o kulturze - Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla

Transkrypt

o kulturze - Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla
:DUV]DZD
GOŚCIE POLONICUM
Czy Polak może być nowoczesny? – Tomasz Kizwalter
Język polski poza granicami etnicznymi (część II) – Stanisław Dubisz
2
7
POLONISTYKA W ŚWIECIE
Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii – Panayot Karagyozov
17
WYWIAD
„Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski” – rozmowa z Leszkiem Wójtowiczem
20
WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ
Spacery po Warszawie. Trakt Królewski. Część 4. Łazienki Królewskie – Mirosław Jelonkiewicz
23
FILMOTEKA
Pola Negri – legenda kina – Piotr Kulesza
Wszyscy jesteśmy Chrystusami – Aneta Pierzchała
27
30
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
Mieszko I – Michał Tomaszek
33
ALFABET WIELKICH POLAKÓW
Maria Skłodowska-Curie
Ignacy Domeyko
Bronisław Malinowski
39
40
41
O KULTURZE
Widz własnego spektaklu – Katarzyna Kołak
„Piwnica pod Baranami” – Marta Nicgorska
Cicho – najciszej... Stare polskie cmentarze. Część 3. Cmentarz na Rossie
i Cmentarz Łyczakowski – Barbara Janowska
42
45
48
PODRÓŻE POLONICUM
Pojezierze Suwalsko-Augustowskie – Jolanta Aulak
53
O POLSCE I POLAKACH
Imigracja – problem, konieczność, bogactwo? Co myślą o imigracji
studenci „Polonicum” – Eulalia Teklińska
57
KĄCIK JĘZYKOWY
Narobić bigosu – Piotr Garncarek
60
Kochanie, zrób mi drinka, czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim – Barbara Janowska 63
Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny – Marta Nicgorska
64
Z ŻYCIA POLONICUM
Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską
– Barbara Janowska
52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców
– Mirosław Jelonkiewicz
66
67
Rada Kwartalnika: Elżbieta Sękowska, Zofia Zielińska, Andrzej Zieniewicz. Redakcja: Ryszard Kulesza (redaktor naczelny), Marta Nicgorska (sekretarz redakcji).
Współpracownicy redakcji: Barbara Janowska. Adres redakcji: Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum”, ul. Krakowskie
Przedmieście 26/28, 00-927 Warszawa, tel. 022 55 21 530, 55 21 533, tel/fax. 022 55 21 555, e-mail: [email protected]. Projekt okładki
i szaty graficznej: A’DiA MultiIdea (www.adia.pl). Wydawca: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Nowy Świat 4, 00-497 Warszawa, tel. 022 55 31 318,
www.wuw.pl, e-mail: [email protected].
Redakcja nie odpowiada za treść artykułów i nie zwraca materiałów niezamówionych. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów.
Tomasz Kizwalter
Czy Polak może być nowoczesny?
Postaci Romana Dmowskiego nie kojarzymy obecnie z nowoczesnością. Zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy portretują go jako rzecznika „tradycyjnych wartości”. Polski integralny nacjonalizm, którego współtwórcą i najbardziej znanym
przedstawicielem był Dmowski, utożsamiany jest dziś z tradycjonalizmem: deklarowaniem, że broni się tego, co rodzime i dobrze
zakorzenione przed destrukcyjną a napływającą z zewnątrz modernizacją. Wrodzy „kosmopolitycznej” nowoczesności są dzisiejsi nacjonaliści, co najmniej niechętnie odnosił się też do niej
Dmowski w okresie międzywojennym.
Najbardziej chyba znany tekst Dmowskiego nosi wszakże tytuł Myśli nowoczesnego Polaka. W 1902 r. ukazywał się w odcinkach w „Przeglądzie Wszechpolskim”, w roku następnym całość
wydano w formie książkowej. Dmowski, rocznik 1864, stał wtedy jeszcze u progu kariery. Uważano go za radykała i była to
opinia trafna, chociaż ów radykalizm różnił się od tego, który
cechował marksistów. Podobnie jak oni, autor Myśli chciał być
jednak nowoczesny.
Dojrzewał umysłowo w atmosferze pozytywistycznej. Ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, uzyskując w 1891 r. tytuł „kandydata nauk”. Młodzi czytelnicy Darwina, Buckle’a i Spencera, entuzjaści przyrodoznawstwa
i wzorowanej na nim nauki o społeczeństwie, z reguły dalecy byli od skłonności tradycjonalistycznych. Jeśli interesowali się polityką, to z przeświadczeniem, że świat należy zmieniać i że nie
powinny to być zmiany kosmetyczne1.
Pod koniec lat osiemdziesiątych Dmowski znalazł się w środowisku takich właśnie politycznych aktywistów. Szybko wyrósł
tam na jednego z przywódców, a Myśli nowoczesnego Polaka stały się ideowym manifestem kształtującego się na przełomie wieków ruchu nacjonalistycznego.
Punkt wyjścia rozważań Dmowskiego stanowiła bardzo krytyczna ocena wielu aspektów spuścizny po Rzeczypospolitej.
Ułomna struktura społeczna, bierna a zarazem anarchiczna warstwa wyższa, zapóźnienie cywilizacyjne – wszystko to miało w fatalny sposób zaciążyć na losach kraju. Szlachecka tradycja polityczna, podkreślał autor, przyczyniła się w wielkim stopniu do
upadku państwa i rozciągała swój destrukcyjny wpływ na XIX
stulecie. Niedojrzałość, którą przejawiała szlachta w życiu publicznym Rzeczypospolitej, znajdowała kontynuację w romantycznym braku politycznego realizmu i nieprzepartej skłonności do
mieszania polityki z moralistyką.
W 1902 r. krytyka tego rodzaju nie była niczym osobliwym.
Już ponad trzydzieści lat wcześniej w tym samym duchu wypo1
2
B. Cywiński, Rodowody niepokornych, wyd. 3, Paris 1985, s. 19-45.
The figure of Roman Dmowski is not presently associated
with modernity. Both his supporters and his opponents depict
him as an advocate of “traditional values”. Polish integral nationalism, of which Dmowski was the co-founder and the best
known representative, is today identified with traditionalism,
with the purpose of defending things which are native and wellgrounded against the destructive influence of the outside forces
of modernisation. In the inter-war period Dmowski was at least
adverse to the same “cosmopolitan” modernity which the nationalists of today oppose so strenuously.
Yet the best-known text by Dmowski is entitled Thoughts of
a Modern Pole (Myśli nowoczesnego Polaka). In 1902 it appeared
in instalments in the “Przegląd Wszechpolski” and the following
year was published as a book. Dmowski, born in 1864, was then
at the threshold of his career. He was considered to be a radical
and it was a correct opinion, although his radicalism was different from that of the Marxists. Like them, however, the author
of the Thoughts wanted to be modern.
He matured intellectually in the atmosphere of Positivism.
Having completed his studies in the Department of Natural Sciences at the University of Warsaw, he received the title of “candidate of sciences” in 1891. As a rule, the young readers of Darwin, Buckle and Spencer, enthusiasts of natural sciences and
social sciences based on the study of nature, were far from traditional. If they were interested in politics at all, they were of the
opinion that the world ought to be changed and that the changes should not be just skin-deep1.
In the late 1880’s Dmowski joined a circle of political activists of that ilk and quickly grew to be one of its leaders. His
Thoughts of a Modern Pole became the ideological manifesto of
the nationalist movement which was just coming into being at
the turn of the century.
A very critical assessment of numerous aspects of the heritage
of the Polish-Lithuanian Commonwealth was the starting point
of Dmowski’s reflections. In his opinion, the defective social
structure, the passive and yet anarchic upper class and the civilisational backwardness were responsible for the country’s ill fortune. Dmowski stressed that the political tradition of the
nobility (szlachta) greatly contributed to the downfall of the state
and extended its destructive influence over the 19th century. The
immaturity which the Polish nobility demonstrated in the public life of the Commonwealth found its continuation in the Romantic lack of political realism and the irresistible drive towards
mixing politics with moralism.
1
B. Cywiński, Rodowody niepokornych, 3rd ed., Paris 1985, pp. 19-45.
Tomasz Kizwalter
Can a Pole be modern?
wiadali się krakowscy stańczycy – konserwatyści, którzy postanowili zreformować polską myśl zachowawczą i wychować polskie elity. Wzywali zatem do odrzucenia romantyczno-spiskowych
sentymentów, wyrastających ich zdaniem ze zgubnej tradycji liberum veto, i przyswojenia sobie zasad trzeźwego myślenia o polityce. Stańczycy byli jednak konserwatystami: chcieli zmodyfikować mentalność warstwy wyższej, ale nie zamierzali zmieniać
ustalonych hierarchii społecznych2. Tymczasem Dmowski reprezentował środowisko, w którym nie całkiem jeszcze wygasły dość
żywe przez pewien czas skłonności do społecznego radykalizmu.
Część nacjonalistycznych działaczy wywodziła się z kręgu skupionego wokół warszawskiego tygodnika „Głos”. Pismo, założone w 1886 r., nawiązywało po części do polskich koncepcji demokratycznych epoki Wielkiej Emigracji, po części do idei
rosyjskich narodników, którzy za najbardziej wartościową część
społeczeństwa uznawali chłopstwo. Zdaniem większości publicystów „Głosu” przyszłość należała do „ludu”. Dmowski nie miał
szczególnych inklinacji egalitarnych, lecz społeczna demokratyzacja była według niego zjawiskiem nieuniknionym.
Naród, dla Dmowskiego najważniejsza ze wszystkich wspólnot, swą wysoko rozwiniętą postać uzyskuje w następstwie procesów demokratyzacyjnych. To jedna z podstawowych tez Myśli.
Pamiętać należy, że gdy ukazywał się ten tekst, na gruncie polskim stale uwidaczniał się wyraźnie podział społeczeństwa na
część „pańską” i plebejską. W tych warunkach idea, że nowocześni Polacy, przy zachowaniu wielu głębokich nierówności, powinni być sobie równi jako członkowie narodu, miała posmak radykalny. Nowoczesność, o której mówi w tym kontekście Dmowski,
to nie frazes, lecz ważny punkt politycznego programu.
Demokratyzacja społeczeństwa, przekonywał autor Myśli,
wyzwoli energię umożliwiającą szybki postęp cywilizacyjny.
Dmowski mocno podkreślał, że kierunek, w którym muszą podążać Polacy, został wyznaczony przez najwyżej rozwinięte państwa Zachodu, zwłaszcza Wielką Brytanię i Rzeszę Niemiecką.
W ujęciu Dmowskiego to nie tylko kwestia narodowych ambicji,
chociaż odgrywały one w tym przypadku również istotną rolę.
W ostatecznym rozrachunku miało jednak chodzić o samo przetrwanie narodu. Wizja świata, jaką stworzył sobie Dmowski, nawiązywała bardzo wyraźnie do wzorca darwinowskiego: narody
konkurują tu ze sobą bezwględnie, a słabszych czeka ponura
przyszłość. Dla Polaków, powtarzał Dmowski, głównym zagrożeniem jest potęga Niemiec – przeciwnika, na którym trzeba się
wzorować. Jedynie modernizacja, czyli odrzucenie krępującego
2
M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą
konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985.
In 1902 critiques of this kind were not a new phenomenon.
Three decades earlier, opinions of a very similar nature had already been expressed in the Cracow “Stańczyk” circle of conservatives who wanted to reform Polish conservative thought and
to cultivate Polish intellectual elites. They called for the renunciation of the Romantic conspiratorial sentiments, which in their
opinion grew from the destructive tradition of the liberum veto,
and for the acquisition of the principles of clear-headed political
thinking. Yet the members of the “Stańczyk” circle were conservatives: they wanted to modify the mentality of the upper
class, but they did not wish to change the time-honoured patterns of social hierarchy2. Dmowski, however, was a representative of a circle in which the tendency towards social radicalism,
at one time quite strong, was still not yet absent. Some of the
radical activists came from a circle which centred on the Warsaw
weekly “Głos”. The weekly, created in 1886, referred in some
degree to the Polish democratic concepts of the Great Emigration
era, and in some degree to the ideology of the Russian narodniki, who saw the peasantry as the most valuable section of the
society. According to the majority of those who published their
essays in “Głos”, the future belonged to the “common people”.
Dmowski did not have particularly strong egalitarian leanings, but
was of the opinion that social democratisation was unavoidable.
One of the basic tenets of the Thoughts was that a nation,
which to Dmowski was the most important of all the communities, acquired its highly-developed form as a result of democratisation processes. It has to be remembered that when this text
was published, the division of society into “noble” and “plebeian”
sections was still very clear in Poland. In such circumstances the
idea that modern Poles, while retaining many deep inequalities,
ought to be equal as members of one nation, had a decidedly
radical taste. The modernity of which Dmowski spoke in that
context was not a platitude, but an important point in the political programme.
The author of the Thoughts argued that the democratisation
of society would unblock the energy for fast civilisational development. He strongly stressed that the direction in which Poles
must go had already been shown by the most highly developed
countries of the West, especially by Great Britain and the German Reich. In Dmowski’s view, it was not only the issue of national ambitions, although those undoubtedly played an important role; what was at stake in the end was the very survival of
the nation. The vision of the world created by Dmowski very
clearly referred to the Darwinian model: nations were in merci2
M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą
konserwatywną XIX wieku, Warsaw 1985.
3
Tomasz Kizwalter
Czy Polak może być nowoczesny?
balastu szlacheckiej przeszłości i szybki marsz naprzód, pozwoli
skutecznie przeciwstawić się dążeniom niemieckiego mocarstwa.
Modernizacyjne wezwania Dmowskiego utrzymane były, jak
widać, w tonacji dramatycznej, a przy tym agresywnej – mimo
deklaracji, że celem jest obrona. Społeczna demokratyzacja à la
Dmowski miała być ograniczona etnicznie: emancypacja obejmować winna chłopa uznanego za Polaka, ale nie Żyda, czy odrzucającego polonizację Ukraińca. Z dzisiejszego punktu widzenia rzuca się w oczy przede wszystkim ten aspekt ograniczający
i wykluczający, pod koniec XIX wieku nie mniej widoczny bywał
emancypacyjny sens programu nacjonalistycznego. Wyznaczany
przez Dmowskiego kierunek działania miał w każdym razie charakter nowoczesny – za cel uznawano kulturową homogenizację,
która stworzyć powinna fundament nowych więzi społecznych
i umożliwić dynamiczny rozwój cywilizacyjny.
Konkurencyjny projekt nowoczesności tworzyli na przełomie
wieków socjaliści. W warunkach polskich, wobec słabości liberalizmu, to nacjonalizm i socjalizm kształtowały wówczas wyobrażenia o tym, co uchodzić miało za nowoczesne. Po latach socjalizm
w swej marksistowskiej wersji zdobył w końcu pozycję oficjalnego
monopolisty, stając się w podległej Związkowi Radzieckiemu Polsce przymusowo aplikowanym programem modernizacji.
Powróćmy jednak do epoki, w której Dmowski publikował
Myśli nowoczesnego Polaka. Zaledwie książka się ukazała, a już
przedstawiona w niej koncepcja modernizacyjna zaczęła się kruszyć. Istotną rolę odegrała tu rewolucja 1905 r. Ziemie znajdujące się pod panowaniem rosyjskim doświadczyły wtedy polityczno-społecznych wstrząsów, które wywarły silne wrażenie na
zwolennikach nacjonalizmu. Przez cały XIX wiek wśród europejskich warstw posiadających utrzymywały się obawy przed społeczną rewoltą. Wspomnienia Rewolucji Francuskiej nie wygasały, podsycane wydarzeniami Wiosny Ludów i Komuny
Paryskiej. Imperium rosyjskie, twierdza carskiego samowładztwa,
mimo rozmaitych problemów wewnętrznych wydawało się przez
długi czas odporne na tego rodzaju kryzysy, jakie dotknęły już
znaczną część kontynentu. I oto na ulicach wielkich miast rosyjskich, a także Łodzi i Warszawy, pojawiły się zrewoltowane tłumy, dochodziło do walk zbrojnych, a socjalizm wystąpił jako
siła polityczna, której nie można było lekceważyć. Był to sygnał
dający do myślenia każdemu, kto lękał się załamania porządku
społecznego.
Polscy nacjonaliści rozpoczynali swoją działalność pod hasłami modernizacji, ale nie należeli do ludzi pragnących głębokiej
przebudowy społeczeństwa. Rewolucja 1905 r. ukazała granice
ich radykalizmu i popchnęła w kierunku tendencji zachowaw-
4
less competition, and only a bleak future awaited the weak. The
true danger to Poles, Dmowski repeated again and again, would
be the power of Germany – the opponent on which Poland
should be modelled. Only modernisation, that is complete renunciation of the ballast of the past and a quick march forward,
would enable the country to oppose the advance of the German
superpower successfully.
Despite his declarations that defence was his only aim, it is
obvious that Dmowski’s call to modernisation was expressed in
a form which was not only dramatic, but also aggressive. Social
democratisation à la Dmowski was to be ethnically limited:
emancipation was supposed to include a peasant recognised to
be a Pole, but not a Jew or a Ukrainian who resisted Polonisation. From today’s point of view, it is this limiting and excluding
aspect of the nationalist programme which is particularly visible;
in the late 19th century, however, its emancipative sense was no
less noticeable. At least the direction pointed out by Dmowski
was of a modern character: its aim was cultural homogenisation,
which was supposed to create a basis for new social bonds and
facilitate dynamic civilisational development.
At the turn of the 19th century, a vision of modernity which
competed with Dmowski’s was created by the Socialists. In the
Polish conditions, in view of the relative weakness of Liberalism,
it was Nationalism and Socialism that shaped the conception of
what was perceived as modern at the time. Years later, Socialism
in its Marxist version finally gained the position of the official
monopolist and became the forcibly introduced modernisation
programme in Poland subordinate to the Soviet Union.
To return, however, to the era in which Dmowski published
his Thoughts of a Modern Pole: barely had the book appeared before
the conception of modernisation it contained began to crumble.
The 1905 Revolution was a crucial factor. Throughout the entire
19th century, fear of a social revolt was very much alive among the
European affluent classes. The memories of the French Revolution
did not fade, fuelled by the recollection of the events of the Spring
of Nations and the Paris Commune. Despite its numerous internal
problems, only the Russian Empire, the stronghold of the tsarist
dictatorship, seemed to be immune for a long time to the crises
which beset the rest of the continent. And then suddenly the
streets of the great Russian cities, and the streets of Łodź and Warsaw too, were full of rebellious crowds, armed fighting broke out,
and Socialism became a political force which could no longer be
disregarded. The political and social upheavals in the lands under
Russian rule made a great impression on the supporters of Nationalism; in fact, they were a clear signal to all those who feared the
breakdown of social order.
Tomasz Kizwalter
Can a Pole be modern?
czych. Myśleli odtąd coraz częściej o skutecznych sposobach integracji społecznej. W nacjonalistycznej ideologii zacierał się
emancypacyjny sens pojęcia „narodu”, którym posługiwano się
teraz raczej w celu wzmocnienia niż osłabienia ustalonych struktur i wartości. Szczególne znaczenie miały przy tym dwa zjawiska.
Po pierwsze, nasilenie się antysemityzmu. Był on widoczny
w kręgach nacjonalistycznych od samego początku, lecz nie odgrywał zrazu kluczowej roli. Obecnie przywódcy ruchu starali się
uczynić z niego jedno z głównych narzędzi narodowej konsolidacji i mobilizacji, na szeroką skalę upowszechniając wizję zagrożenia ze strony Żydów. Po drugie, zarysował się wówczas stopniowy zwrot ku tradycji, który oznaczał również zbliżanie się do
katolicyzmu. Początkowo wśród działaczy nacjonalistycznych,
uformowanych umysłowo w atmosferze pozytywistycznego wolnomyślicielstwa, przeważały nastroje religijnej obojętności, Kościół zaś bywał w tych środowiskach ostro krytykowany. Z upływem czasu katolicyzm zaczął być postrzegany jako ważna część
narodowej tożsamości; wtedy też pojęcie „Polaka-katolika”,
ukształtowane przez dziewiętnastowiecznych konserwatystów,
stało się przedmiotem zainteresowania nacjonalistów3.
Przemiany te uwidoczniły się w pełni po pierwszej wojnie
światowej i przewrocie bolszewickim w Rosji. Trzeba oczywiście
pamiętać, że to, co działo się na gruncie polskim, wpisywało się
w procesy zachodzące w całej na dobrą sprawę Europie. W XX
wieku mamy tu do czynienia z tendencją dwoistą. Z jednej strony, nacjonalizm w postaci, by tak rzec, „miękkiej”, czyli wyzbytej skrajności niezgodnych z zasadami liberalnej demokracji, został powszechnie zaakceptowany. Zasada narodowego charakteru
państwa – główny cel nacjonalistów w XIX stuleciu – stała się
jedną z podstaw europejskiego porządku politycznego i nie łączy
się jej dziś z ideologią nacjonalistyczną. Z drugiej strony, nacjonalizm w wersji „twardej”, integralnej coraz wyraźniej dystansował się od dwudziestowiecznej modernizacji. Zasięg i głębokość
modernizacyjnych przeobrażeń zaczęły zdecydowanie wykraczać
poza obręb tego modelu nowoczesności, który zbudowali sobie
integralni nacjonaliści. Wprawdzie w okresie między wojnami
światowymi, kiedy w Europie pogłębiał się kryzys systemu liberalno-demokratycznego, przed nacjonalizmem – wówczas co najmniej niechętnym liberalnej demokracji, a często wrogim wobec
niej – zdawały się otwierać pewne perspektywy rozwojowe, lecz
okazało się, że były to nadzieje złudne.
W przypadku polskim rozbrat między nacjonalizmem a nowoczesnością dał się z całą ostrością zauważyć w twórczości
3
T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warszawa
1999, s. 316-321.
Polish Nationalists began their activity under the banner of
modernisation, but they did not want any far-reaching changes
in the social structure. The 1905 revolution showed them the
limits of their own radicalism and turned them towards conservative tendencies. From then onward they concentrated more
and more often on the effective means of social integration. The
emancipative sense of the idea of the “nation” became less evident in the nationalist ideology; it was now used to strengthen
rather than to weaken the established structures and values. Two
crucial phenomena came to the fore: firstly, anti-Semitism grew
stronger. Present in Nationalist circles from the very beginning,
initially it did not play a key role in their ideology; after 1905,
however, the leaders of the movement attempted to turn it into
one of the main tools of national consolidation by widely publicising the vision of threats which the Jews were supposed to
represent. Secondly, a gradual turn towards tradition became
obvious; this also meant a turn towards Catholicism. Initially the
Nationalist activists, who had reached intellectual maturity in
the atmosphere of Positivist free-thinking, were in their majority indifferent to religion and sharply criticised the institutional
Church. With time, however, Catholicism began to be viewed
as a crucial element of national identity, and the concept of “the
Catholic Pole” constructed by the 19th-century conservatives became the object of the nationalists’ interest3.
Those changes became fully evident after the First World War
and the Bolshevik coup in Russia. It is necessary to remember,
of course, that the occurrences in Poland formed a part of a larger chain of events which took place practically all over Europe.
In the 20th century a dual tendency is visible: on the one hand,
nationalism in its “soft” version, so to speak, that is in a version
free of extreme views which would clash with the principles of
liberal democracy, has been widely accepted. The principle of the
national character of a state – the main aim of the 19th-century
nationalists – has become one of the keystones of the European
political order and is no longer connected with nationalist ideology. On the other hand, nationalism in its “hard”, integral version distances itself from the 20th-century modernisation with
an increasing clarity. The scope and depth of modernising changes began to extend decidedly beyond the boundaries of the model of modernity constructed by the integral nationalists. It is true
that in the inter-war period, when the crisis of the liberal-democratic system was deepening in Europe, nationalism, an intellectual movement opposed, or at least averse to liberal democracy, seemed to have some perspectives for development; those
hopes turned out, however, to be vain.
3
T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warsaw
1999, pp. 316-321.
5
Tomasz Kizwalter
Czy Polak może być nowoczesny?
Dmowskiego. Młody propagator modernizacji, który zachęcał
rodaków, aby poszli w ślady przodujących w rozwoju państw zachodnich, pod koniec życia – zmarł w 1939 r. – kreślił ponure
obrazy upadku Zachodu4. Następcy i naśladowcy tego najwybitniejszego ideologa polskiego nacjonalizmu wypowiadali się
w sposób jednoznaczny: w ich przekonaniu nowoczesność, ściśle
kojarzona z „kosmopolityzmem” i obcymi wpływami, stanowiła
zagrożenie dla polskości.
Ewolucja, którą pokrótce opisałem, to ważny wątek dziejów
ruchu nacjonalistycznego. Jednakże ma ona również znaczenie
szersze. Pod koniec XIX wieku polska radykalna inteligencja
uformowała dwa wielkie projekty nowoczesności: socjalistyczny
i nacjonalistyczny. Przy wielu poważnych różnicach wykazywały
one przynajmniej jedno zasadnicze podobieństwo: stanowiły produkt takiego stylu myślenia, który to, co kolektywne, stawiał
wyżej niż to, co jednostkowe. Być może kolektywistyczny charakter programów modernizacyjnych to zjawisko nieuniknione
– a w każdym razie bardzo trudne do uniknięcia – w krajach
zapóźnionych cywilizacyjnie. Jednocześnie jednak tego rodzaju
modernizacyjny dyskurs oddziaływał na materialne realia i określał rozwojowe szanse społeczeństwa.
Klęska programu, który usiłowano zrealizować w państwach
„realnego socjalizmu”, była w ostatnich latach opisywana niezliczoną ilość razy. Rzadko natomiast zajmowano się modernizacyjnymi aspektami projektu nacjonalistycznego5. Zarówno zwolennicy, jak przeciwnicy polskiego nacjonalizmu integralnego
zgadzali się najczęściej co do tego, że ideologia ta przeciwstawiała się i przeciwstawia nowoczesności (jedni widzieli w tym zaletę,
inni wadę). Tymczasem nacjonalizm miał w swej początkowej
fazie istotne aspiracje modernizacyjne, które wszakże załamały
się dość szybko w konfrontacji ze społeczną rzeczywistością.
Trudno powiedzieć, czy można z tego wszystkiego wyciągać
jakieś dalej idące wnioski. Czy Polak może być nowoczesny? Dlaczegóż by nie. Stawanie się nowoczesnym – zostawmy na boku
spory, czy służy to człowiekowi, czy też szkodzi – to jednak proces skomplikowany.
In Poland, the yawning gap between nationalism and modernity became very sharply visible in Dmowski’s works. Once
a young propagator of modernisation who urged his compatriots
to follow in the footsteps of the most developed nations of the
West, towards the end of his life – he died in 1939 – Dmowski
painted a black picture of the imminent fall of the West4. The
successors and imitators of this most outstanding ideologue of
Polish nationalism were clear in expressing their opinion that
modernity, closely associated with “cosmopolitanism” and foreign influence, was incompatible with Polishness and constituted a threat to it.
The evolution which has been briefly described in this article
is an important thread in the history of the nationalist movement. There is, however, also a broader meaning to it. Towards
the end of the 19th century the Polish radical intelligentsia presented two large projects of modernity: the socialist and the nationalist one. Despite their numerous differences, they displayed
one crucial similarity: both were a product of the same style of
thinking which puts the collective above the individual. Perhaps
the collectivist character of modernisation programmes is unavoidable – or at least very difficult to avoid – in civilisationally
backward countries. Yet at the same time modernisation discourses of this kind influenced the material world and determined the developmental opportunities of society.
In recent years, the defeat of the programme which the states
of “real socialism” attempted to implement has been described
countless times, while the modernising aspects of the nationalist
project are discussed only rarely5. Both the supporters and the
opponents of Polish integral nationalism most often agree that
this ideology has always been in opposition to “modernity”
(some seeing in this its virtue, some its vice). Yet in its initial
phase nationalism did actually have significant aspirations towards modernisation, even though they broke down quite soon
in confrontation with the social reality.
It is hard to tell whether some far-reaching conclusions can
be drawn from this. Can a Pole be modern? Whyever not? But
becoming modern – leaving aside the issue of whether it is helpful or harmful to us – is a complicated process in any case.
Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszawskim. Sprawuje funkcję kierownika Zakładu Historii XIX wieku
w Instytucie Historycznym.
The author is a full professor at the University of Warsaw. He is
the head of the Section of 19th Century History in the Institute of History.
Translated by Klaudyna Hildebrandt
4
K. Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 310-315.
4
Zob. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli
politycznej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2006 (szkice
K. Kawalca i P. Korysia).
5
5
6
K. Kawalec, Roman Dmowski, Warsaw 1996, pp. 310-315.
Cf. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli politycznej, ed. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Cracow 2006 (essays by
K. Kawalec and P. Koryś).
Stanisław Dubisz
The Polish language beyond its ethnic borders
II
W stosowanym przeze mnie ujęciu opisu języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych przyjmuję, że jest to genetycznie polski system językowy, jednakże – jak wskazano
wcześniej – niejednorodny, mieszany, różniący się (z wyjątkiem
odmian standardowych) od polszczyzny krajowej i składem jednostek elementarnych, i relacjami zachodzącymi między nimi.
Pozwala to na uznanie metody kontrastowej za podstawę analizy
i opisu. Opiera się ona na indukcyjno-empirycznej analizie idiolektów, mającej na celu rejestrację kontrastów językowych wobec
dwóch podstaw porównawczych, tj. języka polskiego w kraju (w
jego zróżnicowaniu wariantowym) i języka kraju osiedlenia zbiorowości polonocentrycznej.
Zastosowanie w opisie tych dwóch podstaw porównawczych
pozwala wyodrębniać w odniesieniu do systemu językowego,
którym posługują się członkowie zbiorowości polonocentrycznych, trzech warstw elementów: 1) warstwy zgodnej z językiem
polskim w kraju; 2) warstwy zgodnej z językiem kraju osiedlenia,
związanej z procesami przełączania kodu (ang. switching code);
3) warstwy skontrastowanej wobec obu podstaw porównawczych, tj. warstwy swoistej systemu.
O odmienności języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych w porównaniu z polszczyzną w kraju świadczą te
składniki, które należą do warstwy 2) i 3); o odmienności tego
języka w porównaniu z językiem kraju osiedlenia – składniki należące do warstwy 1) i 3); o samodzielnym rozwoju tego kodu
świadczą składniki należące do warstwy 3).1
W tym opracowaniu przedstawiam jedynie próbę materiału
poprzez zestawienie cech konstytutywnych języka wspólnot polonocentrycznych, występujących w dwóch strefach językowo-kulturowych [por. I]: 1) oddziaływania języków wschodniosłowiańskich oraz języków krajów byłego ZSRR – strefa „Wschód”;
2) oddziaływania języka angielskiego oraz kultury anglosaskiej
i amerykańskiej – strefa „Zachód”.
1) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polonocentrycznych strefy „Wschód”
A) Interferencyjne
1. Transakcentacja form wyrazowych pod wpływem języków
wschodniosłowiańskich przy zachowaniu – jako dominującego
– dynamicznego akcentu paroksytonicznego.
II
In my description of the language of polonocentric communicative communities, I assume that it is a genetically Polish
language system, although it is – as has been shown earlier –
a heterogeneous, mixed language, different (apart from the
standard varieties) from the national Polish language both in
terms of composition of elementary units and of relations between them. This allows for the application of the contrastive
method as the basis for the analysis and description. It consists
of an inductive-empirical analysis of idiolects, aimed at registering linguistic contrasts in regard to two reference bases, that is
the Polish language in Poland (in its varieties) and the language
of the country where the polonocentric community resides.
The usage of these two reference bases makes it possible to
differentiate three layers of elements of the language system used
by the members of polonocentric communities:
1) a layer which is in keeping with the Polish language in
Poland;
2) a layer which is in keeping with the language of the country
of settlement, connected with the processes of code-switching;
3) a layer which is in contrast to both reference bases, that is
the individual layer of the system.
Elements belonging to the 2nd and 3rd layers demonstrate the
dissimilarity of the polonocentric communicative communities
and the Polish language in Poland. Elements belonging to the 1st
and 3rd layers, in turn, demonstrate the dissimilarity of that language and the language of the country of residence.1
The present work is merely an attempt at sampling the material through juxtaposing the constitutive features of the language
of polonocentric communities in two linguistic and cultural
zones [see I]: 1) the influence of the Eastern Slavonic languages
and the languages of the countries of the former USSR – the
“East” zone; 2) the influence of the English language and the
Anglo-Saxon and American culture – the “West” zone.
1) Constitutive contrastive features of the language of the
polonocentric communities from the “East” zone:
A) Interferential
1. Shifting of word stress as a result of the influence of Eastern Slavonic languages with simultaneous retention of dominant
dynamic paroxytonic stress.
1
Zob. tu m.in. S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach
przemian języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych
poza granicami kraju [w:] S. Gajda (red.), Języki słowiańskie
1945-1995. Gramatyka – słownictwo – odmiany, Opole 1995,
s. 37-46.
1
See also S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach przemian
języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych poza granicami kraju [in:] S. Gajda (ed.), Języki słowiańskie 1945-1995. Gramatyka – słownictwo – odmiany, Opole 1995, pp. 37-46.
7
Stanisław Dubisz
Język polski poza granicami etnicznymi
2. Redukcje nieakcentowanych samogłosek o, e pod wpływem języków wschodniosłowiańskich: o → u, e → i/y.
3. Akanie – przedakcentowe o → a.
4. Wschodniosłowiańska intonacja frazowa i zdaniowa w wyniku powyższych zjawisk.
5. Denazalizacja samogłosek nosowych (szczególnie w wygłosie wyrazów).
6. Miękka wymowa l(i) w każdej pozycji.
7. Spółgłoski ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i).
8. Miękkość spółgłosek sz(i), ż(i), cz(i).
9. Miękkość spółgłosek k(i), g(i), ch(i), r(i) w innych pozycjach niż w języku polskim.
10. Dwuwargowa artykulacja v → u (ł tylne).
11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek (np. v) w grupach
spółgłoskowych.
12. Rozbudowana kategoria słowotwórcza deminutiwów –
większa produktywność deminutywnych formantów słowotwórczych (np. -uś, -usi, -eńki, -eńko, -utki, -utko).
13. Produktywne formanty sufiksalne o genezie wschodniosłowiańskiej – rzeczownikowe: -uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga,
-uch; przymiotnikowe: -owaty, -iny/-yny; przysłówkowe: -o, -u.
14. Kompozycje (złożenia i „złożenioskrótowce”) na wzór
konstrukcji rosyjskich typu: sielsowiet, sowchoz).
15. Wahania rodzaju rzeczowników, przymiotników, zaimków; odmienne niż w języku polskim formy rodzajowe; brak
rozróżnienia rodzaju męskoosobowego i niemęskoosobowego.
16. Końcówka -u zamiast -owi w celowniku liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego.
17. Ograniczenie (brak) występowania krótkich (enklitycznych) form zaimków osobowych.
18. Odmienność tylko ostatniego członu liczebników złożonych.
19. Redundancja wykładnika strony zwrotnej czasowników
– się.
20. Końcówka –u w 1. osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego.
21. Brak związku zgody między podmiotem a orzeczeniem
w odniesieniu do męskoosobowości i niemęskoosobowości
w związku z rozchwianiem kategorii rodzaju (por. 16).
22. Zaimki osobowe jako wykładniki kategorii osoby w czasie przeszłym.
23. Szyk przestawny (postpozycyjny) przydawki gatunkującej, np. natura martwa, polski język.
24. Odmienne rekcje czasowników pod wpływem języków
wschodniosłowiańskich.
25. Kalki składniowe z języka rosyjskiego, np. narzędnik –
8
2. Reduction of unstressed vowels o, e under the influence
of Eastern Slavonic languages: o → u, e → i / y.
3. Pronunciation of a instead of o in syllables preceding the
stressed syllables (“akanie”) o → a.
4. Phrase and sentence intonation characteristic of Eastern
Slavonic languages as a result the above-mentioned phenomena.
5. Denasalisation of nasal vowels (especially in final position).
6. Softened pronunciation of l(i) in all positions.
7. The consonants ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i).
8. Softening of the consonants sz(i), ż(i), cz(i).
9. Softened pronunciation of the consonants k(i), g(i), ch(i),
r(i) when in a position other than in the Polish language.
10. Bilabial articulation of v → u (back ł).
11. Retention of voicedness of consonants (e.g. v) in consonant clusters.
12. Broad word formation category of diminutives – greater productiveness of diminutive suffixes (e.g. –uś, -usi, -eńki,
-eńko, -utki, -utko).
13. Productive suffixes of Eastern Slavonic origin – nominal:
-uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga, -uch; adjectival: -owaty, -iny/yny; adverbial: -o, -u.
14. Compositions (compounds and “compound-abbreviations”), similar to Russian constructions like sielsowiet, sowchoz.
15. Fluctuations of the gender of nouns, adjectives, pronouns, gender forms dissimilar to those present in the Polish
language; no differentiation between the virile and non-virile
gender.
16. The ending -u instead of -owi in the dative singular of
masculine nouns.
17. Limitation (lack) of the occurrence of short (enclitic)
forms of personal pronouns.
18. Declinability of only the last part of compound numerals.
19. Redundancy of the reflexive pronoun się.
20. The ending -u in the 1st person singular in the present
tense.
21. No agreement between the subject and the predicate in
terms of virility and non-virility resulting from the blurring of
the category of gender (see 16).
22. Personal pronouns as indicators of person in the past
tense.
23. Inversion (postpositional word order) of classifying
modifiers, e.g. natura martwa, polski język.
