Pobierz w pdf - CzytajZaFree

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Pożegnać się
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Waran
Mężczyzna oddychał z wysiłkiem – czuł się źle. Spływał potem, ale nie z gorąca. To lepka
ciemność otaczała go ze wszystkich stron i potęgowała stres. Gdyby ktoś spojrzał w jego
zmęczone oczy, dostrzegłby głęboko w nich strach. Strach przed tym, czego nie udało się
okiełznać człowiekowi, choć udomowił ziemię i, wraz z całym stworzeniem, przykuł do budy.
Za długo mi zeszło. Za długo. Oby nie było za późno. Mimo że dobrze znał drogę, przesuwał
się powoli. Ból w biodrze był trudny do zniesienia. Przy każdym kroku starzec słyszał, jak
staw chrobocze, chrupie i chrzęści. Chrzanione zwyrodnienie. Kości ocierały się o siebie,
powodując fale nieprzyjemnych ciarek. Na języku czuł słodki smak krwi – zaciskał zęby tak
mocno, że przygryzł wargę.
Prawą dłoń kurczowo zaciskał na przenoszonym skarbie, lewą badał drogę. Trącił nią jakiś
przedmiot, który spadł z hukiem. Oddech przyspieszył. Tu nic nie powinno być. Jan
odruchowo odbił w prawo. To był błąd – wpadł na coś. Runął jak długi. Panika narastała. W
jego wieku każdy upadek mógł się skończyć groźnymi złamaniami. Szamotał się
w ciemności. Serce też biło coraz szybciej. Muszę wstać. Muszę iść. Ona potrzebuje tego
lekarstwa. Nie mogę dać jej umrzeć. Jeszcze nie dziś. Oby wszystkie kości były całe.
Uspokój się... Spokój!
Przełożył drogocenną zdobycz do lewej ręki, a prawą sprawdził przestrzeń dookoła siebie.
To, na co wpadł, było drewniane, szorstkie, raczej nielakierowane. Chyba stołek. Podniósł
się i zgięty ruszył w kierunku, w którym powinien trafić na ścianę. Kiedy dłoń dotknęła
chłodnego betonu, odetchnął z ulgą. Ruszył dalej, palcami sunąc po chropowatej
powierzchni muru. Poczuł, że mija zabite deskami okno bez szyby. Drzazgi
z nieoszlifowanego drewna nieprzyjemnie drapały opuszki. W końcu dotarł do rogu i skręcił,
cały czas poruszając się wzdłuż ściany. Po kilku kolejnych krokach, ręka trafiła na pustą
przestrzeń – wejście do pokoju.
Adrenalina, którą przed chwilą poczuł, zaczynała opadać, więc koszmarny ból powrócił.
Spacer po ruderze znowu stał się drogą przez mękę. Był już bardzo blisko, ale miał ochotę
upaść na ziemię i wyć. Nawet nie próbował unosić nóg. Szurał nimi po zapiaszczonym
betonie podłogi, w karykaturze chodu, niczym biegacz narciarski po śniegu. Raaaz, dwa.
Raz, dwa. Wreszcie po ostatnim nadludzkim wysiłku prawa stopa natrafiła na sprężynowy
materac. Wykończony Jan zwalił się na niego z jękiem.
– Bardzo cię przepraszam, nie sądziłem, że zajmie to tyle czasu. Ale udało mi się uzbierać
Strona: 1/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
też na jutrzejszą dawkę. Będę mógł pójść do urzędu po decyzję.
Pogłaskał leżącą na materacu kobietę po policzku. Widząc, że otworzyła oczy, delikatnie
podparł jej głowę i wsadził do ust niewielką tabletkę. Wymacał w ciemności stojące
nieopodal, blaszane naczynie i przystawił do warg żony.
– Połknij i popij.
– Dziękuję – wychrypiała i opadła na poduszkę zrobioną ze starego worka.
– Musisz jeszcze coś zjeść. – Tym razem sięgnął po bułkę. Przełamał ją z głośnym trzaskiem
i rozmoczył pierwszy kawałek w wodzie. Kobieta zjadła kilka kęsów i zacisnęła usta, więc
sam dokończył resztę czerstwej kajzerki. Wykończony żebraniem od świtu i stresującym,
nocnym powrotem, zdjął tylko buty i w ubraniu wsunął się pod kołdrę.
