Śpiewnik

Transkrypt

Śpiewnik
Śpiewnik
Pixelowy
1. Dzień dobry :)
2. Spis treści
3. Spis treści cd.
4. Turystyczne i podobne
5. Ballada o Świętym Mikołaju
6. Bar w Beskidzie
7. Bardzo prosta piosenka o kobietach
8. Bartne
9. Bez Jacka – Biedny ktoś, smutny nikt
10. Bez Jacka – Polanka
11. Bez Jacka – Wiewiórka
12. Bez Jacka – Zwiewność
13. BZ - Szałasolot
14. Bieszczady
15. Bieszczadzki trakt
16. Bociany (Lecące boćki)
17. Chory na wyobraźnię
18. CJT – Nasze zielone światy
19. CJT – Pożegnalny wieczór
20. CJT – Szemkel, Siódmy Anioł
21. CJT – W naszym niebie
22. Czom Ty Ne Pryjszoł
23. DoZP – Gór mi mało
24. DoZP – Jam
25. DoZP – Łemata
26. DoZP – Pieśń XXIX
27. DoZP – Zostanie tyle gór
28. Jesienna droga do Leluchowa
29. Piosenka dla przyjaciela
30. Pechowy dzień
31. Góry i ludzie
32. Góralska opowieść
33. Hawiarska Koliba
34. Hej przyjaciele
35. Hej Leonardo
36. Jaka jesteś (bitwa)
37. Jak okiem sięgnąć
38. Pod słońce
39. Jeszcze nie czas
40. Jesienne wino
41. Jesienna zaduma
42. Kołysanka dla nieznajowej
43. Krajka
44. Preludium dla Leonarda
45. Scarlet
46. Lipka
47. Przemijanie
48. Piosenka dla Dośki
49. Piosenka z szabli
50. NB – Nie jestem święty
51. NB - Poezja
52. NB – Sponad kufla piwa
53. Nie zabieraj dziewczyny na szlak
54. Nie umieraj nam inteligencjo
55. Gintrowski - Dorastanie
56. Zapiszę śniegiem w kominie
57. Tak mnie ciągnie do gór
58. Takiego Janicka
59. ScoB – Blues rybaka
60. ScoB – Lato
61. ScoB – Nasza miłość
62. ScoB – Turystyczna 1
63. ScoB – U Maleho Glena
64. ScoB – Własnymi wierszami
65. SDM – Bieszczadzkie anioły
66. SDM – Blues dla małej
67. SDM – Czwarta nad ranem
68. SDM – Leluchów
69. SDM – Nie rozdziobią nas kruki
70. SDM – Opadły mgły
71. SDM – Piosenka dla Wojtka Bellona
72. SDM – Pod kątem ostrym
73. SDM – Pożegnanie
74. SDM – Sanctus
75. SDM – U studni
76. SDM – WB ostatnia ziemska podróż do..
77. Śniegowice
78. Wędrowiec
79. WGB – Ballada o Cześku Piekarzu
80. WGB – Bar na Stawach
81. WGB – Bez słów
82. WGB – Bukowina I
83. WGB – Bukowina II
84. WGB – Kołysanka dla Joanny
85. WGB – Majster Bieda
86. WGB – Nocna piosenka o mieście
87. WGB – Ocean
88. WGB – Pejzaże Harasymowiczowskie
89. WGB – Piosenka o zajączku
90. WGB – Piosenka wiosenna
91. WGB – Sielanka o domu
92. Wspomnienie bumerangu
93. Wołosatki – Pocztówka z Beskidu
94. Wołosatki – We wtorek w schronisku
95. Szanty
96. Bitwa
97. Chłopcy z Botany Bay
98. Dziki włóczęga
99. Gdzie ta keja
100. Jasnowłosa
101. Małe piwo
102. Morze, moje morze
103. Pogodne popołudnie kapitana BF
104. Powroty
105. Pożegnanie Liverpoolu
106. Przechyły
107. Rybaczka
108. Szanta dziewicy
109. Wielorybnicy
110. Jacek Kaczmarski
111. JK - 1788
112. JK – A my nie chcemy
113. JK – Arka Noego
114. JK – Autoportret Witkacego
115. JK – Ballada Wrześniowa
116. JK – Bieszczady
117. JK – Dobre rady pana ojca
118. JK – Drzewo genealogiczne
119. JK – Hymn wieczoru kawalerskiego
120. JK – Kazimierz Wierzyński
121. JK – Konfesjonał
122. JK – Mimochodem
123. JK – Młodych niemców sen
124. JK – Nocny kamboj
125. JK – Opowieść pewnego emigranta
126. JK – Pan Podbięta
127. JK – Pan Wołodyjowski
128. JK – Pierestrojka w KGB
129. JK – Pijany Poeta
130. JK – Sen Katarzyny II
131. JK – Z XVI wiecznym portretem trum..
132. JK – Walka Jakuba z Aniołem
133. JK – Według Gombrowicza narodu obr..
134. JK – Zwątpienie
135. Inne
136. Ballada o krzyżowcu
137. O Ela
138. Czerwony kapturek
139. Bursztynek
140. Mydło lubi zabawę
141. Niewidzialna plastelina
142. Kołysanka dla chłopaków
143. Gdybyś kochał, hej!
144. DM - Grażka
145. DM - Zbyszek
146. Chodź pomaluj mój świat
147. Winda do nieba
148. Człowiek z liściem na głowie
149. Grzmiąca Półlitrówa – Studia
150. Grzmiąca Półlitrówa – 33 Zawody
151. Grupa Furmana - ETZ
152. Happysad – Jeszcze, jeszcze
153. Happysad - Kostuchna
154. Happysad – Taką wodą być
155. Happysad – W piwnicy u dziadka
156. Hey – Mimo wszystko
157. Czy to miłość czy pył zawieszony?
158.Jajko
159. Hera, Koka, Hasz, LSD
160. Kobiety jak te kwiaty
161. Kolorowy wiatr
162. Kult – Gdy nie ma dzieci
163. Kult - Wódka
164. Proszę księdza bernardyna
165. Maryla Rodowicz – Ale to już było
166. G. Turnau – Naprawdę nie dzieje się nic
167. Zabili mi żółwia – Wiosna
168. Wypić - wypijemy
169. Ściąga kończąca
Turystyczne
i podobne
A. Wierzbicki – Ballada o Świętym Mikołaju
W rozstrzelanej chacie Rozpaliłem ogień,
Z rozwalonych pieców pieśni wyniosłem węgle.
Naciągnąłem na drzazgi gontów
błękitną płachtę nieba.
Będę malować od nowa wioskę w dolinie.
Święty Mikołaju
Opowiedz jak to było
Jakie pieśni śpiewano
Gdzie się pasły konie.
A on nie chce gadać ze mną po polsku
Z wypalonych źrenic tylko deszcze płyną.
Hej ślepcze nauczę swoje dziecko po łemkowsku
będziecie razem żebrać W malowanych wioskach.
Święty Mikołaju....
5
a
a
a
G
a
G E E7 a G a
G E E7 d E
C
E
d a E a d E a
C
C
a
d
G
E
d a E a
E a
a
a
a
a
G
G
C
d
E
E
G
a
E7 a G a
E7 d E
E
E a d E a
EKT Gdynia – Bar w Beskidzie
La, la, la, la…
G D C G D , G D C D G
Jeśli chcesz z gardła kurz wypłukać
Tu każdy wskaże ci drogę
W bok od przystanku PeKaeSu
W prawo od szosy asfaltowej.
Kuszą napisy ołówkiem kopiowym
Na drzwiach "Od dziesiątej otwarte"
"Dziś polecamy kotlet mielony"
i "Lokal kategorii czwartej"
G
C
G
C
D
D
D
D G
G
C
e
C
D
G
h
D
Lej, lej, lej, lej się chmielu
Nieś muzyko po bukowym lesie
Panna Zosia ma w oczach dwa nieba
Trochę lata z nowej beczki przyniesie
La, la, la, la...
W środku chłopaki rzucają łacina
O sufit i cztery ściany
Dym z Extra Mocnych strzela jak szampan
Bledną obrusy lniane.
Za to wieczorem gdy lipiec duszny
Okna otworzy na oścież
Gwiazdy wpadają do pełnych kufli
Poobgryzanych jak paznokcie.
Kiedy chłopaki na nogach z waty
Wracają po mokrej kolacji
Świat się jak okręt morski kołysze
Gościniec dziwnie ślimaczy.
A czasem któryś ze strachem na wróble
Pogada o polityce
Jedynie cerkiew marszczy zgorszona
Szorstkie od gontów lica.
6
Bardzo prosta piosenka o kobietach
Jedni wolą brunetki drudzy wolą blond loki
D G
a mi się marzy dziewczę co stawia duże kroki.
A D
Jedni lubią z uśmiechem inni celują w ponure
a mi się marzy dziewczę co lubi iść pod gore.
Nie musi mieć kusych dekoltów tym bardziej chodzić w mini
byle lubiła podróż szlakami wysokogórskimi.
Nie będzie na szlaku stękać gdy podkład się rozmaże,
na nogach jej będą treki a chodzić będzie w polarze.
Ref. Lalalalaj, lala lalalalaj, lalalalaj laj laj
Nie wiem czy taka wizja jest dziś prawdziwie możliwa,
lecz zawsze mieć będzie w plecaku miejsce na dwa piwa.
Nieważne jej pochodzenie nie ważne ile ma wzrostu
nie mogą jej nigdy przeszkadzać kędziory górskiego zarostu
Nie będzie jej nigdy przeszkadzać mimo dziewczęcej urody
ze musi spać na podłodze i znowu zabrakło wody.
Gdy rano na kacu myślę kurcze zaraz zginę
ona wyciąga pół litra schowane na czarna godzinę.
Ref. Lalalalaj lala lalalalaj lalalalaj laj laj
A w kwestii charakteru To żeby nie narzekała.
Chyba że na pogodę albo że góra za mała
I żeby lubiła Stachurę czasem czytała Leśmiana
Znała A dur na gitarze i piła ze mną do rana
Do kuchni nie mam wymagań Podobnie jest u mnie z wiarą
Mogła by wierzyć we mnie i umieć gotować makaron
Ref. Lalalalaj lala lalalalaj lalalalaj laj laj
Dziewczę wejdzie do schroniska i zobaczy nas we dwóch
W rękach naszych dwie gitary ponad stół opasły brzuch
Smutny koniec tej ballady niewesoły i normalny
Na realia nie da rady to ucieczka każdej panny
Pozostanie nam schronisko dwie gitary góry my
Nasze bębny kastaniety plecak pieśń a w myślach Ty!
7
Bartne
Na zachodzie słońce jeszcze się toczy
I butelka nad ławą rzuca cień
Wojtek Bellon zagląda mi w oczy
W Bartnem pod bacówką gaśnie dzień
Mówią mi, że gdy gram jego song
Głos mi drży i do oczu płyną łzy
Wojtek przez głośniki wypiek Cześka sławi
Jego pieśń ponad góry niosą mgły
(C
(d
(C
(d
(C
(d
(C
(d
Utonęły w zieleni gór i puchu nieba
W morzu liści i w wełnianym swetrze z traw
Moja pamięć moje myśli niezbadane
Zaklęte w melodii ruskich chat
Gdzieś na krańcu świata gdzie nie widać piekieł
Tylko niebo na ikonach srebrem lśni
Święty spokój ofiaruje nam Mikołaj
Święty spokój w jego skośnych oczach tkwi
C
F
d
F
C
F
d
F
a)
G)
a)
G)
a)
G)
a)
G)
D
E
G
d
D
E
G
d
C
F
d
F
C
F
d
F
Dobry Pan mnie wiedzie wyboistą drogą
Dobry Pan życzenia moje zna
W górach myśli poszybują ku pradawnym bogom
A w kopułach cerkwi wieczność trwa
Na tej drodze różne słowa już padały
Słowa złe i dobre, miłość szła i śmierć
Tylko buki w górach niewzruszone stoją
Jakby chciały się do nieba wznieść
Nikt nie spieszy się, nie zżyma, nie złorzeczy
Życie musi mieć swój smak i stały takt
Wprawdzie życia tutaj nie da się zaprzeczyć
Każde słowo znaczy to, co znaczyć ma
Nie ma miejsca na spojrzenia ukradkowe
Tutaj ludziom musisz patrzeć prosto w twarz
Tutaj serce na wszystko masz gotowe
Tu na szczytach blisko nieba wiecznie trwasz
Dobry Pan mnie wiedzie...
8
G
a (G F)
C
G
G
a (G F)
C
G
C
F
d
F
C
F
d
F
D
E
G
d
D
E
G
d
a
E
G
d
a
E
G
G
a (G F)
C
G
a (G F)
C
C
G
a (G F)
C
G
G
a (G F)
C
G
Bez Jacka – Biedny ktoś, smutny nikt
Ktoś ma dziś serce chore
W tę zimna, mroczną porę
Dyga spłoszona świeca
Wicher dmucha do pieca
Dmucha do pieca
C
a
C
a
F
Jęczy, płacze w kominie
Ten, co ma Nikt na imię
Ktoś jest zły, gdy Ktoś ma dosyć
A Nikt płacze po nocy
Płacze po nocy
Źle komuś, źle nikomu
W przestrzeni i w domu
Nikt gra na smętnym flecie
I myśli o zaświecie
O zaświecie
Ten, co chce zostać nikim
Słucha jego muzyki
Słucha, potrząsa głową
Odkłada broń gotową
Broń gotową
9
G
F G
G
F G
G
Bez Jacka – Polanka
Liści zielenią zagra nam wiatr
A śpiewność ptaków tylko prawdę powie
Choć niepojęty ten cały czas
Choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie
To zatańcz ze mną na polanie ot tak po prostu
To zatańcz ze mną na polanie
Choć raz prawdziwie zatańcz ze mną sobie
Spójrz drzewa takie są uśmiechnięte
A trawa oświadcza się kwiatom
Choć nienazwane to piękne przepięknie
Oddają się wszystkim nie biorąc nic za to
Drzewa coś szepcą coś ciągle śpiewają
I pełno w ich szumie jest twojej piękności
Choć troszeczkę o jesieni bają
To i tak las pełen jest naszej miłości
10
a
F
a
F
d a
E
d a
E
a d6 a G F E
a d6 a
G F E a
Bez Jacka – Wiewiórka
Śmiech ze łzami pomieszany,
ileż w tobie niepokoju.
Znowu dziś na śnieg wybiegłaś
weź przynajmniej palto swoje.
Pyłem śnieżnym przyprószona
natychmiast mi się wydałaś,
taka cicha i bezbronna w wielkim świecie
taka mała.
Zobacz kończy się przedmieście,
las wyrasta bezszelestnie
w pstrych wiewiórek krzątaninie.
Palto, palto załóż wreszcie.
Kto to widział tak po śniegu
w przedwieczornym mrozie biegać,
w samym tylko cienkim swetrze,
w samych lekkich pantofelkach,
a już nogi ci się plączą, | (Aaaaa...)
włosy okrywają szronem.
Pewnie jutro będziesz znowu przeziębiona
Zobacz kończy się ....
Staniesz oprzesz się o drzewo,
sen nadejdzie nieproszony,
a las woła: palto!
Zobacz kończy się ....
11
d
C
d
d
F
F
F
G
a
C
F
F
F
G
G
G
G
a
a
G a
G a
G a F
a
a
a
a
a
Bez Jacka – Zwiewność
Brzęk muchy w pustym dzbanie, co stoi na półce
Smuga w oczach po znikłej za oknem jaskółce
Cień ręki na murawie, a wszystko niczyje
Ledwo się zazieleni, już ufa że żyje
A jak dumnie się modrzy u ciszy podnóża
Jak buńczucznie do boju z mgłą się napurpurza
A jest go tak niewiele, że mniej niż niebiesko
Nic prócz tła, biały obłok z liliową przekreską
Dal świata w ślepiach wróbla spotkanie traw z ciałem
Szmery w studni, ja w lesie, byłeś mgłą - bywałem
Usta twoje w alei, świt pod groblą, w młynie
Słońce w bramie na oścież, zgon pszczół w koniczynie
A jak dumnie się modrzy...
Chód po ziemi człowieka, co na widnokresie
Malejąc mało zwiewną gęstwę ciała niesie
I w tej gęstwie się modli i gmatwa co chwila
I wyziera z gęstwy w świat i na motyla
A jak dumnie się modrzy...
12
a
G
F
E E7
Bez Zobowiązań - Szałasolot
Przed zaklęsłą stromizną urwiska
Szałasolot ulatuje w nieznane
Skrzydłem dachu zagarnia krajobraz
Płyną przezeń śródleśne przestrzenie
G
e
G
e
Leśna mądrość obdarzyła go ciszą
Chore drzewo w daremnej podróży
Brakło ognia, aby spełnił się żywot
Pustych piersi, pełnych wciąż
Wietrznych marzeń
a7 h7 C G
e D C D
a7 h7 C G
e D
C2 D
Przed zaklęsłą stromizną urwiska
Szałasolot wystrzępione lotki gontów
Rozpościera szykując się w ciszy
Do niemożliwej podniebnej żeglugi
13
D
D
D
D
C2
C2
C2
C2
G
D
G
D
Bieszczady
Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień
Szczyty ogniem płoną stoki kryje cień
Mokre rosą trawy wypatrują dnia
Ciepła które pierwszy słońca promień da
Cicho potok gada gwarzy pośród skał
O tym deszczu co z chmury trochę wody dał
Świerki zapatrzone w horyzontu kres
Głowy pragną wysoko jak najwyżej wznieść
Tęczą kwiatów barwny połoniny łan
Słońcem wypełniony jagodowy dzban
Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw
Owiec dzwoneczkami cisza niebu gra
Cicho potok...
Serenadą świerszczy kaskadami gwiazd
Noc w zadumie kroczy mroku ścieląc płaszcz
Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak
Pozłocistym sierpem gasi lampy dnia
Cicho potok...
14
e a7
D7 G H7
e a7
D7 G H7
G
G
G
G
C
C
C
C
D G
D7 G
D G
D7 G
Bieszczadzki trakt
Kiedy nadejdzie czas, wabi nas ognia blask,
Na polanie gdzie króluje zły.
Gwiezdny pył w ogniu tym, łzy wyciśnie nam dym,
Tańczą iskry z gwiazdami, a my:
G
D
G
D
D
C
D
C
C G
G
C G
G
Śpiewajmy wszyscy w ten radosny czas,
Śpiewajmy razem ilu jest tu nas.
Choć lata młode szybko płyną, wiemy że
Nie starzejemy się :)
C
C
C
C
D
D
D
D
G
e
G e
G
W lesie gdzie echo śpi, ma przygoda swe drzwi.
Chodźmy tam, gdzie na ścianie lasu lśnią,
Oczy sów, wilcze kły, sykiem powietrze drży
Tylko gwiazdy przyjazne dziś są.
Śpiewajmy wszyscy...
Dorzuć do ognia drew, w górę niech płynie śpiew,
Wiatr poniesie go w wilgotny świat.
Każdy z nas o tym wie, znowu spotkamy się,.
A połączy nas bieszczadzki trakt
Śpiewajmy wszyscy...
15
Bociany (Lecące boćki)
Obudzić się rosie rozkażę
Nawet gdy dzień zaśpi,
A kiedy już wstaną pejzaże
I zakwitnie jaśmin:
G D G G D e
C h7 a7 D
Wtedy ręce rozłożę jak bociek
I jak Chrystus
Zastygnę w locie,
Spojrzę na góry
Jak na piersi dziewczęce
I znów jak bociek rozłożę ręce.
Słońce przywitam jak gospodarz domu,
W którym garnki nie płaczą.
Zasieję pieśni i nie zdradzę nikomu
Ile dla mnie znaczą.
Wtedy ręce rozłożę jak bociek...
A kiedy noc uroczyście oblecze
Swój czarny garnitur,
Rozpalę ogień i zaproszę wędrowców
Pośpiewamy do świtu.
Wtedy ręce rozłożę jak bociek...
16
C
C
G
C
G
C
D e G D
D e
D
D e
D
D
Chory na wyobraźnię
Dawno już w mieście drwił z niego każdy
Pośmiewiskiem był ludziom na co dzień
Ot wariat - chory na wyobraźnię
Wiecznie w drodze spóźniony przechodzeń
Dokąd idziesz pytali go bliscy
z tego bracie to trzeba się leczyć
A on brał tekturową walizkę
I wychodził obrazom naprzeciw mówiąc
a
a
F
d
a
a
F
d
d
d
C F C
E
d
d
C F C
E
|
|
|
|
|
|
|
|
fis h
fis h
D A D A
h Cis7
fis h
fis h
D A D A
h Cis7
Idę tam gdzie bezmiar błękitu
Światłocienie cyprysów przy drodze
Feerią barw każdy ranek rozkwita
Chociaż wiem, że do celu nie dojdę
C
C
F
d
G d a
G d a
C F C
E
|
|
|
|
A
A
D
h
Gdy malował świat milkł jak zaklęty
Kurczył się w skrawek płótna na ramach
A on pieścił je jak pierś kobiety
W siedmiobarwnych tęcz kreskach i plamach
Kiedy skończył wpatrywał się w ciszy
By natchnieniem nasycić znów duszę
A gdy już dał się marszandom wykpić
Pił noc całą by z brzaskiem wyruszyć mówiąc
Idę tam gdzie..
17
E h fis
E h fis
A D A
Cis7
Cisza Jak Ta – Nasze zielone światy
G D e D C D e D
Z taką wiarą umiesz patrzeć na zielone liście drzew
Choć za oknem biała zima i świat cały pokrył śnieg
Nie chcesz słuchać że do wiosny jeszcze tyle trzeba przeżyć
Wierzysz w miłość... najpiękniej wierzysz
G
e
C
e
D
D
D
D
W Twoich światach nie ma miejsca na zwyczajne proste życie
A w źrenicach sny zostają kiedy budzisz się o świcie
I w zieleni Twoich marzeń można cały świat zanurzyć
Wierzysz w miłość... tak jak trzeba wierzyć nią.
G
e
C
e
D
D
D
D
A ja zamknę mocno oczy, one mają siłę krat
Wierzę w zieleń Twoich myśli
Wierzę... nasz jest cały świat...
e D
e
D
Wielki wóz nam będzie Arka z cumą gdzieś nad połoniną
Na pokładzie jest nadzieja, wiara, miłość - z nami płyną
Odbijemy od przystani omijając światła miast
Popłyniemy gdzieś daleko szlakiem... ułożonym z gwiazd
G
e
C
e
D
D
D
D
Otworzymy jasno oczy w gwiazdach nikt nie liczy lat
W górze mapa gwiezdnych szlaków w dole nasz zielony świat...
Całujemy swe powieki delikatne niczym kwiaty
Odpływamy w stronę nieba - gdzie nieznane nowe światy
Nasze światy...
Nasze światy...
Nasze światy...
G
e
C
e
G
C
D
D
D
D
D e D
e* a7 D
18
Cisza Jak Ta - Pożegnalny wieczór
Dziękuję ci za wszystko to Tragiczne i zabawne
e
Co nam kazało Ściszać głos I mówić sobie prawdę
e
Albo nie mówić sobie nic W południa najleniwsze
C
Dziękuję ci za wszystkie dni Od innych dni szczęśliwsze
e
Dziękuję ci za wszystkie dni Od innych... dni szczęśliwsze :) e
Tak trudno nam powiedzieć - dość
I inną miłość przeczuć
Jest cisza jako trzeci gość
W nasz pożegnalny wieczór
Tak trudno nam powiedzieć - dość
I inną miłość przeczuć
Jest cisza jako trzeci gość
W nasz pożegnalny wieczór
Dziękuję ci, napijmy się Za wszystko, co cię spotka
Aby zły los ominął cię, i melancholii odchłań
Już nie zazdroszczę wcale tej Która na ciebie czeka
Napijmy się, będzie nam lżej, spójrz - wino się uśmiecha
Napijmy się, będzie nam lżej, spójrz - wino się uśmiecha
Tak trudno nam powiedzieć...
Rozumiem Ja nie jestem tą Potrzebną nade wszystko
Wiem Ona czeka - Niech poczeka Koniec wieczoru blisko
Rozumiem Zdajesz się na wiatr Do nowych portów płyniesz
Napijmy się do dna Do dna Niczemu nikt nie winien
Napijmy się do dna Do dna Niczemu nikt nie winien
Tak trudno nam powiedzieć...
19
a
a
G
a
a
e
D
e
D
C
h
e
D
h
e
h
e
G
e
a
e
e
e
C
e
e
a
a
G
a
a
D
D
h
D
D
e
G
e
e
e
D
D
h
D
D
e
G
e
e
e
Cisza Jak Ta – Szemkel, Siódmy Anioł
G A h cis D A G
Na dachu kamienicy
Prostując zmęczone kości
Przykucnął w słońcu Szemkel
Archanioł grzesznych miłości
D
e
h
G A h cis
Zmęczone skrzydła zwinął
Płacząc na dachu skraju
Tak trudno przemycać grzeszników
Przez bramy Boskiego raju....
D
e h
G fis
G fis e/D
I westchnął Szemkel smutno
Do lotu prostując skrzydła
Cóż winna ludzka miłość
Że nawet Aniołom zbrzydła...?
G
G
G
G
A h /A
fis(A) e/D
A h/AA
fis e/D
Śmiały się inne anioły
Że szary, zmęczony nieładny
Że skrzydła ma zmierzwione
Że kolor piór tak szkaradny
Że wielokrotnie karany
Za przemyt ludzkich słabości
Że dla takiego nie warto
Marnować Boskiej miłości
I westchnął Szemkel smutno...
Puszyste, białe dostojne
i z rozwianymi lokami,
fruwały nad nim wyniośle
zajęte ważnymi sprawami
Fis h
Fis h
Fis G D
G fis e/G A D
I westchnął Szemkel smutno...
