o kulturze - Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla
Transkrypt
o kulturze - Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla
:DUV]DZD GOŚCIE POLONICUM Czy Polak może być nowoczesny? – Tomasz Kizwalter Język polski poza granicami etnicznymi (część II) – Stanisław Dubisz 2 7 POLONISTYKA W ŚWIECIE Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii – Panayot Karagyozov 17 WYWIAD „Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski” – rozmowa z Leszkiem Wójtowiczem 20 WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Spacery po Warszawie. Trakt Królewski. Część 4. Łazienki Królewskie – Mirosław Jelonkiewicz 23 FILMOTEKA Pola Negri – legenda kina – Piotr Kulesza Wszyscy jesteśmy Chrystusami – Aneta Pierzchała 27 30 POCZET KRÓLÓW POLSKICH Mieszko I – Michał Tomaszek 33 ALFABET WIELKICH POLAKÓW Maria Skłodowska-Curie Ignacy Domeyko Bronisław Malinowski 39 40 41 O KULTURZE Widz własnego spektaklu – Katarzyna Kołak „Piwnica pod Baranami” – Marta Nicgorska Cicho – najciszej... Stare polskie cmentarze. Część 3. Cmentarz na Rossie i Cmentarz Łyczakowski – Barbara Janowska 42 45 48 PODRÓŻE POLONICUM Pojezierze Suwalsko-Augustowskie – Jolanta Aulak 53 O POLSCE I POLAKACH Imigracja – problem, konieczność, bogactwo? Co myślą o imigracji studenci „Polonicum” – Eulalia Teklińska 57 KĄCIK JĘZYKOWY Narobić bigosu – Piotr Garncarek 60 Kochanie, zrób mi drinka, czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim – Barbara Janowska 63 Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny – Marta Nicgorska 64 Z ŻYCIA POLONICUM Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską – Barbara Janowska 52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców – Mirosław Jelonkiewicz 66 67 Rada Kwartalnika: Elżbieta Sękowska, Zofia Zielińska, Andrzej Zieniewicz. Redakcja: Ryszard Kulesza (redaktor naczelny), Marta Nicgorska (sekretarz redakcji). Współpracownicy redakcji: Barbara Janowska. Adres redakcji: Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum”, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28, 00-927 Warszawa, tel. 022 55 21 530, 55 21 533, tel/fax. 022 55 21 555, e-mail: [email protected]. Projekt okładki i szaty graficznej: A’DiA MultiIdea (www.adia.pl). Wydawca: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Nowy Świat 4, 00-497 Warszawa, tel. 022 55 31 318, www.wuw.pl, e-mail: [email protected]. Redakcja nie odpowiada za treść artykułów i nie zwraca materiałów niezamówionych. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów. Tomasz Kizwalter Czy Polak może być nowoczesny? Postaci Romana Dmowskiego nie kojarzymy obecnie z nowoczesnością. Zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy portretują go jako rzecznika „tradycyjnych wartości”. Polski integralny nacjonalizm, którego współtwórcą i najbardziej znanym przedstawicielem był Dmowski, utożsamiany jest dziś z tradycjonalizmem: deklarowaniem, że broni się tego, co rodzime i dobrze zakorzenione przed destrukcyjną a napływającą z zewnątrz modernizacją. Wrodzy „kosmopolitycznej” nowoczesności są dzisiejsi nacjonaliści, co najmniej niechętnie odnosił się też do niej Dmowski w okresie międzywojennym. Najbardziej chyba znany tekst Dmowskiego nosi wszakże tytuł Myśli nowoczesnego Polaka. W 1902 r. ukazywał się w odcinkach w „Przeglądzie Wszechpolskim”, w roku następnym całość wydano w formie książkowej. Dmowski, rocznik 1864, stał wtedy jeszcze u progu kariery. Uważano go za radykała i była to opinia trafna, chociaż ów radykalizm różnił się od tego, który cechował marksistów. Podobnie jak oni, autor Myśli chciał być jednak nowoczesny. Dojrzewał umysłowo w atmosferze pozytywistycznej. Ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, uzyskując w 1891 r. tytuł „kandydata nauk”. Młodzi czytelnicy Darwina, Buckle’a i Spencera, entuzjaści przyrodoznawstwa i wzorowanej na nim nauki o społeczeństwie, z reguły dalecy byli od skłonności tradycjonalistycznych. Jeśli interesowali się polityką, to z przeświadczeniem, że świat należy zmieniać i że nie powinny to być zmiany kosmetyczne1. Pod koniec lat osiemdziesiątych Dmowski znalazł się w środowisku takich właśnie politycznych aktywistów. Szybko wyrósł tam na jednego z przywódców, a Myśli nowoczesnego Polaka stały się ideowym manifestem kształtującego się na przełomie wieków ruchu nacjonalistycznego. Punkt wyjścia rozważań Dmowskiego stanowiła bardzo krytyczna ocena wielu aspektów spuścizny po Rzeczypospolitej. Ułomna struktura społeczna, bierna a zarazem anarchiczna warstwa wyższa, zapóźnienie cywilizacyjne – wszystko to miało w fatalny sposób zaciążyć na losach kraju. Szlachecka tradycja polityczna, podkreślał autor, przyczyniła się w wielkim stopniu do upadku państwa i rozciągała swój destrukcyjny wpływ na XIX stulecie. Niedojrzałość, którą przejawiała szlachta w życiu publicznym Rzeczypospolitej, znajdowała kontynuację w romantycznym braku politycznego realizmu i nieprzepartej skłonności do mieszania polityki z moralistyką. W 1902 r. krytyka tego rodzaju nie była niczym osobliwym. Już ponad trzydzieści lat wcześniej w tym samym duchu wypo1 2 B. Cywiński, Rodowody niepokornych, wyd. 3, Paris 1985, s. 19-45. The figure of Roman Dmowski is not presently associated with modernity. Both his supporters and his opponents depict him as an advocate of “traditional values”. Polish integral nationalism, of which Dmowski was the co-founder and the best known representative, is today identified with traditionalism, with the purpose of defending things which are native and wellgrounded against the destructive influence of the outside forces of modernisation. In the inter-war period Dmowski was at least adverse to the same “cosmopolitan” modernity which the nationalists of today oppose so strenuously. Yet the best-known text by Dmowski is entitled Thoughts of a Modern Pole (Myśli nowoczesnego Polaka). In 1902 it appeared in instalments in the “Przegląd Wszechpolski” and the following year was published as a book. Dmowski, born in 1864, was then at the threshold of his career. He was considered to be a radical and it was a correct opinion, although his radicalism was different from that of the Marxists. Like them, however, the author of the Thoughts wanted to be modern. He matured intellectually in the atmosphere of Positivism. Having completed his studies in the Department of Natural Sciences at the University of Warsaw, he received the title of “candidate of sciences” in 1891. As a rule, the young readers of Darwin, Buckle and Spencer, enthusiasts of natural sciences and social sciences based on the study of nature, were far from traditional. If they were interested in politics at all, they were of the opinion that the world ought to be changed and that the changes should not be just skin-deep1. In the late 1880’s Dmowski joined a circle of political activists of that ilk and quickly grew to be one of its leaders. His Thoughts of a Modern Pole became the ideological manifesto of the nationalist movement which was just coming into being at the turn of the century. A very critical assessment of numerous aspects of the heritage of the Polish-Lithuanian Commonwealth was the starting point of Dmowski’s reflections. In his opinion, the defective social structure, the passive and yet anarchic upper class and the civilisational backwardness were responsible for the country’s ill fortune. Dmowski stressed that the political tradition of the nobility (szlachta) greatly contributed to the downfall of the state and extended its destructive influence over the 19th century. The immaturity which the Polish nobility demonstrated in the public life of the Commonwealth found its continuation in the Romantic lack of political realism and the irresistible drive towards mixing politics with moralism. 1 B. Cywiński, Rodowody niepokornych, 3rd ed., Paris 1985, pp. 19-45. Tomasz Kizwalter Can a Pole be modern? wiadali się krakowscy stańczycy – konserwatyści, którzy postanowili zreformować polską myśl zachowawczą i wychować polskie elity. Wzywali zatem do odrzucenia romantyczno-spiskowych sentymentów, wyrastających ich zdaniem ze zgubnej tradycji liberum veto, i przyswojenia sobie zasad trzeźwego myślenia o polityce. Stańczycy byli jednak konserwatystami: chcieli zmodyfikować mentalność warstwy wyższej, ale nie zamierzali zmieniać ustalonych hierarchii społecznych2. Tymczasem Dmowski reprezentował środowisko, w którym nie całkiem jeszcze wygasły dość żywe przez pewien czas skłonności do społecznego radykalizmu. Część nacjonalistycznych działaczy wywodziła się z kręgu skupionego wokół warszawskiego tygodnika „Głos”. Pismo, założone w 1886 r., nawiązywało po części do polskich koncepcji demokratycznych epoki Wielkiej Emigracji, po części do idei rosyjskich narodników, którzy za najbardziej wartościową część społeczeństwa uznawali chłopstwo. Zdaniem większości publicystów „Głosu” przyszłość należała do „ludu”. Dmowski nie miał szczególnych inklinacji egalitarnych, lecz społeczna demokratyzacja była według niego zjawiskiem nieuniknionym. Naród, dla Dmowskiego najważniejsza ze wszystkich wspólnot, swą wysoko rozwiniętą postać uzyskuje w następstwie procesów demokratyzacyjnych. To jedna z podstawowych tez Myśli. Pamiętać należy, że gdy ukazywał się ten tekst, na gruncie polskim stale uwidaczniał się wyraźnie podział społeczeństwa na część „pańską” i plebejską. W tych warunkach idea, że nowocześni Polacy, przy zachowaniu wielu głębokich nierówności, powinni być sobie równi jako członkowie narodu, miała posmak radykalny. Nowoczesność, o której mówi w tym kontekście Dmowski, to nie frazes, lecz ważny punkt politycznego programu. Demokratyzacja społeczeństwa, przekonywał autor Myśli, wyzwoli energię umożliwiającą szybki postęp cywilizacyjny. Dmowski mocno podkreślał, że kierunek, w którym muszą podążać Polacy, został wyznaczony przez najwyżej rozwinięte państwa Zachodu, zwłaszcza Wielką Brytanię i Rzeszę Niemiecką. W ujęciu Dmowskiego to nie tylko kwestia narodowych ambicji, chociaż odgrywały one w tym przypadku również istotną rolę. W ostatecznym rozrachunku miało jednak chodzić o samo przetrwanie narodu. Wizja świata, jaką stworzył sobie Dmowski, nawiązywała bardzo wyraźnie do wzorca darwinowskiego: narody konkurują tu ze sobą bezwględnie, a słabszych czeka ponura przyszłość. Dla Polaków, powtarzał Dmowski, głównym zagrożeniem jest potęga Niemiec – przeciwnika, na którym trzeba się wzorować. Jedynie modernizacja, czyli odrzucenie krępującego 2 M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985. In 1902 critiques of this kind were not a new phenomenon. Three decades earlier, opinions of a very similar nature had already been expressed in the Cracow “Stańczyk” circle of conservatives who wanted to reform Polish conservative thought and to cultivate Polish intellectual elites. They called for the renunciation of the Romantic conspiratorial sentiments, which in their opinion grew from the destructive tradition of the liberum veto, and for the acquisition of the principles of clear-headed political thinking. Yet the members of the “Stańczyk” circle were conservatives: they wanted to modify the mentality of the upper class, but they did not wish to change the time-honoured patterns of social hierarchy2. Dmowski, however, was a representative of a circle in which the tendency towards social radicalism, at one time quite strong, was still not yet absent. Some of the radical activists came from a circle which centred on the Warsaw weekly “Głos”. The weekly, created in 1886, referred in some degree to the Polish democratic concepts of the Great Emigration era, and in some degree to the ideology of the Russian narodniki, who saw the peasantry as the most valuable section of the society. According to the majority of those who published their essays in “Głos”, the future belonged to the “common people”. Dmowski did not have particularly strong egalitarian leanings, but was of the opinion that social democratisation was unavoidable. One of the basic tenets of the Thoughts was that a nation, which to Dmowski was the most important of all the communities, acquired its highly-developed form as a result of democratisation processes. It has to be remembered that when this text was published, the division of society into “noble” and “plebeian” sections was still very clear in Poland. In such circumstances the idea that modern Poles, while retaining many deep inequalities, ought to be equal as members of one nation, had a decidedly radical taste. The modernity of which Dmowski spoke in that context was not a platitude, but an important point in the political programme. The author of the Thoughts argued that the democratisation of society would unblock the energy for fast civilisational development. He strongly stressed that the direction in which Poles must go had already been shown by the most highly developed countries of the West, especially by Great Britain and the German Reich. In Dmowski’s view, it was not only the issue of national ambitions, although those undoubtedly played an important role; what was at stake in the end was the very survival of the nation. The vision of the world created by Dmowski very clearly referred to the Darwinian model: nations were in merci2 M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warsaw 1985. 3 Tomasz Kizwalter Czy Polak może być nowoczesny? balastu szlacheckiej przeszłości i szybki marsz naprzód, pozwoli skutecznie przeciwstawić się dążeniom niemieckiego mocarstwa. Modernizacyjne wezwania Dmowskiego utrzymane były, jak widać, w tonacji dramatycznej, a przy tym agresywnej – mimo deklaracji, że celem jest obrona. Społeczna demokratyzacja à la Dmowski miała być ograniczona etnicznie: emancypacja obejmować winna chłopa uznanego za Polaka, ale nie Żyda, czy odrzucającego polonizację Ukraińca. Z dzisiejszego punktu widzenia rzuca się w oczy przede wszystkim ten aspekt ograniczający i wykluczający, pod koniec XIX wieku nie mniej widoczny bywał emancypacyjny sens programu nacjonalistycznego. Wyznaczany przez Dmowskiego kierunek działania miał w każdym razie charakter nowoczesny – za cel uznawano kulturową homogenizację, która stworzyć powinna fundament nowych więzi społecznych i umożliwić dynamiczny rozwój cywilizacyjny. Konkurencyjny projekt nowoczesności tworzyli na przełomie wieków socjaliści. W warunkach polskich, wobec słabości liberalizmu, to nacjonalizm i socjalizm kształtowały wówczas wyobrażenia o tym, co uchodzić miało za nowoczesne. Po latach socjalizm w swej marksistowskiej wersji zdobył w końcu pozycję oficjalnego monopolisty, stając się w podległej Związkowi Radzieckiemu Polsce przymusowo aplikowanym programem modernizacji. Powróćmy jednak do epoki, w której Dmowski publikował Myśli nowoczesnego Polaka. Zaledwie książka się ukazała, a już przedstawiona w niej koncepcja modernizacyjna zaczęła się kruszyć. Istotną rolę odegrała tu rewolucja 1905 r. Ziemie znajdujące się pod panowaniem rosyjskim doświadczyły wtedy polityczno-społecznych wstrząsów, które wywarły silne wrażenie na zwolennikach nacjonalizmu. Przez cały XIX wiek wśród europejskich warstw posiadających utrzymywały się obawy przed społeczną rewoltą. Wspomnienia Rewolucji Francuskiej nie wygasały, podsycane wydarzeniami Wiosny Ludów i Komuny Paryskiej. Imperium rosyjskie, twierdza carskiego samowładztwa, mimo rozmaitych problemów wewnętrznych wydawało się przez długi czas odporne na tego rodzaju kryzysy, jakie dotknęły już znaczną część kontynentu. I oto na ulicach wielkich miast rosyjskich, a także Łodzi i Warszawy, pojawiły się zrewoltowane tłumy, dochodziło do walk zbrojnych, a socjalizm wystąpił jako siła polityczna, której nie można było lekceważyć. Był to sygnał dający do myślenia każdemu, kto lękał się załamania porządku społecznego. Polscy nacjonaliści rozpoczynali swoją działalność pod hasłami modernizacji, ale nie należeli do ludzi pragnących głębokiej przebudowy społeczeństwa. Rewolucja 1905 r. ukazała granice ich radykalizmu i popchnęła w kierunku tendencji zachowaw- 4 less competition, and only a bleak future awaited the weak. The true danger to Poles, Dmowski repeated again and again, would be the power of Germany – the opponent on which Poland should be modelled. Only modernisation, that is complete renunciation of the ballast of the past and a quick march forward, would enable the country to oppose the advance of the German superpower successfully. Despite his declarations that defence was his only aim, it is obvious that Dmowski’s call to modernisation was expressed in a form which was not only dramatic, but also aggressive. Social democratisation à la Dmowski was to be ethnically limited: emancipation was supposed to include a peasant recognised to be a Pole, but not a Jew or a Ukrainian who resisted Polonisation. From today’s point of view, it is this limiting and excluding aspect of the nationalist programme which is particularly visible; in the late 19th century, however, its emancipative sense was no less noticeable. At least the direction pointed out by Dmowski was of a modern character: its aim was cultural homogenisation, which was supposed to create a basis for new social bonds and facilitate dynamic civilisational development. At the turn of the 19th century, a vision of modernity which competed with Dmowski’s was created by the Socialists. In the Polish conditions, in view of the relative weakness of Liberalism, it was Nationalism and Socialism that shaped the conception of what was perceived as modern at the time. Years later, Socialism in its Marxist version finally gained the position of the official monopolist and became the forcibly introduced modernisation programme in Poland subordinate to the Soviet Union. To return, however, to the era in which Dmowski published his Thoughts of a Modern Pole: barely had the book appeared before the conception of modernisation it contained began to crumble. The 1905 Revolution was a crucial factor. Throughout the entire 19th century, fear of a social revolt was very much alive among the European affluent classes. The memories of the French Revolution did not fade, fuelled by the recollection of the events of the Spring of Nations and the Paris Commune. Despite its numerous internal problems, only the Russian Empire, the stronghold of the tsarist dictatorship, seemed to be immune for a long time to the crises which beset the rest of the continent. And then suddenly the streets of the great Russian cities, and the streets of Łodź and Warsaw too, were full of rebellious crowds, armed fighting broke out, and Socialism became a political force which could no longer be disregarded. The political and social upheavals in the lands under Russian rule made a great impression on the supporters of Nationalism; in fact, they were a clear signal to all those who feared the breakdown of social order. Tomasz Kizwalter Can a Pole be modern? czych. Myśleli odtąd coraz częściej o skutecznych sposobach integracji społecznej. W nacjonalistycznej ideologii zacierał się emancypacyjny sens pojęcia „narodu”, którym posługiwano się teraz raczej w celu wzmocnienia niż osłabienia ustalonych struktur i wartości. Szczególne znaczenie miały przy tym dwa zjawiska. Po pierwsze, nasilenie się antysemityzmu. Był on widoczny w kręgach nacjonalistycznych od samego początku, lecz nie odgrywał zrazu kluczowej roli. Obecnie przywódcy ruchu starali się uczynić z niego jedno z głównych narzędzi narodowej konsolidacji i mobilizacji, na szeroką skalę upowszechniając wizję zagrożenia ze strony Żydów. Po drugie, zarysował się wówczas stopniowy zwrot ku tradycji, który oznaczał również zbliżanie się do katolicyzmu. Początkowo wśród działaczy nacjonalistycznych, uformowanych umysłowo w atmosferze pozytywistycznego wolnomyślicielstwa, przeważały nastroje religijnej obojętności, Kościół zaś bywał w tych środowiskach ostro krytykowany. Z upływem czasu katolicyzm zaczął być postrzegany jako ważna część narodowej tożsamości; wtedy też pojęcie „Polaka-katolika”, ukształtowane przez dziewiętnastowiecznych konserwatystów, stało się przedmiotem zainteresowania nacjonalistów3. Przemiany te uwidoczniły się w pełni po pierwszej wojnie światowej i przewrocie bolszewickim w Rosji. Trzeba oczywiście pamiętać, że to, co działo się na gruncie polskim, wpisywało się w procesy zachodzące w całej na dobrą sprawę Europie. W XX wieku mamy tu do czynienia z tendencją dwoistą. Z jednej strony, nacjonalizm w postaci, by tak rzec, „miękkiej”, czyli wyzbytej skrajności niezgodnych z zasadami liberalnej demokracji, został powszechnie zaakceptowany. Zasada narodowego charakteru państwa – główny cel nacjonalistów w XIX stuleciu – stała się jedną z podstaw europejskiego porządku politycznego i nie łączy się jej dziś z ideologią nacjonalistyczną. Z drugiej strony, nacjonalizm w wersji „twardej”, integralnej coraz wyraźniej dystansował się od dwudziestowiecznej modernizacji. Zasięg i głębokość modernizacyjnych przeobrażeń zaczęły zdecydowanie wykraczać poza obręb tego modelu nowoczesności, który zbudowali sobie integralni nacjonaliści. Wprawdzie w okresie między wojnami światowymi, kiedy w Europie pogłębiał się kryzys systemu liberalno-demokratycznego, przed nacjonalizmem – wówczas co najmniej niechętnym liberalnej demokracji, a często wrogim wobec niej – zdawały się otwierać pewne perspektywy rozwojowe, lecz okazało się, że były to nadzieje złudne. W przypadku polskim rozbrat między nacjonalizmem a nowoczesnością dał się z całą ostrością zauważyć w twórczości 3 T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warszawa 1999, s. 316-321. Polish Nationalists began their activity under the banner of modernisation, but they did not want any far-reaching changes in the social structure. The 1905 revolution showed them the limits of their own radicalism and turned them towards conservative tendencies. From then onward they concentrated more and more often on the effective means of social integration. The emancipative sense of the idea of the “nation” became less evident in the nationalist ideology; it was now used to strengthen rather than to weaken the established structures and values. Two crucial phenomena came to the fore: firstly, anti-Semitism grew stronger. Present in Nationalist circles from the very beginning, initially it did not play a key role in their ideology; after 1905, however, the leaders of the movement attempted to turn it into one of the main tools of national consolidation by widely publicising the vision of threats which the Jews were supposed to represent. Secondly, a gradual turn towards tradition became obvious; this also meant a turn towards Catholicism. Initially the Nationalist activists, who had reached intellectual maturity in the atmosphere of Positivist free-thinking, were in their majority indifferent to religion and sharply criticised the institutional Church. With time, however, Catholicism began to be viewed as a crucial element of national identity, and the concept of “the Catholic Pole” constructed by the 19th-century conservatives became the object of the nationalists’ interest3. Those changes became fully evident after the First World War and the Bolshevik coup in Russia. It is necessary to remember, of course, that the occurrences in Poland formed a part of a larger chain of events which took place practically all over Europe. In the 20th century a dual tendency is visible: on the one hand, nationalism in its “soft” version, so to speak, that is in a version free of extreme views which would clash with the principles of liberal democracy, has been widely accepted. The principle of the national character of a state – the main aim of the 19th-century nationalists – has become one of the keystones of the European political order and is no longer connected with nationalist ideology. On the other hand, nationalism in its “hard”, integral version distances itself from the 20th-century modernisation with an increasing clarity. The scope and depth of modernising changes began to extend decidedly beyond the boundaries of the model of modernity constructed by the integral nationalists. It is true that in the inter-war period, when the crisis of the liberal-democratic system was deepening in Europe, nationalism, an intellectual movement opposed, or at least averse to liberal democracy, seemed to have some perspectives for development; those hopes turned out, however, to be vain. 3 T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warsaw 1999, pp. 316-321. 5 Tomasz Kizwalter Czy Polak może być nowoczesny? Dmowskiego. Młody propagator modernizacji, który zachęcał rodaków, aby poszli w ślady przodujących w rozwoju państw zachodnich, pod koniec życia – zmarł w 1939 r. – kreślił ponure obrazy upadku Zachodu4. Następcy i naśladowcy tego najwybitniejszego ideologa polskiego nacjonalizmu wypowiadali się w sposób jednoznaczny: w ich przekonaniu nowoczesność, ściśle kojarzona z „kosmopolityzmem” i obcymi wpływami, stanowiła zagrożenie dla polskości. Ewolucja, którą pokrótce opisałem, to ważny wątek dziejów ruchu nacjonalistycznego. Jednakże ma ona również znaczenie szersze. Pod koniec XIX wieku polska radykalna inteligencja uformowała dwa wielkie projekty nowoczesności: socjalistyczny i nacjonalistyczny. Przy wielu poważnych różnicach wykazywały one przynajmniej jedno zasadnicze podobieństwo: stanowiły produkt takiego stylu myślenia, który to, co kolektywne, stawiał wyżej niż to, co jednostkowe. Być może kolektywistyczny charakter programów modernizacyjnych to zjawisko nieuniknione – a w każdym razie bardzo trudne do uniknięcia – w krajach zapóźnionych cywilizacyjnie. Jednocześnie jednak tego rodzaju modernizacyjny dyskurs oddziaływał na materialne realia i określał rozwojowe szanse społeczeństwa. Klęska programu, który usiłowano zrealizować w państwach „realnego socjalizmu”, była w ostatnich latach opisywana niezliczoną ilość razy. Rzadko natomiast zajmowano się modernizacyjnymi aspektami projektu nacjonalistycznego5. Zarówno zwolennicy, jak przeciwnicy polskiego nacjonalizmu integralnego zgadzali się najczęściej co do tego, że ideologia ta przeciwstawiała się i przeciwstawia nowoczesności (jedni widzieli w tym zaletę, inni wadę). Tymczasem nacjonalizm miał w swej początkowej fazie istotne aspiracje modernizacyjne, które wszakże załamały się dość szybko w konfrontacji ze społeczną rzeczywistością. Trudno powiedzieć, czy można z tego wszystkiego wyciągać jakieś dalej idące wnioski. Czy Polak może być nowoczesny? Dlaczegóż by nie. Stawanie się nowoczesnym – zostawmy na boku spory, czy służy to człowiekowi, czy też szkodzi – to jednak proces skomplikowany. In Poland, the yawning gap between nationalism and modernity became very sharply visible in Dmowski’s works. Once a young propagator of modernisation who urged his compatriots to follow in the footsteps of the most developed nations of the West, towards the end of his life – he died in 1939 – Dmowski painted a black picture of the imminent fall of the West4. The successors and imitators of this most outstanding ideologue of Polish nationalism were clear in expressing their opinion that modernity, closely associated with “cosmopolitanism” and foreign influence, was incompatible with Polishness and constituted a threat to it. The evolution which has been briefly described in this article is an important thread in the history of the nationalist movement. There is, however, also a broader meaning to it. Towards the end of the 19th century the Polish radical intelligentsia presented two large projects of modernity: the socialist and the nationalist one. Despite their numerous differences, they displayed one crucial similarity: both were a product of the same style of thinking which puts the collective above the individual. Perhaps the collectivist character of modernisation programmes is unavoidable – or at least very difficult to avoid – in civilisationally backward countries. Yet at the same time modernisation discourses of this kind influenced the material world and determined the developmental opportunities of society. In recent years, the defeat of the programme which the states of “real socialism” attempted to implement has been described countless times, while the modernising aspects of the nationalist project are discussed only rarely5. Both the supporters and the opponents of Polish integral nationalism most often agree that this ideology has always been in opposition to “modernity” (some seeing in this its virtue, some its vice). Yet in its initial phase nationalism did actually have significant aspirations towards modernisation, even though they broke down quite soon in confrontation with the social reality. It is hard to tell whether some far-reaching conclusions can be drawn from this. Can a Pole be modern? Whyever not? But becoming modern – leaving aside the issue of whether it is helpful or harmful to us – is a complicated process in any case. Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszawskim. Sprawuje funkcję kierownika Zakładu Historii XIX wieku w Instytucie Historycznym. The author is a full professor at the University of Warsaw. He is the head of the Section of 19th Century History in the Institute of History. Translated by Klaudyna Hildebrandt 4 K. Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 310-315. 4 Zob. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli politycznej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2006 (szkice K. Kawalca i P. Korysia). 5 5 6 K. Kawalec, Roman Dmowski, Warsaw 1996, pp. 310-315. Cf. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli politycznej, ed. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Cracow 2006 (essays by K. Kawalec and P. Koryś). Stanisław Dubisz The Polish language beyond its ethnic borders II W stosowanym przeze mnie ujęciu opisu języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych przyjmuję, że jest to genetycznie polski system językowy, jednakże – jak wskazano wcześniej – niejednorodny, mieszany, różniący się (z wyjątkiem odmian standardowych) od polszczyzny krajowej i składem jednostek elementarnych, i relacjami zachodzącymi między nimi. Pozwala to na uznanie metody kontrastowej za podstawę analizy i opisu. Opiera się ona na indukcyjno-empirycznej analizie idiolektów, mającej na celu rejestrację kontrastów językowych wobec dwóch podstaw porównawczych, tj. języka polskiego w kraju (w jego zróżnicowaniu wariantowym) i języka kraju osiedlenia zbiorowości polonocentrycznej. Zastosowanie w opisie tych dwóch podstaw porównawczych pozwala wyodrębniać w odniesieniu do systemu językowego, którym posługują się członkowie zbiorowości polonocentrycznych, trzech warstw elementów: 1) warstwy zgodnej z językiem polskim w kraju; 2) warstwy zgodnej z językiem kraju osiedlenia, związanej z procesami przełączania kodu (ang. switching code); 3) warstwy skontrastowanej wobec obu podstaw porównawczych, tj. warstwy swoistej systemu. O odmienności języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych w porównaniu z polszczyzną w kraju świadczą te składniki, które należą do warstwy 2) i 3); o odmienności tego języka w porównaniu z językiem kraju osiedlenia – składniki należące do warstwy 1) i 3); o samodzielnym rozwoju tego kodu świadczą składniki należące do warstwy 3).1 W tym opracowaniu przedstawiam jedynie próbę materiału poprzez zestawienie cech konstytutywnych języka wspólnot polonocentrycznych, występujących w dwóch strefach językowo-kulturowych [por. I]: 1) oddziaływania języków wschodniosłowiańskich oraz języków krajów byłego ZSRR – strefa „Wschód”; 2) oddziaływania języka angielskiego oraz kultury anglosaskiej i amerykańskiej – strefa „Zachód”. 1) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polonocentrycznych strefy „Wschód” A) Interferencyjne 1. Transakcentacja form wyrazowych pod wpływem języków wschodniosłowiańskich przy zachowaniu – jako dominującego – dynamicznego akcentu paroksytonicznego. II In my description of the language of polonocentric communicative communities, I assume that it is a genetically Polish language system, although it is – as has been shown earlier – a heterogeneous, mixed language, different (apart from the standard varieties) from the national Polish language both in terms of composition of elementary units and of relations between them. This allows for the application of the contrastive method as the basis for the analysis and description. It consists of an inductive-empirical analysis of idiolects, aimed at registering linguistic contrasts in regard to two reference bases, that is the Polish language in Poland (in its varieties) and the language of the country where the polonocentric community resides. The usage of these two reference bases makes it possible to differentiate three layers of elements of the language system used by the members of polonocentric communities: 1) a layer which is in keeping with the Polish language in Poland; 2) a layer which is in keeping with the language of the country of settlement, connected with the processes of code-switching; 3) a layer which is in contrast to both reference bases, that is the individual layer of the system. Elements belonging to the 2nd and 3rd layers demonstrate the dissimilarity of the polonocentric communicative communities and the Polish language in Poland. Elements belonging to the 1st and 3rd layers, in turn, demonstrate the dissimilarity of that language and the language of the country of residence.1 The present work is merely an attempt at sampling the material through juxtaposing the constitutive features of the language of polonocentric communities in two linguistic and cultural zones [see I]: 1) the influence of the Eastern Slavonic languages and the languages of the countries of the former USSR – the “East” zone; 2) the influence of the English language and the Anglo-Saxon and American culture – the “West” zone. 1) Constitutive contrastive features of the language of the polonocentric communities from the “East” zone: A) Interferential 1. Shifting of word stress as a result of the influence of Eastern Slavonic languages with simultaneous retention of dominant dynamic paroxytonic stress. 