Untitled

Transkrypt

Untitled
XII
„nie wierzę
to nie ty
ufałem
czy by to się nigdy nie stało
wystarczy że
zapłakałem?”
Ad Veritas
TOMASZ SKUPIEŃ
PRZEDSTAWIA:
OSTATNI ODCINEK
DOSTĘPNY TAKŻE W
FORMACIE MP3
TAKŻE
JORDANÓW- KRAKÓW 2011
NASZ RIDER
W POPRZEDNIM ODCINKU:
…tablica z napisem JORDANÓW błysnęła w świetle reflektorów KOMa…
…wartości na liczniku, z małymi wyjątkami, nie schodziły poniżej 200…
…to była ewidentnie krew, nie miałem wątpliwości… Zakręciło mi się w głowie…
…Adam, oni żyją. – KOM próbował mnie pocieszyć…
…KOM uniósł się w powietrze i gładko wylądował na torach…
…jak to odnieść… do ludzi?! Jak u nich zdobyć posłuszeństwo… jak nad nimi zawładnąć?!…
…to moja wina, że mu wtedy pokazałem te plany. I że go w Zakopanym nie złapałem…
…jeden z koni stał na środku stajni… stanął dęba… i natarł na mnie…
…potężna sosna tliła się w poprzek drogi…
…ona też urodziła się w sierpniu, też lubiła muzykę góralską…
…poznałem głos Marka, szkolnego stróża. Razem chodziliśmy do klasy, właśnie w tej szkole…
…mogę przejść po szkole i sprawdzić, czy doktor czegoś nie dostawił?…
…znicz płonący przed wejściem, schowany pod dach. Tak, by deszcz go nie zgasił…
…czy to jest Agata Gawrylek?…
…blada Agata leżąca przy drzwiach, w kałuży krwi. Piotr, wrzeszczący w niebogłosy…
…przepraszam, że wtedy byłem tchórzem… Że nie zadziałałem…
…po prostu miałem natłok myśli, przypomniało mi się dlaczego zostałem tym, kim jestem…
…niebo przecięła błyskawica. Jordanów, leżący w dole, był ledwo widoczny…
…tu postanowiłem, kim będę…
…wielkie wrota lekko rozsunęły się na boki, ukazując pustą halę produkcyjną…
…Adam, kościół odbity, są ofiary, Siłacz ma Knighta…
…zgasły lampy KOMa…
…w jej oświetlonej kabinie była cała rodzina Janusza, wszyscy związani…
…Janusz nieprzytomny, paskudna czerwona plama na koszuli…
…coś podcięło mi nogi. Jak długi padłem na podłogę…
…huknęły zapalane lampy jarzeniowe…
…jak doktor stoi nade mną, w czarnym płaszczu, i celuje z pistoletu…
…pociągnął za spust…
ODCINEK 12
TRUST DOESN`T RUST
4
NASZ RIDER
KRAKÓW, 15 CZERWCA, 23:35
Knight siedział na starym krześle. Był związany. Siłacz stał koło niego.
- Puszczaj!!! – zawył Mike, powalony siatką KOMa.
- Siłaczu, zastrzel Michaela Knighta. – powiedziałem do robota. Ten podniósł broń
i przystawił ją do skroni szefa fundacji…
JORDANÓW, 15 CZERWCA, 21:41
Huk z tyłu nasilił się… i ustał. Coś zgrzytnęło, otworzyły się drzwi windy… W jej
oświetlonej kabinie była cała rodzina Janusza, wszyscy związani… Kurczę, Janusz
nieprzytomny, paskudna czerwona plama na koszuli…
- Już idę! – krzyknąłem, biegnąc w ich kierunku. Aśka i Natalia zaczęły gwałtownie
kręcić głowami.
Za późno. Coś podcięło mi nogi. Jak długi padłem na podłogę. Obróciło mnie kilka razy,
pistolet poleciał gdzieś w ciemność.
Huknęły zapalane lampy jarzeniowe. Na chwilę oślepłem.
Kiedy mogłem już rozpoznawać rysy, dopatrzyłem, jak doktor stoi nade mną, w czarnym
płaszczu, i celuje z pistoletu.
- Ale pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszym uczniem. – powiedział
i pociągnął za spust.
Broń szczęknęła metalicznie… ale żaden nabój z niej nie wyleciał. Tylko dźwięk.
- I dlatego nie mogę cię zabić. – mruknął doktor, chowając pistolet do kieszeni.
- Jesteś szalony. – stwierdziłem, nie podnosząc się.
- Dla niektórych szalony, dla innych genialny. – westchnął – Rozwiąż ich. – kiwnął
głową na januszów – Twój brat stracił dużo krwi, musi jechać do szpitala.
- To po co ich porywałeś?! – krzyknąłem.
On tylko sięgnął do kieszeni i rzucił mi pod nogi jakieś kluczyki .
- Auto stoi na zewnątrz, niech jadą.
- W co ty grasz…? – syknąłem, biorąc kluczyki i wstając.
- Niech oni bezpiecznie odjadą, to ci wszystko wyjaśnię. – rzekł doktor, jakby ze
smutkiem.
Podszedłem do porwanych. Janusz był strasznie blady.
- Wy jesteście cali? – zapytałem reszty rodziny, rozwiązując Aśkę. Dzieci drżały.
- Adam… co tu się dzieje? – Aśka patrzyła na mnie przerażona.
- Sam nie wiem, ale nic dobrego. – rozwiązałem Natalię. Aśka oswobodziła chłopaków
i Klaudię. Przyszedł czas na Janusza.
- Bracie, trzymaj się. – mruknąłem do niego. On niespokojnie poruszył głową.
Przez wyjście awaryjne wyprowadziłem go na zewnątrz. Aśka już otwierała jeepa
stojącego obok hali. Ciągle lało, ale już nie grzmiało.
Ułożyliśmy Janusza z tyłu, bliźniacy siedli obok niego, Natalia z Klaudią z przodu. Aśka
miała prowadzić.
- Zadzwonię po policję, przyjadą… - zaczęła.
- Nie. – zabroniłem jej – To sprawa pomiędzy mną a nim. Teraz zajmij się Januszem. –
wskazałem na brata. Ona patrzyła na mnie z przerażeniem. Deszcz ciekł po jej twarzy.
- Ale Adam…
- Aśka, ratuj go. Ja sobie dam radę! – krzyknąłem. Bratowa rzuciła mi się na szyję,
uściskała, poczym wsiadła do samochodu, odpaliła silnik i szybko odjechała spod hali.
Gdzieś nad Luboniem błysnęła oddalająca się burza.
5
NASZ RIDER
-
Teraz ty, doktorze. – syknąłem, wracając do hali. Rok stał w tym samym miejscu, co
przed kilkoma minutami.
- Pojechali. Co masz mi tym razem do powiedzenia? Jaki twój kolejny genialny
wynalazek, oprócz Siłacza, jeszcze jest w użyciu i zagraża ludziom, co? – zapytałem
z kpiną, stając kilka metrów przed nim, obok KOMa.
Doktor spojrzał na mnie smutno… poczym się roześmiał.
- Mało się zmieniłeś Adamie, oj mało. Nadal tak samo butny, nadal tak samo odważny,
nadal tak samo zwycięski. – pogrzebał w kieszeni. Wyciągnął niewielkie pudełeczko,
z czerwonym przyciskiem.
- I co, teraz po prostu nas wysadzisz w powietrze? Po tym wszystkim? Żadnych
wymyślnych tortur, żadnych eksperymentów na mnie lub KOMie? – znów miałem
lekceważący ton.
- Nie, włączę KOMa. Chcę mieć wszystko nagrane. – mruknął i wcisnął przycisk.
Skaner poloneza natychmiast zaczął działać.
- Co tu tak jasno jak w niebie, albo kiedy Adasia prąd popieści… - polonez odezwał się
w swoim stylu – O, he, doktor… - zauważył – Siema stary, dzięki za cały dzień i tą
ścieżkę zdrowia po Jordanowie, była genialna.
Doktor skłonił się.
- Mówisz, o co tu chodzi czy masz jednak jakąś niespodziankę? – warknąłem.
- Będę mówił, a to będzie dużą niespodzianką. – Rok podszedł do windy, wyciągnął
jedno krzesło i na nim usiadł.
- Tak w dużym skrócie, bo twój robot szaleje sobie po Krakowie i mi się śpieszy. –
warknąłem.
- W skrócie: miałem cię zabić.
- To i bez tego wiem. Szczegóły?
Doktor westchnął.
- Czekajcie, to ja skoczę po popcorn, bo ciekawie się zapowiada. – z tyłu odezwał się
KOM. Kopnąłem go w zderzak. Doktor blado się uśmiechnął.
- Posłuchaj Adamie opowieści o wielkich ambicjach, złym świecie i marzeniach, które
mogą zabijać… - zaczął doktor.
KRAKÓW, 15 CZERWCA, 21:41
Strażacy dogaszali gruzy kościoła. W miejsca, gdzie nie było już ognia, wkraczały
jednostki ratunkowe z psami.
