Zeszyt nr 57 11maja 2015 r.

Transkrypt

Zeszyt nr 57 11maja 2015 r.
1
Zeszyt nr 57
11maja 2015 r.
2
Szanowni Państwo!
Różnie to się w życiu splata, a czasami „pętluje” złośliwy pech.
Pani Barbara przeprasza wszystkich serdecznie za jej nieobecność na naszym
spotkaniu. Była bardzo chora. Na pewno spotkamy się w czerwcu, a dzisiaj życzymy Jej
szybkiego powrotu do zdrowia i nabrania sił do dalszej pracy i działalności na polu kultury.
Basieńko! – Zdrowiej!
A w tym numerze dalszy ciąg cyklu „Poczytaj mi mamo”, czyli wierszyków dla dzieci
Marii Lubelskiej, opowiadań filozoficznych i złote myśli Wacława Ropieckiego do
„porannej kawy”oraz relacja ze spotkania autorskiego Andrzeja Chodackiego.
Bardzo proszę Państwa, aby pisali swoje teksty w Wordzie, najlepiej czcionką Times New
Romain 12.
Maj to miesiąc miłości. Życzę Państwu aby otaczała Was miłość, sympatia,
serdeczność i życzliwość.
Mamy wybory. Więc życzę trafnego wyboru.
Pani Aleksandrze Pijanowskiej –Adamczyk z okazji urodzin życzymy zdrowia,
pogody ducha, życia bez trosk i problemów, jeszcze długich lat życia.
Z okazji Święta Matki wszystkim mamom życzymy zdrowia, cierpliwości, i dumy
ze swoich dzieci.
Szanowni Państwo! Spotykamy się w poniedziałek 8 czerwca o godzinie 17:30
w lokalu przy ul. Komandorskiej 14. Lokal mieści się na I piętrze w niebieskim
pawilonie, a wejście do niego jest od ulicy Trwałej. Wejście do lokalu jest przez
drzwi z napisem LOTTO, obok punktu Lotto.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, proszę o nadsyłanie swoich tekstów i do
zobaczenia
Eliza Danilczuk
3
ANDRZEJ CHODACKI
W dniu 02 maja odbyło się spotkanie autorskie pana Andrzeja we Wrocławiu w
siedzibie Solidarności Walczącej zorganizowane przez Wydawnictwo Luna.
Relacje ze spotkania można obejrzeć na stronach:
http://www.klubliterackibrzeg.pl/2015/05/5894/#more-5894
http://reakcja.wrzuta.pl/audio/3ot36PlsBCR/andrzej_chodacki_Szanowna Pani Elizo
Serdecznie dziękuję za Waszą obecność we Wrocławiu.
Byłem podczas naszego wspólnego spotkania w doskonałej formie,
czułem się swobodnie i lekko. Myślę, że to zasługa życzliwości ludzi
zgromadzonych na sali.
Pozdrawiam wszystkich moich wrocławskich przyjaciół
Andrzej Chodacki
Pan Andrzej podpisuje swoje książki
Mam dobre wieści.
Z rekomendacji Pana Profesora Waldemara Hładko, w czasie dzisiejszego posiedzenia Zarządu
Unii Polskich Pisarzy Lekarzy zostałem oficjalnie i jednogłośnie przyjęty do grona tej mającej
już 48 lat organizacji.
Po Apolinarym Nosalskim jestem kolejnym parczewskim literatem przyjętym do ogólnopolskiego związku literackiego.
Ciekawostką jest, że do grona UPPL należał także światowej sławy pisarz polski - Stanisław
Lem.
Pozdrowienia serdeczne
Andrzej Chodacki
4
Andrzej Chodacki i Grażyna Fotek
Paskudne czasy
- Co to za czasy teraz? - Starszy brodaty jegomość narzekał do swojego syna.
- Paskudne czasy, ojciec - wtórował mu łysiejący obwieś, który zakąszał właśnie
kaszankę z obdartego talerza.
- Kiedyś to choć matka była pewna.
- Dokładnie, bo ojciec to zawsze nie do końca, póki gówniarz nie podrośnie.
- Ale matka była pewna! - Przytakiwał energicznie brodacz między łykami piwa - a teraz?
Dziecko urodziła, a wyszło, że ono kogoś innego!
- Ale jaja, tata!
- A jak ten chłop się czuje? - Współczuł brodacz - dziecko urodzone, a ono ani jego, ani
jego żony, no jak to wygląda?
- Wariactwo jakieś - zgodził się z nim młody.
Brodacz przyjrzał się swojemu synowi, łysiejącemu obwiesiowi, który właśnie
pałaszował końcówkę kaszanki. Wystające kości policzkowe, wysokie czoło z kępką włosów
za uszami. Wątpliwości wsączyły się w umysł brodacza wraz z alkoholem. Od dawna mu
mówili, że nie podobny. Śmiali się po kątach. No, bo jeśli naukowcy z in vitro nie maczali tu
swoich palców, to kto maczał?!
Trzeba będzie poważnie porozmawiać ze starą.