1 Zob. tu m.in. S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach przemian języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych poza granicami kraju [w:] S. Gajda (red.), Języki słowiańskie 1945-1995. Gramatyka – słownictwo – odmiany, Opole 1995, s. 37-46. 1 See also S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach przemian języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych poza granicami kraju [in:] S. Gajda (ed.), Języki słowiańskie 1945-1995. Gramatyka – słownictwo – odmiany, Opole 1995, pp. 37-46. 7 Stanisław Dubisz Język polski poza granicami etnicznymi 2. Redukcje nieakcentowanych samogłosek o, e pod wpływem języków wschodniosłowiańskich: o → u, e → i/y. 3. Akanie – przedakcentowe o → a. 4. Wschodniosłowiańska intonacja frazowa i zdaniowa w wyniku powyższych zjawisk. 5. Denazalizacja samogłosek nosowych (szczególnie w wygłosie wyrazów). 6. Miękka wymowa l(i) w każdej pozycji. 7. Spółgłoski ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i). 8. Miękkość spółgłosek sz(i), ż(i), cz(i). 9. Miękkość spółgłosek k(i), g(i), ch(i), r(i) w innych pozycjach niż w języku polskim. 10. Dwuwargowa artykulacja v → u (ł tylne). 11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek (np. v) w grupach spółgłoskowych. 12. Rozbudowana kategoria słowotwórcza deminutiwów – większa produktywność deminutywnych formantów słowotwórczych (np. -uś, -usi, -eńki, -eńko, -utki, -utko). 13. Produktywne formanty sufiksalne o genezie wschodniosłowiańskiej – rzeczownikowe: -uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga, -uch; przymiotnikowe: -owaty, -iny/-yny; przysłówkowe: -o, -u. 14. Kompozycje (złożenia i „złożenioskrótowce”) na wzór konstrukcji rosyjskich typu: sielsowiet, sowchoz). 15. Wahania rodzaju rzeczowników, przymiotników, zaimków; odmienne niż w języku polskim formy rodzajowe; brak rozróżnienia rodzaju męskoosobowego i niemęskoosobowego. 16. Końcówka -u zamiast -owi w celowniku liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego. 17. Ograniczenie (brak) występowania krótkich (enklitycznych) form zaimków osobowych. 18. Odmienność tylko ostatniego członu liczebników złożonych. 19. Redundancja wykładnika strony zwrotnej czasowników – się. 20. Końcówka –u w 1. osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego. 21. Brak związku zgody między podmiotem a orzeczeniem w odniesieniu do męskoosobowości i niemęskoosobowości w związku z rozchwianiem kategorii rodzaju (por. 16). 22. Zaimki osobowe jako wykładniki kategorii osoby w czasie przeszłym. 23. Szyk przestawny (postpozycyjny) przydawki gatunkującej, np. natura martwa, polski język. 24. Odmienne rekcje czasowników pod wpływem języków wschodniosłowiańskich. 25. Kalki składniowe z języka rosyjskiego, np. narzędnik – 8 2. Reduction of unstressed vowels o, e under the influence of Eastern Slavonic languages: o → u, e → i / y. 3. Pronunciation of a instead of o in syllables preceding the stressed syllables (“akanie”) o → a. 4. Phrase and sentence intonation characteristic of Eastern Slavonic languages as a result the above-mentioned phenomena. 5. Denasalisation of nasal vowels (especially in final position). 6. Softened pronunciation of l(i) in all positions. 7. The consonants ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i). 8. Softening of the consonants sz(i), ż(i), cz(i). 9. Softened pronunciation of the consonants k(i), g(i), ch(i), r(i) when in a position other than in the Polish language. 10. Bilabial articulation of v → u (back ł). 11. Retention of voicedness of consonants (e.g. v) in consonant clusters. 12. Broad word formation category of diminutives – greater productiveness of diminutive suffixes (e.g. –uś, -usi, -eńki, -eńko, -utki, -utko). 13. Productive suffixes of Eastern Slavonic origin – nominal: -uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga, -uch; adjectival: -owaty, -iny/yny; adverbial: -o, -u. 14. Compositions (compounds and “compound-abbreviations”), similar to Russian constructions like sielsowiet, sowchoz. 15. Fluctuations of the gender of nouns, adjectives, pronouns, gender forms dissimilar to those present in the Polish language; no differentiation between the virile and non-virile gender. 16. The ending -u instead of -owi in the dative singular of masculine nouns. 17. Limitation (lack) of the occurrence of short (enclitic) forms of personal pronouns. 18. Declinability of only the last part of compound numerals. 19. Redundancy of the reflexive pronoun się. 20. The ending -u in the 1st person singular in the present tense. 21. No agreement between the subject and the predicate in terms of virility and non-virility resulting from the blurring of the category of gender (see 16). 22. Personal pronouns as indicators of person in the past tense. 23. Inversion (postpositional word order) of classifying modifiers, e.g. natura martwa, polski język. 24. Changes in the rection of verbs resulting from the influence of Eastern Slavonic languages. Stanisław Dubisz The Polish language beyond its ethnic borders sprawca czynności (wyrzucony ostrzem), biernik po czasowniku zaprzeczonym, dla + dopełniacz zamiast konstrukcji z celownikiem (pomagają dla biblioteki), konstrukcja u mnie jest zamiast mam, konstrukcje typu w Litwie zamiast na Litwie, konstrukcje typu na fabrykie zamiast w fabryce, konstrukcje typu jest ludzi zamiast są ludzie. 26. Adaptowane gramatycznie leksykalne zapożyczenia z języka rosyjskiego. 27. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka rosyjskiego. 28. Semantyczne repliki wyrazowe z języka rosyjskiego. 29. Cytaty wyrazowe z języka rosyjskiego. 30. Strukturalne repliki frazeologiczne z języków wschodniosłowiańskich. 31. Cytaty frazeologiczne z języków wschodniosłowiańskich. B) Defektywno-deformacyjne 32. Zaburzenia repartycji samogłosek –o-/-ó-. 33. Zaburzenia repartycji końcówek –a : -u w dopełniaczu liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego. C) Innowacyjno-archaiczne 34. Hiperpoprawna samogłoska –o- zamiast –a- (dla uniknięcia akania). 35. Konsonantyczna wymowa samogłosek nosowych w śródgłosie bez względu na sąsiedztwo fonetyczne. 36. Zachowanie przedniojęzykowo-zębowej spółgłoski ł. 37. Hiperpoprawne miękkie spółgłoski ś, ź w pozycji przed innymi spółgłoskami miękkimi, szczególnie przed –j-. 38. Hiperpoprawne depalatalizacje spółgłosek ń → n, ś → s, ć → c w pozycji przed spółgłoskami miękkimi i spółgłoskami cz, c, s. 39. Odmienna niż w polskim języku standardowym prefiksacja czasowników. 40. Końcówka –i//-y zamiast –owie w mianowniku liczby mnigiej rzeczowników rodzaju męskiego. 41. Rzeczownikowe formy odmiany imiesłowów typu sądzono, zabroniono. 42. Dominacja (współwystępowania) końcówki –m w 1 osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego. 43. Formy czasu zaprzeszłego. 44. Orzecznik przymiotnikowy w narzędniku. 45. Peryferyczne archaizmy leksykalne. 2) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polonocentrycznych strefy „Zachód” A) Interferencyjne 1. Transakcentacje w formach wyrazowych pod wpływem języka angielskiego. 25. Syntactical calques from Russian, e.g. instrumental case – the “doer” (wyrzucony ostrzem), accusative case after negative, dla + genitive case instead of dative structure (pomagają dla biblioteki), the structure u mnie jest instead of mam, w Litwie instead of na Litwie, na fabrykie instead of w fabryce, jest ludzi instead of są ludzie. 26. Grammatical adaptation of lexical borrowings from Russian. 27. Word formation replicas from Russian. 28. Semantic replicas from Russian. 29. Word quotations from Russian. 30. Structural phraseological replicas from Eastern Slavonic languages. 31. Phraseological quotations from Eastern Slavonic languages. B) Defective – deformative 32. Distortions in repartition of vowels -o-/-ó-. 33. Distortions in repartition of endings -a : -u in the genitive of masculine nouns. C) Innovative – archaic 34. Hypercorrect vowel -o- instead of -a- (to avoid the phenomenon of “akanie” referred to in 3). 35. Consonantal pronunciation of nasal vowels in the middle position, irrespective of their phonetic context. 36. Retention of the apico-dental consonant ł. 37. Hypercorrect softened consonants ś, ź before other soft consonants, especially before j. 38. Hypercorrect depalatalisation of consonants ń → n, ś → s, ć → c before soft consonants and cz, c, s. 39. Verb prefixation rules other than in standard Polish. 40. The ending -i//-y instead of -owie in the nominative plural of masculine nouns. 41. Nominal inflection forms of participles, e.g. sądzono, zabroniono. 42. Dominance (of coexistence) of the ending -m in the 1st person singular in the present tense. 43. Forms of the past perfect tense. 44. Predicative adjective in the instrumental. 45. Peripheral lexical archaisms. 2) Constitutive contrastive features of the language of polonocentric communities in the “West” zone: 9 Stanisław Dubisz Język polski poza granicami etnicznymi 2. Zmieszanie i – y w substytucjach głosek angielskich. 3. Zmieszanie e – i, y w substytucjach głosek angielskich. 4. Zmieszanie o – a w substytucjach głosek angielskich. 5. Zmieszanie o – u w substytucjach głosek angielskich. 6. Zmieszanie a – o w substytucjach głosek angielskich. 7. Nałożenie się szeregów artykulacyjnych spółgłosek ś, ź, ć, dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i). 8. Dziąsłowa artykulacja spółgłosek t, d, s, z, n. 9. Aspiracja (przydech) przy artykulacji spółgłosek p, t, k → ph, th, kh przed samogłoskami (zwłaszcza akcentowanymi). 10. Zredukowanie wymowy angielskiej spółgłoski r → r. 11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek b, d, g, z, dz, (ź, ż, dź, dż) w wygłosie i grupach spółgłoskowych. 12. Zmieszanie v – ŭ w substytucjach głosek angielskich. 13. Zmieszanie t – d w substytucjach głosek angielskich. 14. Rozchwianie kategorii aspektu czasownika. 15. Rozchwianie (nieustabilizowanie) rodzaju rzeczowników zapożyczonych z języka angielskiego i adaptowanych gramatycznie. 16. Częściowa nieodmienność rzeczowników (szczególnie nazw własnych) – mianownik w funkcji innych przypadków. 17. Ograniczenie używania form kategorii przypadka; formy częściej występujące: mianownik, dopełniacz, biernik, miejscownik liczby pojedynczej; mianownik, dopełniacz, biernik, narzędnik/miejscownik liczby mnogiej. 18. Ograniczenie używania form kategorii osoby; formy częściej występujące: 1. i 3. osoba liczby pojedynczej czasu teraźniejszego i przeszłego. 19. Rozchwianie kategorii strony zwrotnej czasowników. 20. Redundancja form strony biernej czasowników w konstrukcjach składniowych. 21. Modyfikacje rekcji przyimków i czasowników pod wpływem ich odpowiedników angielskich. 22. Repliki składniowe. 23. Konstrukcje z redundantnymi przyimkami. 24. Prepozycyjny szyk przydawki, np. klasyk muzyka, Yorkshire hrabstwo. 25. Zaimki osobowe jako dodatkowe wykładniki kategorii osoby i liczby. 26. Wtórna funkcja określająca zaimków wskazujących ten, ta, to i liczebnika jeden. 27. Adaptowane gramatycznie zapożyczenia leksykalne z języka angielskiego. 28. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka angielskiego. 29. Semantyczne repliki wyrazowe z języka angielskiego. 30. Cytaty wyrazowe z języka angielskiego. 31. Strukturalne repliki frazeologiczne. 10 A) Interferential 1. Shifts of word stress resulting from the influence of English. 2. Mixing i – y in substitutes of English sounds. 3. Mixing e – i in substitutes of English sounds. 4. Mixing o – a in substitutes of English sounds. 5. Mixing o – u in substitutes of English sounds. 6. Mixing a – o in substitutes of English sounds. 7. Overlapping articulation sequences of the consonants ś, ź, ć, dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i). 8. Alveolar articulation of the consonants t, d, s, z, n. 9. Aspirated articulation of the consonants p, t, k → ph, th, kh before vowels (especially when stressed). 10. Reduction of the English consonant r → r. 11. Retention of voicedness of the consonants b, d, g, z, dz, (ź, ż, dź, dż) in the final position and in consonant clusters. 12. Mixing v – ŭ in substitutes of English sounds. 13. Mixing t – d in substitutes of English sounds. 14. Unstable category of the aspect of verb. 15. Instability of gender of grammatically adapted nouns borrowed from English. 16. Partial uninflection of nouns (especially proper names) – the nominative in the function of other cases. 17. Limitations in the use of case forms; more frequent forms: nominative, genitive, accusative, locative case of singular nouns; nominative, genitive, accusative, locative/instrumental case of plural nouns. 18. Limitation of usage of the person forms; more frequent forms: 1st and 3rd person singular of the present and past tense. 19. Instability of the reflexive aspect of verbs. 20. Redundancy of passive verb forms in sentences. 21. Modifications of the concord between prepositions and verbs under the influence of their English equivalents. 22. Syntactical replicas. 23. Structures with redundant prepositions. 24. Prepositional order of the modifier, e.g. klasyk muzyka, Yorkshire hrabstwo. 25. Personal pronouns as additional markers of person and number. 26. Secondary defining function of demonstrative pronouns ten, ta, to and the numeral jeden. 27. Grammatically adapted lexical borrowings from English. 28. Word formation replicas from the English language. 29. Semantic replicas from the English language. 30. Word quotations from the English language. Stanisław Dubisz The Polish language beyond its ethnic borders B) Defektywno-deformacyjne 32. Błędna repartycja końcówek przypadków rzeczowników – szczególnie dopełniacza i biernika. 33. Rozchwianie (kontaminacja) rekcji czasowników. 34. Mianownik po czasownikach zaprzeczonych w konstrukcjach składniowych. C) Innowacyjno-archaiczne 35. Zachowywane enklawowo polskie fonetyczne cechy gwarowe: mazurzenie, samogłoski ścieśnione, samogłoski labializowane itp. 36. Polskie gwarowe substytucje głosek angielskich: o → uo, i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj. 37. Bardzo rozbudowana warstwa słowotwórczych formacji polonijnych (formacje od podstaw obcojęzycznych oraz neologizmy indukowane), obejmująca kilkadziesiąt kategorii słowotwórczych rzeczowników, przymiotników, czasowników.2 38. Mianownik w orzeczniku rzeczownikowym. 39. Słownictwo polonijne – intensywne procesy reprodukcji leksykalnej (por. różne formy adaptacji gramatycznej zapożyczeń leksykalnych oraz słowotwórcze formacje polonijne). 40. Selektywność kręgów znaczeniowych leksyki, reprodukowanych głównie dzięki słownictwu polonijnemu; podstawowe w tym kontekście kręgi tematyczne to: <praca>, <cywilizacja>, <stosunki międzyludzkie>, <rozrywka>. 41. Archaizmy leksykalne. Zgodnie z metodologią badań socjolingwistycznych, polskiemu językowi etnicznemu, występującemu we wspólnocie komunikatywnej na terenie Polski w odmianie ogólnonarodowej (ogólnopolskiej), przypisywane są cztery podstawowe funkcje. Pierwszą z nich jest funkcja jednocząca, dzięki której jest możliwe utożsamianie jednostki z szerszą zbiorowością, społecznością narodową, w myśl zasady, że ten kto mówi po polsku, ten jest Polakiem. Druga funkcja polszczyzny ogólnej jest niejako odwrotnością pierwszej. Przeciwstawia ona polski język narodowy innym językom – stąd jej nazwa – funkcja separująca. W tym wypadku identyczność języka określa identyczność narodową, tworzy emocjonalne więzi społeczne. Rozwój i kształt polszczyzny są świadectwem naszej kultury, stawiają kulturę polską w rzędzie kultur narodów ucywilizowanych. Z tym wiąże się trzecia funkcja – funkcja prestiżowa – wynikająca z tego, że występowanie języka ogólnonarodowego 31. Structural phraseological replicas. B Defective – deformative 32. Wrong repartition of case endings of nouns – especially of the genitive and nominative. 33. Instability (contamination) of concord of verbs. 34. Nominative case after negative verbs. C Innovative – archaic 35. Retention of regional Polish phonetic features: “mazurzenie” [substituting dental stops and affricates for alveolar stops and affricates], labialised vowels etc. 36. Polish dialectal substitutions of English sounds: o → uo, i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj. 37. Largely developed layer of word formation structures (foreign language-based phrases and induced neologisms), encompassing several dozen categories of formation of nouns, adjectives and verbs.2 38. Predicative noun in the nominative case. 39. Vocabulary characteristic of Polish communities living abroad – intensive processes of lexical reproduction (see various forms of grammatical adaptation of lexical borrowings and typical word formation clusters). 40. Selectivity of semantic fields of words, reproduced mainly thanks to the vocabulary of Polish communities living abroad. The basic semantic fields include: ‘work’, ‘civilisation’, ‘interpersonal relations’, ‘entertainment’. 41. Lexical archaisms. According to the methodology of sociolinguistic research, the standard (within Poland) variety of the ethnic Polish language used by a communicative community living in Poland has four basic functions. The first one is the uniting function; this means that it enables the individual to identify with a larger group of people, a national community, according to the rule that a person who speaks Polish, is Polish. The second function of the standard Polish language is somehow the opposite of the first one: it confronts the Polish language with other languages; hence its name: the separating function. In this case language identity defines national identity, creates emotional social bonds. 2 Zob. S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjolektach polonijnych (próba definicji i klasyfikacji) [w:] W. Miodunka (red.), Język polski w świecie. Zbiór studiów, Warszawa-Kraków 1990, s. 217–234. 2 See S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjolektach polonijnych (próba definicji i klasyfikacji) [in:] W. Miodunka (ed.), Język polski w świecie. Zbiór studiów, Warsaw-Cracow 1990, pp. 217-234. 11 Stanisław Dubisz Język polski poza granicami etnicznymi świadczy o określonym stopniu rozwoju naszego społeczeństwa, umożliwia jego równouprawnienie w stosunku do innych narodów i języków. Polski język narodowy jest skodyfikowany. Te skodyfikowane normy polszczyzny ogólnej są miarą poprawności i kompetencji językowej wszystkich mówiących i piszących po polsku. Dlatego można mówić o czwartej podstawowej funkcji – funkcji normatywnej (funkcji ramy odniesienia).3 Sytuacja polszczyzny poza granicami kraju jest inna niż w krajowej wspólnocie komunikatywnej [por. I], dlatego też odgrywać ona może nieco odmienne, bardziej zróżnicowane role w stosunku do osób nią się posługujących. Ogólnie można wyodrębnić trzy podstawowe sfery występowania języka polskiego w obcym środowisku etnicznym: 1. sferę kontynuowania, modyfikowania i utrwalania jego znajomości, wiążącą się w szczególny sposób ze zbiorowościami polonocentrycznymi – autochtonicznymi grupami etnicznymi i skupiskami polonijnymi [por. II]; 2. sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny przez przedstawicieli innych narodowości; 3. sferę promocji języka polskiego jako nosiciela określonych wartości, które państwo polskie i polskie społeczeństwo chce zaproponować współczesnemu światu. Dla wszystkich członków zbiorowości polonocentrycznych poza granicami kraju, którzy posługują się jakąkolwiek odmianą polszczyzny [por. I], ich kod etniczny ma funkcję jednoczącą; stanowi jedną z podstawowych wartości ich kultury – ma zatem funkcję kulturotwórczą; tworzy więzi emocjonalno-społeczne i umożliwia uczestniczenie w kulturze etnicznej (narodowej), a więc jest obdarzony funkcją identyfikacji etnicznej oraz funkcją poznawczą. Sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny jako języka obcego charakteryzuje dominacja funkcji poznawczej. Uczący się języka polskiego jako obcego (lub jako nieznanego dotąd języka narodowego) traktują go jako środek umożliwiający im poznanie polskiej współczesności i historii, polskiej kultury intelektualnej i materialnej. Uczący języka polskiego przekazują (winni przekazywać) wiedzę i umiejętności posługiwania się polszczyzną ogólną – normatywną, standardową. Tę sferę funkcjonowania polszczyzny poza granicami państwa polskiego cechuje przewaga motywacji o charakterze pragmatycznym i zinstytucjonalizowane w znacznym stopniu formy dydaktyki języka polskiego jako obcego. The development and shape of the Polish language are a testimony of our culture, they place Polish culture in the ranks of civilised cultures. This phenomenon is connected with its third function – the prestige function – resulting from the fact that the existence of a nationwide language proves a certain level of development of the society, making it equal to other nations and languages. The Polish national language is codified, and the codified norms of general Polish are a measurement of the correctness and linguistic competence of its users who speak and write in that language. Therefore, a fourth function can be distinguished – the normative function (function of a framework of reference).3 The situation of the Polish language beyond the borders of the state is different than that within the national communicative community [see I], and consequently it can play different, more diversified roles for the people who use it. Generally, it is possible to distinguish three basic areas of existence of the Polish language in foreign ethnic environments: 1. the area of continuing, modifying and consolidating knowledge of it, connected especially with polonocentric communities – indigenous ethnic groups and Polish communities living abroad [see II]; 2. the area of acquisition and perfection of the language by people of other nationalities; 3. the area of promoting the Polish language as the advocate of certain values which the Polish state and Polish society wish to offer to the modern world. For all the members of polonocentric communities outside Poland who speak any variety of the Polish language [see I], their ethnic code performs the uniting function, it is one of the fundamental values of their culture – thus, it has also the culture-forming function, it creates emotional and social bonds and enables people to participate in ethnic (national) culture, performing at the same time the ethnic identification function and cognitive function. The area of acquiring and perfecting the knowledge of Polish as a foreign language is characterised by the dominant role of the cognitive function. Learners of Polish as a foreign language (or as a so-far-unknown national language) perceive it as a means of learning about modern Polish reality and history, Polish intellectual and material culture. Teachers of Polish convey (or, at least, should convey) knowledge and skills of using the general – normative and standard – Polish language. 3 Por. A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe a struktura społeczna, Warszawa 1976, s. 120; S. Dubisz, Język i polityka. Szkice z historii stylu retorycznego, Warszawa 1992, s. 140-141. 3 See A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe a struktura społeczna, Warsaw 1976, pp. 120; S. Dubisz, Język i polityka. Szkice z historii stylu retorycznego, Warsaw 1992, pp. 140-141. 12 Stanisław Dubisz The Polish language beyond its ethnic borders Wszystkie trzy sfery funkcjonowania polszczyzny poza granicami kraju we współczesnej rzeczywistości ściśle łączą się z polityką językową. „Przez politykę językową rozumie się ogół działań wpływających na kształt rzeczywistości językowej, tj. na system języka i jego użycie oraz świadomość językową użytkowników”.4 Wśród głównych zadań polskiej polityki językowej należy wymienić: – rozwijanie badań nad polszczyzną w kraju i za granicą; – prowadzenie stałych prac nad kodyfikacją, standaryzacją i statusem prawnym polszczyzny jako języka etnicznego i języka państwowego; – kształcenie językowe użytkowników różnych wariantów języka polskiego zarówno w kraju, jak i za granicą; – promowanie języka polskiego w świecie jako nośnika podstawowych wartości polskiej kultury. Racjonalne traktowanie zadań polityki językowej, uświadamianie tych kwestii zarówno członkom polskiej wspólnoty komunikatywnej w kraju, jak członkom diasporycznych wspólnot polonocentrycznych i – wreszcie – członkom innych wspólnot narodowych powinno przybliżać wzajemne rozumienie się oraz wzajemne traktowanie na zasadach partnerskich. Co prawda, przedstawiciele innych narodowości uczący się języka polskiego// znający język polski nie stają się przez to Polakami, a więc nie mamy w tym wypadku do czynienia z oddziaływaniem jednoczącej funkcji polszczyzny sensu stricto, ale wszyscy ci, którzy mówią po polsku – potrafią po polsku myśleć, a to ułatwia porozumienie Polaków, członków zbiorowości polonocentrycznych i przedstawicieli innych narodowości. Kształtowanie wielokierunkowej wiedzy: polska wspólnota komunikatywna w kraju < -- > polonocentryczne wspólnoty komunikatywne w różnych krajach świata < -- > różnojęzyczne wspólnoty narodowe w poszczególnych państwach wymaga sformalizowanego wprowadzenia tych zagadnień do programów zintegrowanego nauczania w polskiej szkole podstawowej i średniej oraz uwzględnienia tych treści w kształceniu na poziomie wyższym, szczególnie w obrębie dyscyplin humanistycznych i społecznych. Wymaga to również stałej certyfikacji znajomości języka polskiego jako obcego, wspierania przez Polskę polonistyk zagranicznych, organizowania – w znacznie większym niż dotąd zakresie – pomocy szkolnictwu funkcjonującemu w obrębie wspólnot polonocentrycznych.5 4 S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy” 1999, z. 5-6, s. 1. 5 Por. tu artykuły zawarte w publikacji: J. Mazur (red.), Promocja This area of functioning of the Polish language outside Poland is characterised by predominantly pragmatic motivation and significantly institutionalised forms of teaching Polish as a foreign language. All three areas of functioning of the Polish language outside Poland are closely combined with language policy. The term language policy is used to refer to “all activities shaping the linguistic reality, that is the system of the language and its usage, and linguistic awareness of its users”4. The key tasks of Polish language policy include: – developing research on the Polish language within and beyond the borders of Poland; – sustained work on codification, standardisation and the legal status of Polish as an ethnic and national language; – teaching varieties of the Polish language to its users both at home and abroad; – promoting the Polish language in the world as a medium of popularising the fundamental values underlying the Polish culture. A rational approach towards the tasks of language policy, bringing these issues to the attention of both the members of the Polish communicative community at home and members of diasporic polonocentric communities, as well as members of other national communities abroad, should facilitate common understanding and establish partner-like relations. Albeit learners/ speakers of Polish of various nationalities do not become Polish by virtue of knowing the language (thus it is not the case of the uniting function of the Polish language per se), everyone who speaks Polish can think in Polish; that, in turn, facilitates mutual understanding between Poles, members of polonocentric communities and people from other nationalities. The shaping of multi-directional knowledge: the Polish communicative community at home<–>, polonocentric communicative communities in various countries of the world <–>, communities of people living in individual countries using various languages, requires formalised inclusion of these issues into integrated teaching programmes in Polish primary and secondary schools and taking them into consideration at university level, in particular in the fields of humanities and social sciences. Moreover, it requires sustained certification of the knowledge of Polish as a foreign language, Poland’s support for faculties of the Polish language at universities abroad, and assisting – on a sig4 S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy” 1999, Vol. 5-6, pp. 1. 13 Stanisław Dubisz Język polski poza granicami etnicznymi Jakim celom te działania z zakresu polityki językowej powinny służyć? Nie chodzi w tym wypadku ani o tendencje standaryzacyjne w odniesieniu do wszystkich wariantów polszczyzny poza granicami kraju, ani o chęci przekształcenia na powrót wspólnot polonocentrycznych w grupy polskiej mniejszości narodowej, ani o zamiary hegemonizowania wieloetnicznych wspólnot państwowych, w których jest zapotrzebowanie na wiedzę o Polsce i znajomość języka polskiego. Celem zasadniczym jest umiejętne wkomponowanie polszczyny w kraju i poza jej etnicznymi granicami w sytuację kulturową współczesnego świata na przełomie XX i XXI wieku. Rozwój języka polskiego poza granicami kraju jest uzależniony od czynników zewnętrznojęzykowych i wewnętrznojęzykowych. Wśród tych pierwszych za szczególnie istotne należy uznać: polityczny status zbiorowości o polskiej genezie etnicznej, procesy autochtonizacji i migracji etnicznych, intencje wobec kultury kraju osiedlenia i pobytu, status społeczny i mobilność społeczną użytkowników języka, normy prawne dotyczące zbiorowości polonocentrycznej, stopień jej zwartości i zróżnicowanie pokoleniowe, chronologię i etapy kształtowania się danej wspólnoty. Wśród tych drugich należy wymienić: socjolingwistyczne funkcje polszczyzny jako języka etnicznego, bariery komunikacyjne języka państwowego kraju pobytu, mobilność (moc) języka polskiego w porównaniu z językiem urzędowym danego państwa, sprawność językową polonocentrycznej wspólnoty komunikatywnej.6 Wzajemny układ wszystkich tych czynników decyduje o ostatecznym rozwoju polszczyzny w danej wspólnocie polonocentrycznej. Współcześnie w skali makro rysuje się niekorzystny dla rozwoju polszczyzny poza granicami kraju układ czynników. Wynika to z rozproszenia zbiorowości polonocentrycznych w poszczególnych krajach osiedlenia, ograniczonych możliwości i potrzeb porozumiewania się za pomocą języka polskiego (tylko w obrębie środowisk polonocentrycznych), konieczności posługiwania się przez członków tych zbiorowości – ze względów cywilizacyjno-prawnych – językiem urzędowym kraju pobytu przy równoczesnym braku konieczności znajomości polszczyzny. Wszystko to nificantly larger scale than hitherto-education within polonocentric communities.5 What aims should these language policy activities serve? The key issue is by no means a tendency to standardise all varieties of the Polish language beyond the borders of the Polish state. Neither is it the willingness to transform polonocentric communities back into Polish minority groups, nor plans to hegemonise multiethnic national communities which seek knowledge about Poland and knowledge of the language. The fundamental goal is to skilfully integrate the Polish language in Poland and abroad into the cultural situation of the modern world in the early 21st century. Development of the Polish language beyond the borders of the state depends on internal language and external language factors. Among the former, of particular importance are: the political status of the community with Polish ethnic origins, processes of ethnic integration and ethnic migration, intentions related to the culture of the country of residence, social status and social mobility of the users of the language, legal norms regarding polonocentric community, the level of its cohesiveness and generational diversification, the chronology and phases of creation of a given community. The latter encompass: sociolinguistic functions of the Polish language as an ethnic language, communicative barriers of the official language of the country of residence, mobility (power) of the Polish language as compared to the official language of the given country, language fluency of the polonocentric communicative community6. Mutual interdependence of the above-mentioned factors has a decisive influence on the development of the Polish language in a given polonocentric community. Nowadays, the combination of factors is, on the macro scale, unfavourable to the development of the Polish language beyond the borders of the state. This is a consequence of the dispersion of polonocentric communities in the respective countries of their settlement, limited opportunities and needs to communicate in języka i kultury polskiej w świecie, Lublin 1998; zob. także: W. Miodunka, Polszczyzna – dialekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka” 2000, nr 40, s. 50-51; zob. także S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka a Europa, „Poradnik Językowy” 2001, z. 1, s. 3-11; tenże, Rozwój języka polskiego a integracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, z. 2, s. 3-10. 