G A h cis D A G
20
Cisza Jak Ta - W naszym niebie
Jeszcze śpisz
Za rzęsami schowana
Błękit nieba
Uwięziony w Twoich oczach
Ciepły głos
Jeszcze w ustach uśpiony
W Twoich włosach
Jeszcze śpi wiosenny wiatr
h
D
G
e
Jeśli chcesz
Wypuść spod powiek wiosnę
Wypuść błękit radosny
Moje niebo...
Jeśli chcesz
Niech motyle Twych słów
Z ciepłych wyfruną ust
W moje niebo…
G
D
h
A
Jeszcze śpię
W Twoje myśli wsłuchana
W ciepły oddech
I tak znaną melodię
Moje serce
bije przecież tak samo
Jest tak Twoje
Że go sama nie poznaję
h
D
G
e
Ref. G D h A
Jeśli chcesz
Żeby snu nadszedł kres
Jeśli dzień zbudzić chcesz
W naszym niebie
Przytul mnie
Za oknami znów deszcz
Lecz wiosennie nam jest
W naszym niebie...
Chcę przytulać Ciebie już od rana
Tulić Twoje włosy jedwabne, kochane
Patrzeć w piersi Twojej lekkie falowanie
Zwabić promień słońca w twych oczach nad ranem
Będę tulić Ciebie, skarb najcenniejszy
W deszczu kroplach za oknem wypatrywać tęczy
Wszystkie wiosny kwiaty zakwitną dla Ciebie
W naszym niebie…
21
Czom ty ne pryjszoł
Czom ty ne pryjszoł
Jak misjac zijszoł
Ja tebe czekała
Czy konia ne mał
Czy steżky ne znał
Maty ne puskała
Czy konia ne mał
Czy steżky ne znał
Maty ne puskała
a
a
C
d
C
C
d
C
C
G C A7
e a
E E7 a A7
e a
E E7 a
I konia ja mał
I steżky ja znał
I maty puskała
Najmensza sestra
Bodaj ne zrosła
Sidelce schowała
A starsza sestra
Sidelce znajszła
Konia osidłała
Pojid brateńku
Do diłczynońky
Szczo by ne czekała
Tecze riczeńka
Newełyczeńka
Schoczu, pereskoczu
Widdajte mene
Moja matinko
Za koho ja choczu
Dum, dum, dum, dum, dum
Dum, dum, dum, dum, dum
Dum, dum, dum, dum, dum, dum, dum
Widdajte mene
Moja matinko
Za koho ja choczu
22
Dom o Zielonych Progach – Gór mi mało
Drogi Mistrzu, Mistrzu mojej drogi
Mistrzu Jerzy i Mistrzu Wojciechu
Przez was w górach schodziłem nogi
Nie mogąc złapać oddechu
C
d
C
d
G
G
G
G
C
a
F
d
G
e
C
G
Gór, co stoją nigdy nie dogonię
Znikających punktów na mapie
Jakie miejsce nazwę swym domem
Jakim dotrę do niego szlakiem
Gór mi mało i trzeba mi więcej
Żeby przetrwać od zimy do zimy
Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę
Po śladach, które sam zostawiłem
Góry, góry i ciągle mi nie dość
Skazanemu na gór dożywocie
Świat na dobre mi zbieszczadział
Szczyty wolnym mijają mnie krokiem
C d G G* G / x2
Pańscy święci, święci bezpańscy
Święty Jerzy, Mikołaju, Michale
Starodawni gór świętych mieszkańcy
Imię wasze pieśniami wychwalam
Gór, co stoją nigdy nie dogonię
Znikających punktów na mapie
I chaty, by nazwać ją swym domem
Do której żaden szlak by nie trafił
Gór mi mało i trzeba mi więcej...
23
Dom o Zielonych Progach - Jam
Jam
Jam
Jam
Jam
jest
jest
jest
jest
ziemia, co podpiera stopy
wiatr, co rozwiewa włosy
deszcz, co obmywa twarz
słońce, co wysusza skórę
C G
a F G
Jam jest nic i wiele
Jam jest ten, co płacze
i ten co się śmieje
On
On
On
On
jest
jest
jest
jest
ciepłem, co rozgrzewa ciało
chmurą, co osłania mnie
mgłą, co łagodzi ranek
ciepłem, które mieszka we mnie
On jest nic i wiele
On jest ten, co płacze
i ten co się śmieje
|
24
Dom o Zielonych Progach - Łemata
Pamiętam tylko tabun chmur się rozwinął
I cichy wiatr wiejący Bukowiną
I twardy jak kamień plecak pod moją głową
I czyjaś postać co okazała się tobą
Idę dołem a ty
Jestem słońcem
Ogniem ja wodą
Śmiechem ja ty
górą
ty wichurą
ty
ronisz łzy
C G a e
F C G G7
|
|
D G h fis
G D A4 A
C
a
F
G
|
|
|
|
D G
h fis
G D
A4 A
Byłaś jak wielkie światło w tę smutną noc
Jak wielkie szczęście co zesłał mi los
Lecz nie na długo było cieszyć się nam
Te kłótnie bez sensu skąd ja to znam
Idę dołem a ty górą...
I tłumaczyłem jej jak naprawdę to jest
Że mam swój świat w nim setki tych swoich spraw
A moje gwiazdy to z daleka do mnie lśnią
I śmiechem i łzami witają mój bukowy dom
Idę dołem a ty górą...
25
G
e
C
G7
Dom o Zielonych Progach – Pieśń XXIX
Całe życie w niebo idzie
Mój połoniński pochód
I buki - srebrni jeźdźcy
Nad nimi wiosny sokół
I nadał tamtej połoniny wiatr
I chmur wiosennych grzywy
I na chorągwi wspomnień twarz
Z włosami wiejącymi
wstęp: D C G D |x2
D2
C7+
G6
D2
Jak ciała nasze w mrocznym rytmie
Wznosiły się góry opadały
Tak dzieje się gdy wiosna przyjdzie
Wypala miłość stare trawy
Całe życie w niebo idzie
Mój połoniński pochód
I buki - srebrni jeźdźcy
Nad nimi wiosny sokół
Jak popiół rozwiały się grzechy
W ciszy ktoś zawilce zasiał
I tylko grzmią włosy przestrzeni
W wielkich oknach mego świata
D
e
G
D
D C G D |x2
Jak ciała nasze w mrocznym rytmie...
26
Dom o Zielonych Progach – Zostanie tyle gór
Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach
Zostanie tyle drzew ile narysowało pióro
e C
G D (A)
Tak gotowym trzeba być do każdej ludzkiej podróży
Tak zdecydują w niebie lub serce nie zechce już służyć
Ja tylko zniknę wtedy w starym lesie bukowym
To jakbym wrócił do siebie po prostu wrócę do domu
Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach...
I wszystko tam będzie jak w życiu i stół i krzesła i buty
Te same nieporuszone na niebie zostaną góry
Tylko ludzi nie będzie tych co najbardziej kocham
Czasem we śnie ukradkiem zamienią ze mną dwa słowa
Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach...
Będą leciały stadem liście duszyczki i szepty ich w lesie
Będzie tak wielki i świsty rok cały będzie tam jesień
Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach...
27
Enigma – Jesienna droga do Leluchowa
Droga przez sam środek jesieni
Pod liści złotym tunelem
Dopala się wzgórze nad Popradem
Pachnie polskim zasuszonym zielem
d g
B C d
Snuje się na drodze do Leluchowa
Poezji Lelum-Polelum
Słonecznik zza chmur się wychyla
Dzień dobry Ci mój przyjacielu
B
g
B
g
F
A7
F
a B C d
D
h
D
D
A
G
A h G
A B C d
Snuje się tu moja duszyczka sowia
Zbiera przyprawy do swojej baśni
Czerwony dereń października
Piołuny goryczki i dziurawca
Snuje się na drodze do Leluchowa..
Droga przez sam środek jesieni
Syczą w Popradzie liście jak iskry
Rzucam i rzucam czarne kiście guseł
Na wiatrów wir płomienisty
Snuje się na drodze do Leluchowa..
28
Enigma – Piosenka dla przyjaciela
Przeczekamy jeszcze jedną zimę
Żeby znów móc się spotkać
(mój przyjacielu)
Opowiedzieć co dobrego
I zapomnieć o złych chwilach
(mój przyjacielu)
A gdy wiosną wyschną drogi
Dogonimy bardzo szybko tych co przeszli obok.
Przeczekamy cisze między nami
Płoche słowa i rozmowy nieskończone
Chleba nigdy nam nie zbrakło
Popatrz znowu kwitnie jabłoń
Przyjacielu gwiazda spadła
Przeczekamy jeszcze jedno lato
Wciąż nie wierząc że na karku mamy jesień,
(mój przyjacielu)
A dziewczynom co odeszły
Odeślemy listy z deszczu
(mój przyjacielu)
Żeby życia zbyt nie trudzić
To epilog dopiszemy garścią złudzeń
29
D
G D
F7 a7 D
G A
D G
F7 a7 D
h fis
G e A
D
C
D
C
C
G
G
G
G
G
e A
D A
e A
D
D
Pechowy dzień
Wiatr przystojny w garniturze
Chce podobać się złej chmurze
Chmura w złości deszczem go przepędza
Wiatr się schował w jakimś oknie
Jest szczęśliwy, że nie moknie
A miał wkrótce chmurze być za męża
Lecz nie jest źle,
Mogło być gorzej,
Czasem w życiu zdarza się
Pechowy dzień
Wiatr szczęśliwy w wolnym stanie
Zawsze stać go na zawianie
Zawsze stać go na samony spacer
A niejedna chmura teraz
Kocha, cierpi i umiera
Mówiąc: "Wietrze mogło być inaczej..."
Lecz nie jest źle...
30
A
e
D A
| D
| a
| G D
C G
E7 a
C G
A
|
|
|
|
F C
A7 d
F C
D
Góry i ludzie
E fis
A E
Góry i ludzie z nieba schodzą,
Trochanowscy prowadzą basy.
Przez wieś wiodą jak niedźwiedzia,
Jak jastrząb skrzypeczki płaczą.
To Sławko gra skrzypce trzyma,
Smykiem zahacza o szczyty dalsze.
A bas Piotra jak wicher wydyma
Banie na cerkwi na cerkwi w Bielance.
Góry i ludzie z nieba schodzą,
Na drodze życzliwa życzliwa ciemność.
Wreszcie po latach tych przy stole
Zsiadło się ze mną morze Łemków.
Jedna nad nami Łemkowyna
I jeden Święty Jerzy czuwa.
Jezus na tronie wypoczywa,
Czesany w koki jak Samuraj.
31
Góralska Opowieść
Kiedy góral umiera
Pochywalją nad nim
Las w oddali szumi
A on długo sposobi
to góry z żalu sine
głowy, jak nad swoim synem
mu odwieczną pieśń bukową
się, przed najdalszą drogą
E E7
A E
fis A E
fis A E
|
|
|
|
D
G
e
e
D7
D
G D
G D
E
fis
A
E
E
fis
A
E
fis
A E
fis A
E
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
D
e
G
D
D
e
G
D
e
G D
e G
D
Kiedy góral umiera to nikt nad nim nie płacze
Siedzi czeka aż kostucha w okno zakołacze
Oczy jeszcze raz uniesie do góry do nieba
By pożegnać góry swoje by im coś zaśpiewać
Góry moje wierchy moje
Otwórzcie swe ramiona
Niech na miekkim z mchu posłaniu
Cichuteńko skonam
Ojcze mój halny wietrze
Powiej ku północy
Ciepłą drżącą swoją ręką
Zamknij zgasłe oczy
Bym mógł w ziemię wrosnąć
Strzelić potem ku słońcu smreczyną
I na zawsze szumieć już
Nad swoją dziedziną
Kiedy
Cicho
Tylko
Tylko
góral umiera to dzwony mu nie grają
wspina się pod bramy góralskiego raju
strumień na kamieniach żałobną nutę składa
nocka chmurnooka górom opowiada
Góry moje wierchy moje...
A gdy góral już umrze nikt nie układa baśni
Tylko w niebie roziskrzonym mała gwiazdka gaśnie
Ziemia twardą szorstką ręką tuli go do siebie
By na zawsze już mógł zostać pod góralskim niebem
Góry moje wierchy moje...
32
Hawiarska Koliba
Gdy księżyc na niebo wychodzi
Zapłoną dokoła ogniska
I wkrótce popłynie z Hawiarskiej Koliby
Melodia nam wszystkim tak bliska
Usiadła już brać rozśpiewana
Dokoła złotego ogniska.
Wiatr niesie melodię z Hawiarskiej Koliby
Nad pola, nad lasy, urwiska.
Zaniesie wiatr naszą melodię,
Do domu Wołochów i Łemków.
Piosenkę rajdową Hawiarskiej Koliby
Piosenkę krakowskich studentów.
Już księżyc blednie na niebie,
A promyk słońca już błyska,
Pogasły ogniska Hawiarskiej Koliby
Do snu kładzie się cała izba.
33
D
G
G
A
A
A
A
D
D D7
D
D h
D7
|
|
|
|
C
F
F
d
G
G
G
G
C
C
C
C
C7
C7
a
C7
Hej przyjaciele
Tam dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg.
Już wędrówki naszej wspólnej, nadchodzi kres.
Wy pójdziecie inną drogą, zostawicie mnie.
Odejdziecie, sam zostanę, na rozstaju dróg.
Hej, przyjaciele! Zostańcie ze mną,
Przecież wszystko to co miałem oddałem wam.
Hej przyjaciele! Choć chwilę jedną,
Znowu w życiu mi nie wyszło, znowu jestem sam.
Znów spóźniłem się na pociąg i odjechał już.
Tylko jego mglisty koniec zamajaczył mi.
Stoję smutny na peronie z tą walizką jedną.
Tak jak człowiek, który zgubił od domu swego klucz.
Hej, przyjaciele...
Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg.
Już wędrówki naszej wspólnej nadchodzi kres.
Wy pójdziecie inną drogą, zostawicie mnie.
Zamazanych drogowskazów nie odczytam już.
Hej, przyjaciele...
34
C G F C
Hej Leonardo
Ja nie wesoła, ale z kokardą
lecę do słońca, HEJ LEONARDO!
A ja się kręcę, bo stać nie warto
naprzód planeto HEJ LEONARDO!
C G
a F G
Dość jest wszystkiego
dojść można wszędzie / 4x
Diabeł mnie szarpie, trzyma za uszy
dokąd wariatko, chcesz z nim wyruszyć?
A ja gotowa, ja z halabardą
hej! droga wolna HEJ LEONARDO!
Panie w koronie, panie z liczydłem
nie chcę być mrówką, ja chcę być skrzydłem
A moja głowa, droga i muzyka
do brązowego życia umyka
Wyszła z bylekąd, ale co z tego
zamieszkam daleko, hej! hej kolego!
Odłóżmy sprawy, kochany synku
na jakieś dziewięć miejsc po przecinku
35
T. Lewandowski – Jaka jesteś (Bitwa)
Jesteś bitwą moją nie skończoną
W której ciągle o przyczółek walczę
Jesteś drzwiami które otworzyłem
A potem przycięły mi palce
G a
C D G (a C D)
Jesteś kartką z kalendarza
Zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami
I ulicą na której co dzień
Uciekałem między latarniami
Jesteś mgłą ogromną nie zmierzoną ciszą
W huku i łoskotem w ciszy
Jesteś piórem i wyblakłą kartką
Którymi na której dzisiaj piszę
Że jesteś kartką z kalendarza
Zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami
I ulicą na której co dzień
Uciekałem między latarniami
Przyszłaś do mnie a ja nie spostrzegłem
Dzisiaj tylko mogę mówić byłaś
Nie wiem czy na jawie wzięłaś mnie za rękę
Czy jak wszystko ty się tylko śniłaś
36
Zgórmysyny – Jak okiem sięgnąć
Los łaskawie zwykł mnie wieść
Drogą małych miejskich szczęść
Lecz zostawiam czasem milion ważnych spraw
Teraz ścieżka pośród traw
Wiedzie mnie w cudowny świat
Do przyjaciół, których z mapy dobrze znam
G
h
C a G D
G
h
C D G
Zabieram marzeń garść na drogę
Myśl o wolności i pogodę
Ducha, co wzrasta z każdym dniem
D a
D e
D C G
Bo tutaj w górach jest mój dom
Śpią marzenia, gwiazdy lśnią
Tu przestrzenią karmię serce
Żyć, co krok pragnę więcej!
G
h
C a
C D (G)
C G a D G
Za mną już niejeden szczyt
Choć wysoki, prostszy niż
Czasem, z czasem stanąć twarzą w twarz
W codzienności znaleźć sens
I móc wrócić wiedząc, że
Życiu trzeba gór nadawać kształt
Zabieram marzeń garść na drogę
Myśl o wolności i pogodę
Ducha, co wzrasta z każdym dniem
Bo tutaj w górach jest mój dom
Śpią marzenia, gwiazdy lśnią
Tu przestrzenią karmię serce
Żyć, co krok pragnę więcej!
Bo tutaj w górach jest mój dom
C G a D G
Wysoko w górach jest mój dom
C G a D G
Jak okiem sięgnąć - dom
C G a D G
37
Zgórmysyny – Pod słońce
Z różowym świtem pierwszy w światło stawiam krok
Zórz horyzontem napełniam duszę mą
Senne marzenia zostawiam za siną siatką mgieł
Witam świat. Wiem, czego chcę!
Biec pod słońce, kochać mocniej, chłonąć każdy dzień
Przed horyzontem znaleźć spokój pod koronami drzew
Spocząć na chwilę i znów szczęście nieść
Wiedzieć, że żyję - cieszyć się
G
G
G
E
C D
C D
A D h
A4 A
D
D
D
E
D/Fis G A
D/Fis G A
h
A (D)
Radości beztroskiej zdroje wyplotę z promieni przędz
Duszy żagiel wypełnię wśród ciepłych wiatru tchnień
Nadziei korzenie wsadzę w wiary żyzny grunt
By jutro znów, by jutro znów
Biec pod słońce..
Aż zmrok zmęczenia kołdrą otuli mnie
Z kalejdoskopu przeszłych dni na nowo życia czytam treść
Z lekkością ptaka frunę pod snów tęczy szczyt
By jutro na jawie spełnić największy z nich
Biec pod słońce..
38
fis h
A D
G Fis h G
E A
Andrzej Koczewski, Zbigniew Bogdański –
Jeszcze nie czas
Wieczór w granatowym swym płaszczu
Gwiazdy już pozapalał
Z kątów wyłażą zrudziałe smutki
A my gramy na swych gitarach
D
D
h
G
G D G
G D G
G
D A
I ciche nutki zbieramy
By grały nam razem do taktu
Niebieskie myśli odganiamy
Bo przecież jeszcze nie czas
D
D
h
G
G D G
G D
G
D A
G
D
G
D
G
D
G
A
h
A
D7
A
h
A D G
Jeszcze nie czas swe marzenia
Do walizek kłaść
Jeszcze nie czas by piosenki
Nasze śpiewał tylko wiatr
Jeszcze nie czas by gitary
Spały na dnie szaf
Póki tyle jest muzyki jeszcze w nas
Gdy piasek nie chce się wsypać
Pod oczy i do snu zaprosić
To trzeba gdzieś odejść by dłużej nie płakać
I smutku w swym sercu nie nosić
A kiedy zabraknie przyjaciół
By wieczór przegadać do rana
To przecież masz jeszcze swoja gitarę
Strun kilka, melodii parę
Jeszcze nie czas...
Gdy włożą cię w dębowa skrzynkę
Niech włożą razem z gitarą
Niech w niebie ci grają struny srebrzyste
Melodie twą ukochaną
Jeszcze nie czas...
39
Andrzej Koczewski, Zbigniew Bogdański –
Jesienne wino
Z brzękiem ostróg wjechałem do miasta
Pod jesień było, czas złotych liści nastał.
W kieszeni worek srebra, czas do domu.
Wtem za plecami woła głos:
Usiądź razem ze mną
Spróbuj mego wina
Z czereśni, wiśni - resztek lata
Choć jesień się zaczyna.
Tyle tej jesieni
Jeszcze jest przed nami
Zdążysz wrócić do domu
Nim noc zapadnie nad drogami - hej.
Słońce stało w zenicie, bił południowy żar
A w gardle kurz przebytych dróg
Co tam - spocznę chwilę przecież nie zaszkodzi
Do przejścia niedaleką drogę jeszcze mam
Usiądź razem ze mną ...
Zbudziłem się w czerwieniach zachodu
Pod starą karczmą co rynek zamyka
Zabrała moje srebro, duszę i ostrogi
Zostało pragnienie i tępy ból głowy
- i pamięć jej słów:
Usiądź razem ze mną ...
40
a
a
d
G
G
G
C
F
a G
C
G a
a
a
G
d
G
a
G
d
G
C
a
C
F
C
a
C
F a
Jesienna zaduma
Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy za lasem
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowo jak za chleb.
e
F
e
F
G
a
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony.
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem.
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony.
41
G
e
G
e
Fis h e
H7 e
e D G
a e
D a e
Apolinary Polek – Kołysanka dla Nieznajowej
Zima powoli sunie w ciszy przez dolinę
Kopczyki śniegu zamiast ptaków na gałęziach
Uciekłem tam gdzie można uciec najskuteczniej
Do tych kapliczek połemkowskich czas nie sięga
Śpij śpij nadszedł czas
W śniegu strumień w słońcu las
G
G
G
e
e
D
e
D
C D
C
C D
C
e D C G
Ktoś tu zbudował kiedyś piec z nierównych cegieł
Gliniane serce żar rozpala, że aż huczy
Zostało jeszcze kilka półek i obrazek
I coś co każe "Encore jeszcze raz" zanucić
Śpij śpij nadszedł czas
W śniegu strumień w słońcu las
Beskid nakryje tutaj mnie pokorną ciszą
Zima zasypie cicho ślady zetnie chłodem
I to nie ja powrócę jutro przez Rozstajne
Siebie zostawię w białej pustce w Nieznajowej
Śpij śpij nadszedł czas
W śniegu strumień w słońcu las
42
Krajka
Chorałem dzwonków dzień rozkwita,
Jeszcze od rosy rzęsy mokre
We mgle turkocze pierwsza bryka,
Słońce wyrusza na włóczęgę
a
a
C
a
E
F
d
E E7
|
|
|
|
a
a
a
E
Drogą pylista drogą polną,
Jak kolorowa panny krajka,
Lato się toczy ku stodołom
Będzie tańczyć walca...
a
a
C
a
E
F
d
E E7
|
|
|
|
a d
a F G7
C d
E7
A ja mam swoją gitarę,
Spodnie wytarte i buty stare
Wiatry niosą mnie
F G
C a
d E a ( A7 )
Schrypnięte skrzypce stroją świerszcze,
Żuraw się wsparł o cembrowinę
Wiele nanosi wody jeszcze,
wielu się ludzi z niej napije
Drogą pylistą drogą polną,
jak kolorowa panny krajka,
lato się toczy ku stodołom,
Będzie tańczyć walca...
A ja mam swoją gitarę...
43
d
F G
d
E7
L. Luther – Preludium dla Leonarda
Na parterze w mojej chacie
Mieszkał kiedyś taki facet,
Który dnia pewnego cicho do mnie rzekł:
Gdy zachwycisz się dziewczyną,
Nie podrywaj jej na kino,
Ale patrząc prosto w oczy, szepnij słowa te:
Jestem taki samotny
Jak palec albo pies.
Kocham wiersze Stachury
I stary dobry jazz.
Szczęścia w życiu nie miałem,
Rzucały mnie dziewczyny.
Szukam cichego portu,
Gdzie okręt mój zawinie.
h
D
C
D
h
D
C
G
G
A
G
A D
G
A
D
Po tych słowach z miłosierdzia
Padła już nie jedna twierdza
I nie jedna cnota chyżo poszła w las.
Ryba bierze na robaki
A panienka na tekst taki,
Który zawsze mówię, patrząc prosto w twarz
Kiedy szał pierwszych zrywów minął
Zakochałem się w dziewczynie
Z Którą się na całe życie zostać chce
Chciałem rzec: będziemy razem
Zrozumiała mnie od razu
I jak echo wyszeptała słowa te
Jestem taka samotna
Jak igła albo miotła
Kocham wiersze Leśmana
I bawić się do rana
Szczęścia w życiu nie miałam
Rzucały mnie chłopaki
Szukam cichego portu
Do uprawiania sportu
44
D
G
C
C
D
C
D
G D
G
A
G D
L. Luther – Scarlet
1861
W Atlancie szał tysiąca młodych nóg.
Generał Lee podnosi w górę rękę
Jankesom śmierć tak nam dopomóż Bóg.
G
e
G
G
D
C
D
C
G
D
G C
D
Na dworcu tłok, sztandary i kobiety,
Pociągi pełne chłopców Ŝądnych krwi.
W kwietniowym słońcu błyszczą epolety.
Wiwat Południe! Wiwat stary Lee!
G
e
G
G
D
C
D
C
G D
D
G C
D
Scarlet, czemu słowa takie zimne
Jakby w gardle okruch lodu stał.
Scarlet, wojna nie jest dla dziewczynek,
Które nie potrafią grać va banque.
1862
Jesienne słońce w epoletach lśni.
Generał Lee dochodzi do Missouri,
Do Pensylwanii wkracza stary Lee.
Artyleryjski ogień wkrótce zdławi
Jankeskie szczury w górach Tennesee.
Zwycięstwa Bóg Atlantę błogosławi.
Wiwat Południe! Wiwat stary Lee!
Scarlet, czemu słowa...
1864
W krwi południowej tonie miasta próg.
Jankeskie psy nie wejdą do Atlanty
Jankesom śmierć tak nam dopomóż Bóg.
Płonie Atlanta w ogniu oszalałym,
Sztandar obłażą wygłodzone wszy.
Gwardia opuszcza miasto osłupiałe
Znak krzyża szablą kreśli stary Lee.
Scarlet, czemu słowa...
Scarlet, on powtarza twoje imię
Czując w ustach prochu smak.
