnicach,
Chojnice 2013.
POMERANIA MAJ 2014
KLËKA
PRZEDKÒWÒ. JAN PIÉPKA NA GÒSCËNIE W BIBLOTECE
II Pòwiatowi Deklamatorsczi Kònkùrs
„Ùsôdzcë z naszich strón” òdbéł sã w sedzbie òrganizatora, to je Pùbliczny Bibloteczi
Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta,
w czwiôrtk 10 łżëkwiata. W latosëch miónkach 45 ùczniów 5. i 6. klasë spòdleczny
szkòłë i 1. klasë gimnazjum z kartësczégò
krézu (z czilenôsce szkòłów) rozsłôwiało
„Nasze stronë w wiérztach Jana Piépczi”.
Kònkùrsowô kòmisjô pierszô nôdgro­
dã, za deklamacjã dokazu „Mòje stronë”,
przëznała Klaùdie Wnuk Lëpińsczi ze
szkòłë w Dzerzążnie. Trzë drëdżé môle
zajãłë: Gracja Elgert i Òliwiô Elgert (téż
z Dzerzążna) i jesz Marta Stolc (z Kôłpina).
A na trzecy plac wedle òbsądzëcelków
miałë zasłużoné: Dorota Mateja
(z Przedkòwa) i Juliô Eliza Fòrmela (ze
Stajszewa). Wëprzédniony òstelë: Òliwiô
Klebba (z Kòlonie, za dozdrzeniałosc
interpretacje), Magdaléna Kalkòwskô
(z Przedkòwa, za pasowną ekspresjã)
i Adóm Dradrach (z Miechùcëna, za ambitny wëbiér wierztë). Nôdgrodë dlô dobiwców i darënczi
dlô wszëtczich bëtników kònkùrsu,
w tim dlô szkólnëch, mielë dóné: Bibloteka Pùblicznô Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta, Gmina Przedkòwò, Òglowi
Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Pòwiatowé Starostwò w Kartuzach.
Red.
GDUŃSK. W MESTWINIE Ò BĄDKÒWSCZIM
I WILEŃSCZICH KASZËBACH
Pòéta Zbigórz Szëmańsczi, chtëren
ùrodzył sã w Wilnie, ale òd 1945 rokù
mieszkô na Pòmòrzim, béł pòczestnym
gòscã pòtkaniô na wdôr „Lecha Bądkowskiego i Jego przyjaciół – Kaszubów
wileńskich” jakno ju òstatny z tegò karna. Wspòminkòwé zéńdzenié, chtërno
prowadzył prof. Józef Bòrzëszkòwsczi,
òdbëło sã w gduńsczim Kaszëbsczim
Dodomie w czwiôrtk 10 łżëkwiata.
Do zalë Tawernë Mestwin ò piąti
wieczór bëlë przëszłi lëdze, chtërny abò
znelë Bądkòwsczégò i jegò drëchów
pòchòdzącëch z Kresów, abò chcelë
jich achtnąc. Westrzód gòscy widza
jem m.jin. Stanisława Pestkã, Tadéùsza
Fiszbacha (chtëren w 1945 r. z familią przecygnął z òkòlégò Lwòwa do
Kartuz), córkã Lecha Bądkòwsczégò
Sławinã Kòsmùlską z chłopã, Éwã
Górską, białkã Andrzeja Zbiersczégò,
Barbarã Rezmer, Małgòrzatã Gładysz,
Terézã Sierant, Aleksandrã Baliszewską-Walicką, Tadéùsza Jabłońsczégò, Annã
Kòscielecką, Jerzégò Nacla, Mariã Mrozińską (ji familiô téż je z Kresów), Alinã
Kietrys i Tadéùsza Gleinerta.
Zéńdzony i wspòminelë bòhaterów
wieczórka: Bądkòwsczégò, Różã Òstrowską
(przë leżnoscë téż ji drëszkã Izabellã Trojanowską i Mariã Kòwalewską), Zbigórza
Żakewicza, Wacława Òdińca, Òlgerda
Sochacczégò, i wësłëchelë lëteracczich dokazów przedstawionëch przez méstrów
żëwégò słowa. Riszard Ronczewsczi, aktór i reżiséra (ùrodzony w Pùszkarnie kòl
Wilna), przeczëtôł czile swòjich wiérztów i wëjimk prozatorsczégò ùsôdzka.
A pòtemù aktorka Halina SłojewskôKòłodzejowô wspòmina dzejanié Lecha
Bądkòwsczégò z cządu, jaczi pòzwała
„karnawał Solidarności”, dała swòjã
interpretacjã czile wiérztów Zbigórza
Szëmańsczégò i jednégò Grażinë Bral,
òpòwiedza ò swòji ùdbie na film ò Różë
Òstrowsczi i przeczëta ji òstatny, pisóny
w bòlëcë, dokôz.
Prof. Bòrzëszkòwsczi, przédnik
Kaszëbsczégò Institutu, òrganizatora
pòtkaniô, na kùńc przëbôcził, że mómë
terô czas roczëznów, m.jin. latos minãło
30 lat òd òstatnégò pòżegnaniô z Lechã
Bądkòwsczim, a w przińdnym rokù
mdzemë òbchòdzëc 20. roczëznã smiercë
Izabellë Trojanowsczi. Tã slédną datã
Kaszëbsczi Institut chce ùtczëc wëdanim
ksążczi ò Trojanowsczi z cyklu „Pro memoria”. Red.
WWW.KASZUBI.PL
POMERANIA MÔJ 2014
61
KLËKA
DZEMIÓNË. KÒNKÙRS WIÉDZË Ò KASZËBACH
Karno ùczniów z Gimnazjum m. kard.
