dobre-jedzenie-nr - miesięcznik „Dobre Jedzenie”
Transkrypt
dobre-jedzenie-nr - miesięcznik „Dobre Jedzenie”
www.dobre-jedzenie.com.pl Jesteśmy w supermarketach numer 54 WRZESIEŃ 2015 bezpłatny PORADNIK RODZINNY Najlepiej spożyć przed... Kiedy po początkowej nieufności spotkanie zamieniło się w serdeczną rozmowę, Niemcy spytali, czy nie mogliby oderwać kilku desek w podłodze w kuchni, żeby zobaczyć, w jakim stanie są schowane tam rzeczy. Chwila wahania i... zgoda polskich gospodarzy, spowodowana chyba głównie wielką ciekawością, po czym to przez tyle lat chodzili. Pod podłogą nie było żadnego skarbu, lecz butelki wina i słoiki z mięsem. W stanie, na pierwszy rzut oka, całkiem dobrym. Wypita wcześniej domowa wiśniowa nalewka, spowodowała, że ktoś rzucił hasło, żeby spróbować jak smakuje to wino. Otworzono jedną butelkę, potem drugą. Było wyśmienite. – A gdyby tak otworzyć słoik z mięsem? – spytał rozochocony trunkami polski gospodarz. Słoik otworzono. Zawartość pachniała całkiem dobrze. – A może spróbować, jak smakuje? – zaproponował. Chętnych jednak nie było. – A co mi tam! Spróbuję! – zawołał z ułańską fantazją. Jak powiedział, tak zrobił, ku lekkiemu przerażeniu reszty towarzystwa. To, że rozmawiałam z nim 25 lat po tym wydarzeniu, jest dowodem na to, że przeżył. – Niedużo wtedy zjadłem. Może dlatego nic mi nie było – śmiał się, wspominając swój wyczyn. Opowieść ta przypomniała mi się, kiedy siadałam do pisania tekstu o terminach przydatności do spożycia. A przy okazji o ogarnia- jącej nas obsesji świeżości, powodującej, że wyrzucamy do kosza rzeczy, które można śmiało zjeść. Na opakowaniach produktów żywnościowych możemy znaleźć dwa rodzaje oznaczeń dotyczących ich trwałości. „Należy spożyć do” spotkamy na nietrwałych mikrobiologicznie, łatwo psujących się produktach. Takich jak np. wyroby mleczarskie, mięso, wędliny. Spożywanie ich po dacie widocznej na opakowaniu jest niebezpieczne. Inaczej wygląda sprawa w przypadku artykułów, na których znajdziemy datę minimalnej trwałości, czyli napisy „Najlepiej spożyć przed”. Dotyczy to choćby mąki, kasz, makaronów, ryżu, konserw, chińskich zupek, suszonych ziół, kawy, herbaty, miodu, mleka w kartonie, dżemów, ale też np. wody mineralnej czy piwa. Czy jeśli została nam puszka piwa, na której jest napis „Najlepiej spożyć przed 2 września 2015”, to 3 września 2015 r. puszkę należy wyrzucić? A czy jeśli 3 września 2015 r. znajdziemy w kuchennej szafce makaron z nadrukiem „Najlepiej spożyć przed 1 marca 2015”, musi on wylądować w koszu na śmieci? Otóż nie. Jeśli produkty z napisami typu „Najlepiej spożyć do” były prawidłowo przechowywane i nie mają uszkodzonych opakowań, nadal nadają się do zjedzenia czy wypicia, bez uszczerbku na zdrowiu. Podana przez producenta data minimalnej trwałości oznacza je- dynie, że po jej upływie, producent nie gwarantuje, że produkt będzie utrzymywał tę samą jakość, którą ma produkt świeży. Zwykle jednak jeszcze długo ją utrzymuje. Niestety, często mylimy termin przydatności do spożycia z datą minimalnej trwałości. Do śmieci trafia więc całkiem dobre jedzenie. W krajach bogatej Europy Zachodniej zjawisko to osiągnęło już tak wielkie rozmiary, że postanowiły interweniować lokalne rządy. Np. we Francji, w marcu tego roku, wprowadzono zakaz umieszczania na wszystkich trwałych artykułach spożywczych napisów w stylu „Najlepiej zjeść do...”. Uznano, że wprowadzają ludzi w błąd. Potwierdzają to badania przeprowadzone w sieci supermarketów Morrisons w Wielkiej Brytanii. Wykazały, że 55 proc. ludzi wyrzuca produkt, na którego etykiecie upłynęła data „Najlepiej spożyć przed”, mimo że jest nadal bezpieczny i nadaje się do spożycia. Sprawą zajęła się też Unia Europejska. Bruksela chce usunąć z niektórych grup produktów spożywczych datę minimalnej trwałości, czyli oznaczenia „Najlepiej spożyć przed”. Sprzyjałoby to ograniczeniu strat milionów ton żywności rocznie, która mogłaby trafiać na cele społeczne. W Polsce już teraz producenci nie muszą oznaczać datą minimalnej trwałości np. cukru, soli, czy octu. Wciąż jest ona jednak na bardzo wielu produktach. Pomyślmy, zanim je wyrzucimy do kosza. Choć, oczywiście, nie trzeba od razu naśladować polskiego gospodarza, który skusił się na schowany podczas wojny pod podłogą niemiecki słoik z mięsem. Grażyna Zwolińska SalaZabawArek Zielona Góra, ul. Zacisze 22 (obok Biedronki) www.salazabaw.com.pl „Dobre Jedzenie” poszukuje chętnych do pracy w dziale reklamy. Wysokie prowizje i nienormowany czas pracy. Dzwoń 601 75 86 65 tel. 68 453 70 88 Roladki z kurkami ten i inne przepisy na stronach 4-5 i 9 www.zielarniadrzewna.pl Tekst o terminach przydatności do spożycia pozwolę sobie zacząć opowieścią, o tym jak pewnego dnia w gospodarstwie w wiosce koło Żar zjawili się jego dawni niemieccy właściciele. Sklep zielarsko – medyczny zioła, herbaty, przyprawy, oleje, suplementy diety, zdrowa żywność, kosmetyki naturalne, aromaterapia ul. Drzewna 10, Zielona Góra tel. 784 955 503 Zapraszamy pon.-pt. 10.00- 18.00 sob. 10.00-14.00 dobre jedzenie dobre jedzenie 2 Już siódmy rok Agencja Rynku Rolnego prowadzi program „Owoce i warzywa w szkole”. W nowym roku szkolnym dostawy owoców i warzyw do szkół mają rozpocząć się już od 21 września, dzięki czemu dzieci będą mogły skorzystać z dostępności sezonowych owoców i warzyw. W dniach 22-23 sierpnia br. odbyła się kolejna, dziesiąta edycja „Festiwalu Smaku” w Grucznie. Jak co roku w dolinie nad Wisłą rozłożyło się ponad dwustu wystawców. Owoce i warzywa w szkole Na rok szkolny 2015/2016 Polska otrzymała z Komisji Europejskiej trzecie co do wielkości środki na realizację programu w UE, a łączny budżet programu wraz z wkładem krajowym wyniesie około 20,5 mln EUR (87,8 mln PLN). Oznacza to, iż Polska jest obecnie jednym z największych beneficjentów programu w UE, obok takich krajów jak Włochy i Niemcy. Program ma na celu promowanie wśród dzieci zdrowej diety oraz zmianę nawyków żywieniowych, a w szczególności zwiększenie ilości spożywanych przez nie owoców i warzyw. Dlaczego to takie ważne? Otyłość i nadwaga wśród dzieci stają się coraz powszechniejszym problemem, a jedną z przyczyn narastania tego zjawiska jest nieprawidłowa dieta, uboga w owoce i warzywa. Z najnowszych badań wynika, iż już jedna czwarta dzieci w Unii Europejskiej cierpi na nadwagę lub otyłość. Dlatego tak ważne jest prowadzenie na masową skalę działań, które mogą przyczynić się do poprawy nawyków żywieniowych dzieci, a w szczególności spożywania większych ilości owoców i warzyw. Program „Owoce i warzywa w szkole”, działając na dużą skalę, a przy tym stając się nieodłącznym elementem codziennego życia szkół, może skutecznie przyczynić się do odwrócenia tych niekorzystnych trendów. W ramach programu dzieci otrzymują 2-3 razy w tygodniu świeże owoce i warzywa oraz soki. W skład porcji owocowo-warzywnych wchodzą: jabłka, gruszki, truskawki, borówki amerykańskie, marchewka, papryka, rzodkiewka, kalarepka, pomidorki oraz soki owocowe i warzywne. Ważnym elementem programu, oprócz udostępniania owoców i warzyw, są specjalne działania edukacyjne, w których uczestniczą dzieci. Szkoły podstawowe uczestniczące w programie co najmniej dwa razy w semestrze organizują zajęcia, w ramach których dzieci uczą się m.in. zasad zdrowego odżywiania i poznają pochodzenie owoców oraz warzyw. Najpopularniejsze działania to warsztaty kulinarne, zakładanie ogródków przyszkolnych, wycieczki do sadów itp. Program podlega również regularnej ocenie, która ma wykazać w jakim stopniu realizuje on zakładane cele. Prowadzone badanie przede wszystkim ma określić, czy program wpływa na Pogoda dopisała i odwiedzający także. Pośród mnogości smakołyków naszą uwagę zwróciło stoisko z gęsiną, prowadzone przez Instytut Zootechniki z Kołudy Wielkiej. Można było skosztować „gęś burgera” oraz „burgera jagnięcego”. Oprócz tego pierogi z gęsiną i czernina z kluskami ziemniaczanymi. Próbowaliśmy. Wyjątkowe. Gęsinę można było jeszcze znaleźć na dwóch stoiskach, m.in. Renaty Osojcy, gdzie półgęski, wędliny i inne frykasy cieszyły się sporym powodzeniem, mimo dość wysokich cen. W trakcie dwóch festiwalowych dni można było przebierać w miodach, serach, wędlinach, nalewkach, owocach, warzywach. Po prostu smakowy zawrót głowy. zmianę nawyków żywieniowych dzieci, a w szczególności na ilości spożywanych owoców i warzyw. Chętnych coraz więcej Mając na celu jak najbardziej efektywne działanie oraz ograniczony budżet, program skierowano do dzieci w wieku, w którym najłatwiej ukształtować trwałe nawyki żywieniowe, a więc dzieci objętych edukacją wczesnoszkolną. W roku szkolnym 2014/2015 grupa docelowa została rozszerzona o dzieci realizujące obowiązek rocznego przygotowania przedszkolnego (tzw. „zerówki”) w szkołach podstawowych i objęła już przeszło 1,4 mln dzieci, z których 96% wzięło udział w programie! Z kolei w roku szkolnym 2015/2016, wg danych MEN, w programie będzie mogło uczestniczyć nawet przeszło 1,6 mln dzieci z klas 0-3 szkoły podstawowej. Program z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością wśród szkół. Wrósł już w środowisko szkolne stając się stałym elementem