5 See also articles in: J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, Lublin 1998; see also: W. Miodunka, Polszczyzna – dialekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka” 2000, No 40, pp. 50-51; see also S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka a Europa, „Poradnik Językowy” 2001, Vol. 1, pp. 3-11; and idem, Rozwój języka polskiego a integracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, Vol. 2, pp. 3-10. 6 Szerzej na ten temat por. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich antroponimów w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturowej, „Przegląd Humanistyczny” 1995, nr 2, s. 106-121. 6 See also. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich antroponimów w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturowej, „Przegląd Humanistyczny” 1995, No 2, pp. 106-121. 14 Stanisław Dubisz The Polish language beyond its ethnic borders sprawia, że postępuje proces ograniczania żywotności języka polskiego poza granicami kraju, który z pokolenia na pokolenie wynosi ok. 90-80%. W porównaniu z innymi językami grup mniejszościowych w społeczeństwach wieloetnicznych jest to procent znaczny, ale jednoznacznie trzeba stwierdzić, że jest to rozwój regresywny.7 Potwierdzeniem tej diagnozy jest fakt, że we wszystkich wyróżnionych strefach językowo-kulturowych występowania polszczyzny poza granicami kraju [zob. I] dominują jej warianty mieszane (zwykle odmiany regionalno-gwarowe lub dialekty polonijne), a w czterech z nich (z wyjątkiem strefy oddziaływania języków wschodniosłowiańskich oraz języków innych krajów byłego ZSRR) wyraźnie zaznacza się tendencja zbiorowości polonocentrycznych do integracji z kulturą krajów pobytu.8 Można zauważyć jednak również tendencje przeciwstawne. Tendencji do asymilacji językowej i kulturowej przeciwstawia się tendencja do etnicyzacji, powracania do kulturowego, etnicznego rodowodu, czego przykłady mamy zarówno w państwach Wschodu, jak i Zachodu. Na całym świecie występuje kilkusettysięczna grupa ludzi, która nabyła znajomość języka polskiego jako obcego z przyczyn osobistych lub zawodowych. Zainteresowanie znajomością języka polskiego wzrasta poza granicami Polski proporcjonalnie do aktywności naszego państwa w Unii Europejskiej. Swego rodzaju paradoksem jest bowiem to, że szansę na progresywny rozwój języka polskiego poza jego granicami etnicznymi stwarza nam postępujący proces globalizacji. Na przełomie XX i XXI w. społeczeństwa wysoko zorganizowane deklarują polikulturalizm jako dominantę polityczną i ideologiczną. Czynią to również hegemoniczne organizmy państwowe i quasi-państwowe, tj. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i Unia Europejska. Wynikiem polikulturalizmu są dwie podstawowe koncepcje podtrzymywania polilingwizmu, stanowiące barierę ochronną w stosunku do globalizacji kultury i komunikacji językowej. Są to koncepcje ekologizmu i nacjonalizmu w globalnej polityce językowej.9 Koncepcje te znajdują odzwierciedlenie w oficjalnych dokumentach Unii Europejskiej oraz w polityce Polish (only in polonocentric environments), the necessity for the members of these communities to use – for civilisational and legal reasons – the official language of the country of residence and simultaneous lack of the need to know Polish. All these factors contribute to the process of limiting the vitality of the Polish language abroad, which currently amounts to around 90-80%. In comparison with other languages of minority groups in multiethnic societies the percentage is significant, yet at the same time it must be borne in mind that this is a case of regressive development7. The diagnosis is confirmed by the fact that in all areas where the Polish language is spoken beyond the borders of the Polish state [see I] mixed varieties (usually regional and dialectal varieties or dialects of Polish communities living abroad) are dominant. In four of them (excluding the area of influence of Eastern Slavonic languages and other languages of the former USSR) it is easy to observe the tendency of polonocentric communities to integrate with the culture of their country of residence.8 However, opposite tendencies can also be noted. The tendency of linguistic and cultural assimilation is opposed by the tendency to ‘ethnicise’, to return to cultural and ethnic origins, which can be observed in western as well as eastern countries. Worldwide, there are thousands of people who have acquired Polish as a foreign language for personal or professional reasons. The interest in the Polish language abroad is growing in direct proportion to the level of our state’s activity in the European Union. It is a kind of paradox that it is the process of globalisation creates the chance for progressive development of the Polish language beyond its ethnic borders. Early into the 21st century, highly organised societies declare polyculturalism to be the predominant social and ideological feature. Also hegemonic states and quasi-states, such as the USA and the EU, support this stance. Multiculturalism results in two basic concepts of retaining multilingualism, forming a shield protecting it from the globaliisation of culture and language communication: ecologism and nationalism in global language 7 Por. S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [w:] S. Dubisz (red.), Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów, Warszawa 1990, s. 128-133. 8 Por. S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i polsko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [w:] Z polskich studiów slawistycznych, seria IX: Językoznawstwo, Warszawa 1998, s. 65-69. 7 See S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [in] S. Dubisz (ed.), Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów, Warsaw 1990, pp. 128-133. 9 Szerzej na ten temat zob.: S. Gajda, Promocja języka i kultury polskiej a procesy uniwersalizacji i nacjonalizacji [w:] J. Mazur (red.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, op. cit., s. 11-18. 8 See S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i polsko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [in:] Z polskich studiów slawistycznych, IX. series: Językoznawstwo, Warsaw 1998, pp. 65-69. 15 Stanisław Dubisz Język polski poza granicami etnicznymi wewnętrznej państw o spełeczeństwach wieloetnicznych, takich jak np. Australia, Kanada, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy. W myśl tych koncepcji przyjmuje się, jako naczelną zasadę poszanowanie języków narodowych, etnicznych, mniejszościowych przy równoczesnej tendencji do uznawania jednego, głównego, państwowego języka w krajach wieloetnicznych oraz głównego globalnego języka w organizmach ponadpaństwowych. Współcześnie w praktyce oznacza to dominację języka angielskiego w świecie z uwzględnieniem języka francuskiego (jako drugiego języka ponadpaństwowego) w krajach Unii Europejskiej. W porównaniu z tymi językami moc (mobilność) języka polskiego jest ograniczona.10 Decydują o tym takie czynniki, jak: liczba osób posługujących się polszczyzną w kraju i poza jego granicami, mobilność społeczna nosicieli i użytkowników języka polskiego, poziom ekonomiczny Polski, uwarunkowania natury kulturowej i ideologicznej, sytuacja polityczna w państwie polskim itp. Nie należy zatem liczyć na to, że polszczyzna stanie się językiem globalnym, ani że stanie się językiem prymarnym w państwach, w których występują zbiorowości polonocentryczne. Można jednak liczyć na właściwe wkomponowanie języka polskiego – tak w kraju, jak i poza jego granicami – w nową sytuację polityczną i cywilizacyjną świata zintegrowanego i można zakładać, że jego rozwój będzie przebiegał progresywnie. Zależy to jednak od właściwej polityki językowej [por. IV], prowadzonej przede wszystkim przez polskie instytucje państwowe, ale także przez instytucje funkcjonujące w zbiorowościach polonocentrycznych. Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizuje się w historii języka polskiego, stylistyce i dialektologii. Jest dziekanem Wydziału Polonistyki. Od 2003 r. członek Państwowej Komisji Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego. Autor wielu publikacji naukowych. policy9. These concepts are reflected in the official documentation of the EU and internal policies of multiethnic societies, such as Australia, Canada, the USA, France, the UK, Germany. According to these concepts, the foremost principle is the respect for national, ethnic and minority languages with the simultaneous tendency to acknowledge one main official language in multiethnic countries and a main global language in international institutions. Nowadays, in practice, this signifies the worldwide dominance of English with consideration of French (as the second international language) in the countries of the EU. In comparison with these languages the power (mobility) of the Polish language is limited. In this regard the decisive factors include: the number of people speaking Polish within and beyond the borders of Poland, the social mobility of the users of Polish, the economic level of Poland, cultural and ideological conditions, the political situation in Poland etc. It is therefore pointless to hope that Polish will become a global language, or the primary language in the countries where polonocentric communities live. Nevertheless, it is likely that Polish will be appropriately incorporated – both at home and abroad – in the new political situation of an integrated world. Moreover, it can be assumed that it will develop progressively. This, however, depends on adequate language policy [see IV], adopted by Polish state institutions as well as institutions functioning within polonocentric communities. The author is a professor at the University of Warsaw. He is a specialist in the history of Polish language, stylistics and dialectology. He is the dean of the Faculty of Polish Studies. Since 2003 he has been a member of the State Committee for the Certification of Proficiency in Polish as a Foreign Language. He is the author of numerous scholarly publications. Translated by Klaudyna Hildebrandt 10 Zob. tu: W. Miodunka, Moc języka i jego znaczenie w kontaktach językowych i kulturowych [w:] W. Miodunka (red.), Język polski w świecie..., op. cit., s. 39-50; tenże, Język polski w Unii Europejskiej [w:] Na chwałę i pożytek nasz wzajemny. Złoty jubileusz „Polonicum”, Warszawa 2006, s. 177-186. 16 9 See also: S. Gajda, Promocja języka i kultury polskiej a procesy uniwersalizacji i nacjonalizacji [in:] J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, op. cit., pp. 11-18. POLONISTYKA W ŚWIECIE Panayot Karagyozov Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii do działania. Czyli, mówiąc słowami Henryka Sienkiewicza – służą „ku pokrzepieniu serc”. (Ja osobiście nadal twierdzę, że to, co dzieje się w Polsce, wcześniej czy później będzie miało nieuchronnie miejsce i w Bułgarii!). Pierwsze polsko-bułgarskie kontakty literackie sprowokowane były sytuacją społeczno-polityczną. Pisarze – Michał Fot. Panayot Karagyozov Historia stosunków polsko-bułgarskich zaczyna się w 1444 r. pochodem króla Władysława III Jagiełły, pośmiertnie nazwanego Warneńczykiem. Później, w XVII wieku, wybitni katolicy bułgarscy, tacy jak Petar Bogdan (1601-1674), Petar Parczewicz (1612-1674), Filip Stanisławow (1612-?), odwiedzają najsilniejsze państwo słowiańskie, szukając w nim oparcia w walce ze wspólnym wrogiem – Imperium Osmańskim. Południowi Słowianie przyglądają się z zachwytem zwycięstwom polskich wojsk nad armią turecką w słynnych bitwach pod Chocimiem (1621) i Wiedniem (1683). Do 1795 roku Bułgarzy żywią nadzieję, że niezwyciężona Rzeczpospolita Obojga Narodów wyzwoli ich spod jarzma tureckiego, ale na nieszczęście, po trzecim rozbiorze państwa, Polacy dzielą tragiczny los zniewolonych Bułgarów. Po klęsce Powstania Listopadowego i Wiosny Ludów wielu polskich patriotów znajduje schronienie na ziemiach bułgarskich. Jesienią 1855 roku na inspekcję Legionów Polskich, przygotowujących się do wojny z Rosją armii tureckiej, przyjeżdża do Burgas sam Adam Mickiewicz. Jeden z najodważniejszych bułgarskich rewolucjonistów – Gawrił Chłytew (1843-1876), zapisuje się w świadomości narodowej Bułgarów pod polskim pseudonimem Benkowski (po otrzymaniu paszportu polskiego rewolucjonisty Antona Benkowskiego). Bułgaria czci pamięć polskich żołnierzy i oficerów poległych w rosyjsko-tureckiej wojnie wyzwoleńczej (1877-1878). Wraz z odrodzeniem suwerenności państwowej Bułgarii i Polski stosunki politycznie i kulturalne między obydwoma narodami słowiańskimi pogłębiają się. Kulminacją tej bliskości jest wizyta Papieża Jana Pawła II w Bułgarii w maju 2002 roku. Pielgrzymka Słowiańskiego Papieża łączy z jednej strony najliczniejszą, a z drugiej najmniej liczną społeczność katolicką na Starym Kontynencie i pokazuje, że mimo różnic wyznaniowych Polacy i Bułgarzy stanowią nierozerwalną część euro-chrześcijańskiej cywilizacji. W przeciągu wieków wojskowa i polityczna odwaga Polaków (czasami granicząca z brakiem rozsądku), w tym polskie wojny z Turkami, powstania przeciwko Rosjanom, sprzeciw wobec faszystowskiego i komunistycznego totalitaryzmu, a ostatnio obrona polskich narodowych interesów w Unii Europejskiej, są dla Bułgarów przykładem pobudzającym ich Siedziba rektoratu Uniwersytetu Sofijskiego Czajkowski (1804-1886) i Zygmunt Miłkowski (1824-1915) – bardziej znani jako Sadyk Pasza i Teodor Tomasz Jeż, jak i Karol Brzozowski (1824-1904) przybliżają w swoich dziełach bułgarskie realia. I chociaż w większości przypadków relacja Bułgarzy – Turcy znaczy tyleż samo, co Polacy – Rosjanie, ich utwory zapoznają polskie (i nie tylko) społeczeństwo z sytuacją, w której znaleźli się zniewoleni na południu Słowianie. Nasilenie się obecności polskiej literatury w Bułgarii zaczyna się z końcem XIX wieku. Mimo że wczesne przekłady dokonywane są poprzez język rosyjski, Iwan Wazow (1850-1921) i Konstantin Weliczkow (1855-1907) włączają dzieła polskich autorów do pierwszych bułgarskich chrestomatii literackich. W 1896 r. w pierwszej bułgarskiej historii literatur słowiańskich, przeznaczonej do nauczania literatury w bułgarskich gimnazjach, młody uczony Jordan Iwanow (1872-1947) prezentuje najwybitniejszych pisarzy polskich. Iwanow trafnie dzieli polską literaturę romantyczną na krajową i emigracyjną. W 1916 r. Wazow rozpoczyna swój wiersz zatytułowany Sienkiewiczowi słowem „Polska zmartwychwstała, 17 POLONISTYKA W ŚWIECIE a tyś zginął” i kończy w stylu swojego wielkiego bułgarskiego poprzednika Christa Botewa (który pisze, że „Ten, kto w boju za wolność polegnie, nie umrze!”) przepowiadając nieśmiertelność twórcy, który dał światu Quo vadis. Silnym bodźcem przyczyniającymi się do wzajemnego poznania się Polaków i Bułgarów stało się w 1918 r. założenie Bułgarsko-Polskiego i Polsko-Bułgarskiego Towarzystwa Kulturalnego. Czasopismo „Przegląd polsko-bułgarski” i jego dodatek „Biblioteka Polska” staną się aktywnymi popularyzatorami polskiej historii i współczesności. Z biegiem czasu literatura polska wyrośnie na jedną z najbardziej reprezentatywnych literatur obcych w Bułgarii. Tłumaczone są i publikowane w dużym nakładzie (niekiedy wielokrotnie wznawianym) największe dzieła, nie tylko polskich klasyków, ale i współczesnych polskich prozaików, poetów i dramaturgów. Do arcydzieł bułgarskiej sztuki przekładowej należą Treny Jana Kochanowskiego, Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, powieści Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Elizy Orzeszkowej, Stefana Żeromskiego, Władysława Reymonta, Wiesława Myśliwskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, wiersze Jarosława Iwaszkiewicza, Juliana Tuwima, Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej i inne. Wśród najlepszych tłumaczy odnajdujemy tak wielkie nazwiska jak Iwan Wazow, Dora Gabe, Elisaweta Bagriana, Christo Wakarelski, Władysław Ikonomow, Dimitar Panteleew, Parvan Stefanow, Iwan Wylew i wielu innych. Początek bułgarskiej polonistyki na poziomie akademickim związany jest z założeniem Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klimenta Ochrydzkiego, w którym w 1888 r. zostaje otwarta specjalność – filologia słowiańska. Polsko-bułgarskie kontakty akademickie są szczególnie intensywne w okresie międzywojennym, kiedy to wybitni bułgarscy filologowie, w tym Stefan Mładenow (1880-1963), Iwan Lekow (1904-1978), Kiril Mirczew (1910-1975), Lubomir Andrejczyn (1910-1975), Kuju Kujew (1909-1991), Petar Dinekow (1910-1992), jak i inni studiują na polskich uniwersytetach. Po powrocie do Bułgarii wysiłki części z nich stają się silnym bodźcem do wykładania języka polskiego na Uniwersytecie Sofijskim, gdzie od 1938 r. język ten jest jednym z języków obowiązkowych dla studentów slawistów, bułgarystów i rusycystów. Cechą charakterystyczną bułgarskiej polonistyki jest to, że od samego początku jest ona nierozerwalnie związana ze slawistyką i bułgarystyką. Warto zaznaczyć, że studenci slawiści studiują jednocześnie filologię bułgarską i zyskują dyplom, uprawniający ich do wykładania języka bułgarskiego i literatury bułgarskiej na wszystkich poziomach nauczania. Po ostatnich zmianach w bułgarskim szkolnictwie wyższym (przeprowadzone na początku XXI wieku) slawistyka pozo- 18 stała jednym z niewielu kierunków, który absolwenci kończą studia (od razu) tytułem „magistra” (filologii słowiańskiej i bułgarskiej). Na Wydziale Filologii Słowiańskiej język polski, literaturę polską i polski folklor studiuje się w ramach zajęć obowiązkowych dla wszystkich specjalności o charakterze porównawczym, do których zalicza się Gramatykę języków słowiańskich w ujęciu porównawczym, Historię literatur słowiańskich oraz Etnografię i folklor krajów słowiańskich (ostatnio zastąpione Antropologią). Po II wojnie światowej integralny kierunek filologiczny – slawistyka – zostaje podzielony na filologię rosyjską (1946), bułgarską (1953) i słowiańską (1953). I chociaż przyczyny tego podziału mają podłoże bardziej ideologiczne niż czysto akademickie, to wyodrębnienie samodzielnego kierunku – slawistyki – o trzech profilach: polonistyka, bohemistyka i serbo-kroatystyka, wpływa wyjątkowo korzystnie na nauczanie języka polskiego na Uniwersytecie Sofijskim. Co roku na slawistyce rozpoczyna studia 50-60 studentów z których 15-25 wybiera polonistykę. Język polski staje się obowiązkowym przedmiotem dla studentów-polonistów, na początku przez osiem, a obecnie przez dziesięć semestrów. Dwusemestralne nauczanie języka polskiego pozostaje obowiązkowe dla studentów bułgarystyki i rusycystyki. W różnych okresach język polski studiują także studenci takich wydziałów jak Wydział Geografii (specjalność Geografia turystyki), Historii, jak i innych wydziałów Uniwersytetu Sofijskiego. Z trudem będzie można znaleźć inny zagraniczny Uniwersytet, w którym zakres wykładania języka polskiego jest tak imponujący. Na filologii słowiańskiej studenci Uniwersytetu Sofijskiego studiują język Kochanowskiego, Mickiewicza i Mrożka w jego praktycznym, teoretycznym, historycznym i przekładowym aspekcie. Praktyczną naukę języka polskiego wykłada się w poszczególnych semestrach w następującej liczbie godzin tygodniowo: I i II semestr – 8 godz.; III semestr – 6 godz.; IV semestr – 8 godz.; V, VI, VII i VIII semestr – 6 godzin. Na ostatnim – piątym roku studiów magisterskich – studenci mają 90 godzin lekcyjnych praktycznej nauki języka polskiego. W czasie studiów wykłada się również teoretyczną wiedzę o języku polskim w ramach Fonetyki i fonologii (30 godzin wykładów), Morfologii (30 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń), Słowotwórstwa i leksykologii (30 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń), Stylistyki (30 godzin wykładów), Pragmatyki (30 godzin wykładów) i Gramatyki historycznej (60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń) oraz Historii języka polskiego (60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń). W IX, X semestrze specjalizacja językoznawcza (do wyboru) włącza dodatkowo 135 godzin wykładów. W sumie studenci poloniści mają 1080 godzin praktycznej nauki języka polskiego i 465 godzin zajęć teoretycznych. Oprócz tego (bezpośrednio i pośrednio) język polski wykłada się podczas zajęć z Teorii i praktyki przekładu (60 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń) oraz Gramatyki języków słowiańskich w ujęciu porównawczym (60 godzin wykładów i 60 godzin ćwiczeń). Zajęcia z języka polskiego w przeszłości prowadzili tacy wybitni uczeni jak I. Lekow, L. Andrejczyn, K. Kujew, Sabina Radewa, Blagowesta Lingorska i inni. Obecnie etatowymi wykładowcami języka polskiego w Katedrze Języków Słowiańskich są Lidia Kujewa-Świerczek, Iwanka Gugułanowa, Antoaneta Popowa, Iskra Likomanowa i Deljana Denczewa. Od 1954 roku po dzień dzisiejszy niezastąpioną rolę w nauczaniu sofijskich polonistów odgrywają wysyłani przez Polskę, lektorzy. Jako nosiciele języka i wysoko wykwalifikowani specjaliści zapewniają oni nie tyko perfekcyjne przyswajanie przez studentów gramatyki, wymowy i leksyki, ale także aktualnych wiadomości z zakresu polskiej kultury, literatury i życia społeczno-politycznego kraju. Z powodu braku miejsca nie zdołam wymienić wszystkich zasłużonych polskich lektorów, ale nie mogę nie wspomnieć Zofii Mitros, Teresy Dąbek, Hanny Orzechowskiej, Jerzego Majchrowskigo, Wojciecha Gałązki, Jolanty Sujeckiej, Anny Szwed, Żanety Pawłowicz. Lektoraty języka polskiego prowadzone są także na Uniwersytetach w Płowdiw, Wielkim Tyrnowie i w Szumen. Literaturę polską wykładają specjaliści z Katedry Literatur Słowiańskich. Studenci zaczynają zagłębiać się w studia polonistyczne podczas 60 godzin wykładów z Historycznych i kulturowych realiów Polski. Następnie uczęszczają na zajęcia z Historii literatur słowiańskich w ujęciu porównawczym (75 godzin wykładów i 60 godzin ćwiczeń), których „kręgosłup” stanowi polska literatura piękna, a na trzecim i czwartym roku szczegółowo zapoznają się z Historią literatury polskiej (210 godzin wykładów i 210 godzin ćwiczeń). Specjalność literaturoznawcza na ostatnim roku studiów przewiduje dodatkowe 210 godzin z Literaturoznawstwa słowiańskiego w ujęciu porównawczym, z Rozwoju polskiej myśli społecznej oraz z Najnowszej literatury polskiej. W przeszłości historię literatury polskiej wykładali tacy wybitni poloniści jak Bojan Penew, Emil Georgiew, Kuju Kujew i Petar Dinekow. Obecnie wykłady i ćwiczenia prowadzą Bojan Biołczew (wychowanek Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rektor Uniwersytetu Sofijskiego przez ostatnie osiem lat), Kalina Bachnewa, Panayot Karagyozow i Kamen Rikew. Obok Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klimenta Ochrydzkiego, w ramach kierunku filologia słowiańska – język polski, literaturę i kulturę polską można studiować na Uniwer- Fot. Panayot Karagyozov POLONISTYKA W ŚWIECIE Prof. Panayot Karagyozov ze studentami w Gabinecie Polonistyki Uniwersytetu Sofijskiego sytecie Płowdiwskim im. Paisijego Chilendarskiego i Wielkotyrnowskim Uniwersytecie im. świętych Cyryla i Metodego. Ich plany nauczania przypominają programy najstarszego uniwersytetu bułgarskiego – Uniwersytetu Sofijskiego. W ciągu dziesięcioleci język polski w różnym zakresie nauczany jest w nadmorskich centrach turystycznych – Warnie i Burgas. Dziełu popularyzacji języka polskiego służy również Instytut Polski w Sofii, który tradycyjnie oferuje kursy języka polskiego dla początkujących i zaawansowanych. W ciągu prawie połowy wieku, dzięki filmom, rozmowom i zapraszanym z Polski wybitnym przedstawicielom świata literatury, nauki i kultury, Instytut Polski pełnił dla Bułgarów rolę otwartego okna na Polskę i wolny świat. W obecnym stuleciu Instytut stracił niestety dynamikę działania. Na przełomie XX u XXI w. „recesję” przeżywa także wydawanie polskich książek, wystawianie polskich sztuk i projekcja polskich filmów w Bułgarii. Na szczęście w ciągu ostatnich lat tłumaczenie i publikowanie polskich dzieł stopniowo się odradza. Wraz z wstąpieniem Bułgarii do Unii Europejskiej otwierają się znaczne możliwości zarówno wymiany studentów i wykładowców pomiędzy poszczególnymi uniwersytetami, jak i możliwość szerokiej współpracy pomiędzy Polską i Bułgarią w wielu dziedzinach. Zasadniczym wyzwaniem, przed którym postawione są polskie bułgarystyki i bułgarskie polonistyki, jest przygotowanie wysoko wykwalifikowanych tłumaczy dla Komisji Europejskiej i dla pozostałych instytucji unijnych. Wyzwanie, z którym Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Sofijski bez wątpienia godnie sobie poradzą. Autor jest kierownikiem Katedry Literatur Słowiańskich i dyrektorem Szkoły Letniej Języka Bułgarskiego na Uniwersytecie Sofijskim. 19 WYWIAD Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski Marta Nicgorska: Skończył Pan studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak to się stało, że nie został Pan radcą prawnym, a śpiewakiem? Leszek Wójtowicz: Szczerze mówiąc, wolę określać siebie słowami: „pieśniarz”, „bard”, ewentualnie „śpiewający poeta”, gdyż sam piszę teksty, sam układam muzykę, a także sam te piosenki i pieśni wykonuję, akompaniując sobie na gitarze klasycznej. Studia prawnicze nauczyły mnie ogromnego szacunku dla słowa oraz umiejętności precyzyjnego formułowania tego, co pragnę przekazać publiczności. Miałem znakomitych profesorów, którym po latach nisko się kłaniam. Jak to często się zdarza, o mojej karierze artystycznej zadecydował przypadek. Przypadek doprawdy niezwykły. M.N.: Podobno wszystko się zaczęło podczas Pańskiego pobytu na Olimpiadzie w Moskwie. Czy to prawda, że wizyta w stolicy radzieckiego imperium stworzyła barda Wójtowicza? L.W.: Pojechałem do Moskwy, aby tam śpiewać dla Polaków wiersze takich poetów, jak: Andrzej Bursa, Andrzej Trzebiński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Nikołaj Asiejew, Siergiej Jesienin czy Bruno Jasieński. Swoich wierszy jeszcze wtedy nie śpiewałem. W ówczesnej stolicy ZSRR zobaczyłem komunizm w całej okazałości. Kolumny wojska jadące przez miasto. Wszechobecna milicja i tajniacy. Wyludnione na czas igrzysk olimpijskich dzielnice. Mauzoleum Lenina. Nachalna propaganda wyższości komunizmu nad wrogim Zachodem. Właśnie w Moskwie powstał szkic mojej pierwszej, naprawdę ważnej piosenki autorskiej pt. Olimpiada 80’. Zrozumiałem, że na miarę swoich skromnych możliwości muszę się temu systemowi przeciwstawiać, śpiewając prawdę. Karnawał Solidarności, który eksplodował w sierpniu, utwierdził mnie w tym przekonaniu. Już w listopadzie 1980 r. zaprezentowa- 20 Fot. Zbigniew Łagocki Na scenie – samotnik, w życiu – dusza towarzystwa. Śpiewający poeta, bard, artysta legendarnej „Piwnicy pod Baranami”. Gitarzysta, kompozytor, talent niezwykły. Śpiewa od wielu lat, przejmująco, zawsze do pełnej sali o sprawach, które wszyscy znamy. Nie wstydzi się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy bardzo gorzkie, ale taka jest właśnie miłość… Z Leszkiem Wójtowiczem rozmawia Marta Nicgorska łem w „Piwnicy” swój autorski recital pt. Niepewna pora. Tak właśnie zostałem bardem. M.N.: Jak zaczęła się Pańska przygoda z legendarną „Piwnicą pod Baranami”? L.W.: Wszystko zaczęło się w czasie studiów. Ciepło wspominam swoje występy w „Piwnicy”, kiedy śpiewałem ballady do wierszy wspomnianych już poetów, najpierw przed programem, a potem coraz częściej w trakcie programu. Nawiasem mówiąc, Piotr zapowiadał mnie jako „młodego poetę”, więc sam musiałem pracowicie wyjaśniać ze sceny, co naprawdę śpiewam, natomiast, kiedy po raz pierwszy zapowiedział mnie z imienia i nazwiska, myślałem, że oszaleję z radości. To WYWIAD była niezapomniana szkoła wrażliwości i piękna młodzieńcza przygoda. W poczet artystów legendarnego kabaretu zostałem przyjęty we wrześniu 1980 r., kiedy zacząłem śpiewać autorskie ballady. Przede mną nikt w „Piwnicy” takich utworów nie wykonywał. Jestem z tego bardzo dumny. M.N.: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „Piwnica pod Baranami” była, jest i będzie przystanią mądrego słowa oraz niepowtarzalnej w klimacie muzyki. Tu można śmiać się szczerze, nie wpadając w rechot. Można wzruszyć się bez odrobiny czułostkowości”. Gdyby nie było Piwnicy, to…? L.W.: Wtedy byłbym uboższy, Kraków byłby uboższy, Polska byłaby uboższa, a nawet, powiem to bez cienia przesady, świat byłby uboższy o niepowtarzalne piękno, jakie właśnie tam się zdarzało i zdarza nadal. M.N.: Kim był dla Pana Piotr Skrzynecki? L.W.: Powiem to najkrócej, jak tylko potrafię: był moim Mistrzem i Przyjacielem. M.N.: „Jaki jeszcze numer mi wytniesz, w którą ślepą skierujesz ulicę, ile razy palce sobie przytnę, nim się wreszcie klamki uchwycę, by otworzyć drzwi do twego serca, które przeszło już tyle zawałów, czy nikogo więcej nie obudzą, w twym imieniu oddane wystrzały...” – tak zaczyna się pamiętna Moja litania – jedna z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących ballad o naszym kraju, nagrodzona na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1981 r. Stała się ona podobno symbolem nadziei na demokratyzację życia w Polsce. Nazywano ją hymnem Solidarności, a Pana solidarnościowym bardem. Czy rzeczywiście właśnie dzięki temu utworowi cały kraj usłyszał o Leszku Wójtowiczu? L.W.: Moją litanię napisałem jesienią 1980 r. Zdawałem sobie sprawę, że tworzę utwór bardzo ważny, a zatem nie śpieszyłem się i cyzelowałem każdy szczegół. Praca trwała prawie miesiąc, a po raz pierwszy zaśpiewałem tę pieśń, rzecz jasna, w „Piwnicy”. Niedługo potem nagrałem ją w Krakowskiej Rozgłośni Polskiego Radia na zaproszenie redaktora Marka Pacuły, który obecnie prowadzi programy kabaretu i jest naszym szefem artystycznym. Pod koniec stycznia 1981r. „Piwnica” zagrała sześć triumfalnych spektakli w warszawskim klubie „Stodoła”, gdzie Moja litania była entuzjastycznie oklaskiwana. Tak działo się również w trakcie trzech recitali, które wykonałem wtedy w sali kameralnej pomiędzy występami „Piwnicy”. Wtedy to właśnie znakomity znawca muzyki, redaktor Andrzej Jaroszewski, zaproponował mi dokonanie nagrań dla Programu I Polskiego Radia. Moja litania trafiła na ogólnopolską antenę, podobnie jak Modlitwa o spokój i obydwie pieśni były bardzo często emitowane jako komentarz tamtego gorącego czasu. Na Festiwalu Piosenki Polskiej – Opole 81’ otrzymałem za Moją litanię jedną z głównych nagród. Pieśń stała się powszechnie znana, także poza granicami Polski. Dodam, że po wprowadzeniu stanu wojennego, a dokładnie w 1983 r. cenzura zakazała mi wykonywania Mojej litanii, co nie przeszkadzało mi śpiewać jej w programach „Piwnicy” i w wykonywanych w „drugim obiegu” recitalach. Tak było do wielkich przemian ustrojowych, które nastąpiły w 1989 r. M.N.: Otrzymał Pan Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, czyli tak naprawdę za co? L.W.: Nie chciałbym, odpowiadając, używać kombatanckiej retoryki, jednakże jestem przekonany, iż moje pieśni tworzyły istotną w tamtych trudnych czasach więź pomiędzy tymi, którzy ich słuchali. Śpiewałem dla nich i w ich imieniu, wyrażając sprzeciw i opisując tamtą rzeczywistość. Podziemne recitale, wydawane w podziemiu kasety, obecność moich piosenek na falach „Głosu Ameryki” i „Wolnej Europy” – to wszystko sprawiło, że byłem postrzegany, jako jeden z „bardów wolności”. Reasumując – Krzyż Oficerski otrzymałem za swoją twórczość. M.N.: Rozgłos przyniosły Panu przed laty piosenki polityczne: Wielki obrońca pokoju, czyli song o umierającym Breżniewie, Olimpiada 80’, Pielgrzymka, opowiadająca o Mauzoleum Lenina. Czy w tych trudnych dla Polski czasach łatwiej było prowadzić liryczny dialog z krajem? Dziś przecież o wszystkim można powiedzieć wprost. L.W.: Zawsze trudno jest napisać piękną balladę, niezależnie od okoliczności, w których powstaje. Jako pilny uczeń Wojciecha Młynarskiego, którego pozwalam sobie nazywać swoim profesorem, uwielbiam używać metafory wzbogacającej tekst. Kocham niespodziewane pointy. Czasami jednak trzeba napisać coś wprost, coś wykrzyczeć. Tego wymaga uczciwość poety. M.N.: Czy teraz komentowanie polityki jest równie ciekawe jak kiedyś? L.W.: Polityka fascynuje mnie w sposób niekłamany. W jej zadziwiającym częstokroć zamieszaniu ujawniają się rzeczywiste intencje ludzi, ich prawdziwe twarze. Komentowanie polityki jest zatem ogromnie ciekawe, ale najciekawsze jest opisywanie jej mechanizmów oraz próby przewidywania tego, co nastąpi w przyszłości. Polityka może być pożyteczną formą ludzkiej aktywności, ale może też straszliwie upodlić. Ta druga ewentualność występuje niestety znacznie częściej. Nikogo nie staram się pouczać. Ostrzegam przed zagrożeniami, które drzemią w nas samych. M.N.: W jednej z nowszych piosenek słyszymy słowa: „Ja uwierzcie najzwyczajniej kocham ten przedziwny kraj jak 21 WYWIAD kobietę bardzo piękną, choć szaloną...”. Czy po tylu latach nie znudziło się Panu śpiewać: „Ja nie liczę twych wad, ale pytam od lat, jaki jesteś naprawdę mój kraju”? L.W.: To jest mój kraj. Moje radości i moje rozczarowania. Mój obszar na mapie i przestrzeń w moim sercu. Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy bardzo gorzkie, ale taka jest właśnie miłość. O tym właśnie śpiewam. M.N.: Jakie były te najpiękniejsze i najważniejsze momenty w Pańskiej karierze? L.W.: Szczególnie czule wspominam moje pierwsze śpiewanie w „Piwnicy” jako pełnoprawnego artysty kabaretu. Festiwal w Opolu i radość z otrzymanej nagrody. Recitale w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej w latach 80. Koncert, który zagrałem 31 sierpnia 1988 r. przy Bramie Stoczni Gdańskiej w czasie strajku. Występy z „Piwnicą” w Polsce i wielu innych krajach. Programy telewizyjne przybliżające publiczności moją twórczość. Bardzo istotne były dla mnie rozmowy o sztuce z Janiną Garycką, Piotrem Skrzyneckim i Wojciechem Młynarskim. Naprawdę dużo się od nich nauczyłem. Ciekawym fragmentem mojej kariery była również wieloletnia współpraca z Kabaretem „Elita”. Cieszą mnie serdecznie przyjęte w listopadzie ubiegłego roku recitale w Nowym Jorku, Pittsburgu, Waszyngtonie, Baltimore i Filadelfii. I jeszcze jedno. Wzruszenie, kiedy ktoś mówi do mnie po występie: „Pan zaśpiewał to, co myślę, ale nie potrafię tego w taki sposób wyrazić”. M.N.: Śpiewa Pan o ojczyźnie, miłości, tolerancji, czyli „…o sprawach, które wszyscy znamy”. Które z pieśni są Panu szczególnie bliskie? L.W.: To będzie dosyć długa lista tytułów, chociaż nie wszystkie tutaj wymienię. Moja litania, Malownicza wyliczanka, Tutaj wódka jest Bogiem, Jaki jesteś mój kraju i te znacznie nowsze jak Hymn zagubionych, Znów pojawił się wariat czy bardzo niedawno napisane Ćmienie. W tych balladach śpiewam właśnie „o sprawach, które wszyscy znamy”. Śpiewam też o legendarnych postaciach „Piwnicy”. Pytania o zmierzchu – o Piotrze Skrzyneckim. Dla Janiny – o Janinie Garyckiej. Noc cytatów – o Wiesławie Dymnym. Oni nadal żyją w tych piosenkach. Tak o nich pamiętam. Ogromnie bliskie są mi także pieśni o miłości. O świetlistych oczach Żony, Mów do mnie kochana najczulej, oraz Ja jestem z Tobą. M.N.: Tytuł Moja litania nosiła też kaseta nagrana w 1983 r. dla oficyny NOWA. Pięć lat później ukazała się druga – Mówią mi, że tam w Moskwie – dla CDN. Od czasu ich wydania w drugim obiegu nie ukazała się oficjalnie żadna 22 płyta. Dziś Pańską twórczość możemy podziwiać jedynie na koncertach. Dlaczego? L.W.: W 1989 r. nagrałem wprawdzie płytę dla „Polskich nagrań”, ale firma zbankrutowała i do wydania płyty nie doszło. Moje utwory są rozsiane po różnych płytach zawierających piosenki poetyckie. Obecnie mamy do czynienia z tak zwanym „sprzężeniem medialnym”. Polega ono na tym, że media lansują to, co się podoba publiczności, zaś publiczności podoba się to, co lansują media. Takie są paskudne prawa wolnego rynku, zwłaszcza w czasie transformacji. Już Mikołaj Kopernik napisał, że zły pieniądz wypiera pieniądz dobry. Nie obrażam się jednak na rzeczywistość, ale o niej śpiewam, jak choćby w kpiącej z telewizji piosence pt. Magiczna tafla szkła. M.N.: „Na początku jest zawsze samotność. Piękna samotność” – zapisał Pan we wstępie do tomu Moja litania. Jest Pan estradowym samotnikiem. Jaką rolę w Pańskim życiu odgrywa samotność? L.W.: Samotność artysty to chwile niezwykłe. Najpierw pojawiają się słowa. Potem między nimi zaczyna błądzić muzyka. Tak powstaje piosenka, albo pieśń. Konsekwentnie od lat występuję sam, akompaniując sobie na gitarze. Jestem zatem rzeczywiście estradowym samotnikiem i, co bardzo ciekawe, ten sposób prezentowania twórczości niesamowicie zbliża mnie do publiczności. W życiu prywatnym jestem człowiekiem bardzo towarzyskim, ale jedno drugiego w żaden sposób nie wyklucza. M.N.: Prowadzi Pan własną stronę internetową, co w gronie artystów jest rzadkością. Pisze Pan bloga. Po co? L.W.: Na swojej stronie internetowej dzielę się z odwiedzającymi swoimi uwagami na temat bieżących wydarzeń. Mój przyjaciel, który jest wybitnym chirurgiem powiedział mi, że od czasu, kiedy zacząłem pisać bloga zaprzestał czytania gazet. Moje komentarze w zupełności mu wystarczają. Nie omijam także spraw lżejszych, a nawet błahych. Być może to wszystko związane jest z moim niepohamowanym gadulstwem, ale służy także doskonaleniu warsztatu literackiego. Z uwagą czytam wpisy w „Księdze Gości”. Bywają one niezwykle pouczające. M.N.: Czy czuje się Pan artystą spełnionym? L.W.: Artysta, który uważa, że jest „artystą spełnionym” powinien poszukać sobie innego zajęcia. Napisałem wiele piosenek i marzę o następnych, jeszcze piękniejszych. Moim spełnieniem jest życzliwość słuchaczy wyrażona poprzez szczere oklaski. Oby tak było jak najdłużej. M.N.: Wobec tego w imieniu redakcji i czytelników życzę Panu niemilknących oklasków. Dziękuję za rozmowę. WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Mirosław Jelonkiewicz Spacery po Warszawie Trakt Królewski. Część 4. Łazienki Królewskie Fot. Maciek Nicgorski W samym sercu Warszawy, przy Trakcie Królewskim znajduje się park o zagadkowej, frapującej nazwie – Łazienki. Jest to bez wątpienia jedno z najładniejszych i najbardziej magicznych miejsc stolicy. Każdy rodowity warszawiak nosi głęboko w pamięci chwile z czasów dzieciństwa, kiedy chodził tam razem z rodzicami, by karmić kaczki, łabędzie i wiewiórki. Biel śniegu zimą w alejkach, brązowe kasztany i liście tworzące kolorowy dywan jesienią, krzyk pawi i smak lodów latem – wszystko to kojarzy się z Łazienkami. „Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary, drzemał w słońcu i ciszy. Na zwierciadle wody wsparłszy białe, w marmurze wykowane schody, Pałac lśnił przez zielone gęstych drzew konary.” Tak opisał Łazienki w 1902 r. w jednym z 9 sonetów o Warszawie Jerzy Żuławski. Atmosferę parku przenika czar romantycznej poezji i pobrzmiewają w niej echa historii. Odczuć to można o zmierzchu o każdej porze roku, ale najdobitniej chyba w chłodne listopadowe wieczory, kiedy wydaje się, że między drzewami przemykają sylwetki podchorążych, prowadzonych przez porucznika Piotra Wysockiego. Kompleks pałacowo-parkowy (il. 1) o nazwie Łazienki Królewskie rozlokowany jest na obszarze 74 hektarów wzdłuż Il. 1. Pałac na Wodzie 23 Il. 2. Staw pałacowy Fot. Maciek Nicgorski skarpy wiślanej i Alej Ujazdowskich. Rozpoczyna się od ulicy Agrykola, a kończy przy Belwederze. Kilkaset lat temu mieścił się tu królewski zwierzyniec (czyli ogrodowy teren, na którym trzymano dzikie zwierzęta), ale dzisiejszą nazwę park zawdzięcza pierwotnemu przeznaczeniu pawilonu, jaki nakazał ustawić w swych posiadłościach marszałek Stanisław Herakliusz Lubomirski w drugiej połowie XVII w. Był to pawilon kąpielowy, czyli po prostu łaźnia, którą zaprojektował znany architekt – Tylman z Gameren. Po zakupie posiadłości przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1764 r., pawilon ten przebudowano na rezydencję mieszkalną, ale mimo zmiany przeznaczenia stara nazwa pozostała. Łazienki stały się letnią rezydencją ostatniego króla Polski, a sławę zyskały między innymi dzięki organizowanym przez króla spotkaniom w pałacu, znanym jako „obiady czwartkowe”. Uczestniczyli w nich zaproszeni przez króla pisarze, publicyści, politycy, przedsta- Il. 3. Pałac na Wodzie 24 wiciele elity kulturalnej Polski. Bawili oni gospodarza, czytając swe utwory. Kiedy król był już zmęczony i chciał, aby goście opuścili pałac, na stole pojawiały się suszone śliwki. Był to umówiony znak, że król chce być sam. Łazienki znajdowały się wtedy w podwarszawskiej miejscowości Ujazdów oddalonej o 3 kilometry od rogatek stolicy. Wiodła tam z Warszawy kręta, polna, a miejscami nawet leśna droga. W latach 1774-84 królewscy ogrodnicy stworzyli zespół pałacowo-ogrodowy będący połączeniem ogrodu francuskiego z krajobrazowym parkiem romantycznym (il.2). Królewscy architekci, rzeźbiarze i malarze (Dominik Merlini, Jan Christian Kamsetzer, Marcello Bacciarelli, Jan Christian Schuch, Andrzej Le Brun) przekształcili Łaźnię Lubomirskiego w klasycystyczny Pałac na Wyspie, zwany później Pałacem na Wodzie Fot. Maciek Nicgorski Fot. Maciek Nicgorski WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Il. 4. Amfiteatr na Wyspie (il.3). Zachowali oni niektóre fragmenty pierwotnej budowli, stąd w dwóch pokojach – Kąpielowym i Bachusa – zobaczyć możemy resztki wystroju Łaźni Lubomirskiego. Wszystko to jednak kosztowało fortunę i powiększało królewskie długi. Powstało wtedy także wiele nowych budowli, wśród których wymienić należy: Pałac Myślewicki (rezydencję księcia Józefa Poniatowskiego), Wielką Oficynę mieszczącą dawniej Szkołę Podchorążych Piechoty, Teatr na Wyspie (il.4) wzorowany na antycznym amfiteatrze w Herkulanum (odbywają się tu stale przedstawienia na wolnym powietrzu), Biały Dom, Starą Pomarańczarnię (il. 5) (w jej wschodnim skrzydle mieści się do dziś zachowany, jeden z nielicznych w świecie dworskich teatrów) i zbudowany na wzór grobowca antycznego Wodozbiór. Podczas spaceru po parku warto zatrzymać się przy kilku znanych pomnikach. Jeden z nich stoi na moście przerzuconym nad stawem, a przedstawia króla Jana III Sobieskiego. Pomnik ten ustawiono z inicjatywy króla Stanisława Augusta Il. 5. Stara Pomarańczarnia pomnika narodziła się na początku wieku. Rozpisano konkurs, w którym wygrał projekt Szymanowskiego. Niestety władze carskie długo nie zgadzały się na postawienie pomnika, a potem I wojna światowa przerwała realizację tych planów. Dodać należy, iż wizja siedzącego pod drzewem Chopina wzbudzała wówczas wiele kontrowersji. Piękna, secesyjna, wspaniale zaprojektowana i skomponowana rzeźba przedstawia kompozytora zasłuchanego w melodię wiatru, szumiącego w gałęziach przydrożnych wierzb mazowieckich. W czasie wojny pomnik został pocięty na kawałki i przetopiony przez Niemców. Posłużył im potem jako materiał na amunicję. Ponowne odsłonięcie nastąpiło po zrekonstruowaniu w 1958 r. W każdą pogodną niedzielę od maja do września odbywają się tu koncerty chopinowskie, przyciągające setki turystów i miłośników muzyki wielkiego kompozytora. Sprzed pomnika Chopina niewielką bramą wychodzimy w Aleje Ujazdowskie, by tuż obok po lewej stronie podziwiać piękno niewielkiego pałacyku, którego nazwa była w pełni uzasadniona, dopóki w otoczeniu nie wyrosły rozłożyste drzewa zasłaniające panoramę pod skarpą. Chodzi o włoskie „belle Il. 6. Secesyjny pomnik Fryderyka Chopina vedere”, czyli „piękny widok”, bo tak z włoskiego nazwany został pałacyk, który Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski, kazał postawić na skraju skarpy wiślanej z widokiem na rozległe tereny zwierzyńca i pradoliny Wisły. A stało się to pod wpływem emocji narzeczonej kanclerza. Belveder! – wykrzyknęła Klara Izabella de Mailly Lascaris, kiedy zobaczyła ciągnące się aż po Czerniaków błonia, pola i zagajniki. Przyjechała właśnie z Włoch, aby poślubić Krzysztofa Paca. Pałac, będący potem przez pewien czas własnością Lubomirskich, w 1767 r. przeszedł w posiadanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wtedy zaczęła tam działać wytwórnia porcelany i fajansów. Produkowano w niej słynne „belwedery”. W 1818 r. pałac został przebudowany przez Jakuba Kubickiego i przeznaczony na rezydencję księcia Konstantego, carskiego namiestnika w Królestwie Polskim i jego żony Joanny Grudzińskiej. Zapraszali oni do Belwederu Fryderyka Chopina, ponieważ jego gra była skutecznym antidotum na napady furii księcia. Wkrótce jednak Chopin opuścił na zawsze Warszawę, a Belweder był niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń nocy listopadowej 29 listopada 1830 r., kiedy to grupa młodych Fot. Ze zbiorów „Polonicum” Fot. Ze zbiorów „Polonicum” Poniatowskiego w 1788 r. w 105. rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem (1683). Ulica Agrykola, przy której stoi pomnik, jest dziś przeznaczona wyłącznie dla pieszych. Pozostawiono tam nieliczne zachowane w Warszawie latarnie gazowe. Jeśli chcemy się przenieść w czasy, gdy w cieniu łazienkowskich drzew Stanisław Wokulski spotykał się z Izabellą Łęcką, jak to opisał na kartach Lalki Bolesław Prus, to warto się wybrać na spacer Agrykolą o zmierzchu, kiedy zapłoną gazowe latarnie. Urok tej uliczki oświetlonej ich bladym światłem pozostawia niezapomniane wrażenia. To niemalże jak podróż w czasie. Kolejny monument, nieodmiennie kojarzący się z Łazienkami, to pomnik Fryderyka Chopina (il. 6) autorstwa Wacława Szymanowskiego, odsłonięty w 1926 r. Idea wzniesienia Fot. Aneta Stępień WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Il. 7. Belweder – rezydencja państwowa. Siedziba kolejnych prezydentów Polski 25 Fot. Maciek Nicgorski WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ przez prof. Michała Szuberta. Jedna z popularnych warszawskich piosenek autorstwa A. Golda i A. Własta zatytułowana Gdy w Ogrodzie Botanicznym zakwitną bzy opisuje owe kilkanaście szalonych majowych dni, kiedy przyroda wybucha zielenią, a młodzi warszawiacy okupują Łazienkowskie ławki i alejki. Łazienki (il. 8) można polecić wszystkim, którzy chcą obcować z pięknem, szukają ukojenia i ucieczki od miejskiego zgiełku. Park urzeka swą urodą o każdej porze roku i każdej części dnia. Najlepiej jednak spełnia swą terapeutyczną funkcję gdy jest pusty i wyludniony. Dopiero wtedy można w pełni odkryć jego tajemniczy urok. Kiedy późnym letnim wieczorem we wnętrzach Pałacu na Wodzie palą się świece, a na obrzeżach tarasu przed pałacem roztaczają swój blask różnokolorowe lampy, magia Łazienek powoduje, że czujemy się jak w krainie z bajki. Il. 8. Miejsce romantycznych spotkań w Łazienkach spiskowców, podchorążych ze Szkoły w Łazienkach, próbowała dokonać zamachu na wielkiego księcia Konstantego. Wydarzenia te rozpoczęły powstanie listopadowe, jeden z największych zrywów wolnościowych w historii Polski. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r., Belweder (il.7) stał się siedzibą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, a później kolejnych prezydentów Rzeczypospolitej. Pozostaje on do dziś rezydencją państwową, aczkolwiek mieści się w tu również Muzeum Józefa Piłsudskiego. Kolejnym miejscem w Łazienkach godnym polecenia turystom i spacerowiczom szukającym ciszy, spokoju oraz tym, którzy kontemplują piękno przyrody, jest uniwersytecki Ogród Botaniczny. W 1818 r., a więc dwa lata po założeniu Uniwersytetu Warszawskiego, przyznano uczelni duży teren w Łazienkach, gdzie profesor Michał Szubert założył pierwsze szkółki botaniczne, sad oraz kolekcje roślin ozdobnych. W latach 1820-24 wybudowano tam okazałe Obserwatorium Astronomiczne. Ogród Botaniczny w Łazienkach do dziś należy do warszawskiej uczelni i ma swych stałych i wiernych bywalców, chociaż kilkanaście lat temu w podwarszawskim Powsinie wyrósł mu kilkakrotnie większy konkurent. W Łazienkowskim Ogrodzie Botanicznym można podziwiać starą, lecz pokaźną kolekcję lilaków, czyli bzów, założoną jeszcze 26 Autor jest wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Obecnie sprawuje funkcję wicedyrektora. Słowniczek – Vocabulary: drzemać – to slumber wykowane (współcześnie: wykute) – sculptred (archaic) konary drzew – limbs of trees najdobitniej – most eloquently podchorąży – officer cadet pawilon – pavilion rogatki – tollgate dług – debt wierzba – willow przetopić – to melt down fajans – ceramics spiskowiec – conspirator zryw wolnościowy – liberation movement okupować – to occupy urzekać – to enchant FILMOTEKA Piotr Kulesza Pola Negri – legenda kina Kino nieme oczekiwało od aktora o wiele więcej zaangażowania i kunsztu aktorskiego niż film dźwiękowy. Aktor wcielający się w rolę na kilkadziesiąt minut naprawdę stawał się odtwarzaną przez siebie postacią, ale wymagało to od niego wydobycia z siebie prawdziwych emocji. Kino nieme było bardziej uniwersalne od kina współczesnego, gdyż grano językiem uczuć rozumianym przez wszystkich niezależnie od języka, kraju czy narodowości. Każdy gest i spojrzenie miały znaczenie, a charyzma i temperament były tym, co przydawało postaciom autentyczności. Do odtworzenia roli potrzeba było jednak wielkich gwiazd i trochę magii hollywoodzkiej krainy snów. Taką gwiazdą, osnutą legendą już za życia, była Polka – Pola Negri – jedna z największych aktorek światowego kina. Przypadająca w tym roku dwudziesta rocznica śmierci Poli Negri stała się powodem do zorganizowania przez Muzeum Kinematografii w Łodzi we współpracy z Filmoteką Narodową oraz Instytutem Polskim w Düsseldorfie wystawy zatytułowanej „Pola Negri – legenda kina”. Autorzy ekspozycji – Krystyna Zamysłowska i Piotr Kulesza – przybliżając postać tej wielkiej aktorki, która była pierwszą europejską gwiazdą, jaka przybyła do Hollywood oraz jedyną Polką, która zrobiła tak oszałamiającą karierę za oceanem, pragną pokazać zarówno imponującą filmografię, jak również prywatne życie Poli Negri. W przygotowaniu ekspozycji wykorzystano pamiętniki aktorki, aby uzyskać swobodny sposób narracji i stworzyć wrażenie, że to sama gwiazda opowiada o własnym życiu. Autorzy ekspozycji nie sugerowali się tanią sensacją kronik towarzyskich tamtych czasów, a jedynie skupili się na faktach i osobach, które miały wpływ na życie aktorki. Dopełnieniem zgromadzonego na wystawie materiału są teksty największej w Polsce znawczyni życia i twórczości Poli Negri, pani Wiesławy Czapińskiej, która służyła radą i pomocą w trakcie przygotowań. Wystawa została podzielona na kilka części tak, aby jak najlepiej ukazać fenomen międzynarodowej gwiazdy kina. Ekspozycja przedstawia dorobek artystyczny Poli Negri oraz daje obraz życia prywatnego, które – nie zawsze tak jak na ekranie – układało się według idealnego scenariusza. Pola Negri, a właściwie Barbara Apolonia Chałupiec, urodziła się w Lipnie koło Włocławka 3 stycznia 1897 r. Pseudonim artystyczny przyjęła na cześć swojej ulubionej włoskiej poetki – Ady Negri. Debiutowała w filmie Niewolnica zmysłów w 1914 r. i przez pół wieku królowała na ekranie, tworząc wspaniałe kreacje w ponad sześćdziesięciu filmach kręconych w Warszawie (znajdującej się w tym okresie pod zaborem rosyjskim), Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Wystąpiła jedynie w kilku polskich produkcjach: Żona, Studenci, Bestia, w cyklu pt. Tajemnice Warszawy, ale prawdziwą karierę filmową zrobiła dopiero poza granicami Polski. Grała role kobiet upadłych i matek, biednych wieśniaczek i bajecznie bogatych władczyń. Miała do tego wszystko, co potrzebne gwiazdom – niezwykłą urodę, talent, indywidualność, ale przede wszystkim ogromny temperament, dzięki któremu uzyskiwała ogromną ekspresję wyrazu na ekranie. Francuzi nazywali Polę Negri „la femme de tete”, co znaczy „kobieta z głową”, aktorka bowiem potrafiła również pokierować swoją karierą tak, by już za życia budować własną legendę. Role w tylu filmach sprawiły, że liczba materiałów archiwalnych na jej temat jest imponująca. Z rozsianych na wszystkich kontynentach pamiątek najmniej zachowało się w Polsce ze względu na to, że aktorka wcześnie wyjechała do Berlina. Są to głównie zdjęcia z pierwszego okresu występów na scenie, ukazujące młodą Polę Negri w pantomimie Sumurun oraz innych przedstawieniach, w których grała w tym czasie. Przechowuje je Muzeum Teatralne Teatru Wielkiego w Warszawie. Zbiór ten dopełniają recenzje prasowe w „Kurierze Warszawskim” m. in. z debiutu scenicznego Poli Negri w Ślubach panieńskich. Prasa jest również jedynym źródłem wiadomości o pierwszych filmach z udziałem Poli Negri nakręconych w warszawskiej wytwórni „Sfinks” Aleksandra Hertza. To z niej 27 FILMOTEKA można się dowiedzieć, że Polę Negri nazywano „polską Astą Nielsen”. Okres niemiecki w życiu i twórczości tej wielkiej aktorki, który przyniósł jej nie tylko pierwsze duże pieniądze, ale również prawdziwą sławę, otwiera znacznie większe pole dla poszukiwań archiwalnych. Filmy takie, jak: Oczy mumii Ma, Carmen, Madame Dubarry, Sumurun, Safo oraz współpraca z takimi sławami, jak Max Reinhardt czy Ernst Lubitsch zapewniły Poli Negri miano europejskiej gwiazdy, a w dalszej perspektywie otworzyły przed nią drogę do Stanów Zjednoczonych. Z tego okresu zachowało się wiele materiałów, którymi dysponują niemieckie archiwa, w tym Deutsche Kinemathek, Bundesarchiv i Deutsches Filminstitut. Są tam przede wszystkim jedne z niewielu zachowanych fotosów i werków do filmów, w które zaangażowana była aktorka oraz programy filmowe i projekty kostiumów. Co ciekawe, materiały z tego okresu można znaleźć również w archiwach francuskich, które przechowują np. projekty kostiumów oraz szkice scenografii do Die Flamme i Bergkatze. W 1922 r. Pola Negri przybyła na podbój Hollywood. W tym okresie zagrała w takich filmach, jak: Hiszpańska tancerka, Zakazany raj, Hotel Imperial, Miłostki aktorki. Warto w tym miejscu wspomnieć, że jej pojawieniu się w Stanach Zjednoczonych towarzyszyła równoczesna promocja filmów nakręconych już wcześniej w Niemczech, co spowodowało, że na potrzeby nowego rynku wiele tytułów zostało zmienionych. Stało się tak m.in. w przypadku Sumurun, które nazwano One Arabian Night czy też Pani Dubarry nazwanej Passion. W Stanach Zjednoczonych Pola Negri nakręciła 21 filmów, większość w wytwórni „Paramount Picture”. W katalogu wystawy znalazło się wspomnienie jednego z producentów tej wytwórni, A. C. Lyles’a, który znał Polę Negri osobiście i w bardzo ciepłych słowach opisał ich współpracę. Dzięki filmom zrealizowanym w Hollywood Pola Negri zyskała miano gwiazdy kina niemego, a jej głośne romanse z Charlie Chaplinem czy Rudolfem Valentino przyczyniły się do uznania jej za symbol seksu. Zachowane zdjęcia z tego okresu pokazują aktorkę w towarzystwie najbardziej znanych ludzi jej czasów, np. Alberta Einsteina. Te wszystkie informacje wzbudzały sensację i zjednywały jej nowych wielbicieli, lecz również narażały ją na krytykę, jak w przypadku ślubu z księciem Mdivanim. Publiczność nie wybaczyła jej, że nie 28 pozostała „wdową” po śmierci Valentino i tak szybko wyszła za mąż. Swój czas dzieliła między pracę w Stanach Zjednoczonych, gdzie kupiła kilka domów, których fotografie można obejrzeć na wystawie, oraz pobyty we Francji, gdzie mieszkała jej matka w rezydencji Seraincourt pod Paryżem i dokąd przy każdej sposobności uciekała w poszukiwaniu spokoju. Zamek ten był miejscem jej ślubu z księciem Mdivanim (z uroczystości zachowało się wiele zdjęć). Odbywały się tam również imprezy organizowane przez Polę Negri dla Polonii francuskiej, której zawsze bardzo chętnie pomagała. Stąd pochodzi również jedno z zachowanych ujęć z Kazimierzem Hulewiczem, jej protektorem z czasów szkoły teatralnej. Jednak pomimo tego, że spędziła dużą część życia we Francji, zagrała w tym kraju jedynie w jednym filmie, nakręconym w 1934 r. dla RKO Fanatyzmie. Wspomniany już związek Poli Negri z Polonią był bardzo silny. Szczególnie jej matka, Eleonora, bardzo ceniła sobie kontakty z rodakami i jako osoba głęboko wierząca – z Kościołem katolickim. Obie wspomagały Polonię i przybywających zarówno do Francji, jak również do Stanów Zjednoczonych Polaków, dużymi sumami pieniędzy. Jednym z najcenniejszych dokumentów ukazujących związki aktorki z Polonią jest list generała Hallera, w którym bardzo pochlebnie wypowiada się on na temat roli, jaką pełni ona wśród Polonii amerykańskiej. Zachowało się zdjęcie Poli Negri z generałem. W 1932 r. Pola Negri zagrała w swoim pierwszym filmie dźwiękowym: Na rozkaz kobiety, który okazał się niezwykłym sukcesem, a utwór muzyczny z tego filmu przyniósł jej ogromne zyski, długo bowiem królował na listach przebojów. Jednak w związku z nieprzedłużeniem kontraktu w Stanach Zjednoczonych aktorka powróciła do Europy, najpierw do Francji, a następnie do Niemiec, aby tam odzyskać dawną sławę i splendor. Tak, jak się spodziewała, pierwszy film nakręcony w Niemczech, Mazurek, przywrócił jej miano gwiazdy, a jej dalsze kreacje w takich filmach, jak: Moskwa-Szanghaj, Madame Bovary, Tango Notturno ugruntowały tę pozycję. Niestety Niemcy nie przypominały tego kraju, który był miejscem pierwszych sukcesów Poli Negri. Po dojściu do władzy nazistów zakazano jej udziału w filmach z powodu jej pochodzenia, które wiązano z jej rolą w Żółtym paszporcie z 1918 r., w którym grała młodą Żydówkę. Gdy wybuchła wojna, musiała uciekać z Niemiec, pozostawiając tam większą część majątku. FILMOTEKA Dotarła przez Francję do Portugalii i stamtąd do Stanów Zjednoczonych, które stały się jej domem do końca życia. Po nakręceniu w 1964 r. ostatniego z filmów, Księżycowych prządek dla wytwórni Walta Disneya, postanowiła zakończyć karierę. Pomimo kolejnych propozycji, nie podpisała więcej kontraktu. Chciała zostać zapamiętana jako wielka gwiazda i ostatni wamp epoki kina niemego. Swoje życie opisała w wydanym w 1970 r. Pamiętniku gwiazdy, który stał się ukoronowaniem jej legendy. Zmarła 1 sierpnia 1987 r. w San Antonio w Texasie w wieku 90 lat. Oprócz dokumentów i zdjęć bardzo ważną część wystawy stanowią również plakaty do filmów z udziałem Poli Negri. Udało się ich zebrać ponad sześćdziesiąt z krajów takich jak Niemcy, Stany Zjednoczone, Rosja, Dania i Hiszpania. W Polsce, niestety, odnaleziono tylko kilka afiszy, znajdujących się w zbiorach Muzeum Kinematografii w Łodzi, Filmoteki Narodowej oraz u prywatnego kolekcjonera. Plakaty te bardzo często same stanowią dzieło sztuki. Ich autorami byli tak wspaniali artyści, jak Theo Matejko czy też jeden z najwybitniejszych przedstawicieli niemieckiego ekspresjonizmu – Josef Fenneker. Ich ekspozycja stanowi niezwykły zbiór ukazujący rozwój plakatu filmowego przez blisko pięćdziesiąt lat. Warto również wspomnieć o tym, że wiele z afiszy było powtórnie reprodukowanych (szczególnie w przypadku filmów niemieckich, do których druk plakatów był wznawiany przy okazji ponownych wydań lub festiwali filmowych). Dofinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej oraz Urząd Miasta Łodzi wystawa ma charakter objazdowy. Premiera odbyła się 1 sierpnia w Sosnowcu, który został wybrany nieprzypadkowo, ponieważ właśnie w tym mieście Pola Negri wyszła po raz pierwszy za mąż za hrabiego Dąmbskiego. Kolejnym miejscem prezentacji wystawy jest Instytut Polski w Düsseldorfie, gdzie będzie ją można oglądać do 9 listopada, a następnie ekspozycja trafi do Katowic, do kina Rialto. Od 8 grudnia do końca roku będzie wystawiona w Filmotece Narodowej w Warszawie, a od 8 marca 2008 r. w Muzeum Kinematografii w Łodzi, gdzie oprócz plansz i plakatów zostaną również pokazane oryginalne pamiątki dotyczące życia Poli Negri oraz kostium z jej ostatniego filmu Księżycowe prządki. W 2008 r. przewidziane są również prezentacje zagraniczne w Wilnie, Bratysławie, Wiedniu oraz Berlinie. Wszelkie informacje o kolejnych odsłonach ekspozycji będzie można znaleźć pod adresem www.kinomuzeum.pl. Autor jest doktorantem w Instytucie Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Pracuje w Muzeum Kinematografii w Łodzi. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Muzeum Kinematografii w Łodzi. Słowniczek – Vocabulary: kino nieme – silent movies kunszt aktorski – acting skill język uczuć – language of emotions oszałamiająca kariera – breathtaking career kronika towarzyska – high society chronicle dorobek artystyczny – artistic achievements wieśniaczka – peasant woman władczyni – (female) ruler debiut sceniczny – stage debut sława – fame werki – photographs showing the actors and technicians during filming opisać w ciepłych słowach – to describe warmly wdowa – widow rodak – compatriot afisz – poster dzieło sztuki – work of art mieć charakter objazdowy – to be mobile 29 FILMOTEKA Aneta Pierzchała Wszyscy jesteśmy Chrystusami (film Marka Koterskiego) Ojciec bohatera Wszyscy jesteśmy Chrystusami uważa się prawdopodobnie za szlachcica – na przyjęciach rodzinnych robi wykłady o rodzajach trunków i nalewek, a jego nieco archaiczny sposób wysławiania się wyraźnie nawiązuje do kultury „polskich, ziemiańskich dworków”. Śliczna, delikatna żona ma wygląd szlachcianki. Ich syn – Adam Miauczyński zostanie w przyszłości doktorem kulturoznawstwa, religioznawcą i stypendystą (w Ameryce). Pod tym dworkowo-inteligenckim, typowo polskim obrazkiem, który tak lubił np. Mickiewicz, a tak bardzo krytykował Gombrowicz, kryje się historia rodzinnego dramatu – opowieść o tyranie. Opowieść o ojcu alkoholiku, synu alkoholiku, wnuku narkomanie – o ojcach, którzy niszczą swoje dzieci. więc traktować filmu Marka Koterskiego jedynie jako studium alkoholizmu czy analizy polskiego problemu społecznego – pijaństwa (choć widoczne są w filmie Koterskiego przemyślenia o mrocznych stronach polskości, takich jak skłonność do widzenia siebie jako ofiary czy strojenia się egoisty w piórka idealisty). Byłoby to zubożenie wymowy filmu Fot. Krzysztof Wellman Ojciec Moralitet i dżuma Fot. Krzysztof Wellman Wszyscy jesteśmy Chrystusami to współczesny moralitet (tytuł wskazuje na Każdego, a bohater to w pewnym sensie everyman, jak w średniowiecznym gatunku dramatycznym). Adam Miauczyński jest pijakiem, ale przede wszystkim człowiekiem słabym, bezwzględnie, ale i często nieświadomie niszczącym siebie i innych – „krzyżującym” słowami, gestem ukochane, jak twierdzi, dziecko, żonę, matkę. Nie można Koterskiego. Ma on wymiar uniwersalny, bo porusza kwestie bardziej egzystencjalne niż społeczne. Alkoholizm Miauczyńskiego to stygmat egoizmu i samooszustwa (kłamstwa, słabości, prowadzącej do okrucieństwa, stygmat zła, którym na różne sposoby dotknięty jest każdy z nas), to prawdopodobnie ten rodzaj zła, który Albert Camus nazywał dżumą (a więc można zarazić się tym złem, jak Miauczyński, w rodzinnym domu). Anioł i diabeł Michał Koterski, Marek Kondrat 30 Marek Kondrat, Jerzy Bończak Klasyczny moralitet ukształtowany w Europie pod wpływem religii chrześcijańskiej w późnym średniowieczu, to utwór o charakterze dydaktycznym lub filozoficznym, w którym występują alegoryczne postacie reprezentujące abstrakcyjne pojęcia, jak np. Dobro i Zło. U Koterskiego psychomachia (czyli walka upersonifikowanych abstrakcyjnych pojęć) toczy się jednak nie tyle o zbawienie duszy, jak w średniowiecznym moralitecie, ile o miłość syna i własną godność – w tym sensie moralitet Koterskiego ma laicki, egzystencjalny, a nie religijny wymiar. Także alegorie funkcjonują u Koter- skiego w jawnie groteskowy sposób, są wzięte w cudzysłów – Anioł Stróż klnie jak szewc, nosi uniform przypominający mundur straży miejskiej, brodaty diabeł przebrany za anioła pokazuje się Miauczyńskiemu w choinkowej bombce, by za chwilę postukiwać przed drzwiami mieszkania owłosionym kopytem. I anioł, i diabeł „walczący o duszę” Miauczyńskiego są jacyś tacy niechlujni i wyglądają jak zapici, wiejscy kolędnicy, przebierańcy. Pochodzą nie tyle ze sfer Raju i Piekła, ile są projekcjami podświadomości Miauczyńskiego. Są samym Miauczyńskim? Ta jawnie farsowa estetyka anioła i diabła „walczących o duszę” buduje dystans do postaci bohatera i nadaje odcień ironiczny całej psychomachii. Tajemnicą talentu Koterskiego pozostaje to, że mimo dystansu, który odczuwa się w budowaniu postaci pijaka-błazna, Miauczyński jest jednak postacią wzruszającą i tragiczną. Także uruchomienie obrazów związanych z drogą krzyżową Chrystusa w kontekście losów, „drogi życiowej” głównego bohatera nie razi nadużyciem. Miauczyński jest w jakiś sposób Chrystusem nie wtedy jednak, kiedy widzi w sobie ofiarę (np. złego dzieciństwa spędzonego u boku ojca alkoholika i tyrana), ale wtedy, gdy ma dość siły, aby w imię miłości do syna walczyć ze swoją słabością. I to jest chrześcijański wymiar filmu – pochwała miłości do drugiego człowieka i poświęcenia w jej imię. To nowy ton w twórczości Koterskiego, którego wcześniejsze filmy, np. Dzień świra, opowiadały o rozkładzie rodziny i o tym, że fundamentem relacji międzyludzkich jest agresja, od której nie ma ucieczki. Fot. Krzysztof Wellman FILMOTEKA Marek Kondrat i Andrzej Grabowski kultury chrześcijańskiej, europejskich i polskich kodów kulturowych (np. plebejskie diabły i anioły, Chrystus jakby żywcem wyjęty z makatki wiszącej na ścianie wiejskiej chałupy). W języku, którym opisuje się, czy też wyraża świat wewnętrzny Miauczyńskiego jest więc miejsce na chrześcijańską ikonografię drogi krzyżowej, echa antycznych dramatów i filmów Kieślowskiego (czy Anioł Stróż, który ukazuje się Miauczyńskiemu nie jest dalekim kuzynem Anioła Stróża z Dekalogu?). Koledzy bohatera „od kieliszka”, jakby unieruchomieni na wieczność w tej samej knajpie na statku, mają coś z karykatury chóru antycznej tragedii – głosów spoza realnej przestrzeni i czasu – głosów klątwy i losu. To namiestnicy złego Bachusa, apostołowie wódki. Cud Bohaterem filmu Koterskiego jest wykształcony polski kulturoznawca – zapis jego uczuć, stanów, tzw. drogi wewnętrznej odbywa się więc za pośrednictwem znaków z kręgu Być może wprowadzenie obrazów z kręgu kultury chrześcijańskiej (np. drogi krzyżowej) ma u Koterskiego jeszcze inny ważny cel. Wiąże się z przywróceniem im wymiaru cielesnego i zdjęcia nadmiaru symboliczności, którym obrosły przez wieki. W „dzieciństwie chrześcijaństwa” czyli np. w średniowieczu, tak jak w świecie przeżyć dziecka – wszystko jest dosłowne, rany są bolesne i krwawią – Chrystus rodzi się i umiera tu i teraz, a nie przed tysiącami lat. Czy Jego męka może odnowić się w alkoholiku, który niszczy siebie i swoją rodzinę? Czy można w „ludzkim wraku” zobaczyć element boskości? Koterski podejmuje tę próbę, bo Miauczyński jest „odpadem na śmietniku życia”. Ten obraz śmietnika życia jest zresztą u Koterskiego bardzo plastyczny. Przestaje być metaforą, staje się bolesnym konkretem – Miauczyński leży pijany na wielkim śmietniku. Degradacja jego „ ja” czy też jego duszy, jest absolutna, totalna. To, że w przyszłości Miauczyński będzie jeszcze spacerował brzegiem morza (pamiętajmy, że tak Fot. Krzysztof Wellman Apostołowie wódki Od lewej: Jan Frycz, Marian Dziędziel, Marek Kondrat, Andrzej Grabowski 31 Fot. Krzysztof Wellman FILMOTEKA Autorka jest doktorem filmoznawstwa, autorką m.in. książki pt. Obcość przezwyciężona? Film japoński a kultura europejska. Redakcja składa serdeczne podziękowania panu Krzysztofowi Wellmanowi za użyczenie fotosów, a Agencji Filmowej eRBe za współpracę. Słowniczek – Vocabulary: Od lewej: Piotr Siejka, Marek Kondrat, Cezary Żak jak śmietnik, morze to przestrzeń znacząca, wyrażająca m.in. nieskończoność) jest cudem. Cudem miłości syna do ojca i ojca do syna. Ta relacja może mieć wymiar piekielny (straszne akty duchowej dewastacji dziecka), ale i wymiar boski (momenty niezwykłej mobilizacji duchowej dla syna, albo syna dla ojca). Siła Na marginesie może jeszcze raz warto podkreślić, że Miauczyński – ten polski intelektualista i pijak – manipuluje ideałami. Jego religioznawcze pasje, umiłowanie wiedzy to przykrywka dla strachu i egoizmu (nie chce dziecka, okrutnie traktuje ciężarną żonę, bo – jak twierdzi – musi mieć czas na napisanie doktoratu), a podziw dla siły, z jaką papież zmaga się ze starością to powód do wypicia jeszcze jednej kolejki wódki. Nie jestem też przekonana co do szczerości jego wykładów o drodze krzyżowej – obraz upadającego Chrystusa jakby umacniał w młodym Miauczyńskim widzenie w sobie ofiary, usprawiedliwianie, samooszukiwanie. Pijaństwo i upadek bohatera „rozkwita” wsparty polską romantyczną tradycją ofiary. Miauczyński miał złe dzieciństwo, utracił ukochaną narzeczoną i widzi w sobie jedynie ofiarę. Dopóki tego widzenia nie przezwycięży – zawsze wraca do picia. Dopiero konfrontacja z nałogiem syna i konfrontacja z własnym złem (dzięki opowieści syna) zmobilizuje go do wysiłku duchowego i pozwoli wygrać życie. Zmartwychwstać. 