Scarlet, miłość nie jest dla dziewczynek,
Które nie potrafią grać va banque.
45
G
a
G
a
D
C D
D
C D
Lipka
Z tamtej strony jeziora
Stoi lipka zielona
A na tej lipce, na tej zieloniutkiej
Trzej ptaszkowie śpiewają
Nie byli to ptaszkowie
Jeno trzej braciszkowie
Co się spierali o jedną dziewczynę
Który ci ją dostanie
Jeden mówi tyś moja
Drugi mówi jak Bóg da
A trzeci mówi - moja najmilejsza
Czemuś mi tak smutna
Jakże nie mam smutną być
Za starego każą iść
Czasu tak niewiele jeszcze dwie niedziele
Mogę z tobą miły być
Z tamtej strony jeziora
Stoi lipka zielona
A na tej lipce, na tej zieloniutkiej
Trzej ptaszkowie śpiewają.
46
e
G
e
C
D e D
C H7
D e D
H7 e
|
|
|
|
a
a
a
F
G
G E
G a G
E a
Przemijanie
Dzień kolejny minął
Dzień, co nic nie przyniósł
Jeszcze się nie skończył
A nowy już wyrósł
Tyle
Tylu
Tyle
Tyle
dni minęło, tyle marzeń
ludzi przeszło, tyle zdarzeń
marzeń sennych się nie spełniło
dobrych gwiazd ubyło
Tyle słów powiedział
Słów, co nic nie znaczą
Może kogoś uraził
Czyjeś oczy płaczą
Tyle
Tylu
Tyle
Tyle
dni minęło, tyle marzeń
ludzi przeszło, tyle zdarzeń
marzeń sennych się nie spełniło
dobrych gwiazd ubyło
Znowu czasu mijanie
Znowu minął dzień
Komu przyniósł radość
Komu smutek zeń
47
Piosenka dla Dośki
Jeszcze noc, jeszcze cienie się chwieją
Cichym snem oddycha cały dom
Moje myśli błądzą między złudą i nadzieją
A czasami do snów Twoich zajrzeć chcą
G
G
G
G
C
C
C
C
To będzie dobry dzień
Jeśli rano mnie przywitasz
Ciepłych rąk dotknięciem
Bez niepotrzebnych słów
To będzie dobry dzień
Z Twojej twarzy to wyczytam
Dzień się budzi, Ty się budzisz
Witaj dniu
C
G
e
A
C
G
G
D
D
C
Jakie imię chcesz darować mu na drogę
Jakim słowem przywita go nasz dom
Czy gdy jesień przyjdzie będzie jej za osłodę
Wszak we dwoje jesień nie jest porą złą
To będzie dobry dzień...
48
D
D
C
C
G
G C
e D
G C
D/G7
Piosenka z szabli
Niech w księgach wiedzy szpera rabin
Nauka to jest wymysł diabli
Mądrością moją jest karabin karabin
I klinga ukochanej szabli
Nie dbam o szarżę ni o gwiazdkę
Co kiedyś mi przystroją kołnierz
Wy piszcie klechdy i powiastki powiastki
Ja biję się jak musi żołnierz
Nie tęsknię do kawiarni gwarnej
Gdzie mieszka banda dziwolągów
Gardzę zapachem buduarów buduarów
Gdzie Ania psoci wśród szezlongów
Nie nęcą mnie zalety babin
Kobieta zdradną bierz ją diabli
Kochanką moją jest karabin karabin
I klinga ukochanej szabli
Niejeden wróg miał na mnie chrapkę
A teraz jęczy w piekle na dnie
Ze śmiercią igram w ciuciubabkę ciuciubabkę
Więc może wkrótce mnie dopadnie
Ksiądz niech mnie grzebie albo rabin
Żołnierza się nie czepią diabli
Lecz w grób połóżcie mi karabin karabin
I klingę ukochanej szabli
49
e
e
G
H
D e D
D H
D a
H7 e
Na Bani – Nie jestem święty
Lepiej diabłu wlecieć w ramiona
Zwłaszcza gdy diabeł jest piękną dziewczyną
Niż tylko po to pokusę pokonać
Żeby bez lęku iść ciemną doliną
a d C G
Chociaż dałem się wieść mocom ciemnym
Zbiesiłem się, czarcim uległem czarom
I choć kochałem też beznadziejnie
To przecież miłość znam nie do wiary
A miłość daleko jest od grzechu
Miłości mi trzeba jak oddechu
Miłość daleko jest od grzechu
Miłości mi trzeba jak oddechu
a d C a d C
Nie biesów to czekają w niebiesiech
Nie pieją ku ich wątpliwej czci hymnów
Ja święty nie jestem, mój aniele
Ale ty zawsze stój przy mnie
d
d
d
B
B
B
B
d
C G
g a
C G
C
Nie biesów w niebie czekają z nadzieją
Nie na ich cześć tam hymny pieją
Choć wiary nie budzę, aniele mój
To ty jednak przy mnie stój
d
d
d
B
B
B
B
d
C
g
C
C
g a x2
Być może garnków nie lepią święci
Ale kto z innej ulepiony gliny
W górę nie gapię się wniebowzięcie
Gdy grzeszy myślą, słowem lub czynem
Nie poznałem języka aniołów
A i z człowiekiem dogadać się trudno
Niczego na wiarę ot tak nie przyjąłem
Po co nadzieją karmić się złudną?
A miłość daleko jest od grzechu...
50
G
a
G
a
Na Bani – Poezja
Ty przychodzisz jak noc majowa,
Biała noc, uśpiona w jaśminie,
I jaśminem pachną twoje słowa,
I księżycem sen srebrny płynie,
cis gis
A H
Płyniesz cicha przez noce bezsenne
Cichą nocą tak liście szeleszczą
Szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne,
W słowach cichych skąpana jak w deszczu...
To za mało! Za mało! Za mało!
Twoje słowa tumanią i kłamią!
Piersiom żywych daj oddech zapału,
wiew szeroki i skrzydła do ramion!
Nam te słowa ciche nie starczą.
Marne słowa. I błahe. I zimne.
Ty masz werbel nam zagrać do marszu!
Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem!
Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna,
Jest gdzieś jasne i piękne życie.
Powszedniego chleba słów daj nam
I stań przy nas, i rozkaż - bić się!
Niepotrzebne nam białe westalki,
Noc nie zdławi świętego ognia Bądź jak sztandar rozwiany wśród walki,
Bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnia!
Odmień, odmień nam słowa na wargach,
Naucz śpiewać płomienniej i prościej,
Niech nas miłość ogromna potarga.
Więcej bólu i więcej radości!
Jeśli w pięści potrzebna ci harfa,
Jeśli harfa ma zakląć pioruny,
Rozkaż żyły na struny wyszarpać
I naciągać, i trącać jak struny.
Trzeba pieśnią bić aż do śmierci,
Trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży.
Jest gdzieś życie piękniejsze od nędzy.
I jest miłość. I ona zwycięży.
Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze
Ze słów prostych i z cichych - najcichsze,
A umarłych w wieczności rozpostrzyj
Jak chorągwie podarte na wichrze.
51
|
|
a e
F G
Na Bani – Sponad kufla piwa
Jak szczyty do wzięcia, kufle kudłate
Wynurzają się po sobie i piętrzą w oddali
Wspinają się słowa starym znanym szlakiem
Szlakiem dawno zdobytych już szklanic
E
E
E
E
H
H
H
H
fis
fis
fis
fis
A
A H
A
A H
A
A
A
A
H
H
H
H
cis gis
E
cis D
E
I wzrasta słono - słono potem okupiona
Wiatrem odarta z drzew Jaworzyna
Spojrzenie błądzi po szczytach zielonych
Gubi się w mgłą zasnutych dolinach
Wieczór gdzieś tam z wiatrem ku nocy odpływa
Po kamieniach pną się myśli w nieskończoność
Ku lotom bez granic - sponad kufla piwa
Do bożych schronisk niepamięci drogą
Przewala się po kątach mej pijanej duszy
Odchodzi i wraca, potyka i wstaje
Grzmot dawno przebrzmiałej, radocyńskiej burzy
I śmiech bez pamięci, i echa wołanie
Z każdym łykiem lżejszy wzbijam się nad domy
Ponad sady dolin i cerkiewne głowy
W rozespanych wspomnieniach nieprzytomnie tonę
Między drogą z Komańczy a bramą Lackowej
Wieczór gdzieś tam z wiatrem ku nocy odpływa
Po kamieniach pną się myśli w nieskończoność
Ku lotom bez granic - sponad kufla piwa
Do bożych schronisk niepamięci drogą
52
C D e (E)
Nie zabieraj dziewczyny na szlak
Zabrałem dziewczę w góry by miło spędzić czas
słońce nam świeciło, wesoło szumiał las
i szliśmy tak we dwoje, za nami drogi szmat
aż nagle przystanęła i powiedziała tak:
Bolą mnie już nogi, ramiona i kark
chodzić już nie mogę i sił zupełnie brak
już ręce opadają i czuje się jak wrak
i dosyć mam tych gór i niech je trafi szlag
Doszliśmy do schroniska, została tam na noc
za twardy był materac zbyt postrzępiony koc
za zimna była woda by można umyć się
a ona wciąż z uporem powtarza słowa te:
Bolą mnie już nogi...
Wróciliśmy do domu po dwóch szalonych dniach
ja byłem zawiedziony, a jej się chciało spać
ja pragnę ją przytulić by nie gniewała się
lecz ona wciąż z uporem powtarza słowa te
Bolą mnie już nogi...
53
D fis h fis
G D e A
Trzeci Oddech Kaczuchy – Nie umieraj
nam inteligencjo
Nie umieraj nam inteligencjo
Ty przedwojenna i z awansu społecznego
Ty podzielona Mazowieckim i Wałęsą
Miotana burzą braków do pierwszego
c G c
f G
f c
As(Gis) G
Ty wtłoczona i wgnieciona między klasy
Tę robotniczą tę rolniczą ciągle zbędna
Pomijana przez kolejnych ekip asy
Żeby przeżyć ty bądż inteligentna.
c G c
f G
f c
As(Gis) G
Weź z Wyspiańskiego wstręt do Chochołów
A od Rejmonta przaśny spryt chłopski
Od Żeromskiego blask szklanych domów
A od Tuwima bukiet kwiatów polskich
c g c g
c g c g
As(Gis) B Es c
As(Gis) G
Od Gałczyńskiego naucz się pozbyć
Dwóch lewych rąk do bożka mamony
Od Żeleńskiego naucz się robić
Wszelkich oszustów w zielony balonik
c g c g
c g c g
As(Gis) B Es c
As(Gis) G
A gdy jeszcze weźmiesz coś dla siebie
Z Baczyńskiego Stachury i Hłaski
Dotaniesz od Miłosza i Lema
I od nas stojące oklaski
c G c
f G
f c
As(Gis) G
A gdy ci przyjdzie upaść na kolana
I ręke po prośbie wyciągniesz niechętnie
Uczyń to z godnością tytana
I nie umieraj, lecz proś o wsparcie
- inteligentnie
c G c
f G
f c
As(Gis) G
. . . c?
Nie umieraj nam inteligencjo (zwolnienie)
c G c
54
Przemysław Gintrowski - Dorastanie
Jaki będzie po nas ślad,
Co zostanie, a co zginie?
Tysiąc zalet, milion wad,
Biały ekran w pustym kinie.
Beczką śmiechu jest ten świat,
Szczypta życia pod chmurami.
Bilans zysków, bilans strat,
A my ciągle dorastamy...
Trzeci dzwonek i kurtyna.
Trzeba żyć, musisz żyć!
Przedstawienie się zaczyna.
Jesteś aktor, jesteś widz.
Ty i teatr, brawa, finał,
Końca brak, musisz żyć!
Znów komedia się zaczyna.
Jesteś aktor, jesteś widz.
G
D
e
h
C D
e D
G C
D
G
D
G
D
C D
e D
C
D G
Spektakl trwa i trwa, i trwa,
W dusznych salach i ogrodzie.
Znów i znów kolejny akt.
Drą się dzieci, wyje młodzież.
To na linie taniec jest
I na twarz same bramy.
Co rok prorok więdnie bez,
A my ciągle dorastamy…
Trzeci dzwonek...
55
Robert Kasprzycki – Zapiszę śniegiem w kominie
A jeśli zabraknie na koncie pieniędzy
I w kącie zagnieździ się bieda.
Po rozum do głowy pobiegnę niech powie,
Co sprzedać by siebie - nie sprzedać.
Zapiszę śniegiem w kominie,
Zaplotę z dymu warkoczyk,
I zanim zima z gór spłynie wrócę.
Zapiszę śniegiem w kominie,
Warkoczyk z dymu zaplotę,
I zanim zima z gór spłynie wrócę,
I będę z powrotem.
A jeśli nie znajdę w swej głowie rozumu
To paszport odnajdę w szufladzie.
Zapytam go może, on pewnie pomoże,
Poradzi jak sobie poradzić.
Zapiszę śniegiem w kominie ...
A jeśli zabraknie ci w sercu nadziei,
Bo powrót jest zawsze daleko.
Przypomnij te słowa, zaśpiewaj od nowa,
Bym wiedział, że ktoś na mnie czeka
...i zawsze już będę z powrotem.
56
C
C
C
C
G
G
G
G
F C
F
F C
F
C
a
F
C
C
F
F
G
e
C G
G
a
C G
C
|
|
|
|
D
D
D
D
A
A
A
A
G D
G
G D
G
|
|
|
|
|
|
|
D
h
G
D
h
G
G
A
fis
D A
A
fis
D A
A D
Tak mnie ciągnie do gór
Tak mnie ciągnie do gór,
Jak anioły do chmur
(x4 lub x50)
Żyją ludzie w wielkich miastach
Żyją w małych wsiach
Ja nie mogę znaleźć miejsca
Ciągle mnie gdzieś gna
Wciąż niepokój w sercu drzemie
Myśli plączą się
W głowie jedno mam marzenie
Znów coś woła mnie
A D
E AE
A E
DE AE
A D
AE AE
A E
DE AE
A D
AE ADE
Tak mnie ciągnie do gór...
Góry wznoszą się do nieba
Bliżej z nich do chmur
W niebie każda dusza śpiewa
Gra anielski chór
Mnie do szczęścia gór potrzeba
W góry ciągnie mnie
We mnie tylko dusza śpiewa
Los mnie w góry gna
57
Siklawa – Takiego Janicka
Jesce jo se nie wiem
Kaj moje kochanie
Kiedy sie mi jaki
Chłopocek dostanie
Takiego Janicka
Serdusko by chciało
Coby se zatońcył
Zaśpiywoł wesoło x2
G
h
C G
D
G
e
G
C
D
C
D
G
Moze jest tu blisko
A moze daleko
Kiedy sie to moje
Serdusko doceko
Takiego Janicka...
Zawseś mi matusiu
Jedno powtorzała
Zebyk sie w bogactwie
Nigdy nie kłochała
Takiego Janicka
Coby mnie milowoł
Coby mnie pokochoł
Coby mnie sanowoł
58
SCoB – Blues rybaka
Chciałbym być rybakiem, zgubiony pośród mórz
Gdzie od lądu daleko i od gorzkich wspomnień stu
Rozstań i miłości, odrzucić słodką sieć
Bez ścian dławiących w okół, w sufit gwiazd zapatrzeć się
Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach...
Chciałbym rozpalonym, parowozem pędzić w dal
Sunąć poprzez kraj deszczowy, jak armatni pomknąć strzał
W słupie ognia w palenisku, parę czuć w maszynie moc
Licząć znikające miasta w tę niesamowitą noc
Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach...
Wiem, że wrótce się uwolnię z więzów co krępują mnie
I okowy wreszcie spadną, przyjdzie ten wspaniały dzień
I w tej wyczekanej chwili, za rękę wezmę cię
I pojadę tym pociągiem i rybakiem stanę się
Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach...
59
G F
a C
G F a C
SCoB – Lato
Gdy cię pierwszy raz ujrzałem
Jasno zrozumiałem, że
Muszę bronić się przed tobą,
Na najmniejszy zważać gest.
Wypalony letnim słońcem
Zniknął wątpliwości ślad:
Zamieniłem „czy" i „kiedy",
Na pytanie „gdzie" i „jak"?
C G4
a7 a7
F
F C
Lato nam umyka po strumykach,
Po zielonych stokach wzgórz,
O wczoraj się nie pytaNie pamięta już...
Lato ciemną, pełną szeptów nocą
Kusi, jak
Na twoich opalonych plecach
Jasny po ramiączku ślad.
C G4 a7
a7 C
C G4
a7 e
C G4 a7
a7
F
F C
Zapukałem w twoje okno,
Powiedziałaś „wejdź"Z gęstej poziomkowej nocy
Jasny świt wynurzył się.
Zapukałem do twojego serca,
Powiedziałaś „idź"Na rozgrzaną ścieżkę sierpnia
Upadł pierwszy żółty liść.
Lato nam umyka...
Ciepłe noce pod gwiazdami,
Duszne pod namiotem sny,
Jesień stuka sztalugami,
Świat gruntuje bielą mgły.
Pierwszy świt w koronkach szronu,
Pełna słodkich jagód garść...
Jeśli tylko się przyśniłaś,
Czemu teraz tak mi żal?
Lato nam umyka...
60
SCoB – Nasza miłość
W niedomkniętym oknie noc
Podpatruje twoje sny,
W niedomkniętym oknie noc,
Siedzę, patrzę jak ty śpisz...
Nie wiem, skąd ta ironia,
Która nie pozwala mi
Nazywać rzeczy wprost, lecz…
G
e
G
e
G
h
C
C
a7
C
a7
a7
a7
Nasza miłość, nasza miłość, nasza miłość
Ma to do siebie, że
Znika, unosi ją wiatr, znika, unosi ją wiatr,
Może kiedyś, kto to wie,
Przyjdzie znów taka noc.
Znów zapalasz papierosa
I próbujesz ukryć łzy,
A ja nie wiem, nie pamiętam tego,
Co powiedzieć chciałem ci...
Są takie słowa, wierzę,
Co sprawiłyby, że
Byłoby łatwiej, lecz…
G C G a7 G C
h7 a7
G C e a7 G C
h7 a7
a9 C
G D G/C
Nasza miłość...
Wspomnienia moje płyną do ciebie w letnią noc,
A listy moje cicho na wiatru skrzydłach mkną,
I mleczarz, tramwaj, znów ranek taki sam,
Jak każdy dzień, każda noc, każda noc w tym mieście
Więc powiedz,
Czy odważysz się,
Czy odnajdziesz w kalendarzu
Niewykorzystany dzień,
Widać tak nam pisane, że musimy być
Zawsze w pół drogi, lecz...
Nasza miłość...
61
e
e
e
e
C G
C G
C G
C
SCoB – Turystyczna 1
Szliśmy tak już chyba szósty dzień,
Przed nami stoi szczyt - cel naszej drogi.
Szliśmy tak już chyba szósty dzień,
po bokach wysychały siana stogi...
Ani świeci słońce, ani pada deszcz
W tym roku góry jakieś takie...
D
G
D
G
e
G
G
D
G
D
G D
A D
Szliśmy tak już chyba szósty dzień,
Aż Kapeć powiedział: Czas w doliny nam wyruszyć!
Może napotkamy jakiś sklep
I parę flaszek piwa uda się osuszyć...
A tam było jak w raju:
O której byś nie przyszedł zawsze piwo dają.
Szliśmy tak już chyba szósty dzień,
A w każdej knajpie tak co najmniej cztery piwa.
Za oknami ciągle sterczy szczyt,
A drogi jakoś wcale nie ubywa.
Piwo albo góry - powiedziałem,
Odpowiedział: Oczywiście, góry,
Kelner! Jeszcze cztery piwa!
e G D
G D
G A D
A tam było...
62
SCoB – U Maleho Glena
Zakochałem się w barmance „U Maleho Glena"
Byłem pewien, że piękniejszej w całym świecie nie ma
Już nad ranem się kochałem w całej Malej Stranie
Pierwszy tramwaj cud ogłosił: Nowe z-baru-wstanie
C
C
a
C
g
g
F
g
A z dachów Pragi wiatr zdmuchiwał pianę obłoków
I strącał letni deszcz na wspomnienia i wstążki mostów
Kiedy już sierpniowa noc zasypiała w strachowskich ogrodach
Powiedz, że ci nie było żal powiedz, że ci nie szkoda
F
F
F
e
G C a
G C a
G C F
d7 G C
Zakochałem się w muzyce od pierwszego słyszenia
Byłem pewien, że wdzięczniejszej pani w całym świecie nie ma
Prowadzałem po piwnicach najpiękniejsze pieśni
Ciemnej nocy powierzyłem smutne opowieści
A z dachów Pragi wiatr...
Moja głowa pełna wiatru, buty zakurzone
Z Gdańska- Wrocław, Nahod, Praha - i w odwrotną stronę
Albo: Piwna bladym świtem, my i nasze pieśni...
Komisariat nas wysłucha, komisariat nie śpi.
A z dachów Pragi wiatr...
63
C
C
C
C
SCoB – Własnymi wierszami
Chętnie zjadam ptaki i zwierzęta
Za to bardzo rzadko kwiaty
I o bliskich staram się pamiętać
Ale ciągle mylę daty
D C
h G
Pomyśl tylko jak mogło być z nami
Ale wiesz, poeci zawsze chodzą
Własnymi wierszami
Już myślałaś, że tak zawsze będzie,
Że się nic nie może zmienić
A tu pozamieniał liście w złoto
Jesiennego dnia alchemik
Pomyśl tylko...
Z tamtą rzeką nic mnie nie łączyło
Może drobne dreszczu fale
Z tobą wszystko byłoby inaczej
Gdybym cię nie spotkał wcale
Pomyśl tylko...
64
h e h e
D G
h G
SDM – Bieszczadzkie anioły
Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach
Gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadasz
Najwyżej na ucho ci powie gdy będzie w dobrym humorze
Że skrzydła nosi w plecaku nawet przy dobrej pogodzie
Anioły są całe zielone zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją i w opuszczonych sadach
W zielone grają ukradkiem nawet karty mają zielone
Zielone mają pojęcie a nawet zielony kielonek
Anioły bieszczadzkie
Bieszczadzkie anioły
Dużo w was radości
I dobrej pogody
C G
a
C
G a
Bieszczadzkie anioły
Anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię dotkną
Już jesteś ich bratem
Anioły są całkiem samotne zwłaszcza te w Bieszczadach
W kapliczkach zimą drzemią choć może im nie wypada
Czasem taki anioł samotny zapomni dokąd ma lecieć
I wtedy całe Bieszczady mają szaloną uciechę
Anioły bieszczadzkie..
Anioły są wiecznie ulotne zwłaszcza te w Bieszczadach
Nas też czasami nosi po ich anielskich śladach
One nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogę
I wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień
Anioły bieszczadzkie
Anioły bieszczadzkie..
65
(kap. V)
a G
a e
C G C F
C G a e a
SDM – Blues dla małej
Wystukaj po torach do mnie list
Wtedy na pewno nie wyjedziesz cała.
Niech będzie w nim lokomotywy gwizd
Tylko to zrób jeszcze dla mnie Mała.
Wystukaj po torach
Choćby w alfabecie
Moja ulica jeszcze
Jeśli tak chcesz w
C G
a G
F C
h7/5- E7 a
do mnie list
Morse'a
twardo śpi
liście zostaw
A mogliśmy Mała razem łąką iść
Świt witać po kolana w rosie
A mogliśmy Mała razem piwo pić
Dom nasz zamienić na sto pociech
A mogliśmy Mała konie kraść
Z niebieskiego boskiego pastwiska
A mogliśmy Mała w środku lata
Zbudować słoneczną przystań
Napisz od serca do mnie list
I zamieszkaj w tym liście cała
Niech śmiechu dużo będzie w nim
Obiecaj mi to dzisiaj Mała
Napisz od serca do mnie list
Lecz proszę nie wysyłaj go nigdy
W szufladzie zamknij go na klucz
Niech czeka wciąż lepszych dni
66
h7/5a
G
E
F
C
h7/5E a
SDM – Czwarta nad ranem
Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz
Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz
A
cis
D A
E
fis
D E A
Czemu cię nie ma na odległość ręki
Czemu mówimy do siebie listami
Gdy ci to śpiewam u mnie pełnia lata
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy
A E
fis cis
D A
D E
Czemu się budzę o czwartej nad ranem
I włosy twe próbuje ugłaskać
Lecz nigdzie nie ma twoich włosów
Jest tylko mała nocna lampka łysa śpiewaczka
A E
fis cis
D A
D E f#
Śpiewamy bluesa bo czwarta nad ranem
Tak cicho by nie zbudzić sąsiadów
Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie
Myślał by kto że rodem z Manhattanu
A E
fis cis
D A
D E
Czwarta nad ranem...
Herbata czarna myśli rozjaśnia
A list twój sam się czyta
Ze można go śpiewać
Za oknem mruczą bluesa
Topole z Krupniczej
A E
fis cis
D
A
D E
I jeszcze strażak wyszedł na solo
Ten z Mariackiej Wieży
Jego trąbka jak księżyc
Biegnie nad topolą
Nigdzie się jej nie spieszy
A E
fis cis
D
A
D E
Już piąta...
67
SDM – Leluchów
Wyjedź ze mną dziś jeszcze
Przecież blisko jest dworzec
Wyjedź ze mną natychmiast
Tylko to nam pomoże
a
a
a
a
C
C
C
C
G
G
G
D D7
W Leluchowie miła
Czereśnie dziko krwawią
Tam granicy pilnuje
Całkiem wesoły anioł
G
C G
C
G a D7
W Leluchowie miła
Zaczyna się koniec świata
Tam anioł traci głowę
Z brzozami się brata
G
C G
C G
a C G
Wyjedź ze mną do lata
Przecież jeszcze nie koniec
Schowaj trochę uśmiechu
Na naszą wspólną drogę
Kiedy będziesz już ze mną
To nikomu nie powiem
Że szczęśliwi byliśmy
Kiedyś w Leluchowie
68
SDM – Nie rozdziobią nas kruki
Nie rozdziobią nas kruki
Ni wrony, ani nic!