Ten dzień
I przyjdzie ten dzień. Dzień umierania. Z daleka będzie wyglądał jak każdy inny
5
z tysięcy dotychczas dziejących się dni. Rano rozjaśni się świat i czy chcesz, czy nie
chcesz, wskazówki zegara przesuną się, po czym przyśpieszą, szczególnie wtedy, gdy
nie będziesz ich obserwował. Wrócą dawne bolączki, a wracając sprowadzą nowe,
których wcześniej nie znałeś.
Jakiś czas zajmie ci odpowiadanie na niechciane pytania. Potem wpychać będziesz w
siebie jedzenie smakujące jak piasek. Że niby ma ci to dodać sił. Ale sił nie
przybędzie.
Zmierzch za oknem zmieni szyby w lustra, a łza, która już miała potoczyć się po
policzku zawiśnie na krawędzi szklistego, nieruchomego oka. Jeśli będziesz miał
szczęście, że nie przywiązałeś się zbytnio do pieniędzy czy ludzi, wszystkie twoje
obawy ustąpią nagle.
I przyjdzie następny dzień. Pierwszy dzień nowego życia w krainie, w której zegary są
niepotrzebne, a blask nigdy nie słabnie.
Trzy dusze
Anioły zleciały się zewsząd, by zobaczyć niecodzienne zjawisko. Nawet
Drusiel, Anioł Stróż pana Malcolma opuścił na chwilę swój posterunek, bo pacjent
spał spokojnie po udanej operacji. Zwiewne istoty załamywały ręce nad
nowonarodzonym człowiekiem, dookoła którego zgromadzili się naukowcy, lekarze
oraz najbliższa rodzina.
- Jak to maleństwo będzie teraz żyć? – Zadawały sobie bezgłośne pytania.
- Poród zakończył się całkowitym sukcesem – odezwał się ordynator Kliniki
Neonatologicznej – matka i dziecko czują się dobrze.
- Sprawa raka szyjki macicy, który pojawiał się w państwa rodzinie została
definitywnie rozwiązana – jeden z naukowców zwrócił się do matki noworodka –
wymieniliśmy też pani córce te geny, które mogły wywołać cukrzycę, dodatkowo
pobraliśmy od innego zarodka geny decydujące o wysokim intelekcie.
Wszyscy byli z siebie niesamowicie zadowoleni. Matka uśmiechała się, ojciec
promieniał, naukowcy prężyli piersi do kamer a lekarze odnotowywali sukces w
medycznej dokumentacji. Zrobiło się niesympatyczne, więc uczulone na pychę
zwiewne istoty opuściły pokój. Tymczasem dziewczynka o trzech duszach zaczęła
przeraźliwie płakać. Trzy Anioły Stróże, które pozostawały cały czas blisko niej
popatrzyły na siebie niepewnie, a tradycyjnie goszczące na ich twarzach uśmiechy
przygasły wyraźnie.
ELIZA DANILCZUK
Miłość nie umiera nigdy
Tli się gdzieś w kącie serca,
Nie zajmuje dużo miejsca.
Aby zmieściły się jeszcze inne miłości
Ścieśnia się w czasami do rozmiarów niewidocznych.
Czeka.
nie narzuca się, nie płacze,
nieszczęśliwa, zapomniana,
czeka.
Jakiś zapach, kwiatek w książce,
Stary bilet, widokówka,
Czyjś cień w tłumie
6
Dawno niesłyszana melodia…
I miłość powraca
Na mgnienie, na chwil kilka
I znowu zamyka się w zakamarkach serca …
Czeka…
Żadna miłość się nie kończy
Trwa w bycie nieskończonym naszej pamięci
Bo miłość nie umiera nigdy.
Most Uniwersytecki
Cesarz Leopold specjalnym rozkazem
Zbudował uniwersytet przy nadodrzańskim Bulwarze.
Wrocławian, od dawien dawna
z miłości do nauk słynących
ucieszyła ta decyzja, że we własnym mieście
studiować będą mogli wreszcie.
I most – zwany Uniwersyteckim zbudowali,
by wszyscy bez przeszkód docierali
do tej Alma Mater i jego Kościoła.
MARIANNA DANILCZUK
Oczekiwanie
Wiosna powróci
z dalekiej podróży
uwolni ziemię z lodowej skorupy
zabieli kwieciem świat
oczaruje kolorami tęczy
rozzłoci kaczeńce śnieżynki i zawilce
stokrotki ubielą dywany zieleni
pod nieboskłon
Echo wzniesie ptasie trele
i jak przed rokiem
do gniazd powrócą bociany
przywitają swój domek kochany
zaklekocą pieśń miłosną
i komuś synka
komuś córkę
przyniosą
MARIA LUBELSKA
Zdrada
Któż wiosną czas chce trwonić
Na długie zaloty
Widziano jak o świcie
7
Róże tulił motyl
A gdy słońce zbierało
Z piasku łzy boleści
On już zdradzał róże
I stokrotkę pieścił.
Daj mi chwilę radości
Daj mi jeden dzień życia swojego
Jedną noc Twoją przeze mnie wyśnioną
Niech wszystkie wygasłe perły mej duszy
Raz jeszcze do Ciebie zapłoną.
