Bajki babajagi

Transkrypt

Bajki babajagi
Bajki babajagi
Będąc małą dziewczynką jeździłam na wieś do babci, lubiłam tam
przebywać: łąka, staw, kaczki, gęsi. Koń pasł się na pastwisku, krowa
uwiązana gryzła trawę
machając od czasu do czasu głową i ogonem odganiając muchy końskie które
lubiły przesiadywać na jej cielsku.
Biegałam po trawie zbierając żółte mlecze, kąkole, polne goździki
-wysokie na cienkiej łodydze z małą fioletową główką.
Lubiłam siedzieć i robić wianki na głowę, czułam się wtedy jak leśna
księżniczka.
Tańczyłam, zamykałam oczy i kręciłam się tak długo aż upadałam ze
zmęczenia.
Leżałam wtedy z zamkniętymi oczyma a świat wirował wokół mnie. Widziałam
poprzez zamknięte oczy wszystkie kolory tęczy. Marzyłam a fantazja
przenosiła mnie w cudowny baśniowy świat.
Wtedy to właśnie przyszedł do mnie mały skrzacik cały niebieski w
czerwonej czapce na głowie i powiedział witaj Jaguś. Spojrzałam na niego
swoimi małymi dziecięcymi oczkami i przez myśl mi przeszło "Papa
Smerf"-a skąd on zna moje imię...No tak przecież skrzaty wszystko
wiedzą. Gdy tak myślałam usłyszałam cichy głosik..Nie -ja nie jestem
Papa smerf. Nie jestem też smerfem,
tylko tak się przebrałem, bo inaczej ludziki, które tu mieszkają nie
wpuściły by mnie na łąkę..Pomyślałam o zna moje myśli-jak on to robi.
Skrzacik mówił dalej. Przyjrzyj mi się uważnie, popatrz mi w oczy-kogo
ci przypominam.
Popatrzyłam uważnie na skrzacika, był malutki jak koniczynka, która
rosła tuż przy kocu na którym siedziałam. Z pod czapki wystawały mu
białe włosy podobne do białego kwiatu koniczynki, a ucho miał jak listek
koniczynki małe i zielone. Był delikatny i wiotki, gdy wiatr powiał
chwiał się na wszystkie cztery strony świata, a ciężka czapka chyliła
się ku ziemi i wtedy zauważyłam jego buciki-dwa małe cieniutkie nierówne
patyczki. Zaśmiałam się głośno myśląc, że to mi się śni i skrzacika nie
ma.
Ale znowu usłyszałem cichutki głosik. Tak masz racje-jestem skrzacik z
koniczynki, ale nie takiej zwykłej -przynoszę szczęście tym którzy
wierzą w bajki. Zabrała mnie Ewa gdy opuszczała raj na pamiątkę. Nosiła
zawsze mnie przy sobie i miała nadzieje, że będę jej przypominać
wszystkie piękne chwile które spędziła w raju. I tak było, gdy była
smutna i było jej źle zaglądała do swojego woreczka, który nosiła zawsze
przy sobie powieszony na szyi a w woreczku oprósz kilku kolorowych
kamyczków i złocistego piaseczku, byłem właśnie ja -skrzacik koniczynka.
Były to jej skarby, które zabrała wraz ze mną z raju do obcego świata,
który niczym nie przypominał miejsca w którym spędziła swoje
dzieciństwo. Gdy otwierała swój woreczek ze skarbami przenosiła się w
magiczny świat w świat w który ja zabiorę ciebie dzisiaj
teraz-oczywiście jak będziesz chciała.
Poczułam się wyróżniona a jednocześnie strach krępował moje ruchy, byłam
jakby nieobecna. Ale mimo wszystko ten migaczy tajemniczy świat bardzo
chciałam obejrzeć. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, ponieważ skrzacik
podał mi swoją cieniutką jak łodyżka koniczynki rączkę delikatnie
dotknął mojej dłoni i w tym czasie zawirował cały świat.
Czułam jakby wiatr który nagle zmienia się w tubę porywa mnie swą siłą
do środka i kręcąc zjeżdżam jak na ślizgawce, w głowie wiruje mi świat
czuję jakbym unosiła się w górę to znów opadam na dół w końcu znalazłam
się w pięknym zielonym ogrodzie. Szybko przeszła mi po głowie myśl
