Pod banerami

Transkrypt

Pod banerami
XII
koszyce małe wielkie miasto
MICHAL ROHAL
Tygodnik
powszechny 25
23 czerwca 2013
Monika Drożyńska i Ludwig Henne, Koszyce, maj 2012 r.
Pod banerami
Im bardziej wchodziłam w niuanse miasta,
tym bardziej mnie ono zachwycało.
Monika Drożyńska
tekst i zdjęcia
S
amej trudno było mi się
dostać do Koszyc. Ludwig
Henne, twórca programu
stypendialnego dla artystów,
przyjechał po mnie samochodem
do Zakopanego. Był początek
lutego – surowa zima, minus
25 stopni. Jechaliśmy przez
zamrożoną, pustą Słowację. Kiedy
dotarliśmy do Koszyc, było już
późno. Dostałam mieszkanie,
w którym duch socrealizmu
mieszał się z czystymi latami 90.
W ramach projektu „K.A.I.R.”
stworzonego przez Fundację
Boscha zaproszono mnie do
Koszyc na kilka miesięcy w 2012
r. Jako artystka zajmująca się
sztukami wizualnymi, miałam tam
po prostu przyjechać i pracować,
w jakikolwiek sposób chcę. Dano
mi całkowitą dowolność.
Na drugi dzień jadłam obiad
w restauracji, gdzie ze ścian sypał
się tynk. Ten tynk „prześladował”
mnie cały czas.
Ciągle tkwił w mojej głowie,
wciąż gdzieś obok opadał.
Zwiedzałam miasto, poznawałam
i rozmawiałam z ludźmi,
chodziłam na imprezy.
Obserwowałam miasto.
Ale im dłużej w nim mieszkałam,
im bardziej wchodziłam w jego
niuanse, tym bardziej mnie ono
zachwycało. Wszystko, co
z początku mi się nie podobało,
zaczynałam akceptować.
Wszędzie natykałam się na
gigantyczne banery, którymi
przykryto fasady kamienic
przeznaczonych do remontu.
Rok wcześniej w Bratysławie
i Koszycach odbywały się
mistrzostwa świata w hokeju
na lodzie. Pomyślałam: pod
banerami, pod nadchodzącą
zmianą, w jakimś sensie ukrywa
się pierwotną tożsamość tych
miejsc. A na nich samych – widać
przyszłość. Fotografowałam
więc banery, zrobiłam krótki film
pokazujący, jak jeden z nich opada
na chodnik.
W banerach widziałam
przemianę tożsamości miasta.
Koszyce postrzegam teraz niczym
Feniksa, który podnosi się
z popiołów, także dzięki zmianom,
które przyniósł tytuł Europejskiej
Stolicy Kultury. W przykrywanych
fasadach kamienic odnalazłam
także i swoją tożsamość: Polki,
mieszkanki Europy Wschodniej
kompleksów, których wszyscy
nie możemy się do końca wyzbyć,
które z jakichś powodów musimy
czymś przykrywać. Zakrywanie
tych elewacji było dla mnie wręcz
rozczulające, bo odbierałam je
bardzo osobiście, trochę jak na
pierwszej randce, gdy starasz się po
prostu wypaść jak najlepiej.
W Koszycach przygotowałam
całą wystawę pt. „Plan”.
Zrobiłam zdjęcie pomnika
konia, który zachwycił mnie
swoją absurdalnością. To miała
być część większego pomnika,
jednak projektu nie dokończono.
A ponieważ odlano już konia
i był wolny plac – po prostu
postawiono go tam. Tak samo,
jak w mieszkaniu stawiamy
na szafce ulubione figurki, tak
miasto postawiło sobie coś, co
miało. Byłam tym zachwycona.
Pod pomnik konia wmurowałam
tablicę z cytatem z Gombrowicza
w kilku językach: „Człowiek na
koniu to skandal”. Potem pomnik
przeniesiono do Akademii
Weterynarii. Nie wiem, czy razem
z nim zabrano też moją tablicę.
Inną pracę zrealizowałam
w miejscu, gdzie miałam
pracownię. Było to w niewielkim
domku na terenie jakiegoś
kompleksu fabrycznego.
Znalazłam tam starą, zrujnowaną
kotłownię, i powiesiłam w niej
malutki diamencik. Trzeba było
wejść na teren fabryki, potem do
kotłowni – i dopiero wtedy, przez
szybkę, można było zobaczyć ten
diamencik.
Koszyce. Teraz jest to dla mnie
wspaniałe, zbudowane na tak wielu
kontrastach, miasto. Bywa i tak,
że najciekawsze jest w nim to, co
czasem przykrywa się banerami
z logo „Koszyce 2013”. h

Podobne dokumenty