Nie rozszarpią na sztuki
Poezji wściekłe kły!
D G0 h G
fis e A7
D G0 h G
D A G
Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu nie jeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!
Nie omami nas forsa
Ni sławy pusty dźwięk!
Inną ścigamy postać:
Realnej zjawy tren!
Ruszaj się Bruno...
Nie zdechniemy tak szybko,
Jak sobie roi śmierć!
Ziemia dla nas za płytka,
Fruniemy w góry gdzieś!
Ruszaj się Bruno...
69
Fis
G D
Fis
G D
h
A
h
A D
SDM – Opadły mgły
Opadły mgły i miasto ze snu się budzi
Górą czmycha już noc
Ktoś tam cicho czeka by ktoś powrócił
Do gwiazd jest bliżej niż krok
Pies się włóczy popod murami bezdomny
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony
A ziemia toczy toczy swój garb uroczy
Toczy toczy się los
Ty co płaczesz ażeby śmiać mógł się ktoś
Już dość już dość już dość
Odpędź czarne myśli dość już twoich łez
Niech to wszystko przepadnie we mgle
Bo nowy dzień wstaje bo nowy dzień wstaje
Nowy dzień
Z czarnego snu już miasto się wynurza
Słońce wschodzi gdzieś tam
Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża
Uchodzą cienie do bram
Ciągną swoje wózki dwukółki mleczarze
Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń
A ziemia toczy toczy swój garb uroczy
Toczy toczy się los
Ty co płaczesz ażeby śmiać mógł się ktoś
Już dość już dość już dość
Odpędź czarne myśli porzuć błędny wzrok
Niech to wszystko zabierze już noc
Bo nowy dzień wstaje bo nowy dzień wstaje nowy dzień
70
G
G
G
G
G
G
C
D
C
D
C
D
SDM – Piosenka dla Wojtka Bellona
Powiedz, dokąd znów wędrujesz
Czy daleko jest twój sad
Ten w krainy buczynowe
Ze mną tam układa pieśni wiatr
Ten w krainy buczynowe
Za mną nikogo, tylko wiatr
D
D
C
C
e
e
G
G
G
G
G
G
Zmierzchy grają, a przestrzenie
Własny mi podają dźwięk
Takie śpiewy z nimi lub milczenie
W którym znika każdy dawny lęk
W takich śpiewach i milczeniu
W szumie świętych buków zginął lęk
Zaszumiały się powietrza
I ruszyłeś sam na szlak
Ten ostatni, ten najlepszy
Przyszedł czas, Pan dał znak
Ten ostatni, ten najlepszy
Przyszedł czas, Pan dał Ci znak.
71
D
D
D
D
D
D
SDM – Pod kątem ostrym
Dom mój ostatnio
Ledwo stał na nogach
Stół nawet przechylał się
Kiedy jadłem obiad
G
D
F
G
C
e
C
D4 D
Podłoga grzbiet prężyła
Klepki aż trzeszczały
Jakoś tak nie mogłem
Złapać równowagi
Przechylił się mrocznie
Mój dom na chwilę
I mieszkałem kątem
Na równi pochyłej
Dobrze że wróciłaś
Kwiaty w wazonie
Znów oswojone
Cicho piją wodę
72
SDM – Pożegnanie
la
la
la
la
la
la
la
la
la
la
la
la
la la la la la
la la
la la la la la la
G D
G D
G D Fis
Fis
h G D
Fis
la la la la la la la
la la la la la
Może się spotkamy znów po kilku latach
Może właśnie tutaj lub na końcu świata
Będziesz wtedy inna - ja wciąż taki sam
Może nam się uda zacząć jeszcze raz
h
G
G
G
Fis Fis h
D Fis
D Fis h
D Fis
Dzisiaj muszę odejść - już mnie nie zatrzymuj
Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło
Rozstawiłaś straże wokół moich snów
Daj mi wreszcie spokój - dosyć mam już słów
la la la...
Wrócę tu na pewno, gdy nadejdzie pora
Zapamiętaj tylko, co mówiłem wczoraj
Zapamiętaj tylko, że się nie zmieniłem
Myślę, co myślałem, wierzę w co wierzyłem
Wrócę, gdy zrozumiesz - już po kilku latach
Może właśnie tutaj będzie koniec świata
Będziesz wtedy inne - ja wciąż taki sam
Może nam się uda zacząć jeszcze raz ...
la la la...
73
SDM – Sanctus
Święty święty święty – blask kłujący oczy
Święta święta święta – ziemia co nas nosi
Święty kurz na drodze
Święty kij przy nodze
Święte krople potu
Święty kamień w polu
Przysiądź na nim, panie
Święty promyk rosy
Święte wędrowanie
e
e
e
C
D
e
C
D
e
Święty chleb – chleba łamanie
C
Święta sól – solą witanie
C
Święta cisza, święty śpiew
C
Znojny łomot prawych serc
C
Słupy oczu zapatrzonych
Bicie powiek zadziwionych
Święty ruch i drobne stopy
Święta święta święta – ziemia co nas nosi
Słońce i ludny niebieski zwierzyniec
Baran, Lew, Skorpion i Ryby sferyczne
Droga Mleczna, Obłok Magellana
Meteory, Gwiazda Przedporanna
Saturn i Saturna dziwów wieniec
Trzy pierścienie i księżyców dziewięć
Neptun, Pluton, Uran, Mars, Merkury, Jowisz
Święty chleb...
74
e
D
e
C
e
D
e
C
C D
D
D
e
D
D
D
C
G
G
e
D D
C
e
h
D
C
e
h C C D D
SDM – U studni
Spotkamy się kiedyś u studni
Wkoło będzie zielono
Nasze żony będą odświętne
Nawet wódkę wypić pozwolą
E A
E
E
A H
Spotkamy się kiedyś u studni
Takiej zwykłej - z kołowrotem
Woda w niej będzie chłodna
W świat uwierzymy z powrotem
E A
E
E
A H
Spotkamy się u studni
Być może że na drugim świecie
Bóg przecież jest łaskawy
I pewnie da nam tę pociechę
A
H E
A
H E
Spotkamy się kiedyś u studni
Z wiecznie żywą wodą
Bellona też zaprosimy
On przecież będzie polewał
E A
E
E
A H
Spotkamy się u studni
I będziemy znów tacy młodzi
Nasze żony będą piękne
Nam wódka nie będzie szkodzić
A
H E
A
H E
75
SDM – Wojtka Bellona ostatnia ziemska podróż do
Włodawy
Z gitarą i piórem kwietniowym wieczorem
Jedziemy Wojtku razem do Włodawy
Stary bieszczadnik Majster Bieda
Wciąż wierny górom jak zwykle jest z nami
I mówisz - wszystko się uda
O to nie ma żadnej obawy
Przecież jedziemy dziś
Na dwa dni do Włodawy
W przedziale po oczach mdli mleczna żarówka
Mała gwiazda betlejemska
I pociąg lubelski noc długą przecina
Buntując się na ostrych zakrętach
I mówisz - wszystko będzie dobrze
Opowiemy im nasze sprawy
Przecież po to jedziemy
Na dwa dni do Włodawy
Z plecaka chleb wyjęty garść soli
Kawałek sprytem zdobytej kiełbasy
Chcemy noc przeskoczyć ciemną i niepewną
Z biletem kupionym w nieznane
Lecz mówisz - znów musi się udać
Choć tyle podróży za nami
Przecież jedziemy dziś
Na dwa dni do Włodawy
Dzisiaj się buntuje Czesiek król nad króle
Piekarz rodem z Buska wchodzi w układ
Stawia pasjans z bułek i gorzej się czuje
A w drewnie cierpliwym został ślad
A ty na przekór wszystkim mówisz
Że się uda - nie ma obawy
Przecież jedziemy dziś
Na dwa dni do Włodawy
I są pytania i są wciąż rozmowy
Ważne choć tylko przedziałowe
I jak z każdej wspólnej nam posiady
Wygląda w przyszłość zatroskany człowiek
Wyciągasz wiersz ciepły jeszcze
Wczoraj bodajże napisany
I czytasz głośno go w przedziale
W naszej podróży do Włodawy
76
d
G
F
A
d
C
B
d
C
G
A7
F
A
C
A d
T. Wachnowski - Śniegowice
Do Śniegowic wpadłem tylko na godzinę
Na godzinę tylko bo to zagranicą
I zostałem w Śniegowicach całą zimę
Całą zimę przyszło tkwić mi w Śniegowicach
E
H
E
H
cis
A D
cis
A D
Byłem głupi bo tak dałem się zaskoczyć
Że przy sobie miałem tylko na napiwek
A gdy bieda mi zajrzała prosto w oczy
Uśmiechnąłem się zapytałem zimy
Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma
Tylko zima i święta tak odrzekła mi zima
Źle nie było ale rzadko tak do śmiechu
Czasem śniegu było więcej niż herbaty
Za pieniądze pożyczone od kolegów
Kupowałem mały dom na duże raty
Gdy mi mówisz że przeciąga się ta zima
Gdy mnie pytasz kiedy znowu cię odwiedzę
Ty chcesz wiedzieć co mnie jeszcze tutaj trzyma
Ty chcesz wiedzieć a ja wiem co odpowiedzieć
Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma
Tylko zima i święta tylko święta i zima
Dziś gdy patrzę na te moje Śniegowice
Zamrożone tak a już nie koniec świata
Zapominam widzę tylko co chcę widzieć
I pamiętam koniec zimy w środku lata
Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma
Tylko zima i święta tylko święta i zima
77
E cis E cis
A H E
Wędrowiec
Nie oglądaj się za siebie, kiedy wstaje brzask
Ruszaj dalej w świat, nie zatrzymuj się
Sam wybierasz swoją drogę z wiatrem czy pod wiatr
Znasz tu każdy szlak, przestrzeń woła cię.
Przecież
Przecież
Przecież
Przecież
wiesz,
wiesz,
wiesz,
wiesz,
że dla ciebie każdy nowy dzień
że dla ciebie lasu chłodny cień
jak upalna bywa letnia noc
że wędrowca los to jest twój los
Lśni w oddali toń jeziora, słyszysz ptaków krzyk
Tu odpoczniesz dziś i nabierzesz sił
Ale jutro znów wyruszysz na swój stary szlak
Będziesz dalej szedł, tam gdzie pędzi wiatr
Przecież
Przecież
Przecież
Przecież
wiesz,
wiesz,
wiesz,
wiesz,
że dla ciebie każdy nowy dzień
że dla ciebie lasu chłodny cień
jak upalna bywa letnia noc
że wędrowca los to jest twój los
78
d F
C g d
F C g d
WGB – Ballada o Cześku Piekarzu
Chleba takiego jak ten od Cześka
Nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie
Bo Czesiek Piekarz nie piekł lecz tworzył
Bochny jak z mąki słoneczne kołacze
G
D
e
G
D
D A G D
A
G Fis h
A
A
Kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał
Przez okno w kitlu łyknąć powietrza
A kromkę masłem smarując każdy mówił
Nad chleby ten chleb od Cześka
D
e
G
D
A
G Fis h
A
A D
C
C
C
C
D
G
G e a
h e
G e a
Chleb się chlebie chleb się chlebie
Bo nad chleb być może co
Chleb się chlebie chleb się chlebie
Niech ci nigdy nie zabraknie
Drożdży wody, rąk i ziarna
Mruczał Czesiek tak noc w noc
A o porankach chlebem pachnących
Gdy pora idzie spać na piekarzy
Zaczerwienione przymykał oczy
Czesiek i siadał z dłutem przy stole
Ciągle te same włosy i trochę
Za duży nos w drewnie cierpliwym
Pieściły ręce dziesiątki razy
W poranki świeżym chlebem pachnące
Nikt takich słów jak miasto miastem
Nie znał i źle się dzieje mówili
Na obraz czerniał Czesiek razowca
Kruszał podobnie bułce zleżałej
Gdy go znaleźli na pasku z wojska
Dłuto jak wbite w bochen miał w garści
I nie wie nikt co Cześka wzięło
Lecz śpiewa każdy jak miasto miastem
79
A e h
D A G D
WGB – Bar na Stawach
Jeszcze się z nocy kołysze miasto
Ósma piętnaście na Stawach bar
Bramę otwiera, wchodzimy tedy
Ja i Hnatowicz Jan
F9/6 C9/5
G
Co tu zostało z wierszy Mistrza?
Klasa robotnicza fasolka z bufetu
A smak poranny piwa łapczywie
Poznają poematy w beretach
Wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa
Tępo spod dacha popatrzył
Nie mieści mu się w głowie służbowej
Że można wypić na czczo
Co tu zostało z wierszy Mistrza?
Kiedy wyjść trzeba na papierosa
A bufetowa grozi gliną
Gdy ktoś coś powie głośniej
Pod ścianą zaraz przy wejściu
Paląc sporty z rękawa
Siedli goście wprost z wierszy Mistrza
Bubu Makino wypisz wymaluj
Słuchaliśmy ich z Hnatowiczem
Jak żywy poemat Stawów
Poezją był brzęk ich kufli
Kosmiczny wymiar miały słowa
Lecz chłopakom od sąsiedniego stolika
Chyba z zawodówki pobliskiej
Nagle się dziwnie zachciało
Żeby te zgredy wyszli
Co tu zostało z wierszy Mistrza?
Chłodem powiało od drzwi nie domkniętych
I wyszliśmy z Hnatowiczem, gdzie indziej szukać poezji...
80
WGB – Bez słów
Chodzą ulicami ludzie
Maj przechodzą, lipiec, grudzień
Zagubieni wśród ulic bram
Przemarznięte grzeją dłonie
Dokądś pędzą, za czymś gonią
I budują wciąż domki z kart
A E
fis cis
D A E
A tam w mech odziany kamień
D A
Tam zaduma w wiatru grani
Tam powietrze ma inny smak
D A E
Porzuć kroków rytm na bruku
Spróbuj - znajdziesz, jeśli szuka
Zechcesz nowy świat, własny świat
Płyną ludzie miastem szarzy
Pozbawieni złudzeń, marzeń
Omijają wciąż główny nurt
Kryją się w swych norach krecich
I śnić nawet o karecie
Co lśni złotem nie potrafią już
A tam w mech odziany...
Żyją ludzie, asfalt depczą
Nikt nie krzyknie - każdy szepce
Drzwi zamknięte, zaklepany krąg
Tylko czasem kropla z oczu
Po policzku w dół się stoczy
I to dziwne drżenie rąk
A tam w mech odziany...
81
| G D
| e h
| C G D
| C G
| a e
| F C G
| C G
| F C
| C G D
| F C G
WGB – Bukowina I
W Bukowinie góry w niebie postrzępionym
W Bukowinie rosną skrzydła świętym bukom
Minął dzień wiatrem z hal rozdzwoniony
I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć
Chociaż gwiazdy mnie prowadzą ciągle szukam
W Bukowinie zarośnięte echem lasy
W Bukowinie liść zieleni się i złoci
Śpiewa czasem banior ciemnym basem
I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć
Choć już szukam godzin krocie i dni krocie
W Bukowinie deszczem z chmur opada
Okrzyk ptasi zawieszony w niebie
Nocka gwiezdną gadkę górom gada
I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć
Choć mnie woła Bukowina wciąż do siebie
82
(kap. V)
a d7 e7 a7
a d7 e7 a7
C7+ G C7+ a7
d7 e7 a7 d7 e7
a7
d7 a7 e7 a7
WGB – Bukowina II
Dość wytoczyli bań próżnych przed domy kalecy
Żyją, jak żyli - bezwolni, głusi i ślepi
Nie współczuj - szkoda łez i żalu
Bezbarwni są, bo chcą być szarzy
Ty wyżej, wyżej bądź i dalej
Niż ci, co się wyzbyli marzeń
Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin
Niechaj zabrzmi Bukowina w wiatru szumie
Dzień minął, dzień minął - nadszedł wieczór
Świece gwiazd zapalił
Siadł przy ogniu, pieśń posłyszał i umilkł
C
C
d
d
e
d
d
d
G
G
F
G
F
F
e
C
G
C
C
C
C
F
C
F
F
d
G
d
G
G
C
Po dniach zgiełkliwych, po nocach wyłożonych brukiem
W zastygłym szkliwie gwiazd neonowych próżno szukać
Tego, co tylko zielonością
Na palcach zaplecionych drzemie
Rozewrzyj dłonie mocniej, mocniej
Za kark chwyć słońce, sięgnij w niebo
Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin...
Odnaleźć musisz - gdzie góry chmurom dłoń podają
Gdzie deszcz i susze, gdzie lipce, październiki, maje
Stają się rokiem, węzłem życia
Twój dom bukowy zawieszony
U nieba pnia, kroplą żywicy
Błękitny, złoty i zielony
Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin...
83
C
C
e a
C
F C
WGB – Kołysanka dla Joanny
Zanim mi sen na oczy spłynie
Moje myśli szybują przez lufcik
Żeby cię ujrzeć w ową chwilę
Gdy włosy czeszesz przed lustrem
C
d
C
a
e
C G
e
C G
C
d
C
C
C
C
C
e
e
C G
G
G
G
G
F
G a
A kiedy zaśniesz w ciepłej pościeli
Znużone długim przelotem
Jak ptaki głowy w skrzydła wtulają
Patrząc na sen twój spokojny
G C C7+ C6 C
Niech ci się przyśnią pory roku
Niech grają we śnie twoim i tańczą
Jesień prężąca liście do lotu
Lato w upale słonecznym
A jeśli zima to w śniegu cała
Wiosna w miłków słonecznych łąkach
Śpij moje myśli nad tobą czuwają
Na parapecie za oknem
84
WGB – Majster Bieda
Skąd przychodził, kto go znal
Kto mu rękę podał kiedy.
Nad rowem siadał, wyjmował chleb
Serem przekładał i dzielił się z psem
Tyle wszystkiego co z sobą miał
Majster Bieda
D G
D G
D A
fis
A G
A D
A
h
- fis e
- G fis e A D
Czapkę z głowy ściągał gdy wiatr gałęzie chylił drzewom.
Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd.
Drogę bez końca co przed nim szła
Znal jak piec palców, jak szeląg zły.
Majster Bieda
Nikt nie pytał skąd się wziął
Gdy do ognia się przysiadał
Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch
Znużony droga wędrowiec boży.
Zasypiał długo gapiąc się w noc
Majster Bieda
Aż nastąpił taki rok
Smutny rok tak widać trzeba
Nie przyszedł Bieda zielona wiosna
Miejsce gdzie siadał zielskiem zarosło
I choć niejeden wytężał wzrok
Choć lato pustym gościńcem przeszło
Z rudymi liśćmi, jesieni scheda
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Majster Bieda
85
D G
D D7 G A
D A
fis h
A G
A G
A G
A G
A G
A G A
D - G fis e A D
WGB – Nocna piosenka o mieście
W mieście jak ryby tramwaje
A miasto jak studnia bez dna
A niego jak żuraw
A niebo jak żuraw
Schyla się nocą i świtem powstaje
Nad rybną studnią bez dna
C G
F a G
C G
G7 a
C d
E e a
Zaułków lipcem sparzonych
Wyciszyć nie może zmrok
Zasiedli na ławkach
Zasiedli na ławkach
Ludzie co twarze dniem umęczone
Pod lipiec kładą i zmrok
A7 F
G F C
E7
a
F C
G C (a)
Nie śpię bo spotkać chcę w mieście
Tę ciszę co gęsta jak noc
Rozmawiać z krokami
Swoimi krokami
I oto idę nocy naprzeciw
Bo wokół cisza i noc
Czekam aż neon przytłumi
Rozmyta latarnia dnia
Odnajdą się cienie
Odnajdą się cienie
I ludźmi ulice zatłumią
Czekam na przyjście dnia
W mieście jak ryby tramwaje
A miasto jak studnia bez dna
A niebo jak żuraw a niebo jak żuraw
Schyla się nocą i świtem powstaje
Nad rybną studnią bez dna
C
C
C
C
C
86
G
G
G
G
G
WGB – Ocean
Oceanie sinowłosy
Białe statki ku mnie wyślij
Dwa kamyki, moje myśli
Na otwartych dłoniach niosę
Daj mi miejsce w głębi morza
Szczyptę lądu, szczyptę skały
Tu zbuduję zamek biały
Tutaj gniazdo swe założę
A
D
A
D
A
G
A
D
G
A
G
A
E
D
G9/6
A
Gdzieś daleko w stu stolicach
Żyją ludzie, biją dzwony
Niezliczone bataliony
Przyczajone na granicach
Marszałkowie szklanoocy
Palą owce i dziewczęta
Kto o kwiatach dziś pamięta?
Szumią giełdy w głębi nocy
W głębi morza zabłąkany
Nie chcę nic o ludziach słyszeć
Biały kolor, kolor ciszy
W moim zamku białe ściany
W moim zamku gdzieś w ogrodzie
Będę czytać wschodnie baśnie
Zanim słońce w morzu zgaśnie
Żeby z morza powstać co dzień
A gdy ludzie wypełnieni
Nienawiścią w jednej chwili
Zniszczą wszystko, co stworzyli
Wielkim ogniem z wnętrza ziemi
Znikną lądy, zniknie morze
Nie wie nikt, co będzie potem
W białych światach ja z powrotem
W łonie matki się ułożę
87
WGB – Pejzaże Harasymowiczowskie
Kiedy wstałem w przedświcie a Synaj
Prawdę głosił przez trąby wiatru
Zasmreczyły się chmury igliwiem
Bure świerki o góry wsparte.
I na niebie byłem ja jeden
Plotąc pieśni w warkocze bukowe
I schodziłem na ziemię za kwestą
Przez skrzydlącą się bramę Lackowej
G
C
G
e
G
C
G
e
I był Beskid i były słowa
Zanurzone po pępki w cerkwi baniach
Rozłożyście złotych
Smagających się wiatrem do krwi
Moje myśli biegały końmi
Po niebieskich, mokrych połoninach
I modliłem się złożywszy dłonie
Do gór, do Madonny brunatnolicej.
A gdy serce kroplami tęsknoty
Jęło spadać na góry sine
Czarodziejskim kwiatem paproci
Rozgwieździła się Bukowina
I był Beskid i były słowa...
Tak umykałem pod żaglem Słońca,
W uśpionych dolin puste ogrody.
Pomiędzy chyże w podniebnych trawach
Aż po komina szczyt zatopione.
Wreszcie pożegnać przyszło piosenką
Zadumane przy drodze kapliczki
Mgłę-tułaczkę ująć pod rękę
Po raz ostatni Górom się przyśnić...
I był Beskid i były słowa...
88
D
e (G)
D
C D
D
e
D
C D
G C G
G C D
D
C D G
WGB – Piosenka o zajączku
(G F C G)
G F C G
D A G
G F C G
D A G
Mam mało czasu tak mało jak piachu
W dziecięcej garści nad rzeką
Zwieram powieki zatrzymać obraz
Co z moich wspomnień ucieka
Bledną kolory i płynie, płynie
Rzeka po szarej łące
I płynie płynie nie realniejąc
Rzeką zielony zajączek
D
C
D
C
Biegnę wciąż biegnę przed siebie w siebie
Tęczę rozgarniam rękami
Letnim upałem wytrzeć do sucha
Spotniałą wilgotną pamięć
Rzeki jaszczurka w trawie się wije
Słońce się chyli zrudziałe
Wieczną zieloność zachować w oczach
Tak wiele pragnę tak mało
Bledną wspomnienia i płynie rzeka
Bez końca i bez początku
Nasyć me oczy kolorem rosy
I drzwi mi otwórz zajączku
89
F
G
F
e
WGB – Piosenka wiosenna
G D C G G D C G h
Zagram dla ciebie na każdej gitarze świata
Na ulic fletach, na nitkach babiego lata
Wyśpiewam jak potrafię, księżyce na rozstajach
I wrześnie, i stycznie, i maje,
I zagubione dźwięki, i barwy na płótnach Flaminca
I słońce wędrujące promienia ścieżyną
Graj nam, graj pieśni skrzydlata
Wiosna taniec nas niesie po łąkach
Zatańczmy się w sobie do lata
Zatańczy się w siebie bez końca
A blask, co oświetla nam ręce, gdy piszę
Nabrzmiał potrzebą rozerwania ciszy
Przez okno wyciekł, pełno go teraz, chmara wronie
Dziobi się w dziobów końcach a w ogonach ogoni.
A pieśń moja to niknie, to wraca,
I nie wiem, co bym zrobił, gdybym ją utracił
Graj nam, graj pieśni skrzydlata...
90
e
e
G
h
h
h
h
h
D
C
a
C
C
C
G
a
D
a
D
D
C
D
G
h
G
G
D
C
D
D
C
a
G
C
G
D
D C
D G
e
e
G
h
h
h
h
h
D
C
a
C
C
C
G
a
D
a
D
D
C
D
D
D
WGB – Sielanka o domu
A jeśli dom będę miał
To będzie bukowy koniecznie
Pachnący i słoneczny
Wieczorem usiądę wiatr gra
A zegar na ścianie gwarzy
Dobrze się idzie panie zegarze
Tik tak tik tak tik tak
Świeca skwierczy i mruga przewrotnie
Więc puszczam oko do niej
Dobry humor dziś pani ma
Dobry humor dziś pani ma
Szukam szukania mi trzeba
Domu gitarą i piórem
A góry nade mną jak niebo
A niebo nade mną jak góry
A h7 cis7 A7
D E9 A A7+
h7 E9 cis7 A7/4
D E4 E
A A7 D E
A h7 cis7 a0
h7 E7 cis7 A7/4
D E7/4 E7
A h7 cis7 a0
h7 E7 cis7 a0
h7 E7 A A4 A
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
G a7 h7 G
C D G
a7 D h7 G7
C D D7
G G7 C D
G a7 h7 G
a7 D7 h7 H
C D7 D
G a7 h7 G
a7 D7 h7 G
a7 D7 G
A
G
A
G
|
|
|
|
G
F
G
G
Gdy głosy usłyszę u drzwi
Czyjekolwiek wejdźcie poproszę
Jestem zbieraczem głosów
A dom mój bardzo lubi gdy
Śmiech ściany mu rozjaśnia
I gędźby lubi i pieśni
Wpadnijcie na parę chwil
Kiedy los was zawiedzie w te strony
Bo dom mój otworem stoi
Dla takich jak wy
Dla takich jak wy
Zaproszę dzień i noc
Zaproszę cztery wiatry
Dla wszystkich drzwi otwarte
Ktoś poda pierwszy ton
Zagramy na góry koncert
Buków porą pachnącą
Nasiąkną ściany grą
A zmęczonym wędrownikom
Odpocząć pozwolą muzyką
Bo taki będzie mój dom
Bo taki będzie mój dom
Bo taki będzie mój dom
91
E
D A
E
D d A A4 A
D
C G
D
C c G
Wspomnienie bumerangu ( Przyjdzie rozstań czas )
Przyjdzie rozstań czas
I nie będzie nas
Na polanie tylko pozostanie
Po ognisku ślad.