"Dorotka z krainy oz"-dziewczynka którą tornado porywa wraz z domem do
magicznej krainy oz. Ale znowu usłyszałam cieniutki głosik
skrzacika..Nie to nie Dorotka z krainy oz i ponownie przeszedł mnie
dreszcz po całym ciele-znowu odgadł moje myśli. Jak on to robi?
Jednak nie miałam czasu zagłębiać się, ponieważ ogród w którym się
znalazłam oczarował mnie swoim wyglądem. Stałam w samym środku zielonej
polany, ale nie rosła tam trawa. Pod stopami miałam łan zielonej
koniczyny, a na niej mnóstwo białych łebków -bo tak właśnie kwitła tam
koniczyna. Skojarzyłam, że jestem w baśniowym ogrodzie skrzacika,
wszystkie koniczynki właśnie były do niego podobne.
On stał pośrodku na małym pagórku, a obok niego rosły dwa niebieskie
dzwoneczki. Zorientowałam się szybko, że to jest jego tron, a dzwoneczki
służą mu swoim dźwiękiem, gdy chce coś ogłosić. Tak było i teraz.
Dzwoneczki dzwoniły cichutko na przemian raz jeden raz drugi ogłaszając
powrót skrzacika na łąkę. Cisza jaka tam była przeraziła mnie, wszystkie
białe główki schyliły się niziutko na przywitanie swojego króla,
następnie podniosły się jak na zawołanie wszystkie jednocześnie.
Pomyślałam -jak długo oni to ćwiczyli. Ale i tym razem skrzacik odgadł
moje myśli-odpowiedział mi szybciutko. Szacunek i kulturę koniczynki
maja wrodzoną. Ewa zasiała to wraz z nasieniem.
Przypomniało mi się o czym mówił skrzacik jak go poznałam. O Ewie i raju
i o skarbie , który nosiła zawsze przy sobie, a w chwilach zwątpienia
zaglądała do woreczka. Zrobiło mi mi się smutno mimo że tu było tak
uroczo. Pomyślałam o swojej mamie o rodzeństwie i o tym, że ja sama
znalazłam się w tak cudownym miejscu bez nich. Mimo, że nie należę do
osób zgodnych, denerwuje mnie często zachowanie średniej siostry, często
popadam w złość nie wiem dlaczego, ale w tej właśnie chwili bardzo do
nich zatęskniłam. Czułam ból w głowie, bolała mnie ręka, poczułam się
tak jakbym się obudziła z głębokiego snu. Otworzyłam oczy, ku swojemu
zdziwieniu leżałam w łóżku a obok mnie stały moje dwie siostry, mama
która trzymała mnie za rękę, babcia dziadek za którym nie przepadałam,
ale widok jego mnie ucieszył. Popatrzyłam na nich i zapytałam co
się dzieje. Mama otarła pot z czoła, babcia westchnęła głęboko, a
siostry jak na zawołanie krzyknęły "otworzyła oczy"nie wiedziałam co to
ma znaczyć-ale po krótkiej chwili opowiedzieli mi wszystko. Bawiąc się
na łące podeszłam zbyt blisko do konia. Oczywiście kopnął mnie, stąd ten
ból głowy, przewracając się uderzyłam ręką o kamień i dlatego bolała
mnie ręka. Był lekarz ,stwierdził wstrząs mózgu. Oni wszyscy bardzo się
o mnie bali. Zauważyłam, że mam mocno ściśniętą dłoń, trzymałam w niej
coś bardzo mocno. Otworzyłam dłoń i wszyscy jednogłośnie odpowiedzieli
to już wiemy dlaczego podeszłaś do gniadego. Chciałaś go nakarmić. Konia
tak się nie karmi. W dłoni mocno trzymałam zieloną koniczynkę z białym
zwiędniętym łebkiem, która była przewiązana czerwona nitką z babci
kłębka. Pomyślałam tylko -a jednak to była prawda. Byłam w tym pięknym
zielonym ogrodzie razem ze skrzacikiem w czerwonej czapce. Gdy
opowiedziałam im to wszystko-pomyśleli, że to uraz po tym jak mi rozbił
głowę koń. Ja i tak wiem swoje.
Tęsknie za skrzacikiem i pięknym zielonym ogrodem, mam jednak cichą
nadzieję, że mnie wkrótce odwiedzi........................................

Podobne dokumenty