Przyjdź do mnie jeszcze jak kiedyś przed laty
Rozbudź w mojej duszy uśpione nadzieje
Niech w oziębłym sercu rozpali się miłość
I znowu jak dawniej szczęście zajaśnieje.
Daj mi raz jeszcze wybiec na spotkanie
Być razem z Tobą w uścisku Twych ramion
Bym usłyszeć mogła na swe pożegnane
Słowa co więcej mej duszy nie zranią.
Niech raz jeszcze usłyszę głosu Twego drżenie
Nim umilkną słowa nastanie milczenie.
A potem odejdę przed rankiem o świcie
By nigdy już więcej nie wejść w Twoje życie.
Szczęśliwe dni
Biegły jak zawsze ponure dni
Choć była wiosna i kwitły bzy
I tyle zwykłych codziennych spraw
Było w tych moich ponurych dniach.
I nie wiem sama jeszcze do dziś
Jak to się stało że byłam z kimś
Że w moje życie wkradł się ten dzień
Gdzie wszystkie troski odeszły w cień.
I pośród tylu straconych dni
Ten jeden szczęście dziś przyniósł mi
W Twoich ramionach z rozkoszy drżę
Kocham i pragnę marzę i śnię.
Patrzę na niebo na błękit fal
Jestem szczęśliwa i jest mi żal
Żal mi tej wiosny Twojej bliskości
Którą mi dałeś w chwili słabości.
W sercu mam smutek odczuwam trwogę
Że ja na zawsze Twą być nie mogę
Zamienić muszę szczęśliwe dni
W tęsknotę serca na ból i łzy.
Pożegnam wiosnę i wody zdrój
Radosne chwile i uśmiech Twój
Wrócę tą samą znaną mi drogą
Gdzie Twoje oczy dotrzeć nie mogą
8
Zabiorę z sobą marzenie życia
Wyśnioną miłość nie do zdobycia.
Kokoszka i osioł
Wybrała się kokoszka
W nocy na targ do miasteczka.
Wzięła masła osełeczkę,
Jedno jajo i bułeczkę
„Będę głodna, to ja sobie
Na ławeczce w parku zdziobię.
Za pszenicę sprzedam jajko
I do domu wrócę wartko.”
Szła do miasta, koszyk niosła
W drodze napotkała osła
„Panie ośle, czy by pan mógł
Wziąć mój koszyk, bo padam z nóg?”
Na to osioł do niej rzecze
„Koszyk ciężki, ja nie przeczę
Ale czemu kokoszeczka
Lezie nocą do miasteczka?
Jam nie nawykł do pomocy.
W dzień to jeszcze, ale w nocy?”
Pogniewała się kokoszka.
Strasznie zwymyślała osła.
„Idźże sobie, stary ośle”
Rzekła dumnie i wyniośle.
„Sama koszyk swój zaniosę
Więcej osła nie poproszę.
Koziołek i osioł
Miała babcia w stajni kozła,
Stał przy żłobie obok osła.
Obaj wiecznie się kłócili
I w niezgodzie ciągłej żyli.
Kozioł skarżył się na osła.
Osioł wciąż obmawiał kozła:
„zjadłeś koźle moje siano,
Kiedy jeszcze spałem rano”!
Kozioł na to: ”Trawę skradłeś!
Co najlepsze mi wyjadłaś!
W wiadrze brodę zamoczyłeś,
Moją wodę sam wypiłeś!
Ty nic ośle nie rozumiesz!
9
I do tego nic nie umiesz!
Dłużej z tobą żyć się nie da
Pójdę szukać przyjaciela”.
Po tych słowach łbem pokręcił.
Z osłem mieszkać nie miał chęci.
Mimo wszystkich stajni wygód,
Poszedł w góry szukać przygód
HENRYK MUSA
Mamo
W dniu- Święta Matki
wyrażam Ci moją wdzięczność
dziękuję za opiekę, troskę
która mnie otoczyłaś
gdy jeszcze byłem pod Twym sercem
potem w dziecięctwie i w życiu dorosłym
dziękuję za trudy wychowania
starania, poświęcenia i wyrzeczenia
które dla mnie uczyniłaś
Wiem ze Czuwasz i pomagasz
cierpliwie mnie wysłuchasz
gdy przyjdę w potrzebie
zawsze znajdziesz dobrą radę
Przepraszam za kłopoty
przykre słowa sprawiające ból
raniące Twe kochające serce
zawsze będę twym dzieckiem
niezależnie od wieku
zawsze jesteś dla mnie najważniejsza
Modlę się za Ciebie
By Bóg dał Ci dużo zdrowia i sił
By wynagrodził każdą łzę z mojej winy
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO
KOCHAM CIĘ ZAWSZE!
WACŁAW ROPIECKI
Galerii Jadalnia (Wrocław, Św. Mikołaja 9-11) trwa wernisaż wystawy Wacława
Ropieckiego MANIFEST PRZEDMIOTÓW STARYCH, na który serdecznie
zapraszamy.
https://www.facebook.com/galeriajadalnia
Wyznanie zielonego oszusta
Co ja tu u licha robię?
Jestem w pełni sił i powinienem pracować...
Ach tak, pamiętam, mówili że ponoć jestem mało efektywny i czegoś mi tam brakuje
10
Ale to pewnie tylko wymówka. Inni czekają na moje miejsce...