Stefana Wëszińsczégò w Dzemiónach,
z kl. III b, zòrganizowało w szkòle Dzéń
Jednotë Kaszëbów. Célã pòtkaniô bëło
ùtczenié roczëznë pierszi wzmiónczi ò Kaszëbach, a téż pòszérzenié
wiédzë ò naszi môłi Tatczëznie.
Ùro­czëstosc zaczãła sã mùltimedialną
prezentacją ò historii Dnia Jednotë
Kaszëbów. Przédnym pùnktã swiãta béł
szkòłowi kònkùrs wiédzë ò Kaszëbach.
Ùczãstnicë delë sã pòznac jakno znajôrze dzejów Kaszub i żëcô kaszëbsczich
dzejôrzów. Na òbchòdach bëło téż
spiéwanié kaszëbsczich piesniów.
Gimnazjalistóm pòmôgałë w przë­
szëkòwanim ùroczëstoscë Felicjô Synak,
Ana Żiwickô i Małgòrzata Turzińskô.
Wespółòrganizatorama zéńdzeniô
bëłë Òstrzódk Kùlturë w Dzemiónach
i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part
w Dzemiónach. Felicjô Synak, tłóm. KS
Òdj. ze zbiérów Gimnazjum m. kard.
Stefana Wëszińsczégò w Dzemiónach
LËZËNO. NA WDÔR PATRONA SZKÒŁË
W Dniu Jednotë Kaszëbów, to je 19
strëmiannika, w Spòdleczny Szkòle m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie wspòminóny
béł patrón szkòłë Lech Bądkòwsczi. Bëła
tedë akademiô, na chtërnã przëszlë
rôczony gòsce, jaczich witôł direktór môla
Dariusz Rompca. Przëjacha m.jin. córka
Lecha Bądkòwsczégò Sławina Kòsmùlskô
razã z chłopã. W ùroczëstoscë wzãlë
ùdzél m.jin. wójt gminë Lëzëno Jarosłôw Wejer, przédnik Radzëznë Gminë
Lëzëno Bartłomiéń Fòrmela, ksądz prałat Zygfrid Leżańsczi, direktorzë szkòłów
i przedszkòla i téż radny Gminë Lëzëno.
Tegò dnia kòżdi ùczéń miôł przëpiãti
kòtilión w kaszëbsczich, czôrno-żôł­
tëch farwach. Pòkôzónô bëła insceni­
zacjô pòwiôstczi napisóny przez L. Bąd­
kòwsczégò dlô córczi Sławinë pt.
„Za­klęta królewianka”. Przedstawienié
przërëchtowôł szkólny kaszëbsczégò
jãzëka Mieczisłôw Bistron. Młodi aktorzë
wëpòwiôdający swòje tekstë piãkną
kaszëbizną, to 26 ùczniów lëzyńsczi
szkòłë z klas II–VI. Apartné esteticzné
wrażenia dôwałë bògaté przëòbleczenia,
cekawô scenografiô i mùzyka, chtërna
pòdsztrichnãła dinamikã akcji. Téater baro widzôł sã òbzérnikóm, jaczi
nadgrôdzalë wëstãpùjącëch gòrącyma
brawama, i òb czas pòkôzkù, i pò nim. Pò
inscenizacji głos zabrelë rôczony gòsce.
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm Spòdleczny Szkòłë
m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie
LËZËNO. SWIÃTO KASZËBSCZI SPIÉWË
Spòdlecznô Szkòła m. Lecha Bąd­kò­
wsczé­g ò w Lëzënie, Ùrząd Gminë
Lëzëno, Gminny Òstrzódk Kùlturë
w Lëzënie i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié zòrganizowelë XII Pomorski
62
Festiwal Piosenki Kaszubskiej „Kaszëbsczé
Spiéwë”, chtëren béł 21 strëmiannika
w sedzbie szkòłë. Hònorowi patronat
nad imprezą òbjãlë: Pòmòrsczi Kùrator
Pòùczënë Elżbiéta Wasylenkò, Marszôłk
Pòmòrsczégò Wòjewództwa Mieczësłôw
Struk i senatór Kadzmiérz Kleina
(z Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Karna). Żuri, w jaczim bëlë Jerzi Stachùrsczi
– przédnik, Pioter Jãdrzejczak i Mieczësłôw
Bistroń, wëbrało dobiwców. Òstelë nima:
Kategóriô przedszkòla i klasa „0”,
solëscë: Francëszk Szczipiorsczi i Antón
Wittstock; spiéwno-instrumentalné karna: Spòdlecznô Szkòła Lëzëno.
Kategóriô klas I–III, solësta: Wérónika
Kòrczińskô; spiéwno-instrumentalné karno: ZKiW Górnô Brodnica.
Kategóriô klas IV–VI, solësta: Ana Domskô; spiéwno-instrumentalné karno:
Spòdlecznô Szkòła Sëlëczëno.
Kategóriô gimnazjalné szkòłë, solësta:
Béjata Bach i Agnészka Szur; spiéwno-instrumentalné karno: Gimnazjum Lëzëno.
Kategóriô dozdrzeniałi, solësta i nôdgroda Grand Prix: Wérónika Prëczkòwskô.