32 szlachcic – nobleman trunek – alcoholic beverage nalewka – liqueur pijak – drunkard nieświadomie – unknowingly stroić się w piórka – to put on a pretence zubożenie – impoverishment zbawienie duszy – salvation of the soul godność – dignity Anioł stróż – guardian angel szewc – shoemaker brodaty – bearded diabeł – devil owłosione kopyto – hairy hoof niechlujny – slovenly kolędnicy – carol-singers podświadomość – subconscious nadać odcień ironiczny – to give (sth) a hint of irony błazen – jester, fool droga krzyżowa – Stations of the Cross (Via Dolorosa) nadużycie – (here:) overstatement pochwała – praise poświęcenie – sacrifice rozkład rodziny – disintegration of the family makatka – wall hanging, tapestry echo – echo klątwa – curse Apostoł – Apostle wrak – wreck piekielny – hellish przezwyciężyć – to overcome zmartwychwstać – to rise from the dead POCZET KRÓLÓW POLSKICH Michał Tomaszek Mieszko I Bohater naszego szkicu to pierwszy historyczny władca Polski. Jeśli nawet miał poprzedników pochodzących z tego samego rodu Piastów, i tak nie posiadamy na ich temat żadnych wiarygodnych wiadomości. Natomiast o Mieszku sporo już mówią teksty źródłowe powstałe w jego epoce lub niewiele później. Najważniejsze z nich to niemieckie kroniki Widukinda oraz (szczególnie ważna) Thietmara, anonimowe roczniki z niemieckich klasztorów, relacja żydowskiego kupca z Hiszpanii Ibrahima ibn Jakuba, który ok. r. 965 podróżował po naszej części Europy, streszczenie dokumentu z papieskiego archiwum znane jako Dagome iudex i wreszcie powstała 120 lat po śmierci księcia, pierwsza kronika spisana w Polsce, autorstwa tzw. Galla Anonima. Dzięki nim książę nie należy już do świata legendy. Nie sposób przecenić znaczenia rządów Mieszka (od około r. 960 do roku 992) dla losów młodego państwa. Podjęta przez niego decyzja o chrzcie przesądziła nie tylko o wyborze wyznania, lecz też o włączeniu Polski do kręgu cywilizacyjnego Europy łacińskiej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zaś polityka ekspansji, którą Mieszko konsekwentnie realizował, nadała państwu kształt terytorialny na okres ponad 300 lat. Żadne źródło nie mówi głosem samego księcia. Mieszko nie pozostawił dokumentów, nie przetrwały żadne jego monety lub pieczęcie. Z tych powodów na wiele pytań dotyczących Mieszka wciąż nie udaje się w nauce udzielić zadowalającej odpowiedzi. Nasza wiedza musi pozostać niepełna. Tajemnicze wydaje się już samo imię. W średniowiecznych tekstach zapisywane było rozmaicie: Misica, Misaco, Misach, Miesco i jeszcze inaczej. Forma używana we współczesnej polszczyźnie przyjęła się dość późno. Jakiej używano w X wieku w otoczeniu księcia, nie wiemy. Tak samo nie wiadomo, czy Mieszko pochodzi od słowa „miś” lub „miech” (skórzany worek), czy raczej stanowi skrócenie i zdrobnienie bardziej dostojnie brzmiącego, złożonego imienia, tłumaczonego „mający sławę” albo „mieczem [zdobywający] sławę”. Niewykluczone, że Mieszko na chrzcie przyjął drugie imię – Dagobert. Była to wtedy dosyć częsta praktyka. Imię z dokumentu Dagome iudex mogłoby w takim przypadku stanowić skrócenie chrzestnego lub być połączeniem obu: DAGO(bert) ME(sco). Urodził się ok. r. 930, może nieco wcześniej, może później. Pierwsza informacja Widukinda o księciu dotyczy wydarzeń z r. 963. Mógł już wtedy panować od kilku lat i był zapewne człowiekiem dorosłym. Żył i władał do 25 maja 992 r. Wydaje się, że do końca pozostawał politycznie czynny, chyba więc nie umarł jako zgrzybiały starzec. Mieszko I Pochodził z zachodniosłowiańskiego plemienia Polan, zasiedlającego dzisiejszą Wielkopolskę. Kolebką państwa Mieszka był obszar na wschód od środkowej Warty, w bardzo grubym przybliżeniu: między Poznaniem a Kruszwicą. Najważniejszy ośrodek znajdował się w Gnieźnie, choć trudno tutaj mówić o stolicy, stałym centrum władzy. Polanie z czasem wraz z Wiślanami, Mazowszanami, Kujawianami, Lędzianami, Ślężanami i innymi bliskimi szczepami, których nazwy nie przetrwały, stworzyli większą całość, wspólnotę etniczną połączoną nie tylko językiem, ale i tradycją: naród polski. Proces rozpoczął się w epoce Mieszka i wydarzenia polityczne wówczas zachodzące miały dla jego przebiegu bardzo istotne znaczenie. Od Mieszka rozpoczyna się historia rodu Piastów, władającego w Polsce aż do roku 1370. Czy jednak był on założycielem dynastii, czy raczej kolejnym z linii władców? Czy 33 POCZET KRÓLÓW POLSKICH Mieszko stworzył państwo niemal od zera? Czy może kontynuował dzieło przodków? Są to dla wczesnych dziejów Polski pytania kluczowe, a wciąż trudno na nie odpowiedzieć. Jeśli wierzyć Gallowi Anonimowi, przed Mieszkiem panowało trzech władców z jego rodu. Kronikarz opowiedział najpierw, jak to w czasach księcia Popiela jego niezamożny poddany imieniem Piast przyjął w gościnę dwóch tajemniczych przybyszów, wcześniej niewpuszczonych na ucztę wyprawioną przez władcę. Zdarzył się wówczas cud: potrawy i napoje przewędrowały ze stołu Popiela do chaty Piasta. Była to nie tylko kara za naruszenie jednej z najbardziej pielęgnowanych w dawnych społecznościach zasad – gościnności. Jak tłumaczy autor, znak ten zapowiadał też utratę władzy przez dynastię Popiela i zastąpienie jej przez ród Piasta. Dalej Anonim napisał: „Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Chościskowica, wzrastał w siły i lata i z dnia na dzień postępował i rósł w zacności do tego stopnia, że król królów i książę książąt [Bóg] za powszechną zgodą ustanowił go księciem Polski, a Popiela wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa. Siemowit tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozszerzył dalej niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego miejsce wstąpił syn jego Lestek, który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka nastąpił Siemomysł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnością”. Historycy zwykli za bajeczne uważać podanie o Popielu, natomiast prawdy historycznej doszukiwali się w zacytowanych powyżej zdaniach. A zatem: Mieszko był czwartym panującym ze swojego rodu, synem Siemomysła, wnukiem Lestka i prawnukiem Siemowita. Państwo zaś miało jeszcze dłuższe dzieje, bo przecież kronikarz wspomniał o poprzedniej dynastii. Próbowano w związku z tym datować wstąpienie Piastów na tron na II połowę IX wieku, 100 lat przed Mieszkiem. Brak potwierdzenia relacji Galla w innych źródłach tutaj nie przeszkadzał, gdyż ziemie Polan pozostawały przecież długo w izolacji od cywilizacyjnych centrów ówczesnej kultury – do wschodniej granicy państwa następców Karola Wielkiego było kilkaset kilometrów przez zalesione i poprzecinane dużymi rzekami tereny. W dodatku nad Wartą przed przyjściem chrześcijaństwa nie znano w ogóle pisma, co nie oznacza jednak, że nie przekazywano sobie ustnie pamięci o dawnych władcach. Pogląd o historyczności wymienionych przez Galla przodków Mieszka został podważony z dwóch stron. Jacek Bana- 34 szkiewicz dowodził, że te trzy postacie symbolizują raczej ówczesne wyobrażenia o ideale władzy monarszej, aniżeli odpowiadają ludziom z krwi i kości. Teza wzbudziła w nauce kontrowersje. Tymczasem badania archeologów w pewnym sensie „pogrzebały” Siemowita, Lestka i Siemomysła. Stwierdzono bowiem (stosując metody tzw. dendrochronologii), że fortyfikacje w najważniejszych ośrodkach państwa Piastów (jak Gniezno, Poznań, Giecz) powstały nie wcześniej, niż pod koniec I połowy X wieku – a więc w czasach młodości Mieszka! Wtedy właśnie spalone zostały na ziemiach Wielkopolski dawne, małe umocnienia obronne służące przede wszystkim za schronienie dla ludności okolicznej w razie obcego najazdu, a na ich miejsce powstały mniej liczne, większe i mocniejsze konstrukcje: grody. Owe grody musiała wybudować (rękami poddanych) władza lepiej zorganizowana, ogarniająca większe terytorium, najzwyczajniej też zamożniejsza. Taką władzę ustanowili Polanie, lecz jak widać dopiero w pokoleniu ojca Mieszka – czy raczej dopiero z nim samym. Kolorem zielonym zaznaczono obszar państwa polskiego za czasów Mieszka I Państwo Mieszka narodziło się przypuszczalnie dość nagle, rozwijało zaś niezwykle dynamicznie. On sam był jego głównym architektem. Wspomniano, iż jądrem owej monarchii stały się ziemie dzisiejszej Wielkopolski, na północ i wschód od środkowej Warty. Stąd rozpoczął się podbój mniejszych, gorzej zorganizowanych szczepów. Na ich terytorium stawiano grody, w których osadzano załogę wymuszającą posłuszeństwo i urzędników zbierających daniny nałożone na miejscową ludność. Starszyznę tych plemion starano się też niewątpliwie włączyć do elity władzy nowego państwa. Inaczej rozpad narzuconej siłą jedności byłby nieunikniony. Nie łudźmy się co do pokojowego przebiegu tych procesów. Wojny o lokalnym zasięgu stanowiły w tej epoce zjawisko POCZET KRÓLÓW POLSKICH bardzo częste, a u Słowian wiązały się również z drugim, obok realizacji celów politycznych, motywem: zdobywaniem niewolników, sprzedawanych następnie przede wszystkim na rynki arabskie. Barierę dla ekspansji Mieszka stworzyły inne, równie dobrze lub lepiej zorganizowane, stosunkowo młode i tak samo agresywne państwa. Były to Czechy, Ruś, mające luźniejszą strukturę szczepy wieleckie, wreszcie potęga pierwszej wielkości: chrześcijańskie cesarstwo obejmujące obszar Niemiec. Wyzwaniem dla księcia stało się ułożenie stosunków z nimi. I, o ile nie wiemy, jak przebiegało włączenie pod jego panowanie całej Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza, czy późniejszej ziemi sieradzkiej, sandomierskiej i lubelskiej, o tyle źródła oświetlają zetknięcie się z wymienionymi wyżej sąsiadami i związane z tym dalsze powiększenie państwa. W Niemczech panował wówczas (936-973) Otton I Wielki. Pokonał Węgrów, Słowian połabskich, uczynił czeskiego władcę hołdownikiem, nałożył cesarską koronę. Dalsze podboje na ziemiach słowiańskich prowadzili w jego imieniu margrabiowie. Jeden z nich, imieniem Gero, ok. r. 963 podbił lud Łużyczan oraz, jak czytamy u kronikarza Widukinda, uczynił podległym cesarzowi Mieszka, władcę „Licikaviki”. Inny kronikarz napisze, iż książę płacił cesarzowi trybut z ziem aż po rzekę Wartę. W źródłach pojawia się też określenie Mieszka: „amicus imperatoris”, przyjaciel cesarza. Nie wiemy, co znaczy tajemnicze „Licikaviki”, czy Mieszko walczył z Geronem i z jakich dokładnie ziem płacił daninę. Niewątpliwie natomiast uznał wyższość cesarstwa – tytuł „amicus” wcale nie oznaczał bowiem równorzędnego partnera, lecz władcę podporządkowanego. Układ z cesarstwem był jednak dla księcia korzystny, gdyż potrzebował on sojusznika choćby przeciw Wieletom, żyjącym na zachód od dolnej Odry. Ażeby jednak ten sojusz w ogóle miał sens, musiał książę podjąć jeszcze jedną decyzję. Cesarz nie mógł wspierać poganina. Chrzest władcy Polan stał się nakazem chwili. Długo pokutował w historiografii pogląd, iż Mieszko ochrzcił się poprzez Czechy, gdyż chciał uniknąć zależności od Niemiec. Rzecz wyglądała odwrotnie: książę nie chronił się przed cesarzem, lecz właśnie szukał z nim kontaktu. Czechy same były zależne od Ottonów, a młody czeski Kościół nie miał wtedy nawet jeszcze własnego biskupa. Chrzest Mieszka nie dokonał się jednak wyłącznie z przyczyn związanych z bieżącą polityką. Jak we wszystkich podobnych przypadkach, motywacja była o wiele bardziej złożona. Nowa religia prócz korzyści na zewnątrz (akceptacja przez świat chrześcijański) dawała również zyski innego rodzaju. Młode państwo, jednoczące plemiona o różnych tradycjach, potrzebowało spoiwa. Mogła nim być właśnie religia. Narzu- cenie kultu „z importu” wydawało się łatwiejsze, aniżeli przymuszenie do wiary w „narodowych” bogów tylko jednego, choćby najsilniejszego ze szczepów. Władca w ideologii chrześcijańskiej zyskiwał solidny fundament dla swojego autorytetu – rzecz również niezwykle potrzebną. Wreszcie chrystianizacja pociągała za sobą awans cywilizacyjny. Na nową ziemię misyjną przybywali kapłani, a z nimi pismo, nowoczesne, jak na tamten czas, metody zarządzania i gospodarowania, wzorce kulturowe w dziedzinie architektury itd. Mieszko widział, co dzięki chrystianizacji zyskali Czesi, nie był zatem nieświadom wyliczonych przed chwilą korzyści. Istniały oczywiście również minusy: ryzyko oporu ludzi przywiązanych do wiary ojców czy też groźba uzależnienia politycznego od chrześcijańskiego sąsiada (w tym przypadku – Niemiec), z którego obszaru musieli przybyć pierwsi duchowni. Mieszko jednak podjął decyzję na „tak”, którą można w pewnym sensie porównać do współczesnego nam rozstrzygnięcia w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Niektóre konsekwencje były bowiem podobne: pełnoprawne uczestnictwo w rodzinie narodów europejskich oraz, mówiąc żartobliwie i operując pojęciami naszych czasów, know-how napływający do Polski w związku z dokonanym wyborem. Średniowieczni kronikarze twierdzili, że do chrztu nakłoniła Mieszka jego czeska żona Dobrawa. Thietmar z Merseburga pisał górnolotnie (księga IV, rozdz. 55): „Owa wyznawczyni Chrystusa, widząc swego małżonka pogrążonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla swojej wiary…”. I dalej kronikarz opowiedział, jak Dobrawa przez czas jakiś ulegała mężowi na tyle, że nie przestrzegała postu. Popełniając grzech sprawiła, że mąż stał się skłonny jej słuchać w sprawie o wiele ważniejszej. „Pracowała więc nad nawróceniem swojego małżonka i wysłuchał jej miłościwy Stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, że ten, który go tak sromotnie prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej”. Z kolei według Galla Dobrawa (czy Dąbrówka) zgodziła się poślubić Mieszka pod warunkiem, że się on ochrzci. Przybyła do kraju Polan z licznymi duchownymi, książę wysłuchał ich nauk, przyjął nową wiarę i oddalił 7 żon, z którymi żył uprzednio. 35 POCZET KRÓLÓW POLSKICH W tamtej epoce wpływowi przemyślnych małżonek często przypisywano zarówno złe, jak i dobre decyzje władców. Zbliżone do powyższej historie zapisano o chrzcie króla Franków Chlodwiga i ruskiego księcia Włodzimierza. Odpowiadało to bowiem oczekiwaniom, sposobowi myślenia czytelników, odbiorców kronik. Wybór Mieszka nie był jednak rezultatem małżeńskich czy narzeczeńskich gier z Dobrawą. Książę chyba najpierw zapragnął chrztu, a dopiero potem – wyznającej Chrystusa – córki czeskiego księcia Bolesława I Srogiego, którego pomocy zresztą pilnie potrzebował przeciw Wieletom. Mimo wszystko z opowieści kronikarzy kilka szczegółów należy ocalić. Pierwsi duchowni mogli przybyć z Czeszką. Jej dwór stanowił pierwszy ośrodek misji. Być może, okazały jak na tamte warunki, kamienny zespół pałacowy z kaplicą odkryty na Ostrowie Lednickim stanowił rezydencję księżnej, choć część uczonych widzi w nim siedzibę biskupa. Niemniej dalsze nawracanie ludu musiało się odbywać we współpracy z cesarstwem. Czechy nie mogły wtedy jeszcze po prostu dostarczyć odpowiednich kadr. Choć warto pamiętać, że ślad roli południowego sąsiada w chrystianizacji Polski trwa w naszej mowie. Takie słowa, jak ksiądz czy kościół pochodzą z języka czeskiego. Z cesarstwa przybył pierwszy biskup Jordan. Nie podlegał żadnemu sąsiedniemu arcybiskupowi, a tylko papieżowi. Rezydował jeśli nie na Ostrowiu Lednickim, to może w Poznaniu albo Gnieźnie. Thietmar podkreślał trudy poniesione przez Jordana, bo też przyjmowanie nowej wiary nie przebiegało bezboleśnie. Chrzest na razie przyjmowała elita, nauczanie do szerokich grup docierało powoli, wykorzenianie starych wierzeń czy obyczajów (wielożeństwo, palenie zwłok) trwało długo. Już teraz budowano jednak kościoły, tworzono organizację, kształcono pierwszych miejscowych duchownych. Symbolem wkładu cesarstwa, zwłaszcza zaś odgrywającej w nim wtedy bardzo istotną rolę Saksonii, w proces chrystianizacji Polski stała się para następców księżnej Dobrawy i biskupa Jordana. Po śmierci czeskiej żony, z którą Mieszko miał Bolesława (Chrobrego) i córkę Świętosławę, poślubił on około r. 980 niemiecką arystokratkę, Odę. Nie obyło się bez skandalu – panna młoda porzuciła klasztor, w którym złożyła już śluby zakonne. Jej biskup protestował, lecz czego się nie 36 Granice państwa polskiego za czasów panowania Mieszka I robiło dla wyższych celów. Oda trafiła do polskiej historiograficznej legendy jako „zła macocha” i „zła Niemka”. Natomiast współczesny wydarzeniom Thietmar podkreślał jej udział w dziele chrystianizacji. Z kolei biskupem po Jordanie został Unger. Jeszcze Bolesław Chrobry współpracował z nim całkiem zgodnie. Mitem jest zatem antyniemieckie nastawienie Mieszka. Do kręgu kultury europejskiej Polska wchodziła czerpiąc wzorce z cesarstwa. A Mieszko pragnął pozostać w związku z potężną monarchią Ottonów. Nie ma sensu oczywiście przesadzać w drugą stronę i mówić o sielance. Przegląd znanych nam, czysto politycznych dokonań Mieszka, jasno to pokaże. Wspomniano o walkach z Wieletami. Stanowili oni część tzw. Słowian połabskich, bliskich etnicznie pobratymców polskich plemion, zamieszkujących w tamtej epoce między dolną Łabą a Odrą na północy, na południu zaś między Saalą a Nysą Łużycką. Dziś te ziemie należą do Niemiec, wtedy dominowała tu właśnie ludność słowiańska. Obszar południowy został podbity przez Sasów w czasach Ottona I, bardziej na północ Stodoranie, Obodryci czy Wieleci dłużej bronili swojej niezależności. Wieleci występowali też ofensywnie. Mieszko, dopóki nie sprzymierzył się z Czechami, ponosił w walkach z nimi porażki. Przedmiotem rywalizacji stało się POCZET KRÓLÓW POLSKICH Pomorze, w szczególności zachodnie, a więc u ujścia Odry, gdzie tubylcze szczepy ulegały obu silniejszym sąsiadom. Mieszko wygrał: być może około r. 972 opanował całe Pomorze, od jądra jego państwa oddzielone przez Noteć. Sukces nie okazał się jednak trwały. W 972 r. Mieszko pokonał niemieckiego margrabiego Hodona pod Cydzyną. Cedynia na południe od Szczecina długo była uważana za miejsce tej bitwy. Hodo miałby przeciwdziałać pomorskim poczynaniom Mieszka. Ale bardziej prawdopodobne jest, że obaj walczyli gdzieś nad środkową Łabą. Po kampanii sam Otton I rozsądzał spór księcia z Hodonem. Jak widać, Mieszko z margrabiami walczył, ale arbitraż cesarza uznawał. Jednocześnie potrafił wmieszać się w wewnętrzne sprawy imperium. W r. 974 i 984 razem ze szwagrem Bolesławem II czeskim popierał przeciw kolejnym cesarzom, Ottonowi II i III, ich kuzyna, księcia Bawarii Henryka zwanego Kłótnikiem. Być może nawet Otton II wyprawił się na Polskę. Kiedy Kłótnik ostatecznie przegrał walkę o władzę, Mieszko szybko jednak pogodził się z matką i opiekunką małego Ottona III, Teofanu. Po roku 983 związek z cesarstwem nabrał nowego sensu. Wybuchło wtedy antyniemieckie, pogańskie powstanie Wieletów i Obodrytów, którzy uprzednio uznawali zwierzchność Ottonów. Trwanie tych ludów w wierze ojców oddalało ich od nawróconego na chrześcijaństwo Mieszka. Miał też z Wieletami stare porachunki, toteż walczył przeciwko swoim bezpośrednim zachodnim sąsiadom ramię w ramię z niemieckimi margrabiami i samym cesarzem. Cesarzowa Teofanu dopomogła Mieszkowi przeciwko Czechom. Przedmiotem rywalizacji Mieszka i jego szwagra, brata Dobrawy Bolesława II Pobożnego, stał się Śląsk z Wrocławiem i Małopolska z Krakowem. Gdy Mieszko zaczynał budować swoje państwo, obie te krainy, jak również ziemie dzisiejszej południowo-wschodniej Polski podlegały Czechom. Mieszko, który opanował już wcześniej północny pas krain – Wielkopolskę, Kujawy, Mazowsze, także Pomorze – w latach osiemdziesiątych zabrał Bolesławowi jakąś trudną do zidentyfikowania ziemię, a gdy w r. 990 ten chciał ją odzyskać, polski władca z posiłkami przysłanymi przez cesarzową pokonał go i zdobył też Śląsk. Mniej wiemy o okolicznościach opanowania Małopolski. Istnieje pogląd, że ok. r. 990 w Krakowie rządził młody Bolesław Chrobry, nie tyle jednak w imieniu ojca, co raczej z nadania rodzonego wuja, księcia czeskiego. Dopiero gdy Chrobry objął po Mieszku panowanie w Gnieźnie, przyłączył wbrew Czechom Kraków do państwa Polan. Jeszcze trudniej wyjaśnić losy ważnego plemienia Lędzian (nawet poprawne brzmienie tej nazwy budzi spory). Zamiesz- kiwali prawdopodobnie późniejszą ziemię sandomierską i lubelską. Ruska kronika mówi, że w r. 981 książę Włodzimierz z Kijowa „poszedł na Lachów” i zdobył Grody Czerwieńskie (należał do nich Przemyśl). Lachami w ruskiej tradycji określano Polaków. Wielu historyków sądziło, iż Włodzimierz starł się z Mieszkiem. Prawdopodobnie jednak panowanie Piasta nie sięgało w roku 981 tych ziem. Włodzimierz zabrał Grody nie jemu, lecz plemieniu Lędzian. Ci zaś pod władzą Mieszka znaleźli się później. Granice państwa pierwszego historycznego Piasta u schyłku jego rządów znamy dzięki Dagome iudex. Jest to nieudolne streszczenie dokumentu, w którym książę przekazał swoje ziemie pod opiekę papieża. Warto tekst z niewielkimi skrótami przytoczyć: „Dagome iudex i Ote, pani, i synowie ich Mieszko i Lambert … mieli nadać świętemu Piotrowi w całości jedno państwo, które zwie się Shinesghe z wszystkimi swymi przynależnościami w tych granicach, jak się zaczyna od pierwszego brzegu długim morzem, [stąd] granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś, a granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa i od tego Krakowa aż do rzeki Odry, prosto do miejsca, które się nazywa Alemura, a od tej Alemury aż do ziemi Milczan, i od granicy Milczan prosto do Odry, i stąd idąc wzdłuż Odry prosto do rzeczonego państwa Shinesghe” (cyt. skorygowany za: Wybór źródeł do historii Polski wczesnofeudalnej, opr. G. Labuda, 1954, s. 208-209). Iudex oznacza sędziego, skąd wziął się ów tytuł władcy, trudno orzec. Mieszko wystąpił tu z drugą żoną i synami z tego małżeństwa. W nich widział więc swoich następców. Nie został wymieniony Bolesław, choć to on miał w 992 r. objąć niepodzielne rządy, wypędzając macochę i braci. Darowizna oznaczała oddanie państwa nie tyle na własność Stolicy Apostolskiej, co pod jej opiekę. Książę i jego dziedzice zachowywali pełne prawa, a nawet dzięki gwarancji najwyższego autorytetu chrześcijaństwa zostały one umocnione. Shinesghe to zniekształcone Gniezno, a zatem monarchię Mieszka nazywano wtedy nie Polską, lecz, od jej głównego grodu, państwem gnieźnieńskim. Wymienione w opisie granic nazwy odnoszą się do ziem lub grodów sąsiadujących z księstwem, ale do niego nienależących. Prusy, Ruś, ale również Kraków, Alemura (Ołomuniec?), kraj Milczan nie znajdowały się więc pod władzą Mieszka. Co do Krakowa, może wciąż jeszcze był czeski. Mieszko nadał swoje państwo Stolicy Apostolskiej prawdopodobnie za radą Teofanu w r. 991. Chciał być może w ten sposób zabezpieczyć całość „Shinesghe” przed zakusami sąsiadów (Czesi nie pogodzili się z utratą Śląska). Każdy, kto chciałby owe granice w przyszłości naruszyć, narażał się 37 POCZET KRÓLÓW POLSKICH bowiem na gniew papieża i na kary. Co jednak ciekawe, ów akt prawny szybko poszedł w Polsce w zapomnienie. Dagome iudex jest politycznym testamentem Mieszka. Zawierają się w nim wielkie osiągnięcia tego panowania: zjednoczenie polskich plemion i wejście ich wspólnego państwa do chrześcijańskiej Europy, reprezentowanej tutaj przez głowę Kościoła. Była mowa o wojnach i polityce. Inne obszary życia są trudniejsze do zbadania. Ale warto wspomnieć o bezpośrednich, kulturowych skutkach decyzji z r. 966. W Polsce pojawili się ludzie pisma (duchowni) i pierwsze teksty: zapiski o najważniejszych zdarzeniach wprowadzane w formie tzw. roczników. Zaczęto wznosić pierwsze budowle kamienne (odkryte przez archeologów Ostrów Lednicki oraz najstarsze kościoły w Gnieźnie, Poznaniu). Wzorców i fachowców dostarczało cesarstwo. Przy czym jednak budowle innego typu, zwłaszcza obronne, powstawały wciąż nadal według słowiańskiego wzorca, z drewna i ziemi. Mieszko zmarł w r. 992. Jego domniemany grób znajdował się w Poznaniu. Ale to tradycja dość późna, i gdzie księcia pochowano naprawdę, nie wiadomo. Obcy kronikarze nie byli mu życzliwi. Thietmar owszem cenił Mieszka bardziej niż jego syna Bolesława Chrobrego, ale chwalił władcę za rzecz szczególną: „… Nie odważył się nigdy w futrze wejść do domu, w którym wiedział, że znajduje się margrabia Hodo, ani siedzieć, gdy on podniósł się z miejsca” (przekład M.Z. Jedlickiego, zmieniony, ks. V, rozdział 10, s. 262). Mowa o tymże samym Hodonie, którego nasz bohater zwyciężył w roku 972! Pokora czy uniżoność polskiego władcy to dla kronikarza rzecz normalna, świadectwo, że Mieszko znał „swoje miejsce w szeregu”. Bowiem w opinii niemieckiej arystokracji mimo chrztu pozostał Mieszko półbarbarzyńcą i nie należało mu się równorzędne miejsce z prowincjonalnymi nawet dostojnikami cesarstwa. W polskiej tradycji natomiast, od kronikarzy Galla i Kadłubka poczynając, Mieszko zyskał rangę jednego z bohaterów. I choć niejedna spośród obiegowych tez odnoszących się do jego polityki została później w nauce podważona, to jednak obraz całości wciąż pozwala stawiać go bez zastrzeżeń w rzędzie najważniejszych postaci polskiej historii. Autor jest pracownikiem Instytutu Historii UMCS w Lublinie. Specjalizuje się w badaniach nad średniowieczną historiografią. 38 Słowniczek – Vocabulary: władca – ruler ród Piastów – Piast dynasty chrzest – baptism moneta – coin pieczęć – seal plemię – tribe szczep – tribe uczta – feast wstąpić na tron – to ascend the throne umocnienia obronne – military fortifications gród – stronghold jądro – core danina – tribute niewolnik – slave sojusznik – ally poganin – pagan spoiwo – (figuratively:) cement kapłan – priest dwór – court wielożeństwo – polygamy palenie zwłok – burning of the dead body (as a funeral rite) skandal – scandal śluby zakonne – monastic vows historiograficzna legenda – historiographic legend pobratymcy – kin sprzymierzyć się – to form an alliance tubylczy – indigenous kraina – region sędzia – judge macocha – stepmother darowizna – donation narazić się na gniew – to risk (sb’s) anger testament – last will and testament zapiski – records pół-barbarzyńca – semi-barbarian ALFABET WIELKICH POLAKÓW Wielcy Polacy Zapraszamy do lektury nowej rubryki „Kwartalnika Polonicum” pt. „Alfabet wielkich Polaków”. W rubryce tej będziemy przybliżali sylwetki tych wybitnych Polaków, których osiągnięcia w części lub w całości wiążą się z działalnością poza granicami kraju. Tym razem trzy wielkie nazwiska: Maria Skłodowska-Curie, Bronisław Malinowski i Ignacy Domeyko. Maria Skłodowska-Curie (1867-1934) Pierwsza spośród siedmiorga polskich laureatów Nagrody Nobla. Po raz pierwszy uhonorowana przez Szwedzką Królewską Akademię Naukową w 1903 r. nagrodą z dziedziny fizyki wraz z mężem Pierrem Curie za badania nad odkrytym przez Antoine Henri Becquerela zjawiskiem promieniotwórczości. Drugi raz w roku 1911 otrzymała nagrodę z chemii za wydzielenie czystego radu. Podczas badań nad promieniotwórczością odkryła dwa pierwiastki: polon, nazwany od nazwy rodzinnego kraju, oraz radioaktywny rad. Była prekursorem nowej gałęzi chemii – radiochemii. Przyczyniła się również do podjęcia pierwszych w świecie badań nad leczeniem raka za pomocą promieniotwórczości. Do dziś pozostaje jedyną kobietą, która Nagrodę Nobla otrzymała dwukrotnie. Przyszła na świat w Warszawie jako ostatnie z pięciorga dzieci Władysława i Bronisławy Skłodowskich. Córka pedagogów po ukończeniu pensji i gimnazjum dla dziewcząt przez kilka lat przebywała jako guwernantka, najpierw u rodzin krakowskich, potem w Sopocie. Przez cały czas wspierała finansowo swoją starszą siostrę Bronisławę, studiującą medycynę w Paryżu. W 1891 r., przeniosła się do Paryża. Wkrótce rozpoczęła studia na Sorbonie na wydziale fizyki i chemii, gdzie została przyjęta jako pierwsza kobieta w historii wydziału. Po dwóch latach uzyskała licencjat z fizyki, a po trzech z matematyki. Jednocześnie zaczęła pracować jako laborantka w przemysłowym laboratorium zakładów prof. Gabriela Lippmanna. W tym czasie w jej życiu pojawił się przyszły mąż, przyjaciel i współpracownik, Francuz, Pierre Curie. Był on dok- torantem w laboratorium Becquerela, pod opieką którego, po ślubie, Maria Skłodowska-Curie rozpoczęła studia doktoranckie. Po odkryciu polonu i radu, kilka miesięcy przed przyznaniem Nagrody Nobla, otrzymała tytuł doktora fizyki, przedstawiając rozprawę zatytułowaną Badanie ciał promieniotwórczych, której recenzentami byli światowej sławy naukowcy: Gabriel Lippmann, Henri Moissan oraz Edmond Bouty. Równocześnie z prowadzeniem pracy badawczej wykładała wraz z uczonymi z Sorbony i College de France – jako pierwsza kobieta – profesor – w Wyższej Szkole Normalnej w Sevres, w której kształcono przyszłe nauczycielki szkół licealnych. Przyznanie Nagrody Nobla umożliwiło małżonkom założenie własnego laboratorium na Sorbonie, w którym Skłodowska została kierownikiem badań. W tym czasie przyszły na świat dwie córki państwa Curie: Ewa i Irena. Niedługo potem, w 1906 r., Pierre Curie zginął w tragicznym wypadku. Po jego śmierci władze uczelni zaproponowały Marii objęcie 39 ALFABET WIELKICH POLAKÓW Katedry Fizyki, tym samym wpisując ją w poczet profesorów Sorbony. Przyznanie Nagrody Nobla po raz drugi umożliwiło uczonej utworzenie niezależnego Instytutu Radowego im. Pierre’a Curie, w którym prowadzono badania z zakresu chemii, fizyki i medycyny. Instytut ten stał się „kuźnią” noblistów – wyszło z niego jeszcze czterech laureatów Nobla w tym córka Marii – Irene Joliot-Curie i jej zięć Fryderyk Joliot. Wybuch I wojny światowej zniweczył próby nawiązania współpracy z wybitną badaczką, którą chciano zaangażować do objęcia pracowni radiologicznej w ojczyźnie. W czasie wojny Maria Skłodowska-Curie poza pracą w paryskim Instytucie była szefem wojskowej komórki medycznej, która zajmowała się organizowaniem polowych stacji rentgenograficznych. Po wojnie kontynuowała swoją misję, jeżdżąc po świecie i pomagając w tworzeniu medycznych placówek leczenia chorób nowotworowych. W 1932 r. z pomocą prezydenta Ignacego Mościckiego jeden z takich instytutów został założony w Warszawie. Maria Skłodowska-Curie zmarła w 1934 r. w Sancellmoz we Francji na białaczkę, która była prawdopodobnie następstwem częstych kontaktów z materiałami promieniotwórczymi. W roku 1995 została pierwszą kobietą pochowaną pod kopułą paryskiego Panteonu w uznaniu jej zasług. Czterdzieści lat temu w setną rocznicę urodzin Marii Skłodowskiej-Curie otworzono jedyne na świecie biograficzne muzeum uczonej. Muzeum mieszczące się w jednej z kamienic na warszawskiej Starówce przy ul. Freta 16 zaprasza nie tylko turystów i zainteresowanych dokonaniami noblistki, lecz także uczniów, nauczycieli i wszystkich pasjonatów chemii. gabinetowa” odeszła do lamusa nauki. Obecnie by uzyskać doktorat z antropologii, należy przeprowadzić wielomiesięczne badania w terenie. Metoda obserwacji uczestniczącej stanowi rewolucyjny krok w myśleniu antropologicznym, a także krok w uznaniu odmienności kulturowej przez świat zachodni. Urodził się w Krakowie, gdzie przez wiele lat mieszkał na Małym Rynku w Bursie Akademickiej wraz z rodzicami – ojcem Lucjanem Malinowskim, profesorem filologii słowiańskiej i matką Józefą, jego intelektualną opiekunką. Lata jego młodości przypadły na czas burzliwych modernistycznych przemian. Nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem, był jednak bardzo utalentowany. Znał kilka europejskich języków, uczył się także arabskiego. Dojrzewał w atmosferze młodopolskiego Krakowa, w środowisku bohemy artystycznej. W gronie jego znajomych i przyjaciół znalazło się wiele wybitnych indywidualności, jak choćby logik i malarz Leon Chwistek, lekarz i filozof Ignacy Wasserberg, matematyk Władysław Ślebodziński, chemik Marian Górski, socjolog Czesław Znamierowski czy wspaniała aktorka Irena Solska. Studiował filozofię i nauki ścisłe na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Lipsku. Pierwszy doktorat został odznaczony cesarskim wyróżnieniem. Studia z zakresu antropologii kontynuował w London School of Economics and Political Science przy Uniwersytecie Londyńskim, gdzie później już jako profesor objął pierwszą Katedrę Antropologii. Tuż przed wybuchem II wojny światowej rozpoczął pracę w Yale University w Stanach Zjednoczonych i zajął się badaniami chłopskich rynków w Meksyku. Opracowała Katarzyna Kołak Bronisław Malinowski (1884-1942) Autor klasycznych dziś wśród antropologów prac Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji i Argunauci zachodniego Pacyfiku. Antropolog społeczny i ekonomiczny, socjolog, etnolog i religioznawca, badacz ludów pierwotnych, który na dobre porzucił badanie innych kultur poprzez analizę tekstów na rzecz obserwacji i opisu. Jako pierwszy sformułował zasady zachowania badacza w