Przyszła pora, aby płacić za błędy młodości.
Ale widzę, że młodzi, co przyszli po mnie są jeszcze gorsi.
No wiem. No tak. Przyznaję. Oszukiwałem. No, nie do końca było to tylko moją winą.
Tak było napisane w instrukcji, którą mi powierzono, a ja ją tylko powtarzałem.
Mówiłem, czego mnie uczono i czego oczekiwano ode mnie. Na tym polegała moja
praca. To była odpowiedzialność.
Że będzie szybciej, taniej, nakarmimy biednych.
Prawdę mówiąc, odpowiadało mi to. Czułem
się jednym z tej samej paczki,
byłem częścią dużego, dobrze prosperującego przedsiębiorstwa. Przecież wszyscy nie
mogli się mylić? Chodziło tu o postęp,
o ogólne dobro ludzkości. Jeśli my dobrze
prosperowaliśmy, to i ogólnie rzecz biorąc nasz kraj korzystał na tym, a nawet cały
świat... Poza tym, jeśli byśmy my tego nie zaoferowali, kto inny by to zrobił.
My oczywiście wiedzieliśmy, do czego to „i” prowadzi... to znaczy, do czego MOŻE
w niektórych przypadkach doprowadzić ten dodatek wypisany drobną czcionką.
To uspokajało sumienie, owo „może w niektórych przypadkach”. Głośno się o tym nie
mówiło. Ale ja sam nieraz widziałem. Zresztą także mojemu właścicielowi też nie
wyszło to na dobre. Ani jego rodzinie. Ani krajowi, ani całemu światu. Dorobek ich
życia poszedł w inne ręce, daleko daleko stąd. Wcale też nie żyjemy bardziej
szczęśliwie, nie mamy więcej czasu, a tym bardziej lepszej żywności. Współczuję
wam tego, co musicie teraz jeść. Bez prawdziwego wysiłku nie można mieć
wartościowego pożywienia...
Och, ile bym dał, aby jeszcze raz wyjechać
na pole! Aby raz jeszcze, choć przez
parę dni, móc wdychać pył z koszonego i młóconego zboża
i patrzeć, jak
osiada na mnie i na zapylonej ziemi! Ile bym dał za to upalne letnie niebo pełne
gwiazd
i ciche oczekiwanie na kolejny znojny dzień...
Pracowałem sumiennie. Byłem bezlitośnie lojalny i konsekwentny. Byłem
przekonany, że dzięki temu zostawią mnie dłużej. Ale podobnie jak ci, którzy przyszli
po mnie, skończę na śmietniku.
W ostatnich dniach mego życia proszę:
- Czy ktoś mi wybaczy?
Rozmyślania niedoszłego króla
CZY CHCIAŁBYM BYĆ KRÓLEM?
Chyba każdy miał takie marzenia, zapewne nie tylko w dzieciństwie. Ostatnio, kiedy
spędziłem kilka dni w zabytkowym zamku, podobne myśli pojawiły się znowu.
Pewnie u moich kolegów również, ale każdy z nas był już na tyle duży, że skutecznie
maskował je przed innymi.
Spacerowałem więc po salach, przeciskałem się przez korytarze murów
obronnych, próbowałem otworzyć wszelkie drzwi, które mogłyby, przez zapomnienie
obsługi, odkryć trochę więcej tajników dawnych czasów niż to, co oficjalnie serwuje
się turystom. Oczywiście robiłem przy tym zdjęcia. Byłem przecież na plenerze
artystycznym opłaconym przez Urząd Marszałkowski, więc musiałem coś tam zrobić,
a potem to coś pokazać na wystawie. Ale ponieważ miałem jeszcze dużo czasu by
ułożyć z tych zdjęć coś genialnego, w pogodnym i spokojnym nastroju puszczałem
wodze fantazji.
No, może nie chciałbym być królem. To za duża odpowiedzialność polityczna. Nie
lubię polityki, choć ją obserwuję. Pewnie żyłbym krótko otruty lub zabity w zasadzce
przez moich bliskich, żądnych tronu i władzy. Ale księciem? Czemu nie. Służba na
11
każde zawołanie, dobre jedzonko, piękna księżniczka. A jeśli nie piękna lecz
poślubiona ze względów politycznych, to na pewno znalazłyby się inne panie w jej
zastępstwie. Z tego co wiem, taki był smutny los książąt.
Korytarze zamku były odrapane i pełne napisów. Oczywiście za moich rządów zamek
wyglądałby ładniej. Gawiedź nie miałaby tu wstępu. Wyobrażałem sobie, w której sali
miałaby być pracownia, którą przeznaczyć na przyjęcia i ważne wizyty, a którą na
sypialnię. Ale gdzie by tu podłączyć komputer?
Hm, trochę mnie to wybiło z tropu. Ale to jeszcze nic. Fala wspomnień z
dzieciństwa zalała mnie, kiedy stanąłem jak wryty przy czymś co wyglądało na taki
ogrodzony, bez okien balkon. Była w nim dość pokaźna dziura. Patrząc przez nią w
dół widać było, że otwór wychodził tuż za mury miasta. Czy służył on do wylewania
gorącej smoły na oblegające zamek wojska nieprzyjaciela? Nie, to była ówczesna
toaleta.