Grzesiek dociskał do ramienia tampon. Przed chwilą dostał silny środek uspokajający.
- Nie wyrabiam… - jęknął, opierając się o audi. Obok stał KITT. W jego środku siedział
Robert i obserwował wskazania czujników samochodu odnośnie zasypanych ludzi,
poczym przekazywał odpowiednie informacje ratownikom.
- Dasz radę. Wszyscy damy radę. – mruknął Robert.
- Chociaż nie jestem człowiekiem, też tak uważam. – zgodził się KITT. Grzesiek tylko
podejrzewał, co samochód mógł mieć naprawdę na myśli.
Za audi zatrzymał się czarny opel komendanta Dzielnego. Opuścił swój pojazd i stanął
przy audi. W kąciku ust miał papierosa.
- Jeszcze cię kiedyś od tego skosi. – mruknął Grzesiek do swojego przełożonego.
- Wiesz, modliłem się, żeby mnie skosiło dziś, żebym nie musiał tego oglądać, ale nie
wszyło. – stęknął komendant. Był ubrany po cywilnemu – Mamy już kogoś
uratowanego?
- Na razie tylko ci, którzy uciekli na chwilę przed zawaleniem się kościoła, głównie
medycy. Reszta nadal… - głos zamarł w krtani Roberta.
6
NASZ RIDER
-
A ten… Knight? I Siłacz? – spytał.
Pewnie gdzieś w mieście, patrole ich szukają, KITT też, ale… - Grzesiek
niespodziewanie urwał. Błogi uśmiech pojawił się na jego twarzy – Działa. –
westchnął.
- A co z Adamem?
- Dalej nie można się skontaktować. – odpowiedział Robert.
Dzielny zaciągnął się mocniej. Nie wiedział, o co może jeszcze zapytać.
- Nie… dam… PUŚĆ!!! – ktoś zaczął się drzeć na placu po angielsku, a ściślej z okolic
karetki.
- Czyżby syn Knighta odzyskał przytomność? – mruknął Grzesiek, spoglądając za
siebie. Faktycznie: Mike wytoczył się z karetki, ciągnąc za sobą kroplówkę. Blady,
chwiejnym krokiem, ruszył w stronę mustanga – KITT… - wychrypiał – KITT! –
zawył.
- Stan Mike`a jest zbyt poważny, by mógł sam gdzieś jechać. – oznajmił pojazd.
- Widzimy to. – stwierdził Dzielny. W tym samym momencie Mike padł na tylnią klapę
KITTa.
- Tata… Anna… Tata… - jęczał, pomału przesuwając się do przednich drzwi.
Nie doszedł. Koło wlewu paliwa jęknął głucho i nieprzytomny osunął się na ziemię.
Policjanci podtrzymali go i oddali sanitariuszom, którzy nadbiegli od strony karetki. Jeden
miał wielkie limo pod okiem.
Wzięli Mike`a pod pachy i zaciągnęli z powrotem do karetki.
- Czyli, jak na razie widzę, jesteśmy w totalnej dupie? – zapytał Dzielny.
- Pozwolisz, że tak cię zacytuję w raporcie. – z głupim uśmiechem spytał się Grzesiek.
- Znowu wziąłeś coś na uspokojenie?
- A co, miałem, cały się trzęsąc, patrzyć na tę masakrę? Lepiej to robić jako spokojny
człowiek… - westchnął – Mniej boli.
- Czyli dupa do sześcianu. – Dzielny ze złości kopnął jakąś puszkę walającą się po
ziemi.
Ratownicy dotarli właśnie do pierwszych ofiar…
JORDANÓW, 15 CZERWCA, 22:30
- I to jest wszystko?!
- Plus dokumenty, które wysłałem KOMowi do pamięci w czasie, kiedy był wyłączony.
Nerwowo chodziłem po hali, mnąc w dłoniach koszulę znalezioną na polu. Doktor nadal
siedział na krześle.
- Chcesz powiedzieć, że… - zatrzymałem się nagle - …że to wszystko tak?!
- Nielogiczne zdanie Adamie, ale… tak. – kiwnął głową.
Chwyciłem się za swoją.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – spytałem.
- Bo masz dowody. – krótko wyjaśnił doktor.
Opuściłem dłonie.
- Dlaczego znów ty? Dlaczego… - jęknąłem.
- To chyba przeznaczenie znów nas ze sobą splata, Adamie. Jak kiedyś…
- Kiedyś… było inaczej. Wiesz o tym dobrze.
- Ale zawsze może być jak dawniej. – doktor pomału podniósł się z krzesła.
- Nie, nie może być. – odpowiedziałem stanowczo – Każdy z nas jest już zupełnie
innym człowiekiem. Wybacz, doktorze.
- Rozumiem. – kiwnął głową. Na jego twarzy panował spokój – Wybrałeś swoją drogę.
7
NASZ RIDER
-
Właśnie… - coś mi przyszło do głowy – Dlaczego taka droga po Jordanowie?
Dlaczego te miejsca?
- Bo chciałem, żebyś sobie przypomniał o swoim powołaniu… Co cię do tego
doprowadziło… Z czego wyrosłeś… Kim jesteś… I… - tu się zawahał - …czy nie
wróciłbyś do swojego starego profesora… Ale na to już znam odpowiedź.
- Tak samo jak ja. – kiwnąłem głową – Dasz się zatrzymać czy będziesz stawiał opór?
- Adamie, długo Siłacza nie będę w stanie powstrzymywać, poza tym z tego, co
przypuszczam, ostatnia część planu wkrótce się zacznie… więc jedź. Jeszcze możesz
ich uratować.
Zacisnąłem pięści.
- To jest dziwne. Drugi raz się spotykamy, drugi raz jesteś tym złym… I drugi raz
muszę cię puścić, choć najchętniej bym cię zabił. Od czego to zależy?
- Adamie, tak jak wtedy ci rzekłem: to nie jest nasza wojna. Jeszcze nie.
Zacisnąłem zęby.
- Ona się zaczęła… kiedy postrzeliłeś Janusza! – syknąłem.
- Ale nie zakończy się dziś, Adamie. Jedź, czas ucieka. – wskazał na KOMa.
Tak jak wtedy, w marcu, pogroziłem mu pięścią. Wsiadłem do samochodu.
- Słuszna decyzja. Pod jego płaszczem wykrywam sporą ilość broni. Długo by zeszło
z nim walczyć. – powiedział cicho KOM.
Doktor skłonił się, ja kiwnąłem głową. Wrzuciłem wsteczny, wyjechałem z hali. Przestało
lać.
-
Daj z siebie wszystko. – powiedziałem do komputera. Silnik wydał z siebie potężny
ryk, mnie aż wcisnęło w fotel. KOM ruszył z piskiem opon…
***
Rząd czarnych worków rósł przed ruinami kościoła pod wezwaniem świętego Judy
Tadeusza. Karetek ubywało w zdecydowanie wolniejszym tempie.
Grzesiek siedział w audi i chłodził się klimatyzacją. Ustawił najniższą temperaturę, jaką
tylko mógł.
Nie dawało mu to jednak żadnej ochłody.
Robert nadal instruował ratowników, gdzie są osoby. Wskazania KITTa były bardzo
trafne i ułatwiały akcję.
Nie mogły jednak wielu osobom wrócić życia.
Dzielny siedział na murku, za samochodami. Wokół niego leżał półokrąg z petów.
W ustach miał kolejnego papierosa.
Nie miał ochoty już na nic.
Mike dalej leżał w karetce, dalej pod kroplówką. Sanitariusze pilnowali go jak oka
w głowie.
Nie odzyskał przytomności od czasu wybiegnięcia z karetki, 40 minut temu…
Grzesiek przetarł oczy. Sen morzył go.
Nie, nie mógł usnąć. Chociażby dla samego nie uśnięcia, bo i tak sprawa raczej była
przegrana.
Jego komórka zawibrowała. Wyciągnął ją z kieszeni. Sprawdził wyświetlacz. Adam.
- Nie zdziwię się, jak będziesz dzwonił z czyśćca. – przywitał go.
- Nie, z drogi do Krakowa. Słuchaj, sprawa…
- Sprawa się sypła, ot co. – przerwał mu Grzesiek – Gdzie ty w ogóle byłeś?
- Nie jest to teraz ważne. Wiem, o co tu chodzi.
- O co? – zapytał Grzesiek. Powoli sen uciekał z jego głowy.
8
NASZ RIDER
-
To nie sprawa na telefon. Ogólnie proszę cię, żebyś przypilnował Mike`a. Nie może
się ruszyć spod kościoła. Nigdzie.
Dlaczego?
Za dużo mówić. Przypilnuj go. Proszę. Za pół godziny będę u was… - krótka pauza –
A co z Michałem i Anną? Cali?
Adam, Siłacz wysadził kościół w powietrze… Zaraz po tym jak zwiał z Knightem.
Nikt nie zdążył wyjść. Na razie mamy 20 trupów i trzech żywych.
A Michał… Anna… - zapytał Adam rwącym głosem.
Jeszcze ich nie znaleźliśmy…
Ścisnąłem kierownicę bardzo mocno.