terenie. Dzięki dokonaniom Malinowskiego „antropologia 40 W czasie studiów trafił na wykłady z psychologii doświadczalnej i ekonomii myślenia niemieckiego naukowca Wundta, pod wpływem których przejął postulat prowadzenia badań naukowych zbiorowości społecznej w ścisłym związku z jej językiem, kulturą i religią. Od momentu zaistnienia w środowisku londyńskich antropologów i naukowców, rozpoczął przygotowania do spełnienia tego postulatu. ALFABET WIELKICH POLAKÓW W 1914 r. wyruszył przez Calais, Paryż i Marsylię na Cejlon i do Melanezji. W tę pierwszą badawczą podróż, która stała się archetypem dla pokoleń przyszłych badaczy, zabrał w charakterze rysownika i fotografa swego bliskiego przyjaciela jeszcze z lat dzieciństwa, malarza i pisarza Stanisława Ignacego Witkiewicza. W czasie I wojny światowej prowadził badania. Na Wyspach Triobrandzkich powstał zalążek nowej metody naukowej, która przeszła do historii pod nazwą metody funkcjonalnej. W pracach i wspomnieniach ukazujących pierwsze kroki wielkiego antropologa zachował się jego dosyć specyficzny wizerunek. Według osób relacjonujących „Malinowski został przeważnie zapamiętany przez krajowców jako skończony osioł, zadający głupie pytania w rodzaju: czy zasypujesz sadzonki korzeniem czy kiełkiem do dołu”. Znany jest również jako twórca etnologicznego pojęcia prawa, tzw. Zasady wzajemności. Sformułował także definicję kultury, którą rozumiał jako całokształt życia społecznego: „urządzenia, dobra, procesy techniczne, idee, zwyczaje i wartości”, a także mit, magia i religia. Kultura jako taka stanowi według niego aparat zaspokajania ludzkich potrzeb. Zawsze był zdania, że antropologia wymaga poczucia przynależności do całego świata, do całej ludzkości. Jednak nikt nie jest pozbawiony stronniczości spojrzenia i subiektywności sądów nawet antropolog, czego świadectwem może być jego „Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”, stanowiący bezcenny dokument doświadczenia inności. Bronisław Malinowski zmarł w 1942 r. w New Haven W Stanach Zjednoczonych. Co roku od 48 lat dla uczczenia jego pamięci odbywają się w London School of Economics wykłady pod nazwą „Malinowski Memorial Lecture”. Opracowała Katarzyna Kołak Ignacy Domeyko (1802-1889) Światowej sławy uczony, wielki polski patriota, rektor uniwersytetu w Santiago de Chile. Urodził się w Niedźwiadce (Nowogródzkie) w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. W latach 1816-1822 studiował na wydziale fizyczno-matematycznym Uniwersytetu Wileńskiego. Związał się wówczas ze środowiskiem patriotycznym. Działał w Towarzystwie Filomatów. Brał udział w powstaniu listopadowym. Był bliskim przyjacielem Adama Mickiewicza, który jego postać uwiecznił w III części „Dziadów”. Podczas pobytu na emigracji kontynuował we Francji studia i badania naukowe. W 1837 r. przyjął pracę od rządu Chile. Od tej pory jego losy na stałe związały się z tym krajem. Pracował jako profesor chemii i mineralogii najpierw w Coquimbo, a potem w Santiago. Od 1867 r. sprawował funkcję rektora uniwersytetu w Santiago. Położył ogromne zasługi dla rozwoju szkolnictwa, nauki i górnictwa chilijskiego. Opublikował wielką liczbę prac z zakresu mineralogii w różnych językach. Zasłużył sobie na powszechne uznanie w społeczeństwie chilijskim. Gdy w 1883 r. zrezygnował ze stanowiska rektora uniwersytetu, kongres jednogłośnie przyznał mu bardzo wysoką, dożywotnią pensję. Pożegnaniu wyjeżdżającego do Polski Domeyki towarzyszyła wielka manifestacja z udziałem członków rządu, uczonych, społeczeństwa. Po kilku latach pobytu w ojczyźnie wrócił do Chile, gdzie zmarł 23 stycznia 1889 r. Pozostała po nim wdzięczność współczesnych, miasto, szczyt górski, wiele ulic noszących jego nazwisko. Miarą uznania, jakim cieszył się w świecie uczonych, były nazwy nadane nowo odkrytemu minerałowi (domeykit), małży (Nautilus Domeykus), skamielinie tzw. ammonitowi chilijskiemu (Ammonites Domeykus) oraz jednemu z fiołków (Viola Domeykoana). Żyjąc na obczyźnie nigdy nie zapomniał Domeyko o Polsce, o czym świadczy m.in. jego bogata korespondencja z Mickiewiczem, Odyńcem, braćmi Zaleskimi. Opracował zespół redakcyjny 41 O KULTURZE Katarzyna Kołak Postać starszego mężczyzny w czarnym garniturze i białej koszuli, z fantazyjnie przerzuconym przez ramię czarnym szalem utrwalono na wielu fotografiach z przedstawień Teatru Cricot 2. Zapisy filmowe zarejestrowały jego zachowanie podczas spektakli: ciągłą obecność pomiędzy aktorami, kontrolowanie, dyrygowanie ich działaniami, ustawianie sprzętów, czasem nerwowe ruchy rąk, strzepnięcia palcami, grymasy na twarzy, tajemnicze znaki dawane aktorom. To główny twórca spektaklu, reżyser, scenograf, pomysłodawca oprawy muzycznej i rozwiązań technicznych, nie-aktor wśród aktorów. Od momentu jawnego wkroczenia reżysera w przestrzeń sceniczną i przebywania wśród aktorów podczas przedstawienia krytycy i teatrolodzy zaczęli mnożyć określenia, usiłujące zdefiniować jego funkcję – aktor, dyrygent, obserwator, widz własnego spektaklu, narrator, demiurg, waki. Pomysł wprowadzenia na scenę siebie i przedstawiania własnego życia zapisał go w historii teatru pośród najwybitniejszych artystów. Tadeusz Kantor – kiedyś nazwany „najbardziej światowym z polskich artystów i najbardziej polskim z artystów światowych”. Malarz, reżyser, happener, scenograf, grafik, twórca artystycznych manifestów i poetyckich partytur własnych spektakli, wieczny awangardzista. Twórca totalny. Urodził się w 1915 r. we wsi Wielopole Skrzyńskie, dziś leżącej w województwie podkarpackim. Do szóstego roku życia mieszkał wraz z matką i starszą siostrą na plebanii, której proboszczem był brat jego babki, ks. Józef Radoniewicz. Ojca zmobilizowanego na front po wybuchu I wojny światowej widywał jedynie w czasie jego krótkich urlopów. Po wojnie ojciec porzucił rodzinę na zawsze. Jak wspominał po latach, w Wielopolu żyły ze sobą dwie społeczności: katolicy i Żydzi, ścierały się dwie religie i dwa kręgi kulturowe. Obcowanie od dziecka ze sferą sacrum znalazło swój wyraz w twórczości teatralnej, w której wykorzystywał symbole chrześcijaństwa i judaizmu. Gruntowne wykształcenie zdobył w Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie, gdzie uczył się w klasie o profilu klasycznym. Już jako uczeń interesował się teatrem i sztuką, jeździł na spektakle do teatrów w Krakowie i we Lwowie. Po maturze najpierw rozpoczął studia prawnicze, które jednak porzucił, by zapisać się do Prywatnej Wolnej Szkoły Malarstwa i Rysunków, gdzie kształcił się pod kierun- 42 Fot. Z archiwum Cricoteki Widz własnego spektaklu Tadeusz Kantor w Mediolanie, 1988 r. kiem Zbigniewa Pronaszki. Mimo trudności finansowych, w 1934 r. rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Nie miał najlepszych wyników, pod koniec studiów najwięcej czasu spędzał w pracowni malarstwa dekoracyjnego i teatralnego u prof. Karola Frycza, u którego, jak wspominał, studenci mogli robić, co chcieli – malować na płótnie, na papierze, na ścianach, projektować, lepić makiety. W czasie II wojny światowej mieszkał w okupowanym Krakowie, podobnie jak inni artyści, w bardzo trudnych warunkach materialnych, pracował jako dekorator w Staatstheater, a jednocześnie w konspiracji tworzył razem z grupą zaprzyjaźnionych osób swój teatr, kształcił się, brał udział w odczytach i wykładach. Według relacji jego przyjaciół z lat studenckich, już wówczas roztaczał wokół siebie aurę niezwykłości i autorytarności zarazem. Tragedia wojny, nieustanne niebezpieczeństwo i strach nie były w stanie przeszkodzić mu w aktywności twórczej. W Podziemnym Teatrze Niezależnym odbyły się dwie premiery – Balladyna Juliusza Słowackiego i Powrót Odysa Stanisława Wyspiańskiego, które zorganizowano w prywatnych mieszkaniach. Powrót Odysa, w trakcie którego z megafonu rozlegały się metalicznym głosem niektóre partie tekstu i odgłos karabinu maszynowego, grano w pracowni malarki Magdy Stryjeńskiej naprzeciwko posterunku policji. Dekorację do przedstawienia zbudowano ze znalezionych sprzętów i przedmiotów codziennego użytku: koło od wozu, spróchniała belka z klozetu, drewniany podest i lufa armatnia z papier-mâché. Wszystko zniszczone, biedne i prawdziwe jak za oknem. Po wojnie współpracował z krakowskimi teatrami, projektując scenografie do spektakli, organizował na nowo życie artystyczne i wystawiał wraz z plastykami z Grupy Krakowskiej prace na wystawach sztuki nowoczesnej. Został dostrzeżony także za granicą i tuż po wojnie prezentował swoje malarstwo we Francji. W czasie, gdy jedynym słusznym kierunkiem artystycznym ogłoszono socrealizm, Kantor malował „do szuflady”, występował przeciwko narzucaniu sztuce wytycznych zgodnych z polityką państwa. W 1955 r. rozpoczął działalność Teatr Cricot 2, ustawiając co jakiś czas niczym drogowskazy na mapie artystycznej kolejne koncepcje teatru: Teatr Informel, Teatr Zerowy, Teatr Happeningowy, Teatr Niemożliwy. Były to przedstawienia, w których artysta używał języka plastyki do kreowania teatralnych obrazów. Z tego powodu złośliwi nazywali go komiwojażerem tendencji w sztuce. Jak mawiał on sam, był to okres „grania z Witkacym” w przeciwieństwie do grania Witkacego, ponieważ żadne z przedstawień na podstawie sztuki nie było jej inscenizacją. Szokował, bulwersował, dziwił, wprawiał w konsternację i zdumienie, ale przede wszystkim śmieszył zebraną publiczność. Niewątpliwie największą sławę przyniosła mu Umarła klasa, spektakl, który stworzył jako już sześćdziesięcioletni artysta. Pierwsze przedstawienie, podobnie jak następne z okresu Teatru Śmierci, było spektaklem zamkniętym, widzowie nie mieli możliwości partycypowania jak we wcześniejszych przedstawieniach, nie szokowało rozwiązaniami technicznymi, jego forma była wręcz anachroniczna. Novum stanowiło przywoływanie umarłego świata, minionych wydarzeń i nieistniejących miejsc – wywoływanie z mroków pamięci. W Umarłej klasie był to świat dzieciństwa spędzonego w szkolnych ławkach w jednym z galicyjskich miasteczek. Kolejne przedstawienie – Wielopole, Wielopole – to kolejny krok w głąb własnej biografii. Na scenie pojawiła się rodzina artysty – Matka Helka, Ojciec Marian, Babka, Wujowie Olek i Karol, kuzyn Adaś, Ciotka Mańka, postacie z rodzinnego miasteczka. Przestrzeń teatralna stała się miejscem wywoływania duchów przeszłości, miejscem reminiscencji, miejscem budowania „biednego pokoju wyobraźni”. Tak było również w następnych spektaklach – Niech sczezną artyści, Nigdy tu już nie powrócę, Dziś są moje urodziny. Kantor był Fot. Z archiwum Cricoteki O KULTURZE Wystawa w Cricotece w 2005 r., Umarła klasa głównym sprawcą, adresatem, twórcą i tworzywem, zaś Teatr Śmierci teatrem autobiograficznym i osobistym. Próby nad Dziś są moje urodziny przerwane nagłą śmiercią Tadeusza Kantora zakończyły okres działalności Teatru Cricot 2 w 1990 r. Ostatni spektakl pokazywano przez dwa lata po śmierci artysty w kształcie, do jakiego zostały doprowadzone prace nad nim. Na plakatach jednak pojawił się podtytuł: „Ostatnia próba”. Zmianie uległ także jego charakter. Na scenie zamiast osoby Głównego Sprawcy było jedynie puste krzesło. Legendą stały się już opowieści o artyście jako okropnym i potwornym terroryście, chorobliwym choleryku wszczynającym awantury z powodu najmniejszej drobnostki, jak choćby na jednym z zagranicznych tournées z powodu złej ziemi, z której usypywano kopczyk w spektaklu Wielopole, Wielopole, wymówek robionych aktorom zespołu, zakazów i nakazów podczas wyjazdów. Słynne są też historie o jego bezkompromisowości i bezwzględności w sprawach sztuki, jak wówczas, gdy w Shiraz na zamkniętym pokazie Nadobnisi i koczkodanów dla cesarzowej Farah Diby kazał przebrać ochroniarzy za Mandelbaumów, których zawsze wybierano spośród publiczności, czy wtedy, gdy w Gdańsku kategorycznie zabronił wstrzymywania rozpoczęcia Wielopola, Wielopola z powodu spóźniania się na spektakl Anny Walentynowicz, działaczki „Solidarności”. Nieprzychylni geniuszowi i wielkości Kantora posądzali go o megalomanię i kabotynizm, złośliwie komentowali jego skłonność do przypisywania sobie pierwszeństwa w tworzeniu teorii artystycznych i niechęć czy wręcz wrogość wobec innych twórców. Wzbudzający najwięcej emocji wśród wielbicieli teatru był chyba stosunek Kantora do Jerzego Grotowskiego, któremu swego czasu zarzucił przywłaszczenie terminu „teatr biedny”. (Warto uściślić, że o żadnym przywłaszczeniu nie mogło być mowy, a nieporozumienie powstało w wyniku tłumaczeń na język angielski, które nie oddają bogactwa i różnorodności obu terminów: „teatr biedny” Kanto- 43 Fot. Katarzyna Kołak O KULTURZE Przeciwnicy twórczości Kantora mogą zinterpretować to jako ostateczny dowód manii wielkości, a uważni czytelnicy jego pism za wyraz sprzeciwu wobec powszechnej masowości i anonimowości, w konsekwencji więc za próbę ocalenia indywiduum. Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”. Słowniczek – Vocabulary: Pomnik Tadeusza Kantora na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie ra i „teatr ubogi” Grotowskiego). Jednak we wspomnieniach i relacjach aktorów i współpracowników Cricot 2 ocalał obraz ciepłego, serdecznego i troskliwego człowieka, z ogromnym poczuciem humoru, bezgranicznie oddanego sztuce. I choć niejednokrotnie przyznawali, że kontakty z Kantorem nie należały do najłatwiejszych, to zarazem zapewniali, że współpraca z Mistrzem była bezcennym doświadczeniem życia. Co więcej, obcowanie z tak wielką indywidualnością było niczym narkotyk – powodowało uzależnienie na całe życie. On sam do życia nie potrzebował wiele – kawiarni, swojego miejsca przy stoliku, grupy ludzi, wśród których czułby się bezpiecznie. Wypijał hektolitry czarnej kawy i palił papierosy jeden za drugim, dbał o pieniądze o tyle, o ile były one wyznacznikiem sławy i wartości jego Teatru. Przez lata działalności Cricot 2 nigdy nie został zalegalizowany prawnie, nie funkcjonował jako instytucja, nie miał własnej siedziby. Przez długi czas próby w teatrze Kantora zaczynały się po spektaklach w innych teatrach, około dwudziestej drugiej i trwały do drugiej w nocy. Teatr tworzyli ludzie, którzy po prostu chcieli to robić, bez gaży i korzyści finansowych. W 1980 r. Urząd Miasta Krakowa przekazał do użytkowania Teatrowi Cricot 2 pomieszczenia w kamienicy u stóp Wawelu, przy Kanoniczej 5. Początkowo wykorzystywano je jako pracownię, magazyn, miejsce prób, spotkań i wystaw. Szybko jednak zaczęły funkcjonować jako archiwum twórczości artysty, który jeszcze za życia zaplanował strukturę Cricoteki – ośrodka dokumentującego jego dorobek artystyczny. „Wszystko to dla pełnego i żywego przekazu, przetrwania twórczości, utrwalenia jej w świadomości społecznej i przekazania w stanie dynamicznym następnym pokoleniom”. 44 obecność – presence strzepnięcie – flick grymas – grimace pomysłodawca – originator plebania – rectory proboszcz – parish priest obcowanie – contact gruntowne wykształcenie – thorough education pracownia – atelier odczyt – talk posterunek policji – police station wóz – cart spróchniała belka – rotten beam klozet – toilet podest – dais lufa armatnia – cannon barrel drogowskaz – signpost, pointer komiwojażer – travelling salesman mroki pamięci – recesses of (someone’s) memory w głąb – into the depths przestrzeń – space wywoływać duchy – to stir up ghosts sprawca – performer tworzywo – material chorobliwy – pathological wszczynać – to start usypać kopczyk – to create a mound of earth wymówka – excuse bezwzględność – ruthlessness wstrzymać – to delay nieprzychylni – unsympathetic skłonność – penchant przywłaszczenie – appropriation bezgranicznie – unreservedly być wyznacznikiem – to determine żywy przekaz – vivid presentation masowość – mass character O KULTURZE Marta Nicgorska Piwnica pod Baranami Fot. Łukasz Filak Był rok 1956. Rok wolnościowych wystąpień, strajków i demonstracji przeciwko komunizmowi nie tylko w Polsce, ale również w Czechosłowacji, na Węgrzech. Spodziewano się, że wraz ze śmiercią Stalina w marcu 1953 r. nastąpi pierwszy w czasach powojennych przełom. Zmiany nie nadeszły wprawdzie od razu, ale w sferze kultury zaczęto powoli odchodzić od socrealizmu. Przełomowy okazał się właśnie rok 1956 – ważna data nie tylko ze względu na polityczne wydarzenia: raport Chruszczowa, pierwszy w PRL wielki strajk w Poznaniu, zwycięstwo Władysława Gomułki i krwawo stłumione powstanie węgierskie. Rok 1956 w Polsce to odwilż także w dziedzinie kultury. Na fali przemian politycznych pojawiły się bowiem nowe zjawiska: odbył się pierwszy festiwal jazzowy w Sopocie, w czasie którego ujawnił się geniusz Krzysztofa Komedy, po raz pierwszy zorganizowano Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, pierwsze kroki w dziedzinie literatury zaczęło stawiać wielu pisarzy i poetów, między innymi Marek Hłasko, Miron Białoszewski, Zbigniew Herbert, Julia Hartwig, Tadeusz Nowak czy Stanisław Grochowiak. Był Kraków. Ukochane miasto artystów: Matejki, Wyspiańskiego, Kantora. Miasto, wzbudzające podziw turystów: z Wawelem, Wieżą Mariacką, z Uniwersytetem Jagiellońskim, z sukiennicami, z ulicą Floriańską i Bracką, kopcem Kościuszki, plantami i najsłynniejszą „miejską łąką świata – błoniami”. Artyści „Piwnicy pod Baranami” Była piwnica. Mała, ciasna i duszna. Mieściła się w jednym z pałaców, z płaskorzeźbami baranów w głównym portalu, na rogu Rynku i ulicy św. Anny, zwanym Pałacem pod Baranami. Spotykali się w niej studenci szkół artystycznych, dziś ludzie o znanych daleko poza Polską nazwiskach: rzeźbiarz Bronisław Chromy, muzyk Krzysztof Penderecki, pisarz Sławomir Mrożek, poeta Andrzej Bursa. Spotykali się na wieczorach przy świecach ot tak, by pogadać i przy okazji trochę się napić. Stworzyli Klub Młodzieży Twórczej, który szybko zmienił nazwę i dał początek najbardziej niezwykłemu kabaretowi w Polsce. Ów kabaret od swej siedziby przyjął nazwę „Piwnica pod Baranami”. Wśród nich był On. Student historii sztuki, charyzmatyczny, z głową pełną pomysłów, duch twórczy, uosobienie krakowskiej cyganerii artystycznej przełomu XIX i XX w. Był zjawiskowy: w rozwianej pelerynie, kapeluszu i zawsze z dzwonkiem – Piotr Skrzynecki – legenda kabaretu. „Piwnica pod Baranami”, w środowisku artystycznym nazywana wylęgarnią talentów, siedliskiem nieskrępowanych myśli, to scena i zarazem środowisko. Dla świata zewnętrznego „Piwnica” jest przede wszystkim kabaretem, dla przyjaciół i artystów – miejscem spotkań tych, którzy wierzyli, że razem mogą zmienić świat i przydać mu kolorów. Przez ponad pięćdziesiąt lat istnienia obrosła legendą, a styl kabaretu wszedł do potocznego języka jako „styl piwniczny”. Na przełomie lat 50. i 60. „Piwnica pod Baranami” była bardzo popularnym miejscem. Po premierze pierwszego programu, która odbyła się w grudniu 1956 r., miejsce zaczęło nabierać rozgłosu. Otoczona mgiełką tajemniczości i aurą cyganerii „Piwnica” wkrótce zaczęła działać jak magnes. Przyciągała tłumy spragnione piosenek literackich, wyrafinowanego humoru i taniego wina. Na początku „Piwnicę” tworzyły trzy duże połączone ze sobą piwnice. Wtajemniczeni mogli do niej wchodzić wprost z podwórka przez zsyp węglowy, po klamrach w murze. Na samym początku nie było nawet sceny. Występy kabaretu odbywały się początkowo nieregularnie, potem zwykle w soboty i niedziele, nigdy wcześniej niż przed godziną 23.00. Ludzie gotowi byli zrobić wszystko, by się dostać do środka. Już 45 o 19.00 tłoczyli się w sieni pałacu, by zająć miejsce wśród zadymionej papierosami widowni. Przyjaciele „Piwnicy” dostawali darmowe wejściówki. Dla zwykłej publiczności przy kasie zostawało ich już niewiele. Ludzie nigdy nie mogli być pewni tego, co i kogo zobaczą, bo często występy powstawały spontanicznie. Kabaret był bowiem wspólną zabawą artystów i widowni. W „Piwnicy” nie było mikrofonów ani wentylacji. Za to tylko „Piwnica” miała jedyne w swoim rodzaju dekoracje. Na scenie stały znalezione gdzieś przedmioty – stary kredens, wspaniała purpurowa kanapa z czasów cesarza Franza Josepha pełna moli, fotele bez siedzeń. Wśród rekwizytów można było znaleźć mundury galowe, uprząż końską, klatki na ptaki, lustra w złoconych ramach, wypchane zwierzęta, manekin krawiecki, rogi jelenie, hełmy strażackie, gipsowe popiersia, szable, koronkowe suknie z trenami i cekinami, samowary, a także wieniec pogrzebowy ukradziony na Cmentarzu Rakowickim i zawsze duży świecznik. Rekwizytami obowiązkowymi były zapalone świece. Często iskrzyły też zimne ognie. Istotą „Piwnicy” były zawsze nastrój, poetycka refleksja, śmiech. Programy opierały się na skojarzeniach, przedziwnych pomysłach i groteskowo interpretowanych tekstach. Awangardowa „Piwnica” nigdy nie była kabaretem politycznym. Tu programowo polityką się nie zajmowano, ale inteligentnie z niej drwiono. Wystawiano skecze, prezentowano teksty wyszukane z literatury pięknej, niekiedy z pamiętników czy listów. Pojawiały się także fragmenty z oficjalnych przemówień dygnitarzy lub z artykułów politycznych prasy codziennej PRL-u, na przykład „Trybuny Ludu”. Tutaj śpiewano nawet Dekret o Stanie Wojennym. Wszystkie prezentowane teksty miały jedną wspólną cechę: w wykonaniu piwnicznych artystów dostarczały wspaniałej rozrywki. „Piwnica” była tolerowana przez władze komunistyczne, choć te kilkakrotnie ją zamykały. Tak się stało po likwidacji reformatorsko-liberalnego tygodnika „Po prostu” (po słynnym obwieszczeniu na drzwiach „Piwnicy”: „Bal po prostu zamknięty”), tak bywało przed wyborami, zjazdami partii, w czasach rozruchów. W roku 1962, po programie dla psychiatrów, wyrzucono kabaret z piwnicy na trzy lata. Przez ponad dziesięć lat „Piwnicy” nie wolno było występować nigdzie w kraju poza Krakowem, chociaż mogła wyjeżdżać z występami na Zachód, np. do Paryża oraz na festiwale w Arezzo i w Nancy. Za granicą przyjmowano ją równie gorąco jak w kraju. W czasach PRL-u „Piwnica” istniała jako dowód „wolności intelektualnej”, być może była nawet traktowana jak wentyl bezpieczeństwa. Chociaż od roku 1957 każdy program musiał podlegać aprobacie cenzora z Urzędu Kontroli Prasy, 46 Fot. Z archiwum „Piwnicy pod Baranami” O KULTURZE Piotr Skrzynecki – założyciel „Piwnicy pod Baranami” Publikacji i Widowisk, który zjawiał się niemal zawsze w czasie występu i bacznie obserwował reakcję widowni, to jednak można było usłyszeć w „Piwnicy” bardzo aluzyjne teksty. „Pod Baranami” każdy występ był inny. Programy miały swoje nazwy. Zazwyczaj była to fraza zapożyczona z jednego z wystawianych tekstów. Pierwszy program nie miał nazwy, drugi (w 1957 r.) zatytułowano Polska Stajnia Narodowa (z ostrą jak na owe czasy satyrą polityczną), Próba światła (po założeniu w piwnicy „Piwnicy” światła w roku 1958; wcześniej wszystko odbywało się przy świecach), Śmierć w kawiarni, Sen Namiestnika Hinkona; Jezioro Trzech Wieszczek; Siedem dziewcząt pod bronią czyli apoteoza Cesarza Franciszka Józefa; Jak żyliśmy, jak żyjemy i do czego doprowadzimy nasze mieszkania; Łaska Imperatora; Folguj szczątkom swej młodości; Kochać nie warto; Ja Cię Włodek psuć nie chciałem (miało być „Władek”, ale, że Gomułka miał na imię Władek, cenzura postawiła veto). To oczywiście tylko niektóre tytuły. W Krakowie „Piwnica” zasłynęła nie tylko programami kabaretowymi, ale organizowaniem hucznych bali, uroczystości, happeningów. Wszystkie imprezy plenerowe odbywały się zawsze we wspaniałej scenerii. W grudniu 1964 r., w renesansowym zamku w Pieskowej Skale pod Ojcowem, bal połączono z premierą programu Jak żyliśmy, jak żyjemy i do czego doprowadzimy nasze mieszkania (na którym nakręcono dokumentalny film). Bale odbyły się też w Sukiennicach na krakowskim Rynku, w kilku barach krakowskich, w ko- O KULTURZE palni soli w Wieliczce, w pałacu w Niepołomicach. W 1996 r., z okazji obchodów 40-lecia „Piwnicy” juhasi przeprowadzili wokoło krakowskiego Rynku najprawdziwsze w świecie barany. Piotr Skrzynecki publicznie obchodził swoje imieniny i urodziny. Urządzał je albo w wytwornych plenerach, albo na straganach placu targowego, pod mostem, w ZOO. Skrzynecki mawiał: „Jak się sami nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi” i dlatego wymyślał niezwykle barwne i wielkie imprezy, jak happening artystyczny „Noc Paryska na ul. Floriańskiej” z udziałem Sławomira Mrożka. Odtwarzał akty historyczne: wjazd Księcia Poniatowskiego do Krakowa, przysięgę Tadeusza Kościuszki, hołd Pruski. Tylko Piotr Skrzynecki na potrzeby swoich towarzysko-artystycznych inicjatyw potrafił zjednać krakowskie kwiaciarki, miejską administrację, tylko on umiał wciągnąć do zabawy przypadkowych przechodniów. Poza spontanicznością oraz zaskakującymi pomysłami programowymi i scenicznymi, „Piwnicę” ceniono za otwartość. A wniósł ją do kabaretu Piotr Skrzynecki – dusza, inspirator, dyrektor, reżyser i konferansjer „Piwnicy”. W życiu – włóczęga, na scenie – mistrz. Lubił przychodzić do kawiarenki „Kolorowej” przy ulicy Gołębiej. Popijał w niej czarną kawę, niekiedy z cytryną. Rozpoznawano go w tłumie dzięki charakterystycznemu wizerunkowi. Nosił się nonszalancko z pozorną niedbałością: fantazyjne płaszcze i marynarki, rozmaite kapelusze, a latem te najbardziej znane – słomkowe. Swoją charyzmą przyciągał najbardziej utalentowanych ludzi. Otaczał się najwybitniejszymi osobowościami świata kultury, chociaż sam nie uważał się za artystę. Kiedyś powiedział: „Chciałbym posłuchać pięknej muzyki, piosenki, popatrzeć na cudny balet, czy też zatańczyć, czy cokolwiek, a ponieważ sam tego nie potrafię, to wszystkim mówię: malujcie, śpiewajcie, grajcie, róbcie co chcecie, byle było ciekawie”. Lubił komentować to, co się działo na scenie. Niekiedy śmiał się zaraźliwym śmiechem, niekiedy stał w bezruchu odwrócony tyłem, w zamyśleniu. Wypadał zza kulis, dzwoniąc jednym z wielu dzwonków, które posiadał, krzycząc donośnie „Proszę państwa, proszę państwa” i zapowiadał następne punkty programu. A kiedy milczał, jego gesty i mimika twarzy wyrażały czasami więcej niż mogła wyrazić cała plejada gwiazd. Jednym lub tylko kilkoma słowami, zapalonym papierosem, postawą budował niepowtarzalny nastrój, więc magia „Piwnicy” była w dużej mierze właśnie jego zasługą. Klimat kabaretu tworzyli artyści różnych dziedzin: literaci, muzycy, plastycy i aktorzy. Z kabaretem związani byli Janina Garycka i Zygmunt Konieczny. Przez pewien czas w „Piwnicy” występował zespół Krzysztofa Komedy. Swoje piosenki śpiewała Ewa Demarczyk, teksty pisał m.in. Wiesław Dymny, oprawę plastyczną przedstawień przygotowywał m.in. Kazimierz Wiśniak. Stały zespół tzw. starej „Piwnicy”, istniejący do początku lat 70., tworzyli ponadto Krystyna Zachwatowicz, Leszek Długosz, Tadeusz Kwinta, Krzysztof Litwin, Mirosław Obłoński i Mieczysław Święcicki. To tylko niektóre z nazwisk pierwszych dwudziestu lat działalności kabaretu. W latach 70. i 80. zaszły w „Piwnicy” pewne zmiany. Na scenie pojawiło się młode pokolenie artystów, którzy w dzieciństwie wychowywali się na micie „Piwnicy”: Marek Grechuta, Anna Szałapak, Zbigniew Preisner, Leszek Wójtowicz, Jacek Wójcicki, Grzegorz Turnau, Beata Rybotycka. Koncertowali w całej Polsce, a jednak na sobotnie noce wracali do „Piwnicy”, do miejsca jedynego w swoim rodzaju. Prowadzony przez Skrzyneckiego kabaret miał stały adres – w pałacu przy krakowskim Rynku. Równie ważnym miejscem, gdzie objawiał się prawdziwy duch „Piwnicy”, był jednak dom na Groblach – mieszkanie Janiny Garyckiej. Spotykali się w nim piwniczanie po występach, bo miejsce szybko okrzyknięto prawdziwym salonem krakowskiej bohemy II połowy XX w. Garycka, o której mówi się, że była mózgiem kabaretu albo też jego sercem, pomagała Skrzyneckiemu w realizacji pomysłów. Była autorką niepowtarzalnych scenografii. Nazywano ją kierownikiem literackim, choć oficjalnie taka funkcja nie istniała. W mieszkaniu przy placu Na Groblach Pomnik Piotra Skrzyneckiego przed kawiarnią „Vis-à-Vis” na Rynku Głównym w Krakowie 47 O KULTURZE znalazł przystań Skrzynecki, który sprowadził się tam na stałe w 1960 r. W latach 80. wyprowadził się stamtąd, ale – jak mówił – zawsze wracał na Groble, które traktował jak swój prawdziwy dom. Kiedy w kwietniu 1997 r. zmarł Piotr Skrzynecki, „Piwnica” zawiesiła działalność kabaretową, ale po licznych dyskusjach artystycznych zdecydowano, aby kontynuować dzieło Mistrza. I tak się stało. Rok później kabaret wznowił pełną działalność, chociaż część osób pamiętających „Piwnicę” sprzed lat zgadza się z opinią Leszka Długosza, że „Pod Baranami też już dzisiaj inny czas”. Dla niektórych przedstawicieli starszego pokolenia wraz ze śmiercią Skrzyneckiego czar „Piwnicy” prysł, ale jak mawiał twórca kabaretu: „Ta Piwnica nie skończy się nigdy”. Rokrocznie w dniu urodzin Mistrza – 12 września – odbywa się wielki „Koncert dla Piotra S.” grany już tradycyjnie poza siedzibą Kabaretu. W tym roku zainaugurowano nim 52. sezon artystyczny. „Piwnica pod Baranami” trwa nadal. Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”. Słowniczek – Vocabulary: przełom – turning point odwilż – (political) thaw stawiać pierwsze kroki – to take (one’s) first steps baran – ram (male sheep) duch twórczy – creative spirit peleryna – cloak kapelusz – hat dzwonek – bell wylęgarnia talentów – hothouse of talent piosenka literacka – poetic song belonging to the broad music genre of “sung poetry” typical in Poland wyrafinowany humor – sophisticated humour piwnica – cellar świeca – candle drwić – to mock rozruchy – riots wentyl bezpieczeństwa – safety valve juhas – Carpathian shepherd odtwarzać akty historyczne – to recreate historical events włóczęga – wanderer nonszalancki – nonchalant klimat kabaretu – atmosphere of the cabaret znaleźć przystań – to find a haven Barbara Janowska Cicho – najciszej … Stare polskie cmentarze. Część 3. Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmentarz Łyczakowski we Lwowie Cmentarze są obrazem dziejów narodowych. Tę oczywistą prawdę najlepiej potwierdzają groby wybitnych Polaków na obczyźnie, na przykład grób Fryderyka Chopina na paryskim cmentarzu Pere Lachaise, grób Cypriana Kamila Norwida, Adama Czartoryskiego, Delfiny Potockiej w Montmorency (tu spoczywał też Adam Mickiewicz zanim pochowano go na Wawelu). Są jednak takie cmentarze, o których można powiedzieć, że są w całości polskie, choć dziś leżą poza granicami kraju. To właśnie Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmentarz Łyczakowski we Lwowie. Wilno to jedna z historycznych stolic Rzeczypospolitej. Miasto królów polskich, a jednocześnie książąt litewskich. 48 Miasto Wujka, Sarbiewskiego i Skargi. Miasto Mickiewicza, Słowackiego, Gałczyńskiego, Miłosza i Konwickiego. Miasto uczonych ze wspaniałego uniwersytetu, noszącego w okresie międzywojennym imię króla Stefana Batorego. Miasto Moniuszki i premiery Halki. Miasto Piłsudskiego. Miasto Matki Boskiej Ostrobramskiej i św. Faustyny Kowalskiej. Wilno to w jakimś sensie „polskie miasto”, stolica kresowego województwa (należało do Polski przez 17 lat w ciągu ostatnich dwóch wieków w latach 1922-1939). Lwów zawsze był wierny – najpierw Koronie, potem II Rzeczypospolitej. Założył go nad Pełtwią wśród lasów i bagien około 1250 r. ruski książę Lew. Miasto zniszczone w toku długich walk, gdy do Rusi zgłaszali pretensje Polacy i Litwini, Węgrzy i Tatarzy, zdobył Kazimierz Wielki. Lubił to miasto Władysław Jagiełło, który w specjalnym przywileju zastrzegł, że nigdy go nikomu nie odda. Niezwykłą rolę odegrał Lwów w czasie szwedzkiego potopu, tu bowiem w 1656 r. we lwowskiej katedrze złożył słynne śluby Jan Kazimierz. Tu także pod Fot. Piotr Rabiej O KULTURZE Il. 1. Cmentarz wileński na Rossie II Rzeczpospolita Polska współczesna – podział administracyjny murami Lwowa odniósł pamiętne zwycięstwo nad znacznie liczniejszymi siłami tatarskimi król Jan III Sobieski. Znaczącym wydarzeniem w dziejach wolnej Polski była bitwa pod Zadworzem 17 sierpnia 1920 r., kiedy kilkuset bardzo młodych ochotników obroniło Lwów przed natarciem znacznie silniejszej konnicy Budionnego. Zadworze odtąd zwie się polskimi Termopilami, a jego obrońców nazywamy kresowymi rycerzami. Za bohaterstwo Józef Piłsudski 22 listopada 1920 r. odznaczył Lwów orderem Virtuti Militari. Inną miarą uznania lwowskiego heroizmu – łącząc kresy z ojczyzną – był symboliczny gest złożenia zwłok nieznanego obrońcy Lwowa do wzniesionego w 1925 r. w Warszawie Grobu Nieznanego Żołnierza. Lwów ma swoje zasługi jako centrum polskiej kultury kresowej, gdzie działa założony w 1817 r. teatr, gdzie mają swoją siedzibę Zakład Narodowy im. Ossolińskich oraz zbiory sztuki malarskiej w tzw. Lwowskiej Galerii Obrazów. Uniwersytet im. Jana Kazimierza i Politechnika Lwowska tworzyły jeden z najsilniejszych ośrodków naukowych w kraju i za granicą. Przypomniane fakty i zjawiska wyjaśniają, na czym polegała polskość Wilna i Lwowa – polskich stolic kresowych. Tłumaczą także naszą polską nostalgię za znajdującymi się w nich cmentarzami. Wszystkie cmentarze wileńskie położone są na wzgórzach okalających miasto i tworzą malowniczy krajobraz, jednak Rossa jest najbardziej znanym, a zarazem największym historycznym cmentarzem wileńskim (il. 1). Usytuowana jest na kilku wzgórzach za starymi murami miejskimi, niespełna kilometr od Ostrej Bramy. Wąskie i kręte ścieżki, biegnące między grobami, wskazują odwiedzającym drogę do płyt o starych, omszałych inskrypcjach, do pomników dzieł sztuki rzeźbiarskiej. Wyrastający tu w naturalnych warunkach topograficznych przepiękny starodrzew w połączeniu z architekturą kaplic, bram i nagrobków czyni z tego cmentarza prawdziwe arcydzieło (il. 2). Cmentarz na Rossie został założony w 1769 r. Przyczynił się do tego burmistrz – Bazyli Miller. Skąd się wzięła nazwa „Rossa” i jakie jest jej pochodzenie, dokładnie nie wiadomo. Przed murami właściwego cmentarza, tuż przy bramie wejściowej, znajduje się skromny cmentarz wojskowy (il. 3) o powierzchni zaledwie 0,2 ha (cały cmentarz zajmuje powierzchnię ponad 10 ha). Spoczywają tu żołnierze, oficerowie ochotnicy, którzy zginęli w latach 1919-1920 w walkach o Wil- 49 Il. 2. Cmentarz na Rossie Fot. Piotr Rabiej no, a także ofiary września 1939 r. Są tu też groby żołnierzy AK poległych w operacji Ostra Brama w 1944 r. Centralne miejsce tego żołnierskiego cmentarza zajmuje płyta z czarnego granitu, na której wyryty jest krzyż i napis: „Matka i Serce Syna” (il.4). 