codziennego życia większości szkół podstawowych w Polsce. Od początku uruchomienia programu w roku szkolnym 2009/2010 zarówno liczba dzieci uczestniczących w programie, jak i liczba szkół podstawowych wzrosły ponad czterokrotnie. Począt- Festiwal smaku za nami Organizatorzy zadbali również o coś dla duszy. Były występy, pokazy i działania edukacyjne. Wśród wystawców spotkaliśmy wielu uczestników naszych Targów Dobrego Jedzenia, których III edycja już w maju 2016 r. Jak co roku w Grucznie zostały przyznane prestiżowe nagrody. I tak: – Grand Prix Festiwalu Smaku przyznano Józefowi Siadakowi (Specjały spod Strzechy) za serię octów smakowych. – Smak Roku 2015 w kategorii przetwory mięsne i wędliny trafił do Jana Myśliwca ze Śliwic (woj. kujawsko-pomorskie) za kabanosy z dziczyzny. – Za przetwory warzywne i owocowe nagrodzony został ponownie Józef Siadak. Górka smaków kowo w roku szkolnym 2009/2010 w programie uczestniczyło zaledwie około 2,5 tys. szkół, i około 27% dzieci z grupy docelowej. Jednakże program bardzo szybko zyskał na popularności i zainteresowanie nim szkół zaczęło lawinowo rosnąć. W roku szkolnym 2014/2015 w programie wzięło udział już przeszło 1,340 mln dzieci z około 11,3 tys. szkół podstawowych. Program „Owoce i warzywa w szkole” jest lubiany i ceniony zarówno przez dzieci, jak i rodziców i nauczycieli. Realizacja programu w Polsce doceniana jest również przez Komisję Europejską i jej ekspertów. Polski program często prezentowany jest, jako jedna z dobrych praktyk w tym zakresie, na forum UE oraz na spotkaniach ekspertów z zakresu promowania spożycia owoców i warzyw. www.minrol.gov.pl W Zielonej Górze, przy ul. Strumykowej co chwilę oddawane są do użytku nowe mieszkania. Wszystkie budynki są nowoczesne, wokół sporo zieleni i ci, którzy kupili tam swoje eM, na pewno są zadowoleni. Jednak same lokale to nie wszystko. Trzeba zadbać również o coś dla żołądka, a nie wszyscy mają czas na gotowanie. Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu, powstał tutaj bar o wdzięcznej nazwie „Górka Smaków”. Lokal nie jest duży, ale przytulny i nowoczesny i... faktycznie stoi na górce. W środku miła obsługa i domowa atmosfera. Jak mówi właścicielka – p. Magdalena Musińska, ruszyli 1 sierpnia i już mają stałych bywalców. Lokal posiada nieskomplikowane menu, co zapewnia świeżość produktów i pewność, że nic nie jest odgrzewane. Czynny od 10.00 do 18.00, od poniedziałku do piątku. „Górka Smaków” poleca zupy już od 4 zł, m.in. pomidorową, jarzynową, pieczarkową, ogórkową, chłodnik, krupnik, barszcz czerwony i żurek. Drugie dania to m.in. filet drobiowy z pieczarkami i serem, kotlet schabowy Zapraszamy na pyszne zakupy! Wydawca: Wydawnictwo Kropka, skrytka pocztowa 125, 65-901 Ziel. Góra. [email protected], tel. 68 321 15 72 w godzinach 9.00-16.00 Reklama 601 75 86 65, 68 321 15 72 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. Nakład: 20.000 Druk: Poznań, ul. Malwowa 158 Sklep Senir Zielona Góra, ul. Jedności 90, tel. 783-531-357 Zapraszamy do naszych sklepów w Zielonej Górze: ul. Szosa Kisielińska 22 (osiedle Pomorskie), ul. Makowa 14 (Jędrzychów), ul. Stefana Batorego 81, ul. Cyryla i Metodego 10, ul. Zacisze. 3 www.sklepsenir.pl Pampersy dla dorosłych, kosmetyki, termometry, inhalatory, kompresy, laktatory, rękawice jednorazowe, smoczki uspakajające! Na terenie Zielonej Góry dowóz GRATIS! – W kategorii wyroby piekarnicze i cukiernicze nagrodę zdobyła Piekarnia Stan Mar z Czarża. – Ser „Pielgrzym” państwa Adamczyków z Kosowa nagrodzono w kategorii przetwory z mleka. – Kapuśniak z jajkiem Renaty Osojcy z Topolna uzyskał tytuł Smaku Roku w kategorii potrawy. – Kwas Miodowy stworzony przez Agnieszkę Zamojską z Bydgoszczy triumfował w kategorii INNE. Warto również odnotować, że książka „Apetyt na Polskę” firmowana przez Grzegorza Łapanowskiego, otrzymała tytuł najlepszej publikacji kulinarnej. red i mielony, pierogi ruskie, naleśniki, sałatki i surówki. Jednak potrawą, na którą warto przyjechać tu specjalnie jest „Placek po węgiersku”. Jedliśmy i potwierdzamy. Warto zauważyć, że dania są obfite, a ceny dobrze skalkulowane. Nikt nie wyjdzie głodny. Lokal poleca także obiady w zestawach (12,90 zł) oraz obiady abonamentowe za 11,90 zł. Co ważne, obiad można zamówić też na wynos. W „Górce Smaków” można także zorganizować imprezę okolicznościową. Wystarczy zadzwonić i umówić się z właścicielką. Serdecznie polecamy! Górka Smaków Zielona Góra ul. Strumykowa 28H/1 tel. 663 255 863 dobre jedzenie 4 dobre jedzenie Cuda z cukinii Cukinie umyć i razem ze skórką zetrzeć na tarce o dużych oczkach, a następnie posolić i odstawić przynajmniej na 30 minut, aby puściła sok. Po tym czasie bardzo mocno odcisnąć powstały sok. Następnie dodać jajka oraz mąkę i wyrobić jednolite ciasto, doprawiając do smaku solą (uwaga cukinia już jest słona!) i świeżo zmielonym czarnym pieprzem. Zupa krem z cukinii i selera naciowego Średnia cukinia, cebula, 3-4 łodygi selera naciowego (może też być cały pęczek), 2 marchewki, sól, pieprz świeżo mielony, łyżka sosu sojowego, 100 g serka topionego (np. śmietankowego), 3-4 łyżki śmietany 12 lub 18%, szczypta suszonego lubczyku, szczypta gałki muszkatołowej, szczypta mielonego imbiru. Cukinię umyć, obrać, oczyścić z pestek i pokroić w kostkę. Łodygi selera opłukać i drobno pokroić. Cebulę obrać i drobno posiekać. Tak przygotowane składniki przełożyć do garnka i zalać wodą tak, by zakrywała warzywa. Marchewki oskrobać, pokroić w mniejsze kawałki i dodać do warzyw. Całość porządnie doprawić, solą, pieprzem oraz sosem sojowym i gotować na małym ogniu do miękkości wszystkich warzyw. Pod koniec gotowania dodać serek topiony pokrojony w kawałeczki. Wszystko razem dokładnie zmiksować na aksamitny krem, dodać śmietanę i wymieszać. Na koniec zupę doprawić do smaku gałką muszkatołową, imbirem, solą oraz pieprzem. Podawać z grzankami lub groszkiem ptysiowym. W garnku zagotować wodę z dodatkiem soli. Mokrą łyżką wykładać na wrzątek porcje ciasta i delikatnie wymieszać, aby kluseczki nie przykleiły się do dna. Wyciągać z wody 2-3 minuty po wypłynięciu na powierzchnię. Cukinia jest bardzo smaczna i niskokaloryczna, dzięki niej kluseczki są nie tylko zdrowsze, ale i mniej tuczące, niż te przygotowane z ziemniaków. Kluseczki świetnie smakują polane oliwą z oliwek, roztopionym masłem lub sosem. Doskonale pasują też do łososia pieczonego z pomidorami i papryką. Łosoś pieczony z pomidorami i papryką Kluseczki z cukinii Kilogram cukinii, 2 szklanki mąki pszennej, szklanka mąki razowej typ 2000, 2 jajka, sól czarny pieprz do smaku. 800 g fileta z łososia, sok i skórka z połowy cytryny, pół strąka czerwonej papryki, 2 pomidory, biała cebula, sól i biały pieprz do smaku. Łososia oskrobać z łusek, umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem i z obu stron oprószyć solą oraz białym pieprzem. Pomidory umyć i pokroić w dużą kostkę. Paprykę Chipsy z cukinii Średnia cukinia, 2-3 łyżki oliwy z oliwek, papryka ostra, czosnek granulowany, bazylia, oregano, sól. umyć, oczyścić z gniazd nasiennych i pokroić w paski. Obraną cebulę pokroić w piórka. Łososia ułożyć na podwójnej warstwie foli aluminiowej, posypać papryką, cebulą oraz pomidorem, skropić sokiem z cytryny i szczelnie zawinąć. Piec przez 20-25 minut w temperaturze 180OC. Przed podaniem łososia posypać skórką otartą z cytryny. Faszerowana cukinia z mięsem i groszkiem 30 dkg wieprzowego mięsa mielonego, 10 dag ryżu, cebula, 2 ząbki czosnku, 2 łyżki przecieru pomidorowego, 10 dag zielonego groszku (świeżego lub mrożonego), 3 łyżki oleju, sól, pieprz ziołowy i jarzynka do smaku, 20 dag żółtego sera, cukinia (nie za duża!). Na patelnię wlać 3 łyżki oleju i podsmażyć na nim pokrojoną w kostkę cebulę i pokrojony w małe plasterki czosnek. Następnie dodać mięso mielone, wymieszać i podsmażyć. Ryż ugotować, odcedzić i dodać do mięsa. Groszek włożyć na 3 minuty do wrzątku, wyjąć, przelać zimną wodą i również dodać do mięsa. Na końcu dodać przecier pomidorowy, dokładnie wymieszać i chwilkę razem podsmażać. Całość doprawić do smaku dość pikantnie. Cukinię przekroić wzdłuż i wydrążyć miąższ z nasionami. Połówki cukinii napełnić przygotowanym farszem i zapiekać około 60 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 190OC. Na 15 minut przed końcem pieczenia cukinie posypać startym serem. Kotleciki cukiniowo-ziemniaczane z oliwkami 500 g ugotowanych ziemniaków, 400 g cukinii, mała cebula, 2 ząbki czosnku, 8-10 czarnych oliwek, 2 jajka, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, 3 łyżki mąki pszennej, suszona bazylia i tymianek, sól, pieprz czarny i ziołowy do smaku, olej do smażenia. Ziemniaki zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Cukinię umyć i razem ze skórką 5 zetrzeć na tarce o dużych oczkach, delikatnie posolić i odstawić. Następnie z cukinii odcisnąć nadmiar wody. Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę. Oliwki pokroić w krążki, a obrany czosnek przecisnąć przez praskę. Tak przygotowane składniki połączyć ze sobą, doprawić ziołami, solą oraz pieprzami i bardzo dokładnie wymieszać. Gdyby masa była za rzadka, można dosypać mąki. Na patelni rozgrzać olej i masę nakładać łyżką, formując niewielkie placuszki. Smażyć na niewielkim ogniu, z obu stron, na złoty kolor. Doskonale smakują same, ale można też podawać z jogurtem lub ulubionymi dodatkami. Cukinię umyć i pokroić w plasterki. Nie mogą one być bardzo cienkie, gdyż w trakcie pieczenia ubywa dużo wody z cukinii. Plastry maczać w oliwie. Najlepiej oliwę wylać na talerz i nawilżać w niej z obu stron nasze chipsy. Następnie ułożyć na blaszce wyłożonej pergaminem nieprzywierającym i z obu stron obsypać przyprawami. Tak przygotowane plastry cukinii piec około 1,5 godziny w temperaturze 100OC. W połowie pieczenia zmniejszamy temperaturę na 60OC. Smaczna i dietetyczna przekąska. Smak chipsów cukiniowych jest zbliżony do ziemniaczanych i każdy według uznania może nadać im ulubiony smak, stosując np. przyprawę do grilla, pizzy, kurczaka, Vegetę itp. Domowy pasztet z cukinii i marchewki Cukinia w cieście cynamonowym Składniki na blaszkę o wym. 20x6 cm: 7 szklanek cukinii startej na tarce o dużych oczkach, 2 szklanki startej marchewki, 3/4 szklanki kaszy manny, szklanka płatków owsianych, natka pietruszki, 2 ząbki czosnku, 2 jajka, cebula, pieprz i sól do smaku, płaska łyżeczka curry, olej do smażenia Cebulę obrać, pokroić w kosteczkę i razem z czosnkiem przeciśniętym przez praskę zrumienić na rozgrzanym oleju. Następnie dodać curry oraz przygotowane warzywa, wymieszać i dusić razem kilka minut. Następnie zestawić z ognia i częściowo odcedzić powstały sok. Całość doprawić do smaku, dodać kaszę, płatki, jajka oraz posiekaną natkę pietruszki i wszystko razem dokładnie wymieszać. Ewentualnie całość jeszcze raz doprawić do smaku. Masę przełożyć do natłuszczonej foremki i piec około 60 minut w temperaturze 180OC. Pasztet wyjąć z formy, gdy całkowicie wystygnie. Doskonały do kanapek. Można też podawać z sosem lub jako dodatek do obiadu, mięsa. To zdrowe i syte danie. Cukinia, 150 g mąki, jajko, 100 ml mleka, łyżka cukru, pół łyżeczki cynamonu, szczypta soli, ćwierć łyżeczki proszku do pieczenia, olej do smażenia. Mleko wlać do miski i dodać mąkę, żółtka, cynamon, proszek oraz cukier. Wszystko razem dokładnie zmiksować. Następnie dodać białka ubite na sztywną pianę i wszystko razem delikatnie wymieszać łyżką. Cukinię umyć, obrać ze skórki i pokroić w plasterki o grubości około pół cm. Następnie, pomagając sobie widelcem, maczać cukinię w cieście cynamonowym i smażyć z obu stron na rozgrzanym oleju. Placuszki przed podaniem posypać cukrem pudrem lub startą czekoladą. Placuszki mają pyszny, cynamonowy smak. To dobry sposób, aby „przemycić” warzywo dzieciom, które go nie lubią. Sałatka w stylu włos kim Sałata rzymska lub ćwierć mło dej kapusty, mała cukinia, pół puszki kuk urydzy, pół słoiczka suszonych pomidorów (pomidory+oliwa), 80 g parmezanu, 2 piersi z kurczaka, sól i czarny pieprz, słodka pap ryka w proszku, oregano i bazylia, papryka w płatkach. Sałatę (lub młoda kapustę) um yć, osuszyć, drobno posiekać i ułożyć na talerza ch. Cukinię umyć i pokroić w niewielkie słupki. Kukurydzę odsączyć na sicie. Suszone pomidory ods ączyć z oleju. Przygotowaną cukinię, kukury dzę i suszone pomidory ułożyć na sałacie (lub na kapuście) Pierś z kurczaka umyć, osu szyć i przekroić wzdłuż na dwie części. Następ nie doprawić z obu stron solą, świeżo zmielonym czarnym pieprzem, słodką papryką, oregano i bazylią. Na mocno rozgrzanej patelni grillowej usm ażyć mięso z obu stron, a następnie przełożyć na deskę do krojenia, lekko przestudzić i pokroić w paski. Na wierzchu sałatki ułożyć kaw ałki grillowanego kurczaka. Całość posypać pok ruszonymi kawałkami parmezanu oraz płatka mi papryki. Na koniec sałatkę skropić oliwą z sus zonych pomidorów i doprawić do smaku solą oraz świeżo zmielonym, czarnym pieprzem. Szukaj w kioskach! Jeszcze więcej przepisów na zdrowe dania z warzyw! Róże z cukinii Podłużna, wąska cukinia, kilka plasterków żółtego sera, olej, sól, sezam do posypania. Na dno każdej foremki do muffinek (najlepiej, aby były silikonowe) włożyć po kawałku żółtego sera. Cukinię umyć, przekroić wzdłuż na pół i razem ze skórką, za pomocą obieraczki do warzyw, pokroić w bardzo cienkie, długie plasterki. Można też cienko pokroić nożem. Każdy plasterek cukinii delikatnie posolić i odstawić na 10 minut, aby lekko zmiękły. Po tym czasie ułożyć plasterki tak, aby delikatnie zachodziły na siebie i zwinąć w ruloniki. Ruloniki ułożyć w foremkach i skropić olejem, a następnie posypać sezamem (niekoniecznie). Piec 20-30 minut w temp. 180OC. Gdyby za bardzo się przypiekały, można je przykryć folią aluminiową. Nowo otwarty sklep rybny w Zielonej Górze Zawsze świeże i zdrowe produkty, w dobrych cenach! Akceptujemy karty kredytowe! Al. Wojska Polskiego 96 na przeciwko LIDLA, obok kiosku z warzywami. Tel. 605 671 684 facebook.com/pages/Dary-Morza-Sklep-Rybny Makaron z cukinią i łososiem w sosie cytrynowym 30 dag filetu z łososia, 2 cukinie, pół opakowania makaronu razowego, kilka pomidorków koktajlowych, pęczek natki pietruszki, 3/4 szklanki jogurtu greckiego, sól i pieprz do smaku, pół cytryny. Łososia umyć, osuszyć, oprószyć solą oraz pieprzem i zawinąć w folię aluminiową. Następnie grillować, a pod koniec grillowania (czyli po około 15 minutach) rybę skropić sokiem z cytryny. Przestudzonego łososia pokroić w mniejsze kawałeczki. Cukinię umyć, pokroić w dość cienkie plastry i podpiec na grillu, a następnie oprószyć solą. Makaron ugotować al dente w posolonej wodzie, a następnie zahartować zimną wodą, odcedzić i przełożyć na talerze, wcześniej obłożone grillowaną cukinią. Na makaron wyłożyć kawałki łososia, a obok połówki pomidorków koktajlowych. Jogurt grecki połączyć z 2 łyżkami soku z cytryny, dodać sól oraz pieprz do smaku oraz drobno posiekaną natkę pietruszki i dokładnie wymieszać. Gotowym sosem polać potrawę, a na koniec udekorować rulonikami z cukinii i posypać skórką otartą z cytryny. Korona z cukinii Długa cukinia, szklanka ryżu, 1-2 marchewki, warzywna kostka rosołowa, sól i pieprz do smaku, 2 łyżki posiekanej natki pietruszki, vegeta. Ryż przepłukać, przełożyć do garnka, zalać wodą,wrzucić pokrojoną w kostkę marchewkę oraz kostkę rosołową i ugotować al dente, a następnie odcedzić. Ugotowany ryż z marchewką doprawić do smaku solą oraz pieprzem i wymieszać z posiekaną natką pietruszki. Cukinię umyć i razem ze skórką pokroić w długie plastry. Następnie oprószyć szczyptą vegety i delikatnie opiec na patelni. Plastry cukinii uformować w kształt korony i spiąć wykałaczką, a środek wypełnić przygotowanym ryżem z marchewką. 6 dobre jedzenie dobre jedzenie Po zdrowie do Miskolca Delikatesy Przyjaciele Jedzenia zapraszają na zakupy! Ekologiczne, polskie produkty - po prostu PYSZNE! Zielona Góra, ul. Jaskółcza 34 C, tel. 534-66-55-10 Kryminał na talerzu Makabryczne morderstwo. Zagadkowe woluminy w archiwum Himmlera. Specjalne komando SS badające procesy czarownic. A do tego tajemnicza hrabina, która przyjeżdża do Sławy latem 1944 roku, by zbierać materiały do... książki kulinarnej. Wbrew pozorom to nie wspomnienia z czasów wojny, a kanwa kryminału-retro lubuskiego pisarza, Krzysztofa Koziołka. Oficjalna działalność hrabiny Franziski von Häften nie zwiedzie bowiem czytelników kryminału „Furia rodzi się w Sławie”, bo taki tytuł nosi najnowsza powieść Koziołka. Pod jej przykrywką kobieta prowadzi całkiem inną działalność. Jaką? Tego nie będziemy zdradzać, żeby nie psuć lektury. Możemy za to podzielić się pierwszymi recenzjami. – Fabuła książki jest niezwykle intrygująca – czytamy na blogu „Nowe Horyzonty” (http://nhoryzonty.blogspot.com). – Zakończenie nieprzewidywalne, nasuwa się jedynie pytanie, czy autor zamierza napisać kontynu- ację historii? Co jeszcze znajdziecie w książce? Otóż idealne połączenie wartkiej akcji z tłem historycznym, czarny humor, szpiegostwo, potajemne spotkania kochanków, czarownice i wiele, wiele innych – czytamy dalej. – Książka niesamowicie mnie wciągnęła, czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Polecam! – kończy autorka bloga „Nowe Horyzonty”. Akcja kryminału toczy się na przełomie sierpnia i września 1944 roku, roi się w niej od autentycznych wydarzeń, które działy się pod koniec wojny w Sławie (wówczas: Schlesiersee), że wystarczy wspomnieć działalność specjalnego komanda SS, które w miejscowym pałacu badało ponad milion woluminów poświęconych czarnej magii, masonerii, okultyzmowi i procesom czarownic. – Podczas czytania czuć, że autor przyłożył się do teorii danego miejsca i przygotował się w pełni, by urozmaicić historię w niecodziennej odsłonie. Właśnie to dopracowanie detali, wyszukiwanie przez niego informacji historycznych, było dla mnie nie lada gratką – ocenia autorka bloga „Ujrzeć słowa” (http://ujrzec-slowa.blogspot. com). Zwraca też uwagę na wątek kryminalny. – Jest bardzo ciekawy i ma tę cząstkę, której wszyscy czytelnicy kryminalni poszukują: na własną rękę zaczynamy mieć podejrzenia co do sprawcy makabrycznych zabójstw. Muszę przyznać, że i ja byłam kilka razy wyprowadzona w pole z moimi typami, ale to rzecz jak najbardziej na tak. Dodatkowym atutem, który przemówił w moim mniemaniu na