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm Spòdleczny Szkòłë
m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie
POMERANIA MAJ 2014
KLËKA
SUCHY DĄB. O KUCHNI, SZTUCE I UKRAINIE
Sesja popularnonaukowa o tematyce żuławskiej już po raz czwarty została zorganizowana w Zespole Szkół w Suchym
Dębie. Program konferencji, która odbyła
się 22 marca, był bardzo zróżnicowany,
mowa bowiem była o historii Pomorza
i o kulinariach (o tym opowiadał senator
Andrzej Grzyb), o nowym numerze „Tek
Kociewskich” (przedstawił go Michał
Kargul), o podróży na Ukrainę i Kresy
(opowiedział o niej Leszek Muszczyński),
o stroju żuławskim (wzorowany na ubiorze XVII-wiecznych Żuławianek zaprezentowała na sobie szefowa KGW Grabinianki w Grabinach-Zameczku) oraz
o „Pracach konserwatorskich na przykładzie świątyni w Koźlinach” (swoimi
doświadczeniami podzielił się z zebranymi ks. Krzysztof Zdrojewski). Całość prowadził Tomasz Jagielski, pomysłodawca
sesji, historyk z miejscowej szkoły. Ponadto podczas spotkania uczennice III
klasy suchodębskiego gimnazjum zrobiły naleśniki z owocami i bitą śmietaną,
było to powtórzenie projektu, w którym
brały udział w poprzednim roku, a Grabinianki piekły ciasteczka na podstawie
przepisu swoich prababć; wszystkie te
wytwory sztuki kulinarnej degustowali
uczestnicy sesji. Zakończeniem żuławskiej konferencji była wycieczka do świątyni w Koźlinach.
Red.
Fot. z archiwum Zespołu Szkół w Suchym Dębie
WEJROWÒ. PROMÒCJÔ ALBÙMÙ
W sedzbie Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi
Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 22 strëmiannika bëła promòcjô
albùmù pt. Wielcy Kaszubi Synowie
Ziemi Puckiej wëdónégò pòd redakcją Jadwidżi Kirkòwsczi przez part
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô
w Wiérzchùcënie. Òb czas zéńdzeniô,
òkróm prezentacji ksążczi i wëstąpieniów
lëdzy, chtërny robilë przë ji wëdanim,
mòżna bëło wësłëchac kòncertu
Towarzëstwa Spiéwôków m. Jana Trepczika pòd direkcją Zofii Kamińsczi.
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm MPiMKP
PELPLIN. POEZJA I PROZA PO KOCIEWSKU
11 kwietnia w Miejskim Ośrodku Kultury w Pelplinie odbył się Rejonowy
Konkurs Gwary Kociewskiej. Uczestnicy
recytowali wiersz lub utwór prozatorski,
lub też prezentowali gadkę. Oficjalnego
otwarcia konkursu dokonał wiceburmistrz Miasta i Gminy Pelplin Tadeusz
Błędzki. Nad poprawnością interpretacji
i gwary kociewskiej podczas występów
czuwało jury w składzie: Jan Ejankowski,
Emilia Rulińska, Mirosława Moller oraz
Wiesław Świtała. Do rywalizacji stanęło 51 uczestników, w sześciu kategoriach wiekowych. Komisja konkursowa pierwsze
miejsca przyznała Julii Bednarczyk, Natalii Hasa, Darii Gajos, Katarzynie Habas,
Annie Dworakowskiej i Barbarze Thrun.
Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali dyplomy oraz słodkie upominki.
Część nagród rzeczowych dla laureatów
ufundowało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wręczył je Michał Kargul – wiceprezes Zrzeszenia i prezes Oddziału
Kociewskiego ZKP w Tczewie.
Red.
CZELNO. KÒNKÙRS NA KASZËBSCZÉ CHÙRALNÉ KÓMPÒZYCJE
5 łżëkwiata, òbczas VIII Pòmòrsczégò
Fe­s tiwalu Wiôlgòpòstny Piesni
w Czelnie bëło ùroczësté rozsądzenié I Òglowòpòlsczégò Kònkùrsu na
Kaszëbską Chùralną Kómpòzycjã do
tekstu ò pasyjny témie. Òrganizatorã
Kònkùrsu bëło Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi
POMERANIA MÔJ 2014
we Wejrowie, a téż Gminné Centrum
Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Szëmôłdze.
Do Mùzeùm wpłënãło dzesãc dokazów.
A hewò dobiwcowie: I môl – Mark Raczińsczi z Pòznania, II môl – Szimón
Gòdzemba-Tritek z Bëdgòszczë, III môl
– Ana Rocławskô z Wejrowa.
Red., tłóm. KS
Òdj. Krësztof Drużbiak
63
KLËKA
BÒRZESTOWÒ. Ò KASZËBACH W PARLAMENCE
Łżëkwiatowé zéńdzenié Remùsowégò
krãgù (3.04) zaczãło sã Krziżewą Drogą
w kaszëbsczim jãzëkù w parafialnym
kòscele we Wigòdze. Prowadzył jã ks.
Mirosłôw Wãsersczi. Pózni nôleżnicë
Krãgù i jiny ùczãstnicë nôbòżéństwa
pòtkelë sã w bòrzestowsczi szkòle.
Gòscã béł tim razã senatór Kazmiérz
Kleina, chtëren przeczëtôł dzél ksążczi
Aleksandra Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë
Remùsa, a pòtemù gôdôł ò dzejanim
Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Karna, jaczé zajimô sã promòcją i rozwijã
kaszëbsczi kùlturë.
Na zakùńczenié z leżnoscë kanonizacji Jana Pawła II ùczãstnicë zéńdzeniô
zaspiéwelë „Barkã”.
Red.
Òdj. ze zbiérów „Remùsowégò Krãgù”
KÒSCÉRZNA. ROCZËZNA HILARÉGÒ JASTAKA
6 łżëkwiata setné ùrodzënë ks. prałata
dr. Jastaka swiãtowało jegò rodné miasto. To prawie w Kòscérznie w bùdinkù
kòl dzysdniowi szas. 8 Marca 13 ùro­
dzył sã nen bëlny Kaszëba, zwóny
przez niejednëch kaszëbsczim królã.
