Szklane drzwi zamknęły się za moimi plecami z niemiłym trzaskiem
Transkrypt
Szklane drzwi zamknęły się za moimi plecami z niemiłym trzaskiem
Szklane drzwi zamknęły się za moimi plecami z niemiłym trzaskiem. Spokojnym krokiem ruszyłam w wyuczonym na pamięć kierunku - pod salę historyczną, gdzie miała się odbyć pierwsza lekcja dzisiejszego dnia. Z nasuniętych na uszy słuchawek sączyła się imprezowa muzyka, tak przeze mnie lubiana. Moje myśli skupiały się wokół wojen siedemnastowiecznych na terytorium Polski, czyli obecnym temacie. Starałam się przypomnieć sobie wszystkie fakty, które mogłyby mi w jakikolwiek sposób pomóc podczas zapowiedzianej na dzisiaj kartkówki. Materiał był obszerny, ale muszę przyznać, że solidnie się poprzedniego dnia nauczyłam i wiedziałam, że dobrze mi pójdzie. Po kilku minutach dotarłam pod drzwi sali numer sto osiemnaście, którą ulokowano na piętrze. Usiadłam na podłodze pod ścianą, a przy nogach położyłam plecak. Ani się obejrzałam, a pojawiły się pierwsze osoby - Bartek i Tomek. Chłopcy przywitali się ze mną, zostawili rzeczy i pobiegli na boisko, zabierając ze sobą piłkę. Znów byłam sama. Podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna, obserwując, co dzieje się na zewnątrz. Co chwila pojawiały się kolejne osoby z mojej klasy. Po krótkich przywitaniach zaczęliśmy dyskutować na różne tematy, głównie zaś skupiliśmy się na życiu szkoły i dzisiejszym apelu połączonym z rywalizacją klas - każda z nich drogą losowania otrzymała jeden ze stylów sztuki, od antyku po street art. Nam trafił się ten ostatni, z którym jestem niemalże za pan brat i ze względu na to zostałam wybrana na kapitana i koordynatora działań. Faworytem była klasa pod przewodnictwem pani od plastyki - druga c, ale po tym, jak przygotowywaliśmy się przez ostatnie półtora miesiąca i zaangażowanie każdego z nas miałam pewność, że uda nam się wygrać. Wtem zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec przerwy, a po krótkim czasie pojawił się historyk, beztrosko wymachujący kluczem od sali. Zerwaliśmy się z miejsc i ustawiliśmy przy wejściu, a nauczyciel otworzył drzwi. Wśród rozmów i śmiechu wkroczyliśmy do pomieszczenia. Rozpoczęła się lekcja. *** -To jak, gotowi? - zapytałam klasę w drodze do sali, w której mieliśmy dokonać ostatnich przygotowań do konkurencji. -W jakim sensie „gotowi"? - odezwała się Agnieszka, idąca obok mnie. -Mentalnym - odpowiedziałam. Dookoła rozległy się zawołania potwierdzające moje przypuszczenia - wszyscy byli pewni zwycięstwa. Po chwili cały korytarz wypełnił nasz okrzyk bojowy, co było jednym z etapów zmagań -refren piosenki „Daj z siebie wszystko" Bas Tajpana, hymnu wybranego jednogłośnie na dzisiejszy dzień. Z boomboxem w ręku, masywnych butach za kostkę i czapce na głowie, podążająca na czele pokrzykującej bojowo grupy czułam się niesamowicie. Pochód klasowy, obserwowany przez zdębiałych przeciwników, dotarł do sali. Drzwi otworzyła nam wychowawczyni, zaskoczona równie mocno jak osoby, które spoglądały na nasz triumfalny orszak. Po przywitaniu powiedziała: -Gdybyście widzieli minę pani od plastyki, która patrzyła na was na korytarzu... -Była w szoku? - spytał Kuba. -I to jakim! Myślałam, że jej oczy z orbit wypadną - roześmiała się. - Dobra, nie mamy czasu, przebierajcie się! To, co od tej chwili działo się w sali, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W kilka minut wszyscy zdążyli zmienić ubrania. Szczerze? Własnej