Proroczy Sen - Darth Daniello World

Transkrypt

Proroczy Sen - Darth Daniello World
PROROCZY SEN
Cała historia ma miejsce w bardzo odległej przyszłości, a konkretnie w roku
2560. Ziemia została zaatakowana przez wrogom rasę obcych pochodzących z
planety, którą ziemianie przed atakiem nazwali ,,New Earth”. Była to planeta
oddalona od Ziemi o kilkanaście lat świetlnych, a o jej istnieniu rasa ludzka
dowiedziała się 4 listopada 2455 roku za pośrednictwem najnowocześniejszej i
najszybciej poruszającej się sondy jaką kiedykolwiek udało się stworzyć
człowiekowi o nazwie ,,Zeus”. Wysłana ona została w ramach
międzynarodowego programu eksploracji wszechświata 25 lat wcześniej,
rozpoczętej tuż po zdobyciu przez ludzi Marsa i założeniu na jej powierzchni
bazy. Była to pierwsza w historii planeta na której udało się sfotografować
pozaziemskie życie, ale nikt wtedy nie podejrzewał że jej wody zamieszkuje
inteligentna rasa, technologicznie o wiele bardziej zaawansowana niż rasa
ludzka, której jedynym celem jest podbój innych planet i eksterminacja jej
mieszkańców.
Po zaciętej walce ludzi z najeźdźcami trwającej dwa ziemskie tygodnie,
obcy ostatecznie zwyciężyli i zawładnęli ,,Błękitną Planetą”. Grupka ocalałych,
wśród której był Polski, utalentowany pilot wahadłowców kosmicznych o
imieniu Daniel, który pracował dla NASA, przedostała się do portu
kosmicznego skąd dyskretnie odleciała wahadłowcem na Marsa. Zamieszkali
oni w starej, opuszczonej bazie założonej kiedyś przez pierwszych ludzi, którzy
postawili stopy na ,,Czerwonej Planecie”.
Dwa lata po dramatycznej walce i ucieczce z Ziemi, podczas jednej z
nocy Danielowi przyśnił się dosyć dziwny sen. Śniło mu się, że leci
wahadłowcem na czele nowo utworzonej armii ludzi z misją odbicia Ziemi z rąk
kosmitów, ale w drodze do ,,Matki Ziemi’’ jego statek został wciągnięty przez
czarną dziurę, która pojawiła się nagle z nikąd tuż przed nim. Daniel
korzystając ze wszystkich swoich umiejętności starał się ją ominąć, ale jej pole
grawitacyjne było tak silne że jego starania spełzły na niczym. Wszystko
wskazywało na to, że jego statek wraz z nim na pokładzie zaraz zostanie
rozerwany na pojedyncze atomy przez to pole grawitacyjne, ale po chwili ku
zaskoczeniu Daniela, wahadłowiec został z czarnej dziury wyrzucony na
przedziwną, porośniętą lasami planetę, o której istnieniu ani ona ani nikt z ludzi
nie wiedział.
Po wyjściu z wahadłowca Daniel spojrzał na otaczający go gęsty las, To
cud że udało mi się tu wylądować - pomyślał. Drzewa na tej planecie były wręcz
niewiarygodnie wysokie i majestatyczne. Co jakiś czas nad jego statkiem
przelatywały dziwne skrzydlate stworzenia wydające przeróżne dźwięki, które
niebyły podobne do żadnego z dźwięków jakie Daniel kiedykolwiek słyszał w
swoim życiu. Po chwili wpatrywania się w tą dziwną i rozmaitą roślinność tej
obcej planety, Daniel przyjrzał się stanowi swojego wahadłowca.
- Niech to…, jak ja się teraz stąd wydostane. - powiedział poirytowany do
siebie, po bliższych oględzinach statku. - W takim stanie to ja nigdzie nie
polecę.
Nagle, gdzieś za swoimi plecami usłyszał jakieś kroki, ale ku jego zdziwieniu
gdy się odwrócił nikogo w pobliżu nie było. Zaczął się nerwowo rozglądać
dookoła siebie, ale w dalszym ciągu nikogo nie widział. Po krótkiej chwili z
głębi ciemnego lasu usłyszał łagodny, kobiecy głos - Danielu, … Danielu
chodź.
- Kim jesteś? Skąd znasz moje imię? - zapytał zdezorientowany Daniel.
- Danielu chodź - powtórzył głos.
- Pokaż się! - zawołał Daniel.
Nagle na wprost przed nim ukazała się bardzo niezwykła, drobna kobieta. Była
ubrana w długą, białą szatę z kapturem z pod którego wystawały kosmyki
długich, lekko falistych, kasztanowych włosów. Daniel nie widział dokładnie jej
twarzy, ale gdy spojrzał na jej dłonie zdał sobie sprawę, że ma ona niebieską,
aksamitną skórę.