- Będę tam za pół godziny. Jak coś się do tego czasu okaże… dzwoń. – wykrztusiłem
z siebie.
- Na pewno. – zapewnił mnie Grzesiek i rozłączył się.
- Adam, czy to znaczy, że Michał… - KOM urwał w pół zdania.
- To znaczy, że wojna z doktorem stała się faktem. – syknąłem. Jednocześnie, zdając
sobie sprawę, jak jestem bezsilny – Masz już zdjęcie satelitarne tej starej zajezdni na
Kazimierzu?
- Tak. – KOM wyświetlił zdjęcia na ekranie – Ale Adam, jak on zdołał to zrobić?
Przecież to muzeum, ktoś musiałby zauważyć, chociażby zwykły cieć, o kamerach nie
wspominając… Dobra, wiem, jego firma ma znajomości, ten przetarg wygrała… Ale
ktoś coś musiałby przecież zauważyć…
- Pamiętaj, jakim sprzętem dysponuje. I kto mu go stworzył. – zwolniłem do 180
i wziąłem ostry zakręt.
- Adam, muszę ci coś powiedzieć. – modulator zapulsował blado.
- Co KOM?
- Po raz pierwszy groza sytuacja odebrała mi chęć do żartów. – cicho powiedział KOM.
- Wiem o czym mówisz. – poprawiłem się na fotelu – Ale KOM, wiemy wszystko.
Powstrzymamy go… i zemścimy się za wszystko… Jesteś ze mną?
- Jak nie, jak tak. – hardo odpowiedział KOM. Poklepałem go po kierownicy.
Polonez gnał 250 na godzinę po wąskiej drodze przez Tokarnię…
***
-
…dwie osoby, tam gdzie był ołtarz… - Robert podawał kolejne pozycje ratownikom –
KITT, co jest nad nimi?
- Prawdopodobnie schronili się pod stołem liturgicznym. – odpowiedział pojazd –
Dzięki temu oraz temu, że dach wolniej w tej części runął, mieli większe szanse na
przeżycie.
Robertowi drżały dłonie.
Ratownicy zaczęli wbijać się w tę część kościoła. Po tempie prac widać było, że nie jest
tam ciężko: szybko odrzucili fragmenty drewnianej konstrukcji dachu, beton z sufitu. Robert
dobrze widział, jak opuszczają się pomału do środka.
Po chwili, na noszach, wyjechała postać ubrana w jakieś długie szmaty… Z tej odległości
Robert rozpoznał w nich ornat… To musiał być ksiądz… A raczej co z niego zostało… Jeśli
on był pod stołem…
Sprawdził na mapie. Nie, strażacy jeszcze się nie dostali pod stół… Dopiero teraz…
Pierwsza osoba jest wyciągana…
Wyjechała na noszach. Z tej odległości nie mógł ocenić, kto to jest.
9
NASZ RIDER
Drugi punkt na mapie zaczął się sam przesuwać. Bardzo szybko. Robert ruchem ręki
przesunął wyświetlacz, by móc dokładnie widzieć ruiny.
Z dziury wyszedł Michał, nie miał co do tego wątpliwości. Poznał po wzroście.
Robert wyskoczył z KITTa. Grzesiek też wysiadł z audi. Obaj pobiegli na ruiny. Najpierw
jednak spotkali się z ciałem księdza i osobą wyniesioną na noszach. To była Anna. Miała
usztywniony kark. Otulono ją folią termiczną. Wystawały spod niej jej stopy, obie
nienaturalnie wykrzywione i powykręcane.
Michał odganiał ratowników, chciał iść za Anną. Zrobił dwa kroki i poleciał do przodu.
Prosto w ręce Roberta i Grześka. Pochwycili go.
- An… - zaczął mechanik, ale nie dokończył. Głowa opadła mu bezwładnie.
Wzięli go pod boki i szybko zanieśli do jednej z wolnych karetek. Obok odjeżdżała ta
z Anną.
Ułożyli Michała na noszach. Sanitariusze zajęli się nim.
Robert i Grzesiek wyskoczyli z karetki, zaraz zatrzasnęły się drzwi i wóz, na sygnale,
odjechał za poprzednim.
Grzesiek położył rękę na barku bladego Roberta.
- Żyją… a to jest ważne. Lepiej wracajmy do KITTa…
- Nie… - niespodziewanie usłyszeli za sobą po angielsku. Stał tam Mike, celował do
nich z pistoletu – Nie wrócicie do KITTa… Zabieram go…
- Mike, nie dasz rady! – krzyknął Grzesiek. Od betonu koło jego stopy odbiła się kula.
- Dam… Znajdę… Dla nich… - machnąłem pistoletem w stronę niknącej karetki
z Anną.
- Mike, posłuchaj, czekaj na Adama, on już… - Grzesiek nie dokończył. Strzał w stopę
powalił go na ziemię. Wił się z bólu.
- Adam… nic… nie… zrobi… - syknął Mike.
- Mike! – Robert spróbował rzucić się w jego stronę. Amerykanin strzelił po raz drugi,
też trafiając w stopę policjanta. Upadł na Grześka. Obaj wrzasnęli z bólu.
Mike, zataczając się, pobiegł w stronę KITTa.
- KITT, protokół A-B-V-1! – krzyknął mało zrozumiale. Jednak wystarczyło: skaner
wozu zgasł.
Dwie kule wbiły się w bok mustanga. To strzelali dwaj najbliżej stojący policjanci,
widzący całe zajście.
Za późno. Mike już wskakiwał do KITTa i odjeżdżał.
W tym samym momencie pojawił się Dzielny. Poszedł po kawę do pobliskiego baru.
Teraz upuszczał trzy kubki na beton i wyciągał broń. Rozchlapujący się napój ubrudził jego
spodnie właśnie wtedy, kiedy on oddał pierwszy strzał w stronę mustanga… Potem drugi…
Trzeci…
Bezskutecznie. Pojazd oddalał się z niebywałą prędkością.
Dzielny wcisnął broń do kabury i podbiegł do rannych.
- Żyjecie? – zapytał, nachylając się.
- Tak… - Grzesiek obrócił się na plecy – Chyba tylko mnie drasnął… - spojrzał na
stopę. Niewielka stróżka krwi wypływa spod przedziurawionego buta – Robert… szturchnął nieprzytomnego partnera. Wokół jego stopy robiła się coraz większa
kałuża posoki – Robert! – krzyknął. Zero reakcji.
- Proszę się odsunąć. – pojawili się czterej sanitariusze. Dwóch zajęło się stopą
Grześka, pozostałych dwóch wzięło Roberta na nosze i szybko pobiegło do jednej
z ostatnich karetek.
Grzesiek z gniewu i bólu zacisnął zęby na swoim przedramieniu.
10
NASZ RIDER
***
-
Czyli Mike wyłączył KITTa? – chciałem się upewnić.
Jego skaner zgasł. Na to mi wygląda. – stwierdził Dzielny.
W którą stronę odjechał?
Na centrum. Już przekazałem jednostkom, nawet go ścigali, ale im uciekł.
Z tym autem nie ma żartów. Zwłaszcza, jeżeli procesor jest wyłączony. – mruknąłem
– Dosłownie za dwie minuty wjadę do miasta i każę KOMowi szukać KITTa. On nie
może odnaleźć Knighta przed nami.
- Dlaczego?
- Dużo by tłumaczyć. Masz jakieś wieści ze szpitala?
- Nic. Roberta odwieźli tam przed chwilą. Grzesiek tu został, ale na razie nie da rady
prowadzić audi.
- Jak ja nie lubię takich sytuacji. – warknąłem – Odezwę się jeszcze.
- Ok.
Zakończyłem połączenie.
- KOM, dasz rade znaleźć KITTa? – zapytałem komputera. Tylko śmignęliśmy koło
tablicy z napisem KRAKÓW.
- Korzystając z tego, co donosiły patrole ustaliłem, że na razie porusza się wokół
centrum. Próbuję też szukać z satelity, ale ani nie znam, jak ta jego powłoka
promieniuje, ani żadnej innej fali, które jego jest.
- To źle. – warknąłem – Już wolałbym mieć pewność, że jedzie na ten Kazimierz,
przynajmniej byłaby szansa zdążyć, a tak…
- Adaś, włączył czarnego! – krzyknął KOM.
- Jesteś pewien?
- Tak, jest gdzieś na Dobrego Pasterza. Tak, to ewidentnie czarny, nawet satelita
potwierdza. – KOM wyświetlił odpowiednie zdjęcie – Łączę…
Natychmiast na ekranie pojawiła się twarz Mike`a. Wyglądał okropnie: podpuchnięte
oczy, blada skóra. I ten gniew…
- Mike, zatrzymaj się! – krzyknąłem.
- NIE! – zawył Amerykanin.
- On chyba nie jest w nastroju do negocjacji… - ocenił KOM.
- KITT, słyszysz mnie? – zapytałem.
- Tak panie Skupień. Niestety, Mike dezaktywował połączenie sieci neuronowej
z resztą systemów.
- Czyli?
- Samochód działa w pełni, jednak moja świadomość nie może przejąć nad nim
kontroli.