Sen nadszedł bardzo szybko, ale w ostatnich chwilach świadomości mężczyzna zdążył
jeszcze chwilę pomyśleć o następnym dniu, który miał przynieść bardzo ważną wiadomość
Od gimnazjum pokolenie Jana było przygotowywane na to, co nadeszło. Rozumiał starzenie
się społeczeństwa. Wiedział, co to współczynnik dzietność i jaki jest potrzebny, żeby
osiągnąć zastępowalność pokoleń. Jednak sam nie chciał skazywać nowego istnienia na ten
rozregulowany świat, więc nie miał dzieci. Dlatego nie żądał, żeby zakwalifikowano go do
grupy A, otrzymującej pełną emeryturę. Nie protestował, kiedy za niezapłacone należności
odłączyli światło, ani później, kiedy odebrano im dom. Teraz też nie chciał wiele. Marzył
tylko o jednym – ostatni raz móc w czystej pościeli, po ciepłym prysznicu, spojrzeć na jej
twarz i się przytulić. I żeby dostała wystarczająco mocny lek przeciwbólowy, który jej też
pozwoli poczuć się szczęśliwą. Tylko móc pożegnać się w ludzkich warunkach.
Nad ranem przebudziło go rwanie w nodze i chłód – nieprzyjemne, ciągnące od podłogi
zimno. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po gołych, szarych ścianach niemal pustego
pokoju. Nie znosił tego miejsca. Od pierwszego dnia obiecywał sobie, że nigdy, przenigdy
nie nazwie go domem.
Wsunął dłoń pod kołdrę i dotknął ramienia żony. Takie zimne. Zdjął podarty, rozpinany
sweter i dodatkowo okrył nim śpiącą. Później rozmasował szybkimi ruchami gęsią skórkę na
rękach i wstał, z głośnym westchnieniem bólu. Nie rozczulaj się nad sobą, dziś wielki dzień.
Trzeba iść, nie ma co zwlekać. Schylił się po stojącą koło legowiska menażkę i ruszył
w stronę drzwi. W kuchni postawił leżący na środku podłogi stołek i wyszedł przed dom.
Powietrze na zewnątrz było bardzo rześkie, rozbrzmiewało turkotem rzekotek i cykaniem
świerszczy. Trawę, przez którą kuśtykał w stronę studni, obsiadały duże krople rosy. Zanim
dotarł do studni, nogawki miał mokre aż po kostki.
Powoli kręcił korbą, wsłuchując się w skrzypienie mechanizmu. Woda, którą nalał do
menażki, miała nieprzyjemny posmak wiadra. Mimo tego pił łapczywie, zbierając siły na
długą podróż.
W ruderze pełne naczynie położył przy wezgłowiu żony i pocałował ją w czoło. Spod
materaca wyjął stary, skórzany portfel i skierował swoje kroki do miasta.
Kiedy w końcu dotarł przed urząd, dochodziła już godzina dziesiąta – nowy system kontrolny
komunikacji miejskiej skutecznie uniemożliwiał jazdę na gapę. Dokuśtykanie na miejsce
zajęło mu pięć godzin.
Elewacja przeszklonego gmachu urzędu prezentowała się bardzo elegancko, mimo że
mieścił się na peryferiach miasta. Siwy mężczyzna zawsze czuł dziwny, trudny do opisania
niepokój, kiedy znajdował się w tym budynku. Jakby zupełnie do niego nie pasował i nie był
w nim widziany. Niemą niechęcią emanowały nawet zimne tafle szklanych ścian, w których
odbijał się zarys jego zgarbionej sylwetki.
Strona: 2/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wziął numerek i usiadł w poczekalni, w długim rzędzie petentów. Większość stanowili tacy
jak on, starzy oberwańcy, ale dostrzegł też kilkoro młodych ludzi, nerwowo spoglądających
na zegarki i gniewnie stukających palcami o blaty stolików i ściany. Zapewne chcieli szybko
wracać do pracy, nabijać kolejne godziny, zbliżające ich do kategorii A – pierwszeństwa
w odbiorze świadczeń emerytalnych.
Kiedy wszedł do eleganckiego gabinetu, poczuł się jeszcze bardziej onieśmielony. Chociaż
już dawno powinien się przyzwyczaić, dziurawe i brudne ubranie wciąż go zawstydzało.
– Dzień dobry, nazywam się… – zaczął, przestępując z nogi na nogę.
Młoda, elegancka referentka spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem. Liczba stojących na
biurko kubeczków po kawie wskazywała, że kobieta przyszła do pracy znacznie przed
otwarciem urzędu dla interesantów.