plus, to wielowątkowość. Z jednej strony historia jest spójna, ale to właśnie różne wydarzenia w Sławie mają wpływ na całość. Bardzo polubiłam asystenta kryminalnego Antona Habichta, chociaż chyba nie powinnam... W końcu jak można polubić kogoś z NSDAP? Oceniając go wyłącznie jako bohatera literackiego, został wykreowany genialnie – dodaje autorka bloga „Ujrzeć słowa”. red 7 J eśli macie problemy z zapaleniem stawów, nerwicami, bólami kręgosłupa, alergicznymi dolegliwościami dróg oddechowych i wieloma innymi chorobami, polecamy wybrać się do Miskolca na Węgrzech, a konkretnie do miejscowości Tapolca Barlangfurdo. Tapolca Barlangfurdo to kompleks basenów termalnych wbudowany w górskie zbocze. Uzdrowisko leży w północnej części kraju. Kąpielisko wyróżniają naturalne jaskinie, które zwiedzamy pływając w leczniczej wodzie termalnej. W jaskiniach można skorzystać z biczy wodnych, masaży, prądów wodnych oraz wielu innych atrakcji. Radioaktywne wody uzdrowiska w Miskolcu zawierają jod, brom i potas, są doskonałym lekarstwem na reumatyzm i inne choroby. Powietrze jaskiń jest wolne od bakterii, dlatego świetnie leczy choroby układu oddechowego i astmę. Ponad 700 metrów podziemnych korytarzy to tylko jedna z wielu atrakcji. Park wodny posiada kilka dużych basenów zewnętrznych, wypełnionych gorącą wodą o temperaturze od 28 do 35OC. W odległości około kilometra jest darmowy parking, opisany w kilku językach, także w polskim. Wszystkie bliżej są płatne. Miejsce bardzo piękne, oferujące relaks i odpoczynek zwłaszcza w jesienne czy zimowe szaro-bure dni. Warto pojechać. Koszt wejścia to 2300 forintów (okołó 33 zł) od dorosłego (4 godziny pobytu). Jeśli jest się z rodziną, najbardziej opłaca się kupić bilet familijny 3800 forintów (około 54 zł). W kompleksie są oczywiście bary i punkty z napojami, ale to jedzenie fast foodowe i nie najlepszej jakości. Niezłą restauracyjkę, a właściwie pizzerię znaleźliśmy bardzo blisko basenów. Niestety, nie zapisaliśmy nazwy, ale znakiem rozpoznawczym jest… kelner mó- wiący nieźle po polsku. A propos języków. Trzeba się przygotować, że niewielu Węgrów, przynajmniej w gastronomii, mówi po angielsku. Wracając do jedzenia. Zamówiliśmy m.in. suma z kluseczkami, klasyczny gulasz, pizzę i sałatki. Wszystko smakowało, a porcje były bardzo obfite. Polecamy. Będąc kilka dni w Miskolcu warto zwiedzić centrum miasta, które, naszym zdaniem, podobne jest nieco do Łodzi. Reprezentacyjna ulica Piotrkowska, a o reszcie będzie można powiedzieć coś miłego za kilka lat. Mimo to, zachęceni na portalu Tripadvisor, odwiedziliśmy najlepszą restaurację podającą naleśniki na słodko i na słono (Palacsinta Haz Etterem, Mélyvölgy út 212 ). Warto dodać, że Gundel palascinta (naleśniki a'la Gundel) to król naleśników, a jednocześnie flagowy deser węgierski. Aromatyczny, z wyśmienitym nadzieniem orzechowym i zniewalającym, gorącym sosem czekoladowym. (Karol Gundel to słynny restaurator węgierski, który zdobył uznanie na całym świecie). Zamówiliśmy różne warianty i poza jednym (z łososiem) wszystkie nam smakowały. Trzeba tu jednak uważać z angielskim. Na początku poinformowaliśmy kelnera, że chcemy dwa oddzielne rachunki (two bills). Stwierdził, że OK i po kilku minutach przyniósł dwa piwa (two berrs). Mamy dość dobrą dykcję, byliśmy trzeźwi i nie sepleniliśmy. A propos seplenienia. 60 km od Miskolca znajduje się Tokaj. Miasto i region, z którego Węgry słyną nie tylko w Europie. Pojechaliśmy. Z okna samochodu krajobraz kojarzy się z Toskanią. Miasto wyglądało jak wymarłe (może po części z powodu upału). Turystów niewielu, głównie z Polski, którzy kupują wino w sporych ilościach. Tutejsze winnice to żyzne lessowe gleby i sporo słońca. Smakiem tokajskiego wina zachwycali się już królowie. Słynne słowa króla Francji Ludwika XIV: Vinum regum, rex vinorum (król win, wino królów) do dziś zamieszczane są na wszystkich etykietach wina Tokaj. Wąskie uliczki miasta mają w sobie sporo uroku. Wiele z tych domów należało kiedyś do kupców greckich, którzy uciekając przed Turkami, znaleźli tutaj swoje schronienie i ojczyznę. Otrzymali wiele przywilejów, ale nie mogli być właścicielami winnic i ziemi. Po Grekach handel winem przejęli Żydzi. Przed II Wojną Światową w Tokaju mieszkało około 1000 Żydów, czego świadectwem jest imponująca synagoga z 1897 r. Przez pół wieku świątynia niszczała, ale dzięki funduszom z UE, wróciła do swojej świetności. Obecnie mieści się tam centrum konferencyjne i kulturalne. Nad brzegiem Cisy znajduje się miły bulwar, po którym można pospacerować, a także wsiąść na statek i się przepłynąć. Można także dobrze zjeść. Polecamy niepozorną „budkę”, która oferuje ryby prosto z rzeki (Hidfo Bufe Halsuto ez Palacsinto). Wybraliśmy sandacza. Był naprawdę dobry. Popity wytrawnym tokajem wprawił nas w świetny nastrój. Niestety, trzeba było wracać do domu, bo urlop się skończył. red Mięta to jedno z najpopularniejszych ziół. Charakteryzuje ją bardzo mocny zapach i smak liści. Uprawianych jest kilkadziesiąt gatunków, które różnią się rozmiarami rośliny oraz wielkością, kolorem, kształtem i aromatem liści. Liście poszczególnych gatunków i odmian mogą mieć różny bukiet zapachowy i smak, np. cytrynowy, jabłkowy, imbirowy, ananasowy czy czekoladowy. Mięta jest bardzo popularną i łatwą w uprawie rośliną, która może mieć zbawienny wpływ na nasz organizm. Liście mięty zielonej zawierają białka i węglowodany. Oprócz tego roślina bogata jest w minerały: wapno, fosfor, żelazo i magnez. Mięta zielona (czy też mięta pieprzowa – najpopularniejsza odmiana) to również bogate źródło witaminy A oraz witaminy B3. Jeżeli chodzi o moc i skuteczność działania zioła, to nie ma różnicy pomiędzy miętą suszoną, a świeżą. Mięta ma przede wszystkim wpływ na procesy trawienne, co jest bardzo istotne dla zachowania odpowiedniej sylwetki. Liście zwiększają wydzielanie soku żołądkowego, pobudzają wytwarzanie żółci i usprawniają pracę jelit. Stosowane są też jako środek wiatropędny, przy zaburzeniach trawienia, w schorzeniach wątroby i dróg żółciowych. Mięta ma także właściwości przeciwbakteryjne i nieznacznie uspokajające. Najlepsze efekty, głównie jeżeli chodzi o regulację pracy jelit i procesów trawiennych, uzyskuje się przy regularnym zażywaniu mięty. Najpopularniejszą postacią pod jaką spożywamy miętę jest herbatka miętowa, którą można serwować zarówno na zimno, jak i na gorąco. W zimie to idealna herbata rozgrzewająca, natomiast w okresie letnim trudno znaleźć napój, który tak dobrze ugasi pragnienie. Napar z mięty to przede wszystkim przyjemny i orzeźwiający smak pozostawiający uczucie świeżości w ustach – to napój, który jednocześnie orzeźwia i przeciwdziała senności. W czasie upałów Japończycy noszą przy sobie liście mięty zmięte w kulki i orzeźwiają się już samym ich zapachem. Świeże lub suszone liście mięty można dodawać do sałatek, ryb, mięsnych farszy i twarogu. Potrawy zyskają niezwykle ciekawy aromat i smak. W okresie wiosenno-letnim liście mięty to idealny składnik sałatek. Warto również pamiętać o starym, domowym sposobie, jakim jest wrzucenie kilku listków mięty do gotującego się mleka – zapobiegnie to jego zwarzeniu. Miętę można również żuć, co pomaga oczyścić jamę ustną i sprawia, że oddech staje się świeższy i przyjemniejszy. Mięta jest rośliną całoroczną, wiecznie zieloną, nie posiada wysokich wymagań glebowych. Właściwie przez cały rok można ją uprawiać w doniczce w domu. Jako ciekawostkę można wspomnieć o magicznych właściwościach przypisywanych mięcie. Według ludowych wierzeń mięta jest w stanie odgonić złe myśli, a zawiązana gałązka mięty na supełki w jedwabiu i włożona do łóżka, ma zapewnić wierność małżeńską. NIEZŁE ZIÓŁKO M I Ę TA Kuchnie ecker t Zacisze 20 Zielona Góra Tel 0048 68 452 39 88 Fax 0048 68 452 39 89 www.kuchnieeckert.pl [email protected] dobre jedzenie dobre jedzenie 8 Domowy obiad latem Pielęgnacja skóry u schyłku lata! S kóra przez cały rok wymaga pielęgnacji, jednak po lecie może sprawiać problemy i wymagać z reguły wzmożonej uwagi. Na skórze twarzy często widoczne są efekty działania niekorzystnych czynników atmosferycznych takich jak: wiatr, suche i ciepłe powietrze, ekspozycja na słońce. Lato to również czas diety bogatej w tłuszcze i węglowodany, skutek spożywania lodów, deserów, słodkich koktajli i grillowego biesiadowania. Nie jest to obojętne dla naszego organizmu, w tym również skóry. Wszystkie te czynniki sprawiają, że po lecie jest zwiotczała, zmęczona i przesuszona. Dlatego szczególnie teraz skóra potrzebuje porcji wielu składników odżywczych, zapewniających jej odnowę i rewitalizację. Z wiekiem skóra staje się cieńsza, traci elastyczność i sprężystość. Czasem mogą pojawić się także inne jej defekty, między innymi przebarwienia pigmentacyjne czy też popękane naczynka krwionośne. Działanie wolnych rodników może mieć znacznie groźniejsze konsekwencje dla naszego organizmu, takie jak uszkodzenie struktur DNA, które mogą prowadzić do zmian kancerogennych. Ratunek dla skóry Musimy właściwie określić potrzeby skóry twarzy i całego ciała, a potem opracować odpowiedni program pielęgnacyjny. Schyłek lata to bardzo dobra