C
C
C
C
Ref. Daba / Łaba / Nana - daj ;)
Zdartych głosów chór
Źle złapany dur
Warty w nocy, jej niebieskie oczy
Nie powrócą już.
Zarośnięty szlak
Zapomniany rajd
Schronisk pustych i harcerskiej chusty
Kiedyś będzie brak.
Staniesz z nami w krąg
Dotkniesz silnych rąk
Będziesz śpiewał, marzył i rozlewał
Cały serca żar.
Chciałbyś cofnać czas
Stanać twarza w twarz
W cieniu drzew przyjaźń ci wyśpiewam
Az po wieczny czas.
Czyjś zbłąkany głos
Do strumienia wpadł
Nad górami białymi chmurami
Cicho śpiewa wiatr.
Gdzieś za rok, za dwa
Przyjdzie rozstań czas
Złotych włosów, orzechowych oczu
Już nie będzie brak.
Gdzie ogniska blask
Stanie obóz nasz
Na polanie bratni krąg powstanie
Jak za dawnych lat.
92
D
D
D
D
e
e
G e
e
|
D E Fis
Wołosatki – Pocztówka z Beskidu
Po Beskidzie błądzi jesień
Wypłakuje deszczu łzy.
na zgarbionych plecach niesie
Worek siwej mgły.
Pastelowe cienie kładzie
Zdobiac rozczochrany las.
Nocą rwie w brzemiennym sadzie
Grona słodkich gwiazd, złotych gwiazd.
Jesienią góry są najszczersze,
Żurawim kluczem otwierają drzwi.
Jesienią smutne piszę wiersze,
Smutne piosenki śpiewam Ci.
Po Beskidzie błądzą ludzie,
Kare konie w chmurach rżą.
Święci pańscy zamiast w niebie
Po kapliczkach śpią.
Kowal w kuźni klepie biedę,
Czarci wydeptują trakt.
W pustej cerkwi co niedzielę
Rzewnie śpiewa wiatr.
Jesienią góry...
93
G D
e h
C G
a7 D
G D
e h
C G
a7 D G (G7)
C
G
C
G
D
D
D
D
G C
G G7
G C
G
Wołosatki – We wtorek w schronisku
Złotym kobiercem wymoszczone góry
Jesień w doliny przyszła dziś nad ranem
Buki czerwienią zabarwiły chmury
Z latem się złotym właśnie pożegnałem
We wtorek w schronisku po sezonie
W doliny wczoraj zszedł ostatni gość
Za oknem plucha, kubek parzy w dłonie
I tej herbaty, i tych gór mam dość
C
e
C
F
F
F
F
G
C
C G
E7 a
C
|
|
|
|
G
h
G
C
C
C
C
D
G
D
H e
G
C
a
C
F
F
D
F
G
G C
G
E7 a
C
|
|
|
|
G
e
G
C
C
C
C
D
D G
D
H e
G
Szaruga niebo powoli zasnuwa
Wiatr już gałęzie pootrząsał z liści
Pod wiatr, pod górę znowu sam zasuwam
Może w schronisku spotkam kogoś z bliskich
We wtorek w schronisku...
Ludzie tak wiele spraw muszą załatwić
A czas sobie płynie wolno panta rei
Do ciebie tylko już nie umiem trafić
Kochać to więcej siebie dać, niż mniej
We wtorek w schronisku po sezonie...
...i tej herbaty, i tych gór NIGDY dość ;)
94
Szanty
Bitwa
Okręt nasz wpłynął w mgłę i fregaty dwie
Popłynęły naszym kursem by nie zgubić się
Potem szkwał wypchnął nas poza mleczny pas
I nikt wtedy nie przypuszczał że fregaty śmierć nam niosą
Ciepła krew poleje się strugami
Wygra ten kto utrzyma ship
W huku dział ktoś przykryje się falami
Jak da Bóg ocalimy bryg
Nagły huk w uszach grał i już atak trwał
To fregaty uzbrojone rzędem w setkę dział
Czarny dym spowił nas przyszedł śmierci czas
Krzyk i lament mych kamratów przerywany ogniem katów
Pocisk nasz trafił w maszt usłyszałem trzask
To sterburtę rozwaliła jedna z naszych salw
Żagiel staw krzyknął ktoś znów piratów złość
Bo od rufy nam powiało a fregatom w mordę wiało
Z fregat dwóch tylko ta pierwsza w pogoń szła
Wnet abordaż rozpoczęli gdy dopadli nas
Szyper ich dziury dwie zrobił w swoim dnie
Nie pomogło to psubratom reszta z rei zwisa za to
Po dziś dzień tamtą mgłę i fregaty dwie
Kiedy noc zamyka oczy widzę w moim śnie
Tamci co śpią na dnie uśmiechają się
Że ich straszną śmierć pomścili bracia którzy zwyciężyli
96
e h C a
e D G H
G D e h
C D e
Chłopcy z Botany Bay
Już nad Hornem zapada noc
Wiatr na żaglach położył się
A tam jeszcze korsarze na Botany Bay
Upychają zdobycze swe
d
F
B
B
C
C
C
C
Jolly Roger na maszcie już śpi
Jutro przyjdzie z Hiszpanem się bić
A korsarze znudzeni na Botany Bay
Za zwycięstwo dziś będą swe pić
Śniady Clark puchar wznosi do ust
Bracia niech toast idzie na dno
Tylko Johnny nie pije bo kilka mil stąd
Otuliło złe morze go
Nie podnosi kielicha do ust
Zawsze on tu najgłośniej się śmiał
Mistrz fechtunku z Florencji ugodził go
Już nie będzie za szoty się brał
W starym porcie zapłacze Margot
Jej kochanek nie wróci już
Za dezercję do panny na kei w Brisbane
Oddać musiał swą głowę pod nóż
Tak niewielu zostało dziś ich
Resztę zabrał Neptun pod dach
Choć na ustach wciąż uśmiech to w sercach lód
W kuflu miesza się rum i strach
To ostatni chyba już rejs
Cios sztyletem lub kula w pierś
Bóg na szkuner w niebiosach zabierze ich
Wszystkich chłopców z Botany Bay
97
d
F
d B
d
Dziki włóczęga
Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni
Przepuściłem pieniądze na dziwki i gin
Teraz wracam do domu pełny złota mam trzos
I zapomnieć chcę wreszcie jak podły był los
Już nie wrócę na morze
Nigdy więcej o nie
Wreszcie koniec włóczęgi
Na pewno to wiem
D
D
D
D
G
A D
G
A D
A
D G
D G
A D
I poszedłem do baru gdzie bywałem nie raz
Powiedziałem barmance że forsy mi brak
Poprosiłem o kredyt powiedziała idź precz
Mogę mieć tu stu takich na skinienie co dzień
Już nie wrócę na morze...
Gdy błysnąłem dziesiątką to skoczyła jak kot
I butelkę najlepszą przysunęła pod nos
Powiedziała zalotnie co chcesz mogę ci dać
Ja jej na to ty flądro spadaj znam inny bar
Już nie wrócę na morze...
Gdy stanąłem przed domem przez otwarte drzwi
Zobaczyłem rodziców czy przebaczą mi
Matka pierwsza spostrzegła jak w sieni wciąż tkwię
Zobaczyłem ich radość i przyrzekłem że
Już nie wrócę na morze...
98
Gdzie ta keja
Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział:
Stary, czy masz czas?
Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz,
Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy,
Rejs na całość, rok, dwa lata, to powiedziałbym:
Gdzie
Gdzie
Gdzie
Gdzie
ta
ta
te
ta
keja, a przy niej ten jacht,
koja wymarzona w snach,
wszystkie sznurki od tych szmat,
brama na szeroki świat.
Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht,
Gdzie ta koja wymarzona w snach.
W każdej chwili płynę w taki rejs,
Tylko gdzie to jest, no gdzie to jest?
Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż,
Stare dżinsy wystrzępione impregnuje kurz,
W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam,
Biorę wór na plecy i przed siebie gnam.
Gdzie ta keja ...
Przeszły lata zapyziałe, rzęsą zarósł staw,
A na przystani czółno stało - kolorowy paw.
Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step,
Lecz dalej marzy o załodze ten samotny łeb.
99
a
G
C
C
a
a
G7 C
C7 F d
E7 a
a
C
g
a
G a
G C
A7 d
G a
Jasnowłosa
Na tańcach ją poznałem długowłosą blond
Dziewczynę moich marzeń, nie wiadomo, skąd
Ona się tam wzięła piękna niczym kwiat
Czy jak syrena wyszła z morza czy ją przygnał wiatr
Żegnaj Irlandio, czas w drogę mi już
W porcie gotowa stoi moja łódź
Na wielki ocean przyjdzie mi zaraz wyjść
I pożegnać się z dziewczyną na Lough Sholin
Ująłem ją za rękę delikatną jak
Latem mały motyl albo róży kwiat
Poszedłem z nią na plażę wsłuchać się w szum fal
Pokazałem jasnowłosej wielki morza czar
Żegnaj Irlandio…
Za moment wypływam w długi, trudy rejs
I z piękną dziewczyną przyjdzie rozstać się
Żagle pójdą w górę, wiatr mnie pogna w przód
I przez morza mnie powiedzie, ty zostaniesz tu.
Żegnaj Irlandio…
100
G
G
G
G
C
e
e
C
G
C D7
C F D7
D7 G
Małe piwo
Ukrop z nieba leje się
Chyba ze 40 C
W gardle sucho
Niech to trafi szlag
Słoneczny skwarny dzień
Gdzieś zgubiłem własny cień
W gardle sucho
Niech to trafi szlag
a G
C G
E
E a
Żeby chociaż jakieś małe piwo
Albo wody z sokiem choćby jeden łyk
Na ulicach jakby wymiótł ktoś
Wszędzie pusto i upalnie
W gardle sucho
Niech to trafi szlag
Słoneczny dzień
Upalny dzień
Piekielny skwar
Głowa mi już pęka w szwach
Wszędzie upał sił już brak
W gardle sucho niech to trafi szlag
Słoneczny skwarny dzień
Gdzieś zgubiłem własny cień
W gardle sucho niech to trafi szlag
101
a
G
a
a
C
E
a
a
a
D
C E
D
G
a
G
G
G
F E
E
E
E
Morze, moje morze
Hej, me Bałtyckie Morze,
Wdzięczny Ci jestem bardzo,
Toś Ty mnie wychowało,
Toś Ty mnie wychowało,
Szkołeś mi dało twardą.
a
C
d
d
a
Szkołeś mi dało twardą,
Uczyłeś łodzią pływać,
Żagle pięknie cerować,
Żagle pięknie cerować,
Codziennie pokład zmywać.
Codziennie pokład zmywać
Od soli i od kurzy,
Mosiądze wyglansować,
Mosiądze wyglansować,
W ciszy, czy w czasie burzy.
W ciszy, czy w czasie burzy,
Trzeba przy pracy śpiewać,
Bo kiedy śpiewu nie ma,
Bo kiedy śpiewu nie ma,
Neptun się będzie gniewać.
Neptun się będzie gniewać
I klątwę brzydką rzuci,
Wpakuje na mieliznę,
Wpakuje na mieliznę,
Albo nam łódź wywróci.
Albo nam łódź wywróci
I krzyknie - "Hej partacze!
Nakarmię wami rybki,
Nakarmię wami rybki,
Nikt po was nie zapłacze!"
Nikt po nas nie zapłacze,
Nikt nam nie dopomoże,
Za wszystkie miłe rady,
Za wszystkie miłe rady,
Dziękuję Tobie Morze.
Hej, Morze, moje Morze,
Wdzięczny Ci jestem bardzo,
Toś Ty mnie wychowało,
Toś Ty mnie wychowało,
Szkołeś mi dało twardą.
102
E
G
G
G
E
a
C
C d
C d
a (a7)
Pogodne popołudnie kapitana Białej Floty
Transatlantyki na oceanach
A krążowniki w rejsach ćwiczebnych
Każdy z nich musi mieć kapitana
Nasz kapitan też jest potrzebny
A E
fis cis
D A
D E
W Gdańsku mewy, wiatr i gotyk
Słońce świeci złotą smugą
Pan kapitan białej floty
Idzie przez ulicę Długą
A E
fis cis
D A
D E
Idzie z marynarską fają
W oczach ma szelmowskie błyski
Przekupki się w nim kochają
Podziwiają go turystki
A E
fis cis
D A
D E A
Transatlantyki na oceanach..
Odskoczyły drzwi tawerny
Szmer uznania przebiegł salon
Wdzięk niezmierny, szyk cholerny
Na rękawie złoty galon
Duże piwko panno Helu
Jutro w rejs wyjdziemy może
To przywiozę Heli z Helu
I bursztyny i węgorze
Transatlantyki na oceanach..
Piwo w pianie, Bałtyk w pianie
Gdańsk za oknem kolorowym
Pańskie zdrowie kapitanie
Stary wilku zatokowy
W Gdańsku mewy, wiatr i gotyk
Neptun siusia w swoją studnię
Pan kapitan białej floty
Ma dziś wolne popołudnie
Transatlantyki na oceanach..
103
Powroty
Boję się nieba w twoich oczach.
Jeszcze drżysz ze zmęczenia i potu.
Świat chcesz dzielić na białe i czarne.
Miły boję się twoich powrotów.
D
G
A
G A D
Boję się chmur nad twoim czołem.
Kiedy ręce do krwi otarte.
Dumnie kładziesz przede mną na stole.
Miły boję się twoich powrotów.
Drżysz jeszcze oczy zamglone.
Zrobisz wszystko o co poproszę.
Muszę wierzyć, przecież mnie kochasz.
Krótka chwila i wracasz,
Krótka chwila i wracasz,
Krótka chwila i wracasz na morze.
G
A
h
G
A
G A D
Boję się morza w twoich myślach.
Kiedy jesteś do drogi już gotów.
Leżysz przy mnie, oczy otwarte.
Miły boję się twoich powrotów.
Drżysz jeszcze oczy zamglone.
Zrobisz wszystko o co poproszę.
Muszę wierzyć, przecież mnie kochasz.
Krótka chwila i wracasz, krótka chwila i wracasz,
Krótka chwila i wracasz na morze.
104
Pożegnanie Liverpoolu
Żegnaj nam dostojny stary porcie
Rzeko Mercey, żegnaj nam
Zaciągnąłem się na rejs do Kalifornii
Byłem tam już nie jeden raz
A więc żegnaj mi, kochana ma
Za chwilę wypłyniemy w długi rejs
Ile miesięcy cię nie będę widział?
- Nie wiem sam
Lecz pamiętać zawsze będę cię
Zaciągnąłem się na herbaciany kliper
Dobry statek, choć sławę ma złą
A że kapitanem jest stary Burgess
Pływającym piekłem wszyscy go zwą
A więc żegnaj mi...
Z kapitanem tym płynę już
Znamy się od wielu, wielu
Jeśliś dobrym żeglarzem Jeśli nie - toś cholernie
nie pierwszy raz
lat
radę sobie dasz
wpadł
A więc żegnaj mi...
Żegnaj nam dostojny stary porcie
Rzeko Mercey, żegnaj nam
Wypływamy już na rejs do Kalifornii
Gdy wrócimy, opowiemy wam
105
C
C
C
C
C7 F C
G
C7 F C
G C
G
C
C
F
C
F C
G
C7
C
G C
Przechyły
Pierwszy raz przy pełnym takielunku
Biorę ster i trzymam kurs na wiatr
I jest, jak przy pierwszym pocałunku
W ustach sól, gorącej wody smak
O ho ho, przechyły i przechyły
O ho ho, za falą fala mknie
O ho ho, trzymajcie się dziewczyny
Ale wiatr! ósemka chyba dmie!!
Zwrot przez sztag! Okej, zaraz to zrobię
Słyszę, jak kapitan cicho klnie.
Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem,
To on mnie od tyłu - kumple w śmiech
Hej, ty tam, za burtą wychylony!
Tu naprawdę się nie ma z czego śmiać
Cicho siedź i lepiej proś Neptuna,
Żeby coś nie spadło ci na kark.
Krople mgły, w tęczowych kropel pyle
Tańczy jacht, po deskach spływa dzień.
Jutro znów wypłynę, bo odkryłem
Morze, noc, żeglarską starą pieśń.
106
e
e
a
a
D e
D e
H7 e
H7 e
a
a
a
a
H7
H7
H7
H7
e
e
e
e
Rybaczka
Z rodzinnych przekazów historię tę znam:
O moim pradziadku, kupcu ze sfer,
Co w Gdańsku wypatrzył wśród gotyckich bram
Kaszubską rybaczkę z miasta Hel.
Pradziadek czterdziestu dobiegał już lat
(srebro mu z wolna się kładło na skroń),
Rybaczka zaś- młoda i piękna jak kwiat
Miała oczy zielone jak morska toń.
Takich oczu bez dna szukał mój dziad
Ze świecą po świecie od zawsze
Wypatrywał dniem nocą i czekał, że dla
Niego Amor też będzie łaskawszy.
Pozdrowił rybaczkę, gdy zrównał z nią krok,
Przedstawił się jako człowiek ze sfer
Lecz panna nieśmiało spuściła swój wzrok
I umknęła na łodzi ku miastu Hel.
Dzień później do Helu przepyszny wszedł jacht
(złocony ornament na burtach mu lśnił):
Pradziadek przypłynął odszukać ją… Ach!
By żyć w blasku jej oczu, o których śnił.
Takich oczu bez dna..
Zapędy pradziadka trafiły na głaz,
Gdy ojciec rybaczki o córce rzekł:
W salonach jej oczy straciłyby blask
I dlatego zostanie w mieście Hel.
Pradziadek do Gdańska powrócił i tam
Na Lastadii żaglowca upiększyć dał kadłub:
Na dziobie rybaczkę wyrzeźbił sam,
Kładąc oczy z prawdziwych szmaragdów.
Takich oczu bez dna..
107
G
G
G
e
G
G
G
G
D C G
C a7 D
D C G
C D G
D G C
e a7 D
D G C
a7 D G
C G C
a7 h7
G D C
e C D
G
C D
G
G
Szanta dziewicy
Mam Ci pe... łną marzeń główkę,
Morze myśli me rozmarza
Mam prześliczną małą łódkę
Tylko brak mi... marynarza
C
C
C
C
G
G
G
G
W łódce małej i ciaśniutkiej
By poszerzyć krąg podróży
Niech marynarz wetknie w łódkę
Jakiś maszt... możliwie duży
Jestem bardzo młoda jeszcze
Obca morska mi robota
Och, cudowne czuję dreszcze
Gdy mnie uczy... trzymać szota
I nie było wcale smutno
Gdy dokoła wody tafla,
A marynarz podniósł płótno
Żagla wzwyż... stawiając gafla
Aż się rozszalało morze
W górę, w dół, ja ptakiem, rybką!
Sztorm, och, błagam dobry Boże,
Niech się skończy... nie za szybko!
Gdy ucichły w końcu fale
Drżąc zmęczona się rozmarzam
Nie jest takie smutne wcale
Ciężkie życie marynarza...
108
a
a
a
a
F
G
F
F C G
Wielorybnicy
Nasz diament prawie gotów już
W cieśninach nie ma kry
Na kei piękne panny stoją
A w oczach błyszczą łzy
Kapitan w niebo wlepia wzrok
Ruszamy lada dzień
Płyniemy tam gdzie słońca blask
Nie mąci nocy dzień
A więc krzycz O-ho!
Odwagę w sercu miej
Wielorybów cielska groźne są
Lecz dostaniemy je
a
a
a
d
a
a
a
d
e
e
e
e a
e
e
e
e a
a
a
a
d
e
e
C
e
Hej panno po co łzy
Nic nie zatrzyma mnie
Bo prędzej w lodach kwiat zakwitnie
Niż wycofam się
No nie płacz wrócę tu
Nasz los nie taki zły
Bo da dukatów wór za tran
I wielorybie kły
A więc krzycz...
Na deku stary wąchał wiatr
Lunetę w ręku miał
Na łodziach co zwisały już
Z harpunem każdy stał
I dmucha tu i dmucha tam
Ogromne stado w krąg
Harpuny liny wiosła brać
I ciągaj brachu ciąg
A więc krzycz...
I dla wieloryba już
Ostatni to dzień
Bo śmiały harpunnik
Uderza weń
A więc krzycz...
109
a
a
G
a
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski - 1788
Ta pierwsza morska podróż do Australii!
Łotry przy burtach, prostytutki w kojach Wszyscy się bali, łkali i rzygali
W drodze do raju. Przewrotności Twoja
Panie, coś w jeszcze nam nieznanych planach
Miał czarne diabły strzegące wybrzeży
Edenu, który przeznaczyłeś dla nas,
A w który nikt, prawdę mówiąc, nie wierzył!
D
D
D
D
h
h
G
G
G
A
G
A
e
fis
A D
A h (G D A)
Czym żeśmy, marni, zasłużyli na to?
Ten, co zawisnąć miał za kradzież płaszcza Płakał nad swoją niechybną zatratą;
Nie widział Ciebie w robaczywych masztach
Statku, co tylko był więzieniem nowym;
Tej co kupczyła ciałami swych dziatek Ani przez mgnienie nie przyszło do głowy,
Że to nadziei - nie rozpaczy statek.
Niejeden żołnierz z ponurej eskorty
(Bo czym się ich los od naszego różnił?)
Wiedział, że nigdy już nie ujrzy portu,
Gdzie go podejmą karczmarze usłużni
I płatne dziewki; że zabraknie rumu
Zanim do celu przygnasz okręt szparki.
Z marynarzami pili więc na umór
I - wbrew zakazom - grali o więźniarki.
Prawda, nie wszyscy próby Twe przetrwali,
Ale też ciężkoś nas doświadczał, Panie:
Nie oszczędzałeś nam wysokiej fali,
Za którą mnogim przyszło w oceanie
Zakończyć żywot; innym dziąsła zgniły,
Wypadły zęby, rozgorzały wrzody...
Więc znaczą nasz zielony szlak mogiły
Szkorbutu, szału, francuskiej choroby.
Nikt nie odnajdzie w ruchomych otchłaniach
Ciał nieszczęśników - oprócz Ciebie, Boże.
Ich żywot grzeszny epitafiów wzbrania,
Lecz - ukarani. Więc wystarczy może,
Żeś się posłużył straszliwym przykładem:
Oni naprawdę dotarli do piekieł,
A umierając nie wierzył z nich żaden,
Że w swym cierpieniu umiera – człowiekiem.
Ląd nam się wydał niegościnny, dziki
Łotr bez honoru, kobieta sprzedajna
Z dnia na dzień jak się ma stać osadnikiem
Nieznanych światów? Bo rozpoznać Raj nam
Nie było łatwo znaleźć w sobie siłę,
Wbrew przeciwnościom, bez słowa zachęty
By mimo wszystko żyć - nim nam odkryłeś
Kraj szczodry w zboże, złoto i diamenty.
Łajdacki pomiot,
Łotrowskie nasienie
Czerpiąc ze spichrza
Twoich dóbr wszelakich
Choć tyle wiemy
Własnym doświadczeniem
W nas jest Raj, Piekło
I do obu - szlaki.
111
h
e
h
fis
G
A D
h G
D A
Jacek Kaczmarski – A my nie chcemy
Stanął w ogniu nasz wielki dom
Dym w korytarzach kręci sznury
Jest głęboka, naprawdę czarna noc
Z piwnic płonące uciekają szczury
d
d
d
d
Krzyczę przez okno czoło w szybę wgniatam
Haustem powietrza robię w żarze wyłom
Ten co mnie słyszy ma mnie za wariata
Woła - co jeszcze świrze ci się śniło
A
C
A
C
B
d
B
d
Więc chwytam kraty rozgrzane do białości
Twarz swoją widzę, twarz w przekleństwach
A obok sąsiad patrzy z ciekawością
Jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa
A
C
A
C
B
d
B
d
Dym w dziurce od klucza a drzwi bez klamek
Pękają tynki wzdłuż spoconej ściany
Wsuwam swój język w rozpalony zamek
Śmieje się za mną ktoś jak obłąkany
A
C
A
C
B
d
B
d
Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha
A kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie
Krzyk w wytłumionych salach nie zna echa
Na rusztach łóżek milczy przerażenie
d
d
d
d
a
B
a
B
d
a d
d
a d
Ci przywiązani dymem materaców
Przepowiadają życia swego słowa
Nam pod nogami żarzą się posadzki
Deszcz iskier czerwonych osiada na głowach
d
d
d
d
a
B
a
B
C
a
C
a
d
d
d
d
Dym coraz gęstszy, obcy ktoś się wdziera
A My wciśnięci w najdalszy sali kąt
"Tędy!" - wrzeszczy - "Niech was jasna cholera!"