- Podwójnie źle. – westchnąłem – Mike, proszę, posłuchaj mnie…
- NIE!
- Mike, ja wiem, gdzie Siłacz ma twojego ojca.
- MÓW! – zawył Mike.
- Powiem, jak się zatrzymasz i oddasz sterowanie KITTowi.
- NIE!
- Nie powiem, ma bardzo bogaty zasób słów. – KOM musiał skomentować.
- Mike, grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. WIĘC POSŁUCHAJ MNIE,
CZŁOWIEKU! – huknąłem.
Chyba coś dodarło do Amerykanina.
- KITT, przejmij kierowanie. – warknął.
11
NASZ RIDER
-
Sterowanie automatyczne. Dla bezpieczeństwa zablokuję możliwość przejścia na tryb
ręczny.
Cwana bestia. – mruknął KOM.
To gdzie jest tata? – spytał Mike.
Muzeum Inżynierii Miejskiej na Kazimierzu. – odpowiedziałem. KOM wysłał do
KITTa odpowiednią mapę.
Skąd pan wie? – Mike podejrzliwie spojrzał na mnie. Jednocześnie zwrócił się do
KITTa – Wydrukuj mi to, słabo widzę na ekranie…
Od doktora. Ale to dłuższa historia.
Dobrze. – Mike wziął wydruk do ręki i zaczął go studiować - Protokół A-B-V-1! –
ekran zgasł.
Mike! – krzyknąłem. Nic.
Adam, KITT znów został wyłączony. – KOM.
A to szuja jedna. – walnąłem w kierownicę – Za ile będziemy pod muzeum?
Cztery minuty. – krótka odpowiedź KOMa.
Oby tylko nie było za późno…
***
Aparaty medyczne wydawały z siebie ciche szmery. Lekarz, skalpelem, rozcinał buty na
stopach Anny. Drugi przyglądał się zdjęciom rentgenowskim.
- Zaczynamy od prawej, wygląda gorzej. – ocenił, poprawiając maskę na twarzy.
Odwrócił się i ujrzał dwie zmiażdżone kupy mięsa i kości w miejscu stóp kobiety.
Przeżegnał się i zbliżył skalpel do tkanki…
***
- Adam, dojeżdżamy. – odezwał się KOM.
- W końcu. – zacząłem się rozglądać po mrocznej okolicy muzeum – Chyba go tu nie…
Tuż przed przodem KOMa, z bocznej uliczki, wyskoczył mustang. Aby uniknąć
zderzenia, musiałem zahamować.
- Adaś, on tam zaraz wjedzie!
Docisnąłem gaz, na najwyższym biegu pędziłem za mustangiem. Niestety, ulica była za
wąska, bym mógł go wyprzedzić.
- Wybacz KOM. – mruknąłem. Wcisnąłem SKOCZKA. Przód poloneza wzbił się
w powietrze, tuż nad mustangiem. Przelecieliśmy kilka metrów, z hukiem lądując
przed bramą muzeum. Na ręcznym zahamowałem, blokując przejazd. Mike też się
zatrzymał, jakieś dziesięć metrów przed nami. Wychylił się z pojazdu.
- Rusz się, bo cię staranuję! – krzyknął.
Wysiadłem z poloneza.
- No to staranuj. Zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie! – oparłem się o bok KOMa.
- Adaś, to furiat, jeszcze ci i mnie coś zrobi. – zaniepokoił się KOM.
- Spokojnie. – poklepałem go po dachu. Mike nadal czekał…
Depnął po gazie. Mustang natarł na nas… 10 metrów… 9… 8… 7, 6, 5…
Nagły pisk. Przód mustanga zatrzymał się tuż przed moimi kolanami. Jego lampy
wyraźnie oświetliły mi nogi.
- Mike, wysiądź. – powiedziałem spokojnie. Amerykanin, o dziwo, usłuchał. Stanął
przede mną. Trząsł się jak w febrze – Co odbiło, żeby strzelać do Grześka i Roberta?
- Stanęli mi na drodze… Nie chciałem ich skrzywdzić… Siłacz… - bąknął.
12
NASZ RIDER
-
Wiem, ale nie za wszelką cenę, zrozum to. Gdybyś teraz wjechał na teren muzeum,
wyleciałbyś w powietrze. Nawet z włączonym KITTem. – wskazałem na ciemny
skaner mustanga.
- Skąd wiesz?
- Doktor mi powiedział, że wszystko, co tu się dzieje, to wielki plan.
- Sam to zauważyłem… - wciął się Mike.
- Ale ten plan obejmuje wszystko, nawet to, co wydało się dla nas przypadkiem. Siłacz
nie zaatakował kościoła, bo tak. On od początku miał tak zrobić i od początku miał
sprowadzić tutaj Knighta. I ciebie. – palcem wskazałem na jego pierś – Żebyś wyleciał
w powietrze.
- Ale jak?
- Teren jest zaminowany specjalnymi materiałami, które wybuchną tylko wtedy, jak
KITT wjedzie na nie. A on ich nie wykryje.
- Ten psychol tak uważał? – Mike skrzywił się.
- Mówił bardzo przekonująco. I ja mu uwierzyłem… Jak chcesz, włącz KITTa
i sprawdź sam. – zaproponowałem. Mike łypnął na mustanga. Dotknął maski
w okolicy wlotu powietrza. Na powłoce pojawił się jakby odcisk jego ręki, potem
klawiatura. Mike wprowadził kod. Skaner błysnął światłem.
- System aktywny. Trwa ładowanie aplikacji. – mechanicznie odezwał się KITT. Zaraz
dodał - Systemy w pełni aktywne… Witam panie Skupień, witaj KOM. – przywitał
się.
- KITT, sprawdź czy teren muzeum jest zaminowany. – Mike wydał polecenie.
- Mike, teren jest czysty. – szybka odpowiedź.
- To żaden dowód. – warknął Knight – Teren może faktycznie być czysty, a pan…
- Mike, w środku wykrywam pana Knighta. Oraz Siłacza. Dokładnie w budynku ze
starymi samochodami. – nieoczekiwanie odezwał się KITT.
- Czyli jedno mamy potwierdzone. Czy mogę jechać KOMem jako pierwszy
i powstrzymywać wybuchy min?
- Będziesz w stanie?
- Doktor miał mi dać sposób na nie. Wybuchną, ale dopiero jak przejedziemy.
Mike gorączkowo myślał.
- Dobrze. – skinął głową, wsiadając do KITTa. Wróciłem do poloneza.
- Tak, mnie wysłać pierwszego, żebym się rozerwał, to tak. – KOM w swoim stylu
przywitał mnie.
- A już było tak miło. – westchnąłem, wycofując poloneza. Jednocześnie KITT
nawiązał z nami połączenie – Staranuję bramę i zablokuję pierwsze miny. Na mój
znak wjedziesz.
Mike skinął głową, że się zgadza.
Cofnąłem się prawie do końca uliczki.
- Tarcza na 500%. – wydałem polecenie – Uruchom aplikację zagłuszającą miny. –
dodałem.
- Żeby tylko działało. Nie chcę być w kawałkach, będę tak nieestetycznie wyglądał. –
jęknął KOM.
- Pociesz się, że ja też. – wcisnąłem gaz. KOM wystrzelił. Bez trudu staranowaliśmy
bramę muzeum, dostając się na wewnętrzny plac. Gwałtownie zahamowałem.
- Pierwsze miny zablokowane. – oznajmił KOM.
- Ok, wjeżdżajcie. – powiedziałem do Mike`a. We wstecznym lusterku dostrzegłem, jak
mustang pomału wjeżdża do środka.
Nic nie wybuchło.
13
NASZ RIDER
Pomału ruszyliśmy gęsiego, ja pierwszy, Mike na z tyłu. KOM sprawnie wynajdywał
miny i je blokował.
Kiedy odjechaliśmy trochę od bramy, pierwsze ładunki wyleciały w powietrze.
- Miałeś rację. – mruknął Mike.
Im dalej, tym więcej ładunków wybuchało za nami. Eksplozje były naprawdę potężne.
- Mike, zgodnie z moim obliczeniami, po trzecim wybuchu moja powłoka byłaby
praktycznie bezużyteczna. – odezwał się KITT. Młody Knight tylko zaciskał zęby.
Zajechaliśmy w końcu pod wozownię. Za nami wznosiła się łuna ognia, pochodząca
z wybuchów.
- Dobra, wszystkie miny w obrębie 20 metrów stępione. – powiedział KOM.
- Mike, wpuszczę najpie…
Nie dokończyłem zdania. W ciągu kilku sekund KITT przeszedł z normalnego do trybu
ataku i ruszył na ścianę muzeum.
- MIKE, NIE! – ryknąłem, ruszając za nim.
Za późno. KITT już wywalił dziurę w ścianie. Wpadłem dosłownie sekundę po nim, a już
zdążyłem zobaczyć, jak mustang przebija się przez zabytkowe auta, prosto w stronę centrum
zajezdni. Tam, gdzie miał być Siłacz z Knightem.