24. Changes in the rection of verbs resulting from the influence of Eastern Slavonic languages.
Stanisław Dubisz
The Polish language beyond its ethnic borders
sprawca czynności (wyrzucony ostrzem), biernik po czasowniku
zaprzeczonym, dla + dopełniacz zamiast konstrukcji z celownikiem (pomagają dla biblioteki), konstrukcja u mnie jest zamiast
mam, konstrukcje typu w Litwie zamiast na Litwie, konstrukcje
typu na fabrykie zamiast w fabryce, konstrukcje typu jest ludzi
zamiast są ludzie.
26. Adaptowane gramatycznie leksykalne zapożyczenia z języka rosyjskiego.
27. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka rosyjskiego.
28. Semantyczne repliki wyrazowe z języka rosyjskiego.
29. Cytaty wyrazowe z języka rosyjskiego.
30. Strukturalne repliki frazeologiczne z języków wschodniosłowiańskich.
31. Cytaty frazeologiczne z języków wschodniosłowiańskich.
B) Defektywno-deformacyjne
32. Zaburzenia repartycji samogłosek –o-/-ó-.
33. Zaburzenia repartycji końcówek –a : -u w dopełniaczu
liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego.
C) Innowacyjno-archaiczne
34. Hiperpoprawna samogłoska –o- zamiast –a- (dla uniknięcia akania).
35. Konsonantyczna wymowa samogłosek nosowych w śródgłosie bez względu na sąsiedztwo fonetyczne.
36. Zachowanie przedniojęzykowo-zębowej spółgłoski ł.
37. Hiperpoprawne miękkie spółgłoski ś, ź w pozycji przed
innymi spółgłoskami miękkimi, szczególnie przed –j-.
38. Hiperpoprawne depalatalizacje spółgłosek ń → n, ś → s,
ć → c w pozycji przed spółgłoskami miękkimi i spółgłoskami cz,
c, s.
39. Odmienna niż w polskim języku standardowym prefiksacja czasowników.
40. Końcówka –i//-y zamiast –owie w mianowniku liczby
mnigiej rzeczowników rodzaju męskiego.
41. Rzeczownikowe formy odmiany imiesłowów typu sądzono, zabroniono.
42. Dominacja (współwystępowania) końcówki –m w 1 osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego.
43. Formy czasu zaprzeszłego.
44. Orzecznik przymiotnikowy w narzędniku.
45. Peryferyczne archaizmy leksykalne.
2) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polonocentrycznych strefy „Zachód”
A) Interferencyjne
1. Transakcentacje w formach wyrazowych pod wpływem
języka angielskiego.
25. Syntactical calques from Russian, e.g. instrumental case
– the “doer” (wyrzucony ostrzem), accusative case after negative,
dla + genitive case instead of dative structure (pomagają dla biblioteki), the structure u mnie jest instead of mam, w Litwie instead
of na Litwie, na fabrykie instead of w fabryce, jest ludzi instead
of są ludzie.
26. Grammatical adaptation of lexical borrowings from
Russian.
27. Word formation replicas from Russian.
28. Semantic replicas from Russian.
29. Word quotations from Russian.
30. Structural phraseological replicas from Eastern Slavonic
languages.
31. Phraseological quotations from Eastern Slavonic languages.
B) Defective – deformative
32. Distortions in repartition of vowels -o-/-ó-.
33. Distortions in repartition of endings -a : -u in the genitive of masculine nouns.
C) Innovative – archaic
34. Hypercorrect vowel -o- instead of -a- (to avoid the phenomenon of “akanie” referred to in 3).
35. Consonantal pronunciation of nasal vowels in the middle position, irrespective of their phonetic context.
36. Retention of the apico-dental consonant ł.
37. Hypercorrect softened consonants ś, ź before other soft
consonants, especially before j.
38. Hypercorrect depalatalisation of consonants ń → n, ś →
s, ć → c before soft consonants and cz, c, s.
39. Verb prefixation rules other than in standard Polish.
40. The ending -i//-y instead of -owie in the nominative plural of masculine nouns.
41. Nominal inflection forms of participles, e.g. sądzono,
zabroniono.
42. Dominance (of coexistence) of the ending -m in the 1st
person singular in the present tense.
43. Forms of the past perfect tense.
44. Predicative adjective in the instrumental.
45. Peripheral lexical archaisms.
2) Constitutive contrastive features of the language of
polonocentric communities in the “West” zone:
9
Stanisław Dubisz
Język polski poza granicami etnicznymi
2. Zmieszanie i – y w substytucjach głosek angielskich.
3. Zmieszanie e – i, y w substytucjach głosek angielskich.
4. Zmieszanie o – a w substytucjach głosek angielskich.
5. Zmieszanie o – u w substytucjach głosek angielskich.
6. Zmieszanie a – o w substytucjach głosek angielskich.
7. Nałożenie się szeregów artykulacyjnych spółgłosek ś, ź, ć,
dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i).
8. Dziąsłowa artykulacja spółgłosek t, d, s, z, n.
9. Aspiracja (przydech) przy artykulacji spółgłosek p, t, k →
ph, th, kh przed samogłoskami (zwłaszcza akcentowanymi).
10. Zredukowanie wymowy angielskiej spółgłoski r → r.
11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek b, d, g, z, dz, (ź, ż,
dź, dż) w wygłosie i grupach spółgłoskowych.
12. Zmieszanie v – ŭ w substytucjach głosek angielskich.
13. Zmieszanie t – d w substytucjach głosek angielskich.
14. Rozchwianie kategorii aspektu czasownika.
15. Rozchwianie (nieustabilizowanie) rodzaju rzeczowników zapożyczonych z języka angielskiego i adaptowanych gramatycznie.
16. Częściowa nieodmienność rzeczowników (szczególnie
nazw własnych) – mianownik w funkcji innych przypadków.
17. Ograniczenie używania form kategorii przypadka; formy
częściej występujące: mianownik, dopełniacz, biernik, miejscownik liczby pojedynczej; mianownik, dopełniacz, biernik, narzędnik/miejscownik liczby mnogiej.
18. Ograniczenie używania form kategorii osoby; formy częściej występujące: 1. i 3. osoba liczby pojedynczej czasu teraźniejszego i przeszłego.
19. Rozchwianie kategorii strony zwrotnej czasowników.
20. Redundancja form strony biernej czasowników w konstrukcjach składniowych.
21. Modyfikacje rekcji przyimków i czasowników pod wpływem ich odpowiedników angielskich.
22. Repliki składniowe.
23. Konstrukcje z redundantnymi przyimkami.
24. Prepozycyjny szyk przydawki, np. klasyk muzyka, Yorkshire hrabstwo.
25. Zaimki osobowe jako dodatkowe wykładniki kategorii
osoby i liczby.
26. Wtórna funkcja określająca zaimków wskazujących ten,
ta, to i liczebnika jeden.
27. Adaptowane gramatycznie zapożyczenia leksykalne z języka angielskiego.
28. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka angielskiego.
29. Semantyczne repliki wyrazowe z języka angielskiego.
30. Cytaty wyrazowe z języka angielskiego.
31. Strukturalne repliki frazeologiczne.
10
A) Interferential
1. Shifts of word stress resulting from the influence of
English.
2. Mixing i – y in substitutes of English sounds.
3. Mixing e – i in substitutes of English sounds.
4. Mixing o – a in substitutes of English sounds.
5. Mixing o – u in substitutes of English sounds.
6. Mixing a – o in substitutes of English sounds.
7. Overlapping articulation sequences of the consonants ś,
ź, ć, dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i).
8. Alveolar articulation of the consonants t, d, s, z, n.
9. Aspirated articulation of the consonants p, t, k → ph, th,
kh before vowels (especially when stressed).
10. Reduction of the English consonant r → r.
11. Retention of voicedness of the consonants b, d, g, z, dz,
(ź, ż, dź, dż) in the final position and in consonant clusters.
12. Mixing v – ŭ in substitutes of English sounds.
13. Mixing t – d in substitutes of English sounds.
14. Unstable category of the aspect of verb.
15. Instability of gender of grammatically adapted nouns
borrowed from English.
16. Partial uninflection of nouns (especially proper names)
– the nominative in the function of other cases.
17. Limitations in the use of case forms; more frequent
forms: nominative, genitive, accusative, locative case of singular
nouns; nominative, genitive, accusative, locative/instrumental
case of plural nouns.
18. Limitation of usage of the person forms; more frequent
forms: 1st and 3rd person singular of the present and past tense.
19. Instability of the reflexive aspect of verbs.
20. Redundancy of passive verb forms in sentences.
21. Modifications of the concord between prepositions and
verbs under the influence of their English equivalents.
22. Syntactical replicas.
23. Structures with redundant prepositions.
24. Prepositional order of the modifier, e.g. klasyk muzyka,
Yorkshire hrabstwo.
25. Personal pronouns as additional markers of person and
number.
26. Secondary defining function of demonstrative pronouns
ten, ta, to and the numeral jeden.
27. Grammatically adapted lexical borrowings from English.
28. Word formation replicas from the English language.
29. Semantic replicas from the English language.
30. Word quotations from the English language.
Stanisław Dubisz
The Polish language beyond its ethnic borders
B) Defektywno-deformacyjne
32. Błędna repartycja końcówek przypadków rzeczowników
– szczególnie dopełniacza i biernika.
33. Rozchwianie (kontaminacja) rekcji czasowników.
34. Mianownik po czasownikach zaprzeczonych w konstrukcjach składniowych.
C) Innowacyjno-archaiczne
35. Zachowywane enklawowo polskie fonetyczne cechy gwarowe: mazurzenie, samogłoski ścieśnione, samogłoski labializowane itp.
36. Polskie gwarowe substytucje głosek angielskich: o → uo,
i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj.
37. Bardzo rozbudowana warstwa słowotwórczych formacji
polonijnych (formacje od podstaw obcojęzycznych oraz neologizmy indukowane), obejmująca kilkadziesiąt kategorii słowotwórczych rzeczowników, przymiotników, czasowników.2
38. Mianownik w orzeczniku rzeczownikowym.
39. Słownictwo polonijne – intensywne procesy reprodukcji
leksykalnej (por. różne formy adaptacji gramatycznej zapożyczeń
leksykalnych oraz słowotwórcze formacje polonijne).
40. Selektywność kręgów znaczeniowych leksyki, reprodukowanych głównie dzięki słownictwu polonijnemu; podstawowe w
tym kontekście kręgi tematyczne to: <praca>, <cywilizacja>,
<stosunki międzyludzkie>, <rozrywka>.
41. Archaizmy leksykalne.
Zgodnie z metodologią badań socjolingwistycznych, polskiemu językowi etnicznemu, występującemu we wspólnocie komunikatywnej na terenie Polski w odmianie ogólnonarodowej (ogólnopolskiej), przypisywane są cztery podstawowe funkcje.
Pierwszą z nich jest funkcja jednocząca, dzięki której jest możliwe utożsamianie jednostki z szerszą zbiorowością, społecznością
narodową, w myśl zasady, że ten kto mówi po polsku, ten jest
Polakiem.
Druga funkcja polszczyzny ogólnej jest niejako odwrotnością
pierwszej. Przeciwstawia ona polski język narodowy innym językom – stąd jej nazwa – funkcja separująca. W tym wypadku
identyczność języka określa identyczność narodową, tworzy emocjonalne więzi społeczne.
Rozwój i kształt polszczyzny są świadectwem naszej kultury,
stawiają kulturę polską w rzędzie kultur narodów ucywilizowanych. Z tym wiąże się trzecia funkcja – funkcja prestiżowa – wynikająca z tego, że występowanie języka ogólnonarodowego
31. Structural phraseological replicas.
B Defective – deformative
32. Wrong repartition of case endings of nouns – especially
of the genitive and nominative.
33. Instability (contamination) of concord of verbs.
34. Nominative case after negative verbs.
C Innovative – archaic
35. Retention of regional Polish phonetic features: “mazurzenie” [substituting dental stops and affricates for alveolar
stops and affricates], labialised vowels etc.
36. Polish dialectal substitutions of English sounds: o → uo,
i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj.
37. Largely developed layer of word formation structures
(foreign language-based phrases and induced neologisms), encompassing several dozen categories of formation of nouns, adjectives and verbs.2
38. Predicative noun in the nominative case.
39. Vocabulary characteristic of Polish communities living
abroad – intensive processes of lexical reproduction (see various
forms of grammatical adaptation of lexical borrowings and typical word formation clusters).
40. Selectivity of semantic fields of words, reproduced mainly thanks to the vocabulary of Polish communities living abroad.
The basic semantic fields include: ‘work’, ‘civilisation’, ‘interpersonal relations’, ‘entertainment’.
41. Lexical archaisms.
According to the methodology of sociolinguistic research, the
standard (within Poland) variety of the ethnic Polish language
used by a communicative community living in Poland has four
basic functions.
The first one is the uniting function; this means that it enables
the individual to identify with a larger group of people, a national community, according to the rule that a person who speaks
Polish, is Polish.
The second function of the standard Polish language is somehow the opposite of the first one: it confronts the Polish language
with other languages; hence its name: the separating function. In
this case language identity defines national identity, creates emotional social bonds.
2
Zob. S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjolektach polonijnych (próba definicji i klasyfikacji) [w:] W. Miodunka
(red.), Język polski w świecie. Zbiór studiów, Warszawa-Kraków 1990,
s. 217–234.
2
See S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjolektach polonijnych (próba definicji i klasyfikacji) [in:] W. Miodunka (ed.), Język
polski w świecie. Zbiór studiów, Warsaw-Cracow 1990, pp. 217-234.
11
Stanisław Dubisz
Język polski poza granicami etnicznymi
świadczy o określonym stopniu rozwoju naszego społeczeństwa,
umożliwia jego równouprawnienie w stosunku do innych narodów i języków.
Polski język narodowy jest skodyfikowany. Te skodyfikowane
normy polszczyzny ogólnej są miarą poprawności i kompetencji
językowej wszystkich mówiących i piszących po polsku. Dlatego
można mówić o czwartej podstawowej funkcji – funkcji normatywnej (funkcji ramy odniesienia).3
Sytuacja polszczyzny poza granicami kraju jest inna niż
w krajowej wspólnocie komunikatywnej [por. I], dlatego też odgrywać ona może nieco odmienne, bardziej zróżnicowane role
w stosunku do osób nią się posługujących. Ogólnie można wyodrębnić trzy podstawowe sfery występowania języka polskiego
w obcym środowisku etnicznym:
1. sferę kontynuowania, modyfikowania i utrwalania jego
znajomości, wiążącą się w szczególny sposób ze zbiorowościami
polonocentrycznymi – autochtonicznymi grupami etnicznymi
i skupiskami polonijnymi [por. II];
2. sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny
przez przedstawicieli innych narodowości;
3. sferę promocji języka polskiego jako nosiciela określonych
wartości, które państwo polskie i polskie społeczeństwo chce zaproponować współczesnemu światu.
Dla wszystkich członków zbiorowości polonocentrycznych poza granicami kraju, którzy posługują się jakąkolwiek odmianą polszczyzny [por. I], ich kod etniczny ma funkcję jednoczącą; stanowi
jedną z podstawowych wartości ich kultury – ma zatem funkcję
kulturotwórczą; tworzy więzi emocjonalno-społeczne i umożliwia
uczestniczenie w kulturze etnicznej (narodowej), a więc jest obdarzony funkcją identyfikacji etnicznej oraz funkcją poznawczą.
Sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny jako
języka obcego charakteryzuje dominacja funkcji poznawczej.
Uczący się języka polskiego jako obcego (lub jako nieznanego
dotąd języka narodowego) traktują go jako środek umożliwiający im poznanie polskiej współczesności i historii, polskiej kultury intelektualnej i materialnej. Uczący języka polskiego przekazują (winni przekazywać) wiedzę i umiejętności posługiwania się
polszczyzną ogólną – normatywną, standardową.
Tę sferę funkcjonowania polszczyzny poza granicami państwa
polskiego cechuje przewaga motywacji o charakterze pragmatycznym i zinstytucjonalizowane w znacznym stopniu formy dydaktyki języka polskiego jako obcego.
The development and shape of the Polish language are a testimony of our culture, they place Polish culture in the ranks of
civilised cultures. This phenomenon is connected with its third
function – the prestige function – resulting from the fact that the
existence of a nationwide language proves a certain level of development of the society, making it equal to other nations and
languages.
The Polish national language is codified, and the codified
norms of general Polish are a measurement of the correctness and
linguistic competence of its users who speak and write in that
language. Therefore, a fourth function can be distinguished – the
normative function (function of a framework of reference).3
The situation of the Polish language beyond the borders of
the state is different than that within the national communicative community [see I], and consequently it can play different,
more diversified roles for the people who use it. Generally, it is
possible to distinguish three basic areas of existence of the Polish
language in foreign ethnic environments:
1. the area of continuing, modifying and consolidating
knowledge of it, connected especially with polonocentric communities – indigenous ethnic groups and Polish communities
living abroad [see II];
2. the area of acquisition and perfection of the language by
people of other nationalities;
3. the area of promoting the Polish language as the advocate
of certain values which the Polish state and Polish society wish
to offer to the modern world.
For all the members of polonocentric communities outside
Poland who speak any variety of the Polish language [see I], their
ethnic code performs the uniting function, it is one of the fundamental values of their culture – thus, it has also the culture-forming
function, it creates emotional and social bonds and enables people
to participate in ethnic (national) culture, performing at the same
time the ethnic identification function and cognitive function.
The area of acquiring and perfecting the knowledge of Polish
as a foreign language is characterised by the dominant role of the
cognitive function. Learners of Polish as a foreign language (or as
a so-far-unknown national language) perceive it as a means of
learning about modern Polish reality and history, Polish intellectual and material culture. Teachers of Polish convey (or, at
least, should convey) knowledge and skills of using the general
– normative and standard – Polish language.
3
Por. A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe
a struktura społeczna, Warszawa 1976, s. 120; S. Dubisz, Język i polityka.
Szkice z historii stylu retorycznego, Warszawa 1992, s. 140-141.
3
See A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe
a struktura społeczna, Warsaw 1976, pp. 120; S. Dubisz, Język i polityka.
Szkice z historii stylu retorycznego, Warsaw 1992, pp. 140-141.
12
Stanisław Dubisz
The Polish language beyond its ethnic borders
Wszystkie trzy sfery funkcjonowania polszczyzny poza granicami kraju we współczesnej rzeczywistości ściśle łączą się z polityką językową. „Przez politykę językową rozumie się ogół działań wpływających na kształt rzeczywistości językowej, tj. na
system języka i jego użycie oraz świadomość językową użytkowników”.4
Wśród głównych zadań polskiej polityki językowej należy
wymienić:
– rozwijanie badań nad polszczyzną w kraju i za granicą;
– prowadzenie stałych prac nad kodyfikacją, standaryzacją
i statusem prawnym polszczyzny jako języka etnicznego i języka
państwowego;
– kształcenie językowe użytkowników różnych wariantów
języka polskiego zarówno w kraju, jak i za granicą;
– promowanie języka polskiego w świecie jako nośnika podstawowych wartości polskiej kultury.
Racjonalne traktowanie zadań polityki językowej, uświadamianie tych kwestii zarówno członkom polskiej wspólnoty komunikatywnej w kraju, jak członkom diasporycznych wspólnot
polonocentrycznych i – wreszcie – członkom innych wspólnot
narodowych powinno przybliżać wzajemne rozumienie się oraz
wzajemne traktowanie na zasadach partnerskich. Co prawda,
przedstawiciele innych narodowości uczący się języka polskiego//
znający język polski nie stają się przez to Polakami, a więc nie
mamy w tym wypadku do czynienia z oddziaływaniem jednoczącej funkcji polszczyzny sensu stricto, ale wszyscy ci, którzy mówią
po polsku – potrafią po polsku myśleć, a to ułatwia porozumienie Polaków, członków zbiorowości polonocentrycznych i przedstawicieli innych narodowości.
Kształtowanie wielokierunkowej wiedzy: polska wspólnota
komunikatywna w kraju < -- > polonocentryczne wspólnoty komunikatywne w różnych krajach świata < -- > różnojęzyczne
wspólnoty narodowe w poszczególnych państwach wymaga sformalizowanego wprowadzenia tych zagadnień do programów zintegrowanego nauczania w polskiej szkole podstawowej i średniej
oraz uwzględnienia tych treści w kształceniu na poziomie wyższym, szczególnie w obrębie dyscyplin humanistycznych i społecznych. Wymaga to również stałej certyfikacji znajomości języka polskiego jako obcego, wspierania przez Polskę polonistyk
zagranicznych, organizowania – w znacznie większym niż dotąd
zakresie – pomocy szkolnictwu funkcjonującemu w obrębie
wspólnot polonocentrycznych.5
4
S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy”
1999, z. 5-6, s. 1.
5
Por. tu artykuły zawarte w publikacji: J. Mazur (red.), Promocja
This area of functioning of the Polish language outside Poland is characterised by predominantly pragmatic motivation
and significantly institutionalised forms of teaching Polish as
a foreign language.
All three areas of functioning of the Polish language outside
Poland are closely combined with language policy. The term language policy is used to refer to “all activities shaping the linguistic
reality, that is the system of the language and its usage, and linguistic awareness of its users”4.
The key tasks of Polish language policy include:
– developing research on the Polish language within and beyond the borders of Poland;
– sustained work on codification, standardisation and the
legal status of Polish as an ethnic and national language;
– teaching varieties of the Polish language to its users both
at home and abroad;
– promoting the Polish language in the world as a medium
of popularising the fundamental values underlying the Polish
culture.
A rational approach towards the tasks of language policy,
bringing these issues to the attention of both the members of the
Polish communicative community at home and members of
diasporic polonocentric communities, as well as members of other national communities abroad, should facilitate common understanding and establish partner-like relations. Albeit learners/
speakers of Polish of various nationalities do not become Polish
by virtue of knowing the language (thus it is not the case of the
uniting function of the Polish language per se), everyone who
speaks Polish can think in Polish; that, in turn, facilitates mutual understanding between Poles, members of polonocentric
communities and people from other nationalities.
The shaping of multi-directional knowledge: the Polish communicative community at home<–>, polonocentric communicative communities in various countries of the world <–>, communities of people living in individual countries using various
languages, requires formalised inclusion of these issues into integrated teaching programmes in Polish primary and secondary
schools and taking them into consideration at university level,
in particular in the fields of humanities and social sciences.
Moreover, it requires sustained certification of the knowledge of
Polish as a foreign language, Poland’s support for faculties of the
Polish language at universities abroad, and assisting – on a sig4
S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy”
1999, Vol. 5-6, pp. 1.
13
Stanisław Dubisz
Język polski poza granicami etnicznymi
Jakim celom te działania z zakresu polityki językowej powinny służyć?
Nie chodzi w tym wypadku ani o tendencje standaryzacyjne
w odniesieniu do wszystkich wariantów polszczyzny poza granicami kraju, ani o chęci przekształcenia na powrót wspólnot polonocentrycznych w grupy polskiej mniejszości narodowej, ani o
zamiary hegemonizowania wieloetnicznych wspólnot państwowych, w których jest zapotrzebowanie na wiedzę o Polsce i znajomość języka polskiego. Celem zasadniczym jest umiejętne
wkomponowanie polszczyny w kraju i poza jej etnicznymi granicami w sytuację kulturową współczesnego świata na przełomie
XX i XXI wieku.
Rozwój języka polskiego poza granicami kraju jest uzależniony od czynników zewnętrznojęzykowych i wewnętrznojęzykowych. Wśród tych pierwszych za szczególnie istotne należy uznać:
polityczny status zbiorowości o polskiej genezie etnicznej, procesy autochtonizacji i migracji etnicznych, intencje wobec kultury kraju osiedlenia i pobytu, status społeczny i mobilność społeczną użytkowników języka, normy prawne dotyczące
zbiorowości polonocentrycznej, stopień jej zwartości i zróżnicowanie pokoleniowe, chronologię i etapy kształtowania się danej
wspólnoty. Wśród tych drugich należy wymienić: socjolingwistyczne funkcje polszczyzny jako języka etnicznego, bariery komunikacyjne języka państwowego kraju pobytu, mobilność
(moc) języka polskiego w porównaniu z językiem urzędowym
danego państwa, sprawność językową polonocentrycznej wspólnoty komunikatywnej.6 Wzajemny układ wszystkich tych czynników decyduje o ostatecznym rozwoju polszczyzny w danej
wspólnocie polonocentrycznej.
Współcześnie w skali makro rysuje się niekorzystny dla rozwoju polszczyzny poza granicami kraju układ czynników. Wynika to z rozproszenia zbiorowości polonocentrycznych w poszczególnych krajach osiedlenia, ograniczonych możliwości i potrzeb
porozumiewania się za pomocą języka polskiego (tylko w obrębie
środowisk polonocentrycznych), konieczności posługiwania się
przez członków tych zbiorowości – ze względów cywilizacyjno-prawnych – językiem urzędowym kraju pobytu przy równoczesnym braku konieczności znajomości polszczyzny. Wszystko to
nificantly larger scale than hitherto-education within polonocentric communities.5
What aims should these language policy activities serve?
The key issue is by no means a tendency to standardise all
varieties of the Polish language beyond the borders of the Polish
state. Neither is it the willingness to transform polonocentric
communities back into Polish minority groups, nor plans to
hegemonise multiethnic national communities which seek
knowledge about Poland and knowledge of the language. The
fundamental goal is to skilfully integrate the Polish language in
Poland and abroad into the cultural situation of the modern
world in the early 21st century.
Development of the Polish language beyond the borders of
the state depends on internal language and external language
factors. Among the former, of particular importance are: the political status of the community with Polish ethnic origins, processes of ethnic integration and ethnic migration, intentions related to the culture of the country of residence, social status and
social mobility of the users of the language, legal norms regarding polonocentric community, the level of its cohesiveness and
generational diversification, the chronology and phases of creation of a given community. The latter encompass: sociolinguistic
functions of the Polish language as an ethnic language, communicative barriers of the official language of the country of residence, mobility (power) of the Polish language as compared to
the official language of the given country, language fluency of
the polonocentric communicative community6. Mutual interdependence of the above-mentioned factors has a decisive influence
on the development of the Polish language in a given polonocentric community.
Nowadays, the combination of factors is, on the macro scale,
unfavourable to the development of the Polish language beyond
the borders of the state. This is a consequence of the dispersion
of polonocentric communities in the respective countries of their
settlement, limited opportunities and needs to communicate in
języka i kultury polskiej w świecie, Lublin 1998; zob. także: W. Miodunka, Polszczyzna – dialekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka”
2000, nr 40, s. 50-51; zob. także S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka
a Europa, „Poradnik Językowy” 2001, z. 1, s. 3-11; tenże, Rozwój języka
polskiego a integracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, z. 2, s. 3-10.
5
See also articles in: J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, Lublin 1998; see also: W. Miodunka, Polszczyzna – dialekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka” 2000, No 40, pp. 50-51;
see also S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka a Europa, „Poradnik Językowy” 2001, Vol. 1, pp. 3-11; and idem, Rozwój języka polskiego a integracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, Vol. 2, pp. 3-10.
6
Szerzej na ten temat por. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich
antroponimów w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturowej, „Przegląd Humanistyczny” 1995, nr 2, s. 106-121.
6
See also. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich antroponimów
w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturowej, „Przegląd
Humanistyczny” 1995, No 2, pp. 106-121.
14
Stanisław Dubisz
The Polish language beyond its ethnic borders
sprawia, że postępuje proces ograniczania żywotności języka polskiego poza granicami kraju, który z pokolenia na pokolenie
wynosi ok. 90-80%. W porównaniu z innymi językami grup
mniejszościowych w społeczeństwach wieloetnicznych jest to
procent znaczny, ale jednoznacznie trzeba stwierdzić, że jest to
rozwój regresywny.7 Potwierdzeniem tej diagnozy jest fakt, że we
wszystkich wyróżnionych strefach językowo-kulturowych występowania polszczyzny poza granicami kraju [zob. I] dominują jej
warianty mieszane (zwykle odmiany regionalno-gwarowe lub
dialekty polonijne), a w czterech z nich (z wyjątkiem strefy oddziaływania języków wschodniosłowiańskich oraz języków innych krajów byłego ZSRR) wyraźnie zaznacza się tendencja zbiorowości polonocentrycznych do integracji z kulturą krajów
pobytu.8
Można zauważyć jednak również tendencje przeciwstawne.
Tendencji do asymilacji językowej i kulturowej przeciwstawia się
tendencja do etnicyzacji, powracania do kulturowego, etnicznego rodowodu, czego przykłady mamy zarówno w państwach
Wschodu, jak i Zachodu. Na całym świecie występuje kilkusettysięczna grupa ludzi, która nabyła znajomość języka polskiego
jako obcego z przyczyn osobistych lub zawodowych. Zainteresowanie znajomością języka polskiego wzrasta poza granicami Polski proporcjonalnie do aktywności naszego państwa w Unii Europejskiej.
Swego rodzaju paradoksem jest bowiem to, że szansę na progresywny rozwój języka polskiego poza jego granicami etnicznymi stwarza nam postępujący proces globalizacji.
Na przełomie XX i XXI w. społeczeństwa wysoko zorganizowane deklarują polikulturalizm jako dominantę polityczną i ideologiczną. Czynią to również hegemoniczne organizmy państwowe i quasi-państwowe, tj. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej
i Unia Europejska. Wynikiem polikulturalizmu są dwie podstawowe koncepcje podtrzymywania polilingwizmu, stanowiące barierę ochronną w stosunku do globalizacji kultury i komunikacji
językowej. Są to koncepcje ekologizmu i nacjonalizmu w globalnej polityce językowej.9 Koncepcje te znajdują odzwierciedlenie
w oficjalnych dokumentach Unii Europejskiej oraz w polityce
Polish (only in polonocentric environments), the necessity for
the members of these communities to use – for civilisational and
legal reasons – the official language of the country of residence
and simultaneous lack of the need to know Polish. All these factors contribute to the process of limiting the vitality of the Polish
language abroad, which currently amounts to around 90-80%.
In comparison with other languages of minority groups in multiethnic societies the percentage is significant, yet at the same
time it must be borne in mind that this is a case of regressive
development7. The diagnosis is confirmed by the fact that in all
areas where the Polish language is spoken beyond the borders of
the Polish state [see I] mixed varieties (usually regional and dialectal varieties or dialects of Polish communities living abroad)
are dominant. In four of them (excluding the area of influence
of Eastern Slavonic languages and other languages of the former
USSR) it is easy to observe the tendency of polonocentric communities to integrate with the culture of their country of residence.8
However, opposite tendencies can also be noted. The tendency of linguistic and cultural assimilation is opposed by the
tendency to ‘ethnicise’, to return to cultural and ethnic origins,
which can be observed in western as well as eastern countries.
Worldwide, there are thousands of people who have acquired
Polish as a foreign language for personal or professional reasons.
The interest in the Polish language abroad is growing in direct
proportion to the level of our state’s activity in the European
Union.
It is a kind of paradox that it is the process of globalisation
creates the chance for progressive development of the Polish language beyond its ethnic borders.
Early into the 21st century, highly organised societies declare
polyculturalism to be the predominant social and ideological
feature. Also hegemonic states and quasi-states, such as the USA
and the EU, support this stance. Multiculturalism results in two
basic concepts of retaining multilingualism, forming a shield
protecting it from the globaliisation of culture and language
communication: ecologism and nationalism in global language
7
Por. S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [w:] S. Dubisz
(red.), Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów,
Warszawa 1990, s. 128-133.
8
Por. S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i polsko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [w:] Z polskich studiów
slawistycznych, seria IX: Językoznawstwo, Warszawa 1998, s. 65-69.
7
See S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [in] S. Dubisz (ed.),
Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów, Warsaw
1990, pp. 128-133.
9
Szerzej na ten temat zob.: S. Gajda, Promocja języka i kultury polskiej a procesy uniwersalizacji i nacjonalizacji [w:] J. Mazur (red.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, op. cit., s. 11-18.
8
See S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i polsko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [in:] Z polskich studiów
slawistycznych, IX. series: Językoznawstwo, Warsaw 1998, pp. 65-69.
15
Stanisław Dubisz
Język polski poza granicami etnicznymi
wewnętrznej państw o spełeczeństwach wieloetnicznych, takich
jak np. Australia, Kanada, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy. W myśl tych koncepcji przyjmuje się, jako naczelną zasadę
poszanowanie języków narodowych, etnicznych, mniejszościowych przy równoczesnej tendencji do uznawania jednego, głównego, państwowego języka w krajach wieloetnicznych oraz głównego globalnego języka w organizmach ponadpaństwowych.
Współcześnie w praktyce oznacza to dominację języka angielskiego w świecie z uwzględnieniem języka francuskiego (jako drugiego języka ponadpaństwowego) w krajach Unii Europejskiej.
W porównaniu z tymi językami moc (mobilność) języka polskiego jest ograniczona.10 Decydują o tym takie czynniki, jak:
liczba osób posługujących się polszczyzną w kraju i poza jego
granicami, mobilność społeczna nosicieli i użytkowników języka
polskiego, poziom ekonomiczny Polski, uwarunkowania natury
kulturowej i ideologicznej, sytuacja polityczna w państwie polskim itp. Nie należy zatem liczyć na to, że polszczyzna stanie się
językiem globalnym, ani że stanie się językiem prymarnym w państwach, w których występują zbiorowości polonocentryczne.
Można jednak liczyć na właściwe wkomponowanie języka
polskiego – tak w kraju, jak i poza jego granicami – w nową sytuację polityczną i cywilizacyjną świata zintegrowanego i można
zakładać, że jego rozwój będzie przebiegał progresywnie. Zależy
to jednak od właściwej polityki językowej [por. IV], prowadzonej
przede wszystkim przez polskie instytucje państwowe, ale także
przez instytucje funkcjonujące w zbiorowościach polonocentrycznych.
Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizuje się w historii języka polskiego, stylistyce i dialektologii. Jest dziekanem Wydziału Polonistyki. Od 2003 r.
członek Państwowej Komisji Poświadczania Znajomości Języka
Polskiego jako Obcego. Autor wielu publikacji naukowych.
policy9. These concepts are reflected in the official documentation of the EU and internal policies of multiethnic societies, such
as Australia, Canada, the USA, France, the UK, Germany. According to these concepts, the foremost principle is the respect
for national, ethnic and minority languages with the simultaneous tendency to acknowledge one main official language in multiethnic countries and a main global language in international
institutions. Nowadays, in practice, this signifies the worldwide
dominance of English with consideration of French (as the second international language) in the countries of the EU.
In comparison with these languages the power (mobility) of
the Polish language is limited. In this regard the decisive factors
include: the number of people speaking Polish within and beyond the borders of Poland, the social mobility of the users of
Polish, the economic level of Poland, cultural and ideological
conditions, the political situation in Poland etc. It is therefore
pointless to hope that Polish will become a global language, or
the primary language in the countries where polonocentric communities live. Nevertheless, it is likely that Polish will be appropriately incorporated – both at home and abroad – in the new
political situation of an integrated world. Moreover, it can be
assumed that it will develop progressively. This, however, depends on adequate language policy [see IV], adopted by Polish
state institutions as well as institutions functioning within
polonocentric communities.
The author is a professor at the University of Warsaw. He is
a specialist in the history of Polish language, stylistics and dialectology. He is the dean of the Faculty of Polish Studies. Since
2003 he has been a member of the State Committee for the Certification of Proficiency in Polish as a Foreign Language. He is
the author of numerous scholarly publications.
Translated by Klaudyna Hildebrandt
10
Zob. tu: W. Miodunka, Moc języka i jego znaczenie w kontaktach
językowych i kulturowych [w:] W. Miodunka (red.), Język polski w świecie..., op. cit., s. 39-50; tenże, Język polski w Unii Europejskiej [w:] Na
chwałę i pożytek nasz wzajemny. Złoty jubileusz „Polonicum”, Warszawa
2006, s. 177-186.
16
9
See also: S. Gajda, Promocja języka i kultury polskiej a procesy uniwersalizacji i nacjonalizacji [in:] J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultury polskiej w świecie, op. cit., pp. 11-18.
POLONISTYKA W ŚWIECIE
Panayot Karagyozov
Nauczanie języka polskiego
i studia polskie w Bułgarii
do działania. Czyli, mówiąc słowami Henryka Sienkiewicza
– służą „ku pokrzepieniu serc”. (Ja osobiście nadal twierdzę,
że to, co dzieje się w Polsce, wcześniej czy później będzie miało nieuchronnie miejsce i w Bułgarii!).
