Program koncertu
Transkrypt
Program koncertu
Niekończący się początek Świt XIX wieku to w Europie czas wojen. Tych wielkich i tych mniejszych. Gdy kontynentem wstrząsają kolejne kampanie napoleońskie w Wiedniu panuje wojna teatrów. Po jednej stronie stoją zespoły prowadzone przez barona Petera Freiherra von Brauna, po drugiej projekty kierowane przez Emanuela Schikanedera (swego czasu librecistę mozartowskiego Czarodziejskiego fletu). W końcu von Braun decyduje się na krok nieoczekiwany: zatrudnia rywala na stanowisku dyrektora w swoim Theater an der Wien. Schikaneder, który już wcześniej proponował Beethovenowi współpracę, postanawia odświeżyć dawne plany repertuarowe. Zamawia u kompozytora operę opartą na autentycznej historii z czasów Rewolucji Francuskiej, w nowym ujęciu librecisty nazwiskiem Joseph Sonnleithner. Tak rozpoczyna się historia jedynej w dorobku Ludwiga van Beethovena opery, znanej pod tytułem Fidelio. Przedsięwzięcie okazało się jednym z najtrudniejszych w karierze kompozytora. „Ta opera przyniesie mi koronę męczeńsk ą” - skarżył się w liście. Kilka wersji libretta. Trzy wersje samej muzyki (po kilkana ście zachowanych w szkicach wersji poszczególnych arii), Wreszcie cztery wersje uwertury. Historia Fidelia to przykład uporu i katorżniczej pracy nad każdym detalem w poszukiwaniu właściwego odcienia emocji. Popularny mit Beethovena jako kompozytora, który w chwili boskiego objawienia w jednym momencie widzi cały swój utwór w najdrobniejszych szczegółach nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. A fakty s ą takie, że szkice do opery (powstającej równolegle z V Symfonią) pełne są dziur wściekle wydrapanych przez nieposłuszne pióro. To świadectwo mozolnej, fizycznej wr ęcz walki jaką toczył Beethoven z dźwiękową materią. Osobny rozdział tej historii stanowią uwertury. W operach Glucka i Mozarta operowe wstępy stają się integralną częścią akcji. Pełnią rolę zapowiedzi. Streszczają główne wątki dramatu w muzycznej pigułce. Dla odmiany, beethovenowskie uwertury uniezależniają się od opery i wiodą samodzielne życie koncertowe. Trzy pierwsze wersje nazywane są Leonorami, od imienia głównej bohaterki dramatu. Wersja pierwsza jest wykonywana okazjonalnie i stanowi ledwie historyczną ciekawostkę. Drugą wersję świat poznał podczas premiery Fidelia w 1805 roku. W rok później Beethoven wystawił drugą wersję opery wraz z kolejną i najsłynniejszą wersją uwertury (Leonora III). W 1814 roku kompozytor ponownie zrewidował dzieło. Zauważywszy dysproporcje pomiędzy uwerturą a resztą opery skomponował czwartą wersję prologu, znaną dziś po prostu jako uwertura Fidelio. Biografowie sugerują, iż planował i piątą. Cóż za determinacja! Elfowe skrzypce W zestawieniu z burzliwymi biografiami romantycznych kompozytorów życie Feliksa Mendelssohna prezentuje się dość nietypowo, by nie rzec ubogo. Był bogaty, genialny i szczęśliwy. Jak to obrazowo ujął jeden z biografów: „Muzyka była dla niego ważniejsza niż seks, a własna żona bardziej atrakcyjna niż połowica sąsiada”. Jedynym romantycznym rysem tej biografii jest przedwczesna śmierć w wieku zaledwie 38 lat. Jak wiadomo, bogowie wcześnie zabieraj ą swoich ulubieńców. Życie i twórczość Mendelssohna tworzą spójną całość. Już od wczesnych lat cieszy się sławą genialnego dziecka (jego intelektualn ą dojrzałością zachwycał si ę osiemdziesięcioletni Goethe). Doskonałe wykształcenie i dostatni byt przekładają si ę egzystencjalny spokój. Ten z kolei na iście klasyczną równowag ę muzyki. Zwolenników sztuki spod znaku „burzy i naporu” ów spokój drażni i nudzi. Muzyka Mendelssohna to głos odrębny epoki Romantyzmu. Pomysły ujmuje w formy ścisłe, odziedziczone po Klasycyzmie. Jego inspiracje sięgają nawet dalej w głąb dziejów do barokowej polifonii. W czasach kiedy oryginalność i post ępowo ść były głównymi kryteriami artystycznej wartości tak jawne odwołanie się do dawnych estetycznych ideałów musiało budzić co najmniej zdziwienie. W 1844 roku, na trzy lata przed śmiercią, Mendelssohn pisze Koncert skrzypcowy w tonacji e-moll - utwór, którym (obok muzyki do Snu nocy letniej Szekspira) na stałe wpisze się w repertuar filharmonii świata. Legendarny