Zajechałem tam trzy sekundy za KITTem. Ten już ustawiał się w pewnej odległości od
Siłacza. Obok niego Knight siedział na starym krześle. Był związany.
Stanąłem pomiędzy mustangiem a Siłaczem i Knightem.
- ODSUŃ SIĘ! MUSZĘ GO ZNISZCZYĆ! – ryknął Mike przez megafon.
- Nie, dopóki nie wyjaśnię wszystkiego! – odpowiedziałem mu.
- Ale on zabije mojego ojca! – zawył Mike.
- On nikogo nie zabije. Przede wszystkim twojego ojca!
- Spiep*zaj! On zaraz zastrz…
- MIKE! SIŁACZ NIE MOŻE ZABIĆ TWOJEGO OJCA! – krzyknąłem.
- Pie*dolisz!
- Jeśli chcesz się dowiedzieć, dlaczego, to wysiądź i daj mi czas. A jeżeli chcesz
zniszczyć… to proszę. Ale po moim i KOMa trupie. – postawiłem sprawę jasno.
- Miło, kiedy ktoś handluje twoim bytem. – mruknął KOM. Zignorowałem.
- KITT, zniszcz KOMa. – Mike wydał polecenie.
- No i ptokach. Naprawdę, dzięki Adaś… - westchnął KOM.
- Nie mogę wykonać tego polecenia. Adam zginie. – spokojnie wyraził się KITT.
- KITT, ZNISZCZ!!!
- Nie mogę Mike. Wybacz.
- Piep*z się maszyno! – zawył Mike. Wyskoczył z mustanga i z uniesioną bronią ruszył
na Siłacza.
- Pora cię ostudzić. KOM, siatka. – wydałem polecenie. Polonez natychmiast powalił
Mike`a na podłogę.
- Ty… TY JESTEŚ Z NIM W ZMOWIE! TY OD POCZĄTKU TRZYMASZ JEGO
STRONĘ! – wył Mike, szarpiąc się z metalową siatką. Niestety, nie dało to żadnego
efektu.
Wysiadłem.
- Mike, Siłacz nie może zabić twojego ojca, bo tak został zaprogramowany… właśnie
przez niego. – powiedziałem.
Mike na chwilę przestał się rzucasz.
- Człowieku, na mózg ci się rzuciło? Przecież to doktor zaprogramował Siłacza…
- Na polecenie twojego ojca. – dokończyłem – Prawda, panie Knight? – spojrzałem na
seniora. Siedział kompletnie blady. Jego mina nic nie mówiła.
- Nie wierzę, słyszysz Skupień, nie wierzę!!! – huknął Mike.
14
NASZ RIDER
-
Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać… - zwróciłem się w stronę Siłacza.
Patrzył na mnie, bardzo tępym wzrokiem – Siłaczu, kod 12. Przygotuj broń. –
wydałem polecenie. Robot posłusznie przeładował pistolet.
Mike chyba zrozumiał, co ma się stać.
- Puszczaj!!! – zawył spod siatki.
- Siłaczu, zastrzel Michaela Knighta. – powiedziałem do robota. Ten podniósł broń
i przystawił ją do skroni szefa fundacji. Jednak nie pociągnął za spust.
- Odmowa wykonania polecenia. Michael Knight nie może zginąć. Główny priorytet. –
mechanicznym głosem rzekł Siłacz. Nagle jakby oprzytomniał – Jakby to jednak
w zupełności ode mnie zależało, a nie od tej powłoki, to już dawno by nie żył. –
wysyczał po swojemu. Knight milczał.
Mike zamarł pod siatką.
- To niemożliwe… - szepnął – TO… NIEMOŻLIWE!
- Niestety, możliwe synu. – w końcu senior zabrał głos. Mówił bardzo cicho, ale i tak
słyszeliśmy go dobrze.
Mike nieprzytomnie łypał w stronę ojca i Siłacza.
- KITT… KITT ratuj… Zaraz zwariuję. – jęknął.
- Rok panu powiedział? – Knight zwrócił się do mnie.
- Wszystko. – kiwnąłem głową.
- Dlaczego? Przecież kazałem mu pana zabić… I potwierdził, że pana zabił…
- Nie wziął pan pod uwagę tego, że doktor ma bardzo skomplikowaną osobowość. Jest
jak szczur, który kiedy czuje, że statek tonie, ucieka z niego. Tak zrobił
w Zakopanym, i tak zrobił teraz… A może lepiej niech sam o tym powie… KITT… zwróciłem się do mustanga - …czy KOM może skorzystać z twojego wyświetlacza na
masce?
- Oczywiście. Już wszystko skonfigurowałem. KOM, możesz odtwarzać. –
odpowiedział mustang.
- U, 3D będzie. – mruknął polonez. Nad maską KITTa pojawiło się okienko video.
KOM odpalił odpowiedni fragment z rozmowy z doktorem.
Doktor, na tle windy, siedzi na krześle. Widać moje nogi, od czasu do czasu przechodzące
przed kamerą.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? – zapytałem. KOM od razu dorabiał do tego filmu
napisy po angielsku.
- Bo i tak by wyszło. Knight długo tej farsy nie pociągnie. Przerosło go, tak jak tego
w Zakopanym, już nawet zapomniałem, jak się nazywał. Knight zaczął przesadzać, nie
robić zgodnie z planem. Szczególnie ten atak na kościół… Nie miał tak wyglądać.
- A jak miał?
- Miała być w środku tylko jego córka, ale nie wziął pod uwagę, że trafi na
nabożeństwo. Też ten ładunek, miał być o wiele słabszy. Nie wiem dlaczego w ostatnim
momencie zwiększył jego moc.
- Skąd znasz takie szczegóły z ataku na kościół?
- Jestem w kontakcie z Siłaczem. To znaczy odbieram sygnał wideo od niego, co robi.
To było w kilku przypadkach przydatne. Podobnie Knight, w swojej komórce ma
wbudowany komunikator.
- Widzę, że wszystko mieliście przemyślane w każdym szczególe. – warknąłem.
- Adamie, to Knight miał zaplanowane. Ja mu tylko pomagałem… Tak jak ci
powiedziałem, to nie tak miało wszystko wyglądać…
- To trza było uciekać w świat, a nas tu dostawić, żebyśmy się wybili w pień. –
warknąłem na nagraniu.
15
NASZ RIDER
-
Właśnie tego nie chcę. Twojej śmierci. Adam, zrozum, ty masz wielki potencjał,
większy od mojego. Możesz wiele… tylko musisz w siebie uwierzyć! I musisz żyć!
- To zatrzymaj Siłacza. Wyłącz go!
- Nie dam rady. Pełnię władzy ma nad nim Knight… I tylko on. Ja co najwyżej kilka
komend. Nic więcej. – doktor pokręcił głową
- KOM, zatrzymaj… - nagranie stanęło - Poza tym doktorowi bardzo zależy na jego
skórze i wie, że musi się postarać, by mieć wolność. Tak jak teraz… - to
powiedziałem z odrazą przede wszystkim do samego siebie – I zależy mu na mnie…
Byłem kiedyś jego uczniem, bardzo bliskim… I teraz to się na mnie mści. –
mruknąłem – Gdzie go pan poznał? – spytałem Knighta.
- Trzy lata temu, w Chicago.
- Nie wierzę… Nie wierzę… - jęczał Mike – Tato, to chyba jakiś żart… Powiedz,
żart…
Mina Knighta mówiła co innego.
- Czyli… ty… SARAH!!! – zawył przeciągle. Spróbował się poderwać. Nie dał rady.
- Wybacz synu. – westchnął Knight.
Mike wielkimi oczami spoglądał na swego ojca.
- Dlaczego? – w końcu zapytał – Powiedz mi tylko o tym jednym: dlaczego?
- Też jestem ciekaw, chociaż doktor próbował mi to wytłumaczyć. – mruknąłem.
- Może niech pan puści… będzie… - jęknął Knight.
- Puszczę jak poznam pana wersję. – oparłem się o KOMa – Jak to było, panie Knight?
Starzec kilka razy niemo ruszył ustami, jakby łapał oddech. Błagająco spojrzał na Siłacza.
- Jak sam wiesz, moja rola dobiega już końca. Nic więcej nie mam zaprogramowane.
Radź sobie sam. – cicho powiedział robot.
Knight westchnął. Musiał to zrobić.
- Zrobiłem to… dla fundacji. To wszystko zrobiłem dla fundacji. – w końcu powiedział.
- Dla fundacji?! Tato, ty zabiłeś połowę osób z nią związaną, o mały włos nas, swoich
dzieci nie wykończyłeś?! – wzburzył się Mike.
- Wybacz synu, ale… taki był plan. Mieliście z Anną… zginąć.
Te słowa zmroziły atmosferę.
- Ten człowiek nie jest moim ojcem. – odezwał się Mike z odrazą – Tato, tato… Gdzie
jesteś?! – zaczął krzyczeć, rozglądając się po hali.
- To ja jestem, to ja ciebie kocham, to ja chciałem… cię zabić. – odpowiedział mu
Knight.
- Ale dlaczego?!