– Tak, tak. Państwa wniosek musieliśmy niestety rozpatrzyć negatywnie – odpowiedziała
szybko.
Poczuł jak uginają się pod nim nogi. Gdyby nie drzwi, o które oparł się plecami, przysiadłby
na podłodze.
– Ale dlaczego?
Spojrzała smutno i cierpliwie zaczęła tłumaczyć.
– Są państwo bardzo biedni. – Mówiła głośno i powoli, jakby wydawało jej się, że skoro nie
rozumie, to chyba musi mieć jakiś deficyt intelektualny. – Nie można w takim wypadku
refundować eutanazji. Mogłoby to rodzić podejrzenia, że w naszym kraju usuwa się ubogich
i starych obywateli, żeby pozbyć się problemu. Nikt nie chce takich podejrzeń i idących za
nimi sankcji międzynarodowych.
– Bez specjalistycznego leczenia mojej żonie zostały ostatnie dni. Wszystkie spędzone na
śmierdzącym materacu w pustostanie. W cierpieniu. Już od dwóch tygodni nie jest w stanie
podnieść się z łóżka. Mój staw też każdego dnia może ze mnie uczynić kalekę. To byłby akt
miłosierdzia. Chętnie podpiszę jakieś oświadczenie, że takie było nasze życzenie. Nie byłem
człowiekiem sukcesu, ale pięćdziesiąt pięć lat ciężko pracowałem. Chociaż tyle chyba mi się
należy. Czy gdybyśmy byli bogaci, nasza sytuacja uzasadniałaby przyznanie miejsca
w ośrodku?
– Bardzo możliwe. Naprawdę mi przykro. Nie mam na to wpływu. – Uciekła wzrokiem. – Do
widzenia.
– To absurd! Jestem zbyt biedny nie tylko na życie, ale nawet na humanitarną śmierć. –
Stracił panowanie nad sobą. Krzyczał tak, że opluł sobie brodę. – Coś pani doradzę. Widzę,
że jest pani przemęczona. Pewnie stara się pani o kategorię A, prawda? Lepiej niech pani
pracuje tylko tyle ile potrzeba, żeby żyć tu i teraz. Po siedemdziesiątce i tak lepiej po prostu
palnąć sobie w łeb.
– Wydaje się panu, że tylko panu jest ciężko? Pracować tylko tyle, ile trzeba, żeby żyć tu
i teraz. Wspaniała rada. – Kobieta zaśmiała się nerwowo, ale wyglądała jakby miała zaraz
wybuchnąć płaczem. Mięśnie twarzy drgały jej niekontrolowanie. – Właśnie tym się zajmuję,
po kilkanaście godzin dziennie. Harujemy jak woły, żeby utrzymać miliony starców…
Dalej nie słuchał. Wychodząc, trzasnął drzwiami.
Szedł przed siebie. W zasadzie to nogi same go niosły. Po spękanej skórze policzków ciekły
łzy. Bez udziału świadomości zawędrował w swoje stałe miejsce, przed sklepem
spożywczym, tuż koło apteki. Tutaj zwykle zbierał na leki podtrzymujące życie żony. Usiadł,
żeby odpocząć, zanim ruszy do domu. Obok niego młoda matka zatrzymała wózek. Czarny
pojazd był dostosowany do potrzeb rodziców-biegaczy – siedzisko osadzono na trzech
naprawdę dużych kołach. Kobieta z kieszonki wyjęła portfel, podniosła dziecko i ruszyła na
zakupy.
Nic mi się nie należy. No trudno. Będę więc zmuszony wziąć coś, co mi się nie należy.
Strona: 3/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Najszybciej jak umiał podszedł do wózka i popchnął go przed sobą wzdłuż odrapanej ściany
budynku. Na rogu budynku skręcił w prawo, później od razu jeszcze raz. I w lewo. I znowu
w prawo. Dopiero po kilku minutach kluczenia poczuł pewność, że ewentualna pogoń go nie
znajdzie. Zwolnił i spokojnie skierował się w stronę domu. W myślach planował następne
kroki. Powinienem był to zrobić na samym początku, kiedy jeszcze miała więcej sił.
Późnym popołudniem wjechał wózkiem na zarośnięte podwórze. Ktoś zaczął budować
domek jednorodzinny, ale nigdy nie skończył. Budynek stał w stanie surowym – betonowy
kloc przykryty dachówką. Przepchnął pojazd przez próg.