Wspomnienia przeniosły mnie do początków mojej osobistej historii.
Przychodziły na myśl obrazy z dzieciństwa, a na początek ta zimna, pobielana
wapnem toaleta na korytarzu.
Rodzina mojej mamy pochodząca z okolicy Czerniowiec (należących przed wojną
do Rumunii, po wojnie do ZSRR, a dziś do Ukrainy) przewieziona była na tereny tzw.
Ziem Odzyskanych. Opuszczała swój drewniany domek ze smutkiem. Ale alternatywą
był tylko wywózka na Syberię, w jedną stronę oczywiście, więc nie wahała się długo.
Po krótkim czasie wybrała sobie na stałe miejsce zamieszkania niewielkie miasteczko
wchodzące w granice Wrocławia, Leśnicę.
Moja mama, po wyjściu za mąż wprowadziła się z mężem i moją babcią do
trzypokojowego mieszkania w nowoczesnej jak na owe czasy poniemieckiej
kamienicy. Dwa pokoje ogrzewane były bardzo nędznie przez piękny, zielony,
kaflowy piec. Pamiętam jego kolor harmonijnie zgrany z zielenią choinki i nastroju
wigilijnego i to, jak na zmianę ogrzewaliśmy się jego niewielkim ciepłem, mimo
zdrowego hajcowania. Toaleta podłączona do kanalizacji miejskiej była na korytarzu,
wspólna dla dwóch mieszkań na piętrze.
Zatrzymałem się myślami trochę dłużej nad Bożym Narodzeniem. Ach, ten nie
do zapomnienia smak wiszących na gałązkach kolorowych ciasteczek. Czy ktoś wie, z
czego były zrobione? Miały taki czarujący, niepowtarzalny aromat! Były bardzo
kolorowe, oczywiście hand-made. Może to jakieś pierniczki pokryte tajemniczym
lukrem? Chciałbym jeszcze kiedyś poczuć je w ustach.
No więc dwa pokoje były ogrzewane, trzeci zaś, najmniejszy, był „zimny”. Tam
trzymało się w chłodzie mięso i inne wiktuały, a szczególnie torty i ciasta na
uroczystości rodzinne. Była to domowa spiżarnia i lodówka. W nim zamieszkała
babcia.
W kuchni gotowało się na węglowym piecu z metalową płytą z wyciętymi w
niej trzema otworami (fajerkami) złożonymi z koncentrycznych pierścieni. Usuwanie
ich pogrzebaczem regulowało temperaturę gotowania dla garnków różnej wielkości.
Kąpiele odbywały się tylko kilka razy w roku. Dzieci oczywiście regularnie
przemywano niewielką ilością wody, ale z marzeniem o zanurzeniu się w wannie z
ciepłą wodą na pewno trzeba było zaczekać do Bożego Narodzenia albo Wielkanocy.
Korzystało się wówczas z nowoczesnego wyposażenia poniemieckej kamienicy. Na
podwórku bowiem była dostępna dla wszystkich pralnia. Tam, w gigantycznej balii, w
której na co dzień podgrzewało się bieliznę by ją potem wyprać na tarce, gotowało się
wystarczającą ilość wody do zapełnienia dużej ocynkowanej wanny. W niej pluskały
się najpierw dzieci, a potem, dolewając wrzątku, kąpali dorośli.
Mój ojciec, utalentowany technik dentystyczny, zarabiał dość sporo, więc kiedy
12
miałem mniej więcej 4-5 lat zafundował rozbiórkę tego pięknego, zielonego,
cholernego pieca i założenie centralnego ogrzewania na koks. Z części kuchni
zrobiono łazienkę. Mieszkanie od tej pory było ciepłe.
Pozbyliśmy się też świni, hodowanej na podwórku w drewnianej szopie. Po co
ją tam rodzice trzymali? Może z przyzwyczajenia, może z braku mięsa, a może z lęku
przed powojennym głodem. Po jakimś czasie zburzono też całą szopę.
Nie potrzebowaliśmy już dużej ilości węgla, drewna i innych gratów. Mieliśmy do
tego celu przestronną piwnicę. Tylko brat z kuzynem nie mieli już gdzie
eksperymentować z siekierą i zapałkami, i mama nie musiała już jeździć z nim do
odległego pogotowia ratunkowego przy ul. Traugutta. Wyszło mu to na dobre. Po
kilku latach odkrył swoją życiową pasję i talent – zamiłowanie do elektroniki – z
czego żyje do dzisiejszego dnia.
Zatrzymałem się w oglądaniu zamku. No tak, trochę odleciałem. Wspomnienia
przeszłości przewijały się jak film. Nie był on jednak czarno-biały, jak nasz pierwszy
telewizor. Chyba zresztą pierwszy w miasteczku. Był dostępny oczywiście tylko jeden
kanał przez kilka godzin dziennie. Sąsiedzi i znajomi przychodzili do nas oglądać
różne programy. Z bratem i kuzynami najchętniej oglądaliśmy Dobranockę z „Misiem
z okienka”, a potem „Jackiem i Agatką”. Rodzice odetchnęli z ulgą, kiedy więcej
sąsiadów zaczęła nabywać telewizory.