A my nie chcemy uciekać stąd.
d
d
d
d
a
B
a
B
C
a
C
a
d
d
d
d
A my nie chcemy uciekać stąd!
Krzyczymy w szale wściekłości i pokory
Stanął w ogniu nasz wielki dom!
Dom dla psychicznie i nerwowo chorych!
d
d
d
d
a
B
a
B
C
a
C
a
d
d
d
d
112
Jacek Kaczmarski – Arka Noego
W pełnym słońcu w środku lata, wśród łagodnych fal zieleni
Wre zapamiętała praca, stawiam łódź na suchej ziemi
Owad w pąku drży kwitnącym, chłop po barki brodzi w życie
Ja pracując w dzień i w nocy, mam już burty i poszycie
Budujcie Arkę przed potopem
Dobądźcie na to swych wszystkich sił!
Budujcie Arkę przed potopem
Choćby tłum z waszej pracy kpił!
Ocalić trzeba co najdroższe
A przecież tyle już tego jest!
Budujcie Arkę przed potopem
Odrzućcie dziś każdy zbędny gest
e
e
e
e
D
D
D
D
e
e
e
e
D
D h a e
D
D h a e
e a e
D a h e a
Muszę taką łódź zbudować, by w niej całe życie zmieścić
Nikt nie wierzy w moje słowa, wszyscy mają ważne wieści
Ktoś się o majątek kłóci, albo łatwy węszy żer
Zanim się ze snu obudzi, będę miał już maszt i ster!
Budujcie Arkę przed potopem
Niech was nie mami głupców chór!
Budujcie Arkę przed potopem
Słychać już grzmot burzowych chmur!
Zostawcie kłótnie swe na potem
Wiarę przeczuciom dajcie raz!
Budujcie Arkę przed potopem
Zanim w końcu pochłonie was!
Każdy z was jest łodzią w której, może się z potopem mierzyć
Cało wyjść z burzowej chmury, musi tylko w to uwierzyć!
Lecz w ulewie grzmot za grzmotem, i za późno krzyk na trwogę
I za późno usta z błotem wypluwają mą przestrogę!
Budujcie Arkę przed potopem
Słyszę sterując w serce fal!
Budujcie Arkę przed potopem
Krzyczy ten co się przedtem śmiał!
Budujcie Arkę przed potopem
Naszych nad własnym losem łez!
Budujcie Arkę przed potopem
Na pierwszy i na ostatni chrzest!
113
fis h fis
E h cis fis h
Jacek Kaczmarski – Autoportret Witkacego
Patrzę na świat z nawyku
Więc to nie od narkotyków
Mam czerwone oczy doświadczalnych królików
Wstałem właśnie od stołu
Więc to nie z mozołu
Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów
G D
G D
a e G D
Słucham nie słów lecz dźwięków
Więc nie z myśli fermentu
Mam odstające uszy naiwnych konfidentów
Wszędzie węszę bandytów
Więc nie dla kolorytu
Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów
Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym
I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym
W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu
d
d
e
e
a
a
a H7
H7
d
d
e
e
a
a
G F e
G F e
Dosyć sztywną mam szyję
I dlatego wciąż żyję
Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje
Umysł mam twardy jak łokcie
Więc mnie za to nie kopcie
Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie
Wrażliwym jest jak membrana
Zatem w wieczór i z rana
Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana
Zagłady świata się boję
Więc dla poprawy nastroju
Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju
Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę
Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę
Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego
Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego
114
Jacek Kaczmarski – Ballada Wrześniowa
Długośmy na ten dzień czekali
Z nadzieją niecierpliwą w duszy
Kiedy bez słów Towarzysz Stalin
Na mapie fajką strzałki ruszy.
e
a
Fis
H7
Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy
I zanim zmilkł zagrzmiały działa
To w bój z szybkością nawałnicy
Armia Czerwona wyruszała.
e
a
Fis
H7
e
G
a e
H7 e E7
A cóż to za historia nowa?
Zdumiona spyta Europa
Jak to? To chłopcy Mołotowa
I sojusznicy Ribentroppa.
Zwycięstw się szlak ich serią znaczy
Sztandar wolności okrył chwałą
Głowami polskich posiadaczy
Brukują Ukrainę całą.
Pada Podole, w hołdach Wołyń
Lud pieśnią wita ustrój nowy,
Płoną majątki i kościoły
I Chrystus z kulą w tyle głowy.
Nad polem bitwy dłonie wzniosą
We wspólną pięść co dech zapiera
Nieprzeliczone dzieci Soso,
Niezwyciężony miot Hitlera.
Już
Już
Już
Ich
starty z map wersalski bękart,
wolny Żyd i Białorusin
nigdy więcej polska ręka
do niczego nie przymusi.
Nową im wolność głosi "Prawda"
Świat cały wieść obiega w lot,
Że jeden odtąd łączy sztandar
Gwiazdę, sierp, hakenkreuz i młot.
Tych dni historia nie zapomni
Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł
I święcić będą nam potomni
Po pierwszym września - siedemnasty.
I święcić będą nam potomni
Po pierwszym - siedemnasty.
115
Jacek Kaczmarski – Bieszczady
Co ty tam robisz jeszcze na Zachodzie
Czy cię tam forsa trzyma, czy układy
Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie:
Ja - zawsze, gdy jest jakiś ruch w narodzie Wyjeżdżam w Bieszczady
Mówią, że Polska o głodzie i chłodzie No cóż, na głód i chłód nie znajdziesz rady
Lecz po co tłuszcz ma spływać nam po brodzie
Gdy można żyć o owocach i wodzie
Jadąc w Bieszczady
Tam niespodzianki cię czekają co dzień
Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady
A potem patrzysz o słońca zachodzie
Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie
Jak żyją Bieszczady
Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie
Rzuć politykę, panny i ballady
Tutaj jesienią - jak w rajskim ogrodzie
Oprócz istnienia - nic cię nie obchodzi
Przyjeżdżaj w Bieszczady
116
C d
G7 a
a G
G a
E7 a
Jacek Kaczmarski – Dobre rady pana ojca
Słuchaj młody ojca grzecznie,
A żyć będziesz pożytecznie.
Stamtąd czekaj szczęśliwości,
Gdzie twych przodków leżą kości.
e
e
e
C
Nie wyjeżdżaj w obce kraje,
Bo tam szpetne obyczaje,
Bo tam szpetne obyczaje.
G D
G D
C h7 e (D)
Nalej ojcu, gardło spłucz!
Ucz się na Polaka, ucz!
Bo tam szpetne obyczaje.
A
D e
A
D e (D)
G D
G D
C h7 e
One Niemce i Francuzy
Mają pludry i rajtuzy.
Niechrześcijańską miłość głoszą
I na wierzchu jajca noszą.
Pyski w pudrach i w pomadkach,
Wszy w perukach, franca w zadkach,
Wszy w perukach, franca w zadkach.
Nalej ojcu...
Cudzoziemskich ksiąg nie czytaj,
Czego nie wiesz księdza pytaj.
Ucz się siodła, szabli, dzbana,
A poznają w tobie pana.
Z targowiska nie bierz złota,
To żydowska jest robota,
To żydowska jest robota.
Nalej ojcu...
Twoja sprawa strzec ojczyzny,
Czyli własnej ojcowizny.
Nie wiesz, gdzie się czai zdrada
Uczyń zajazd na sąsiada.
Jak już musisz być w stolicy,
Patrz, co robią politycy,
Na elekcjach dawaj kreskę
Nie za słowa, a za kieskę,
Nie za słowa, a za kieskę.
Bierz od wszystkich z animuszem
Dawaj na mszę za swą duszę,
Bóg cnotliwe czyta chęci
I zachowa je w pamięci,
Żeń się młodo, dzieci rób,
By miał kto o twój dbać grób
e
e
f
f
fis
fis H
Tu przez wieki twoje dziady
Dały nauk tych przykłady.
Tu przez wieki twoje wnuki
Nie przepomną tej nauki.
e
e
e
C
A
D e
A
D e D
Nalej ojcu...
Taką stoi Polska racją
Na pohybel innym nacjom.
Nalej ojcu...
117
fis H
D E fis
Jacek Kaczmarski – Drzewo genealogiczne
Rodowód mój nie sięga bursztynowych szlaków
Mój praszczur się nie najadł na ciele Popiela
I kiedy nie od razu budowano Kraków
Zabrakło także mojej krwi przedstawiciela
D
D
h
A
A
A
e
D
Czy byli pod Grunwaldem - milczą kronikarze
Jeżeli wzięli Moskwę - to ich tam zjedzono
Brakuje mi pradziadów w głównym nurcie zdarzeń
Bym mógł ich dać za przykład pro publico bono
d
d
B
C
a
a
F
d
Za to jacyś przodkowie (widzę po swych ustach
Których krój Epikura psuje wstyd nieszczery)
Musieli czuć się dobrze przy Saskich Augustach
I z Ciołkiem zwiedzać chętnie ogrody Wenery
F
F
F
F
C
C
C
C
B F
d
B F
d
A ponoć moim krewnym był żołnierz-poeta
Co za Kościuszki szyj chciał biskupów, magnatów
Ach czyżbym po nim przejął jakobiński nietakt
I czci brak dla błękitnej krwi i purpuratów?
Nie słychać o mym rodzie w Noc Listopadową
I nie zasilał chyba styczniowych patroli
Z Syberii żaden z moich z posiwiałą głową
Nie wracał, by napisać księgę swych niedoli
Za to jakiś zmarznięty francuski gwardzista
Miło ogrzał się w jednym z litewskich powiatów
A znów Tatar Potockich czarnym okiem błyskał
Do stołecznej działaczki "Proletaryatu"
Najświeższe drzewa rodu mojego gałązki
Spłonęły za murami w getcie i w Powstaniu
Lub w powojennym gruncie przyjęły się grząskim
I wypuściły pączek - o nim w jednym zdaniu:
Chodziłem do kościoła W komunistycznej szkole
Od dziecka byłem głodny
Nieświadom, że to złego
oglądać witraże
miałem same piątki
podróży i wrażeń
miłe są początki
Nie mam blizn po kajdankach, napletek posiadam
Na świat przyszedłem w czepku, nie pod ułańskim czakiem
Po dekadzie wygnania- polskim jeszcze władam
Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem
118
Jacek Kaczmarski – Hymn wieczoru kawalerskiego
Bierzesz przyjacielu żonę
Twoja sprawa i twój los
Nie weźmiemy cię w obronę
Ale rzuć przez ramię grosz
By się zeszły nasze drogi
Jak się zeszły raz
Chociaż inne wielbiąc bogi
Będziesz dawał w gaz
A my damy banię
A my damy w szyję
Człowiek z pawiem na kolanie
Dowie się że żyje
D
D
e
D
D
D
e
D
G A D
H7 e
Fis h G
A D A
G A D
H7 e
Fis h G
G A D
D
D
e
G
A
G
D
D
D
H7 e
G D
A D A
Baw się teraz ile wlezie
Pij i rzygaj póki sił
Żebyś potem mógł powiedzieć
Ale sobie człowiek żył
Co mi tam czerwone wino
I w bażancie śrut
Byli kumple i dziewczyna
Było wódy w bród
A my damy banie . . .
Czasem wymkniesz się z pieleszy
By Smirnoffa wypić litr
Puścić pawia i się cieszyć
Że tak lśni skoro świt
Tak tam oni teraz żyją
Westchniesz patrząc w słońca wschód
Politurę pewnie piją
Nie zaginie polski ród
A my damy banie . . .
Wreszcie się przestaniesz smucić
I nie patrząc więcej w tył
Z końca świata do nas wrócisz
Bo człek wraca tam gdzie pił
Będzie wora co niemiara
Ozdobnego ptactwa moc
I popije stara wiara
Drugą trzecią czwartą noc
A my damy banie
A my damy w szyję
Człowiek z ptakiem na kolanie
Zdziwi się że żyje!
119
Jacek Kaczmarski – Kazimierz Wierzyński
Kielich pór roku zgłębiając wielekroć
Można dotrzeć do Stanów Zjednoczonych Duszy
Kiedy sprzeczności się ze sobą zetkną
Jedno jeszcze pragnienie nieodmiennie suszy:
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
e
C
e
C
a
e
a
e
h
h
h
h
H
h
H
h
Unieść się ponad spiekotę epoki
Śmignąć przez ściany dymów z jednego odbicia
Przeskoczyć wieczność w jednym mgnieniu oka
I pobić rekord świata w długości przeżycia
Opaść w zaświecie jak świetlisty szal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Opaść w zaświecie jak świetlisty szal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Zaświat wygląda jak przedświat dziecięcy:
Jeśli wojna to tylko - z błękitem - zieleni
Popłoch - jedynie słonecznych zajęcy
Jeśli stronnictw rozgrywki - to stronnictw strumieni
Jeśli ofiara - to z wiatru i fal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Jeśli ofiara - to z wiatru i fal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
A w samym środku jest muzeum grozy
Czarnych polonezów strojów i ustrojów
Poustawianych w nierozumne pozy
Jak płomieni języki zastygłe w podboju
I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Zaświat to przecież kresy naszych marzeń
Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże
Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze
Miło znów Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!
Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal...
Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal...
120
e
e
C
e
C
e
(E7)
(a)
(E7)
(a)
Jacek Kaczmarski – Konfesjonał
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
Formuły tej nauczył mnie przyjaciel
Myślałem o spowiedzi w formie listu
Lecz słowa napisane - brzmią inaczej
Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga
Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni
Nie wierząc w Boga - obraziłem Boga
Grzechami następującymi:
A
fis
Cis D
A E7 A
A
fis
Cis D
A E7 A
Za prawo me uznałem to, że żyję
Za własną potem wziąłem to zasługę
I - co nie moje - miałem za niczyje
Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem
Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi
Dlatego tylko, że mam tę możliwość
Poznawszy sposób - jak sumienia budzić
Zbierałem obudzonych sumień żniwo
A D
A D
fis
A E
A D
A D
fis
A E
A
E
Cis D A
A (E)
A
E
Cis D A
A (E)
Bogactwo zła, którego byłem świadom
Było mi w życiu - tylko za ostrogę
Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą
Gdy cierpieć, ani ginąć sam - nie mogłem
Stworzyłem świat - na podobieństwo Świata
Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź
Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata
I nie uniknął swojej męki - Człowiek
fis
Cis
D E
fis
fis
Cis
D E
fis
E
D
A
E
E
D
A
E
A D
A D
fis
A E
A
E
Cis D A
A E
fis
E
A (E)
fis
E
A (E)
Wierzyłem szczerze w wieczne prawo baśni
Co każe sobie istnieć - dla morału
Że życie ludzkie samo się wyjaśni
I wola ma jedynie służyć ciału
Więc nazywałem szczęściem nieodmiennie
To, co zadowoleniem było - z siebie
I nawet teraz bardzo mi przyjemnie
Że tak we własnych wątpliwościach grzebię
Bo widzę, że ta spowiedź - to piosenka
Dla siebie ją samego wykonuję
To też grzech - więcej grzechów nie pamiętam
Ale tego jednego - nie żałuję
121
Jacek Kaczmarski – Mimochodem
Słońce błyśnie między wschodem a zachodem
Mimochodem obrysuje miasto chmur
Jednych dziegciem dzień nakarmi, innych miodem
Temu głowę wzniesie, temu napnie sznur
Trochę starsze znów się stanie to, co młode
Jakby strzepnął ptak kolejną kroplę z piór
Mimochodem, mimochodem
Jakby strzepnął kroplę z piór
a
a
a
a
C
C
a
a
d a (d)
e7 a
d a (d)
e7 a
F C (d)
d e
d a d
e/G a
Tym pod nogi róż kobierzec, tamtym - kłodę
Pozostałym, mimochodem - byle co
Frustrat skargę śle, laureat pisze odę
Raz się dobro jawi złem, raz - dobrem zło
Słowo wpada w morze słów, jak kamień w wodę
Krążek myśli pozostawi, brnąc na dno
Mimochodem, mimochodem
Krążek myśli, brnąc na dno
a
a
a
a
C
C
a
a
d a
e/G
d a
e/G
F C
d e
d a
e/G
(d)
a
(d)
a
(d)
Cierpi syty, niepojętym zdjęty głodem
Zgłodniałego - mimochodem syci złość
Temu - mostu przęsło, temu - dom z ogrodem
Komuś o coś chodzi, za kimś - chodzi coś
Na stracenie, na pożytek i na szkodę
Jak złośliwie między psy rzucona kość
Mimochodem, mimochodem
Między psy rzucona kość
d
d
d
d
F
F
d
d
g d
a/C
g d
a/C
B F
g a
g d
a/C
(g)
d
(g)
d
(g)
Tańczą, walczą, zieją żarem, zioną chłodem
Mimochodem spalą w pył, zetną w lód
Swego Boga za słomianą szarpią brodę
By im dał nadziei źdźbło, ładu łut
Sen - za jawę biorą, karę - za nagrodę
Odtwarzając krótkie scherzo swe - bez nut
Mimochodem, mimochodem
Krótkie scherzo - bez nut
Mimochodem, mimochodem
Krótkie scherzo - bez nut
d
d
d
d
F
F
d
d
a
a
g d
a/C
g d
a/C
B F
g a
g d
a/C
d a
e/G
(g)
d
(g)
d
(g)
Nic już więcej z tego rymu nie wywiodę
Mimochodem układając cierpką pieśń
Pocieszenie tylko dodam na osłodę
Że w niej drzemie mimochodem ważka treść
Chwila światła między wschodem a zachodem
Wobec której trudno tak po prostu przejść
Mimochodem, mimochodem
Trudno tak po prostu przejść
a
a
a
a
C
C
a
a
d a (d)
e7 a
d a (d)
e7 a
F C (d)
d e
d a d
e/G a (d a d)
Miasto chmur, chwile szczęść
a C G e a
122
d
a
g
d
g
d
d
a
Jacek Kaczmarski – Młodych niemców sen
Patrzę na młodych Niemców sen
Mocny, spokojny i bez winy
Pociąg przejeżdża wieczny Ren
W falach kołyszą się kominy
D
D
D
D
A7 D
G D
G D
A7 D
Mundur, przepustka, piwo, sznaps
I każdy w porę się obudzi
Żeby w jednostce być na czas
Tam uczą ich zabijać ludzi
D
D
D
D
A7 D
G D
G D
A7 D
Ale tymczasem ufnie śpi
Głowa na zgiętym łokciu leży
I nie o krwi zapewne śni
I w śmierć prawdziwą też nie wierzy
A
G
A
G
Fis7 h
A7 D
Fis7 h
A7 D
A pięćset kilometrów stąd
Gdzie jeszcze czuć swąd ludzkich pieców
Ich rówieśników nocny ront
Do robotniczych strzela pleców
d
d
d
d
A7 d
g d
g d
A7 d
I myśli się natrętne tlą
Gdy patrzę na uśpione głowy
To hitlerowców dzieci są
A tam, to wojsko jest ludowe
A
G
D
D
Fis7 h
A D
A7 D
A7 D
123
Jacek Kaczmarski – Nocny kamboj
Kiedy kamboj nie ma konia,
Kiedy kamboj nie ma konia,
Nie wie po co żyje, po co jest.
C
C7
F G C
Jedź do miasta wielkiego,
Do wielkiego miasta jedź,
Tam kambojom bez konia łatwiej żyć,
Zapytają cię ludzie Gdzie jest twój koń?
Powiedz by się nie przypierdalali doń.
F
C
F
F
C
F
G
e
G
G
e
G
a
C
a
C
O, łen de kamboj hez noł horsez,
Łen de kamboj hez noł horsez,
Hi daznt noł tu bi or not tu bi.
Lets goł tu big siti,
Tu big siti lets goł
Zer łiwałt horses izjer tu liw.
End wej łil ask ju
Wer iz jor hors?
End ju anser "Kis maj as"
Niet łoszadi u kamboja,
Niet łoszadi u kamboja,
On nie znajet kak jemu żyt'
Ujezżaj w balszoj gorad,
W balszoj gorad ujezżaj,
Tam kambojom bez łoszadi liegczie żyt'
Budu sprasziwat' ludi Gdzie łoszad' twaja?
Niet łoszadi, nit szczastia ni chuja.
Kiedy aktor nie ma roli,
Kiedy aktor nie ma roli, (Lub gdy rolę swą spierdoli)
Nie wie, po co żyje, po co jest.
Jedź do miasta małego,
Do małego miasta Łódź
Tam aktorom bez roli łatwiej żyć.
Zapytają koledzy - gdzie sukces twój?
"Sukces mój, biznes mój i taki..."
124
Jacek Kaczmarski – Opowieść pewnego emigranta
Nie bój się, nie zabraknie. To krajowa czysta
Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista
Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku
Że bankierom i skrzypkom nie mówią - ty żydku!
d C
A7 g d
d C
A7
d C
A7 g d
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako politruk
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem prawa nowe
Na których się miało oprzeć Odbudowę
A potem mnie - lojalnego komunistę
Przekwalifikowali na manikiurzystę
Ja kocham Mozarta, Bóg to dla mnie Bach
A tam, gdzie pracowałem - tylko krew i strach
Spałem dobrze - przez ścianę słysząc ludzkie krzyki
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki
W następstwie Października tak zwanych "wydarzeń"
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak
Wtedy myśl się zrodziła - niechcący być może
Żem się z krajem tym związał - jak mogłem najgorzej
Za tę hańbę zasługi - Warszawa czy Kraków Gomułka nam powiedział - Polska dla Polaków
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz
I szli profesorowie, uczeni, pisarze
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz
Z tego, że się z bankruta robi bohatera
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów
Mówią - czym jest komunizm - ucz Amerykanów
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz
A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa
Jak wygląda to, com - niszcząc - budował
125
I tak sam sobie zgotowałem
Zgubę: Meloman, nie skrzypek
Nie bankier, a ubek
Oficer polityczny,
Nie russkij gieroj
Ani Syjonista, ani też i goj
Jak ja powiem Jehowie
Za mną, Jahwe stań
Z tą Polską związanym
Pępowiną hańb
Jacek Kaczmarski – Pan Podbięta
- Krwi, krwi, krwi ! - krzyczał pan Zagłoba
Na widok trupa pana Podbipięty.
- Krwi! - zawrzasnęła zbaraska załoga
A Litwin chwiał się, do belek przybity
Święty Sebastian strzałami przeszyty
Słodki, niewinny, cichy, obojętny.
a
G
a
G
d
F
G a a G a
E
G a G a
C
a
E a G a
C
C
a
E
a
F
G
G7
C
C
C
a
F
d
F
G
G
G
E
E
e a
Rycerz bez skazy, co jak smok gruchotał
Czerń (co jest czerń? dzisiaj nie ma czerni)
Na jasnej twarzy ślad grotu i cnota,
Której się Longin radośnie wyzbyłby
Po tym jak jednym ciosem zerwał trzy łby
Ludzi, o których wierzył - że niewierni…
Lecz przecież krew ta jest tak miła Bogu,
Że zaraz kreskę w niebieskim rejestrze
Zarabiał szlachcic siekąc tępych wrogów
Co tylko po to wchodzili w granice
Słabej, lecz wiecznej Rzeczypospolitej
Aby się mogła na ich trupach wesprzeć.
E a G a
Kiedy Zagłoba pił miód (nie dla chamów)
Picie to było inne, niż Bohuna:
Horyłka, beczka dziegciu, wymiar stanu
Nieszczęśliwego, dzielnego Kozaka,
Co śmiał kniaziównę kochać - zawadiaka Cham, co boskiego się nie zląkł pioruna.
I na paliki zaostrzone świeżo
Gładko nizali się stron cierpiętnicy.
Król płakał, modlił się, głęboko wierząc
Że hekatomba historię oczyści
Jak wiatr las czyści ze szczerniałych liści
By pole bitwy gniło dla winnicy.
- Krwi, krwi, krwi! - krzyczał pan Zagłoba
I krew się lała sprawiedliwie, szczodrze
Lecz pan Longinus, rycerstwa ozdoba
Nie mógł pozornych tryumfów być już świadkiem
Grymasem śmierci dając znać ukradkiem,
Że wie zbyt wiele, by było mu dobrze.
126
Jacek Kaczmarski – Pan Wołodyjowski
Do nieba leci Mały Rycerz
Wybuchem rozerwany w strzępy,
W Rzeczypospolitej granice
Tureckie kładą się zastępy.
Pęka imperium pełne swobód,
Rozerwą je sąsiedzi rychło Jak Basi rzekł, tak powie Bogu
Pan Michał swoje credo: Nic to!
a
a
d
E
a
C
F
d
E
G
a
a
E
G
C
E
a
C
a G
C
d a
a
Trzęsie się z płaczu pan Zagłoba
Nad symboliczną Polski trumną
I krwi nie woła - sam nad grobem,
Bo umrzeć łatwo; żyć jest trudno.
Więc szloch rycerskie ciśnie piersi
Kaja bohater się i nicpoń
Wobec tak niepojętej śmierci,
O której Michał rzekł, że - Nic to!
Lecz nic to - śmierć, czy nic to – życie?
Potyczki, zwady i miłostki?
Do nieba leci Mały Rycerz,
Do nieba jest najbliżej - z Polski.
Swoje odsłuchał i odsłużył
Wiatraczkiem, sztychem, fintą płytką
I oto dzieło jego - w gruzy...
Więc rację chyba miał, że - Nic to!
Nie znał mądrości swej żołnierzyk
Zajęty Baśką i szabelką:
Nie wątpić, w sens ofiary wierzyć
Jest rzeczą łatwą - bywa wielką.
Lecz potem, wbrew serc pokrzepieniu
Łzę cenić tylko na policzku
I na niebieskim, na sklepieniu
Wypisać krwią dewizę - Nic to!
F G C D
a E a
127
Jacek Kaczmarski – Pierestrojka w KGB
W bezokiennych korytarzach
Śniedź na nieruchomych klamkach
W ciszy, co jak krzyk przeraża
Śpi Matka-Łubianka.