skrzypek XIX wieku Joseph Joachim (w jego karierze kompozytor odegrał niemałą rol ę) pod koniec życia wyznał, że koncert Mendelssohna - najbliższy jego sercu - wraz z koncertami Beethovena, Brahmsa i Brucha, stanowi największe osiągnięcie niemieckiej muzyki skrzypcowej stulecia. Utwór powstawał z myślą o wirtuozie nazwiskiem Ferdinand David, koncertmistrzu słynnej Leipzig Gewandhaus Orchestra. On też wykonał Koncert po raz pierwszy 13 marca 1845 roku w Lipsku. Zgodnie z klasycznym modelem na Koncert składają się trzy kontrastujące tempami części. W zamyśle kompozytora tworzą one jednak zwartą całość: grane s ą bez przerw (attaca) a melodie tematów wywiedzione są ze wspólnego motywu początkowego. Wszystko tworzy wrażenie płynnej muzycznej opowieści w trzech fazach. Przez lekkość, przejrzystość i zwiewność tej muzyki Koncert skrzypcowy (jak i inne utwory Mendelssohna) zalicza się do nurtu Elfenromantik - estetyki inspirowanej fantastyką, baśniowym światem czarów, wróżek i elfów. (Bardzo) bliski wschód W drugiej połowie XIX wieku wyobraźnią europejskich artystów zawładnął Orient. Modę podsycały paryskie Wystawy Światowe, nowe tłumaczenia literatury arabskiej, perskiej i hinduskiej, a także masowe podróże na wschód, które od czasu otwarcia Kanału Sueskiego stały się znacznie łatwiejsze. Jednak to, co pod pojęciem Orientu sobie wyobrażano miało niewiele wspólnego z rzeczywistością. Théophile Gautier mistrz egzotycznych stylizacji i dostawca orientalnych librett dla paryskiej Opéra comique - prosił swego podróżującego po Egipcie przyjaciela Gérard de Nervala o jak najwięcej szczegółów, którymi mógłby ubarwić swe utwory. W odpowiedzi podróżnik pisze, iż Orient, który marzył się im obu to złudzenie, wyśniona fikcja: „Zapomnij o tym! Ten Kair lezył pod warstwa popio u i brudu (…) tak bardzo orientalne kafejki mozna ł znalezc tylko w Paryzu”. Innymi s owy, „prawdziwy Orient” to jedynie europejskie o nim wyobrażenia. Mityczna kraina. Na fali zainteresowania egzotycznymi kulturami powstają nowe tłumaczenia i opracowania zbioru znanego jako Baśnie tysiąca i jednej nocy. Legendy, mające dawne perskie i hinduskie korzenie, zostały około X wieku przejęte i zaadaptowane przez kulturę arabsko-muzułmańską. Kompozycyjną ramę tworzy historia okrutnego sułtana Szachrijara, którego w morderczych zapędach pacyfikuje dopiero mądra Szeherezada. Przyjmując rolę hakawati (arabskiego mistrza opowieści) małżonka przez tysiąc i jedną noc snuje fantastyczne opowieści, walcząc przy tym (z powodzeniem) o własne życie. Czarowi Orientu uległ i Mikołaj Rimski-Koraskow. W 1888 roku prezentuje swoje najbardziej znane dzieło symfoniczne - suitę Szeherezada. Z pierwszego wydania partytury pochodzą tytuły poszczególnych części. W kolejnych wydaniach kompozytor tytuły usunął, tłumacząc, że nie chce aby doszukiwano się w muzyce zbyt dosłownych odniesień do konkretnych baśni. „Niech muzyka przemawia swoim własnym językiem” - komentował. Czteroczęściową kompozycję spajają motywy przewodnie Szachrijara i Szeherezady. Podobnie jak w literackim oryginale tworzą ramy i pojawiają się w kluczowych momentach formy. Pierwotnie groźny temat sułtana w finale przeistacza się melodię tkliwą i łagodną, symbolizując triumf genialnej Szeherezady. Do tych motywów dołączają w poszczególnych cz ęściach inne zapadające w pamięć melodie, jak temat morza, łodzi Sindbada czy temat kalendera (arabskiego wędrownego mnicha). Utwór wpisał się w histori ę muzyki także przez niezwykłą barwność a sam Rimski-Korsakow wstąpił do panteonu największych mistrzów orkiestry. Nie wiemy, jak bardzo orientalne skojarzenia budziło dzieło wśród pierwszych słuchaczy. Podobnie, dziś trudno nam dostrzec „tureckość” Marsza tureckiego Mozarta, czy „arabskość” Pieśni muezina szalonego Szymanowskiego. Dzieła inspirowane egzotyką pozostaną zawsze zapisem pewnych wyobrażeń na temat obcych kultur. Wyobrażeń, koniec końców wypowiedzianych językiem własnej, rodzimej kultury. Dla współczesnego słuchacza Szeherezada to utwór znaczniej bardziej rosyjski w charakterze niż „orientalny”. Paradoksalnie wszystko si ę zgadza: w końcu Rosja to także „orient”. Tyle, że nieco bliższy.