Żałowaliśmy tylko, że przerwano nadawanie kochanego “Misia z okienka.” To
pewnie przez operatora w studiu telewizyjnym, który z jakichś powodów nie wyłączył
kamery na koniec nagrywanej na żywo audycji i wszystkie dzieci w kraju mogły
usłyszeć głos Misia mówiącego “A teraz kochane dzieci, pocałujcie mnie wszystkie w
dupę” A szkoda.
Jeszcze przed podstawówką mieliśmy samochód, Skodę Spartaka, którą ojciec
dla szpanu przerobił na nowszy model z lotkami na brzegach bagażnika. Od tej pory
mówił wszystkim, że ma Skodę Oktawię. Owe lotki to ówczesny szał motoryzacyjny.
Na pierwszą komunię dostałem gramofon Bambino, na którym nie tylko można
było słuchać starych, grubych, ciężkich i kruchych płyt z prędkością 78 obrotów na
minutę, ale i singli, a później pocztówek dźwiękowych na prędkość 45. Dostałem też
zegarek Wostok i aparat Druch.
Chwała kwiatom szczególnie
Krystyna napisała w odpowiedzi: „W zasadzie lubię wszystkie kwiaty, ale
najbardziej: konwalie, goździki, zawilce, lewkonie, mieczyki, rudbekie, astry,
no i oczywiście tulipany. Tego lata podziwiałam w Ogrodzie Botanicznym rosnącą ich
kolekcję... „
Hm, widzę, że zna się na kwiatach. Ja z kolei jestem słabo z ich nazwami
obeznany. Niektóre z wymienionych nie potrafiłbym skojarzyć z właściwym kwiatem.
Ale za to lubię je fotografować i mam ich sporo w różnych, często bardzo
niecodziennych formach. Lubię też fotografować te w ogrodzie botanicznym.
Uwielbiam kwiaty o każdej porze, ale z największym szacunkiem odnoszę się do
jesiennych. Ostatnio fotografowałem właśnie takie na działkach. Są już nieco
osmalone mrozem, ale do końca swego życia starają się dać radość naszym oczom.
Lubię też z nimi sobie gaworzyć: „Och wy letnie kwiatki. Jesteście piękne
i roztaczacie taką czarującą woń. Ale kiedy tylko zaświeci słońce od razu widać,
ile nałożyłyście na siebie pudru, tuszu, kremów, odżywek i jak mocno opryskałyście
się różnymi perfumami, ostentacyjnie pokazując, jak mocno dbacie o swój wygląd
i jak wiele włożyłyście pracy, aby ładnie wyglądać.
13
“Ale nie musicie się doprawdy tak szpikować. Wasze łodyżki są mocne i jędrne,
a płatki pełne naturalnych barw. To przede wszystkim zasługa wieku a nie waszej
troski. Tak wszystkie kwiaty wyglądają latem. Przekonacie się o tym z czasem.
„Ale wy, jesienne kwiatki, jesteście takie dzielne. Mimo tego, że wasze ciała
wymagają większego wysiłku by je utrzymać w formie, to wy właśnie, kiedy wyjdzie
zza chmur słońce nałóżcie trochę więcej pudru, dodajcie koloru, użyjcie więcej tuszu,
aby wciąż radować oczy. Nie zapominajcie też o gimnastyce w powiewach jesiennego
wiatru!
“Bez waszego istnienia świat byłby do bani. Chwała więc wam wszystkim,
a szczególnie tym jesiennym!”
A wy chłopaki, to co?
Oglądałem niedawno pokaz kulturystyczny na video . Och, ta masa piętrzących się
mięśni, ich przeróżne formy, układy, wibracje. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie
jakieś wrażenie. I choć nie bardzo wiem, jak całą tę ilość mięsa można codziennie
pakować w ciuchy i potem jeszcze z tym chodzić w rozkroku, to mimo wszystko
czułem niejaki podziw. Nie było w tym chyba zazdrości, choć kto wie. To jest,
dopóki...
Dopóki nie przyszła mi nagle pewna myśl do głowy. Bo rozglądając się po
uczestnikach i publiczności zauważyłem, że nie było tam nikogo w moim wieku!
Wszyscy byli gdzieś w okolicy trzydziestki. I wtedy miałem ochotę wrzasnąć:
“Ej, chłopaki! Jest taka potężna siła, która nazywa się siłą grawitacji i z czasem,
powoli i stopniowo, zwycięży z wami, i cała ta góra mięśni nad którą teraz
tak intensywnie pracujecie, wiecie gdzie się przesunie?...
Trzymajcie się więc!”
Ulubione Cytaty i Anegdoty
Pokora i duma
1. Pewien francuski markiz doszedł do swej pozycji od bardzo niskiego stanu – był
kiedyś pasterzem. Kiedy stał się bogaty, w swoim pałacu utworzył komnatę zwaną
„komnatą pasterza”. Na ścianach wisiały reprodukcje wzgórz, dolin, strumieni, skał,
pastwisk. Była tam jego pasterska laska, ubranie, które nosił jako pasterz.