Pierwsze polsko-bułgarskie kontakty literackie sprowokowane były sytuacją społeczno-polityczną. Pisarze – Michał
Fot. Panayot Karagyozov
Historia stosunków polsko-bułgarskich zaczyna się
w 1444 r. pochodem króla Władysława III Jagiełły, pośmiertnie nazwanego Warneńczykiem. Później, w XVII wieku, wybitni katolicy bułgarscy, tacy jak Petar Bogdan (1601-1674),
Petar Parczewicz (1612-1674), Filip Stanisławow (1612-?),
odwiedzają najsilniejsze państwo słowiańskie, szukając w nim
oparcia w walce ze wspólnym wrogiem – Imperium Osmańskim. Południowi Słowianie przyglądają się z zachwytem zwycięstwom polskich wojsk nad armią turecką w słynnych bitwach pod Chocimiem (1621) i Wiedniem (1683). Do 1795
roku Bułgarzy żywią nadzieję, że niezwyciężona Rzeczpospolita Obojga Narodów wyzwoli ich spod jarzma tureckiego, ale
na nieszczęście, po trzecim rozbiorze państwa, Polacy dzielą
tragiczny los zniewolonych Bułgarów. Po klęsce Powstania
Listopadowego i Wiosny Ludów wielu polskich patriotów
znajduje schronienie na ziemiach bułgarskich. Jesienią 1855
roku na inspekcję Legionów Polskich, przygotowujących się
do wojny z Rosją armii tureckiej, przyjeżdża do Burgas sam
Adam Mickiewicz. Jeden z najodważniejszych bułgarskich
rewolucjonistów – Gawrił Chłytew (1843-1876), zapisuje się
w świadomości narodowej Bułgarów pod polskim pseudonimem Benkowski (po otrzymaniu paszportu polskiego rewolucjonisty Antona Benkowskiego). Bułgaria czci pamięć polskich żołnierzy i oficerów poległych w rosyjsko-tureckiej
wojnie wyzwoleńczej (1877-1878).
Wraz z odrodzeniem suwerenności państwowej Bułgarii
i Polski stosunki politycznie i kulturalne między obydwoma
narodami słowiańskimi pogłębiają się. Kulminacją tej bliskości jest wizyta Papieża Jana Pawła II w Bułgarii w maju 2002
roku. Pielgrzymka Słowiańskiego Papieża łączy z jednej strony najliczniejszą, a z drugiej najmniej liczną społeczność katolicką na Starym Kontynencie i pokazuje, że mimo różnic
wyznaniowych Polacy i Bułgarzy stanowią nierozerwalną
część euro-chrześcijańskiej cywilizacji.
W przeciągu wieków wojskowa i polityczna odwaga Polaków (czasami granicząca z brakiem rozsądku), w tym polskie wojny z Turkami, powstania przeciwko Rosjanom, sprzeciw wobec faszystowskiego i komunistycznego totalitaryzmu,
a ostatnio obrona polskich narodowych interesów w Unii
Europejskiej, są dla Bułgarów przykładem pobudzającym ich
Siedziba rektoratu Uniwersytetu Sofijskiego
Czajkowski (1804-1886) i Zygmunt Miłkowski (1824-1915)
– bardziej znani jako Sadyk Pasza i Teodor Tomasz Jeż, jak
i Karol Brzozowski (1824-1904) przybliżają w swoich dziełach bułgarskie realia. I chociaż w większości przypadków
relacja Bułgarzy – Turcy znaczy tyleż samo, co Polacy – Rosjanie, ich utwory zapoznają polskie (i nie tylko) społeczeństwo
z sytuacją, w której znaleźli się zniewoleni na południu Słowianie.
Nasilenie się obecności polskiej literatury w Bułgarii zaczyna się z końcem XIX wieku. Mimo że wczesne przekłady
dokonywane są poprzez język rosyjski, Iwan Wazow (1850-1921) i Konstantin Weliczkow (1855-1907) włączają dzieła
polskich autorów do pierwszych bułgarskich chrestomatii literackich. W 1896 r. w pierwszej bułgarskiej historii literatur
słowiańskich, przeznaczonej do nauczania literatury w bułgarskich gimnazjach, młody uczony Jordan Iwanow (1872-1947) prezentuje najwybitniejszych pisarzy polskich. Iwanow trafnie dzieli polską literaturę romantyczną na krajową
i emigracyjną. W 1916 r. Wazow rozpoczyna swój wiersz zatytułowany Sienkiewiczowi słowem „Polska zmartwychwstała,
17
POLONISTYKA W ŚWIECIE
a tyś zginął” i kończy w stylu swojego wielkiego bułgarskiego
poprzednika Christa Botewa (który pisze, że „Ten, kto w boju za wolność polegnie, nie umrze!”) przepowiadając nieśmiertelność twórcy, który dał światu Quo vadis.
Silnym bodźcem przyczyniającymi się do wzajemnego poznania się Polaków i Bułgarów stało się w 1918 r. założenie
Bułgarsko-Polskiego i Polsko-Bułgarskiego Towarzystwa
Kulturalnego. Czasopismo „Przegląd polsko-bułgarski” i jego
dodatek „Biblioteka Polska” staną się aktywnymi popularyzatorami polskiej historii i współczesności. Z biegiem czasu literatura polska wyrośnie na jedną z najbardziej reprezentatywnych literatur obcych w Bułgarii. Tłumaczone są i publikowane
w dużym nakładzie (niekiedy wielokrotnie wznawianym) największe dzieła, nie tylko polskich klasyków, ale i współczesnych polskich prozaików, poetów i dramaturgów. Do arcydzieł bułgarskiej sztuki przekładowej należą Treny Jana
Kochanowskiego, Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, powieści
Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Elizy Orzeszkowej,
Stefana Żeromskiego, Władysława Reymonta, Wiesława Myśliwskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, wiersze Jarosława Iwaszkiewicza, Juliana Tuwima, Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej i inne. Wśród najlepszych tłumaczy odnajdujemy tak
wielkie nazwiska jak Iwan Wazow, Dora Gabe, Elisaweta Bagriana, Christo Wakarelski, Władysław Ikonomow, Dimitar
Panteleew, Parvan Stefanow, Iwan Wylew i wielu innych.
Początek bułgarskiej polonistyki na poziomie akademickim związany jest z założeniem Uniwersytetu Sofijskiego im.
św. Klimenta Ochrydzkiego, w którym w 1888 r. zostaje otwarta specjalność – filologia słowiańska. Polsko-bułgarskie
kontakty akademickie są szczególnie intensywne w okresie
międzywojennym, kiedy to wybitni bułgarscy filologowie,
w tym Stefan Mładenow (1880-1963), Iwan Lekow (1904-1978), Kiril Mirczew (1910-1975), Lubomir Andrejczyn
(1910-1975), Kuju Kujew (1909-1991), Petar Dinekow
(1910-1992), jak i inni studiują na polskich uniwersytetach.
Po powrocie do Bułgarii wysiłki części z nich stają się silnym
bodźcem do wykładania języka polskiego na Uniwersytecie
Sofijskim, gdzie od 1938 r. język ten jest jednym z języków
obowiązkowych dla studentów slawistów, bułgarystów
i rusycystów.
Cechą charakterystyczną bułgarskiej polonistyki jest to,
że od samego początku jest ona nierozerwalnie związana ze
slawistyką i bułgarystyką. Warto zaznaczyć, że studenci slawiści studiują jednocześnie filologię bułgarską i zyskują dyplom, uprawniający ich do wykładania języka bułgarskiego
i literatury bułgarskiej na wszystkich poziomach nauczania.
Po ostatnich zmianach w bułgarskim szkolnictwie wyższym
(przeprowadzone na początku XXI wieku) slawistyka pozo-
18
stała jednym z niewielu kierunków, który absolwenci kończą
studia (od razu) tytułem „magistra” (filologii słowiańskiej
i bułgarskiej).
Na Wydziale Filologii Słowiańskiej język polski, literaturę polską i polski folklor studiuje się w ramach zajęć obowiązkowych dla wszystkich specjalności o charakterze porównawczym, do których zalicza się Gramatykę języków słowiańskich
w ujęciu porównawczym, Historię literatur słowiańskich oraz
Etnografię i folklor krajów słowiańskich (ostatnio zastąpione
Antropologią). Po II wojnie światowej integralny kierunek filologiczny – slawistyka – zostaje podzielony na filologię rosyjską (1946), bułgarską (1953) i słowiańską (1953). I chociaż
przyczyny tego podziału mają podłoże bardziej ideologiczne
niż czysto akademickie, to wyodrębnienie samodzielnego kierunku – slawistyki – o trzech profilach: polonistyka, bohemistyka i serbo-kroatystyka, wpływa wyjątkowo korzystnie na
nauczanie języka polskiego na Uniwersytecie Sofijskim. Co
roku na slawistyce rozpoczyna studia 50-60 studentów z których 15-25 wybiera polonistykę. Język polski staje się
obowiązkowym przedmiotem dla studentów-polonistów, na
początku przez osiem, a obecnie przez dziesięć semestrów.
Dwusemestralne nauczanie języka polskiego pozostaje obowiązkowe dla studentów bułgarystyki i rusycystyki. W różnych okresach język polski studiują także studenci takich wydziałów jak Wydział Geografii (specjalność Geografia
turystyki), Historii, jak i innych wydziałów Uniwersytetu Sofijskiego.
Z trudem będzie można znaleźć inny zagraniczny Uniwersytet, w którym zakres wykładania języka polskiego jest
tak imponujący. Na filologii słowiańskiej studenci Uniwersytetu Sofijskiego studiują język Kochanowskiego, Mickiewicza
i Mrożka w jego praktycznym, teoretycznym, historycznym
i przekładowym aspekcie. Praktyczną naukę języka polskiego
wykłada się w poszczególnych semestrach w następującej liczbie godzin tygodniowo: I i II semestr – 8 godz.; III semestr
– 6 godz.; IV semestr – 8 godz.; V, VI, VII i VIII semestr –
6 godzin. Na ostatnim – piątym roku studiów magisterskich
– studenci mają 90 godzin lekcyjnych praktycznej nauki języka polskiego. W czasie studiów wykłada się również teoretyczną wiedzę o języku polskim w ramach Fonetyki i fonologii
(30 godzin wykładów), Morfologii (30 godzin wykładów i 30
godzin ćwiczeń), Słowotwórstwa i leksykologii (30 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń), Stylistyki (30 godzin wykładów),
Pragmatyki (30 godzin wykładów) i Gramatyki historycznej
(60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń) oraz Historii języka polskiego (60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń).
W IX, X semestrze specjalizacja językoznawcza (do wyboru)
włącza dodatkowo 135 godzin wykładów. W sumie studenci
poloniści mają 1080 godzin praktycznej nauki języka polskiego i 465 godzin zajęć teoretycznych. Oprócz tego (bezpośrednio i pośrednio) język polski wykłada się podczas zajęć
z Teorii i praktyki przekładu (60 godzin wykładów i 30 godzin
ćwiczeń) oraz Gramatyki języków słowiańskich w ujęciu porównawczym (60 godzin wykładów i 60 godzin ćwiczeń).
Zajęcia z języka polskiego w przeszłości prowadzili tacy
wybitni uczeni jak I. Lekow, L. Andrejczyn, K. Kujew, Sabina Radewa, Blagowesta Lingorska i inni. Obecnie etatowymi
wykładowcami języka polskiego w Katedrze Języków Słowiańskich są Lidia Kujewa-Świerczek, Iwanka Gugułanowa, Antoaneta Popowa, Iskra Likomanowa i Deljana Denczewa. Od
1954 roku po dzień dzisiejszy niezastąpioną rolę w nauczaniu
sofijskich polonistów odgrywają wysyłani przez Polskę, lektorzy. Jako nosiciele języka i wysoko wykwalifikowani specjaliści zapewniają oni nie tyko perfekcyjne przyswajanie
przez studentów gramatyki, wymowy i leksyki, ale także aktualnych wiadomości z zakresu polskiej kultury, literatury i życia społeczno-politycznego kraju. Z powodu braku miejsca
nie zdołam wymienić wszystkich zasłużonych polskich lektorów, ale nie mogę nie wspomnieć Zofii Mitros, Teresy Dąbek,
Hanny Orzechowskiej, Jerzego Majchrowskigo, Wojciecha
Gałązki, Jolanty Sujeckiej, Anny Szwed, Żanety Pawłowicz.
Lektoraty języka polskiego prowadzone są także na Uniwersytetach w Płowdiw, Wielkim Tyrnowie i w Szumen.
Literaturę polską wykładają specjaliści z Katedry Literatur
Słowiańskich. Studenci zaczynają zagłębiać się w studia polonistyczne podczas 60 godzin wykładów z Historycznych i kulturowych realiów Polski. Następnie uczęszczają na zajęcia z Historii literatur słowiańskich w ujęciu porównawczym (75 godzin
wykładów i 60 godzin ćwiczeń), których „kręgosłup” stanowi
polska literatura piękna, a na trzecim i czwartym roku szczegółowo zapoznają się z Historią literatury polskiej (210 godzin
wykładów i 210 godzin ćwiczeń). Specjalność literaturoznawcza na ostatnim roku studiów przewiduje dodatkowe 210
godzin z Literaturoznawstwa słowiańskiego w ujęciu porównawczym, z Rozwoju polskiej myśli społecznej oraz z Najnowszej
literatury polskiej.
W przeszłości historię literatury polskiej wykładali tacy
wybitni poloniści jak Bojan Penew, Emil Georgiew, Kuju Kujew i Petar Dinekow. Obecnie wykłady i ćwiczenia prowadzą
Bojan Biołczew (wychowanek Uniwersytetu Jagiellońskiego,
Rektor Uniwersytetu Sofijskiego przez ostatnie osiem lat),
Kalina Bachnewa, Panayot Karagyozow i Kamen Rikew.
Obok Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klimenta Ochrydzkiego, w ramach kierunku filologia słowiańska – język
polski, literaturę i kulturę polską można studiować na Uniwer-
Fot. Panayot Karagyozov
POLONISTYKA W ŚWIECIE
Prof. Panayot Karagyozov ze studentami w Gabinecie
Polonistyki Uniwersytetu Sofijskiego
sytecie Płowdiwskim im. Paisijego Chilendarskiego i Wielkotyrnowskim Uniwersytecie im. świętych Cyryla i Metodego.
Ich plany nauczania przypominają programy najstarszego
uniwersytetu bułgarskiego – Uniwersytetu Sofijskiego. W ciągu dziesięcioleci język polski w różnym zakresie nauczany jest
w nadmorskich centrach turystycznych – Warnie i Burgas.
Dziełu popularyzacji języka polskiego służy również Instytut Polski w Sofii, który tradycyjnie oferuje kursy języka
polskiego dla początkujących i zaawansowanych. W ciągu
prawie połowy wieku, dzięki filmom, rozmowom i zapraszanym z Polski wybitnym przedstawicielom świata literatury, nauki i kultury, Instytut Polski pełnił dla Bułgarów rolę
otwartego okna na Polskę i wolny świat. W obecnym stuleciu
Instytut stracił niestety dynamikę działania.
Na przełomie XX u XXI w. „recesję” przeżywa także wydawanie polskich książek, wystawianie polskich sztuk i projekcja polskich filmów w Bułgarii. Na szczęście w ciągu ostatnich lat tłumaczenie i publikowanie polskich dzieł stopniowo
się odradza. Wraz z wstąpieniem Bułgarii do Unii Europejskiej otwierają się znaczne możliwości zarówno wymiany studentów i wykładowców pomiędzy poszczególnymi uniwersytetami, jak i możliwość szerokiej współpracy pomiędzy Polską
i Bułgarią w wielu dziedzinach. Zasadniczym wyzwaniem,
przed którym postawione są polskie bułgarystyki i bułgarskie
polonistyki, jest przygotowanie wysoko wykwalifikowanych
tłumaczy dla Komisji Europejskiej i dla pozostałych instytucji unijnych. Wyzwanie, z którym Uniwersytet Warszawski
i Uniwersytet Sofijski bez wątpienia godnie sobie poradzą.
Autor jest kierownikiem Katedry Literatur Słowiańskich i dyrektorem Szkoły Letniej Języka Bułgarskiego na Uniwersytecie Sofijskim.
19
WYWIAD
Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski
Marta Nicgorska: Skończył Pan studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak to się stało, że nie został Pan
radcą prawnym, a śpiewakiem?
Leszek Wójtowicz: Szczerze mówiąc, wolę określać siebie
słowami: „pieśniarz”, „bard”, ewentualnie „śpiewający poeta”,
gdyż sam piszę teksty, sam układam muzykę, a także sam te
piosenki i pieśni wykonuję, akompaniując sobie na gitarze
klasycznej. Studia prawnicze nauczyły mnie ogromnego szacunku dla słowa oraz umiejętności precyzyjnego formułowania tego, co pragnę przekazać publiczności. Miałem znakomitych profesorów, którym po latach nisko się kłaniam. Jak
to często się zdarza, o mojej karierze artystycznej zadecydował
przypadek. Przypadek doprawdy niezwykły.
M.N.: Podobno wszystko się zaczęło podczas Pańskiego pobytu na Olimpiadzie w Moskwie. Czy to prawda, że
wizyta w stolicy radzieckiego imperium stworzyła barda
Wójtowicza?
L.W.: Pojechałem do Moskwy, aby tam śpiewać dla Polaków wiersze takich poetów, jak: Andrzej Bursa, Andrzej Trzebiński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Nikołaj Asiejew,
Siergiej Jesienin czy Bruno Jasieński. Swoich wierszy jeszcze
wtedy nie śpiewałem. W ówczesnej stolicy ZSRR zobaczyłem
komunizm w całej okazałości. Kolumny wojska jadące przez
miasto. Wszechobecna milicja i tajniacy. Wyludnione na czas
igrzysk olimpijskich dzielnice. Mauzoleum Lenina. Nachalna
propaganda wyższości komunizmu nad wrogim Zachodem.
Właśnie w Moskwie powstał szkic mojej pierwszej, naprawdę
ważnej piosenki autorskiej pt. Olimpiada 80’. Zrozumiałem,
że na miarę swoich skromnych możliwości muszę się temu
systemowi przeciwstawiać, śpiewając prawdę. Karnawał Solidarności, który eksplodował w sierpniu, utwierdził mnie
w tym przekonaniu. Już w listopadzie 1980 r. zaprezentowa-
20
Fot. Zbigniew Łagocki
Na scenie – samotnik, w życiu – dusza towarzystwa. Śpiewający poeta, bard, artysta
legendarnej „Piwnicy pod Baranami”. Gitarzysta, kompozytor, talent niezwykły. Śpiewa od wielu lat, przejmująco, zawsze do pełnej sali o sprawach, które wszyscy znamy.
Nie wstydzi się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy bardzo gorzkie, ale taka
jest właśnie miłość… Z Leszkiem Wójtowiczem rozmawia Marta Nicgorska
łem w „Piwnicy” swój autorski recital pt. Niepewna pora. Tak
właśnie zostałem bardem.
M.N.: Jak zaczęła się Pańska przygoda z legendarną „Piwnicą pod Baranami”?
L.W.: Wszystko zaczęło się w czasie studiów. Ciepło wspominam swoje występy w „Piwnicy”, kiedy śpiewałem ballady
do wierszy wspomnianych już poetów, najpierw przed programem, a potem coraz częściej w trakcie programu. Nawiasem mówiąc, Piotr zapowiadał mnie jako „młodego poetę”,
więc sam musiałem pracowicie wyjaśniać ze sceny, co naprawdę śpiewam, natomiast, kiedy po raz pierwszy zapowiedział
mnie z imienia i nazwiska, myślałem, że oszaleję z radości. To
WYWIAD
była niezapomniana szkoła wrażliwości i piękna młodzieńcza
przygoda. W poczet artystów legendarnego kabaretu zostałem
przyjęty we wrześniu 1980 r., kiedy zacząłem śpiewać autorskie ballady. Przede mną nikt w „Piwnicy” takich utworów
nie wykonywał. Jestem z tego bardzo dumny.
M.N.: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „Piwnica pod Baranami” była, jest i będzie przystanią mądrego
słowa oraz niepowtarzalnej w klimacie muzyki. Tu można śmiać się szczerze, nie wpadając w rechot. Można wzruszyć się bez odrobiny czułostkowości”. Gdyby nie było Piwnicy, to…?
L.W.: Wtedy byłbym uboższy, Kraków byłby uboższy, Polska byłaby uboższa, a nawet, powiem to bez cienia przesady,
świat byłby uboższy o niepowtarzalne piękno, jakie właśnie
tam się zdarzało i zdarza nadal.
M.N.: Kim był dla Pana Piotr Skrzynecki?
L.W.: Powiem to najkrócej, jak tylko potrafię: był moim
Mistrzem i Przyjacielem.
M.N.: „Jaki jeszcze numer mi wytniesz, w którą ślepą
skierujesz ulicę, ile razy palce sobie przytnę, nim się wreszcie
klamki uchwycę, by otworzyć drzwi do twego serca, które
przeszło już tyle zawałów, czy nikogo więcej nie obudzą,
w twym imieniu oddane wystrzały...” – tak zaczyna się pamiętna Moja litania – jedna z najpiękniejszych i najbardziej
przejmujących ballad o naszym kraju, nagrodzona na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1981 r. Stała się ona podobno symbolem nadziei na demokratyzację życia w Polsce.
Nazywano ją hymnem Solidarności, a Pana solidarnościowym
bardem. Czy rzeczywiście właśnie dzięki temu utworowi cały
kraj usłyszał o Leszku Wójtowiczu?
L.W.: Moją litanię napisałem jesienią 1980 r. Zdawałem
sobie sprawę, że tworzę utwór bardzo ważny, a zatem nie śpieszyłem się i cyzelowałem każdy szczegół. Praca trwała prawie
miesiąc, a po raz pierwszy zaśpiewałem tę pieśń, rzecz jasna,
w „Piwnicy”. Niedługo potem nagrałem ją w Krakowskiej
Rozgłośni Polskiego Radia na zaproszenie redaktora Marka
Pacuły, który obecnie prowadzi programy kabaretu i jest naszym szefem artystycznym. Pod koniec stycznia 1981r. „Piwnica” zagrała sześć triumfalnych spektakli w warszawskim klubie „Stodoła”, gdzie Moja litania była entuzjastycznie
oklaskiwana. Tak działo się również w trakcie trzech recitali,
które wykonałem wtedy w sali kameralnej pomiędzy występami „Piwnicy”. Wtedy to właśnie znakomity znawca muzyki,
redaktor Andrzej Jaroszewski, zaproponował mi dokonanie
nagrań dla Programu I Polskiego Radia. Moja litania trafiła
na ogólnopolską antenę, podobnie jak Modlitwa o spokój
i obydwie pieśni były bardzo często emitowane jako komentarz tamtego gorącego czasu. Na Festiwalu Piosenki Polskiej
– Opole 81’ otrzymałem za Moją litanię jedną z głównych
nagród. Pieśń stała się powszechnie znana, także poza granicami Polski. Dodam, że po wprowadzeniu stanu wojennego,
a dokładnie w 1983 r. cenzura zakazała mi wykonywania Mojej litanii, co nie przeszkadzało mi śpiewać jej w programach
„Piwnicy” i w wykonywanych w „drugim obiegu” recitalach.
Tak było do wielkich przemian ustrojowych, które nastąpiły
w 1989 r.
M.N.: Otrzymał Pan Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia
Polski – za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian
demokratycznych w Polsce, czyli tak naprawdę za co?
L.W.: Nie chciałbym, odpowiadając, używać kombatanckiej retoryki, jednakże jestem przekonany, iż moje pieśni
tworzyły istotną w tamtych trudnych czasach więź pomiędzy
tymi, którzy ich słuchali. Śpiewałem dla nich i w ich imieniu,
wyrażając sprzeciw i opisując tamtą rzeczywistość. Podziemne
recitale, wydawane w podziemiu kasety, obecność moich piosenek na falach „Głosu Ameryki” i „Wolnej Europy” – to
wszystko sprawiło, że byłem postrzegany, jako jeden z „bardów wolności”. Reasumując – Krzyż Oficerski otrzymałem
za swoją twórczość.
M.N.: Rozgłos przyniosły Panu przed laty piosenki polityczne: Wielki obrońca pokoju, czyli song o umierającym Breżniewie, Olimpiada 80’, Pielgrzymka, opowiadająca o Mauzoleum Lenina. Czy w tych trudnych dla Polski czasach łatwiej
było prowadzić liryczny dialog z krajem? Dziś przecież
o wszystkim można powiedzieć wprost.
L.W.: Zawsze trudno jest napisać piękną balladę, niezależnie od okoliczności, w których powstaje. Jako pilny uczeń
Wojciecha Młynarskiego, którego pozwalam sobie nazywać
swoim profesorem, uwielbiam używać metafory wzbogacającej tekst. Kocham niespodziewane pointy. Czasami jednak
trzeba napisać coś wprost, coś wykrzyczeć. Tego wymaga
uczciwość poety.
M.N.: Czy teraz komentowanie polityki jest równie ciekawe jak kiedyś?
L.W.: Polityka fascynuje mnie w sposób niekłamany.
W jej zadziwiającym częstokroć zamieszaniu ujawniają się rzeczywiste intencje ludzi, ich prawdziwe twarze. Komentowanie
polityki jest zatem ogromnie ciekawe, ale najciekawsze jest
opisywanie jej mechanizmów oraz próby przewidywania tego,
co nastąpi w przyszłości. Polityka może być pożyteczną formą
ludzkiej aktywności, ale może też straszliwie upodlić. Ta druga ewentualność występuje niestety znacznie częściej. Nikogo
nie staram się pouczać. Ostrzegam przed zagrożeniami, które
drzemią w nas samych.
M.N.: W jednej z nowszych piosenek słyszymy słowa: „Ja
uwierzcie najzwyczajniej kocham ten przedziwny kraj jak
21
WYWIAD
kobietę bardzo piękną, choć szaloną...”. Czy po tylu latach
nie znudziło się Panu śpiewać: „Ja nie liczę twych wad, ale
pytam od lat, jaki jesteś naprawdę mój kraju”?
L.W.: To jest mój kraj. Moje radości i moje rozczarowania. Mój obszar na mapie i przestrzeń w moim sercu. Nie
wstydzę się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy
bardzo gorzkie, ale taka jest właśnie miłość. O tym właśnie
śpiewam.
M.N.: Jakie były te najpiękniejsze i najważniejsze momenty w Pańskiej karierze?
L.W.: Szczególnie czule wspominam moje pierwsze śpiewanie w „Piwnicy” jako pełnoprawnego artysty kabaretu. Festiwal w Opolu i radość z otrzymanej nagrody. Recitale
w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej w latach 80. Koncert,
który zagrałem 31 sierpnia 1988 r. przy Bramie Stoczni
Gdańskiej w czasie strajku. Występy z „Piwnicą” w Polsce
i wielu innych krajach. Programy telewizyjne przybliżające
publiczności moją twórczość. Bardzo istotne były dla mnie
rozmowy o sztuce z Janiną Garycką, Piotrem Skrzyneckim
i Wojciechem Młynarskim. Naprawdę dużo się od nich nauczyłem. Ciekawym fragmentem mojej kariery była również
wieloletnia współpraca z Kabaretem „Elita”. Cieszą mnie serdecznie przyjęte w listopadzie ubiegłego roku recitale w Nowym Jorku, Pittsburgu, Waszyngtonie, Baltimore i Filadelfii.
I jeszcze jedno. Wzruszenie, kiedy ktoś mówi do mnie po
występie: „Pan zaśpiewał to, co myślę, ale nie potrafię tego
w taki sposób wyrazić”.
M.N.: Śpiewa Pan o ojczyźnie, miłości, tolerancji, czyli
„…o sprawach, które wszyscy znamy”. Które z pieśni są Panu
szczególnie bliskie?
L.W.: To będzie dosyć długa lista tytułów, chociaż nie
wszystkie tutaj wymienię. Moja litania, Malownicza wyliczanka, Tutaj wódka jest Bogiem, Jaki jesteś mój kraju i te znacznie
nowsze jak Hymn zagubionych, Znów pojawił się wariat czy
bardzo niedawno napisane Ćmienie. W tych balladach śpiewam właśnie „o sprawach, które wszyscy znamy”. Śpiewam
też o legendarnych postaciach „Piwnicy”. Pytania o zmierzchu
– o Piotrze Skrzyneckim. Dla Janiny – o Janinie Garyckiej.
Noc cytatów – o Wiesławie Dymnym. Oni nadal żyją w tych
piosenkach. Tak o nich pamiętam. Ogromnie bliskie są mi
także pieśni o miłości. O świetlistych oczach Żony, Mów do
mnie kochana najczulej, oraz Ja jestem z Tobą.
M.N.: Tytuł Moja litania nosiła też kaseta nagrana
w 1983 r. dla oficyny NOWA. Pięć lat później ukazała się
druga – Mówią mi, że tam w Moskwie – dla CDN. Od czasu
ich wydania w drugim obiegu nie ukazała się oficjalnie żadna
22
płyta. Dziś Pańską twórczość możemy podziwiać jedynie na
koncertach. Dlaczego?
L.W.: W 1989 r. nagrałem wprawdzie płytę dla „Polskich
nagrań”, ale firma zbankrutowała i do wydania płyty nie doszło. Moje utwory są rozsiane po różnych płytach zawierających
piosenki poetyckie. Obecnie mamy do czynienia z tak zwanym „sprzężeniem medialnym”. Polega ono na tym, że media
lansują to, co się podoba publiczności, zaś publiczności podoba się to, co lansują media. Takie są paskudne prawa wolnego
rynku, zwłaszcza w czasie transformacji. Już Mikołaj Kopernik napisał, że zły pieniądz wypiera pieniądz dobry. Nie obrażam się jednak na rzeczywistość, ale o niej śpiewam, jak choćby w kpiącej z telewizji piosence pt. Magiczna tafla szkła.
M.N.: „Na początku jest zawsze samotność. Piękna samotność” – zapisał Pan we wstępie do tomu Moja litania. Jest
Pan estradowym samotnikiem. Jaką rolę w Pańskim życiu
odgrywa samotność?
L.W.: Samotność artysty to chwile niezwykłe. Najpierw
pojawiają się słowa. Potem między nimi zaczyna błądzić muzyka. Tak powstaje piosenka, albo pieśń. Konsekwentnie od
lat występuję sam, akompaniując sobie na gitarze. Jestem zatem rzeczywiście estradowym samotnikiem i, co bardzo ciekawe, ten sposób prezentowania twórczości niesamowicie
zbliża mnie do publiczności. W życiu prywatnym jestem człowiekiem bardzo towarzyskim, ale jedno drugiego w żaden
sposób nie wyklucza.
M.N.: Prowadzi Pan własną stronę internetową, co w gronie artystów jest rzadkością. Pisze Pan bloga. Po co?
L.W.: Na swojej stronie internetowej dzielę się z odwiedzającymi swoimi uwagami na temat bieżących wydarzeń.
Mój przyjaciel, który jest wybitnym chirurgiem powiedział
mi, że od czasu, kiedy zacząłem pisać bloga zaprzestał czytania
gazet. Moje komentarze w zupełności mu wystarczają. Nie
omijam także spraw lżejszych, a nawet błahych. Być może to
wszystko związane jest z moim niepohamowanym gadulstwem, ale służy także doskonaleniu warsztatu literackiego.
Z uwagą czytam wpisy w „Księdze Gości”. Bywają one niezwykle pouczające.
M.N.: Czy czuje się Pan artystą spełnionym?
L.W.: Artysta, który uważa, że jest „artystą spełnionym”
powinien poszukać sobie innego zajęcia. Napisałem wiele piosenek i marzę o następnych, jeszcze piękniejszych. Moim spełnieniem jest życzliwość słuchaczy wyrażona poprzez szczere
oklaski. Oby tak było jak najdłużej.
M.N.: Wobec tego w imieniu redakcji i czytelników życzę
Panu niemilknących oklasków. Dziękuję za rozmowę.
WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ
Mirosław Jelonkiewicz
Spacery po Warszawie
Trakt Królewski. Część 4.
Łazienki Królewskie
Fot. Maciek Nicgorski
W samym sercu Warszawy, przy Trakcie Królewskim znajduje się park o zagadkowej, frapującej nazwie – Łazienki. Jest
to bez wątpienia jedno z najładniejszych i najbardziej magicznych miejsc stolicy. Każdy rodowity warszawiak nosi głęboko
w pamięci chwile z czasów dzieciństwa, kiedy chodził tam
razem z rodzicami, by karmić kaczki, łabędzie i wiewiórki.
Biel śniegu zimą w alejkach, brązowe kasztany i liście tworzące kolorowy dywan jesienią, krzyk pawi i smak lodów latem
– wszystko to kojarzy się z Łazienkami.
„Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary, drzemał
w słońcu i ciszy. Na zwierciadle wody wsparłszy białe, w marmurze wykowane schody, Pałac lśnił przez zielone gęstych
drzew konary.” Tak opisał Łazienki w 1902 r. w jednym z 9
sonetów o Warszawie Jerzy Żuławski. Atmosferę parku przenika czar romantycznej poezji i pobrzmiewają w niej echa
historii. Odczuć to można o zmierzchu o każdej porze roku,
ale najdobitniej chyba w chłodne listopadowe wieczory, kiedy
wydaje się, że między drzewami przemykają sylwetki podchorążych, prowadzonych przez porucznika Piotra Wysockiego.
Kompleks pałacowo-parkowy (il. 1) o nazwie Łazienki
Królewskie rozlokowany jest na obszarze 74 hektarów wzdłuż
Il. 1. Pałac na Wodzie
23
Il. 2. Staw pałacowy
Fot. Maciek Nicgorski
skarpy wiślanej i Alej Ujazdowskich. Rozpoczyna się od ulicy
Agrykola, a kończy przy Belwederze. Kilkaset lat temu mieścił
się tu królewski zwierzyniec (czyli ogrodowy teren, na którym
trzymano dzikie zwierzęta), ale dzisiejszą nazwę park zawdzięcza pierwotnemu przeznaczeniu pawilonu, jaki nakazał ustawić w swych posiadłościach marszałek Stanisław Herakliusz
Lubomirski w drugiej połowie XVII w. Był to pawilon kąpielowy, czyli po prostu łaźnia, którą zaprojektował znany architekt – Tylman z Gameren. Po zakupie posiadłości przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1764 r., pawilon ten
przebudowano na rezydencję mieszkalną, ale mimo zmiany
przeznaczenia stara nazwa pozostała. Łazienki stały się letnią
rezydencją ostatniego króla Polski, a sławę zyskały między
innymi dzięki organizowanym przez króla spotkaniom w pałacu, znanym jako „obiady czwartkowe”. Uczestniczyli w nich
zaproszeni przez króla pisarze, publicyści, politycy, przedsta-
Il. 3. Pałac na Wodzie
24
wiciele elity kulturalnej Polski. Bawili oni gospodarza, czytając swe utwory. Kiedy król był już zmęczony i chciał, aby
goście opuścili pałac, na stole pojawiały się suszone śliwki.
Był to umówiony znak, że król chce być sam. Łazienki znajdowały się wtedy w podwarszawskiej miejscowości Ujazdów
oddalonej o 3 kilometry od rogatek stolicy. Wiodła tam z Warszawy kręta, polna, a miejscami nawet leśna droga. W latach
1774-84 królewscy ogrodnicy stworzyli zespół pałacowo-ogrodowy będący połączeniem ogrodu francuskiego z krajobrazowym parkiem romantycznym (il.2). Królewscy architekci, rzeźbiarze i malarze (Dominik Merlini, Jan Christian
Kamsetzer, Marcello Bacciarelli, Jan Christian Schuch, Andrzej Le Brun) przekształcili Łaźnię Lubomirskiego w klasycystyczny Pałac na Wyspie, zwany później Pałacem na Wodzie
Fot. Maciek Nicgorski
Fot. Maciek Nicgorski
WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ
Il. 4. Amfiteatr na Wyspie
(il.3). Zachowali oni niektóre fragmenty pierwotnej budowli, stąd w dwóch pokojach – Kąpielowym i Bachusa – zobaczyć możemy resztki wystroju Łaźni Lubomirskiego. Wszystko to jednak kosztowało fortunę i powiększało królewskie
długi. Powstało wtedy także wiele nowych budowli, wśród
których wymienić należy: Pałac Myślewicki (rezydencję księcia Józefa Poniatowskiego), Wielką Oficynę mieszczącą dawniej Szkołę Podchorążych Piechoty, Teatr na Wyspie (il.4)
wzorowany na antycznym amfiteatrze w Herkulanum (odbywają się tu stale przedstawienia na wolnym powietrzu), Biały
Dom, Starą Pomarańczarnię (il. 5) (w jej wschodnim skrzydle
mieści się do dziś zachowany, jeden z nielicznych w świecie
dworskich teatrów) i zbudowany na wzór grobowca antycznego Wodozbiór.
Podczas spaceru po parku warto zatrzymać się przy kilku
znanych pomnikach. Jeden z nich stoi na moście przerzuconym nad stawem, a przedstawia króla Jana III Sobieskiego.
Pomnik ten ustawiono z inicjatywy króla Stanisława Augusta
Il. 5. Stara Pomarańczarnia
pomnika narodziła się na początku wieku. Rozpisano konkurs, w którym wygrał projekt Szymanowskiego. Niestety
władze carskie długo nie zgadzały się na postawienie pomnika, a potem I wojna światowa przerwała realizację tych planów. Dodać należy, iż wizja siedzącego pod drzewem Chopina wzbudzała wówczas wiele kontrowersji. Piękna, secesyjna,
wspaniale zaprojektowana i skomponowana rzeźba przedstawia kompozytora zasłuchanego w melodię wiatru, szumiącego w gałęziach przydrożnych wierzb mazowieckich. W czasie
wojny pomnik został pocięty na kawałki i przetopiony przez
Niemców. Posłużył im potem jako materiał na amunicję. Ponowne odsłonięcie nastąpiło po zrekonstruowaniu w 1958 r.
W każdą pogodną niedzielę od maja do września odbywają
się tu koncerty chopinowskie, przyciągające setki turystów i miłośników muzyki wielkiego kompozytora.