- Kim jesteś? - zapytał ponownie Daniel.
- Podążaj za mną Danielu, a poznasz odpowiedzi na Twe pytania - powiedziała
tajemnicza kobieta, po czym odwróciła się i pobiegła z niezwykłą gracją i
zwinnością w głąb ciemnego lasu, z którego kilka chwil temu wyszła. Daniel
wiedząc, co się dzieje ruszył za nią w pościg, miał nadzieje, że ona powie mu
gdzie jest i jak się stąd wydostać.
Biegł za nią nieprzerwanie, choć niebyło to dla niego łatwe gdyż jego
skafander oraz gęsta roślinność porastająca las skutecznie mu to zadanie
utrudniały, a jakby tego było mało kobieta którą ścigał biegła bardzo szybko,
cały czas w niezmiennym tempie jakby w ogóle się nie męczyła . Mogłoby się
wydawać że to tylko sen, ale był on tak nieprawdopodobnie realistyczny, że
Daniel naprawdę odczuwał zmęczenie podczas tego biegu. Po kilku chwilach
niespodziewanie ta niezwykła kobieta zniknęła mu z oczu. Daniel nie widząc jej
przystanął w miejscu i zaczął się rozglądać dookoła. Nagle znowu usłyszał głos
tej kobiety - Tędy Danielu.
Po jej słowach poruszył się jeden z krzaków po jego lewej stronie. Bez
chwili zastanowienia ruszył w tamtym kierunku. Po przedarciu się przez gąszcz
dziwacznej roślinności wyszedł na polanę, pośrodku której znajdowało się
głębokie jezioro, od którego tafli odbijały się promienie dwóch bliźniaczych
słońc świecących nad tą obcą planetą. Na środku tego błyszczącego jeziora
znajdowała się swego rodzaju wysepka, na której stała ogromna, kamienna
budowla przypominająca kształtem piramidę, ale nie taką jaką kiedyś w
dzieciństwie Daniel widział na wakacjach w Egipcie, ta była wykonana z
szarego kamienia i miała ścięty, płaski szczyt. Cała budowla sprawiała wrażenie
bardzo potężnej, solidnej, ale i bardzo starej budowli. Nagle u jej stup pojawiła
się znowu ta kobieta.
- Danielu chodź za mną - powiedziała, po czym znikła we wnętrzu piramidy.
- Zaczekaj! - zawołał, rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co
mogłoby pomóc mu przedostać się na wysepkę. Niedaleko od niego, po prawej
stronie na brzegu stała niewielka, drewniana łódka. Daniel postanowił, że
właśnie nią popłynie i po paru chwilach był już na wysepce.
Po przybiciu do brzegu wysiadł ostrożnie i zaczął przyglądać się
ogromnej budowli. Z bliska piramida robiła jeszcze większe wrażenie.
Rozejrzał się i podszedł do wielkich kamiennych wrót. Ostrożnie je otworzył.
Ku jego zaskoczeniu wrota choć były ponad dwa razy wyższe od niego i
wykonane grubego kamienia, dało się otworzyć praktycznie bez użycia jakieś
ogromnej siły.
W środku panował nieprzenikniony mrok, więc Daniel wyjął z kieszeni
swojego skafandra małą diodową latarkę. Gdy ją włączył jego oczom ukazała
się przepiękna, ogromna sala. Po prawej i lewej stronie stały rzędy misternie
rzeźbionych kolumn, a przy ścianach w równych odstępach znajdowały się
ogromne kamienne posągi przedstawiające wizerunki zakapturzonych postaci
przypominających swego rodzaju kapłanów, którzy trzymali w swoich dłoniach
duże, fioletowe kryształy. Podłoga wykonana była z gładkich kamiennych płyt,
z których każda miała zupełnie inny kształt, a mimo to idealnie do siebie
pasowały.
- To miejsce jest magiczne - powiedział oczarowany pięknem tego
pomieszczenia, po czym ruszył przed siebie.
Posuwał się bardzo powoli do przodu zachwycając się kolumnami, posągami i
grą światła swojej latarki odbijanego przez kryształy dzierżone przez te posągi.
Każdy krok Daniela odbijał się głośnym echem rozchodzącym się po wnętrzu
piramidy, czasami wydawało mu się, że słyszy jakby ktoś śpiewał jakąś dziwną
a zarazem piękną pieśń, ale nigdzie wokoło niebyło żywej duszy, dlatego też
doszedł do wniosku że wyobraźnia zaczęła mu płatać figle.
Po kilku chwilach dotarł do kamiennych schodów ciągnących się spiralą
w górę ku szczytowi piramidy. Będzie ciężko, ale niema innej drogi. - pomyślał,
po czym ruszył w górę zostawiając za sobą tą przedziwną salę.