Kiedy spytano go, co to wszystko oznacza, odparł: „Gdy w sercu mym budzi się
pokusa, by pysznić się i nadymać, idę do tej komnaty i przypominam sobie, kim
kiedyś byłem." Taka pokora ocaliłaby Nabuchodonozora i Baltazara.
2. Większość z nas za bardzo pragnie być docenionym.
3. Pochlebstwo jest jak perfumy, należy je wąchać, nie połykać.
4. Ludzka duma niczego nie nienawidzi tak bardzo, jak skarcenia.
5. Gdyby dać upust każdemu odruchowi dumy, ta pobiegłaby, aby zdjąć Bogu koronę
z głowy.
Dzieci i rodzice
Jeśli dziecko żyje wśród krytyki, uczy się potępiać.
Jeśli dziecko żyje wśród wrogości, uczy się walczyć.
Jeśli dziecko żyje wśród wyśmiewania, uczy się być nieśmiałym.
Jeśli dziecko żyje pośród wstydu, uczy się czuć winnym.
Jeśli dziecko żyje wśród tolerancji, uczy się cierpliwości.
Jeśli dziecko żyje wśród zachęty, uczy się pewności siebie.
Jeśli dziecko żyje wśród pochwały, uczy się doceniać.
14
Jeśli dziecko żyje wśród bezstronności, uczy się sprawiedliwości.
Jeśli dziecko żyje wśród aprobaty, uczy się lubić samo siebie.
Jeśli dziecko żyje wśród akceptacji i przyjaźni, uczy się znajdować w świecie miłość.
1. Pewien sześciolatek wrócił któregoś dnia do domu ze szkoły z uwagą
od nauczyciela, który sugerował, że chłopca powinno się odebrać ze szkoły, jako
że jest on „zbyt głupi, aby się czegoś nauczyć". Nazwisko chłopca: Thomas
Edison
2. Jeśli masz w klasie chłopca, który po prostu nie może się nauczyć,
nie rozpaczaj. Może rozkwitnie on później. Okazało się teraz, że Dr Wernher
von Braun, ekspert lotów kosmicznych i pocisków rakietowych, jako nastolatek
zawalił matematykę i fizykę.
3. Dzieci to dzisiejsza inwestycja, a jutrzejsze dywidendy.
4. Dzieci to naturalni naśladowcy. Postępują tak jak ich rodzice, pomimo
wysiłków, aby nauczyć je dobrych manier.
5. Sokrates powiedział: „Gdybym mógł wspiąć się na najwyższe miejsce
w Atenach, ogłosiłbym: „Współobywatele, dlaczego tak bardzo zabiegacie, by
zebrać bogactwo, a tak mało troszczycie się o swoje dzieci, którym pewnego dnia
będziecie musieli to wszystko przekazać?”
Wolność
1. Wolność czyni nas wolnymi, by dać się zniewolić dobru.
2. Wolności nie można nabyć oddzielnie. Dodaje się do niej odpowiedzialność
i konsekwencje.
3.Wolność nie oznacza zezwolenia na robienie wszystkiego, co nam sprawia
przyjemność, lecz moc robienia tego, co zrobione być powinno.
4. Wolność jest niekwestionowaną własnością tylko tych, którzy mają odwagę jej
bronić.
5. Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna innych pozbawiać wolności.
6. Być posłusznym Bogu to absolutna wolność. – Seneka
Dawanie
1. Dawanie aż do bólu nie jest wcale miarą szczodrości. Jedni ludzie są bardziej
podatni na ból niż inni.
2. Nie ważna jest ilość darów, lecz jakość darującego.
3. Pieniądze są moralnie obojętne i podobnie jak nauka, mogą służyć zarówno
dobru jak i złu. Nie istnieją brudne pieniądze; skażona jest dłoń, która je bierze
lub daje.
4. Ćwicząc się w umiejętności dzielenia, odkładamy sobie jednocześnie małą
fortunę dla siebie. Dary to inwestycje.
Stosunki z ludźmi
1. Więcej ludzi da się pochlebstwem skłonić w stronę cnoty, niż siłą zmusić do
odejścia od występku.
2. Nieszczera pochwała jest gorsza niż brak pochwały.
3. Po dobrym posiłku można wybaczyć każdemu, nawet własnym krewnym.
4. Szczerość nie musi być szczerością brutalną.
5. Niektórych ludzi może tylko uszczęśliwić zmiana – zupełnie jak niemowlę.
15
6. Obietnice trzeba natychmiast spełniać – jak toast.
7. Łatwiej jest poradzić sobie z zagorzałymi wrogami niż z kłamliwymi przyjaciółmi.
8. Zadaniem przywódcy jest słabość zmienić w siłę, przeszkody w łatwą drogę, klęskę
w triumf.
9. Należy się obawiać słabości człowieka, a nie jego siły.
Miłość
1. O Boże, gdy nie mam racji, spraw, bym łatwo zmienił zdanie, a gdy mam rację,
spraw, by łatwo się ze mną żyło!
