zderzenie pierwsze

Transkrypt

zderzenie pierwsze
/ZDERZENIE PIERWSZE
TEKST I FOTOGRAFIE: MARCIN PINIAK
Lotnisko Lublinek - odlot na Stansted port lotniczy na peryferiach
Londynu. Niektórzy wracają na Wyspy do pracy, inni jadą w
poszukiwaniu pracy i szczęścia, wśród nich garstka turystów.
Gorączkowe przepakowywanie, kilka elementów zaskoczenia podczas
szczegółowej odprawy na bramce. W powietrzu raczej dominacja
gęstej zawiesiny chmur. Nad samym Londynem ogrom świateł,
rozlewisko migocących punktów. Problemy z lądowaniem, samolot
kilka razy krąży wokół pasa. Pasażerowie zmieniają karty komórek
na angielskich operatorów. Niepokoi mnie ilość gwałtownych
skrętów, przy których skrzydła, które widzę za oknem są prawie w
pionie. Dziwne wrażenie.
Przy samym lądowaniu zmiana ciśnienia, dziwna zawiesina w uszach
uniemożliwia normalne rejestrowanie dźwięków. Mocne uderzenie o
pas, oklaski. Udało się, żyjemy. Lotnisko nie jest największym
portem stolicy, a jednak sprawia wrażenie molocha. Samo dojście do
odprawy bagażowej zajmuje około dziesięciu minut. Dalej
czterdzieści minut jazdy pociągiem. Czarnoskóry konduktor z
wytatuowanym napisem na szyi kulturalnie sprawdza bilety. Za
chwilę pojawia się sklepik na kółkach. Pasażerowie czytają gazety
lub słuchają muzyki. Raczej wyglądają na zrelaksowanych. Nowych
widać od razu, mają podobne zaskoczenie na twarzy, jak na mojej
własnej odbitej w lustrze szyby. Różnorodność kolorów skóry,
ubioru i mowy. W jednym momencie ludzie rozmawiają przez telefon w
kilku różnych językach. Odmian angielskiego jest tyle, ilu nowych
przybyszów stara się go opanować. Dlatego podręcznikowy język
jakiego uczymy się w szkołach wydaje się nie mieć tu zastosowania.
Slang i pewnego rodzaju niedbałość w mówieniu Londyńczyków
powoduje, że proces oswajania z mową potoczną staje się
długotrwały.
Znany z widokówek
angielski piętrowy
autobus. Bilety
zakupuje się u
kierowcy, lub używa
karty magnetycznej,
dla której
przeznaczony jest
specjalny czytnik.
Jazda „na kartę” typu
„oyster” jest znacznie
tańsza. Większość
ludzi używa tej opcji.
Ma ona zastosowanie w
całym Londynie i to
zarówno w metrze jaki
i połączeniach
autobusowych. Samo
metro ma swój specyficzny klimat. Londyńska sieć podziemna jest
stara i obejmuje zasięgiem prawie całe miasto. Wszelkiego typu
oznaczenia na przystankach czy w samym metrze jest jasna i
precyzyjna, ponadto „megafonowy głos” na bieżąco informuje o
kolejnych stacjach. Dobrą orientację w mieście zapewnia „London
AZ” szczegółowa mapa ze spisem ulic i usytuowaniem. Najważniejszy
jest kod, który pozwala na szybkie zlokalizowanie dystryktu,
strefy, czy dzielnicy. Dzielnic Londynu jest bardzo dużo, dlatego
wszelkiego typu przewodniki, czy mapy kupione w Polsce stają się
tutaj nic nie warte.
Koncert muzyki klasycznej w Grosvenor Chapel, instrumentarium
złożone z pianina, skrzypiec, wiolonczeli i fletów. Gwiazdą jest
znany skrzypek Rodney Friend, który współpracował z wieloma
znanymi solistami i orkiestrami. Rzeczywiście jego wysmakowane
lapidarne partie solowe nadają muzyce dużą głębię. Na dłuższą metę