W ùroczëstoscë wzãlë ùdzél m.jin. abp
Henrik Mùszińsczi, ks. prałat Marión
Szczepińsczi, pòsélc Janusz Sniadek, direktór INP we Gduńskù Mirosłôw Gòlon,
przédnik Zarządu Gduńsczégò Regionu
„Solidarnoscë” Krësztof Dosla, przédnik
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi i familiô ks. Jastaka.
Wëdarzenié zaczãło sã na parafialnym smãtôrzu w Kòscérznie, gdze òstałë
złożoné kwiatë na grobach starszich
prałata Jastaka. Pózni bëła òdkrëtô tôfla
na wdôr negò wiôldżégò kòscérzôka.
Je òna zawieszonô na bùdinkù, gdze
sã ùrodzył. Pòtemù pòd przédnictwã
abp. H. Mùszińsczégò òsta òdprôwionô
mszô z lëturgią słowa w kaszëbsczim
jãzëkù. Pò Eùcharistie bëtnicë ùroczëznë
w Widzawiszczowi Zalë m. Lubòmira
Szopińsczégò òbezdrzelë wëstôwk i film
ò ks. Hilarim. Na zakùńczenié wëstąpiło
karno Kaszubska Paka.
Red.
LËNIÔ. ÒSTRÔ BIÔTKA
Òrganizatorama IX Wòjewódzczégò
Kaszëbsczégò Przełajowégò Biegù Szlachama Kaszëbsczégò Krôjòbrazowégò
Parkù w Lëni bëlë nôleżnicë Gminny
Stowôrë LZS, Ùrząd Gminë Lëniô i Gminny Dodóm Kùlturë w Lëni. Imprezã
pòmòglë przërëchtowac téż: Pòmòrsczé
Zrzeszenié LZS we Gduńskù, Krézowé
Starostwò w Wejrowie, jednostczi OSP
z Lëni i Strzépcza, KPZ part w Lëni,
a téż Stowôra „Bądźmy Razem”. Tak
jak w ùszłëch latach bëłë biôtczi w pôrã
wiekòwëch kategóriach. Ùroczësto
òtemknął rozegracjã wójt Łukôsz Jabłońsczi. Przédnym sãdzą béł Krësztof
Walczak z Gdini. Wëstąpiło rekòrdowò
wiele ùczãstników – wiãcy jak 130 biegaczów z całégò Pòmòrzô i jesz czile
bëtników z dalszich môlów kraju. Wiôldżé zaczekawienié przëniósł „Przédny
Biég”, w chtërnym I môl zwëskôł Patrik
Szulcek, II – Stanisłôw Czaja, III – Paweł
Kòszałka. W karnie białków pierszi môl
dosta Ana Bednarek, a drëdżi Tamara
Jabłońskô.
Wszëtcë ùczãstnicë młodzëznowëch
biegów dostelë słodczé darënczi. Pierszich 20 miónkarzów w kòżdi kategórii
dostało pamiątkòwé medale. W przédnym biegù kòżdi dostôł pamiątkòwi
startowi paczét z medalã, kòszulką
i miniprowadnikã. Dlô wszëtczich,
chtërny zajãlë medalowé môle w swòjich
kategóriach, przërëchtowóné bëłë téż
pùcharë i rzeczowé nôdgrodë, to je
spòrtowi i turisticzny sprzãt. Seniorzë
i weterani òkróm pùcharów i diplomów dostelë dëtkòwé nôdgrodë. Kòżdi
z biegaczów, jich òpiekùnowie i trenerzë
mòglë zjesc cepłé jestkù przërëchtowóné
przez òrganizatorów. Nad całą imprezą
òpiekã miôł przédny òrganizatór biegù
Jón Trofimòwicz – direktór Gminnégò
Dodomù Kùlturë w Lëni.
Medialny patronat nad wëdarzenim
òbjãła „Pomerania”.
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm Gminnégò
Dodomù Kùlturë w Lëni
WWW.KASZUBI.PL
64
POMERANIA MAJ 2014
KLËKA
GÓRA. TIDZÉŃ Z KASZËBSKĄ KÙLTURĄ
W gminie Wejrowò miałë plac III Dnie
Kaszëbsczi Kùlturë. Tim razã gòspòdarzã
dérëjącëch tidzéń zéńdzeniów bëła
Samòrządzënowô Spòdlecznô Szkòła
m. Jakùba Wejhera [Samorządowa Szkoła Podstawowa], chtërny direktorką je
Katarzëna Lessnaù. Z ùczniama pòtkelë
sã m.jin. pisôrz Róman Drzéżdżón, gôdkôrz Józef Roszman i mùzykòlog Radosłôw Kamińsczi.
W dzéń pòdsemòwaniô pòtkaniów
bëłë tuńce, warkòwnie z wëcynaniô
na lëdowi ôrt, twòrzeniô jastrowëch
palmów i jesz kaszëbsczégò wësziwkù.
Żuri òceniło dokazë przësłóné na dwa
kònkùrsë, na plakat promùjący môle
gminë i jich òkòlé, a téż na albùm, w jaczim
òbôczëc mòże kaszëbsczé sanktuaria.