klasy nie poznałam. Ja zazwyczaj chodziłam w hip - hopowych ciuchach, ale niektóre osoby - pokroju przykładowo Agnieszki - gardziły tego typu stylizacjami i wcześniej nawet ich sobie nie wyobrażałam tak wyglądających. Na zadane chórem pytanie „I jak?" odpowiedziałam gestem uniesienia kciuka w górę, bo słowa wykrztusić nie mogłam z wrażenia. Chłopcy odsunęli ławki i krzesełka pod ściany. Po krótkiej rozgrzewce zaczęliśmy próbę generalną choreografii konkursowej, która powstała do utworu „Shots" LMFAO i Lila Jon'a. Pełen energii układ, wytrenowany do perfekcji, robił wrażenie. Wychowawczyni nagrywała nas kamerą, aby pokazać nam, jak wyglądamy podczas tańca, chociaż doskonale to wiedzieliśmy - ćwiczyliśmy w wynajętej sali z lustrami na ścianach. Tańczyłam w pierwszej linii, czyli tej, na którą wszyscy zwracali największą uwagę i która wykonywała najtrudniejsze, chwilami niemalże karkołomne, akrobacje połączone z moimi trikami - od roku trenuję breakdance i całkiem dobrze mi idzie. Układ trwał niecałe cztery minuty, a wykończył nas do tego stopnia, że odpoczywaliśmy po nim prawie kwadrans. Popijając nektar wieloowocowy, którego litrowy kartonik przyniosłam ze sobą, rozmyślałam o zmaganiach konkursowych. Po chwili jednak przerwałam na skutek kierowanych do mnie słów, a raczej krzyków, z drugiego końca klasy. Kuba, Kasia, Natalka i Patryk prosili o pokazanie plakatu, czyli kolejnego z elementów rywalizacji. Zakręciłam karton, który schowałam do plecaka, podniosłam się z ziemi i rozwinęłam dzieło. Pomalowany farbami w sprayu brystol z napisem „II a" wywołał niemałą furorę, wszyscy chwalili mnie i Magdę, która pomogła w tworzeniu go. Próby potrwały jeszcze dwadzieścia minut, powtarzaliśmy prezentację na temat genezy i cech charakterystycznych street artu, odśpiewaliśmy hymn klasowy, wyłoniliśmy trzy dziewczyny i dwóch chłopaków - w tym mnie - do „pokazu mody", wychowawczyni również się przebrała. Dwie Karoliny i dwie Ole rozwinęły przygotowany przez nie sztandar klasowy, który miał podlegać ocenie podczas pierwszego przemarszu klas na początku apelu. Był tak piękny, że dech mi zaparło w piersiach. Jako kapitan otrzymałam tytuł chorążego i flagę do rąk. Całą szkołę przeciął hałaśliwy odgłos dzwonka, specjalnie przedłużonego jako powiadomienie o tym, że zmagania zaczynają się za kwadrans. Zostawiliśmy rzeczy w klasie oprócz tych najważniejszych typu rekwizyty, wysokokaloryczne batoniki upieczone przez mamę Natalki oraz napoje, schowane do kilku plecaków i niesionych przez chłopaków. Szybko powtórzyliśmy porządek podczas przemarszu-najpierw ja ze sztandarem, później wychowawczyni, dalej Kuba i Patryk z boomboxem symbolem klasy, a za nimi cała reszta. Byliśmy gotowi. Wyszliśmy z sali, kierując się na halę sportową, gdzie miały odbyć się zmagania. *** „Witamy na dzisiejszych zmaganiach klas o tytuł Artystycznej Klasy Roku! Jesteśmy pewni, że to, co za chwilę stanie się na tej hali, na długo pozostanie w waszej pamięci." Te słowa rozpoczęły oficjalną część konkursu. Później prowadząca całość Liwia powitała gości, w tym panią wiceprezydent miasta, dyrekcję i grono pedagogiczne, a na samym końcu nas -uczestników, a także uczniów podstawówki, którzy przyszli obserwować, co się będzie działo. Spoglądałam na wszystko z trybun na końcu, na których siedziały drugie gimnazjum, w tym nasza. Po chwili spostrzegłam machającą do mnie czapką Karinę - moją sąsiadkę i jednocześnie przyjaciółkę, uczennicę piątej klasy, która również przyszła oglądać widowisko. Pozdrowiłam ją szerokim uśmiechem, na co ona odpowiedziała mi ułożeniem dłoni w serduszko. Roześmiałam się i pokazałam ten sam gest. Odwróciła się, skarcona przez swoją wychowawczynię. Po chwili jednak dostałam od niej smsa: „Cała moja klasa trzyma za Was kciuki! Pamiętajcie, jesteście najlepsi" Podałam telefon pozostałym. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni i jeszcze bardziej podbudowało nas to na duchu. Odpowiedzieliśmy jej zdjęciem, które przedstawiało ułożone z dłoni słowo „dziękujemy". Nagle wszystkie klasy gimnazjum zostały wywołane do przemarszu. Wstaliśmy z miejsc i ustawiliśmy się na trybunach wedle ustalonego porządku. Patryk i Kuba włożyli do boomboxa płytę z hymnem zespołu. Każda grupa miała występować pojedynczo, od pierwszej a do trzeciej e. Rozwinęliśmy sztandar. Po dłuższej chwili zostaliśmy wywołani - chłopcy włączyli piosenkę i głośno śpiewając rozpoczęliśmy występ. Towarzyszyły nam głośne okrzyki klasy Kariny, naszych najwierniejszych kibiców - oni mieli nawet miniaturowe plakaty z napisem „II a rządzi"! Pozdrowiłam ich gestem serca ułożonego z dłoni, podtrzymując ramieniem drzewce sztandaru. Krzyki jeszcze się wzmogły, a ja machałam flagą i śpiewałam. Weszliśmy na scenę. Wtedy zrozumiałam, że oczy wszystkich zwrócone są na mnie i zrobiłam coś, co nie było w planach - wybiegłam do przodu, podrzuciłam sztandar w powietrze, stanęłam na jednej ręce, złapałam flagę drugą i rozłożyłam nogi do szpagatu, cały czas podtrzymując ciało na dłoni. Mój manewr spotkał się z niebywałą reakcją - owacjami na stojąco ze strony podstawówki i zawistnym wzrokiem przeciwników. Powróciłam na nogi, ukłoniłam się i cofnęłam do reszty grupy. Chwilę śpiewaliśmy na scenie, a później wróciliśmy na miejsce. -Ewa, co ci do głowy strzeliło, że to zrobiłaś? - spytał Bartek. - Tego nie było w planach! -I o to chodziło, teraz jurorzy tona nas będą głównie zwracać uwagę! Podnieśliśmy innym poprzeczkę! - zawołałam. Moja odpowiedź wywołała zaskoczenie klasy, które przerodziło się w podniesienie morale zespołu. A druga c? Miała ochotę nas zabić wzrokiem. Pierwszą właściwą konkurencją były prezentacje. Dwie Ole, które występowały w naszym imieniu, po zakończeniu otrzymały o wiele większe brawa niż inni - to jeden z efektów mojej akcji podczas przemarszu. Klasie pani od plastyki, która opowiadała o renesansie, dużo słabiej się powiodło ich reprezentantki zacięły się w trakcie przemówienia i zapomniały, co miały powiedzieć. Dość długa przerwa zakończyła się w końcu interwencją wychowawczyni, która nerwowymi gestami pokazała im, co dalej. Wtedy kontynuowały, ale wiadome było, że dostaną niższe oceny. Później odbył się pokaz plakatów. Dwuosobowe grupy stawały na scenie i podnosiły prace. Wspólnie z Magdą zaniosłyśmy dzieło i oczekiwałyśmy na noty, które przydzielane były od razu przez każdego jurora osobno. I co się stało? Dostałyśmy maksymalną możliwą ilość punktów, jako jedyni! Kolejny sukces na naszym koncie. To nas jednak nie zdziwiło, bo nad plakatem pracowałyśmy trzy tygodnie. Z szerokim uśmiechem powróciłyśmy na trybunę, dopingowane przez klasę Kariny. Pokaz mody zakończył się równie pomyślnie. Stylizacje, prezentowane przeze mnie, ciemnowłosą Olę, Magdę, Patryka i Kubę wyglądały świetnie - widać było, że jurorzy również podzielali nasze zdanie. Kolejny komplet punktów. Pozostałe klasy miały dużo