- Bo najbardziej… kocham fundację. Wiem, że cię to może boleć… ale fundacja to
moje całe życie. To… wszystko co mam. Dzieło wielkiego człowieka, które
powierzono w moje ręce. – pauza - Nie chciałem, żeby przestało istnieć… I się
udało… – dodał cicho.
- Jak to, przestać istnieć?! Przecież działa, fundusze są… - Mike`owi rwał się głos.
Knight milczał.
- Doktor o tym mi opowiadał, nawet dał dokumenty… KOM, wyświetl. – zwróciłem się
do poloneza. Na ekranie KITTa pojawiły się odpowiednie wykresy, tabele - Obecnie
fundacja, jak i całe Knight Industries, przynosi duże straty.
- Ale kryzys, on przechodzi… - jęknął Mike.
- Po części fakt, wywołał to kryzys gospodarczy, ale większe szkody spowodowała
działalność pana ojca na stanowisku szefa. Kilka nietrafionych inwestycje, pakowanie
pieniędzy w nierealne projekty, a przede wszystkim on… - wskazałem na Siłacza –
Sama powłoka kosztował 100 milionów dolarów. Oczywiście, z pieniędzy Knight
Industries.
16
NASZ RIDER
-
Nie rozumie pan, że fundacja… ona musi istnieć… musi mieć z kim walczyć?! –
Knight wybuchł – Inaczej… jej nie będzie!
- Tato, ale przecież… My pomagaliśmy innym… mieliśmy z kim walczyć!
- Biurokraci rozumieją to inaczej. – Knight uspokoił się – Tym się zajmuje policja…
Tym opieka społeczna… Technologia fundacji lepiej służyłaby nauce… i rządowi…
Tak mówili… Wszyscy…
- Czyli Siłacz miałby być takim wrogiem dla fundacji, z którym tylko ona mogłaby dać
sobie radę i pokazać, że jest nadal potrzebna? – zapytałem dla pewności.
Knight, po chwili namysłu, kiwnął głową.
- Tak samo doktor mówił. – mruknąłem.
- Chcesz powiedzieć, że niszcząc fundację… chciałeś pokazać, że jest potrzebna?! –
krzyknął Mike. Dostrzegłem łzy na jego policzkach.
- Nie chciałem jej zniszczyć… Chciałem postawić przed takimi zadaniami… jak
dawniej… Wielkimi, wzniosłymi… Z którymi… Dałaby… Tylko ona… - Knight
przerwał. Oddychał ciężko.
- KOM, fragment o powstaniu Siłacza. – zwróciłem się do pojazdu.
- Się robi. – odpowiedział. Zaraz na ekranie KITTa pojawiło się odpowiednie nagranie:
- Skąd Siłacz? – zadałem pytanie. Doktor bawił się guzikiem przy płaszczu.
- Knight, jak sam mówił, chciał stworzyć coś, co na długi czas zapewniłoby fundacji
zajęcie. A zarazem było z nią związane. Postanowił wykorzystać fakt, że procesor
KARRa, wielkiego, według jego słów, wroga fundacji przetrwał. Dał mi za zadanie
zaprojektować nową powłokę dla niego. Do pomocy przydzielił mi tego kretyna, Berio,
który jednak dobrze się znał na tych procesorach. Razem pracowaliśmy nad ludzką
powłoką dla Siłacza. Knight nie żałował pieniędzy, mówił, że to wielki cel. Zeszło nam
tak pół roku nad tym projektem…
- Znałeś plany Knighta? O zabijaniu?
- Dopiero kiedy je wprowadził do Siłacza. Szczerze, nie przeraziły mnie. Przecież znasz
mnie, czym byłaby nauka bez ofiar…
- Ja się nadal z tym nie zgadzam. – moje warknięcie – Kto zginął jako pierwszy?
- Berio. To na nim przetestowaliśmy sprawności Siłacza. Swoją drogą, trochę go
szkoda, nawet miał niezłą głowę…
- Że się tak na chwilę wtrącę. – nieoczekiwanie odezwał się KOM.
- KOM, później… - warknąłem.
- Adaś, ty cały czas pytaniujesz doktora, daj mi się wykazać, no. – komputer odciął się –
Doktorze kochany, lekko zwariowany, powiedz mi, skąd wytrzasnęliście procesor tego
kardynała, skoro Knight opowiadał, że został zniszczony?
Doktor uśmiechnął się.
- Też zadałem to pytanie Knightowi… ale, rzecz jasna, w innych słowach niż ty,
KOMie… Nie wyjaśnił mi tego dokładnie. Coś przebąkiwał, że udało mu się w tym
mieście, Vestibule, odnaleźć działający procesor KARRa, chociaż miał nie istnieć, że
jakaś dziewczyna miała naprawić go… Nie wnikałem w to, miałem wszak swoje
zadanie… Choć… - tu doktor zawahał się - …to miasto jakieś dziwne dla mnie było.
Niby normalne, ale… Coś w nim nie grało.
- Bo pewnie orkiestry dętej smyczkowej nie mieli. – skomentował KOM. Kopnąłem go
w zderzak.
- Zatrzymaj… Czyli to się zgadza. – spojrzałem na Knighta. Wodził oczami po
zabytkowych autach
- Ale… dlaczego… zabijanie… Stary KITT… Matka Anny… Sara? – Mike jąkał się.
- Ludzie związani z fundacją… To miała być wojna… Na śmierć… I na nasze
zwycięstwo… - teraz dopiero dostrzegłem zmianę w twarzy Knighta: jakby jakąś
17
NASZ RIDER
nieobecność – Po tym, jak zginęli wszyscy… Jak Siłacz miał mnie porwać… Jak
Anna miała już nie żyć… Miałeś tu przybyć, synu… I zginąć… Wtedy ja… bym
zwyciężył… w złości… Siłacza… Jeden człowiek… może zmienić… Fundacja…
istniałaby… - Knight mówił z coraz większą trudnością.
- KOM, co się z nim dzieje? – zapytałem zaniepokojony.
- Ciężko mi ocenić Adaś. Jedyne, co mogę na pewno powiedzieć, to to, że jego
ciśnienie poszło bardzo w górę, tylko nie wiem dlaczego…
- Po wstępnym przeskanowaniu pana Knighta wykrywam duży guz w prawej półkuli
mózgu. To właśnie jego nagłe powiększenie spowodowało ten atak. – odezwał się
KITT.
- Guz?… Rak? – wykrztusił Mike.
- Najprawdopodobniej tak. – ocenił mustang.
- Na pewno. – odezwał się Knight senior; oddech miał spokojniejszy – Zostało mi
jakieś dwa miesiące życia.
Ta informacja zaskoczyła mnie.
- Pan o tym wie? – spytałem.
- Tak, od dwóch lat.
- To dlaczego nic nie robiłeś?! Nie mówiłeś…?! – wybuchł Mike – KITT, jak nie
mogłeś tego wykryć, przecież tyle razy go skanowałeś?! – odwrócił głowę w stronę
mustanga.
- Nie obwiniaj go Mike… To ja… zablokowałem… mu… czujniki… żeby tego… nie…
nie… widział… Fundacja… była najważniejsza, Mike. Fun… dacja… - znów zaczął
sylabizować.
- Guz uciska na ośrodek mowy. I Mike… on jest już nieoperacyjny. – KITT jakby się
zawahał wypowiadając ostatnie słowa.
Młody Knight całkiem osunął się na ziemię. Chciałem mu pomóc wstać. Zabronił ręką.
- Życie straciło dla mnie sens. – w końcu powiedział – Słyszysz Michael? ŻYCIE…
STRACIŁO… DLA MNIE… SENS!!!… Bo osoba, której wierzyłem… która mi
wskazała ceł… okazała się nic nie warta.
- Adam, coś mi się wydaje, że jakąś rodzinę rozwaliliśmy. – mruknął KOM. Dałem mu
kopniaka w koło, by się przymknął.
- Skąd się wziął Goliat? – zapytałem Knighta.
- Goliat… Stworzył go… Garthe… KITT, damy radę… Chyba pojechaliśmy… - senior
zatrząsł się – Kiedyś… Poznałem czarownicę… Wtedy zabili kogoś w mieszkaniu
Bonnie… Biedna Bonnie… Ufała mi… powierzając Annę pod opiekę… Ufała…
Musiała zginąć… Czarownicę poznałem… Grey…
Już chciałem zwrócić uwagę, na nielogiczność zajścia, gdy…
Bitwa…
Ksiądz…
Małgorzata…
Ta druga…
Nagle wróciła mi pamięć.
- Adaś, po minie sądzę, że ci się też wszystko przypomniało. – KOM.
- Tak… - niepewnie pokręciłem głową – Tobie też…?
- Księżulo… dał radę… - westchnął Knight – Mnie też chciał… amnezja… Nie dałem
się… Poznałem czarownicę… Pomogłem… jej… sprawie… Ona odwdzięczyła się…
Goliatem… Garthem… To był plan… Żeby zwiększyć efekt… Efekt… Efekt… Knight znów ciężko oddychał.
- Dlaczego o tym nie wiedziałem? - nieoczekiwanie zapytał Siłacz. Prawie
zapomniałem, że on też był w tej hali.