Wëprzédnioné prôce bëłë nôdgrodzoné
kaszëbsczimi ksążkama i òdjimkòwima
albùmama, a kòżdi z ùczãstników
òdebrôł pamiątkã z kaszëbsczima wzorama. W kònkùrsach nôdgrodzony bëlë
ùczniowie ze szkòłów w Nowim Dwòrze,
Bólszewie i Górze. Bëło téż kaszëbsczé
jestkù – chléb ze szmôłtã i gùrkama,
a téż młodzowi kùch. Latosé Dnie
Kaszëbsczi Kùlturë bëłë dzélã òbchòdów
80-lecô pòwstaniô gminë Wejrowò.
sj, tłóm. KS
Òdj. Joana Kandzora
WEJROWÒ, SWIÓNOWÒ, SËLËCZËNO. KRZIŻEWÉ DRODŻI
PÒ KASZËBSKÙ
Kalwariô, sanktuaria i kòldrożné kaplëczczi
w kaszëbsczich wsach stałë sã na zôczątkù
łżëkwiata môlama, w chtërnëch bëłë pò
kaszëbskù òdprôwiané nôbòżéństwa Krziżewi Drodżi. 4 łżëkwiata do kaplëczków
wejrowsczi kalwarii przëjachało z całëch
Kaszub wiele wiérnëch. Nôbòżéństwò
prowadzëlë ks. kanonik Marión Dett­
laff i ò. Daniél Szustak, a rozmëszlania
i mòdlëtwë czëtelë: Henrik Kanczkòwsczi,
Riszard Wenta, Riszard Zinka, Éwa
Héwelt, Mirosłôw Lejk, Gabriela
Jóskòwskô, Andrzéj Kass, Mariô Mach,
Dariusz Majkòwsczi, Mariô Ritz, Zbigórz
Bëczkòwsczi, Ana Cupa-Dzemińskô,
Henrika Albeckô, Łukôsz Grzãdzëcczi,
Adóm Hébel i Zbigórz Jankòwsczi.
Tradicyjno, i téż 4 łżëkwiata, Kaszëbskô
Krziżewô Droga bëła w Sanktuarium
Matczi Bòżi Królewi Kaszub w Swiónowie. Westrzód wiele rozmòdlonëch
lëdzy, i ze swiónowsczi parafii, i z wiele
partów Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, szlachama mãczi Christusa
szlë téż hókejiscë z karna Kashubian
Griffins, chtërny przëjachelë z Kanadë.
Nôbòżéństwò prowadzył ks. dr Lészk
Jażdżewsczi, a ò mùzyczny ôprôwk miôł
starã chùr Levino z Lãbòrga pòd czerënkã
Francëszka Òkònia. Latos rozmëszlania
przë swiónowsczich stacjach czëtelë:
Wérónika Prëczkòwskô, Aleksandra
Òkrój, Karolëna Serkòwskô, Bernat Hinz,
Janusz Prëczkòwsczi, Danuta Kòbiela,
Bòżena Labùda, Magdaléna Kropidłowskô, Kadzmiérz Fòrmela, Jadwiga Héwelt,
Józef Belgraù, Zygmùnt Òrzeł, Mariusz
Szmidka, Antón Czaja, Kadzmiérz Kleina.
Sztrasama Sëlëczëna przeszlë ùczã­
stnicë ju IV Krziżewi Drodżi z mò­dlë­
twama i adoracjama w dzélu pò kaszëbskù.
Rozmëszlania czëtelë nôleżnicë sëlë­
czëńsczégò partu KPZ i reprezentancë
szkòłów z gminë Sëlëczëno. Ùdbòdôwcą
kaszëbsczi Krziżewi Drodżi w Sëlëczënie
béł môlowi part KPZ i parafiô sw. Trójcë.
Red., tłóm. KS
Òdj. czëtający rozmëszlania òb czas XI
Kaszëbsczi Krziżewi Drodżi w Swiónowie
LËZËNO. JAK SWIÃTOWAC JASTRË
W widzawiszczowò-spòrtowi halë
m. marszôłka Maceja Płażińsczégò
mòżna bëło 13 łżëkwiata òbezdrzec,
jak bëlno przërëchtowac sã na Jastrë.
Swiąteczné jestkù i „zajcowé” darënczi
przëcygałë zdrok bëtników III Przezérkù
POMERANIA MÔJ 2014
Kaszëbsczich Jastrowëch Wërobinów.
Latos w miónczi na nôpiãkniészą palmã,
pisónkã i swiąteczny stół szło jednôsce Kòłów Wiesczich Gòspòdëniów
z wejrowsczégò krézu a téż jedno agroturisticzné gòspòdarstwò. Zgódnotë
z tradicją pilowa Iwóna Swiãtosławskô,
kùstoszka z Etnograficznégò Dzélu
Nôrodnégò Mùzeùm we Gduńskù.
Rozegracjã zòrganizowało Pòwiatowé
Karno Rólnégò Doradzaniô w Wejrowie.
Red.
65
WIEŚCI Z GDAŃSKIEGO ODDZIAŁU ZKP
Działo się w Gdańsku
2 kwietnia – w Ośrodku Kultury Kaszubsko-Pomorskiej w Gdyni przedstawiciele Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku,
zaproszeni przez gdyński oddział
ZKP, w 100. rocznicę urodzin ks.
prałata dr. Hilarego Jastaka wysłuchali wspomnień o nim Ewy Krym,
Jerzego Miotke, prof. Aurelii Polańskiej, Elżbiety Pryczkowskiej i innych osób związanych z księdzem.
Podczas tego spotkania odbyło się
również otwarcie wystawy haftu
kaszubskiego Danuty Niechwiadowicz oraz rzeźbiarstwa ludowego
Edwarda Jastrzębskiego.
6 kwietnia – stanowiący część gdańskiego oddziału ZKP Klub Morena,
którego przedstawiciel jest członkiem Rady Parafialnej przy kościele
pw. Bożego Ciała w Gdańsku-Pieckach, podczas wizytacji parafii
złożył abp. Sławojowi L. Głodziowi
sprawozdanie z działalności Klubu
w latach 1998–2014.