ciężej, bo z pewnością nie jest łatwe odtworzenie w dwudziestym pierwszym wieku stylizacji z renesansu czy antyku, nieprawdaż? Barwne czapki, masywne buty za kostkę, spodnie z obniżonym krokiem, luźne koszulki, dresowe bluzy oraz chusta, którą Kuba miał zasłonięte pół twarzy od nosa w dół i szyję na wzór chroniących swój prawdziwy wygląd nielegalnych grafficiarzy to charakterystyczne cechy naszych strojów. Wyglądaliśmy jak żywcem wyjęci z festiwali sztuki ulicznej - na które zresztą jeździłam, a w ramach przygotowań do apelu zabrałam klasę na jedną imprezę tego typu. Również rekwizyty przykuwały uwagę: ja w dłoni trzymałam boomboxa, Kuba - pustą puszkę od farby w sprayu, Patryk jeździł na deskorolce, Ola bawiła się czapką, a z przewieszonych przez szyję Magdy słuchawek płynęły utwory zagranicznych raperów. Znów przykuliśmy uwagę jurorów i publiczności, która niemalże oszalała na nasz widok. Powracaliśmy na trybuny pewni zwycięstwa generalnej, a została przed nami już tylko jedna kategoria - układy taneczne. w klasyfikacji *** Ostatni raz odtwarzaliśmy choreografię, tym razem słownie, bo nie było możliwości zrobienia jakiejkolwiek innego typu próby. Skończyliśmy na kilka minut przed regulaminowym czasem na powtórzenie. Zebrałam wtedy grupę i rozpoczęłam przemowę motywacyjną przed tańcem, która była ostatnimi słowami, które mogłam wypowiedzieć do klasy. Wzięłam głęboki oddech. -Chciałabym wam podziękować za zaangażowanie, z jakim przygotowywaliście się do tego apelu i za to, że wytrzymaliście ze mną przez ponad miesiąc codziennych prób. Pamiętajcie jedno: zaczęliśmy w wielkim stylu, później było tylko lepiej. Teraz nadszedł czas, abyśmy pokazali wszystkim, na co nas stać - rozejrzałam się po twarzach towarzyszy, byli skupieni na moich słowach, więc kontynuowałam - i pokonać faworyzowaną przed apelem drugą c! Pamiętacie pewnie, jak zareagowali na wyniki losowania: powiedzieli, że mimo iż mamy łatwiej, to i tak z nimi przegramy! Jeżeli się postaramy, to my będziemy najlepszą klasą w szkole, a tej bandzie egoistów miny zrzedną. Jesteśmy w stanie tego dokonać, ba, zrobimy to bez problemu! Niech żyje druga a! -Niech żyje! - zawtórowali pozostali. Ostatni raz odśpiewaliśmy refren hymnu klasowego, który miał nas poprowadzić do zwycięstwa. „Daj z siebie wszystko Ziomek, cel jest tak blisko Reprezentuj zawsze swe nazwisko Choć za rogiem wciąż czeka Mefisto Zostaw tu pobojowisko!" *** Siedzieliśmy na trybunach, oczekując na wywołanie na scenę. Nikt się nie odzywał, w milczeniu obserwowaliśmy popisy innych klas. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze sobie poradzili z zadaniem. Coraz bardziej zaczynałam się denerwować, w mojej głowie krążyły skrajne myśli. A co, jak się nie uda? Co, jeśli coś pójdzie nie tak? Starałam się wyrzucić z głowy wszystkie czarne scenariusze, ale one i tak powracały. Wszelkie próby uspokojenia spełzały na niczym. Wszystkie grupy występujące przed nami skończyły. Nadeszła kolej na nas. -A teraz przechodzimy do klas drugich - usłyszeliśmy głos Liwii, prowadzącej imprezę. - Jako pierwsi wystąpią przedstawiciele nurtu sztuki ulicznej, przed wami druga a! Spokojnym krokiem podnieśliśmy się z trybun. Przechodziłam tuż obok Kariny, jej kolegów i koleżanek, którzy wyciągali do nas ręce. Przybijałam piątki z kim się dało. Później zagrzewali nas do boju okrzykami, które stopniowo poprawiały mi samopoczucie. Weszliśmy na scenę, przyjęliśmy pozy