Sprzed pomnika Chopina niewielką bramą wychodzimy
w Aleje Ujazdowskie, by tuż obok po lewej stronie podziwiać
piękno niewielkiego pałacyku, którego nazwa była w pełni uzasadniona, dopóki w otoczeniu nie wyrosły rozłożyste drzewa
zasłaniające panoramę pod skarpą. Chodzi o włoskie „belle
Il. 6. Secesyjny pomnik Fryderyka Chopina
vedere”, czyli „piękny widok”, bo tak z włoskiego nazwany
został pałacyk, który Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski,
kazał postawić na skraju skarpy wiślanej z widokiem na rozległe tereny zwierzyńca i pradoliny Wisły. A stało się to pod
wpływem emocji narzeczonej kanclerza. Belveder! – wykrzyknęła Klara Izabella de Mailly Lascaris, kiedy zobaczyła ciągnące się aż po Czerniaków błonia, pola i zagajniki. Przyjechała
właśnie z Włoch, aby poślubić Krzysztofa Paca. Pałac, będący
potem przez pewien czas własnością Lubomirskich, w 1767 r.
przeszedł w posiadanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wtedy zaczęła tam działać wytwórnia porcelany i fajansów. Produkowano w niej słynne „belwedery”. W 1818 r.
pałac został przebudowany przez Jakuba Kubickiego i przeznaczony na rezydencję księcia Konstantego, carskiego namiestnika w Królestwie Polskim i jego żony Joanny Grudzińskiej. Zapraszali oni do Belwederu Fryderyka Chopina,
ponieważ jego gra była skutecznym antidotum na napady
furii księcia.
Wkrótce jednak Chopin opuścił na zawsze Warszawę, a Belweder był niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń nocy
listopadowej 29 listopada 1830 r., kiedy to grupa młodych
Fot. Ze zbiorów „Polonicum”
Fot. Ze zbiorów „Polonicum”
Poniatowskiego w 1788 r. w 105. rocznicę zwycięstwa pod
Wiedniem (1683). Ulica Agrykola, przy której stoi pomnik,
jest dziś przeznaczona wyłącznie dla pieszych. Pozostawiono
tam nieliczne zachowane w Warszawie latarnie gazowe. Jeśli
chcemy się przenieść w czasy, gdy w cieniu łazienkowskich
drzew Stanisław Wokulski spotykał się z Izabellą Łęcką, jak
to opisał na kartach Lalki Bolesław Prus, to warto się wybrać
na spacer Agrykolą o zmierzchu, kiedy zapłoną gazowe latarnie. Urok tej uliczki oświetlonej ich bladym światłem pozostawia niezapomniane wrażenia. To niemalże jak podróż
w czasie.
Kolejny monument, nieodmiennie kojarzący się z Łazienkami, to pomnik Fryderyka Chopina (il. 6) autorstwa Wacława Szymanowskiego, odsłonięty w 1926 r. Idea wzniesienia
Fot. Aneta Stępień
WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ
Il. 7. Belweder – rezydencja państwowa. Siedziba kolejnych
prezydentów Polski
25
Fot. Maciek Nicgorski
WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ
przez prof. Michała Szuberta. Jedna z popularnych warszawskich piosenek autorstwa A. Golda i A. Własta zatytułowana
Gdy w Ogrodzie Botanicznym zakwitną bzy opisuje owe kilkanaście szalonych majowych dni, kiedy przyroda wybucha
zielenią, a młodzi warszawiacy okupują Łazienkowskie ławki
i alejki.
Łazienki (il. 8) można polecić wszystkim, którzy chcą obcować z pięknem, szukają ukojenia i ucieczki od miejskiego
zgiełku. Park urzeka swą urodą o każdej porze roku i każdej
części dnia. Najlepiej jednak spełnia swą terapeutyczną funkcję gdy jest pusty i wyludniony. Dopiero wtedy można w pełni odkryć jego tajemniczy urok. Kiedy późnym letnim wieczorem we wnętrzach Pałacu na Wodzie palą się świece, a na
obrzeżach tarasu przed pałacem roztaczają swój blask różnokolorowe lampy, magia Łazienek powoduje, że czujemy się
jak w krainie z bajki.
Il. 8. Miejsce romantycznych spotkań w Łazienkach
spiskowców, podchorążych ze Szkoły w Łazienkach, próbowała dokonać zamachu na wielkiego księcia Konstantego.
Wydarzenia te rozpoczęły powstanie listopadowe, jeden z największych zrywów wolnościowych w historii Polski. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r., Belweder (il.7) stał się siedzibą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, a później
kolejnych prezydentów Rzeczypospolitej. Pozostaje on do dziś
rezydencją państwową, aczkolwiek mieści się w tu również
Muzeum Józefa Piłsudskiego.
Kolejnym miejscem w Łazienkach godnym polecenia turystom i spacerowiczom szukającym ciszy, spokoju oraz tym,
którzy kontemplują piękno przyrody, jest uniwersytecki
Ogród Botaniczny. W 1818 r., a więc dwa lata po założeniu
Uniwersytetu Warszawskiego, przyznano uczelni duży teren
w Łazienkach, gdzie profesor Michał Szubert założył pierwsze
szkółki botaniczne, sad oraz kolekcje roślin ozdobnych. W latach 1820-24 wybudowano tam okazałe Obserwatorium Astronomiczne. Ogród Botaniczny w Łazienkach do dziś należy do warszawskiej uczelni i ma swych stałych i wiernych
bywalców, chociaż kilkanaście lat temu w podwarszawskim
Powsinie wyrósł mu kilkakrotnie większy konkurent. W Łazienkowskim Ogrodzie Botanicznym można podziwiać starą,
lecz pokaźną kolekcję lilaków, czyli bzów, założoną jeszcze
26
Autor jest wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Obecnie
sprawuje funkcję wicedyrektora.
Słowniczek – Vocabulary:
drzemać – to slumber
wykowane (współcześnie: wykute) – sculptred (archaic)
konary drzew – limbs of trees
najdobitniej – most eloquently
podchorąży – officer cadet
pawilon – pavilion
rogatki – tollgate
dług – debt
wierzba – willow
przetopić – to melt down
fajans – ceramics
spiskowiec – conspirator
zryw wolnościowy – liberation movement
okupować – to occupy
urzekać – to enchant
FILMOTEKA
Piotr Kulesza
Pola Negri – legenda kina
Kino nieme oczekiwało od aktora o wiele więcej zaangażowania i kunsztu aktorskiego niż film dźwiękowy. Aktor
wcielający się w rolę na kilkadziesiąt minut naprawdę stawał
się odtwarzaną przez siebie postacią, ale wymagało to od niego wydobycia z siebie prawdziwych emocji. Kino nieme było
bardziej uniwersalne od kina współczesnego, gdyż grano językiem uczuć rozumianym przez wszystkich niezależnie od
języka, kraju czy narodowości. Każdy gest
i spojrzenie miały znaczenie, a charyzma i temperament były tym, co przydawało postaciom
autentyczności. Do odtworzenia roli potrzeba
było jednak wielkich gwiazd i trochę magii
hollywoodzkiej krainy snów. Taką gwiazdą,
osnutą legendą już za życia, była Polka – Pola
Negri – jedna z największych aktorek światowego kina.
Przypadająca w tym roku dwudziesta rocznica śmierci Poli Negri stała się powodem do
zorganizowania przez Muzeum Kinematografii
w Łodzi we współpracy z Filmoteką Narodową
oraz Instytutem Polskim w Düsseldorfie wystawy zatytułowanej „Pola Negri – legenda kina”.
Autorzy ekspozycji – Krystyna Zamysłowska
i Piotr Kulesza – przybliżając postać tej wielkiej
aktorki, która była pierwszą europejską gwiazdą, jaka przybyła do Hollywood oraz jedyną Polką, która zrobiła tak oszałamiającą karierę za oceanem, pragną pokazać
zarówno imponującą filmografię, jak również prywatne życie
Poli Negri.
W przygotowaniu ekspozycji wykorzystano pamiętniki
aktorki, aby uzyskać swobodny sposób narracji i stworzyć
wrażenie, że to sama gwiazda opowiada o własnym życiu.
Autorzy ekspozycji nie sugerowali się tanią sensacją kronik
towarzyskich tamtych czasów, a jedynie skupili się na faktach
i osobach, które miały wpływ na życie aktorki. Dopełnieniem
zgromadzonego na wystawie materiału są teksty największej
w Polsce znawczyni życia i twórczości Poli Negri, pani Wiesławy Czapińskiej, która służyła radą i pomocą w trakcie przygotowań.
Wystawa została podzielona na kilka części tak, aby jak
najlepiej ukazać fenomen międzynarodowej gwiazdy kina.
Ekspozycja przedstawia dorobek artystyczny Poli Negri oraz
daje obraz życia prywatnego, które – nie zawsze tak jak na
ekranie – układało się według idealnego scenariusza.
Pola Negri, a właściwie Barbara Apolonia Chałupiec, urodziła się w Lipnie koło Włocławka 3 stycznia 1897 r. Pseudonim artystyczny przyjęła na cześć swojej ulubionej włoskiej
poetki – Ady Negri. Debiutowała w filmie Niewolnica zmysłów w 1914 r. i przez pół wieku królowała
na ekranie, tworząc wspaniałe kreacje w ponad sześćdziesięciu filmach kręconych
w Warszawie (znajdującej się w tym okresie
pod zaborem rosyjskim), Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Wystąpiła jedynie w kilku polskich
produkcjach: Żona, Studenci, Bestia, w cyklu
pt. Tajemnice Warszawy, ale prawdziwą karierę filmową zrobiła dopiero poza granicami Polski. Grała role kobiet upadłych i matek, biednych wieśniaczek i bajecznie
bogatych władczyń. Miała do tego wszystko,
co potrzebne gwiazdom – niezwykłą urodę,
talent, indywidualność, ale przede wszystkim ogromny temperament, dzięki któremu
uzyskiwała ogromną ekspresję wyrazu na
ekranie. Francuzi nazywali Polę Negri „la
femme de tete”, co znaczy „kobieta z głową”, aktorka bowiem
potrafiła również pokierować swoją karierą tak, by już za życia budować własną legendę.
Role w tylu filmach sprawiły, że liczba materiałów archiwalnych na jej temat jest imponująca. Z rozsianych na wszystkich kontynentach pamiątek najmniej zachowało się w Polsce
ze względu na to, że aktorka wcześnie wyjechała do Berlina.
Są to głównie zdjęcia z pierwszego okresu występów na scenie,
ukazujące młodą Polę Negri w pantomimie Sumurun oraz
innych przedstawieniach, w których grała w tym czasie. Przechowuje je Muzeum Teatralne Teatru Wielkiego w Warszawie. Zbiór ten dopełniają recenzje prasowe w „Kurierze Warszawskim” m. in. z debiutu scenicznego Poli Negri w Ślubach
panieńskich. Prasa jest również jedynym źródłem wiadomości
o pierwszych filmach z udziałem Poli Negri nakręconych w warszawskiej wytwórni „Sfinks” Aleksandra Hertza. To z niej
27
FILMOTEKA
można się dowiedzieć, że Polę Negri nazywano „polską Astą
Nielsen”.
Okres niemiecki w życiu i twórczości tej wielkiej aktorki,
który przyniósł jej nie tylko pierwsze duże pieniądze, ale również prawdziwą sławę, otwiera znacznie większe pole dla poszukiwań archiwalnych. Filmy takie, jak: Oczy mumii Ma,
Carmen, Madame Dubarry, Sumurun, Safo oraz współpraca
z takimi sławami, jak Max Reinhardt czy Ernst Lubitsch zapewniły Poli Negri miano europejskiej gwiazdy, a w dalszej
perspektywie otworzyły przed nią drogę do Stanów Zjednoczonych. Z tego okresu zachowało się wiele materiałów, którymi dysponują niemieckie archiwa, w tym Deutsche Kinemathek, Bundesarchiv i Deutsches Filminstitut. Są tam
przede wszystkim jedne z niewielu zachowanych fotosów
i werków do filmów, w które zaangażowana była aktorka oraz
programy filmowe i projekty kostiumów.
Co ciekawe, materiały z tego okresu można znaleźć również w archiwach francuskich, które przechowują np. projekty
kostiumów oraz szkice scenografii do Die
Flamme i Bergkatze.
W 1922 r. Pola Negri przybyła na
podbój Hollywood. W tym okresie zagrała w takich filmach, jak: Hiszpańska tancerka, Zakazany raj, Hotel Imperial, Miłostki aktorki. Warto w tym miejscu
wspomnieć, że jej pojawieniu się w Stanach Zjednoczonych towarzyszyła równoczesna promocja filmów nakręconych już
wcześniej w Niemczech, co spowodowało,
że na potrzeby nowego rynku wiele tytułów zostało zmienionych. Stało się tak m.in. w przypadku
Sumurun, które nazwano One Arabian Night czy też Pani
Dubarry nazwanej Passion. W Stanach Zjednoczonych Pola
Negri nakręciła 21 filmów, większość w wytwórni „Paramount Picture”. W katalogu wystawy znalazło się wspomnienie
jednego z producentów tej wytwórni, A. C. Lyles’a, który znał
Polę Negri osobiście i w bardzo ciepłych słowach opisał ich
współpracę.
Dzięki filmom zrealizowanym w Hollywood Pola Negri
zyskała miano gwiazdy kina niemego, a jej głośne romanse
z Charlie Chaplinem czy Rudolfem Valentino przyczyniły się
do uznania jej za symbol seksu. Zachowane zdjęcia z tego
okresu pokazują aktorkę w towarzystwie najbardziej znanych
ludzi jej czasów, np. Alberta Einsteina. Te wszystkie informacje wzbudzały sensację i zjednywały jej nowych wielbicieli,
lecz również narażały ją na krytykę, jak w przypadku ślubu
z księciem Mdivanim. Publiczność nie wybaczyła jej, że nie
28
pozostała „wdową” po śmierci Valentino i tak szybko wyszła
za mąż. Swój czas dzieliła między pracę w Stanach Zjednoczonych, gdzie kupiła kilka domów, których fotografie można obejrzeć na wystawie, oraz pobyty we Francji, gdzie mieszkała jej matka w rezydencji Seraincourt pod Paryżem i dokąd
przy każdej sposobności uciekała w poszukiwaniu spokoju.
Zamek ten był miejscem jej ślubu z księciem Mdivanim
(z uroczystości zachowało się wiele zdjęć). Odbywały się tam
również imprezy organizowane przez Polę Negri dla Polonii
francuskiej, której zawsze bardzo chętnie pomagała. Stąd pochodzi również jedno z zachowanych ujęć z Kazimierzem Hulewiczem, jej protektorem z czasów szkoły teatralnej. Jednak
pomimo tego, że spędziła dużą część życia we Francji, zagrała w tym kraju jedynie w jednym filmie, nakręconym w 1934
r. dla RKO Fanatyzmie.
Wspomniany już związek Poli Negri
z Polonią był bardzo silny. Szczególnie jej
matka, Eleonora, bardzo ceniła sobie kontakty z rodakami i jako osoba głęboko
wierząca – z Kościołem katolickim. Obie
wspomagały Polonię i przybywających zarówno do Francji, jak również do Stanów
Zjednoczonych Polaków, dużymi sumami
pieniędzy. Jednym z najcenniejszych dokumentów ukazujących związki aktorki z Polonią jest list generała Hallera, w którym
bardzo pochlebnie wypowiada się on na temat roli, jaką pełni ona wśród Polonii amerykańskiej. Zachowało się zdjęcie Poli Negri z generałem.
W 1932 r. Pola Negri zagrała w swoim
pierwszym filmie dźwiękowym: Na rozkaz kobiety, który okazał się niezwykłym sukcesem, a utwór muzyczny z tego filmu
przyniósł jej ogromne zyski, długo bowiem królował na listach przebojów. Jednak w związku z nieprzedłużeniem kontraktu w Stanach Zjednoczonych aktorka powróciła do Europy, najpierw do Francji, a następnie do Niemiec, aby tam
odzyskać dawną sławę i splendor.
Tak, jak się spodziewała, pierwszy film nakręcony w Niemczech, Mazurek, przywrócił jej miano gwiazdy, a jej dalsze
kreacje w takich filmach, jak: Moskwa-Szanghaj, Madame Bovary, Tango Notturno ugruntowały tę pozycję. Niestety Niemcy nie przypominały tego kraju, który był miejscem pierwszych sukcesów Poli Negri. Po dojściu do władzy nazistów
zakazano jej udziału w filmach z powodu jej pochodzenia,
które wiązano z jej rolą w Żółtym paszporcie z 1918 r., w którym grała młodą Żydówkę. Gdy wybuchła wojna, musiała
uciekać z Niemiec, pozostawiając tam większą część majątku.
FILMOTEKA
Dotarła przez Francję do Portugalii i stamtąd do Stanów
Zjednoczonych, które stały się jej domem do końca życia. Po
nakręceniu w 1964 r. ostatniego z filmów, Księżycowych prządek dla wytwórni Walta Disneya, postanowiła zakończyć karierę. Pomimo kolejnych propozycji, nie podpisała więcej
kontraktu. Chciała zostać zapamiętana jako wielka gwiazda
i ostatni wamp epoki kina niemego. Swoje życie opisała w wydanym w 1970 r. Pamiętniku gwiazdy, który stał się ukoronowaniem jej legendy. Zmarła 1 sierpnia 1987 r. w San Antonio w Texasie w wieku 90 lat.
Oprócz dokumentów i zdjęć bardzo ważną część wystawy
stanowią również plakaty do filmów z udziałem Poli Negri.
Udało się ich zebrać ponad sześćdziesiąt z krajów takich jak
Niemcy, Stany Zjednoczone, Rosja, Dania i Hiszpania.
W Polsce, niestety, odnaleziono tylko kilka afiszy, znajdujących się w zbiorach Muzeum Kinematografii w Łodzi, Filmoteki Narodowej oraz u prywatnego kolekcjonera. Plakaty te
bardzo często same stanowią dzieło sztuki. Ich autorami byli
tak wspaniali artyści, jak Theo Matejko czy też jeden z najwybitniejszych przedstawicieli niemieckiego ekspresjonizmu
– Josef Fenneker. Ich ekspozycja stanowi niezwykły zbiór ukazujący rozwój plakatu filmowego przez blisko pięćdziesiąt lat.
Warto również wspomnieć o tym, że wiele z afiszy było powtórnie reprodukowanych (szczególnie w przypadku filmów
niemieckich, do których druk plakatów był wznawiany przy
okazji ponownych wydań lub festiwali filmowych).
Dofinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej
oraz Urząd Miasta Łodzi wystawa ma charakter objazdowy.
Premiera odbyła się 1 sierpnia w Sosnowcu, który został wybrany nieprzypadkowo, ponieważ właśnie w tym mieście Pola Negri wyszła po raz pierwszy za mąż za hrabiego Dąmbskiego. Kolejnym miejscem prezentacji wystawy jest Instytut
Polski w Düsseldorfie, gdzie będzie ją można oglądać do 9
listopada, a następnie ekspozycja trafi do Katowic, do kina
Rialto. Od 8 grudnia do końca roku będzie wystawiona w Filmotece Narodowej w Warszawie, a od 8 marca 2008 r. w Muzeum Kinematografii w Łodzi, gdzie oprócz plansz i plakatów
zostaną również pokazane oryginalne pamiątki dotyczące życia Poli Negri oraz kostium z jej ostatniego filmu Księżycowe
prządki. W 2008 r. przewidziane są również prezentacje zagraniczne w Wilnie, Bratysławie, Wiedniu oraz Berlinie.
Wszelkie informacje o kolejnych odsłonach ekspozycji będzie
można znaleźć pod adresem www.kinomuzeum.pl.
Autor jest doktorantem w Instytucie Historii Uniwersytetu
Łódzkiego. Pracuje w Muzeum Kinematografii w Łodzi.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Muzeum Kinematografii
w Łodzi.
Słowniczek – Vocabulary:
kino nieme – silent movies
kunszt aktorski – acting skill
język uczuć – language of emotions
oszałamiająca kariera – breathtaking career
kronika towarzyska – high society chronicle
dorobek artystyczny – artistic achievements
wieśniaczka – peasant woman
władczyni – (female) ruler
debiut sceniczny – stage debut
sława – fame
werki – photographs showing the actors and technicians
during filming
opisać w ciepłych słowach – to describe warmly
wdowa – widow
rodak – compatriot
afisz – poster
dzieło sztuki – work of art
mieć charakter objazdowy – to be mobile
29
FILMOTEKA
Aneta Pierzchała
Wszyscy jesteśmy Chrystusami
(film Marka Koterskiego)
Ojciec bohatera Wszyscy jesteśmy Chrystusami uważa się
prawdopodobnie za szlachcica – na przyjęciach rodzinnych
robi wykłady o rodzajach trunków i nalewek, a jego nieco
archaiczny sposób wysławiania się wyraźnie nawiązuje do kultury „polskich, ziemiańskich dworków”. Śliczna, delikatna
żona ma wygląd szlachcianki. Ich syn – Adam Miauczyński
zostanie w przyszłości doktorem kulturoznawstwa, religioznawcą i stypendystą (w Ameryce). Pod tym dworkowo-inteligenckim, typowo polskim obrazkiem, który tak lubił np.
Mickiewicz, a tak bardzo krytykował Gombrowicz, kryje się
historia rodzinnego dramatu – opowieść o tyranie. Opowieść
o ojcu alkoholiku, synu alkoholiku, wnuku narkomanie –
o ojcach, którzy niszczą swoje dzieci.
więc traktować filmu Marka Koterskiego jedynie jako studium alkoholizmu czy analizy polskiego problemu społecznego – pijaństwa (choć widoczne są w filmie Koterskiego
przemyślenia o mrocznych stronach polskości, takich jak
skłonność do widzenia siebie jako ofiary czy strojenia się egoisty w piórka idealisty). Byłoby to zubożenie wymowy filmu
Fot. Krzysztof Wellman
Ojciec
Moralitet i dżuma
Fot. Krzysztof Wellman
Wszyscy jesteśmy Chrystusami to współczesny moralitet
(tytuł wskazuje na Każdego, a bohater to w pewnym sensie
everyman, jak w średniowiecznym gatunku dramatycznym).
Adam Miauczyński jest pijakiem, ale przede wszystkim człowiekiem słabym, bezwzględnie, ale i często nieświadomie
niszczącym siebie i innych – „krzyżującym” słowami, gestem
ukochane, jak twierdzi, dziecko, żonę, matkę. Nie można
Koterskiego. Ma on wymiar uniwersalny, bo porusza kwestie
bardziej egzystencjalne niż społeczne. Alkoholizm Miauczyńskiego to stygmat egoizmu i samooszustwa (kłamstwa, słabości,
prowadzącej do okrucieństwa, stygmat zła, którym na różne
sposoby dotknięty jest każdy z nas), to prawdopodobnie ten
rodzaj zła, który Albert Camus nazywał dżumą (a więc można
zarazić się tym złem, jak Miauczyński, w rodzinnym domu).
Anioł i diabeł
Michał Koterski, Marek Kondrat
30
Marek Kondrat, Jerzy Bończak
Klasyczny moralitet ukształtowany w Europie pod wpływem religii chrześcijańskiej w późnym średniowieczu, to
utwór o charakterze dydaktycznym lub filozoficznym, w którym występują alegoryczne postacie reprezentujące abstrakcyjne pojęcia, jak np. Dobro i Zło. U Koterskiego psychomachia (czyli walka upersonifikowanych abstrakcyjnych pojęć)
toczy się jednak nie tyle o zbawienie duszy, jak w średniowiecznym moralitecie, ile o miłość syna i własną godność –
w tym sensie moralitet Koterskiego ma laicki, egzystencjalny,
a nie religijny wymiar. Także alegorie funkcjonują u Koter-
skiego w jawnie groteskowy sposób, są wzięte w cudzysłów
– Anioł Stróż klnie jak szewc, nosi uniform przypominający
mundur straży miejskiej, brodaty diabeł przebrany za anioła
pokazuje się Miauczyńskiemu w choinkowej bombce, by za
chwilę postukiwać przed drzwiami mieszkania owłosionym
kopytem. I anioł, i diabeł „walczący o duszę” Miauczyńskiego
są jacyś tacy niechlujni i wyglądają jak zapici, wiejscy kolędnicy, przebierańcy. Pochodzą nie tyle ze sfer Raju i Piekła, ile
są projekcjami podświadomości Miauczyńskiego. Są samym
Miauczyńskim?
Ta jawnie farsowa estetyka anioła i diabła „walczących o duszę” buduje dystans do postaci bohatera i nadaje odcień ironiczny całej psychomachii. Tajemnicą talentu Koterskiego
pozostaje to, że mimo dystansu, który odczuwa się w budowaniu postaci pijaka-błazna, Miauczyński jest jednak postacią
wzruszającą i tragiczną. Także uruchomienie obrazów związanych z drogą krzyżową Chrystusa w kontekście losów, „drogi
życiowej” głównego bohatera nie razi nadużyciem.
Miauczyński jest w jakiś sposób Chrystusem nie wtedy
jednak, kiedy widzi w sobie ofiarę (np. złego dzieciństwa spędzonego u boku ojca alkoholika i tyrana), ale wtedy, gdy ma
dość siły, aby w imię miłości do syna walczyć ze swoją słabością. I to jest chrześcijański wymiar filmu – pochwała miłości
do drugiego człowieka i poświęcenia w jej imię. To nowy ton
w twórczości Koterskiego, którego wcześniejsze filmy, np.
Dzień świra, opowiadały o rozkładzie rodziny i o tym, że fundamentem relacji międzyludzkich jest agresja, od której nie
ma ucieczki.
Fot. Krzysztof Wellman
FILMOTEKA
Marek Kondrat i Andrzej Grabowski
kultury chrześcijańskiej, europejskich i polskich kodów kulturowych (np. plebejskie diabły i anioły, Chrystus jakby żywcem wyjęty z makatki wiszącej na ścianie wiejskiej chałupy).
W języku, którym opisuje się, czy też wyraża świat wewnętrzny Miauczyńskiego jest więc miejsce na chrześcijańską ikonografię drogi krzyżowej, echa antycznych dramatów i filmów
Kieślowskiego (czy Anioł Stróż, który ukazuje się Miauczyńskiemu nie jest dalekim kuzynem Anioła Stróża z Dekalogu?).
Koledzy bohatera „od kieliszka”, jakby unieruchomieni na
wieczność w tej samej knajpie na statku, mają coś z karykatury chóru antycznej tragedii – głosów spoza realnej przestrzeni i czasu – głosów klątwy i losu. To namiestnicy złego Bachusa, apostołowie wódki.
Cud
Bohaterem filmu Koterskiego jest wykształcony polski
kulturoznawca – zapis jego uczuć, stanów, tzw. drogi wewnętrznej odbywa się więc za pośrednictwem znaków z kręgu
Być może wprowadzenie obrazów z kręgu kultury chrześcijańskiej (np. drogi krzyżowej) ma u Koterskiego jeszcze
inny ważny cel. Wiąże się z przywróceniem im wymiaru cielesnego i zdjęcia nadmiaru symboliczności, którym obrosły
przez wieki. W „dzieciństwie chrześcijaństwa” czyli np.
w średniowieczu, tak jak w świecie przeżyć dziecka – wszystko jest dosłowne, rany są bolesne i krwawią – Chrystus rodzi
się i umiera tu i teraz, a nie przed tysiącami lat. Czy Jego męka może odnowić się w alkoholiku, który niszczy siebie i swoją rodzinę? Czy można w „ludzkim wraku” zobaczyć element
boskości? Koterski podejmuje tę próbę, bo Miauczyński jest
„odpadem na śmietniku życia”. Ten obraz śmietnika życia jest
zresztą u Koterskiego bardzo plastyczny. Przestaje być metaforą, staje się bolesnym konkretem – Miauczyński leży pijany
na wielkim śmietniku. Degradacja jego „ ja” czy też jego duszy, jest absolutna, totalna. To, że w przyszłości Miauczyński
będzie jeszcze spacerował brzegiem morza (pamiętajmy, że tak
Fot. Krzysztof Wellman
Apostołowie wódki
Od lewej: Jan Frycz, Marian Dziędziel, Marek Kondrat,
Andrzej Grabowski
31
Fot. Krzysztof Wellman
FILMOTEKA
Autorka jest doktorem filmoznawstwa, autorką m.in. książki
pt. Obcość przezwyciężona? Film japoński a kultura europejska.
Redakcja składa serdeczne podziękowania panu Krzysztofowi Wellmanowi za użyczenie fotosów, a Agencji Filmowej eRBe za współpracę.
Słowniczek – Vocabulary:
Od lewej: Piotr Siejka, Marek Kondrat, Cezary Żak
jak śmietnik, morze to przestrzeń znacząca, wyrażająca m.in.
nieskończoność) jest cudem. Cudem miłości syna do ojca
i ojca do syna. Ta relacja może mieć wymiar piekielny (straszne akty duchowej dewastacji dziecka), ale i wymiar boski
(momenty niezwykłej mobilizacji duchowej dla syna, albo
syna dla ojca).
Siła
Na marginesie może jeszcze raz warto podkreślić, że Miauczyński – ten polski intelektualista i pijak – manipuluje ideałami. Jego religioznawcze pasje, umiłowanie wiedzy to przykrywka dla strachu i egoizmu (nie chce dziecka, okrutnie
traktuje ciężarną żonę, bo – jak twierdzi – musi mieć czas na
napisanie doktoratu), a podziw dla siły, z jaką papież zmaga
się ze starością to powód do wypicia jeszcze jednej kolejki
wódki. Nie jestem też przekonana co do szczerości jego wykładów o drodze krzyżowej – obraz upadającego Chrystusa
jakby umacniał w młodym Miauczyńskim widzenie w sobie
ofiary, usprawiedliwianie, samooszukiwanie. Pijaństwo i upadek bohatera „rozkwita” wsparty polską romantyczną tradycją
ofiary. Miauczyński miał złe dzieciństwo, utracił ukochaną
narzeczoną i widzi w sobie jedynie ofiarę. Dopóki tego widzenia nie przezwycięży – zawsze wraca do picia. Dopiero
konfrontacja z nałogiem syna i konfrontacja z własnym złem
(dzięki opowieści syna) zmobilizuje go do wysiłku duchowego i pozwoli wygrać życie. Zmartwychwstać.
32
szlachcic – nobleman
trunek – alcoholic beverage
nalewka – liqueur
pijak – drunkard
nieświadomie – unknowingly
stroić się w piórka – to put on a pretence
zubożenie – impoverishment
zbawienie duszy – salvation of the soul
godność – dignity
Anioł stróż – guardian angel
szewc – shoemaker
brodaty – bearded
diabeł – devil
owłosione kopyto – hairy hoof
niechlujny – slovenly
kolędnicy – carol-singers
podświadomość – subconscious
nadać odcień ironiczny – to give (sth) a hint of irony
błazen – jester, fool
droga krzyżowa – Stations of the Cross (Via Dolorosa)
nadużycie – (here:) overstatement
pochwała – praise
poświęcenie – sacrifice
rozkład rodziny – disintegration of the family
makatka – wall hanging, tapestry
echo – echo
klątwa – curse
Apostoł – Apostle
wrak – wreck
piekielny – hellish
przezwyciężyć – to overcome
zmartwychwstać – to rise from the dead
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
Michał Tomaszek
Mieszko I
Bohater naszego szkicu to pierwszy historyczny władca
Polski. Jeśli nawet miał poprzedników pochodzących z tego
samego rodu Piastów, i tak nie posiadamy na ich temat żadnych wiarygodnych wiadomości. Natomiast o Mieszku sporo
już mówią teksty źródłowe powstałe w jego epoce lub niewiele później. Najważniejsze z nich to niemieckie kroniki Widukinda oraz (szczególnie ważna) Thietmara, anonimowe roczniki z niemieckich klasztorów, relacja żydowskiego kupca
z Hiszpanii Ibrahima ibn Jakuba, który ok. r. 965 podróżował
po naszej części Europy, streszczenie dokumentu z papieskiego archiwum znane jako Dagome iudex i wreszcie powstała
120 lat po śmierci księcia, pierwsza kronika spisana w Polsce,
autorstwa tzw. Galla Anonima. Dzięki nim książę nie należy
już do świata legendy.
Nie sposób przecenić znaczenia rządów Mieszka (od około r. 960 do roku 992) dla losów młodego państwa. Podjęta
przez niego decyzja o chrzcie przesądziła nie tylko o wyborze
wyznania, lecz też o włączeniu Polski do kręgu cywilizacyjnego Europy łacińskiej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zaś
polityka ekspansji, którą Mieszko konsekwentnie realizował,
nadała państwu kształt terytorialny na okres ponad 300 lat.
Żadne źródło nie mówi głosem samego księcia. Mieszko
nie pozostawił dokumentów, nie przetrwały żadne jego monety lub pieczęcie. Z tych powodów na wiele pytań dotyczących Mieszka wciąż nie udaje się w nauce udzielić zadowalającej odpowiedzi. Nasza wiedza musi pozostać niepełna.
Tajemnicze wydaje się już samo imię. W średniowiecznych tekstach zapisywane było rozmaicie: Misica, Misaco,
Misach, Miesco i jeszcze inaczej. Forma używana we współczesnej polszczyźnie przyjęła się dość późno. Jakiej używano
w X wieku w otoczeniu księcia, nie wiemy. Tak samo nie wiadomo, czy Mieszko pochodzi od słowa „miś” lub „miech”
(skórzany worek), czy raczej stanowi skrócenie i zdrobnienie
bardziej dostojnie brzmiącego, złożonego imienia, tłumaczonego „mający sławę” albo „mieczem [zdobywający] sławę”.
Niewykluczone, że Mieszko na chrzcie przyjął drugie imię
– Dagobert. Była to wtedy dosyć częsta praktyka. Imię z dokumentu Dagome iudex mogłoby w takim przypadku stanowić skrócenie chrzestnego lub być połączeniem obu:
DAGO(bert) ME(sco).
Urodził się ok. r. 930, może nieco wcześniej, może później. Pierwsza informacja Widukinda o księciu dotyczy wydarzeń z r. 963. Mógł już wtedy panować od kilku lat i był
zapewne człowiekiem dorosłym. Żył i władał do 25 maja
992 r. Wydaje się, że do końca pozostawał politycznie czynny,
chyba więc nie umarł jako zgrzybiały starzec.
Mieszko I
Pochodził z zachodniosłowiańskiego plemienia Polan,
zasiedlającego dzisiejszą Wielkopolskę. Kolebką państwa
Mieszka był obszar na wschód od środkowej Warty, w bardzo
grubym przybliżeniu: między Poznaniem a Kruszwicą. Najważniejszy ośrodek znajdował się w Gnieźnie, choć trudno
tutaj mówić o stolicy, stałym centrum władzy. Polanie z czasem wraz z Wiślanami, Mazowszanami, Kujawianami,
Lędzianami, Ślężanami i innymi bliskimi szczepami, których
nazwy nie przetrwały, stworzyli większą całość, wspólnotę etniczną połączoną nie tylko językiem, ale i tradycją: naród
polski. Proces rozpoczął się w epoce Mieszka i wydarzenia
polityczne wówczas zachodzące miały dla jego przebiegu bardzo istotne znaczenie.
Od Mieszka rozpoczyna się historia rodu Piastów, władającego w Polsce aż do roku 1370. Czy jednak był on założycielem dynastii, czy raczej kolejnym z linii władców? Czy
33
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
Mieszko stworzył państwo niemal od zera? Czy może kontynuował dzieło przodków? Są to dla wczesnych dziejów Polski
pytania kluczowe, a wciąż trudno na nie odpowiedzieć.
Jeśli wierzyć Gallowi Anonimowi, przed Mieszkiem panowało trzech władców z jego rodu. Kronikarz opowiedział
najpierw, jak to w czasach księcia Popiela jego niezamożny
poddany imieniem Piast przyjął w gościnę dwóch tajemniczych przybyszów, wcześniej niewpuszczonych na ucztę wyprawioną przez władcę. Zdarzył się wówczas cud: potrawy
i napoje przewędrowały ze stołu Popiela do chaty Piasta. Była to nie tylko kara za naruszenie jednej z najbardziej pielęgnowanych w dawnych społecznościach zasad – gościnności.
Jak tłumaczy autor, znak ten zapowiadał też utratę władzy
przez dynastię Popiela i zastąpienie jej przez ród Piasta. Dalej
Anonim napisał:
„Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Chościskowica, wzrastał w siły i lata i z dnia na dzień postępował
i rósł w zacności do tego stopnia, że król królów i książę książąt [Bóg] za powszechną zgodą ustanowił go księciem Polski,
a Popiela wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa.
Siemowit tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą
spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej zdobył sobie rozgłos
zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozszerzył dalej niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego
miejsce wstąpił syn jego Lestek, który czynami rycerskimi
dorównał ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka nastąpił Siemomysł, jego syn, który pamięć przodków potroił
zarówno urodzeniem, jak godnością”.
Historycy zwykli za bajeczne uważać podanie o Popielu,
natomiast prawdy historycznej doszukiwali się w zacytowanych powyżej zdaniach. A zatem: Mieszko był czwartym panującym ze swojego rodu, synem Siemomysła, wnukiem Lestka i prawnukiem Siemowita. Państwo zaś miało jeszcze
dłuższe dzieje, bo przecież kronikarz wspomniał o poprzedniej dynastii. Próbowano w związku z tym datować wstąpienie Piastów na tron na II połowę IX wieku, 100 lat przed
Mieszkiem. Brak potwierdzenia relacji Galla w innych źródłach tutaj nie przeszkadzał, gdyż ziemie Polan pozostawały
przecież długo w izolacji od cywilizacyjnych centrów ówczesnej kultury – do wschodniej granicy państwa następców Karola Wielkiego było kilkaset kilometrów przez zalesione i poprzecinane dużymi rzekami tereny. W dodatku nad Wartą
przed przyjściem chrześcijaństwa nie znano w ogóle pisma,
co nie oznacza jednak, że nie przekazywano sobie ustnie pamięci o dawnych władcach.