D
D
h
G A D
Utraciła wszystkie dzieci Więźniów, katów, dygnitarzy,
Tylko gdzieś w kotłowni świeci
Ogień w prostej twarzy.
Pochylony nad płomieniem,
Kaszląc, bo się komin zatkał,
Lejtnant Wania ze skupieniem
Pali tajne akta.
G
G
G
h
D
D
D
A D
Z dymem idą protokoły,
Win dowody i wyroki,
Nazwy Magadanów, Kołym Cały kraj szeroki.
W niebyt nieba przesłuchania
Ulatują w jasnym żarze
I uważać musi Wania
Żeby się nie sparzyć.
Jak kazali, to kazali,
Ogień w oczach Wani błyska Kiedy się historię spali Karta będzie czysta.
Iskier beztroska feeria
Dziarsko losy ludzkie pali
Ach, gdybyż to widział Beria!
Gdybyż widział Stalin!
Czy to żal za gardło chwyta
Oddanego swemu dziełu?
Czy z Urzędu zrobią szpital,
Czy może muzeum?
Tyle pracy w dym i popiół,
Tyle krwi i atramentu!
Dobrze, Wania, żeś se popił
Żeby nie czuć wstrętu.
Będą tu przyjmować gości,
Lub pacjentów w czystych łóżkach
I zapomni o przeszłości
Łubianka-Matuszka.
Dłonie w sadzy drą z mozołem
Skoroszyty i bruliony.
Dobrze, Wania, że łyknąłeś,
Bobyś był wzruszony.
W ciemnym niebie gwiazdy świecą,
Mrok Matuszki duszę wymiótł.
Wani łzy po twarzy lecą Ale to - od dymu.
128
Jacek Kaczmarski – Pijany Poeta
Pijany poeta ma za złe że klaszczą
Że patrzą na niego ciekawie
Że każdy mu nietakt łaskawie wybaczą
Poeta wszak wariat jest prawie
D
G
D
A
A D
D
A D
D
Nie chodzi po ziemi współżyje z duchami
Ich mowę na wylot zna przecież
I cóż że ogląda się wciąż za trunkami
Alkohol nie szkodzi poecie
Kochają go bardzo drwiąc z rąk jego drżenia
Ta drwina współczucia ma nazwę
Ugoszczą przytulą ukoją cierpienia
A on im to wszystko a za złe
Do łez się zamartwią że znowu nic nie jadł
Że pali za dużo i nie śpi
Że w oczach mu tańczy szaleńcza zawieja
A oni pragnęliby pieśni
Zakocha się szczerze trzy razy na tydzień
I wstyd mu że tak zakłamany
Czasami w połowie wieczoru gdzieś wyjdzie
Lecz raczej się zdrzemnie pijany
A oni się wtedy po cichu rozzłoszczą
Że nie dba gdy w krąg niego siedzą
Lecz czegoś mu jednak naprawdę zazdroszczą
Lecz czego zazdroszczą nie wiedzą
129
G
A
G
A
D
D
D
D
Jacek Kaczmarski – Sen Katarzyny II
Na smyczy trzymam filozofów Europy
Podparłam armią marmurowe Piotra stropy
Mam psy, sokoły, konie - kocham łów szalenie
A wokół same zające i jelenie
Pałace stawiam, głowy ścinam
Kiedy mi przyjdzie na to chęć
Mam biografów, portrecistów
I jeszcze jedno pragnę mieć
Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!
G D
G D
C D
C D
Fis
Fis
C D
C D
G
e
e
G
h
G D
e
G
e a e a
e a C D G
Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów
Nie bawią mnie umizgi bladych lowelasów
Ich miękkich palców dotyk budzi obrzydzenie
Już wolę łowić zające i jelenie
Ze wstydu potem ten i ów
Rzekł o mnie - Niewyżyta Niemra!
I pod batogiem nago biegł
Po śniegu dookoła Kremla!
Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!
Kochanka trzeba mi takiego jak imperium
Co by mnie brał tak jak ja daję - całą pełnią
Co by i władcy i poddańca był wcieleniem
I mi zastąpił zające i jelenie
Co by rozumiał tak jak ja
Ten głupi dwór rozdanych ról
I pośród pochylonych głów
Dawał mi rozkosz albo ból!
Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!
Gdyby się taki kochanek kiedyś znalazł...
- Wiem! Sama wiem! Kazałabym go ściąć!
130
e
e
e
e
a
a
a
a
e
C
e
C
a
D e
a
D G
Jacek Kaczmarski – Z XVI wiecznym portretem trumiennym rozmowa
Nie patrz na nas z wyrzutem pyszny szaławiło
Bądźże z sercem otwartym dla dzieci swych dzieci
Od twoich czasów sławnych tyle się zmieniło
Że aż szkoda zawracać tym głowę Waszeci
Mało wiemy o tobie, coś na Turka chadzał
Węgra królem obierał i tratował Szweda
Ale patrzył i tego, by obrana władza
Nie zabrała ci czasem, czegoś sam jej nie dał
A nie dałeś jej prawa by ci grozić drewnem
Bo przed Bogiem za posła nie chcesz Jezuity
By na takie cię pola mogła słać bitewne
Gdzie krew i rany - twoje, a cudze profity
A my, co rusz to przed kimś
Kolejnym na kolanach
Dalekośmy odeszli
Od siły Waszmość Pana
Po wciąż to nowych dworach
Pętamy się nie w porę
Kochamy się w honorach
Nie znamy się z honorem
Łypnij na nas łagodniej okiem wyrazistym
Co widziało królestwa twojego Wiek Złoty
Zamiast łajać nas z trumny za sprawą artysty
Że są czasy kolosów i czasy miernoty
Rzymskim prawem się szczycisz opartym na sile
Dłoń złocisty pas maca, kręci wąs sumiasty
Ale wyrozumiałość - to siły przywilej
Urodzony z rozumu na twój wiek szesnasty
Czemuś synów nie uczył, z czegoś sam korzystał
Że czapka rozum grzeje, by nie skapiał chyłkiem?
Rychło jeden za drugim - poseł czy statysta
Czapkowali rozumem, a myśleli tyłkiem
I my - na byle słowo
Na tylne stajem łapki
W zawiei z gołą głową
Szukamy własnej czapki
W tym, co zostało z włości
W dziedzictwie po waszmościach
Brakuje nam mądrości
Kochamy się w mądrościach
a
a
C
a
C
C
C
C
e
e
G
h
G
D e
D G
D G
a
d
d
G
a
d
d
G
F
F
F
G
G
F
C
F
G
F
C
F
C
C
C
F
a
G
d
d
a
G
d
d
G
g
d
d
a
a
C
a
C
C
C
C
e
e
G
h
G
D e
D G
D G
a
d
d
G
a
d
d
G
F
F
F
G
G
F
C
F
G
F
C
F
C
C
C
F
a
G
d
d
a
G
d
d
G
g
d
d
G
g
a
F
G
g
a
F
a
A
a
F
a
A
G
g
a
F
G
g
a
F
a
A
a
F
a
A
(kap. III)
G a
a
A
G a
G a
G a
a
A
G a
G a
A my, nie z własnej winy
Aż się przyznawać hadko
Nie znamy już łaciny
I z polskim nam niełatwo
Lecz ujrzy przodek w grobie
Na co nas jeszcze stać
Bo się kochamy - w sobie!
Nie pragnąc - siebie – znać
Patrz na nas jak uważasz, pyszny szaławiło
Jest czego ci zazdrościć, jest i za co karcić
Choć dawno już cię nie ma - cennie ci się żyło
A ci, co się cenili - byli tego warci
Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa
Kończyła się na gardle - które ma się jedno
Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować
A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną
Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum
I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera
A spadłszy, szepnąć jeszcze - eques polonus sum!
131
a
d
d
G
a
d
d
G
F
F
F
G
G
F
C
F
G
F
C
F
C
C
C
F
a
G
d
d
a
G
d
d
G
g
d
d
G
g
a
F
G
g
a
F
a
A
a
F
a
A
G a
a
A
G a
G a
h
h
D
h
D
D
D
D
fis
fis
A
cis
A
E fis
E A (fis)
E A
Jacek Kaczmarski – Walka Jakuba z Aniołem
A kiedy walczył Jakub z aniołem
I kiedy pojął że walczy z Bogiem
Skrzydło świetliste bódł spoconym czołem
Ciało nieziemskie kalał pyłem z drogi
I wołał Daj mi Panie bo nie puszczę
Błogosławieństwo na teraz i na potem
A
E
fis
cis
D E
h E
A kaftan jego cuchnął kozim tłuszczem
A szaty Pana mieniły się złotem
h E
On sam zaś Pasterz lecz o rękach gładkich
W zapasach wołał: Łamiesz moje prawa
I żądasz jeszcze abym sam z nich zakpił
Ciebie, co bluźnisz, grozisz - błogosławił!
A szaty Pana mieniły się złotem
Kaftan Jakuba cuchnął kozim tłuszczem
W niewoli praw twych i w ludzkiej niewoli
Żyłem wśród zwierząt obce karmiąc plemię
Jeśli na drodze do wolności stoisz
Prawa odrzucę precz, a Boga zmienię!
I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze
Bóg uległ i Jakuba błogosławił
Wprzód mu odjąwszy władzę w jednej nodze
By wolnych poznać po tym że kulawi
132
D E A h E A
Jacek Kaczmarski – Według Gombrowicza narodu
obrażanie
Polak, to embrion narodziarski
Z lepianek począł się, z zaścianków
Z najazdów ruskich i tatarskich
Z niemieckich katedr, włoskich zamków
W genealogii tej określił
Oryginalny naród się by
Gdyby się uczył własnej treści
Zamiast przymierzać cudze gęby
E A
E A
cis
A H
E A
E A
cis
A H
E H
E H
fis cis gis
A H
E H
E H
fis A H
Chrystusem był i Rzymianinem
I w tej sprzeczności żył - i wyżył
To dźwigał Krzyż i czyjąś winę,
To znów na szyi - tylko krzyżyk
U Żyda pił, batożył Żyda
A przed Żydowską Matką klękał
I czekał łaski malowidła
Najświętsza ratuj go panienka!
cis E
fis cis
C E
H E A E Gis7
cis E
fis cis
C E
H cis H
Nie lubi stwarzać się - być chciałby.
Wszak Bóg rzekł: "Niech się stanie Polak"
A szatan w płacz - Das ist unglaubich!
Nieszczęsna w Polsce moja dola!
Słusznie się lęka Pan Ciemności
Że ciężko będzie miał z Lachami
W szczegółach przecież diabeł gości
A Polak gardzi szczegółami!
Nie lubi tworzyć, lecz zdobywać
Gdy niedostatek mu doskwiera
Uchodzi więc za bohatera
Ale nim nie jest, chociaż bywa
Gdy świat przeszyje myśli błyskiem
I wielką prawdę w lot uchwyci
To straci na niej zamiast zyskać
I jeszcze tym się będzie szczycił
W niewoli - za wolnością płacze
Nie wierząc, by ją kiedyś zyskał
Toteż gdy wolność swą zobaczy
Święconą wodą na nią pryska
Bezpiecznie tylko chciał gardłować
I romantycznie o niej marzyć
A tu się ciałem stały słowa
I Bóg wie co się może zdarzyć!
Jak dziecko lubi się przebierać
Powtarzać słowa, miny, gesty
W dziadkowych nosić się orderach
I nigdy mu niczego nie wstyd
Okrutny bywa, lub przylepny
W swoim pojęciu niekaralny
Bo uczuciowo nie okrzepły
Dojrzewający, embrionalny
Oto wzór dla świata:
Pan się z chamem zbratał
Nie ma pana, nie ma chama Jest bańka mydlana
Aż się słyszeć grom dał
Z bańki będzie bomba!
Z bomby błysk, czyli blitz Znowu nie ma nic.
133
Jacek Kaczmarski – Zwątpienie
Co nas obchodzić mogłoby w tym kraju
Gdzie przyjaciele z dala się obchodzą
Czy się wrogowie starzy dogadają
Kogo pogodzą a komu dogodzą
A d
A d
A h
fis E7
Na co się jeszcze obrażać w ojczyźnie
Przeobrażonych i poobrażanych
Gdzie, jeśli ktoś cię przez przypadek liźnie
To, by otworzyć - nie zaleczyć - rany
Czego na Boga pragnąć móc nad Wisłą
Co nie jest jeszcze marzeniem spragnionych?
Fatamorgana - nazywa się "przyszłość"
Źródła w oazach - strute, lub strzeżone
A
A
C
F
d
d
G
E7 A
Kogo wśród swoich bliźnich nienawidzić
Uszlachetniając podłość przez nienawiść
Gdy się nienawiść brzydzi tym, co widzi
I w bezsilności - nudzi, a nie dławi
Na co się skarżyć wśród prawnuków Skargi
Dla których słowa, nie myśl - to rozmowa?
O chórze marzą roztrzepane wargi
Internowane w gadających głowach
Kogo potępiać i czym, jeśli stempel
Zastąpił tępe ostrze potępienia
I - bezszelestnie, żeby iść z postępem
Trzeba udzielać hurtem rozgrzeszenia?
Komu dać miłość w cieniu Jasnej Góry
Gdzie wszyscy tak ukochani boleśnie
Że blizny wiary są bliznami skóry
Próbując żywym przyswoić nieszczęście
Co zdradzić jeszcze w państwie Targowicy
Gdy komuniści też krzyczą o zdradzie
I próżne plany państwowej mennicy
Żeby srebrniki były wciąż na składzie
Jak wierzyć szczerze w narodu świątyni
Gdy na sztandarach - aksjomaty wiary
Jak żyć w tylekroć zdobytym Muzeum
Powyszywane są nićmi złotymi
Gdzie nieżyjący życia się trzymają
A dusza warczy, gdy widzi sztandary
Wbrew rozsądkowi śpiewając "Te Deum"
By nas coś wreszcie obeszło w tym kraju
Kogo wynosić pod niebo Lechitów
Gdzie tylu było dziwnie wyniesionych
I braknie brązu dla nowych pomników
Wśród tylu starych jeszcze nie strąconych
134
Inne
Ballada o krzyżowcu
e
A
C
D
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia
Dokąd pędzisz w stal odziany
Pewnie tam, gdzie błyszczą w dali
Jeruzalem białe ściany
Pewnie myślisz, że w świątyni
Zniewolony pan twój czeka
Żebyś przyszedł go ocalić
Żebyś przybył doń z daleka
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia
Byłem dzisiaj w Jeruzalem
Przemierzałem puste sale
Pana twego nie widziałem
Pan opuścił Święte Miasto
Przed minutą, przed godziną
W chłodnym gaju na pustyni
Z Mahometem pije wino
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia
Chcesz oblegać Jeruzalem
Strzegą go wysokie wieże
Strzegą go Mahometanie
Pan opuścił Święte Miasto
Na nic poświęcenie twoje
Po cóż niszczyć białe wieże
Po cóż ludzi niepokoić
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia
Porzuć walkę niepotrzebną
Porzuć miecz i włócznię swoją
I jedź ze mną, i jedź ze mną
Bo gdy szlakiem ku północy
Podążają hufce ludne
Ja podnoszę dumnie głowę
I odjeżdżam na południe
136
Chłopcy z Placu Broni - O Ela
Byłaś naprawdę fajną dziewczyną
I było nam razem naprawdę miło
Lecz tamten to chłopak był bombowy
Bo trafiał w dziesiatkę w strzelnicy sportowej
C e
C7 a
d F
d F G
Gdy rekę trzymałem na twoim kolanie
To miałem o tobie wysokie mniemanie
Lecz kiedy z nim w bramie piłaś wino
Coś we mnie drgnęło coś się zmieniło.
Och, Ela straciłas przyjaciela
Może się wreszcie nauczysz
Że miłosci nie wolno odrzucić
Że miłosci nie wolno odrzucić
F
F
C
F
Pytałem, błagałem, ty nic nie mówiłaś
Nie byłaś już dla mnie taka miła
Patrzyłaś tylko z niewinną miną
I zrozumiałem, że coś się skończyło
Aż wreszcie poszedłem po rozum do głowy
Kupiłem na targu nóż sprężynowy
Po tamtym zostało tylko wspomnienie
Czarne lakierki, co jeszcze nie wiem
137
G C a
G
a
G C
Czerwony kaputrek
Szła dziewczynka bardzo mała przez ciemny las
Czerwony kapturek miała, czerwony pas
A za pasem kolta, w małej rączce "sporta"
Do babuni szła uderzyć sobie w gaz
Ptaszki w górze przelatują i szumi bór
A motylki podśpiewują i nie ma chmur
Słonko raźno świeci, w górze bocian leci
I żubrówką się upija stary żubr
Wtem zza krzaka wilk wyskoczył i krzyczy stój
Lecz za chwilę krwią się broczy kudłaty zbój
A dziewczynka mała broń repetowała
Poprawiła zakurzony ludowy strój
Z tej piosenki morał taki wynika nam
Nie zaczepiaj nigdy w lesie samotnych dam
Bo dziewczynki małe są tak bardzo śmiałe
Że niekiedy krzywdę zrobić mogą wam
138
C G C
C G C7
F C A7
D7 G
Bursztynek
Kiedy już
Kiedy już
Co Ci dać
Żeby czas
trzeba będzie powiedzieć cześć,
lato pęknie i spadnie deszcz,
przyjacielu mych słonecznych dni,
nie zamazał tych wspólnych chwil.
Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży,
Słoneczna kropelka, kropelka złotych marzeń,
Bursztynek, bursztynek położę Ci na dłoni,
Gdy spojrzysz przez niego mój uśmiech Cię dogoni...
Kiedy znów się spotkamy za wieków sześć,
Kiedy znów powiesz do mnie po prostu cześć.
Może nawet nie poznam przez chwilę Cię,
Ale ty wtedy prędko pokażesz ten.
Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży,
Słoneczna kropelka, kropelka złotych marzeń,
Bursztynek, bursztynek położę go na dłoni,
Gdy spojrzysz przez niego mój uśmiech Cię dogoni...
139
C
C
a
F
F G
F G
e d
G
C
C
C
C
G
G
E
G
a
a
a
F
F
F
F
C
Mydło lubi zabawę
Mydło lubi zabawę
W chowanego pod wodą
Każda taka zabawa
Jest wspaniałą przygodą
Kiedy dobry ma humor
To zamienia się w pianę
A jak znajdzie gdzieś słomkę
Puszcza bańki mydlane.
Mydło wszystko umyje
Nawet uszy i szyję
Mydło, mydło pachnące
Jak kwiatki na łące
C F C
G7 F C
C F C
G7 C
C F C
G7 F C
C F C
D7 G G7
F
C
d
F
G7
F
e
G7 C
Mydło lubi kąpiele
Kiedy woda gorąca
Skacząc z ręki do ręki
Złapie czasem zająca
Lubi bawić się w berka
Z gąbką chętnie gra w klasy
I do wspólnej zabawy
Wciąga wszystkie brudasy.
Mydło wszystko umyje..
140
Niewidzialna plastelina
Ulepiłam sobie domek
Z niewidzialnej plasteliny
Dwa okienka, dwa kominy
Z niewidzialnej plasteliny
A
Z
A
Z
C
G
a
F G
w okienkach kwiatki, bratki
niewidzialnej plasteliny
dla taty krawat w kratki
niewidzialnej plasteliny
La la la...
Ulepiłam sobie pieska
Mięciutkiego z czarnym pyszczkiem
Lalki Kasię i Tereskę
I pistolet i siostrzyczkę
Namęczyłam się okropnie
Stłukłam łokieć, zbiłam szklankę
Mamo, tato - chodźcie do mnie !
Mam tu dla was niespodziankę
La la la...
Czemu na mnie tak patrzycie
I zdziwione macie miny ?
Czyście nigdy nie widzieli
Niewidzialnej plasteliny ?
La la la...
141
Kołysanka dla chłopaków
Chłopaki muszą przepraszać dziewczyny
C G d F
Za czyny w których nie ma grama ich winy
Za to że są z nimi w biedzie w dostatku
Dostaną po ryju bukietem kwiatków
I na nic laurki i restauracje bilety do kina i inne atrakcje
Te litry benzyny gówno obchodzą dziewczyny
Ty chamie i egoisto do dupy jest wszystko
A ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić
Myślisz tylko o sobie ja tu płaczę a tobie
Nawet nic się nie chce dla mnie zrobić
Chłopaki dziewczyny chcę kochać wiecznie
Bo czują że tak będzie w życiu bezpiecznie
I jak by nie było dziewczynom będzie miło
Chłopaki muszą leczyć dziewczyny z problemów
Bez sensu i bez przyczyny a na końcu
Na końcu są sami winni
Ty chamie...
Oż ty chamie i egoisto... (mocniej ;))
Bo dobry chłopak ma być jak papier
Przyjmować wszystko na klate jak klakier
A słowa dziewczyny zamieć czyny i milczeć
Powiedział ktoś kiedyś mądre zdanie
Że każdy dobry uczynek zostanie dwa razy ukarany
Ty chamie...
142
d F C G
Breakout – Gdybyś kochał, hej!
Gdybyś lubił mnie choć trochę, hej
Gdybyś kochał jak nie kochasz mnie
Gdybyś nie był jaki jesteś
Zechciał tak jak nie chcesz mnie
Byłbyś
Byłbyś
Byłbyś
Gdybyś
E
E
E
D
wiatrem, a ja polem, hej
niebem, ja topolą, hej
słońcem, a ja cieniem
tylko zmienił się
Gdybyś nie śnił mi się w nocy, hej
Gdybyś dał mi wreszcie spokój, hej
Może bym ci darowała
Może zapomniałabym
Gdybyś lubił mnie...
143
D
D
D
A
A E
A E
A
E
Domowe melodie – Grażka
Grażyna zrobiła dziecko,
A teraz chce je wywalić
Ze swojego ciała
Oddać komuś za nic.
C
e
F
F G
Grażyna pochodzi z domu
Gdzie młode się topiło.
Jej ojciec też utonął,
Jak z matką w tango płynął.
C
e
F
F G
Grażka, Grażka
Weź przestań, bo do nieba nie pójdziesz.
Grażka, Grażka
Korzystaj, daj siebie unieść. 2x
C
(e) F G
C
(e) F G
Grażyna podjęła kroki
Do czynu nieprawego.
Znalazła z ogłoszenia
Doktora wybitnego.
C
e
F
F G
Lecz wcześniej u spowiedzi
Się księdzu wypaplała,
A on do niej zza kratki
Wychylił się i gada:
C
e
F
F G
Grażka, Grażka
Weź przestań, bo do nieba nie pójdziesz.
Grażka, Grażka
Korzystaj, daj siebie unieść. 2x
144
C
(e) F G
C
(e) F G
Domowe melodie – Zbyszek
Zbyszek nie był faworytem
Na długim dystansie
Szukał zwady i podkradał rentę matce
Jak jadł chleb z pasztetem ukruszył się cały
jego wieś milczała a on kotki w rzece topił
A
h (A)
cis h
D cis
A E A
A ja lubiłam Zbyszka takim jak był
Granatowe oczy kiedy był zły
Oranżowe stopy w nich płynie czas
Który poszedł ze Zbyszkiem w las
E
A
E
A E A
Tu nie było takiej co nie znała Zbyszka
Ciągnął w krzaki i całował je z opryszczką
Pod paznokciem trzymał serce i swój świat
Które zjadał jak mu wódki było brak
A h (A)
cis h
D cis
A E A
A ja lubiłam...
Zbyszek miał trzydzieści osiem lat
I przepadł
Zmyła woda kroki jego co wydeptał
Ludzie mówią, że go diabli może wzięli
Że takiego tylko diabły mogą brać
A ja lubiłam...
145
A
h (A)
cis h
D cis
A E A
Dwa plus jeden – Chodź pomaluj mój świat
Piszesz mi w liście, że kiedy pada,
Kiedy nasturcje na deszczu mokną,
Siadasz przy stole, wyjmujesz farby
I kolorowe otwierasz okno.
a
G
C
d
d
a
G
E a
C
F
C
F
d
C
d
G
Trawy i drzewa są takie szare,
Barwę popiołu przybrały nieba.
W ciszy tak smutno, szepce zegarek
O czasie, co mi go nie potrzeba.
Więc chodź, pomaluj mój świat
Na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
Malowana twoją kredką.
Więc chodź, pomaluj mi życie,
Niech świat mój się zarumieni,
Niech mi zalśni w pełnym słońcu,
Kolorami całej ziemi.
Za siódmą górą, za siódmą rzeką,
Twoje sny zamieniasz na pejzaże.
Niebem się wlecze wyblakłe słońce,
Oświetla ludzkie wyblakłe twarze.
Więc chodź, pomaluj mój świat..
146
Dwa plus jeden - Winda do nieba
Mój piękny panie raz zobaczony w technikolorze
Piszę do pana ostatni list
Już mi lusterko z tym pana zdjęciem też nie pomoże
Pora mi dzisiaj do ślubu iść
C
F
G
C
a
G
a
G
G
C
F
C
F
F
F
F
G
G
G
G
C
C
C
C
Mój piękny panie ja go nie kocham taka jest prawda
Pan główną rolę gra w każdym śnie
Ale dziewczyna przez życie nie może iść całkiem sama
Zycie jest życiem pan przecież wie
Już mi niosą suknię z welonem
Już Cyganie czekają z muzyką
Koń do taktu zamiata ogonem
Mendelsonem stukają kopyta
Jeszcze ryżem sypną na szczęście
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa
Złoty krążek mi wcisnął na rękę
I powiozą mnie windą do nieba
Mój piękny panie z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć
Więc nie mógł mi się pan przyśnić dziś
I tak odchodzę bez pożegnania jakby znienacka
Ktoś między nami zatrzasnął drzwi
Już mi niosą ...