Czekała. Leżała nieruchomo na boku i tylko jej źrenice śledziły go, kiedy nieporadnie pchał
wózek.
– Kochanie, pozwolisz, że zabiorę cię na spacer? – zagaił żartobliwie. – Udało się nam!
Uklęknął i podniósł jej spracowaną, szorstką dłoń do swojego policzka. Drobna postać
zagrzebana w pościeli była zupełnie bezbronna. Nawet gdyby chciała zaprotestować, nie
miałaby najmniejszych szans go powstrzymać. Ale nie próbowała. Uśmiechnęła się za to
delikatnie – ktoś obcy mógłby nawet tego nie zauważyć. Tylko ciepły błysk i lekki ruch
zmarszczek w kącikach oczu. Odwzajemnił uśmiech. Jedną rękę wsunął pod jej kolana,
drugą pod szyję i najdelikatniej jak umiał podniósł. Była wysuszona, leciutka, ale on też nie
był już tym samym, silnym mężczyzną, co kiedyś.
Stracił równowagę i oboje upadli na materac.
– War…ia…cie. – Jej klatka piersiowa zafalowała w bezdźwięcznym chichocie.
Dopiero przy drugiej próbie dał radę posadzić kochaną figurkę na wózku. W koszyku pod
siedzeniem schował najcenniejszą część dobytku i butelkę wody, do napełniania przy studni.
– No to ruszamy. – Miał nadzieję, że wesołość w jego głosie nie brzmiała bardzo sztucznie.
Mocno obciążony wózek bardzo trudno było pchać po miękkiej ziemi. Jan zziajał się, zanim
jeszcze doszli do płotu, stojącego wśród wysokich do pasa pokrzyw. Nie zamykali bramy
i nie oglądali się. Nie będą tęsknić za tym miejscem. Powoli posuwali się piaszczystą drogą
w stronę rzeki.
Promienie wieczornego słońca odbijały się od łąki różnymi odcieniami różu. Wśród trawy
i kwiatów z bzykiem harcowały owady. W młodości w takie parne letnie wieczory leżeli
razem w trawie, całując się, wśród chichotów. Miło było znowu razem ruszyć na spacer.
Dotarli na drewniany pomost zaczynający się wśród trzcin. Opływająca go bura woda była
zaskakująco wartka jak na szerokość rzeki. Obydwa brzegi dzieliło nie więcej niż
piętnaście metrów. Na dole kołysała się na falach niewielka drewniana łódka, którą na
nocne pikniki wyprawiała się czasem okoliczna młodzież. Jan podjechał wózkiem na samą
krawędź platformy i zsunął się do łódki. Pierwsze mocniejsze szarpnięcie o mało nie strąciło
go do wody, ale złapał kurczowo śliską nogę pomostu i trzymał się tak dłuższą chwilę,
dopóki nie przywykł do falowania. Na dno łódki upuścił kołdrę, po czym ułożył na niej swoją
małżonkę. Końce materiału zawinął jak becik, okrywając jej nogi. Na pokład przeniósł też
resztę dobytku.
– Pamiętasz jak trochę przed ostatnim atakiem powiedziałaś, że chciałabyś jeszcze
zobaczyć morze? – zapytał, odczepiając cumę. – Tak daleko się nie uda, ale przepłyniemy
się kawałek. Wieczór jest taki piękny.
Pokiwała lekko głową. Oczy miała zamknięte, ale tym razem uśmiech był wyraźny.
Delikatnie wyciągnęła twarz w stronę zachodzącego słońca.
Łódka płynęła pchana przez nurt, a zatopiony w myślach mężczyzna wiosłami korygował tor,
żeby uniknąć wyrzucenia na brzeg, przy którymś meandrze.
W młodości często dyskutowali, kto ma gorzej: osoba, która pierwsza umiera czy ta, która
Strona: 4/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
zostaje sama i tęskni. Teraz czekał, aż jego towarzyszka zaśnie, żeby w końcu mieć to już
za sobą.
Kiedy usłyszał chrapanie, sięgnął do portfela. Wyjął z niego malutką strzykawkę, napełnioną
żółtym płynem. Kupił ją dosyć dawno, przeczuwając, że podobny dzień może kiedyś nadejść.
Połowę zawartości wtłoczył w żyłę na przedramieniu żony.
Jak zawsze nie miał wątpliwości – gorzej ma ta druga osoba. Ale nie miał zamiaru długo
znosić tęsknoty. Nakłuł też siebie i docisnął tłoczek.
Strona: 5/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty