List Jelinek - Robert Bosch Stiftung
Transkrypt
List Jelinek - Robert Bosch Stiftung
Elfriede Jelinek List Drogi Ryszardzie Turczyn! Tak długo musiał Pan czekać - aŜ szesnaście lat! - aŜ znalazło się wydawnictwo zainteresowane tłumaczeniem mojej „Pianistki“. Dziękuję Panu za cierpliwość i zaangaŜowanie w tłumaczenie tekstu, o którym nie było wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie wydany. A mimo wszystko odwaŜył się Pan. Znam to dobrze: rzucamy się niczym jastrząb na tekst (albo na ideę tekstu, tak robimy to my autorzy, rzucamy się na coś, co jeszcze nie istnieje, bo to my mamy to coś stworzyć!) i ciągniemy go do własnego języka, jak krwawiącą, ociekającą zdobycz. PoniewaŜ sama równieŜ tłumaczę, rozumiem ten mechanizm, jak mi się wydaje, dość dobrze. Łapiemy tekst napisany przez kogoś innego za kark, potrząsamy nim, rozszarpujemy go na strzępy, a potem składamy od nowa. Powstanie coś innego, a jednocześnie tekst ten pozostanie tym, czym był, obcy i znajomy zarazem. Obcy tekst, na który tłumacz się decyduje, przenika przez niego samego, jak przy reakcji jądrowej, i nie puszcza, nie pozostawia go bez zmian. KaŜdy tekst literacki, którym się tak intensywnie zajmujemy, bo chcemy go przetłumaczyć, czyni tłumacza, tego tragarza, po tym jak juŜ przez niego przeniknął (bo tłumacz go sobie wcielił, go wręcz poŜarł), innym człowiekiem, zmienionym choćby o milimetr, niepostrzeŜenie (tak jak Japonia, która po wielkim trzęsieniu ziemi przesunęła się o kilka milimetrów, ale pozostała Japonią). Utwór ukazuje się w obcym języku. Czy wydaje się teŜ obcy? Ukazuje się takim, jakim został powielony na nas niby na folię, i potem na wskroś nas przenika. Nie wiemy juŜ, kto z nas jest tym obcym. I wszystko, co robimy z tym tekstem, zmienia wszystko, zmienia nie tylko tłumacza, lecz równieŜ sam tekst, tak, w oryginale, w swym oryginalnym języku, zmienia nawet pierwotnego autora, autorkę, niepostrzeŜenie i mimo tego, Ŝe nie umieją oni czytać tego tekstu w obcym języku. To, co powstaje, staje się tym prawdziwym tekstem, choć nie jest on oryginałem. Do oryginału przykłada się obcą miarę, której ma on teraz odpowiadać, chce czy nie chce. A ta miara znów leŜy w samym tłumaczu, to jest jego własna miara, którą zawsze ma przy sobie. I to, co z nią zrobi, jest jedyną prawdziwą rzeczą, bo tłumacz, który przekładając sam zmienił się w coś innego, w inny język, zmienił równieŜ trochę swoją świadomość, takŜe w koleinach obcego języka idzie tak samo, jak w swoim własnym języku, po śladach, które jako tłumacz zostawił, na obcej ziemi, którą jednakŜe zna, natomiast autor nie zna oryginału tej ziemi. To, co dla innego autora, innej autorki było rzeczą prawdziwą, staje się swoistą prawdziwością prawdy, ale w innej osobie. I jednocześnie tłumacz zachowuje prawdę innej osoby, autora oryginału. Tu jest przedmiot, tam jest język, a tam znów porozkładane są pojęcia. Tłumacz wybiera coś, sprawdza, i potem pozwala mu wystąpić, ukazać się, i, gdy to przekłada, staje się w jego świadomości wiedzą, Ŝe teraz ma to być tak i nie inaczej, jako coś innego. Tak, i potem czeka szesnaście lat na to, Ŝeby inni się teŜ tego dowiedzieli i mogli obejrzeć ten nowy przedmiot, który powstał. Serdecznie dziękuję Ryszardowi Turczynowi za jego pracę i cierpliwość okazaną mi i wydawcom, i gratuluję mu serdecznie otrzymanej nagrody! Tłumaczenie: Agnieszka Siemasz-KałuŜa Seite 2