stona 6
Transkrypt
stona 6
M ówi się, że największym zwycięstwem diabła jest przekonać człowieka o swoim nieist- nieniu… Święty Leutfryd z artykułu w tym numerze Rycerza Lepanto jest dla nas – ludzi XXI wieku prawdziwym szokiem. Nie ma w nim chyba rzeczy, która by nas nie dziwiła zaczynając od poważnego ukarania kobiety, a skończywszy na fizycznej walce z samym diabłem! I chyba najbardziej potrafi irytować oczywistość przekazu. Nikt tu w nic nie wątpi. Rzeczy dzieją się tak po prostu choć są jakby z innego świata! Jest diabeł i tyle. Jest święty i kropka. Święty zbił diabła i koniec. Wszystko czarne na białym. Cóż to za szalona historia? – ktoś rzuci. Bajki dla dzieci! – machnie ręką inny i doda – Dzisiaj nikt już w to nie wierzy. Dzisiaj wyszliśmy z zacofania i ciemnoty! Nam już nie można niczego tak łatwo wcisnąć! No właśnie. Nastały inne czasy… „Lepsze” czasy. Zróbmy eksperyment i wyobraźmy sobie całą tą scenę walki z diabłem od początku, ale w XXI wieku. Załóżmy, że święty Leutfryd urodził się około roku 1930. Ma zatem już 77 lat i siwą brodę. I na potrzeby rozważań przyjmijmy, że nie wybrał świętości, ale właśnie tą mierność ludzi letnich. Siedzi więc sobie przed telewizorem i od niechcenia wachluje się Pismem Świętym. Musiał przerwać lekturę bo skończyły się reklamy. Akurat kiedy rozpoczynał się jego ulubiony serial, do celi wpadł zdyszany zakonnik. Był młody i bardzo ufny dlatego wszyscy go lubili, ale nikt nie brał na poważnie. – Diabeł! – sapie – Diabeł szaleje w kaplicy! – Znowu ten twój diabeł? – mruknął zniecierpliwiony współczesny Leutfryd. Miał już tego dość, bo kilka razy próbowano wytłumaczyć niedoświadczonemu zakonnikowi, że ktoś sobie robi żarty, a on zawsze się upierał, że WIDZIAŁ! Jednak tym razem miarka się przebrała. Leutfryd postanowił sprawę zamknąć i mentorskim tonem uciął rozmowę: – Jeśli tam jest diabeł, to się nim zajmij. Jeśli go nie ma, to daj mi wreszcie spokój! Kiedyś też różne rzeczy wydawały rycerz Lepanto 3(17)2007 – str. mi się prawdziwe, ale trochę poczytałem Hegla i innych uczonych… Trzeba umieć zachować dystans do tego co się nam zdaje. Mój drogi – przecież ty nigdy nie Georg Wilhelm Friedrich Hegel wiesz czy to rzeczywistość, czy też twoje zmysły cię oszukują. Rzeczywistość to jedno a rzekoma prawda to drugie. Naucz się wreszcie je rozróżniać. Karol Marks I tak sprawa się zakończyła. Biedny zakonnik odszedł zrezygnowany bez słowa. Leutfryd natomiast nerwowo wcisnął guzik pilota i powrócił do serialu mrucząc pod nosem. Czyż właśnie nie taka byłaby reakcja człowieka XXI wieku? Przecież już każ- de dziecko wie, że „prawda” to tylko czyjeś prywatne mniemanie. To, jak jest naprawdę, stanowi inny problem. Każdy ubarwia, przesadza, nie dopowiada pewnych rzeczy. Tak tworzą się plotki, a z poważniejszych plotek legendy – jak legenda o tym, że diabeł istnieje. Mówiąc krótko i jasno, mamy do czynienia z relatywizmem – przekonaniem, że to co nazywamy prawdą nie musi być prawdziwe. To przed tym ostrzega nas papież Benedykt XVI mówiąc o dyktaturze relatywizmu. Przyjrzyjmy się więc bliżej temu przekonaniu. Ojcem nowoczesnego relatywizmu jest Georg Wilhelm Friedrich Hegel – protestant. Stwierdził, że żadne zdanie nie może być absolutnie prawdziwe. Ciekawe czy ktoś go zapytał, czy jego zdanie na ten temat również nie jest absolutnie prawdziwe? Nawet jeśli tak, Hegel niestety brnął dalej. Stanął bowiem wobec wizji, że świat jawi się niczym kompletny chaos półprawd. Nic nie było takie, jakie się wydawało, zatem nic nie było wiadomo na pewno. Wyobraźmy sobie biedaka wiernego takiemu ideałowi. Ten nieszczęśnik miałby wielki problem robiąc zakupy, bo nigdy by nie był pewien czy nie kupił gąbki zamiast chleba, a tak w ogóle to przecież nie wiadomo czy poszedł do sklepu spożywczego czy do apteki! To chyba musi się skończyć chorobą psychiczną… Tymczasem Hegel uznał, że znalazł na to lekarstwo. Miało nim być osadzenie galaretowatego już cielska rzeczywistości na osobliwym kręgosłupie. Twierdził, że jest nim Bóg. Ale świat nabierał czytelnych barw nie dzięki boskiemu planowi, jaki my, katolicy znamy, ale dzięki temu że był TYM SAMYM CO BÓG! Nie warto tracić czasu i próbować pojąć rzecz sprzeczną z doktryną katolicką. Jednak widać wyraźnie, że heglowskie wątpienie nie skończyło się dla niego dobrze. Niestety, trzeba dopowiedzieć resztę historii. Hegel, twierdząc, że Bóg i świat to to samo, uważał, iż mimo wszystko duch był pierwszy a potem pojawiła się materia. Chodź brzmi to rozsądnie, w kontekście całości był to i tak zwyczajny bełkot. Tym beł-