Pogląd o historyczności wymienionych przez Galla przodków Mieszka został podważony z dwóch stron. Jacek Bana-
34
szkiewicz dowodził, że te trzy postacie symbolizują raczej ówczesne wyobrażenia o ideale władzy monarszej, aniżeli
odpowiadają ludziom z krwi i kości. Teza wzbudziła w nauce
kontrowersje. Tymczasem badania archeologów w pewnym
sensie „pogrzebały” Siemowita, Lestka i Siemomysła. Stwierdzono bowiem (stosując metody tzw. dendrochronologii), że
fortyfikacje w najważniejszych ośrodkach państwa Piastów
(jak Gniezno, Poznań, Giecz) powstały nie wcześniej, niż pod
koniec I połowy X wieku – a więc w czasach młodości Mieszka! Wtedy właśnie spalone zostały na ziemiach Wielkopolski
dawne, małe umocnienia obronne służące przede wszystkim
za schronienie dla ludności okolicznej w razie obcego najazdu, a na ich miejsce powstały mniej liczne, większe i mocniejsze konstrukcje: grody. Owe grody musiała wybudować (rękami poddanych) władza lepiej zorganizowana, ogarniająca
większe terytorium, najzwyczajniej też zamożniejsza. Taką
władzę ustanowili Polanie, lecz jak widać dopiero w pokoleniu ojca Mieszka – czy raczej dopiero z nim samym.
Kolorem zielonym zaznaczono obszar państwa polskiego
za czasów Mieszka I
Państwo Mieszka narodziło się przypuszczalnie dość nagle, rozwijało zaś niezwykle dynamicznie. On sam był jego
głównym architektem. Wspomniano, iż jądrem owej monarchii stały się ziemie dzisiejszej Wielkopolski, na północ
i wschód od środkowej Warty. Stąd rozpoczął się podbój
mniejszych, gorzej zorganizowanych szczepów. Na ich terytorium stawiano grody, w których osadzano załogę wymuszającą posłuszeństwo i urzędników zbierających daniny nałożone na miejscową ludność. Starszyznę tych plemion starano się
też niewątpliwie włączyć do elity władzy nowego państwa.
Inaczej rozpad narzuconej siłą jedności byłby nieunikniony.
Nie łudźmy się co do pokojowego przebiegu tych procesów.
Wojny o lokalnym zasięgu stanowiły w tej epoce zjawisko
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
bardzo częste, a u Słowian wiązały się również z drugim, obok
realizacji celów politycznych, motywem: zdobywaniem niewolników, sprzedawanych następnie przede wszystkim na
rynki arabskie.
Barierę dla ekspansji Mieszka stworzyły inne, równie dobrze lub lepiej zorganizowane, stosunkowo młode i tak samo
agresywne państwa. Były to Czechy, Ruś, mające luźniejszą
strukturę szczepy wieleckie, wreszcie potęga pierwszej wielkości: chrześcijańskie cesarstwo obejmujące obszar Niemiec.
Wyzwaniem dla księcia stało się ułożenie stosunków z nimi.
I, o ile nie wiemy, jak przebiegało włączenie pod jego panowanie całej Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza, czy późniejszej
ziemi sieradzkiej, sandomierskiej i lubelskiej, o tyle źródła
oświetlają zetknięcie się z wymienionymi wyżej sąsiadami
i związane z tym dalsze powiększenie państwa.
W Niemczech panował wówczas (936-973) Otton I Wielki. Pokonał Węgrów, Słowian połabskich, uczynił czeskiego
władcę hołdownikiem, nałożył cesarską koronę. Dalsze podboje na ziemiach słowiańskich prowadzili w jego imieniu
margrabiowie. Jeden z nich, imieniem Gero, ok. r. 963 podbił lud Łużyczan oraz, jak czytamy u kronikarza Widukinda,
uczynił podległym cesarzowi Mieszka, władcę „Licikaviki”.
Inny kronikarz napisze, iż książę płacił cesarzowi trybut z ziem
aż po rzekę Wartę. W źródłach pojawia się też określenie
Mieszka: „amicus imperatoris”, przyjaciel cesarza.
Nie wiemy, co znaczy tajemnicze „Licikaviki”, czy Mieszko walczył z Geronem i z jakich dokładnie ziem płacił daninę.
Niewątpliwie natomiast uznał wyższość cesarstwa – tytuł
„amicus” wcale nie oznaczał bowiem równorzędnego partnera, lecz władcę podporządkowanego. Układ z cesarstwem był
jednak dla księcia korzystny, gdyż potrzebował on sojusznika
choćby przeciw Wieletom, żyjącym na zachód od dolnej Odry.
Ażeby jednak ten sojusz w ogóle miał sens, musiał książę
podjąć jeszcze jedną decyzję. Cesarz nie mógł wspierać poganina. Chrzest władcy Polan stał się nakazem chwili.
Długo pokutował w historiografii pogląd, iż Mieszko
ochrzcił się poprzez Czechy, gdyż chciał uniknąć zależności
od Niemiec. Rzecz wyglądała odwrotnie: książę nie chronił
się przed cesarzem, lecz właśnie szukał z nim kontaktu. Czechy same były zależne od Ottonów, a młody czeski Kościół
nie miał wtedy nawet jeszcze własnego biskupa.
Chrzest Mieszka nie dokonał się jednak wyłącznie z przyczyn związanych z bieżącą polityką. Jak we wszystkich podobnych przypadkach, motywacja była o wiele bardziej złożona.
Nowa religia prócz korzyści na zewnątrz (akceptacja przez
świat chrześcijański) dawała również zyski innego rodzaju.
Młode państwo, jednoczące plemiona o różnych tradycjach,
potrzebowało spoiwa. Mogła nim być właśnie religia. Narzu-
cenie kultu „z importu” wydawało się łatwiejsze, aniżeli przymuszenie do wiary w „narodowych” bogów tylko jednego,
choćby najsilniejszego ze szczepów. Władca w ideologii
chrześcijańskiej zyskiwał solidny fundament dla swojego autorytetu – rzecz również niezwykle potrzebną. Wreszcie chrystianizacja pociągała za sobą awans cywilizacyjny. Na nową
ziemię misyjną przybywali kapłani, a z nimi pismo, nowoczesne, jak na tamten czas, metody zarządzania i gospodarowania, wzorce kulturowe w dziedzinie architektury itd. Mieszko widział, co dzięki chrystianizacji zyskali Czesi, nie był
zatem nieświadom wyliczonych przed chwilą korzyści. Istniały oczywiście również minusy: ryzyko oporu ludzi przywiązanych do wiary ojców czy też groźba uzależnienia politycznego
od chrześcijańskiego sąsiada (w tym przypadku – Niemiec),
z którego obszaru musieli przybyć pierwsi duchowni.
Mieszko jednak podjął decyzję na „tak”, którą można w pewnym sensie porównać do współczesnego nam rozstrzygnięcia
w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Niektóre konsekwencje były bowiem podobne: pełnoprawne uczestnictwo
w rodzinie narodów europejskich oraz, mówiąc żartobliwie
i operując pojęciami naszych czasów, know-how napływający
do Polski w związku z dokonanym wyborem.
Średniowieczni kronikarze twierdzili, że do chrztu nakłoniła Mieszka jego czeska żona Dobrawa. Thietmar z Merseburga pisał górnolotnie (księga IV, rozdz. 55):
„Owa wyznawczyni Chrystusa, widząc swego małżonka
pogrążonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała
się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla
swojej wiary…”. I dalej kronikarz opowiedział, jak Dobrawa
przez czas jakiś ulegała mężowi na tyle, że nie przestrzegała
postu. Popełniając grzech sprawiła, że mąż stał się skłonny jej
słuchać w sprawie o wiele ważniejszej. „Pracowała więc nad
nawróceniem swojego małżonka i wysłuchał jej miłościwy
Stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, że ten, który go
tak sromotnie prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego
pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły członki spośród ludu i w szatę godową
przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej”.
Z kolei według Galla Dobrawa (czy Dąbrówka) zgodziła
się poślubić Mieszka pod warunkiem, że się on ochrzci. Przybyła do kraju Polan z licznymi duchownymi, książę wysłuchał
ich nauk, przyjął nową wiarę i oddalił 7 żon, z którymi żył
uprzednio.
35
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
W tamtej epoce wpływowi przemyślnych
małżonek często przypisywano zarówno złe,
jak i dobre decyzje władców. Zbliżone do powyższej historie zapisano o chrzcie króla Franków Chlodwiga i ruskiego księcia Włodzimierza. Odpowiadało to bowiem oczekiwaniom,
sposobowi myślenia czytelników, odbiorców
kronik.
Wybór Mieszka nie był jednak rezultatem
małżeńskich czy narzeczeńskich gier z Dobrawą. Książę chyba najpierw zapragnął chrztu,
a dopiero potem – wyznającej Chrystusa – córki czeskiego księcia Bolesława I Srogiego, którego pomocy zresztą pilnie potrzebował przeciw Wieletom.
Mimo wszystko z opowieści kronikarzy kilka szczegółów należy ocalić. Pierwsi duchowni
mogli przybyć z Czeszką. Jej dwór stanowił
pierwszy ośrodek misji. Być może, okazały jak
na tamte warunki, kamienny zespół pałacowy
z kaplicą odkryty na Ostrowie Lednickim stanowił rezydencję księżnej, choć część uczonych
widzi w nim siedzibę biskupa.
Niemniej dalsze nawracanie ludu musiało
się odbywać we współpracy z cesarstwem. Czechy nie mogły wtedy jeszcze po prostu dostarczyć odpowiednich kadr. Choć warto pamiętać, że ślad roli
południowego sąsiada w chrystianizacji Polski trwa w naszej
mowie. Takie słowa, jak ksiądz czy kościół pochodzą z języka
czeskiego.
Z cesarstwa przybył pierwszy biskup Jordan. Nie podlegał
żadnemu sąsiedniemu arcybiskupowi, a tylko papieżowi. Rezydował jeśli nie na Ostrowiu Lednickim, to może w Poznaniu albo Gnieźnie. Thietmar podkreślał trudy poniesione
przez Jordana, bo też przyjmowanie nowej wiary nie przebiegało bezboleśnie. Chrzest na razie przyjmowała elita, nauczanie
do szerokich grup docierało powoli, wykorzenianie starych wierzeń czy obyczajów (wielożeństwo, palenie zwłok) trwało długo. Już teraz budowano jednak kościoły, tworzono organizację,
kształcono pierwszych miejscowych duchownych.
Symbolem wkładu cesarstwa, zwłaszcza zaś odgrywającej
w nim wtedy bardzo istotną rolę Saksonii, w proces chrystianizacji Polski stała się para następców księżnej Dobrawy i biskupa Jordana. Po śmierci czeskiej żony, z którą Mieszko miał
Bolesława (Chrobrego) i córkę Świętosławę, poślubił on około r. 980 niemiecką arystokratkę, Odę. Nie obyło się bez
skandalu – panna młoda porzuciła klasztor, w którym złożyła już śluby zakonne. Jej biskup protestował, lecz czego się nie
36
Granice państwa polskiego za czasów panowania Mieszka I
robiło dla wyższych celów. Oda trafiła do polskiej historiograficznej legendy jako „zła macocha” i „zła Niemka”. Natomiast współczesny wydarzeniom Thietmar podkreślał jej
udział w dziele chrystianizacji. Z kolei biskupem po Jordanie
został Unger. Jeszcze Bolesław Chrobry współpracował z nim
całkiem zgodnie. Mitem jest zatem antyniemieckie nastawienie Mieszka. Do kręgu kultury europejskiej Polska wchodziła czerpiąc wzorce z cesarstwa. A Mieszko pragnął pozostać
w związku z potężną monarchią Ottonów.
Nie ma sensu oczywiście przesadzać w drugą stronę i mówić o sielance. Przegląd znanych nam, czysto politycznych
dokonań Mieszka, jasno to pokaże.
Wspomniano o walkach z Wieletami. Stanowili oni część
tzw. Słowian połabskich, bliskich etnicznie pobratymców polskich plemion, zamieszkujących w tamtej epoce między dolną Łabą a Odrą na północy, na południu zaś między Saalą
a Nysą Łużycką. Dziś te ziemie należą do Niemiec, wtedy
dominowała tu właśnie ludność słowiańska. Obszar południowy został podbity przez Sasów w czasach Ottona I, bardziej na północ Stodoranie, Obodryci czy Wieleci dłużej bronili swojej niezależności. Wieleci występowali też ofensywnie.
Mieszko, dopóki nie sprzymierzył się z Czechami, ponosił
w walkach z nimi porażki. Przedmiotem rywalizacji stało się
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
Pomorze, w szczególności zachodnie, a więc u ujścia Odry,
gdzie tubylcze szczepy ulegały obu silniejszym sąsiadom.
Mieszko wygrał: być może około r. 972 opanował całe Pomorze, od jądra jego państwa oddzielone przez Noteć. Sukces nie
okazał się jednak trwały.
W 972 r. Mieszko pokonał niemieckiego margrabiego
Hodona pod Cydzyną. Cedynia na południe od Szczecina
długo była uważana za miejsce tej bitwy. Hodo miałby przeciwdziałać pomorskim poczynaniom Mieszka. Ale bardziej
prawdopodobne jest, że obaj walczyli gdzieś nad środkową
Łabą. Po kampanii sam Otton I rozsądzał spór księcia z Hodonem. Jak widać, Mieszko z margrabiami walczył, ale arbitraż cesarza uznawał.
Jednocześnie potrafił wmieszać się w wewnętrzne sprawy
imperium. W r. 974 i 984 razem ze szwagrem Bolesławem II
czeskim popierał przeciw kolejnym cesarzom, Ottonowi II
i III, ich kuzyna, księcia Bawarii Henryka zwanego Kłótnikiem. Być może nawet Otton II wyprawił się na Polskę. Kiedy Kłótnik ostatecznie przegrał walkę o władzę, Mieszko
szybko jednak pogodził się z matką i opiekunką małego Ottona III, Teofanu.
Po roku 983 związek z cesarstwem nabrał nowego sensu.
Wybuchło wtedy antyniemieckie, pogańskie powstanie Wieletów i Obodrytów, którzy uprzednio uznawali zwierzchność
Ottonów. Trwanie tych ludów w wierze ojców oddalało ich
od nawróconego na chrześcijaństwo Mieszka. Miał też z Wieletami stare porachunki, toteż walczył przeciwko swoim bezpośrednim zachodnim sąsiadom ramię w ramię z niemieckimi margrabiami i samym cesarzem.
Cesarzowa Teofanu dopomogła Mieszkowi przeciwko
Czechom. Przedmiotem rywalizacji Mieszka i jego szwagra,
brata Dobrawy Bolesława II Pobożnego, stał się Śląsk z Wrocławiem i Małopolska z Krakowem. Gdy Mieszko zaczynał
budować swoje państwo, obie te krainy, jak również ziemie
dzisiejszej południowo-wschodniej Polski podlegały Czechom. Mieszko, który opanował już wcześniej północny pas
krain – Wielkopolskę, Kujawy, Mazowsze, także Pomorze –
w latach osiemdziesiątych zabrał Bolesławowi jakąś trudną do
zidentyfikowania ziemię, a gdy w r. 990 ten chciał ją odzyskać, polski władca z posiłkami przysłanymi przez cesarzową
pokonał go i zdobył też Śląsk. Mniej wiemy o okolicznościach
opanowania Małopolski. Istnieje pogląd, że ok. r. 990 w Krakowie rządził młody Bolesław Chrobry, nie tyle jednak w imieniu ojca, co raczej z nadania rodzonego wuja, księcia czeskiego.
Dopiero gdy Chrobry objął po Mieszku panowanie w Gnieźnie, przyłączył wbrew Czechom Kraków do państwa Polan.
Jeszcze trudniej wyjaśnić losy ważnego plemienia Lędzian
(nawet poprawne brzmienie tej nazwy budzi spory). Zamiesz-
kiwali prawdopodobnie późniejszą ziemię sandomierską i lubelską. Ruska kronika mówi, że w r. 981 książę Włodzimierz
z Kijowa „poszedł na Lachów” i zdobył Grody Czerwieńskie
(należał do nich Przemyśl). Lachami w ruskiej tradycji określano Polaków. Wielu historyków sądziło, iż Włodzimierz
starł się z Mieszkiem. Prawdopodobnie jednak panowanie
Piasta nie sięgało w roku 981 tych ziem. Włodzimierz zabrał
Grody nie jemu, lecz plemieniu Lędzian. Ci zaś pod władzą
Mieszka znaleźli się później.
Granice państwa pierwszego historycznego Piasta u schyłku jego rządów znamy dzięki Dagome iudex. Jest to nieudolne streszczenie dokumentu, w którym książę przekazał swoje
ziemie pod opiekę papieża. Warto tekst z niewielkimi skrótami przytoczyć:
„Dagome iudex i Ote, pani, i synowie ich Mieszko i Lambert … mieli nadać świętemu Piotrowi w całości jedno państwo, które zwie się Shinesghe z wszystkimi swymi przynależnościami w tych granicach, jak się zaczyna od pierwszego
brzegu długim morzem, [stąd] granicą Prus aż do miejsca,
które nazywa się Ruś, a granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa
i od tego Krakowa aż do rzeki Odry, prosto do miejsca, które się nazywa Alemura, a od tej Alemury aż do ziemi Milczan,
i od granicy Milczan prosto do Odry, i stąd idąc wzdłuż Odry prosto do rzeczonego państwa Shinesghe” (cyt. skorygowany za: Wybór źródeł do historii Polski wczesnofeudalnej,
opr. G. Labuda, 1954, s. 208-209).
Iudex oznacza sędziego, skąd wziął się ów tytuł władcy,
trudno orzec. Mieszko wystąpił tu z drugą żoną i synami z tego małżeństwa. W nich widział więc swoich następców. Nie
został wymieniony Bolesław, choć to on miał w 992 r. objąć
niepodzielne rządy, wypędzając macochę i braci. Darowizna
oznaczała oddanie państwa nie tyle na własność Stolicy Apostolskiej, co pod jej opiekę. Książę i jego dziedzice zachowywali pełne prawa, a nawet dzięki gwarancji najwyższego autorytetu chrześcijaństwa zostały one umocnione. Shinesghe to
zniekształcone Gniezno, a zatem monarchię Mieszka nazywano wtedy nie Polską, lecz, od jej głównego grodu, państwem
gnieźnieńskim. Wymienione w opisie granic nazwy odnoszą
się do ziem lub grodów sąsiadujących z księstwem, ale do
niego nienależących. Prusy, Ruś, ale również Kraków, Alemura
(Ołomuniec?), kraj Milczan nie znajdowały się więc pod
władzą Mieszka. Co do Krakowa, może wciąż jeszcze był
czeski.
Mieszko nadał swoje państwo Stolicy Apostolskiej prawdopodobnie za radą Teofanu w r. 991. Chciał być może w ten
sposób zabezpieczyć całość „Shinesghe” przed zakusami sąsiadów (Czesi nie pogodzili się z utratą Śląska). Każdy, kto
chciałby owe granice w przyszłości naruszyć, narażał się
37
POCZET KRÓLÓW POLSKICH
bowiem na gniew papieża i na kary. Co jednak ciekawe, ów
akt prawny szybko poszedł w Polsce w zapomnienie.
Dagome iudex jest politycznym testamentem Mieszka. Zawierają się w nim wielkie osiągnięcia tego panowania: zjednoczenie polskich plemion i wejście ich wspólnego państwa
do chrześcijańskiej Europy, reprezentowanej tutaj przez głowę
Kościoła.
Była mowa o wojnach i polityce. Inne obszary życia są
trudniejsze do zbadania. Ale warto wspomnieć o bezpośrednich, kulturowych skutkach decyzji z r. 966. W Polsce pojawili się ludzie pisma (duchowni) i pierwsze teksty: zapiski
o najważniejszych zdarzeniach wprowadzane w formie tzw.
roczników. Zaczęto wznosić pierwsze budowle kamienne (odkryte przez archeologów Ostrów Lednicki oraz najstarsze kościoły w Gnieźnie, Poznaniu). Wzorców i fachowców dostarczało cesarstwo. Przy czym jednak budowle innego typu,
zwłaszcza obronne, powstawały wciąż nadal według słowiańskiego wzorca, z drewna i ziemi.
Mieszko zmarł w r. 992. Jego domniemany grób znajdował się w Poznaniu. Ale to tradycja dość późna, i gdzie księcia
pochowano naprawdę, nie wiadomo.
Obcy kronikarze nie byli mu życzliwi. Thietmar owszem
cenił Mieszka bardziej niż jego syna Bolesława Chrobrego, ale
chwalił władcę za rzecz szczególną: „… Nie odważył się nigdy
w futrze wejść do domu, w którym wiedział, że znajduje się
margrabia Hodo, ani siedzieć, gdy on podniósł się z miejsca”
(przekład M.Z. Jedlickiego, zmieniony, ks. V, rozdział 10,
s. 262). Mowa o tymże samym Hodonie, którego nasz bohater zwyciężył w roku 972! Pokora czy uniżoność polskiego
władcy to dla kronikarza rzecz normalna, świadectwo, że
Mieszko znał „swoje miejsce w szeregu”. Bowiem w opinii
niemieckiej arystokracji mimo chrztu pozostał Mieszko półbarbarzyńcą i nie należało mu się równorzędne miejsce z prowincjonalnymi nawet dostojnikami cesarstwa. W polskiej tradycji natomiast, od kronikarzy Galla i Kadłubka poczynając,
Mieszko zyskał rangę jednego z bohaterów. I choć niejedna
spośród obiegowych tez odnoszących się do jego polityki została później w nauce podważona, to jednak obraz całości
wciąż pozwala stawiać go bez zastrzeżeń w rzędzie najważniejszych postaci polskiej historii.
Autor jest pracownikiem Instytutu Historii UMCS w Lublinie. Specjalizuje się w badaniach nad średniowieczną historiografią.
38
Słowniczek – Vocabulary:
władca – ruler
ród Piastów – Piast dynasty
chrzest – baptism
moneta – coin
pieczęć – seal
plemię – tribe
szczep – tribe
uczta – feast
wstąpić na tron – to ascend the throne
umocnienia obronne – military fortifications
gród – stronghold
jądro – core
danina – tribute
niewolnik – slave
sojusznik – ally
poganin – pagan
spoiwo – (figuratively:) cement
kapłan – priest
dwór – court
wielożeństwo – polygamy
palenie zwłok – burning of the dead body (as a funeral
rite)
skandal – scandal
śluby zakonne – monastic vows
historiograficzna legenda – historiographic legend
pobratymcy – kin
sprzymierzyć się – to form an alliance
tubylczy – indigenous
kraina – region
sędzia – judge
macocha – stepmother
darowizna – donation
narazić się na gniew – to risk (sb’s) anger
testament – last will and testament
zapiski – records
pół-barbarzyńca – semi-barbarian
ALFABET WIELKICH POLAKÓW
Wielcy Polacy
Zapraszamy do lektury nowej rubryki „Kwartalnika Polonicum” pt. „Alfabet
wielkich Polaków”. W rubryce tej będziemy przybliżali sylwetki tych wybitnych Polaków, których osiągnięcia w części lub w całości wiążą się z działalnością poza granicami kraju. Tym razem trzy wielkie nazwiska: Maria Skłodowska-Curie, Bronisław Malinowski i Ignacy Domeyko.
Maria Skłodowska-Curie (1867-1934)
Pierwsza spośród siedmiorga polskich laureatów Nagrody Nobla.
Po raz pierwszy uhonorowana
przez Szwedzką Królewską Akademię Naukową w 1903 r. nagrodą z dziedziny fizyki wraz z mężem Pierrem Curie za badania
nad odkrytym przez Antoine
Henri Becquerela zjawiskiem promieniotwórczości. Drugi raz w roku 1911 otrzymała nagrodę z chemii za wydzielenie czystego radu.
Podczas badań nad promieniotwórczością odkryła dwa pierwiastki: polon, nazwany od nazwy rodzinnego kraju, oraz
radioaktywny rad. Była prekursorem nowej gałęzi chemii –
radiochemii. Przyczyniła się również do podjęcia pierwszych
w świecie badań nad leczeniem raka za pomocą promieniotwórczości. Do dziś pozostaje jedyną kobietą, która Nagrodę
Nobla otrzymała dwukrotnie.
Przyszła na świat w Warszawie jako ostatnie z pięciorga
dzieci Władysława i Bronisławy Skłodowskich. Córka pedagogów po ukończeniu pensji i gimnazjum dla dziewcząt przez
kilka lat przebywała jako guwernantka, najpierw u rodzin krakowskich, potem w Sopocie. Przez cały czas wspierała finansowo swoją starszą siostrę Bronisławę, studiującą medycynę
w Paryżu. W 1891 r., przeniosła się do Paryża. Wkrótce rozpoczęła studia na Sorbonie na wydziale fizyki i chemii, gdzie
została przyjęta jako pierwsza kobieta w historii wydziału. Po
dwóch latach uzyskała licencjat z fizyki, a po trzech z matematyki. Jednocześnie zaczęła pracować jako laborantka w przemysłowym laboratorium zakładów prof. Gabriela Lippmanna.
W tym czasie w jej życiu pojawił się przyszły mąż, przyjaciel i współpracownik, Francuz, Pierre Curie. Był on dok-
torantem w laboratorium Becquerela, pod opieką którego, po
ślubie, Maria Skłodowska-Curie rozpoczęła studia doktoranckie. Po odkryciu polonu i radu, kilka miesięcy przed przyznaniem Nagrody Nobla, otrzymała tytuł doktora fizyki,
przedstawiając rozprawę zatytułowaną Badanie ciał promieniotwórczych, której recenzentami byli światowej sławy naukowcy: Gabriel Lippmann, Henri Moissan oraz Edmond
Bouty.
Równocześnie z prowadzeniem pracy badawczej wykładała wraz z uczonymi z Sorbony i College de France – jako
pierwsza kobieta – profesor – w Wyższej Szkole Normalnej
w Sevres, w której kształcono przyszłe nauczycielki szkół licealnych.
Przyznanie Nagrody Nobla umożliwiło małżonkom założenie własnego laboratorium na Sorbonie, w którym Skłodowska została kierownikiem badań. W tym czasie przyszły
na świat dwie córki państwa Curie: Ewa i Irena. Niedługo
potem, w 1906 r., Pierre Curie zginął w tragicznym wypadku.
Po jego śmierci władze uczelni zaproponowały Marii objęcie
39
ALFABET WIELKICH POLAKÓW
Katedry Fizyki, tym samym wpisując ją w poczet profesorów
Sorbony. Przyznanie Nagrody Nobla po raz drugi umożliwiło uczonej utworzenie niezależnego Instytutu Radowego im.
Pierre’a Curie, w którym prowadzono badania z zakresu chemii, fizyki i medycyny. Instytut ten stał się „kuźnią” noblistów
– wyszło z niego jeszcze czterech laureatów Nobla w tym córka Marii – Irene Joliot-Curie i jej zięć Fryderyk Joliot.
Wybuch I wojny światowej zniweczył próby nawiązania
współpracy z wybitną badaczką, którą chciano zaangażować
do objęcia pracowni radiologicznej w ojczyźnie. W czasie wojny Maria Skłodowska-Curie poza pracą w paryskim Instytucie była szefem wojskowej komórki medycznej, która zajmowała się organizowaniem polowych stacji rentgenograficznych.
Po wojnie kontynuowała swoją misję, jeżdżąc po świecie i pomagając w tworzeniu medycznych placówek leczenia chorób
nowotworowych. W 1932 r. z pomocą prezydenta Ignacego
Mościckiego jeden z takich instytutów został założony w Warszawie.
Maria Skłodowska-Curie zmarła w 1934 r. w Sancellmoz
we Francji na białaczkę, która była prawdopodobnie następstwem częstych kontaktów z materiałami promieniotwórczymi. W roku 1995 została pierwszą kobietą pochowaną pod
kopułą paryskiego Panteonu w uznaniu jej zasług. Czterdzieści lat temu w setną rocznicę urodzin Marii Skłodowskiej-Curie otworzono jedyne na świecie biograficzne muzeum
uczonej. Muzeum mieszczące się w jednej z kamienic na warszawskiej Starówce przy ul. Freta 16 zaprasza nie tylko turystów i zainteresowanych dokonaniami noblistki, lecz także
uczniów, nauczycieli i wszystkich pasjonatów chemii.
gabinetowa” odeszła do lamusa nauki. Obecnie by uzyskać doktorat z antropologii, należy przeprowadzić wielomiesięczne
badania w terenie. Metoda obserwacji uczestniczącej stanowi
rewolucyjny krok w myśleniu antropologicznym, a także krok
w uznaniu odmienności kulturowej przez świat zachodni.
Urodził się w Krakowie, gdzie przez wiele lat mieszkał na
Małym Rynku w Bursie Akademickiej wraz z rodzicami – ojcem Lucjanem Malinowskim, profesorem filologii słowiańskiej i matką Józefą, jego intelektualną opiekunką. Lata jego
młodości przypadły na czas burzliwych modernistycznych
przemian. Nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem, był jednak
bardzo utalentowany. Znał kilka europejskich języków, uczył
się także arabskiego. Dojrzewał w atmosferze młodopolskiego
Krakowa, w środowisku bohemy artystycznej. W gronie jego
znajomych i przyjaciół znalazło się wiele wybitnych indywidualności, jak choćby logik i malarz Leon Chwistek, lekarz
i filozof Ignacy Wasserberg, matematyk Władysław Ślebodziński, chemik Marian Górski, socjolog Czesław Znamierowski czy wspaniała aktorka Irena Solska. Studiował filozofię
i nauki ścisłe na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Lipsku.
Pierwszy doktorat został odznaczony cesarskim wyróżnieniem. Studia z zakresu antropologii kontynuował w London
School of Economics and Political Science przy Uniwersytecie Londyńskim, gdzie później już jako profesor objął pierwszą Katedrę Antropologii. Tuż przed wybuchem II wojny
światowej rozpoczął pracę w Yale University w Stanach Zjednoczonych i zajął się badaniami chłopskich rynków w Meksyku.
Opracowała Katarzyna Kołak
Bronisław Malinowski (1884-1942)
Autor klasycznych dziś wśród antropologów prac Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji i Argunauci zachodniego Pacyfiku. Antropolog
społeczny i ekonomiczny, socjolog, etnolog i religioznawca,
badacz ludów pierwotnych,
który na dobre porzucił badanie innych kultur poprzez analizę tekstów na rzecz obserwacji
i opisu. Jako pierwszy sformułował zasady zachowania badacza
w terenie. Dzięki dokonaniom
Malinowskiego „antropologia
40
W czasie studiów trafił na wykłady z psychologii doświadczalnej i ekonomii myślenia niemieckiego naukowca Wundta,
pod wpływem których przejął postulat prowadzenia badań
naukowych zbiorowości społecznej w ścisłym związku z jej
językiem, kulturą i religią. Od momentu zaistnienia w środowisku londyńskich antropologów i naukowców, rozpoczął
przygotowania do spełnienia tego postulatu.
ALFABET WIELKICH POLAKÓW
W 1914 r. wyruszył przez Calais, Paryż i Marsylię na Cejlon i do Melanezji. W tę pierwszą badawczą podróż, która
stała się archetypem dla pokoleń przyszłych badaczy, zabrał
w charakterze rysownika i fotografa swego bliskiego przyjaciela jeszcze z lat dzieciństwa, malarza i pisarza Stanisława
Ignacego Witkiewicza. W czasie I wojny światowej prowadził
badania. Na Wyspach Triobrandzkich powstał zalążek nowej
metody naukowej, która przeszła do historii pod nazwą metody funkcjonalnej. W pracach i wspomnieniach ukazujących
pierwsze kroki wielkiego antropologa zachował się jego dosyć
specyficzny wizerunek. Według osób relacjonujących „Malinowski został przeważnie zapamiętany przez krajowców jako
skończony osioł, zadający głupie pytania w rodzaju: czy zasypujesz sadzonki korzeniem czy kiełkiem do dołu”.
Znany jest również jako twórca etnologicznego pojęcia
prawa, tzw. Zasady wzajemności. Sformułował także definicję
kultury, którą rozumiał jako całokształt życia społecznego:
„urządzenia, dobra, procesy techniczne, idee, zwyczaje i wartości”, a także mit, magia i religia. Kultura jako taka stanowi
według niego aparat zaspokajania ludzkich potrzeb.
Zawsze był zdania, że antropologia wymaga poczucia
przynależności do całego świata, do całej ludzkości. Jednak
nikt nie jest pozbawiony stronniczości spojrzenia i subiektywności sądów nawet antropolog, czego świadectwem może być
jego „Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”, stanowiący bezcenny dokument doświadczenia inności.
Bronisław Malinowski zmarł w 1942 r. w New Haven
W Stanach Zjednoczonych. Co roku od 48 lat dla uczczenia
jego pamięci odbywają się w London School of Economics
wykłady pod nazwą „Malinowski Memorial Lecture”.
Opracowała Katarzyna Kołak
Ignacy Domeyko (1802-1889)
Światowej sławy uczony, wielki
polski patriota, rektor uniwersytetu w Santiago de Chile.
Urodził się w Niedźwiadce
(Nowogródzkie) w zamożnej
rodzinie ziemiańskiej. W latach
1816-1822 studiował na wydziale fizyczno-matematycznym Uniwersytetu Wileńskiego. Związał się wówczas ze
środowiskiem patriotycznym. Działał w Towarzystwie Filomatów. Brał udział w powstaniu listopadowym. Był bliskim
przyjacielem Adama Mickiewicza, który jego postać uwiecznił
w III części „Dziadów”. Podczas pobytu na emigracji kontynuował we Francji studia i badania naukowe.
W 1837 r. przyjął pracę od rządu Chile. Od tej pory jego
losy na stałe związały się z tym krajem. Pracował jako profesor
chemii i mineralogii najpierw w Coquimbo, a potem w Santiago. Od 1867 r. sprawował funkcję rektora uniwersytetu
w Santiago. Położył ogromne zasługi dla rozwoju szkolnictwa,
nauki i górnictwa chilijskiego. Opublikował wielką liczbę
prac z zakresu mineralogii w różnych językach. Zasłużył sobie
na powszechne uznanie w społeczeństwie chilijskim. Gdy
w 1883 r. zrezygnował ze stanowiska rektora uniwersytetu,
kongres jednogłośnie przyznał mu bardzo wysoką, dożywotnią pensję. Pożegnaniu wyjeżdżającego do Polski Domeyki
towarzyszyła wielka manifestacja z udziałem członków rządu,
uczonych, społeczeństwa. Po kilku latach pobytu w ojczyźnie
wrócił do Chile, gdzie zmarł 23 stycznia 1889 r.
Pozostała po nim wdzięczność współczesnych, miasto,
szczyt górski, wiele ulic noszących jego nazwisko. Miarą uznania, jakim cieszył się w świecie uczonych, były nazwy nadane
nowo odkrytemu minerałowi (domeykit), małży (Nautilus Domeykus), skamielinie tzw. ammonitowi chilijskiemu (Ammonites Domeykus) oraz jednemu z fiołków (Viola Domeykoana).
Żyjąc na obczyźnie nigdy nie zapomniał Domeyko o Polsce,
o czym świadczy m.in. jego bogata korespondencja z Mickiewiczem, Odyńcem, braćmi Zaleskimi.
Opracował zespół redakcyjny
41
O KULTURZE
Katarzyna Kołak
Postać starszego mężczyzny w czarnym garniturze i białej
koszuli, z fantazyjnie przerzuconym przez ramię czarnym szalem utrwalono na wielu fotografiach z przedstawień Teatru
Cricot 2. Zapisy filmowe zarejestrowały jego zachowanie podczas spektakli: ciągłą obecność pomiędzy aktorami, kontrolowanie, dyrygowanie ich działaniami, ustawianie sprzętów,
czasem nerwowe ruchy rąk, strzepnięcia palcami, grymasy na
twarzy, tajemnicze znaki dawane aktorom. To główny twórca
spektaklu, reżyser, scenograf, pomysłodawca oprawy muzycznej i rozwiązań technicznych, nie-aktor wśród aktorów. Od
momentu jawnego wkroczenia reżysera w przestrzeń sceniczną i przebywania wśród aktorów podczas przedstawienia krytycy i teatrolodzy zaczęli mnożyć określenia, usiłujące zdefiniować jego funkcję – aktor, dyrygent, obserwator, widz
własnego spektaklu, narrator, demiurg, waki. Pomysł wprowadzenia na scenę siebie i przedstawiania własnego życia zapisał go w historii teatru pośród najwybitniejszych artystów.
Tadeusz Kantor – kiedyś nazwany „najbardziej światowym z polskich artystów i najbardziej polskim z artystów
światowych”. Malarz, reżyser, happener, scenograf, grafik,
twórca artystycznych manifestów i poetyckich partytur własnych spektakli, wieczny awangardzista. Twórca totalny. Urodził się w 1915 r. we wsi Wielopole Skrzyńskie, dziś leżącej
w województwie podkarpackim. Do szóstego roku życia
mieszkał wraz z matką i starszą siostrą na plebanii, której proboszczem był brat jego babki, ks. Józef Radoniewicz. Ojca
zmobilizowanego na front po wybuchu I wojny światowej
widywał jedynie w czasie jego krótkich urlopów. Po wojnie
ojciec porzucił rodzinę na zawsze. Jak wspominał po latach,
w Wielopolu żyły ze sobą dwie społeczności: katolicy i Żydzi,
ścierały się dwie religie i dwa kręgi kulturowe. Obcowanie od
dziecka ze sferą sacrum znalazło swój wyraz w twórczości teatralnej, w której wykorzystywał symbole chrześcijaństwa i judaizmu. Gruntowne wykształcenie zdobył w Gimnazjum im.
Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie, gdzie uczył się w klasie o profilu klasycznym. Już jako uczeń interesował się teatrem i sztuką, jeździł na spektakle do teatrów w Krakowie i we
Lwowie. Po maturze najpierw rozpoczął studia prawnicze,
które jednak porzucił, by zapisać się do Prywatnej Wolnej
Szkoły Malarstwa i Rysunków, gdzie kształcił się pod kierun-
42
Fot. Z archiwum Cricoteki
Widz własnego spektaklu
Tadeusz Kantor w Mediolanie, 1988 r.
kiem Zbigniewa Pronaszki. Mimo trudności finansowych,
w 1934 r. rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Nie miał najlepszych wyników, pod koniec studiów najwięcej czasu spędzał w pracowni
malarstwa dekoracyjnego i teatralnego u prof. Karola Frycza,
u którego, jak wspominał, studenci mogli robić, co chcieli
– malować na płótnie, na papierze, na ścianach, projektować,
lepić makiety.
W czasie II wojny światowej mieszkał w okupowanym
Krakowie, podobnie jak inni artyści, w bardzo trudnych warunkach materialnych, pracował jako dekorator w Staatstheater, a jednocześnie w konspiracji tworzył razem z grupą
zaprzyjaźnionych osób swój teatr, kształcił się, brał udział
w odczytach i wykładach. Według relacji jego przyjaciół z lat
studenckich, już wówczas roztaczał wokół siebie aurę niezwykłości i autorytarności zarazem. Tragedia wojny, nieustanne
niebezpieczeństwo i strach nie były w stanie przeszkodzić mu
w aktywności twórczej. W Podziemnym Teatrze Niezależnym
odbyły się dwie premiery – Balladyna Juliusza Słowackiego
i Powrót Odysa Stanisława Wyspiańskiego, które zorganizowano w prywatnych mieszkaniach. Powrót Odysa, w trakcie
którego z megafonu rozlegały się metalicznym głosem niektóre partie tekstu i odgłos karabinu maszynowego, grano w pracowni malarki Magdy Stryjeńskiej naprzeciwko posterunku
policji. Dekorację do przedstawienia zbudowano ze znalezionych sprzętów i przedmiotów codziennego użytku: koło od
wozu, spróchniała belka z klozetu, drewniany podest i lufa
armatnia z papier-mâché. Wszystko zniszczone, biedne
i prawdziwe jak za oknem.
Po wojnie współpracował z krakowskimi teatrami, projektując scenografie do spektakli, organizował na nowo życie
artystyczne i wystawiał wraz z plastykami z Grupy Krakowskiej prace na wystawach sztuki nowoczesnej. Został dostrzeżony także za granicą i tuż po wojnie prezentował swoje malarstwo we Francji. W czasie, gdy jedynym słusznym
kierunkiem artystycznym ogłoszono socrealizm, Kantor malował „do szuflady”, występował przeciwko narzucaniu sztuce
wytycznych zgodnych z polityką państwa. W 1955 r. rozpoczął działalność Teatr Cricot 2, ustawiając co jakiś czas niczym
drogowskazy na mapie artystycznej kolejne koncepcje teatru:
Teatr Informel, Teatr Zerowy, Teatr Happeningowy, Teatr
Niemożliwy. Były to przedstawienia, w których artysta używał
języka plastyki do kreowania teatralnych obrazów. Z tego powodu złośliwi nazywali go komiwojażerem tendencji w sztuce. Jak mawiał on sam, był to okres „grania z Witkacym” w przeciwieństwie do grania Witkacego, ponieważ żadne
z przedstawień na podstawie sztuki nie było jej inscenizacją.
Szokował, bulwersował, dziwił, wprawiał w konsternację i zdumienie, ale przede wszystkim śmieszył zebraną publiczność.
Niewątpliwie największą sławę przyniosła mu Umarła klasa, spektakl, który stworzył jako już sześćdziesięcioletni artysta. Pierwsze przedstawienie, podobnie jak następne z okresu
Teatru Śmierci, było spektaklem zamkniętym, widzowie nie
mieli możliwości partycypowania jak we wcześniejszych
przedstawieniach, nie szokowało rozwiązaniami technicznymi, jego forma była wręcz anachroniczna. Novum stanowiło
przywoływanie umarłego świata, minionych wydarzeń i nieistniejących miejsc – wywoływanie z mroków pamięci. W Umarłej klasie był to świat dzieciństwa spędzonego w szkolnych
ławkach w jednym z galicyjskich miasteczek.
Kolejne przedstawienie – Wielopole, Wielopole – to kolejny krok w głąb własnej biografii. Na scenie pojawiła się rodzina artysty – Matka Helka, Ojciec Marian, Babka, Wujowie
Olek i Karol, kuzyn Adaś, Ciotka Mańka, postacie z rodzinnego miasteczka. Przestrzeń teatralna stała się miejscem wywoływania duchów przeszłości, miejscem reminiscencji, miejscem budowania „biednego pokoju wyobraźni”. Tak było
również w następnych spektaklach – Niech sczezną artyści,
Nigdy tu już nie powrócę, Dziś są moje urodziny. Kantor był
Fot. Z archiwum Cricoteki
O KULTURZE
Wystawa w Cricotece w 2005 r., Umarła klasa
głównym sprawcą, adresatem, twórcą i tworzywem, zaś Teatr
Śmierci teatrem autobiograficznym i osobistym.
Próby nad Dziś są moje urodziny przerwane nagłą śmiercią
Tadeusza Kantora zakończyły okres działalności Teatru Cricot 2
w 1990 r. Ostatni spektakl pokazywano przez dwa lata po
śmierci artysty w kształcie, do jakiego zostały doprowadzone
prace nad nim. Na plakatach jednak pojawił się podtytuł:
„Ostatnia próba”. Zmianie uległ także jego charakter. Na scenie
zamiast osoby Głównego Sprawcy było jedynie puste krzesło.
Legendą stały się już opowieści o artyście jako okropnym
i potwornym terroryście, chorobliwym choleryku wszczynającym awantury z powodu najmniejszej drobnostki, jak choćby na jednym z zagranicznych tournées z powodu złej ziemi,
z której usypywano kopczyk w spektaklu Wielopole, Wielopole, wymówek robionych aktorom zespołu, zakazów i nakazów
podczas wyjazdów. Słynne są też historie o jego bezkompromisowości i bezwzględności w sprawach sztuki, jak wówczas,
gdy w Shiraz na zamkniętym pokazie Nadobnisi i koczkodanów dla cesarzowej Farah Diby kazał przebrać ochroniarzy za
Mandelbaumów, których zawsze wybierano spośród publiczności, czy wtedy, gdy w Gdańsku kategorycznie zabronił
wstrzymywania rozpoczęcia Wielopola, Wielopola z powodu
spóźniania się na spektakl Anny Walentynowicz, działaczki
„Solidarności”. Nieprzychylni geniuszowi i wielkości Kantora
posądzali go o megalomanię i kabotynizm, złośliwie komentowali jego skłonność do przypisywania sobie pierwszeństwa
w tworzeniu teorii artystycznych i niechęć czy wręcz wrogość
wobec innych twórców. Wzbudzający najwięcej emocji wśród
wielbicieli teatru był chyba stosunek Kantora do Jerzego Grotowskiego, któremu swego czasu zarzucił przywłaszczenie terminu „teatr biedny”. (Warto uściślić, że o żadnym przywłaszczeniu nie mogło być mowy, a nieporozumienie powstało
w wyniku tłumaczeń na język angielski, które nie oddają bogactwa i różnorodności obu terminów: „teatr biedny” Kanto-
43
Fot. Katarzyna Kołak
O KULTURZE
Przeciwnicy twórczości Kantora mogą zinterpretować to jako
ostateczny dowód manii wielkości, a uważni czytelnicy jego
pism za wyraz sprzeciwu wobec powszechnej masowości
i anonimowości, w konsekwencji więc za próbę ocalenia indywiduum.
Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”.
Słowniczek – Vocabulary:
Pomnik Tadeusza Kantora na Cmentarzu
Rakowickim w Krakowie
ra i „teatr ubogi” Grotowskiego). Jednak we wspomnieniach
i relacjach aktorów i współpracowników Cricot 2 ocalał obraz
ciepłego, serdecznego i troskliwego człowieka, z ogromnym
poczuciem humoru, bezgranicznie oddanego sztuce. I choć
niejednokrotnie przyznawali, że kontakty z Kantorem nie
należały do najłatwiejszych, to zarazem zapewniali, że współpraca z Mistrzem była bezcennym doświadczeniem życia. Co
więcej, obcowanie z tak wielką indywidualnością było niczym
narkotyk – powodowało uzależnienie na całe życie.
On sam do życia nie potrzebował wiele – kawiarni, swojego miejsca przy stoliku, grupy ludzi, wśród których czułby
się bezpiecznie. Wypijał hektolitry czarnej kawy i palił papierosy jeden za drugim, dbał o pieniądze o tyle, o ile były one
wyznacznikiem sławy i wartości jego Teatru. Przez lata działalności Cricot 2 nigdy nie został zalegalizowany prawnie, nie
funkcjonował jako instytucja, nie miał własnej siedziby. Przez
długi czas próby w teatrze Kantora zaczynały się po spektaklach w innych teatrach, około dwudziestej drugiej i trwały
do drugiej w nocy. Teatr tworzyli ludzie, którzy po prostu
chcieli to robić, bez gaży i korzyści finansowych.
W 1980 r. Urząd Miasta Krakowa przekazał do użytkowania Teatrowi Cricot 2 pomieszczenia w kamienicy u stóp
Wawelu, przy Kanoniczej 5. Początkowo wykorzystywano je
jako pracownię, magazyn, miejsce prób, spotkań i wystaw.
Szybko jednak zaczęły funkcjonować jako archiwum twórczości artysty, który jeszcze za życia zaplanował strukturę Cricoteki – ośrodka dokumentującego jego dorobek artystyczny.
„Wszystko to dla pełnego i żywego przekazu, przetrwania
twórczości, utrwalenia jej w świadomości społecznej i przekazania w stanie dynamicznym następnym pokoleniom”.
44
obecność – presence
strzepnięcie – flick
grymas – grimace
pomysłodawca – originator
plebania – rectory
proboszcz – parish priest
obcowanie – contact
gruntowne wykształcenie – thorough education
pracownia – atelier
odczyt – talk
posterunek policji – police station
wóz – cart
spróchniała belka – rotten beam
klozet – toilet
podest – dais
lufa armatnia – cannon barrel
drogowskaz – signpost, pointer
komiwojażer – travelling salesman
mroki pamięci – recesses of (someone’s) memory
w głąb – into the depths
przestrzeń – space
wywoływać duchy – to stir up ghosts
sprawca – performer
tworzywo – material
chorobliwy – pathological
wszczynać – to start
usypać kopczyk – to create a mound of earth
wymówka – excuse
bezwzględność – ruthlessness
wstrzymać – to delay
nieprzychylni – unsympathetic
skłonność – penchant
przywłaszczenie – appropriation
bezgranicznie – unreservedly
być wyznacznikiem – to determine
żywy przekaz – vivid presentation
masowość – mass character
O KULTURZE
Marta Nicgorska
Piwnica pod Baranami
Fot. Łukasz Filak
Był rok 1956. Rok wolnościowych wystąpień, strajków
i demonstracji przeciwko komunizmowi nie tylko w Polsce,
ale również w Czechosłowacji, na Węgrzech. Spodziewano się,
że wraz ze śmiercią Stalina w marcu 1953 r. nastąpi pierwszy
w czasach powojennych przełom. Zmiany nie nadeszły
wprawdzie od razu, ale w sferze kultury zaczęto powoli odchodzić od socrealizmu. Przełomowy okazał się właśnie rok
1956 – ważna data nie tylko ze względu na polityczne wydarzenia: raport Chruszczowa, pierwszy w PRL wielki strajk
w Poznaniu, zwycięstwo Władysława Gomułki i krwawo stłumione powstanie węgierskie. Rok 1956 w Polsce to odwilż
także w dziedzinie kultury. Na fali przemian politycznych
pojawiły się bowiem nowe zjawiska: odbył się pierwszy festiwal jazzowy w Sopocie, w czasie którego ujawnił się geniusz
Krzysztofa Komedy, po raz pierwszy zorganizowano Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, pierwsze kroki w dziedzinie literatury zaczęło stawiać
wielu pisarzy i poetów, między innymi Marek Hłasko, Miron
Białoszewski, Zbigniew Herbert, Julia Hartwig, Tadeusz Nowak czy Stanisław Grochowiak.
Był Kraków. Ukochane miasto artystów: Matejki, Wyspiańskiego, Kantora. Miasto, wzbudzające podziw turystów:
z Wawelem, Wieżą Mariacką, z Uniwersytetem Jagiellońskim,
z sukiennicami, z ulicą Floriańską i Bracką, kopcem Kościuszki,
plantami i najsłynniejszą „miejską łąką świata – błoniami”.
Artyści „Piwnicy pod Baranami”
Była piwnica. Mała, ciasna i duszna. Mieściła się w jednym z pałaców, z płaskorzeźbami baranów w głównym portalu, na rogu Rynku i ulicy św. Anny, zwanym Pałacem pod
Baranami. Spotykali się w niej studenci szkół artystycznych,
dziś ludzie o znanych daleko poza Polską nazwiskach: rzeźbiarz Bronisław Chromy, muzyk Krzysztof Penderecki, pisarz
Sławomir Mrożek, poeta Andrzej Bursa. Spotykali się na wieczorach przy świecach ot tak, by pogadać i przy okazji trochę
się napić. Stworzyli Klub Młodzieży Twórczej, który szybko
zmienił nazwę i dał początek najbardziej niezwykłemu kabaretowi w Polsce. Ów kabaret od swej siedziby przyjął nazwę
„Piwnica pod Baranami”.
Wśród nich był On. Student historii sztuki, charyzmatyczny, z głową pełną pomysłów, duch twórczy, uosobienie
krakowskiej cyganerii artystycznej przełomu XIX i XX w. Był
zjawiskowy: w rozwianej pelerynie, kapeluszu i zawsze
z dzwonkiem – Piotr Skrzynecki – legenda kabaretu.
„Piwnica pod Baranami”, w środowisku artystycznym nazywana wylęgarnią talentów, siedliskiem nieskrępowanych
myśli, to scena i zarazem środowisko. Dla świata zewnętrznego „Piwnica” jest przede wszystkim kabaretem, dla przyjaciół
i artystów – miejscem spotkań tych, którzy wierzyli, że razem
mogą zmienić świat i przydać mu kolorów. Przez ponad pięćdziesiąt lat istnienia obrosła legendą, a styl kabaretu wszedł
do potocznego języka jako „styl piwniczny”.
Na przełomie lat 50. i 60. „Piwnica pod Baranami” była
bardzo popularnym miejscem. Po premierze pierwszego programu, która odbyła się w grudniu 1956 r., miejsce zaczęło
nabierać rozgłosu. Otoczona mgiełką tajemniczości i aurą cyganerii „Piwnica” wkrótce zaczęła działać jak magnes. Przyciągała tłumy spragnione piosenek literackich, wyrafinowanego humoru i taniego wina.
Na początku „Piwnicę” tworzyły trzy duże połączone ze
sobą piwnice. Wtajemniczeni mogli do niej wchodzić wprost
z podwórka przez zsyp węglowy, po klamrach w murze. Na
samym początku nie było nawet sceny. Występy kabaretu odbywały się początkowo nieregularnie, potem zwykle w soboty i niedziele, nigdy wcześniej niż przed godziną 23.00. Ludzie gotowi byli zrobić wszystko, by się dostać do środka. Już
45
o 19.00 tłoczyli się w sieni pałacu, by zająć miejsce wśród
zadymionej papierosami widowni. Przyjaciele „Piwnicy” dostawali darmowe wejściówki. Dla zwykłej publiczności przy
kasie zostawało ich już niewiele. Ludzie nigdy nie mogli być
pewni tego, co i kogo zobaczą, bo często występy powstawały spontanicznie. Kabaret był bowiem wspólną zabawą artystów i widowni.
W „Piwnicy” nie było mikrofonów ani wentylacji. Za to
tylko „Piwnica” miała jedyne w swoim rodzaju dekoracje. Na
scenie stały znalezione gdzieś przedmioty – stary kredens,
wspaniała purpurowa kanapa z czasów cesarza Franza Josepha
pełna moli, fotele bez siedzeń. Wśród rekwizytów można było znaleźć mundury galowe, uprząż końską, klatki na ptaki,
lustra w złoconych ramach, wypchane zwierzęta, manekin
krawiecki, rogi jelenie, hełmy strażackie, gipsowe popiersia,
szable, koronkowe suknie z trenami i cekinami, samowary,
a także wieniec pogrzebowy ukradziony na Cmentarzu Rakowickim i zawsze duży świecznik. Rekwizytami obowiązkowymi były zapalone świece. Często iskrzyły też zimne ognie.
Istotą „Piwnicy” były zawsze nastrój, poetycka refleksja,
śmiech. Programy opierały się na skojarzeniach, przedziwnych pomysłach i groteskowo interpretowanych tekstach.
Awangardowa „Piwnica” nigdy nie była kabaretem politycznym. Tu programowo polityką się nie zajmowano, ale inteligentnie z niej drwiono. Wystawiano skecze, prezentowano
teksty wyszukane z literatury pięknej, niekiedy z pamiętników
czy listów. Pojawiały się także fragmenty z oficjalnych przemówień dygnitarzy lub z artykułów politycznych prasy codziennej PRL-u, na przykład „Trybuny Ludu”. Tutaj śpiewano nawet Dekret o Stanie Wojennym. Wszystkie prezentowane
teksty miały jedną wspólną cechę: w wykonaniu piwnicznych
artystów dostarczały wspaniałej rozrywki.
„Piwnica” była tolerowana przez władze komunistyczne,
choć te kilkakrotnie ją zamykały. Tak się stało po likwidacji
reformatorsko-liberalnego tygodnika „Po prostu” (po słynnym obwieszczeniu na drzwiach „Piwnicy”: „Bal po prostu
zamknięty”), tak bywało przed wyborami, zjazdami partii,
w czasach rozruchów. W roku 1962, po programie dla psychiatrów, wyrzucono kabaret z piwnicy na trzy lata. Przez
ponad dziesięć lat „Piwnicy” nie wolno było występować nigdzie w kraju poza Krakowem, chociaż mogła wyjeżdżać z występami na Zachód, np. do Paryża oraz na festiwale w Arezzo
i w Nancy. Za granicą przyjmowano ją równie gorąco jak
w kraju.
W czasach PRL-u „Piwnica” istniała jako dowód „wolności intelektualnej”, być może była nawet traktowana jak wentyl bezpieczeństwa. Chociaż od roku 1957 każdy program
musiał podlegać aprobacie cenzora z Urzędu Kontroli Prasy,
46
Fot. Z archiwum „Piwnicy pod Baranami”
O KULTURZE
Piotr Skrzynecki – założyciel
„Piwnicy pod Baranami”
Publikacji i Widowisk, który zjawiał się niemal zawsze w czasie występu i bacznie obserwował reakcję widowni, to jednak
można było usłyszeć w „Piwnicy” bardzo aluzyjne teksty.
„Pod Baranami” każdy występ był inny. Programy miały
swoje nazwy. Zazwyczaj była to fraza zapożyczona z jednego
z wystawianych tekstów. Pierwszy program nie miał nazwy,
drugi (w 1957 r.) zatytułowano Polska Stajnia Narodowa (z ostrą
jak na owe czasy satyrą polityczną), Próba światła (po założeniu w piwnicy „Piwnicy” światła w roku 1958; wcześniej
wszystko odbywało się przy świecach), Śmierć w kawiarni, Sen
Namiestnika Hinkona; Jezioro Trzech Wieszczek; Siedem dziewcząt pod bronią czyli apoteoza Cesarza Franciszka Józefa; Jak
żyliśmy, jak żyjemy i do czego doprowadzimy nasze mieszkania;
Łaska Imperatora; Folguj szczątkom swej młodości; Kochać nie
warto; Ja Cię Włodek psuć nie chciałem (miało być „Władek”, ale,
że Gomułka miał na imię Władek, cenzura postawiła veto). To
oczywiście tylko niektóre tytuły.
W Krakowie „Piwnica” zasłynęła nie tylko programami
kabaretowymi, ale organizowaniem hucznych bali, uroczystości, happeningów. Wszystkie imprezy plenerowe odbywały się
zawsze we wspaniałej scenerii. W grudniu 1964 r., w renesansowym zamku w Pieskowej Skale pod Ojcowem, bal połączono z premierą programu Jak żyliśmy, jak żyjemy i do
czego doprowadzimy nasze mieszkania (na którym nakręcono
dokumentalny film). Bale odbyły się też w Sukiennicach
na krakowskim Rynku, w kilku barach krakowskich, w ko-
O KULTURZE
palni soli w Wieliczce, w pałacu w Niepołomicach. W 1996 r.,
z okazji obchodów 40-lecia „Piwnicy” juhasi przeprowadzili wokoło krakowskiego Rynku najprawdziwsze w świecie
barany.
Piotr Skrzynecki publicznie obchodził swoje imieniny i urodziny. Urządzał je albo w wytwornych plenerach, albo na
straganach placu targowego, pod mostem, w ZOO. Skrzynecki mawiał: „Jak się sami nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi” i dlatego wymyślał niezwykle barwne i wielkie imprezy,
jak happening artystyczny „Noc Paryska na ul. Floriańskiej”
z udziałem Sławomira Mrożka. Odtwarzał akty historyczne:
wjazd Księcia Poniatowskiego do Krakowa, przysięgę Tadeusza Kościuszki, hołd Pruski. Tylko Piotr Skrzynecki na potrzeby swoich towarzysko-artystycznych inicjatyw potrafił zjednać
krakowskie kwiaciarki, miejską administrację, tylko on umiał
wciągnąć do zabawy przypadkowych przechodniów.
Poza spontanicznością oraz zaskakującymi pomysłami
programowymi i scenicznymi, „Piwnicę” ceniono za otwartość. A wniósł ją do kabaretu Piotr Skrzynecki – dusza, inspirator, dyrektor, reżyser i konferansjer „Piwnicy”. W życiu –
włóczęga, na scenie – mistrz. Lubił przychodzić do
kawiarenki „Kolorowej” przy ulicy Gołębiej. Popijał w niej
czarną kawę, niekiedy z cytryną. Rozpoznawano go w tłumie
dzięki charakterystycznemu wizerunkowi. Nosił się nonszalancko z pozorną niedbałością: fantazyjne płaszcze i marynarki, rozmaite kapelusze, a latem te najbardziej znane – słomkowe. Swoją charyzmą przyciągał najbardziej utalentowanych
ludzi. Otaczał się najwybitniejszymi osobowościami świata
kultury, chociaż sam nie uważał się za artystę. Kiedyś powiedział: „Chciałbym posłuchać pięknej muzyki, piosenki, popatrzeć na cudny balet, czy też zatańczyć, czy cokolwiek, a ponieważ sam tego nie potrafię, to wszystkim mówię: malujcie,
śpiewajcie, grajcie, róbcie co chcecie, byle było ciekawie”.
Lubił komentować to, co się działo na scenie. Niekiedy
śmiał się zaraźliwym śmiechem, niekiedy stał w bezruchu odwrócony tyłem, w zamyśleniu. Wypadał zza kulis, dzwoniąc
jednym z wielu dzwonków, które posiadał, krzycząc donośnie
„Proszę państwa, proszę państwa” i zapowiadał następne
punkty programu. A kiedy milczał, jego gesty i mimika twarzy wyrażały czasami więcej niż mogła wyrazić cała plejada
gwiazd. Jednym lub tylko kilkoma słowami, zapalonym papierosem, postawą budował niepowtarzalny nastrój, więc magia „Piwnicy” była w dużej mierze właśnie jego zasługą.
Klimat kabaretu tworzyli artyści różnych dziedzin: literaci, muzycy, plastycy i aktorzy. Z kabaretem związani byli Janina Garycka i Zygmunt Konieczny. Przez pewien czas
w „Piwnicy” występował zespół Krzysztofa Komedy. Swoje
piosenki śpiewała Ewa Demarczyk, teksty pisał m.in. Wiesław
Dymny, oprawę plastyczną przedstawień przygotowywał
m.in. Kazimierz Wiśniak. Stały zespół tzw. starej „Piwnicy”,
istniejący do początku lat 70., tworzyli ponadto Krystyna
Zachwatowicz, Leszek Długosz, Tadeusz Kwinta, Krzysztof
Litwin, Mirosław Obłoński i Mieczysław Święcicki.
To tylko niektóre z nazwisk pierwszych dwudziestu lat działalności kabaretu. W latach 70. i 80. zaszły w „Piwnicy” pewne zmiany. Na scenie pojawiło się młode pokolenie artystów,
którzy w dzieciństwie wychowywali się na micie „Piwnicy”:
Marek Grechuta, Anna Szałapak, Zbigniew Preisner, Leszek
Wójtowicz, Jacek Wójcicki, Grzegorz Turnau, Beata Rybotycka. Koncertowali w całej Polsce, a jednak na sobotnie noce
wracali do „Piwnicy”, do miejsca jedynego w swoim rodzaju.
Prowadzony przez Skrzyneckiego kabaret miał stały adres
– w pałacu przy krakowskim Rynku. Równie ważnym miejscem, gdzie objawiał się prawdziwy duch „Piwnicy”, był jednak dom na Groblach – mieszkanie Janiny Garyckiej. Spotykali się w nim piwniczanie po występach, bo miejsce szybko
okrzyknięto prawdziwym salonem krakowskiej bohemy II
połowy XX w. Garycka, o której mówi się, że była mózgiem
kabaretu albo też jego sercem, pomagała Skrzyneckiemu w realizacji pomysłów. Była autorką niepowtarzalnych scenografii.
Nazywano ją kierownikiem literackim, choć oficjalnie taka
funkcja nie istniała. W mieszkaniu przy placu Na Groblach
Pomnik Piotra Skrzyneckiego przed kawiarnią „Vis-à-Vis”
na Rynku Głównym w Krakowie
47
O KULTURZE
znalazł przystań Skrzynecki, który sprowadził się tam na stałe w 1960 r. W latach 80. wyprowadził się stamtąd, ale – jak
mówił – zawsze wracał na Groble, które traktował jak swój
prawdziwy dom.
Kiedy w kwietniu 1997 r. zmarł Piotr Skrzynecki, „Piwnica” zawiesiła działalność kabaretową, ale po licznych dyskusjach artystycznych zdecydowano, aby kontynuować dzieło
Mistrza. I tak się stało. Rok później kabaret wznowił pełną
działalność, chociaż część osób pamiętających „Piwnicę”
sprzed lat zgadza się z opinią Leszka Długosza, że „Pod Baranami też już dzisiaj inny czas”. Dla niektórych przedstawicieli starszego pokolenia wraz ze śmiercią Skrzyneckiego czar
„Piwnicy” prysł, ale jak mawiał twórca kabaretu: „Ta Piwnica
nie skończy się nigdy”. Rokrocznie w dniu urodzin Mistrza
– 12 września – odbywa się wielki „Koncert dla Piotra S.”
grany już tradycyjnie poza siedzibą Kabaretu. W tym roku
zainaugurowano nim 52. sezon artystyczny. „Piwnica pod
Baranami” trwa nadal.
Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”.
Słowniczek – Vocabulary:
przełom – turning point
odwilż – (political) thaw
stawiać pierwsze kroki – to take (one’s) first steps
baran – ram (male sheep)
duch twórczy – creative spirit
peleryna – cloak
kapelusz – hat
dzwonek – bell
wylęgarnia talentów – hothouse of talent
piosenka literacka – poetic song belonging to the broad
music genre of “sung poetry” typical in Poland
wyrafinowany humor – sophisticated humour
piwnica – cellar
świeca – candle
drwić – to mock
rozruchy – riots
wentyl bezpieczeństwa – safety valve
juhas – Carpathian shepherd
odtwarzać akty historyczne – to recreate historical events
włóczęga – wanderer
nonszalancki – nonchalant
klimat kabaretu – atmosphere of the cabaret
znaleźć przystań – to find a haven
Barbara Janowska
Cicho – najciszej …
Stare polskie cmentarze. Część 3.
Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmentarz Łyczakowski we Lwowie
Cmentarze są obrazem dziejów narodowych. Tę oczywistą
prawdę najlepiej potwierdzają groby wybitnych Polaków na
obczyźnie, na przykład grób Fryderyka Chopina na paryskim
cmentarzu Pere Lachaise, grób Cypriana Kamila Norwida,
Adama Czartoryskiego, Delfiny Potockiej w Montmorency
(tu spoczywał też Adam Mickiewicz zanim pochowano go na
Wawelu). Są jednak takie cmentarze, o których można powiedzieć, że są w całości polskie, choć dziś leżą poza granicami kraju. To właśnie Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmentarz Łyczakowski we Lwowie.
Wilno to jedna z historycznych stolic Rzeczypospolitej.
Miasto królów polskich, a jednocześnie książąt litewskich.
48
Miasto Wujka, Sarbiewskiego i Skargi. Miasto Mickiewicza,
Słowackiego, Gałczyńskiego, Miłosza i Konwickiego. Miasto
uczonych ze wspaniałego uniwersytetu, noszącego w okresie
międzywojennym imię króla Stefana Batorego. Miasto Moniuszki i premiery Halki. Miasto Piłsudskiego. Miasto Matki
Boskiej Ostrobramskiej i św. Faustyny Kowalskiej. Wilno to
w jakimś sensie „polskie miasto”, stolica kresowego województwa (należało do Polski przez 17 lat w ciągu ostatnich
dwóch wieków w latach 1922-1939).
Lwów zawsze był wierny – najpierw Koronie, potem II
Rzeczypospolitej. Założył go nad Pełtwią wśród lasów i bagien
około 1250 r. ruski książę Lew. Miasto zniszczone w toku
długich walk, gdy do Rusi zgłaszali pretensje Polacy i Litwini,
Węgrzy i Tatarzy, zdobył Kazimierz Wielki. Lubił to miasto
Władysław Jagiełło, który w specjalnym przywileju zastrzegł,
że nigdy go nikomu nie odda. Niezwykłą rolę odegrał Lwów
w czasie szwedzkiego potopu, tu bowiem w 1656 r. we lwowskiej katedrze złożył słynne śluby Jan Kazimierz. Tu także pod
Fot. Piotr Rabiej
O KULTURZE
Il. 1. Cmentarz wileński na Rossie
II Rzeczpospolita
Polska współczesna – podział administracyjny
murami Lwowa odniósł pamiętne zwycięstwo nad znacznie
liczniejszymi siłami tatarskimi król Jan III Sobieski. Znaczącym wydarzeniem w dziejach wolnej Polski była bitwa pod
Zadworzem 17 sierpnia 1920 r., kiedy kilkuset bardzo młodych ochotników obroniło Lwów przed natarciem znacznie
silniejszej konnicy Budionnego. Zadworze odtąd zwie się polskimi Termopilami, a jego obrońców nazywamy kresowymi
rycerzami. Za bohaterstwo Józef Piłsudski 22 listopada
1920 r. odznaczył Lwów orderem Virtuti Militari.
Inną miarą uznania lwowskiego heroizmu – łącząc kresy
z ojczyzną – był symboliczny gest złożenia zwłok nieznanego
obrońcy Lwowa do wzniesionego w 1925 r. w Warszawie
Grobu Nieznanego Żołnierza. Lwów ma swoje zasługi jako
centrum polskiej kultury kresowej, gdzie działa założony
w 1817 r. teatr, gdzie mają swoją siedzibę Zakład Narodowy
im. Ossolińskich oraz zbiory sztuki malarskiej w tzw. Lwowskiej Galerii Obrazów. Uniwersytet im. Jana Kazimierza i Politechnika Lwowska tworzyły jeden z najsilniejszych ośrodków
naukowych w kraju i za granicą.
Przypomniane fakty i zjawiska wyjaśniają, na czym polegała polskość Wilna i Lwowa – polskich stolic kresowych.
Tłumaczą także naszą polską nostalgię za znajdującymi się
w nich cmentarzami.
Wszystkie cmentarze wileńskie położone są na wzgórzach
okalających miasto i tworzą malowniczy krajobraz, jednak
Rossa jest najbardziej znanym, a zarazem największym historycznym cmentarzem wileńskim (il. 1). Usytuowana jest na
kilku wzgórzach za starymi murami miejskimi, niespełna kilometr od Ostrej Bramy. Wąskie i kręte ścieżki, biegnące między grobami, wskazują odwiedzającym drogę do płyt o starych, omszałych inskrypcjach, do pomników dzieł sztuki
rzeźbiarskiej. Wyrastający tu w naturalnych warunkach topograficznych przepiękny starodrzew w połączeniu z architekturą kaplic, bram i nagrobków czyni z tego cmentarza prawdziwe arcydzieło (il. 2).
Cmentarz na Rossie został założony w 1769 r. Przyczynił
się do tego burmistrz – Bazyli Miller. Skąd się wzięła nazwa
„Rossa” i jakie jest jej pochodzenie, dokładnie nie wiadomo.
Przed murami właściwego cmentarza, tuż przy bramie wejściowej, znajduje się skromny cmentarz wojskowy (il. 3) o powierzchni zaledwie 0,2 ha (cały cmentarz zajmuje powierzchnię ponad 10 ha). Spoczywają tu żołnierze, oficerowie
ochotnicy, którzy zginęli w latach 1919-1920 w walkach o Wil-
49
Il. 2. Cmentarz na Rossie
Fot. Piotr Rabiej
no, a także ofiary września 1939 r. Są tu też groby żołnierzy
AK poległych w operacji Ostra Brama w 1944 r. Centralne
miejsce tego żołnierskiego cmentarza zajmuje płyta z czarnego granitu, na której wyryty jest krzyż i napis: „Matka i Serce Syna” (il.4). 12 maja 1936 r. w srebrnej urnie złożono tu
serce marszałka Józefa Piłsudskiego. Tuż obok pochowano
matkę marszałka, Marię z Billewiczów, zmarłą prawie pięćdziesiąt lat wcześniej, spoczywającą dotąd w Sugintach na
Litwie Kowieńskiej.
Na ogromnej płycie nagrobnej widnieją słowa ukochanego poety marszałka – Juliusza Słowackiego – z poematów:
Wacław i Beniowski:
… Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych
śladem iść tą samą drogą
i poniżej: … Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie.
Tak żyłem.
Il. 3. Cmentarz wojskowy
50
Stroma ścieżka biegnąca od bramy wiedzie na „Górę Literacką” Rossy, gdzie spoczywają pisarze, poeci, profesorowie
i artyści. Ludwik Kondratowicz (Władysław Syrokomla),
słynny poeta, „lirnik wioskowy” ma piękną płytę z różowego
granitu. Napis na niej brzmi: „Skonał grając na lirze”. Poniżej
zaś wyryto jeszcze czterowiersz:
Cześć twej pamięci lirniku wioskowy!
Twym piosenkom wieczna niech będzie cześć!
Ty w naszych sercach pomnik wiekowy
Trwalszy nad granit umiałeś wznieść.
Warto dłużej zatrzymać się przy grobie Joachima Lelewela, wybitnego uczonego, historyka i działacza politycznego.
Na okazałym cokole grobowca popiersie z brązu, poniżej zaś
napis: „Lelewel” i trzy daty: 1786 – rok urodzenia, 1861 – rok
śmierci w Paryżu oraz 1929 – rok sprowadzenia szczątków do
Wilna. Nastąpiło to w 350. rocznicę założenia Uniwersytetu
Wileńskiego, którego Joachim Lelewel był uczniem, a następFot. Piotr Rabiej
Fot. Piotr Rabiej
O KULTURZE
Il. 4. Grób matki Józefa Piłsudskiego
nie profesorem historii. Nieopodal zaś znajduje się mogiła
autora popiersia Lelewela, Bolesława Bałzukiewicza – rzeźbiarza, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego. Odnajdziemy
tam również nagrobki Euzebiusza Słowackiego, ojca Juliusza
Słowackiego, oraz sybiraka-filomaty Onufrego Pietraszkiewicza, przyjaciela Adama Mickiewicza.
W czasie rozkwitu Uniwersytetu Wileńskiego, kiedy miasto nazywano „polskimi Atenami”, drogą od Ostrej Bramy
do cmentarza podążały kondukty pogrzebowe, żegnając profesorów, literatów i artystów. A kiedy wilnianom przyszło
umierać na zesłaniu, rodziny sprowadzały ich prochy na Rossę
i umieszczały na nagrobkach patriotyczne epitafia. W 1967 r.
cmentarz został uznany za zabytek kultury. Od kilku lat prace konserwatorskie prowadzą tu polscy specjaliści.
Najwspanialsze polskie cmentarze w ciągu XIX w. stały
się polem twórczej działalności artystycznej wielu rzeźbiarzy.
Il. 5. Cmentarz lwowski na Łyczakowie
Kamienne anioły i figury kobiet obejmujące sarkofagi to
postacie alegoryczne, wyrażające ból, żal i smutek, ale również
ukojenie i pociechę. Autorami są znani rzeźbiarze i architekci – Wiwer, Filippi, Terier i Markowski. Dwie muzy, Klio
i Melpomena, przysiadły pod popiersiem Karola Szajnochy,
znanego historyka i autora dramatów.
