1 Niedziela w Adwencie – 29.11.2009

Transkrypt

1 Niedziela w Adwencie – 29.11.2009
1 Niedziela w Adwencie – 29.11.2009
Rz 13,8-12 (II rząd)
Oto zaczął się Adwent – czas oczekiwania na Pana.
Zapaliliśmy pierwszą świecę w wieńcu adwentowym, pojawiła
się już gwiazda. W Bogu, który stał się człowiekiem dla
naszego zbawienia, nie widzimy już wyłącznie groźnego
sędziego, a przede wszystkim kochającego Ojca, który
śpieszy nam z pomocą, który nas kocha, i czy nas miłości. Ta
Boża miłość zobowiązuje nas. Codziennie musimy stawać do
naszych obowiązków, odkrywając piękno życia i miłości,
wiedząc, że Bóg jest odtąd blisko nas i prowadzi nas za rękę.
Boża miłość jest przyczyną naszej pogodnej, radosnej
postawy wobec życia. Boża miłość pozwala nam wypełnić
przykazanie miłości: „Miłuj bliźniego jak siebie samego”. Taka
postawa była w tamtych czasach szokująca, szczególnie dla
starożytnych Greków. W ich przekonaniach istota wyższa nie
mogła kochać niższej. Mówić o miłości Boga do człowieka w
mitologii greckiej, to tak jakby się mówiło o drewnianym
żelazie albo o kwadratowym kole. Chrześcijaństwo właśnie
ukazując kochającego Boga, przebyło wielki dystans, którego
mądrzy Grecy nie mogli przekroczyć w swej mitologii. Tak,
miłość Boga jest prawdziwym źródłem naszej miłości do
bliźniego. Bóg w Chrystusie uzdolnił nas do miłości, do życia
godnego.
Nie jest to jakiś szczególny rodzaj życia, pełny tylko
świętości i doskonałości. Człowiek na ziemi, usprawiedliwiony,
ale równocześnie dalej grzesznik, swą miłość do Boga i
bliźnich objawia w normalnych przejawach życia codziennego
i generalnie we właściwym nastawieniu do życia. Ludzka
egzystencja, nastawienie do Boga i bliźnich może przebiegać
w bardzo różny sposób. Istnieje olbrzymia rozpiętość, między
egzystencją czysto biologiczną, kiedy człowiek redukuje swoje
funkcje do tego to konieczne, aby zachować organizm przy
życiu, po egzystencję dziecka Bożego, istoty wrażliwej,
kochającej i duchowej. Jeden z amerykańskich profesorów, tę
różnorodność egzystencji człowieka, czyli różność wartości,
które nam przyświecają, opisuje w swoich notatkach z
wakacji.
Odpoczywał
nad
brzegiem
jeziora.
Był
paleontologiem, interesującym się historią ziemi, osadami
skał, które różne odmiany spotykał nad jeziorem. Myślał o
milionach lat, patrzyła skały, patrzył na piękno przyrody,
myślał o Bogu. Oto z wody wyłonił się piżmak, szczur wodny.
Wydał jakiś odgłos, zaczął wnikliwie rozglądać się. Kiedy się
spłoszył, piżmak się cofnął do wody i trwożliwie odpływał. Za
chwilę na tej samej tafli jeziora pojawiła się motorówka,
uśmiechnięci, zrelaksowani studenci, opowiadali dowcipy,
krzyczeli, machali rękami, opalali się na słońcu. A potem i oni
odjechali o profesor pozostał ze swoimi myślami na temat
wartości wyższych.