12 maja 1936 r. w srebrnej urnie złożono tu serce marszałka Józefa Piłsudskiego. Tuż obok pochowano matkę marszałka, Marię z Billewiczów, zmarłą prawie pięćdziesiąt lat wcześniej, spoczywającą dotąd w Sugintach na Litwie Kowieńskiej. Na ogromnej płycie nagrobnej widnieją słowa ukochanego poety marszałka – Juliusza Słowackiego – z poematów: Wacław i Beniowski: … Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą i poniżej: … Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu Gniazdo na skałach orła, niechaj umie Spać, gdy źrenice czerwone od gromu I słychać jęk szatanów w sosen szumie. Tak żyłem. Il. 3. Cmentarz wojskowy 50 Stroma ścieżka biegnąca od bramy wiedzie na „Górę Literacką” Rossy, gdzie spoczywają pisarze, poeci, profesorowie i artyści. Ludwik Kondratowicz (Władysław Syrokomla), słynny poeta, „lirnik wioskowy” ma piękną płytę z różowego granitu. Napis na niej brzmi: „Skonał grając na lirze”. Poniżej zaś wyryto jeszcze czterowiersz: Cześć twej pamięci lirniku wioskowy! Twym piosenkom wieczna niech będzie cześć! Ty w naszych sercach pomnik wiekowy Trwalszy nad granit umiałeś wznieść. Warto dłużej zatrzymać się przy grobie Joachima Lelewela, wybitnego uczonego, historyka i działacza politycznego. Na okazałym cokole grobowca popiersie z brązu, poniżej zaś napis: „Lelewel” i trzy daty: 1786 – rok urodzenia, 1861 – rok śmierci w Paryżu oraz 1929 – rok sprowadzenia szczątków do Wilna. Nastąpiło to w 350. rocznicę założenia Uniwersytetu Wileńskiego, którego Joachim Lelewel był uczniem, a następFot. Piotr Rabiej Fot. Piotr Rabiej O KULTURZE Il. 4. Grób matki Józefa Piłsudskiego nie profesorem historii. Nieopodal zaś znajduje się mogiła autora popiersia Lelewela, Bolesława Bałzukiewicza – rzeźbiarza, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego. Odnajdziemy tam również nagrobki Euzebiusza Słowackiego, ojca Juliusza Słowackiego, oraz sybiraka-filomaty Onufrego Pietraszkiewicza, przyjaciela Adama Mickiewicza. W czasie rozkwitu Uniwersytetu Wileńskiego, kiedy miasto nazywano „polskimi Atenami”, drogą od Ostrej Bramy do cmentarza podążały kondukty pogrzebowe, żegnając profesorów, literatów i artystów. A kiedy wilnianom przyszło umierać na zesłaniu, rodziny sprowadzały ich prochy na Rossę i umieszczały na nagrobkach patriotyczne epitafia. W 1967 r. cmentarz został uznany za zabytek kultury. Od kilku lat prace konserwatorskie prowadzą tu polscy specjaliści. Najwspanialsze polskie cmentarze w ciągu XIX w. stały się polem twórczej działalności artystycznej wielu rzeźbiarzy. Il. 5. Cmentarz lwowski na Łyczakowie Kamienne anioły i figury kobiet obejmujące sarkofagi to postacie alegoryczne, wyrażające ból, żal i smutek, ale również ukojenie i pociechę. Autorami są znani rzeźbiarze i architekci – Wiwer, Filippi, Terier i Markowski. Dwie muzy, Klio i Melpomena, przysiadły pod popiersiem Karola Szajnochy, znanego historyka i autora dramatów. Na Cmentarzu Łyczakowskim są również miejsca, gdzie spoczywają żołnierze (il. 6). Na cmentarzyku Żelaznej Kompanii pochowano 47 powstańców listopadowych 1830 r. Na górce powstańców z 1863 r. znajduje się 230 mogił. Tu oraz przy pomniku Artura Grottgera odbywają się wspólne modlitwy, stąd słychać patriotyczne śpiewy. Częścią Łyczakowa jest także Cmentarz Orląt, bohaterskich lwowskich dzieci, poległych w obronie miasta w latach 1918-1920. Cmentarz Łyczakowski nazywany jest Grobem Ojczyzny. Wśród grobów spoczywających tu zasłużonych Polaków znaj- Il. 6. Groby żołnierskie na Łyczakowie dziemy grób Marii Konopnickiej (il.7), której pogrzeb w 1910 r. był największą uroczystością żałobną we Lwowie. Jest tu także grobowiec innej znanej pisarki – Gabrieli Zapolskiej (il. 8), na którym wyryto 56 tytułów jej powieści i sztuk teatralnych. Pamiętajmy też o grobie w centralnym punkcie Alei Zasłużonych, w którym spoczywają prochy bohatera Mickiewiczowskiej Reduty Ordona, a także o nagrobku Władysława Bełzy (il. 9), autora Katechizmu polskiego (Kto ty jesteś – Polak mały). Od 1989 r. działa polsko-ukraińska komisja ds. rewaloryzacji cmentarza, będącego – podobnie jak w czasach austriackich i polskich – panteonem zasłużonych. Jej historia to Fot. Piotr Rabiej Fot. Piotr Rabiej W tym czasie cmentarze nabierają ogrodowo-parkowego stylu. Troska zaś o piękno grobu ujawnia się w tym, by miał on indywidualny i niepowtarzalny charakter. Takim wymaganiom mogły sprostać tylko najsilniejsze ośrodki artystyczne, takie jak Warszawa, Kraków, Wilno i Lwów. Cmentarz na Łyczakowie jest kolejnym zabytkiem polskiej kultury. Od momentu założenia w 1787 r. miał charakter reprezentacyjny, bowiem bogaty, kupiecki Lwów wystawiał wybitnym osobom wspaniałe, często artystyczne nagrobki w stylu klasycystycznym i secesyjnym. Podobnie jak wileńska Rossa, Cmentarz Łyczakowski we Lwowie skomponowany w przestrzeni romantycznego parku (il.5) jest zarazem wizją rajskiej, pięknej, lirycznej śmierci. Śmierć, którą na pomniku uosabia artystyczna postać anioła, jest miłym snem. Nagrobna rzeźba wyraża już nie tylko żałobę, ale także trwanie człowieka poza śmiercią. Tak ukazany został przez rzeźbiarza Markowskiego Seweryn Goszczyński, w pełni sił i życia. Fot. Piotr Rabiej O KULTURZE Il. 7. Grób Marii Konopnickiej, poetki, nowelistki okresu realizmu 51 Fot. Piotr Rabiej O KULTURZE niem kwiatów, zapaleniem znicza, a nawet sprzątnięciem liści. Jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu Historia: Wy te same drżące u nieba, wy te same róże sadzić jak głos na grobach przyjdziecie i dłonią odgarniecie wspomnienia i liście … Gesty pamięci i miłości sięgające poza grób są znakiem legitymizującym prawo narodu do tego drogiego fragmentu ziemi, mimo że nowo ustanowione granice pozbawiły go ciągłości terytorialnej. Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Il. 8. Grób Gabrieli Zapolskiej – dramatopisarki, powieściopisarki i publicystki, przedstawicielki polskiego naturalizmu Fot. Piotr Rabiej już prawie oddzielny rozdział w stosunkach polsko-ukraińskich XXI w. Każda wizyta na cmentarzu, każda bytność u grobu bliskiej osoby stają się znakiem potwierdzającym potrzebę pamięci o tych, którzy odeszli, lecz trwają nadal w myślach i uczuciach. Bo cmentarz jest przestrzenią pamięci, osobliwą wspólnotą żywych i umarłych. Łączą ją różnorakie więzy: narodowe, wyznaniowe, rodzinne. Różnie są one wyrażane: modlitwą, patriotyczną manifestacją, chwilą refleksji, złoże- Il. 9. Grób Władysława Bełzy, poety neoromantycznego, piewcy polskości, animatora życia kulturalnego, oświatowego, prasowego 52 Słowniczek – Vocabulary: mogiła – tomb kresy – borderlands (used to describe eastern territories now outside of Poland but previously under Polish rule) województwo – voivodship (administrative province) Potop – The Flood (Swedish invasion of Poland in the 17th century) konnica – cavalry rycerz – knight bohaterstwo – heroism grób – grave zwłoki – dead body, corpse omszały – moss-covered starodrzew – old trees arcydzieło – masterpiece kondukt pogrzebowy – funeral cortege zesłanie – penal transportation sprostać wymaganiom – to meet requirements śmierć – death nagrobna rzeźba – tomb sculpture żałoba – mourning ukojenie – solace prochy – ashes panteon zasłużonych – pantheon of the nation’s illustrious dead znicz – grave candle PODRÓŻE POLONICUM Jolanta Aulak Pojezierze Suwalsko-Augustowskie Fot. www.suwalszczyzna.com.pl Jeszcze do niedawna region ten kojarzono przede wszystkim z zimową mapą pogody i znajdującym się właśnie tutaj polskim biegunem zimna. Jednak łagodne ostatnio zimy powodują, że coraz rzadziej spoglądamy w kierunku Suwałk czy Augustowa z powodów meteorologicznych, za to coraz bar- Il. 1. Kanał Augustowski – atrakcja turystyczna regionu. Unikatowe w skali europejskiej dzielo budownictwa wodnego z I połowy XX wieku skiej przeznaczone na rozwój regionu). Tutejsze przedsiębiorstwa turystyczne oferują różne trasy spływów kajakowych, wycieczki białą żeglugą, we wszystkich miejscowościach położonych nad jeziorami działają wypożyczalnie sprzętu wodnego umożliwiające uprawianie żeglarstwa, kajakarstwa, jazdę na nartach wodnych, zakładane są stadniny koni, budowane ścieżki rowerowe, wytyczane szlaki dla pieszych wędrówek. Najbardziej znaną miejscowością wypoczynkową regionu jest Augustów, położony nad rzeką Nettą, na południowo-zachodnim krańcu Puszczy Augustowskiej, nad brzegami jezior Necko, Białe i Sajno. Początki miasta sięgają I połowy XVI w. Bardziej romantyczna wersja łączy powstanie Augustowa z młodością króla Zygmunta Augusta, który często oddawał się myśliwskim pasjom w tutejszych kniejach. Podczas jednej z wypraw spotkał przyszłą żonę Barbarę Radziwiłłównę i dla upamiętnienia tego wydarzenia miejsce, gdzie się ono odbyło, nazwał własnym imieniem. Inny królewski wątek historii oddaje inicjatywę królowej Bonie, która w 1546 r. postanowiła założyć miasto i na cześć syna nazwać je Zygmuntowem. Jednak wbrew jej życzeniu przyjęła się nazwa pochodząca od drugiego imienia królewicza, który wkrótce (1548 r.) odziedziczył po ojcu Zygmuncie Starym tron kró- dziej doceniamy walory turystyczne tych okolic. Typowy krajobraz polodowcowy pełen jezior o czystych wodach i pięknych plażach, wzgórza morenowe nadające się nawet do uprawiania narciarstwa zjazdowego, wspaniała Puszcza Augustowska – największy zwarty obszar leśny w Polsce, gdzie prawie 17% drzewostanu stanowią ponad stuletnie okazy – są dużą atrakcją dla przyjezdnych spragnionych kontaktu z przyrodą. Stosunkowo niewielka liczba miast i osiedli sprawia, że na znacznej powierzchni przyroda zachowała swój pierwotny, naturalny charakter, dzięki czemu możemy podziwiać unikalne gatunki fauny i flory. Dla ochrony ekosystemów leśnych, wodnych, torfowiskowych utworzono Wigierski Park Narodowy, Suwalski Park Krajobrazowy oraz liczne rezerwaty. Jednak walory krajobrazu nie są jedynym warunkiem dobrego wypoczynku. Świadomi tego mieszkańcy Pojezierza w szybkim tempie rozbudowują turystyczną infrastrukturę, starając się sprostać różnorodnym oczekiwaniom przyjezdnych (niebagatelne znaczenie mają fundusze z Unii Europej- 53 Fot. Jolanta Anulak PODRÓŻE POLONICUM Il. 2. Widok na jezioro Wigry z wieży klasztoru kamedułów Fot. www.suwalszczyzna.com.pl lewski. Zwolennicy bardziej prozaicznej teorii mówią o karczmie wystawionej w 1526 r. przez Jana Radziwiłła, wokół niej szybko zaczęło się rozwijać osiedle obsługujące podróżnych, którzy przemierzali krzyżujące się tutaj szlaki handlowe. Warto wspomnieć, że już raz na początku naszej ery słynny Szlak Bursztynowy łączący Imperium Rzymskie z północno-wschodnią częścią Europy stał się bodźcem ożywienia gospodarczego tych terenów zamieszkiwanych wówczas przez Prusów i Jaćwingów. (Plemiona te zostały później wyniszczone lub zgermanizowane przez Krzyżaków. Ślady po Jaćwingach pozostały w nazwach jezior i rzek, a pozostałości kultury materialnej archeolodzy odnaleźli we fragmentach grodzisk i cmentarzy kurhanowych w pobliżu wsi Posejnele, Osinki, Szwajcaria koło Suwałk. Znaleziska z wykopalisk znajdują się w Muzeum Okręgowym w Suwałkach i w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie.) Potrzeby handlu Il. 3. Klasztor kamedułów 54 i transportu przez wieki decydowały też o rozwoju Augustowa. Zwłaszcza w XIX w. po wybudowaniu kolei warszawsko-petersburskiej i kanału łączącego dorzecze Wisły z Niemnem wzrosła ranga miasta. Niestety niewiele zabytków zachowało się z tamtego okresu. Najstarszym obiektem jest kamienica przy rynku (z 1800 r.), w której na krótko zatrzymał się Napoleon, oraz żydowska bożnica wkomponowana obecnie w bryłę budynku Urzędu Skarbowego (w XIX w. Żydzi stanowili prawie 50% mieszkańców miasta, trudnili się przede wszystkim handlem z Rosją i Prusami). Najważniejszym obiektem, a zarazem główną atrakcją turystyczną regionu pozostaje Kanał Augustowski, od 1968 r. wpisany na listę zabytków jako unikalne dzieło sztuki inżynierskiej i budownictwa wodnego. Kiedy w wyniku rozbiorów dostęp do Bałtyku przejęły Prusy, a na granicach wprowadzono wysokie cła dławiąc polski handel zagraniczny, władze Królestwa Polskiego postanowiły docierać do morza nową drogą wodną i wybudowały kanał łączący dorzecze Wisły przez Narew, Biebrzę i Nettę z dorzeczem Niemna. Pomysłodawcą był minister skarbu Królestwa Polskiego – książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, a wykonawcą projektu generał Ignacy Prądzyński. Budowę rozpoczęto w 1825 r. i ukończono w 1839 r. Długość kanału od Biebrzy do Niemna wynosi niemal 102 kilometry, z czego 80 kilometrów znajduje się dziś w Polsce. Na kanale wybudowano 18 murowanych śluz (14 – w Polsce) i 23 upusty. Podnoszą one o 15 m poziom wody od Biebrzy do Augustowa, a od Augustowa do Niemna obniżają go o 41 m. Nie ma chyba turysty odwiedzającego ten region, który nie popłynąłby choć jedną z wielu tras Kanału Augustowskiego. Zalety letniskowo-rekreacyjne Augustowa zaczęto dostrzegać od połowy lat 20. ubiegłego wieku. Miasto zyskało nawet miano „letniego salonu stolicy”. Także dzisiaj Augustów o każdej porze roku ma dla turystów ciekawą ofertę. Zimą od kilku lat odbywają się wyścigi psich zaprzęgów, na jeziorach ścigają się bojery, a wędkarze biorą udział w zawodach łowienia ryb pod lodem. Latem można korzystać ze wszystkich dobrodziejstw, jakie daje pobyt nad wodą i w sercu puszczy. Ciekawostką jest działający na jeziorze Necko wyciąg dla narciarzy wodnych – jedyny w Polsce! Turyści chętnie przebywają też na terenie Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie znajduje się jedno z najgłębszych w Polsce jezior (73 m), przez wielu uważane za najpiękniejsze – jezioro Wigry (najgłębszym jeziorem jest położone nieco dalej na północ na wysokości 227 m n.p.m. jezioro Hańcza – maksymalna głębokość 108,5 m, średnia – 38,7 m). O urodzie Wigier przesądza nieregularna linia brzegowa, którą tworzą w większości zalesione pagórki, liczne zatoki i półwyspy Il. 4. Dziedziniec klasztoru kamedułów i eremy oraz 18 różnej wielkości wysp rozsianych po tafli jeziora. Niektóre związane z jeziorem nazwy, jak Stary Folwark (przy ujściu Czarnej Hańczy do Wigier) czy Zatoka Krzyżacka znane są przede wszystkim przyrodnikom ze względu na występujące tu żeremia bobrów i unikalną szatę roślinną, ale mogą też skłonić do zainteresowania się historią tych terenów. Istotnie, przez wieki okoliczne lasy były ulubionym miejscem polowań książąt litewskich i królów polskich. Już w XV w. w pobliżu dzisiejszej wsi Wigry znajdował się drewniany dworek myśliwski służący zmęczonym pogonią za zwierzyną dostojnikom jako miejsce odpoczynku i biesiad. Na początku XVII w. obiekt został rozbudowany i zmodernizowany dla króla Władysława IV Wazy. Na losy ziem nad Wigrami istotnie wpłynął król Jan Kazimierz, który aktem z 6. I . 1667 r. podarował jezioro wraz z przyległymi terenami zakonowi kamedułów. Zakonnicy wybudowali klasztor i kościół w stylu uproszczonego baroku, co miało harmonizować z surową regułą kamedułów, ale przede wszystkim zaczęli prowadzić akcję osadniczą, poszerzać swoje terytorium i rozwijać je gospodarczo (założyli m.in. cegielnie, huty szkła, tartaki, młyny, papiernie). W 1800 r. całe dobra klasztorne skonfiskowały władze Prus, zakonników zaś przesiedlono do Warszawy, gdzie od 1639 r. kameduli mieli już swoją siedzibę w miejscu, które od ich białych habitów zaczęto nazywać Bielanami. W połowie XX w. zrujnowany zespół architektoniczny wigierskich kamedułów został zrekonstruowany i odbudowany (ze starej zabudowy zachował się tylko refektarz i jeden z eremów), dziś oprócz funkcji sakralnych częściowo jest też wykorzystywany dla celów wypoczynkowych. Zakonowi kamedułów zawdzięcza również swoje powstanie największe miasto regionu – Suwałki. Pod koniec XVII w. Suwałki były jeszcze niewielką osadą, która już w 1715 r. zdobyła prawa miejskie. Podanie wywodzi nazwę miasta od litewskiego słowa suwałka, co oznacza zbieraninę, jako że mieszkańcy tworzyli bogatą mozaikę narodowościową, co zresztą do dziś jest charakterystyczne dla całego regionu. Miasto, podobnie jak Augustów położone na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, szybko się rozwijało i bogaciło, pomimo zmiennej sytuacji politycznej. W wyniku rozbiorów cała Suwalszczyzna znalazła się pod panowaniem Prus, w latach 1807-1815 tereny te wchodziły w skład Księstwa Warszawskiego, a po Kongresie Wiedeńskim – Królestwa Polskiego. W XIX w. Suwałki należały do największych polskich miast. Ich prestiż podniósł się zwłaszcza po decyzji władz carskich w latach 70. o utworzeniu tutaj dużego garnizonu, co wymagało wybudowania odpowiedniego kompleksu koszarowego i rozbudowy połączeń kolejowych. Niestety, kolejny wiek przyniósł upadek miasta, zwłaszcza tragicznie zapisały się lata II wojny światowej – najpierw czasy okupacji rosyjskiej, a potem niemieckiej. Po wojnie Suwałki również należały do miast pozbawionych perspektyw rozwojowych, jak zresztą większość regionu, uważanego za symbol zacofania społecznego i gospodarczego. Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać od lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zaczęły powstawać nowe przejścia graniczne i region powrócił do tradycji przecinających się tutaj tras handlowych. Powołano Specjalną Suwalską Strefę Ekonomiczną, która dzięki ulgom inwestycyjnym stwarza dogodne warunki do rozwoju prywatnej przedsiębiorczości oraz Euroregion Niemen – ponadpaństwową strukturę, której zadaniem jest sąsiedzka współpraca gospodarcza. Inicjatywy te korzystnie wpłynęły na wszechstronne ożywienie obszaru, również w dziedzinie turystyki. Słynną przeszłością może się też poszczycić Dowspuda, dziś znana tylko jako miejscowość wypoczynkowa. Już na początku XV w. wybudowano tu drewniany dwór obronny, ale okres prawdziwej świetności nadszedł z początkiem XIX w., kiedy majątek znalazł się w posiadaniu generała Mikołaja Ludwika Paca – podróżnika, anglomana, który przeFot. Ze zbiorów „Polonicum” Fot. www.suwalszczyzna.com.pl PODRÓŻE POLONICUM Il. 4. Portyk pałacu Paca w Dowspudzie 55 PODRÓŻE POLONICUM niósł do Dowspudy metody gospodarowania zaobserwowane w Anglii. Najpierw powstało prężne przedsiębiorstwo rolniczo-przemysłowe zajmujące się hodowlą owiec, produkcją maszyn i narzędzi rolniczych, potem uruchomiono nowoczesną gorzelnię i zakłady przetwórstwa produktów rolnych. W latach 1820-1823 Pac wybudował wspaniały kompleks pałacowy w stylu neogotyku angielskiego, jedyny tego rodzaju obiekt w Polsce. Pałac przeszedł do przysłowia – „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”, choć niektórzy twierdzą, że chodzi tu o innego Paca i inny pałac (w Jeźnie koło Kowna). Ze wspaniałej rezydencji do dziś przetrwał tylko wejściowy portyk, mury fundamentów, narożna wieża i rozbudowane, dwukondygnacyjne piwnice. Piwnice zostały częściowo udostępnione, odbywają się w nich różne imprezy kulturalne, a turyści mogą też w przypałacowym parku podziwiać rzadkie i cenne gatunki drzew. Gdzie jeszcze zaglądają turyści wędrujący szlakami Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego? Na pewno warto obejrzeć koło wsi Stańczyki potężne budowle zwane „wiaduktami północy” liczące 200 m długości i 36 m wysokości. Są to mosty łączące brzegi pradoliny rzeki Błędzianki, po których od 1927 r. biegła linia kolejowa. Pociągi kursowały tędy do 1945 r., kiedy Rosjanie wywieźli tory, pozostawiając w całości potężne wiadukty. Dziś przyjeżdżają tu amatorzy skoków na bungee, jest to też wspaniałe miejsce widokowe. Region pojezierza to tereny pogranicza, które można też przemierzać szlakami różnych kultur i wyznań. Po zamieszkałej licznie na tych terenach ludności żydowskiej do dziś pozostało niewiele pamiątek, II wojna światowa skutecznie zatarła ślady jej bytności tutaj. Ciekawą grupę etniczną stanowią staroobrzędowcy, którzy przybyli na Suwalszczyznę ok.1680 r., szukając schronienia przed prześladowaniami, jakich doznawali w Rosji po odrzuceniu reformy patriarchy Nikona. Jeszcze w I połowie XX w. ich wyznanie oficjalnie usankcjonował rząd polski jako Wschodni Kościół Staroobrzędowy w Polsce. Staroobrzędowcy mieszkają w różnych miejscowościach regionu, ale w wyniku procesów asymilacyjnych ich ilość ciągle maleje (obecnie poniżej 1000 osób). Do wypełniania obrządków religijnych służą im trzy czynne cerkwie – w Suwałkach, Gabowych Grędach i Wodziłkach o skromnym wyposażeniu – kilka ikon, starych ksiąg i krzyży. Staroobrzędowcy przywieźli też zwyczaj kąpieli w baniach – małych drewnianych łaźniach, z których jedna, niezależnie od pory roku, czynna jest do dziś w Wodziłkach. Miejscowości takie, jak Sejny, Puńsk czy okoliczne wsie zamieszkuje oprócz Polaków ludność pochodzenia litewskiego. Litwini są bardzo przywiązani do własnej kultury i tradycji, posiadają własne szkoły, wydawnictwa, zespoły pieśni 56 i tańca i chętnie prezentują swój dorobek kulturalny. Licznych turystów przyciągają daniami regionalnej kuchni podawanymi w restauracjach i gospodarstwach agroturystycznych. Można powiedzieć, że mozaika narodowościowa dalej się różnicuje. Kiedy miniemy wieś Bachanowo, gdzie zaczyna się ścieżka dydaktyczna Doliny Czarnej Hańczy, warto odwiedzić gospodarstwo, na którym widnieje napis zachęcający do kupna serów. O dziwo, są to sery wytwarzane według oryginalnych receptur szwajcarskich. Ich produkcją zajmują się przybyli ze Szwajcarii w latach 90. XX w. państwo Notterowie, którzy, jak się wydaje, zapuścili już korzenie na Suwalszczyźnie, bo rodzina powiększyła się tu o kilkoro dzieci, doskonale władających językiem polskim. Kto wie, może niebawem przybędą na pojezierze następni osadnicy, przecież miejsca jest dosyć. Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Redakcja składa serdeczne podziękowania Portalowi Turystycznemu suwalszczyzna.com.pl za użyczenie zdjęć. Słowniczek – Vocabulary: wzgórze morenowe – morainic hill torfowisko – peat bog spływ kajakowy – canoeing trip wytyczać szlak – to mark out a trail knieja – forest karczma – inn przemierzać – to travel along (a trail) bodziec – impulse grodzisko – hillfort kurhan – burial mound dorzecze – (river) basin śluza – lock upust – sluice psi zaprzęg – dog-sledge wyciąg dla narciarzy wodnych – water-ski lift żeremie bobrów– beaver lodge biesiada – feast zakon kamedułów – Camaldolese Order surowa reguła – strict monastic rule szlak handlowy – trade route dwór obronny – fortified manor house gorzelnia – distillery portyk – portico obrządki religijne – religious rites O POLSCE I POLAKACH Eulalia Teklińska Imigracja – problem, konieczność, bogactwo? Co myślą o imigracji studenci w „Polonicum” W maju minęły trzy lata od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Z okazji kolejnej rocznicy pojawiły się w mediach liczne opinie i komentarze dotyczące kondycji naszego kraju w nowej sytuacji polityczno-gospodarczej oraz relacji z poszczególnymi państwami członkowskimi. W jednym z kwietniowych numerów „Newsweeka” ukazał się, w cyklu Historia Europy, wywiad z prof. Gerardem Delanty, socjologiem z uniwersytetu w Liverpoolu, pod tytułem Ten obcy, który dotyczył problemu europejskiej tożsamości. Delanty przypomniał, że w naturze ludzkiej leży odnajdywanie siebie w konfrontacji z innymi i że podobnie jest z tożsamością europejską, która „najczęściej była kształtowana przez innych, przez nie-Europejczyków”. Z kwestią tożsamości europejskiej wiąże się z kolei zagadnienie odrębności narodowych, a także zjawiska emigracji i imigracji. O tym, jak ważne są to sprawy w polityce, można się było przekonać na przykładzie ostatniej kampanii wyborczej we Francji. Prawicowy kandydat na prezydenta, Nicolas Sarkozy, mówił prawie wyłącznie o imigrantach, ale również dla kandydatki lewicy ważna była kwestia tożsamości narodowej, szacunku dla hymnu i flagi francuskiej oraz znajomości języka francuskiego. Trudno się dziwić ich wystąpieniom, kiedy ma się w pamięci wydarzenia ostatnich dwóch lat, a szczególnie zamieszki imigrantów na przedmieściach Paryża i innych miast. Przecież wszystko zależy od tego, jak postrzega się imigrację – czy jako problem, czy jako konieczność. Nad tym właśnie zastanawialiśmy się na lektoracie języka polskiego ze studentami z kilkunastu krajów Europy i świata. Punktem wyjścia do dyskusji był wywiad z Gerardem Delanty. Na początku rozmowy Asmara z Francji stwierdziła, iż imigrantów można widzieć jako problem, konieczność, a także jako bogactwo. Nie wszyscy jednak uczestnicy zajęć skłonni byli pozytywnie oceniać imigrantów. Zauważyła to Annegret z Niemiec: Podczas dyskusji na lektoracie dostrzegłam bardzo silne emocje dotyczące tematu imigracji. Byłam zaskoczona, ponieważ wśród młodych ludzi, szczególnie studentów Erasmusa, nie oczekiwałam takiego sprzeciwu. To ciekawe, że najsilniejsze emocje wywołał ten temat u osób, które pochodziły z krajów spoza Unii Europejskiej. W „Polonicum” bowiem uczą się cudzoziemcy nie tylko z programu Erasmus, o czym Annegret nie pomyślała. Ona sama ocenia imigrację w swoim kraju jako konieczność: w Niemczech niedługo będzie brakować mieszkańców i między innymi specjalistów różnych zawodów. Przeżywamy niż demograficzny, co znaczy, że bez imigracji nie będzie można zagwarantować ani postępu, ani bogactwa w naszym kraju. W podobnej sytuacji co Niemcy była Hiszpania, o czym świadczy wypowiedź Angeli: Mieliśmy największy niż demograficzny w całej Europie, ale dzięki imigracji sytuacja uregulowała się trochę. To wygląda jak cud. Asmara z Francji zwróciła uwagę, że „już od lat 60. ubiegłego wieku Europa jest ważnym celem światowej emigracji. Z Afryki, z Azji czy z Ameryki Południowej ludzie wyjeżdżają, szukając lepszych warunków życia w jednym z wielu krajów europejskich. Często pochodzą z biednych krajów i akceptują prawie każdą pracę niezależnie od tego, ile się zarabia. Dzięki temu Europie nie brakuje taniej siły roboczej, szczególnie w dziedzinach zaniedbanych przed rdzennych mieszkańców. Faktycznie, coraz mniej ludzi chce pracować np. jako sprzątaczka. Natomiast, jeśli chodzi o korzyści „demograficzne”, to często okazuje się, iż ta nadzieja jest utopią, ponieważ imigranci, dopiero od drugiego pokolenia, adaptują się do zwyczajów danego kraju. Julia z Niemiec przypomniała, iż imigracja nie jest zjawiskiem, które pojawiło się dopiero w naszych czasach: Ludzie zawsze emigrowali z powodu pracy, konfliktów lub miłości. Nowe problemy polegają na tym, że dzisiaj zbyt dużo ludzi szuka azylu czy nowego życia w innych krajach: całe rodziny są w ruchu. Problemy zaczynają się tam, gdzie imigracja zdarza się masowo i szybko. Ludzie emigrują i po osiedleniu się tworzą zamknięte subkultury. „Import” kultury może być niebezpieczny. Gdzie doszło do stworzenia „miast w miastach” i całe dzielnice straciły pierwotną tożsamość, problemy zostały zaprogramowane. Annegret pisze o latach powojennych, kiedy RFN zaprosiła dużo gastarbeiterów z Turcji i Włoch na potrzeby budow- 57 O POLSCE I POLAKACH nictwa. Ich rodziny zostały na stałe i są częścią prawie każdego miasta Niemiec Zachodnich. Wraz z nimi, oczywiście, pojawiły się problemy integracyjne – jak żyć z ludźmi, którzy mają swoje odrębności, swoją wiarę, która nie jest chrześcijańska? Co robić, jeżeli nie chcą przejmować naszych zwyczajów i zamykają się w swoich dzielnicach? A jeszcze gorzej, jeżeli ich prawo nie pokrywa się z naszym. To są wyzwania, z którymi trzeba się liczyć. Bardzo podoba mi się zdanie poety, którego nazwiska już nie pamiętam. Powiedział o zjawisku imigracji w latach 50. i 60. ubiegłego wieku: „Chcieliśmy gastarbeiterów, a kogo dostaliśmy? Ludzi. Ci ludzie, których do emigracji zmusza polityka państwa, osiedlają się w innym kraju, z nadzieją, że kłopoty znikną, że czeka ich lepsze życie – nic bardziej złudnego! Taką ulgę odczuwa się tylko przez moment. Zaraz potem pojawiają się nowe problemy związane z asymilacją, z językiem, z inną kulturą itp. Taka migracja jest również bardzo często źle postrzegana przez rdzennych mieszkańców danego terytorium. Nie podoba im się widok obcokrajowców we własnym kraju. Problem staje się więc obustronny – uważa Klaudia ze Szwecji. Zjawisko imigracji – jako złożony temat – widzi też Lina z Niemiec. Jej zdaniem problemy związane z imigracją są najczęściej problemami niewłaściwej polityki. Dla niej imigranci oznaczają wzbogacenie. W moim mieście rodzinnym, Hamburgu, mieszka wielu imigrantów z różnych krajów. W klasie miałam wielu uczniów różnych narodowości. Z tego powodu pozbyłam się strachu wobec kogoś innego, obcego i dzięki temu stałam się osobą otwartą. Miałam też mnóstwo możliwości, żeby poznać inne kultury, które były tuż przed moim domem. Agneta ze Szwecji też podkreśla, że można się nauczyć tolerancji, kiedy poznaje się inne kultury i zachowania, rozumie się innego człowieka (…). Problem pojawia się wtedy, gdy jest za mało kontaktów z cudzoziemcami. Wtedy brakuje tolerancji w stosunku do człowieka z innego kraju. Tak rodzi się rasizm. Lina, podsumowując swoją wypowiedź, twierdzi, że prawdziwa integracja zależy od dobrego współżycia ludzi w jednym środowisku. W tym celu powinny współpracować wszystkie strony: imigranci, społeczeństwo i politycy. Takie współdziałanie nie pozwoli na pogłębianie się problemów, na wzrost przemocy, przestępczości, podziałów społecznych. Natomiast może stworzyć warunki do „rozwijania się multikulturowości, co jest bogactwem dla kraju przyjmującego nowych obywateli – uważa Asmara, mając jednocześnie świadomość pewnych wad multikulturowości. Zdaniem Karoliny najlepszym przykładem bogactwa, jakie niesie imigracja, jest Ameryka. Jest nawet takie powiedzenie, że Ameryka jest „melting pot”, to znaczy, że kultury są wy- 58 mieszane i że każda osoba, nieważne, skąd pochodzi, próbuje jak najlepiej asymilować się do tej mieszanej kultury. Nikt nie może zrezygnować ze swoich poglądów, dlatego że przyjechał do innego kraju. To po prostu nie jest sprawiedliwe. Każdy tylko może zaakceptować tę inną kulturę. Ameryka ma tyle osób różnego pochodzenia bo jest krajem, gdzie „każde marzenie może się spełnić” i dlaczego my mamy na to nie pozwolić? Wiadomo, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej nie są monolitem i mają swoje problemy, konflikty społeczne, bo gdzie ich nie ma? Niemniej przyznać trzeba, iż miliony ludzi tutaj właśnie znalazło swoją „ziemię obiecaną”, zrealizowało swoje marzenia, ponieważ stworzone zostały do tego warunki, wynikające z otwartości wobec innych kultur i akceptacji różnorodności wokół siebie. Stanislau z Białorusi ma bardziej chłodny stosunek do tego problemu: Mnie nic nie jednoczy z Murzynami, Arabami, Chińczykami i Francuzami. Ani kulturowo, ani historycznie, ani genetycznie, ani językowo. My jesteśmy różni i obcy. Ale my możemy współpracować, pomagać sobie, czuć tolerancję, możemy prowadzić wzajemnie dni kultury, studenckie wymiany, ale nie mieszać się! Świat dlatego jest bogaty, że wszyscy są różni. I trzeba szanować się nawzajem i zachowywać porządnie w innym kraju, zgodnie z jego kulturalnymi zasadami. Przecież nikt ci twoich zasad i norm nie odbiera, ale pokazuj je i używaj ich we własnym domu. Skąd się bierze taki punkt widzenia? Stanislau wyjaśnia: Mówiąc o Europie, chciałbym zauważyć, że imigranci z państw Bliskiego Wchodu zachowują się bardzo nieporządnie. Oni się zachowują jak u siebie: ubierają się, żądają tolerancji, nie tolerując innych, chcą zmieniać zasady kultury np. we Francji i, głównie, nie chcą integrować się. Europa już czuje to na sobie: ataki terrorystyczne w Londynie, w Madrycie, zabójstwo dziennikarza w Holandii (za artykuł o muzułmańskich kobietach) i in. Muzułmanie nigdy nie byli tolerancyjni nawet w cudzym państwie. Na przykład Jugosławia. Tito wpuścił do Kosowa (historycznej ziemi Serbów) kilka tysięcy Albańczyków (bo w Albanii nie było pracy), a po kilkudziesięciu latach Albańczycy odebrali Kosowo Serbom i chcą niepodległości. Kto im dał takie prawo? Allah? Nie… i brak kultury. Kto dał prawo Murzynom do traktowania siebie jako gospodarzy Lyonu, gdzie oni gwałcą białe kobiety tylko dlatego, że one są …bogate. Ja specjalnie podałem kilka przykładów, żeby określić swój stosunek do innych narodowości. To nie jest nazizm, faszyzm czy rasizm. To jest racjonalizm. Jednocześnie Stanislau wyodrębnia różne sektory bliskie kulturowo i precyzuje, że imigracja wewnątrz tych sektorów nie jest szkodliwa, bo różnice kulturowe, religijne nie są zbyt duże, ale między tymi sektorami to może być niebezpiecznie. O POLSCE I POLAKACH Jeszcze gorzej widzi tę sprawę Kwon z Korei Północnej: Kiedyś przeczytałem artykuł, w którym było napisane, że następna wojna światowa będzie wojną między kulturami. Być może w tej wojnie będą odgrywali ważną rolę imigranci, bo gdyby oni nie przekroczyli granicy i mieszkali tylko w swoich krajach, gdzie urodzili się i dorastali, nigdy nie byłoby konfliktu kulturowego. Gdyby … Ale ludzie już bardzo dawno temu zaczęli przekraczać granice swojego kraju i „od tego czasu postęp oznaczał – i dalej oznacza – coraz większe uwikłanie człowieka w złożoną sieć powiązań i zależności, których tajników nie jest on nawet w stanie przeniknąć” – powiedział Ryszard Kapuściński w wykładzie wygłoszonym w 2001 r. z okazji otrzymania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, pt. Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy? W wywiadzie dla „Wprost” pt. Cywilizowanie Imperium przypomniał, że już w 1912 r. polski antropolog, Bronisław Malinowski, zwrócił uwagę na niezwykle istotny fakt – na wielokulturowość świata: Stwierdził on, że poszczególnych kultur nie można uporządkować hierarchicznie, że nie ma kultur lepszych i gorszych i że każda z nich w danych warunkach tworzy system w pełni logiczny, funkcjonalny i o zbliżonym stopniu doskonałości. Dostrzeżenie wielowątkowości rozwoju ludzkości i równowartości kultur jest jednym z najistotniejszych odkryć dwudziestego wieku. Nasz świat istnieje mimo dwóch wojen światowych i licznych lokalnych konfliktów, więc chyba znacząca większość z sześciu miliardów ludzi żyjących w bardzo wielu kulturach, religiach, językach, mających tysiące rozbieżnych interesów, celów i potrzeb, znalazła sposób, aby żyć w pokoju. Aby jednak przepowiednia wojny cywilizacji nigdy się nie spełniła i żeby Asmarę mogło nadal fascynować to, że w Paryżu kobiety z Afryki ubierają się w bardzo kolorowe ubrania, i że można tu zjeść prawie wszystkie potrawy świata, powinniśmy więcej uwagi poświęcać imigrantom, pomagać rozwiązywać ich problemy, tworząc struktury, które zagwarantują ich integrację, czyli klucz do sukcesu w nowym życiu. Tu też potrzebna jest otwartość i dobra wola rodzimych mieszkańców, którzy muszą oswoić się z tymi „innymi” i zdecydować, jakie miejsce dać imigrantom w społeczeństwie. Annegret pisze: Wiem, że granice mają swój sens, ale jednocześnie wątpię, czy powinniśmy je uważać za stałe. W końcu chodzi o ludzi, a kto ma wpływ na to, gdzie się urodził? /…/ Dlaczego tak myślę? Między innymi dlatego, że czasami się wstydzę, jak my bogaci osądzamy tych, którzy może nawet nie mieli wyboru. Bo nie jestem pewna czy zawsze będę mieszkać w swojej ojczyźnie. Taki jest sposób myślenia studentki „Erasmusa” z Niemiec; jej empatia jest budująca. Studenci „Erasmusa” są zazwyczaj otwarci na świat i drugiego człowieka. Od lat obserwuję ich na lektoratach języka polskiego i jestem pełna uznania dla ich umiejętności nawiązywania kontaktów, argumentowania swoich opinii i szacunku dla drugiej osoby. Europejski program wyjazdów stypendialnych dla studentów „Erasmus” ustanowiono 20 lat temu. Do tej pory w programie wzięło udział ponad 1,5 mln studentów z Europy. Według szacunków Komisji Europejskiej do 2012 r. będą aż 3 miliony tych stypendystów. O „Erasmusie” mówi się jak o fenomenie socjologicznym, który bardzo dużo zrobił dla idei wspólnej Europy. Dziesięć lat temu do „Erasmusa” przystąpiła również Polska. Nasi studenci wracają ze stypendium bardziej pewni siebie i otwarci. Czy można więc mieć nadzieję, że ich otwartość i zrozumienie sytuacji innych pomoże Polsce w rozwiązywaniu problemów ludzi, którzy w naszym kraju poszukują lepszej przyszłości dla siebie i swoich dzieci? Polska bowiem też już ma swoich imigrantów (np. Wietnamczyków, Ukraińców). Dobrze by było, aby wzbogacali nasz kraj, naszą kulturę. I tu może być pole do działania dla naszych „Erasmusowców”, którzy podobno zmieniają świat. Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Słowniczek – Vocabulary: tożsamość – identity odrębności narodowe – national distinctions szacunek – respect postrzegać – to perceive konieczność – necessity być zaskoczonym – to be surprised sprzeciw – disagreement tania siła robocza – low-paid workforce rdzenny mieszkaniec – native inhabitant zjawisko – phenomenon wyzwanie – challenge złudny – illusory pozbyć się strachu – to get rid of fear rozwijać – to develop jednoczyć – to unite przekroczyć granice – to cross borders uwikłanie – involvement odkrycie – discovery oswoić się – to get used to pełen uznania – full of admiration 59 KĄCIK JĘZYKOWY Piotr Garncarek Być w Polsce i nie zjeść bigosu – czy to możliwe? To tak, jakby będąc w Czechach nie napić się piwa, nie zjeść sera w Szwajcarii, nie spróbować smaku wielu innych potraw, przypisanych do miejsc, narodów i kulinarnych tradycji. W naszym kraju cudzoziemiec wcześniej czy później zostanie nakarmiony właśnie bigosem. Trudno dzisiaj nad Wisłą o bardziej swojski specjał. A ten ma dość długą i niełatwą do prześledzenia historię. Jego poprzednikiem był bigosek, opisywany w XVII wieku przez Stanisława Czernieckiego, autora pierwszej polskiej książki kulinarnej Compendium Ferculorum albo Zbiór potraw, wydanej w Krakowie w 1682 roku. W potrawie tej można było doszukać się wielu rodzajów mięs i ryb (co dzisiaj raczej nie jest już praktykowane) drobno pokrojonych. Sam zaś bigos zagościł na polskich, a właściwie staropolskich stołach przed wiekami, najprawdopodobniej za sprawą Władysława Jagiełły, pierwszego Litwina na naszym tronie. Istnieje również ślad niemiecki, dowodzący prastarych skłonności do potraw z kapusty u naszych zachodnich sąsiadów – czego liczne dowody odnajdujemy do dzisiaj w książkach kucharskich oraz jadłospisach tamtejszych restauracji oferujących tradycyjną i regionalną kuchnię. Do podobnych specjałów kulinarnych przyznają się jeszcze Hiszpanie i Francuzi. Nie należy zapominać i o królowej Bonie, która ze słonecznej Italii nawiozła do Krakowa mnóstwo włoszczyzny. Skądkolwiek by jednak nie przywędrował, w obecnej postaci (a raczej postaciach) jest naszym daniem narodowym, sztandarowym, a od niedawna i eksportowym. Zamówić go można w polskich sklepach i restauracjach nie tylko w Londynie czy Madrycie, ale nawet za oceanem. Może więc lepiej mówić o jego rodowodzie ustami poety. Na przykład tworzącego w pierwszej połowie XIX stulecia Stanisława Jachowicza: Bigos i kiełbasy Odnawiając w pamięci owe świetne czasy, Gdy aniołowie Piasta chatę odwiedzili; Powiadają nam dzieje: mięso rozmnożyli – Tym mięsem były kiełbasy, W bigosie i kiełbasach tak zasmakowali, Że mu piękną koronę polską za to dali. (z wiersza Pan Władysław wyjeżdża z bratem scudzoziemczałym na wieś) 60 Rys. A’DiA MultiIdea Narobić bigosu Podstawowym i jedynym niezbywalnym składnikiem bigosu jest kapusta. Tę należy odpowiednio przygotować, czyli poszatkować. Szatkowanie polega na pokrojeniu warzywa w możliwie jak najcieńsze paski. Do tego celu służy najlepiej szatkownica, czyli specjalny przyrząd przeznaczony właśnie do siekania (szatkowania) jarzyn. Dalej następuje już cudowne połączenie różnych rodzajów mięs i wędlin z warzywami, przyprawami, runem leśnym i czym tylko dusza polska zapragnie. Owa nieskończona liczba proporcji i różnorodności składników, owa swoboda decyzji i wyborów powodują, że bigos najbardziej ze wszystkich potraw odpowiada naszej narodowej fantazji, której krzątającym się w kuchni Polakom jako żywo nie brakuje. To on daje każdej polskiej gospodyni (a pewnie i niejednemu gospodarzowi) wspaniałe poczucie wyjątkowości, i co ważniejsze chyba, wyłączności na najlepszą i niepowtarzalną recepturę. Tę, Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu przedstawia tak: Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa. KĄCIK JĘZYKOWY Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta, Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta; Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywa Wyszukane cząstki najlepsze mięsiwa... We wspomnianej książce Stanisława Czernieckiego, w której odnaleźć można: ...100 potraw mięsnych, tyleż rybnych oraz mlecznych z rozlicznymi dodatkami, sekretami kucharskimi, potrawami leczniczymi... bigos zajmuje poczesne miejsce. Najstarsze znane przepisy są bowiem nie tylko recepturą, ale i wskazaniem adresata, godnego spożywania tej bardzo specjalnej potrawy. Mickiewicz pisze o nim tak: Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek, Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek. Aby cenić litewskie pieśni i potrawy Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy. Przez stulecia bigos był wyjątkowo praktycznym wynalazkiem kuchni polskiej. Łatwo dawał się zapakować do garnka i zalepiony od góry grubą warstwą tłuszczu mógł nie tylko długo leżakować, ale i podróżować po bezdrożach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a często też daleko poza nimi. To długie leżakowanie dodaje bigosowi tej wyjątkowości smaku i aromatu. W przeciwieństwie do większości potraw, jego zaletą jest nie świeżość, ale właśnie jej brak. Dlatego im więcej razy się go odgrzewa, im dłużej leżakuje, tym lepiej dla naszego podniebienia. Nie innego zdania był i Adam Mickiewicz, przekonujący, że: W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną. Wiedzieć należy, że bigos to potrawa bardzo kaloryczna i energetyczna. Dawniej bywał jadany o różnych porach. Spożywano go przed zupą, jako gorącą przystawkę – koniecznie z kieliszkiem dobrej gorzałki czy domowej nalewki. Bywał pomysłem na pożywne śniadanie w czasie dalekich podróży i słotnych lub mroźnych dni. Obecnie jadamy go w Polsce głównie zimą, właśnie ze względu na jego „pożywność” i walor energetyczny. Zazwyczaj „sezon na bigos” zaczyna się w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy to w polskich domach nietrudno o kawałki różnorakich pieczonych mięs i wędlin, suszone grzyby czy śliwki. Bigos nie ma oczywiście wiele wspólnego z rozsądnym odżywianiem się. Jest ciężkostrawny i tłusty. Nie może być inny, zważywszy na jego składniki; mięsa, grzyby, wędliny... Jeśli więc spożywając go sięgniemy po kieliszek wódki, to nie tylko będziemy w zgodzie z polską tradycją kulinarną, ale w znaczący sposób pomożemy naszej wątrobie. Jest i jedna oczywista wada w tej potrawie. Nie można przygotować jej szybko. Proces uznać należy za dość długi i pracochłonny. Nasi przodkowie, kiedy już mieli za sobą szatkowanie i kiszenie kapusty oraz przygotowanie innych składników, gotowali bigos na „wolnym ogniu” przez wiele godzin, od czasu do czasu go mieszając. Te wiele godzin należy rozumieć w zasadzie jako cały dzień. Następnie garnek ze specjałem trafiał do zimnej spiżarni, albo nawet prosto na dwór, by się schłodzić. Bo dopiero bigos odgrzewany – jak pamiętamy – posiada oczekiwane walory smakowe i zapachowe. Te ostatnie nie wszystkich cudzoziemców przekonują do potrawy. No cóż, za zapachami niektórych francuskich, czy szwajcarskich serów też nie wszyscy przepadają. Jak przyrządzić dobry bigos? Sposobów jest wiele. W myśl powiedzenia, że „gdzie dwóch Polaków, tam trzy bigosy”. Najważniejsze by pamiętać, że bigos to nie kapusta z mięsem. Tu mięsa, którego powinny być co najmniej trzy rodzaje, jest więcej niż samej kapusty. Dodajmy, że najlepiej kapusty kiszonej. Tę najpierw dusimy w rosole, a później dodajemy mięsa i wędliny. Najbardziej pożądana jest dziczyzna. Smak często wzbogacamy suszonymi grzybami, wędzonymi śliwkami, winnymi jabłkami, odrobiną miodu... W książce Wojciecha Wielądka Kucharz doskonały, wydanej w 1786 roku, natrafiamy na wiele zaczerpniętych od Czernieckiego, ale znacznie zmodyfikowanych przepisów na bigos. Dzięki takim kulinarnym poradom możemy dowiedzieć się, że w bigosie litewskim kapustę zastępują kwaskowate jabłka, w hultajskim dominuje smak słoniny, w węgierskim natrafiamy na ostrą paprykę i śmietanę, zaś w myśliwskim smakujemy duże ilości dziczyzny i kiełbas doprawianych jałowcem. Niemałą atrakcją musiał być na stołach naszych przodków bigos z wiwatem. Była to potrawa podgrzewana wolno w garnku z pokrywką szczelnie przylepioną do niego ciastem. Głośne wystrzelenie pokrywki pod wpływem narastającego ciśnienia było sygnałem, że bigos jest gotowy do spożycia. Tu po raz ostatni sięgnijmy po opis Mickiewicza: I praży się aż ogień wszystkie z niej wyciśnie Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie I powietrze dokoła zionie aromatem. Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem, Zbrojni łyżkami, biegną i bodą naczynie, Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie... Słowo „bigos” nie zrobiło we frazeologii języka polskiego dużej kariery, porównywalnej do popularności samej potrawy. 61 KĄCIK JĘZYKOWY między narodami, ani tym bardziej wizerunku Polaka w świecie, czy wreszcie chęci do spróbowania bigosu. Najlepiej zaprosi nas do jego degustacji wspomniany na początku Stanisław Czerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego, Aleksandra Michała Lubomirskiego. Zwracajmy, zgodnie z jego zaleceniem, uwagę na podającego nam bigos kucharza. Ten ma być ochędożony, z czupryną albo głową wyczesaną, z ogoloną głową, rękami umytemi, paznoktami oberzninemi, opasany fartuchem białym; trzeźwy, nie swarliwy, pokorny, chyży, smak dobrze rozumiejący, condimenta albo potrzeby do potraw dobrze znający, a nade wszystko wszystkim usługujący. Potem pozostaje nam już tylko życzyć sobie SMACZNEGO! Autor jest doktorem, adiunktem w Centrum „Polonicum”. Słowniczek – Vocabulary: Mawiamy jedynie, że komuś zrobił się bigos w głowie, kiedy chcemy wskazać na zamęt, chaos i natłok nieuporządkowanych myśli. Istnieje też określenie narobić bigosu, czyli kłopotu, zamieszania, nadmiaru spraw do załatwienia. Niezły bigos to spory problem, trudna do rozwiązania kwestia. Dawniej w języku polskim funkcjonował czasownik bigosować, którym określano dość makabryczne działanie zbrojne, polegające na „szatkowaniu” szablami wrogów. Jego ślad odnajdujemy we fragmencie Potopu Henryka Sienkiewicza; Na widok okrutnika szał ogarnął mózgi niesfornej a podpitej szlachty i w mgnieniu oka burza wybuchła straszliwa. Czterdzieści tysięcy szabel zabłysło w słońcu, czterdzieści tysięcy gardzieli zaczęło ryczeć: „Śmierć Wittenbergowi!” – „Dawajcie go sam” – „Bigosować! bigosować!”... Ten literacki opis niechęci naszych przodków do pewnego szwedzkiego generała nie powinien psuć świetnych stosunków 62 specjał – delicacy włoszczyzna – collectively: cabbage, celery, carrot, parsnip etc. added to soup sztandarowy – representative rodowód – pedigree niezbywalny – indispensable szatkować – to shred receptura – recipe poczesne miejsce – an important place leżakować – to mature bezdroża – trackless reaches gorzałka – vodka słotny – rainy wątroba – liver pracochłonny – labour intensive spiżarnia – larder słonina – pork fat jałowiec – juniper wiwat – toasts, shouts, or shots fired while celebrating KĄCIK JĘZYKOWY Barbara Janowska Kochanie, zrób mi drinka, czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim Il. 1. Mężczyzna wręcza kobiecie tulipana ników osobowych i żywotnych stał się równy dopełniaczowi z końcówką -a. Odtąd widzi się stół, ale brata, kocha się dom, ale męża, ojciec kocha syna. Ostatni przykład pokazuje, że wypowiedź jest już absolutnie jednoznaczna. Ślady dawnych konstrukcji biernika równego mianownikowi obserwujemy do dziś w wyrażeniach: wyjść za mąż, na koń, na miły Bóg! Są to frazy o wysokiej frekwencji, a te w myśl prawa językowego najpóźniej ulegają przemianom. Biernik rzeczowników nieżywotnych pozostał do dziś równy mianownikowi, o czym meldują lakonicznie liczne gramatyki opisowe języka polskiego. Nasz język nie jest jednak konsekwentny. Obserwujemy wiele odstępstw w stosowaniu powyższej reguły. Tylko w kilku kompendiach językowych notuje się pojedyncze grupy semantyczne rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego, które w bierniku przyjmują końcówki dopełniacza. Jest ich coraz więcej, stąd można dziś mówić o prawdziwej jego ekspansji. Formy nieregularne pojawiają się więc w nazwach walut: mam dolara, rubla, funta. Podobnie jest w markach samochodów: kupuję wprawdzie samochód, ale kupuję forda, fiata, opla. Gramy też w tenisa, w brydża, w pokera. Tańczymy poloneza, mazura, oberka i rock-and-rolla. Palimy papierosa, np. sporta. W lesie znajdujemy: borowika, maślaka, ale też muchomora. Jemy ananasa, banana, kroimy arbuza i melona. To były grzyby i owoce, a jak jest z warzywami? Kroję selera i pora, solę ogórka, zjadłam pomidora. Większość z nas lubi słodycze, chętnie więc zjemy pierniczka, wafelka, herbatnika, ssiemy dropsa, kupujemy często ptysia, sokoła, pączka (znane w Polsce ciastka). Kupuję loda. Do listy rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego niestosujących się do reguły biernik=mianownik, należą też nazwy kwiatów. Podarował dziewczynie tulipana, goździka, narcyza. W zbożu dostrzegłam pięknego maka i chabra. Mówi się też powszechnie: Zjadłem krokieta, racucha, Zamówiłem sznycla, Kupiłem hamburgera, hot doga. Przenoszeniu form dopełniacza na biernik może sprzyjać znaczenie partytywne dopełniacza, np. zjeść chleba (kawałeczek), ale zjeść chleb (cały). Stąd użycie partytywne zjeść kotleta nie podlega krytyce. Nie wszystkie użycia dopełniacza w funkcji biernika rzeczowników męskich są jednak aprobowane, niektóre z nich Rys. A’DiA MultiIdea Rys. A’DiA MultiIdea Jeśli będzie miły, poda mi jeszcze pilota, pocieszy, gdy mam doła albo wyjątkowego pecha. Powyższe formy wyrazów: pilot, dół, pech pokazują zjawisko ewolucji biernika w liczbie pojedynczej rodzaju męskiego, które już dziesięć lat temu w Rozważaniach nad mową objaśniał prof. Jan Miodek. Pierwotnie bowiem biernik wszystkich rzeczowników rodzaju męskiego równy był mianownikowi. Mówiło się więc: widzę stół, i brat, kocham mąż, i dom także Jan bije Paweł. Ponieważ cechą typologiczną polskiej składni jest dowolność szyku, powstawały wypowiedzi dwuznaczne, np. ojciec kocha syn (kto? kocha kogo?). Dlatego też w rozwoju polszczyzny doszło do eliminacji takich dwuznaczności – biernik rzeczow- Il. 2. Kroić arbuza 63 Rys. A’DiA MultiIdea KĄCIK JĘZYKOWY Il. 3. Kupić pegueota czy volkswagena? – zastanawia się klient traktowane są jako rażąco niepoprawne. Są to najczęściej konstrukcje formułowane przez dzieci, np. Mamo, zawiąż mi buta, Zobacz tego zęba, Zapnij mi guzika, Kup mi balona, Wytrzyj nosa, z licznych odmian języka polskiego, ta jest przykładem odmiany potocznej, stosowanej w sytuacjach prywatnych, domowych. Prof. Andrzej Markowski zaleca, by poza nią, więc w odmianie oficjalnej, starannej stanowczo używać form mianownikowych. Przy tak silnej ekspansji form dopełniacza zamiast mianownika w funkcji biernika rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego możemy domyślać się, że język przeżywa swoistą ewolucję i być może już wkrótce wszystkie rzeczowniki męskie będą miały w bierniku zakończenia dopełniaczowe. To oczywiście znacznie ułatwiłoby cudzoziemcom naukę naszej deklinacji. Marta Nicgorska Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny Wiele zjawisk językowych współczesnej polszczyzny zasługuje na komentarz, w szczególności jednak tendencja do nadużywania zdrobnień. Wyrażenia zdrobniałe (deminutiva) zdominowały język naszej codziennej komunikacji, co więcej, wkradły się do języka oficjalnego. Posługują się nimi zarówno osoby młode, jak również starsze. Wyczulona, a właściwie przeczulona, na deminutiva poszukuję odpowiedzi na pytanie, dlaczego modzie językowej – bo w takich kategoriach postrzegam to zjawisko – ulegają niemal wszyscy. A o ile infantylizm językowy można wybaczyć dzieciom, o tyle trudno tolerować go u dorosłych Polaków. Konstrukcji deminutywnych jest dużo nie tylko w polszczyźnie, ale także w innych językach słowiańskich. Nie dla wszystkich cudzoziemców uczących się języka polskiego jest jednak zaletą to, że język polski ma odpowiednie mechanizmy słowotwórcze do nazwania za pomocą kilku przyrostków jednego tylko kota kotkiem, koteczkiem, kociakiem, kociątkiem, kotusiem, kociaczkiem. My, Polacy, lubimy zdrobnienia i wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy stosowali je tylko w uzasadnionych sytuacjach, na przykład, aby czule zwrócić się do kogoś bliskiego. Mamom jest przyjemnie, gdy mówimy do nich mamusiu, a zakochanym serce rośnie, kiedy ktoś im szepce do ucha: misiu, kwiatuszku, serduszko czy słoneczko. 64 Powody do używania słów zdrobniałych są oczywiste w relacjach z przyjaciółmi czy rozmowach z małymi dziećmi. Często mówię do swojego syna w sposób pieszczotliwy i zamiast wołać go: Jakubie chodź na obiad, zwracam się do niego: Chodź Kubusiu na obiadek. Takie sformułowania kierowane do dzieci brzmią naturalnie, choć i tu nie można przesadzać. Usłyszawszy kiedyś wypowiedź pewnej starszej pani: Chodź z babunią do kościółka do boziulki, nie zdołałam powstrzymać się od śmiechu. I nie chodzi o to, aby zdrobnień nie używać, ale by ich nie nadużywać. W swobodnej, nieoficjalnej odmianie języka zdrobnienia nie rażą. Mogą natomiast razić, zwłaszcza cudzoziemców, zachowania werbalne Polaków, którzy odbywając służbowe spotkanie w restauracji zamawiają kawkę a nawet kawusię ze śmietanką, herbatkę z cytrynką, soczek pomarańczowy czy ciasteczko z makiem. Obcokrajowców zastanawia wówczas, co wyrażają zdrobnienia w tych sytuacjach i co ich nadawcy chcieli rzeczywiście powiedzieć. Polaków cechuje wyjątkowa skłonność do tworzenia zdrobnień. Oto kilka przykładów z życia wziętych: dzwonię do sekretariatu dyrekcji jednej z ważnych instytucji w stolicy i na prośbę o połączenie z dyrektorem, słyszę odpowiedź: Momencik, zaraz przekażę słuchaweczkę, bo pan dyrektor właśnie Rys. 1. Omlecik proszę – zwraca się biznesmen do kelnera kończy spotkanko. W poczekalni przychodni rejonowej słyszę, jak pacjent pyta pielęgniarkę: Mam pytanko, kiedy będą wyniczki moich badań? Podczas konferencji organizator zwraca się do gości z komunikatem: Zapraszamy na przerwę. Widzimy się za kwadransik. Na granicy celnik mówi: Paszporciki do kontroli proszę. Wyrażeń zdrobniałych, w sytuacjach oficjalnych, w miejscach publicznych nie powinno się używać z taką łatwością. Zdrobnienia są często oznaką przychylnego nastawienia do rozmówcy. Jeśli jednak pracownik poczty, wydając przesyłkę poleconą prosi o dowodzik osobisty, znaczy, że traktuje interesanta jak wyrośnięte dziecko, bo powodów do okazywania mu czułości czy sympatii nie ma. W kontaktach służbowych, w oficjalnej odmianie języka nie wypada się pieścić. Nie znajduję więc wytłumaczenia, dlaczego ktoś obcy zwraca się do mnie: pani Martusiu lub pani Marteczko. Po pierwsze, łamie wszelkie zasady etykiety językowej, po drugie, wcale nie zdobywa moich względów, tylko wzbudza nieufność. Mówienie zdrobnieniami może być bowiem odebrane jako próba spoufalenia się, protekcjonalnego traktowania rozmówcy. Tak mówią ci, którzy chcą wywrzeć wpływ tylko po to, aby osiągnąć zamierzony cel. Tak więc zdrobnienia są jednym ze środków językowej manipulacji. Trzeba pamiętać jeszcze o jednym – bywa, że zdrobnień używa się w sensie ironicznym: Patrzcie przyszedł doktorek. Doktorek w tym przypadku to człowiek o zachwianym autorytecie, ktoś z kogo można się pośmiać, a nawet pseudodoktor. O tempora! O mores! Konstrukcje zdrobniałe wkradły się do języka wszystkich już niemal zawodów. U fryzjera obcinamy grzyweczkę, możemy też zrobić przedziałeczek, wymodelować fryzurkę. U taksówkarza zamawiamy kursik, na poczcie płacimy rachuneczek. Policjant prosi o dowodzik rejestracyjny, lekarz ortodonta zakłada aparacik na zęby. W sklepie sprzedawca podaje nam chlebek, bułeczki, mleczko i pomidorki, a za zakupiony towar otrzymujemy paragonik. W restauracji zamawiamy zupkę jarzynową, omleciki, jajeczniczkę na masełku czy śledzika do wódeczki. Kelnerzy przejmują język swoich zdziecinniałych klientów i na prośbę przynoszą fakturki. Politycy mówią o pieniążkach w budżecie państwa, a dziennikarze rozpisują się o przekręcikach. Skąd się bierze plaga mówienia z manierą przedszkolaka? Przeogromna liczba spieszczeń nie jest bynajmniej zasługą kampanii reklamowej Heyah. Akcja promocyjna telefonii komórkowej nie przyniosła bowiem takiej szkody, jaką przynoszą na co dzień wypowiedzi polityków czy dziennikarzy. Pod wpływem mass mediów zdrobnienia plenią się jak chwasty. Prym wiedzie w tej dziedzinie język Internetu, gdzie co krok napotykamy stronkę, ogłoszonko, skrypcik, zdanko i pytanko. O modzie na zdrobnienia, która trwa już kilkanaście lat, wypowiadali się już niejednokrotnie językoznawcy. Profesor Witold Mańczak (który nota bene sam kiedyś usłyszał na poczcie, że paczusię musi odebrać przy innym okieneczku) zwrócił uwagę na to, że „co innego nazwać małą wieś wioską, a co innego nazywać wioską każdą wieś. Co innego kiedyś żartem powiedzieć bilecik, a co innego, gdy konduktor przechodząc cały pociąg w każdym przedziale żąda bilecików do kontroli”. Rys. A’DiA MultiIdea Rys. A’DiA MultiIdea KĄCIK JĘZYKOWY Rys. 2. Proszę kilo pomidorków, kilo jabłuszek i pół kilo marchewki – mówi sprzedawca do klienta, podając towar Spotyka się różne opinie na temat zdrobnień. Niektórzy widzą w nich sposób na odświeżanie języka, inni używają ich jako tarczy obronnej na brutalizację życia i wulgaryzację naszego języka. Ze zdrobnieniami jest jak ze wszystkim w życiu – nie można przesadzać. Używać z umiarem, stosownie do sytuacji, bo bezzasadne ich stosowanie jest rażącym błędem językowym. Nawet przemawiając do dziecka lepiej powiedzieć kościół, autobus, buty zamiast kościółek, autobusik i buciczki, bo ono doskonale zrozumie naszą wypowiedź, a w przyszłości nie narazi się na śmieszność. Bo w myśl przysłowia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”… 65 Z ŻYCIA POLONICUM Barbara Janowska Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską Jaka piękna jest w lipcu Warszawa… 1–21 lipca 2007 r. zajmował się on interpretacją poezji współczesnej. Swoistą transpozycją Wesela Wyspiańskiego (zaprezentowanego w wersji filmowej) było przedstawienie Teatru Telewizji Pielgrzymi w reż. Macieja Dejczera. Słowo wstępne do obu projekcji wygłosiła Joanna Sztorc, absolwentka warszawskiego Wydziału Polonistyki, zajmująca się teatrem, w tym Teatrem Telewizji. Nasi słuchacze obejrzeli także filmy z cyklu Święta polskie (Barbórka, Królowa chmur, Biała sukienka), z nowości zobaczyli nagrodzony Plac Zbawiciela. Natomiast starsze produkcje filmowe Kanał i Korczak służyły ilustracji tematu wojennego podjętego w związku z wizytą w Muzeum Powstania Warszawskiego. Atrakcją tegorocznych Warszawskich Spotkań była wizyta Kiry Gałczyńskiej, córki poety Konstantego Ildefonsa GałFot. Joanna Sztorc Fot. Katarzyna Kołak Centrum „Polonicum” już po raz trzeci zorganizowało Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską dla 31 uczestników z 12 krajów Europy Wschodniej i Południowej. W większości naszymi słuchaczami byli studenci polonistyki, slawistyki i kulturoznawstwa, po raz pierwszy przyjechali również prawnicy, informatycy oraz ekonomiści. Lektoraty odbywały się na trzech poziomach zaawansowania językowego. Inauguracja kursu w Sali Balowej Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich UW. Od lewej: dziekan Wydziału Polonistyki – prof. Stanisław Dubisz, prorektor UW – prof. Stanisław Głąb, dyrektor „Polonicum” – prof. Ryszard Kulesza, kierownik kursu – dr Barbara Janowska Warszawskie Spotkania otworzył prorektor UW prof. Stanisław Głąb, gości powitali dziekan Wydziału Polonistyki prof. Stanisław Dubisz oraz dyrektor Centrum „Polonicum” prof. Ryszard Kulesza. Tematem przewodnim tegorocznych Warszawskich Spotkań była „Tradycja i nowoczesność”. W kręgu tej tematyki odbyły się wykłady: prof. Stanisława Dubisza Stare i nowe we współczesnym języku polskim, (wykład inauguracyjny), prof. Jerzego Miziołka Historia i tradycje Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr. Sławomira Józefowicza Czy Polacy mogą być nowocześni – o tradycji i nowoczesności w życiu współczesnego Polaka. Temat tradycji i nowoczesności pojawił się także na warsztatach literackich dr. Tomasza Wroczyńskiego, na których 66 Wieczór integracyjny w „Polonicum”, prezentacja repertuaru narodowego w wykonaniu studentek z Rosji czyńskiego, która opowiadała o historii powstania książki pt. Srebrna Natalia, poświęconej życiu jej matki – żony poety Natalii Gałczyńskiej. Opowiadanie to, prowadzone żywą, piękną polszczyzną, sięgało aż dalekiej Gruzji, skąd pochodzą dziadowie i pradziadowie Kiry Gałczyńskiej. Wszyscy słuchacze otrzymali imienne dedykacje wpisane przez autorkę do książek podarowanych przez „Polonicum”. Fot. Monika Wierzchoń Fot. Marta Nicgorska Z ŻYCIA POLONICUM Spotkanie z Kirą Gałczyńską Pamiątkowe zdjęcie uczestników kursu na rynku w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą Inną, również dużą atrakcją była wycieczka do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. To piękne miasteczko nasi studenci poznali już nieco wcześniej dzięki projekcji filmu Dwa księżyce. Wycieczka udała się dzięki doskonałej przewodniczce, pani Teresie Czerniewskiej oraz pięknej pogodzie (co było prawie cudem przy tak wielkiej zmienności tegorocznej lipcowej aury), a także humorom studentów zadowolonych ze smacznej polskiej kuchni. Tradycyjnie słuchacze poznali miejsca kulturalne stolicy: Wilanów, Łazienki, Zamek Królewski oraz praską stronę miasta. W końcowej części kursu dziesięcioro studentów uczestniczyło w warsztatach poetyckich prowadzonych przez dr Barbarę Janowską. Kurs zakończył się interesującym spektaklem pt. „O mej poezji”. Mirosław Jelonkiewicz 52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców 52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców odbył się w dniach od 27 lipca do 25 sierpnia 2007 r. Wzięło nim udział 225 słuchaczy z 40 krajów świata. W większości byli to stypendyści Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, goście ze Studium Europy Wschodniej (SEW) oraz Ośrodka Badań nad Tradycją Antyczną w Polsce i Europie Środkowowschodniej (OBTA), także obcokrajowcy studiujący na UW w ramach wymiany międzyuczelnianej oraz, jak co roku, osoby prywatne. Stypendyści SEW i OBTA tworzyli razem 50-osobową grupę. Oprócz studentów z Ukrainy i Białorusi pojawili się w niej reprezentanci Tadżykistanu i Gruzji. Tak duża reprezentacja z krajów dawnego ZSRR to novum w tradycji kursów „Polonicum”. Lektoraty odbywały się w 24 grupach, co stworzyło dobre warunki do pracy i gwarantowało efektywność nauczania. Kurs rozpoczął się uroczystą inauguracją w auli głównej Starej Biblioteki. Otworzył go prodziekan Wydziału Polonistyki – dr Tomasz Wroczyński. Po wysłuchaniu przemówień okolicznościowych studenci napisali test, który pozwolił podzielić słuchaczy na grupy według stopnia zaawansowania znajomości języka polskiego. Od poniedziałku 30 lipca rozpoczęły się regularne zajęcia kursowe. Obejmowały one przede wszystkim 4 godziny praktycznej nauki języka polskiego w sprawdzonym już systemie tandemowym. Dodatkowo dwa razy w tygodniu studenci mieli możliwość udzialu w zajęciach uzupełniających, prowadzonych przez absolwentki zawodowej specjalizacji glottodydaktycznej. Po południu studenci mogli wybrać sobie zajęcia kulturoznawcze: programy audiowizualne w języku angielskim będące wprowadzeniem do dziejów polskiej kultury i cywiliza- 67 Inauguracja kursu i test diagnostyczny Fot. Maciek Nicgorski cji, warsztaty tekstowe oparte na krótkich tekstach dotyczących historii i kultury polskiej, warsztaty audiowizualne przybliżające słuchaczom najciekawsze zjawiska kultury popularnej, warsztaty językowe doskonalące sprawność czytania ze zrozumieniem, mówienia i pisania, warsztaty literackie polegające na wspólnej interpretacji wybranych współczesnych utworów literackich. Ofertę dydaktyczną wzbogaciły cztery akademickie wykłady dotyczące problemów politycznych, kultury języka polskiego i historii literatury polskiej. Tematyka wielu warsztatów i wykładów nawiązywała do przypadających w r. 2007 rocznic śmierci Stanisława Wyspiańskiego i Karola Szymanowskiego. W czasie kursu studenci obejrzeli w auli głównej starego BUW-u 8 filmów fabularnych – Kanał, Wesele, Wszystko co najważniejsze, Dzień Świra, Edi, Dwa księżyce, Plac Zbawiciela oraz Cześć, Tereska. Na soboty i niedziele zaplanowano spacery po Warszawie: po kampusie uniwersyteckim i jego okolicach, po parku w Wilanowie, Starym Mieście oraz szlakiem żydowskim. Ciekawym punktem programu była wizyta na wojskowym cmentarzu powązkowskim, 1 sierpnia o godz. 17.00 studenci wzięli udział w uroczystościach rocznicowych pod pomnikiem Gloria victis. Dzień wcześniej zwiedzili Muzeum Powstania Występ grupy studentów japońskich w czasie ogniska integracyjnego w Jachrance 68 Warszawskiego. Na kursie nie zabrakło dobrej zabawy. W czasie ogniska integracyjnego w Jachrance nad Zalewem Zegrzyńskim studenci prezentowali repertuar narodowy. Uczestnikom przypadła też do gustu wycieczka krajoznawczo-turystyczna do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. W ostatnim tygodniu kursu duża część kursantów uczestniczyła w lekcjach tańca prowadzonych przez choreografa z uniwersyteckiego zespołu „Warszawianka” – Piotra Skawskiego. Studenci nauczyli się tańczyć poloneza, którego zaprezentowali na zakończenie pobytu na Uniwersytecie Warszawskim. W czasie trwania kursu odbył się w Cieszynie Międzynarodowy Sprawdzian Ortograficzny, w którym wzięło udział czterech reprezentantów „Polonicum”. Jedna ze studentek – Jana Gibalova ze Słowacji – zajęła zaszczytne trzecie miejsce. Fot. Łukasz Rongers Fot. Maciek Nicgorski Z ŻYCIA POLONICUM Polonez w wykonaniu uczestników na zakończenie kursu Książkę i dyplom wręczono na koniec kursu weteranowi polonicowskich kursów – Haraldowi Westby z Norwegii, który po raz 25. przyjechał na nasz kurs. Wakacyjnym Kursem Języka Polskiego i Kultury Polskiej, jak co roku, interesowały się media. Krótkie notatki i artykuły ukazywały się w prasie warszawskiej („Metro”, „Gazeta Stołeczna”). Kierownik kursu udzielił także kilku wywiadów rozgłośniom radiowym takim jak TOK FM czy Radiostacja. Po kursie na stronie internetowej Wiadomości 24 ukazał się materiał prasowy wzbogacony o film nagrany w czasie pokazowego poloneza w dniu zakończenia kursu. Z przeprowadzonych pod koniec kursu ankiet ewaluacyjnych wynika, że studenci ocenili swoich lektorów w znakomitej większości na ocenę bardzo dobrą, że kurs spełnił ich oczekiwania i zabierają do domów bardzo miłe wspomnienia.