pora na ich „kapitalny remont”. W tym okresie warto zwrócić uwagę na preparaty pielęgnacyjne, zawierające w składzie recepturalnym surowce, które nawilżają, neutralizują efekt działania wolnych rodników, uzupełniają skład substancji międzykomórkowych, zatrzymują wodę, wyrównują proces keratynizacji, rewitalizują i wyrównują koloryt skóry. Zanim jednak przystąpimy do in- Mijające lato jest wyjątkowo upalne i słoneczne. Pamiętajmy jednak, że promienie UV mają niekorzystny wpływ na skórę. Powodują szybkie jej starzenie się, utratę elastyczności, pogrubienie warstwy rogowej, przebarwienia, rozszerzenie naczynek oraz nasilenie łojotoku. tensywnej pielęgnacji skóry, dobrze jest najpierw przygotować ją do przyjęcia substancji odżywczych i nawilżających. To bardzo dobry moment, aby wykonać zabiegi złuszczające (peelingi, mikrodermabrazje), które bardzo ładnie pomogą pozbyć się zrogowaciałego naskórka i doskonale przygotują skórę na przyjęcie kuracji wzmacniających, np. witaminowych. Po okresie letnim zauważamy również wiele zmian dotyczących mikrokrążenia skórnego (kruche, popękane naczynka). Należy wtedy rozpocząć serię zabiegów wzmacniających i uelastyczniających naczynia krwionośne, a więc wszelkiego rodzaju zabiegi dla cer naczyniowych, wrażliwych, przeciw zaczerwienieniom, opartych głównie na preparatach z rutyny, witaminy C, czarnej jagody, wyciągu z arniki. Zabiegi regenerujące po okresie letnim w gabinetach kosmetycznych cieszą się dużym powodzeniem, zwłaszcza te poprawiające barierę hydrolipidową naskórka oraz dostarczające substancji stymulujących funkcje skóry na bazie kolagenu, kwasu hialuronowego, chitosanu, witamin, alg morskich. Sztuka pielęgnacji cery dojrzałej Oczywistym jest fakt, że nikt nie lubi świadomości, iż się starzeje. Starzenie się skóry jest procesem nieuchronnym, związanym z postępującym wraz z wiekiem starzeniem się całego organizmu. Ważną rolę w procesie tym odgrywają czynniki genetyczne. To informacje zawarte w naszych chromosomach wyznaczają sposób i tempo biologicznego starzenia się. Jednym z pierwszych objawów jest jej suchość, spowodowana utratą zdolności do wiązania i zatrzymywania wody w naskórku. Z czasem traci ona swoją sprężystość i elastyczność poprzez zmniejszenie produkcji kolagenu i elastyny. Wyraźniej zaznaczają się zmarszczki mimiczne, powstają bruzdy. Na skutek zmian, jakim ulegają melanocyty – komórki produkujące barwnik skóry – pojawiają się plamy pigmentacyjne. Maleje również aktywność gruczołów oraz produkcja nowych komórek, to z kolei prowadzi do atrofii. Nowe technologie, wynalazki z zakresu współczesnej medycyny i kosmetologii dają olbrzymie możliwości w terapii anti-aging. Sięgamy wtedy po zabiegi mezoterapii bezigłowej, igłowej, medycyny estetycznej. Medycyna estetyczna, jeszcze parę lat temu kojarzyła się z czymś mało osiągalnym. Teraz staje się coraz bardziej rozpowszechnionym sposobem na pozbycie się problemów związanych z naszym ciałem. Granice wiekowe są bardzo płynne. Nie da się konkretnie sprecyzować wieku, w którym można rozpocząć przygodę z medycyną estetyczną, również górna granica wiekowa nie jest dokładnie określona. Zabiegi medyczne mają swoje określone wskazania oraz przeciwwskazania i przede wszystkim tym należy kierować się przy ich wyborze. Oczywiście pomoże w tym odpowiednio wykwalifikowany specjalista, który podczas wywiadu oceni stan naszej skóry oraz doradzi, z jakiego zabiegu możemy skorzystać, by sprawić, że staniemy się piękniejsi. Dla skór problemowych Dość liczna grupa odwiedzająca gabinety, to pacjenci z łojotokiem. Taki stan skóry cechuje się wzmożoną pracą gruczołów łojowych, a co za tym idzie, pogorszeniem się skóry trądzikowej. W tym przypadku możemy zaproponować zabiegi normalizujące wydzielanie łoju i zabiegi na bazie kwasów owocowych. Zabiegi na kwasach owocowych są bardzo popularne po uporczywych upałach. Działają lekko złuszczająco, stymulując odnowę naskórka, przez co intensywnie wspierają proces regeneracji. Już po kilku dniach obraz skóry ulega wyraźniej poprawie, zyskuje ona jasny, świeży i promienny wygląd. Staje się bardziej elastyczna i jędrna, a jej odporność na szkodliwy wpływ czynników zewnętrznych znacznie wzrasta. Kwasy są również receptą na przebarwienia – kolejny problem, z którym często się spotykamy. Również mikrodermabrazja może przywrócić blask skórze grubej, skłonnej do przetłuszczania się i z przebarwieniami. Coś dla ciała Na zielonogórskim rynku, w gabinetach kosmetycznych nie zapomina się również o pielęgnacji ciała. Mamy do wyboru zabiegi silnie nawilżające, odżywcze i rewitalizujące z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii. Wiele z nich oferuje również masaże i zabiegi wyszczuplające, wspomagające utrzymanie ładnej sylwetki. Sprzyjają jej: regularny tryb życia, zrównoważona dieta i ćwiczenia fizyczne. Jeśli to za mało, dobrze jest sięgnąć po preparaty zawierające algi lub kofeiny, a ostatnio też Beata Bratuś – kosmetolog www.ogrod-spa.pl 324-62-21 Zielona Góra ul. Kupiecka 37A/1.2 Wyjątkowe miejsce na spotkania i konferencje… W dzisiejszych czasach organizowanych jest wiele konferencji, spotkań biznesowych oraz szkoleń w różnego rodzaju dziedzinach. Klient stał się bardziej wymagający i poszukujący coraz to ciekawszych i atrakcyjnych miejsc. Na rynku – oprócz wielkomiejskich hoteli, centrów biznesowych i tym podobnych budowli – znajdują się urokliwe, klimatyczne obiekty. Na szczególną uwagę zasługuje Zamek Joannitów. Jest bez wątpienia główną atrakcją turystyczną Łagowa. Położony zaledwie około 20 km od Świebodzina, 60 km od granicy oraz 130 km od Berlina. Zbudowany w XIV wieku na przesmyku dwóch jezior, na wzgórzu, pośród bukowych lasów Parku Krajobrazowego. Obecnie znajduje się w nim klimatyczny hotel, restauracja, kawiarnia i reprezentacyjna sala rycerska. Organizacja szkolenia w zamczysku, to spora atrakcja dla wielu mieszczuchów. Wiekowe meble, średniowieczne mury i klimat zamku z pewnością sprzyjają spokojnej i intensywnej pracy. Prawdopodobnie to dobre duchy rycerzy dbają nadal o niezwykłą aurę tego miejsca. Zwieńczeniem pobytu, może być uroczysta kolacja na zamkowym dziedzińcu. Przy blasku świec i suto nakrytych stołach obfitujących w staropolskie jadło i napitki oraz w towarzystwie Bractwa Rycerskiego spędzić tam można niezapomniane chwile. Na życzenie klienta zamek oferuje dodatkowe atrakcje wieczoru, jak np. Teatr Ognia, muzykę na żywo i wiele innych. Buraczki umyć, przełożyć do garnka, zalać wodą, wsypać łyżeczkę soli i gotować do miękkości. Gulasz wołowy z papryką cynamon i czekoladę. Dostępne są również różnego rodzaju zabiegi pomagające pozbyć się zbędnego owłosienia. Dopełnieniem niech będą również piękne paznokcie i zadbane stopy. Reasumując Dbajmy o naszą skórę. Optymalnie dobrane produkty pielęgnacyjne wzmacniają system immunologiczny i stymulują procesy naprawcze. Przywracają skórze elastyczność, witalność i zdrowy wygląd. Ważne jest zatem systematyczne i kompleksowe podejście do jej pielęgnacji. Dlatego warto w razie jakichkolwiek wątpliwości poradzić się dobrego kosmetologa, który zwróci uwagę na najistotniejsze aspekty dotyczące wyboru kosmetyku lub zabiegu w gabinecie, dostosowanego do potrzeb i problemów danej skóry. Pamiętajmy też o regularnym ruchu – nie tylko tym w siłowni, ale przede wszystkim na świeżym powietrzu. Skóra potrzebuje naturalnego dotlenienia, żeby móc samoczynnie się regenerować i wyglądać pięknie. Warto też dodać uśmiech, a wtedy każdy z nas poczuje się wyjątkowo atrakcyjny. 9 50 dag mięsa wołowego na gulasz, cebula, 2 ząbki czosnku, 2 papryki (czerwona i żółta), łyżeczka słodkiej papryki mielonej, pół łyżeczki ostrej papryki mielonej, 2 listki laurowe, 3 ziarna ziela angielskiego, 2-3 łyżki mąki, sól i pieprz do smaku, 3 szklanki bulionu wołowego, olej do smażenia. Zupa brokułowa z cukinią i pomidorami Składniki na około 4 litry zupy: Brokuł (ok. 500 g), duża cukinia (ok. 500 g), 2 mięsiste pomidory, 2 cebule, 3 marchewki, 2 pietruszki, 3 łyżki kaszy manny, 250 ml jogurtu naturalnego, 2 łyżki masła, pół pęczka natki pietruszki, łyża suszonego oregano, łyżka suszonego majeranku, łyża suszonej bazylii, sól i pieprz. Marchewkę oraz pietruszkę obrać, umyć, pokroić w cienkie półplasterki, zalać wodą (około 2,5 litra) i ugotować na półmiękko. Brokuła umyć i podzielić na małe różyczki. Cukinię obrać i po usunięciu gniazd nasiennych pokroić w kostkę. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić w małą kostkę. Cebulę obrać i pokroić w kosteczkę. Na patelni rozgrzać masło, szklić na nim cebulę, dodać pomidory i dusić razem, aż pomidory puszczą sok. Następnie dodać do zupy, dokładnie wypłukując szklanką wody smak, który pozostał na patelni. Dodać brokuły oraz cukinię i doprawić do smaku ziołami oraz solą i pieprzem. Następnie wsypać kaszę mannę i gotować 10-15 minut na wolnym ogniu. Przed końcem gotowania wlać jogurt naturalny i wymieszać. Mięso umyć, osuszyć i oczyścić z ewentualnych żył i tłuszczu, a następnie pokroić w niewielką kostkę i oprószyć mąką. Na patelni rozgrzać olej i smażyć kawałki mięsa, aż będą zarumienione. Następnie mięso zdjąć z patelni i na tym samym tłuszczu zeszklić cebulę z czosnkiem. Mięso razem z cebulą i czosnkiem przełożyć do garnka i zalać bulionem wołowym. Dodać liście laurowe oraz ziele angielskie i dusić około 1,5 godziny, do miękkości mięsa. W razie konieczności podlewać wodą. Na około 20 minut przed końcem duszenia dodać oczyszczoną z gniazd nasiennych i pokrojoną w kostkę paprykę. Łyżkę mąki wymieszać z niewielką ilością sosu i połączyć z gulaszem. Na koniec gulasz przyprawić do smaku mieloną papryką, solą i pieprzem. Podawać z kaszą gryczaną, ziemniakami lub pieczywem. Roladki z kurkami 500 g schabu, sól, pieprz czarny, tymianek, 200 g kurek, łyżka masła, 6 gałązek selera naciowego, 2 średnie cebule, 200 ml słodkiej śmietany. Ugotowane buraczki, odcedzić, wystudzić i obrać (najlepiej pod zimną wodą, aby nie zabarwiły rąk), a następnie pokroić nożem lub poszatkować na tarce w plasterki. Każdy plaster przekroić na 4 części. Buraczki muszą być w dość dużych kawałkach. Cebulę obrać, pokroić w kostkę i dodać do buraczków. Następnie dodać majonez oraz czosnek przeciśnięty przez praskę, doprawić do smaku cukrem,solą oraz pieprzem i dokładnie wymieszać. Kurki oczyścić, krótko przemyć na sitku, aby nie nasiąknęły wodą i większe pokroić. Na patelni rozgrzać łyżkę masła, przesmażyć grzyby, doprawić do smaku solą oraz świeżo zmielonym pieprzem i odparować. Schab umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, pokroić w plastry i rozbić jak najcieniej, uważając żeby nie zrobić dziur w mięsie. Następnie mięso doprawić z obu stron solą, świeżo zmielonym pieprzem oraz tymiankiem. Na każdym plastrze mięsa ułożyć łyżkę kurek i ściśle zwinąć w roladkę. Roladki smażyć na rozgrzanym tłuszczu (układając je najpierw łączeniem ku dołowi) na złoty kolor. Obsmażone roladki zdjąć z patelni, a na tłuszczu z ich smażenia zeszklić cebulę pokrojoną w piórka. Dodać posiekany seler naciowy i smażyć razem jeszcze chwilę. Następnie dodać obsmażone roladki, całość podlać wodą lub bulionem tak, aby przykryła roladki i, na bardzo małym ogniu, dusić pod przykryciem przez około 45-55 minut. Po tym czasie potrawę podlać śmietanką i trzymać na ogniu, aż sos zgęstnieje. Buraczki czosnkowe 3 średniej wielkości buraki, 2 ząbki czosnku, mała cebula, 3 łyżki majonezu, sól i pieprz do smaku, łyżeczka cukru. Surówka z kiełkami Opakowanie miksu sałat z rukolą, cebula, kilka pomidorków koktajlowych, pęczek rzodkiewek, pęczek szczypiorku z cebulki dymki, garść kiełków brokuła, 4 łyżki uprażonych pestek słonecznika, łyżeczka ziół prowansalskich, pól łyżeczki soli, pół łyżeczki pieprzu, 3 łyżki oleju lnianego. Sałaty opłukać, osuszyć i przełożyć do salaterki. Pomidorki umyć i przekroić na połówki. Szczypiorek opłukać, osuszyć i posiekać. Rzodkiewki umyć i pokroić w plasterki. Cebulę obrać i również pokroić w plasterki. Tak przygotowane składniki dodać do sałaty. Całość posypać kiełkami oraz pestkami słonecznika i oprószyć przyprawami, a na koniec polać olejem lnianym i wszystko razem dokładnie wymieszać. [email protected] Bezowiec z jagodą kamczacką Składniki na blaszkę o wym. 20x26 cm: Ciasto: 5 żółtek, pół szklanki cukru, szklanka mąki, 5 łyżek mleka, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 50 g roztopionego masła. 1. Żółtka z cukrem zmiksować na jasny puch. 2. Następnie dodać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, mleko oraz roztopione i wystudzone masło. 3. Wszystko razem mieszać, aż składniki dobrze się ze sobą połączą. 4. Ciasto przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub dobrze wysmarowanej masłem i piec 10 minut w piekarniku z termoobiegiem rozgrzanym do temperatury 160OC (lub do 180OC bez termoobiegu). Beza: 5 białek, szczypta soli, szklanka cukru, kisiel o smaku owoców leśnych, 2 szklanki jagody kamczackiej (lub jagód leśnych) 1. Białka ze szczyptą soli ubić na sztywno i, cały czas miksując, stopniowo dodawać cukier, a następnie kisiel w proszku. 2. Do ubitej masy wsypać jagody i delikatnie wymieszać. 3. Masę wyłożyć na podpie- czone ciasto i wygładzić lub zrobić dekoracyjne „fale”. 4. Tak przygotowane ciasto piec 45 minut w temperaturze 140OC w piekarniku z termoobiegiem (lub w 160OC bez termoobiegu). Od Autorki: smaczna i soczysta jagoda kamczacka jest nieco kwaśniejsza od jagody leśnej czy borówki amerykańskiej, więc uznałam, że najlepiej sprawdzi się w słodkiej bezie. Polecam! Szukaj w kioskach! Zielona Góra ul. Jaskółcza 12AB tel. 733-60-90-40 zapraszamy : Pn.-pt. 9.00-17.00 sob. 9.00-15.00 dobre jedzenie Biesy i Czady Zakochałam się w Bieszczadach jakieś 7 lat temu. Nie jestem fanką wspinania, całodziennych wędrówek i schronisk bez wody. Lubię jednak przestrzeń, ciekawy krajobraz, ciszę i dobre jedzenie. Oczywiście weszłam na Połoninę Caryńską – widok zapierał dech w piersiach – choć oddychać to już nie mogłam wcześniej... z wysiłku… Ale po tej wyprawie obiecałam sobie, że następnym razem wrócę w odpowiedniej formie i zobaczę Bieszczady z tej lepszej perspektywy, z połonin! Kto wiedział, planując wakacje, że sierpień tego roku będzie tak upalny?! Plany musieliśmy dopasować do temperatury – codziennie 36 stopni. Noclegi mieliśmy w ośrodku na pograniczu Bieszczad i Beskidu Niskiego – zaprosił nas przyjaciel, obiecując odpoczynek, wesołe wieczory i dobrą, regionalną kuchnię. Już pierwszego dnia zakochałam się w „fuczkach” – plackach z kiszoną kapustą Były też „hreczanyky” – kotlety z mielonego mięsa z kaszą gryczaną, pieczone pstrągi i inne pyszności z zupą porową na pierwszym miejscu! Z powodu temperatury, do południa zwiedzaliśmy okolicę, a po południu szukaliśmy ochłody w pobliskich rzekach. Z ciekawych miejsc warto pospacerować parkiem w Rymanowie Zdroju. Napić się farmaceuta jest uznawany za pioniera przemysłu naftowego w Europie! Jako pierwszy na świecie wykorzystał na skalę przemysłową korzyści jakie daje ropa naftowa. Oczywiście jego największym wynalazkiem była lampa naftowa! Muzeum ma kilka sal multimedialnych i zainteresuje z pewnością również młode pokolenie. Pojechaliśmy jeszcze do Krosna. Kupiłam piękny wazon w sklepie firmowym i zjedliśmy pyszne desery w „Caffe Antonio”, na więcej nie mieliśmy siły – 38 stopni! nego folkloru, z ładną ukwieconą łąką na dachu karczmy. Pojechaliśmy tam w jedno miejsce – do Pracowni Ikon u Burego. Ponoć wiszą tam ikony najpiękniejsze w Polsce. Robi je pani Jadwiga Denisiuk, była żona Burego. On ciekawie opowiada o historii ikonografii. Czy wiecie, że nie tworzy się nowych? Wszystkie powstające obecnie, mają swoje pierwowzory, które bardzo dokładnie się kopiuje. Są na to przepisy. Duchowieństwo już w XV wieku roztoczyło nadzór nad prawowiernością ikon i postanowienia swe ujęło w sto rozdziałów, pilnując, by obrazy odpowiadały ustalonym kanonom. Bury polecił nam również dobrą gospodę w drodze do Wetliny. Karczma „Paweł Nie Całkiem Święty” przywitała nas pięknym Wreszcie wyprawa w Bieszczady! Najpierw Komańcza. To ona łączy Beskid z Bieszczadami. Będąc tam pierwszy raz, zastaliśmy biedną, brzydką wieś… Obecnie ukwiecona, z nową drogą, pełna życia. To miejsce słynne z internowania Prymasa Polski Stefana kard. Wyszyńskiego. Klasztor Zgromadzenia Sióstr Nazaretanek (na zdjępysznej kawy w kawiarni zdrojowej i zjeść kremówkę – bardzo dobre ceny! Kuracjusze bez problemu mogą się chłodzić i odpoczywać na trawie przy rzece Tabor, płynącej przez park. W Rymanowie jest też mała huta szkła, którą warto obejrzeć. Zaraz po drugiej stronie ulicy znajduje się sklep firmy produkującej wyroby ze skóry. Zakupiliśmy piękne portfele w dobrej cenie. W pobliżu jet również Dukla, z relikwiami św. Jana z Dukli i ładnym pałacem. Jest tam też knajpka-browar z piwem o posmaku mango i pierogami z wątróbką. Następnego dnia wybraliśmy się do Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce. To ciekawy skansen, położony w lesie. Nie miałam pojęcia, że mamy tak bogatą historię w tej dziedzinie. Poznajemy świat i czasy Ignacego Łukasiewicza. Ten polski dobre jedzenie ciu powyżej) zaprasza codziennie od 8.30 do 17.00. Można też zaplanować kilkudniowy pobyt, by w ciszy, w otoczeniu pięknej przyrody odnaleźć sens życia… Dalej Cisna, jak zwykle pełna ludzi i okolicz- tarasem i ciekawą kartą dań. Zjedliśmy karkówkę w sosie cebulowym, gołąbki bojkowskie w sosie (14 zł), kociołek Pawła – gulasz z jelenia (27 zł), danie drwali i jeszcze parę innych dań – wszystko dobre. Dzięki Bury! Mimo upału czas ruszać dalej. Nasz szlak prowadził przez zacne jadłodajnie. Do takich należy zaliczyć „Stare Sioło” w Wetlinie, gdzie właściciel Aleksy Wójcik posiada bogatą piwniczkę win. Jeżeli podzielacie jego pasję, może was zaprosi. My jednak podążyliśmy obok, do „Chaty Wędrowca” na certyfikowany, ponoć największy w Polsce, naleśnik. Duży i pyszny, to trzeba przyznać! Przychodzi tam sporo turystów schodzących z Połoniny Wetlińskiej. To na niej znajduje się najwyżej w Bieszczadach usytuowane schronisko „Chatka Puchatka”. Miałam w planach tam dotrzeć ale… pogoda! 