Trzy różne typy patrzenia na życie: egzystencja
piżmaka, studentów i profesora. Te reakcje mogą pojawić się
także w naszym życiu. Można swe życie zredukować, niestety
do roli piżmaka. Wydawać jakieś okrzyki, reagować na
poczucie głodu, potrzebę snu. Można zawsze trwożnie
rozglądać się dookoła, szukając wszędzie potencjalnych
zagrożeń, potem wycofać się i zniknąć. Taka egzystencja
będzie jakimś ogromnym zubożeniem egzystencji godnej
człowieka. To jakby wziąć kalkulator lub wieczne pióro i
używać je do wbijania gwoździ. Można tak zrobić, tylko, że
jest to niszczenie daru, niszczenie wartości, którą można
wykorzystać do innych bardziej wzniosłych celów. Zapewne
taka egzystencja nie jest wypełnieniem słów ap. Pawła:
„Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej”. Drugi
poziom egzystencji wielu ludzi to poziom studenckiej
niefrasobliwości, do której można zaliczyć piękno słońca, urok
letniego deszczu czy wiatru, cięty dowcip, odwiedzanie
kawiarni, wymienianie najnowszych ploteczek. Ta egzystencja
jest wprawdzie wyższą od pierwszej, ale niestety też tylko
zubożałą i nie tą, której oczekuje od nas Chrystus, bo jest
egzystencją nastawioną na zaspakajanie własnych potrzeb a
nie potrzeb bliźnich. Trudno tu też szukać prawdziwej miłości.
Dopiero to trzecie spojrzenie, refleksyjne i wrażliwe, głębokie i
nakierowane na to, co niewidoczne, co szukające Boga. Z
tego szukania Boga rodzi się poznawanie Bożej miłości
objawionej w Chrystusie i możliwość do poświęceń czyli
naszej miłości do bliźnich. Elzenberg, znany polski filozof,
szykanowany w czasach stalinowskich, napisał kiedyś, że
wielkość naszego życia mierzy się nie intensywnością
przeżyć, ale wielkość rezygnacji i wyrzeczeń, które
podejmujemy w imię wyższych wartości. I to jest prawda.
Postawmy sobie pytanie. Jak jest w naszej
codzienności? Czynie zaliczamy tylko serii wrażeń, które
redukują nasze zachowania do najprostszych reakcji według
planu: sen, praca, jedzenie, telewizja, drobne przyjemności?
Czy w naszej codzienności ważne miejsce zajmuje refleksja
nad tym, co niewidzialne, czy modlitwa nakierowująca na
Boga. Jeśli mimo woli staliśmy się małym komputerem
programowanym przez konsumpcyjne egoistyczne życie, to
jeszcze możemy to zmienić. Miłość Boża wprowadza nas w
nową dziedzinę sensu życia, w którym Bóg staje się bliższy
poprzez miłość. Niebezpieczeństwo dwóch pierwszych form
reakcji wyraża się w tym, że człowiek jest istotą, która
potrzebuje nie tylko tlenu, jedzenia, informacji i dowcipów, ale
potrzebuje także sensu dla swego życia. Nie znajdziemy go w
pustce, frustracji, depresji, zagrożeniach.
Głębszy sens
możemy znaleźć dopiero na trzecim poziomie egzystencji.
Taki sens miał Abraham, wędrujący przez step z Uhr do Ziemi
Obiecanej, gdyż zawarł przymierze ze swym Bogiem.
Codziennie w naszej wędrówce musimy być poszukiwaczami
sensu, musimy odkrywać Bożą obecność.
Tylko Chrystus może nas z mroku niepewności i
egoistycznej egzystencji przenieść w świat światła i miłości.
To od nas zależy, czy w życiu będziemy koncentrować swój
wzrok na Jego świetle, czy kontemplować gęstość mroku
wokół nas. Sam Chrystus większość dni spędził w małym,
prowincjonalnym Nazarecie, gdzie nie głosił kazań, gdzie nie
porywał tłumów, ale z tego co szare, zwyczajne, nieefektowne
robił arcydzieło, nadając mu zawsze kształt światła Ewangelii.
Jest Adwent. Nadeszła pora, abyście się ze snu obudzili,
albowiem bliższe jest nasze zbawienie –pisze dzisiaj ap.
Paweł i ma rację. Niech współczesnemu przebudzeniu ze snu
zawsze towarzyszy przykazanie miłości. Miłość jest tak wielka,
że łączy w jedno wszystkie przykazania, które stają się nie
imperatywem, nakazem, ale najwspanialszym przywilejem.
Adwent to remanent naszych sumień, to remont naszych serc,
w czasie których trzeba sobie postawić kilka najprostszych
pytań o wierność Bogu i przeżywanie naszej wiary a potem i o
zdolność poświęcenia się w miłości Bogu i bliźnim. Amen.