18
NASZ RIDER
Knight z trudem spojrzał na niego.
- Pojedynek… Efekt… To było… Jak ruszyłeś… W świat… Zabijać… Fun… dacja… wykrztusił.
Spojrzałem na Mike`a. Bezgłośnie ruszał ustami.
- Kraków… - niespodziewanie zawył Knight – Miasto królów, miasto tryumfu, miasto
zwycięstwa… - krzyczał coraz głośniej – Czemu… nie dałoś… mi zwycięstwa…
- Dlaczego Kraków? – zapytałem, mrużąc oczy.
- A… czemu… nie… - krzyknął Knight – Daleko… od Stanów… Tu głowy były…
Wielkie miasto… - trząsł się.
- Krakowem zainteresował się, jak mi sam mówił, po 2010… - KOM wtrącił fragment
wypowiedzi doktora - Sam chyba pamiętasz, co tam się wtedy działo… Trochę było o
tym mieście słychać… Ale dlaczego wybrał, żeby to tu skończyć? Nie wiem… I nie
patrz tak na mnie Adamie, ja na to wpływu nie miałem…
- Ale dlatego wróciłeś? Wiedziałeś, co się stanie?
- Chciałem to zobaczyć z bliska. – doktor uśmiechnął się – A poza tym wpadła ta fucha
u tego górala, więc wiesz… Przyjemne z pożytecznym.
- Jego stan jest coraz gorszy. – powiedział Siłacz.
- Pozwolisz podejść do niego? – zapytałem.
- A jak myślisz. – Siłacz uśmiechnął się paskudnie.
- W końcu znalazłeś sposób, by go zabić. Jak nie w ciele KOMa, to nie dopuszczając
nikogo. Luka w systemie. – zrozumiałem.
- Brawo panie Skupień. Ty możesz już iść, nawet wziąć KITTa i tego drugiego ze sobą.
Ale Knighta nie wypuszczę. – zasłonił go – Umrze tutaj. A potem odejdę… I będę
mógł istnieć w spokoju. Już za dużo miałem zamieszania wokół siebie.
- Jak na androida jesteś bardzo ludzki, wiesz. – mruknąłem.
- Trochę za bardzo. – wciął się KOM – Ale jak mu przyjdzie podatki płacić, to się
dopiero opamięta i znów będzie się chciało systemem być, a tu nie, PITy, VATy,
akcyza…
- To miał być żart, KOM? – cicho zapytał Siłacz.
- Poczucia humoru to ci doktorek nie zaprojektował…
Nagle coś z tyłu huknęło, w pierś androida trafiła migocząca kula, wypalając wielką
dziurę, aż do endoszkieletu. Robot dostał drgawek, iskry leciały z jego piersi. Osunął się
najpierw na kolana, potem padł na twarz, tuż przede mną. I już nie poruszył się. Za nim
Knight trząsł się jeszcze bardziej…
Spojrzałem za siebie. KITT chował właśnie jakiegoś rodzaju działko do swego wnętrza.
- Pocisk plazmowy. W momencie, kiedy KARR rozmawiał z wami, wykryłem zanik
aktywności jego czujników. Wykorzystałem to. – spokojnie rzekł mustang.
- Zanik aktywności… czujników? – zdziwił się Mike.
- Po ludzku: KARR stracił czujność. – obrazowo wyjaśnił KITT.
Spojrzałem na dymiące szczątki robota, poczym kuknąłem na zegarek… Minuta po
północy…
- Jedyne, co mogę teraz Siłaczowi zrobić, to tylko dezaktywować jego czujniki. Jeden
raz, na około minutę. – powiedział doktor od niechcenia.
- Ale wiesz, że wtedy go zniszczę. Twoje dzieło.
- Adamie, ile razy już niszczono moje dzieła! Ale po Siłaczu nie będę płakał, stworzyłem
go komercyjnie, więc wiesz. – uśmiechnął się.
- Jesteś najdziwniejszym i najstraszniejszym człowiekiem na świecie.
- Zapewniam cię Adamie, że w każdej z tej kategorii są gorsi ode mnie…
- Michael, panie Skupień, stan pana Knighta nagle się pogorszył. Wymaga szybkiej
interwencji medycznej. – KITT wyrwał mnie ze wspomnień.
19
NASZ RIDER
Mike nerwowo spojrzał na swego ojca. Senior stracił właśnie przytomność.
- Nie… Nie… - kręcił głową – On nie może… - zagryzł wargi – Adam, pomóż nam… jęknął.
- KOM, dzwoń po karetkę. – wydałem polecenie. Jednocześnie podszedłem do Mike`a
i ściągnąłem z niego siatkę. Młodzian wstał, ominął nieruchomą powłokę Siłacza
i podbiegł w stronę ojca.
- Tato… Tato… - próbował go ocucić. Niestety, Knight nie dawał znaku życia…
KRAKÓW, 16 CZERWCA, 01:41
Jakiś zbieg okoliczności chciał, że wszyscy poszkodowani wczorajszego już dnia trafili do
jednego szpitala.
Praktycznie jeden blok został zajęty przez rannych z kościoła. Wśród nich znalazł się
Michał. Na szczęście był tylko trochę poobijany, praktycznie nic go nie przygniotło, gdyż tuż
przed upadkiem sufitu zdołał wskoczyć razem z Anną pod stół liturgiczny. Niestety,
dziewczyna miała mniej szczęścia – nie zdążyła już wciągnąć stóp. Lekarze musieli je
amputować.
Nie powiedziałem o tym Michałowi, choć bardzo wypytywał się o stan Anny.
Powiedziałem, że jest dobrze, żeby się nie martwił, tylko zbierał siły. Po minie jednak
rozpoznałem, że mi nie uwierzył…
Kilka sal dalej leżał Robert. Akurat był u niego Grzesiek. W obu przypadkach rany nie
okazały się poważne, choć Robcio dostał zwolnienie na kilka dni. Próbowali mnie wypytać o
rozwiązanie sprawy, jednak nie miałem sił, aby im o tym opowiadać. Powiedziałem tylko, że
zrobię to rano, kiedy sobie wszystko poukładam…
Idąc korytarzami szpitala, w stronę OIOMu, nie wiedziałem, w jakiej rzeczywistości
jestem. Mieszały mi się obrazy chorego Knighta, Siłacza, doktora. Wszyscy coś do mnie
mówili, próbowali wyjaśnić co i dlaczego się stało. Na marne. Nie potrafiłem tego objąć.
Wszedłem do windy. Jechałem sam.
- Adam, jesteś? – z zegarka odezwał się KOM.
- Jestem, chociaż sam już nie wiem. – jęknąłem. Świat wirował mi wokół głowy.
- Właśnie czuję. Tak na otrzeźwienie. – KOM walnął mnie impulsem z zegarka. Świat
wrócił na swoje tory – Lepiej?
- Zdecydowanie. – westchnąłem.
- Myślisz, że to wystarczy, aby mnie tu na lekarza zatrudnili? Bo taki fajny ten szpital,
nowiutki, młode pielęgniareczki…
- KOM, proszę… - syknąłem – Zachowaj powagę sytuacji.
- Aha, kumam już, aha, jedziesz z Mike`iem pogadać, spoko, nie przeszkadzam, sobie
wezmę i pogawędkę z KITTem zrobię, nie będę przeszkadzał, no, postaram się,
trzymam wał korbowy za cie… - głos KOMa urwał się. To ja wyłączyłem zegarek.
Od razu lepiej…
***
-
No i widzisz KITT, się rozłączył, Adaś jeden, popierdółka moja kochana…
Nie dziwię mu się. Ilość wydarzeń, jakie przeżył w czasie ostatnich 30 godzin, na
pewno nie nastawiła go pozytywnie do zagmatwanych oraz wymagających szybkiej
pracy umysłu relacji z tobą.
Znalazł się psycholog od siedmiu boleści, na amerykańskich podzespołach…
- Może w Ameryce was taki natłok wszystkiego przytłacza i wytłacza, ale tu mamy
Polskę, Adaś jest Polakiem, u nas na dzień dobry kłopoty zwalają się na głowę, radio
20
NASZ RIDER
włącz, to jak nie trafisz na wiadomości o Sejmie, to trafisz na piosenkę, a piosenki to
dziś takie, że sobie z rury tylko strzelić, a to szczególnie od was, ze Stanów…
- Faktycznie KOM, duża część muzyki, którą słuchacie w Polsce i która pochodzi od
nas, można byłoby kolokwialnie nazwać chłamem.
- O, heh, w końcu po ludzku zaczynasz gadać, trza to oblać. Barman, ołowiową!
- KOM, wybacz, ale to nie jest ekologiczne.
- No i przedwczesna radość… Ech, KITT… Słuchaj, to może chcesz posłuchać jakiejś
polskiej muzyczki, co? Tak na rozluźnienie sytuacji?
- KOM, czy ty zdajesz sobie sprawę, że kilka pięter nad nami umiera szef firmy, której
jestem własnością? I pomimo tego, że nie mam uczuć, to… jakoś nie potrafiłbym
oddać się analizie zapisu dźwiękowego piosenki.