10 kwietnia – Instytut Kaszubski zaprosił do Domu Kaszubskiego na wieczór poezji i prozy ku pamięci Lecha Bądkowskiego i jego przyjaciół
– wileńskich Kaszubów. Gościem
honorowym był Zbigniew Szymański. Utwory poetyckie i prozatorskie zaprezentowali aktorzy: Halina Słojewska-Kołodziej i Ryszard
Ronczewski. Spotkanie prowadził
prof. Józef Borzyszkowski. Gośćmi
66
byli m.in. córka Bądkowskiego Sławina Kosmulska, Stanisław Pestka,
prof. Cezary Obracht-Prondzyński
i nasz Stolem – Jerzy Nacel.
11 kwietnia – na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego
odbyła się konferencja „Kaszubski
w wielkim mieście” poświęcona
nauczaniu języka kaszubskiego na
terenie aglomeracji trójmiejskiej.
Jej inicjatorem i organizatorem były
oddziały Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z Gdańska, Gdyni,
Pruszcza Gdańskiego i Sopotu. Była
to okazja, aby skorzystać z doświadczeń praktyków – nauczycieli kaszubskiego oraz dyrektorów szkół,
w których realizuje się program nauczania kaszubszczyzny, podzielić
się uwagami i rozwiać ewentualne
wątpliwości.
12 kwietnia – w gdańskim grodzie, na
Targu Węglowym, odbył się Pomorski Jarmark Wielkanocny. W ramach
Jarmarku przeprowadzono warsztaty malowania pisanek, były także
występy zespołów ludowych, pokaz
wyplatania palm wielkanocnych
i kiermasz ozdób świątecznych.
Zjechały Koła Gospodyń Wiejskich
z Kaszub i Kociewia, prezentując
i sprzedając smakołyki świąteczne:
wyroby mięsne, cukiernicze, nabiał,
nalewki, konfitury. Można było się
zaopatrzyć w wyroby artystyczne
z wytapianego szkła, w haftowane
ozdoby i wyroby stolarskie. Na zakończenie Jarmarku wszystkim wystawcom podziękowała wicemarszałek województwa pomorskiego
Hanna Zych-Cisoń.
13 kwietnia – w wigilię rocznicy
Chrztu Polski z bazyliki Mariackiej
na Wzgórze Św. Wojciecha wyruszyła jubileuszowa, już XXV Piesza
Pielgrzymka organizowana przez
Kościelną Służbę Mężczyzn „Semper Fidelis” Archidiecezji Gdańskiej,
w której wzięli udział gdańscy Kaszubi. Od wielu lat pielgrzymkę prowadzi ks. prałat Zbigniew Zieliński
z katedry oliwskiej. Mszę świętą
koncelebrowali trzej gdańscy biskupi, homilię wygłosił bp Wiesław
Szlachetka, a uczestniczyli w niej
m.in. wiceprezydent Miasta Gdańska Ewa Kamińska, wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdyni Jerzy Miotke, rajcowie miejscy, liczne poczty
sztandarowe oraz pielgrzymi.
16 kwietnia – w kartuskiej kolegiacie
odprawiono mszę świętą w 3. rocznicę śmierci Wojciecha Kiedrowskiego. Przybyła rodzina, przyjaciele
i koledzy ze szkolnej ławy, przedstawiciele Zarządu Głównego ZKP
z prezesem Łukaszem Grzędzickim,
oddziałów gdańskiego i gdyńskiego
oraz pomorańcy.
Teresa Juńska-Subocz
POMERANIA MAJ 2014
SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ
Gòdzynczi – gòdzënë
– gòdzëniszcza
TÓMK FÓPKA
Stoją. Grzeją zmiarzłé rãce. Depcą. Zëmno w nodżi. Na głowã
Nie liczą czasu lëdze szczestlëwi i… zakòchóny. Ò tëch
kapùce nacygają. Dopinają knąpë. Wiater. A aùtobùsa jak ni pierszich Andrzéj Rëbińsczi spiéwôł: Nie liczę godzin i lat! To
ma, tak ni ma. Gòdzëna spóznieniô. Czej żdajesz, a je pò czasu, życie mija, nie ja… A ò miłoce… do strużczi pisôł Jan Trepczik
kòżdô minuta staje sã gòdzëną, a sekùnda – minutą. A sama w „Zrzeszë Kaszëbsczi” z 1939 rokù:
gòdzëna – wiecznym waranim.
Gòdzëna mòże bëc krótkô abò długô. A czasu je równo 60
Kùli gòdzënów ë dniów sôdôł jem kòl cebie?
Të jes cëchò szëmarza, pò kamiszkach drawòwa.
minut. Chùtkò zlecy, czej sã òb ten czas dzeje co zajimnégò,
Zdrzącë na ce a twój zberk, czëł jem sã jak w niebie
cekawégò. Tej ùżiwómë zdrobnieniô. Białka pòwié, że jidze na
Pëszno, bò jes ùzdrza mie.
gòdzynkã do frizjérczi abò co sprawic do krómù i wejle, ji to sã
pòprôwdze chùtkò zminie. Leno nen biédny chłop żdaje z dzecoma na niã i pòzééérô na zégar…
Różny lëdze w ti sami gòdzënie prowadzą różné sprawë. Je
Jeden z nôbarżi znónëch marijnëch spiéwów zwie sã… pół szósti pò pôłnim. Czerowca aùtobùsu òdpôlô mòtór i rëszô
gòdzynczi. Bò są piãkné. Dlô ùcha miłé. A gòdzyneczka, na trasã, na drëgą szëchtã. Krómòwô w mònopòlowim spigòdzënka, to pò pòlskù biedronka.
sywô, co je mùsz zamówic ze sznapsów a czipsów na witro.