Wspinaczka okazała się bardzo trudna i męcząca, ale w końcu udało mu
się dotrzeć na szczyt. Na miejscu zobaczył kobietę, którą gonił. Stała na środku
odwrócona do niego plecami wpatrując się w bezchmurne niebo. Ze szczytu tej
potężnej budowli rozciągał się niezwykły krajobraz tej lesistej planety.
Gdy niebiesko skóra kobieta, która zwabiła Daniela w to miejsce
usłyszała jego kroki odwróciła się i powiedziała - Jesteś wreszcie, bałam się, że
tu nigdy nie trafisz.
- Jak ci na imię i gdzie ja w ogóle jestem? - zapytał oddychając ciężko.
- Na imię mam Mima, a jesteśmy na planecie, którą moja rasa nazywa ,,Ord
Namtell” - odpowiedziała.
- Mimo miło mi cię poznać. Twoja planeta, to znaczy Ord Namtell, nigdy nie
słyszałem o niej. Trafiłem tutaj przez przypadek, widzisz mój statek wciągnęła
czarna dziura i … - zaczął Daniel.
- Nie przez przypadek Danielu, nic nie dzieje się przez przypadek. - przerwała
nerwowo. -Niema już wiele czasu, musisz mi pomóc.
- Co? Ale, w czym, nie rozumiem? - zapytał zdziwiony.
Nagle liście na koronach drzewach otaczających piramidę zadrżały, a w
powietrzu rozległ się głośny dźwięk jakieś dużej maszyny. Stado skrzydlatych
stworzeń zerwało się nagle do lotu głośno skrzecząc jakby czegoś się
przestraszyły. Mima rozejrzała się niespokojnie dookoła, po czym powiedziała Idą, musimy się ukryć, szybko!
- Ale kto idzie? O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał zdezorientowany
Daniel.
- Tamci! - oznajmiła Mima.
Po jej słowach z lasu wyłoniły się dwa wysokie i potężne roboty, które
kroczyły w stronę piramidy zwalając przy tym drzewa, które stawały im na
drodze. Za nimi leciała eskadra latających talerzy, a na samym końcu szedł w
równym tempie batalion uzbrojonych po zęby żołnierzy. Daniel przypatrzył się
im uważnie, po czym powiedział - Przecież to żołnierze obcych z New Earth!
- Tak masz rację - odparła Mima.
- Ale oni są przecież na Ziemi - powiedział z niedowierzaniem Daniel, po czym
dodał - A może ich już tam wcale niema?
Mima chwyciła go za rękę i spojrzała mu głęboko w oczy. - Danielu błagam
Cię, pomóż mi - powiedziała ze łzami w oczach.
- Ale ja… - nagle huk wystrzału przerwał słowa Daniela. Jeden z robotów
wystrzelił właśnie pocisk pędzący w kierunku piramidy, na której szczycie stali.
Siła uderzenia była tak potężna że zrzuciła z budowli Daniela. A gdy spadał
usłyszał jeszcze raz cieniutki głosik Mimy - Danielu pomóż!
Po jej słowach Daniel obudził się cały zalany potem i wrażeniem, że to
wszystko działo się naprawdę. Cały czas w głowie słyszał głos Mimy błagającej
o pomoc i huk eksplozji, która zrzuciła go z tej dziwnej budowli. Przez dłuższą
chwilę siedział na łóżku rozmyślając o śnie. Pot spływał mu po twarzy, a jego
serce biło tak szybko jakby właśnie przebiegł maraton. Nagle zerwał się na nogi
i zaczął nerwowo krążyć po sypialni, a właściwie po niewielkim pomieszczeniu
w bazie, które zostało zaadaptowane jako jego sypialnia. Po chwili
zastanowienia zdecydował, że pójdzie do laboratorium. Otarł pot z czoła, ubrał
się i wyszedł ze swojego pokoiku.
Gdy już był na miejscu podszedł do komputera i wpisując odpowiedni
kod połączył się z satelitom okołoksiężycową o nazwie ,,Omega’’, wyposażoną
w bardzo czuły teleskop.
Za pomocą nadajnika połączył się z układem sterowania satelity i
obrócił obiektyw teleskopu Omegi w kierunku Ziemi.
- Bingo! To niewiarogodne, a jednocześnie takie piękne - powiedział
uradowany widząc obraz Ziemi na monitorze bez najmniejszego śladu obcych
najeźdźców, po czym dodał - A więc to był proroczy sen. Ale kim była ta Mima
i jej planeta Ord Namtell. Hmm… - zamyślił się.
Autor:
Daniel Wacławik
07.11.2011
All rights reserved.

Podobne dokumenty