2. Stephen Grellet, urodzony we Francji kwakier, zmarł w 1855 roku w New Jersey.
Grellet pozostałby nieznany światu, gdyby nie kilka zdań, które go unieśmiertelniły:
„Tylko raz przejdę przez ten świat. Wszelkie dobro jakie mogę uczynić, wszelką
życzliwość, jaką mogę ludziom okazać, niech uczynię teraz i nie odkładam na później,
gdyż już nigdy nie przejdę ponownie tą drogą.”
3. 78-letnia Adelaida Huissen z Rotterdamu od 50 lat paliła papierosy. I od 50 lat
próbowała pozbyć się tego zgubnego nałogu. Lecz bezskutecznie: to jest do niedawna.
Teraz nie pali ani papierosów, ani cygar, ani fajki. Dlaczego? 79-letni Leo Jansen
oświadczył się jej w zeszłym roku, ale postawił warunek, że do dnia ślubu ma rzucić
palenie. Adelaida mówi teraz: „Silna wola nigdy nie wystarczyła, żebym przestała
palić. Dokonała tego miłość.”
4. Nigdy nie jesteś tak blisko oceanu Bożej miłości, jak wtedy, gdy kochasz swoich
wrogów i przebaczasz im. – Corrie Ten Boom
Manifest przedmiotów starych
Znamy radość narodzin i udrękę starości. Pamiętamy płacz dziecka i ostatni wątły
uścisk ręki, która nam dała życie. Słyszałyśmy jęki rozkoszy i łkanie rozpaczy.
Wiemy, czym jest wojna; również nie mogłyśmy się doliczyć dotyku dobrze nam
znanych dłoni. Widziałyśmy heroiczne uczynki, ale i tchórzostwo i strach przed karą.
Łączył nas uścisk braterstwa z aktami zbrodni i kradzieżą. Nie mogłyśmy spać po
nocach w strachu, że odkryte zostaną rzeczy, które ukrywamy. Z dumą pyszniłyśmy
się dostatkiem i plonami ciężkiej pracy. Wstyd nas ogarniał, gdy nie upilnowałyśmy
dobytku przed zachłanną ręką.
Dotykały nas ręce młode i pomarszczone. Śmiejąc się na wyścigi z zamkniętymi
oczami po dotyku nie tylko rozpoznawałyśmy naszych bliskich, ale i smak obiadu,
zapachy zwierząt, woń dotkniętego ciała. Byłyśmy użyteczne i pracowite, gotowe na
każde zawołanie.
Dziś patrzy się na nas z politowaniem. Nikt nas nie używa ani nie chce słuchać
historii, które mogłybyśmy bez końca opowiadać. Jesteśmy niepotrzebne, choć tak
wiele mamy do powiedzenia. Nikt dziś nie przypuszcza, że też kiedyś byłyśmy
piękne, młode, dumne i pewne siebie.
To nas raczej powinieneś wziąć do swojego nowego domu. Nie do pracy, ale aby się
od nas uczyć. Ale ty wolisz te wypolerowane młodziaki ze sztucznym uśmiechem.
Cóż z tego, że są muskularne i obiecują wiele?
Cóż one mogą wiedzieć o życiu? Nawet nie wiedzą, z czego zostały poskładane. A nas
możesz dotknąć. Włóż palce w nasze rany, a poczujesz ciało, które oddało swe życie
za innych.
Dotknij zagłębień i porów, a nauczysz się od nas mądrości czasu.
Jaki ma pożytek człowiek z całego swojego trudu, który znosi pod słońcem?
Pokolenie odchodzi i pokolenie przychodzi, ale ziemia trwa na wieki. Ludzie trudzą
się mówieniem, lecz i tak nikt wszystkiego nie wypowie. Oko nie nasyci się
16
widzeniem, a ucho nie zadowoli słyszeniem.
Nie pamięta się o tych, którzy byli poprzednio, ani o tych, którzy będą potem; także i
o nich nie będą pamiętali ci, którzy po nich przyjdą.
Wszystko to marność nad marnościami i pogoń za wiatrem.
Jesteśmy na tej ziemi tylko przez chwilę. Przebywamy tu tylko jako pielgrzymi i
goście. Nie składaj więc skarbów na tym świecie, gdzie je mól i rdza przeżera, albo
złodziej kradnie.
Pamiętaj o twoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku, zanim nadejdą złe dni i kiedy
będziesz w potrzebie.
BARBARA SZURAJ
Odwiedzić wspomnienia
Często odwiedzam wspomnienia
delikatnie biorę do ręki
jestem dla nich miła
nawet dla tych nieprzyjaznych
które zgasiły dzieciństwo
zabrały urodę i miłość
niektóre jak czarne ptaki
kiedyś drapieżne i wredne
dzisiaj potulne siedzą w kącie
ze spuszczoną głową
po wspólnej podróży
odkurzam i delikatnie wkładam
do małej szkatułki i zamykam
na złoty kluczyk
będą tam leżały dotąd
aż znowu zatęsknię za nimi...
I trąba koniec zatrąbiła, a bomba w górę poszła
zapowiadając kolejny zeszyt Saloniku w czerwcu…
Zeszyt ten można też przeczytać
na stronie internetowej
www.bomibia.pl
w zakładce SALONIK LITERACKI