Skądka je słowò gòdzëna? Pewno òd gòdzeniô… Tegò, co Dzeckò zez szósti klasë prawie doszło dodóm bez lasë i plëtë,
bëło, a tegò, co nadchôdô z czasã… Mô òna swòje nô­rzãdzé miało dwie gòdzënë drodżi do chëczë. Brifka sprôwdzô, kùli
– zégar. Gòdzynk. Tej-sej je
mù lëstów òstało w taszë pò cato taczi, jak kòl ksãdza Jana
łodniowim wanożenim. Dirigeńt
Walkùsza, co wisy na scanie…
Robòtã mómë òd jed- chóru w Lëzënie prawie zaczinô
a czasã sobie stanie. Dzysdpróbã spiéwu. A pòéta? Pòéta sã
ny gòdzënë do drëdżi. bùdzy, bò gò naszło natchnienié.
nia colemało jegò òkrãgłą,
gòdzënową tarczã zastãpiwają
Mómë gòdzynczi i kòzlinczi.
Czim mni tã robòtã
cyfrowé, elektroniczné tôblëce.
Jedne w kòscele, drëdżé – w kar­
lubimë, tim barżi czmie. Ti, co rozmieją robic
Taczi zédżer nie stôwô. Òn
sã prosto wëłącziwô, czej
czikrëjemë na zégar. òbadwa, są achtniwóny (tzw. do
zafelô sztrómù. Są zégrë
tuńca i rożańca).
w kòmórkòwim telefónie. Tej
Jak chto gòdzënów pilëje,
je wszëtkò w jednym a ni mùszi nosëc zégarka na rãce. Sa- nie spózniwô sã, tegò szónëjemë. Żlë nie je na czas, nie szónëje
telita w kòmórce gòdzënã ùstôwiô. Le tã kòmórkã téż dzes nas, tej më téż gò ni mùszimë ùczestnic. Gôdô sã: chto pózno
kùreszce trzeba wsadzëc…
przëchòdzy, sóm sobie szkòdzy. Abò: lepi chùtczi jak za pózno.
Ga je gwôsnô, równo gòdzëna (w całoscë pôłnié) – biją Mówią téż: lepi pózno jak wcale. I bądzë tu mądri…
zwònë, grają himnë, hejnałë pùszczają, kùkówczi kùkają
W naszi tradicje są dëchë, co przëchòdzą w nen sóm môl,
a kùrónë pieją. A skądka taczi kùrk czë jiny kanark wié, że ò jistny gòdzënie. Ksądz Sëchta pòdôwô, że duch taczi, czej
ju mòżna, że trzeba? Mòże nen kanark mô téż wbùdowóny nie pòtkô człowieka, cobë mù pòmógł skrócëc pòkùtã, gôdô:
zégark… A czemù prawie ptôszczi są gòdzënoma namienioné, Czas, gòdzëna je ta, a człowieka ni ma. Tak téż jamrëją dëchë
a nié… krowë. Krusza, biwô, że mô przijemniészi zwãk. Në jo, topiélców, co przechòdzącëch wcygają na mòkwë.
ale jak taczé knadzëszcze do zégrã wtromòlëc?
Są dobré a złé gòdzënë. W tą złą lepi nick nie gadac. Je czôrWłącziwómë radio, bò chcemë czëc, co to je za gòdzëna. nô gòdzëna, na jaką dobrze je miec co ùszpórowóné. To ò ni
Chcemë czëc tej wiadła, bò są ò taczi gòdzënie. Wiémë, czë sã prawie je we fópkòwi „Czôrny baladze”:
spieszëc, czë jachac pòmału. Czë jesz je czas.
Robòtã mómë òd jedny gòdzënë do drëdżi. Czim mni tã
W czôrnëch piéckach czôrny wãdżel
W całach rządzy czôrnô chëra
robòtã lubimë, tim barżi czikrëjemë na zégar. Szkòła – to samò.
Czôrnô gòdzëna je wszãdze
Tam jesz zwónk zwòni, cobë tëch biédnëch dzôtk za długò nie
Bùten, bëne – w czôrnëch wërach…
mãczëc. Ò szkólnëch nie wspòmnã…
Nieletczé żëcé mają statczi do bùdzeniô. Niejeden bùdnik
swòje zwònienié skùńcził na… scanie. To je jedna z niewiele
Je w kùńcu gòdzëna òstatnô. Gòdzëna smiercë, czej lepi, jak
rzeczi, za jaczima sygómë, nieòtmikającë òczów.
chto przë nas je. Niekònieczno sostra w hòspicjum.
POMERANIA MÔJ 2014
67
Z BÙTNA
Na zajcowëch nogach
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Czej bùten je słunuszkò, tej jô so tak fëjn sadnã na łôwce przed
– Nick cë nie rzekã, bò ni móm co – drëch skrzëwił mùniã.
dodomã a sedzã. Czej padô deszcz, tedë sã legnã na zófie w pa- – Do rodzeniô sã a do ùmiéraniô to ju ti lëdze tak chùtczi nie
radny jizbie a leżã. Spòkójno, pòmalë… Tak so sedzã, tak so są … Ale jô pò prôwdze mùszã ju nëkac.
leżã a rozmiszlajã, czemùż nen swiat wkół mie tak nëkô. Jak
– Dokądkaż?
òbarchniałi nëkô. Jistno jak nen mój lubòtny drëch brifka,
– Do miasta z białką na za­kùpë.
chtëren krótkò pò Jastrach do mie fërtã na kòle przëcësnął.