Na Cmentarzu Łyczakowskim są również miejsca, gdzie
spoczywają żołnierze (il. 6). Na cmentarzyku Żelaznej Kompanii pochowano 47 powstańców listopadowych 1830 r. Na
górce powstańców z 1863 r. znajduje się 230 mogił. Tu oraz
przy pomniku Artura Grottgera odbywają się wspólne modlitwy, stąd słychać patriotyczne śpiewy. Częścią Łyczakowa jest
także Cmentarz Orląt, bohaterskich lwowskich dzieci, poległych w obronie miasta w latach 1918-1920.
Cmentarz Łyczakowski nazywany jest Grobem Ojczyzny.
Wśród grobów spoczywających tu zasłużonych Polaków znaj-
Il. 6. Groby żołnierskie na Łyczakowie
dziemy grób Marii Konopnickiej (il.7), której pogrzeb
w 1910 r. był największą uroczystością żałobną we Lwowie.
Jest tu także grobowiec innej znanej pisarki – Gabrieli Zapolskiej (il. 8), na którym wyryto 56 tytułów jej powieści i sztuk
teatralnych. Pamiętajmy też o grobie w centralnym punkcie
Alei Zasłużonych, w którym spoczywają prochy bohatera
Mickiewiczowskiej Reduty Ordona, a także o nagrobku Władysława Bełzy (il. 9), autora Katechizmu polskiego (Kto ty jesteś
– Polak mały).
Od 1989 r. działa polsko-ukraińska komisja ds. rewaloryzacji cmentarza, będącego – podobnie jak w czasach austriackich i polskich – panteonem zasłużonych. Jej historia to
Fot. Piotr Rabiej
Fot. Piotr Rabiej
W tym czasie cmentarze nabierają ogrodowo-parkowego stylu. Troska zaś o piękno grobu ujawnia się w tym, by miał on
indywidualny i niepowtarzalny charakter. Takim wymaganiom mogły sprostać tylko najsilniejsze ośrodki artystyczne,
takie jak Warszawa, Kraków, Wilno i Lwów.
Cmentarz na Łyczakowie jest kolejnym zabytkiem polskiej kultury. Od momentu założenia w 1787 r. miał charakter reprezentacyjny, bowiem bogaty, kupiecki Lwów wystawiał wybitnym osobom wspaniałe, często artystyczne
nagrobki w stylu klasycystycznym i secesyjnym.
Podobnie jak wileńska Rossa, Cmentarz Łyczakowski we
Lwowie skomponowany w przestrzeni romantycznego parku
(il.5) jest zarazem wizją rajskiej, pięknej, lirycznej śmierci.
Śmierć, którą na pomniku uosabia artystyczna postać anioła,
jest miłym snem. Nagrobna rzeźba wyraża już nie tylko żałobę, ale także trwanie człowieka poza śmiercią. Tak ukazany
został przez rzeźbiarza Markowskiego Seweryn Goszczyński,
w pełni sił i życia.
Fot. Piotr Rabiej
O KULTURZE
Il. 7. Grób Marii Konopnickiej, poetki, nowelistki okresu realizmu
51
Fot. Piotr Rabiej
O KULTURZE
niem kwiatów, zapaleniem znicza, a nawet sprzątnięciem liści.
Jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu Historia:
Wy te same drżące u nieba,
wy te same róże sadzić jak głos
na grobach przyjdziecie i dłonią
odgarniecie wspomnienia i liście …
Gesty pamięci i miłości sięgające poza grób są znakiem
legitymizującym prawo narodu do tego drogiego fragmentu
ziemi, mimo że nowo ustanowione granice pozbawiły go ciągłości terytorialnej.
Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum
„Polonicum”.
Il. 8. Grób Gabrieli Zapolskiej – dramatopisarki, powieściopisarki
i publicystki, przedstawicielki polskiego naturalizmu
Fot. Piotr Rabiej
już prawie oddzielny rozdział w stosunkach polsko-ukraińskich XXI w.
Każda wizyta na cmentarzu, każda bytność u grobu bliskiej osoby stają się znakiem potwierdzającym potrzebę pamięci o tych, którzy odeszli, lecz trwają nadal w myślach
i uczuciach. Bo cmentarz jest przestrzenią pamięci, osobliwą
wspólnotą żywych i umarłych. Łączą ją różnorakie więzy: narodowe, wyznaniowe, rodzinne. Różnie są one wyrażane:
modlitwą, patriotyczną manifestacją, chwilą refleksji, złoże-
Il. 9. Grób Władysława Bełzy, poety neoromantycznego, piewcy
polskości, animatora życia kulturalnego, oświatowego, prasowego
52
Słowniczek – Vocabulary:
mogiła – tomb
kresy – borderlands (used to describe eastern territories now
outside of Poland but previously under Polish rule)
województwo – voivodship (administrative province)
Potop – The Flood (Swedish invasion of Poland in the 17th
century)
konnica – cavalry
rycerz – knight
bohaterstwo – heroism
grób – grave
zwłoki – dead body, corpse
omszały – moss-covered
starodrzew – old trees
arcydzieło – masterpiece
kondukt pogrzebowy – funeral cortege
zesłanie – penal transportation
sprostać wymaganiom – to meet requirements
śmierć – death
nagrobna rzeźba – tomb sculpture
żałoba – mourning
ukojenie – solace
prochy – ashes
panteon zasłużonych – pantheon of the nation’s illustrious
dead
znicz – grave candle
PODRÓŻE POLONICUM
Jolanta Aulak
Pojezierze Suwalsko-Augustowskie
Fot. www.suwalszczyzna.com.pl
Jeszcze do niedawna region ten kojarzono przede wszystkim z zimową mapą pogody i znajdującym się właśnie tutaj
polskim biegunem zimna. Jednak łagodne ostatnio zimy powodują, że coraz rzadziej spoglądamy w kierunku Suwałk czy
Augustowa z powodów meteorologicznych, za to coraz bar-
Il. 1. Kanał Augustowski – atrakcja turystyczna regionu.
Unikatowe w skali europejskiej dzielo budownictwa wodnego
z I połowy XX wieku
skiej przeznaczone na rozwój regionu). Tutejsze przedsiębiorstwa turystyczne oferują różne trasy spływów kajakowych,
wycieczki białą żeglugą, we wszystkich miejscowościach położonych nad jeziorami działają wypożyczalnie sprzętu wodnego umożliwiające uprawianie żeglarstwa, kajakarstwa, jazdę
na nartach wodnych, zakładane są stadniny koni, budowane
ścieżki rowerowe, wytyczane szlaki dla pieszych wędrówek.
Najbardziej znaną miejscowością wypoczynkową regionu
jest Augustów, położony nad rzeką Nettą, na południowo-zachodnim krańcu Puszczy Augustowskiej, nad brzegami jezior Necko, Białe i Sajno. Początki miasta sięgają I połowy
XVI w. Bardziej romantyczna wersja łączy powstanie Augustowa z młodością króla Zygmunta Augusta, który często oddawał się myśliwskim pasjom w tutejszych kniejach. Podczas
jednej z wypraw spotkał przyszłą żonę Barbarę Radziwiłłównę
i dla upamiętnienia tego wydarzenia miejsce, gdzie się ono
odbyło, nazwał własnym imieniem. Inny królewski wątek historii oddaje inicjatywę królowej Bonie, która w 1546 r. postanowiła założyć miasto i na cześć syna nazwać je Zygmuntowem. Jednak wbrew jej życzeniu przyjęła się nazwa
pochodząca od drugiego imienia królewicza, który wkrótce
(1548 r.) odziedziczył po ojcu Zygmuncie Starym tron kró-
dziej doceniamy walory turystyczne tych okolic. Typowy krajobraz polodowcowy pełen jezior o czystych wodach i pięknych plażach, wzgórza morenowe nadające się nawet do
uprawiania narciarstwa zjazdowego, wspaniała Puszcza Augustowska – największy zwarty obszar leśny w Polsce, gdzie prawie 17% drzewostanu stanowią ponad stuletnie okazy – są
dużą atrakcją dla przyjezdnych spragnionych kontaktu z przyrodą. Stosunkowo niewielka liczba miast i osiedli sprawia, że
na znacznej powierzchni przyroda zachowała swój pierwotny,
naturalny charakter, dzięki czemu możemy podziwiać unikalne gatunki fauny i flory. Dla ochrony ekosystemów leśnych,
wodnych, torfowiskowych utworzono Wigierski Park Narodowy, Suwalski Park Krajobrazowy oraz liczne rezerwaty.
Jednak walory krajobrazu nie są jedynym warunkiem dobrego wypoczynku. Świadomi tego mieszkańcy Pojezierza
w szybkim tempie rozbudowują turystyczną infrastrukturę,
starając się sprostać różnorodnym oczekiwaniom przyjezdnych (niebagatelne znaczenie mają fundusze z Unii Europej-
53
Fot. Jolanta Anulak
PODRÓŻE POLONICUM
Il. 2. Widok na jezioro Wigry z wieży klasztoru kamedułów
Fot. www.suwalszczyzna.com.pl
lewski. Zwolennicy bardziej prozaicznej teorii mówią o karczmie wystawionej w 1526 r. przez Jana Radziwiłła, wokół niej
szybko zaczęło się rozwijać osiedle obsługujące podróżnych,
którzy przemierzali krzyżujące się tutaj szlaki handlowe. Warto wspomnieć, że już raz na początku naszej ery słynny Szlak
Bursztynowy łączący Imperium Rzymskie z północno-wschodnią częścią Europy stał się bodźcem ożywienia gospodarczego tych terenów zamieszkiwanych wówczas przez Prusów i Jaćwingów. (Plemiona te zostały później wyniszczone
lub zgermanizowane przez Krzyżaków. Ślady po Jaćwingach
pozostały w nazwach jezior i rzek, a pozostałości kultury materialnej archeolodzy odnaleźli we fragmentach grodzisk
i cmentarzy kurhanowych w pobliżu wsi Posejnele, Osinki,
Szwajcaria koło Suwałk. Znaleziska z wykopalisk znajdują się
w Muzeum Okręgowym w Suwałkach i w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie.) Potrzeby handlu
Il. 3. Klasztor kamedułów
54
i transportu przez wieki decydowały też o rozwoju Augustowa. Zwłaszcza w XIX w. po wybudowaniu kolei warszawsko-petersburskiej i kanału łączącego dorzecze Wisły z Niemnem
wzrosła ranga miasta. Niestety niewiele zabytków zachowało
się z tamtego okresu. Najstarszym obiektem jest kamienica
przy rynku (z 1800 r.), w której na krótko zatrzymał się Napoleon, oraz żydowska bożnica wkomponowana obecnie
w bryłę budynku Urzędu Skarbowego (w XIX w. Żydzi stanowili prawie 50% mieszkańców miasta, trudnili się przede
wszystkim handlem z Rosją i Prusami). Najważniejszym
obiektem, a zarazem główną atrakcją turystyczną regionu pozostaje Kanał Augustowski, od 1968 r. wpisany na listę zabytków jako unikalne dzieło sztuki inżynierskiej i budownictwa wodnego. Kiedy w wyniku rozbiorów dostęp do
Bałtyku przejęły Prusy, a na granicach wprowadzono wysokie
cła dławiąc polski handel zagraniczny, władze Królestwa Polskiego postanowiły docierać do morza nową drogą wodną
i wybudowały kanał łączący dorzecze Wisły przez Narew, Biebrzę i Nettę z dorzeczem Niemna. Pomysłodawcą był minister
skarbu Królestwa Polskiego – książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, a wykonawcą projektu generał Ignacy Prądzyński. Budowę rozpoczęto w 1825 r. i ukończono w 1839 r.
Długość kanału od Biebrzy do Niemna wynosi niemal 102
kilometry, z czego 80 kilometrów znajduje się dziś w Polsce.
Na kanale wybudowano 18 murowanych śluz (14 – w Polsce)
i 23 upusty. Podnoszą one o 15 m poziom wody od Biebrzy
do Augustowa, a od Augustowa do Niemna obniżają go
o 41 m. Nie ma chyba turysty odwiedzającego ten region,
który nie popłynąłby choć jedną z wielu tras Kanału Augustowskiego.
Zalety letniskowo-rekreacyjne Augustowa zaczęto dostrzegać od połowy lat 20. ubiegłego wieku. Miasto zyskało nawet
miano „letniego salonu stolicy”. Także dzisiaj Augustów
o każdej porze roku ma dla turystów ciekawą ofertę. Zimą od
kilku lat odbywają się wyścigi psich zaprzęgów, na jeziorach
ścigają się bojery, a wędkarze biorą udział w zawodach łowienia ryb pod lodem. Latem można korzystać ze wszystkich
dobrodziejstw, jakie daje pobyt nad wodą i w sercu puszczy.
Ciekawostką jest działający na jeziorze Necko wyciąg dla narciarzy wodnych – jedyny w Polsce!
Turyści chętnie przebywają też na terenie Wigierskiego
Parku Narodowego, gdzie znajduje się jedno z najgłębszych
w Polsce jezior (73 m), przez wielu uważane za najpiękniejsze
– jezioro Wigry (najgłębszym jeziorem jest położone nieco
dalej na północ na wysokości 227 m n.p.m. jezioro Hańcza
– maksymalna głębokość 108,5 m, średnia – 38,7 m). O urodzie Wigier przesądza nieregularna linia brzegowa, którą tworzą w większości zalesione pagórki, liczne zatoki i półwyspy
Il. 4. Dziedziniec klasztoru kamedułów i eremy
oraz 18 różnej wielkości wysp rozsianych po tafli jeziora. Niektóre związane z jeziorem nazwy, jak Stary Folwark (przy ujściu Czarnej Hańczy do Wigier) czy Zatoka Krzyżacka znane
są przede wszystkim przyrodnikom ze względu na występujące tu żeremia bobrów i unikalną szatę roślinną, ale mogą też
skłonić do zainteresowania się historią tych terenów. Istotnie,
przez wieki okoliczne lasy były ulubionym miejscem polowań
książąt litewskich i królów polskich.
Już w XV w. w pobliżu dzisiejszej wsi Wigry znajdował
się drewniany dworek myśliwski służący zmęczonym pogonią
za zwierzyną dostojnikom jako miejsce odpoczynku i biesiad.
Na początku XVII w. obiekt został rozbudowany i zmodernizowany dla króla Władysława IV Wazy. Na losy ziem nad
Wigrami istotnie wpłynął król Jan Kazimierz, który aktem
z 6. I . 1667 r. podarował jezioro wraz z przyległymi terenami
zakonowi kamedułów. Zakonnicy wybudowali klasztor i kościół w stylu uproszczonego baroku, co miało harmonizować
z surową regułą kamedułów, ale przede wszystkim zaczęli prowadzić akcję osadniczą, poszerzać swoje terytorium i rozwijać
je gospodarczo (założyli m.in. cegielnie, huty szkła, tartaki,
młyny, papiernie). W 1800 r. całe dobra klasztorne skonfiskowały władze Prus, zakonników zaś przesiedlono do Warszawy, gdzie od 1639 r. kameduli mieli już swoją siedzibę
w miejscu, które od ich białych habitów zaczęto nazywać Bielanami. W połowie XX w. zrujnowany zespół architektoniczny wigierskich kamedułów został zrekonstruowany i odbudowany (ze starej zabudowy zachował się tylko refektarz i jeden
z eremów), dziś oprócz funkcji sakralnych częściowo jest też
wykorzystywany dla celów wypoczynkowych.
Zakonowi kamedułów zawdzięcza również swoje powstanie największe miasto regionu – Suwałki. Pod koniec XVII w.
Suwałki były jeszcze niewielką osadą, która już w 1715 r. zdobyła prawa miejskie. Podanie wywodzi nazwę miasta od
litewskiego słowa suwałka, co oznacza zbieraninę, jako że
mieszkańcy tworzyli bogatą mozaikę narodowościową, co
zresztą do dziś jest charakterystyczne dla całego regionu. Miasto, podobnie jak Augustów położone na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, szybko się rozwijało i bogaciło,
pomimo zmiennej sytuacji politycznej. W wyniku rozbiorów
cała Suwalszczyzna znalazła się pod panowaniem Prus, w latach 1807-1815 tereny te wchodziły w skład Księstwa Warszawskiego, a po Kongresie Wiedeńskim – Królestwa Polskiego. W XIX w. Suwałki należały do największych polskich
miast. Ich prestiż podniósł się zwłaszcza po decyzji władz carskich w latach 70. o utworzeniu tutaj dużego garnizonu, co
wymagało wybudowania odpowiedniego kompleksu koszarowego i rozbudowy połączeń kolejowych. Niestety, kolejny
wiek przyniósł upadek miasta, zwłaszcza tragicznie zapisały
się lata II wojny światowej – najpierw czasy okupacji rosyjskiej, a potem niemieckiej. Po wojnie Suwałki również należały do miast pozbawionych perspektyw rozwojowych, jak
zresztą większość regionu, uważanego za symbol zacofania
społecznego i gospodarczego. Sytuacja zaczęła się radykalnie
zmieniać od lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zaczęły powstawać
nowe przejścia graniczne i region powrócił do tradycji przecinających się tutaj tras handlowych. Powołano Specjalną Suwalską Strefę Ekonomiczną, która dzięki ulgom inwestycyjnym stwarza dogodne warunki do rozwoju prywatnej
przedsiębiorczości oraz Euroregion Niemen – ponadpaństwową strukturę, której zadaniem jest sąsiedzka współpraca gospodarcza. Inicjatywy te korzystnie wpłynęły na wszechstronne ożywienie obszaru, również w dziedzinie turystyki.
Słynną przeszłością może się też poszczycić Dowspuda,
dziś znana tylko jako miejscowość wypoczynkowa. Już na
początku XV w. wybudowano tu drewniany dwór obronny,
ale okres prawdziwej świetności nadszedł z początkiem
XIX w., kiedy majątek znalazł się w posiadaniu generała Mikołaja Ludwika Paca – podróżnika, anglomana, który przeFot. Ze zbiorów „Polonicum”
Fot. www.suwalszczyzna.com.pl
PODRÓŻE POLONICUM
Il. 4. Portyk pałacu Paca w Dowspudzie
55
PODRÓŻE POLONICUM
niósł do Dowspudy metody gospodarowania zaobserwowane
w Anglii. Najpierw powstało prężne przedsiębiorstwo rolniczo-przemysłowe zajmujące się hodowlą owiec, produkcją
maszyn i narzędzi rolniczych, potem uruchomiono nowoczesną gorzelnię i zakłady przetwórstwa produktów rolnych. W latach 1820-1823 Pac wybudował wspaniały kompleks pałacowy w stylu neogotyku angielskiego, jedyny tego rodzaju
obiekt w Polsce. Pałac przeszedł do przysłowia – „Wart Pac
pałaca, a pałac Paca”, choć niektórzy twierdzą, że chodzi tu
o innego Paca i inny pałac (w Jeźnie koło Kowna). Ze wspaniałej rezydencji do dziś przetrwał tylko wejściowy portyk,
mury fundamentów, narożna wieża i rozbudowane, dwukondygnacyjne piwnice. Piwnice zostały częściowo udostępnione,
odbywają się w nich różne imprezy kulturalne, a turyści mogą też w przypałacowym parku podziwiać rzadkie i cenne
gatunki drzew.
Gdzie jeszcze zaglądają turyści wędrujący szlakami Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego? Na pewno warto obejrzeć
koło wsi Stańczyki potężne budowle zwane „wiaduktami północy” liczące 200 m długości i 36 m wysokości. Są to mosty
łączące brzegi pradoliny rzeki Błędzianki, po których od
1927 r. biegła linia kolejowa. Pociągi kursowały tędy do
1945 r., kiedy Rosjanie wywieźli tory, pozostawiając w całości
potężne wiadukty. Dziś przyjeżdżają tu amatorzy skoków na
bungee, jest to też wspaniałe miejsce widokowe.
Region pojezierza to tereny pogranicza, które można też
przemierzać szlakami różnych kultur i wyznań. Po zamieszkałej licznie na tych terenach ludności żydowskiej do dziś
pozostało niewiele pamiątek, II wojna światowa skutecznie
zatarła ślady jej bytności tutaj. Ciekawą grupę etniczną stanowią staroobrzędowcy, którzy przybyli na Suwalszczyznę
ok.1680 r., szukając schronienia przed prześladowaniami, jakich doznawali w Rosji po odrzuceniu reformy patriarchy
Nikona. Jeszcze w I połowie XX w. ich wyznanie oficjalnie
usankcjonował rząd polski jako Wschodni Kościół Staroobrzędowy w Polsce. Staroobrzędowcy mieszkają w różnych
miejscowościach regionu, ale w wyniku procesów asymilacyjnych ich ilość ciągle maleje (obecnie poniżej 1000 osób). Do
wypełniania obrządków religijnych służą im trzy czynne cerkwie – w Suwałkach, Gabowych Grędach i Wodziłkach
o skromnym wyposażeniu – kilka ikon, starych ksiąg i krzyży.
Staroobrzędowcy przywieźli też zwyczaj kąpieli w baniach –
małych drewnianych łaźniach, z których jedna, niezależnie
od pory roku, czynna jest do dziś w Wodziłkach.
Miejscowości takie, jak Sejny, Puńsk czy okoliczne wsie
zamieszkuje oprócz Polaków ludność pochodzenia litewskiego. Litwini są bardzo przywiązani do własnej kultury i tradycji, posiadają własne szkoły, wydawnictwa, zespoły pieśni
56
i tańca i chętnie prezentują swój dorobek kulturalny. Licznych turystów przyciągają daniami regionalnej kuchni podawanymi w restauracjach i gospodarstwach agroturystycznych.
Można powiedzieć, że mozaika narodowościowa dalej się różnicuje. Kiedy miniemy wieś Bachanowo, gdzie zaczyna się
ścieżka dydaktyczna Doliny Czarnej Hańczy, warto odwiedzić
gospodarstwo, na którym widnieje napis zachęcający do kupna serów. O dziwo, są to sery wytwarzane według oryginalnych receptur szwajcarskich. Ich produkcją zajmują się przybyli ze Szwajcarii w latach 90. XX w. państwo Notterowie,
którzy, jak się wydaje, zapuścili już korzenie na Suwalszczyźnie, bo rodzina powiększyła się tu o kilkoro dzieci, doskonale
władających językiem polskim. Kto wie, może niebawem
przybędą na pojezierze następni osadnicy, przecież miejsca jest
dosyć.
Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum
„Polonicum”.
Redakcja składa serdeczne podziękowania Portalowi Turystycznemu suwalszczyzna.com.pl za użyczenie zdjęć.
Słowniczek – Vocabulary:
wzgórze morenowe – morainic hill
torfowisko – peat bog
spływ kajakowy – canoeing trip
wytyczać szlak – to mark out a trail
knieja – forest
karczma – inn
przemierzać – to travel along (a trail)
bodziec – impulse
grodzisko – hillfort
kurhan – burial mound
dorzecze – (river) basin
śluza – lock
upust – sluice
psi zaprzęg – dog-sledge
wyciąg dla narciarzy wodnych – water-ski lift
żeremie bobrów– beaver lodge
biesiada – feast
zakon kamedułów – Camaldolese Order
surowa reguła – strict monastic rule
szlak handlowy – trade route
dwór obronny – fortified manor house
gorzelnia – distillery
portyk – portico
obrządki religijne – religious rites
O POLSCE I POLAKACH
Eulalia Teklińska
Imigracja – problem, konieczność, bogactwo?
Co myślą o imigracji studenci w „Polonicum”
W maju minęły trzy lata od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Z okazji kolejnej rocznicy pojawiły
się w mediach liczne opinie i komentarze dotyczące kondycji
naszego kraju w nowej sytuacji polityczno-gospodarczej oraz
relacji z poszczególnymi państwami członkowskimi.
W jednym z kwietniowych numerów „Newsweeka” ukazał się, w cyklu Historia Europy, wywiad z prof. Gerardem
Delanty, socjologiem z uniwersytetu w Liverpoolu, pod tytułem Ten obcy, który dotyczył problemu europejskiej tożsamości. Delanty przypomniał, że w naturze ludzkiej leży odnajdywanie siebie w konfrontacji z innymi i że podobnie jest
z tożsamością europejską, która „najczęściej była kształtowana
przez innych, przez nie-Europejczyków”. Z kwestią tożsamości europejskiej wiąże się z kolei zagadnienie odrębności narodowych, a także zjawiska emigracji i imigracji. O tym, jak
ważne są to sprawy w polityce, można się było przekonać na
przykładzie ostatniej kampanii wyborczej we Francji.
Prawicowy kandydat na prezydenta, Nicolas Sarkozy, mówił prawie wyłącznie o imigrantach, ale również dla kandydatki lewicy ważna była kwestia tożsamości narodowej, szacunku dla hymnu i flagi francuskiej oraz znajomości języka
francuskiego. Trudno się dziwić ich wystąpieniom, kiedy ma
się w pamięci wydarzenia ostatnich dwóch lat, a szczególnie
zamieszki imigrantów na przedmieściach Paryża i innych
miast. Przecież wszystko zależy od tego, jak postrzega się imigrację – czy jako problem, czy jako konieczność.
Nad tym właśnie zastanawialiśmy się na lektoracie języka
polskiego ze studentami z kilkunastu krajów Europy i świata.
Punktem wyjścia do dyskusji był wywiad z Gerardem Delanty. Na początku rozmowy Asmara z Francji stwierdziła, iż
imigrantów można widzieć jako problem, konieczność, a także jako bogactwo. Nie wszyscy jednak uczestnicy zajęć skłonni byli pozytywnie oceniać imigrantów. Zauważyła to Annegret z Niemiec: Podczas dyskusji na lektoracie dostrzegłam
bardzo silne emocje dotyczące tematu imigracji. Byłam zaskoczona, ponieważ wśród młodych ludzi, szczególnie studentów Erasmusa, nie oczekiwałam takiego sprzeciwu. To ciekawe, że najsilniejsze emocje wywołał ten temat u osób, które
pochodziły z krajów spoza Unii Europejskiej. W „Polonicum”
bowiem uczą się cudzoziemcy nie tylko z programu Erasmus,
o czym Annegret nie pomyślała. Ona sama ocenia imigrację
w swoim kraju jako konieczność: w Niemczech niedługo będzie
brakować mieszkańców i między innymi specjalistów różnych
zawodów. Przeżywamy niż demograficzny, co znaczy, że bez imigracji nie będzie można zagwarantować ani postępu, ani bogactwa w naszym kraju.
W podobnej sytuacji co Niemcy była Hiszpania, o czym
świadczy wypowiedź Angeli: Mieliśmy największy niż demograficzny w całej Europie, ale dzięki imigracji sytuacja uregulowała się trochę. To wygląda jak cud.
Asmara z Francji zwróciła uwagę, że
„już od lat 60. ubiegłego wieku Europa
jest ważnym celem światowej emigracji.
Z Afryki, z Azji czy z Ameryki Południowej ludzie wyjeżdżają, szukając lepszych
warunków życia w jednym z wielu krajów
europejskich. Często pochodzą z biednych
krajów i akceptują prawie każdą pracę niezależnie od tego, ile
się zarabia. Dzięki temu Europie nie brakuje taniej siły roboczej,
szczególnie w dziedzinach zaniedbanych przed rdzennych mieszkańców. Faktycznie, coraz mniej ludzi chce pracować np. jako
sprzątaczka. Natomiast, jeśli chodzi o korzyści „demograficzne”, to często okazuje się, iż ta nadzieja jest utopią, ponieważ
imigranci, dopiero od drugiego pokolenia, adaptują się do zwyczajów danego kraju.
Julia z Niemiec przypomniała, iż
imigracja nie jest zjawiskiem, które pojawiło się dopiero w naszych czasach:
Ludzie zawsze emigrowali z powodu pracy,
konfliktów lub miłości. Nowe problemy polegają na tym, że dzisiaj zbyt dużo ludzi
szuka azylu czy nowego życia w innych
krajach: całe rodziny są w ruchu. Problemy zaczynają się tam,
gdzie imigracja zdarza się masowo i szybko. Ludzie emigrują
i po osiedleniu się tworzą zamknięte subkultury. „Import” kultury może być niebezpieczny. Gdzie doszło do stworzenia „miast
w miastach” i całe dzielnice straciły pierwotną tożsamość, problemy zostały zaprogramowane.
Annegret pisze o latach powojennych, kiedy RFN zaprosiła dużo gastarbeiterów z Turcji i Włoch na potrzeby budow-
57
O POLSCE I POLAKACH
nictwa. Ich rodziny zostały na stałe i są
częścią prawie każdego miasta Niemiec Zachodnich. Wraz z nimi, oczywiście, pojawiły się problemy integracyjne – jak żyć z ludźmi, którzy mają swoje odrębności, swoją
wiarę, która nie jest chrześcijańska? Co robić, jeżeli nie chcą przejmować naszych
zwyczajów i zamykają się w swoich dzielnicach? A jeszcze gorzej,
jeżeli ich prawo nie pokrywa się z naszym. To są wyzwania, z którymi trzeba się liczyć. Bardzo podoba mi się zdanie poety, którego nazwiska już nie pamiętam. Powiedział o zjawisku imigracji
w latach 50. i 60. ubiegłego wieku: „Chcieliśmy gastarbeiterów,
a kogo dostaliśmy? Ludzi.
Ci ludzie, których do emigracji zmusza polityka państwa,
osiedlają się w innym kraju, z nadzieją, że kłopoty znikną, że
czeka ich lepsze życie – nic bardziej złudnego! Taką ulgę odczuwa się tylko przez moment. Zaraz potem pojawiają się nowe
problemy związane z asymilacją, z językiem, z inną kulturą itp.
Taka migracja jest również bardzo często źle postrzegana przez
rdzennych mieszkańców danego terytorium. Nie podoba im się
widok obcokrajowców we własnym kraju. Problem staje się więc
obustronny – uważa Klaudia ze Szwecji.
Zjawisko imigracji – jako złożony temat – widzi też Lina
z Niemiec. Jej zdaniem problemy związane z imigracją są najczęściej problemami niewłaściwej polityki. Dla niej imigranci
oznaczają wzbogacenie. W moim mieście rodzinnym, Hamburgu, mieszka wielu imigrantów z różnych krajów. W klasie miałam wielu uczniów różnych narodowości. Z tego powodu pozbyłam się strachu wobec kogoś innego, obcego i dzięki temu stałam
się osobą otwartą. Miałam też mnóstwo możliwości, żeby poznać
inne kultury, które były tuż przed moim domem.
Agneta ze Szwecji też podkreśla, że można się nauczyć tolerancji, kiedy poznaje się inne kultury i zachowania, rozumie
się innego człowieka (…). Problem pojawia się wtedy, gdy jest
za mało kontaktów z cudzoziemcami. Wtedy brakuje tolerancji
w stosunku do człowieka z innego kraju. Tak rodzi się rasizm.
Lina, podsumowując swoją wypowiedź, twierdzi, że prawdziwa integracja zależy od dobrego współżycia ludzi w jednym
środowisku. W tym celu powinny współpracować wszystkie strony: imigranci, społeczeństwo i politycy. Takie współdziałanie nie
pozwoli na pogłębianie się problemów, na wzrost przemocy, przestępczości, podziałów społecznych. Natomiast może stworzyć warunki do „rozwijania się multikulturowości, co jest bogactwem
dla kraju przyjmującego nowych obywateli – uważa Asmara,
mając jednocześnie świadomość pewnych wad multikulturowości.
Zdaniem Karoliny najlepszym przykładem bogactwa, jakie niesie imigracja, jest Ameryka. Jest nawet takie powiedzenie, że Ameryka jest „melting pot”, to znaczy, że kultury są wy-
58
mieszane i że każda osoba, nieważne, skąd pochodzi, próbuje
jak najlepiej asymilować się do tej mieszanej kultury. Nikt nie
może zrezygnować ze swoich poglądów, dlatego że przyjechał do
innego kraju. To po prostu nie jest sprawiedliwe. Każdy tylko
może zaakceptować tę inną kulturę. Ameryka ma tyle osób różnego pochodzenia bo jest krajem, gdzie „każde marzenie może
się spełnić” i dlaczego my mamy na to nie pozwolić?
Wiadomo, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej nie
są monolitem i mają swoje problemy, konflikty społeczne, bo
gdzie ich nie ma? Niemniej przyznać trzeba, iż miliony ludzi
tutaj właśnie znalazło swoją „ziemię obiecaną”, zrealizowało
swoje marzenia, ponieważ stworzone zostały do tego warunki, wynikające z otwartości wobec innych kultur i akceptacji
różnorodności wokół siebie.
Stanislau z Białorusi ma bardziej
chłodny stosunek do tego problemu:
Mnie nic nie jednoczy z Murzynami, Arabami, Chińczykami i Francuzami. Ani
kulturowo, ani historycznie, ani genetycznie, ani językowo. My jesteśmy różni i obcy. Ale my możemy współpracować, pomagać sobie, czuć tolerancję, możemy prowadzić wzajemnie dni
kultury, studenckie wymiany, ale nie mieszać się! Świat dlatego
jest bogaty, że wszyscy są różni. I trzeba szanować się nawzajem
i zachowywać porządnie w innym kraju, zgodnie z jego kulturalnymi zasadami. Przecież nikt ci twoich zasad i norm nie
odbiera, ale pokazuj je i używaj ich we własnym domu.
Skąd się bierze taki punkt widzenia? Stanislau wyjaśnia:
Mówiąc o Europie, chciałbym zauważyć, że imigranci z państw
Bliskiego Wchodu zachowują się bardzo nieporządnie. Oni się
zachowują jak u siebie: ubierają się, żądają tolerancji, nie tolerując innych, chcą zmieniać zasady kultury np. we Francji i,
głównie, nie chcą integrować się. Europa już czuje to na sobie:
ataki terrorystyczne w Londynie, w Madrycie, zabójstwo dziennikarza w Holandii (za artykuł o muzułmańskich kobietach)
i in. Muzułmanie nigdy nie byli tolerancyjni nawet w cudzym
państwie. Na przykład Jugosławia. Tito wpuścił do Kosowa (historycznej ziemi Serbów) kilka tysięcy Albańczyków (bo w Albanii nie było pracy), a po kilkudziesięciu latach Albańczycy odebrali Kosowo Serbom i chcą niepodległości. Kto im dał takie
prawo? Allah? Nie… i brak kultury. Kto dał prawo Murzynom
do traktowania siebie jako gospodarzy Lyonu, gdzie oni gwałcą
białe kobiety tylko dlatego, że one są …bogate. Ja specjalnie podałem kilka przykładów, żeby określić swój stosunek do innych
narodowości. To nie jest nazizm, faszyzm czy rasizm. To jest racjonalizm. Jednocześnie Stanislau wyodrębnia różne sektory bliskie kulturowo i precyzuje, że imigracja wewnątrz tych sektorów
nie jest szkodliwa, bo różnice kulturowe, religijne nie są zbyt
duże, ale między tymi sektorami to może być niebezpiecznie.
O POLSCE I POLAKACH
Jeszcze gorzej widzi tę sprawę Kwon
z Korei Północnej: Kiedyś przeczytałem
artykuł, w którym było napisane, że następna wojna światowa będzie wojną między kulturami. Być może w tej wojnie będą odgrywali ważną rolę imigranci, bo
gdyby oni nie przekroczyli granicy i mieszkali tylko w swoich krajach, gdzie urodzili się i dorastali, nigdy
nie byłoby konfliktu kulturowego.
Gdyby … Ale ludzie już bardzo dawno temu zaczęli przekraczać granice swojego kraju i „od tego czasu postęp oznaczał
– i dalej oznacza – coraz większe uwikłanie człowieka w złożoną sieć powiązań i zależności, których tajników nie jest on
nawet w stanie przeniknąć” – powiedział Ryszard Kapuściński
w wykładzie wygłoszonym w 2001 r. z okazji otrzymania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, pt.
Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy?
W wywiadzie dla „Wprost” pt. Cywilizowanie Imperium
przypomniał, że już w 1912 r. polski antropolog, Bronisław
Malinowski, zwrócił uwagę na niezwykle istotny fakt – na
wielokulturowość świata: Stwierdził on, że poszczególnych kultur nie można uporządkować hierarchicznie, że nie ma kultur
lepszych i gorszych i że każda z nich w danych warunkach tworzy system w pełni logiczny, funkcjonalny i o zbliżonym stopniu
doskonałości. Dostrzeżenie wielowątkowości rozwoju ludzkości
i równowartości kultur jest jednym z najistotniejszych odkryć
dwudziestego wieku.
Nasz świat istnieje mimo dwóch wojen światowych i licznych lokalnych konfliktów, więc chyba znacząca większość
z sześciu miliardów ludzi żyjących w bardzo wielu kulturach,
religiach, językach, mających tysiące rozbieżnych interesów,
celów i potrzeb, znalazła sposób, aby żyć w pokoju. Aby jednak przepowiednia wojny cywilizacji nigdy się nie spełniła i żeby Asmarę mogło nadal fascynować to, że w Paryżu kobiety
z Afryki ubierają się w bardzo kolorowe ubrania, i że można tu
zjeść prawie wszystkie potrawy świata, powinniśmy więcej uwagi poświęcać imigrantom, pomagać rozwiązywać ich problemy, tworząc struktury, które zagwarantują ich integrację, czyli
klucz do sukcesu w nowym życiu. Tu też potrzebna jest otwartość i dobra wola rodzimych mieszkańców, którzy muszą
oswoić się z tymi „innymi” i zdecydować, jakie miejsce dać
imigrantom w społeczeństwie.
Annegret pisze: Wiem, że granice mają swój sens, ale jednocześnie wątpię, czy powinniśmy je uważać za stałe. W końcu
chodzi o ludzi, a kto ma wpływ na to, gdzie się urodził? /…/
Dlaczego tak myślę? Między innymi dlatego, że czasami się wstydzę, jak my bogaci osądzamy tych, którzy może nawet nie mieli
wyboru. Bo nie jestem pewna czy zawsze będę mieszkać w swojej ojczyźnie.
Taki jest sposób myślenia studentki „Erasmusa” z Niemiec; jej empatia jest budująca. Studenci „Erasmusa” są zazwyczaj otwarci na świat i drugiego człowieka. Od lat obserwuję ich na lektoratach języka polskiego i jestem pełna
uznania dla ich umiejętności nawiązywania kontaktów, argumentowania swoich opinii i szacunku dla drugiej osoby.
Europejski program wyjazdów stypendialnych dla studentów „Erasmus” ustanowiono 20 lat temu. Do tej pory w programie wzięło udział ponad 1,5 mln studentów z Europy.
Według szacunków Komisji Europejskiej do 2012 r. będą aż
3 miliony tych stypendystów. O „Erasmusie” mówi się jak o
fenomenie socjologicznym, który bardzo dużo zrobił dla idei
wspólnej Europy.
Dziesięć lat temu do „Erasmusa” przystąpiła również Polska. Nasi studenci wracają ze stypendium bardziej pewni siebie i otwarci. Czy można więc mieć nadzieję, że ich otwartość
i zrozumienie sytuacji innych pomoże Polsce w rozwiązywaniu problemów ludzi, którzy w naszym kraju poszukują lepszej przyszłości dla siebie i swoich dzieci? Polska bowiem też
już ma swoich imigrantów (np. Wietnamczyków, Ukraińców). Dobrze by było, aby wzbogacali nasz kraj, naszą kulturę. I tu może być pole do działania dla naszych „Erasmusowców”, którzy podobno zmieniają świat.
Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum
„Polonicum”.
Słowniczek – Vocabulary:
tożsamość – identity
odrębności narodowe – national distinctions
szacunek – respect
postrzegać – to perceive
konieczność – necessity
być zaskoczonym – to be surprised
sprzeciw – disagreement
tania siła robocza – low-paid workforce
rdzenny mieszkaniec – native inhabitant
zjawisko – phenomenon
wyzwanie – challenge
złudny – illusory
pozbyć się strachu – to get rid of fear
rozwijać – to develop
jednoczyć – to unite
przekroczyć granice – to cross borders
uwikłanie – involvement
odkrycie – discovery
oswoić się – to get used to
pełen uznania – full of admiration
59
KĄCIK JĘZYKOWY
Piotr Garncarek
Być w Polsce i nie zjeść bigosu – czy to możliwe? To tak,
jakby będąc w Czechach nie napić się piwa, nie zjeść sera
w Szwajcarii, nie spróbować smaku wielu innych potraw,
przypisanych do miejsc, narodów i kulinarnych tradycji. W naszym kraju cudzoziemiec wcześniej czy później zostanie nakarmiony właśnie bigosem. Trudno dzisiaj nad Wisłą o bardziej swojski specjał. A ten ma dość długą i niełatwą do
prześledzenia historię. Jego poprzednikiem był bigosek, opisywany w XVII wieku przez Stanisława Czernieckiego, autora pierwszej polskiej książki kulinarnej Compendium Ferculorum albo Zbiór potraw, wydanej w Krakowie w 1682 roku.
W potrawie tej można było doszukać się wielu rodzajów mięs
i ryb (co dzisiaj raczej nie jest już praktykowane) drobno pokrojonych. Sam zaś bigos zagościł na polskich, a właściwie
staropolskich stołach przed wiekami, najprawdopodobniej za
sprawą Władysława Jagiełły, pierwszego Litwina na naszym
tronie. Istnieje również ślad niemiecki, dowodzący prastarych
skłonności do potraw z kapusty u naszych zachodnich sąsiadów – czego liczne dowody odnajdujemy do dzisiaj w książkach kucharskich oraz jadłospisach tamtejszych restauracji
oferujących tradycyjną i regionalną kuchnię. Do podobnych
specjałów kulinarnych przyznają się jeszcze Hiszpanie i Francuzi. Nie należy zapominać i o królowej Bonie, która ze słonecznej Italii nawiozła do Krakowa mnóstwo włoszczyzny.
Skądkolwiek by jednak nie przywędrował, w obecnej postaci
(a raczej postaciach) jest naszym daniem narodowym, sztandarowym, a od niedawna i eksportowym. Zamówić go można w polskich sklepach i restauracjach nie tylko w Londynie
czy Madrycie, ale nawet za oceanem. Może więc lepiej mówić
o jego rodowodzie ustami poety. Na przykład tworzącego
w pierwszej połowie XIX stulecia Stanisława Jachowicza:
Bigos i kiełbasy
Odnawiając w pamięci owe świetne czasy,
Gdy aniołowie Piasta chatę odwiedzili;
Powiadają nam dzieje: mięso rozmnożyli –
Tym mięsem były kiełbasy,
W bigosie i kiełbasach tak zasmakowali,
Że mu piękną koronę polską za to dali.
(z wiersza Pan Władysław wyjeżdża z bratem
scudzoziemczałym na wieś)
60
Rys. A’DiA MultiIdea
Narobić bigosu
Podstawowym i jedynym niezbywalnym składnikiem bigosu jest kapusta. Tę należy odpowiednio przygotować, czyli
poszatkować. Szatkowanie polega na pokrojeniu warzywa
w możliwie jak najcieńsze paski. Do tego celu służy najlepiej
szatkownica, czyli specjalny przyrząd przeznaczony właśnie
do siekania (szatkowania) jarzyn. Dalej następuje już cudowne połączenie różnych rodzajów mięs i wędlin z warzywami,
przyprawami, runem leśnym i czym tylko dusza polska zapragnie. Owa nieskończona liczba proporcji i różnorodności
składników, owa swoboda decyzji i wyborów powodują, że
bigos najbardziej ze wszystkich potraw odpowiada naszej narodowej fantazji, której krzątającym się w kuchni Polakom
jako żywo nie brakuje. To on daje każdej polskiej gospodyni
(a pewnie i niejednemu gospodarzowi) wspaniałe poczucie
wyjątkowości, i co ważniejsze chyba, wyłączności na najlepszą
i niepowtarzalną recepturę. Tę, Adam Mickiewicz w Panu
Tadeuszu przedstawia tak:
Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
KĄCIK JĘZYKOWY
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywa
Wyszukane cząstki najlepsze mięsiwa...
We wspomnianej książce Stanisława Czernieckiego, w której odnaleźć można: ...100 potraw mięsnych, tyleż rybnych oraz
mlecznych z rozlicznymi dodatkami, sekretami kucharskimi, potrawami leczniczymi... bigos zajmuje poczesne miejsce. Najstarsze znane przepisy są bowiem nie tylko recepturą, ale i wskazaniem adresata, godnego spożywania tej bardzo specjalnej
potrawy. Mickiewicz pisze o nim tak:
Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
Przez stulecia bigos był wyjątkowo praktycznym wynalazkiem kuchni polskiej. Łatwo dawał się zapakować do garnka
i zalepiony od góry grubą warstwą tłuszczu mógł nie tylko
długo leżakować, ale i podróżować po bezdrożach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a często też daleko poza nimi. To
długie leżakowanie dodaje bigosowi tej wyjątkowości smaku
i aromatu. W przeciwieństwie do większości potraw, jego zaletą jest nie świeżość, ale właśnie jej brak. Dlatego im więcej
razy się go odgrzewa, im dłużej leżakuje, tym lepiej dla naszego podniebienia. Nie innego zdania był i Adam Mickiewicz, przekonujący, że:
W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną.
Wiedzieć należy, że bigos to potrawa bardzo kaloryczna
i energetyczna. Dawniej bywał jadany o różnych porach. Spożywano go przed zupą, jako gorącą przystawkę – koniecznie
z kieliszkiem dobrej gorzałki czy domowej nalewki. Bywał
pomysłem na pożywne śniadanie w czasie dalekich podróży
i słotnych lub mroźnych dni. Obecnie jadamy go w Polsce
głównie zimą, właśnie ze względu na jego „pożywność” i walor energetyczny. Zazwyczaj „sezon na bigos” zaczyna się w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy to w polskich domach nietrudno o kawałki różnorakich pieczonych mięs i wędlin,
suszone grzyby czy śliwki.
Bigos nie ma oczywiście wiele wspólnego z rozsądnym
odżywianiem się. Jest ciężkostrawny i tłusty. Nie może być
inny, zważywszy na jego składniki; mięsa, grzyby, wędliny...
Jeśli więc spożywając go sięgniemy po kieliszek wódki, to nie
tylko będziemy w zgodzie z polską tradycją kulinarną, ale
w znaczący sposób pomożemy naszej wątrobie.
Jest i jedna oczywista wada w tej potrawie. Nie można
przygotować jej szybko. Proces uznać należy za dość długi
i pracochłonny. Nasi przodkowie, kiedy już mieli za sobą szatkowanie i kiszenie kapusty oraz przygotowanie innych składników, gotowali bigos na „wolnym ogniu” przez wiele godzin,
od czasu do czasu go mieszając. Te wiele godzin należy rozumieć w zasadzie jako cały dzień. Następnie garnek ze specjałem trafiał do zimnej spiżarni, albo nawet prosto na dwór, by
się schłodzić. Bo dopiero bigos odgrzewany – jak pamiętamy
– posiada oczekiwane walory smakowe i zapachowe. Te ostatnie nie wszystkich cudzoziemców przekonują do potrawy. No
cóż, za zapachami niektórych francuskich, czy szwajcarskich
serów też nie wszyscy przepadają.
Jak przyrządzić dobry bigos? Sposobów jest wiele. W myśl
powiedzenia, że „gdzie dwóch Polaków, tam trzy bigosy”.
Najważniejsze by pamiętać, że bigos to nie kapusta z mięsem.
Tu mięsa, którego powinny być co najmniej trzy rodzaje, jest
więcej niż samej kapusty. Dodajmy, że najlepiej kapusty kiszonej. Tę najpierw dusimy w rosole, a później dodajemy mięsa i wędliny. Najbardziej pożądana jest dziczyzna. Smak często
wzbogacamy suszonymi grzybami, wędzonymi śliwkami,
winnymi jabłkami, odrobiną miodu...
W książce Wojciecha Wielądka Kucharz doskonały, wydanej w 1786 roku, natrafiamy na wiele zaczerpniętych od Czernieckiego, ale znacznie zmodyfikowanych przepisów na bigos.
Dzięki takim kulinarnym poradom możemy dowiedzieć się,
że w bigosie litewskim kapustę zastępują kwaskowate jabłka,
w hultajskim dominuje smak słoniny, w węgierskim natrafiamy na ostrą paprykę i śmietanę, zaś w myśliwskim smakujemy
duże ilości dziczyzny i kiełbas doprawianych jałowcem. Niemałą atrakcją musiał być na stołach naszych przodków bigos
z wiwatem. Była to potrawa podgrzewana wolno w garnku
z pokrywką szczelnie przylepioną do niego ciastem. Głośne
wystrzelenie pokrywki pod wpływem narastającego ciśnienia
było sygnałem, że bigos jest gotowy do spożycia. Tu po raz
ostatni sięgnijmy po opis Mickiewicza:
I praży się aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie
I powietrze dokoła zionie aromatem.
Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,
Zbrojni łyżkami, biegną i bodą naczynie,
Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie...
Słowo „bigos” nie zrobiło we frazeologii języka polskiego
dużej kariery, porównywalnej do popularności samej potrawy.
61
KĄCIK JĘZYKOWY
między narodami, ani tym bardziej wizerunku Polaka w świecie, czy wreszcie chęci do spróbowania bigosu. Najlepiej zaprosi nas do jego degustacji wspomniany na początku Stanisław Czerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego,
Aleksandra Michała Lubomirskiego. Zwracajmy, zgodnie z jego zaleceniem, uwagę na podającego nam bigos kucharza. Ten
ma być ochędożony, z czupryną albo głową wyczesaną, z ogoloną
głową, rękami umytemi, paznoktami oberzninemi, opasany fartuchem białym; trzeźwy, nie swarliwy, pokorny, chyży, smak dobrze rozumiejący, condimenta albo potrzeby do potraw dobrze
znający, a nade wszystko wszystkim usługujący. Potem pozostaje nam już tylko życzyć sobie SMACZNEGO!
Autor jest doktorem, adiunktem w Centrum „Polonicum”.
Słowniczek – Vocabulary:
Mawiamy jedynie, że komuś zrobił się bigos w głowie, kiedy
chcemy wskazać na zamęt, chaos i natłok nieuporządkowanych myśli. Istnieje też określenie narobić bigosu, czyli kłopotu, zamieszania, nadmiaru spraw do załatwienia. Niezły bigos
to spory problem, trudna do rozwiązania kwestia. Dawniej
w języku polskim funkcjonował czasownik bigosować, którym
określano dość makabryczne działanie zbrojne, polegające na
„szatkowaniu” szablami wrogów. Jego ślad odnajdujemy we
fragmencie Potopu Henryka Sienkiewicza;
Na widok okrutnika szał ogarnął mózgi niesfornej
a podpitej szlachty i w mgnieniu oka burza wybuchła
straszliwa. Czterdzieści tysięcy szabel zabłysło w słońcu,
czterdzieści tysięcy gardzieli zaczęło ryczeć: „Śmierć Wittenbergowi!” – „Dawajcie go sam” – „Bigosować! bigosować!”...
Ten literacki opis niechęci naszych przodków do pewnego
szwedzkiego generała nie powinien psuć świetnych stosunków
62
specjał – delicacy
włoszczyzna – collectively: cabbage, celery, carrot, parsnip
etc. added to soup
sztandarowy – representative
rodowód – pedigree
niezbywalny – indispensable
szatkować – to shred
receptura – recipe
poczesne miejsce – an important place
leżakować – to mature
bezdroża – trackless reaches
gorzałka – vodka
słotny – rainy
wątroba – liver
pracochłonny – labour intensive
spiżarnia – larder
słonina – pork fat
jałowiec – juniper
wiwat – toasts, shouts, or shots fired while celebrating
KĄCIK JĘZYKOWY
Barbara Janowska
Kochanie, zrób mi drinka,
czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim
Il. 1. Mężczyzna wręcza kobiecie tulipana
ników osobowych i żywotnych stał się równy dopełniaczowi
z końcówką -a. Odtąd widzi się stół, ale brata, kocha się dom,
ale męża, ojciec kocha syna. Ostatni przykład pokazuje, że wypowiedź jest już absolutnie jednoznaczna. Ślady dawnych
konstrukcji biernika równego mianownikowi obserwujemy
do dziś w wyrażeniach: wyjść za mąż, na koń, na miły Bóg! Są
to frazy o wysokiej frekwencji, a te w myśl prawa językowego
najpóźniej ulegają przemianom. Biernik rzeczowników nieżywotnych pozostał do dziś równy mianownikowi, o czym meldują lakonicznie liczne gramatyki opisowe języka polskiego.
Nasz język nie jest jednak konsekwentny. Obserwujemy
wiele odstępstw w stosowaniu powyższej reguły. Tylko w kilku kompendiach językowych notuje się pojedyncze grupy
semantyczne rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego,
które w bierniku przyjmują końcówki dopełniacza. Jest ich
coraz więcej, stąd można dziś mówić o prawdziwej jego
ekspansji.
Formy nieregularne pojawiają się więc w nazwach walut:
mam dolara, rubla, funta. Podobnie jest w markach samochodów: kupuję wprawdzie samochód, ale kupuję forda, fiata, opla.
Gramy też w tenisa, w brydża, w pokera. Tańczymy poloneza,
mazura, oberka i rock-and-rolla. Palimy papierosa, np. sporta.
W lesie znajdujemy: borowika, maślaka, ale też muchomora.
Jemy ananasa, banana, kroimy arbuza i melona. To były grzyby i owoce, a jak jest z warzywami? Kroję selera i pora, solę
ogórka, zjadłam pomidora. Większość z nas lubi słodycze,
chętnie więc zjemy pierniczka, wafelka, herbatnika, ssiemy
dropsa, kupujemy często ptysia, sokoła, pączka (znane w Polsce
ciastka). Kupuję loda.
Do listy rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego
niestosujących się do reguły biernik=mianownik, należą też
nazwy kwiatów. Podarował dziewczynie tulipana, goździka,
narcyza. W zbożu dostrzegłam pięknego maka i chabra. Mówi
się też powszechnie: Zjadłem krokieta, racucha, Zamówiłem
sznycla, Kupiłem hamburgera, hot doga.
Przenoszeniu form dopełniacza na biernik może sprzyjać
znaczenie partytywne dopełniacza, np. zjeść chleba (kawałeczek), ale zjeść chleb (cały). Stąd użycie partytywne zjeść kotleta nie podlega krytyce.
Nie wszystkie użycia dopełniacza w funkcji biernika rzeczowników męskich są jednak aprobowane, niektóre z nich
Rys. A’DiA MultiIdea
Rys. A’DiA MultiIdea
Jeśli będzie miły, poda mi jeszcze pilota, pocieszy, gdy
mam doła albo wyjątkowego pecha. Powyższe formy wyrazów:
pilot, dół, pech pokazują zjawisko ewolucji biernika w liczbie
pojedynczej rodzaju męskiego, które już dziesięć lat temu
w Rozważaniach nad mową objaśniał prof. Jan Miodek.
Pierwotnie bowiem biernik wszystkich rzeczowników rodzaju męskiego równy był mianownikowi. Mówiło się więc:
widzę stół, i brat, kocham mąż, i dom także Jan bije Paweł.
Ponieważ cechą typologiczną polskiej składni jest dowolność
szyku, powstawały wypowiedzi dwuznaczne, np. ojciec kocha
syn (kto? kocha kogo?). Dlatego też w rozwoju polszczyzny
doszło do eliminacji takich dwuznaczności – biernik rzeczow-
Il. 2. Kroić arbuza
63
Rys. A’DiA MultiIdea
KĄCIK JĘZYKOWY
Il. 3. Kupić pegueota czy volkswagena?
– zastanawia się klient
traktowane są jako rażąco niepoprawne. Są to najczęściej konstrukcje formułowane przez dzieci, np. Mamo, zawiąż mi buta, Zobacz tego zęba, Zapnij mi guzika, Kup mi balona, Wytrzyj
nosa, z licznych odmian języka polskiego, ta jest przykładem
odmiany potocznej, stosowanej w sytuacjach prywatnych, domowych. Prof. Andrzej Markowski zaleca, by poza nią, więc
w odmianie oficjalnej, starannej stanowczo używać form mianownikowych.
Przy tak silnej ekspansji form dopełniacza zamiast mianownika w funkcji biernika rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego możemy domyślać się, że język przeżywa swoistą ewolucję i być może już wkrótce wszystkie rzeczowniki
męskie będą miały w bierniku zakończenia dopełniaczowe.
To oczywiście znacznie ułatwiłoby cudzoziemcom naukę naszej deklinacji.
Marta Nicgorska
Mam pytanko,
czyli o infantylizacji polszczyzny
Wiele zjawisk językowych współczesnej polszczyzny zasługuje na komentarz, w szczególności jednak tendencja do
nadużywania zdrobnień. Wyrażenia zdrobniałe (deminutiva)
zdominowały język naszej codziennej komunikacji, co więcej,
wkradły się do języka oficjalnego. Posługują się nimi zarówno
osoby młode, jak również starsze. Wyczulona, a właściwie
przeczulona, na deminutiva poszukuję odpowiedzi na pytanie, dlaczego modzie językowej – bo w takich kategoriach
postrzegam to zjawisko – ulegają niemal wszyscy. A o ile infantylizm językowy można wybaczyć dzieciom, o tyle trudno
tolerować go u dorosłych Polaków.
Konstrukcji deminutywnych jest dużo nie tylko w polszczyźnie, ale także w innych językach słowiańskich. Nie dla
wszystkich cudzoziemców uczących się języka polskiego jest
jednak zaletą to, że język polski ma odpowiednie mechanizmy
słowotwórcze do nazwania za pomocą kilku przyrostków jednego tylko kota kotkiem, koteczkiem, kociakiem, kociątkiem,
kotusiem, kociaczkiem. My, Polacy, lubimy zdrobnienia
i wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy stosowali je tylko
w uzasadnionych sytuacjach, na przykład, aby czule zwrócić
się do kogoś bliskiego. Mamom jest przyjemnie, gdy mówimy
do nich mamusiu, a zakochanym serce rośnie, kiedy ktoś im
szepce do ucha: misiu, kwiatuszku, serduszko czy słoneczko.
64
Powody do używania słów zdrobniałych są oczywiste w relacjach z przyjaciółmi czy rozmowach z małymi dziećmi. Często mówię do swojego syna w sposób pieszczotliwy i zamiast
wołać go: Jakubie chodź na obiad, zwracam się do niego:
Chodź Kubusiu na obiadek. Takie sformułowania kierowane
do dzieci brzmią naturalnie, choć i tu nie można przesadzać.
Usłyszawszy kiedyś wypowiedź pewnej starszej pani: Chodź
z babunią do kościółka do boziulki, nie zdołałam powstrzymać
się od śmiechu. I nie chodzi o to, aby zdrobnień nie używać,
ale by ich nie nadużywać.
W swobodnej, nieoficjalnej odmianie języka zdrobnienia
nie rażą. Mogą natomiast razić, zwłaszcza cudzoziemców, zachowania werbalne Polaków, którzy odbywając służbowe spotkanie w restauracji zamawiają kawkę a nawet kawusię ze śmietanką, herbatkę z cytrynką, soczek pomarańczowy czy ciasteczko
z makiem. Obcokrajowców zastanawia wówczas, co wyrażają
zdrobnienia w tych sytuacjach i co ich nadawcy chcieli rzeczywiście powiedzieć.
Polaków cechuje wyjątkowa skłonność do tworzenia
zdrobnień. Oto kilka przykładów z życia wziętych: dzwonię
do sekretariatu dyrekcji jednej z ważnych instytucji w stolicy
i na prośbę o połączenie z dyrektorem, słyszę odpowiedź: Momencik, zaraz przekażę słuchaweczkę, bo pan dyrektor właśnie
Rys. 1. Omlecik proszę – zwraca się
biznesmen do kelnera
kończy spotkanko. W poczekalni przychodni rejonowej słyszę,
jak pacjent pyta pielęgniarkę: Mam pytanko, kiedy będą wyniczki moich badań? Podczas konferencji organizator zwraca
się do gości z komunikatem: Zapraszamy na przerwę. Widzimy się za kwadransik. Na granicy celnik mówi: Paszporciki
do kontroli proszę. Wyrażeń zdrobniałych, w sytuacjach oficjalnych, w miejscach publicznych nie powinno się używać z taką
łatwością.
Zdrobnienia są często oznaką przychylnego nastawienia
do rozmówcy. Jeśli jednak pracownik poczty, wydając przesyłkę poleconą prosi o dowodzik osobisty, znaczy, że traktuje
interesanta jak wyrośnięte dziecko, bo powodów do okazywania mu czułości czy sympatii nie ma. W kontaktach służbowych, w oficjalnej odmianie języka nie wypada się pieścić.
Nie znajduję więc wytłumaczenia, dlaczego ktoś obcy zwraca
się do mnie: pani Martusiu lub pani Marteczko. Po pierwsze,
łamie wszelkie zasady etykiety językowej, po drugie, wcale nie
zdobywa moich względów, tylko wzbudza nieufność. Mówienie zdrobnieniami może być bowiem odebrane jako próba
spoufalenia się, protekcjonalnego traktowania rozmówcy. Tak
mówią ci, którzy chcą wywrzeć wpływ tylko po to, aby osiągnąć zamierzony cel. Tak więc zdrobnienia są jednym ze środków językowej manipulacji. Trzeba pamiętać jeszcze o jednym
– bywa, że zdrobnień używa się w sensie ironicznym: Patrzcie
przyszedł doktorek. Doktorek w tym przypadku to człowiek
o zachwianym autorytecie, ktoś z kogo można się pośmiać,
a nawet pseudodoktor.
O tempora! O mores! Konstrukcje zdrobniałe wkradły się
do języka wszystkich już niemal zawodów. U fryzjera obcinamy grzyweczkę, możemy też zrobić przedziałeczek, wymodelować fryzurkę. U taksówkarza zamawiamy kursik, na poczcie
płacimy rachuneczek. Policjant prosi o dowodzik rejestracyjny,
lekarz ortodonta zakłada aparacik na zęby. W sklepie sprzedawca podaje nam chlebek, bułeczki, mleczko i pomidorki, a za
zakupiony towar otrzymujemy paragonik. W restauracji zamawiamy zupkę jarzynową, omleciki, jajeczniczkę na masełku
czy śledzika do wódeczki. Kelnerzy przejmują język swoich
zdziecinniałych klientów i na prośbę przynoszą fakturki. Politycy mówią o pieniążkach w budżecie państwa, a dziennikarze rozpisują się o przekręcikach.
Skąd się bierze plaga mówienia z manierą przedszkolaka?
Przeogromna liczba spieszczeń nie jest bynajmniej zasługą
kampanii reklamowej Heyah. Akcja promocyjna telefonii komórkowej nie przyniosła bowiem takiej szkody, jaką przynoszą na co dzień wypowiedzi polityków czy dziennikarzy. Pod
wpływem mass mediów zdrobnienia plenią się jak chwasty.
Prym wiedzie w tej dziedzinie język Internetu, gdzie co krok
napotykamy stronkę, ogłoszonko, skrypcik, zdanko i pytanko.
O modzie na zdrobnienia, która trwa już kilkanaście lat,
wypowiadali się już niejednokrotnie językoznawcy. Profesor
Witold Mańczak (który nota bene sam kiedyś usłyszał na
poczcie, że paczusię musi odebrać przy innym okieneczku) zwrócił uwagę na to, że „co innego nazwać małą wieś wioską, a co
innego nazywać wioską każdą wieś. Co innego kiedyś żartem
powiedzieć bilecik, a co innego, gdy konduktor przechodząc
cały pociąg w każdym przedziale żąda bilecików do kontroli”.
Rys. A’DiA MultiIdea
Rys. A’DiA MultiIdea
KĄCIK JĘZYKOWY
Rys. 2. Proszę kilo pomidorków, kilo jabłuszek i pół kilo
marchewki – mówi sprzedawca do klienta, podając towar
Spotyka się różne opinie na temat zdrobnień. Niektórzy
widzą w nich sposób na odświeżanie języka, inni używają ich
jako tarczy obronnej na brutalizację życia i wulgaryzację naszego języka.
Ze zdrobnieniami jest jak ze wszystkim w życiu – nie
można przesadzać. Używać z umiarem, stosownie do sytuacji,
bo bezzasadne ich stosowanie jest rażącym błędem językowym. Nawet przemawiając do dziecka lepiej powiedzieć kościół, autobus, buty zamiast kościółek, autobusik i buciczki, bo
ono doskonale zrozumie naszą wypowiedź, a w przyszłości nie
narazi się na śmieszność. Bo w myśl przysłowia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”…
65
Z ŻYCIA POLONICUM
Barbara Janowska
Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską
Jaka piękna jest w lipcu Warszawa…
1–21 lipca 2007 r.
zajmował się on interpretacją poezji współczesnej. Swoistą
transpozycją Wesela Wyspiańskiego (zaprezentowanego w wersji filmowej) było przedstawienie Teatru Telewizji Pielgrzymi
w reż. Macieja Dejczera. Słowo wstępne do obu projekcji
wygłosiła Joanna Sztorc, absolwentka warszawskiego Wydziału
Polonistyki, zajmująca się teatrem, w tym Teatrem Telewizji.
Nasi słuchacze obejrzeli także filmy z cyklu Święta polskie
(Barbórka, Królowa chmur, Biała sukienka), z nowości zobaczyli nagrodzony Plac Zbawiciela. Natomiast starsze produkcje filmowe Kanał i Korczak służyły ilustracji tematu wojennego podjętego w związku z wizytą w Muzeum Powstania
Warszawskiego.
Atrakcją tegorocznych Warszawskich Spotkań była wizyta
Kiry Gałczyńskiej, córki poety Konstantego Ildefonsa GałFot. Joanna Sztorc
Fot. Katarzyna Kołak
Centrum „Polonicum” już po raz trzeci zorganizowało
Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską
dla 31 uczestników z 12 krajów Europy Wschodniej i Południowej. W większości naszymi słuchaczami byli studenci
polonistyki, slawistyki i kulturoznawstwa, po raz pierwszy
przyjechali również prawnicy, informatycy oraz ekonomiści.
Lektoraty odbywały się na trzech poziomach zaawansowania
językowego.
Inauguracja kursu w Sali Balowej Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich
UW. Od lewej: dziekan Wydziału Polonistyki – prof. Stanisław Dubisz, prorektor UW – prof. Stanisław Głąb, dyrektor „Polonicum” –
prof. Ryszard Kulesza, kierownik kursu – dr Barbara Janowska
Warszawskie Spotkania otworzył prorektor UW prof. Stanisław Głąb, gości powitali dziekan Wydziału Polonistyki
prof. Stanisław Dubisz oraz dyrektor Centrum „Polonicum”
prof. Ryszard Kulesza.
Tematem przewodnim tegorocznych Warszawskich Spotkań była „Tradycja i nowoczesność”. W kręgu tej tematyki
odbyły się wykłady: prof. Stanisława Dubisza Stare i nowe we
współczesnym języku polskim, (wykład inauguracyjny), prof.
Jerzego Miziołka Historia i tradycje Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr. Sławomira Józefowicza Czy Polacy mogą być nowocześni – o tradycji i nowoczesności w życiu współczesnego Polaka.
Temat tradycji i nowoczesności pojawił się także na warsztatach literackich dr. Tomasza Wroczyńskiego, na których
66
Wieczór integracyjny w „Polonicum”, prezentacja repertuaru
narodowego w wykonaniu studentek z Rosji
czyńskiego, która opowiadała o historii powstania książki
pt. Srebrna Natalia, poświęconej życiu jej matki – żony poety
Natalii Gałczyńskiej. Opowiadanie to, prowadzone żywą,
piękną polszczyzną, sięgało aż dalekiej Gruzji, skąd pochodzą
dziadowie i pradziadowie Kiry Gałczyńskiej. Wszyscy słuchacze otrzymali imienne dedykacje wpisane przez autorkę do
książek podarowanych przez „Polonicum”.
Fot. Monika Wierzchoń
Fot. Marta Nicgorska
Z ŻYCIA POLONICUM
Spotkanie z Kirą Gałczyńską
Pamiątkowe zdjęcie uczestników kursu na rynku w Kazimierzu
Dolnym nad Wisłą
Inną, również dużą atrakcją była wycieczka do Kazimierza
Dolnego nad Wisłą. To piękne miasteczko nasi studenci poznali już nieco wcześniej dzięki projekcji filmu Dwa księżyce.
Wycieczka udała się dzięki doskonałej przewodniczce, pani
Teresie Czerniewskiej oraz pięknej pogodzie (co było prawie
cudem przy tak wielkiej zmienności tegorocznej lipcowej aury), a także humorom studentów zadowolonych ze smacznej
polskiej kuchni. Tradycyjnie słuchacze poznali miejsca kulturalne stolicy: Wilanów, Łazienki, Zamek Królewski oraz praską stronę miasta.
W końcowej części kursu dziesięcioro studentów uczestniczyło w warsztatach poetyckich prowadzonych przez dr Barbarę Janowską. Kurs zakończył się interesującym spektaklem
pt. „O mej poezji”.
Mirosław Jelonkiewicz
52. Wakacyjny Kurs
Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców
52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej
dla Cudzoziemców odbył się w dniach od 27 lipca do 25 sierpnia 2007 r. Wzięło nim udział 225 słuchaczy z 40 krajów
świata. W większości byli to stypendyści Ministerstwa
Nauki i Szkolnictwa Wyższego, goście ze Studium Europy
Wschodniej (SEW) oraz Ośrodka Badań nad Tradycją
Antyczną w Polsce i Europie Środkowowschodniej (OBTA),
także obcokrajowcy studiujący na UW w ramach wymiany
międzyuczelnianej oraz, jak co roku, osoby prywatne. Stypendyści SEW i OBTA tworzyli razem 50-osobową grupę. Oprócz
studentów z Ukrainy i Białorusi pojawili się w niej reprezentanci Tadżykistanu i Gruzji. Tak duża reprezentacja z krajów
dawnego ZSRR to novum w tradycji kursów „Polonicum”.
Lektoraty odbywały się w 24 grupach, co stworzyło dobre
warunki do pracy i gwarantowało efektywność nauczania.
Kurs rozpoczął się uroczystą inauguracją w auli głównej
Starej Biblioteki. Otworzył go prodziekan Wydziału Polonistyki – dr Tomasz Wroczyński. Po wysłuchaniu przemówień
okolicznościowych studenci napisali test, który pozwolił podzielić słuchaczy na grupy według stopnia zaawansowania
znajomości języka polskiego. Od poniedziałku 30 lipca rozpoczęły się regularne zajęcia kursowe. Obejmowały one przede wszystkim 4 godziny praktycznej nauki języka polskiego
w sprawdzonym już systemie tandemowym. Dodatkowo dwa
razy w tygodniu studenci mieli możliwość udzialu w zajęciach
uzupełniających, prowadzonych przez absolwentki zawodowej specjalizacji glottodydaktycznej.
Po południu studenci mogli wybrać sobie zajęcia kulturoznawcze: programy audiowizualne w języku angielskim będące wprowadzeniem do dziejów polskiej kultury i cywiliza-
67
Inauguracja kursu i test diagnostyczny
Fot. Maciek Nicgorski
cji, warsztaty tekstowe oparte na krótkich tekstach dotyczących
historii i kultury polskiej, warsztaty audiowizualne przybliżające słuchaczom najciekawsze zjawiska kultury popularnej,
warsztaty językowe doskonalące sprawność czytania ze zrozumieniem, mówienia i pisania, warsztaty literackie polegające
na wspólnej interpretacji wybranych współczesnych utworów
literackich. Ofertę dydaktyczną wzbogaciły cztery akademickie wykłady dotyczące problemów politycznych, kultury języka polskiego i historii literatury polskiej. Tematyka wielu
warsztatów i wykładów nawiązywała do przypadających
w r. 2007 rocznic śmierci Stanisława Wyspiańskiego i Karola
Szymanowskiego. W czasie kursu studenci obejrzeli w auli
głównej starego BUW-u 8 filmów fabularnych – Kanał, Wesele, Wszystko co najważniejsze, Dzień Świra, Edi, Dwa księżyce, Plac Zbawiciela oraz Cześć, Tereska.
Na soboty i niedziele zaplanowano spacery po Warszawie:
po kampusie uniwersyteckim i jego okolicach, po parku
w Wilanowie, Starym Mieście oraz szlakiem żydowskim. Ciekawym punktem programu była wizyta na wojskowym cmentarzu powązkowskim, 1 sierpnia o godz. 17.00 studenci wzięli udział w uroczystościach rocznicowych pod pomnikiem
Gloria victis. Dzień wcześniej zwiedzili Muzeum Powstania
Występ grupy studentów japońskich
w czasie ogniska integracyjnego w Jachrance
68
Warszawskiego. Na kursie nie zabrakło dobrej zabawy. W czasie ogniska integracyjnego w Jachrance nad Zalewem
Zegrzyńskim studenci prezentowali repertuar narodowy.
Uczestnikom przypadła też do gustu wycieczka krajoznawczo-turystyczna do Kazimierza Dolnego nad Wisłą.
W ostatnim tygodniu kursu duża część kursantów uczestniczyła w lekcjach tańca prowadzonych przez choreografa
z uniwersyteckiego zespołu „Warszawianka” – Piotra Skawskiego. Studenci nauczyli się tańczyć poloneza, którego zaprezentowali na zakończenie pobytu na Uniwersytecie Warszawskim.
W czasie trwania kursu odbył się w Cieszynie Międzynarodowy Sprawdzian Ortograficzny, w którym wzięło udział
czterech reprezentantów „Polonicum”. Jedna ze studentek –
Jana Gibalova ze Słowacji – zajęła zaszczytne trzecie miejsce.
Fot. Łukasz Rongers
Fot. Maciek Nicgorski
Z ŻYCIA POLONICUM
Polonez w wykonaniu uczestników
na zakończenie kursu
Książkę i dyplom wręczono na koniec kursu weteranowi polonicowskich kursów – Haraldowi Westby z Norwegii, który
po raz 25. przyjechał na nasz kurs.
Wakacyjnym Kursem Języka Polskiego i Kultury Polskiej,
jak co roku, interesowały się media. Krótkie notatki i artykuły ukazywały się w prasie warszawskiej („Metro”, „Gazeta Stołeczna”). Kierownik kursu udzielił także kilku wywiadów rozgłośniom radiowym takim jak TOK FM czy Radiostacja. Po
kursie na stronie internetowej Wiadomości 24 ukazał się materiał prasowy wzbogacony o film nagrany w czasie pokazowego poloneza w dniu zakończenia kursu.
Z przeprowadzonych pod koniec kursu ankiet ewaluacyjnych wynika, że studenci ocenili swoich lektorów w znakomitej większości na ocenę bardzo dobrą, że kurs spełnił
ich oczekiwania i zabierają do domów bardzo miłe wspomnienia.

Podobne dokumenty