200 g kiszonej kapusty, jajko, 200 ml mleka, 150 g mąki owsianej lub psze nnej, sól i pieprz do smaku, masło klarowane lub olej do smażenia ora z opcjonalnie: cząber, majeranek lub mielony kminek. Odciśniętą kapustę posiekać. Jajk a, mleko, mąkę sól i pieprz dokładn ie wymieszać, robiąc ciasto naleśnikowe . Dodać posiekaną kapustę oraz wybrane przez siebie przyprawy i wszystko razem dokładnie wymieszać. Smażyć po 2-3 minuty z każdej strony. Podawać gorące z sosem czosnkowym na bazie jogurtu. Smakują też wyborni e na zimno. Po tak zacnych i obfitych posiłkach postanowiliśmy odpocząć nad rzeką. Ze znalezieniem miejsca nie było problemu. Bieszczady wprost czekają, by nas oczarować i wprawić w stan relaksu! Wody w rzece było więcej niż w Beskidzie i zdecydowanie Wetlinka miała niższą temperaturę niż Wisłok! Niestety musieliśmy wracać, choć mieliśmy rozpisaną dalszą trasę. Prowadziła ona do Smolnik, do Cerkwi św. Michała Archanioła i Wilczej Jamy. Wizytując Bieszczady wcześniej byliśmy w tej karczmie, ale poprzednio była w innym miejscu. Ponoć obecnie jest większa, piękniejsza ale czy tak urokliwa jak poprzednio? Jedzenie ponoć nadal wspaniałe. Po drodze należy zaopatrzyć się w sery w Bacówce państwa Obrachtów w Brzegach Górnych. Będąc w regionie warto pooglądać prześliczne cerkwie. Proponowane miejsca to: Cerkiew św. Dymitra w Czarnej oraz Lipie – dawny cmentarz cerkiewny i pozostałości cerkwi. Często na drzwiach wisi kartka z numerem telefonu. Jeżeli zechcemy, przyjdzie przewodnik, pokaże, opowie. A przy okazji warto zostawić mały datek, by ratować te drewniane perełki architektury. Nazwa Bieszczady pochodzi od Biesów i Czadów, które zamieszkiwały kiedyś te niedostępne tereny. Jakaś klątwa chyba została rzucona na moje wakacje w tym rejonie. Poprzednio były powodzie i podtopione szlaki, teraz susza i upały! Jadąc tam myślałam, że długo tu nie wrócę! A tu znowu niedosyt! Trzeba będzie znowu się wybrać! Może jak dobudują drogę? Ale czy wtedy będą tak czarodziejskie? Już jadąc widać było postęp – lepsze drogi, karczmy, zadbane gospodarstwa. Może tak jak w Kazimierzu nad Wisłą, okoliczni włodarze nie pozwolą na budowę supermarketów i wielkich hoteli? A szlaki nie zostaną wybetonowane, by łatwiej było wejść na połoniny. Tej wersji się trzymam, a mój następny wypad w Bieszczady nie będzie planowany! Zaskoczę Biesy i Czady i dotrę wreszcie na herbatę do „Chatki Puchatka”! Ps. W Bieszczadach warto zaopatrzyć się w miód. Nie ma tam masowych upraw, a co za tym idzie oprysków. Samo zdrowie! Renata :) S.O.S. – oddłużanie – skup wszelkich nieruchomości Skontaktuj się z nami jeśli masz zadłużone mieszkanie, dom lub Twoją nieruchomość czeka licytacja. Kupimy Twoje mieszkanie za gotówkę! Posiadasz nieruchomość z dowolnym problemem prawnym, udział w nieruchomości lub w spadku, jesteś właścicielem nieruchomości zadłużonej (komornik, hipoteka, etc), nieruchomości z lokatorem, dożywotnikiem lub inną służebnością – zadzwoń: tel. 513-474-366 11 Kazimierskie koguty Fuczki Kazimierz Dolny to chyba najbardziej urokliwe miasto w Polsce. Dla wielu turystów słowo „chyba” jest tu zbędne. Byliśmy tam po raz drugi i faktycznie jest coś w tym mieście, co zachwyca. To niewątpliwie perła Lubelszczyzny. Na co dzień mieszka tu 3,5 tysiąca mieszkańców, jednak w czasie sezonu wakacyjnego miasto przeżywa istne oblężenie. Znalezienie noclegu w tym terminie jest trudne i na dodatek kosztowne. Tym bardziej, gdy trafi się na Festiwal Filmowy „Dwa brzegi”. My znaleźliśmy kwaterę w lesie, około 6 km od Kazimierza. Może niezbyt luksusowa, ale dająca wieczorem oddech po koszmarnych upałach. Samo miasto, wbrew pozorom, oferuje sporo atrakcji. Zwiedzanie należy rozpocząć od Rynku z charakterystyczną studnią na środku. Tu możemy zobaczyć kamienice Przybyłów, braci Mikołaja i Krzysztofa, którzy przyozdobili fasady budowli wizerunkami swoich świętych patronów. Oba budynki są bogato przyozdobione ornamentami roślinnymi i zwierzęcymi, a płaskorzeźby ukazują sceny z życia kupców doby renesansu (kamienica pochodzi z XVII wieku). Budowle zwieńczone są wysokimi attykami i wyróżniają się znacząco pośród architektury rynkowej Kazimierza. Kolejną atrakcją jest kościół farny pw. św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja Apostoła, który znajduje się na wzgórzu. Najstarsza świątynia w Kazimierzu Dolnym i najważniejszy zabytek w regionie, a także jeden z ważniejszych w Europie. W kościele znajdują się, m.in. najstarsze w Polsce organy z 1620 r., a także kamienna chrzcielnica wykonana w warsztacie Santi Gucciego w XVI wieku. Warto wspomnieć, iż na miejscu można skorzystać z bezpłatnego audioprzewodnika. Wiele przyjemności daje spacer ulicami miasta. Na przykład na Senatorskiej znajduje się kamienica Celejowska z początku XVII wieku, z bogato zdobioną fasadą. Dzisiaj znajduje się tu Muzeum Nadwiślańskie. Warto podejść do Wisły i wsiąść na statek, a jeszcze lepiej, na gondolę. Podczas godzinnego rejsu obejrzycie fantastyczne widoki i wysłuchacie ciekawych opowieści. Teraz powinniśmy napisać coś o jedzeniu. Z przykrością stwierdzamy, że nie natrafiliśmy na żadną knajpkę, która by nas porwała. Ot, zwykłe jadłodajnie, które zaserwują raz lepiej, raz gorzej. Może za wyjątkiem „Artystycznej”, gdzie bardzo nam smakowało. W zamian napiszemy o kazimierskim kogucie, symbolu miasta, bez którego praktycznie nikt stąd nie wyjeżdża. Skąd wziął się zwyczaj wypiekania kogutów? Wszystko wyjaśnia legenda. „Dawno, dawno temu, gdy na Wietrznej Górze rósł wielki, dębowy las, mieszkańcy Kazimierza Dolnego odprawiali na jego skraju pradawne, pogańskie rytuały i palili ogniska. Pewnej nocy nas lasem przelatywał diabeł i bardzo mu się spodobały płonące ogniska. Kiedy nastał świt, zobaczył piękno całej krainy i postanowił osiedlić się w Kazimierzu na dłużej. Zamieszkał w jamie wąwozu, wśród starych, rozłożystych dębów. Miasteczko zaludniało się coraz bardziej i diabłu bardzo się podobało, że miał coraz więcej osób do kuszenia. Kiedy w pobliżu wąwozu wybudowano klasztor, postanowił przenieść się do zamkowej fosy. Pewnego dnia czart zobaczył w Kazimierzu koguta. Był piękny, dorodny i wydawał się wielce szczęśliwy, więc diabeł postanowił go zjeść. Kogut okazał się tak doskonały w smaku, że od tamtej pory czart żywił się tylko tymi ptakami. Najbardziej lubił czarne z okazałymi, czerwonymi grzebieniami, ale nie gardził też innymi. Wszystkie koguty w okolicy znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie. W końcu został tylko jeden, jedyny kogut. Był stary i bardzo mądry. Aby ocalić życie, postanowił przechytrzyć diabła i ukrył się wraz z piękną kurą w przygotowanej wcześniej kryjówce. Diabeł użył całej swojej mocy, aby odnaleźć ptaka. Na nic się jednak zdał jego gniew i determinacja. Nieoczekiwanie z pomocą pośpieszyli kogutowi zakonnicy. Poświęcili diabelską norę i wszystko wokół. Gdy czart wrócił z poszukiwań, nie mógł znieść zapachu święconej wody i uciekł w popłochu. Ocalony kogut wyszedł z ukrycia i dumnie spacerował ulicami miasteczka”. Na pamiątkę tego wydarzenia w Kazimierzu zaczęto wypiekać koguty z drożdżowego ciasta, które dziś są turystyczną atrakcją. Zapraszamy do Kazimierza! red Ryba miesiąca Wisła 10 Leszcz to bardzo popularna ryba słodkowodna, która żyje w żyznych jeziorach i wolno płynących rzekach. Rybę można kupić w sklepach i mimo dużej ilości ości, warto od czasu do czasu ją przyrządzić. Leszcz ma tłuste, a zarazem delikatne mięso. Duża zawartość kwasów tłuszczowych omega 3, witamin i minerałów sprawia, że ma on swoich zagorzałych zwolenników. Mięso leszcza ma skłonności do rozpadania się, w związku z tym najlepiej go usmażyć lub upiec. Idealne dodatki warzywne to cebula, papryka, marchew. Przyprawy, które podkreślają jego smak i nadają mu charakter to czosnek, pietruszka i świeży koper. Do leszcza grillowanego najlepiej dodać odrobinę masła i soku z cytryny. Na wierzch odrobinę zieleniny. Bardzo popularny i lubiany jest smażony leszcz w zalewie octowej. Jego zaletą, oprócz smaku, jest to, że drobne ości po prostu się rozpuszczają. Obok przepis, który zachwyci każde podniebienie. LESZCZ Leszcz w zalewie Składniki: 3 średniej wielkości leszcze, 6 szklanek wody, ocet, ziele angielskie, listek laurowy, duża cebula biała, cukier, mąka, olej rzepakowy, sól morska, świeżo zmielony pieprz czarny. Ryby obrać, wypatroszyć, pokroić w dzwonka i przyprawić solą. Następnie wstawić do lodówki na 2-3 godziny. Po tym czasie leszcza obtoczyć w mące i smażyć na rozgrzanym oleju. Należy uważać, żeby nie przypalić, bo wtedy leszcz będzie gorzkawy. Trzy czwarte octu (10%) wymieszać z wodą (6 szklanek) i wlać do garnka. Dodać pokrojoną w plasterki cebulę i resztę przypraw. Doprowadzić do wrzenia i gotować jeszcze 10 minut. Usmażone dzwonka leszcza wkładać do słoików i zalewać zalewą. Zakręcamy słoiki i gotowe. Smacznego! Bar Kotwica DAWNA CENTRALA RYBNA Wyroby garmażeryjne własnej produkcji, rybne i mięsne! Zielona Góra, Al. Zjednoczenia 92, tel. 68 326 25 08 Czy ludzie pióra, jak popularnie zwie się poetów i pisarzy, mają jakieś szczególne upodobania kulinarne? Zapytaliśmy zielonogórskich twórców, o ich preferencje żywieniowe. – Urodziłem się i wychowałem w tradycyjnej rodzinie górniczej w Zagłębiu Dąbrowskim, gdzie w kuchni absolutnie rządziły kobiety – wspomina swe dzieciństwo Janusz Koniusz, nestor lubuskich pisarzy i dodaje: – Mężczyzna był od zarabiania pieniędzy na życie. I do spraw kulinarnych zupełnie się nie wtrącał. Pożywienie miało być po prostu smaczne i możliwie kaloryczne, czego wymagała ciężka praca w kopalni. Mieszkaliśmy z dziadkami, rodzicami mojej matki, w jednej kamienicy i w kuchni dominowała babcia, która pochodziła spod Pińczowa. Sądzę, że wiele potraw to były dania wiejskie, wywodzące się z kieleckiego, z Małopolski. Zalewajka i kartoflanka Jakie przysmaki z dzieciństwa i wczesnej młodości najbardziej utkwiły w pamięci 81-letniego dziś świetnego poety i powieściopisarza? Otóż stwierdza, że zapamiętał dwie zupy: zalewajkę i kartoflankę. Powstawały w ten sposób, że ugotowane i pokrojone w kostkę ziemniaki zalewano żurkiem na chlebowym zakwasie, stąd nazwa tej potrawy – zalewajka. Dodawano jeszcze wytopioną słoninę, tak zwane skwarki oraz różne przysmaki: czosnek, cebulę, liście laurowe, sól i pieprz. Natomiast kartoflanka składała się najczęściej z drobno pokrojonych ziemniaków, wody z dodatkiem marchwi i pietruszki. Cymesem był boczek wędzony albo kiełbasa lub śmietana. – W latach wojny i okupacji, a także w okresie tużpowojennym brakowało żywności, więc te najpyszniejsze zupy, ze wszystkimi przysmakami, bywały w domu rzadko – wspomina Koniusz. – Mówiło się wówczas, że babcia dziś gotuje świąteczną zalewajkę albo kartoflankę. Lubiłem też zwykłe placki ziemniaczane posypane cukrem. Zresztą jadłem wszystko, co babcia lub mama ugotowały, bo jakie miałem wyjście? Chyba też dlatego nie jestem wybitnym smakoszem, zjadam co mi dają. Natomiast dziś Janusz Koniusz uważa swą żonę za znakomitą kucharkę, która – sugeruje żartobliwie – zupełnie zmarnowała przy nim zdolności kulinarne. – Powinna gotować u milionerów – uzupełnia pan Janusz. Jego gust kulinarny obecnie nie jest bowiem na poziomie milionerów. Wystarczy Co lubią zjeść literaci? mu fasolówka i grochówka z mięsną wkładką. Ponadto różne mięsa z przystawką w postaci tartej rzodkiewki w śmietanie. Naleśniki z jagodami. Makowiec z kawą i dużą ilością mleka. – W moim wieku, niestety, już się nie pije alkoholu, no, czasem łyczek wytrawnego wina. Alkohol zastąpiły leki i różne ziołowe mikstury. Ale w życiu za wszystko trzeba płacić, za długie życie też – konstatuje znakomity twórca. parze, a do nich mrożoną, czarną herbatę. Natomiast, gdy idzie o ulubione napoje to poetka wymienia schłodzoną wodę ze świeżymi listkami mięty i cytryną. Wino, ale z Raculi – Nigdy nie byłem i nie jestem żarłokiem – deklaruje znany prozaik Alfred Siatecki i wykłada szczegóły swych preferencji kuChleb z cukrem linarnych. Jak na zielonogórzanina (przyszywanego) przystało lubi oczywiście wina. Poetka Jolanta Pytel, z młodszego niż – Nawet na przyjęciu nie objadam się, mimo Koniusz pokolenia twórców, urodzona że to za cudze pieniądze. Zamiast jeść, wolę i mieszkająca „od zawsze” w Zielonej Górze, wypić. Kiedyś wódkę, teraz smakuje mi wino przy ulicy Słonecznej, wspomina jako swoją mołdawskie i gruzińskie. Oraz mojej produkulubioną potrawę z dzieciństwa... chleb z cu- cji. Między przyjęciami (od maja do końca krem polany wodą. Dla dzisiejszej młodzieży września) każdego dnia staram się „wygulgać” to zapewne zupełna abstrakcja, ale tak kie- butelkę piwa. Wyłączając dni, gdy jestem na dyś się jadało. I co istotne – okazuje się, że przyjęciu. Bo raz, że wracam późno do dowiele osób wspomina mu, dwa: znam to z sentymentem. skutki picia piwa – Cukier przysypo winie. łała ciocia, która Z potraw Siatecpracowała w cuki zdecydowanie krowni. W rodzinie pranie lubi ryb. W cował tylko ojciec, więc żadnej postaci. w domu nie przelewało Może nie tyle ryb, się i często byliśmy po co zapachu tranu prostu głodni, ja i moje (uznaje to wręcz dwie siostry – opowiaza odór). – Jeśli da pani Jolanta. – Zamuszę jeść rybę, a wsze jednak był cukier zdarza się to przy i chleb, i dzięki temu wigilijnym stole, mogłyśmy zaspokoić wcześniej proszę głód. Do dziś pamiężonę, żeby usmatam też smak chleba żyła karpia tak, jak kupowanego w piesmaży schabowe – karni Drewnowskich wyjaśnia prozaik. przy ul. Dąbrowskiego Z wieprzowiny naji słodycz cukru od ciobardziej lubi paszci Haliny z Kowalewa tetówkę wędzoną, pod Pleszewem. znajduje Eugeniusz Kurzawa dostał polecenie od żony, którą A obecnie? Pisarka żeby przygotować kuchenkę na świeżym powie- w „swoim” sklepie lubi kuskus z tuńczy- trzu. Widać nie tylko wiersze umie pisać... w Raculi. Może ją kiem, zielonym groszjeść codziennie, na kiem i młodą marchewką. – Nie jestem bo- zmianę z twarogiem. Kiedyś lubił kaszankę. gata, więc potrawy, które chętnie bym zjadła Lubił, bo ostatnio ta, która jest we wspomniasą dla mnie niedostępne. Jednak gdyby by- nym sklepie, ma konsystencję towotu i smało mnie stać, to jadłabym homary, małże kuje jak towot, uznaje twórca. Woli zatem nie i wszelkie owoce morza. Uwielbiam ryby próbować tego ostatniego „specjału”. pod każdą postacią, warzywa duszone na – Myślę, że sprawiłaby mi przyjemność pajda chleba z piekarni Racula, którą chętnie zmoczyłbym wodą i posypał cukrem. Gdy byłem dzieckiem, ten przysmak uważałem za najlepszy. Wygrywały z nim tylko „Raczki”, cukierki o tej nazwie. Moja mama twierdziła, że lepsza jest pajda chleba polana śmietaną i posypana cukrem. Ale nigdy nie dałem się przekonać. Wolałem chleb z wodą i cukrem. A wieczorem najlepiej mi smakowało mleko i bułka upieczona przez mamę – wspomina Siatecki. Jak widać chleb z wodą i cukrem, to ulubiony przysmak dzieciństwa co najmniej kilkorga twórców. Smaki dzieciństwa Robert Rudiak jest nie tylko poetą, ale również badaczem lubuskiej literatury z tytułem doktorskim, autorem wielu rozpraw, z którymi – tak na marginesie – warto się zapoznać, żeby przybliżyć sobie życie literackie w regionie. Sugeruje, że dziś – w odróżnieniu od prostych czasów PRL, kiedy to wyrastała większość obecnych pisarzy lubuskich – mamy możliwość zakupu i poznania wielu warzyw i przypraw, które wówczas nie były możliwe do zdobycia. Dzięki temu Spotkania literatów odbywają się raczej przy herbatce i ciastach. Od lewej: Janusz Koniusz, możemy poznawać całe gamy nowych potraw i oryginalne smaki wielu kuchni świata, Robert Rudiak Jolanta Pytel wspomina smaki dzieciństwa. w tym także orientalnej. Mimo wszystko jednak, najlepiej pamiętamy i często wracamy do smaków z dzieciństwa. Tak też czyni pan Robert. – Jedną z potraw, które najbardziej lubiłem w okresie dzieciństwa były ulubione przez dzieci kluski na słodko, a więc kluski leniwe robione na serze z panierką i cukrem. Do tego kefir lub maślanka – opisuje dr Rudiak. – Bardzo lubiłem też zupę rybną „Halasze” i zalewajkę z utartych ziemniaków na mleku, którą poznałem na wsi mazowieckiej, gdzie spędzałem nieraz wakacje. A dzisiaj bardzo lubię placki ziemniaczane lub z kabaczka polane sosem z przecieru pomidorowego z pokrojoną w kostkę parówką a la placki po węgiersku. Lubię też tradycyjne dania, jak np. wątróbki drobiowe z dużą ilością cebuli i do tego barszcz do popijania lub bigos z ziemniakami, albo tatar bądź flaczki cielęce w rosole. Smakują mi też popularne dania polskie, np. kotlet schabowy z dużą ilością majeranku a la belwederski ze zmiksowanymi ziemniakami typu puree, z dużą liczbą surówek, ale najlepiej z zasmażaną kapustą oraz koniecznie ze schłodzonym piwem. Nie ma jak u mamy. I żony Eugeniusz Kurzawa, poeta, edytor, a przy okazji prezes oddziału zielonogórskiego Związku Literatów Polskich, podobnie jak koledzy, najlepiej wspomina dania z dzieciństwa, oczywiście autorstwa swojej mamy. I co istotne, to mu zostało do dziś. – Jeśli mam wybór, czy to na przyjęciu, czy w domu, czy w hotelu, to najchętniej wsuwam te potrawy, które są kopią dań mojej mamy. A były to dania wielkopolskie, gdyż moje strony rodzinne to Zbąszyń. Zatem lubię tzw. kluchy parowe, czyli na parze; pyry z gziką; wszelkiego rodzaju kopytka, kluski, pierogi, ale wyłącznie na słodko – z serem, jagodami, a także naleśniki z serem na słodko lub z bananem. Właściwie mógłbym to jeść przez cały tydzień na okrągło, latami. Nie zmieniałbym „repertuaru” – zapewnia. Kurzawa przyznaje jednak, że ze względu na chorobę (cukrzycę) musi ograniczać dania z użyciem cukru. Choć na szczęście są różne słodziki i niekaloryczne zamienniki. Ponieważ przez lata pracy dziennikarskiej „tułał” się po całej Polsce, miał możliwość kosztowania potraw polskiego wschodu, a także litewskich, białoruskich i innych. – Niektóre były naprawdę smaczne i udane, lecz ponieważ pod względem jedzenia jestem konserwatystą, to wciąż najbardziej smakują mi tradycyjne dania wielkopolskie – sugeruje poeta. Zastrzega jednak, że kilka fajnych, własnych pomysłów wykoncypowała jego żona, Lidia i serwuje je zwłaszcza przy okazji świąt wielkanocnych i bożonarodzeniowych. Henryk Gierałtowski Fot. Henryk Gierałtowski
Podobne dokumenty
pobierz - miesięcznik „Dobre Jedzenie”
chleba? Pocieszać się, że nie mieszka w USA czy Brazylii? Pewnie tak. I kupować np. polski czosnek zamiast chińskiego oraz cieszyć się z kiełkującej wiosną polskiej cebuli. Gorzej jednak choćby z r...
Bardziej szczegółowo