147
a
a
a
G
Elektryczne Gitary - Człowiek z liściem na głowie
Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie
Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie
Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic
a e
G D
F G C F C E
Siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie
O liściu w swych rzadkich włosach nieprędko sie dowie
Tylko się w okno gapi, tylko się w okno gapi i nic
F G C F C
Uważaj to nie chmury, to Pałac Kultury
Liście lecą z drzew, liście lecą z drzew
d G C F C
G F C F C E
I tak siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie
Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie
Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic
Wsiadł drugi podobny, nad człowiekiem się zlitował
Tamten sie pogłaskał w główkę liścia sobie schował
Bo ja mówi, jestem z lasu, bo ja mówi, jestem z lasu i ch...
Uważaj...
148
Grzmiąca Półlitrówa - Studia
Czterech było nas w pokoju
Czterech wielkich piwopojów
Kazek, Stachu, Zdzich i ja
Co dzień czyjeś urodziny
Tańce, śpiewy i dziewczyny
Pierwszy odpadł Stach
Studia, to były złudzenia
Nikt Cię, bracie, nie docenia
I nie będzie inżyniera
Studia, a niech to cholera
A
D
A E
A
D
A E A
D
D
D
h
|
|
|
|
|
|
A
|
A
|
A F# |
E A |
Zdzich, jak mógł, unikał szkoły
Jednak podpadł docentowi
Taki głupi traf
Asystenci się zawzięli
Nie zdał nic oprócz pościeli
Poszedł w Stacha ślad
Studia, to były złudzenia...
Kazek się najdłużej trzymał
Lecz nadeszła sroga zima
Sesja, w niej komisy dwa
Zmógł chłopaka mroźny luty
Teraz ma wojskowe buty
Czapkę i zielony płaszcz
Studia, to były złudzenia...
Biegną lata krok za krokiem
Ja wciąż walczę z pierwszym rokiem
Bo to ważna gra
Każdy wydział już poznałem
Trzech rektorów przetrzymałem
Każdy mnie tu zna
Studia, to były złudzenia…
Odnowiłem kontakt z domem
Piszą - synu, co z dyplomem
To już tyle trwa
Pewnie już niedługo skończysz
Jak pozdajesz wszystko, odpisz
Mama, tata, brat
Studia, to były złudzenia...
149
G
C
G D
G
C
G D G
C
C
C
a
G
G
G E
D G
Grzmiąca Półlitrówa – 33 Zawody
Spójrz na dom ten za zielonym wzgórzem
Tam do niedawna był ten pusty plac
Przy budowie jego stary majster
Uczył mnie, jak cegły kłaść
Nie zapomnę nigdy tamtych dni
Gdy na głowę z nieba lał się wielki żar
Do dziś jeszcze od roboty tej
Zza paznokci wydłubuję piach
Trzydzieści trzy zawody
dwadzieścia parę lat
I ciągle czegoś szukam
i ciągle czegoś mi brak
C
F
C
C
C
F
C
G
C
G
C
G7 C
C
F C
F
C G C
Znowu pytasz, chociaż dobrze wiesz
Że ja wszystkich na południu dobrze znam
Na tym zdjęciu ciężarówka stara
Obok brudas ten to właśnie ja
Pomagałem ludziom ile sił
Przewoziłem swą staruszką co się da
Do dziś jeszcze od roboty tej
Zza paznokci wydłubuję smar
Facet ten, co przed chwilą właśnie
Kłaniał nam się tak z szacunkiem w pas
Zwiedził ze mną kiedyś dawno temu
Świata tego całkiem niezły szmat
Pieściliśmy swoją ciuchcię
Byle tylko gnała dalej, byle w przód
Do dziś jeszcze od roboty tej
Gra mi w głowie stukot kół
Śmiejesz się, ale znam te góry
Tam przyjaciół niezłych jeszcze kilku mam
Nie uwierzysz, kiedy powiem tobie
Że był kiedyś ze mnie niezły drwal
Harowałem ciężko cały dzień
By wieczorem przy ognisku wódę chlać
Do dziś jeszcze od roboty tej
Ręce po kolana mam
A pamiętasz, kiedy ja stukałem
Do drzwi Twych przez miesiące chyba trzy
I codziennie dziwnie uśmiechnięta
Odbierałaś z dłoni mojej list
Sam już nie wiem, jak to było
Kiedy zamiast listu miałem w dłoni kwiat
Do dziś jeszcze od roboty tej
To klnę jak szewc na cały świat
150
Grupa Furmana - ETZ
Ja miałem wtedy kaski, z "ogórka"
Przy swojej budzie trzymałem burka
A Zenek, ten to miał wdzięk
Był właścicielem sztucznych szczęk
G
G
G
G
Lecz czymże były te atrybuty
Kiedy musiałem co dzień do huty
Pędzić "Komarem" w kolorach świtu
Ależ się wtedy nażarłem wstydu
Bo jazda na ETZ-cie
Jest najlepszą jazdą na Świecie
A jazda na "Komarze"
Powoduje inflację marzeń
Ja ciebie wiozłem wtedy na baku
Gdyśmy wjechali w pole z buraków
A, że to były buraki pastewne
To jak nie wjadę, i jak nie "glebnę"
A moi kumple jedzą kotlety
A ja pieniądze wciskam, w skarpety
Na ETZ-tę jestem zacięty
A mama jeszcze dokłada, z renty
Bo jazda...
Taki na przykład Easy Rider
Jeździł motorem, i miał z tego frajdę
Ja też Rider-em będę "niewąskim"
Choć u mnie, na wsi jest grunt dość grząski
Ja, w mojej głowie mam sytuację
Otwarta przestrzeń, wiatr, i wibracje
Kupiłem sobie nawet perfumy
Z zapachem "Świeżo palonej gumy"
Bo jazda...
Dla jednych piękna jest Costarica
Inni to wolą schlać się, i rzygać
A ja co wolę, już chyba wiecie
Ja wolę jazdę na ETZ-cie!
151
C
D
C
D G
Happysad – Jeszcze, Jeszcze
Dzień, który zaczął się marnie
I marnie skończy się
Może strułem się jabłkiem,
Nie wyspałem
Może siedzi we mnie wczorajsze
A jeśli nie
Może ktoś zapewni
Jest dobrze, jest dobrze, jest
D fis h
e A D
fis h
e A
D fis h
e A D
fis h
e A D
I może sama powiesz mi
jak mam powiedzieć to Tobie
Że już nie kocham Cię, nie chcę
Że kiedy patrzę na to jak jest
Już nie przechodzą mnie dreszcze
Już nie brakuje mi powietrza
Już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszcze
Reszta
Chyba jest w porządku
Jak kiedyś
Kiedy pisaliśmy krwią
Że od końców naszych stóp
Po końce naszych dłoni
Do końca świata, aż po grób
Że jakby coś, jakby coś to nic, to nic
152
D
A D
A
D A D
A fis h
fis h
G h e A
Happysad – Kostuchna
I już do Ciebie biegnę, ile w płucach mam sił
Chociaż patrzę przed siebie i nie widzę nic
Chociaż nade mną tłusta, parna noc
Mocniej wytężam oczy i wydłużam krok
I już się modlę do spadających gwiazd
Bo mi brakuje ciepła Twych rozchylonych warg
I tylko nie wiem czy mi starczy sił
Bo serce mam ze szkła i jak nic w każdej z chwil
Może zmienić się w pył
F
a
F
a
C
C
F
F
C
e
e
e
e
G
a
a
F e (C)
F e
C G
F
F
C
F
e F e (C)
e F e
G C G
e
I jeszcze tylko skrótem przez spalony las
Przez rozczochrane łąki i zatruty staw
Ręką rozganiam ciemność, oczami pruję mrok
Ledwo dotykam ziemi, ledwo co czuję ją
I już się modlę...
I tylko nie wiem czy mi starczy sił
Bo serce mam ze szkła
A kostucha czarnucha zagradza drogę mi
Kostucha czarnucha... zagradza drogę mi
153
Happysad – Taką wodą być
Taką wodą być,
Co otuli ciebie całą, ogrzeje ciało,
Zmyje resztki parszywego dnia.
C
a F
G C
I uspokoi każdy nerw,
Zabawnie pomarszczy dłonie,
A kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać.
C
a
F G C
I taką wodą być,
A nie tą, co żałośnie całą noc tłucze się po oknie.
Wczoraj... wczoraj...
d G
I taką wodą być,
Co nawilży twoje wargi,
Uwolni kąciki ust, gdy przyłożysz je do szklanki.
I czarną kawę zmieni w płyn,
Kiedy dni skute lodem.
A kiedy z nieba poleje się żar, poczęstuje chłodem.
I taką wodą być,
a nie tą, co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem.
Wczoraj... wczoraj
nie liczy się,
bo wczoraj,
bo wczoraj...
154
d e
a
d
Happysad – W piwnicy u dziadka
Pamiętasz to miejsce w piwnicy u dziadka
Kiedy przychodziła jesień zrzucali tam węgiel i jabłka
I tam całowaliśmy się pierwszy raz
C a
C a
d G
Brałem wtedy Twoje ręce
I kładłem je sobie na twarz
A skronie pulsowały gęściej
Gdy dłonie masowały lędźwia
No a na górze szalała burza
I wiatr z miejsca na miejsce przeganiał piach
Kałuże wypiły podwórze do cna
A buda ganiała psa
No bo gdzie było nam tak...
A kiedy przychodziła zima
I w mig czarno-biały robił się świat
Lizaliśmy paprocie na szybach
A mróz trzaskał jak bat
No a jeśli wychylaliśmy nosa
To tylko na moment na staw
Coby rybom podać tlen
Ale póki jeszcze był dzień wracaliśmy pod dach
No bo gdzie było nam tak...
A na wiosnę i letnie dni radosne
Pędziliśmy co świt na sad
I zwykle chichraliśmy się w głos strach
Kiedy rosa łaskotała nas po stopach
Podsadzałem Cię wtedy na wiśnie
I stamtąd strzelaliśmy do wron
Tak, pestki to była nasza broń
Pestki to była nasza broń
Pestki to była nasza broń
A teraz, teraz to jest wojna
A dom to schron był nasz
I dzień za dniem coraz bardziej kończy się świat
No bo gdzie było nam tak…
Kolejna armia bogobojna nie wiedzieć
czemu upatrzyła sobie nas
Strzelają do nas jak do wron
Tyle, że z ostrej broni ze wszystkich stron.
Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Jak smród po gaciach lata za nami strach.
Ale któregoś pięknego dnia
Zaraz przed tym jak wszystko trafi szlag
Ja sięgnę do pamięci dna
I stamtąd wyciągnę ten ślad.
Bo gdzie było nam tak bezpiecznie jak tam?
No bo gdzie było nam tak bezpiecznie jak tam?
155
Hey – Mimo wszystko
A h
A h
fis G D
Do niedzieli jakoś szło
Lukier, miód, liryczne cudo.
(Kochaj mnie mimo wszystko)
Nagle coś, drobiażdżek wręcz
Na manowce złości wywiódł mnie
(Kochaj mnie mimo wszystko)
Jeśli zwątpisz choć jeden raz
To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę
Powrotów nie będzie.
Czasem coś, tyci czort
W zdaniach szyk przestawi mi
(Kochaj mnie mimo wszystko)
Lub slalomem, gubiąc krok
Wracam po dwóch głębszych - późno w noc
(Kochaj mnie mimo wszystko)
Jeśli zwątpisz choć jeden raz
To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę
Powrotów nie będzie...
156
h h G D
D e h
G D
Inżynieria Środowiska – Czy to miłość czy pył
zawieszony?
O dziewiętnastej mamy spotkać się pod Adasiem
Za oknem gęsta mgła, wkładam buty i światło gaszę
Wychodzę przed kamienicę – serce zaczyna bić szybciej
Powodem jest Twój wzrok albo nadciśnienie tętniczne
Miłość lub nikiel, hormony lub kadm
Do kogo ma być ma pretensja?
Czy zakochałem się, czy to hipertensja?
C d F G
F G F G
Gdim a
F G C
Gdy mówisz czule „cześć” momentalnie zapiera mi dech
Nie mogę spać i jeść, jakby kara za jakiś grzech
Tak ciężko się oddycha wśród Twych spojrzeń i barwnych swetrów
Chyba, że problem ma mniej niż 10 mikrometrów
Coś wisi w powietrzu, lecz nie wiem co
Motylki pomiędzy żelastwem
Bo zakochałem się, albo mam astmę
Z tego wszystkiego zacząłem tracić wzrok
Przez pocałunek Twój albo słynny krakowski smog
Uczucia Buzują w nas, może całkiem fotochemiczne
Nawet wawelski smok widzi to przez stragany uliczne
Kiedyś się dowiem, odpowiedź tą
Z okolic huty wiatr niesie
Czy winić miłość mą, czy pm10
157
Jajko
Noc zapadła już głucha,
C a F G
Ciemno było w kurniku.
"Słuchaj" - szepnęła kura,
Budząc koguta po cichu.
Ko ko ko, ko ko, budząc koguta po cichu
Głos zamierał jej w grdyce,
Wszystko stało się bajką:
"Ja słodką mam tajemnicę.
Słuchaj, będziemy mieć jajko".
Ko ko... słuchaj, będziemy mieć jajko.
Gdy kura to powiedziała,
Kogut z radości aż zapiał.
Przytulił ją do siebie:
"Miła, nie będę już chrapał".
Ko ko... miła, nie będę już chrapał.
Poślemy jajko na UJot,
A potem na wyższe studia.
Będzie stroić gitary
I wygrywać preludia.
Ko ko... i wygrywać preludia.
A potem się jajko ożeni
I będziemy mieć wnuki.
ładne, okrągłe jajeczka,
A nie kanciaste kałmuki.
Ko ko... a nie kanciaste kałmuki.
A kiedy zetną nam głowę
I przyjdzie śmierci godzina,
Jajko to wszystko przeżyje,
Jajko to wszystko przetrzyma.
Ko ko... jajko to wszystko przetrzyma.
I tak spędzili tę nockę,
Sami na jednym patyku.
"Jak dobrze mieszkać mój miły
W takim przytulnym kurniku".
Ko ko... w takim przytulnym kurniku.
A potem, po pewnym czasie
Coś się z jajka wykluło
I chodząc za rodzicami,
Dobrą opinię im psuło.
Kwa kwa kwa, kwa kwa, dobrą...
158
Karolina Czarnecka – Hera, Koka, Hasz, LSD
Jimmy
Który
Diler
Jedną
bardzo nieśmiałym chłopaczkiem był
grzecznie do szkoły iść chciał
sprzedał za rogiem mu działki trzy
gratis uczciwie mu dał
Hera, koka, hasz, LSD
Ta zabawa po nocach się śni
LSD, hera, koka i hasz
Podziel się z kolegami czym masz
W szkole mądry dyrektor wpadł w słuszny gniew
Czemu chcesz samolubnie sam ćpać?!
Cały towar niesprawiedliwości wbrew
Wszystkim uczniom po równo masz dać!
Hera, koka, hasz, LSD...
To wspaniały był i orginalny gest
Opór złu szkoła powinna dać
Jimmy wraz z kolegami już w raaaaaju!
JEEEEEST !!!
Wszyscy święci... zaczęli z nim ćpaaaaać
Hera, koka, hasz, LSD...
Też bym chciał złoty strzał!
Ałł
159
D
A
D
A
G
D
G
D
Piotr Bukartyk – Kobiety jak te kwiaty
Sobota rano spać nie możesz
Wstaniesz, kapcie włożysz
Potem się golisz tylko dla niej
I do łóżka śniadanie
C
G
a
F
Przynosisz jej z porannym słonkiem
Po to by małżonkę
Namówić na co nieco małe
"No chyba zwariowałeś!"
C
G
a
F
Kobiety jak te kwiaty, kto żonaty ten wie
Powąchać tak, dotykać nie
Minęła pora godowa
Teraz tylko boli głowa
F
a
G
a
Kobiety jak te kwiaty, nie podniecaj się
Powąchać tak - dotykać nie
Gdy przyjdzie wiosna
Przyjmij ten cios na klatę
(Jeszcze gorzej będzie latem)
F
a
G
a
Ona ogląda się za tymi
No wiesz, lepiej ubranymi
Bo to prawdopodobnie geje
Tak, taką masz nadzieję
Wydasz ostatnie zaskórniaki
Bo chcesz nadrobić braki
A ona wzrusza ramionami
Więc przykro ci czasami.
Kobiety jak te kwiaty..
Syn przed maturą, kawał chłopa
Znów zabrał ci laptopa
Że niby chodzi tu o szkołę
A nie o baby gołe
Raz go nakryłeś z taką małą
Dżizus, co za ciało..
Mówi "I tak się z nią ożenię"
Znów skacze ci ciśnienie.
Kobiety jak te kwiaty..
160
Kolorowy wiatr
Na lądzie, gdy rozglądasz się lądując,
Chcesz wszystko mieć na własność, nawet głaz.
A ja wiem, że ten głaz ma także duszę,
Imię ma i zaklęty w sobie czas.
C
C
a
d
a
e
F
G a
Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie,
Których ludźmi nazywać chce twój świat.
Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci,
Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd.
C
C
a
d
a
e
F
G C
Czy wiesz czemu wilk tak wyje W księżycową noc,
I czemu ryś tak zęby szczerzy rad?
Czy powtórzysz tę melodię co z gór płynie,
Barwy, które kolorowy niesie wiatr,
Barwy, które kolorowy niesie wiatr?
a
a
F
F
F
e F
e
G a
G
C
Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem,
Spróbujmy jagód w pełne słońca dni.
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych
I choć raz o ich cenach nie mów nic.
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem,
A każde z żywych stworzeń to mój druh.
Jesteśmy połączonym z sobą światem,
A natura ten krąg życia wprawia w ruch.
Do chmur każde drzewo się pnie
- Skąd to wiedzieć masz, skoro ścinasz je?
To nie tobie ptak się zwierza
W księżycową noc,
Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar.
Więc zanućmy tę melodię, co z gór płynie Barwy, które kolorowy niesie wiatr.
Możesz zdobyć świat,
Lecz to będzie tylko świat,
Tylko świat - nie barwy, które niesie wiatr
161
C F e a
d G
Kult – Gdy nie ma dzieci
Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele
Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy
Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni
Trasa bardzo dobrze znana od jednego baru do baru
Poznaje się tych albo owych i mamy troszeczkę kataru
Jeśli wiesz o czym ja mówię, natomiast zupełnym rankiem
Wychylam patrząc tępo ostatnią bez gazu szklankę
Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni
Jeszcze kilka dni i nocy, i wszystko wróci do normy
Będziemy zorganizowani i poważni, uczesani i przykładni
Jednak jeszcze dzisiaj i jutro, pojutrze i popojutrze
Pozwól nocy kochana, życiu nosa utrzeć
Wyjechali na
Gdy nie ma w
Wyjechali na
Gdy nie ma w
wakacje wszyscy
domu dzieci, to
wakacje wszyscy
domu dzieci, to
nasi podopieczni
jesteśmy niegrzeczni
nasi podopieczni
jesteśmy niegrzeczni
162
a E
Kult – Wódka
Zbudowali fabryki
Opracowali maszyny
Produkują wódkę
Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki
a G
Bo im tylko o to chodzi
Abyś sam sobie szkodził
Abyś sam nie mógł myśleć
Abyś sam nie mógł chodzić
Ustawili kominy
Zbudowali drabiny
To już wszystko pracuje
Pracuje i truje
Jeszcze dymią kominy
Produkują spaliny
Produkują wódkę
Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki
163
Proszę księdza bernardyna
Pod parafię bernardyna zajechała limuzyna
Z limuzyny gość wysiada i tak ks. się spowiada:
Proszę ks. bernardyna
Całowałem się z dziewczyną
Ależ chłopczę to wesoło!
Całowałeś dziewczę w czoło!
Trochę niżej, trochę niżej
Proszę ks. bernardyna
Ależ chłopczę to rospusta !
Całowałeś dziewczę w usta!
Trochę niżej, trochę niżej
Proszę ks. bernardyna
Ach mój chłopcze ja nie żyję!
Całowałeś dziewczę w szyję!
Trochę niżej, trochę niżej
Proszę ks. bernardyna
Ach mój chłopczę ty masz gust!
Całowałeś dziewczę w biust!
Troche niżej, trochę niżej
Proszę ks. bernardyna
Ach mój chłopczę to występek!
Całowałeś dziewczę w pępek!
Troche niżej, trochę niżej
Proszę ks. bernardyna
Ależ chłopcze to obłuda!
Całowałeś dziewczę w uda!
Trochę wyżej,wyżęj
Proszę ks Bernardyna
Ale chłopcze ty masz tupet!
Całowałeś dziewczę w dupę!
Nie z tej strony, nie z tej strony
Proszę ks. bernardyna
Ach grzeszniku niech Cię gwizdnę!
Całowałeś dziewczę w...
Proszę ks. bernardyna. Niech ks.skróci moją mękę
Proszę ks. bernardyna. Całowałem dziewczę w rękę
164
d a
E a
Maryla Rodowicz – Ale to już było
Z wielu pieców się jadło chleb
Bo od lat przyglądam się światu
Nieraz rano zabolał łeb
I mówili zmiana klimatu
C G C
F G
Czasem trafił się wielki raut
Albo feta proletariatu
Czasem podróż w najlepszym z aut
Częściej szare drogi powiatu
e F
d G
Ale to już było i nie wróci więcej
I choć tyle się zdarzyło to do przodu
Wciąż wyrywa głupie serce
Ale to już było, znikło gdzieś za nami
Choć w papierach lat przybyło to naprawdę
Wciąż jesteśmy tacy sami
Na regale kolekcja płyt
I wywiadów pełne gazety
A oknami kolejny świt
I w sypialni dzieci oddechy
One lecą drogą do gwiazd
Przez niebieski ocean nieba
Ale przecież za jakiś czas
Będą mogły same zaśpiewać
165
F G C
e F
F C
Grzegorz Turnau – Naprawdę nie dzieje się nic
a
g d
a
g d
Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
Czy księgę mądrą napiszesz,
Będziesz zawsze mieć w głowie
Tę samą pustkę i ciszę.
Słowo to zimny powiew
Nagłego wiatru w przestworze;
Może orzeźwi cię, ale
Donikąd dojść nie pomoże.
Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
Wódka w parku wypita albo zachód słońca,
Lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic
I nie stanie się nic - aż do końca.
Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
Czy księgę mądrą napiszesz,
Będziesz zawsze mieć w głowie
Tę samą pustkę i ciszę.
Zaufaj tylko warg splotom,
Bełkotom niezrozumiałym,
Gestom w próżni zawisłym,
Niedoskonałym.
Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
Wódka w parku wypita albo zachód słońca,
Lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic
I nie stanie się nic - aż do końca.
166
a
a
d
d
G
G
a
E
C G C (F C F)
C G E E7
G
a
Zabili mi żółwia - Wiosna
Tak bardzo x5 chciałbym zostać z Nią
No ale on mi na to nie pozwoli
Codziennie chciałbym trzymać Ją za dłoń
No ale on ... i to mnie boli
d
g
d
g
C
B A
C
B A
Okrutny los znów śmieje się
Jest mi niedobrze, jest bardzo źle
I tylko jedną myśl w głowie mam
Znów się nie uda, znów będę sam
Bo wszystko to iluzją jest i magią
I zdarza się raz na milion | x4
Może ja sam, wciąż wmawiam sobie
Może go nie ma któż mi to powie
Może już czas zapytać ją
Czy mnie lubi czy chce być tylko moją
Bo wszystko..
167
d C
d F A
Wypić wypijemy
Spójrz, jak życie przed tobą ucieka
Jak godziny cichaczem ci kradnie
Jak szachruje pustymi losami
Dobrze wie, na kogo wypadnie
e
D
D7
H7
A tyle jeszcze chciałbyś zobaczyć
Tyle nocy mogłoby wzruszyć
Tyle dziewczyn by można rozkochać
Tyle dzbanów pękatych osuszyć
Wypić – wypijemy, jeszcze pożyjemy
e D e G D G
Za zdrowie w połowie, śmierci na śmierć wypij G D G D e
Jeszcze nam kapela zagra
e D e
Jeszcze się przydadzą gardła
G D G
Zapadniemy w roztańczone sny
G D G D e
Spójrz, jak życie przed tobą ucieka
Jak godziny cichaczem ci kradnie
Jak szachruje pustymi losami
Dobrze wie, na kogo wypadnie
A tyle jeszcze chciałbyś zapomnieć
Tyle listów do kosza wyrzucić
Tyle razy - z krzywym uśmiechem
Do faceta w lustrze zanucić!
Wypić – wypijemy..
168
Ściąga kończąca
Piwo song (Bard Tale):
Ogórek (Kwarcu Music):
Majka napisana wczoraj:
Zegarmistrz światła:
Chryzantemy złociste:
Czarny chleb i cośtam:
Super Uber Time Machine:
Gwiezdne Opowieści:
Zsyłka kobiet na ziemię:
Arahja murem podzielona:
Wysłannik miasta Św. Wieży:
Ona tańczy dla mnie:
Małgorzata Brąz:
Modlitwa o wschodzie:
Hiszpańskie (znaj tekst):
Nie brookliński most:
DDGD DDGA
GCDG
GeCD
aG Da CG Da
aGda CGda (tylko proszę nie przeklinać)
aCGa
AEfisD, AEDA, ref. EfisDA
aGaCGa
aada FEFEa
daEaA7
eGeG, aeae-aeH7
DhGA
eDGC
CFCF, CGCG
eCh eCh CDGh eCH7e
dC dCd, CdC dCd Cd
_________
__________________________________________________(ver 2.2.0)___
|
)
| Śpiewnik żyje, zmienia się - najczęściej rozrasta,
/
| prawdopodobnie kiedyś ten rozwój zostanie zatrzymany,
/
| ale zawsze aktualną wersję znajdziesz..
/
| o tutaj ----> http://podolak.org/inne/spiewnik.pdf
/
|
/
| Pozdrawiam,
.--------------------’
| Łukasz ’Pixel’ Podolak
/
|
/
| http://lukasz.podolak.org/
/
| [email protected]
/
|
/
‘-------------------------------’
169

Podobne dokumenty