– Krótkò pò Jastrach të zakùpë w miesce robisz? – spitôł
– Widzôł të tak co? – swòjim zwëkã zaczął bez „pòch­ jem kąsk zadzëwòwóny.
wôlony…”.
– To je ju czas, kò wnetk
– Cëż zôs?
zôs wiôldżé swiãto mdze.
– Żebë zajc tak flot nëkôł.
– Cëż të pòwiôdôsz? Przecã
(...) cëż to je dzewiãc niżódnégò
– Prawie ó to to bë sã mù­
wiôldżégò swiãta
miesący! Të sã nawetka nie terô w kalãdôrzu ni ma.
szôł lesnégò spëtac, ale z tegò,
òbezdrzisz, a Gwiôzdór
co jô ò zajcach wiém, tej òne pò
– A jaczé mómë dwa wiôlprôwdze dosc chùtczé są.
dżé
swiãta òb rok, në?
mdze tu. To sã mùszi
– Ale nié jaż tak chùtczé,
– Jastra ë Gòdë.
ju terô na niegò
bë dzéń rëchli w gniôzdkach
– Baro dobrze – brif ka
przërëchtowac. wez­drzôł nó miã jak szkólny,
darënczi składac – brifka ma­
chnął pają w lëfce, jakbë chcôł
co je rôd ze swòjégò szkòlôka.
negò zajca chwacëc za szpérë
– Jastra ju bëłë, a jaczé drëdżé
a przëtrzëmac. – Chtëż to widzôł, żebë jastrowi zajc w Jastro- wiôl­dżé swiãto mdze ju wnet?
wą Niedzelã pò chëczach sajdôł.
– Terôzka niżódné – chcôł jem rzec Swiãto Robòtë, ale miôł
– Tak co sã nie słëchô – przëswiôdcził jem brifce. – Jastrowi strach, że brifka mie zarô jednégò wlëmi.
zajc, stôrim zwëkã, w dëgùsë bë miôł chadac.
– Jak niżódné! Tec Gòdë są ju krótkò!
– Bë miôł, bë miôł, le slédnym czasã òn przék zwëkòwi ju
– Gòdë, mackù, za dzewiãc miesący mdą.
w niedzelã przëchôdô. Nie je to bùten szëkù?
– Chłopie, a cëż to je dzewiãc miesący! Të sã nawetka nie
– Je, je – cziwnął jem zamëslony banią. – Cëż zrobic, kò òbezdrzisz, a Gwiôzdór mdze tu. To sã mùszi ju terô na niegò
dzysdnia lëdze cerplëwòscë ni mają. Òni mdą za nym zajkã przërëchtowac. Darënczi czas kùpiac!
jaż do Pòniedzôłkù żdac?
– Të czësto zgłëpiôł – zdrzôł jem na niegò zajiscony.
– Jo, jo, òni bë chcelë miec wszëtkò f lot, zarô,
– Nié, jô nié – cziwnął przék banią brifka. – To swiat
natëchstopach. Wszëtkò mùszi bëc na zajcowëch nogach zro- zgłëpiôł… Tej z Bògã. Czas to dëtk. Nëkajã.
bioné. Nikòmù nie dadzą òdpòczic, nawetka zajcowi.
Ë pònëkôł brifka na zajcowëch nogach na Gwiôzdorã
– Tak to ju na tim swiece je – zajiscył jem sã żëcym sã rëchtowac. A jô sedzôł so na łôwce pòd dodomã, kò prabiédnégò jastrowégò zajka.
wie słunuszkò fëjn grzało, a rozmëslôł, czemùż nen swiat jak
– Në jo, më tu so tak pòwiôdómë, a jô mùszã ju nëkac òbarchniałi nëkô. Kò wiéta, do czegò jem przëszedł? Jô doch
– brifka wezdrzôł na zégark.
doma ni móm niżódnégò zégra! Je to ale szczescé!
– Jakùż to? Të dopiérze co przëjachôł. Wezkôj jesz co
rzeczë… Cëż tã sã w Pëlckòwie dzeje? Je chto rodzony? Je chto
ùmarłi?
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER
68
POMERANIA MAJ 2014
Lubòtny
Czëtińcowie,
wespół z majewim numrã cządnika bédëjemë wama film „Pro Memoria Brunon
Synak”. Ten dokôz przëbôcziwô pòstacjã ùmarłégò łoni Profesora,
chtërnémù pòmòrskô tatczëzna tak wiele zawdzãcziwô.
Film pòkazywô nôwôżniészé chwile w Jegò żëcym, nôùkòwą i kaszëbską stegnã,
Jegò familiã i ùlubioné przez Niegò môle. Nie felëje téż wspòminków drëchów
i lëdzy, dlô jaczich Bruno Synak béł aùtoritetã.
Rôczimë do òbzéraniô
Film zrealizowała Lucyna Geniusz w wespółrobòce z Łukaszã Grzãdzëcczim.
Produkcjô: Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié.
WYBORY DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO
KASZUBY
GŁOSUJĄ!
C
M
Y
CM
MY
CY
CMY
K
kampania społeczna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego

Podobne dokumenty

Najô Ùczba 37 - Skarbnica Kaszubska

Najô Ùczba 37 - Skarbnica Kaszubska Wezdrzôł na Jurka a wiesoło rzekł: – A të ju sã nie kłóniôj, bò tak krzëwi òstóniesz. – Panie królu, wëbaczë Jurkòwi – pòprosëło dzéwczã. – Ale jô ju wcale nie jem na niegò rozgòrzony. Jô le chcôł ...

Bardziej szczegółowo