początkowe. Dałam znak do osoby obsługującej sprzęt, że możemy zaczynać. Z głośników ustawionych na hali popłynęła piosenka, a my rozpoczęliśmy choreografię. Wszystko szło świetnie. Idealnie zgrane ruchy każdego z osobna dawały niesamowite efekty. Tańczyłam niemalże z zamkniętymi oczami, tak dobrze znałam umiejętności pozostałych. Co chwila ktoś latał w powietrze albo wykonywał karkołomne manewry na ziemi. „So cops in the air, Everybody let's take shotsl" Te słowa rozpoczęły mój ulubiony fragment układu. Zbiegliśmy ze sceny, wmieszaliśmy się w wolne miejsca między publicznością i, rytmicznie podskakując, przyjęliśmy pozy końcowe. Piosenka ucichła, jednak halę wypełniły okrzyki zachwytu połączone z owacjami na stojąco. Powróciliśmy na trybuny, a potem ukłoniliśmy się nisko, dziękując za wspaniałą reakcję publiczności. Karina wspólnie ze swoją klasą poderwali się z miejsc i przybiegli do nas. -Byliście świetni, cudowni, niesamowici! - wołali rozgorączkowani. Przybijali ze mną piątki, a ja i Karina złączyłyśmy się w przyjacielskim uścisku. Już wcześniej wiedziałam, że warto było walczyć, jednak to, co działo się obecnie, tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Płakałam ze szczęścia. Inie zwracałam uwagi nawet na to, że drugiej c kompletnie nie wyszła choreografia. Ważny był dla mnie tylko fakt przebywania w gronie przyjaciół, z którymi wspólnie oczekiwaliśmy na wynik. Tylko to. *** Tuż po zakończeniu zmagań tanecznych jurorzy postanowili ogłosić werdykt. Trzecie miejsce przypadło drugiej d, która przygotowywała romantyzm, a drugie - antycznej pierwszej b. Gdy pani dyrektor, przewodnicząca grona oceniającego, miała ogłosić, kto zdobył pierwsze miejsce, zadała publiczności pytanie: -Jak myślicie, kto wygrał? Znów widzowie pozytywnie mnie zaskoczyli - zaczęli skandować: „Druga a! Druga a!". Nie posiadałam się ze szczęścia. Oczy miałam pełne łez. Wtedy pani dyrektor uśmiechnęła się i powiedziała: -Macie rację. Zapraszamy reprezentację klasy drugiej a, Artystycznej Klasy Roku! Pogratulujmy im brawami! Cała klasa podniosła się z miejsc. Jeśli bowiem razem walczyliśmy, to wspólnie odbierzemy nagrodę. Ustawiliśmy się według starego porządku, dołączyła do nas tylko klasa Kariny, a ona sama szła ramię w ramię ze mną. Publiczność ponownie powstała, śpiewając z nami refren hymnu klasowego. Łzy spływały mi po policzkach, gdy odbierałam z rąk jurorów dyplom i statuetkę, które to dostał po jednym każdy z osobna, a także olbrzymi puchar dla całej drużyny. Uniosłam trofea w powietrze i szeroko się uśmiechnęłam. Nawet druga c biła nam brawa. Całkiem miło z ich strony. *** -To jak, kiedy świętujemy zwycięstwo? - spytała Magda w sali. -Idziemy jutro na pizzę? - zaproponował Kuba. -W sobotę? - zaoponowała Agnieszka. -No i co? Chodźmy, co wam szkodzi? - przekonywał chłopak. -Ja na pewno pójdę - wtrąciłam się do dyskusji. Słysząc te słowa, reszta również przystała na propozycję, no bo „jak kapitan idzie, to my też". -To do jutra wszystkim! - pożegnałam się z klasą, która odpowiedziała mi tym samym. Szklane drzwi poraź ostatni tego dnia zamknęły się za moimi plecami. A ja wracałam do domu z pucharem i sercem pełnym wspomnień, które na pewno zostaną tam już na zawsze. Ewa Korycińska, lat 14 Gimnazjum nr 4 z Oddziałami Integracyjnymi im. Książąt Mazowieckich w Ciechanowie ul. Czarnieckiego 40, 06-400 Ciechanów e-mail: [email protected], telefon: 23 672 22 46 Nauczyciel: p. Joanna Holm