taka muzyka mnie nudzi, ale kilka początkowych fraz znacznie
uspokoiło skołatane od nadmiaru wrażeń nerwy. Spacer po pobliskich
ulicach uświadomił mi oszałamiającą wręcz różnicę w zasobności
majątkowej pomiędzy mieszkańcami Łodzi i Londynu. Dla zobrazowania
Porsche stoi prawie na każdym rogu, a mieszkanie kosztuje półtora
miliona funtów. Zresztą „wypasionych fur” jest tu tyle i są w śród
nich takie, jakich nigdy nawet nie widziałem na filmach. Ponoć
okolice South Audley Street na której położona jest Kaplica
Grosvenor to strefa high life.
Londyński Pub - zatłoczony, spowity w gęstym tytoniowym dymie i
dudniący gwarem. Nowo poznani znajomi pochodzący z Indii. Idą
później na pokaz filmów rodzimej produkcji. Między sobą rozmawiają
po angielsku, są komunikatywni i uprzejmi. Pojawia się
wiolonczelista z wcześniejszego koncertu. Jest z pochodzenia
Szkotem i nazywa się Martin Radford. Martin studiował w Edynburgu
by później kontynuować naukę w Londyńskim Royal College of Music.
Ma szerokie spektrum działalności muzycznej od muzyki klasycznej
po modern i eksperymenty. Gra w zespołach Cellorhythmics, Bed
Space i Score. Koncertuje z wieloma muzykami z Azji, Południowej
Ameryki i Europy. Dobrze czyta napis na polskim tytoniu, jednak
nie rozumie co to znaczy. Kiedyś był w Gdyni na koncercie.
Podobało mu się.
W lokalu awantura, ktoś kogoś nadepnął i nie przeprosił
wystarczająco. Rosły odstawiony dryblas startuje z pięściami. Jego
przeciwnik mocno podpity Brytyjczyk kilka razy wypowiada soczyste
„fuck off”. Przepychanki, hałas tuczonych kufli i interwencja
obsługi pubu. Stopniowe wchodzenie w stan normalności po
incydencie. Dryblas podniecony i otrzeźwiony dużą dawką
testosteronu nadmiernie gestykulując mówi coś do kompanów z
grubymi cygarami w ustach i sygnetami na palcach.
Londyńskie ulice czy to w dzień czy w nocy nigdy nie są puste. W
godzinach szczytu wręcz pękają w szwach od przepływającej nimi
ludzkiej masy. To miasto narzuca tępo, nadaje rozmach. Tutaj czuć
wyraźnie „szaleństwo” naszych czasów. Taki galop powoduje, że
niektórzy nie wytrzymują tępa. Spotkać można wielu „dziwnych
ludzi” żyjących w jakimś odmiennym stanie. Ponoć teraz trwa wojna
gangów, głównie dotyczy czarnych i na nich się najczęściej kończy.
Są dzielnice z których ciężko jest wrócić w nienaruszonym stanie.
Słyszałem o Polaku, który został okradziony i pobity przez
czarnoskórych młodzieńców. Policja najczęściej jest bezradna. Poza
tym ludzie są mili i pomocni, uśmiechają się i często słychać
grzecznościowe zwroty. W autobusie można posłuchać partii
wokalnych w wykonaniu nastolatek, które śpiewają w akompaniamencie
telefonów, cichego nucenia słuchanych na plejerze hitów, czy
głośnego czytania gazety przez Chasyda w kapeluszu. Na straganach
natknąć się można na śpiewających sprzedawców, a w pobliżu meczetu
na głośne śpiewne nawoływania do modlitwy przez głośniki.
Bezsprzecznie to miasto wciąga i intryguje. Jego różnorodność
zdaje się składać obietnicę ciągłego zaskoczenia i inspiracji. Mam
wrażenie, że jest kopalnią nieskończonych zasobów pisarskiego
tworzywa.
PARADYZINE.WORDPRESS.COM

Podobne dokumenty