- Chociaż gadasz jak szczoteczka do zębów Adasia, to kumam, o co ci chodzi. No żal
człowieka na pewno… Ale po tym, co wam zrobił? Stary, ja bym miał co najmniej
mieszanie, jak nie zmieszane uczucia. I na pewno wstrząśnięte…
- Tego jednego nie potrafię w tobie zrozumieć: jesteś w pełni programem, jednak
wykazujesz szereg cech ludzkich. I ta rozwinięta świadomość samego siebie.
- No bo jakbyś z Adasiem sobie przez parę lat pomieszkał, posłuchał jego zrzędzenia,
zaobserwował jego nieporadność, to byś na pewno sam doszedł do wniosku, że lepiej
być świadomy, niż tylko służyć za software do painta, bo inaczej to się można
wkopać, ewentualnie trojana złapać.
- KOM, sam wiesz, że to nie jest odpowiedź. Podejrzewam, że sam nie wiesz, co się
stało w twoim programie.
- Stary, ja wszystko wiem co się u mnie dzieje, rano, wieczór, we dnie, a nawet w nocy,
jak mi bity się zapisują, jak kody latają i nawet, w co nie uwierzysz, kiedyś gadałem z
psem sąsiada, choć on raczej znał jedno słowo, po angielsku na dodatek, hau znaczy
się…
- KOM, ty uciekasz od odpowiedzi. Być może nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, być
może nie masz tego nawet zapisanego w swoim programie. Porozmawiaj kiedyś o tym
z Adamem, a nóż będzie coś wiedział.
- Wiesz, jakoś mi lekko bez tej wiedzy… To słuchasz muzyki… czy… czy nie?!
- Wykryłem dziwne podenerwowanie w twoim głosie. Interpretuje je jako sygnał, że nie
chcesz tej rozmowy kontynuować. Rozumiem. I milknę.
No i faktycznie, ucichł.
Dobra, to tera muza jakaś… Hm, może Grechutę?… Nie, coś mocniejszego, trza się
pobudzić… To może BayerFull… No nie ma to jak humor lat 90.… Albo…
- KOM, wybacz, ale muszę się jeszcze raz odezwać.
- Nom… - kurka, czego chcieć chce może, no…
- Jestem naprawdę zaszczycony, że mogłem poznać ciebie i przez ten dzień
współpracować z tobą. To było dla mnie bardzo pouczające oraz pokazujące zupełnie
nowe możliwości we współdziałaniu człowieka i maszyny. Mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś przyjdzie nam ze sobą pracować… - jakby się czarny zawahał – Tyle chciałem
powiedzieć. – no i zamilkł.
Może go nie lubisz, ale ładnie się zachował i trza docenić, może nie orderem odrodzenia,
ale można coś miłego powiedzieć…
- No wiem czarny, że się pomiędzy nami różnie układało, ale tak ci powiem, potrafisz
być sympatyczny, nawet, i… Dobra, powiem to: mi też było przyjemnie cię poznać.
- Cieszę się, KOMie. – kurka, jego skaner jakby szybciej zamrugał, czy co – A teraz już
ci naprawdę nie przeszkadzam…
No i zamilkł. Ech, weź i zrozum tu amerykańskie samochody… I kobiety… I Adasia…
I polski Sejm… Dobra, żeby czasu nie tracić: na tym świecie rozumiem tylko sam siebie…
21
NASZ RIDER
No, już jest lepiej…
***
Winda stanęła. Wysiadłem i ciągnąc nogi za sobą ruszyłem w stronę sali, gdzie leżała
Anna (miałem specjalne pozwolenie od dyrekcji szpitala na wejście na ten oddział).
Stanąłem przy szybie oddzielającej pokój od korytarza. Dziewczyna leżała w pojedynczej
sali. Spała. Spod pierzyny wystawały bandaże obwiązane na kikutach nóg.
Postałem chwilę i ruszyłem dalej, za kolejne drzwi. Tam, przy podobnej szybie, stał Mike.
Obok niego była młoda lekarka. Rozmawiali po angielsku.
Stanąłem dalej, by nie przeszkadzać. Mike mnie dopatrzył, gestem ręki kazał podejść
bliżej. Usłuchałem.
- Przyjaciel rodziny. Może słuchać. – Mike wyjaśnił lekarce. Ona kiwnęła głową.
- Tak jak mówiłam, guz jest za duży, żebyśmy mogli go operować. Dodatkowo wiek
i dzisiejsza przejścia zrobiły swoje, więc… - tu zawiesiła głos – Zrobimy wszystko, by
nie cierpiał tak dużo. – położyła dłoń na barku Amerykanina.
- Dziękuję. – powiedział hardo, acz wyczułem zawahanie. Patrzył się przez szybę na
swojego ojca, podłączonego do różnego rodzaju aparatury.
Kobieta już chciała odejść, gdy Mike ją zatrzymał.
- Pani doktor… mam pytanie…
- Tak?
- Czy medycyna… umie odpowiedzieć… dlaczego dobrzy ludzie stają źli, chociaż
gardzą złem? – zapytał.
Lekarkę zaskoczyło to pytanie.
- W jakim sensie? – chciała uściślić.
- Czy… jest możliwe… by dobry człowiek… nagle przestał takim być, nie ze swojej
woli? Zmienił się nie do poznania?
Kobieta podrapała się po głowie.
- Wiem o co chodzi. – w końcu zabrała głos – Tak, nauka odpowiedziała na to pytanie.
Człowiek może zmienić się nie ze swojej własnej woli, jak w przypadku pana ojca…
Widzi pan, każda ingerencja w mózgu lub nawet jego okolicach, może mieć wpływ na
psychikę człowieka. Pana ojciec, z tego, co się zdążyłam dowiedzieć, oprócz guza ma
też metalową płytkę głowie, a kiedyś przeszedł skomplikowaną operację plastyczną
twarzy. I to mogło zmienić jego charakter. Podejrzewam, że starał się tego nie
pokazywać, walczyć z tym nawet, jednak to było silniejsze niż on.
Mike zacisnął pięści.
- Dziękuję. – szepnął. Lekarka smutno uśmiechnęła się i pomału odeszła.
Stanąłem bliżej Amerykanina. Razem spoglądaliśmy na Knighta seniora.
- Człowiek jest najbardziej zawodną maszyną na świecie. – cicho powiedział Mike.
- Nie ma rzeczy doskonałych. – odpowiedziałem pierwszym zdaniem, które przyszło mi
do głowy. Wiem, banał…
- A ja wierzyłem, że są. – kiwnął głową na ojca – Że on jest ideałem… Kiedy
dowiedziałem się, co on osiągnął… Czego dokonał… Jaki wtedy był… Byłem dumny,
że noszę jego nazwisko, że mogę mówić do niego tato, że… mogę kontynuować jego
misję. – nagle uśmiechnął się – Wie pan, że kiedyś, całkiem sam, pomógł uratować
małe miasto przed gangiem motocyklistów?… Albo pomógł przywrócić demokrację
w jednym kraju w Ameryce Łacińskiej?
- Naprawdę? – zaskoczyło mnie to.
- Wiem, brzmi jak historia z serialu… W którą wierzyłem, a teraz wątpię… - Mike
spochmurniał.
22
NASZ RIDER
-
Wiesz. Dziś czasy się zmieniają. Bohaterowie, że tak dostanę w metaforze serialowej,
stają się bardziej ludzcy… Mają dobre… i złe strony. Często więcej tego drugiego…
- Tak, ludzie są… źli.
- Mike, to choroba twojego ojca wszystko spowodowała. Nie możesz go obwiniać. Nie
możesz zapominać… kim on był przed nią. – wskazałem na Knighta seniora –
Człowieka powinno się oceniać po tym, co zrobił dobrego. – rzuciłem zasłyszanym
cytatem.
Mike otarł łzę.
- Tak, on zrobił go wiele.
Milczeliśmy chwilę.
- Adam, może to głupio zabrzmi… - w końcu Amerykanin odezwał się - …ale jakbyś
nazwał ten serial? Ten o moim ojcu?
- Nie wiem, nie znałem go dobrze. Raptem kilka godzin.
- A ja bym proponował krótko, „Rider”. Że był takim jeźdźcem… czyniącym dobro. –
stwierdził Mike.
- Niezłe. – kiwnąłem głową – Ja bym jeszcze dorzucił na początek „knight”, w sensie
rycerz.
- „Knight Rider”… - cicho powiedział Mike – „Knight Rider”… - powtórzył – Ładnie
brzmi. – ocenił.
- Ładnie brzmi…
I tak patrzyliśmy się na nieprzytomnego Michaela Knighta, umierającego człowieka,
sprawcę wszystkiego, co się stało w czasie ostatniego dnia, ale przy tym prawdziwego Knight
Ridera, jak to wymyśliliśmy z Mike`iem.
W tym samym momencie falująca do tej pory linia EKG stała się prosta. Mike`owi kilka
łez spłynęło po policzku…
CIĄG DALSZY W EPILOGU…
23

Podobne dokumenty