Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Witold Gombrowicz kronos Wydawnictwo Literackie Kraków 2013 460 stron oprawa twarda cena 44,91 zł Trudno stwierdzić, co w całej tej sprawie było bardziej rozczarowujące: oczekiwania publiczności, żądnej niedyskretnych szczegółów z życia Gombrowicza, czy też treść „sekretnego dziennika” – sucha, nijaka, nudna. Kronos to jednak wbrew pozorom pewien klucz, choć nie do tych drzwi, które wskazywała nam nachalna promocja i egzaltowane wywiady wdowy po pisarzu; to klucz przewrotny i wymagający – czyli dokładnie taki, jaki był sam Gombrowicz. Zacznijmy jednak od początku. Pierwsze uczucie jakie budzi w czytelniku Kronos, to podziw dla zespołu redakcyjnego, który w uatrakcyjnienie dziennika włożył chyba więcej wysiłku niż Gombrowicz w jego napisanie. Drobiazgowe przypisy, adnotacje, a nade wszystko ilustrujące treść zdjęcia sprawiają, że mimo przytłaczającej nudy zapisków coś pcha nas ku kolejnym stronom. I narasta w nas jednocześnie ni to zniecierpliwienie, ni zaintrygowanie, wraz z kolejnymi informacjami, takimi jak: „La Plata. Dałem Florowi 1000 na maj. Niepokojące objawy, coś wycieka z członka. Zellner: tryper. 4 zastrzyki penicyliny, 1300 pezów i po wszystkim. Nagroda Borgesa 5000 dols. […] Kupiłem pulower gruby”. 196 O co w tym wszystkim chodzi? Po co upokarzać Gombrowicza czymś takim? Po co, do cholery, Rita Gombrowicz miała, jak sama twierdzi, narażać życie, ratując sekretny dziennik z pożaru domu? Pierwsza odpowiedź, która się nasuwa jest tyleż prawdopodobna, co i rozczarowująca. Cała „sprawa Kronosa” jest perfekcyjnym cynizmem, skokiem na kasę. Przy okazji uzyskany zostaje efekt kontrolowanego skandalu. Tajny dziennik sprowadza Gombrowicza i cały proces percepcji jego dzieła, dosłownie, do parteru. Po Kronosie to już nie niepokojąca głębia Ślubu czy uwierający wychylającą się zza rogu katastrofą Kosmos wyznaczają panujący paradygmat gombrowiczologii. Nawet erotyczne problemy i zagubienia Gombrowicza, które znajdują się współcześnie w centrum zainteresowania nie tyle jego twórczością, co nim samym, miały swą wagę metafizyczną. Teraz są tylko przyczynkiem do płytkiej psychoanalizy, jakiej przykład dała we wstępie Rita Gombrowicz „Kronos usunął także dwuznaczności na temat jego seksualności […] Otoczenie «gwardią» w dzieciństwie i «kuchenne schody» młodości pozwalają lepiej zrozumieć jego biseksualność, której wspólnym mianownikiem jest anonimowa młodzież «o bosych stopach»”. PRESSJE 2013, TEKA 34 Naprawdę intrygujący zaczyna być Kronos dopiero wtedy, gdy zadamy sobie pytanie, jakie postawił, cytowany na czwartej stronie okładki, Wojciech Karpiński. „Lektura Kronosu skłoni czytelników do myślenia o największej zagadce tych notatek: dzięki jakim tajemnym zaklęciom autor suchych wyliczeń owrzodzeń, chorób, ambicjonalnych konfliktów – przemienił się w twórcę Dziennika, stron o żywotności niezrównanej, promiennych, pulsujących erotycznym napięciem, uwodzących i uczących myśleć, patrzeć, czuć, mówić, stawać się – być”. Rzeczywiście, porównanie Dziennika i Kronosa każe wątpić, czy pisała je ta sama osoba. Dzieło Gombrowicza to rzecz o stwarzaniu siebie, osiąganiu statusu arystokracji nowego typu, grze, którą trzeba podjąć – inaczej zostaniemy tacy, jacy jesteśmy – nasz brud zostanie pozbawiony łaski. Tak głęboko związał Gombrowicz swoje życie z pisarstwem, bo dawało mu możliwość uwznioślenia, wzniesienia się ponad gruby sweter, 5000 dolarów honorarium, wstydliwe dolegliwości – ponad to wszystko co stanowi pułapkę doczesności, która odcina nas od dostępu do uwznioślającej łaski. Gombrowicz z Dziennika poszukuje sensu, ratunku; Gombrowicz z Kronosa kapituluje przed rzeczywistością. Patrzeć, czuć, stawać się, być – to właściwe credo autora Ferdydurke. Pisząc, Gombrowicz nie był sobą, schorowanym staruszkiem, ale stawał się inspirującym prorokiem. Przestrzeń między Kronosem a całą resztą twórczości pisarza jest symbolem wyzwania jakie stawia przed swoimi czytelnikami: wezwaniem do niepoprzestawania na przygnębiających szczegółach życia, ale do poszukiwania, pracy, wysiłku. Fascynacja młodością, rzeczywisty korzeń seksualnych zawirowań Gombrowicza, jest oddaniem fascynacji stanem „nieukończenia” – wielością możliwości i pełnią sił do ich osiągnięcia. Gombrowicz wierzył, że aby wiedzieć, kim się jest, trzeba opowiedzieć komuś swoją historię – opowiadanie o sobie jest synonimem stawania się sobą, procesu, który nie ma prawa dokonywać się w samotności. Formą tego procesu był dla niego Dziennik – narzędzie komunikacji ze światem. Treść Kronosa pozostaje tymczasem wypadkową osamotnienia pisarza. Suche wyliczenia wydarzeń z życia w stylu: „Wysyłam 3-go tekst Giedroyciowi. Piszę przedmowę. Ukazuje się polemika z Cioranem. Zaczynam Diarusz” przypominają do złudzenia zakończenie ostatniej powieści Gombrowicza, Kosmosu. „Lena dostała anginy, trzeba było taksówkę sprowadzać z Zakopanego, choroba, doktorzy, w ogóle coś innego, wróciłem do Warszawy, rodzice, znów wojna z ojcem, inne tam rzeczy, problemy, komplikacje, trudności. Dziś na obiad była potrawka z kury”. Tytułowy Kosmos to stan absolutnej samotności, braku sensu. Walczyć z nim można wyłącznie za pomocą, powstającej między ludźmi, Formy. Dziennik nie tyle jest opowieścią o Formie, co sam jest Formą – próbą komunikacji. Kronos to rzecz pisana w kosmosie. „Sekretny dziennik” głęboko rozczarowuje wszystkich, których ciekawość koncentrowała się na biograficznych szczegółach z życia pisarza; Gombrowicz miał przygnębiająco nudne życie, a Kronos jest na to najlepszym dowodem. Najciekawsze jest jednak to, że ktoś wiodący tak beznadziejne życie potrafił jednocześnie wznieść się na tak niebotyczne wyżyny. To największy pożytek z Kronosa, i jednocześnie źródło nadziei dla zdrożonych codziennością jego czytelników. Jan Maciejewski 197